Czytaj - Urbanistyka

Transkrypt

Czytaj - Urbanistyka
URBANISTYKA
MIĘDZYUCZELNIANE ZESZYTY NAUKOWE - ROK 2010
S³awomir Gzell
REURBANIZACJA:
UWARUNKOWANIA
REURBANIZATION: PRECONDITIONS
WARSZAWA 2010
Redaktor naukowy serii
Head Editor of Urbanistyka
prof. Sławomir Gzell
Zakład Projektowania Urbanistycznego i Krajobrazu Wiejskiego
Wydział Architektury Politechniki Warszawskiej
ul. Koszykowa 55, 00–659 Warszawa, Poland
tel./fax (+48 22) 621 82 81; tel. (+48 22) 234 55 56
e-mail: [email protected], [email protected]
Redaktorzy serii, Sekretariat
Co-Editors, Secretary’s Office
arch. Katarzyna Kierczyńska-Królikowska
dr arch. Katarzyna Pluta, dr arch. Agnieszka Wośko-Czeranowska
Recenzent
Reviewer
arch. Grzegorz Buczek
Opracowanie redakcyjne
Technical editing
Ludwik Biegański
Czasopismo recenzowane
All texts reviewed
Wydawnictwo dofinansowane przez Ministerstwo Nauki i Szkolnictwa Wyższego
Przygotowanie do druku
Prepared for printing by
AKAPIT-DTP Elżbieta Albinowska
tel./fax (+48 22) 849 78 34
e-mail: [email protected]
Druk
Printed by
profesjadruk
ISSN 1426–7446
ISBN 978–83–89649–28–7
WSTĘP
Obecna „Urbanistyka” zatytułowana Reurbanizacja: uwarunkowania to uzupełnienie ubiegłorocznego zeszytu zatytułowanego Osiedle: reurbanizacja. W numerze
poprzednim (autorzy: Krystyna Gruszecka, Sławomir Gzell, Gabriela Rembarz)
uzasadniano powody, dla których termin „reurbanizacja”, używany najczęściej w
odniesieniu do centralnych fragmentów miast (patrz np. wydawnictwa Instytutu
Rozwoju Miast z Krakowa), przenosi się na obszary zajęte przez prefabrykowane
osiedla wielopiętrowych domów. W tym rozszerzonym znaczeniu reurbanizacja
oznacza, że warto odejść od traktowania osiedli jako tzw. miast w mieście, wyodrębnianych ze struktury miasta przez proponowanie zamiany ich w prawie
samodzielne organizmy przestrzenne i funkcjonalne, co nie zdaje egzaminu, na
rzecz ściślejszego łączenia ich z miastem. Polegać by to musiało, z jednej strony,
na tworzeniu wydajniejszych, szynowych pasm transportowych między osiedlami
a centrum, z drugiej zaś, na dyspersji funkcji ogólnomiejskich z towarzyszącą im
zabudową mieszkaniową wzdłuż tych pasm.
Ten rodzaj rozchodzenia się wielkomiejskości na obszary peryferyjne wymaga
spełnienia rozmaitych warunków. Po pierwsze, pełnej świadomości czym jest dziś
miasto, zwłaszcza wielkie miasto, a szczególnie twory nazywane metropoliami, po
drugie, wiedzy, jaka architektura uważana jest dziś za nowoczesną, odpowiadającą
standardom wielkomiejskości. Stąd w zeszycie dwa pierwsze rozdziały poświęcone są uwarunkowaniom urbanistycznym i architektonicznym, przy czym warto
zwrócić uwagę, że część pierwszego, urbanistycznego rozdziału przetłumaczona
została na język angielski w celu dotarcia z kluczowymi problemami polskich miast
do ewentualnego czytelnika z zagranicy.
Rozdział trzeci zawiera przykład tego, jak na warszawskim Ursynowie można by realizować tytułową reurbanizację osiedli, przy zachowaniu wymogów
stawianych przez uwarunkowania. Jest to propozycja (w dziewięciu wariantach)
przebudowy przestrzeni wzdłuż ulicy Indiry Gandhi, wykonana przez studentów
studiów magisterskich na Wydziale Architektury Politechniki Warszawskiej, przy
współpracy grupy mieszkańców Ursynowa zainteresowanych taką zmianą.
Warto również zauważyć, że poszczególne rozdziały oparte są na referatach
przygotowanych na konferencje odbywające się w latach 2008–2009, we fragmentach na konferencje wcześniejsze. Ta metoda pracy nad wydawnictwem
sprawdza się bardzo dobrze. Pozwala, przy istnieniu planu całości, na sukcesywne
i całościowe przygotowywanie poszczególnych części oraz na ich bieżąca, szybką
prezentację i poddanie pod szerszy osąd.
3
1.
UWARUNKOWANIA PLANISTYCZNE
1.1. Miasto jako przedmiot badań urbanistyki1
1.1.1.Wprowadzenie
Przed napisaniem w 2008 roku tekstu pt. „Miasto jako przedmiot badań urbanistyki”, należało wykonać trzy analizy: 1) tekstów na ten sam temat, zawartych
w publikacjach z lat 1971 i 1982, wydanych po kolejnych konferencjach „Miasto
jako przedmiot badań naukowych”2, 2) zmian, jakie dokonały się po 1982 roku
w przedmiocie zainteresowania urbanistyki, a szczególnie zmian, które aktualnie
zachodzą, 3) prac z definicji naukowych, jakie wykonano w tym samym czasie.
Analizy te tworzą punkt wyjścia do diagnozy możliwej do postawienia w dniu
dzisiejszym, opisując uwarunkowania zachodzących zmian, hipotezy badawcze
stawiane aktualnie w polu zainteresowania urbanistyki i odpowiedzi, jakie się na
nie udziela. Oznacza to, że czasowy zakres analiz obejmuje lata od 1982 do 2008
(z tym że hipotezy mogą dotyczyć spraw także dalekiej, a może i nieokreślonej
przyszłości). Zakres terytorialny w zasadzie ogranicza się do badań prowadzonych
w Polsce, z zastrzeżeniem, iż zasada omawiania ich będzie przestrzegana na tyle,
na ile jest to możliwe w dobie jednoczącej się Europy i świata.
1.1.2. Analiza tekstów opublikowanych w latach 1971 i 1982
Na początku rozważań warto ustalić przedmiot ich zainteresowania tych analiz
i jego definicję. W naszym przypadku są to w zasadzie dwa przedmioty: miasto
i urbanistyka, ale pojawi się i trzeci: urbanistyka jako nauka. Piszący w latach
1971 i 1982 Edmund Goldzamt i Bolesław Malisz, zaczęli w podobny sposób
swoje teksty, ale natychmiast przechodzili do omawiania tematów, które były im
najbliższe: Goldzamt do problemów społecznych występujących (według niego)
w mieście, Malisz do wszelkiego rodzaju systematyk, bez których (według niego)
problematyki miejskiej nie da się opanować. Był to w obu przypadkach, upraszczając, wynik takiego zdefiniowania relacji miasta i nauki, w którym nauka jest
postawiona na pozycji usługowej w stosunku do planowania wszystkiego, w tym
Rozdział 1.1. oparto na referacie wygłoszonym przez S. Gzella na konferencji „Miasto jako przedmiot
badań naukowych w początkach XXI wieku”, Centrum Europejskich Studiów Regionalnych i Lokalnych EUROREG,
Uniwersytet Warszawski, czerwiec 2008, opublikowany po raz pierwszy [w:] B. Jałowiecki (red.), Miasto jako
przedmiot badań naukowych w początkach XXI wieku, EUROREG, Wydawnictwo Naukowe Scholar, Warszawa, 2008.
2
B. Jałowiecki (red.), Miasto jako przedmiot badań naukowych, Górnośląskie Studia Socjologiczne, t. IX, Śląski
Instytut Naukowy, Katowice, 1971; B. Jałowiecki (red.), Miasto jako przedmiot badań naukowych – refleksje po 10
latach, Górnośląskie Studia Socjologiczne, t. XV, Śląski Instytut Naukowy, Katowice, 1982.
1
5
Uwarunkowania planistyczne
wykonywania planów miasta. W związku z tym miasto jest autonomiczne, nauka
tylko w zakresie dostarczania argumentów do porządkowania jego przestrzeni
i likwidacji konfliktów, o ile w nim wystąpią. Był to wynik trwania obu autorów
na pozycjach projektu modernistycznego w jego odmianie socjalistycznej, co
potwierdzają słowa Malisza z 1971 roku, cytowane przez niego samego w roku
1982, z których wynika, że „w myśl marksistowskiego ujęcia teorii osadnictwa,
formy osadnicze powstają jako wyraz społecznego podziału pracy”. Podobnie
Goldzamt odnosi wszystkie przytaczane przykłady do walki klas. Sygnalizuje
także, co jest częste w jego tekstach, sprawę symbolu i znaczenia w urbanistyce
(oczywiście, a może na wszelki wypadek, bez odwołania się do semiotyki, jak to
zrobił w książce z 1982 roku Bohdan Jałowiecki). Teksty Goldzamta same w sobie
mają zresztą znaczenie symboliczne, traktując o megasymbolach, jakimi miały
być miasto socjalistyczne i jego architektura. Znaczenie tych symboli potęgować
miało zbudowanie dzięki nim socjalistycznej, urbanistycznej kultury, stojącej
w opozycji do kapitalistycznej.
Faktem jest, że w tym samym czasie (1982) opublikowano w Polsce pracę
Kwestia miejska Manuela Castellsa, mającą wtedy 10 lat, bez której, jak pisał we
wstępie Bohdan Jałowiecki, „rzetelne uprawianie socjologii miasta jest już niemożliwe”, zastrzegając przy tym, że nie zależy to od tego „w jakim stopniu zgadzamy
się z tezami Castellsa”. Przypomnienie tego wydarzenia jest potrzebne, ponieważ
tworzy tło dla tez Goldzamta: myślenie o mieście musi łączyć się z chęcią burzenia
kapitalistycznego porządku społecznego. Tak więc, skracając wywód, badania
i studia urbanistyczne były w latach 70. XX wieku pod silnym wpływem myślicieli
co najmniej lewicujących. Ten kierunek myślenia nie został nigdy porzucony, choć
relatywistyczne prądy późniejszych czasów dosyć go osłabiły3.
Podobnie jest z modernizmem, w którego nurcie utrzymywała się myśl prof.
Malisza. Początkiem był tu wykonany przez niego w 1933 roku pod kierunkiem
prof. Tadeusza Tołwińskiego, projekt dyplomowy na temat Kielc, będący de facto
projektem pokrycia ich zabudową linijkową. Potem ten sam rys modernistycznej
racjonalności miały wszystkie prace Malisza, w tym analiza progowa i napisane
przez niego książki. Opinia ta nie jest oceną, jest jedynie stwierdzeniem faktu. Ale
warto pamiętać, że o ile modernistyczna racjonalność już od 1959 roku (ostatni
kongres CIAM) w świecie się kruszyła, aby wraz z wysadzeniem w powietrze części
osiedla Pruitt Igoe w St. Louis, w 1972 roku, symbolicznie się zakończyć, o tyle
w Polsce przetrwała jako paradygmat urbanistyki jeszcze prawie przez dekadę
a jako paradygmat urbanistyki jako nauki i dziś bywa widoczna.
Warto przypomnieć, że w tekstach dotyczących urbanistyki zawartych w książce z 1971 roku nie widać śladów, opublikowanych w 1961 roku prac Jane Jacobs4
3
Dzisiejsze poglądy nazywane lewicowymi są często raczej antyglobalistyczne niż antykapitalistyczne,
patrz: Z. Bauman, Globalizacja, PIW, Warszawa, 2000; J. Attali, Marks był prorokiem globalizacji, „Rzeczpospolita”,
dodatek „Europa”, 83/2.XI.2005; B. Barber, Skonsumowani, Muza, Warszawa, 2008.
4
J. Jacobs, The Death and Life of Great American Cities. The Failure of Town Planning, Random House, 1961.
6
Miasto jako przedmiot badań
i Jeana Gottmanna5, ani prac Aldo Rossiego6 i Roberta Venturiego7 z 1966 roku.
Brakuje odniesienia do wspomnianego przed chwilą zakończenia działalności
CIAM, do realizacji w Kalifornii, uznanego za pierwsze miasteczko postmodernistyczne, Sea Ranch Charlesa Moora (1965), czy też wyników konkursu na centrum
gminy Espoo w Finlandii (wygranego w 1967 roku przez polski zespół w składzie
J.M. Chmielewski, J. Kazubiński, K. Kuraś), zapowiadającego w urbanistyce epokę
łączenia wielkiej miejskiej kompozycji z rodzącą się świadomością ekologiczną.
Trudno uwierzyć, że autor, dość swobodnie poruszający się po Europie, nie miał
dostępu do źródeł innych niż własne, poprzednio wykonane opracowania. Trudno
także postawić tezę, że rozumiał naukę jako działalność oderwaną od praktyki.
Było przeciwnie, z tekstów wynika, że czasem bardzo trudno przychodziło mu
oddzielić jedno od drugiego, tak że zastanawiamy się, czy opisuje naukowe metody badawcze czy dokonywane w biurze projektowym operacje, związane np.
z inwentaryzacją stanu istniejącego.
Jeśli chodzi o tekst Malisza z 1982 roku jest chyba zastanawiające, że nie ma
w nim śladu po dokonującej się i w Polsce rewolucji antykomunistycznej i postmodernistycznej – przynajmniej w takim zakresie, w jakim wtedy się wydawało,
że się dokonuje. Było to po gdańskiej naradzie architektów w 1981 roku, na której
odrzucono doktrynę modernistyczną i ograniczenia wynikające ze sterowania
projektowaniem i planowaniem urbanistycznym (i oczywiście architektonicznym)
przez władzę polityczną, oraz było po konkursie na dzielnicę Owińska w Poznaniu
(1981), w którym realizowano postulaty narady. Było po Warszawskich Konfrontacjach 1981, w których zagospodarowanie turystyczne rejonu Góry Kalwarii
przedstawiono jako projekt, chyba nowatorski, powstrzymania rozpraszania się
Warszawy w kierunku południowym (Nagroda Naczelnego Architekta Warszawy,
G. Chodkowski, A. Gawlikowski, S. Gzell). Było po pojawieniu się pierwszych książek Charlesa Jencksa8 i w czasie tworzenia w piśmie „Architektura” pierwszych
cyklów artykułów o postmodernizmie9. A najważniejsze, że trwały już wtedy dwie
debaty: filozoficzna i estetyczna, tworzące punkty oparcia dla nowego myślenia
o przestrzeni. W pierwszej, główna rola przypadła z czasem Jacquesowi Derridzie
i dyskursowi toczonemu z nim lub przeciw niemu, najczęściej z odniesieniami do
Jean François Lyotarda (koniec wielkich narracji) i Jeana Baudillarda (kultura
współczesna jako kopia pozbawiona oryginału). W drugiej, znaczenia nabierały
nowe inspiracje, takie jak wspomniany postmodernizm, semiotyka, ekologia,
technologie elektroniczne, media jako takie, New Age, gender studies. Zapowiedziano także megatrendy, które miały zmieniać nasze życie10. Wszystko to tworzyło
J. Gottmann, Megalopolis. The Urbanized Northeastern Seaboard of the United States, The MIT Press, Cambridge, London, 1961; Th. Sieverts, Cities without Cities, Spon Press, London & NY, 2003.
6
A. Rossi, L’ Architettura della Città, miejsce wyd.1966.
7
R. Venturi, Complexity and Contradiction in Architecture, MOMA, NY, NY, 1966.
8
Ch. Jencks, Late-Modern Architecture and Other Essays, Academy Editions, London, 1980.
9
Autorzy: Wojciech Kosiński, Jakub Wujek, Konrad Chmielewski.
10
J. Naisbitt, Megatrends. Ten New Directions Transforming Our Lives, Warner Books, NY, 1982.
5
7
Uwarunkowania planistyczne
atmosferę pewnego niepokoju, zresztą zwykłą dla zbliżającego się końca wieku.
Niestety, nic z tego w tekście Malisza o urbanistyce się nie znajduje. Dlaczego? Można przypuszczać, że powodów było kilka. Po pierwsze, działała „siła bezwładności”
tego, z czym Malisz miał do czynienia do tej pory. Zdając sobie sprawę z wielkości
zakresu przedmiotowego tego, czym się zajmował, w założeniu odrzucił dołączenie
do „urbanistycznego szczegółu” meta-nauki, obejmującej to wszystko co wyżej
jest wymienione. Być może odrzucił wszystko, co nie było „czystą urbanistyką”,
nam pozostawiając studiowanie tła, na którym znajdowała się na początku lat 80.
Po drugie, doszedł być może do wniosku, że trudno jest ustalić co w urbanistyce
jest nauką, co praktyką a co sztuką. Koncentrował się więc na generalizującym
podejściu systemowym, korzystając z podpowiedzi ogólnej teorii systemów i cybernetyki. A skoro tak, to, po trzecie, dyscyplinował prezentację urbanistyki jako
nauki tak, aby nie wyjść poza granice odpowiedzi na pytania: co jest, co jest jakie,
co z czego wypływa? Tak więc w latach wielkiej międzyepoki, zostawiającej nowoczesność na rzecz ponowoczesności, otrzymaliśmy wykład prawdziwy, ale zimny,
odbiegający od temperatury tamtych dni i nie uwzględniający Wielkiej Zmiany,
jaka stawała się w tamtym czasie. W dyskursie naukowym zabrakło refleksji. Ta
konstatacja, będąca równocześnie wskazówką dla nas jako badaczy miasta, wydaje
się dobrym punktem wyjścia do rozważań współczesnych.
1.1.3. Miasto po roku 1982 – nowe zjawiska i stan badań
W 1982 roku świat był już po rewolucji postmodernistycznej, ale dopiero
miał wkroczyć w fazę dziejów nazwaną przez Francisa Fukuyamę „końcem historii”11, co się zresztą w odniesieniu do miasta nie stało – w potocznym znaczeniu
użytych słów. To znaczy miasto jako takie istnieje, lecz widzimy, że nie jest to
takie samo miasto jak przed ćwierćwieczem. Rewolucja liberalna, główna i ogólnoświatowa sprawczyni zmian ekonomicznych i społecznych, być może właśnie
w strukturze i przestrzeni miasta dokonała najbardziej widocznych zmian. Można
je scharakteryzować jednym zdaniem: zadowolenie płynące z posiadania, ozdabiane hasłami podnoszącymi konieczność przestrzegania „naturalnych” bądź
„konstytucyjnych” wolności, przeważyło nad zadowoleniem płynącym z bycia,
a zwłaszcza bycia razem w formie społeczeństwa obywatelskiego – jak na razie.
Przykładem może być kuriozalna sytuacja w Polsce, gdzie ograniczanie kontroli
nad rabunkowym wykorzystywaniem przestrzeni nazywa się „likwidacją barier
inwestycyjnych”. Zapomina się o klasycznej pracy o demokracji Lorda Bryce`a,
który zapewnia obywatelom wolność od kontroli nad ich poczynaniami, ale tylko
w dziedzinach nie mających wpływu na pomyślność wspólnoty12. Jakość zagospodarowania przestrzeni miejskiej z pewnością wpływa na tę pomyślność a tym
samym musi należeć do spraw wymagających uzgodnionych ograniczeń, choćby
11
12
8
F. Fukuyama, Koniec historii, Wyd. Zysk i S-ka, Poznań, 1996.
J. Bryce, Modern Democracies, Macmillan, New York, 1931.
Miasto jako przedmiot badań
w sferze dysponowania własnością terenu. Takie opisanie tła jest konieczne,
aby zbyt długo nie tłumaczyć genezy tego, czego doświadcza dziś miasto, to jest
rozpraszania się.
Rozproszenie to stan miasta, z jakim mamy dziś do czynienia. Pochodnymi
tego fenomenu są: nowa geografia miast, co można też nazywać nową centralnością, i metropolizacja przestrzeni w nowej formie. Warto tu od razu powiedzieć,
że definicje wymienionych zjawisk nie są ostatecznie sformułowane. W Polsce
najpełniejszą próbę podjęto w 2006 roku w Komitecie Przestrzennego Zagospodarowania Kraju PAN13, ale co do zasad i jakości wyników definiowania nie
osiągnięto pełnej zgody u uczestników prac14. Głównie brakowało próby definicji
nowego miasta, powstającego na skutek rozpraszania się miasta tradycyjnego.
Można je nazwać po prostu miastem rozproszonym, amorficznym, ale lepiej
by było, gdyby definicja uwzględniała także drugą cechę nowego miasta, jaką jest
jego fizyczna i niematerialna sieciowość, stojąca w pewnym sensie w opozycji do
opisującej amorfię nazwy „miasto rozproszone”. Unikniemy dzięki temu podejrzenia o kontestację nowego miasta, kontestację dziś o tyle mało sensowną, że
miasto takie po prostu istnieje a my w nim żyjemy. Mówiąc o nowym „mieście-sieci” trzeba też zastanowić się, czy dotychczasowe elementy sieci osadniczej
nie noszą jego cech, więcej, czy któryś z nich nim nie jest. Mamy bowiem do
dyspozycji szereg znaczących nazw: miasto, aglomeracja, konurbacja, metropolia,
obszar zurbanizowany itd. W zbiorze nazw procesów mamy z kolei takie określenia jak: urbanizacja, metropolizacja, dezurbanizacja, reurbanizacja itd. Kiedy im
się przyjrzymy, dochodzimy do wniosku, że wykorzystując je można opisać nowe
miasto jako obszar metropolitalny, na którym zachodzą procesy urbanizacyjne
dokonujące się w formach powodujących fizyczne rozpraszanie się miasta. Można
by powiedzieć, że nowe miasto to po prostu dawna aglomeracja lub konurbacja,
ale różnica polegająca na tym, że nowe miasto to również obszary zurbanizowane
rozrastające się między dawnymi miastami, zdefiniowane jako obszary, na których
zachodzą procesy urbanizacyjne prowadzące do amorfii przestrzeni, pozwala
na używanie (wymaga używania) nowej nazwy. Ponadto, nowa nazwa obejmuje
te przypadki, w których powiązania funkcjonalne na rozpatrywanym obszarze
przekraczają określony poziom intensywności (jaki, to rzecz odrębna), co wynika
ze stopnia zintensyfikowania tkanki miejskiej, alokacji miejsc pracy, dostępności
i znaczenia usług, powiązań elektronicznych, zróżnicowania społecznego, stosowania premii lokalizacyjnej itd. Metodycznie rzecz biorąc można powiedzieć, że
każdy z podzbiorów zbioru „miasto” może być (stać się) lub nie być (nie stać się)
miastem-siecią.
13
T. Markowski, T. Marszał (red.), Metropolie, obszary metropolitalne, metropolizacja. Problemy i pojęcia
podstawowe, KPZK PAN, Warszawa, 2006.
14
S. Gzell, Miasto – sieć i jego społeczność – ku konkretyzacji zapisów Nowej Karty Ateńskiej 2003, [w:] I. Jażdżewska (red.), Nowe przestrzenie w miastach, ich organizacja i funkcje, Wyd. Uniwersytetu Łódzkiego, Łódź, 2006.
9
Uwarunkowania planistyczne
Powszechność występowania fenomenu rozpraszania się miast uzasadnia
nadanie mu rangi najważniejszego problemu, z jakim spotyka się dziś urbanistyka, stąd ogromna ilość publikacji i rozwój dyskusji na ten temat. Biorą w niej
udział wszystkie potencjalnie zainteresowane strony, nikt nie pozostaje na uboczu. Wymienić tu można zarówno uczestników międzynarodowych programów
badawczych15 i autorów dokumentów organizacji światowych16 i europejskich17,
jak i twórców architektury produkujących wydawnictwa-manifesty18 i twórców
aktualnie najważniejszych wystaw architektonicznych (Architektoniczne Biennale w Wenecji w 2006 roku19 i w 2008 roku20). W Polsce powstało na ten temat
przynajmniej kilka poważnych prac zbiorowych21.
Forma nowego, rozpraszającego się miasta powinna być głównym celem
wszelkich opracowań urbanistycznych, bo rzeczywiście wymaga zastanowienia
(problem jego społeczności pozostawiamy rozdziałowi o mieście jako przedmiocie
badań socjologicznych). Rozpraszanie się miast (urban sprawl, która to nazwa
używana jest i w polskiej literaturze) określa się czasem, eufemistycznie, jako
suburbanizację. Ta techniczna nazwa, sugerująca, że mamy do czynienia jedynie
z budową pewnej ilości domów pod miastem (czyli poza miastem), nie oddaje
istoty problemu: to nie jest budowa nowych osiedli pod lub poza miastem, to jest
przenoszenie miasta w inne miejsce przez osoby, które chcą to robić dla własnej
korzyści, bo zapewnia im tę wolność dominacja liberalnej doktryny w gospodarce22.
W wyniku tych działań zanika obraz miasta tradycyjnego, który uważamy ciągle za
rodzaj znaku identyfikacyjnego, za przestrzenną ekspresję miejskiej tożsamości.
Obraz miasta zależy w największym stopniu od jakości przestrzeni miejskich,
w których lokowane są dzieła architektury i w których tworzy się przestrzenne
związki pomiędzy nimi, czyli od tego, co od lat nazywamy kompozycją urbani15
Ch. Couch, L. Leontidou, G. Petschel-Held (eds), Urban Sprawl in Europe. Landscapes, Land-Use Change &
Policy, Blackwell Publishing, 2007; publikacja jest podsumowaniem projektu wykonanego w ramach V Ramowego
Programu Badawczego UE i zawiera bogatą bilbliografię tematu.
16
Sharing responsibility for our region: Redefining the public interest for territorial development, UN ECE, Council
of Europe, 2006 (referaty wprowadzające: “The city as a living environment and driving force for development”
i “How can polycentricity of teritorial development improve functional integration?”). Do 2006 roku Komisja
Europejska ONZ opracowala 10 pozycji dotyczących miast regionu, którym się zajmuje.
17
Agenda Terytorialna UE. W kierunku bardziej konkurencyjnej i zrównoważonej Europy zróżnicowanych regionów
(tzw. Deklaracja Lipska 2007), „Urbanista” 8/2007; wcześniej: European Spatial Development Perspective. Toward
Balanced and Sustainable Development of the Territory of the EU, Potsdam, 1999; także propozycje legislacyjne
Komisji Europejskiej dotyczące reformy polityki spójności na lata 2007-2013 oraz wydawnictwa European
Spatial Planning Observation Network (ESPON).
18
Meta City, Data Town, MVRDV, 010 Publishers, Rotterdam, 1999 czy KM3, MVRDV, Actar, 2005.
19
R. Burdett, D. Sudjic, The Endless City, Phaidon, London, 2007.
20
A. Betsky, E. Adigard, Architecture Must Burn. A manifesto for an architecture beyond building, Thames &
Hudson, London, 2000.
21
I. Jażdżewska (red.), Współczesne procesy urbanizacji i ich skutki, Wyd. Uniwersytetu Łódzkiego, Łódź,
2005; P. Lorens (red.), Problem suburbanizacji, Urbanista, Warszawa, 2005; M. Gutry-Korycka (red.), Urban Sprawl.
Warsaw Agglomeration Case Study, Warsaw University Press, Warsaw, 2005; S. Kozłowski (red.), Żywiołowe rozprzestrzenianie się miast. Narastający problem aglomeracji miejskich w Polsce, KUL, Komitet Człowiek i Środowisko
PAN, Białystok – Lublin – Warszawa, 2006.
22
Th. Sieverts, Cities without Cities, Spon Press, London & NY, 2003.
10
Miasto jako przedmiot badań
styczną, tworzącą ład przestrzenny. Wiemy nie od dziś, że ów ład przestrzenny
rodzi się najpewniej jako wynik realizacji wielkich miejskich zespołów. Niestety,
wprowadzenie w czyn dość prostych reguł tworzących ład przestrzenny w miastach
napotyka przeszkody. Jedną z nich jest to, że zamiast zajmować się stymulacją
rozwoju miast, staramy się jedynie rekompensować skutki ich samoistnego (organicznego) wzrostu. W rezultacie otwieranie nowych terenów pod inwestycje
staje się coraz bardziej przypadkowe i jest zjawiskiem równoległym do coraz
dalszego odchodzenia urbanistyki od kreacji form w przestrzeni na rzecz kreacji
procedur planistycznych, w których zresztą jest coraz mniej miejsca dla urbanisty
projektanta-twórcy. Rozpoczęło się to wtedy, gdy planowanie miasta zaczęło być
m.in. dbałością o wspólny interes ogółu mieszkańców miasta, przewidywaniem
wpływu osób prywatnych i ich grup na stan przestrzeni, tworzeniem dostępnej
powszechnie bazy informacji dla decyzji podejmowanych przez wszystkie osoby
działające w przestrzeni, ochroną potrzeb najsłabszych członków społeczności,
aktem politycznym, i jeszcze wieloma innymi rzeczami. Dziś przekonujemy się, że
ta demokratyzacja decydowania o przyszłości miasta powoduje trudności w tworzeniu spójnych, trójwymiarowych projektów harmonijnego zagospodarowania
przestrzeni. W przestrzeni miasta dominuje chaos i przyzwolenie raczej na wzrost
ilościowy niż jakościowy rozwój, co z reguły prowadzi do zmian ponad możliwości
obszarów, których dotyczą.
Komercjalizacja przestrzeni nowego miasta staje się powszechnie zauważalnym faktem. Ale warto na przykład sprawdzić czy należy przeciwstawiać
komercjalizacji przestrzeni choćby kompozycję urbanistyczną? Taka opinia o ich
wykluczaniu się istnieje i ma wskazywać na „niedzisiejszą” tęsknotę urbanisty za
urbanistyczną utopią, w której pieniądze i piękno nie byłyby od siebie uzależnione. Powiada się, że urbanistyka preferuje sytuację, w której strumień pieniędzy
z niesprecyzowanego źródła będzie pomagał w tworzeniu pięknych krajobrazów
dla samej miłości do urody otaczającego nas świata? Tak nie jest. Każdy urbanista
wie, choćby z wykładanej na uczelniach historii urbanistyki, że teoria „wartości
rzeczy pięknej”, teoria economics of amenity, obowiązuje od dawna – trzeba tylko to
zrozumieć. Dziś też urbanistyka powiada, że nie ma kontradyktoryjności pomiędzy
tym co komercyjne, a tym co zakomponowane, albo inaczej: kontradyktoryjność
ta może nie występować i nie powinna.
Komercja w skrajnej formie oznacza, że wszystko może być na sprzedaż,
czyli może nastąpić całkowita prywatyzacja przestrzeni. Zważywszy na fakt, że
przestrzeń jest dobrem jednostkowym i powszechnie używanym, musi ona mieć
status dobra publicznego, to znaczy charakteryzować się musi brakiem konkurencji i brakiem wykluczalności z konsumpcji. Obowiązek dostarczania tak rozumianej przestrzeni, na poziomie społecznie akceptowalnym, prawo nakłada na
władze publiczne, z czego wynika obowiązek planowania rozwoju, wykonywania
planów, udzielanie pozwoleń na budowę itp., żeby pozostać w kręgu spraw stricte
przestrzennych. Władza musi też pamiętać, że czym innym niż interes publiczny
jest interes grupowy, przy realizacji którego mamy do czynienia z odbieraniem
11
Uwarunkowania planistyczne
innym uczestnikom niż członkowie grupy prawa do użytkowania przestrzeni.
Są to podstawy przestrzegania porządku prawnego, który pilnuje reglamentacji
dóbr społecznie ważnych. To także są sprawy w kręgu zainteresowań współczesnej
urbanistyki, choć widzimy, że „trudności w definiowaniu treści interesu publicznego i uzgadnianiu poglądów na jego istotę są źródłem kryzysu w gospodarowaniu
polską przestrzenią w stopniu równym lub niewiele mniejszym niż partykularyzm
indywidualnych i grupowych podmiotów prywatnych”23.
Tworzenie ładu przestrzennego powinno stać się powszechnie zauważalnym procesem, a próby osiągania sukcesu (zwłaszcza w dziedzinie prawa,
a szczególnie w zakresie regulacji zagadnień własności terenów) powinny być
ponawiane bez względu na wspomniane wyżej trudności. W 2007 roku próba
taka została podjęta przez zespół w składzie Jacek Bobiński, Sławomir Gzell,
Tadeusz Markowski, Tomasz Ossowicz, pracujący na zlecenie Ministerstwa
Budownictwa. W jej wyniku powstać miała koncepcja systemu polityki
przestrzennej. Celem jej było, obok utrzymania i podwyższania poziomu ładu
przestrzennego (we wszystkich skalach), zapewnienie warunków przestrzennych trwałego rozwoju gospodarczego i przestrzennego kraju, przy zachowaniu
walorów środowiska przyrodniczego i kulturowego oraz podnoszenia jakości
życia obywateli. Jest tu więc, wymienione na poczesnym miejscu, stwierdzenie
wartości porządnego projektowania, opartego o zasady kompozycji urbanistycznej
i racjonalność wykorzystania przestrzeni24. Na uwagę zasługuje tworzenie iunctim:
kształt przestrzeni – wartość ekonomiczna przestrzeni – równoważenie rozwoju,
w aspekcie posiadania przez przestrzeń statusu dobra publicznego. Związek ten to
jedna z głównych cech dzisiejszej urbanistyki – nie zawsze jednak realizowany 25.
Jednakże tworząc nowy system polityki przestrzennej oraz tworząc narzędzia
do pracy w rozproszonym mieście, warto nie tylko posługiwać się przykładami
rozwiązań z poszczególnych krajów Unii Europejskiej26 i z USA27, ale również analizować powody powstawania przepisów i rezultaty ich działania. Taka kompleksowa analiza dokonana choćby dla jednego kraju (Wielkiej Brytanii) pokazuje, że
komercjalizacja przestrzeni to coś więcej niż tylko zawłaszczanie terenów zieleni
„Jaka przestrzeń, jakie miasta, jakie wsie, czyje i dla kogo?”, Tezy Rady TUP dla przeprowadzenia środowiskowych debat, marzec 2007, zespół autorski: S. Furman, M. Kochanowski, J. Korzeń.
24
Wymienić tu trzeba „warszawską szkołę urbanistyki” prof. Kazimierza Wejcherta i prof. Hanny Adamczewskiej-Wejchert, kontynuowaną przez profesorów Jana M. Chmielewskiego, Andrzeja Gawlikowskiego,
Sławomira Gzella, Zdzisława Hryniaka i Wandę Śliwińską-Ładzińską.
25
S. Baker, M. Kousis, D. Richardson, S. Young (eds), The Politics of Sustainable Development. Theory, Policy
and Practice within the European Union, Routledge, London and New York, 1997; A. Kowalewski, Społeczne,
ekonomiczne i przestrzenne bariery rozwoju zrównoważonego, Instytut Rozwoju Miast, Kraków, 2006; W. Pęski,
Zarządzanie zrównoważonym rozwojem miast, Arkady, Warszawa, 1999.
26
L. Krier, Architektura. Wybór czy przeznaczenie?, Arkady, Warszawa, 2001; R. Krier, Town Spaces. Contemporary Interpretations in Traditional Urbanism. Krier Kohl Architects, Brickhauser, Basel, 2003.
27
P. Calthorpe, The Next American Metropolis, Princeton Architectural Press, NY, 1993; J. Dutton, New
American Urbanism. Re-forming the Suburban Metropolis, Skira, Milano, 2000; A. Berger, Drosscape. Wasting Land
in Urban America, Princeton Architectural Press, NY, 2006; M. Leccesse, K. McCormick (eds), Charter of the New
Urbanizm, McGraw-Hill, NY, 1993.
23
12
Miasto jako przedmiot badań
miejskiej czy masowa budowa supermarketów. To działanie na poziomie kraju,
uzależnione od decyzji autentycznie politycznych, wynikających z przyjętej filozofii
sprawowania władzy, w tym stosunku do problemu dobra publicznego, wprost
przenoszące się na jakość przestrzeni i umożliwiające lub uniemożliwiające jej
komponowanie. Związki te są opisane w szeregu publikacji i warto je analizować28.
Niestety, kiedy nastąpiła ta komercjalizacja przestrzeni, urbanistyka jako
nauka, która w przeszłości służyła raczej tworzeniu dekretów niż negocjowaniu
warunków zagospodarowania przestrzeni miast, z jednej strony, nie znalazła dostatecznie dużo argumentów za koniecznością utrzymywania publicznej kontroli
nad procesami wzrostu miast, a z drugiej strony, jako potencjalny zwolennik takiej
kontroli, była systematycznie degradowana, razem ze wszystkim, co w innych
sferach życia publicznego zapowiadałoby jakąkolwiek kontrolę nad inwestowaniem w rozpraszanie miast29. Być może powodem jest to, że brakuje polskich,
poważnych, urbanistycznych opracowań prognostycznych, pokazujących choćby
przestrzenne skutki zmian postaci miasta. Tu nauka nasza nie ma osiągnięć takich
jak inne kraje30. W zasadzie, poza referatami konferencyjnymi wymienić można
tylko dwie książki zajmujące się krajobrazami powstającymi poza tradycyjnym
miastem31. Z pierwszej wynika, że w przyszłości miejskie formy będą bardziej
zmienne, modyfikowane siłami różnych wpływów, oparte na idei drogi i aktywne
wobec użytkownika. Z drugiej, że tzw. tematyzacja przestrzeni miejskiej, fenomen
traktowany do tej pory z pewnym lekceważeniem, może stać się podstawowym
sposobem budowania przestrzeni publicznych. Ale, jak powiedziano, dyskusja
na ten temat w naszej urbanistyce w zasadzie nie istnieje, a co gorsza brakuje
języka takiej dyskusji. Brakuje słownika, który pomógłby na bieżąco zapisywać
doświadczenia, dzięki czemu bralibyśmy udział w dyskusji światowej, tworzącej
nowy paradygmat urbanistyki albo zmiany w paradygmacie urbanistycznych
badań naukowych32. Nie można tu dopuścić, aby w kontaktach ze światem domiN. Taylor, Urban Planning Theory since 1945, SAGE Publications, London, 1998; P. Hall, Urban and Regional Planning, Routledge, London – New York, 1992; S. V. Ward, Planning Twentieth-Century City. The advanced
capitalist world, John Wiley & Sons, Chichester, 2002.
29
I tak nie ma śladu urbanistyki w polskiej Radzie Nauki, w komisjach Rady Nauki, w Komisjach Badań
na Rzecz Rozwoju Gospodarki i Rozwoju Nauki, w ministerialnych zespołach specjalistycznych i interdyscyplinarnych (w tym zajmujących się kontaktami z UE). W Polskiej Akademii Nauk jest tylko dwóch architektów,
Komitet Architektury i Urbanistyki ma wieczne kłopoty z wydawaniem swojego kwartalnika. Z zestawu dziedzin,
w jakich można dostawać granty MNiSW zniknęła „urbanistyka i architektura” a pojawiła się „architektura
i wzornictwo”. Programy ramowe (granty UE) – propozycje dotyczące urbanistyki trzeba „na siłę” dostosowywać do tzw. kierunków preferowanych. W Komisji Akredytacyjnej MNiSW nie ma ani architekta, ani urbanisty.
W Ministerstwie Infrastruktury nie ma żadnego departamentu mającego w nazwie „urbanistyka”. Urząd m. st.
Warszawy także się jej pozbył.
30
X. de Geyter, Architects, After Sprawl. Research for the Contemporary City, NAi Publishers, Rotterdam,
de Singel International, Antwerp, 2002; R. Ingersoll, Sprawltown. Looking for the City on its Egdes, Princeton
Architectural Press, NY, 2006.
31
L. Nyka, Od architektury cyrkulacji do urbanistycznych krajobrazów, Wyd. Politechniki Gdańskiej, Gdańsk,
2006; P. Lorens, Tematyzacja przestrzeni publicznej, Wyd. Politechniki Gdańskiej, Gdańsk, 2007.
32
Patrz konferencja Europejskiego Stowarzyszenia Edukacji Architektonicznej EAAE, która odbyła się
25–28 czerwca 2008 w Kopenhadze.
28
13
Uwarunkowania planistyczne
nował język pojawiający się na polskich wystawach weneckiego Biennale, taki jaki
dominuje wśród tzw. znawców sztuki współczesnej, prowadzący do powtórnego
zerwania związków pomiędzy twórcą a użytkownikiem architektury. Nie może
tu być mowy o tym, że w ten sposób wprowadza się z powrotem architekturę do
świata sztuki ze świata zgrzebnego budownictwa. Brak czytelności przekazu i skupianie się na problemach pozornych sposób ten kompromitują, ale wreszcie należy
to zrozumieć. Potrzebny jest język, jaki z jednej strony prezentował Bruno Zevi
w Linguaggi dell`architectura contemporanea (Etaslibri, 1993) albo Rem Koolhaas
w Delirous New York. A Retroactive Manifesto for Manhattan (The Monacelli Press,
NY, 1994), lub język, o jakim mówił Christopher Norris we wstępie do Dekonstrukcji
przeciw postmodernizmowi (Universitas, Kraków, 2001).
Strategie tworzenia ładu przestrzennego w mieście są w zasadzie znane.
Potwierdza tę opinię lista powszechnie akceptowanych wyznaczników ładu przestrzennego:
– spójność przestrzennej struktury osadniczej kraju z europejską strukturą
osadniczą i terytorialne równoważenie rozwoju, przy zachowaniu różnorodności
regionalnej i lokalnej w przestrzeni,
– policentryczność struktury osadniczej, przy spójności struktur osadniczych
sąsiadujących ze sobą jednostek administracyjnych oraz łatwej dostępności transportowej obszarów zabudowanych i obiektów infrastruktury społecznej, w tym
w zakresie transportu publicznego,
– zwartość struktury przestrzennej miejskich i wiejskich jednostek osadniczych, przy zachowaniu w strukturach osadniczych równowagi między terenami
zabudowanymi i terenami otwartymi, w tym terenami zieleni. Zwartość struktur to
po prostu kształtowanie zabudowy i zagospodarowania przestrzennego w formie
spójnych, całościowych i kompletnych zespołów urbanistycznych, w tym odpowiedniość wyposażenia obszarów zabudowanych do ich przeznaczenia,
– wreszcie – wysoka jakość architektury, cokolwiek by to nie oznaczało.
Przytoczona lista potwierdza, że słusznie robimy pracując w dwóch kierunkach. Jednym z nich jest dążenie do umocnienia lub stworzenia policentrycznej
sieci osadniczej, drugim promowanie projektowania urbanistycznego, przy czym
strategie będące wynikiem wspomnianych prac w pewnym momencie łączą się.
Generalnie strategie te można podzielić na mające swe korzenie wewnątrz
miasta i przychodzące z zewnątrz. Pierwsze są pomyślane jako przewodnik przez
proces tworzenia katalizatorów, reaktywujących pozytywne wydarzenia w tkance
miejskiej. Stąd dla ich tworzenia niezbędne jest zrozumienie miejskiego kontekstu,
ludzi, obrazów, tradycji, funkcji itd., aby podkreślając wszystkie cechy dodatnie
miasta, podnosić jego siłę. Konieczność analizy przestrzeni miejskiej jest tu
oczywista. Druga grupa strategii wiąże się z kształtowaniem struktury miejskiej
oraz miejscem miasta w większych strukturach osadniczych. Stąd konieczne są
analizy tzw. ziarna miejskiego, zwłaszcza wtedy, gdy mamy do czynienia z miastem
o, jak podejrzewamy, wynaturzonych proporcjach pomiędzy elementami, które
je tworzą. Dla wyjaśnienia – te wynaturzone proporcje pojawiają się wtedy, gdy
14
Miasto jako przedmiot badań
giną w mieście piesze połączenia, gdy pojawiają się osiedla pozbawione transportu
publicznego, gdy zaczynają rosnąć obszary monofunkcyjne, gdy peryferie stają
się centrum i odwrotnie, i gdy zanika możliwość (umiejętność?) kierowania tymi
procesami. Strategie nasze powinny wtedy pomagać w znalezieniu odpowiedzi na
pytania, m.in. jak wykorzystać nowe, organicznie rodzące się punkty centralne
i jak chronić dotychczasowe takie punkty, jak konsolidować istniejącą strukturę
miasta i jak łączyć z nią nowe struktury, jaką rolę pełnić mają miejskie, podmiejskie i pozamiejskie przestrzenie otwarte i jak, i do jakiego stopnia chronić je przed
zabudową, jak kształtować krawędzie obszarów zabudowanych i granice pomiędzy
nimi, jak stymulować zjawiska pozytywne choćby przez układy sieci infrastruktury? Nie bez znaczenia jest także takie formowanie korytarzy komunikacyjnych,
aby miały ludzki wymiar. Jest widoczne, że strategie te zmierzają do stworzenia
miasta policentrycznego, którego każdy element może być kształtowany przy
pomocy strategii z grupy pierwszej.
