Kto odpowiada za wyniki matur?
Transkrypt
Kto odpowiada za wyniki matur?
TAJNIKI WARSZTATU Kto odpowiada za wyniki matur? Bożena Chrząstowska Żyjemy w czasach, kiedy liczy się przede wszystkim wynik, a w planie osobistym – sukces. Szkoła nie może być jednak oceniana tylko w tym aspekcie, jest bowiem instytucją wielofunkcyjną i jej wartości nie da się sprowadzić do procentowych wyników egzaminu maturalnego. Kto zatem odpowiada za słabe wyniki tegorocznych matur? Nauczyciel? Dyrektor szkoły? Rodzice? A może decydenci? Edukacja narodowa nie budzi w Polsce zainteresowania, nie ma dobrej publicystyki, nie ma polemik i dyskusji. Pisze się o niej okazjonalnie, kiedy ministerstwo wprowadza i zaraz wycofuje ważne decyzje, np. nowy tryb matury w 2002 r. albo nowy przedmiot – wychowanie patriotyczne w 2006 r., lub ogłasza wyniki matury i natychmiast je niweczy, obniżając poprzeczkę. W tym roku po raz pierwszy matura ogarnęła uczniowską społeczność ze wszystkich szkół średnich, ale wyniki są złe – co piąty Polak nie zdał matury!?! Taka wiadomość poruszyła środowisko. Odezwały się różne głosy kasandryczne o chaosie i upadku szkolnictwa, o konieczności powrotu do wypróbowanych w przeszłości działań: trzeba przywrócić stare porządki, dobrą czteroletnią szkołę i egzamin maturalny, który zdawali wszyscy: i uczniowie, i nauczyciele. Uczeń bowiem mógł przewidzieć temat – na ogół schematyczny i powtarzalny, orientował się więc, co przygotować, nauczyciel zaś wiedział, czego nauczał, i pytał z „przerobionego materiału”. A ponadto znał swoich uczniów, a oni – oczekiwania uczącego po lonisty. 50 Czy dobrze pamiętamy jednak tę niekoniecznie chlubną przeszłość? Myśl o potrzebie zmian trybu egzaminowania nie zrodziła się tylko z powodów politycznych, z postulatu porównywania szkolnictwa wszystkich krajów unijnych, co ma się zrealizować w 2010 r. Kiedy w połowie lat 90. przygotowywaliśmy osobny zeszyt „Polonistyki” poświęcony egzaminom maturalnym (1995, nr 1), napłynęły od nauczycieli i dydaktyków akademickich artykuły, których już tytuły mówią o świadomości autorów przewidujących konieczność zmian w polskim systemie egzaminowania, np.: M. Konys, Klin w egzamin; S. Cz. Kurdziel, Taka większa zabawa, czyli hipokryzja matur; B. Myrdzik, Matura – przeżytek, „gra pozorów” czy sprawa ważna? Warto zajrzeć do tych artykułów, aby uświadomić sobie, że to nie zewnętrzne pos tulaty, lecz najbardziej wewnętrzna i dojmująca świadomość oświatowej „gry pozorów” na maturze stanowiła punkt wyjścia do podjęcia pracy nad „nową maturą”. Jak było? Zacznijmy od szkoły podstawowej, która także miała swoją „maturę”, czyli egzamin polonistyka TAJNIKI WARSZTATU wstępny do liceum lub technikum. Najczęściej polegał on na rekonstrukcji nabytej wiedzy zawsze w tej samej formie wypracowania-rozprawki, czyli odtwarzaniu tego, co zostało „przerobione”. A było to albo streszczenie (np. Losy Skawińskiego – bohatera noweli Sienkiewicza „Latarnik”) albo odtworzenie wniosków z lektury ustalonych na lekcji (np. Dlaczego Stefan Żeromski nadał swojej powieści tytuł „Syzyfowe prace”?). Inicjatywę przeciwdziałania takim powszechnym sposobom egzaminowania i brykowym sposobom przygotowania się do nich przez uczniów podjęli czynni nauczyciele i metodycy. Klemens Stróżyński przedstawił projekt egzaminu, który miał na celu stymulowanie zmian w dydaktyce języka polskiego poprzez prowokowanie ucznia do samodzielnego wypowiadania się w sprawach, które go interesują. Podejmuje ten wątek Mirosława Konys, szukając rozwiązania, jak stymulować owe