Biografia wielkiego trenera, Wydawnictwo AGORA
Transkrypt
Biografia wielkiego trenera, Wydawnictwo AGORA
Nr Styczeń 2016 Gospodarka-Nauka-Technika-Kultura-Sztuka-Sport-Społeczeństwo Izabela Piecuch Biografia wielkiego trenera, Wydawnictwo AGORA Grudzień 2015 W grudniu ubiegłego roku ukazała się książka biograficzna naszego wielkiego i wybitnego trenera Reprezentacji Polski w piłce nożnej nakładem Wydawnictwa AGORA – autorstwa Pawła Czado oraz Beaty Żurek. Cena tej książki nie jest mała, bo wynosi 44 zł 99 gr, ale warto kupić, gdyż ujawnia ona ogromną ilość ciekawostek oraz nieznanych informacji zza kulis z życia wielkiego trenera, a jednocześnie wspaniałego człowieka. Stanowi ona nie lada gratkę dla kibiców piłki nożnej – najpopularniejszej dyscypliny w grach zespołowych na świecie w tym także w Polsce. Jeżeli więc dostatecznie dużo napisano o naszym trenerze Reprezentacji Polski Kazimierzu Górskim to trzeba jasno i jednoznacznie powiedzieć, iż bardzo mało, a właściwie to prawie w ogóle nie napisano do tej chwili nic o życiu i dokonaniach trenera Antoniego Piechniczka. Tymczasem, gdyby ustalić jakikolwiek klucz w aspekcie najważniejszych sukcesów w pracy z Reprezentacją Polski to okaże się, że trenerem Reprezentacji Polski, który osiągnął największe sukcesy, jest nie trener Kazimierz Górski, lecz trener mgr Antoni Piechniczek, absolwent studiów stacjonarnych Akademii Wychowania Fizycznego w Warszawie (w trakcie studiów grał w Legii Warszawa) a po ukończeniu studiów w Ruchu Chorzów, będąc także kapitanem drużyny. Otóż, trener Antoni Piechniczek, jako trener Reprezentacji Polski dwukrotnie pod rząd wprowadził do puli finałowej Mistrzostw Świata w piłce nożnej polską Re- prezentację zdobywając w 1 982 roku brązowy medal, a więc trzecie miejsce w Mistrzostwach Świata, które odbyły się w Hiszpanii a potem 5-te miejsce (ex aequo) w 1 986 roku w Meksyku. Jak piszą autorzy biografii (strona 58) redaktor Andrzej Gowarzewski był w tam- tych latach sukcesów Reprezentacji Polski Antoniego Piechniczka najważniejszym polskim dziennikarzem, zajmującym się futbolem, który od 1 982 roku był na wszystkich mistrzostwach świata i starał się potem podkreślać dokonania trenerskie Antoniego Piechniczka. Dlatego, zacytuje w tym miejscu także słowa redaktora Andrzeja Gowarzewskiego, które znalazły się w omawianej biografii o Antonim Piechniczku na stronie 58-mej: cyt.: „ma słuszny żal (od Red. Trener Piechniczek) do mediów, choć dotąd nie mówił tego głośno. Wiadomo, że pozycja Kazimierza Górskiego, którego kochamy i będziemy kochać jest wyjątkowa. Ale nie jest tak, że Górski stoi na kolumnie, którą podtrzymuje Antek. Piechniczkowi też należy się miejsce, właśnie na szczycie tej kolumny. Obok jednego wielkiego selekcjonera jest miejsce dla tego drugiego. Jego zasługi powinny być docenione, ale fakt, że większość mediów ma siedziby w stolicy, powoduje taki a nie inny ogląd …koniec cytatu. Antoni Piechniczek urodził się 3 maja 1 942 roku w Chorzowie, jako drugie dziecko pana Emila Piechniczka i Magdaleny Piechniczek z domu Marczok. Starszy brat Andrzej niestety zmarł w kilka godzin po urodzeniu, a ojciec Antoniego Piechniczka zginął a właściwie zmarł z wycieńczenia na froncie wschodnim (tyfus) pod koniec działań wojennych. Tak więc matka trenera Antoniego Piechniczka wychowała go samotnie, pracując jednocześnie po wojnie w Hucie Batory - wspaniałej Hucie wyrobów profilowanych (głównie na eksport), która potem przez wiele lat była zakładem opiekuńczym dla Ruchu Chorzów. Właśnie Antoni Piechniczek ukończył Technikum Hutnicze przy Hucie Batory i dopiero po zdaniu matury odszedł na studia do Warszawy. Będąc w szkole średniej Antoni Piechniczek trenuje i gra w słynnej piłkarskiej szkółce ulokowanej przy Zespole Szkół Górniczych w Chorzowie Batorym (ta dzielnica Chorzowa przez wiele lat nazywała się Hajduki), którą trenuje wybitny trener piłkarskiej młodzieży, znany i ogromnie popularny wówczas na Śląsku Józef Murgot, znaną jako Zryw Chorzów. To jest jak gdyby dla tych chłopaków odpowiednik trenera typu Feliks Stamm w boksie- tyle, że działając na Śląsku nie uzyskał takiej popularności jak gdyby przykładowo swą działalność prowadził w Warszawie. Ten człowiek Józef Murgot ze swoją drużyną juniorów, w której jednym z kluczowych piłkarzy był właśnie Piechniczek zdobywa dwukrotnie mistrzostwo Polski. Przypomnę tylko, że w tej drużynie obok Antoniego Piechniczka grali tak znani w większości reprezentanci Polski zawodnicy jak; Janduda i Michajłow Ruch Chorzów, Wilczek i Szołtysik Górnik Zabrze, Banaś Polonia Bytom, a potem Górnik Zabrze, Bujara Cracovia Kraków i inni. Po ukończeniu wieku juniora, a będąc jeszcze w Technikum Hutniczym Antoni Piechniczek zaczyna grać w absolutnie czołowej, a być może najlepszej drużynie zaplecza Ekstraklasy Naprzodzie Lipiny (dzisiaj dzielnica Rudy Śląskiej położona między dzielnicą Hebzie, a Świętochłowicami i Chorzowem – wszystko to osady głównie rodzin górniczych). Drużyna Naprzodu Lipiny puka do wrót Ekstraklasy w składzie z Piechniczkiem a także znanymi potem piłkarzami Ekstraklasy stoperem Bazanem (potem Zagłębie Sosnowiec) oraz napastnikami Gruszką i Schmitem (potem Ruch Chorzów). W decydującym o awansie meczu, sędziowie dramatycznie kaleczą i krzywdzą drużynę Naprzodu Lipiny – sprawa staje się głośna w mediach i niestety po tym ciosie klub Naprzód Lipiny stopniowo, ale szybko rozpada się i przestaje istnieć. Należy w tym miejscu zwrócić uwagę, iż Antoni Piechniczek był sportowcem bardzo wszechstronnym i trudno się dziwić, że po maturze przecież z dyplomem technika hutnictwa podjął Piechniczek studia nie na Politechnice, lecz na Akademii Wychowania Fizycznego w Warszawie. Mój Mąż, który od lat jest zaprzyjaźniony z trenerem Antonim Piechniczkiem – spotkał się z nim po raz pierwszy w rozgrywkach szkół średnich (1 962) miasta Chorzowa, ale w … siatkówce!!! Otóż, Antoni Piechniczek będący w składzie drużyny Technikum Hutniczego bombardował niemiłosiernie atakami z wyskoku nad siatką drużynę Liceum Ogólnokształcącego numer 2 imieniem Juliusza Ligonia, w której grał mój Mąż prof. Tadeusz Piecuch. Dzięki atakom Antoniego Piechniczka mecz zakończył się szybkim 3:0 w setach i to w dodatku każdy set (wówczas grało się do 1 5-stu punktów w secie) kończył się do 2 lub do 3 dla drużyny Antoniego Piechniczka, czyli dla Technikum Hutniczego. Potem, po rozpadzie Naprzodu Lipiny Antoni Piechniczek „wylądował” w Warszawie. Był to bardzo trudny i pracowity okres w życiu Antoniego Piechniczka. Po pierwsze, dlatego, że wówczas studia dzienne na AWF Warszawa były traktowane przez wykładowców niesłychanie rygorystycznie, można powiedzieć, że to nie to co dzisiaj, kiedy znanym sportowcom „idzie się na rękę”. Równocześnie Antoni Piechniczek rozpoczął treningi i grę w znakomitej przecież drużynie Legii Warszawa. Bywało i tak, że do południa student Antoni Piechniczek miał zaliczenie z pływania na długim dystansie 3 km na terenie otwartym, a po południu intensywny trening z zespołem Legii Warszawa. Tam grał w obronie najczęściej w parze z Jackiem Gmochem – także potem znanym trenerem reprezentacji Polski, asystentem Kazimierza Górskiego a potem trenerem drużyn greckich. Obrona Legii zawsze grała bardzo twardo i Antoni Piechniczek ze swoją mentalnością twardziela bardzo do tej formacji pasował i razem z Jackiem Gmochem tworzyli parę środkowych obrońców, do których wielu napastników po prostu bało się zbliżać. Prawdopodobnie dzisiaj przy tak ostrej grze zarówno Piechniczek jak i Gmoch mieliby trudności z dotrwaniem do 90 minuty meczu, gdyż obecnie piłka nożna idzie w kierunku gry delikatnej a czasem dwa faule i już w ślad za tym dwie żółte kartki wykluczają takich walczaków jak Antoni Piechniczek po prostu z boiska. Wiele lat po- tem Antoni Piechniczek nic się nie zmienił – był odważny, bojowy i dochodził swoich racji. Potem zarówno jako kapitan drużyny Ruchu Chorzów a następnie trener Reprezentacji Polski był niezwykle odpowiedzialny za powierzone mu do wykonania zadanie oraz za powierzonych mu pod opiekę piłkarzy. Dlatego doprawdy warto zacytować w tym miejscu niezwykle oryginalny wstęp do biografii Antoniego Piechniczka (str. 7), który przytoczyli pan Paweł Czado i pani Beata Żurek; cyt. „11 grudnia 1 985 roku – miejscowość Adana, prowincjonalne tureckie miasto blisko granicy z Syrią. Reprezentacja Polski rozgrywa z gospodarzami oficjalny towarzyski mecz międzypaństwowy. Goście atakują (dop. Red- czyli Polacy). Jeden z tureckich obrońców uderza łokciem w twarz napastnika Andrzeja Zgutczyńskiego. Polski piłkarz upada na murawę, turecki sędzia Talat Tokat nie reaguje. Gra toczy się dalej, ale tylko przez chwilę. Polski trener gwałtownie zrywa się z ławki rezerwowych, wbiega na boisko i wślizgiem wchodzi w przeciwnika. Zabiera mu piłkę i przerywa akcję. Tumult, ale wściekły szkoleniowiec na nic nie zważa. A co tam wcześniej było?! Polscy piłkarze w szoku. – Nasz szkoleniowiec zawsze gwałtownie reagował na niesprawiedliwość, ale to, co zdarzyło się w Turcji było niezwykłe – mówi Waldemar Matysik, który grał w tamtym meczu i wciąż opowiada o tym drżącym głosem. Tym trenerem był Antoni Piechniczek. Człowiek, który zapisał się w historii polskiego futbolu. Jako jedyny szkoleniowiec zdobył z biało czerwonymi awans do dwóch mundiali a w jednym z nich poważnie namieszał. O nim jest ta opowieść”. (dop. Red. Książka bibliograficzna) koniec cytatu. Po ukończeniu studiów w Warszawie Piechniczek decyduje się na powrót do rodzinnego Chorzowa, do Ruchu Chorzów, która to drużyna oraz stadion znajdują się właśnie w dzielnicy Chorzów Batory – kilkaset metrów od Zespołu Szkół Górniczych czyli od klubu i boisk szkółki piłkarskiej Zryw Chorzów „profesora” Józefa Murgota (nauczyciela w-f w Technikum Górniczym). Zatem Antoni Piechniczek wraca w rodzinne strony - co nie byłoby takie szybkie i tak Nazwa i siedziba wydawcy: Izabela Piecuch IMMEDIA. COM.PL 75-448 Koszalin, ul. Kołłątaja 1/1 , Adres Redakcji: IMMEDIA Miesięcznik Pomorza 75-448 Koszalin, ul. Kołłątaja 1 lok 1 Tel.94 34 10 542, tel. Kom. 693-708-524. E-mail: [email protected], www.immedia.com.pl . Zespół redakcyjny Red. Naczelny Izabela Piecuch, Grażyna Kuźmicka, Michał Graczyk, Jagoda Wójcik, Wioleta Stochła, Marta Malinowska, Zdzisław Knap, skład graficzny Z. Knap, Drukarnia: INTRO-DRUK Koszalin. Nakład: 0,7 tys. egzemplarzy. Czasopismo dostępne pod adresami: Sklep Groszek Koszalin ul. Kołłątaja 1, Restauracja-Hotel Meduza Mielno ul. Nadbystrzycka 23, Sklep PYSIO w Sianowie ul. Słowackiego 8D, Salonik prasowy ul. 1-go Maja 21a, 78-200 Białogard, Pałac Siemczyno koło Czaplinka, jednoznaczne gdyby nie wielka miłość Antoniego Piechniczka a mianowicie jego żona Zyta, ślązaczka, chorzowianka, która w tym czasie gdy Antek studiował w Warszawie ona studiowała w Krakowie w Wyższej Szkole Pedagogicznej na kierunku Filologia Rosyjska – i pomimo tej odległości Warszawy od Krakowa Antoś i Zyta nie rozeszli się jako para lecz wręcz odwrotnie bardzo szybko stali się małżeństwem- jak mój Mąż mówi prawie idealnym, jeżeli takie małżeństwa istnieją. Pani Zyta Piechniczek jest ślązaczką mówiącą typowym dla tego regionu akcentem (trener Piechniczek także) i jak mój Mąż podkreśla była śliczną dziewczyną i do dzisiaj mimo swych lat jest dalej wytworna, elegancka i piękna. Pani mgr Zyta Piechniczek to wysoka atrakcyjna blondynka o charakterystycznym zadartym nosku – co dawało jej typową urodę kobiecego trzpiota, co oczywiście podoba się mężczyznom. Jak wiadomo życie piłkarza a potem trenera i to tak wybitnego jak Antoni Piechniczek powoduje, że pani Zyta męża praktycznie całymi okresami nie miała w domu. Pani Zyta Piechniczek pracowała cały czas jako profesor szkoły średniej ucząc języka rosyjskiego, a równocześnie w trakcie pracy urodziła trójkę dzieci, dwie córki Joannę i Justynę oraz syna Tomasza (wszyscy po studiach). Oczywiście, że w tej sytuacji ogromną pomocą w codziennej pracy i organizacji dnia pomagała Zycie Mama Antoniego Piechniczka tak samo, jak każda ślązaczka mrówczo pracowita pani Magdalena Piechniczek (która przecież także pracowała zawodowo w Hucie Batory). Zatem, pani Magdalena Piechniczek była zaprzeczeniem wszelkich negatywnych opowiadań i dowcipów o teściowych – była to arcykochana babcia. Należy w tym miejscu także dodać, że Antoni Piechniczek, który jako piłkarz nie unikał walki sam ponosił także konsekwencje twardej gry. Jako obrońca dwukrotnie doznał wstrząśnięcia mózgu a w jednym z tych przypadków poważnie kontuzja zagroziła jego życiu. Przedstawiam to z relacji mojego Męża bez zgody Antoniego Piechniczka (na moje ryzyko) a było to tak, że w meczu z Górni- kiem Zabrze do wrzutki w pole karne wystartowali równocześnie bramkarz Ruchu Chorzów Czaja, Piechniczek oraz Włodzimierz Lubański (znakomity polski napastnik). Niestety Włodek Lubański - co prawda delikatnie ale jednak pchnął z tyłu w plecy Antoniego Piechniczka, który głową zderzył się głową bramkarza Ruchu Chorzów Czaji. Obydwaj