Colleen_wspomnienia_Macieja_Rynga

Transkrypt

Colleen_wspomnienia_Macieja_Rynga
Wspomnienia
COLLEEN
Z zeszłorocznych, rocznicowych i cisz, a przede wszystkim przeciwnych wiatrów. Mimo dowykazów dokonań dolnośląskich kładnych analiz pogodowych (na podstawie Admiralty Ocean
żeglarzy umknął jeden z bardziej Passages for the World – Dróg Oceanicznych Świata) dokonaznaczących rejsów. Był to rejs Zawi- nych na etapie planowania rejsu, spotkaliśmy się z anomaliaszy Czarnego dookoła świata. Rejs mi, które w znaczący sposób zaważyły na kondycji statku i.zaodbył się w latach 1989 – 1990. Po- łogi. Już w tydzień po wyjściu z Hakodate doświadczyliśmy
dzielony był na VI etapów, a w każdym z nich
brali udział dolnośląscy
Co roku nad morzami strefy międzyzwrotnikowej pojawiają się giganwodniacy.
tyczne,
wirujące burze o prędkości wiatru ponad 120km/h (a nieraz naNajdłuższym z etawet
ponad
300km/h), które, natrafiając na ląd, pustoszą ogromne obszaMaciej Ryng
pów był rejs zaczynająry.
Te
rozszalałe
nawałnice mają różne nazwy: w Ameryce nazywa się je
cy się w Nachodce koło Władywostoku, a końhuraganami,
w
Azji
tajfunami, a w innych częściach świata cyklonami.
czący w Kadyksie. Trasa tego półrocznego rejsu
Większość
z
nich
powstaje
w rejonie ciszy równikowej. Cyklony tropikalwiodła z Nachodki przez Morze Japońskie do Hane
najczęściej
rozwikodate na Hokkaido (Japonia), dalej przez Pacyjają się na przełomie
fik do Vancouver (Kanada), Seattle, San Francilata i jesieni, co jest
sco, Long Beach (USA), Acapulco, Salina Cruz
związane z najwyższą
(Meksyk), Puntarenas (Kostaryka), Balboa (Patemperaturą
ponama), Kanał Panamski, Kingston (Jamajka), St.
wierzchni
wód
w
tym
George`s Hr, Hamilton, Freeport (Bermudy), Ponokresie.
Średnica
cyta Delgada (Azory) do Kadyksu.
klonu
przekracza
100
Przepłynęliśmy w tym rejsie 14 765 Mm, od
km, a największy miał
01.09.1989 do 01.03.1990r. (wyjechaliśmy z.PRL,
aż 2200 km. Czas trwaa wróciliśmy do Rzeczpospolitej).
nia cyklonu wynosi od
Załogę jachtu stanowiło 6 osób załogi stałej pod
kilku do kilkunastu
komendą j.kpt.ż.w. Jana Ludwiga. Starszym ofidni.
cerem (Chiefem) był j.kpt.ż.w. Roman Streubel
(także dolnoślązak), pozostali to: starszy mechanik, motorek (pomocnik mechanika), bosman i kuk. Z załogi spotkania z tajfunem tak gwałtownym, że w kulminacyjnym
szkolnej zaokrętowało 25 osób (do Kadyksu dopłynęliśmy w 14). momencie nie mogliśmy zmierzyć prędkości wiatru, gdyż skala
Z Wrocławia płynęło 5 żeglarzy, niżej podpisany kpt. j. Ma- wiatromierza skończyła się na 80 węzłach.
ciej Ryng – oficer I wachty pełniący jednocześnie funkcję oficera nawigacyjnego rejsu, j.kpt.ż.w. Wojciech Codrow - oficer
II wachty, j.st.m. Andrzej Biliński – starszy II wachty, Robert
Kaczmarek - pełnił funkcję załogi II wachty (wyokrętował w
Long Beach) i Remigiusz Brzozowski – pomocnik kucharza
(wyokrętował w Vancouver).
