Na sygnale

Transkrypt

Na sygnale
Konkurs na opowiadanie inspirowane książką Katarzyny
Michalak "Bezdomna"
„Zawsze warto wysłuchać historii drugiego człowieka do końca.
W ten sposób można uratować komuś życie”
Autor pracy: Robert Rusik
Na sygnale
Kolejny męczący dzień… Grzegorz szybko, nie zważając na temperaturę płynu, popijał gorącą
kawę. W każdej chwili mógł rozlec się sygnał mówiący, że znów konieczne będzie ratowanie czyjegoś
życia. Ot, brutalna codzienność ratownika medycznego.
Podświadomie chyba zareagował na słowa, które wypowiadał siedzący przy stoliku obok
mężczyzna do pulchnej blondynki. Mógłby przysiąc, iż go nie zna, choć jego twarz wydawała się
dziwnie znajoma. Wsłuchał się uważnie w słowa, które padały.
– Mój syn zawsze marzył o tym, by być kimś więcej, niż tylko zwykły podajcegła. Pragnął mieć
misję, służyć ludziom i nieść im pomoc. Gdy był mały ubzdurał sobie, by być misjonarzem, na
szczęście wybiłem mu ten pomysł z głowy. Choć z drugiej strony, może by teraz żył?
Twarz mężczyzny zastygła w grymasie bólu a Grzegorz nagle zrozumiał, dlaczego wydała mu się
znajoma. To był ojciec Tomka!
– Pamiętam, że już jako dziecko mój syn litował się nad chorymi psami, kotami i innymi
stworzeniami. Irytowało mnie, gdy znosił do domu ptaki ze złamanymi skrzydłami czy ledwie zipiące
szczury. Łajałem go za to, ale w głębi duszy byłem zadowolony, że wykazuje taka troskę o inne
stworzenia. I choć krzyczałem, prosiłem i błagałem, by z tym skończył, w głębi duszy byłem z niego
dumny.
Grzegorz uśmiechnął się gorzko. Przypomniał sobie, iż Tomek był właścicielem czterech
przygarniętych psów, które żyły za pan brat z trzema burymi kocurami. Nie miał pojęcia, jaki los
czekał teraz te zwierzaki.
– Chciał być lekarzem. O ile misjonarstwo wyperswadowałem mu łatwo, to chęć niesienia
pomocy ludziom tkwiła w nim jak zadra. Postanowiłem pomóc mu, jak tylko mogłem. Tylko ja i moja
żona wiemy, jak wiele wyrzeczeń nas to kosztowało. Bywało, że przez tydzień na obiad mieliśmy
ziemniaki z kefirem, byle tylko syn mógł studiować. Ale kiedy widziałem łzy w jego oczach, gdy
kończył uczelnię, nie pamiętałem o naszych wyrzeczeniach. Liczyło się dla nas to, że mogliśmy spełnić
marzenie naszego jedynaka.
Ratownik medyczny pokiwał głową. Pamiętał doskonale, iż część załogi szpitala uważała Tomka
za dziwaka gdy dowiedzieli się, jak sporą część zarobków oddaje rodzicom. Ale on, z tym wiecznym
uśmiechem na twarzy, zbywał milczeniem wszelkie dyskusje na ten temat.
– Nie mogę zrozumieć, dlaczego tak się stało. Dlaczego ten cholerny kierowca nie usłyszał
sygnału karetki, dlaczego musiał akurat wyjechać wprost pod koła pojazdu, dlaczego zabił mi syna. I
dlaczego ten miłosierny Bóg zabrał mi go na wieki! Przecież Tomek nikomu nie zrobił krzywdy,
cieszył się życiem, był naszą jedyną pociechą. Dlaczego tak musiało się stać! Dlaczego!
Słuchając tych słów Grzegorz milczał, poruszony opowieścią mężczyzny. Wpatrywał się w łzy,
płynące po jego twarzy i zdecydował się, by powiedzieć mu kilka słów. Właśnie wstawał, gdy starzec,
łkając, dodał:
– Jestem dumny, że zginął na służbie, ratując komuś życie. Mam tylko nadzieję, że jego śmierć
nie poszła na marne i że tamten ktoś przeżył.
Ratownik usiadł gwałtownie, zakręciło mu się w głowie. Zdecydował jednak, że nie powie ojcu
Tomka, iż wezwanie, do którego jechał jego syn, było tylko głupią zabawą pijanych gimnazjalistów.

Podobne dokumenty