Pobierz plik

Transkrypt

Pobierz plik
Podmiotowość
i neoprometeizm.
W sprawie
polityki zagranicznej
Lecha Kaczyńskiego
Bartosz Światłowski
M
omenty kreacyjne w polityce zagranicznej Lecha Kaczyńskiego
pokazały, że Polskę stać na podmiotowość, że przynajmniej w wymiarze
zagranicznym można przekroczyć coś, co
określano mianem imposybilizmu państwa
polskiego. Szczyty energetyczne i wojna
w Gruzji pokazały, że wizja Polski jako lidera regionu, jako kraju tworzącego rzeczywistość międzynarodową i wygrywającego geopolitykę na własną korzyść, nie jest
ideologiczną mrzonką. Kaczyński dał jasny
sygnał, że jakościowa zmiana miejsca Polski na świecie jest nie tylko pożądana, lecz
także możliwa tu i teraz, w dodatku na podstawie racjonalnych i pragmatycznych warunków polityki energetycznej. Ci, którzy
widzieli w tym postępowaniu „potrząsanie
szabelką”, zdawali się zapominać, że gra
idzie nie o to, kto zdobędzie więcej prestiżu,
ale o to, kto na lata zapewni sobie bezpieczeństwo i silną pozycję.
Ten realizm „geopolityki rurociągów” nie
mógł być jednak pełny bez neoprometeizmu,
bez szlachetnego i jakże polskiego hasła „za
wolność naszą i waszą”, czyli bez przeko-
280
Pressje 2012, teka 29
nania, że twarda Realpolitik nie unieważnia
ideałów i romantycznych celów. Urzeczywistniało się to zarówno w jednostkowej postawie Lecha Kaczyńskiego na placu przed
gruzińskim parlamentem, jak i w strategicznie wyznaczonym celu przyciągania
Realizm „geopolityki rurociągów” nie mógł być jednak pełny bez neoprometeizmu
państw Wschodu i Kaukazu do zachodnich
struktur. Była to idea, której źródeł można
poszukiwać w polityce Jagiellonów, w prometeizmie II Rzeczpospolitej, przyobleczona w nowoczesną, ekspercką i realistyczną
koncepcję podmiotowego współtworzenia
przez Polskę architektury energetyczno-geopolitycznej.
Odromantycznienie mesjanizmu
„To jest tak: mocna pozycja na Wschodzie to mocniejsza pozycja w Unii, a to
z kolei, wraz z dobrymi stosunkami z USA,
mocniejsza pozycja wobec Rosji” (Warzecha
2010: 242). Fundamentem polityki zagranicznej Lecha Kaczyńskiego była polityka
wschodnia. Prezydent, pochodzący z inteligenckiego Żoliborza, przesiąknięty historią
powstania warszawskiego, zafascynowany
dziejami Rzeczypospolitej Obojga Narodów,
podkreślający autorytet marszałka Piłsudskiego i czerpiący od niego idee bliskiego
sojuszu z Ukrainą, akcentujący potrzebę
dopasowania koncepcji polityki wschodniej
Giedroycia i Mieroszewskiego do współczesnych realiów, zdawał sobie sprawę z faktu,
że osiągniecie statusu podmiotu w relacjach
z Unią i jej największymi państwami wymaga zbudowania szerokiej koalicji państw Europy Środkowowschodniej. Jednak realizm
polityki Kaczyńskiego nie pozwalał mu tylko
na powielanie romantycznych idei, które nie
miałyby żadnego realnego, twardego oparcia w rzeczywistości geopolitycznej XXI wieku. Furtką, przez którą prezydent Kaczyński
mógł wprowadzić ideę wschodnią na arenę
twardej, bezwzględnej gry o bezpieczeństwo i pozycję w Europie, była polityka energetyczna.
