MU 06-07.indd - Miesięcznik Ubezpieczeniowy
Transkrypt
MU 06-07.indd - Miesięcznik Ubezpieczeniowy
TEMAT MIESIĄCA MIESIĘCZNIK UBEZPIECZENIOWY INWESTYCJE ZAGRANICZNE Era Azji Dwa najludniejsze państwa świata są znakomitym przykładem stopniowego i przemyślanego otwierania rynku ubezpieczeniowego, z zachowaniem ochrony własnych dobrze zakorzenionych biznesów, niekoniecznie zresztą z korzyścią dla klienta. – MARCIN MASNY I Istnieje spór (a któż w Polsce się nim zajmuje?), który (sub)kontynent ma największe perspektywy w najbliższych dziesięcioleciach. Niezagrożonym liderem świata wydaje się Ameryka Północna. Ale jeśli chcemy mówić o regionach importujących kapitał, to Ameryka Północna, Europa i świat arabski nie wchodzą w grę. Gdyby Afryka ruszyła do boju gospodarczego, pewnie by zajęła pierwsze miejsce, bo dynamika jest największa, kiedy się zaczyna od zera. Pominąwszy Afrykę, o prymat będą walczyć dwa azjatyckie giganty: Chiny i Indie oraz Ameryka Łacińska. Za Latynosami przemawia dywidenda demograficzna i bliskość potężnego (na razie) rynku zbytu w Ameryce Północnej. Za Chinami – obecny niewiarygodny rozwój wszystkich dziedzin gospodarki i technologii. Za Indiami – zrównoważona strategia polityczna i usytuowanie geograficzne. Największym zagrożeniem dla Chin jest struktura demograficzna i ogromne kontrasty wewnętrzne połączone z brakiem reprezentacji politycznej setek milionów biedaków. W przeciwieństwie do Indii, które są największą demokracją świata, Chiny nie mają – poza wojskiem i policją – żadnych amortyzatorów w wypadku masowego buntu biednych. Instytucje finansowe cieszą się z odległych perspektyw, ale na szybkie okazje polują z refleksem drapieżnika. Zastęp atrakcyjnych klientów w Chinach i Indiach nie tylko rośnie gwałtownie, ale liczebnie może osiągnąć skalę europejsko-amerykańską – nawet, jeśli perspektywy rozwojowe obu państw okażą się krótkotrwałe lub coś się tam załamie. Po prostu każde z tych państw ma więcej ludności niż cały świat euroatlantycki razem wzięty. Póki co, władze polityczne dwóch największych narodów dysponują kluczem licencyjnym do milionów zasobnych kieszeni. O ile w Indiach, obok setek milionów nędzarzy i analfabetów, tradycyjnie egzystują duże grupy bogaczy, uczonych i wszelakie elity, o tyle katastrofa maoistowskiego komunizmu uczyniła z Chin obóz koncentracyjny, w którym nawet funkcjonariusze reżimu byli nędzarzami. Dopiero od około 30 lat odtwarza się tam coś w rodzaju klasy średniej na dr Marcin Masny jest niezależnym ekspertem ubezpieczeniowym. bazie aparatu partyjnego, służb specjalnych i administracji. W Indiach natomiast nie było zerwania ciągłości, a nawet obecne ustawy opierają się zasadniczo na prawie ubezpieczeniowym autonomicznych Indii z 1938 r. INDIE W Indiach składka życiowa przekroczyła 2,5% oficjalnego PKB, a składka majątkowa – 0,65%. Nie jest to bardzo dużo, a przecież OC komunikacyjne – choć masowo lekceważone – według prawa jest w Indiach obowiązkowe. Władze otworzyły rynek w 1999 r. Przedtem, w 1956 r., rząd niepodległych od niedawna Indii przeprowadził nacjonalizację ponad stu towarzystw życiowych poprzez akwizycję. Powstał jeden państwowy ubezpieczyciel, do dziś zresztą lider rynku z przygniatającą przewagą nad całą konkurencją. Od PZU Życie różni się też dynamiką rzędu 30% rocznie… Nacjonalizacja ubezpieczeń majątkowych nastąpiła 16 lat później. Rząd stworzył cztery spółki w czterech największych miastach, ale pod kontrolą jednego nadzorcy: General Insurance Corporation of India. Indie – jak widać – poszły za wzorem sowieckim, chociaż w sposób znacznie bardziej cywilizowany. Dopiero lata 90 - te, pokojowa (i nie tylko) ofensywa USA w Azji, publikacja drugiego tomu tzw. „archiwum Mitrochina” (akt sowieckiego wywiadu, rzekomo skopiowanych przez funkcjonariusza, który zbiegł na Zachód), wyrwały Indie z kręgu wpływów Moskwy, których symbolem jest rodzina Nehru. A wpływy te oznaczały też zamknięcie na inwestycje zachodnich instytucji finansowych. W Chinach komunizm miał inny odcień. Mao Tse14 -Tung zachowywał przez całe życie pewną niezależność od Moskwy, a po śmierci Stalina zapewne – wbrew jednej z wiodących tez historycznych – Chiny nie