Nie można tu zapomnieć o tzw. urbanistyce operacyjnej. W przygotowaniu jej
teoretycznych podstaw niemałe zasługi ma wrocławski Wydział Architektury33.
Można powiedzieć, że urbanistyka operacyjna jest tworzeniem i wykorzystywaniem dwóch systemów zależności: a) między polityką przestrzenną miasta
a polityką gospodarczą i społeczną, b) między elementami każdej z polityk.
Urbanistyka operacyjna, opierając się na definicjach struktury miejskiej tworzy
m.in. modele ustalania lokalizacji dla różnych przedsięwzięć w mieście. Istotą jej
jest scalona odpowiedź na trzy pytania, podstawowe dla wdrożenia celów lokalnej polityki przestrzennej: kiedy, co, gdzie? Celem jest określenie celów rozwoju
i konstruowanie planu działania, w którym zamierzoną cechą procesów ma być
ich elastyczność, a stałym parametrem jest ograniczona wielkość środków oraz
opór przy rezygnacji z realizacji niektórych celów. Tak rozumiana urbanistyka
jest narzędziem działania strategicznego, dobrze przystosowanym do obecnych
trendów w realizacji urbanistycznej. Bierze się to stąd, że stosowane w niej modele
symulacyjne, a zwłaszcza komórkowe (cellular automata), będące odmianą modeli
mikrosymulacyjnych, możliwe do stosowania dzięki rozwojowi systemów informacji GIS i szybkim komputerom z dużą pamięcią, w znacznym stopniu przyczyniają
się do neutralizacji coraz liczniejszych fal konfliktów interesów występujących
w przestrzeni miasta. Podobnie jest, gdy używamy modeli optymalizacyjnych lub
symulacyjno-decyzyjnych.
Działanie strategiczne nie jest możliwe bez wypracowania zasad nowoczesnego zarządzania rozwojem miast. Jest ono dziś poważną gałęzią urbanistyki,
a być może nawet odrębną dziedziną wiedzy nazywaną gospodarką przestrzenną.
Wydaje się, że w Polsce na kierunek badań największy wpływ miało opublikowanie
w 1961 roku książki A. Loescha Gospodarka przestrzenna. Teoria lokalizacji (PWE),
a potem, w 1965 roku A. Ginsberta Zarys polityki komunalnej (Arkady) i W. Isarda
Metody analizy regionalnej. Wprowadzenie do nauki o regionach (PWN). Oczywiście
33
Wymienić należy m.in. profesorów Tadeusza Zipsera i Tomasza Ossowicza.
15
Uwarunkowania planistyczne
znaliśmy inne prace, literatura dotycząca pozaprzestrzennych aspektów rozwoju miasta jest wyjątkowo obfita. Z polskich autorów trzeba wymienić Jerzego
Regulskiego34, Ryszarda Domańskiego35, także działalność wydawnictwa KPZK
pod kierunkiem Tadeusza Markowskiego, Instytutu Spraw Publicznych UJ pod
kierunkiem Grażyny Prawelskiej-Skrzypek oraz innych osób36. Wymienione prace
tworzą paradygmat zarządzania przestrzenią miasta oparty o sterowanie procesami, upodmiotowienie obywateli, konkurowanie o świadczenie usług, kierowanie
się poczuciem misji a nie tylko przepisami, finansowanie wyników działań a nie
samych działań, przedsiębiorczość, decentralizację decyzji i odpowiedzialności,
mechanizmy rynkowe, marketing terytorialny. Interesującym kierunkiem badań
jest też patrzenie na wymienione zagadnienia z punktu widzenia umiejętności
rozwiązywania konfliktów przestrzennych37.
W działaniu strategicznym nie bez znaczenia jest problem elektronicznych
technologii informacyjnych i komunikacyjnych ICT, tak bardzo rzutujących na
przemiany miasta. Niestety, w Polsce nie jest z tym najlepiej. Kilka prac doktorskich
i habilitacyjnych, książka Michała Ostrowickiego Wirtualne realis. Estetyka w epoce
elektroniki (Universitas, Kraków, 2006), dwie jednostki akademickie zajmujące
się głębiej ICT, ale w zakresie architektury38, to nie jest potencjał dorównujący
ośrodkom zajmującym się sieciami metodycznie i z wytyczonym celem badań.
Kiedy więc William Mitchell pisze za Marshallem McLuhanem, że miasto już nie
istnieje, jeśli nie liczyć kulturowego „ducha miasta” dla turystów, i udowadnia to
swoją książką o e-mieście, to nie mamy argumentów mogących kontrować jego
poglądy39.
Nie fetyszyzując roli ICT trzeba powiedzieć, że bez pracy nad nimi i z nimi,
urbanistyka nie będzie współczesna. Więcej, z odwagą trzeba przyznać, że braki
nasze są tu większe niż wydaje się na pierwszy rzut oka, również w tworzeniu
form przestrzennych. Piotr Średniawa pisał („Architektura & Biznes”, 5/2002),
że w nocy w komputerach, „poza naszą kontrolą... wznoszone są całe miasta,
metropolie, pałace, imperia elektronicznej ułudy”. Tak w pozostawionym na noc
pracującym komputerze powstaje większość skomplikowanych renderingów, ale
czy tylko one, czy też coś więcej, co komputer sam ocenia jako dzieło niedoskonałe
i sam podejmuje decyzję o jego skasowaniu? Niestety, tych dzieł przejściowych,
wynikających z przekształcania zadanych parametrów możemy nie zobaczyć,
bo „elektroniczni myśliciele nie są wcale chętni do dzielenia się swoją wielkością
34
Wśród publikacji J. Regulskiego: System sterowania miastem. Problemy i koncepcje, PWN, Warszawa, 1976;
Planowanie przestrzenne (red.), PWE, Warszawa, 1985; Planowanie miast, PWE, Warszawa, 1986.
35
R. Domański, Gospodarka przestrzenna, PWN, 1990 (i następne wydania).
36
A. Noworól, Instrumenty zarządzania rozwojem miasta, IGPiK O/Kraków, Kraków, 1998 oraz Planowanie
rozwoju terytorialnego w skali regionalnej i lokalnej, Wyd. UJ, Kraków, 2007; W. Pęski, Zarządzanie zrównoważonym
rozwojem miast, Arkady, Warszawa, 1999.
37
Zb. Kamiński, Pojęcie konfliktu w planowaniu przestrzennym, Wyd. Politechniki Śląskiej, Gliwice, 2002.
38
Prof. Stefan Wrona, Wydział Architektury Politechniki Warszawskiej i prof. Adam Szymski, Instytut
Architektury Politechniki Szczecińskiej.
39
W. Mitchell jr., City of Bits i e-topia. Urban life, Jim – but not as we know it, MIT Press, Massachusetts, 2000.
16
Miasto jako przedmiot badań
z miernotą ludzkich umysłów”. Tymczasem niektóre z „dzieł przejściowych” mogą
być genialne. Dzieł takich poszukują dziś liczni twórcy (Gordon Pask, Cedric Price,
Nicholas Negroponte, Marcos Novak, Stephan Perelli, Lars Spuybroek, Greg Lynn
i in.), wiążąc świat realny z wirtualnym.
1.1.4. Miasto po 2008 roku – kierunki badań a wiarygodność prognozy
Nowe Planowanie – pojawia się, kiedy urbanista myśląc o przyszłości miasta
pamięta, że podlega ono ciągłemu stawaniu się i przemienianiu wraz ze zmianami
otoczenia. Stąd i planowanie miasta powinno być coraz to inne oraz uzupełniane
nowymi procedurami, metodami i narzędziami. One również powinny ulegać
zmianom, bo to co nazywamy „ciągłością planistyczną” odnosi się do wyników
ich stosowania, nie do samego planowania. Tak więc termin Nowe Planowanie
określa te zmiany w urbanistyce, które zmierzają do dywersyfikacji przestrzeni
w zgodzie z rosnącym zapotrzebowaniem na owo zróżnicowanie40. Termin ten
powstał, aby nadać nazwę temu, co w planowaniu i projektowaniu miast wymaga
odnowienia i jest odnawiane. Nowe Planowanie, może nawet Nowa Urbanistyka,
to odpowiedź planistów na coraz szybciej zachodzące zmiany w otaczającym nas
świecie. Tempo zmian tak rośnie, że często tracimy kontrolę nad wydarzeniami.
W takim świecie narzędzia utrzymywania ładu przestrzennego, a więc kontroli
nad przestrzenią nie mogą być takie same, jak w miastach poprzedniej generacji.
Bo zmiany, o jakich mówimy, powodują, że miasta nasze stają się inne.
Inność ta dotyczy też różnicujących się fragmentów miasta i staje się kategorią
na tyle atrakcyjną, że poszukiwaną. „Inność” coraz powszechniej jest uznawana
za symbol samobudującego się społeczeństwa heterogenicznego i definitywnego
końca dekretowanej społecznej homogeniczności.
Czy dla tego społeczeństwa heterogenicznego udało się przechować w dzisiejszym mieście przestrzenie „dobrej jakości”? Odpowiedź brzmi: tak. Mimo bowiem
nagłaśniania różnych zmistyfikowanych wartości, wartości trwałe (trwale ważne)
są przechowywane. Wiele zawdzięczamy tu Akademickiemu (Uniwersyteckiemu)
Nurtowi Twórczości, który w odróżnieniu od Komercyjnego Nurtu Twórczości,
stawiał wiedzę przed umiejętnościami (nie negując ich potrzeby), refleksję przed
wyścigiem o pierwszeństwo (nie negując potrzeby wyprzedzania swojego czasu),
syntezę przed analizą (nie negując potrzeby poznawania rzeczywistości) a zdanie
korporacji specjalistów przed zdaniem administratorów i finansistów (nie negując
wagi organizacji i pieniądza). Należy też założyć, że „inność” może być głęboko
przeżywana, jak np. patriotyzm, i może stać się, w morzu nijakości i bezideowości,
pozytywnym wyróżnikiem zachowań a w konsekwencji wyróżnikiem architektonicznej kreacji i urbanistycznego procesu.
S. Gzell, Nowe Planowanie – integracja kwestii projektowych, ekonomicznych, środowiskowych i społecznych
w nowej filozofii planowania rozwoju miast, [w:] P. Lorens (red.), System zarządzania przestrzenią miast, Wyd.
Politechniki Gdańskiej, Gdańsk, 2002.
40
17
Uwarunkowania planistyczne
Osobnego rozważenia wymaga stopniowanie „inności” – od po prostu istniejącej do kreowania „inności za wszelką cenę”. Aby się od niej uchronić potrzebne są
narzędzia oceniające działalność architektów i urbanistów. Można powiedzieć, że
więcej szans na pożądane przemiany mają miasta łączące ekonomiczne spojrzenie
na przyszłość z ochroną przestrzennych wartości41. Są to miasta:
– które silniej odróżniają się, w sensie przestrzennym, od innych,
– w których instytucje prywatne i publiczne przystosowują się do zmieniających się warunków działania w przestrzeni,
– w których inwestorzy rozumieją, że dbałość o ład przestrzenny jest, w dłuższej perspektywie, „polisą ubezpieczeniową” sukcesu,
– w których dbałość o wygląd jest częścią budowania lokalnego patriotyzmu,
– w których inwestycyjne partnerstwo prywatno-publiczne zwiększa nakłady
na przebudowę miasta.
Inne systemy proponuje anglosaska szkoła planistyczna42. Dzięki tym badaniom można ustalić kryteria ocen „zbudowanego środowiska”.
– Kryterium pierwsze odnosi się do stopnia ostrości oceny. W ocenie architektury i urbanistyki zawsze istnieje margines spojrzenia subiektywnego, jak zawsze,
gdy dzieła powstałe oceniamy po równo, z inspiracji materialnej i duchowej. Jest
to przyzwolenie na oceny mniej ostre lub bardzo ostre – w każdym znaczeniu
tego słowa.
– Kryterium drugie odnosi się do stopnia trwałości oceny. Można powiedzieć,
że skoro miasto zmienia się i rozmaite jego elementy zyskują lub tracą znaczenie,
kształty, kondycję itd., to ich ocena powinna być zmienna w czasie. Jest to przyzwolenie na ocenę rzeczy w relacji do innej rzeczy, ocenę porównującą i mówiącą
tym samym, jaką omawiana rzecz mogłaby być w przyszłości, a więc ocenę również
antycypującą i stymulującą.
– Kryterium trzecie odnosi się do stopnia przydatności oceny, co wynika z natury ocenianego przedmiotu – miasto, architektura i urbanistyka, to synergiczny
związek teoretyczno-praktyczny, wymagający działań racjonalnych. Ocena miasta,
będąc jedną z części procesu jego budowy, też musi być przydatna a więc racjonalna.
Analizując sprawy zmian i „inności” powstającego nowego miasta, nie możemy
zapomnieć o dokonaniach historii budowy miast (zwłaszcza wtedy, gdy badania
łączone były z problemami ochrony krajobrazu), bez której ocena tego, co można
zmienić a co powinno zostać w kształcie istniejącym, nie byłaby możliwa.
Zmiany idą tak szybko, że dziś mówi się o nadchodzącej w najbliższej przyszłości przebudowie rozproszonych przedmieść. Wynika to głównie z niskiej
jakości ich zabudowy oraz wzrostu cen obszarów położonych bliżej dawnych centrów miejskich. Z badań amerykańskich wynika, że będzie to około 50% zabudowy
41
The Economics of Amenity: Community Futures and Quality of Life, Partners for Livable Places, Waszyngton
DC, 1985.
42
Np. działalność londyńskiej Bartlett School of Architecture and Planning, która organizuje od 1979 roku
letnie szkoły badające „produkowanie środowiska zbudowanego”.
18
Miasto jako przedmiot badań
powstałej w okolicach roku 200043. Musimy być przygotowani na opracowanie zasad polskiego (europejskiego) systemu Transport Oriented Development i na polski
Smart Growth. Musimy być przygotowani na opanowanie polskiego The Edge City,
choćby przez opracowanie odpowiedniej ustawy metropolitalnej, która od lat jest
obiecywana (chodzi o system zarządzania przekształcanych w niby-miasto terenów
poza miejskimi granicami), lub nowej ustawy o zagospodarowaniu przestrzennym.
Chodzi tu także o wyrównanie poziomu intensywności badania rozproszonych
przedmieść w stosunku do śródmieść. Bez tego nie uzyskamy danych, bez których
prognozowanie jest tylko futurologiczną zabawą. Doświadczamy tego już dziś, nie
mogąc ustalić liczby mieszkańców Warszawy dla potrzeb studium uwarunkowań
i kierunków zagospodarowania44.
Przebudowa przedmieść wynikać też będzie z poszukiwania modelu bliższego
ideałom rozwoju zrównoważonego, w tym nadawania wysokiej rangi przestrzeniom publicznym oraz tworzenia tzw. miast społeczności kreatywnych, czyli miast,
dla których znakiem identyfikacyjnym jest 3T: Technologia, Talent, Tolerancja45.
To też jest cel przyszłej urbanistyki.
Czy jesteśmy gotowi do podjęcia wymienionych zdań? Przegląd siedemdziesięciu jeden prac doktorskich w specjalności urbanistyka, wykonanych na Wydziale
Architektury Politechniki Warszawskiej w latach 1982–2008, daje obraz następujący: 5 zajmuje się modernizacją zabudowy mieszkaniowej, 15 planowaniem
w wielkiej skali, 17 obrazem miasta i przestrzeniami publicznymi, 13 planowaniem
lokalnym, 8 historią, 5 terenami zielonymi, 8 problemami organizacji i ekonomii.
Wśród nich jedynie 4 odnoszą się bardziej bezpośrednio do problemu rozpraszania się miast. To nie jest dużo, zważywszy na fakt, że to właśnie wśród nowych
doktorów poszukiwać trzeba naukowców, którzy będą musieli rozwijać projekt
Nowego Planowania.
I na koniec rekapitulacja zdarzeń, co nie obejdzie się bez namysłu nad nową
definicją urbanistyki. Warto przypomnieć, że Ildefonso Cerda pisząc w połowie
XIX wieku książkę o teorii urbanizacji na podstawie doświadczeń zdobytych przy
rozbudowie Barcelony, zajmującej znaczne obszary sąsiednich gmin, twierdził, że
urbanizacja to zamiana w miejskie tego co wiejskie, i że urbanizacji towarzyszyć
zawsze powinna ruralizacja, oznaczająca odpowiednio zamianę w wiejskie tego
co jest miejskie. Zajmować się tym wszystkim miała urbanistyka. I sam proces
i wyeksponowana w definicji istota urbanistyki bardzo przypominają dzisiejszą
sytuację. Może więc, po zapowiedzianej wcześniej refleksji nad kondycją współczesnych nam badań urbanistycznych, powinniśmy wrócić do prostej, zrozumiałej
i wiele obiecującej definicji Cerdy. Takie zdroworozsądkowe odzyskiwanie urbanistyki w świecie rozwijającym się nieliniowo może być dobrym lekiem na jeden
http://www.citymayors.com/development/built environment usa.htlm
Takim zagadnieniom była poświęcona międzynarodowa konferencja naukowa „A Suburban World? Global
Decentralization and the New Metropolis” w Reston, VA, USA, w dniach 6–8. IV.2008.
45
R. Florida, The Rise of the Creative Class: and how it`s transforming work, leisure, community and everyday
life, NY, NY, Basic Books, 2004.
43
44
19
Uwarunkowania planistyczne
z dramatów współczesnego świata, który po utracie poczucia czasu, traci teraz
znaną sobie przestrzeń. Rewolucja w użytkowaniu ziemi wokół wielkich miast,
wymuszona przez zmiany cywilizacyjne, teraz sama zaczęła zmieniać cywilizację.
Dlatego też, gdy obserwujemy komplikowanie się świata, warto do jego opisu
używać coraz to prostszych narzędzi – tylko wtedy nie wpadniemy w pułapkę
determinizmu. Będziemy też w stanie tworzyć urbanistyczne przepowiednie nie
„na odwrót”, to znaczy nie takie, które umieją tylko mówić, że zła urbanistyka
prowadzi miasto do katastrofy, ale takie, które pokażą nam przyszłe dobre miasto.
Chciałbym, żeby za kolejne 10–15 lat, kolejny autor tego powtarzanego rozdziału
w książce o badaniu miasta sprawdził czy to się udało.
1.2. Doktryna urbanistyczna w czasach zarazy46
1.2.1. Otoczenie – władza i pieniądze
Wiele lat temu ukształtował się pogląd, że w gospodarce, aby coraz lepiej się
miała, należy pozwolić na wolność poczynań, na swoisty entuzjazm i nieograniczoną konkurencję w działaniu. Tak krótko scharakteryzowana ekonomiczna
doktryna liberalna była i jest przeciwstawiana próbom jakiejkolwiek interwencji
na rynku. Ten ostatni, wraz ze swoimi prawami, pojawiał się wszędzie tam, gdzie
wykryto istnienie towaru, na który był popyt możliwy do zaspokojenia przez podaż. Przy czym towarem stawało się (nazywano, przyjmowano zań) każde dobro,
bez względu na to, czy było go dużo czy mało, czy występowało masowo czy też
było jednostkowe. W rezultacie, w użytkowaniu dóbr zatracono wszelką miarę,
a uzasadnieniem, wystarczającym w gospodarce liberalnej dla coraz większej
podaży, był zwiększający się popyt na niektóre dobra.
W połowie ubiegłego wieku zauważono jednak, że ten sposób działania prowadzi do wyczerpania się tzw. dóbr nieodnawialnych – taki był początek doktryny
równoważenia rozwoju, zapisanej w postaci zdania, że powinniśmy zaspokajać
potrzeby obecnych pokoleń bez narażania na ryzyko możliwości zaspokajania
potrzeb następnych pokoleń. Zdanie to zrobiło wielką karierę, trafiło do wielu
międzynarodowych dokumentów i do konstytucji Rzeczpospolitej Polskiej. To
bardzo dobrze, problem jest tylko w tym, że mało kto zauważa, iż dobrem, które
wyczerpuje się najszybciej i być może bezpowrotnie jest przestrzeń. Jest to dobro,
o które praktycznie nie dba się, co można udowodnić na wielu przykładach.
Kryzys finansowy w USA 2008 roku nie wziął się z niczego. Instytucje finansowe, które udzielają kredytów hipotecznych zlekceważyły pojawiające się od
Rozdział 1.2. oparto na referacie wygoszonym przez S. Gzella na 4. Międzynarodowej Konferencji Międzynarodowego Forum Urbanistyki (IFoU), „The New Urban Question – Urbanism beyond Neo-Liberalism”,
Amsterdam/Delft, listopad 2009.
46
20
Doktryna urbanistyczna w czasach zarazy
kilku lat objawy zachwiania się rynku nieruchomości. Banki udzielały pożyczek
najwyższego ryzyka (subprime) praktycznie każdemu, kto tylko chciał pożyczkę
wziąć, nawet osobom nie mającym odpowiedniej zdolności kredytowej (pożyczki
dawano najczęściej w adjustable mortgage system, dodajmy że stosowanym i w
Polsce). W tym opisie sytuacji brakuje jednego elementu, mianowicie analizy, kto
i dlaczego budował ustalając wysokie ceny nieruchomości, komu to ułatwiano?
Jak to się stało, że pod hasłem realizacji american dream wybudowano miasta
przechodzące obecnie do kategorii miast duchów? Amerykanie w zasadzie
wszystko to wiedzą, bo przecież opisują, i warto ten opis likwidacji barier inwestycyjnych przypomnieć, przypominając równocześnie, że tak jak i w Polsce
nikt odpowiedzialny za stan miast tekstów tych nie brał pod uwagę, o ile w ogóle
zawracał sobie głowę ich poznawaniem.
Po pierwsze, w liberalnej gospodarce (w Polsce po 1989 roku) planowanie
uznano za „narzędzie opresji”, za to prywatną własność terenu za rzecz nienaruszalną. Odrzucono zintegrowane planowanie regionalne, które mogłoby pełnić
rolę koordynatora w zakresie ekonomii i ekologii dla miast rozlewających się poza
granice wyobraźni. Odrzucono też pojęcie interesu publicznego, bo zapowiadało
ono regulowanie rynku przez władzę, a w Polsce mówiono ponadto o jakoby
komunistycznej proweniencji jakiejkolwiek regulacji. Była to pierwsza bariera na
drodze liberalnej gospodarki, którą skasowano.
Po drugie, w Polsce (ale nie tylko tu) kwestionowano potrzebę projektowania
urbanistycznego, tam zwłaszcza, gdzie prowadzić mogło do kreacji przestrzeni
publicznych oraz oddano realizację usług, w tym oświaty i zdrowia, prywatnym
przedsiębiorcom. W rezultacie następuje podział terenu na działki wyłącznie z domami do mieszkania, bez śladu innych funkcji, bo one zysku nie przynoszą. Działki
są podobnej wielkości, więc kupowane są przez osoby o podobnym statusie – tak
tworzą się współczesne getta dla grup o identycznej zamożności, wykształceniu,
przyzwyczajeniach itp.
W Polsce ponadto, pod hasłem projektowania „planów elastycznych” uchwalano plany, gdzie w każdym miejscu można było postawić co kto chciał (warto
przestudiować plan Warszawy z 1992 roku), pod warunkiem okazania urzędowego
potwierdzenia własności terenu (w projekcie nowej ustawy miejsce zaświadczenia
zajmuje oświadczenie potencjalnego inwestora).
Po trzecie, wymyślano mechanizmy finansowe mające przyspieszać dopływ
pieniędzy do najprostszych w formie i najkrótszych w czasie sposobów zabudowywania terenów. W rezultacie kontrola nad inwestycjami i lokalizacjami przechodziła z rąk władzy miejskiej w ręce banków i deweloperów.
Po czwarte, budowa autostrad (za którymi tak w Polsce tęsknimy) otwierała
nowe możliwości lokalizacyjne coraz dalej od miast, co ułatwiało kupowanie
tańszych terenów.
Wniosek: rozpraszanie się miast i powstawanie coraz to nowych megalopolisów
jest skutkiem dominacji doktryny liberalnej (może neoliberalnej) w gospodarce,
wykorzystującej hasła o „lepszym mieszkaniu w zielonym habitacie” dla realizacji
21
Uwarunkowania planistyczne
celu, jakim jest maksymalizacja zysków osób i organizacji związanych z budową
owych jakoby lepszych mieszkań.
Rezultatem rozpraszania się miast był i jest odpływ ludności i pieniędzy z ich
dotychczasowych, centralnych obszarów. W wielu przypadkach oznacza to przedłużającą się agonię miasta w sensie fizycznym. W sensie przenośnym bowiem agonia
ta skończyła się, tradycyjne miasto umarło. Mamy do czynienia z miastem nowym,
dla którego wiele lat temu wymyślono nazwę „megalopolis”. Jedną z jego cech jest
bezustanne powiększanie powierzchni zabudowanej, co fachowo określamy jako
powstawanie zachodzących na siebie (przy bliskości miast) amorficznych stref
zurbanizowanych. Są to zbiory domów jednorodzinnych, produkowane szybko
i przypadkowo, bez ulic, placów, kierunków i osi, bez cech miejskości albo wspomnień wiejskości, nie poruszające wyobraźni, bez znaczenia dla teorii miejsca i nie
tworzące motywacji urbanistycznej dla projektowania architektonicznego, za to
stające się pięknym polem badania przypadków pokazanych w filmach „American
beauty” albo „Born to kill”.
Wniosek: wiele projektów powstaje bez zwracania uwagi na to, co istnieje
w mieście. I nie jest to postmodernistyczna gra o wielość i gęstość, to budowa
„rzeczywistości równoległej” do istniejącej – resztki dawnego miasta sobie, a my
sobie. W doktrynie liberalnej miasto jest fabryką pieniędzy. Aby tak się stało, nie
może być obrazem zbiorowej pamięci, a jako palimpsest świadomie pozbawiane jest
warstwy współczesności powiązanej z przeszłością. Po to wprowadza się pojęcie
chaosu jako metody tworzenia przestrzeni miejskiej i temu służy wprowadzanie
do urbanistyki, zwłaszcza tam, gdzie mówi się o kompozycji miejskiej, metody
research by design, co można zamienić na wojskowe określenie „rozpoznanie walką”.
Co można robić w opisanej sytuacji? Można oczywiście pisać o kontrolowaniu
powiększania obszarów miasta, o nowych relacjach między terenami miejskimi
a wiejskimi, o tworzeniu policentrycznego systemu osadniczego i właściwym
zarządzaniu ekosystemem miejskim, odpowiedniej polityce lokalizacyjnej albo
tworzeniu strategii projektowania urbanistycznego. Ale to nie są argumenty
ważące dla ekonomicznej doktryny liberalnej. Nawet dowody, że w dłuższym
okresie zwracają się nakłady na poprawianie urody przestrzeni miejskiej (economy
of amenities) nie trafiają do inwestora, bo ważne jest tempo obrotu kapitału. Czyli,
mówiąc krótko, musimy być przygotowani do życia w nowym, rozproszonym mieście. A jeśli nie chcemy? Cóż, pozostaje tylko liczyć, że neoliberalizm odchodzi do
lamusa, jak pisują publicyści. Dodają najczęściej, że kryzys finansowy w Stanach
Zjednoczonych to konsekwencja ślepego przywiązania do kapitalizmu pozbawionego wszelkiej kontroli ze strony państwa i niezależnych instytucji. Tak więc
kwitnący rynek nieruchomości, brak barier inwestycyjnych, masowe przenosiny
z „pasa śniegu” do „pasa słońca”, zrealizowany program budowy autostrad, za
którymi stała po prostu zwykła chciwość, okazały się wspólnie przyczyną śmierci
tradycyjnych miast.
(Neo) liberalizm się broni. Słyszymy, że jego utrata będzie zwycięstwem fundamentalistów populizmu. Ale też warto zapytać, czy liberalizm w dzisiejszej,
22
Doktryna urbanistyczna w czasach zarazy
polskiej (wschodnioeuropejskiej) wersji ma sens wtedy, gdy zadajemy pytania
dotyczące gospodarki w przestrzeni miast.
Najpierw chcielibyśmy wiedzieć, czy władza, zwłaszcza państwowa, broniąca
liberalnych zasad w gospodarce ma jakiś cel w odniesieniu do miast. Urbanistyka,
rozumiana jako nauka i sztuka budowy miast, cel taki podpowiada, ale nie widać,
żeby działania państwa na tych podpowiedziach się koncentrowały i zmierzały
do jego ostatecznego sformułowania. Wydaje się, że państwo nie chce nawet
zinwentaryzować konfliktów, bo to mogłoby stać się (niechcący) początkiem sformułowania nowych reguł. Nic więc dziwnego, że w tej sytuacji próżnia wypełniana
jest przez najaktywniejsze i najsilniejsze grupy aktorów miejskiej sceny, to znaczy
deweloperów i banki.
Władza w Polsce nie rozumie unijnego wzywania do konkurencji miast
z równoczesnym wezwaniem do współpracy i nie zauważa nowych wyzwań demograficznych. Paradoksalnie, wydaje się, że ugruntowanie się konsumpcyjnych
tendencji w społecznym systemie wartości jest władzy na rękę. Do takich bowiem
społeczności wystarczy wysyłać stereotypowe komunikaty, formułowane jak
walentynkowe kartki, nie trzeba za to proponować ambitnych projektów, które
w długiej perspektywie faktycznie poprawiałyby jakość życia. Długa perspektywa
oznacza ryzyko, co mogłoby zakłócić bezpieczne życie z polityki i wymagałoby
prawdziwego rządzenia w miejsce zarządzania. Prawdziwego, to znaczy takiego,
w którym wola władzy staje się rzeczywistością i w którym rzeczywistość nie zależy od zachowań tych osób trzecich, które powinny być jedynie usługodawcami.
W przypadku miast zaliczamy do nich już wspominane banki i deweloperów. Ich
wpływ na stabilność kontaktów rządzących i rządzonych okazuje się dziś zasadniczy, a przez to polityka państwowa, rudymentarny atrybut władzy, zostaje
sprywatyzowana. To prawdziwy tryumf liberalizmu polskiego.
Dziś władza w Polsce stara się być w sposób ponowoczesny miękka, udając, że
nie dostrzega, iż coraz twardsi rządzeni to wykorzystują. Nie chodzi tu o narzucanie nakazów dotyczących interesów. Istotą jest, żeby do świata wykluczających się
wartości i interesów wprowadziła system norm, prawo, dzięki któremu odmienne
wartości i skonfliktowane interesy będą obok siebie istniały.
Żeby tego dokonać potrzeba skupienia i koncentracji – tymczasem w listopadzie 2008 roku władza, w jednym obozie politycznym, rękami przedstawicieli
jednej partii politycznej, przygotowała trzy konkurencyjne projekty ustawy
o zagospodarowaniu przestrzennym! Jeżeli przyjmiemy, że głównym zadaniem
tej ustawy jest zapobieganie rozpraszaniu się miast, to obraz byłby dość humorystyczny, gdyby wszystko nie dotyczyło przestrzeni, dobra unikalnego i w coraz
szybszy sposób niszczonego.
Oznacza to, że dyskurs wokół gospodarowania w przestrzeni jest uwikłany
w grę, którą władza naiwnie przedstawia jako rzeczywistość, co odsłania naturę
tej rozgrywki. Widać, że władza nie jest wiarygodnym partnerem o stałych poglądach i nie podejmuje wysiłku intelektualnego, aby przeciwstawić się „ładowi
samorzutnemu”. Bez tego wysiłku jedynie powielamy stary porządek i nie panuje23
Uwarunkowania planistyczne
my nad zmianami. Nie dziwi więc, że urbanistyka, której zadaniem jest planować
i realizować zmiany w przestrzeni w zgodzie z interesem publicznym, jest przez
uczestników opisanej wyżej gry traktowana jako przeciwnik do zwalczenia i gdy
domagamy się sanacji myślenia o przestrzeni, słyszymy o mafii urbanistów.
1.2.2. Otoczenie – nowe zjawiska
Nowa geografia miast. Początek jej leży w powstaniu elektronicznych sieci
komunikacyjnych i wielkich, ponadnarodowych korporacji, a także w tym, że produkcja podstawowego dobra, jakim jest dziś informacja, w zasadzie nie potrzebuje
miasta. Z drugiej strony, żadna z firm nie jest tylko elektronicznym impulsem.
Mają fizyczny wymiar i ta „fizyczność” musi być osadzona „gdzieś”, ale nie oznacza
jednak, że wszystko jedno gdzie: poszukiwane są zwykle miejsca wysoko klasyfikowane w rozmaitych rankingach. Liczba takich miejsc jest ograniczona – na
świecie jest to kilkadziesiąt miast. Takie miasta ściągające potencjał i stające się
stolicami pewnych obszarów występują w każdej skali. Ma ona m.in. ten skutek, że
rosną centra biurowe, niekoniecznie w centrach miast, a ich zamożni pracownicy
starają się, namawiani przez zręcznych deweloperów, mieszkać poza miastem
w jednorodzinnych domach. Wzór takiego zamieszkiwania, znany za oceanem,
dotarł do Europy. W Polsce też go obserwujemy.
Nowi obywatele. W wielu krajach faktem jest istnienie wieloetnicznych społeczeństw, w Polsce też. Dziś uważamy, że otwartość w stosunku do obcych kultur jest
jednym z decydujących kryteriów konkurencji rynkowej. Bogate kraje z przewagą
starzejącej się ludności i mające niski przyrost naturalny muszą, dla utrzymania
standardu życia, liczyć na młodych i dynamicznych przybyszów z zagranicy. Bez
dostarczania nowych talentów maleją też innowacyjne możliwości kraju.
Nowy liberalizm. Omówiony był w poprzednim rozdziale, ale warto przypomnieć jeszcze problem globalizacji. Jej przeciwnicy mówią, że m.in. powoduje
niemoc władz publicznych, czyli oddzielanie się władzy od polityki. Wynika to
z faktu, że władza staje się globalna i eksterytorialna, a polityka lokalna i terytorialna. Zwiększa się rozziew między przestrzenią, w której rozstrzygane są kwestie istotne dla ludności a możliwością instytucjonalnej kontroli, jaką dysponuje
suwerenne państwo.
Trzeba przypomnieć, że dostarczycielem kapitału może być praktycznie każdy
jego właściciel, bo ma prawo lokowania go w dowolnym miejscu na świecie, tam
gdzie osiągnie największy zysk. Pogoń za zyskiem powoduje, że przemieszczające się sumy są olbrzymie, ubezwłasnowolniając rządy i wymuszając respekt dla
neoliberalnych zasad. Zasady te są proste: mały budżet (minimalizacja państwa
opiekuńczego), rezygnacja z regulowania popytu (z poprzestaniem na ochronie
pieniądza), prywatyzacja, niechęć do politycznej demokracji – z tym, że to wszystko
niektórzy nazywają pragmatyzmem bez zasad.
Ale przyszłość takiego pragmatyzmu, rozumiana jako ocena rezultatów, nie
jest zachęcająca. Chodzi zwłaszcza o niepewność, jakiej nie rozpraszają wymienio24
Doktryna urbanistyczna w czasach zarazy
ne zasady jej panowania. Nie ma wśród nich wiele miejsca na planowanie, także
przestrzenne. W zamian za to mamy życie jako pasmo krótkotrwałych wydarzeń.
W urbanistyce jest to tworzenie rzeczywistości akceptującej zasadę nietrwałości
świata, nietrwałość kultury, lekceważącej wszystko, co nie jest płynne i przemijające – bo tylko takie nadaje się do natychmiastowego spożycia. Punkty docelowe
w takim życiu przemieszczają się, nie ma czasu na lepsze jutro, bo żąda się innego
dziś. Opisanemu życiu brakuje granicy możliwości. Bez niej za kolejnym projektem
może być pustka.
Ale czy globalizacja to tylko zagrożenia i niebezpieczeństwa? Chyba nie, skoro
mówi się w jej aspekcie o Nowej Młodości Świata. Perspektywa globalizacji daje
szansę wprowadzenia do obiegu cywilizacyjnego osób i społeczności dziś będących
poza głównym nurtem życia świata.
Jest prawie pewne, że przyszłe społeczeństwo będzie oparte na wiedzy stającej
się najważniejszym czynnikiem produkcji, a społeczeństwo, w którym wiedza jest
tak istotna, może zadawać sobie podstawowe pytania częściej niż społeczności
dzisiejsze. Powodem będzie to, że przy obfitości dóbr zdarza się deficyt sensu
ich zdobywania. Przyzwyczajenie do stawiania sobie takich pytań i umiejętności
odpowiedzi na nie to rzecz, którą dostarczyć może tylko odpowiednia edukacja.
Inaczej: musi powstać pozytywna wizja poprawy świata, bo bez niej ci wszyscy,
którzy cierpią z powodu niesprawiedliwości związanej z globalizacją odwrócą się
od wszelkich trendów rozwojowych.
Nowa samorządność. Pojęciem, które w sferze zarządzania odpowiada na
współczesne wyzwania stojące przed władzami miast jest governance. Ogólna
definicja tego pojęcia mówi, że jest to demokratycznie zorganizowany system
zarządzania, poprzez który mieszkańcy działają kolektywnie w skali lokalnej
w celu zwiększenia dobrobytu, zaspokojenia wspólnych potrzeb oraz zapewnienia
sprawiedliwości społecznej.
Nowa partycypacja. W rezultacie rytualizacji dotychczasowych procedur, co
jest wynikiem nadmiernej instytucjonalizacji kontaktów władzy z obywatelami,
na lokalnych szczeblach zarządzania zaczęto odrzucać intelektualną omnipotencję
państwa na rzecz wiedzy o potrzebach miast. Stąd i rola planisty ulega zmianie:
zamiast pojawiania się z gotowym rozwiązaniem przygotowanym na zamówienie
„centrum”, ma układać w sensowną całość to wszystko, co dociera do niego od dołu.
Dziś społeczna partycypacja oznacza odpowiedzialność lokalnej społeczności
za decyzje, jakie podejmuje korzystając z demokratycznych mechanizmów. To
umacnianie demokracji, poczucie obywatelstwa, przynależności do miejsca i łagodzenie zróżnicowań społecznych. Ceną jest zagospodarowywanie przestrzeni
dokonywane w drodze kompromisu, co nie zawsze skutkuje najlepszą jakością
form. Z tego powodu należy dążyć do kompromisu pomiędzy „idącym od góry”
planowaniem strategicznym a „idącym od dołu” uczestnictwem w zamianie tych
planów w konkretne działania. Stąd można stwierdzić, że partycypacja będąc
warunkiem koniecznym, nie jest dla planowania i projektowania urbanistycznego
miasta warunkiem wystarczającym.
25
Uwarunkowania planistyczne
Zaniechania. Krótko: a) do dziś w wielu miastach nie przezwyciężono podziału
na obszary „stare” i „młode”, b) nie zmieniła się przestrzenna segregacja ludności
starej, c) w miastach narastają zróżnicowania społeczno-przestrzenne, d) można
mówić o niedostosowaniu systemu edukacyjnego do rosnącego zapotrzebowania
na lepiej przygotowaną siłę roboczą, e) zarzucono regulowanie konfliktów w mieście przy pomocy polityki mieszkaniowej.
1.2.3. Otoczenie – oczekiwania
Planowanie to bezsprzecznie kreacja, jako że planowanie jest wprost związane z powstawaniem (kreacją) środowiska zbudowanego. Ale kiedy stwierdziliśmy,
że miasto to nie tylko forma, porzuciliśmy życie projektanta-twórcy, stając się
uczestnikiem procedur planistycznych.
Pamiętamy wszakże, że niezależnie od wszystkiego plan powstający w wyniku
tych procedur powinien być także trójwymiarowym projektem przestrzeni – jeśli
chcemy dbać o jej harmonijny rozwój. Powinien też być zapisem akcji doprowadzającej trójwymiarowy projekt do realizacji – jeśli chcemy dbać o realność
zamierzeń w przestrzeni. Taki plan nie będzie zakładał rozwoju obszaru ponad
jego możliwości.
Miasto budowane według takiego planu podtrzymywać będzie obraz Miasta
Europejskiego. Trzeba więc zastanowić się nad strategiami, które promując wspominane już projektowanie urbanistyczne, pomogą przetrwać takiemu Miastu.
Strategie te powinny pomagać w znalezieniu odpowiedzi na pytania, m.in. jak
wykorzystać nowe punkty centralne i jak chronić dotychczasowe takie punkty,
jak konsolidować istniejącą strukturę miasta i jak łączyć z nią nowe struktury,
jaką rolę pełnić mają miejskie, podmiejskie i pozamiejskie przestrzenie otwarte
i jak, i do jakiego stopnia chronić je przed zabudową, jak kształtować krawędzie
obszarów zabudowanych i granice pomiędzy nimi, jak stymulować zjawiska pozytywne choćby przez układy sieci infrastruktury?
Jak powinno w przyszłości wyglądać zarządzanie rozwojem miasta? Być
może będzie potrzebna ewolucja obecnego systemu planistycznych władz miejskich: przełamanie branżowego układu służb na rzecz zespołów zadaniowych,
zespołów transgranicznych, zespołów obszarowych itd. Jest to osobny problem,
być może do rozstrzygnięcia w ramach strategii rozwoju miasta.
Waga analizy obszarów o wysokich walorach przyrodniczych wynika
dziś z powszechnego rozpraszania się zabudowy miejskiej na terenach podmiejskich. Jest to wynik braku nieprzekraczalnej linii zabudowy, wyznaczonej
po analizie potrzeb inwestycyjnych miasta (nie poszczególnych deweloperów)
i możliwości realizacyjnych, tak aby każdorazowa inwestycja wpisywała się w obraz miasta albo go uzupełniała. Należy się spodziewać, że nieprzekraczalnej linii
zabudowy towarzyszyć powinna granica obszarowa miasta, pas terenu, na którym
dokonywać się będą mogły przemiany dostosowujące do siebie stan zabudowy po
obu stronach granicy.
26
Doktryna urbanistyczna w czasach zarazy
Dziś mówimy coraz więcej o mieście-regionie albo o mieście w regionie, co
niejako automatycznie włącza tereny niegdyś otwarte, pozamiejskie, do terenów
miasta. Procesy powodujące pojawianie się takich miast raczej przybierają na
sile niż słabną. Stąd, to co dziś nazywamy „obszarami podmiejskimi” może stać
się w przyszłości miastem właściwym. Po drugie, to co dziś nazywamy rozpraszaniem się miast, opatrując proces konotacją negatywną, dalej będzie istniało,
tyle, że z powodu spowszednienia zjawiska, bez takiej konotacji. Wszystko więc
sprowadza się do tego, czy owo rozszerzanie będzie nadal spontaniczne, czy uda
się je kontrolować.