Rejs ten był wielką szkołą żeglarskich doświadczeń i zachowań. Przepłynięcie Pacyfiku zajęło nam 39 dni. Dni sztormów
Pokład spływa krwią, Nachodka 20 września 1989 r. Nasze zamówienie na świeże
mięso zostało zrealizowane w ten sposób, że o świcie przywieziono pod statek kilka
palet półtuszy świń i ćwiartek wołów. Załoga przez dwa dni obierała i porcjowała.
Zleciały się niemal wszystkie psy z Nadmorskiego Kraju, mając niesamowitą ucztę
8
Vancouver, 8 listopada 1989 r. Po 39 dniach transpacyficznej
żeglugi oddaliśmy cumy w Vancouver. W porcie tym bazuje
nasza flota rybołówstwa dalekomorskiego. Za rufą Zawiszy
widać polskie trawlery
Szkwał 2009 nr 3 (24)
Wspomnienia
Z rejsowych zapisków.
Piątek, 6 października 1989r.
Piesek pod znakiem słabnącego i zmiennego wiatru. Temp.
13°C. W dalszym ciągu nie można utrzymać optymalnego
kursu. Jest sennie. Rano statek kiwa się bardzo powoli i miarowo, wiatr zdechł, zostały tylko jego lekkie resztki wiejące ze
wschodu – prosto w mordę. Robimy zwrot, kierujemy dziób ku
północy, lecz uwzględniając dryf, długości geograficznej ubywa zamiast przybywać. Przed obiadem robimy klar w kojach,
wymiana pościeli i suszenie koców. Statek obwieszony pościelą
i kocami kolebie się lekko z jednej burty na drugą, a na logu
poniżej 1 węzła. Po obiedzie przegląd jarzyn i ziemniaków
wyjętych z szalupy, gdzie są przechowywane. Zrzucamy żagle,
a dieselgrot PN, na logu 6kn i w optymalnym kierunku – na
wschód. Wieczorem na pokładzie 14oC, zbieramy się przy szalupie z gitarą, wokół płyną melodie wydobywające się z naszych ust i instrumentu. To pierwszy taki wieczór, od kiedy
oddaliśmy cumy. Słaby wiatr i lekko pofałdowany ocean. Zdajemy sobie sprawę, że ten przelot będzie trwał długo.
Sobota, 7 października 1989r.
Świtówka, pada lekki deszcz, wiatr przeszedł bardziej na
południe i wolno rośnie. Stawiamy kliwra, sztafoka, grotsztaksla i bezansztaksla, silnik dalej PN. Po śniadaniu dostawiamy jeszcze latacza, bomkliwra, foka i bezana. Silnik idzie w.odstawkę. Udaje się utrzymać kurs zbliżony do optymalnego, wiatr
5°B. Ktoś zauważa dryfujący w morzu obijacz, dobra okazja
do manewru człowiek za burtą. Zrzucamy wszystkie żagle
oprócz latacza. Silnik WN. Po kilku minutach podejmujemy
człowieka.
Po manewrze, w czasie ponownego stawiania żagli, z lewego szota bomkliwra wyleciało jajo - ciężki blok. Szczęśliwie,
że nikogo nie zranił. Po obiedzie naprawiamy umocowanie
bloku i stawiamy bomkliwra. Wieczorem wiatr tężeje, zrzucamy latacza, po raz któryś tego dnia jestem na bukszprycie. Czuję
zmęczenie. Na dzisiaj to jednak nie koniec. Dzięki odbiornikowi faksymile odbieramy mapę meteo - od południa szybko
zbliża się ku nam Colleen – tajfun, który już od kilku dni szaleje na oceanie, zmienił swój tor i kieruje się ku naszej pozycji.
Balboa, 18 stycznia 1990 r. W Panamie trafiliśmy na konflikt zbrojny
armii USA obalającej władzę Manuela Noriegi
Gdzieś na Oceanie Spokojnym, styczeń 1990 r. Jachtowe menu
urozmaicały złowione ryby. Dorady były przepyszne
Uruchamiamy silnik i szybko uciekamy na północny wschód.
