Czytaj - Urbanistyka
Transkrypt
Czytaj - Urbanistyka
URBANISTYKA MIĘDZYUCZELNIANE ZESZYTY NAUKOWE - ROK 2010 S³awomir Gzell REURBANIZACJA: UWARUNKOWANIA REURBANIZATION: PRECONDITIONS WARSZAWA 2010 Redaktor naukowy serii Head Editor of Urbanistyka prof. Sławomir Gzell Zakład Projektowania Urbanistycznego i Krajobrazu Wiejskiego Wydział Architektury Politechniki Warszawskiej ul. Koszykowa 55, 00–659 Warszawa, Poland tel./fax (+48 22) 621 82 81; tel. (+48 22) 234 55 56 e-mail: [email protected], [email protected] Redaktorzy serii, Sekretariat Co-Editors, Secretary’s Office arch. Katarzyna Kierczyńska-Królikowska dr arch. Katarzyna Pluta, dr arch. Agnieszka Wośko-Czeranowska Recenzent Reviewer arch. Grzegorz Buczek Opracowanie redakcyjne Technical editing Ludwik Biegański Czasopismo recenzowane All texts reviewed Wydawnictwo dofinansowane przez Ministerstwo Nauki i Szkolnictwa Wyższego Przygotowanie do druku Prepared for printing by AKAPIT-DTP Elżbieta Albinowska tel./fax (+48 22) 849 78 34 e-mail: [email protected] Druk Printed by profesjadruk ISSN 1426–7446 ISBN 978–83–89649–28–7 WSTĘP Obecna „Urbanistyka” zatytułowana Reurbanizacja: uwarunkowania to uzupełnienie ubiegłorocznego zeszytu zatytułowanego Osiedle: reurbanizacja. W numerze poprzednim (autorzy: Krystyna Gruszecka, Sławomir Gzell, Gabriela Rembarz) uzasadniano powody, dla których termin „reurbanizacja”, używany najczęściej w odniesieniu do centralnych fragmentów miast (patrz np. wydawnictwa Instytutu Rozwoju Miast z Krakowa), przenosi się na obszary zajęte przez prefabrykowane osiedla wielopiętrowych domów. W tym rozszerzonym znaczeniu reurbanizacja oznacza, że warto odejść od traktowania osiedli jako tzw. miast w mieście, wyodrębnianych ze struktury miasta przez proponowanie zamiany ich w prawie samodzielne organizmy przestrzenne i funkcjonalne, co nie zdaje egzaminu, na rzecz ściślejszego łączenia ich z miastem. Polegać by to musiało, z jednej strony, na tworzeniu wydajniejszych, szynowych pasm transportowych między osiedlami a centrum, z drugiej zaś, na dyspersji funkcji ogólnomiejskich z towarzyszącą im zabudową mieszkaniową wzdłuż tych pasm. Ten rodzaj rozchodzenia się wielkomiejskości na obszary peryferyjne wymaga spełnienia rozmaitych warunków. Po pierwsze, pełnej świadomości czym jest dziś miasto, zwłaszcza wielkie miasto, a szczególnie twory nazywane metropoliami, po drugie, wiedzy, jaka architektura uważana jest dziś za nowoczesną, odpowiadającą standardom wielkomiejskości. Stąd w zeszycie dwa pierwsze rozdziały poświęcone są uwarunkowaniom urbanistycznym i architektonicznym, przy czym warto zwrócić uwagę, że część pierwszego, urbanistycznego rozdziału przetłumaczona została na język angielski w celu dotarcia z kluczowymi problemami polskich miast do ewentualnego czytelnika z zagranicy. Rozdział trzeci zawiera przykład tego, jak na warszawskim Ursynowie można by realizować tytułową reurbanizację osiedli, przy zachowaniu wymogów stawianych przez uwarunkowania. Jest to propozycja (w dziewięciu wariantach) przebudowy przestrzeni wzdłuż ulicy Indiry Gandhi, wykonana przez studentów studiów magisterskich na Wydziale Architektury Politechniki Warszawskiej, przy współpracy grupy mieszkańców Ursynowa zainteresowanych taką zmianą. Warto również zauważyć, że poszczególne rozdziały oparte są na referatach przygotowanych na konferencje odbywające się w latach 2008–2009, we fragmentach na konferencje wcześniejsze. Ta metoda pracy nad wydawnictwem sprawdza się bardzo dobrze. Pozwala, przy istnieniu planu całości, na sukcesywne i całościowe przygotowywanie poszczególnych części oraz na ich bieżąca, szybką prezentację i poddanie pod szerszy osąd. 3 1. UWARUNKOWANIA PLANISTYCZNE 1.1. Miasto jako przedmiot badań urbanistyki1 1.1.1.Wprowadzenie Przed napisaniem w 2008 roku tekstu pt. „Miasto jako przedmiot badań urbanistyki”, należało wykonać trzy analizy: 1) tekstów na ten sam temat, zawartych w publikacjach z lat 1971 i 1982, wydanych po kolejnych konferencjach „Miasto jako przedmiot badań naukowych”2, 2) zmian, jakie dokonały się po 1982 roku w przedmiocie zainteresowania urbanistyki, a szczególnie zmian, które aktualnie zachodzą, 3) prac z definicji naukowych, jakie wykonano w tym samym czasie. Analizy te tworzą punkt wyjścia do diagnozy możliwej do postawienia w dniu dzisiejszym, opisując uwarunkowania zachodzących zmian, hipotezy badawcze stawiane aktualnie w polu zainteresowania urbanistyki i odpowiedzi, jakie się na nie udziela. Oznacza to, że czasowy zakres analiz obejmuje lata od 1982 do 2008 (z tym że hipotezy mogą dotyczyć spraw także dalekiej, a może i nieokreślonej przyszłości). Zakres terytorialny w zasadzie ogranicza się do badań prowadzonych w Polsce, z zastrzeżeniem, iż zasada omawiania ich będzie przestrzegana na tyle, na ile jest to możliwe w dobie jednoczącej się Europy i świata. 1.1.2. Analiza tekstów opublikowanych w latach 1971 i 1982 Na początku rozważań warto ustalić przedmiot ich zainteresowania tych analiz i jego definicję. W naszym przypadku są to w zasadzie dwa przedmioty: miasto i urbanistyka, ale pojawi się i trzeci: urbanistyka jako nauka. Piszący w latach 1971 i 1982 Edmund Goldzamt i Bolesław Malisz, zaczęli w podobny sposób swoje teksty, ale natychmiast przechodzili do omawiania tematów, które były im najbliższe: Goldzamt do problemów społecznych występujących (według niego) w mieście, Malisz do wszelkiego rodzaju systematyk, bez których (według niego) problematyki miejskiej nie da się opanować. Był to w obu przypadkach, upraszczając, wynik takiego zdefiniowania relacji miasta i nauki, w którym nauka jest postawiona na pozycji usługowej w stosunku do planowania wszystkiego, w tym Rozdział 1.1. oparto na referacie wygłoszonym przez S. Gzella na konferencji „Miasto jako przedmiot badań naukowych w początkach XXI wieku”, Centrum Europejskich Studiów Regionalnych i Lokalnych EUROREG, Uniwersytet Warszawski, czerwiec 2008, opublikowany po raz pierwszy [w:] B. Jałowiecki (red.), Miasto jako przedmiot badań naukowych w początkach XXI wieku, EUROREG, Wydawnictwo Naukowe Scholar, Warszawa, 2008. 2 B. Jałowiecki (red.), Miasto jako przedmiot badań naukowych, Górnośląskie Studia Socjologiczne, t. IX, Śląski Instytut Naukowy, Katowice, 1971; B. Jałowiecki (red.), Miasto jako przedmiot badań naukowych – refleksje po 10 latach, Górnośląskie Studia Socjologiczne, t. XV, Śląski Instytut Naukowy, Katowice, 1982. 1 5 Uwarunkowania planistyczne wykonywania planów miasta. W związku z tym miasto jest autonomiczne, nauka tylko w zakresie dostarczania argumentów do porządkowania jego przestrzeni i likwidacji konfliktów, o ile w nim wystąpią. Był to wynik trwania obu autorów na pozycjach projektu modernistycznego w jego odmianie socjalistycznej, co potwierdzają słowa Malisza z 1971 roku, cytowane przez niego samego w roku 1982, z których wynika, że „w myśl marksistowskiego ujęcia teorii osadnictwa, formy osadnicze powstają jako wyraz społecznego podziału pracy”. Podobnie Goldzamt odnosi wszystkie przytaczane przykłady do walki klas. Sygnalizuje także, co jest częste w jego tekstach, sprawę symbolu i znaczenia w urbanistyce (oczywiście, a może na wszelki wypadek, bez odwołania się do semiotyki, jak to zrobił w książce z 1982 roku Bohdan Jałowiecki). Teksty Goldzamta same w sobie mają zresztą znaczenie symboliczne, traktując o megasymbolach, jakimi miały być miasto socjalistyczne i jego architektura. Znaczenie tych symboli potęgować miało zbudowanie dzięki nim socjalistycznej, urbanistycznej kultury, stojącej w opozycji do kapitalistycznej. Faktem jest, że w tym samym czasie (1982) opublikowano w Polsce pracę Kwestia miejska Manuela Castellsa, mającą wtedy 10 lat, bez której, jak pisał we wstępie Bohdan Jałowiecki, „rzetelne uprawianie socjologii miasta jest już niemożliwe”, zastrzegając przy tym, że nie zależy to od tego „w jakim stopniu zgadzamy się z tezami Castellsa”. Przypomnienie tego wydarzenia jest potrzebne, ponieważ tworzy tło dla tez Goldzamta: myślenie o mieście musi łączyć się z chęcią burzenia kapitalistycznego porządku społecznego. Tak więc, skracając wywód, badania i studia urbanistyczne były w latach 70. XX wieku pod silnym wpływem myślicieli co najmniej lewicujących. Ten kierunek myślenia nie został nigdy porzucony, choć relatywistyczne prądy późniejszych czasów dosyć go osłabiły3. Podobnie jest z modernizmem, w którego nurcie utrzymywała się myśl prof. Malisza. Początkiem był tu wykonany przez niego w 1933 roku pod kierunkiem prof. Tadeusza Tołwińskiego, projekt dyplomowy na temat Kielc, będący de facto projektem pokrycia ich zabudową linijkową. Potem ten sam rys modernistycznej racjonalności miały wszystkie prace Malisza, w tym analiza progowa i napisane przez niego książki. Opinia ta nie jest oceną, jest jedynie stwierdzeniem faktu. Ale warto pamiętać, że o ile modernistyczna racjonalność już od 1959 roku (ostatni kongres CIAM) w świecie się kruszyła, aby wraz z wysadzeniem w powietrze części osiedla Pruitt Igoe w St. Louis, w 1972 roku, symbolicznie się zakończyć, o tyle w Polsce przetrwała jako paradygmat urbanistyki jeszcze prawie przez dekadę a jako paradygmat urbanistyki jako nauki i dziś bywa widoczna. Warto przypomnieć, że w tekstach dotyczących urbanistyki zawartych w książce z 1971 roku nie widać śladów, opublikowanych w 1961 roku prac Jane Jacobs4 3 Dzisiejsze poglądy nazywane lewicowymi są często raczej antyglobalistyczne niż antykapitalistyczne, patrz: Z. Bauman, Globalizacja, PIW, Warszawa, 2000; J. Attali, Marks był prorokiem globalizacji, „Rzeczpospolita”, dodatek „Europa”, 83/2.XI.2005; B. Barber, Skonsumowani, Muza, Warszawa, 2008. 4 J. Jacobs, The Death and Life of Great American Cities. The Failure of Town Planning, Random House, 1961. 6 Miasto jako przedmiot badań i Jeana Gottmanna5, ani prac Aldo Rossiego6 i Roberta Venturiego7 z 1966 roku. Brakuje odniesienia do wspomnianego przed chwilą zakończenia działalności CIAM, do realizacji w Kalifornii, uznanego za pierwsze miasteczko postmodernistyczne, Sea Ranch Charlesa Moora (1965), czy też wyników konkursu na centrum gminy Espoo w Finlandii (wygranego w 1967 roku przez polski zespół w składzie J.M. Chmielewski, J. Kazubiński, K. Kuraś), zapowiadającego w urbanistyce epokę łączenia wielkiej miejskiej kompozycji z rodzącą się świadomością ekologiczną. Trudno uwierzyć, że autor, dość swobodnie poruszający się po Europie, nie miał dostępu do źródeł innych niż własne, poprzednio wykonane opracowania. Trudno także postawić tezę, że rozumiał naukę jako działalność oderwaną od praktyki. Było przeciwnie, z tekstów wynika, że czasem bardzo trudno przychodziło mu oddzielić jedno od drugiego, tak że zastanawiamy się, czy opisuje naukowe metody badawcze czy dokonywane w biurze projektowym operacje, związane np. z inwentaryzacją stanu istniejącego. Jeśli chodzi o tekst Malisza z 1982 roku jest chyba zastanawiające, że nie ma w nim śladu po dokonującej się i w Polsce rewolucji antykomunistycznej i postmodernistycznej – przynajmniej w takim zakresie, w jakim wtedy się wydawało, że się dokonuje. Było to po gdańskiej naradzie architektów w 1981 roku, na której odrzucono doktrynę modernistyczną i ograniczenia wynikające ze sterowania projektowaniem i planowaniem urbanistycznym (i oczywiście architektonicznym) przez władzę polityczną, oraz było po konkursie na dzielnicę Owińska w Poznaniu (1981), w którym realizowano postulaty narady. Było po Warszawskich Konfrontacjach 1981, w których zagospodarowanie turystyczne rejonu Góry Kalwarii przedstawiono jako projekt, chyba nowatorski, powstrzymania rozpraszania się Warszawy w kierunku południowym (Nagroda Naczelnego Architekta Warszawy, G. Chodkowski, A. Gawlikowski, S. Gzell). Było po pojawieniu się pierwszych książek Charlesa Jencksa8 i w czasie tworzenia w piśmie „Architektura” pierwszych cyklów artykułów o postmodernizmie9. A najważniejsze, że trwały już wtedy dwie debaty: filozoficzna i estetyczna, tworzące punkty oparcia dla nowego myślenia o przestrzeni. W pierwszej, główna rola przypadła z czasem Jacquesowi Derridzie i dyskursowi toczonemu z nim lub przeciw niemu, najczęściej z odniesieniami do Jean François Lyotarda (koniec wielkich narracji) i Jeana Baudillarda (kultura współczesna jako kopia pozbawiona oryginału). W drugiej, znaczenia nabierały nowe inspiracje, takie jak wspomniany postmodernizm, semiotyka, ekologia, technologie elektroniczne, media jako takie, New Age, gender studies. Zapowiedziano także megatrendy, które miały zmieniać nasze życie10. Wszystko to tworzyło J. Gottmann, Megalopolis. The Urbanized Northeastern Seaboard of the United States, The MIT Press, Cambridge, London, 1961; Th. Sieverts, Cities without Cities, Spon Press, London & NY, 2003. 6 A. Rossi, L’ Architettura della Città, miejsce wyd.1966. 7 R. Venturi, Complexity and Contradiction in Architecture, MOMA, NY, NY, 1966. 8 Ch. Jencks, Late-Modern Architecture and Other Essays, Academy Editions, London, 1980. 9 Autorzy: Wojciech Kosiński, Jakub Wujek, Konrad Chmielewski. 10 J. Naisbitt, Megatrends. Ten New Directions Transforming Our Lives, Warner Books, NY, 1982. 5 7 Uwarunkowania planistyczne atmosferę pewnego niepokoju, zresztą zwykłą dla zbliżającego się końca wieku. Niestety, nic z tego w tekście Malisza o urbanistyce się nie znajduje. Dlaczego? Można przypuszczać, że powodów było kilka. Po pierwsze, działała „siła bezwładności” tego, z czym Malisz miał do czynienia do tej pory. Zdając sobie sprawę z wielkości zakresu przedmiotowego tego, czym się zajmował, w założeniu odrzucił dołączenie do „urbanistycznego szczegółu” meta-nauki, obejmującej to wszystko co wyżej jest wymienione. Być może odrzucił wszystko, co nie było „czystą urbanistyką”, nam pozostawiając studiowanie tła, na którym znajdowała się na początku lat 80. Po drugie, doszedł być może do wniosku, że trudno jest ustalić co w urbanistyce jest nauką, co praktyką a co sztuką. Koncentrował się więc na generalizującym podejściu systemowym, korzystając z podpowiedzi ogólnej teorii systemów i cybernetyki. A skoro tak, to, po trzecie, dyscyplinował prezentację urbanistyki jako nauki tak, aby nie wyjść poza granice odpowiedzi na pytania: co jest, co jest jakie, co z czego wypływa? Tak więc w latach wielkiej międzyepoki, zostawiającej nowoczesność na rzecz ponowoczesności, otrzymaliśmy wykład prawdziwy, ale zimny, odbiegający od temperatury tamtych dni i nie uwzględniający Wielkiej Zmiany, jaka stawała się w tamtym czasie. W dyskursie naukowym zabrakło refleksji. Ta konstatacja, będąca równocześnie wskazówką dla nas jako badaczy miasta, wydaje się dobrym punktem wyjścia do rozważań współczesnych. 1.1.3. Miasto po roku 1982 – nowe zjawiska i stan badań W 1982 roku świat był już po rewolucji postmodernistycznej, ale dopiero miał wkroczyć w fazę dziejów nazwaną przez Francisa Fukuyamę „końcem historii”11, co się zresztą w odniesieniu do miasta nie stało – w potocznym znaczeniu użytych słów. To znaczy miasto jako takie istnieje, lecz widzimy, że nie jest to takie samo miasto jak przed ćwierćwieczem. Rewolucja liberalna, główna i ogólnoświatowa sprawczyni zmian ekonomicznych i społecznych, być może właśnie w strukturze i przestrzeni miasta dokonała najbardziej widocznych zmian. Można je scharakteryzować jednym zdaniem: zadowolenie płynące z posiadania, ozdabiane hasłami podnoszącymi konieczność przestrzegania „naturalnych” bądź „konstytucyjnych” wolności, przeważyło nad zadowoleniem płynącym z bycia, a zwłaszcza bycia razem w formie społeczeństwa obywatelskiego – jak na razie. Przykładem może być kuriozalna sytuacja w Polsce, gdzie ograniczanie kontroli nad rabunkowym wykorzystywaniem przestrzeni nazywa się „likwidacją barier inwestycyjnych”. Zapomina się o klasycznej pracy o demokracji Lorda Bryce`a, który zapewnia obywatelom wolność od kontroli nad ich poczynaniami, ale tylko w dziedzinach nie mających wpływu na pomyślność wspólnoty12. Jakość zagospodarowania przestrzeni miejskiej z pewnością wpływa na tę pomyślność a tym samym musi należeć do spraw wymagających uzgodnionych ograniczeń, choćby 11 12 8 F. Fukuyama, Koniec historii, Wyd. Zysk i S-ka, Poznań, 1996. J. Bryce, Modern Democracies, Macmillan, New York, 1931. Miasto jako przedmiot badań w sferze dysponowania własnością terenu. Takie opisanie tła jest konieczne, aby zbyt długo nie tłumaczyć genezy tego, czego doświadcza dziś miasto, to jest rozpraszania się. Rozproszenie to stan miasta, z jakim mamy dziś do czynienia. Pochodnymi tego fenomenu są: nowa geografia miast, co można też nazywać nową centralnością, i metropolizacja przestrzeni w nowej formie. Warto tu od razu powiedzieć, że definicje wymienionych zjawisk nie są ostatecznie sformułowane. W Polsce najpełniejszą próbę podjęto w 2006 roku w Komitecie Przestrzennego Zagospodarowania Kraju PAN13, ale co do zasad i jakości wyników definiowania nie osiągnięto pełnej zgody u uczestników prac14. Głównie brakowało próby definicji nowego miasta, powstającego na skutek rozpraszania się miasta tradycyjnego. Można je nazwać po prostu miastem rozproszonym, amorficznym, ale lepiej by było, gdyby definicja uwzględniała także drugą cechę nowego miasta, jaką jest jego fizyczna i niematerialna sieciowość, stojąca w pewnym sensie w opozycji do opisującej amorfię nazwy „miasto rozproszone”. Unikniemy dzięki temu podejrzenia o kontestację nowego miasta, kontestację dziś o tyle mało sensowną, że miasto takie po prostu istnieje a my w nim żyjemy. Mówiąc o nowym „mieście-sieci” trzeba też zastanowić się, czy dotychczasowe elementy sieci osadniczej nie noszą jego cech, więcej, czy któryś z nich nim nie jest. Mamy bowiem do dyspozycji szereg znaczących nazw: miasto, aglomeracja, konurbacja, metropolia, obszar zurbanizowany itd. W zbiorze nazw procesów mamy z kolei takie określenia jak: urbanizacja, metropolizacja, dezurbanizacja, reurbanizacja itd. Kiedy im się przyjrzymy, dochodzimy do wniosku, że wykorzystując je można opisać nowe miasto jako obszar metropolitalny, na którym zachodzą procesy urbanizacyjne dokonujące się w formach powodujących fizyczne rozpraszanie się miasta. Można by powiedzieć, że nowe miasto to po prostu dawna aglomeracja lub konurbacja, ale różnica polegająca na tym, że nowe miasto to również obszary zurbanizowane rozrastające się między dawnymi miastami, zdefiniowane jako obszary, na których zachodzą procesy urbanizacyjne prowadzące do amorfii przestrzeni, pozwala na używanie (wymaga używania) nowej nazwy. Ponadto, nowa nazwa obejmuje te przypadki, w których powiązania funkcjonalne na rozpatrywanym obszarze przekraczają określony poziom intensywności (jaki, to rzecz odrębna), co wynika ze stopnia zintensyfikowania tkanki miejskiej, alokacji miejsc pracy, dostępności i znaczenia usług, powiązań elektronicznych, zróżnicowania społecznego, stosowania premii lokalizacyjnej itd. Metodycznie rzecz biorąc można powiedzieć, że każdy z podzbiorów zbioru „miasto” może być (stać się) lub nie być (nie stać się) miastem-siecią. 13 T. Markowski, T. Marszał (red.), Metropolie, obszary metropolitalne, metropolizacja. Problemy i pojęcia podstawowe, KPZK PAN, Warszawa, 2006. 14 S. Gzell, Miasto – sieć i jego społeczność – ku konkretyzacji zapisów Nowej Karty Ateńskiej 2003, [w:] I. Jażdżewska (red.), Nowe przestrzenie w miastach, ich organizacja i funkcje, Wyd. Uniwersytetu Łódzkiego, Łódź, 2006. 9 Uwarunkowania planistyczne Powszechność występowania fenomenu rozpraszania się miast uzasadnia nadanie mu rangi najważniejszego problemu, z jakim spotyka się dziś urbanistyka, stąd ogromna ilość publikacji i rozwój dyskusji na ten temat. Biorą w niej udział wszystkie potencjalnie zainteresowane strony, nikt nie pozostaje na uboczu. Wymienić tu można zarówno uczestników międzynarodowych programów badawczych15 i autorów dokumentów organizacji światowych16 i europejskich17, jak i twórców architektury produkujących wydawnictwa-manifesty18 i twórców aktualnie najważniejszych wystaw architektonicznych (Architektoniczne Biennale w Wenecji w 2006 roku19 i w 2008 roku20). W Polsce powstało na ten temat przynajmniej kilka poważnych prac zbiorowych21. Forma nowego, rozpraszającego się miasta powinna być głównym celem wszelkich opracowań urbanistycznych, bo rzeczywiście wymaga zastanowienia (problem jego społeczności pozostawiamy rozdziałowi o mieście jako przedmiocie badań socjologicznych). Rozpraszanie się miast (urban sprawl, która to nazwa używana jest i w polskiej literaturze) określa się czasem, eufemistycznie, jako suburbanizację. Ta techniczna nazwa, sugerująca, że mamy do czynienia jedynie z budową pewnej ilości domów pod miastem (czyli poza miastem), nie oddaje istoty problemu: to nie jest budowa nowych osiedli pod lub poza miastem, to jest przenoszenie miasta w inne miejsce przez osoby, które chcą to robić dla własnej korzyści, bo zapewnia im tę wolność dominacja liberalnej doktryny w gospodarce22. W wyniku tych działań zanika obraz miasta tradycyjnego, który uważamy ciągle za rodzaj znaku identyfikacyjnego, za przestrzenną ekspresję miejskiej tożsamości. Obraz miasta zależy w największym stopniu od jakości przestrzeni miejskich, w których lokowane są dzieła architektury i w których tworzy się przestrzenne związki pomiędzy nimi, czyli od tego, co od lat nazywamy kompozycją urbani15 Ch. Couch, L. Leontidou, G. Petschel-Held (eds), Urban Sprawl in Europe. Landscapes, Land-Use Change & Policy, Blackwell Publishing, 2007; publikacja jest podsumowaniem projektu wykonanego w ramach V Ramowego Programu Badawczego UE i zawiera bogatą bilbliografię tematu. 16 Sharing responsibility for our region: Redefining the public interest for territorial development, UN ECE, Council of Europe, 2006 (referaty wprowadzające: “The city as a living environment and driving force for development” i “How can polycentricity of teritorial development improve functional integration?”). Do 2006 roku Komisja Europejska ONZ opracowala 10 pozycji dotyczących miast regionu, którym się zajmuje. 17 Agenda Terytorialna UE. W kierunku bardziej konkurencyjnej i zrównoważonej Europy zróżnicowanych regionów (tzw. Deklaracja Lipska 2007), „Urbanista” 8/2007; wcześniej: European Spatial Development Perspective. Toward Balanced and Sustainable Development of the Territory of the EU, Potsdam, 1999; także propozycje legislacyjne Komisji Europejskiej dotyczące reformy polityki spójności na lata 2007-2013 oraz wydawnictwa European Spatial Planning Observation Network (ESPON). 18 Meta City, Data Town, MVRDV, 010 Publishers, Rotterdam, 1999 czy KM3, MVRDV, Actar, 2005. 19 R. Burdett, D. Sudjic, The Endless City, Phaidon, London, 2007. 20 A. Betsky, E. Adigard, Architecture Must Burn. A manifesto for an architecture beyond building, Thames & Hudson, London, 2000. 21 I. Jażdżewska (red.), Współczesne procesy urbanizacji i ich skutki, Wyd. Uniwersytetu Łódzkiego, Łódź, 2005; P. Lorens (red.), Problem suburbanizacji, Urbanista, Warszawa, 2005; M. Gutry-Korycka (red.), Urban Sprawl. Warsaw Agglomeration Case Study, Warsaw University Press, Warsaw, 2005; S. Kozłowski (red.), Żywiołowe rozprzestrzenianie się miast. Narastający problem aglomeracji miejskich w Polsce, KUL, Komitet Człowiek i Środowisko PAN, Białystok – Lublin – Warszawa, 2006. 22 Th. Sieverts, Cities without Cities, Spon Press, London & NY, 2003. 10 Miasto jako przedmiot badań styczną, tworzącą ład przestrzenny. Wiemy nie od dziś, że ów ład przestrzenny rodzi się najpewniej jako wynik realizacji wielkich miejskich zespołów. Niestety, wprowadzenie w czyn dość prostych reguł tworzących ład przestrzenny w miastach napotyka przeszkody. Jedną z nich jest to, że zamiast zajmować się stymulacją rozwoju miast, staramy się jedynie rekompensować skutki ich samoistnego (organicznego) wzrostu. W rezultacie otwieranie nowych terenów pod inwestycje staje się coraz bardziej przypadkowe i jest zjawiskiem równoległym do coraz dalszego odchodzenia urbanistyki od kreacji form w przestrzeni na rzecz kreacji procedur planistycznych, w których zresztą jest coraz mniej miejsca dla urbanisty projektanta-twórcy. Rozpoczęło się to wtedy, gdy planowanie miasta zaczęło być m.in. dbałością o wspólny interes ogółu mieszkańców miasta, przewidywaniem wpływu osób prywatnych i ich grup na stan przestrzeni, tworzeniem dostępnej powszechnie bazy informacji dla decyzji podejmowanych przez wszystkie osoby działające w przestrzeni, ochroną potrzeb najsłabszych członków społeczności, aktem politycznym, i jeszcze wieloma innymi rzeczami. Dziś przekonujemy się, że ta demokratyzacja decydowania o przyszłości miasta powoduje trudności w tworzeniu spójnych, trójwymiarowych projektów harmonijnego zagospodarowania przestrzeni. W przestrzeni miasta dominuje chaos i przyzwolenie raczej na wzrost ilościowy niż jakościowy rozwój, co z reguły prowadzi do zmian ponad możliwości obszarów, których dotyczą. Komercjalizacja przestrzeni nowego miasta staje się powszechnie zauważalnym faktem. Ale warto na przykład sprawdzić czy należy przeciwstawiać komercjalizacji przestrzeni choćby kompozycję urbanistyczną? Taka opinia o ich wykluczaniu się istnieje i ma wskazywać na „niedzisiejszą” tęsknotę urbanisty za urbanistyczną utopią, w której pieniądze i piękno nie byłyby od siebie uzależnione. Powiada się, że urbanistyka preferuje sytuację, w której strumień pieniędzy z niesprecyzowanego źródła będzie pomagał w tworzeniu pięknych krajobrazów dla samej miłości do urody otaczającego nas świata? Tak nie jest. Każdy urbanista wie, choćby z wykładanej na uczelniach historii urbanistyki, że teoria „wartości rzeczy pięknej”, teoria economics of amenity, obowiązuje od dawna – trzeba tylko to zrozumieć. Dziś też urbanistyka powiada, że nie ma kontradyktoryjności pomiędzy tym co komercyjne, a tym co zakomponowane, albo inaczej: kontradyktoryjność ta może nie występować i nie powinna. Komercja w skrajnej formie oznacza, że wszystko może być na sprzedaż, czyli może nastąpić całkowita prywatyzacja przestrzeni. Zważywszy na fakt, że przestrzeń jest dobrem jednostkowym i powszechnie używanym, musi ona mieć status dobra publicznego, to znaczy charakteryzować się musi brakiem konkurencji i brakiem wykluczalności z konsumpcji. Obowiązek dostarczania tak rozumianej przestrzeni, na poziomie społecznie akceptowalnym, prawo nakłada na władze publiczne, z czego wynika obowiązek planowania rozwoju, wykonywania planów, udzielanie pozwoleń na budowę itp., żeby pozostać w kręgu spraw stricte przestrzennych. Władza musi też pamiętać, że czym innym niż interes publiczny jest interes grupowy, przy realizacji którego mamy do czynienia z odbieraniem 11 Uwarunkowania planistyczne innym uczestnikom niż członkowie grupy prawa do użytkowania przestrzeni. Są to podstawy przestrzegania porządku prawnego, który pilnuje reglamentacji dóbr społecznie ważnych. To także są sprawy w kręgu zainteresowań współczesnej urbanistyki, choć widzimy, że „trudności w definiowaniu treści interesu publicznego i uzgadnianiu poglądów na jego istotę są źródłem kryzysu w gospodarowaniu polską przestrzenią w stopniu równym lub niewiele mniejszym niż partykularyzm indywidualnych i grupowych podmiotów prywatnych”23. Tworzenie ładu przestrzennego powinno stać się powszechnie zauważalnym procesem, a próby osiągania sukcesu (zwłaszcza w dziedzinie prawa, a szczególnie w zakresie regulacji zagadnień własności terenów) powinny być ponawiane bez względu na wspomniane wyżej trudności. W 2007 roku próba taka została podjęta przez zespół w składzie Jacek Bobiński, Sławomir Gzell, Tadeusz Markowski, Tomasz Ossowicz, pracujący na zlecenie Ministerstwa Budownictwa. W jej wyniku powstać miała koncepcja systemu polityki przestrzennej. Celem jej było, obok utrzymania i podwyższania poziomu ładu przestrzennego (we wszystkich skalach), zapewnienie warunków przestrzennych trwałego rozwoju gospodarczego i przestrzennego kraju, przy zachowaniu walorów środowiska przyrodniczego i kulturowego oraz podnoszenia jakości życia obywateli. Jest tu więc, wymienione na poczesnym miejscu, stwierdzenie wartości porządnego projektowania, opartego o zasady kompozycji urbanistycznej i racjonalność wykorzystania przestrzeni24. Na uwagę zasługuje tworzenie iunctim: kształt przestrzeni – wartość ekonomiczna przestrzeni – równoważenie rozwoju, w aspekcie posiadania przez przestrzeń statusu dobra publicznego. Związek ten to jedna z głównych cech dzisiejszej urbanistyki – nie zawsze jednak realizowany 25. Jednakże tworząc nowy system polityki przestrzennej oraz tworząc narzędzia do pracy w rozproszonym mieście, warto nie tylko posługiwać się przykładami rozwiązań z poszczególnych krajów Unii Europejskiej26 i z USA27, ale również analizować powody powstawania przepisów i rezultaty ich działania. Taka kompleksowa analiza dokonana choćby dla jednego kraju (Wielkiej Brytanii) pokazuje, że komercjalizacja przestrzeni to coś więcej niż tylko zawłaszczanie terenów zieleni „Jaka przestrzeń, jakie miasta, jakie wsie, czyje i dla kogo?”, Tezy Rady TUP dla przeprowadzenia środowiskowych debat, marzec 2007, zespół autorski: S. Furman, M. Kochanowski, J. Korzeń. 24 Wymienić tu trzeba „warszawską szkołę urbanistyki” prof. Kazimierza Wejcherta i prof. Hanny Adamczewskiej-Wejchert, kontynuowaną przez profesorów Jana M. Chmielewskiego, Andrzeja Gawlikowskiego, Sławomira Gzella, Zdzisława Hryniaka i Wandę Śliwińską-Ładzińską. 25 S. Baker, M. Kousis, D. Richardson, S. Young (eds), The Politics of Sustainable Development. Theory, Policy and Practice within the European Union, Routledge, London and New York, 1997; A. Kowalewski, Społeczne, ekonomiczne i przestrzenne bariery rozwoju zrównoważonego, Instytut Rozwoju Miast, Kraków, 2006; W. Pęski, Zarządzanie zrównoważonym rozwojem miast, Arkady, Warszawa, 1999. 26 L. Krier, Architektura. Wybór czy przeznaczenie?, Arkady, Warszawa, 2001; R. Krier, Town Spaces. Contemporary Interpretations in Traditional Urbanism. Krier Kohl Architects, Brickhauser, Basel, 2003. 27 P. Calthorpe, The Next American Metropolis, Princeton Architectural Press, NY, 1993; J. Dutton, New American Urbanism. Re-forming the Suburban Metropolis, Skira, Milano, 2000; A. Berger, Drosscape. Wasting Land in Urban America, Princeton Architectural Press, NY, 2006; M. Leccesse, K. McCormick (eds), Charter of the New Urbanizm, McGraw-Hill, NY, 1993. 23 12 Miasto jako przedmiot badań miejskiej czy masowa budowa supermarketów. To działanie na poziomie kraju, uzależnione od decyzji autentycznie politycznych, wynikających z przyjętej filozofii sprawowania władzy, w tym stosunku do problemu dobra publicznego, wprost przenoszące się na jakość przestrzeni i umożliwiające lub uniemożliwiające jej komponowanie. Związki te są opisane w szeregu publikacji i warto je analizować28. Niestety, kiedy nastąpiła ta komercjalizacja przestrzeni, urbanistyka jako nauka, która w przeszłości służyła raczej tworzeniu dekretów niż negocjowaniu warunków zagospodarowania przestrzeni miast, z jednej strony, nie znalazła dostatecznie dużo argumentów za koniecznością utrzymywania publicznej kontroli nad procesami wzrostu miast, a z drugiej strony, jako potencjalny zwolennik takiej kontroli, była systematycznie degradowana, razem ze wszystkim, co w innych sferach życia publicznego zapowiadałoby jakąkolwiek kontrolę nad inwestowaniem w rozpraszanie miast29. Być może powodem jest to, że brakuje polskich, poważnych, urbanistycznych opracowań prognostycznych, pokazujących choćby przestrzenne skutki zmian postaci miasta. Tu nauka nasza nie ma osiągnięć takich jak inne kraje30. W zasadzie, poza referatami konferencyjnymi wymienić można tylko dwie książki zajmujące się krajobrazami powstającymi poza tradycyjnym miastem31. Z pierwszej wynika, że w przyszłości miejskie formy będą bardziej zmienne, modyfikowane siłami różnych wpływów, oparte na idei drogi i aktywne wobec użytkownika. Z drugiej, że tzw. tematyzacja przestrzeni miejskiej, fenomen traktowany do tej pory z pewnym lekceważeniem, może stać się podstawowym sposobem budowania przestrzeni publicznych. Ale, jak powiedziano, dyskusja na ten temat w naszej urbanistyce w zasadzie nie istnieje, a co gorsza brakuje języka takiej dyskusji. Brakuje słownika, który pomógłby na bieżąco zapisywać doświadczenia, dzięki czemu bralibyśmy udział w dyskusji światowej, tworzącej nowy paradygmat urbanistyki albo zmiany w paradygmacie urbanistycznych badań naukowych32. Nie można tu dopuścić, aby w kontaktach ze światem domiN. Taylor, Urban Planning Theory since 1945, SAGE Publications, London, 1998; P. Hall, Urban and Regional Planning, Routledge, London – New York, 1992; S. V. Ward, Planning Twentieth-Century City. The advanced capitalist world, John Wiley & Sons, Chichester, 2002. 29 I tak nie ma śladu urbanistyki w polskiej Radzie Nauki, w komisjach Rady Nauki, w Komisjach Badań na Rzecz Rozwoju Gospodarki i Rozwoju Nauki, w ministerialnych zespołach specjalistycznych i interdyscyplinarnych (w tym zajmujących się kontaktami z UE). W Polskiej Akademii Nauk jest tylko dwóch architektów, Komitet Architektury i Urbanistyki ma wieczne kłopoty z wydawaniem swojego kwartalnika. Z zestawu dziedzin, w jakich można dostawać granty MNiSW zniknęła „urbanistyka i architektura” a pojawiła się „architektura i wzornictwo”. Programy ramowe (granty UE) – propozycje dotyczące urbanistyki trzeba „na siłę” dostosowywać do tzw. kierunków preferowanych. W Komisji Akredytacyjnej MNiSW nie ma ani architekta, ani urbanisty. W Ministerstwie Infrastruktury nie ma żadnego departamentu mającego w nazwie „urbanistyka”. Urząd m. st. Warszawy także się jej pozbył. 30 X. de Geyter, Architects, After Sprawl. Research for the Contemporary City, NAi Publishers, Rotterdam, de Singel International, Antwerp, 2002; R. Ingersoll, Sprawltown. Looking for the City on its Egdes, Princeton Architectural Press, NY, 2006. 31 L. Nyka, Od architektury cyrkulacji do urbanistycznych krajobrazów, Wyd. Politechniki Gdańskiej, Gdańsk, 2006; P. Lorens, Tematyzacja przestrzeni publicznej, Wyd. Politechniki Gdańskiej, Gdańsk, 2007. 32 Patrz konferencja Europejskiego Stowarzyszenia Edukacji Architektonicznej EAAE, która odbyła się 25–28 czerwca 2008 w Kopenhadze. 28 13 Uwarunkowania planistyczne nował język pojawiający się na polskich wystawach weneckiego Biennale, taki jaki dominuje wśród tzw. znawców sztuki współczesnej, prowadzący do powtórnego zerwania związków pomiędzy twórcą a użytkownikiem architektury. Nie może tu być mowy o tym, że w ten sposób wprowadza się z powrotem architekturę do świata sztuki ze świata zgrzebnego budownictwa. Brak czytelności przekazu i skupianie się na problemach pozornych sposób ten kompromitują, ale wreszcie należy to zrozumieć. Potrzebny jest język, jaki z jednej strony prezentował Bruno Zevi w Linguaggi dell`architectura contemporanea (Etaslibri, 1993) albo Rem Koolhaas w Delirous New York. A Retroactive Manifesto for Manhattan (The Monacelli Press, NY, 1994), lub język, o jakim mówił Christopher Norris we wstępie do Dekonstrukcji przeciw postmodernizmowi (Universitas, Kraków, 2001). Strategie tworzenia ładu przestrzennego w mieście są w zasadzie znane. Potwierdza tę opinię lista powszechnie akceptowanych wyznaczników ładu przestrzennego: – spójność przestrzennej struktury osadniczej kraju z europejską strukturą osadniczą i terytorialne równoważenie rozwoju, przy zachowaniu różnorodności regionalnej i lokalnej w przestrzeni, – policentryczność struktury osadniczej, przy spójności struktur osadniczych sąsiadujących ze sobą jednostek administracyjnych oraz łatwej dostępności transportowej obszarów zabudowanych i obiektów infrastruktury społecznej, w tym w zakresie transportu publicznego, – zwartość struktury przestrzennej miejskich i wiejskich jednostek osadniczych, przy zachowaniu w strukturach osadniczych równowagi między terenami zabudowanymi i terenami otwartymi, w tym terenami zieleni. Zwartość struktur to po prostu kształtowanie zabudowy i zagospodarowania przestrzennego w formie spójnych, całościowych i kompletnych zespołów urbanistycznych, w tym odpowiedniość wyposażenia obszarów zabudowanych do ich przeznaczenia, – wreszcie – wysoka jakość architektury, cokolwiek by to nie oznaczało. Przytoczona lista potwierdza, że słusznie robimy pracując w dwóch kierunkach. Jednym z nich jest dążenie do umocnienia lub stworzenia policentrycznej sieci osadniczej, drugim promowanie projektowania urbanistycznego, przy czym strategie będące wynikiem wspomnianych prac w pewnym momencie łączą się. Generalnie strategie te można podzielić na mające swe korzenie wewnątrz miasta i przychodzące z zewnątrz. Pierwsze są pomyślane jako przewodnik przez proces tworzenia katalizatorów, reaktywujących pozytywne wydarzenia w tkance miejskiej. Stąd dla ich tworzenia niezbędne jest zrozumienie miejskiego kontekstu, ludzi, obrazów, tradycji, funkcji itd., aby podkreślając wszystkie cechy dodatnie miasta, podnosić jego siłę. Konieczność analizy przestrzeni miejskiej jest tu oczywista. Druga grupa strategii wiąże się z kształtowaniem struktury miejskiej oraz miejscem miasta w większych strukturach osadniczych. Stąd konieczne są analizy tzw. ziarna miejskiego, zwłaszcza wtedy, gdy mamy do czynienia z miastem o, jak podejrzewamy, wynaturzonych proporcjach pomiędzy elementami, które je tworzą. Dla wyjaśnienia – te wynaturzone proporcje pojawiają się wtedy, gdy 14 Miasto jako przedmiot badań giną w mieście piesze połączenia, gdy pojawiają się osiedla pozbawione transportu publicznego, gdy zaczynają rosnąć obszary monofunkcyjne, gdy peryferie stają się centrum i odwrotnie, i gdy zanika możliwość (umiejętność?) kierowania tymi procesami. Strategie nasze powinny wtedy pomagać w znalezieniu odpowiedzi na pytania, m.in. jak wykorzystać nowe, organicznie rodzące się punkty centralne i jak chronić dotychczasowe takie punkty, jak konsolidować istniejącą strukturę miasta i jak łączyć z nią nowe struktury, jaką rolę pełnić mają miejskie, podmiejskie i pozamiejskie przestrzenie otwarte i jak, i do jakiego stopnia chronić je przed zabudową, jak kształtować krawędzie obszarów zabudowanych i granice pomiędzy nimi, jak stymulować zjawiska pozytywne choćby przez układy sieci infrastruktury? Nie bez znaczenia jest także takie formowanie korytarzy komunikacyjnych, aby miały ludzki wymiar. Jest widoczne, że strategie te zmierzają do stworzenia miasta policentrycznego, którego każdy element może być kształtowany przy pomocy strategii z grupy pierwszej. Nie można tu zapomnieć o tzw. urbanistyce operacyjnej. W przygotowaniu jej teoretycznych podstaw niemałe zasługi ma wrocławski Wydział Architektury33. Można powiedzieć, że urbanistyka operacyjna jest tworzeniem i wykorzystywaniem dwóch systemów zależności: a) między polityką przestrzenną miasta a polityką gospodarczą i społeczną, b) między elementami każdej z polityk. Urbanistyka operacyjna, opierając się na definicjach struktury miejskiej tworzy m.in. modele ustalania lokalizacji dla różnych przedsięwzięć w mieście. Istotą jej jest scalona odpowiedź na trzy pytania, podstawowe dla wdrożenia celów lokalnej polityki przestrzennej: kiedy, co, gdzie? Celem jest określenie celów rozwoju i konstruowanie planu działania, w którym zamierzoną cechą procesów ma być ich elastyczność, a stałym parametrem jest ograniczona wielkość środków oraz opór przy rezygnacji z realizacji niektórych celów. Tak rozumiana urbanistyka jest narzędziem działania strategicznego, dobrze przystosowanym do obecnych trendów w realizacji urbanistycznej. Bierze się to stąd, że stosowane w niej modele symulacyjne, a zwłaszcza komórkowe (cellular automata), będące odmianą modeli mikrosymulacyjnych, możliwe do stosowania dzięki rozwojowi systemów informacji GIS i szybkim komputerom z dużą pamięcią, w znacznym stopniu przyczyniają się do neutralizacji coraz liczniejszych fal konfliktów interesów występujących w przestrzeni miasta. Podobnie jest, gdy używamy modeli optymalizacyjnych lub symulacyjno-decyzyjnych. Działanie strategiczne nie jest możliwe bez wypracowania zasad nowoczesnego zarządzania rozwojem miast. Jest ono dziś poważną gałęzią urbanistyki, a być może nawet odrębną dziedziną wiedzy nazywaną gospodarką przestrzenną. Wydaje się, że w Polsce na kierunek badań największy wpływ miało opublikowanie w 1961 roku książki A. Loescha Gospodarka przestrzenna. Teoria lokalizacji (PWE), a potem, w 1965 roku A. Ginsberta Zarys polityki komunalnej (Arkady) i W. Isarda Metody analizy regionalnej. Wprowadzenie do nauki o regionach (PWN). Oczywiście 33 Wymienić należy m.in. profesorów Tadeusza Zipsera i Tomasza Ossowicza. 