kwiecień 2016r.

Transkrypt

kwiecień 2016r.
IV LICEUM OGÓLNOKSZT AŁCĄCE W TARNOWIE
onka…
w
z
d
o
d
e
Byl
Nr II
29 kwietnia 2015 roku
Matura to…
Bielizna. Koniecznie
czerwona, jako amulet chroniący przed złymi siłami, a
jednocześnie symbol krwi
przelanej w zwycięskiej walce na maturalnym polu chwały.
Garnitur. Obowiązkowo
ten sam, w którym było się
na własnej studniówce i w
którym skumulowała się pozytywna energia.
Golenie, strzyżenie.
Zgodnie z maturalnym zakazem
ścinania owłosienia, także w
dniu egzaminu nie należy
strzyc się ani golić. Jeśli
ktoś w ostatniej chwili ugina się pod presją bliskich
lub waha się, by w dniu egzaminu nie wyglądać jak troglodyta,
zarost na twarzy (to też włosy!) powinien usunąć przed północą dnia poprzedzającego egzamin, a wyhodowaną przez maturalny rok czy też ostatnie sto
dni szopę na głowie schludnie
sczesać i zawiązać lub upiąć z
tyłu głowy.
Kolana dyrektorki. Maturalny sukces gwarantuje podobno
pogłaskanie (jedno, lub trzykrotne) kolan dyrektorki.
Rzecz pożyczona. W pierwotnych czasach uważano, że siłę, mądrość i rozwagę można
przejąć od innej osoby wraz z
przedmiotami do niej należącymi, a nawet wraz z jej ciałem.
Czasy kanibalizmu minęły, przesąd pozostał. Na egzamin maturalny należy zabrać coś pożyczonego, najlepiej od osoby
światłej i mądrej. Nieważne,
jaki będzie to przedmiot, byle
był naładowany zapasem pozytywnej energii.
Towarzystwo w drodze. O
ile maturzystę na egzamin odprowadzają przyjaciele i znajomi, powinni iść boso, by zapewnić abiturientowi szczęście. Po
pomyślnie zdanym egzaminie
przyjaciele wycierają nogi w
galowy strój abiturienta.
W numerze:
Matura to…
1
Gość numeru
2-3
Kto w szranki
staje…
4
O kotach słów
kilka
5
Tak na koniec…
5
Radosna twórczość
własna
6
Pan Psor Poleca:
Film:"Podziemny krąg"
reż. Dawid Fincher,
Muzyka:rock progresywny,
Książka:
"Świat według Garpa"
John Irving,
Miejsce: polskie góry, lasy i jeziora,
Potrawa:kotlet schabowy z zasmażaną kapustą i młodymi ziemniakami :)
Aktywność:spływy kajakowe, piłka nożna,
bieganie, wędrówki
górskie, narty.
Krzysztof Mucha
2
BYLE
DO
DZWONKA…
Kobiecym okiem – rozmowa z Panią Anettą
Święch – zastępcą dyrektora IV Licem
Ogólnokształcącego, Gimnazjum Nr 10,
Szkoły Podstawowej nr 17 w Tarnowie
- Witam szanowną Panią wicedyrektor.
- Witam szanowną redakcję gazetki szkolnej.
- Przygotowując się do rozmowy
zaciekawiło mnie co właściwie
skłoniło Panią do wyboru tej
ścieżki? Czuje Pani spełnienie
w swoim zawodzie?
- Spełnienie w zawodzie? Tak!
Gorzej będzie natomiast z
określeniem tego, skłoniło
mnie do jego wyboru. Sądzę, że
to kwestia mojego charakteru –
otwartości, łatwości w nawiązywaniu kontaktów, poczucia
humoru, ciekawości drugiego
człowieka i oczywiście zainteresowań. Zapewne te cechy miały wpływ na decyzję o wyborze
kierunku studiów. Co prawda
dokumenty złożyłam na wydział
polonistyki i dopiero w przeddzień egzaminów wstępnych
(wtedy się je zdawało), przeniosłam je na wydział pedagogiki opiekuńczo-wychowawczej.
I tam już zostały. Nie żałuję
tej decyzji, choć język polski
był zawsze jednym z moich ulubionych przedmiotów. Czuję się
spełniona, bo po pierwsze jest
to praca z ludźmi, w tym z
Wami – uczniami, a to przedłuża młodość (śmiech), a po drugie naprawdę kocham to, co
robię. Gdybym nie była nauczycielem, byłabym lekarzem.
