plik PDF - Azja

Transkrypt

plik PDF - Azja
TOWARZYSTWO AZJI I PACYFIKU
A Z J A - PACYFIK
ROCZNIK
T O M 8 ( 2005)
RADA PROGRAMOWA
Waldemar J. Dziak, Krzysztof Gawlikowski, Władysław Góralski, Sławoj Szynkiewicz,
Stanisław Zapaśnik
REDAKCJA NAUKOWA
Adam W. Jelonek, Małgorzata Ławacz
Redakcja
Filip Kubicz-Andryszak
© Copyright by Wydawnictwo Adam Marszałek
© Copyright by Towarzystwo Azji i Pacyfiku
Toruń, Warszawa 2005
ISSN 1643-692X
ISBN 83-7441-075-2
ADRES REDAKCJI
TOWARZYSTWO AZJI I PACYFIKU
ul. Lubicka 44, 87-100 Toruń, fax. 566485070
Prenumeratę prowadzi Towarzystwo Azji i Pacyfiku. Zamówienia prosimy kierować na adres
Redakcji. Prenumeratorzy otrzymują zniżkę 10% ceny katalogowej.
Prenumerata zagraniczna wyższa o 100% plus koszty przesyłki.
Wpłaty prosimy kierować na konto Towarzystwa:
KBSA O. w Toruniu 16 1500 1751 1217 5001 3215 0000
The cost of annual subscription (one issue) is US $23.00, including postage. Payments should
be sent to Asia-Pacific Society: Towarzystwo Azji i Pacyfiku, account:
KBSA O. w Toruniu 16 1500 1751 1217 5001 3215 0000
WYDAWNICTWO ADAM MARSZAŁEK, 87-100 Toruń, ul. Lubicka 44
tel./fax (0-56) 648-50-70, (0-56) 660-81-60, e-mail: [email protected]
DRUKARNIA nr 2, ul. Warszawska 52, 87-148 Łysomice, tel. (0-56) 659-98-96
3
Azja–Pacyfik
TREŚĆ ZESZYTU
Od redakcji ............................................................................................................ 7
HISTORIA
J. Rowiński,
J. Szczudlik
J. Kolmaš
Z historii kontaktów polsko-chińskich (do 1945 roku) .... 9
Akomodacja – poprzedniczka aggiornamento?
(Na przykładzie misji katolickich w Chinach
w XVI–XVIII w.) ............................................................ 43
SPOŁECZEŃSTWO
M. Pietrasiak
K. Pawlak
M. Lipska
Reformy oświatowe w Wietnamie.
Zarys uwarunkowań ........................................................ 52
System wartości na Tajwanie. Jaka „tradycja”?
Jaka „nowoczesność”? .................................................... 64
Japoński styl negocjacyjny .................................................90
POLITYKA
C. Earl, A. Fforde
Spice is nice. Australia and Asia – changing attitudes,
changing practices......................................................... 104
K. Grzybowski
Filipiny – zarys historii najstarszej demokracji w Azji ... 126
A. Zamaraeva
Interesy Chin w Azji Centralnej.................................... 143
A. P. Olechowski
Kolej do Tybetu – szansa czy zagrożenie?.................... 161
K. Kubicz-Andryszak Modyfikacja stanowiska Chin wobec problemu
globalizacji .................................................................... 166
ROZMOWA
R. Zalski
Rozmowa z Chien Fu, byłym sekretarzem Czang
Kaj-szeka, politykiem, dyplomatą, członkiem
rządu Tajwanu ............................................................... 172
WSPOMNIENIE
E. Pałasz-Rutkowska Profesor Wiesław Kotański (1915–2005) – wybitny
uczony, japonista, wychowawca pokoleń ..................... 188
4
Azja–Pacyfik
MATERIAŁY, INFORMACJE
B. Zakrzewski
K. Lewandowska
M. Ławacz
Pasje profesora Kolmaša ............................................... 195
Chińczycy w kosmosie ................................................. 197
Stosunki Polski z krajami Azji i Pacyfiku
(grudzień 2004–listopad 2005) ..................................... 205
RECENZJE I OMÓWIENIA
K. Gawlikowski
B. Góralczyk
J. Szczudlik
J. Rowiński
R. Zalski
K. Kubicz-Andryszak
Personalny wymiar dyplomacji chińskiej ..................... 208
Chiny – rosnące supermocarstwo ................................. 212
Świadkowie historii ...................................................... 219
Polacy w Chinach ......................................................... 225
Chiang Ching-kuo – syn generalissimusa ..................... 230
Świat według Mao Zedonga ......................................... 234
Nasi autorzy ...................................................................................................... 237
Abstracts – streszczenia .................................................................................... 242
Azja–Pacyfik
5
CONTENTS
From the Editors ................................................................................................... 7
HISTORY
J. Rowiński,
J. Szczudlik
J. Kolmaš
From the history of Polish-Chinese relations
(until 1945) ....................................................................... 9
Accomodation – the predecessor of aggiornamento?
(The example of catholic missions in China in 16th
and 17th century) ............................................................. 43
SOCIETY
M. Pietrasiak
K. Pawlak
M. Lipska
The educational reforms in Vietnam. Some conditions .... 52
The values system in Taiwan. What about „traditions”?
What about „modernity”? ............................................... 64
The Japanese way of negotiations ......................................90
POLITICS
C. Earl, A. Fforde
Spice is nice. Australia and Asia – changing attitudes,
changing practices......................................................... 104
K. Grzybowski
The Philippines – an outline of the history
of the oldest democracy in Asia .................................... 126
A. Zamaraeva
Chinese interests in Central Asia .................................. 143
A. P. Olechowski
Railway to Tybet – an opportunity or a threat?............. 161
K. Kubicz-Andryszak Modification of China’s stance on globalization .......... 166
INTERVIEW
R. Zalski
Interview with Mr. Chien Fu, the former secretary
of Chiang Kai-shek, politician and member
of the Taiwanese government ....................................... 172
IN MEMORIAL
E. Pałasz-Rutkowska Professor Wiesław Kotański (1915–2005)
– distinguish scholar in the Japanese Studies,
educator of generations ................................................ 188
6
Azja–Pacyfik
MATERIALS, INFORMATION
B. Zakrzewski
K. Lewandowska
M. Ławacz
Passions of Professor Kolmaš ....................................... 195
Chinese in the space ...................................................... 197
Relations of Poland with the countries of Asia Pacific
region (December 2004 – November 2005) ................. 205
BOOK REVIEWS
K. Gawlikowski
B. Góralczyk
J. Szczudlik
J. Rowiński
R. Zalski
K. Kubicz-Andryszak
Personal dimension of the Chinese diplomacy ............ 208
China – the rising superpower ....................................... 212
The witnesses of history ............................................... 219
The Poles in China ........................................................ 225
Chiang Ching-kuo – the son of generalissimus ............ 230
The World according to MaoZedong ............................ 234
Our authors........................................................................................................ 237
Abstracts ........................................................................................................... 242
Azja-Pacyfik 2005, nr 8/2005
Od redakcji
Drodzy czytelnicy!
Oddajemy w wasze ręce kolejny numer rocznika „Azja–Pacyfik”. Sam ten fakt – przy
ogólnej mizerii nakładów na naukę – wydaje się powodem do dumy. Chcielibyśmy
w pierwszych słowach podziękować naszym wiernym czytelnikom za udzielane
nam wielokrotnie wsparcie, jak również cenne uwagi i komentarze, dzięki którym
udaje się nam nie tylko przetrwać, ale również, choć stopniowo, doskonalić wartość
merytoryczną pisma.
W numerze bieżącym zastosowaliśmy bardziej sformalizowane procedury
recenzyjne przyjmowanych do druku artykułów, co związane jest z naszymi
staraniami o umieszczenie rocznika na wąskiej liście Komitetu Badań Naukowych,
obejmującej czasopisma reprezentujące najwyższy standard naukowy. Nadal
staramy się zachować możliwie najwyższe standardy edytorskie, jak również
rozsądne proporcje w strukturze numeru. Choć, jak dawniej, „Azja–Pacyfik”
staje się przede wszystkim forum dla znanych i uznanych krajowych badaczy
i ekspertów problematyki dalekowschodniej, na łamy naszego rocznika zapraszamy
przedstawicieli zagranicznych ośrodków naukowych, a także młodych adeptów
nauki.
Choć inicjatywa powstania naszego rocznika przed niemal dziewięciu
laty związana była głównie ze środowiskiem polskiego Towarzystwa
Azji i Pacyfiku oraz Centrum Studiów Azji Wschodniej Instytutu Studiów
Politycznych Polskiej Akademii Nauk, od tej pory udało nam się pozyskać
licznych stałych współpracowników z innych ośrodków naukowo-badawczych. Chcielibyśmy kontynuować taką politykę. Liczymy, że czasopismo
nasze stanie się ponadśrodowiskową płaszczyzną prezentacji wyników badań
dla wszystkich oddanych idei zgłębiania i upowszechniania wiedzy na temat
społeczeństwa, polityki i gospodarki Azji Wschodniej.
Redakcja
8
Od Redakcji
Na naszej okładce
Współczesny chiński „obrazek noworoczny” (nian hua) nawiązujący do tradycyjnych wzorów. Obrazki takie, sporządzane techniką wielobarwnego drzeworytu, służyły w dawnych
Chinach ozdabianiu domu na Nowy Rok. Owieczki (xiao yang) symbolizują odradzający się pierwiastek Yang, siły życiowe nadchodzącej wiosny. Hieroglif czytany feng – znaczy „ładny” i jest jednym z „pomyślnych” sinogramów. Małe dzieci symbolizują liczne
potomstwo – gwarantujące szczęście rodzinne. Tu widać tradycyjnie ostrzyżonego chłopczyka (z trzema kosmykami włosów – liczba Yang) i dziewczynkę (z dwoma kosmykami
– liczba Yin). Ryba, nazywana yu – jest homofoniczna z innym hieroglifem oznaczającym
„ponad”, „zbyt…”, „obfitość”, a w rezultacie symbolizuje „zbytek”, „obfitość wszystkiego”; jeszcze bardziej pomyślna jest para ryb – symbol harmonii i przyjemności małżeńskich. Złota ryba symbolizuje jeszcze „złoto”, czyli „bogactwo”. Lotos (czytany lian albo
he) – znowu przez odwołania do innych hieroglifów, ale o podobnej wymowie – może
oznaczać „przez wiele lat”, „połączenie” albo „harmonię”, ale chłopiec trzymający liść
z pąkiem i rybę znaczy „oby przez wiele lat (lian) panował w domu zbytek (yu)”. Obrazek taki w magiczny sposób miał zapewniać rodzinie spełnienie tych wszystkich życzeń,
a zarazem ubarwiał mieszkanie.
K. Gawlikowski
Redakcja składa serdeczne podziękowania panu Łukaszowi Harasimowiczowi ze Szkoły
Wyższej Psychologii Społecznej w Warszawie za przygotowanie ilustracji do druku
Azja-Pacyfik 2005, nr 8/2005
HISTORIA
Jan Rowiński, Justyna Szczudlik
Z HISTORII KONTAKTÓW POLSKO-CHIŃSKICH
(DO 1945 ROKU)1
Po raz pierwszy Polska nawiązała oficjalne stosunki dyplomatyczne z Chinami na przełomie lat 20. i 30. XX w. Ustanowienie przedstawicielstw na szczeblu
poselstw miało miejsce w 1933 r.2 To, iż nastąpiło to dopiero po I wojnie światowej, ma związek z ponad 120-letnim okresem utraty przez Rzeczpospolitą państwowości, a po jej odzyskaniu w 1918 r. koniecznością budowania od postaw polskiej służby zagranicznej, tworzenia za granicą sieci placówek dyplomatycznych.
Stosunki z Chinami nie należały do priorytetów odrodzonego państwa. Co się tyczy Chin, to nie służyła temu niestabilna sytuacja w tym kraju i niekończące się
walki klik militarystycznych; dopiero proces stopniowego jednoczenia kraju pod
egidą rządu narodowego Republiki Chińskiej od połowy lat 20. stworzył warunki do podjęcia tego kroku.
Warto jednak wspomnieć, iż polski obóz niepodległościowy, skupiony wokół
Józefa Piłsudskiego, jeszcze przed I wojną światową szukał sojuszników do walki
z carską Rosją także w Chinach, nawiązując kontakty z kołami republikańskimi.
Profesor Roman Sławiński odwołuje się do korespondencji pomiędzy sekretarzem
Komisji Skonfederowanych Stronnictw Niepodległościowych Jodko-Narkiewiczem
a W. C. Chenem, sekretarzem pierwszego prezydenta Republiki Chińskiej dr Sun
1
W tekście artykułu, dla zapisu nazw i terminów chińskich stosujemy przyjętą oficjalnie w Chinach transkrypcję pinyin, zgodnie z postanowieniami III Konferencji ONZ w sprawie Standaryzacji
Nazw Geograficznych (Ateny, 1977 r.), które Polska zaaprobowała w 1981 r. Z transkrypcji pinyin
rezygnujemy w przypadkach nazw geograficznych oraz imion własnych, których zapis upowszechnił
się w języku polskim przed wprowadzeniem pinyin`u (np. Pekin, a nie Beijing, Kanton – nie Guangzhou, Nankin – nie Nanjing, Sun Jat-sen – nie Sun Zhongshan, Czang Kai-szek – nie Jiang Jieshi).
W cytatach stosujemy transkrypcje używane przez autorów przytaczanych opracowań.
2
Historia dyplomacji polskiej, red. P. Łossowski, Warszawa 1995, t. IV, s. 76 i 432.
10
Z historii kontaktów polsko-chińskich…
Jat-sena. W swej odpowiedzi z 13 marca 1913 r., skierowanej do redakcji socjalistycznego pisma „Przedświt”, Chen pisze w imieniu Suna o głębokim zainteresowaniu i sympatii wobec polskiego ruchu niepodległościowego, sugerując rozważenie wspólnych wysiłków, także z udziałem rosyjskich sił rewolucyjnych w celu
podjęcia walki o wolność i obalenie rządów tyranii w tym kraju3.
Późne nawiązanie oficjalnych stosunków z Chinami nie oznaczało całkowitego braku kontaktów między Chińczykami a Polakami w czasach I Rzeczpospolitej
i Cesarstwa Chińskiego, a potem – II RP i Republiki Chińskiej. Pierwsze kontakty
pomiędzy przedstawicielami obu narodów (nie państw) datują się już od połowy
XIII w. Rozwijały się one przez wieki z różną intensywnością. Prawdziwy przełom w stosunkach polsko-chińskich – z oczywistych powodów politycznych – nastąpił po proklamowaniu Chińskiej Republiki Ludowej w 1949 r.
Celem naszego szkicu jest przedstawienie ogólnego zarysu kontaktów polsko-chińskich od ich początków aż do zakończenia II wojny światowej. Siłą rzeczy
musi to być zarys pobieżny, tylko w niewielkim stopniu odnoszący się do kontaktów oficjalnych, gdyż te – niezbyt ożywione – datują się od przełomu lat 20.
i 30. XX w. Wprawdzie w annałach polskiej dyplomacji wspomina się o staraniach
króla Jana III Sobieskiego o nawiązanie kontaktów dyplomatycznych z Niebiańskim Cesarstwem Pekinem, czego dowodem jest list polskiego władcy do cesarza Kangxi (1662–1722); pozostał on jednak bez odpowiedzi, gdyż jego adresat
zmarł, zanim posłanie zdążyło do niego dotrzeć4. Nie brak i innych symptomów
zainteresowania Jana III Sobieskiego Chinami. Istnieją np. wzmianki o tym, że
miał on podarować chińskiemu monarsze swój portret, chociaż nie jest do końca jasne, jaką drogą miał on dotrzeć do Pałacu Cesarskiego w Pekinie. Prawdopodobnie król Polski otrzymał od chińskiego władcy pisemne podziękowanie,
nie zachowało się ono jednak5. Wiadomo też, że przynajmniej od 1685 r. zaufany
doradca cesarza Kangxi, wybitny flamandzki franciszkanin Ferdynand Verbiest
(1623–1688) korespondował z polskim królem. Z korespondencji tej zachował
się, niestety, tylko jeden list6. I chociaż ostatecznie nie udało się Sobieskiemu
nawiązać oficjalnych stosunków z Chinami, działania naszego władcy świadczą
o zainteresowaniu Królestwa Polskiego Chinami i ich kulturą, czego dowodzą
m.in. chińskie akcenty w pałacu w Wilanowie. Przypomnijmy również, że w bibliotece królewskiej kierowanej przez jezuitę Adama Kochańskiego znajdowała
się oryginalna mapa Chin, analogiczna do pierwszej opublikowanej w Europie
R. Sławiński, Historia Chin i Tybetu, Warszawa 2002, s. 160–61.
L. Cyrzyk, Polsko-chińskie kontakty w ciągu dziejów, „Przegląd Orientalistyczny” 1989,
nr 1–2, s. 9.
5
Chiny w oczach Polaków, red. J. Włodarski, Gdańsk 2001, s. 44–45.
6
S. Bednarski, Chiński list Króla Jana III, „Przegląd Powszechny” 1933, nr 12.
3
4
Jan Rowiński, Justyna Szczudlik
11
przez Samuela Purchasa na początku XVII w.7 Wiadomo także, iż posłańcy królewscy negocjowali w Moskwie uzyskanie prawa przejazdu polskich misjonarzy
do Chin drogą lądową przez Syberię.
Pisząc o wzajemnych kontaktach niezbędnym wydaje się zwrócenie uwagi na
pewną umowność, szczególnie jeśli chodzi o podróże Polaków do Chin. Mamy tu
na myśli częstą zmianę granic Cesarstwa Chińskiego oraz specyficzną politykę zagraniczną Chin, opartą na dyplomacji trybutarnej. Powstają zatem niekiedy wątpliwości, czy tereny, do których dotarli polscy podróżnicy, należy uznać za obszary
będące wówczas w granicach Cesarstwa Chińskiego (a więc bezspornie chińskie),
czy też jako formalnie znajdujące się poza domeną chińską, chociaż pozostającą
„w wielkim cieniu Państwa Środka”. Tak rysuje się np. sprawa podróży pierwszego polskiego misjonarza Benedykta Polaka (ok.1200–ok.1280) do władców mongolskich – choć w 1246 r. nie byli oni jeszcze władcami Chin, lecz nastąpiło to
wkrótce i dziś obszary te wchodzą w skład terytorium Chin.
Śledząc stosunki polsko-chińskie praktycznie aż do XX w., należy zwrócić
uwagę na swoistą jednostronność tych kontaktów, wyrażającą się w podróżach
Polaków do Chin i niemal całkowitym braku informacji o Chińczykach podróżujących po ziemiach Królestwa Polskiego. Prawdopodobnie takich podróżników
nie było z uwagi na stopień zamknięcia oraz autarkię Cesarstwa oraz uznanie ludów spoza domeny chińskiej za „barbarzyńców”, żyjących poza „kopułą nieba”
(tian xia). Jest to temat, który powinni podjąć chińscy badacze, gdyż istotnie jest
to nadal terra incognita.
Przy próbie dokonania periodyzacji kontaktów polsko-chińskich od ich początków do nawiązania stosunków dyplomatycznych oraz kategoryzacji Polaków podróżujących do Chin, właściwym wydaje się wyróżnienie następujących
okresów:
1. XIII–XVII w., czas podróży do Chin polskich misjonarzy, wśród których
najważniejszą postacią jest Michał Boym.
2. XVII–XIX w., czas polskich podróżników, udających się do Chin w celach
poznawczych oraz uciekinierów z rosyjskiej niewoli.
3. przełom XIX i XX w., okres najważniejszy, obejmujący powstanie oraz działalność kolonii polskiej w chińskiej Mandżurii w czasach budowy i funkcjonowania rosyjskiej Kolei Wschodniochińskiej.
Osobny temat to relacje wzajemne II Rzeczpospolitej i Republiki Chińskiej
w okresie międzywojennym oraz w czasie II wojny światowej na tle burzliwych
losów obu państw.
7
Szerzej por. E. Kajdański, Długi cień wielkiego muru. Jak Polacy odkrywali Chiny, Warszawa 2005, s. 149.
12
Z historii kontaktów polsko-chińskich…
Polscy misjonarze w Chinach
Pierwsze kontakty Europejczyków, w tym także Polaków, z Chinami miały
związek z wyprawami misyjnymi, które prowadziła Stolica Apostolska. Obszar
Azji o zupełnie odmiennej kulturze i tradycji duchowej stanowił wyzwanie i szansę dla misji ewangelizacyjnej Kościoła w Europie. Zdecydowany prymat w ewangelizacji Chin wiedli misjonarze jezuiccy, chociaż przed nimi dotarli do Państwa
Środka franciszkanie i dominikanie. Pierwsze podróże polskich misjonarzy przypadają na wiek XVI, kiedy to Portugalia – dzięki założeniu Makau i ustanowieniu
zasady padroado pomiędzy Lizboną a Watykanem – była swoistym monopolistą
w handlu oraz procesie ewangelizacyjnym Cesarstwa Chińskiego8.
Pierwszym Polakiem, który udał się do Chin, był franciszkanin Benedykt Polak z Wrocławia9. Wyprawa Benedykta Polaka jako członka poselstwa papieża Innocentego IV (na jej czele stał Giovanni Da Pian del Caprini (ok. 1180–1252) nie
miała charakteru misyjnego, a jedynie cel polityczno-obronny – zapobieżenie dalszym najazdom mongolskim (tatarskim) na Europę. Papież chciał porozumieć się
z władcą Mongołów, a przy okazji rozeznać się w zwyczajach i wierzeniach azjatyckich ludów. Poselstwo dotarło do Mongolii w 1246 r., 30 lat przed Marco Polo;
podróż ta opisana jest w dziele Historia Mongolarum10.
Niektórzy autorzy – jak już wspomniano – zwracają uwagę, że Benedykt Polak dotarł do Mongolii, a nie do Chin11. Obszary ówczesnej Mongolii to dawna
Dżungaria stanowiącą część dzisiejszego Xingjiangu – rejonu autonomicznego
wchodzącego obecnie w skład ChRL. Leszek Cyrzyk ma rację podkreślając, że
„wprawdzie podróżnicy dotarli tylko do Karakorum, ówczesnej stolicy wielkiego
imperium mongolskiego, ale zetknęli się tam bezpośrednio z Chińczykami przebywającymi na dworze Gujuka”12. W 1246 r., kiedy poselstwo papieskie dotarło do Mongolii, w Chinach panowała chińska dynastia Song (960–1279). Z racji
sąsiedztwa plemion mongolskich z Chinami, późniejszym podbojem Chin przez
mongolskich chanów i ustanowieniu mongolskiej dynastii Yuan (1279–1368) oraz
8
Szerzej na ten temat por. J. Rowiński, Chiny a Stolica Apostolska, Warszawa 1991; E. R. Les,
Jesuites en China 1552-1773, Paris 1996; F. Stockwell, Religion in China Today, Beijing 1996;
E. J. Malastesta, The Society of Jesus and China. A Historical–Theological Essay, „Discovery: Jesuit International Ministries” 1997, nr 7.
9
W Muzeum Azji i Pacyfiku w Warszawie w marcu 2005 r. eksponowano wystawę „Wyprawa
śladami Benedykta Polaka”. Była to relacja z 3-miesięcznej wyprawy piątki polskich podróżników,
którzy po 7 i pół wiekach postanowili przemierzyć szlak swego rodaka.
10
Znane są dwa dzieła Giovanni Da Pian del Caprini poświęcone tej podróży: Historia Mongalorum quos nos Tartarosappellamus (Historia Mongołów, których zwiemy Tartarami) oraz Liber
Tartarorum (Księga Tartarów) – przyp. red.
11
M. Kałuski, Polacy w Chinach, Warszawa 2001, s. 233–238.
12
L. Cyrzyk, op.cit., s. 6.
Jan Rowiński, Justyna Szczudlik
13
faktem, że te obszary XIII-wiecznej Mongolii znajdują się dziś w granicach Chin,
przyjmuje się, że Benedykt z Wrocławia dotarł do Chin w roku 1246 jako pierwszy Polak. W 1965 r. amerykańscy naukowcy z Uniwersytetu Yale odkryli rękopis Sprawozdania Benedykta Polaka z tej wyprawy zatytułowany Historia Tartarorum. Jest to zapis jego osobistej, ustnej relacji przekazany ojcu C. de Bridia, co
zdaniem Edwarda Kajdańskiego może świadczyć, iż autor zapisu, franciszkanin,
wywodził się z Brzegu na Dolnym Śląsku. Najpełniejszy opis tej podróży znalazł
się w wydanej w 2005 r. nakładem Oficyny Naukowej książce autorstwa wspomnianego wyżej Edwarda Kajdańskiego – najlepszego niewątpliwie znawcy historycznych kontaktów polsko-chińskich i niestrudzonego ich badacza – Długi cień
wielkiego muru. Jak Polacy odkrywali Chiny13. Do tej i innych jego prac będziemy się w tym artykule bardzo często odwoływali.
Od wyprawy Benedykta Polaka przez około 350 lat nie ma żadnych udokumentowanych informacji o wyprawach Polaków do Chin. Od XVI w. rozpoczyna się
okres misyjnej działalności jezuitów w Chinach. Ewangelizacja Cesarstwa Chińskiego odbywa się pod patronatem Portugalii, która wydzierżawiając w 1557 r. od
Chin Makau, tworząc z niego faktorię handlową, a w 1576 r. zakładając katolickie
biskupstwo (podlegające portugalskiemu arcybiskupstwu w Indiach), staje się nie
tylko monopolistą w handlu z Chinami, ale także kontroluje działalność misyjną
Kościoła katolickiego w tym kraju. Portugalia w zamian za ustanowienie przez
papieża Grzegorza III biskupstwa w Makau zobowiązała się do poparcia działalności misyjnej kurii rzymskiej w Chinach. „W Makau ukształtował się wzajemny
system patronatu i współpracy władz kościelnych i świeckich […] padroado”14.
Według tej zasady zgoda na wyjazd misjonarza do Chin (Makau) wymagała nie
tylko aprobaty Stolicy Apostolskiej, ale w praktyce przede wszystkim władz administracyjnych i kościelnych Portugalii.
Jezuici zajęli silną pozycję w Chinach, aczkolwiek nie oni jako pierwsi podjęli
na terenach cesarstwa pracę ewangelizacyjną. Przed jezuitami, już pod koniec wieku XIII, wyprawy w celach misyjnych organizowali franciszkanie, a także dominikanie. Jezuici swoją silną pozycję wśród misjonarzy w Chinach osiągnęli dzięki
mądremu i otwartemu podejściu do pracy ewangelizacyjnej na terenach zupełnie
odmiennych kulturowo od Europy. Kandydaci na misje podlegali uważnej selekcji.
Misjonarzami zostawały osoby wykształcone, o rozległej wiedzy, specjaliści w różnych dziedzinach. W Cesarstwie Chińskim mieli oni bowiem za zadanie nie tylko
szerzenie wiary chrześcijańskiej, ale także zdobywanie informacji o tym kraju, badanie jego kultury i tradycji, a także – co niewątpliwie miało pomagać w pracach
misyjnych – przekazywanie Chińczykom swojej wiedzy i propagowanie dorobku
13
14
E. Kajdański, Długi cień…, s. 13–34.
Idem, Michał Boym. Ambasador Państwa Środka, Warszawa 1999, s. 93.
14
Z historii kontaktów polsko-chińskich…
naukowego ówczesnej Europy. Jednym z ich naczelnych zadań było jak najszybsze perfekcyjne opanowanie języka i lokalnych dialektów.
Drugim powodem silnej pozycji misjonarzy jezuickich w Chinach była zasada zapoczątkowana przez włoskiego jezuitę Matteo Ricci, nazywana zasadą akomodacji misyjnej15. Polegała ona na dostosowaniu wiary katolickiej do chińskiej
tradycji kulturowo-religijno-filozoficznej. Przejawem zastosowania zasady akomodacji misyjnej na gruncie chińskim było nazwanie Boga chińskimi terminami
Shang Di, Tian Di lub Tian Zhu oraz włączenia do chińskiego katolicyzmu niektórych kultów i obrzędów konfucjańskich, w tym przede wszystkim kultu przodków.
Stosunek do tradycji, kwestia zasady akomodacji misyjnej, stały się źródłem sporu „o chińskie obrządki”16, zakończonego odrzuceniem przez papieża Benedykta
XIV w 1742 r. naczelnej zasady Matteo Ricciego, iż wszędzie tam gdzie nie występuje sprzeczność z nauką Ewangelii, należy zachowywać lojalność wobec prawa
i tradycji chińskiej17. Wywarło to wysoce negatywny, wręcz destrukcyjny wpływ
na późniejsze losy Kościoła katolickiego w Chinach oraz na jego obraz w oczach
elit i społeczeństwa, a co za tym idzie na skuteczność misji ewangelicznej w tym
wielkim kraju. Przynajmniej przez 200 lat sprawa inkulturyzacji stała się w Kościele tematem tabu, przynosząc mu ogromne szkody18.
Pierwszym polskim jezuitą, który uzyskał zgodę kurii rzymskiej oraz portugalskich władz świeckich i kościelnych na wyjazd do Chin był Jędrzej Rudomin
(1596–1631), syn rajcy i burmistrza Wilna. Misjonarz ten ukończył Akademię Jezuicką i Uniwersytet w Moguncji, a następnie studiował w Akademii Papieskiej
w Rzymie. Znał relacje Marco Polo, a do wyjazdu do Chin zainspirował go podobno proroczy sen. Do Makau dotarł w 1626 r., po rocznym pobycie w Indiach (Goa).
Następnie udał się do Jiating niedaleko Suzhou, gdzie uczył się języka i poznawał
kulturę chińską. Dzięki swej erudycji i wiedzy z zakresu nauk przyrodniczych, matematyki, filozofii i logiki cieszył się szacunkiem władz. Swoją działalność misyjną
prowadził w prowincji Fujian. Zmarł 5 września 1631 r. na gruźlicę i pochowany
został na cmentarzu w Fuzhou z nagrobkiem w kształcie kapliczki19.
Drugim Polakiem z zakonu jezuitów przebywającym w Chinach był Wojciech
Męciński (1601–1643). W podróż do Azji wyruszył w roku śmierci swego poprzednika, a dotarł tam po niemal sześciu latach. Przez dwa lata (1636–1638) prowadził
działalność misyjną w Makau i na Tajwanie; na kontynent nie udało mu się doJ. Rowiński, Chiny a Stolica Apostolska…, s. 16.
Szerzej na ten temat zob. artykuł profesora Josefa Kolmaša w niniejszym numerze rocznika –
przyp. red.
17
A. Koszorz SVD, Na marginesie metod pracy misyjnej w Chinach, [w:] Kościół w Chinach.
Przeszłość, teraźniejszość, przyszłość, Pieniężno 1989, s.11–19.
18
J. Rowiński, Chiny a Stolica Apostolska…, s. 18–19.
19
R. Badowski, Polacy w Państwie Środka, [w:] Przewodnik Pascala. Chiny, Warszawa 2004,
s. 889.
15
16
Jan Rowiński, Justyna Szczudlik
15
stać. Zginął męczeńsko (ukrzyżowany) w 1643 r. w Japonii. Inny polski jezuita,
Jan Ignacy Lewicki, zaginął w 1640 r. w czasie sztormu u wybrzeży Chin20. Dotarł natomiast do Chin jezuita z Wielkopolski, wszechstronnie wykształcony Jan
Mikołaj Smogulecki (1610–1656). Do Chin przyjechał w 1645 r., a pracę ewangelizacyjną podjął w prowincji Fujian. W swojej pracy realizował zasadę akomodacji misyjnej, którą rozumiał bardzo szeroko, gdyż popierał nie tylko włączenie do
wschodnioazjatyckiego katolicyzmu terminów z filozofii mistrza Kong Zi (Konfucjusza), ale także usunięcie z doktryny chrześcijańskiej tych obrządków, które
mogłyby wywołać niechęć wśród Chińczyków. Warta odnotowania jest również
aktywność naukowa Smoguleckiego, który zaznajomił chińską naukę z systemem
kopernikańskim oraz logarytmami. Od 1645 r. wykładał matematykę i astronomię
w Nankinie, a jego sława naukowa spowodowała zaproszenie go na dwór cesarski
w Pekinie w 1653 r. Misjonarz zmarł 17 września 1656 r. w Guangdongu21.
Kolejnym polskim misjonarzem pracującym w Chinach był jezuita Michał
Boym. Ogromny wkład w ponowne „odkrycie” tego niezwykłego Polaka, zapewne najwybitniejszego europejskiego sinologa swoich czasów, włożył Edward Kajdański. Jego książki poświęcone Michałowi Boymowi (najpełniejsze jak dotąd monografie dotyczące życia misjonarza)22, z których czerpiemy wiedzę o tej postaci,
doczekały się szeregu przekładów, w tym na język chiński. Boym jest niezwykle
ważną postacią w dziejach stosunków polsko-chińskich. Nie tylko realizował on
zadania misyjne i naukowe, zgodnie z zasadami pracy ewangelizacyjnej zakonu
jezuitów, ale także odegrał bardzo ważną rolę polityczną jako ambasador dynastii
Ming, reprezentujący cesarza chińskiego w Europie.
Michał Boym wyjechał do Chin w 1643 r. Zgodnie z systemem przygotowań
misjonarzy jezuickich do pracy ewangelizacyjnej w Chinach, najpierw uczył się
języka chińskiego w Makau, potem zaś skierowany został na wyspę Hainan, na
której przebywał prawdopodobnie do 1649 r. Okres pobytu Boyma na Hainanie
to – oprócz pracy misyjnej – czas badań chińskiej flory, których owocem jest publikacja Flora sinensis wydana w Europie za życia misjonarza. Jak podkreśla Edward
Kajdański, „Flora Chin była pierwszą w Europie publikacją, dotyczącą przyrody
Dalekiego Wschodu i Azji Południowo-Wschodniej. […] Poza Boymem nie było
w Chinach ani w XVII ani też w XVIII w. botanika, który sam publikowałby cokolwiek na podstawie własnych obserwacji i doświadczeń”23.
Ibidem, s. 890.
M. Kałuski, Polska – Chiny 1246–1996: szkice z dziejów wzajemnych kontaktów, Warszawa
2004, s. 19; R. Badowski, op.cit., s. 890.
22
Chodzi tu o pozycje: Michał Boym. Ambasador Państwa Środka, Warszawa 1999 oraz Michał
Boym. Ostatni wysłannik dynastii Ming, Warszawa 1988 – przyp. red.
23
E. Kajdański, Michał Boym. Ambasador…, s. 174, 175.
20
21
16
Z historii kontaktów polsko-chińskich…
Boym swoją naukową dociekliwością przyczynił się także do badań okresu chrześcijaństwa nestoriańskiego w Chinach24. W 1648 r. sporządził kopię napisu z kamienia z Xinganfu25 (dzisiejszy Xi’an). Według E. Kajdańskiego: „w XVII wieku Michał
Boym był najbardziej znanym tłumaczem i interpretatorem »kamienia z Singanfu«.
Jego rękopis na ten temat miał charakter poważnej pracy naukowej”26.
Boym realizował także swoje zainteresowania geograficzne, matematyczne i kartograficzne. Jest autorem Atlasu Chin, dzieła nie tylko kartograficznego, ale także
opisującego chińską kulturę, filozofię i historię. Jako pierwszy dowodzi w nim, że
„Kataj Marco Polo, Serica Ptolemeusza i China Portugalczyków to ten sam kraj.
[…] Kataj jest to Cesarstwo Chińskie, Kambalu Marco Polo jest zaś tożsame z Pekinem”27. Boym, wbrew ówczesnym poglądom, twierdzi także, że Korea jest półwyspem, a nie wyspą i tak też odwzorowuje ją na mapie. Bardzo trafnie zaznacza na mapie Mur Chiński, łącznie z fragmentem odbudowanym przez Mingów
w jego wschodniej części.
Spośród innych ważnych dzieł Boyma, warte przytoczenia są Relacje, które
przedstawiają stan chrześcijaństwa w Chinach oraz zawierają informacje o Cesarstwie Chińskim, a także dwa rękopisy, które zaginęły i nigdy nie zostały opublikowane: Chiński Medyk i Księga chińskich receptur. Kajdański jest przekonany, że
oba dzieła zostały wykorzystane przez współpracowników Boyma, a po jego śmierci były we fragmentach lub całości publikowane pod nazwiskami tychże. Pomijając niegodziwość plagiatorów, szerokie korzystanie z dorobku naukowego Boyma świadczyło o doniosłej roli jego badań i przekonaniu o ich trafności. Dorobek
naukowy, jaki pozostawił po sobie Boym, dobitnie świadczy o tym, jak świetnie
misjonarze jezuiccy byli przygotowani do pracy misyjnej w Chinach.
Jak już wspomniano, Boym odegrał również bardzo ważną rolę polityczną,
czego wyrazem była jego podróż do Europy z poselstwem od chińskiego cesarza.
W czasie, kiedy Boym przebywał w Chinach, cesarstwo przeżywało kryzys, który
doprowadził ostatecznie do upadku dynastii Ming i ustanowienia mandżurskiej dynastii Qing (1644–1911). Proces zmiany dynastii był długotrwały, gdyż Mingowie
próbowali odeprzeć najazdy Mandżurów. Przewaga wojskowa najeźdźców była
jednak znaczna i Mingowie sukcesywnie spychani byli na południe. Po zdobyciu
przez Mandżurów Fuzhou, stolicy prowincji Fujian, i po śmierci mingowskiego
cesarza Longwu, na dworze Mingów doszło do sporu o władzę. Przez pewien czas
Chiny miały dwóch cesarzy w ramach tej samej, chylącej się ku upadkowi, dynastii.
Sekty nestoriańskie działały prawdopodobnie w Chinach w latach 636–801. J. Rowiński, Chiny a Stolica Apostolska…, s. 9.
25
Chodzi tu o kamienną tablicę, wykopaną w 1625 r., z tekstem opisującym rozkwit chrześcijaństwa nestoriańskiego w Chinach za panowania dynastii Tang – przyp. red.
26
E. Kajdański, Michał Boym. Ostatni wysłannik dynastii Ming, Warszawa 1988, s. 51.
27
E. Kajdański, Michał Boym. Ambasador…, s. 162–163.
24
Jan Rowiński, Justyna Szczudlik
17
Jeden rezydował w Kantonie, drugi w Zhaojing. Po śmierci tego pierwszego jedynym cesarzem mingowskim został Yongli. To on właśnie zwrócił się do Portugalii
z prośbą o pomoc w walce z Mandżurami. Dzięki portugalskiej interwencji Mingowie pokonali Mandżurów w bitwie pod Guilinem i odzyskali władzę w dziewięciu
prowincjach. Misjonarze jezuiccy, wykorzystując wdzięczność Mingów, nakłonili
cesarski dwór do przyjęcia chrztu. Jedynym, który chrztu nie przyjął, był sam cesarz, który nie chciał zrezygnować z posiadania konkubin.
Michał Boym został wysłany na dwór cesarza Yongli. W tym czasie komplikowała się także sytuacja w gronie jezuickich misjonarzy w Chinach. Władcy mandżurscy, którzy przejęli już stolicę Cesarstwa, działali bardzo zręcznie, dążąc do
przeciągnięcia na swoją stronę jezuitów, doceniając ich walory intelektualne i dyplomatyczne. Oświadczyli, że mogą oni nadal prowadzić działalność misyjną na
tych samych zasadach jak za poprzedniej dynastii (porozumienie to znane jest
pod nazwą traktatu chińsko-tatarskiego). Pekińscy jezuici poparli Mandżurów,
podczas gdy oficjalne stanowisko Archidiecezji w Makau pozostawało promingowskie. Yongli, zdając sobie sprawę z sytuacji, postanowił wysłać poselstwo do
Europy z prośbą o pomoc w walce z Mandżurami. Przyjęty przez cesarski dwór
chrzest miał być koronnym argumentem, który miał skłonić papieża i państwa europejskie do udzielenia Mingom pomocy. Oficjalnym wysłannikiem cesarza Yongli został Michał Boym.
Boym wyruszył do Europy w 1650 r. Do Wenecji dotarł dwa lata później. Europa, podobnie jak Chiny, przeżywała wówczas kryzys polityczny, pomimo zakończenia wojny trzydziestoletniej pokojem westfalskim w roku 1648. Boym nie zdawał
sobie sprawy z istnienia koalicji profrancuskiej i prohabsburskiej, zwalczających
się wzajemnie. Nie znając sytuacji politycznej, zwrócił się o pomoc w uzyskaniu
audiencji u doży Wenecji do ambasadora Francji, która należała do koalicji wrogiej Wenecji i Stolicy Apostolskiej. W wyniku politycznego faux pas Boym został
wysłany do Loretto i tym samym zdany całkowicie na łaskę kurii rzymskiej.
Sytuacja Boyma i jego misji zdecydowanie się pogorszyła po wspomnianym
edykcie chińsko-tatarskim. Wówczas to z Pekinu do Europy wyruszyło poselstwo
mandżurskie, będące odpowiedzią Mandżurów i pekińskich jezuitów na misję Michała Boyma. Jezuita Martini, który stał na czele tego poselstwa, przybył do Europy w 1653 r., podczas pobytu Boyma w Loretto. Udało mu się przekonać Europę o ostatecznym upadku Mingów i przejęciu władzy w całych Chinach przez
Mandżurów.
W 1655 r. Boym został jednak przyjęty przez papieża, którym został właśnie
Aleksander VII, zwolennik pracy ewangelizacyjnej w oparciu o zasadę akomodacji misyjnej. Na zmianę nastawienia kurii rzymskiej wobec jego misji wpłynęły
oficjalne informacje Portugalczyków, podważające wiarygodność poselstwa Martiniego. Makau informowało bowiem o legalności poselstwa Boyma i utrzymywaniu przez dwór Mingów kontroli nad Chinami Południowymi. Odpowiedzi papieża
18
Z historii kontaktów polsko-chińskich…
na listy cesarskie były jednak czysto kurtuazyjne, gdyż zdawał on sobie sprawę,
że całkowity upadek Mingów jest tylko kwestią czasu. Ostatecznie misja zakończyła się niepowodzeniem. W 1657 r. Boym wyruszył w drogę powrotną do Chin.
Po bardzo burzliwej podróży dotarł w 1658 r. do Tonkinu w Wietnamie, w pobliże granic chińskich prowincji Guangxi i Yunnan, gdzie – prawdopodobnie – zmarł
22 sierpnia 1659 r. z trudów i wyczerpania.
Ostatnimi polskimi jezuitami pracującymi na misjach w Chinach w XVIII w. byli:
Jan Bąkowski (1672–1731; działał w prowincjach Shandong, Jiangsu, Zhejiang, Guangdong i Guangxi) i Tomasz Ignacy Dunin-Szpott. Marian Kałuski wspomina także o dwóch polskich misjonarzach z odłamu zakonu franciszkanów (reformatów):
Marcinie Albrechtcie (1662–1721) i Romualdzie Kocielskim (zmarł w 1791 r.);
prawdopodobnie pracowali oni w prowincji Fujian, w Kantonie i Pekinie28.
Polscy podróżnicy, naukowcy, dyplomaci i wojskowi w obcej służbie w Chinach
W XVIII w. w Chinach pojawili się pierwsi polscy podróżnicy, niezwiązani z pracami misyjnymi i ewangelizacyjnymi. Ponieważ, jak wiemy, Polska w 1795 r. utraciła niepodległość, polscy podróżnicy i naukowcy docierali do Chin głównie jako
uczestnicy rosyjskich wypraw badawczych lub uciekinierzy z rosyjskiej Syberii.
Uciekinierem z rosyjskiej niewoli jeszcze w XVII w. był Polak Nicefor Czernihowski, syn chorążego wołyńskiego w armii Jana Kazimierza. Uciekł z Syberii
do Mandżurii i tam, nad Amurem (a więc na terenach formalnie leżących w kręgu lennym władców Państwa Środka), założył osadę obronną Jaksa (niekiedy pisana jako Jaxa). Według Wojciecha Sulewskiego – autora pracy Konterfekty dziwnych Polaków, w chińskich dokumentach dyplomatycznych miała znajdować się
korespondencja w języku polskim, skierowana do „mądrego Chana”– pierwszej
osobistości państewka-osady Jaksa. Tym Chanem miał być Nicefer Czernihowski. Władze Cesarstwa Chińskiego dążyły do uznania przez Jaksę zwierzchnictwa
Chin i w tym celu prowadziły z nim negocjacje29. Niezwykle interesujące jest to,
że strona chińska prowadziła korespondencję po polsku, co potwierdzałoby przypuszczenie, że na dworze cesarskim w Pekinie przebywali wtedy także polscy jezuici. Prowadzenie negocjacji z Czernihowskim (przy braku jakiejkolwiek woli porozumienia z Rosjanami) mogło świadczyć o przychylnym nastawieniu chińskich
władz do Polaków. Można to tłumaczyć przyjętymi założeniami taktycznymi, ale
być może także dobrymi relacjami dworu chińskiego z przebywającymi w Chinach polskimi misjonarzami lub też przekazywanymi przez nich informacjami na
temat relacji polsko-moskiewskich. Są to jednak tylko przypuszczenia. Jaksa, na28
29
M. Kałuski, Polacy w Chinach…, s 6.
Ibidem, s. 83.
Jan Rowiński, Justyna Szczudlik
19
zwana przez Rosjan Ałbazinem, została przez nich zajęta w 1674 r., jednak 10 lat
później Chińczycy odbili ją i spalili, zmuszając Rosjan do opuszczenia tych terenów. Na podstawie traktatu nerczyńskiego z 1689 r. ziemie nadamurskie z osadą
Jaksa, gdzie mieszkało jeszcze wielu Polaków, potwierdzone zostały przez Rosję
jako należące do Chin. Z tego okresu ma pochodzić ostatnie pismo władz chińskich
skierowane do mieszkańców Jaksy w dwu językach, chińskim i polskim. O losach
tej osady-państewka pisał Władysław Łubieński w swej wydanej w 1740 r. w Polsce książce Świat we wszystkich swoich częściach30.
Potomków Nicefora Czenihowskiego spotkał w latach 80. XIX w. na Syberii
Wschodniej zesłaniec syberyjski, członek Rządu Narodowego z 1863 r., sekretarz
Romualda Traugutta – Marian Dubiecki (1838–1926). Skazany na karę śmierci
(zamienioną na dożywotnią zsyłkę) najpierw przebywał w Nerczyńsku na chińskiej granicy, później dostał zgodę na zamieszkanie w Irkucku, gdzie pracował
w miejskim archiwum. To jemu zawdzięczamy zebranie unikatowych materiałów
na temat syberyjskiej odysei „pierwszego Polaka nad Amurem” – Nicefora Jaksy-Czenihowskiego31. Znalezione przez niego opracowanie zostało opublikowane
w 1874 r. w warszawskim „Tygodniku Ilustrowanym”.
Cudem zachowały się pamiętniki dominikanina księdza Faustyna Ciecierskiego (ok.1770–1832; doktora filozofii i teologii Uniwersytetu Wileńskiego, przeora
ojców dominikanów w miejscowości Zabiały na Litwie), z jego pobytu na zesłaniu syberyjskim nad granicą chińską; zapiski pochodzące z ok. 1806 r. Znalazł je,
opracował i opublikował bibliofil lwowski – August Bilowski. Ciecierski został
aresztowany w 1797 r. (wraz ze swym bratem, kapitanem regimentu oddziałów
powstania kościuszkowskiego) i zesłany na Syberię do rejonu Nerczyńska, graniczącego przez Amur z chińskim Arguniem. Pamiętniki zawierają bezcenne opisy
polityki przymusowej rusyfikacji i eksterminacji narodów zamieszkujących te regiony: Daurów i Tunguzów, Buriatów i Oroczenów oraz informacje na temat przebiegu granicy rosyjsko-chińskiej na przełomie XVIII i XIX w. Ich autor wspomina o swych planach ucieczki do Chin32.
Agatonowi Gillerowi (1831–1887)33, który w wieku 18 lat za próbę nielegalnego przekroczenia granicy zaborów został zesłany do batalionów karnych we
wschodniej Syberii, zawdzięczamy niezwykle kompetentne opisy stosunków rosyjsko-chińskich, głównie handlowych, w połowie XIX w. Lata 1852–1860 spędził na zsyłce w Syberii Wschodniej w Trikosawsku k. Kiachty, wtedy głównego
centrum handlu rosyjsko-chińskiego, a następnie w Nerczyńsku i Irkucku, gdzie
zorganizował polską szkołę. Jego wspomnienia ukazały się już po upadku powstaE. Kajdański, Długi cień…, s. 215–227.
R. Badowski, op.cit., s. 894; M. Kałuski, Polacy w Chinach…, s. 7–8.
32
E. Kajdański, Długi cień…, s. 124–143.
33
Dziennikarz, działacz niepodległościowy, późniejszy członek Rządu Narodowego w powstaniu styczniowym.
30
31
20
Z historii kontaktów polsko-chińskich…
nia styczniowego, gdy – jako uciekinier – znalazł się na emigracji w Niemczech.
Swoje losy z tego okresu przedstawił w dwutomowej Podróży więźnia etapami do
Syberii oraz w Opisaniu Zabajkalskiej Krainy Syberii (trzytomowe), które ukazały się w Lipsku 1867 r.34
Polskim podróżnikiem-uciekinierem w Chinach był także Maurycy Beniowski. Tytułowy bohater poematu Słowackiego, uczestnik konfederacji barskiej
w 1768 r. został przez rosyjskich zaborców zesłany na Kamczatkę. Udało mu się
stamtąd uciec i poprzez Japonię dotrzeć do Makau35. Należy przyznać, że Chiny
znalazły się na trasie podróży Beniowskiego przypadkowo, a kilkumiesięczny pobyt w tej portugalskiej enklawie nie czyni z Beniowskiego podróżnika w potocznym tego słowa znaczeniu. Jest to jednak postać warta uwagi ze względu na to,
że znalazł się w Chinach z innych powodów niż misyjne, a także – że jest bohaterem polskiej literatury romantycznej. Pasjonującą i zapewne najpełniejszą, najbardziej wiarygodną relację dalekowschodnich losów Maurycego Beniowskiego,
z jego chińskim epizodem włącznie, zawdzięczamy Edwardowi Kajdańskiemu
i jego książkom: Tajemnica Beniowskiego. Odkrycia, intrygi, fałszerstwa (wyd.
1994) oraz jego krytycznemu i wnikliwemu opracowaniu Pamiętników Maurycego Beniowskiego (1996)36.
Jan Krzysztof Białobocki, Polak urodzony w 1650 r., sinolog, absolwent Uniwersytetu w Valladolid w Hiszpanii, w Moskwie schronił się przed prześladowaniami;
tam też przyjął prawosławie. Ten poeta, pisarz, nauczyciel łaciny na carskim dworze,
w latach 1686–1691 brał udział w poselstwie Fiedora Gołowina do Chin.
Innocenty Kulczycki, lwowianin, absolwent Akademii Kijowskiej, późniejszy
prawosławny biskup Perejesławia, udał się do Pekinu w 1721 r. z misją od cara
Piotra Wielkiego, pełniąc obowiązki kapelana przedstawicielstwa. Inna sprawa,
że do stolicy Chin nie dotarł, gdyż Chińczycy nie wyrazili zgody na jego przyjazd. Jego miejsce zajął archimandryta Antoni Płatkowski, podobno także z pochodzenia Polak.
W 1805 r. car Aleksander I wysłał do Chin poselstwo A. J. Gołowkina, którego celem było nawiązanie stosunków z władzami Cesarstwa Chińskiego. Na czele
grupy uczonych towarzyszących delegacji stał polski arystokrata hrabia Jan Potocki (1761–1815), podróżnik, pisarz, orientalista, wtedy wyższy urzędnik Wydziału
Azjatyckiego Ministerstwa Spraw Zagranicznych Rosji. Był on autorem głośnego memorandum do cara, w którym precyzował założenia polityki Rosji w Azji.
Misja dotarła do Urgi (dzisiejsze Ułan Bator). Grupie odmówiono prawa wjazdu
do Pekinu, gdyż Rosjanie nie chcieli podporządkować się zasadom chińskiego ceremoniału (koutou) jako poniżającego dla przedstawicieli monarchy obcego pańE. Kajdański, Długi cień…, s. 195–211.
M. Kałuski, Polacy w Chinach…, s. 211.
36
Por. także: E. Kajdański, Długi cień…, s. 81–108.
34
35
Jan Rowiński, Justyna Szczudlik
21
stwa37. W 1806 r. J. Potocki opublikował swoją relację z tej podróży – Memoriał
o wyprawie do Chin38.
Inny Polak, Jerzy Tymkowski (1790–1875) ze szlachty zamieszkałej na Ukrainie39 znalazł się w Chinach w składzie rosyjskiej misji prawosławnej. Przed wyjazdem pracował w Wydziale Azjatyckim MSZ Rosji. Towarzyszył on jako tłumacz
nowo mianowanemu szefowi misji – archimandrycie P. I. Kaminskiemu, pozostając pracownikiem MSZ. W Pekinie przebywał w latach 1820–1821, a po powrocie
opublikował książkę Podróż do Chin przez Mongolię w latach 1820–1821 przez
Jerzego Tymkowskiego odbyta. Ukazała się ona po polsku w 1828 r. we Lwowie.
Zawiera niezwykle interesujące opisy zarówno przebytej drogi, jak i pobytu w Pekinie40.
Znacznie dłużej przebywał w Chinach polski lekarz, Józef Wojciechowski, który przez niemal 20 lat (1820–1839) mieszkał w Pekinie. Był lekarzem rosyjskiej
misji prawosławnej. Jego świetna znajomość mandżurskiego i chińskiego oraz
rozległa wiedza medyczna powodowała, że leczył także wysokich dostojników
dworu cesarskiego. Był on autorem trzytomowego słownika chińsko-mandżursko-rosyjskiego, nad którym pracował jako profesor Uniwersytetu Kazańskiego
w latach 1844–185041.
Wileński filareta Józef Kowalewski (1800–1878), zesłany do Kazania, rozpoczął studia orientalistyczne na miejscowym uniwersytecie42. Niezwykle uzdolniony lingwistycznie opanował mongolski, mandżurski, chiński i tybetański. W latach
1827–1831 przebywał w Mongolii i w Chinach. Do Pekinu dotarł przez Kałgan
(dzisiejszy Zhangjiakou). Przebywał tam jako członek rosyjskiej misji dyplomatycznej. Po powrocie nadal pracował jako profesor na uniwersytecie w Kazaniu, gdzie prowadził zajęcia z języków: mongolskiego i chińskiego. Wrażenia ze
swych wędrówek i prowadzonych badań przedstawił w szeciotomowej Podróży
do Chin i Mongolii. Dzieło to w wersji skróconej opublikowane zostało po polsku
w 1835 r. pod tytułem Przejazd z Mongolii do Chin43. W 1933 r. wydano w Chinach jego trzytomowy słownik mongolsko-francusko-rosyjski.
Mniej znaną postacią był Paweł Piasecki, urodzony w 1843 r. Z zawodu był lekarzem44, z pasji i zainteresowań – botanikiem, a przy tym – utalentowanym maIbidem, s. 109–126.
Podróże, tłum. J. U. Niemcewicz, L. Kukulski, Warszawa 1959.
39
Studiował w Kijowskiej Akademii Duchownej, a następnie ukończył Uniwersytet Moskiew37
38
ski.
E. Kajdański, Długi cień…, s. 169–194.
M. Kałuski, Polacy w Chinach…, s. 9.
42
E. Kajdański, Długi cień…, s. 156–158.
43
R. Badowski, op.cit., s. 898.
44
Studia medyczne ukończył na Uniwersytecie Moskiewskim i tam też obronił rozprawę doktorską.
40
41
22
Z historii kontaktów polsko-chińskich…
larzem, zapalonym podróżnikiem i uważnym obserwatorem; obdarzony był też
niewątpliwym talentem literackim. W 1874 r. został on zaproszony do udziału
w ekspedycji formalnie naukowo-badawczej, a w istocie mającej na celu zbadanie
naturalnych gospodarczych i politycznych warunków najkrótszej drogi prowadzącej z Zachodniej Syberii do spichlerza Chin – prowincji Sichuan w Chinach Południowo-Zachodnich. Żeby nie było żadnych wątpliwości, na jej czele stał oficer
sztabu generalnego Armii Rosyjskiej, Jerzy Sosnkowski. Po latach, we wstępie
do książki P. Piaseckiego Podróż do Chin, N. Piotrowski ujawnia, iż chodziło także o „zebranie jak największej ilości informacji o tak zwanym powstaniu Dunganów”45, które pozwalałyby na określenie przyszłego losu politycznego prowincji
ogarniętych powstaniem. Do tego czasu nikt z polskich podróżników w Chinach
nie miał możliwości zwiedzenia tak znacznego obszaru tego wielkiego kraju. Chyba najcenniejszym wkładem P. Piaseckiego były osiągnięcia w dziedzinie botaniki – opisał on 36 nieznanych gatunków roślin46. Jego szkice, rysunki i akwarele eksponowane były na wystawach w Moskwie i Petersburgu, gdzie spotkały się
z ogromnym zainteresowaniem. Szlak jego podróży posłużył do wytyczenia trasy wyprawy do Chin, Tybetu i Mongolii gen. N. M. Przewalskiego (1838–1888),
wybitnego rosyjskiego uczonego i podróżnika o polskich korzeniach. Warto przy
tej okazji przypomnieć, że Albin Jakub Kohn (ur. w 1820 r.), uczestnik powstań
z 1848 i 1863 r., zesłaniec syberyjski, przełożył na język niemiecki i opatrzył przypisami relacje z tej wyprawy. Dopiero w pół wieku później pojawił się na tych terenach słynny podróżnik szwedzki Sven Hedin, odkrywający po wiekach zapomnienia „jedwabny szlak”47 .
Także sławny polski podróżnik i badacz Australii, Wielkopolanin Paweł Edmund Strzelecki (1797–1873) ma swój krótki chiński epizod: w lipcu 1843 r. przebywał przejazdem w południowych Chinach – w Kantonie i Hongkongu. Innym
podróżnikiem, o którym warto wspomnieć, był Bronisław Rejchman48, Polak
żydowskiego pochodzenia, autor artykułów: Przyczynek do pojęć Chińczyków
(z 1880 r.) oraz Herbata na ulicach Warszawy, w których zachęcał do picia chińskiej herbaty. Liczył, że mogłoby się to przyczynić do spadku spożycia alkoholu,
lecz niestety, ruch abstynencki zainicjowany przez Rejchmana nie przyniósł spodziewanych efektów.
45
Wielkie powstanie chińskich muzułmanów, które objęło prowincje południowo-zachodnie:
Sichuan, Yunnan i Guizhou oraz na północnym zachodzie: Shanxi, Gansu i Turkiestan Wschodni
(dziesiejszy Xinjiang). Krwawo stłumione w 1873–1874 r.
46
W ich nowych nazwach pojawiało się nazwisko odkrywcy, np. Aralia Piasetzki czy Salvia
Piasetzki.
47
E. Kajdański, Długi cień…, s. 259–276.
48
J. Rowiński, Losy diaspory żydowskiej w Chinach i jej polskie ślady, „Stosunki Międzynarodowe” 2004, nr 3–4, s. 205–206.
Jan Rowiński, Justyna Szczudlik
23
Do tej grupy można także zaliczyć Władysława Michała Zaleskiego (1852–1925), tytularnego arcybiskupa tebańskiego i patriarchę Antiochii, delegata papieskiego na Indie Wschodnie, zapalonego podróżnika i botanika, znanego literata.
Swoje wrażenia z wypraw przedstawił we wspomnieniach Podróż po Indo-Chinach, Jawie i wybrzeżach chińskich 1897–1898, które opublikował w Krakowie
w 1898 r. Zaleski dotarł do Kantonu, Hongkongu i Makau49.
Od 1893 r. do Chin często udawał się polski botanik Ferdynand Karo (Caro),
który po zesłaniu na Sybir po powstaniu 1863 r. zajmował się badaniem roślinności nad Amurem. Dorobek naukowy podróżnika-naukowca jest imponujący. Szacuje się, że zebrał i zbadał około 800 gatunków rosyjskiej i chińskiej roślinności,
w tym 80 tysięcy okazów syberyjskiej flory50.
Pod koniec lat 80. XIX stulecia do Państwa Środka udał się polski geograf Ryszard Zakrzewski. Jego podróż miała bezpośredni związek ze sporem rosyjsko-chińskim, dotyczącym tzw. rejonu Ili, stanowiącego część ówczesnej Dżungarii
(obecnie Xinjiangu). Spór o ten obszar został rozstrzygnięty ustaleniami traktatu
petersburskiego z 1881 r., siłą narzuconego Chinom przez Rosję51. Zadaniem Zakrzewskiego było przeprowadzenie badań geograficzno-topograficznych na tym
terenie. Badacz zwiedził Tianshan i część Ałtaju, znajdującego się w granicach
Chińskiego Cesarstwa52. Innym polskim badaczem podróżującym po Chinach był
Bronisław Piłsudski, starszy brat późniejszego marszałka Polski. W roku 1905 prowadził on w Państwie Środka badania etnograficzne. Badacz spisał swój naukowy
dorobek, który jednak się nie zachował53.
Polskie nazwiska spotykamy także w wyprawach do Chin innych państw.
Np. w austriackiej wyprawie naukowej do Chin, Japonii i Syjamu w latach 1868–1870 uczestniczył wybitny biolog, lekarz Szymon Syrski (1829–1882). W dyplomacji Austro-Węgier pracował Bernard Załuski (1834–1919), który był w końcu
XIX w. posłem i ministrem pełnomocnym Austrii akredytowanym w Chinach. Polskie korzenie miał także późniejszy minister spraw zagranicznych tego kraju hrabia Agenor Goluchowski (1849–1921), który m.in. negocjował sprawę koncesji
w Tianjinie. Obaj pozostawili wspomnienia z pobytu w Państwie Środka. Architektem gmachu ambasady austro-węgierskiej w Pekinie (dziś znajduje się w tam
siedziba Chińskiego Instytutu Stosunków Międzynarodowych) był Polak Ferdynand Kowarski (1834–1906). Attache wojskowym Austrii, który w czasie wojny
rosyjsko-japońskiej był akredytowany przy sztabie armii rosyjskiej w Port Arturze (Lüshun), był późniejszy generał Stanisław Szeptycki. Kilku Polaków działa-
M.Kałuski, Polacy w Chinach…, s. 10; E. Kajdański, Długi cień…, s. 229–242.
M. Kałuski, Polacy w Chinach…, s. 43.
51
W. Rodziński, Historia Chin, Wrocław 1992, s. 455–456.
52
R. Badowski, op.cit., s. 898.
53
Ibidem.
49
50
24
Z historii kontaktów polsko-chińskich…
ło w służbie dyplomatycznej Francji w Chinach. Józef Poniatowski (1814–1873;
syn podskarbiego litewskiego Stanisława, bratanka króla Stanisława Augusta) przebywał w specjalnej misji w Chinach i Japonii z polecenia cesarza Napoleona III
w 1862 r. Michał Kleczkowski (1818–1886; kuzyn Cypriana Norwida), który po
studiach sinologicznych w Paryżu przez niemal 20 lat był czołowym ekspertem ds.
chińskich francuskiego Ministerstwa Spraw Zagranicznych, uczestniczył w wielu
misjach w Chinach i kierował ambasadą francuską w Pekinie na początku lat 60.
XIX w. Inny Polak z francuskim paszportem, doktor Jerzy Miszkiel, który studiował język chiński, został w 1886 r. nadwornym lekarzem dworu cesarskiego w Zakazanym Mieście. Do tej grupy można także zaliczyć Stanisława Hernisza (1805–1866)54. Był dziennikarzem i literatem, zafascynowanym kulturą chińską. Można
go uznać za sinologa-samouka; opracował słownik angielsko-chiński. Wyjechał do
Stanów Zjednoczonych, gdzie wstąpił do amerykańskiej służby zagranicznej i był
pracownikiem dyplomatycznym Poselstwa USA w Pekinie. Listę nazwisk Polaków pracujących w Chinach w obcej służbie można by mnożyć.
Polonia mandżurska
Mandżuria (dzisiejsze Chiny Północno-Wschodnie – Dongbei) znalazła się
w granicach cesarstwa chińskiego w momencie przejęcia władzy przez mandżurską dynastię Qing w 1644 r. W czasie imperialistycznej „polityki traktatowej”
prowadzonej przez mocarstwa zachodnie: Rosję i Japonię wobec Chin, Mandżuria była obiektem sporu i zaciętej rywalizacji między Moskwą a Tokio, które dążyły do zaanektowania tych terenów. Chodziło im nie tyle o powiększenie obszaru swojego państwa, co o wzmocnienie potencjału gospodarczego, z uwagi na
niezwykłą zasobność tej części Chin we wszelkiego rodzaju surowce. Jest to także obszar bardzo atrakcyjny geopolitycznie i gospodarczo – głównie jego rejony
nadmorskie, a przede wszystkim półwysep Liaodong, port Dalian i Lüshun (Port
Artur). Chiny, nękane kolejnymi zaborami, nie były w stanie skutecznie przeciwstawić się tym zamiarom.
W 1895 r., na mocy traktatu z Shimonoseki, Chiny „wydzierżawiły” Japonii półwysep Liaodong. Rosja posłużyła się innym sposobem, aby zaanektować Mandżurię. W 1896 r. podpisała z Chinami tajny układ przeciw Japonii, na mocy którego
oba państwa zobowiązały się do wzajemnej pomocy w razie agresji ze strony Tokio. Rosja uzyskała zgodę Pekinu na korzystanie z chińskich portów w wypadkach
zagrożenia. Jednym z głównych sposobów, a zarazem pierwszym etapem aneksji
Mandżurii przez Rosję, była koncepcja połączenia rosyjskich terenów graniczą54
Walczył w powstaniu listopadowym, a po jego klęsce stał się znanym działaczem emigracji
polskiej we Francji.
Jan Rowiński, Justyna Szczudlik
25
cych z północnymi Chinami z Władywostokiem – rosyjskim portem nad morzem
Japońskim, linią kolejową, przebiegającą przez tereny chińskiej Mandżurii55. Chiny uznały, że koncepcja budowy kolei jest elementem układu obronnego z Rosją
przeciwko japońskiemu militaryzmowi i w 1896 r. wyraziły zgodę na jej budowę.
Obszary Kolei Wschodniochińskiej, a także administracja kolejowa, były terenami eksterytorialnymi, nie podlegającymi Pekinowi, ale Petersburgowi. Jak podkreśla E. Kajdański: „porozumienie w sprawie budowy kolei było typowym przykładem utworzenia państwa w państwie”56. Był to sposób odśrodkowego osłabiania
Chin przez wprowadzenie jurysdykcji obcego państwa w chińskiej Mandżurii.
W 1898 r. Chiny wyraziły też zgodę na budowę południowego odgałęzienia kolei
od Harbinu do portu Dalian.
Wraz z budową Kolei Wschodniochińskiej rozpoczyna się historia mandżurskiej
Polonii. Polscy inżynierowie wnieśli ogromny wkład w budowę i funkcjonowanie
kolei, a także w założenie miasta Harbin – stolicy dzisiejszej chińskiej prowincji
Heilongjiang. Polacy znaleźli się w Mandżurii głównie z powodu braku odpowiednio wykształconych i wykwalifikowanych rosyjskich ekspertów w dziedzinie kolejnictwa (stąd zgoda Rosji na zatrudnienie polskich inżynierów), a także z chęci
poprawy jakości życia oraz – co nie mniej ważne – zaznania poczucia wolności,
z dala od nękanej przez zaborców, wykreślonej z mapy, Polski.
W 1898 r. Rosja wysłała grupę inżynierów w celu wytyczenia terenu na założenie bazy zarządzającej budową kolei. Na czele ekspedycji stał Polak, inżynier
Adam Szydłowski, który uznał, że najodpowiedniejszym miejscem na bazę będzie miejscowość nad rzeką Sungari, czyli późniejszy i obecny Harbin. 16 maja
1898 r. uznano za dzień założenia tego miasta57. Można więc bez żadnych wątpliwości stwierdzić, że Szydłowski jest założycielem Harbinu. Plan zabudowy miasta został opracowany przez polskiego inżyniera, Konstantego Jokisza, budową samego Harbinu kierował inżynier Jan Obłoniewski, a pierwszym jego burmistrzem
był Eugeniusz Dynowski.
Według M. Cabanowskiego, „cała budowa kolei została podzielona na odcinki. Odcinkiem koło miasta Laojian kierował […] inż. Adam Szydłowski, odcinkiem od Chinganu do rzeki Nonni – inż. Stefan Offenberg, a pracami budowlanymi koło Harbinu kierował inż. Karol Weber”58. W zarządzie Towarzystwa Kolei
Wschodniochińskiej zasiadał inżynier Stanisław Kierbedź, pełniący funkcję wiceprzewodniczącego. Warto też wspomnieć, że inż. Kierbedź jest autorem projek-
Od stacji Mandżuria (Manzhouli) we wschodniej Mandżurii do stacji Pogranicznaja w zachodniej jej części, na granicy z rosyjskim krajem Charabowskim.
56
E. Kajdański, Korytarz. Burzliwe dzieje Kolei Wschodniochińskiej 1898–1989, Warszawa
2000.
57
Ibidem, s. 35.
58
M. Cabanowski, Tajemnice Mandżurii. Polacy w Harbinie, Warszawa 1993, s. 12.
55
26
Z historii kontaktów polsko-chińskich…
tu istniejącego do dziś mostu kolejowego przez rzekę Sungari w Harbinie. Jest to
jedenastoprzęsłowy most o długości 1500 metrów59.
Szacuje się, że przy budowie Kolei Wschodniochińskiej (lata 1897–1903) do
momentu jej zakończenia i oddania do eksploatacji pracowało około 7 tys. Polaków, co stanowiło 30% personelu inżynieryjno-technicznego i aż 80% budowniczych kolei60. Jeśli chodzi o dokładną liczbę Polaków zamieszkujących Mandżurię
w ciągu około 50-letniej historii polskiej emigracji „kolejowej”, to – według różnych źródeł – wahała się ona w granicach 10–20 tys.61 Liczebność Polonii mandżurskiej sukcesywnie zmniejszała się po odzyskaniu przez Polskę niepodległości
po I wojnie światowej i po kolejnych akcjach repatriacyjnych.
Tak duża Polonia zamieszkująca Mandżurię, a głównie miasto Harbin, bardzo
aktywnie uczestniczyła w życiu tamtejszej społeczności, utrzymując jednocześnie
kontakty z krajem. Nie ulega wątpliwości, że Polacy byli współtwórcami ówczesnej, a także w jakimś stopniu i dzisiejszej, pozycji Harbinu – stolicy prowincji Heilongjiang i jednego z najważniejszych ośrodków gospodarczych i akademickich
Chin Północno-Wschodnich. W znacznym stopniu przyczynili się oni do budowy
i funkcjonowania tutejszej infrastruktury gospodarczej. Jak zaznacza cytowany
przez nas wielokrotnie Marian Kałuski: „w historii gospodarczej chińskiej Mandżurii dużą rolę odegrały tzw. koncesje. Polacy byli właścicielami przede wszystkim koncesji leśnej i górniczej”62. Koncesję leśną posiadał Władysław Kowalski.
Na jej terenach funkcjonowały tartaki, elektrownie oraz fabryka sklejek. Koncesję
górniczą natomiast posiadał Kazimierz Grochowski, postać niezwykle zasłużona
dla Harbinu. Na terenie swojej koncesji założył osadę górniczą – Fort Grochowski,
gdzie prowadził badania geologiczne i odkrył złoża ropy naftowej, węgla i złota.
Polacy byli też założycielami następujących przedsiębiorstw w Mandżurii: browaru, młynów parowych, fabryki dykty, fabryki kotłów parowych, fabryki wyrobów
metalowych oraz bardzo dobrze prosperującej cukrowni w Aszyche. Cukier uzyskiwało się z buraków cukrowych, których uprawę w Mandżurii wprowadzili Polacy. Tu należy wspomnieć o Lwie Cykmanie – członku Związku Kupców i Przemysłowców Polskich oraz założycielu i właścicielu cukrowni. Nie tylko stwarzał
miejsca pracy dla Polaków w Mandżurii, ale także wspierał finansowo polskie organizacje w Harbinie (w tym najważniejszą, „Gospodę Polską”) oraz polskie szkoły w Mandżurii. Pomocy finansowej udzielał także Szloma Skidelski, łożąc na budowę pierwszego polskiego kościoła w Harbinie – parafii św. Stanisława63.
M. Kałuski, Polacy w Chinach…, s. 40.
Ibidem, s. 59 i 77, E. Kajdański, Korytarz…, s. 81; M. Cabanowski, op.cit., s. 41.
61
M. Kałuski, Polacy w Chinach…, s. 77 i 80.
62
Ibidem, s. 41.
63
Ibidem s. 276, J. Rowiński, Losy…, s. 206.
59
60
Jan Rowiński, Justyna Szczudlik
27
Polonia mandżurska, a przede wszystkim harbińska, była niezwykle dobrze zorganizowana pod względem społecznym, religijnym i naukowym. Wyrazem tego
było sukcesywne powstawanie polskich stowarzyszeń, polskich szkół, kościołów,
towarzystw naukowych, przeprowadzanie akcji pomocy dla Polaków w Rosji i na
ziemiach polskich.
Pierwszym polskim stowarzyszeniem w Harbinie był Komitet Kościelny założony w 1901 r. Z uwagi na liczebność polskiej emigracji w tym mieście i fakt, że
w znacznej większości była to emigracja wyznania rzymskokatolickiego, podjęto
starania wybudowania polskiego kościoła. W tym celu założono w 1903 r. Rzymsko-Katolickie Towarzystwo Dobroczynności. Sytuacja po rosyjskiej rewolucji 1905 r. sprzyjała temu przedsięwzięciu. Pierwszy polski kościół powstał
w roku 1909. W 1922 wybudowano drugi polski kościół katolicki w Harbinie
oraz kościoły w Manzhouli i Hailarze, zamieszkałych także przez liczną Polonię64.
Pierwszym polskim duszpasterzem w Harbinie został ksiądz Władysław Ostrowski. Rozwinął on działalność charytatywną polskich parafii, był inicjatorem i założycielem polskich szkół, internatów, ochronki dla dzieci, parafialnej biblioteki
oraz współtwórcą i redaktorem „Tygodnika Polskiego” – najdłużej ukazującej się
w Harbinie polskiej gazety.
Najważniejszą organizacją polonijną w Mandżurii była założona w 1907 r. „Gospoda Polska”. Jak wskazuje M. Kałuski, „była to centralna organizacja polska w Harbinie i Mandżurii, deklarująca się jako stowarzyszenie apolityczne, ponadpartyjne,
mające na celu ochronę spraw polskich i służące społeczności polskiej. Stowarzyszenie miało charakter kulturalno-oświatowy, społeczny oraz towarzyski”65. Pierwszym
prezesem stowarzyszenia został Wiktor Roman. Kolejnymi prezesami byli: Edmund
Doberski, Konstanty Symonolewicz i Aleksander Hajwos66.
Już na początku istnienia stowarzyszenia przy „Gospodzie Polskiej” została
otwarta pierwsza polska szkoła podstawowa. W 1912 r. w Harbinie otwarto drugą
polską szkolę podstawową, przy założonym w 1909 r. Towarzystwie Św. Wincentego a Paulo (miało ono charakter charytatywny i oświatowy), działającym przy
parafii Św. Stanisława. Mieściła się ona na terenie plebanii pierwszego polskiego
kościoła w Harbinie. W 1911 r. polskie szkoły podstawowe utworzono w Manzhouli, Aszyche i Hailarze. W 1923 r. powstała w Harbinie trzecia polska szkoła podstawowa (w dzielnicy Przystań, przy drugiej polskiej parafii katolickiej Św. Józafata założonej w 1922 r.), a wcześniej – w 1915 r. – pierwsze polskie gimnazjum,
które w 1916 r. przyjęło oficjalną nazwę Gimnazjum Polskie im. Henryka Sienkiewicza67. Warto tu wspomnieć, że jego absolwentem był Teodor Parnicki, wybitny
64
A. Jabłońska, K. Krąkowski, Z dziejów Polonii harbińskiej, „Przegląd Orientalistyczny” 1961,
nr 2, s. 164.
65
M. Kałuski, Polacy w Chinach…, s. 108.
66
Ibidem, s. 109.
67
Ibidem, s. 147.
28
Z historii kontaktów polsko-chińskich…
polski powieściopisarz, który swoje pierwsze kroki jako literat stawiał w harbińskim „Tygodniku Polskim”, publikując artykuł Henryk Sienkiewicz a Aleksander
Dumas (ojciec). Studium porównawcze68.
Poza „Gospodą Polską”, która niewątpliwie była najważniejszą organizacją polonijną w Harbinie, w Mandżurii działały też inne stowarzyszenia. Wiele z nich było
jednak sekcjami „Gospody Polskiej”, jak np. koło śpiewacze „Lutnia” (powstało wraz z „Gospodą Polską” w 1907 r.) czy założone w 1930 r. i kierowane przez
inż. Grochowskiego Polskie Towarzystwo Wschodoznawcze. W siedzibie „Gospody Polskiej” mieściło się polskie harcerstwo, oddział PCK czy Związek Młodzieży Polskiej. Inne polskie organizacje w Mandżurii to: Stowarzyszenie Apostolstwa Serca Jezusowego (powstałe w 1913 r.), towarzystwo gimnastyczne „Sokół”
(1917 r.), Polski Związek Wojenny i inne, o których jeszcze będzie mowa.
Poza wspomnianym Polskim Kołem Wschodoznawczym, w Mandżurii działały jeszcze dwie polskie palcówki naukowe: Towarzystwo Badania Mandżurii założone w 1922 r., kierowane przez Mikołaja Koźmina i Kazimierza Grochowskiego oraz utworzone w 1930 r. przez Konstantego Symonolewicza69 Polskie Koło
Akademickie Badania Chin, w ramach którego działali polscy studenci harbińskich uczelni.
Polonia mandżurska wydawała polską prasę, a także książki. Z uwagi na ciągle
zmieniające się warunki polityczne prasa ukazywała się dość nieregularnie, a wiele tytułów miało tylko kilka numerów. Szacuje się, że w ciągu 50 lat obecności Polaków w tej części Chin wydano około 20 tytułów polskiej prasy. Najważniejsze
z nich to: „Listy Polskie z Dalekiego Wschodu” (dwutygodnik), „Polski Kurier
Wieczorny Dalekiego Wschodu” (dziennik), „Polski Kurier Wieczorny”, „Przegląd” (dwutygodnik). Najdłużej ukazującym się polskim czasopismem w Mandżurii był „Tygodnik Polski”, założony przez inż. Grochowskiego.
Harbińczycy wydali też około 200 tytułów polskich książek. Były to głównie
podręczniki historii i geografii Polski, przeznaczone dla uczniów polskich szkół
w Mandżurii. W roku 1928 wydano w Harbinie książkę Kazimierza Grochowskiego pt. Polacy na Dalekim Wschodzie, opisującą dzieje Polonii w Chinach, Japonii,
Filipinach, Indiach czy na Syberii na przełomie XIX i XX w. Najwięcej miejsca
poświęca autor Polakom w Chinach, a przede wszystkim Polonii mandżurskiej.
W książce Grochowskiego znajduje się też bardzo interesujący fragment o Polonii w Szanghaju w latach 20. XX w. Polonia szanghajska liczyła od 200 do 500
osób. Grochowski ocenia ją bardzo krytycznie. Pisze: „zamożna i niby to inteligentna kolonia polska, nie zdobyła się na żaden poważniejszy krok, mający zaznaczyć
Ibidem, s. 131.
Postać tego wybitnego Polaka, sinologa i dyplomaty, autora książki: Moi Chińczycy. Osiemnaście lat w Chinach, przedstawia E. Kajdański w książce Długi cień…, (K. Symonolewicz jest też
autorem książki Miraże mandżurskie – przyp. red.).
68
69
Jan Rowiński, Justyna Szczudlik
29
jej polskie uczucie, a choćby tylko odrębność narodową. Przyczyna tkwi w tym,
że […] składała się […] z osób wychowanych pod wpływem „kultury rosyjskiej”.
[…] Drugą przyczyną był kierunek materialistyczny i pogoń za zyskiem”70. Grochowski niewątpliwie odnosi słabą działalność Polaków w Szanghaju do niezwykle prężnie działającej Polonii mandżurskiej. Podkreśla, że w Szanghaju istniała
tylko jedna polska instytucja – Polski Komitet Opieki nad Polakami i tylko dwie
polskie firmy handlowe. Podkreśla też, że otwarty w 1919 r. konsulat w Szanghaju, ze względu na bierność szanghajskiej Polonii, musiał zostać zlikwidowany.
Oczywiście nie można wykluczyć wpływu na ten punkt widzenia typowych dla
polskich środowisk emigracyjnych podziałów i antagonizmów. Opinie Grochowskiego pozwalają jednak na bardziej obiektywne spojrzenie na chińską Polonię
i w pewnym sensie ją desakralizują.
Obecność Polaków w Mandżurii przypada na bardzo burzliwy okres w dziejach Chin, jak również Europy. W 1899 r. wybucha powstanie Bokserów skierowane przeciwko cudzoziemcom, będące odpowiedzią na zaborczą politykę traktatową mocarstw zachodnich, Rosji i Japonii wobec Chin. Polska emigracja kolejowa
znalazła się w dwuznacznej sytuacji. Z jednej strony, jej obecność nie była dowodem zaborczej polityki Polski, której wówczas nie było na mapie Europy, z drugiej jednak Polacy znaleźli się w Mandżurii za sprawą Rosji, a budowa Kolei
Wschodniochińskiej, w której uczestniczyli Polacy, niewątpliwie była realizacją
mocarstwowej polityki Petersburga i formą kolonizacji coraz słabszego Cesarstwa
Chińskiego. Jednak, jak podkreśla M. Kałuski, Chińczycy zdawali sobie sprawę,
że obecność Polaków w Mandżurii nie jest przejawem polskiego ekspansjonizmu,
tylko wynikiem rosyjskiej mocarstwowości, której Polacy i Polska, podobnie jak
Chińczycy i Chiny, są ofiarami71. Wzajemne stosunki polsko-chińskie w Harbinie
i innych polskich skupiskach w Mandżurii (głównie w Hailarze, Aszyche i Manzhouli) układały się w zasadzie poprawnie.
Kolejny bardzo burzliwy i zarazem dramatyczny moment dla Polonii w Mandżurii przypada na lata 1904–1905. W 1904 r. wybucha wojna rosyjsko-japońska
o chińską Mandżurię i kontrolę nad Koreą. Polacy zostali zmuszeni do czynnego udziału w tej wojnie po stronie rosyjskiej. Ocenia się, iż w tej wojnie walczyło
w Mandżurii ok. 50–60 tys. Polaków, wcielonych przymusowo do armii carskiej.
Było tam wielu wybitnych oficerów, którzy później, w listopadzie 1918 r., znaleźli
się w szeregach odrodzonego Wojska Polskiego stanowiąc jego wyższą kadrę oficerską (w tym wielu w randze generałów)72. Wiele tysięcy zginęło. W tym sensie ta część Chin Północno-Wschodnich jest zapewne największym bezimiennym
polskim cmentarzem na Dalekim Wchodzie (oczywiście, jeśli nie liczyć Syberii).
K. Grochowski, Polacy na Dalekim Wschodzie, Harbin 1928, s. 32–33.
M. Kałuski, Polacy w Chinach…, s. 45–51.
72
Ibidem, s. 73–76.
70
71
30
Z historii kontaktów polsko-chińskich…
Warto przypomnieć, iż wśród Polaków, którzy znaleźli się w szeregach carskiej
armii w wojnie rosyjsko-japońskiej, był młody lekarz, Janusz Korczak (1878–1942), późniejszy znany pisarz, opiekun dzieci warszawskiego getta. Była to sytuacja praktycznie bez wyjścia, Polacy byli przeciwni motywom działań obu stron
konfliktu. Jednak z uwagi na bolesne doświadczenia rosyjskie, postrzegając Rosję
jako zaborcę Polski, mandżurska Polonia okazywała życzliwą neutralność Japonii. M. Kałuski oceniał ten stan następująco: „Zniewoleni przez Rosję Polacy stali
się szczególnie ulubionym »mięsem armatnim« imperializmu rosyjskiego. […]
Nie ulega wątpliwości, że niechęć Polaków do walki za obcą sprawę przyczyniła
się w sporym, jeśli nie dużym, stopniu do klęski Rosji w Mandżurii. […] Sympatie Polaków były po stronie Japończyków”73.
Warunki życia Harbińczyków poprawiły się po rewolucji 1905 r. w Rosji, kiedy to carat zgodził się na przyznanie większych praw Polakom. Wtedy właśnie Polonia mandżurska zaczęła zakładać polskie stowarzyszenia, szkoły, parafie… Po
wybuchu I wojny światowej, a potem rewolucji bolszewickiej, do Mandżurii napłynęła kolejna grupa polskich uchodźców. Wówczas to właśnie utworzono w Harbinie Polski Komitet Ratunkowy Dzieci Dalekiego Wschodu, który odegrał nieocenioną rolę w ratowaniu polskich sierot i bezdomnych dzieci, błąkających się
po Syberii po rewolucji październikowej w Rosji. Dzięki Komitetowi uratowano,
jak podaje Kałuski, 875 dzieci74.
Po odzyskaniu przez Polskę niepodległości w 1918 r. w Harbinie powstała organizacja polityczna reprezentująca Polaków w Azji – Rada Polityczna Dalekiego Wschodu i Syberii. Działał też Polski Komitet Narodowy, który zajmował się
sprawami przyznawania polskiego obywatelstwa mandżurskiej Polonii. Sprawa
przyznawania polskiego obywatelstwa okazała się bardzo trudna z uwagi na postawę Rosji w stosunku do Polaków, szczególnie po klęsce w bitwie warszawskiej
w 1920 r. Jak pisze M. Cabanowski, Polacy w Mandżurii „musieli dokonać wyboru: czy zachować dotychczasowe poddaństwo, czy też zadeklarować przynależność do nowo powstałego państwa polskiego”75. Wahanie Harbińczyków w sprawie obywatelstwa wynikało z niepewności co do przyszłych losów odrodzonej
Polski, jak i sytuacji politycznej w porewolucyjnej Rosji.
W marcu 1920 r. przyjechała do Harbinu delegacja władz II Rzeczpospolitej.
W tym samym roku zaczął tu urzędowanie polski konsulat. Jego pierwszym szefem został Michał Morgulec. Równocześnie powstał polski konsulat w Szanghaju.
Jak podkreśla M. Kałuski, „ustanowienie konsulatów w Chinach wyprzedziło indywidualne uznanie de iure Polski ze strony Chin, co nastąpiło 27 marca 1920 r.”76
Ibidem, s. 115, 117, 119, 122.
Ibidem, s. 78.
75
M. Cabanowski, op.cit., s. 45.
76
M. Kałuski, Polacy w Chinach…, s. 91.
73
74
Jan Rowiński, Justyna Szczudlik
31
Pod koniec 1920 r. Chiny zawiesiły działalność polskich konsulatów ze względu
na brak oficjalnych stosunków dyplomatycznych między obu państwami. Konsulat w Harbinie, teraz po nazwą Delegatury RP, funkcjonował jednak nadal, a Michał Morgulec do 1922 r. pozostawał szefem placówki w randze Wysokiego Delegata RP.
W 1920 r. miała miejsce pierwsza repatriacja do Polski Polaków z Mandżurii. Stała się ona możliwa dopiero po zakończeniu działań wojennych w wojnie
1920 r. Repatriację organizowała Komisja Powrotowa, działająca przy Delegaturze
RP w Harbinie. W wyniku pierwszej akcji do Polski wróciło około 300 osób77.
Druga akcja repatriacyjna została przeprowadzona w 1924 r. Została wymuszona sytuacją powstałą po zawarciu chińsko-radzieckiego porozumienia wprowadzającego zasadę parytetu, dotyczącego zatrudnienia na kolei. Parytet dotyczył
Chińczyków i Rosjan, zaś Polacy, tracąc pracę, decydowali się na powrót do kraju. Szacuje się, że w latach od 1924 do 1925 do Polski wróciło około 400–500
Polaków z Mandżurii78. Warto odnotować, że pod tym porozumieniem ze strony
rosyjskiej widnieje podpis zastępcy Ludowego Komisarza Spraw Zagranicznych
ZSRR Lwa Karachana (1889–1937), urodzonego w Polsce, związanego z polskim
ruchem rewolucyjnym – SDKPiL i zesłanego na Syberię. Był on pierwszym ambasadorem Rosji Radzieckiej w niepodległej Polsce, a później także jej pierwszym
przedstawicielem w Chinach (1923–1927). Stracony został w czystkach stalinowskich 1937 r., m.in. pod zarzutem „szpiegostwa na rzecz pańskiej Polski”.
Rok 1932 to kolejny burzliwy okres w dziejach Polonii harbińskiej. Rozpoczął
się wówczas pierwszy etap wojny chińsko-japońskiej, w wyniku której Mandżuria
znalazła się pod panowaniem japońskim. Japończycy chcąc stworzyć pozory legalności swojej obecności w Mandżurii, utworzyli na jej terenie państwo znane pod
nazwą Mandżukuo (w jęz. chiń.: Manzhouguo, w dosłownym tłumaczeniu – Państwo Mandżurów lub Państwo Mandżurskie), które rzekomo miało być polityczną
emanacją narodu mandżurskiego. W rzeczywistości był to twór sztuczny, całkowicie zależny od Japonii. Mandżurska Polonia automatycznie znalazła się w granicach nowego państwa. Polska, z uwagi na liczną Polonię na terenach nowego państwa, postanowiła je uznać, chociaż starała się ten akt przeciągać i kamuflować.
Oficjalne stosunki dyplomatyczne z Mandżukuo zostały nawiązane w 1938 r., ale
wcześniej na terenie tego marionetkowego państewka funkcjonowała polska placówka dyplomatyczna – harbiński konsulat. Formalnie podlegał on Poselstwu (a
od 1937 r. ambasadzie) RP w Tokio79.
W roku 1935 Japonia zmusiła Rosję do sprzedaży Kolei Wschodniochińskiej.
Japończycy nie zezwolili Polakom na pracę na kolei ani w kolejowej administraIbidem, s. 82.