bezwładnie jak worki opadli na murawę. Natychmiast odwieziono ich do szpitala. Antoni Piechniczek długo nie odzyskiwał przytomności. To były bardzo trudne dni dla całej rodziny Piechniczków - ale jak mój Mąż powtarza szczególnie dla Zyty Piechniczek, która była panu Antoniemu niezwykle oddana, żyła jego meczami i jego problemami i tworzy- li ze sobą (do dzisiaj tworzą) ogromną symbiozę. Po około tygodniu, gdy Antoni Piechniczek odzyskał przytomność oraz gdy wróciła świadomość i zaczął już prawie normalnie funkcjonować mój Mąż odwiedził go w szpitalu. Do dzisiaj przy wielu okazjach różnych dyskusji o piłce nożnej i przy okazji o trenerze Piechniczku, głównie wśród ludzi piłki nożnej mój Mąż wspomina tą wizytę, która wywarła na nim ogromne wrażenie. Otóż, Antoni Piechniczek nie miał wyrazu twarzy gdyż cała twarz była jedną sino czerwoną opuchlizną w tym dwie szparki oczu nosa i ledwie widoczne wargi. W tej sytuacji po takim widoku mój Mąż powtarza na każdym kroku, że pieniądze, które otrzymują piłkarze nigdy nie są za duże w obliczu tego co ryzykują. Piłka nożna jest chyba najbardziej kontuzzjogenną grą. Trener Antoni Piechniczek należał do najlepiej grających głową polskich obrońców i często grał ofensywnie, jako boczny obrońca, holując piłkę do przodu – co obecnie jest normalnością ale wówczas tak nie było. Dlatego dzisiaj, mało kto pamięta że gdy Ruch Chorzów zdobył Mistrzostwo Polski i trafił w rozgrywkach Pucharu Europy Mistrzów Krajowych (dzisiaj Liga Mistrzów) na Ajax to właśnie Antoni Piechniczek strzelił Ajaxowi bramkę głową a przecież wówczas Ajax Amsterdam, był bezdyskusyjnie najlepszą drużyną w Europie zdobywając ten Puchar klika razy pod rząd. Wówczas w Ajaxie Amsterdam według zgodnej opinii ekspertów grała najlepsza na świecie para stoperów tj. Niemiec Blankenburg oraz Holender Halshof (miał tylko jedno oko). Jako ciekawostkę można podać, że na szczególne spotkania w domu u mojego Teścia Stanisława Piecucha (imieniny, mecze międzypaństwowe na Stadionie Śląskim w Chorzowie) przyjeżdżali przyjaciele Teścia z Krakowa, ówczesny Rektor Wyższej Szkoły Pedagogicznej w Krakowie (u którego na Wydziale Humanistycznym studiowała Zyta Piechniczek) prof. Wincenty Danek oraz ówczesny Prorektor Uniwersytetu Jagiellońskiego prof. Kazimierz Wyka (ulica Kazimierza Wyki znajduje się w Koszalinie na Osiedlu Przylesie wśród wielu innych ulic od nazwisk profesorskich). Na jednym z takich spotkań był także u moich Teściów jeszcze jako piłkarz Antoni Piechniczek z żoną Zytą. Oczywiście prof. Danek i prof. Wyka byli fanatycznymi kibicami piłki nożnej i przez około pierwszych 20-stu lat meczy reprezentacji odbywających się na Stadionie Śląskim, żadnego z nich nie opuścili, zajeżdżając zawsze służbową Wołgą razem z ówczesnym Kanclerzem Uniwersytetu Jagiellońskiego na te mecze- przed meczem na obiad a po meczu na kolacje do moich Teściów Stanisława i Rozyny Piecuchów. Otóż, właśnie kilka miesięcy po takim spotkaniu, przed meczem rewanżowym Ruchu Chorzów w Amsterdamie z Ajaxem kierownictwo ekipy Ruchu Chorzów wraz czołowymi zawodnikami w tym z kapitanem drużyny Ruchu Chorzów Antonim Piechniczkiem było przyjmowane przez naszego Ambasadora. Jedną z osób, które ze strony Ambasady przyjmowały kierownictwo i piłkarzy Ruchu Chorzów był właśnie prof. dr hab. Kazimierz Wyka. Jakie było niezwykle sympatyczne zaskoczenie dla pracowników Ambasady takie, że prof. Kazimierz Wyka i kapitan drużyny Ruchu Chorzów Antoni Piechniczek znają się! Po zdobyciu Mistrzostwa Polski w 1 968 roku przez Ruch Chorzów, której to drużyny kapitanem był Antoni Piechniczek pod koniec 1 969 roku Piechniczek wyjeżdża do Francji – gdzie gra w czołowej drużynie drugiego poziomu rozgrywek ( obecnie odpowiednik naszej I Ligii) z innymi kluczowymi zawodnikami Ruchu Chorzów obrońcą Antonim Nierobą oraz wielokrotnym reprezentantem Polski, lewoskrzydłowym Eugeniuszem Faberem. Mój Mąż, posiada z tamtego czasu korespondencję z Antonim Piechniczkiem – gdzie jest wiele osobliwych ciekawostek z życia tej drużyny Chaterueqe, a w szczególności organizacji klubu (między innymi wyjazdy, posiłki, menu - do którego potem Antoni Piechniczek, jako trener przywiązywał ogromną wagę, wino do każdego posiłku prawie jak u nas herbata, dopuszczalne wówczas 0,8 promila we krwi kierowcy i inne ciekawostki). Po niespełna 2 latach gry we Francji Antoni Piechniczek wraca do kraju z kolejnym wielkim dorobkiem bo nie tylko chodzi o zdobyte doświadczenia oraz mecze francuskimi drużynami, z których kilka obecnie gra w Ekstraklasie Francuskiej ale wraca z tym jego osobistym dorobkiem, którym jest bardzo dobra znajomość języka francuskiego. To właśnie potem ułatwi mu pracę w arabskich krajach Północnej Afryki i to z wielkimi sukcesami. Po powrocie do kraju Antoni Piechniczek podejmuje pracę w ówczesnym czołowym zespole pierwszej Ligii (obecna nomenklatura) BKS Bielsko Biała. Natychmiast ściąga do tej drużyny młodziutkiego, niezwykle utalentowanego bramkarza Józefa Młynarczyka oraz dwóch piłkarzy Ruchu Chorzów obrońcę Rudniowa oraz pomocnika Kuliga. Ten drugi nieprzeciętny talent piłkarski, wspaniały reżyser gry predysponowany na przykład w obecnych czasach do wyjazdu do czołowych drużyn europejskich – jeszcze jako zawodnik Ruchu Chorzów został brutalnie sfaulowany w meczu z Zagłębiem Sosnowiec. Groził mu koniec kariery, ale po wielu miesiącach leczenia wrócił do gry – lecz trudno mu było podołać wezwaniom (obciążeniom treningowym) na Ekstraklasę. Głównym konkurentem BKS Bielsko był zespół górniczy GKS Tychy. Jakimś dziwnym zrządzeniem losu w pierwszej rundzie GKS Tychy wygrał wszystkie mecze wyjazdowe (prawie wszystkie) 1 :0 nim się działacze BKS Bielsko Biała (znany wówczas prezes Ciszewski) w tym wszystkim połapali, było już za późno. Po przerwie w rozgrywkach a więc w drugiej rundzie rewanżowej, obydwie drużyny wygrywały wszystko do końca ale różnicy po pierwszej rundzie nie udało się zniwelować. Właśnie w tym okresie trener Antoni Piechniczek nawiązuje współpracę z prof. Tadeuszem Piecuchem (wówczas z adiunktem w Politechnice Śląskiej) i uczy mojego Męża tzw. profesjonalnego czytania gry oraz tworzenia notatek z obserwowanych meczy. Mój Mąż jeździ na mecze drużyn, które za tydzień mają grać z drużyną Piechniczka i przekazuje mu obserwacje z meczu - nie chcę tu rozwijać szczegółów ale wiem, że to była dobra szkoła, takie trochę prywatne lekcje. Oczywiście, niektóre mecze Mąż obserwował razem z trenerem Piechniczkiem i do dzisiaj wspomina sytuacje z różnych meczy gdzie trener Piechniczek na bieżąco analizował sytuacje na boisku wskazując na to i owo w ustawieniu zawodników i mówiąc, że tu z tej strony w tej strefie boiska padnie bramka. Prawie zawsze było tak jak trener Piechniczek przewidział. Mój Mąż mówił, że wówczas przecierał oczy ze zdumienia -jaką wiedzę posiada trener Piechniczek jaki to jest analityczny umysł itd. itd. Dzisiaj już wszystko wiemy. Trener Piechniczek został dostrzeżony (w czym główna zasługa prezesa Wojewódzkiego Związku Piłki Nożnej w Katowicach pana Romana Stachonia) i został rekomendowany jako młodziutki trener na trenera Reprezentacji Polski po kolejnym roku efektywnej pracy w Odrze Opole. Odra Opole trenowana przez Antoniego Piechniczka była rewelacją rozgrywek polskiej Ekstraklasy. Drużyna o najwyższej średniej wzrostu w Ekstraklasie; grali w niej reprezentanci Polski; bramkarz Młynarczyk (1 85 cm) ściągnięty przez Piechniczka z Bielska, obrońcy Rokitnicki (1 80), Wójcicki (1 93 cm), Adamiec (1 89 cm), Król (1 88 cm), pomocnicy Korek (1 86 cm) Masztaler (1 72 cm), Kwaśniewski (1 80 cm) napastnicy Tyc (1 79 cm) oraz Bolcek (1 74 cm). To była 1 0-ka podstawowego składu w grupie 11 -stu zawodników wychodzących do meczu. Był też tam w Opolu wspaniały wiceprezes Odry Opole, służący trenerowi Piechniczkowi ogromną pomocą, Dyrektor przedsiębiorstwa rolnospożywczego pan Gruchała. Odra po pierwszej rundzie rozgrywek Ekstraklasy zajmowała I miejsce dosyć dużą przewagą (bodajże 5 punktów nad drugim w Lidze zespołem Widzewa Łódź – ale wówczas zwycięstwo dawało tylko 2 punkty). Pierwszym meczem w rundzie rewanżowej był mecz w Opolu Odry właśnie z Widzewem Łódź. Odra przy zaskoczeniu kibiców mecz ten przegrała, lecz największym zaskoczeniem było to, że nie podjęła walki na boisku środkowa linia a głównie reprezentanci Polski- Masztaler oraz dubler Deyny w kadrze Kwaśniewski. Po tym meczu Masztaler i Kwaśniewski zostali zawieszeni przez klub a po ich odwieszeniu oddano Masztalera z powrotem do łodzi a Kwaśniewskiego dopuszczono ponownie do gry. Niestety nie udało się już w klubie odbudować dawnej atmosfery. Na koniec tych rozgrywek Odra Opole zajęła dopiero 6-te miejsce. O ten mecz przegrany miał ogromny żal wówczas do Prezesa Widzewa Antoni Piechniczek. Prezesem Widzewa był Pan Sobolewski. Zdegustowany Piechniczek postawą swoich kluczowych rozgrywających nie chciał dalej prowadzić ani Odry Opole ani też innych drużyn Ekstraklasy i podjął pracę w Akademii Wychowania Fizycznego w Katowicach (w ówczesnym Zakładzie Gier Zespołowych, którym nomen omen kierował były Mistrz Europy w 1 0-boju, a więc lekkoatleta dr Skowronek) na etacie docenta kontraktowego. W tym też okresie rozpoczął pracę doktorską w ramach tzw. analizy studialnej zespołów, które zdobyły Mistrzostwo Polski w piłce nożnej – dotarł głównie do archiwalnych informacji dotyczących Ruchu Chorzów i Wisły Kraków. Chodziło o to, aby ustalić optymalne kryterium średniego wieku piłkarza z drużyny mistrza Polski ale także w oparciu o drugi parametr statystyczny to jest wariancję. Analiza zmierzała w kierunku ustalenia, że drużyna w optymalnym składzie powinna mieć określony średni wiek piłkarza lecz najważniejsza była optymalna wariancja, a przekładając to na język bardziej zrozumiały mieszanka rutyny z młodością. W tym okresie także trener Antoni Piechniczek miał dalej bliski kontakt z prof. Tadeuszem Piecuchem. Niestety gdy trener Piechniczek podjął się pracy z Reprezentacją Polski sprawy kontynuacji pracy doktorskiej stały się niemożliwe i niestety potem trener Piechniczek nie wrócił do tej sprawy- mimo namów mojego Męża. Rozdział w życiu trenera Antoniego Piechniczka pod tytułem Reprezentacja Polski jest na pewno bogaty w sukcesy. Pamiętajmy, że po zwycięstwie w Hiszpanii nad Francją 3:2 w meczu o brązowy medal, czyli o 3-cie miejsce kilkanaście tygodni później trener Piechniczek ze swoją reprezentacją wygrał ponownie wysoko oficjalny mecz z Reprezentacją Francji w Paryżu – dając Francuzom szanse na rewanż. To było apogeum możliwości tej reprezentacji pana Antoniego Piechniczka. Trzeba jednak cały czas czytając rekomendowaną książkę pamiętać o wielu trudnych a często dramatycznych chwilach. Starsi kibice zapewne pamiętają, że podstawowym zawodnikiem Reprezentacji Polski trenera Piechniczka był Waldemar Matysik – defensywny pomocnik, tytan pracy na boisku. Po Mistrzostwach Europy w wyniku kłopotów zdrowotnych Waldemar Matysik przy pomocy Polskiego Związku Piłki Nożnej leczy się w Instytucie Psychiatrii i Neurologii w Warszawie o czym piszą Paweł Czado i Beata Żurek na tronie 48-mej swojej biografii pt. „Piechniczek- tego nie wie nikt”. Nie wchodząc w szczegóły (tu jest pewna luka w opisie zdarzenia na stronie 48- mej Biografii) piłkarz Waldemar Matysik dostaje się do wojewódzkiego szpitala (klinika) ortopedycznego w Piekarach Śląskich. Były więc określone wskazania ale ogólnie ……i dlatego już dłużej nie był leczony w Instytucie Psychiatrii i Neurologii w Warszawie, co resztą koresponduje z przytoczoną przez autorów Biografii na stronie 48-mej wypowiedzią pani docent, która opiekowała się Waldemarem Matysikiem w szpitalu, cytuję: „lekarka odpowiedziała, że musiałby się zdarzyć cud …by wrócił do gry w piłkę na wysokim poziomie.” Koniec cytatu. Otóż, w trakcie pobytu w szpitalu w Piekarach Śląskich autorzy Paweł Czado i Beata Żurek piszą, że piłkarz Waldemar Matysik skoczył z I piętra tego szpitala i złamał rękę. Otóż, autorzy piszą mało precyzyjnie. Prawda jest taka, że skoczył nie z pierwszego lecz z III piętra tego budynku szpitala a trzeba dodać, że jest to obiekt przedwojenny a więc także budownictwo a więc wysokie pomieszczenia. Mało tego piłkarz skoczył na bruk a nie na ziemię czy też trawę lecąc głową w dół. Jakimś cudem upadając, wysunął przed głowę rękę zgiętą w łokciu i upadając właśnie łokciem zamortyzował potworne uderzenie w tej samej chwili podwijając głowę pod tą zgiętą rękę. W tym momencie dopiero obudził się. Otóż, piłkarz ten wyszedł a właściwie wyskoczył we śnie późną nocą przez okno. Otóż, już będące w toku badania jak i badania późniejsze wskazały, że nastąpiło u niego wręcz dramatyczne, a nawet tragiczne w skutkach odwodnienie organizmu wymagające także długiego leczenia. Odnośny łokieć roztrzaskał się na drobniusieńkie kawałeczki i właściwie groziła amputacja ręki bądź też jej pełne usztywnienie itd. itd. W tej sytuacji natychmiastową operację wykonał ówczesny ordynator, wybitny chirurg ortopedyczny i