Kaczyński bardzo dobrze uświadamiał
sobie konieczność „odromantycznienia”
polityki wschodniej, która dotychczas kojarzona była z intelektualnie płodnymi, lecz
idealistycznymi, czy wręcz utopijnymi projektami prometeizmu. Co istotne, Kaczyński nie odżegnywał się od idealistycznego
wymiaru tej koncepcji, gdyż cele polityki
wschodniej Polski musiały być niejako z natury rzeczy ambitne, musiały wykraczać
poza to, do czego dzieje Europy ostatnich
wieków przyzwyczaiły państwa tego regionu – do roli przedmiotu w rozgrywkach
wielkich imperiów. Prometeizm II Rzeczypospolitej z jego głównym ideowym założeniem znajdującym ujście w haśle w „walki
za wolność waszą i naszą” nie był koncepcją zastygłą i niepodlegającą ewolucji (Libera 2010: 89−93). Co istotne, choć opierał
się on na szlachetnych ideach, o niekiedy
mesjanistycznym zabarwieniu, postulował
użycie konkretnych, realistycznych instrumentów (tamże: 90). Świadomość twórców
ruchu prometejskiego, że bez pewnej dozy
politycznego wyrachowania, kalkulacji interesów, a przede wszystkim nadrzędności
idei wspólnoty interesów, niewiele można
zdziałać, przeważała nad mitologicznym
aspektem „poświęcenia się dla ludzkości”.
Wszak każda państwowa koncepcja polityki zagranicznej, niezależnie od tego, na ile
byłaby oddana sprawie uniwersalnych ideałów, zawiera w sobie charakterystyczne
napięcie między partykularyzmem racji stanu a wspólnotowością połączonych interesów. Sztuką jest znalezienie balansu między
tymi dwiema wartościami, który pozwoli na
możliwie jak najskuteczniejsze rezultaty
własnej polityki. Dlatego dziwić może zarzut
Dominika Skorupy (2011), że prometejska
polityka wschodnia II Rzeczpospolitej traktowała niepodległościowe ruchy narodów
ciemiężonych instrumentalnie. Jak wskzywał bowiem Tadeusz Schaetzel (2010: 102),
sojusz „polegać musi na koordynacji, zespoleniu interesów, przy lojalnym uznaniu
i uwzględnieniu interesów strony drugiej”.
Podmiotowość − tak, jak ją rozumiał
Lech Kaczyński − budowana na podstawie
wspólnoty interesów, wynikających z geopolitycznych i energetycznych uwarunkowań, musiała powstać na podstawie pewnej
wspólnej, realistycznej drogi dochodzenia
swoich praw względem silniejszych państw.
Zaznaczyć należy, że prezydencka wizja
miała silny wydźwięk wolnościowy i godnościowy. Kaczyński szeroko rozumiał politykę
zagraniczną, uważając ją za wskaźnik autentycznej niepodległości. Sytuacja państw
Kaukazu czy Ukrainy pozostających pod
ogromną presją Rosji, presją tak polityczną, energetyczną, ekonomiczną, jak i mentalnościową, mogła zostać zmieniona tylko
Podmiotowość i neoprometeizm
281
przez uświadomienie sobie przez ich elity
polityczne nierozerwalnego związku między
niezależnością geopolityczną a prawdziwą
polityczną godnością i wolnością, bez której niepodobna odnieść sukcesu w polityce
międzynarodowej.
Tym wspólnym, realistycznym modus
operandi polityki wschodniej państw Europy Środkowowschodniej, krajów nadbałtyckich i państw Kaukazu stała się polityka
energetyczna. Zatem to, co w koncepcji prometejskiej nosiło silne znamię mitologiczne, w neoprometeizmie Kaczyńskiego jest
już nieomal geopolityczną koniecznością.
Dawna współpraca z przedstawicielami
sąsiedzkich narodów, dzielnie walczących
o niepodległy byt, została zastąpiona chłodną analizą wspólnoty interesów. Bez owego
neoprometejskiego sojuszu szanse ugruntowania podmiotowego statusu państw
Wschodu znacznie maleją.
Sojusz ten zakładał siłą rzeczy nierówność Polski wobec jej sojuszników. Choć to
teza niepopularna i kłócąca się z mitycznym
obrazem Prometeusza, wszelkie dane wskazują na to, że Polska powinna była kiedyś
i powinna dziś odgrywać rolę lidera wśród
państw regionu. Dostrzegali to założyciele
ruchu prometejskiego: „Ten stosunek Polski na Wschodzie do narodów wyzwolonych
i wyzwalających się, narzucający Polsce tak
znamienną rolę dziejową, predestynuje ją
do mocarstwowego stanowiska w znaczeniu jak najbardziej niezaborczym” (Schaetzel 2010: 104).
