kwiecień 2016r.
Transkrypt
kwiecień 2016r.
IV LICEUM OGÓLNOKSZT AŁCĄCE W TARNOWIE onka… w z d o d e Byl Nr II 29 kwietnia 2015 roku Matura to… Bielizna. Koniecznie czerwona, jako amulet chroniący przed złymi siłami, a jednocześnie symbol krwi przelanej w zwycięskiej walce na maturalnym polu chwały. Garnitur. Obowiązkowo ten sam, w którym było się na własnej studniówce i w którym skumulowała się pozytywna energia. Golenie, strzyżenie. Zgodnie z maturalnym zakazem ścinania owłosienia, także w dniu egzaminu nie należy strzyc się ani golić. Jeśli ktoś w ostatniej chwili ugina się pod presją bliskich lub waha się, by w dniu egzaminu nie wyglądać jak troglodyta, zarost na twarzy (to też włosy!) powinien usunąć przed północą dnia poprzedzającego egzamin, a wyhodowaną przez maturalny rok czy też ostatnie sto dni szopę na głowie schludnie sczesać i zawiązać lub upiąć z tyłu głowy. Kolana dyrektorki. Maturalny sukces gwarantuje podobno pogłaskanie (jedno, lub trzykrotne) kolan dyrektorki. Rzecz pożyczona. W pierwotnych czasach uważano, że siłę, mądrość i rozwagę można przejąć od innej osoby wraz z przedmiotami do niej należącymi, a nawet wraz z jej ciałem. Czasy kanibalizmu minęły, przesąd pozostał. Na egzamin maturalny należy zabrać coś pożyczonego, najlepiej od osoby światłej i mądrej. Nieważne, jaki będzie to przedmiot, byle był naładowany zapasem pozytywnej energii. Towarzystwo w drodze. O ile maturzystę na egzamin odprowadzają przyjaciele i znajomi, powinni iść boso, by zapewnić abiturientowi szczęście. Po pomyślnie zdanym egzaminie przyjaciele wycierają nogi w galowy strój abiturienta. W numerze: Matura to… 1 Gość numeru 2-3 Kto w szranki staje… 4 O kotach słów kilka 5 Tak na koniec… 5 Radosna twórczość własna 6 Pan Psor Poleca: Film:"Podziemny krąg" reż. Dawid Fincher, Muzyka:rock progresywny, Książka: "Świat według Garpa" John Irving, Miejsce: polskie góry, lasy i jeziora, Potrawa:kotlet schabowy z zasmażaną kapustą i młodymi ziemniakami :) Aktywność:spływy kajakowe, piłka nożna, bieganie, wędrówki górskie, narty. Krzysztof Mucha 2 BYLE DO DZWONKA… Kobiecym okiem – rozmowa z Panią Anettą Święch – zastępcą dyrektora IV Licem Ogólnokształcącego, Gimnazjum Nr 10, Szkoły Podstawowej nr 17 w Tarnowie - Witam szanowną Panią wicedyrektor. - Witam szanowną redakcję gazetki szkolnej. - Przygotowując się do rozmowy zaciekawiło mnie co właściwie skłoniło Panią do wyboru tej ścieżki? Czuje Pani spełnienie w swoim zawodzie? - Spełnienie w zawodzie? Tak! Gorzej będzie natomiast z określeniem tego, skłoniło mnie do jego wyboru. Sądzę, że to kwestia mojego charakteru – otwartości, łatwości w nawiązywaniu kontaktów, poczucia humoru, ciekawości drugiego człowieka i oczywiście zainteresowań. Zapewne te cechy miały wpływ na decyzję o wyborze kierunku studiów. Co prawda dokumenty złożyłam na wydział polonistyki i dopiero w przeddzień egzaminów wstępnych (wtedy się je zdawało), przeniosłam je na wydział pedagogiki opiekuńczo-wychowawczej. I tam już zostały. Nie żałuję tej decyzji, choć język polski był zawsze jednym z moich ulubionych przedmiotów. Czuję się spełniona, bo po pierwsze jest to praca z ludźmi, w tym z Wami – uczniami, a to przedłuża młodość (śmiech), a po drugie naprawdę kocham to, co robię. Gdybym