M. Cabanowski, op.cit., s. 65, M. Kałuski, Polacy w Chinach…, s. 82.
79
M. Kałuski, Polacy w Chinach…, s. 93.
77
78
32
Z historii kontaktów polsko-chińskich…
cji. Rozpoczęła się tym samym trzecia akcja repatriacyjna Polonii mandżurskiej.
W 1935 r. wyjechało z Mandżurii około 500 Polaków80.
Koniec II wojny światowej i odradzanie się państwa polskiego wywołały wśród
chińskiej Polonii podział, dotyczący sprawy uznania polskich władz. Część Polonii zdawała sobie sprawę, że rząd w Warszawie pochodzi z radzieckiego nadania.
Osią podziału była także różnica zdań, co do obecności ZSRR w Mandżurii po
1945 r. Polski Komitet Opiekuńczy zadeklarował jednak lojalność Rządowi Tymczasowemu w Warszawie.
Dnia 8 grudnia 1945 r. Polski Komitet Opiekuńczy uległ rozwiązaniu, a na jego
miejsce powstał Polski Komitet Obywatelski. 22 lutego 1949 r. do Harbinu przyjechał przedstawiciel polskiego rządu w Warszawie Jerzy Kłossowski w celu przygotowania ostatecznej repatriacji. W czwartej akcji powrotu do kraju repatriowało się około 800 harbińczyków81. Po repatriacji z 1949 r. pozostało w Mandżurii
około 450 Polaków, którzy założyli Zrzeszenie Obywateli Polskich w Chinach,
istniejące do roku 1963.
Inne ośrodki polonijne w Chinach
Pierwsi Polacy zaczęli osiedlać się w Chinach poza Mandżurią w latach 80. i 90.
XIX w. Zamieszkiwali w Szanghaju, a także w Tianjinie i Pekinie. W przededniu
I wojny światowej ich liczbę oceniano na ok. 200 osób, większość z zaboru rosyjskiego. Liczba naszych rodaków wzrosła o kilkaset po rewolucji bolszewickiej
(1917–1918). Gros stanowili uchodźcy z Rosji. Nowe skupiska polonijne powstały w Wuhanie i Qingdao. Po zakończeniu I wojny światowej wielu powróciło do
Polski lub wyjechało do Australii. W Szanghaju od 1917 r. działała organizacja
polonijna Związek Polaków w Chinach, Dom Polski, a także Związek Młodzieży
Polskiej. Była też polska parafia, w której w latach 1939–1949 proboszczem był
o. Bazyli Piotrowski (bernardyn). Wydawano własne pismo – dwutygodnik „Echo
Szanghajskie” (ukazywał się on w latach 1936–1949). W przededniu II wojny światowej liczbę Polaków zamieszkałych w pozamandżurskich skupiskach miejskich
(głównie w Szanghaju i Tianjinie) oceniano na 500–600 osób. Najwybitniejszym
Polakiem związanym z Szanghajem był twórca nowoczesnego hutnictwa polskiego – inż. Tadeusz Sędzimir (1894–1989). To właśnie w tym mieście, w jego fabryce wyrobów metalowych, narodziła się na przełomie lat 20. i 30. XX wieku nowa
koncepcja cynkowania i walcowania blach stalowych (m.in. system walcowania na
zimno). Wśród najbardziej znanych przedstawicieli Polonii szanghajskiej należy
wspomnieć m.in. dwóch późniejszych ministrów II Rzeczpospolitej – inż. Jerzego
80
81
Ibidem, s. 83.
Ibidem, s. 101.
Jan Rowiński, Justyna Szczudlik
33
Iwanowskiego (w 1918 r. został powołany na ministra przemysłu i handlu, w rok
później na kierownika resortu pracy i opieki społecznej) oraz prawnika Zygmunta
Jastrzębskiego (wybitnego bankowca, w latach 1922–1923 ministra skarbu). Senatorem RP (w latach 1938–1939) był Stefan Lelek, działacz niepodległościowy
PPS, który przez pewien czas przebywał w Szanghaju po ucieczce z więzienia we
Władywostoku82. Z Szanghaju pochodzi też Andrzej Mandalian (ur. w 1926 r.),
znany poeta, tłumacz i scenarzysta filmowy.
Stosunki polsko-chińskie w latach 1920–1939
Pomimo braku oficjalnych kontaktów dyplomatycznych między Polską a Chinami, w 1920 r. ustanowiono urząd Wysokiego Komisarza Rzeczpospolitej Polskiej na Syberię i Daleki Wschód, z siedzibami w Szanghaju i Harbinie. W Szanghaju funkcję komisarza pełnił Józef Targowski, a następnie Karol Pindor i Jerzy
Barthel de Weydenthal, a w Harbinie – wspomniany już Michał Morgulec. Ustanowienie przedstawicielstwa polskiego w Chinach jeszcze przed nawiązaniem oficjalnych stosunków dyplomatycznych było konieczne z uwagi na liczną Polonię
oraz rozpoczętą akcję repatriacyjną harbińczyków do kraju.
Chiny uznały Polskę de iure 27 marca 1920 r. Przed nawiązaniem oficjalnych
stosunków dyplomatycznych Chiny i Polska zawarły dwa traktaty, gdyż w Chinach obowiązywała zasada nawiązywania stosunków tylko z państwami, z którymi Chiny podpisały traktat83. 19 maja 1928 r. delegat Karol Pindor podpisał Traktat
o przyjaźni i handlu z rządem lokalnym gen. Zhang Zuolina. Podpisano go ponownie 18 września 1929 r., tym razem z rządem Republiki Chińskiej w Nankinie, pod
zmienioną nazwą Traktat o handlu i nawigacji wraz z protokołami dodatkowymi;
regulowały one kwestie konsularne i wzajemne prawa obywateli drugiej strony na
terenie państwa przyjmującego, a także sprawy dotyczące przyznania klauzuli najwyższego uprzywilejowania84. Tym razem stronę polską reprezentował Jerzy Barthel de Weydenthal. 1 lipca 1930 r. podpisano także protokół dodatkowy, regulujący status prawny kolonii polskiej.
Na stosunki polsko-chińskie kładły się cieniem stosunki polsko-japońskie. Dyplomacja II Rzeczpospolitej, upatrując zagrożenie w dwóch sąsiadach Polski –
Niemcach i ZSRR, prowadziła politykę równowagi w stosunkach z tymi państwami, poszukując jednocześnie zabezpieczeń przed ich agresywną polityką. Z racji
82
Ibidem, s. 19–22, K. Woźniakowski, Polonia chińska w latach 1987-1949 i jej życie kulturalno-literackie, „Przegląd Polonijny” 1976, nr 1.
83
M. Nowak-Kiełbikowa, Japonia i Chiny w dyplomacji II Rzeczypospolitej, „Dzieje Najnowsze” 1981, nr 1–2, s. 243.
84
R. Sławiński, op.cit., s 162.
34
Z historii kontaktów polsko-chińskich…
złych stosunków radziecko-japońskich, wynikających z rywalizacji obu państw
o wpływy w Chinach, postrzegała Japonię jako sojusznika przeciw ZSRR. To jednakże pogarszało relacje II Rzeczpospolitej z Chinami. Agresja Japonii na chińską Mandżurię w 1931 r. zaostrzyła sytuację w stosunkach polsko-chińskich. Jak
podkreśla prof. Maria Nowak-Kiełbikowa, „Polska usiłowała zająć krytyczne stanowisko wobec agresora, z drugiej jednak strony nie chciała zrażać Japonii”85.
Polska dyplomacja tłumaczyła swoje stanowisko koniecznością ochrony Polonii
mandżurskiej oraz stosunkami II RP z ZSRR.
W 1933 r. ustanowiono oficjalne stosunki dyplomatyczne między Polską a Chinami. Polskim posłem w Nankinie został Jerzy Barthel de Weydenthal, chińskim
w Warszawie – Frank W. Ching-lun Lee86.
Stosunki polsko-chińskie pogorszyły się ponownie w 1937 r. po rozpoczęciu
wojny chińsko-japońskiej. Polska dyplomacja nie zgadzała się na sankcje przeciwko Japonii, czego wyrazem były głosowania delegata polskiego Tytusa Komarnickiego w Lidze Narodów. Sytuację w stosunkach polsko-chińskich pogorszyło także
pośrednie uznanie przez rząd II RP ustanowionego przez Japończyków na terenie chińskiej Mandżurii marionetkowego państewka Mandżukuo. Odpowiadając
na zarzuty Chin, strona polska podkreślała, że nie nastąpiło uznanie de iure rządu
w Changchunie (stolica Mandżukuo), choć równocześnie dano wyraźnie do zrozumienia jego władzom, że formalna wymiana not między szefami przedstawicielstw
dyplomatycznych Polski i Mandżukuo w Tokio jest początkiem nawiązania stosunków. Wywołało to gwałtowne protesty ze strony chińskiego MSZ. Po tym akcie rząd narodowy w Nankinie zerwał stosunki dyplomatyczne z Warszawą.
Od 1937 r. polska dyplomacja zaczęła postrzegać Japonię nie tylko jako sojusznika przeciw ZSRR, ale również mediatora, rzecznika polskich interesów i rozjemcę w ewentualnym konflikcie polsko-niemieckim. Jednak już wówczas, po utworzeniu paktu antykominternowskiego i ukształtowaniu się osi Rzym–Berlin–Tokio,
stosunki polsko-japońskie uległy znacznemu pogorszeniu. Minister Józef Beck nie
zgodził się na wstąpienie Polski do paktu, konsekwentnie realizując politykę równowagi w stosunkach z Niemcami i Związkiem Radzieckim. Agresja hitlerowskich
Niemiec na Polskę we wrześniu 1939 r. i brak poparcia dla Polski ze strony Japonii poważnie ochłodziły stosunki między Warszawą a Tokio, ale nie doprowadziły
do zerwania stosunków dyplomatycznych.
W stosunkach polsko-chińskich okresu międzywojennego szczególne zasługi
dla przyjaznej współpracy pomiędzy naszymi narodami wniósł prof. Ludwik Witold Rajchman (1881–1965), bakteriolog, wybitny działacz niepodległościowy,
który powrócił do kraju w 1918 r. z Wielkiej Brytanii87. W latach 1921–1939 był
M. Nowak-Kiełbikowa, op.cit., s. 246.
Ibidem, s. 243.
87
Był on założycielem (1919) i długoletnim dyrektorem (do 1931 r.) Państwowego Zakładu Higieny.
85
86
Jan Rowiński, Justyna Szczudlik
35
dyrektorem Departamentu Zdrowia w Lidze Narodów (LN) i w tym charakterze
przebywał w 1926 r. w Chinach. Po powrocie do Genewy przedstawił program pomocy dla Chin w zakresie opieki zdrowotnej. Ponownie przebywał w Chinach na
zaproszenie rządu narodowego w listopadzie i grudniu 1929 r., prowadząc badania
nad organizacją systemu służby zdrowia oraz kwarantanny w portach tego kraju.
W wyniku jego raportu oraz starań Liga Narodów podjęła pracę nad reorganizacją służb kwarantanny. W czasie kolejnego kilkumiesięcznego pobytu w Chinach
(1930–1931), został przyjęty przez gen. Czang Kai-szeka oraz jego najbliższego
współpracownika, szefa resortu finansów – T. V. Songa. W rozmowach przedstawił
im swój rozwinięty projekt reorganizacji chińskiego systemu opieki zdrowotnej.
Został powołany na doradcę ministra Zdrowia Narodowego Rządu Chin. Przedstawiony przez L. W. Rajchmana program pomocy był realizowany przez grupę
ekspertów LN w Nankinie pod jego kierownictwem (1933–1934). Jego działalność i nieskrywane sympatie wobec Chin spotkały się z bardzo ostrymi atakami ze
strony władz japońskich. W styczniu 1939 r., po rezygnacji z pracy w LN w Genewie, wyjechał do Chin, gdzie został powołany na doradcę rządu ds. ochrony zdrowia. Po agresji hitlerowskiej, a następnie radzieckiej na Polskę i „czwartym rozbiorze” Polski, L. W. Rajchman powrócił do Europy. Udał się następnie do USA,
gdzie z ramienia rządu RP w Londynie był delegatem ds. pomocy Polsce i polskim
uchodźcom. Pozostawał w ścisłych, przyjacielskich stosunkach z T. V. Songiem,
który reprezentował rząd Republiki Chińskiej w Stanach Zjednoczonych88.
Innym polskim ekspertem Ligi Narodów, pracującym w Chinach jako delegat
jej Sekcji Komunikacji i Transportu, był inż. Mieczysław Szczęsny-Okęcki (1882–1952). Za zasługi położone dla rozwoju i modernizacji chińskiego transportu drogowego (m.in. był założycielem Centralnego Biura Komunikacji Drogowego) został odznaczony Orderem Jaśniejącego Nefrytu89.
Znaczący wkład w tworzenie i organizację nowoczesnego systemu oświaty
wnieśli pracujący z ramienia Ligi Narodów jako eksperci: świetny pedagog – autor najlepszego polskiego elementarza, prof. Marian Falski (1881–1974) oraz wybitny polski sinolog, profesor Witold Jabłoński (1901–1957). Pierwszy pracował
w Chinach w 1931 r., drugi – w latach 1930–1932 i 1936–1938. Prof. W. Jabłoński
był też wykładowcą języka francuskiego i literatury francuskiej na czołowych uniwersytetach stołecznych: Qinghua i Yanqing. W czasie swoich podróży po Chinach
zwiedził prowincje Hebei, Henan, Shanxi, Sichuan i Yunnan. Podobno przewędrował pieszo ponad 1500 km. Poza wieloma pracami sinologicznymi o charakterze
stricte naukowym napisał też Dziennik podróży po Chinach, który opublikowano w 1958 r. pt. Ze wspomnień podróżnika. Profesor Jabłoński wniósł ogromny
M. Nowak-Kiełbikowa, op.cit., s. 208.
K. Symonolewicz, Polak twórcą nowoczesnej sieci komunikacyjnej w Chin, „Kurier Poranny” 1936, nr 28.
88
89
36
Z historii kontaktów polsko-chińskich…
wkład w ukształtowanie i rozwój polskiej sinologii. Od 1934 r. był związany z katedrą sinologii na Uniwersytecie Warszawskim, którą kierował do 1957 r. 23 lipca
tegoż roku, podczas kolejnej wyprawy naukowej, zmarł w Pekinie. Inni znani sinologowie polscy, którzy przebywali w Chinach w latach 30. to m.in.: prof. Bohdan Rychter (ur. 1891) z Uniwersytetu Jana Kazimierza we Lwowie, a następnie
z Uniwersytetu Warszawskiego, Jan Godzimir Jaworski (1903–1945) czy prof.
ks. Franciszek Białas (1878–1936), który spędził Chinach 15 lat, a w latach 1933–1936 był profesorem socjologii na katolickim Uniwersytecie Furen w Pekinie.
To on założył czasopismo sinologiczne „Monumenta Serica”90, ukazujące się do
dnia dzisiejszego. Znany też jako autor pracy: Konfucius und sein Kult (ukazała
się w Pekinie i Lipsku w 1928 r.). Inny polski naukowiec to ksiądz prof. Andrzej
Krzesiński (1884–1964) z Uniwersytetu Warszawskiego – efektem jego wyjazdów
studyjnych do Azji Wschodniej (w tym do Chin) były m.in. Badania nad kulturą
Dalekiego Wschodu na tle podroży dookoła świata i Daleki Wschód w obrazach.
Album z podroży dookoła świata. Prace te ukazały się w Warszawie w przededniu
wybuchu II wojny światowej.
W okresie międzywojennym w Państwie Środka przebywali także znani polscy
literaci i dziennikarze, jak Aleksander Gzowski-Junosza, autor książek: Przez tajgi i stepy i Pod słońcem Azji, czy Aleksander Janta-Połczyński (1908–1974), który jako korespondent „Gazety Polskiej” przebywał w Chinach w 1933 r. Efektem
tego pobytu był zbiór reportaży: Ziemia jest okrągła, który ukazał się w Warszawie
w 1936 r. Przypomnijmy, iż „chińskie korzenie” mają dwaj wybitni polscy pisarze
związani losami lub urodzeni na tej ziemi: Teodor Parnicki (1908–1988) i Andrzej
Mandalian. Ojciec T. Parnickiego, inżynier pracujący w Rosji, zginął w czasie rewolucji bolszewickiej, a 12-letni Teodor znalazł się w Harbinie jako bezdomna
sierota. Do Polski wrócił w 1928 r. W Chinach przebywał Marian Walentynowicz
(1896–1967), znany ilustrator książek dla dzieci Kornela Makuszyńskiego i rzeźbiarz Albin Maria Boniecki-Bończa.
Pierwszym polskim muzykiem, który koncertował w Chinach, był podobno pianista Antoni Kątski (1817–1889). Jego reczital odbył się w Szanghaju. Na początku
lat 20. w Szanghaju, Tianjinie, Kantonie i Hongkongu koncertowała Jadwiga Zaleska-Mazurkowa (ur.1879), która w 1918 r., po ucieczce z objętej rewolucją Rosji znalazła się w Japonii. Po niej występowali także w salach koncertowych miast
chińskich tak znani pianiści jak Ignacy Friedman (1882–1948), a w 1935 r. – światowej sławy wirtuoz, Artur Rubinstein. Nie sposób także nie wspomnieć występów
genialnego skrzypka urodzonego w Wilnie – Jaschy Heifetza (1901–1987).
Obecnie dyrektorem Instytutu „Monumenta Serica” w Sankt Augustin k. Bonn, wydającego
wspomniane czasopismo, jest ks. Roman Malek, polski werbista, wybitny znawca chińskiej kultury – przyp. red.
90
Jan Rowiński, Justyna Szczudlik
37
Wydarzeniem medialnym było w 1935 r. przybicie do redy w Szanghaju –
w trakcie swej wyprawy dookoła świata – polskiego flagowego żaglowca „Daru
Pomorza”, uwiecznione we wspomnieniach jej uczestników91.
Okres międzywojenny przyniósł znaczne ożywienie działalności polskich zakonów i zgromadzeń w Chinach. Najaktywniejsi byli misjonarze polscy św. Wicentego a Paulo, którzy jako pierwsi podjęli ponownie działalność ewangeliczną.
Stanowili najliczniejszą grupę. Obok nich działali dominikanie, krótko salwatorianie, franciszkanie92, werbiści. W akcje misyjne w Chinach od końca XIX w. były
także zaangażowane polskie siostry zakonne. Najliczniej reprezentowane były siostry zakonne należące do Zgromadzenia Sióstr Franciszkanek Misjonarek Marii.
W latach 1910–1949 pracowały 32 osoby w 11 ośrodkach misyjnych w Wuhanie,
Tianjinie i Pekinie. Ostatni ośrodek został zlikwidowany w czasie „rewolucji kulturalnej” w 1966 r., po szturmie czerwonogwardzistów na siedzibę misji. Mniszki
i ich przełożona, sędziwa s. Olga Fedorowicz, która od 1934 r. brała udział w akcji misyjnej w Chinach, zostały po brutalnych przesłuchaniach deportowane pod
policyjną eskortą do Hongkongu. Sposób potraktowania obywateli Polski spowodował ostry protest Ambasady PRL w Pekinie.
W Polsce emigracja chińska pozostawała nieliczna. Głównie byli to robotnicy z powiatu Qingtian w prowincji Zhejiang, wysłani do Francji w czasie I wojny
światowej, którzy następnie przez Niemcy dotarli do Polski i osiedlili się w Łodzi
i w prawobrzeżnej Warszawie na Pradze93.
Stosunki polsko-chińskie w okresie II wojny światowej
II wojna światowa przyniosła stopniowe zbliżenie polsko-chińskie. Nie nastąpiło to jednak natychmiast. Praktycznie przez cały okres o września 1939 r. aż do
grudnia 1941 r. utrzymywano stosunki dyplomatyczne z Japonią i drożne kanały kontaktów, a nawet – za zgodą rządu emigracyjnego w Londynie – kontynuowano współpracę wywiadów obu państw. Polski konsulat w Harbinie z pewnymi
ograniczeniami działał nadal. Polacy nie byli w zasadzie obiektem prześladowań
ze strony władz okupacyjnych. Po ataku japońskim na Pearl Harbour polski rząd
na emigracji zerwał 11 grudnia stosunki dyplomatyczne z Japonią. Spowodowało to zasadniczą zmianę dotychczasowych relacji. Nastąpiło ich drastyczne ochłoS. Kosko, Przez trzy oceany, F. Kuleschutz, Rejs dookoła świata i T. Meissner, Dookoła świata
na Darze Pomorza. Ukazały się one w Warszawie w 1936 r.
92
W 1930 r. o. Maksymilian Kolbe zabiegał bezskutecznie o otworzenie placówki polskich franciszkanów w Szanghaju. Planował wydawanie w tym największym mieście Chin „Rycerza Niepokalanej” w języku chińskim.
93
R. Sławiński, op.cit., s.162.
91
38
Z historii kontaktów polsko-chińskich…
dzenie. W 1943 r. rząd londyński wycofał swoje uznanie dla Mandżukuo i nawiązał
stosunki dyplomatyczne z guomindangowskim rządem narodowym w Chongqingu.
Podniesiono wówczas rangę placówek w obu państwach do szczebla ambasad94. Zerwanie stosunków dyplomatycznych z Japonią wywołało ostrą reakcję Tokio i spowodowało pogorszenie położenia Polonii na obszarach okupowanych Chin, szczególnie w Mandżurii. Przede wszystkim zlikwidowano konsulat. Nie mógł zastąpić
jego roli i funkcji utworzony 15 grudnia 1941 r. przez konsula Jerzego Litewskiego społeczny Polski Komitet Opiekuńczy, na czele którego stanął Albin Czyżewski.
Pewnym osiągnięciem dyplomatycznym było uznanie go przez władze Mandżukuo
za oficjalną reprezentację społeczności polskiej; nie mogło to oczywiście nastąpić
bez przyzwolenia Tokio. Fala represji w pierwszym rzucie dotknęła oficerów polskiego wywiadu wojskowego, z którymi Japończycy współpracowali. Wprowadzono system kartkowy, zwiększono obciążenia podatkowe i kontrybucje. W ślad
za tym rozpoczęły się konfiskaty nieruchomości i mienia. Władze Mandżukuo
wprowadziły na wzór przepisów hitlerowskich obowiązek noszenia przez Polaków
na zewnętrznych ubraniach żółtych znaczków z numerem i literami PO (obywatel polski). Takie same oznakowania obowiązywały na drzwiach wejściowych do
ich domów i mieszkań. W sierpniu 1942 r. zamknięto ostatnie polskie czasopismo
w Mandżurii „Tygodnik Polski”, w ślad za tym w końcu grudnia 1943 r. nakazano zamknięcie polskiego gimnazjum w Harbinie. Japończykom nie udało się jednak przeprowadzić operacji mającej na celu pozbawienie polskiego obywatelstwa
mieszkających w Mandżurii Polaków i w ten sposób zmienienie ich statusu prawnego na bezpaństwowców, co pozwoliłoby na wcielanie ich do armii. Generalnie,
Polonia mandżurska od zajęcia przez Japończyków Chin Północno-Wschodnich
zajmowała wobec okupantów stanowisko zdecydowanie niechętne95.
Po wybuchu II wojny światowej Polonia mandżurska zaangażowała się w akcje pomocowe dla walczącej Polski, a wielu Harbińczyków zgłosiło gotowość do
walki i chęć wyjazdu na front. Początkowo planowano, że Polacy będą walczyć we
Francji. Ostatecznie 15 Harbińczyków walczyło w Samodzielnej Brygadzie Strzelców Karpackich gen. Stanisława Kopańskiego pod Tobrukiem i Monte Cassino.
Wśród nich był Jan Zanoziński – attache kulturalny w Harbinie. Zanoziński, który nie mógł być oficjalnie odwołany z funkcji dyplomatycznej z powodu zerwania
łączności z krajem, zwrócił się do szefa placówki w Harbinie i Tokio o udzielenie
urlopu bezpłatnego, aby „mógł służyć Ojczyźnie”96. Harbińczycy walczący w Brygadzie gen. Kopańskiego zostali za zasługi w walce odznaczeni orderem Virtuti
Militari, Krzyżami Walecznych i Krzyżami Zasługi z Mieczami.
E. Kajdański, Korytarz…, s. 146.
J. Mondry, Polska walcząca i Japonia, „Zeszyty Historyczne” 1985, nr 71.
96
M.. Cabanowski, op.cit., s. 92; M. Kałuski, Polacy w Chinach…, s. 180.
94
95
Jan Rowiński, Justyna Szczudlik
39
Wśród uczestników wojny antyjapońskiej po stronie ofiary agresji nie zabrakło także Polaków, zgodnie z ich wiecznie żywą maksymą: „za wolność waszą
i naszą.” Wśród nich był as lotnictwa wojskowego, absolwent słynnej Szkoły Orląt w Dęblinie, uczestnik wojny obronnej 1939 i bitwy o Anglię, jeden z dowódców legendarnego dywizjonu 303 – płk Witold Urbanowicz (1908–1996)97. W latach 1941–1943 był zastępcą attache lotniczego Ambasady RP w Waszyngtonie,
jednakże praca w dyplomacji niezbyt mu odpowiadała. W 1943 r. wstąpił jako
ochotnik do słynnej 14. Floty Powietrznej USA, odpowiadając na propozycję jej
dowódcy gen. Claire Lee Chennaulta, aby objąć dowództwo klucza lotniczego
„Latających Tygrysów” na froncie chińskim98. W walkach nad Chinami strącił
11 japońskich samolotów, co w połączeniu z operacjami w Europie dało mu imponujący bilans zestrzelenia 28 maszyn bojowych wroga. W Chinach przebywał
półtora roku (od 1943 do połowy 1944 r.). Szczegółowy opis tego epizodu swojego życia pozostawił w książce: Ogień nad Chinami, znanej także pod tytułem
Latające Tygrysy99.
Inny przykład, to polscy lekarze i pielęgniarki pracujące w wojskowych szpitalach Chin w czasie wojny antyjapońskiej (1937–1945). Najbardziej znane nazwiska to: lekarz, późniejszy dyplomata Stanisław Flato (chińskie nazwisko: Fu
Lato) oraz dr Leon Kamieniecki i jego żona Monika (pielęgniarka), którzy pracowali w szpitalach wojskowych w prowincji Hunan. Było jeszcze co najmniej
dwóch polskich lekarzy, ale ich nazwisk nie udało nam się ustalić. Dr Flato należał
do ludzi o niepospolitych życiorysach100. Urodził się w Warszawie w 1910 r. Podjął studia prawnicze na Uniwersytecie Warszawskim, przerwał je i kontynuował
w Paryżu, ale na medycynie. Związany był z ruchem lewicowym. Działał w organizacji studentów żydowskich „Kampf”. Był członkiem KPP (Komunistycznej Partii Polski) i FPK (Francuskiej Partii Komunistycznej). W 1936 r. wyjechał
do Hiszpanii. Wziął udział jako ochotnik w wojnie domowej po stronie Republiki jako lekarz wojskowy. Tam wstąpił do Komunistycznej Partii Hiszpanii (KPH).
Po zwycięstwie gen. Franco został internowany we Francji. Przyjął propozycję
przedstawicieli rządu chińskiego i wraz z grupą lekarzy wyjechał do Chin. Stał na
czele międzynarodowego zespołu lekarzy wojskowych. Pracował w szpitalach na
terenach kontrolowanych przez rząd narodowy. Związany z Komunistyczną ParE. Kajdański, Długi cień…, s. 341–462; R. Badowski, op.cit., s. 900.
14. Flota Powietrzna USA operowala nad Chinami, Indochinami i Birmą. Jej baza znajdowała
się w południowej prowincji chińskiej Yunnan. Szerzej por. Col. C. L. Chennault and Flying Tigers,
Beijing 2003 (w języku angielskim i chińskim).
99
Ogień nad Chinami ukazał się w wydawnictwie Znak w Krakowie w 1963 r. (niektóre fragmenty były ocenzurowane). W 1980 r. w Lublinie wydano „Latające Tygrysy”.
100
A. Halimarski, Wang Yan, Pamięci dr Stanisława Flato, „Problemy Dalekiego Wschodu”
(kwartalnik IKS PAN) 1988, nr 3, s. 90–96 oraz tych samych autorów Polak. Doktor Fu La-to, „Polityka” 1988, 27.08.; także: Słownik biograficzny działaczy polskiego ruchu robotniczego. Tom III,
Warszawa 1987.
97
98
40
Z historii kontaktów polsko-chińskich…
tią Chin (niektóre źródła utrzymują, iż był jej członkiem), utrzymywał kontakty z ówczesnym przedstawicielem KC KPCh przy rządzie narodowym w Chongqingu – późniejszym czołowym przywódcą ChRL – Zhou Enlaiem101. Nazwiska
Moniki i Leona Kamienieckiego widnieją na pamiątkowym obelisku w prowincji
Hunan, wystawionym jako wyraz wdzięczności narodu chińskiego dla lekarzy europejskich ratujących chorych i rannych w czasie wojny antyjapońskiej. Niestety,
powojenne losy obojga są nieznane.
Z okresu II wojny światowej pochodzi jeszcze jeden niezwykle ważny epizod
w naszych wzajemnych stosunkach. Chodzi o uratowanie dużej grupy Polaków
pochodzenia żydowskiego; uratowali się oni z holocaustu w Szanghaju102. Główne fale uchodźców napłynęły do największego miasta Chin, znajdującego się
pod okupacją japońską w okresie od jesieni 1939 do wybuchu wojny na Pacyfiku
w grudniu 1941 r.103 Byli to głównie Żydzi z Polski, Czechosłowacji, Węgier, Rumunii i trzech państw bałtyckich zaanektowanych przez ZSRR. Co się tyczy obywateli Polski pochodzenia żydowskiego, którzy znaleźli się Szanghaju, przybywali oni falami: pierwsza bezpośrednio tuż, przed i po agresji na Polskę we wrześniu
1939 r. (via Związek Radziecki koleją transsyberyjską przejechało legalnie ok. 150
osób). Wstrząsającą była gehenna 1100 Żydów polskich i ich „droga krzyżowa” do
101
Po powrocie do Polski w 1945 r. zajmował kierownicze stanowiska w II Oddziale Sztabu Generalnego. Represjonowany w okresie stalinowskim. Więziony i torturowany w osławionym Departamencie X w więzieniu przy ul. Rakowieckiej. Podobno zwolniono go, gdy przebywający z pierwszą wizytą w Polsce (26–28 lipca 1954 r.) premier Zhou Enlai zapytał B. Bieruta o losy „pewnego
polskiego lekarza o chińskim nazwisku Fu Lato [polskiego imienia i nazwiska nie pamiętał], który udzielał pomocy lekarskiej mojej chorej żonie w Chongqingu” (ówczesnej tymczasowej stolicy
i siedzibie rządu narodowego w czasie wojny z Japonią). W ciągu 24 godzin od tej rozmowy dr S.
Flato miał zostać zwolniony z izolatki więziennej, poddany terapii medycznej, która miała poprawić
jego opłakany stan fizyczny oraz miał otrzymać mieszkanie na ul. Belwederskiej, aby ewentualnie
mógł podjąć chińskiego gościa. W latach 1957–1964 S. Flato był radcą i ministrem pełnomocnym
w Ambasadzie Polski w Pekinie. Cieszył się w Pekinie wysokim poważaniem i szacunkiem jako
„sprawdzony przyjaciel Chin”. Po powrocie do kraju pełnił funkcję wicedyrektora Departamentu II
(Azja) w MSZ (1964–1968). Usunięty z pracy, padł ofiarą czystki antysemickiej w 1968 r. Zmarł
w 1972 r. O chińskim epizodzie swego życia wspominał rzadko. Był to człowiek niezwykle dyskretny i powściągliwy, o rzadko spotykanej skromności.
102
Złożyło się na to szereg przyczyn. Szerzej por. J. Rowiński, Losy diaspory żydowskiej…
103
Zdaniem badaczy chińskich w okresie pomiędzy 1933 a końcem 1941 r. w Szanghaju znalazło schronienie łącznie około 30 tys. Żydów. Według raportu Szymona Wiesenthala miasto to
przyjęło więcej uchodźców żydowskich niż Kanada, Australia, Nowa Zelandia, RPA i Indie – razem wzięte (A. Grobma, D. Landes, Genocide. Critical lssues of the Holocaust, Los Angeles 1983,
s. 299). Prof. Izrael Gutman w Encyklopedii Holocaustu podaje, że do Japonii oraz znajdującej się
pod jej okupacją części Chin – przede wszystkim Szanghaju, dotarło od listopada 1938 r. do sierpnia 1941 r. ponad 18 tys. Żydów europejskich. Natomiast w okresie pomiędzy październikiem 1940
a lipcem 1941 r. – 3489 uchodźców żydowskich. W tej grupie 2178 osób pochodziło z Polski (w tym
ok. 500 rabinów i jeszybotów).
Jan Rowiński, Justyna Szczudlik
41
tego miasta. Wśród tej grupy uciekinierów polskich znalazła się niemal w pełnym
składzie ok. 400-osobowa grupa słuchaczy (jeszybotów) i wykładowców Kolegium
Talmudycznego. Dzięki interwencji amerykańskiej diaspory żydowskiej udało im
się już z okupowanej przez Armię Czerwoną Litwy, gdzie znaleźli się po upadku
Polski, koleją transsyberyjską dotrzeć do Władywostoku. Nastąpiło to po zapłaceniu 200 dolarów od osoby władzom radzieckim. Stamtąd statkiem udali się do
Japonii, a następnie – po odmowie władz amerykańskich udzielenia im wiz wjazdowych – popłynęli do Szanghaju104. Wkrótce po przybyciu warszawskie Kolegium Talmudyczne podjęło zajęcia w murach budynku starej synagogi przy ulicy
Bowuguan (Muzealnej). Kolejne grupy przybywały do Chin po podpisaniu porozumienia pomiędzy rządem RP w Londynie a rządem ZSRR (Umowa Sikorski–Majski). W lipcu 1941 r. władze radzieckie wyraziły zgodę na repatriacje obywateli polskich zesłanych na Syberię, do Kazachstanu i innych miejsc odosobnienia
w ZSRR. Według badań polskiego historyka Piotra Żaronia ponad 10 tys. obywateli
polskich pochodzenia żydowskiego miało wyjechać z ZSRR do Chin i innych krajów Azji105. W związku z rosnącym napływem uchodźców z Polski, w tym bardzo
licznej grupy pochodzenia żydowskiego do Japonii, w październiku 1940 r. w Tokio powołano do życia Polski Komitet Pomocy Ofiarom Wojny. Latem 1941 r. ich
liczbę oceniano na ponad 2,5 tysiąca. Dzięki wysiłkom ambasadora RP w Tokio
Tadeusza Romera większość z nich udała się do USA, Ameryki Południowej i Środkowej oraz Australii i Nowej Zelandii; kilkusetosobowa grupa wyjechała do Szanghaju. W dniu 26 października 1941 r. Tadeusz Romer, po zakończeniu swej misji
w Japonii i zamknięciu Ambasady RP w Tokio, wyjechał do Szanghaju, gdzie objął
stanowisko ambasadora RP w misji specjalnej na Dalekim Wschodzie. Przez rok,
z ramienia rządu RP w Londynie, był opiekunem uchodźców Polski w tym mieście106. Większość żydowskich przybyszy z Polski należała do Związku Polaków.
Według szacunkowych ocen, w latach 1941–1945 w Szanghaju mieszkało ponad
2000 obywateli polskich. Wśród polskich Żydów stosunkowo wielu było rabinów,
stąd ich wpływ na życie gminy szanghajskiej stał się znaczący. Po zakończeniu
II wojny światowej Żydzi zaczęli masowo wyjeżdżać z Chin107. Co się tyczy obywateli polskich, nieliczna grupa zdecydowała się na powrót do kraju. Sprawami ich
104
Wiosną 1941 r. organizacje żydowskie z ZSRR i Europy Zachodniej zorganizowały w Szanghaju specjalny Komitet Pomocy swym pobratymcom (EJC).
105
P. Żaroń, Ludność polska w Związku Radzieckim w czasie II wojny światowej, Warszawa
1990.
106
E. Pałasz-Rutkowska, A. T. Romer, Historia stosunków polsko-japońskich 1904–1945, Warszawa 1996, s. 157–176.
107
W okresie od 1945 do 1951 r. opuściło ten kraj ok. 28 tys. Izraelitów (głównie z Szanghaju i Tianjinu). Większość udała się do USA, Kanady, Ameryki Południowej i RPA, Australii i Nowej Zelandii.
Nieliczni powrócili do Europy, a około 5–6 tys. udało się do nowo powstałego państwa Izrael.
42
Z historii kontaktów polsko-chińskich…
wyjazdów zajmowali się bezpośrednio utrzymujący stały kontakt z Ambasadą Polski radca prawny Związku Obywateli Polskich w Szanghaju – płocczanin Janusz
Buki oraz kurator, także zamieszkały w tym mieście, Jerzy Ginblat108.
W latach wojny antyjapońskiej przebywał w Chinach jako korespondent wojenny Feliks Topolski – wybitny polski malarz, absolwent Warszawskiej Szkoły Sztuk Plastycznych (od 1935 r. mieszkający na stałe w Londynie). Jego album
Holy China (Święte Chiny) wydany w ukazującej się od 1953 r. serii Kronika Topolskiego, zawiera faksymile jego rysunków wykonanych w czasie podróży po
tym kraju109.
W dniu 5 lipca 1945 r. rząd Republiki Chińskiej wycofał uznanie dla rządu
RP na emigracji (londyńskiego) i uznał Tymczasowy Rząd Jedności Narodowej
w Warszawie.
K. Wożniakowski, Polonia chińska w latach 1897–1949 i jej życie kulturalno-literackie, „Przegląd Polonijny” 1976, nr 1.
109
T. Pobóg-Malinowski, Feliks Topolski w Almanachu Polonii 1976, Warszawa 1976.
108
Azja-Pacyfik 2005, nr 8/2005
HISTORIA
Josef Kolmaš
AKOMODACJA
– POPRZEDNICZKA AGGIORNAMENTO?
(Na przykładzie misji katolickich w Chinach w XVI–XVIII w.)1
Kierowany troską, aby wewnętrzne i zewnętrzne życie kościoła rzymskokatolickiego uwolniło się od starych przesądów i barier oraz zostało ukierunkowane
na zacieśnienie więzi z dobą współczesną, jej potrzebami i wyzwaniami, papież
Jan XXIII (1958–1963) wypowiedział odważne hasło aggiornamento. W ostatecznym zamyśle miało to oznaczać całkowitą zmianę sposobu myślenia: odwrócenie się od dotychczasowej percepcji przeszłości i zmierzenie się z wyzwaniami
współczesnego, odmienionego świata. W praktyce i doraźnie oznaczało to stopniowe przystosowywanie się do wymagań współczesnego życia we wszystkich
jego głównych przejawach.
Nie wiemy, czy ojcowie drugiego soboru watykańskiego (1962–1965) zdawali
sobie sprawę, że z czymś podobnym, choć oczywiście w zupełnie odmiennych historycznie i społecznie warunkach, kościół rzymskokatolicki zetknął się już w XVI–XVIII w. Wtedy to chrześcijaństwo, które dotąd utożsamiało się głównie ze śródziemnomorskim, a później europejskim kręgiem kulturowym, zaczęło w ślad za
odkryciami geograficznymi poprzednich stuleci wychodzić poza ten obszar – do
Afryki, Azji i Ameryki Południowej.
Jeśli ograniczymy swoje spojrzenie na dany temat wyłącznie do obszaru azjatyckiego, a w nim wyłącznie do jego najodleglejszej części – Chin, unaocznimy
sobie wyraziście, na jakie problemy napotkało szerzenie chrześcijaństwa. W odkrytych przez Portugalczyków i Hiszpanów częściach świata, gdzie misjonarze
chrześcijańscy mieli zazwyczaj do czynienia ze słabo zorganizowanymi wspól
Tekst pierwotnie opublikowany w „Universitní noviny” (pismo Uniwersytetu Masaryka i Fundacji Universitas Masarykiana), 30 listopada 1996, s. 28–33.
44
Akomodacja – poprzedniczka aggiornamento?
notami szczepowymi i rodzimymi prymitywnymi religiami, chrześcijaństwu nie
stawiano niemal żadnego oporu. Tak działo się głównie w Afryce oraz Ameryce
Środkowej i Południowej (oczywiście także z tego powodu, że portugalscy i hiszpańscy zdobywcy potrafili w porę swoje kolonialne panowanie zabezpieczyć instytucjonalnie przy użyciu siły).
Inną sytuację i jakościowo inne problemy rodziło zetknięcie się zachodniego chrześcijaństwa ze starymi, skonsolidowanymi kulturami obszarów Wschodu – Indii, Chin i Japonii. Na terenach, gdzie tradycje kulturowe wyraźnie różniły
się od europejskich, gdzie wytworzyły się odmienne systemy religijne (z reguły
starsze od chrześcijaństwa) i panował całkowicie inny od europejskiego styl życia, szerzenie zachodniego chrześcijaństwa mogło spotkać się z nikłym zaledwie
powodzeniem.
Bardziej dalekowzroczni szerzyciele chrześcijaństwa rychło uświadomili sobie,
że propagowanie zachodniej wiary bez odpowiedniego przystosowania (akomodacji) do miejscowych warunków i tradycji, nie da pożądanego rezultatu. Oczywiście nie przypuszczali w swojej apostolskiej żarliwości, że głoszona przez nich
w dobrej wierze akomodacja – czy to w wyniku rywalizacji działających w terenie zakonów i zgromadzeń misyjnych, czy to w wyniku niezrozumienia w kurii
rzymskiej – zrodzi skomplikowany problem natury dogmatycznej, który w końcu
dzieło misyjne pogrzebie, a przynajmniej sparaliżuje na długie stulecia.
Misjonarzem, który najbardziej zasłynął z ucieleśniania teorii i praktyki akomodacji w Indiach, był włoski jezuita Roberto de Nobili (1577–1656). Dla nadania
większej skuteczności swojemu dziełu zaczął on wszechstronnie przystosowywać
się do stylu życia i sposobu myślenia mieszkańców Indii: wiódł pełne wyrzeczeń
życie hinduskiego pokutnika, przyswoił sobie święty język braminów – sanskryt,
w swych kazaniach cytował święte hinduskie księgi, a Ewangelię Chrystusa wydawał jako jedną z uczonych ksiąg starohinduskich. W nauczaniu religii chrześcijańskiej dopuszczał, aby nawróceni zachowywali swoje hinduistyczne zwyczaje, jeśli tylko nie miały wyraźnie „pogańskiego” charakteru. Dla tak pojmowanej
praktyki religijnej, zapoczątkowanej w południowych Indiach, przyjęto z czasem
nazwę „malabarskie rytuały” (od miejscowości, gdzie działał de Nobili). Stosowanie ich oznaczało drogę iście ciernistą, a w 1744 r. – w wyniku misjonarskiej zawiści i niezrozumienia ze strony papieża Benedykta XIV (1740–1758) – zakończyły
swój byt przez ich ostateczne potępienie i zakaz szerzenia. Wielki hinduski myśliciel Mahatma Gandhi musiał jeszcze w XX w. dopominać się o chrześcijańską tolerancyjność, z wielką intuicją głoszoną i realizowaną przez Nobilego już przed
czterema wiekami: „My w Indiach staliśmy się niewiarygodni, ponieważ nie jesteśmy zewnętrznie podobni do wyobrażeń kreowanych przez instytucje misyjne,
które przyszły do nas z Zachodu. Nie mylcie tego, czego nauczał Jezus, z tym, co
uchodzi za nowoczesną cywilizację! Pytam was, którzy jesteście Jego misjonarzami,
czy przypadkiem nie zadajecie gwałtu ludziom, wśród których żyjecie? Zapewniam
Josef Kolmaš
45
was, że nie jest waszym powołaniem wyrywanie ludzi Wschodu z ich korzeniami.
Tolerujcie to, co jest w nich dobrego. Pozwólcie każdemu z nas żyć życiem własnym” (Űber die Bergpredigt, [w:] M. Gandhi, Freiheit ohne Gewalt, Kőln 1968).
Podobny los, jeśli nie jeszcze bardziej tragiczny, spotkał misje chrześcijańskie
w Chinach. Trzeba jednak przyznać, jak już zaznaczyliśmy, że chrześcijaństwu –
szczególnie katolickiemu – nigdy w Chinach nie wiodło się, przeciwnie, obca wiara była nieraz przedmiotem ostrych ataków ze strony przedstawicieli oficjalnej ideologii państwowej, jaką był konfucjanizm. Nierzadkie były nawet przypadki, kiedy
niepożądani głosiciele obcej religii musieli być wydalani z kraju.
Metodę akomodacji wprowadził do Chin założyciel tamtejszej misji jezuickiej, Włoch Matteo Ricci (1552–1610). Po czteroletnim doświadczeniu z praktyką
malabarskich rytuałów w Indiach (1576–1582) przeniósł on swoją działalność do
Chin, zrazu do Makau i Kantonu, a od roku 1601 do Pekinu, już na stałe. Tam, obok
pracy misyjnej, poświęcił się głównie rozległej działalności naukowej w dziedzinie matematyki, mechaniki, chemii, medycyny, astronomii, geografii i kartografii.
Większość prac z tych dziedzin opublikował po chińsku. Jego sposób przystosowania się do chińskiego środowiska, podobnie jak przystosowanie się jego przyjaciół i następców, polegał – oprócz czysto zewnętrznego naśladownictwa chińskiej
mody w ubiorze, fryzurze itp. – na znakomitym opanowaniu języka chińskiego,
przyswojeniu sobie znajomości historii narodu chińskiego, jego świeckich i duchowych tradycji itd., a także na nawiązaniu dialogu z miejscowymi uczonymi mandarynami. Już samo to było sposobem wyrażenia ustępstwa ze strony pojmowanego nadrzędnie chrześcijaństwa i uznania dla chińskiej wiedzy.
Tak światłemu narodowi z wielowiekową kulturą i tradycją religijną nie mógł
Ricci przedstawiać nauki o istnieniu Boga, o chrześcijańskich prawdach i zasadach moralnych, jako czegoś zupełnie nowego, nieznanego Chińczykom. Przeciwnie, on sam i pozostali jezuiccy misjonarze, odmiennie niż inne zakony działające
wówczas w Chinach, twierdzili, że naturalna stara chińska pobożność, wyobrażenia Chińczyków o Bogu itd., właśnie w chrześcijaństwie osiągają swoje wyżyny,
a chrześcijańskie nauczanie, czy to objawione czy uświęcone tradycją, wiedzie do
lepszego zrozumienia własnego dziedzictwa kulturowego. Wszelkie rodzime wartości chińskiej kultury miały być zachowane w przyjętym chrześcijaństwie. Wśród
tych wartości miał oczywiście swoje miejsce zarówno kult przodków, jak i poszanowanie filozofa Konfucjusza, traktowane przez Ricciego jako pochodne narodowej tradycji. Chińscy cesarze zarówno z dynastii Ming (1368–1644), jak i następnej
mandżurskiej dynastii Qing (1644–1912), pozytywnie oceniali taką postawę jezuitów, czego wyrazem były edykty tolerancyjne (np. z lat 1657 i 1692) oraz przyjazny stosunek do cudzoziemskiego nauczania i cudzoziemskich nauczycieli.
Spośród wszystkich sporów, jakie wywołało dotarcie katolicyzmu do Chin, swoją przewlekłością i subtelnością wyróżniał się spór o tzw. „chińskie rytuały” czy
„obrzędy” (ritus, ewentualnie ceremoniae Sinenses), w którym swój udział mieli
46
Akomodacja – poprzedniczka aggiornamento?
zarówno misjonarze działający w Chinach, jak i kuria rzymska. O co szło w tym
sporze, jak przebiegał i jak się zakończył?
Już od niepamiętnych czasów cechował Chińczyków kult przodków i czczenie
Konfucjusza. Nie chodziło przy tym o żadne buddyjskie czy taoistyczne praktyki,
lecz o narodowy i ludowy zwyczaj oddawania czci zmarłym przodkom, a także
o hołd, jaki składali chińscy literaci po zdanych egzaminach urzędniczych wielkiemu filozofowi chińskiej starożytności. Obie te powinności, polegające na oddawaniu pokłonu przed tabliczką z wypisanym na niej imieniem zmarłego, na paleniu
kadzidła i zanoszeniu na groby symbolicznych potraw i pieniędzy (co do pewnego stopnia przypomina modlitwy za dusze zmarłych i czczenie świętych w kościele katolickim), spotykały się u wczesnych szerzycieli chrześcijaństwa z Riccim na czele z wielkoduszną tolerancją, a wśród nawróconych na chrześcijaństwo
Chińczyków ze zrozumieniem. Ricci sądził, że zwyczaje te nie przetrwają wśród
chińskich chrześcijan zbyt długo i automatycznie zanikną w miarę, jak ich wiara
będzie się pogłębiać i umacniać (w przypadku kultu przodków nabierze on charakteru chrześcijańskich „zaduszek”).
Sprzeciw wobec tych „pogańskich” praktyk i pobłażliwego do nich stosunku
jezuitów zgłosili najpierw miejscowi misjonarze franciszkanie, do których później
przyłączyli się inni. Oni to właśnie, jednoznacznie upatrując w kulcie przodków
zabobonu, a w oddawaniu czci Konfucjuszowi – modlitwy, domagali się stanowczo, aby nawróceni Chińczycy wyrzekli się praktykowania tych obrzędów. Z ich
namowy papież Urban VIII (1623–1644) najpierw potępił (1635) jezuickie praktyki, by – po uzyskaniu dokładniejszych informacji trzy lata później – ponownie
je zatwierdzić. Ale już jego następca Innocenty X (1644–1655) ponownie w roku
1645 wypowiedział się na niekorzyść „chińskich rytuałów” i polecił, by dominikanin Juan Bautista de Morales (1597–1664) wystosował w tej sprawie do jezuitów
odpowiednie pismo. Chińscy jezuici nie zgodzili się z poglądami Moralesa i wysłali do Rzymu swojego przedstawiciela, Martino Martiniego (1614–1661), któremu udało się zmienić wcześniejszy pogląd papieża i nakłonić kurię rzymską do
wydania dekretu (23 marca 1656), aprobującego jezuickie tolerowanie chińskich
rytuałów, przyjętego przez papieża Aleksandra VII (1655–1667).
Kilka lat później do sporu włączył się francuski biskup Charles Maigrot
(1652–1730), wikary apostolski w Fukienie i przedstawiciel Société des missions
étrangères de Paris w Chinach. Z polecenia papieża Innocentego XII (1691–1700)
zbadał on ponownie sprawę „chińskich rytuałów” i w roku 1693 wystąpił zdecydowanie przeciwko nim, przez co cały spór jeszcze bardziej przybrał na ostrości.
W roku 1698 upowszechnił pogląd, według którego stanowisko papieża z roku 1656
było oparte na fałszywych doniesieniach i „nie da się pogodzić z sumieniem”. Wysłał on do Rzymu dwóch swoich posłańców, aby nakłonili papieża Innocentego XII
do ponownego zbadania całej sprawy. Trafiła ona do specjalnej komisji czterech
Josef Kolmaš
47
kardynałów, która przychyliła się do stanowiska Maigrota, a wsparła to stanowisko także paryska Sorbona (18 października 1700).
Nie próżnowali też jezuici w Pekinie. W roku 1700 wymogli na cesarzu Kangxi (1661–1722) proklamację o cywilnym i świeckim (a nie religijnym) charakterze kultu przodków i Konfucjusza. Wyrządzili tym sobie, zresztą, w Rzymie więcej szkody niż pożytku, byli bowiem przez przeciwników pomówieni o to, że dla
rozsądzenia sprawy religijnej odwołali się do osądu „pogańskiego” władcy.
Do tych dwóch sporów, które nosiły zasadniczy charakter, doszły jeszcze pomniejsze kwestie sporne, z których jedna dotyczyła nazywania w języku chińskim
chrześcijańskiego Boga. Chińczycy używali od najdawniejszych czasów na określenie „Boga” – w sensie najwyższego bytu, zwierzchniego pana i władcy wszystkiego – dwóch terminów: Tian („Niebo”, „Niebiosa”) oraz Shangdi („Najwyższy
cesarz”, „Zwierzchni władca”). Ponieważ późniejsi filozofowie, szczególnie Zhu
Xi (1130–1200), według Ricciego nadali pierwszemu z tych określeń znaczenie
materialnego, konkretnego, fizycznego nieba, rekomendował on chińskim neofitom, aby dla nazwania chrześcijańskiego Boga (Theos, Deus) używali obok nazwy Shangdi (Supremus Imperator) także określenia Tianzhu – dosłownie „Pan
Niebios” (Coeli Dominus).
To, że jezuici w Chinach i w Rzymie zaliczali się do głównych zwolenników
polubownego rozwiązywania uprzednio zarysowanych kwestii spornych, miało
swoje oczywiste powody. Towarzystwo Jezusowe posiadało w Chinach od samego
początku silną pozycję ekonomiczną i mocne wpływy polityczne. Jego członkom,
którzy imponowali zarówno mingowskim, jak i mandżurskim władcom swoją wiedzą i umiejętnościami praktycznymi (co w końcu było warunkiem zakwalifikowania się na wyjazd do Chin w ogóle!), powierzano już tradycyjnie ważne i odpowiedzialne zadania na cesarskim dworze. Cesarze i inni wysocy dostojnicy dworscy
oddawali im na wychowanie swoich synów, jezuici prowadzili w Pekinie obserwatorium astronomiczne, kierowali dworską orkiestrą, byli tłumaczami podczas
audiencji udzielanych europejskim poselstwom itd. Być może, więc, to głównie
chęć utrzymania prominentnych stanowisk i rozmaitych przywilejów dyktowała
im ów powściągliwy stosunek do rozstrzygnięć w prowadzonym z Rzymem sporze o dogmaty.
Zwolennicy radykalnych, a w gruncie rzeczy negatywnych rozstrzygnięć, przeciwstawiający się wszelkim wysiłkom przystosowawczym, byli z kolei motywowani zrozumiałą niechęcią wobec jezuitów, którym zazdrościli wysokich urzędów,
tytułów, wielkich majątków i wpływów na dworze. Odnosząc się z pogardą do spuścizny kulturowej wielowiekowych Chin, wspierali wyraźnie papieskie zakazy tolerowania „chińskich rytuałów”, chociaż mądrzejsi z nich zapewne już wówczas
przypuszczali, że sztywną postawą szykują własną zgubę.
Kuria rzymska ogłosiła ponownie sprzeciw wobec „chińskich rytuałów” (a tym
samym wobec jezuickiego do nich stosunku) w roku 1704. Sprzeciw ten potwierdzi-
48
Akomodacja – poprzedniczka aggiornamento?
ła znów w roku 1710, po tym jak osobiści wysłannicy cesarza Kangxi z lat 1706
i 1708 nie zdołali nakłonić ówczesnego papieża Klemensa XI (1700–1721) do
zmiany dotychczasowego negatywnego stanowiska.
Jeszcze jednak przed wyruszeniem dwóch cesarskich misji do Rzymu miało
miejsce takie oto zdarzenie. W dniu 4 grudnia 1705 r. dotarł do Pekinu legat papieski, biskup Maillard de Tournon (1668–1710), pozornie w celu wyrażenia cesarzowi podziękowania papieża za dotychczasową opiekę nad misjami katolickimi
w Chinach, w rzeczywistości zaś z zadaniem upowszechnienia papieskiego zakazu
tolerowania wśród nawróconych na chrześcijaństwo „chińskich rytuałów”. Początkowo legat spotkał się na dworze z okazałym przyjęciem, a cesarz aż trzykrotnie
udzielił mu audiencji. Z rozmów wszak rychło wyszło na jaw, jakie są prawdziwe zamiary legata, co wyzwoliło wyraźną niechęć cesarza. Podczas posłuchania
30 czerwca 1706, powracając do kwestii rytuałów, cesarz m.in. oznajmił:
„Proszę przekazać swemu Wielebnemu Kapłanowi, że Chińczycy od dwóch tysięcy lat kierują się nauką Konfucjusza, a także, że od czasów Ricciego, zwłaszcza zaś od czterdziestu lat mojego panowania, zachodnim misjonarzom nie spadł
włos z głowy. Jeśli jednak teraz poważą się atakować konfucjanizm, nie będą mogli nadal pozostawać u nas”.
Wkrótce potem ukazało się cesarskie obwieszczenie, które zobowiązywało
misjonarzy – pod groźbą wygnania – do ubiegania się o cesarskie pozwolenie na
swoją misyjną działalność (swego rodzaju placet, po chińsku piao). To piao miało być udzielone tylko tym, którzy zobowiążą się do poszanowania „chińskich
rytuałów”. Co więcej, w celu uzyskania obiektywnej informacji na temat rzeczywistego celu misji Tournona cesarz wysłał w roku 1706 do Rzymu dwóch swoich wysłanników; byli nimi pekińscy jezuici, Portugalczyk A. de Berros (1644–1708) i Francuz A. de Beauvollier (1657–1708). Do czasu ich powrotu z Rzymu,
Maillard de Tournon miał wstrzymać się z ogłoszeniem zakazu „chińskich rytuałów”. Legat jednak wezwania cesarza nie posłuchał i 15 stycznia 1707 r. ogłosił
w Pekinie papieski dekret. Cesarz zareagował niezwłocznie wydaleniem de Tournona do Makau. Portugalczycy, którzy w obawie o własne pozycje zajęli wobec
misji Tournona stanowisko negatywne, wtrącili go do więzienia, gdzie 8 czerwca 1710 r. zmarł.
Ogłoszenie papieskiego zakazu podzieliło chińskich misjonarzy na dwa obozy. Jedni, z oponentem jezuitów Maigrotem (w ówczesnej korespondencji jezuickiej ośmieszanym po łacinie jako „M. Aegrotus”, czyli „Pan Chory”) na czele –
wśród nich większość dominikanów i część franciszkanów – odrzucili wezwanie
do ubiegania się o cesarskie piao i zostali wydaleni z Chin. Pozostali, z biskupem
Pekinu włoskim franciszkaninem Bernardino Della Chiesa (1644–1721) na czele,
wśród nich oczywiście wszyscy jezuici, odcięli się formalnie od papieskiego legata i wystąpili o wydanie im cesarskiego piao.
Josef Kolmaš
49
Ponieważ cesarz nie doczekał się powrotu swych dwóch wysłanników do papieża (zatonęli na morzu 20 stycznia 1708 u wybrzeży Portugalii), wyprawił do Rzymu
w roku 1708 dwóch dalszych z poleceniem, aby spowodowali odwołanie zapowiedzianego w roku 1704 papieskiego dekretu. Byli to znów jezuici – Francuz A. Provana (1662–1720) i Hiszpan J. R. de Arxo (1659 (60)–1711). Ci wszakże niczego
w Rzymie w sprawach „chińskich rytuałów” nie wskórali, dlatego też już do Chin nie
wrócili. Tymczasem papież 25 września 1710 wyraził uznanie dla postawy Tournona
i ponownie potwierdził swój negatywny stosunek do „chińskich rytuałów”.
Na tym, niejako, cały spór zakończył się. W rzeczywistości wygasł tylko pozornie, ponieważ w tym czasie przygotowywano już w Rzymie tekst nowej papieskiej konstytucji, która miała zawierać definitywny zakaz „chińskich rytuałów”,
wiążący wszystkich misjonarzy działających w Chinach. Konstytucją tą była słynna bulla papieża Klemensa XI Ex illa die z 19 marca 1715. Oczywiście ów tekst
nie mógł być jeszcze przez jakiś czas znany w Pekinie. Zarówno cesarz, jak i pekińscy jezuici nadal nie wiedzieli, jakie jest najnowsze stanowisko kurii rzymskiej.
Stąd cesarz, wiedziony chęcią wyjaśnienia, dlaczego również jego drugie poselstwo nie powróciło ze swej misji, zdecydował się wysłać do Europy 31 października 1716 r. list otwarty2 – według świadectwa działającego w Chinach czeskiego misjonarza Karola Slavička SJ (1678–1735) w nakładzie trzystu egzemplarzy
– z zapytaniem, jaki jest wynik jego uprzednich interwencji i sondaży z lat 1706
i 1708 w sprawie chińskich rytuałów. Dla nadania korespondencji powagi i rozwiania z góry ewentualnych wątpliwości w sprawie autentyczności dokumentu,
cesarz zarządził, aby pod łacińską wersją listu otwartego złożyli swoje podpisy
dobrze znani w Rzymie przedstawiciele misji katolickiej w Pekinie. Egzemplarze
listu miały przewieźć na swych pokładach statki z Europy, które wówczas cumowały w Makau. Pewna ilość listów, zdaje się, wędrowała do Europy także drogą
lądową przez Syberię i moskiewską Ruś.
We wspomnianej bulli papieskiej Ex illa die, mającej dla „chińskich rytuałów”
kluczowe znaczenie, stwierdza się, co następuje:
W sprawie kultu przodków – „Chrześcijanom nie zezwala się na składanie ofiary bogom w świątyniach albo budowlach poświęconych przodkom. Nie zezwala
im się także na wykonywanie ceremonii, posługi lub na samo uczestnictwo w oddawaniu ofiary bogom lub w innych rytuałach i obrzędach tego rodzaju przed tabliczkami przodków, w domach prywatnych lub u grobów zmarłych, czy to zbiorowo z poganami, czy to indywidualnie”3.
Na temat tego cesarskiego listu, zwanego „czerwonym manifestem” (po chińsku hong piao)
z powodu cynobrowej barwy druku trójjęzycznego tekstu mandżursko-chińsko-łacińskiego, piszę
obszerniej w opublikowanej pod moją redakcją korespondencji Slavička Listy z Činy do vlasti a jiné
korespondence s evropskymi hvězdaŕi, 1716–1735, Praha 1995 [Listy z Chin do ojczyzny i inna korespondencja z europejskimi astronomami]
3
Clementis XI Bullarium, Rzym 1729, s. 429.
2
50
Akomodacja – poprzedniczka aggiornamento?
W sprawie hołdu dla Konfucjusza jako świętego – „Wierzącym nie zezwala
się, aby ku czci Konfucjusza i zmarłych przodków organizowali uroczyste obrzędy i składali ofiary, albo usługiwali bądź uczestniczyli w nich, ponieważ praktyki
te są nacechowane zabobonem. Podobnie nie zezwala się, aby w konfucjańskich
świątyniach, które nazywają się po chińsku miao, wierzący wykonywali i organizowali obrzędy, rytuały i składali ofiary ku jego czci”4.
W sprawie, jakiego chińskiego terminu należy używać na określenie chrześcijańskiego Boga, papież opowiedział się za terminem Tianzhu, „Pan Niebios”, pozostałe odrzucił5.
Każdy misjonarz, zanim rozpoczął swą posługę w Chinach, miał odtąd zobowiązać się, że będzie przestrzegał wyżej wymienionych zasad. Był zmuszony stwierdzić to poprzez ustną przysięgę, którą potem potwierdzał swoim podpisem i odsyłał do Rzymu.
Jak dowiadujemy się z listu misjonarza Slavička, datowanego 19 marca 1717 r.
w Pekinie, bulla papieska dotarła do Kantonu na pokładzie angielskiego statku dopiero po upływie półtora roku od jej wydania, tj. w sierpniu 1716 r. i przez pewien
czas była trzymana w tajemnicy przed cesarzem. W Pekinie została ona podana
do publicznej wiadomości z polecenia biskupa Della Chiesy w listopadzie 1716
przez jego gorliwego generalnego wikarego Horacjusza z Castorany, za co został
wtrącony przez rozgniewanego cesarza do więzienia.
Wydarzenia te wprawiły misjonarzy w Chinach w posępny nastrój i wyzwoliły
wśród nich obawy o wydalenie z tego kraju. Cesarz, który powrócił właśnie z Mandżurii do stolicy, nakazał natychmiast zebrać wszystkie egzemplarze papieskiego
dekretu i wydał polecenie, aby zostały odesłane do Rzymu. Natomiast oficjalną reakcją cesarskiego dworu było rozporządzenie Kangxi z 16 kwietnia 1717 r., w którym zabronił on dalszego szerzenia wiary chrześcijańskiej w jego cesarstwie, zaś
misjonarzom – z wyjątkiem uczonych w naukach ścisłych i tych, którzy poprosili
o zgodę na swoją działalność – zagroził wydaleniem z kraju.
W celu bodaj częściowego złagodzenia negatywnych skutków, jakie miały papieskie zakazy na nowo nawróconych i działających tam misjonarzy, wysłał papież
w roku 1720 do Chin nowego legata, którym był aleksandryjski patriarcha Mezzabarba (1685–1741). Ten jednak, nawet ze złagodzoną wersją papieskiej konstytucji
(zezwalano np. na klękanie przed tabliczkami przodków i tabliczką Konfucjusza),
niczego u cesarza nie wskórał. Nowy cesarz Yongzheng (1723–1735), który zajął
miejsce na tronie po swoim ojcu, przyjął wobec chrześcijaństwa postawę negatywną i w żadnej mierze nie sprzyjał jego szerzeniu. Tym samym spór wokół „chińskich rytuałów” zmierzał do swego nieuchronnego końca. Mając na uwadze to, że
misja Mezzabarby, podobnie jak uprzednia de Tournona, wiodła do rozłamu wśród
4
5
Ibidem, s. 428–429.
Ibidem, s. 428.
Josef Kolmaš
51
chińskich misjonarzy (niektórzy z nich nadal traktowali odstępstwa od obowiązującej bulli Ex illa die za zasadne), sprawa „chińskich rytuałów” była ponownie
rozważana przez nowych papieży Klemensa XII (1730–1740) i jego następcę Benedykta XIV (1740–1758). Ustępstwa, z którymi biskup Mezzabarba pojechał do
Chin, zostały odwołane, a papieska konstytucja z roku 1715 została potwierdzona
w całej rozciągłości. Stało się tak za sprawą bulli Benedykta XIV Ex quo singulari
z 11 lipca 1742, w której sprawa „chińskich rytuałów” została rozstrzygnięta na ich
niekorzyść raz na zawsze. (Dwa lata później w bulli tego samego papieża Omnium
sollicitudo podobny los spotkał także „malabarskie rytuały” w Indiach). Tak więc
Benedykt XIV zadał na długie lata śmiertelny cios wszelkiej działalności misyjnej
na Dalekim Wschodzie, a tym samym położył kres odważnemu eksperymentowi
akomodacyjnemu Nobilego, Ricciego i ich wybitnych następców.
Stanowisko Benedykta XIV obowiązywało aż do czasów papieży Piusa XI
(1922–1939) i Piusa XII (1939–1958), którzy uznali kult Konfucjusza i przodków,
„zgodnie z doktryną urzędową i odczuciem powszechnym, za zwyczaje o charakterze świeckim” (Acta Apostolicae Sedis, 1939), przez co stara praktyka akomodacyjna Ricciego została de facto uznana. Akomodacja, w wyobrażeniach i pojmowaniu jej przez jakże dalekowzrocznych inicjatorów i realizatorów, nie przedstawiała
właściwie niczego innego, niż pierwszą, swoistą próbę nowoczesnego aggiornamento. Dla misjonarzy w Chinach nie była niczym innym, niż celem, który uświęca środki. Kiedy zaniechano środków (akomodacja), musiał za to zapłacić także
cel (głoszenie wiary chrześcijańskiej). Trudno w tym kontekście nie przypomnieć
ironicznego spostrzeżenia Woltera, który stwierdził, że spór o chińskie rytuały „jak
mało co innego przyczynił się do zdławienia chrześcijaństwa w Chinach” (Voltaire, Le siècle de Louis XIV, 1751).
Przekład z czeskiego: Leszek Cyrzyk
Azja-Pacyfik 2005, nr 8/2005
SPOŁECZEŃSTWO
Małgorzata Pietrasiak
REFORMY OŚWIATOWE W WIETNAMIE
ZARYS UWARUNKOWAŃ
1. Reforma edukacji w Wietnamie 1979 r.
Dnia 2 lipca 1976 r., w czasie pierwszej sesji Zgromadzenia Narodowego obradującego w Hanoi, proklamowano utworzenie Socjalistycznej Republiki Wietnamu. Socjalistyczna Republika Wietnamu jako państwo stanowi kontynuację Demokratycznej Republiki Wietnamu, o czym świadczy przejęcie flagi, hymnu i godła
DRW. Ogólnowietnamskie Zgromadzenie Narodowe uznało się za Zgromadzenie
VI kadencji (Zgromadzenia od I do V kadencji obradowały w DRW), do czasu
uchwalenia nowej konstytucji w 1980 r. obowiązywała konstytucja DRW. W stosunkach międzynarodowych SRW zapowiedziała kontynuację kierunków polityki nakreślonych przez DRW.
Taki scenariusz procesu zjednoczeniowego dla większości obserwatorów nie
był zaskoczeniem. Od chwili proklamowania niepodległości DRW, tj. od 2 września 1945 r., siły skupione wokół rządzącej partii komunistycznej nie pozostawiały złudzeń co do swojej determinacji zakończenia konfliktu w Indochinach przez
zjednoczenie Wietnamu. Nigdy w oficjalnych wypowiedziach i dokumentach Wietnamczycy z Południa nie byli nazywani obywatelami innego państwa, lecz zawsze
„braćmi” lub „współobywatelami”.
Walka z przejawami dezaprobaty wobec takiego scenariusza rozwoju wydarzeń
nie uznawała kompromisów. System władzy w pierwszym okresie oparty był na
Komitetach Wojskowo-Administracyjnych, później przekształconych w Komitety
Ludowo-Administracyjne. Wzmocniono organy bezpieczeństwa i milicji ludowej.
Natychmiast podjęto działania mające na celu stworzenie warunków koniecznych
Małgorzata Pietrasiak
53
do zunifikowania systemów społeczno-gospodarczych Północy i Południa, przyjmując rozwiązania realizowane w rejonach północnych: nacjonalizację przedsiębiorstw prywatnych, przejmowanie na własność pozostawionych zakładów, ustanowienie kontroli nad bankami, wreszcie kooperację gospodarstw rolnych. Podjęte
działania miały zagwarantować zwycięstwo socjalizmu w kapitalistycznych do tej
pory rejonach południowych poprzez ich wchłonięcie.
Ideologia stała się racją stanu. Jej wartościom podporządkowano gospodarkę,
ona wyznaczała ramy rozwoju oświaty i kultury, traktowanych jako nieodłączny
element systemu społeczno-politycznego. Jednym z fundamentów kampanii na
rzecz utworzenia „nowego człowieka” była reforma oświaty. Uznano ją za sprawę pilną, wymagającą po zjednoczeniu Wietnamu kompleksowego rozwiązania.
Reformę oświaty traktowano jako ważny krok na drodze do unifikacji dwu odrębnych systemów. Zapowiedź zmian była sygnalizowana już w czasie obrad IV
Zjazdu KPW w 1976 r.1
Dnia 11 stycznia 1979 r. Biuro Polityczne KPW przyjęło rezolucję o reformie
oświaty. Założenia reformy oparte były na przesłankach ideologicznych. Mowa
w nich była o umacnianiu socjalistycznych form gospodarowania, walce o nową
kulturę i tworzenie „człowieka socjalizmu”. Przewidywano poszerzenie liczby godzin lekcyjnych przewidzianych na edukację ideologiczną, gdyż „ludzie powinni myśleć naukowo, mieć szeroką wiedzę i cieszyć się dobrym zdrowiem, kochać
swoją partię, cenić internacjonalizm proletariacki i życie rodzinne”2. Zasada łączenia nauki i pracy została uznana za naczelną zasadę edukacji socjalistycznej.
Swoim zakresem reforma objąć miała strukturę systemu edukacji, programy i treści nauczania oraz metody nauczania. Miała spełniać cztery cele:
– edukacja stać się winna elementem rewolucji kulturalnej i ideologicznej,
wspomagającej rozwój gospodarczy, kulturalny, naukowy oraz technologiczny;
– zgodnie z jednym z jej haseł, winna kształtować nowoczesnego i wszechstronnie rozwiniętego obywatela;
– miała spełniać wymóg uniwersalizmu, tj. łączyć w sobie rewolucję stosunków produkcji, naukową i technologiczną oraz ideologiczno-kulturalną;
– szczególną uwagę w procesie nauczania należało zwrócić na szkolenie zawodowe przyszłych „nowoczesnych pracowników z rewolucyjną mentalnością, wysokimi kwalifikacjami, aby przyspieszyć rozwój gospodarki socjalistycznej”.
IV Zjazd Komunistycznej Partii Wietnamu, Podstawowe dokumenty, Warszawa 1980, s. 107–109.
2
Tekst rezolucji został opublikowany w „Le Courier du Vietnam” 1979, nr 10.
1
54
Reformy oświatowe w Wietnamie
Reforma zainicjowana w latach 80. wzorowana była na systemie istniejącym
w Związku Radzieckim. Proponowane zmiany polegały na:
– zunifikowaniu i ujednoliceniu wszystkich form przedszkolnej edukacji;
– podzieleniu systemu szkolnego na 3 poziomy: poziom I – pięcioletni, II –
czteroletni (razem stanowiły dziewięcioletnią szkołę podstawową) oraz poziom III – trzyletnia szkoła średnia; szkoła podstawowa oferowała klasy dla
dzieci szczególnie uzdolnionych, jak i dla dzieci opóźnionych;
– podporządkowaniu szkolnictwa wyższego (zawodowego) ministerstwom,
w zależności od profilu kształcenia (ministerstwu rolnictwa, kultury, zdrowia itd.).
Decyzją Biura Politycznego KPW, 16 stycznia 1979 r. utworzono Komisję ds.
reformy oświaty, w skład której weszli: premier Pham Van Dong jako przewodniczący komisji, sekretarz KC To Huu i Bui Thanh Khiet, wiceminister oświaty3. Realizację reformy rozpoczęto na początku lat 80. Już w roku szkolnym 1981/1982
wprowadzano eksperymentalnie dziewięcioletnią szkołę podstawową w niektórych
większych ośrodkach miejskich. Wychowanie polityczno-ideologiczne adresowane było głównie do młodzieży Południowego Wietnamu. Zaznaczyć należy, że po
zjednoczeniu zlikwidowano tam szkoły prywatne i wyznaniowe, oddzielono szkołę od kościoła, zapewniono pełną kontrolę państwa nad oświatą. Realizację reformy rozłożono na 20 lat i miała się ona zakończyć w latach 90.
Kierunki rozwoju oświaty znalazły odzwierciedlenie w Konstytucji SRW
z 1980 r. Ustawa zasadnicza wyraźnie akcentowała fakt, że przez pracę propagandową i oświatową państwo upowszechnia marksizm-leninizm, linię polityczną KPW, konstytucję i ustawy SRW, stwarza i rozwija wartości kulturalne i duchowe narodu, przyswaja zdobycze kultury światowej, zwalcza ideologię feudalną
i burżuazyjną jako wpływy kultury imperialistycznej i kolonialnej4. W konstytucji znalazła odzwierciedlenie norma polityczna, która do tej pory funkcjonowała
jako zwyczajowa – kierownicza rola partii komunistycznej w kształtowaniu polityki kulturalno-oświatowej.
2. Zmiana sytuacji politycznej w Wietnamie w połowie lat 80.
Druga połowa lat 80. przyniosła zmiany w życiu politycznym Socjalistycznej
Republiki Wietnamu. Na czele KPW stanął znany ze swoich radykalnych przekonań Nguyen Van Linh. To z jego inicjatywy rozpoczęto publiczne demaskowanie
negatywnych zjawisk w życiu gospodarczym i społecznym, nie oszczędzając rówIbidem.
Patrz Art. 38 Konstytucji Socjalistycznej Republiki Wietnamu, [w:] Les Constitutions du Vietnam 1946–1959–1980–1992, Hanoi 1995.
3
4
Małgorzata Pietrasiak
55
nież samej partii. Pojawiły się głosy przyznające, że nawet lata wojny ze Stanami
Zjednoczonymi nie przyniosły takich strat gospodarce narodowej jak indolencja
i niekompetencja władz. Krytykowano rządzenie krajem metodą centralizmu biurokratyczno-administracyjnego. Niektórzy dostrzegali konieczność rewizji przeideologizowanych, nieprzystających do rzeczywistości haseł. Nie tylko sytuacja
wewnętrzna, ale i międzynarodowa Wietnamu na przełomie lat 70. i 80. znacznie
się pogorszyła. Zwłaszcza indochińska polityka SRW i wkroczenie wojsk wietnamskich do Kambodży w 1979 r. wywołały konsternację i sprzeciw niedawnych
sojuszników. Chiny odwołały swoich specjalistów i wycofały pomoc, a nawet
w roku 1979 rozpoczęły krótką kampanię wojskową przeciw Wietnamowi. Pozostałe państwa regionu żądały natychmiastowego wycofania oddziałów wietnamskich, a stosunki z nimi uległy ochłodzeniu. Tylko weto ZSRR w Radzie Bezpieczeństwa uchroniły Wietnam od przyjęcia przez ONZ rezolucji potępiającej owe
działania. W latach 80. zaczęły napływać z Europy Wschodniej znamienne sygnały. Były to strajki w Polsce w 1980 r., a następnie w połowie lat 80., jak również polityka odnowy zaproponowana przez nowego przywódcę partyjnego ZSRR
Michaiła Gorbaczowa. Cała ta złożona sytuacja wymusiła program modernizacji
systemu społeczno-gospodarczego, znany pod nazwą „doi moi”. Podjęcie reform
ogłosił nowy sekretarz Komunistycznej Partii Wietnamu, Nguyen Van Linh na
VI zjeździe partii w 1986 r.
Rozpoczynając proces liberalizacji systemu społeczno-gospodarczego, VI Zjazd
KPW podjął m.in. dyskusję nad niektórymi drażliwymi sprawami oświaty w Wietnamie, w tym obniżającym się poziomem szkół i tragiczną sytuacją nauczycieli,
będącą wynikiem galopującej inflacji. Władze próbowały rozwiązać sytuację doraźnymi środkami. II Plenum KC KPW zobowiązało Radę Ministrów do rozpatrzenia trudnej sytuacji pracowników oświaty i podjęcia kroków zmierzających
do zapewnienia im godziwej egzystencji. Realizując uchwałę KC KPW Rada Ministrów wydała w końcu maja 1987 r. rozporządzenie mające na celu polepszenie
ich sytuacji życiowej przez zagwarantowanie im comiesięcznych przydziałów sześciu podstawowych artykułów, takich jak: ryż, mięso, cukier, olej, nafta i proszek
do prania. W przypadku niezrealizowania przydziału pracownicy mieli otrzymywać rekompensaty pieniężne po cenach rynkowych.
W czerwcu 1987 r. podjęto decyzję o przyznawaniu nauczycielom dodatkowego zasiłku w wysokości 1000 dongów. Ta forma pomocy objęła ok. 30% pracowników oświaty. Osoby oddelegowane do pracy w trudno dostępnych rejonach
górskich korzystały z dodatkowych ulg: otrzymywały ekwiwalent ubraniowy, zasiłek na zakup niezbędnych sprzętów, zwiększone zasiłki żywieniowe oraz wyższe stawki za godziny nadliczbowe.
Wymienione postanowienia miały poprawić tragiczną sytuację nauczycieli i zahamować ich masowy odpływ ze szkół, na co duży wpływ miała również realizowana na Południu polityka edukacyjna. Nauczyciele, pracujący w zawodzie przed
56
Reformy oświatowe w Wietnamie
zjednoczeniem, rezygnowali z pracy, nie decydując się na poddanie się obowiązkowym przeszkoleniom, a wielu z nich było po prostu odsuwanych od pracy z młodzieżą. Dane szacunkowe wskazują, że pozostało zaledwie 25% nauczycieli na
Południu z okresu przedzjednoczeniowego, a i ci mogli uczyć jedynie przedmiotów ścisłych5. Sytuację na Południu ratowała pewna liczba napływających z prowincji północnych nauczycieli, których przyciągał utrzymujący się tutaj wówczas
nieco wyższy standard życia.
Wiele do życzenia pozostawiał poziom nauczania. W 1986 r. w Mieście Ho Chi
Minha aż 13 900 uczniów szkół podstawowych powtarzało klasę. Odsetek uczniów
z co najmniej dwiema ocenami niedostatecznymi wyniósł 37%, w tym z języka
wietnamskiego – 34%, z matematyki – 31%, a z języków obcych – 26,5%. Zaskakująco słabo wypadły wyniki egzaminów końcowych w czerwcu 1988 r. W prowincjach północnych kraju średnia egzaminów zdanych wyniosła 50%, zaś w południowych – 60%. Były nawet takie regiony, gdzie przeciętna wyniosła 33,7%
w szkołach podstawowych i 12,4% w szkołach średnich. W północnych prowincjach Bac Thai było siedem szkół, w których ani jeden uczeń nie zdał egzaminu
końcowego. Ogółem wśród 3271 licealistów przystępujących tutaj do egzaminów
dojrzałości w 1988 r. tylko 593 uczniów tj. 18,9% uzyskało maturę.
Na tym tle pojawił się nowy problem – problem powtórnego analfabetyzmu, bo
oto okazało się, że w niektórych rejonach był bardzo wysoki odsetek dzieci, które
w przepisowym terminie nie chodziły do szkoły. Jedną z przyczyn tej sytuacji była
i pozostaje nadal zbyt mała liczba szkół. W ok. 3 tys. klas nauka odbywała się na
3, a nawet na 5 zmian. Nakłady na budowę nowych szkół były bardzo niskie.
Sytuacja młodzieży po ukończeniu szkoły pozostawała bardzo dramatyczna.
Według raportu o sytuacji młodzieży ok. 2 mln Wietnamczyków mieszkających
w dużych miastach nie miało stałego zatrudnienia. Do tej grupy co rok przybywało ok. 1 mln młodzieży. Ok. 80% bezrobotnych stanowiła młodzież. Na podstawie sondażu przeprowadzonego w niektórych ośrodkach miejskich ustalono, że
55–60% bezrobotnych w wieku 16–30 lat stanowili absolwenci szkół podstawowych, którzy z różnych względów nie kontynuowali nauki, powracający z wojska
i ci, którzy zakończyli pracę za granicą lub nawet prestiżową uczelnię zagraniczną. Taki nienormalny stan powodował, że olbrzymia część młodzieży emigrowała
lub po prostu uciekała (problem boat people).
Stan oświaty w Wietnamie stał się powodem krytyki wielu wybitnych pedagogów i nauczycieli. Bardzo ciekawa w tym kontekście była wypowiedź dr hab. Ho
Ngoc Dai’a, wybitnego pedagoga wietnamskiego. Ho Ngoc Dai powoływał się
na zatrważającą statystykę: na 65 mln obywateli było ok. 8 mln analfabetów, zaś
Na temat obozów reedukacyjnych patrz między innymi: C. Sagan, S. Denney, Re-education in
Unliberated Vietnam: Loneliness, Suffering and Death, [@:] http://www.ocf.berkley.edu/~schenney/
Vietnam-Reeducation-Camps-1982.
5
Małgorzata Pietrasiak
57
9% z owej liczby stanowiły dzieci w wieku 7–12 lat. Liczba dzieci, które porzucały naukę po pierwszym roku nauczania podstawowego, wynosiła 600–800 tys.
rocznie. Błąd, jego zdaniem, tkwił nie tyle w niedoskonałościach wdrażania reformy oświaty, ile w samej reformie, którą uznał za powierzchowną i prymitywną. Ho Ngoc Dai stwierdzał, że jeżeli natychmiast nie dokona się istotnych zmian
w oświacie, to sytuacja będzie jeszcze gorsza6.
Przytoczona diagnoza stanu oświaty nie była powszechna. Rozpoczęty odgórnie proces samooczyszczania się partii, pobudzany przez liberałów z kierownictwa
KPW ujawnił, że nie wszyscy są w stanie zrozumieć i zaakceptować zmiany. Pojawiły się głosy, że publiczne obnażanie słabości partii prowadzi do jej wewnętrznego rozbicia, działa na niekorzyść socjalizmu. Ten aspekt polemiki dotyczył przede
wszystkim sfery kultury, ideologii i procesów wychowywania młodzieży. Panowała opinia, że o ile konieczna jest przebudowa gospodarcza, o tyle zmiana świadomości społeczeństwa jest niepożądana. Wielu nauczycieli wyrażało pogląd, że nie
należy rezygnować z założeń ideologicznych, będących częścią reformy z przełomu lat 70. i 80. W tym kontekście pragnę przytoczyć wnioski uczestników konferencji pedagogów, która odbyła się 18 maja 1986 r. Stwierdzono wtedy, że nauczyciele większą uwagę winni zwrócić na pracę wychowawczą z młodzieżą. Chodzi
o to, by młodzież w szkole otrzymywała nie tylko szeroką wiedzę, ale i takie elementy wychowania obywatelskiego, jak: patriotyzm, internacjonalizm czy pracowitość. Uczestnicy konferencji wyrazili pogląd, że należy przyspieszyć proces
przygotowania kadr nauczycielskich, zakończenia prac nad programami nauczania i pomocy naukowych. Kolejny raz postulowano efektywne wprowadzenie zasady wychowania przez pracę, czemu miał służyć system orientacji zawodowej
w szkołach podstawowych7.
Od 1989 r. sytuacja w Wietnamie zaczęła się stabilizować. Zahamowana została inflacja z 1000 do 150% (w 1990 r. ok. 25%), przy jednoczesnym wstrzymaniu
subwencji państwowych, zlikwidowano czarny kurs dolara i uzyskano względną stabilność waluty krajowej – donga, dzięki swobodzie gospodarczej wyzwolono przedsiębiorczość, zaczął normalnie funkcjonować rynek. Wietnam stawał się
atrakcyjnym obszarem inwestycji kapitałowych. W polityce kulturalno-oświatowej pojawiło się wiele nowych elementów. Zaczęły powstawać szkoły prywatne.
Uaktywnił się Kościół katolicki – przy parafiach powstawały żłobki, przedszkola
i szkoły. 2 stycznia 1989 r. otwarto w Hanoi pierwszą eksperymentalną szkołę wyższą – Tan Long, gdzie nauka dla studentów była płatna, a czesne wynosiło równowartość 15 kg ryżu miesięcznie. Na I roku naukę podjęło tu 75 osób.
6
Przytoczone dane statystyczne i oceny - na podstawie doniesień korespondenta PAP Stanisława
Grzymskiego, opublikowanych w „Biuletynie Specjalnym PAP” nr: 12293/23.03.1987; 12344/04.
06.1987, 12265/11.02.1987; nr 12527/23.02.1988; 1018/2.04.1988; 12715/17.11.1988 oraz 12716/
18.11.1988 oraz dziennika „Nhan Dan” 1987–1988.
7
TASS list 38 CO, 1986 r.
58
Reformy oświatowe w Wietnamie
Ten etap dyskusji nad kierunkami rozwoju polityki oświatowej państwa można podsumować następująco:
1. Edukacji, podobnie jak rozwojowi nauki i techniki, przyznano priorytet.
Rząd potraktował inwestycje w edukację jako czynnik rozwoju, jako element kluczowy całej polityki modernizacyjnej „doi moi”.
2. Celem edukacji stało się sprzyjanie rozwojowi gospodarki wolnorynkowej,
podniesieniu jej poziomu i efektywności.
3. Reforma miała sprzyjać różnorodnym formom kształcenia (w tym rozwojowi szkolnictwa prywatnego i społecznego), wyrównywaniu szans edukacyjnych i niwelowaniu różnic społecznych.
Jak zostało powiedziane, na tym etapie Wietnam nadal deklarował przywiązanie do ideologii komunistycznej, chociaż przyjęte przez państwo drogi reformowania systemu społeczno-gospodarczego w wielu punktach wyprzedzały reformy
w europejskich państwach socjalistycznych drugiej połowy lat 80. Reformowanie systemu odbywało się odgórnie pod wpływem i przy pełnej akceptacji KPW.
Zmiany o charakterze politycznym były niewielkie. KPW nie zamierzała z nikim
dzielić władzy, usprawiedliwiając swoją pozycję faktem, że to ona przeprowadziła zwycięsko kraj przez dwie wojny indochińskie z Francją i Stanami Zjednoczonymi, doprowadziła do zjednoczenia i – w odróżnieniu od innych partii komunistycznych – zawsze wykazywała dużą dozę samodzielności.
3. Wietnamskie Prawo Oświatowe
Parlament wietnamski 12 sierpnia 1991 r. przyjął Ustawę o powszechności wykształcenia podstawowego (The Law for Primary Education) i w tym samym roku
Prawo ochrony i troski o oświatę dla dzieci (The Law on Protection, Care and Education of Children). Na II sesji VIII Zjazdu KPW, w grudniu 1996 r., przyjęto rezolucję „Kierunki rozwoju i zadania strategii rozwoju oświaty wobec procesów
industrializacji i modernizacji do 2000 r.”, a drogą do realizacji tej strategii było
przyjęcie w grudniu 1998 r. Wietnamskiego Prawa Oświatowego. Ustawa weszła
w życie w sierpniu 1999 r. Składa się z 9 rozdziałów i 110 artykułów. Nowy system edukacyjny ma promować zasadę równości – dostęp do oświaty, zarówno dla
dzieci ze wsi, jak i z miasta, ma być równy i powszechny, ma stworzyć lepsze warunki dla mniejszości narodowych i regionów zaniedbanych. Art. 9 wprowadza
prawo i obowiązek szkolny dla wszystkich obywateli bez względu na narodowość,
religię, przekonania, płeć, pozycję społeczną. Jednocześnie w ustawie znajduje się
odwołanie do wielosektorowej gospodarki i wolnego rynku, zatem daje się możliwość tworzenia sieci prywatnych szkół.
Duże znaczenie przywiązuje się do narodowego charakteru szkoły, stąd podkreślono znaczenie takich przedmiotów jak: historia, literatura, geografia itp. W szko-
Małgorzata Pietrasiak
59
łach dla mniejszości narodowych potwierdzono poparcie dla edukacji dwujęzycznej (język mniejszości i wietnamski). W art. 5 Prawa Oświatowego stwierdza się,
że językiem oficjalnym w szkołach jest język wietnamski, ale państwo bierze na
siebie obowiązek stworzenia dogodnych warunków dla nauki pisania i czytania
w językach narodowych różnych grup etnicznych. Jednakże nauka ta winna podlegać ustawodawstwu rządowemu8. Art. 10 podkreśla powszechność oświaty i wymienia mniejszości narodowe na pierwszym miejscu.