operacja trwała non stop około 1 0ciu godzin. Ten ordynator to przyjaciel mojego Męża i stąd mam informację z pierwszej ręki, ale celowo nie podaje nazwiska, tym bardziej że jest to osoba dalej wysoce funkcyjna w strukturze służby zdrowia. Operacje należy uznać za udaną, gdyż po całej długiej rekonwalescencji Waldemar Matysik ma ograniczone ale jednak dalej dosyć duże możliwości zginania ręki w tym łokciu. Najlepiej świadczy o tym fakt, że Waldemar Matysik wrócił do gry w piłkę nożną na poziomie Ekstraklasy a potem wyjechał do Niemiec gdzie także grał w klubach Ekstraklasowych. Na marginesie mogę dodać, że ten ordynator dr nauk medycznych, który operował piłkarza Waldemara Matysika wykonał wiele operacji traumatologicznych mojej Teściowej Rozynie Piecuch miedzy innymi wymieniając jej obydwa bio- dra, mając ją wielokrotnie w szpitalu. Ten lekarz jest w branży ortopedii na Śląsku bardzo znanym i cenionym specjalistą rangi europejskiej ale już od pewnego czasu nie operuje ze względu na wiek. Pragnę tylko nadmienić, że w roku 2004 gdy mój Mąż prof. Tadeusz Piecuch jako Prezes Klubu Uczelnianego AZS Politechnika Koszalińska zwrócił się do tego swojego przyjaciela ortopedy o pomoc w sprawie kontuzji pięty, której doznała czołowa i podstawowa zawodniczka piłki ręcznej do dzisiaj grająca mgr inż. Joanna Chmiel, została przez niego natychmiast przyjęta bez jakichkolwiek formalności na drugim końcu Polski w kolejnym wielkim wojewódzkim Szpitalu, któremu tenże traumatolog RW dalej dyrektoruje. W trakcie gdy pan Antoni Piechniczek był trenerem Reprezentacji Polski i osiągał znaczące sukcesy w meczach o stawkę a więc w meczach w drodze do Finałów Mistrzostw Świata, a potem w rozgrywkach finałowych po powrocie z tych mistrzostw był zapraszany na spotkania. Tych zaproszeń było mnóstwo. Był dosłownie rozchwytywany. W tych latach mój Mąż pracując w Politechnice Częstochowskiej zorganizował dwa spotkania z trenerem Antonim Piechniczkiem - chyba wówczas najpopularniejszą osobą w mediach. Po Mistrzostwach Świata w 1 982 roku (jako Prodziekan Wydziału Inżynierii Lądowej i Środowiska PCz) a drugie w 1 986 roku (jako Dyrektor Instytutu Inżynierii Sanitarnej). Spotkanie w 1 982 roku odbyło się w dużym klubie studenckim WAKANS położonym w centrum Częstochowy i było zaplanowane na około 2 godziny – od godziny 1 9.00. Otóż, to spotkanie zakończyło się o 2 w nocy. Sala była tak nabita, że przysłowiowej szpilki nie można było włożyć. Pytań z Sali było mnóstwo i na te wszystkie pytania, trener Piechniczek odpowiadał czyniąc często nie tylko analizę sytuacji boiskowych, ale także analizę psychologiczną zachowań i postaw zawodników w różnych sytuacjach. Piechniczek zrobił na studentach piorunujące wrażenie. Jeszcze wiele dni po tym spotkaniu działacze studenccy przychodzili do Męża z pytaniem i prośbą czy nie można by za jakiś czas zrobić ponownie takiego samego spotkania z trenerem Piechniczkiem. Następne spotkanie odbyło się dopiero po kolejnych mistrzostwach świata, których finały odbyły się w 1 986 roku w Meksyku, w których Polska Reprezentacja zajęła jednocześnie ex aequo 5/8 miejsce wychodząc z grupy, lecz nie osiągając strefy medalowej (półfinału). Wówczas spotkanie z trenerem Antonim Piechniczkiem odbyło się w dużym klubie Politechniki typu kawiarnia w centrum dzielnicy akademickiej, który to klub był częścią składową budowli hali sportowej Politechniki Częstochowskiej (widownia na około 500 osób) oraz Studium Wychowania Fizycznego (mniejsze salki i pomieszczenia biurowe). Spotkanie to było w całości transmitowane przez radiowęzeł studencki do wszystkich domów studenckich i oczywiście obecne były lokalne media. Znowu spotkanie trwało wiele godzin a z sali padało wiele pytań tym bardziej, że sukces w 1 986 roku był mniejszy niż ten w 1 982 roku. Między innymi padło z sali pytanie, co pan trener Piechniczek poprawiłby w swych przygotowaniach do turnieju w Meksyku na bazie zdobytych doświadczeń, gdyby jeszcze raz przyszło grać naszej drużynie w tak ekstremalnych wysokogórskich warunkach przy niedostatku tlenu i w potwornym upale w każdym meczu. Wówczas, trener Antoni Piechniczek odpowiadając na to pytanie poinformował salę i zwrócił uwagę na to, że drużyna gospodarzy to jest reprezentacja Meksyku dobyła najwięcej bramek uderzeniami z dużego dystansu powyżej 30 a nawet 40 metrów. Chodziło bowiem o to, że na tych wysokościach gdzie były położone stadiony w największych miastach w Meksyku, powietrze było już bardzo rozrzedzone a piłka nabierała po uderzeniu znacznego przyspieszenia. Bramkarze mieli więc znaczne trudności w szybkości reakcji, gdyż w tym przecież ćwiczonym odruchu nie grali na tak dużych wysokościach nad poziomem morza. Można więc było zwiększyć natężenie oraz ilość treningów strzeleckich napastników i graczy środkowej linii i pracować nad nawykiem uderzenia piłki na bramkę już gdy jest taka możliwość z około 40 metrów. Otóż, zawsze po powrocie z Mistrzostw Świata zarówno z Hiszpanii jak i z Meksyku mój Mąż był zapraszany przez trenera Antoniego Piechniczka i oczywiście jego Małżonkę Zytę na wieczorne spotkanie (kolację), która przeciągała się do bardzo późnych godzin nocnych, gdzie trener Piechniczek opowiadał o tych turniejach finałowych, o meczach, o wydarzeniach i sytuacjach towarzyszących, o ekipie z którą przyszło mu pracować, także o redaktorach narzuconych którzy tam być musieli (był taki redaktor Pan D. że nie wymienię całego nazwiska). Otóż, doprawdy trudno o tym wszystkim pisać – chociaż wiele zdarzeń znajdzie czytelnik w odnośnej książce biograficznej. Ale mimo wszystko, kiedy i ja opisu wielu spraw wysłu- chałam z ust mojego Męża to doprawdy jawi się obraz trenera Piechniczka jako fantastycznego wnikliwego obserwatora zachowań wielu piłkarzy i osób towarzyszących, ich kondycji psychicznej oraz ich charakterów itd. itd. Właśnie ta analiza w odniesieniu do szczegółów sytuacyjnych daje odpowiedz dlaczego Antoni Piechniczek stał się tak wielkim trenerem a równocześnie lubianym człowiekiem. Wiem, że wiele spraw osobistych tak zwanych szczegółowych gdyby się ukazało, mogłoby wzbudzić kontrowersje a może i nawet pretensje niektórych osób oraz piłka- rzy ale z drugiej strony jest mi po prostu szkoda i żal, że tych informacji nie otrzymają kibice piłki nożnej, którzy tak dzielnie murem stoją zawsze za naszą drużyną. Szkoda, że nie dowiedzą się z pokoju którego piłkarza w ciągu jednej nocy, trener Piechniczek co godzinę wyganiał inna dziewczynę, który piłkarz gdy cała drużyna harowała w dużym upale grał błyskotliwie dwa razy po 1 0 minut pod koniec pierwszej i drugiej połowy meczu a potem po mistrzostwach podpisał wspaniały kontrakt, jak zachowały się gwiazdy, gdy dzień przed meczem ich trójka późną nocą zamiast w łóżkach hotelowych siedziała na wysokich stołkach w barze, który i jak zareagował na opr trenera, jak zachowywali się niektórzy dziennikarze oszczędzając nieprzytomnie na dietach i śpiąc na podłogach w pokojach hotelowych, jak z drugiej strony bardzo fair postępowali inni działacze, którzy faktycznie wspierali trenera Piechniczka. Odnośne spotkania mojego Męża z trenerem Piechniczkiem w mieszkaniu państwa Piechniczków w Chorzowie Batorym odbywały się na ulicy Wrocławskiej 2 – i nie tak jak zdaniem mojego Męża piszą autorzy biografii na wysokim parterze, lecz w ocenie mojego męża niskim parterze. To było typowe mieszkanie jeszcze w budownictwie przed druga wojną światową i wysokość okna na parterze – jego dolnej krawędzi była na poziomie około 1 ,7 m. W trakcie którejś tam koleżeńskiej wizyty Męża u trenera Piechniczka na tej niezbyt ruchliwej ulicy Wrocławskiej chłopcy grali w piłkę, która stłukła szybę. Jakież było zdziwienie Męża, iż Piechniczkowie kompletnie się nie zdenerwowali, a jedynie pani Zyta stwierdziła ze stoickim spokojem, że jutro kolejna sprawa do załatwienia przez nią, a mianowicie szklarz. Na marginesie trzeba tu dodać, iż po zakończeniu kariery szkoleniowca reprezentacji Polski trener Piechniczek opracował szczegółową analizę gry jego drużyny – co zostało opublikowane w formie monografii przez Oficynę Wydawniczą Akademii Wychowania Fizycznego we Wrocławiu. Mój Mąż uważa – że popełnił błąd stosując taką drogę. Trzeba bowiem było otworzyć przewód doktorski i obronić tą pracę analityczną jako pracę doktorską, a dopiero potem ją opublikować. Pan trener Piechniczek w opinii mojego Męża posiada wiedzę na poziomie profesora w swej branży. Oczywiście dzisiaj Piechniczkowie od wielu lat mieszkają w Wiśle- wczasowiskowej miejscowości w Beskidach, Wiśle znanej z tego, że tam urodził się i mieszka Adam Małysz także z tego, że mieści się tam bardzo dobry ośrodek sportowy szkoleniowy, z którego trener Piechniczek często korzystał a także reprezentacyjna willa będąca w gestii Urzędu Prezydenta RP. Jak już wspomniałam, te wielkie sukcesy i popularność a więc określona satysfakcja trenera Antoniego Piechniczka przeplatała się także z osobistymi codziennymi kłopotami często kompletnie niezrozumiałymi. Nie sposób tu nie wspomnieć o szczególnym problemie, który miał trener Piechniczek i jego wspaniała żona Zyta z najstarszą córką Joanną gdy ta zdała maturę i chciała dostać się na studia medyczne o których od początku marzyła. Otóż, córka Joanna była piątkową uczennicą, niezwykle zdolną i ogromnie pracowitą, czemu nie ma się co dziwić mając takich rodziców. Już jako dziecko pragnęła zostać lekarzem i oczywiście po maturze złożyła papiery na studia do Śląskiej Akademii Medycznej w Zabrzu-Rokitnicy. Egzaminy wstępne zdała na ocenę bardzo dobrą – ale w ramach tzw. punktów brakło jej 1 punktu. Ta sama historia powtórzyła się za rok. I znowu brakło jej 1 punktu. Równocześnie reprezentacja Antoniego Piechniczka miała apogeum swoich sukcesów i nie było żadną tajemnica to że córka trenera Piechniczka zdaje na akademie medyczną, gdzie na jedno miejsce było wówczas bodajże 1 0-ciu kandydatów. Wiadomo było także, że wówczas zgodnie z przepisami każdy Rektor każdej uczelni miał w dyspozycji tzw. miejsca rektorskie w ramach których bez jakiegokolwiek wyjaśnienia przyczyn i powodów mógł przyjąć na studia maturzystę, pod warunkiem, że dany maturzysta zdał egzamin przynajmniej na dostatecznie. Tak więc chodziło zapewne o to, aby trener Antoni Piechniczek osobiście się pofatygował do Rektora Śląskiej Akademii Medycznej (wówczas był nim prof. Jonek) bądź też napisał i poprosił o takie przyjęcie. Ale to nie było w stylu takiego twardziela jak były obrońca Legii Warszawa i Ruchu Cho- dycznej w Kijowie i właśnie tam zaliczyła 4 pierwsze semestry studiów. Potem, ze względu na sytuacje rodzinną babcia zaczęła chorować) na piąty semestr a więc 3- ci rok przeniosła się z powrotem na Śląską Akademię Medyczną w Zabrzu Rokitnicy, gdzie kontynuowała i ukończyła przecież bardzo trudne, sześcioletnie studnia medyczne. Uzyskała ocenę końcową bardzo dobrą a potem zdobyła specjalizację a jej losy potem potoczyły się tak, że od wielu lat z mężem i swoją rodziną żyje i pracuje w USA, oczywiście jako lekarz. Warto też nadmienić, że Joanna Piechniczek miała po ojcu ogromną smykałkę do sportu i przy wzroście 1 80 cm już jako dziecko a potem nastolatka była łakomym kąskiem dla trenerów gier zespołowych (siatkówka, piłka ręczna). Niestety zawsze chciała zostać lekarzem, a tak trudnych i rygorystycznych studiów nieoficjalny tzw. sparing, a więc niezaliczany do gier pierwszej reprezentacji. To oczywiście jest dzisiaj nie istotne, ale trzeba koniecznie zaznaczyć, że w tym okresie gdy nastąpił szczyt kariery piłkarskiej trenera Antoniego Piechniczka to równocześnie regularnie w reprezentacji Polski wówczas gdy Piechniczek grał na prawej obronie w Ruchu Chorzów, w reprezentacji Polski grał wychowanek Sparty Lubliniec, bardzo dobry boczny obrońca Polonii Bytom a potem Górnika Zabrze Zygmunt Anczok- który rozegrał w Reprezentacji Polski bodajże niespełna 60 meczy; można trawersować, że gdyby nie było Zygmunta Anczoka w polskiej Ekstraklasie to te niespełna 60 meczy w reprezentacji Polski rozegrałby właśnie Antoni Piechniczek. Oczywiście, są to wszystko ciekawostki, pewne szczegóły, które jednak dają ogląd rzów a także w kilku meczach reprezentacji Polski Antoniego Piechniczka. Trener Antoni Piechniczek nie wykonał takiego ruchu ale zupełnie przypadkowo (pomijam tu szczegóły sytuacji) dowiedział się o tym były wspaniały zawodnik reprezentacji Związku Radzieckiego oraz drużyny Dynama Kijów a potem trener reprezentacji Związku Radzieckiego i trener Dynama Kijów pan Łobanowski. Pan trener Łobanowski był zaprzyjaźniony z trenerem Antonim Piechniczkiem. Tak więc Joanna Piechniczek przy uwzględnieniu zdanych egzaminów wstępnych na ocenę bardzo dobrą w Śląskiej Akademii medycznej rozpoczęła studia na Akademii Me- nie mogła pogodzić z wyczynowym uprawianiem sportu. Po jakimś czasie Rektor Śląskiej Akademii Medycznej wyleciał z hukiem z pracy o czym głośno pisała lokalna prasa. Wreszcie, na zakończenie chcę jeszcze wspomnieć o karierze reprezentacyjnej trenera