Darmowy fragment www.bezkartek.pl

Transkrypt

Darmowy fragment www.bezkartek.pl
nt
mepl
g
ra .
y f artek
w
o k
rm.bez
a
D ww
w
nt
mepl
g
ra .
y f artek
w
o k
rm.bez
a
D ww
w
Krzysztof Varga
Tequila
nt
mepl
g
ra .
y f artek
w
o k
rm.bez
a
D ww
w
Projekt okładki ŁUKASZ MIESZKOWSKI
Copyright by KRZYSZTOF VARGA, 2001
Korekta Zuzanna Szatanik / d2d.pl
Projekt typograficzny, redakcja techniczna
i skład
nt
e
ROBERT OLEŚ / d2d.pl
m
g l
fra tek.p
y
ISBN 978-83-7536-325-8
ow zkar
m
e
r
DawCena
w.b 19,90 zł
w
O Jezu, zaraz się przewrócę. Dlaczego nikt nie odśnieżył
tych schodów, kurwa, zaraz się wypieprzę, a oni nie dadzą
rady, i taki będzie finał. Wypierdolę się, trumna spadnie na
bok, pęknie, on wypadnie na schody i sturla się w tę pub‑
likę, która stoi tam na dole i się lampi,
ntczekając, kiedy coś
e
m pl wielki rokendro‑
się stanie. I wszystko będzie przeze
ag kmnie,
.
frtrup
e
lowy skandal, totalna kaszana,
t
y
r
w
a na ziemi, dupy mdleją,
o
k
z
kolesie rzygają, a ja a
narmgórze
e jak ostatni palant. Po co ja
D wwała,
w.b mam za swoje, trzeba było iść
w to wlazłem, po kiego
w
na kurs asertywności, teraz bym se spokojnie stał z boku
i jarał szluga, i patrzył, jak inni dźwigają tego kloca, albo
nawet dyskretnie się zerwał, żeby gdzieś walnąć browca na
wyluzowanie. Ale się wpieprzyłem. Może zawołać o po‑
moc? Jezu, jaki on ciężki, tłusty skurwysyn, zawsze tyle
żarł, jak można tyle żreć i umrzeć z innego powodu niż
przeżarcie? Jak można w ogóle tyle ważyć i potem zmu‑
szać ludzi, żeby to cielsko nieśli? Nie wiem jak inni, sa‑
pią, pocą się, ale idą, mocno trzymać, nie dać się, trzeba
było założyć inne buty, w tych lakierkach to można leżeć
w trumnie, ale nie dźwigać trumnę. Po co ja założyłem te
idiotyczne buty, trzeba było wskoczyć w normalne glany,
przynajmniej bym się dobrze trzymał podłoża, a nie śliz‑
gał jak na lodzie. Pankowiec w lakierkach, można się po‑
lać ze śmiechu, normalne protektory trzeba było założyć
na taką pogodę, kupiłem te buty po pijaku dla jaj, to teraz
mam jaja. Wyrzucę je dzisiaj, jak tylko wrócę na chatę, je‑
śli wcześniej się w nich nie zabiję. Pewnie jeszcze wszyscy
widzą tę wiochę i się w duchu brechtają ze mnie. Kasza‑
niarz, myślą sobie, totalny wiochmen, i nigdy więcej nie
kupią żadnej mojej płyty.
Boże, dlaczego to wszystko mnie spotyka? Za co? Co ja mu‑
szę odkupywać, jakich obciachów natrzaskałem, że teraz
mam go dźwigać? No dobra, był kumplem, ostatnia posługa,
musimy być tego samego wzrostu, powiedział
Martinez, bo
nt
e
m l musi być prosto,
inaczej trumna będzie krzywo, agtrumna
ra ek.p
bo inaczej jest kaszana. Nowwięc
t tego to się nadają tylko
y f ardo
o zk
ludzie średniego wzrostu,
e ich jest najwięcej, ja mam metr
rm.bo
a
D ww b więcej tyle co reszta. W papie‑
osiemdziesiąt, czyliwmniej
rach mam napisane, że to dużo, ale skoro większość ma
taki wzrost, to znaczy, że to jest średni wzrost. Tylko że on
miał wzrost koszykarza, wyższy o głowę od reszty. Nie to,
że miał dwa metry z kawałkiem, ale ze sto dziewięćdziesiąt
to spoko. Jakby, kutas, grał w jakiejś drużynie koszykar‑
skiej, a nie w tym pieprzonym bendzie, toby go kumple od
wsadów i przechwytów ponieśli, a nie my, i byłby spokój.