nie była nauczycielem, byłabym lekarzem. - Dobrze, a stanowisko wicedyrektora? Czy przypadkiem nie stało się dla Pani ciężarem, tak w życiu osobistym jak i zawodowym? - Ciężarem? Nie, nigdy. Stało się natomiast wzięciem na siebie sporej odpowiedzialności. Była to – rzecz jasna – świadoma decyzja, poparta przekonaniem, że praca na tym stanowisku nie polega na przyjęciu wygodnej pozycji w fotelu dy- rektorskim. - Rozumiem, a jaki jest właściwie Pani staż na stanowisku wicedyrektora? - Dokładnie w lutym minęło 9 lat. pomyłki – zapisała moje imię z podwójnym „t”. Nikt nigdy nie zwrócił na to uwagi. Stało się to dopiero wówczas, gdy wychodziłam za mąż. Wtedy również okazało się, że wszystkie moje dokumenty, w tym świadectwa, dyplom ukończenia studiów i wiele innych, opatrzone są imieniem Aneta – z jednym „t”. W pewnym sensie można by je nawet zakwestionować, bo przecież zgodnie z literą prawa nie należy do mnie (śmiech). Od tej pory funkcjonuję już jako Anetta. Podwójne „t” przysparza nieco kłopotów, choć wielu uważa, że na tym polega jego oryginalność. Imię to wybrała mi mama, gdy jeszcze była ze mną w ciąży. Spotkała kobietę z dziewczynką o tym imieniu. Bardzo się jej spodobało i już wtedy zdecydowała, że ja też będę „Anetką”. - Ma Pani jakieś motto życiowe? - A przy tablicy, jako nauczycielka? - Nie wiem, czy powinnam to ujawniać (śmiech), to już 21 rok pracy. - Zaciekawiła mnie pisownia Pani imienia. Jest polskie? Właściwie jaka jest jego geneza? - Jeśli chodzi o pochodzenie mojego imienia, to tak naprawdę nie sprawdzałam tego do tej pory. Natomiast wiem w jaki sposób doszło do tego, że znajduje się w nim dwie litery „t”. Otóż, gdy się urodziłam, tato zgłaszał ten fakt w Urzędzie Stanu Cywilnego. Pani urzędniczka – zapewne w wyniku - Tak, jest długie, ale bardzo piękne: „Rozsiewaj miłość, dokądkolwiek się udasz, najpierw we własnym domu. Ofiaruj miłość swym dzieciom, swej żonie lub mężowi, sąsiadom. Niech każdy, kto do ciebie przyjdzie, wychodzi z twego domu lepszy i szczęśliwszy. Bądź żywym obrazem dobroci Boga, niech dobro mieszka w twej twarzy, w twych oczach, w twym uśmiechu, niech zawsze gości w twym ciepłym powitaniu”. Jego autorką jest Matka Teresa z Kalkuty. Jest nie tylko piękne, ale przede wszystkim bardzo mądre. Staram się żyć wg jego wskazań, choć popełniam też błędy i nie zawsze udaje mi się postępować zgodnie z jego przesłaniem. NR II - Skoro mowa o autorytetach, dobrze znana jest nam postać Jana Pawła II, patron szkoły i jak sądzę autorytet dla wielu jej uczniów. A Pani? Ma Pani jakieś życiowe autorytety? - Niewątpliwie jest nim wspomniany Jan Paweł II, ale cenię i patrzę z podziwem także na wielu żyjących obecnie. Należą do nich ludzie, z którymi łączą mnie zarówno relacje zawodowe jak i osobiste. Urzekają mnie przede wszystkim Ci, którzy są mądrzy i jednocześnie pokorni. Cieszę się, że tacy znajdują się w moim otoczeniu. Nie chciałabym przytaczać konkretnych nazwisk, ale jest wielu takich ludzi. - Lubi Pani zmiany? Jeśli tak, to czy planuje Pani jakieś w naszej szkole? - Hmm… (śmiech). To pytanie jest dla mnie dość trudne, bo z jednej strony mogę powiedzieć, że z łatwością poddaje się zmianom i nadążam za nimi, ale raczej wówczas gdy dotyczą spraw zawodowych. W