Tak więc koncentrować się powinniśmy nie na zmianie rzeczywistości, ale
na ujawnianiu nowych możliwości, jakie dają zachodzące procesy. Kierunkiem
działania powinno być tworzenie nowych „krajobrazów miejskich” w przestrzeni
znajdującej się pomiędzy dotychczasowymi centrami miejskimi, którą dotychczas nazywaliśmy otwartą a czasem pustą lub negatywową. Tym samym tę pustą dotychczas przestrzeń podnosimy do rangi takiej samej, jaką mają obszary
zabudowane. Być może dzięki temu zaniknie kontrast pomiędzy tym co pełne
i tym co puste, ale lepiej, żeby tak się stało, niż żeby istniejąca stale łatwość
użytkowania przestrzeni otwartej obracała się przeciwko morfologii ich obu.
Oczywiście te teoretyczne, ale uprawnione rozważania toczą się w warunkach
istnienia presji inwestycyjnej na zajmowanie terenów zielonych pod zabudowę,
braku jasnej polityki co do przyszłości terenów rolnych, braku sprecyzowanych oczekiwań co do udziału przyrodników w określaniu stanu, przydatności
i przyszłości terenów zielonych w mieście, a zwłaszcza (Polska) braku koordynacji pomiędzy często rozdrobnionym podmiotowo zarządzaniem nimi. Tylko
w wyniku takiej koordynacji powstawać będzie harmonijna przestrzeń miejska.
1.2.4. Harmonijna przestrzeń miejska
Powstawanie harmonijnej przestrzeni miejskiej wymaga ustalenia sekwencji działań, zgodnych z logiką dochodzenia do pożądanego przestrzennego
rezultatu.
Tak więc na początku projektowania powinna zostać określona IDEA, która jest podstawą formułowania celów strategicznych i operacyjnych. Mówiąc
inaczej, bez merytorycznie opracowanego poglądu, jakie miasto chcemy mieć
i dlaczego, nie ma mowy o racjonalnym jego rozwoju, a tym bardziej rozwoju
zrównoważonym.
Z IDEI powinna powstawać KONCEPCJA. Dopiero na podstawie klarownych koncepcji przestrzennych projektować można PLAN, prawnie sankcjonujący koncepcję.
Wynika z tego wniosek, że pracować powinniśmy w oparciu o przyjęty zestaw
założeń, jasnych i zrozumiałych a zarazem syntetycznych i konkretnych. Dziś
ogólny cel procesu planowania przestrzennego i projektowania urbanistycznego,
jakim jest logiczne rozmieszczenie funkcji i obiektów w przestrzeni, a przy tym
27
Uwarunkowania planistyczne
takie, aby w wyniku tego działania równocześnie powstawała przestrzenna harmonia, rzadko jest precyzowany w wystarczająco trafny sposób i dlatego łatwo
jest krytykowany przez osoby, które nie rozumieją jego sensu. Krytyka ta zwykle
prowadzi do uznania, że zapisy planu stanowią nieuzasadnione widzimisię jego
autora. Negowany jest sens przyjmowania „jakichś sztywnych ustaleń” w imię
uznania, że spontaniczność i zmienność są bardziej interesujące a także, że planowanie stanowi przeszkodę dla inwestowania.
Kolejny wniosek jest taki, że konieczne jest wykazanie wyraźnego związku
pomiędzy przyjętą wcześniej IDEĄ a wynikającymi z niej, poszczególnymi decyzjami przestrzennymi. Istotnym zadaniem będzie więc akcentowanie w strukturze
miasta cech tworzących pojęcie harmonii przestrzennej, którymi są:
– wyrazistość charakteru zespołów,
– czytelność granic i punktów węzłowych,
– ograniczona skala (wielkość) jednostek przestrzennych, możliwa do uchwycenia i wyobrażenia przez zamieszkującą ją lub użytkującą społeczność,
– lokalna specyfika (tożsamość) tkanki urbanistycznej wynikająca z syntezy
elementów środowiska geograficznego, przyrodniczego i kulturowego.
Aby mogła powstawać harmonijna przestrzeń miejska, należy spełnić następujące warunki:
• Ustanowienie/wzmocnienie pełnej samorządności w jednorodnych morfologicznie jednostkach, o granicach akceptowanych przez zamieszkujące je
społeczności, co realizuje się przez powstanie policentrycznego układu miasta.
• Współpraca z naturą, czyli godzenie rozwoju miasta z zachowaniem i przywracaniem wartości środowiska i z oszczędnym użytkowaniem energii. Można
inaczej powiedzieć, że rozwój miasta powinien podlegać zasadom zrównoważonego rozwoju w kategoriach: gospodarczych (atrakcyjne warunki inwestowania
dla dużego, jak i średniego, i małego kapitału), społecznych (zespoły zabudowy
o ograniczonej skali, wielofunkcyjne, o różnorodnych standardach i warunkach
mieszkaniowych, dostosowane do zróżnicowanych preferencji i możliwości ekonomicznych, z miejscami pracy i usług w zasięgu dojścia pieszego lub dojazdu
transportem publicznym), przyrodniczych (ochrona terenów zielonych, ograniczenie emisji spalin i zanieczyszczenia wód), przestrzennych (dążenie do czytelności
struktury miasta i ładu przestrzennego w skali lokalnej).
• Takie wykorzystanie istniejących zasobów (majątku miasta), aby zapewnić
mieszkańcom równe szanse we wszystkim, co dotyczy ich życia, przy ich udziale
i za ich przyzwoleniem (zgodnie z zasadą kontrolowanego uwzględniania mechanizmów rynkowych). Chodzi tu o przestrzeganie takich zasad, jak:
– zasada tworzenia warunków dla koncentracji działań inwestycyjnych w rejonach miasta wybranych według kryterium interesu publicznego i interesu
prywatnego (atrakcyjność dla inwestora i pożądane efekty w krajobrazie
i sposobie funkcjonowania miasta) oraz dążenie do tworzenia „całości”
w przeciwieństwie do rozpraszania inwestycji i uciążliwości wynikających
z miasta w ciągłej budowie;
28
Doktryna urbanistyczna w czasach zarazy
– zasada ochrony terenów zielonych przed zabudową do czasu wykorzystania
dla potrzeb rozwoju terenów „miejskich”, czyli zasada realizacji potrzeb
rozwojowych przede wszystkim poprzez uzupełnianie istniejącego miasta;
– zasada priorytetu transportu publicznego i ograniczania ruchu samochodowego, w tym lokalizowanie miejsc pracy i usług w strefach „sypialni”
osiedlowych.
1.2.5.Doktryna
Źródłem inspiracji dla sformułowania doktryny jest suma profesjonalnych
doświadczeń, ale de facto największe znaczenie mają pojawiające się w Polsce w latach 2007–2009 projekty ustaw dotyczące planowania przestrzennego. Likwidują
one kontrolę publiczną nad procesami przestrzennymi. Na pierwszy rzut oka
wydaje się, że jego autorzy nie mają elementarnej wiedzy o procesach urbanizacyjnych. Ale nie jest to popis ignorancji, to przemyślany, cyniczny ruch polityków,
gotowych zniszczyć przestrzeń kraju dla pomnożenia zysków niewielkiej grupy
osób, zarabiających na budowaniu domów wszystko jedno gdzie. To jest właśnie
ta zaraza, w czasach której przyszło nam pracować i której objawy widać gołym
okiem za każdym oknem. Pojawia się więc pytanie: czy wiek XX nic nas w dziedzinie
budowy miast nie nauczył?
Otóż wiek XX uczył nas, że rozwój miasta ma być „trwały” i zrównoważony”,
albo też kazał mówić o „ekorozwoju”. Ale lepiej zastąpić te określenia przez „rozwój
harmonijny”, bo to więcej mówi o zachowaniu równowagi w zrównoważonym podejściu do godzenia interesów środowiska naturalnego i zbudowanego. Harmonia
oznacza planowanie wyprzedzające zdarzenia, czuwające, aby mieszkańcy nie byli
narażeni na pogarszanie się warunków życia, ocenianych w długich okresach. Tak
więc celem polityk przygotowywanych w miastach nie musi być udział w wyścigu
o zbudowanie optymalnych struktur i form (o co tak walczył wiek XX), ale raczej
stała kontrola głównych miejskich systemów.
Wiek XX uczył nas, że miasto powinno być równocześnie:
– zielone i zdrowe, ale wiemy, że przyjazne środowisko nie jest jedynym
gwarantem trwałości życia w mieście i samo z siebie nie zapewnia racjonalnej
wydajności struktur i systemów miejskich;
– piękne, z tym że najlepiej skomponowany obraz miasta nie mówi nic o procesach, które w mieście zachodzą;
– pozbawione konfliktów; niestety, konflikty będą istnieć zawsze – ważna
jest umiejętność ich efektywnego rozwiązywania, zwłaszcza wtedy, gdy wyraźnie
widać przeciwieństwa: bogactwo – nędza, tanio – drogo, daleko – blisko, umiejętnie – bez sensu itp.
Z nauk wieku XX wiemy, że forma miasta (nie chodzi tu o wygląd) zależy od:
– wymiarów fizycznych (w grę wchodzi długość miejskich podróży, a więc
wydatkowanie energii),
– gęstości zaludnienia (znowu energia: większa gęstość – większa oszczędność),
29
Uwarunkowania planistyczne
– rodzaju transportu masowego i tras jego prowadzenia,
– kształtu przestrzeni miejskiej: zwartej (w opozycji do pozamiejskiej przestrzeni otwartej) a w dużym mieście policentrycznej (w opozycji do zbyt dużego
jednego centrum).
Jeśli będziemy pamiętać o tych naukach, to miasta nasze charakteryzować
się będą powszechnie pożądanymi cechami:
– dywersyfikacją funkcji wewnątrz poszczególnych zespołów, aby jak najwięcej
podróży/akcji miejskich zachodziło na krótkich dystansach,
– dobrym skomunikowaniem między zespołami i ze śródmieściem,
– organizacją przestrzeni centralnych, przyciągających inwestorów magnesem
łatwej lokalizacji i kompozycją tej przestrzeni, niepowtarzalną w innych zespołach,
– zwartością, aby faktycznie można było wykształcić granice zespołu, odgradzając go od innych np. zielonym terenem.
Z powyższych rozważań wynika, że urbanistyce potrzebna jest dziś doktryna
harmonijnego rozwoju miast. Brzmi ona tak:
Działania niosące zmiany w przestrzeni miasta nie mogą swą intensywnością
wyjść poza przyjęty dla niego poziom, ustalany w procesie ustawicznego planowania i projektowania urbanistycznego jako harmonijny związek między środowiskiem zbudowanym i naturalnym, oraz pomiędzy nimi obydwoma a potrzebami
ekonomicznymi i socjalnymi mieszkańców.
30
2. UWARUNKOWANIA ARCHITEKTONICZNE
2.1. Architektura metropolii47
2.1.1. Metropolia, czyli miasto jako kontekst dla architektury
Definicja metropolii powinna tworzyć logiczną całość z innymi określeniami z bliskiego obszaru merytorycznego i leksykalnego. I tak, jeżeli mówimy
i o metropolii, i o procesach metropolizacji, i te drugie są formą oddziaływania
metropolii na okolicę, to środek obszaru, w którym procesy zachodzą, powinien
być uznawany za metropolię. Procesy takie widzimy wokół Warszawy i (przynajmniej w Polsce) nie ma sporu co do tego, że jest ona metropolią. Ale jeśli procesy
metropolizacyjne zachodzą wokół Lublina albo Kazimierza nad Wisłą (a widać je
w każdym z przypadków), to oba miasta powinny być uznawane za metropolie
– dla naukowej czystości. Tymczasem obowiązuje u nas słownikowa/literacka
definicja metropolii, dzięki której metropolia jest po prostu wielkim miastem, co
wyklucza i Lublin, i Kazimierz48.
Ponieważ nazwa „metropolia” przedostaje się także do prawodawstwa planistycznego, pojawia się potrzeba uściślenia o jak wielkie miasto chodzi. We Włoszech, na przykład, przyjęto w 2008 roku, że granicą jest 300 tys. mieszkańców
i w związku z tym za metropolie uważa się 10 miast. W Holandii są tylko 3 takie
miasta. W Niemczech w kategorii Wielkie Miasto, czyli mające powyżej 100 tys.
mieszkańców, lokują się 82 miasta. Przez Polskę, przy okazji dyskusji na temat tzw.
ustawy metropolitalnej, przetoczył się spór: wszystkie co większe miasta chciały
być metropoliami, licząc na to, że ta kategoria miast uzyska specjalne fundusze
unijne, a z kolei marszałkowie województw, w których są położone, dowodzili, że
wyodrębnienie metropolii „administracyjnych” rozbije jedność regionów. Potem,
mówi ono o tym, że powinny być w Polsce trzy metropolie: aglomeracja warszawska i konurbacje śląska, i nadmorska trójmiejska (znowu uwaga metodyczna:
Rozdział 2.1. oparto na referacie wygłoszonym przez S. Gzella na konferencji Centrum Europejskich
Studiów Regionalnych i Lokalnych EUROREG, Uniwersytet Warszawski Czy metropolia jest jeszcze miastem?,
czerwiec 2009, opublikowany po raz pierwszy [w:] B. Jałowiecki (red.), Czy metropolia jest miastem?, EUROREG,
Wyd. Naukowe Scholar, Warszawa 2009.
48
B. Jałowiecki, Metropolie – nowy etap rozwoju miast?, [w:] G. Gorzelak, A.T. (red.), Rozwój, region, przestrzeń,
MRR, EUROREG, Warszawa, 2007; ten sam autor: Globalny świat metropolii, Wyd. Naukowe SCHOLAR, Warszawa, 2007 i Metropolie, Wyższa Szkoła Finansów i Zarządzania w Białymstoku, Białystok, 1999; T. Markowski, T.
Marszał, Metropolie. Obszary metropolitalne. Metropolizacja. Problemy i pojęcia podstawowe, PAN, KPZK, Warszawa,
2006; A. van Susteren, Metropolitan World Atlas, 010 Publishers, Rotterdam, 2005; J. Węgleński, Metropolitalna
Ameryka, Wiedza Powszechna, Warszawa, 1988; C.E. Elias J. Gillies, S. Riemer, Metropolis: values in conflict,
Wadsworth Publishing, Belmont, CA, 1967.
47
31
Uwarunkowania architektoniczne
konurbacja to dziś w literaturze nie metropolia, ale megalopolis49). W końcu
w Koncepcji Przestrzennego Zagospodarowania Kraju 2030 z maja 2010 roku
Ministerstwo Rozwoju Regionalnego lansuje „policentryczną metropolię sieciową,
której rdzeniem są najważniejsze polskie miasta wraz z dowiązanymi do nich
subregionalnymi ośrodkami wzrostu oraz ośrodkami regionów peryferyjnych,
otwartą na oddziaływania sieci europejskich ośrodków metropolitalnych”, co ma
być prekursorską zmianą wizji zagospodarowania kraju a jest głównie powodem
pogłębiania zamętu definicyjnego.
Ponadto, mamy szereg książek, których tytuł zapowiada opis pewnego
miejskiego problemu, przy czym nazwa miasta wywodzi się od owego problemu
i z reguły kończy się przyrostkiem polis: cosmopolis, postmetropolis, postpolis,
sociopolis, ecopolis50. Jest też niekończąca się seria publikacji biorąca za przedmiot
sprawl, miasta globalne i miasta in transition. Prawie we wszystkich znajdujemy
informacje o tym, jak autorzy widzą miejsce architektury w tych coraz to nowszych
miastach, przy czym są to zarówno proste opisy jak i bardziej wyrafinowane analizy
bądź syntezy. Problem badania związków architektura – miasto bardzo dobrze
ujęła Ewa Kuryłowicz, proponując metodykę opartą na dwóch założeniach: po
pierwsze, rozpięcie wzajemnych zależności architektury i miasta pomiędzy nauką
i sztuką, po drugie, wprowadzenie ograniczenia badań do zagadnień społecznego
oddziaływania architektury i jej roli integracyjnej w mieście51. Jeśli w tym badaniu zrezygnujemy także z elementów komparatystycznych i arbitralnych ocen
(z dopuszczeniem co najwyżej oceny dokonanej „moim zdaniem”, ale tylko dla
uzasadnienia wyboru przykładów) i z poszukiwania wzajemnych wpływów dzieł
i twórców, to otrzymamy nieskażony materiał do syntez, jakich czytelnik tego
tekstu może dokonywać52. Syntezy te prowadzić powinny do stwierdzenia, czy
we współczesnej metropolii architektura może być czynnikiem miastotwórczym,
w takim jego rozumieniu, jak proponował to jeszcze Tadeusz Tołwiński53.
Mimo wspomnianej płynności definicji metropolii i ogromu odmiennych
przykładów tego, jak można pisać o niej i o architekturze, ograniczenie w tych
zamysłach mogą wprowadzać pojawiające się co i rusz pytania „czy metropolia
jest jeszcze miastem?”. Tu jednak trzeba być zdecydowanym i twierdzić, że odpowiedź może być tylko jedna: metropolia jest miastem, i to bez względu na to,
49
J. Gottmann, Megalopolis. The urbanized Northeastern Seaboard of the United States, The MIT Press,
Cambridge, MA, 1973.
50
L. Sandercock, Towards Cosmopolis, John Wiley, Chichester, 1998 I tej samej autorki: Cosmopolis. Mongrel
Cities in the 21st Century, continuum, London, New York, 2003; E.W. Soja, Postmetropolis. Critical Studies of Cities
and Regions, Blackwell, Oxford, 2000; E. Rewers, Post-polis. Wstęp do filozofii ponowoczesnego miasta, Universitas,
Kraków, 2005; V. Guallart (ed.), Sociopolis. Project for a City of the Future, Actar, Barcelona, 2004; P. Downton,
Ecopolis. Architecture and Cities for a Changing Climate, Springer, 2009.
51
E. Kuryłowicz, Miasto jako przedmiot badań architektury, [w:] B. Jałowiecki (red.), Miasto jako przedmiot
badań naukowych w początkach XXI wieku, Wyd. Naukowe Scholar, Warszawa, 2008.
52
Materiały tego typu to choćby książka D. Ghirardo Architektura po modernizmie, Wyd. VIA, Toruń,
Wrocław, 1999.
53
T. Tołwiński, Urbanistyka, t. 1 i 2, Trzaska, Evert, Michalski, Warszawa, 1948, t. 3, 1963.
32
Architektura metropolii
którą z wymienionych wyżej definicji zastosujemy. Nawet wtedy, gdy rozprasza
się w postaci amorficznych stref zurbanizowanych, nie przestaje być miastem.
Nawet wtedy, gdy opis takiej strefy brzmi mało zachęcająco, gdy stwierdzamy,
że w rezultacie procesu rozpraszania się miast powstają nowe, inne miasta, nie
znane nam dotychczas. W dyskusji nie powinno nam przeszkadzać, że strefy
te, bezustannie powiększane obszarowo i zachodzące na siebie (przy bliskości
miast), zdobywają przewagę nad dotychczasowymi centralnymi obszarami.
Strefy te, to zbiory domów jednorodzinnych, szeregowych, bliźniaczych i tzw.
apartamentowców oraz biurowców, magazynów, hurtowni, większych i mniejszych grup budynków handlu detalicznego, rozrywki i gastronomii, a także
rozmaitych zakładów produkcyjnych. Wszystkie te budynki są produkowane
szybko i przypadkowo. Strefy nie mają ulic, bulwarów, placów i innych przestrzeni publicznych, są tylko drogi dojazdowe, tzw. sięgacze, budowane jako
odgałęzienia wprost od dróg szybkiego ruchu. W ich przestrzeni nie pojawiają
się żadne ważne kierunki ani osie, są pozbawione cech miejskości i wspomnień
wiejskości, nie poruszają wyobraźni mieszkańca i przechodnia. Są bez znaczenia
dla teorii miejsca i, co jest prawdziwą tragedią, nie tworzą motywacji urbanistycznej dla projektowania architektonicznego. Wiele powstaje bez zwracania
uwagi na to co jeszcze istnieje na terenie, gdzie się pojawiają. Są zabudowywane intensywnie, ale próżno szukać w genezie ich intensywności twórczego
przeżycia. To nie jest już bowiem postmodernistyczna gra o wielość i gęstość
z początków lat osiemdziesiątych XX wieku, która, jak się wydawało wtedy, na
początku okresu przemian, zmienić miała nasze miasta na lepsze, przywracając
im tradycyjną miejską przestrzeń po zdumiewających wynaturzeniach epoki
blokowisk. Tamta gra zainspirowała powstanie wielu wspaniałych budynków. Ich
twórcami byli (wymieniam najbardziej ulubionych) Aldo Rossi, Charles Moore,
bracia Krierowie, Terry Farrell, a z Polaków Dariusz Kozłowski legitymujący się
klasztorem Zmartwychwstańców w Krakowie.
Dziś zdumiewamy się z innego powodu: mamy do czynienia z budową „rzeczywistości równoległej” do istniejącej – pozostałości dawnego miasta sobie, a my
sobie. Nie jest to działanie przypadkowe. W obowiązującej doktrynie liberalnej,
jaka niepodzielnie rządzi dziś miastem, jest ono przede wszystkim fabryką pieniędzy dla inwestorów i deweloperów, a budowa miast jest działalnością gospodarczą,
taką jak każda inna. Aby nic temu nie przeszkadzało, miasto nie może być dłużej
obrazem zbiorowej pamięci, a jako palimpsest świadomie pozbawiane jest powiązań pomiędzy warstwą współczesności i warstwą przeszłości54. Po to wprowadza
się pojęcie chaosu jako metody tworzenia przestrzeni miejskiej, choćby przez
wrzucanie tu i tam garści wieżowców i temu służy wprowadzanie do urbanistyki,
zwłaszcza tam, gdzie mówi się o kompozycji miejskiej, metody research by design.
Trzeba się tylko dziwić, że nawet w Krakowie zadaniem postawionym przed uczest54
Zb. Zuziak, O tożsamości urbanistyki, Politechnika Krakowska, Kraków, 2008; Ch. Boyer, The City of
Collective Memory. Its Historical Imagery and Architectural Entertainments, The MIT Press, Cambridge, MA, 1994.
33
Uwarunkowania architektoniczne
nikami XI Międzynarodowego Triennale Architektury a.d. 2009 było znalezienie
miejsc ulokowania pięćdziesięciu wieżowców. Dlaczego? Bo dla organizatorów
MTA Kraków jest zbyt płaski a poza tym „nikt nie mówi, że piramidy...że góry
są za wysokie”55. Oto jakość proponowanej dyskusji na temat miasta, i uwaga ta
jest aktualna nawet wtedy, gdy przyjmiemy, że mamy do czynienia z rodzajem
artystycznej prowokacji.
Jednocześnie w naszym kraju nie zwraca się uwagi na fakt, że amerykańskie
i zachodnioeuropejskie „nowe miasto” składające się z omawianych stref zurbanizowanych przechodzić zaczyna zasadniczą renowację (rewitalizację, reurbanizację?), co wynika z tego, iż dostrzeżono formalne ubóstwo idei: przejęte przez
deweloperów hasła o „mieszkaniu w zielonym habitacie” dawało w praktyce jedynie
wyniki ilościowe, a jakość życia zamiast wzrastać pogarszała się. Stąd projekty
mające przekształcić nowe przedmieścia, owe edge cities pozbawione nawet znaczenia „miasta w mieście” bez charakteru i tożsamości56.
W tym dość gorzkim opisie sytuacji miast, nie tylko polskich po ostatnim
dwudziestoleciu, jest istotna jedna z uwag początkowych: mamy do czynienia
z miastem innym niż kiedyś, ale przecież miastem, choćby dlatego, że życie w nim
toczy się na sposób miejski. Warto przypomnieć najwcześniejszą definicję działań
w przestrzeni miasta i na kolonizowanych terenach wokół niego, autorstwa Ildefonsa Cerdy: jest to urbanizacja wsi i ruralizacja miasta. A więc dziś, kiedy miasto
rozlewa się na okoliczne tereny, ich zajmowanie (urbanizacja) jest usprawiedliwione, o ile będziemy równocześnie pamiętali o terenach zielonych wewnątrz miast
(ruralizacja). Ważne jest tu równoważenie procesów, pamięć o tradycyjnym obrazie
miasta będącym materialną podstawą naszej tożsamości i harmonia w kompozycji
przestrzennej zespołów miejskich.
Ważne jest też, że bez względu na to, jaki stosunek dziś mamy do tego nowego miasta, nie należy udawać, że go nie ma. Kontestacja faktów stających się
na naszych oczach tych faktów nie zlikwiduje. Wydaje się, że więcej powodzenia
mogą mieć próby wykorzystania szans, jakie daje to nowe miasto, nawet wtedy,
gdy budowane jest niejako obok miasta istniejącego. Kto wie, czy poszukiwanie nowych miejskich krajobrazów przy wykorzystaniu nowych form architektonicznych,
nie tworzy nadziei na lepsze jutro miast, przynajmniej w warstwie materialnej.
Warto wykorzystać doświadczenia Nowego Urbanizmu, tylko przy odnowieniu
jego zasad. Karta Nowego Urbanizmu z 1993 roku odwoływała się do przeszłości,
rozpraszające się miasta amerykańskie miały być skrzyżowaniem miasta-ogrodu
z architektonicznym samplingiem o postmodernistycznym rodowodzie, stąd histo-
Międzynarodowe Triennale Architektury, Warunki konkursu głównego, SARP, Oddział Kraków, 2009.
E. Dunham-Jones, J. Williamson, Retrofitting Suburbia. Urban Design Solutions for Redisgning Suburbs,
John Wiley, Hoboken, NJ, 2009; P. Lukez, Suburban Trensformations, Princeton Architectural Press, NY, NY,
2008; M. Jenks, N. Dempsey (eds), Future Forms and Design for Sustainable Cities, Architectural Press, Elsevier,
Oxford, 2005.
55
56
34
Architektura metropolii
ryzm i kontekstualny ornamentalizam form57. Ale warto pamiętać, że istotą recepty
na bezpostaciowy sprawl, przeciwko któremu powstał ruch Nowego Urbanizmu,
była architekturalizacja problemu – jeśli już niczego nie można zrobić w dziedzinie
planowania w wielkiej skali, to przynajmniej niech w małej skali wygra logiczne
projektowanie urbanistyczne i estetyczne, cokolwiek bo to słowo nie znaczyło,
projektowanie architektoniczne58. Tak kształtowała się najlepsza, do wczoraj,
miastotwórcza architektura nowego metropolitalnego miasta. Do wczoraj, bo
grzeczna, akademicka architektura Nowego Urbanizmu nie zdążyła zdominować
świata metropolii – dziś jej twórcy ulegają innym modom.
2.1.2. Moda na inną architekturę
Oglądając polskie miasta trzeba przyjąć do wiadomości, że najprawdopodobniej w hierarchii sztuk, jaka istnieje w Polsce, architektura (a wraz z nią i inne sztuki
plastyczne) zajmuje miejsce ostatnie. Potwierdza to przegląd wytworów naszej
legislatury: czytając ustawy dotyczące architektury i urbanistyki oraz protokoły
z posiedzeń parlamentarzystów, widzimy dowodnie ich lekceważący stosunek do
architektury, a zwłaszcza urbanistyki z jej nawoływaniem do budowy pięknych
miast. Świadczy to nie tylko o analfabetyzmie artystycznym naszych polityków,
ale i o całkowitym niezrozumieniu roli, jaką architektura odgrywa we współczesnym społeczeństwie i w mieście. Im architektura jest nowsza (nowoczesna,
współczesna), tym gorzej to wygląda. Spotykamy się nawet ze stwierdzeniami,
że w tym ostatnim przypadku mamy do czynienia wręcz z zadufanym w sobie
i agresywnym nieuctwem.
Nie dotyczy to, na szczęście, obiektów zamawianych przez niektórych inwestorów u takich uznanych twórców jak Marek Budzyński, Stefan Kuryłowicz i grupa
JEMS (Olgierd Jagiełło, Maciej Miłobędzki, Marcin Sadowski, Jerzy Szczepanik
Dzikowski). Z Krakowa trzeba wymienić już wspomnianego Dariusza Kozłowskiego, Romualda Leglera i Stanisława Niemczyka, z Poznania Mariana Fikusa i Jerzego
Górawskiego a z Wybrzeża zespół ARCH DECO z jego świetnymi domami wakacyjnymi, zwłaszcza w Juracie na Helu. A więc architektura jako sztuka broni się, ale
być może tylko dlatego, że nie jest postrzegana przez wspomnianych inwestorów
jako prawdziwa sztuka, ale jako coś, co towarzyszy procesowi inwestycyjnemu,
w którym, co wszyscy zdają się rozumieć, istnieją tzw. twarde reguły postępowania.
Dzięki nim, paradoksalnie, architektura uwalnia się od ingerencji „agresywnego
nieuctwa”, a architekt staje się prawdziwym twórcą, choć najczęściej wie o tym
tylko on sam, a nie jego klient. Czy to wystarcza, aby tworzyć architektoniczne
57
M. Leccese, K. McCormick (eds), Charter of the New Urbanism, Congress for the New Urbanism, McGraw-Hill, NY, NY, 1993; P. Calthorpe, The Next American Metropolis. Ecology, Community and the American Dream,
Princeton Architectural Press, NY, NY, 1993;
58
J. A. Dutton, New American Urbanism. Re-forming the Suburban Metropolis, Skira Architectural Library,
Milano, 2000; P. Calthorpe, The Next American Metropolis. Ecology, Community and the American Dream, Princeton
Architectural Press, NY, NY, 1993.
35
Uwarunkowania architektoniczne
dzieła, czy też potrzebne jest wprowadzenie architektury do narodowego panteonu
sztuki? Oczywiście chodzi tu o architekturę – sztukę współczesną, która najlepiej
żeby była architekturą – sztuką nowoczesną.
Argumenty „za” są takie, że sztuka nowoczesna, mimo że wzbudza spory,
jest elementem kultury demokratycznych społeczności, a jej dynamika powoduje poszerzanie pola, którego dotyczy. Ale poszerzanie to, w przypadku sztuki
współczesnej, spowodowało zaszeregowanie innych estetyk do zjawisk mniej
wartościowych. W rezultacie mamy powielanie skrajnie awangardowych „najlepszych” wzorów, co deprecjonuje sztukę. Mamy więc nowoczesny kicz obok sztuki
nowoczesnej. To argument „przeciw” w dyskusji, zwłaszcza że obserwujemy także
akademizm awangardy, ze wszystkimi przywarami, jakie znajdowano w akademizmie początku XX wieku.
Jednak argumenty „za” przeważają. Powodem jest to, że sztuka nowoczesna
wyrasta z dnia dzisiejszego i równocześnie go kreuje, aprobując go i będąc z nim
w sporze – jak robi to architektura i miasto. One bowiem karmią się dzisiejszą
sztuką a równocześnie ją tworzą, przez co życie i sztuka są sobie bliższe niż kiedykolwiek, co nie oznacza, że przeciętny obywatel rozumie sztukę nowoczesną a ona
jest razem z nim. Wie najczęściej tyle tylko, że aby zaistnieć w kulturze trzeba być
trendy – według mediów pokazywane przez nie zjawiska, dzieła i twórcy są najciekawsi, wtedy gdy są progresywni. Są też nowi, a więc nowe oznacza progresywne,
postępowe, tworzone dla jutra. Tak nowość staje się wartością samą w sobie. To
sprawia, że jakakolwiek refleksja nad istotą dzieła staje się antypostępowa, więc
naganna i wsteczna. Podobnie jest z architekturą, z tym, że tu lansowanie dzieł
i ludzi nazywa się zabiegiem marketingowym. Ponadto architekturze jest łatwo
być nowoczesną choćby dlatego, że to dla niej wymyślane są coraz to nowe materiały umożliwiające realizację budynków kiedyś niewyobrażalnych czy prowokacyjnych. Widać to choćby na przykładzie twórczości Daniela Libeskinda, którego
twórczością ostatnio więcej się interesujemy a to z powodu rozpoczęcia budowy
mieszkalnego wieżowca przy ulicy Złotej w Warszawie.
Przypomnijmy początki twórczości Libeskinda i to jak w 1983 roku mówił
w sposób neorokokowy, że „architektura jako nieistniejąca rzeczywistość jest
symbolem, który w procesie świadomości pozostawia ślad znaków w przestrzeni
i czasie, dotykający tego co jest głęboko nieoryginalne” (tłum. autor), ilustrując
słowa rysunkami fragmentującymi przestrzeń i tworzącymi architekturę bez
budynków – i przejdźmy do oliwnego ogrodu berlińskiego muzeum żydowskiego
a potem, wybiegając w przyszłość, na Manhattan, do nowego Centrum Światowego
Handlu. Komentarz chyba zbyteczny59.
Warto zresztą prześledzić twórczość innych, poza Libeskindem, uczestników
wystawy dekonstruktywistów w MoMA w Nowym Jorku w 1988 roku (Coop
„Architecture as non-existing reality is a symbol which in the process of consciousness leaves a trail of
hieroglyphs in space and time that touch equivalent depths of Unoriginality”, D. Libeskind, Chamber Works:
Architectural Meditations and Themes from Heraclitus, Architectural Association, London, 1983.
59
36
Architektura metropolii
Himmelb(l)au, Peter Eisenman, Frank Gehry, Zaha Hadid, Rem Koolhaas, Bernard
Tschumi). Po wystawie krytycy pisali, że rozsądek powinien powstrzymać antygrawitacyjne fantazje i utemperować dekonstruktywistyczną estetykę. Nie minęło
ćwierć wieku i mówiąc o Centrum Wexnera w Columbus (Ohio, USA), Muzeum
Guggenheima w Bilbao, stacji straży pożarnej w fabryce Vitra w Weil am Rhein
czy paryskiego Parku de la Villette, widzimy, że to właśnie estetyka tych dzieł
kształtuje sztukę architektoniczną początku XXI wieku. Tschumi napisał kiedyś,
że jego projekt la Villette miał pokazać, że można skonstruować architektoniczny kompleks bez odwoływania się do tradycyjnych zasad kompozycji, hierarchii
i porządku60. I rzeczywiście, Tschumiego „matematyka stosowana” doprowadziła
do tego, że poprzez jego projekt, ulokowany na zniszczonym przez przemysł
terenie, odzyskaliśmy raj, o ile park jest rajem budowanym przez człowieka. Ten
nowy raj nie jest piękny urodą Alhambry ani pełen historycznych wspomnień jak
krakowskie Planty. Aprobujemy go, ale nie łatwo było uznać geniusz jego twórców,
mimo pogodzenia się z utratą estetyki Wersalu.
Współczesny architekt opanował też materię wirtualną, w każdym razie używa
tego najnowocześniejszego materiału (tworzywa) z coraz lepszymi rezultatami,
a co najważniejsze potrafi przenieść rzeczywistość wirtualną w tradycyjnie materialną. Szczęśliwie okazało się, że architekt ze swoją nowoczesną architekturą nie
odbiega od poziomu kreatorów życia codziennego i kultury masowej. Komputer
używany do tworzenia muzyki i komputer używany do projektowania budynków,
to w końcu to samo hardware. Różnice wynikają tylko z odmienności software,
a i to nie zawsze. Można więc powiedzieć, że sztuka architektoniczna sąsiaduje
dziś z pokazami rządzącymi duszami uczestników „trendyrzeczywistości”. Sąsiadowanie nie oznacza jednak, że granica nie istnieje, przeciwnie, sąsiedztwa nie
ma bez granicy. Daje nam ten fakt możliwość dokonywania wolnych wyborów, co
dla twórcy ma znaczenie zasadnicze.
W sztuce architektonicznej możemy pozwalać sobie na transgresję czasową lub
częściową. W końcu określenie in-between, jakie pojawiło się lata temu, upoważnia do tworzenia dzieł z pogranicza sensu i snu. Ten przywilej architekt posiadł,
kiedy zdecydował się bronić opinii, że to co tworzy nie jest tylko budownictwem.
Architekt jest synem cieśli, ale bardziej jest tym, który wraz z małżeństwem Tofflerów buduje nową cywilizację. Czyli raczej spogląda w przód niż za siebie. Stąd
pochwała nowoczesności, stąd przyzwolenie na rodzącą ją inność i prowadzące
do inności eksces i prowokację. Żyjemy w wieku permanentnej awangardy i stałej
metamorfozy, więc architekt codziennie pozwala sobie na odchodzenie od znanych
modeli myślenia – dla inności, dla nowości, dla sztuki, która przecież wraz z upływem czasu ma prawo być coraz inna, nawet manieryczna61. Z taką architekturą
spotykamy się w nowych miastach i trzeba się do tego przyzwyczaić. Nawet wtedy,
B. Tschumi, Parc de la Villette, [w:] A. Papadakis i in. (red.), Deconstruction. Omnibus Volume, Academy
Editions, Rizzoli, NY.
61
Warto tu zwrócić uwagę na teksty Ady Kwiatkowskiej, np. Metafory – metamorfozy, „Archivolta” 3/2005.
60
37
Uwarunkowania architektoniczne
gdy, jak dopiero co napisano, nowe miasta „są bez znaczenia dla teorii miejsca i,
co jest prawdziwą tragedią, nie tworzą motywacji urbanistycznej dla projektowania architektonicznego”, to jednak sama ich nowość uwalnia myśl od obowiązku
oglądania się w tył i powstają liczne architektury nie znane do dziś. Wydaje się,
że ich mnogość wynika z wpływu kilku czynników. Są nimi:
– ekscytacja mobilnością idei, przedmiotów i ludzi, i próby odwzorowania
tego wszechobecnego ruchu,
– ekologia wraz z dyskusjami na temat styku estetyki z etyką,
– zgoda na tematyzację w przestrzeni miast,
– świat wirtualny, nowe technologie i materiały budowlane,
– wolność poczynań artystycznych.
Czynniki te łączą się ze sobą, przenikają, występują w grupach lub osobno, są
rozmaicie wykorzystywane przez twórców architektury. Dzieła powstałe w wyniku
ich wpływów widać zarówno w dawnych centrach miast, widać w nowych zgrupowaniach miejsc pracy, zastępujących dawne centra i powstających jako wynik
przemian struktury miejskiej, jak i na obszarach starej i nowej zabudowy mieszkaniowej. Opis kolejnych architektur biorących swój początek w oddziaływaniach
wymienionych czynników stanowi osnowę konstrukcji tekstu.
2.1.3. Architektura jako odwzorowanie ruchu
Ruch i jego odwzorowania – niegdyś, kiedy mówiło się o nim w kontekście
architektonicznym, nie mogło w dyskusji zabraknąć nazwisk Ildefonso Cerdy, który
oparł plan Barcelony na koncepcji ruchu, Constantina Doxiadisa z jego Dynapolis,
Mikołaja Ładowskiego z „miastem-rakietą”, autorów miast pasmowych itd. Dziś
jest inaczej. Nie zapominając o wymienionych osobach, ich pozycji i osiągnięciach,
i pamiętając o ruchu tłumaczonym jako mobilność w sensie planistycznym, szukamy innego jej znaczenia, rozumianego jako odwzorowanie ruchu w architekturze.
Chcemy, może powinniśmy, a być może musimy zastygłą formą budynku uczestniczyć w przyspieszającym tempie życia. Ma to oczywiście związek z szybkością
przemian w przestrzeni miasta, ale nie tylko.
Znaczenia nabierają miejsca przejść i same przejścia. Znakomitym przykładem jest tu praca zespołu JEMS Architekci, która otrzymała pierwszą nagrodę
w międzynarodowym konkursie na Centrum Kongresowe w Katowicach (2008).
Opinia jury wyjaśnia wszystko: „..bardzo dobrze zdefiniowane zostały przestrzenie
publiczne... atrakcyjnie zaprojektowane przenikanie przestrzeni publicznej placu
wejściowego z przestrzenią hallu głównego... bardzo wysoko oceniona została
specyficzna, zielona przestrzeń przeprowadzona przez zdeformowany celowo
fragment dachu. Ta zielona ścieżka i przełamanie dużej bryły budynku... wytwarza
nową perspektywę widokową... łączy w szerszym aspekcie strefę wejściową z szerszym otoczeniem”, w tym drogą – kierunkiem do Bogucic, co autorzy podkreślili
na rysunkach. W projekcie tym forma budynku, zminimalizowana do neutralnego prostopadłościanu, całkowicie poddaje się wymaganiom przetaczającego się
38
Architektura metropolii
w okolicy ruchu. Jednocześnie wyeksponowanie wpisanego w pamięć katowiczan
przebiegu drogi, jako elementu decydującego o kształcie architektury, włącza nowoczesną architekturę Centrum w tradycję Miejsca i odbudowuje jego znaczenie
w postsocjalistycznym, amorficznym krajobrazie okolic Ronda Generała Ziętka.
W tym sensie projekt JEMS zwalcza niekorzystne tendencje rozkładu przestrzeni
miejskiej, coraz bardziej widoczne w śląskiej konurbacji albo metropolii, żeby użyć
nowszego określenia. Tworzy nowe miejsce centralne, podobnie jak wybudowane
w Wolfsburgu i opisane dalej centrum nauki pod nazwą phaneo Zahy Hadid.
Przykładem innej tendencji jest ambasada holenderska w Berlinie, projektu
Rema Koolhaasa, OMA, (2001). Szklany kubik ambasady jest obramowany przez
dziedziniec w kształcie litery L, za którym stoją kolejne budynki, mające ten sam
kształt. Tak więc pomiędzy dwiema partiami kompleksu pojawiła się przerwa
w przestrzeni, która na różnych wysokościach pokonywana jest przez kwadratowe
w przekroju tuby korytarzy. Każde przejście między częścią sześcienną, główną
ambasady a budynkiem L, mieszczącym poboczne funkcje, jest ujawniane, czyli
demokratyczne. Ponadto w budynku L, pokrytym przezroczystą siatką, wszystko
co się w nim rusza jest widoczne jak na dłoni, podobnie jest w kubiku, gdzie przeszklone są zwłaszcza przejścia pomiędzy zmiennymi poziomami pięter. Poruszanie
się ludzi w budynku tworzy więc jego tożsamość, bez tego byłby jednym więcej
martwym biurowcem.
Z podobnym zagadnieniem spotyka się każdy projektant tego rodzaju obiektów – pytanie tylko, jak takie zagadnienie rozwiązać. Najczęściej korzysta się
z pomocy przeszklonych elewacji, pozwalających na łączenie tego co w środku
z tym co na zewnątrz. Ale to już nie wystarcza i np. ukończony w 1975 roku budynek Willis Faber Dumas z Ipswich, projektu Normana Fostera, dziś nie mógłby
powstać. Co z tego, że nazywa się go niższą wersją Szklanej Wieży Miesa van der
Rohe, co z tego, że po zapaleniu świateł pojawia się sceneria biur brokerskich, co
z tego, że Foster używał najnowszych wtedy wynalazków Pilkingtona w zakresie
szklenia elewacji. W sumie, zwłaszcza w dzień, jest martwą, rozciągniętą wzdłuż
chodnika ścianą.
Dziś wykorzystanie ruchu w budynku do kreowania architektury wymaga
pokazywania przez szkło dynamicznych, wielowątkowych rozwiązań wnętrzarskich, gry brył wewnątrz szklanej skóry i różnicowania jej samej. Przechodząc
obok budynku musimy odnosić wrażenie jego zmienności, poruszania się, nawet
pewnego niepokoju o los grawitujących w jego wnętrzu pomieszczeń, elementów
wyposażenia, elementów technicznych. Dobrze jest, gdy budynek taki z każdej
strony jest inny, co podkreśla pozorną ruchomość elewacji. Do takich budynków
należy Focus, najprawdopodobniej najlepszy, jak do dziś, warszawski biurowiec,
projektu Stefana Kuryłowicza z zespołem (APA Stefan Kuryłowicz & Associates,
2001). W Rotterdamie stoi ośmiopiętrowy budynek uniwersytecki Ichthus Hogeschool Ericka van Egeraata (2000), zbudowany w zasadzie tylko ze stropów
i szklanych ścian. Przechodzień uczestniczy w każdym wydarzeniu, każdym włączeniu komputera, upadku segregatora, rozmowie, awansie akademickim i w czym
39
Uwarunkowania architektoniczne
jeszcze chcemy. W Kopenhadze, w zespole nowego miasta Orestad, Uniwersytet
Kopenhaski wzniósł budynek popularnie nazywany „budynkiem z szufladami”
(Henning Larsen Architects, 2004): w wielopiętrowym atrium pojawiły się wysunięte ze ścian betonowo-szklane, różnej długości pudła wspólnych pomieszczeń.