Należy podkreślić, iż rozwój edukacji, jeśli chodzi o nakłady budżetowe, uznano za priorytetowe. Prawo Oświatowe przewidywało znaczący wzrost nakładów na oświatę: w roku 1995 inwestycje w tej dziedzinie wynosiły 8–10% budżetu, w 2000 r. wskaźnik ten wzrósł do 15% i oczekuje się wzrostu do 20% do
2010 r.9
Podobnie jak w Europie szkołę wyższą podzielono na dwa etapy: etap pierwszy, trwający 3–4 semestry oraz drugi, dający wykształcenie profesjonalne – 4–5
semestrów. Prawo Oświatowe daje możliwość zakładania szkół prywatnych, społecznych, spółek joint venture. W Wietnamie istnieje szereg uczelni zagranicznych
– np. w roku 2001/2002 rozpoczął działalność uniwersytet australijski. Współpraca
międzynarodowa w zakresie edukacji i kształcenia jest traktowana przez rząd wietnamski priorytetowo, w szczególności te ich formy, które wspierają proces industrializacji i modernizacji systemu gospodarczo-społecznego (warsztaty, treningi,
praktyki podnoszące kwalifikacje ze szczególnym uwzględnieniem zaawansowanej
technologii, administrowanie biznesem, staże na uczelniach zagranicznych itd.).
Od 2000 r. w Wietnamie działa Fundacja Edukacji Wietnamskiej (Vietnam Education Foundation), założona przez Kongres Stanów Zjednoczonych. W 2004 r.
skorzystało z tej fundacji ponad 100 studentów, którzy po konkursie zostali wyselekcjonowani i wysłani na studia do najlepszych uniwersytetów amerykańskich10.
Podstawy ideologiczne kształcenia na uniwersytetach odeszły w zapomnienie,
a wielu absolwentów znajduje zatrudnienie w gospodarce prywatnej, wielosektorowej. Dużą uwagę przywiązuje się do korelacji nauki i teorii z praktyką, zwłasz-
Art. 5, Education Law (No. 11/1998/QH10).
Nguyen Van Tai,Vietnam and the issue of continuing higher education reform by professori,
University of Social Sciences and Humanities Ho Chi Minh, Vietnam, [@:] http://www.worldreform.
com/intercon/kedre 16.htm. Idem, Recent Reform in Vietnamese Higher Education, „Journal of the
Faculty of Education” Listopad 1999 – Luty 2000, t. 28, nr 2.
10
Szerzej na temat Fundacji patrz: http://www.vef.gov/. Ciekawa jest w kontekście samej idei
powołania Fundacji wypowiedź generała Vo Nguyen Giapa, głównodowodzącego wietnamskich sił
zbrojnych w okresie wojny z USA, który przypomniał inicjatywę prezydenta Ho Chi Minha, który
tuż po proklamowaniu przez Wietnam niepodległości prosił prezydenta Stanów Zjednoczonych Harry’ego Trumana o przyjęcie na studia w uczelniach amerykańskich grupy 50 najzdolniejszej wietnamskiej młodzieży.
8
9
60
Reformy oświatowe w Wietnamie
cza na wydziałach technologicznych, więcej w programach jest ćwiczeń i praktyk
niż wykładów. Na uczelniach wyższych wprowadzono system kredytowy.
Obecnie w Wietnamie istnieją 92 uniwersytety i 98 kolegiów. Szkoły są podzielone na kategorie:
– Dwa narodowe uniwersytety w Hanoi i Mieście Ho Chi Minha;
– Cztery regionalne uniwersytety: Thai Nguyen, Hue, Danangu i Tay Bac;
– Szkoły wyższe państwowe zawodowe, podlegające bezpośrednio ministerstwom resortowym;
– Uniwersytety otwarte, z których jeden znajduje się w Hanoi, a drugi w Mieście Ho Chi Minha, przy czym ten w Hanoi jest uniwersytetem publicznym,
a w Mieście Ho Chi Minha – półpublicznym;
– Uniwersytety prywatne;
– Kolegia społeczne.
Obecnie nad kierunkami rozwoju szkolnictwa wyższego toczy się dyskusja.
Według profesora Nguyen Van Tai’a szkolnictwu wyższemu potrzebne są następujące działania:
1. Właściwa strategia i polityka rozwoju edukacji, dostosowana do współczesnych wymogów. Należy modyfikować ją i dostosowywać do rozwoju
społeczno-gospodarczego Wietnamu planowanego na 5 lat, jak również do
planów długoterminowych – na 10–20 lat. Uwzględnić należy kompleksowość reformy. Na razie brak jej idei strategicznej i kompleksowego rozwiązania; nie odpowiada również zapotrzebowaniu społeczno-gospodarczego,
procesowi modernizacji. Np. Uniwersytet w mieście Ho Chi Minh (VNU-HCMC) niedawno był restrukturyzowany i obecnie wymaga ponownej reorganizacji.
2. Należy restrukturyzować kształcenie zawodowe i praktyki. Sytuacja „więcej
inżynierów – mniej robotników” staje się coraz bardziej popularna w społeczeństwie. Za mało jest praktyk zawodowych.
3. Należy skoncentrować się na jakości kształcenia, chodzi tu w pierwszym
rzędzie o nauczycieli. Brak jest kadry na wysokim poziomie, liczba nauczycieli jest niewystarczająca. Obecnie jeden nauczyciel przypada na 50 studentów, a liczba ta może obniżyć się do poziomu 1/7011. Należy umożliwić
nauczycielom dokształcanie w kraju i poza jego granicami.
4. Nieprawidłowe jest rozmieszczenie wyższych uczelni, najczęściej są one
otwierane w Hanoi lub Ho Chi Minh. Na przykład, na ogólną liczbę 190
wyższych uczelni – w Regionie Północno-Zachodnim jest ich 2, w Północno-Wschodnim – 19, w Delcie Rzeki Czerwonej – 30, na Środkowym Wybrzeżu – 16, Centralnym Płaskowyżu – 4, w Regionie Wschodnim – 11,
11
Nguyen Van Tai, Vietnam and the issue…
Małgorzata Pietrasiak
61
a Delcie Mekongu – 10. 52 uniwersytety i kolegia znajdują się w Hanoi,
a 34 – w Ho Chi Minh. W tak ważnym zaś regionie rolniczym, jakim jest
Delta Mekongu, brak jest wystarczającej liczby szkół rolniczych.
5. Dużym problemem nadal są złe, przestarzałe metody kształcenia. Zdaniem
prof. Nguyen Van Tai’a więcej winno być seminariów, dyskusji, promocji
aktywności studentów, samokształcenia. Oczywiście pracownie winny być
lepiej wyposażone (Internet).
6. Poziom nauczania nie rośnie wraz ze wzrostem studentów. W adekwatnym
tempie nie zmieniają się standardy nauczania, nie przybywa sal wykładowych, wyposażenie nie jest modernizowane.
Kluczową rolę w wytyczaniu kierunków rozwoju oświaty pozostawia się państwu, chociaż wskazuje się też na rolę szkoły, rodziny i społeczeństwa w całym
systemie. W ustawie oświatowej jest również mowa o Komunistycznym Związku
Młodzieży im. Ho Chi Minha, który ma współpracować ze szkołą i koordynować
działalność pozaszkolną młodzieży.
Strategia Oświatowa przewiduje też objęcie powszechnym systemem oświaty
dzieci niepełnosprawnych. Program Ułatwienia dla dzieci specjalnej troski (Facilitation for children with disabilities) na lata 2001–2010 przewiduje tworzenie
klas integracyjnych, szkół specjalnych, tak aby do 2005 r. 50% tych dzieci umożliwić dostęp do oświaty, a do 2010 – 70%12. W przedsięwzięciu pomagają takie
programy jak: „Dzieci”, „Kultura i Społeczeństwo”, „Dialog”, „Skrzynka na listy
w telewizji”, „Humanizm”, „Polityka i życie”. Powstało Stowarzyszenie na rzecz
Biznesu i Przedsiębiorczości dla Osób Niepełnosprawnych, a Narodowa Rada ds.
Osób Niepełnosprawnych nadzoruje prace ministerstw, które w różnym zakresie
włączają się do programu. Kiedy w 2002 r. Bent Lindquist, specjalny wysłannik
ONZ, był w Wietnamie, wysoko ocenił działalność na rzecz osób niepełnosprawnych i przysłał w tej sprawie list do premiera Phan Van Khai’a. W roku 2003 Bank
Światowy przyznał 139 mln kredytu na wspieranie programu obejmowania szkolnictwem podstawowym dzieci ze środowisk zagrożonych (dzieci ulicy, dziewczynek wywodzących się z niektórych mniejszości narodowych i in.)13.
4. Organizacja i administrowanie oświatą, statystyka
Przed 1987 r. za oświatę odpowiedzialne były trzy urzędy centralne: Ministerstwo Oświaty, Centralny Urząd Kształcenia Zawodowego oraz Ministerstwo
12
Asia Pacific Regional EGM – Country Paper: Vietnam (2) Expert Group Meeting and Seminar
on an International Convention to Protect and Promote the Rights and Dignity of Persons with Disabilities, Bangkok, Thailand, 2–4 June 2003.
13
Vietnam’s move towards education for all nourished by strong partnership, [@:] http://www.
world.org.vn/news/press16_01htm.
62
Reformy oświatowe w Wietnamie
Szkolnictwa Wyższego i Technicznego. W 1990 r. powstało jedno ministerstwo:
Ministerstwo Oświaty i Kształcenia (Ministry of Education and Training, MOET).
MOET podzielony jest na liczne departamenty, które zajmują się różnymi poziomami kształcenia, kształceniem dla dorosłych, szkolnictwem wyższym itd. Wątpliwości budziło jedynie, czy szkoły techniczne i warsztaty w tych szkołach winny
podlegać Ministerstwu Pracy. MOET pełni rolę koordynatora i wyznacza strategię
dla oświaty. Współpracuje także z innymi ministerstwami, ponieważ np. szkoły
artystyczne podlegają Ministerstwu Kultury i Informacji, szkoły medyczne – Ministerstwu Zdrowia itd. Decentralizacja zarządzania polega na oddaniu szeregu
uprawnień powiatom czy prowincjom. Najwięcej środków dostają prowincje (72%
budżetu do dyspozycji na oświatę). W dyspozycji rządu centralnego pozostaje zaledwie 28% ogólnej sumy budżetu na oświatę14. Spod kontroli wymyka się nieco
szkolnictwo prywatne, mimo że każda taka jednostka powinna dostać zgodę MOET
na funkcjonowanie. Postuluje się zatem sprawniejszy system akredytacji.
W 1997 r. w Wietnamie na 78 mln obywateli było 22 mln uczących się, spośród
nich 13,2 mln w szkołach podstawowych, 4,3 mln w szkołach średnich oraz 26 tys.
w kolegiach i uniwersytetach. Liczba analfabetów w szkołach jest bardzo niska –
zaledwie 8%, spośród nich 80% mieszka na wsiach, a 60% stanowią kobiety. Budżet na oświatę rośnie i stanowi ok. 10%, z czego 70–80% stanowi wynagrodzenie dla nauczycieli. Sektor prywatny w oświacie stanowi ok. 60% budżetu, z czego
większość przeznaczona jest na szkolnictwo przedszkolne i szkoły podstawowe
elementarne (ok. 60%). Wydatki na szkoły podstawowe wynoszą ok. 50% budżetu, średnie specjalistyczne – 19%, a zawodowe i techniczne – 12% wydatków.
Podsumowując powyższe rozważania wyraźnie można wydzielić dwa etapy realizacji reformy oświatowej w Socjalistycznej Republice Wietnamu. Etap pierwszy, rozpoczęty w roku 1979, pozostający pod silnym wpływem ideologii komunistycznej i doświadczeń Związku Radzieckiego i etap drugi, zapoczątkowany na
przełomie lat 80. i 90., który wpisał się w program modernizacji systemu społeczno-gospodarczego i dostosowany został do gospodarki rynkowej. Zauważyć można, iż Wietnam wciąż jeszcze poszukuje optymalnego dla siebie kierunku rozwoju. Zwłaszcza w sferze społecznej i politycznej konkurują ze sobą przeciwstawne
podejścia ideologiczne. Dotyczy to również oświaty, gdzie mimo podejmowanych
prób wciąż jeszcze obserwuje się pozostałości systemu wzorowanego na radzieckim. Nadal nie osiągnięto właściwego modelu oświaty, kwalifikacje nauczycieli
pozostają niskie, a programom nauczania brak koncepcji. Wysoki poziom wykształcenia technicznego pozostaje w sferze deklaracji.
14
Kristy Kelly, Director, Institute of International Education/Vietnam The Higher Education System in Vietnam, [@:] http://www.wes.org/ewenr/Oomay/feature.htm.
63
Małgorzata Pietrasiak
Struktura systemu oĞwiaty w Wietnamie
Studia doktoranckie
(3 lata)
Studia podyplomowe
(2 lata)
Szkoáa WyĪsza (Uniwersytet)
(4–6 lat)
Kolegium
(3 lata)
18 lat
szkoáa wyĪsza
Szkoáa Ğrednia
(3 lata)
Szkoáa zawodowa
(3–4 lata)
Szkoáa
specjalistyczna
(3–4 lata)
Szkolenie
zawodowe
(6 miesiĊcy–2 lata)
15 lat
szkoáa Ğrednia
Szkoáa Ğrednia
niĪszego szczebla
(4 lata)
Praktyki krótkoterminowe
(mniej niĪ 1 rok)
11 lat
szkoáa Ğrednia niĪszego szczebla
6 lat
Szkoáa podstawowa
(5 lat)
3 lata
Przedszkole
(3 lata)
3 miesiące
ĩáobek
(ponad 2 lata)
Na podstawie: Tran Kieu, Education in Vietnam: Current state and issues, Hanoi 2002, s. 135.
Azja-Pacyfik 2005, nr 8/2005
SPOŁECZEŃSTWO
Katarzyna Pawlak
SYSTEM WARTOŚCI NA TAJWANIE.
JAKA „TRADYCJA”? JAKA „NOWOCZESNOŚĆ”?
I. Jaka perspektywa?
Coraz bardziej widoczny spektakularny sukces ekonomiczny wielu krajów Azji
Wschodniej w latach 80. ubiegłego wieku spowodował odrodzenie się dyskursu
o relacji pomiędzy sukcesem gospodarczym a wymiarem kulturowym danego społeczeństwa, tym razem w odniesieniu do Azji Wschodniej. Dyskurs ten, początkowo prowadzony w kręgach zachodnich nauk społecznych i politycznych1, poświęcał wiele uwagi azjatyckim systemom kulturowym, a zwłaszcza konfucjanizmowi,
jako czynnikowi „sprawczemu” w stosunku do notowanych sukcesów. Przeniesienie idei przyczynowego wynikania sukcesów z konfucjańskiej tradycji na grunt
dyskursu Azji Wschodniej było jednocześnie przeniesieniem dyskusji w sferę polityki. Rządy niektórych krajów wschodnioazjatyckich wobec niewątpliwego sukcesu ekonomicznego gospodarek państwowych próbowały na nowo zredefiniować
charakter legitymacji własnej władzy – nie tylko wobec wzorów demokratycznych,
które legalność władzy upatrywały w procedurach wyborczych, ale także wobec
oczekiwań i wyobrażeń obywateli własnych krajów, jak również wobec rodzimych
tradycji rządzenia i układów władzy. Te poszukiwania współczesnego typu legitymacji owocowały nowymi koncepcjami politycznymi, które miały łączyć w sobie
sposoby legitymizacji niesione przez tradycję (jej rekonstruowaniu czy wręcz konstruowaniu poświęcano równie wiele uwagi) oraz formy niesione przez zmienia-
1
D. A. Bell, Chaibong Hahm, Confucianism for the modern world, Cambridge 2003.
Katarzyna Pawlak
65
jącą się rzeczywistość. Jak zauważa, nie bez ironii, Chua Beng-Huat, układ taki
często w rzeczywistości wielu pół-autorytarnych krajów Azji Wschodniej połowy
lat 80. oznaczał „polepszenie standardu życia w zamian za ograniczenia wolności politycznej”2. Wschodnioazjatyckie nauki społeczne również podjęły w końcu wyzwanie scalenia tradycyjnych koncepcji rządzenia i nowoczesności, czego
nieodłącznym elementem, była – jak zaznacza M. L. Barr – próba dekonstrukcji
zachodnich pojęć opisujących rzeczywistość społeczną. Na tej zasadzie np. podjęto się dekonstrukcji „liberalnej demokracji na jej części składowe – liberalizm
i demokrację”3. Wśród owoców tych działań jako interesującą formalnie można
wymienić chociażby koncepcję demokracji konfucjańskiej – akcentującej moralną ważność relacji jednostki z władzą. Ważność ta wypływać miała z definicji jednostki – gdyż „ja” miało osiągać swój właściwy wymiar, także moralny, jedynie
poprzez zapośredniczenie w szerszych strukturach – rodzinnych, wspólnotowych
oraz strukturze władzy państwowej. Władza nie stanowiła opresyjnej opozycji dla
rządzonych – wręcz przeciwnie – to jej działania pozwalały każdej jednostce na
prawidłowy rozwój społeczny.
Sama koncepcja konfucjańskiej demokracji, stanowiąca próbę odnalezienia nowych ram ideowych dla wzrastających w siłę państw „konfucjańskiego” Wschodu, była budowana w silnym przeciwstawieniu – także o wymiarze moralnym – do
idei politycznych Zachodu, z demokracją rozumianą jako „władza ludu” na czele.
Ren ben zhu yi (人本主義) – doktryna zakorzenienia władzy w ludzie, przeciwstawiana była stanowczo ren min zhu yi (人民主義) demokracji jako „władzy ludu”
– opartej na abstrakcyjnej, izolowanej jednostce, niezapośredniczonej w stosunkach społecznych. Demokracja jako „władza ludu” w swym zachodnim wydaniu
miała ignorować ważność struktur, poprzez które rozwija się jednostka. Co więcej,
zdawała się wytwarzać sztuczną opozycje pomiędzy władzą a społeczeństwem –
doprowadzając tym samym do alienacji, osamotnienia, zagubienia ludzi Zachodu
– „samotność i porzucenie jednostek staje się pożywką dla lekkomyślności, pustki i braku nadziei”4. Konstruowanie nowej legitymacji dla współczesnych rządów
Azji oraz próba wyjaśnienia ich sukcesów odbywało się więc poprzez poszukiwanie takich elementów tradycji, które mogłyby wejść w zwycięski dialog z liberalną demokracją – rozumianą jako kultura Zachodu5.
Algorytm tworzenia nowej tożsamości politycznej, opartej na rodzimych tradycjach rządzenia, nawiązujących krytyczny dialog z myślą społeczno-politycz-
Chua Beng-huat, Consumption in Asia, Lifestyles and identities, Routledge 2000, s. 9.
M. D. Barr, Cultural politics and Asian values, Routledge 2002, s. 6.
4
Huang Chun-chieh, Wu Kuang-ming, Taiwan and the Confucian aspiration:Toward the twenty-first century, [w:] Cultural change in postwar Taiwan, red. S. Harell, Huang Chun-chieh, 1994,
s. 83.
5
M. D. Barr, op.cit. s. 5.
2
3
66
System wartości na Tajwanie
ną Zachodu, przynoszący rezultaty w postaci np. wspomnianej wyżej „demokracji konfucjańskiej”, zyskał ważność nie tylko na przecięciu refleksji filozoficznej
i społecznej, ale, przede wszystkim, jak wspomnieliśmy, w realnym życiu politycznym krajów Azji Wschodniej. Szczególny rozgłos zyskała koncepcja skłonna rozszerzyć opozycje „indywidualistycznego, liberalnego Zachodu” i „wspólnotowego, szanującego strukturę społeczeństwa Wschodu” na Zachód i Azję Wschodnią
tout court. Koncepcja wartości azjatyckich, bo o niej mowa, przedstawiała różnice pomiędzy obydwoma kręgami kulturowymi w perspektywie sekwencji opozycji wynikających z opozycji naczelnej pomiędzy indywidualizmem Zachodu
a komunitaryzmem i solidaryzmem Wschodu. Przejęta przez dyskurs polityczny,
zyskała, podobnie do konstruktu demokracji konfucjańskiej, wyraźny rys moralistyczny. W oczach politycznych orędowników wartości azjatyckich indywidualizm Zachodu nie jest rozpatrywany już jedynie w aspekcie politycznym – mówi
się o nim w kontekście wartości właśnie – co pozwala na jeszcze śmielszą ocenę
moralną. Dr Mahathir bin Muhammad6, były premier Malezji i czołowy orędownik wartości azjatyckich tak pisze o wartościach Zachodu ostatnich lat: „Plenią się
materializm, gratyfikacja zmysłowa i egoizm. Społeczność ustąpiła pierwszeństwa
jednostce i jej pragnieniom. Nieuniknione konsekwencje to upadek ustanowionych
instytucji, mniejszy szacunek dla małżeństwa, wartości rodzinnych, osób starszych,
ważnych zwyczajów, konwencji i tradycji”7.
Entuzjastyczne powitanie idei wartości azjatyckich przez polityków regionu mogło być – i było – rozpatrywane przez obserwatorów na wielu poziomach:
jako poszukiwanie przez elity władzy nowego wymiaru tożsamości w perspektywie osiągniętego sukcesu i nowoczesności, jako próbę wypracowania narzędzia
przeciwko liberalnej demokracji niszczącej wschodnie społeczeństwa, oraz jako
próbę wypracowania narzędzia przeciwko liberalnej demokracji w… obronie autorytarnych rządów8.
Z dzisiejszej perspektywy można oceniać, że przeprowadzone w roku 1994 badania D. J. Hitchcocka, przedstawione w publikacji Asian Values and the United
States: How Much Conflict?, a zwłaszcza ich późniejsza, entuzjastyczna interpretacja dokonana przez azjatyckie kręgi polityczne, osadzone były silnie we wspomnianym wyżej dyskursie opartym na przeciwstawieniu Wschodu i Zachodu i poszukiwaniu rodzimego charakteru przyczyn sukcesu ekonomicznego. Badania,
w formie krótkiego kwestionariusza zaprezentowanego badanym z 7 krajów Azji
Wschodniej oraz ze Stanów Zjednoczonych, którego pytania przedstawione zostały poniżej (tab.1), miały za zadanie określić szczególny wymiar rzeczywistości
społecznej i politycznej dla danych społeczeństw, jakim jest ich system wartości.
Częściej stosuje się formę nazwiska: Mahathir bin Mohamad – od red.
M. D. Barr, op.cit., s. 43.
8
Por. D. A. Bell, op.cit., s. 3; M. D. Barr, op.cit, s. 5.
6
7
67
Katarzyna Pawlak
Badanych pytano o „najważniejsze w ich społeczeństwie wartości indywidualne
i społeczne”. Wartości uznane za atrybuty liberalizmu, zarówno w jego społecznym, jak i osobistym wymiarze (np. „rozstrzyganie sporów politycznych na drodze otwartej debaty” czy „samorealizacja”), zostały zestawione z wartościami, jak
się zdawało, niesionymi przez azjatyckie tradycje (np. „rozstrzyganie sporów politycznych na drodze prywatnych konsultacji” czy „posłuszeństwo rodzicom”).
Tabela 1.
Badania D. I. Hitchcocka – zestawy wartości społecznych i osobistych
Social values
–
–
–
–
–
–
–
–
–
–
–
–
–
–
respect for authority
decision by majority
preserve harmony for the group
orderly society
rights of society
personal freedom
open to new ideas
rights of the individual
consensus
accountability of public officials
resolve conflicting political views
through private consultation
thinking for oneself
freedom of expression
resolve conflicting political views
through open debate
Personal values
–
–
–
–
–
–
–
–
–
–
–
–
self-reliance
hard work
respect for learning
honesty
obedience to parents
helping others
follow religious teachings
self-discipline
inner self-fulfillment
personal achievement
fulfilling obligations to others
achieving success in life
Wyniki sondażu (tabela 2 i 3) potwierdziły w zdecydowany sposób wizje nie
tylko teoretyków i praktyków „konfucjańskiej demokracji”, ale i coraz śmielszych
głosów orędowników wartości azjatyckich, którzy zasięg opozycji na linii „indywidualizm” – „wspólnotowość” (rozszczepionych na poszczególne diady tej opozycji)
skłonni byli rozszerzyć poza relację liberalny Zachód – kraje kręgu konfucjańskiego, na kraje Azji wschodniej tout court. Do orędowników spoza kręgu konfucjańskiego możemy zaliczyć np. jedną ze znamienitszych postaci współczesnej polityki malezyjskiej, wspomnianego już dr Mahathira bin Muhammada.
Choć w dyskursie zaangażowanym politycznie, a dotyczącym Azji Wschodniej w latach 90., a także w dużej mierze i teraz, kategorie binarne generalizowanego Wschodu i Zachodu mają wciąż istotne znaczenie, to jednak nawet pobieżna
analiza historii poszczególnych krajów i terytoriów regionu wskazuje, że rzadko
kiedy opozycja Wschodu i Zachodu kształtowała w znaczący sposób „wyobraź-
68
System wartości na Tajwanie
nię społeczną” (idee w wyobraźni społecznej nie wynikają automatycznie ani ze
stosunków ekonomicznych ani nawet politycznych. Stąd nawet bardzo istotna rola
np. państw Zachodu kolonizujących region Azji Wschodniej, czy zimnowojenna
obecność Stanów Zjednoczonych w niektórych państwach obszaru nie przesądza
bynajmniej o wykształceniu się opartej na wspomnianym przeciwieństwie percepcji społecznej). Co więcej, wydaje się, że czasy współczesne również nie dają
zasadniczo podstaw do rozpatrywania zjawisk ze sfery kultury jako dających się
interpretować poprzez pryzmat kategorii „Zachodu” i „azjatyckości”. Czy zatem
opozycja ta może być jeszcze adekwatnym narzędziem do analizowania przeszłości i teraźniejszości?
Tabela 2.
Wyniki badań Davida I. Hitchcocka, wartości osobiste
90
80
70
60
50
Azja
USA
40
30
20
10
Sukces w Īyciu
Wypeánianie
zobowiązaĔ
wobec innych
Indywidualne
dokonania
Samorealizacja
Samodyscyplina
Sáuchanie nauk
religii
Pomaganie
innym
PosáuszeĔstwo
rodzicom
UczciwoĞü
Szacunek dla
nauki
CiĊĪka praca
SamodzielnoĞü
0
69
Katarzyna Pawlak
Tabela 3.
Wyniki badań Davida I. Hitchcocka, wartości społeczne
90
80
70
60
50
Azja
USA
40
30
20
10
Spory: debata
publiczna
WolnoĞü
wypowiedzi
Samodzielne
myĞlenie
Spory: prywatne
ustalenia
OdpowiedzialnoĞü
urzĊdników
Konsensus
Prawa jednostki
OtwartoĞü na
nowe idee
WolnoĞü osobista
Prawa
spoáeczeĔstwa
Porządek w
spoáeczeĔstwie
Harmonia
Decyzja przez
wiĊkszoĞü
Szacunek dla
autorytetów
0
Warto w tym momencie, jak sądzę, naszkicować krótko historyczny rys opozycji, które faktycznie organizowały w przeszłości kulturę regionu, którego systemem wartości pragniemy zająć się w niniejszym opracowaniu, czyli Tajwanem.
Pozwoli to nam, jak sądzę, na ostrożniejsze traktowanie wyników przeprowadzonego badania.
Przykład Tajwanu, którym zajmiemy się poprzez perspektywę przeprowadzonych przez nas badań, wskazuje, że percepcja społeczna dotycząca systemu wartości jak i kultury jako takiej w toku historii Tajwanu nie była bynajmniej organizowana według opozycji tego, co wschodnie i co zachodnie. Co więcej również
czasy współczesne, teoretycznie obfitujące w sytuacje spotkań elementów Wschodu
i Zachodu, w praktyce ukazują, że rozumienia charakteru ich spotkań nie da zbudować się na przeciwieństwach. Obserwowanych fenomenów, nawet jeżeli powiązanych z oddziaływaniem pewnych wzorów kultury Zachodu, nie da się również
wytłumaczyć ani w kategoriach „okcydentalizacji”, ani „adaptacji”.
Wydaje się, że wprowadzenie tych uwag, popartych poniższymi kilkoma przykładami, ma zasadnicze znaczenie dla interpretacji wyników przeprowadzonego
badania, tym bardziej, że wykorzystuje ono kwestionariusz D. J. Hitchocka.
Jak zauważają Stevan Harell i Huang Chun-chieh9, historię i percepcję społeczną Tajwanu faktycznie organizowały często różnego rodzaju przeciwstawienia i na9
Por. Cultural change…, s. 2.
70
System wartości na Tajwanie
pięcia pomiędzy tym, co lokalne a tym, co obce, zewnętrzne. Dystynkcja ta, wedle
wspomnianych badaczy stanowi adekwatne narzędzie analizy począwszy od historycznego rozróżnienia ludności wyspy na rdzennych mieszkańców, obecnie zwanych aborygenami, którym współcześnie przypisuje się korzenie malajskie, i emigrantów, masowo napływających od XVI w. z chińskiego kontynentu, zwłaszcza
z naprzeciwległej względem Tajwanu prowincji Fukien. Opozycja zyskać miała
nowy wymiar wraz z pojawieniem się holenderskich władz kolonialnych, które
nie zaskarbiły sobie przychylności ludności pochodzenia chińskiego. Sam konflikt
chociaż przebiegał wedle kryteriów etnicznych pomiędzy ludnością chińską a władzą holenderską – nie miał jednak bynajmniej wymiaru konfliktu kulturowego, ani
tym bardziej charakteru „zderzenia cywilizacji”, gdyż organizowany był na o wiele niższym poziomie – jako, że cele Holendrów wobec wyspy nie wykraczały poza
doraźne cele ekonomiczne (z wyjątkiem chrystianizacji ludności aborygeńskiej).
Osią sporu pozostała wysokość nakładanego na ludność chińską podatku.
Także okres panowania dynastii Qing, przypadający na Tajwanie na lata 1683–1895, nie był wolny od konfliktu. Czas ten, początkowo naznaczony przybyciem
na wyspę lojalistów obalonej przez Mandżurów dynastii Ming z Koxingą na czele – był czasem częstych buntów i braku zgody. Lojaliści mingowscy nigdy nie
uznali „obcej” dynastii jako legalnej władzy. Zażegnania konfliktu nie ułatwiała
sama administracja dynastii Qing – Tajwan, traktowany jako ekonomiczne i kulturowe peryferie imperium, będący obiektem nadużyć i wyzysku w postaci chociażby nadmiernie wysokich podatków.
Modernizacja wyspy również nie miała bynajmniej twarzy Zachodu – pierwsze,
choć stosunkowo niewielkie zmiany dotyczące modernizacji produkcji, wprowadzenia nowoczesnych środków transportu zostały powzięte już pod koniec panowania dynastii mandżurskiej, zaś właściwy impet uzyskały dopiero wraz z przekazaniem Tajwanu Cesarstwu Japońskiemu – przeżywającemu modernizację ery
Meiji. Nowoczesność produkcji, rozwój przemysłu i postępujące wraz z nim procesy np. przemian w obrębie rodziny, choć mogące być do pewnego stopnia przyrównane do przemian wynikłych na Zachodzie Europy podczas rewolucji industrialnej – takich jak indywidualizacja pracy, związana z oddzieleniem miejsca
pracy od miejsca zamieszkania, czy utrata monopolu rodziny na wiedzę związana z rozwojem szkolnictwa, nie były historycznie powiązane z Zachodem i jego
bezpośrednią aktywnością, tylko z procesem modernizacyjnym jako takim – stąd
modernizacja okresu japońskiego również nie wnosi do percepcji społecznej opozycji Wschodu i Zachodu jako znaczącej.
Czy pojawia się ona po 1945? Choć niewątpliwie wraz z powrotem wyspy pod
administrację chińską, w szczególnych warunkach politycznych, Zachód i jego
kultura pojawia się jako znaczący Inny, to jednak – jak się wydaje – po roku 1945
nastąpił okres, który w sposób daleko ważniejszy ukształtował kulturę i systemy
wartości obecne na wyspie.
Katarzyna Pawlak
71
Rozstrzygnięcia kończące drugą wojnę światową nakazują Japonii zwrot Formozy pod administrację chińskiej władzy legalnej – wówczas Republiki Chińskiej.
W ostatnich latach coraz częściej pojawiają się głosy, że powrót do Chin, początkowo postrzegany przez mieszańców wyspy jako powrót do ojczyzny, szybko stał
się przyczyną rozczarowań, zwłaszcza, że rząd nacjonalistyczny z podejrzliwością
traktował mieszkańców Tajwanu mających za sobą ponad 50 lat „japonizacji” jako
„niedostatecznie chińskich”10. Wzajemna podejrzliwość już w niecałe dwa lata po
przejęciu wyspy 28 lutego 1947 przez Republikę Chińską stała się przyczyną tragedii, która zantagonizowała przybyszy i autochtonów na wiele lat.
Ewakuacja w 1949 r. z kontynentu na Tajwan armii Chiang Kai-sheka oraz personelu wojskowego i administracyjnego, w ogólnej liczbie ok. 2 mln osób, cofających się przed oddziałami komunistycznymi, przewartościowała na dobre dyskurs społeczny. Uwydatniła mianowicie opozycję pomiędzy napływającymi na
Tajwan od wielu wieków, pochodzącymi przeważnie z prowincji Fukien mieszkańców wyspy określanych jako ben sheng ren (本省人, dosłownie – ludzie z „tej
prowincji”) a przybywającymi na wyspę oddziałami wojsk kuomintangowskich
i personelu wojskowego – wai sheng ren (外省人, czyli ludzie z obcej prowincji).
Opozycję tę uwydatniał dodatkowo charakter struktury władzy – podział na rządzących i rządzonych przebiegał według opozycji pomiędzy mieszkańcami wyspy a przybyszami z roku 1949. Objęcie kontroli nad kulturą prawomocną i sferą symboli i historii na wyspie przez nacjonalistów uwydatniło różnicę pomiędzy
dotychczasowymi mieszkańcami wyspy, a władzami – posługującymi się retoryką tradycji wielkich Chin oraz obawiającymi się abstrakcyjnego dla mieszkańców
Formozy zagrożenia komunizmem. Sam proces powtórnej „sinizacji”, konieczny,
jak podkreślano, ze względu na „japonizację”, która miała się dokonać podczas
japońskiej kolonizacji, przejawiający się chociażby w organizacji systemu edukacyjnego (odtąd posługującego się wyłącznie językiem mandaryńskim), jakiemu poddani zostali mieszkańcy wyspy – uwydatniał dramatyczną opozycję. Dokonanie dystynkcji na prawowitych spadkobierców tradycji chińskiej i „niepewną
ideologicznie” ludność Tajwanu było konieczne do rozpoczęcia procesu jej znoszenia w imię donioślejszej jeszcze opozycji o wymiarze politycznym. Nacisk na
rekonstruowanie tradycji chińskiej na Tajwanie odbywał się bowiem w warunkach
zagrożenia politycznego i militarnego ze strony formujących się na kontynencie
Chin ludowych – odtąd w sferze symboli przedstawianych przez nacjonalistyczny
rząd na Tajwanie jako zaprzeczenie „chińskości” i tradycji.
Konieczność walki ideologicznej sugerowała Tajwanowi druga jeszcze, oprócz
chińskiej tożsamości – tożsamość nowoczesnego, wykazującego sukcesy ekonomiczne państwa. Podczas gdy Rewolucja Kulturalna symbolicznie i dosłownie
10
Chen Yueh-ying, Social change and collective memory: Taiwan’s two pasts, (dysertacja doktorska), Athens Georgia 1998, s. 41.
72
System wartości na Tajwanie
niszczyła pozostałości denuncjowanego jako ideologia imperialistyczna konfucjanizmu na kontynencie, na Tajwanie rząd kuomintangowski popierał neokonfucjanizm – chociażby reprezentowany w postaci ruchu „Nowy Renesans” – Xin Sheng
(新 生), lub też jako nastawienie dominujące w szkolnych treściach edukacyjnych.
Wspierany (neo)konfucjanizm jawił się jako ideologia z jednej strony tradycyjna, a z drugiej mogąca, w przeciwieństwie do komunizmu, sprostać wymaganiom
nowoczesnego państwa11. Nowoczesność, industrializacja i urbanizacja nie tylko
więc nie stanowiły antytezy tradycji, lecz miały być przez nią napędzane, sugerując – także światu zewnętrznemu – przewagę tradycyjnych struktur myślenia nad
systemem komunistycznym. Wynikła z podziału zimnowojennego konieczność
współdziałania rządu nacjonalistycznego ze Stanami Zjednoczonymi widzącymi
w Tajwanie bramę świata zachodniego na Wschodzie i ważnego partnera w walce
z komunizmem, przyczyniła się do paradoksalnej z perspektywy modernistycznej
sytuacji, gdzie nowoczesność, o bardziej zachodnim teraz już wymiarze, nie tylko nie stanowiła przeciwstawienia dla chińskiej „tradycji”, ale miała być w niej
ufundowana. Pośrednio nowoczesność miała być środkiem do obrony „tradycji”
i jej ideologicznego uzasadnienia.
Sukcesy tajwańskiej gospodarki lat 70. z jednej strony utrwaliły przekonanie,
że koegzystencja tradycji chińskiej o silnych cechach konfucjańskich oraz sukcesu
ekonomicznego jest nie tylko możliwa, ale wręcz sam sukces ekonomiczny może
być warunkowany kulturami odmiennymi od kultury liberalnej demokracji – w tym
przypadku kulturą (neo)konfucjańską Chin. Jednocześnie to właśnie w latach 70.
izolacja Republiki Chińskiej na arenie międzynarodowej i odmówienie jej prawa
do reprezentowania Chin na arenie międzynarodowej na rzecz ChRL, ponownie
pozostawiła kulturę wyspy na rozdrożu. Redefiniowaniu podlegać poczęła nie tylko tradycja wielkich Chin, ale i perspektywa postrzegania Tajwanu – niekoniecznie traktowanego jako peryferie kultury chińskiej, ale jako miejsca kultury osobnej i nieredukowalnej do lokalnej odmiany kultury Państwa Środka.
Choć powojenny Tajwan w dużej mierze otwiera się na produkty i style życia
oferowane przez kulturę zachodnią, a zwłaszcza amerykańską, propagowaną intensywnie np. w latach 50. za sprawą obecności wojsk amerykańskich, to jednak jej
wpływ na przemiany kulturowe na wyspie jest dużo bardziej skomplikowany niż
proces, który można by określić popularnym mianem westernizacji, czy – z racji
szczególnych stosunków Tajwanu i USA w okresie zimnej wojny – amerykanizacji. Niestety, bardzo niewiele opracowań podejmuje próbę ukazania mechanizmów
wpływu konkretnych ośrodków czy produktów kultury amerykańskiej na kształt
przemian kulturowych na Tajwanie czy też przemian systemu wartości. Przyczyną tego stanu rzeczy wydaje się panujące do niedawna przekonanie o oczywistości
11
Por. A. Chun, An oriental orientalism: the paradox of tradition and modernity in nationalist
Taiwan, „History and anthropology” 1995, nr 1, s. 27–56.
Katarzyna Pawlak
73
zastosowania schematu amerykanizacji do analizowania relacji wytworów kultury amerykańskiej i rzeczywistości społecznej Tajwanu12. Tymczasem obecnie prowadzone badania nad międzykulturową konsumpcją13 ukazują złożoność procesu
adaptacji produktów pochodzenia obcego w danych lokalnych warunkach. Założenie o aktywności konsumentów w negocjowaniu sensu produktu, leżące u podstaw teorii hybrydyzacji czy kreolizacji, nie pozwala na zbyt łatwe przyjęcie tezy
o westernizacyjnej funkcji produktów zachodnich. Produkty przeniesione do kultury innej niż rodzima mogą zyskać zupełnie odmienne funkcje i tożsamości14 –
zaś ich nabywanie bądź używanie przez odbiorców z innej kultury nie musi świadczyć o upodabnianiu się wzorców konsumpcji do wzorców zachodnich czy wręcz
amerykańskich15.
Wiele przykładów z historii i współczesności tajwańskiej i – szerzej – wschodnioazjatyckiej kultury popularnej wskazuje, że charakter zmian, jakie przynoszą
produkty i style życia Zachodu, nie tylko często nie współgra ze schematem „wypierania” wartości tradycyjnych przez nową rzeczywistość, ale często wobec tego
rodzaju perspektywy ma charakter wręcz paradoksalny. Jak ukazują prace badaczy tematyki tajwańskiej i wschodnioazjatyckiej, często analogie pomiędzy wartościami czy sposobami działania „zachodnimi” a przyjętymi przez mieszkańców
wyspy są powierzchowne i iluzoryczne – znajome dla zachodniego oka formy zachowań, wynikające z przemian modernizacyjnych (a nie okcydentalizacyjnych!)
na wyspie czy z przyswojenia zachodnich produktów, często okazują się w rzeczywistości wręcz utrwalać istniejące już wcześniej wartości i zachowania, służyć
innym, niż spodziewane przez zachodnie oko, celom.
Klasyczny już przykład takiego mechanizmu ukazuje studium J. L. Watsona
dotyczące charakteru obecności MacDonaldsa w krajach Azji Wschodniej16. MacDonalds, jak podkreśla Watson, w przeważającej części Azji Wschodniej utracił
współcześnie swój wydźwięk symboliczny, jaki chciałby w nim widzieć sam Zachód. Wraz z procesami globalizacji restauracja przestała być traktowana jako
„oaza” kultury zachodniej czy też jako „nośnik” racjonalizacji obejmującej sferę
odżywiania. W miarę dostosowywania do potrzeb lokalnych restauracje MacDonaldsa wyposażane były przez odwiedzających w inne niż nadane im początkowo
przez założycieli znaczenia – stawały się miejscem spotkań rodzinnych, swego
Por. Zhang Wei-bin, Taiwan’s modernization. Americanization and modernizing Confucian
manifestations, World Scientific Publishing, 2003.
13
Por. Koichi Iwabuchi, Recentering globalization, Popular culture and Japanese transnationalism, Duke University Press, 2002; D. Howes, Cross-cultural consumption: Global markets, Local
realities, Routledge 1996; S. Niessen, A. M. Leshkowich, C. Jones, Re-orienting fashion, the globalization of Asian dress, Oxford New York 2003.
14
Por. U. Hannerz, Transnational connections: culture, people, places, Routledge 1996.
15
Por. D. Miller, Young and restless, [w:] E. Hirsch, R. Silverstone (red.), Consuming technologies: media and information in domestic spaces, Routledge 1992.
16
J. L. Watson, Golden Arches East, Stanford 1997.
12
74
System wartości na Tajwanie
rodzaju czytelniami dla uczniów i studentów przeludnionych miast, gdzie trudno
znaleźć spokojny kąt do nauki. Zaczęły być postrzegane jako fenomen lokalny, nie
zaś obcy, zachodni. Jak zauważa Watson i jego współpracownicy, często nadawane restauracji przez azjatyckich konsumentów funkcje czy sensy były wręcz paradoksalne z punktu widzenia pierwotnych celów restauracji – zracjonalizowany,
zhomogenizowany, mający być miejscem szybkiego posiłku Macdonalds stawał
się np. miejscem przeciągających się do późnych godzin spotkań nastolatków, traktujących restauracje jako obszar prywatny, wręcz „domowy”.
Podobne procesy przedstawia Warren I. Cohen17 w odniesieniu do wybudowanego w 1983 roku pod Tokio Disneylandu. Park rozrywki, który miał początkowo dawać zwiedzającym podobne do wrażeń z zagranicznych wakacji poczucie
obcowania z tym, co odmienne i egzotyczne, niedługo po powstaniu zrezygnował
z serwowania zachodnich potraw na rzecz sushi i tempury, poczyniono też dalsze
kroki mające na celu zniesienie różnicy i dostosowanie produktu do japońskiego
smaku. Jak zauważa Cohen „ten wzór azjatyckiej kontroli, przekształcający produkty kultury amerykańskiej w własne, lokalne, powtarzany jest bez końca na obszarze całej Azji Wschodniej”18. Przykłady te podkreślają nie tylko, jak sądzimy,
nieoczywistość związku procesów modernizacyjnych z procesami okcydentalizacyjnymi w Azji Wschodniej, ale pokazują też paradoksalny charakter przemian –
formy i style życia przejęte z Zachodu zatracają swój symboliczny charakter i wyposażane są w takie elementy, które byłyby pożądane przez lokalną społeczność,
co może, z kolei, służyć jej utrwaleniu.
Wydaje się, że powyższe kilka uwag jest niezbędnym poprzedzeniem wyników
przeprowadzonych przez mnie na Tajwanie badań dotyczących systemu wartości
studentów wybranych uczelni Tajpej, zwłaszcza, że posłużyłam się kwestionariuszem opracowanym przez D. I. Hitchococka, osadzonym w pewnym szczególnym dyskursie politycznym i społecznym, posługującym się esencjonalistycznym
w gruncie rzeczy ujęciem przeciwieństwa Wschodu i Zachodu19, a więc językiem
w dużej mierze obcym historii wyobrażeń społecznych na Tajwanie, a także do
pewnego stopnia nieadekwatnym w stosunku do współczesnych mechanizmów
przemian kulturowych. Chociaż wyniki kwestionariusza będą w dużej mierze rozpatrywane z perspektywy modernizacyjnej – to jednak ze szczególnym uwzględnieniem problemu nieadekwatności podziału Wschód–Zachód oraz ze szczególną
uwagą skierowaną na rozdzielność pojęcia modernizacji i westernizacji.
Refleksja nad szczególną rolą polityki prowadzonej na wyspie, zwłaszcza od
drugiej połowy lat 40. XX wieku, poprzez odkrycie „tradycji” jako podlegającej
konstruowaniu i rekonstruowaniu przez „nowoczesne” państwo, a także obserwoW. I. Cohen, The Asian American century, Harvard 2002.
W. I. Cohen, op.cit., s. 51.
19
K. Iwabuchi, op.cit., s. 12.
17
18
Katarzyna Pawlak
75
wany mechanizm utrwalania lokalnych wyobrażeń i zwyczajów poprzez formy
przybyłe z Zachodu, sugeruje konieczność szczególnie rozważnego traktowania
modernizacyjnego continuum od tzw. „tradycji” do „nowoczesności”. Jak staraliśmy się ukazać w oparciu o powyższe przykłady zarówno z historii, jak i współczesności Tajwanu, to, co „tradycyjne”, nie musi bynajmniej stanowić „kontynuacji przeszłości”. Fenomen z zakresu wyobrażeń społecznych, a do nich także
zaliczam system wartości „społecznych” i „osobistych”, który wydaje się być świadectwem trwania tradycyjnych wzorów, w rzeczywistości może okazać się zaadoptowaną polityczną „rekonstrukcją przeszłości” bądź fenomenem wynikłym z sytuacji współczesnej.
Sama decyzja o posłużeniu się kwestionariuszem Hitchcocka była spowodowana m.in. chęcią porównania wyników uzyskanych badań z wynikami uzyskanymi w toku badania opartego na tym samym kwestionariuszu a przeprowadzonego
przez zespół studentów IS UW w 2003 roku na 486-osobowej próbie studentów
uczelni wietnamskich20. Porównanie to zostanie przedstawione w ostatniej części
niniejszego opracowania.
Przedstawiane badanie studentów uczelni Tajpej zostało przeprowadzone
w grudniu 2004 i styczniu 2005 na grupie 81 studentów dwóch uczelni– Taiwan
National University (台灣大學) – największej i najbardziej renomowanej uczelni
Tajwanu, oraz University of Political Sciences (政治大學) – uczelni równie znanej i niewiele ustępującej renomą pierwszemu z wymienionych ośrodków. Wiek
badanych wahał się od 19 do 23 lat. Posłużono się kwestionariuszem autorstwa
D. I. Hitchcocka przetłumaczonym na język chiński na potrzeby badania. Tłumaczenie – w celu możliwie najdokładniejszego oddania sensu angielskiego pierwowzoru było wielokrotnie konsultowane zarówno z badaczami społecznymi z kilku
ośrodków naukowych w Tajpej, jak i w Polsce oraz ze studentami anglistyki Tajwańskiego Uniwersytetu Pedagogicznego (師範大學).
II. Wartości indywidualne – indywidualne dokonania – wspólny cel
Choć tradycja, jak zwróciliśmy uwagę we wstępie, podlega konstruowaniu i redefiniowaniu, także poprzez sferę polityczną, to jednak niemożliwe jest zawężenie
rozumienia tradycji do bycia wytworem nowoczesności. Dzięki źródłom historycznym kształt panujących na Tajwanie w przeszłości stosunków społecznych i wynikający z nich sposób myślenia o rzeczywistości społecznej jest dość czytelny.
Wielokrotnie, zwłaszcza w toku dyskusji o procesach tajwanizacji wyspy, ożywają argumenty o luźnej przynależności przybywających na wyspę imigrantów
20
A. Jelonek (red.), Wietnamczycy: systemy wartości, stereotypy Zachodu, Warszawa 2004.
76
System wartości na Tajwanie
z kontynentu – dotyczy to zwłaszcza ludów hakka – 客家21. Wydaje się jednak, że
ściśle rolniczy, klanowy charakter wyspy z jej okresu przedindustrialnego zdradza przynależność do tradycji konfucjańskich Chin, który to wzór nie tylko został
sprowadzony przez przybywających przez wieki falami imigrantów z prowincji
Fujian, ale też mógł się rozwinąć i utrwalić w czasach przynależności wysp do imperium z okresu dynastii mandżurskiej.
Obraz kultury tradycyjnej Tajwanu, jako w dużej mierze tożsamej z kulturą
imperialnych Chin, jest obrazem przeważającym w tajwańskich naukach społecznych, w których dominuje, jak się wydaje, podejście modernizacyjne. Cechą dystynktywną takiego rodzaju kultury byłaby więc agrarność oraz szczególna pozycja
rodziny – nie tylko jako środowiska ekonomicznego i wychowawczego, ale jako
podstawy postrzegania przez jednostki siebie i kosmosu. Jak podkreśla większość
badaczy, wyobrażenia o strukturze rodziny nakazywały postrzegać ją jako łańcuch
pokoleń daleko wykraczający poza teraźniejszość w kierunku zarówno przyszłości, jak i przeszłości. Ziemia uprawna, rozumiana jako dar przodków dla przyszłych pokoleń, była głęboko w tej strukturze zapośredniczona – praca wykonana
na roli stanowiła poniekąd obowiązek wobec przeszłych pokoleń – nie tylko wyrażała szacunek dla darczyńcy, ale przede wszystkim zapewniała też utrzymanie
i tym samym ciągłości rodziny – zapewniając tym samym przodkom cześć ze strony nadchodzących pokoleń, stanowiącą jedyny sposób na godne życie w zaświatach. Ziemia wzmacniała więzy nie tylko pomiędzy światem umarłych a światem
żywych – wielopokoleniowe gospodarstwo wspólnie pracujące nad uprawą ziemi uznawane było za społeczny ideał i wyraz rodzinnego szczęścia. Praca – choć
wymagała dużego wysiłku własnego – wykonywana była przez jednostkę w imieniu i dla rodziny, jako że dochody wielopokoleniowego gospodarstwa domowego
– jia (家) - były wspólne. Jednostka więc zawdzięczała swe życie i utrzymanie rodzinie – zarówno w wymiarze dosłownym – z racji chociażby wspólności funduszy i wychowania, jak i metafizycznie – przodkowie bowiem mieli moc wpływania na losy potomka w zależności, czy okazywał on należny, wyznaczony przez
ramy cnoty synowskiej xiao (孝) sposób.
Również alternatywny wobec pracy na roli model kariery urzędnika obecny
w cesarskich Chinach, a więc i przez pewien czas na Tajwanie, był powiązany
w szczególny sposób z rodziną. Wstąpienie na ścieżkę kariery urzędniczej wynikało z powziętej w gronie rodzinnym decyzji i wymagało od członków rodziny długotrwałego wsparcia adepta oraz łożenia nań rodzinnych funduszy. Nic dziwnego,
że sukces osoby był zarazem sukcesem rodziny – i nie tylko jej żywych członków,
ale i zmarłych, jako, że rozpowszechnione było przekonanie, że nie ma lepszego
sposobu uczczenia przodków niż wybranie kariery urzędniczej i rozsławienie ich
21
„Hakka” – w mandaryńskim „ke jia” oznacza dosłownie „gości”, zdradzając luźną przynależność tej grupy etnicznej do struktur społecznych i organizacyjnej Cesarstwa.
Katarzyna Pawlak
77
nazwiska. Porażka w egzaminach okrywała hańbą nie tylko niedoszłego urzędnika,
ale też i wspierającą go emocjonalnie i finansowo rodzinę oraz nazwisko i cześć
przodków. Specyficzna wdzięczność i zobowiązanie wobec rodziny odczuwane
przez dążącą do pozycji zawodowej jednostkę sprawiała, że sam sukces, choć niemożliwy do osiągnięcia bez własnej ciężkiej i wytrwałej pracy, w swym wymiarze
psychologicznym i społecznym nie był postrzegany jako indywidualny – w znaczeniu indywidualizmu działań, jak i celów. Tak jak jednostka nie była rozpatrywana w oderwaniu od rodziny i warunków egzystencji – tak i sukces nie mógł być
oddzielony od warunków, które umożliwiły jego zaistnienie – te zaś miały formę
wielowymiarowego wsparcia rodzinnego. Nie mógł też być oddzielony od swych
zasadniczych, powiązanych z rodziną, celów. Sukces stanowił więc formę długu
zaciągniętego wśród żywych i umarłych oraz pochodną wysiłku wielu osób. Tak
jak jednostka powiązana była z rodziną różnorodnością więzów i zależności, tak
i jej sukces bądź porażka odzwierciedlała charakter tych powiązań.
Choć przemiana modernizacyjna, związana z nią mobilność nie tylko zawodowa, ale i geograficzna mogła w znaczący sposób poluźnić i – jak wskazują badania
– faktycznie poluźniła ten wyjątkowy charakter związku indywidualnego sukcesu
i obowiązku wobec rodziny – chociażby poprzez wprowadzony podczas okresu kolonialnego system edukacyjny nie oparty na powiązaniach rodzinnych oraz zmieniające się warunki pracy, to późniejszy charakter procesów modernizacyjnych, jak
podkreślają Arland Thornton i Hui-Sheng Lin22, w znaczącym stopniu przywrócił
rzeczywistości społecznej zasadnicze zapośredniczenie sukcesu indywidualnego
w rodzinie. Jak zaznaczają wspomniani wyżej autorzy, powojenny charakter rynku faworyzował średniej wielkości firmy rodzinne – dysponujące pewnym kapitałem koniecznym do rozwoju technologicznego z jednej strony, a jednocześnie na
tyle małe, że będące w stanie zachować elastyczność. Sukces jednostki nie mógł
być, ponownie, teraz już w warunkach współzawodnictwa na rynku, oddzielony
od sukcesu rodziny. Ciężka praca i indywidualne dokonania jednostki realizowane były ze względu na dobro firmy rodzinnej. Dobro i interes jednostki rozpatrywane mogły być – tak jak dawniej – przez pryzmat dobra rodziny.
Wydaje się, że także i dziś sukces, czy to zawodowy czy szkolny, zasadniczo
pojmowany jest przez młodych Tajwańczyków jako zawdzięczany w dużej części
rodzinie i osiągany w jej imię, zaś ciężka praca może być traktowana jako swego
rodzaju obowiązek rodzinny.
22
A. Thornton, Hui-Sheng Lin (red.), Social change and the family in Taiwan, Chicago 1994,
s. 119.
78
System wartości na Tajwanie
Tabela 4. Badania studentów uczelni Tajpej, wartości osobiste
70
60
50
40
30
20
10
sukces w Īyciu
wypeánianie zobowiązaĔ wobec
innych
indywidualne dokonania
samorealizacja
samodyscyplina
sáuchanie nauk religii
pomaganie innym
posáuszeĔstwo rodzicom
uczciwoĞü
szacunek dla nauki
ciĊĪka praca
samodzielnoĞü
0
Znamienne, że po prześledzeniu indywidualnych odpowiedzi poszczególnych
respondentów okazało się, aż 62,7% badanych, którzy wskazali ciężką pracę jako
jedną z najistotniejszych wartości w społeczeństwie tajwańskim wskazało jako
wartość istotną także i posłuszeństwo rodzicom23. Ciężka praca, która w pytaniu
o wartości osobiste uzyskała najwyższy, bo 63% poziom wskazań, częściej współtowarzyszy uznaniu ważności „posłuszeństwa rodzicom”24 niż chociażby uznaniu
za istotną „samorealizację”25, a nawet sukces26. Wyłaniający się poprzez pryzmat
uzyskanych wyników obraz „ciężkiej pracy” ukazuje ją raczej jako wysiłek nie
powiązany bezpośrednio z sukcesem jednostki, rozumianym tu dwojako – jako
sukces wedle osobistych kryteriów (samorealizacja) oraz sukces rozumiany raczej
jako pewne wyobrażenie społeczne („osiągnięcie sukcesu w życiu”). Wydaje się,
że podobnie jak w przeszłości, ciężka praca powiązana jest z sukcesem jednostki
w sposób pośredni – poprzez symbolizowaną przez rodziców rodzinę. Wypełnianie woli rodziny nie musi więc stać w sprzeczności z osiąganiem własnych celów
– wręcz przeciwnie – może się stać ich ważną częścią. Posłuszeństwo rodzicom
Test chi-kwadrat wskazuje na zależność istotną na poziomie ,002.
62,7% studentów uznających społeczną wartość ciężkiej pracy uznało jednocześnie za ważne
posłuszeństwo rodzicom.
25
Jedynie 29,4% osób wskazujących na ważność „ciężkiej” pracy wskazało jednocześnie na
ważność „samorealizacji”.
26
Wśród osób deklarujących ważność ciężkiej pracy na ważność sukcesu wskazało 49%.
23
24
Katarzyna Pawlak
79
i dostosowywanie się do ich potrzeb czy wskazówek i ciężka praca są tym, co tworzy wartościowe życie i prawdziwy sukces jednostki – niezależny od własnego,
subiektywnego odczucia (samorealizacja) oraz oceny dalszego otoczenia (odniesienie sukcesu w życiu).
O tym, że rola rodziny jest na Tajwanie szczególnie ważna, może świadczyć
pośrednio wyraźna różnica we wskazaniach na „posłuszeństwo rodzicom”, jako
wartość odnoszącą się do sfery rodziny, a na „pomaganie innym” – jako wartość
odnoszącą się do sfery „innego” – nie powiązanego z jednostką więzami pokrewieństwa. Stosunkowo niewielu respondentów, bo jedynie 27,2%, wskazało na
społeczną ważność tej wartości.
Współczesny charakter postrzeganych przez studentów zależności pomiędzy
rolą rodziny a pracą czy osiągnięciami jednostki nie musi być wyłącznie traktowany
jako bezpośrednia kontynuacja stanu przeszłego. Jak sądzę, może zostać owocnie
zanalizowany w toku chociażby analizy kształtu współczesnego systemu kształcenia na Tajwanie, jako że wobec dominującej roli procesu edukacyjnego w życiu młodych Tajwańczyków, to właśnie pryzmat edukacji kształtuje wyobrażenia
młodych o „ciężkiej pracy” czy „sukcesie”.
Obserwowane dzisiaj jednoczenie się tajwańskiej rodziny w imię solidnego wykształcenia dzieci przyjmuje niezwykle intensywne formy. By sprostać szybkiemu
tempu rozwoju wyspy i rosnącej konkurencji, rodzina, tym razem często ograniczona do rodziców i dziadków, nie szczędzi środków ani wysiłków, by zwiększać
szanse dziecka na rynku pracy, a co za tym idzie, nadzieje jego rodziny na dostatnią przyszłość. Współczesny kształt edukacji szkolnej i pozaszkolnej na Tajwanie
wymaga nie tylko wielkich nakładów finansowych, ale też czasu i uwagi poświęcanej wysiłkowi edukacyjnemu dziecka przez starszych. Świadomość poświęcania
się rodziny dla dobra wykształcenia dziecka rodzi formę nowego długu wdzięczności – tym razem nie wobec dalekich przodków, którzy ofiarowywali swym następcom ziemię, ale wobec najbliższej rodziny.
Tymi szczególnymi stosunkami należy być może tłumaczyć dość dużą różnicę
pomiędzy wskazaniami na istotność „ciężkiej pracy” a ważność „polegania na sobie” (39,5%). Młodzi najczęściej wydają się być świadomi, że polegać mogą nie
tylko na sobie, ale też na strukturze rodzinnej, w której są zakorzenieni – wspomniana już „ciężka praca” jest być może swoistą formą wyrazu wdzięczności za
otrzymaną pomoc. Z pewnością relacja wskazań na te dwie wartości znajduje swe
zakorzenienie we wspomnianej już szczególnej strukturze rynku pracy na Tajwanie
– gdzie warunkiem sukcesu zawodowego nie jest bynajmniej „poleganie na sobie”
i niezależność, ale właśnie umiejętność konstruowania zależności czy to rodzinnej
czy budowanej na wzór rodzinny oraz efektywnego w niej egzystowania.
We współczesnym Tajwanie, którego zarówno nowoczesne struktury edukacyjne, na które składa się już nie tylko odpowiedni do wieku rodzaj szkoły, ale i ogrom-
80
System wartości na Tajwanie
na, rozbudowana struktura cram schools27, szkół językowych i kursów przygotowawczych mających charakter nieobowiązkowy, choć w praktyce powszechny,
dziwić może zaskakująco niski odsetek wskazań na „szacunek dla nauki” (32,2%)
jako wartość istotną. Ten stosunkowo niski odsetek budzić także może zdziwienie
w kontekście tradycji konfucjańskiej, przypisującej nadzwyczajna rolę nie tylko
zdobywaniu wiedzy, ale też i poszanowaniu reprezentujących ją struktur – zwłaszcza w osobie nauczyciela. Jakie mogą być przyczyny zaskakującego kształtu deklaracji ważności nauki pośród młodych Tajwańczyków?
Nim zajmiemy się próbą wyjaśnienia tego zaskakującego wyniku, pragniemy
przywołać wypadki, które w ostatnich latach poruszyły dogłębnie Tajwanem – mianowicie wstrząsające przypadki agresji uczniów, szczególnie szkół średnich, wobec nauczycieli. Podczas jednego z ostatnich tego typu wydarzeń cała klasa zaatakowała „zbyt srogiego” i „okrutnego” nauczyciela, by „dać mu nauczkę”. Kilka
lat wcześniej opinią publiczną wstrząsnął przypadek nastolatka, który ciosem karate zabił nauczyciela podczas lekcji. Przypadki te wydają się szczególnie wstrząsające i niezrozumiałe w kontekście tradycyjnej chińskiej niedyskursywnej koncepcji nauki oraz wynikającej z niej szczególnej pozycji nauczyciela. W obrębie
tego rodzaju koncepcji uczenie traktowane jest jako proces przyswajania pewnego stałego, zastanego zasobu wiedzy, nie wyłania się z dialogu pomiędzy uczniem
a nauczycielem. Próba wszczęcia dialogu byłaby odczytana, zarówno przez starsze
pokolenia nauczycieli, jak i ich uczniów, jako jednoznaczny objaw braku szacunku. Niedyskursywne podejście do wiedzy jak i do jej zdobywania widać wyraźnie
w samym języku chińskim i jego wyrażeniach związanych z nauką – „uczyć się
w danej szkole” – określane jako nian shu oznacza dosłownie „czytanie książek”,
nauczanie zaś to jiao shu „nauczanie książek, czy też tego, co w książkach”. Uczenie się do egzaminu bądź przygotowywanie na lekcje określane jest zaś powszechnie mianem bei shu „uczyć się książki na pamięć”. Samo zaś słowo jiao – nauczanie, w jego współczesnej pisowni jest powiązane ze znakiem xiao – oznaczającym
cnotę synowską. Znak „nauczanie” 教 składa się bowiem elementu „xiao” 孝 oraz
„uderzenie” 攵. 孝 xiào – składające się z pierwiastka „stary” 耂 oraz dziecko 子
– oznacza respekt i poszanowanie starszych przez dziecko, zaś uderzenie – 攴 uderzenie symbolizuje władzę nauczyciela nad uczniem.
Choć przedstawione wyżej przypadki agresji nie mogą być w żadnym wypadku bezpośrednio wiązane w ramach jednego wyjaśnienia z opisanym niskim od-
Pod koniec maja 2001 na Tajwanie działało 8666 cram schools zarejestrowanych przez Ministerstwo Edukacji. Jednakże, jak przyznają same tajwańskie źródła rządowe, liczba cram schools
działających bez wymaganej licencji jest znacznie wyższa. Źródło: http://www.gio.gov.tw/taiwan-website/5-gp/q&a/page_13.htm. Obecnie szacuje się, że w roku 2000 blisko 55,14% uczniów high
schools, uczęszczało do cram school odbierając tam różne formy pomocy edukacyjnej. Źródło: www.
ntpu.edu.tw/dafl/newsletter/newsletter012.pdf.
27
Katarzyna Pawlak
81
setkiem wskazań na „poszanowanie nauki” w przedstawionym badaniu, to wydaje
się, że mogą one stanowić dwie krańcowe manifestacje jednego problemu – mianowicie kryzysu koncepcji nauki i procesu nauczania. Wydaje się, że we współczesnym Tajwanie szczególny rozdźwięk w aspekcie koncepcji uczenia się zachodzi pomiędzy pokoleniem 15–20-latków a ich rodziców i nauczycieli. Pokolenie
rodziców doświadczyło szkoły jako jedynego, niepodważalnego źródła wiedzy
o świecie. Wiedza ta zaś traktowana była jako niedyskursywna wiedza tout court.
Brak dodatkowych źródeł wiedzy w postaci chociażby rozwiniętego systemu kursów dodatkowych, szkół językowych, i – nade wszystko – nowoczesnych środków komunikacji, powodował bezwzględne podporządkowanie się nauczycielowi, jako źródłu wiedzy i autorytetowi. Ścieżka kariery była jasna, zaś środki do
jej osiągnięcia oczywiste. Wydaje się, że takie przekonanie rodziców wyniesione
z młodości przejawia się w ich obecnych wymaganiach w stosunku do własnych
dzieci. Oczekują oni od młodzieży posłuszeństwa nauczycielowi i wytrwałej pracy
– jako jedynych warunków koniecznych do osiągnięcia sukcesu szkolnego. Pomoc
rodziców przejawia się w zapisaniu mającego problemy szkolne dziecka na dodatkowy kurs przedmiotu sprawiającego kłopot oraz próby pomocy o charakterze naukowym w obrębie rodziny. Problem szkolny traktowany jest jednowymiarowo –
jako wynik niedostatecznego skupienia się na studiowanym przedmiocie. Innego
rodzaju problemy, wynikające ze stopniowej utraty przez wiedzę charakteru niepodważalnego i bezwzględnie prawdziwego, a co za tym idzie, zmiana postrzegania osoby nauczyciela, nie napotykają na wsparcie ze strony rodziców – starający
się sprostać wysokim rodzicielskim wymaganiom28 uczniowie, przeciążeni nauką
z jednej strony, a widzący jej ograniczenia z drugiej, nie potrafią rozwiązać nękającego ich problemu. Stąd zdarzające się „doraźne” i porażające brutalnością próby rozwiązania trudnej sytuacji.
Dynamiczny rozwój prywatnych ośrodków nauki pozaszkolnej, choć ufundowany na tradycyjnym chińskim szacunku do nauki i uznaniu jej priorytetu w życiu młodego człowieka paradoksalnie najwyraźniej więc przyczynia się do obniżenia jej prestiżu. Uczenie traktowane jest instrumentalnie, jako środek do zdania
egzaminów umożliwiających studia, a w konsekwencji zapewniający zasobną i co
ważne, prestiżową przyszłość. W Wietnamie, w którym w rzeczywistości konfucjańskie koncepty szacunku dla nauki i jej instytucji wchodzą dopiero w fazę konfrontacji z nowoczesną konkurencją i systemem dokształcania (np. powszechne na
Jak wskazują badania Ruth K. Chao i Stanleya Sue przeprowadzone w Stanach Zjednoczonych,
tylko 36% amerykańskich matek pochodzenia chińskiego było zadowolonych z osiągnięć szkolnych
swoich dzieci, wobec 76% deklarujących zadowolenie matek amerykańskich. Autorzy stawiają też
hipotezę, że prawdopodobnie w obrębie społeczeństw chińskich odsetek usatysfakcjonowanych matek byłby jeszcze niższy. R. K. Chao, S. Sue, Chinese parental influence and children’s school success, [w:] Grownig up the Chinese way, Chinese child and adolescent development, red. Sing Lau,
Chinese University Press, 1996, s. 102.
28
82
System wartości na Tajwanie
Tajwanie szkoły języka angielskiego dla dzieci i młodzieży, których dynamiczny
rozwój nastąpił w latach 80., rozpoczęły swój rozwój dopiero w kilku ostatnich
latach), odsetek „szacunku do nauki” jako wartości istotnej społecznie jest dużo
wyższy – wyniósł on 54,3%.
Na nie mniejszą niż „najczęściej wymieniane wartości” uwagę zasługują również wartości wymieniane najrzadziej. Jak wskazuje tabela nr 2 „słuchanie nakazów
religijnych” jednoznacznie zostało uznane przez badanych za wartość nieistotną
społecznie. Sam przekład na język chiński anglojęzycznego „following religious
teachings” napotkał problemy – jako najwyraźniej nieadekwatny do dominującej na Tajwanie koncepcji religii. Jak zaznaczają Li-shou Yang, Arland Thornton
i Thomas Fricke, w latach 80. odsetek Tajwańczyków mieszkających na terenach
wiejskich, uznających samych siebie za wyznawców tzw. „religii ludowej”, wynosił ponad 90%29, zaś w tym samym czasie odsetek rodzin utrzymujących domowy ołtarzyk poświęcony przodkom wynosił w miastach ok. 80%.
Sama religia ludowa, dogłębnie powiązana z życiem rodziny i lokalnej społeczności, nie ma charakteru zbioru skodyfikowanych nakazów, nie posiada też
wyspecyfikowanych struktur ani funkcjonariuszy, a co z tym związane – nie ma
też kanonicznych tekstów ani bazy, która wyznaczałaby linie ortodoksji. Religijne przekonania są w dużej mierze kształtowane przez praktykujących – brak jest
ośrodka władzy religijnej, która ustalałaby wzorzec – zarówno pod względem rytuałów, jak i przekonań. Jeżeli można wyróżnić obecne w niej nakazy bądź zalecenia – takie jak oddawanie czci przodkom poprzez określone rytuały, okazuje się, że
nie wynikają one ze źródła pochodzenia pozarodzinnego, religijnego – przynależą
do sfery historii i teraźniejszości poszczególnej rodziny. Samo czczenie przodków
ujmowane jest raczej jako manifestacja cnoty xiao – cnoty posłuszeństwa synowskiego, która, wedle koncepcji rodziny wiążącej swych członków więzami nierozerwalnymi przez śmierć, nakazuje okazywać szacunek i służyć również i zmarłym przodkom, niż jako „nakaz religijny”. Samo czczenie poszczególnych bóstw
ma zaś charakter głęboko pragmatyczny – wiążący czczącego i bóstwo zasadą bliższą kontraktowi, nie zaś nakładający na oddającego cześć zobowiązania charakteru moralnego. Marginalny odsetek wskazań na wartość „posłuszeństwa nakazom
religijnym” wskazuje pośrednio (wskazana jest tu jednak duża doza ostrożności),
że przyjmowanie przez młodych innych niż tradycyjna religia chińska koncepcji
religijnych bądź wyznań wyznaczających kod nakazów i zaleceń, w badanej grupie faktycznie nie wystąpił.
29
Li-shou Yang, A. Thornton, T. Fricke, Religion and family formation in Taiwan, [w:] Family,
religion, and social change, (red.) Sh. K. Houseknecht, J. G. Pankhurst, Oxford 2000, s. 143.
83
Katarzyna Pawlak
III. Konfucjańskie społeczeństwo bez konfucjańskiej władzy?
Procentowy rozkład odpowiedzi na pytania drugiego bloku, obejmującego wartości społeczne ukazany został w tabeli 5.
Tabela 5. Badania studentów uczelni Tajpei, wartości społeczne
70
60
50
40
30
20
10
spory: debata
publiczna
wolnoĞü
wypowiedzi
samodzielne
myĞlenie
spory: prywatne
ustalenia
odpowiedzialnoĞü
urzĊdników
konsensus
prawa jednostki
otwartoĞü na
nowe idee
wolnoĞü osobista
prawa
spoáeczeĔstwa
porządek w
spoáeczeĔstwie
harmonia
decyzja przez
wiĊkszoĞü
szacunek dla
autorytetów
0
Poszanowanie dla władzy – znajdujące swą podbudowę tak w tradycji konfucjańskiej, jak i we współczesnym neokonfucjanizmie, jako dla siły pełniącej nadrzędną funkcję moralną w społeczeństwie – okazuje się mieć pośród badanych
studentów wartość zaskakująco niską – 19%. Porównanie z Wietnamem, gdzie odsetek osób deklarujących społeczną istotność szacunku dla władzy wyniósł 46%
oraz z badaniem Hitchcocka dla uogólnionej Azji Wschodniej (odsetek na poziomie 42%), ukazuje drastyczną różnicę, lokując poziom poszanowania autorytetu
władzy na Tajwanie bliżej poziomu badanych przez Hitchcocka Stanów Zjednoczonych (11%), niż reszty państw regionu. Podobna sytuacja kształtuje się w perspektywie odpowiedzi na pytanie o istotność „odpowiedzialności urzędników państwowych”, z tym, że otrzymany wynik – 25,9% – jest niższy nie tylko od poziomu
wskazanego przez badanie przeprowadzone w Wietnamie, ale także wobec obydwu badań Hitchcocka dla krajów Azji i Stanów Zjednoczonych.
Wynik ten stawia pozornie kuszącą hipotezę, że wprowadzenie funkcjonującej
demokracji w kraju Azji Wschodniej może przyczyniać się do zaniku poszanowania władzy wiążącego się z utratą przez nią funkcji moralnej i przemiany koncep-
84
System wartości na Tajwanie
cji władzy i społeczeństwa w kierunku wyznaczanym przez demokracje liberalne Zachodu. Z pewnością twierdzenie to zawiera w sobie część prawdy. Wśród
moich rozmówców – szczególnie starszych – pamiętających rzeczywistość polityczną okresu autorytarnego Kuomintangu panuje przekonanie, iż negatywne zjawiska dotyczące sfery polityki w postaci korupcji czy przywłaszczania funduszy
państwowych są wytworem ostatnich kilkunastu lat.
Prowadzący jeden z najbardziej popularnych tajwańskich talk show o tematyce politycznej „8 o’clock”, Yu Fu, tak tłumaczy cel swego show: „Mój program
to […] gra z politykami. Bierzesz jego (polityka) oficjalny wizerunek i bawisz się
nim. Ponieważ to ich złości, zaczynają okazywać emocje. Ukazuje się ich prawdziwa twarz. Inaczej w telewizji starają się być tacy… głębocy, prawda? […] Jakie
więc jest moje zadanie? Ukazanie Wam ich prawdziwych twarzy”30. Koniec stanu
wojennego w roku 1987 i związane z nim zniesienie cenzury powoduje powstanie
wolnych mediów prześcigających się w „ukazywaniu prawdziwych twarzy polityków”. Jeden, konsekwentnie budowany obraz sfery rządzącej zostaje zniszczony, zaś medialne wydarzenia ze sfery politycznej nagłośnione. Czy można jednak
wnioskować, że nastanie demokracji i wolnych mediów spowodowało „okcydentalizację” sceny politycznej i jej percepcji?
Wydaje się, że w kontekście wyników naszych badań wniosek taki byłby nie
tylko przedwczesny, ale i zbyt ogólny. Wydaje się, że dla wyjaśnienia obserwowanego fenomenu niskiego poszanowania władzy wśród młodych ludzi kluczowe
znaczenie ma aktualna sytuacja polityczna na Tajwanie, nie zaś wzory o wysokim
poziomie ogólności teoretycznej. Z przeprowadzonych przez mnie rozmów ze studentami uczelni Tajpej wynika, że przeżywają oni spadek zainteresowania polityką wyspy jako taką – najczęściej wymienianym powodem jest jej zorientowanie
za sprawy „zewnętrzne”, obce rzeczywistym problemom i życiu młodych ludzi,
jak i ich rodzin. Faktycznie, szczególna sytuacja międzynarodowa wyspy i konflikt
z Chinami kontynentalnymi sprawiają, że to właśnie te problemy dominują w dyskursie politycznym – stosunek do kwestii niepodległościowej/unifikacji/status quo
jest zaś naczelnym podziałem, wedle którego pragną identyfikować się tajwańskie
naczelne siły polityczne. Stałe, wysokie zaangażowanie sceny publicznej w problem statusu politycznego wyspy przyczynia się do alienacji polityki i polityków
głównych ugrupowań wobec życia i problemów młodych, których okres dorastania przypadł na czas, gdy problem kwestii statusu politycznego wyspy stawał się
równie abstrakcyjny, co kwestia przynależności kulturowej do nigdy naocznie nie
widzianych Chin kontynentalnych. Wydaje się więc, że niski odsetek szacunku do
władzy uwarunkowany być może raczej szczególnym kształtem problemów międzynarodowych Tajwanu i ich roli w dyskursie politycznym, nie zaś wprowadze30
D. K. Jordan, A. D. Morris, M. L. Moskowitz (red.), The minor arts of daily life: popular culture in Taiwan, University of Hawaii Press, 2004.
Katarzyna Pawlak
85
niem samej demokracji i towarzyszącej jej rzeczywistości medialnej. Na rzecz tej
hipotezy przemawiają wskazania badanych w odpowiedzi na inne pytania sondażu – niezwykle wysokie wskazania na „harmonię społeczną” – 46,9%, „porządek
w społeczeństwie” – 54,3% i „prawa społeczeństwa” – 44%, znacznie ważniejsze niż „otwarta debata” – 24,7%, czy „podejmowanie decyzji przez większość”
– 33% wskazują, że wyobrażenia młodych o wartościach społecznych daleko odbiegają od wizji społeczeństwa liberalnej demokracji. Obraz społeczeństwa wyłaniający się z badań, choć wskazujący na kryzys władzy i jej funkcji moralnej, jest
obrazem społeczeństwa traktowanego jako nieredukowalna do „sumy wolności”
organiczna całość organizowana na poszczególnych poziomach – rodzinnym (wysoki odsetek ważności dla „posłuszeństwa rodzicom”), międzygrupowym („harmonia społeczna”), aż do strukturującego i mającego pewne konotacje polityczne
„porządku w społeczeństwie” (you zhixiu de shehui – 有秩序的社會). Społeczeństwo wydaje się być całością w aspekcie moralnym – miejscem, gdzie powinna
być realizowana harmonia i uporządkowanie. Nic dziwnego, że „otwarta debata”,
jako bezpośrednia konfrontacja, nie uzyskała zbyt wysokiego odsetka wskazań.
Jednak, jak wskazują badacze, zjawiska takie jak np. niezwykle dynamiczny rozwój politycznych call-in shows – swoistej odmiany politycznego talk-show, gdzie
szczególne miejsce zajmują telefoniczne wypowiedzi widzów, zaś słowem-kluczem jest kaijiang – otwarte, bezpośrednie wyrażanie własnej opinii, wskazuje na
wzrost znaczenia otwartej debaty w społeczeństwie Tajwanu. Jak wskazują cytowani badacze, „obecnie praktyki dyskursywne redefiniują styl i charakter tajwańskich dyskusji socjopolitycznych na Tajwanie. Obsesja otwartego mówienia (kaijiang) stopniowo zastępuje partyjne kongresy »za zamkniętymi drzwiami« jako
sposób podejmowania decyzji politycznych”31. Wydaje się, że właśnie tymi przemianami tłumaczyć można bardzo niski odsetek wskazań na ważność „rozwiązywania sporów politycznych na drodze prywatnych ustaleń” – wartość ta uzyskała
bowiem jedynie 13,7% wskazań. Zaskakujący wobec powyższej refleksji nad mediami, choć mniej zadziwiający w kontekście… lingwistycznym jest niski odsetek
wskazań na „samodzielne myślenie”. Zostało ono wskazane jako istotne w społeczeństwie tylko przez 23,5% badanych. Wydaje się, że samo wyrażenie języka
chińskiego wei ziji zhe xiang (為自己著想), będące odpowiednikiem angielskiego
thinking for oneself znacznie mocniej implikuje nie tylko sposób, ale i cel takiego
myślenia – określając pośrednio „ja” jako beneficjenta. Tak rozumiane „samodzielne myślenie” wydaje się być aspołeczne nie dlatego, że dokonywane samodzielnie,
ale jako „egoistyczne” i niedostatecznie biorące pod uwagę cele innych, jak i warunki społeczne. Nie mająca wspomnianego w przypadku „samodzielnego myślenia” negatywnego obciążenia semantycznego „wolność wypowiedzi” okazuje się
mieć nadrzędną wręcz wartość społeczną – bowiem aż 60,5% badanych wskaza31
Ibidem.
86
System wartości na Tajwanie
ło na nią, jako na szczególnie ważną w ich społeczeństwie. Wynik ten sytuuje tę
wartość jako bezsprzecznie najważniejszą pośród wartości społecznych.
Wydaje się, że postrzeganie nadrzędnej ważności wolności wypowiedzi na Tajwanie zyskuje swój odpowiednik w strukturze sceny publicznej, obejmującej nie
tylko scenę profesjonalnej polityki, ale także – często dosłownie – scenę dla wypowiedzi poszczególnych grup społecznych, ugrupowań, bądź stowarzyszeń, które,
po zniesieniu stanu wyjątkowego w roku 1987 zaczęły swój dynamiczny rozwój.
Rozwój ten wykorzystywał, jak argumentują niektórzy badacze, tradycyjne możliwości i istniejące powiązania społeczne chińskiego społeczeństwa do wytwarzania
struktur adekwatnych dla społeczeństwa obywatelskiego. Grupy takie – działające
często w sferach pozapolitycznych – potrzebowały zyskać prawo wypowiedzi do
sprawnego realizowania swych celów. Interesującym przykładem wykorzystania
wolności słowa jest istnienie w rzeczywistości społecznej nowoczesnych organizacji religijnych buddyzmu Chan – takich jak chociażby Fo Jiao Ci Ji Ji Jin Hui(佛教
慈濟基金會). Ta potężna buddyjska organizacja charytatywna wykorzystała wolność słowa do mobilizacji na rzecz pomocy – wolność słowa stała się warunkiem
skuteczności szeroko zakrojonych działań charytatywnych – mogących być rozumianymi jako element kształtującego się społeczeństwa obywatelskiego.
Także poszczególne jednostki, nie zaś ugrupowania, wraz z przemianami systemu politycznego były zachęcane do dosłownego „zabierania głosu”32. Warto
wspomnieć, że koncepcja ta, określana też jako nastawienie „reprezentuję samego siebie”, po przybraniu dosłownej formy zyskała trwałe miejsce w krajobrazie
np. stolicy wyspy. W Tajpej nie brakuje miejsc, gdzie „wolność wypowiedzi” praktykowana jest w sposób literalny – specjalna scena wyposażona w system nagłaśniający oraz audytorium stwarza okazję zwykłym przechodniom w pobliżu pałacu prezydenckiego do ćwiczenia wypowiadania własnego zdania politycznego czy
też formułowania opinii dotyczącej życia własnej społeczności. Kreuje też możliwość interakcji – co sprawia, że wartość ta nabiera konkretnego kształtu społecznego, nie tak, jak mające abstrakcyjny charakter „prawa jednostki” – które zyskały 34% wskazań.
IV. Zamiast konkluzji – Tajwan i Wietnam – paradoksy modernizacji?
Do tej pory wspomniane już badanie wietnamskie było przywoływane jedynie
sporadycznie, jako tło dla prób wyjaśnienia zagadnień sugerowanych przez wyniki badania tajwańskiego. Jednakże wydaje się, że kusząca jest sama próba porównania wyników obydwu badań (tabele 6 i 7).
32
Chen Yueh-ying, Social change and collective memory: Taiwan’s two pasts, [dysertacja doktorska], Athens Georgia 1998, s. 135.
spory: debata
publiczna
wolnoĞü
wypowiedzi
samodzielne
myĞlenie
spory: prywatne
ustalenia
odpowiedzialnoĞü
urzĊdników
konsensus
prawa jednostki
otwartoĞü na
nowe idee
wolnoĞü osobista
prawa
spoáeczeĔstwa
porządek w
spoáeczeĔstwie
harmonia
decyzja przez
wiĊkszoĞü
szacunek dla
autorytetów
sukces w Īyciu
wypeánianie zobowiązaĔ wobec
innych
indywidualne dokonania
samorealizacja
samodyscyplina
sáuchanie nauk religii
pomaganie innym
posáuszeĔstwo rodzicom
uczciwoĞü
szacunek dla nauki
ciĊĪka praca
samodzielnoĞü
Katarzyna Pawlak
87
Tabela 6.
Porównanie badań przeprowadzonych w Wietnamie przez Instytut Socjologii UW
oraz badań zrealizowanych na Tajwanie, wartości społeczne
70
60
50
40
30
Wietnam
Tajwan
20
10
0
Tabela 7.
Porównanie badań przeprowadzonych w Wietnamie przez Instytut Socjologii UW
oraz badań zrealizowanych na Tajwanie, wartości osobiste
70
60
50
40
30
Wietnam
Tajwan
20
10
0
88
System wartości na Tajwanie
Społeczeństwo tajwańskie, choć wydające się niepomiernie dalej niż wietnamskie zaangażowane w procesy modernizacji – w aspekcie wartości społecznych
okazuje się przeważnie wyżej niż wchodzące dopiero w okres przyśpieszonego rozwoju ekonomicznego społeczeństwo wietnamskie cenić wartości określane jako tradycyjne dla kręgu kulturowego, do którego oba należą – takie jak „harmonia w społeczeństwie” czy panujący w nim „porządek”. Mniej zaś cenione są
uchodzące za znaki modernizacji wartości takie jak „samodzielne myślenie” bądź
„wolność osobista”. Wyniki porównania okazują się być paradoksalne nie tylko
zresztą z punktu widzenia teorii modernizacji, ale także z punktu widzenia tzw.
teorii „westernizacji”. Historia ostatnich kilkudziesięciu lat obydwu krajów sytuuje je bowiem na przeciwległych pozycjach względem implementacji wzorów,
zachowań, produktów bądź wartości niesionych przez tzw. Zachód – upostaciowany zwłaszcza w Stanach Zjednoczonych Ameryki. Warto zarazem zaznaczyć,
że badanie wietnamskie było prowadzone na uczelniach Hanoi, co w szczególny
sposób faworyzowało wybór jako badanych osoby pochodzące z regionów, gdzie
wartości przekazywane przez komunistyczne, antyzachodnio i antyamerykańsko
nastawione państwo miały dłuższą tradycję i oddziaływanie33. Z kolei szczególna
sytuacja międzynarodowa Tajwanu – mające swe korzenie nie tylko w aliansach
Republiki Chińskiej z czasów, gdy umiejscowiona była na kontynencie, ale i jej
historii na wyspie, a także otwartości Tajwanu na produkty amerykańskiej kultury
popularnej, zdawała się, w świetle teorii okcydentalizacji, szczególnie predestynować badanych do przyjmowania systemu wartości bliższego systemowi „amerykańskiemu”. Tak jednak się nie stało.
Ten szczególny paradoks widoczny nie tylko z perspektywy teorii modernizacji, ale i tzw. „westernizacji” ukazuje, jak się wydaje, konieczność zrewidowania samych pojęć takich jak tradycja – w tym przypadku „tradycja konfucjańska”,
czy „nowoczesność”, a także konieczność ponownej refleksji nad relacją obecności produktów i idei pochodzenia zachodniego a ich wpływem na wyobrażenia
społeczne. Konieczne wydaje się także zrewidowanie roli ośrodka władzy – jako
ośrodka wytwarzania kultury oficjalnej i co za tym idzie, także i rekonstruowania
tradycji. Tradycja – po części odnaleziona, a po części zrekonstruowana w postaci tajwańskiego neokonfucjanizmu, wprzęgnięta w ramy nowoczesnego państwa
i jego legitymizacji okazała się czymś znacznie więcej niż „stanem przeszłym”,
bądź też historycznie uwarunkowanym czynnikiem kształtującym bieg nowoczesności w perspektywie „ścieżki zależności”. Sama zaś implementacja produktów
czy to kultury popularnej, czy kultury wyższej pochodzenia zachodniego nie powodowała ich automatycznego oddziaływania na sferę przekonań. Wręcz przeciw-
33
64,6% respondentów badania prowadzonego w Wietnamie deklarowało pochodzenie stołeczne.
Katarzyna Pawlak
89
nie – jak ukazują przykłady przytoczone we wstępie niniejszego opracowania –
mogły przyczyniać się one do utrwalenia wzorów lokalnych. Różnice w kształcie
systemu wartości wyznawanych przez młodych Tajwańczyków i przez młodzież
wietnamską ukazuje pośrednio, że dyskurs oparty na różnicach pomiędzy Wschodem a Zachodem, skupiający się na analizie możliwych kształtów „zderzeń cywilizacji” nie tylko po części obraz cywilizacji tych wytworzył, ale też, być może,
przyczynił się do marginalizowania problemu znacznych różnic w sferze wyznawanych wartości pomiędzy państwami regionu.
Azja-Pacyfik 2005, nr 8/2005
SPOŁECZEŃSTWO
Marta Lipska
JAPOŃSKI STYL NEGOCJACYJNY*
Negocjacje można określić jako komunikację perswazyjną. Jedna strona chce
przekonać drugą do podjęcia pewnych decyzji, które uważa za słuszne. Tego samego chce druga strona. Podczas konfrontacji sił dochodzi do ciągłego przekonywania się. Natomiast warunkiem obligatoryjnym dla procesu negocjacyjnego jest
komunikowanie się. Komunikacja jest definiowana jako wymiana różnego rodzaju przekazów, zawierających informacje, oceny i sugestie działania, dzięki którym
uzgadniane jest stanowisko obu stron1. Jeżeli komunikacja ma być udana, to należy mówić i słuchać tak, aby zostać zrozumianym. Tylko w ten sposób można rozwiązać każdy problem ugodowo. Oczywiście na proces komunikowania wpływają
rozmaite czynniki poboczne, do których można zaliczyć m.in. kontekst i kompetencję komunikacyjną2. Wszystkie one mogą wywoływać szumy informacyjne3,
które warunkują poprawność zrozumienia się stron.