sferze prywatnej zmiany nie są czymś co przyjmuję zawsze z radością. Bardzo przywiązuje się do miejsc, ludzi, sytuacji i dlatego niechętnie coś zmieniam. Jeśli natomiast chodzi o zmiany w szkole, to dokonałabym kilku, nawet rewolucyjnych. Trzeba pamiętać jednak, że wprowadzanie zmian nierzadko budzi opór ludzi. Dzieje się tak dlatego, że nie lubimy wychodzić poza tzw. sferę komfortu, którą posiadamy. Wprowadzanie zmian znajduje się ponadto w gestii dyrektora szkoły. To oczywiście nie oznacza, że ja nie mogę ich wprowadzać, czy też realizować pomysłów, które rodzą się mojej głowie. Mogę. Zawsze jednak konsultuję je z innymi, w tym przede wszystkim z panem dyrektorem. Są takie, które już zostały wprowadzone, choć nikt nie wie, że to ja za nimi stoję J Są i takie, które dopiero dojrzewają i potrzeba jeszcze trochę czasu, by ujrzały światło dzienne. - Jako osoba kojarzona z promocją naszej szkoły, na pewno ma Pani jakieś pomysły na jej urozmaicenie? - Konkurencja nie śpi, dlatego 3 nie chcę mówić o tym na forum. Chętnie słucham propozycji uczniów, są one naprawdę cenne, młodzi ludzie mają inne spojrzenie na zmiany, które mogłyby uatrakcyjnić wizerunek szkoły. Przyglądam się innym szkołom, wyciągam wnioski. Wiem jedno – tak naprawdę gwarancją dobrego wizerunku szkoły są jej nauczyciele, rzetelnie pracujący, tacy, dzięki którym bez większej reklamy uczniowie i tak wybierają daną szkołę. - Jeśli mowa o uczniach, to jak ocenia Pani poziom kultury osobistej młodzieży? - W zasadzie wysoko. Ubolewam jednak nad tym, że wielu uczniów zapomniało o tym, że używa się zwrotu „dzień dobry”. Nie podoba mi się także forma, którą niektórzy uczniowie posługują się, zwracając się do nauczycieli, czy też mówiąc o nich. Mam na myśli nierzadko słyszane „pani Zosiu, panie Darku”, „czy jest pan Sławek?, itp. Wiele do życzenia pozostawia także sposób zwracania się do nas, do dyrekcji szkoły… Generalnie jednak mamy cudowną młodzież. Naprawdę! - Zrozumiałe. A jakie to uczucie być „ikoną stylu” czy inspiruje się Pani nowymi trendami czy raczej stawia na klasyczny szyk? - (Długi śmiech) Ikona stylu? Ciekawe, co na to moje koleżanki, prawdziwe ikony stylu… Powiem tak: choć przyglądam się aktualnie obowiązującym trendom i jako kobieta interesuję się nowinkami mody, to jednak zdecydowanie stawiam na klasyczny szyk. - Jak mawiała Coco Channel: „Kobieta w dobrych butach nigdy nie jest brzydka”. Jak wygląda kolekcja Pani szpilek? - Cudowne pytanie (śmiech) i cudowne stwierdzenie Coco Channel. Dziękuję Ci za nie Coco! Kolekcja moich szpilek? Hmm… (uśmiech) – wygląda imponująco, ale niebezpieczne byłoby mówić, ile ich mam (figlarny uśmiech). Od jednej z nauczycielek dostałam nawet książkę pt. „Za co kobiety kochają szpilki”. Sporej wiedzy o mnie samej mi dostarczyła Ale podsumowując tę kwestię chcę powiedzieć, że choć małe jest piękne, to duży może więcej… (śmiech). - A jak z atmosferą w szkole? Lubi Pani wracać tutaj każdego dnia? - Jeszcze raz podkreślam, że bardzo kocham swoją pracę i szkołę, która mi ją daje. Każdego dnia dziękuję za nią Bogu, który jest dla mnie źródłem siły do zmierzania się z codziennymi obowiązkami i pojawiającymi się trudnościami. Każdego dnia idę do naszej szkoły z radością. Jest moim drugim