15 Uwarunkowania planistyczne znaliśmy inne prace, literatura dotycząca pozaprzestrzennych aspektów rozwoju miasta jest wyjątkowo obfita. Z polskich autorów trzeba wymienić Jerzego Regulskiego34, Ryszarda Domańskiego35, także działalność wydawnictwa KPZK pod kierunkiem Tadeusza Markowskiego, Instytutu Spraw Publicznych UJ pod kierunkiem Grażyny Prawelskiej-Skrzypek oraz innych osób36. Wymienione prace tworzą paradygmat zarządzania przestrzenią miasta oparty o sterowanie procesami, upodmiotowienie obywateli, konkurowanie o świadczenie usług, kierowanie się poczuciem misji a nie tylko przepisami, finansowanie wyników działań a nie samych działań, przedsiębiorczość, decentralizację decyzji i odpowiedzialności, mechanizmy rynkowe, marketing terytorialny. Interesującym kierunkiem badań jest też patrzenie na wymienione zagadnienia z punktu widzenia umiejętności rozwiązywania konfliktów przestrzennych37. W działaniu strategicznym nie bez znaczenia jest problem elektronicznych technologii informacyjnych i komunikacyjnych ICT, tak bardzo rzutujących na przemiany miasta. Niestety, w Polsce nie jest z tym najlepiej. Kilka prac doktorskich i habilitacyjnych, książka Michała Ostrowickiego Wirtualne realis. Estetyka w epoce elektroniki (Universitas, Kraków, 2006), dwie jednostki akademickie zajmujące się głębiej ICT, ale w zakresie architektury38, to nie jest potencjał dorównujący ośrodkom zajmującym się sieciami metodycznie i z wytyczonym celem badań. Kiedy więc William Mitchell pisze za Marshallem McLuhanem, że miasto już nie istnieje, jeśli nie liczyć kulturowego „ducha miasta” dla turystów, i udowadnia to swoją książką o e-mieście, to nie mamy argumentów mogących kontrować jego poglądy39. Nie fetyszyzując roli ICT trzeba powiedzieć, że bez pracy nad nimi i z nimi, urbanistyka nie będzie współczesna. Więcej, z odwagą trzeba przyznać, że braki nasze są tu większe niż wydaje się na pierwszy rzut oka, również w tworzeniu form przestrzennych. Piotr Średniawa pisał („Architektura & Biznes”, 5/2002), że w nocy w komputerach, „poza naszą kontrolą... wznoszone są całe miasta, metropolie, pałace, imperia elektronicznej ułudy”. Tak w pozostawionym na noc pracującym komputerze powstaje większość skomplikowanych renderingów, ale czy tylko one, czy też coś więcej, co komputer sam ocenia jako dzieło niedoskonałe i sam podejmuje decyzję o jego skasowaniu? Niestety, tych dzieł przejściowych, wynikających z przekształcania zadanych parametrów możemy nie zobaczyć, bo „elektroniczni myśliciele nie są wcale chętni do dzielenia się swoją wielkością 34 Wśród publikacji J. Regulskiego: System sterowania miastem. Problemy i koncepcje, PWN, Warszawa, 1976; Planowanie przestrzenne (red.), PWE, Warszawa, 1985; Planowanie miast, PWE, Warszawa, 1986. 35 R. Domański, Gospodarka przestrzenna, PWN, 1990 (i następne wydania). 36 A. Noworól, Instrumenty zarządzania rozwojem miasta, IGPiK O/Kraków, Kraków, 1998 oraz Planowanie rozwoju terytorialnego w skali regionalnej i lokalnej, Wyd. UJ, Kraków, 2007; W. Pęski, Zarządzanie zrównoważonym rozwojem miast, Arkady, Warszawa, 1999. 37 Zb. Kamiński, Pojęcie konfliktu w planowaniu przestrzennym, Wyd. Politechniki Śląskiej, Gliwice, 2002. 38 Prof. Stefan Wrona, Wydział Architektury Politechniki Warszawskiej i prof. Adam Szymski, Instytut Architektury Politechniki Szczecińskiej. 39 W. Mitchell jr., City of Bits i e-topia. Urban life, Jim – but not as we know it, MIT Press, Massachusetts, 2000. 16 Miasto jako przedmiot badań z miernotą ludzkich umysłów”. Tymczasem niektóre z „dzieł przejściowych” mogą być genialne. Dzieł takich poszukują dziś liczni twórcy (Gordon Pask, Cedric Price, Nicholas Negroponte, Marcos Novak, Stephan Perelli, Lars Spuybroek, Greg Lynn i in.), wiążąc świat realny z wirtualnym. 1.1.4. Miasto po 2008 roku – kierunki badań a wiarygodność prognozy Nowe Planowanie – pojawia się, kiedy urbanista myśląc o przyszłości miasta pamięta, że podlega ono ciągłemu stawaniu się i przemienianiu wraz ze zmianami otoczenia. Stąd i planowanie miasta powinno być coraz to inne oraz uzupełniane nowymi procedurami, metodami i narzędziami. One również powinny ulegać zmianom, bo to co nazywamy „ciągłością planistyczną” odnosi się do wyników ich stosowania, nie do samego planowania. Tak więc termin Nowe Planowanie określa te zmiany w urbanistyce, które zmierzają do dywersyfikacji przestrzeni w zgodzie z rosnącym zapotrzebowaniem na owo zróżnicowanie40. Termin ten powstał, aby nadać nazwę temu, co w planowaniu i projektowaniu miast wymaga odnowienia i jest odnawiane. Nowe Planowanie, może nawet Nowa Urbanistyka, to odpowiedź planistów na coraz szybciej zachodzące zmiany w otaczającym nas świecie. Tempo zmian tak rośnie, że często tracimy kontrolę nad wydarzeniami. W takim świecie narzędzia utrzymywania ładu przestrzennego, a więc kontroli nad przestrzenią nie mogą być takie same, jak w miastach poprzedniej generacji. Bo zmiany, o jakich mówimy, powodują, że miasta nasze stają się inne. Inność ta dotyczy też różnicujących się fragmentów miasta i staje się kategorią na tyle atrakcyjną, że poszukiwaną. „Inność” coraz powszechniej jest uznawana za symbol samobudującego się społeczeństwa heterogenicznego i definitywnego końca dekretowanej społecznej homogeniczności. Czy dla tego społeczeństwa heterogenicznego udało się przechować w dzisiejszym mieście przestrzenie „dobrej jakości”? Odpowiedź brzmi: tak. Mimo bowiem nagłaśniania różnych zmistyfikowanych wartości, wartości trwałe (trwale ważne) są przechowywane. Wiele zawdzięczamy tu Akademickiemu (Uniwersyteckiemu) Nurtowi Twórczości, który w odróżnieniu od Komercyjnego Nurtu Twórczości, stawiał wiedzę przed umiejętnościami (nie negując ich potrzeby), refleksję przed wyścigiem o pierwszeństwo (nie negując potrzeby wyprzedzania swojego czasu), syntezę przed analizą (nie negując potrzeby poznawania rzeczywistości) a zdanie korporacji specjalistów przed zdaniem administratorów i finansistów (nie negując wagi organizacji i pieniądza). Należy też założyć, że „inność” może być głęboko przeżywana, jak np. patriotyzm, i może stać się, w morzu nijakości i bezideowości, pozytywnym wyróżnikiem zachowań a w konsekwencji wyróżnikiem architektonicznej kreacji i urbanistycznego procesu. S. Gzell, Nowe Planowanie – integracja kwestii projektowych, ekonomicznych, środowiskowych i społecznych w nowej filozofii planowania rozwoju miast, [w:] P. Lorens (red.), System zarządzania przestrzenią miast, Wyd. Politechniki Gdańskiej, Gdańsk, 2002. 40 17 Uwarunkowania planistyczne Osobnego rozważenia wymaga stopniowanie „inności” – od po prostu istniejącej do kreowania „inności za wszelką cenę”. Aby się od niej uchronić potrzebne są narzędzia oceniające działalność architektów i urbanistów. Można powiedzieć, że więcej szans na pożądane przemiany mają miasta łączące ekonomiczne spojrzenie na przyszłość z ochroną przestrzennych wartości41. Są to miasta: – które silniej odróżniają się, w sensie przestrzennym, od innych, – w których instytucje prywatne i publiczne przystosowują się do zmieniających się warunków działania w przestrzeni, – w których inwestorzy rozumieją, że dbałość o ład przestrzenny jest, w dłuższej perspektywie, „polisą ubezpieczeniową” sukcesu, – w których dbałość o wygląd jest częścią budowania lokalnego patriotyzmu, – w których inwestycyjne partnerstwo prywatno-publiczne zwiększa nakłady na przebudowę miasta. Inne systemy proponuje anglosaska szkoła planistyczna42. Dzięki tym badaniom można ustalić kryteria ocen „zbudowanego środowiska”. – Kryterium pierwsze odnosi się do stopnia ostrości oceny. W ocenie architektury i urbanistyki zawsze istnieje margines spojrzenia subiektywnego, jak zawsze, gdy dzieła powstałe oceniamy po równo, z inspiracji materialnej i duchowej. Jest to przyzwolenie na oceny mniej ostre lub bardzo ostre – w każdym znaczeniu tego słowa. – Kryterium drugie odnosi się do stopnia trwałości oceny. Można powiedzieć, że skoro miasto zmienia się i rozmaite jego elementy zyskują lub tracą znaczenie, kształty, kondycję itd., to ich ocena powinna być zmienna w czasie. Jest to przyzwolenie na ocenę rzeczy w relacji do innej rzeczy, ocenę porównującą i mówiącą tym samym, jaką omawiana rzecz mogłaby być w przyszłości, a więc ocenę również antycypującą i stymulującą. – Kryterium trzecie odnosi się do stopnia przydatności oceny, co wynika z natury ocenianego przedmiotu – miasto, architektura i urbanistyka, to synergiczny związek teoretyczno-praktyczny, wymagający działań racjonalnych. Ocena miasta, będąc jedną z części procesu jego budowy, też musi być przydatna a więc racjonalna. Analizując sprawy zmian i „inności” powstającego nowego miasta, nie możemy zapomnieć o dokonaniach historii budowy miast (zwłaszcza wtedy, gdy badania łączone były z problemami ochrony krajobrazu), bez której ocena tego, co można zmienić a co powinno zostać w kształcie istniejącym, nie byłaby możliwa. Zmiany idą tak szybko, że dziś mówi się o nadchodzącej w najbliższej przyszłości przebudowie rozproszonych przedmieść. Wynika to głównie z niskiej jakości ich zabudowy oraz wzrostu cen obszarów położonych bliżej dawnych centrów miejskich. Z badań amerykańskich wynika, że będzie to około 50% zabudowy 41 The Economics of Amenity: Community Futures and Quality of Life, Partners for Livable Places, Waszyngton DC, 1985. 42 Np. działalność londyńskiej Bartlett School of Architecture and Planning, która organizuje od 1979 roku letnie szkoły badające „produkowanie środowiska zbudowanego”. 18 Miasto jako przedmiot badań powstałej w okolicach roku 200043. Musimy być przygotowani na opracowanie zasad polskiego (europejskiego) systemu Transport Oriented Development i na polski Smart Growth. Musimy być przygotowani na opanowanie polskiego The Edge City, choćby przez opracowanie odpowiedniej ustawy metropolitalnej, która od lat jest obiecywana (chodzi o system zarządzania przekształcanych w niby-miasto terenów poza miejskimi granicami), lub nowej ustawy o zagospodarowaniu przestrzennym. Chodzi tu także o wyrównanie poziomu intensywności badania rozproszonych przedmieść w stosunku do śródmieść. Bez tego nie uzyskamy danych, bez których prognozowanie jest tylko futurologiczną zabawą. Doświadczamy tego już dziś, nie mogąc ustalić liczby mieszkańców Warszawy dla potrzeb studium uwarunkowań i kierunków zagospodarowania44. Przebudowa przedmieść wynikać też będzie z poszukiwania modelu bliższego ideałom rozwoju zrównoważonego, w tym nadawania wysokiej rangi przestrzeniom publicznym oraz tworzenia tzw. miast społeczności kreatywnych, czyli miast, dla których znakiem identyfikacyjnym jest 3T: Technologia, Talent, Tolerancja45. To też jest cel przyszłej urbanistyki. Czy jesteśmy gotowi do podjęcia wymienionych zdań? Przegląd siedemdziesięciu jeden prac doktorskich w specjalności urbanistyka, wykonanych na Wydziale Architektury Politechniki Warszawskiej w latach 1982–2008, daje obraz następujący: 5 zajmuje się modernizacją zabudowy mieszkaniowej, 15 planowaniem w wielkiej skali, 17 obrazem miasta i przestrzeniami publicznymi, 13 planowaniem lokalnym, 8 historią, 5 terenami zielonymi, 8 problemami organizacji i ekonomii. Wśród nich jedynie 4 odnoszą się bardziej bezpośrednio do problemu rozpraszania się miast. To nie jest dużo, zważywszy na fakt, że to właśnie wśród nowych doktorów poszukiwać trzeba naukowców, którzy będą musieli rozwijać projekt Nowego Planowania. I na koniec rekapitulacja zdarzeń, co nie obejdzie się bez namysłu nad nową definicją urbanistyki. Warto przypomnieć, że Ildefonso Cerda pisząc w połowie XIX wieku książkę o teorii urbanizacji na podstawie doświadczeń zdobytych przy rozbudowie Barcelony, zajmującej znaczne obszary sąsiednich gmin, twierdził, że urbanizacja to zamiana w miejskie tego co wiejskie, i że urbanizacji towarzyszyć zawsze powinna ruralizacja, oznaczająca odpowiednio zamianę w wiejskie tego co jest miejskie. Zajmować się tym wszystkim miała urbanistyka. I sam proces i wyeksponowana w definicji istota urbanistyki bardzo przypominają dzisiejszą sytuację. Może więc, po zapowiedzianej wcześniej refleksji nad kondycją współczesnych nam badań urbanistycznych, powinniśmy wrócić do prostej, zrozumiałej i wiele obiecującej definicji Cerdy. Takie zdroworozsądkowe odzyskiwanie urbanistyki w świecie rozwijającym się nieliniowo może być dobrym lekiem na jeden http://www.citymayors.com/development/built environment usa.htlm Takim zagadnieniom była poświęcona międzynarodowa konferencja naukowa „A Suburban World? Global Decentralization and the New Metropolis” w Reston, VA, USA, w dniach 6–8. IV.2008. 45 R. Florida, The Rise of the Creative Class: and how it`s transforming work, leisure, community and everyday life, NY, NY, Basic Books, 2004. 43 44 19 Uwarunkowania planistyczne z dramatów współczesnego świata, który po utracie poczucia czasu, traci teraz znaną sobie przestrzeń. Rewolucja w użytkowaniu ziemi wokół wielkich miast, wymuszona przez zmiany cywilizacyjne, teraz sama zaczęła zmieniać cywilizację. Dlatego też, gdy obserwujemy komplikowanie się świata, warto do jego opisu używać coraz to prostszych narzędzi – tylko wtedy nie wpadniemy w pułapkę determinizmu. Będziemy też w stanie tworzyć urbanistyczne przepowiednie nie „na odwrót”, to znaczy nie takie, które umieją tylko mówić, że zła urbanistyka prowadzi miasto do katastrofy, ale takie, które pokażą nam przyszłe dobre miasto. Chciałbym, żeby za kolejne 10–15 lat, kolejny autor tego powtarzanego rozdziału w książce o badaniu miasta sprawdził czy to się udało. 1.2. Doktryna urbanistyczna w czasach zarazy46 1.2.1. Otoczenie – władza i pieniądze Wiele lat temu ukształtował się pogląd, że w gospodarce, aby coraz lepiej się miała, należy pozwolić na wolność poczynań, na swoisty entuzjazm i nieograniczoną konkurencję w działaniu. Tak krótko scharakteryzowana ekonomiczna doktryna liberalna była i jest przeciwstawiana próbom jakiejkolwiek interwencji na rynku. Ten ostatni, wraz ze swoimi prawami, pojawiał się wszędzie tam, gdzie wykryto istnienie towaru, na który był popyt możliwy do zaspokojenia przez podaż. Przy czym towarem stawało się (nazywano, przyjmowano zań) każde dobro, bez względu na to, czy było go dużo czy mało, czy występowało masowo czy też było jednostkowe. W rezultacie, w użytkowaniu dóbr zatracono wszelką miarę, a uzasadnieniem, wystarczającym w gospodarce liberalnej dla coraz większej podaży, był zwiększający się popyt na niektóre dobra. W połowie ubiegłego wieku zauważono jednak, że ten sposób działania prowadzi do wyczerpania się tzw. dóbr nieodnawialnych – taki był początek doktryny równoważenia rozwoju, zapisanej w postaci zdania, że powinniśmy zaspokajać potrzeby obecnych pokoleń bez narażania na ryzyko możliwości zaspokajania potrzeb następnych pokoleń. Zdanie to zrobiło wielką karierę, trafiło do wielu międzynarodowych dokumentów i do konstytucji Rzeczpospolitej Polskiej. To bardzo dobrze, problem jest tylko w tym, że mało kto zauważa, iż dobrem, które wyczerpuje się najszybciej i być może bezpowrotnie jest przestrzeń. Jest to dobro, o które praktycznie nie dba się, co można udowodnić na wielu przykładach. Kryzys finansowy w USA 2008 roku nie wziął się z niczego. Instytucje finansowe, które udzielają kredytów hipotecznych zlekceważyły pojawiające się od Rozdział 1.2. oparto na referacie wygoszonym przez S. Gzella na 4. Międzynarodowej Konferencji Międzynarodowego Forum Urbanistyki (IFoU), „The New Urban Question – Urbanism beyond Neo-Liberalism”, Amsterdam/Delft, listopad 2009. 46 20 Doktryna urbanistyczna w czasach zarazy kilku lat objawy zachwiania się rynku nieruchomości. Banki udzielały pożyczek najwyższego ryzyka (subprime) praktycznie każdemu, kto tylko chciał pożyczkę wziąć, nawet osobom nie mającym odpowiedniej zdolności kredytowej (pożyczki dawano najczęściej w adjustable mortgage system, dodajmy że stosowanym i w Polsce). W tym opisie sytuacji brakuje jednego elementu, mianowicie analizy, kto i dlaczego budował ustalając wysokie ceny nieruchomości, komu to ułatwiano? Jak to się stało, że pod hasłem realizacji american dream wybudowano miasta przechodzące obecnie do kategorii miast duchów? Amerykanie w zasadzie wszystko to wiedzą, bo przecież opisują, i warto ten opis likwidacji barier inwestycyjnych przypomnieć, przypominając równocześnie, że tak jak i w Polsce nikt odpowiedzialny za stan miast tekstów tych nie brał pod uwagę, o ile w ogóle zawracał sobie głowę ich poznawaniem. Po pierwsze, w liberalnej gospodarce (w Polsce po 1989 roku) planowanie uznano za „narzędzie opresji”, za to prywatną własność terenu za rzecz nienaruszalną. Odrzucono zintegrowane planowanie regionalne, które mogłoby pełnić rolę koordynatora w zakresie ekonomii i ekologii dla miast rozlewających się poza granice wyobraźni. Odrzucono też pojęcie interesu publicznego, bo zapowiadało ono regulowanie rynku przez władzę, a w Polsce mówiono ponadto o jakoby komunistycznej proweniencji jakiejkolwiek regulacji. Była to pierwsza bariera na drodze liberalnej gospodarki, którą skasowano. Po drugie, w Polsce (ale nie tylko tu) kwestionowano potrzebę projektowania urbanistycznego, tam zwłaszcza, gdzie prowadzić mogło do kreacji przestrzeni publicznych oraz oddano realizację usług, w tym oświaty i zdrowia, prywatnym przedsiębiorcom. W rezultacie następuje podział terenu na działki wyłącznie z domami do mieszkania, bez śladu innych funkcji, bo one zysku nie przynoszą. Działki są podobnej wielkości, więc kupowane są przez osoby o podobnym statusie – tak tworzą się współczesne getta dla grup o identycznej zamożności, wykształceniu, przyzwyczajeniach itp. W Polsce ponadto, pod hasłem projektowania „planów elastycznych” uchwalano plany, gdzie w każdym miejscu można było postawić co kto chciał (warto przestudiować plan Warszawy z 1992 roku), pod warunkiem okazania urzędowego potwierdzenia własności terenu (w projekcie nowej ustawy miejsce zaświadczenia zajmuje oświadczenie potencjalnego inwestora). Po trzecie, wymyślano mechanizmy finansowe mające przyspieszać dopływ pieniędzy do najprostszych w formie i najkrótszych w czasie sposobów zabudowywania terenów. W rezultacie kontrola nad inwestycjami i lokalizacjami przechodziła z rąk władzy miejskiej w ręce banków i deweloperów. Po czwarte, budowa autostrad (za którymi tak w Polsce tęsknimy) otwierała nowe możliwości lokalizacyjne coraz dalej od miast, co ułatwiało kupowanie tańszych terenów. Wniosek: rozpraszanie się miast i powstawanie coraz to nowych megalopolisów jest skutkiem dominacji doktryny liberalnej (może neoliberalnej) w gospodarce, wykorzystującej hasła o „lepszym mieszkaniu w zielonym habitacie” dla realizacji 21 Uwarunkowania planistyczne celu, jakim jest maksymalizacja zysków osób i organizacji związanych z budową owych jakoby lepszych mieszkań. Rezultatem rozpraszania się miast był i jest odpływ ludności i pieniędzy z ich dotychczasowych, centralnych obszarów. W wielu przypadkach oznacza to przedłużającą się agonię miasta w sensie fizycznym. W sensie przenośnym bowiem agonia ta skończyła się, tradycyjne miasto umarło. Mamy do czynienia z miastem nowym, dla którego wiele lat temu wymyślono nazwę „megalopolis”. Jedną z jego cech jest bezustanne powiększanie powierzchni zabudowanej, co fachowo określamy jako powstawanie zachodzących na siebie (przy bliskości miast) amorficznych stref zurbanizowanych. Są to zbiory domów jednorodzinnych, produkowane szybko i przypadkowo, bez ulic, placów, kierunków i osi, bez cech miejskości albo wspomnień wiejskości, nie poruszające wyobraźni, bez znaczenia dla teorii miejsca i nie tworzące motywacji urbanistycznej dla projektowania architektonicznego, za to stające się pięknym polem badania przypadków pokazanych w filmach „American beauty” albo „Born to kill”. Wniosek: wiele projektów powstaje bez zwracania uwagi na to, co istnieje w mieście. I nie jest to postmodernistyczna gra o wielość i gęstość, to budowa „rzeczywistości równoległej” do istniejącej – resztki dawnego miasta sobie, a my sobie. W doktrynie liberalnej miasto jest fabryką pieniędzy. Aby tak się stało, nie może być obrazem zbiorowej pamięci, a jako palimpsest świadomie pozbawiane jest warstwy współczesności powiązanej z przeszłością. Po to wprowadza się pojęcie chaosu jako metody tworzenia przestrzeni miejskiej i temu służy wprowadzanie do urbanistyki, zwłaszcza tam, gdzie mówi się o kompozycji miejskiej, metody research by design, co można zamienić na wojskowe określenie „rozpoznanie walką”. Co można robić w opisanej sytuacji? Można oczywiście pisać o kontrolowaniu powiększania obszarów miasta, o nowych relacjach między terenami miejskimi a wiejskimi, o tworzeniu policentrycznego systemu osadniczego i właściwym zarządzaniu ekosystemem miejskim, odpowiedniej polityce lokalizacyjnej albo tworzeniu strategii projektowania urbanistycznego. Ale to nie są argumenty ważące dla ekonomicznej doktryny liberalnej. Nawet dowody, że w dłuższym okresie zwracają się nakłady na poprawianie urody przestrzeni miejskiej (economy of amenities) nie trafiają do inwestora, bo ważne jest tempo obrotu kapitału. Czyli, mówiąc krótko, musimy być przygotowani do życia w nowym, rozproszonym mieście. A jeśli nie chcemy? Cóż, pozostaje tylko liczyć, że neoliberalizm odchodzi do lamusa, jak pisują publicyści. Dodają najczęściej, że kryzys finansowy w Stanach Zjednoczonych to konsekwencja ślepego przywiązania do kapitalizmu pozbawionego wszelkiej kontroli ze strony państwa i niezależnych instytucji. Tak więc kwitnący rynek nieruchomości, brak barier inwestycyjnych, masowe przenosiny z „pasa śniegu” do „pasa słońca”, zrealizowany program budowy autostrad, za którymi stała po prostu zwykła chciwość, okazały się wspólnie przyczyną śmierci tradycyjnych miast. (Neo) liberalizm się broni. Słyszymy, że jego utrata będzie zwycięstwem fundamentalistów populizmu. Ale też warto zapytać, czy liberalizm w dzisiejszej, 22 Doktryna urbanistyczna w czasach zarazy polskiej (wschodnioeuropejskiej) wersji ma sens wtedy, gdy zadajemy pytania dotyczące gospodarki w przestrzeni miast. Najpierw chcielibyśmy wiedzieć, czy władza, zwłaszcza państwowa, broniąca liberalnych zasad w gospodarce ma jakiś cel w odniesieniu do miast. Urbanistyka, rozumiana jako nauka i sztuka budowy miast, cel taki podpowiada, ale nie widać, żeby działania państwa na tych podpowiedziach się koncentrowały i zmierzały do jego ostatecznego sformułowania. Wydaje się, że państwo nie chce nawet zinwentaryzować konfliktów, bo to mogłoby stać się (niechcący) początkiem sformułowania nowych reguł. Nic więc dziwnego, że w tej sytuacji próżnia wypełniana jest przez najaktywniejsze i najsilniejsze grupy aktorów miejskiej sceny, to znaczy deweloperów i banki. Władza w Polsce nie rozumie unijnego wzywania do konkurencji miast z równoczesnym wezwaniem do współpracy i nie zauważa nowych wyzwań demograficznych. Paradoksalnie, wydaje się, że ugruntowanie się konsumpcyjnych tendencji w społecznym systemie wartości jest władzy na rękę. Do takich bowiem społeczności wystarczy wysyłać stereotypowe komunikaty, formułowane jak walentynkowe kartki, nie trzeba za to proponować ambitnych projektów, które w długiej perspektywie faktycznie poprawiałyby jakość życia. Długa perspektywa oznacza ryzyko, co mogłoby zakłócić bezpieczne życie z polityki i wymagałoby prawdziwego rządzenia w miejsce zarządzania. Prawdziwego, to znaczy takiego, w którym wola władzy staje się rzeczywistością i w którym rzeczywistość nie zależy od zachowań tych osób trzecich, które powinny być jedynie usługodawcami. W przypadku miast zaliczamy do nich już wspominane banki i deweloperów. Ich wpływ na stabilność kontaktów rządzących i rządzonych okazuje się dziś zasadniczy, a przez to polityka państwowa, rudymentarny atrybut władzy, zostaje sprywatyzowana. To prawdziwy tryumf liberalizmu polskiego. Dziś władza w Polsce stara się być w sposób ponowoczesny miękka, udając, że nie dostrzega, iż coraz twardsi rządzeni to wykorzystują. Nie chodzi tu o narzucanie nakazów dotyczących interesów. Istotą jest, żeby do świata wykluczających się wartości i interesów wprowadziła system norm, prawo, dzięki któremu odmienne wartości i skonfliktowane interesy będą obok siebie istniały. Żeby tego dokonać potrzeba skupienia i koncentracji – tymczasem w listopadzie 2008 roku władza, w jednym obozie politycznym, rękami przedstawicieli jednej partii politycznej, przygotowała trzy konkurencyjne projekty ustawy o zagospodarowaniu przestrzennym! Jeżeli przyjmiemy, że głównym zadaniem tej ustawy jest zapobieganie rozpraszaniu się miast, to obraz byłby dość humorystyczny, gdyby wszystko nie dotyczyło przestrzeni, dobra unikalnego i w coraz szybszy sposób niszczonego. Oznacza to, że dyskurs wokół gospodarowania w przestrzeni jest uwikłany w grę, którą władza naiwnie przedstawia jako rzeczywistość, co odsłania naturę tej rozgrywki. Widać, że władza nie jest wiarygodnym partnerem o stałych poglądach i nie podejmuje wysiłku intelektualnego, aby przeciwstawić się „ładowi samorzutnemu”. Bez tego wysiłku jedynie powielamy stary porządek i nie panuje23 Uwarunkowania planistyczne my nad zmianami. Nie dziwi więc, że urbanistyka, której zadaniem jest planować i realizować zmiany w przestrzeni w zgodzie z interesem publicznym, jest przez uczestników opisanej wyżej gry traktowana jako przeciwnik do zwalczenia i gdy domagamy się sanacji myślenia o przestrzeni, słyszymy o mafii urbanistów. 1.2.2. Otoczenie – nowe zjawiska Nowa geografia miast. Początek jej leży w powstaniu elektronicznych sieci komunikacyjnych i wielkich, ponadnarodowych korporacji, a także w tym, że produkcja podstawowego dobra, jakim jest dziś informacja, w zasadzie nie potrzebuje miasta. Z drugiej strony, żadna z firm nie jest tylko elektronicznym impulsem. Mają fizyczny wymiar i ta „fizyczność” musi być osadzona „gdzieś”, ale nie oznacza jednak, że wszystko jedno gdzie: poszukiwane są zwykle miejsca wysoko klasyfikowane w rozmaitych rankingach. Liczba takich miejsc jest ograniczona – na świecie jest to kilkadziesiąt miast. Takie miasta ściągające potencjał i stające się stolicami pewnych obszarów występują w każdej skali. Ma ona m.in. ten skutek, że rosną centra biurowe, niekoniecznie w centrach miast, a ich zamożni pracownicy starają się, namawiani przez zręcznych deweloperów, mieszkać poza miastem w jednorodzinnych domach. Wzór takiego zamieszkiwania, znany za oceanem, dotarł do Europy. W Polsce też go obserwujemy. Nowi obywatele. W wielu krajach faktem jest istnienie wieloetnicznych społeczeństw, w Polsce też. Dziś uważamy, że otwartość w stosunku do obcych kultur jest jednym z decydujących kryteriów konkurencji rynkowej. Bogate kraje z przewagą starzejącej się ludności i mające niski przyrost naturalny muszą, dla utrzymania standardu życia, liczyć na młodych i dynamicznych przybyszów z zagranicy. Bez dostarczania nowych talentów maleją też innowacyjne możliwości kraju. Nowy liberalizm. Omówiony był w poprzednim rozdziale, ale warto przypomnieć jeszcze problem globalizacji. Jej przeciwnicy mówią, że m.in. powoduje niemoc władz publicznych, czyli oddzielanie się władzy od polityki. Wynika to z faktu, że władza staje się globalna i eksterytorialna, a polityka lokalna i terytorialna. Zwiększa się rozziew między przestrzenią, w której rozstrzygane są kwestie istotne dla ludności a możliwością instytucjonalnej kontroli, jaką dysponuje suwerenne państwo. Trzeba przypomnieć, że dostarczycielem kapitału może być praktycznie każdy jego właściciel, bo ma prawo lokowania go w dowolnym miejscu na świecie, tam gdzie osiągnie największy zysk. Pogoń za zyskiem powoduje, że przemieszczające się sumy są olbrzymie, ubezwłasnowolniając rządy i wymuszając respekt dla neoliberalnych zasad. Zasady te są proste: mały budżet (minimalizacja państwa opiekuńczego), rezygnacja z regulowania popytu (z poprzestaniem na ochronie pieniądza), prywatyzacja, niechęć do politycznej demokracji – z tym, że to wszystko niektórzy nazywają pragmatyzmem bez zasad. Ale przyszłość takiego pragmatyzmu, rozumiana jako ocena rezultatów, nie jest zachęcająca. Chodzi zwłaszcza o niepewność, jakiej nie rozpraszają wymienio24 Doktryna urbanistyczna w czasach zarazy ne zasady jej panowania. Nie ma wśród nich wiele miejsca na planowanie, także przestrzenne. W zamian za to mamy życie jako pasmo krótkotrwałych wydarzeń. W urbanistyce jest to tworzenie rzeczywistości akceptującej zasadę nietrwałości świata, nietrwałość kultury, lekceważącej wszystko, co nie jest płynne i przemijające – bo tylko takie nadaje się do natychmiastowego spożycia. Punkty docelowe w takim życiu przemieszczają się, nie ma czasu na lepsze jutro, bo żąda się innego dziś. Opisanemu życiu brakuje granicy możliwości. Bez niej za kolejnym projektem może być pustka. Ale czy globalizacja to tylko zagrożenia i niebezpieczeństwa? Chyba nie, skoro mówi się w jej aspekcie o Nowej Młodości Świata. Perspektywa globalizacji daje szansę wprowadzenia do obiegu cywilizacyjnego osób i społeczności dziś będących poza głównym nurtem życia świata. Jest prawie pewne, że przyszłe społeczeństwo będzie oparte na wiedzy stającej się najważniejszym czynnikiem produkcji, a społeczeństwo, w którym wiedza jest tak istotna, może zadawać sobie podstawowe pytania częściej niż społeczności dzisiejsze. Powodem będzie to, że przy obfitości dóbr zdarza się deficyt sensu ich zdobywania. Przyzwyczajenie do stawiania sobie takich pytań i umiejętności odpowiedzi na nie to rzecz, którą dostarczyć może tylko odpowiednia edukacja. Inaczej: musi powstać pozytywna wizja poprawy świata, bo bez niej ci wszyscy, którzy cierpią z powodu niesprawiedliwości związanej z globalizacją odwrócą się od wszelkich trendów rozwojowych. Nowa samorządność. Pojęciem, które w sferze zarządzania odpowiada na współczesne wyzwania stojące przed władzami miast jest governance. Ogólna definicja tego pojęcia mówi, że jest to demokratycznie zorganizowany system zarządzania, poprzez który mieszkańcy działają kolektywnie w skali lokalnej w celu zwiększenia dobrobytu, zaspokojenia wspólnych potrzeb oraz zapewnienia sprawiedliwości społecznej. Nowa partycypacja. W rezultacie rytualizacji dotychczasowych procedur, co jest wynikiem nadmiernej instytucjonalizacji kontaktów władzy z obywatelami, na lokalnych szczeblach zarządzania zaczęto odrzucać intelektualną omnipotencję państwa na rzecz wiedzy o potrzebach miast. Stąd i rola planisty ulega zmianie: zamiast pojawiania się z gotowym rozwiązaniem przygotowanym na zamówienie „centrum”, ma układać w sensowną całość to wszystko, co dociera do niego od dołu. Dziś społeczna partycypacja oznacza odpowiedzialność lokalnej społeczności za decyzje, jakie podejmuje korzystając z demokratycznych mechanizmów. To umacnianie demokracji, poczucie obywatelstwa, przynależności do miejsca i łagodzenie zróżnicowań społecznych. Ceną jest zagospodarowywanie przestrzeni dokonywane w drodze kompromisu, co nie zawsze skutkuje najlepszą jakością form. Z tego powodu należy dążyć do kompromisu pomiędzy „idącym od góry” planowaniem strategicznym a „idącym od dołu” uczestnictwem w zamianie tych planów w konkretne działania. Stąd można stwierdzić, że partycypacja będąc warunkiem koniecznym, nie jest dla planowania i projektowania urbanistycznego miasta warunkiem wystarczającym. 25 Uwarunkowania planistyczne Zaniechania. Krótko: a) do dziś w wielu miastach nie przezwyciężono podziału na obszary „stare” i „młode”, b) nie zmieniła się przestrzenna segregacja ludności starej, c) w miastach narastają zróżnicowania społeczno-przestrzenne, d) można mówić o niedostosowaniu systemu edukacyjnego do rosnącego zapotrzebowania na lepiej przygotowaną siłę roboczą, e) zarzucono regulowanie konfliktów w mieście przy pomocy polityki mieszkaniowej. 1.2.3. Otoczenie – oczekiwania Planowanie to bezsprzecznie kreacja, jako że planowanie jest wprost związane z powstawaniem (kreacją) środowiska zbudowanego. Ale kiedy stwierdziliśmy, że miasto to nie tylko forma, porzuciliśmy życie projektanta-twórcy, stając się uczestnikiem procedur planistycznych. Pamiętamy wszakże, że niezależnie od wszystkiego plan powstający w wyniku tych procedur powinien być także trójwymiarowym projektem przestrzeni – jeśli chcemy dbać o jej harmonijny rozwój. Powinien też być zapisem akcji doprowadzającej trójwymiarowy projekt do realizacji – jeśli chcemy dbać o realność zamierzeń w przestrzeni. Taki plan nie będzie zakładał rozwoju obszaru ponad jego możliwości. Miasto budowane według takiego planu podtrzymywać będzie obraz Miasta Europejskiego. Trzeba więc zastanowić się nad strategiami, które promując wspominane już projektowanie urbanistyczne, pomogą przetrwać takiemu Miastu. Strategie te powinny pomagać w znalezieniu odpowiedzi na pytania, m.in. jak wykorzystać nowe punkty centralne i jak chronić dotychczasowe takie punkty, jak konsolidować istniejącą strukturę miasta i jak łączyć z nią nowe struktury, jaką rolę pełnić mają miejskie, podmiejskie i pozamiejskie przestrzenie otwarte i jak, i do jakiego stopnia chronić je przed zabudową, jak kształtować krawędzie obszarów zabudowanych i granice pomiędzy nimi, jak stymulować zjawiska pozytywne choćby przez układy sieci infrastruktury? Jak powinno w przyszłości wyglądać zarządzanie rozwojem miasta? Być może będzie potrzebna ewolucja obecnego systemu planistycznych władz miejskich: przełamanie branżowego układu służb na rzecz zespołów zadaniowych, zespołów transgranicznych, zespołów obszarowych itd. Jest to osobny problem, być może do rozstrzygnięcia w ramach strategii rozwoju miasta. Waga analizy obszarów o wysokich walorach przyrodniczych wynika dziś z powszechnego rozpraszania się zabudowy miejskiej na terenach podmiejskich. Jest to wynik braku nieprzekraczalnej linii zabudowy, wyznaczonej po analizie potrzeb inwestycyjnych miasta (nie poszczególnych deweloperów) i możliwości realizacyjnych, tak aby każdorazowa inwestycja wpisywała się w obraz miasta albo go uzupełniała. Należy się spodziewać, że nieprzekraczalnej linii zabudowy towarzyszyć powinna granica obszarowa miasta, pas terenu, na którym dokonywać się będą mogły przemiany dostosowujące do siebie stan zabudowy po obu stronach granicy. 26 Doktryna urbanistyczna w czasach zarazy Dziś mówimy coraz więcej o mieście-regionie albo o mieście w regionie, co niejako automatycznie włącza tereny niegdyś otwarte, pozamiejskie, do terenów miasta. Procesy powodujące pojawianie się takich miast raczej przybierają na sile niż słabną. Stąd, to co dziś nazywamy „obszarami podmiejskimi” może stać się w przyszłości miastem właściwym. Po drugie, to co dziś nazywamy rozpraszaniem się miast, opatrując proces konotacją negatywną, dalej będzie istniało, tyle, że z powodu spowszednienia zjawiska, bez takiej konotacji. Wszystko więc sprowadza się do tego, czy owo rozszerzanie będzie nadal spontaniczne, czy uda się je kontrolować. Tak więc koncentrować się powinniśmy nie na zmianie rzeczywistości, ale na ujawnianiu nowych możliwości, jakie dają zachodzące procesy. Kierunkiem działania powinno być tworzenie nowych „krajobrazów miejskich” w przestrzeni znajdującej się pomiędzy dotychczasowymi centrami miejskimi, którą dotychczas nazywaliśmy otwartą a czasem pustą lub negatywową. Tym samym tę pustą dotychczas przestrzeń podnosimy do rangi takiej samej, jaką mają obszary zabudowane. Być może dzięki temu zaniknie kontrast pomiędzy tym co pełne i tym co puste, ale lepiej, żeby tak się stało, niż żeby istniejąca stale łatwość użytkowania przestrzeni otwartej obracała się przeciwko morfologii ich obu. Oczywiście te teoretyczne, ale uprawnione rozważania toczą się w warunkach istnienia presji inwestycyjnej na zajmowanie terenów zielonych pod zabudowę, braku jasnej polityki co do przyszłości terenów rolnych, braku sprecyzowanych oczekiwań co do udziału przyrodników w określaniu stanu, przydatności i przyszłości terenów zielonych w mieście, a zwłaszcza (Polska) braku koordynacji pomiędzy często rozdrobnionym podmiotowo zarządzaniem nimi. Tylko w wyniku takiej koordynacji powstawać będzie harmonijna przestrzeń miejska. 1.2.4. Harmonijna przestrzeń miejska Powstawanie harmonijnej przestrzeni miejskiej wymaga ustalenia sekwencji działań, zgodnych z logiką dochodzenia do pożądanego przestrzennego rezultatu. Tak więc na początku projektowania powinna zostać określona IDEA, która jest podstawą formułowania celów strategicznych i operacyjnych. Mówiąc inaczej, bez merytorycznie opracowanego poglądu, jakie miasto chcemy mieć i dlaczego, nie ma mowy o racjonalnym jego rozwoju, a tym bardziej rozwoju zrównoważonym. Z IDEI powinna powstawać KONCEPCJA. Dopiero na podstawie klarownych koncepcji przestrzennych projektować można PLAN, prawnie sankcjonujący koncepcję. Wynika z tego wniosek, że pracować powinniśmy w oparciu o przyjęty zestaw założeń, jasnych i zrozumiałych a zarazem syntetycznych i konkretnych. Dziś ogólny cel procesu planowania przestrzennego i projektowania urbanistycznego, jakim jest logiczne rozmieszczenie funkcji i obiektów w przestrzeni, a przy tym 27 Uwarunkowania planistyczne takie, aby w wyniku tego działania równocześnie powstawała przestrzenna harmonia, rzadko jest precyzowany w wystarczająco trafny sposób i dlatego łatwo jest krytykowany przez osoby, które nie rozumieją jego sensu. Krytyka ta zwykle prowadzi do uznania, że zapisy planu stanowią nieuzasadnione widzimisię jego autora. Negowany jest sens przyjmowania „jakichś sztywnych ustaleń” w imię uznania, że spontaniczność i zmienność są bardziej interesujące a także, że planowanie stanowi przeszkodę dla inwestowania. Kolejny wniosek jest taki, że konieczne jest wykazanie wyraźnego związku pomiędzy przyjętą wcześniej IDEĄ a wynikającymi z niej, poszczególnymi decyzjami przestrzennymi. Istotnym zadaniem będzie więc akcentowanie w strukturze miasta cech tworzących pojęcie harmonii przestrzennej, którymi są: – wyrazistość charakteru zespołów, – czytelność granic i punktów węzłowych, – ograniczona skala (wielkość) jednostek przestrzennych, możliwa do uchwycenia i wyobrażenia przez zamieszkującą ją lub użytkującą społeczność, – lokalna specyfika (tożsamość) tkanki urbanistycznej wynikająca z syntezy elementów środowiska geograficznego, przyrodniczego i kulturowego. Aby mogła powstawać harmonijna przestrzeń miejska, należy spełnić następujące warunki: • Ustanowienie/wzmocnienie pełnej samorządności w jednorodnych morfologicznie jednostkach, o granicach akceptowanych przez zamieszkujące je społeczności, co realizuje się przez powstanie policentrycznego układu miasta. • Współpraca z naturą, czyli godzenie rozwoju miasta z zachowaniem i przywracaniem wartości środowiska i z oszczędnym użytkowaniem energii. Można inaczej powiedzieć, że rozwój miasta powinien podlegać zasadom zrównoważonego rozwoju w kategoriach: gospodarczych (atrakcyjne warunki inwestowania dla dużego, jak i średniego, i małego kapitału), społecznych (zespoły zabudowy o ograniczonej skali, wielofunkcyjne, o różnorodnych standardach i warunkach mieszkaniowych, dostosowane do zróżnicowanych preferencji i możliwości ekonomicznych, z miejscami pracy i usług w zasięgu dojścia pieszego lub dojazdu transportem publicznym), przyrodniczych (ochrona terenów zielonych, ograniczenie emisji spalin i zanieczyszczenia wód), przestrzennych (dążenie do czytelności struktury miasta i ładu przestrzennego w skali lokalnej). • Takie wykorzystanie istniejących zasobów (majątku miasta), aby zapewnić mieszkańcom równe szanse we wszystkim, co dotyczy ich życia, przy ich udziale i za ich przyzwoleniem (zgodnie z zasadą kontrolowanego uwzględniania mechanizmów rynkowych). Chodzi tu o przestrzeganie takich zasad, jak: – zasada tworzenia warunków dla koncentracji działań inwestycyjnych w rejonach miasta wybranych według kryterium interesu publicznego i interesu prywatnego (atrakcyjność dla inwestora i pożądane efekty w krajobrazie i sposobie funkcjonowania miasta) oraz dążenie do tworzenia „całości” w przeciwieństwie do rozpraszania inwestycji i uciążliwości wynikających z miasta w ciągłej budowie; 28 Doktryna urbanistyczna w czasach zarazy – zasada ochrony terenów zielonych przed zabudową do czasu wykorzystania dla potrzeb rozwoju terenów „miejskich”, czyli zasada realizacji potrzeb rozwojowych przede wszystkim poprzez uzupełnianie istniejącego miasta; – zasada priorytetu transportu publicznego i ograniczania ruchu samochodowego, w tym lokalizowanie miejsc pracy i usług w strefach „sypialni” osiedlowych. 