Piechniczka jako piłkarza. Nie zagłębiając się w szczegóły różne źródła podają, że rozegrał 3 lub 4 mecze w pierwszej reprezentacji Polski. Różnica wynika stąd, iż statystycy nie mają jednoznacznego zdania co do jednego z meczy reprezentacji Polski, w którym zagrał Antoni Piechniczek w odniesieniu do sformalizowania czy był to oficjalny mecz towarzyski międzypaństwowy czy też był to tylko mecz czytelnikowi, że walka o zwycięstwo w meczu nie zaczyna się ani z początkowym ani też nie kończy z końcowym gwizdkiem sędziego. To cała machina spraw, to cała logistyka postępowania, to ogromne kłopoty każdego dnia głównie finansowe jak i zdrowotne zawodników i to wszystko skupia się głównie i przede wszystkim na głowie trenera. Dlatego też zachęcam wszystkich fanów i kibiców do przeczytania książki biograficznej o wielkim polskim trenerze Antonim Piechniczku, książki która także może być suwenirem przy każdej okazji dla ojca, brata lub narzeczonego, a jest kawałem historii polskiej piłki nożnej za 45 złotych bez jednego grosza. M two iejsc j ą r e na ekla mę ! Odwilż? Zdzisław Knap Miejsce na twoją reklamę! Izabela Piecuch IP: Bardzo proszę Pana Dziekana o podanie naszym czytelnikom kilku informacji o sobie; gdzie Pan kończył szkołę średnią, kiedy i gdzie studia oraz gdzie i w jakiej problematyce obronił Pan pracę doktorską? WM: Szkoła średnia, a było to Technikum Elektryczne przy Zespole Szkół Elektryczno – Mechanicznych w Skawinie, ukierunkowała we mnie późniejsze zainteresowania zawodowe i naukowe. Kończąc technikum o specjalności Elektryczna i Elektroniczna Automatyka Przemysłowa wiedziałem, że automatyka i systemy sterowania to jest to czym chciałbym się w przyszłości zajmować. Dlatego studia na Wydziale Elektromechanicznym (obecnie Mechatroniki) na Wojskowej Akademii Technicznej podjąłem i ukończyłem (w 1 986 roku) na kierunku elektronika o specjalności zautomatyzowane systemy kierowania. Siedem lat później na tym samym Wydziale obroniłem pracę doktorską w zakresie Teorii sterowania. być miastem wojewódzkim, ale głównie dlatego, że do szkół wyższych dotarł, widoczny wcześniej w gimnazjach i szkołach ponadgimnazjalnych, niż demograficzny. Dla nas jest to ogromne wyzwanie, zwłaszcza na tym trudniejszym i mniej popularnym kierunku jakim jest Elektronika i Telekomunikacja. Kierunek Informatyka jest popularny w całym kraju i na nim kształci się coraz więcej studentów. Działania jakie podejmujemy aby pozyskać studentów na obydwu kierunkach to jak naj- WM: Małe sprostowanie, funkcję Prodzieka- na ds. Kształcenia na Wydziale pełnię dopiero pierwszą kadencję, ale cały czas biorę czynny udział w pracach Wydziału. Problem nie wynika tylko z tego, że Koszalin przestał IP: Gdyby Pan Dziekan miał zachęcić ab- solwentów szkół średnich, którzy w maju 2016 zdadzą maturę, na studia na waszym wydziale – to co im Pan by przede wszystkim powiedział? WM: Przede wszystkim to, że kończąc stu- dia na naszym Wydziale nie będą zasilać szeregów bezrobotnych i zdobędą wiedzę i umiejętności umożliwiające poruszanie się po rynku pracy oraz to, że będą poszukiwani przez pracodawców a płace w branżach w jakich kształcimy nie należą do najniższych w kraju. IP: Zmieńmy temat. Jest Pan IP: Kończy Pan obecnie w tym roku akademickim 2015/ 2016 swoją drugą kadencję na funkcji Prodziekana ds. Nauczania waszego Wydziału. Uczelnia koszalińska podobnie jak inne tego typu uczelnie o nazwijmy to średniej wielkości, funkcjonujące w mniejszych miastach, a w dodatku już nie wojewódzkich – czego przykładem jest miasto Koszalin mają od kilku lat znaczne kłopoty z naborem absolwentów szkół średnich na studia. Jak z perspektywy ostatnich Pana dwóch kadencji a więc prawie 8 lat oceni Pan te problemy? Jak sobie z tym radzicie, tym bardziej, że w powszechnej opinii właśnie studia na waszym wydziale należą w Politechnice do najtrudniejszych? go nasi absolwenci, którzy cenią sobie to, że kiedyś ukończyli studia na naszym Wydziale. większa liczba zajęć promocyjnych pokazujących możliwości i bazę jaką oferujemy naszym studentom. W tym celu korzystamy również ze środków zewnętrznych, takich jak finansowanie ze środków Urzędu Marszałkowskiego Województwa Zachodniopomorskiego. Pozyskujemy również do współpracy coraz więcej przedsiębiorców z branży elektronicznej i informatycznej, którzy pomagają nam w rozszerzeniu oferty dydaktycznej oraz dopasowaniu jej do potrzeb rynku pracy. Przedsiębiorcy oferują naszym studentom praktyki i płatne staże a także pozyskują wśród naszych studentów przyszłych pracowników. Na szczęście są to coraz częściej przedsiębiorcy poszukujący studentów kierunku Elektronika i Telekomunikacja, a do te- znanym działaczem piłki nożnej od wielu ostatnich lat związanym z Gwardią Koszalin. Był Pan także przez pewien czas Prezesem Zarządu Gwardii. Jakie są plany klubu – seniorskiej drużyny piłki nożnej, grającej obecnie na czwartym poziomie rozgrywek, czyli jak to się dzisiaj nazywa w trzeciej Lidze, na zakończenie sezonu 2015/ 2016? Nasze wiewiórki donoszą, że od kilku lat chcecie być w czołówce III Ligii ale ponoć nie chcecie awansować z powodu znacznego wzrostu kosztów utrzymania drużyny w przypadku awansu do II Ligii. Czy to jest prawda? Jeżeli tak to dlaczego? Jakie macie relacje z władzami miasta i jaka będzie dotacja Urzędu Miasta na wasz klub w roku 2016jeżeli nie może Pan podać kwoty dokładnej to proszę chociaż oszacować w przybliżeniu kwotę prawdopodobną na którą możecie liczyć i nie być zawiedzeni? WM: Tak, Gwardia Koszalin to klub, w którym z małą przerwą związany jestem od ponad 1 0 lat, byłem również przez rok Prezesem Zarządu. Plany na przyszłość, to od lat awans do II ligi, ale niestety to na odległą przyszłość. Na dzisiaj to pozostanie w zreformowanej III lidze, która znów jak przed laty będzie podzielona na cztery a nie osiem grup. Oczywiście koszty funkcjonowania czy to w II czy w zreformowanej III lidze będą większe, ale naszą największą bolączką jest stadion, na którym podczas ubiegłorocznej wizyty w Koszalinie Prezes PZPN Zbigniew Boniek poczuł się jak za młodych lat – wymaga on przebudowy i modernizacji, ale w najbliższych latach na taką się nie zanosi. Bez nowego stadionu, a przynajmniej zmodernizowanego, spełniającego wymogi II ligi nie mamy po co się starać bo najprawdopodobniej nie otrzymamy licencji, będziemy musieli grać poza Koszalinem, np. na stadionie im. Sebastiana Karpiniuka w Kołobrzegu. Relacje z władzami miasta mamy dobre, jestem przedstawicielem Klubu w Radzie Sportu przy Prezydencie Miasta a dotację, która w 60% przeznaczona jest na opłatę za korzystanie z obiektów ZOS tj. stadionu i boisk treningowych, otrzymamy zapewne na poziomie ubiegłorocznej tj. ok. 800 tyś. zł., z czego ok. 330 tyś. na działalność merytoryczną. Podobną kwotę otrzymuje nasz lokalny rywal Bałtyk Koszalin. Chciałbym zwrócić uwagę, że Gwardia to nie tylko seniorska drużyna występująca w III lidze ale również setki dzieci trenujących piłkę nożną począwszy od piłkarskiego przedszkola po juniorów młodszych i starszych grających w Wojewódzkiej Lidze Juniorów. Poza tym założyliśmy fundację Gwardia Koszalin – Grajmy Razem, która ma za sobą szereg akcji charytatywnych na rzecz byłych piłkarzy, działaczy a także dzieci naszych byłych zawodników, kibiców i sympatyków. Kolejną będzie Charytatywny Turniej Piłkarski Oldbojów, z którego dochód przeznaczony zostanie na pomoc w leczeniu Damiana Kucaba, piłkarza drużyny juniorów młodszych Gwardii Koszalin. Turniej odbędzie się w koszalińskiej hali Gwardii w niedzielę 1 7 stycznia 201 6 roku. Wszystkich na ten turniej już dzisiaj zapraszam. drużyny w grach zespołowych w Ekstraklasie (piłka ręczna kobiet i piłka koszykowa mężczyzn) mona marzyć o zwiększeniu dotacji Urzędu Miasta aby Gwardia Koszalin mogła awansować i czy nie lepiej stworzyć jeden silny klub w miejsce Bałtyku i Gwardii? WM: To, że w mieście wielkości Koszalina, w którym brak jest dużych firm chcących inwestować w sport, jest miejsce tylko dla jednego klubu piłki nożnej mówimy od dawna. Była już próba połączenia dwóch Koszalińskich klubów, za czasów prezydentury Mirosława Mikietyńskiego ale działacze Bał- mają jakiś plan co dalej z tym niegdyś pięknym obiektem sportowym ? Także pytam o boiska treningowe do piłki nożnej- bowiem jest jedna łąka typu klepisko oraz dwa boiska o fatalnej nawierzchni (jedna żużlowa czarna płyta a druga płyta zielona z dziurami nie do grania)? WM: Na temat stadionu już wypowiedzia- łem się wcześniej i uważam, że w takim mieście jak Koszalin powinniśmy mieć nowoczesny stadion na ok. 5 tyś. miejsc spełniający wszystkie wymogi PZPN dotyczące rozgrywek I i II ligi. Dodatkowo na miejscu dotychczasowego boiska żużlowego powinien powstać drugi obiekt – stadion ze sztuczną nawierzchnią jaki jest obecnie na Bałtyku. IP: Co chciałby Pan przekazać wiernym i oddanym kibicom Gwardii Koszalin? Na co mogą ogólnie liczyć? WM: Przede wszystkim to, że Gwardia Koszalin, która w tym roku będzie obchodzić swoje 70-cio lecie istnienia nie zniknie z piłkarskiej mapy Polski i będzie zapewne odnosić sukcesy takie jak za czasów Leszka Pałki i Zygmunta Gilewskiego. Zapraszamy wszystkich na nasze mecze, podczas których jest rodzinna atmosfera i zapraszamy do dopingowania i wspierania naszych drużyn. Wszystkie dzieci i ich rodziców zapraszam do rozpoczęcia zabawy w piłkę nożną już od przedszkola, a może znów w Koszalinie będziemy mieli wychowanków Gwardii na miarę Mirosława Okońskiego, Mirosława Trzeciaka czy już wcześniej wymienionych. tyku Koszalin nie zgodzili się na takie połączenie już w ostatniej chwili, gdy wydawało nam się że wszystko jest ustalone, dogadane i wszyscy (łącznie z kibicami) widzą w tym jedyną słuszną drogę. Nie wiem dlaczego wtedy tak się stało, ale do dzisiaj widzę, że była to błędna decyzja kolegów z Zarządu Bałtyku. Obecnie nie ma tak dobrego klimatu na połączenie obydwu klubów, choć Prezydent Piotr Jedliński wielokrotnie już mówił, że w Koszalinie powinien być jeden klub piłkarski i wtedy powróci temat przebudowy stadionu im. Mam nadzieję, że za kilka lat spotkamy Stanisława Figasa, na którym gramy jako się na odnowionym stadionie Gwardii im. gospodarze. Stanisława Figasa na meczu co najmniej II ligi. IP: Co z pięknym niegdyś stadionem Gwardii Koszalin, zbudowanym w deka- IP: Dziękuję za rozmowę dzie Gierka na okazję dożynek? Ten stadion dramatycznie niszczeje, a miniIP: Czy w sytuacji gdy w Koszalinie, któ- malne kosmetyczne remonty niczego re nie jest miastem wojewódzkim od ład- w tej kwestii nie zmieniają . Czy władze nych kilku lat i w którym są aż dwie klubu w porozumieniu z władzami miasta Zdzisław Pawluczuk, Krzysztof Knyżewski Ostatnio nakładem renomowanego Nadbałtyckiego Ośrodka Naukowo-Dokumentacyjnego ukazała się nader interesująca książka „Z problematyki transformacji ustrojowej w Polsce”, autorstwa prof. dr. hab. Zdzisława Pawluczuka i dr. Krzysztofa Knyżewskiego, która to podejmuje zajmującą tematykę przekształceń ustrojowych w Rzeczypospolitej, poczynając od 1989 roku, przy czym w grę wchodzi dogłębna analiza przemian politycznych, gospodarczych i społecznych w kraju, na przełomie XX i XXI wieku. Jeżeli chodzi o prof. Pawluczuka, to należy zaznaczyć, że omawia on, tytułem wstępu do właściwego zagadnienia - jakim jest transformacja - trudny okres PRL-u, który zdaniem autora, nie poddaje się czarno-białym ocenom, tudzież uproszczonym osądom, szczególnie w kontekście negowania dorobku gospodarczego i społecznego Polski sprzed 1989 rokiem, w czym celują niektóre środowiska o prawicowej orientacji. Nie da się ukryć, że mamy do czynienia z niezwykle wartościowym studium przedmiotu, który cechuje się znacznym stopniem obiektywizmu i dystansu do omawianej materii. Praca jest wielowątkowa, a jej główny autor prof. Zdzisław Pawluczuk podjął się trudnego zadania połączenia wizji historyka w kwestii przemian społeczno-politycznych okresu wojennego i czasów powojennych Polski z instrumentarium politologa w stosunku do fenomenu przekształceń systemowych w Rzeczypospolitej, z przełomu lat osiemdziesiątych i dziewięćdziesiątych XX wieku, przy czym rzecz dotyczy wypracowania niezwykle interesującego konstruktu teoretycznego na temat paradygmatu transformacji ustrojowej – chodzi tu o swoiste zerwanie z przeszłością i otwarcie się elit społeczno-politycznych na demokrację i wolny rynek. Prof. Zdzisław Pawluczuk jako obiektywny badacz współczesnej rzeczywistości społecznopolitycznej nie tylko omawia pewne, trudne prawidłowości i procesy okresu przemian w Polsce, ale również nie żałuje gorzkich, aczkolwiek częstokroć słusznych uwag, pod adresem wątpliwej i ułomnej kondycji polskich elit politycznych, które cechuje niedojrzałość, dyletantyzm, a nierzadko klikowość i klientelizm. Autor wskazuje, że poważnym błędem polskiej klasy politycznej było opowiedzenie w sferze gospodarczej za planem Leszka Balcerowicza zamiast wybrania socjaldemokratycznej i prospołecznej drogi rozwoju, w czym celują kraje skandynawskie. Prof. Zdzisław Pawluczuk