Podstawy neoprometeizmu
Energetyczny noeprometeizm opierał się
− jak wskazywał Dominik Skorupa (2011) −
na wspólnocie doświadczeń historycznych.
To właśnie wspólna pamięć pozwala dziś
Polakom i Gruzinom na podobne myślenie
geopolityczne i interpretowanie sytuacji
282
Bartosz Światłowski
w kategoriach historycznych analogii. Tę
zasadniczą zgodność historycznej perspektywy, swego rodzaju dziejowej semantyki
w stosunkach z Rosją potwierdzają słowa
Zaura Gasimowa (2010: 85): „Lech Kaczyń-
Wszelkie dane wskazują na to, że
Polska powinna odgrywać rolę
lidera wśród państw regionu
ski był w Azerbejdżanie i Gruzji postrzegany
jako adwokat narodów Europy Wschodniej
– tych narodów, które mają historyczny problem z Rosją. Akceptowany był jako kontynuator tradycji prometeizmu. Ten nurt
w dyskursie intelektualnym obu krajów pozostaje po dziś dzień żywy”. Jest to jeszcze
jedno świadectwo tego, że restauracja prometejskiego myślenia, dokonana przez Lecha Kaczyńskiego, miała podstawę w przeszłości narodów chcących współcześnie
suwerennie realizować swoją politykę.
Kolejną przesłanką geopolityki Lecha
Kaczyńskiego, silnie związaną z ideą prometejską, było uznanie, że to naród jest
podstawową zasadą legitymującą działania rządzących. Dlatego neoimperialne
zakusy Rosjan, dążących do podważenia
terytorialnej integralności Gruzji, czy szerzej – ograniczania pola działania narodom bałtyckim, kaukaskim itd., spotykały
się ze sprzeciwem polskiego prezydenta.
Warto pamiętać, że ideowym inspiratorem
ruchu prometejskiego był książę Adam
Jerzy Czartoryski, który po powstaniu
listopadowym był zwolennikiem rozbicia
imperium rosyjskiego. Formułował on
w następujący sposób zasadę legitymizmu
narodów: „Narodowość jest podstawą niezawisłości; jest najpewniejszym znakiem
prawa, jakie posiada masa ludzka do bycia
traktowaną jako skuteczny członek rodzaju ludzkiego” (Czartoryski 2011: 172; Kornat 2008).
Szczyty energetyczne oraz wspólna wyprawa prezydentów państw regionu podczas wojny w Gruzji, stały się momentami
kreacyjnymi polskiej polityki zagranicznej.
Otóż właśnie w trakcie tych wydarzeń Polska udowodniła, że jest w stanie kreować
sytuację geopolityczną w regionie, że jej
działania wywołują bezpośrednią, pośpieszną reakcję Rosji, że są skuteczne i stwarzają nową jakość geopolityczną, wreszcie,
że mogą bronić niepodległości państw sojuszniczych. To wówczas Rzeczpospolita
po raz pierwszy od 1989 roku zdecydowała
się odegrać rolę pełnoprawnego podmiotu
stosunków międzynarodowych i wyjść poza
zamknięty horyzont spraw wynikających
z członkostwa w organizacjach międzynarodowych. Polska zaczęła przy tym pełnić
funkcję regionalnego lidera, którego inicjatywy zorientowane były na energetyczną
emancypację państw-odbiorców, uniezależnienie krajów tranzytowych oraz ekonomiczną korzyść dostawców energii.
Szczyty energetyczne
Pierwszym przejawem tworzenia przestrzeni interesów energetycznych państw
leżących nad Morzem Bałtyckim, Kaspijskim i Czarnym stał się szczyt energetyczny zorganizowany przez prezydenta Kaczyńskiego w maju 2007 roku w Krakowie.