Niezwykle ważnym elementem negocjacji, jak każdej rozmowy, jest słuchanie4.
Konieczne jest natychmiastowe aktywne interpretowanie wyłapywanych przez siebie sygnałów. Ponadto, nieocenione okazuje się obserwowanie zachowania rozmówcy, okazywanych przez niego zachowań niewerbalnych. Do niewerbalnych
zachowań komunikacyjnych należą: gestykulacja; mimika i wyraz twarzy; dotyk
i kontakt fizyczny (haptyka); spojrzenie wzajemne i spoglądanie jednostronne; dy
Autorka szczególne podziękowania kieruje pod adresem Pana Ambasadora Henryka Lipszyca
oraz Pana Profesora Jana Rowińskiego za wszystkie niezwykle cenne wskazówki do tekstu.
1
Z. Nęcki, Negocjacje w biznesie, Kraków 1991, s. 52.
2
W. Głodowski, Komunikowanie interpersonalne, Warszawa 2001, s. 29.
3
Szumy informacyjne można podzielić na: fizyczne, psychiczne oraz społeczne.
4
W. Głodowski, op.cit., s. 59.
Marta Lipska
91
stans fizyczny między rozmówcami; pozycja ciała (proksemika); wygląd fizyczny
i ubiór; dźwięki paralingwistyczne; jakość wypowiedzi, czyli sposób wokalizacji;
elementy środowiska fizycznego, czyli miejsce rozmów5. Niewerbalne zachowania
komunikacyjne spełniają następujące funkcje: przekazywania znaczeń (emblematy); ilustracje wypowiedzi (ilustratory), wskaźniki emocji (ekspresje); regulatory
zachowań konwersacyjnych (regulatory); dopasowanie do sytuacji (adaptatory).
Podczas negocjacji możliwe jest stosowanie rozmaitych argumentów perswazyjnych. G. Marwell i D. Schmidt w swojej pracy z 1967 r. zaproponowali następującą ich typologię. Wyróżnia się:
– strategię „marchewki” – polega na przedstawieniu korzyści wynikających
z zastosowania się do sugestii nadawcy;
– strategię „kija” – polega na przedstawieniu strat wynikających z niedopasowania się do sugestii nadawcy;
– strategię „emocji dodatkowych” – polega na takim działaniu, by odbiorca
uznał aprobatę sugestii za powód do dumy;
– strategię „emocji ujemnych” – polega na tym, aby odbiorca odczuwał emocje,
takie jak wstyd i niższość, w wypadku odmowy aprobaty sugestii nadawcy6.
Negocjowane mogą być tylko oferty, propozycje. Uzasadnienia i argumenty
są materiałem dodatkowym, znaczącym w budowaniu obrazu stron. Zawsze należy ustępować z wyczuciem, rezygnując z niewielkich „porcji”, ale ani zbyt szybko, ani zbyt wolno. Pierwsze koncesje powinny być podane jako „dowód dobrej
woli”. Efektem finalnym powinno być dojście do punktu środkowego. Dążenie do
niego jest naturalnym kierunkiem postępowania negocjacyjnego obu stron. Należy
określić wewnętrznie swoje „minimum”, ale drugiej stronie przedstawić warunki
„wyższe”. W ten sposób zostanie stworzona przestrzeń dla ustępstw. Zawsze trzeba
przygotować kilka różnych ofert, być twórczo poszukującym. Należy formułować
oferty w sposób pewny, bez wahania. Natomiast ustępstwa trzeba robić podkreślając trudności, wahania, wątpliwości. Trzeba pozwolić drugiej stronie uważać siebie
za zwycięzcę, podkreślając znaczenie jej korzyści7. Negocjatorzy muszą pamiętać
jednocześnie o: własnych słowach i działaniach, o tym, jakie znaczenie przypisuje
im partner oraz o słowach i działaniach partnera.
W prowadzeniu negocjacji zwłaszcza międzynarodowych, niezbędna jest dobra znajomość kultury i kręgu kulturowego, z którego pochodzi rozmówca. Należy poznać sposoby myślenia i działania, zwyczaje oraz specyfikę kultur8. Większość w kontaktach z innymi ludźmi używa automatycznych zwrotów i gestów,
związanych i wynikających z własnego kręgu kulturowego. Kultura może stać się
Ibidem, s.152.
Za: Z. Nęcki, op.cit., s. 69.
7
Ibidem, s.169.
8
E. Potocka, Negocjowanie z Azjatami, „Azja-Pacyfik” 2000, tom III, s. 289.
5
6
92
Japoński styl negocjacyjny
poważną barierą w procesie negocjacyjnym. Obejmuje ona przekazywany z pokolenia na pokolenie całokształt dorobku danej społeczności, w tym przekonania,
wzory postępowania, reguły współżycia. Tworzy zbiory zasad, koncepcji, kategorii, pojęć przyjętych w określonej zbiorowości i wyznaczających obowiązujące zachowania9.
Kultura ma różnorodny wpływ na negocjacje. Oddziałuje na porozumienie się,
zachowanie negocjatorów, strukturę transakcji i przebieg jej realizacji. Oczywiście
nie można zapominać, że na zachowanie negocjatora oprócz implikacji kulturowych
mają wpływ także pozakulturowe czynniki, takie jak: osobowość negocjatora, reprezentowana przez niego organizacja oraz kontekst konkretnych negocjacji.
Podczas gdy, na przykład, Amerykanie ustanawiają uniwersalne prawa i reguły,
po czym wymagają dostosowania szczególnych sytuacji i związków między ludźmi do ogólnych zasad – Japończycy postępują odwrotnie. Według nich, szczególna więź zwana honne, duchowa bliskość między ludźmi, jest spoiwem moralnym
społeczeństwa. Jeżeli takie więzi cechuje lojalność, harmonia i estetyka, można
z nich wyprowadzić zasady o szerszym zastosowaniu. Dla kultur, które uznają
harmonię i wzajemne dopełnienie się wartości, związki osobiste i jednostkowe są
miniaturą ogólnego porządku społecznego. Postępowanie w stosunku do bliźnich
powinno być takie, żeby ów obustronny związek mógł stać się źródłem uniwersalnych praw. Taką postawę cechuje większa elastyczność. Japończycy nazywają
ją tsukaiwake, czyli etyką sytuacyjną.
Japończycy nie zaczynają działania od „zasad uniwersalnych”, z których wynikają jednostkowe sposoby postępowania. Taka postawa bywa często krytykowana.
Na przykład publicysta Wiliam J. Holstein tak to skomentował: „Japończycy z łatwością przechodzą od tatamae do honne. Tatamae to zachowanie dyplomatyczne
i oficjalne wobec człowieka, którego nie darzy się zaufaniem. Honne to postępowanie zarezerwowane dla tych, których często spotykają i dobrze poznali. Nieco
bardziej złożone jest pojęcie etyki sytuacyjnej. Japończycy uważają, że dostosowanie zachowania do okoliczności jest całkowicie naturalne. Bez trudu zmieniają
poglądy. Gdzie jednak jest sedno moralne?”10. Odpowiedź jest taka, że dobro nie
jest przedmiotem ani pojedynczą wartością. Dobre jest to, co dostosowuje się harmonijnie do innych cenionych elementów.
Ciekawe są wyniki badań, które wskazują, że 74% badanych menedżerów amerykańskich uważa, że najważniejszym celem przedsiębiorstwa jest „wykonywanie
zadań i pełnienie funkcji”, a 71% menedżerów japońskich – że przedsiębiorstwo
jest „grupą wspólnie pracujących ludzi, połączonych więzami społecznymi”. Japończycy opowiadają się za obrazem sieci i harmonii jednostek.
9
J. W. Salacuse, Negocjacje na rynkach międzynarodowych, Warszawa 1994, s. 61.
C. Hampden-Turner, A. Trompenaars, Siedem kultur kapitalizmu, Kraków 2000, s. 103.
10
Marta Lipska
93
Jeden z japońsko-amerykańskich uczonych Magorah Maruyama stwierdził, że
kultura japońska to „kultura punktów widzenia”. Japończycy uważają, że wszystkie zjawiska można ocenić z różnych punktów widzenia, a zmienna perspektywa
sprawia, że rzeczywistość staje się pełniejsza i bardziej zrozumiała. Zaskoczyć
może fakt, że przed nawiązaniem kontaktów z Europą nie znano w Japonii słowa
„obiektywizm”. Obecnie używa się słowa kyakkanteki, to oznacza „punkt widzenia gościa”. Natomiast shukanteki to „punkt widzenia gospodarza”, czyli subiektywizm. Uważa się, że spojrzenie gościa jest cząstkowe, ograniczone i jednostronne. A japońska wizja rzeczywistości jest wieloaspektowa. Każdy członek grupy
lub zespołu ma własny punkt widzenia na dany problem i widzi inny jego wymiar.
Zawsze istnieje nowy punkt widzenia, który należy wziąć pod uwagę.
Myślenie Japończyków jest myśleniem indukcyjnym, czyli od szczegółu do
uogólnień i syntez. Uważa się, że zarządzanie jest sztuką, która polega na mobilizacji i jednoczeniu zasobów intelektualnych wszystkich pracowników firmy. W Japonii bardzo ważny jest również instynkt. Uważają, że prajana, czyli „przeczucie całości”, jest źródłem „rozumu” zwanego vijnana. Zatem najpierw przeczuwa
się istnienie całego wzoru, nad którym później zaczyna pracować rozum. Wielość
punktów widzenia przejawia się także w japońskim stopniowym i okrężnym stylu nawiązywania kontaktów. Ostrożność w tworzeniu więzi staje się zrozumiała,
jeżeli przyjmie się wielostronny pogląd na daną kwestię i dąży się do stworzenia
silnych, trwałych związków. Japończycy uważają, że trzeba uważnie obserwować
zachowanie potencjalnego partnera w sytuacji, kiedy nie liczy na osobistą korzyść.
Gdy do Japonii przybywa arabska delegacja, chcąca niezwłocznie rozmawiać o interesach, to wywołuje zdumienie. Dla Japończyków jest to oznaka niebezpieczeństwa i zawodności, bo czy można zaufać temu, kto skąpi czasu na pielęgnowanie
przyjaźni? Proces negocjacji może być bardzo wydłużony. Negocjowanie z Japończykami zalicza się do najtrudniejszego, gdyż myślą oni długoterminowo, zbierają dokładne dane, informacje, wielokrotnie analizują szczegóły. Zorganizowanie
czegokolwiek ad hoc jest prawie niemożliwe. Jednak oczywiście nie wynika to ze
złej woli japońskich partnerów11.
Wielość punktów widzenia wyjaśnia także pozorną obojętność, jaką Japończycy okazują umowom pisemnym i ścisłym warunkom prawnym tych umów. Między
japońskim i zachodnim negocjatorem może dojść do nieporozumienia, związanego
ze znaczeniem określonych warunków umowy w przypadku zasadniczej zmiany
okoliczności. W Japonii uważa się, że to prawda, że umowa to umowa, ale jeżeli
partner znajdzie się w trudnym położeniu, to dla dobra długoterminowych stosunków warto udzielić mu pomocy. Japończycy bowiem uważają, że więzi rozwijają
się i dojrzewają zależnie od jednostkowych i zmiennych potrzeb partnerów.
11
E. Potocka, op.cit., s. 291.
94
Japoński styl negocjacyjny
Usposobienie Japończyków sprawia, że niechętnie mówią oni „nie”. Dlatego
zachodni negocjatorzy mogą się zdenerwować, gdy nabrali przekonania, że dojdzie do podpisania umowy, a tymczasem nic się nie dzieje. Dla japońskich negocjatorów najważniejszy jest związek z drugą stroną, a nie konkretna negocjowana
sprawa. Słowa: „Tak, ale to trudne”, którym towarzyszą znaczne pauzy oznaczają:
„Tak, jako mój partner masz prawo o to prosić, ale niestety nie mogę tego zrobić”12.
Dlatego zawsze trzeba ustalić, czy Japończycy zgadzają się, czy też nie. W Japonii
uważa się, że wiele szczegółowych wymagań obu stron można zaspokoić w odwołaniu do wspólnej więzi, która powinna być elastyczna, swobodna i przyjazna.
Rzeczywiste warunki znaczą mniej niż tworzenie związku. Im większe wzajemne
zaufanie, tym łatwiej będzie zaspokoić szczegółowe potrzeby obu stron.
Dla Japończyków niezwykle ważna jest więź sempai-kohai, czyli dosłownie
„związek starszego i młodszego brata”. Szacunek dla wieku wynika z roli seniorów jako „świadków pomyłek”13. Człowiek nie zawsze ma rację, a już z pewnością nie może tego stwierdzić od razu, ale po fakcie uczy się, nabiera mądrości i nie
powtarza tego samego błędu. W Japonii kultywuje się także amae, rodzaj „wyrozumiałej miłości”, w której starszy daje młodszemu więcej, niż ten zasłużył, skłaniając go tym samym do próby odwzajemnienia i odpłacenia dobra. Dzięki temu
więzi wykraczają znacznie poza układy i umowy i często polegają na obustronnym robieniu sobie uprzejmości.
Należy uznać, że w różnych kulturach funkcjonuje odmienna ocena czasu, jaki
trzeba poświęcić do osiągnięcia założonego celu. Różnice międzykulturowe w sposobie traktowania czasu wynikają z istnienia trzech poziomów postrzegania czasu. Jest to postrzeganie: psychologiczne, biologiczne oraz kulturowe14. Japończycy
z reguły negocjują wolno. Zostawiają sobie więcej czasu na udzielenie odpowiedzi.
Robią kilkusekundowe przerwy między wypowiedziami, wprowadzają okresy milczenia15. Dla nich krótkie pauzy w negocjacjach są traktowane jako normalny czas
potrzebny im na refleksję. Inni to milczenie mogą zinterpretować jako nieuprzejmość, niezrozumienie lub przebiegłą taktykę mającą zmusić przeciwnika do odkrycia swych zamiarów. Natomiast zakłócenie tej ciszy może wprawić Japończyków w zakłopotanie, gdyż zostają zarzuceni pytaniami i propozycjami bez szansy
na udzielenie odpowiedzi. Nigdy nie przerywają, mówią w hierarchicznie ustalonej
kolejności. Należą do kultury monochronemicznej, w której jednostka w danym
czasie powinna koncentrować się na wykonaniu tylko jednej czynności16.
Japończycy uważają, że celem negocjacji jest nie tyle doprowadzenie do podpisania kontraktu, ile ustanowienie pewnych partnerskich powiązań między obieC. Hampden-Turner, A. Trompenaars, op.cit., s.116.
Ma to swoje korzenie w tradycji konfucjańskiej.
14
W. Głodowski, op.cit., s. 194.
15
E. Potocka, op.cit., s. 294.
16
W. Głodowski, op.cit., s. 197.
12
13
Marta Lipska
95
ma stronami. Dla Japończyków negocjacje to nie tylko przekonywanie się, choć
może być to też cel ostateczny. Negocjacje dla nich to samo prowadzenie rozmowy, uczestniczenie w aktywności konwersacyjnej. Można powiedzieć, że wysyłają
apel o wspólne działanie albo o wspólną rozmowę. Jakkolwiek podpisany kontrakt
jest wyrazem takiego związku stron, to jednak istotą tego, co chcą osiągnąć przez
zawarcie kontraktu, jest partnerstwo samo w sobie. Japończycy traktują moment
podpisania kontraktu, jako rozpoczęcie wzajemnych stosunków.
W niektórych kulturach próbuje się w większym stopniu unikać ryzyka niż
w innych. Japończycy, z ich ogromnym zapotrzebowaniem na informację i zawiłym trybem grupowego podejmowania decyzji, mają niechętny stosunek do podejmowania ryzyka.
Japończycy nie okazują swoich uczuć. Naturalnie, pewną rolę odgrywa przy
tym osobowość negocjatora. Jednak na ogół ludzie z różnych kręgów kulturowych
mają odmienne zapatrywania na kwestię uzewnętrzniania emocji i jest to zazwyczaj przenoszone do stołu negocjacyjnego. Otwarcie nie pokazują emocji, zniecierpliwienia lub frustracji. W Japonii tylko dzieci do szóstego roku życia i staruszkowie mają przywilej okazywania emocji17. Japończycy w dużym stopniu zdają
się na tatemae, czyli niezbyt otwarte komunikowanie się. Mówią to, co myślą, że
ktoś chciałby usłyszeć.
Japończycy wolą negocjowanie zespołowe i osiąganie zgody całej grupy przy
podejmowaniu decyzji. Dlatego podczas negocjacji może nie być oczywiste, kto
jest kierownikiem i kto ma prawo do przyjmowania ostatecznych zobowiązań. Ich
zespół negocjacyjny jest na ogół wieloosobowy. W Japonii faworyzuje się zbiorowość. Sukces gospodarczy czeka tych, którzy umiejętnie zrównoważą szale. Tworzenie systemu wartości to umiejętne panowanie nad przeciwieństwami i kontrastami między regułami i wyjątkami, częściami i całością. Dla Azjatów punktem
wyjścia jest pojęcie spójnej całości. Nie toleruje się przy tym żadnego zakłócenia harmonii wartości. Yin musi współgrać z yang. Japończycy upatrują podstawy
swojego systemu wartości przede wszystkim w dobru grupy, a dopiero po zaspokojeniu jej potrzeb skłonni są zajmować się kwestią zaspokojenia potrzeb indywidualnych. Osoby negocjujące z przedstawicielami obcej kultury muszą z należytą
uwagą uszanować konwenanse. Jako ogólną zasadę trzeba przyjąć, że zawsze lepiej jest wprowadzić na początku styl formalny i stopniowo przechodzić na bardziej bezpośredni sposób bycia, jeśli sytuacja na to pozwala. Japończycy przestrzegają wielu zrytualizowanych kodeksów zachowań. Dla nich bardzo ważna
jest etykieta. Jeśli jest się po raz pierwszy z wizytą w Japonii w sprawach biznesu,
powinno się stworzyć dobre wrażenie na innych i mieć otwarte oczy i umysł.
17
E. Potocka, op.cit., s. 293.
96
Japoński styl negocjacyjny
Język negocjacji w przypadku Japończyków może być różny. Są oni bardzo
dobrze wykształceni, znają języki obce. Bardzo często negocjują w języku angielskim. Jednak mimo to, zawsze należy zapytać swego partnera w negocjacjach, czy
nie należy skorzystać z obecności tłumacza.
Tytułowanie partnerów jest bardzo ważne i może stać się przyczyną pomyłek lub zachowań co najmniej nietaktownych. W Japonii należy zwracać się do
danej osoby po nazwisku z dodatkiem przyrostka san, na przykład Watanabe-san.
Uprzejmie jest dodawać właśnie san po czyimś imieniu lub chan po imieniu młodej dziewczyny, kun po imieniu chłopca oraz sensei w stosunku do osób z wyższym
wykształceniem. W Japonii nazwisko jest podawane jako pierwsze, a po nim wymienia się imiona. Na wizytówkach przeznaczonych dla cudzoziemców może być
odwrotna kolejność. Natomiast należy pamiętać, że dla Japończyków mówienie do
kogoś „na ty” podczas pierwszego spotkania jest wyrazem braku szacunku.
Przedstawianie się. Chociaż można umówić się na spotkanie bezpośrednio, to
sprawy biznesowe potoczą się szybciej, kiedy zostaniemy przedstawieni. Najlepiej byłoby zostać przedstawionym przez możliwie najstarszego i najważniejszego
rangą negocjatora. Według Japończyków status jest dobrem przenaszalnym. Kiedy
Japończycy spotykają się po raz pierwszy, używają zwrotu: Hajimemashite Suzuki
(nazwisko przykł.) desu. Dozo yoroshiku. Kiedy my się przedstawiamy mówimy:
Hajimemashite Kowalski (nazwisko przykł.) desu. Dozo yoroshiku. A w sytuacjach
bardziej formalnych – Kowalski (nazwisko przykł.) to moshimasu.
Uścisk dłoni zaadaptowany z zachodniej kultury nie zastąpił całkowicie panujących dotąd tradycyjnych zwyczajów. Ukłon jest ciągle podstawowym, ważnym
powitaniem – pozdrowieniem w wielu różnych sytuacjach, takich jak podziękowanie za dar, przeprosiny oraz wyrażanie pokory i uniżoności. Zatem należy spodziewać się ukłonu i delikatnego uścisku dłoni. Należy powstrzymać się od mocnego ściskania ręki i nazbyt bezpośredniego kontaktu wzrokowego. Nie można
natarczywie patrzeć w oczy, gdyż jest to uznawane za akt wrogi. Kiedy spotykamy się z kimś po raz pierwszy w sytuacji formalnej, uścisk dłoni jest stosowny. Najlepiej poczekać, aż biznesmen japoński sam wyciągnie rękę lub ukłoni się
i uczynić to samo.
Głębokość ukłonu i jego czas trwania zależy od różnych okoliczności. Zwykle
wykonujemy lekki skłon (pochylenie ok. 20 stopni) z rękami przy tułowiu przez
ok. 1–2 sekundy. Głębsze ukłony zarezerwowane są dla osób starszych oraz dla
tych, w stosunku do których powinniśmy odczuwać głęboki szacunek. Takie ukłony, przy pochyleniu tułowia ok. 45 stopni, powinny trwać od 2 do 3 sekund.
Marta Lipska
97
Wymiana wizytówek stanowi integralną część japońskiej etyki biznesu. Jest to
rytuał wręczania meishi. Kiedy wręczamy wizytówki, należy podać swoje nazwisko i ewentualnie nazwę reprezentowanej firmy. Proces dawania i otrzymywania
wizytówek powinien przebiegać spokojnie, przy akompaniamencie lekkich ukłonów z każdą osobą po kolei. Wskazane jest, aby druga strona naszej wizytówki
była wydrukowana w języku japońskim (imię i nazwisko w katakanie). Wizytówkę podaje się obiema rękami, trzymając ją między kciukiem a palcem wskazującym, stroną z japońskim nadrukiem do góry. Wizytówkę partnera również odbieramy obiema rękami. Należy ją oglądać przez pewien czas, a później położyć ją
przed sobą na stole konferencyjnym przez cały czas trwania spotkania. Potem należy ją schować do wizytownika.
Targowanie się nie jest charakterystyczne dla kultury japońskiej. Należy raczej
podać przekonujące powody domagania się jakichkolwiek większych ustępstw dotyczących ceny i innych warunków kontraktu.
Ustępstwa są trudne dla Japończyków podczas negocjacji. Jest tak dlatego, że
do stanowiska, z którym przystępują do przetargu, dochodzi się zwykle w toku
długiego, przewlekłego procesu. Każda zmiana może oznaczać konieczność długiej dyskusji wewnętrznej.
Prezentacja towarów lub usług nie powinna rozpoczynać się żartem lub humorystyczną anegdotą. Mogłoby to świadczyć o lekceważeniu sprawy i audytorium.
Należy mówić jasnym, prostym językiem. Nie powinno się używać podwójnych
przeczeń, zawiłych zdań, żargonu, slangu lub wyszukanych słów. Trzeba uważać,
aby nie przechwalić swojego produktu lub przedsiębiorstwa. Zamiast tego powinno się przedstawić referencje lub artykuły o swojej firmie. Należy używać pomocy wizualnych, zwłaszcza w przypadku danych liczbowych, a także dostarczyć
kopię swojego wystąpienia.
Prezenty są powszechnym sposobem podtrzymywania więzi lub zainteresowania drugiej strony jakimś produktem lub sprawą. W Japonii są dwa sprzyjające ku
temu okresy: w lecie ochugen (koniec czerwca i początek lipca) oraz w zimie oseibo (w grudniu). Jako upominki popularne są słodycze, piwo, artykuły spożywcze
i różne bony towarowe. Opakowanie i wręczanie prezentów są nawet ważniejsze
od samych prezentów. Należy zatem postarać się, aby upominek został opakowany w Japonii lub przez kogoś, kto zna japońskie zwyczaje. Zazwyczaj upominków
tych nie wręcza się osobiście. Dostarcza je sklep, w którym zostały kupione. Jednak jeżeli czynimy to osobiście, to podarunek wręczamy oburącz. Prawdopodobnie prezent zostanie odłożony na bok i otworzony później.
98
Japoński styl negocjacyjny
Poczta elektroniczna jest jednym ze środków utrzymywania łączności z japońskimi partnerami w biznesie dopiero po nawiązaniu współpracy.
Gratulacje i kondolencje są częstym wyrazem sympatii wśród Japończyków.
Szczęśliwe wydarzenia takie jak śluby, narodziny dzieci, pójście do szkoły są społecznie lansowane i wspierane. Dawanie pieniędzy jest normalne przy takich ceremoniach jak ślub i pogrzeb. Pieniądze podaje się w specjalnych na tę okazję kopertach. Natomiast podczas żałobnych uroczystości daje się monetarny dar zwany
Koden.
Wznoszenie toastów jest powszechne w Japonii. Zazwyczaj toasty wznosi się
piwem albo sake. Jest to zwykle związane ze szczególnym, uroczystym dniem lub
uhonorowaniem pomyślnych wydarzeń. Jeśli ktoś nie pije napojów alkoholowych,
może wznieść toast na przykład sokiem owocowym lub zieloną herbatą. Najważniejsze jest to, że uczestniczy się w grupowej celebracji. Jeżeli nie ma się ochoty
więcej pić drinka, należy odwrócić czarkę do góry dnem. W Japonii nieuprzejme
jest uzupełnianie swojego własnego drinka podczas wspólnego posiłku. Nalewa
się innym – a inni nalewają nam. Japończycy podczas wznoszenia toastów używają słowa – Kampai! (na zdrowie).
Wyrazy wdzięczności w Japonii są niezwykle ważnym sposobem wyrażania
swego pozytywnego stosunku do partnera. Miłym zwyczajem jest powiedzieć przed
jedzeniem Itadakimasu, a po zakończeniu posiłku Gochisosama deshita. Zwroty te
sygnalizują rozpoczęcie i zakończenie posiłku. Przed posiłkiem itadakimasu oznacza: „Pokornie przyjmuję”; „Czy mogę zacząć?”; „Wygląda cudownie”; „Zaczynam jeść”. Natomiast po skończeniu posiłku chiso sama deshita oznacza: „Dziękuję”; „To było coś szczególnego”.
Ubiór w negocjacjach także może okazać się bardzo ważnym elementem. Japońscy negocjatorzy ubierają się w sposób konserwatywny. Jest to zazwyczaj ciemny garnitur, biała koszula i stonowany krawat w przypadku mężczyzn. Kobiety zaś
ubierają się w skromny kostium lub prostą sukienkę. Należy unikać jaskrawych kolorów ubrania, wystawnych kreacji czy biżuterii, ponieważ osoba tak ubrana może
być postrzegana jako niepoważna.
Kobiety zazwyczaj nie prowadzą interesów, żony nie uczestniczą w spotkaniach biznesowych, gdyż muszą zajmować się domem. W negocjacjach uczestniczą sekretarki (tj. kobiety niezamężne) lub żony szefów (tj. kobiety starsze, które wywiązały się ze swych obowiązków wobec dzieci). Należy unikać całowania
kobiet w rękę, gdyż może to wprowadzić w zakłopotanie. W ogóle nawet podanie
dłoni między mężczyzną a kobietą jest rzadkością. Ewentualnie należy czekać aż
Marta Lipska
99
kobieta pierwsza poda dłoń. W Japonii nie ma takiego zwyczaju jak „pierwszeństwo dla kobiet”.
Zachowania, o których należy pamiętać i które należy respektować, aby nie
obrazić Japończyka:
– nigdy nie można spóźniać się na umówiony termin;
– na ulicy należy unikać nadmiernego psychicznego i wzrokowego kontaktu;
– nie wolno klaskać i wskazywać wprost na kogoś palcem, jeżeli jest taka konieczność, należy użyć do tego dłoni18;
– należy unikać nadmiernego gestykulowania;
– dystans, jaki powinno się zachować podczas rozmowy, wynosi około 40–60 cm;
– nie należy żuć gumy w czasie pracy i podczas innych oficjalnych sytuacji;
– powinno się unikać dużej ilości biżuterii oraz bardzo kolorowego ubrania
w czasie pracy;
– należy unikać podnoszenia głosu i krzyku, aby zwrócić czyjąś uwagę;
– japoński gest oznaczający „kto?” lub „ja?” polega na wskazaniu własnej
głowy, a nie klatki piersiowej;
– z uwagi na cienkie ściany w japońskich mieszkaniach nie należy przesadzać
z poziomem głośności muzyki stereo i telewizji;
– nie należy zakładać pantofli w pokoju wyłożonym matami tatami;
– powszechne jest siedzenie na podłodze wyłożonej tatami w pokoju zwanym
washitsu;
– w przedpokoju (genkan) należy pozostawić swoje buty, ustawić je równo
i skierować „noskami“ w stronę wyjścia;
– buty należy zdjąć w stylowych restauracjach, hotelach, świątyniach i wszędzie tam, gdzie podłogi są wyłożone matami tatami;
– wypada ustawić buty gościa w przedpokoju we właściwy sposób, gdy sam
o tym zapomni;
– nie należy zakładać obuwia przeznaczonego do użytku w toalecie poza nią;
– Japończycy noszą kimono lub yukatę, lewa strona zachodzi na prawą (odwrotnie ubierani są zmarli);
– uprzejmie jest odmówić komuś na składaną ofertę pomocy (przynajmniej
na początku), oferta może być tradycyjnie trzykrotnie ponawiana;
– kiedy się kogoś odwiedza, uprzejmie jest przynieść ze sobą trochę jedzenia,
ręcznie pakowanego;
– należy unikać dawania zbyt drogich prezentów z uwagi na konieczność rewanżu przez obdarowanego;
18
Jest to znak wulgarny, gdyż wyciągnięty palec jest symbolem fallicznym, a zgodnie z zasadami feng shui działa jak ostre rogi, skupia na sobie całą negatywną energię.
100
Japoński styl negocjacyjny
– po powrocie z wakacji normalne jest przywiezienie małego prezentu dla
osób, z którymi się pracuje;
– uprzejmie jest odprowadzić gościa do drzwi lub frontu budynku;
– nie wolno głaskać dzieci po głowie, gdyż na niej jest siedziba duszy i w
ten sposób przerywa się dopływ pozytywnej energii i można przywołać
choroby;
– dotykanie włosów jest gestem intymnym, erotycznym i nie powinno się tego
robić publicznie;
– stary japoński zwyczaj nakazuje posadzić gościa na honorowym miejscu
(kazuma), czyli twarzą w kierunku wyjścia, a najważniejszy członek rodziny powinien usiąść naprzeciwko gościa;
– według starego zwyczaju ważna osoba siada z tyłu za kierowcą;
– w Japonii taksówkarz otwiera i zamyka pasażerowi drzwi;
– cała rodzina używa wody w wannie do ogrzania ciała;
– gościowi często proponuje się pierwszeństwo skorzystania z wody w wannie; do wanny wchodzi się po wcześniejszym umyciu ciała pod prysznicem;
nie należy spuszczać wody po wyjściu z wanny;
– kąpiel w onsen (gorące źródło), sento (łaźnia publiczna) i w hotelach urządzonych w tradycyjnym stylu polega na relaksacyjnym moczeniu się w wodzie i ewentualnie towarzyskiej rozmowie. Przedtem należy się dokładnie
umyć w przygotowanym do tego innym miejscu.
Jedzenie w Japonii też kieruje się określonym i zasadami. Oto tylko niektóre z nich:
– nieuprzejmie jest coś jeść lub pić, kiedy idzie się ulicą;
– w restauracji lub podczas wizyty powszechne jest użycie małego zwiniętego, wilgotnego ręcznika (zimny w lecie, ciepły zimą) zwanego oshibori;
służy on do wytarcia rąk; po użyciu należy odłożyć go na tacę;
– nie należy natarczywie nalegać na podanie posiłku ani jeść go łapczywie;
– można podnosić czarkę z ryżem lub zupą na wysokość podbródka i trzymać
ją podczas jedzenia;
– kiedy nie chce się używać łyżki do zupy, można wypić ją z miseczki, a stałe
części z zupy zjeść pałeczkami lub odwrotnie, najpierw zjeść dodatki, a potem wypić bulion;
– większą porcję pożywienia można podzielić pałeczkami na mniejsze kawałki;
– tradycyjnie japońska żywność serwowana jest na kilku małych talerzach
lub tacach (bez obrusa na stole) i można wybierać dowolną potrawę zamiast
najadać się do syta jednym daniem po drugim;
– nie należy robić nieładu na talerzu;
– trzeba złożyć starannie swoją serwetkę;
Marta Lipska
101
– nigdy nie należy zabierać z restauracji żadnych tzw. suwenirów (np. torebek
z cukrem);
– nie należy polewać ryżu sosem sojowym – nie jest do tego przeznaczony;
– nie dodawać cukru i śmietanki do japońskiej herbaty;
– będąc w gościnie zawsze należy czekać aż gospodarz zaproponuje coś do
zjedzenia lub picia;
– jeżeli trzeba użyć wykałaczki, to powinno się zakryć usta drugą dłonią;
– normalne jest wydawanie siorbiących dźwięków podczas jedzenia gorącego makaronu;
– wskazane jest mieć ze sobą papierową serwetkę lub chusteczkę;
– nie ma zwyczaju dawania napiwków, normą jest również płacenie rachunków w kasie, wychodząc z restauracji, a nie u kelnera;
– nieuprzejme jest przeliczanie wydanej reszty w sklepie czy restauracji;
– nie jest niczym niezwykłym palenie papierosów i jedzenie w tym samym
czasie na wieczornym przyjęciu;
– w bardziej formalnych sytuacjach należy powstrzymać się od palenia papierosów na początku spotkania;
– palenie cygar należy do rzadkości;
– należy podnieść kieliszek lub talerz, gdy gospodarz chce go napełnić.
Posługiwanie się pałeczkami jest niezwykle wskazane, jeżeli chcemy okazać
szacunek swym japońskim partnerom. W japońskich restauracjach serwowane są
zamiast sztućców drewniane pałeczki w papierowym opakowaniu. Pałeczki należy wyjąć z papierowego opakowania i rozdzielić je na dwie sztuki. Lakierowane
lub plastikowe pałeczki są także używane w bardziej formalnych sytuacjach oraz
w domach. Są one śliskie i trudniej nimi manipulować. Te rodzaje pałeczek są
umieszczone na specjalnej podstawce, tam powinny one leżeć zawsze, gdy się ich
nie używa. Japończycy używają czasami noży i widelców, jedząc zachodnie potrawy. Jeśli ktoś ma problemy z użyciem pałeczek, można poprosić kelnera o podanie noża i widelca. Oto kilka podstawowych zaleceń przy posługiwaniu się pałeczkami:
– do konsumpcji używa się cieńszych końców pałeczek;
– nie należy wymachiwać pałeczkami wokół postawionych dań;
– nie wolno używać swoich pałeczek do wskazywania na kogoś;
– bezwzględnie nie należy podawać komuś swoimi pałeczkami jedzenia, ponieważ istnieje japoński zwyczaj podawania od jednej osoby do drugiej pałeczkami skremowanych prochów zmarłego podczas uroczystości pogrzebowych;
– gdy bierze się jedzenie z dużego półmiska, należy użyć czystego końca swoich pałeczek (jeśli nie podano dodatkowych dużych pałeczek);
102
Japoński styl negocjacyjny
– nie należy bawić się podanym jedzeniem na talerzu, ponieważ można obrazić w ten sposób gospodarza lub swego zwierzchnika, który dołożył starań
w ułożenie podanych dań;
– nie należy używać pałeczek jako szpikulca do potraw;
– nie wolno rzucić pałeczek, wstając od swego posiłku;
– nie można wbijać pałeczek pionowo do jedzenia, szczególnie do miski z ryżem, ponieważ istnieje zwyczaj podawania w ten sposób ryżu na ołtarzach.
Instrukcja trzymania pałeczek (hashi):
– uchwycić u góry jedną pałeczkę między kciuk a palec środkowy, tak jak
trzyma się ołówek;
– drugą pałeczkę oprzeć między kciukiem a palcem serdecznym;
– można teraz poruszać pierwszą pałeczką i regulować odstęp między nimi,
podczas gdy druga jest nieruchoma;
– oprzeć swoje pałeczki o podstawkę, zanim zacznie się je używać.
Sushi jest jednym z podstawowych dań w Japonii. Warto zatem wiedzieć, jak
je jeść. Sposób jest następujący:
– oczyścić dłonie używając ręcznika oshibori;
– nalać sos sojowy do małego pojemniczka;
– nie należy nalać zbyt dużo sosu sojowego do małego dania, lepiej jest dolać
w razie potrzeby;
– zmieszać trochę pasty wasabi z sosem sojowym jeżeli jest taka potrzeba, ale
jeżeli wasabi jest już położona na każdy kawałek sushi, to nie trzeba tego
robić;
– sashimi je się pałeczkami (to poprzedza degustację sushi);
– podczas jedzenia nigiri – sushi należy uchwycić jeden jego kawałek między
kciukiem a palcem środkowym, pozostałe palce zwinąć lekko do góry;
– zanurzyć jeden koniec sushi stroną z rybą w sosie sojowym;
– nie należy zanurzać w sosie strony z ryżem;
– podnieść sushi do ust i odgryźć jego połowę, pozostałą część, przed zjedzeniem, zanurzyć czystą stroną w sosie sojowym;
– podczas jedzenia maki – sushi (rolowane sushi), można włożyć do ust cały
kawałek;
– należy przegryzać kawałkami marynowanego imbiru (gari) między kolejnymi rodzajami sushi w celu oczyszczenia kubków smakowych.
Marta Lipska
103
Droga Herbaty19 to kolejny ważny japoński rytuał, o którym nie można zapomnieć. W Drodze Herbaty istotne jest pojęcie kokoro iru. Oznacza ono, że gospodarz powinien włożyć całe swoje serce i umysł w przygotowanie przyjęcia. Jednocześnie musi mieć świadomość, że taka okazja przeżycia czegoś w pełni już się nie
powtórzy. Do podawania herbaty potrzebny jest pojemnik na sproszkowane liście
herbaty, łyżka do odmierzania, mieszadełko i czarka, z której pije się herbatę. Droga
Herbaty opierała się na czterech zasadach: harmonii – była wynikiem współdziałania gospodarza i gościa; szacunku – wiązała się ze szczerością i poszanowaniem
godności wszystkich obecnych; czystości – utrzymywanie zewnętrznej czystości
wiązało się z wprowadzaniem ładu we własnym wnętrzu i spokoju; – wspólna kontemplacja picia herbaty sprowadzała wewnętrzny spokój wśród obecnych.
Negocjacje są procesem, na który wpływ ma wiele czynników pobocznych.
Nie wszystko zależy od sprawności intelektualnej negocjatorów. Niezbędna jest
wiedza ogólna na temat kręgu kulturowego, z którego pochodzi nasz partner. Bez
tych danych często może dochodzić do powstawania licznych barier, utrudniających pożądanego porozumienie. Dlatego przed przystąpieniem do negocjacji należy zdobyć odpowiednią wiedzę na temat zwyczajów, którymi rządzi się dana
kultura. Taka postawa na pewno ułatwi proces komunikacji, wzajemnego zrozumienia i pomoże osiągnąć rezultat pożądany dla obu stron zasiadających naprzeciw siebie przy stole negocjacyjnym.
19
Na początku okresu Kamakura mnich zen Eisai wrócił w 1191 r. do Kioto z Chin i przywiózł
do Japonii nasiona zielonej herbaty. Picie herbaty traktowano wówczas jako lekarstwo i środek orzeźwiający w czasie rytuałów w świątyniach. W okresie Muromachi (1333–1568) herbata stała się już
napojem wszystkich warstw społecznych.
Azja-Pacyfik 2005, nr 8/2005
POLITYKA
Catherine Earl & Adam Fforde
SPICE IS NICE. AUSTRALIA AND ASIA – CHANGING
ATTITUDES, CHANGING PRACTICES
Introduction
In this short paper we try to discuss Australian experiences dealing with migration and what is known here as ‘multiculturalism.’ Australia is now a relatively
happy country that combines rapid economic growth with social stability. One of
the most striking parts of the ongoing process of redefinition of ‘Australia’ in the
past generation is the shift of ‘Asians’ from being excluded to being ‘included’ in
much public discussion of what is meant by ‘Australian’. The inclusion we write
about is not simply a case of membership or not, but is characterised by degrees of
belongingness and acceptance. This is related to changes in the particular pattern
of Australia’s international relations: far greater economic links with ‘Asia’ (especially North East Asia), as well as a greater range of social and personal contacts
– tourist links are now far more intense than they were.
Yet an examination of just what has been done in Australia to address these
changes turns out to have little to say about the particular conditions of ‘Asia’ per
se. Had, for example, Australia been situated close to southern Africa, and had,
for example, Africa developed economically in as dynamic a way as Asia, then
Australia would likely have adapted to a need for new patterns of inclusion, but of
Africans rather than Asians. The methods used, we argue, reflect methods of creating ‘unity with diversity’ that have a long and particularly ‘European’ (and British) history, and provide a ‘toolkit’ that may or may not be used, but is available
and heavily conditions processes of exclusion and inclusion.
Catherine Earl & Adam Fforde
105
Cultural diversification, we argue, is a social and political strategy that has often been remarkably successful (though not for those treated as ‘outsiders’) and
much of Australia’s success in devising and implementing its modern equivalent
(‘multiculturalism’) draws upon earlier failures and successes. What appears new
in modern variants of this project is the far greater emphasis upon ‘non-essentialist’ notions of the self and the other. This explains in part the ways in which ‘new’
members of the wider Australian community are encouraged to maintain and negotiate for themselves links with their ‘cultures of origin’. This also permits greater pragmatic tolerance of multiple citizenship, medium term stays by business migrants and international students, among others.
1. ‘Spice’
In some perspectives these topics can become too dry and impersonal. A look
at street scenes in modern Australian cities would suggest that such perspectives
are worth listening to. Australian experience rather suggests that cultural diversification is useful viewed in terms of a metaphor of ‘spice’.
First, in the right quantities, it is a very good thing. Second, in the wrong quantities, it hurts a lot. Third, it is very useful and wise to learn how to use it, but this is
best done both through practice as well as through reading cookery books. Fourth,
whilst your mother may think she knows how to use spices, and probably has much
useful experience, it is a good idea to realize that this it not the only way to do
it. There are new ingredients around, new technology, and in any case her granddaughter has come back from a nice holiday in Vietnam with tastes that she does
not have, know or understand. But of course, after the granddaughter has been let
loose on her kitchen she may well like the results (or not). Fifth, that some people
(especially the very old and the very young) often share extreme conservatism in
food tastes, and there is practically nothing you can do about this. Food matters.
The ways in which it matters, though, can change and be changed. It helps a lot
that good food tastes very good indeed.
2. The starting point: Australia in 1945
2.1. Australia, Poland and ‘multiculturalism’
In 1945, in some way like Poland, Australia’s cultural make-up was unusual in
that people – who had long been used to living within a society that saw itself, and
was, heterogeneous – now experienced orchestrated or planned homogeneity. For
Poland and Australia the reasons were very different.
106
Spice is nice
We discuss below the inherent cultural diversity of ‘Britain’, as a political project
that contained English, Scottish, Welsh and, at times and in different ways, the
Irish. In 1945, Australia had successfully managed to greatly erode many cultural
differences, so that many foreign observers (and many Australian artists and writers) commented on a lack of cultural variation that was often felt to be dull, boring and monotonous, if not smug. This was particularly marked in important cultural areas such as the arts and food that even the English often complained about.
However, it was not until the late 1960s that the Aboriginal population gained de
jure political and social rights the same as other Australians.
Poland, of course, has a long history of cultural diversity like other European
organisations, such as the Austro-Hungarian and Ottoman Empires. Yet the killing
of most of her Jewish population by the Nazis, the departure of many ethnic Germans and the relocation of her borders 200 km west by Stalin each helped to produce a Poland that, in 1945, appeared relatively and remarkably homogeneous.
In some ways, therefore, one can think about interesting points of comparison
between Australia since, say, the 1980s, as ‘multiculturalism’ gained momentum,
and Polish experiences since the fall of the Berlin Wall and the Soviet Union. It
seems to us that the main difference to date is the relative lack of immigration into
Poland compared with Australia, and the main commonality is the deep historical experience of multiculturalism. Also, Australia seems to have greater capacity to develop and implement policies, helped by greater control over cross-border movements.
2.2. White Australia in 1945
The white population of Australia in 1945 enjoyed a high living standard, dependent upon a number of historical factors.
First, they occupied real estate that was relatively bountiful, which had been acquired rather cheaply by the British Empire. Bountiful real estate gave the country
ready supplies of exportable resources: wool, minerals and other primary products.
Indeed, during the last global economic slowdown, Australia’s terms of trade actually improved, since the effects of increasing competition in world markets for
manufactures and the booming demand for minerals (fuelled to a large extent by
China’s rapid economic growth) mean that Australia’s import prices fell compared
with those of her exports. Also, since the early years of the 20th century, if not before, the White Australia policy restricted immigration and kept wages high. Early practices of wage setting were that wages were to be set at levels that allowed
a man to keep a family. Despite getting the vote relatively early, female participation rates in Australia remain to this day low compared with other OECD countries. The combination of profitable exports and wages set at high levels, under-
Catherine Earl & Adam Fforde
107
pinned by the White Australia policy, meant that Australian society enjoyed high
living standards.
Second, the White Australia policy had ensured that immigration had been restricted and controlled to suit a range of interests. Working people saw their wages
maintained at high levels, as low wage Asian labour was excluded (unlike, for example, Malaysia) and also because the numbers of white immigrants were limited
by the rather low level of attraction Australia held to the inhabitants of the British
Isles. The Immigration Restriction Act 1901 (White Australia policy) originated
as a consequence of social unrest caused by the perceived threat represented by
immigrant workers since the 1850s, especially by Chinese miners in Victoria and
Pacific Islander ‘kanaka’ indentured labourers in Queensland1.
Although the White Australia policy was gradually relaxed and finally abolished2,
contradictions remained clear between policy and popular opinion. Here note that
this policy had two sides to it. Control of migration both kept out those from Asia
who would have worked at very low wages, and also those from other European
countries whose presence would have threatened high wage levels. The first review of the White Australia policy in 1949 allowed non-European refugees and
war brides to be admitted. At the same time non-English speaking European migrants from Southern and Eastern Europe started to be admitted. These migrants
presented linguistic, cultural and religious differences that could not remain ‘invisible’ in the community3. Reviews by the Conservative government in 1957 and
1958 allowed long term residents to become citizens and simplified entry procedures, avoiding references to race and therefore allowing skilled and educated Asians to immigrate. A further review in 1966 introduced criteria for selection
based on skills and education that resembles the current ‘points system’ used by
Australia and in January 2005 adopted in a modified form by the UK. The final reforms in 1966 eventually led to the effective abolition of the White Australia policy by the left-wing Whitlam government in 1973. However increased migration
from non-European countries did not occur until the conservative Fraser government came to power in 19754.
1
Australian Immigration Fact Sheet 8 – Abolition of the ‘White Australia’ Policy. Available online at the Australian Government Department of Immigration, Multicultural and Indigenous Affairs
(DIMIA) website: www.dimia.gov.au
2
In this same era, after World War Two, the US lifted their own ‘Oriental Exclusion’ policy, Robert M. Cullum, End of Oriental Exclusion? “Far Eastern Survey”, 1948 no. 21, p. 247.
3
James Jupp, From ‘White Australia’ to ‘Part of Asia’: Recent Shifts in Australian Immigration
Policy towards the Region, “International Migration Review”, 1995 no. 1 ( Special Issue: Diversity
and Comparability: International Migrants in Host Countries on Four Continents), p.209. In yet another interesting use of language, racist Australians would often refer to some of the darkerskinned
migrants from Europe as ‘Wogs’ – a racist term originally coined in the UK to refer to Asians – ‘Worthy Oriental Gentleman’.
4
Australian Immigration Fact Sheet 8 – Abolition of the ‘White Australia’ Policy. op.cit.
108
Spice is nice
Third, as an ex-British colony, the Australian state, and the democratic politics
that underpinned it, played an active and purposeful role in developing the country. By habit, government devised and implemented a range of policies in fields
such as education, infrastructure, institutional development etc., amounting to a
‘strong state’. This had been largely successful in creating a prosperous and peaceful country. Partly due to local efforts, and partly due to the British inheritance,
Australia had and continues to have a ‘strong state’, relatively well-resourced and
pro-active in developing the country. Social and physical investments were on
the whole well-designed and implemented. But political influence over this state
excluded the indigenous population, formally until the 1960s and in many ways
since. It was therefore relatively easy to development policies to cope with multicultural settlers as they started to come in after WWII from Europe, and then in
the 1980s from Asia. A project to construct ‘unity from diversity’ was therefore
relatively easy to cope with.
Indigenous Australians (the Aboriginals) remained, in reality, an excluded and
oppressed group, lacking the political rights enjoyed by other humans and suffering levels of violence equivalent to that inflicted elsewhere, such as that meted out
to indigenous Americans by European immigrants. Yet those treated as part of the
‘Australian Community’, the white majority that resulted, actually included groups
who had in the past experienced the bayonets, guns and organized violence that
helped create the British Empire (as others). Understanding just how Australia has
successfully coped with ‘Asia’ is helped by understanding the nature of the British
political project – how Britain was constructed from old enemies the ‘English’, the
‘Welsh’, the ‘Scots’5, and (here is the rub) the ‘Irish’. Amongst modern European
states, it can be noticed, the United Kingdom is, perhaps uniquely, an overt and explicit multi-‘ethnic’ ‘community’: ask any Scot if they are English, and they will
say “No!”, but they will self-identify as British, as citizens of the ‘United Kingdom of Great Britain and Northern Ireland’6.
The distinction made here is that between Celts and ‘the rest’: the largely Scandinavian and Germanic population of modern England. Around 1600, say, large
proportions of the populations of Ireland, Scotland and Wales spoke local dialects
of Celtic languages rather than dialects of English. Further, there were very many
Celts. In the mid 19th century, when Ireland was an organic part of the British state,
sending MPs to London, the authorities carried out a population census. At that
time, before the Great Hunger, some 24 million people enjoyed the direct fruits of
5
In some 18th century usages, Scots Highlanders were referred to as ‘Aboriginals’, not only a
striking use of language to modern eyes, but also, since they appear to have migrated there relatively
recently from Ireland, as usual historically contentious.
6
Compare the likely response to asking a Breton if they are French. What is the Polish equivalent?
Catherine Earl & Adam Fforde
109
government from Westminster, and of these some 8 million lived in the island of
Ireland. Around 2 million died in the famines, 2 million left (for the US and the
British Empire), but at that time at least one third of the population were Celt7.
In 1945, the white population of Australia, which is constructed as ‘Anglo’, was
in fact approximately 1/3 Celt, reflecting its multicultural origins. The much remarked upon, and widely criticized, homogeneity of Australia at this time, therefore, indicated the success of a unity formed from diversity, itself inseparable from
‘British’ history. But all is relative; inherent to this view of ‘unity’ is the fact that
for many, such as the Irish, self-identity within the ‘unity’ was in terms of difference. For Irish Australians it was blandly normal during the ‘White Australia’ era
to view themselves as ‘both’ Australian and ‘Irish’. Part of the success, however,
of Australian nation-building was to locate ‘Irishness’ within Australian political
and other discourses, in fact greatly de-linked from ‘real Irish’ concerns. And Irish
Australians had been active participants in this nation-building.
3. Australia now: the joys of ‘multiculturalism’
Australia in 2005 presents a striking contrast with 1945. Successive waves of
migration beginning in the 1950s have brought populations from all continents,
from countries and regions where they have been devastated by war and famine,
threatened by political uprisings and religious freedoms, or disillusioned by high
unemployment and a lack of educational infrastructure. The ‘face’ of the Australian
community is no longer as ‘White’ as the now defunct policy of that name sought
to claim. Asia has been one of the sources for large numbers of recent migrants to
Australia. From being widely construed as hostile, dangerous and profoundly alien, ‘Asians’ are now, for many, seen as part of an Australian community that selfidentifies to a great extent as ‘multicultural’. Further, this shift has taken place since
the 1970s, rather a short time in a wider historical perspective.
Multicultural policies have evolved in Australia through three phases from ‘assimilation’ beginning in 1901 when non-European migration was officially restricted, to ‘integration’ beginning in the 1960s when cultural, linguistic and ethnic differences were recognized, and finally since 1973 to ‘multiculturalism’ as the White
Australia policy was abolished8.
Exact calculation is difficult: how many of those living in England were Scots, Welsh or Irish
in origin? How should one treat the long-settled English families in Ireland, some of whom would
have self-identified as ‘Anglo-Irish’? According to some estimates, around half of the (white) population of the US Confederacy were Celt.
8
Australian Immigration Fact Sheet 6 – The Evolution of Australia’s Multicultural Policies. Available online at the Australian Government Department of Immigration, Multicultural and Indigenous
Affairs (DIMIA) website: www.dimia.gov.au
7
110
Spice is nice
Immigration in Australia has reflected economic or social conditions, since
early migration waves attracting large numbers of European (including German
and Scandinavian since the 1870s9) and Chinese labourers (50,000 per year in the
1850s). Specialized programs in the late 19th century were designed to meet specific labour market needs by for example attracting women, Afghan camel drivers
to work in the interior and Japanese divers to work in the pearling industry. After
World War Two, specialized formal and informal programs were set up to achieve
high migration targets by relocating Europeans, including UK residents, ex-servicemen and resistance fighters, displaced people from camps in Europe, and others. Since then, other specialized programs have addressed humanitarian needs for
Hungarian and Czech refugees in 1956 and 1968 respectively, from Chile in 1973,
from Indochina after 1975, and from Poland after 198110.
By contrast with other countries, Australia has remained relatively free from
racial or ethnic violence11. During periods of high unemployment, the cities did
not experience race riots, attacks on businesses run by members of ethnic groups,
or street violence against minorities. Neither, when severe conflicts broke out between countries or regions of origin, such as in Ireland, former Yugoslavia or Somalia, were hostilities openly continued in Australia in any widespread fashion.
This positive outcome apparently maintains Australian traditions dating back to
the 19th century, when the use of violence between rival immigrant political groups
tended to be left behind in the ‘home’ country by those groups once they had been
included in the constructed Australian community12. Yet, although there were no
riots and ethnic violence of the scale experienced in many other countries, there
has been considerable racism directed against Asians13.
J. Jupp, op. cit., p. 211.
Australian Immigration Fact Sheet 4 – More than Fifty Years of Post-War Migration. Available online at the Australian Government Department of Immigration, Multicultural and Indigenous
Affairs (DIMIA) website: www.dimia.gov.au
11
In the years immediately following white settlement, ethnic violence directed against aboriginal communities and against hard-working and cheap Chinese labourers was however common and
a result of racial prejudice, ignorance and fear threatening Europeans. See Bain Attwood and S. G.
Foster, eds., Frontier Conflict: The Australian Experience, Canberra: National Museum of Australia,
2003; Bruce Elder, Blood on the Wattle: Massacres and Maltreatment of Aboriginal Australians since
1788, Frenchs Forest, NSW: New Holland, 2003; and Gary Woodard, Australia and China in: Mark
McGillivray and Gary Smith eds., Australia and Asia, Melbourne: Oxford University Press, 1998, p.
136. Recently, ethnic violence has been isolated and relatively local. Examples in indigenous communities include a nine hour riot in Redfern in inner Sydney in February 2004 and the Palm Island
incident involving the death in custody of an Aboriginal prisoner in late 2004. This violence is however minimal in contrast to neighbouring states, including Indonesia, Fiji, and Solomon Islands.
12
An early widely mythologised example is the Ned Kelly legend where conflict was allegedly
based on rivalries between Irish Catholics and English administrators.
13
Stephen Castles, The Australian model of Immigration and Multiculturalism: Is it applicable
to Europe? “International Migration Review”, 1992 no. 2 (Special Issue: The New Europe and International Migration), p. 561.
9
10
Catherine Earl & Adam Fforde
111
Each of these demonstrates that the mixing of cultures – in whichever method
– is a complicated process: it is spicy. Policy has played an important part in these
processes, not least in maintaining basic order, so immigrant groups have had less
incentive to self-organize to protect themselves.
4. Policy and politics: a discussion
4.1. The ‘Asia problem’ or the ‘Australia problem’? Policy and Australia’s selfexclusion from Asia
Asian migration to Australia
Asian migration to Australia since the start of the 20th century has mainly been
controlled and limited to skilled professionals and educated workers, however in
the 1950s and 1960s migration included students under the ‘Colombo Plan’. Business visas, especially benefiting Japanese businessmen in the late 1980s and early
1990s investing in Queensland (Gold Coast and Cairns), further emphasized the
economic aspect to Asian migration. This pattern may have promoted tourism and
international education.
In contrast there were large numbers of migrants from other places. The Census
of Population and Housing: population growth and distribution, Australia, 2001
indicates that slightly more than half of migrants are European in origin, with a
quarter born in the UK14. A quarter of migrants have arrived from Asia15 with almost a quarter from other continents16.
The first mass migrations from Asia since the Gold rush era of the 19th century
were relatively late. It was not until the late 1970s that humanitarian issues extended migration to include Indochinese boat people. Resulting policy in the following
decades allowed the inclusion of survivors of various independence struggles in
14
52% of migrants are European with 33% from North West Europe and 19% from the South and
the West of Europe. 24% are UK born. The second largest group at just 9% are Italian born, indicating
the diversity within the European population. Australian Bureau of Statistics (ABS) 2003 Census of
Population and Housing: population growth and distribution, Australia, 2001. Canberra: Australian
Bureau of Statistics. Available online www.abs.gov.au/ausstats/[email protected]/cat/2035.0
15
24% of migrants are from Asia with 7% from North East Asia including China, 12% from
Southeast Asia including Vietnam, and 5% from South and Central Asia. 4% of migrants are from
China and 4% are from Vietnam. Australian Bureau of Statistics (ABS) 2003.
16
Of the remaining migrants, 9% are from Africa and Middle East with 4% from Sub-Saharan
Africa and 5% from North Africa and the Middle East. 15% of migrants are from Oceania and Americas with 11% from Oceania and 4% from the Americas. New Zealand accounts for 9% of migrants.
Australian Bureau of Statistics (ABS) 2003.
112
Spice is nice
China, Timor Leste, Tibet, Burma, Nepal, and Sri Lanka as well as stateless political groups such as the Hmong. Although now severely restricted ‘family reunion’
policies emerged to reunite displaced families as they had done for previous generations of southern and eastern European migrants after the Second World War.
Subsequent groups of migrants arriving under humanitarian policy originated in
Latin America, the Balkans and the former Soviet world as well as from Africa.
By the early 2000s, migrants from the UK, Italy, New Zealand, China and Vietnam made up 47% of the population.
Asian migration to Australia falls into each of the three categories of official
migration – family, economic17 and humanitarian. Asian migrants arriving to Australia since the relaxation of the White Australia policy have included war brides as
well as postgraduate students under the ‘Colombo Plan’. Contrary to popular stereotypes that fuel local racism especially in urban Australia, most Asian migrants are
well-educated and highly skilled professionals with Indochinese (born overseas)
singled out as poorer, less skilled with lower education and, in Australia, higher
levels of unemployment18. The Cantonese ‘community’ is the largest group, having
arrived since the 1850s from more than 17 countries19, with the Indochinese arrived
relatively recent with the first mass migrations from Asia since the Goldrush era.
It was not until the late 1970s that humanitarian reasons extended migration to include Indochinese boat people. The Vietnamese community in Australia is one of
the largest migrant communities in Australia and is the second largest Asian community. Many within the Indochinese community arrived under ‘family reunion’
policies, reuniting nuclear and extended family members with those who had arrived as ‘boat people’ in the late 1970s. The Chinese community however remains
the largest Asian community and with Vietnamese, New Zealanders, Italians and
British migrants account for almost half of the population20. Half of the eight most
spoken languages in Australia apart from English are Asian languages. Cantonese is the most spoken language in third place, ahead of Vietnamese in fifth place,
Mandarin in sixth place, and Tagalog (Philippines) in eighth place21. Although recent years have seen Asian migration become a key factor in popular stereotypes
and public debates (for example those fuelled by the well-publicized right-wing
political candidate Pauline Hanson), in contrast are the large numbers of migrants
who arrive from other places.
Economic migrants include skilled and educated migrants assessed under a ‘points system’ or
via specialized programs targeting skills shortages.
18
J. Jupp, op.cit., p. 214.
19
Ibidem.
20
These five groups make up 47% of the population. Australian Bureau of Statistics (ABS)
2003.
21
Ibidem.
17
Catherine Earl & Adam Fforde
113
The cultural vs. the economic? Australian views of Asian ‘neighbours’
In 1945 few could predict how the demographics of the Australian population
would change over the following half century. In 2005 the national population is
seen as very diverse with a quarter of the population born overseas and communities
from over 150 nations represented. The focus on the diverse numbers of communities has shifted within the system of multiculturalism in Australia but has gradually become ethno-linguistic rather than political in character. That is, in contemporary Australia we should now talk about Urdu-speaking, Mandarin-speaking, or
Arabic-speaking communities, rather than Chinese-Australians.
At the time of its inception the Australian multicultural project and Australian
relationships with Asia were often seen as focused on strategic engagement in economic and political terms in response to perceived ‘fear’ stemming from regional
nationalist movements with the breakdown of the colonial world. In 2005, current
situations again involve comparable security risks but these now result from perceived threats of cultural and religious rather than nationalist forces (as predicted
by Huntington). It is interesting to observe that whilst the media have been full of
stories about problems with border security and protest marches there is still very
little social violence attributed to migrant issues.
This is a very different situation to the one evident in 1945 where ‘whiteness’
was a dominant and almost universal character within the multiculturalism of the
day. Ghassan Hage – among others – argues that multiculturalism debates now refer
to how ‘white Australians’ experience cultural diversity. Labelling it a ‘white fantasy’, Hage links Australia’s multicultural experience with Australia’s move away
from Europe and into Asia22. In our interpretation, this ‘white fantasy’ reflects, like
the Britain project, long-established methods of constructing and reconstructing
identity amongst what are initially perceived as diverse groups.
The Australian model of multiculturalism can provide useful impulses, though
not ready made answers, for Europe. In his article addressing this issue, Stephen Castles pointed out that it was since 1987, when multiculturalism became a foundational
part of public policy, that the economic benefits of a culturally diverse population
were stressed, especially in terms of international trade and communication23.
22
Ghassan Hage, White Nation: fantasies of white supremacy in a multicultural society, Sydney:
Pluto Press, 1998, p. 141.
23
S. Castles, The Australian model of Immigration…, op.cit., p. 556. See also Stephen Castles, Mary
Kalantzis and Bill Cope, The end of multiculturalism? Stanmore, NSW: Social Literacy, 1986.
114
Spice is nice
Changing attitudes to Asia after WWII
At the time Australia emerged from the Second World War – even though it had
developed a keen sense of responsibility for active participation in international
politics and a new appreciation for ways that geography linked Australia to Asia
and Asian developments – Asian migration continued to be perceived as a threat.
Until the government changed in 1949, the White Australia policy remained unmodified and in place24. The later modifications to the White Australia policy specifically addressed non-European (Asian) exclusion. The relatively early date of
these initial measures can be understood in terms of long-established social and
political practices, which presented politicians and others with ready-made tools
to define and redefine Australian identities, using principles of inclusion and exclusion. It is worth pointing out again that at this time Australian Aborigines were
still denied the normal social and political rights enjoyed by others.
The ambiguities of Australian multicultural policy – referred to as ‘strategic silences’ by Grattan in 1948 – clearly emerge in Australia’s relations with Southeast
Asia25. For example, in the years immediately after the war when Australian housewives were encouraged to boycott Japanese products, exports to Japan increased
considerably and imports from Japan almost doubled. Additional to increasing
economic links with Asia, cultural relations were also cultivated with fellowships
granted to Asian students to study in Australia and educational materials sent into
Asia26. In the 1990s, when popular attitudes were much less enthusiastic about increasing links with Asia than official statements indicated, international students
studying in Australia mostly originated in Asia27.
The comparisons between the 1990s and the post-war era of the 1950s are further evident in the self-perception of the Australian nation articulated by its political leaders. In the post-war era, in its relationship with Southeast Asia, Australia
considered itself a ‘have’ nation, a sort of junior United States, expected to give
more than it received28. Prime Minister John Howard’s recent comments about his
role as America’s ‘Deputy Sheriff’ in the Asia Pacific resonate with this earlier self24
Henry S. Albinski, Australia Reviews Her Asian Exclusion Policy, “Far Eastern Survey”, 1959
no. 11, pp. 161–162.
25
C. Hartley Grattan , Australia and the “Near North”, “Far Eastern Survey”, 1948, no. 21,
p. 245.
26
Werner Levi , Australia and the New Asia, “Far Eastern Survey”, 1950, no. 8, pp. 77–78.
27
In descending order of numbers of visas issued: China, USA, Malaysia, Hong Kong, Japan, Indonesia, Thailand, Singapore, Republic of Korea. The major countries of citizenship for non-business
visitors (tourist) were also for the most part from Asia. In descending order by number of arrivals: Japan, UK, USA, Singapore, Republic of Korea, Germany, Malaysia, Taiwan. Australian Immigration
Fact Sheet 2 – Key Facts in Immigration. Available online at the Australian Government Department
of Immigration, Multicultural and Indigenous Affairs (DIMIA) website: www.dimia.gov.au
28
“Sydney Morning Herald” (15 Jan., 1950), quoted in Levi, op.cit., p. 77.
Catherine Earl & Adam Fforde
115
perception. Yet Southeast Asia has tested Australian foreign policy. The days of
‘good neighbourly relations’ are a thing of the past as Australia and Indonesia realize they share an ever-expanding range of fundamental interests. Also, Australia
is now less close to the former British dominions of Malaysia, Singapore and Brunei as they shifted towards Islam (except Singapore) and major economic developments leave relationship with Australia aside29.
Australia, since the Labour government elected in 1949, believed that it could
not afford to ‘alienate either the actual masters of today or the possible masters
of tomorrow’ throughout the colonial and postcolonial era of Southeast Asian nationalism, and needed to walk circumspectly rather than strike out boldly30. During the 1950s and 1960s there was a growing awareness that government policies
and services needed to respond to the growing complexities of community needs,
which led to the evolution of ‘multiculturalism’ as the dominant policy approach
to address cultural diversity31.
Australia’s relationship with Asia – the 1990s
Australia’s increasing interest in its relationships with Asia have come to the
fore since the 1980s when the left-wing government of the day started the attempt
to strengthen its expanding engagement with Asia through consolidation of economic interests with additional political and cultural ties. In the 1990s, Asia was,
according to some, experiencing a new regional consciousness where increased
intra-Asian ties and co-operation were extended to strengthen its position in the
global order. In the post-Cold War era within the Asian region, new regional relationships were built in a range of ways through establishing new diplomatic ties,
offering financial assistance, and consulting about political and security issues32.
Although in the early 1990s actively seeking ‘enmeshment’ with Asia – as former
Prime Minister Paul Keating described it, throughout the 1990s Australian leaders
continued to exclude Australia from Asia in political and geographic terms33.
29
Gareth Evans and Bruce Grant, Australia’s Foreign Relations in the World of the 1990s, Melbourne: Melbourne University Press, 1992, p. 181, pp. 190–191.
30
C. H. Grattan, op.cit., p. 246.
31
Multicultural Australia: The Way Forward (issues paper). Available online at the Australian
Government Department of Immigration, Multicultural and Indigenous Affairs (DIMIA) website:
www.dimia.gov.au
32
Yoichi Funabashi, Asianization of Asia. “Foreign Affairs”, 1993 no. 5, pp. 80–81, p. 84.
33
It was claimed that that Australia’s involvement with Asia remained peripheral, at least in these
arenas. This claim was made by left-wing politicians Paul Keating (in 1993) and Gareth Evans (in
2001), quoted in Olivia Khoo, Whiteness and “The Australian Fiancé”: Framing the Ornamental
Text in Australia, “Hecate”, 2001, no. 2, p. 69. Most recently, the current conservative Prime Minister John Howard reiterated the claim in 2004 as an observer at an APEC forum.
116
Spice is nice
Alison Broinowski describes the recent relationship between Australia and Asia
as a tide that ebbs and flows between Australia’s enthusiasm for Asia and the opposite. She highlights five contributing factors to the receding tide of enthusiasm
for Asia in the late 1990s. These include
1. anti-Western and anti-Australian sentiment of some Southeast and East Asian
leaders
2. exclusion of Australia from Asia-Europe Meetings (ASEM);
3. sudden collapse of several East Asian economies in 1997-1998;
4. behaviour of Suharto’s government in Indonesia in early 1998;
5. nuclear explosions in India and Pakistan in mid 199834.
Each excludes Australia from belonging to the region politically or geographically.
Allan Patience also argues for a shift towards a deepening of cultural ties between
Australia and Asia through the development of academic, artistic and media contact and exchanges that target staff and encourage ideas35.
Broinowski reviews literature that assesses the need for Australia to develop
deeper cultural understanding36. The assumption is that this understanding extends
beyond members of the ethnic community living within Australia to other segments
of the population, most notably the white, urban, educated, usually male members of the political elite. That this understanding has not been readily pursued is
evident in an assessment of parliamentary members. At present, just one member
of federal parliament is fluent in an Asian language37. It is a similar message, but
in reverse, that we receive from Samuel Huntington in his now-classic thesis that
determines culture over politics as the catalyst to conflict. Huntington describes
Australia as a ‘torn’ nation due to its government’s attempts in the early 1990s to
‘defect from the West’ and redefine itself as an Asian society through cultivating
closer ties with its neighbours38. The right-wing Howard Government of the late
1990s took an approach to Asian engagement that resembled the approach taken
in the 1950s and 1960s where ‘Asians’ were accepted as ‘neighbours’ and it was
in the national interest to get on with them, but not to identify with them39. Former
Labour Prime Minister Paul Keating now reflects on his government’s direction
in the early 1990s as ‘too ambitious’, failing to adequately address racial, cultural
and political ‘differences’ with Asian neighbours40.
Alison Broinowski, Asianization and its Discontents, “Meanjin”, 1998 no. 3, p. 441.
Allan Patience, Why Asia needs Australia, “Quadrant”, 1997 (Sept.), p. 24.
36
A. Broinowski, op. cit., p. 448.
37
The only member of Australian parliament to speak an Asian language is Kevin Rudd MP,
Member for Griffith and Opposition Spokesman for Foreign Affairs, who is fluent in Mandarin and
has lived in China whilst employed in a diplomatic position.
38
Samuel Huntington, The Clash of Civilizations and the Remaking of World Order, London:
Touchstone Books, 1998, pp. 151–154.
39
A. Broinowski, op.cit., p. 447.
40
Paul Keating, Engagement: Australia faces the Asia Pacific, Sydney: Macmillan, 2000, p. 299.
34
35
Catherine Earl & Adam Fforde
117
Australia’s links with Asia are long established economically in terms of the
supply of resources and of professional and skilled labour. In some cultural and social areas, Australia is included in Asia. Participation and past hosting of the Asia
Pacific International Film Festival is one example where Australia participates in
the region. However, the exclusion of Australia from Asian regional sporting competitions, including SEA Games and Tiger Cup (football), suggests that Australia
is identified as belonging outside the region.
Social change and policy
Cultural diversity in Australia has – beyond international relations policy – encouraged closer ties with not just its neighbours but geographically distant places
through its migrants. At a social level, academic studies addressing cultural diversity focus on transnational migrant groups either through a ‘community’ approach
or a ‘diaspora’ perspective. Both consider the maintenance of social networks and
contacts between families, relatives, and friends in and from the place of origin
with the place of settlement as a singular field of interaction that transcends political boundaries. Michelle Lee and Nicola Piper judge that these studies focus too
heavily on social and cultural links (micro-level) at the expense of political, legal,
and institutional ties (macro- and meso-level)41.
However, it is precisely the dominance of the social networks maintained between cultural groups in Australia and abroad that demonstrates the advantages of
a ‘unity from diversity’ approach to multiculturalism and consequently influenced
public policy as we will explore in the following section. Australian scholars have
examined these issues. The ties that bind the migrant social networks are considered
by Sheffer, among others, as ‘loyalities’ akin to the emotions maintained within kin
structures42. These echo other research and viewpoints. Kin metaphors have been
adopted by culturally diverse nations in Southeast Asia as a means for representing
relationships within their populations. Vietnam, for example, constructs its population as a ‘family’ of minority ethnic groups that are bound together by fraternal
loyalties. China similarly refers to its minorities as ‘younger brothers’.
Social networks within contemporary multiculturalism result in a cultural diversity that leaves Australia not as a ‘lonely country’43 but as a place deeply enmeshed
41
Michelle Lee and Nicola Piper, Reflections on Transnational Life-Course and Migratory Patterns of Middle-Class Women – Preliminary Observations from Malaysia in: Nicola Piper and Mina
Roces eds., Wife or Worker? Asian Women and Migration, Lanham, Maryland: Rowman and Littlefield, 2003, p. 126.
42
Gabriel Sheffer, Diaspora Politics: At Home Abroad, Cambridge: Cambridge University Press,
2003. See also Robin Cohen, Global Diaspora: An Introduction, London: UCL Press, 1997.
43
Allan Patience argues that Australia is isolated and thus ‘lonely’, but in his argument fails to
take into account links between diaspora groups and ‘home’. op.cit.
118
Spice is nice
with other places through networks that are truly global, even if it is not clearly in
line with political boundaries. This spice, then, is felt to be nice.
‘Thinking’ – how multiculturalism was thought and how these ideas were
projected into policy
European cultures, of which Australia is clearly one, typically exhibit tensions
in how social identity is constructed. Drawing upon deep roots, people can be constructed either in absolute (‘essentialist’) or non-absolute ways. This distinction
can be found in a wide range of discourses and practices. Modern European states
reflect this in their laws on nationality. German law defines a German primarily
in terms of their genetics, thus granting citizen to ‘ethnic Germans’ from Russia;
French law by contrast defines Frenchness in terms of cultural markers that should
be acquired through standardized processes such as education. British law, typically confused yet avoiding silly attempts to define the undefinable, defines it in
terms of a mixture of place of birth and parenthood.
Daniel Chirot considers a distinction to lie between primordial kin-based foundational myths (Russia, Germany) and those that describes absorption of different
types through connecting in the nation (France, Great Britain, United States)44. In
maintaining a sense of original culture in the new location, ‘blood’ and ‘civic’ (assimilationist) definitions of the meaning of nation become important.
These differences come down often to the distinction between ethnicity and culture. Reductionism through a notion of ethnicity as inherent and unchangeable is
evident early in the process. Arguments that proceed in terms of the innate characteristics of ‘the native’, the Briton and so on (The Jew? The Pole?) were common
in the 1940s and 1950s. They tended to be replaced by distinctions based upon culture, seen as something mutable and negotiable, as new equilibria were reached (as
the cake cooled). It is important to note that many people (both policy-makers, intellectuals and the well-informed public) have become aware of these elements of
the discussion, increasingly comfortable with the idea that a central element of recent history had been a shift away from ‘essentialist’ to ‘cultural’ differences, with
the understanding that ‘culture’ is neither innate nor fixed; so that how change takes
place, and who is involved, can then be discussed in social and political fora. Indeed, human dominance over other species is now often linked to our use of ‘culture’ to adapt rapidly to change, compared with other species dependent upon bio-
Daniel Chirot, Conflicting Identities and the Dangers of Communalism in: Daniel Chirot and
Anthony Reid eds., Essential Outsiders: Chinese and Jews in the Modern Transformation of Southeast
Asia and Central Europe, Seattle and London: University of Washington Press, 1997, pp. 17–18.
44
Catherine Earl & Adam Fforde
119
logical evolution. These fundamental social and intellectual practices are reflected
in Australia’s multicultural policies and new strategic directions. Many aspects of
these practices are of course far from unique to Australia.
Asia and multiculturalism or the Asianisation of multicultural policy
Ideas of ‘multiculturalism’ are far from exotic to Asia, where ‘unity in diversity’ has been an overt slogan in many revolutionary and postcolonial countries. Perhaps the best example is Indonesian pancasila, though mention can also be made
of Ho Chi Minh’s Vietnam and Communist China. Yet perhaps the major distinction between many of these models and much Australian thinking is the frequent
Asian tendencies to essentialist definitions of local non-dominant cultures, often
in the context of a rhetoric that seeks to defend them against globalization and
‘the West’.
Australia’s revised multicultural policy focuses on inclusion and unity in
diversity45. Recommendation 4 (p.11) defines Australian multiculturalism as
“A term which recognizes and celebrates Australia’s cultural diversity. It accepts
and respects the right of all Australians to express and share their individual cultural heritage within an overriding commitment to Australia and the basic structures and values of Australian democracy. It also refers to the strategies, policies
and programs that are designed to:
– Make our administrative, social and economic infrastructure more responsive to the rights, obligations and needs of our culturally diverse population;
– Promote social harmony among the different cultural groups in our society;
– Optimize the benefits of our cultural diversity for all Australians.”
The terms used are worth looking at in greater detail.
Harmony (Recommendation 6, p.12).
The vision for Australian multiculturalism is ‘a united and harmonious Australia, built on the foundations of our democracy, and developing our continually
evolving nationhood by recognising, embracing, valuing and investing in our heritage and cultural diversity.’
Inclusion (Recommendation 10, pp.13-14)
Inclusiveness seen as is crucial to developing nationhood and Australian identity, high priority is given to the notion and promotion of inclusiveness in future
policies and strategies.
The policy document A New Agenda for Multicultural Australia is available online at the Australian Government Department of Immigration, Multicultural and Indigenous Affairs (DIMIA)
website: www.dimia.gov.au
45
120
Spice is nice
The central role of the state – activities are ‘State sponsored’ (Recommendations
14, 15, 16, pp.17-18)
This is a state sponsored project – build bridges of understanding and mutual
interest among and between groups, demands leadership and positive, proactive
support and commitment by all sectors to minimize threats to community harmony
threat from within compared to past threat from outside, and active support from
all governments irrespective of political persuasion.
The use of explicitly stated principles.
Four principles (Recommendation 18, pp.18-19) – these are civic duty (support
basic structures of society), cultural respect (right to express one’s own culture and
beliefs within the law), social equity (entitled to equal treatment and free from discrimination), and productive diversity (cultural, social and economic dividends).
A stress on the importance of enhancing and refocusing multiculturalism (Recommendation 20, p.20)
The need to highlight multiculturalism built on evolving values, sought to ensure balance of rights and obligations, to generate inclusion by acknowledge contribution including British heritage for democracy, stress urgency of reconciliation, to promote acceptance.
Politicisation of inclusion
Leadership (Recommendation 24, p.23) – representation of cultural diversity in leadership to make more successful than ones ‘where all members look and
think the same’.
These policy recommendations do not exist in a vacuum. Australian academics and policy-makers are well aware of possibly similar multicultural projects
elsewhere in the world. For example, Malaysia’s postcolonial multiethnic project
is perhaps comparable to the British project, even though Malaysia is an Islamic state. Malaysia manages its four main cultural groups – Malays, Chinese, Indians and Indigenous groups – with equal representation although privileges remain
with the dominant Malays. Like the British, there is a tension between principle
and practice.
Most are quick to point out the differences between Australia and its closest
neighbour Indonesia, with some claiming no two neighbouring countries on the
planet are as different46. However, in terms of multiculturalism, striking parallels
can be made. In the postcolonial era, Indonesia has become, like Australia, a nation
46
G. Evans and B. Grant, op.cit., pp.184–185. The authors stress differences in language, culture,
religion, history, ethnicity, population size and in political, legal and social systems.
Catherine Earl & Adam Fforde
121
with a multiethnic population governed by a single political entity47. Both nations
are managed through state-sponsored multicultural policy. Indonesia’s case is more
complicated as ethnic violence has been widespread and political suppression of
minorities by the state has been employed to maintain the Javanese political power
base. However, in each case diversity within the population is encouraged by the
state. The degrees to which multiculturalism is accepted can be assessed through
language policy48. Language policy is comparable in both Indonesia and Australia as both nations have one national language – Bahasa and English respectively
– and a large number of local and community languages also in use49.
Vietnam, China, and Burma are each diverse with scores of ethnic minority
groups governed within their territories. Unlike Australia and Indonesia however,
the multiethnic state projects in these socialist and post socialist examples tolerate diversity as long as the dominant culture is not threatened or diminished. This
type of multiethnic project although condoned by the state is not a state-sponsored
multiculturalism as diversity is seen to be antagonistic to the national ‘imagined
community’50. Challenges to the state and dominant ethnic group, taking the form
of ethnic violence and social unrest in these nations, are minority-led from ‘bottom
up’. Such ‘melting pot’ models of cultural diversity resemble the US51. A more contemporary analysis sees such models of diversity resembling Post-Soviet Russia,
where youth and younger generations accept ethnic difference so long as in public
cultural assimilation results in recognisably Russian language and culture. Urban
Russian youth see Russia as multiethnic and pluralistic where all are welcome as
long as they obey the laws of the country and the customs of the place52. Visible
ethnic differences and dress determine the degrees of exclusion within these societies. Australian multiculturalism differs in that the state values diversity and encourages open displays of difference within its national project53.
J. J. Smolicz, Migrant Country to Multicultural Nation, “International Migration Review”, 1997
no.1, p. 173. Where Australia is a ‘laboratory for multiculturalism’, Indonesian ethnic minorities however remain territorially separate, a situation exacerbated by the nation’s insular geography.
48
J.J. Smolicz, op.cit., pp. 174–175.
49
As Australia has been called a ‘White fantasy’, Indonesia could be called a ‘Javanese fantasy’
in terms of cultural domination in each case minorities practice their own cultures but are equally
aware of the dominant ‘white’ or Javanese language and culture. Minorities is a problematic term,
but, so far, what else is there?
50
The term was made famous in Benedict Anderson, Imagined Communities: Reflections on the
Origin and Spread of Nationalism, London: Verso, 1991.
51
O. Khoo, op.cit., p. 69.
52
Fran Markowitz, Coming of Age in Post-Soviet Russia, Urbana and Chicago: University of Illinois Press, 2000, p. 160.
53
Similar claims regarding visible ethnic markers and social exclusion have however been made
Australian multiculturalism, particularly regarding newly-arrived migrant communities in urban
locations where overtly racist behaviour has targeted Asian and Islamic groups. See J. J. Smolicz,
op.cit., pp. 176–177.
47
122
Spice is nice
By contrast to much of Southeast Asia, however, Australian multiculturalism –
drawing we would argue upon the ‘Britain’ project but moving beyond it – is focussed upon change: upon the ways in which groups of Australians negotiate and
renegotiate their self-identity within the wider framework of the country. You will
not find, therefore, much effort in Australia to teach about culture in essentialist
terms. Rather, school children, students and those who watch television documentaries tend to be exposed to images of ‘how things are in this particular context,
for these particular people, at this particular time’.
Within the wider and changing notion of ‘Australia’, people from backgrounds
that were called ‘Non-English Speaking’ (NESB) are now constructed as ‘Culturally and Linguistically Diverse’ (CALD) and confronted with the classic liberal
opportunity, of self-definition. And of course, if their social environment is one
where culture and ethnicity are seen as ‘essentialist’, this can be a source of tensions. The multicultural project, thus, may act as a threat in that it inherently argues for self-definition, against ‘essentialism’, and for mutability and change. This
is an old consequence of liberalism54.
Getting from there to here: policy, politics and the people – going with the
flow or against it?
Perhaps the most significant legacy of British history for Australia in this context can thus be expressed in terms of the question of diversity and how to get
it and live with it. Without the Scots, Welsh and (some of) the Irish, the English
would certainly have been less successful. However, Australia has faced particular
issues, not least its geographical position and relative security weakness55. Within
On liberalism, see Chandran Kukathas, Liberalism and Multiculturalism: The Politics of Indifference, “Political Theory”, 1998 no. 5, pp. 686–699. Smolicz (op.cit.) does not link ideas of multiculturalism to liberalism so overtly.
55
See S. Castles, op.cit., who gives six problems and contradictions (pp. 559–561) as well as five
differences and four parallels with Western Europe (pp. 561–562). The six problems and contradictions
are, as used for his policy analysis: 1. geography allows for strict border control; 2. based on shifting
notions of culture and ethnicity, focus now of cultural identity as dynamic and a legitimate attribute of
all citizens and residents, part of private sphere so although not promoted by the state must be protected by the state; 3. multicultural definition of citizenship has no role in specific social policy for ethnic
minorities, major problem in contradiction between service delivery segregating based on ethnicity and
neglecting special needs by ignoring ethnicity; 4. political influence of ethnic organizations results in
presenting homogenous view that does not match current approach to multiculturalism; 5. major institutions still based on British models which disadvantage people who differ as central institutions do not
reflect multicultural model; 6. immigration debates continue to take on racist overtones indicating that
multiculturalism still has a long way to go. The five differences and four parallels with W. Europe are:
Differences – geography regarding border control, relative size of immigrant population, role of immigration in nation building, policy based on permanent settlement, inclusionary concept of the nation
(as it is not based on ethnicity). Parallels – large scale post war immigration with recent non-European
immigration, institutional and informal practices regarding the segregation of the labour market, residential concentration in urban areas, growing significance of racist discourses.
54
Catherine Earl & Adam Fforde
123
the overall project, there have been considerable debates. For example, Multicultural Australia: the Way Forward – sees three limitations of multiculturalism, and
suggests changing emphasis to focus on cultural identity, social justice and economic efficiency. Australian multicultural policies assume all its citizens and residents have an overriding and unifying commitment to Australia, its interests and
future above all other loyalities. In addition, all Australians are required to accept
the basic structures and principles of Australian society, as well as impose obligations and confer rights, including the freedom to express one’s own culture and accept the rights of others to express theirs.
Key features of the Australian model of multiculturalism in the first major multicultural policy from around 1989 included:
1. planning and strict control of entries;
2. entry policy marked by non-discrimination based on race, but selective according to economic and social criteria;
3. rapid access to citizenship and other formal rights;
4. active policies to provide for educational, social and economic needs of migrants; and
5. acceptance of cultural pluralism within carefully defined limits56.
Thus Castles concluded that the Australian model of multiculturalism has been
relatively successful, based on its efficient management of large scale migration,
managed processes of dramatic demographic, social and cultural change with relatively little social tension, recognition of the legitimacy of linguistic and cultural
maintenance ensuring ethnic communities have security and self-esteem necessary
for a high degree of social participation, and multiculturalism has permitted a shift
from an overtly racist and isolationist notion of national identity to a much more
open society57. There are, of course, a range of opinions as to whether and to what
extent this positive conclusion is persuasive. Within diversity can be found people
of Asian background who have experienced racism, and those who have not.
This is, of course, a process. Accordingly Jupp argues that important elements
of public opinion had yet to accept population, trade and capital movements within the region, but that the younger generation, more recently socialized, will more
readily adapt to change58. There are, naturally, arguments that social harmony is
more likely the less vigorously social unity is pursued59. However, it appears to
us relatively conclusive that the general sense of success with multiculturalism in
Australia draws upon a fundamental lesson of the ‘British’ project, which, like others, showed that it was and remains possible to construct and reconstruct ‘Unity in
S. Castles, op.cit., p. 558.
Ibidem, pp. 558–559.
58
J. Jupp, op.cit.
59
Ch. Kukathas, op.cit., p. 698
56
57
124
Spice is nice
Diversity’ with human materials that appear (for good reason) highly antipathetic.
In one sense, it is astonishing that the grandchildren of racist white Australians of
the 1930s should happily see themselves part of a multicultural Australia within
which Asians are a normal part, accepted as neighbours, colleagues and friends. A
sense of history shows that this is not so surprising.
5. Lessons for Poland?
The literature and policy record, whilst diverse and phrased in the contested
manner common to modern social scientists, shows that Australian commentators
and opinion-formers have, on the whole, stressed positives well above negatives.
Whilst caveats remain, it appears that there has on the whole been a sense of success. In the 19th and early 20th century Australia managed to contain considerable
tensions between social elements within it that reflected its demographic and political origins (such as the armed rising in Dublin in Easter 1916 that led to the
separation of 26 of Ireland’s 32 counties and the formation of a separate sovereign
state based upon them). And in the second half of the 20th century Australia again
reconstructed its identity to accommodate new circumstances, in the process radically changing the position of Asians.
For Polish readers, we would like to stress two very specific aspects to the Australian experience. First, Australia has often been called the ‘lucky country’. For
many observers, its inhabitants, in the main, have enjoyed high standards of living and personal well-being at relatively low cost. Second, Australia has however also been called a ‘lonely country’ due to its rapidly decreasing relevance to its
former allies including the UK and the US60.
In terms of policy and conscious change, Australia’s relative success has for us
the following possible suggestions.
1. If you cannot control your borders, then it is even more important through
research and public discussion to have a reasonable knowledge of what is
happening domestically.
2. Maintain diversity within some (likely imagined) notion of the wider community. Realize that these acts of imagination can be discussed and made
part of state deliberate policy in a non-threatening manner.
3. Use a range of policies and other interventions to exploit the wide range of
opportunities offered by immigration and ‘spice’.
60
A. Patience, op.cit., p. 21.
Catherine Earl & Adam Fforde
125
4. Use policies and other interventions to cope, in a timely manner, with what
may go wrong (elements of your population, like everywhere, will remain
far more racist far longer that you would like or imagine).
5. Don’t forget that the assumption of cultural mutability that underlies multiculturalism is seen negatively by many for whom culture remains ‘essentialist’.