1.2.5.Doktryna Źródłem inspiracji dla sformułowania doktryny jest suma profesjonalnych doświadczeń, ale de facto największe znaczenie mają pojawiające się w Polsce w latach 2007–2009 projekty ustaw dotyczące planowania przestrzennego. Likwidują one kontrolę publiczną nad procesami przestrzennymi. Na pierwszy rzut oka wydaje się, że jego autorzy nie mają elementarnej wiedzy o procesach urbanizacyjnych. Ale nie jest to popis ignorancji, to przemyślany, cyniczny ruch polityków, gotowych zniszczyć przestrzeń kraju dla pomnożenia zysków niewielkiej grupy osób, zarabiających na budowaniu domów wszystko jedno gdzie. To jest właśnie ta zaraza, w czasach której przyszło nam pracować i której objawy widać gołym okiem za każdym oknem. Pojawia się więc pytanie: czy wiek XX nic nas w dziedzinie budowy miast nie nauczył? Otóż wiek XX uczył nas, że rozwój miasta ma być „trwały” i zrównoważony”, albo też kazał mówić o „ekorozwoju”. Ale lepiej zastąpić te określenia przez „rozwój harmonijny”, bo to więcej mówi o zachowaniu równowagi w zrównoważonym podejściu do godzenia interesów środowiska naturalnego i zbudowanego. Harmonia oznacza planowanie wyprzedzające zdarzenia, czuwające, aby mieszkańcy nie byli narażeni na pogarszanie się warunków życia, ocenianych w długich okresach. Tak więc celem polityk przygotowywanych w miastach nie musi być udział w wyścigu o zbudowanie optymalnych struktur i form (o co tak walczył wiek XX), ale raczej stała kontrola głównych miejskich systemów. Wiek XX uczył nas, że miasto powinno być równocześnie: – zielone i zdrowe, ale wiemy, że przyjazne środowisko nie jest jedynym gwarantem trwałości życia w mieście i samo z siebie nie zapewnia racjonalnej wydajności struktur i systemów miejskich; – piękne, z tym że najlepiej skomponowany obraz miasta nie mówi nic o procesach, które w mieście zachodzą; – pozbawione konfliktów; niestety, konflikty będą istnieć zawsze – ważna jest umiejętność ich efektywnego rozwiązywania, zwłaszcza wtedy, gdy wyraźnie widać przeciwieństwa: bogactwo – nędza, tanio – drogo, daleko – blisko, umiejętnie – bez sensu itp. Z nauk wieku XX wiemy, że forma miasta (nie chodzi tu o wygląd) zależy od: – wymiarów fizycznych (w grę wchodzi długość miejskich podróży, a więc wydatkowanie energii), – gęstości zaludnienia (znowu energia: większa gęstość – większa oszczędność), 29 Uwarunkowania planistyczne – rodzaju transportu masowego i tras jego prowadzenia, – kształtu przestrzeni miejskiej: zwartej (w opozycji do pozamiejskiej przestrzeni otwartej) a w dużym mieście policentrycznej (w opozycji do zbyt dużego jednego centrum). Jeśli będziemy pamiętać o tych naukach, to miasta nasze charakteryzować się będą powszechnie pożądanymi cechami: – dywersyfikacją funkcji wewnątrz poszczególnych zespołów, aby jak najwięcej podróży/akcji miejskich zachodziło na krótkich dystansach, – dobrym skomunikowaniem między zespołami i ze śródmieściem, – organizacją przestrzeni centralnych, przyciągających inwestorów magnesem łatwej lokalizacji i kompozycją tej przestrzeni, niepowtarzalną w innych zespołach, – zwartością, aby faktycznie można było wykształcić granice zespołu, odgradzając go od innych np. zielonym terenem. Z powyższych rozważań wynika, że urbanistyce potrzebna jest dziś doktryna harmonijnego rozwoju miast. Brzmi ona tak: Działania niosące zmiany w przestrzeni miasta nie mogą swą intensywnością wyjść poza przyjęty dla niego poziom, ustalany w procesie ustawicznego planowania i projektowania urbanistycznego jako harmonijny związek między środowiskiem zbudowanym i naturalnym, oraz pomiędzy nimi obydwoma a potrzebami ekonomicznymi i socjalnymi mieszkańców. 30 2. UWARUNKOWANIA ARCHITEKTONICZNE 2.1. Architektura metropolii47 2.1.1. Metropolia, czyli miasto jako kontekst dla architektury Definicja metropolii powinna tworzyć logiczną całość z innymi określeniami z bliskiego obszaru merytorycznego i leksykalnego. I tak, jeżeli mówimy i o metropolii, i o procesach metropolizacji, i te drugie są formą oddziaływania metropolii na okolicę, to środek obszaru, w którym procesy zachodzą, powinien być uznawany za metropolię. Procesy takie widzimy wokół Warszawy i (przynajmniej w Polsce) nie ma sporu co do tego, że jest ona metropolią. Ale jeśli procesy metropolizacyjne zachodzą wokół Lublina albo Kazimierza nad Wisłą (a widać je w każdym z przypadków), to oba miasta powinny być uznawane za metropolie – dla naukowej czystości. Tymczasem obowiązuje u nas słownikowa/literacka definicja metropolii, dzięki której metropolia jest po prostu wielkim miastem, co wyklucza i Lublin, i Kazimierz48. Ponieważ nazwa „metropolia” przedostaje się także do prawodawstwa planistycznego, pojawia się potrzeba uściślenia o jak wielkie miasto chodzi. We Włoszech, na przykład, przyjęto w 2008 roku, że granicą jest 300 tys. mieszkańców i w związku z tym za metropolie uważa się 10 miast. W Holandii są tylko 3 takie miasta. W Niemczech w kategorii Wielkie Miasto, czyli mające powyżej 100 tys. mieszkańców, lokują się 82 miasta. Przez Polskę, przy okazji dyskusji na temat tzw. ustawy metropolitalnej, przetoczył się spór: wszystkie co większe miasta chciały być metropoliami, licząc na to, że ta kategoria miast uzyska specjalne fundusze unijne, a z kolei marszałkowie województw, w których są położone, dowodzili, że wyodrębnienie metropolii „administracyjnych” rozbije jedność regionów. Potem, mówi ono o tym, że powinny być w Polsce trzy metropolie: aglomeracja warszawska i konurbacje śląska, i nadmorska trójmiejska (znowu uwaga metodyczna: Rozdział 2.1. oparto na referacie wygłoszonym przez S. Gzella na konferencji Centrum Europejskich Studiów Regionalnych i Lokalnych EUROREG, Uniwersytet Warszawski Czy metropolia jest jeszcze miastem?, czerwiec 2009, opublikowany po raz pierwszy [w:] B. Jałowiecki (red.), Czy metropolia jest miastem?, EUROREG, Wyd. Naukowe Scholar, Warszawa 2009. 48 B. Jałowiecki, Metropolie – nowy etap rozwoju miast?, [w:] G. Gorzelak, A.T. (red.), Rozwój, region, przestrzeń, MRR, EUROREG, Warszawa, 2007; ten sam autor: Globalny świat metropolii, Wyd. Naukowe SCHOLAR, Warszawa, 2007 i Metropolie, Wyższa Szkoła Finansów i Zarządzania w Białymstoku, Białystok, 1999; T. Markowski, T. Marszał, Metropolie. Obszary metropolitalne. Metropolizacja. Problemy i pojęcia podstawowe, PAN, KPZK, Warszawa, 2006; A. van Susteren, Metropolitan World Atlas, 010 Publishers, Rotterdam, 2005; J. Węgleński, Metropolitalna Ameryka, Wiedza Powszechna, Warszawa, 1988; C.E. Elias J. Gillies, S. Riemer, Metropolis: values in conflict, Wadsworth Publishing, Belmont, CA, 1967. 47 31 Uwarunkowania architektoniczne konurbacja to dziś w literaturze nie metropolia, ale megalopolis49). W końcu w Koncepcji Przestrzennego Zagospodarowania Kraju 2030 z maja 2010 roku Ministerstwo Rozwoju Regionalnego lansuje „policentryczną metropolię sieciową, której rdzeniem są najważniejsze polskie miasta wraz z dowiązanymi do nich subregionalnymi ośrodkami wzrostu oraz ośrodkami regionów peryferyjnych, otwartą na oddziaływania sieci europejskich ośrodków metropolitalnych”, co ma być prekursorską zmianą wizji zagospodarowania kraju a jest głównie powodem pogłębiania zamętu definicyjnego. Ponadto, mamy szereg książek, których tytuł zapowiada opis pewnego miejskiego problemu, przy czym nazwa miasta wywodzi się od owego problemu i z reguły kończy się przyrostkiem polis: cosmopolis, postmetropolis, postpolis, sociopolis, ecopolis50. Jest też niekończąca się seria publikacji biorąca za przedmiot sprawl, miasta globalne i miasta in transition. Prawie we wszystkich znajdujemy informacje o tym, jak autorzy widzą miejsce architektury w tych coraz to nowszych miastach, przy czym są to zarówno proste opisy jak i bardziej wyrafinowane analizy bądź syntezy. Problem badania związków architektura – miasto bardzo dobrze ujęła Ewa Kuryłowicz, proponując metodykę opartą na dwóch założeniach: po pierwsze, rozpięcie wzajemnych zależności architektury i miasta pomiędzy nauką i sztuką, po drugie, wprowadzenie ograniczenia badań do zagadnień społecznego oddziaływania architektury i jej roli integracyjnej w mieście51. Jeśli w tym badaniu zrezygnujemy także z elementów komparatystycznych i arbitralnych ocen (z dopuszczeniem co najwyżej oceny dokonanej „moim zdaniem”, ale tylko dla uzasadnienia wyboru przykładów) i z poszukiwania wzajemnych wpływów dzieł i twórców, to otrzymamy nieskażony materiał do syntez, jakich czytelnik tego tekstu może dokonywać52. Syntezy te prowadzić powinny do stwierdzenia, czy we współczesnej metropolii architektura może być czynnikiem miastotwórczym, w takim jego rozumieniu, jak proponował to jeszcze Tadeusz Tołwiński53. Mimo wspomnianej płynności definicji metropolii i ogromu odmiennych przykładów tego, jak można pisać o niej i o architekturze, ograniczenie w tych zamysłach mogą wprowadzać pojawiające się co i rusz pytania „czy metropolia jest jeszcze miastem?”. Tu jednak trzeba być zdecydowanym i twierdzić, że odpowiedź może być tylko jedna: metropolia jest miastem, i to bez względu na to, 49 J. Gottmann, Megalopolis. The urbanized Northeastern Seaboard of the United States, The MIT Press, Cambridge, MA, 1973. 50 L. Sandercock, Towards Cosmopolis, John Wiley, Chichester, 1998 I tej samej autorki: Cosmopolis. Mongrel Cities in the 21st Century, continuum, London, New York, 2003; E.W. Soja, Postmetropolis. Critical Studies of Cities and Regions, Blackwell, Oxford, 2000; E. Rewers, Post-polis. Wstęp do filozofii ponowoczesnego miasta, Universitas, Kraków, 2005; V. Guallart (ed.), Sociopolis. Project for a City of the Future, Actar, Barcelona, 2004; P. Downton, Ecopolis. Architecture and Cities for a Changing Climate, Springer, 2009. 51 E. Kuryłowicz, Miasto jako przedmiot badań architektury, [w:] B. Jałowiecki (red.), Miasto jako przedmiot badań naukowych w początkach XXI wieku, Wyd. Naukowe Scholar, Warszawa, 2008. 52 Materiały tego typu to choćby książka D. Ghirardo Architektura po modernizmie, Wyd. VIA, Toruń, Wrocław, 1999. 53 T. Tołwiński, Urbanistyka, t. 1 i 2, Trzaska, Evert, Michalski, Warszawa, 1948, t. 3, 1963. 32 Architektura metropolii którą z wymienionych wyżej definicji zastosujemy. Nawet wtedy, gdy rozprasza się w postaci amorficznych stref zurbanizowanych, nie przestaje być miastem. Nawet wtedy, gdy opis takiej strefy brzmi mało zachęcająco, gdy stwierdzamy, że w rezultacie procesu rozpraszania się miast powstają nowe, inne miasta, nie znane nam dotychczas. W dyskusji nie powinno nam przeszkadzać, że strefy te, bezustannie powiększane obszarowo i zachodzące na siebie (przy bliskości miast), zdobywają przewagę nad dotychczasowymi centralnymi obszarami. Strefy te, to zbiory domów jednorodzinnych, szeregowych, bliźniaczych i tzw. apartamentowców oraz biurowców, magazynów, hurtowni, większych i mniejszych grup budynków handlu detalicznego, rozrywki i gastronomii, a także rozmaitych zakładów produkcyjnych. Wszystkie te budynki są produkowane szybko i przypadkowo. Strefy nie mają ulic, bulwarów, placów i innych przestrzeni publicznych, są tylko drogi dojazdowe, tzw. sięgacze, budowane jako odgałęzienia wprost od dróg szybkiego ruchu. W ich przestrzeni nie pojawiają się żadne ważne kierunki ani osie, są pozbawione cech miejskości i wspomnień wiejskości, nie poruszają wyobraźni mieszkańca i przechodnia. Są bez znaczenia dla teorii miejsca i, co jest prawdziwą tragedią, nie tworzą motywacji urbanistycznej dla projektowania architektonicznego. Wiele powstaje bez zwracania uwagi na to co jeszcze istnieje na terenie, gdzie się pojawiają. Są zabudowywane intensywnie, ale próżno szukać w genezie ich intensywności twórczego przeżycia. To nie jest już bowiem postmodernistyczna gra o wielość i gęstość z początków lat osiemdziesiątych XX wieku, która, jak się wydawało wtedy, na początku okresu przemian, zmienić miała nasze miasta na lepsze, przywracając im tradycyjną miejską przestrzeń po zdumiewających wynaturzeniach epoki blokowisk. Tamta gra zainspirowała powstanie wielu wspaniałych budynków. Ich twórcami byli (wymieniam najbardziej ulubionych) Aldo Rossi, Charles Moore, bracia Krierowie, Terry Farrell, a z Polaków Dariusz Kozłowski legitymujący się klasztorem Zmartwychwstańców w Krakowie. Dziś zdumiewamy się z innego powodu: mamy do czynienia z budową „rzeczywistości równoległej” do istniejącej – pozostałości dawnego miasta sobie, a my sobie. Nie jest to działanie przypadkowe. W obowiązującej doktrynie liberalnej, jaka niepodzielnie rządzi dziś miastem, jest ono przede wszystkim fabryką pieniędzy dla inwestorów i deweloperów, a budowa miast jest działalnością gospodarczą, taką jak każda inna. Aby nic temu nie przeszkadzało, miasto nie może być dłużej obrazem zbiorowej pamięci, a jako palimpsest świadomie pozbawiane jest powiązań pomiędzy warstwą współczesności i warstwą przeszłości54. Po to wprowadza się pojęcie chaosu jako metody tworzenia przestrzeni miejskiej, choćby przez wrzucanie tu i tam garści wieżowców i temu służy wprowadzanie do urbanistyki, zwłaszcza tam, gdzie mówi się o kompozycji miejskiej, metody research by design. Trzeba się tylko dziwić, że nawet w Krakowie zadaniem postawionym przed uczest54 Zb. Zuziak, O tożsamości urbanistyki, Politechnika Krakowska, Kraków, 2008; Ch. Boyer, The City of Collective Memory. Its Historical Imagery and Architectural Entertainments, The MIT Press, Cambridge, MA, 1994. 33 Uwarunkowania architektoniczne nikami XI Międzynarodowego Triennale Architektury a.d. 2009 było znalezienie miejsc ulokowania pięćdziesięciu wieżowców. Dlaczego? Bo dla organizatorów MTA Kraków jest zbyt płaski a poza tym „nikt nie mówi, że piramidy...że góry są za wysokie”55. Oto jakość proponowanej dyskusji na temat miasta, i uwaga ta jest aktualna nawet wtedy, gdy przyjmiemy, że mamy do czynienia z rodzajem artystycznej prowokacji. Jednocześnie w naszym kraju nie zwraca się uwagi na fakt, że amerykańskie i zachodnioeuropejskie „nowe miasto” składające się z omawianych stref zurbanizowanych przechodzić zaczyna zasadniczą renowację (rewitalizację, reurbanizację?), co wynika z tego, iż dostrzeżono formalne ubóstwo idei: przejęte przez deweloperów hasła o „mieszkaniu w zielonym habitacie” dawało w praktyce jedynie wyniki ilościowe, a jakość życia zamiast wzrastać pogarszała się. Stąd projekty mające przekształcić nowe przedmieścia, owe edge cities pozbawione nawet znaczenia „miasta w mieście” bez charakteru i tożsamości56. W tym dość gorzkim opisie sytuacji miast, nie tylko polskich po ostatnim dwudziestoleciu, jest istotna jedna z uwag początkowych: mamy do czynienia z miastem innym niż kiedyś, ale przecież miastem, choćby dlatego, że życie w nim toczy się na sposób miejski. Warto przypomnieć najwcześniejszą definicję działań w przestrzeni miasta i na kolonizowanych terenach wokół niego, autorstwa Ildefonsa Cerdy: jest to urbanizacja wsi i ruralizacja miasta. A więc dziś, kiedy miasto rozlewa się na okoliczne tereny, ich zajmowanie (urbanizacja) jest usprawiedliwione, o ile będziemy równocześnie pamiętali o terenach zielonych wewnątrz miast (ruralizacja). Ważne jest tu równoważenie procesów, pamięć o tradycyjnym obrazie miasta będącym materialną podstawą naszej tożsamości i harmonia w kompozycji przestrzennej zespołów miejskich. Ważne jest też, że bez względu na to, jaki stosunek dziś mamy do tego nowego miasta, nie należy udawać, że go nie ma. Kontestacja faktów stających się na naszych oczach tych faktów nie zlikwiduje. Wydaje się, że więcej powodzenia mogą mieć próby wykorzystania szans, jakie daje to nowe miasto, nawet wtedy, gdy budowane jest niejako obok miasta istniejącego. Kto wie, czy poszukiwanie nowych miejskich krajobrazów przy wykorzystaniu nowych form architektonicznych, nie tworzy nadziei na lepsze jutro miast, przynajmniej w warstwie materialnej. Warto wykorzystać doświadczenia Nowego Urbanizmu, tylko przy odnowieniu jego zasad. Karta Nowego Urbanizmu z 1993 roku odwoływała się do przeszłości, rozpraszające się miasta amerykańskie miały być skrzyżowaniem miasta-ogrodu z architektonicznym samplingiem o postmodernistycznym rodowodzie, stąd histo- Międzynarodowe Triennale Architektury, Warunki konkursu głównego, SARP, Oddział Kraków, 2009. E. Dunham-Jones, J. Williamson, Retrofitting Suburbia. Urban Design Solutions for Redisgning Suburbs, John Wiley, Hoboken, NJ, 2009; P. Lukez, Suburban Trensformations, Princeton Architectural Press, NY, NY, 2008; M. Jenks, N. Dempsey (eds), Future Forms and Design for Sustainable Cities, Architectural Press, Elsevier, Oxford, 2005. 55 56 34 Architektura metropolii ryzm i kontekstualny ornamentalizam form57. Ale warto pamiętać, że istotą recepty na bezpostaciowy sprawl, przeciwko któremu powstał ruch Nowego Urbanizmu, była architekturalizacja problemu – jeśli już niczego nie można zrobić w dziedzinie planowania w wielkiej skali, to przynajmniej niech w małej skali wygra logiczne projektowanie urbanistyczne i estetyczne, cokolwiek bo to słowo nie znaczyło, projektowanie architektoniczne58. Tak kształtowała się najlepsza, do wczoraj, miastotwórcza architektura nowego metropolitalnego miasta. Do wczoraj, bo grzeczna, akademicka architektura Nowego Urbanizmu nie zdążyła zdominować świata metropolii – dziś jej twórcy ulegają innym modom. 2.1.2. Moda na inną architekturę Oglądając polskie miasta trzeba przyjąć do wiadomości, że najprawdopodobniej w hierarchii sztuk, jaka istnieje w Polsce, architektura (a wraz z nią i inne sztuki plastyczne) zajmuje miejsce ostatnie. Potwierdza to przegląd wytworów naszej legislatury: czytając ustawy dotyczące architektury i urbanistyki oraz protokoły z posiedzeń parlamentarzystów, widzimy dowodnie ich lekceważący stosunek do architektury, a zwłaszcza urbanistyki z jej nawoływaniem do budowy pięknych miast. Świadczy to nie tylko o analfabetyzmie artystycznym naszych polityków, ale i o całkowitym niezrozumieniu roli, jaką architektura odgrywa we współczesnym społeczeństwie i w mieście. Im architektura jest nowsza (nowoczesna, współczesna), tym gorzej to wygląda. Spotykamy się nawet ze stwierdzeniami, że w tym ostatnim przypadku mamy do czynienia wręcz z zadufanym w sobie i agresywnym nieuctwem. Nie dotyczy to, na szczęście, obiektów zamawianych przez niektórych inwestorów u takich uznanych twórców jak Marek Budzyński, Stefan Kuryłowicz i grupa JEMS (Olgierd Jagiełło, Maciej Miłobędzki, Marcin Sadowski, Jerzy Szczepanik Dzikowski). Z Krakowa trzeba wymienić już wspomnianego Dariusza Kozłowskiego, Romualda Leglera i Stanisława Niemczyka, z Poznania Mariana Fikusa i Jerzego Górawskiego a z Wybrzeża zespół ARCH DECO z jego świetnymi domami wakacyjnymi, zwłaszcza w Juracie na Helu. A więc architektura jako sztuka broni się, ale być może tylko dlatego, że nie jest postrzegana przez wspomnianych inwestorów jako prawdziwa sztuka, ale jako coś, co towarzyszy procesowi inwestycyjnemu, w którym, co wszyscy zdają się rozumieć, istnieją tzw. twarde reguły postępowania. Dzięki nim, paradoksalnie, architektura uwalnia się od ingerencji „agresywnego nieuctwa”, a architekt staje się prawdziwym twórcą, choć najczęściej wie o tym tylko on sam, a nie jego klient. Czy to wystarcza, aby tworzyć architektoniczne 57 M. Leccese, K. McCormick (eds), Charter of the New Urbanism, Congress for the New Urbanism, McGraw-Hill, NY, NY, 1993; P. Calthorpe, The Next American Metropolis. Ecology, Community and the American Dream, Princeton Architectural Press, NY, NY, 1993; 58 J. A. Dutton, New American Urbanism. Re-forming the Suburban Metropolis, Skira Architectural Library, Milano, 2000; P. Calthorpe, The Next American Metropolis. Ecology, Community and the American Dream, Princeton Architectural Press, NY, NY, 1993. 35 Uwarunkowania architektoniczne dzieła, czy też potrzebne jest wprowadzenie architektury do narodowego panteonu sztuki? Oczywiście chodzi tu o architekturę – sztukę współczesną, która najlepiej żeby była architekturą – sztuką nowoczesną. Argumenty „za” są takie, że sztuka nowoczesna, mimo że wzbudza spory, jest elementem kultury demokratycznych społeczności, a jej dynamika powoduje poszerzanie pola, którego dotyczy. Ale poszerzanie to, w przypadku sztuki współczesnej, spowodowało zaszeregowanie innych estetyk do zjawisk mniej wartościowych. W rezultacie mamy powielanie skrajnie awangardowych „najlepszych” wzorów, co deprecjonuje sztukę. Mamy więc nowoczesny kicz obok sztuki nowoczesnej. To argument „przeciw” w dyskusji, zwłaszcza że obserwujemy także akademizm awangardy, ze wszystkimi przywarami, jakie znajdowano w akademizmie początku XX wieku. Jednak argumenty „za” przeważają. Powodem jest to, że sztuka nowoczesna wyrasta z dnia dzisiejszego i równocześnie go kreuje, aprobując go i będąc z nim w sporze – jak robi to architektura i miasto. One bowiem karmią się dzisiejszą sztuką a równocześnie ją tworzą, przez co życie i sztuka są sobie bliższe niż kiedykolwiek, co nie oznacza, że przeciętny obywatel rozumie sztukę nowoczesną a ona jest razem z nim. Wie najczęściej tyle tylko, że aby zaistnieć w kulturze trzeba być trendy – według mediów pokazywane przez nie zjawiska, dzieła i twórcy są najciekawsi, wtedy gdy są progresywni. Są też nowi, a więc nowe oznacza progresywne, postępowe, tworzone dla jutra. Tak nowość staje się wartością samą w sobie. To sprawia, że jakakolwiek refleksja nad istotą dzieła staje się antypostępowa, więc naganna i wsteczna. Podobnie jest z architekturą, z tym, że tu lansowanie dzieł i ludzi nazywa się zabiegiem marketingowym. Ponadto architekturze jest łatwo być nowoczesną choćby dlatego, że to dla niej wymyślane są coraz to nowe materiały umożliwiające realizację budynków kiedyś niewyobrażalnych czy prowokacyjnych. Widać to choćby na przykładzie twórczości Daniela Libeskinda, którego twórczością ostatnio więcej się interesujemy a to z powodu rozpoczęcia budowy mieszkalnego wieżowca przy ulicy Złotej w Warszawie. Przypomnijmy początki twórczości Libeskinda i to jak w 1983 roku mówił w sposób neorokokowy, że „architektura jako nieistniejąca rzeczywistość jest symbolem, który w procesie świadomości pozostawia ślad znaków w przestrzeni i czasie, dotykający tego co jest głęboko nieoryginalne” (tłum. autor), ilustrując słowa rysunkami fragmentującymi przestrzeń i tworzącymi architekturę bez budynków – i przejdźmy do oliwnego ogrodu berlińskiego muzeum żydowskiego a potem, wybiegając w przyszłość, na Manhattan, do nowego Centrum Światowego Handlu. Komentarz chyba zbyteczny59. Warto zresztą prześledzić twórczość innych, poza Libeskindem, uczestników wystawy dekonstruktywistów w MoMA w Nowym Jorku w 1988 roku (Coop „Architecture as non-existing reality is a symbol which in the process of consciousness leaves a trail of hieroglyphs in space and time that touch equivalent depths of Unoriginality”, D. Libeskind, Chamber Works: Architectural Meditations and Themes from Heraclitus, Architectural Association, London, 1983. 59 36 Architektura metropolii Himmelb(l)au, Peter Eisenman, Frank Gehry, Zaha Hadid, Rem Koolhaas, Bernard Tschumi). Po wystawie krytycy pisali, że rozsądek powinien powstrzymać antygrawitacyjne fantazje i utemperować dekonstruktywistyczną estetykę. Nie minęło ćwierć wieku i mówiąc o Centrum Wexnera w Columbus (Ohio, USA), Muzeum Guggenheima w Bilbao, stacji straży pożarnej w fabryce Vitra w Weil am Rhein czy paryskiego Parku de la Villette, widzimy, że to właśnie estetyka tych dzieł kształtuje sztukę architektoniczną początku XXI wieku. Tschumi napisał kiedyś, że jego projekt la Villette miał pokazać, że można skonstruować architektoniczny kompleks bez odwoływania się do tradycyjnych zasad kompozycji, hierarchii i porządku60. I rzeczywiście, Tschumiego „matematyka stosowana” doprowadziła do tego, że poprzez jego projekt, ulokowany na zniszczonym przez przemysł terenie, odzyskaliśmy raj, o ile park jest rajem budowanym przez człowieka. Ten nowy raj nie jest piękny urodą Alhambry ani pełen historycznych wspomnień jak krakowskie Planty. Aprobujemy go, ale nie łatwo było uznać geniusz jego twórców, mimo pogodzenia się z utratą estetyki Wersalu. Współczesny architekt opanował też materię wirtualną, w każdym razie używa tego najnowocześniejszego materiału (tworzywa) z coraz lepszymi rezultatami, a co najważniejsze potrafi przenieść rzeczywistość wirtualną w tradycyjnie materialną. Szczęśliwie okazało się, że architekt ze swoją nowoczesną architekturą nie odbiega od poziomu kreatorów życia codziennego i kultury masowej. Komputer używany do tworzenia muzyki i komputer używany do projektowania budynków, to w końcu to samo hardware. Różnice wynikają tylko z odmienności software, a i to nie zawsze. Można więc powiedzieć, że sztuka architektoniczna sąsiaduje dziś z pokazami rządzącymi duszami uczestników „trendyrzeczywistości”. Sąsiadowanie nie oznacza jednak, że granica nie istnieje, przeciwnie, sąsiedztwa nie ma bez granicy. Daje nam ten fakt możliwość dokonywania wolnych wyborów, co dla twórcy ma znaczenie zasadnicze. W sztuce architektonicznej możemy pozwalać sobie na transgresję czasową lub częściową. W końcu określenie in-between, jakie pojawiło się lata temu, upoważnia do tworzenia dzieł z pogranicza sensu i snu. Ten przywilej architekt posiadł, kiedy zdecydował się bronić opinii, że to co tworzy nie jest tylko budownictwem. Architekt jest synem cieśli, ale bardziej jest tym, który wraz z małżeństwem Tofflerów buduje nową cywilizację. Czyli raczej spogląda w przód niż za siebie. Stąd pochwała nowoczesności, stąd przyzwolenie na rodzącą ją inność i prowadzące do inności eksces i prowokację. Żyjemy w wieku permanentnej awangardy i stałej metamorfozy, więc architekt codziennie pozwala sobie na odchodzenie od znanych modeli myślenia – dla inności, dla nowości, dla sztuki, która przecież wraz z upływem czasu ma prawo być coraz inna, nawet manieryczna61. Z taką architekturą spotykamy się w nowych miastach i trzeba się do tego przyzwyczaić. Nawet wtedy, B. Tschumi, Parc de la Villette, [w:] A. Papadakis i in. (red.), Deconstruction. Omnibus Volume, Academy Editions, Rizzoli, NY. 61 Warto tu zwrócić uwagę na teksty Ady Kwiatkowskiej, np. Metafory – metamorfozy, „Archivolta” 3/2005. 60 37 Uwarunkowania architektoniczne gdy, jak dopiero co napisano, nowe miasta „są bez znaczenia dla teorii miejsca i, co jest prawdziwą tragedią, nie tworzą motywacji urbanistycznej dla projektowania architektonicznego”, to jednak sama ich nowość uwalnia myśl od obowiązku oglądania się w tył i powstają liczne architektury nie znane do dziś. Wydaje się, że ich mnogość wynika z wpływu kilku czynników. Są nimi: – ekscytacja mobilnością idei, przedmiotów i ludzi, i próby odwzorowania tego wszechobecnego ruchu, – ekologia wraz z dyskusjami na temat styku estetyki z etyką, – zgoda na tematyzację w przestrzeni miast, – świat wirtualny, nowe technologie i materiały budowlane, – wolność poczynań artystycznych. Czynniki te łączą się ze sobą, przenikają, występują w grupach lub osobno, są rozmaicie wykorzystywane przez twórców architektury. Dzieła powstałe w wyniku ich wpływów widać zarówno w dawnych centrach miast, widać w nowych zgrupowaniach miejsc pracy, zastępujących dawne centra i powstających jako wynik przemian struktury miejskiej, jak i na obszarach starej i nowej zabudowy mieszkaniowej. Opis kolejnych architektur biorących swój początek w oddziaływaniach wymienionych czynników stanowi osnowę konstrukcji tekstu. 2.1.3. Architektura jako odwzorowanie ruchu Ruch i jego odwzorowania – niegdyś, kiedy mówiło się o nim w kontekście architektonicznym, nie mogło w dyskusji zabraknąć nazwisk Ildefonso Cerdy, który oparł plan Barcelony na koncepcji ruchu, Constantina Doxiadisa z jego Dynapolis, Mikołaja Ładowskiego z „miastem-rakietą”, autorów miast pasmowych itd. Dziś jest inaczej. Nie zapominając o wymienionych osobach, ich pozycji i osiągnięciach, i pamiętając o ruchu tłumaczonym jako mobilność w sensie planistycznym, szukamy innego jej znaczenia, rozumianego jako odwzorowanie ruchu w architekturze. Chcemy, może powinniśmy, a być może musimy zastygłą formą budynku uczestniczyć w przyspieszającym tempie życia. Ma to oczywiście związek z szybkością przemian w przestrzeni miasta, ale nie tylko. Znaczenia nabierają miejsca przejść i same przejścia. Znakomitym przykładem jest tu praca zespołu JEMS Architekci, która otrzymała pierwszą nagrodę w międzynarodowym konkursie na Centrum Kongresowe w Katowicach (2008). Opinia jury wyjaśnia wszystko: „..bardzo dobrze zdefiniowane zostały przestrzenie publiczne... atrakcyjnie zaprojektowane przenikanie przestrzeni publicznej placu wejściowego z przestrzenią hallu głównego... bardzo wysoko oceniona została specyficzna, zielona przestrzeń przeprowadzona przez zdeformowany celowo fragment dachu. Ta zielona ścieżka i przełamanie dużej bryły budynku... wytwarza nową perspektywę widokową... łączy w szerszym aspekcie strefę wejściową z szerszym otoczeniem”, w tym drogą – kierunkiem do Bogucic, co autorzy podkreślili na rysunkach. W projekcie tym forma budynku, zminimalizowana do neutralnego prostopadłościanu, całkowicie poddaje się wymaganiom przetaczającego się 38 Architektura metropolii w okolicy ruchu. Jednocześnie wyeksponowanie wpisanego w pamięć katowiczan przebiegu drogi, jako elementu decydującego o kształcie architektury, włącza nowoczesną architekturę Centrum w tradycję Miejsca i odbudowuje jego znaczenie w postsocjalistycznym, amorficznym krajobrazie okolic Ronda Generała Ziętka. W tym sensie projekt JEMS zwalcza niekorzystne tendencje rozkładu przestrzeni miejskiej, coraz bardziej widoczne w śląskiej konurbacji albo metropolii, żeby użyć nowszego określenia. Tworzy nowe miejsce centralne, podobnie jak wybudowane w Wolfsburgu i opisane dalej centrum nauki pod nazwą phaneo Zahy Hadid. Przykładem innej tendencji jest ambasada holenderska w Berlinie, projektu Rema Koolhaasa, OMA, (2001). Szklany kubik ambasady jest obramowany przez dziedziniec w kształcie litery L, za którym stoją kolejne budynki, mające ten sam kształt. Tak więc pomiędzy dwiema partiami kompleksu pojawiła się przerwa w przestrzeni, która na różnych wysokościach pokonywana jest przez kwadratowe w przekroju tuby korytarzy. Każde przejście między częścią sześcienną, główną ambasady a budynkiem L, mieszczącym poboczne funkcje, jest ujawniane, czyli demokratyczne. Ponadto w budynku L, pokrytym przezroczystą siatką, wszystko co się w nim rusza jest widoczne jak na dłoni, podobnie jest w kubiku, gdzie przeszklone są zwłaszcza przejścia pomiędzy zmiennymi poziomami pięter. Poruszanie się ludzi w budynku tworzy więc jego tożsamość, bez tego byłby jednym więcej martwym biurowcem. Z podobnym zagadnieniem spotyka się każdy projektant tego rodzaju obiektów – pytanie tylko, jak takie zagadnienie rozwiązać. Najczęściej korzysta się z pomocy przeszklonych elewacji, pozwalających na łączenie tego co w środku z tym co na zewnątrz. Ale to już nie wystarcza i np. ukończony w 1975 roku budynek Willis Faber Dumas z Ipswich, projektu Normana Fostera, dziś nie mógłby powstać. Co z tego, że nazywa się go niższą wersją Szklanej Wieży Miesa van der Rohe, co z tego, że po zapaleniu świateł pojawia się sceneria biur brokerskich, co z tego, że Foster używał najnowszych wtedy wynalazków Pilkingtona w zakresie szklenia elewacji. W sumie, zwłaszcza w dzień, jest martwą, rozciągniętą wzdłuż chodnika ścianą. Dziś wykorzystanie ruchu w budynku do kreowania architektury wymaga pokazywania przez szkło dynamicznych, wielowątkowych rozwiązań wnętrzarskich, gry brył wewnątrz szklanej skóry i różnicowania jej samej. Przechodząc obok budynku musimy odnosić wrażenie jego zmienności, poruszania się, nawet pewnego niepokoju o los grawitujących w jego wnętrzu pomieszczeń, elementów wyposażenia, elementów technicznych. Dobrze jest, gdy budynek taki z każdej strony jest inny, co podkreśla pozorną ruchomość elewacji. Do takich budynków należy Focus, najprawdopodobniej najlepszy, jak do dziś, warszawski biurowiec, projektu Stefana Kuryłowicza z zespołem (APA Stefan Kuryłowicz & Associates, 2001). W Rotterdamie stoi ośmiopiętrowy budynek uniwersytecki Ichthus Hogeschool Ericka van Egeraata (2000), zbudowany w zasadzie tylko ze stropów i szklanych ścian. Przechodzień uczestniczy w każdym wydarzeniu, każdym włączeniu komputera, upadku segregatora, rozmowie, awansie akademickim i w czym 39 Uwarunkowania architektoniczne jeszcze chcemy. W Kopenhadze, w zespole nowego miasta Orestad, Uniwersytet Kopenhaski wzniósł budynek popularnie nazywany „budynkiem z szufladami” (Henning Larsen Architects, 2004): w wielopiętrowym atrium pojawiły się wysunięte ze ścian betonowo-szklane, różnej długości pudła wspólnych pomieszczeń. Zawsze się coś w nich dzieje, ktoś się porusza, akcje trwają całą dobę. Trzecim trendem jest pokazywanie faktycznych, fizycznych przemian architektury i miejskiego krajobrazu. Za klasyczne przykłady uważa się dość już wiekowy (1996) Schouwburgplein, plac Teatralny w Rotterdamie, projektu biura West 8, na którym cztery trzydziestopięciometrowe maszty oświetleniowe, poruszając się na żądanie z leniwą galanterią wielkiej żyrafy, przebudowują elewacje placu (w nocy poprzez zmianę miejsc, w które rzucają światło) oraz Park Millennium w Chicago (2004). W parku tym praktycznie nie ma nic stałego. Pawilon Pritzkera, projektu Franka Gehry, z każdej strony jest inny, obrazy na wykonanej z lustrzanej stali Chmurze Anisha Kapoora zmieniają się w zależności od tego, kto do niej podchodzi, interaktywna fontanna (Crown Fountain) Jaume Plensy także pokazuje na sobie coraz to inne twarze. Wszystkie trzy tendencje związane z obserwacją, że w dzisiejszej architekturze ruch staje się komponentem jej formy, mają wspólną cechę: prowadzą do przekonania mieszkańców miasta do tego, że permanencja zmian w jego krajobrazie, dokonywana za pomocą rozmaitych narzędzi, służy podnoszeniu jakości miejskiej przestrzeni. W rozpraszających się miastach, jeśli już muszą istnieć, przenoszonych poza miasto tradycyjne do podmiejskich i wiejskich krajobrazów, architektura być może powinna zamieniać się w krajobraz. Jeśli tak, to budynki i inne budowane obiekty, jak prawdziwy krajobraz powinny ulegać czasowi i np. zmianom wraz z porami dnia i roku. Na tym tle pojawia się problem cyklicznej zmiany tożsamości, a idąc dalej: skoro nie raz mówiliśmy, że tożsamość architektury to (upraszczając) wyrastanie z miejsca, z krajobrazu, więc teraz, jeśli ten krajobraz sami budujemy, to być może przewartościowaniu ulec powinna kategoria tożsamości. 2.1.4. Architektura ekologiczna Zacznijmy od tego, że nie chodzi tu tylko o najprostszą w wyrazie „zieloną architekturę” albo „ekologiczne wieżowce”. Tych mamy sporo. Ciekawsza jest ta odmiana architektury ekologicznej, która odwołuje się do życia budynku i dopiero co wspomnianych jego związków z krajobrazem, jakie by one nie były. Jest to w przypadku tworzenia architektury dla miast rozpływających się w regionie rzecz być może kluczowa: wiele obiektów spośród tych, które były kiedyś budowane tylko w śródmieściach miast, dziś jest lokowanych daleko poza nimi. Czasem tym innym miejscem jest tzw. zielony habitat, ale czasem brown field, teren uprzednio zdewastowany przez przemysł, kolej, wojsko. Za pierwszy, wyprzedzający swój czas przykład podać trzeba wyniki konkursu na centrum gminy Espoo na zachód od Helsinek. Konkurs rozstrzygnięto w 1967 roku. Pierwszą nagrodę otrzymał zespół warszawski w składzie Jan Maciej 40 Architektura metropolii Chmielewski, Janusz Kazubiński i Krzysztof Kuraś62. Po pierwsze, władze gminy bardzo dobrze zdefiniowały temat: ponieważ zaobserwowano rozpraszanie się Helsinek w kierunku zachodnim, postanowiono, że Espoo stanie się elementem krystalizującym nowe miejskie założenie, swoją zwartością równoważące tendencje do dyspersji zabudowy i tym samym zanieczyszczania krajobrazu. Po drugie, sąd odrzucił modne wtedy megastrukturalne rozwiązania, a był to czas apogeum mody „na metabolizm”, z jego miastami w powietrzu i wielopiętrowymi marinami na morzu. Po trzecie, sąd dostrzegł i docenił jedność, jaką w projekcie stanowił istniejący krajobraz i zaprojektowane miasto, podkreślające jego cechy, szczyty wzgórz ze zgrupowaniami zabudowy, doliny, w których ukryto komunikację, lasy będące cokołem dla wyższych budynków, kamieniste wybrzeża jezior, gdzie skały multiplikowane były przez podnoszące się do góry ściany obiektów publicznego użytku. Po czwarte, kiedy dziś patrzymy na projekt śródmieścia Espoo, z łatwością dostrzegamy wspaniałe przestrzenie publiczne z budynkami, które inni architekci mają odwagę dopiero dziś realizować. Na przykład sala koncertowa w Espoo to nic innego jak obsypany nagrodami gmach opery w Oslo, otwartej w 2008 roku, projektu firmy Snohetta – wystarczy porównać bryły sali i opery. Tak więc Espoo było i zielone, i równoważące rozwój, i progresywne – do stopnia takiego, że fiński inwestor nic z tego nie zrozumiał i wybudował to, co budowano wszędzie. Mimo tej realizacyjnej porażki, projekt Espoo z zaangażowaniem przy jego tworzeniu zasad planowania przestrzennego i zasad projektowania urbanistycznego, czyli jednoczesnego działania w dwóch skalach, jest do dziś wskazówką jak postępować w przypadku projektowania w nowych metropoliach. Tak właśnie postąpiła Zaha Hadid projektując phaneo w Wolfsburgu, idąc tak daleko, że nie wiemy czy jest to obiekt, budynek, krajobraz, czy wszystko naraz? Tuż przy phaneo zatrzymują się autobusy miejskie jeżdżące do Brunszwiku, który stanowi wschodni kraniec zurbanizowanej strefy ciągnącej się przez Hildesheim do Hanoweru. To już dziś klasyczny europejski przykład „miasta bez miasta”, amorficznego miasta bez granic i śródmieścia. Phaneo, flankując przydworcowy kraniec głównej ulicy Wolfsburga, ma szanse tworzenia wokół siebie nowego punktu centralnego wspomnianej zurbanizowanej strefy. Sytuacja ta podnosi znaczenie budowli, staje się ona (formalnie) tym, czym dla małych miast były niegdyś razem wieża kościelna i wieża ratuszowa. Staje się znakiem i punktem odniesienia, zamieniając bezpostaciowe otoczenie w bardziej określone. To wytyczanie miejsc centralnych ma dla miast znaczenie zasadnicze, jeśli utrzymywać się będzie trend do ich rozpraszania się. Nie tylko miejsce podnosi znaczenie phaneo, prawdopodobnie ono o wiele bardziej podnosi znaczenie miejsca. Jest tak, bo phaneo to wyjątkowa artystyczna manipulacja, dostarczająca złudzeń, działająca w masowej niby-kulturze. Z tym, że nie jest to działanie nie fair. Uwodzenie formą i gra przestrzenią przeciw stereotypom, przy uważnej obserwacji zasad i celów tej gry, może okazać się bardziej 62 Espoon Kansainvalinen Keskustakilpailu, Arkkitehtuurkilpailuja, 8/1967. 