Gościli na nim przywódcy Ukrainy, Litwy,
Gruzji, Azerbejdżanu oraz przedstawiciel
Kazachstanu. Spotkanie mające głównie polityczne znaczenie, skutkowało powołaniem
międzyrządowej grupy do spraw energetyki
i zapowiedzią stworzenia spółki budującej
dalszą część ropociągu Odessa – Brody –
Płock – Gdańsk. Mimo zapewnień prezydenta Kaczyńskiego o niekonfrontacyjnym
charakterze zjazdu, Moskwa nie pozostała
obojętna wobec tej inicjatywy. Skalę zaniepokojenia strony rosyjskiej poczynaniami
Rzeczpospolitej prezentuje organizowany
z pośpiechem kontrszczyt Władimira Putina,
któremu udało się zatrzymać w Turkmenbaszy prezydenta Nazarbajewa (Kowal 2010).
Jednak obecność na Wawelu sekretarza
stanu w ministerstwie energetyki Kazachstanu oraz jego podpis pod wspólną deklaracją prezydentów wskazywały na szansę
przekonania Kazachów do włączenia się do
projektu.
Rurociąg Odessa – Brody – Płock budził jednak wiele kontrowersji związanych
szczególnie z jego ekonomiczną opłacalnością. Była to jednak cena, jaką należało
zapłacić, pragnąc choć trochę uniezależnić
się energetycznie od rosyjskiego źródła.
Na szczycie akcentowano także znaczenie
budowy gazociągu Nabucco, wspieranego
przez Komisję Europejską, dla energetycznej solidarności UE i większej przejrzystości na rynkach surowców. I choć spotkanie
przywódców nie miało oficjalnego, jednoznacznego poparcia państw UE i USA, prezydent Kaczyński niestrudzenie przekonywał unijnych decydentów: „Plan związany
z ropociągiem Odessa – Brody – Gdańsk
czy z Nabucco to nie są plany, które są dla
poszczególnych państw europejskich. One
w istocie służą całej Europie, całej Unii
Europejskiej i wydaje mi się, że byłoby
bardzo dobrze, żeby Unia Europejska sobie to do końca uświadomiła” (Kaczyński
2009: 17). Te słowa są także dowodem na
to, że − wbrew temu, co sugeruje Dominik Skorupa (2011) − Lech Kaczyński bynajmniej nie uważał, iż państwa powinny
uznawać pewne obszary swojej polityki
za niedostępne dla innych uczestników
systemu. Należy odróżnić uznanie istnienia naturalnej domeny polskiej polityki
zagranicznej, jaką była i nadal pozostaje
polityka wschodnia, od rzekomego uniemożliwiania dostępu innym krajom do tej
domeny. Jak pokazuje powyższy przykład,
Podmiotowość i neoprometeizm
283
było wręcz odwrotnie. Kaczyński dostrzegał konieczność partycypacji państw Zachodu w polskich projektach.
Niestety, idea szczytu spotkała się
z krytyką opozycji jeszcze przed jego rozpoczęciem, uświadamiając prezydentowi
jak bardzo kruchy pozostaje kompromis
Wysoce suwerenna i asertywna
postawa budziła niepokój polityków unijnych
między różnymi środowiskami politycznymi
dotyczący polityki zagranicznej (Majewski,
Reszka 2010: 149, por. jednak Sienkiewicz
2007). I między innymi tu należy poszukiwać
słabości próby wskrzeszenia idei prometejskiej. Lechowi Kaczyńskiemu nie udało się
zbudować trwałego środowiska ideowo-eksperckiego, które wykraczałoby poza krąg
ideologicznych sprzymierzeńców, pozwalając jednocześnie na restaurację idei prometejskiej jako rudymentu polskiej polityki
zagranicznej. Gdyby traktować poważnie
tradycję prometeizmu, od jej wskrzesiciela należałoby wymagać budowania bardzo
szerokiego porozumienia środowisk ideowych, kulturalnych i intelektualnych ze
Wschodu.