domem, dbam o nią właśnie tak, jak o swój dom. Żyję jej życiem, wykorzystuję dary, które zostały mi dane po to, by uczniom, nauczycielom i wszystkim jej pracownikom było tutaj dobrze. Byłam uczennicą tej szkoły (licealistką). Kto by pomyślał, że dane mi będzie tu wrócić i pracować? (zaduma) Bardzo dobrze się tutaj czuję. Otacza mnie wielu wartościowych, dobrych ludzi. Rozmawiamy ze sobą nie tylko na tematy zawodowe. Myślę, że dobrze nam ze sobą. To nie oznacza, że każdy dzień jest sielanką. Pojawiają się konflikty i nieporozumienia. Jestem zwolennikiem takiego przekonania, że coś zawsze dzieje się po coś… Konflikty mogą stać się źródłem konstruktywnych rozwiązań, są okazją do poznawania ludzi i uczenia się siebie nawzajem. Reasumując… podjęcie pracy w tej szkole to był „najlepszy wybór”. - Interesujące, a gdyby miała Pani opisać 3 słowami, jednym zdaniem, szkołę, społeczność…? - Hmm… (uśmiech). „Szansa na sukces!”. - Świetne ujęcie. Serdecznie dziękuję za ciekawą rozmowę i wiele trafnych spostrzeżeń. Weronika Jarosz ID Justyna Michałek ID 4 BYLE DO DZWONKA… Kto w szranki staje temu wiedzy przydaje czyli o tym, jak można być niewyspanym i szczęśliwym Mamy marzec, pierwsze promienie wiosennego słońca zaczynają docierać do powierzchni ziemi, przyroda po zimowej hibernacji zaczynają budzić się do życia, ludzie poddają się zabieganiu a w szkołach trwa gorączka środka semestru. Marzec to także okres, w którym do uczniów spływają wyniki większości olimpiad i konkursów przedmiotowych. Niektórzy po sprawdzeniu listy laureatów radośnie odbierają zasłużone gratulacje, inni, trochę rozczarowani brakiem swojego nazwiska w tym miejscu, obiecują sobie, że następnym razem dadzą z siebie wszystko. Wszyscy jednak na powrót muszą przyzwyczaić się do zwykłego szkolnego sposobu funkcjonowania, bo uczestnictwo w takich zmaganiach to trochę jak podróż do innej rzeczywistości, gdzie Ziemia nie kręci się wokół Słońca, lecz wokół wybranej dziedziny nauki, a większość ludzi, z którymi przycho- dzi nam w tamtym czasie obcować to pilnie badający tę alternatywną rzeczywistość astronomowie. Przez kilka miesięcy istnieje dla nas tylko ten przedmiot, który ma zaprowadzić nas do sukcesu. Książki, specjalistyczna prasa, dodatkowe materia- ły – wszystko to staje się wręcz relikwiami olimpijczyka, nad których studiowaniem spędza mnóstwo czasu. Wspólnie z nauczycielem, innymi konkursowiczami, przeprowadzamy analizę – jakie pytania mogą się pojawić? Czym spróbuje zaskoczyć nas komisja? A może należy bardziej przyłożyć się do innego zagadnienia? Jak dobrze byłoby znać odpowiedzi na te pytania! Niekiedy nawet sen nie przynosi odpoczynku, gdyż głównym bohaterem naszych sennych wizji stają się cosinusy, budowa geologiczna Azji, lub skomplikowane równania reakcji. Kiedy nadchodzi już moment pisania testu trzeba poradzić sobie ze stre- sem, uspokoić rozbiegane myśli i trzęsące się ręce, skupić na celu. Kiedy napotkamy na zadanie, na które na pierwszy rzut oka nie znamy odpowiedzi ogarnia nas fala paniki. Jednak już po chwili oddech uspokaja się, a wyjaśnienie skomplikowanego problemu nasuwa się samo, wynurzając z zakamarków pamięci. Trzeba się pośpieszyć, zostało tylko pół godziny. Po co więc oddawać się tak angażującej i często