zmiany w nauczaniu. Autorka uzasadnia ich konieczność argumentami zaczerpniętymi z praktyki, np. zapisami lekcji z zeszytu ucznia, w którym martyrologia odczytywana z wierszy Baczyńskiego i Różewicza przeplatana jest ćwiczeniami w odmianie czasownika lub powtarzaniem nieodmiennych części mowy. Polonistom – pisze Miroslawa Konys – trzeba dać szansę, aby uczyli tego, co powinni. Projekt autorki to „Karta zadań” do podanego tekstu, który uczeń musi przeczytać, zrozumieć i samodzielnie wykonać zamieszczone polecenia, dotyczące przede wszystkim sprawności językowych w powiązaniu z treścią tekstu (np. list w sprawie nauczania języka polskiego). W tym ujęciu wyniki nauczania są funkcją procesu kształcenia i tę prostą, podstawową myśl odkrywali u progu reformy czynni nauczyciele. W liceum działo się podobnie. Nauczyciele z Białegostoku – pisała w 1995 r. Maria Bartnicka – od kilku lat na konferencjach debatowali nad modelem matury. Chcemy (…) by bezpowrotnie minął czas his torycznoliterackich rozprawek, będących odtwórczym sprawozdaniem z treści i problematyki czytanych tekstów czy rejestrem wątpliwej wartości wiedzy o epoce. Sądzimy bowiem, że egzamin ten powinien sprawdzać autentyczną dojrzałość, czyli umiejętność myślenia i pisania o problemach, wartościach i ideach; (…) pseudonaukowość prac maturalnych powinna ustąpić miejsca szczerości i umiejętności precyzowania własnych ocen, spostrzeżeń, sądów. Tak pomyślany egzamin wiąże się ze sposobem nauczania: nauczyciel może pozwolić uczniom „na dywagacje”, ale powinien mieć wpływ na ich jakość. Związek między oczekiwanym wynikiem a procesem kształcenia jest i w tej grupie nau czycieli na pierwszym planie, warto jednak podkreślić, iż w swoim modelu matury realizują oni fundamentalne założenie reformy: podmiotowość kształcenia. W centrum uwagi jest uczeń, jego zainteresowania i rozwój intelektualny. Żywo odczuwana była także potrzeba zmian trybu maturalnego egzaminowania. Najdokładniej i najostrzej ocenił tradycyjną maturę polonista krakowski, Stanisław Cz. Kurdziel, który opisał dziesięć jej cech: 1) Tematy pisemne „ zawsze bywały znakiem czasu” . W okresie PRL-u dyżurny zestaw haseł (patriotyzm, obowiązki obywatelskie, wzory osobowe i „właściwa czujność”) wyznaczał przestrzenie analizy literackiej, ale w latach 80. było podobnie, choć zmieniły się nawiązania do aktualności (białe plamy w historii, odrzucone nazwiska itp.). O nowych treściach decydowały stare postawy konformistyczne: tekst literacki nadal był trampoliną do czczenia rocznic, modnych wartości i nowych świętości. 2) Problematyka prac pisemnych ujmowana była przez maturzystów ogólnikowo, baZob. M. Konys, Klin w egzamin, „Polonistyka” 1995, nr 1, s. 19. 2 K. Stróżyński, Examinare necesse est…, „Polonis tyka” 1994, nr 1. 3 M. Konys, op. cit., s. 21. 4 M. Bartnicka, Matury w Białymstoku, „Polonistyka” 1995, nr 1, s. 37. 5 S. Cz. Kurdziel, Taka większa zabawa, czyli hipokryzja matur, „Polonistyka” 1995, nr 1, s. 25; kolejne cytaty pochodzą z tego źródła. 1 7/2006 51 TAJNIKI WARSZTATU nalnie, w oderwaniu od realiów: wystarczy znać aktualne slogany etykietkowe, dyżurne tytuły oraz nazwiska autorów – a część pisemną ma się już zaliczoną. 3) i 4) Egzaminy ustne są opowieściami o wszystkim. Decyduje o tym przygotowanie się do matury: Kucie, prucie, odtwarzanie wiadomości w sposób precyzyjnie mechaniczny. (…) Podczas egzaminów słucha się bezdusznych, ogłupiałych automatów. Formułki, oceny, definicje – niby własne sądy. (…) Lekcja polskiego z „Ferdydurke” trwa. 5) Dialog niby dojrzałości przekształca się w koszmar pustosłowia, w którym utwory mówią, a problemy są poruszane. 