Dla wzrostu szans powodzenia koncepcji Kaczyńskiego istotne znaczenie miało
spotkanie w październiku w Wilnie. Był to
kolejny szczyt energetyczny w obecności
tych samych przedstawicieli, co podczas
wcześniejszego zjazdu w Krakowie, dodatkowo z udziałem prezydentów Łotwy,
Rumunii i reprezentantów UE i USA. Najważniejszym rezultatem wspólnych wysiłków było powołanie międzynarodowego
konsorcjum Sarmatia, które do dotychczas
istniejącej umowy Polski i Ukrainy dołączało przedsiębiorstwa litewskie, gruzińskie
i azerskie. Warto podkreślić techniczny,
profesjonalny język, jakim posługiwali się
284
Bartosz Światłowski
przywódcy państw regionu. Szczyty pozbawione były górnolotnych deklaracji czy
wrogiej komukolwiek narracji, będąc
w ogromnej mierze polityczno-eksperckimi spotkaniami, na których żmudnie wypracowywano wspólną strategię rozwoju
przestrzeni energetycznej.
Potwierdzeniem rosnącego zainteresowania także innych członków UE koncepcją Kaczyńskiego stał się kolejny szczyt
energetyczny w maju 2008 roku w Kijowie.
Oprócz stałego składu prezydenckiego
wzięli w nim udział przywódcy Łotwy, Estonii oraz przedstawiciele Kazachstanu,
Słowacji, Bułgarii, USA i UE. Rozważano
wówczas coraz szerszą koncepcję euroazjatyckiego korytarza transportowego,
włączającą w przyszłe plany rafinerie słowackie i czeskie, które wykazywały zainteresowanie importem kaspijskiej ropy
(Szeptycki 2009). Ta wysoce suwerenna
i asertywna postawa środkowowschodnich
członków UE i ich sprzymierzeńców budziła niepokój polityków unijnych. Komisja Europejska dostrzegając niebezpieczeństwo
w ukraińskim postulacie stworzenia nowej
organizacji zajmującej się realizacją prezydenckich pomysłów, źle oceniła spotkanie
głów państw Wschodu, uznając ich pomysły za zagrażające spoistości UE. Ocena
taka wydaje się jednak kuriozalna, gdyż zarówno potencjał energetyczny tych państw
oraz podkreślanie woli współpracy z UE
i realizacji również jej projektów (Nabucco)
wykluczały stworzenie konkurencyjnej wobec UE instytucji.
Wyprawa gruzińska
Bilans wdrażania idei Kaczyńskiego jest
mimo wszystko pozytywny. Sukcesem zakończyły się zabiegi o uzyskanie poparcia
UE, udało się zapewnić przychylność Azerbejdżanu, Ukraina wyrastała na najbardziej
zaangażowanego sojusznika, a całe przedsięwzięcie wywoływało coraz większe zainteresowanie wśród państw regionu. Co
więcej, koncepcja ta miała charakter długofalowy i strategiczny, nie ograniczając się
do krótkiego okresu czy zamkniętej grupy
państw. Prezydent Kaczyński wykazywał
głębokie i przenikliwe zrozumienie dla niezbędności użycia realnych przynęt, którymi
trzeba było zwabiać inne państwa regionu
do współpracy. To realistyczne podejście
łączył jednak z podstawową kwestią zwiększania bezpieczeństwa energetycznego
Polski oraz, co niemniej istotne, z neoprometejskim przesłaniem odcinania państw
WNP od wpływów neoimperialnej Rosji.
Swoistym testem sojuszniczej lojalności
miała się okazać wojna w Gruzji, podczas
której prezydent Kaczyński postanowił wykorzystać cierpliwie przez siebie budowany
alians państw regionu.
Już po rozpoczęciu działań zbrojnych
w Gruzji ujawniła się fundamentalna rozbieżność w pomysłach na rozwiązanie
konfliktu między Kancelarią Premiera
a ośrodkiem prezydenckim. Mimo początkowo wspólnego potępienia rosyjskich bombardowań, rząd prezentował europejską
ścieżkę zażegnania sporu zgodnie z przekonaniem premiera Tuska, że „to, co leży
w interesie rządu, to aktywne współtworzenie przez Polskę głównego nurtu zdarzeń
europejskich” (Kulesa 2010). W taktyce tej
mieściło się silne poparcie dla mandatu UE
na rozejmowe negocjacje z Rosją. Premier
bez ustanku podkreślał, że to UE powinna
doprowadzić do wstrzymania ognia, a później moderowania pokojowych ustaleń.