- Dobrze, a stanowisko wicedyrektora? Czy przypadkiem nie
stało się dla Pani ciężarem,
tak w życiu osobistym jak i
zawodowym?
- Ciężarem? Nie, nigdy. Stało
się natomiast wzięciem na siebie sporej odpowiedzialności.
Była to – rzecz jasna – świadoma decyzja, poparta przekonaniem, że praca na tym stanowisku nie polega na przyjęciu
wygodnej pozycji w fotelu dy-
rektorskim.
- Rozumiem, a jaki jest właściwie Pani staż na stanowisku
wicedyrektora?
- Dokładnie w lutym minęło 9
lat.
pomyłki – zapisała moje imię
z podwójnym „t”. Nikt nigdy
nie zwrócił na to uwagi. Stało się to dopiero wówczas,
gdy wychodziłam za mąż. Wtedy
również okazało się, że
wszystkie moje dokumenty, w
tym świadectwa, dyplom ukończenia studiów i wiele innych, opatrzone są imieniem
Aneta – z jednym „t”. W pewnym sensie można by je nawet
zakwestionować, bo przecież
zgodnie z literą prawa nie
należy do mnie (śmiech). Od
tej pory funkcjonuję już jako
Anetta. Podwójne „t” przysparza nieco kłopotów, choć wielu uważa, że na tym polega
jego oryginalność. Imię to
wybrała mi mama, gdy jeszcze
była ze mną w ciąży. Spotkała
kobietę z dziewczynką o tym
imieniu. Bardzo się jej
spodobało i już wtedy zdecydowała, że ja też będę
„Anetką”.
- Ma Pani jakieś motto życiowe?
- A przy tablicy, jako nauczycielka?
- Nie wiem, czy powinnam to
ujawniać (śmiech), to już 21
rok pracy.
- Zaciekawiła mnie pisownia
Pani imienia. Jest polskie?
Właściwie jaka jest jego geneza?
- Jeśli chodzi o pochodzenie
mojego imienia, to tak naprawdę nie sprawdzałam tego do tej
pory. Natomiast wiem w jaki
sposób doszło do tego, że
znajduje się w nim dwie litery
„t”. Otóż, gdy się urodziłam,
tato zgłaszał ten fakt w Urzędzie Stanu Cywilnego. Pani
urzędniczka – zapewne w wyniku
- Tak, jest długie, ale bardzo piękne: „Rozsiewaj miłość, dokądkolwiek się udasz,
najpierw we własnym domu.
Ofiaruj miłość swym dzieciom,
swej żonie lub mężowi, sąsiadom. Niech każdy, kto do ciebie przyjdzie, wychodzi z
twego domu lepszy i szczęśliwszy. Bądź żywym obrazem
dobroci Boga, niech dobro
mieszka w twej twarzy, w
twych oczach, w twym uśmiechu, niech zawsze gości w
twym ciepłym powitaniu”. Jego
autorką jest Matka Teresa z
Kalkuty. Jest nie tylko piękne, ale przede wszystkim bardzo mądre. Staram się żyć wg
jego wskazań, choć popełniam
też błędy i nie zawsze udaje
mi się postępować zgodnie z
jego przesłaniem.
NR
II
- Skoro mowa o autorytetach,
dobrze znana jest nam postać
Jana Pawła II, patron szkoły i
jak sądzę autorytet dla wielu
jej uczniów. A Pani? Ma Pani
jakieś życiowe autorytety?
- Niewątpliwie jest nim wspomniany Jan Paweł II, ale cenię
i patrzę z podziwem także na
wielu żyjących obecnie. Należą
do nich ludzie, z którymi łączą mnie zarówno relacje zawodowe jak i osobiste. Urzekają
mnie przede wszystkim Ci, którzy są mądrzy i jednocześnie
pokorni. Cieszę się, że tacy
znajdują się w moim otoczeniu.
Nie chciałabym przytaczać konkretnych nazwisk, ale jest
wielu takich ludzi.
- Lubi Pani zmiany? Jeśli tak,
to czy planuje Pani jakieś w
naszej szkole?