6. Realise that ‘Unity in Diversity’ is an old and well-recognized, but often little understood, process.
Azja-Pacyfik 2005, nr 8/2005
POLITYKA
Krzysztof Grzybowski
FILIPINY – ZARYS HISTORII
NAJSTARSZEJ DEMOKRACJI W AZJI
Najnowszą cezurą w historii Filipin stało się obalenie dyktatury prezydenta
Ferdynanda Marcosa w lutym 1986 r. i przejęcie władzy przez prezydent Corazon Aquino. Nastąpiło bezsprzecznie odrodzenie się instytucji demokratycznych
w kraju, choć nie były to przemiany rewolucyjne. Szansą na przeprowadzenie
głębokich reform ustrojowych było niezwykłe poparcie dla Aquino spontanicznego ruchu ludowego People Power; nie wniósł on jednak do władzy nowych
sił politycznych, a jedynie odrestaurował układ sprzed ery Marcosa. Niewiele
z deklaracji naprawy w dziedzinach takich jak: korupcja, poprawa przejrzystości i odpowiedzialności w życiu publicznym, zapowiedź udziału społeczeństwa
obywatelskiego w decyzjach politycznych i w gospodarce narodowej, jak również zapowiedź dążenia do decentralizacji i delegacji wielu uprawnień dla władzy lokalnej, zostało zapoczątkowanych i – tym bardziej – zrealizowanych. Aby
zrozumieć uwarunkowania i przyczyny, dla których tak trudno reformować społeczeństwo, instytucje, nowe elity w imię postępu – nawet przy tak dużym przyzwoleniu i oczekiwaniach zdecydowanej większości społeczeństwa – potrzeba
szerszego przybliżenia tego kraju.
Filipiny są na tle Azji Wschodniej krajem niezwykłym i to z wielu powodów.
Pod względem geograficznym to archipelag ponad 7000 wysp – logistyczny i administracyjny koszmar, choć bardzo atrakcyjny z turystycznego punktu widzenia.
Jednakże wyjątkowe cechy nadaje im inny czynnik: społeczeństwo, kultura, wierzenia i instytucje zostały ukształtowane pod wpływem zachodnich, pozaazjatyckich
cywilizacji. Filipiny są jedynym krajem Azji, który ponad 400 lat pozostawał pod
wpływem – i był kształtowany – najpierw przez Hiszpanów, a potem przez Stany
Krzysztof Grzybowski
127
Zjednoczone. W wyniku tych interakcji powstał twór medialnie – w mojej ocenie
z dużą trafnością – określany jako skrzyżowanie klasztoru z Hollywoodem.
Hiszpanie
To hiszpańska wyprawa (pod wodzą Portugalczyka Fernando Magellana) odkryła w l. 20. XVI w. dla świata zachodniego archipelag na Pacyfiku i chociaż Hiszpanie zderzyli się z rozpoczynającymi swą ekspansję muzułmańskimi Moro, to szybko uzyskali przewagę i pozostali jego władcami przez następne 350 lat.
Hiszpanie zarządzali kolonią bez udziału sił lokalnych na szczeblach centralnych
czy regionalnych. Przy tym nie miała ona bezpośredniego kontaktu z Madrytem,
a zarządcą był vicekról rezydujący w ówczesnej Nowej Hiszpanii, czyli w Meksyku (stanowiła zatem swoistą kolonię kolonii). Nie było również bezpośrednich
kontaktów handlowych z Europą, jako że przez całe stulecia odbywał się jedynie
tzw. handel galeonowy: statki kursowały regularnie pomiędzy Manilą a zachodnim wybrzeżem Meksyku, przywożąc meksykańskie srebro i odwożąc z powrotem
cenne azjatyckie towary – głównie chiński jedwab. Dopiero uzyskanie niezależności od Hiszpanii przez kraje Ameryki Łacińskiej (a zwłaszcza Meksyk w 1821 r.)
wyprowadziło – z konieczności – Filipiny z izolacji. I chociaż aż do 1834 r. niehiszpańscy Europejczycy nie mieli praw osiedlania się w Manili i prowadzenia
handlu na własną rękę, to z czasem kontakty Filipin z innymi krajami Azji, Europy, a także ze Stanami Zjednoczonymi nasilały się.
W strategii Hiszpanów kolonia miała służyć trzem głównym celom:
– miała się przyczynić do zwiększenia udziałów w handlu przyprawami,
– miała być bazą dla kontaktów Hiszpanii z Chinami i Japonią (głównie dla
wysiłku misjonarskiego),
– miała doprowadzić do nawrócenia miejscowych na chrześcijaństwo.
Tylko ten trzeci cel został osiągnięty (chociaż też nie do końca) – dzisiaj około
82% mieszkańców to rzymscy katolicy, 9% – wyznawcy innych kościołów chrześcijańskich, 5% – muzułmanie.
Tak więc, Hiszpanie dali Filipińczykom religię i hiszpańsko brzmiące nazwiska. Nie znaleźli tu przypraw i szlachetnych metali, ekologia wysp nie zmieniła
się zatem zbytnio z braku eksploatacji miejscowych złóż czy wprowadzania przemysłu, ale ich rządy zmieniły całkowicie krajobraz wiejski. System kształtujący
gospodarczą specyfikę hiszpańskiego kolonializmu na Filipinach nazywany jest
często „systemem gospodarki zakonnej” (frialocracia). Ponadto, władza zakonów
– franciszkańskiego, augustyńskiego i dominikańskiego – pozostawała niewzruszona do połowy XIX w. również w szkolnictwie wszystkich szczebli, na poziomie funkcji kontrolnych i faktycznej władzy wykonawczej na szczeblu lokalnym.
Jeżeli pamiętać, iż niewielu hiszpańskich administratorów mieszkało poza Mani-
128
Filipiny – zarys historii…
lą, zakony stanowiły niezastąpiony instrument administracyjnej władzy kolonialnej w terenie1. Były odpowiedzialne za szkolnictwo i zdrowie, za utrzymywanie
rejestrów i ściąganie podatków, za nadzorowanie lokalnych wyborów na szczeblu
barangay (najmniejszych wspólnot lokalnych), za utrzymywanie odpowiedniego
morale i – w końcu – za dostarczanie stałych informacji władzom centralnym.
W sytuacji bezwzględnego monopolu na szkolnictwo poddanych, przynajmniej
do 1863 r. (gdy Hiszpanie zadekretowali wolne szkolnictwo podstawowe dla wszystkich i gdy uaktywnili się jezuici), nie sposób przecenić roli zakonów w kształtowaniu i kontroli życia umysłowego i kulturalnego na wyspach. Największe znaczenie uzyskali jednak w sferze ekonomicznej, stając się właścicielami znaczących
areałów ziemskich. Ziemie były im nadawane dla wsparcia ich szkół i klasztorów,
i w szybkim tempie – przy braku zainteresowania rolnictwem kolonizatorów hiszpańskich, stłoczonych w miastach i skoncentrowanych na handlu galeonowym –
zakony stały się największymi właścicielami ziem uprawnych. Opłaty dzierżawne, najczęściej od chińskich inquilino2, zajmujących się uprawami eksportowymi,
dostarczały dochodów wzmacniających ich władzę ekonomiczną.
Chińczycy
W okresie hiszpańskiego handlu galeonowego rozpoczęły się migracje Chińczyków z terenów całej Azji. Polityka władz wobec przybyszów była pełna sprzeczności i ewoluowała znacznie poprzez stulecia. Chińczycy, postrzegani głównie jako
tania siła robocza, użyteczna przy handlu galeonowym, koncentrowali się przede
wszystkim w ośrodkach miejskich centralnego Luzonu. I tak np. w początkach
XVII w. w Manili mieszkało więcej Chińczykow niż Hiszpanów, którzy próbowali
ograniczać tę społeczność restrykcjami – powiedzielibyśmy dziś – meldunkowymi, okazjonalnymi deportacjami, zastraszaniem, ale i realną przemocą; prowadziła ona sporadycznie do pogromów w ciągu XVII i połowy XVIII w.
Sytuacja uległa zmianie począwszy od 1839 r., gdy zniesiono restrykcje w zakresie osiedlania się i uprawiania zawodów. Emigracja znacznie wzrosła i objęła
swym zasięgiem obszary wiejskie. Niewielu Chińczyków zostało rolnikami – jeżeli już, to częściej ogrodnikami, obsługującymi rynki miejskie – ale znaczna ich
część włączyła się w sektor utowarowionej gospodarki rolnej. W niedługim czasie zaczęli dominować w drobnym handlu i w udzielaniu kredytów na szczeblach
prowincji i większych osad rolniczych.
1
Jest to bardziej zrozumiałe w kontekście tego, iż członkami zakonów byli wyłącznie Hiszpanie. Aż do połowy XIX w. opierali się oni idei wyświęcania miejscowych chrześcijan na księży czy
przyjmowania Filipińczyków do bractw zakonnych.
2
Termin określający dzierżawców-pośredników, a więc nie uprawiających roli, a pośredniczących
pomiędzy proprietario – właścicielem ziemi a uprawiajacym ją chłopem – magsasaka.
Krzysztof Grzybowski
129
To, czego odmawiano emigrantom z Chin – legalnego statusu poddanego – było
udziałem chińskich mestizo – potomków Chińczyków (większość wczesnych emigrantów to młodzi mężczyźni) i miejscowych kobiet. Jeżeli nawet pragmatyczne
względy poprawy statusu wobec władz odgrywały swą rolę, to jednak postępował
nieodwracalny proces asymilacji z kulturą, językiem i wierzeniami miejscowymi.
Chińscy mestizo przechodzili na chrześcijaństwo, używali języka hiszpańskiego
czy też lokalnego narzecza, zarzucając chiński dialekt i czuli się raczej „nieco innymi Filipińczykami”, a nie „nieco innymi Chińczykami”.
Chińscy mestizo wzmacniali swą gospodarczą rolę w okresie zakazów i restrykcji wobec imigrantów z Chin, przejmując handel, usługi czy specjalistyczne zawody w rzemiośle. Od 1839 r. pozbawieni dotychczasowej przewagi, w obliczu wzrastającej konkurencji ze strony nowych emigrantów, zaczęli inwestować w ziemie.
Z początku stawali się dzierżawcami posiadłości klasztornych – inquilino, podnajmującymi z kolei małe areały rolnikom, by z czasem przejmować na własność i komasować poletka w spore własne posiadłości.
Nie da się przecenić roli, jaką dla rozwoju gospodarczego, kulturalnego i politycznego Filipin odegrały prominentne rody chińskich mestizo. Zamożni i wykształceni stanowili znaczącą część filipińskich elit, tzw. ilustrados – czyli oświeconych,
którzy pod koniec XIX w. doprowadzili do wzrostu świadomości obywatelskiej
i politycznej, i odegrali znaczącą rolę w zakończeniu hiszpańskiego panowania.
Amerykanie
Rewindykacje i zbrojne zrywy wyzwoleńcze nie skończyły się wraz z odejściem
Hiszpanów. Amerykanie, po wygraniu wojny z Hiszpanią o Kubę w 1898 r. i na
mocy traktatu paryskiego zapłacili 20 mln dolarów za kilka hiszpańskich terytoriów: za niepodległość Kuby i za cesję na ich rzecz Filipin, Guamu i Puerto Rico.
Amerykanie nie przyznali Filipinom niepodległości. Uznali jedynie ich przyszłe
aspiracje niepodległościowe i zajęli się przygotowaniem „małych, brązowych braci”
do samostanowienia. To oni nadali Filipinom dzisiejszy ustrój polityczny, wzorowany na swoim własnym, po zastąpieniu władz wojskowych cywilnymi, zastąpieniu archaicznego systemu prawnego dawnych władców nowym i po przystąpieniu
do budowy służby cywilnej. W myśl przyjętego aktu zasadniczego ustrój Filipin
opierać się miał na powszechnie obieralnym dwuizbowym parlamencie, autonomicznych, powszechnie obieralnych władzach terytorialnych i samorządowych,
publicznej i bezpłatnej edukacji szczebla podstawowego3. Już w 1901 r. powstały
Należy dodać dla ścisłości, że w wyniku wysiłku zbrojnego samych Filipińczyków pod przywództwem Aguinaldo, obalili oni władzę Hiszpanów i 12 czerwca 1898 r. proklamowali niepodległość Filipin. Została uchwalona własna konstytucja niepodległej republiki Filipin, a jej idee wcielano
3
130
Filipiny – zarys historii…
filipińskie siły wojskowo-policyjne, tzw. Filipino Konstabulary, zastępujące wycofywany kontyngent wojsk amerykańskich. Często wykorzystywana jako instrument siłowego narzucania swej woli „poddanym” w służbie lokalnych arystokratów, formacja ta została rozwiązana dopiero pod koniec lat 90.
Nową jakością stał się program rozwoju gospodarczego z wszelkimi jego atrybutami, takimi jak: uprzemysłowienie, eksploatacja złóż, technologia, napływ kapitału, rozwój infrastruktury, bankowość. Zmiany dokonywały się również w sektorze
rolnym. Jednym z pierwszych zabiegów cywilnego gubernatora Filipin, Williama
H. Tafta, stała się mediacja z Watykanem w sprawie odstąpienia posiadłości zakonnych. Protesty i zbrojne rebelie na tle agrarnym, a skierowane swym ostrzem
przeciw zakonom, wybuchały bowiem sporadycznie począwszy od 1745 r. Dla
spacyfikowania tlących się niepokojów Amerykanie odkupili w Rzymie pierwsze
166 000 ha z zakonnych posiadłości. Niewiele jednakże z tej ziemi trafiło do jej
dziedzicznych dzierżawców a faktyczne przejęcie jej przez „cywilnych” posiadaczy ziemskich i amerykańskie firmy, nie zmieniło nic w rodzącej ubóstwo strukturze rolnej.
Począwszy od 1933 r. aż do dzisiaj hasła radykalnej reformy rolnej i redystrybucji ziemi pojawiają się regularnie na sztandarach polityków i gdzieś na tych
sztandarach pozostają. Opór latyfundystów i brak woli politycznej ich przedstawicieli w Manili sprawiają, że żadna inicjatywa, spośród wielu podejmowanych
przez kolejnych administratorów, nie kończy się zamierzonym rezultatem (dotyczy to na przykład nie do końca zrealizowanych reform Marcosa z 1972 r., czy
uchwalonej w 1988 r. reformy rolnej prezydent Aquino)4. Warto w tym miejscu
przytoczyć ocenę Lourdes Saurio-Adriano, profesora Uniwersytetu Filipińskiego w Los Banos, na temat przyczyn totalnej niemożności (reforma Marcosa np.,
w życie. Byt tzw. konstytucji Malolos (od nazwy miasteczka, stolicy rewolucjonistów), modelowanej na konstytucji Francji i niepodległych krajów Ameryki Łacińskiej, był jednak ograniczony tak
terytorialnie, jak i krótkotrwały czasowo, i w ciągu dwóch lat zastąpiony przez Akt zasadniczy autorstwa Amerykanów.
4
Patrz: Lourdes Saurio-Adriano, A General Assessment of the Comprehensive Agrarian Reform,
Working Paper Series No 91-13, Philippines Institute for Development Studies, Manila 1991. Autor omawia różne próby legislacyjnych zmian statusu posiadania ziemi i jej redystrybucji. Zwraca
uwagę, że prezydent Aquino pozostawiła sprawę reformy Kongresowi. Podstawowe słabości Ustawy o Reformie Rolnej (CARL), które autor wylicza (s. 10–11), a które decydowały o jej ograniczonym sukcesie, to:
1. Szeroko zakreślone kryteria w gestii Kongresu dla określenia limitów posiadania i nakazu
parcelacji,
2. Możliwość zastąpienia parcelacji dobrowolnym podziałem ziemi (współwłasnością dzierżawcy). Mechanizm ten dawał latyfundystom możliwość przekazywania praw użytkowania bez faktycznych zmian własnościowych.
3. Bardzo wysoki limit ziemi publicznej, która nie musiała podlegać parcelacji, jeżeli przedsiębiorstwa i osoby prywatne weszły w układ leasingowy z agencjami rządowymi.
Krzysztof Grzybowski
131
objęła swym zasięgiem poniżej 5% uprawnego areału, podczas gdy podobne reformy rolne w Japonii, na Tajwanie i w Południowej Korei odpowiednio: 41, 33
i 30%). „Jest niemożliwym oczekiwać scenariusza znanego z krajów Europy Zachodniej czy innych krajów rozwiniętych, gdzie w interesie klas przemysłowych
leżało popieranie reform rolnych (pacyfikujących). Na Filipinach rozdział na elity
bazujące na własności ziemskiej i te wywodzące się z przemysłu i handlu nie nastąpił i stąd prawie niemożliwe jest zbudowanie koalicji dla wdrożenia programu
reform, skoro przedmiotem redystrybucji jest podstawowy, żywotny interes jednej i tej samej grupy”5.
Pewną cezurą w kolonialnej historii Filipin jest rok 1934 i publikacja Aktu Niepodległości Filipin, od nazwisk autorów znanego jako Tydings – McDuffie Act. Zakładał on 10-letni okres przejściowy do uzyskania całkowitej niepodległości Filipin
i powoływał Wspólnotę Filipin (Commonwealth of the Philippines), z nową konstytucją i z ograniczoną autonomią. Amerykanie zachowywali nadal wiele z przywilejów dla swoich obywateli, towarów oraz baz morskich i paliwowych, ale nowa
konstytucja została powszechnie zaakceptowana przez Filipińczyków i stała się
podstawowym aktem prawnym już niepodległych Filipin w lipcu 1946 r.
I na koniec rozdziału dotyczącego obcego panowania – dwa słowa o okupacji
japońskiej w kontekście tego, co można by określić jako jedną z charakterystycznych cech zbiorowych społeczeństwa Filipin. Japończycy, po wkroczeniu w styczniu 1942 r. do Manili, swoim zwyczajem – praktykowanym w innych podbitych
państwach regionu – proklamowali wyzwolenie Filipin od obcego panowania i fasadową niepodległość kraju. Otóż członkowie marionetkowego rządu filipińskiego
uniknęli zemsty rodaków po powrocie Amerykanów. Trzeba powiedzieć, że prawie wszystkie znamienite rody miały swój udział w kolaboracji, jednak w zasadzie
nikt nie poniósł konsekwencji tego (jeden z nich został nawet wybrany pierwszym
prezydentem niepodległych Filipin)6. Całkiem podobnie przebiegała owa „gruba
kreska” podczas rządów Corazon Aquino; pomimo formalnych zarzutów wobec
popleczników Marcosa, żaden z nich nie poniósł kary i – co więcej – w krótkim
czasie uzyskiwał poparcie rodzimych, regionalnych społeczności do tego stopnia,
że mógł się ubiegać o najwyższe urzędy pomimo formalnie ciążących nań zarzuIbidem, s. 6.
Nie należy zapominać, że termin „kolaboracja” używany w Azji i w Europie nie jest tożsamy
treściowo. Czym innym jest pomoc obcym w okupacji niepodległego uprzednio państwa przez jego
obywateli (Quisling w Norwegii), a czym innym „filipinizacja” nowej administracji – japońskiej –
w miejsce dotychczasowej, amerykańskiej. Dla wielu współpraca z Japończykami, a od października
1943 r. udział w rządzie „niepodległej Republiki Filipin”, wydawały się właściwą drogą realizowania
patriotyzmu filipńskiego z pomocą bardziej doświadczonych, azjatyckich współbraci. Faktem jest
jednak, że taką postawę przyjmowały elity (którym dzięki temu udało się zachować rodzinne stany
posiadania), podczas gdy pozostawione przez patronów na wsi, narażone na nadużycia wojsk okupujących społeczności wiejskie podjęły zbrojny opór wobec Japończyków.
5
6
132
Filipiny – zarys historii…
tów (historia Imeldy Marcos, będącej poważnym pretendentem w wyborach na
urząd prezydencki, stanowi znaczący przykład). Moim zdaniem jednak, decydowała nie owa wspólna cecha zbiorowości zasadzająca się na przebaczeniu, zapominaniu czy unikaniu konfrontacji; zasadniczą rolę odegrała postawa permanentnej opozycji wobec władz centralnych, a więc tych z Manili, w imię przemożnego
solidaryzmu etniczno-regionalnego i tradycyjnego systemu lojalności w układzie
patron–klient.
Więzi społeczne
Nie sposób zrozumieć powyższej tezy, jak również przyczyn trwałości układu
społeczno-ekonomicznego Filipin, czy zachowań politycznych Filipińczyków bez
– chociażby skrótowej – analizy charakteru dominujących tu więzi społecznych.
Jak już powiedziano, kultura, wierzenia, instytucje w społeczeństwie Filipin
ukształtowały się pod przemożnym wpływem cywilizacji zachodnich. To stwierdzenie dotyczy przede wszystkim 90% populacji – wyznających katolicyzm mieszkańców nizinnych obszarów rolnych zaludnionych wysp. Muzułmanów z południa
dotyczy tylko w ograniczonym zakresie, a jest już zupełnie nieadekwatne wobec
negros – resztek pierwotnej ludności sprzed okresu kolonialnego, zepchniętej przez
Hiszpanów w góry północnego Luzonu, izolowanej i izolującej samych siebie od
innych. Jakkolwiek bardzo ciekawym – i całkowicie odmiennym – jest przypadek
tych dwóch społeczności wewnątrz jednego organizmu politycznego, to generalizując nieco na temat „Filipińczyków”, odnoszę się przede wszystkim do pierwszej, dominującej kategorii.
Zdecydowana większość społeczeństwa związana jest ze sobą wspólną religią
i wspólnym systemem wartości, tworzących realne więzi integracyjne. Silna wiara,
respekt dla autorytetów, unikanie konfliktów w odniesieniach interpersonalnych oraz
amor proprio – szacunek dla siebie (ale egzekwowany na równi wobec innych), to
cechy niewątpliwie wielce konstruktywne dla osiągania harmonii społecznej i dla
osiągania komfortu psychicznego jednostki. W ekstremalnym wydaniu każdy z tych
elementów może jednak odgrywać rolę destruktywną: może prowadzić do postaw
autorytarnych, zniechęcających do niezależnego myślenia, przyjmowania odpowiedzialności czy wykazywania inicjatywy. Przywiązanie do tradycyjnych wartości zderza się jednak z modernizującymi trendami tak w środowisku wiejskim,
jak i w sytuacji miejskiej, i często prowadzi do dysonansu poznawczego jednostki. Jak ma bowiem reagować głęboko wierzący Filipińczyk na rządowy program
planowania rodziny, gdy stoi on w sprzeczności z dogmatami wiary. A przecież to
nie tylko kwestia dogmatów i ideologicznych aksjomatów; program ograniczania
populacji dotyka też samej istoty miejscowej organizacji społecznej.
Krzysztof Grzybowski
133
Podstawowa organizacja społeczna oparta jest na związkach osobistych w grupach pokrewieństwa – realnego, rytualnego, powinowactwa – oraz na relacjach typu
dostawca i odbiorca usług (utang na loob system), grupach koleżeńskich i partnerskich w biznesie. Powszechnym nakazem społecznym jest lojalność wobec najbliższej rodziny (w warunkach Filipin – rodziny rozległej i wielopokoleniowej),
zaufanie i wszelka pomoc jej członkom. Grupa ta rozszerza się o członków spowinowaconych i rytualnie uznanych za krewnych, tak jak związek kumpadre/kummadre czyli relacja chrzestnych z rodzicami dziecka. Poza naturalną, oczekiwaną pomocą i opieką chrzestnych (ninong/ninang) wobec dziecka, dorośli wchodzą
świadomie w zupełnie nowe role. O zostanie ninong czy ninang prosi się zazwyczaj osobę o wyższym statusie społecznym czy majątkowym, oferując jej jednocześnie przyjaźń i wchodząc często w układ utang na loob.
Rozszerzanie grupy realnego pokrewieństwa, a więc grupy, od której można się
spodziewać pomocy i lojalności, o członków innych grup poprzez rytualne powinowactwo, włączanie do grupy przyjaciół zwanych barkada, inicjowanie relacji
honorowych powinności (utang na loob), trwanie w układzie patron–klient tworzy
podstawę więzi społecznych na Filipinach. Jeżeli weźmiemy pod uwagę, że żadna z opisanych kategorii związków osobowych Filipińczyka nie jest autonomiczna wobec siebie, a – wręcz przeciwnie – są one gęsto ze sobą poprzeplatane, łatwo
sobie wyobrazić rozmiary owej złożonej struktury społecznej. Związki osobowe
dwóch osób są wypadkową relacji wynikających z reguł poszczególnych komponentów. I tak mogą oni być kuzynami, należeć do koła ścisłych przyjaciół czy zostać ojcami chrzestnymi swoich dzieci. Ich poszerzona, wspólna grupa społecznego odniesienia może się składać z wielu krewnych rzeczywistych, rytualnych,
powinowatych, kilku bliskich przyjaciół, kilku układów patron–klient i utang na
loob (przemieszanych często poprzez kumpadre/kummadre i system przyjaźni),
partnerów handlowych itp.
Bazująca pierwotnie na bliskości terytorialnej, struktura owa często przekraczała w nowych czasach granice lokalnych społeczności i przeradzała się w piramidę,
sięgającą swym szczytem Manili. Do dzisiaj członkowie politycznej i ekonomicznej elity Filipin stoją na szczycie różnych piramid owych unikatowych i wielce
skomplikowanych więzi osobowych i społecznych. Są odporni na zmiany, potężni, silni lojalnością rozległych fundamentów owych piramid.
Filipińczycy
Podporządkowanie wysp było dla Hiszpanów tym łatwiejsze, że nie zastali oni
tutaj zaawansowanych organizmów politycznych. Pewne ograniczone pojęcie terytorialności było obecne wśród osiadłych rolników centralnego Luzonu oraz wśród
muzułmanów rozpoczynających ekspansję od południa. Podstawową organizacją
134
Filipiny – zarys historii…
społeczno-gospodarczo-polityczną jest do dzisiaj barangay. Samo słowo oznacza
w języku malajskim łódź – i na początku definiowało miejsce osiedlenia się zwłaszcza grup pokrewieństwa. Dzisiaj oznacza najmniejszą jednostkę podziału administracyjnego – wieś. Może liczyć nawet do kilku tysięcy mieszkańców i najczęściej
dzieli się na 3, 4 dzielnice (subdivision). Barangay (termin używany przemiennie
z terminem barrio) zarządzany jest przez wybieralnych barangay capitan czy capitan del barrio w asyście dwóch „radnych”.
Od roku 1571 Hiszpanie usadowili się na dobre w Manili – czyniąc ją stolicą swej jedynej kolonii w Azji; rozpoczął się wówczas okres kształtowania społeczeństwa Filipin pod ich przemożnym wpływem. Na lokalnym szczeblu administracji Hiszpanie oparli się na tradycyjnych strukturach, kooptując do systemu
lokalnych przywódców. Z czasem doprowadziło to do powstania klasy tzw. principales, grup posiadaczy z wysokim statusem i prestiżem, z zarezerwowanymi dla
nich niektórymi przywilejami (ulgami fiskalnymi, nadawaniem urzędów). Grupy
te tworzyły i umacniały oligarchiczny system lokalnej władzy ekonomicznej i administracyjnej. Hiszpańska obecność przyczyniła się do zastąpienia tradycyjnego
– przedkolonialnego – konceptu wspólnotowego użytkowania i posiadania ziemi,
systemem indywidualnej, prywatnej własności i przekazywania jej poprzez dziedziczenie. Ten fakt – w głównej mierze – ukształtował i utrwalił do dzisiaj strukturę społeczną Filipin.
Utrwalił się podział na posiadających ziemię i na jej użytkowników: jeszcze
jeden element systemu patronów i klientów. Więzi ich łączące – system kasama,
czyli wspólnie, do podziału – polegały na układzie, w którym właściciel ziemi dostarczał ziarno i gotówkę, podczas gdy dzierżawca – narzędzia oraz pracę swoją
i zwierząt. Podział był równy, ale tylko teoretycznie – latyfundysta odliczał rozmaite koszty, odsetki od zaliczek i kredytów, a rolnik zadłużał się u niego coraz bardziej. Na gęsto zaludnionych terenach nizinnych działał również system podziału
potrójnego – gdy zjawiał się pośrednik pomiędzy właścicielem a rolnikiem.
Wydaje się, że amerykańskie idee liberalnej gospodarki oraz idee i instytucje demokratyczne przyczyniły się znacznie do spetryfikowania systemu użytkowania ziemi, do polaryzacji w strukturach społecznych i do przejmowania przez
możnych hacenderos władzy politycznej. Ograniczanie interwencji w gospodarkę
z jednej, a dostarczanie środków legimityzacji władzy politycznej poprzez demokratyzację z drugiej strony, utrwalało skutecznie status quo. Proces polaryzacji bogactwa i biedy przybrał na sile wraz z gwałtownym przyrostem populacji od połowy lat 20. XX w., związanych w dużym stopniu z poprawą opieki medycznej (od
ok. pół miliona mieszkańców w połowie XVI w., poprzez 7,6 miliona w 1900 do
16 milionów w 1939 r.). Ów przyrost przyczynił się do powstania nadwyżek rąk
do pracy w rejonach rolniczych, do migracji do miast, do pauperyzacji ludności
na wsiach i w miastach, ale przede wszystkich skorodował ową specyficzną tkankę więzi społecznych, opartych na systemie patronatu i klienteli.
Krzysztof Grzybowski
135
Układ: właściciele ziemscy–dzierżawcy to tylko jeden z elementów filipińskiego systemu patron–klient. System ten funkcjonował w wielu wymiarach życia gospodarczego, społecznego i politycznego, tak na szczeblu lokalnym, jak i prowincji
oraz centrali, i był systemem interakcji dwustronnych. Tak jak dla patrona ważna
była praca klienta, tak dla tego ostatniego ważne były oczekiwania bezpłatnych
usług, świadczeń i opieki ze strony możnego patrona. Na wymianę była lojalność
klienta, zyskująca na znaczeniu w sytuacji rozbudzonej konkurencji na arenie politycznej, ale też i często przy egzekwowaniu siłą przez możnego patrona swojej
woli na arenie lokalnej.
Z czasem owa symbioza traciła charakter spersonalizowany, powodując erozję
samej istoty owego tradycyjnego, skomplikowanego aequilibrium. Zainteresowanie wiejskich patronów losami swoich „poddanych” malało, a zasada wzajemności
utang na loob nie była przestrzegana. Koncentrując się na uprawach towarowych
przynoszących gotówkę, przeznaczając przychody na pozarolniczą działalność i fizycznie przenosząc swą obecność do miast (pozostawiając na ziemi obcych i często wrogich miejscowym „bezosobowych” zarządców), patroni w sposób wyraźny
naruszali równowagę. Elity i ludność lokalną zaczynały dzielić nie tylko majątek,
ale także różnice kulturowe i geograficzne, wywołane rozwojem ośrodków miejskich, z amerykańską kulturą i takimiż aspiracjami. Przepaść pomiędzy gospodarczą elitą a rzeszami ubożejących społeczności pogłębiła się drastycznie7, a oligarchiczny system władzy kilkunastu możnych rodów – okrzepł.
Niepodległość
Po uzyskaniu przez Filipiny formalnej niepodległości w dniu 4 lipca8 1946 r. nowa
konstytucja dopełniła ustrój polityczny, ustanawiając system prezydencki, jaki znamy dzisiaj (ze zmianami w ostatniej, obowiązującej dziś konstytucji przyjętej
przez referendum 1987 r.). Głowę państwa i władzę wykonawczą sprawuje prezydent republiki, obierany w powszechnym głosowaniu na jedną, 6-letnią kaden-
7
Oficjalne statystyki Narodowego Biura Statystycznego Filipin podają, że w 2003 r. ponad 11%
rodzin żyło za 1 $ dziennie, a 40% za 2 $. Jednakże w tym samych roku nastąpił spadek procentowy
rodzin żyjących poniżej progu ubóstwa: z 27,5% w roku 2000 do 25% w 2003 (porównywalne dane
z lat 1985, 1994 i kryzysowego 1998 to odpowiednio: 44,2%, 35,5% i 37,5%). Philippine National
Statistical Coordination Board on line, [@:] http://www.nscb.gov.ph/ W tym samym roku Filipiny
utrzymały 4,5% tempo wzrostu GDP z roku poprzedniego, lecz przy stopie urodzeń 2,4% rocznie
– jednej z najwyższych w Azji – poprawa standartu życia jest niezauważalna – ibidem.
8
Filipińczycy uznają datę 12 czerwca 1898 r. – a więc dzień proklamowania wzorowanej na amerykańskiej Deklaracji Niepodległości – za właściwą datę uzyskania niepodległości. To 12 czerwca
właśnie, a nie 4 lipca, obchodzony jest oficjalnie jako święto narodowe Filipin – Dzień Niepodległości.
136
Filipiny – zarys historii…
cję. To, co różni ów ustrój od klasycznie amerykańskiego to fakt bezpośredniego
wyboru prezydenta (także wiceprezydenta, który jest wybierany oddzielnie) oraz
brak ustroju federalnego, ze scentralizowaną władzą w stolicy. Zgodnie z koncepcją rozdziału władzy, konstytucja przewiduje stanowisko prezydenta, dwuizbowy
parlament oraz niezależne sądownictwo. Zapisy ustawy zasadniczej stanowią, że
władza lokalna podporządkowana jest prezydentowi. Gubernatorzy wybierani są
w powszechnym głosowaniu, ale nominowani urzędnicy lokalni – odpowiedzialni
za finanse, podatki, zdrowie, szkoły, roboty publiczne czy służby rolne – podlegają
nie tylko swojemu gubernatorowi, ale także odpowiednim ministerstwom szczebla
centralnego. Słabość władzy lokalnej potęguje nieadekwatne i często uznaniowe
finansowanie regionów i prowincji.
W takich instytucjonalnych ramach działali kolejni prezydenci republiki sprzed
ery Marcosa: Roxas, Magsaysay, Garcia i Macapagal, zmagając się z wieloma chorobami młodego państwa. Do najbardziej absorbujących należały targi i dyskusje
wokół regulującego wzajemne odniesienia gospodarcze pomiędzy USA i Filipinami tzw. Aktu Bella. Uchwalona przez Kongres USA w 1946 r. Ustawa o handlu
z Filipinami (znana pod nazwą Ustawa Bella) zakładała bezcłowy handel pomiędzy obydwu krajami do roku 1954, ze stopniowym wprowadzaniem taryf celnych
do 1974 r. (ale tylko dla importu z Filipin). Wprowadzała równość praw gospodarczych dla obywateli amerykańskich na Filipinach, co oznaczało konieczność
dokonania zmian w obowiązującej konstytucji 1935 r., rezerwującej prawo eksploatacji złóż naturalnych dla Filipińczyków. Ustawa wprowadzała kontyngenty
dla towarów importowanych do USA i wiązała wartość lokalnej waluty – peso –
z walutą amerykańską. Naciski Amerykanów (np. związanie wypłaty odszkodowań wojennych ze zmianami w konstytucji), jak również fakt całkowitego uzależnienia gospodarki od Stanów Zjednoczonych i partykularne interesy filipińskich
baronów cukrowych, spowodowały, że Ustawa o handlu została w końcu przyjęta przez parlament Filipin.
Jednakże problem zbrojnej partyzantki antyrządowej, wyrosłej z oporu wobec
japońskiej okupacji, a zgłaszającej po wojnie żądania natury ekonomicznej i społecznej, stanowić miał przez następne dziesięciolecia tło wydarzeń politycznych
na Filipinach. Jak już wspomniano, w kwestii stosunku do japońskiej obecności na
wyspach nastąpił rozdźwięk pomiędzy przedstawicielami elit gospodarczych a szerokimi masami Filipińczyków. Podziemny ruch oporu w miastach oraz zbrojna partyzantka na wsiach zyskiwała na znaczeniu i odgrywała skuteczną rolę w ograniczaniu zasięgu władzy Japończyków (pod koniec wojny Japończycy kontrolowali
tylko 12 z 48 prowincji archipelagu). Jedną z bardziej znaczących organizacji partyzanckich stanowiła Ludowa Armia Antyjapońska, przemianowana w 1946 r. na
Ludową Armię Wyzwolenia, czyli Hukbong Mapagpalaya ng Bayan, a w skrócie
Huk. Będąca pod silnym wpływem komunistów – poprzez osobę przywódcy Ta-
Krzysztof Grzybowski
137
ruca – nie złożyła całkowicie broni po kapitulacji Japonii i włączyła się zbrojnie
w nurt protestu chłopów dzierżawców wobec właścicieli ziemskich.
Trudną sytuację wyniszczonego kraju potęgowały konflikty pomiędzy powracającymi na prowincję oligarchami, domagającymi się zaległych czynszów od
swych dzierżawców, a głodującymi, lecz teraz uzbrojonymi i doświadczonymi
w walkach, a mających poczucie krzywd, chłopami. Zbrojne rebelie, kojarzone
z Huk, z retoryką uznawaną przez władze za komunistyczną, wybuchały od czasu
do czasu z różną siłą i z różnymi skutkami, przemieniając się z rewindykacyjnych
ruchów chłopskich w czasem wręcz terrorystyczną i kryminalną działalność, dającą się również we znaki społecznościom chłopskim. W takiej to sytuacji i na hasłach zaprowadzenia porządku z „komunistyczną rebelią” (co było nośną deklaracją ideologiczną w okresie trwania zimnej wojny na świecie), doszedł do władzy
w 1965 r. Ferdynand Marcos, a jego autorytarne rządy wycisnęły piętno na współczesnym państwie.
Przywrócenie demokracji
Obalenie Marcosa dokonało się w lutym 1986 r. bez rozlewu krwi, poprzez fenomen tzw. People Power – prawdziwie spontanicznej, masowej akcji nieposłuszeństwa i protestu. Jakie było tło tych wydarzeń?
Instrumentalnymi dla sukcesu oddolnej rewolucji People Power okazały się
stanowiska trzech sił kształtujących układ sił na Filipinach: Kościoła katolickiego, armii i amerykańskich patronów Marcosa. Separacja Kościoła od państwa
dokonała się już dawno, bo w 1901 r., ale Kościół był – i jest do dzisiaj – niezaprzeczalną siłą kształtującą postawy Filipińczyków w wielu dziedzinach życia.
Otóż Kościół głośno wypowiedział się przeciwko dyktatorowi, niejako legitymizując w ten sposób ruch i wskazując drogę szerokim masom. Co do armii – Marcos
wydawał się być pewien jej lojalności; upolitycznił ją bowiem znacznie w czasie
swoich rządów, czyniąc z niej podporę, i obsadził zaufanymi oficerami. Jednakże najwyżsi rangą oficerowie, z niewątpliwymi aspiracjami politycznymi, a więc
szef sztabu generał Fidel Ramos i minister obrony Juan Ponce Enrile, wypowiedzieli posłuszeństwo Marcosowi, a wojsko odmówiło otwarcia ognia do manifestujących. Amerykanie również, oceniając prawidłowo sytuację w kraju, wycofali poparcie dla dyktatora. Skłonili go do rezygnacji, zapewniając mu jednocześnie
bezpieczeństwo (wywieźli go na Hawaje). W ten sposób otworzyła się szansa na
powrót demokracji.
Jak już powiedziano, demokratyczne instytucje zostały zaimportowane na grunt
Filipin na samym początku XX w. Wyraźny sukces demokratycznych praktyk od
początku zyskiwał Filipinom miano „demokratycznej witryny w Azji” (the showcase of democracy in Asia). Postępy demokratyzacji znacząco cofnął prezydent
138
Filipiny – zarys historii…
Marcos, gwałcąc jej wszelkie zasady (zwłaszcza w okresie trwającego 10 lat stanu wyjątkowego). Nie należy zapominać, że za jego rządów wyrastało całe pokolenie Filipińczyków, często obawiających się zasypiać w nocy i upatrujących największe zagrożenie dla swego życia w stróżach prawa; pokolenie, które nie znało
uczciwych wyborów czy niezależnej prasy. Po klęsce Marcosa żądanie zmian było
wszechobecne. Unieważniono sfałszowane, przyspieszone wybory i urząd prezydencki objęła Corazon Aquino, żona charyzmatycznego senatora, pozostającego
w opozycji do Marcosa, a zamordowanego wcześniej (1983 r.) na lotnisku, po powrocie z wygnania.
Aquino była osobą niezwykle popularną – także dzięki charyzmie męża – ale
brakowało jej wyraźnego zaplecza politycznego. Jej pierwszym krokiem do demokratyzacji były zmiany w nowej konstytucji, dotyczące wyborów. Powołała Komisję do spraw Wyborów, która miała pilnować czystości kampanii wyborczej i głosowania. Wybory na Filipinach to tak naprawdę arena, na której najmożniejsze
rody walczą o władzę polityczną. Najbogatsze klany walczą o miejsca w centralnych i regionalnych urzędach, pomniejsze rodziny zabiegają o stanowiska municypalne, a pozostali o prestiżowe, lecz nie przynoszące bogactw czy realnej władzy, pozycje barangay capitan.
Pierwsze wybory parlamentarne – według nowej ordynacji – odbyły się w maju
1987 r. i wygrali je kandydaci popierani przez Aquino. Wybory lokalne odbyły się
prawie rok później – nie było pośpiechu, bo w scentralizowanym systemie rządów
pani prezydent już dawno zastąpiła lokalnych reprezentantów Marcosa nowymi, lojalnymi wobec nowej władzy. Nie od rzeczy będzie tutaj wspomnieć, że frekwencja (podobnie jak i w późniejszych wyborach) kształtowała się na zwyczajowym
poziomie 80–85% (przy olbrzymich problemach z logistyką oraz zwyczajowym
zastraszaniu i stosowaniu przemocy związanych z wyborami na Filipinach). Gdyby korzystanie z tego podstawowego prawa w demokracji – prawa wyborczego –
uznać za wskaźnik „zdemokratyzowania” społeczeństwa, to zachowania wyborcze Filipińczyków należałoby uznać za mocno zakorzenione9.
Następnym krokiem przywracania demokracji były wybory samorządowe – do
barangay – w marcu 1989 r. Ich cechą charakterystyczną był fakt, że nie mogły
w nich brać udziału partie polityczne. Na Filipinach jednak głosuje się nie na partie, lecz na znane persony. I chociaż pierwsze partie polityczne powstały już z początkiem XX w., a w pierwszych po okresie Marcosa wyborach zarejestrowało się
w Komisji do spraw Wyborów aż 79 różnych partii, to pierwsze stwierdzenie pozostaje w mocy: nie partie, a osobowości. Nota bene, w czasie 20 lat rządów Marcosa
w systemie – praktycznie – jednopartyjnym (partia rządząca New Society Movement
9
Dla pełnego obrazu nie należy pomijać wpływu wspominanego czynnika utang na loob i tradycyji
patron–klient, z których wypływa nakaz lojalności i odpłacania faworów przy każdej okazji i w każdy
możliwy sposób. Manifestowanie udziału w demokratycznych wyborach jest doskonałym przykładem
modernizacji tradycyjnych postaw w ramach ponadlokalnych, nietradycyjnych struktur.
Krzysztof Grzybowski
139
rozpadła się po jego ucieczce), dyktator musiał sam wymyślać opozycję, jako że
nie było chętnych do kandydowania przeciwko niemu w wyborach z 1981 r.
Partie na Filipinach pozostają de facto pozbawionymi ideologii i konkretnych
programów wehikułami prywatnych ambicji możnych rodów. Nie ma w nich dyscypliny, brak koherentnych programów, wiele z nich powstaje jako doraźne koalicje
zogniskowane wokół konkretnych postaci dla wygrania wyborów, ale bez programu rządzenia. Brak im wyraźnego oblicza – wszystkie zabiegają o cały elektorat,
o wszystkie regiony, wszelkie grupy etniczne, klasy społeczne. Żadna też nie zaryzykuje antagonizowania nikogo, a w związku z tym, że prawie wszyscy posłowie i senatorowie to regionalni arystokraci, partie służą raczej zachowaniu status
quo niż głoszeniu konieczności naprawy państwa. Niemożność rozróżnienia jednej
partii od drugiej (w sensie różnic ideologicznych) powoduje do dzisiaj, że przeciętny Filipińczyk ignoruje system polityczny i powraca w swych wyborach do
wyrazistych postaci życia nie tylko politycznego. Stąd prezydentem Filipin mógł
zostać popularny aktor Josef „Erap” Estrada, a w ostatnich wyborach poważnym
kandydatem do prezydentury pozostawał (do swej przedwczesnej śmierci) inny
idol ekranu, Fernando Po Junior.
Corazon Aquino – sama i poprzez męża przedstawicielka możnych rodów –
nie przeprowadziła wielkich reform w kraju. W świetle ówczesnych uwarunkowań, w świetle spuścizny po wyniszczającym okresie poprzednich rządów, w istniejącym politycznym krajobrazie, mogła zapewne tylko kontynuować tradycyjny
system polityczny sprzed ery Marcosa. Dokonała jednak rzeczy fundamentalnej –
odrodziła polityczną demokrację w postaci znanej i akceptowanej, i przygotowała
grunt dla następnych rządów.
W końcowych latach jej kadencji niewiele zostało z entuzjazmu ruchu People
Power, a rozczarowanie i frustracja wyrażane było przez wszystkie warstwy społeczeństwa. Odziedziczywszy gospodarkę w rozpadzie, z ogromnym zadłużeniem kraju za granicą, z wycofującymi się inwestorami zagranicznymi, nie była
w stanie sprostać rozbudzonym nadziejom i oczekiwaniom. Potrzebując dalszych
kredytów, nie była w stanie spełnić głośnych postulatów nawołujących do „opcji
zero” (uznania długów Marcosa wobec prywatnych wierzycieli zagranicznych za
nie obligujące nowy rząd). Za oznakę słabości jej władzy i całkowite uzależnienie
od Amerykanów powszechnie uznano jej prośbę do stacjonujących na Filipinach
sił lotniczych USA o zbrojną pomoc w stłumieniu rebelii pułkowników w grudniu 1989 r. Dodatkowo, ów krwawy zamach rozgrywający się w samym biznesowym centrum stolicy – Makati, skutecznie odstraszył zagranicznych inwestorów
i turystów. Taki stan rzeczy w sposób oczywisty podsycał nacjonalistyczne sentymenty społeczeństwa. Na tej fali doszło do likwidacji amerykańskich baz wojskowych na Filipinach – wbrew oczywistym interesom gospodarczym, ale w zgodzie
z rozbudzonym po okresie Marcosa nastawieniem antyamerykańskim i nacjonalistycznym.
140
Filipiny – zarys historii…
Nie przyniosły rezultatu pojednawcze gesty wobec kojarzonych ciągle z komunistami przywódców Ludowej Armii Wyzwolenia; nie chcieli się oni włączyć
w legalną działalność polityczną, uznając Aquino za przykrywkę dla rządów oligarchii. Demokratyczna lewica krytykowała ją za brak radykalnych reform i za
jej probiznesową i proamerykańską politykę. Jej własny wiceprezydent, Salwador
Laurel, właściwie był jej przeciwnikiem od samego początku, a nawet namawiał
armię do usunięcia pani prezydent.
W systemie prezydenckim nie ma zbyt wielu mechanizmów umożliwiających
zmianę rządu przed upływem kadencji, jak to się ma w systemie parlamentarnym.
Jedynym dostępnym środkiem (poza naturalnym zgonem czy dobrowolną rezygnacją) jest procedura impeachmentu – skomplikowana i przewlekła, w gestii Kongresu składającego się częściowo z nadania prezydenta. Dla skrajnych sił zagrożonych zmianami, a więc dla cukrowych baronów, byłych „dworzan” Marcosa i dla
malkontentów w armii (wszyscy oni utracili przywileje utrwalone w czasach dyktatury) jedynym dostępnym środkiem był zbrojny zamach stanu. Kadencja Aquino
to seria zamachów i choć żaden się nie udał, to w praktyce była ona zmuszana do
naginania się do żądań zamachowców. Niestabilna sytuacja polityczna skutecznie
odstraszała obcych inwestorów i niewątpliwie dochodziło do erozji autorytetu legalnych władz10.
Jakby nie krytykować Aquino za faktyczne utrwalenie dotychczasowych tradycji
politycznych, z tradycyjnym establishmentem możnych hacenderos i skorumpowanych polityków, to jednak zapoczątkowany przez nią powrót do demokratycznego
państwa prawa dawał owoce. Jej następca, generał Ramos skoncentrował swe rządy na próbie skonsolidowania społeczeństwa, na wysiłku gospodarczym. Udało mu
się przekonać do złożenia broni buntowniczych prawicowych oficerów, partyzantkę komunistyczną i – w jakimś stopniu – muzułmańskich separatystów z Południa.
Jednak już zakusy jego zwolenników na przeprowadzenie zmian w konstytucji,
tak aby mógł kandydować na drugą kadencję, spotkały się z ogólnym protestem
w imię idei demokracji. Z kolei jego następca, niekompetentny i skorumpowany
Joseph Estrada doświadczył na sobie demokratycznego instrumentu impeachmentu. Co za zmiana jakości w porównaniu z zamachami stanu ery Aquino!
10
Popularyzowane poprzez media wyczyny niektórych przywódców zamachów urastały do symbolu zmagań szlachetnych i bezkompromisowych synów narodu ze skorumpowaną i antynarodową
administracją. Napopularniejszy z przywódców, zamieszany w przynajmniej w dwa zamachy, „Gringo”
Honasan znalazł się w panteonie bohaterów ludowych Filipin i funkcjonuje w nim do dzisiaj. Istnie
sienkiewiczowska postać młodego pułkownika, pojmanego, torturowanego, uciekającego z pływającego więzienia, zbierającego nową partię zabijaków, szturmującego instalacje rządowe, rzucającego
wyzwanie Manili, rozbudzała wyobraźnię, wzbudzała sympatię do takiego stopnia, że wiele lat później mógł on zostać – korzystając z demokratycznej instytucji wyborów – senatorem republiki!
Krzysztof Grzybowski
141
Filipiny dzisiaj
Prezydent Fidel Ramos (1992–1998) zapoczątkował program „sprawiedliwego, równego rozwoju” (equitable growth). Główny nacisk został w nim położony
na rozwój sektora rolnego, na zrównoważony rozwój regionalny (z naciskiem na
rozwój prowincji południowych – Mindanao i Visaya), na rozwój sektora usług
oraz na poprawę infrastruktury kraju ze szczególnym akcentem na zaktywizowanie
tu udziału sektora prywatnego. Podjęto po raz pierwszy na taką skalę działania na
rzecz ochrony środowiska i poprawy warunków życia w miastach. Należy pamiętać, że około 35% miejskiej populacji Filipin żyje w miejskich slumsach pozbawionych podstawowego zakresu usług, a kraj ma jedną z najwyższych w świecie
stóp przyrostu ludności miejskiej – 5,14% rocznie. Wysiłki na rzecz sektora rolnego i sektora usług pozwoliły – w powszechnej opinii – złagodzić skutki kryzysu azjatyckiego końca lat 90.
Gloria Macapagal Arroyo – wiceprezydent – objęła najwyższy urząd w dniu
aresztowania prezydenta Estrady w 2000 r., a w 2004 rozpoczęła swoją nową kadencję po wygranych wyborach. Gospodarka Filipin wykazywała oznaki ożywienia pokryzysowego i wydawało się, że niektóre z gospodarczych pociągnięć rządu
(takich jak: próby prywatyzacji państwowych monopoli, zmiany ustaw restrykcyjnych wobec obcego kapitału, czy wprowadzenie podatku VAT) będą w stanie
złagodzić niebezpiecznie narastający deficyt budżetowy. Jednakże wszelkie prace
naprawcze rządu Arroyo zeszły na drugi plan w chwili wybuchu nowego kryzysu
politycznego, spowodowanego tradycyjnymi grzechami administracji: oskarżeniami o nepotyzm, korupcję jej najbliższych członków rodziny, manipulacje w trakcie
ostatnich wyborów. People Power raz jeszcze zamanifestowała przeciwko władzy
na ulicach Manili, ale armia – odpolityczniona w dużym stopniu przez Ramosa –
i Kościół katolicki pozostały neutralne.
Szansa na dotrwanie prezydent Arroyo do 2010 r. pojawiła się niespodzianie latem 2005 r. Otóż od kilku już lat trwa ożywiona dyskusja wśród sił opozycyjnych
o konieczności radykalnej zmiany ustroju konstytucyjnego. Poddawana jest krytyce sama istota ustroju prezydenckiego, mocno scentralizowanego i zbiurokratyzowanego, na rzecz ustroju parlamentarnego, jak również zasada centralistyczna na
rzecz ustroju federalnego. W jej ostatnim Orędziu do Narodu (25 lipca 2005) prezydent Arroyo przyłączyła się do tych głosów krytyki i opowiedziała się za federalnym ustrojem parlamentarnym w miejsce odziedziczonego systemu prezydenckiego. Tym ruchem zneutralizowała nieco rosnącą opozycję i jeżeli zdoła zmustrować
odpowiednie poparcie kół biznesu i pozostałych sił społecznych i moralnych (Kościół), Filipiny mogą wkroczyć na swój kolejny etap demokratyzacji.
Należy przyjąć z dużym prawdopodobieństwem, że zmiany w konstytucji nie
dokonają się przed upływem kadencji obecnej pani prezydent. Dzisiaj też – bardziej niż w przeszłości – przy otwieraniu się społeczeństwa na wydarzenia w re-
142
Filipiny – zarys historii…
jonie i w świecie, przy wzrastającej świadomości i rozbudzonych oczekiwaniach,
o sukcesach polityków decydować będą sukcesy gospodarcze. Pytanie tylko, czy
niedawno odrestaurowany i będący w przebudowie system demokracji Filipin
wytworzył wystarczająco silne mechanizmy zdolne zapobiec kolejnym rozstrzygnięciom politycznym na ulicach Manili, gdzie decydującym o następnym rządzie
czynnikiem może raz jeszcze okazać się armia.
Azja-Pacyfik 2005, nr 8/2005
POLITYKA
Aleksandra Zamaraeva
INTERESY CHIN W AZJI CENTRALNEJ
Wstęp
Chińska Republika Ludowa, jako mocarstwo co najmniej regionalne oraz sąsiad większości postradzieckich państw azjatyckich posiada, co jest naturalne,
swoje interesy w regionie Azji Centralnej. Nie jest to kwestia nowa – Chiny wielokrotnie rywalizowały o te tereny, zwykle starały się mieć wpływ na sytuację
w regionie. Można więc określić te interesy „jako wieczyste”. Na ogół wymienia
się wśród nich1:
– zapewnienie bezpiecznych granic,
– niedopuszczenie do obecności w regionie siły wrogo nastawionej,
– nieskrępowany dostęp do surowców naturalnych2.
Lata zimnej wojny i rywalizacji chińsko-radzieckiej były okresem, gdy wyżej
określone interesy Chin w Azji Centralnej nie były realizowane. Sytuacja na granicy była napięta, sąsiadem było wrogie mocarstwo i nie było mowy o dostępie
do surowców centralnoazjatyckich.
D. Finkelstein, China’s Emergence in Central Asia: Security, Diplomatic, and Economic Interests. Forum One: The Current State of China – Central Asia Diplomacy and Implications for U.S.
Foregn Policy. Wednesday, February 5, 2003, [@:] http://:www.csis.org (12.11.2004).
2
W zależności od sytuacji, interesy te realizowane były na trzy sposoby. Opisując je, David Finkelstein zastosował koncepcję „3 C”: co-opting, conquering, colonizing, czyli: współpraca, zawojowanie, kolonizacja. Ibidem.
1
144
Interesy Chin w Azji Centralnej
Sytuacja ta zmieniła się w 1991 r. Przed Chinami pojawiły się nowe możliwości
aktywnego działania w Azji Centralnej, ale jednocześnie nowe zagrożenia i problemy, które spowodował rozpad Związku Radzieckiego. Państwo Środka potrzebowało czasu na przeanalizowanie zaistniałej sytuacji oraz wypracowanie polityki
wobec nowo powstałych państw i skutecznych metod wobec nowych zagrożeń.
1. Szanghajska Organizacja Współpracy jako instrument chińskiej polityki
w regionie
Mimo początkowych oznak dezorientacji władze chińskie stosunkowo szybko
dostrzegły potrzebę nawiązania dobrych stosunków w nowo powstałymi państwami centralnoazjatyckimi. Jednak Pekin, podobnie jak i państwa Zachodu, nie był
pewien ewentualnej reakcji Moskwy wobec jego polityki w tym regionie. Z powodu obawy, że pogorszą się stosunki z Rosją, działania chińskie były początkowo bardzo powściągliwe. Dlatego pierwszym krokiem po nawiązaniu stosunków
dyplomatycznych z państwami regionu w 1992 r. było rozstrzygnięcie problemu,
który Chiny uważały za najbardziej drażliwy, czyli delimitacja wspólnych granic.
Początkowe bilateralne rozmowy z Kazachstanem, Kirgistanem, Rosją i Tadżykistanem Chiny przekształciły w pięciostronne spotkania, których zasięg przestał
ograniczać się wyłącznie do kwestii granicznych. Doprowadziło to do podpisania
przez prezydentów tych państw w kwietniu 1996 r. w Szanghaju serii 14 porozumień dotyczących nie tylko kwestii terytorialnych i bezpieczeństwa granic, ale
i spraw gospodarczych.
Porozumienia te, otrzymując wkrótce nazwę Układu Szanghajskiego, stały się
podstawą utworzenia forum konsultacyjnego, na którym były dyskutowane propozycje techniczne związane z delimitacją granicy, tworzeniem środków budowy zaufania w strefach przygranicznych, a także zagadnienia handlu, transportu i migracji ludności. Ta stopniowo rozszerzająca się współpraca doprowadziła do efektów,
bardzo często wykraczających i znacznie szerszych, niż uprzednio zaplanowane.
Układ Szanghajski stworzył ramy umożliwiające dialog w dziedzinie polityki regionalnej. Od jego podpisania temat dyskusji na forum przesunął się w stronę regionalnej współpracy gospodarczej i bezpieczeństwa subregionu Eurazja Północna–Azja Centralna–Azja Zachodnia.
Chiny zaczęły traktować forum szanghajskie jako platformę do przekonywania
państw centralnoazjatyckich do własnej racji stanu, a także do lansowania własnej
wizji świata wielobiegunowego. W związku z tym za konieczną uznały instytucjonalizację spotkań i objęcie ich zasięgiem również innych państw centralnoazjatyckich. W rezultacie 14 i 15 czerwca 2001 r., na jubileuszowym szczycie „Piątki Szanghajskiej”, państwa członkowskie oraz Uzbekistan podpisały deklarację
Aleksandra Zamaraeva
145
o utworzeniu nowej regionalnej wspólnoty: Szanghajskiej Organizacji Współpracy (SzOW)3.
Powstała organizacja, która z punktu widzenia Pekinu, ma służyć jako jeden
z instrumentów realizacji interesów chińskich i rozszerzania stabilnej regionalnej współpracy w Azji Centralnej. Obecnie można zdefiniować je w następujący sposób:
– kontynuacja delimitacji i zabezpieczenia granic;
– utworzenie mechanizmów regionalnych ukierunkowanych na zwalczanie
terroryzmu, separatyzmu i ekstremizmu religijnego;
– uzyskanie pozycji jednego z najważniejszych aktorów w regionie;
– utworzenie fundamentów dla współpracy gospodarczej z państwami centralnoazjatyckimi.
2. Współpraca w dziedzinie problemów granicznych
Zachodnia granica Chin, której długość wynosi około 3400 km, jest granicą
z 6 państwami: Rosją (40 km), Kazachstanem (1533 km), Kirgistanem (858 km),
Tadżykistanem (414 km), Afganistanem (76 km) i Pakistanem (523 km). Cała jej
długość po stronie chińskiej leży w obrębie prowincji autonomicznej Xinjiang, zamieszkanej głównie przez turkijskojęzyczną ludność muzułmańską4.
W 1991 r. liczba zachodnich sąsiadów Chin zwiększyła się z 3 do 6. Zmiany
te były nie tylko ilościowe, ale i jakościowe. Wiązały się bowiem z nieprzewidywalnością kierunku rozwoju nowo powstałych państw. Oprócz tego niepewną sytuację w regionie starały się wykorzystać niektóre państwa trzecie, szerząc m.in.
propagandę panturkijską. Za przykład może posłużyć artykuł ogłoszony na łamach
ogólnokrajowej tureckiej gazety „Zaman”, którego autor sugerował rychłe utworzenie Islamskiej Republiki Turkiestanu z centrum w Ałmaty, która obejmowałaby między innymi te chińskie terytoria, których ludność mówi językami tureckimi. Wszystko to nie mogło nie zaniepokoić władz Chin i już w 1992 r. wystąpiły
SzOW ogłosiła swoim celem wzmocnienie wzajemnego zaufania, przyjaźni i dobrego sąsiedztwa między państwami, a także popieranie efektywnej współpracy politycznej, gospodarczej, naukowej, technicznej, w dziedzinie kultury, wykształcenia, energetyki, transportu i handlu oraz popieranie i zabezpieczenie pokoju, bezpieczeństwa i stabilności w regionie. Hartiâ Šanhajskoj Organizacii
Sotrudničestva, [@:] http://:www.rncpec.fareast.ru (15.01.2004).
4
Negocjacje nad przebiegiem wtedy jeszcze radziecko-chińskiej granicy toczyły się w 1986 r.,
kiedy władze ChRL, w odpowiedzi na przemówienie Michaiła Gorbaczowa wygłoszone we Władywostoku, wysłały do Moskwy delegację swego MSZ. Przebieg negocjacji był pomyślny dla obu
stron, lecz koncentrował się tylko na dalekowschodniej części granic. Do drugiej fazy radziecko-chińskich rozmów już nigdy nie doszło wskutek rozpadu Związku Radzieckiego.
3
146
Interesy Chin w Azji Centralnej
one wobec Wspólnoty Niepodległych Państw z inicjatywą ostatecznego uregulowania kwestii granicznych5. Składana pod koniec tego roku wizyta Borysa Jelcyna
w Chinach skutkowała podpisaniem kilku ważnych porozumień, między innymi:
Memorandum w sprawie przewodnich wytycznych w celu wzajemnej redukcji sił
zbrojnych i zwiększenia zaufania w obszarach przygranicznych.
W kwietniu 1993 r. w Pekinie odbyło się pierwsze zebranie pięciostronnej komisji, której celem było uzgodnienie traktatów granicznych. W jej pracach uczestniczyli zarówno politycy wysokiego szczebla, jak i grupy ekspertów. Prace jednej
grupy koncentrowały się wokół zagadnień demarkacji granic, drugiej – demilitaryzacji obszarów przygranicznych6.
Finalizacją prac tej komisji było spotkanie przywódców Chin, Kazachstanu,
Kirgistanu, Rosji i Tadżykistanu w maju 1996 r. w Szanghaju, gdzie została podpisana seria 14 dokumentów razem z Porozumieniem o zwiększeniu zaufania w obszarach przygranicznych, które razem tworzą tzw. Układ Szanghajski. Natomiast
rok później, w Moskwie, liderzy „piątki szanghajskiej” podpisali Porozumienie
o wzajemnym zmniejszeniu liczebności sił zbrojnych w obszarach przygranicznych, zgodnie z którym państwa powinny informować się wzajemnie o wszelkich
ruchach wojsk na obszarze do 100 km od granicy. Ustalono również maksymalną
liczbę wojsk stacjonujących w rejonach przygranicznych na 130 400 osób po obu
stronach granicy, przy czym należy zauważyć, iż liczba ta jest równa dla Państwa
Środka z jednej strony, i łącznie dla wszystkich państw postradzieckich z nim graniczących z drugiej strony7. Utworzoną strefę przygraniczną, której szerokość wynosi 128 km, kontrolować mają połączone patrole wojskowe8.
Multilateralny Układ Szanghajski przyspieszył proces normalizacji stosunków
bilateralnych między jego uczestnikami. Choć już w marcu 1994 r. podpisano
układ chińsko-kazachstański, dotyczący współpracy w dziedzinie rozwiązywania
wszystkich granicznych problemów, dopiero 5 lat później głowy obu państw złożyły swoje podpisy pod ostatecznym porozumieniem. Podzielono w nim dotychczasowe sporne terytoria – 680 km2 koło przełęczy Baimurz i 380 km2 w rejonie
rzeki Sary-Chardy – prawie równo między umawiającymi się stronami. Nursułtan Nazarbajew mógł zatem ogłosić, że Kazachstan jest pierwszym z czterech postradzieckich państw graniczących z Chinami, które w całości unormowało z nimi
swoje granice9.
G. Gleanson, Policy Dimensions of West Asian Borders after the Shanghai Accord, „Asian Perspective” 2001, nr 1.
6
Ibidem.
7
E. Wishnick, Russia and China: Brothers Again?, „Asian Survey” 2001, nr 5.
8
A. Rashid, Dżihad. Narodziny wojującego islamu w Azji Środkowej, Warszawa 2003, s. 247.
9
G. Gleanson, op.cit.
5
Aleksandra Zamaraeva
147
Mniej dynamicznie, ale dość skutecznie postępowała współpraca w omawianej
dziedzinie z Kirgistanem. Pierwsze dwustronne porozumienie o demarkacji granicy zostało podpisane w lipcu 1996 r., a wkrótce potem otwarto dwa nowe przejścia graniczne. W sierpniu 1999 r. Askar Akajew i Jiang Zemin podpisali porozumienie, które zostało określone jako „likwidujące wszystkie spory wokół granicy
między dwoma państwami”10.
Wojna domowa tocząca się w Tadżykistanie w latach 1992–1997 zniweczyła
oczekiwania Chin na szybkie rozwiązanie problemu tej granicy. Dopiero w sierpniu
1999 r. wysiłki dyplomacji obu państw zaowocowały podpisaniem porozumienia
o demarkacji jedynie części wspólnej granicy, bowiem Pekin dalej wysuwał pretensje do około 30% terytorium tadżyckiego, leżącego wzdłuż granicy chińskiej,
głównie w bogatym w złoża złota Górnym Badachszanie11. W maju 2002 r. prezydent Tadżykistanu Emomali Rachmonow przybył na zaproszenie Jiang Zemina
z wizytą roboczą do Pekinu. W trakcie wizyty podpisano serię porozumień, najważniejszym z których wydaje się być Dodatkowe porozumienie między Chińską
Republiką Ludową a Republiką Tadżykistan odnośnie granicy chińsko-tadżyckiej.
W myśl tego dokumentu, Tadżykistan zobowiązał się do przekazania Chinom ok.
1000 km2 . Według słów Zafara Saidowa, rzecznika prezydenta Rachmonowa, ziemie te wchodzące przedtem w skład okręgu murgabskiego Tadżykistanu, stanowią
największą część z trzech terytoriów pozostającymi nadal spornymi12.
3. Walka z terroryzmem, separatyzmem i religijnym ekstremizmem
Duże znaczenie dla przebiegu procesów politycznych, utrzymania stabilności
i rozwoju w regionie ma istniejąca sytuacja narodowościowa w Chinach i republikach Azji Centralnej.
Dla Chin duże znaczenie ma geograficzne usytuowanie mniejszości narodowych. Zamieszkują one przede wszystkim tereny nadgraniczne lub położone w ich
sąsiedztwie. Ponad 80% granic zachodnich przebiega przez obszary, na której nie
ma wyraźnej dominacji Hanów13. Na terytorium największej w Chinach (1646,8
tys. km2) prowincji autonomicznej Xinjiang, która bezpośrednio graniczy z trzema republikami centralnoazjatyckimi, a także z „gorącymi islamskimi punktami”
– indyjskim Kaszmirem oraz z Afganistanem, zamieszkuje stosunkowo niewielka
Porozumienie graniczne z ChRL wywołało dużą krytykę w Kirgistanie. Władzom zarzucano
utrzymywanie faktu podpisania dokumentu w tajemnicy przed społeczeństwem. Mimo masowych
protestów w 2002 r. parlament kirgiski zdecydował się na ratyfikację porozumienia.
11
A. Rashid, op.cit., s. 247.
12
Zob. szerzej: „RFE/RL Newsline”, 21.05.2002.
13
S. Szynkiewicz, Mniejszości etniczne, [w:] Chiny. Przemiany państwa i społeczeństwa w okresie reform 1978–2000, (red.) K. Tomala, Warszawa 2003, s. 355.
10
148
Interesy Chin w Azji Centralnej
liczba ludności: 19,2 mln, z czego aż 10,7 mln to mniejszości narodowe14. Ujgurzy,
stanowiący aż 7,7 miliona, zamieszkują środkową i południową część Xinjiangu,
zwłaszcza oazy15. Kazachowie stanowią 1,5 miliona i zamieszkują specjalnie dla
nich utworzoną prefekturę autonomiczną oraz cztery powiaty16. Kirgizi, których
jest 200 tys., w większości występują we własnej prefekturze autonomicznej. Ponad połowa ludności jest osiadła, reszta do tej pory zajmuje się koczowniczym pasterstwem. Tadżycy, stanowiąc 60 tys., występują w niektórych powiatach zachodniej części prowincji a kilka tys. Uzbeków mieszka w jej południowych miastach17.
Xinjiang, będąc w przeszłości narzędziem, za pomocą którego obce państwa starały się wywierać nacisk i realizować swoje plany imperialne18, do dziś pozostaje
czułym punktem Państwa Środka, przykuwającym uwagę władz chińskich.
G. Gleanson, op.cit.
Ujgurzy przez długi czas byli znani pod nazwami lokalnymi (Kaszgarowie, Turfanowie itd.) lub
jako Taranczowie. Było to spowodowane rozbiciem terytorialnym po upadku średniowiecznego Chanatu Ujgurskiego (745–840). Państwo to znajdowało się jednak w innej części Azji, a mianowicie na
terenach Syberii i Mongolii, co przyczyniło się do braku poczucia jedności. Etnonim „Ujgur” został
wskrzeszony dopiero w XX w.; według jednych źródeł stało się to w 1921 r. na konferencji przedstawicieli narodów, według innych w 1935 r. w wyniku propozycji wybitnego radzieckiego turkologa
S. Malova. Zob. szerzej: S. Szynkiewicz, Zróżnicowanie etniczne Chin, „Sprawy Narodowościowe”
1997, t. VI, z. 1 (10) oraz K. Hafizova, Separatizm v Sin’czjan-Ujgurskom avtonomnom rajone Kitaja:
dinamika i potencial vlijanija na situaciju v Centralnoj Azii, „Centralnaja Azija i Kavkaz” 2003, nr 1.
16
Można też dodać, że znaczne liczby Kazachów zamieszkują także wielonarodową prefekturę
w prowincji Qinghai.
17
S. Szynkiewicz, Zróżnicowanie…
18
W 1944 r. Ujgurzy, dzięki otrzymywanej od ZSRR broni, podjęli powstanie przeciwko Chinom
i w 1946 r. została utworzona Republika Wschodnio-Turkiestańska. Jednak już w 1949 r., wskutek
dojścia do władzy komunistów, Stalin stracił zainteresowanie nowo powstałą republiką, a nawet uznał
ją za przeszkodę w stosunkach radziecko-chińskich. W tym samym roku, na mocy porozumienia Stalin–Mao Zedong, przywódca radziecki namówił władze Republiki Wschodnio-Turkiestańskiej do rozmów z rządem chińskim, a podczas przelotu do Pekinu samolot radziecki z liderami ujgurskimi „uległ
katastrofie”. Wówczas wojsku ChRL dosyć szybko udało się opanować terytorium Xinjiangu, który
znów stał się częścią Chin. Początkowo władze Państwa Środka nawet zamierzały utworzyć na wzór
republik radzieckich Ujgurską Republikę Autonomiczną, ale skończyło się na prowincji z prawami
autonomicznymi, z tym, że w jej nazwie słowo „ujgurska” pojawiło się po chińskim słowie Xinjiang,
co w dosłownym tłumaczeniu oznacza „nowe terytoria”. Tak powstała Xinjiang – Ujgurski Region
Autonomiczny na statusie prowincji. Wraz z zaostrzaniem sprzeczności chińsko-radzieckich i narastającej polemiki publicznej, w wyniku czego nastąpiło odwołanie radzieckich specjalistów z Chin
(1961 r.), oraz gwałtownym pogorszeniem sytuacji materialnej ludności (spowodowanych załamaniem
awanturniczego kursu „wielkiego skoku” i w konsekwencji klęską głodu) doszło do serii zbrojnych
powstań ujgurskich w Xinjiangu. W latach 1958–1972 w Xinjiangu doszło do 60 powstań, w wyniku których zginęło kilkadziesiąt tys. osób, a więcej niż 500 tys. miało trafić do obozów. Łączyło się
to z masowymi ucieczkami ludności na obszary centralnoazjatyckich republik ZSRR. Z inicjatywy
Chruszczowa w rejonach przygranicznych tworzone były specjalne bazy dla uchodźców z ChRL, z usług
których ZSRR korzystał w działalności wymierzonej przeciwko byłemu sojusznikowi. M. Muhlisov,
Dviženie za osvoboždenie Ujgurstana, „Centralnaja Azija” 1997, nr 10; F. Hamraev, Sin’czjanskij faktor i bezopastnost’ Centralnoj Azii, „Centralnaja Azija i Kavkaz” 2003, nr 5.
14
15
Aleksandra Zamaraeva
149
Ważna jest też z punktu widzenia Chin sytuacja narodowościowa w republikach Azji Centralnej. Tylko w Kazachstanie zamieszkuje blisko 220 tys. Ujgurów19.
Zwarte skupiska Ujgurów występują w Kotlinie Fergańskiej, gdzie tylko w obwodzie andiżanskim Uzbekistanu mieszka ich około 14 tys., a w obwodach oszskim
i czujskim Kirgistanu – około 11 tys.20
Sytuacja w Xinjiangu od dłuższego czasu pozostawała napięta. Ujgurzy nie
chcieli pogodzić się z upadkiem Republiki Wschodnio-Turkiestańskiej, co skutkowało pojawieniem się licznych organizacji separatystycznych. Zaś reakcją na politykę sinizacji i przymusowej asymilacji był wybuch nastrojów religijnych i popularyzacja radykalnego islamu w regionie. Separatyści i religijni ekstremiści połączyli
swoje wysiłki ogłaszając dżihad wobec Pekinu21. Uzyskanie niepodległości przez
pięć republik centralnoazjatyckich nasiliło negatywne dla centrum tendencje w Xinjiangu. Do Chin zaczęły napływać doniesienia, że duża część działań separatystów
i radykalnych muzułmanów przeprowadzana jest z terytorium państw Azji Centralnej, gdzie powstaje coraz więcej ugrupowań działających bez jakiejkolwiek
kontroli państwowej. Najbardziej znaną z nich jest Organizacja Zjednoczonego
Narodowego Rewolucyjnego Frontu Wschodniego Turkiestanu, której celem jest
utworzenie niepodległego, demokratycznego, pokojowego państwa Wschodniego Turkiestanu, które złączyłoby wszystkie narodowości zamieszkujące Xinjiang.
Oprócz tego działają również Ujgurstańska Organizacja Wolności, Międzyrepublikańskie Stowarzyszenie Ujgurów K. Gožamberdyeva, Fundusz Wschodniego
Turkiestanu (przewodniczył mu generał wojska tureckiego Muhamet Riza Bekin),
Ruch na Rzecz Niepodległości Wschodniego Turkiestanu22. Jak się okazało, znacząca część Ujgurów, którzy jeszcze w latach 80. zaangażowali się w działalność
islamską – przeszli szkolenie w neobandyskich medresach pakistańskich i doskonalili swoje umiejętności w bazach wojskowych w Afganistanie – obecnie działa w ekstremistycznych ugrupowaniach islamskich, funkcjonujących na obszarze
Azji Centralnej i Chin (takich jak np. Islamski Ruch Uzbekistanu).
W świetle tych faktów zrozumiałe są obawy władz ChRL przed działaniami
separatystycznymi:
– ze strony (w różnym stopniu) Kazachów, Kirgizów, Tadżyków, Ujgurów
i Uzbeków, zamieszkujących Chiny, na rzecz cesji części ich terytorium
i przyłączenia go do poszczególnych państw centralnoazjatyckich;
K. Hafizova, op.cit. Autorka uznaje, z przesadą, iż jest to trzecia pod względem liczebności
diaspora w Kazachstanie.
20
E. Aben, E. Karin, Nacional-separatistskie tendencii v SUAR KNR i problema bezopastnosti
centralnoaziatskogo regiona, „Centralnaja Azija i Kavkaz” 1999, nr 4.
21
G. Xing, China and Central Asia, [w:] Central Asian Security: The New International Context,
(red.) R. Allison, L. Jonson, London–Washington 2001, s.162.
22
E. Aben, E. Karin, op.cit.
19
150
Interesy Chin w Azji Centralnej
– ze strony Ujgurów zamieszkujących terytoria chińskie oraz republik centralnoazjatyckich na rzecz utworzenia państwa ujgurskiego;
– sił islamskich i panturkijskich na rzecz utworzenia islamskiego państwa turkijskiego na terytoriach m.in. należących do Chin.
W związku z powyższym Chiny podejmują aktywne działania na płaszczyźnie międzynarodowej zmierzające do neutralizacji wymienionych zagrożeń. Jest
to przede wszystkim współpraca z państwami ze swego regionalnego otoczenia.
Pierwszymi krokami w tym kierunku po demarkacji i demilitaryzacji granic było
wprowadzenie do traktatów przepisów o poszanowaniu suwerennej równości, integralności terytorialnej i nietykalności granic. Trzeba dodać, że interesy Chin
w tym aspekcie były zbieżne z interesami władz republik Azji Centralnej, które
pragnęły:
– nawiązać dobrosąsiedzkie stosunki z sąsiadem;
– świadome bolesnych doświadczeń z przeszłości, uzyskać od Chin prawnomiędzynarodowe gwarancje swoich granic23;
– podjąć wzajemną współpracę w dziedzinie zwalczania sił godzących w ich
integralność terytorialną24;
– uzyskać korzyści, w tym ekonomiczne, które wynikałyby z przyjętych zobowiązań delegalizacji ruchów ujgurskich.
W 1998 r. na szczycie „Piątki Szanghajskiej” w Ałmaty prezydent Jiang Zemin
wygłosił przemówienie pod tytułem Obronić pokój i stabilność, przyczyniać się do
rozwoju i rozkwitu, w którym podkreślił, że „dla utrzymania rozwoju przyjacielskiej współpracy między pięcioma państwami niezbędna jest kontynuacja zdecydowanej walki z narodowym separatyzmem, terroryzmem, przemytem broni i innym
złem, które zagraża stabilności i bezpieczeństwu regionu”. Państwa uczestniczące
w spotkaniu wyraziły zdecydowaną chęć kontynuowania konsultacji poświęconych
problemom bezpieczeństwa regionalnego i azjatyckiego, a także podkreśliły niezbędność wspólnej walki z separatyzmem etnicznym, ekstremizmem religijnym,
terroryzmem międzynarodowym i przestępczością transnarodową.
Następne spotkanie szefów państw „Piątki Szanghajskiej” w sierpniu 1999 r. w Biszkeku zbiegło się w czasie z najazdem Islamskiego Ruchu Uzbekistanu na terytorium
Kirgistanu, co sprawiło ogromny kłopot nie tylko gospodarzowi spotkania – Askarowi Akajewowi, ale i siłom bezpieczeństwa Kirgistanu, które przez długi czas nie
23
Przede wszystkim chodzi tu o Kazachstan, gdzie pamięta się o żądaniach terytorialnych ChRL
z 1969 r., które m.in. obejmowały połowę ziem kazachskich, czego konsekwencją były poważne incydenty graniczne w sierpniu tegoż roku.
24
Na przykład, zlikwidowana w 1997 r. jedna z wielu działających w Kirgistanie organizacji
wahhabitów (radykalni islamiści), zmierzała do reaktywacji islamskiego Chanatu Kokandzkiego,
który obejmowałby uzbekistańską Kotlinę Fergańską oraz południowe obszary Kirgistanu. Tym, co
szczególnie zaniepokoiło władze państwowe, był fakt, iż liderem tego ugrupowania był Ujgur, pochodzący z Xinjiangu. E. Aben, E. Karin, op.cit.
Aleksandra Zamaraeva
151
mogły poradzić sobie z napastnikami. Skutkowało to koncentracją tematów rozmów
na zagrożeniach dla regionu ze strony terroryzmu, separatyzmu i ekstremizmu religijnego. Dla uczestników stało się jasne, że chociaż zagrożenie to dotyczy ich w różnym stopniu, to jest wspólnym ponadnarodowym problemem i dla przeciwdziałania mu potrzebne są wspólne, skoordynowane wysiłki. Wynikiem tej dyskusji było
utworzenie Grupy Biszkekskiej, czyli forum współpracy szefów organów bezpieczeństwa i służb specjalnych Chin, Kirgistanu, Kazachstanu, Rosji i Tadżykistanu.
W roku 2001 podpisana została Konwencja o walce z terroryzmem, separatyzmem
i ekstremizmem, na mocy której została utworzona Regionalna Struktura Antyterrorystyczna25. Interesujące jest to, iż struktura ta ma działać nie tylko na potrzeby
państw–członków SzOW, ale i wszystkich państw WNP26.
W sierpniu 2003 r. zostały przeprowadzone pierwsze ćwiczenia wojskowe sił
zbrojnych Chin, Kazachstanu, Kirgistanu, Rosji i Tadżykistanu. Lokalizacja manewrów została wybrana nieprzypadkowo, a mianowicie – pierwszy etap został przeprowadzony w obwodzie ałmatyńskim Kazachstanu, drugi natomiast na przedmieściach miasta Yining w prowincji Xinjiang27. Manewry wojenne Interaction–2003
były drugimi w historii Chin, w których siły zbrojne Państwa Środka przeprowadzały ćwiczenia poza własnymi granicami28. Widoczne jest dążenie do koordynacji działań ChRL z państwami postradzieckimi również i w dziedzinie militarnej,
która ewentualnie może być wymierzona przeciwko siłom „trzech postaci zła”29.
Oprócz gwarancji multilateralnych otrzymanych w ramach SzOW, Chiny starają się uzyskać gwarancje dla swej polityki w omawianej dziedzinie od poszczególnych państw Azji Centralnej, co udało się Chinom osiągnąć podczas wizyt
szefa MSZ Chin Li Zhaoxinga, który we wrześniu 2003 r. przybył kolejno do Tadżykistanu, Uzbekistanu i Kirgistanu. Pierwsze dwie wizyty skutkowały podpisaniem porozumień o współpracy w dziedzinie zwalczania terroryzmu, separatyzmu
i ekstremizmu. Ostatnia skończyła się podpisaniem traktatu o współpracy i przyjaźni. Należy zauważyć, iż Pekin zawsze zabiega o to, aby w końcowym wspólnym dokumencie ChRL i republik centralnoazjatyckich znalazł się nie tylko zapis
o potępieniu przez strony działań separatystycznych, ale i o uznaniu dla polityki
„jednych Chin”.
http://www.rncpec.fareast.ru (15.01.2004).
R. Cutler, Did Putin Shanghai Bush?, „Central Asia – Caucasus Analyst”, 04.07.2001.
27
C. Carlson, Central Asia: Shanghai Cooperation Organization Makes Military Debut, [@:]
http://www.rferl.org (15.01.2004).
28
Pierwszy raz miało to miejsce rok wcześniej, podczas wspólnych ćwiczeń sił zbrojnych ChRL
i Kirgistanu.
29
Jest to sformułowanie stosowane przez władze chińskie, określające terroryzm, separatyzm
i ekstremizm.
25
26
152
Interesy Chin w Azji Centralnej
Chiny usilnie zabiegają także o niedopuszczenie do powstawania w republikach centralnoazjatyckich ugrupowań ujgurskich oraz o delegalizację już istniejących, jak też zaniechanie jakichkolwiek opinii krytycznych wobec polityki Chin
w Xinjiangu. Ilustruje to wystosowanie protestu ChRL do MSZ Kirgistanu w sprawie publikacji przez kirgiską gazetę „Res Publica” artykułu opisującego powstania ujgurskie w chińskim mieście Yining. Według ChRL, sposób, w którym autor
artykułu opisywał te wydarzenia, stanowi nie tylko „skandaliczne mieszanie się
w sprawy wewnętrzne państwa”, ale i „głębokie urażenie uczuć obywateli Chin”30.
Z kolei szczodrze odwdzięczają się w zamian za przychylne ChRL kroki, m.in.
udzielając pomoc techniczną i militarną dla wojska i służb granicznych Kirgistanu, Kazachstanu i Uzbekistanu.
Włączenie się Chin do koalicji antyterrorystycznej, która powstała po wydarzeniach 11 września, znany politolog i amerykanista z Uniwersytetu Pekińskiego
– Jin Canrong – skomentował następująco: nastąpiło to „po pierwsze – ze względu na rację stanu, po drugie – ze względu na własne problemy z terrorystami”31.
Władze Chin w świetle skali sympatii i aprobaty dla stanowiska władz USA ze
strony społeczności międzynarodowej, a także sposobu prezentacji idei międzynarodowego aliansu antyterrorystycznego przez Biały Dom („z nami albo przeciwko nam”), nie miały możliwości wyboru ani grania na zwłokę. Zareagowały zatem „ucieczką do przodu”, udzielając tej idei poparcia, tym bardziej, że leżało to
w ich interesie, otwierało przed dyplomacją chińską nowe możliwości działania
i szanse, chociaż rodziło też pewne zagrożenia32. Waszyngton, niejako w podziękowaniu, poinformował Chiny w sierpniu 2002 r. o wpisaniu Islamskiego Ruchu
Wyzwolenia Turkiestanu na listę ugrupowań terrorystycznych, czego – podobnie
jak w przypadku wielu innych organizacji separatystycznych w Xinjiangu – od lat
domagała się strona chińska33.
4. Współpraca gospodarcza
W latach 80. XX w. granica między ZSRR a ChRL należała do najbardziej zmilitaryzowanych w świecie. Stosunki międzypaństwowe, także handlowe były barM. Burles, Chinese Policy toward Russia and the Central Asian Republics, s. 56–57, [@:]
http://www.rand.org (11.11.2004).
31
J. Rowiński, Chiny wobec wydarzeń 11 września 2001 roku: wyzwania, zagrożenia, szanse
i opcje, [w:] Chiny. Rozwój społeczeństwa i państwa na przełomie XX i XXI wieku, (red.) K. Tomala,
K. Gawlikowski, Warszawa 2002, s. 138.
32
Ibidem.
33
Liderzy ujgurskich organizacji separatystycznych zaprzeczają jakimkolwiek powiązaniom z Al-Kaidą, przyznając jednoczeście, że kierowane przez nich organizacje rzeczywiście prowadzą walkę
zbrojną z „chińskimi okupantami”. L. Kleveman, The New Great Game. Blood and Oil in Central
Asia, London 2003, s. 108.
30
Aleksandra Zamaraeva
153
dzo ograniczone, nie było zatem potrzeby aktywniejszego rozwijania sieci połączeń
drogowych, kolejowych i lotniczych pomiędzy obydwoma państwami. Stanowiło
to istotny hamulec przy nawiązywaniu współpracy gospodarczej między Chinami
a nowo powstałymi państwami postradzieckiej Azji Centralnej.
O polityce gospodarczej Chin w stosunku do tych państw można mówić dopiero
od 1993 r. Obserwując kierunek rozwoju nowo powstałych republik Azji Centralnej władze ChRL uznały, że nawiązanie współpracy z nimi może przynieść Chinom namacalne korzyści. Początkowo była to współpraca dwustronna, polegająca
przede wszystkim na rozbudowie infrastruktury – otwieraniu nowych przejść granicznych, ustanowieniu połączeń kolejowych, budowie dróg. Stopniowo te zalążki
współpracy gospodarczej, gdzie udział państw ograniczał się jedynie do ułatwień
w jej nawiązywaniu, zaczęły przekształcać się w poważne projekty o znaczeniu
państwowym, które dla Chin nabierały wymiaru strategicznego. Fakt ten znalazł
swe odbicie w przebiegu spotkań przywódców państw Azji Centralnej i ChRL,
gdzie coraz częściej podejmowano dyskusje o gospodarczej stronie współpracy,
którą, jak się okazało, byli zainteresowani wszyscy uczestnicy. Tak rozpoczęła się
współpraca multilateralna.
Interesy gospodarcze, które Chiny zamierzają realizować w Azji Centralnej
(lub z udziałem Azji Centralnej), to głównie zapewnienie sobie nieskrępowanego dostępu do surowców energetycznych oraz rozszerzanie wymiany towarowej.
Pekin widzi w państwach Azji Centralnej korytarz transportowy dla swoich towarów wysyłanych na Zachód i Bliski Wschód. Proponuje też swoje terytorium jako
alternatywny wobec rosyjskiego szlak tranzytowy dla towarów centralnoazjatyckich eksportowanych do Azji Wschodniej.
Kiedy w połowie lat 90. XX w. stało się jasne, że w nowe stulecie Chiny wkroczą jako importer ropy naftowej, Pekin zwrócił się do państw Azji Centralnej w nadziei uzyskania dostępu do surowców energetycznych. Chińskie zapotrzebowanie
na ropę naftową w okresie do 2010 r. oceniane jest na około 260 milionów ton,
w tym deficyt – 70 milionów ton34. Chiny więc będą zmuszone do importowania
znacznej ilości potrzebnego surowca, co oznacza, że polityka energetyczna Chin
będzie miała coraz większy wydźwięk strategiczny. Państwa, których rozwój gospodarki zależy od importu ropy, dążą do maksymalnej dywersyfikacji źródeł importu tego surowca. Chiny, które do tej pory importowały go w 50% z Bliskiego
Wschodu (w tym w 17% z Arabii Saudyjskiej), chcą wykorzystać możliwości regionu kaspijskiego35. Według oficjalnych danych, zasoby państw regionu kaspijskiego
34
R. Zholaman, E. Aben, D. Satpaev, Geopolityczne i geoekonomiczne położenie Kazachstanu,
[w:] Kazachstan: historia, społeczeństwo, polityka, (red.) T. Bodio, K. A. Wojtaszczyk, Warszawa
2000, s. 393.
35
http://www.eia.doe.gov (12.11.2004).
154
Interesy Chin w Azji Centralnej
ocenia się na 17–33 miliardów baryłek ropy, której produkcja już w 2002 r. wyniosła 1,6 milionów baryłek dziennie, a według prognoz ilość ta zwiększy się w 2010
r. do 3–4,7 milionów baryłek36.
Tabela 1. Zasoby ropy w państwach centralnoazjatyckich
Rezerwy
(miliardy ton)
Udział w zasobach
światowych
Kazachstan
1,20
0,9%
Poziom produkcji
w 2001 roku
(miliony ton)
40,1
Turkmenistan
0,10
0,1%
8,6
Uzbekistan
0,10
0,1%
7,4
Źródło: opracowanie własne na podstawie The resource wealth burden – oil and gas sectors in
the former USSR, “CES Studies”, Warsaw December 2003.