41 Uwarunkowania architektoniczne uzasadnione niż to się na pierwszy rzut oka wydaje. Wszystko dlatego, że jesteśmy w sytuacji, w której musimy wybierać pomiędzy „budowaniem wokół miejsc”, co zdarza się coraz rzadziej, albo „budowaniem, wsłuchując się w głos naszego czasu”, ku czemu przychylają się choćby rzesze internautów. Autorka mówi o phaneo, że to „krajobraz eksperymentalny”. Ma prawo tak twierdzić, za przykładem swoich poprzedników, którzy zrobili wiele, aby Wolfsburg od 1938 roku, czyli roku swego powstania, był przykładem eksperymentu projektowania urbanistycznego. Phaneo ukończono w 2006 roku. Tak jak kiedyś jeździło się do Wolfsburga dla dzieł Alvara Aalto (Dom Kultury i kościół Św. Ducha), Hansa Scharouna (teatr) czy Petera Schwegera (Muzeum Sztuki), tak dzisiaj ono jest prawdziwym magnesem. Ponieważ znajduje się tuż przy stacji kolejowej oraz przy moście do Miasta Samochodowego (Autostadt, projekt firmy HENN z Monachium), więc nie daje się ominąć. Z punktu widzenia powszechnej architektonicznej edukacji, jak i bardziej zaawansowanych rozważań jest to lokalizacja idealna. Phaneo spełnia wszystkie wymogi, jakie stawia się budynkowi. Ma drzwi, schody, toalety, gaśnice itd. Z tym, że drzwi o kształcie rombu bywają pochylone w stosunku do podłogi i w tej pochylonej płaszczyźnie rozsuwają się przed przechodniem. Okna, z reguły jak i drzwi romboidalne albo prawie eliptyczne, przebiegają przez ściany niby rój meteorów w dowolnych miejscach i kierunkach. Są zresztą nie tylko w ścianach ale i w suficie uniesionego nad ziemię podziemia, o ile tak można nazwać przestrzeń pod kubaturową częścią phaneo. Aby więc nie ryzykować pomyłek, lepiej traktować phaneo jako budowlę i zgodzić się na wszystko co oferuje, w tym na usterki budowlane, dość tanie materiały i tandetne wykonanie. Bez wątpienia jest to oferta „krajobrazu eksperymentalnego inaczej”, ale prawdę powiedziawszy nie ma to wszystko znaczenia. W budowli Zahy Hadid porywające jest bowiem to, że rosła właśnie na przekór wszelkim problemom wykonawczym. Może nawet ich wyliczanie pokazuje, że tam gdzie twórcza wola architekta kształtuje przestrzeń w sposób taki, jak on po prostu chce, nic innego się nie liczy. Phaneo jest takim właśnie manifestem, prototypem nowych miejskich form, które akurat w Wolfsburgu, mieście samochodowych nowości, mają prawo zaistnieć i to wyobrażenie samochodowej dynamiki w zastygłym betonie jest zniewalające. Spacerując wokół phaneo warto wybierać miejsca dłuższego oglądania, choćby po to, żeby zastanawiać się, czy architektura jako sztuka ma w przypadku phaneo tę samą wartość co natura – takie rozważania są niezbędne skoro mamy do czynienia z nowym („eksperymentalnym”) krajobrazem. Wiemy, że sztuka nie może być naturą, jeśli ma zostać sztuką, ale przecież czasem krajobraz wydaje się emanacją nadludzkiej, boskiej sztuki. Tak więc, gdy architekt tworzy rzeczy same dla siebie ważne, w taki sam sposób, jak natura jest ważna sama dla siebie, to można powiedzieć, że przez takie naśladownictwo Stwórcy tworzy on rzeczy umykające osądowi estetycznemu. Gdy chce być nowoczesnym, to koncentruje się na własnych środkach ekspresji i na integralności dzieła przez odrzucenie obrazów 42 Architektura metropolii istniejącego świata, ponieważ uwzględnienie świata przysłaniałoby kompozycyjne wartości dzieła. Takie odwrócenie się nowoczesnej architektury do siebie samej rodzi jednak dylematy. Otóż niespodzianka, jaką odczuwa się pierwszy raz spoglądając na phaneo, jest o wiele większa niż wtedy, gdy pierwszy raz ogląda się starsze budynki. Jest to tak, jakby Hadid chciała udowodnić, że wysoki poziom satysfakcji estetycznej nie jest możliwy do osiągnięcia bez zaskoczenia widza. Taki przekaz zbliża się niebezpiecznie do propozycji składanych widzom przez świat marketingu, w którym wrażliwość widza musi być coraz intensywniej atakowana, bo jest on coraz bardziej znudzony coraz łatwiej dostępnymi rozmaitymi obrazami. W tym chaotycznym świecie ma swoją rolę hasło „eksperyment”, przyzwalające na ukrywanie treści w formie i promowanie ekspresji kosztem tego, co miałaby wyrażać. Stąd, być może, znajdujemy w phaneo wspominane pochyłe drzwi i inne niespodzianki. Niestety, nie budzą refleksji, ale dają, co można zaobserwować w zachowaniach użytkowników, jedynie rozrywkę w formie utrwalającej niewrażliwość na to, co od zawsze umownie nazywaliśmy kulturą. Jak kicz, dostarczający fałszywych przeżyć i nie żądający niczego. Pytanie, czy tak by było ze wszystkimi innymi projektami Hadid? Elizabeth Farrely co prawda pisała w 1986 roku, a więc w epoce pojawienia się Zahy Hadid z jej zwycięską pracą na projekt klubu w Hong Kongu (1982–1983), że postmodernizm to „świeży oddech wiosny” po modernistycznej zimie, ale szybko zmieniła zdanie, uznając nowe projekty za manierystyczną szaradę. Jednakże bez przesuwających się wolno w powietrzu brył klubu nie byłoby phaneo i dziś nie byłoby o czym rozmawiać. Przykład pheneo pokazuje jak architektura może przyspieszać zjawiska cywilizacyjne, trzeba tylko umieć to wykorzystać. Szczęśliwie, potrafi to wielu architektów. Dzięki nim mamy budynki, w których aktywności ujawniają się w postaci czegoś, co można nazwać pulsowaniem, wyobrażeniem ruchu, jaki w nich trwa, czasem rzeczywistego a czasem wyobrażonego, i że pod jego wpływem formy stają się płynne, obłe, pofałdowane, miękkie, niby ekologiczne albo topograficzne. Wrażenie potęgują krajobrazowe powierzchnie budynków. W rezultacie krajobraz staje się narzędziem integracji miejskiej przestrzeni – budynek staje się krajobrazem, krajobraz budynkiem. Świetnym przykładem jest twórczość zespołu Marek Budzyński i Zbigniew Badowski i ich dzieła: Biblioteka Uniwersytetu Warszawskiego (1994–1998), Sąd Najwyższy (1995–1999), niezrealizowany projekt Świątyni Opatrzności w warszawskim Wilanowie (konkurs 2000) i projekt Opery Podlaskiej w Białymstoku (2005). Warto także poznać szereg rozwiązań w zespole placu Poczdamskiego w Berlinie: kamienny potok płynący pod biurowcem Araty Isozakiego i Steffena Lehmanna przy Linkstrasse (1994–1998), zarośnięte trzciną baseny, łączące Kanał Landwehry z placem Marleny Dietrich wzdłuż biur debis Renzo Piano i Christopha Kohlbergera (1994–1997), parki im. Tilli Durieux i im. Henrietty Herz, oba autorstwa Bruno Doedensa i Maike van Stiphout, operujące pryzmami trawników, przesłaniających w czasie spaceru po nich coraz to inne fragmenty okolicy (1998–2000), wreszcie Centrum Sony projektu Helmuta Jahna, 43 Uwarunkowania architektoniczne budynek-miasto z placem-salonem w środku, na który (do którego) wchodzą kliny zieleni z pobliskiego parku (1996–2000). Do tych dzieł dodać można pobliski Pomnik Pomordowanych Żydów w Europie Petera Eisenmana (2003–2005) i Muzeum Żydowskie Daniela Libeskinda przy Lindenstrasse, a zwłaszcza jego przejmujący w prostocie i wymowie Ogród Hoffmana, na niewielkiej powierzchni pokazujący cały świat będący ojczyzną diaspory żydowskiej (1993–1999). Architektura ekologiczna to także obiekty powstające w wyniku recyklingu tego, co już w miastach nie jest potrzebne, takie jak przebudowa silosów dawnej oczyszczalni ścieków w amsterdamskiej dzielnicy Zeeburg, które mają w 2011 roku stać się centrum kultury (biuro Aarons en Gelauff Architects). Obiektów takich jest znacznie więcej i już nie budzą powszechnej ciekawości jak kiedyś przebudowa gazowni w Wiedniu. Bardziej ekscytująca jest budowa obiektów będących spiętrzonymi krajobrazami, takich jak pawilon holenderski na Expo 2000 w Hanowerze (MVRDV, Winy Maas, Jacob van Rijs, Nathalie de Vries), projekt Mediateki Brabanckiej (też MVRDV), projekt mediateki The Ziggurat w Nowym Orleanie (UN Studio, Ben van Berkel i Caroline Bos, 2006), albo pokrycie drewnianym pokładem międzynarodowego terminala portu w Yokohamie (Foreign Office Architects, Ajenandro Zaera Polo i Farshid Moussavi, 2002) – żeby wymienić tylko przykłady bardziej znane. Są także przykłady recyklingu urbanistycznego, czyli przebudowa całych dzielnic albo i miast. Przykładów znowu jest dość dużo, warto wspomnieć, że pojawiać się mogą i w Warszawie. Między innymi, w pracowni Stefana Kuryłowicza powstały projekty budowy nowych dzielnic mieszkaniowych na terenach sztandarowego niegdyś przedsięwzięcia przemysłowego w stolicy, czyli Huty Warszawa obecnie Lucchini, oraz na gigantycznych terenach kolejowych (pokolejowych?) Odolany. Najbardziej ekscytujące jest projektowanie ekologicznych miast. Jest ich już sporo. Szczególnie łatwo je projektować tam, gdzie pieniądze państwowych inwestorów łączą się z działalnością propagandową ale i rzeczywistymi potrzebami. Dzięki temu, w czasie ostatnich kilkunastu lat, w Chinach miejskie założenia urbanistyczne, opatrzone hasłami ekologicznymi, liczą już biliony m2. Są to miasta, które mają wyglądać inaczej niż zatłoczony wieżowcami Szanghaj. Za przykład stawia się projekt dla miasta Huaxi, które ma zwracać się w stronę natury i indywidualności. Autorzy planu (chińska firma MAD) nie chcieli, jak mówią, tworzyć idealnej urbanistyki, raczej chodziło o wskazanie trendów w laboratoryjnej postaci. Warto przyjrzeć się obrazom tego nowego miasta, które pełne jest wieżowców o odważnie powykręcanych elewacjach, luźno rozrzuconych w zielonym krajobrazie, żeby mieć argumenty do poważniejszej rozmowy o morfologii nowych miast. Ten sam temat pojawia się, gdy oglądamy nowe miasta na Półwyspie Arabskim. 2.1.5. Architektura na temat Tematyzacja to nowe w naszych publikacjach sformułowanie, wyjaśniane jako świadome i intencjonalne nadawanie przestrzeni form architektonicznych, nawiązujących do czasów minionych lub innych kręgów cywilizacyjnych, które 44 Architektura metropolii może być powiązane z kreowaniem spektaklu miejskiego przeznaczonego dla masowego odbiorcy. Hotele i kasyna w Las Vegas są „niedoścignionym” przykładem, podobnie jak liczne galerie handlowe (tu prawdopodobnie na czele postawić można Złote Tarasy w Warszawie), ale nie zawsze o tematyzacji trzeba mówić z ironią. Jest to po prostu kolejna, współczesna odmiana eklektyzmu, która formalnie wyrosła z architektury postmodernistycznej (przy pomocy neoliberalnej pogoni za zyskiem albo chęci wzniesienia pomnika własnej mocy). W Warszawie istnieje znakomity przykład tendencji, o jakiej tu mówimy: to stojący przy ul. Woronicza gmach TVP autorstwa Czesława Bieleckiego z zespołem. Sam autor pisze, że w budynku tym możemy zobaczyć Wieżę Babel i Arkę jako symbole mediów, ale i pomnik III Międzynarodówki Włodzimierza Tatlina, transatlantyk Normandie z plakatu Cassadre`a, wzór na posadzce wzięty z japońskiego rysunku tuszem oraz kształty Pięknej Rafaeli z obrazu Tamary Łempickiej, które to skojarzenie jest prowokowane przez komentarze o erotyzmie zrealizowanej elewacji63. Na drugim biegunie tendencji tematyzacyjnej znajdują się budynki kategorycznie odżegnujące się od wszelkiej ostentacji. Są to obiekty takie jak Silodam, budynek mieszkalny w porcie w Amsterdamie, autorstwa grupy MVRDV (2002), też w Amsterdamie oddział onkologiczny szpitala uniwersyteckiego przy stacji metra Amstelveen, a w Rotterdamie pawilon studencki Hogeschool Inholland Ericka van Egeraata (2000) i siedziba Shipping & Transportation College architektów Neutelings & Riedijk (2005). Ich twórcy proponują inwestorom i nam wszystkim estetykę góry kontenerów, (przypadkowo?) poustawianych jeden na drugim. Żadnych wyszukanych materiałów, żadnego ornamentu i światłocienia, żadnych burżuazyjnych ciągot, jedynie najczęściej spotykane kolory kontenerowych skrzyń, których układ na elewacji może przypominać front kawiarni De Unie Jocobusa Ouda (Rotterdam, 1925), ale związek z dziełem Ouda nie jest dowiedziony. Nie ma w tych budynkach niczego co może być uznane za przypadkowe, powodujące pytania, jak to na przykład było z gigantycznymi mieszkalnymi „szufladami” wysuniętymi z budynku WoZoCo`s, także autorstwa MVRDV (Amsterdam, 1997), albo podniesionymi narożnikami gigantycznego bloku mieszkalnego The Whale, usytuowanego w amsterdamskich dokach (autorstwa firmy De Architekten Cie., 2000). Tematem staje się więc brak tematu przedstawianego wizualnie, tematem obiektu ma być funkcja, o ile ją odczytamy w powtarzających się formach, chciałoby się dodać. Zwłaszcza, że architekci zdają się od jasności formy uciekać, co potwierdza uprzemysłowiona, opatrzona niby portowymi kratownicami forma teatru Luksor na Wilhelminaplein w Rotterdamie (biuro Bolles + Wilson). Z kolei w Amsterdamie jest to długa na 270 m, trzypiętrowa skrzynia, postawiona przez firmę OTH w porcie, na nieużywanej platformie do załadunku statków a będąca biurowcem. Kłopoty co do odczytania funkcji potęguje fakt, że w rodzinie tych budynków mieliśmy tymczasowy pawilon informacyjny na placu Poczdamskim w Berlinie, obecnie mamy również tam (w pobliżu katedry) tymczasową Kunsthalle projektu Adolfa Krischanitza (2008), 63 Cz. Bielecki, Więcej niż architektura. Pochwała eklektyzmu, Wyd. BOSZ, Olszanica, 2005. 45 Uwarunkowania architektoniczne nie wspominając (o jednej z wielu) absolutnie tymczasowej, kontenerowej aranżacji przestrzeni na festiwal muzyczny w Rio de Janeiro w 2007 roku, przygotowanej przez zespół Bernardes + Jacobsen. Faktyczna tymczasowość tej architektury oznacza, iż tematem do przemyśleń dla jej odbiorców staje się nietrwałość istnienia. Temat oczywiście intrygujący, ale niekoniecznie dla pacjentów onkologii, że przypomnimy „tymczasowość” szpitala w Amsterdamie. Ten nietrafiony wybór mówi o jednowymiarowości pomysłu, a może nawet o uleganiu architektonicznej modzie, czego historia architektury nie przebacza. Nie ma wątpliwości, że tematyzacja architektury wiąże się głównie (obok wspomnianych hoteli w Las Vegas) z budową centrów handlowych, rozmowa o niej jest więc ważna dla rozpraszających się miast, choć paradoksalnie, powtarzaną regułą jest odwołanie się twórców do wzorca tradycyjnego miasta, a można nawet powiedzieć, że do miasta jako takiego. Jest to swoista rekompensata za to, że budowa wielkich centrów handlowych, bez różnicy czy są wznoszone poza miastem czy w mieście, najczęściej likwidują tradycyjne miejskie śródmieścia. Nie wchodząc w analizę tej sytuacji, warto zająć się architekturą nowych centrów. Jest to o tyle łatwe, że są z reguły bardzo dobrze widoczne, ale też nie bardzo jest na co patrzeć. Są raczej kubaturą, budownictwem (jak mawiają architekci) niż architekturą. W środku, gdzie temat budynku najlepiej jest czytelny (miasteczko greckie, wioska rybacka, włoskie restauracje, plac miejski, główna miejska aleja, port piratów itd.) jest zwykle ciepło, ale nie gorąco, gra muzyka, ale nie za głośno, jest czysto i bezpiecznie, stoją ławki i drzewa. W tym akurat nie ma niczego złego, jedyny problem jest taki, że wszystko to nie jest w tym miejscu, gdzie byśmy oczekiwali, czyli w przestrzeniach publicznych miasta, i jest otoczone podróbkami architektonicznymi, przetransferowanymi z innych miejsc. Na tym tle wyróżnia się budynek handlowy Selfridges w Birmingham projektu Future System (Jan Kaplicky i Amanda Levete, 2003), o kształcie wielkiej ameby, pokryty skórą z okrągłych aluminiowych dysków i poprzez tę formę i pokrycie w znacznym stopniu wypreparowany z otoczenia. Jest wychodzącą ze skali kontekstu wielką rzeźbą, jakby zakłopotaną problemami, które tworzy, ale czystością intencji twórców i ultraminimalizmem formy przyciągającą publiczność. Jest interesujące, czy podobnie dobrych recenzji doczeka się nowo otwarte w 2009 roku centrum handlowe Westside na przedmieściach Berna, projektu Daniela Libeskinda, ze wszystkimi atrybutami jego architektury. Jest interesujące, czy formalne zabiegi, uzasadniane przez autora nieomal świętością przestrzeni muzeów i hal koncertowych, dało się przenieść do „świątyni handlu” bez szkody dla nich? Zwłaszcza gdy przypomnimy sobie, że brak zgody Libeskinda na ulokowanie supermarketu na terenie Ground Zero w Nowym Jorku doprowadził de facto do odsunięcia go od projektowania wszystkich budynków, jakie tam mają powstać64. 64 S. Gzell, Idea architektoniczna jako tworzywo pożądane i kontestowane, [w:] Definiowanie przestrzeni architektonicznej. Architektoniczne tworzywo, „Czasopismo Techniczne”, Wyd. PK, Z. 9-A/2006, rok 103. 46 Architektura metropolii Za przykłady dodatnie uznać można dwie polskie realizacje: Manufakturę w Łodzi i Browar w Poznaniu. Temat dla obu jest ten sam, nostalgiczny, ale przyciągający klientów i turystów: Odzyskana Przemysłowa Przeszłość. Łódzkie Centrum Handlowo-Biurowo-Usługowe, przebudowane jest z dawnej fabryki Izraela Poznańskiego przez firmę Sud Architects (2005). Jego tożsamość określa poprzemysłowa zabudowa, zrewitalizowana i dostosowana do nowych funkcji. Choć można Manufakturze zarzucić znaczne wyizolowanie z tkanki miejskiej, zbyt mało powiązań z otaczającymi terenami, niezbyt dobre nowe architektoniczne dodatki, to jednak w sumie powstała tam odmiana współczesnego rynku, kolejnego centralnego miejsca w luźnej i niedoinwestowanej strukturze miasta. Podobnie jest z rewitalizacją browaru Huggera w Poznaniu, dokonaną przez Studio ADS (Piotr Berełkowski i Przemysław Borkowicz, 2003, 2007). Browar stał się jedną z wizytówek Poznania. Miasto wyremontowało deptak prowadzący do Browaru, właściciele kamienic, które przy nim stoją podjęli ich renowacje a cały rejon znacznie się ożywił. Oznaczać to może, że jakość architektury i współdziałanie inwestorów centrów handlowych z władzami miasta, może zapobiegać przenoszeniu się handlu na dalekie przedmieścia, co będzie przeciwdziałało rozpraszaniu się funkcji śródmiejskich. 2.1.6. Architektura wirtualna i nowe technologie Świat wirtualny ciągle wydaje się nowością, dzięki czemu architektura tworzona przy znacznej pomocy komputera może zażywać chwały sztuki nowoczesnej. Przestrzeń wirtualna jest materiałem umożliwiającym realizację budynków kiedyś niewyobrażalnych. Jest to materiał szczególny, ponieważ gdyby chciał, to mógłby współpracować z twórcą. Pisano już o architektonicznych snach komputerów, w których poza kontrolą programującego je architekta mogą pojawiać się i znikać całe metropolie, masy budynków, nieznane nam układy geometryczne, w tym układy w nowych geometriach, wypełniające kasowane zaraz pliki i foldery. Komputery zostawiają nam tylko minimalny odsetek swojej produkcji, tylko to na co oczekujemy. Tak w pozostawionym na noc, pracującym komputerze powstaje większość skomplikowanych renderingów, ale czy tylko one, czy też coś więcej, co komputer sam ocenia jako dzieło niedoskonałe i sam podejmuje decyzję o jego skasowaniu? Niestety, tych dzieł przejściowych, wynikających z przekształcania zadanych parametrów możemy nie zobaczyć, bo powszechnie używane komputery nie potrafią same z siebie dzielić się z nami tym co rysują. Niektóre z „dzieł przejściowych” z pewnością nie mają sensu, ale inne mogą być genialne. Ich poszukiwanie jest próbą wiązania świata realnego z wirtualnym i przypomina to, co z bryłą marmuru robi rzeźbiarz: odrzuca niepotrzebne części kamienia i zostaje to, co od razu w kamieniu zobaczył, czyli niepowtarzalna forma, adorowana potem przez pokolenia. Form takich miałby dostarczać teraz Marcos Novak, pracujący przy pomocy komputera nad architekturą płynną (liquid architecture), dającą się modyfikować, 47 Uwarunkowania architektoniczne podlegającą odrębnemu porządkowi (alien architecture), samoświadomą (reflexive architecture). W cyberprzestrzeni działa także Stephan Perelli, twierdzący, że dzięki stosowanej przez niego technice modelowania formy tworzy architekturę nieustannie stającą się65. Architektura Novaka czy Perellego bywa uważana za doświadczenie prowokacyjne, bo wydaje się być nieużyteczna w sensie fizycznego wykorzystania na przykład do zamieszkania w niej, ale architektura nowoczesna ma prawo do ekscesu i prowokacji. To pierwszy etap jej powstawania, może nawet jest to jej prawdziwa geneza. Korzystając z takiego przyzwolenia, zaawansowano krok następny: projektowanie na odległość, co z kolei przyczynia się (choć nie w stopniu decydującym) do globalizacji dzieł architektonicznych, to znaczy pozbawiania ich cech, jakie mogłyby mieć, gdyby były projektowane lokalnie. Ale dziś ten zarzut jest mało istotny, bo nawet projekty „lokalne” wyglądają na „globalne”. To wynik powszechnej dostępności architektonicznej informacji i wzorów. Dziś każdy, kto chce stosować w swojej architekturze najnowsze materiały i technologie, musi korzystać z pomocy komputera, nawet wtedy, gdy pierwsze szkice wykonuje ołówkiem na papierze. Wspomniany przed chwilą dom towarowy w Birmingham nie powstałby, gdyby nie pomoc komputera. To samo jest ze wszystkimi dziełami Franka Gehry’ego, co zostało wielokrotnie opisane66. Warto jednak zwrócić uwagę, że komputer nie tylko pomaga w projektowaniu, ale że bez zapisu komputerowego nie byłoby możliwe przygotowanie elementów na budowie. Bowiem komputer rysując formy, gdy są jeszcze projektem, zapisuje je w pamięci co umożliwia potem wycinanie ich z materiałów, z których wznosi się budynek. Pamiętajmy, że każda tytanowa płyta, z jakich składano elewację Muzeum w Bilbao, jest odmienna od pozostałych, bez zapisu ich kształtu w pamięci komputera przygotowanie elewacji nie byłoby możliwe. To samo dotyczy Kunsthausu Petera Cooka i Colina Fourniera w Grazu (2003), gdzie dodatkowo komputer kontroluje światła neonów, przebijające przez elewację i przetwarzające budynek w wielki, obły ekran zdolny wysyłać rozmaite informacje. Podobnie jest z budynkiem centrum sztuki firmy NOX w Lille (2004), będącym, zwłaszcza we wnętrzu, formą interaktywną, zdolną wykorzystywać samoistnie efekty audiowizualne. Tak samo zachowują się przynajmniej dwa dzieła Jacquesa Herzoga i Pierra de Meurona, sklep Prady w Aoyama w Tokio (2003) i stadion Allianz Arena w Monachium (2005). Zmieniające się, kierowane komputerowo światło gra w ich architekturze główna rolę, tworząc wraz z prześwitującym wnętrzem i widoczną konstrukcją efekty bardzo charakterystyczne dla nowych miejskich krajobrazów. Wydaje się, że dzisiejsza architektura wirtualno-technologiczna odeszła od swych początków, leżących w sferze High-Tech i mających swoje odmiany. A. Bulanda-Jansen, Marcos Novak, <alien>, „Architektura i Biznes”, 5/2002. B. Lindsey, Digital Gehry. Material Resistance, Digital Construction, Birkhauser, Basel, 2001. Jest to książka z serii „The Information Technology Revolution in Architecture”, sygnowanej przez Antonino Saggio. 65 66 48 Architektura metropolii Z drugiej strony, Santiago Calatrava ciągle projektuje w manierze organicznej technologii, Renzo Piano wiele mówi o technologii humanistycznej a Norman Foster i Richard Rogers stale zdają się wierzyć w solidne metalowe belkowania, choć wypełniają budynki deklarowaną treścią ekologiczną. Dziś za ciekawsze uważa się doświadczenia nie tak mocno ingerujące w krajobraz, jako że miasto ma się z nim utożsamiać. Stąd przewagę uzyskują prace Herzoga i de Meurona, w których istotna jest skóra budynku, element wprost wchodzący w interakcje z otoczeniem. Warto wspomnieć pierwsze ich realizacje: Ricola Europe Factory w Miluzie (1993), gdzie panele ścienne z półprzezroczystego poliwęglanu „tatuo wane” symbolem firmy rozmawiają z przechodniem (efekt powtórzony w 1997 roku, w szkole w Eberswaldzie) oraz nastawnia kolejowa w Bazylei (1995), której elewacja składa się z wąskich taśm z miedzi tak skręconych, że tworzy odmienne wzory światłocieniowe w różnych porach dnia. Tendencją jeszcze bliższą naszym dniom jest blob-architektura. Wywodząca się z prac Grega Lynna, jest reprezentowana przez obłe lub bliskie obłości twory amebopodobne, tworzone i kontrolowane przez komputery. Formy ich są wynikiem transformacji innych obiektów, najczęściej jest to kopiowanie natury w trakcie wykonywania renderingów budowli, które z założenia mają nie mieć nic wspólnego z kanciastymi bryłami. W latach 90. XX wieku miało to związek z rozczarowaniem kanciastymi resztkami brył pozostałymi po dekonstruktywistycznych implozjach i eksplozjach. Był to także okres umacniania się świadomości ekologicznej, podbudowanej hasłem równoważenia rozwoju. Prostokreślny racjonalizm nie przekonywał, ucieczka na zielone przedmieścia, na dalekie plaże odległych, nieskażonych cywilizacją wysp, a także metroseksualizm, kwestionujący postawę macho i dopuszczający istnienie większej ilości pierwiastków kobiecych w życiu mężczyzny bez definitywnego odchodzenia w stronę homoseksualizmu, wymagały nowej architektury, generalnie mówiąc form miękkich. Nawet mosty miały być „krajobrazowe” a nie „techniczne” i takie mosty pojawiły się w Asterdamie, pomiędzy nabrzeżami doków przebudowywanych na dzielnice mieszkaniowe (Adrian Geuze, Daniel Jauslin, Rudolph Eilander, 1999, Piet Heinkade, 1999, i Nicholas Grimshaw, 2001). Najbardziej znanym blobem w Europie jest oczywiście Kunsthalle w Grazu, Petera Cooka i Collina Fourniera (2003), ale architektoniczne centrum informacyjne Arcam w Amsterdamie Rene van Zuuka (2003), tamże kwatera główna banku IMG (Roberto Meyer i Jeroen van Schooten, 2002), wieżowiec Tour Phare projektowany przez Morphosis w 2006 roku na La Defense, hala widowiskowa Zenith w Strasburgu Massimiliano Fuksasa (2007), wspominany już dom towarowy Selfridges w Birmingham oraz Miasto Mody i Designu, rozciągnięte wzdłuż Sekwany w Paryżu przez Dominique Jakob i Brendana Macferlana (2008), czy blob prostopadłościenny, czyli pływalnia olimpijska w Pekinie, The Watercube (PTW Architects, 2008), to także znane powszechnie obiekty. Ale nie ma nic wiecznego, reakcja była/jest natychmiastowa. UN Studio (Ben van Berkel i Caroline Bos) buduje w 2007 roku teatr-agorę w nowym mieście Lelystad w Holandii, 49 Uwarunkowania architektoniczne wyglądającą jak jaskrawe, kolorowe pudełko do samodzielnego składania albo jak zabawne origami, Snohetta buduje w 2008 roku operę w Oslo o ostro ciętych formach, nawet w Warszawie, według Wojciecha Leśnikowskiego i Marie Faulkner z Uniwersytetu Kansas, wokół PKiN powinny pojawić się krystaliczne wieżowce (2008). Może więc rozstrzygnięcie tego, co jest prawdziwą nowoczesną architekturą, godną budowania w nowoczesnych metropoliach, powinniśmy zostawić pierwszemu wirtualnemu architektowi, Scope Cleaverowi, działającemu od 2006 roku w Second Life, www.secondlife.com, grze komputerowej stającej się dzień po dniu prawdziwym życiem dla tysięcy osób. Scope prowadzi wolne artystyczne życie, warto więc przyjrzeć się jak wygląda ono w tzw. realu (czyli w tym co my uważamy za prawdziwe życie). 2.1.7. Wolność poczynań artystycznych Architektura, poszukiwane dobro komercyjne, ma odpowiednie miejsce w powszechnym systemie wartości. W świecie komercji, budynek będący tyleż dziełem sztuki co i nieruchomością, ma cenę jakby podwójną. Tak sformułowana teza zakłada, że dziś architektura ma się dobrze, a mieć się może jeszcze lepiej. Po pierwsze, architekturze nie grozi odejście jej twórców w stronę taką, w jaką poszła Brytyjka Tracey Emin, prowadząc swoją twórczość plastyczną. Cóż bowiem z tego, że za „My bed” T. Emin Dom Aukcyjny Saatchi & Saatchi uzyskał 150 tys. funtów, skoro jest to ciągle tylko wygniecione łóżko z kupą zużytych ubrań, brudnych gratów i innych śmieci? Cóż z tego, że Emin skupiła się na prezentacji siebie i należących do niej przedmiotów? Cóż z tego, że była odważniejsza niż koleżanki w prezentacji siebie samej? Co mamy nadzwyczajnego z tej „odwagi”, która jest udziałem każdej z dam stojących na poboczu drogi? Nieszczęście polega na tym, że jej plastyczne propozycje, które uważa za nie wiadomo jak ważne przesłanie, są prostackie przez swą łopatologiczną naiwność i dublowanie ogranych pomysłów. W tym pomysłów na przekraczanie etycznych norm, tak jakbyśmy za jej pośrednictwem musieli sprawdzać, co jest naprawdę dobrem a co złem. Zjawiska takie nie musiałyby nas zajmować, gdyby nie ich powszechność, co potwierdza chociażby każdy z opisów Biennale Sztuki w Wenecji. Początkiem zjawiska było odchodzenie sztuki od sacrum i dążenie do stworzenia własnej wizji bytu człowieka. W końcu tak rozumiana sztuka osiągnęła autonomiczność graniczącą z niezrozumiałością, po czym spokojnie przekroczyła tę granicę. Autonomiczność ta przenosiła się na atomizację środowisk i twórców. Zapanowało „pomieszanie języków” i w rezultacie pojawił się brak porozumienia pomiędzy twórcami a publicznością, i to do tego stopnia, że ta ostatnia przestała odróżniać twórców od szarlatanów, co może ma miejsce i w przypadku autora tego tekstu. Wyzwalając się z wszelkich wpływów sztuka stała się podatna na przypadkowe komplementy i zastąpiła przysłowiową kaczkę dziennikarską w sezonie ogórkowym. Wyzwolona sztuka pasie się dziś hałasem medialnym i plotkarskimi skandalami, przypominając spoty reklamowe i pokrzykiwania DJ-ów. I nikt już 50 Architektura metropolii nie pamięta, że piękno lubi być małomówne, i że wszystko miało zmierzać do odsiewania zła od dobra. Po drugie, o ile w sztukach plastycznych twórca staje się dziś producentem dóbr w, jak się powiada, globalnym supermarkecie kultury, a równocześnie konsumentem w tymże supermarkecie, to architekt w owym raju wolnego wyboru raczej nie przebywa. Nie może zabawiać nas grą pozorów, nie może dać nam swego ciała zamiast dzieła ani nie może się zamiast niego publicznie pokaleczyć. Nic innego nie może zrobić w miejsce wybudowania domu, może poza pisaniem długich tekstów, ale to są marginalia. Instalacje, zastępujące dziś obrazy i rzeźby, nie zastąpią budynku. Pokazany w 2005 roku na Biennale Sztuki w Wenecji „Drzewo – dom do składania” jest tylko zabawką architektoniczną a nie architekturą. I tylko tyle. Po trzecie, architekt nie staje samotny naprzeciwko świata iluzji jak inni twórcy. Z reguły nie jest też naiwny, więc świadomie może być przeciw wszelkiej grze i oszustwu. Jeśli w twórczości stosuje znane klisze, to robi to świadomie i na własną odpowiedzialność, i jest rozliczany z powielania cudzych osiągnięć. Gdy jest prawdziwym twórcą, to wymyka się klasyfikacjom, ale już jego biuro ustawiane jest w rynkowym rankingu biur lepszych i gorszych. Może je traktować jak zimne laboratorium albo miejsce powstawania ostentacyjnej piękności, ale każda z tych skrajnych wizji własnej twórczości jest korygowana przez mechanizm zamówień. Po czwarte, architektura jest ciągle zaangażowana w publiczne debaty na poważne tematy, od polityki do filozofii. Stąd za nieprzystojne uważa się próby epatowania widza i słuchacza dowcipnym suspensem, za to oczekuje się manifestacji na serio. Jednocześnie warto szukać przykładów na to, jak by mogła wyglądać architektura, gdybyśmy lekceważąc prawo ciążenia, pozwolili na fizyczny rozpad świata i fragmentację tego, co dotychczas stworzyliśmy. Oto kilka przykładów, dawniejszych i dobrze znanych. Centrum Tsukuby, Japonia, Araty Isozakiego. Otóż w Tsukubie, gdzie występują trzęsienia ziemi, Isozaki najpierw narysował wszystko jakby było już po katastrofie, a potem utrwalił rumowisko w formach budynków. Inny przykład to Centrum Sztuki Wexnera na uniwersytecie w Columbus, Petera Eisenmana i Richarda Trotty. Jest ono symbolem stawania się sztuki (utrwalone na zawsze „niedokończone”, będące niby w trakcie realizacji wiszące podpory, „nie rozebrane” rusztowanie, „przypadkowe” hałdy piasku), ale i symbolem kontekstualnego patrzenia na organizowaną przestrzeń – siatki konstrukcyjne centrum skręcone są o 12 i pół stopnia, żeby chwycić kierunek pobliskiej ulicy i połączyć symbolicznie uczelnię z miastem. Jeszcze jeden przykład mówiący o budowie nowego piękna z fragmentów istniejącego przedtem świata. Chodzi o Parc de la Villette w Paryżu, projektu Bernarda Tschumiego. Jeszcze przed rozstrzygnięciem konkursu na projekt parku było jasne, że kończy się epoka parku-ogrodu biorącego swój początek w biblijnym Raju, zakładając, że poszukiwanie nowego piękna bierze się z tych zjawisk w kulturze, które odrzucają a priori to co było, na rzecz tego co wymyślimy. Tschumi 51 Uwarunkowania architektoniczne próbował tak postąpić. Tłumaczył, że jego park to największy i pierwszy w świecie obiekt, w którym czynnikiem budującym formy jest przechodzenie z jednego stanu istnienia w inny – faktycznie, przemysł ustąpił miejsca otwartej przestrzeni. Miał to być pierwszy obiekt, który wykorzystuje zjawisko implozji, kawałkuje to, co istniało w terenie, ale zbiera i używa rozrzucone cząstki. Z tym, że grupowane są one nie według tradycyjnych zasad kompozycji, porządku i hierarchii. To nowe piękno ma stać się wkładem w jutro architektury. 2.1.8. Architektura z wystawy Wszystkie wymienione wyżej architektury powstają w bezustannym wzajemnym dyskursie. Architekci nie stronią od wykładów, odczytów, lektur, kolorowych albumów, prowadzenia zapisków i rysunkowych notatek. Do najbardziej przydatnych form wymiany myśli należy oglądanie profesjonalnych wystaw i wnioskowanie z tego wszystkiego co do stanu architektury i miasta w przyszłości. Tak po prostu jest i nic dziwnego, że na trwające cztery dni wernisaże otwierające Międzynarodową Wystawę Architektury w Wenecji przyjechało w 2008 roku 25 tys. zainteresowanych osób, z czego zdecydowaną większość stanowili architekci. Biennale w Wenecji jest najbardziej prestiżową wystawą architektury na świecie. Przyciąga rekordowe ilości uczestników i odwiedzających. W 2008 roku wystawę obejrzało blisko 130 tys. osób, czyli ponad 1800 osób dziennie. Uczestniczyło w niej 56 krajów, przygotowano 24 ekspozycje towarzyszące. Akredytowano 85 kanałów telewizyjnych a 2360 dziennikarzy napisało prawie 1000 artykułów. Dla nas ważne jest jednak pytanie o faktyczne znaczenie tej kolosalnej imprezy dla twórczości architektonicznej i przemian zachodzących w miastach. Odpowiedź może ułatwić fakt, że tematy ostatnich trzech wystaw właśnie o tych przemianach mówią. W roku 2004 wystawa miała tytuł „Metamorfozy” (dyrektor Kurt Foerster), w roku 2006 „Miasta. Architektura i społeczeństwo” (dyrektor Richard Burdett). W roku 2008 Jedenasta Międzynarodowa Wystawa Architektury miała tytuł „Out There: Architecture Beyond Building” (tłumaczenie na język polski, jakie by nie było, nikogo do tej pory nie zadowoliło), zaproponowany przez dyrektora Wystawy, Aarona Betsky`ego. Wystawy weneckie są prowokacyjne, zmuszają do dyskusji, dzięki którym, w co trzeba wierzyć, tworzą się nowe postawy wobec zjawisk w przestrzeni miast, skąd już tylko krok do tworzenia nowej architektury. To optymistyczna wersja opisu Biennale. Z drugiej strony, można o nich powiedzieć, że są z definicji nieco epigońskie, bo w zasadzie koncentrują się na prezentacji dorobku światowej architektury z okresu od poprzedniego Biennale, oraz to, że tytuł wystawy nie ma znaczenia dla tego pokazu. W 2004 roku odbywało się pod nazwą „Metamorfozy”, ale gdyby nadać mu nazwę np. „Trwanie”, to przy niewielkiej zmianie aranżacji i opisów prac, też by mogło się odbyć. Nawet gdyby przy zmianie nazwy pojawiło się trochę innych prac i ekspozycji, to nie miało by to zasadniczego znaczenia dla dwóch generalnych celów wystawy: dla pokazania architektonicznej mody 52 Architektura metropolii i dla sprzedania jej. W tym przemieszaniu twórczości z rynkiem nie ma nic złego – jedno bez drugiego nie istnieje. Architektura nie istnieje bez środków na realizację, a rynek z kolei karmi się zmianami mody. Gdyby było inaczej, to Eisenman nagrodzony w 2004 roku „za całokształt pracy” nie dziękowałby wytwórcy płyt gipsowych za pomoc w realizacji swej instalacji. W kontekście tego co napisano wyżej widać, że nie jest dobrze, gdy architekturę przedstawia się w pawilonach Biennale nadużywając słów zamiast pokazywania jej samej. Nie jest dobrze, gdy już od wejścia widz dowiaduje się, że ma ją współtworzyć. Zdarza się, iż twórcy uważają, że jak się w wejściowy portal wstawi kilka pionowych i ukośnych płyt, poprzycinanych na krawędziach, to wtedy osoba wchodząca do pawilonu będzie brała udział we „współtworzeniu fasady”. Przejście przez pogrubioną ścianę ma być drogą od etyki, której symbolem jest ustawienie płyt prostopadle do kierunków ku najważniejszym budowlom Wenecji, do wolności, jaką ma być zamontowanie we wnętrzu pudeł z karton-gipsu, bez związków z czymkolwiek na zewnątrz. Dlaczego? Skąd ta myśl? Działanie kamer, rzucających wizerunki wchodzących do pawilonu na wspomniane płyty, niczego nie wyjaśnia: na jasnych płytach zupełnie nie zauważa się nieco jaśniejszych, mgławicowych plam czegoś co podobno było „odebranym wizerunkiem” wchodzących osób. To nie jest opis wymyślony, to wejście do polskiego pawilonu w 2004 roku. W rzeczywistości pompatycznie zapowiadane „rozwarstwienie bezruchu architektury i ruchu widza”, rzecz skądinąd oczywista, jakoś specjalnie nie eksponowało się, a „spowolnienia przejścia przez fasadę”, jak chcieli autorzy, też się nie zauważało, przez co być może nie „ujawniła się geometria architektury i wideo fresk”. Rozwarstwienie, spowolnienie, ujawnienie itd. okazały się słowami bez pokrycia, służącymi do żonglerki sloganami, a nie wyjaśnieniu jakiejkolwiek myśli o architekturze. Śmieszne w tym było to, że autorzy polskiej ekspozycji 2004 wszystko robili i mówili na serio. Być może w takich przypadkach lepsza jest doza autoironii, co we wspominanym 2004 roku zrobili Austriacy, mający swój pawilon niedaleko naszego. Wystawili przed nim model Domu z Czarnego Gontu, przypominający jeden z polskich eksponatów, tylko nie tak koturnowo pokazywany. U nas była to „Architektura jako dystrybucja jednego zapisu” i „Architektury jako metastruktury ludzkości i morficzne strategie ekspozycji”, tam był to zabawowy Wuerschtelprater, miejsce czekające na dopiski zwiedzającego albo „substancja architektoniczna” sprzedawana po kawałku, w cenie 1,49 euro za 100 gram. Być może to była najlepsza ilustracja opinii, że tytułowe metamorfozy to refleksja na temat tożsamościowych przemian spowodowanych cywilizacyjnymi przeobrażeniami, choć z drugiej strony, taka zachęta do relatywizmu w każdej postaci też nie budzi zaufania do twórczości architektonicznej. Dziesiąte, jubileuszowe Biennale weneckie, miało tytuł „Miasta. Architektura i społeczeństwo”. Chodziło o pokazanie zmian, jakie dokonują się w miastach w warstwie morfologicznej i „morfologii społecznej”, cokolwiek by to nie oznaczało. Dyrektor wystawy, Richard Burdett z London School of Economics, stwierdził, że wystawa ma „uhonorować miasta w roku, w którym ich ludność stała się połową 53 Uwarunkowania architektoniczne ludności ziemi”. Miała też „informować i prowokować debatę o sposobie, w jaki kształtujemy miasta, ich budynki, przestrzeń i ulice, co jest domeną architektów i urbanistów (urban designers, nie planistów, na co warto zwrócić uwagę) zobowiązanych pamiętać o społecznym, kulturowym i ekonomicznym wymiarze miasta”. I dodawał: „Jak na razie architektura jest zbytnio oddzielona od debat interdyscyplinarnych”, z czym trzeba się zgodzić. Debata, dekretowana w zapowiedziach programowych, dla urbanisty nie zawierała specjalnych nowości. Do prezentacji 16 wybranych miast (Barcelona, Berlin, Caracas, Istambuł, Johannesburg, Kair, Londyn, Los Angeles, Meksyk, Mediolan-Turyn, Mumbai w Indiach, Nowy Jork, Sao Paulo, Szanghaj, Tokio) użyto po prostu roczników statystycznych, co spowodowało, że zwiedzający uznali (w elektronicznym sondażu), iż miastem, które najlepiej odpowiada społecznym, środowiskowym i kulturowym wyzwaniom XXI wieku jest Szanghaj (blisko 30%). Barcelona, prezentująca najwięcej najbardziej przemyślanych projektów zdobyła o 1/3 głosów mniej. Podsumowaniem tej części wystawy były hasła, znane od lat w Świecie Urbanistycznym i wielokrotnie opisane, choć być może dla Świata Architektury były nowością: Potrzeba nowej architektury w istniejących miastach, Transport a sprawiedliwość społeczna, Miasto jako model równoważenia rozwoju, Przestrzenie publiczne a tolerancja, Miasta i dobre zarządzanie (good governace, a wystarczyłoby samo governance bo ten wyraz wyraża już „dobro” w odróżnieniu od „niedobrego” government, czego czytelnikowi obeznanemu z problematyk zarządzania miastami nie trzeba wyjaśniać). Taki model ekspozycji pozbawił ją pierwiastka ekscytacji, jaki mógłby się pojawić przy innym przedstawieniu zamiany „zwykłych” wielkich miast w megalopolisy. Być może wtedy dramatyczne procesy ich demograficznych wzlotów i przewidywanych upadków albo zwycięskiej ekspansji i bohaterskiego trwania na przekór przeciwnościom, pozwoliłyby na krystalizację nowych poglądów na temat rozwoju miast. Być może powinien być wygrany efekt synergii, jaki pojawia się, gdy obok siebie znajdą się odległe w rzeczywistości i odmienne twory przestrzenne. Wystawa pokazała natomiast inną prawdę. Pokazała, że czytelna w głównej ekspozycji separacja statystyki, a inaczej mówiąc problemów planistycznych od form urbanistycznych, jest dziś największą bolączką tego, co potocznie nazywa się urbanistyką, a przez co należy rozumieć całość projektowania, planowania i gospodarowania przestrzenią miast67. Separacja tao jest wynikiem przesunięcia się działań urbanistycznych z pola kreacji przestrzennej na obszar mediacji, której zakres tematyczny ustalany jest przez tych, którzy rozgrywają swoje interesy na terenie miasta. Widać dziś, że w wyniku tego przesunięcia urbanistyka całkowicie oddała inicjatywę, w zakresie tworzenia przestrzeni miast w trzecim wymiarze, 67 Zupełnie inaczej zostało to ujęte w publikacji podsumowującej Biennale, co potwierdza zdanie często zapominane w dobie komputera, że „wiedza stoi na półkach”. Chodzi o książkę pod redakcją R. Burdetta i D. Sudjica, The Endless City. The Urban Age Project by the London School of Economics and Deutsche Bank`s Alfred Herrhausen Society, Phaidon Press Ltd., London, 2007. 