- Hmm… (śmiech). To pytanie
jest dla mnie dość trudne, bo
z jednej strony mogę powiedzieć, że z łatwością poddaje
się zmianom i nadążam za nimi,
ale raczej wówczas gdy dotyczą
spraw zawodowych. W sferze
prywatnej zmiany nie są czymś
co przyjmuję zawsze z radością. Bardzo przywiązuje się
do miejsc, ludzi, sytuacji i
dlatego niechętnie coś zmieniam. Jeśli natomiast chodzi o
zmiany w szkole, to dokonałabym kilku, nawet rewolucyjnych. Trzeba pamiętać jednak,
że wprowadzanie zmian nierzadko budzi opór ludzi. Dzieje
się tak dlatego, że nie lubimy
wychodzić poza tzw. sferę komfortu, którą posiadamy. Wprowadzanie zmian znajduje się
ponadto w gestii dyrektora
szkoły. To oczywiście nie
oznacza, że ja nie mogę ich
wprowadzać, czy też realizować
pomysłów, które rodzą się mojej głowie. Mogę. Zawsze jednak konsultuję je z innymi, w
tym przede wszystkim z panem
dyrektorem. Są takie, które
już zostały wprowadzone, choć
nikt nie wie, że to ja za nimi
stoję J Są i takie, które dopiero dojrzewają i potrzeba
jeszcze trochę czasu, by ujrzały światło dzienne.
- Jako osoba kojarzona z promocją naszej szkoły, na pewno
ma Pani jakieś pomysły na jej
urozmaicenie?
- Konkurencja nie śpi, dlatego
3
nie chcę mówić o tym na forum.
Chętnie słucham propozycji
uczniów, są one naprawdę cenne, młodzi ludzie mają inne
spojrzenie na zmiany, które
mogłyby uatrakcyjnić wizerunek
szkoły. Przyglądam się innym
szkołom, wyciągam wnioski.
Wiem jedno – tak naprawdę gwarancją dobrego wizerunku szkoły są jej nauczyciele, rzetelnie pracujący, tacy, dzięki
którym bez większej reklamy
uczniowie i tak wybierają daną
szkołę.
- Jeśli mowa o uczniach, to
jak ocenia Pani poziom kultury
osobistej młodzieży?
- W zasadzie wysoko. Ubolewam
jednak nad tym, że wielu
uczniów zapomniało o tym, że
używa się zwrotu „dzień dobry”. Nie podoba mi się także
forma, którą niektórzy uczniowie posługują się, zwracając
się do nauczycieli, czy też
mówiąc o nich. Mam na myśli
nierzadko słyszane „pani Zosiu, panie Darku”, „czy jest
pan Sławek?, itp. Wiele do życzenia pozostawia także sposób
zwracania się do nas, do dyrekcji szkoły… Generalnie jednak mamy cudowną młodzież. Naprawdę!
- Zrozumiałe. A jakie to uczucie być „ikoną stylu” czy inspiruje się Pani nowymi trendami czy raczej stawia na klasyczny szyk?
- (Długi śmiech) Ikona stylu?
Ciekawe, co na to moje koleżanki, prawdziwe ikony stylu…
Powiem tak: choć przyglądam
się aktualnie obowiązującym
trendom i jako kobieta interesuję się nowinkami mody, to
jednak zdecydowanie stawiam na
klasyczny szyk.
- Jak mawiała Coco Channel:
„Kobieta w dobrych butach nigdy nie jest brzydka”. Jak wygląda kolekcja Pani szpilek?
- Cudowne pytanie (śmiech) i
cudowne stwierdzenie Coco
Channel. Dziękuję Ci za nie
Coco! Kolekcja moich szpilek?
Hmm… (uśmiech) – wygląda imponująco, ale niebezpieczne byłoby mówić, ile ich mam
(figlarny uśmiech). Od jednej
z nauczycielek dostałam nawet
książkę pt. „Za co kobiety kochają szpilki”. Sporej wiedzy
o mnie samej mi dostarczyła 
Ale podsumowując tę kwestię
chcę powiedzieć, że choć małe
jest piękne, to duży może więcej… (śmiech).
- A jak z atmosferą w szkole?
Lubi Pani wracać tutaj każdego
dnia?
- Jeszcze raz podkreślam, że
bardzo kocham swoją pracę i
szkołę, która mi ją daje. Każdego dnia dziękuję za nią Bogu, który jest dla mnie źródłem siły do zmierzania się z
codziennymi obowiązkami i pojawiającymi się trudnościami.