6) Hipokryzja matur – uczeń udaje, że pojmuje zawiłe meandry literatury (a najczęściej umie tylko streszczać utwory z detalami), zaś nauczyciel udaje, że wierzy jemu i jego sądom. Maturalny egzamin to pozorowanie wiedzy, samodzielności, rzetelności, aktywności. 7) Język – ubogie słownictwo, fatalna stylistyka. Niedobra merytorycznie i konstruk cyjnie wypowiedź. Słowa wytrychy: „jakby”, „jako”, „jak gdyby”. Nauczyciele nie zwracają uwagi na styl wypowiedzi maturzystów. Praktycznie ani forma, ani uroda wypowiedzi językowej nie wpływają na ocenę końcową w decydujący sposób. 8) Rozmowa z maturzystą – nauczyciel zagaduje ucznia, by mu pomóc, podpowiada – uczeń potakuje. 9) i 10) Czas się zatrzymał w szkole, choć po 1989 r. zmieniło się wszystko wokół – w szkole nic. Tu autor ośmiesza i parodiuje szkolne uczenie historii literatury, kończąc tak: Nałkowska, Kruczkowski, Herling-Grudziński po prostu są. A dalej już nic. Literatury współczesnej, światowej na deser się nie uświadczy. Za to pojawiają się nowe słowa-wytrychy: „totalitaryzm”, „anarchia”, „inteligencja”, „ideały”, „konflikty”… Matura jawi się jako piękna świątynia, w której ducha myś lenia, samodzielności, odwagi, humaniz mu oraz literatury po prostu brak. 52 Autor nie ograniczył się tylko do krytyki. Konstruktywne postulaty zamknął w kilku punktach: 1) NIE KAŻDY MUSI ZDAĆ MATURĘ. Nie należy obniżać poziomu wymagań. 2) PRACE PISEMNE (z zakodowanym naz wiskiem kandydata i nazwą szkoły) powinni poprawiać nauczyciele z innych szkół.. 3) EGZAMIN USTNY powinien odbywać się w szkole jako luźny, ale zdyscyplinowany monolog ucznia, a po nim mądra, rozważna, rzeczowa rozmowa z komisją. 4) WYKORZYSTYWAĆ POMYSŁY NAU CZYCIELI proponujących tematy pisemne w większym stopniu niż dotąd, co rok zmieniając składy owych gremiów. Zauważyć doświadczenie nauczycieli i rezygnować z czczych dyskusji Ważnych Zespołów do Ważnych Spraw. Jak jest dzisiaj? Na pozór wszystko idzie ku nowemu. Transformacja tradycyjnej matury została dokonana i zbieramy jej pierwsze owoce. Egzaminowanie to jedyny punkt programu reformy, który konsekwentnie był realizowany przez władze oświatowe. Tylko między innymi Krystyna Łybacka przeżywała wahania i wątpliwości co do wprowadzenia w życie nowej matury w 2002 r., hamując niezbornymi decyzjami w tym względzie proces reformy. Poloniści niechętni reformie zostali utwierdzeni w swojej niechęci. Atmosfera reformowania szkoły wiązała się z pięknie wydawanymi podręcznikami, obfitującymi jeszcze bardziej w rozległą wiedzę niż poprzednie. Ministerstwo wydawało wszystkim aprobaty i jest odpowiedzialne za nadmiar podręczników oraz ich nieprzystosowanie do zadań liceum zreformowanego. Słowo reforma zginęło zupełnie z prasy, która koncentrowała uwagę czytelników na testach i egzaminach. Na tym polega paradoks polskiego życia oświatowego, że z obszaru reformowania pozostały tylko egzaminy! Tu podejmowano próby ulepszenia systemu. Minister Miros ław Sawicki, były dyrektor Centralnej Ko- polonistyka TAJNIKI WARSZTATU misji Egzaminacyjnej, zlecił Instytutowi Spraw Publicznych opracowanie nowych podstaw programowych pod kierunkiem pedagoga, prof. Krzysztofa Konarzewskiego. Cel oraz intencje towarzyszące tej inicjatywie nie zostały jasno wypowiedziane, można jednak odczytać je z samego dokumentu: opraco wana podstawa programowa z języka polskiego (z udziałem A. Kowalczykowej i P. Łuszczykiewicza) skupiała uwagę na konkretnych