męczącej rozrywce jaką jest branie udziału w konkursowych zmaganiach? – mógłby ktoś zapytać. Większość olimpijczyków skwituje to pytanie uśmiechem. Parafrazując naszą polską noblistkę: bo to najpiękniejsza zabawa jaką sobie ludzkość wymyśliła. Cóż może być wspanialszego od zdobywania dodatkowej wiedzy z dziedziny, którą się kocha? Od motywacji do nauki, jaką daje rywalizacja z najlepszymi? Od zdobywania nagród i wyróżnień za sukcesy w ulubionym przedmiocie? Ja już znam odpowiedź na te pytania: nic. Mam nadzieję, że Ci z Was, którzy jeszcze nie odkryli uroku stawania w konkursowe szranki, szybko się o tym przekonają, a wszystkim tegorocznym laureatom i finalistom serdecznie gratuluję i życzę dalszych sukcesów. NR II 5 O kotach słów kilka Jak sama nazwa wskazuje, koty najchętniej „schodzą” się w marcu. Przez to możemy stwierdzić, tak jak po innych zjawiskach przyrodniczych, że zbliża się wiosna. Można stwierdzić, że wraz z wiosną budzą się nie tylko kwiaty. Chciałbym przez to wyrazić podziw dla tych, jakże przemiłych i słodkich stworzeń. Koty często uważane są za niemądre zwierzęta, a prawda jest zupełnie inna. To zwierzęta, które wiedzą jaką wybrać porę roku, aby powiększyć populację. Zapewne nieraz idąc spokojnie chodnikiem, byliśmy świadkami „rozmowy” pary kotów. Często doprowadziło nas to do śmiechu, ale to sygnał, że kocur W marcu dochodzi do gladiatorskich walk pomiędzy samcami. Zasady nie zmieniły się od czasu antycznego Rzymu – zwycięzca bierze wszystkie łupy, łącznie z kotką. Pokonany, musi szukać innej okazji do pojedynku, lub też obejdzie się smakiem od pomocy w powiększeniu populacji kotów. Czasami zdarzają się walki niehonorowe, gdy to paru konkurentów walczy z jednym samcem. Możemy to porównać do bitwy pod Termopilami, stoczonej w starożytnej Grecji. Może wydawać nam się to śmieszne, lecz dla naszych pupilów jest tak ważne jak honor dla polskiego żołnierza. Niestety, okres krwawych walk i wielkich zwycięzców kończy się na początku kwietnia. Wtedy to wielcy wygrani odchodzą, a miejsce starych gladiatorów, zajmą nowi spartanie. Karol Kraszewski 3 BG Tak na koniec… Zleciało, prawda?! Trzy lata liceum już za tobą. Trzy lata… dużo i mało. Jeszcze tylko kilka egzaminów i już na zawsze opuścisz mury IV LO… Jak było?! Spoko? Będziesz pamiętać czy chcesz jak najszybciej zapomnieć? Wrócisz tu jeszcze czy już na ten budynek patrzeć nie możesz? Co stąd wyniosłeś? Encyklopedyczną wiedzę, praktyczne, przydatne umiejętności, przyjaźń dozgonną, miłość gorącą czy piłkę do ręcznej z kantorka wuefu? Jakkolwiek górnolotnie to zabrzmi, wchodzisz na nowy szlak. Ten z szyldem IV LO zostaje gdzieś w tyle. Wiesz czego szukasz? Dokąd zmierzasz i jakim chcesz być? Wokół pełno jest „wujków dobra rada”, tych co to wiedzą lepiej, wiedzą jak i dlaczego. Ja nie wiem nic… A ty nie słuchaj takich. Słyszysz… słuchaj siebie! Życie jest manifestem, deklaracją, żadnym plebiscytem popularności. Tu nie chodzi o to, by zdobywać sympatię przygodnych przechodniów mijanych na trasie. Trzeba umieć się jasno określić i wytrwać przy tym. Opinie, rady, komentarze, wskazówki, przyjmuj z pokorą, przetraw i traktuj jak soundtrack, ciche pianinko w tle. Spod każdej strzechy wychodzi dym. A ty nie narzekaj, nie psiocz, nie