rozgrywały z Moskwą skomplikowanej partii na cztery ręce przeciw Zachodowi. Dlatego (o paradoksie!) otwarcie na inwestycje zachodnie było łatwiejsze, zwłaszcza dzięki Henry’emu Kissingerowi i dyplomacji ping-pongowej w latach 70-tych. Ale interes jest interesem i smakowite kąski ubezpieczeniowe nawet teraz, 30 lat później, są tylko z trudem dostępne dla tzw. „białego człowieka”. W Indiach zasadą stało się, że miejscowe spółki tworzą wspólne przedsięwzięcia z największymi graczami światowymi. Jest to powtórzenie doświadczeń byłego bloku sowieckiego. Począwszy od Polski, prywatyzacje te zaczynają budzić nieraz wątpliwości. Można spytać, czy w pluralistycznych i demokratycznych Indiach ten scenariusz nie wystąpi ze zdwojoną siłą. Najistotniejszą różnicą między Polską a Indiami jest to, że tam zagraniczny inwestor nie może przekroczyć 26% udziałów. I kto wie, czy takie oficjalne ograniczenie nie jest uczciwsze niż znane choćby z Rosji blokowanie inwestycji zagranicznych niezliczonymi przeszkodami administracyjnymi. Najświeższym osiągnięciem rynku jest styczniowe porozumienie Axy z grupą Bharti, oligarchicznym holdingiem zajmującym czołową pozycję w większości branż w Indiach. W ciągu pierwszego roku deregulacji w Indiach powstało dziesięć spół ek życiowych. Pierwszy zarejestrował się Standard Life, potem New York Life, Prudential, Old Mutual, Sun, AIG, ING, Allianz i MetLife. Łatwo sobie wyobrazić, jak przez lata wpływowi emisariusze syndykatu największych ubezpieczycieli zabiegali o zmiany w Indiach… Już w 1991 r. w etatystycznej gospodarce Indii pękły bowiem lody i wiadomo było, że wszystko musi się zmienić. Charakterystyczne jest jednak, że siła lokalnych indyjskich graczy jest większa niż u nas. Brytyjska Aviva ma tylko 26% udziałów największego ubezpieczyciela zdrowotnego (resztę kontroluje Dabur Group). TEMAT MIESIĄCA CZERWIEC 2007 INWESTYCJE ZAGRANICZNE Allianz wszedł w spółkę z największym wytwórcą dwu- i trzykołowców, grupą Bajaj. Metlife nawiązywał współpracę z całą grupą miejscowych partnerów – w tym trzema bankami. Reliance wraz z indyjskim partnerem przejął w 2005 r. młodą firmę Sanmar, najwyraźniej stworzoną – podobnie jak w naszym regionie – z myślą o odsprzedaży. Najciekawiej jest w sektorze życiowym. Wszyscy prywatni ubezpieczyciele mają zagranicznych partnerów. Spółki życiowe walczą o klienta wiejskiego. To blisko pół miliarda ludzi wytwarzających jedną czwartą PKB Indii. Już obecnie ponad połowa polis sprzedawana jest ludziom ze wsi. Cały rynek ubezpieczeń na życie rośnie regularnie bez zachwiań od piętnastu lat i przekroczył wartość 20 mld dolarów. Wzrost ubezpieczeń majątkowych jest powolniejszy, a wolumen składki – kilkakrotnie niższy. CHINY W Chinach nasycenie ubezpieczeniami jest bardzo niskie, nawet w największych miastach. Tam raczej nikt nie liczy na skokowy rozwój biznesu na wsi, ale potencjał miast jest ogromny. Rozwój moto- ryzacji, w połączeniu z wprowadzeniem obowiązkowego OC, to potężny bodziec, chociaż trudno orzec, czy ta linia biznesu musi być koniecznie dochodowa. Na razie składka za OC rośnie o kilkadziesiąt procent rocznie. Udział rynkowy firm spoza wielkiej trójki państwowych ubezpieczycieli regularnie spada. W 2001 r. inni uczestnicy kontrolowali 5% rynku. Obecnie – prawie 40%. Ale firmy z zagranicy nadal mają jednocyfrowe udziały w rynku, i to nawet w największych miastach. Tylko w Szanghaju i Guangzhou udziały przekroczyły 10%, a w Pekinie ten próg jest bliski obalenia. Tam też portfele są najbardziej interesujące. Restrykcje geograficzne i produktowe znikają. Wzrost gospodarczy jest nadal szybki, a wolumen składki rośnie wolniej niż w Indiach, ale i tak już dochodzi do 70 mld dolarów. Tu składka życiowa rośnie wolniej niż majątkowa. W Chinach od niedawna pojawia się bowiem oficjalny prywatny majątek. Dopiero od dziewięciu lat są tam prywatne nieruchomości. Liberalizacja rynku zaczęła się w grudniu 2001 r. Zagraniczni ubezpieczyciele życiowi otrzymali prawo do 51% udziałów w firmach na terenie kilku największych ośrodków. Począt- Nowe rynki Największe grupy ubezpieczeniowe znajdują się, bez wyjątków, w Ameryce Północnej, Europie Zachodniej lub Japonii. Są to