Zawsze się coś w nich dzieje, ktoś się porusza, akcje trwają całą dobę.
Trzecim trendem jest pokazywanie faktycznych, fizycznych przemian architektury i miejskiego krajobrazu. Za klasyczne przykłady uważa się dość już wiekowy
(1996) Schouwburgplein, plac Teatralny w Rotterdamie, projektu biura West 8, na
którym cztery trzydziestopięciometrowe maszty oświetleniowe, poruszając się na
żądanie z leniwą galanterią wielkiej żyrafy, przebudowują elewacje placu (w nocy
poprzez zmianę miejsc, w które rzucają światło) oraz Park Millennium w Chicago
(2004). W parku tym praktycznie nie ma nic stałego. Pawilon Pritzkera, projektu
Franka Gehry, z każdej strony jest inny, obrazy na wykonanej z lustrzanej stali
Chmurze Anisha Kapoora zmieniają się w zależności od tego, kto do niej podchodzi,
interaktywna fontanna (Crown Fountain) Jaume Plensy także pokazuje na sobie
coraz to inne twarze.
Wszystkie trzy tendencje związane z obserwacją, że w dzisiejszej architekturze
ruch staje się komponentem jej formy, mają wspólną cechę: prowadzą do przekonania mieszkańców miasta do tego, że permanencja zmian w jego krajobrazie,
dokonywana za pomocą rozmaitych narzędzi, służy podnoszeniu jakości miejskiej
przestrzeni. W rozpraszających się miastach, jeśli już muszą istnieć, przenoszonych
poza miasto tradycyjne do podmiejskich i wiejskich krajobrazów, architektura być
może powinna zamieniać się w krajobraz. Jeśli tak, to budynki i inne budowane
obiekty, jak prawdziwy krajobraz powinny ulegać czasowi i np. zmianom wraz
z porami dnia i roku. Na tym tle pojawia się problem cyklicznej zmiany tożsamości,
a idąc dalej: skoro nie raz mówiliśmy, że tożsamość architektury to (upraszczając)
wyrastanie z miejsca, z krajobrazu, więc teraz, jeśli ten krajobraz sami budujemy,
to być może przewartościowaniu ulec powinna kategoria tożsamości.
2.1.4. Architektura ekologiczna
Zacznijmy od tego, że nie chodzi tu tylko o najprostszą w wyrazie „zieloną
architekturę” albo „ekologiczne wieżowce”. Tych mamy sporo. Ciekawsza jest ta
odmiana architektury ekologicznej, która odwołuje się do życia budynku i dopiero co wspomnianych jego związków z krajobrazem, jakie by one nie były. Jest to
w przypadku tworzenia architektury dla miast rozpływających się w regionie rzecz
być może kluczowa: wiele obiektów spośród tych, które były kiedyś budowane
tylko w śródmieściach miast, dziś jest lokowanych daleko poza nimi. Czasem tym
innym miejscem jest tzw. zielony habitat, ale czasem brown field, teren uprzednio
zdewastowany przez przemysł, kolej, wojsko.
Za pierwszy, wyprzedzający swój czas przykład podać trzeba wyniki konkursu na centrum gminy Espoo na zachód od Helsinek. Konkurs rozstrzygnięto
w 1967 roku. Pierwszą nagrodę otrzymał zespół warszawski w składzie Jan Maciej
40
Architektura metropolii
Chmielewski, Janusz Kazubiński i Krzysztof Kuraś62. Po pierwsze, władze gminy
bardzo dobrze zdefiniowały temat: ponieważ zaobserwowano rozpraszanie się
Helsinek w kierunku zachodnim, postanowiono, że Espoo stanie się elementem
krystalizującym nowe miejskie założenie, swoją zwartością równoważące tendencje do dyspersji zabudowy i tym samym zanieczyszczania krajobrazu. Po drugie,
sąd odrzucił modne wtedy megastrukturalne rozwiązania, a był to czas apogeum
mody „na metabolizm”, z jego miastami w powietrzu i wielopiętrowymi marinami
na morzu. Po trzecie, sąd dostrzegł i docenił jedność, jaką w projekcie stanowił
istniejący krajobraz i zaprojektowane miasto, podkreślające jego cechy, szczyty
wzgórz ze zgrupowaniami zabudowy, doliny, w których ukryto komunikację, lasy
będące cokołem dla wyższych budynków, kamieniste wybrzeża jezior, gdzie skały
multiplikowane były przez podnoszące się do góry ściany obiektów publicznego
użytku. Po czwarte, kiedy dziś patrzymy na projekt śródmieścia Espoo, z łatwością
dostrzegamy wspaniałe przestrzenie publiczne z budynkami, które inni architekci
mają odwagę dopiero dziś realizować. Na przykład sala koncertowa w Espoo to
nic innego jak obsypany nagrodami gmach opery w Oslo, otwartej w 2008 roku,
projektu firmy Snohetta – wystarczy porównać bryły sali i opery. Tak więc Espoo
było i zielone, i równoważące rozwój, i progresywne – do stopnia takiego, że fiński
inwestor nic z tego nie zrozumiał i wybudował to, co budowano wszędzie. Mimo
tej realizacyjnej porażki, projekt Espoo z zaangażowaniem przy jego tworzeniu
zasad planowania przestrzennego i zasad projektowania urbanistycznego, czyli
jednoczesnego działania w dwóch skalach, jest do dziś wskazówką jak postępować
w przypadku projektowania w nowych metropoliach.
Tak właśnie postąpiła Zaha Hadid projektując phaneo w Wolfsburgu, idąc tak
daleko, że nie wiemy czy jest to obiekt, budynek, krajobraz, czy wszystko naraz?
Tuż przy phaneo zatrzymują się autobusy miejskie jeżdżące do Brunszwiku, który
stanowi wschodni kraniec zurbanizowanej strefy ciągnącej się przez Hildesheim
do Hanoweru. To już dziś klasyczny europejski przykład „miasta bez miasta”,
amorficznego miasta bez granic i śródmieścia. Phaneo, flankując przydworcowy
kraniec głównej ulicy Wolfsburga, ma szanse tworzenia wokół siebie nowego
punktu centralnego wspomnianej zurbanizowanej strefy. Sytuacja ta podnosi
znaczenie budowli, staje się ona (formalnie) tym, czym dla małych miast były
niegdyś razem wieża kościelna i wieża ratuszowa. Staje się znakiem i punktem
odniesienia, zamieniając bezpostaciowe otoczenie w bardziej określone. To wytyczanie miejsc centralnych ma dla miast znaczenie zasadnicze, jeśli utrzymywać
się będzie trend do ich rozpraszania się.
Nie tylko miejsce podnosi znaczenie phaneo, prawdopodobnie ono o wiele
bardziej podnosi znaczenie miejsca. Jest tak, bo phaneo to wyjątkowa artystyczna
manipulacja, dostarczająca złudzeń, działająca w masowej niby-kulturze. Z tym,
że nie jest to działanie nie fair. Uwodzenie formą i gra przestrzenią przeciw stereotypom, przy uważnej obserwacji zasad i celów tej gry, może okazać się bardziej
62
Espoon Kansainvalinen Keskustakilpailu, Arkkitehtuurkilpailuja, 8/1967.
41
Uwarunkowania architektoniczne
uzasadnione niż to się na pierwszy rzut oka wydaje. Wszystko dlatego, że jesteśmy
w sytuacji, w której musimy wybierać pomiędzy „budowaniem wokół miejsc”, co
zdarza się coraz rzadziej, albo „budowaniem, wsłuchując się w głos naszego czasu”,
ku czemu przychylają się choćby rzesze internautów.
Autorka mówi o phaneo, że to „krajobraz eksperymentalny”. Ma prawo tak
twierdzić, za przykładem swoich poprzedników, którzy zrobili wiele, aby Wolfsburg od 1938 roku, czyli roku swego powstania, był przykładem eksperymentu
projektowania urbanistycznego.
Phaneo ukończono w 2006 roku. Tak jak kiedyś jeździło się do Wolfsburga dla
dzieł Alvara Aalto (Dom Kultury i kościół Św. Ducha), Hansa Scharouna (teatr)
czy Petera Schwegera (Muzeum Sztuki), tak dzisiaj ono jest prawdziwym magnesem. Ponieważ znajduje się tuż przy stacji kolejowej oraz przy moście do Miasta
Samochodowego (Autostadt, projekt firmy HENN z Monachium), więc nie daje się
ominąć. Z punktu widzenia powszechnej architektonicznej edukacji, jak i bardziej
zaawansowanych rozważań jest to lokalizacja idealna.
Phaneo spełnia wszystkie wymogi, jakie stawia się budynkowi. Ma drzwi,
schody, toalety, gaśnice itd. Z tym, że drzwi o kształcie rombu bywają pochylone w stosunku do podłogi i w tej pochylonej płaszczyźnie rozsuwają się przed
przechodniem. Okna, z reguły jak i drzwi romboidalne albo prawie eliptyczne,
przebiegają przez ściany niby rój meteorów w dowolnych miejscach i kierunkach.
Są zresztą nie tylko w ścianach ale i w suficie uniesionego nad ziemię podziemia,
o ile tak można nazwać przestrzeń pod kubaturową częścią phaneo.
Aby więc nie ryzykować pomyłek, lepiej traktować phaneo jako budowlę i zgodzić się na wszystko co oferuje, w tym na usterki budowlane, dość tanie materiały
i tandetne wykonanie. Bez wątpienia jest to oferta „krajobrazu eksperymentalnego
inaczej”, ale prawdę powiedziawszy nie ma to wszystko znaczenia. W budowli Zahy
Hadid porywające jest bowiem to, że rosła właśnie na przekór wszelkim problemom wykonawczym. Może nawet ich wyliczanie pokazuje, że tam gdzie twórcza
wola architekta kształtuje przestrzeń w sposób taki, jak on po prostu chce, nic
innego się nie liczy. Phaneo jest takim właśnie manifestem, prototypem nowych
miejskich form, które akurat w Wolfsburgu, mieście samochodowych nowości,
mają prawo zaistnieć i to wyobrażenie samochodowej dynamiki w zastygłym
betonie jest zniewalające.
Spacerując wokół phaneo warto wybierać miejsca dłuższego oglądania, choćby
po to, żeby zastanawiać się, czy architektura jako sztuka ma w przypadku phaneo tę samą wartość co natura – takie rozważania są niezbędne skoro mamy do
czynienia z nowym („eksperymentalnym”) krajobrazem. Wiemy, że sztuka nie
może być naturą, jeśli ma zostać sztuką, ale przecież czasem krajobraz wydaje
się emanacją nadludzkiej, boskiej sztuki. Tak więc, gdy architekt tworzy rzeczy
same dla siebie ważne, w taki sam sposób, jak natura jest ważna sama dla siebie,
to można powiedzieć, że przez takie naśladownictwo Stwórcy tworzy on rzeczy
umykające osądowi estetycznemu. Gdy chce być nowoczesnym, to koncentruje się
na własnych środkach ekspresji i na integralności dzieła przez odrzucenie obrazów
42
Architektura metropolii
istniejącego świata, ponieważ uwzględnienie świata przysłaniałoby kompozycyjne
wartości dzieła.
Takie odwrócenie się nowoczesnej architektury do siebie samej rodzi jednak
dylematy. Otóż niespodzianka, jaką odczuwa się pierwszy raz spoglądając na
phaneo, jest o wiele większa niż wtedy, gdy pierwszy raz ogląda się starsze budynki. Jest to tak, jakby Hadid chciała udowodnić, że wysoki poziom satysfakcji
estetycznej nie jest możliwy do osiągnięcia bez zaskoczenia widza. Taki przekaz
zbliża się niebezpiecznie do propozycji składanych widzom przez świat marketingu, w którym wrażliwość widza musi być coraz intensywniej atakowana, bo
jest on coraz bardziej znudzony coraz łatwiej dostępnymi rozmaitymi obrazami.
W tym chaotycznym świecie ma swoją rolę hasło „eksperyment”, przyzwalające
na ukrywanie treści w formie i promowanie ekspresji kosztem tego, co miałaby
wyrażać. Stąd, być może, znajdujemy w phaneo wspominane pochyłe drzwi i inne
niespodzianki. Niestety, nie budzą refleksji, ale dają, co można zaobserwować
w zachowaniach użytkowników, jedynie rozrywkę w formie utrwalającej niewrażliwość na to, co od zawsze umownie nazywaliśmy kulturą. Jak kicz, dostarczający
fałszywych przeżyć i nie żądający niczego. Pytanie, czy tak by było ze wszystkimi innymi projektami Hadid? Elizabeth Farrely co prawda pisała w 1986 roku,
a więc w epoce pojawienia się Zahy Hadid z jej zwycięską pracą na projekt klubu
w Hong Kongu (1982–1983), że postmodernizm to „świeży oddech wiosny” po
modernistycznej zimie, ale szybko zmieniła zdanie, uznając nowe projekty za
manierystyczną szaradę. Jednakże bez przesuwających się wolno w powietrzu
brył klubu nie byłoby phaneo i dziś nie byłoby o czym rozmawiać.
Przykład pheneo pokazuje jak architektura może przyspieszać zjawiska cywilizacyjne, trzeba tylko umieć to wykorzystać. Szczęśliwie, potrafi to wielu architektów. Dzięki nim mamy budynki, w których aktywności ujawniają się w postaci
czegoś, co można nazwać pulsowaniem, wyobrażeniem ruchu, jaki w nich trwa,
czasem rzeczywistego a czasem wyobrażonego, i że pod jego wpływem formy
stają się płynne, obłe, pofałdowane, miękkie, niby ekologiczne albo topograficzne. Wrażenie potęgują krajobrazowe powierzchnie budynków. W rezultacie
krajobraz staje się narzędziem integracji miejskiej przestrzeni – budynek staje się
krajobrazem, krajobraz budynkiem. Świetnym przykładem jest twórczość zespołu
Marek Budzyński i Zbigniew Badowski i ich dzieła: Biblioteka Uniwersytetu Warszawskiego (1994–1998), Sąd Najwyższy (1995–1999), niezrealizowany projekt
Świątyni Opatrzności w warszawskim Wilanowie (konkurs 2000) i projekt Opery
Podlaskiej w Białymstoku (2005). Warto także poznać szereg rozwiązań w zespole
placu Poczdamskiego w Berlinie: kamienny potok płynący pod biurowcem Araty
Isozakiego i Steffena Lehmanna przy Linkstrasse (1994–1998), zarośnięte trzciną
baseny, łączące Kanał Landwehry z placem Marleny Dietrich wzdłuż biur debis
Renzo Piano i Christopha Kohlbergera (1994–1997), parki im. Tilli Durieux i im.
Henrietty Herz, oba autorstwa Bruno Doedensa i Maike van Stiphout, operujące
pryzmami trawników, przesłaniających w czasie spaceru po nich coraz to inne
fragmenty okolicy (1998–2000), wreszcie Centrum Sony projektu Helmuta Jahna,
43
Uwarunkowania architektoniczne
budynek-miasto z placem-salonem w środku, na który (do którego) wchodzą kliny
zieleni z pobliskiego parku (1996–2000). Do tych dzieł dodać można pobliski Pomnik Pomordowanych Żydów w Europie Petera Eisenmana (2003–2005) i Muzeum
Żydowskie Daniela Libeskinda przy Lindenstrasse, a zwłaszcza jego przejmujący
w prostocie i wymowie Ogród Hoffmana, na niewielkiej powierzchni pokazujący
cały świat będący ojczyzną diaspory żydowskiej (1993–1999).
Architektura ekologiczna to także obiekty powstające w wyniku recyklingu tego,
co już w miastach nie jest potrzebne, takie jak przebudowa silosów dawnej oczyszczalni ścieków w amsterdamskiej dzielnicy Zeeburg, które mają w 2011 roku stać się
centrum kultury (biuro Aarons en Gelauff Architects). Obiektów takich jest znacznie więcej i już nie budzą powszechnej ciekawości jak kiedyś przebudowa gazowni
w Wiedniu. Bardziej ekscytująca jest budowa obiektów będących spiętrzonymi
krajobrazami, takich jak pawilon holenderski na Expo 2000 w Hanowerze (MVRDV,
Winy Maas, Jacob van Rijs, Nathalie de Vries), projekt Mediateki Brabanckiej (też
MVRDV), projekt mediateki The Ziggurat w Nowym Orleanie (UN Studio, Ben van
Berkel i Caroline Bos, 2006), albo pokrycie drewnianym pokładem międzynarodowego terminala portu w Yokohamie (Foreign Office Architects, Ajenandro Zaera
Polo i Farshid Moussavi, 2002) – żeby wymienić tylko przykłady bardziej znane.
Są także przykłady recyklingu urbanistycznego, czyli przebudowa całych dzielnic
albo i miast. Przykładów znowu jest dość dużo, warto wspomnieć, że pojawiać się
mogą i w Warszawie. Między innymi, w pracowni Stefana Kuryłowicza powstały
projekty budowy nowych dzielnic mieszkaniowych na terenach sztandarowego
niegdyś przedsięwzięcia przemysłowego w stolicy, czyli Huty Warszawa obecnie
Lucchini, oraz na gigantycznych terenach kolejowych (pokolejowych?) Odolany.
Najbardziej ekscytujące jest projektowanie ekologicznych miast. Jest ich już
sporo. Szczególnie łatwo je projektować tam, gdzie pieniądze państwowych inwestorów łączą się z działalnością propagandową ale i rzeczywistymi potrzebami.
Dzięki temu, w czasie ostatnich kilkunastu lat, w Chinach miejskie założenia
urbanistyczne, opatrzone hasłami ekologicznymi, liczą już biliony m2. Są to miasta,
które mają wyglądać inaczej niż zatłoczony wieżowcami Szanghaj. Za przykład
stawia się projekt dla miasta Huaxi, które ma zwracać się w stronę natury i indywidualności. Autorzy planu (chińska firma MAD) nie chcieli, jak mówią, tworzyć
idealnej urbanistyki, raczej chodziło o wskazanie trendów w laboratoryjnej postaci.
Warto przyjrzeć się obrazom tego nowego miasta, które pełne jest wieżowców
o odważnie powykręcanych elewacjach, luźno rozrzuconych w zielonym krajobrazie, żeby mieć argumenty do poważniejszej rozmowy o morfologii nowych miast.
Ten sam temat pojawia się, gdy oglądamy nowe miasta na Półwyspie Arabskim.
2.1.5. Architektura na temat
Tematyzacja to nowe w naszych publikacjach sformułowanie, wyjaśniane
jako świadome i intencjonalne nadawanie przestrzeni form architektonicznych,
nawiązujących do czasów minionych lub innych kręgów cywilizacyjnych, które
44
Architektura metropolii
może być powiązane z kreowaniem spektaklu miejskiego przeznaczonego dla masowego odbiorcy. Hotele i kasyna w Las Vegas są „niedoścignionym” przykładem,
podobnie jak liczne galerie handlowe (tu prawdopodobnie na czele postawić można
Złote Tarasy w Warszawie), ale nie zawsze o tematyzacji trzeba mówić z ironią.
Jest to po prostu kolejna, współczesna odmiana eklektyzmu, która formalnie
wyrosła z architektury postmodernistycznej (przy pomocy neoliberalnej pogoni
za zyskiem albo chęci wzniesienia pomnika własnej mocy). W Warszawie istnieje
znakomity przykład tendencji, o jakiej tu mówimy: to stojący przy ul. Woronicza
gmach TVP autorstwa Czesława Bieleckiego z zespołem. Sam autor pisze, że
w budynku tym możemy zobaczyć Wieżę Babel i Arkę jako symbole mediów, ale
i pomnik III Międzynarodówki Włodzimierza Tatlina, transatlantyk Normandie
z plakatu Cassadre`a, wzór na posadzce wzięty z japońskiego rysunku tuszem
oraz kształty Pięknej Rafaeli z obrazu Tamary Łempickiej, które to skojarzenie
jest prowokowane przez komentarze o erotyzmie zrealizowanej elewacji63.
Na drugim biegunie tendencji tematyzacyjnej znajdują się budynki kategorycznie odżegnujące się od wszelkiej ostentacji. Są to obiekty takie jak Silodam,
budynek mieszkalny w porcie w Amsterdamie, autorstwa grupy MVRDV (2002), też
w Amsterdamie oddział onkologiczny szpitala uniwersyteckiego przy stacji metra
Amstelveen, a w Rotterdamie pawilon studencki Hogeschool Inholland Ericka van
Egeraata (2000) i siedziba Shipping & Transportation College architektów Neutelings & Riedijk (2005). Ich twórcy proponują inwestorom i nam wszystkim estetykę
góry kontenerów, (przypadkowo?) poustawianych jeden na drugim. Żadnych wyszukanych materiałów, żadnego ornamentu i światłocienia, żadnych burżuazyjnych
ciągot, jedynie najczęściej spotykane kolory kontenerowych skrzyń, których układ
na elewacji może przypominać front kawiarni De Unie Jocobusa Ouda (Rotterdam,
1925), ale związek z dziełem Ouda nie jest dowiedziony. Nie ma w tych budynkach
niczego co może być uznane za przypadkowe, powodujące pytania, jak to na przykład
było z gigantycznymi mieszkalnymi „szufladami” wysuniętymi z budynku WoZoCo`s, także autorstwa MVRDV (Amsterdam, 1997), albo podniesionymi narożnikami
gigantycznego bloku mieszkalnego The Whale, usytuowanego w amsterdamskich
dokach (autorstwa firmy De Architekten Cie., 2000).
Tematem staje się więc brak tematu przedstawianego wizualnie, tematem obiektu ma być funkcja, o ile ją odczytamy w powtarzających się formach, chciałoby się
dodać. Zwłaszcza, że architekci zdają się od jasności formy uciekać, co potwierdza
uprzemysłowiona, opatrzona niby portowymi kratownicami forma teatru Luksor na
Wilhelminaplein w Rotterdamie (biuro Bolles + Wilson). Z kolei w Amsterdamie jest
to długa na 270 m, trzypiętrowa skrzynia, postawiona przez firmę OTH w porcie, na
nieużywanej platformie do załadunku statków a będąca biurowcem. Kłopoty co do
odczytania funkcji potęguje fakt, że w rodzinie tych budynków mieliśmy tymczasowy
pawilon informacyjny na placu Poczdamskim w Berlinie, obecnie mamy również tam
(w pobliżu katedry) tymczasową Kunsthalle projektu Adolfa Krischanitza (2008),
63
Cz. Bielecki, Więcej niż architektura. Pochwała eklektyzmu, Wyd. BOSZ, Olszanica, 2005.
45
Uwarunkowania architektoniczne
nie wspominając (o jednej z wielu) absolutnie tymczasowej, kontenerowej aranżacji
przestrzeni na festiwal muzyczny w Rio de Janeiro w 2007 roku, przygotowanej przez
zespół Bernardes + Jacobsen. Faktyczna tymczasowość tej architektury oznacza,
iż tematem do przemyśleń dla jej odbiorców staje się nietrwałość istnienia. Temat
oczywiście intrygujący, ale niekoniecznie dla pacjentów onkologii, że przypomnimy
„tymczasowość” szpitala w Amsterdamie. Ten nietrafiony wybór mówi o jednowymiarowości pomysłu, a może nawet o uleganiu architektonicznej modzie, czego
historia architektury nie przebacza.
Nie ma wątpliwości, że tematyzacja architektury wiąże się głównie (obok
wspomnianych hoteli w Las Vegas) z budową centrów handlowych, rozmowa
o niej jest więc ważna dla rozpraszających się miast, choć paradoksalnie, powtarzaną regułą jest odwołanie się twórców do wzorca tradycyjnego miasta, a można
nawet powiedzieć, że do miasta jako takiego. Jest to swoista rekompensata za
to, że budowa wielkich centrów handlowych, bez różnicy czy są wznoszone poza
miastem czy w mieście, najczęściej likwidują tradycyjne miejskie śródmieścia.
Nie wchodząc w analizę tej sytuacji, warto zająć się architekturą nowych centrów.
Jest to o tyle łatwe, że są z reguły bardzo dobrze widoczne, ale też nie bardzo jest
na co patrzeć. Są raczej kubaturą, budownictwem (jak mawiają architekci) niż
architekturą. W środku, gdzie temat budynku najlepiej jest czytelny (miasteczko
greckie, wioska rybacka, włoskie restauracje, plac miejski, główna miejska aleja,
port piratów itd.) jest zwykle ciepło, ale nie gorąco, gra muzyka, ale nie za głośno,
jest czysto i bezpiecznie, stoją ławki i drzewa. W tym akurat nie ma niczego złego, jedyny problem jest taki, że wszystko to nie jest w tym miejscu, gdzie byśmy
oczekiwali, czyli w przestrzeniach publicznych miasta, i jest otoczone podróbkami
architektonicznymi, przetransferowanymi z innych miejsc. Na tym tle wyróżnia
się budynek handlowy Selfridges w Birmingham projektu Future System (Jan
Kaplicky i Amanda Levete, 2003), o kształcie wielkiej ameby, pokryty skórą z okrągłych aluminiowych dysków i poprzez tę formę i pokrycie w znacznym stopniu
wypreparowany z otoczenia. Jest wychodzącą ze skali kontekstu wielką rzeźbą,
jakby zakłopotaną problemami, które tworzy, ale czystością intencji twórców
i ultraminimalizmem formy przyciągającą publiczność. Jest interesujące, czy podobnie dobrych recenzji doczeka się nowo otwarte w 2009 roku centrum handlowe
Westside na przedmieściach Berna, projektu Daniela Libeskinda, ze wszystkimi
atrybutami jego architektury. Jest interesujące, czy formalne zabiegi, uzasadniane
przez autora nieomal świętością przestrzeni muzeów i hal koncertowych, dało się
przenieść do „świątyni handlu” bez szkody dla nich? Zwłaszcza gdy przypomnimy
sobie, że brak zgody Libeskinda na ulokowanie supermarketu na terenie Ground
Zero w Nowym Jorku doprowadził de facto do odsunięcia go od projektowania
wszystkich budynków, jakie tam mają powstać64.
64
S. Gzell, Idea architektoniczna jako tworzywo pożądane i kontestowane, [w:] Definiowanie przestrzeni architektonicznej. Architektoniczne tworzywo, „Czasopismo Techniczne”, Wyd. PK, Z. 9-A/2006, rok 103.
46
Architektura metropolii
Za przykłady dodatnie uznać można dwie polskie realizacje: Manufakturę
w Łodzi i Browar w Poznaniu. Temat dla obu jest ten sam, nostalgiczny, ale
przyciągający klientów i turystów: Odzyskana Przemysłowa Przeszłość. Łódzkie
Centrum Handlowo-Biurowo-Usługowe, przebudowane jest z dawnej fabryki
Izraela Poznańskiego przez firmę Sud Architects (2005). Jego tożsamość określa
poprzemysłowa zabudowa, zrewitalizowana i dostosowana do nowych funkcji.
Choć można Manufakturze zarzucić znaczne wyizolowanie z tkanki miejskiej,
zbyt mało powiązań z otaczającymi terenami, niezbyt dobre nowe architektoniczne dodatki, to jednak w sumie powstała tam odmiana współczesnego rynku,
kolejnego centralnego miejsca w luźnej i niedoinwestowanej strukturze miasta.
Podobnie jest z rewitalizacją browaru Huggera w Poznaniu, dokonaną przez Studio
ADS (Piotr Berełkowski i Przemysław Borkowicz, 2003, 2007). Browar stał się
jedną z wizytówek Poznania. Miasto wyremontowało deptak prowadzący do Browaru, właściciele kamienic, które przy nim stoją podjęli ich renowacje a cały rejon
znacznie się ożywił. Oznaczać to może, że jakość architektury i współdziałanie
inwestorów centrów handlowych z władzami miasta, może zapobiegać przenoszeniu się handlu na dalekie przedmieścia, co będzie przeciwdziałało rozpraszaniu
się funkcji śródmiejskich.
2.1.6. Architektura wirtualna i nowe technologie
Świat wirtualny ciągle wydaje się nowością, dzięki czemu architektura tworzona przy znacznej pomocy komputera może zażywać chwały sztuki nowoczesnej.
Przestrzeń wirtualna jest materiałem umożliwiającym realizację budynków kiedyś
niewyobrażalnych. Jest to materiał szczególny, ponieważ gdyby chciał, to mógłby
współpracować z twórcą.
Pisano już o architektonicznych snach komputerów, w których poza kontrolą
programującego je architekta mogą pojawiać się i znikać całe metropolie, masy
budynków, nieznane nam układy geometryczne, w tym układy w nowych geometriach, wypełniające kasowane zaraz pliki i foldery. Komputery zostawiają nam
tylko minimalny odsetek swojej produkcji, tylko to na co oczekujemy. Tak w pozostawionym na noc, pracującym komputerze powstaje większość skomplikowanych
renderingów, ale czy tylko one, czy też coś więcej, co komputer sam ocenia jako
dzieło niedoskonałe i sam podejmuje decyzję o jego skasowaniu? Niestety, tych
dzieł przejściowych, wynikających z przekształcania zadanych parametrów możemy nie zobaczyć, bo powszechnie używane komputery nie potrafią same z siebie
dzielić się z nami tym co rysują. Niektóre z „dzieł przejściowych” z pewnością nie
mają sensu, ale inne mogą być genialne. Ich poszukiwanie jest próbą wiązania
świata realnego z wirtualnym i przypomina to, co z bryłą marmuru robi rzeźbiarz:
odrzuca niepotrzebne części kamienia i zostaje to, co od razu w kamieniu zobaczył,
czyli niepowtarzalna forma, adorowana potem przez pokolenia.
Form takich miałby dostarczać teraz Marcos Novak, pracujący przy pomocy
komputera nad architekturą płynną (liquid architecture), dającą się modyfikować,
47
Uwarunkowania architektoniczne
podlegającą odrębnemu porządkowi (alien architecture), samoświadomą (reflexive architecture). W cyberprzestrzeni działa także Stephan Perelli, twierdzący, że
dzięki stosowanej przez niego technice modelowania formy tworzy architekturę
nieustannie stającą się65. Architektura Novaka czy Perellego bywa uważana za
doświadczenie prowokacyjne, bo wydaje się być nieużyteczna w sensie fizycznego
wykorzystania na przykład do zamieszkania w niej, ale architektura nowoczesna
ma prawo do ekscesu i prowokacji. To pierwszy etap jej powstawania, może nawet
jest to jej prawdziwa geneza.
Korzystając z takiego przyzwolenia, zaawansowano krok następny: projektowanie na odległość, co z kolei przyczynia się (choć nie w stopniu decydującym)
do globalizacji dzieł architektonicznych, to znaczy pozbawiania ich cech, jakie
mogłyby mieć, gdyby były projektowane lokalnie. Ale dziś ten zarzut jest mało
istotny, bo nawet projekty „lokalne” wyglądają na „globalne”. To wynik powszechnej dostępności architektonicznej informacji i wzorów.
Dziś każdy, kto chce stosować w swojej architekturze najnowsze materiały
i technologie, musi korzystać z pomocy komputera, nawet wtedy, gdy pierwsze
szkice wykonuje ołówkiem na papierze. Wspomniany przed chwilą dom towarowy w Birmingham nie powstałby, gdyby nie pomoc komputera. To samo jest ze
wszystkimi dziełami Franka Gehry’ego, co zostało wielokrotnie opisane66. Warto
jednak zwrócić uwagę, że komputer nie tylko pomaga w projektowaniu, ale że
bez zapisu komputerowego nie byłoby możliwe przygotowanie elementów na
budowie. Bowiem komputer rysując formy, gdy są jeszcze projektem, zapisuje
je w pamięci co umożliwia potem wycinanie ich z materiałów, z których wznosi
się budynek. Pamiętajmy, że każda tytanowa płyta, z jakich składano elewację
Muzeum w Bilbao, jest odmienna od pozostałych, bez zapisu ich kształtu w pamięci komputera przygotowanie elewacji nie byłoby możliwe. To samo dotyczy
Kunsthausu Petera Cooka i Colina Fourniera w Grazu (2003), gdzie dodatkowo
komputer kontroluje światła neonów, przebijające przez elewację i przetwarzające budynek w wielki, obły ekran zdolny wysyłać rozmaite informacje. Podobnie
jest z budynkiem centrum sztuki firmy NOX w Lille (2004), będącym, zwłaszcza
we wnętrzu, formą interaktywną, zdolną wykorzystywać samoistnie efekty audiowizualne. Tak samo zachowują się przynajmniej dwa dzieła Jacquesa Herzoga
i Pierra de Meurona, sklep Prady w Aoyama w Tokio (2003) i stadion Allianz
Arena w Monachium (2005). Zmieniające się, kierowane komputerowo światło
gra w ich architekturze główna rolę, tworząc wraz z prześwitującym wnętrzem
i widoczną konstrukcją efekty bardzo charakterystyczne dla nowych miejskich
krajobrazów.
Wydaje się, że dzisiejsza architektura wirtualno-technologiczna odeszła
od swych początków, leżących w sferze High-Tech i mających swoje odmiany.
A. Bulanda-Jansen, Marcos Novak, <alien>, „Architektura i Biznes”, 5/2002.
B. Lindsey, Digital Gehry. Material Resistance, Digital Construction, Birkhauser, Basel, 2001. Jest to książka
z serii „The Information Technology Revolution in Architecture”, sygnowanej przez Antonino Saggio.
65
66
48
Architektura metropolii
Z drugiej strony, Santiago Calatrava ciągle projektuje w manierze organicznej
technologii, Renzo Piano wiele mówi o technologii humanistycznej a Norman
Foster i Richard Rogers stale zdają się wierzyć w solidne metalowe belkowania,
choć wypełniają budynki deklarowaną treścią ekologiczną. Dziś za ciekawsze
uważa się doświadczenia nie tak mocno ingerujące w krajobraz, jako że miasto
ma się z nim utożsamiać. Stąd przewagę uzyskują prace Herzoga i de Meurona,
w których istotna jest skóra budynku, element wprost wchodzący w interakcje
z otoczeniem. Warto wspomnieć pierwsze ich realizacje: Ricola Europe Factory
w Miluzie (1993), gdzie panele ścienne z półprzezroczystego poliwęglanu „tatuo­
wane” symbolem firmy rozmawiają z przechodniem (efekt powtórzony w 1997
roku, w szkole w Eberswaldzie) oraz nastawnia kolejowa w Bazylei (1995), której
elewacja składa się z wąskich taśm z miedzi tak skręconych, że tworzy odmienne
wzory światłocieniowe w różnych porach dnia.
Tendencją jeszcze bliższą naszym dniom jest blob-architektura. Wywodząca
się z prac Grega Lynna, jest reprezentowana przez obłe lub bliskie obłości twory amebo­podobne, tworzone i kontrolowane przez komputery. Formy ich są
wynikiem transformacji innych obiektów, najczęściej jest to kopiowanie natury
w trakcie wykonywania renderingów budowli, które z założenia mają nie mieć
nic wspólnego z kanciastymi bryłami. W latach 90. XX wieku miało to związek
z rozczarowaniem kanciastymi resztkami brył pozostałymi po dekonstruktywistycznych implozjach i eksplozjach. Był to także okres umacniania się świadomości ekologicznej, podbudowanej hasłem równoważenia rozwoju. Prostokreślny
racjonalizm nie przekonywał, ucieczka na zielone przedmieścia, na dalekie plaże
odległych, nieskażonych cywilizacją wysp, a także metroseksualizm, kwestionujący
postawę macho i dopuszczający istnienie większej ilości pierwiastków kobiecych
w życiu mężczyzny bez definitywnego odchodzenia w stronę homoseksualizmu,
wymagały nowej architektury, generalnie mówiąc form miękkich. Nawet mosty
miały być „krajobrazowe” a nie „techniczne” i takie mosty pojawiły się w Asterdamie, pomiędzy nabrzeżami doków przebudowywanych na dzielnice mieszkaniowe
(Adrian Geuze, Daniel Jauslin, Rudolph Eilander, 1999, Piet Heinkade, 1999,
i Nicholas Grimshaw, 2001).
Najbardziej znanym blobem w Europie jest oczywiście Kunsthalle w Grazu,
Petera Cooka i Collina Fourniera (2003), ale architektoniczne centrum informacyjne Arcam w Amsterdamie Rene van Zuuka (2003), tamże kwatera główna
banku IMG (Roberto Meyer i Jeroen van Schooten, 2002), wieżowiec Tour Phare
projektowany przez Morphosis w 2006 roku na La Defense, hala widowiskowa
Zenith w Strasburgu Massimiliano Fuksasa (2007), wspominany już dom towarowy Selfridges w Birmingham oraz Miasto Mody i Designu, rozciągnięte wzdłuż
Sekwany w Paryżu przez Dominique Jakob i Brendana Macferlana (2008), czy
blob prostopadłościenny, czyli pływalnia olimpijska w Pekinie, The Watercube
(PTW Architects, 2008), to także znane powszechnie obiekty. Ale nie ma nic
wiecznego, reakcja była/jest natychmiastowa. UN Studio (Ben van Berkel i Caroline Bos) buduje w 2007 roku teatr-agorę w nowym mieście Lelystad w Holandii,
49
Uwarunkowania architektoniczne
wyglądającą jak jaskrawe, kolorowe pudełko do samodzielnego składania albo
jak zabawne origami, Snohetta buduje w 2008 roku operę w Oslo o ostro ciętych
formach, nawet w Warszawie, według Wojciecha Leśnikowskiego i Marie Faulkner
z Uniwersytetu Kansas, wokół PKiN powinny pojawić się krystaliczne wieżowce
(2008). Może więc rozstrzygnięcie tego, co jest prawdziwą nowoczesną architekturą, godną budowania w nowoczesnych metropoliach, powinniśmy zostawić
pierwszemu wirtualnemu architektowi, Scope Cleaverowi, działającemu od 2006
roku w Second Life, www.secondlife.com, grze komputerowej stającej się dzień
po dniu prawdziwym życiem dla tysięcy osób. Scope prowadzi wolne artystyczne
życie, warto więc przyjrzeć się jak wygląda ono w tzw. realu (czyli w tym co my
uważamy za prawdziwe życie).
2.1.7. Wolność poczynań artystycznych
Architektura, poszukiwane dobro komercyjne, ma odpowiednie miejsce
w powszechnym systemie wartości. W świecie komercji, budynek będący tyleż
dziełem sztuki co i nieruchomością, ma cenę jakby podwójną. Tak sformułowana
teza zakłada, że dziś architektura ma się dobrze, a mieć się może jeszcze lepiej.
Po pierwsze, architekturze nie grozi odejście jej twórców w stronę taką, w jaką
poszła Brytyjka Tracey Emin, prowadząc swoją twórczość plastyczną. Cóż bowiem
z tego, że za „My bed” T. Emin Dom Aukcyjny Saatchi & Saatchi uzyskał 150 tys.
funtów, skoro jest to ciągle tylko wygniecione łóżko z kupą zużytych ubrań, brudnych gratów i innych śmieci? Cóż z tego, że Emin skupiła się na prezentacji siebie
i należących do niej przedmiotów? Cóż z tego, że była odważniejsza niż koleżanki
w prezentacji siebie samej? Co mamy nadzwyczajnego z tej „odwagi”, która jest
udziałem każdej z dam stojących na poboczu drogi? Nieszczęście polega na tym,
że jej plastyczne propozycje, które uważa za nie wiadomo jak ważne przesłanie,
są prostackie przez swą łopatologiczną naiwność i dublowanie ogranych pomysłów. W tym pomysłów na przekraczanie etycznych norm, tak jakbyśmy za jej
pośrednictwem musieli sprawdzać, co jest naprawdę dobrem a co złem. Zjawiska
takie nie musiałyby nas zajmować, gdyby nie ich powszechność, co potwierdza
chociażby każdy z opisów Biennale Sztuki w Wenecji.
Początkiem zjawiska było odchodzenie sztuki od sacrum i dążenie do stworzenia własnej wizji bytu człowieka. W końcu tak rozumiana sztuka osiągnęła
autonomiczność graniczącą z niezrozumiałością, po czym spokojnie przekroczyła
tę granicę. Autonomiczność ta przenosiła się na atomizację środowisk i twórców.
Zapanowało „pomieszanie języków” i w rezultacie pojawił się brak porozumienia
pomiędzy twórcami a publicznością, i to do tego stopnia, że ta ostatnia przestała
odróżniać twórców od szarlatanów, co może ma miejsce i w przypadku autora tego
tekstu. Wyzwalając się z wszelkich wpływów sztuka stała się podatna na przypadkowe komplementy i zastąpiła przysłowiową kaczkę dziennikarską w sezonie
ogórkowym. Wyzwolona sztuka pasie się dziś hałasem medialnym i plotkarskimi
skandalami, przypominając spoty reklamowe i pokrzykiwania DJ-ów. I nikt już
50
Architektura metropolii
nie pamięta, że piękno lubi być małomówne, i że wszystko miało zmierzać do
odsiewania zła od dobra.
Po drugie, o ile w sztukach plastycznych twórca staje się dziś producentem
dóbr w, jak się powiada, globalnym supermarkecie kultury, a równocześnie konsumentem w tymże supermarkecie, to architekt w owym raju wolnego wyboru raczej
nie przebywa. Nie może zabawiać nas grą pozorów, nie może dać nam swego ciała
zamiast dzieła ani nie może się zamiast niego publicznie pokaleczyć. Nic innego
nie może zrobić w miejsce wybudowania domu, może poza pisaniem długich tekstów, ale to są marginalia. Instalacje, zastępujące dziś obrazy i rzeźby, nie zastąpią
budynku. Pokazany w 2005 roku na Biennale Sztuki w Wenecji „Drzewo – dom
do składania” jest tylko zabawką architektoniczną a nie architekturą. I tylko tyle.
Po trzecie, architekt nie staje samotny naprzeciwko świata iluzji jak inni
twórcy. Z reguły nie jest też naiwny, więc świadomie może być przeciw wszelkiej
grze i oszustwu. Jeśli w twórczości stosuje znane klisze, to robi to świadomie i na
własną odpowiedzialność, i jest rozliczany z powielania cudzych osiągnięć. Gdy
jest prawdziwym twórcą, to wymyka się klasyfikacjom, ale już jego biuro ustawiane
jest w rynkowym rankingu biur lepszych i gorszych. Może je traktować jak zimne
laboratorium albo miejsce powstawania ostentacyjnej piękności, ale każda z tych
skrajnych wizji własnej twórczości jest korygowana przez mechanizm zamówień.
Po czwarte, architektura jest ciągle zaangażowana w publiczne debaty na
poważne tematy, od polityki do filozofii. Stąd za nieprzystojne uważa się próby
epatowania widza i słuchacza dowcipnym suspensem, za to oczekuje się manifestacji na serio.
Jednocześnie warto szukać przykładów na to, jak by mogła wyglądać architektura, gdybyśmy lekceważąc prawo ciążenia, pozwolili na fizyczny rozpad
świata i fragmentację tego, co dotychczas stworzyliśmy. Oto kilka przykładów,
dawniejszych i dobrze znanych.
