Ukryta miłość - Karolina Schroder

Transkrypt

Ukryta miłość - Karolina Schroder
Ukryta miłość
Otworzyła oczy. Dziś rozpoczęcie roku szkolnego. Znów tłoczny korytarz, hałaśliwy
dzwonek i rozmowy. I on. I ja - Roksana N.
Wstała z łóżka i wzięła relaksacyjną kąpiel. Zmoczyła swoje ciemne włosy i zaczęła
myśleć o wszystkim, co musi zrobić w tym roku szkolnym. Wyszła, owinęła się
ręcznikiem i czmychnęła do swojego pokoju. Otworzyła ogromną szafę i wyciągnęła
szaro-białą sukienkę. Położyła ją delikatnie na łóżku, na podłodze postawiła
dopasowane sandałki. Podeszła do szafki, wyjęła czystą kartkę w kratkę, długopis i
napisała:
Co muszę zrobić w tym roku?
- Znaleźć przyjaciółkę.
- Dobrze się uczyć (nie mogę przecież kiblować w nieskończoność).
- Powiedzieć mu, że go kocham.
Przeszedł ją dreszcz, więc zamknęła drzwi i ubrała się.
- Jaka jestem głupia - Odezwała się.- Przecież to nie jest takie trudne. Milion
dziewczyn powiedziało kiedyś chłopakowi kocham cię, a ja boję mu się to
powiedzieć.- Włożyła rajstopy i sandały, zdjęła ręcznik z włosów, rozczesała je
grzebieniem i otworzyła okno.- On jest jak ogień, rozpala moje zmysły, gdy tylko na
mnie spojrzy, nawet przypadkiem. Ja też jestem jak ogień... - Nie oszukuj się –
Jęknęła - Jesteś wodą, a nie ogniem. Woda i ogień nigdy nie będą razem! - Pomyślała
zrezygnowana i wyszła do łazienki, by się uczesać i umalować.
Założyła białe bolerko i wyszła na przystanek. Ciepłe powietrze gładziło delikatnie jej
skórę i rozwiewało rozpuszczone, kręcone włosy. Słońce świeciło wysoko. Świat
stawał się piękniejszy przy takiej pogodzie. Spojrzała przed siebie i zauważyła kilka
osób, które zawzięcie rozmawiały. Podbiegła do nich i akurat nadjechał autobus.
Wsiadła i ponownie się rozmarzyła. Przymknęła lekko oczy i właśnie wtedy z
przeciwnej strony nadjechał TIR. Usłyszała tylko huk, potem nic. Świat zastygł w
bezruchu. Ktoś zadzwonił po pogotowie. Zabrali Monikę, Hanię, Klaudię, jednego
chłopaka, którego nikt nie znał, bo niedawno się tam przeprowadził i ją - Roksanę.
Karetki odjechały z głośnym sygnałem, po pozostałe osoby przyjechał inny autobus.
Kierowca, no cóż, uciekł.
Roksana leżała w szpitalu. Miała kilka poważnych obrażeń. Hania i Klaudia były w
bardzo złym stanie. Jej matka siedziała obok niej i trzymając ją za rękę płakała. Ojciec
spacerował nerwowo po korytarzu.
Leżała bez ruchu, nie odzyskiwała przytomności. Przychodziło do niej wiele osób.
Udawali smutnych, ale byli obojętni.
Pierwszy dzień szkoły bez Roksany i innych osób. Pierwszy dzień po wypadku, bez
znajomych.
Rodzice dziewczyny znowu przyszli do szpitala.
- Jak ona się czuje?- Spytała matka.
- Nie obudziła się jeszcze. Jej stan jest stabilny. Myślę, że za kilka dni wszystko będzie
dobrze .
- Dziękuję.- Weszła do sali i usiadła tam, gdzie poprzednio. Złapała Roksanę za rękę.
Dziewczyna poczuła, jak czyjaś ręka zaciska się na jej dłoni i gwałtownie otworzyła
oczy. Zasłoniła je przed światłem drugą ręką. Matka wstała pośpiesznie i zaciągnęła
żaluzje.
Rozpłakała się. Roksana patrzyła tak, jakby jej nie rozpoznawała.
- Dlaczego płaczesz? Przecież żyję.- Próbowała się uśmiechnąć, lecz wyszedł grymas.Co ja tu robię?
- Miałaś wypadek, gdy jechałaś do szkoły na rozpoczęcie roku szkolnego.- Zaszlochała
matka.
Po tygodniu mogła wyjść ze szpitala. Do szkoły poszła po miesiącu.
Trudno jej było się skupić, ale cieszyła się, że jest wśród swoich kolegów, koleżanek i
blisko Niego.
W domu zastała matkę płaczącą.
- Co się stało?- Spytała, gdy tylko położyła plecak.
- Dzwoniła mama Moniki. - Rozpłakała się jeszcze bardziej, jednak szybko wzięła się w
garść i mówiła dalej:
- Monika w nocy miała wylew i nic się nie dało zrobić.
- Ale jak to?
- Monika nie żyje, skarbie.- Wstała i ją przytuliła.
- Nic się, nic się nie stało.- Powiedziała Roksana i też ją przytuliła.
- Jak to nic się nie stało?- Spytała z niedowierzaniem.
- Och... mamo, tak się mówi.-Teraz też już popłynęły jej łzy.- Muszę jeszcze coś
załatwić.
Następnego dnia poszła do szkoły. Zostawiła kurtkę w szatni i wyszła, by znaleźć
chłopaka, który tak jej się podobał. Złapała go za łokieć i powiedziała:
- Hej, Bartek! Możemy pogadać?
- Jasne, o co chodzi?
- Od dłuższego czasu chciałam Ci powiedzieć, jak bardzo mi na Tobie zależy. Po prostu
Cię kocham.
- Żartujesz sobie?- Spytał, patrząc jej prosto w oczy.
- Nie. Mówię jak najbardziej poważnie.
- Jesteś nienormalna. Jak możesz mnie kochać, skoro się na znamy?
- Kocham Cię.
- No i? Czego ode mnie oczekujesz?
- Niczego, chciałam, byś o tym wiedział. Wiem, jak kruche jest życie ludzkie, sama
niedawno prawie bym umarła.
- To tyle?
- Tak. Dzięki, że chciałeś mnie wysłuchać i mam nadzieję, że nie będziesz bawił się
moimi uczuciami.
- Ta...spoko. To...idę.- Pokręciła głową i w tym momencie z oczu popłynęły jej łzy.
Chciała porozmawiać z kimś, kto ją wysłucha, lecz nikogo takiego nie miała. Hania,
Klaudia i Monika są teraz w lepszym świecie i nic tego nie zmieni.
- Jaka byłam głupia - zapłakała w szkolnej łazience.
- Jaki sens ma moje życie? Co się zmieniło? Powinnam była umrzeć. Po co mam żyć,
skoro Bartek mnie nie kocha?
Czy znajdę kogoś, kto na mnie czeka? Jednak żyję, a więc Bóg na pewno mi kogoś
przeznaczył.
W tej chwili zadzwonił dzwonek i wszyscy poszli na lekcje.
Po pewnym czasie kierowcę autobusu złapano i teraz czeka na rozprawę. Nie
wiadomo, co dzieje się z Roksaną i Bartkiem. Pewnie żyją gdzieś szczęśliwi, nawet,
jeśli nie są razem.