54 Architektura metropolii deweloperom i wynajmowanym przez nich architektom, naiwnie wierząc, że każdy z nich myśli o czymś więcej niż o uzyskaniu maksymalnego zysku z terenu, który jest jego własnością. Wystawa wenecka w 2006 roku bardzo dobrze ten proces pokazała, choć chyba niechcący. Przykładów jest przynajmniej kilka, a wszystkie są znaczące. Rem Koolhaas i OMA, wychodząc z założenia, że powinniśmy szukać nowych terenów do zamieszkania, bo dotychczasowe zaczynają być przeludnione, pokazał pustynne wybrzeża Zatoki Perskiej. Ale czy faktycznie chodzi tam o jakieś działania dla dobra ludzkości? Powstają tam masowo nowe miasta, przy czym znaczna ich część jest wyłącznie architektoniczną manifestacją politycznych aspiracji i możliwości finansowych państw, producentów ropy naftowej. Dotyczy to zwłaszcza miast wakacyjnych budowanych na sztucznych wyspach, mających w rzucie kształty palm, kontynentów, półksiężyców i oceanicznych atoli. Miasta budowane na lądzie są z kolei w całości przenoszone z innych stref klimatycznych. Łatwo wskazać europejskie miasta-ogrody, postmodernistyczne kwartały i wzorce Nowego Urbanizmu, przeniesione z USA. Z pewnością wszystkie są dziełem inżynierskim, ale czy faktycznie takie wydawanie petrodolarów ma sens? Przecież tak naprawdę nikomu logicznie myślącemu nie zaimponują próby realizacji raju o importowanych formach, dalekich od tego co jest siłą tradycyjnej architektury arabskiej, dla której przez lata tyle dobrego zrobiła fundacja Agi Khana. Właściciele raju nie myślą o tożsamości miejsca, kilka wielkich firm architektonicznych (Khalib/Alami, WS Atkins, Adnan Saffarini, KEO i DAR, nieznanych przedtem ani nigdzie indziej) buduje na raz ponad 100 wieżowców, co razem przypomina architektoniczne panoptikum. To przykład, że „myśl deweloperska”, wspierana przez chętnych do współpracy projektantów, nie stworzy atrakcyjnego krajobrazu miejskiego wyłącznie dzięki różnorodności architektury. Drugim przykładem była prezentacja projektów mieszkaniowych dla Mediolanu. Norman Foster, z telewizora postawionego w jednej z sal opowiadał o „idealnym mieście”, jakie stworzył, projektując dzielnicę Santa Giulia w Mediolanie. Na wielki dziedziniec jajowatego w planie zgrupowania wielopiętrowych bloków, stojących na obwodzie owalu, wpadać mają zbawienne wiatry, przewietrzając je, a zieleń.. itd. Obok, wzdłuż pierzei wielopiętrowych kwartałów, ma zaistnieć new model of city living, czyli mają tam być sklepy i kawiarnie. Foster rzucał hasło „miasto w mieście”, znane od lat. Pomijał to, że po prostu naśladuje projektantów setek osiedli z Warszawy, Berlina, Moskwy, Paryża, Edynburga, oraz to, że niektóre z „idealnych miast” tamtego okresu właśnie się rozbiera. Fosterowi wtórował Renzo Piano, projektujący w Mediolanie inną dzielnicę mieszkaniową, Ex Area Falck. Jej serce to kilkanaście mieszkaniowych wieżowców ustawionych linearnie w wielkim parku, jaki ma powstać po likwidacji fabryki. Siłą ich ma być rozwiązanie pokazane na szkicu wykonanym ręką Mistrza: nad dolną połówką ze szpiczastym dachem wisiał będzie jej bliźniak odwrócony do góry nogami. Pomiędzy szpicami dachów będzie ogród, bo wiadomo, ekologia jest najważniejsza. I dla wyjaśnienia: zarówno Foster jak i Piano projektowali dla tego samego dewelopera, Risanamento 55 Uwarunkowania architektoniczne Initiatives, głównego benefaktora Biennale 2006, reklamującego się hasłem „New Vision of the City”. Biennale 2006 pokazało, że „miasto deweloperów” to taki przykład harmonii przestrzennej, którą najłatwiej opisywać pokrętnym językiem artystyczno-urbanistycznej nowomowy, przy pomocy której przykrywa się niedostatki argumentów opartych o logikę. Przykładem takiego przemawiania była prezentacja nowego włoskiego miasta Vema, lokowanego między Weroną (Ve-) i Mantuą (-ma). Według zapowiedzi ma być miastem innowacyjnym, idealnym i utopijnym. Innowacyjność to technologia przemieszana z ekologią. Ideałem zaś Vema będzie dlatego, że jej „projekt jest inspirowany przez ten sam porządek przestrzenny, jaki znajdujemy w wielu miastach włoskich, dziełach sztuki, z tym że będzie to czerpanie nie fizyczne a duchowe, przetransponowane w ezoteryczną muzykalność”. Jak to rozumieć albo co znaczą zawarte na planszach informacje, że utopijność polegać ma na istnieniu w mieście „nowych, liberalnych interakcji, w których będzie więcej szczęścia i optymizmu”, plus, że będzie to „miasto nowych jakobinów”? Dziś tylko marksista fundamentalista może uważać jakobinów za szafarzy szczęścia, co wiele mówi o stanie umysłów na włoskich uniwersytetach. Nie jest więc pomyłką, że twórcy Vemy o szczęściu jej mieszkańców opowiadali w kategorii utopii. Nic dziwnego, plan Vemy to prostokąt podzielony autostradami na 21 kwadratów (3 pasy po 7 kwadratów), zagospodarowanych w sposób przypominający niektóre dzieła Aldo Rossiego z lat 70. i 80., w tym cmentarz San Cataldo w Modenie albo rysunki z książek Le Corbusiera, rozbieraną właśnie dzielnicę Bijlmermeer w Amsterdamie, studia pasmowego rozwoju miast wykonywane przez van den Broeka i Bakemę lub po prostu rozsypane klocki. Gdzie tu są „włoskie miasta, dzieła sztuki”? Nie można godzić się na to, aby do architektury wprowadzono taki sposób myślenia i mówienia, dominujący wśród tzw. znawców sztuki współczesnej, prowadzący do zerwania związków pomiędzy twórcą a użytkownikiem architektury. Nie może tu być mowy o tym, że w ten sposób wprowadza się z powrotem architekturę do świata sztuki ze świata zgrzebnego budownictwa. Brak czytelności przekazu i skupianie się na problemach pozornych sposób ten kompromitują. Niestety, w masie tak powtarzanych w różnych pawilonach tych samych nazw i haseł, ginęły nieliczne, jasno i bezpretensjonalnie przedstawione miasta, ich architektura, mieszkańcy i problemy: Skandynawów, pokazujących jak na obszarze podbiegunowym można budować miasta dobre pod każdym względem albo badaczy z Royal College of Art z Londynu, zastanawiających się, czy w mieście tak poddanym władzy deweloperów jak Londyn urbanista – twórca przestrzeni ma jakiekolwiek szanse na znalezienie pracy. Tak więc na Biennale 2006 nie było urbanistycznej nowości, ani w zakresie realizacji, ani pomysłu, ani idei. Widać było, że osiągnięto moment, w którym miasto zaczyna zanikać, a jednocześnie stale jest siłą napędową cywilizacji. Skoro tak, to dlaczego pozwalamy na śmierć miast? Jeśli nawet założymy, że to tylko zmiana postaci miasta i że w przyszłości będą istniały, tyle że będą inne niż dziś, to i tak pojawia się pytanie, co będzie z miastami dzisiejszymi? Być może należy 56 Architektura metropolii rozpocząć powrót do czasów pojawienia się w Europie miasta nowoczesnego a w Stanach Zjednoczonych City Beautiful Movement, gdy weduty projektowanych miast znaczyły tyle samo co plany. W 2008 roku Aaron Betsky, dyrektor Biennale, postawił uczestnikom imprezy trudne zdanie: pokazać architekturę i mówić o niej, nic o niej nie mówiąc i nie pokazując jej. Ta propozycja jest zapewne kontynuacją poglądów, które Betsky wcześniej wypowiadał. W jednym z wywiadów mówił mianowicie, że jakkolwiek nie jest pewien czy architektura jest zapachem kwiatów, rozmową z inną osobą, poranną kawą itp., ale też z drugiej strony wie na pewno, iż architekturą nie jest dla niego budynek, bo ten jest grobowcem architektury. Pytanie zadawane Betsky`emu co to jest architektura było istotne, zwłaszcza wtedy, gdy pyta się kogoś, kto ma urządzić światowy pokaz architektury – warto wiedzieć, co będzie urządzane, przez kogo i dla kogo? Bez tego wystawa to budowa Wieży Babel z charakterystycznym dla niej pomieszaniem języków. Choć oczywiście wszyscy wiedzą, że rozbrajające przyznawanie się do architektonicznej niewiedzy to tylko chęć zaintrygowania architekturą innych osób plus pewna doza kokieterii. Gdyby jednak na serio dyskutować z „grobowcową” definicją architektury Betsky`ego, to trzeba stwierdzić, że od architektury nie można wymagać wiecznej młodości. Prowadziłoby to do błędnego twierdzenia, że w architekturze tylko to co nowo wymyślone ma wartość, czyli że nowość i inność są wartościami samymi w sobie. Według tego twierdzenia, każda rzecz nowo wymyślona, automatycznie unieważnia wartość rzeczy wymyślonej poprzednio. Oznaczałoby to, że w sztuce/ architekturze nowe jest zawsze lepsze od starego, a tymczasem nowe bywa tylko inne a nie lepsze. Dla ilustracji pomysłu Betsky`ego na Biennale 2008 zamówiono u Mistrzów Architektury szereg instalacji. Spośród nich największe wrażenie robią te wykonane przez Mistrzów mniej znanych, np. S1NGLETOWN, pomysłu Droog Design (Renny Ramakers, Agata Jaworska) i KesselsKramer (Jennifer Skupin, Christian Bunyan). Poruszając się po tej przejmującej ekspozycji pomiędzy białymi figurami zawieszonymi na linach, noszącymi na sobie swój przymały domek, myślimy o tym czy ta grupa singli zamieszkujących coraz liczniej nasze miasta, to ludzie wyzwoleni czy samotni, biedni czy bogaci, i czy my, mając rodziny i przyjaciół, też nie jesteśmy w ich sytuacji. Massimiliano i Doriana Fuksas prezentowali rzecz podobną: terror codzienności, powtarzające się zmiany na stole, holograficzną zabawę ze znikaniem i pojawianiem się zastawy, serwetek i obrusów. Frank Gehry (laureat Złotego Lwa „za całokształt”) wrócił do przeszłości: używając techniki, w jakiej Frederic Bartholdi wykonywał model Statuy Wolności, na oczach publiczności, rękami robotników, lepił z gliny model hotelu w Moskwie. Coop Himmel-b(l)au opowiadał o granicach, przypominając swoje projekty z lat 1968, 1971, 1982. 1968 – rok rewolucji, architektura nie ma fizyczności, ściany nie istnieją, przestrzeń to pulsujący balon. 1971 – przyjemnie budować coś bez celu, niech to coś potem zadecyduje jak chce 57 Uwarunkowania architektoniczne być użyte. 1982 – na początku było miasto, ale do jego fizyczności trzeba dodać sen poety i bicie serca, aby stało się prawdziwe. Instalacjom towarzyszyły manifesty twórców. Oprócz jednego, wszyscy stworzyli teksty nie do przeczytania. Była to jakaś zespołowa, straszliwa barbaryzacja intelektu, odbiegająca in minus od podobnych tekstów pisanych wcześniej w poprzednim stuleciu. „Jedynym sprawiedliwym” był Greg Lynn, nb. zdobywca Złotego Lwa za Najlepszą Instalację pod nazwą Recycled Toy Furniture. Otóż Lynn bez ogródek napisał: „Jest nieodpowiedzialnością nie skupiać się w czasie Biennale na budynkach. Jest skandaliczne promowanie sztuki architektury. Żyjemy tylko dziś i nie manifesty są potrzebne, ale służba. Zamiast dostarczać kwadransa sławy, architektura powinna myśleć jak w tym czasie obsłużyć samochód”. Może więc jego Lew jest za odwagę?68 Na Biennale 2008 nagrodę Złotego Lwa za projekt Pawilonu Narodowego otrzymali kuratorzy Grzegorz Piątek i Jarosław Trybuś. Przedstawione przez nich, przy pomocy fotografika Nicolasa Grospierra i videografika Kobasa Laksy, obrazy przyszłego losu kilku budynków, potwierdzają zdanie, że co by się nie działo na początku istnienia budynków, to i tak skończą ukształtowane na nowo przez pieniądze, przepisy dotyczące inaczej rozumianego bezpieczeństwa, aktualne potrzeby i nieznane dziś zwyczaje użytkowników. Obrazom pomaga, czyli przekonuje do nich, rysowanie w odwiecznie znanej manierze Giuseppe Archimboldo lub twórcy architektonicznego bestiariusza Gianbattisty Piranesiego, może bliskiego nam Michała Andriollego, ojca wernakularnego stylu z podwarszawskiego Otwocka, nazywanego potocznie świdermajer. Są więc nasi reprezentanci w dobrym towarzystwie, nawet jeśli przyznawaliby się niechętnie do pokrewieństwa z niektórymi poprzednikami. Kuratorzy tak opisują swój projekt: „Na wystawę «Hotel Polonia. Budynków życie po życiu» wybraliśmy sześć budynków zrealizowanych w Polsce w latach 1999–2008. Większość z tych budynków to dumne gmachy służące wielkim firmom lub ważnym celom publicznym. Zadaliśmy pytanie, co stanie się z nimi, gdy diametralnie zmienią się stosunki społeczne lub ekonomiczne”. Sztandarowe budynki zaprezentowane zostały „przed” i „po” wielkiej zmianie. Na fotomontażach „te same miejsca są prezentowane w hipotetycznej przyszłości – zmienione nie do poznania lub wypełnione nowym życiem, które ignoruje starą skorupę, choć pozwala jej przetrwać.”69 68 Manifestos. Out There. Architecture beyond Building, Volume 5, la Biennale di Venezia, Marsilio, Venezia, 2008 a z drugiej strony: C. Ulrich, Programs and manifestos on 20th-century architecture, The MIT Press, Cambridge, MA, 1989; P. Noever (ed.), The End of Architecture? Documents and Manifestos, Prestel Verlag, Munich, 1993; Ch. Jencks, K. Kropf (eds), Theories and Manifestos of Contemporary Architecture, Academy Editions, Chichester, 1997. 69 Na wystawie Biblioteka Uniwersytetu Warszawskiego zamienia się w „świątynię handlu”, wieżowiec biurowy Rondo 1 (SOM, AZO, 2006) w wertykalne kolumbarium, Sanktuarium w Licheniu (Barbara Bielecka, 2004) w aquapark – Termy Licheńskie, biurowiec Metropolitan (Foster and Partners, JEMS Architekci, Grupa 5, 2003) w więzienie, osiedle Marina (APA Kuryłowicz & Associates, 2005) popada w ruinę, Port Lotniczy w Warszawie (Estudio Lamela, 2008), czyli Brama do Miasta zamienia się w Bramę do Wsi, wielki ośrodek hodowlany. Należy też zwrócić uwagę na tekst Marty Leśniakowskiej A2/post-architektura, zamieszczony w wydawnictwie Hotel 58 Architektura metropolii Jak się szybko okazało „Budynków życie po życiu” trafiło świetnie i profetycznie w swój czas. Biblioteka UW, zbudowana dzięki pieniądzom za wynajęcie giełdzie papierów wartościowych budynku KC PZPR, już teraz jest tyleż biblioteką co miejscem spotkań. Właściciele wieżowca Rondo 1 z racji kryzysu być może myślą, co począć ze swoim majątkiem. Co do Lichenia, to warto przypomnieć, że mieszkańcy Słupska na spotkaniu z premierem na pytanie, co by chcieli dostać w zamian za zgodę na wybudowanie obok ich miasta amerykańskich wyrzutni rakietowych, opowiadali się za aquaparkiem. Metropolitan – część klienteli mieszczącej się na parterze restauracji, bez czekania do 2029 roku, nadaje się na pensjonariuszy więzienia, w jaki Piątek z Trybusiem chcą go zamienić. Pozostaje tylko pytanie, czy godzimy się na tę nietrwałość. Chyba tak, bo jak piszą Piątek i Trybuś, utopijna wieczność architektury jest doświadczeniem traumatycznym i coraz więcej jest przyzwolenia na zmiany w krajobrazie miast. Być może sprawił to fakt, że po utracie poczucia czasu, co jest wynikiem elektronicznego poruszania się po świecie w ciągu sekund, łatwiej godzimy się na utratę przestrzeni. Jak powiedziano, polski pawilon otrzymał Złotego Lwa za najlepszą prezentację narodową. Nagrodę przyznano za „świetną mieszankę dowcipu, techniki i inteligentnych spekulacji połączonych w celu przedyskutowania możliwych cyklicznych zmian w życiu budynków w kontekście problemów, z jakimi borykają się miasta..” i tu niespodziewany dodatek: „..szczególnie te spoza gospodarek pierwszego świata”. Jury kończy decyzję tym, że pokaz jest w „duchu serdecznej lojalności w stosunku do kraju, który reprezentuje”. Co za krótkowzroczność! Ten pokaz jest w duchu lojalności w stosunku do wszystkich krajów i miast. Jurorzy chyba nie zauważyli, że jednym z oficjalnych druków Biennale jest książka Uneternalcity, w której na wielu stronach opisane są te same problemy, o jakich opowiedzieli Piątek z Trybusiem i Laksa z Grospierrem70. To właśnie dlatego, że w wielu miastach „pierwszego świata” już zaistniała sytuacja, którą autorzy książki określają jako sprzyjającą temu, że można „przebudować Rzym nawet nie pytając o pozwolenie władz konserwatorskich”, nasi zwycięzcy mogli wykonać swoją pracę. To właśnie z „gospodarek pierwszego świata” idą rozpraszające miasta trendy, których nie da się znieść bez ironicznego i autoironicznego patrzenia na świat. 2.1.9. Konkluzja Mieli rację wcześni postmoderniści mówiąc, że żyjemy w świecie łatwo produkowanych gustów, w tym są to także architektury gustu. Doświadczenie, jakie zdobyliśmy od tamtych czasów każe nam na gorzkie stwierdzenie, że równie łatwo powstają architektury braku gustu. Są one przemieszane z lepszymi przykładami Polonia. The Afterlife of Buildings, Zachęta, 2008, bez którego zrozumienie wszystkich aspektów pracy Piątka i Trybusia może okazać się niemożliwe. 70 Uneternalcity. Urbanism beyond Rome, la Biennale di Venezia, Marsilio, Venezia, 2008. 59 Uwarunkowania architektoniczne i nie jest łatwo odróżnić jedną od drugiej. Jest to odpowiednik tego, co stało się z miastami łatwo rosnącymi ponad miarę i przybierającymi nowsze nazwy. Środowisko zbudowane jest więc dziś w znaczącej konfuzji: w miastach, z których nie jesteśmy bardzo zadowoleni, budujemy domy, których część z nas zupełnie nie cieszy i których oczywista dziwność nie pozwala na powszechny nimi zachwyt, mimo iż krytycy architektury oceniają je dobrze. Architektura metropolii żyje dzięki nieustającej ekscytacji dziełami gwiazd architektury, mimo tego, że wieszczy się koniec ich ery. Ale niby dlaczego koniec taki miałby nadejść? Będziemy raczej obserwować zmiany pokoleniowe, za którymi pójdą zmiany estetyki. Czasem będą to też powroty tych idei, których wcześniej nie dawało się zrealizować z powodu niedostatku możliwości technicznych lub ceny projektu. Steven Holl zrealizował w 2008 roku w Pekinie Linked Hybrid, zespół wieżowców mieszkalnych, połączonych na górnych piętrach usługowymi mostami. MVRDV podobny dom mieszkalny o nazwie Parkland oddało w 2007 roku w Amsterdamie a przedtem, w 2004 roku, wraz z Banca Lleo w Madrycie, gdzie projektuje kolejny podobny budynek. Wszystkie przypominają niespełnione sny metabolistów z lat sześćdziesiątych ubiegłego wieku i spełnione marzenia modernistów, budujących w tym samym czasie megajednostki mieszkalne na całym świecie. Tak się zresztą ma sprawa z całą architekturą mieszkaniową. Po okresie postmodernistycznego bloku mieszkalnego, powtarzającego XIX-wieczne miasto, dziś na wielkich obszarach nowych miast dominować zaczyna zabudowa punktowa. Różni się od swej modernistycznej poprzedniczki jedynie zróżnicowaniem form poszczególnych budynków, choć tylko w droższych wariantach osiedli, aż do elewacji tworzonych na zasadzie kolażu. Można ją łatwo zaklasyfikować do opisanych wyżej różnych architektur, co dotyczy także zabudowy niskiej i jednorodzinnej71. Podobnie jest z tak specyficznym typem budynku, jakim jest wieżowiec. Buduje się je z takich samych powodów jak zawsze (siedziba HQ, komercja, prestiż) ale dawno już wyszły poza tradycyjne dzielnice biznesu, ponieważ w nowym mieście ważne punkty centralne a tym samym nowe Centralne Dzielnice Biznesu powstają wszędzie. Równie dobre co dawne śródmieście, a może nawet lepsze, z punktu widzenia prowadzenia interesów, jest dziś wybrzeże portowe, pobliże lotniska, skrzyżowanie autostrad, piasek pustyni, pod którym są złoża ropy. Choć formalnie się do siebie nie upodabniają, wszystkie wieżowce są dziś ekologiczne i energooszczędne. Nowe technologie wznoszenia budynków w przypadku wieżowców nie pozwalają na powroty do form przeszłych. Przeciwnie, progresywność ich architektury świadczyć ma o nowoczesności poglądów właściciela, które też są towarem na sprzedaż. Wieżowce, tak jak zabudowę mieszkaniową, klasyfikuje się według opisanych wyżej architektur. J. Mozas, P. A. Fernandez, densidad density. New collective housing, a+t ediciones, Vitoria-Gasteiz, 2006; J. Arpa, P. A. Fernandez, density projects. 36 new concepts on new collective housing, a+t Density series, Vitoria-Gasteiz, 2007. 71 60 Street-art a architektura Pisząc te uwagi, trzeba mieć w pamięci obrazy przedstawione w polskim pawilonie na Biennale 2008. Są to bardzo dobre ilustracje do artykułu pod tytułem „Z Radości do Rozpaczy” napisanego do „Polityki” osiem lat temu w cyklu Pytania na XXI wiek.72 Fragmenty tekstu: „To co w przeszłości ludzi zbliżało, w przyszłości podzieli... w przestrzeni wyrazi się to wychodzeniem, może ucieczką osób zamożniejszych z obszarów intensywnej zabudowy na obszary, gdzie będzie odseparowana od nieestetycznych widoków nędzy... bogaci zabiorą ze sobą swoje miejsca pracy i wypoczynku... zabiorą to, co dziś jest muzeum, filharmonią, pachnącym kinem, uniwersytetem, parkiem i cmentarzem... Nastąpi podporządkowanie władzy światowych korporacji, co nie musi oznaczać globalnej homogenizacji kultury, a to nieźle rokuje powstawaniu architektur lokalnego gustu... przyszłość – krojenie domu na miarę, tak że nie będzie powodu do narzekania na architekturę ani na miasto”, co było nieuświadomioną w pełni zapowiedzią architektury tworzonej bottom-up, o której obecnie się tyle mówi. Ten długi cytat jest w gruncie rzeczy, jeśli chodzi o architekturę, raczej pozytywny. Możemy wobec tego powiedzieć c.b.d.o., co było do okazania, jak matematycy na końcu przeprowadzania dowodu na prawdziwość tezy. Bez współczesnej/ nowoczesnej architektury nie ma współczesnego/nowoczesnego miasta, nie ma metropolii. Nie istnieje bez niej ani gdy powstaje, ani gdy umiera. Nie może bez niej istnieć, zarówno ze względów funkcjonalnych jak i estetycznych oraz symbolicznych, a może zwłaszcza z powodu tych ostatnich. 2.2. Street-art a architektura73 2.2A.Część pierwsza. Street-art a architektura: obszary konfliktu 2.2.1. Ulica – tło i przedmiot twórczości Dyskusja, łącznie, o street-arcie i architekturze jest konieczna i oczywiście uprawniona. Budynki, w tym dzieła architektury, oraz miejski krajobraz powstający w wyniku procesów urbanistycznych, są tłem dla street-artu. Mówi nawet o tym nazwa – „sztuka ulicy”, może „sztuka na ulicy” albo „sztuka uliczna”, choć rozumiemy, że pomiędzy wymienionymi tłumaczeniami dostrzec można różnice. Doświadczenie uczy, że z punktu widzenia samej ulicy i tworzących ją budynków, co zdarza się najczęściej, nie ma to większego znaczenia. Więcej, wydaje się, że S. Gzell, Z Radości do Rozpaczy, „Polityka” 2/2000. Tekst rozdziału 2.2. został napisany wspólnie przez Sławomira Gzella i Lucynę Nykę jako referat na konferencję „Sztuka ulicy” organizowaną przez Centrum Badania Przestrzeni Publicznej ASP w Warszawie, 13 X 2009; dr hab. arch. Lucyna Nyka jest prof. nzw. Politechniki Gdańskiej. 72 73 61 Uwarunkowania architektoniczne jest lub powinno być odwrotnie: jeśli sztuka ulicy ma w swojej genezie jakikolwiek związek z życiem miasta, owego teatru ulicy, obserwowanego przez współczesnych flanerów, to powinna wraz z nim ulegać zmianom proporcjonalnym do zmian miejskich krajobrazów. Zmiana największa, to przechodzenie budynku w stan bliższy urbanistyce a urbanistyki w krajobraz. Oznacza to, że budynek staje się substytutem dawnej ulicy a ulica ma prawo pojawiać się w postaci krajobrazu. W krańcowych (dziś krańcowych) przypadkach, w rozwiązaniach architektonicznych widać związki z warsztatem architekta krajobrazu, przez co budynki stają się już nie częścią krajobrazu, ale nim samym. Podobnie jest z ulicą, bywa już nie „korytarzem ulicznym”, ale luźną kompozycją albo zbiorem dość przypadkowo zestawionych budynków. Jeśli w walce o przestrzeń miejską ostatecznie zwycięży ten neoliberalny sposób „gospodarowania” nią, na co niestety są duże szanse, to dzisiejszy street-art, w znacznej mierze bazujący na prezentacji utworów w zamkniętej, dość kameralnej przestrzeni i zakładający, jak rozumiemy, bliskość widza umożliwiającą odbiór utworu, będzie musiał szukać innych środków wyrazu. Ale to jest inny temat, być może do dyskusji za kilka lat. 2.2.2. Architektura jako dzieło Jak powiedziano, budynki, w tym dzieła architektury oraz miejski krajobraz powstający w wyniku procesów urbanistycznych, są tłem dla street-artu. Mówiąc wprost, utwory street-artu pojawiają się najczęściej na ścianach budynków, odmieniając ich obraz. Tak rodzi się konflikt pomiędzy integralnością utworu architektonicznego i prawami architekta-twórcy do decydowania o jego wyglądzie, że użyjemy określenia z ustawy o prawie autorskim i prawach pokrewnych z dnia 4 lutego 1994 roku, a wolnością tworzenia, tak oczywistą dla twórców dzieł street-artu, wolnością o zabarwieniu anarchistycznym, co powszechnie zauważamy. Rozwiązanie tego konfliktu z punktu widzenia architekta wydaje się niemożliwe, bo zderzenie dwóch identycznie ważnych postaw twórczych mających odmienne wektory nie może prowadzić do porozumienia. Tu trzeba przypomnieć, że w środowisku architektów, ale nie tych, którzy są zwolennikami tezy, że bezplanowy chaos jest najlepszą metodą tworzenia miasta, za ideał uznaje się taką sytuację, w której o kształcie miasta i jego przestrzeniach publicznych decydują zapisy w planie, tworzonym wspólnie przez profesjonalistów i mieszkańców. Krok następny to pojawienie się architekta, który uwzględniając wspomniane zapisy planu tworzy budynek mający formę taką, jaka się architektowi podoba i nikt tu nie ma prawa niczego mu dyktować (związki formalne i dyskusje z inwestorem to inna sprawa). Nikt też nie ma prawa niczego samowolnie zmieniać w jego dziele, niczego ujmować, zasłaniać, dodawać. A więc wolność twórcza w granicach ustalonych przez plan urbanistyczny, ale zaakceptowanych przez twórcę poprzez wyrażenie chęci zaprojektowania budynku w ramach planu. Wolność i wynikająca z niej, chroniona prawem, niezmienialna trwałość dzieła, tworzą atmosferę, w jakiej powstają budynki a czasem dzieła architektoniczne, 62 Street-art a architektura razem nazywane przez wspomnianą wyżej ustawę utworami architektonicznymi, architektoniczno-urbanistycznymi i urbanistycznymi, z których wyłącza się już wspominane plany urbanistyczne, gdy po uchwaleniu przez odpowiedni organ stają się aktem normatywnym. Warto w tym miejscu raz jeszcze przyjrzeć się temu, jak ustawa wywiązuje się z zapowiedzi ochrony utworów architektury. 2.2.3. Architektura jako dzieło chronione Ustawa z dnia 4 lutego 1994 roku o prawie autorskim i prawach pokrewnych mówi, że przedmiotem prawa autorskiego jest każdy przejaw działalności twórczej o indywidualnym charakterze, ustalony w jakiejkolwiek postaci, niezależnie od wartości, przeznaczenia i sposobu wyrażenia. W szczególności przedmiotem prawa autorskiego są m.in. utwory architektoniczne, architektoniczno-urbanistyczne i urbanistyczne, ale oczywiście również i utwory plastyczne, co odnosi się i do tego co nazywamy street-artem – żadne z innych określeń użytych w ustawie bardziej tu nie pasuje. Można by więc doszukiwać się tu niejasności w prawie, zwłaszcza że ustawa (roz. 1 art. 2) dopuszcza przeróbki cudzego utworu, zastrzegając co prawda, że przeróbka cudzego utworu będąc przedmiotem prawa autorskiego bez uszczerbku dla prawa do utworu pierwotnego, możliwa jest z zastrzeżeniem, iż rozporządzanie i korzystanie z opracowania zależy od zezwolenia twórcy utworu pierwotnego i wymienienia twórcy utworu pierwotnego na przeróbce. Ustawodawca zaraz na początku ustawy stwierdza także, że ochrona tego co jest przedmiotem prawa autorskiego przysługuje twórcy niezależnie od spełnienia jakichkolwiek formalności. W przypadku ochrony utworu architektonicznego, architektoniczno-urbanistycznego i urbanistycznego jest to postanowienie bardzo istotne, bo dość powszechne jest, także w mediach, przy prezentacji budynków opisanie inwestorów, deweloperów, przecinaczy wstęgi itp., a opuszczanie nazwisk architektów. W rozdziale 3 zawarte są najistotniejsze dla architekta postanowienia: jeżeli ustawa nie stanowi inaczej, autorskie prawa osobiste chronią nieograniczoną w czasie i nie podlegającą zrzeczeniu się lub zbyciu więź twórcy z utworem, a w szczególności prawo do nienaruszalności treści i formy utworu oraz jego rzetelnego wykorzystania i nadzoru nad sposobem korzystania z utworu. Jeśli chodzi o prawa majątkowe, to znowu, jeżeli ustawa nie stanowi inaczej, twórcy przysługuje wyłączne prawo do korzystania z utworu i rozporządzania nim na wszystkich polach eksploatacji oraz do wynagrodzenia za korzystanie z utworu. Jeśli zaś chodzi o dozwolony użytek chronionych utworów, to bez zezwolenia twórcy wolno nieodpłatnie korzystać z już rozpowszechnionego utworu jedynie w zakresie własnego użytku osobistego. Przepis ten np. nie upoważnia do budowania według cudzego utworu architektonicznego i architektoniczno-urbanistycznego. Czas trwania praw majątkowych wyznacza kolejny rozdział 4 ustawy – z zastrzeżeniem wyjątków przewidzianych w ustawie – autorskie prawa majątkowe gasną z upływem lat siedemdziesięciu od śmierci twórcy. 63 Uwarunkowania architektoniczne Oczywiście autorskie prawa majątkowe mogą przejść na inne osoby, np. na podstawie umowy, o czym mówi rozdział 5 ustawy. Za przeniesienie autorskich praw majątkowych lub udzielenie licencji twórcy przysługuje prawo do wynagrodzenia. Jeżeli w umowie nie określono sposobu korzystania z utworu, powinien on być zgodny z charakterem i przeznaczeniem utworu oraz przyjętymi zwyczajami. Korzystający z utworu jest obowiązany umożliwić twórcy przed rozpowszechnieniem utworu przeprowadzenie nadzoru autorskiego, z tym że sprawowanie nadzoru autorskiego nad utworami architektonicznymi i architektoniczno-urbanistycznymi regulują odrębne przepisy. W rozdziale 8 ustawy powiedziane jest jak realizowana jest ochrona autorskich praw osobistych. Twórca, którego autorskie prawa osobiste zostały zagrożone cudzym działaniem, może żądać zaniechania tego działania. W razie dokonanego naruszenia może także żądać, aby osoba, która dopuściła się naruszenia, usunęła tego skutki, w szczególności, aby złożyła publicznie odpowiednie oświadczenie. Sąd może też przyznać twórcy określoną sumę pieniężną tytułem zadośćuczynienia za doznaną krzywdę lub – na żądanie twórcy – zobowiązać sprawcę, aby uiścił odpowiednią sumę pieniężną na wskazany przez twórcę cel społeczny. Podobnie jest w przypadku naruszenia autorskich praw majątkowych (rozdział 9 ustawy). Ustawa określa także (rozdział 14) odpowiedzialność karną za publiczne zniekształcenie cudzego utworu. Mowa jest o grzywnie, karze ograniczenia wolności albo pozbawienia wolności do lat 3. Jeśli więc na budynku pojawi się utwór street-artowy, to zważywszy na wszystkie wymienione wyżej zapisy sąd wydaje się nie mieć wyjścia. Pytanie tylko, czy rzeczywiście tego chcemy, mimo że uznajemy, iż ochrona praw architekta do swojego dzieła jest konieczna? Czy obok lub zamiast stosowania ustawowych kar nie musimy prowadzić dialogu między środowiskami i poszczególnymi twórcami, o ile ci ostatni po obu stronach faktycznie tego chcą i o ile tzw. środowiska są po obu stronach do zidentyfikowania. Warto w tym zakresie przeprowadzić choćby proste badanie ankietowe. Przy czym nie można zapominać o mieszkańcach miasta, codziennych użytkownikach przestrzeni publicznej, jako trzeciej stronie dyskusji. 2.2.4. Władza miejska wobec street-artu: strategie porządkujące Pytanie o identyfikację stron dialogu o street-arcie ma swoje podstawy. Nie jest to sztuka nieznana ani dopiero rodząca się. Obserwator miasta, a kimś takim jest i architekt, i urbanista, od lat spotyka się ze zjawiskiem sztuki ulicy. Warto tu spojrzeć na przykłady miast, które od wielu lat nazywać można stolicami street-artu. Najbliższy nam geograficznie, a przez to łatwy do studiowania, jest przykład Berlina. Po pierwsze, w Berlinie widoczne jest lokalizacyjne porządkowanie działań street-artowych. Oprócz dzielnic Pankow, Prenzlauer Berg i Kreuzberg, gdzie częściej niż w innych miejscach widać np. graffiti, co wynika z tego, że mieszka tam więcej niż gdzie indziej osób skłonnych się nimi zajmować, mamy w Berlinie dwa wielkie 64 Street-art a architektura zgrupowania miejsc, gdzie street-art powstaje. Pierwsze, to okolice skrzyżowania Friedrichstrasse i Oranienburgerstrasse, drugie, to Park Południowy w okolicach dworca Suedkreuz. Choć czasem uważa się, że oba miejsca mają za wzór kopenhaską Christianię, to jest im do Christianii daleko, choćby dlatego, że jej mieszkańcy walczą z władzami miasta i rządem o prawo decydowania o tym, co może się się dziać w ich Wolnym Mieście, a w Berlinie nie ma dziś mowy o czymś takim. W Berlinie jest inaczej, o czym mówi historia obu miejsc. Pierwsze powstało niejako organicznie, można powiedzieć, że przez zaniechanie przewidywanych tam i zapowiadanych wiele lat temu realizacji. Za wzór miało liczne berlińskie squaty, symbole alternatywnego stylu życia, licznie rozsiane zwłaszcza w strefie wzdłuż Muru, faktycznie też będąc miejscem przebywania nieokreślonej (jak zwykle) liczby squatersów. Wzory nie przetrwały, mimo zaangażowania w kilku miejscach w ich przystosowanie do funkcji centrów kultury alternatywnej Baustellung Berlin GmbH, przedsiębiorstwa powstałego w 1979 roku w celu organizacji Międzynarodowej Wystawy Architektury IBA „Śródmieście jako miejsce życia”. Tak się stało np. ze zlikwidowanym przy pomocy policji w 1984 roku Kunst– und KulturCentrum Kreuzberg „KuKuCK” przy Anhalter Strasse – wkrótce potem imponujące i powszechnie znane w mieście murale na szczytowych ścianach pokryto (w ramach „luksusowej modernizacji”) warstwą termicznej izolacji. Na Oranienburgerstrasse sprzymierzeńcem street-artu stało się, jak już wspomniano, odwlekanie inwestycji. Zresztą dwadzieścia lat po akcji na Kreuzbergu, władze miasta inaczej niż poprzednio zajmują się wszelkimi przejawami życia społecznego. Więcej jest współpracy z różnymi grupami mieszkańców niż decydowania za nich. To jest powodem powstania a potem konsolidacji na Oranienburgerstrasse swoistego rezerwatu sztuki ulicznej, albo też, jeśli ktoś chce odwrotnie, zapewniono dzięki owej współpracy ochronę miejsc, gdzie street-art w wydaniu offowym nie jest mile widziany. Idąc tym śladem, władze Berlina stworzyły drugie miejsce dla sztuki ulicy w Parku Południowym, stworzonym w ciągu kilku ostatnich lat na miejscu nieużywanej kolejowej stacji rozrządowej. Park ma charakter industrialny: wśród bardzo już wyrośniętych drzew, krzewów i na pokrytych trawą łąkach (bo na pewno nie są to miejskie trawniki) wiją się pozostawione i zamienione na ścieżki tory kolejowe. Budynki dawnych warsztatów przerobiono na pracownie i lokale gastronomiczne, ściany wiaduktów pokrywane są graffiti, dominującym materiałem do tworzenia rzeźb (?) i instalacji (?) jest rdzewiejąca stal. Spontaniczność poczynań twórców, decydujących się na pracę w parku, wraz z decyzją o minimalnej ingerencji w kształtowanie się zieleni, stworzyły harmonijny związek natury ze sztuką, w którym oba te elementy tworzące park znakomicie uzupełniają się. Równocześnie oba są dynamiczne, park stale się zmienia, jest symbolem witalnych sił sztuki i natury, obrazem przekształceń zurbanizowanego krajobrazu, lekcją szacunku, z jakim można traktować każdy rodzaj sztuki. 