podmioty dobrze znane na rynku międzynarodowym i jednocześnie stojące przed wspólnym dylematem - są tak duże i odnoszą tak duże sukcesy, że nie mają zbyt wielu możliwości, by rozszerzać swoją działalność w swoich rodzimych jurysdykcjach. Wiele z nich próbowało wchodzić na inne rynki, ale okazało się to niezwykle trudne – na przykład ubezpieczyciel ze Stanów Zjednoczonych, próbujący rozwinąć swoją działalność we Francji lub w Wielkiej Brytanii, musi się zmierzyć z równie silną konkurencją, jak we własnym kraju. Stąd też spółki te coraz częściej zaczynają interesować się tymi częściami świata, w których sektor ubezpieczeniowy jest w fazie rozwoju i gdzie nadal są możliwości zaistnienia na rynku. Ubezpieczyciele coraz częściej zaczynają spoglądać na rynki azjatyckie, w szczególności na Indie i Chiny. To, co łączy te kraje, to ogromna populacja oraz niewystarczający zakres usług oferowanych przez międzynarodowy rynek ubezpieczeniowy, a z drugiej strony – wzrastająca stopa życiowa, co przekłada się na większe zainteresowanie nabywaniem produktów ubezpieczeniowych. Rynki te tradycyjnie były zamknięte dla konkurentów zagranicznych; nawet obecnie, wiodący ubezpieczyciele w wymiarze globalnym bardzo powoli na nie wkraczają. Teoretycznie możliwości są ogromne, praktycznie jednak nie jest to proste. Warto zauważyć, że wiodące spółki z Zachodu oraz Japonii przyglądają się rynkom azjatyckim od pewnego czasu i mocno konkurują ze sobą w tym zakresie. Równie istotne jest to, że Indie i Chiny stworzyły swoje własne krajowe towarzystwa ubezpieczeniowe, które dynamicznie rozwijają się, ucząc się szybko od zagranicznych konkurentów. W ostatecznym rozrachunku, perspektywa zarobienia “łatwych pieniędzy” na nowych rynkach może okazać się krótkoterminowa. J O H N Y O U N G , Senior Partner w kancelarii Lovells 15 kowo pełny zakres pokrycia był dla nich możliwy tylko w przypadku klientów, za którymi weszli na rynek chiński. Dwa lata później umożliwiono im ubezpieczanie wszystkiego poza OC komunikacyjnym. Inwestorzy otrzymali też prawo do objęcia 100% udziałów. Jednocześnie w 2003 r. nastąpiło wejście dwóch państwowych gigantów na giełdy, zaś następni gracze kontrolowani przez rząd już przymierzają się do tego. Po następnym roku, tak przygotowani na wejście konkurencji Chińczycy dopuścili inwestorów zagranicznych do całego obszaru kraju. Nadal jednak obowiązuje specjalna ustawa regulująca działalność towarzystw zagranicznych (FIIC). Przekroczenie 20% udziałów w chińskiej spółce wymaga odrębnego zezwolenia. Obciążeniem dla inwestorów jest brak kadry. Chińczykom trzeba płacić co roku o 20% więcej. Podkupywanie jest na porządku dziennym, a programów kształcenia nadal nie ma. W przeciwieństwie do Hindusów Chińczycy nie mają rozwiniętego szkolnictwa uniwersyteckiego i nie znają angielskiego. Specyfiką rynku chińskiego jest nadal dominacja własności miejscowej. Nawet bowiem firmy z Hongkongu (niedawno jeszcze kolonii brytyjskiej) często w istocie są firmami ChRL-owskimi. Liberalizacja przyciągnęła gigantów spoza Chin, takich jak: Allianz, Prudential, Aviva i Generali. Dynamika nowych graczy jest uderzająca. Przykładowo chińsko-amerykański joint-venture MetLife notuje pięciokrotnie większą sprzedaż, niż średnia krajowa głównie oparta na wynikach dinozaurów w rodzaju naszego PZU. Jednocześnie jednak konkurencję dla zagranicznych inwestorów tworzą nowe firmy o chińskim kapitale, których co roku powstaje kilka, być może z myślą o odsprzedaży. Na razie jednak lokalni rywale zdobywają rynek i blokują rozwój euroamerykańskich ubezpieczycieli. Skądinąd charakterystyczne jest, że giganci z sąsiedniej Japonii są w Chinach nieobecni. Zadawniony konflikt nieustannie daje o sobie znać. Konkurencja pojawia się na chińskim rynku reasekuracyjnym. Poza państwowymi reasekuratorami licencje mają już Munich, Swiss i General Cologne. Za chiński rynek zabierają się też Lloyd’s (otrzymał już pozwolenie), Hannover, Scor i Transatlantic. Poważni ludzie mówią jednak, że Chińczycy – nieobciążeni widmem kryzysu ubezpieczeń emerytalnych (których tam nie ma) – sami zaatakują rynki zagraniczne, poczynając od Azji i obszarów chińskiej emigracji. Zobaczymy. ❏