Jedno z dwóch największych przedsiębiorstw chińskich branży energetycznej,
Chińska Narodowa Korporacja Naftowa (CNPC), stało się w 1997 r. głównym
(60%) udziałowcem kazachstańskiego Aktobemunaigazu – niedawno sprywatyzowanej korporacji, kontrolującej 3 najbardziej obiecujące pola roponośne Kazachstanu, których rezerwy są oceniane na 1 miliard baryłek37. W tym samym roku
została podpisana umowa przewidująca budowę 2900-kilometrowego rurociągu
prowadzącego znad Morza Kaspijskiego do Chin (ma zostać uruchomiony pod koniec 2005 r.). W sierpniu 2005 r. Chiny znacząco umocniły swoją pozycję na kaspijskim rynku surowców energetycznych, gdyż CNPC wygrała przetarg na 100%
akcji PetroKazachstanu – właściciela m.in. jednej z największych kazachstańskich
rafinerii oraz złóż ropy w południowo-zachodniej części Kazachstanu38.
Chociaż obecna konsumpcja gazu w Chinach wynosi zaledwie 3% ogółu spożycia surowców energetycznych, to według prognoz w 2010 r. poziom ten podwoi
się39. Jest to związane z szybkim rozwojem gospodarki, a także próbami Chin zastąpienia węgla gazem, jako mniej szkodliwym dla środowiska naturalnego40. Aby
sprostać wzrostowi zapotrzebowania, Chiny będą zmuszone do zwiększenia importu tego surowca. Państwa centralnoazjatyckie posiadają wystarczające do tego
Ibidem.
Kang Wu, China’s emergence in Central Asia: Security, Diplomatic, and Economic Interests.
Forum Three: Energy and Trade in China – Central Asia Relations. April 22, 2003, [@:] http://:
www.csis.org (12.11.2004).
38
Zob. szerzej: A. Łoskot, Chiny umocniają się w kazaskim sektorze naftowym, [@:] http://www.
osw.waw.pl.
39
http://www.eia.doe.gov (12.11.2004).
40
R. Ebel (w:) China’s emergence in Central Asia…
36
37
155
Aleksandra Zamaraeva
celu zasoby gazu. Chiny planują budowę gazociągu o długości 4200 km, transportującego gaz produkowany w Basenie Tarimskim do Szanghaju. Koszt jego budowy obliczany jest na 18 miliardów USD, w związku z czym pojawiły się projekty
przedłużenia zachodniego końca tego gazociągu do Kazachstanu41.
Tabela 2. Zasoby gazu w państwach centralnoazjatyckich
Rezerwy
(biliony m3)
Udział w zasobach
światowych
Kazachstan
1,84
1,2%
Poziom produkcji
w 2001 roku
(miliardy m3)
11,6
Turkmenistan
2,01
1,3%
51,6
Uzbekistan
1,87
1,2%
57,4
Źródło: opracowanie własne na podstawie The resource wealth burden – oil and gas sectors in
the former USSR, “CES Studies”, Warsaw December 2003.
Handel i inwestycje są dwoma najbardziej widocznymi przejawami obecności gospodarczej Chin w Azji Centralnej. Państwa centralnoazjatyckie eksportują
do Chin surowce naturalne, a importują towary konsumpcyjne. Kazachstan eksportuje surowce energetyczne, żelazo, stal, miedź, Kirgistan – miedź oraz złom,
a Uzbekistan – bawełnę oraz surówkę bawełnianą42. Chińskie towary konsumpcyjne stanowią dużą część importu Kazachstanu, Kirgistanu i Uzbekistanu. Większość z tych towarów została wyprodukowana w północno-zachodniej części Chin.
Jeszcze w 1993 r. wartość eksportu Xinjiangu do republik centralnoazjatyckich
stanowiła 240,2 mln USD, co wynosiło 3,5% PKB prowincji Xinjiang43. Chociaż stanowi to tylko 0,25% całego handlu zagranicznego ChRL44, za intensyfikacją powiązań gospodarczych między Azją Centralną a Xinjiangiem przemawiają
względy polityczne. Władze chińskie uważają bowiem rozwój gospodarczy tego
regionu za panaceum na wszelkiego rodzaje separatyzmy. Między innymi dlatego właśnie Xinjiang otrzymał poniekąd status przyczółka dla ekspansji gospodarczej Chin na Zachód45.
Ibidem.
M. Blaxall, China’s Emergence in Central Asia…
43
S. Tang, Economic Integration in Central Asia: the Russian and Chinese Relationship, „Asian
Survey” 2000, nr 2.
44
P. Andrews-Speed, S. Vinogradov, China’s Involvment in Central Asia Petroleum: Covergent
or Divergent Interests?, „Asian Survey” 2000, nr 2.
45
Xinjiang Becomes Bridgehead for Trade Ties with Central Asia, [@:] http://www.china.org.cn.
41
42
156
Interesy Chin w Azji Centralnej
Dużo uwagi władze ChRL poświęcają wspieraniu projektów transportowych,
mogących im dać jak najkrótszy, korzystny i bezpieczny dostęp do rynków Europy i Bliskiego Wschodu. Dzięki otwartemu w maju 1996 r. 295-kilometrowemu
połączeniu kolejowemu Meszhed–Serachs–Tedżen, Chiny otrzymały możliwość
komunikacji z Iranem, a tym samym wyjście m.in. do Zatoki Perskiej wprost poprzez Azję Centralną46. Dzięki innym zrealizowanym projektom kolejowym już
w tej chwili możliwy jest transport towarów z chińskiego portu Lianyungang przez
Ałmaty do Rotterdamu. Ten promowany przez Chiny szlak jest o 8000 km krótszy od tradycyjnego sposobu przewozu towarów drogą morską z Europy do Azji
przez Kanał Sueski47.
Znaczne korzyści polityczne i gospodarcze Pekin upatruje w zintensyfikowaniu
handlu republik Azji Centralnej z państwami Azji Wschodniej przez swoje terytorium. ChRL dysponują dwoma strategicznymi korytarzami transportowych, przez
które mogłaby zachodzić ta wymiana: drugiej Trans–Euroazjatyckiej Kolei i wybudowanej w 1997 r. autostrady łączącej Uzbekistan, Kirgistan i Xinjiang48.
5. Interesy polityczne
Chociaż po rozpadzie Związku Radzieckiego świat przestał być dwubiegunowy
i w tym sensie stał się bardziej bliski systemu multipolarnego, to jednak pozycja
Stanów Zjednoczonych pozostaje dominującą. Dlatego Chiny postrzegając obecną pozycję USA i ich siłę ekonomiczną, polityczną i militarną jako zagrażającą
ich interesom i aspiracjom, są gorącym orędownikiem idei świata wielobiegunowego. Z chińskiego punktu widzenia multipolarny system bezpieczeństwa jest nader korzystny, gdyż współdziałania między państwami w jego ramach są nie tylko
wzajemnie korzystne, ale także mają większy efekt prewencyjny. Multipolarność
obniża bowiem możliwość stosowania przymusu przez jedno potężne, rozwinięte
państwo, takie jak USA wobec państwa mniej rozwiniętego, jak Chiny49.
Chiny pragną więc pozyskać państwa Azji Centralnej dla własnej koncepcji bezpieczeństwa, a forum SzOW traktują jako instrument jej nagłaśniania, przeciwstawiając ją unilateralnym, amerykanocentrycznym ideom dominacji USA50.
46
Ta trasa łączy szlaki kolejowe Iranu i regionu Zatoki Perskiej ze szlakami kolejowymi Azji
Centralnej oraz Rosji, Chin, Turcji, Pakistanu i Europy. Zob. szerzej S. Kardaś, Szlaki komunikacyjne i transport, [w:] Turkmenistan: historia, społeczeństwo, polityka, (red.) T. Bodio, Warszawa
2005, s. 539.
47
M. Burles, op.cit., s. 38.
48
S. Tang, op.cit.
49
M. Burles, op.cit., s. 29–30.
50
Zob. szerzej: D. Finkelstein, China’s Emergence in Central Asia…
Aleksandra Zamaraeva
157
Odpowiedzią Chin na zagrożenia wynikające dla ich interesów i aspiracji z dominującej pozycji USA jest także realizowana konsekwentnie od drugiej połowy
lat 80. polityka „dobrego sąsiedztwa”. Zakłada ona, że interesy narodowe, a nie
kryteria ideologiczne powinny definiować politykę Chin wobec innych państw,
szczególnie sąsiedzkich. Stosując tę politykę, Chiny wzmocniły powiązania z innymi państwami regionu Azji i Pacyfiku, a także zintensyfikowały lub nawiązały
stosunki z państwami Europy i Ameryki Łacińskiej. Innymi słowy, Chiny próbują przeciwstawić się zagrożeniu płynącemu z supermocarstwowej pozycji USA,
tworząc szeroką siatkę powiązań regionalnych i globalnych. Te powiązania nie są
wystarczające, aby całkowicie zneutralizować ekonomiczną, militarną i polityczną siłę Stanów Zjednoczonych w najbliższej przyszłości, ale powodują uzyskanie
przez Chiny alternatywnych źródeł handlu, technologii, inwestycji i poparcia politycznego. Właśnie w takim kontekście powinno być oceniane, według Marka Burlesa, zaangażowanie Chin w Azji Centralnej51.
Pojawienie się sił wojskowych USA w Azji Centralnej nie mogło nie spowodować reakcji Chin. Według Dawida Finkelsteina ewolucje poglądów Chin w tej
dziedzinie można podzielić na następujące etapy52:
1. Szok i obawa co do możliwych zagrożeń dla interesów Chin w tym regionie. Chiny nie mogły uwierzyć w to, że Rosja tak szybko zgodziła się wpuścić USA na terytorium swoich szczególnych interesów. Według Fiony Hill
było to motywowane chęcią Rosji, świadomej swoich słabnących pozycji
w porównaniu z ChRL, wprowadzenia na arenę następnego gracza, który
by nie tylko osłabił pozycję Chin w Azji Centralnej, ale i pośrednio wzmocnił pozycję Rosji. Założenie rosyjskiej bazy wojskowej Kant w Kirgistanie
w grudniu 2002 potwierdza tylko ten punkt widzenia53.
2. Uświadamianie przez analityków chińskich ewentualnych korzyści mogących płynąć z obecności USA w Azji Centralnej. Udana operacja koalicji
mogłaby stabilizować region i służyć realizacji niektórych bieżących i średniofalowych interesów chińskich, takich jak np. likwidacja działających w regionie grup ekstremistycznych.
3. Ponowny niepokój z powodu obecności USA. Dyskusje koncentrują się na
pytaniach: jak długo Stany Zjednoczone zamierzają pozostać w regionie, jaki
wpływ będzie miała ich obecność i czy nieustanne problemy USA w Iraku
będą tożsame z utratą zainteresowania Stanów Zjednoczonych Azją Centralną.
Obecność USA w regionie nie mogła nie przykuwać uwagi Pekinu. Amerykańskie siły zbrojne znajdowały się zaledwie kilkaset kilometrów od chińskiej granicy.
M. Burles, op.cit., str. 34.
D. Finkelstein, China’s Emergence in Central Asia…
53
F. Hill, China’s Emergence in Central Asia….
51
52
158
Interesy Chin w Azji Centralnej
Przy tym – w odróżnieniu do Rosji – Chiny nie były uważane za stronę „bezpośrednio poszkodowaną” na skutek pojawienia się baz amerykańskich w regionie,
stąd nie mogły liczyć na swoistą „rekompensatę polityczną”54. Za negatywne tendencje w regionie Pekin uznał nie tylko zbliżenie amerykańsko-rosyjskie, które
jego zdaniem „poszło za daleko”, ale i zajęcie przez niektóre państwa centralnoazjatyckie pozycji zdecydowanie proamerykańskiej55. Następstwem tego była marginalizacja SzOW i osłabienie pozycji Chin w regionie.
Dyplomacja chińska podjęła olbrzymi wysiłek na rzecz przezwyciężenia zaistniałej sytuacji. Wraz z Rosją, również zaniepokojoną perspektywą utraty obszaru
swoich tradycyjnych wpływów, przystąpiła do naciskania na państwa centralnoazjatyckie w celu rewaloryzacji ich polityki zagranicznej. Przejawiało się to zarówno podczas spotkań dwustronnych, jak i szczytów SzOW. Działania Pekinu
i Moskwy osiągnęły zamierzony cel – w czerwcu 2005 r. Szanghajska Organizacja
Współpracy w pełnym składzie wystosowała do Waszyngtonu oficjalne zapytanie
w sprawie krańcowego terminu wycofania z regionu sił zbrojnych USA56. Zapewne z przyjemnością powitał Pekin informację zarówno o żądaniu Islama Karimowa wycofania sił amerykańskich z uzbeckiej bazy w Chonabadzie w terminie 180
dni57, jak i zapewnienia niedawno wybranego prezydenta Kirgistanu Kurmanbeka
Bakijewa o konieczności renegocjacji ze Stanami Zjednoczonymi umowy o dzierżawie bazy lotniczej „Manas”.
Mimo rosnącego znaczenia regionu centralnoazjatyckiego dla ChRL, Pekin przykłada jednak nadal większe znaczenie do stosunków łączących go z Moskwą. Będąc
świadomym tego, jak drażliwym tematem jest dla Rosji jej pozycja w regionie, Chiny
podczas spotkań i wizyt oficjalnych starają się zapewnić Moskwę o tym, że nie zamierzają wypełnić pustki geopolitycznej powstałej po jej odejściu58. Chiny starannie kształtują swą politykę centralnoazjatycką, tak aby nie „urazić” Rosji59. Shiping
Tang uważa, że reguły gry zastały ustalone według następującej zasady: Rosja nie
J. Rowiński, Chiny…, s. 138.
Ibidem.
56
O czerwcowym szczycie SzOW zob. szerzej G. Sadowski, Smoczy apetyt, „Wprost”,
31.08.2005
57
Chociaż oficjalnie władze uzbeckie temu zaprzeczają, powszechnie uważa się, że przyczyną
tego żądania było pogłębiające się pogorszenie stosunków na linii Taszkent–Waszyngton. Dołączenie
się USA do grupy państw żądających niezależnego śledztwa międzynarodowego w sprawie masakry
ludności cywilnej w Andiżanie prawdopodobnie było zaledwie pretekstem do dawno planowanego
zwrotu w polityce zagranicznej Uzbekistanu.
58
S. Tang, op.cit.
59
Uważa się nawet, że Chiny nie przystąpiły do „pipeline battle”, dopóki obecność Zachodu w regionie nie stała się oczywista. Ale nawet jako jeden z licznych „graczy” Chiny działają na tej płaszczyźnie bardzo ostrożnie – np. podczas negocjacji dotyczących budowy gazociągu z Turkmenistanu
do Chin Pekin wyraził gotowość do spełnienia szeregu warunków, m.in. budowy dodatkowej gałązi
biegnącej z Chin do rosyjskiego Irkucka.
54
55
Aleksandra Zamaraeva
159
chcę zwiększonej obecności Chin w regionie, a Chiny nie podejmują inicjatyw bez
poparcia Rosji lub przynajmniej akceptacji z jej strony60. Według Dmitrija Trenina
związane jest to z tym, że Chiny chcą, aby to właśnie Rosja pełniła w Azji Centralnej funkcję stabilizacyjną, przynajmniej dopóty, dopóki one same nie będą w stanie
zastąpić jej w tej funkcji61.
Chociaż Chiny nie wyrażały zainteresowania w rozszerzeniu swojej strefy wyłącznych wpływów na Azję Centralną i ograniczały się do realizacji interesów zdefiniowanych jako wieczyste, to wydaje się jednak, że zwiększająca się potęga polityczna, gospodarcza i militarna Państwa Środka może zachęcić je do głębszego
zaangażowania w sprawy centralnoazjatyckie.
Zakończenie
Realizacja polityki chińskiej w Azji Centralnej napotyka na rozmaite ograniczenia i problemy. Po pierwsze jest to postrzeganie Chin przez elity władzy politycznej republik centralnoazjatyckich jako „hegemon-in-waiting” i wynikająca
stąd podejrzliwość wobec chińskich intencji i poczynań. Po drugie, jest to kwestia
ograniczonych środków, które Chiny mogą zainwestować w Azji Centralnej oraz
problem skromnych możliwości ich akomodacji. Po trzecie, chociaż Chiny robią
postępy w poznawaniu omawianego regionu, jednak ich możliwości dostępu do
przedstawicieli elit władzy republik centralnoazjatyckich są nadal skromne, szczególnie w porównaniu z tymi, które posiada Rosja62.
Najbardziej dynamicznie udało się Chinom rozwinąć stosunki z Kazachstanem,
przede wszystkim w dziedzinie handlu. Jednak nie należy oczekiwać, że to właśnie Kazachstan jest pierwszym kandydatem do zagoszczenia w strefie dominacji
Chin. Stoją na przeszkodzie temu nie tylko dosyć skromne możliwości inwestycyjne Chin w porównaniu z takimi gigantami jak Mobil, Shell, Total, BP, Statoil,
które aktywnie zajmują „nowe terytoria”, ale i taki czynnik jak polityka kazachstańskich władz, powodowana też dużą rosyjską mniejszością, która jest nieprzychylna zwiększającej się obecności Chin w regionie.
Również z Kirgistanem Chinom udało się nawiązać ścisłą współpracę. Niektórzy eksperci, biorąc pod uwagę to, że ChRL stała się największym eksporterem
i jednym z największych importerów republiki uważają, że w ciągu następujących
kilku lat Chiny mają szanse w całości zdominować gospodarkę Kirgistanu. Jednak
stoi temu na przeszkodzie fakt, że Kirgistan potrzebuje inwestycji dla skuteczneS. Tang, op.cit.
D. Trenin, China’s Emergence in Central Asia: Security, Diplomatic, and Economic Interests.
Forum Two: Counterterrorism, Stability, Internal Security, and China – Central Asia Relations, March
5, 2003, [@:] http://www.csis.org/ (12.11.2004).
62
Ibidem.
60
61
160
Interesy Chin w Azji Centralnej
go zakończenia transformacji swojej gospodarki, a Chiny są dosyć powściągliwe
w inwestowaniu w państwie tak skromnie wyposażonym w surowce naturalne.
Stosunki Chin z Tadżykistanem mają dosyć ograniczony wymiar. Ma na to
wpływ nie tylko niejasna sytuacja polityczna w kraju prezydenta E. Rachmonowa,
ale także nierozstrzygnięty spór terytorialny między państwami.
Uzbekistan i Turkmenistan są państwami, gdzie wpływy chińskie są najmniejsze w porównaniu z pozostałymi republikami centralnoazjatyckimi. Niewątpliwe znaczenie ma tu oddalenie geograficzne tych państw od ChRL. Oprócz tego
na podkreślenie zasługują ambicje Uzbekistanu do ekspansji własnych wpływów
w regionie i wynikająca stąd niechęć do potencjalnego rywala. Turkmenistan natomiast bardziej wydaje się być podatny na wpływy irańskie.
Jak dalej będą rozwijać się stosunki Chin z Azją Centralną? Prawie wszyscy
analitycy zgadzają się z tym, że wpływy chińskie będą rosły, różnią się tylko w poglądach jak szybko, do jakiego stopnia i do jakiego zasięgu geograficznego. Zbigniew Brzeziński uważa, że w perspektywie znaczenie Chin w tym regionie zrówna się z tym, które mają Rosja oraz Stany Zjednoczone. Utrzymuje, że Chiny mają
szansę wyjść na dominującą pozycję, chociażby ze względu na znaczenie, które
władze ChRL przydają swojej kompanii „Go West”, a także ze względu na to, że
gospodarka chińska rozwija się pięć razy szybciej od rosyjskiej63. Mark Burles łagodzi wymowę takich prognoz, twierdząc, że jest bardzo prawdopodobne, że Chiny uzyskają w przyszłości dominującą rolę ekonomiczną i polityczną, ale tylko
w niektórych państwach lub nawet regionach Azji Centralnej. Nawet jeżeli Chinom uda się utrzymać dynamiczny rozwój gospodarczy, który – jak uważa Burles
– jest jednym z koniecznych warunków zwiększania ich wpływów, jest nieprawdopodobne, by udało im się rozciągnąć wpływy na całą Azję Centralną64.
63
64
Z. Brzeziński, China’s Emergence in Central Asia…
M. Burles, op.cit., s. 52.
Azja-Pacyfik 2005, nr 8/2005
POLITYKA
Adam Paweł Olechowski
KOLEJ DO TYBETU – SZANSA CZY ZAGROŻENIE?
Budowa najwyżej na świecie położonej linii kolejowej do Lhasy, należąca niewątpliwie do najbardziej złożonych przedsięwzięć inżynieryjno-technicznych
ostatnich lat, zakończyła się sukcesem. Rozpoczęta w roku 2001 z inicjatywy ówczesnego prezydenta Chin, Jiang Zemina, miała zostać ukończona w roku 2007.
Skończono ją prawie na trzy lata przed zakładanym terminem. Co prawda trwają
jeszcze ostatnie prace wykończeniowe niektórych obiektów stacyjnych, ale istnienie nowej trasy kolejowej jest już faktem o niezaprzeczalnym znaczeniu geoekonomicznym i geostrategicznym nie tylko dla Chin i subkontynentu indyjskiego.
Oficjalne oddanie do użytku nowowybudowanej przez chińskich inżynierów
i techników linii kolejowej nastąpi jednak dopiero w dniu 1 lipca 2007 roku. Od
tego momentu będzie nią można przewozić około 5 mln. ton towarów rocznie i milion pasażerów zaś podróż na dystansie 4050 km, jaki dzieli Pekin od Lhasy trwać
będzie zaledwie 48 godzin. Obecnie, w dobie transportu lotniczego, czas ten może
wydawać się niezbyt imponujący, pamiętać jednak należy, iż to właśnie koleją przewozi się, w transporcie lądowym, stosunkowo najwięcej pasażerów i towarów.
Warto wspomnieć, iż Lhasa nie jest punktem docelowym nowowybudowanej
linii kolejowej. W planach jest bowiem jej przedłużenie aż do granicy Indii. Jeżeli plany te zostaną zrealizowane, połączenie dwóch dynamicznie rozwijających
się gospodarek, chińskiej i indyjskiej stanie się faktem o dużym znaczeniu już nie
tylko dla Azji lecz dla świata.
Niewątpliwie pewną rolę w podjęciu decyzji o budowie linii kolejowej do Lhasy odegrała polityka. Chodzi, m.in. o kwestię bezpieczeństwa granic aspirujących
do rangi mocarstwa globalnego Chin. Kolej zaś, pomimo doskonalenia innych
środków transportu, nie utraciła swego strategicznego znaczenia. Nadal bowiem
162
Kolej do Tybetu – szansa czy zagrożenie?
to właśnie dzięki niej można szybko i sprawnie przerzucić na duże odległości duże
masy wojska i sprzętu militarnego.
Błędem byłoby jednak stwierdzenie, iż chińskim decydentom przyświecały jedynie motywy polityczne. Przedsięwzięcie to jest zbyt złożone aby rozpatrywać je
tylko w tym jednym aspekcie. Patrząc pod kontem ekonomicznym i… historycznym kolej tybetańską należy potraktować jako modernizację i dostosowanie do
wymogów współczesności starego, funkcjonującego już przeszło trzynaście wieków szlaku handlowego, który w miejscowości Xian łączył się ze sławnym „jedwabnym szlakiem”. Ekonomicznej i cywilizacyjnej roli szlaków handlowych nie
trzeba chyba nikomu wyjaśniać. Aby jednak spełniać swą rolę szlaki muszą być
rozwijane i modernizowane. Dlatego też budowa kolei tybetańskiej jest logiczną
konsekwencją ekonomicznego rozwoju nie tylko samych Chin lecz także i innych
państw azjatyckich, w tym, m.in. i Indii.
Praktycznie aż do połowy XX wieku szlak tybetański był trudny do pokonania,
co uniemożliwiało prowadzenie wymiany handlowej stymulującej rozwój gospodarczy i cywilizacyjny regionu. Czyniło to z Tybetu średniowieczną enklawę w dynamicznie rozwijającym się świecie. Chinczycy, pomimo swoich wielowiekowych
wpływów i obecności gospodarczej w Tybecie, mogli przystąpić do modernizacji
tego pradawnego szlaku dopiero od lat pięćdziesiątych XX wieku. Opóźnienie to
podyktowane było wieloma, także politycznymi względami.
Z racji swego położenia Tybet był aż do połowy XX wieku przedmiotem sporu kilku rywalizujących potęg i nie był praktycznie samodzielnym. Na początku
XX wieku Chiny były zbyt słabe aby podjąć jakiekolwiek działania w tym regionie. Mający w pewnym momencie dominującą pozycję w tej części Azji Brytyjczycy nie byli zaś zbytnio zainteresowani w prowadzeniu nowoczesnych szlaków
komunikacyjnych do Tybetu. Ponadto nie dysponowali oni praktycznie wówczas
odpowiednimi środkami umożliwiającymi podjęcie złożonych technicznie przedsięwzięć budowlanych w pokrytym wieczną zmarzliną terenie wysokogórskim.
Rozbudowy i dostosowania szlaku do wymogów współczesnego transportu
podjęły się dopiero w drugiej połowie XX wieku Chiny. Zaznaczyć jednak trzeba, iż ich działania podyktowane były wówczas nie tylko względami handlowymi, lecz również militarnymi. Pośrednio wskazuje na to fakt, iż pierwsza, licząca 1937 kilometrów droga kołowa łącząca Tybet z Chinami została wybudowana,
w latach pięćdziesiątych, przez chińskie jednostki wojskowe generała Mu Shengzonga. Drogą tą aż do chwili obecnej szło około 18% całości chińskich dostaw do
Tybetu. Nie trzeba chyba wyjaśniać jak znikome ilości dóbr trafiały przy tym na
tybetański rynek.
Budując tę drogę Chinczycy zdawali sobie sprawę, iż pomimo wszystko będzie
ona miała ograniczone znaczenie. Dlatego też już w roku 1956 chińskie ministerstwo ds. kolejnictwa opracowało pierwsze plany budowy o wiele wydajniejszej
od transportu kołowego linii kolejowej. Ich częściowa realizacja stała się jednak
Adam Paweł Olechowski
163
możliwa dopiero w roku 1984. Wówczas to wybudowano, w graniczącej z Tybetem prowincji Qing Hai, pierwszy odcinek przyszłej kolei do Lhasy.
W latach osiemdziesiątych Chiny ze względów ekonomicznych i technicznych
nie mogły doprowadzić tej budowy do końca. Szczególnie trudnym do rozwiązania był w tamtym okresie problem ułożenia torów na terenie pokrytym wieczną
zmarzliną. Podkreślić należy, iż nawet dzisiaj ułożenie torów na wiecznej zmarzlinie ocenione zostało przez uznanych powszechnie za specjalistów od budowy
kolei na terenach wysokogórskich inżynierów szwajcarskich za rzecz niewykonalną. Chińscy inżynierowie znaleźli jednak rozwiązania umożliwiające pokonanie tego problemu.
Mówiąc ogólnie problem zmarzliny polega między innymi i na tym, iż jeżeli
tory zostaną ułożone bezpośrednio na niej to energia cieplna powstała w wyniku
przejazdu pociągów spowoduje nadtopienie lodu, a w rezultacie uszkodzenie torowiska. Chinczycy rozwiązali ten problem na dwa sposoby. Pierwszy z nich to budowa linii na estakadach. Drugi zaś, bardziej złożony i przemyślny, polega na położeniu torów na specjalnych, wysokich na 20 metrów nasypach, w których wykonano
szereg otworów wentylacyjnych. Przepływające swobodnie przez te otwory zimne
powietrze cały czas schładza zmarzlinę i „zabiera” ciepło wytworzone przez przejeżdżające pociągi. Ogółem przez tereny pokryte wiecznym lodem przeprowadzono aż 547 km torów z liczącej ogółem 1956 km linii kolejowej do Lhasy.
Wieczna zmarzlina i skały łańcucha Kunlun to nie jedyne problemy z jakimi
przyszło uporać się chińskim budowniczym. Duże niebezpieczeństwo, szczególnie dla budujących linię robotników, był panujący na dużych wysokościach niedobór tlenu. Zaradzono temu między innymi poprzez odpowiednią organizację
pracy. Przede wszystkim robotnicy byli stopniowo aklimatyzowani do warunków
wysokogórskich. Na dużych wysokościach pracowali też zaledwie po dwa miesiące, po czym wracali do rejonów położonych poniżej 3 tys. m. n.p.m. Ich czas
pracy skrócony został do 4 godzin dziennie. Każdy z pracujących na wysokości
powyżej 4 tys. metrów robotników miał w swoim wyposażeniu specjalny aparat
tlenowy z zapasem tlenu wystarczającym na 1 godzinę. Dodatkowo otrzymywał
specjalne środki farmakologiczne pozwalające absorbować tlen w organizmie. Do
budowanych tuneli tłoczono tlen. Dzięki tym przedsięwzięciom udało się uniknąć, w czasie budowy, ofiar śmiertelnych. Dla porównania wystarczy powiedzieć,
iż budowa drogi kołowej w latach pięćdziesiątych pochłonęła około 2 tysięcy istnień ludzkich.
Budowa linii kolejowej do Lhasy wiązała się z koniecznością rozwiązania jeszcze jednego, bardzo ważnego problemu – ochrony środowiska naturalnego. Wbrew
pozorom Tybet ma bowiem dość złożony ekosystem, którego naruszenie może
nieść negatywne skutki nie tylko dla jego obszaru lecz także niemal dla całej Azji.
Wystarczy wspomnieć, iż to właśnie w Tybecie mają swój początek wielkie rzeki kontynentu azjatyckiego, takie jak Huang Ho, Jangcy, Brahmaputra czy Indus.
164
Kolej do Tybetu – szansa czy zagrożenie?
Obecnie, kiedy mówi się o poważnych problemach z dostępem nie tylko do wody
pitnej, ale w ogóle wody wszelkie zakłócenia jakie mogłyby powstać już u źródeł rzek nawadniających znaczne połacie Azji miały by niewątpliwie katastrofalne następstwa dla wielu azjatyckich państw. Przy czym nie chodzi tu wyłącznie
o ekologię. Już dziś kwestie związane z dostępem do wody były przyczyną kilku
międzynarodowych konfliktów politycznych. Podkreślić również trzeba, iż płaskowyż tybetański ma ponadto regulujący wpływ na klimat subkontynentu indyjskiego. Wszelkie więc podejrzenia o znaczne naruszenie jego ekosystemu wpływające destabilizująco na klimat mogłyby więc stać się przyczyną poważnych napięć
w stosunkach chińsko-indyjskich.
Z tego też względu budowniczowie linii kolejowej musieli wykazać szczególną
troskę o bogaty i złożony świat roślinny oraz jeziora i bagniska, a także i wieczną
zmarzlinę. Planując przebieg linii starano się więc omijać wyjątkowo cenne pod
względem ekologicznym obszary. Tam gdzie nie było to możliwe linię prowadzono tak, aby jak najmniej ingerować w ekosystem. Szczególną ochroną otoczono
przy tym delikatne trawy górskie, które odgrywają bardzo ważną rolę w retencji
wód na płaskowyżu. Zdejmowane na czas budowy warstwy darni były troskliwie
pielęgnowane, a po zakończeniu prac układane na powrót w dawnym miejscu.
Podkreślić też trzeba, iż z terenu budowy starannie zbierano i wywożono wszelkie odpady i nieczystości.
Oprócz wód i roślin ochroną objęto także i faunę płaskowyżu. W Tybecie żyje
bowiem wiele unikatowych gatunków zwierząt, wśród nich szczególnie rzadkie
antylopy górskie – gorale. Dla bezpieczeństwa tych zwierząt zbudowano m.in. specjalne przejścia, które umożliwiają im pokonywanie torów. Ogólne wydatki poniesione w czasie budowy na przedsięwzięcia o charakterze ekologicznym sięgnęły
sumy 150 tysięcy dolarów.
Mówiąc o budowie linii kolejowej do Lhasy nie można pominąć kwestii zagrożenia kulturowego dla Tybetu. Pojawia się pytanie czy rzeczywiście kolej może
zagrozić kulturze określonego regionu, do którego została doprowadzona? Doświadczenia światowe, w tym także europejskie, wskazują, iż rozbudowa infrastruktury komunikacyjnej zawsze wiązała się ze zmianami społecznymi i kulturowymi. Zmiany te jednak praktycznie nie były aż tak duże żeby poważnie zagrozić
tożsamości kulturowej silnych i opartych na wielowiekowych tradycjach grup narodowych do jakich niewątpliwie należą Tybetańczycy. Wręcz przeciwnie na połączeniu ze światem grupy te zyskiwały cywilizacyjnie, kulturowo i, co nie jest
bez znaczenia ekonomicznie. Z resztą czy w dzisiejszych czasach kiedy mówi się
o tworzeniu się kultury globalnej, która jest rozpowszechniana za pomocą wielu
środków o nieograniczonym wręcz dostępie budowa jednej linii kolejowej może
mieć aż tak duże znaczenie kulturotwórcze?
Budowę linii kolejowej do Lhasy można rozpatrywać w wielu aspektach. Pod
względem technicznym stanowi ona niewątpliwie znaczące osiągnięcie sztuki in-
Adam Paweł Olechowski
165
żynierskiej. W pewnym sensie nie jest to jednak wyłącznie sukces chiński, lecz
całej ludzkiej cywilizacji. Jej dalszy dynamiczny rozwój niewątpliwie sprawi, iż
doświadczenia chińskie zostaną wykorzystane także w innych rejonach świata.
Z aspektem technicznym ściśle związane są jednak kwestie ekonomiczne. Bez
zbytniej przesady można stwierdzić, iż budowa tej właśnie linii jest konsekwencją rozwoju gospodarki chińskiej. Analizując zmiany zachodzące na kontynencie
azjatyckim z dużym prawdopodobieństwem można założyć, iż w dodatku linia ta
przyśpieszy ten rozwój zarówno w Chinach jak i sąsiednich Indiach. Dzięki temu
państwa te mogą uzyskać rangę światowych potęg polityczno-gospodarczych. Taka
zaś zmiana układu sił światowych nie każdemu może się podobać. Dlatego też tyle
kontrowersji towarzyszyło pierwszemu, na razie tylko technicznemu rozruchowi
linii kolejowej do Lhasy.
Kolej do Lhasy w liczbach:
Całkowita długość – 1956 km
Przeciętna wysokość przebiegu linii kolejowej – 5 tys. metrów n.pm
Najwyżej położona stacja – 5068 m n..p.m
Najwyżej położony tunel – 4905 m n.p.m
Najdłuższy most – 11,7 km (na wiecznej zmarzlinie)
Autor składa serdeczne podziękowania Panu Redaktorowi Jin Zhao z dziennika
„Renmin Ribao” za dostarczenie materiałów i okazaną pomoc.
Azja-Pacyfik 2005, nr 8/2005
POLITYKA
Katarzyna Kubicz-Andryszak
MODYFIKACJA STANOWISKA CHIN
WOBEC PROBLEMU GLOBALIZACJI
Polityka zagraniczna Chin, nastawiona jeszcze do niedawna niechętnie na kwestię otworzenia się tego kraju na obce rynki i kapitały, niezaprzeczalnie ulega przeobrażeniom. Ponieważ rozkwit chińskiej gospodarki nastąpił w erze globalizacji,
Chiny zmuszone były zaakceptować ideę współzależności ze względu na potrzebę czy też konieczność reform. W późniejszym okresie wykazały jednak daleko idący entuzjazm z procesu globalizacji i powiązanej z nim współzależności.
Chińscy przywódcy postrzegają globalizację jako źródło ogromnych możliwości
ekonomicznych, ale równocześnie obawiają się zagrożenia bezpieczeństwa narodowego. Obecnie, w kontekście globalizacji, rządzące elity rozpatrują tak zróżnicowane problemy jak: przepływ kapitału, proliferację broni, epidemie, terroryzm
czy przestępstwa cybernetyczne. Powyższe kwestie świadczą o tym, że poglądy
Chin na globalizację zmieniają się wraz z ogromnym pragnieniem rozwoju ekonomicznego, poczucia bezpieczeństwa i zapewnienia sobie odpowiedniego statusu. Chiny, choć aspirują do roli mocarstwa, nie chcą być postrzegane jako zagrożenie dla innych państw. W swych dążeniach chcą osiągnąć określony cel jakim
jest wykorzystanie globalizacji do zapewnienia sobie pozycji silnego i bogatego
kraju, który jako szybko i prężnie rozwijające się państwo się nie stanowi zagrożenia, a w swej polityce zagranicznej promuje wizję świata opartego na zasadach
zbiorowego bezpieczeństwa i współpracy.
Zjawisko globalizacji to również główna cecha współczesnej amerykańskiej dominacji. Stanowisko Chin w kwestii globalizacji odzwierciedla ich ocenę światowego porządku i tworzy strategiczną perspektywę zostania wielkim mocarstwem,
by powstrzymać potężne USA. W obecnie reprezentowanym kształcie polityki Chiny dokonały jej zasadniczej korekty zmieniając walkę o supremację na współpracę
Adam Paweł Olechowski
167
w rywalizacji międzynarodowej. Współpraca ta sprzyja bowiem dalszym możliwościom pokojowego rozwoju Chin i zwiększa ich udział w światowej gospodarce.
Rozwój może nastąpić tylko na drodze otwarcia się, wymiany i współpracy.
Być może Chiny nie zajmowałyby się obecnie problemem globalizacji, a ich polityka zagraniczna nie uległaby tak znacznym przemianom gdyby, Deng Xiaoping,
który formalnie przejął władzę w 1978 roku, nie zdecydował się na wprowadzenie reform w czterech dziedzinach takich jak rolnictwo, przemysł, nauka i technika oraz obrona. Wtedy też nastąpił nowy etap w stosunkach z zagranicą, a kraj
został otwarty na handel zagraniczny, technologie i inwestycje. Chiny w pełni wykorzystały swą tanią siłę roboczą, by przyciągnąć zagranicznych inwestorów oraz
wykorzystać ich technologie do własnego rozwoju ekonomicznego. Podjęte kroki
okazały się właściwe, ponieważ mocno zintegrowały chińską gospodarkę ze światową ekonomią. W latach 80-tych uwolniony przepływ międzynarodowego kapitału, towarów, informacji i technologii rozwijał się w stabilnym tempie, by nabrać
ogromnego przyspieszenia w latach 90-tych. Chińscy przywódcy przyznali wówczas, że od czasów Zimnej Wojny sprawy ekonomiczne odgrywają coraz większą
rolę w stosunkach międzynarodowych. Jednak należy nadmienić, że określenie
globalizacja nie pojawiało się w oficjalnych wystąpieniach do roku 1996. W roku
1992 Chiny były głównym światowym odbiorcą bezpośrednich zagranicznych
inwestycji pośród krajów rozwijających się. Wtedy też odnotowano czterokrotny
wzrost PKB, który był rezultatem odpowiedniego wykorzystania napływającego
obcego kapitału, jak też większego udziału sektora usług w stosunku do rolnictwa
i przemysłu. W tym okresie wielkiej prosperity Chiny stały się obiektem zazdrości
państw uprzemysłowionych, a ekonomiczne powiązania z gospodarkami światowymi postrzegane były jako nieodzowne elementy sukcesu gospodarczego. Lecz pod
koniec lat 90-tych Chiny musiały stawić czoła serii trudności i zagrożeń. W latach
1997–1998 Azją wstrząsnął kryzys finansowy, który odkrył dwa oblicza globalizacji – jedno stanowiły wyzwania, a drugie możliwości. Chociaż Chinom udało
się wyjść z niego obronną ręką, to jednak przykład sąsiednich państw zarysował
schemat realnych zagrożeń jakie mogą spotkać narodowe bezpieczeństwo ekonomiczne ze strony globalnej gospodarki. Podczas kryzysu azjatyckiego USA stosowały politykę obojętności wobec rozprzestrzeniającego się w tym regionie chaosu. Był to wyraźny sygnał dla Chin jak poważne szkody niosą z sobą zagrożenia
ekonomiczne, polityczne i społeczne, w przypadku głębszego zaangażowania się
w globalizację gospodarczą. Ryzyko strategiczne było ogromne. Lata 90. to również trudne i skomplikowane negocjacje Chin o członkostwo w Układzie Ogólnym
W Sprawie Taryf Celnych i Handlu (GATT), przekształconego później w Światową Organizację Handlu (WTO), które po prawie dwunastu latach zakończyły się
sukcesem dla Chin. Stając się członkiem tej międzynarodowej organizacji w 2001
roku Chiny zyskały środek ułatwiający wpływanie na kształt układu gospodarki
światowej. Zdawały sobie jednak sprawę, że ich pozycja nie jest tak korzystna jak
168
Kolej do Tybetu – szansa czy zagrożenie?
innych członków. Ówczesny minister handlu wygłosił wtedy mowę, w której domagał się by państwa rozwijające się, tzn. Chiny, zostały w pełni wkomponowane w wielostronny system handlowy. Podobną opinię wygłoszono w 2003 roku
na spotkaniu ministrów, akcentując fakt, że zarówno obowiązki jak i zyski państw
rozwiniętych i rozwijających się powinny być rozdzielone równo.
Doświadczenia kryzysu i negocjacje akcesyjne wykazały dalszą potrzebę reform i otwarcia się, jak również konieczność budowania nowoczesnej gospodarki, która mogłaby efektywnie konkurować w ramach globalnej gospodarki światowej. Pomimo dogodnej pozycji strategicznej wśród państw rozwijających się
Chiny nie uważały, że są odporne na zagrożenia i niesprawiedliwości jakie mogą
towarzyszyć współczesnym międzynarodowym relacjom ekonomicznym. Chińscy przywódcy przyznali, że obecnie w erze wzrastającego zagrożenia międzynarodowego, bezpieczeństwo narodowe Chin zależy od bezpieczeństwa innych krajów w sposób bezprecedensowy w historii. Zjawiska takie jak międzynarodowy
terroryzm i handel narkotykami, AIDS, SARS, rozpowszechnianie broni nuklearnej, czy przestępstwa cybernetyczne stały się powszechnym elementem nowego
milenium. W obliczu takich zagrożeń, w chińskiej polityce zagościły wyrażenia
takie jak wspólne bezpieczeństwo i globalna współpraca. W 2002 roku prezydent
Jiang Zemin otwarcie przyznał, że pod wpływem takich wydarzeń żadne państwo
nie może samo realizować zadań bezpieczeństwa narodowego, potrzebuje do tego
międzynarodowej współpracy, która wzmocniona ścisłymi kontaktami pozwoli stawić czoła wyzwaniom by zapewnić sobie bezpieczeństwo.
W latach 90. Chiny nie łączyły terminów multipoaryzacja i globalizacja, lecz
w nowym milenium występują one w ścisłym kontekście, a ich powiązania są
traktowane jako strategiczna podstawa dla realizacji zadań chińskiej polityki zagranicznej.
Znamiennym jest fakt, że nawet w czasie wyżej wspomnianego kryzysu finansowego w Azji nie zmalało poparcie Chin dla sprawy globalnej gospodarki. Wydaje się oczywiste, że w tym momencie Chiny dokonały strategicznego wyboru
decydując się na coraz większe partycypowanie w światowej gospodarce. Mogły
w ten sposób, używając najlepszego z dostępnych środków, zmierzyć się z amerykańską hegemonią i równocześnie spełniać swe aspiracje wielkiego mocarstwa.
Amerykańska dominacja w dziedzinach technologii, zbrojeń czy też kultury przynosi ogromne zyski, a cele amerykańskiej polityki zagranicznej są realizowane
w sposób niekwestionowany. Te unilateralne działania USA postrzegane są przez
Chiny jako zagrożenie dla interesów chińskich, a to modyfikuje definicję globalizacji, czyniąc z niej proces nie tylko ekonomiczny, lecz również polityczny. Chińscy politycy dostrzegli w globalizacji nie tylko środek do powstrzymania siły USA,
lecz również narzędzie do zredukowania obaw świata dotyczących prężnie rozwijających się Chin, które wkrótce mogą stać się światową potęgą. W swej polityce
zagranicznej Chiny zdecydowanie pragną odciąć się od koncepcji zimnowojenne-
Adam Paweł Olechowski
169
go antagonizmu, który dopuszczał wygraną tylko dla jednej ze stron układu bipolarnego. W obecnej sytuacji promują intensyfikację współpracy międzynarodowej,
obejmującej zarówno kraje jak i regiony świata, starając się zastosować pomysł,
że zwycięstwo powinno być udziałem wszystkich uczestników. Koncepcja ta jest
swoistym znakiem rozpoznawczym nowej strategii w polityce zagranicznej Chin.
Zgodnie z tymi wytycznymi, posługując coraz większą ilością platform gospodarczych takich jak WTO, APEC, oraz agencji ONZ, rząd chiński aktywnie szuka metod sterowania kursem globalizacji. Jego celem jest również demokratyzacja międzynarodowych kontaktów, które wykraczałyby ponad sferę ekonomiczną,
a służyłyby nowej idei bezpieczeństwa. Ten rodzaj polityki Chiny zastosowały po
raz pierwszy w kontaktach z Rosją i państwami Centralnej Azji, które uzyskały
niepodległość w latach 90., później była ona powszechnie używana. W koncepcji
tej dominuje dążenie do gospodarczego i politycznego ładu, w którym wzajemne
zaufanie, korzyści, równość i współpraca to cechy charakterystyczne. Podkreśla
się też znaczenie multilateralnych instytucji, które miałyby służyć jako środek do
zmniejszenia uczucia niepewności, by zapanowała globalna strategiczna równowaga oraz stabilność. Przykładem takiej instytucji jest z pewnością Szanghajaska
Organizacja Współpracy (SCO), powołana w 2001 roku, która przypieczętowała
wcześniejsze wysiłki zbudowania mostu zaufania pomiędzy Chinami, Rosją, Kazachstanem, Tadżykistanem, Kirgistanem i Uzbekistanem. Sojusz ten powstał, by
forma współpracy wielostronnej (poruszająca zagadnienia od kwestii związanych
z terroryzmem do handlu) mogła przybrać bardziej zinstytucjonalizowane ramy.
Chiński rząd z dumą wskazuje SCO jako modelowy przykład współpracy regionalnej, która poprawia wspólne bezpieczeństwo wszystkich jej członków nie stwarzając przy tym zagrożenia zewnętrznego. Podobnymi względami Chiny kierowały się w roku 2003, kiedy to złożyły podpis na Traktacie o Przyjaźni i Współpracy.
Układ ten był paktem o nieagresji Stowarzyszenia Narodów Azji Południowo-Wschodniej (ASEAN), organizacji której partnerem Chiny stały się w 1996 roku.
Równocześnie Chiny, wraz z ASEAN, wydały deklarację Strategiczne Partnerstwo
dla Pokoju i Rozwoju. W treści deklaracji umieszczono wezwanie do dialogu
w sprawie bezpieczeństwa pomiędzy dziesięcioma członkami ASEAN (Brunei,
Kambodża, Indonezja, Laos, Malezja, Birma, Filipiny, Singapur, Tajlandia, Wietnam) a Chinami. Te przykłady podejmowanych inicjatyw w regionie mają na celu
zawarcie umowy o wolnym handlu między państwami ASEAN a Chinami do roku
2010, co podkreśla wszechstronny stosunek do problemu zapewnienia bezpieczeństwa. Strefa wolnego handlu to duże możliwości dla Chin. Przywódcy chińscy
uważają, że wówczas Chiny wysuną się na czoło strefy, która będzie trzecią co do
wielkości na świecie, po Unii Europejskiej i Północnoamerykańskiej Strefie Wolnego Handlu. Również nie można tutaj nie docenić zaangażowania Chin w system
Organizacji Narodów Zjednoczonych i ich aktywny udział w Radzie Bezpieczeństwa. W kwestii ASEAN-u ważnym wydarzeniem było zaproponowanie przez Chi-
170
Kolej do Tybetu – szansa czy zagrożenie?
ny, na jego Forum Regionalnym (ARF) w roku 2003, by w konferencji na temat
polityki bezpieczeństwa wziął udział personel wojskowy jak też cywilny. Należy
podkreślić, że w ramach wcześniejszej polityki rządu chińskiego taka postawa nigdy nie miałaby miejsca. Kwestie bezpieczeństwa stanowią priorytet polityki zagranicznej Chin, chociaż w obecnej sytuacji nie są one zagrożone atakiem militarnym ze strony zagranicznego mocarstwa. W najbliższym sąsiedztwie Chin tylko
Tajwan pozostał jako główna sprawa bezpieczeństwa, rozważana w ujęciu tradycyjnym. W dobie globalizacji gospodarczej należy się obawiać jedynie niekonwencjonalnych niebezpieczeństw, które mogłyby naruszyć podwaliny stabilizacji społecznej czy gospodarczej, a w konsekwencji zahamować rozwój ekonomiczny.
Zdaniem przywódców chińskich tradycyjna rywalizacja musi ustąpić miejsca współpracy i współzależności w trosce o multilateralne bezpieczeństwo. Poważnym
wstrząsem dla gospodarki Chin była epidemia SARS z 2003 roku, która prawdopodobnie wybuchła już w roku 2002 w południowych Chinach. Zarażeniu uległo
osiem tysięcy ludzi w ponad trzydziestu krajach. SARS przyczynił się do śmierci
800 osób w okresie sześciu miesięcy. Nieumiejętne zapanowanie nad epidemią
i żniwo jakie zebrał SARS odbiło się niekorzystnie nie tylko na ekonomii Chin,
ucierpiała również ich międzynarodowa opinia. Jednak pod wpływem tak poważnego wydarzenia, porównywanego również z atakiem terrorystycznym na USA z
11 Września, światowi przywódcy przyznali rację Chinom, że SARS to globalne
wyzwanie, które nadeszło z nowych źródeł zagrażających ludzkości. Walka z nimi
wymaga zjednoczenia się państw i płynnej współpracy międzynarodowej. Chiny
zostały wówczas wsparte pomocą finansową na kwotę 38 milionów dolarów, która nadeszła ze strony rządów zagranicznych i instytucji międzynarodowych. Paradoksalnie, tragedia ta wzmocniła chińskie stosunki z międzynarodową społecznością, dostarczając nowej płaszczyzny do współpracy. Podobne wnioski można
wyciągnąć obserwując zjawisko intensyfikacji wzajemnych kontaktów pomiędzy
Chinami i USA w kwestii zagrożenia terroryzmem czy też gróźb ataków nuklearnych z strony Korei Północnej. Odbyły się rozmowy sześciostronne dotyczące kryzysu koreańskiego, podczas których wzmocniła się współpraca na linii Chiny-USA,
a zminimalizowaniu uległo ryzyko rozwiązania siłowego sugerowanego przez Stany Zjednoczone. W ostatnich latach doszło również do poprawy stosunków z Rosją, Niemcami, Francją i Unią Europejską, a rząd chiński pielęgnując te strategiczne partnerskie stosunki chce podkreślić międzynarodową pozycję Chin. Nie chce
by te działania i zabiegi były postrzegane jako wrogi układ przeciw hegemonii
USA. Chińska polityka wobec USA jest teraz znacznie mniej bezpośrednia i jednoznaczna, a w trosce o dobre wzajemne kontakty bardziej stonowana i pełna niuansów. Uprzemysłowione państwa klubu G8 zaczęły postrzegać Chiny w nowej
roli – roli światowego gracza. W 2000 roku państwa klubu G8 zaprosiły Chiny do
wzięcia udziału w szczycie w Niemczech, w roli obserwatora. Chiny nie przyjęły
oferty twierdząc, że klub jest jedynie „klubem bogaczy”. W 2003 roku stanowisko
Adam Paweł Olechowski
171
Chin uległo zmianie, gdyż dostrzegły one nową szansę zadbania o własne interesy z dobrym skutkiem, ponieważ ich pozycja w Radzie Bezpieczeństwa ONZ nie
dawała oczekiwanych rezultatów w kwestii dbałości o własne korzyści. Alternatywą okazała się G8, międzynarodowa arena, na której podejmowane są główne
decyzje w sprawach ekonomicznych, politycznych i dotyczących bezpieczeństwa.
Prezydent Hu Jintao przyjął zaproszenie wystosowane przez francuskiego premiera Raffarina i był obecny na szczycie Południe-Północ, który sponsorowała grupa
G8 we Francji. Jego udział był przełomem w chińskich poglądach na tę kwestię,
ponieważ do tej pory klub G8 był traktowany jako przejaw zachodniej polityki
i dyskryminacji. Było to również pierwsze oficjalne wystąpienie Hu Jintao na zagranicznym forum od momentu objęcia przez niego władzy. Biorąc udział w tym
spotkaniu Chiny odsłoniły swe pragnienia partycypowania na forum wielkich światowych potęg. Udowodniły, ze nie są już komunistyczną siłą, lecz jako coraz mocniejszy światowy gracz pragną włączyć się w szeregi innych światowych potęg.
Należy tutaj dodać, że państwa wchodzące w skład G8 - USA, Wielka Brytania,
Francja, Niemcy, Włochy, Kanada, Japonia i Rosja – to główni ekonomiczni i handlowi partnerzy Chin.
Seria kryzysów w polityce zagranicznej jednoznacznie wykazała, że Chiny nie
maja innego wyjścia niż kontynuacja czy też zwiększenie swego zaangażowania
w globalizację gospodarki światowej. W wystąpieniach publicznych chińscy przywódcy przyznali, że ekonomiczna globalizacja zachęca do szerszego udziału w multilateralnych instytucjach na poziomie regionalnym jak też światowym. Chociaż
Chiny wciąż postrzegają niektóre elementy amerykańskiej dominacji jako szkodliwe dla swoich interesów, to chińscy stratedzy są zdania, że próby zbyt radykalnej
zmiany status quo niosą ze sobą znaczne ryzyko międzynarodowej niestabilności
w postaci ekonomicznej fragmentacji na świecie. Takie zjawisko nie wpłynęłoby
pozytywnie na dalszy rozwój chińskiej gospodarki. Zdaniem Chin potrzeba jedynie
zmian wewnątrz systemu, a nie zmian systemu. Ostatnia dekada dostarczyła dowodów jak silna jest chińska determinacja by osiągnąć maksymalne zyski i korzyści
w zglobalizowanym świecie. Chińskie doświadczenia z globalizacją, jak również
ich stanowisko wobec tego zjawiska, wskazują, że globalizacja ułatwiła jej osiągnięcie status quo pomimo hegemonii USA. Stały wzrost chińskiego statusu regionalnego i międzynarodowego usprawiedliwia poczynania dyplomacji chińskiej.
Nie można wykluczyć, że Chiny wycofają się z polityki wspólnego bezpieczeństwa. Być może, że wyłoni się jakiś nowy rodzaj polityki mocarstw gdzie pokojowo osiągnięta zmiana zastąpi najgorsze przejawy wrogiej rywalizacji.
Azja-Pacyfik 2005, nr 8/2005
ROZMOWA
Ryszard Zalski
ROZMOWA Z CHIEN FU (FREDERICKIEM CHIENEM)
byłym sekretarzem Czang Kaj-szeka1, politykiem, dyplomatą, członkiem rządu
Tajwanu
Doktor Frederick F. Chien jest obecnie przewodniczącym Yuanu Kontrolnego. Wcześniej był ministrem spraw zagranicznych (minister of state), przewodniczącym Zgromadzenia Narodowego i dyrektorem Rady Koordynującej ds. Ameryki Północnej (CCNAA) w USA. Przez 8 lat pełnił obowiązki wiceministra w Ministerstwie Spraw Zagranicznych Republiki Chińskiej, a przez 3 lata – Dyrektora
Generalnego Rządowego Urzędu ds. Informacji (GIO).
W trakcie wcześniejszej kariery był tłumaczem prezydenta Czang Kaj-szeka
oraz rzecznikiem ówczesnego premiera Chiang Ching-kuo, późniejszego prezydenta Republiki. Doktor Chien wykładał także jako visiting professor na Narodowym Uniwersytecie Tajwańskim (National Taiwan University) oraz Narodowym
Uniwersytecie Chengchi (National Chengchi University).
Tytuł bakałarza uzyskał na NTU. Po ukończeniu uczelni Chien przeszedł egzamin służby cywilnej w zakresie spraw zagranicznych. Następnie podjął studia na
Uniwersytecie Yale, gdzie otrzymał tytuł magistra oraz doktoryzował się. Jest osobą na Tajwanie bardzo znaną i szanowaną. W kontakcie bezpośrednim ujmujący,
skromny i szalenie ciekawy. Nie sprawia wrażenia polityka, lecz męża stanu.
Wywiad dla „Azji–Pacyfiku” został przeprowadzony w czerwcu 2003 r. w siedzibie Yuanu Kontrolnego2 w Tajpej.
1
Stosujemy tu pisownię przyjętą w polskiej literaturze. W literaturze anglosaskiej stosuje się na
ogół pisownię Chiang Kai-shek.
2
Yuan Kontrolny – jeden z pięciu organów władzy Tajwanu. Zgromadzenie Narodowe składa
się z Yuanu Legislacyjnego, czyli parlamentu właściwego, ponadto Yuanu Egzaminacyjnego, Kontrolnego, Sądowniczego i Wykonawczego
Ryszard Zalski
173
Dzień dobry, czy mógłby Pan powiedzieć skąd Pan pochodzi i kiedy Pańska rodzina przybyła na Tajwan?
Urodziłem się w Chinach kontynentalnych w 1935 r. w Pekinie, wtedy nazywaliśmy go Peiping. W wieku 14 lat przybyłem na Tajwan. Mój ojciec był profesorem, objął tu funkcję rektora Narodowego Uniwersytetu Tajwańskiego (National
Taiwan University, Taida), którą piastował przez 20 lat, a potem stał na czele Academii Sinica3. Tutaj skończyłem podstawówkę, liceum i uniwersytet Taida. Pracę dyplomową obroniłem z nauk politycznych. Dwa lata służyłem w wojsku, po
czym w 1958 r. pojechałem do New Haven w Connecticut [siedziba uniwersytetu Yale – przyp. R. Z.]. Skończyłem tam stosunki międzynarodowe i po trzech latach wróciłem do domu. Jeszcze zanim opuściłem Tajpej, przystąpiłem do egzaminu do służby dyplomatycznej, tak więc gdy wróciłem i przeszedłem odpowiednie
przeszkolenia, rozpocząłem – na początku 1962 r. – pracę w służbie zagranicznej.
W tym samym czasie zostałem poproszony przez ówczesnego wiceprezydenta i premiera Chen Chena, abym został jego osobistym sekretarzem. Część czasu pracowałem dla niego, część w Ministerstwie Spraw Zagranicznych. Trwało to 3 lata,
do śmierci Chen Chena w 1965 r. Wówczas generalissimus Czang Kaj-szek zwrócił się do mnie z prośbą, abym został jego osobistym sekretarzem. Na stanowisku
tym pracowałem 10 lat, aż do momentu, kiedy odszedł od nas na zawsze4. Pracę
w ministerstwie rozpocząłem od stanowiska dyrektora sekcji, następnie – zastępcy
dyrektora departamentu ds. Stanów Zjednoczonych, później dyrektora tegoż departamentu. W 1972 r. zostałem dyrektorem generalnym Rządowego Urzędu ds.
Informacji (Government Information Office, GIO). Kiedy w 1975 r. generalissimus
zmarł, wróciłem do MSZ. Przez 8 lat, jako wiceminister, zajmowałem się Stanami
Zjednoczonymi, tak więc problematyka amerykańska jest mi dość bliska, oraz Europą, z którą także jestem w pewien sposób obeznany. Na początku 1983 r. objąłem naszą misję w Waszyngtonie. Swego czasu była to nasza ambasada, jednak po
normalizacji [stosunków USA z ChRL] zmieniono jej nazwę na CCNAA5. Funkcję tę [szefa misji] sprawowałem przez 5 lat i 8 miesięcy. W 1988 r. wróciłem do
domu i w sierpniu zostałem ministrem (stanu), równolegle pełniąc obowiązki prezesa Rady Planowania Gospodarczego i Rozwoju. Nazywano mnie „carem rządu
ds. gospodarki”. Pod koniec mojego prezesowania rozpoczęliśmy budowę szybkiej
kolei i wiele ważnych projektów, jak prywatyzację i program ubezpieczeń społecznych. Zajmowałem się tym przez dwa lata. W 1990 r. zaproponowano mi pełnienie
obowiązków ministra spraw zagranicznych. Funkcję tę sprawowałem przez ponad
Academia Sinica – założona w 1928 r., najwyższa rangą instytucja naukowa Republiki Chińskiej,
podległa bezpośrednio urzędowi prezydenckiemu, odpowiednik Polskiej Akademii Nauk.
4
Czang Kaj-szek zmarł 5 kwietnia 1975 r.
5
Skrót od Coordination Council for North American Affairs – z czasem zastąpiony przez TECRO
(Taipei Economic and Cultural Representive Office in the United States), którego amerykańskim
odpowiednikiem na Tajwanie jest AIT (American Institute in Taiwan).
3
174
Rozmowa z Chien Fu
6 lat. W 1996 r. wybrano mnie pierwszym spikerem Zgromadzenia Narodowego.
W 1999 r. przeszedłem do Yuanu Kontrolnego.
Tematem Pańskiej pracy doktorskiej były zagadnienia dotyczące Korei?
Tak, otwarcie Korei, jako kontynuacja chińskiej dyplomacji 1876–1885.
To ciekawy zbieg okoliczności. W latach 90. trzykrotnie odwiedzałem Koreę
Północną. Tematyka ta do dzisiaj jest bardzo aktualna.
Tak, zgadza się. Nawet dzisiaj otrzymałem telefon od bliskiego koreańskiego znajomego. Osoba ta, mimo iż pochodzi z Korei Południowej, więcej czasu niż gdziekolwiek indziej spędziła w USA. Akurat jest w drodze do Korei Północnej, aby
rozpocząć jakieś tajne negocjacje.
Moje pierwsze pytanie dotyczy procesu demokratyzacji na Tajwanie. Jakie siły
przyczyniły się do niego najbardziej? I jak Pan je ocenia?
Występuje tu wiele czynników. Z jednej strony musimy uznać zasługi rządu. Jeżeli przyjrzymy się sytuacji w Korei, na Filipinach i w Tajlandii, proces ten rozpoczął się tam mniej więcej w latach 70. Trwał jeszcze pod koniec poprzedniego
stulecia. Towarzyszył mu często rozlew krwi, używano broni maszynowej. Tutaj mieliśmy bardzo silną opozycję, jednak – dzięki Bogu – udało nam się uniknąć większego rozlewu krwi. Część zasługi za to należy się rządowi. Jeśli władza zachowuje się biernie, wówczas mamy do czynienia właśnie z czymś takim.
Po drugie, znaczną presję wywierały na nas różne czynniki z zewnątrz – włącznie
z administracją i Kongresem USA, które zawsze zmuszały nas do poszerzenia reprezentatywności władzy.
Ma Pan na myśli różne czynniki z USA czy też z innych krajów?
Przede wszystkim Stany Zjednoczone, jednak także Japonię, choć w niezbyt znaczącym stopniu. Pod koniec zeszłego stulecia rządy w Japonii i na Tajwanie niewiele różniły się od siebie. Były w znacznej mierze podobne. LDP [Partia Liberalno-Demokratyczna] i KMT [Kuomintang] stale sprawowały władzę, a później
ich przywódcy oraz różne frakcje walczyły ze sobą. Najgorszą częścią tego układu było ich końcowe „dogadanie się” z finansjerą, z bogaczami. Istnieją tu znaczne podobieństwa. Tak więc Japonia nie mogła w tym względzie wiele zdziałać.
Poza tym istniały inne instytucje, jak Amnesty International. Ich działalność odbieraliśmy wtedy w rządzie jako wścibskość. Przesadnie żądali tego czy owego.
W końcu jednak odniosło to swój skutek. I to był drugi czynnik. Trzecią siłą była
opozycja – DPP [Demokratyczna Partia Postępu] i ludzie z Taiwan Independence
Movement. W latach 70. i 80. ich działalność była zabroniona, jednak w latach 90.
powrócili. Wszyscy oni odegrali swoją ważną rolę. Tak więc to są te trzy występujące razem podstawowe zasadnicze elementy.
Ryszard Zalski
175
W tej właśnie, wymienionej przez Pana kolejności?
Niekoniecznie, w pierwszym rzędzie to świadomość rządu. Taka jest tendencja.
Przypominam sobie, jak wielokrotnie rozmawiałem w latach 80. z Chiang Ching-kuo6. Tajpej opuściłem na początku 1983 r. Ostatni raz widziałem go miesiąc przed
jego [Chiang Ching-kuo] odejściem od nas. Wezwał mnie do siebie, po prostu żeby
mnie zobaczyć. Miałem wrażenie, że wiedział już, że jego czas nadchodzi i chciał
się pożegnać. Skarżył się na wszechobecne bóle. Jednak to było wszystko, co mi
powiedział. W trakcie wielu wcześniejszych spotkań leżał na łóżku i tak rozmawialiśmy. Mówiłem mu wtedy, że według mnie, jeśli chodzi o USA, głupotą było
– i mówiłem to spokojnie – kontynuowanie stanu wyjątkowego. Na świecie przez
stan wyjątkowy rozumie się cztery elementy. Przede wszystkim – zawieszona konstytucja, po drugie – rozwiązany parlament, po trzecie – rząd cywilny zastąpiony przez wojskowy i po czwarte – ludność pozbawiona wolności obywatelskich.
W naszym przypadku, przez wszystkie te lata – 50., 60., 70., 80. i 90. – nigdy nie
anulowaliśmy naszej konstytucji, zawsze nas obowiązywała i wszyscy trzymaliśmy się jej litery. Nie pozbyliśmy się naszego parlamentu – mieliśmy 3 jego formy zamiast 2: Zgromadzenie Narodowe, Yuan Kontrolny i Yuan Legislacyjny7.
Czterech członków rządu posiadało tytuły doktora zdobyte w USA, sami cywile
– nie było żadnego wojskowego. Wolności i prawa obywatelskie były częściowo
naruszone. Część spraw, które należałoby sądzić przed sądami karnymi, była rozpatrywana przed sądami wojskowymi. Dlaczego zatem powinniśmy posługiwać
się takim parasolem jak stan wyjątkowy?
Twierdzi Pan, że ten stan nie był tak dolegliwy…?
Sama jego istota nie była aż tak poważna.
Spotkałem jednak członków DPP twierdzących, że istniała bliska współpraca
tajwańskich i amerykańskich służb specjalnych i byli prześladowani przez nie
na terenie USA.
Służby specjalne w USA to FBI i CIA. Jednak CIA tu nie byłaby w stanie wiele
zdziałać. Z naszego punktu widzenia najgorszą rzeczą, jaką wyrządziła CIA, to pomoc udzielona profesorowi Peng Ming-ming przy opuszczeniu w latach 70. Tajwanu. Poza tym, istnieją w USA osoby twierdzące że reprezentują pewne agencje.
Jest to jednak nieprawda. Niektórzy członkowie Taiwan Independence Movement
uważają, że byli prześladowani i wykorzystani przez Amerykanów (śmiech).
6
Syn Czang Kaj-szeka (1910–1988 ), premier Tajwanu od 1972, od 1978 prezydent do śmierci w 1988.
7
Zasadę pięciu władz stworzył dr Sun Yat-sen, pięciopodział władzy usankcjonowany jest w konstytucji. Zakłada ona istnienie w ramach rządu centralnego pięciu Yuanów, za pośrednictwem których rząd sprawuje władzę.
176
Rozmowa z Chien Fu
Niektórzy z nich jednak twierdzą, że byli prześladowani przez tajwańskie
służby.
Niemożliwe, to niemożliwe. Po pierwsze, nie mieliśmy odpowiedniej ilości personelu. Po drugie, nasz budżet w Waszyngtonie po prostu na to nie starczał. Służyłem do końca tego okresu, tzn. do okresu poprzedzającego całkowite otwarcie
kraju. Nie mieliśmy takich pieniędzy. Było to całkowicie niemożliwe. Owszem,
czasami otrzymywałem raporty o niektórych osobach. Dowiadywaliśmy się o tym
od członków Lokalnego Stowarzyszenia Tajwańczyków (Teng xiang hui).
Chciałbym Pana spytać o okres, kiedy Republika Chińska musiała opuścić
Organizację Narodów Zjednoczonych. Istnieją na ten temat rozbieżne opinie.
Część osób mówiła mi, że była to osobista decyzja Czang Kaj-szeka i jego porażka,
inni znowu, że nie dało się tego uniknąć. Czy kiedykolwiek tego żałował? Jak
Pan to postrzega?
Jestem jedyną żyjącą osobą, która brała udział w podejmowaniu tych decyzji, jeszcze zanim tam pojechaliśmy i która była członkiem delegacji. Wszyscy pozostali
już od nas odeszli. Przede wszystkim, Czang Kaj-szek nie był aż takim dyktatorem, za jakiego go uważano. Łatwo dawał się przekonać osobom, znającym się
na danej dziedzinie. Pamiętam dokładnie, że ministrem spraw zagranicznych był
wtedy Zhou Shu-kai (ja byłem wówczas szefem Departamentu ds. Ameryki Północnej). Przejął on ministerstwo w kwietniu 1971 r., pół roku przed głosowaniem
w ONZ. Powiedział mi: nie mogę ufać innym, polegam tylko na tobie. Tak więc
każdorazowo, kiedy przyjmował amerykańskiego lub japońskiego ambasadora, lub rozmawiał z ważnymi decydentami, zawsze prosił mnie o wzięcie udziału
w spotkaniu. Stąd też, mimo że nie podlegały mi bezpośrednio sprawy ONZ, byłem w to zaangażowany. Mogę powiedzieć, że „czułem pismo nosem”. Przed rokiem 1970 nie mieliśmy wystarczającej ilości głosów. Rok 1970 był wyjątkowy.
Przypadała wówczas 25. rocznica powstania NZ. Stąd też w tym roku sesja Zebrania Ogólnego wydłużyła się. Pierwszą część zarezerwowano dla członków organizacji, na przemówienia ich głów państw i szefów rządów. Kwestia reprezentacji Chin pojawiła się późno, dopiero pod koniec roku – około listopada. Ważne
głosowanie dotyczące rezolucji w sprawie kwestii wygraliśmy 3 głosami. Jednak
główna rezolucja – czyli albańska – otrzymała dodatkowe 2 głosy. Była to jednak
zwykła większość. Ponieważ jednak rezolucja dotyczyć miała „ważnej kwestii”,
głosowanie – przy braku większości 2/3 głosów – zostałoby przegrane. Wszyscy
zdawali sobie sprawę, że w 1971 r. groziło nam poważne niebezpieczeństwo. Tak
więc Stany Zjednoczone oraz Japonia doradziły nam zmianę taktyki. Nie mogliśmy polegać na rezolucji w sprawie ważnej kwestii. Należało ją zmienić na rezolucję zmieniającą w sprawie ważnej kwestii. Cóż to znaczy „zmieniająca”? Wykluczenie Republiki Chińskiej to ważna kwestia. Dopuszczenie ChRL do ONZ nią
nie jest. I po drugie, dodano, że to nie wystarcza, konieczna jest odpowiednia re-
Ryszard Zalski
177
zolucja. Zarówno RCh, jak i ChRL powinny być reprezentowane w ONZ. Jednak
i to nie jest takie ważne. Dodatkowo, odpowiednia rezolucja powinna być zupełna. Cóż to oznacza? ChRL musi zasiadać w Radzie Bezpieczeństwa, RCh pozostać zwykłym członkiem. Nie pamiętam już ile razy omawialiśmy to razem z Zhou,
uznając iż była to dla nas jedyna możliwość pozostania w ONZ. Stąd też obydwaj
zaczęliśmy konsultacje. Odwiedziliśmy sekretarza generalnego generalissimussa, Zhang Quena, wiceprezydenta CK Yana, Yen Jia-gana oraz Huang Shao-ku,
którego generalissimus darzył zaufaniem jako sekretarza generalnego Narodowej
Rady Bezpieczeństwa. Ustaliliśmy, że była to dla nas jedyna możliwość pozostania w organizacji. Odwiedziliśmy także Chiang Ching-kuo, wówczas wicepremiera. Ustaliliśmy, że z całej czwórki właśnie Zhang Quen miał udać się do generalissimusa i porozmawiać. Co też uczynił. Czang Kaj-szek przybył. Tak więc przed
ostateczną podróżą – obydwaj opuściliśmy Tajpei 15 września – Gimo (generalissimo) odbył spotkanie w swojej rezydencji z udziałem ok. 12 osób. Jednak, niestety, na spotkaniu pojawiła się madame Chiang. Po przedstawieniu przez wszystkich swoich racji, ustaliliśmy sposób postępowania i Gimo powiedział: „to jedyna
możliwość na przeprowadzenie wszystkiego, życzcie nam szęścia”. Właśnie mieliśmy wyjść. W tym momencie wstała madame Chiang i powiedziała: „nie możemy zapominać, że każda osoba musi mieć swoją własną osobowość”. Osobowość
to ren ge. „Także naród i państwo musi ją posiadać – państwowość”. Poczuliśmy
smutek, wiedzieliśmy że ona się nie zgadza. W końcu nie mogliśmy publicznie
popierać takich kombinacji. Wielu naszych przyjaciół mówiło: to nie jest dobre
dla RCh. Jeżeli RCh nie popiera tego oficjalnie, to jak my możemy to popierać?
Tak więc byłem członkiem delegacji, w dziale ds. kontaktów i odpowiadałem za
kontakty z innymi delegacjami – japońską, amerykańską, australijską, tajską. Codziennie rano porównywaliśmy ilość głosów. Liczyliśmy w ramach naszej własnej delegacji. Trzy głosy za mało. Codziennie gdy udawałem się do misji Stanów
Zjednoczonych przy ONZ, nadal brakowało nam 3 głosów. Liczyliśmy ponownie. Różnica dotyczyła 3 delegacji. Tymi delegacjami były Belgia, Meksyk, Malezja. Zaliczyliśmy je jako państwa nam nie sprzyjające, choć oni uważali się za
naszych sprzymierzeńców. Przedstawiciele amerykańskiej misji poinformowali
nas, że słyszeli plotki, jakoby Związek Radziecki miał się powstrzymać. Jeżeli tak,
to i Polska, i Węgry, co dałoby ok. tuzina głosów. „Tak więc z pewnością wygracie”. Jednak nie doszło do tego. W tymże roku do grona członków ONZ dołączyły trzy nowe podmioty, wszystkie z rejonu Zatoki Perskiej: Zjednoczone Emiraty
Arabskie, Katar i Oman. Mieliśmy mówiącego po arabsku ambasadora, będącego muzułmaninem. Spędzał z owymi delegacjami cały czas. Zapewnili nas, że
będą na nas głosować. Mimo, że jeszcze nie należeli do organizacji, jednak w momencie głosowania byliby już jej członkami. Tak więc, dawało to trzy dodatkowe
głosy w przyszłości. Reszta należała do przewodniczącego. Któż był przewodniczącym? Minister spraw zagranicznych Indonezji Adam Malik. Wreszcie 25 paź-
178
Rozmowa z Chien Fu
dziernika rozpoczęło się głosowanie. Wiedzieliśmy, że on będzie po naszej stronie. Tak więc 25 października o 19.45 rozpoczęło się głosowanie. Nagle okazało
się, że owe 3 arabskie delegacje zniknęły. Jak następnie usłyszeliśmy, udali się
z przedstawicielami sowieckiej misji w odległe miejsce po zakupy. Sowieci mieli
przedstawicieli mówiących po arabsku. Tak więc przegraliśmy. OK, przegraliśmy.
Pytanie jednak w tym kontekście brzmi: gdyby nie wypowiedź madame Chiang,
gdyby przedstawiciele owych trzech arabskich krajów zachowali się inaczej, gdyby Amerykanie byli w stanie przekonać tej trójki – co by się stało? Prawdopodobnie przyjęto by podwójne przedstawicielstwo, czyli zezwolono by ChRL na stałe
członkostwo w Radzie Bezpieczeństwa. Cóż by to oznaczało? Otóż później dowiedzieliśmy się od Amerykanów o podejściu Chińczyków. Nie przyjęliby tego. Teraz
to jest wiadome z opublikowanych dokumentów, wtedy jednak nie było. Pozwolono by nam na pozostanie w charakterze zwykłego członka, a w 1972 r. Albania
złożyłaby kolejną rezolucję mającą na celu wykluczenie RCh.
Tak więc nie podzieliliby się reprezentacją?
Zgadza się. Nigdy. To jest zasadnicza sprawa. Właśnie to. Wiemy, że dlatego przegraliśmy w 1971 r. Gdybyśmy nawet cokolwiek wtedy zmienili, przegralibyśmy
w 1973 lub 1974 r. Całkowicie. To była cena, której zażądali.
Nigdy nie zaakceptowaliby wspólnego przedstawicielstwa?
Zgadza się.
Czy możemy się teraz skoncentrować na latach 90.? Co było najważniejszym
wydarzeniem tej dekady w obrębie trójkąta Waszyngton–Pekin–Tajpej? Jak ocenia
Pan spotkania przywódców ChRL i USA, Jianga oraz Clintona? A także wizytę
Lee Teng-hui w 1995 r. w USA?
Moim zdaniem, w trakcie mojego pobytu w Waszyngtonie, stosunki na linii USA–RCh osiągnęły swój szczytowy rozwój. To były najlepsze lata. Nie było żadnych
problemów, mogliśmy omówić wszelkiego rodzaju zagadnienia, mogliśmy podzielić się wszelkimi tajemnicami. W owych dniach w przypadku jakiejkolwiek wizyty amerykańskiego decydenta w Pekinie, lub wysokiego rangą urzędnika ChRL
w Waszyngtonie, każdorazowo powiadamiano nas o tym przed publicznym podaniem do wiadomości. Po drugie, wiedziałem, że spotkam się z wysoko postawionymi urzędnikami Departamentu Stanu i zaprezentuję im swoje poglądy i obiekcje dotyczące zbliżającego się wydarzenia.
Nawet w wypadku wizyty z ChRL?
Tak. Mogliśmy przekazać swoje zastrzeżenia, czego należało unikać. Oni zaś odnosili się do naszych uwag. A gdy amerykańscy przywódcy odwiedzali Pekin, natychmiast po ich powrocie wysoki rangą urzędnik spotykał się z nami i mogłem
Ryszard Zalski
179
mu zadać w tym momencie każde pytanie. Przewracał kartki z notatkami i wyjaśniał wszystko wyczerpująco.
Dlaczego stosunki te układały się tak dobrze?
Z prostej przyczyny. W ciągu 4 lat po wycofaniu uznania, od 1 stycznia 1979 do
31 grudnia 1982 r., stosunki między USA a RCh były pełne obustronnych podejrzeń.
My uważaliśmy, że nas po prostu ordynarnie sprzedali. Oni posądzali nas o zamiar
sabotowania nowych i niezbyt trwałych stosunków z ChRL. Każdy nasz ruch interpretowali w ten sposób. Co jeszcze gorsze, były to naprawdę ważne osobistości.
W czasie wczesnej administracji Cartera – Richard Holbrooke, asystent sekretarza
stanu ds. Azji Wschodniej i Roger Sullivan z Narodowej Rady Bezpieczeństwa,
odpowiedzialny za sprawy azjatyckie. Obydwaj uważali ZSRR za największego
wroga USA. Celem przeciwstawienia się temu niebezpieczeństwu współdziałali z ChRL, która była w stanie zaangażować 51 najlepszych radzieckich dywizji
wzdłuż wspólnej granicy. Tak więc był to równoległy strategiczny sojusz między
USA i ChRL, w ramach którego Stany powinny zrobić wszystko dla zadowolenia i uspokojenia ChRL, a każdy, kto próbowałby zdestabilizować ten pozytywny
związek, powinien być potępiony [śmiech…]. Później Ronald Reagan wyznaczył
Alexandra Haiga na sekretarza stanu, a przyjaciel Alexandra Haiga z West Point,
John Holdridge, został asystentem sekretarza stanu ds. Azji Wschodniej i Pacyfiku. Obydwaj podzielali dokładnie te same poglądy na zagadnienia strategiczne jak
Holbrooke i Sullivan. Z tego właśnie względu nasze stosunki były takie nieudane.
W dodatku my wysłaliśmy [do Waszyngtonu] dwóch kłopotliwych ludzi. Pierwszego nazywano „niekontrolowanym pilotem myśliwca”. Dążył do ponownego
ustanowienia stosunków dyplomatycznych. Bardzo starał się samowolnie naprawić
sytuację i przywrócić poprzedni stan rzeczy, czyli dokładnie to, przeciwko czemu
opowiadały się ChRL i USA. Drugi był jego przeciwieństwem. Nie robił nic. Potem mieliśmy Wspólny Komunikat z 17 sierpnia 1982 r. I właśnie z tego powodu
wysłano mnie do Waszyngtonu. Powiedziałem wszystkim: „nie jestem Bogiem,
nie zmienię tego z dnia na dzień. Jednak musicie mi wszyscy pomóc”. W pierwszej
kolejności zajęliśmy się mediami. Powiedziałem im: „są pewne sprawy, o których
nie możecie informować, jak np. sprzedaż broni… Kiedy zachodzą jakieś większe
zmiany w biznesie (akurat otworzyliśmy oddziały w Bostonie i w Kansas City) –
nie informujcie o tym… Lub też, że spotkałem się z wiceprezydentem Bushem,
czy sekretarzem Shultzem. Nie informujcie o tym, nawet jeśli o tym wiecie. To
będzie miało negatywny wpływ”. Trzeba przyznać, że stosunkowo dobrze z nami
współpracowano. Po drugie, nigdy nie starałem się antagonizować nas z rządem
amerykańskim. Ponieważ byłem bardzo aktywny towarzysko, moje nazwisko zawsze widniało na liście zaproszeń – prezydent Reagan zaprosił mnie do Białego
Domu, sekretarz Shultz zaprosił mnie do Departamentu Stanu itd. Jednak tak naprawdę nie życzyli sobie, bym się tam z żoną pojawiał. Tak więc po otrzymaniu
180
Rozmowa z Chien Fu
zaproszenia zawsze dzwoniłem i upewniałem się. „Nie, nie, lepiej nie przychodźcie”. „Dobrze” Byliśmy w Waszyngtonie dosyć popularni. Kiedy Reagan wydał
przyjęcie dla Stowarzyszenia polsko-amerykańskiego, moje nazwisko znalazło się
na liście zaproszonych. Zawsze byłem w takich sytuacjach bardzo uważny. Ponieważ przedtem pracowałem jako rzecznik rządu, miałem dobre kontakty z mediami,
w szczególności z sieciami. Tak więc po moim przybyciu do Waszyngtonu,chcieli,
bym się pojawiał na konferencjach. Dzwoniłem więc i pytałem – i zawsze to samo:
„nie, nie, nie, proszę nie przychodźcie”. Były to tzw. wzajemne przysługi: czyli pytam ciebie, czy rzeczywiście mam się pojawić, odpowiadasz, że nie, a ja postępuję
tak, jak sobie tego życzysz. Ujmując to naukowo – pozyskałem ich zaufanie. Tak
więc, kiedy ja prosiłem ich o podanie mi dokładnych i całościowych informacji,
czynili to. Sprzedaż broni – to dziedzina bardzo wrażliwa. Chińczycy nie chcieli,
aby Stany Zjednoczone sprzedawały nam cokolwiek. Jednak żeby móc się bronić, potrzebowaliśmy broni. Tak więc próbowaliśmy prosić władze amerykańskie
o takie zachowania, które byłyby pomocne dla nas i nie obrażały ChRL. Co mogło
urazić władze ChRL? Na przykład sytuacja, w której Amerykanie muszą publicznie oznajmić, że „teraz sprzedajemy Tajwanowi, tyle a tyle, takiej to a takiej wartości. Wysyłamy to obecnie do Kongresu celem zaakceptowania.” Staraliśmy się
to podejście przełamać aż do momentu jego zaprzestania. Była to tzw. taktyka salami. Teraz stale o tym czytamy, lecz wtedy użyliśmy jej po raz pierwszy. Zjechać
w dół. Pułap wynosił np. 14 mln, tak więc co sądzicie o 12 milionach? Na to nie
było zapotrzebowania. Więc 12 mln na to, 11 mln na to. Potem nadszedł Wspólny
Komunikat z 17 sierpnia 1980 r., w którym ustanowiono pułap, zarówno jakościowy
jak i ilościowy, a także datę zakończenia sprzedaży. Pułap z 1980 r. wynosił w sumie 800 mln. Do czego sprowadzała się umowa między USA a ChRL? Amerykanie zobowiązali się w niej, że nie będą sprzedawać nam nowszego niż wyposażenie już posiadane. My jednak posiadaliśmy sporo nowoczesnych rzeczy [śmiech].
Mówiliśmy więc: czas na zmiany. Bo też czymże był średni poziom technologiczny broni z 1980 r.? Wraz z upływającymi latami – np. w 1985 r. – ten stary sprzęt
przecież będzie wart coraz mniej. W zakresie jakości musieliśmy się dostosowywać do zachodzących zmian. Jeśli chodzi o wartość – mówili – 800 mln i co roku
redukcja tej sumy o 20 mln. Tak więc w ciągu 40 lat sprzedaż ta ustałaby w całości. Do tego dodałem jednak COLA – cost of living adjustment. Za 800 mln można
kupić w roku 1980 dziesięć sztuk danego towaru, jednak w 1990 r. prawdopodobnie 5. Tak więc 800 mln w 1980 r. stanowiłoby w 1990 r. jedynie 540 mln. I na to
ustalenie zawarte we Wspólnym Komunikacie z 17 sierpnia staraliśmy się wpłynąć. Zasadniczo jednak osiągnęliśmy wtedy tyle, że ze wszystkimi nawiązaliśmy
przyjazne stosunki. Pracowałem tak ciężko… Administracja, Kongres i nawet wymiar sprawiedliwości. Cała dziewiątka z Sądu Najwyższego przychodziła do mnie
na kolacje [śmiech]. Jedyną nadal żyjącą osobą jest Sandra D. O’Connor, pierwsza
dama, z którą rzeczywiście szczerze się zaprzyjaźniliśmy. Ponadto gościli u mnie
Ryszard Zalski
181
przedstawiciele rządu stanowego, stanowej władzy sądowniczej, rządu miejskiego, rada miasta, obydwie partie, AFL, CIO, Amerykańska Izba Handlu, Amerykańskie Stowarzyszenie Producentów, Amerykańskie Stowarzyszenie Lekarskie,
wszystkie think–tanki, wszyscy koledzy z uczelni. Ze wszystkimi staraliśmy się
utrzymywać przyjazne stosunki. Na koniec – media. Regularnie lub też okresowo odbywałem spotkania z przedstawicielami gazet: „AP”, „UPI”, „Time Magazine”, „Newsweek”, „US News & World Report”, „New York Times”, „Washington Post”, „Washington Times” (wówczas jeszcze nie istniał „Washington Star”).
Wszystkim im musisz poświęcić czas i energię.
Jednak jest to rodzaj inwestycji.
Tak, to inwestycja. Od mojego wyjazdu z Nowego Jorku minęło już 15 lat. Jednak każdorazowo, kiedy ktoś przyjeżdżał z Waszyngtonu do Tajpej, chciał się ze
mną spotkać, jak z małpą w ZOO. Każdorazowo, kiedy ja tam jadę – ostatnio byłem w listopadzie zeszłego roku [2002] – ustawiali się w kolejce do spotkania. Nawet opozycja ci to powie, oni to wiedzą. DPP nadal odcina kupony z mojej ówczesnej pracy. Jednak! Chcę Ci powiedzieć jedną rzecz. Wspominałeś o wizycie Lee
Teng-huia w 1995 r. To było rzeczywiście szkodliwe, bardzo szkodliwe. Czynnikiem, który spowodował wskrzeszenie stosunków amerykańsko-tajwańskich, było
obustronne zaufanie. Sekretarz stanu Warren Christopher obiecał Qian Qichenowi
[minister spraw zagranicznych – przyp. R. Z.] z ChRL, że Lee Teng-hui nie otrzyma zgody na przyjazd do USA. Jednak on udał się do Cassidy&Associates – może
słyszałeś o tej firmie8 – i próbował dostać się na uniwersytet Cornell. Lobbował
także w Kongresie, którego przywódcy wywarli presję na Biały Dom. W końcu
zgodzili się. Prezydent Clinton popełnił błąd, nie informując swojego sekretarza
stanu ani nie porozumiewając się z nim przed publicznym podaniem tego do wiadomości. I to spowodowało całą resztę. Departament Stanu uważał, że działamy
przeciwko niemu, Rada Bezpieczeństwa Narodowego także. Nasze stosunki natychmiast pogorszyły się.
Już na samym początku?
Tak. Na szczęście doszło do kryzysu rakietowego w 1996 r.9 Amerykanie wysłali dwa lotniskowce do Tajpej. Powiedzieli mi: Frederick, z punktu widzenia armii
jeden lotniskowiec nie oznacza jeszcze wojny. Sam niewiele znaczy, musi mieć
wokół siebie inne jednostki. Ja nic nie wiem o wojskowości. Powiedzieli mi jednak, że jeśli wysyłasz dwa, oznacza to, że jesteś gotowy do podjęcia walki. WteFirma zajmująca się w Waszyngtonie od 30 lat konsultingiem i lobbingiem.
W wyniku wizyty prezydenta Republiki Chińskiej Lee Teng-huia na uniwersytecie Cornell
w 1995 r., której Chińska Republika Ludowa zdecydowanie się sprzeciwiała, ChRL podjęła wobec
Tajwanu represje. Konsekwencją było także pogorszenie się stosunków ChRL–USA.
8
9
182
Rozmowa z Chien Fu
dy zrozumiałem. I tutaj ChRL się przeliczyła. Jeśli spojrzymy wstecz, łatwiej to
wszystko zrozumieć. Władze Tajwanu, przywódcy, opinia publiczna, media, naukowcy stale krytykowali USA, że nie sprzedają nam broni, nie odpowiadają na
nasze prośby. Oni wychodzili z założenia, że nie ma takiej potrzeby. „Stale staracie się wywołać wilka z lasu, jak dzieciaki. Jednak gdzie on jest? Przecież go
nie ma”. Kto jest tym wilkiem? My mówiliśmy, że ChRL nas zaatakuje, jednak
strona amerykańska odpowiadała, że po pierwsze: Chińczycy nie mają potencjału niezbędnego do zaatakowania oraz, po drugie: że z posiadanych przez nich informacji wywiadowczych wynika, że nie mają nawet takiego zamiaru. „Dlaczego
więc stale chcecie kupować broń, nie ma ku temu powodu, a wymagacie od nas
konfrontacji”. Tak tę sprawę postrzegali. Zawsze też mówili nam: „jeśli odkryjemy, że dążą do zaatakowania was, będziemy mieli znacznie więcej powodów do
zmartwień niż wy”. Stąd też w momencie konfrontacji zdecydowali się na wysłanie dwóch statków.