65 Uwarunkowania architektoniczne 2.2.5. Artyści wobec siebie: bunt i komercja Inną cechą Berlina jest widoczna komercjalizacja sztuki ulicznej. W „kwaterze głównej” (za taką budynki przy Oranienburgerstrasse uważają dziś turyści i miejscowi profani) znajduje się bar Zapata, sklep z dziełami sztuki wytwarzanej na podwórku i na piętrach budynku oraz z odzieżą w stylu bardziej niż swobodnym, biżuterią, pocztówkami – fotografiami dzieł i pamiątkami. Na podwórku, w rozmaitych szopach znajdują się powszechnie dostępne autorskie galerie i pracownie oraz kawiarnie, bary i po prostu miejsca, gdzie można kupić coś przed chwilą upieczonego na grillu. Podobnie jest na wszystkich kondygnacjach budynku, z tym że w wielu miejscach wywieszono informacje o zakazie fotografowania oraz cenniki prac. Wszystkie ściany są w środku wytapetowane zamalowanymi po wierzchu plakatami, afiszami i ulotkami oraz kserokopiami czegoś, czemu trudno nadać nazwę. Podobnie jest z oknami, tak że wyjrzeć można tylko przez te, w których wybito szyby. To samo jest ze ścianami zewnętrznymi, na których (od strony dziedzińca) spod napisów i malunków wygląda dość niechlujnie nałożona warstwa substancji przeciwpożarowej. Od strony ulicy zawieszone są reklamy koncertów i zaproszenia na często odbywające się parties. Znajdujące się na dziedzińcu „utwory” (żeby trzymać się polskiego ustawowego nazewnictwa) oraz najdziwniejsze materiały do ich tworzenia można oglądać za darmo, z tym że tu i tam porozwieszane są napisy, przypominające o tym jak miło jest dostać datek na dalszą twórczość. W takim jasnym postawieniu sprawy nie ma nic złego, także we wspominanej Christianii istnieje komisja ekonomiczna oraz działają skarbnicy tego Wolnego Miasta. Jednakże zamiana squatu z jego programem alternatywnego życia w supermarket sztuki zbytnio przypomina działania producentów sztucznie postarzanych figurek, jakoby dopiero co wykopanych w Troi, Herkulanum albo w Koryncie. Takie odnosi się wrażenie, bo kupującymi tu i tam bywają najczęściej przybysze z uporządkowanych Starych Landów i ich odpowiednicy z innych krajów, chcący doświadczyć niezwyczajnych uciech w grzesznym Berlinie. Jeśli jest się świadkiem większej ilości takich transakcji, to ginie wrażenie programowej niezależności twórców, wystawiających swoje dzieła na sprzedaż. Otoczenie, w jakim działają i jakie konserwują zaczynamy odbierać jako zabieg marketingowy, kawa w barze Zapata wydaje się za zimna, a za to piwo zbyt ciepłe. Ta wyprzedaż buntu nie zachęca do powszechnego stosowania opisanych wyżej strategii rozwiązywania konfliktów między street-artem a miastem, mimo pozornego ich sukcesu. Strategie te można zaliczyć do działań nazywanych tematyzacją przestrzeni publicznej. Mianem tym określa się świadome i intencjonalne nadawanie danej przestrzeni form architektonicznych nawiązujących do czasów minionych lub innych kręgów cywilizacyjnych, które może być powiązane z kreowaniem spektaklu miejskiego, przeznaczonego dla masowego odbiorcy. Mimo że tematyczne przestrzenie (w naszym przypadku jest to „życie alternatywnych społeczności”) mieszczą się w definicji przestrzeni publicznej, bo przez swoje urządzenie pomagają w realizacji bezpośrednich kontaktów pomiędzy uczestnikami życia społecznego, pozostając jednocześnie do66 Street-art a architektura stępne dla wszystkich zainteresowanych osób, to jednak ta propozycja tematyczna kreując spektakl przy pomocy fragmentowania czyjegoś prawdziwego życia, traci teatralną umowność i przynajmniej u części widzów budzi uczucie zażenowania. Berlin nie jest jedynym miastem, gdzie poszukuje się miejsca na ulicy dla sztuki ulicy. W samym tylko 2009 roku mieliśmy w Europie kilka znaczących imprez, np. w Bordeaux przez pół roku ekspozycję dwunastu instalacji pod nazwą „Rzeźby w mieście” a w Amsterdamie pokaz dzieł wykonanych specjalnie do prezentacji na wielkich ekranach pod nazwą „Ruchome obrazy w przestrzeni publicznej”, któremu towarzyszyło sympozjum pod tą samą nazwą. W Rotterdamie, w ramach czwartego biennale architektury, prezentowano kilkadziesiąt programów pod wspólną nazwą „Projektowanie koegzystencji”, co oznaczało współdziałanie wszystkich ze wszystkimi w wielokulturowym mieście. W Warszawie, w dzielnicy Bródno, wśród osiedli mieszkaniowych zbudowanych w czasach królowania prefabrykowanej wielkiej płyty, za sprawą Pawła Althamera powstaje 25-hektarowy park, w którym już są prace Moniki Sosnowskiej, Olafura Eliassona i Rirkrita Tiravanii. Również w Warszawie, w dzielnicy Wola, pod koniec 2009 roku ruszyła kolejna edycja festiwalu Wola Art, której animatorzy wyraźnie mówią, że „wolska architektura znajdzie się w rękach artystów”. Lista ta może być o wiele dłuższa, działań jak te wymienione wyżej jest sporo w licznych miastach. Skoro jest więc tak dobrze, to dlaczego jest tak źle, że tekst o street-arcie trzeba było zacząć od przypomnienia ustawy o prawie autorskim z jej zakazami niszczenia dzieł architektury przez inne dzieła? Trzeba więc być może raz jeszcze rozpocząć wywód odwołując się tym razem do istniejących obszarów porozumienia między architekturą a sztuką ulicy. 2.2B. Część druga. Street-art a architektura: obszary porozumienia 2.2.6. Anarchia w sztuce, anarchia w architekturze Poszukując punktów stycznych pomiędzy architekturą i street-artem wskazać można, wbrew pozorom, na wspólne wątki ich rozwoju i wiele wynikających stąd obszarów porozumienia. Architektura dzisiejsza, podobnie jak street-art są w znacznym stopniu owocem buntu przeciwko twardym strukturom, który znalazł kulminację w przewrocie 1968 roku. Niesione tą rewoltą dążenia do ukazania alternatywnego stylu życia i rozluźnienia istniejących struktur, przede wszystkim społecznych, były, według historyków, krytyków i samych artystów, jednym z bardziej ożywczych źródeł dla anarchii i wolności street-artu. Sprzyjający klimat dla takich przemian przygotowywany był już znacznie wcześniej. Legendarne graffiti paryskiego lettrysty Deborda „Ne travaillez jamais!” (Nie pracuj nigdy!) napisane w 1953 roku na ścianie budynku u zbiegu Rue de Mazarine i Rue de Seine, to hasło wielokrotnie powtarzane w roku 1968. Lettryści, działający w Paryżu od wczesnych 67 Uwarunkowania architektoniczne lat 50., po części karmiący się tradycją surrealizmu, w tym ideami Tristana Tzary i Andre Bretona, zaproponowali koncepcję dérive – bezcelowego błądzenia po mieście, bez początku i końca, wnętrza i zewnętrza – niczym błądzenia w chmurach. Rysując mapy, wyznaczając drogi i nieformalne połączenia pokonywali dominację ulubionej perspektywy modernistów – oglądu miasta z lotu ptaka. Jednocześnie, lettrystyczne, a potem wywodzące się z nich sytuacjonistyczne próby wyjścia poza narzucone struktury i normy społeczne, przeplatały się z pytaniem, jak sprowadzić sztukę na ulicę. Coraz wyraźniej wątek społeczny i polityczny dokonującego się przewrotu przenikał się z dążeniami do demokratyzacji sztuki – ponieważ ludzie nie mogą iść do galerii, więc galeria pojawia się na ulicy. Idee te tworzyły artystyczny, społeczny i filozoficzny fundament dzisiejszego street-artu, dlatego odwołania do nich są nadal bardzo dobrze czytelne. Grupa Jump Ship Rat w katalogu do swoich prac prezentowanych w ramach Biennale w Liverpoolu, zatytułowanym „Streets of Desire”, przywołuje idee Bretona i słowa pisarza: „ulica – to jedyne ważne pole doświadczeń”. Ross Birell w projekcie neonowego graffiti „Eternal now”, umieszczonym pod jednym z mostów w Amsterdamie, bezpośrednio nawiązuje do inspiracji, z których zaczerpnął Constant, tworząc wizję Nowego Babilonu. W nurt narastającego buntu od początku włączona była architektura. Stało się tak między innymi za sprawą Georgesa Bataille’a, który w swoich pismach wydawanych już od lat 40. XX wieku wyrażał dążenia do rozbicia architektury jako gmachu, hierarchicznej struktury, i do rozhermetyzowania budynków. Dlatego też Bataille, ten współpracujący przez pewien czas z surrealistami twórca koncepcji literatury transgresji, uznawany jest także jako twórca transgresji w architekturze. Pisma Bataille’a interpretowane są jako próby rozbicia struktur zarówno lingwistycznych jak i architektonicznych – Bataille dążył do ukazania hierarchii jako fikcji74. To właśnie architektura jest dla Bataille’a metaforą konstrukcji społecznej, do tego stopnia, że hierarchie i powiązania społeczne mogą być niejako zdekodowane poprzez architekturę. Co więcej, architektura nie tylko jest manifestacją tych struktur, ale jednocześnie utrwala ona zastany porządek75. Dlatego Bataille jako teoretyk transgresji występuje przeciwko architekturze, ściślej – przeciwko gmachowi architektury, a znakiem sposobu obalenia porządku staje się dla Bataille’a płonąca katedra. „Architektura musi płonąć” ogłosiła kilka dekad później w swoim manifeście grupa Coop Himmelb(l)au ustanawiając kolejną próbę wyjścia poza tradycyjne silne struktury historyzującego postmodernizmu. W architekturze zarówno tej grupy, jak i wielu innych tego czasu, anarchia zastąpiła hierarchię, a zdekonstruowane bryły zaczęły wchodzić ze sobą w nieznane wcześniej relacje. Przede wszystkim jednak, kiedy karmione nowymi ideami ruchy społeczne końca lat 60. podtrzymywały potrzebę otwarcia i wyjścia poza sztywną artystyczną D. Hollier, Against Architecture: The Writings of Georges Bataille. Cambridge, Massachusetts – London: The MIT Press 1989. 75 N. Leach, Rethinking Architecture: a Reader in Cultural Theory, Routledge, London 1997, p. 20. 74 68 Street-art a architektura formułę, równolegle tworzony był nowy wizerunek architektury już nie jako gmachu, ale rodzaju środowiska o niejednoznacznych relacjach wnętrza i otoczenia. W sytuacjonistycznych wizjach dryfowania po przestrzeniach Nowego Babilonu to nie stabilne budynki, ale konstrukcje bez początku i końca, rekonfigurowane w zależności od potrzeb i dostosowywane do wyłaniających się nowych idei, stanowiły obudowę niekończącej się drogi przez miasto. Przestrzeń publiczna zaczęła rozwijać się pomiędzy wnętrzem i zewnętrzem, wchodzić na dachy budynków. Koncepcje te, choć obalane lub dopełniane wieloma kolejnymi, wyznaczyły ważny kierunek dążeń współczesnej architektury. Powstają dzisiaj budynki projektowane nie jako gmachy, ale fragmenty środowiska, rozhermetyzowane, wtopione w przestrzeń publiczną i wciągające miasto do swego wnętrza. Budynek staje się bliższy urbanistyce, a jego obrysy przecinają publiczne przejścia, jak w przypadku zespołu zabudowy socjalnej Spittelau Viaduct Zahy Hadid w Wiedniu. W projekcie Erica Owena Mossa na przebudowę Queens Museum of Art w Nowym Jorku, publiczny chodnik prowadzony jest przez wnętrze hali ekspozycyjnej tak, aby przechodzący mogli doświadczać obecności sztuki. Ten brak hermetyczności sprzyja również budowaniu powiązań obiektów architektury ze sztuką ulicy. W efekcie, w projektach konkursowych na Europejskie Centrum Solidarności i Teatr Szekspirowski w Gdańsku, na wewnętrznych ulicach, będących kontynuacją ulic miejskich, pojawiają się napisy i rysunki na murach. Z kolei fragment dworca kolejowego PKP w Gdańsku-Wrzeszczu zamieniony został w przejściową galerię street-artu. Jego muzealna kolorystyka, uliczne obrazy, zmiany ekspozycji, współtworzą nieprzewidywalne i cenne doświadczenia miasta, a przecież posługują się chronionym prawem autorskim utworem architektury. Poprzez to połączenie wygenerowana została nie tylko obopólna korzyść, ale rodzaj nieprzewidywalnej synergii. 2.2.7. Przestrzenie emocji – wyjście poza jałowość Ważnym wątkiem łączącym street-art i architekturę jest pokrewne dążenie do uwypuklania charakterystycznych cech miejskich obszarów, posiadających moc wyzwalania emocji i w jakiś sposób poruszających odbiorcę. Przykładów prac sztuki ulicy o sile takiego oddziaływania jest wiele – to seria dzieł wykonanych w Czarnobylu, gdzie artyści wrysowali w opuszczone budynki cienie wypełniającego je niegdyś życia, to także monumentalna praca Iwony Zając pokazująca pustkę po Stoczni Gdańskiej przez wspomnienia i niespełnione pragnienia pracujących tu ludzi. Na jednym z domów w podupadłej dzielnicy Liverpoolu, pojawił się napis „Do you feel lonely?” i przypomnienie: „6.8 million people live alone in England”, zmieniając percepcję tej niewiele znaczącej, porozcinanej drogami szybkiego ruchu, części miasta76. Działania takie zamieniają miejsca zdeprecjonowane w cenne i niepowtarzalne fragmenty miejskiej przestrzeni. 76 Działania grupy A-APE „Visible Virals” w ramach Liverpool Biennale 2008. 69 Uwarunkowania architektoniczne Związki street-artu z wydobywaniem nastrojów i wyszukiwaniem miejsc szczególnej atmosfery nie są przypadkowe. Już przecież sytuacjoniści w kreślonych przez siebie wizjach bezcelowego, wielogodzinnego błąkania się po miejskich zaułkach koncentrowali się na specyficznych „atmosferach” emanowanych przez budynki, na fenomenie przechodzenia z miejsca do miejsca i nagłego wkraczania na obszary o potencjale szczególnego oddziaływania na odbiorcę. Guy Debord w Introduction to a Critique of Urban Geography z 1955 roku pisał: „nagła zmiana ulicy na przestrzeni kilku metrów, oczywisty podział miasta na strefy o odrębnym nastroju (tłum. autor)”.77 Czy była to odpowiedź na modernistyczną architekturę pozbawioną detalu i nieme przez to przestrzenie ulicy? Wydaje się to prawdopodobne. To z próby rewizji idei wczesnego modernizmu, zdominowanych dość szybko przez koncepcje racjonalistyczne i uporządkowane, powstała organizacja International Movement for Imaginist Bauhaus (IMIB). IMIB nawiązując współpracę, a następnie łącząc się z Londyńskim Towarzystwem Psychogeograficznym (London Psychogeographical Association) i z lettrystami, dała początek ruchowi Situationists International. Zarówno więc sam sytuacjonizm, jak i szersze, związane z nim ruchy anarchistyczne, naznaczone były dążeniem do poszukiwania miejsc szczególnych i wydobywania w przestrzeni miasta śladów autentyzmu życia zapisywanego, być może niegdyś, w detalu architektury i samej ulicy. Nie dziwi więc fakt, że już pierwsze, dokonujące się w latach 70. wyjścia street-artu do dzielnic najczęściej robotniczych i trudnych, ale o specyficznym klimacie zaowocowało twórczym ujawnianiem ich alternatywnej identyfikacji poprzez sztukę. Dzisiaj, również w architekturze, widoczny jest kolejny już zwrot ku pokonaniu, jak określa Richard Sennett „jałowości miejskiego doświadczenia”78. Przejawia się on wpisywaniem w odbiór miasta rejonów nie do końca rozpoznanych, wykraczających poza zwyczajową percepcję i oddziałujących na emocje. Wzrasta ilość zastosowań języka architektonicznej niesamowitości i tajemnicy w opracowaniach na temat miasta i przestrzeni miejskiej79. Powracają analizy miejskiej przestrzeni poprzez doświadczenie drogi, pojawiają się różnorodne transpozycje modernistycznych koncepcji miejskiego nomadyzmu, od literackich po filmowe, jak te, zawarte przez Giulianę Bruno w książce Streetwalking on the ruined map. Wędrówka przez miasto pozwala na dotarcie do przestrzeni nieoczekiwanych, wymykających się klasyfikacjom. Te pozorne, jak nazywa Wolfgang Welsch, „miejskie ugory”80, przestrzenie zawieszone w próżni i niczyje – przemysłowe, zubożałe, poprzecinane komunikacją czy zdegradowane dawne zespoły mieszkaniowe urastają dzisiaj „The sudden change of ambiance in a street within the space of few meters; the evident division of a city into zones of distinct psychic atmospheres” [za:] M. Wigley, The Architecture of Atmosphere, [w:] Sturm der Ruhe. What is Architecture?, Verlag Anton Pustet Salzburg, ed. Architekturzentrum Wien 2001, s. 43. 78 R. Sennett, Ciało i kamień. Człowiek i miasto w cywilizacji zachodu. Wyd. Marabut, Gdańsk 1996, s. 11 i 13. 79 Na zjawisko to zwraca uwagę m.in. Janet Wolff. J. Wolff, Kobiety i nowoczesne miasto: refleksje na temat flâneuse, [w:] A. Budak (red.), Co to jest architektura? Bunkier Sztuki, Kraków 2002, s. 261–263. 80 W. Welsch, Przestrzenie dla ludzi? [w:] A. Budak (red.), op. cit., s. 187. 77 70 Street-art a architektura do roli dóbr odzyskiwanych. Stanowią one cenny punkt wyjścia do wyznaczania innych zakresów percepcji miasta, pogłębiających jego identyfikację. Również w odniesieniu do samych budynków wielu twórców zaangażowanych jest w poszukiwania sposobów budowy nastroju i przejścia w odbiorze architektury od optic do haptic, od odbioru jedynie wizualnego, do odbioru wszystkimi zmysłami i poddania się sile oddziaływania architektury. Architektura jest niczym, jedynie sceną, która emanuje zmysłową atmosferę – głosił już w XIX wieku Gottfried Semper. Według odczytywanego dziś ponownie Sempera, „pełna siła oddziaływania architektury związana jest z jej zewnętrzną powierzchnią, warstwą dekoracyjną, poprzez którą atmosfera wydaje się z wolna przesiąkać”81. Czy paradoksalnie street-art, sztuka ulicy, jest, może od początku była jakąś formą odnowy powierzchni budynków? Być może kiedyś powstanie „instruktarzowa” książka dla urbanistów i architektów o atmosferach miasta budowanych pracami street-artu – sztuki o mocy wydobywania cech szczególnych ulicy i eksponowania walorów przestrzeni porzuconych. 2.2.8. Połączenia i przejściowe galerie dla pieszych To z anarchii i próby wyjścia poza twarde struktury z wolna wyłaniało się nowe rozumienie miasta jako krajobrazu. Sama idea przejawiała się już w koncepcjach wczesnego modernizmu. Georg Simmel przemierzając labirynty metropolii, a po nim Siegfried Krakauer i Walter Benjamin, widzieli miasto nie jako uporządkowaną, starannie zaprojektowaną strukturę, ale podziwiali „pejzaż miasta”, jego „geograficzny porządek” i „wulkaniczny krajobraz”82. Jednak dopiero bunt lat 60. otworzył nowe sfery doświadczania miasta i ujawnił nowe komponenty jego pejzażu, często ulotne i nie poddające się architektonicznym analizom, jak światło, dźwięk czy mgła83. Otaczająca rzeczywistość stała się rodzajem wieloelementowego i wielozmysłowego dzieła sztuki, projektem całego środowiska. Tworzone w nim były zawiłe labirynty i połączenia, umożliwiające płynną i nieskrępowaną cyrkulację ludzi. Ponieważ granice pomiędzy wnętrzem i zewnętrzem zostały osłabione, sprzęty charakterystyczne dla przestrzeni zamieszkiwania, takie jak krzesła czy sofy, ale też dzieła sztuki, jak rzeźby i obrazy, zaczęły się pojawiać w scenerii ulicy. Dzisiejsze sposoby interpretacji miasta ponownie umożliwiają bezpośrednie przywołanie pojęcia krajobrazu. Ukazują je jako aktywne środowisko tworzone wieloma komponentami: od ruchu ludzi, intensywności programów, po zbudowane formy i nieustrukturowione topografie84. W zapewnieniu ciągłości miejskiego krajobrazu kluczową rolę odgrywają połączenia – ich wyznaczanie staje się jednym M. Wigley, The Architecture of Atmosphere, [w:] Sturm der Ruhe. What is Architeture?, op. cit. ?, s. 43. A. Vidler, Warped Space. Art, Architecture, and Anxiety in Modern Culture, The MIT Press, Cambridge, Massachusetts– London 2000, s. 66 i 76–77. 83 M. Wigley, The Great Urbanism Game, w: New Babylonians, Architectural Design vol. 71 No 3 June 2001, s. 8–11. 84 L. Nyka, Od architektury cyrkulacji do urbanistycznych krajobrazów, Gdańsk 2006, s. 140. 81 82 71 Uwarunkowania architektoniczne z ważniejszych zadań architektów i urbanistów. Od wielu już lat, w tworzeniu najtrudniejszych połączeń i przejść przez miasta uczestniczą artyści street-artu. Prowadzą przechodniów przez miejsca amorficzne, pokonując izolację obszarów zapomnianych, zamieniają przestrzenie pozbawione sensu w przestrzeń dla ludzi, w miejskie galerie pod wiaduktami, na stykach pomiędzy nieprzystającymi do siebie układami urbanistycznymi, na opuszczonych nabrzeżach kanałów. Przykładów takiego działania jest wiele, można tu przywołać funkcjonujące od wielu lat przejściowe galerie pod wiaduktem Kliniczna w Gdańsku, czy sztukę ożywiającą nabrzeża kanału Dunaju w Wiedniu. Udział street-artu w tworzeniu takich połączeń jest w jakimś sensie wypełnieniem anarchistycznych dążeń do ekspozycji sztuki i ekspresji życia na ulicy. Jednocześnie jest partycypacją w tworzeniu miasta jako dobrze powiązanego środowiska, a więc działaniem spójnym z dzisiejszymi koncepcjami architektów i urbanistów. Często ta sfera działalności nie wywołuje również konfliktu z prawami autorskimi do utworu architektury. Dzieje się to w sposób dość naturalny. Tam, gdzie istnieją budynki ciągłość przestrzeni publicznej wspomagają oferowane przez nie programy funkcjonalne, tam gdzie ich nie ma – wchodzi sztuka ulicy, tworząc scenerie alternatywnych przejść i wyznaczając nowe zakresy doświadczania drogi przez miasto. 2.2.9. Czasowość i wirtualność W poszukiwaniu porozumienia pomiędzy architekturą i street-artem warty podkreślenia jest ważny parametr ich koegzystencji – czasowość. Kwestia ta wydaje się szczególnie ważna, ponieważ wielu artystów street-artu broni stanowiska, że lokalizacja obiektu sztuki musi być nielegalna i nie można jej zaplanować. Z drugiej strony, w niektórych miastach, dzieje się tak dla przykładu w Sztokholmie, istnieje zapis o konieczności usuwania dzieła street-artu w ciągu 24 godzin od jego powstania. Artyści faktycznie dzieła te usuwają i po tym czasie funkcjonują one już jedynie w galeriach wirtualnych – na internetowych portalach ich twórców. Ta czasowość współistnienia architektury i street-artu wydaje się być wartościowa dla obu stron i uzasadniona. Postulat nieprzewidzianej ingerencji, czasowej zmiany, był ważnym elementem buntu połowy XX wieku i środkiem do podważania zastanej hierarchii. Osobliwą formułą wprowadzaną wówczas była l’art supertemporel. Formuła ta polegała na umożliwieniu tworzenia dzieł nieprzewidywalnych i niekontrolowanych na kanwie uporządkowanego materiału wyjściowego. Były to dla przykładu drukowane książki, do których dodawane były puste strony, tak aby czytelnik sam mógł przeformatować fabułę, dopisać jej niespodziewane rozwinięcie lub nadać jej inny sens. Te proste działania wprowadzały do sztuki tak pożądany wówczas pierwiastek anarchii, czasowości i nieprzewidywalnego rozwoju. Sytuacja ta wydaje się być analogiczna do wielu działań artystów street-artu dopisujących się do istniejącej architektury i zmieniającej, niekiedy w formie dowcipnej, jej powszednie znaczenia. 72 Street-art a architektura Działania takie nie podążają za konwencjami architektury i intencjami architekta, przeciwnie, wykorzystują je dla własnych potrzeb. Są poza kontrolą, mają w sobie pierwiastek wyzwalający, a więc anarchistyczny. Redefiniując obiekt, ukazują go w innym kontekście. Interwencje te zarówno wprowadzają, jak i mają wprowadzić element zaskoczenia, który bywa wartościowy, ukazuje inne ścieżki myślenia o mieście, jego historiach, ludziach i budynkach. Ponieważ w takim przypadku artysta podejmuje dyskusję lub otwarcie reinterpretuje zamysł obrany przez architekta, w formie najbardziej jawnej wchodzi w kolizję z prawem do nienaruszalności utworu architektury. Trudno więc na tym obszarze jakieś oficjalne i długotrwałe relacje z architekturą wypracowywać – praca najczęściej musi zniknąć. Przechowywana w galeriach internetowych, na zdjęciach i w pamięci mieszkańców tworzy jednak historię miasta. Być może czasowość jest nie zawsze uświadamianą cechą street-artu, która wnosi wiele cennych wartości i która powinna być przez samych artystów pielęgnowana. Trafny komentarz nad rzeczywistością ma przecież wewnętrznie zapisaną w sobie zmienność i czasowość. Szukając porozumienia pomiędzy street-artem i architekturą budowanego na czasowym charakterze projektu, trzeba zwrócić uwagę, że ruchy anarchistyczne lat 60., wprowadzając tymczasową i nieprzewidywalną formułę w sztuce, podobne idee wprowadziły również w architekturze. W wizjach Nowego Babilonu mobilne konstrukcje były zmieniane w zależności od potrzeb użytkowników a nawet ich nastrojów, i płynnie dostosowywane do „konstrukcji sytuacji”. Jak przekonywał Constant „środowisko musi być przede wszystkim elastyczne, dające się zmieniać, otwarte na zmiany miejsca i nastroju oraz rodzaje zachowań” (tłum. autor)85. Architektura współczesna podjęła i rozwinęła tę ideę. W efekcie, powstają dzisiaj interaktywne place, gdzie aranżacja poszczególnych elementów czy sposobów oświetlenia zmieniana jest przez samych użytkowników. Powszednieją możliwości zmiany struktury wnętrz budynków poprzez przemieszczanie złożonych mobilnych modułów. Na istniejące architektoniczne założenia nakładane są tak zwane „pasożytnicze” niewielkie formy tymczasowe, które po jakimś czasie przenoszone są w inne miejsca. Badany jest wymiar wirtualny architektury, gdzie wirtualność odnosi się nie tylko do medialności, ale oznacza akceptację nieprzewidywalnego rozwoju i otwartość na to, co może się zdarzyć. Street-art niosąc wartość anarchistycznego, tymczasowego przeformatowania budynku posiada tę samą moc ukazywania jego alternatywnych ról i kontekstów. Pozostaje jednak pytanie najważniejsze, jak takich miejsc szukać w mieście, w jakie relacje wchodzić z budynkiem, z którym budynkiem? Artysta, który w znacznym stopniu wytyczył drogi rozwoju sztuki ulicy, mityczny dziś Blek Le Rat był absolwentem zarówno akademii sztuk pięknych, jak i architektury, był architektem, urbanistą i artystą ulicy. Jak wyjaśnia sam artysta, studiowanie „The environment must, first of all, be flexible, changeable, open to any movement, change of place or mood, and any mode of behaviour”. C. Nieuwenhuys, New Babylon: An Urbanism of the Future, [w:] New Babylonians, op. cit., s. 12–14. 85 73 Uwarunkowania architektoniczne architektury nauczyło go jak rozumieć urbanistyczny krajobraz i jak widzieć przestrzeń dookoła. Zrozumienie to, stanowiące punkt wyjścia do artystycznej reinwencji budynku i przestrzeni miejskiej, jest dzisiaj, jak zawsze było, największym wyzwaniem dla sztuki ulicy, a zarazem niewyczerpanym źródłem jej siły. 2.2.10.Skoro zmienia się miasto… W sierpniu 2008 roku, w galerii Tate Modern odbyła się wystawa street-artu pod znamiennym tytułem „Post-graffiti. The end of beginning”. A więc, koniec początku? Faktycznie przemiany w street-arcie są widoczne – niegdyś sztuka undergroundu, dziś widzimy ją wszędzie: na okładkach szkolnych zeszytów, na koszulkach uznanych designerów i na plakatach reklamujących telefony. Można zamówić w Internecie programy – kreatory do generowania graffiti z dowolnych słów, tak aby wyglądały na dzieła artystów szeroko rozumianego street-artu. Pora na redefinicję? Skoro zmienia się miasto i staje się bardziej krajobrazem, albo tę nową cechę dynamicznego krajobrazu scalającego wiele różnych elementów chcemy w nim dostrzec, to czy zmiana ta dotyczy również street-artu, niezaprzeczalnie i całkowicie związanego przecież z ulicą? Tak wiele przecież wskazuje na wspólne ścieżki ich rozwoju i pokrewne cele poszukiwań. Czy wobec tego w czasach, kiedy w opisach miasta próbujemy wyjść poza ujęcia strukturalistyczne i rozumiemy je bardziej jako heterogeniczne, nie zawsze spójne środowisko, w którym wiele różnych elementów, w tym zbudowane formy, ale też programy funkcjonalne, medialne obrazy, a nawet wpływy natury tworzą jedną całość, to czy koniec ściany to koniec street-artu? Czy dzieło sztuki ulicy pozostanie płaskim rysunkiem na fasadzie budynku? Wydaje się to mało prawdopodobne, street-art zawsze był fragmentem urbanistycznego krajobrazu, jego twórczym komponentem i najbardziej spontanicznym komentarzem. Na pytanie, jak będą wyglądać nowe zjawiska tworzone w ramach street-artu nie ma gotowych odpowiedzi, ale warto się przyglądać poszukiwaniom artystów sztuki miasta i ulicy. Coraz wyraźniej pojawiają się nowe cechy tej sztuki jak, między innymi, przestrzenność, medialność, wyjście poza kryteria wizualne i otwarcie na sferę żywiołów. Do ciekawego wyjścia takich działań w przestrzeń miejską zaliczyć można czasowy projekt Light up Queen Street, zrealizowany w Londynie w 2006 roku. W bramach, w miejscu klasycznych utworów street-artu realizowane były projekcje wideo. Kładące się na odrapanych ścianach cienie przechodzących ludzi wywoływały atmosferę niepokoju znacznie silniejszą od oswojonych już w przestrzeni miasta rysunków. Zamiast wizualnego graffiti, graffiti dźwiękowe – tak artyści określili przeszywające przestrzeń miasta nocne, konspiracyjne Guerilla Karaoke wykonane pod mostem nad brzegiem kanału Motławy w Gdańsku86. Dominik Lejman zintegrował projekcję video z projektem graffiti w tunelu łączą86 74 W ramach projektu “Under the Bridge”, Gdańsk-Liverpool. Kurator: Agnieszka Kulazińska. Street-art a architektura cym odizolowaną dzielnicę Dolne Miasto87. Wyłaniają się nowe grupy sztuki ulicy rysujące światłem, jak Warsaw Light Crew88, czy ogniem, jak te skupione wokół gdańskiego klubu Plama. Na wystawie Urban Feedback zorganizowanej w Bazylei prace street-artu wychodziły poza płaszczyzny ścian i pokazywane były raczej jako sztuka środowiska. Czy takie przeobrażenia street-artu zaskakują? Raczej nie. Le Corbusier nacinając blok jednostki mieszkaniowej w Firminy grafiką żłobionego rysunku, prowadził jednocześnie pierwsze doświadczenia nad zintegrowaniem z architekturą zmiennych projekcji świetlnych i dźwięku. W multimedialnym „Poemacie elektronicznym” graficzne wzory na posadzce i ścianach budynków pojawiały się niczym tymczasowe graffiti. Z malowaniem światłem eksperymentował Pablo Picasso. Dziś, jako swego rodzaju kontynuację tej idei, w Les Baux de Provence, w Cathedrale d’Images obejrzeć można eksperymentalną instalację, gdzie wyświetlane obrazy artysty przesuwają się niczym prace street-artu po ścianach budynków i posadzkach ulic fikcyjnego, podziemnego miasta. Korzystając z takich doświadczeń street-art prawdopodobnie będzie ewoluował i penetrował nowe sfery artystycznej wyobraźni odnawiając związki ze zmieniającym się miejskim krajobrazem. Wydaje się to tym bardziej nieuniknione, że zmienia się sama architektura będąca przecież tłem dla street-artu – powstają budynki o hybrydycznych formach, otwarte na wpływy otoczenia, reagujące, o sensorycznych powłokach, niejednoznacznych granicach wnętrza i otoczenia. Są one spójnym komponentem miejskiej przestrzeni rozumianej już nie jako stabilna, raz ustalona forma, ale jako rodzaj nieprzewidywalnego środowiska. 2.2.11.Przeciw twardym strukturom? Anarchia przywołana buntem lat 60. zrodziła się z potrzeby wyjścia poza twarde struktury. W tym miejscu pojawia się pytanie nadrzędne: rozbicie twardych struktur? A jeśli nie ma twardych struktur, to co rozbijać? Co obalamy współcześnie anarchią street-artu i z czym dyskutujemy? Nawet w teorii architektury i estetyce zmiany w interpretacjach miasta są bardzo wymowne. Wykracza ono poza przywołaną raz jeszcze w czasie historycznego postmodernizmu jednoznaczność kartezjańskiej siatki i struktury. Porównywane jest dzisiaj do aktywnego środowiska, dynamicznego układu nawarstwień, kłączy, krajobrazu, a nawet chmury. Podobnie dzieje się w bezpośrednim odbiorze rzeczywistości – widoczny jest chaos przestrzenny, zarówno w skali samego miasta niepanującego nad rozgrywającymi się w nim procesami, jak i lokalnie. Ogrodzenia przewracają się na różne strony, a na podwórkach stoją sofy, o jakie zazdrośni mogliby być sytuacjoniści. Prawdopodobnie na naszych oczach zmienia się funkcjonowanie street-artu – z elementu anarchii staje się usankcjonowanym elementem krajobrazu ulicy. 87 88 W ramach cyklicznego projektu „Galeria Zewnętrzna” CSW Łaźnia, Gdańsk, Dolne Miasto. Prace grupy Warsaw Light Crew: www.myspace.com/warsawlight. 75 Uwarunkowania architektoniczne Jednocześnie sztuka ulicy coraz częściej staje się elementem zabiegów marketingowych. Przed nowo otwartym Nowa Republika Underground Club w Gdańsku Wrzeszczu, przemianowanym z rzadziej odwiedzanego Klubu Jaśkowa, stoi kolejka, a do wejścia zaprasza pacyfistyczna w wymowie praca street-artu. Powraca pytanie: czy street-art nie jest anarchią na pokaz? Niejasną pozycję dzisiejszej sztuki ulicy potęguje relacja do takich kwestii jak globalne przepływy kapitału, konsumpcja i rynek, z którymi tak jawnie dyskutowali propagatorzy anarchii i buntu połowy XX wieku. Kiedy w 1964 roku jeden z twórców sytuacjonizmu, Asger_Jorn dowiedział się, że za swoją działalność został nagrodzony Międzynarodową Nagrodą Guggenheima, w tym znaczną sumą pieniędzy, następnego dnia napisał do prezesa Fundacji Guggenheima telegram następującej treści: „idźcie do diabła, odrzucam nagrodę, nigdy o nią nie prosiłem, nieprzyzwoicie wplątujecie artystę w reklamowanie siebie, chcę publicznego zrozumienia i nie muszę uczestniczyć w waszej dziwacznej grze” (tłum. autor).89 Dzisiaj jednak trudno z kwestią artystycznego buntu przeciwko globalnemu rynkowi nawiązać głębszą dyskusję, ze względu na spektakularny sukces komercyjny street-artu, określany przez ekonomistów jako „efekt Banksy’ego”. Street-artowcy to obecnie najlepiej opłacani artyści, których dzieła zamawiają aktorzy, prezenterzy i politycy. Street-art ze sztuki buntu stała się sztuką uznawaną, wystawianą w muzeach, a dyskusja nie dotyczy już kwestii czy należy ją tam eksponować, ale raczej jak. Nie jest to zarzut wobec street-artu. Podobnie stało się z nie-sztuką (non-art) reprezentowaną w ready-mades Marcela Duchampa, a nawet sztuką nie-obiektów (non-object) Richarda Morrisa, Richarda Langa i wielu innych artystów. Tylko, czy brać tę sztukę w bezwarunkową protekcję, rezygnując z praw do nienaruszalności architektury? Z drugiej strony, czym byłoby miasto bez street-artu, bez artystycznych wglądów w pojemniejsze sfery jego odbioru, bez pytań zadawanych na ścianach? Pomimo więc ceny, którą płaci każda ze stron warto jest szukać porozumienia. Zmienia się street-art, zmienia się architektura. Pytania o sens ich koegzystencji prawdopodobnie trzeba będzie formułować ciągle na nowo odnajdując obie te sfery twórczości we wspólnych próbach wyjścia poza sztampę i wyznaczania przestrzeni dla kreatywnego życia. Go to hell bastard—stop—refuse prize—stop—never asked for it—stop—against all decency mix artist against his will in your publicity—stop—i want public confirmation not to have participated in your ridiculous game” http://en.wikipedia.org/wiki/Asger_Jorn, 10 kwietnia 2010. 89 76 3. OWE OBSZARY WYOBRAŹNI – PROJEKTY N PRZEBUDOWY ULICY INDIRY GANDHI NA URSYNOWIE W WARSZAWIE 3.1. S erce dzielnicy – poszukiwanie ulicy miejskiej dla Ursynowa90 Na pytanie o przyczyny braku miejskiego charakteru miasta poszukuje się różnych odpowiedzi. Ostatecznie winna jest historia lub klimat, im przypisuje się odpowiedzialność za zagospodarowanie przestrzenne, nimi tłumaczy się często brak żywotności miasta. W tej części świata, gdzie zimy są długie, a lato niepewne, życie społeczne i kulturalne może mieć tendencję ukrywania się pod dachem. Miasto chowa się do wewnątrz i z łatwością przyswajane są argumenty zwolenników galerii handlowych, że gdy zimny wiatr wieje, to nieistotne są czynniki miastotwórcze. A jednak są one istotne. Dotyczy to miasta jako całości i dotyczy to każdej dzielnicy, nawet takiej, której charakter został określony jako mieszkaniowy. Poszukiwanie miejskiego charakteru dzielnicy, poprzez tworzenie otwartej, wspólnej i różnorodnej przestrzeni życia dla jej mieszkańców, jest elementem rewitalizacji i reurbanizacji. Zjawisko to obserwuje się śledząc odnowę wielu osiedli wielkopłytowych, której jednorodną często strukturę ożywia się wprowadzając do niej inne elementy funkcjonalne, zazwyczaj usługowe i kulturalne. Sztandarowym przykładem takich działań, nazywanych w języku specjalistycznym „katalizą urbanistyczną”, jest inicjatywa podjęta dla odnowy dzielnicy Marzahn-Hellersdorf, blokowiska dawnego Berlina Wschodniego. Za projektami takimi jak ten w Berlinie kryje się przeświadczenie, że nic tak nie ożywia dzielnicy jak kształtowanie w niej dwóch cech łączących płaszczyznę społeczną i przestrzenną: poczucia wspólnoty i dostępności. Jeśli pociągniemy wątek historii i klimatu, Warszawa, jak powszechnie wiadomo, jest miastem dość chłodnym i pozbawionym jednoznacznie określonego śródmieścia. Powoduje to w konsekwencji jednoczesne rozproszenie i ukrywanie się funkcji miejskich. Podobne zjawisko dotyczy poszczególnych dzielnic. Ani plac Wilsona z kilkunastoma filiami banków nie jest tym centrum, które należy się historycznemu Żoliborzowi, ani plac Narutowicza nie pełni roli takiego skupiska funkcji i cech, jakie reprezentować powinny Ochotę. Rola serca bowiem, nie jest jednoznaczna z funkcją węzła (komunikacyjnego). Syndrom braku miejsca określającego rytm życia posiada wiele miast i dzielnic. Dotyczy to także Ursynowa. Ursynowa, który jest dzielnicą dość zróżnicowaną jak 90 Rozdział 3.1. zawiera teksty publikowane w piśmie „Pasmo” przez dr. Ewę Korcelli-Olejniczak (IGiPZ PAN) i Bernarda Rejniaka (b. radny dzielnicy Ursynów); opracowane redakcyjnie przez Sławomira Gzella. 