treściach (np. z poetyki czy historii literatury) i długiej liście lektury, w której nawet wiersze zostały wskazane tytułami (dwa dla każdego poety). Tak przygotowana podstawa programowa była w istocie prog ramem nauczania, który nie mieścił się w żaden sposób w limicie godzin trzyletniego liceum. Możliwość wyborów lektury (25 %), jak zakładano, istniała wyłącznie na papierze. W podobne przerosty wyposażone były treści językowe. Musi tak być, kiedy na uwadze ma się przedmiot (nie podmiot – ucznia!) i kiedy wszystko podporządkowane jest ideom pomiaru. Krytyka tego dokumentu była tak duża, że przepadł on w archiwach ministerstwa bez echa. Nowa matura zastosowana do „starego programu”, czyli podtrzymywanych idei kompletności historycznoliterackiego materiału, spowodowała po pierwsze stres polonistów, po drugie – obarczenie ich różnymi dodatkowymi pracami. Ministrowie – ani mi nister K. Łybacka, ani minister M. Sawicki, nie zdobyli środków finansowych, by opłacić te zwielokrotnione prace. W takiej sytuacji trudno się dziwić, że polonista marzy o powrocie do czteroletniego liceum i tradycyjnej matury. Żadna reforma nie może się udać bez uprzedniego przygotowania nauczycieli. Ten egzamin dojrzałości muszą zdać także decydenci – domagał się cytowany autor z Krakowa. Tymczasem nowy minister edukacji, Roman Giertych, złamał żelazną dotąd zasadę niepodważalności wyniku maturalnego. Rektorzy uniwersytetów, którzy w tym roku po raz pierwszy zdecydowali się na respektowanie matur w przyjęciach na studia, podjęli akcje protestacyjne. Czy coś osiągną? (piszę to w lipcu 2006). Niezależnie od rezultatów, młodzież już otrzymała sygnał, że wynik matury nie jest ostateczny. A to jest kolejne ogniwo demoralizacji. Sądzę, że wartością tegorocznej matury jest ujawnienie prawdziwego obrazu polskiej oświaty. W ubiegłym roku tyleż samo absolwentów techników i liceów profilowanych uzyskało patent maturalny, ilu w tym roku nie zdało. Władze oświatowe otrzymały czytelny sygnał, który dział szkolnictwa musi być poddany gruntownej naprawie lub likwidacji. Nie można obniżać poziomu wymagań, lecz przeciwnie – czynić wszystko, aby go podnieść. Matury pisemne przebiegają zgodnie z pos tulowanym trybem: poprawiają je i oceniają nauczyciele z innych szkól. Ale właśnie ta część matury wywołuje krytykę nauczycieli, czego dowodzą materiały zawarte w bieżącym numerze „Polonistyki”. Ponieważ Jerzy Kaniewski opatrzył je profesjonalnym komen tarzem, ograniczę się tylko do kilku uwag. · Najpierw wyrażam niezgodę na potrójne pisemne zadania, którym muszą sprostać kandydaci zdający maturę według programu rozszerzonego. „Rozszerzenie” i prog ramu nauczania , i egzaminu maturalnego powinno mieć wymiar jakościowy, nie zaś ilościowy, realizować się poprzez pogłębienie problematyki, nie zaś poprzez dorzucenie do zadań podstawowych jeszcze – zadania rozszerzonego. Kandydatów z programem rozszerzonym należałoby zwolnić z zadania podstawowego. · Matura pisemna nie może być wtłoczona w gorset „testowy”, a taki charakter ma sztywny „model odpowiedzi”. Konieczność porównywania prac i wyników podsuwa wprawdzie takie rozwiązanie, ale trzeba podjąć starania o większą elastyczność w ocenie odpowiedzi. Należy po prostu zaufać egzaminatorom i umożliwić nie mechaniczne, lecz refleksyjne ocenianie Warto przypomnieć, że do tej decyzji zbliżały się uniwersytety długo i z oporami. 