Każdego dnia idę do naszej
szkoły z radością. Jest moim
drugim domem, dbam o nią właśnie tak, jak o swój dom. Żyję
jej życiem, wykorzystuję dary,
które zostały mi dane po to,
by uczniom, nauczycielom i
wszystkim jej pracownikom było
tutaj dobrze. Byłam uczennicą
tej szkoły (licealistką). Kto
by pomyślał, że dane mi będzie
tu wrócić i pracować? (zaduma)
Bardzo dobrze się tutaj czuję.
Otacza mnie wielu wartościowych, dobrych ludzi. Rozmawiamy ze sobą nie tylko na tematy
zawodowe. Myślę, że dobrze nam
ze sobą. To nie oznacza, że
każdy dzień jest sielanką.
Pojawiają się konflikty i nieporozumienia. Jestem zwolennikiem takiego przekonania, że
coś zawsze dzieje się po coś…
Konflikty mogą stać się źródłem konstruktywnych rozwiązań, są okazją do poznawania
ludzi i uczenia się siebie
nawzajem. Reasumując… podjęcie
pracy w tej szkole to był
„najlepszy wybór”.
- Interesujące, a gdyby miała
Pani opisać 3 słowami, jednym
zdaniem, szkołę, społeczność…?
- Hmm… (uśmiech). „Szansa na
sukces!”.
- Świetne ujęcie. Serdecznie
dziękuję za ciekawą rozmowę i
wiele trafnych spostrzeżeń.
Weronika Jarosz ID
Justyna Michałek ID
4
BYLE
DO
DZWONKA…
Kto w szranki staje temu wiedzy
przydaje czyli o tym, jak można być
niewyspanym i szczęśliwym
Mamy marzec, pierwsze
promienie wiosennego
słońca zaczynają docierać
do powierzchni ziemi,
przyroda po zimowej hibernacji zaczynają budzić
się do życia, ludzie poddają się zabieganiu a w
szkołach trwa gorączka
środka semestru.
Marzec to także okres, w
którym do uczniów spływają wyniki większości
olimpiad i konkursów
przedmiotowych. Niektórzy
po sprawdzeniu listy laureatów radośnie odbierają
zasłużone gratulacje, inni, trochę rozczarowani
brakiem swojego nazwiska
w tym miejscu, obiecują
sobie, że następnym razem
dadzą z siebie wszystko.
Wszyscy jednak na powrót
muszą przyzwyczaić się do
zwykłego szkolnego sposobu funkcjonowania, bo
uczestnictwo w takich
zmaganiach to trochę jak
podróż do innej rzeczywistości, gdzie Ziemia nie
kręci się wokół Słońca,
lecz wokół wybranej dziedziny nauki, a większość
ludzi, z którymi przycho-
dzi nam w tamtym czasie
obcować to pilnie badający tę alternatywną rzeczywistość astronomowie.
Przez kilka miesięcy istnieje dla nas tylko ten
przedmiot, który ma zaprowadzić nas do sukcesu.
Książki, specjalistyczna
prasa, dodatkowe materia-
ły – wszystko to staje
się wręcz relikwiami
olimpijczyka, nad których
studiowaniem spędza mnóstwo czasu. Wspólnie z
nauczycielem, innymi konkursowiczami, przeprowadzamy analizę – jakie pytania mogą się pojawić?
Czym spróbuje zaskoczyć
nas komisja? A może należy bardziej przyłożyć się
do innego zagadnienia?
Jak dobrze byłoby znać
odpowiedzi na te pytania!
Niekiedy nawet sen nie
przynosi odpoczynku, gdyż
głównym bohaterem naszych
sennych wizji stają się
cosinusy, budowa geologiczna Azji, lub skomplikowane równania reakcji.
Kiedy nadchodzi już moment pisania testu trzeba
poradzić sobie ze stre-
sem, uspokoić rozbiegane
myśli i trzęsące się ręce, skupić na celu. Kiedy napotkamy na zadanie,
na które na pierwszy rzut
oka nie znamy odpowiedzi
ogarnia nas fala paniki.
Jednak już po chwili oddech uspokaja się, a wyjaśnienie skomplikowanego
problemu nasuwa się samo,
wynurzając z zakamarków
pamięci. Trzeba się pośpieszyć, zostało tylko
pół godziny.