77 Nowe obszary wyobraźni na swój młody wiek. Ursynowa, który jest jednocześnie dzielnicą o własnym charakterze, którego odzwierciedleniem byłoby miejsce, jakiego wyraźnie brakuje, ale które przy dobrej woli władz i społeczności lokalnych można by było ukształtować. Istniała kiedyś koncepcja, że takie miejsce mogłoby powstać wzdłuż części alei Komisji Edukacji Narodwej. Koncepcja była dobra i logiczna, choć trudna w realizacji. Jako jedna z głównych arterii komunikacyjnych, pod którą w dodatku znajduje się tunel metra, aleja KEN nie nadawałaby się do funkcjonalnego przekształcenia, jakiemu musiałaby zostać poddana. Serce Ursynowa powinno bić tam, gdzie arteriom nie grozi zator. Sugestią autorów jest, aby centrum społeczno-kulturalne Ursynowa powstało wzdłuż ulicy Indiry Gandhi, w pobliżu i wokół istniejących tam: Ratusza Ursynowskiego, kościoła i ośrodka z Multikinem. Dzielnicy, podobnie jak całemu miastu, potrzebne jest „miejsce centralne” w sensie zarówno funkcjonalnym jak i przestrzennym. Gdy centrum brakuje, to niezależnie od charakteru dzielnicy i od jej położenia w mieście, pojawia się potrzeba poszukiwania go, i to niezależnie od stopnia uświadomienia sobie tego przez wszystkich mieszkańców i władze lokalne. Poszukiwanie wielofunkcyjnego miejsca ogniskującego życie dzielnicy wpisuje się w szeroko rozumiane procesy „odnowy” miejskiej, rewitalizacji i reurbanizacji. Realizacja takiego celu wiąże się z wieloma korzyściami. Z jednej strony, nagromadzenie usług (w tym związanych z kulturą) na jednym, dobrze obsłużonym komunikacyjnie obszarze dzielnicy, to czynnik miastotwórczy, który można nazywać także czynnikiem społecznego ożywiania tego obszaru. Z drugiej strony, centrum dzielnicy stanowi naturalne zgrupowanie miejsc pracy dla lokalnej ludności jak i źródło generowania dodatkowych środków dla dzielnicy w postaci podatków od świadczonych tam usług. Zarówno z punktu widzenia lokalnego, jak i z perspektywy funkcjonowania miasta jako całości są to ważne korzyści wymierne. W połowie 2009 roku, na łamach lokalnego ursynowskiego tygodnika „Passa”, we współpracy z tworzonym zespołem, pojawiła się seria artykułów pt. „Serce Ursynowa – poszukiwanie ulicy miejskiej”. Były poświęcone potrzebie stworzenia miejsca dostępnego dla wszystkich, otwartego, wspólnego, pełnego różnorodnych funkcji realizowanych w interesującej przestrzeni. Koncepcja określa, że ulicą, wzdłuż i wokół której ma powstawać to życiodajne miejsce Ursynowa, jednoczące mieszkańców społecznie i przestrzennie, jest jedna z przecznic alei Komisji Edukacji Narodowej, ulica Indiry Gandhi. Wyborem miejsca kierowały cztery założenia: dostępność, przestrzeń lokalna, funkcje oraz charakter. Trzy pierwsze czynniki można uznać za obiektywne. Gdyby próbować tworzyć model, okazałoby się, że dla każdego centrum dzielnicy te założenia byłyby najistotniejsze, czyli na ich podstawie można by analogicznie poszukiwać takich miejsc w innych dzielnicach. Założono, że ulica miejska na Ursynowie ma mieć położenie względnie centralne w przestrzeni dzielnicy, łączące jej północną i południową część i nie dyskryminujące żadnej z nich oraz biec w pobliżu, ale nie wzdłuż głównych arterii komunikacyjnych. Ulica miejska powinna mieć odpowiednią szerokość i dużą ilość wolnych, luźno zagospodarowanych 78 Serce dzielnicy terenów, o określonej własności. Istotnym argumentem dla wyboru lokalizacji są istniejące już w miejscu placówki administracyjne, kulturalne i usługowe. Ulica Indiry Gandhi jest wystarczająco „centralna”, satysfakcjonująco szeroka, posiada wolną przestrzeń, z wieloma działkami będącymi własnością miasta. Przemiana funkcjonalna mogłaby obejmować bez przeszkód likwidację jednego pasma jezdni. Poszerzenie chodnika i stworzenie deptaka pozwoliłoby na zagospodarowanie terenu przy ulicy, dając miejsce ludziom na swobodne przebywanie na ulicy. Gdy dziś chodzimy po niej, to widzimy Multikino z kompleksem restauracji i barów, skrzyżowanie z aleją KEN i przystanek metra Imielin, Ursynowski Ratusz, kościół pod wezwaniem św. Tomasza. Jeśli powstanie tu jeszcze duży ośrodek kultury i kilka muzycznych czy artystycznych kawiarni, jedna lub dwie galerie (nie handlowe), a także sklepy i inne punkty usługowe, przestrzeń wypełni się na tyle różnorodnie, że będzie można zastanawiać się nad powstawaniem forum kulturalnego w niedużej, dzielnicowej skali (zwartej przestrzeni łączącej funkcje kulturalne, administracyjne, gastronomiczne i handlowe), kształtującego się wzorem wielu miast na terenach uprzednio zagospodarowanych monofunkcyjnie. Pozostaje jeszcze czynnik czwarty, nieobiektywny i niemierzalny. Mowa jest o charakterze miejsca, który powinien pozostawać w zgodzie z charakterem dzielnicy. Intuicyjnie wie się na ogół, które miejsce jest charakterystyczne dla danej dzielnicy, które ją określa, które może stanowić jej kwintesencję. W dzielnicach starszych mieszkańcy z łatwością przypisują miejscu taką rolę. Raczej nikt nie ma wątpliwości, gdzie bije serce Żoliborza czy Ochoty. Ale gdzie bije serce Ursynowa? Patronat ideowy nad koncepcją przejął Zakład Geografii Miast i Ludności Instytutu Geografii i Przestrzennego Zagospodarowania PAN, w osobie jego kierownika prof. Grzegorza Węcławowicza. Potrzeba opracowania koncepcji funkcjonalno-przestrzennego przekształcenia przestrzeni miejskiej, w tym poszukiwanie jej miejskiego charakteru, wpisuje się w wieloletnią tradycję prac badawczych Zakładu. Kolejnym partnerem jest Zakład Projektowania Urbanistycznego i Krajobrazu Wiejskiego Wydziału Architektury Politechniki Warszawskiej. Jego kierownik, prof. Sławomir Gzell tak ocenia koncepcję poszukiwania centrum dzielnicy Ursynów: „Poszukiwanie centrum miasta a także dzielnicy stanowi element tworzenia tzw. nowej centralności, która wiąże się z przebudową miasta, dostosowującego się do współczesnych potrzeb jego rozwoju oraz potrzeb mieszkańców. Wszędzie, gdzie brak miejsca ogniskującego, uzasadnione jest jego poszukiwanie. Na Ursynowie, który stanowi prężną społecznie i rozbudowująca się stale dzielnicę, projekt taki jest nadzwyczaj zasadny, zwłaszcza że budowlany boom dzielnicy, jak by go nie oceniać pod względem przestrzennym czy funkcjonalnym, podziwiany jest przez zagranicznych gości, nawet tak wymagających jak ci zza naszej zachodniej granicy. Powstanie ulicy miejskiej na Ursynowie da wiele korzyści. W zarysie można je podzielić na dwie grupy. Z jednej strony, można mówić o korzyściach niewymiernych, które wynikają z nagromadzenia kulturalnych i usługowych funkcji w jednym, dostępnym komunikacyjnie obszarze dzielnicy. Obecność zastałych 79 Nowe obszary wyobraźni instytucji będących nośnikami tych funkcji stanowi istotny element wyboru lokalizacji dla takiego miejsca. Z drugiej strony, możemy mówić o ważnych korzyściach wymiernych, związanych z powstaniem takiego Centrum. W sposób naturalny stanowi ono nowe zgrupowanie miejsc pracy, powstające dla lokalnej ludności w centrum dzielnicy, a nie miasta. Jest to zgodne z teoriami, w których lokalnie kształtowany rynek pracy stanowi korzyść zarówno dla miasta, jak i dla jej poszczególnych części, stanowiąc źródło kreowania dodatkowych środków dla dzielnicy w postaci podatków od świadczonych usług. Jest to także właściwa odpowiedź na światowy kryzys ekonomiczny, powodujący rozchwianie na rynku pracy. W Zakładzie na Wydziale Architektury PW zajmujemy się od dłuższego czasu tworzeniem studialnych projektów dla poszczególnych części Ursynowa, zwłaszcza dla ulic poprzecznych do głównych arterii komunikacyjnych dzielnicy. Przytoczę może trzy przykłady. Jeden, to koncepcja przebudowy kwartału u zbiegu alei KEN i ulicy Ciszewskiego. Drugi, podobnie, związany jest z przekształceniem terenu wokół końcowej stacji metra Kabaty. To projekty, w których istniejące funkcje handlowe mają łączyć się z innymi funkcjami miejskimi i miastotwórczymi. Miasto to nie tylko parkingi i hale handlowe. Zresztą projektowane dziś na świecie centra handlowe nie przypominają pudełek. Projektują je czołowi architekci tacy jak Daniel Liebeskind (w Bernie) czy Maksimiliano Fuksas (we Frankfurcie). Trzeci z naszych projektów dotyczy ulicy przy Bażantarni. Projekt obejmuje między innymi wykorzystanie istniejącego tam parku i tworzony jest w ramach koncepcji tzw. wspólnie użytkowanej przestrzeni (shared space). Koncepcja «Serca Ursynowa» jest zwarta i logiczna pod względem funkcjonalnym i przestrzennym, i może stanowić podstawę prac nad przekształcaniem tej części dzielnicy. Jeśli chodzi o rozwiązania przestrzenne tego fragmentu miasta, to w pierwszym rzędzie myśleć trzeba o funkcjonalności. To ma być miejsce, w którym przebywanie powinno być możliwe przez cały rok, bez względu ma pogodę, może więc warto myśleć o lekkim przeszklonym dachu, umieszczonym wysoko i na tak delikatnej konstrukcji, że będzie prawie niezauważalny.” Kolejna opinia należy do burmistrza Ursynowa Urszuli Kierzkowskiej: „Obejmując urząd burmistrza dzielnicy ma się wiele oczekiwań i pomysłów. Koncepcja, którą państwo opracowujecie i lansujecie niezwykle odpowiada moim wizjom i życzeniom. Ursynów to według mnie nie tylko sypialnia, to miasto w mieście. Jego mieszkańcy to na ogół ludzie młodzi, przedsiębiorczy i wszechstronnie utalentowani. W interesie władz dzielnicy jest wspieranie ich działań, przynajmniej w tych sferach, na które samorząd może mieć wpływ. Koncepcja «Serce Ursynowa» wychodzi naprzeciw niezwykle istotnym potrzebom – poczuciu jedności, wspólnoty i identyfikacji z miejscem. Miejscem, w którym mieszkańcy i nie tylko mieszkańcy Ursynowa będą się spotykali, robili zakupy, korzystali z funkcji kulturalnych, gastronomicznych, administracyjnych. (Jeśli chodzi o pomysł forum kulturalnego, przestrzeni ukształtowanej trwale a nie sezonowo, to) wyrazem trwałości będzie powstający tu Dom Kultury, któ80 Serce dzielnicy rego budowa symbolicznie ma się rozpocząć pod koniec lata podczas imprezy «Pożegnanie wakacji». Planowane są koncerty, promocja młodych ursynowskich artystów, może zamknięta będzie część ulicy Indiry Gandhi. Jest to ulica rzeczywiście położona dość centralnie w przestrzeni dzielnicy. Tak, według mnie to doskonały wybór, można zresztą tę przestrzeń uszlachetnić choćby przez budowę parku i pomnika Juliana Ursyna Niemcewicza. Po przedstawieniu koncepcji na posiedzeniu Komisji Architektury, Budownictwa, Strategii Rozwoju i Ekologii pomyślimy o wspólnych działaniach. Bardzo popieram ten pomysł. Będziemy czynnie współpracować. Patrząc na inne miasta, a także na inne dzielnice Warszawy widać, że poszukiwanie lokalnych centrów ogniskujących jest dziś bardzo ważną sprawą. Na Saskiej Kępie pięknieje ulica Francuska. Wola będzie miała swoją Chłodną. A teraz przyszła kolej na «Serce Ursynowa» i ulicę Indiry Gandhi. Inni mogą, zróbmy więc coś i my”. Michał Dąbrowski, radny Ursynowa, przewodniczący Komisji Architektury, Budownictwa, Strategii Rozwoju i Ekologii mówi: „Mamy świadomość potrzeby tworzenia na Ursynowie miejsca, które przestrzennie oraz społecznie łączyłoby Ursynów oraz jego mieszkańców. Jest to zagadnienie bardzo ważne. W dzielnicy mamy kilka ognisk lokalnych, ale mam świadomość, że tylko skupienie funkcji przyniosłoby te pożądane efekty, o których mowa w koncepcji «Serca Ursynowa». Jeśli chodzi o wybór ulicy Indiry Gandhi, jako ulicy miejskiej, to przekonuje mnie w szczególności centralna część tego obszaru, mianowicie skrzyżowanie Indiry Gandhi z aleją KEN. Tam to centrum już w zasadzie się tworzy”. Pomysł utworzenia ulicy miejskiej jako „Serca Ursynowa”, doczekał się publicznej prezentacji. 19 listopada 2009 roku przedstawiciele radnych, świata biznesu, kultury i nauki, spotkali się, aby dyskutować o idei „Serce Ursynowa”, o potrzebie, która ją zrodziła i o potencjale, który może dać szansę na jej realizację. W uzasadnieniu idei odwoływaliśmy się do pewnych teorii i założeń, które stanowią teoretyczny punkt odniesienia dla praktycznego pomysłu. Teorie dotyczyły różnych aspektów kreowania miejsc ogniskujących w skali od globalnej do lokalnej, dotyczących sfery ekonomicznej, infrastrukturalnej, urbanistycznej, społecznej a także kulturalnej. Szczególnie istotnym aspektem są powiązane ze sobą w kontekście naszego pomysłu: koncepcja miasta innowacyjnego, w warunkach którego zmienia się funkcjonowanie poszczególnych dzielnic oraz teoria klasy kreatywnej Richarda Floridy, której bazą są technologia, talent i tolerancja. Cechy te określane są poprzez istniejące w danej przestrzeni infrastrukturę techniczną i społeczną, kulturę gospodarczą, kapitał ludzki, jakość życia oraz wielowymiarowość opcji i wyborów życiowych. W nawiązaniu do tych założeń określany jest punkt wyjścia dla tworzenia się koncepcji „Serce Ursynowa”, czyli potencjał, jakim dzielnica dysponuje. Jest nim bez wątpienia stosunkowo młody wiek i wysoki poziom wykształcenia mieszkańców. Jednocześnie ursynowian można określić jako grupę zróżnicowaną, której styl życia i działalność zawodowa dotyka wielu płaszczyzn i aspektów, charakterystycznych dla wysoko rozwiniętego społeczeństwa miejskiego. Jest to wielowy81 Nowe obszary wyobraźni miarowy potencjał, który powoduje jednocześnie, że rodzą się potrzeby społeczne nie określane mianem pierwszych, lecz może raczej wyższych i nie bezpośrednich. Chodzi tu o potrzebę jednoczenia się poprzez kulturę, sztukę, kuchnię, zakupy i inne formy przebywania w przestrzeni, określonej jako centralna. Kiedyś istniały rynki, tu i ówdzie jeszcze istnieją, pisaliśmy o tym. Takie miejsce ogniskuje, skupia a jednocześnie promieniuje na zewnątrz. Tu chodzi jednak o coś więcej niż rynek. Przestrzeń określana jako „Serce Ursynowa” ma stanowić kwintesencję miejskości i charakteru dzielnicy. Ma być położona centralnie, łącząc Ursynów północny i południowy, być dostępna komunikacyjnie, dysponować wolną, niezagospodarowaną przestrzenią i funkcjami, w oparciu o które tworzyć można zalążek nowej rzeczywistości. W efekcie, poza korzyściami o charakterze niewymiernym, powstanie ulicy miejskiej przyniosłoby wiele korzyści ekonomicznych: rozwój lokalnej przedsiębiorczości, wspomaganie rynku pracy, oszczędności komunikacyjne (ograniczenie dojazdów do pracy), które w skali dzielnicy i całego miasta przyczyniałyby się do efektywności w pojęciu ekonomicznym i ochrony środowiska. Koncepcja „Serce Ursynowa” wyznacza sobie dwa główne cele. W sensie przestrzennym i funkcjonalnym chodzi w niej o poszukiwanie tzw. nowej lokalnej centralności, wiążącej się z rewitalizacją i odnową miejską, tworzeniem nowych funkcji i nowego charakteru miejsca poprzez wielorakie zabiegi urbanistyczno-architektoniczne. W wymiarze społecznym chodzi o tworzenie przestrzeni, która nie byłaby „niegościnna”. Przeciwnie, pozwalałaby mieszkańcom na częściowe współdecydowanie o jej roli, funkcji, kształcie i wizerunku. Przykłady „najlepszych praktyk” pokazują, że przestrzeń taką można faktycznie tworzyć. Uczestnicy spotkania mieli okazję obejrzeć miniwystawę zdjęć prezentujących centrum Marzahn-Hellersdorf, a także miejsce wybrane na potencjalną ulicę miejską na Ursynowie – ulicę Indiry Gandhi. Dyskusja była konstruktywna i pełna nadziei. Prezentację koncepcji wspomogła wizualizacja trójwymiarowa ulicy Indiry Gandhi, przygotowana przez dr Witolda Fedorowicza-Jackowskiego i Przemysława Turosa z firmy Geosystems. Pomysł spotkał się z dużym uznaniem i wieloma ciekawymi spostrzeżeniami. Lech Królikowski, radny, prezes Towarzystwa Przyjaciół Warszawy i wieloletni burmistrz Ursynowa zwrócił uwagę na fakt, że potrzeba tworzenia miejsca centralnego na Ursynowie istniała od dawna, choć faktycznie nie doczekała się dogłębnej analizy, nie mówiąc o realizacji. Podkreślając trudy podjętego przedsięwzięcia, dr Królikowski postulował metodę „małych kroków” – rozpoczęcie wdrażania idei poprzez tworzenie miejsc zlokalizowanych wokół wybranej przestrzeni, które skupiałyby mieszkańców dzielnicy. Konkretnie chodziło o tzw. forum, które stanowiłoby miejsce spotkań i wydarzeń kulturalno-artystycznych. Myśl Lecha Królikowskiego w jednym aspekcie odbiega jednakże od idei „Serca Ursynowa”. Pomysł nasz zakłada podejście o charakterze generalnym, oczywiście w skali ulicy i przestrzeni, jaką możemy dysponować, zarówno jeśli chodzi o koncepcję teoretyczną jak i architektoniczną. Prof. Sławomir Gzell podkreślił mianowicie, że wiele dotychczasowych pomysłów i koncepcji cząstkowych nie 82 Serce dzielnicy doczekało się realizacji. Siła naszego przedsięwzięcia ma polegać na jego skali, a także na przekonaniu, że da się je zrealizować. W wypowiedziach dotyczących pomysłu ulicy miejskiej pojawiało się wiele ciekawych argumentów dotyczących zarówno potrzeby powstania takiego miejsca jak i potencjału dzielnicy. Dr Grochowski, reprezentujący m.in. Mazowieckie Biuro Planowania Regionalnego, zwrócił uwagę na rzecz z pozoru najbardziej oczywistą, choć znaczącą. Podkreślił, że choć Warszawa ma wiele miejsc, które mogą przyciągnąć uwagę mieszkańców i gości, to on chciałby mieć powód, aby zawsze powracać na Ursynów. Nie będąc mieszkańcem dzielnicy, nie wraca tu do domu. Gdyby powstało miejsce ogniskujące, z pewnością funkcja sypialni nie byłaby już jedyną na Ursynowie, a ulica miejska przyciągałaby odwiedzających z innych części Warszawy, Polski, świata. Bez tak wielkich słów, trudno jest mówić o wielkich rzeczach. 83 Nowe obszary wyobraźni 3.2. Projekty przebudowy ulicy Indiry Gandhi w Warszawie W rozdziale przedstawiono wybrane projekty wykonane w Zakładzie Projektowania Urbanistycznego i Krajobrazu Wiejskiego, Wydziału Architektury Politechniki Warszawskiej (kierownik Zakładu: prof. dr hab. arch. Sławomir Gzell) w roku akademickim 2009/2010, semestr 9/1 studiów magisterskich. • Projekt nr 1. Autorzy pracy: inż. arch. Konrad Grabczuk, inż. arch. Łukasz Wawrzeńczyk, prowadzenie: dr inż. arch. Maciej Lasocki (ryc. 1–5). • Projekt nr 2. Autorzy pracy: inż. arch. Zuzanna Czaplicka, inż. arch. Małgorzata Barlik, inż. arch. Wojciech Bielecki, inż. arch. Antoni Byszewski, prowadzenie: dr inż. arch. Agnieszka Wosko-Czeranowska (ryc. 6–10). • Projekt nr 3. Autorzy pracy: inż. arch. Michał Anwajler, inż. arch. Minh Dam, inż. arch. Jan Ramatowski, inż. arch. Karolina Skalik, prowadzenie: dr inż. arch. Agnieszka Wosko-Czeranowska (ryc. 11–12). • Projekt nr 4. Autorzy pracy: inż. arch. Agnieszka Broszkiweicz, inż. arch.Urszula Koziarska, inż. arch. Paweł Łaguna, inż. arch. Łukasz Świniarski, prowadzenie: dr inż. arch. Maciej Lasocki (ryc. 13–18). • Projekt nr 5. Autorzy pracy: inż. arch. Anna Górska, inż. arch. Jakub Niebrzydowski, inż. arch. Agata Tofel, inż. arch. Łukasz Trzaskowski, prowadzenie: dr inż. arch. Maciej Lasocki (ryc. 19–20). • Projekt nr 6. Autorzy pracy: inż. arch. Sylwia Filipek, inż. arch. Dymitr Gierus, inż. arch. Joanna Grzymkiewicz, inż. arch. Filip Kurzewski, prowadzenie: dr inż. arch. Katarzyna Pluta (ryc. 21–22). • Projekt nr 7. Autorzy pracy: inż. arch. Anna Pawłowska, inż. arch. Jakub Reda, inż. arch. Maria Strulak, inż. arch. Diana Tuszyńska, prowadzenie: dr inż. arch. Katarzyna Pluta (ryc. 23–29). • Projekt nr 8. Autorzy pracy: inż. arch. Joanna Byszewska, inż. arch. Katarzyna Chełstowska, inż. arch. Miłosz Romańczuk, inż. arch. Julian Sulikowski, prowadzenie: dr hab. inż. arch. Krystyna Gruszecka (ryc. 30–32). • Projekt nr 9. Autorzy pracy: inż. arch. Michał Lipiec, inż. arch. Małgorzata Szlązek, prowadzenie: dr hab. inż. arch. Krystyna Gruszecka (ryc. 33). 84 Projekt nr 1 Projekty przebudowy PROJEKT NR 1 Ryc. 1. Ulica I. Gandhi między ulicami Dereniową i Cynamonową (K. Grabczuk, Ł. Wawrzeńczyk). 85 Nowe obszary wyobraźni Ryc. 2. Ulica I. Gandhi między ul. Dereniową i al. KEN (K. Grabczuk). 86 Projekt nr 1 Projekt nr 1 Projekty przebudowy Ryc. 3. Ulica I. Gandhi między ul. Dereniową i al. KEN (K. Grabczuk). 87 Nowe obszary wyobraźni Ryc. 4. Ulica I. Gandhi między al. KEN i ul. Cynamonową (Ł. Wawrzeńczyk). 88 Projekt nr 1 Projekt nr 1 Projekty przebudowy Ryc. 5. Ulica I. Gandhi między al. KEN i ul. Cynamonową (Ł. Wawrzeńczyk). 89 Nowe obszary wyobraźni Projekt nr 2 PROJEKT NR 2 Ryc. 6. Ulica I. Gandhi. Widok perspektywiczny w kierunku południowym (Z. Czaplicka, M. Barlik, W. Bielecki, A. Byszewski). Opis pracy przygotowany przez autorów Naszą odpowiedzią na przestrzeń słabo zagospodarowanej ulicy Indiry Gandhi jest Wstęga. Rozpoczyna się ona bramą utworzoną z budynku od strony ul. Pileckiego i wije się aż do ul. Rosoła, zamykając ul. Indiry Gandhi kolejną bramą, utworzoną z przewieszonej nad ulicą konstrukcji. Staraliśmy się, aby Wstęga po drodze odpowiadała na wszystkie potrzeby i oczekiwania mieszkańców. Chcieliśmy, aby nowe Centrum Ursynowa było rozpoznawalnym, tętniącym życiem miejscem, w którym każdy mieszkaniec tej okolicy będzie czuł się dobrze. Dlatego poza głównym czynnikiem miastotwórczym – usługami i handlem w parterze niemalże każdego projektowanego budynku – planujemy atrakcje skierowane do wszystkich grup wiekowych i społecznych. Zaprojektowaliśmy parki, przyjazne przestrzenie publiczne, skate park, ogródek jordanowski, centrum kultury oraz centrum nauki dla najmłodszych z nadzieją, że jeżeli nasz pomysł kiedykolwiek zostanie wcielony w życie, to będzie stanowił kompleksową odpowiedź na potrzeby mieszkańców okolicy a swoją wyjątkowością i urozmaiceniem zacznie przyciągać mieszkańców całej dzielnicy a może i Warszawy. 90 Projekt nr 2 Projekty przebudowy Ryc. 7. Ulica I. Gandhi między al. KEN i ul. Cynamonową (Z. Czaplicka, M. Barlik, W. Bielecki, A. Byszewski). 91 Nowe obszary wyobraźni Projekt nr 2 Ryc. 8. Ulica I. Gandhi. Widok „bramy” od ul. J. Rosoła (Z. Czaplicka, M. Barlik, W. Bielecki, A. Byszewski). 92 Projekt nr 2 Projekty przebudowy Ryc. 9. Ulica I. Gandhi. Widok od skrzyżowania z ul. J. Rosoła (Z. Czaplicka, M. Barlik, W. Bielecki, A. Byszewski). Ryc. 10. Ulica I. Gandhi. Przekrój pokazujący wysokości proponowanej zabudowy (Z. Czaplicka, M. Barlik, W. Bielecki, A. Byszewski). 93 Nowe obszary wyobraźni Projekt nr 3 PROJEKT NR 3 Ryc. 11. Ulica I. Gandhi między ulicami Dereniową i Cynamonową (M. Anwajler, Minh Dam, J. Ramatowski, K.Skalik). 94 Projekt nr 3 Projekty przebudowy Ryc. 12. Ulica I. Gandhi między ulicami Cynamonową i J. Rosoła (J. Ramatowski). 95 Nowe obszary wyobraźni Projekt nr 4 PROJEKT NR 4 Ryc. 13. Ulica I. Gandhi. Inwentaryzacja i analizy stanu istniejącego (A. Broszkiewicz, U. Koziarska, P. Łaguna, Ł. Świniarski). 96 Projekt nr 4 Projekty przebudowy Ryc. 14. Ulica I. Gandhi. Koncepcja zbudowy (A. Broszkiewicz, U. Koziarska, P. Łaguna, Ł. Świniarski). 97 Nowe obszary wyobraźni Ryc. 15. Ulica I. Gandhi między ulicami W. Pileckiego i Dereniową (Ł. Świniarski). Ryc. 16. Ulica I. Gandhi między ul. Dereniową i al. KEN (A. Broszkiewicz). 98 Projekt nr 4 Projekt nr 4 Projekty przebudowy Ryc. 17. Uica. I. Gandhi między al. KEN i ul. Cynamonową (P. Łaguna). 99 Nowe obszary wyobraźni Ryc. 18. Ulica I. Gandhi między ulicami Cynamonową i J. Rosoła (U. Koziarska). 100 Projekt nr 4 Projekt nr 5 Projekty przebudowy PROJEKT NR 5 Ryc. 19. Ulica I. Gandhi między ulicami Dereniową i Cynamonową (A. Górska, A. Tofel, J. Niebrzydowski, Ł. Trzaskowski). 101 Nowe obszary wyobraźni Projekt nr 5 Ryc. 20. Ulica I. Gandhi. Widoki perspektywiczne (A. Górska, A. Tofel, J. Niebrzydowski, Ł. Trzaskowski). 102 Projekt nr 6 Projekty przebudowy PROJEKT NR 6 Ryc. 21. Ulica I. Gandhi między ulicami Cynamonową i J. Rosoła. Plan i widok perspektywiczny (F. Kurzewski). 103 Nowe obszary wyobraźni Projekt nr 6 Kilka uwag S. Gzella o części projektu nr 6 autorstwa F. Kurzewskiego W wielu podejmowanych na naszych oczach próbach wizualnego przedstawienia środowiska miasta widoczne jest przekraczanie formalnych granic pomiędzy dyscyplinami i wspólne już poszukiwanie nowych zakresów ich wolności i anarchii. Te swoiste transgresje nie zawsze nawet są świadome, często przejścia i połączenia wydają się zupełnie naturalne. Prace takie uzmysławiają, jak wiele barier wzniesionych kiedyś, dzisiaj tkwi sztucznie. Im młodsze pokolenie, tym łatwiej się pogodzić z nierozdzielnością architektury, urbanistyki, designu, literatury, sztuki czy filmu. Jeśli ten sposób myślenia jest jakiegoś rodzaju zapowiedzią zmian w bardziej powszechnym projektowaniu miasta oraz jego artystycznym i powszednim postrzeganiu oraz dopełnianiu, to w przyszłości nasze dyskusje mogą być niezrozumiałe, bo będzie „wszystko inaczej”. A to wszystko razem będzie być może sztuką, być może po prostu codziennością. Warto bliżej się przyglądać powstającym indywidualnym wglądom w rzeczywistość miasta. Nie są to komiksy o przyszłości ani ilustracje powieści, które w niej się dzieją. Ich autor, Filip Kurzewski, raczej odnosi się do współczesności, a pewna tajemniczość odnajdywana w jego pracach, wynika w znacznym stopniu z niepewności co do ich warstwy formalnej, ponieważ autor nie stroni od pracy z komputerem, co widać szczególnie w pracach związanych z architekturą. Kurzewski przedstawia teraźniejszość, wskazując co według niego jest w niej istotne. Zaprojektowane przedmioty stające się początkiem Nowych Architektur mają organiczne kształty, trudno powiedzieć co jest materiałem, z jakiego mogłyby powstawać, w genezie ich widać nie tylko formowanie materii typu hard ale i soft, czyli światła, koloru, wyobrażenia i anegdoty a może poważnej opowieści. Są to pomysły piękne, łączące świat materialny z poetyckim – taka ma być dzielnica na Ursynowie w Warszawie nazwana Doliną Motyli. Już sama nazwa uwalnia nas od myśli o kłopotach, jakie się ma, gdzie by się nie mieszkało i pracowało. Projekt jest odpowiedzią na pytanie co można zrobić dla bezpostaciowego fragmentu miasta, nijakiego, z pustawymi ulicami i hektarami miejskich nieużytków, za to z przepełnionymi domami. Odpowiedź: Dolina Motyli wychodzi poza wszelkie oczekiwania i nawet bez obejrzenia propozycji architektonicznej zmusza do refleksji. Propozycje te idą w kierunku stworzenia scenerii życia miejskiego odmiennej od wszelkich istniejących, przy czym nie można ich autorowi zarzucić ignorancji inżynierskiej. To wszystko daje się zbudować, tyle że estetyka nowych budynków nie jest jeszcze powszechnie zrozumiała. Pojawiają się dzieła trójwymiarowe, skromna rzeźba i bogata architektura. Mimo pozorów nie jest to twórczość hermetyczna. Można nawet zaryzykować twierdzenie, że jest to w najlepszym znaczeniu tego słowa „sztuka ulicy”, to znaczy przedstawiająca otoczenie człowieka, którym najczęściej jest ulica, miejsca publiczne, miejsca wspólnego przebywania, i tak pokazywana, żeby jak najmniej w niej było odcięcia się od innych ludzi. Trzeba tu dostrzec nowe zakresy formującego się krajobrazu miasta i nowe wyłaniające się obszary porozumienia architektury i sztuki ulicy. 104 Projekt nr 6 Projekty przebudowy Ryc. 22. Ulica I. Gandhi między ulicami W. Pileckiego i Cynamonową (J. Grzymkiewicz). 105 Nowe obszary wyobraźni Projekt nr 7 PROJEKT NR 7 Ryc. 23. Ulica I. Gandhi między ulicami W. Pileckiego i J. Rosoła (A.Pawłowska, J. Reda, M. Strulak, D. Tuszyńska). 106 Projekt nr 7 Projekty przebudowy Ryc. 24. Ulica I. Gandhi. Widok perspektywiczny od ul. J. Rosoła (A. Pawłowska, J. Reda, .M. Strulak, .D. Tuszyńska). 107 Nowe obszary wyobraźni Projekt nr 7 Ryc. 25. Ulica I. Gandhi. Widok perspektywiczny od ul. W. Pileckiego (A.Pawłowska, J. Reda, M. Strulak, D. Tuszyńska). Opis pracy przygotowany przez autorów W projekcie proponujemy całkowicie odmienną od dotychczasowej koncepcję przestrzeni miejskiej dla dzielnicy Ursynów. Oprócz utworzenia centrum dzielnicy, którego brak bardzo dezintegruje Ursynów, przywracamy inne elementy krystalizujące przestrzeń miejską, takie jak place i ulice o zhierarchizowanej randze, skwery i pasaże piesze. 108 Projekt nr 7 Projekty przebudowy Ryc. 26. Ulica I. Gandhi. Perspektywa fragmentu pomiędzy ulicami J. Rosoła i Cynamonową (A. Pawłowska). Ryc. 27. Ulica I. Gandhi między ulicami W. Pileckiego i Dereniową (J. Reda). Zmieniamy przeskalowane i nieadekwatne do rangi komunikacyjnej szerokości ulic, np. zwężamy szeroką na cztery pasy ul. I. Gandhi, która tak naprawdę pełni teraz podrzędną rolę w strukturze komunikacyjnej dzielnicy. Jej centralne usytuowanie przy ważnych dla dzielnicy funkcjach, takich jak ratusz, kościół, Multikino, mogłoby uczynić z niej atrakcyjną, tętniącą życiem ulicę, jednakże ze względu na znaczną jej szerokość i duże odległości między chaotycznie usytuowanymi budynkami nie jest to możliwe. Zabudowa wzdłuż ul. I. Gandhi i innych 109 Nowe obszary wyobraźni Projekt nr 7 Ryc. 28. Ulica I. Gandhi między al. KEN i ul. Cynamonową (M. Strulak). ulic o podrzędnej funkcji komunikacyjnej nie różni się niczym od zabudowy przy głównych arteriach komunikacyjnych dzielnicy. Chociaż na Ursynowie występuje dużo zieleni, między budynkami brakuje parków miejskich i zielonych, zadbanych skwerów. Chcemy utworzyć takie miejsca. Ważnym mankamentem zabudowy Ursynowa jest monotonia estetyczna budynków. Motyw „uskoku w pionie i poziomie” powielony w nieskończoność 110 Projekt nr 7 Projekty przebudowy Ryc. 29. Ulica I. Gandhi między al. KEN i ul. Dereniową. Miejsce dzielnicowej agory. Plan i widok perspektywiczny od ul. Dereniowej (D. Tuszyńska). 111 Nowe obszary wyobraźni Projekt nr 7 w każdym bloku mieszkalnym oraz brak różnorodności detalu architektonicznego, tak jak i powtarzalność typowych okien, drzwi, balkonów, ujednolicają przestrzeń aż do znudzenia. Problemem jest też jednorodność funkcjonalna istniejącej zabudowy. Na przestrzeni ostatnich lat przybyło wprawdzie na Ursynowie funkcji innych niż mieszkalne, lecz dzielnica nadal jest „sypialnią” Warszawy, pustoszejąc za dnia i zapełniając się w godzinach późno popołudniowych. Nowe obiekty usługowe nie pełnią roli centrotwórczej. Są to przeważnie punkty usługowe i duże centra handlowe, lokalizowane wzdłuż alei KEN. Duże kubatury centrów otwarte do wewnątrz degradują otaczającą przestrzeń. Ich lokalizacja i forma powoduje, że na Ursynowie wciąż nie ma atrakcyjnej przestrzeni o charakterze miejskim, która podnosiłaby jakość życia i przebywania w najbliższym otoczeniu miejsca zamieszkania. W naszym projekcie chcemy zaproponować taką przestrzeń, z wyraźnymi ulicami i placami, o właściwej skali, miejsce rozpoznawalne, przyjazne i różnorodne, z którym mieszkańcy będą mogli się identyfikować, w którym będą się dobrze czuli. Stworzenie wielkomiejskiego centrum nie oznacza przy tym rezygnacji z tego co jest atutem dzielnicy – dużej ilości zieleni i otwartej przestrzeni. Chcemy naszym projektem wydobyć ten walor nadając mu tylko bardziej konkretny i uporządkowany kształt. Elementy struktury komunikacyjnej. Aleja Komisji Edukacji Narodowej jako ulica reprezentacyjna, dzielnicowe „city”, ulica biurowców, usług i urzędów, na której dominować będą budynki o wysokości 11 kondygnacji, nawiązujące do wysokiej zabudowy alei powstałej już w innych miejscach dzielnicy Ulica I. Gandhi – ulica wielkomiejska w dobrym znaczeniu tego słowa, we wszystkim tym co jest przyjazne ludziom. Chcemy, żeby ulica ta była miejscem zakupów i miejscem spotkań, kawiarni i sklepów, żeby spacer po niej był atrakcją samą w sobie, żeby była ona ważnym miejscem dla mieszkańców Ursynowa i nie tylko. Szerokość w liniach zabudowy i wysokość budynków tworzących pierzeje przyjęliśmy takie, jakie są w Alejach Ujazdowskich, jednej z najpiękniejszych ulic Warszawy. Byłaby to więc replika Alei Ujazdowskich, tylko że z większą ilością zieleni, usług w parterach i wąską jezdnią pośrodku (jeden pas ruchu w każdą stronę). Chodniki wzdłuż ulicy I. Gandhi zaplanowaliśmy szerokie. Mają szerokość, łącznie z zadrzewionym pasem zieleni odgradzającym chodnik pieszy od miejsc parkingowych,7–10 m. Sam chodnik pieszy byłby szeroki na 4–7 metrów. Ulica ma być przestrzenią otwartą, ogólnie dostępną, zorganizowaną przez pierzeje uliczne i ciągi spacerowe, o zdefiniowanym charakterze. Budynki tworzące pierzeje przy ulicy I. Gandhi nie mają zaplecza w parterze (strefa zaopatrzeniowa znajduje się na poziomie –1. co czyni je dostępnymi z obydwu stron. To rozwiązanie dodatkowo ożywia i uatrakcyjnia ciągi piesze przyległe ul. do I. Gandhi. Wyższe kondygnacje, poza zabudową tworzącą plac miejski, pełnią funkcje mieszkaniowe. 112 Projekt nr 7 Projekty przebudowy Szeroki ciąg spacerowo-rekreacyjny, przeznaczony wyłącznie dla ruchu pieszego i rowerowego, łączący wszystkie występujące na projektowanym terenie funkcje. Ulica I. Gandhi i ciąg spacerowo-rekreacyjny rozciągają się między dwoma placami, symbolicznymi „bramami wjazdowymi do miasta”, znajdującymi się na skrzyżowaniu ul. I. Gandhi z ulicami J. Rosoła i W. Pileckiego. Elementy centrotwórcze Plac miejski. Głównym elementem centrotwórczym w projekcie jest plac miejski. Zlokalizowany został między ratuszem i kościołem. Te dwa obiekty w obecnej formie nie tworzą właściwej przestrzeni placu. Zarówno kościół jak i ratusz stoją odwrócone do niego plecami. Ponieważ teren rozpięty między tymi dwoma obiektami byłby za duży i pozbawiony zamknięcia od strony ulicy I. Gandhi zaproponowaliśmy utworzenie obiektów stanowiących nowe ściany placu. Obiekt od strony ratusza pełniłby funkcje administracyjne oraz byłby siedzibą różnych organizacji pozarządowych związanych z dzielnicą. Obiekty od strony ulicy I. Gandhi i kościoła mieściłyby funkcje usługowe i handlowe oraz kulturalne. Domknięcie placu od strony wyjścia z metra (przebiegającego długą rampą) tworzyłby nowy obiekt Domu Kultury Ursynowa. Dom Kultury Ursynowa. Obiekt zaprojektowaliśmy z wewnętrznym pasażem na poziomie -1, łączącym stacje metra z kolejnymi funkcjami ciągu pieszego. Utworzenie pasażu z usługami i przeszklonym zadaszeniem uatrakcyjniłoby bardzo wyjście ze stacji metra. Dom Kultury dostępny byłby też oczywiście z poziomu zero. Zakończony byłby częściowo zamkniętym amfiteatrem, funkcjonującym cały rok, nastawionym zarówno na organizację poważnych wydarzeń kulturalnych jak i przedstawień najróżniejszych grup zainteresowań funkcjonujących w Domu Kultury, mógłby też służyć działającemu po sąsiedzku centrum duszpasterstwa kościoła św. Tomasza. Część zamknięta amfiteatru byłaby otwierana, także w lecie pełniłby on funkcje dużej sceny dla różnych kulturowych imprez plenerowych. Plac w zamierzeniach autorów powinien zgromadzić funkcje, które pozwoliłyby mu być miejscem żywym i uczęszczanym przez cały dzień. Centrum Duszpasterstwa. Z placem miejskim sąsiadowałby mały, zadaszony szklanym przekryciem placyk przy kościele św. Tomasza, połączony z istniejącymi ceglanymi arkadami (które również proponujemy przeszklić zadaszeniem), pełniący funkcję placu związanego z przykościelnym ośrodkiem duszpasterstwa. Multikino z nadbudowaną oranżerią. Planujemy rozbudować gmach Multikina o dużą przeszkloną oranżerię na dachu, która stanie się niewątpliwie jedną z atrakcji nowego centrum. Podwyższona wysokość budynku sprawi, że będzie się lepiej komponował z reprezentacyjną zabudową wielkomiejskiego placu. Centrum handlowe. Na tyłach Multikina, wzdłuż ciągu spacerowego, proponujemy utworzenie centrum handlowego. Nie będzie to jednak kolejna wielka zamknięta kubatura na wzór istniejących, tylko otwarty pasaż handlowy z usytuowanymi wzdłuż niego kilkukondygnacyjnymi budynkami. 113 Nowe obszary wyobraźni Projekt nr 7 Bazar. Ulica usług kończyć się będzie tętniącym życiem, supernowoczesnym bazarem. W obecnej formie bazary są miejscami mało reprezentacyjnymi i kłopotliwymi dla otoczenia. Proponujemy odmianę tego stanu rzeczy. Bazar będzie obiektem kilkukondygnacyjnym, o przeszklonych zewnętrznych elewacjach, za którymi znajdować się będzie obejście ze stoiskami mieniącymi się kolorami sprzedawanych warzyw i owoców. Zaopatrzenie stoisk znajdować się będzie w wewnętrznym trzonie komunikacyjnym, niewidocznym i niedostępnym dla kupujących. Cały obiekt będzie czystym i zadbanym miejscem zakupów. Park edukacyjny. Na końcu założenia, z tej strony ul. I. Gandhi znajdować się będzie multimedialne centrum edukacji dla najmłodszych „Mikołajek” – filia warszawskiego centrum „Kopernik”. Położenie tej funkcji jest nieprzypadkowe. Stworzenie pięknego parku, wzbogaconego o funkcje edukacyjne związane z najnowszą technologią, ma uczynić park nie tylko jednym z najpiękniejszych i najciekawszych parków Warszawy, ale także odciążyć finansowo budżet dzielnicy od konieczności utrzymywania dużych terenów zieleni zorganizowanej. Kompleks sportowy. Kompleks obiektów sportowych i rekreacyjnych zlokalizowany będzie po drugiej stronie całego założenia, przy skrzyżowaniu ulicy I. Gandhi z W. Pileckiego, przy planowanym ciągu spacerowo-rekreacyjnym. Plac wielkomiejski. Reprezentacyjny plac wielkomiejski planujemy usytuować na skrzyżowaniu alei KEN z ulicą I. Gandhi. Przy tym placu znajdować się będzie główne wejście do ratusza oraz po przeciwnej stronie alei KEN wejście do Multikina i oranżerii. Wyższe uczelnie. Chaos przestrzenny w dzielnicy to również nieład w rozlokowaniu funkcji. Z poczynionych przez nas analiz wynika, że Ursynów staje się siedzibą coraz większej ilości uczelni wyższych, które lokalizują się w przypadkowych obiektach, w wynajętych lokalach wśród pawilonów usługowych, w wynajętych częściach szkół podstawowych, gimnazjalnych i średnich. Istnieje więc widoczna potrzeba stworzenia dogodnych miejsc dla siedzib nowych uczelni wyższych. W naszym projekcie zlokalizowaliśmy dwie takie duże uczelnie, w tym jedną z ogólnodostępnym gmachem bibliotecznym. Szkoły położone są blisko metra, blisko placu miejskiego i części sportowej założenia. Obecność szkół wyższych z pewnością bardzo ożywi projektowaną przestrzeń miejską. Zabudowa mieszkaniowa. W dotychczasowym zagospodarowaniu dzielnicy brakuje nam przestrzennych wytycznych dotyczących narastania substancji mieszkaniowej. Pojawiające się w ostatnich latach założenie tworzenia wygrodzonych kwartałów zabudowy nie jest dobrym rozwiązaniem dla Ursynowa. Tworzenie zamkniętych enklaw dla nielicznych nie podnosi standardu życia mieszkańców całej dzielnicy. Dlatego w projekcie odchodzimy od tego typu zabudowy. Proponujemy przestrzeń otwartą, ogólnie dostępną, zabudowę mieszkaniową z usługami na parterze. 114 Projekt nr 8 Projekty przebudowy PROJEKT NR 8 Ryc. 30. Ulica I. Gandhi między ulicami Cynamonową i J. Rosoła (J. Byszewska, K. Chełstowska, M. Romańczuk, J. Sulikowski). 115 Nowe obszary wyobraźni Ryc. 31. Ulica I. Gandhi między ulicami W. Pileckiego i Dereniową (M. Romańczuk). 116 Projekt nr 8 Projekt nr 8 Projekty przebudowy Ryc. 32. Ulica I. Gandhi między ulicami Cynamonową i J. Rosoła (J. Byszewska). 117 Nowe obszary wyobraźni Projekt nr 9 PROJEKT NR 9 Ryc. 33. Ulica I. Gandhi. Widok perspektywiczny agory między al. KEN i ul. Dereniową (M. Lipiec, M. Szlązek). 118 4. TOWN PLANNING DOCTRINE IN A TIME OF PANDEMiC1 Background – power and money Many years ago a view took shape that, if things were to go better and better with the economy, it was necessary to permit full freedom of action, and to give free reign to the enthusiasm of the entrepreneur and the unfettered competition of the free market. The liberal economic doctrine that can be characterised so concisely in this way was and remains against any kind of intervention on or with the market, which is deemed to be present with fully-formed laws wherever there is a good for which there is demand capable of being supplied with a view to that demand being fully or partly satisfied. In connection with this, everything became (i.e. was dubbed and was taken to be) a good, irrespective of whether there was a lot or a little of it around, or whether or not it was distributed continuously. As a result, all moderation in the utilisation of goods was lost, the justification sufficient for the purposes of the liberal economy being that increasing demand for certain goods warranted ever greater supply. However, in the mid 20th century it was noted that the above means of operating would lead to the exhaustion of the so-called non-renewable goods, this realisation signalling the birth of the doctrine of sustainable development. The latter was best encapsulated in the tenet that we should satisfy the needs of present generations without putting at risk future generations’ possibilities of meeting their own needs. Formulations that were at best minor variations on this theme made a great career for themselves, appearing in many documents and laws around the world, not least the 1997 Constitution of the Republic of Poland. This is all fine, the only problem being the way in which few realise that the good capable of being exhausted most rapidly, and perhaps irrevocably, is space. And this is a good over which virtually no care at all is taken, as many examples make clear. The financial crisis afflicting the USA in 2008 did not come out of thin air. Rather, the financial institutions offering mortgages played down fears that had been appearing for several years by then regarding a stalling of the real-estate market. The banks were meanwhile busy conferring highest-risk (subprime) loans on pretty much anyone who wanted one, even where those involved were clearly not creditworthy. The loans were most often based around the adjustable mortgage system, which – it might be added – is also now in use in Poland. In this description we still lack one element, which is to say an analysis as to who elected to build on the understanding that property prices would be set high, and why would they do that? Who stood to gain from it? And how did it happen that activity under the heading of ‘pursuing the American dream’ provided for the construction of urban settlements whose current fate is to be relegated to the ‘ghost town’ category? 1 Translation of the chapter 1.2. by James Richards. 