Centrum Tsukuby, Japonia, Araty Isozakiego. Otóż w Tsukubie, gdzie występują trzęsienia ziemi, Isozaki najpierw narysował wszystko jakby było już po
katastrofie, a potem utrwalił rumowisko w formach budynków. Inny przykład
to Centrum Sztuki Wexnera na uniwersytecie w Columbus, Petera Eisenmana
i Richarda Trotty. Jest ono symbolem stawania się sztuki (utrwalone na zawsze
„niedokończone”, będące niby w trakcie realizacji wiszące podpory, „nie rozebrane” rusztowanie, „przypadkowe” hałdy piasku), ale i symbolem kontekstualnego
patrzenia na organizowaną przestrzeń – siatki konstrukcyjne centrum skręcone są
o 12 i pół stopnia, żeby chwycić kierunek pobliskiej ulicy i połączyć symbolicznie
uczelnię z miastem.
Jeszcze jeden przykład mówiący o budowie nowego piękna z fragmentów
istniejącego przedtem świata. Chodzi o Parc de la Villette w Paryżu, projektu
Bernarda Tschumiego. Jeszcze przed rozstrzygnięciem konkursu na projekt parku
było jasne, że kończy się epoka parku-ogrodu biorącego swój początek w biblijnym
Raju, zakładając, że poszukiwanie nowego piękna bierze się z tych zjawisk w kulturze, które odrzucają a priori to co było, na rzecz tego co wymyślimy. Tschumi
51
Uwarunkowania architektoniczne
próbował tak postąpić. Tłumaczył, że jego park to największy i pierwszy w świecie
obiekt, w którym czynnikiem budującym formy jest przechodzenie z jednego stanu istnienia w inny – faktycznie, przemysł ustąpił miejsca otwartej przestrzeni.
Miał to być pierwszy obiekt, który wykorzystuje zjawisko implozji, kawałkuje to,
co istniało w terenie, ale zbiera i używa rozrzucone cząstki. Z tym, że grupowane
są one nie według tradycyjnych zasad kompozycji, porządku i hierarchii. To nowe
piękno ma stać się wkładem w jutro architektury.
2.1.8. Architektura z wystawy
Wszystkie wymienione wyżej architektury powstają w bezustannym wzajemnym dyskursie. Architekci nie stronią od wykładów, odczytów, lektur, kolorowych albumów, prowadzenia zapisków i rysunkowych notatek. Do najbardziej
przydatnych form wymiany myśli należy oglądanie profesjonalnych wystaw
i wnioskowanie z tego wszystkiego co do stanu architektury i miasta w przyszłości.
Tak po prostu jest i nic dziwnego, że na trwające cztery dni wernisaże otwierające
Międzynarodową Wystawę Architektury w Wenecji przyjechało w 2008 roku 25
tys. zainteresowanych osób, z czego zdecydowaną większość stanowili architekci.
Biennale w Wenecji jest najbardziej prestiżową wystawą architektury na
świecie. Przyciąga rekordowe ilości uczestników i odwiedzających. W 2008 roku
wystawę obejrzało blisko 130 tys. osób, czyli ponad 1800 osób dziennie. Uczestniczyło w niej 56 krajów, przygotowano 24 ekspozycje towarzyszące. Akredytowano
85 kanałów telewizyjnych a 2360 dziennikarzy napisało prawie 1000 artykułów.
Dla nas ważne jest jednak pytanie o faktyczne znaczenie tej kolosalnej imprezy
dla twórczości architektonicznej i przemian zachodzących w miastach. Odpowiedź
może ułatwić fakt, że tematy ostatnich trzech wystaw właśnie o tych przemianach mówią. W roku 2004 wystawa miała tytuł „Metamorfozy” (dyrektor Kurt
Foerster), w roku 2006 „Miasta. Architektura i społeczeństwo” (dyrektor Richard
Burdett). W roku 2008 Jedenasta Międzynarodowa Wystawa Architektury miała
tytuł „Out There: Architecture Beyond Building” (tłumaczenie na język polski, jakie
by nie było, nikogo do tej pory nie zadowoliło), zaproponowany przez dyrektora
Wystawy, Aarona Betsky`ego.
Wystawy weneckie są prowokacyjne, zmuszają do dyskusji, dzięki którym,
w co trzeba wierzyć, tworzą się nowe postawy wobec zjawisk w przestrzeni miast,
skąd już tylko krok do tworzenia nowej architektury. To optymistyczna wersja
opisu Biennale. Z drugiej strony, można o nich powiedzieć, że są z definicji nieco
epigońskie, bo w zasadzie koncentrują się na prezentacji dorobku światowej architektury z okresu od poprzedniego Biennale, oraz to, że tytuł wystawy nie ma
znaczenia dla tego pokazu. W 2004 roku odbywało się pod nazwą „Metamorfozy”,
ale gdyby nadać mu nazwę np. „Trwanie”, to przy niewielkiej zmianie aranżacji
i opisów prac, też by mogło się odbyć. Nawet gdyby przy zmianie nazwy pojawiło
się trochę innych prac i ekspozycji, to nie miało by to zasadniczego znaczenia
dla dwóch generalnych celów wystawy: dla pokazania architektonicznej mody
52
Architektura metropolii
i dla sprzedania jej. W tym przemieszaniu twórczości z rynkiem nie ma nic złego
– jedno bez drugiego nie istnieje. Architektura nie istnieje bez środków na realizację, a rynek z kolei karmi się zmianami mody. Gdyby było inaczej, to Eisenman
nagrodzony w 2004 roku „za całokształt pracy” nie dziękowałby wytwórcy płyt
gipsowych za pomoc w realizacji swej instalacji.
W kontekście tego co napisano wyżej widać, że nie jest dobrze, gdy architekturę przedstawia się w pawilonach Biennale nadużywając słów zamiast pokazywania jej samej. Nie jest dobrze, gdy już od wejścia widz dowiaduje się, że ma ją
współtworzyć. Zdarza się, iż twórcy uważają, że jak się w wejściowy portal wstawi kilka pionowych i ukośnych płyt, poprzycinanych na krawędziach, to wtedy
osoba wchodząca do pawilonu będzie brała udział we „współtworzeniu fasady”.
Przejście przez pogrubioną ścianę ma być drogą od etyki, której symbolem jest
ustawienie płyt prostopadle do kierunków ku najważniejszym budowlom Wenecji, do wolności, jaką ma być zamontowanie we wnętrzu pudeł z karton-gipsu,
bez związków z czymkolwiek na zewnątrz. Dlaczego? Skąd ta myśl? Działanie
kamer, rzucających wizerunki wchodzących do pawilonu na wspomniane płyty,
niczego nie wyjaśnia: na jasnych płytach zupełnie nie zauważa się nieco jaśniejszych, mgławicowych plam czegoś co podobno było „odebranym wizerunkiem”
wchodzących osób. To nie jest opis wymyślony, to wejście do polskiego pawilonu
w 2004 roku. W rzeczywistości pompatycznie zapowiadane „rozwarstwienie
bezruchu architektury i ruchu widza”, rzecz skądinąd oczywista, jakoś specjalnie
nie eksponowało się, a „spowolnienia przejścia przez fasadę”, jak chcieli autorzy,
też się nie zauważało, przez co być może nie „ujawniła się geometria architektury
i wideo fresk”. Rozwarstwienie, spowolnienie, ujawnienie itd. okazały się słowami
bez pokrycia, służącymi do żonglerki sloganami, a nie wyjaśnieniu jakiejkolwiek
myśli o architekturze. Śmieszne w tym było to, że autorzy polskiej ekspozycji 2004
wszystko robili i mówili na serio. Być może w takich przypadkach lepsza jest doza
autoironii, co we wspominanym 2004 roku zrobili Austriacy, mający swój pawilon
niedaleko naszego. Wystawili przed nim model Domu z Czarnego Gontu, przypominający jeden z polskich eksponatów, tylko nie tak koturnowo pokazywany.
U nas była to „Architektura jako dystrybucja jednego zapisu” i „Architektury jako
metastruktury ludzkości i morficzne strategie ekspozycji”, tam był to zabawowy
Wuerschtelprater, miejsce czekające na dopiski zwiedzającego albo „substancja
architektoniczna” sprzedawana po kawałku, w cenie 1,49 euro za 100 gram. Być
może to była najlepsza ilustracja opinii, że tytułowe metamorfozy to refleksja na
temat tożsamościowych przemian spowodowanych cywilizacyjnymi przeobrażeniami, choć z drugiej strony, taka zachęta do relatywizmu w każdej postaci też
nie budzi zaufania do twórczości architektonicznej.
Dziesiąte, jubileuszowe Biennale weneckie, miało tytuł „Miasta. Architektura
i społeczeństwo”. Chodziło o pokazanie zmian, jakie dokonują się w miastach
w warstwie morfologicznej i „morfologii społecznej”, cokolwiek by to nie oznaczało.
Dyrektor wystawy, Richard Burdett z London School of Economics, stwierdził, że
wystawa ma „uhonorować miasta w roku, w którym ich ludność stała się połową
53
Uwarunkowania architektoniczne
ludności ziemi”. Miała też „informować i prowokować debatę o sposobie, w jaki
kształtujemy miasta, ich budynki, przestrzeń i ulice, co jest domeną architektów i urbanistów (urban designers, nie planistów, na co warto zwrócić uwagę)
zobowiązanych pamiętać o społecznym, kulturowym i ekonomicznym wymiarze
miasta”. I dodawał: „Jak na razie architektura jest zbytnio oddzielona od debat
interdyscyplinarnych”, z czym trzeba się zgodzić.
Debata, dekretowana w zapowiedziach programowych, dla urbanisty nie
zawierała specjalnych nowości. Do prezentacji 16 wybranych miast (Barcelona,
Berlin, Caracas, Istambuł, Johannesburg, Kair, Londyn, Los Angeles, Meksyk,
Mediolan-Turyn, Mumbai w Indiach, Nowy Jork, Sao Paulo, Szanghaj, Tokio)
użyto po prostu roczników statystycznych, co spowodowało, że zwiedzający uznali
(w elektronicznym sondażu), iż miastem, które najlepiej odpowiada społecznym,
środowiskowym i kulturowym wyzwaniom XXI wieku jest Szanghaj (blisko 30%).
Barcelona, prezentująca najwięcej najbardziej przemyślanych projektów zdobyła
o 1/3 głosów mniej. Podsumowaniem tej części wystawy były hasła, znane od lat
w Świecie Urbanistycznym i wielokrotnie opisane, choć być może dla Świata Architektury były nowością: Potrzeba nowej architektury w istniejących miastach,
Transport a sprawiedliwość społeczna, Miasto jako model równoważenia rozwoju,
Przestrzenie publiczne a tolerancja, Miasta i dobre zarządzanie (good governace,
a wystarczyłoby samo governance bo ten wyraz wyraża już „dobro” w odróżnieniu
od „niedobrego” government, czego czytelnikowi obeznanemu z problematyk
zarządzania miastami nie trzeba wyjaśniać). Taki model ekspozycji pozbawił ją
pierwiastka ekscytacji, jaki mógłby się pojawić przy innym przedstawieniu zamiany „zwykłych” wielkich miast w megalopolisy. Być może wtedy dramatyczne
procesy ich demograficznych wzlotów i przewidywanych upadków albo zwycięskiej ekspansji i bohaterskiego trwania na przekór przeciwnościom, pozwoliłyby
na krystalizację nowych poglądów na temat rozwoju miast. Być może powinien
być wygrany efekt synergii, jaki pojawia się, gdy obok siebie znajdą się odległe
w rzeczywistości i odmienne twory przestrzenne.
Wystawa pokazała natomiast inną prawdę. Pokazała, że czytelna w głównej
ekspozycji separacja statystyki, a inaczej mówiąc problemów planistycznych od
form urbanistycznych, jest dziś największą bolączką tego, co potocznie nazywa
się urbanistyką, a przez co należy rozumieć całość projektowania, planowania
i gospodarowania przestrzenią miast67. Separacja tao jest wynikiem przesunięcia
się działań urbanistycznych z pola kreacji przestrzennej na obszar mediacji, której
zakres tematyczny ustalany jest przez tych, którzy rozgrywają swoje interesy na
terenie miasta. Widać dziś, że w wyniku tego przesunięcia urbanistyka całkowicie
oddała inicjatywę, w zakresie tworzenia przestrzeni miast w trzecim wymiarze,
67
Zupełnie inaczej zostało to ujęte w publikacji podsumowującej Biennale, co potwierdza zdanie często
zapominane w dobie komputera, że „wiedza stoi na półkach”. Chodzi o książkę pod redakcją R. Burdetta i D.
Sudjica, The Endless City. The Urban Age Project by the London School of Economics and Deutsche Bank`s Alfred
Herrhausen Society, Phaidon Press Ltd., London, 2007.
54
Architektura metropolii
deweloperom i wynajmowanym przez nich architektom, naiwnie wierząc, że każdy
z nich myśli o czymś więcej niż o uzyskaniu maksymalnego zysku z terenu, który
jest jego własnością. Wystawa wenecka w 2006 roku bardzo dobrze ten proces
pokazała, choć chyba niechcący. Przykładów jest przynajmniej kilka, a wszystkie
są znaczące.
Rem Koolhaas i OMA, wychodząc z założenia, że powinniśmy szukać nowych
terenów do zamieszkania, bo dotychczasowe zaczynają być przeludnione, pokazał pustynne wybrzeża Zatoki Perskiej. Ale czy faktycznie chodzi tam o jakieś
działania dla dobra ludzkości? Powstają tam masowo nowe miasta, przy czym
znaczna ich część jest wyłącznie architektoniczną manifestacją politycznych
aspiracji i możliwości finansowych państw, producentów ropy naftowej. Dotyczy
to zwłaszcza miast wakacyjnych budowanych na sztucznych wyspach, mających
w rzucie kształty palm, kontynentów, półksiężyców i oceanicznych atoli. Miasta
budowane na lądzie są z kolei w całości przenoszone z innych stref klimatycznych.
Łatwo wskazać europejskie miasta-ogrody, postmodernistyczne kwartały i wzorce
Nowego Urbanizmu, przeniesione z USA. Z pewnością wszystkie są dziełem inżynierskim, ale czy faktycznie takie wydawanie petrodolarów ma sens? Przecież
tak naprawdę nikomu logicznie myślącemu nie zaimponują próby realizacji raju
o importowanych formach, dalekich od tego co jest siłą tradycyjnej architektury
arabskiej, dla której przez lata tyle dobrego zrobiła fundacja Agi Khana. Właściciele raju nie myślą o tożsamości miejsca, kilka wielkich firm architektonicznych
(Khalib/Alami, WS Atkins, Adnan Saffarini, KEO i DAR, nieznanych przedtem
ani nigdzie indziej) buduje na raz ponad 100 wieżowców, co razem przypomina
architektoniczne panoptikum. To przykład, że „myśl deweloperska”, wspierana
przez chętnych do współpracy projektantów, nie stworzy atrakcyjnego krajobrazu
miejskiego wyłącznie dzięki różnorodności architektury.
Drugim przykładem była prezentacja projektów mieszkaniowych dla Mediolanu. Norman Foster, z telewizora postawionego w jednej z sal opowiadał o „idealnym mieście”, jakie stworzył, projektując dzielnicę Santa Giulia w Mediolanie.
Na wielki dziedziniec jajowatego w planie zgrupowania wielopiętrowych bloków,
stojących na obwodzie owalu, wpadać mają zbawienne wiatry, przewietrzając
je, a zieleń.. itd. Obok, wzdłuż pierzei wielopiętrowych kwartałów, ma zaistnieć
new model of city living, czyli mają tam być sklepy i kawiarnie. Foster rzucał hasło
„miasto w mieście”, znane od lat. Pomijał to, że po prostu naśladuje projektantów
setek osiedli z Warszawy, Berlina, Moskwy, Paryża, Edynburga, oraz to, że niektóre z „idealnych miast” tamtego okresu właśnie się rozbiera. Fosterowi wtórował
Renzo Piano, projektujący w Mediolanie inną dzielnicę mieszkaniową, Ex Area
Falck. Jej serce to kilkanaście mieszkaniowych wieżowców ustawionych linearnie
w wielkim parku, jaki ma powstać po likwidacji fabryki. Siłą ich ma być rozwiązanie
pokazane na szkicu wykonanym ręką Mistrza: nad dolną połówką ze szpiczastym
dachem wisiał będzie jej bliźniak odwrócony do góry nogami. Pomiędzy szpicami
dachów będzie ogród, bo wiadomo, ekologia jest najważniejsza. I dla wyjaśnienia:
zarówno Foster jak i Piano projektowali dla tego samego dewelopera, Risanamento
55
Uwarunkowania architektoniczne
Initiatives, głównego benefaktora Biennale 2006, reklamującego się hasłem „New
Vision of the City”.
Biennale 2006 pokazało, że „miasto deweloperów” to taki przykład harmonii
przestrzennej, którą najłatwiej opisywać pokrętnym językiem artystyczno-urbanistycznej nowomowy, przy pomocy której przykrywa się niedostatki argumentów
opartych o logikę. Przykładem takiego przemawiania była prezentacja nowego
włoskiego miasta Vema, lokowanego między Weroną (Ve-) i Mantuą (-ma). Według
zapowiedzi ma być miastem innowacyjnym, idealnym i utopijnym. Innowacyjność
to technologia przemieszana z ekologią. Ideałem zaś Vema będzie dlatego, że jej
„projekt jest inspirowany przez ten sam porządek przestrzenny, jaki znajdujemy
w wielu miastach włoskich, dziełach sztuki, z tym że będzie to czerpanie nie
fizyczne a duchowe, przetransponowane w ezoteryczną muzykalność”. Jak to
rozumieć albo co znaczą zawarte na planszach informacje, że utopijność polegać
ma na istnieniu w mieście „nowych, liberalnych interakcji, w których będzie więcej
szczęścia i optymizmu”, plus, że będzie to „miasto nowych jakobinów”? Dziś tylko
marksista fundamentalista może uważać jakobinów za szafarzy szczęścia, co wiele
mówi o stanie umysłów na włoskich uniwersytetach. Nie jest więc pomyłką, że
twórcy Vemy o szczęściu jej mieszkańców opowiadali w kategorii utopii. Nic dziwnego, plan Vemy to prostokąt podzielony autostradami na 21 kwadratów (3 pasy
po 7 kwadratów), zagospodarowanych w sposób przypominający niektóre dzieła
Aldo Rossiego z lat 70. i 80., w tym cmentarz San Cataldo w Modenie albo rysunki
z książek Le Corbusiera, rozbieraną właśnie dzielnicę Bijlmermeer w Amsterdamie,
studia pasmowego rozwoju miast wykonywane przez van den Broeka i Bakemę
lub po prostu rozsypane klocki. Gdzie tu są „włoskie miasta, dzieła sztuki”? Nie
można godzić się na to, aby do architektury wprowadzono taki sposób myślenia
i mówienia, dominujący wśród tzw. znawców sztuki współczesnej, prowadzący do
zerwania związków pomiędzy twórcą a użytkownikiem architektury. Nie może
tu być mowy o tym, że w ten sposób wprowadza się z powrotem architekturę
do świata sztuki ze świata zgrzebnego budownictwa. Brak czytelności przekazu
i skupianie się na problemach pozornych sposób ten kompromitują.
Niestety, w masie tak powtarzanych w różnych pawilonach tych samych nazw
i haseł, ginęły nieliczne, jasno i bezpretensjonalnie przedstawione miasta, ich
architektura, mieszkańcy i problemy: Skandynawów, pokazujących jak na obszarze podbiegunowym można budować miasta dobre pod każdym względem albo
badaczy z Royal College of Art z Londynu, zastanawiających się, czy w mieście tak
poddanym władzy deweloperów jak Londyn urbanista – twórca przestrzeni ma
jakiekolwiek szanse na znalezienie pracy.
Tak więc na Biennale 2006 nie było urbanistycznej nowości, ani w zakresie
realizacji, ani pomysłu, ani idei. Widać było, że osiągnięto moment, w którym
miasto zaczyna zanikać, a jednocześnie stale jest siłą napędową cywilizacji. Skoro
tak, to dlaczego pozwalamy na śmierć miast? Jeśli nawet założymy, że to tylko
zmiana postaci miasta i że w przyszłości będą istniały, tyle że będą inne niż dziś,
to i tak pojawia się pytanie, co będzie z miastami dzisiejszymi? Być może należy
56
Architektura metropolii
rozpocząć powrót do czasów pojawienia się w Europie miasta nowoczesnego a w
Stanach Zjednoczonych City Beautiful Movement, gdy weduty projektowanych
miast znaczyły tyle samo co plany.
W 2008 roku Aaron Betsky, dyrektor Biennale, postawił uczestnikom imprezy
trudne zdanie: pokazać architekturę i mówić o niej, nic o niej nie mówiąc i nie
pokazując jej. Ta propozycja jest zapewne kontynuacją poglądów, które Betsky
wcześniej wypowiadał. W jednym z wywiadów mówił mianowicie, że jakkolwiek
nie jest pewien czy architektura jest zapachem kwiatów, rozmową z inną osobą,
poranną kawą itp., ale też z drugiej strony wie na pewno, iż architekturą nie jest
dla niego budynek, bo ten jest grobowcem architektury.
Pytanie zadawane Betsky`emu co to jest architektura było istotne, zwłaszcza
wtedy, gdy pyta się kogoś, kto ma urządzić światowy pokaz architektury – warto
wiedzieć, co będzie urządzane, przez kogo i dla kogo? Bez tego wystawa to budowa Wieży Babel z charakterystycznym dla niej pomieszaniem języków. Choć
oczywiście wszyscy wiedzą, że rozbrajające przyznawanie się do architektonicznej
niewiedzy to tylko chęć zaintrygowania architekturą innych osób plus pewna
doza kokieterii.
Gdyby jednak na serio dyskutować z „grobowcową” definicją architektury
Betsky`ego, to trzeba stwierdzić, że od architektury nie można wymagać wiecznej
młodości. Prowadziłoby to do błędnego twierdzenia, że w architekturze tylko to
co nowo wymyślone ma wartość, czyli że nowość i inność są wartościami samymi
w sobie. Według tego twierdzenia, każda rzecz nowo wymyślona, automatycznie
unieważnia wartość rzeczy wymyślonej poprzednio. Oznaczałoby to, że w sztuce/
architekturze nowe jest zawsze lepsze od starego, a tymczasem nowe bywa tylko
inne a nie lepsze.
Dla ilustracji pomysłu Betsky`ego na Biennale 2008 zamówiono u Mistrzów
Architektury szereg instalacji. Spośród nich największe wrażenie robią te wykonane przez Mistrzów mniej znanych, np. S1NGLETOWN, pomysłu Droog Design
(Renny Ramakers, Agata Jaworska) i KesselsKramer (Jennifer Skupin, Christian
Bunyan). Poruszając się po tej przejmującej ekspozycji pomiędzy białymi figurami zawieszonymi na linach, noszącymi na sobie swój przymały domek, myślimy
o tym czy ta grupa singli zamieszkujących coraz liczniej nasze miasta, to ludzie
wyzwoleni czy samotni, biedni czy bogaci, i czy my, mając rodziny i przyjaciół, też
nie jesteśmy w ich sytuacji.
Massimiliano i Doriana Fuksas prezentowali rzecz podobną: terror codzienności, powtarzające się zmiany na stole, holograficzną zabawę ze znikaniem i pojawianiem się zastawy, serwetek i obrusów. Frank Gehry (laureat Złotego Lwa „za
całokształt”) wrócił do przeszłości: używając techniki, w jakiej Frederic Bartholdi
wykonywał model Statuy Wolności, na oczach publiczności, rękami robotników,
lepił z gliny model hotelu w Moskwie. Coop Himmel-b(l)au opowiadał o granicach,
przypominając swoje projekty z lat 1968, 1971, 1982. 1968 – rok rewolucji, architektura nie ma fizyczności, ściany nie istnieją, przestrzeń to pulsujący balon.
1971 – przyjemnie budować coś bez celu, niech to coś potem zadecyduje jak chce
57
Uwarunkowania architektoniczne
być użyte. 1982 – na początku było miasto, ale do jego fizyczności trzeba dodać
sen poety i bicie serca, aby stało się prawdziwe.
Instalacjom towarzyszyły manifesty twórców. Oprócz jednego, wszyscy
stworzyli teksty nie do przeczytania. Była to jakaś zespołowa, straszliwa barbaryzacja intelektu, odbiegająca in minus od podobnych tekstów pisanych wcześniej
w poprzednim stuleciu. „Jedynym sprawiedliwym” był Greg Lynn, nb. zdobywca
Złotego Lwa za Najlepszą Instalację pod nazwą Recycled Toy Furniture. Otóż Lynn
bez ogródek napisał: „Jest nieodpowiedzialnością nie skupiać się w czasie Biennale
na budynkach. Jest skandaliczne promowanie sztuki architektury. Żyjemy tylko
dziś i nie manifesty są potrzebne, ale służba. Zamiast dostarczać kwadransa sławy,
architektura powinna myśleć jak w tym czasie obsłużyć samochód”. Może więc
jego Lew jest za odwagę?68
Na Biennale 2008 nagrodę Złotego Lwa za projekt Pawilonu Narodowego
otrzymali kuratorzy Grzegorz Piątek i Jarosław Trybuś. Przedstawione przez
nich, przy pomocy fotografika Nicolasa Grospierra i videografika Kobasa Laksy,
obrazy przyszłego losu kilku budynków, potwierdzają zdanie, że co by się nie działo
na początku istnienia budynków, to i tak skończą ukształtowane na nowo przez
pieniądze, przepisy dotyczące inaczej rozumianego bezpieczeństwa, aktualne
potrzeby i nieznane dziś zwyczaje użytkowników. Obrazom pomaga, czyli przekonuje do nich, rysowanie w odwiecznie znanej manierze Giuseppe Archimboldo
lub twórcy architektonicznego bestiariusza Gianbattisty Piranesiego, może bliskiego nam Michała Andriollego, ojca wernakularnego stylu z podwarszawskiego
Otwocka, nazywanego potocznie świdermajer. Są więc nasi reprezentanci w dobrym towarzystwie, nawet jeśli przyznawaliby się niechętnie do pokrewieństwa
z niektórymi poprzednikami.
Kuratorzy tak opisują swój projekt: „Na wystawę «Hotel Polonia. Budynków
życie po życiu» wybraliśmy sześć budynków zrealizowanych w Polsce w latach
1999–2008. Większość z tych budynków to dumne gmachy służące wielkim
firmom lub ważnym celom publicznym. Zadaliśmy pytanie, co stanie się z nimi,
gdy diametralnie zmienią się stosunki społeczne lub ekonomiczne”. Sztandarowe
budynki zaprezentowane zostały „przed” i „po” wielkiej zmianie. Na fotomontażach „te same miejsca są prezentowane w hipotetycznej przyszłości – zmienione
nie do poznania lub wypełnione nowym życiem, które ignoruje starą skorupę,
choć pozwala jej przetrwać.”69
68
Manifestos. Out There. Architecture beyond Building, Volume 5, la Biennale di Venezia, Marsilio, Venezia,
2008 a z drugiej strony: C. Ulrich, Programs and manifestos on 20th-century architecture, The MIT Press, Cambridge,
MA, 1989; P. Noever (ed.), The End of Architecture? Documents and Manifestos, Prestel Verlag, Munich, 1993; Ch.
Jencks, K. Kropf (eds), Theories and Manifestos of Contemporary Architecture, Academy Editions, Chichester, 1997.
69
Na wystawie Biblioteka Uniwersytetu Warszawskiego zamienia się w „świątynię handlu”, wieżowiec biurowy Rondo 1 (SOM, AZO, 2006) w wertykalne kolumbarium, Sanktuarium w Licheniu (Barbara Bielecka, 2004)
w aquapark – Termy Licheńskie, biurowiec Metropolitan (Foster and Partners, JEMS Architekci, Grupa 5, 2003)
w więzienie, osiedle Marina (APA Kuryłowicz & Associates, 2005) popada w ruinę, Port Lotniczy w Warszawie
(Estudio Lamela, 2008), czyli Brama do Miasta zamienia się w Bramę do Wsi, wielki ośrodek hodowlany. Należy
też zwrócić uwagę na tekst Marty Leśniakowskiej A2/post-architektura, zamieszczony w wydawnictwie Hotel
58
Architektura metropolii
Jak się szybko okazało „Budynków życie po życiu” trafiło świetnie i profetycznie w swój czas. Biblioteka UW, zbudowana dzięki pieniądzom za wynajęcie
giełdzie papierów wartościowych budynku KC PZPR, już teraz jest tyleż biblioteką
co miejscem spotkań. Właściciele wieżowca Rondo 1 z racji kryzysu być może
myślą, co począć ze swoim majątkiem. Co do Lichenia, to warto przypomnieć, że
mieszkańcy Słupska na spotkaniu z premierem na pytanie, co by chcieli dostać
w zamian za zgodę na wybudowanie obok ich miasta amerykańskich wyrzutni
rakietowych, opowiadali się za aquaparkiem. Metropolitan – część klienteli
mieszczącej się na parterze restauracji, bez czekania do 2029 roku, nadaje się na
pensjonariuszy więzienia, w jaki Piątek z Trybusiem chcą go zamienić.
Pozostaje tylko pytanie, czy godzimy się na tę nietrwałość. Chyba tak, bo
jak piszą Piątek i Trybuś, utopijna wieczność architektury jest doświadczeniem
traumatycznym i coraz więcej jest przyzwolenia na zmiany w krajobrazie miast.
Być może sprawił to fakt, że po utracie poczucia czasu, co jest wynikiem elektronicznego poruszania się po świecie w ciągu sekund, łatwiej godzimy się na utratę
przestrzeni.
Jak powiedziano, polski pawilon otrzymał Złotego Lwa za najlepszą prezentację narodową. Nagrodę przyznano za „świetną mieszankę dowcipu, techniki
i inteligentnych spekulacji połączonych w celu przedyskutowania możliwych
cyklicznych zmian w życiu budynków w kontekście problemów, z jakimi borykają się miasta..” i tu niespodziewany dodatek: „..szczególnie te spoza gospodarek
pierwszego świata”. Jury kończy decyzję tym, że pokaz jest w „duchu serdecznej
lojalności w stosunku do kraju, który reprezentuje”. Co za krótkowzroczność!
Ten pokaz jest w duchu lojalności w stosunku do wszystkich krajów i miast. Jurorzy chyba nie zauważyli, że jednym z oficjalnych druków Biennale jest książka
Uneternalcity, w której na wielu stronach opisane są te same problemy, o jakich
opowiedzieli Piątek z Trybusiem i Laksa z Grospierrem70. To właśnie dlatego, że
w wielu miastach „pierwszego świata” już zaistniała sytuacja, którą autorzy książki
określają jako sprzyjającą temu, że można „przebudować Rzym nawet nie pytając
o pozwolenie władz konserwatorskich”, nasi zwycięzcy mogli wykonać swoją pracę.
To właśnie z „gospodarek pierwszego świata” idą rozpraszające miasta trendy,
których nie da się znieść bez ironicznego i autoironicznego patrzenia na świat.
2.1.9. Konkluzja
Mieli rację wcześni postmoderniści mówiąc, że żyjemy w świecie łatwo produkowanych gustów, w tym są to także architektury gustu. Doświadczenie, jakie
zdobyliśmy od tamtych czasów każe nam na gorzkie stwierdzenie, że równie łatwo
powstają architektury braku gustu. Są one przemieszane z lepszymi przykładami
Polonia. The Afterlife of Buildings, Zachęta, 2008, bez którego zrozumienie wszystkich aspektów pracy Piątka
i Trybusia może okazać się niemożliwe.
70
Uneternalcity. Urbanism beyond Rome, la Biennale di Venezia, Marsilio, Venezia, 2008.
59
Uwarunkowania architektoniczne
i nie jest łatwo odróżnić jedną od drugiej. Jest to odpowiednik tego, co stało się
z miastami łatwo rosnącymi ponad miarę i przybierającymi nowsze nazwy. Środowisko zbudowane jest więc dziś w znaczącej konfuzji: w miastach, z których nie
jesteśmy bardzo zadowoleni, budujemy domy, których część z nas zupełnie nie
cieszy i których oczywista dziwność nie pozwala na powszechny nimi zachwyt,
mimo iż krytycy architektury oceniają je dobrze.
Architektura metropolii żyje dzięki nieustającej ekscytacji dziełami gwiazd
architektury, mimo tego, że wieszczy się koniec ich ery. Ale niby dlaczego koniec
taki miałby nadejść? Będziemy raczej obserwować zmiany pokoleniowe, za którymi
pójdą zmiany estetyki. Czasem będą to też powroty tych idei, których wcześniej
nie dawało się zrealizować z powodu niedostatku możliwości technicznych lub
ceny projektu. Steven Holl zrealizował w 2008 roku w Pekinie Linked Hybrid,
zespół wieżowców mieszkalnych, połączonych na górnych piętrach usługowymi
mostami. MVRDV podobny dom mieszkalny o nazwie Parkland oddało w 2007
roku w Amsterdamie a przedtem, w 2004 roku, wraz z Banca Lleo w Madrycie,
gdzie projektuje kolejny podobny budynek. Wszystkie przypominają niespełnione
sny metabolistów z lat sześćdziesiątych ubiegłego wieku i spełnione marzenia
modernistów, budujących w tym samym czasie megajednostki mieszkalne na
całym świecie.
Tak się zresztą ma sprawa z całą architekturą mieszkaniową. Po okresie postmodernistycznego bloku mieszkalnego, powtarzającego XIX-wieczne miasto, dziś
na wielkich obszarach nowych miast dominować zaczyna zabudowa punktowa.
Różni się od swej modernistycznej poprzedniczki jedynie zróżnicowaniem form
poszczególnych budynków, choć tylko w droższych wariantach osiedli, aż do elewacji tworzonych na zasadzie kolażu. Można ją łatwo zaklasyfikować do opisanych
wyżej różnych architektur, co dotyczy także zabudowy niskiej i jednorodzinnej71.
Podobnie jest z tak specyficznym typem budynku, jakim jest wieżowiec. Buduje się je z takich samych powodów jak zawsze (siedziba HQ, komercja, prestiż)
ale dawno już wyszły poza tradycyjne dzielnice biznesu, ponieważ w nowym
mieście ważne punkty centralne a tym samym nowe Centralne Dzielnice Biznesu
powstają wszędzie. Równie dobre co dawne śródmieście, a może nawet lepsze,
z punktu widzenia prowadzenia interesów, jest dziś wybrzeże portowe, pobliże
lotniska, skrzyżowanie autostrad, piasek pustyni, pod którym są złoża ropy. Choć
formalnie się do siebie nie upodabniają, wszystkie wieżowce są dziś ekologiczne
i energooszczędne. Nowe technologie wznoszenia budynków w przypadku wieżowców nie pozwalają na powroty do form przeszłych. Przeciwnie, progresywność
ich architektury świadczyć ma o nowoczesności poglądów właściciela, które też
są towarem na sprzedaż. Wieżowce, tak jak zabudowę mieszkaniową, klasyfikuje
się według opisanych wyżej architektur.
J. Mozas, P. A. Fernandez, densidad density. New collective housing, a+t ediciones, Vitoria-Gasteiz, 2006;
J. Arpa, P. A. Fernandez, density projects. 36 new concepts on new collective housing, a+t Density series, Vitoria-Gasteiz, 2007.
71
60
Street-art a architektura
Pisząc te uwagi, trzeba mieć w pamięci obrazy przedstawione w polskim pawilonie na Biennale 2008. Są to bardzo dobre ilustracje do artykułu pod tytułem
„Z Radości do Rozpaczy” napisanego do „Polityki” osiem lat temu w cyklu Pytania
na XXI wiek.72 Fragmenty tekstu: „To co w przeszłości ludzi zbliżało, w przyszłości
podzieli... w przestrzeni wyrazi się to wychodzeniem, może ucieczką osób zamożniejszych z obszarów intensywnej zabudowy na obszary, gdzie będzie odseparowana od nieestetycznych widoków nędzy... bogaci zabiorą ze sobą swoje miejsca
pracy i wypoczynku... zabiorą to, co dziś jest muzeum, filharmonią, pachnącym
kinem, uniwersytetem, parkiem i cmentarzem... Nastąpi podporządkowanie władzy światowych korporacji, co nie musi oznaczać globalnej homogenizacji kultury,
a to nieźle rokuje powstawaniu architektur lokalnego gustu... przyszłość – krojenie
domu na miarę, tak że nie będzie powodu do narzekania na architekturę ani na
miasto”, co było nieuświadomioną w pełni zapowiedzią architektury tworzonej
bottom-up, o której obecnie się tyle mówi.
Ten długi cytat jest w gruncie rzeczy, jeśli chodzi o architekturę, raczej pozytywny. Możemy wobec tego powiedzieć c.b.d.o., co było do okazania, jak matematycy na końcu przeprowadzania dowodu na prawdziwość tezy. Bez współczesnej/
nowoczesnej architektury nie ma współczesnego/nowoczesnego miasta, nie ma
metropolii. Nie istnieje bez niej ani gdy powstaje, ani gdy umiera. Nie może bez
niej istnieć, zarówno ze względów funkcjonalnych jak i estetycznych oraz symbolicznych, a może zwłaszcza z powodu tych ostatnich.
2.2. Street-art a architektura73
2.2A.Część pierwsza.
Street-art a architektura: obszary konfliktu
2.2.1. Ulica – tło i przedmiot twórczości
Dyskusja, łącznie, o street-arcie i architekturze jest konieczna i oczywiście
uprawniona. Budynki, w tym dzieła architektury, oraz miejski krajobraz powstający w wyniku procesów urbanistycznych, są tłem dla street-artu. Mówi nawet
o tym nazwa – „sztuka ulicy”, może „sztuka na ulicy” albo „sztuka uliczna”, choć
rozumiemy, że pomiędzy wymienionymi tłumaczeniami dostrzec można różnice.
Doświadczenie uczy, że z punktu widzenia samej ulicy i tworzących ją budynków,
co zdarza się najczęściej, nie ma to większego znaczenia. Więcej, wydaje się, że
S. Gzell, Z Radości do Rozpaczy, „Polityka” 2/2000.
Tekst rozdziału 2.2. został napisany wspólnie przez Sławomira Gzella i Lucynę Nykę jako referat na
konferencję „Sztuka ulicy” organizowaną przez Centrum Badania Przestrzeni Publicznej ASP w Warszawie,
13 X 2009; dr hab. arch. Lucyna Nyka jest prof. nzw. Politechniki Gdańskiej.
72
73
61
Uwarunkowania architektoniczne
jest lub powinno być odwrotnie: jeśli sztuka ulicy ma w swojej genezie jakikolwiek
związek z życiem miasta, owego teatru ulicy, obserwowanego przez współczesnych
flanerów, to powinna wraz z nim ulegać zmianom proporcjonalnym do zmian
miejskich krajobrazów. Zmiana największa, to przechodzenie budynku w stan
bliższy urbanistyce a urbanistyki w krajobraz. Oznacza to, że budynek staje się
substytutem dawnej ulicy a ulica ma prawo pojawiać się w postaci krajobrazu. W
krańcowych (dziś krańcowych) przypadkach, w rozwiązaniach architektonicznych widać związki z warsztatem architekta krajobrazu, przez co budynki stają
się już nie częścią krajobrazu, ale nim samym. Podobnie jest z ulicą, bywa już nie
„korytarzem ulicznym”, ale luźną kompozycją albo zbiorem dość przypadkowo
zestawionych budynków. Jeśli w walce o przestrzeń miejską ostatecznie zwycięży
ten neoliberalny sposób „gospodarowania” nią, na co niestety są duże szanse, to
dzisiejszy street-art, w znacznej mierze bazujący na prezentacji utworów w zamkniętej, dość kameralnej przestrzeni i zakładający, jak rozumiemy, bliskość widza
umożliwiającą odbiór utworu, będzie musiał szukać innych środków wyrazu. Ale
to jest inny temat, być może do dyskusji za kilka lat.
2.2.2. Architektura jako dzieło
Jak powiedziano, budynki, w tym dzieła architektury oraz miejski krajobraz
powstający w wyniku procesów urbanistycznych, są tłem dla street-artu. Mówiąc
wprost, utwory street-artu pojawiają się najczęściej na ścianach budynków, odmieniając ich obraz. Tak rodzi się konflikt pomiędzy integralnością utworu architektonicznego i prawami architekta-twórcy do decydowania o jego wyglądzie,
że użyjemy określenia z ustawy o prawie autorskim i prawach pokrewnych z dnia
4 lutego 1994 roku, a wolnością tworzenia, tak oczywistą dla twórców dzieł street-artu, wolnością o zabarwieniu anarchistycznym, co powszechnie zauważamy.
Rozwiązanie tego konfliktu z punktu widzenia architekta wydaje się niemożliwe,
bo zderzenie dwóch identycznie ważnych postaw twórczych mających odmienne
wektory nie może prowadzić do porozumienia.
Tu trzeba przypomnieć, że w środowisku architektów, ale nie tych, którzy są
zwolennikami tezy, że bezplanowy chaos jest najlepszą metodą tworzenia miasta,
za ideał uznaje się taką sytuację, w której o kształcie miasta i jego przestrzeniach
publicznych decydują zapisy w planie, tworzonym wspólnie przez profesjonalistów
i mieszkańców. Krok następny to pojawienie się architekta, który uwzględniając
wspomniane zapisy planu tworzy budynek mający formę taką, jaka się architektowi podoba i nikt tu nie ma prawa niczego mu dyktować (związki formalne i dyskusje z inwestorem to inna sprawa). Nikt też nie ma prawa niczego samowolnie
zmieniać w jego dziele, niczego ujmować, zasłaniać, dodawać. A więc wolność
twórcza w granicach ustalonych przez plan urbanistyczny, ale zaakceptowanych
przez twórcę poprzez wyrażenie chęci zaprojektowania budynku w ramach planu.
Wolność i wynikająca z niej, chroniona prawem, niezmienialna trwałość dzieła,
tworzą atmosferę, w jakiej powstają budynki a czasem dzieła architektoniczne,
62
Street-art a architektura
razem nazywane przez wspomnianą wyżej ustawę utworami architektonicznymi,
architektoniczno-urbanistycznymi i urbanistycznymi, z których wyłącza się już
wspominane plany urbanistyczne, gdy po uchwaleniu przez odpowiedni organ stają
się aktem normatywnym. Warto w tym miejscu raz jeszcze przyjrzeć się temu, jak
ustawa wywiązuje się z zapowiedzi ochrony utworów architektury.
2.2.3. Architektura jako dzieło chronione
Ustawa z dnia 4 lutego 1994 roku o prawie autorskim i prawach pokrewnych
mówi, że przedmiotem prawa autorskiego jest każdy przejaw działalności twórczej
o indywidualnym charakterze, ustalony w jakiejkolwiek postaci, niezależnie od
wartości, przeznaczenia i sposobu wyrażenia. W szczególności przedmiotem prawa
autorskiego są m.in. utwory architektoniczne, architektoniczno-urbanistyczne
i urbanistyczne, ale oczywiście również i utwory plastyczne, co odnosi się i do tego
co nazywamy street-artem – żadne z innych określeń użytych w ustawie bardziej
tu nie pasuje. Można by więc doszukiwać się tu niejasności w prawie, zwłaszcza
że ustawa (roz. 1 art. 2) dopuszcza przeróbki cudzego utworu, zastrzegając co
prawda, że przeróbka cudzego utworu będąc przedmiotem prawa autorskiego bez
uszczerbku dla prawa do utworu pierwotnego, możliwa jest z zastrzeżeniem, iż
rozporządzanie i korzystanie z opracowania zależy od zezwolenia twórcy utworu
pierwotnego i wymienienia twórcy utworu pierwotnego na przeróbce.
Ustawodawca zaraz na początku ustawy stwierdza także, że ochrona tego co
jest przedmiotem prawa autorskiego przysługuje twórcy niezależnie od spełnienia
jakichkolwiek formalności. W przypadku ochrony utworu architektonicznego,
architektoniczno-urbanistycznego i urbanistycznego jest to postanowienie bardzo
istotne, bo dość powszechne jest, także w mediach, przy prezentacji budynków
opisanie inwestorów, deweloperów, przecinaczy wstęgi itp., a opuszczanie nazwisk
architektów.