ubolewa również nad tym faktem, że polska lewica czasu transformacji ustrojowej w Polsce (po dojściu do władzy w latach dziewięćdziesiątych XX i na początku XX stulecia) zamiast budować społeczną gospodarkę rynkową, najwyraźniej kontynuowała w kraju budowanie kapitalizmu. Nie ulega wątpliwości, że prof. Zdzisław Pawluczuk jawi się w książce jako badacz, który krytycznie odnosi się do dorobku polityczne- go, społecznego i gospodarczego Polski, wskazując na fenomen ubóstwa, bezrobocia oraz względnej niedojrzałości polskiej klasy politycznych na polu podejmowania kluczowych decyzji. Poza tym objawia on swój szczególny krytycyzm w odniesieniu do wodzowskiego modelu sprawowania władzy w partiach politycznych, który to syndrom był lub jest udziałem PiS Jarosława Kaczyńskiego, PO Donalda Tuska czy nawet SLD w wydaniu Leszka Millera. Drugim autorem opracowania jest dr Krzysztof Knyżewski, który podjął się opracowania kwestii ram teoretycznych procesu transformacji ustrojowej w Polsce oraz sprawy ewolucji systemu partyjnego czasu przemian. Dr Krzysztof Knyżewski słusznie podkreśla, że system partyjny w Polsce od 1989 roku cechuje znaczny stopień dynamiki i zmienności partyjnych koalicji, przy czym rzecz dotyczy zmiennego wzorca treści rywalizacji politycznej. Omawiana praca składa się z siedmiu merytorycznych rozdziałów problemowych, których za- Izabela Piecuch ISBN 978-83-935181-7-3 wartość jest następująca: Rozdział I – Refleksje na temat najnowszej historii Polski, głównie w latach 1944–1989; Rozdział II – Wprowadzenie do zagadnienia transformacji ustrojowej; Rozdział III – Polska w latach transformacji polityczno-ekonomicznej; Rozdział IV – Polska po uchwaleniu Konstytucji Rzeczypospolitej Polskiej z 2 kwietnia 1997 roku – najważniejsze wydarzenia społecznopolityczne przełomu XX i XXI wieku w Polsce; Rozdział V – Proces ewolucji systemu partyjnego w Polsce w latach 1989 – 2011; Rozdział VI – Skutki prywatyzacji w Polsce w okresie transformacji gospodarczej; Rozdział VII – Polska polityka zagraniczna na przełomie XX i XXI wieku. W tym miejscu nadmienić należy, że autorem rozdziałów I, III, IV, VI i VII jest prof. Zdzisław Pawluczuk, zaś rozdziały II i V zostały napisane przez Krzysztofa Knyżewskiego; niemniej podkreślić należy, że mamy do czynienia z niezwykle spójną wewnętrzną całością, w której obiektywizm wypowiedzi przeplata się z krytycyzmem w ocenach poszczególnych zjawisk i fenomenów. W tym punkcie recenzji należy podkreślić, że należy zgodzić się z poglądem prof. Zdzisława Pawluczuka, że trudny okres wojenny i powojenny w Polsce wyłonił totalitarny system rządów w postaci stalinowskiego modelu władzy, który przetrwał w zasadzie z pewnymi zmianami do 1989 roku, przy czym zauważyć należy, że kategoria „systemu stalinowskiego” wydaje się być bardziej użyteczna do opisu polskiej rzeczywistości po 1945 roku, aniżeli pojęcie „komunizmu”, które w znacznej mierze jest li tylko konstruktem teoretycznym i nigdy nie doczekało się implementacji w przestrzeni społecznej i politycznej w ramach wykładni marksowskiej czy leninowskiej. Również prof. Zdzisław Pawluczuk ma rację, gdy mówi, że fiasko ustrojowo-ekonomiczne PRL-u było w znacznej części spowodowane przez niewydolność gospodarczą państwa i jego awersję do bardziej odważnych reform ekonomicznych. Co do współczesnej rzeczywistości społecznej, politycznej i gospodarczej Polski to bez wątpienia głęboko ona rozczarowuje, ujawniając niedoróbki, błędy i zaniedbania elit politycznych w sferze rządzenia państwem. Oprócz tego prof. Zdzisław Pawluczuk zwraca uwagę na ostrość konfliktów politycznych, dla których głównym wyznacznikiem są spory na tle personalnym i ideologicznym. Nie ulega wątpliwości, że omawiana książka autorstwa prof. Zdzisława Pawluczuka i dra Krzysztofa Knyżewskiego zasługuje na szczególną uwagę czytelnika. Podejmuje ona złożoną tematykę przemian politycznych, społecznych i gospodarczych Polski na przestrzeni ostatnich lat. Napisana jest komunikatywnym i przekonującym językiem, przy czym nie stroni od omówienia kwestii trudnych i dyskusyjnych, aczkolwiek stara się nie narzucać niczego odbiorcy w zakresie głoszonych treści. G Jak Twoje samopoczucie jednostko elektoratu? Nie masz kaca? Właśnie gigantycznego kaca powinieneś mieć i chyba go masz. Nie skorzystałeś ze swoich nabytych praw. Uzyskałeś pełnoletniość, dostałeś na potwierdzenie tego faktu nowiutki dowód osobisty, uzyskałeś prawo wyborcze i co? I nic! Nie poszedłeś na wybory, bo nie miałeś wiary, że Twój głos coś znaczy i oddałeś swój głos walkowerem, bo takie jest prawo dotyczące liczenia głosów i siedziałeś z dupą wbitą w kanapę, z pilotem w ręce i przeszukiwałeś kanały. Gdzieś, z tyłu głowy, intuicyjnie czułeś, że zmiany będą, ale nie sądziłeś, że aż takie. Nie brałeś pod uwagę tego, że nadchodzi taki czas, że ktoś inny ( komu oddałeś swój glos) zadecyduje za Ciebie co będziesz mógł oglądać? Nie wierzysz? No to się przekonasz! Tak, tak, szanowny wyborco, do polityki weszło około pół tysiąca ludzi, a ci z którymi Ci nie po drodze, będą decydować o Tobie, o prawie, o celebracji wybranych uroczystości, o programach w telewizji, o Twoich pieniądzach, o wszystkim! Nawet przez chwilę nie zastanawiałeś się nad tym, że prawo wyborcze mają i ci, którzy mając obywatelstwo polskie, wyjechali z kraju lata temu, gdy sytuacja polityczna była inna, też mają prawo głosu mimo, że nie znają naszych realiów i od dawna żyją innym życiem, zachowując mgliste wspomnienia o kraju, z którego wyjechali. Czy nie sądzisz, drogi wyborco, że prawo do głosu powinni mieć ci, którzy tu, w Polsce mieszkają, tu w Polsce płacą podatki i co naj- wyżej ci, których pobyt za granicą jest krótszy niż np. pięć lat? Czy nie sądzisz drogi wyborco, że głosowanie powinno być obowiązkowe, co w pewnym stopniu pozwoli na uniknięcie sfałszowania wyborów? yn raż aK u źm i ck a nu? Czy nie uważasz, wyborco, że oprócz nazwisk na listach wyborczych, powinna być przynajmniej krótka notatka o wykształceniu, o dorobku zawodowym, przeszłości, również tej politycznej kandydata? Czy nie odnosisz wrażenia, drogi wyborco, że z tego pół tysiąca ludzi wybranych do rządzenia krajem i Tobą, ponad połowa niczym się nie zasłużyła i masz ochotę wziąć ich za kark i wyrzucić? Tak, szanowny wyborco, ja też odnoszę takie wrażenie i nawet pójdę dalej. Chciałabym, by ustanowiono prawo, zgodnie z którym, można byłoby wywalić na zbity pysk każdego posła, który podczas kadencji zmienia barwy polityczne, jest podejrzany o niejasne interesy, przekroczył prawo ( te drogowe też), bo zawiódł, nie spełnia roli jakiej się podjął i dla jakiej został wybrany przez Ciebie i mnie. Chciałabym, by ustanowiono takie prawo, by immunitet nie służył za parawan do "ciemnych interesów", by wybrani posłowie i senatorowie odpowiadali przed prawem, tak jak ja i Ty, by ponosili taką samą odpowiedzialność karną i materialną za swoje czyny jak każdy obywatel. No to sobie pomarzyłam. Czy nie sądzisz, wyborco, że to Ty powinieneś decydować, na co rząd przeznacza Twoje pieniądze, (które są przecież częścią składową budżetu) na przykład w drodze akceptacji, czy odrzucenia pomysłów rządowych, bo Ty jesteś lepszym gospodarzem i znasz potrzeby Twojego miasta czy regio- Meduza "Hotel - Restauracja" [email protected] Przebudzenie Pani kanclerz Merkel Grażyna Kuźmicka Nie trzeba było długo czekać, by na hasło: Herzlich willkomen, płynące w stronę krajów arabskich i Afryki, nie napłynęły do Europy miliony emigrantów. Bogate europejskie kraje, liczące na tanią siłę roboczą, chętną do pracy za minimalne stawki, tak jak Polacy, którzy "za chlebem".... przeliczyły się. Zapomniały, że to nie jest to pierwsze pokolenie emigrantów zarobkowych, które z "pocałowaniem w rączkę" żwawo brało się do najgorszych i najniżej płatnych robót, a tymczasem, pod ich nosem, wyrosło nowe pokolenie, nastawione roszczeniowo do "białych panów" i radykalizujące się dzięki przywódcom religijnym z meczetów, na których budowę, gościnne kraje dawały pozwolenie. Trudno się dziwić uciekinierom z własnych krajów, gdzie głód, wojna i terror, bo któż by nie uległ opowieściom o bogatej, spokojnej, zasobnej Europie, z wysokim socjalem, zwłaszcza, że socjal głównie popiera i dotuje rodzące się dzieci. Wpajano więc wiernym w meczetach, że cały świat jest własnością Allaha i do nich ten świat należy. Na efekty "uboczne" nie trzeba było długo czekać. Zderzenie przyjezdnych z zastaną rzeczywistością dalece się różniło od zasłyszanych opisów. Początkowe protesty i ogniska buntu, przybierały na sile, zwłaszcza, że władze nie reagowały z całą stanowczością, wręcz przymykając oczy i tłumacząc inną kulturą i innymi przyzwyczajeniami emigrantów. Przestępstwami zorganizowanych grup, obarczano wojowników z ISIS, niedostatecznie dociekając prawdy. Dopiero Sylwester 201 5/201 6 i atak na kobiety wychodzące z zabawy sylwestrowej, które zostały pobite, obrabowane i niektóre zgwałcone, zapalił "czerwone kontrolki" władzom. Pani Merkel oświadczyła, że: "musimy się przeciwstawić poniżaniu kobiet i że napaści seksualne, do jakich doszło w Sylwestra, w Kolonii ujawniły pogardę wobec kobiet, której należy się przeciwstawić z całą mocą i konieczna jest dyskusja o kulturze współżycia." Przecież w mediach ukazywały się, co prawda sporadycznie, ale ukazywały się wiadomości o tym, że nawet przedstawicielki i organizatorki pomocy uchodźcom były atakowane, pobite i gwałcone, to gdzie wtedy były te dyskusje o różnicach kulturowych? W zaciszu gabinetów? W środę tj. 06.01 .201 6, pani Merkel ogłosiła, że chce ograniczyć napływ uchodźców do Niemiec, do których w ostrożnych szacunkach dotarło około miliona emigrantów. Czy to przypadkiem nie jest spóźniona reakcja? A może pani Merkel otwierając na oścież granice, za co zresztą została wybrana przez tygodnik Time człowiekiem roku 201 5, nie brała pod uwagę, że tym postanowieniem ściąga na siebie, na swój kraj i inne kraje europejskie, poważne zagrożenie. Z takim zagrożeniem nie będzie można się łatwo uporać, bo trudno się uporać z tak wielkim napływem ludności z krajów Bliskiego Wschodu i Afryki, których trzeba ubrać, nakarmić i dać dach nad głową. A może to przebudzenie pani Merkel nastąpiło z powodu niezadowolenia obywateli Jej kraju i może dlatego, że ponowna reelekcja stoi pod Pani Kanclerz, z całym szacunkiem wielkim znakiem zapytania, bo trudno się zapytam: a gdzie do tej pory były jakieś dziwić oburzeniu ludzi, którzy swoją siłę dyskusje na ten temat mimo, że wiele or- pokażą wrzucając kartkę do urny. ganizacji ostrzegało jak i zdarzenia, jakich udziałem były nie tylko niemieckie kobiety, zwłaszcza, że tego typu przestępstw dopuszczano się i w Austrii i w innych krajach zachodniej Europy? O jakiej kulturze współżycia Pani mówi? Teraz nastąpiło lekkie przebudzenie, gdy bezpośrednio i na taką skalę dotknęło to Pani rodaczki? Czy potrzeba takich zdarzeń, by spowodować szerokie otwarcie oczu? Czy dopiero teraz Niemcy i Unia Europejska zastanawiają się nad zamknięciem granic i dopiero teraz rozważacie, czy deportacje cudzoziemców, którzy weszli w konflikt z prawem, są przeprowadzane w wystarczającym stopniu. Wzmocnij swoją odporność! Wiole ta S to Jesienno-zimowy okres to czas, kiedy bardzo często zapadamy w stany przeziębieniowe. Zmienna pogoda, duże wahania temperatury i wyraźne zmniejszenie dostępu słońca, niosą za sobą skutki osłabienia naturalnej odporności. Przygotowując się do zimy, powinniśmy działać w kierunku wzmocnienia sił obronnych organizmu. Jak to zrobić? Przede wszystkim stosujmy się do kilku podstawowych zasad: 1. Dbajmy o odpowiednią ilość snu. Przynajmniej 7-8 godzin na dobę, to optymalny czas, który powinniśmy poświęcić na odpoczynek. Podczas snu organizm najlepiej się regeneruje i odzyskuje siły witalne. Brak snu powoduje, że spada ilość białych krwinek, które biorą udział w zwalczaniu stanów zapalnych w organizmie. 2. Jedzmy zdrowe i regularne posiłki. Starajmy się spożywać jak najmniej przetworzone produkty. Warzywa i owoce niech mają przewagę nad pozostałymi produktami wchodzącymi w skład piramidy żywieniowej. Dostarczą one niezbędne składniki do optymalnego funkcjonowania tkanek i narządów, uchronią przed występowaniem nowotworów, dostarczą błonnika ułatwiającego trawienie i ogólnie wzmocnią organizm. Dobrym sposobem jest częste spożywanie koktajlii owocowo-warzywnych, które są zarówno wyśmienitym, najlepiej przyswajalnym, jak i przeogromnym bogactwem witamin, składników mineralnych i budulcowych dla organizmu. Unikajmy nadmiaru cukru, gdyż to najlepsza pożywka dla rozwoju bakterii, wirusów i grzybów, potęguje stany zapalne w organizmie i jest stymulatorem wzrostu nowotworów. Cukier można zastąpić wyciągiem ze stewii. Jest to białko słodsze od cukru i ma pozytywny wpływ na nasz organizm. Regularne posiłki są niezwykle ważne. Oznacza to, że powinniśmy spożywać przynajmniej 5 posiłków dziennie. Zacznijmy dzień od zdrowego i sycącego śniadania. Kolejne regularne posiłki co 3-4 godziny przyczynią się do regulacji poziomu cukru we krwi i przyspieszenia metabolizmu. 