Z locji wynika, że większość tajfunów w tym rejonie skręca na
zachód. Nad Koreę lub Japonię. Wpadając na ląd, tracą swą
moc i impet, a rzadko docierają powyżej 40o szerokości północnej. Dlatego też na sztakslach i silniku gnamy w tym kierunku, byle dalej od oka tajfunu.
Cyklony rodzą się tam, gdzie tropikalny ocean zasila atmosferę dużą ilością pary wodnej i ciepła, wytwarzając nad
powierzchnią wody warstwę gorącego i wilgotnego powietrza. Temperatura wody w warstwie powierzchniowej oceanu
powinna przekraczać 26,5°C, a grubość tej warstwy co najmniej 50 m. Gdy powietrze się wznosi, para wodna się skrapla,
tworząc chmury i deszcz. Skraplająca się para oddaje ciepło (woda ma bardzo duże ciepło parowania, a więc i skraplania), które wcześniej posłużyło do zamiany wody morskiej w parę. Proces skraplania zachodzi z wydzieleniem dużej ilości
energii, wskutek czego ogrzane powietrze wznosi się w tworzących się burzowych chmurach jeszcze wyżej, gdzie następuje
dalsza kondensacja.
Uwalnianie dużej ilości ciepła nad tropikalnym oceanem sprawia, że w miejscu, do którego
z obszarów przyległych napływają masy wilgotnego powietrza, powstaje niż baryczny. Ten ciągły napływ do rozrastającego się układu burzowego przenosi coraz więcej ciepła i wilgoci znad
oceanu w wyższe warstwy atmosfery. Wynoszenie powietrza w górę i dalsze uwalnianie ciepła
przyśpiesza ściąganie okolicznych mas powietrza w kierunku środka burzy, który zaczyna wirować pod wpływem ruchu obrotowego Ziemi
(działanie sił Coriolisa). W miarę jak cały proces przybiera na sile, układ burzowy potężnieje
i zyskuje charakterystyczną postać.
Szkwał 2009 nr 3 (24)
9
Wspomnienia
Colleen na mapach
Na jachcie atmosfera przedsztormowa, mocujemy ruchome
części wyposażenia statku, blindujemy świetliki i bulaje, robimy ogólny klar, mocujemy life-liny. W nocy robi się gorąco,
temperatura rośnie, pod pokładem zaduch, wiatr dalej tężeje,
ciśnienie lekko spada, a od południa przychodzi wielka fala.
Niedziela, 8 października 1989r.
Wychodząc rano na pokład, widzę Kaczego zanużonego po
pas. Na dolnym pokładzie szaleje woda. Próba wyjścia kończy
się powrotem do kabiny i ubraniem sztormiaka. Do garnka
z.porannym niedzielnym kakao wlewa się kilka litrów oceanicznej fali. Nikt tego nie zauważa, także w czasie śniadania.
Absorbują nas inne sprawy. Wieje 6°B. Chief ustala listę niezbędnych prac na powitanie Colleen. Na szczęście cała załoga
jest już zaaklimatyzowana i w pełni sprawna, choć nikt się
specjalnie nie raduje z ewentualnego spotkania z tajfunem.
Przejmuję wachtę o 0830, jestem już lekko podmoczony, lecz
będąc na pokładzie, odczuwam znaczną ulgę w porównaniu
z.zaduchem panującym we wnętrzu statku. W czasie wachty
wiatr wzrasta do 7°B, ciśnienie dalej spada. Po 1500 wieje już
8°B i dalej tężeje, strzela bomkliwer, zostają z niego marne
strzępy i liki. Idę ze swoją wachtą na bukszpryt, zrzucamy to,
co z niego zostało i wiążemy na okrętkę. Świeci ostre słońce,
ciśnienie gwałtownie spada i nadchodzą chmury. Przechyły
Hamilton, 4 lutego 1990 r. Z Wojtkiem Codrowem czekam na motorówkę
zapewniającą transport do zakotwiczonego w zatoce Zawiszy (widocznego
w głębi po prawej)
10
Tor tajfunu T8925 zapisany w japońskich archiwach. http://www.jma.go.jp/
jma/jma-eng/jma-center/rsmc-hp-pub-eg/bstve_1989_m.html
statku rosną, bukszpryt nurkuje w wodę, by po chwili celować
w niebo. Na rufie także huśtawka, fala podnosząca co rusz na
rufie odkrywa śrubę. Nie można już płynąć na silniku, odstawiamy go. Z wielkim wysiłkiem zrzucamy bezana.