Zdecydowanie inną wizję miał Lech Kaczyński. Jego zdaniem najistotniejszą kwestię stanowiło zachowanie integralności
terytorialnej oraz niepodległości Gruzji. To
temu miała służyć deklaracja przywódców
Polski, Litwy, Łotwy i Estonii potępiająca im-
perialną politykę Kremla i wzywającą NATO
i UE do podjęcie zdecydowanych działań.
Kulminacyjnym momentem wydarzeń była
decyzja prezydenta Kaczyńskiego o wspólnym wyjeździe głów państw sąsiadujących
z Rosją do Tbilisi. Do tego pomysłu udało się
namówić starych, sprawdzonych sojuszników zza wschodniej granicy, a zatem prezydentów Juszczenkę, Adamkusa oraz przywódców Łotwy Ivarsa Godmanisa i Estonii
Toomasa Hendrika Ilvesa. Miarą trafności
diagnozy, słuszności wyboru koncepcji polityki zagranicznej i przydatności wytrwale budowanych sieci kontaktów, stała się
szybkość interwencji przywódców regionu.
Wsparcie okazał także prezydent Alijew,
udostępniając karawan samochodów niezbędny do przewozu oficjeli z Azerbejdżanu do Gruzji. Była to chwila kluczowa dla
niepodległości całej Gruzji. Zbliżające się
do Tbilisi wojska rosyjskie na wieść o obecności w stolicy głów państw członkowskich
NATO i UE musiały wstrzymać ofensywę.
Akcja prezydenta Kaczyńskiego pokazywała skuteczność realistycznego mechanizmu stosunków międzynarodowych,
jakim było zebranie koalicji mniejszych
państw neutralizujących działania potężniejszego przeciwnika. W przeszłości
ruch prometejski budował nić powiązań,
wspierając środowiska narodowowyzwoleńcze, dziś neoprometeizm polskiego
prezydenta zainspirował przywódców
tych państw do obrony niepodległości narodu gruzińskiego. Przed budynkiem gruzińskiego parlamentu prezydent wygłosił
przemówienie, jakże różne w swej wolnościowej wymowie od deklaracji premiera:
„Jesteśmy tu po to, by walczyć. Po raz
pierwszy od dłuższego czasu nasi sąsiedzi
pokazali twarz, którą znamy od setek lat.
Ci sąsiedzi uważają, że narody wokół nich
powinny im podlegać. My mówimy nie!”
(Kaczyński 2010: 84). Jednak warunki
Podmiotowość i neoprometeizm
285
rozejmu były ustalane przez prezydenta Medwiediewa i Nicolasa Sarkozy’ego,
który przewodził ówcześnie całej Unii.
Niestety, plan obu przywódców potwierdzał obawy Kaczyńskiego co do miękkiej
postawy UE i faktycznego podziału terytorium Gruzji.
Zdecydowana reakcja prezydenta Lecha
Kaczyńskiego była świadectwem geniuszu politycznego, wyśmienitego wyczucia
sytuacji, pozwalającego na podjęcie właściwych decyzji. Mimo wielu personalnych
błędów, negocjacyjnych lapsusów, nerwowych reakcji czy wspomnianej niezdolności zbudowania wewnątrz kraju obozu
poparcia dla swoich koncepcji wschodnich,
gruzińska wyprawa Kaczyńskiego zasługuje na najwyższe uznanie, gdyż zdradza jego
nieprzeciętną intuicję geopolityczną. Zakończeniem wschodniego wymiaru polityki
Kaczyńskiego niech będą słowa jego wielkiego antagonisty, Adama Michnika, który
w taki sposób ocenił zachowanie prezydenta podczas wojny gruzińskiej: „Niesłychanie wysoko oceniam podróż prezydenta
Lecha Kaczyńskiego do Tbilisi. Pierwszy
raz poczułem się dumny z tego, że prezydent mojego państwa w tak godny sposób,
a zarazem tak zgodny z polskim i moim
wyobrażeniem etosu wolności, honoru,
tradycji historycznej i rozumu politycznego
dał temu wyraz w Gruzji. Kaczyński zrobił
maksimum tego, co mógł w tym momencie
zrobić. Była to sytuacja nadzwyczajna, bo
bombardowano gruzińskie miasta. W takiej
sytuacji należy szukać nadzwyczajnych odpowiedzi. I Kaczyński ją znalazł” (Michnik
2008).