3. Nawadniajmy nasz organizm. Woda pełni bardzo waźne funkcje w naszym organizmie. Jej dzienne spożycie powinno się kształtować na poziomie 1,5-2l. Najlepsza jest woda mineralna, ale najlepiej przyswajalna przez organizm jest woda strukturalna, najbardziej zbliżona do wody w komórkach. Można ją znaleźć w owocach. Idealnie taką samą strukturę ma woda z roztopionego lodu. Unikajmy gazowanych, wsokosłodzonych napojów i soków. Spożywajmy je sporadycznie. 4. Ograniczmy czy nawet zrezygnujmy z używek. Alkohol, papierosy i kawa niszczą witaminy (głównie witaminę C) i mikroelementy, które wzmacniają siły obronne organizmu. 5. Ubierajmy się odpowiednio do pogody. Zarówno prze- ch ła grzanie jak i wychłodzenie jest niekrzystne dla naszego zdrowia. Najlepsze jest ubranie "na cebulkę", gdyż w razie potrzeby wierzchnią warstwę zawsze można ściągnąć. Gdy jest zimno, ważne jest chronić głowę i stopy, gdyż przez nie odbywa się największa utrata ciepła. 6. Hartujmy organizm. Dobrze sprawdza się brodzenie w zimnej wodzie, naprzemienne ciepłe i zimne prysznice. Bardzo dobrze robi praktykowane przez wiele osób morsowanie, czyli zimowe kąpiele w morzu, czy też krioterapia i sauna. 7. Wietrzmy mieszkanie. Temperatura w mieszkaniu nie powinna przekraczać 19-22oC. Lepiej, gdy jest chłodniej, niż za gorąco, bo wirusy i bakterie lubią ciepło. Żeby nawilżyć mieszkanie i pozbyć się drobnoustrojów, należy kilka razy dziennie otwierać okna, a koniecznie przed snem. 8. Unikajmy kontaktów z osobami chorymi. Jak wiesz, że ktoś choruje, staraj się nie skladać mu wizyt. Najwięcej zarazków pozostaje na klamkach, poręczach, rączkach koszyków na zakupy, dlatego zawsze po powrocie do domu od razu starajmy się umyć ręce. 9. Ruch to zdrowie! Dbajmy o jego odpowiednią ilość w ciągu dnia. Wysiłek fizyczny powoduje zwiększenie wytwarzania przeciwciał, które niszczą w naszym organizmie zarazki i przyczyniają sie do oczyszczania organizmu z toksyn. Spacery i ruch na świeżym powietrzu powodują dodatkowo dotlenienie organizmu i jego hartowanie. Każdy ruch jest lepszy niż żaden. Możemy jeździć rowerem, biegać, chodzić na basen, siłownię, grać w siatkówkę czy tańczyć, ale należy to robić regularnie. 10. Naturalne produkty wzmacniające odporność to: miód pszczeli, proplis, sok z aloesu, z owoców noni, z malin, aronii i owoców bzu czarnego, świeżo wyciskane soki warzywnoowocowe, probiotyki i prebiotyki, zielona herbata, zioła (rumianek, owoc kopru włoskiego, czystek, żeń-szeń, miłorząb japoński, pokrzywa i jeżówka purpurowa), przyprawy (oregano, tymianek, bazylia, papryka, rozmaryn, imbir, goździki, kurkuma, kora cynamonowca), chrząstka rekina, tran, czosnek. 11. Relaksujmy się. Stres w bardzo dużym stopniu przyczynia się do obniżenia odporności, dlatego szukajmy ujścia swoich emocji, unikajmy stresujących sytuacji i dużo się uśmiechajmy :) Izabela Piecuch IP: W listopadowym numerze 1 5 naszego Neumana w imieniu PO zostały przyjęte ważnie. Po co zatem namawiać do słuchania miesięcznika, udzielił nam Pan obszernego wywiadu ale i tak pozostało jeszcze wiele pytań a równocześnie sprawy Polski po zasadniczej wymianie władzy w Parlamencie w Rządzie no i przede wszystkim w osobie Prezydenta, powodują, że sprawy toczą się bardzo szybko przy zdecydowanym oporze głównie polityków Platformy Obywatelskiej jak i pozostałych partii opozycyjnych wobec Prawa i Sprawiedliwości. Zatem, jak Pan prognozuje- ile czasu jeszcze potrzeba aby jednak ten głośny konflikt tych dwóch stron ustał tzn. sprowadził się do takiego poziomu , że najważniejsze staną się sprawy gospodarki i finansów państwa a nie kwestia czy absolutną pełnią władzy będzie dysponowała zwycięska partia Prawo i Sprawiedliwość a więc władzą 1 00- procentową czy też tylko będzie miała niecałe 1 00% władzy bo gdzieś uchowają się inne przyczółki – mam tu na uwadze władze sądowniczą? TK: Od listopada wiele się zmieniło i świat dokoła przybrał nieco zaskakujące formy. Myślę, że dla wielu wyborców, także PiS-u, a może nawet głównie dla nich to, co widzimy od dnia przejęcia władzy, nie do końca odpowiada wyobrażeniom przedwyborczym. Najwyraźniej pokazało się to przy okazji ułaskawienia Mariusza Kamińskiego, kiedy z 39% głosujących na PiS Polaków blisko połowa (1 7% przeciw – 22% za) nie zaakceptowała tego ruchu Prezydenta, który zresztą pokrętnie go uzasadniał, mówiąc o chęci odpolitycznienia sądu tak, jakby w ten sam sposób jednocześnie nie upolityczniał urzędu Prezydenta. Pierwszym, może drobnym, ale dla mnie znaczącym, sygnałem nowego było zachowanie Prezydenta, deklarującego wcześniej dialogowość i konieczność uważnego słuchania wszystkich Polaków, w czasie wystąpień opozycji po expose premier Beaty Szydło. Słowa posła śmiechem Prezydenta. Mój osąd działań Platformy jest dalece krytyczny. Tytuł zatem Sławomira Neumana do tego, by kreować się na jedynego sprawiedliwego, jest równie wątpliwy. Chociaż wartości pozostają te same i ważne, problemem jest wiarygodność mówiących o nich. Niezależnie jednak od tego Prezydent, którego nie jego dobra wola, ale na razie obowiązująca Konstytucja zobowiązuje do bycia apolitycznym, którego gotowość do szacunku dla wszystkich i do dialogu ze wszystkimi nie jest przywilejem, ale obowiąz- kiem, nie powinien w dość prymitywny, nawet w czysto ludzkiej perspektywie, sposób pokazywać lekceważenia i tryumfalizmu politycznego. W ten sposób Prezydent Andrzej Duda niestety dał pierwszy znak wyraźnego upartyjnienia swego urzędu, które z biegiem czasu tylko pogłębiał. W rezultacie mamy do czynienia nie tylko z kompromitacją człowieka, ale z kolejną kompromitacją polityki i demokracji, o czym jeszcze później. Trudno się dziwić, że Polacy mają tak złe zdanie o politykach, skoro praktyka, że w kampanii można powiedzieć wszystko, a potem się z tego wycofać, stała się zasadą. Politycy są przekonani, że ten mechanizm deklaracji bez pokrycia jest mechanizmem oczywistym i naturalnym w polityce. Kiedyś premier Miller nazwał to frazeologią przedwyborczą, która jest podyktowana taktyką walki wyborczej i której nie należy w najmniejszym stopniu traktować po- debat i studiowania programów wyborczych? Psucie polityki jest też psuciem życia społecznego albo zepsucie społeczne rodzi tę przerażającą emanację fałszywych z zasady polityków. Niestety, także w życiu codziennym czujemy się usprawiedliwieni, deklarując i obiecując różne rzeczy innym ludziom, wiedząc, że ich nie spełnimy. Czynią tak różnego rodzaju firmy w pogoni za celem „wyższym”. W polityce jest to władza, w biznesie „zysk”. Jeśli jednak w biznesie dawno stosujemy różne formy zabezpieczeń, to w polityce można bezkarnie mówić, co się chce, przynajmniej w perspektywie jednej kadencji. Kolejnym mechanizmem, którego nie akceptuję, jest mechanizm „a wy robiliście tak samo”. Beata Szydło przed ostatnim posiedzeniem ustępującego Sejmu nawoływała premier Kopacz, by ta przeforsowała ustawę o zwiększeniu płacy minimalnej. Na argument, że nie da się tego zrobić w tym czasie, zachowując wszelkie zasady uczciwej legislacji, Beata Szydło mówiła: wiele razy tak zrobiliście, zróbcie i teraz. De facto zatem Pani Szydło dla czystego efektu wyborczego namawiała do kolejnego łamania zasad przyzwoitości legislacyjnej, twierdząc jednocześnie, że jest forpocztą nowego stylu polityki opartej na dialogu i uczciwości. Na marginesie warto by było zapytać nową Panią Premier dziś, po dwóch miesiącach prac nowego Parlamentu, dlaczego nie przeprowadziła tej ustawy na pierwszym posiedzeniu, skoro uważała ją za tak ważną? Logika „wy robiliście to samo” jest traktowana jak wytrych i niestety jest też pewnym znakiem pogardliwego traktowania społeczeństwa, ponieważ odwołuje się do niskich instynktów usprawiedliwiania odwetu, instynktu, co należy podkreślić, skrajnie niechrześcijańskiego w kraju chrześcijańskim i w ustach polityków, którzy sobie chrześcijaństwem wycierają usta przy przykrym milczeniu Kościoła. Idee miłości bliźniego, wybaczania, i powstrzymywania się od sądzenia, by samemu nie być sądzonym brzmią nawet dla mnie, kiedy w tym kontekscie mówię te słowa, śmiesznie i nierealnie. To, co klepiemy w kościołach, nijak się ma do praktyki społecznej i politycznej. Nie ma też zastosowania w najmniejszym stopniu grecka idea dialogu. Jeśli już, to jesteśmy dziećmi Rzymu i sofistycznych mów, które miały zniszczyć inaczej myślących, nierzadko argumentami ad personam, by osiągnąć cel. Cel właśnie stał się najważniejszy, wartości poszły w kąt, podczas gdy nie czynimy pewnych rzeczy nie dlatego, że inni ich nie czynią, tylko dlatego, że ich się po prostu nie czyni obiektywnie i niezależnie od tego, co robią inni. Nie kradniemy nie dlatego, że inni nie kradną, tylko dlatego że się nie kradnie, ale też to, że inni niestety kradną, nie upoważnia nas do kradzieży. Wracając do polityki: to, że rządy PO-PSL mają na swoim koncie wiele, czasami ciężkich grzechów, nie daje nam prawa do popełniania takich samych. Myśląc o perspektywie rządów koalicji PiSSolidarna Polska-Polska Razem, wiedzieliśmy, że będziemy mieli do czynienia z radykalnym przesunięciem akcentów i wartości. Jedni wiązali z tym nadzieje, inni tego się obawiali. Po raz kolejny wielu liczyło na zmianę twarzy i języka polityki. Ważnym problemem jest narastające przeświadczenie społeczeństwa, że jest potrzebne co najwyżej do wrzucania kartek do skrzynek. Dlatego właśnie karierę zrobił Ruch Pawła Kukiza, a kilka lat wcześniej Ruch Janusza Palikota czy Andrzeja Leppera. Paweł Kukiz długo bronił tezy, że nie ma żadnego programu, chce tylko oddać władzę społeczeństwu. To bardzo chwytliwa, ale też oddająca prawdziwe emocje teza. PiS szybko odkrył w kampanii, że to nośne hasło i włączył się do takiej „narracji”, chociaż kiedy Jarosław Kaczyński mówi o społeczeństwie, to mówi zupełnie coś innego niż Paweł Kukiz. Jarosław Kaczyński i jego ugrupowanie traktuje społeczeństwo nie podmiotowo ale przedmiotowo. Sadzę, że prezes PiS pozostaje pod silnym wpływem idei prometeizmu i myśli, że jest nowym Prometeuszem, który uszczęśliwi ludzi, którzy nie wiedzieć czemu z tego śwaita są zadowoleni i bronią się przed uszczęśliwianiem. To klasyczny sposób myślenia rewolucjonisty: mam pomysł na świat doskonały, chce go wcielić w życie od razu i jestem przekonany, że jak go wcielę, to wszyscy przejrzą na oczy i mi podziękują. Niestety, istnieją siły, które bronią starego porządku opartego na niesprawiedliwości. Istnieje też rzesza uciskanych, zapomnianych i wykluczonych, którzy nie potrafią się sami obronić. Ja ich obronię i wydrę szczęście wszystkich z gardeł nielicznych szczęśliwych i najedzonych. To poczucie misji dziejowej, prawie metafizycznego dzieła zaprowadzenia Sprawiedliwości. Kiedy zatem Jarosław Kaczyński, bo przecież ani nie Andrzej Duda, ani nie Beata Szydło, obejmował władzę po 8 latach upokorzeń politycznych i 5 latach cierpień osobistych, chciał nadrobić stracony czas i natychmiast zmienić Polskę wedle swojego, od lat cyzelowanego pomysłu. Spór metafizyczny Dobra i Zła zyskuje twarze Polski okrągłostołowej, Magdalenkowej albo Michnikowej (jak zwał, tak zwał) i Polski wykluczonej, zapomnianej, okradzionej, zmuszonej do tułaczki za chlebem, Polski wziętej pod obronę przez Jarosława Kaczyńskiego. Nie bez przyczyny od wielu lat na transparentach widniało hasło „Jarosław Polskę zbaw”. Zbawienie to nie jakaś tam reforma. Zbawienie to czyn ponadnaturalny, nie liczy się z prawami tego świata. To wybawienie od Zła, której synonimem jest zdradziecka zmowa (na ile słusznie, będzie się kłócić polska historiografia jeszcze wiele wieków) lewicy laickiej przy wsparciu inteligencji katolickiej z komunistami, dla których nota bene komunizm kojarzył się tylko z drogą kariery i bogacenia. Dlatego właśnie szybko zawiedli się ci, którzy spodziewając się radykalnych zmian, spodziewali się jednocześnie, że będą to zmiany wykorzystujące zastany system prawny i obyczaj demokratyczny. Mamy przecież do czynienia z jednej strony z Polską nie do końca suwerenną, w której – jak mówił Kornel Morawiecki – nie dokończono rewolucji Solidarności, Polską niesprawiedliwą, w której beneficjentami reform są tylko nieliczni, Polską, która z zależności od ZSRR popadła w zależność od Brukseli a w zasadzie od Berlina. Niezależnie od tego, w jakim stopniu te zarzuty są zasadne, mamy prawo odrzucić prawo III RP, które jest albo bezprawiem, albo jest prawem służącym pseudoelitom. Uprawnia nas do tego, jeśli nie logika rewolucji, to przynajmniej wyższa konieczność dziejowa, która każe nawet zawiesić wydawałoby się niewzruszone prawa matematyki i sfałszować przegrane głosowanie w Komisji Ustawodawczej. Po raz kolejny okazało się bowiem, ze kontrrewolucja żyje, nie poddaje się. Trzeba dyscypliny i czujności rewolucyjnej, by nie przegapić głosowania i zagłosować „za”, nawet gdy się nie wie, o co chodzi. Dlatego właśnie powinniśmy przestać od- nosić działania koalicji PiS-Solidarna PolskaPolska Razem pod kątem prawa. Zakończyć