Po co więc oddawać się
tak angażującej i często
męczącej rozrywce jaką
jest branie udziału w
konkursowych zmaganiach?
– mógłby ktoś zapytać.
Większość olimpijczyków
skwituje to pytanie
uśmiechem. Parafrazując
naszą polską noblistkę:
bo to najpiękniejsza zabawa jaką sobie ludzkość
wymyśliła.
Cóż może być wspanialszego od zdobywania dodatkowej wiedzy z dziedziny,
którą się kocha? Od motywacji do nauki, jaką daje
rywalizacja z najlepszymi? Od zdobywania nagród
i wyróżnień za sukcesy w
ulubionym przedmiocie?
Ja już znam odpowiedź na
te pytania: nic. Mam nadzieję, że Ci z Was, którzy jeszcze nie odkryli
uroku stawania w konkursowe szranki, szybko się
o tym przekonają, a
wszystkim tegorocznym
laureatom i finalistom
serdecznie gratuluję i
życzę dalszych sukcesów.
NR
II
5
O kotach słów kilka
Jak sama nazwa wskazuje,
koty najchętniej „schodzą”
się w marcu. Przez to możemy stwierdzić, tak jak
po innych zjawiskach przyrodniczych, że zbliża się
wiosna. Można stwierdzić,
że wraz z wiosną budzą się
nie tylko kwiaty. Chciałbym przez to wyrazić podziw dla tych, jakże przemiłych i słodkich stworzeń. Koty często uważane
są za niemądre zwierzęta,
a prawda jest zupełnie inna. To zwierzęta, które
wiedzą jaką wybrać porę
roku, aby powiększyć populację. Zapewne nieraz idąc
spokojnie chodnikiem, byliśmy świadkami „rozmowy”
pary kotów. Często doprowadziło nas to do śmiechu,
ale to sygnał, że kocur
W marcu dochodzi do gladiatorskich walk pomiędzy samcami. Zasady nie zmieniły się
od czasu antycznego Rzymu –
zwycięzca bierze wszystkie
łupy, łącznie z kotką. Pokonany, musi szukać innej okazji do pojedynku, lub też
obejdzie się smakiem od pomocy w powiększeniu populacji
kotów.
Czasami zdarzają się walki niehonorowe, gdy to
paru konkurentów walczy z
jednym samcem. Możemy to
porównać do bitwy pod
Termopilami, stoczonej w
starożytnej Grecji. Może
wydawać nam się to
śmieszne, lecz dla naszych pupilów jest tak
ważne jak honor dla polskiego żołnierza. Niestety, okres krwawych walk i
wielkich zwycięzców kończy się na początku
kwietnia. Wtedy to wielcy
wygrani odchodzą, a miejsce starych gladiatorów,
zajmą nowi spartanie.
Karol Kraszewski 3 BG
Tak na koniec…
Zleciało, prawda?! Trzy lata liceum już za tobą. Trzy
lata… dużo i mało. Jeszcze tylko kilka egzaminów
i już na zawsze opuścisz mury IV LO…
Jak było?! Spoko? Będziesz pamiętać czy chcesz jak najszybciej zapomnieć? Wrócisz tu jeszcze czy już na ten budynek
patrzeć nie możesz? Co stąd wyniosłeś? Encyklopedyczną wiedzę,
praktyczne, przydatne umiejętności, przyjaźń dozgonną, miłość
gorącą czy piłkę do ręcznej z kantorka wuefu?
Jakkolwiek górnolotnie to zabrzmi, wchodzisz na nowy
szlak. Ten z szyldem IV LO zostaje gdzieś w tyle. Wiesz czego
szukasz? Dokąd zmierzasz i jakim chcesz być?
Wokół pełno jest „wujków dobra rada”, tych co to wiedzą
lepiej, wiedzą jak i dlaczego. Ja nie wiem nic… A ty nie słuchaj takich. Słyszysz… słuchaj siebie!
Życie jest manifestem, deklaracją, żadnym plebiscytem
popularności. Tu nie chodzi o to, by zdobywać sympatię przygodnych przechodniów mijanych na trasie. Trzeba umieć się jasno
określić i wytrwać przy tym. Opinie, rady, komentarze, wskazówki, przyjmuj z pokorą, przetraw i traktuj jak soundtrack, ciche
pianinko w tle.