W rozdziale 3 zawarte są najistotniejsze dla architekta postanowienia: jeżeli
ustawa nie stanowi inaczej, autorskie prawa osobiste chronią nieograniczoną
w czasie i nie podlegającą zrzeczeniu się lub zbyciu więź twórcy z utworem, a w
szczególności prawo do nienaruszalności treści i formy utworu oraz jego rzetelnego wykorzystania i nadzoru nad sposobem korzystania z utworu. Jeśli chodzi
o prawa majątkowe, to znowu, jeżeli ustawa nie stanowi inaczej, twórcy przysługuje
wyłączne prawo do korzystania z utworu i rozporządzania nim na wszystkich polach eksploatacji oraz do wynagrodzenia za korzystanie z utworu. Jeśli zaś chodzi
o dozwolony użytek chronionych utworów, to bez zezwolenia twórcy wolno nieodpłatnie korzystać z już rozpowszechnionego utworu jedynie w zakresie własnego
użytku osobistego. Przepis ten np. nie upoważnia do budowania według cudzego
utworu architektonicznego i architektoniczno-urbanistycznego. Czas trwania
praw majątkowych wyznacza kolejny rozdział 4 ustawy – z zastrzeżeniem wyjątków przewidzianych w ustawie – autorskie prawa majątkowe gasną z upływem
lat siedemdziesięciu od śmierci twórcy.
63
Uwarunkowania architektoniczne
Oczywiście autorskie prawa majątkowe mogą przejść na inne osoby, np. na
podstawie umowy, o czym mówi rozdział 5 ustawy. Za przeniesienie autorskich
praw majątkowych lub udzielenie licencji twórcy przysługuje prawo do wynagrodzenia. Jeżeli w umowie nie określono sposobu korzystania z utworu, powinien on
być zgodny z charakterem i przeznaczeniem utworu oraz przyjętymi zwyczajami.
Korzystający z utworu jest obowiązany umożliwić twórcy przed rozpowszechnieniem utworu przeprowadzenie nadzoru autorskiego, z tym że sprawowanie
nadzoru autorskiego nad utworami architektonicznymi i architektoniczno-urbanistycznymi regulują odrębne przepisy.
W rozdziale 8 ustawy powiedziane jest jak realizowana jest ochrona autorskich
praw osobistych. Twórca, którego autorskie prawa osobiste zostały zagrożone
cudzym działaniem, może żądać zaniechania tego działania. W razie dokonanego
naruszenia może także żądać, aby osoba, która dopuściła się naruszenia, usunęła
tego skutki, w szczególności, aby złożyła publicznie odpowiednie oświadczenie.
Sąd może też przyznać twórcy określoną sumę pieniężną tytułem zadośćuczynienia za doznaną krzywdę lub – na żądanie twórcy – zobowiązać sprawcę, aby uiścił
odpowiednią sumę pieniężną na wskazany przez twórcę cel społeczny. Podobnie
jest w przypadku naruszenia autorskich praw majątkowych (rozdział 9 ustawy).
Ustawa określa także (rozdział 14) odpowiedzialność karną za publiczne zniekształcenie cudzego utworu. Mowa jest o grzywnie, karze ograniczenia wolności
albo pozbawienia wolności do lat 3. Jeśli więc na budynku pojawi się utwór street-artowy, to zważywszy na wszystkie wymienione wyżej zapisy sąd wydaje się nie
mieć wyjścia. Pytanie tylko, czy rzeczywiście tego chcemy, mimo że uznajemy, iż
ochrona praw architekta do swojego dzieła jest konieczna? Czy obok lub zamiast
stosowania ustawowych kar nie musimy prowadzić dialogu między środowiskami
i poszczególnymi twórcami, o ile ci ostatni po obu stronach faktycznie tego chcą
i o ile tzw. środowiska są po obu stronach do zidentyfikowania. Warto w tym
zakresie przeprowadzić choćby proste badanie ankietowe. Przy czym nie można
zapominać o mieszkańcach miasta, codziennych użytkownikach przestrzeni publicznej, jako trzeciej stronie dyskusji.
2.2.4. Władza miejska wobec street-artu: strategie porządkujące
Pytanie o identyfikację stron dialogu o street-arcie ma swoje podstawy. Nie
jest to sztuka nieznana ani dopiero rodząca się. Obserwator miasta, a kimś takim
jest i architekt, i urbanista, od lat spotyka się ze zjawiskiem sztuki ulicy. Warto
tu spojrzeć na przykłady miast, które od wielu lat nazywać można stolicami
street-artu. Najbliższy nam geograficznie, a przez to łatwy do studiowania, jest
przykład Berlina.
Po pierwsze, w Berlinie widoczne jest lokalizacyjne porządkowanie działań street-artowych. Oprócz dzielnic Pankow, Prenzlauer Berg i Kreuzberg, gdzie częściej
niż w innych miejscach widać np. graffiti, co wynika z tego, że mieszka tam więcej
niż gdzie indziej osób skłonnych się nimi zajmować, mamy w Berlinie dwa wielkie
64
Street-art a architektura
zgrupowania miejsc, gdzie street-art powstaje. Pierwsze, to okolice skrzyżowania
Friedrichstrasse i Oranienburgerstrasse, drugie, to Park Południowy w okolicach
dworca Suedkreuz. Choć czasem uważa się, że oba miejsca mają za wzór kopenhaską Christianię, to jest im do Christianii daleko, choćby dlatego, że jej mieszkańcy
walczą z władzami miasta i rządem o prawo decydowania o tym, co może się się
dziać w ich Wolnym Mieście, a w Berlinie nie ma dziś mowy o czymś takim.
W Berlinie jest inaczej, o czym mówi historia obu miejsc. Pierwsze powstało
niejako organicznie, można powiedzieć, że przez zaniechanie przewidywanych
tam i zapowiadanych wiele lat temu realizacji. Za wzór miało liczne berlińskie
squaty, symbole alternatywnego stylu życia, licznie rozsiane zwłaszcza w strefie
wzdłuż Muru, faktycznie też będąc miejscem przebywania nieokreślonej (jak
zwykle) liczby squatersów. Wzory nie przetrwały, mimo zaangażowania w kilku
miejscach w ich przystosowanie do funkcji centrów kultury alternatywnej Baustellung Berlin GmbH, przedsiębiorstwa powstałego w 1979 roku w celu organizacji
Międzynarodowej Wystawy Architektury IBA „Śródmieście jako miejsce życia”.
Tak się stało np. ze zlikwidowanym przy pomocy policji w 1984 roku Kunst– und
KulturCentrum Kreuzberg „KuKuCK” przy Anhalter Strasse – wkrótce potem imponujące i powszechnie znane w mieście murale na szczytowych ścianach pokryto
(w ramach „luksusowej modernizacji”) warstwą termicznej izolacji.
Na Oranienburgerstrasse sprzymierzeńcem street-artu stało się, jak już
wspomniano, odwlekanie inwestycji. Zresztą dwadzieścia lat po akcji na Kreuzbergu, władze miasta inaczej niż poprzednio zajmują się wszelkimi przejawami
życia społecznego. Więcej jest współpracy z różnymi grupami mieszkańców niż
decydowania za nich. To jest powodem powstania a potem konsolidacji na Oranienburgerstrasse swoistego rezerwatu sztuki ulicznej, albo też, jeśli ktoś chce
odwrotnie, zapewniono dzięki owej współpracy ochronę miejsc, gdzie street-art
w wydaniu offowym nie jest mile widziany.
Idąc tym śladem, władze Berlina stworzyły drugie miejsce dla sztuki ulicy
w Parku Południowym, stworzonym w ciągu kilku ostatnich lat na miejscu nieużywanej kolejowej stacji rozrządowej. Park ma charakter industrialny: wśród bardzo
już wyrośniętych drzew, krzewów i na pokrytych trawą łąkach (bo na pewno nie są
to miejskie trawniki) wiją się pozostawione i zamienione na ścieżki tory kolejowe.
Budynki dawnych warsztatów przerobiono na pracownie i lokale gastronomiczne,
ściany wiaduktów pokrywane są graffiti, dominującym materiałem do tworzenia
rzeźb (?) i instalacji (?) jest rdzewiejąca stal. Spontaniczność poczynań twórców,
decydujących się na pracę w parku, wraz z decyzją o minimalnej ingerencji w kształtowanie się zieleni, stworzyły harmonijny związek natury ze sztuką, w którym
oba te elementy tworzące park znakomicie uzupełniają się. Równocześnie oba są
dynamiczne, park stale się zmienia, jest symbolem witalnych sił sztuki i natury,
obrazem przekształceń zurbanizowanego krajobrazu, lekcją szacunku, z jakim
można traktować każdy rodzaj sztuki.
65
Uwarunkowania architektoniczne
2.2.5. Artyści wobec siebie: bunt i komercja
Inną cechą Berlina jest widoczna komercjalizacja sztuki ulicznej. W „kwaterze
głównej” (za taką budynki przy Oranienburgerstrasse uważają dziś turyści i miejscowi profani) znajduje się bar Zapata, sklep z dziełami sztuki wytwarzanej na
podwórku i na piętrach budynku oraz z odzieżą w stylu bardziej niż swobodnym,
biżuterią, pocztówkami – fotografiami dzieł i pamiątkami. Na podwórku, w rozmaitych szopach znajdują się powszechnie dostępne autorskie galerie i pracownie
oraz kawiarnie, bary i po prostu miejsca, gdzie można kupić coś przed chwilą upieczonego na grillu. Podobnie jest na wszystkich kondygnacjach budynku, z tym że
w wielu miejscach wywieszono informacje o zakazie fotografowania oraz cenniki
prac. Wszystkie ściany są w środku wytapetowane zamalowanymi po wierzchu plakatami, afiszami i ulotkami oraz kserokopiami czegoś, czemu trudno nadać nazwę.
Podobnie jest z oknami, tak że wyjrzeć można tylko przez te, w których wybito
szyby. To samo jest ze ścianami zewnętrznymi, na których (od strony dziedzińca)
spod napisów i malunków wygląda dość niechlujnie nałożona warstwa substancji
przeciwpożarowej. Od strony ulicy zawieszone są reklamy koncertów i zaproszenia na często odbywające się parties. Znajdujące się na dziedzińcu „utwory” (żeby
trzymać się polskiego ustawowego nazewnictwa) oraz najdziwniejsze materiały
do ich tworzenia można oglądać za darmo, z tym że tu i tam porozwieszane są
napisy, przypominające o tym jak miło jest dostać datek na dalszą twórczość.
W takim jasnym postawieniu sprawy nie ma nic złego, także we wspominanej
Christianii istnieje komisja ekonomiczna oraz działają skarbnicy tego Wolnego
Miasta. Jednakże zamiana squatu z jego programem alternatywnego życia w supermarket sztuki zbytnio przypomina działania producentów sztucznie postarzanych
figurek, jakoby dopiero co wykopanych w Troi, Herkulanum albo w Koryncie.
Takie odnosi się wrażenie, bo kupującymi tu i tam bywają najczęściej przybysze
z uporządkowanych Starych Landów i ich odpowiednicy z innych krajów, chcący
doświadczyć niezwyczajnych uciech w grzesznym Berlinie. Jeśli jest się świadkiem
większej ilości takich transakcji, to ginie wrażenie programowej niezależności twórców, wystawiających swoje dzieła na sprzedaż. Otoczenie, w jakim działają i jakie
konserwują zaczynamy odbierać jako zabieg marketingowy, kawa w barze Zapata
wydaje się za zimna, a za to piwo zbyt ciepłe. Ta wyprzedaż buntu nie zachęca do
powszechnego stosowania opisanych wyżej strategii rozwiązywania konfliktów
między street-artem a miastem, mimo pozornego ich sukcesu. Strategie te można
zaliczyć do działań nazywanych tematyzacją przestrzeni publicznej. Mianem tym
określa się świadome i intencjonalne nadawanie danej przestrzeni form architektonicznych nawiązujących do czasów minionych lub innych kręgów cywilizacyjnych,
które może być powiązane z kreowaniem spektaklu miejskiego, przeznaczonego
dla masowego odbiorcy. Mimo że tematyczne przestrzenie (w naszym przypadku
jest to „życie alternatywnych społeczności”) mieszczą się w definicji przestrzeni
publicznej, bo przez swoje urządzenie pomagają w realizacji bezpośrednich kontaktów pomiędzy uczestnikami życia społecznego, pozostając jednocześnie do66
Street-art a architektura
stępne dla wszystkich zainteresowanych osób, to jednak ta propozycja tematyczna
kreując spektakl przy pomocy fragmentowania czyjegoś prawdziwego życia, traci
teatralną umowność i przynajmniej u części widzów budzi uczucie zażenowania.
Berlin nie jest jedynym miastem, gdzie poszukuje się miejsca na ulicy dla sztuki
ulicy. W samym tylko 2009 roku mieliśmy w Europie kilka znaczących imprez,
np. w Bordeaux przez pół roku ekspozycję dwunastu instalacji pod nazwą „Rzeźby
w mieście” a w Amsterdamie pokaz dzieł wykonanych specjalnie do prezentacji na
wielkich ekranach pod nazwą „Ruchome obrazy w przestrzeni publicznej”, któremu
towarzyszyło sympozjum pod tą samą nazwą. W Rotterdamie, w ramach czwartego biennale architektury, prezentowano kilkadziesiąt programów pod wspólną
nazwą „Projektowanie koegzystencji”, co oznaczało współdziałanie wszystkich ze
wszystkimi w wielokulturowym mieście. W Warszawie, w dzielnicy Bródno, wśród
osiedli mieszkaniowych zbudowanych w czasach królowania prefabrykowanej
wielkiej płyty, za sprawą Pawła Althamera powstaje 25-hektarowy park, w którym
już są prace Moniki Sosnowskiej, Olafura Eliassona i Rirkrita Tiravanii. Również
w Warszawie, w dzielnicy Wola, pod koniec 2009 roku ruszyła kolejna edycja
festiwalu Wola Art, której animatorzy wyraźnie mówią, że „wolska architektura
znajdzie się w rękach artystów”. Lista ta może być o wiele dłuższa, działań jak te
wymienione wyżej jest sporo w licznych miastach. Skoro jest więc tak dobrze, to
dlaczego jest tak źle, że tekst o street-arcie trzeba było zacząć od przypomnienia
ustawy o prawie autorskim z jej zakazami niszczenia dzieł architektury przez inne
dzieła? Trzeba więc być może raz jeszcze rozpocząć wywód odwołując się tym
razem do istniejących obszarów porozumienia między architekturą a sztuką ulicy.
2.2B. Część druga.
Street-art a architektura: obszary porozumienia
2.2.6. Anarchia w sztuce, anarchia w architekturze
Poszukując punktów stycznych pomiędzy architekturą i street-artem wskazać można, wbrew pozorom, na wspólne wątki ich rozwoju i wiele wynikających
stąd obszarów porozumienia. Architektura dzisiejsza, podobnie jak street-art są
w znacznym stopniu owocem buntu przeciwko twardym strukturom, który znalazł kulminację w przewrocie 1968 roku. Niesione tą rewoltą dążenia do ukazania
alternatywnego stylu życia i rozluźnienia istniejących struktur, przede wszystkim
społecznych, były, według historyków, krytyków i samych artystów, jednym z bardziej ożywczych źródeł dla anarchii i wolności street-artu. Sprzyjający klimat dla
takich przemian przygotowywany był już znacznie wcześniej. Legendarne graffiti
paryskiego lettrysty Deborda „Ne travaillez jamais!” (Nie pracuj nigdy!) napisane
w 1953 roku na ścianie budynku u zbiegu Rue de Mazarine i Rue de Seine, to hasło
wielokrotnie powtarzane w roku 1968. Lettryści, działający w Paryżu od wczesnych
67
Uwarunkowania architektoniczne
lat 50., po części karmiący się tradycją surrealizmu, w tym ideami Tristana Tzary
i Andre Bretona, zaproponowali koncepcję dérive – bezcelowego błądzenia po mieście, bez początku i końca, wnętrza i zewnętrza – niczym błądzenia w chmurach.
Rysując mapy, wyznaczając drogi i nieformalne połączenia pokonywali dominację
ulubionej perspektywy modernistów – oglądu miasta z lotu ptaka.
Jednocześnie, lettrystyczne, a potem wywodzące się z nich sytuacjonistyczne
próby wyjścia poza narzucone struktury i normy społeczne, przeplatały się z pytaniem, jak sprowadzić sztukę na ulicę. Coraz wyraźniej wątek społeczny i polityczny
dokonującego się przewrotu przenikał się z dążeniami do demokratyzacji sztuki
– ponieważ ludzie nie mogą iść do galerii, więc galeria pojawia się na ulicy. Idee te
tworzyły artystyczny, społeczny i filozoficzny fundament dzisiejszego street-artu,
dlatego odwołania do nich są nadal bardzo dobrze czytelne. Grupa Jump Ship
Rat w katalogu do swoich prac prezentowanych w ramach Biennale w Liverpoolu, zatytułowanym „Streets of Desire”, przywołuje idee Bretona i słowa pisarza:
„ulica – to jedyne ważne pole doświadczeń”. Ross Birell w projekcie neonowego
graffiti „Eternal now”, umieszczonym pod jednym z mostów w Amsterdamie,
bezpośrednio nawiązuje do inspiracji, z których zaczerpnął Constant, tworząc
wizję Nowego Babilonu.
W nurt narastającego buntu od początku włączona była architektura. Stało
się tak między innymi za sprawą Georgesa Bataille’a, który w swoich pismach
wydawanych już od lat 40. XX wieku wyrażał dążenia do rozbicia architektury jako
gmachu, hierarchicznej struktury, i do rozhermetyzowania budynków. Dlatego też
Bataille, ten współpracujący przez pewien czas z surrealistami twórca koncepcji
literatury transgresji, uznawany jest także jako twórca transgresji w architekturze.
Pisma Bataille’a interpretowane są jako próby rozbicia struktur zarówno lingwistycznych jak i architektonicznych – Bataille dążył do ukazania hierarchii jako
fikcji74. To właśnie architektura jest dla Bataille’a metaforą konstrukcji społecznej,
do tego stopnia, że hierarchie i powiązania społeczne mogą być niejako zdekodowane poprzez architekturę. Co więcej, architektura nie tylko jest manifestacją
tych struktur, ale jednocześnie utrwala ona zastany porządek75. Dlatego Bataille
jako teoretyk transgresji występuje przeciwko architekturze, ściślej – przeciwko
gmachowi architektury, a znakiem sposobu obalenia porządku staje się dla Bataille’a płonąca katedra. „Architektura musi płonąć” ogłosiła kilka dekad później
w swoim manifeście grupa Coop Himmelb(l)au ustanawiając kolejną próbę wyjścia
poza tradycyjne silne struktury historyzującego postmodernizmu. W architekturze
zarówno tej grupy, jak i wielu innych tego czasu, anarchia zastąpiła hierarchię,
a zdekonstruowane bryły zaczęły wchodzić ze sobą w nieznane wcześniej relacje.
Przede wszystkim jednak, kiedy karmione nowymi ideami ruchy społeczne
końca lat 60. podtrzymywały potrzebę otwarcia i wyjścia poza sztywną artystyczną
D. Hollier, Against Architecture: The Writings of Georges Bataille. Cambridge, Massachusetts – London:
The MIT Press 1989.
75
N. Leach, Rethinking Architecture: a Reader in Cultural Theory, Routledge, London 1997, p. 20.
74
68
Street-art a architektura
formułę, równolegle tworzony był nowy wizerunek architektury już nie jako gmachu, ale rodzaju środowiska o niejednoznacznych relacjach wnętrza i otoczenia.
W sytuacjonistycznych wizjach dryfowania po przestrzeniach Nowego Babilonu
to nie stabilne budynki, ale konstrukcje bez początku i końca, rekonfigurowane
w zależności od potrzeb i dostosowywane do wyłaniających się nowych idei, stanowiły obudowę niekończącej się drogi przez miasto. Przestrzeń publiczna zaczęła
rozwijać się pomiędzy wnętrzem i zewnętrzem, wchodzić na dachy budynków.
Koncepcje te, choć obalane lub dopełniane wieloma kolejnymi, wyznaczyły
ważny kierunek dążeń współczesnej architektury. Powstają dzisiaj budynki projektowane nie jako gmachy, ale fragmenty środowiska, rozhermetyzowane, wtopione
w przestrzeń publiczną i wciągające miasto do swego wnętrza. Budynek staje się
bliższy urbanistyce, a jego obrysy przecinają publiczne przejścia, jak w przypadku
zespołu zabudowy socjalnej Spittelau Viaduct Zahy Hadid w Wiedniu. W projekcie
Erica Owena Mossa na przebudowę Queens Museum of Art w Nowym Jorku,
publiczny chodnik prowadzony jest przez wnętrze hali ekspozycyjnej tak, aby przechodzący mogli doświadczać obecności sztuki. Ten brak hermetyczności sprzyja
również budowaniu powiązań obiektów architektury ze sztuką ulicy. W efekcie,
w projektach konkursowych na Europejskie Centrum Solidarności i Teatr Szekspirowski w Gdańsku, na wewnętrznych ulicach, będących kontynuacją ulic miejskich,
pojawiają się napisy i rysunki na murach. Z kolei fragment dworca kolejowego PKP
w Gdańsku-Wrzeszczu zamieniony został w przejściową galerię street-artu. Jego
muzealna kolorystyka, uliczne obrazy, zmiany ekspozycji, współtworzą nieprzewidywalne i cenne doświadczenia miasta, a przecież posługują się chronionym
prawem autorskim utworem architektury. Poprzez to połączenie wygenerowana
została nie tylko obopólna korzyść, ale rodzaj nieprzewidywalnej synergii.
2.2.7. Przestrzenie emocji – wyjście poza jałowość
Ważnym wątkiem łączącym street-art i architekturę jest pokrewne dążenie do
uwypuklania charakterystycznych cech miejskich obszarów, posiadających moc
wyzwalania emocji i w jakiś sposób poruszających odbiorcę. Przykładów prac sztuki
ulicy o sile takiego oddziaływania jest wiele – to seria dzieł wykonanych w Czarnobylu, gdzie artyści wrysowali w opuszczone budynki cienie wypełniającego je
niegdyś życia, to także monumentalna praca Iwony Zając pokazująca pustkę po
Stoczni Gdańskiej przez wspomnienia i niespełnione pragnienia pracujących tu
ludzi. Na jednym z domów w podupadłej dzielnicy Liverpoolu, pojawił się napis
„Do you feel lonely?” i przypomnienie: „6.8 million people live alone in England”,
zmieniając percepcję tej niewiele znaczącej, porozcinanej drogami szybkiego ruchu, części miasta76. Działania takie zamieniają miejsca zdeprecjonowane w cenne
i niepowtarzalne fragmenty miejskiej przestrzeni.
76
Działania grupy A-APE „Visible Virals” w ramach Liverpool Biennale 2008.
69
Uwarunkowania architektoniczne
Związki street-artu z wydobywaniem nastrojów i wyszukiwaniem miejsc
szczególnej atmosfery nie są przypadkowe. Już przecież sytuacjoniści w kreślonych przez siebie wizjach bezcelowego, wielogodzinnego błąkania się po miejskich
zaułkach koncentrowali się na specyficznych „atmosferach” emanowanych przez
budynki, na fenomenie przechodzenia z miejsca do miejsca i nagłego wkraczania
na obszary o potencjale szczególnego oddziaływania na odbiorcę. Guy Debord
w Introduction to a Critique of Urban Geography z 1955 roku pisał: „nagła zmiana
ulicy na przestrzeni kilku metrów, oczywisty podział miasta na strefy o odrębnym
nastroju (tłum. autor)”.77 Czy była to odpowiedź na modernistyczną architekturę
pozbawioną detalu i nieme przez to przestrzenie ulicy? Wydaje się to prawdopodobne. To z próby rewizji idei wczesnego modernizmu, zdominowanych dość
szybko przez koncepcje racjonalistyczne i uporządkowane, powstała organizacja
International Movement for Imaginist Bauhaus (IMIB). IMIB nawiązując współpracę, a następnie łącząc się z Londyńskim Towarzystwem Psychogeograficznym
(London Psychogeographical Association) i z lettrystami, dała początek ruchowi
Situationists International. Zarówno więc sam sytuacjonizm, jak i szersze, związane z nim ruchy anarchistyczne, naznaczone były dążeniem do poszukiwania
miejsc szczególnych i wydobywania w przestrzeni miasta śladów autentyzmu
życia zapisywanego, być może niegdyś, w detalu architektury i samej ulicy. Nie
dziwi więc fakt, że już pierwsze, dokonujące się w latach 70. wyjścia street-artu do
dzielnic najczęściej robotniczych i trudnych, ale o specyficznym klimacie zaowocowało twórczym ujawnianiem ich alternatywnej identyfikacji poprzez sztukę.
Dzisiaj, również w architekturze, widoczny jest kolejny już zwrot ku pokonaniu, jak określa Richard Sennett „jałowości miejskiego doświadczenia”78. Przejawia
się on wpisywaniem w odbiór miasta rejonów nie do końca rozpoznanych, wykraczających poza zwyczajową percepcję i oddziałujących na emocje. Wzrasta ilość
zastosowań języka architektonicznej niesamowitości i tajemnicy w opracowaniach
na temat miasta i przestrzeni miejskiej79. Powracają analizy miejskiej przestrzeni
poprzez doświadczenie drogi, pojawiają się różnorodne transpozycje modernistycznych koncepcji miejskiego nomadyzmu, od literackich po filmowe, jak te,
zawarte przez Giulianę Bruno w książce Streetwalking on the ruined map. Wędrówka
przez miasto pozwala na dotarcie do przestrzeni nieoczekiwanych, wymykających
się klasyfikacjom. Te pozorne, jak nazywa Wolfgang Welsch, „miejskie ugory”80,
przestrzenie zawieszone w próżni i niczyje – przemysłowe, zubożałe, poprzecinane komunikacją czy zdegradowane dawne zespoły mieszkaniowe urastają dzisiaj
„The sudden change of ambiance in a street within the space of few meters; the evident division of a city
into zones of distinct psychic atmospheres” [za:] M. Wigley, The Architecture of Atmosphere, [w:] Sturm der Ruhe.
What is Architecture?, Verlag Anton Pustet Salzburg, ed. Architekturzentrum Wien 2001, s. 43.
78
R. Sennett, Ciało i kamień. Człowiek i miasto w cywilizacji zachodu. Wyd. Marabut, Gdańsk 1996, s. 11 i 13.
79
Na zjawisko to zwraca uwagę m.in. Janet Wolff. J. Wolff, Kobiety i nowoczesne miasto: refleksje na temat
flâneuse, [w:] A. Budak (red.), Co to jest architektura? Bunkier Sztuki, Kraków 2002, s. 261–263.
80
W. Welsch, Przestrzenie dla ludzi? [w:] A. Budak (red.), op. cit., s. 187.
77
70
Street-art a architektura
do roli dóbr odzyskiwanych. Stanowią one cenny punkt wyjścia do wyznaczania
innych zakresów percepcji miasta, pogłębiających jego identyfikację.
Również w odniesieniu do samych budynków wielu twórców zaangażowanych
jest w poszukiwania sposobów budowy nastroju i przejścia w odbiorze architektury od optic do haptic, od odbioru jedynie wizualnego, do odbioru wszystkimi
zmysłami i poddania się sile oddziaływania architektury. Architektura jest niczym, jedynie sceną, która emanuje zmysłową atmosferę – głosił już w XIX wieku
Gottfried Semper. Według odczytywanego dziś ponownie Sempera, „pełna siła
oddziaływania architektury związana jest z jej zewnętrzną powierzchnią, warstwą dekoracyjną, poprzez którą atmosfera wydaje się z wolna przesiąkać”81. Czy
paradoksalnie street-art, sztuka ulicy, jest, może od początku była jakąś formą
odnowy powierzchni budynków? Być może kiedyś powstanie „instruktarzowa”
książka dla urbanistów i architektów o atmosferach miasta budowanych pracami
street-artu – sztuki o mocy wydobywania cech szczególnych ulicy i eksponowania
walorów przestrzeni porzuconych.
2.2.8. Połączenia i przejściowe galerie dla pieszych
To z anarchii i próby wyjścia poza twarde struktury z wolna wyłaniało się nowe
rozumienie miasta jako krajobrazu. Sama idea przejawiała się już w koncepcjach
wczesnego modernizmu. Georg Simmel przemierzając labirynty metropolii, a po
nim Siegfried Krakauer i Walter Benjamin, widzieli miasto nie jako uporządkowaną, starannie zaprojektowaną strukturę, ale podziwiali „pejzaż miasta”, jego
„geograficzny porządek” i „wulkaniczny krajobraz”82. Jednak dopiero bunt lat 60.
otworzył nowe sfery doświadczania miasta i ujawnił nowe komponenty jego pejzażu, często ulotne i nie poddające się architektonicznym analizom, jak światło,
dźwięk czy mgła83. Otaczająca rzeczywistość stała się rodzajem wieloelementowego
i wielozmysłowego dzieła sztuki, projektem całego środowiska. Tworzone w nim
były zawiłe labirynty i połączenia, umożliwiające płynną i nieskrępowaną cyrkulację ludzi. Ponieważ granice pomiędzy wnętrzem i zewnętrzem zostały osłabione,
sprzęty charakterystyczne dla przestrzeni zamieszkiwania, takie jak krzesła czy
sofy, ale też dzieła sztuki, jak rzeźby i obrazy, zaczęły się pojawiać w scenerii ulicy.
Dzisiejsze sposoby interpretacji miasta ponownie umożliwiają bezpośrednie
przywołanie pojęcia krajobrazu. Ukazują je jako aktywne środowisko tworzone
wieloma komponentami: od ruchu ludzi, intensywności programów, po zbudowane formy i nieustrukturowione topografie84. W zapewnieniu ciągłości miejskiego
krajobrazu kluczową rolę odgrywają połączenia – ich wyznaczanie staje się jednym
M. Wigley, The Architecture of Atmosphere, [w:] Sturm der Ruhe. What is Architeture?, op. cit. ?, s. 43.
A. Vidler, Warped Space. Art, Architecture, and Anxiety in Modern Culture, The MIT Press, Cambridge,
Massachusetts– London 2000, s. 66 i 76–77.
83
M. Wigley, The Great Urbanism Game, w: New Babylonians, Architectural Design vol. 71 No 3 June 2001,
s. 8–11.
84
L. Nyka, Od architektury cyrkulacji do urbanistycznych krajobrazów, Gdańsk 2006, s. 140.
81
82
71
Uwarunkowania architektoniczne
z ważniejszych zadań architektów i urbanistów. Od wielu już lat, w tworzeniu
najtrudniejszych połączeń i przejść przez miasta uczestniczą artyści street-artu.
Prowadzą przechodniów przez miejsca amorficzne, pokonując izolację obszarów
zapomnianych, zamieniają przestrzenie pozbawione sensu w przestrzeń dla ludzi,
w miejskie galerie pod wiaduktami, na stykach pomiędzy nieprzystającymi do
siebie układami urbanistycznymi, na opuszczonych nabrzeżach kanałów. Przykładów takiego działania jest wiele, można tu przywołać funkcjonujące od wielu lat
przejściowe galerie pod wiaduktem Kliniczna w Gdańsku, czy sztukę ożywiającą
nabrzeża kanału Dunaju w Wiedniu.
Udział street-artu w tworzeniu takich połączeń jest w jakimś sensie wypełnieniem anarchistycznych dążeń do ekspozycji sztuki i ekspresji życia na ulicy.
Jednocześnie jest partycypacją w tworzeniu miasta jako dobrze powiązanego
środowiska, a więc działaniem spójnym z dzisiejszymi koncepcjami architektów
i urbanistów. Często ta sfera działalności nie wywołuje również konfliktu z prawami autorskimi do utworu architektury. Dzieje się to w sposób dość naturalny.
Tam, gdzie istnieją budynki ciągłość przestrzeni publicznej wspomagają oferowane
przez nie programy funkcjonalne, tam gdzie ich nie ma – wchodzi sztuka ulicy,
tworząc scenerie alternatywnych przejść i wyznaczając nowe zakresy doświadczania drogi przez miasto.
2.2.9. Czasowość i wirtualność
W poszukiwaniu porozumienia pomiędzy architekturą i street-artem warty
podkreślenia jest ważny parametr ich koegzystencji – czasowość. Kwestia ta wydaje
się szczególnie ważna, ponieważ wielu artystów street-artu broni stanowiska, że
lokalizacja obiektu sztuki musi być nielegalna i nie można jej zaplanować. Z drugiej strony, w niektórych miastach, dzieje się tak dla przykładu w Sztokholmie,
istnieje zapis o konieczności usuwania dzieła street-artu w ciągu 24 godzin od jego
powstania. Artyści faktycznie dzieła te usuwają i po tym czasie funkcjonują one
już jedynie w galeriach wirtualnych – na internetowych portalach ich twórców.
Ta czasowość współistnienia architektury i street-artu wydaje się być wartościowa dla obu stron i uzasadniona. Postulat nieprzewidzianej ingerencji, czasowej
zmiany, był ważnym elementem buntu połowy XX wieku i środkiem do podważania
zastanej hierarchii. Osobliwą formułą wprowadzaną wówczas była l’art supertemporel. Formuła ta polegała na umożliwieniu tworzenia dzieł nieprzewidywalnych
i niekontrolowanych na kanwie uporządkowanego materiału wyjściowego. Były
to dla przykładu drukowane książki, do których dodawane były puste strony,
tak aby czytelnik sam mógł przeformatować fabułę, dopisać jej niespodziewane
rozwinięcie lub nadać jej inny sens. Te proste działania wprowadzały do sztuki
tak pożądany wówczas pierwiastek anarchii, czasowości i nieprzewidywalnego
rozwoju. Sytuacja ta wydaje się być analogiczna do wielu działań artystów street-artu dopisujących się do istniejącej architektury i zmieniającej, niekiedy w formie
dowcipnej, jej powszednie znaczenia.
72
Street-art a architektura
Działania takie nie podążają za konwencjami architektury i intencjami architekta, przeciwnie, wykorzystują je dla własnych potrzeb. Są poza kontrolą, mają
w sobie pierwiastek wyzwalający, a więc anarchistyczny. Redefiniując obiekt,
ukazują go w innym kontekście. Interwencje te zarówno wprowadzają, jak i mają
wprowadzić element zaskoczenia, który bywa wartościowy, ukazuje inne ścieżki
myślenia o mieście, jego historiach, ludziach i budynkach. Ponieważ w takim
przypadku artysta podejmuje dyskusję lub otwarcie reinterpretuje zamysł obrany przez architekta, w formie najbardziej jawnej wchodzi w kolizję z prawem
do nienaruszalności utworu architektury. Trudno więc na tym obszarze jakieś
oficjalne i długotrwałe relacje z architekturą wypracowywać – praca najczęściej
musi zniknąć. Przechowywana w galeriach internetowych, na zdjęciach i w pamięci mieszkańców tworzy jednak historię miasta. Być może czasowość jest nie
zawsze uświadamianą cechą street-artu, która wnosi wiele cennych wartości i która
powinna być przez samych artystów pielęgnowana. Trafny komentarz nad rzeczywistością ma przecież wewnętrznie zapisaną w sobie zmienność i czasowość.
Szukając porozumienia pomiędzy street-artem i architekturą budowanego na
czasowym charakterze projektu, trzeba zwrócić uwagę, że ruchy anarchistyczne
lat 60., wprowadzając tymczasową i nieprzewidywalną formułę w sztuce, podobne
idee wprowadziły również w architekturze. W wizjach Nowego Babilonu mobilne
konstrukcje były zmieniane w zależności od potrzeb użytkowników a nawet ich
nastrojów, i płynnie dostosowywane do „konstrukcji sytuacji”. Jak przekonywał
Constant „środowisko musi być przede wszystkim elastyczne, dające się zmieniać,
otwarte na zmiany miejsca i nastroju oraz rodzaje zachowań” (tłum. autor)85.
Architektura współczesna podjęła i rozwinęła tę ideę. W efekcie, powstają dzisiaj
interaktywne place, gdzie aranżacja poszczególnych elementów czy sposobów
oświetlenia zmieniana jest przez samych użytkowników. Powszednieją możliwości
zmiany struktury wnętrz budynków poprzez przemieszczanie złożonych mobilnych modułów. Na istniejące architektoniczne założenia nakładane są tak zwane
„pasożytnicze” niewielkie formy tymczasowe, które po jakimś czasie przenoszone
są w inne miejsca. Badany jest wymiar wirtualny architektury, gdzie wirtualność
odnosi się nie tylko do medialności, ale oznacza akceptację nieprzewidywalnego
rozwoju i otwartość na to, co może się zdarzyć. Street-art niosąc wartość anarchistycznego, tymczasowego przeformatowania budynku posiada tę samą moc
ukazywania jego alternatywnych ról i kontekstów.
Pozostaje jednak pytanie najważniejsze, jak takich miejsc szukać w mieście,
w jakie relacje wchodzić z budynkiem, z którym budynkiem? Artysta, który
w znacznym stopniu wytyczył drogi rozwoju sztuki ulicy, mityczny dziś Blek Le
Rat był absolwentem zarówno akademii sztuk pięknych, jak i architektury, był
architektem, urbanistą i artystą ulicy. Jak wyjaśnia sam artysta, studiowanie
„The environment must, first of all, be flexible, changeable, open to any movement, change of place or
mood, and any mode of behaviour”. C. Nieuwenhuys, New Babylon: An Urbanism of the Future, [w:] New Babylonians, op. cit., s. 12–14.
85
73
Uwarunkowania architektoniczne
architektury nauczyło go jak rozumieć urbanistyczny krajobraz i jak widzieć
przestrzeń dookoła. Zrozumienie to, stanowiące punkt wyjścia do artystycznej
reinwencji budynku i przestrzeni miejskiej, jest dzisiaj, jak zawsze było, największym wyzwaniem dla sztuki ulicy, a zarazem niewyczerpanym źródłem jej siły.
2.2.10.Skoro zmienia się miasto…
W sierpniu 2008 roku, w galerii Tate Modern odbyła się wystawa street-artu
pod znamiennym tytułem „Post-graffiti. The end of beginning”. A więc, koniec
początku? Faktycznie przemiany w street-arcie są widoczne – niegdyś sztuka
undergroundu, dziś widzimy ją wszędzie: na okładkach szkolnych zeszytów, na
koszulkach uznanych designerów i na plakatach reklamujących telefony. Można
zamówić w Internecie programy – kreatory do generowania graffiti z dowolnych
słów, tak aby wyglądały na dzieła artystów szeroko rozumianego street-artu. Pora
na redefinicję?
Skoro zmienia się miasto i staje się bardziej krajobrazem, albo tę nową cechę
dynamicznego krajobrazu scalającego wiele różnych elementów chcemy w nim dostrzec, to czy zmiana ta dotyczy również street-artu, niezaprzeczalnie i całkowicie
związanego przecież z ulicą? Tak wiele przecież wskazuje na wspólne ścieżki ich
rozwoju i pokrewne cele poszukiwań. Czy wobec tego w czasach, kiedy w opisach
miasta próbujemy wyjść poza ujęcia strukturalistyczne i rozumiemy je bardziej
jako heterogeniczne, nie zawsze spójne środowisko, w którym wiele różnych
elementów, w tym zbudowane formy, ale też programy funkcjonalne, medialne
obrazy, a nawet wpływy natury tworzą jedną całość, to czy koniec ściany to koniec
street-artu? Czy dzieło sztuki ulicy pozostanie płaskim rysunkiem na fasadzie
budynku? Wydaje się to mało prawdopodobne, street-art zawsze był fragmentem
urbanistycznego krajobrazu, jego twórczym komponentem i najbardziej spontanicznym komentarzem.
Na pytanie, jak będą wyglądać nowe zjawiska tworzone w ramach street-artu
nie ma gotowych odpowiedzi, ale warto się przyglądać poszukiwaniom artystów
sztuki miasta i ulicy. Coraz wyraźniej pojawiają się nowe cechy tej sztuki jak, między
innymi, przestrzenność, medialność, wyjście poza kryteria wizualne i otwarcie na
sferę żywiołów. Do ciekawego wyjścia takich działań w przestrzeń miejską zaliczyć
można czasowy projekt Light up Queen Street, zrealizowany w Londynie w 2006
roku. W bramach, w miejscu klasycznych utworów street-artu realizowane były
projekcje wideo. Kładące się na odrapanych ścianach cienie przechodzących ludzi
wywoływały atmosferę niepokoju znacznie silniejszą od oswojonych już w przestrzeni miasta rysunków. Zamiast wizualnego graffiti, graffiti dźwiękowe – tak
artyści określili przeszywające przestrzeń miasta nocne, konspiracyjne Guerilla
Karaoke wykonane pod mostem nad brzegiem kanału Motławy w Gdańsku86.
Dominik Lejman zintegrował projekcję video z projektem graffiti w tunelu łączą86
74
W ramach projektu “Under the Bridge”, Gdańsk-Liverpool. Kurator: Agnieszka Kulazińska.
Street-art a architektura
cym odizolowaną dzielnicę Dolne Miasto87. Wyłaniają się nowe grupy sztuki ulicy
rysujące światłem, jak Warsaw Light Crew88, czy ogniem, jak te skupione wokół
gdańskiego klubu Plama. Na wystawie Urban Feedback zorganizowanej w Bazylei
prace street-artu wychodziły poza płaszczyzny ścian i pokazywane były raczej jako
sztuka środowiska.
Czy takie przeobrażenia street-artu zaskakują? Raczej nie. Le Corbusier
nacinając blok jednostki mieszkaniowej w Firminy grafiką żłobionego rysunku,
prowadził jednocześnie pierwsze doświadczenia nad zintegrowaniem z architekturą zmiennych projekcji świetlnych i dźwięku. W multimedialnym „Poemacie
elektronicznym” graficzne wzory na posadzce i ścianach budynków pojawiały się
niczym tymczasowe graffiti. Z malowaniem światłem eksperymentował Pablo
Picasso. Dziś, jako swego rodzaju kontynuację tej idei, w Les Baux de Provence,
w Cathedrale d’Images obejrzeć można eksperymentalną instalację, gdzie wyświetlane obrazy artysty przesuwają się niczym prace street-artu po ścianach
budynków i posadzkach ulic fikcyjnego, podziemnego miasta. Korzystając z takich
doświadczeń street-art prawdopodobnie będzie ewoluował i penetrował nowe
sfery artystycznej wyobraźni odnawiając związki ze zmieniającym się miejskim
krajobrazem. Wydaje się to tym bardziej nieuniknione, że zmienia się sama architektura będąca przecież tłem dla street-artu – powstają budynki o hybrydycznych
formach, otwarte na wpływy otoczenia, reagujące, o sensorycznych powłokach,
niejednoznacznych granicach wnętrza i otoczenia. Są one spójnym komponentem
miejskiej przestrzeni rozumianej już nie jako stabilna, raz ustalona forma, ale jako
rodzaj nieprzewidywalnego środowiska.
2.2.11.Przeciw twardym strukturom?
Anarchia przywołana buntem lat 60. zrodziła się z potrzeby wyjścia poza
twarde struktury. W tym miejscu pojawia się pytanie nadrzędne: rozbicie twardych
struktur? A jeśli nie ma twardych struktur, to co rozbijać? Co obalamy współcześnie anarchią street-artu i z czym dyskutujemy? Nawet w teorii architektury i estetyce zmiany w interpretacjach miasta są bardzo wymowne. Wykracza ono poza
przywołaną raz jeszcze w czasie historycznego postmodernizmu jednoznaczność
kartezjańskiej siatki i struktury. Porównywane jest dzisiaj do aktywnego środowiska, dynamicznego układu nawarstwień, kłączy, krajobrazu, a nawet chmury.