niekończące się jałowe wyrzekania profesorskie. Prawo jest dobre tam, gdzie nam służy, tam, gdzie nam nie służy, należy je szybko zmienić, mając na celu nie doskonalenie samego prawa, ale uczynienie z niego doskonałego instrumentu rewolucji. Oczywiście, siły reakcji są nadal żywe. Establishment się nie poddaje. Tu mam jednak problem. Po raz kolejny jestem w sytuacji, w której uczciwie nie mogę stanąć po żadnej ze stron. Jest dla mnie jasne, że wiele zarzutów i diagnoz dotyczących Polski po 1 989 roku jest prawdziwych. Nie miejsce tu na szczegółową analizę, bo przyczyny różnych mniej lub bardziej fundamentalnych delikatnie mówiąc ułomności są bardzo złożone i w różnym stopniu zawinione. Jeśli nawet zgodzilibyśmy się z krytyczną oceną Okrągłego Stołu i jego konsekwencji, (Na marginesie należy przypomnieć, że śp Lech Kaczyński aktywnie ten stół tworzył, a Jarosław Kaczyński był bardzo blisko. Obaj zatem jakoś na tamtym etapie akceptowali tę drogę porozumienia.) to trzeba też powiedzieć, że to, co dzieje się dziś i ma być fundamentem nowej sprawiedliwej Polski, również będzie obarczone podobnym grzechem pierworodnym. Mitem założycielskim III RP jest bowiem Okrągły Stół czyli takie a nie inne przejęcie władzy od PZPR wraz z konsekwencjami lustracyjnymi i ekonomicznymi na czele z reformą Balcerowicza. Ten mit został w trakcie ćwierćwiecza zakwestionowany - jak myślę - w części zasadnie. Teraz na naszych oczach tworzy się mit założycielski IV RP, raz już stłumionej w zarodku. Mit tworzony przez grupę rewolucjonistów, w myśl rewolucyjnej a nie demokratycznej zasady „kto nie z nami, ten przeciw nam”. Gdyby nawet uwierzyć w dobre intencje i dobre plany rewolucjonistów, to już w chwili poczęcia są one obarczone grzechem pierworodnym podziału społecznego i podobnego autorytarnego wykluczenia inaczej myślących w imię woli mniej lub bardziej iluzorycznej większości, na którą wciąż powołują się politycy PiS. Ten grzech w moim odczuciu w dużym stopniu kwestionuje możliwość osiągnięcia sukcesu, którym przecież ma być zbudowanie Polski wszystkich Polaków, nie tylko tych jak w 1 989 roku siedzących przy stole, ale też nie tylko tych, którzy dziś stanowią ok 1 /5 Polaków. Mówię to z żalem, bo widząc ułomności Polski, chciałbym, by zmieniała się i doskonaliła jako rzeczywiste a nie tylko propagandowe wspólne dzieło wszystkich Polaków. Jeśli w tym kontekście słyszę, jak wiele razy dotąd także z ust kolejnych pierwszych sekretarzy KC PZPR, że ci, którzy wychodzą na ulice to reakcjoniści broniący stołków, (dawniej zaplute karły reakcji, syjoniści i podejrzane intelgenciki) sfrustrowani przedstawiciele starej władzy, beneficjenci starego systemu podburzani i kierowani przez cwanych polityków także zza granicy lub z anten wrogich mediów itp. lub co najwyżej biedni, oszukani, naiwni i wykorzystywani pożyteczni idioci, to zdumiewa mnie, jak łatwo się uspokoić, jak prawdziwe jest stare powiedzenie o zależności miejsca siedzenie i sposobu widzenia rzeczy. Jak zdumiewające i przykre były słowa właśnie Kornela Morawieckiego, który kwestionował spontaniczność protestu AD 201 5, będąc organizatorem protestów ćwierć wieku wcześniej. Widocznie taki wpływ ma kilka dni siedzenia na Wiejskiej. Nie przeczę, że obecność polityków w tych manifestacjach jest dwuznaczna, ale świat nie jest czarno-biały. IP: Czy w obecnej sytuacji gdzie następuje dramatyczne obniżenie się notowań Platformy Obywatelskiej, uważa Pan , że Platforma ma jeszcze szanse na odbudowanie się jako partia władzy w przyszłości , czy też podzieli losy w perspektywie kilku lat Sojuszu Lewicy Demokratycznej? TK: Nie jestem pewien czy można przypisać Platformie Obywatelskiej przywództwo w protestach społecznych. Jeśli miałbym szukać przywódcy to jest nim niewątpliwie Nowoczesna. Mam wrażenie, że z tymi protestami jest podobnie jak z reakcją społeczną na katastrofę smoleńską. Odruch serca tysięcy czy nawet milionów Polaków, który dość dokładnie obserwowałem, choćby z racji położenia campusu głównego Uniwersytetu Warszawskiego blisko Pałacu Namiestnikowskiego, gdzie stał Harcerski Krzyż i paliły się nieprzerwanie tysiące zniczy, został w moim odczuciu ukradziony, zawłaszczony przez jedną siłę polityczną, która, co warto przypomnieć, była wtedy właściwie w rozsypce i bardzo skutecznie odbudowała swą siłę na micie smoleńskim. Podobnie dziś zdumienie społeczne i protest został wykorzystany przez siły obecnej opozycji. Jest jednak myślę kilka różnic. Kiedy powiedziałem, że obecność polityków na manifestacjach jest dwuznaczna, to myślałem o prawie moralnym do krzyku w obronie demokracji tych, którzy sami mają sporo za uszami w tej dziedzinie, ale zgodnie z tym, co powiedziałem wcześniej, jestem przeciwny argumentacji „a wy to…”. Obrona wartości jest ważna co do zasady. Mam nadzieję, że jednak w przypadku konkretnych ludzi i konkretnych partii wyborcy będą pamiętali, że nie są to ludzie szczególnie w tym proteście wiarygodni. Jeżeli dziś Grzegorz Schetyna mówi, że pozostaje nam (Platformie) ulica i instytucje europejskie, to rozumiem ten punkt widzenia, bo widząc sposób procedowania koalicji PiS-owskiej, trudno mieć nadzieję, że opozycji uda się wyrazić jakikolwiek pogląd i niepokój w końcu sporej części społeczeństwa, które nie głosowało za PiS-em, a manifestacje uliczne są częścią demokracji. Obawiam się jednak, że taka strategia nie ma służyć obronie wartości, ale ma być wehikułem do odzyskania władzy. Ta zależność mi nie odpowiada pryncypialnie. Podobna nieufność towarzyszy mi, kiedy patrzę na polityków Nowoczesnej. Nie wiem, jaki maja priorytet odnowienie świata wartości, czy zdobycie władzy. Ktoś powie, że jedno bez drugiego nie istnieje. Tak, ale ważna jest kolejność, co jest celem, a co narzędziem. Te rozważania prowadzą mnie do mojego największego niepokoju. Coraz wyraźniej widać kryzys samej demokracji. Być może jest to najlepszy z możliwych systemów rządzenia, ale ułomności demokracji stają się wyraźnie przewyższać jej dobrodziejstwa. To nie jest tylko problem polski. W wielu miejscach świata zachodniego toczy się dyskusja o kształcie demokracji. To w ogóle jeden z objawów kryzysu czy wręcz zmierzchu Zachodu wieszczonego już 1 00 lat temu przez Spenglera. Wydaje się jednak, ze w krajach o krótkim stażu demokracji i wyraźnych problemach cywilizacyjnych to ma szczególne znaczenie. Należy pamiętać, że nasza demokracja to nie jest idea, którą znamy z polis greckiej. To nie jest demokracja bezpośrednia lecz pośrednia, która oddala władzę od społeczeństwa. To właśnie wytykają jej ruchy antysystemowe do czasu, kiedy wejdą do Sejmu. Problem jednak, szczególnie w perspektywie kryzysów ekonomicznego i kulturowego, będzie raczej rósł, a nie gasł. Naród i jego dobro jest rzeczywiście nadrzędnym prawem, ale jak go zdefiniować i jak wprowadzić w życie, to problemy o wiele trudniejsze. Na pewno nie wolą jednej nawet w miarę dobrze umocowanej powyborczo siły politycznej. IP: Pod koniec 201 5 roku ogromny skok w notowaniach ma partia Nowoczesna, którą założył pan poseł Petru. Jak Pan widzi możliwości rozwoju tej partii w najbliższych latach w aspekcie przejęcia władzy w Polsce? Czy też być może partia która w tej chwili „wykrwawia się” w ciężkich „walkach” parlamentarnych a potężną partią rządzącą PiS, wyczerpie swą energię i stopnieje tak jak Twój Ruch? TK: Nowoczesna, jak to już mówiłem w li- stopadzie, rozbudowała się w centrum, pomiędzy PiS a chylącą się na lewo PO, wśród wyborców, którzy kiedyś oczekiwali po Platformie stworzenia państwa odideologizowanego, wyzwolonego z mentalności porozbiorowej i pokomunistycznej, sprawnie, wręcz menedżersko zarządzanego. Takie oczekiwanie było wzmocnione optymizmem ekonomicznym, który królował w Europie 8 lat temu. Ta grupa jest nadal ważna i silna, choć i optymizmu ekonomicznego dziś trudno szukać w dzielącej się i zamykającej Europie, co trochę może utrudniać życie polityczne nowoczesnym. Jednak ich niezaprzeczalnym, choć jednorazowym atutem jest nowość. Próbuje się co prawda przyprawiać mniej lub bardziej zasadnie gębę Ryszardowi Petru, ale co do zasady wydaje się, że postrzeganie Nowoczesnej jest pozbawione uwikłań. Jeśli niektórzy rzucają inwektywę o byciu agendą banksterki światowej, to paradoksalnie dla części elektoratu, szczególnie dla tych bez kredytów frankowych, może to być dobra rekomendacja. Chodzi przecież o taki trochę hedonistyczny obraz życia, który ten model działania umożliwia. Trudno powiedzieć, jak zachowa się Platforma po przejęciu sterów przez Grzegorza Schetynę. Ponad rok przed wyborami PO odchudziła prawą nogę, chcąc przejąć rozdrobnioną i nie mającą pomysłu na siebie lewą stronę sceny i sądząc, że liberalni prawicowcy nigdy nie zaakceptują frazeologii Kaczyńskiego, Macierewicza, Pawłowicz… i nie zdecydują się poprzeć PiS-u. W tym czasie odszedł Jarosław Gowin, a Marek Biernacki nie był dostatecznym gwarantem dla prawicowej części platformy PO. Do tego należy oczywiście dołożyć wszelkie zegarki, ośmiorniczki, itp., które zapewne mają małe rzeczywiste znaczenie, ale wielkie znaczenie wizerunkowe. Platformie nie udało się z nimi poradzić tak skutecznie, jak koniunkturalnie PiS pozbył się pyszałka i aparatczyka Adama Hofmana. PO i nie tylko PO nie przewidziała, że na scenie pojawi się duet Andrzej Duda – Beata Szydło. Patrząc wtedy na obecnego Prezydenta, miałem wyraźne deja vu z czasów pierwszej elekcji Aleksandra Kwaśniewskiego. Pierwsze. Podobny młody, dobrze, choć przeciętnie ubrany mężczyzna, taki synonim serialowego, amerykańskiego menedżerskiego czy właśnie prawniczego sukcesu z dobrej kancelarii, posiadacz domku w niezłej dzielnicy pod Nowym Jorkiem, sympatycznej rodziny, psa, grilla, dwóch samochodów…. Żadnej ideologii, swoboda, nowoczesność, trochę dowcipu….. Wielu chciałoby nim być. Drugie. Aleksander Kwaśniewski i Andrzej Duda przykrywali drugą twarz swego środowiska. Aleksander Kwaśniewski mówił: lewica jest dziś młoda, nie ma nic wspólnego z PZPR, o stalinizmie nie mówiąc. Jednak zarówno on, jak i jego formacja korzystała także z głosów tzw. betonu, starych aparatczyków, dla których z kolei autorytetem był raczej Leszek Miller. Andrzej Duda mówił: PiS to nie chorzy na ideologie, podejrzliwi, antyeuropejczycy, zwolennicy teorii spiskowych. Zachęcił tym rozczarowanych PO i skłaniający się na prawo liberałów, ale zebrał też głosy około 22% twardego elektoratu Jarosława Kaczyńskiego. Trzecie. Wszystko to w kontekście zmęczenia społecznego wtedy reformą balcerowiczowską i rozczarowaniem wobec przekształceń ekonomicznych w Polsce, teraz podobnego zmęczenia wobec po części obiektywnego kryzysu światowego, a po części zawinionego przez PO zaniechania i epatowania bogactwem, które niestety zawsze najskuteczniej organizowało świadomość ludzi. I wreszcie czwarte aspekt moralny. Wtedy zniesmaczenie aferami związanymi np. z Mieczysławem Wachowskim, dziś wymieniane już ośmiorniczki, awantury alkoholowe Jacka Protasiewicza, zegarki Sławomira Nowaka, wreszcie obraz wyłaniający się z knajpowych podsłuchów. Jeśli dołożymy do tego obrazu obawy wynikające z kryzysów ekonomicznego, migracyjnego i w związku z tym nie tylko polski zwrot na prawo, to zrozumiemy, dlaczego osieroceni liberałowie prawicowi, uwiedzeni dodatkowo przez wizerunek Andrzeja Dudy i Beaty Szydło, jednak zagłosowali na listy PiS-u. Nowy Rok Gdyby tak uniósł Z Nowym Rokiem w głowach naszych Świeże myśli i ambicje Nowe plany, zamierzenia Byśmy chcieli wcielić w życie. Gdyby tak uniósł W przestworza cię świat Powlókł w niezaćmione Krańców odetchnienie I nie dziwo, że na nowo Postanowień co niemiara Bo Rok Nowy daje w darze Nową siłę do działania Zamknął bezpamiętnie Ciężkich marzeń wrak Wpoił piękność życia W zatracone mienie Dobre zdrowie by się zdało By na codzień bez wahania Pełni werwy i energii Spełniać wszystkie swe zadania Zmienił wartość odczuwania Kreśląc rysy w przyciemnionym szkle Pomścił czyny bez opamiętania Stoczył głaz rozpusty W głębokość bez dna. Z Nowym Rokiem i marzenia Które skryte gdzieś głęboko Mogą wyjść na światło dzienne Dając radość przeogromną Więc zostaje tylko wiara W lepsze jutro, radość życia I że uśmiech niezachwiany Będzie zdobił nasze lica Że się spełni co pragniemy I że siła nie opuści Zdrowie, szczęście i nadzieja Już na zawsze w nas zagości Wioleta Stochła IP: Czy przypuszcza Pan, iż w najbliższych kilku latach funkcjonowania obecnego Parlamentu, powstanie jakaś obecnie pozaparlamentarna organizacja polityczna na lewicy , która za 4 lata wejdzie do Parlamentu w miarę przyzwoitym wynikiem? Czy będzie do partia pana Zandberga Razem? Gdyż chyba trudno obecnie mówić, że partie lewicowe które znalazły się po tych wyborach poza Parlamentem utworzą wspólną formację- mam tu na uwadze głównie SLD oraz Twój Ruch TK: PO stoi przed koniecznością odbudowy ścią ponownego, a może właśnie pierwszego od 26 lat ukonstytuowania się i ugruntowania w lewicowości rozumianej jako przyrodzonej młodości tendencji do buntu wobec zmurszałego świata starych i