O 1600 wieje już dycha, zrzucamy grotsztaksla. Zostają trzy
mocne sztaksle: kliwer, sztafok i bezansztaksel. Bajdewindem
prawego halsu uciekamy od centrum cyklonu. Z żaglami nie
można już nic zrobić, przy tej sile wiatru wyluzowanie któregokolwiek z szotów czy fałów spowodowałoby natychmiastowe zniszczenie żagla. Wiemy też, że nie uda nam się postawić
żadnego z żagli na miejsce zniszczonych. Pozostaje nadzieja,
że te, które pracują, wytrzymają uderzenia wiatru i fali.
Rośnie siła wiatru i temperatura. Jest wręcz gorąco, sztormiaki zakładamy na nagie ciała, twarz i oczy chronimy przed
bolesnymi uderzeniami rozpylonej wody. Dzwon okrętowy zawieszony przy kolumnie grotmasztu zaczyna sam bić, pogłębiając nastrój grozy. W strzępy idzie bezansztaksel. Przed 1800
mamy równo 12°B, po chwili z hukiem tracimy sztafoka. Środek żagla odfrunął, stalowe liki, uderzając o pokład, krzeszą
iskry. Załoga przez dłuższy czas zmaga się z zabezpieczeniem
fruwających lin i fragmentów płócien. Przed 1900 wskazówka
wiatromierza dochodzi do końca skali - 80 węzłów. Na spardeku pozostaje Chief panujący nad sytuacją i dwie osoby
z.wachty, oficer i sternik, reszta w pogotowiu w kabinie nawigacyjnej.
O godz. 1930 spadek ciœ
nienia ustaje. Ciœ
nienie powoli siê
stabilizuje. Kiedy wychodzê na wachtê o godz. 2000, wieje
11°B, a ciśnienie powoli, a później szybko rośnie. Zalany dolSzkwał 2009 nr 3 (24)
Wspomnienia
ny pokład, fala i przechyły statku są takie, że światła pozycyjne umocowane wysoko na wantach fokmasztu świecą w wodę.
Chmary rozpylonych fal przelewają się przez spardek, a zza
tego pędzącego aerozolu widać sierp księżyca. Na masztach
zapalone są halogeny, w ich sinym świetle widać niesamowity
żywioł morza i wiatru. Wszyscy poruszający się po pokładzie
mają założone szelki asekuracyjne. Pozakładane są dodatkowe liny sztormowe. Z ogromną nadzieją patrzymy na kliwra,
nasz jedyny żagiel, który pozwala utrzymać jacht na kursie.
Dzięki niemu możemy jakoś sztormować.
Colleen powstała na południu w granicach 15° szerokości
północnej. Obserwowaliśmy ją od kilku dni, nie niepokojąc
się zbytnio. Z Dróg Oceanicznych Świata wiedzieliśmy, że sezon tajfunów kończy się z końcem września, a.rzadko który
dociera do czterdziestego równoleżnika. Ten jednak poszedł
wyżej (centrum) w odległości 150 – 170 Mm od naszej pozycji. Poruszał się z prędkością dochodzącą do 50 węzłów, a wiatr
w pobliżu centrum osiągał wartość 75 węzłów. Był to 25 i.najsilniejszy tajfun w tym sezonie. Śledziliśmy go później (na
mapach synoptycznych), jak przekształca się w rozległy niż
i.dociera prawie do 70 równoleżnika. Byliśmy w jego niebezpiecznej północno-wschodniej ćwiartce, to znaczy tej, gdzie
do prędkości postępowej układu dodawała się prędkość wiatru. Dobrze nam się dostało. O jego nieprzeciętnej gwałtowności niech świadczy fakt, że w ciągu tej doby, kiedy się nad
nami przetoczył, przebył 1200Mm.