6 7/2006 53 TAJNIKI WARSZTATU indywidualnych przecież wypowiedzi uczniów. Interpretacja tekstu nie może być narzucana jako jedynie słuszna. Porównywalne mogą być tylko działania analityczne. Interpretację trzeba potraktować luźniej i przewidzieć „widełki” w punktacji (od – do). Punktacja nie powinna powodować „uśredniania wyników”, co winduje w górę uczniów słabych, a spycha w dół – zdolnych indywidualistów. Błędy merytoryczne, rzeczowe trzeba poddawać punktacji karnej. · Maturzysta powinien pokazać, iż samodzielnie umie opisać, zanalizować i zinterpretować podany tekst, stosując odpowiedni kontekst. Tymczasem na maturze prowadzi się go „za rączkę”, dzieląc tekst na akapity i opatrując każdy poleceniem. Takie rozwiązanie ułatwia pracę instruktorów egzaminacyjnych (usztywnia odpowiedzi), utrudnia zaś lub wręcz wyklucza samodzielne myślenie maturzysty. W krajach z tradycją takiego egzaminowania – we Francji, w Niemczech – tekst poddany analizie poprzedzony jest krótkim i jasno sprecyzowanym zadaniem. Egzamin ustny budzi najwięcej sprzeciwu: „nikomu nie jest potrzebny” – mówią pragmatycznie nastawieni nauczyciele, „nie liczy się w przyjęciu na studia, my swoich uczniów znamy”… Takie i podobnie brzmiące wypowiedzi odzy wają się zewsząd. Najważniejszym argumentem jest handel gotowymi tematami, które uczniowie mają przygotować i zaprezentować komisji maturalnej. Pisze się o tym w prasie i mówi bez skrępowania i wstydu. Taka jest rzeczywistość. Zapytałam znajomego polonistę, czy nie da się rozpoznać ucznia, który prezentuje cudze opracowanie? – Po dwóch, trzech zdaniach – już to wiemy. Tylko jak mu to udowodnić? I jak dać ocenę negatywną własnemu uczniowi? Jak widać, egzamin ustny „wewnętrzny” jest potrzebny właśnie szkole i nauczycielom. Każda próba oszustwa powinna być napiętnowana i odrzucona, a brzydki proceder kupowania cudzej pracy 54 z pewnością zostałby przyhamowany. Nauczyciel zaś powinien mieć prawo decydowania o ocenie, na podstawie swojego doś wiadczenia i kontaktów z danym uczniem. Jerzy Kaniewski pisze obok, że nikt z członków hospitowanej komisji nie próbował dodatkowymi pytaniami sprawdzić, czy uczeń samodzielnie przygotował temat. Trzeba chronić to, co dobre Opowiadam się za utrzymaniem „egzaminu wewnętrznego” w ustalonym dotąd trybie. Sądzę, że spośród wszystkich form nowej matury właśnie prezentacja wybranego tematu daje szanse stymulowania pożytecznych zmian w dydaktyce. Przygotowanie prezentacji musi być rozłożone w czasie, co ma niewątpliwy wpływ na proces kształcenia, zapewnia rzetelnie pracującemu uczniowi wolność wyboru interesującego tematu (w za łożonych w szkole ramach) i wyposaża go w szereg umiejętności, jak gromadzenie wiedzy, selekcja i porządkowanie materiału, kom ponowanie dłuższej wypowiedzi, staranne jej wygłoszenie, a w rozmowie wykorzystanie nie umieszczonych w prezentacji elementów związanych z tematem. Trudniejsze zadanie spada na nauczyciela, który (nie wynagradzany za dodatkową pracę) musi zapanować nad całością. W czterech „Dodatkach” do „Polonistyki” w roku szkolnym 2004/2005 opublikowaliśmy szereg uwag, które w istocie tworzą metodykę pracy nad przygotowaniem prezentacji na egzamin wewnętrzny. Przypomnę tylko wskazówkę, jak pokonać trudność ogarnięcia nieprzewidywalnie różnorodnych treści, które mogą się pojawić w warunkach pełnej wolności ucznia. To kolejny argument polo nistów przeciw takiej maturze, wsparty wyli czeniami książek, które nauczyciel musiałby przeczytać, by sprostać zadaniu. Podsuwa liśmy rozwiązanie pośrednie: wspólnie z uczniami uzgadniamy jeden temat, np. „węd rówka w kulturze”, ustalamy dwa, trzy Patrz „Polonistyka” 2004, nr 7; 2004, nr 9; 2005, nr 3; 2005, nr 6. 