Kto poniósł porażkę?
Jeszcze co najmniej w jednym punkcie dostrzec można zbieżność rachub
i przemyśleń międzywojennych promete-
286
Bartosz Światłowski
istów z wizją prezydenta Kaczyńskiego. Ci
pierwsi twierdzili, że proces wyzwalania
narodów ciemiężonych przez wschodnie
imperium jest nieunikniony i w krótszej
czy dłuższej perspektywie nowe państwa
w końcu powstaną. Podobnie Lech Kaczyński uważał, że napięcia między starym Wielkim Bratem a państwami Kau-
Gruzińska wyprawa Kaczyńskiego zasługuje na najwyższe uznanie
kazu i Ukrainą będą się stale zwiększać.
Stąd tak istotne dla wszystkich (także dla
Europy!) było i jest zachęcanie i przyciąganie potencjalnych sojuszników. Jednak
koncepcja Kaczyńskiego brała początek
z prostej konstatacji, że bez rzeczywistej
niepodległości i suwerenności wschodnich sąsiadów Rzeczpospolitej niepodobna myśleć o jakiejkolwiek sprawczej roli
Polski w stosunkach międzynarodowych.
Jak zauważył jeden z twórców prometeizmu Tadeusz Hołówko, „Jeśli Polska zostanie osamotniona, jeśli inne państwa
powstałe na gruzach Rosji nie zdołają się
utrzymać, smutna czeka ją przyszłość”
(cyt. za: Kornat 2008: 86).
Na końcu warto się odnieść do jeszcze
jednego zarzutu wobec nieskuteczności
polityki zagranicznej śp. prezydenta. Często wskazuje się na brak realnych rezultatów w sprawie mniejszości polskiej na
Litwie, zaznacza się fiasko prowadzonej
przez prezydenta polityki historycznej czy
wskazuje na niski poziom współpracy gospodarczej. Nie lekceważąc tych istotnych
zagadnień, trzeba jednak zaznaczyć, że nie
tędy prowadzi droga, jaką wyznaczyć chciał
Kaczyński Polsce i państwom regionu.
Nieprzyjęcie do NATO Gruzji i Ukrainy nie
było porażką Lecha Kaczyńskiego – było
klęską Niemiec i Francji. Brak zadowala-
jącego rozstrzygnięcia kwestii mniejszości
Polaków na Litwie nie zależy i nie będzie
nigdy zależał od dobrej atmosfery i przyjaźni między politykami. Bez świadomości
elit państw Wschodu, że wspólne interesy
ułatwiają nie tylko taktyczne alianse, ale
są najlepszą podstawą trwałego sojuszu,
dążącego do budowy jakościowo zasadniczo odmiennej przestrzeni geopolityczno-energetycznej, że bez wspólnych przedsię-
wzięć nie sposób osiągnąć celów znacznie
bardziej ambitnych niż względna trwałość
dostaw gazu, wszelkie próby obrony faktycznej niezawisłości państw bałtyckich,
Kaukazu i Ukrainy w dłuższej perspektywie
pozostaną nieskuteczne. Kluczem do powodzenia takiej koncepcji nie są ustępstwa
w spornych kwestiach, ale przede wszystkim
przeorientowanie wektorów polityki w Wilnie, Rydze, Tallinie i kilku innych stolicach.
Co dalej?
Ten tekst to komentarz do bloku poświęconego prometeizmowi Lecha Kaczyńskiego
w „Pressjach” o Polsce ejdetycznej. W kolejnej tece cała masa polemik z naszym mejsanizmem. Ma być Łukasz Kobeszko, Dawid
Wildstein, Przemek Piętak i Piotr Popiołek.
Polska
ejdetyczna,
„Pressje” 2010, teka
22–23, s. 384, oprawa
miękka, cena 25,00 zł,
przesyłka za darmo
287

Podobne dokumenty