I to był dla Pana dowód? Dostrzegli powagę sytuacji?
Tak, to dowodzi ich postawy. Możliwe, że w trakcie tych wszystkich przeprowadzonych tu wywiadów wiele osób będzie krytykowało Stany Zjednoczone, że nie
robią tego lub tamtego. Jednak oni patrzą na to z naszego punktu widzenia. Piszę
akurat pamiętniki i widzę to z całościowej perspektywy. Mam swoje własne krytyczne podejście do Amerykanów. Dotyczy ono głównie tego, że nie konsultowali
się z nami w momentach, kiedy powinni. I to jest uprawniony zarzut. Jednak kiedy twierdzisz, że nas sprzedali – taki zarzut jest bezpodstawny.
Jednak większość Tajwańczyków docenia ochronę ze strony USA. Skarżą się
na to czy owo, jednak wiedzą, że dzięki ich obecności czuliście się bezpiecznie,
mogliście prowadzić handel i rozwijać się.
Tak, poczucie bezpieczeństwa to zasadnicza sprawa. Kiedy przebywałem w Waszyngtonie, starałem się rozbudować moją wiedzę z zakresu sprzedaży broni opartą na rozwoju ekonomicznym. Gdybym miał pieniądze, nie chciałbym inwestować
na Tajwanie, chyba że miałbym pewność bezpieczeństwa mojej inwestycji. Jeśli
jako gospodarz masz lotniskowiec, wtedy jako inwestor czuję się bezpiecznie. To
jest mój „slogan reklamowy”. I to się podoba.
Powróćmy do końca lat 90. Do skutku wizyty Lee Teng-huia. A także do wizyty
Jiang Zemina w USA i Clintona w Chinach?
Według mnie Jiang Zemin jest bardzo sprytny, bardzo mądry. Ma charyzmę. I Deng
Xiaoping miał charyzmę.
Ryszard Zalski
183
Spotkał ich Pan osobiście?
Nie, jedynie widziałem w telewizji. Byłem na to za mały. Także Zhou Enlai to postać charyzmatyczna. Dla przywódców ChRL trudno jest być osobowością, ponieważ żyją w społeczeństwie pełnym ograniczeń. Dla nas jest to prostsze, ponieważ
jesteśmy wolni. Jiang rzeczywiście sprawiał na amerykańskiej opinii publicznej
wrażenie kapitalisty, nie traktowali go jako komunisty.
Mówi Pan o przeciętnych Amerykanach?
Tak, o normalnych Amerykanach. Myślę o sposobie, w jaki mówił, ubierał się.
Wydaje mi się, że Hu Jintao sprawia na Amerykanach wrażenie innej osobowości
niż Jiang Zemin. Clinton jest osobą, której zachowanie jest bardzo trudno przewidzieć. Znam go bardzo dobrze. Za każdym razem, gdy ktokolwiek z Tajwanu przyjeżdżał go odwiedzić, pierwsze pytanie dotyczyło Fredericka Chiena: „Jak mu się
wiedzie?”. Mieliśmy nasze spotkania w ramach APEC. W trakcie tychże zawsze
pytał naszego przedstawiciela o Fredericka. Dlaczego? To proste. Kiedy był gubernatorem Arkansas, odwiedził nas cztery razy. Dwukrotnie, kiedy byłem wiceministrem spraw zagranicznych, dwukrotnie gdy byłem przewodniczącym Rady
Planowania Gospodarczego i Rozwoju. Wysyłał mi listy, w których pisał, że nigdzie indziej nie spotkał się z tak dobrym przyjęciem. Pobyty u nas, dyskusje dotyczące gospodarki i rozwoju, oceniał bardzo wysoko. Wydawało mu się, że nie
było to moją silną stroną, później przyznał jednak, że się mylił. Tak więc w głębi
serca miał dla nas sporą dozę sympatii. Nie można powiedzieć, że opowiadał się
za ChRL lub przeciw RCh. Jednak część jego działań była niezrozumiała. No cóż,
wydaje mi się, że gdybyś był prezydentem Stanów Zjednoczonych, nie do końca
miałbyś możliwość robienia tego, co byś chciał. Musiałbyś uwzględnić interesy
wszystkich. Najważniejsze jednak jest, że nie miałbyś wglądu do wszystkich dokumentów, na których by ci zależało, a tylko do tych podsuniętych ci do czytania.
Tak więc zasadnicze znaczenie ma fakt, kto jest twoim sekretarzem stanu, doradcą ds. bezpieczeństwa narodowego.
Jednak prezydent ma wpływ na wyznaczenie takiej osoby.
Tak, choć z drugiej strony nie ma w tym względzie całkowicie wolnej ręki. Jeżeli miałby ją, nie potrzebowałby komitetu. Jako kandydat potrzebujesz swojego
komitetu. Dlaczego go potrzebujesz? To bardzo ciekawe w polityce. Ty zajmujesz się politologią, ja zajmuję się politologią. Zawsze sobie wyobrażamy, że będąc u władzy, mamy wolność robienia wszystkiego według naszego uznania. Nie
jest to takie proste.
To nie takie łatwe.
Tak, nie jest to takie łatwe. Musisz balansować. Za czasów administracji Clintona
polityka wobec Tajwanu nie była traktowana priorytetowo. Wydaje mi się, że gdy-
184
Rozmowa z Chien Fu
by pod koniec XX w. napisać podsumowanie, należałoby podkreślić, że w trakcie
tych 22 lat od cofnięcia uznania dyplomatycznego najbardziej fascynujący jest fakt,
że RCh nadal istnieje. Może nie trzyma się najlepiej, ale jednak istnieje. Nie tak
dobrze, jak to niegdyś bywało, ale jest ok. To jest fascynujące. Bo przecież kiedy
Carter zadecydował o normalizacji, nie uprzedzając nas o tym wcześniej, wychodził z założenia, że przestaniemy istnieć za 4–5 lat.
A potem co?
Potem wchłonęłaby nas ChRL. Tak właśnie myślał. Tak. Carter, Brzeziński i Holbrooke. Nie Vance.
Vance i Brzeziński różnili się w poglądach.
Nawet bardzo. Vance to dżentelmen. Opowiem ci prawdziwą historię. 15 grudnia
1978 r. o 9 wieczorem w pokoju dla prasy w Białym Domu – nie było to w Departamencie Stanu – Vance ropoczął konferencję prasową mówiąc: „Szanowni Państwo, pragnę was poinformować, że Stany Zjednoczone w końcu znormalizowały
swoje stosunki z ChRL. Ponieważ jednak cały dzień ciężko pracowałem i jestem
bardzo zmęczony, pozwólcie, że wrócę do moich współpracowników”. I wyszedł.
Nie zabiegał o splendor w świetle reflektorów. Wtedy wszedł Carter, w trakcie
konferencji prasowej. Był taki podekscytowany i szczęśliwy. Tak więc Vance nie
był tym układem tak bardzo zainteresowany. To Carter, Brzeziński, Holbrooke,
Roger Sullivan, Michael Oksenberg, ta piątka. Około półtora miesiąca po tej konferencji miałem rozmowę ze znanym, zmarłym już, publicystą, Stanleyem Karnowem. Opowiedział mi on scenariusz, według którego doszło do normalizacji.
Nie uwierzyłbyś. W tak zasadniczej sprawie podjęto decyzję ot tak sobie. Decyzję podjęła jedna osoba.
W wywiadzie przeprowadzonym z Deanem Ruskiem opisuje on, w jaki sposób
podjęto decyzję w sprawie podziału Korei wzdłuż 38. równoleżnika. Dwie osoby
zadecydowały o tym w trakcie krótkiej rozmowy. I tyle.
Zgadza się. Zajmując się polityką, można się zdumieć mnóstwem rzeczy. Mówi
się, że należy dokładnie pisać scenariusz, w końcu jednak okazuje się, że wcale
nie. Po cofnięciu uznania uspokajano nas: „Nie martwcie się, Stany Zjednoczone
z pewnością się do tego od dawna sumiennie przygotowały. Przygotowano na ten
temat mnóstwo dokumentów”. Atakowali nas zaś nasi ludzie, nasze społeczeństwo, media i parlamentarzyści: „Nie przygotowaliście się do tego”. A było dokładnie na odwrót. Bardzo sumiennie się do tego przygotowaliśmy, bardzo ciężko pracowaliśmy. Półtora roku wcześniej napisałem dla Chiang Ching-kuo raport,
w którym przedstawiłem dziesięć różnych wariantów tego, co się może wydarzyć
między ChRL a USA. Jak mamy się zachować, łącznie z jego przemówieniami
z różnych okazji. Kiedy 20 maja 1978 r. Chiang Ching-kuo przestał być premierem
Ryszard Zalski
185
i objął urząd prezydenta, poprosił mnie o spotkanie. Usiedliśmy przy jego biurku i wtedy zapytał: „Czy wiesz, co jest w tej teczce?”. Odpowiedziałem: „Skąd
mam wiedzieć?”. To była czarna, skórzana teczka. On na to: „To jest twój raport.
Tego ranka wziąłem go ze swojego starego biura”. To była cała rozmowa. Wyszedłem. Chciał mi pokazać, że się w pełni przygotował. Na ten temat rozmawiałem
też z Warrenem Christopherem. Zapytałem, jak się przygotowali do nowej sytuacji, co zamierzają, i teraz, kiedy nie łączą już nas więzi dyplomatyczne, jak będą
chronić naszą własność i depozyty?
A było tego sporo.
O tak, sporo pieniędzy. Jak będą się kształtować nasze nowe stosunki? Spytałem,
czy może mi pokazać odpowiednie dokumenty. „Nie, nie, są w ogólnej rezolucji
omnibusowej. Wszystko jest tam razem”. „Mogę je w takim razie zobaczyć?” „Nie,
jeszcze nie są gotowe”. „Słyszałem, że przygotowaliście sporo dokumentów. Czy
może mi pan podać jakiś ogólny zarys? Może stanowisko Departamentu Stanu?”
Tak więc nic nie wiedział.
Nic. Kongres był okropnie wściekły. Kompletny brak jakiejkolwiek staranności
i przygotowań. Nie uwierzyłbyś.
Dlaczego?
Karnow mi to powiedział. To było podyktowane względami politycznymi. Był
to koniec 1978 r. Minęła połowa pierwszej tury Cartera. Dążył do zakończenia
otwartych jeszcze kwestii politycznych. Drugą połowę roku poświęcił sprawom
wewnętrznym, w tym gospodarce. Ostatecznie przegrał z powodu słabej sytuacji
gospodarczej. Tak więc miał już za sobą umowę z Camp David w sprawie Bliskiego Wschodu, zbliżał się do uregulowania ze Związkiem Radzieckim rozmów
w sprawie SALT II. Tak więc gdyby doprowadził także do znormalizowania stosunków z ChRL, byłoby to dyplomatyczne qui pro quo. W okolicy 20 września
wezwał Brzezińskiego i powiedział: „W zamian za nawiązanie stosunków dyplomatycznych ChRL stawia trzy warunki, a mianowicie: cofnięcie uznania, rozwiązanie umowy i wycofanie wszystkich wojsk”. Poprosił go o napisanie Wspólnego
Komunikatu zgodnie z przedstawionymi warunkami. Brzeziński myślał, że to jakiś dowcip. Tak więc nie zrobił nic. Po upływie dwóch tygodni, na początku października, prezydent wezwał go ponownie i spytał o szkic Wspólnego Komunikatu. „Ok, wyślij to Woodcockowi i następnie Chinom”. Chińczycy to przejrzeli.
Nadal brakowało im jednak uregulowania jednej kwestii – sprzedaży broni. Zgłosili więc odpowiedni postulat. „O nie, tego nie możemy zrobić, to za dużo. Kongres by to skrytykował”. Odesłano więc do renegocjacji i uzgodnienia. Takie proste. Spytałem więc Stanleya Karnowa, skąd o tym wszystkim wiedział? Przecież
to bardzo tajna wiedza. Powiedział mi: „Gdybyś był jednym z tej piątki, miałbyś
186
Rozmowa z Chien Fu
w sercu potrzebę powiedzenia innym, że do niej należysz. Wie o tym jedynie owa
piątka”. I ktoś z nich mu to powiedział. Albo Brzeziński, Holdridge, Roger Sullivan lub Richard Solomon, lub Mike Oksenberg.
Chciałbym teraz spytać o porównanie polityki KMT i DPP wobec USA w ciągu
ostatnich 30 lat.
Obydwie partie przywiązywały ogromne znaczenie do naszych stosunków z USA.
Podejście do nich DPP może zobrazować wysłanie przez tę partię jako obecnego
przedstawiciela do USA Chien-jen Chena, wyjątkowo zaangażowanego członka
KMT, przewodniczącego departamentu KMT ds. Chińczyków zamorskich. Jednak
DPP postanowiło wysłać go do Stanów Zjednoczonych w swoim imieniu.
Sami nie mają wystarczająco dobrych kadr?
Nie dysponują odpowiednią ilością fachowców. DPP od zawsze była zdania, że odkąd pojawiliśmy się na Tajwanie, nasze stosunki z USA mają zasadnicze znaczenie. Japonia także jest ważna, jednak nie aż tak. W swoim czasie mieliśmy trzech
przyjaciół, z którymi wiązały nas stosunki dyplomatyczne – Arabię Saudyjską, Koreę i Republikę Południowej Afryki – obecnie wszystkich ich straciliśmy. Jednak
te kraje wszystkie razem nie miały takiego znaczenia jak Stany Zjednoczone. Tak
więc nikt nie neguje faktu, że stosunki z USA mają dla nas fundamentalne znaczenie. Stąd też w pewnej mierze DPP skłania się ku temu, czego Stany Zjednoczone
od niej oczekują. Wydaje mi się, że osobą, która rzeczywiście nie dbała o te stosunki, był Lee Teng-hui. […].
To była jego prywatna decyzja?
Jego własna. Było to wyrazem wyjątkowej nonszalancji. Dla niego polityka jest
ważniejsza od dyplomacji. Chen Shui-bian także popełnił błąd, wspominając o each
side, one state. Także nie uprzedził o tym USA. I cierpiał w wyniku tego. Jednak
w bardzo sprytny sposób starał się naprawić szkodę. Lee Teng-hui nigdy nie starał się naprawić błędu.
Zgodził się na wywiad w przyszłym tygodniu.
Świetnie. Musisz się dokładnie przyjrzeć jego twarzy. To wyjątkowa twarz. Widać na niej jego zdecydowanie, determinację. Chiang Ching-kuo czasami bardzo
się złościł na USA, jednak na zewnątrz nie dał tego po sobie poznać. Nawet gdy
amerykański ambasador powiadomił go o cofnięciu uznania, był bardzo spokojny.
Nigdy nie tracił panowania nad sobą. Jest to bardzo rzadkie.
Był bardzo skromną osobą.
Bardzo, zgadza się.
Ryszard Zalski
187
Czytałem ostatnio wyniki badania opinii publicznej. Wynikało z nich, że
najbardziej lubianym i szanowanym prezydentem był Chiang Ching-kuo, najmniej zaś Lee Teng-hui. Odbierany jest jako osoba, która wyrządziła Tajwanowi
ogromną szkodę.
[Śmiech] Przyczyna jest bardzo prosta. Kraj ten jest tak fascynujący. Pracuję tu
ponad 40 lat. Czasami słyszysz ludzi, skarżą się: „Ten kraj nie jest fair. Dlaczego
niektórzy ludzie tak długo zajmują wysokie stanowiska?”. Jednak w ostatecznym
rozrachunku, ten kraj jest bardzo fair. W głębi serca ludzie wiedzą, kto ciężko pracuje, kto jest czysty, kto zaś nie.
Bardzo dziękuję za rozmowę.
Azja-Pacyfik 2005, nr 8/2005
WSPOMNIENIE
E. Pałasz-Rutkowska
PROFESOR WIESŁAW KOTAŃSKI (1915–2005)
wybitny uczony, japonista, wychowawca pokoleń1
W dniu 8 sierpnia 2005 r. odszedł od nas Profesor Wiesław Kotański, wielki
uczony, wybitny japonista, kulturoznawca, językoznawca, religioznawca, tłumacz
literatury japońskiej, a przede wszystkim niestrudzony badacz źródeł kultury Japonii, w tym najstarszej kroniki, pochodzącej z początków VIII w. Kojiki (Księga
dawnych wydarzeń). Był naszym Mistrzem, Wielkim Autorytetem, Ukochanym,
choć Surowym Nauczycielem, Przyjacielem, Opiekunem i Wychowawcą, Przewodnikiem na drodze studiów japonistycznych. Był nestorem polskiej japonistyki,
twórcą japonistyki powojennej, wspaniałym wychowawcą wielu pokoleń.
Zapytany o przyczyny Swego zainteresowania Japonią w 1999 r., gdy obchodziliśmy 80. rocznicę nawiązania oficjalnych stosunków między Polską a Japonią, a także 80. rocznicę nauczania języka japońskiego na Uniwersytecie Warszawskim, Profesor odpowiedział:
„Fazę pierwszą stanowiły dwa na poły przypadkowe »spotkania« lub »zbiegi
okoliczności«. Jedno – to natrafienie (gdy miałem 5-6 lat) na opowieść w czasopiśmie dla dzieci »Moje Pisemko« […], w którym przedstawiono po polsku treść
mitu japońskiego o białym zajączku z Inaby. […] Z kolei drugi pomyślny zbieg
okoliczności, to wielokrotne oglądanie w towarzystwie dziadka ze strony matki
zdjęć z wojny japońsko-rosyjskiej […]. Z pewnością nawet sam pokaz zatapiania
krążowników mógł zafascynować dorastającego chłopca […].
Tekst ten został przygotowany na podstawie mojego wystąpienia podczas zebrania plenarnego Komitetu Nauk Orientalistycznych PAN (10 listopada 2005), a jego pierwsza wersja ukaże się
w „Przeglądzie Orientalistycznym”.
1
E. Pałasz-Rutkowska
189
Faza druga – w szkole powszechnej i średniej nie zetknąłem się z tematyką japońską. […] Bogaty program nauczania języków obcych w szkole średniej […]
obudził we mnie żywe zainteresowania językami w ogóle i to głównie w perspektywie struktury języka. Ujawniła się też w tej fazie druga tendencja, może najpierw nieco słabsza od lingwistycznych skłonności, ale z czasem podniesiona do
rangi indywidualnej predylekcji […] [związana ze zdobywaniem wiedzy o starożytnych Rzymianach i Grekach, głównie o ich poglądach, filozofii, mitologii, literaturze – E. P. R.].
Faza trzecia. Po ukończeniu w 1936 r. liceum [Gimnazjum Collegium] musiałem jako maturzysta podjąć ważną decyzję, […] jaki obiorę kierunek. Na polonistykę się immatrykulowałem, ale […] wydawała mi się mniej atrakcyjna niż języki obce. […] dowiedziałem się o Szkole Wschodoznawczej, która prowadziła
wykłady z zakresu języków afrykańskich i azjatyckich. […] z listy propozycji bez
większego wahania wybrałem naukę japońskiego, co z pewnością podsunął mi
drzemiący w podświadomości »zając z Inaby« lub duch »dziadka podziwiającego Japończyków«2. A także, o czym wiem z rozmów z Profesorem, lektura przekładów na język polski opowieści o Japonii Lafcadio Hearna, czyli Koizumiego
Yakumo, które także znajdowały się w bibliotece Jego dziadka.
W 1934 r. Profesor został więc studentem polonistyki na Uniwersytecie Warszawskim, ale nie podejmując tych studiów, zaczął, jak Sam stwierdził po wielu
latach, „stawiać swe pierwsze kroki, usiłując wkraść się w tajniki mowy i kultury
japońskiej”3 w Sekcji Japońskiej Szkoły Wschodoznawczej przy Instytucie Wschodnim subsydiowanym przez Ministerstwo Spraw Zagranicznych jako ośrodek studiów politycznych nad obszarami Azji i Afryki. Tam po raz pierwszy zetknął się
z językiem japońskim, który w trakcie trzyletnich studiów był dla Profesora językiem głównym, obok ubocznych: malajskiego, angielskiego i rosyjskiego. Naukę
praktyczną języka prowadził Umeda Ryōchū, który po wojnie stanie się znawcą
i propagatorem kultury polskiej w Japonii, a pomagali mu bracia Miszkiewiczowie, Bolesław i Mieczysław. Zajęcia z geografii, historii i literatury Japonii prowadzili profesorowie UW, Witold Jabłoński i Jan Jaworski.
Od tego czasu szczególne zainteresowania Profesora zaczęły koncentrować się
wokół Japonii. Ponieważ jednak japonistyka jeszcze nie istniała w strukturach Uniwersytetu, po uzyskaniu dyplomu Szkoły Wschodoznawczej w 1938 r. (po czterech, a nie trzech latach z powodu służby wojskowej), zdecydował się na studia
w Katedrze Sinologii, ale o charakterze indywidualnym, stworzonym przez profesorów Jabłońskiego i Jaworskiego. W przyszłości miał poprowadzić na UW specjalizację japonistyczną. Od 1919 r. odbywały się tu zajęcia z języka japońskiego,
2
W. Kotański, Refleksje na 80-lecie, [w:] Chopin – Polska – Japonia. Katalog wystawy z okazji
80. rocznicy nawiązania stosunków oficjalnych między Polską a Japonią oraz Roku Chopinowskiego, Tokio 1999, s. 24.
3
Ibidem, s. 23.
190
Profesor Wiesław Kotański (1915–2005)
nad czym czuwał doc. dr Bogdan Richter, który w 1920 r. utworzył Zakład Kultur Dalekiego Wschodu.
Niestety, wkrótce potem wybuchła wojna. W latach 1940–1944 Profesor Kotański brał udział w tajnym nauczaniu zarówno w domach obu profesorów, jak i u wielu innych wybitnych specjalistów (m.in. T. Kotarbińskiego, H. Hiża, J. Krzyżanowskiego, S. Baleya). Dzięki temu po wojnie, w 1946 r., po zdaniu specjalnych
egzaminów uzyskał tytuł magistra. Jego praca magisterska dotyczyła semantyki
układów haseł w chińskich i japońskich słownikach hieroglificznych. Po latach
Profesor stwierdził, że podczas studiów chodziło mu „o przyswojenie rzetelnej
wiedzy o azjatyckim Dalekim Wschodzie i zdobycie kompetencji naukowca, który zgłębia zagadnienia kultury odległych społeczeństw i potrafi je obiektywnie interpretować”4.
W 1946 r. Profesor zaczął karierę zawodową, naukową i dydaktyczną na Uniwersytecie Warszawskim – został asystentem przy Katedrze Sinologii z obowiązkiem prowadzenia zajęć japonistycznych. W 1951 r. otrzymał stopień doktora, co
pozwoliło na zatwierdzenie rok później przez rektora specjalizacji japonistycznej i seminarium japonistycznego w ramach sinologii. Uzyskanie stopnia docenta
w 1954 r. prowadziło już w prostej linii, ale wyłącznie dzięki staraniom Profesora, do kreowania z japonistyki samodzielnej dyscypliny: w 1956 r. powstała sekcja
przy Zakładzie Sinologii, a w 1969 r. niezależny zakład w ramach Instytutu Orientalistycznego. Wielokrotnie wyjaśniał światu strukturę, znaczenie i rolę japonistyki polskiej, pisząc na ten temat artykuły w różnych językach, a przede wszystkim
w japońskim. Czuwał nad rozwojem sekcji przez trzydzieści z górą lat, wspierany
przez rosnące grono swoich wychowanków. Zawsze przejmowały Profesora sprawy środowiska akademickiego, znajdował czas i energię, by aktywnie uczestniczyć
w działalności Instytutu Orientalistycznego. Pełnił wiele funkcji na Uniwersytecie, m.in. prodziekana Wydziału Neofilologii (1952–1954), wicedyrektora (1969–1972 i 1972–1974) i dyrektora (1974–1976) Instytutu Orientalistycznego, dziekana Wydziału Neofilologii (1978–1982).
Przede wszystkim jednak Profesor był niestrudzonym badaczem japońskiej
kultury, czego najlepszym dowodem są bardzo liczne publikacje5, kilkaset pozycji
w wielu językach, m.in. dzięki którym w 1975 r. uzyskał tytuł profesora zwyczajnego. Wiedzę na temat japońskiej kultury, religii, języka zdobywał także w Japonii,
gdzie był trzynaście razy, a po raz pierwszy wyjechał w 1957 r. Szczególnie blisko
związany był Uniwersytetem Kokugakuin (Kokugakuin Daigaku), gdzie prowadzone są badania nad źródłami japońskiej kultury, nad rodzimą religią shintō. La4
W. Kotański, Wspomnienia z początków japonistyki w Polsce i inne refleksje, „Japonica” 2000,
nr 12, s. 35.
5
Zob. np. Księga dla uczczenia 75 rocznicy urodzin Wiesława Kotańskiego, „Rocznik Orientalistyczny” 1990, t. XLVI, z. 2, s. 13–21; „Japonica” 1994, nr 2, s. 171–187.
E. Pałasz-Rutkowska
191
tem roku 1969 r. w Państwowym Instytucie Badań nad Językiem Japońskim (Kokuritsu Kokugo Kenkyūjo) zajmował się metodami nauczania języka japońskiego
dla nie-Japończyków.
Zanim jednak Profesor Kotański wyznaczył sobie kierunek poznawczy, kierunek Swych badań, długo poszukiwał. Zaraz po wojnie stanął przed poważnym dylematem: czy kierować zainteresowania na dzieje doktryny buddyzmu, co zalecał
wcześniej profesor Jaworski, czy też wybrać inną drogę, ponieważ pomysłodawca
zginął w czasie wojny, a zgromadzony przez niego stutomowy zbiór przekładów
chińskich i japońskich buddyjskiej Tripitaki spłonął w czasie oblężenia Warszawy w 1939 r. Swe samodzielne dociekania badawcze Profesor rozpoczął od leksykografii. Myślał o opracowaniu słownika japońsko-polskiego, ale wkrótce zrezygnował z tego zamiaru. Następnie podjął badania dziejów znajomości Japonii
w Polsce, do czego zachęciła Go bibliografia polskich publikacji o Japonii opracowana przez Kamila Seyfrieda. Powstało wówczas kilka prac, m.in. o wzmiankach na temat Japonii u księdza Piotra Skargi Pawęskiego, a także artykuł Stosunki kulturalne między Polską a Japonią6, który stał się inspiracją mych badań nad
historią kontaktów polsko-japońskich. Wkrótce Profesor uznał jednak, że jest to
tylko margines wiedzy o kulturze Japonii. Postanowił więc zająć się przekładami z języka japońskiego, dzięki czemu miłośnicy literatury mogą do dziś zapoznawać się z cennymi przykładami literatury klasycznej, jak chociażby z antologią najwartościowszych utworów z okresu od IV do XIII w. Dziesięć tysięcy liści
(Man’yōshū; Warszawa 1961), czy z pracą badacza szkoły narodowej z XVIII w.
Uedy Akinariego Po deszczu przy księżycu (Ugetsu monogatari, Warszawa–Wrocław 1968), a także z utworami nowszymi, np. z Krainą śniegu (Yukiguni; Warszawa 1964) Kawabaty Yasunariego.
Profesor Kotański zgłębiał także teorię przekładów oraz poszerzał wiedzę o języku japońskim, cofając się do jego starszych faz. Wynikiem tego była także Jego
praca doktorska Językoznawcza problematyka przy przekładach ze współczesnego
języka japońskiego na język polski (1951). W końcu lat 60. XX w. Profesor skupił się na badaniach semiotycznych, a wyniki badań opublikował m.in. w artykule
Semiotyczne podstawy interpretacji symbolu religijnego (na materiale japońskim)
(„Studia Semiotyczne” 1972, nr 3). Zajmował się też japońskimi religiami, głównie rodzimym shintō7 i stopniowo centrum Jego badań stał się najstarszy, a pochodzący z początku VIII w. zabytek japońskiego piśmiennictwa, cenne dzieło narodowej literatury oraz święta księga shintoizmu Kojiki.
6
W. Kotański, K. Seyfried, Stosunki kulturalne między Polską a Japonią, „Przegląd Orientalistyczny” 1961, nr 2, s. 141–156.
7
Napisał m.in.: Zarys dziejów religii w Japonii, Warszawa 1963; Religie Japonii, [w:] Zarys
dziejów religii, Warszawa 1964, s. 78–114; Zwyczaje, obrzędy i symbole religijne Japonii, [w:]
Zwyczaje, obrzędy i symbole religijne, Warszawa 1974, s. 141–266.
192
Profesor Wiesław Kotański (1915–2005)
Z czasem Profesor postawił tezę, że „japoński mit o pierwotnym chaosie nie stanowi osobnej całości, lecz tworzy jednolity system wspólnie z długą sekwencją teofanii, których światotwórcza rola polega na zmniejszeniu stopnia entropii w materii
świata, a więc na przekształceniu stanu chaotyczności w stan uporządkowania”8. Profesor zdefiniował zbiór zawartych w Kojiki mitów jako idealny plan przygotowania
Ziemi na zejście bogów nieba, którzy utworzą dynastię cesarską. Uważał, że kronika ta toruje drogę tym wszystkim, którzy czując się odpowiedzialnymi za losy świata i ludzi, starali się wywrzeć wpływ swą twórczością. Próbował rozwiązać zagadkę
– co kryje się pod hermetyczną przesłoną stworzoną przez starożytnych Japończyków, aby w jak najbardziej adekwatnej formie przekazać opowieści o bogach i ich
prawnukach, którzy zawitali na Ziemię. Przez lata powstała i ewoluowała szczególna nauka, kojikologia Wiesława Kotańskiego. Profesor uznał, że kluczem do wyjaśnienia zagadki są imiona bóstw i postaci, które, według Niego, mają swe konkretne
znaczenie, odzwierciedlające ich rolę w mitologii, są ważne dla całości dzieła i przebiegu narracji, i dlatego powinny być tłumaczone. Budziło to – i budzi nadal – kontrowersje, głównie w Japonii, wśród badaczy bardzo ortodoksyjnych, uważających,
że jest to naruszanie świętości. Poglądy takich badaczy na temat Kojiki nie zmieniły
się zasadniczo od drugiej połowy XVII w., kiedy to „święte księgi” zostały zinterpretowane przez wielkiego badacza szkoły narodowej Motooriego Norinagę.
W pierwszym etapie studiów nad Kojiki Profesor opierał się na intuicji, japonistycznej wiedzy i doświadczeniu badawczym, ale robił to zgodnie z tradycją japońskich badań literaturoznawczych. Prowadził żmudne dekodowanie i interpretację treści ksiąg. Po latach odkrył, że nie można traktować tego tekstu, tak jak
tekstu współczesnego – postanowił podejść do tekstu tak, jak to robili jego kompilatorzy.
Drugi etap rozpoczął się wraz z latami 80. Wtedy to Profesor przeszedł od czystej intuicji ku rozpoznaniu przegłosów, zwrócił uwagę na intonację ośmiu samogłosek w starożytnym japońskim, a nie pięciu, które istnieją współcześnie. Pomysł
pochodził od profesora Murayamy Shichirō, który zaznajomił Profesora z japońskimi słownikami intonacji i przekonał, że tylko badanie intonacji, jaką przybierają
chińskie ideogramy, którymi zapisana jest historia w Księdze dawnych wydarzeń,
może dać dobre wyniki. Za pomocą praw morfonemiki i grafemiki języka japońskiego z VIII w. Profesor próbował wykryć utrwaloną w piśmie, w starożytnym
tekście, informację o normach, wyobrażeniach i postępowaniach postaci. Taka wiedza okazała się niesłychanie znacząca dla przekładu japońskiej mitologii i wpłynęła na zmianę poglądów Profesora Kotańskiego9. Doszło do reinterpretacji, rewizji wcześniejszych interpretacji – Profesor potem wielokrotnie przypominał, że
W. Kotański, Refleksje na 80-lecie, s. 25.
Zob. m.in.: W. Kotański, Ukryta warstwa znaczeniowa w japońskiej kronice „Kojiki”, [w:]
„Przegląd Orientalistyczny” 1984, nr 1–4, s. 3–12.
8
9
E. Pałasz-Rutkowska
193
jego pierwsze i uznane za wiekopomne tłumaczenie Kojiki, czyli księga dawnych
wydarzeń (Warszawa 1986), nie jest do końca poprawne, ponieważ nie wykorzystał
w nim właśnie akcentów i intonacji. Odsyłał do Swego kolejnego dzieła Dziedzictwa japońskich bogów (Warszawa–Wrocław, 1995).
Ukoronowaniem badań Profesora Kotańskiego nad Kojiki, jak też wielkim zadośćuczynieniem dla Jego pracy, była poważna publikacja ogłoszona w Japonii wiosną 2004 r. przez tokijskie wydawnictwo Kinseisha, Kojiki-no atarashii
kaidoku. Kotansuki-no Kojiki kenkyū-to gaikokugoyaku Kojiki (Nowe [metody]
dekodowania Kojiki – studia Kotańskiego nad Księgą dawnych wydarzeń na tle
innych pozajapońskich przekładów. Edytorem i redaktorem jest profesor Matsui
Yoshikazu, językoznawca, antropolog kultury i religioznawca z Międzynarodowego Uniwersytetu w Osace (Ōsaka Kokusai Daigaku), który przez wiele lat współpracował z Profesorem Kotańskim i dzięki któremu część trudnych, a niezmiernie
ważnych prac Kotańskiego została przetłumaczona na język japoński.
Za wspaniałe osiągnięcia, za wielkie zasługi w tworzeniu i rozwijaniu polskiej japonistyki, za promocję kultury japońskiej w Polsce Profesor był wielokrotnie nagradzany i odznaczany. W 1973 r. otrzymał Krzyż Kawalerski Polonia
Restituta, w 1977 Order Świętego Skarbu za osiągnięcia w badaniach kultury Japonii, a w 1986 r. Order Wschodzącego Słońca przyznany przez cesarza Japonii
w uznaniu wybitnych zasług w dziedzinie promowania wiedzy o Japonii w Polsce
i współpracy naukowej między Polską a Japonią. W 1990 r. Fundacja Japońska
(Kokusai Kōryū Kikin; The Japan Foundation) przyznała Mu nagrodę indywidualną, a w 1998 r. władze okręgu metropolitalnego Osaki XVII Nagrodę Yamagaty
Banto, za wybitne zasługi w propagowaniu kultury japońskiej za granicą, a szczególnie za całokształt badań nad Kojiki.
Profesor Wiesław Kotański był z pewnością uosobieniem historii powojennej
polskiej japonistyki. Niestety, jak już kilka lat temu Sam zauważył, zainteresowanie
jego kierunkiem badań w Polsce wyraźnie osłabło. Ostatnią, wytrwałą uczennicą,
była dr Agnieszka Żuławska-Umeda, która pod kierunkiem profesora napisała swą
rozprawę doktorską. Był nim także wspomniany prof. Matsui. Ale Profesor Kotański niezależnie od specjalizacji, był Niezastąpionym i Wspaniałym Nauczycielem
wielu pokoleń japonistów. Jego uczniami są niemal wszyscy polscy pracownicy japonistyki na Uniwersytecie Warszawskim, znaczna część kadry w nowszych ośrodkach japonistycznych na Uniwersytecie Jagiellońskim i Uniwersytecie im. Adama
Mickiewicza w Poznaniu, część z uczniów rozjechała się po świecie.
Był niestrudzonym w przekazywaniu Swej ogromnej wiedzy o kulturze Japonii i bardzo surowym Nauczycielem. Miałam niebywały zaszczyt i przyjemność –
niepozbawioną czasami strachu i obaw, szczególnie na początku mych japonistycznych studiów – być Jego uczennicą. Pod Jego kierunkiem pisałam pracę magisterską, uczyłam się pierwszych japońskich znaków, tłumaczyłam pierwsze teksty.
Zaskakiwał zawsze ogromną wiedzą, sumiennością, przygotowaniem do każdej
194
Profesor Wiesław Kotański (1915–2005)
rozmowy. Swą wiedzą dzielił się z nami niemal do końca Swych dni – jeszcze na
początku 2005 r. prowadził dla nas, pracowników japonistyki warszawskiej, seminaria poświęcone swym ostatnim badaniom i związanym z nimi przemyśleniom
oraz wątpliwościom, co do trafności wysnuwanych teorii. Jeszcze w czerwcu tego
roku, nie szczędząc Swego czasu, wyjaśniał mi, sugerował, jak zapisywać długie
imiona japońskich bóstw.
Był moim – naszym – Mistrzem, Nauczycielem i Wychowawcą. Uczył nie tylko, jak zgłębiać tajniki japońskiej kultury, ale też jak żyć, jak rozwiązywać problemy dnia codziennego. Uczył skromności, obiektywizmu, wytrwałości, rzetelności. Pozostanie na zawsze w mojej pamięci i wiem, że nikt nigdy nie zastąpi
mojego – naszego – Profesora.
Azja-Pacyfik 2005, nr 8/2005
MATERIAŁY, INFORMACJE
Bogusław Zakrzewski
PASJE PROFESORA KOLMAŠA
Profesor dr Josef Kolmaš, jeden z czołowych europejskich sinologów i tybetologów, o imponującym dorobku i międzynarodowej renomie, urodził się 6 sierpnia
1933 r. w Temici, na południowych Morawach. Uczył się w gimnazjum i mieszkał
w internacie prowadzonym przez jezuitów w Velehradzie, gdzie jednym z jego nauczycieli był Tomas Szpidlik, w 2003 r. podniesiony przez Jana Pawła II do godności kardynała. Doskonała znajomość łaciny spowodowała zainteresowanie misjonarską pracą jezuitów w Chinach i Tybecie, prowadzoną od XVII w. Młody
Kolmaš wstąpił nawet do nowicjatu w 1948 r., ale w kwietniu 1950 r. służba bezpieczeństwa deportowała członków wspólnoty, poddając ich „reedukacji przez pracę”. Małoletniego Josefa zwolniono po kilku miesiącach i mógł dokończyć naukę
w szkole średniej, gdzie nauczyciel francuskiego rozbudził w nim zainteresowanie językiem chińskim.
W 1952 rozpoczął studia sinologiczne na Uniwersytecie Karola w Pradze
u prof. J. Pruška i jego uczniów. Na II roku podjął naukę języka tybetańskiego.
W 1957 r. otrzymał dyplom ukończenia studiów, przedkładając pracę o zaniku ambanatu (tj. instytucji rezydenta-namiestnika z ramienia rządu pekińskiego) w Tybecie z końcem dynastii mandżurskiej (1911).
Przez dwa lata przebywał na podyplomowym studium w Pekinie, głównie w Instytucie Mniejszości Narodowych, gdzie pogłębiał wiedzę na temat języka i kultury
tybetańskiej. Do kraju przywiózł ze sobą pełne wydanie tybetańskiego kanonu buddyjskiego bka gyur i bstan gyur. Całe życie zawodowe profesor Kolmaš spędził w Instytucie Orientalistyki Czechosłowackiej, a następnie, Czeskiej Akademii Nauk.
Stopień kandydata nauk uzyskał w 1965 r. – dysertacja nosiła tytuł Konferencja w Simli, 1913–1914. Od maja 1994 do 2002 był kierownikiem wspomniane-
196
Pasje Profesora Kolmasa
go Instytutu. Poczynając od wczesnych lat 90. wykładał także na uniwersytecie
w Brnie, gdzie habilitował się w dziedzinie antropologii kulturowej (Antropologicke struktury zemi vychodni a vnitrni Asie a jeich misto v soucasnem svete: Fenomen sociokulturniho prenosu), gdzie uzyskał tytuł profesora.
W ciągu niemal 50 lat uczestniczył, wygłaszając referaty, w licznych naukowych konferencjach międzynarodowych w wielu krajach Europy, Azji, Ameryki
i Oceanii; odwiedzał je także podczas pobytów naukowych i wykładów. Jest członkiem International Association for Tibetan Studies (1979), European Association
of Chinese Studies (1990) i in. Współpracuje z zagranicznymi czasopismami naukowymi, zajmującymi się problematyką Azji Wschodniej.
Wydany w 1999 r. w Pradze drukiem przez Instytut Orientalistyczny spis publikowanych i niepublikowanych prac J. Kolmaša obejmuje ponad 700 pozycji różnego rodzaju – tekstów własnych i przekładów z chińskiego, tybetańskiego, angielskiego, francuskiego, rosyjskiego.
Na temat dokonań uczonego pisali różni autorzy – jednym z nich jest Martin
Slobodnik, którego artukuł Naukowa droga sinologiczno-tybetańska – na jubileusz (70-lecie) profesora Josefa Kolmaša znalazł się w numerze drugim (2003)
czasopopisma „Studia Orientalia Slovaka”, wydawanego przez Katedrę Języków
i Kultur Krajów Azji Wschodniej Wydziału Filozoficznego Uniwersytetu im. A.
Komeńskiego w Bratysławie.
Wybrane prace w jęz. angielskim prof. Josefa Kolmaša:
1. Tibet and imperial China; a survey of Sino-Tibetan relations up to the end
of the Manchu dynasty in 1912, Canberra 1967.
2. Genealogy of the Kings of Derge (Sde-dge´i rgyal rabs). Tibetan text edited
with historical introduction by Josef Kolmaš, Prague 1968.
3. Tibetan manuscripts and blockprints in the Library of the Oriental Institute
Prague, Prague 1969.
4. Prague collection of Tibetan prints from Derge; a facsimile reproduction of
5,615 book-titles printed at the dGon-chen and dPal-spungs monasteries of
Derge in Eastern Tibet, Wiesbaden–Prague 1971–1996.
5. Iconography of the Derge Kanjur and Tanjur: facsimile reproductions of the
648 illustrations in the Derge edition of the Tibetan Tripitaka, housed in the
Library of the Oriental Institute in Prague, New Delhi 1978, 2002.
6. Tibetan books and newspapers (Chinese collection): with bibliographical
notes, Wiesbaden–Prague 1978.
7. Ferdinand Stoliczka (1838–1874): the life and work of the Czech explorer
in India and High Asia, Wien 1982.
8. The Ambans and Assistant Ambans of Tibet (A chronological study), Prague
1994.
Azja-Pacyfik 2005, nr 8/2005
MATERIAŁY, INFORMACJE
Karolina Lewandowska
CHIŃCZYCY W KOSMOSIE
Chiński program rakietowy związany był bezpośrednio z wyprodukowaniem
broni jądrowej, a dokładnie z rozbudowaniem systemu jej przenoszenia, tj. różnych typów rakiet oraz bombowców strategicznych średniego i dalekiego zasięgu. Jego początki sięgają połowy lat 50., kiedy to w 1956 r. utworzono w Ministerstwie Obrony specjalny departament zajmujący się badaniami i koordynacją
prac nad systemami rakietowymi. W maju 1958 r. Mao Zedong postulował przyspieszenie prac nad budową rakiet oraz wystrzelenie chińskich satelitów1. W latach 70. i 80. rozwój tej dziedziny miał znaczenie priorytetowe, gdyż służył niemal wyłącznie celom militarnym.
Źródła chińskich planów kosmicznych sięgają początku lat 70., choć eksperci
twierdzą, że najsilniejszym impulsem do zapoczątkowania badań kosmicznych na
szerszą skalę były dla Chińczyków wcześniejsze, przełomowe osiągnięcia amerykańskie i radzieckie z 1961 r. Polityka kosmiczna ChRL tworzona była na bazie słabej infrastruktury przemysłu oraz niskiego poziomu naukowego i technologicznego2. Warto jednak wspomnieć, że w połowie lat 80. programy dotyczące
technologii kosmicznej stanowiły podstawową pozycję w wydatkach budżetowych kraju3.
Do grona państw penetrujących przestrzeń kosmiczną Chiny przyłączyły się
w kwietniu 1970 r., kiedy to wysłały na skonstruowanej przez siebie rakiecie
J. Rowiński, Atomistyka w Chinach, Warszawa 1988, s. 22.
J. Barry Patterson, China’s Space Program and its Implications for the United States. A Research Report of Maxwell Air Force Base, Alabama 1995, s. 3.
3
J. Rowiński, Atomistyka w Chinach…
1
2
198
Chińczycy w kosmosie
Long March 1 pierwszego satelitę Dongfanghong (dosł.: Wschód jest czerwony).
Od tego czasu Chińczycy dokonali niebywałego postępu zarówno w kwestii samego programu rakietowego, jak i badań kosmicznych. Począwszy od 1974 r. Chiny
zaczęły wysyłać serię satelitów wielokrotnego użytku ( ang. recoverable satellite),
które stanowiły część programu badań Ziemi za pomocą fal magnetycznych (ang.
remote sensing) oraz badań w środowisku nad mikrograwitacją4.
W lutym 1978 r. w chińskim czasopiśmie „Navigation Knowledge” pojawił
się artykuł mówiący o chińskich planach wysłania w kosmos misji załogowej. Na
tę wiadomość zareagowały USA. Pod hasłem współpracy w eksploracji kosmosu
przedstawiciele NASA zostali zaproszeni do Chin, gdzie mieli okazję zobaczyć nie
tylko projekt załogowego pojazdu kosmicznego, ale także plany stworzenia laboratorium kosmicznego5. W 1980 r. Chiny przeprowadziły pierwszą próbę z rakietą międzykontynentalną poza obszarem swego terytorium – w rejonie Pacyfiku na
południe od Wysp Gilberta6. W 1980 r. jeden z dziennikarzy „Science Life” podał,
iż chińscy astronauci poddawani są regularnym symulacjom i treningom wytrzymałościowym, które wiązały się z konkretnymi planami wysłania misji załogowej. Sami Chińczycy jednakże przyznali dopiero w 1988 r., że prace nad rozwojem Centrum ds. Medycznych Badań Kosmicznych trwają od 1968 r.
TWÓRCA CHINSKIEJ BRONI RAKIETOWEJ
Ojcem chińskiego programu kosmicznego jest prof. Jian Xiesen, który
w 1935 r. – jako dwudziestoczteroletni naukowiec – uzyskał stypendium w Kalifornijskim Instytucie Technologii. Pracował tam m.in. z jednym z pionierów amerykańskiej astronautyki Theodorem von Karmanem. Jian Xiesen światową sławę
zyskał w zakresie aerodynamiki i napędów odrzutowych. Był także współorganizatorem Jet Propulsion Laboratory w Pasadenie, obecnie jednego z najważniejszych
instytutów NASA. Od 1945 r., już jako pułkownik armii amerykańskiej, rekrutował
do USA naukowców niemieckich z III Rzeszy, którzy pracowali nad rakietami V-1
i V-2, oraz miał za zadanie przejęcie hitlerowskich planów przemysłu lotniczego.
Dzięki temu poznał Wernera von Brauna, twórcę rakiety V-2, a później długoletniego pomysłodawcę amerykańskiego programu kosmicznego. W czasie II wojny
światowej Jian Xiesen kierował sekcją rakiet balistycznych w sztabie doradców
Pentagonu. Znał najważniejsze tajemnice badań nad bronią rakietową w Stanach
Zjednoczonych. W 1950 r. próbował potajemnie wrócić do Chin przez Hongkong.
4
E. P. Grondine, Chinese Manned Program: Behind Closed Door, [@:] http//www.friends – partners.ru (Encyclopedia Astronautica)
5
Ibidem.
6
J. Rowiński, op.cit., s. 23.
Karolina Lewandowska
199
W dobie maccartyzmu FBI oskarżyło go o przynależność do partii komunistycznej
i Jian Xiesen został praktycznie odsunięty od badań naukowych. W 1955 r. prezydent D. Eisenhower osobiście zgodził się na jego powrót do Chin7.
CZYM DYSPONUJĄ CHINY?
SATELITY
Pierwszego satelitę – Dongfanghong 1 – Chiny wysłały w kosmos 24 kwietnia 1970 r. na rakiecie Długi Marsz, co uplasowało je na 5. miejscu w rankingu
państw o takich możliwościach. W następnych dekadach ChRL wysłała w przestrzeń okołoziemską 50 satelitów różnych typów, z czego ok. 90 proc. osiągnęło
swój cel. Były to:
a) satelity wielokrotnego użytku, dzięki którym możliwe są badania Ziemi za
pomocą fal magnetycznych (tzw. recoverable remote – sensing satellites),
b) satelity telekomunikacyjne (tzw. Dongfanghong),
c) satelity meteorologiczne (tzw. Fengyun – dosł.: Wiatr i chmury),
d) satelity służące badaniom naukowym i technologicznym eksperymentom
(tzw. Shijian)8.
W połowie lat 80., wraz z rosnącymi w szybkim tempie potrzebami przemysłu
telekomunikacyjnego, Chiny zaczęły rozwijać technologie telekomunikacyjne oraz
wykorzystywać rodzime i zagraniczne satelity telekomunikacyjne. ChRL stała się
piątym krajem, zdolnym rozwijać i niezależnie wysyłać geostacjonarne satelity telekomunikacyjne9. Na szeroką skalę powstały naziemne stacje wyposażone w satelity telekomunikacyjne średniego i dalekiego zasięgu, umożliwiające transmisję
ponad 27 tys. międzynarodowych programów telewizyjnych. Zakończono także
prace nad transmisją telewizji satelitarnej obejmującej cały kraj. Po raz pierwszy
Chiny posłużyły się satelitami w celu transmisji telewizyjnej w 1985 r. i od tego
czasu rozwijają swoją sieć satelitów, przekazujących m.in. programy edukacyjne
CCTV (China Central Television).
Jeśli chodzi o satelity służące badaniom nad zasobami ziemskimi (tzw. Ziyuan),
to Chiny są trzecim krajem, za Stanami Zjednoczonymi i Japonią, który opracował technologię ich odzyskiwania i ponownego wykorzystania, osiągając światowy, zaawansowany poziom.
M. Czerny, Chińczycy do gwiazd, „Polityka” 2003, nr 41, s.84.
China’s Space Activities, „Information Office of the State Council of the People’s Republic of
China” 2000, nr 11, s. 7.
9
Lan Xinzhen, Expanding International Space Cooperation, „Beijing Review” 2002, 11.07, s. 13.
7
8
200
Chińczycy w kosmosie
KOSMODROMY
Obecnie Chiny dysponują trzema bazami, z których startują rakiety kosmiczne:
– kosmodrom JIUQUAN (dosł. Winne Źródło), położony w północno-zachodniej części prowincji Gansu, w północnej części pustyni Gobi; został założony w 1958 r. z polecenia Mao Zedonga, początkowo był stworzony, by testować pociski balistyczne typu Dongfeng, od 1970 r. wykorzystywany jako
centrum kontroli misji badawczych i tzw. recoverable satellites10; z tego kosmodromu zostały wystrzelone obie misje załogowe na pojazdach kosmicznych Shenzhou (dosł. Niebiański Pojazd) V i Shenzhou VI;
– kosmodrom XICHANG, utworzony w 1984 r. w prowincji Sichuan (południowo-wschodnie Chiny), koordynuje głównie loty komercyjne; składa się
z Centrum Dowodzenia, Kontroli Misji oraz Centrum Kontroli Wylotów;
z tego kosmodromu wystartowała większość satelitów komercyjnych, obsługiwanych przez rakiety typu „Długi Marsz”;
– kosmodrom TAIYUAN, istnieje od 1988 r. i znajduje się w prowincji Shanxi; używany jest w pierwszej kolejności do wynoszenia satelitów meteorologicznych i badających zasoby ziemskie oraz do misji stricte naukowych;
składa się m.in. z Centrum Technicznego, Centrum Zarządzania Misjami
oraz Systemu Komunikacji11;
– kosmodrom na wyspie Hainan jest bazą o znacznie mniejszym znaczeniu
strategicznym niż trzy pozostałe i służy głównie do wynoszenia rakiet krótkiego zasięgu12.
Wszystkie kosmodromy przystosowane są zarówno do obsługi lotów rodzimych,
jak i międzynarodowych lotów komercyjnych.
PROJEKT 921 (MISJE ZAŁOGOWE)
Początki programu misji załogowych sięgają 1970 r., kiedy to władze chińskie
wybrały spośród 1000 kandydatów (pilotów sił powietrznych) 19 astronautów13.
Jednak koszty prowadzenia fachowych szkoleń i rozwoju tego programu przekroczyły możliwości ówczesnego chińskiego budżetu. Kolejną próbę podjęto na
przełomie lat 70. i 80. W prasie pojawiły się nawet fotografie kosmonautów trenujących w komorach ciśnieniowych, jednak w grudniu 1980 r. władze chińskie
zaniechały tego programu14. Dopiero w kwietniu 1992 r. Chiny mogły sobie po-
www.sinodefence.com
http//www.spacedaily.com
12
http//www.spacetoday.org
13
Lu Pi, Manned Space Flights: A Foreseeable Goal, „Beijing Review” 2002, 9.05., s. 20.
14
E. P. Grondine, op.cit.
10
11
Karolina Lewandowska
201
zwolić na jego niezależną realizację, wybierając tym razem 12 astronautów. Jak
podają chińskie źródła, program ten jest w przeważającej części kopią radzieckiego
planu misji załogowej (m.in. system regulujący procesy fizjologiczne astronautów
w przestrzeni kosmicznej, wzór kombinezonu astronauty), a sam projekt kapsuły
załogowej Shenzhou jest zmodyfikowaną wersją rosyjskiego Sojuza. W jej wnętrzu przez 20 dni może przebywać na orbicie trzech kosmonautów15. Po podpisaniu w 1996 r. porozumienia pomiędzy Rosją a ChRL o udostępnieniu rosyjskiej
technologii kosmicznej chińscy tajkonauci (chiń. taikongyuan) uczestniczą także
w szkoleniach w Gwiezdnym Miasteczku w Rosji.
Program misji załogowych (zwany Projektem 921) zakłada trzy etapy:
– wysłanie astronautów w przestrzeń kosmiczną oraz zagwarantowanie im
bezpiecznego powrotu na ziemię,
– rozwój laboratorium kosmicznego,
– stworzenie permanentnie działającej stacji kosmicznej
Opracowany na bazie zaawansowanych technologii, składa się on z siedmiu
jednostek systemowych:
– astronauci,
– zastosowanie i możliwości statku kosmicznego,
– załogowy statek kosmiczny,
– rakiety wynoszące,
– wyrzutnie pojazdów kosmicznych,
– monitorowanie i kontrola,
– system lądowania.
Wysłanie misji załogowej w październiku 2003 r. poprzedziły cztery eksperymentalne loty pojazdu kosmicznego Shenzhou, w którego skład weszły moduły:
orbitalny, obniżający lot oraz zaopatrzeniowy. Pierwszy lot bez załogi odbył się
w listopadzie 1999 r. Statek dokonał 14 okrążeń ziemi i opadł na spadochronie na
terenie Mongolii Wewnętrznej. Początkowo zakładano, że będzie to lot załogowy,
ku uczczeniu 50. rocznicy powstania Chińskiej Republiki Ludowej, jednak ostatecznie uznano taką wyprawę za zbyt ryzykowną. Każdy z następnych trzech lotów, również bezzałogowych, trwał około tygodnia. Wykorzystywane były one,
w dużym zakresie, w celach naukowych. I tak np. na pokładzie Shenzhou II umieszczono małpę, psa i królika dla przetestowania systemu podtrzymującego życie. Po
udanej misji Shenzhou IV, który wylądował 5 stycznia 2003 r., w prasie oficjalnie
ogłoszono, że Chiny są gotowe wysłać w kosmos człowieka16.
I tak 15 października 2003 r. byliśmy świadkami przełomowych wydarzeń w historii chińskiej polityki kosmicznej. Yang Liwei, trzydziestoośmioletni oficer chiń15
16
M. Czerny, op.cit., s. 85.
Ibidem.
202
Chińczycy w kosmosie
skiej armii, jako pierwszy Chińczyk poleciał na statku kosmicznym Shenzhou V
w przestrzeń okołoziemską. Misja trwała 21 godzin. Z kosmodromu Jiuquan wyniosła go na orbitę rakieta „Długi Marsz-2F”. Yang Liwei został kandydatem na
kosmonautę w 1998 r., dołączając do grupy 13 wcześniej wybranych pilotów sił
powietrznych. W końcowym momencie przygotowań do misji konkurował z Zhai
Zhigangiem i Nie Haishengiem, których – jak podały media – „przewyższył swoją nienaganną odpornością psychiczną”. Do Chińskiej Armii Ludowo-Wyzwoleńczej wstąpił w wieku 18 lat. Ukończył szkołę lotniczą i w ciągu niespełna 20 lat
ćwiczeń wylatał 1350 godzin na myśliwcach. Zdobył tytuł pułkownika17. Wyprawa była śledzona w centrum kontroli lotów w Pekinie oraz 14 innych punktach na
świecie, w tym przez 4 stacje na statkach pływających u wybrzeży Japonii, Australii oraz Ameryki Południowej.
W niespełna dwa lata od inicjacyjnej kosmicznej misji załogowej, 12 października 2005 r. odbyła się druga misja, tym razem z dwoma tajkonautami na pokładzie. Rakieta nośna z kapsułą Shenzhou VI, została – jak poprzednio – wystrzelona rakietą „Długi Marsz-2F” z chińskiego centrum kosmicznego w Jiuquan. Obaj
astronauci – Fei Junlongiem (40 lat) i Nie Haishengiem (41 lat) – zawodowi piloci
myśliwców, pochodzą z wschodnio-centralnych Chin i przygotowywali się do lotu
w kosmos od 1998 r. Podczas pięciu dni misji (cytując agencję Xinhua: w sumie
115 godzin), Shenzhou VI okrążył ziemię 76 razy i przebył trasę ponad 3 milionów kilometrów. Tym samym został zrealizowany drugi etap programu kosmicznego Chin, który zakładał eksperymenty naukowe i testowanie sprzętu w warunkach mikrograwitacji. Podczas pobytu na orbicie tajkonauci przemieścili się do
kapsuły orbitalnej i zmienili ważące 10 kilogramów kombinezony na lekkie ubrania robocze. Zarówno start, jak i lądowanie Shenzhou VI transmitowano na żywo
w chińskiej telewizji CCTV18.
Jak zapowiadał Xu Dazhe, wiceszef Chińskiej Grupy ds. Kosmosu i Technologii, celem tej misji było ulepszenie poszczególnych elementów chińskich aparatów kosmicznych. W module orbitalnym Shenzhou VI w ciągu dwóch lat dokonano w sumie ponad 110 modyfikacji. Najważniejsza zmiana dotyczyła połączenia
modułu orbitalnego z pokojem dziennym i udogodnieniami takimi jak śpiwory, naczynia czy urządzenie do podgrzewania jedzenia oraz ulepszenie modułu sprzętowego19. Zastosowano również nowe rozwiązania sanitarne. Nowa czarna skrzynka rejestrująca pobyt tajkonautów na orbicie była kilka razy mniejsza, a przy tym
pojemniejsza od wcześniej używanych. Na wiadomość o starcie chińskiej załogi, organizacja Association of Space Explorers (ASE), zrzeszająca byłych i obecK. Godlewski, Chiny bliżej nieba, „Gazeta Wyborcza” 2003, 16.10., s. 4.
Love from other space: Taikonauts greet compatriots, „Shanghai Daily” 2005, 17.10., Manned
Spaceflight Section.
19
http://news.astronet.pl.
17
18
Karolina Lewandowska
203
nych astronautów i kosmonautów, zaprosiła za pośrednictwem ONZ tajkonautów
w swoje szeregi20.
Jak podaje magazyn „Time”, największym beneficjentem chińskiego programu
kosmicznego i jego rocznego budżetu, ocenianego przez ekspertów zagranicznych
w granicach 2–3 miliardów dolarów jest Chińska Armia Ludowo-Wyzwoleńcza,
a dokładniej dowództwo tzw. Drugiej Artylerii, kontrolującej chiński arsenał nuklearny i systemy rakietowe oraz nadzorującej program misji załogowych.
Chiny wydały do tej pory 2,3 miliarda dolarów na prace przy budowie i technicznym oprzyrządowaniu serii statków Shenzhou. Naukowcy z Chińskiej Akademii Nauk zwracają uwagę, że jest to tylko 10 procent wydatków, jakie amerykańska agencja NASA co roku przeznacza na swe programy kosmiczne21.
JAKIE PERSPEKTYWY?
Jak podaje Chińska Agencja Kosmiczna, podczas misji Shenzhou VII planowanej na 2007 r., zgodnie z bieżącymi dyrektywami programu kosmicznego ChRL,
przewidywany jest „spacer kosmiczny” tajkonautów i dokowanie Shenzhou VIII
do modułu orbitalnego, pozostawionego podczas poprzedniej misji22. W obu przypadkach ma być wykorzystana nowa, ulepszona rakieta wynosząca pojazdy kosmiczne.
Po sukcesie misji załogowej Chiny zamierzają wypróbować ulepszony system
dokujący, który ułatwiłby budowę załogowych i bezzałogowych laboratoriów kosmicznych, a w przyszłości niezależnej stacji kosmicznej. Jest to jednak kosztowne
przedsięwzięcie i trudne do samodzielnej realizacji, więc na tym polu Chiny będą
dążyły do międzynarodowej kooperacji23. Do tej pory USA skutecznie blokowały
przyłączenie się Chin do projektu stworzenia Międzynarodowej Stacji Kosmicznej. Nieprzypadkowa zatem wydaje się zapowiedź wysłania misji załogowej przez
chińskie władze po tym, jak NASA ogłosiło ukończenie prac nad budową Międzynarodowej Stacji Kosmicznej24. Jak oceniają eksperci, Chiny będą zainteresowane
kupnem od Rosji technologii do budowy niezależnej stacji kosmicznej, gdyż tylko
w ten sposób mogą przyspieszyć termin jej powstania.
http://news.astronet.pl
Chiny wystrzeliły załogowy statek kosmiczny, „Gazeta Wyborcza” 2005, 12.10.
22
Second manned spaceflight to lift off, „Shanghai Daily” 2005, 12.10., Manned Spaceflight
Section
23
M. Forney, Great Leap Skyward, „Shanghai Time Asia” 2003, 29.09., [@:] http//www.time.
com.
24
E. P. Grondine, op.cit.
20
21
204
Chińczycy w kosmosie
Po kolejnym sukcesie Projektu 921 chińscy naukowcy zapowiedzieli ambitne plany założenia bazy na Księżycu. Chiny chcą wysłać pierwszego tajkonautę
na Księżyc w roku 2017. Zamierzają zatem ubiec Amerykanów, którzy niedawno
ogłosili plany powrotu na Srebrny Glob w roku 2018. Zhuang Fenggan, wiceprzewodniczący Chińskiego Towarzystwa Naukowców, już w październiku 2000 r. zadeklarował, że Chiny zamierzają eksplorować bogatą w hel powierzchnię księżyca. W najbliższych miesiącach chińskie władze planują wysłać na księżyc misje
załogowe. Ich zadaniem miałoby być zapoczątkowanie prac nad budową stacji,
których ukończenie przewidziane jest przed końcem 2010 r. Pięć lat później powstałaby stała, niezależna baza naukowa.
Chiński marsz ku podbojowi kosmosu jest w pewnym sensie odzwierciedleniem procesów wewnętrznych i rezultatem spektakularnych przemian zachodzących w ChRL, szczególnie po 1978 r. Gdy na przełomie lat 80. i 90. XX w. chińscy naukowcy opracowali program wysłania misji załogowych, wydawało się to
wizją dalekosiężną – do realizacji na dwa, trzy dziesięciolecia. Tym bardziej, że
władze ChRL zachowywały ścisłą dyskrecję dotyczącą szczegółów ich przyszłej
wizji podboju kosmosu. Faktem jest jednak, że już na progu XXI w. Chiny stały się
– szczególnie po sukcesie misji załogowych – jednym z trzech wiodących państw-członków elitarnego klubu użytkowników dobrodziejstw kosmosu.
Azja-Pacyfik 2005, nr 8/2005
MATERIAŁY, INFORMACJE
STOSUNKI POLSKI Z KRAJAMI AZJI I PACYFIKU
(grudzień 2004–listopad 2005)
3–4.12.2004
Na zaproszenie prezydenta RP z oficjalną wizytą w Polsce przebywał prezydent
Republiki Korei, po raz pierwszy od czasu nawiązania stosunków dyplomatycznych 15 lat temu. Pod przewodnictwem A. Kwaśniewskiego i Roh Moo-Hyuna
odbyły się rozmowy plenarne, z udziałem ministrów spraw zagranicznych, ministrów gospodarki, handlu, infrastruktury, informatyki obu państw. Po ich zakończeniu podpisano: Wspólne oświadczenie prezydentów RP i RK, Umowę między
rządem RP i rządem RK o współpracy gospodarczej, Umowę między rządem RP
i rządem RK o współpracy w dziedzinie turystyki, List intencyjny ws. współpracy
w dziedzinie wymiany młodzieży i sportu między Ministerstwem Edukacji i Sportu RP i Ministerstwem Kultury i Turystyki RK. A. Kwaśniewski i Roh Moo-Hyun wzięli udział w forum gospodarczym przedstawicieli polskiego i koreańskiego
biznesu. Z prezydentem Roh Moo-Hyunem spotkał się także prezes Rady Ministrów Marek Belka.
4–6.01.2005
Na zaproszenie ministra spraw zagranicznych RP z oficjalną wizytą w Polsce przebywał wicepremier, minister spraw zagranicznych i współpracy międzynarodowej
Królestwa Kambodży, Hor Namphong. Głównymi tematami rozmów plenarnych
w MSZ były: rozwój dwustronnej współpracy gospodarczej oraz kwestie związane z polską oraz międzynarodową pomocą rozwojową dla Kambodży. Podczas
spotkania z wicepremierem, ministrem polityki społecznej Izabelą Jarugą-Nowacką rozmawiano o stosunkach dwustronnych, współpracy w ramach ASEM, a tak-
206
Stosunki Polski z krajami Azji i Pacyfiku
że o możliwości udziału polskich specjalistów w konserwacji zabytków w Kambodży. Hor Namhong został także przyjęty przez prezydenta A. Kwaśniewskiego
oraz odbył spotkania w Sejmie i Senacie.
12–15.01.2005
Prezes Rady Ministrów RP Marek Belka złożył wizytę w Japonii. Szef polskiego
rządu wraz z premierem Japonii Junichiro Koizumim przewodniczył rozmowom
delegacji obu krajów, w trakcie których dokonano przeglądu stosunków dwustronnych oraz polityki międzynarodowej. Rozmawiano również o szansach wymiany
handlowej i zwiększenia polskiego eksportu do Japonii. M. Belka wziął udział w seminarium gospodarczym oraz w spotkaniu z Międzyparlamentarną Grupą Japońsko-Polską. Wraz z Małżonką został przyjęty przez Parę Cesarską na audiencji.
15.01.2005
Premier RP Marek Belka złożył wizytę w Republice Singapuru, gdzie spotkał się
z premierem tego kraju – Lee Hsien Longiem. W trakcie rozmowy szefowie rządów dokonali krótkiego przeglądu stosunków polsko-singapurskich. Wyrazem zdynamizowania i zacieśnienia współpracy stało się w ostatnim czasie podniesienie
rangi kierownika polskiej placówki do szczebla ambasadora rezydującego w Singapurze. W toku wizyty podpisane zostało Memorandum o porozumieniu między
Ministerstwem Nauki i Informatyzacji RP a Agencją do spraw Nauki, Technologii i Badań RS. Polski premier wraz z Małżonką złożyli kwiaty pod tablicą upamiętniającą J. Conrada Korzeniowskiego, gdzie spotkali się z przedstawicielami
miejscowej Polonii.
16–18.01.2005
Premier RP Marek Belka złożył wizytę oficjalną w Socjalistycznej Republice Wietnamu (była to pierwsza wizyta oficjalna polskiego premiera w tym kraju). Głównymi punktami wizyty były spotkania z prezydentem Tran Duc Luongiem, premierem Phan Van Khaiem, przewodniczącym Zgromadzenia Narodowego Nguyen Van
Anem oraz z sekretarzem generalnym Komunistycznej Partii Wietnamu Nong Duc
Manhem. W obecności obu szefów rządów podpisane zostały: „Umowa między
Ministerstwem Rolnictwa i Rozwoju Wsi RP a Ministerstwem Rolnictwa i Rozwoju Wsi SRW o współpracy w dziedzinie rolnictwa, rozwoju wsi i rynków rolnych” oraz „Porozumienie między Ministerstwem Edukacji Narodowej i Sportu
RP a Ministerstwem Edukacji i Kultury SRW o współpracy w dziedzinie edukacji i sportu na lata 2005–2008”. M. Belka spotkał się także z kierownictwem wietnamskiej korporacji stoczniowej oraz węglowej, absolwentami polskich uczelni
oraz wziął udział w Forum Biznesowym Polska–Wietnam.
Małgorzata Ławacz
207
21–23.05.2005
Z wizytą oficjalną przebywała w Polsce premier Nowej Zelandii Helen Clark. Pani
Clark oraz szef polskiego rządu Marek Belka przewodniczyli rozmowom plenarnym, które potwierdziły zgodność poglądów w najważniejszych kwestiach politycznych, tak regionalnych, jak i tych o wymiarze globalnym. Po rozmowach,
w obecności obu premierów, minister finansów Mirosław Gronicki oraz ambasador Nowej Zelandii w Polsce Philip W. Griffiths podpisali „Porozumienie o unikaniu podwójnego opodatkowania”. H. Clark przyjęta została przez prezydenta
A. Kwaśniewskiego. Podczas rozmowy wskazano na bardzo dobre stosunki polityczne i dobrze zapowiadające się stosunki gospodarcze, czego potwierdzeniem
jest otwarcie ambasady Nowej Zelandii w Polsce.
Opracowała: Małgorzata Ławacz
Azja-Pacyfik 2005, nr 8/2005
RECENZJE I OMÓWIENIA
Krzysztof Gawlikowski
PERSONALNY WYMIAR DYPLOMACJI CHIŃSKIEJ
Xiaohong Liu, Chińscy ambasadorzy, wzrost profesjonalizmu w dyplomacji od roku 1949, tłum. Teresa Białogórska, Polski Instytut Spraw Międzynarodowych,
Warszawa 2005, ss. 319.
Jest to książka bardzo specyficzna. Została napisana przez Chinkę, która pracowała w chińskim MSZ, a formowała się naukowo pod wpływem Doaka Barnetta, znakomitego sinologa amerykańskiego. Obecnie żyje ona w USA. Praca ta
łączy zatem spojrzenie na służbę dyplomatyczną ChRL od wewnątrz resortu i od
zewnątrz, wręcz z cudzoziemskiej perspektywy amerykańskiej, Ponadto łączy ona
ujęcie naukowo-analityczne ze znajomością realiów. A dodajmy jeszcze, że analizuje nie tyle samą politykę zagraniczną oraz jej zmiany, co jej kadry – przede wszystkim ambasadorów, którzy ją realizowali, ich pochodzenie, doświadczenia i kompetencje. Przedstawia też politykę ChRL w szerokim spektrum czasowym: od jej
proklamowania do początku lat 90., nie pomijając trudnych okresów i problemów.
Wiele istotnych fragmentów autorka opiera przy tym na wywiadach i rozmowach
z emerytowanymi ambasadorami, zatem na źródłach przez nią samych wytworzonych, czasem niemal w ostatnim momencie, kiedy rozmówcy ci zachowywali
jeszcze jasność umysłu. Jak widać z pracy, korzystała ona także z pewnych dokumentów chińskiego MSZ i danych personalnych, a także, dość szeroko, z nieznanej u nas zupełnie, a coraz wartościowszej, literatury chińskiej. Pewien niedosyt
pozostawia natomiast literatura anglosaska. Ta ostatnia uwaga dotyczy przy tym
analiz zawartych w samym tekście, nie bibliografii, która jest obfita.
Jest to zatem praca niezmiernie wartościowa i podjęta przez odnowiony Polski
Instytut Spraw Międzynarodowych inicjatywa przetłumaczenia tej pracy, wydanej
w USA w 2001 r., zasługuje na najwyższe uznanie. Byłoby dobrze, gdyby wysiłki
Krzysztof Gawlikowski
209
te kontynuowano, szczególnie wobec wciąż bardzo mało znanych u nas – albo nawet wręcz przedstawianych fałszywie i tendencyjnie – spraw Azji Wschodniej,
Przyjemność i satysfakcję korzystania z tej książki zwiększają jeszcze klarowny i precyzyjny język przekładu (podobno nazwisko tłumaczki jest tylko pseudonimem), jak też staranność wydania. Uzupełniają tę pracę solidne przypisy do wydania polskiego, dotyczące rozmaitych wydarzeń z historii Chin, noty biograficzne
o wspomnianych w pracy osobistościach chińskich ze sfery polityki zagranicznej,
wzbogacone o postacie, które nabrały znaczenia od czasu zakończenia pracy do
2005 r., jak też krótkie Post scriptum o chińskiej polityce zagranicznej (wszystkie
przygotowane przez znakomitego specjalistę Jana Rowińskiego). Porządnie transkrybowane są chińskie imiona własne (w systemie pinyin), co niestety wciąż jest
rzadkością nawet w pracach naukowych (bywa, że autor zmylony dwiema, czy
trzema formami transkrypcji opisuje nawet czasem dane osoby, ludy czy miasta –
jako odmienne podmioty!). Za udaną można też uznać szatę graficzną.
Praca jest kilkuwarstwowa. Pierwszą warstwę stanowią krótkie opisy polityki
zagranicznej Chin w poszczególnych okresach, jej głównych założeń, stawianych
zadań i osiągnięć. Druga analizuje kadry kierownicze dyplomacji chińskiej i ich
przemiany, w tym także tarcia i wewnętrzne podziały (raczej sygnalizowane jednak niż analizowane). Trzecia przedstawia rozmaite ciekawostki „z kuchni dyplomatycznej” i szczegóły historyczne, które mogą być bardzo użyteczne dla specjalisty. Czwartą zaś warstwę stanowią rozbudowane biografie ośmiu wybitniejszych
postaci, ilustrujące specyfikę kolejnych „czterech pokoleń” ambasadorów ChRL
analizowanych w tej książce.
Pewne wątpliwości budzi hipoteza wyjściowa, uwidoczniona nawet w podtytule, iż główną tendencją w omawianym półwieczu było ujmowane czysto socjologicznie zwiększanie się profesjonalizmu dyplomacji chińskiej (autorka omawia to
szerzej na s. 15–19). Realne przemiany były, jak się zdaje, o wiele bardziej skomplikowane. Czy Zhou Enlai, kierujący polityką zagraniczną w pierwszym dziesięcioleciu, był mniejszym profesjonalistą niż ministrowie spraw zagranicznych z lat
90.? Nie sądzę. To sytuacja zimnej wojny, w jakiej działał, była zasadniczo odmienna. Uwzględniając te uwarunkowania, wręcz podziwiać można pragmatyzm jego
działań i mistrzostwo dyplomatycznych rozgrywek. Profesjonalizacja niewątpliwie
postępowała – mimo ideologicznego charakteru państwa – aż do rewolucji kulturalnej. Ona to niewątpliwie zahamowała, a nowy etap zaczął się wraz z reformami Denga. Stopniowy demontaż systemu komunistycznego prowadził do szybkiego obumierania ideologii maoistowsko-komunistycznej i struktur organizacyjnych
mających dbać o „czystość ideologiczną”, a rozwój gospodarczy kraju i otwieranie Chin na świat wymagały fachowości. Nowa sytuacja Chin stawiała dyplomacji tego kraju zupełnie nowe zadania. Skali tych politycznych przełomów autorka
zdaje się nie doceniać. Mam też wątpliwości, czy współcześni reprezentanci dyplomacji chińskiej są tak czysto profesjonalni i działający tak racjonalistycznie,
210
Personalny wymiar dyplomacji chińskiej
jak sądzi autorka: przyjmują oni po prostu inną ideologię: narodową, a nie komunistyczną. Ta nowa ideologia odgrywa zaś w nowym autorytarno-rynkowym systemie współczesnych Chin dużo mniejszą rolę niż poprzednia i niewątpliwie mniej
deformuje rzeczywistość.
Trzeba też pamiętać, że Zachód również nie jest współcześnie wolny od ideologicznych zacietrzewień. Wręcz przeciwnie, często dyplomacja zachodnia jest
obarczana zadaniami czysto ideologicznymi: misją szerzenia praw człowieka i demokracji, przy nader instrumentalnym ich traktowaniu i stosowaniu różnych miar
do różnych krajów (wystarczy porównać zabiegi amerykańskie o potępienie Chin,
przy zupełnej niemal obojętności na nieporównywalnie bardziej dotkliwy brak nawet najbardziej elementarnych swobód demokratycznych w Arabii Saudyjskiej).
Zatem dyplomacja chińska musi stawiać czoła tej konfrontacji ideologicznej tak
długo, jak długo ChRL nie przyjmie liberalno-demokratycznej ideologii zachodniej, co wydaje się mało prawdopodobne w bliskiej perspektywie. Możliwa jest
też oczywiście rezygnacja Zachodu z narzucania swoich wartości oraz instytucji
wszystkim innym cywilizacjom i uznawania ich za uniwersalne oraz najdoskonalsze, a pogodzenie się z pluralizmem kultur i wartości, co postulował np. Samuel P. Huntington. Można wspomnieć, że wielu badaczy zachodnich i azjatyckich
wskazuje nawet na wypracowywanie we współczesnej Azji wzorców atrakcyjnych
– choćby potencjalnie – także dla Zachodu (jak personalistyczna, a nie indywidualistyczna demokracja konfucjańska, mechanizmy społeczeństwa sieciowego, menedżerskie zarządzanie państwem itd.), co też chyba nie nastąpi szybko. A sytuacja
jest tym bardziej złożona, że kierownictwo chińskie nie wycofało się całkowicie
z głoszenia koncepcji pochodzących z dawnej epoki (jak odniesień do marksizmu,
wychwalania „demokracji socjalistycznej” i przewodniej roli KPCh). Dyplomaci
muszą więc nieraz bronić owej sztucznej i przebrzmiałej ideologii. Zdaje się więc,
że autorka nie docenia skali ideologizacji współczesnej polityki międzynarodowej,
w tym także chińskiej. Można wspomnieć jeszcze, że uczone analizy socjologiczne ze Wstępu i Zakończenia są dość luźno związane z opisami zawartymi w głównym korpusie dzieła i robią wrażenie dopisanych ex post.
Wydaje się nadto, że początkowe partie książki dotyczące „pierwszego pokolenia ambasadorów”, tj. wczesnych lat 50., są wyraźnie słabsze, gdyż autorka z trudem sobie wyobraża ten okres i wyraźnie nie docenia złożoności stosunków Chin
nawet z „bratnimi krajami socjalistycznymi”. Ma chyba ona nawet pewne trudności w rozumieniu Chin maoistowskich, epoki dziś niemal tak obcej młodym pokoleniom Chińczyków, jak epoka Pierwszego Cesarza czy egipskich faraonów.
Stąd opisy czasów minionych nieraz grzeszą pewnymi uproszczeniami i schematyzmem. Oczywiście można by jeszcze wejść w szczegółowe polemiki z autorką
w różnych kwestiach. Widać też pewne niedostatki warsztatowe i słabości związane z niedostatecznym jeszcze chyba obyciem w nauce.
Krzysztof Gawlikowski
211
Niezależnie od tych rozmaitych słabości jest to praca niezmiernie wartościowa
i użyteczna, ukazująca zupełnie nowe aspekty polityki zagranicznej Chin, a przez
losy i działania „czterech pokoleń” ambasadorów także wychodzenie Chin z izolacji i nawiązywanie współpracy z państwami całego świata. Powinien z niej skorzystać każdy specjalista polityki zagranicznej, a zwłaszcza osoby interesujące się
współczesnymi Chinami i polityką w basenie Pacyfiku.
Azja-Pacyfik 2005, nr 8/2005
RECENZJE I OMÓWIENIA
Bogdan Góralczyk
CHINY – ROSNĄCE SUPERMOCARSTWO
Oded Shenkar, The Chinese Century (The Rising Chinese Economy and its Impact on the Global Economy,
The Balance of Power, and Jour Job), Wharton School
Publishing, New York 2005, ss. 191.
Ted C. Fishman, China Inc. (How the Rise of the Next
Superpower Challenges America and the World), Scribner, New York 2005, ss. 342.
Michael J. Enright, Edith E. Scott, Ka-mung Chang,
Regional Powerhouse: The Pearl River Delta and the
Rise of China, John Wiley and Sons Ltd., Singapore
2005, ss. 325.
Chiny nie przestają zadziwiać: wbrew różnym wyroczniom i przepowiedniom,
mówiącym o poważnych wewnętrznych zagrożeniach i wielkich trudnościach, gospodarka chińska znajduje się już w połowie trzeciej dekady trwałego, wysokiego wzrostu. Tempo nie ulega zmniejszeniu, a wzrost – spowolnieniu. Rezultat jest
taki, że coraz więcej ośrodków (politycznych i gospodarczych, opiniotwórczych
i analitycznych) na szeroko rozumianym Zachodzie, chociaż głównie w Stanach
Zjednoczonych, zaczyna postrzegać Chiny jako „nowe, wyrastające supermocarstwo”. Przestaje się już mówić, jak było dotąd, o rosnącej roli Państwa Środka
w regionie, zaczyna się mówić – i pisać – o Chinach jako nowym ośrodku – władzy, ciążenia i oddziaływania – w skali globalnej.
Literatura na ten temat rośnie bardzo szybko (tyle, że nie u nas). Poniżej próbuję pokrótce przedstawić trzy charakterystyczne, choć odmienne, pozycje dotyczące tej właśnie kwestii: szybko rosnącej roli Chin na arenie międzynarodowej,
przede wszystkim w sferze gospodarczej (co jednak pociąga za sobą różnorodne
skutki, w tym natury politycznej, a nawet strategicznej).
Bogdan Góralczyk
213
Oded Shenkar, profesor w szkole biznesu na Uniwersytecie w Pensylwanii, od
lat zajmujący się Chinami, stawia śmiałą tezę: „Przed firmami, pracownikami i konsumentami pojawia się nie tyle kwestia nadejścia Chińczyków, jako że oni już tu
są, lecz zagadnienie, jak przygotować się na tę nową sytuację gospodarczą”. Autor jest w pełni przekonany, że Chiny nadal będą kroczyły własną drogą, poszukiwały rodzimych rozwiązań i nie oglądały się zbytnio na rady czy doradztwo ze
strony najważniejszych międzynarodowych instytucji finansowych czy organizacji gospodarczych, jak Międzynarodowy Fundusz Walutowy, Bank Światowy czy
Światowa Organizacja Handlu. Chiny budują swoją potęgę na podstawie własnego
scenariusza, kierując się wyłącznie własnymi kalkulacjami i interesami. Czy w ich
przypadku mówienie o „potędze” jest już uzasadnione? Autor nie pozostawia, sobie
i czytelnikom, żadnych wątpliwości co do tego i pisze: „Jesteśmy świadkami systematycznego, dramatycznego wzrostu przyszłej światowej potęgi”. Następnie na
kilku stronach Shenkar podaje cały szereg przykładów na uzasadnienie powyższej
tezy; przypomina, że ChRL dostarcza obecnie na rynki światowe 70 proc. ogółu
wyprodukowanych na całym globie zabawek, 60 proc. rowerów, 50 proc. obuwia
i kuchenek mikrofalowych, jedną trzecią toreb podróżnych, telewizorów i urządzeń
klimatyzacyjnych, a także jedną czwartą pralek i jedną piątą lodówek. Co więcej,
zauważalna jest coraz większa podaż chińskich towarów elekrycznych i elektronicznych, a więc o wysokim wkładzie myśli technicznej i technologii, a nie tylko
dużym nakładzie taniej siły roboczej, jak było jeszcze do niedawna.
Zdaniem autora, wejście Chin do WTO pod koniec 2001 r. przyczyniło się do
rozpoczęcia kolejnej fazy tamtejszych zmian i reform, a mianowicie jeszcze większego otwarcia chińskiej gospodarki na światowe rynki, w sensie zarówno ekspansji na zewnątrz, jak też znacznie szerszego wykorzystania obcego kapitału (i myśli technicznej) i powiązań z nim. W sensie gospodarczym, Chiny stały się już
bardziej otwarte, niż była kiedykolwiek gospodarka japońska. Według najnowszych danych, ogólne obroty handlowe (eksport i import) ChRL sięgają 70 proc.
ich PKB, podczas gdy w Japonii jest to liczba równa ok. 20 proc. PKB. Większe
jest też w Chinach niż w Japonii otwarcie na obcy kapitał (w 2004 r. Chiny przyjęły 55 mld dolarów w formie FDI – bezpośrednich inwestycji kapitałowych i prześcignęły pod tym względem nawet USA, dotychczas największego biorcę obcych
kapitałów w skali globalnej).
To fakt, podkreśla O. Shenkar (i uzasadnia tę tezę wieloma liczbami), że na
terenie ChRL chodzi przede wszystkim o kapitał z Hongkongu, Tajwanu, Singapuru i chińskiej diaspory w Azji Południowo-Wschodniej. Mamy więc poniekąd
do czynienia z budową tzw. Większych Chin (Greater China), a więc wzajemnego wspierania się Chińczyków rozsianych po regionie, a nawet po całym świecie.
Warto temu zagadnieniu przyglądać się znacznie uważniej, szczególnie w świetle
powiązań Chin lądowych z Tajwanem, o czym dość dużo i szczegółowo pisze się
214
Chiny: rosnące supermocarstwo
we wszystkich trzech omawianych tutaj pracach (przy czym najwięcej, ze względu na tematykę, w tomie poświęconym Dorzeczu Rzeki Perłowej).
Oded Shenkar dostrzega problemy, z jakimi borykają się Chiny. Wymienia
m.in. nie zreformowany, „sypiący się” system bankowy, słabo rozwinięte usługi
czy ciągłe kontrowersje wokół własności (mniejsze dziś niż przed kilku, nie mówiąc już: przed kilkunastu laty). Ogólnie jednak autor stawia tezę, zgodnie z którą
„wszelkie przeszkody mogą, co najwyżej, zwolnić, ale nie zastopować chińskiego
marszu gospodarczego”. W ramach tego „marszu” przewiduje on, że już wkrótce
Państwo Środka wkroczy w kolejny etap, w ramach którego „Chiny przekształcą
się z podwykonawcy w samodzielnego producenta i kreatora własnych, markowych towarów”. Już dziś firmy takie jak Wanfeng (części samochodowe), Lenovo
(komputery), Haier (sprzęt gospodarstwa domowego), Huawei (telekomunikacja)
czy TCL Mobile (telefony komórkowe) zaczynają wyrastać na znaczące i coraz
bardziej znane i cenione marki na światowych rynkach. Szerzej pisze na ten temat Ted C. Fishman.
Autor ten, z kolei, będąc rasowym dziennikarzem, pisze też bardziej obrazowo,
a także stawia jeszcze bardziej zdecydowane tezy. Jego zdaniem, „towary z nadrukiem MADE IN CHINA zamieniły się w nową, międzynarodową walutę”. Co
więcej, w ostatnim okresie „żaden inny kraj nie wspinał się kiedykolwiek szybciej po drabinie wzrostu. Żaden inny kraj nie prowadzi ekonomicznej gry lepiej
niż Chiny, jak też żaden inny kraj nie wstrząsnął bardziej gospodarczą hierarchią
na świecie niż Chiny”. Państwo Środka, w sposób bezprecedensowy w dziejach,
w ciągu minionych niespełna 30 lat (od zapoczątkowania kursu reform i otwarcia na świat w grudniu 1978 r.), „trzykrotnie podwoiło swoją produkcję”, a jeden
z najbardziej spektakularnych efektów tych zmian sprowadza się do tego, że ich
dodatnie saldo w handlu z USA w 2003 r. wyniosło 152 mld dolarów – i nadal rośnie, ku rosnącemu zaniepokojeniu amerykańskich władz. Gdzie indziej przypomina się z kolei, że – w przeciwieństwie do zadłużających się stale USA – Chiny
mają już najwyższe w świecie rezerwy walutowe, przekraczające 700 mld dolarów, a tamtejsze społeczeństwo, ciągle jeszcze relatywnie biedne, charakteryzuje
się bardzo wysoką stopą oszczędności i oszczędzania.
Ted Fishman potwierdza swoje śmiałe tezy na temat błyskawicznie rosnącej
roli Chin na światowych rynkach jeszcze większą ilością faktów i danych (statystycznych i liczbowych) niż Oded Shenkar. Uważa on jednak, że szybko rosnąca
chińska produkcja jest nie tyle zagrożeniem, co szansą dla światowych rynków.
Jego zdaniem, lepiej współpracować z Chinami i korzystać z możliwości, jakie
daje tamtejszy przeogromny rynek (ponad miliard 300 mln konsumentów – to jest
fakt, który oddziałuje na wyobraźnię każdego inwestora i biznesmena na świecie),
niż próbować Chiny izolować. Zresztą, dodaje z pełnym przekonaniem – idąc tym
samym w ślad za tezami O. Shenkara – że wszelkie próby izolacji chińskiego rynku już w tej chwili skazane są na klęskę; obaj autorzy dostrzegają zjawisko rosną-
Bogdan Góralczyk
215
cych powiązań kapitałowych i gospodarczych w ramach Greater China. Chińczycy są w stanie obronić samych siebie – oto ich kolejna, ważna teza.
Ted C. Fishman pisze o chińskiej gospodarce i tamtejszych przemianach z jeszcze większym entuzjazmem niż Oded Shenkar. Zarazem jednak dostrzega w nich,
chociaż tego nie eksponuje, więcej mankamentów niż wykładowca biznesu i zarządzania w Wharton School Uniwersytetu Pennsylvania. Podaje np., że mimo szybkiego wzrostu nadal blisko 47 proc. chińskiego społeczeństwa żyje z dochodów
nie przekraczających 2 dolarów dziennie, że tylko w okresie 1996–2001 zajęcie
straciło 53 mln ludzi, że w Chinach praca stała się towarem – ale jest to towar deficytowy. Autor dostrzega też, tak ściśle związane z szybkim wzrostem gospodarczym, ogromne problemy ze środowiskiem naturalnym i stawia – jakże słuszną –
tezę: „Zanieczyszczenie środowiska naturalnego, będące globalnym zagrożeniem
przed wkroczeniem Chin na ścieżkę reform gospodarczych, staje się problemem
jeszcze bardziej palącym po wejściu do gry setek milionów nowych [chińskich]
fabryk, samochodów i domostw”. Tym bardziej, że zanieczyszczenie środowiska
nie zna państwowych granic i już dziś ocenia się, że zanieczyszczenie powietrza,
mające swe źródło w Chinach, to ok. 40 proc. tego rodzaju zanieczyszczeń odnotowywanych u sąsiadów – takich jak Japonia czy Korea Południowa.