7 polonistyka TAJNIKI WARSZTATU opracowania dla wszystkich maturzystów te same i wymyślamy szereg indywidualnych tematów mieszczących się jednak w ramach tematu ogólnego. Jest to bardzo dobry spo sób, by uczniowie mogli na konsultacjach wzajemnie się wspierać i dyskutować nad oswojonymi problemami, a nauczyciel – za panować nad całością. Proponowane tematy w Informatorze 2005 albo zamieszczone w tym zeszycie „Polonis tyki” projekty egzaminu ustnego mają jedną wspólną cechę: wyrastają one z doświadczenia nauczycielskiego i z tradycji egzaminu matu ralnego, na którym sprawdzało się zasób wie dzy ucznia. Egzamin wywiedziony ze „starego porządku” nie może przekroczyć progu „nowego”. Wykształcony absolwent liceum powinien być twórczy i samodzielny. Tymczasem polonista najwyżej ceni takie tematy, w których można sprawdzić, co uczeń wie przynajmniej o dwóch epokach. a mówienie o jednym wierszu, w którym słowo trzeba drążyć do dna i przywoływać rozmaite konteksty, by zinterpretować ca łość, jest na pewno trudniejsze niż rekonstru owanie podręcznikowej wiedzy. Podmiotowość nauczycieli zapytajmy na koniec, jaki powinien być ich udział w obmyślaniu tematów, w pracach egzaminacyjnych? Nie bać się odwagi, ale truchleć przed schematyzmem – pisał pod tym adresem s. Cz. kurdziel. właśnie z ta kich grup nauczycielskich wyłonił się „zespół nowej matury”, który obradował przez dłu gie lata nad kształtem matury najczęściej we wrocławiu, dbał o kontakty ze środowiskiem nauczycielskim i wiele uczynił dla upowszech nienia idei reformatorskich. z niewiadomych przyczyn ten zespół rozwiązano i rozproszo no, powołując okręgowe komisje egzamina cyjne, podporządkowane centralnej. I tu za czął się etap kostnienia, biurokracji i sztywności – komisje te żyły własnym instytucjonalnym życiem, nie konsultowały się ze środowiskiem, stopniowo podporządkowując szkolnictwo rygorom egzaminacyjnym. *** kto zatem odpowiada za słabe wyniki ma tury? w czasach reymonta i żeromskiego, którzy nie zdali egzaminu maturalnego, odpo wiedź byłaby prosta – uczeń zawinił. Dziś uczniowi wszystko wolno: może nie czytać lektury, może pisać z błędami ortograficzny mi, może mówić niestarannie i bełkotliwie, może kupić prezentację. Nauczyciel? Jest z pewnością znakomity, ale ma swoje zasady, wie, czego powinien uczyć, o co pytać na maturze. Bardzo się spieszy, by zdążyć wszyst ko omówić, więc o maturze przypomina so bie w klasie maturalnej, a powinien zacząć już w pierwszej… Ministerstwo nie dało żad nego sygnału, że zmiany w stylu nauczania są konieczne, aprobując podręczniki od zwierciedlające strukturę nauki akademic kiej. Rodzice? Czy mają czas na przejmowa nie się nauką syna lub córki? Dbają o naukę języków obcych, żeby dziecko mogło wyje chać za granicę. że syn nie czyta lektury? nigdy nie lubił czytać, woli oglądać filmy i to mu przecież wystarczy. nie ma więc winnych? są: wszyscy wymienieni, ale przede wszyst kim decydenci, politycy i władze oświatowe. to oni zagubili słowo „reforma”. system oświatowy w Polsce wymaga zasadniczej na prawy, ale o tym politycy nie myślą. Budżet oświaty nie pozwala na żadne innowacje i dokształcanie, nie mówiąc o podwyżkach dla ciągle źle wynagradzanych nauczycieli. Ministerstwo edukacji nie interesuje polity ków, to jest „marne ministerstwo”, może je objąć każdy. a jedna z mądrych nauczycielek napisała do redakcji: „amnestii maturalnej nie wymyślił ani Mrożek, ani Gombrowicz”. Bożena Chrząstowska – prof. dr hab., pracownik naukowy Uniwersytetu im. Adama Mickiewicza w Poznaniu. 7/2006 55