Mogli­­byśmy się spokojnie nawalić na tę okoliczność, zrobić
sobie kulturalną stypę, a tak to nie, trzeba być trzeźwym,
my musimy być trzeźwi i kul, grabarze pewnie będą nawa‑
leni, normalka. Więc jesteśmy trzeźwi, z tym że ja mam
kaca. Załatwiłem się podwójnie, nie dość że muszę tachać
to ­pudło, to jeszcze jestem mocno odwodniony i nawet nie
mogę strzelić browca. No bo jak? I jeśli za mocno się od‑
wodniłem, może to się źle skończyć.
Ale kto by chciał takiego wieprza do basketu? W sporcie­
trzeba się ruszać, a on się mógł ruszyć tylko do żarcia. Mu‑
siałaby na tym koszu wisieć kiełbasa, żeby spróbował pod‑
skoczyć. No i gdyby grał w jakimś basketbendzie, a nie
w bendzie muzycznym, tobyśmy się z nim pewnie nie fun‑
flowali, więc i tak nie byłoby sprawy, nikt by nam nie mó‑
wił, że mamy dźwigać to pudło. Może nawet byśmy go nie
znali, może zapomnielibyśmy o nim, nie kiralibyśmy więc
nawet na okoliczność jego zejścia. Mało to ludzi codziennie
umiera? A ilu ginie w wypadkach samochodowych?
Staty‑
nt
e
m pl tych wszystkich
stycznie więcej niż na wojnach. Nie
ag kbyłoby
.
frdźwigać
e
problemów, nie musielibyśmy
tej trumny, ja bym
t
y
r
w
a
o
k
z
sobie leżał w wyrze i słuchał
rm.be muzy, i myślał, co zrobić z wie‑
Dawwnie
czorem, a nie o tym,wjak
spieprzyć się z tych cholernych
schodów. Włączyłbym sobie Martwe Dzieci, bardzo w po‑
rzo muzyka na taki dzień, strzeliłbym sobie browca, żeby
wycieniować, i bym leżał, leciałaby „Piana złudzeń”, a ja
bym się przyjemnie łudził, ździebo nudził i czekał, co przy‑
niesie reszta dnia. Wieczorem może bym sobie gdzieś do
kina poszedł, albo w jakiejś przyjemnej knajpce posiedział,
albo może wcale bym się z chaty nie ruszał, bo pogoda ja‑
kaś syfiasta się kroi. A teraz zamiast tego muszę nieść, i to
w dodatku Grubego. Jeżeli każdy musi przeżyć kiedyś jakiś
koszmar, to ja właśnie przeżywam. Chyba że nie przeżyję,
i wtedy będą dwa trupy.
Jak w mjuzikalu, schodzimy po tych schodach, słyszę ja‑
kąś muzę, nie wiem, kto gra, jest publika, a my jak gerlsy
jakieś z piórami w dupie, machając nogami, kasyna, mulen
róże, lata dwudzieste, lata trzydzieste, kabarety, tak, nie‑
zły kabaret, można się zajebiście ubawić, możemy śpiewać
i stepować. Różne miałem akcje w życiu, rokendrolowe na
maksa, totalne odjazdy, ale takiej akcji to jeszcze nie mia‑
łem i przysięgam, że nigdy więcej nie będę miał.
Ostrożnie, Jezu, jeszcze tylko parę stopni, zaraz będzie do‑
brze, no chyba że się tak wyluzujemy na koniec, że ktoś
jednak fiknie, zawsze tak jest, jak już wszyscy myślą, że po
zawodach, trzeba być totalnie skoncentrowanym do końca.
Ale jak być skoncentrowanym, jak ma się kaca i lekką te‑
lepkę? Karawan już czeka, koleś podchodzi
nt i podnosi z tyłu
e
klapę, już jesteśmy na dole, schody
Boże, udało się,
l
gmza.pnami,
k parę metrów. Teraz
fra tylko
e
chyba w Ciebie uwierzę, jeszcze
t
y
ow kar
trzeba się zatrzymać iapowoli
rm.bezzdjąć trumnę z ramion, to jest
D ww sprawę załatwić bardzo dokład‑
jeszcze gorsze, bo trzeba
w
nie, pełna synchronizacja, żadnego fałszywego ruchu, bo
będzie klęska. Jak ktoś za szybko odpuści, to kicha, pudło
leci na glebę. Strasznie trzeba uważać przy tym zdejmo‑
waniu, już wolę ją dźwigać, spokojnie, wszyscy równo, do‑
brze, teraz trzeba ją wsunąć na tę prowadnicę w karawanie,
nie pchaj się, Alex, kurwa, bo się poślizgnę! Mało mnie
nie przewrócił, palant jeden. Ale w sumie mam szczęście,
że jestem w środku, gorzej mają ci, co trzymają trumnę
z przodu i z tyłu, ja właściwie już mogę puścić, odetchnąć,
dobrze jest, pudło już w samochodzie, oddycham naprawdę
głęboko, ale słabo mi, albo się wyrzygam, albo zemdleję,
i ­będzie afera. We łbie mi się kręci, jakieś plamy latają przed
oczami, jakbym dragi wziął, więc staram się dalej głęboko
oddychać, muszę wyglądać jak debil, jak tak stoję z boku,
obok tego karawanu, i dyszę, pewnie mam wybałuszone
gały i czerwony ryj, bo czuję, że się spociłem. Albo jestem
zielony, czy ktoś nie mógłby się mną zaopiekować, dać mi
coś do picia? Było wczoraj nie chlać albo dziś walnąć sobie
klina przed tą imprą, albo nie wiem co. Teraz wszystko ze
mnie wyłazi. Co za kutas, ale nas załatwił!