Po wachcie zmęczony i wycieńczony wracam do koi. Wszystko mokre, koja zalana słoną wodą, przez nawiewniki zostało
nawiane mnóstwo wodnego aerozolu. Leje się z oszalowania,
zalewając sprzęty kabiny, pościel i koce.
Poniedziałek, 9 października 1989r.
Przewalam się w koi przez całą resztę nocy. Rano, mokry,
wychodzę na pokład. Świeci słońce, jest ciepło, po tajfunie została tylko ogromna martwa fala. Przelewa się po pokładzie.
Na spardeku urządzamy suszarnię. Pościel, koce i odzież kołyszą się w rytm przechyłów statku. Zmieniamy podarte żagle
na nowe. Wiatr siada zupełnie. Wszyscy czujemy duże zmęczenie, a jednocześnie radość, że już po wszystkim, że w dobrej kondycji przetrwaliśmy tę nawałnicę. Wymieniamy banderę wystrzępioną do połowy przez wiatr i wodę.
Pod pokładem niewyobrażalny smród, mokre wnętrze jachtu i jego wyposażenie w tej temperaturze wydają nieprzyjemną
woń. Wypłukana woda z syfonów kanalizacyjnych nie ogranicza przedostawania się zapachów ze zbiorników fekalii. Dłu-
Wpływamy do San Francisco, 8 grudnia 1989r. Setny dzień rejsu,
przed dziobem Zawiszy Golden Gate
Szkwał 2009 nr 3 (24)
Zawisza Czarny pod pełnymi żaglami. Zdjęcie wykonane z rei
Kruzenszterna w czasie Operacji Żagiel na Morzu Północnym
w sierpniu 1986
go jeszcze doprowadzamy statek do klaru, a na koniec, pierwszy raz od opuszczenia brzegów Japonii, bierzemy kąpiel
w.słodkiej wodzie. Zmywamy lepiącą się sól, która pokrywa
nasze ciała. Jest wszędzie - w uszach, włosach, brwiach i rzęsach.
Wtorek, 10 października 1989r.
Dostrzegamy głębokie rozdarcia na kliwrze. Wydaje się to
nieprawdopodobne. Żagiel, który pomógł nam przetrwać, jest
w wielu miejscach uszkodzony. Dopiero dokładna analiza pozwoliła ustalić przyczynę. Podczas tajfunu sztag kliwra pracującego w ekstremalnych warunkach uległ zawszeniu i o te wszy
właśnie, ocierający się na martwej fali żagiel został zniszczony.
Żagle nie nadają się do naprawy, mamy na szczęście zapasowe. Mamy także stalowe liny i w ciągu kilku następnych dni
wymieniamy żagle i uszkodzone sztagi.
Płyniemy dalej.
Maciej Ryng
Zbigniew Maciej Ryng - żeglarstwo zacząłem uprawiać
w.1967 r. Moim macierzystym klubem jest HOW Rancho. Jestem jednym z założycieli tego Ośrodka. Dzięki Rancho zdobywałem kolejne stopnie żeglarskie i instruktorskie. Pełniłem
w nim funkcje Bosmana Portu i KWŻ-ta.
Od 1993r. przez dwie kadencje pełniłem funkcję Kierownika Komisji Szkolenia przy WrOZŻ, a przez jedną kadencję
funkcję członka Głównej Komisji Szkolenia. Od 1998 r. do
końca działalności byłem członkiem Centralnej Kapitańskiej
Komisji Egzaminacyjnej. Posiadam najwyższe uprawnienia
żeglarskie i motorowodne. W rejsach żeglarskich przepłynąłem ponad 35000Mm na akwenach Bałtyku, Morza Północnego, Morza Śródziemnego, Pacyfiku i Atlantyku.
11

Podobne dokumenty