119 Town Planning Doctrine in a Time of Pandemic In essence, Americans know everything because they are able to describe it. And it is worth recalling their description of the elimination of barriers to investment and development, noting at the same time how – just as in Poland – nobody responsible for the state of towns and cities took any notice of these texts, assuming they bothered to acquaint themselves with them at all. We must note at the outset how the liberal economy (or the version thereof introduced in Poland from 1989) is wont to regard planning as a ‘tool of oppression’, this view leaving the private ownership of land as something entirely inviolable. There is furthermore a rejection of the kind of integrated regional planning that might otherwise inject some economic and environmental coordination at least, into cities spilling out beyond the limits of the imagination. Likewise eschewed is the concept of the public interest, since this inevitably denotes the market’s regulation by those in authority, the Polish mentality being to regard any kind of regulation or interference in this area as something of communist origin to be treated with the utmost suspicion. This was indeed the first barrier on the road to the liberal economy to be obliterated. Continuing with this argumentation, we note how Poland (though not only Poland) has borne witness to a process that questions the need for urban design, most especially where that might lead to the creation of public space. Beyond that, the provisioning of services – including in education and health – has been consigned to the private entrepreneur. The result has been a dividing-up of land into plots solely for residential purposes (without a trace of any other function that would fail to turn a profit). Plots are of similar size, and so are bought by people of similar status, in this way giving rise to modern-day ghettoes housing groups of identical wealth status, educational attainments, habits, etc. Beyond even these things, Poland has had enacted for it (under the slogan of ‘flexibility’) – plans under which anyone who wanted to has in essence been able to put whatever they wanted wherever they wanted to (just look at the 1992 Warsaw Plan). The only condition has been that there be official confirmation of land ownership (though the new draft Act sees even this certification replaced by a declaration on the part of the potential investor). Then there is the way in which financial mechanisms have been dreamed up to allow accelerated inflows of funding into those ways of building on given sites that entail the simplest forms and briefest durations. As a result, the supervision of investments and locations has passed over from city authorities into the hands of banks and developers. Likewise, the building of motorways (something we Poles long for) has already managed to open up new opportunities as regards locations ever further from cities, this facilitating the purchase of cheaper land. Conclusion: urban sprawl and the emergence of ever-more megalopolises are the consequences of the Liberal (maybe rather the Neo-Liberal) doctrine’s dominance in the economy, the slogan ‘a better dwelling in a green habitat’ being employed in the achievement of a true goal which is the maximisation of profits 120 Town Planning Doctrine in a Time of Pandemic for individuals and organisations connected with the building of the said ‘better dwellings’. The result of the sprawling of cities has been the outflow of population and money from what were hitherto central areas. In many cases this has denoted a prolongation of cities’ agony, if only in the physical sense, since in the figurative sense that agony has already ended, the traditional city having died in the meantime. What we are now dealing with is a new city of the kind that the word megalopolis was dreamed up to describe, a long time ago now. One of the features of this is incessant enlargement of the built-up area, something we regard in professional terms as the emergence of overlapping amorphous urbanised zones in reflection of the proximity of cities. Such zones are assemblages of single-family housing put up rapidly and ad hoc, without streets, squares, direction or axes; without homage being paid to either typical rural or urban features, and hence with an unavoidable failure to move the imagination, to shape theories of place or to motivate urban planning or architectural design. This leaves them as beautiful places in which to research the cases that films like American Beauty or Born to Kill portrayed so effectively. Conclusion: many designs are put into effect without attention being paid to what already exists in a city. And nor is this a post-modernist game for multiplicity and density, but rather a construction of an ‘alternate reality’ (to the existing one), whereby the remnants of the old city go on doing their thing as they may, while we do ours. In the context of the Liberal doctrine, the city is thus little more than a factory designed to make money. For that to be so, there can be no place for the city as a depiction of collective memory, and – thus reduced to the status of mere palimpsest – the city is consciously deprived of that layer of modernity which harks back to the past. This is why the chaos concept is employed as a way of creating urban space, and this is what is served by the injection into urban planning (especially where urban composition is referred to) of the ‘research by design’ method that can be re-encapsulated using the military terminology of ‘battle reconnaissance’. What is to be done in the kind of situation described above? Well it is obviously possible to write about checks on further increases in city size, of new relationships between urban and rural areas, of the creation of a polycentric settlement system and of proper management of the urban ecosystem, an appropriate locations policy and the devising of design strategies in urban planning. Unfortunately, however, none of this argumentation cuts much ice with adherents of the Liberal economic doctrine. And, since the rate of turnover of capital is now so critical, investors are not even ‘reached’ by the claim that, by means of the so-called ‘economy of amenities’, we may obtain a good longer-term return on any outlays if we work to increase the charm of cityspace. So, to put it in a nutshell, we have to brace ourselves to live in the new, sprawling city. And if that is not what we want, we can only fall back on the cold comfort that pundits sometimes offer, which is that Neo-Liberalism is about to be consigned to the lumber-room of history. Those experts mostly add that the US financial crisis has arisen out of blind adherence to capitalism going unchecked by the state or inde121 Town Planning Doctrine in a Time of Pandemic pendent institutions. Thus did a blossoming property market, absence of barriers to investment, mass movement from the Snow Belt to the Sun Belt and implemented highway-building programmes – as all underpinned by common or garden greed – prove collectively capable of doing to death the traditional city. (Neo-) Liberalism defends itself. We are told that the loss of the above system would mean victory for the populist-fundamentalists. However, it is also worth asking whether Liberalism in today’s Polish (Eastern European) version makes sense, when we are questioning the role of the economy in urban space. At the outset we would wish to know if the authorities – at state level in particular – have some objective for cities as they defend Liberal principles in the economy. Urban planning, understood as the science and art of building cities, has sought to prompt them with a goal, but there is little sign that the state has taken note and is working towards some final formulation. Indeed, it would seem that the state does not even want to document and list conflicts arising, since this in itself might (unconsciously) offer preliminary input for the drawing up of new rules. In this situation it comes as no surprise that nature has abhored the vacuum, encouraging the most active and powerful players on the urban scene – i.e. the developers and the banks – to dive in. Poland’s authorities have failed to grasp that the EU’s call for cities to compete has gone hand in hand with a call for them to work together; just as they have failed to take proper heed of new demographic challenges. Paradoxically, it seems that the trend towards rampant consumerism in society is actually handy for those in power, because a society run along these lines only needs to be supplied with stereotypical communiqués worded pretty much like Valentine cards. The arduous task of coming up with ambitious projects that might really raise quality of life in the longer term may then safely be dispensed with. For any taking of the long view of things denotes the risk that a life in politics based on ease and playing it safe might have to give way to genuine governance, as opposed to mere day-to-day management. Genuine governance would be that kind in which the will of those in power actually became (had to become) reality, with that reality not being dependent on the behaviour of those third parties whose role should be confined to the provision of services. In case my meaning is not yet crystal clear, let us note how the aforesaid bankers and developers fall within the aforementioned group, since their influence on the stability of contacts between the governing and the governed turns out to be of key significance. So key in fact that – somewhere down the line – the national policy that ought to be in the purview of the administration has seen itself privatised, in what must be viewed as a real triumph for Liberalism, in Poland at least. Today’s authorities in Poland are seeking to achieve a kind of Post-Modernist ‘softness’, pretending to fail to notice that this is being taken advantage of by the supposedly-governed, who are becoming tougher and tougher. Here it is not so much a question of order being imposed as regards interests, as it is in essence of a world that excludes values and interests finally being imbued with a system of norms, a law, thanks to which different values and conflicting interests might exist side by side. 122 Town Planning Doctrine in a Time of Pandemic For this to happen there would need to be focus and concentration. Instead of that, November 2008 saw the Polish authorities – de facto from a single political camp in the hands of a single political party – draw up three competing draft Spatial Planning Acts! If we accept that the Act’s main task is to prevent spread (of cities), the above depiction would be quite funny – were it not for the fact that what we are all concerned with is space – a unique asset and one that is being destroyed ever more rapidly. This means that the discourse surrounding the use of space is bound up in a game which the authorities naively present as today’s reality, thereby disguising its true nature. And it is visible from the latest happenings that the authorities are not reliable partners characterised by constancy of viewpoint, and are failing to make the intellectual effort required to stand up to the ‘spontaneously-arising order’. Yet without such an effort there will merely be a multiplication of the old order and no capacity whatever to keep control over change. In the light of all this, it can come as no surprise that the urban planner, whose task is to plan for and implement changes in space in line with the public interest, is treated by participants in the above game as an opponent to be fought with. And when we demand that there be a cleanup of thinking about space we are treated to lectures about a ‘mafia’ of planners... Background – new phenomena New urban geography – has its origins in the emergence of electronic communications networks and large multinational (supranational) corporations, as well as in the fact that cities are not needed to produce today’s most fundamental good of all, which is information. On the other hand, no firm on Earth can be reduced to mere electronic impulses. There will always be a physical dimension, and that ‘phsyicality’ has to be based somewhere. Furthermore, in spite of everything, it cannot be said that a firm’s seat is a matter of no importance. Rather, the search is usually on for locations placing high on all those many and varied rankings. As it happens, there is a rather short list of such most-attractive cities, only several tens in total. Equally, the process by which an urban area sucks in potential and assumes ‘capital’ status is present on every spatial scale, and among the many consequences of this phenomenon is the way in which office districts always arise – not necessarily in true centres – these being run by wealthy employees who almost inevitably succumb to the temptations put out by crafty developers to go and live in single-family homes beyond the city limits. The model for this, originating across the ocean, is now well-entrenched in Europe as a whole, and is likewise to be observed in Poland. New citizens – the existence of a multiethnic society is a fact of life in many countries, and that now goes for Poland too. Today we regard openness to other cultures as a decisive factor in our achievement of competitiveness in the market. Rich countries in which the greater part of the population is ageing and the natural increase limited must count on young, dynamic incomers from abroad if they are to 123 Town Planning Doctrine in a Time of Pandemic maintain standards of living. And if new talent is not forthcoming, the innovative capabilities of a country are stifled. Neo-Liberalism – was discussed in the previous section, but it is also worth recalling the globalisation issue. Opponents of that say that among its effects is a certain impotence on the part of public authorities, and hence a distancing of power from politics. This claim reflects the fact that power is becoming global and extra-territorial, while politics remains – or becomes – local and territorial. This all widens the gap between, on the one hand, space (in which matters of real importance to the population are to be resolved) and, on the other, institutional opportunities for supervision and control, as would be expected from the sovereign state. It needs to be recalled that virtually any owner of capital can become a supplier thereof, since there is effectively now a right for a person to locate capital anywhere in the world that he/she wants – wherever the profit is greatest. The scramble for profits means that the sums transferred around are huge, capable of undermining and disenfranchising governments, and hence inclined to enforce respect for NeoLiberal principles. These principles are straightforward: the budget is to be small (interventionism, let alone statism, being eschewed and minimised), the regulation of demand is to be desisted from (except inasmuch as the money supply is to be protected), privatisation is to be engaged in, and political democracy treated with a lack of enthusiasm. This all notwithstanding the fact that some at least see this whole way of doing things as nothing more or less than unprincipled pragmatism. But the future of such pragmatism looks far from rosy when its actual performance is assessed. This is especially because of the uncertainty that the aforementioned principles underpinning its dominance do nothing to dispel. Among these is the way in which there is so little room left for planning, including spatial planning. In exchange for that we have life as a chain of short-duration events. In urban planning terms this denotes such a shaping of reality as is prepared to accept that the world and culture are impermanent, and that we may play down to the point of non-existence all that is not in flux and transient, since only items of the latter characteristics can be up and ready for immediate use. In the life run in this way the goalposts keep on moving, there is no time for a better tomorrow because a different today is forever being demanded. Limits to possibilities are lacking in such a life. And without them there may be nothing but emptiness beyond the next design. But does globalisation only denote threat and danger? Perhaps not, since we talk of the World’s New Youth as we refer to it. The prospect of globalisation really might make it possible for people and societies currently not in world civilisation’s main stream to be brought within it.. It is almost sure that the society of the future will be based around knowledge as the main factor of production. That society in which knowledge will be of such fundamental importance may in fact ask itself the fundamental questions more often than does its present-day counterpart. This will reflect the way in which a superabundance of goods will nurture an ever-greater sense of doubt about the worth of the materialistic pursuit of objects. Getting used to asking such questions, 124 Town Planning Doctrine in a Time of Pandemic and to saying no, are things that only an appropriate education can supply. To put it another way, there must arise some positive vision as to how to make the world a better place. Without it, all who suffer from the injustice associated with globalisation will turn away from any developmental trends whatever. New local-government philosophies. The management concept responding to the challenges now facing city authorities is ‘governance’, whose general definition holds that this is a democratically organised system of management via which inhabitants act collectively on the local scale to increase wellbeing, satisfy common needs and secure social justice. New participation. Thanks to the ritualisation of procedures present hitherto (as a result of the institutionalising of contacts between the authorities and citizens), governance at the local level has started to eschew the intellectual omnipotence of the state in favour of knowledge of cities’ actual needs. For this reason the role of the planner is also changing: instead of appearing with a ready-made solution prepared at the behest of ‘the centre’, he or she is to fashion into a sensible whole all that reaches him/her ‘bottom up’, from the grassroots. Today, public participation denotes the local community’s responsibility for decisions taken on the basis of democratic mechanisms. This offers a strengthening of democracy, the feeling of citizenship and civic pride, and the sense of affinity with the given place, in this way easing social divisions and disparities. The price for this is the utilisation and management of space ‘by a committee’, i.e. through the obtainment of compromise solutions that are not necessarily able to offer forms of the highest quality. In an ideal world, we should therefore be working towards some happy medium between top-down strategic planning and bottom-up participation, as plans are transformed into precise action taken. This all leads us to the realisation that, while participation is a necessary condition, for planning and urban design it is not of itself a sufficient condition. Forbearance – in short: a) in many cities it has not so far proved possible to overcome the division into ‘old’ and ‘new’ areas, b) there has been no change in the spatial segregation experienced by the ageing population, c) cities are actually being characterised by increasing socio-spatial disparities, d) it is possible to note a failure of the educational system to adjust to the growing need for a better-prepared workforce, e) an end has been put to conflict-resolution in cities with the aid of housing policy. Background – expectations Planning is undoubtedly a form of creation, in that it is directly associated with the emergence of a built-up environment. But when we stated that a city was not merely a form, we discarded the life of the designer-creator, instead becoming participants in planning procedure. But we remember that, in spite of everything, a plan arising as a result of the above procedures should also be a three-dimensional spatial design, at least if we want to ensure its harmonious development. It should 125 Town Planning Doctrine in a Time of Pandemic also be a provision underpinning the activity to make a three-dimensional design a reality, at least if we want to ensure the reality in space of what had been intended. Such a plan is not going to make assumptions as regards an area’s development beyond its capabilities. A city rising up in line with a plan of the above kind will continue to represent a depiction of what we would dub the European City. Consideration thus has to be given to the strategies that would, by promoting the aforementioned urban design, assist the survival of a city of this kind. The strategies in question should assist in the search for answers as to how new central points might be made use of and how the points of this kind already in existence might be protected, as well as how the existing urban structure might be consolidated and have other new structures linked up with it. Consideration should also be given to the role to be played by urban, suburban and extra-urban open spaces, as well as to how – and to what extent – these should be safeguarded against building, as well as to the way in which to shape the edge of and boundaries between built-up areas, and to stimulate positive phenomena – even if only by way of the configurations conferred upon infrastructural networks. Managing a city’s development – how should this look in the future? It may be necessary for an evolution in the current planning system of city authorities to take place, this involving the breakdown of the branch system of services in favour of task teams, transboundary teams, areal teams, etc. This is actually a separate issue, and perhaps one to be addressed within the framework of an urban development strategy. Analyses of areas with highly valuable natural features – these are of such importance today on account of the universal extension (or ‘sprawl’) of urban construction into suburban areas. This in turn reflects the lack of any delineated boundaries beyond which new building may simply not take place – these ideally being determined following an analysis of the needs of a city as such when it comes to development (rather than the needs of particular developers themselves), as well as the possibilities for the plans determined to be put into effect. The aim would be for each new development to seamlessly become part of the city scene, or at least to augment it in some valuable way. It needs to be anticipated that the uncrossable building line is to link up with the areal boundaries of the city, in a belt of land in which it will be possible to make changes better aligning the means and manner of construction pursued on both sides of that limit. Today we are ever-more inclined to refer to the city-region or the city within the region, this in some way favouring the automatic inclusion within a city of the once-open areas beyond it. Processes leading to the appearance of such cities are intensifying rather than weakening. Hence, what we call ‘suburban areas’ today may well find themselves part of the city itself in the future. In the second place, what we today dub urban sprawl with all the attendant negative connotations will continue to exist, albeit without the downside on account of the fact that the phenomenon will have become so widespread. Everything thus comes down to whether the expansion referred to will continue to be spontaneous or will prove controllable. 126 Town Planning Doctrine in a Time of Pandemic This is why we should focus, not on changes in reality, but on the revealing of the new opportunities that ongoing processes can offer. One direction to action should involve the founding of new ‘urban landscapes’ in the space between what have thus far been urban centres, space that has hitherto been termed open or empty or negative. In this way, space empty up to now is raised to the same rank as that enjoyed by built-up areas. Perhaps it is for this reason that the contrast between the full and the empty has been disappearing, but it is better that this should happen than that the constant ease with which open space can be utilised should turn against the morphology of both. These theoretical considerations, which are in fact justified, obviously arise in conditions of development pressure for green space to be built on, the lack of a clear policy on the future of farmland, the lack of any more precise determination of expectations regarding naturalists’ roles in determining the status, suitability and future of urban green space, and (in Poland especially) the lack of coordination between the often-fragmented management of the space in question. Only by way of such coordination can a harmonious urban space take shape. Harmonious urban space Harmonious urban space, or more specifically the emergence thereof, requires the establishment of a sequence of actions in line with the logic that a spatiallydesirable result be arrived at. Thus, at the outset of the design process there should be a defining of the IDEA, which will then be the basis for the devising of strategic and operational objectives. To put it another way, if there is no substantively devised view of what kind of city we would like to have – and why – then there is no chance of it developing rationally, to say nothing of sustainably. It is from the IDEA that a CONCEPT is to arise. Only on the basis of clear spatial concepts is it possible to draw up a PLAN that sanctions the concept in legal terms. It results from all this that we ought to work on the basis of an adopted set of instructions that are clear and comprehensible, and at the same time synthetic and precisely-defined. These days, the overall objective of the process of spatial planning (i.e. the logical distributing of functions and objects across space in such a way that this action simultaneously gives rise to spatial harmony) is rarely defined precisely and/or well enough, ensuring that it comes under fire from those who do not appreciate the sense it makes. The criticism referred to usually leads to a recognition that plan provisions constitute the unjustified whim of the author (s) thereof. There is a negation of the wisdom of taking on any ‘rigid provisions’ in the name of a recognition that spontaneity and variability are very interesting, while planning stands in the way of investment. A further conclusion concerns the need to indicate the clear link between an IDEA taken on board at an earlier stage and the detailed spatial decisions that later 127 Town Planning Doctrine in a Time of Pandemic arise out of it. It will therefore be necessary to stress features imbuing the structure of a city with a sense of spatial harmony, these including: – the clarity with which the character of different complexes is manifested, – the legibility of both boundaries and nodes, – a scale (size) of spatial units limited to that which can be envisaged and imagined by the community/society inhabiting and/or making use of them, – the local specifics (identity) of the urban fabric arising by means of a synthesis of elements of the geographical, natural and cultural environments. Summary: if harmonious urban space is to be generated, the conditions to be fulfilled include: • the establishment and/or strengthening of full autonomy within morphologically homogeneous units, these having boundaries set in a manner acceptable to the communities inhabiting them, by way of the implementation of a polycentric urban configuration, • work in harmony with nature, i.e. by reconciling urban development with the preservation of the environment and/or the reinstatement of its valuable features, with simultaneous economical use of energy; this in other words requiring that a city’s development be subordinated to sustainable development principles when it comes to categories economic (with attractive conditions for the investment of capital be it large-, medium- or small-scale), social (with complexes of construction on a human scale, demonstrating multifunctionality, characterised by diverse standards and living conditions, adjusted to a variety of preferences and pockets, with places of work and services readily accessible on foot or by public transport), natural (with protection of green space, limitation of pollutant emissions to the air and water) and spatial (with every effort made to achieve legibility of urban structure and spatial order on the local scale), • such a use of existing resources (urban assets) as will assure all inhabitants of equal opportunities in everything that concerns their lives, with their involvement and consent (in line with the principle that ‘controlled consideration’ be given to market mechanisms). What is involved here is the heeding of: • the principle that conditions be put in place for the concentration of investment in activity in parts of a city selected by reference to public interest and private interest criteria (attractiveness to investors and the achievement of desirable effects in the landscape and as regards the way a city functions), as well as the principle that ‘a whole’ be created, in contrast to diffuse development and the burdens arising from constant building and rebuilding work in all parts of a city, • the principle that green space be protected from being built up, at least until available inner-city areas have been put to use in development, i.e. the principle that the needs of development be met first and foremost through augmentation of existing urban fabric, • the principle that public transport be assigned priority, while traffic involving private cars is limited, with this extending to the locating of opportunities for employment within ‘dormitory’ housing estates. 128 Town Planning Doctrine in a Time of Pandemic New Planning. The existence of the aforesaid expectations leading to the creation and coalescing of the (new?) society for a new city confirms the need for New Planning. Let us recall that this term is taken to mean those changes in urban planning that seek the diversification of space in line with rising demand therefor. The term arose to give a name to those elements of urban planning and design that require renewal and are renewed. New Planning is to be the planners’ response to the ever-more rapid changes ongoing in the world around us, and is linked with the fact that we often lose control over events. We may say that the cities enjoying a better chance of achieving desirable change are those that link a facing up to the future from the economic point of view with a safeguarding of valuable spatial features. The towns and cities in question are those: – that differ markedly from others in spatial terms, – in which institutions private and public adjust to changing operating conditions across space, – in which investors/developers understand that concern for spatial harmony represents a long-term ‘insurance policy’ through which to ensure success, – in which care for how things look is a part of the development of ‘local patriotism’, – in which public-private partnerships operate to increase the outlays available to transform a city. The doctrine The inspiration for the devising of the Doctrine is the sum total of professional experience gained, but de facto it draws most on the draft Spatial Planning Acts appearing in Poland in the years 2007–2009, which seek to eliminate public control over spatial processes. At first glance it would seem that the Act’s authors do not have a clue about urbanisation processes. However, it soon becomes apparent that this is not the faux pas of the ignorant, but rather a well thought-out and cynical move on the part of politicians ready to destroy Polish space in order to boost the profits of a small group of people making money by putting up homes no matter where. This is the time of plague and pandemic it has fallen to our lot to live and work through, and whose symptoms are all too visible to the naked eye outside every window. The question arising out of all this is whether the 20th century taught us nothing at all when it comes to building cities? Well, the 20th century did teach us that the development of cities was to be ‘sustainable’, but it also required us to refer to ‘eco-development’. This term might have been better replaced by ‘harmonious development’, since this tells us more about the preservation of equilibrium through a sustainable approach to the reconciliation of interests of both the natural and built environments. Harmony denotes planning in advance of events, sensitive to ensuring that inhabitants are not exposed to worsening living conditions as these are of course assessed over the longer term. In this way, the goal of policies drawn up for cities does not have to be the race to 129 Town Planning Doctrine in a Time of Pandemic build optimal structures and forms (i.e. what was fought for in the 20th century), but rather constant control over the main urban systems. The 20th century further taught us that a city should at one and the same time be: – green and healthy (though we know that a friendly environment is not the only guarantor of sustainability of life in a city and does not of itself assure rational efficiency of urban systems and structures); – beautiful (albeit with even the best-composed image of a city saying nothing about the processes ongoing within it); – free of conflict (while conflicts will always be present, it is important that they be resolved effectively, especially where there are clear juxtapositions of wealth and poverty, cheapness and expensiveness, far and near, skilfulness v. nonsensicality, etc.). The lessons of the 20th century are that a city’s form (we are not talking here about its appearance per se) depends on: – its physical dimensions (the distance travelled within it comes into play here, and by that token energy expenditure); – the density of construction (energy again being implicated, since the greater the density, the more energy-saving), – the type of public transport and routes along which it is run; – the shape of urban space, be this compact (as contrasting with extra-urban open space), and in a large centre polycentric (as opposed to characterised by a single, excessively large centre). If we pay due heed to the above lessons, then our city will be characterised by such widely-desired features as: – a diversification of function within its different complexes, such that as many urban journeys and activities as possible be conducted over short distances; – good communications between complexes and with the city-centre area; – a means of organising central spaces that attracts investors with ease of location and unique composition of space not to be enjoyed in quite the same way anywhere else; – compactness – i.e. with a real setting of the boundaries of a given complex as distinct from others, e.g. green space. It results from these considerations that urban planning is today in need of a doctrine for the harmonious development of cities which is worded as follows: Activity bringing change to urban space shall not be of such an intensity as to go beyond the level determined for it through the statutory planning and urban design process, and as expressing harmonious linkage between the built and natural environments, as well as between both of these and the economic and social needs of city-dwellers. 130 SPIS TREŚCI WSTĘP .............................................................................................................................. 3 1. UWARUNKOWANIA PLANISTYCZNE ....................................................................... 5 1.1 Miasto jako przedmiot badań urbanistyki .......................................................... 5 1.1.1. Wprowadzenie .......................................................................................... 5 1.1.2. Analiza tekstów opublikowanych w latach 1971 i 1982 ......................... 5 1.1.3. Miasto po roku 1982 – nowe zjawiska i stan badań ............................... 8 1.1.4. Miasto po 2008 roku – kierunki badań a wiarygodność prognozy ..... 17 1.2. Doktryna urbanistyczna w czasach zarazy ....................................................... 20 1.2.1. Otoczenie – władza i pieniądze .............................................................. 20 1.2.2. Otoczenie – nowe zjawiska ..................................................................... 24 1.2.3. Otoczenie – oczekiwania ......................................................................... 26 1.2.5. Doktryna .................................................................................................. 29 2. UWARUNKOWANIA ARCHITEKTONICZNE .......................................................... 31 2.1. Architektura metropolii .................................................................................... 31 2.1.1. Metropolia, czyli miasto jako kontekst dla architektury ......................31 2.1.2. Moda na inną architekturę ..................................................................... 35 2.1.3. Architektura jako odwzorowanie ruchu ................................................. 38 2.1.4. Architektura ekologiczna ........................................................................ 40 2.1.5. Architektura na temat ............................................................................. 44 2.1.6. Architektura wirtualna i nowe technologie ........................................... 47 2.1.7. Wolność poczynań artystycznych ........................................................... 50 2.1.8. Architektura z wystawy ........................................................................... 52 2.1.9. Konkluzja ................................................................................................. 59 2.2. Street-art a architektura ..................................................................................... 61 2.2A. Część pierwsza. Street-art a architektura: obszary konfliktu ............... 61 2.2.1. Ulica – tło i przedmiot twórczości .......................................................... 61 2.2.2. Architektura jako dzieło .......................................................................... 62 2.2.3. Architektura jako dzieło chronione ........................................................ 63 2.2.4. Władza miejska wobec street-artu: strategie porządkujące ................... 64 2.2.5. Artyści wobec siebie: bunt i komercja .................................................... 66 2.2B. Część druga. Street-art a architektura: obszary porozumienia .............. 67 2.2.6. Anarchia w sztuce, anarchia w architekturze ......................................... 67 2.2.7. Przestrzenie emocji – wyjście poza jałowość ......................................... 69 2.2.8. Połączenia i przejściowe galerie dla pieszych ......................................... 71 2.2.9. Czasowość i wirtualność ......................................................................... 72 2.2.10. Skoro zmienia się miasto… ................................................................... 74 2.2.11. Przeciw twardym strukturom? ............................................................. 75 131 3. NOWE OBSZARY WYOBRAŹNI – PROJEKTY PRZEBUDOWY ULICY INDIRY GANDHI NA URSYNOWIE W WARSZAWIE .................................. 77 3.1. Serce dzielnicy – poszukiwanie ulicy miejskiej dla Ursynowa .......................... 77 3.2. Projekty przebudowy ulicy Indiry Gandhi w Warszawie ................................. 84 Projekt nr 1 ........................................................................................................ 85 Projekt nr 2 ........................................................................................................ 90 Projekt nr 3 ........................................................................................................ 94 Projekt nr 4 ........................................................................................................ 96 Projekt nr 5 ...................................................................................................... 101 Projekt nr 6 ...................................................................................................... 103 Projekt nr 7 ...................................................................................................... 106 Projekt nr 8 ...................................................................................................... 115 Projekt nr 9 ...................................................................................................... 118 4. TOWN PLANNING DOCTRINE IN A TIME OF PANDEMIC ................................. 119 Background – power and money ............................................................................. 119 Background – new phenomena ............................................................................... 123 Background – expectations ...................................................................................... 125 Harmonious urban space ......................................................................................... 127 The doctrine .............................................................................................................. 129 132