złorzecz. Póki masz dwie ręce, nogi, głowę by myśleć, co jeść i gdzie spać jest dobrze. Pamiętaj. Na koniec? Wykuj swój etos. Samodzielnie i trzymaj się go. Zasady trzeba mieć a nie o nich mówić… Na koniec: SZEROKIEJ DROGI. Pokój. Michał Bąk Ona niejedno ma imię Słońce przesuwa się powoli po florenckim niebie w stronę zachodu, gdzie zapadnie w sen, wyznaczając dobowy rytm mieszkańcom włoskiego miasta. To właśnie w tym miejscu króluje sztuka, tutaj artyści szukają natchnienia, filozofowie tematu do przemyśleń a zwykli obywatele spokoju i odpoczynku. Tu znajdują się siedziby najbardziej znaczących włoskich rodów. Tutaj rodzi się renesans. Wydaje się, że w tym miejscu, będącym właściwie rajem na ziemi, nie może istnieć smutek, prawda? A jednak. Cóż to bowiem za przygarbiona pod ciężarem rozterek postać przemyka wąskimi uliczkami? To Contessina de’ Medici, przedstawicielka jednej z najsłynniejszych florenckich rodzin. Co mogło zmartwić tę niewinną, młodą istotkę, że aż postanowiła szukać wsparcia w murach kościoła, gdzie skierowała swe kroki? Contessinę przeznaczono do małżeństwa. Przyczyny tego mariażu leżą oczywiście w polityce. I to właśnie stało się udręką szlachcianki, to właśnie przywiodło ją do świętego przybytku, gdzie pragnie znaleźć ukojenie w sztuce i Bogu. Trzeba unieść na barkach ten ciężar i postąpić zgodnie z wolą bliskich, tak jak miliony kobiet przed nią. Contessina przechadza się po kościele i długo przygląda każdemu namalowanemu na jego ścianie freskowi. Analizuje najdrobniejsze szczegóły perfekcyjnie wykonanego malowidła. To pomaga jej pozbierać myśli. Cóż może ona jedna - wychowana w posłuszeństwie, nie przywykła do buntu dziewczynka? Contessina bierze głęboki oddech, podejmuje decyzję i opuszcza katedrę.. Zachowa się jak rozsądna, dojrzała kobieta świadoma swoich obowiązków. Poślubi Piera Ridolfa. Słońce zaszło nad Florencją, usypiając Contessinę, i zdejmując z niech choć na chwilę ciężar zmartwienia, dając szansę na odpoczynek w królestwie sennych fantazji. Tymczasem w innych miejscach na ziemi, inne dziewczyny rozpaczają nad swoim losem i koniecznością poślubienia obcego człowieka. Kto wie, może to właśnie nadchodząca epoka przyniesie upragnione przez nie zmiany? Na podstawie: „Udręka i ekstaza” Irving Stone Karolina Kantor 3BG Jak bowiem wyjść za człowieka, którego się nie kocha? Jak spędzić swe życie z kimś, do kogo nic się nie czuje? Jak urodzić dzieci komuś, z kim jest się tylko przez decyzję rodziny? Uczucia przyjdą z czasem, powtarzała Medyceuszce przyzwoitka, w towarzystwie której miała zapoznać się z przyszłym mężem. Trudno było jej jednak w to uwierzyć. Jak ma zrezygnować z przyjaźni z Michałem Aniołem, przechadzek w towarzystwie ulubionego kuzyna, obserwowania młodych artystów przy pracy i zająć się wyłącznie obowiązkami małżeńskimi? Rok. Ostatnie, z trudem wybłagane trzysta sześćdziesiąt pięć dni wolności dzieli ją od zakucia w kajdany zamążpójścia. Kiedyś wydawało jej się, że to bardzo dużo czasu. Dzisiaj wie, że okres ten minie jej szybciej, niż by tego chciała. Zespół redakcyjny: Teksty: Weronika Jarosz ID, Justyna Michałek ID, Karolina Kantor 3BG, Karol Kraszewski 3 BG Rysunki: Błażej Wójcik IF Opieka: Irena Faltyn-Pokrywka Skład i redakcja: Michał Bąk