artykuł wstępny z numeru 9/2-14 w formacie pdf

Transkrypt

artykuł wstępny z numeru 9/2-14 w formacie pdf
03/09_2014:03/11_2007
9/3/14
4:23 AM
Page 3
Od
redakcji
Od redakcji
ISSN 1231-2398
INDEKS 328928
miesięcznik General Aviation
ukazuje się od 1993 roku
wyróżniony Dyplomem
Honorowym FAI w 2002 r.
członek wspierający
Aeroklubu Polskiego
członek wspierający AOPA Polska
członek wspierający Stowarzyszenia
Lotnictwa Eksperymentalnego
Adres redakcji:
ul. Targowa 84 lok. 3A,
03-448 Warszawa,
tel. 22-6700608, 22-6700735
www.plar.pl
[email protected]
Redaguje zespół:
Krzysztof Krawcewicz
– redaktor naczelny
Monika Sowińska-Kaszak
– sekretarz redakcji
[email protected]
Andrzej Rutkowski (ruch lotniczy),
Michał Setlak (bezpieczeństwo),
Aniela Kisielewska-Staryszak
(szybownictwo), Marcin
Wiśniewski (lotnictwo ultralekkie)
Rada Programowa:
dr inż. Andrzej Glass,
Jerzy Makula, Andrzej Pazio,
mgr inż. Ryszard Witkowski,
Mirosław Zalewski.
Stali współpracownicy:
Krzysztof Barszczewski, Piotr
Długiewicz, Tomasz Kawa,
Irena Kujawa, Jerzy Liwiński,
Jacek Mainka, Jerzy Orkiszewski,
Dominik Punda, Miłosz Rusiecki,
Ryszard Rutkowski,
Stanisław Salamonik, Krzysztof Setlak,
Katarzyna Tracz, Dave Unwin, Robert
Wieczorek, Jędrzej Wiler, Keith Wilson.
Wydawnictwo: Przegląd Lotniczy
Aviation Revue Sp. z o.o.
ul. Targowa 84 lok. 3A,
03-448 Warszawa,
tel. 22-6700608, 22-6700735
Prezes: Jan Bieńkowski
Dyrektor artystyczny:
Jarosław Jezierski
Dział reklam i ogłoszeń:
Roman Peczka ([email protected])
Dział sprzedaży: Adam Górecki
([email protected])
Dział prenumerat:
Bogusława Chwedorzewska
([email protected])
Druk: Miller Druk, Warszawa
Poglądy wyrażane przez autorów
nie zawsze są zgodne z poglądami
redakcji. Za treść reklam i ogłoszeń
redakcja nie ponosi odpowiedzialności.
Polska samorządem stoi
W latach 90. samorządy lokalne przejęły kilkanaście lotnisk wojskowych o dobrej infrastrukturze, równej nawierzchni, czystych przedpolach i osiach pasa wolnych od przeszkód.
Poczciwi włodarze nie wiedzieli co z tym robić. Jedni po raz pierwszy w życiu zobaczyli równy asfalt, więc skuli cały pas, żeby przy użyciu tak pozyskanego kruszywa załatać dziury w drogach lokalnych. Inni wyciągali ze swoich lotnisk kable traktorami, by sprzedać je na złom, jeszcze innym przydawały się pojedyncze płyty betonowe. Natomiast w administracji państwowej
nikt przez te wszystkie lata nie zauważył zbieżności tej sytuacji z przysłowiem „G... chłopu, nie
zegarek”. Przysłowie to jest celne, choć krzywdzące dla tych, którzy żywią i bronią (chłopom
polskim Szczęść Boże – zwłaszcza tym, co mają własne lądowiska przy gospodarstwie). Bardziej adekwatnie byłoby „G... wójtowi (prezydentowi/marszałkowi), nie lotnisko”.
Z tego pogromu ocalało na szczęście jedno lotnisko-perełka, w Bagiczu pod Kołobrzegiem,
tuż nad brzegiem morza, dobrze znane polskim pilotom, opisywane co rusz w zachodniej
prasie lotniczej, gdyż stanowi nie lada atrakcję dla turysty z Zachodu. Sprzedane przez gminę
Ustronie w prywatne ręce, niestety nie utrzymuje się biznesowo, choć opłaty za lądowanie nie
są tam małe: 100 zł od samolotu do 1000 kg, 200 do 2000 kg. Właściciele postanowili zakończyć tę nierówną walkę, a na miejscu lotniska wybudować coś innego, co im da zarobić na
podatki lokalne nałożone przez samorząd. Bo ten nie rozumie, że lotnisko dla powiatu jest jak
parking przed centrum handlowym. Sam w sobie nie jest dochodowy, ale jak się go zlikwiduje, to obroty centrum spadną. Nie da rady go sprzedać firmie zewnętrznej, żeby się utrzymywał z opłat, bo po prostu klienci pojadą do takiego centrum, gdzie się za parking nie płaci.
Krótko mówiąc, zysk z posiadania lotniska to zwiększone dochody gminy/powiatu. Kalkulacje dla Bagicza wykazały, że (mimo braku stacji paliw) w sezonie przylatuje tam 300 samolotów, a goście z powietrza zostawiają w Kołobrzegu i Ustroniu 1,5-2 mln zł (nie licząc opłat).
Główny strumień pieniędzy omija właściciela lotniska, a trafia finalnie do samorządu. Zdrowy
układ nakazuje, by gmina np. zwolniła właściciela z rujnujących lotnisko podatków, albo jak
w Hiszpanii – wręcz dotować mu, żeby się nie rozmyślił. Najlepsza jednak sytuacja dla małego
lotniska lokalnego jest wtedy gdy właścicielem jest samorząd lokalny – czyli główny beneficjent,
który jest w stanie zbilansować koszty i zyski. Ma też cele publiczne, które nie mają się bilansować: obrona cywilna, służba zdrowia, komunikacja, miejsca pracy czy nawet rekreacja dla
ludności. Przypuszczam, że włodarze mogliby sobie to nawet wyobrazić, gdyby nie to, że w mediach masowych co rusz odżywa kretyńska, powtarzam kretyńska, nagonka na lotniska w ogóle. Więc samorządowcy, których wiedza o lotnictwie pochodzi z publikatorów, boją się w ogóle myśleć o lotnisku – nawet małym, żeby nagonka się i po nich przejechała.
Dlaczego ową nagonkę uważam za kretyńską (po trzykroć). Publikatory, atakując bez
wyjątku wszystkie lotniska, podają za przykład ambicje niewielkiego miasta, żeby mieć własne
Okęcie, a zupełnie pomijają fakt, że są też lotniska niższego rzędu niż port lotniczy, tak jak nie
każda droga musi być autostradą. Może być lotnisko trawiaste jak Wenecja Lido. Władze
Wenecji nie wpadają na pomysł, żeby je zamknąć! Mimo wysokich opłat, samolotów prywatnych z całej Europy zawsze tam pełno. W Polsce jest dobra formuła prawna: lotnisko użytku
publicznego o ograniczonej certyfikacji. Nie potrzeba infrastruktury ani służb 24 h na dobę.
Koszty bieżące też są znikome – jedna osoba na dyżurze wystarcza. I tyle trzeba, żeby przylatywali turyści i inwestorzy, tak, a i owszem: bogatsi od tych, co podróżują autostopem.
Ale to chyba jakaś wiedza niepojęta dla ogółu. Porzekadło o zegarku wiecznie żywe...
PLAR 9/2014
3

Podobne dokumenty