Ted Fishaman pisze wreszcie, chociaż i tego tematu nie rozwija (a szkoda!),
o wszechobecnym aktualnie w Chinach pośpiechu (za pieniądzem, wzrostem, postępem, modernizacją, nowym sprzętem itp.) i idących w ślad za tym niektóre negatywnych zjawiskach. Zalicza do nich – coraz częściej zauważalne – patrzenie
z góry na sąsiadów i inne narody (szczególnie drażliwe pod tym względem stały
się już relacje z Japonią), narastające przejawy nacjonalizmu (autor pisze: „chiński nacjonalizm, jak już wspomniano, rośnie równolegle z chińską globalizacją”)
czy też dość powszechne zalewanie obcych rynków tanim towarem i wręcz tandetą (jeden z rozdziałow w książce O. Shenkara nosi tytuł Rolex za dwa dolary).
Ogólnie jednak odnosi się nieodparte wrażenie, że w obu przypadkach mamy do
czynienia z wielkimi entuzjastami chińskiego, otwartego rynku i możliwości z tym
związanych.
W jeszcze większym stopniu wrażenie takie – oprócz znużenia, bo książka
przeładowana jest nadmierną ilością szczegółowych danych, statystyk i tabel – powstaje przy lekturze trzeciej z omawianych tu prac, poświęconej analizie zjawisk
gospodarczych (i – niestety, dodajmy od siebie – tylko takich) w Dorzeczu Rzeki Perłowej. Od chwili publikacji klasycznych dwóch tomów, poświęconych Dorzeczu Jangce, pióra profesora socjologii Uniwersytetu Princeton, Lynn T. White III, wydanych w drugiej połowie lat 90. minionego stulecia1, jest to najbardziej
Chodzi tu zapewne o dzieło Unstately Power. T. 1: Local Causes of China’s Economic Reforms.
T. 2, Local Causes of China’s Intellectual, Legal and Governmental Reforms, wyd. M. E. Sharpe,
New York 1998 – od red.
1
216
Chiny: rosnące supermocarstwo
wnikliwe studium w literaturze obcojęzycznej, poświęcone jednemu chińskiemu
regionowi. Praca o Dorzeczu Rzeki Perłowej jest tym bardziej cenna, iż dotyczy
bodaj najbardziej dynamicznego obecnie pod względem gospodarczym rejonu już
nie tylko na terenie Chin, lecz chyba nawet całego globu.
Autorzy podkreślają, że region ten – obejmujący m.in. Hongkong, Makau –
Aomen, Guangzhou (Kanton) i Foshan jako największe miasta, a także dwie specjalne strefy gospodarcze Shenzhen i Zhuhai – w 2002 r. produkował aż 9 proc.
PKB całych Chin, mimo że zamieszkuje tu ledwie 1,8 proc. ogółu ludności kraju, a jego obszar to tylko 0,4 proc. terenu całych Chin. Co więcej, region ten samodzielnie przynosił jedną trzecią chińskiego importu i wytwarzał nieco więcej
(34,3 proc.) chińskiego eksportu, a inwestycje tu napływające, głównie z Hongkongu i Tajwanu, to aż 88 proc. ogółu FDI napływających do całych Chin. Jeszcze jedno, ciekawe i ważne, zjawisko wiąże się z tym, że zdecydowana większość
otwieranych tu firm ma charakter prywatny, a nie państwowy. Mamy tu więc do
czynienia z jednym największych kapitalistycznych eksperymentów i przedsięwzięć (w ramach formalnie socjalistycznego systemu!), co autorzy ujmują następująco: „Dorzecze Rzeki Perłowej stanowi nie tylko najbardziej zorientowaną na
świat część chińskiej gospodarki, ale jest też największym regionalnym ośrodkiem
gospodarczym w Chinach. Gdyby z tego regionu utworzyć samodzielne państwo,
to tak rozumiane Dorzecze Rzeki Perłowej w 2002 r. byłoby 16. co do wielkości
gospodarką na świecie i 10. największym eksporterem w skali światowej”.
To mówi o skali eksperymentu i przedsięwzięcia, za którym stał od początku
i stoi nadal kapitał z Hongkongu, chociaż w ostatnich latach wspierany w znacznym stopniu przez Tajwan. Autorzy analizują odrębnie i wnikliwie poszczególne
gospodarki regionu, posługując się oficjalnymi danymi z tamtejszych urzędów, kolejno: Hongkongu, Shenzhenu, Zhuhai itd., przy czym najwięcej uwagi poświęcają
powiązaniom obszarów na terenie Chin lądowych z Hongkongiem, dzieląc wyraźnie okresy przed przyłączeniem b. kolonii brytyjskiej do ChRL (połowa 1997 r.)
i po nim. Wynika z tej analizy, że związki te od dawna były silne, ale nasiliły się
jeszcze bardziej po włączeniu b. kolonii do Chin. Hongkong jest nie tylko największym dostawcą kapitału dla regionu Dorzecza Rzeki Perłowej (ponad 70 proc. ogółu FDI, które trafiły tu po 1979 r.), ale też swego rodzaju pasem transmisyjnym
pomiędzy rynkiem ChRL a światem zachodnim. Autorzy podają, że w 2001 r. aż
86,9 proc. ogółu eksportu z Hongkongu dotyczyło towarów wytworzonych w Dorzeczu Rzeki Perłowej (skąd trafiają one głównie na rynki USA, Japonii, UE i Kanady – w tej właśnie kolejności).
Hongkong jest też najpoważniejszym partnerem całego tego regionu, jeśli
chodzi o usługi, nowo zakładane firmy i rynek nieruchomości. Innymi słowy, to
Hongkong i jego silna, liberalna gospodarka była – i pozostaje – siłą napędową
niebywałego wzrostu gospodarczego w całym regionie; wzrostu jeszcze wyższego niż w skali całego kraju w ostatnich niemal trzech dekadach, a więc, tym sa-
Bogdan Góralczyk
217
mym, przekraczającego poziom 10 proc. w skali rocznej. Również i ci autorzy są
optymistami co do przyszłości tak regionu przez siebie opisywanego, jak też całych Chin. Jako przekonani zwolennicy tamtejszych zmian stawiają nawet na zakończenie tezę, zgodnie z którą już wkrótce Dorzecze Rzeki Perłowej upodobni
się w sensie gospodarczym do Hongkongu, a następnie podobny proces zajdzie
w skali całych Chin.
Czy są to tylko pobożne życzenia, czy też nieodwracalne w swej logice procesy, trudno jeszcze w tej chwili przesądzać. Jedno jest pewne: wszystkie omawiane tutaj prace, co charakterystyczne, wróżą Chinom jasną i dobrą przyszłość. Dowodzą, na podstawie rozległych badań (O. Shenkar), obserwacji (T. Fishman) lub
wnikliwych analiz (M. Enright, E. Scott, K. Chang), że kraj ten przechodzi przez
okres niebywałej koniunktury i nic nie zdaje się w najbliższej przyszłości stanąć
na przeszkodzie w jego dalszym, dynamicznym rozwoju. Innymi słowy, będzie to
państwo o coraz większym znaczeniu dla świata. Jednakże w takim kontekście jedynie ostatnia trójka autorska stawia – jakże sensowne i uzasadnione – pytanie:
„Chociaż menedżerowie, politycy i analitycy na całym świecie dostrzegają chiński wzrost gospodarczy, wiele cech i elementów tego wzrostu pozostaje dla nich
w znacznym stopniu nieprzeniknionych. Jak, dla przykładu, Chiny, mające poprzednio gospodarkę całkowicie odciętą od reszty świata, przeobraziły się w ciągu trzech dekad, a więc tak szybko, w ekonomiczne mocarstwo?”.
Wszystkie omawiane tutaj prace starają się na takie właśnie pytania odpowiadać. Ich cechą wspólną jest siła opisu, często wspierana odpowiednio dobranymi danymi i statystyką. Problemem otwartym, także po lekturze tych – ważnych
jako każdy z osobna – tomów, pozostaje zagadnienie: Czy Chiny są już skazane
na sukces? Czy tamtejsze zmiany i stały wzrost są już przesądzone na następną
dekadę lub dwie? Gdyby tak rzeczywiście miało być, to autorzy omawianych tu
prac – o czym piszą i o czym zdają się być święcie przekonani – mieliby rację dowodząc, iż na naszych oczach rośnie supermocarstwo, które za 10–15 lat nieodwracalnie nim będzie.
Pod warunkiem, że Chiny po drodze się nie pogubią i nie zboczą z wytyczonej trasy, której cel – w oczach władz w Pekinie, jak też autorów omawianych tu
prac – jest jeden: wejść na światową arenę jako drugie (super)mocarstwo, po USA.
Niestety, mankamentem analizowanej tu literatury (a jest ona znacznie bogatsza
i szersza; liczba zwolenników chińskiego wzrostu i zmian rośnie) jest swego rodzaju jednostronność. Nie dostrzega się w pełnym wymiarze zagrożeń związanych
z chińską transformacją i globalizacją. Nie dostrzega się lub świadomie niweluje
autentyczne napięcia, wywoływane rosnącym rozwarstwieniem społecznym, stratyfikacją regionalną, przemianami w mentalności. Żadna z omawianych tutaj prac
nie analizuje, a co najwyżej napomyka (jak China Inc.) o – tak niedawno głośnym
– ruchu Falun Gong i fenomenie z nim związanym, a mianowicie tym, że chiński,
wysoki – to prawda – wzrost gospodarczy już od kilkunastu co najmniej lat prze-
218
Chiny: rosnące supermocarstwo
biega w swego rodzaju pustce ideowej. Jedyną wartością zdaje się być pieniądz,
często wspierany jedynie przez rynek i jego prawa. To jeszcze za mało na całkowity sukces. Być może – co częściowo dostrzega jedynie T. Fishman – lukę wypełni stale narastający, chiński nacjonalizm. Czy jednak będzie on pozytywny dla
Chin i świata?
Napięcia związane z reformami doprowadziły już w Chinach do wielu zwrotów, zahamowań i przełomów. W 1989 r. wokół wydarzeń na placu Tiananmen doszło też do krwawych starć. Czyżby miałyby być one jedynymi na tej niezwykle
wyboistej drodze bezprecedensowych zmian? Oby tak było. Nie należy bowiem
Chinom życzyć jakiejkolwiek destablizacji, jako że są już one dzisiaj integralnym
i ważnym elementem rynku światowego. Gdyby w Chinach zawrzało, nie obyłoby się już wówczas bez poważnych turbulencji na światowych rynkach. Pod tym
względem autorzy omawianych tutaj prac mają całkowitą rację – i bardzo skutecznie dowodzą swych tez. Czy jednak ich optymizm należy w pełni podzielać?
Przypomnijmy, że przed kilkunastu laty pisano już książki w stylu „Japonia jako
numer jeden”. Prognozy te jednak jakoś się nie sprawdziły. To prawda, przypomina się często i słusznie: Chiny są większe niż Japonia, mają więc większe możliwości. Ale nadal pozostajemy tylko w sferze możliwości właśnie – a z tych można skorzystać tak w sensie pozytywnym, jak też zmarnotrawić je. Autorzy prac tu
przedstawianych i omawianych są przekonani, że Chinom się uda. My, chociażby
z tego powodu, że sami przechodzimy przez bolesną, wielowymiarową pokomunistyczną transformację, powinniśmy być w swych ocenach bardziej wstrzemięźliwi i ostrożni. Chiny jeszcze swoich przeobrażeń nie zakończyły. Być może nadruk „Made in China” jest już światową walutą, jak chce Ted C. Fishman, ale my
lepiej pozostańmy jeszcze przy swojej; przy okazji obserwując Chiny, bo procesy
tam zachodzące – o czym wymienione tu lektury dobitnie świadczą – są więcej niż
fascynujące. Są to także, ze względu na skalę, procesy niezwykle ważne, nie tylko dla Chin i regionu wokół nich, ale także całego świata, w tym Polski, o czym
się u nas, niestety, zbyt często zapomina.
Azja-Pacyfik 2005, nr .../2005
RECENZJE I OMÓWIENIA
Justyna Szczudlik
ŚWIADKOWIE HISTORII
Agnes Smedley, China Fights Back, Beijing: Foreign
Language Press, 2003, ss. 219.
Israel Epstein, I Visit Yenan, Beijing: Foreign Language
Press, 2003, ss. 133.
Arthur Clegg, Aid China, Beijing: Foreign Language
Press, 2003, ss. 186.
E. Grey Dimond Inside China Today, Beijing: Foreign
Language Press, 2003, ss. 248.
Hugh Deane, Good Deeds and Gunboats. Two Centuries of American–Chinese Encounters, Beijing: Foreign
Language Press, 2003, ss. 290.
W 2003 r., z inicjatywy The China Society for People’s Friendship Studies
(PFS), wydawnictwo Foreign Language Press Beijing wydało angielskojęzyczną
serię Light on China. Seria liczy około 50 pozycji różnych autorów* – w przeważającej większości Amerykanów – świadków historycznych przemian w Chinach,
począwszy od wojen opiumowych aż po współczesność. Każda z pozycji opatrzona jest wstępem Huang Hua – byłego ministra spraw zagranicznych Chin, a obec*
W serii Light on China ukazały się m.in. (w 2003 r.): J. Belden, China Shakes the World; I. Epstein, The Unfinished Revolution in China; A. Smedley, Chinese Destinies; J. W. Stilwell, The Stilwell Papers; A. L. Strong, The Chinese Conquer China; A. L. Strong, When Serfs Stood Up in Tibet;
I. and D. Crook, Ten Mile Inn: Mass Movement in a Chinese Village; (w 2004): H. F. Snow, Women in
Modern China; A. Smedley, Portraits of Chinese Women in Revolution; G. Hogg, I See a New China;
Allen, Ted & Gordon Sidney, The Scalpel, the Sword; I. Epstein, Woman in World History: Life and
Times of Soong Ching Ling (Mme. Sun Yat-sen); J. W. Esherick, John Stewart Service – Lost Chance
in China; H. Deane, Remembering Koji Ariyoshi: An American GI in Yanan.
Pozostałe tytuły zob. www.china.org.cn.
220
Świadkowie historii
nego przewodniczącego PFS – który podkreśla, że wydane we wspomnianej serii
książki są zapisem przełomowych wydarzeń z dziejów Chin widzianych oczami
obcokrajowców. Obcokrajowcy ci są uznawani w Chinach za prawdziwych przyjaciół narodu chińskiego, którzy przekonani o słuszności celów rewolucji chińskiej
kierowanej przez partię komunistyczną, postanowili bezpośrednio w niej uczestniczyć. Często pozostawali w Chinach na stałe. Niektórzy, ciesząc się dużym uznaniem chińskich władz, otrzymali obywatelstwo ChRL i przywilej zasiadania w państwowych instytucjach. Poza bezpośrednim zaangażowaniem w rewolucję chińską,
a w szczególności w pomoc wojskom jednolitego frontu (zawsze po stronie KPCh)
w wojnie z Japonią, organizowali pomoc medyczną na froncie, pomagali w tworzeniu służby zdrowia w Chinach, organizowali akcje prozdrowotne, zakładali angielskojęzyczne czasopisma w celu popularyzacji sprawy chińskiej w świecie, pisali i wydawali książki o nowych Chinach. Z uwagi na krytycyzm wobec polityki
swoich państw i ideologiczne zaangażowanie byli – szczególnie w USA okresu
maccartyzmu – oskarżani o sympatyzowanie z komunizmem.
Pozycje serii Light on China były już wcześniej wydawane, jednak od ich pierwszych wydań minęło wiele czasu i uznano, że warte są one wznowienia. Huang
Hua podkreśla, że celem tych publikacji jest po pierwsze, przypomnienie jak społeczeństwa mocarstw zachodnich, wbrew oficjalnym stanowiskom swoich rządów,
reagowały na sytuację w Chinach, a po drugie – umocnienie „fundamentu do budowy wzajemnego zrozumienia między społeczeństwami Chin i innych państw”.
Anglojęzyczne wydanie ma pomóc w osiągnięciu tych celów zarówno w krajach,
z których pochodzą autorzy, jak i w Chinach, gdzie język angielski, szczególnie
w kręgach studenckich, staje się drugim językiem.
Wiele pozycji poświęconych jest okresowi wojny chińsko-japońskiej z lat 1937–1945. Są to zarówno wspomnienia naocznych świadków tych wydarzeń, wędrujących z wojskami chińskimi walczącymi z Japończykami, a także relacje z działalności stowarzyszeń sympatyzujących z Chinami, funkcjonujących w różnych
europejskich krajach, które – organizując demonstracje, drukując ulotki, plakaty
i przygotowując innego rodzaju akcje – przeciwstawiały się japońskiemu ekspansjonizmowi w Chinach.
Przykładem relacji naocznego świadka wydarzeń z okresu wojny chińsko-japońskiej jest książka amerykańskiej dziennikarki Agnes Smedley pt. China Fights
Back. Autorka – pisarka, dziennikarka, działaczka na rzecz ruchu nacjonalistycznego w Indiach, feministka, organizatorka klinik kontroli urodzeń w Berlinie, absolwentka studiów azjatyckich i zwolenniczka idei socjalizmu – w 1928 r. wyjechała do Chin jako korespondentka „Frankfurter Zeitung”, a od 1930 „Manchester
Guardian”. W 1936 r. rozpoczęła podróż na północ Chin, kontrolowaną przez Komunistyczną Partię Chin. Dotarła do Xi’anu, skąd na początku 1937 r. wyruszyła
do Yan’anu – siedziby KPCh.
Justyna Szczudlik
221
Autorka relacjonuje marsz 8. Armii na tyły wojsk japońskich. Książka ma formę dziennika. Obejmuje wydarzenia z lat 1937–1938. Szczególnie interesujące są
w niej opisy ówczesnych Chin, zacofanie chińskiej wsi – zamkniętej, niezwykle
biednej, w której budzi się narodowa świadomość pod wpływem realizowanego
przez partię komunistyczną i jej armię kodeksu moralnego, który autorka szczegółowo przytacza. Rezultatem jest masowy napływ chłopów do armii. Pokazuje
kontrast zachowań 8. Armii a rządu nankińskiego i wojsk generała Czang Kaj-szeka (Jiang Jieshi). W zasadzie nie wspomina o istniejącym wówczas – drugim już
w historii rewolucji chińskiej – jednolitym froncie KPCh i Kuomintangu (Guomindang, GMD). Pisze tylko o partii komunistycznej, 8. Armii i jej przywódcach, nie
dookreślając złożoności ówczesnej sytuacji. Jest to jednak zrozumiałe ze względu
na formę książki, jaką jest dziennik, opisujący jej doświadczenia.
Formę dziennika ma także książka Izraela Epsteina po tytułem I visit Yenan.
Autor zaliczany jest w Chinach do ścisłego grona „prawdziwych przyjaciół Chin”.
Urodził się w Warszawie w 1915 r. Gdy miał 2 lata wyjechał z rodzicami do Chin.
W wieku 15 lat zaczął pracować jako dziennikarz w angielskojęzycznym „Peking
and Tianxin Times”, następnie pomagał w organizacji agencji prasowej w Yan’anie. Był też członkiem korpusu dziennikarzy w Chongqingu – kuomintangowskiej
stolicy Chin. W 1944 r. za zgodą władz GMD wrócił do Yan’anu. W 1951 r., po
5-letnim pobycie w Stanach Zjednoczonych, wrócił do Chin, ażeby pomóc Song
Qingling – wdowie po Sun Jatsenie – w zakładaniu anglojęzycznego czasopisma
„China Reconstruct” (obecnie „China Today”). W 1957 r. otrzymał chińskie obywatelstwo. Zaangażowanie w rewolucję chińską nie uchroniło go przed represjami w czasie „rewolucji kulturalnej”. Został skazany na 5 lat więzienia, a pod koniec lat 70. – zrehabilitowany. Zmarł w roku 2005.
W I visit Yenan Epstein opisuje swój pobyt w siedzibie KPCh w Yananie
w 1944 r. oraz na tzw. Obszarach Wyzwolonych spod okupacji japońskiej. Poszczególne rozdziały książki są krótkimi, zazwyczaj 2–3 stronicowymi raportami
na dany temat lub relacjami jakiegoś wydarzenia, którego autor był świadkiem.
Nie łączą się one merytorycznie, a jedynie chronologicznie, więc można je traktować jako oddzielne rozdziały czy części książki – jak np. rozdział zatytułowany
Who Are Chinese Communists?, w którym autor zamieszcza krótkie notki biograficzne Mao Zedonga, Zhu De, Zhou Enlaia i innych. W innych rozdziałach Epstein przedstawia między innymi: obchody dnia jedności KPCh i GMD, antyjapońskie demonstracje armii chińskiej, opisuje przypadki ruchów antyfaszystowskich
w Japonii ostro potępiających japońską agresję na Chiny czy wizytę tajnej amerykańskiej misji wojskowej w ośrodku yan’ańskim.
Problem konfliktu chińsko-japońskiego porusza także Arthur Clegg w swojej
książce pt. Aid China. Opisuje Chiny widziane z zewnątrz, oczami obcokrajowca,
ale przebywającego w swoim własnym kraju, w tym wypadku w Wielkiej Brytanii. Autor relacjonuje działalność The China Campaign Committee (CCC) – orga-
222
Świadkowie historii
nizacji powstałej w 1937 r. w Wielkiej Brytanii, mającej na celu pomoc Chinom
walczącym z Japończykami. Opisuje szereg akcji pomocowych dla Chin przygotowywanych przez CCC, jak i inne organizacje pozarządowe, np. demonstracje
wzywające Brytyjczyków do bojkotu japońskich towarów, Japonię – do zaprzestania wojny, organizowanie „dni chińskich”, zbiórki pieniędzy na sprzęt medyczny i leki, bezpośrednią pomoc finansową partyzantom, wystawy upowszechniające wiedzę o ówczesnej sytuacji w Państwie Środka.
Książka zawiera załącznik, w którym autor zamieszcza spis oraz krótkie wzmianki biograficzne o zagranicznych lekarzach, którzy po wojnie w Hiszpanii zostali
wysłani do Chin w ramach China Medical Aid Committee i jako lekarze China Red
Cross organizowali pomoc medyczną w różnych częściach Chin. W spisie widnieje wiele nazwisk lekarzy z Polski i polskiego pochodzenia: Samuel Flato, Wiktor
Taubenflingel, doktor Jungerman, doktor Kamieniecki, Franciszek Kriegel.
O amerykańskim lekarzu libańskiego pochodzenia, który spędził długie lata
w Chinach organizując pomoc medyczną, pisze E. Grey Dimond w książce pt. Inside China Today. Jest to, w zasadzie, biografia George’a Hatema, który ukończywszy studia medyczne w 1934 r. wyjechał do Szanghaju i osiadł w Państwie Środka.
Przyjął chińskie nazwisko Ma. Hatem aktywnie uczestniczył w budowaniu chińskiego sytemu zdrowia, jak i w wydarzeniach politycznych, popierając partię komunistyczną i jej przywódców – głównie Mao Zedonga i Deng Xiaopinga. O jego
zawodowo-politycznym zaangażowaniu świadczą takie wydarzenia z jego życia
jak pomoc medyczna w czasie Długiego Marszu czy pomoc dla ośrodka yan’ańskiego w pozyskaniu środków finansowych z Czerwonego Krzyża dla Obszarów
Wyzwolonych.
Autor książki relacjonuje rozmowy z Hatemem, które przeprowadził podczas
swoich licznych pobytów w Chinach. Dotyczyły one głównie spraw politycznych,
a przede wszystkim stosunku doktora Hatema do KPCh, jej przywódców i tarć frakcyjnych w jej szeregach. Hatem był zdeklarowanym zwolennikiem Mao, o czym
świadczy wiele jego wypowiedzi, które E. Grey Diamond przytacza. Dr Ma określa Mao mianem „wyjątkowego człowieka” i „esencji Nowych Chin”. Broni decyzji przewodniczącego podczas „rewolucji kulturalnej”, uznając, że popełnił jedynie niewielkie błędy pod koniec życia, które określa jako „czyny nie w pełni
odpowiedzialne”. Diamond pisze także o ogromnej estymie, jaką dr Hatem darzył
Deng Xiaopinga.
Oprócz rozdziałów poświęconych stricte doktorowi Hatemowi są też takie, które
opisują przemiany w Chinach, głównie gospodarcze, m.in. rezultat czterech modernizacji Deng Xiaopinga. Jest też rozdział dotyczący religii w Chinach, pod koniec
którego znajduje się fragment – zapewne interesujący dla polskiego czytelnika –
mówiący o wyborze w październiku 1978 r. papieża z komunistycznego kraju.
Ostatnia z pozycji, którą chciałabym tu przytoczyć, Good Deeds and Gunboats.
Two Centuries of American – Chinese Encounters pióra Hugh Deane`a różni się
Justyna Szczudlik
223
nieco od wspomnianych wyżej publikacji. Jej tematem jest 200 lat kontaktów
amerykańsko-chińskich, zarówno stosunków oficjalnych, jak i kontaktów niepaństwowych. Autor po raz pierwszy pojechał do Chin w 1936 r. w ramach wymiany
studenckiej. Studiował na Uniwersytecie Lingnan. Po ukończeniu studiów na Harvardzie pracował jako dziennikarz w amerykańskich redakcjach „Science Monitor”
i „Spriengfield Union and Republic”. W czasie II wojny światowej był zatrudniony
w Biurze Informacji Wojennej na południowym Pacyfiku. W latach 1944–1950 był
korespondentem w Tokio, a od 1960 r. dziennikarzem w redakcji „Hotel Voice”.
Był założycielem US – China Friendship Association. Zmarł w roku 2001.
Książka dzieli się na trzy części. Pierwsza przedstawia zarys oficjalnych kontaktów amerykańsko-chińskich. Autor krytycznie odnosi się do „polityki otwartych drzwi” forsowanej przez USA wobec Chin. Amerykańską politykę zagraniczną
XIX i początku XX w. nazywa polityką me too lub Hitchhiking imperialism, oznaczającą przekazywanie Ameryce części przywilejów i koncesji uzyskanych przez
Wielką Brytanię i Francję na dworze Qingów. Amerykańską dyplomację określa
też mianem antykolonialnego imperializmu, którego sedno polegało na budowaniu silnej pozycji USA w Chinach kamuflowanej przez popieranie tych sił, które
dzięki swojej słabości gwarantowały Ameryce rolę decydenta w Państwie Środka.
Następnie opisuje pokrótce politykę zagraniczną USA opartą o doktrynę Trumana, kończąc na dyplomacji pingpongowej i ustanowieniu oficjalnych stosunków
dyplomatycznych między USA a ChRL w 1979 r.
Druga, główna część książki, to analiza nieoficjalnych kontaktów amerykańsko-chińskich. Autor nie przedstawia historii tych kontaktów w sposób chronologiczny, ale w poszczególnych rozdziałach zamieszcza notki biograficzne o Amerykanach związanych w jakiś sposób z Chinami – ich historią, polityką czy gospodarką.
Wśród tych postaci są: podróżnicy (Frederick Low Olmstead, Federick Townsend
Ward, Barbara Taylor), pisarze (Mark Twain), tłumacze i dziennikarze (Ezra Pound, Agnes Smedley), biolodzy (Frank Meyer), politycy (Teodor Roosevelt, Joseph
Stilwell) i inni. Opisuje też wydarzenia z historii wzajemnych kontaktów, począwszy od spraw politycznych (problem pomocy CIA Tybetowi, wojna koreańska) aż
po kontakty w dziedzinie kultury (Chiny w poezji amerykańskiej). Trzecia część to
wspomnienia autora z podróży do Chin w 1982 r., podczas której odwiedził Uniwersytet Lingnan oraz inne miejsca, zapamiętane z czasów studenckich i późniejszych pobytów w Chinach.
Seria Ligth on China jest interesująca ze względu na popularyzowanie mało
znanych, szczególnie poza Chinami, wydarzeń z chińskiej historii. Udział obcokrajowców w rewolucji chińskiej, ich bezpośrednie zaangażowanie w wojnę chińsko-japońską czy pomoc w organizacji nowego państwa nie jest tematem powszechnie znanym. Z tego też względu wznowienie tych pozycji zasługuje na uwagę. Dla
polskiego czytelnika interesujące mogą się okazać wątki polskie pojawiające się
w kilku publikacjach.
224
Świadkowie historii
Słabą stroną serii jest zbytni subiektywizm, choć jest on zrozumiały ze względu na opisywanie przez autorów ich własnych przeżyć i doświadczeń. Forma pamiętnika z natury rzeczy sprzyja nadmiernemu subiektywizmowi. Jednak z punktu widzenia prawdy historycznej brak obiektywizmu jest niedostatkiem. Jest on
szczególnie dotkliwy dla osób niedostatecznie znających historię Chin. Autorzy
przytaczanych publikacji często nie wspominają, bądź jedynie krótko wzmiankują,
o złożoności sytuacji wewnętrznej w Chinach tamtego okresu. Praktycznie w żadnej z przytoczonych książek nie pisze się o GMD, jednolitym froncie między Partią Narodową a KPCh w czasie wojny chińsko-japońskiej, sprawiając wrażenie, że
Chiny okresu rewolucji i wojny z Japonią borykały się jedynie z obcą agresją. Problem wojny domowej i walki o władzę jest niedostatecznie uwypuklony. W książkach brakuje także informacji dotyczących autorów. Czytelnikowi przydałyby się
ich krótkie biografie, które mogłyby stanowić dobry wstęp do publikacji. Brakuje też notki wyjaśniającej cel i zakres działalności The China Society for People`s
Friendship Studies (PFS) – inicjatora i patrona serii Light on China.
Azja-Pacyfik 2005, nr 8/2005
RECENZJE I OMÓWIENIA
Jan Rowiński
POLACY W CHINACH
Edward Kajdański, Długi cień wielkiego muru. Jak Polacy odkrywali Chiny, Warszawa 2005, Oficyna Naukowa, ss. 396.
Nasza skromna, a jakże ważna biblioteka książek na temat historycznych kontaktów pomiędzy Polską a Chinami wzbogaciła się o nową, bardzo cenną pozycję.
Mam na myśli wydaną niezwykle starannie przez Oficynę Naukową – przy wsparciu finansowym Ministerstwa Nauki i Informatyzacji – nową książkę Edwarda
Kajdańskiego1 pod intrygującym tytułem: Długi cień wielkiego muru. Jak Polacy
Edward Kajdański, z zamiłowania orientalista i historyk, urodził się w Harbinie w 1925 r. Tam
ukończył polskie gimnazjum i studia na Politechnice. W 1951 r. przyjechał do Polski. W latach 1963–1975 pracował jako attache, II i I Sekretarz w naszej Ambasadzie w Pekinie a w 1979–1982 był
konsulem i kierownikiem Konsulatu Generalnego Polski w Kantonie. Z doświadczeń tego ostatniego okresu zrodziła się wydana w 1987 r. jego książka Perłowy Trójkąt. Jest autorem wielu publikacji poświęconych problematyce Dalekiego Wschodu, głównie Chin, zamieszczanych w „Dookoła
Świata”, „Poznaj Świat”, „Wiedza i życie”, „Kontynenty”, „Wybrzeże”, „Polityka”. Pod pseudonimem Władysław Kański ukazały się w wydawnictwie Książka i Wiedza dwie jego prace: Chińska
Republika Ludowa. Zarys rozwoju gospodarczego (1949-1969) w 1971 r. oraz Chiny a świat zewnętrzny. Zarys rozwoju stosunków handlowych, w 1979 r. Popularność i uznanie zyskały mu pionierskie książki pisane już pod własnym nazwiskiem takie jak: Fort Grochowski (1982), Dzienniki
syberyjskich podróży Kazimierza Grochowskiego, 1910–1914 (1986), Michał Boym: Ostatni wysłannik dynastii Ming (1988), której rozszerzone i uzupełnione wydanie Michał Boym. Ambasador Państwa Środka ukazało się w tej samej oficynie w 1999 r. , Tajemnica Beniowskiego. Odkrycia, intrygi,
fałszerstwa (1994). Jest autorem pionierskiego, krytycznego opracowania Pamiętników- Maurycego Beniowskiego (1996), Korytarz. Burzliwe dzieje Kolei Wschodnio-chińskiej 1898–1998, (2000).
Były one wznawiane i zyskały pochlebne recenzje specjalistów i krytyków. Szczególne miejsce
w jego dorobku zajmuje pionierska praca o Michale Boomie. Chiński historyk i tłumacz prof. Zhang
Zhenhui powiedział:. „O książce Michał Boym. Ambasador „Państwa Środka” niewątpliwie można
1
226
Polacy w Chinach
odkrywali Chiny. Ta gruntownie udokumentowana, obszerna (niemal 400-stronicowa) praca odkrywa przed czytelnikiem fascynujące historie 26 naszych wybitnych rodaków, którzy na przestrzeni ośmiu stuleci znaleźli się w Państwie Środka lub na jego obrzeżach. Większość z nich to osoby mało lub niemal nieznane
– poza wąskim gronem specjalistów zajmujących się tą problematyką. Wielką zasługą „zapalonych szperaczy”, takich jak autor książki, jest odkrywanie takich ważnych, a często nieznanych kart naszej historii i jej zapomnianych bohaterów. Jest
to tym istotniejsze dziś, gdy nasz świat – w wyniku procesów globalizacji – staje
się coraz mniejszy, gdy wychodzenie poza rodzime opłotki i porzucanie mentalności „nasza chata skraja”, poznawanie i rozumienie innych, staje się naglącą potrzebą, aby móc sprostać wyzwaniom współczesności. Sięgajmy więc do tradycji
tych naszych dzielnych przodków, którzy – często przypadkowo i wbrew własnej
woli – znaleźli się w gronie Kolumbów w „cieniu Wielkiego Muru”. Jako pierwsi
z nas – i dla nas potomnych – odkrywali ten wielki, starożytny kraj i jego wspaniałą cywilizację w latach jego świetności i klęsk. Państwo, które dziś znów zadziwia, odradzając się jako światowe mocarstwo. Ich dramatyczne losy, „pokręcone” biografie, trudne wybory, postawa oraz relacje „ze spotkań z Chinami” to
fascynująca lektura, którą zawdzięczamy autorowi tej książki… I to w wypadku
Chin nie po raz pierwszy.
Paletę 26 wybranych przez E. Kajdańskiego nazwisk otwiera Benedykt Polak z Wrocławia (ok. 1200–1280), franciszkanin, który w 1246 r. dotarł do stolicy
wielkiego imperium mongolskiego chana Gujuka – Karakorum (obszar dzisiejszej
prowincji Xinjiang Uyigur i Mongolii). Był on członkiem misji papieskiej Jana de
Plano Carpiniego i autorem dopiero niedawno odkrytej relacji Historia Tartarorum
(Historii Tatarów). Dodajmy: miało to miejsce ponad ćwierć wieku przed przybyciem do Chin wielkiego Wenecjanina – Marco Polo. Kolejnym jest na pewno najwybitniejszy sinolog europejski XVII w. – ostatni ambasador dynastii Ming, lwowianin Michał Boym (1612–1659), najbardziej znany z pięciu polskich misjonarzy
– jezuitów pracujących w XVII i XVIII w. w Chinach. Z grupy polskich zesłańców
na Syberię, powstańców kolejnych insurekcji narodowych, autor przypomina sylwetki i chińskie epizody bohatera dramatu J. Słowackiego, Maurycego Beniowskiego (1741–1786) – uciekiniera z Kamczatki, polskiego chana Jaksy – Nicefora
powiedzieć, że pośród podejmujących ten temat prac naukowych, jest to – jak dotychczas – jedyna
na Zachodzie praca oparta na pogłębionych badaniach naukowych i dokumentująca w sposób bardzo rzetelny i obiektywny życie i dokonania Bo Mike” [chińskie nazwisko M. Boyma – przyp. J. R.].
Warto dodać, że była ona publikowana w odcinkach od 1995 do 1998 na łamach chińskiego czasopisma „Dongou” („Europa Wschodnia”). W 2001 r. jej poprawiona, rozszerzona i mająca charakter
naukowy, wersja ukazała się w przekładzie na język chiński w wydawnictwie Elephant Press w prowincji Henan pt. Michał Boym. Ambasador Państwa Środka. W październiku 2005 ukazała się najnowsza publikacja E. Kajdańskiego: Chiny – Leksykon (KiW) – próba całościowego ujęcia w skrótowej formie podstawowej wiedzy o Chinach.
Jan Rowiński
227
Czernichowskiego (XVII w.), założyciela osady polskich uciekinierów nad Amurem. Jego życiorys mógłby posłużyć za kanwę fascynującego scenariusza filmu
sensacyjnego. To z nim władze chińskie korespondowały, nie po rosyjsku, a po
polsku (!!!). Zapewne przy pomocy nieznanego do dziś polskiego jezuity, pracującego na dworze cesarskim w Pekinie. Inne postacie z tej grupy to Faustyn Ciecierski (ok. 1770–1832), Agaton Giller (1831–1887), Marian Dubniecki (1838–1926),
których wspomnienia i relacje zawierają mnóstwo cennych informacji o sytuacji
i położeniu po obu stronach mitycznego w ówczesnej Europie pogranicza rosyjsko-chińskiego. To właśnie Marian Dubniecki, sekretarz Romualda Traugutta i członek Rządu Narodowego, odkrył w archiwach Irkucka i Nerczyńska wspomnianą
historię Nicefora Czernichowskiego. Inne były losy przyjaciela Adama Mickiewicza i Tomasza Zana – filomaty Józefa Kowalewskiego (1801–1878), uczestnika
protestów studenckich na Uniwersytecie Wileńskim, który został zesłany do Kazania, gdzie podjął studia orientalistyczne. Był wybitnym naukowcem. Po latach
został rektorem tej uczelni i członkiem Rosyjskiej Akademii Nauk.
Kolejna grupa Polaków, którzy wnieśli znaczący wkład w poznanie Chin i przybliżenie Europie wiedzy o Państwie Środka, rekrutowała się z grona wyższych
carskich urzędników Ministerstwa Spraw Zagranicznych, Ministerstwa Wojny,
naukowców z Petersburskiej Akademii Nauk lub kół związanych z Cerkwią Prawosławną. Przebywali oni w różnych misjach oficjalnych w Chinach – m.in. hr. Jan
Potocki (1761–1815), autor głośnego Memoriału o wyprawie do Chin czy Jerzy
Tymkowski (1790–1875). Renesansową postacią był Władysław Michał Zaleski
(1852–1925) – misjonarz, arcybiskup tebański i patriarcha Antiochii, sekretarz apostolski w Indiach, z zamiłowania botanik i podróżnik, który pozostawił fascynujące
relacje ze swej licznych podroży po Azji (w tym w delcie Rzeki Perłowej w Południowych Chinach, a także z Makau i Hongkongu). Polscy budowniczowie Harbinu, kolei wschodniochińskiej i specjaliści, wybitne postacie Polonii Mandżurskiej
to kolejna grupa bohaterów książki E. Kajdańskiego. Autor przybliża sylwetki Józefa Gieysztora (1865–1931), Kazimierza Grochowskiego (1873–1937), a wraz
z nimi, m.in. inż. Adama Szydłowskiego założyciela Harbinu czy Stanisława Kierbedzia (bratanka słynnego budowniczego Mostu Kierbedzia w Warszawie). Osobne miejsce zajmuje pisarz, sinolog i dyplomata, „stary mandaryn” Konstanty Symonolewicz (1884–1939), który w Chinach spędził niemal 20 lat. Zaczynał jako
attache w Ambasadzie Rosji w 1910 r. Po odrodzeniu niepodległej Polski stanął
na służbę Rzeczpospolitej, będąc przez wiele lat zastępcą Delegata Polski i Konsulem w Harbinie. Wyjechał z Chin w 1930 r. Autor interesujących wspomnień
Moi Chińczycy i Miraże mandżurskie. Losy Kamila Giżyckiego (1873–1968) także mogłyby posłużyć jako kanwa sensacyjnego filmu lub powieści z tego gatunku. Uczestnik I wojny światowej w armii Cesarstwa Austro-Węgierskiego, jeniec,
a następnie uciekinier z niewoli rosyjskiej, a potem – radzieckiej. Żołnierz Polskiej V Dywizji Syberyjskiej, wcielony do białogwardyjskich oddziałów osławio-
228
Polacy w Chinach
nego barona Ungera, a po ich rozbiciu w armii „mocnego człowieka Mandżurii”,
militarysty chińskiego gen. Zhang Zuolina, uważanego za człowieka Tokio i do
czasu wspieranego przez Japończyków. Swoje burzliwe losy i ucieczkę na Południe (z portu Dalian dotarł do Szanghaju, a później do Hongkongu) opisał w trzech
książkach wydanych po powrocie do kraju. Ostatnią, także barwną postacią, która
prezentuje autor, jest płk Witold Urbanowicz – dowódca słynnego dywizjonu 303,
który jako ochotnik wstąpił do szeregów XIV Floty Powietrznej USA stacjonującej w Yunnanie i walczył jako jedyny lotnik polski w eskadrach gen. Claire Lee
Chennaulta i jego „Latających Tygrysów” w wojnie antyjapońskiej. As lotnictwa
– strącił 11 japońskich samolotów w bitwach powietrznych nad chińskim niebem.
Autor książki Ogień nad Chinami i Początek jutra. Do plejady tych niezwykłych
postaci autor dołączył biskupa warmińskiego Ignacego Krasickiego (1735–1801),
który co prawda nigdy w Chinach nie był, ale był nimi prawdziwie zafascynowany. Ten człowiek oświecenia, o szerokich horyzontach i wielorakich zainteresowaniach, pisał o historii Chin, kulturze, poezji, teatrze, architekturze i …ogrodach.
Wiele haseł poświęconych Państwu Środka można znaleźć w jego 2-tomowej encyklopedii: Zbiorze najpotrzebniejszych wiadomości porządkiem alfabetu ułożonych, wydanej w Warszawie w 1781 r.
Trudno kwestionować trafność wyboru dokonanego przez Edwarda Kajdańskiego, chociaż jak zawsze w takich wypadkach jest to wybór subiektywny, a więc
i dyskusyjny: w ogromnej większości ci, których przedstawił, powinni się w niej
znaleźć. Nie sądzę, aby lista autora na nich się kończyła. Zapewne obok wymogów
objętościowych pracy, jednym z niezwykle ważnych czynników, który jak się wydaje wpłynął na taki, a nie inny wybór, był dostęp do wiarygodnych źródeł. Mam
nadzieję, iż autor na tym nie poprzestanie i doczekamy się sylwetek kolejnych polskich „odkrywców Chin”. Co do mnie chciałbym bardzo, aby na tej liście znaleźli
się m.in.: prof. Ludwik Witold Rajchman (1881–1965) lekarz, bakteriolog, wybitny polski działacz niepodległościowy, założyciel Państwowego Zakładu Higeny,
dyrektor Departamentu Zdrowia Ligi Narodów i jeden z organizatorów nowoczesnego systemu ochrony zdrowia w Chinach; dr Stanisław Flato (1910–1972), szef
międzynarodowego Zespołu Lekarzy, którzy w latach 1939–1945 pracowali w szpitalach wojskowych Chin, ratując życie tysiącom ofiar agresywnej wojny rozpętanej przez soldateskę japońską. Myślę także o siostrze z Zakonu Sióstr Franciszkanek Misjonarek Maryi – Oldze Fedorowicz, która spędziła w Chinach 32 lata
(1934–1966), pracując początkowo w domach sierot i pomocy społecznej w Harbinie i Tianjinie, a następnie w Pekinie jako siostra przełożona. W czasie szturmu
młodzieżowych bojówek „czerwonej gwardii” (hongweibingów) w okresie „rewolucji kulturalnej” (1966 r.) na siedzibę zakonu w Kościele Najświętszej Marii
Panny została wraz z innymi siostrami aresztowana i po brutalnym przesłuchaniu
deportowana do Hongkongu.
Jan Rowiński
229
Praca oparta została na źródłach archiwalnych, oryginalnych pracach i zapiskach, dokumentach i materiałach, nierzadko dotąd nieznanych lub uznanych za
bezpowrotnie utracone, zapomnianych, nie zawsze nawet odnotowanych w katalogach, jakże często odnalezionych przez autora przy okazji kwerend w najważniejszych bibliotekach europejskich. Chodzi o materiały, które niekiedy przez stulecia pozostawały w zapomnieniu, jak np. pierwsze zapiski relacji ojca Benedykta
Polaka Historia Tartarorum z XIII w., nieznane fragmenty pracy Rerum Sinensium
Compediosa Descriptio (Zwarty opis spraw chińskich) Michała Boyma, Dzienniki
ks. Faustyna Ciecierskiego czy obszerne fragmenty Memoriału z podróży do Chin,
Jana Potockiego, którego oryginał został odkryty w Bibliotece Ordynacji Łańcuckiej. Autor wykorzystał bogatą literaturę „pokrewną” w językach obcych i znacznie
skromniejszą – rodzimą. Starał się uwzględnić najnowsze odkrycia i „znaleziska”,
poddając je sumiennej weryfikacji. Był to iście benedyktyński trud. To pierwsza
tak poważna i tak rzetelna próba przedstawienia biografii najwybitniejszych Polaków „odkrywających Chiny”.
Azja-Pacyfik 2005, nr 8/2005
RECENZJE I OMÓWIENIA
Ryszard Zalski
CHIANG CHING-KUO – SYN GENERALISSIMUSA
Jay Taylor, The Generalissimo’s Son Chiang Ching-kuo
and the Revolutions in China and Taiwan, Harvard University Press, Cambridge, Mass. 2000, ss. 520.
Jay Taylor, amerykański dyplomata reprezentujący swój kraj m.in. na Kubie
oraz w pierwszej połowie lat 60. na Tajwanie, na prośbę China Times Publishing
Company w Tajpej napisał niezależną i niecenzurowaną przez zleceniodawcę biografię Chiang Ching-kuo (Jiang Jingguo, dalej: CCK), syna i następcy Czang Kaj-szeka (Jiang Jieshi, Chiang Kai-shek, dalej: CKS). Książka ukazała się w wersji
chińskiej oraz angielskiej. Zyskała międzynarodowe uznanie jako źródło rzeczowej i obiektywnej wiedzy o historii Republiki Chińskiej na Tajwanie, jej polityce wewnętrznej i zagranicznej oraz ich głównych bohaterach. Niewątpliwymi jej
walorami jest dogłębna znajomość materii przez autora, poparta rzetelnymi i rozległymi badaniami anglo- oraz chińskojęzycznych źródeł, a także ogromem wywiadów z uczestnikami wydarzeń i najbliższych im osób po obydwu stronach Cieśniny Tajwańskiej.
Rodzina, a raczej dynastia Chiangów, to pasjonujący temat dla badaczy naukowych, jak i – podszywających się za takich – twórców pozycji tabloidowych
(np. Sterling Seagrave ze swoją Soong Dynasty). To obecnie ponadstuletnia historia wpływowych, bajecznie bogatych i wyśmienicie ustosunkowanych osobistości, które odcisnęły swoje piętno zarówno na historii Azji Wschodniej, jak i Stanów Zjednoczonych. Mroczne i zawiłe dzieje klanu, fatum śmierci męskiej linii
(podobnie jak Kennedych) długo będą fascynowały pokolenia naukowców oraz
politologów i pisarzy. Początek XXI w. to odejście dwóch ważnych kobiet tej rodziny. W 2003 zmarła w 105-letnia żona CKS, madame Chiang – Mayling Soong,
w 2005 żona CCK – Faina Chiang. Moje powiązania z tą rodziną są natury cał-
Ryszard Zalski
231
kiem prozaicznej – przez pewien czas sąsiadem moim był prawnuk CCK – przystojny i znany przedsiębiorca – wraz z ciężarną żoną.
Taylor właściwie wymierza proporcje między wielką polityką, zagadnieniami
krajowymi, historią KPCh oraz KMT a sferą prywatną i rodzinną przywódców,
cywilnych, jak i wojskowych. Autor skupia się zarówno na zasadniczych zagadnieniach, jak i pozwala sobie na dryfowanie wokół spraw mniejszej wagi, ważnych jednak dla właściwego zrozumienia działania danej osoby. W odpowiednich
proporcjach przedstawia wydarzenia w Chinach na tle polityki światowej. Zgrabna i wyważona narracja sprawia, iż nie nuży nas dokładny niejednokrotnie opis
poszczególnych historii.
Po kolei śledzimy losy pokoleń i odłamów rodziny Chiangów (tych z prawego
oraz tych z nieprawego łoża). Przedstawione są skrupulatnie i nadzwyczaj rzetelnie. Poznajemy ich od strony oficjalnej oraz często także prywatnie, w relacjach ze
współpracownikami, znajomymi oraz rodziną. Autor ujawnia bardzo dużo nieznanych wcześniej opinii, relacji oraz wydarzeń, a także ich przyczyny i źródła.
Skoncentruję się na kilku elementach biografii.
Przede wszystkim Chiang Ching-kuo był politykiem uczciwym, wrażliwym
na ludzkie nieszczęście oraz krzywdę i bezwzględnym przeciwnikiem korupcji.
Pod tym względem biografię czyta się jak bajkę. Uosabiał i realizował dokładnie
te wszystkie postulaty, o których stale opowiadają nam politycy, a których na ogół
nie realizują. Wymagał tego od siebie, swoich pracowników oraz rodziny. Jego
skromność, ogromna pracowitość, oddanie krajowi i bezkompromisowa nieprzekupność powodowały wrogość oraz brak akceptacji ze strony kierownictwa KMT oraz
wojskowych. Przez osoby postronne często określany był jako bezpretensjonalny,
normalny i wręcz przyziemny. Miałem okazję przeprowadzać wywiad z jednym
z dyrektorów tajwańskiego MSZ, który opowiadał, że odwiedzając CCK w domu,
ze zdziwieniem spostrzegł, iż gospodarz ma stare i wysłużone meble. Mimo wielu prób wywarcia na syna generalissimusa wpływu i przekupienia go, zamiary te
się nie powiodły – i tak np. aż do śmierci zarówno CCK, jak i jego małżonki, żadne z nich nigdy nie posiadało nieruchomości. Do słabych stron tego tak dbającego
o rodzinę człowieka należy z pewnością zaliczyć liczne romanse.
Bohater książki to także znakomity administrator. Był pomysłodawcą oraz
skutecznie zrealizował wiele inicjatyw poprawiających życie Chińczyków. Już
w młodym wieku przeprowadził w ramach „trzylatki” (początek lat 40.) reformy
w Czwartym Regionie Administracyjnym, obszarze znanym pod nazwą Kannan
(południowa część Jiangxi). Wprowadził nowsze i efektywniejsze metody w rolnictwie, zapewniając mieszkańcom tego biednego regionu całoroczne wyżywienie.
Rozbudował przemysł (z trzech fabryk do ponad czterdziestu), zlecił wzniesienie
szkoły dla bezdomnych sierot, gdzie zakazał stosowania kar cielesnych. Wprowadził praworządność i porządek, nie tracąc przy tym na popularności (np. osiągnął
232
Chiang Ching-kuo
wymagane progi rekrutów do armii, nie powodując przy tym – w przeciwieństwie
do większości części Chin – wrogości do państwa oraz urzędów). Efekty jego poczynań zaskarbiły mu podziw i uznanie w kraju oraz za granicą. Autor zauważa
jednak, że pomogła mu w ich osiągnięciu z pewnością zarówno pozycja ojca, jak
i prawdopodobnie pieniądze matki. Sukcesem zakończyła się także działalność
CCK w Szanghaju (1948 r.), gdzie m.in. zdławił inflację, ukrócił korupcję (aresztując wysokich rangą urzędników, ich rodziny oraz powiązanych z KMT gangsterów), poprawił warunki życia najuboższych i zaprowadził porządek.
Mankamentem książki jest w moim odczuciu powierzchowne i niewystarczające przedstawienie korupcji, nepotyzmu i innych wad kompromitujących środowisko CKS oraz KMT. Tragicznym wydarzeniom z 28 lutego 1947 r., kiedy to wojsko zdławiło niezadowolenie lokalnej społeczności wywołane rządami przybyszy
z kontynentu, zabijając 20–30 tys. ludzi, Taylor poświęca półtorej strony. Tragedia
ta odgrywa w powojennej historii Tajwanu ogromną rolę do dzisiaj. Sam bohater,
mimo zainicjowania wielu reform i działań na rzecz demokratyzacji życia na Tajwanie, nigdy nie poddał się procesowi wolnych wyborów, co autor omieszkał zauważyć. Można wręcz odnieść wrażenie, że władze KMT posłużyły się zdolnym
cudzoziemcem, by się „wybielić” i „zmyć winy”. Autor zaś pokazuje właśnie taką
wersję wydarzeń.
Wskazuje na to ponadto historia sprzed dwu lat. Jay Taylor przygotowuje od
pewnego czasu książkę o CKS. W celu zebrania materiałów przyjechał na kilka
tygodni na Tajwan. Znajoma amerykańska profesor zaproponowała mu spotkanie
z osobą, która od trzech dekad zbiera sklasyfikowane jako tajne materiały dotyczące zarówno KMT, jak i CKS. Swoją pracę badawczą człowiek ten rozpoczął
trzy dekady temu jako zagorzały członek KMT na jednej z uczelni. Nieświadomy
niczego promotor przedłużał mu co roku zezwolenie na korzystanie z archiwum.
Kiedy młody badacz wynik pracy zaczął udostępniać publicznie, wyrzucono go
z partii, stracił pracę i przeniesiono go do archiwum innej uczelni. Tam jednak,
wraz z nadejściem demokracji, nawiązał kontakty z wykładowcami w ChRL i dotarł do równie ciekawych dokumentów z archiwów kontynentalnych. Dokumenty
te dzisiaj są już częściowo znane z innych źródeł, jednak były wywrotowe trzy dekady temu. Nadal część z nich to nigdzie nie publikowane tajemnice historii KMT.
I z tych właśnie materiałów Taylor zrezygnował. Są w większości bardzo kontrowersyjne i ukazują ciemną stronę rządów tej partii oraz jej przywódcy.
Tak jak władze amerykańskie niezadowolone były ze sposobu rządzenia oraz
częstego braku skuteczności w przypadku CKS, tak często chwalono i wyrażano
zadowolenie z jego syna. Można sobie jedynie wyobrażać, jak rozwinięte gospodarczo, technologicznie i demokratyczne byłyby dzisiaj Chiny, gdyby CCK miał
możliwość wywarcia wpływu na losy całego kraju, nie zaś małej i alienowanej
na arenie międzynarodowej wyspy. Szkoda także, że jego postać, dokonania i poglądy są tak mało spopularyzowane w świecie. Znane są nazwiska i życiorysy za-
Ryszard Zalski
233
równo przywódców komunistycznych Chin, jak i twórcy sukcesu Singapuru Lee
Kuan Yew. Na szczęście Syn generalissimusa wypełnia tę lukę. Jego spadkobiercą i wychowankiem jest niezwykle popularny obecnie na Tajwanie burmistrz Tajpej, od niedawna szef KMT, a także prawdopodobnie przyszły prezydent Tajwanu – Ma Ying-jiou.
Azja-Pacyfik 2005, nr 8/2005
RECENZJE I OMÓWIENIA
Katarzyna Kubicz-Andryszak
ŚWIAT WEDŁUG MAO ZEDONGA
Krzysztof Makowski, Świat według Mao Zedonga.
Doktrynalne podstawy chińskiej polityki zagranicznej
(1949–1976), Wydawnictwo Adam Marszałek, Toruń
2006, 239 str.
Fundamentalnym celem, jaki został postawiony przed tą praca jest „próba rekonstrukcji i wyjaśnienia teorii »trzech światów«, z jednoczesnym ukazaniem jej
genezy i procesu kształtowania się. Z uwagi na to główny jej zrąb osadzony został w latach 1969–1976. Cezurą początkową jest IX Zjazd Komunistycznej Partii
Chin. Stanowił on bowiem swoiste kompendium, czy wręcz podsumowanie, wcześniejszych dokonań komunistycznego ruchu w Chinach. Okres ten dał również początek procesowi stopniowego wychodzenia z międzynarodowej izolacji, w której
znalazły się Chiny po rozpoczęciu rewolucji kulturalnej. Rok 1976 był dla ChRL
związany przede wszystkim ze śmiercią Mao Zedonga. Wówczas to został definitywnie zakończony proces formowania się koncepcji taoistycznych, a rozpoczęto
„dialog” ze spuścizną pozostawioną przez Wielkiego Wodza. Oczywiście analiza
myśli politycznej, co trafnie podkreślił Autor, budziła wiele kontrowersji.
Podstawową tezą pracy wydaje się być stwierdzenie, iż teoria „trzech światów”
„była wynikiem ewolucji wcześniejszych koncepcji i ich nieefektywności w realizacji podstawowego celu Mao Zedonga, i całej kierowanej przez niego Chińskiej
Republiki Ludowej, jakim było zagwarantowania Chinom pozycji pierwszoplanowego mocarstwa światowego”.
Słuszność powyższej tezy została dowiedziona przez Autora poprzez dogłębną
analizę materiału faktograficznego, przy jednoczesnym zachowaniu fundamentalnego wymogu naukowego – obiektywnego spojrzenia i wyciągnięciu szeregu nader trafnych wniosków.
Katarzyna Kubicz-Andryszak
235
W rozdziale pierwszym zatytułowanym „Źródła koncepcji politycznych Mao
Zedonga” dr Krzysztof Makowski nie podejmuje się dogłębnej analizy całokształtu myśli politycznej Wielkiego Sternika. Wskazuje natomiast eklektyczny charakteru myśli politycznej Mao. W ocenie Autora fakt ten miał „niebagatelny wpływ
na kształt i zmienne losy jego poszczególnych teorii z zakresu stosunków międzynarodowych”.
Rozdział drugi stanowi dogłębną analizę, której zostały poddane „koncepcje
Mao Zedonga w zakresie stosunków międzynarodowych z lat 1949–1969”. Zakończenie II wojny światowej, powstanie nowego ładu międzynarodowego, zrodziły konieczność dokonania rewizji w istniejących układach i stosunkach bilateralnych. Nastąpił zatem „okres zbieżnych analiz stosunków międzynarodowych
z innymi przywódcami tzw. świata socjalistycznego”. Doprowadziło to do stworzenia przez Mao „koncepcji przenoszenia się centrum rewolucji światowej z Zachodu na Wschód”. Oczywiście wiązało się to z narastaniem rozbieżności pomiędzy
polityką ChRL i ZSRR (2.1.), wzrostem napięć międzynarodowych i groźbą wybuchu kolejnej wojny (2.2.), by doprowadzić wreszcie do ewolucji koncepcji pokojowego współistnienia (2.3.) i ukształtowania przez Mao Zedonga „teorii »stref
pośrednich«, a w konsekwencji „teorii »wojny ludowej«”.
W rozdziale III Autor ukazuje „genezę teorii »trzech światów«”. Jej fundamentów należy upatrywać na politycznej płaszczyźnie Chin. Z tego powodu dogłębnej
analizie została poddana sama „koncepcja stosunków międzynarodowych i polityka zagraniczna ChRL w świetle IX Zjazdu KPCh”, ale również „spory wokół
orientacji polityki zagranicznej ChRL”. W sposób nader wnikliwy została przedstawiona teoria »głównego wroga« prezentowana przez Mao Zedonga, i realizowana w chińskiej polityce międzynarodowej po „kryzysie wrześniowym”.
W rozdziale IV Autor pochylił się nad „koncepcją »wielkiego chaosu pod kopułą niebios«.” W takim ujęciu rzeczywistości została podkreślona pozytywna „rola
napięcia w stosunkach międzynarodowych” lansowana przez Przewodniczącego.
Naturalną konsekwencją tak realizowanej polityki zagranicznej, i uznania „napięcia” w stosunkach międzynarodowych jako zjawiska pozytywnego czy wręcz pożądanego dla Chin, był negatywny stosunek do wzrastającego na arenie międzynarodowej „odprężenia politycznego i rozbrojenia”. Choć i ta kwestia nie była
tak jednoznaczna. Aczkolwiek kierownictwo chińskie odrzucało całkowicie owo
„odprężenie, pokój i rozbrojenie”, ale tylko w stosunku o obszarów oddalonych
od ChRL. Natomiast gdy rzecz dotyczyła państw sąsiadujących Chiny z pełnym
zrozumieniem i aprobatą wspierały wszelkie inicjatywy. Był to kolejny przejaw
pragmatyzmu Mao Zedonga i prowadzonej przez niego polityki. W tym kontekście
należało również rozpatrywać „rolę Związku Radzieckiego i jego sojuszników na
arenie międzynarodowej”, a także podejście Mao Zedonga do USA i innych wysokorozwiniętych krajów kapitalistycznych. Zasadniczym celem Wielkiego Sternika było przekształcenie Chin w supermocarstwo o zasięgu światowym. Wymagało
236
Świat według Mao Zedonga
to stworzenia określonej strategii i taktyki, których wdrażanie zostało rozpoczęte
w okresie „wielkiego chaosu pod kopułą niebios”. Wówczas Mao utrzymał kierunek odejścia od okresu rewizji postanowień IX Zjazdu KPCh. „Wielki chaos…”
stanowił okres rozwinięcia i uszczegółowienia zasadniczych elementów nowej strategii. Tak więc lata 1971–1974 stanowiły czas tworzenia nowej teorii wyjaśniającej widzenie świata przez Mao Zedonga – teorii „trzech światów”.
I właśnie ten problem – teoria „trzech światów” – został rozwinięty w rozdziale
V. Warto podkreślić, że teoria ta nie została przedstawiona jako forma ukończona i
zamknięta. Autor wskazał na jej ewoluowanie, ukazując jednocześnie poszczególne etapy, ich przebieg, charakter i konsekwencje. W pierwszym podrozdziale został
zarysowany główny „zrąb” teorii „trzech światów”. Następnie dogłębnej analizie
zostały poddane główne czynniki wchodzące w skład tej teorii, a zarazem zostali
zarysowani główni „gracze”, ZSRR i USA – widziane jako dwa supermocarstwa.
Dokonano „oceny ZSRR i USA, ich charakteru i roli na arenie międzynarodowej”
(2.1.). Następnie została przeanalizowana polityka supermocarstw w kontekście
wywołania nowej wojny światowej (2.2.), z uwzględnieniem stosunku do stacjonujących wojsk supermocarstw poza granicami (2.4.). Nader ważnym było wskazanie Europy „jako kluczowego obszaru w rywalizacji supermocarstw” (2.3.).
Dopełnieniem całości stanowiło zarysowanie wpływu supermocarstw na międzynarodową sytuację gospodarczą (2.5.). Powyższe rozważanie stały się doskonałą
bazą dla wskazania usytuowania i charakteru tzw. krajów socjalistycznych w teorii Mao Zedonga. Po wskazaniu supermocarstw i tzw. drugiego świata przyszedł
czas na „trzeci świat”. W koncepcji Przewodniczącego miały go stanowić tzw. kraje rozwijające się, czyli awangarda światowej rewolucji.
Swoistym dopełnieniem powyższych rozważań jest rozdział VI. Autor wskazał
w nim „losy teorii »trzech światów« po śmierci Mao Zedonga”. Dogłębnej analizie zostały poddane stosunki pomiędzy Chinami a USA, ChRL i ZSRR (a później Rosją), Chinami a byłymi krajami socjalistycznymi, by w końcu ukazać teorię „trzech światów” w świetle polityki zagranicznej Chin końca XX i początku
XXI wieku.
Książka jest bardzo interesująca i godna polecenia ze względu na swą tematykę.
Azja-Pacyfik 2005, nr 8/2005
NASI AUTORZY
Dr Adam J. Fforde – absolwent Oxford University oraz London University (Birkbeck College), doktoryzował się na Cambridge University (1982). Adiunkt w Melbourne Institute of Asian Languages and Societies (Melbourne University), od
2005 profesor w School of Development, Melbourne University Private. Zajmuje się problematyką teorii rozwoju, metodologią ekonomii, a także problematyką
wietnamską. Wiele lat spędził w Wietnamie: prowadził badania w Hanoi University (1978–1979), w National Economic University (1985–1986); pracował na rzecz
szwedzkiego programu pomocy dla Wietnamu (1987–1992). Autor wielu prac naukowych, m.in.: The agrarian question in North Vietnam, 1974–1979: a study of
cooperator resistance to state policy, Armonk, N.Y.: M. E. Sharpe, 1989; (red.)
Doi Moi – Ten years after the 1986 Party Congress, Canberra: Australian National
University, 1997; (współautor) From Plan to Market: The Economic Transition in
Vietnam, Boulder CO: Westview, 1996; Agriculture in Vietnam: Impacts in South
East Asia of the economic crisis, Canberra: AusAID 1999. Współpracownik licznych czasopism akademickich, konsultant wielu organizacji międzynarodowych
(UNDP, OXFAM, AusAID, FAO i in.).
Dr hab. Krzysztof Gawlikowski – absolwent psychologii UW, równolegle studiował sinologię, doktorat z nauk politycznych w 1971 r. (UW). Habilitacja z historii
w 1977 r. w IH PAN. Od grudnia 1981 do 1995 r. przebywał w Europie Zachodniej, wykładając głównie w Istituto Universitario Orientale w Neapolu. Profesor
Szkoły Wyższej Psychologii Społecznej (dyr. Centrum Cywilizacji Azji Wschodniej). Założyciel Centrum Badań Azji Wschodniej (o statusie Zakładu) w ISP PAN.
Zajmuje się głównie historią myśli chińskiej, a przede wszystkim szkołą strategów. Ważniejsze jego studia z tej dziedziny zostały opublikowane w Chinach.
Autor wielu publikacji o Chinach i Azji Wschodniej, m.in. Chiny wobec Europy;
Reformy wojskowe XIX w. (Wrocław 1979), współautor (razem z J. Needhamem)
rozdziałów o chińskiej myśli wojskowej w Science and Civilisation in China, vol.
V, part 6 (Cambridge 1994), red. książek Korea – doświadczenia i rzeczywistość,
Wyd. Adam Marszałek, Toruń 2001, Azja Wschodnia na przełomie XX i XXI wieku, TRIO/ISPPAN, Warszawa 2004.
238
Nasi autorzy
Dr hab. Bogdan Góralczyk – absolwent Wydziału Dziennikarstwa i Nauk Politycznych, a także sinologii na Uniwersytecie Warszawskim; pracownik naukowy
Polskiego Instytutu Spraw Międzynarodowych (1984–1991), wykładowca Centrum Europejskiego UW (1998–2001); szef Gabinetu Politycznego min. spraw zagranicznych Wł. Cimoszewicza (2001–2003), dyplomata, obecnie ambasador RP
w Tajlandii. Autor m.in. Polityka USA wobec Dalekiego Wschodu w latach osiemdziesiątych, PISM 1990, Pekińska wiosna 1989: początki ruchu demokratycznego
w Chinach, „Familia” 1999, Węgierski pakiet, „Familia” 2000, współautor i współred. Transformations of Post-Communist States, Macmillan 2000.
Dr Krzysztof Grzybowski – absolwent socjologii UW, studia doktoranckie na
wydziale historii PAN, uczeń Andrzeja Zajączkowskiego, doktorat w Instytucie
Orientalistycznym UW (Teoria i praktyka socjalizmu w Czarnej Afryce, 1981).
W l. 1981–1990 prowadził działalność gospodarczą za granicą: w Danii, Singapurze, na Filipinach. Po powrocie do kraju zarządzał firmami: singapurską, tajską
i brytyjską. W latach 1996–2003 pierwszy asystent Konsula w Konsulacie Generalnym Filipin w Warszawie. Sekretarz generalny Towarzystwa Azji i Pacyfiku.
Dr hab. Adam W. Jelonek – absolwent Wydziału Nauk Politycznych i Dziennikarstwa oraz Zarządzania Uniwersytetu Warszawskiego, pracownik Instytutu Socjologii UW, profesor i kierownik Katedry Azji Południowo-Wschodniej na Wydziale Nauk Politycznych i Studiów Międzynarodowych UJ. Zajmuje się teorią
i programami rozwoju społecznego oraz antropologią polityczną Azji Południowo-Wschodniej, gdzie wielokrotnie przebywał. Autor m.in. Rewolucja Czerwonych
Khmerów 1975–1979, Scholar 1998; W stronie nieliberalnej demokracji, Scholar
2002; Dylematy konsocjonalizmu. Przypadek Malezji, Scholar 2004; red. Młodzież
wietnamska. Systemy wartości. Stereotypy Zachodu, Scholar, 2004.
Prof. dr Josef Kolmaš – sinolog i tybetolog z Pragi Czeskiej, dyrektor Instytutu Orientalistycznego CzAN w l. 1994–2002, od l. 90. wykładowca na Uniwersytecie w Brnie. Autor kilkuset prac naukowych (szerzej zob. Pasje profesora Kolmaša, s. 183–184)
Mgr Karolina Lewandowska – absolwentka Instytutu Stosunków Międzynarodowych Wydziału Dziennikarstwa i Nauk Politycznych UW, studentka Instytutu
Sinologii Wydziału Neofilologii UW, stypendystka programu Socrates/Erasmus
Nasi autorzy
239
w School of Oriental and African Studies w Londynie oraz stypendium rządowego w East China Normal University w Szanghaju.
Mgr Marta Lipska – politolog, absolwentka Instytutu Stosunków Międzynarodowych Wydziału Dziennikarstwa i Nauk Politycznych UW, magistrantka w Instytucie Dziennikarstwa WDiNP UW.
Dr Małgorzata Ławacz – sinolog (Uniwersytet Warszawski; 1970), doktor nauk
politycznych w zakresie stosunków międzynarodowych (1980), autorka m.in.: Polityka Chińskiej Republiki Ludowej wobec Azji Południowo-Wschodniej, 1949–1959,
Warszawa, PISM 1984, ASEAN – Geneza, działalność, perspektywy współpracy
z Polską, Warszawa, PISM 1991. Współred. książki Azja Wschodnia na przełomie XX i XXI wieku, TRIO/ISPPAN, Warszawa 2004 oraz rocznika „Azja–Pacyfik”. Pracownik Szkoły Wyższej Psychologii Społecznej oraz (do grudnia 2005)
Akademii Dyplomatycznej MSZ.
Dr hab. Ewa Pałasz-Rutkowska – absolwentka japonistyki Instytutu Orientalistycznego UW, doktorat w macierzystym Instytucie (1987), habilitacja w zakresie historii na Wydziale Historycznym UW (1999), wielokrotnie na stażach naukowych w Japonii, gł. w Uniwersytecie Tokijskim, m.in. jako visiting professor
(2001). Obecnie profesor w Instytucie Orientalistycznym UW i kierownik Studium Stosunków Międzykulturowych. Zajmuje się m.in. kulturą i historią nowożytnej i nowoczesnej Japonii, historią stosunków polsko-japońskich. Autorka wielu publikacji, m.in. Japonia. Historia państw świata w XX wieku (Warszawa 2004;
współautor K. Starecka), Japońskie reakcje na spotkania z Zachodem (w pracy
zbiorowej, Warszawa 2005), The Other in Intercultural Contacts. The Image of
Japan in Poland at the End of the 19th and the Beginning of the 20th Centuries
and in the Interwar Period (Tokyo 2001), Polityka Japonii wobec Polski 1918–
–1941 (Warszawa 1999).
Katarzyna Pawlak – studentka ostatniego roku Kolegium Międzywydziałowych
Indywidualnych Studiów Humanistycznych UW. Specjalizuje się w badaniach nad
kulturą popularną krajów Azji Wschodniej. W latach 2004–2005 odbyła stypendium językowe na Tajwanie, podczas którego równolegle prowadziła pośród tajwańskiej młodzieży badania nad percepcją i rolą zagranicznych koncernów.
240
Nasi autorzy
Dr hab. Małgorzata Pietrasiak – absolwentka Moskiewskiego Instytutu Stosunków Międzynarodowych (1981), doktorat na Uniwersytecie Wrocławskim (1990),
habilitacja na Uniwersytecie Łódzkim (2004). Kierownik Zakładu Azji Wschodniej
Instytutu Studiów Międzynarodowych UŁ. Specjalizuje się w problematyce Płw.
Indochińskiego. Autorka m.in. Problem wietnamski na forum ONZ w 1945–1977,
2002, Polityka kulturalno-oświatowa Wietnamu 1945–1977, 2004; współred. książki
Współczesna Japonia. Mocarstwo na rozdrożu, Wydawnictwo UŁ, 2004. W 2005
zorganizowała studencką wyprawę do Chin (przy współpracy z Uniwersytetem
w Shandongu) „Chiny dwóch rzek. Studia nad komunikacja międzykulturową”.
Dr hab. Jan Rowiński – sinolog i politolog (doktorat 1965, habilitacja 1987).
Profesor UW na Wydziale Dziennikarstwa i Nauk Politycznych (od 2002) i pracownik naukowy w Polskim Instytucie Spraw Międzynarodowych (1970–1993
i od 2004). Zajmuje się badaniami głównie z najnowszej historii Chin, dyplomacji
tego kraju, stosunków międzynarodowych na Dalekim Wschodzie oraz stosunków
polsko-chińskich. Studiował w ChRL (1954–1960); absolwent Instytutu Dyplomatycznego w Pekinie. W Chinach spędził wiele lat jako student, tłumacz, dyplomata i naukowiec. W latach 1960–1969 oraz 1993–2004 w MSZ i w Ambasadzie
Polskiej w ChRL (w 1995–2001 zastępca Ambasadora). Redaktor i współredaktor
zbiorów dokumentów i materiałów dot. polityki zagranicznej ChRL i „rewolucji
kulturalnej”. Autor kilkuset publikacji naukowych i popularnonaukowych – książek i artykułów – w językach chińskim, rosyjskim, angielskim i polskim, m.in.:
Polityka ChRL wobec Indii (1959–1963), Warszawa 1965; ChRL a państwa Nordyckie (1949–1984), Warszawa 1985; Morze Południowo-Chińskie: region potencjalnego konfliktu w Azji, Warszawa 1990; Chiny a Stolica Apostolska, Warszawa
1991; The Place of East-Central Europe in Japanese Foreign Policy (post 1945).
Lesson for Future, Tokyo 1993; Political Relations between Denmark and Peoples
Republic of China 1949–1997 (wspólnie z prof. E. Brodsgaardem [w:] China and
Denmark. Relations since 1647, Copenhagen NIAS 2001). Współautor w licznych
pracach zbiorowych.
Mgr Justyna Szczudlik – absolwentka politologii Uniwersytetu Wrocławskiego
(2002), studentka sinologii Uniwersytetu Warszawskiego. Obecnie przebywa na
stażu językowym na Pekińskim Uniwersytecie Języka i Kultury.
Mgr Bogusław Zakrzewski – absolwent anglistyki UW (1955); studia podyplomowe w Uniwersytecie Pekińskim i Instytucie Dyplomatycznym w Pekinie. Wieloletni pracownik Ministerstwa Spraw Zagranicznych, dyplomata (m.in. ambasador
Nasi autorzy
241
w Bangkoku, Lizbonie, Brasilii). Biegle włada językiem chińskim (obok innych),
którego uczy m.in. w Szkole Wyższej Psychologii Społecznej (Centrum Cywilizacji Azji Wschodniej). Znawca kultury Chin, Tajlandii (a także Brazylii i in.) oraz
stosunków Polski z tymi krajami. Publikuje artykuły oraz na licznych forach popularyzuje wiedzę na ten temat.
Mgr Ryszard Zalski – absolwent Wydzialu Germanistyki UW (1998), studia na
Wydziale Prawa i Administracji UW (1992–1995) i Wydziale Dziennikarstwa i Nauk
Politycznych UW (1995–1997). Doktorant w ISP PAN; kilka pobytów w Korei
Północnej (1995, 1998, 1999) oraz ChRL; staż naukowy na Tajwanie (nauka języka mandaryńskiego oraz zbieranie materiałów do pracy doktorskiej; 2002–2003).
Publikuje w roczniku „Azja–Pacyfik”, a także na portalach internetowych: www.
stosunki.pl oraz www.psz.pl. Obecnie żyje i pracuje na Tajwanie.
Mgr Aleksandra Zamaraeva – absolwentka Instytutu Stosunków Międzynarodowych Uniwersytetu Warszawskiego, studentka Studium Europy Wschodniej UW.
Studiowała również na Uniwersytecie Ekonomii Światowej i Dyplomacji w Taszkencie. Specjalizuje się w problematyce Azji Centralnej.
Azja-Pacyfik 2005, nr 8/2005
ABSTARCTS – STRESZCZENIA
Jan Rowiński, Justyna Szczudlik
FROM THE HISTORY OF POLISH-CHINESE
RELATIONS (UNTIL 1945)
The aim of this article is to outline Chinese – Polish relations from their beginnings to the end of World War II. The sketch is perfunctory because official diplomatic relations between Poland and China were only established in the late 1920s.
Geographical distance and Chinese international policy based on tributary diplomacy and Chinese autarky were primary reasons for rare mutual contact. Until the
20th century, Chinese – Polish relations was the one-way phenomenon. There are
many trails of Polish travelers in China but there is little proof of Chinese in the
Polish Kingdom.
It is possible to divide Polish travelers in China and Chinese – Polish relations
into the following periods:
1. 13th–17th century – Polish missionaries in China. The most important representative of this period is Michal Boym – a Jesuit missionary, scientist and
diplomat. Edward Kajdanski – Boym`s biographer – emphasizes his scientific achievements and names him the first Polish Sinologist.
2. 17th – 19th century – Polish travelers to China, Polish refugees from Russian
slavery, scientists and diplomats.
3. The turn of 19th century – Polish colony in Manchuria. The history of Harbin
(at present the capital of Helongjiang province), its foundation and development are closely connected with Polish engineers – builders of the Russian
East – Chinese Railway. It is estimated that within 50 years of the railway
workers` arrival, 10–20 thousand Poles were living in Manchuria. After Poland regained independence in 1918, as a result of repatriation actions, the
Polish population in Manchuria gradually decreased. The last representative
of the Polish colony left Harbin in 1963.
Abstracts
243
The other subject is diplomatic relations between Poland and Republic of China
1918–1945. Official relations were established in 1933. The complicated international situation during World War II, mainly Polish – Japanese contact, had an adverse impact on Polish–Chinese relations. 5th July 1945 Chinese authority withdrew his recognition for Polish government in exile and established diplomatic
relations with Polish government in Warsaw.
244
Abstracts
Josef Kolmaš
ACCOMMODATION – THE PREDECESSOR OF AGGIORNAMENTO?
(THE EXAMPLE OF CATHOLIC MISSIONS IN CHINA IN 16TH AND 17TH CENTURY)
A chapter from the famous Rites Controversy of the 17th and 18th centuries, by
which the whole missionary body in China was divided. The author argues that the
Riccian approach, i. e. the practice of accomodation to domestic religios traditions
and practices – as regards the use of the term Tianzhu for designating the true God;
ancestor worship; and honours paid to Confucius – represented a sort of the contemporary aggiornamento movement accepted and followed by Jesuits.
The origins of the Jesuit accommodation practice in Malabar, India (Roberto de
Nobili, 1577–1656); its introduction to China (Matteo Ricci, 1552–1610); its final
condemnation by the Papal Constitutions of Clemens XI in 1715 (Ex illa die) and
Benedict XIV in 1742 (Ex quo singulari) leading to temporary destruction of the
whole Catholic missionary work in China.
The case of the so-called “Red Manifesto” (Hong piao) letter of Emperor Kangxi of 31st October 1716 and its destiny in Europe.
Abstracts
245
Katarzyna Pawlak
THE VALUES SYSTEM IN TAIWAN.
WHAT ABOUT „TRADITION”?
WHAT ABOUT „MODERNITY”?
This article is a report of a survey carried out during spring 2005 among student of two of the Taipei’s Universities. The survey was based on the questionnaire elaborated by David I. Hitchcock. At the same time, due to particular features
of the discourse which founds Hitchcock analysis, article begins with an attempt
of a reflection concerning so called Asian values and modernization process in the
Taiwanese milieu. Modernity in Taiwan is revealed not as an opposition to so called „tradition” but as sometimes having a potential to preserve activity patterns
and ideas from the past. The definition of „tradition” itself is developed not only as
a „past conditions” but also is shown as a product of Taiwanese modernity.
Thos way of thinking about these ideas above, facilitates adaptation of the multiple modernities approach as an organizing perspective of survey analysis. Multiple modernities perspective stresses particularity and relative mutual independence between modernization and so called westernization processes. At the end
author also tries to analyze the differences between the surveys carried out in Taiwan and in Vietnam.
246
Abstracts
Małgorzata Pietrasiak
THE EDUCATIONAL REFORMS IN VIETNAM.
SOME CONDITIONS.
Right in October 1945, The Vietnamese Government established the Council
of Educational Advisors which was given the task of preparing for educational reform. In July 1950 the project on educational reform was adopted. The educational system served the resistant war. The second educational reform was drawn up
in 1979, after the national reunification, and launched in 1981. In the early 1980s,
the education sector was bogged down in the aftermath of the post-war economic
recession and ideological mistakes. Vietnam’s education sector needed to step up
its renovation just as the national economy. In 1986 the process of doi moi (renovation) started. Nowadays the structure of the national education system is characterized by diversity. Vietnam’s Educational Law was officially passed in December
1998 and came into force in August 1999. It has 9 chapters with 110 articles. The
Education Law stipulates the education system, its goals, curricula and teaching
methods, investments in education and education management. The quality of education has been remarkably improved. However, the appropriate model of education has not been achieved still, professional qualifications of teachers must be improved and high level of technical training is only declared.
Abstracts
247
Marta Lipska
THE JAPANESE WAY OF NEGOTIATIONS
The author discusses the issue of the negotiations, which are one of the most
important methods of building a good rapport and understanding. A basic factor
in a negotiating process is communicating with each other. In the article, communication is defined as the conversation involving different types of messages. This
article focuses on highlighting the notion of “cultural provenience” and its role in
determining negotiator’s mentality and behaviour.
The purpose of the article is to make some aspects of the Japanese negotiating
style known to and better understood by people, particularly from another culture,
like us, Europeans. Needless to say, such factors as globalisation of world markets
and growing intensity of international relations enable as well as force us to contact, communicate and negotiate with partners from all over the world.
The article is concerned with emphasising the importance of knowing each other.
Such a knowledge shall boost efforts in creating a better atmosphere for conversation.
For a Japanese, the most important notion is an affiliation, understood as such
a contact with a partner that consolidates this relation. It is the special care of this
„friendship” that is very important, even if it obliges the party involved to make
some changes in a previous statement or contract. The Japanese culture, also referred to as „the culture of different points of view’’ was analysed with regard to
the most crucial specifics pertaining to negotiation styles. Japanese reckon that all
issues could be estimated and evaluated from a few points of view. The changeable perspective makes reality more transparent and understandable.
The Japanese vision of reality demonstrates a lot of aspects. Each member of a
group has their own point of view and sees another perspective of an issue. There is always another point of view, which has to be taken into consideration. It
stresses also a need of understanding the fact that in all cultures there exist a different use of time which is necessary to reach the aim and strike a balance. Japanese usually negotiate more slowly than other nations. They prefer to have more
time for responding.
248
Abstracts
The Japanese do not like taking a risk, which is connected with their requests
for information and complicated decision-taking procedure. Therefore, the process
of negotiations can be longer. Japanese negotiators do not show their emotions
openly, impatience or frustration in particular. They prefer to negotiate in groups
the members of which have to accept one statement and all decisions. The article also enumerates the key factors, which are decisive for successful negotiations.
We should remember that a way we are treated depends on our behaviour and respect towards others.
Abstracts
249
Catherine Earl and Adam Fforde
SPICE IS NICE. AUSTRALIA AND ASIA –
CHANGING ATTITUDES CHANGING PRACTICES
Over the past generation Australia has increasingly self-identified as ‘multicultural’, and Asian Australians presented as natural parts of the Australian community. This contrasts sharply with Australia’s overtly racist past, where migration policy excluded Asians, and Indigenous Australians were excluded from the rights and
benefits accorded the white population. We argue that understanding of how this
took place usefully draws upon examination of the ways, in which ‘Britain’ was
constructed from groups defined in reductionist ways, viewed as different ethnic
groups (‘Welsh’, ‘English’, Scots’, ‘Irish’), with similar aspects of inclusion and
exclusion: most importantly, a relatively successful ‘project’ of constructed ‘self-identification’, somewhat different from others. This can be seen as a ‘unity within diversity’. This then leads to conclusions that stress the importance of assessing constructs of ‘unity’ with care, since they are constructs; and to recognizing
that the definitions that address the construed sub-groups (‘minorities’, ‘Indigenous Australians’) of that diversity as reductionist and also constructs. In policy
terms, this suggests that there is much to learn from Australian experiences in negotiating, defining and enjoying ‘diversity’, referred to in Australia as ‘multiculturalism’. Central to these are the relative strength and coherence of Australian state
activities, with a range of meaningful and publicly supported interventions to address the issues arising from new immigrant groups of different characteristics.
250
Abstracts
Krzysztof Grzybowski
THE PHILIPPINES
– AN OUTLINE OF THE HISTORY OF THE OLDEST
DEMOCRACY IN ASIA
Formally, Republic of Philippines is the oldest democracy in East Asia. Democratic institutions were introduced here at the very beginning of XX century by
Americans. Years earlier, the Filipinos themselves had created a constitution, modelled on French (1898–1899), with supreme legislature, divided powers, liberties
for citizens and with church separated from the state. The so-called Malolos Constitution was in effect briefly as American colonial powers imported its own constitutional democracy. Even if process of rooting of western type democratic institutions had back clashed with traditional and conservative socio-political structure,
for many years, Philippines were branded “the showcase of democracy in Asia”.
The presidency of Ferdinand Marcos (1965–1986) had hampered the process and
had practically turned the country back from its path.
Philippines needed a revolution, the People Power movement of masses, to
overthrow autocratic rules in bloodless street protests in 1986. The re-democratization of country’s political system initiated by president Corazon Aquino – and
followed by her successors – was in fact a restoration of old institutions, legitimizing and conserving the ancient status quo; not many significant changes to its socio-economic and political base has been made.
Today, the long history of democratic constitutional development in the Philippines is entering into a new phase. American style presidential system is being
increasingly contested in favor of parliamentary one. Recently the idea of change has gained support from president Gloria Macapagal Arroyo – thus making it
more feasible – but question stays, whether possible introduction of parliamentary system would be able to address Philippines social and economic problems in
more effective ways.
Abstracts
251
Aleksandra Zamaraeva
CHINESE INTERESTS IN CENTRAL ASIA
The article presents the evolutionary character of China policy in regards Central Asia. This state has had its interests in the region for a long time. However,
during the existence of Soviet Union, implementation of those interests was impossible. After the situation dramatically changed in 1991, the new possibilities of
activity in Central Asia occurred before China.
In the initial period, Beijing was afraid of possible reaction of Russian Federation authorities towards its own policy in the region continually seen as Russian
backyard. That’s why in the beginning of 90’s efforts of Chinese diplomacy concentrated on solving crucial problem of determining borders with fledgling Central
Asian countries. As a result of multilateral meetings with three neighboring Central
Asian countries and Russia, China signed series of agreements, which were named
“Shanghai Agreement”. This agreement became the base of creating consultation
forum of „Shanghai Five”, where were discussed not only issues connected with
borders but also security, trade and political matters. Beijing wanted the meetings
of „Shanghai Five” to become more formal, broaden its activities and to rope in
more Central Asian states. The new organization, named Shanghai Cooperation
Organization, also joined by Uzbekistan, began its activity in 2001.
Nowadays, economical cooperation with Central Asian region became a strategic one, mainly because of increasing demands of China for energy resources and
welfare of neighboring with Central Asian states Xinjiang province.
Important, in Chinese point of view, is the issue of joint countermeasurement
against growing terrorist threat, separatism and religious extremism. Political interests of Beijing in Central Asia are also becoming more visible. The aim is not to
let the hostile force to emerge in the region. Chinese authorities also want to gain
Central Asian states for it’s own multipolar security system, defying it to americanocentric ideas of hegemony represented by USA. SCO forum is often used as an
arena of convincing Central Asian states to China’s raison d’etat.
Chinese influences in the region are still growing. Taking into account attention that Beijing pays to its “Go West” campaign, it’s possible to state that this process will proceed.
252
Abstracts
Karolina Lewandowska
CHINESE IN THE SPACE
The article tackles the problem of China Space Program with all the technological, political and social aspects. It consists of the parts concerning short outline of Chinese space endeavors and their main originator, the launch facilities and
equipment that China exploits and the Chinese manned spaceflights. The article
attempts to reveal the relation of participation of China in the “space race” and the
position of this country as an emerging superpower. Finally, it focuses also on the
perspectives and possible solutions in the field of exploring space and the consequences of sharing the launch business by China.
Azja-Pacyfik 2005, nr 8/2005
ZAPRASZAMY DO WSPÓŁPRACY
– Teksty dla Rocznika „Azja – Pacyfik” należy przekazywać Redakcji w postaci
elektronicznej (pocztą elektroniczna lub na dyskietce) wraz z 1 egz. wydruku komputerowego. Nie powinny one przekraczać 25 stron znormalizowanego maszynopisu (45 000 znaków w tekście komputerowym), w przeciwnym wypadku Redakcja rezerwuje sobie prawo dokonywania niezbędnych
skrótów. Wydawca ma prawo dokonywania koniecznych zmian w utworze,
wynikających z opracowania redakcyjnego.
– Teksty powinny być zapisane w edytorze Words for Windows i sformatowane (tekst podstawowy) czcionką Times New Roman 12, z odstępem 1,5
między wierszami. Przypisy powinny znajdować się na dole strony (w przypadku odnośników do źródeł obowiązują następujące dane i format: 1. Autor, tytuł, wydawca, miejsce i rok, strona; 2. Autor, tytuł artykułu, „tytuł czasopisma”, rok, numer lub data, strona).
– Autor powinien do tekstu dołączyć 1. streszczenie w języku angielskim (do
1800 znaków), 2. krótki (do 500 znaków) biogram (imię i nazwisko, adres,
instytucja, dorobek naukowy) oraz 3. oświadczenie o rezygnacji z honorarium autorskiego.
– Wszystkie artykuły są poddawane recenzji zewnętrznej.
– Redakcja nie zwraca maszynopisów niezamówionych i niezaakceptowanych do druku.
– Zapraszamy badaczy, także początkujących, do współpracy.

Podobne dokumenty