Podobnie dzieje się w bezpośrednim odbiorze rzeczywistości – widoczny jest chaos
przestrzenny, zarówno w skali samego miasta niepanującego nad rozgrywającymi
się w nim procesami, jak i lokalnie. Ogrodzenia przewracają się na różne strony,
a na podwórkach stoją sofy, o jakie zazdrośni mogliby być sytuacjoniści. Prawdopodobnie na naszych oczach zmienia się funkcjonowanie street-artu – z elementu
anarchii staje się usankcjonowanym elementem krajobrazu ulicy.
87
88
W ramach cyklicznego projektu „Galeria Zewnętrzna” CSW Łaźnia, Gdańsk, Dolne Miasto.
Prace grupy Warsaw Light Crew: www.myspace.com/warsawlight.
75
Uwarunkowania architektoniczne
Jednocześnie sztuka ulicy coraz częściej staje się elementem zabiegów marketingowych. Przed nowo otwartym Nowa Republika Underground Club w Gdańsku
Wrzeszczu, przemianowanym z rzadziej odwiedzanego Klubu Jaśkowa, stoi kolejka, a do wejścia zaprasza pacyfistyczna w wymowie praca street-artu. Powraca
pytanie: czy street-art nie jest anarchią na pokaz?
Niejasną pozycję dzisiejszej sztuki ulicy potęguje relacja do takich kwestii jak
globalne przepływy kapitału, konsumpcja i rynek, z którymi tak jawnie dyskutowali
propagatorzy anarchii i buntu połowy XX wieku. Kiedy w 1964 roku jeden z twórców
sytuacjonizmu, Asger_Jorn dowiedział się, że za swoją działalność został nagrodzony Międzynarodową Nagrodą Guggenheima, w tym znaczną sumą pieniędzy,
następnego dnia napisał do prezesa Fundacji Guggenheima telegram następującej
treści: „idźcie do diabła, odrzucam nagrodę, nigdy o nią nie prosiłem, nieprzyzwoicie wplątujecie artystę w reklamowanie siebie, chcę publicznego zrozumienia i nie
muszę uczestniczyć w waszej dziwacznej grze” (tłum. autor).89 Dzisiaj jednak trudno
z kwestią artystycznego buntu przeciwko globalnemu rynkowi nawiązać głębszą
dyskusję, ze względu na spektakularny sukces komercyjny street-artu, określany
przez ekonomistów jako „efekt Banksy’ego”. Street-artowcy to obecnie najlepiej
opłacani artyści, których dzieła zamawiają aktorzy, prezenterzy i politycy.
Street-art ze sztuki buntu stała się sztuką uznawaną, wystawianą w muzeach,
a dyskusja nie dotyczy już kwestii czy należy ją tam eksponować, ale raczej jak. Nie
jest to zarzut wobec street-artu. Podobnie stało się z nie-sztuką (non-art) reprezentowaną w ready-mades Marcela Duchampa, a nawet sztuką nie-obiektów (non-object)
Richarda Morrisa, Richarda Langa i wielu innych artystów. Tylko, czy brać tę sztukę
w bezwarunkową protekcję, rezygnując z praw do nienaruszalności architektury?
Z drugiej strony, czym byłoby miasto bez street-artu, bez artystycznych wglądów
w pojemniejsze sfery jego odbioru, bez pytań zadawanych na ścianach?
Pomimo więc ceny, którą płaci każda ze stron warto jest szukać porozumienia.
Zmienia się street-art, zmienia się architektura. Pytania o sens ich koegzystencji
prawdopodobnie trzeba będzie formułować ciągle na nowo odnajdując obie te sfery
twórczości we wspólnych próbach wyjścia poza sztampę i wyznaczania przestrzeni
dla kreatywnego życia.
Go to hell bastard—stop—refuse prize—stop—never asked for it—stop—against all decency mix artist
against his will in your publicity—stop—i want public confirmation not to have participated in your ridiculous
game” http://en.wikipedia.org/wiki/Asger_Jorn, 10 kwietnia 2010.
89
76
3.
OWE OBSZARY WYOBRAŹNI – PROJEKTY
N
PRZEBUDOWY ULICY INDIRY GANDHI
NA URSYNOWIE W WARSZAWIE
3.1. S
erce dzielnicy ­– poszukiwanie ulicy miejskiej
dla Ursynowa90
Na pytanie o przyczyny braku miejskiego charakteru miasta poszukuje się
różnych odpowiedzi. Ostatecznie winna jest historia lub klimat, im przypisuje
się odpowiedzialność za zagospodarowanie przestrzenne, nimi tłumaczy się
często brak żywotności miasta. W tej części świata, gdzie zimy są długie, a lato
niepewne, życie społeczne i kulturalne może mieć tendencję ukrywania się pod
dachem. Miasto chowa się do wewnątrz i z łatwością przyswajane są argumenty zwolenników galerii handlowych, że gdy zimny wiatr wieje, to nieistotne są
czynniki miastotwórcze. A jednak są one istotne. Dotyczy to miasta jako całości
i dotyczy to każdej dzielnicy, nawet takiej, której charakter został określony jako
mieszkaniowy. Poszukiwanie miejskiego charakteru dzielnicy, poprzez tworzenie
otwartej, wspólnej i różnorodnej przestrzeni życia dla jej mieszkańców, jest elementem rewitalizacji i reurbanizacji. Zjawisko to obserwuje się śledząc odnowę
wielu osiedli wielkopłytowych, której jednorodną często strukturę ożywia się wprowadzając do niej inne elementy funkcjonalne, zazwyczaj usługowe i kulturalne.
Sztandarowym przykładem takich działań, nazywanych w języku specjalistycznym
„katalizą urbanistyczną”, jest inicjatywa podjęta dla odnowy dzielnicy Marzahn-Hellersdorf, blokowiska dawnego Berlina Wschodniego. Za projektami takimi
jak ten w Berlinie kryje się przeświadczenie, że nic tak nie ożywia dzielnicy jak
kształtowanie w niej dwóch cech łączących płaszczyznę społeczną i przestrzenną:
poczucia wspólnoty i dostępności.
Jeśli pociągniemy wątek historii i klimatu, Warszawa, jak powszechnie wiadomo, jest miastem dość chłodnym i pozbawionym jednoznacznie określonego
śródmieścia. Powoduje to w konsekwencji jednoczesne rozproszenie i ukrywanie
się funkcji miejskich. Podobne zjawisko dotyczy poszczególnych dzielnic. Ani plac
Wilsona z kilkunastoma filiami banków nie jest tym centrum, które należy się
historycznemu Żoliborzowi, ani plac Narutowicza nie pełni roli takiego skupiska
funkcji i cech, jakie reprezentować powinny Ochotę. Rola serca bowiem, nie jest
jednoznaczna z funkcją węzła (komunikacyjnego).
Syndrom braku miejsca określającego rytm życia posiada wiele miast i dzielnic.
Dotyczy to także Ursynowa. Ursynowa, który jest dzielnicą dość zróżnicowaną jak
90
Rozdział 3.1. zawiera teksty publikowane w piśmie „Pasmo” przez dr. Ewę Korcelli-Olejniczak (IGiPZ
PAN) i Bernarda Rejniaka (b. radny dzielnicy Ursynów); opracowane redakcyjnie przez Sławomira Gzella.
77
Nowe obszary wyobraźni
na swój młody wiek. Ursynowa, który jest jednocześnie dzielnicą o własnym charakterze, którego odzwierciedleniem byłoby miejsce, jakiego wyraźnie brakuje, ale
które przy dobrej woli władz i społeczności lokalnych można by było ukształtować.
Istniała kiedyś koncepcja, że takie miejsce mogłoby powstać wzdłuż części alei Komisji Edukacji Narodwej. Koncepcja była dobra i logiczna, choć trudna w realizacji.
Jako jedna z głównych arterii komunikacyjnych, pod którą w dodatku znajduje
się tunel metra, aleja KEN nie nadawałaby się do funkcjonalnego przekształcenia,
jakiemu musiałaby zostać poddana. Serce Ursynowa powinno bić tam, gdzie arteriom nie grozi zator. Sugestią autorów jest, aby centrum społeczno-kulturalne
Ursynowa powstało wzdłuż ulicy Indiry Gandhi, w pobliżu i wokół istniejących
tam: Ratusza Ursynowskiego, kościoła i ośrodka z Multikinem.
Dzielnicy, podobnie jak całemu miastu, potrzebne jest „miejsce centralne”
w sensie zarówno funkcjonalnym jak i przestrzennym. Gdy centrum brakuje,
to niezależnie od charakteru dzielnicy i od jej położenia w mieście, pojawia się
potrzeba poszukiwania go, i to niezależnie od stopnia uświadomienia sobie tego
przez wszystkich mieszkańców i władze lokalne.
Poszukiwanie wielofunkcyjnego miejsca ogniskującego życie dzielnicy wpisuje
się w szeroko rozumiane procesy „odnowy” miejskiej, rewitalizacji i reurbanizacji.
Realizacja takiego celu wiąże się z wieloma korzyściami. Z jednej strony, nagromadzenie usług (w tym związanych z kulturą) na jednym, dobrze obsłużonym komunikacyjnie obszarze dzielnicy, to czynnik miastotwórczy, który można nazywać
także czynnikiem społecznego ożywiania tego obszaru. Z drugiej strony, centrum
dzielnicy stanowi naturalne zgrupowanie miejsc pracy dla lokalnej ludności jak
i źródło generowania dodatkowych środków dla dzielnicy w postaci podatków od
świadczonych tam usług. Zarówno z punktu widzenia lokalnego, jak i z perspektywy funkcjonowania miasta jako całości są to ważne korzyści wymierne.
W połowie 2009 roku, na łamach lokalnego ursynowskiego tygodnika „Passa”,
we współpracy z tworzonym zespołem, pojawiła się seria artykułów pt. „Serce
Ursynowa – poszukiwanie ulicy miejskiej”. Były poświęcone potrzebie stworzenia
miejsca dostępnego dla wszystkich, otwartego, wspólnego, pełnego różnorodnych
funkcji realizowanych w interesującej przestrzeni. Koncepcja określa, że ulicą,
wzdłuż i wokół której ma powstawać to życiodajne miejsce Ursynowa, jednoczące
mieszkańców społecznie i przestrzennie, jest jedna z przecznic alei Komisji Edukacji Narodowej, ulica Indiry Gandhi.
Wyborem miejsca kierowały cztery założenia: dostępność, przestrzeń lokalna, funkcje oraz charakter. Trzy pierwsze czynniki można uznać za obiektywne.
Gdyby próbować tworzyć model, okazałoby się, że dla każdego centrum dzielnicy
te założenia byłyby najistotniejsze, czyli na ich podstawie można by analogicznie
poszukiwać takich miejsc w innych dzielnicach. Założono, że ulica miejska na Ursynowie ma mieć położenie względnie centralne w przestrzeni dzielnicy, łączące
jej północną i południową część i nie dyskryminujące żadnej z nich oraz biec w pobliżu, ale nie wzdłuż głównych arterii komunikacyjnych. Ulica miejska powinna
mieć odpowiednią szerokość i dużą ilość wolnych, luźno zagospodarowanych
78
Serce dzielnicy
terenów, o określonej własności. Istotnym argumentem dla wyboru lokalizacji są
istniejące już w miejscu placówki administracyjne, kulturalne i usługowe. Ulica
Indiry Gandhi jest wystarczająco „centralna”, satysfakcjonująco szeroka, posiada
wolną przestrzeń, z wieloma działkami będącymi własnością miasta. Przemiana
funkcjonalna mogłaby obejmować bez przeszkód likwidację jednego pasma jezdni.
Poszerzenie chodnika i stworzenie deptaka pozwoliłoby na zagospodarowanie
terenu przy ulicy, dając miejsce ludziom na swobodne przebywanie na ulicy.
Gdy dziś chodzimy po niej, to widzimy Multikino z kompleksem restauracji
i barów, skrzyżowanie z aleją KEN i przystanek metra Imielin, Ursynowski Ratusz,
kościół pod wezwaniem św. Tomasza. Jeśli powstanie tu jeszcze duży ośrodek
kultury i kilka muzycznych czy artystycznych kawiarni, jedna lub dwie galerie
(nie handlowe), a także sklepy i inne punkty usługowe, przestrzeń wypełni się
na tyle różnorodnie, że będzie można zastanawiać się nad powstawaniem forum
kulturalnego w niedużej, dzielnicowej skali (zwartej przestrzeni łączącej funkcje
kulturalne, administracyjne, gastronomiczne i handlowe), kształtującego się
wzorem wielu miast na terenach uprzednio zagospodarowanych monofunkcyjnie.
Pozostaje jeszcze czynnik czwarty, nieobiektywny i niemierzalny. Mowa jest
o charakterze miejsca, który powinien pozostawać w zgodzie z charakterem dzielnicy. Intuicyjnie wie się na ogół, które miejsce jest charakterystyczne dla danej
dzielnicy, które ją określa, które może stanowić jej kwintesencję. W dzielnicach
starszych mieszkańcy z łatwością przypisują miejscu taką rolę. Raczej nikt nie ma
wątpliwości, gdzie bije serce Żoliborza czy Ochoty. Ale gdzie bije serce Ursynowa?
Patronat ideowy nad koncepcją przejął Zakład Geografii Miast i Ludności
Instytutu Geografii i Przestrzennego Zagospodarowania PAN, w osobie jego
kierownika prof. Grzegorza Węcławowicza. Potrzeba opracowania koncepcji
funkcjonalno-przestrzennego przekształcenia przestrzeni miejskiej, w tym
poszukiwanie jej miejskiego charakteru, wpisuje się w wieloletnią tradycję prac
badawczych Zakładu. Kolejnym partnerem jest Zakład Projektowania Urbanistycznego i Krajobrazu Wiejskiego Wydziału Architektury Politechniki Warszawskiej. Jego kierownik, prof. Sławomir Gzell tak ocenia koncepcję poszukiwania
centrum dzielnicy Ursynów: „Poszukiwanie centrum miasta a także dzielnicy
stanowi element tworzenia tzw. nowej centralności, która wiąże się z przebudową
miasta, dostosowującego się do współczesnych potrzeb jego rozwoju oraz potrzeb
mieszkańców. Wszędzie, gdzie brak miejsca ogniskującego, uzasadnione jest jego
poszukiwanie. Na Ursynowie, który stanowi prężną społecznie i rozbudowująca
się stale dzielnicę, projekt taki jest nadzwyczaj zasadny, zwłaszcza że budowlany
boom dzielnicy, jak by go nie oceniać pod względem przestrzennym czy funkcjonalnym, podziwiany jest przez zagranicznych gości, nawet tak wymagających jak
ci zza naszej zachodniej granicy.
Powstanie ulicy miejskiej na Ursynowie da wiele korzyści. W zarysie można
je podzielić na dwie grupy. Z jednej strony, można mówić o korzyściach niewymiernych, które wynikają z nagromadzenia kulturalnych i usługowych funkcji
w jednym, dostępnym komunikacyjnie obszarze dzielnicy. Obecność zastałych
79
Nowe obszary wyobraźni
instytucji będących nośnikami tych funkcji stanowi istotny element wyboru
lokalizacji dla takiego miejsca.
Z drugiej strony, możemy mówić o ważnych korzyściach wymiernych, związanych z powstaniem takiego Centrum. W sposób naturalny stanowi ono nowe
zgrupowanie miejsc pracy, powstające dla lokalnej ludności w centrum dzielnicy,
a nie miasta. Jest to zgodne z teoriami, w których lokalnie kształtowany rynek
pracy stanowi korzyść zarówno dla miasta, jak i dla jej poszczególnych części, stanowiąc źródło kreowania dodatkowych środków dla dzielnicy w postaci podatków
od świadczonych usług. Jest to także właściwa odpowiedź na światowy kryzys
ekonomiczny, powodujący rozchwianie na rynku pracy.
W Zakładzie na Wydziale Architektury PW zajmujemy się od dłuższego czasu
tworzeniem studialnych projektów dla poszczególnych części Ursynowa, zwłaszcza
dla ulic poprzecznych do głównych arterii komunikacyjnych dzielnicy. Przytoczę
może trzy przykłady. Jeden, to koncepcja przebudowy kwartału u zbiegu alei KEN
i ulicy Ciszewskiego. Drugi, podobnie, związany jest z przekształceniem terenu
wokół końcowej stacji metra Kabaty. To projekty, w których istniejące funkcje
handlowe mają łączyć się z innymi funkcjami miejskimi i miastotwórczymi. Miasto to nie tylko parkingi i hale handlowe. Zresztą projektowane dziś na świecie
centra handlowe nie przypominają pudełek. Projektują je czołowi architekci tacy
jak Daniel Liebeskind (w Bernie) czy Maksimiliano Fuksas (we Frankfurcie). Trzeci
z naszych projektów dotyczy ulicy przy Bażantarni. Projekt obejmuje między innymi wykorzystanie istniejącego tam parku i tworzony jest w ramach koncepcji tzw.
wspólnie użytkowanej przestrzeni (shared space). Koncepcja «Serca Ursynowa» jest
zwarta i logiczna pod względem funkcjonalnym i przestrzennym, i może stanowić
podstawę prac nad przekształcaniem tej części dzielnicy.
Jeśli chodzi o rozwiązania przestrzenne tego fragmentu miasta, to w pierwszym rzędzie myśleć trzeba o funkcjonalności. To ma być miejsce, w którym
przebywanie powinno być możliwe przez cały rok, bez względu ma pogodę, może
więc warto myśleć o lekkim przeszklonym dachu, umieszczonym wysoko i na tak
delikatnej konstrukcji, że będzie prawie niezauważalny.”
Kolejna opinia należy do burmistrza Ursynowa Urszuli Kierzkowskiej: „Obejmując urząd burmistrza dzielnicy ma się wiele oczekiwań i pomysłów. Koncepcja,
którą państwo opracowujecie i lansujecie niezwykle odpowiada moim wizjom
i życzeniom. Ursynów to według mnie nie tylko sypialnia, to miasto w mieście.
Jego mieszkańcy to na ogół ludzie młodzi, przedsiębiorczy i wszechstronnie utalentowani. W interesie władz dzielnicy jest wspieranie ich działań, przynajmniej
w tych sferach, na które samorząd może mieć wpływ. Koncepcja «Serce Ursynowa» wychodzi naprzeciw niezwykle istotnym potrzebom – poczuciu jedności,
wspólnoty i identyfikacji z miejscem. Miejscem, w którym mieszkańcy i nie tylko
mieszkańcy Ursynowa będą się spotykali, robili zakupy, korzystali z funkcji kulturalnych, gastronomicznych, administracyjnych.
(Jeśli chodzi o pomysł forum kulturalnego, przestrzeni ukształtowanej trwale
a nie sezonowo, to) wyrazem trwałości będzie powstający tu Dom Kultury, któ80
Serce dzielnicy
rego budowa symbolicznie ma się rozpocząć pod koniec lata podczas imprezy
«Pożegnanie wakacji». Planowane są koncerty, promocja młodych ursynowskich
artystów, może zamknięta będzie część ulicy Indiry Gandhi.
Jest to ulica rzeczywiście położona dość centralnie w przestrzeni dzielnicy.
Tak, według mnie to doskonały wybór, można zresztą tę przestrzeń uszlachetnić
choćby przez budowę parku i pomnika Juliana Ursyna Niemcewicza.
Po przedstawieniu koncepcji na posiedzeniu Komisji Architektury, Budownictwa, Strategii Rozwoju i Ekologii pomyślimy o wspólnych działaniach. Bardzo
popieram ten pomysł. Będziemy czynnie współpracować. Patrząc na inne miasta,
a także na inne dzielnice Warszawy widać, że poszukiwanie lokalnych centrów
ogniskujących jest dziś bardzo ważną sprawą. Na Saskiej Kępie pięknieje ulica
Francuska. Wola będzie miała swoją Chłodną. A teraz przyszła kolej na «Serce
Ursynowa» i ulicę Indiry Gandhi. Inni mogą, zróbmy więc coś i my”.
Michał Dąbrowski, radny Ursynowa, przewodniczący Komisji Architektury,
Budownictwa, Strategii Rozwoju i Ekologii mówi: „Mamy świadomość potrzeby
tworzenia na Ursynowie miejsca, które przestrzennie oraz społecznie łączyłoby
Ursynów oraz jego mieszkańców. Jest to zagadnienie bardzo ważne. W dzielnicy
mamy kilka ognisk lokalnych, ale mam świadomość, że tylko skupienie funkcji
przyniosłoby te pożądane efekty, o których mowa w koncepcji «Serca Ursynowa».
Jeśli chodzi o wybór ulicy Indiry Gandhi, jako ulicy miejskiej, to przekonuje mnie
w szczególności centralna część tego obszaru, mianowicie skrzyżowanie Indiry
Gandhi z aleją KEN. Tam to centrum już w zasadzie się tworzy”.
Pomysł utworzenia ulicy miejskiej jako „Serca Ursynowa”, doczekał się publicznej prezentacji. 19 listopada 2009 roku przedstawiciele radnych, świata biznesu,
kultury i nauki, spotkali się, aby dyskutować o idei „Serce Ursynowa”, o potrzebie,
która ją zrodziła i o potencjale, który może dać szansę na jej realizację.
W uzasadnieniu idei odwoływaliśmy się do pewnych teorii i założeń, które
stanowią teoretyczny punkt odniesienia dla praktycznego pomysłu. Teorie dotyczyły różnych aspektów kreowania miejsc ogniskujących w skali od globalnej
do lokalnej, dotyczących sfery ekonomicznej, infrastrukturalnej, urbanistycznej,
społecznej a także kulturalnej. Szczególnie istotnym aspektem są powiązane ze
sobą w kontekście naszego pomysłu: koncepcja miasta innowacyjnego, w warunkach którego zmienia się funkcjonowanie poszczególnych dzielnic oraz teoria klasy
kreatywnej Richarda Floridy, której bazą są technologia, talent i tolerancja. Cechy
te określane są poprzez istniejące w danej przestrzeni infrastrukturę techniczną
i społeczną, kulturę gospodarczą, kapitał ludzki, jakość życia oraz wielowymiarowość opcji i wyborów życiowych. W nawiązaniu do tych założeń określany jest
punkt wyjścia dla tworzenia się koncepcji „Serce Ursynowa”, czyli potencjał, jakim
dzielnica dysponuje. Jest nim bez wątpienia stosunkowo młody wiek i wysoki
poziom wykształcenia mieszkańców.
Jednocześnie ursynowian można określić jako grupę zróżnicowaną, której
styl życia i działalność zawodowa dotyka wielu płaszczyzn i aspektów, charakterystycznych dla wysoko rozwiniętego społeczeństwa miejskiego. Jest to wielowy81
Nowe obszary wyobraźni
miarowy potencjał, który powoduje jednocześnie, że rodzą się potrzeby społeczne
nie określane mianem pierwszych, lecz może raczej wyższych i nie bezpośrednich.
Chodzi tu o potrzebę jednoczenia się poprzez kulturę, sztukę, kuchnię, zakupy
i inne formy przebywania w przestrzeni, określonej jako centralna. Kiedyś istniały
rynki, tu i ówdzie jeszcze istnieją, pisaliśmy o tym. Takie miejsce ogniskuje, skupia
a jednocześnie promieniuje na zewnątrz.
Tu chodzi jednak o coś więcej niż rynek. Przestrzeń określana jako „Serce
Ursynowa” ma stanowić kwintesencję miejskości i charakteru dzielnicy. Ma być
położona centralnie, łącząc Ursynów północny i południowy, być dostępna komunikacyjnie, dysponować wolną, niezagospodarowaną przestrzenią i funkcjami,
w oparciu o które tworzyć można zalążek nowej rzeczywistości. W efekcie, poza
korzyściami o charakterze niewymiernym, powstanie ulicy miejskiej przyniosłoby
wiele korzyści ekonomicznych: rozwój lokalnej przedsiębiorczości, wspomaganie
rynku pracy, oszczędności komunikacyjne (ograniczenie dojazdów do pracy), które
w skali dzielnicy i całego miasta przyczyniałyby się do efektywności w pojęciu
ekonomicznym i ochrony środowiska. Koncepcja „Serce Ursynowa” wyznacza
sobie dwa główne cele. W sensie przestrzennym i funkcjonalnym chodzi w niej
o poszukiwanie tzw. nowej lokalnej centralności, wiążącej się z rewitalizacją i odnową miejską, tworzeniem nowych funkcji i nowego charakteru miejsca poprzez
wielorakie zabiegi urbanistyczno-architektoniczne. W wymiarze społecznym
chodzi o tworzenie przestrzeni, która nie byłaby „niegościnna”. Przeciwnie, pozwalałaby mieszkańcom na częściowe współdecydowanie o jej roli, funkcji, kształcie
i wizerunku. Przykłady „najlepszych praktyk” pokazują, że przestrzeń taką można faktycznie tworzyć. Uczestnicy spotkania mieli okazję obejrzeć miniwystawę
zdjęć prezentujących centrum Marzahn-Hellersdorf, a także miejsce wybrane
na potencjalną ulicę miejską na Ursynowie – ulicę Indiry Gandhi. Dyskusja była
konstruktywna i pełna nadziei. Prezentację koncepcji wspomogła wizualizacja
trójwymiarowa ulicy Indiry Gandhi, przygotowana przez dr Witolda Fedorowicza-Jackowskiego i Przemysława Turosa z firmy Geosystems. Pomysł spotkał się
z dużym uznaniem i wieloma ciekawymi spostrzeżeniami. Lech Królikowski, radny,
prezes Towarzystwa Przyjaciół Warszawy i wieloletni burmistrz Ursynowa zwrócił
uwagę na fakt, że potrzeba tworzenia miejsca centralnego na Ursynowie istniała
od dawna, choć faktycznie nie doczekała się dogłębnej analizy, nie mówiąc o realizacji. Podkreślając trudy podjętego przedsięwzięcia, dr Królikowski postulował
metodę „małych kroków” – rozpoczęcie wdrażania idei poprzez tworzenie miejsc
zlokalizowanych wokół wybranej przestrzeni, które skupiałyby mieszkańców
dzielnicy. Konkretnie chodziło o tzw. forum, które stanowiłoby miejsce spotkań
i wydarzeń kulturalno-artystycznych.
Myśl Lecha Królikowskiego w jednym aspekcie odbiega jednakże od idei „Serca
Ursynowa”. Pomysł nasz zakłada podejście o charakterze generalnym, oczywiście w skali ulicy i przestrzeni, jaką możemy dysponować, zarówno jeśli chodzi
o koncepcję teoretyczną jak i architektoniczną. Prof. Sławomir Gzell podkreślił
mianowicie, że wiele dotychczasowych pomysłów i koncepcji cząstkowych nie
82
Serce dzielnicy
doczekało się realizacji. Siła naszego przedsięwzięcia ma polegać na jego skali,
a także na przekonaniu, że da się je zrealizować.
W wypowiedziach dotyczących pomysłu ulicy miejskiej pojawiało się wiele
ciekawych argumentów dotyczących zarówno potrzeby powstania takiego miejsca jak i potencjału dzielnicy. Dr Grochowski, reprezentujący m.in. Mazowieckie
Biuro Planowania Regionalnego, zwrócił uwagę na rzecz z pozoru najbardziej
oczywistą, choć znaczącą. Podkreślił, że choć Warszawa ma wiele miejsc, które
mogą przyciągnąć uwagę mieszkańców i gości, to on chciałby mieć powód, aby
zawsze powracać na Ursynów. Nie będąc mieszkańcem dzielnicy, nie wraca tu
do domu. Gdyby powstało miejsce ogniskujące, z pewnością funkcja sypialni nie
byłaby już jedyną na Ursynowie, a ulica miejska przyciągałaby odwiedzających
z innych części Warszawy, Polski, świata. Bez tak wielkich słów, trudno jest mówić
o wielkich rzeczach.
83
Nowe obszary wyobraźni
3.2. Projekty przebudowy ulicy Indiry Gandhi w Warszawie
W rozdziale przedstawiono wybrane projekty wykonane w Zakładzie Projektowania Urbanistycznego i Krajobrazu Wiejskiego, Wydziału Architektury Politechniki Warszawskiej (kierownik Zakładu: prof. dr hab. arch. Sławomir Gzell) w roku
akademickim 2009/2010, semestr 9/1 studiów magisterskich.
• Projekt nr 1. Autorzy pracy: inż. arch. Konrad Grabczuk, inż. arch. Łukasz
Wawrzeńczyk, prowadzenie: dr inż. arch. Maciej Lasocki (ryc. 1–5).
• Projekt nr 2. Autorzy pracy: inż. arch. Zuzanna Czaplicka, inż. arch. Małgorzata Barlik, inż. arch. Wojciech Bielecki, inż. arch. Antoni
Byszewski, prowadzenie: dr inż. arch. Agnieszka Wosko-Czeranowska (ryc.
6–10).
• Projekt nr 3. Autorzy pracy: inż. arch. Michał Anwajler, inż. arch. Minh
Dam, inż. arch. Jan Ramatowski, inż. arch. Karolina Skalik, prowadzenie: dr inż.
arch. Agnieszka Wosko-Czeranowska (ryc. 11–12).
• Projekt nr 4. Autorzy pracy: inż. arch. Agnieszka Broszkiweicz, inż. arch.Urszula Koziarska, inż. arch. Paweł Łaguna, inż. arch. Łukasz Świniarski, prowadzenie:
dr inż. arch. Maciej Lasocki (ryc. 13–18).
• Projekt nr 5. Autorzy pracy: inż. arch. Anna Górska, inż. arch. Jakub Niebrzydowski, inż. arch. Agata Tofel, inż. arch. Łukasz Trzaskowski, prowadzenie: dr
inż. arch. Maciej Lasocki (ryc. 19–20).
• Projekt nr 6. Autorzy pracy: inż. arch. Sylwia Filipek, inż. arch. Dymitr Gierus,
inż. arch. Joanna Grzymkiewicz, inż. arch. Filip Kurzewski, prowadzenie: dr inż.
arch. Katarzyna Pluta (ryc. 21–22).
• Projekt nr 7. Autorzy pracy: inż. arch. Anna Pawłowska, inż. arch. Jakub
Reda, inż. arch. Maria Strulak, inż. arch. Diana Tuszyńska, prowadzenie: dr inż.
arch. Katarzyna Pluta (ryc. 23–29).
• Projekt nr 8. Autorzy pracy: inż. arch. Joanna Byszewska, inż. arch. Katarzyna
Chełstowska, inż. arch. Miłosz Romańczuk, inż. arch. Julian Sulikowski, prowadzenie: dr hab. inż. arch. Krystyna Gruszecka (ryc. 30–32).
• Projekt nr 9. Autorzy pracy: inż. arch. Michał Lipiec, inż. arch. Małgorzata
Szlązek, prowadzenie: dr hab. inż. arch. Krystyna Gruszecka (ryc. 33).
84
Projekt nr 1
Projekty przebudowy
PROJEKT NR 1
Ryc. 1. Ulica I. Gandhi między ulicami Dereniową i Cynamonową (K. Grabczuk, Ł. Wawrzeńczyk).
85
Nowe obszary wyobraźni
Ryc. 2. Ulica I. Gandhi między ul. Dereniową i al. KEN (K. Grabczuk).
86
Projekt nr 1
Projekt nr 1
Projekty przebudowy
Ryc. 3. Ulica I. Gandhi między ul. Dereniową i al. KEN (K. Grabczuk).
87
Nowe obszary wyobraźni
Ryc. 4. Ulica I. Gandhi między al. KEN i ul. Cynamonową (Ł. Wawrzeńczyk).
88
Projekt nr 1
Projekt nr 1
Projekty przebudowy
Ryc. 5. Ulica I. Gandhi między al. KEN i ul. Cynamonową (Ł. Wawrzeńczyk).
89
Nowe obszary wyobraźni
Projekt nr 2
PROJEKT NR 2
Ryc. 6. Ulica I. Gandhi. Widok perspektywiczny w kierunku południowym (Z. Czaplicka, M. Barlik, W. Bielecki,
A. Byszewski).
Opis pracy przygotowany przez autorów
Naszą odpowiedzią na przestrzeń słabo zagospodarowanej ulicy Indiry Gandhi jest Wstęga. Rozpoczyna się ona bramą utworzoną z budynku od strony ul.
Pileckiego i wije się aż do ul. Rosoła, zamykając ul. Indiry Gandhi kolejną bramą,
utworzoną z przewieszonej nad ulicą konstrukcji. Staraliśmy się, aby Wstęga po
drodze odpowiadała na wszystkie potrzeby i oczekiwania mieszkańców. Chcieliśmy, aby nowe Centrum Ursynowa było rozpoznawalnym, tętniącym życiem
miejscem, w którym każdy mieszkaniec tej okolicy będzie czuł się dobrze. Dlatego
poza głównym czynnikiem miastotwórczym – usługami i handlem w parterze
niemalże każdego projektowanego budynku – planujemy atrakcje skierowane do
wszystkich grup wiekowych i społecznych.
Zaprojektowaliśmy parki, przyjazne przestrzenie publiczne, skate park,
ogródek jordanowski, centrum kultury oraz centrum nauki dla najmłodszych
z nadzieją, że jeżeli nasz pomysł kiedykolwiek zostanie wcielony w życie, to będzie stanowił kompleksową odpowiedź na potrzeby mieszkańców okolicy a swoją
wyjątkowością i urozmaiceniem zacznie przyciągać mieszkańców całej dzielnicy
a może i Warszawy.
90
Projekt nr 2
Projekty przebudowy
Ryc. 7. Ulica I. Gandhi między al. KEN i ul. Cynamonową (Z. Czaplicka, M. Barlik, W. Bielecki, A. Byszewski).
91
Nowe obszary wyobraźni
Projekt nr 2
Ryc. 8. Ulica I. Gandhi. Widok „bramy” od ul. J. Rosoła (Z. Czaplicka, M. Barlik, W. Bielecki, A. Byszewski).
92
Projekt nr 2
Projekty przebudowy
Ryc. 9. Ulica I. Gandhi. Widok od skrzyżowania z ul. J. Rosoła (Z. Czaplicka, M. Barlik, W. Bielecki, A. Byszewski).
Ryc. 10. Ulica I. Gandhi. Przekrój pokazujący wysokości proponowanej zabudowy (Z. Czaplicka, M. Barlik, W. Bielecki,
A. Byszewski).
93
Nowe obszary wyobraźni
Projekt nr 3
PROJEKT NR 3
Ryc. 11. Ulica I. Gandhi między ulicami Dereniową i Cynamonową (M. Anwajler, Minh Dam, J. Ramatowski, K.Skalik).
94
Projekt nr 3
Projekty przebudowy
Ryc. 12. Ulica I. Gandhi między ulicami Cynamonową i J. Rosoła (J. Ramatowski).
95
Nowe obszary wyobraźni
Projekt nr 4
PROJEKT NR 4
Ryc. 13. Ulica I. Gandhi. Inwentaryzacja i analizy stanu istniejącego (A. Broszkiewicz, U. Koziarska, P. Łaguna,
Ł. Świniarski).
96
Projekt nr 4
Projekty przebudowy
Ryc. 14. Ulica I. Gandhi. Koncepcja zbudowy (A. Broszkiewicz, U. Koziarska, P. Łaguna, Ł. Świniarski).
97
Nowe obszary wyobraźni
Ryc. 15. Ulica I. Gandhi między ulicami W. Pileckiego i Dereniową (Ł. Świniarski).
Ryc. 16. Ulica I. Gandhi między ul. Dereniową i al. KEN (A. Broszkiewicz).
98
Projekt nr 4
Projekt nr 4
Projekty przebudowy
Ryc. 17. Uica. I. Gandhi między al. KEN i ul. Cynamonową (P. Łaguna).
99
Nowe obszary wyobraźni
Ryc. 18. Ulica I. Gandhi między ulicami Cynamonową i J. Rosoła (U. Koziarska).
100
Projekt nr 4
Projekt nr 5
Projekty przebudowy
PROJEKT NR 5
Ryc. 19. Ulica I. Gandhi między ulicami Dereniową i Cynamonową (A. Górska, A. Tofel, J. Niebrzydowski, Ł. Trzaskowski).
101
Nowe obszary wyobraźni
Projekt nr 5
Ryc. 20. Ulica I. Gandhi. Widoki perspektywiczne (A. Górska, A. Tofel, J. Niebrzydowski, Ł. Trzaskowski).
102
Projekt nr 6
Projekty przebudowy
PROJEKT NR 6
Ryc. 21. Ulica I. Gandhi między ulicami Cynamonową i J. Rosoła. Plan i widok perspektywiczny (F. Kurzewski).
103
Nowe obszary wyobraźni
Projekt nr 6
Kilka uwag S. Gzella o części projektu nr 6 autorstwa F. Kurzewskiego
W wielu podejmowanych na naszych oczach próbach wizualnego przedstawienia środowiska miasta widoczne jest przekraczanie formalnych granic pomiędzy dyscyplinami i wspólne już poszukiwanie nowych zakresów ich wolności
i anarchii. Te swoiste transgresje nie zawsze nawet są świadome, często przejścia
i połączenia wydają się zupełnie naturalne. Prace takie uzmysławiają, jak wiele
barier wzniesionych kiedyś, dzisiaj tkwi sztucznie. Im młodsze pokolenie, tym
łatwiej się pogodzić z nierozdzielnością architektury, urbanistyki, designu, literatury, sztuki czy filmu. Jeśli ten sposób myślenia jest jakiegoś rodzaju zapowiedzią
zmian w bardziej powszechnym projektowaniu miasta oraz jego artystycznym
i powszednim postrzeganiu oraz dopełnianiu, to w przyszłości nasze dyskusje
mogą być niezrozumiałe, bo będzie „wszystko inaczej”. A to wszystko razem będzie
być może sztuką, być może po prostu codziennością. Warto bliżej się przyglądać
powstającym indywidualnym wglądom w rzeczywistość miasta.
Nie są to komiksy o przyszłości ani ilustracje powieści, które w niej się dzieją.
Ich autor, Filip Kurzewski, raczej odnosi się do współczesności, a pewna tajemniczość odnajdywana w jego pracach, wynika w znacznym stopniu z niepewności
co do ich warstwy formalnej, ponieważ autor nie stroni od pracy z komputerem,
co widać szczególnie w pracach związanych z architekturą.
Kurzewski przedstawia teraźniejszość, wskazując co według niego jest w niej
istotne. Zaprojektowane przedmioty stające się początkiem Nowych Architektur
mają organiczne kształty, trudno powiedzieć co jest materiałem, z jakiego mogłyby
powstawać, w genezie ich widać nie tylko formowanie materii typu hard ale i soft,
czyli światła, koloru, wyobrażenia i anegdoty a może poważnej opowieści. Są to
pomysły piękne, łączące świat materialny z poetyckim – taka ma być dzielnica na
Ursynowie w Warszawie nazwana Doliną Motyli. Już sama nazwa uwalnia nas od
myśli o kłopotach, jakie się ma, gdzie by się nie mieszkało i pracowało. Projekt jest
odpowiedzią na pytanie co można zrobić dla bezpostaciowego fragmentu miasta,
nijakiego, z pustawymi ulicami i hektarami miejskich nieużytków, za to z przepełnionymi domami. Odpowiedź: Dolina Motyli wychodzi poza wszelkie oczekiwania
i nawet bez obejrzenia propozycji architektonicznej zmusza do refleksji. Propozycje
te idą w kierunku stworzenia scenerii życia miejskiego odmiennej od wszelkich
istniejących, przy czym nie można ich autorowi zarzucić ignorancji inżynierskiej.
To wszystko daje się zbudować, tyle że estetyka nowych budynków nie jest jeszcze
powszechnie zrozumiała. Pojawiają się dzieła trójwymiarowe, skromna rzeźba
i bogata architektura. Mimo pozorów nie jest to twórczość hermetyczna. Można
nawet zaryzykować twierdzenie, że jest to w najlepszym znaczeniu tego słowa
„sztuka ulicy”, to znaczy przedstawiająca otoczenie człowieka, którym najczęściej
jest ulica, miejsca publiczne, miejsca wspólnego przebywania, i tak pokazywana,
żeby jak najmniej w niej było odcięcia się od innych ludzi. Trzeba tu dostrzec
nowe zakresy formującego się krajobrazu miasta i nowe wyłaniające się obszary
porozumienia architektury i sztuki ulicy.
104
Projekt nr 6
Projekty przebudowy
Ryc. 22. Ulica I. Gandhi między ulicami W. Pileckiego i Cynamonową (J. Grzymkiewicz).
105
Nowe obszary wyobraźni
Projekt nr 7
PROJEKT NR 7
Ryc. 23. Ulica I. Gandhi między ulicami W. Pileckiego i J. Rosoła (A.Pawłowska, J. Reda, M. Strulak, D. Tuszyńska).
106
Projekt nr 7
Projekty przebudowy
Ryc. 24. Ulica I. Gandhi. Widok perspektywiczny od ul. J. Rosoła (A. Pawłowska, J. Reda, .M. Strulak, .D. Tuszyńska).
107
Nowe obszary wyobraźni
Projekt nr 7
Ryc. 25. Ulica I. Gandhi. Widok perspektywiczny od ul. W. Pileckiego (A.Pawłowska, J. Reda, M. Strulak, D. Tuszyńska).
Opis pracy przygotowany przez autorów
W projekcie proponujemy całkowicie odmienną od dotychczasowej koncepcję
przestrzeni miejskiej dla dzielnicy Ursynów. Oprócz utworzenia centrum dzielnicy,
którego brak bardzo dezintegruje Ursynów, przywracamy inne elementy krystalizujące przestrzeń miejską, takie jak place i ulice o zhierarchizowanej randze,
skwery i pasaże piesze.
108
Projekt nr 7
Projekty przebudowy
Ryc. 26. Ulica I. Gandhi. Perspektywa fragmentu pomiędzy ulicami J. Rosoła i Cynamonową (A. Pawłowska).
Ryc. 27. Ulica I. Gandhi między ulicami W. Pileckiego i Dereniową (J. Reda).
Zmieniamy przeskalowane i nieadekwatne do rangi komunikacyjnej szerokości ulic, np. zwężamy szeroką na cztery pasy ul. I. Gandhi, która tak naprawdę
pełni teraz podrzędną rolę w strukturze komunikacyjnej dzielnicy. Jej centralne
usytuowanie przy ważnych dla dzielnicy funkcjach, takich jak ratusz, kościół,
Multikino, mogłoby uczynić z niej atrakcyjną, tętniącą życiem ulicę, jednakże ze
względu na znaczną jej szerokość i duże odległości między chaotycznie usytuowanymi budynkami nie jest to możliwe. Zabudowa wzdłuż ul. I. Gandhi i innych
109
Nowe obszary wyobraźni
Projekt nr 7
Ryc. 28. Ulica I. Gandhi między al. KEN i ul. Cynamonową (M. Strulak).
ulic o podrzędnej funkcji komunikacyjnej nie różni się niczym od zabudowy przy
głównych arteriach komunikacyjnych dzielnicy.
Chociaż na Ursynowie występuje dużo zieleni, między budynkami brakuje
parków miejskich i zielonych, zadbanych skwerów. Chcemy utworzyć takie
miejsca.
Ważnym mankamentem zabudowy Ursynowa jest monotonia estetyczna
budynków. Motyw „uskoku w pionie i poziomie” powielony w nieskończoność
110
Projekt nr 7
Projekty przebudowy
Ryc. 29. Ulica I. Gandhi między al. KEN i ul. Dereniową. Miejsce dzielnicowej agory. Plan i widok perspektywiczny od
ul. Dereniowej (D. Tuszyńska).
111
Nowe obszary wyobraźni
Projekt nr 7
w każdym bloku mieszkalnym oraz brak różnorodności detalu architektonicznego,
tak jak i powtarzalność typowych okien, drzwi, balkonów, ujednolicają przestrzeń
aż do znudzenia.