Gostek zamyka klapę z zawodowo smutną maską i idzie
wsiąść do kabiny, żeby odpalić furę, zaraz ruszą zawieźć
go na cmentarz, my idziemy na bok, trzeba odsapnąć tro‑
chę, zajarać, umówić się, kto z kim i czyim wózkiem jedzie.
Jakbym miał jakąś piersiówkę albo coś,
ntdlaczego o tym nie
e
m na
pomyślałem? Musimy się zgrać, gbo
l cmentarzu znowu
k.p i podźwigać do
fraramiona
e
będziemy musieli wziąć ją
na
t
y
ow kar
grobu. I jeszcze niktanam
rm.bezaz to nie zapłaci. Ale nas urzą‑
D wwto się uwalę do zwałki. Nic mnie
dził, nie ma co! Potem
w
nie obchodzi, że wczoraj pojechałem i dziś trzeba by de‑
likatnie, żeby organizm dał radę. Zachlam po prostu tak,
że kaca będę miał przez tydzień, tak pojadę, że mnie zła‑
pie delira. A potem może już w życiu alkolu do ust nie
wezmę. Tak pojadę jak na ostatnim koncercie. Ostatnim
wspólnym koncercie z Grubym. Ale to brzmi: ostatni kon‑
cert z Grubym! Zaczęliśmy trasę promocyjną „Buntu mas”,
chyba trzeci gig, dopiero się rozkręcamy, zazwyczaj jest
naj­­lepiej w okolicach piątego, wtedy wszystko działa per‑
fekcyjnie, wszystko jest dotarte i maszyna pracuje bez żad‑
nych zgrzytów. Totalna profeska. No więc niby ­wszystko
jest w porzo, dopiero początek, ale ja jestem już zmęczony,
już mam ich dość, już mnie wkurwiają. Patrzę na publikę
i myślę, że są nienormalni, po co tu przyleźli, po co się tło‑
czą, pocą, po co, ten pierwszy rząd przede mną, wciśnięci
w barierki, maksymalnie spoceni, machają do mnie i ry‑
czą te moje palanckie teksty. Dobrze, że gramy za procent
od biletów, a nie za stawkę, nie przeliczyłem się, chłopaki
mówili: zagrajmy za stawkę, mało ludzi przyjdzie, ostat‑
nio bez przerwy gramy, ludzie mają dosyć, gdzie nie pój‑
dą, to nasz bend, na każdym festiwalu my, pewnie mówią,
że nawet jak otworzą lodówkę, to my wyskakujemy. A ja
mówiłem: spoko, przyjdzie ful, mam wyczucie, zaufajcie
mi, gramy za procent. Bo rzeczywiście mam wyczucie,
chłopcy chcą oddechu, bo dużo gramy, a to jest po prostu
normalna ciężka robota, więc chętnienby
t się poopier­dalali
e
trochę, ale ja jestem tu szefem gi m
wiem,
że właśnie teraz
.pl
ksztuce,
fratej
e
trzeba dodać gazu. Znam się
na
na odpoczynek
t
y
w kar
o
z
m bnie
przyjdzie czas. Nawet
e będziemy chcieli. No, jak się
rjak
Dawjuż
w. teraz, bo przecież na razie nie
okazało, to może być
w
pogramy, dopóki nie znajdziemy nowego pałkera, nawet
parę miesięcy to może potrwać. Powiedziałem więc temu
cwaniaczkowi, który tam szefuje, taką stawkę możesz so‑
bie w dupę wsadzić, koleś, nie osłabiaj mnie. Jak jesteś na
fali, mogą ci wskoczyć, ten gość wie, że jesteśmy na fali,
i odpali nam procent, chociaż będzie nas usiłował stuk‑
nąć na kasę. Taki biznes, każdy chce cię oszukać, nie ma
czegoś takiego jak zawodowa uczciwość. Jak ci ktoś mówi,
że jest zawodowcem, profesjonalistą, to możesz w ciemno
obstawiać, że chce cię wychujać. Powinienem sam stać na
bramce i liczyć ludzi, przyszło z tysiąc na luzie, a on mi
10