Spod każdej strzechy
wychodzi dym. A ty nie narzekaj, nie psiocz, nie złorzecz. Póki masz dwie ręce,
nogi, głowę by myśleć, co
jeść i gdzie spać jest dobrze.
Pamiętaj.
Na koniec? Wykuj swój
etos. Samodzielnie
i trzymaj się go. Zasady
trzeba mieć a nie o nich mówić…
Na koniec:
SZEROKIEJ DROGI.
Pokój.
Michał Bąk
Ona niejedno ma imię
Słońce przesuwa się powoli po florenckim niebie w stronę zachodu,
gdzie zapadnie w sen, wyznaczając dobowy rytm mieszkańcom włoskiego miasta. To właśnie w tym miejscu króluje
sztuka, tutaj artyści szukają natchnienia, filozofowie tematu do
przemyśleń a zwykli obywatele spokoju
i odpoczynku. Tu znajdują się siedziby najbardziej znaczących włoskich
rodów. Tutaj rodzi się renesans.
Wydaje się, że w tym miejscu, będącym
właściwie rajem na ziemi, nie może
istnieć smutek, prawda? A jednak.
Cóż to bowiem za przygarbiona pod
ciężarem rozterek postać przemyka wąskimi uliczkami? To Contessina de’
Medici, przedstawicielka jednej z
najsłynniejszych florenckich rodzin.
Co mogło zmartwić tę niewinną, młodą
istotkę, że aż postanowiła szukać
wsparcia w murach kościoła, gdzie
skierowała swe kroki? Contessinę
przeznaczono do małżeństwa. Przyczyny tego mariażu leżą oczywiście w polityce. I to właśnie stało się udręką
szlachcianki, to właśnie przywiodło
ją do świętego przybytku, gdzie pragnie znaleźć ukojenie w sztuce i Bogu.
Trzeba unieść na barkach ten ciężar i postąpić
zgodnie z wolą bliskich, tak jak miliony kobiet
przed nią. Contessina przechadza się po kościele i długo przygląda każdemu namalowanemu na
jego ścianie freskowi. Analizuje najdrobniejsze
szczegóły perfekcyjnie wykonanego malowidła.
To pomaga jej pozbierać myśli. Cóż może ona
jedna - wychowana w posłuszeństwie, nie przywykła do buntu dziewczynka? Contessina bierze
głęboki oddech, podejmuje decyzję i opuszcza
katedrę.. Zachowa się jak rozsądna, dojrzała
kobieta świadoma swoich obowiązków. Poślubi
Piera Ridolfa.
Słońce zaszło nad Florencją, usypiając Contessinę, i zdejmując z niech choć na chwilę
ciężar zmartwienia, dając szansę na odpoczynek
w królestwie sennych fantazji. Tymczasem w innych miejscach na ziemi, inne dziewczyny rozpaczają nad swoim losem i koniecznością poślubienia obcego człowieka. Kto wie, może to właśnie
nadchodząca epoka przyniesie upragnione przez
nie zmiany?
Na podstawie: „Udręka i ekstaza” Irving Stone
Karolina Kantor 3BG
Jak bowiem wyjść za człowieka, którego się nie kocha? Jak spędzić swe życie z kimś, do kogo nic się nie czuje? Jak urodzić dzieci komuś, z kim
jest się tylko przez decyzję rodziny?
Uczucia przyjdą z czasem, powtarzała
Medyceuszce przyzwoitka, w towarzystwie której miała zapoznać się z
przyszłym mężem. Trudno było jej
jednak w to uwierzyć. Jak ma zrezygnować z przyjaźni z Michałem Aniołem, przechadzek w towarzystwie ulubionego kuzyna, obserwowania młodych
artystów przy pracy i zająć się wyłącznie obowiązkami małżeńskimi?
Rok. Ostatnie, z trudem wybłagane
trzysta sześćdziesiąt pięć dni wolności dzieli ją od zakucia w kajdany
zamążpójścia. Kiedyś wydawało jej
się, że to bardzo dużo czasu. Dzisiaj
wie, że okres ten minie jej szybciej,
niż by tego chciała.
Zespół redakcyjny:
Teksty: Weronika Jarosz ID, Justyna Michałek ID, Karolina Kantor 3BG,
Karol Kraszewski 3 BG
Rysunki: Błażej Wójcik IF
Opieka: Irena Faltyn-Pokrywka
Skład i redakcja: Michał Bąk

Podobne dokumenty