Problemem jest też jednorodność funkcjonalna istniejącej zabudowy. Na
przestrzeni ostatnich lat przybyło wprawdzie na Ursynowie funkcji innych niż
mieszkalne, lecz dzielnica nadal jest „sypialnią” Warszawy, pustoszejąc za dnia
i zapełniając się w godzinach późno popołudniowych. Nowe obiekty usługowe
nie pełnią roli centrotwórczej. Są to przeważnie punkty usługowe i duże centra
handlowe, lokalizowane wzdłuż alei KEN. Duże kubatury centrów otwarte do
wewnątrz degradują otaczającą przestrzeń. Ich lokalizacja i forma powoduje,
że na Ursynowie wciąż nie ma atrakcyjnej przestrzeni o charakterze miejskim,
która podnosiłaby jakość życia i przebywania w najbliższym otoczeniu miejsca
zamieszkania.
W naszym projekcie chcemy zaproponować taką przestrzeń, z wyraźnymi ulicami i placami, o właściwej skali, miejsce rozpoznawalne, przyjazne i różnorodne,
z którym mieszkańcy będą mogli się identyfikować, w którym będą się dobrze
czuli. Stworzenie wielkomiejskiego centrum nie oznacza przy tym rezygnacji
z tego co jest atutem dzielnicy – dużej ilości zieleni i otwartej przestrzeni. Chcemy naszym projektem wydobyć ten walor nadając mu tylko bardziej konkretny
i uporządkowany kształt.
Elementy struktury komunikacyjnej.
Aleja Komisji Edukacji Narodowej jako ulica reprezentacyjna, dzielnicowe „city”,
ulica biurowców, usług i urzędów, na której dominować będą budynki o wysokości
11 kondygnacji, nawiązujące do wysokiej zabudowy alei powstałej już w innych
miejscach dzielnicy
Ulica I. Gandhi – ulica wielkomiejska w dobrym znaczeniu tego słowa, we
wszystkim tym co jest przyjazne ludziom. Chcemy, żeby ulica ta była miejscem
zakupów i miejscem spotkań, kawiarni i sklepów, żeby spacer po niej był atrakcją
samą w sobie, żeby była ona ważnym miejscem dla mieszkańców Ursynowa i nie
tylko. Szerokość w liniach zabudowy i wysokość budynków tworzących pierzeje
przyjęliśmy takie, jakie są w Alejach Ujazdowskich, jednej z najpiękniejszych ulic
Warszawy. Byłaby to więc replika Alei Ujazdowskich, tylko że z większą ilością
zieleni, usług w parterach i wąską jezdnią pośrodku (jeden pas ruchu w każdą
stronę). Chodniki wzdłuż ulicy I. Gandhi zaplanowaliśmy szerokie. Mają szerokość,
łącznie z zadrzewionym pasem zieleni odgradzającym chodnik pieszy od miejsc
parkingowych,7–10 m. Sam chodnik pieszy byłby szeroki na 4–7 metrów. Ulica ma
być przestrzenią otwartą, ogólnie dostępną, zorganizowaną przez pierzeje uliczne
i ciągi spacerowe, o zdefiniowanym charakterze. Budynki tworzące pierzeje przy
ulicy I. Gandhi nie mają zaplecza w parterze (strefa zaopatrzeniowa znajduje się na
poziomie –1. co czyni je dostępnymi z obydwu stron. To rozwiązanie dodatkowo
ożywia i uatrakcyjnia ciągi piesze przyległe ul. do I. Gandhi. Wyższe kondygnacje,
poza zabudową tworzącą plac miejski, pełnią funkcje mieszkaniowe.
112
Projekt nr 7
Projekty przebudowy
Szeroki ciąg spacerowo-rekreacyjny, przeznaczony wyłącznie dla ruchu pieszego
i rowerowego, łączący wszystkie występujące na projektowanym terenie funkcje.
Ulica I. Gandhi i ciąg spacerowo-rekreacyjny rozciągają się między dwoma
placami, symbolicznymi „bramami wjazdowymi do miasta”, znajdującymi się na
skrzyżowaniu ul. I. Gandhi z ulicami J. Rosoła i W. Pileckiego.
Elementy centrotwórcze
Plac miejski. Głównym elementem centrotwórczym w projekcie jest plac miejski. Zlokalizowany został między ratuszem i kościołem. Te dwa obiekty w obecnej formie nie tworzą właściwej przestrzeni placu. Zarówno kościół jak i ratusz
stoją odwrócone do niego plecami. Ponieważ teren rozpięty między tymi dwoma
obiektami byłby za duży i pozbawiony zamknięcia od strony ulicy I. Gandhi zaproponowaliśmy utworzenie obiektów stanowiących nowe ściany placu. Obiekt od
strony ratusza pełniłby funkcje administracyjne oraz byłby siedzibą różnych organizacji pozarządowych związanych z dzielnicą. Obiekty od strony ulicy I. Gandhi
i kościoła mieściłyby funkcje usługowe i handlowe oraz kulturalne. Domknięcie
placu od strony wyjścia z metra (przebiegającego długą rampą) tworzyłby nowy
obiekt Domu Kultury Ursynowa.
Dom Kultury Ursynowa. Obiekt zaprojektowaliśmy z wewnętrznym pasażem
na poziomie -1, łączącym stacje metra z kolejnymi funkcjami ciągu pieszego.
Utworzenie pasażu z usługami i przeszklonym zadaszeniem uatrakcyjniłoby
bardzo wyjście ze stacji metra. Dom Kultury dostępny byłby też oczywiście
z poziomu zero. Zakończony byłby częściowo zamkniętym amfiteatrem,
funkcjonującym cały rok, nastawionym zarówno na organizację poważnych
wydarzeń kulturalnych jak i przedstawień najróżniejszych grup zainteresowań
funkcjonujących w Domu Kultury, mógłby też służyć działającemu po sąsiedzku
centrum duszpasterstwa kościoła św. Tomasza. Część zamknięta amfiteatru
byłaby otwierana, także w lecie pełniłby on funkcje dużej sceny dla różnych
kulturowych imprez plenerowych. Plac w zamierzeniach autorów powinien
zgromadzić funkcje, które pozwoliłyby mu być miejscem żywym i uczęszczanym
przez cały dzień.
Centrum Duszpasterstwa. Z placem miejskim sąsiadowałby mały, zadaszony
szklanym przekryciem placyk przy kościele św. Tomasza, połączony z istniejącymi ceglanymi arkadami (które również proponujemy przeszklić zadaszeniem),
pełniący funkcję placu związanego z przykościelnym ośrodkiem duszpasterstwa.
Multikino z nadbudowaną oranżerią. Planujemy rozbudować gmach Multikina
o dużą przeszkloną oranżerię na dachu, która stanie się niewątpliwie jedną z atrakcji nowego centrum. Podwyższona wysokość budynku sprawi, że będzie się lepiej
komponował z reprezentacyjną zabudową wielkomiejskiego placu.
Centrum handlowe. Na tyłach Multikina, wzdłuż ciągu spacerowego, proponujemy utworzenie centrum handlowego. Nie będzie to jednak kolejna wielka
zamknięta kubatura na wzór istniejących, tylko otwarty pasaż handlowy z usytuowanymi wzdłuż niego kilkukondygnacyjnymi budynkami.
113
Nowe obszary wyobraźni
Projekt nr 7
Bazar. Ulica usług kończyć się będzie tętniącym życiem, supernowoczesnym
bazarem. W obecnej formie bazary są miejscami mało reprezentacyjnymi i kłopotliwymi dla otoczenia. Proponujemy odmianę tego stanu rzeczy. Bazar będzie
obiektem kilkukondygnacyjnym, o przeszklonych zewnętrznych elewacjach, za
którymi znajdować się będzie obejście ze stoiskami mieniącymi się kolorami
sprzedawanych warzyw i owoców. Zaopatrzenie stoisk znajdować się będzie
w wewnętrznym trzonie komunikacyjnym, niewidocznym i niedostępnym dla
kupujących. Cały obiekt będzie czystym i zadbanym miejscem zakupów.
Park edukacyjny. Na końcu założenia, z tej strony ul. I. Gandhi znajdować
się będzie multimedialne centrum edukacji dla najmłodszych „Mikołajek” – filia
warszawskiego centrum „Kopernik”. Położenie tej funkcji jest nieprzypadkowe.
Stworzenie pięknego parku, wzbogaconego o funkcje edukacyjne związane z najnowszą technologią, ma uczynić park nie tylko jednym z najpiękniejszych i najciekawszych parków Warszawy, ale także odciążyć finansowo budżet dzielnicy od
konieczności utrzymywania dużych terenów zieleni zorganizowanej.
Kompleks sportowy. Kompleks obiektów sportowych i rekreacyjnych zlokalizowany będzie po drugiej stronie całego założenia, przy skrzyżowaniu ulicy I. Gandhi
z W. Pileckiego, przy planowanym ciągu spacerowo-rekreacyjnym.
Plac wielkomiejski. Reprezentacyjny plac wielkomiejski planujemy usytuować
na skrzyżowaniu alei KEN z ulicą I. Gandhi. Przy tym placu znajdować się będzie
główne wejście do ratusza oraz po przeciwnej stronie alei KEN wejście do Multikina i oranżerii.
Wyższe uczelnie. Chaos przestrzenny w dzielnicy to również nieład w rozlokowaniu funkcji. Z poczynionych przez nas analiz wynika, że Ursynów staje się siedzibą coraz większej ilości uczelni wyższych, które lokalizują się w przypadkowych
obiektach, w wynajętych lokalach wśród pawilonów usługowych, w wynajętych
częściach szkół podstawowych, gimnazjalnych i średnich. Istnieje więc widoczna
potrzeba stworzenia dogodnych miejsc dla siedzib nowych uczelni wyższych.
W naszym projekcie zlokalizowaliśmy dwie takie duże uczelnie, w tym jedną
z ogólnodostępnym gmachem bibliotecznym. Szkoły położone są blisko metra,
blisko placu miejskiego i części sportowej założenia. Obecność szkół wyższych
z pewnością bardzo ożywi projektowaną przestrzeń miejską.
Zabudowa mieszkaniowa. W dotychczasowym zagospodarowaniu dzielnicy
brakuje nam przestrzennych wytycznych dotyczących narastania substancji mieszkaniowej. Pojawiające się w ostatnich latach założenie tworzenia wygrodzonych
kwartałów zabudowy nie jest dobrym rozwiązaniem dla Ursynowa. Tworzenie
zamkniętych enklaw dla nielicznych nie podnosi standardu życia mieszkańców
całej dzielnicy. Dlatego w projekcie odchodzimy od tego typu zabudowy. Proponujemy przestrzeń otwartą, ogólnie dostępną, zabudowę mieszkaniową z usługami
na parterze.
114
Projekt nr 8
Projekty przebudowy
PROJEKT NR 8
Ryc. 30. Ulica I. Gandhi między ulicami Cynamonową i J. Rosoła (J. Byszewska, K. Chełstowska, M. Romańczuk,
J. Sulikowski).
115
Nowe obszary wyobraźni
Ryc. 31. Ulica I. Gandhi między ulicami W. Pileckiego i Dereniową (M. Romańczuk).
116
Projekt nr 8
Projekt nr 8
Projekty przebudowy
Ryc. 32. Ulica I. Gandhi między ulicami Cynamonową i J. Rosoła (J. Byszewska).
117
Nowe obszary wyobraźni
Projekt nr 9
PROJEKT NR 9
Ryc. 33. Ulica I. Gandhi. Widok perspektywiczny agory między al. KEN i ul. Dereniową (M. Lipiec, M. Szlązek).
118
4.
TOWN PLANNING DOCTRINE IN A TIME OF PANDEMiC1
Background – power and money
Many years ago a view took shape that, if things were to go better and better
with the economy, it was necessary to permit full freedom of action, and to give free
reign to the enthusiasm of the entrepreneur and the unfettered competition of the
free market. The liberal economic doctrine that can be characterised so concisely in
this way was and remains against any kind of intervention on or with the market,
which is deemed to be present with fully-formed laws wherever there is a good for
which there is demand capable of being supplied with a view to that demand being
fully or partly satisfied. In connection with this, everything became (i.e. was dubbed
and was taken to be) a good, irrespective of whether there was a lot or a little of it
around, or whether or not it was distributed continuously. As a result, all moderation in the utilisation of goods was lost, the justification sufficient for the purposes
of the liberal economy being that increasing demand for certain goods warranted
ever greater supply.
However, in the mid 20th century it was noted that the above means of operating
would lead to the exhaustion of the so-called non-renewable goods, this realisation
signalling the birth of the doctrine of sustainable development. The latter was best
encapsulated in the tenet that we should satisfy the needs of present generations
without putting at risk future generations’ possibilities of meeting their own needs.
Formulations that were at best minor variations on this theme made a great career
for themselves, appearing in many documents and laws around the world, not least
the 1997 Constitution of the Republic of Poland.
This is all fine, the only problem being the way in which few realise that the good
capable of being exhausted most rapidly, and perhaps irrevocably, is space. And this
is a good over which virtually no care at all is taken, as many examples make clear.
The financial crisis afflicting the USA in 2008 did not come out of thin air. Rather,
the financial institutions offering mortgages played down fears that had been appearing for several years by then regarding a stalling of the real-estate market. The
banks were meanwhile busy conferring highest-risk (subprime) loans on pretty much
anyone who wanted one, even where those involved were clearly not creditworthy.
The loans were most often based around the adjustable mortgage system, which – it
might be added – is also now in use in Poland. In this description we still lack one
element, which is to say an analysis as to who elected to build on the understanding
that property prices would be set high, and why would they do that? Who stood to
gain from it? And how did it happen that activity under the heading of ‘pursuing
the American dream’ provided for the construction of urban settlements whose
current fate is to be relegated to the ‘ghost town’ category?
1
Translation of the chapter 1.2. by James Richards.
119
Town Planning Doctrine in a Time of Pandemic
In essence, Americans know everything because they are able to describe it.
And it is worth recalling their description of the elimination of barriers to investment and development, noting at the same time how – just as in Poland – nobody
responsible for the state of towns and cities took any notice of these texts, assuming
they bothered to acquaint themselves with them at all.
We must note at the outset how the liberal economy (or the version thereof
introduced in Poland from 1989) is wont to regard planning as a ‘tool of oppression’,
this view leaving the private ownership of land as something entirely inviolable.
There is furthermore a rejection of the kind of integrated regional planning that
might otherwise inject some economic and environmental coordination at least, into
cities spilling out beyond the limits of the imagination. Likewise eschewed is the
concept of the public interest, since this inevitably denotes the market’s regulation
by those in authority, the Polish mentality being to regard any kind of regulation
or interference in this area as something of communist origin to be treated with
the utmost suspicion. This was indeed the first barrier on the road to the liberal
economy to be obliterated.
Continuing with this argumentation, we note how Poland (though not only
Poland) has borne witness to a process that questions the need for urban design,
most especially where that might lead to the creation of public space. Beyond that,
the provisioning of services – including in education and health – has been consigned
to the private entrepreneur. The result has been a dividing-up of land into plots
solely for residential purposes (without a trace of any other function that would
fail to turn a profit). Plots are of similar size, and so are bought by people of similar
status, in this way giving rise to modern-day ghettoes housing groups of identical
wealth status, educational attainments, habits, etc.
Beyond even these things, Poland has had enacted for it (under the slogan of
‘flexibility’) – plans under which anyone who wanted to has in essence been able to
put whatever they wanted wherever they wanted to (just look at the 1992 Warsaw
Plan). The only condition has been that there be official confirmation of land ownership (though the new draft Act sees even this certification replaced by a declaration
on the part of the potential investor).
Then there is the way in which financial mechanisms have been dreamed up
to allow accelerated inflows of funding into those ways of building on given sites
that entail the simplest forms and briefest durations. As a result, the supervision
of investments and locations has passed over from city authorities into the hands
of banks and developers.
Likewise, the building of motorways (something we Poles long for) has already
managed to open up new opportunities as regards locations ever further from cities,
this facilitating the purchase of cheaper land.
Conclusion: urban sprawl and the emergence of ever-more megalopolises
are the consequences of the Liberal (maybe rather the Neo-Liberal) doctrine’s
dominance in the economy, the slogan ‘a better dwelling in a green habitat’ being
employed in the achievement of a true goal which is the maximisation of profits
120
Town Planning Doctrine in a Time of Pandemic
for individuals and organisations connected with the building of the said ‘better
dwellings’.
The result of the sprawling of cities has been the outflow of population and
money from what were hitherto central areas. In many cases this has denoted
a prolongation of cities’ agony, if only in the physical sense, since in the figurative
sense that agony has already ended, the traditional city having died in the meantime.
What we are now dealing with is a new city of the kind that the word megalopolis
was dreamed up to describe, a long time ago now. One of the features of this is
incessant enlargement of the built-up area, something we regard in professional
terms as the emergence of overlapping amorphous urbanised zones in reflection of
the proximity of cities. Such zones are assemblages of single-family housing put up
rapidly and ad hoc, without streets, squares, direction or axes; without homage being
paid to either typical rural or urban features, and hence with an unavoidable failure
to move the imagination, to shape theories of place or to motivate urban planning
or architectural design. This leaves them as beautiful places in which to research the
cases that films like American Beauty or Born to Kill portrayed so effectively.
Conclusion: many designs are put into effect without attention being paid to
what already exists in a city. And nor is this a post-modernist game for multiplicity
and density, but rather a construction of an ‘alternate reality’ (to the existing one),
whereby the remnants of the old city go on doing their thing as they may, while
we do ours. In the context of the Liberal doctrine, the city is thus little more than
a factory designed to make money. For that to be so, there can be no place for the
city as a depiction of collective memory, and – thus reduced to the status of mere
palimpsest – the city is consciously deprived of that layer of modernity which harks
back to the past. This is why the chaos concept is employed as a way of creating urban
space, and this is what is served by the injection into urban planning (especially
where urban composition is referred to) of the ‘research by design’ method that
can be re-encapsulated using the military terminology of ‘battle reconnaissance’.
What is to be done in the kind of situation described above? Well it is obviously
possible to write about checks on further increases in city size, of new relationships
between urban and rural areas, of the creation of a polycentric settlement system
and of proper management of the urban ecosystem, an appropriate locations policy
and the devising of design strategies in urban planning. Unfortunately, however,
none of this argumentation cuts much ice with adherents of the Liberal economic
doctrine. And, since the rate of turnover of capital is now so critical, investors are
not even ‘reached’ by the claim that, by means of the so-called ‘economy of amenities’, we may obtain a good longer-term return on any outlays if we work to increase
the charm of cityspace.
So, to put it in a nutshell, we have to brace ourselves to live in the new, sprawling
city. And if that is not what we want, we can only fall back on the cold comfort that
pundits sometimes offer, which is that Neo-Liberalism is about to be consigned to
the lumber-room of history. Those experts mostly add that the US financial crisis
has arisen out of blind adherence to capitalism going unchecked by the state or inde121
Town Planning Doctrine in a Time of Pandemic
pendent institutions. Thus did a blossoming property market, absence of barriers to
investment, mass movement from the Snow Belt to the Sun Belt and implemented
highway-building programmes – as all underpinned by common or garden greed –
prove collectively capable of doing to death the traditional city.
(Neo-) Liberalism defends itself. We are told that the loss of the above system
would mean victory for the populist-fundamentalists. However, it is also worth asking whether Liberalism in today’s Polish (Eastern European) version makes sense,
when we are questioning the role of the economy in urban space.
At the outset we would wish to know if the authorities – at state level in particular – have some objective for cities as they defend Liberal principles in the economy.
Urban planning, understood as the science and art of building cities, has sought to
prompt them with a goal, but there is little sign that the state has taken note and
is working towards some final formulation. Indeed, it would seem that the state
does not even want to document and list conflicts arising, since this in itself might
(unconsciously) offer preliminary input for the drawing up of new rules. In this
situation it comes as no surprise that nature has abhored the vacuum, encouraging
the most active and powerful players on the urban scene – i.e. the developers and
the banks – to dive in.
Poland’s authorities have failed to grasp that the EU’s call for cities to compete
has gone hand in hand with a call for them to work together; just as they have failed
to take proper heed of new demographic challenges. Paradoxically, it seems that the
trend towards rampant consumerism in society is actually handy for those in power,
because a society run along these lines only needs to be supplied with stereotypical
communiqués worded pretty much like Valentine cards. The arduous task of coming
up with ambitious projects that might really raise quality of life in the longer term
may then safely be dispensed with. For any taking of the long view of things denotes
the risk that a life in politics based on ease and playing it safe might have to give
way to genuine governance, as opposed to mere day-to-day management. Genuine
governance would be that kind in which the will of those in power actually became
(had to become) reality, with that reality not being dependent on the behaviour
of those third parties whose role should be confined to the provision of services.
In case my meaning is not yet crystal clear, let us note how the aforesaid bankers and developers fall within the aforementioned group, since their influence on
the stability of contacts between the governing and the governed turns out to be of
key significance. So key in fact that – somewhere down the line – the national policy
that ought to be in the purview of the administration has seen itself privatised, in
what must be viewed as a real triumph for Liberalism, in Poland at least.
Today’s authorities in Poland are seeking to achieve a kind of Post-Modernist
‘softness’, pretending to fail to notice that this is being taken advantage of by the
supposedly-governed, who are becoming tougher and tougher. Here it is not so much
a question of order being imposed as regards interests, as it is in essence of a world
that excludes values and interests finally being imbued with a system of norms, a law,
thanks to which different values and conflicting interests might exist side by side.
122
Town Planning Doctrine in a Time of Pandemic
For this to happen there would need to be focus and concentration. Instead of
that, November 2008 saw the Polish authorities – de facto from a single political
camp in the hands of a single political party – draw up three competing draft Spatial
Planning Acts! If we accept that the Act’s main task is to prevent spread (of cities),
the above depiction would be quite funny – were it not for the fact that what we
are all concerned with is space – a unique asset and one that is being destroyed ever
more rapidly.
This means that the discourse surrounding the use of space is bound up in
a game which the authorities naively present as today’s reality, thereby disguising
its true nature. And it is visible from the latest happenings that the authorities
are not reliable partners characterised by constancy of viewpoint, and are failing
to make the intellectual effort required to stand up to the ‘spontaneously-arising
order’. Yet without such an effort there will merely be a multiplication of the old
order and no capacity whatever to keep control over change.
In the light of all this, it can come as no surprise that the urban planner, whose
task is to plan for and implement changes in space in line with the public interest,
is treated by participants in the above game as an opponent to be fought with. And
when we demand that there be a cleanup of thinking about space we are treated to
lectures about a ‘mafia’ of planners...
Background – new phenomena
New urban geography – has its origins in the emergence of electronic communications networks and large multinational (supranational) corporations, as well
as in the fact that cities are not needed to produce today’s most fundamental good
of all, which is information. On the other hand, no firm on Earth can be reduced to
mere electronic impulses. There will always be a physical dimension, and that ‘phsyicality’ has to be based somewhere. Furthermore, in spite of everything, it cannot
be said that a firm’s seat is a matter of no importance. Rather, the search is usually
on for locations placing high on all those many and varied rankings. As it happens,
there is a rather short list of such most-attractive cities, only several tens in total.
Equally, the process by which an urban area sucks in potential and assumes
‘capital’ status is present on every spatial scale, and among the many consequences
of this phenomenon is the way in which office districts always arise – not necessarily
in true centres – these being run by wealthy employees who almost inevitably succumb to the temptations put out by crafty developers to go and live in single-family
homes beyond the city limits. The model for this, originating across the ocean, is
now well-entrenched in Europe as a whole, and is likewise to be observed in Poland.
New citizens – the existence of a multiethnic society is a fact of life in many
countries, and that now goes for Poland too. Today we regard openness to other
cultures as a decisive factor in our achievement of competitiveness in the market.
Rich countries in which the greater part of the population is ageing and the natural
increase limited must count on young, dynamic incomers from abroad if they are to
123
Town Planning Doctrine in a Time of Pandemic
maintain standards of living. And if new talent is not forthcoming, the innovative
capabilities of a country are stifled.
Neo-Liberalism – was discussed in the previous section, but it is also worth
recalling the globalisation issue. Opponents of that say that among its effects is
a certain impotence on the part of public authorities, and hence a distancing of
power from politics. This claim reflects the fact that power is becoming global and
extra-territorial, while politics remains – or becomes – local and territorial. This all
widens the gap between, on the one hand, space (in which matters of real importance
to the population are to be resolved) and, on the other, institutional opportunities
for supervision and control, as would be expected from the sovereign state.
It needs to be recalled that virtually any owner of capital can become a supplier
thereof, since there is effectively now a right for a person to locate capital anywhere
in the world that he/she wants – wherever the profit is greatest. The scramble for
profits means that the sums transferred around are huge, capable of undermining
and disenfranchising governments, and hence inclined to enforce respect for NeoLiberal principles. These principles are straightforward: the budget is to be small
(interventionism, let alone statism, being eschewed and minimised), the regulation
of demand is to be desisted from (except inasmuch as the money supply is to be
protected), privatisation is to be engaged in, and political democracy treated with
a lack of enthusiasm. This all notwithstanding the fact that some at least see this
whole way of doing things as nothing more or less than unprincipled pragmatism.
But the future of such pragmatism looks far from rosy when its actual performance is assessed. This is especially because of the uncertainty that the aforementioned principles underpinning its dominance do nothing to dispel. Among these
is the way in which there is so little room left for planning, including spatial planning. In exchange for that we have life as a chain of short-duration events. In urban
planning terms this denotes such a shaping of reality as is prepared to accept that
the world and culture are impermanent, and that we may play down to the point
of non-existence all that is not in flux and transient, since only items of the latter
characteristics can be up and ready for immediate use. In the life run in this way the
goalposts keep on moving, there is no time for a better tomorrow because a different
today is forever being demanded. Limits to possibilities are lacking in such a life.
And without them there may be nothing but emptiness beyond the next design.
But does globalisation only denote threat and danger? Perhaps not, since we
talk of the World’s New Youth as we refer to it. The prospect of globalisation really
might make it possible for people and societies currently not in world civilisation’s
main stream to be brought within it..
It is almost sure that the society of the future will be based around knowledge
as the main factor of production. That society in which knowledge will be of such
fundamental importance may in fact ask itself the fundamental questions more
often than does its present-day counterpart. This will reflect the way in which
a superabundance of goods will nurture an ever-greater sense of doubt about the
worth of the materialistic pursuit of objects. Getting used to asking such questions,
124
Town Planning Doctrine in a Time of Pandemic
and to saying no, are things that only an appropriate education can supply. To put
it another way, there must arise some positive vision as to how to make the world
a better place. Without it, all who suffer from the injustice associated with globalisation will turn away from any developmental trends whatever.
New local-government philosophies. The management concept responding
to the challenges now facing city authorities is ‘governance’, whose general definition holds that this is a democratically organised system of management via which
inhabitants act collectively on the local scale to increase wellbeing, satisfy common
needs and secure social justice.
New participation. Thanks to the ritualisation of procedures present hitherto
(as a result of the institutionalising of contacts between the authorities and citizens),
governance at the local level has started to eschew the intellectual omnipotence
of the state in favour of knowledge of cities’ actual needs. For this reason the role
of the planner is also changing: instead of appearing with a ready-made solution
prepared at the behest of ‘the centre’, he or she is to fashion into a sensible whole
all that reaches him/her ‘bottom up’, from the grassroots.
Today, public participation denotes the local community’s responsibility for
decisions taken on the basis of democratic mechanisms. This offers a strengthening
of democracy, the feeling of citizenship and civic pride, and the sense of affinity
with the given place, in this way easing social divisions and disparities. The price for
this is the utilisation and management of space ‘by a committee’, i.e. through the
obtainment of compromise solutions that are not necessarily able to offer forms of
the highest quality. In an ideal world, we should therefore be working towards some
happy medium between top-down strategic planning and bottom-up participation,
as plans are transformed into precise action taken. This all leads us to the realisation
that, while participation is a necessary condition, for planning and urban design it
is not of itself a sufficient condition.
Forbearance – in short: a) in many cities it has not so far proved possible to
overcome the division into ‘old’ and ‘new’ areas, b) there has been no change in the
spatial segregation experienced by the ageing population, c) cities are actually being
characterised by increasing socio-spatial disparities, d) it is possible to note a failure of the educational system to adjust to the growing need for a better-prepared
workforce, e) an end has been put to conflict-resolution in cities with the aid of
housing policy.
Background – expectations
Planning is undoubtedly a form of creation, in that it is directly associated
with the emergence of a built-up environment. But when we stated that a city was
not merely a form, we discarded the life of the designer-creator, instead becoming
participants in planning procedure. But we remember that, in spite of everything,
a plan arising as a result of the above procedures should also be a three-dimensional
spatial design, at least if we want to ensure its harmonious development. It should
125
Town Planning Doctrine in a Time of Pandemic
also be a provision underpinning the activity to make a three-dimensional design
a reality, at least if we want to ensure the reality in space of what had been intended.
Such a plan is not going to make assumptions as regards an area’s development
beyond its capabilities.
A city rising up in line with a plan of the above kind will continue to represent
a depiction of what we would dub the European City. Consideration thus has to be
given to the strategies that would, by promoting the aforementioned urban design,
assist the survival of a city of this kind. The strategies in question should assist in the
search for answers as to how new central points might be made use of and how the
points of this kind already in existence might be protected, as well as how the existing
urban structure might be consolidated and have other new structures linked up with
it. Consideration should also be given to the role to be played by urban, suburban
and extra-urban open spaces, as well as to how – and to what extent – these should
be safeguarded against building, as well as to the way in which to shape the edge
of and boundaries between built-up areas, and to stimulate positive phenomena –
even if only by way of the configurations conferred upon infrastructural networks.
Managing a city’s development – how should this look in the future? It may
be necessary for an evolution in the current planning system of city authorities to
take place, this involving the breakdown of the branch system of services in favour
of task teams, transboundary teams, areal teams, etc. This is actually a separate
issue, and perhaps one to be addressed within the framework of an urban development strategy.
Analyses of areas with highly valuable natural features – these are of such
importance today on account of the universal extension (or ‘sprawl’) of urban
construction into suburban areas. This in turn reflects the lack of any delineated
boundaries beyond which new building may simply not take place – these ideally
being determined following an analysis of the needs of a city as such when it comes
to development (rather than the needs of particular developers themselves), as well
as the possibilities for the plans determined to be put into effect. The aim would be
for each new development to seamlessly become part of the city scene, or at least
to augment it in some valuable way. It needs to be anticipated that the uncrossable
building line is to link up with the areal boundaries of the city, in a belt of land in
which it will be possible to make changes better aligning the means and manner of
construction pursued on both sides of that limit.
Today we are ever-more inclined to refer to the city-region or the city within
the region, this in some way favouring the automatic inclusion within a city of the
once-open areas beyond it. Processes leading to the appearance of such cities are
intensifying rather than weakening. Hence, what we call ‘suburban areas’ today may
well find themselves part of the city itself in the future. In the second place, what we
today dub urban sprawl with all the attendant negative connotations will continue to
exist, albeit without the downside on account of the fact that the phenomenon will
have become so widespread. Everything thus comes down to whether the expansion
referred to will continue to be spontaneous or will prove controllable.
126
Town Planning Doctrine in a Time of Pandemic
This is why we should focus, not on changes in reality, but on the revealing of
the new opportunities that ongoing processes can offer. One direction to action
should involve the founding of new ‘urban landscapes’ in the space between what
have thus far been urban centres, space that has hitherto been termed open or
empty or negative. In this way, space empty up to now is raised to the same rank
as that enjoyed by built-up areas. Perhaps it is for this reason that the contrast
between the full and the empty has been disappearing, but it is better that this
should happen than that the constant ease with which open space can be utilised
should turn against the morphology of both. These theoretical considerations,
which are in fact justified, obviously arise in conditions of development pressure
for green space to be built on, the lack of a clear policy on the future of farmland,
the lack of any more precise determination of expectations regarding naturalists’
roles in determining the status, suitability and future of urban green space, and
(in Poland especially) the lack of coordination between the often-fragmented
management of the space in question. Only by way of such coordination can
a harmonious urban space take shape.
Harmonious urban space
Harmonious urban space, or more specifically the emergence thereof, requires
the establishment of a sequence of actions in line with the logic that a spatiallydesirable result be arrived at.
Thus, at the outset of the design process there should be a defining of the IDEA,
which will then be the basis for the devising of strategic and operational objectives.
To put it another way, if there is no substantively devised view of what kind of city
we would like to have – and why – then there is no chance of it developing rationally, to say nothing of sustainably.
It is from the IDEA that a CONCEPT is to arise. Only on the basis of clear
spatial concepts is it possible to draw up a PLAN that sanctions the concept in
legal terms.
It results from all this that we ought to work on the basis of an adopted set of
instructions that are clear and comprehensible, and at the same time synthetic and
precisely-defined. These days, the overall objective of the process of spatial planning
(i.e. the logical distributing of functions and objects across space in such a way that
this action simultaneously gives rise to spatial harmony) is rarely defined precisely
and/or well enough, ensuring that it comes under fire from those who do not appreciate the sense it makes. The criticism referred to usually leads to a recognition
that plan provisions constitute the unjustified whim of the author (s) thereof.
There is a negation of the wisdom of taking on any ‘rigid provisions’ in the name of
a recognition that spontaneity and variability are very interesting, while planning
stands in the way of investment.
A further conclusion concerns the need to indicate the clear link between an
IDEA taken on board at an earlier stage and the detailed spatial decisions that later
127
Town Planning Doctrine in a Time of Pandemic
arise out of it. It will therefore be necessary to stress features imbuing the structure
of a city with a sense of spatial harmony, these including:
– the clarity with which the character of different complexes is manifested,
– the legibility of both boundaries and nodes,
– a scale (size) of spatial units limited to that which can be envisaged and imagined by the community/society inhabiting and/or making use of them,
– the local specifics (identity) of the urban fabric arising by means of a synthesis
of elements of the geographical, natural and cultural environments.
Summary: if harmonious urban space is to be generated, the conditions to be
fulfilled include:
• the establishment and/or strengthening of full autonomy within morphologically homogeneous units, these having boundaries set in a manner acceptable to
the communities inhabiting them, by way of the implementation of a polycentric
urban configuration,
• work in harmony with nature, i.e. by reconciling urban development with the
preservation of the environment and/or the reinstatement of its valuable features,
with simultaneous economical use of energy; this in other words requiring that
a city’s development be subordinated to sustainable development principles when
it comes to categories economic (with attractive conditions for the investment of
capital be it large-, medium- or small-scale), social (with complexes of construction on a human scale, demonstrating multifunctionality, characterised by diverse
standards and living conditions, adjusted to a variety of preferences and pockets,
with places of work and services readily accessible on foot or by public transport),
natural (with protection of green space, limitation of pollutant emissions to the
air and water) and spatial (with every effort made to achieve legibility of urban
structure and spatial order on the local scale),
• such a use of existing resources (urban assets) as will assure all inhabitants of
equal opportunities in everything that concerns their lives, with their involvement
and consent (in line with the principle that ‘controlled consideration’ be given to
market mechanisms). What is involved here is the heeding of:
• the principle that conditions be put in place for the concentration of investment in activity in parts of a city selected by reference to public interest and private
interest criteria (attractiveness to investors and the achievement of desirable effects
in the landscape and as regards the way a city functions), as well as the principle
that ‘a whole’ be created, in contrast to diffuse development and the burdens arising
from constant building and rebuilding work in all parts of a city,
• the principle that green space be protected from being built up, at least until
available inner-city areas have been put to use in development, i.e. the principle
that the needs of development be met first and foremost through augmentation
of existing urban fabric,
• the principle that public transport be assigned priority, while traffic involving private cars is limited, with this extending to the locating of opportunities for
employment within ‘dormitory’ housing estates.
128
Town Planning Doctrine in a Time of Pandemic
New Planning. The existence of the aforesaid expectations leading to the creation and coalescing of the (new?) society for a new city confirms the need for New
Planning. Let us recall that this term is taken to mean those changes in urban
planning that seek the diversification of space in line with rising demand therefor.
The term arose to give a name to those elements of urban planning and design that
require renewal and are renewed. New Planning is to be the planners’ response to
the ever-more rapid changes ongoing in the world around us, and is linked with the
fact that we often lose control over events.
We may say that the cities enjoying a better chance of achieving desirable change
are those that link a facing up to the future from the economic point of view with
a safeguarding of valuable spatial features. The towns and cities in question are those:
– that differ markedly from others in spatial terms,
– in which institutions private and public adjust to changing operating conditions across space,
– in which investors/developers understand that concern for spatial harmony
represents a long-term ‘insurance policy’ through which to ensure success,
– in which care for how things look is a part of the development of ‘local patriotism’,
– in which public-private partnerships operate to increase the outlays available
to transform a city.
The doctrine
The inspiration for the devising of the Doctrine is the sum total of professional
experience gained, but de facto it draws most on the draft Spatial Planning Acts
appearing in Poland in the years 2007–2009, which seek to eliminate public control
over spatial processes. At first glance it would seem that the Act’s authors do not
have a clue about urbanisation processes. However, it soon becomes apparent that
this is not the faux pas of the ignorant, but rather a well thought-out and cynical
move on the part of politicians ready to destroy Polish space in order to boost the
profits of a small group of people making money by putting up homes no matter
where. This is the time of plague and pandemic it has fallen to our lot to live and
work through, and whose symptoms are all too visible to the naked eye outside every
window. The question arising out of all this is whether the 20th century taught us
nothing at all when it comes to building cities?
Well, the 20th century did teach us that the development of cities was to be
‘sustainable’, but it also required us to refer to ‘eco-development’. This term might
have been better replaced by ‘harmonious development’, since this tells us more
about the preservation of equilibrium through a sustainable approach to the reconciliation of interests of both the natural and built environments. Harmony denotes
planning in advance of events, sensitive to ensuring that inhabitants are not exposed
to worsening living conditions as these are of course assessed over the longer term.
In this way, the goal of policies drawn up for cities does not have to be the race to
129
Town Planning Doctrine in a Time of Pandemic
build optimal structures and forms (i.e. what was fought for in the 20th century),
but rather constant control over the main urban systems.
The 20th century further taught us that a city should at one and the same time
be:
– green and healthy (though we know that a friendly environment is not the
only guarantor of sustainability of life in a city and does not of itself assure rational
efficiency of urban systems and structures);
– beautiful (albeit with even the best-composed image of a city saying nothing
about the processes ongoing within it);
– free of conflict (while conflicts will always be present, it is important that they
be resolved effectively, especially where there are clear juxtapositions of wealth and
poverty, cheapness and expensiveness, far and near, skilfulness v. nonsensicality,
etc.).
The lessons of the 20th century are that a city’s form (we are not talking here
about its appearance per se) depends on:
– its physical dimensions (the distance travelled within it comes into play here,
and by that token energy expenditure);
– the density of construction (energy again being implicated, since the greater
the density, the more energy-saving),
– the type of public transport and routes along which it is run;
– the shape of urban space, be this compact (as contrasting with extra-urban
open space), and in a large centre polycentric (as opposed to characterised by a single,
excessively large centre).
If we pay due heed to the above lessons, then our city will be characterised by
such widely-desired features as:
– a diversification of function within its different complexes, such that as many
urban journeys and activities as possible be conducted over short distances;
– good communications between complexes and with the city-centre area;
– a means of organising central spaces that attracts investors with ease of
location and unique composition of space not to be enjoyed in quite the same way
anywhere else;
– compactness – i.e. with a real setting of the boundaries of a given complex as
distinct from others, e.g. green space.
It results from these considerations that urban planning is today in need of
a doctrine for the harmonious development of cities which is worded as follows:
Activity bringing change to urban space shall not be of such an intensity as to go
beyond the level determined for it through the statutory planning and urban design process, and as expressing harmonious linkage between the built and natural
environments, as well as between both of these and the economic and social needs
of city-dwellers.
130
SPIS TREŚCI
WSTĘP .............................................................................................................................. 3
1. UWARUNKOWANIA PLANISTYCZNE ....................................................................... 5
1.1 Miasto jako przedmiot badań urbanistyki .......................................................... 5
1.1.1. Wprowadzenie .......................................................................................... 5
1.1.2. Analiza tekstów opublikowanych w latach 1971 i 1982 ......................... 5
1.1.3. Miasto po roku 1982 – nowe zjawiska i stan badań ............................... 8
1.1.4. Miasto po 2008 roku – kierunki badań a wiarygodność prognozy ..... 17
1.2. Doktryna urbanistyczna w czasach zarazy ....................................................... 20
1.2.1. Otoczenie – władza i pieniądze .............................................................. 20
1.2.2. Otoczenie – nowe zjawiska ..................................................................... 24
1.2.3. Otoczenie – oczekiwania ......................................................................... 26
1.2.5. Doktryna .................................................................................................. 29
2. UWARUNKOWANIA ARCHITEKTONICZNE .......................................................... 31
2.1. Architektura metropolii .................................................................................... 31
2.1.1. Metropolia, czyli miasto jako kontekst dla architektury ......................31
2.1.2. Moda na inną architekturę ..................................................................... 35
2.1.3. Architektura jako odwzorowanie ruchu ................................................. 38
2.1.4. Architektura ekologiczna ........................................................................ 40
2.1.5. Architektura na temat ............................................................................. 44
2.1.6. Architektura wirtualna i nowe technologie ........................................... 47
2.1.7. Wolność poczynań artystycznych ........................................................... 50
2.1.8. Architektura z wystawy ........................................................................... 52
2.1.9. Konkluzja ................................................................................................. 59
2.2. Street-art a architektura ..................................................................................... 61
2.2A. Część pierwsza. Street-art a architektura: obszary konfliktu ............... 61
2.2.1. Ulica – tło i przedmiot twórczości .......................................................... 61
2.2.2. Architektura jako dzieło .......................................................................... 62
2.2.3. Architektura jako dzieło chronione ........................................................ 63
2.2.4. Władza miejska wobec street-artu: strategie porządkujące ................... 64
2.2.5. Artyści wobec siebie: bunt i komercja .................................................... 66
2.2B. Część druga. Street-art a architektura: obszary porozumienia .............. 67
2.2.6. Anarchia w sztuce, anarchia w architekturze ......................................... 67
2.2.7. Przestrzenie emocji – wyjście poza jałowość ......................................... 69
2.2.8. Połączenia i przejściowe galerie dla pieszych ......................................... 71
2.2.9. Czasowość i wirtualność ......................................................................... 72
2.2.10. Skoro zmienia się miasto… ................................................................... 74
2.2.11. Przeciw twardym strukturom? ............................................................. 75
131
3. NOWE OBSZARY WYOBRAŹNI – PROJEKTY PRZEBUDOWY
ULICY INDIRY GANDHI NA URSYNOWIE W WARSZAWIE .................................. 77
3.1. Serce dzielnicy ­– poszukiwanie ulicy miejskiej dla Ursynowa .......................... 77
3.2. Projekty przebudowy ulicy Indiry Gandhi w Warszawie ................................. 84
Projekt nr 1 ........................................................................................................ 85
Projekt nr 2 ........................................................................................................ 90
Projekt nr 3 ........................................................................................................ 94
Projekt nr 4 ........................................................................................................ 96
Projekt nr 5 ...................................................................................................... 101
Projekt nr 6 ...................................................................................................... 103
Projekt nr 7 ...................................................................................................... 106
Projekt nr 8 ...................................................................................................... 115
Projekt nr 9 ...................................................................................................... 118
4. TOWN PLANNING DOCTRINE IN A TIME OF PANDEMIC ................................. 119
Background – power and money ............................................................................. 119
Background – new phenomena ............................................................................... 123
Background – expectations ...................................................................................... 125
Harmonious urban space ......................................................................................... 127
The doctrine .............................................................................................................. 129
132

Podobne dokumenty