wyzwolenia się z powinowactwa z komunizmem państwowym. Odradzająca się Platforma może liczyć na szybsze wybaczenie i zapomnienie wobec autorytarnego modelu rządów. Grzegorz Schetyna wiele uczynił, by zdystansować się od kompromitacji ostatnich lat. Czy jego ambicje pozwolą mu na trwały i harmonijny sojusz z Ryszardem Petru, czy Ryszard Petru potrzebuje Grzegorza Schetyny? Czy Platforma nie jest zbyt dużym obciążeniem wizerunkowym teraz, czy będzie nim w przyszłości? Wydaje się, że obie formacje są skazane na siebie, bo nie ma miejsca na dwa bardzo jednak podobnie ufundowane i zaadresowane ugrupowania. Być może także Platforma może się podzielić, a jej lewe skrzydło zdyskontować to, co osiągnęła po tej stronie w ostatnim roku, połączyć się z odradzającą się lewicą i zbudować trzecią siłę. IP: Dziękuję za rozmowę! wiarygodności. Lewica stoi przed konieczno- Wioleta Stochła http://cc.edu.pl Szkoła Computer College Zimowy sen Ekstraklasy Piłki Nożnej Wznowienie rozgrywek koniec lutego 201 6 Zapadła wreszcie, długo oczekiwana przez piłkarzy, a także trenerów zimowa przerwa w rozgrywkach Ekstraklasy Piłki Nożnej. Piłkarze pragną wypoczynku, a także pobytu z rodziną, gdy stale są w rozjazdach, a dodatkowe rozjazdy mają jeszcze reprezentanci Polski nie tylko pierwszej reprezentacji ale także reprezentacji młodzieżowej i juniorskiej - bo ci młodzi i najmłodsi też grają w Ekstraklasie. Trenerzy liczą na wyleczenie kontuzji przeciążonych meczami podstawowych zawodników ale z drugiej strony boją się, że zostaną oskubani z tych najlepszych gdy przyjdą na pierwszy trening z zespołem. To jest chyba najbardziej smutne w obecnej rzeczywistości – ten brak przywiązania do barw klubowych, do pogoni za kasą i ustawianiem się szybko w życiu bo trafia się akurat okazja – a to wszystko obejmuje obecnie powszechny zwrot, dotyczący wszystkich branż więc nie tylko sportowych, że trwa „wyścig szczurów” codzienny i bezwzględny nawet wówczas gdy usta są pełne przyzwoitych haseł i sloganów ale w ślad za tym nie idą czyny. Zresztą, sport jest zwierciadłem w którym odbija się współczesna rzeczywistość. Dlatego też dzisiaj, szczególnie u starszych kibiców jest tak wielki sentyment do tych piłkarzy, którzy kojarzą się z wielkim przywiązaniem do barw klubowych jak pan Cieślik z Ruchu Chorzów, jak pan Gracz z Wisły Kraków, jak pan Kałuża z Cracovi, jak pan Anioła z Lecha Poznań, jak pan Roman Korynt z Lechii Gdańsk czy też panowie - bracia Gronowscy z tego samego klubu itd. itd. Niech czytelnik zwróci uwagę, że wymieniłam piłkarzy dawnego pokolenia lat 50-tych bo im później, tym trudniej doprawdy znaleźć już takie przykłady. Wiem, wiem - że czasy się zmieniły, że jestem sentymentalna, a dzisiejszy sport w tym piłka nożna to przede wszystkim biznes. No właśnie biznes, a to oznacza, że najbogatsze kluby muszą być najlepsze bo wykupują najlepszych zawodników i to często z drużyn swych przeciwników ligowych; tu omawiam naszą Ekstraklasę ale tak samo jest w innych państwach. Oczywiście, od tej reguły, że bogaty jest najsilniejszy bywają czasem odstępstwa ale tylko na krótką chwilę - bo potem taka drużyna na koniec rozgrywek, a czasem już nawet w przerwie po pierwszej rundzie jest rozdrapana z najlepszych zawodników. Oto właśnie mamy przerwę zimową w rozgrywkach i gdy ten mój artykuł pisany tuż przed Wigilią - grudzień 201 5 dotrze do naszych czytelników w drugiej połowie miesiąca stycznia Nowego Roku 201 6 – pojawią się nowości transferowe które wyczytacie w Przeglądzie Sportowym oraz w Internecie. Takim zespołem - niespodzianką, który jak przypuszczam zostanie „rozdrapany” z najlepszych zawodników jest obecny lider Ekstraklasy Piast Gliwice – zespół znacznie biedniejszy od Legii Warszawa, Lecha Poznań czy też Lechii Gdańsk lub Zagłębia Lubin. Otóż, Piast Gliwice, zajmuje aktualnie po rundzie jesiennej, która obejmuje 1 5 meczy oraz po 6-ciu meczach rozegranych awansem z rundy wiosennej sezonu 201 5/201 6 (ze względu na mistrzostwa Europy w Paryżu) jest właśnie Piast Gliwice, który zdobył w tych w sumie 21 meczach – 45 punktów i ma 5 punktów przewagi nad Legią Warszawa. Piast Gliwice, zakończył część rozgrywek w grudniu 201 5 roku zwycięstwem u siebie nad Lechem Poznań mimo braku trzech podstawowych zawodników, a mianowicie - stopera lub defensywnego pomocnika Osyry, rozgrywającego Kamila Vacka oraz łowcy goli Martina Nespora. Drużyna ta, trenowana przez czeskiego trenera pana Latala oparta jest w dużej mierze na zawodnikach zza naszej południowej granicy, a ogólnie w podstawowym składzie Piasta z polskich zawodników grają bramkarz Szmatuła, obrońca Mokwa, pomocnik Murawski i uniwersalny Piotrowski. Przeciętnie pozostała siódemka to obcokrajowcy (głównie Korun, Herbert, Vacek, Nespor, Badija, Barisic oraz Zivec). Trzeba jednak zaznaczyć, że stoper Osyra oraz rozgrywający Murawski to młodzi dobrzy zawodnicy z dużymi szansami na wejście do kadry Reprezentacji Polski po Mistrzostwach Europy w Paryżu 201 6, gdy zapewne nastąpi przemeblowanie naszej kadry narodowej. Zawodnikiem tzw. pierwszego wyboru (chociaż nie zawsze, który mnie nie przekonuje mimo, że w ostatniej 21 kolejce zdobył ważną bo pierwszą bramkę w meczu z Lechem Poznań jest Bartosz Szeliga (mimo kontuzji), który jednak ma zbyt dużo słabych momentów w trakcie spotkania (straty piłek, niecelne podania mimo, że jest nieatakowany). Zobaczymy w styczniu 201 6 roku, ilu z tych asów trenera Latala będzie grało dalej w Piaście Gliwice. Najbardziej łakome kąski to właśnie Czesi: Kamil Vacek i Martin Nespor, a w drugiej kolejności polscy młodzieżowcy: Osyra i Murawski. Z drugim miejscem w tabeli na sen zimowy udała się Legia Warszawa. Legioniści w ostat- Izabela Piecuch niej 21 kolejce wygrali na wyjeździe w Kielcach z Koroną 3:1 , chociaż pierwsi stracili bramkę. Legia zagrała bardzo dobrze dopiero w drugiej połowie tego meczu z Koroną, gdy Kielczanie wyraźnie opadli z sił. W numerze 1 6 listopadowym, dokonałam analizy gry zespołów Ekstraklasy po rundzie jesiennej czyli po 1 5-stu spotkaniach i moje oceny, a także prognozy ogólnie sprawdzają się. Asem drużyny Legii, na którego przychodzą kibice, bo tworzy widowisko jest maleńki, szybki i zwinny Brazylijczyk Guilherme. Natomiast dalej szwankuje jako całość obrona. Podstawowi środkowi obrońcy są zbyt niscy, a boczni obrońcy osiągnęli pewien przyzwoity pułap ale wyżej już nie wejdą (Bróż oraz Brzyski) i także brakuje im wzrostu. Utalentowany i pozyskany z Lecha Poznań Bereszyński grał zbyt mało. Dlatego nie dziwią zakusy Legii na obrońcę obecnie Wisły Kraków Macieja Sadloka (wcześniej Ruch Chorzów). Chociaż dziwię się trenerowi Nawałce, że Sadloka nie ma w kadrze w reprezentacji Polski. Obecnie Sadlok jest dla mnie najlepszym lewym obrońcą w kraju. Dalej, bardzo mnie martwi to, co Legia zrobiła z Arkadiuszem Piechem. Jej uprzedni norweski trener pan Berg, zniszczył moim zdaniem karierę tego zawodnika, odsyłając go do rezerw. Obecny trener Legii, Rosjanin pan Czerczesow awansował Arkadiusza Piecha na ławkę rezerwowych. Otóż, Piech wszedł w ostatnich kilku kolejkach na 1 0 do 1 3 minut i bardzo dobrze pokazał się – mimo, że na niego koledzy z Legii nie grają. To dzięki Piechowi, Legia uzyskała dobre rezultaty w meczach 20 i 1 9-stej kolejki, gdzie miał asysty po których padły super ważne dla końcowego rezultatu bramki. Trudno jednak oczekiwać aby Arkadiusz Piech nagle wrócił do dawnej formy gdy około 1 ,5 roku praktycznie nie grał w Ekstraklasie. Piech nie jest gorszym zawodnikiem od obecnych napastników Legii - po prostu tamci grają przynajmniej całe połówki, a Piech wchodzi na kilka minut w mobbingu, że jedno błędne zagranie może oznaczać powrót do rezerw. Zachodzi więc pytanie, po co trzyma Arkadiusza Piecha w Legii? chyba jednak wysoki kontrakt, którego nie dostanie w żadnym innym polskim klubie. Moim zdaniem to kolejna zmarnowana kariera niezwykle utalentowanego i bramkostrzelnego napastnika, którego miejsce jest w Reprezentacji Polski na przykład jako zawodnik podwieszony pod Roberta Lewandowskiego. SZKODA. Na trzecim miejscu na sen zimowy, udała się także rewelacja tych rozgrywek Cracovia Kraków, która w 21 meczach zdobyła 36 punktów. Ta drużyna została świetnie poukładana przez trenera Zielińskiego i w dodatku gra bardzo atrakcyjny i ciekawy dla oka ofensywny football. Tak więc Prezes i właściciel klubu pan profesor Filipiak musi być zadowolony. Nie da się jednak ukryć, że sukces Cracowi, a więc aktualna drużyna Cracovi to głównie obcokrajowcy, którzy decydują o obliczu drużyny i wynikach (Rakels, Jędrisiek, Deleu, Covilo oraz Sretenovic). W drużynie tej mamy także pomocnika, który od dawno zasługuje na kadrę narodową pana Dąbrowskiego - dysponującego bardzo dobrym przeglądem pola gry, twardością w grze oraz bardzo dobrym uderzeniem z dystansu. Także pomocnik Cetnavski miał dobrą rundę. Właśnie w Cracovii objawił się wielki talent 1 9-latka już reprezentanta Polski i kadrowicza Kapustki - który ostatnio trochę zabalangował i został znokautowany w jednej z krakowskich dyskotek. Oby tylko woda sodowa nie zniszczyła jego świetnie zapowiadającej się kariery. Na czwartym, wysokim miejscu z tą samą ilością punktów zdobytych w 21 meczach co Cracovia, a więc 36 punktów udała się na zimowy sen Pogoń Szczecin. Największym atutem tej drużyny jest jej uniwersalny zawodnik Adam Frączczak no i bramkostrzelny chociaż ostatnio kontuzjowany napastnik Łukasz Zwoliński. Drużyna Pogoni jest w sumie bardzo wyrównana, chociaż zawodnikiem mającym ogromny wpływ na jej grę jest były reprezentant Polski, sprowadzony z Lecha PoznańRafał Murawski. Pogoń Szczecin jest drużyną, w której dominują polscy zawodnicy oraz w grupie zagranicznej wchodzącej do gry to dwójka Japończyków: Takafumi Akahoshi oraz Takuya Murayama. W grupie zawodników młodego pokolenia z perspektywą na grę w reprezentacji Polski są jeszcze obrońcy Mariusz Lewandowski oraz Hubert Matynia i napastnik Łukasz Zwoliński. Ostatnie zwycięstwo w 21 kolejce ligowej nad Wisłą Kraków dało zawodnikom Pogoni i jej trenerowi Czesławowi Michniewiczowi dobrą atmosferę klubową na zimowe przygotowania drużyny na dokończenie rozgrywek wiosennych, a potem w dogrywce jak przypuszczam o mistrzostwo Polski. Wydaje się jednak, że realne jest dla Pogoni Szczecin osiągnięcie 3go miejsca na koniec rozgrywek 201 5/201 6. Na piątym miejscu udał się na zimową przerwę Ruch Chorzów. To wielki i ogromny sukces tej drużyny, którą trener Fornalik za każdym razem na początku kolejnych rozgrywek buduje niemal od początku przed każdymi nowymi rozgrywkami odchodzi po kilku kluczowych zawodników, a Ruch Chorzów nie opuszcza jeszcze Ekstraklasy. W ostatniej 21 rundzie przed zimowym snem Ruch Chorzów odniósł ważne aczkolwiek trzeba przyznać szczęśliwe zwycięstwo 1 :0 na wyjeździe z Termalicą Bruk-Bet Nieciecza. Oczywiście mówi się, że szczęście sprzyja lepszym ale przecież ostatnie kilkanaście minut to było oblężenie bramki Ruchu ale udało się dowieść to 1 :0. Skrzydłowy Mazek zdobył fenomenalną bramkę życia strzałem o którym się mówi w żargonie piłkarskim „stadiony świata”. Znowu nasuwa się tu jakże często powtarzany zwrot w różnych sytuacjach trenera Antoniego Piechniczka że „w życiu trzeba mieć farta”. Bardzo dobrze rozwija się pod okiem trenera Fornalika talent napastnika Mariusza Stępińskiego - chociaż w trzech ostatnich kolejkach ligowych 1 9,20 i 21 zagrał nieco słabiej – no ale jest w kadrze trenera Adama Nawałki. Życzę serdecznie trenerowi Fornalikowi aby po 1 stycznia czyli już w Nowym 201 6 Roku na treningach miał wszystkich swoich zawodników, którzy tak dobrze spisali się w 201 5 roku – chodzi mi tu o Stępińskiego, Lipskiego, Mazka, Urbańczyka no i chyba powracającego do treningów Helika. Zapewne cieszy trenera Fornalika coraz lepsza gra obrońcy Koja, który być może w przyszłości będzie tworzył parę stoperów z Helikiem, bowiem pamiętajmy, że dalej bardzo dobry stoper Grodzicki ma już swoje lata, a trzeba myśleć o przyszłości. Na kontuzji Urbańczyka skorzystał doświadczony piłkarz (kiedyś podstawowy zawodnik Legii Warszawa) pan Iwański, który jednak najlepsze lata ma za sobą. Czasem błyśnie swoimi umiejętnościami, które posiada ale nie ma on takiego zdrowia do biegania jak na przykład Surma. Daleki jest od swojej optymalnej formy gdy grał w Piacie Gliwice, a nawet był jego kapitanem pan Podgórski. Wydawało się, że to będzie wzmocnienie Ruchu Chorzów ale jak na razie to obok Iwańskiego drugi chybiony transfer (o ile zawodnicy ci nie przyszli za darmo - nie znam szczegółów). Na szóstym miejscu znalazł się Mistrz Polski Lech Poznań, który w 21 meczach zdobył 28 punktów i po prostu po przyjściu trenera Jana Urbana zwyczajnie odbił się od dna, mimo porażki w ostatniej kolejce 2:0 z liderem Piastem w Gliwicach. W tym przegranym meczu nie zagrał już as drużyny Fin Hamalainen i po raz kolejny okazało się, że Lech nie ma napastnika. Prawdopodobnie bramkostrzelny Robak jest od dłuższego czasu kontuzjowany (chociaż coś mi tutaj nie gra), a zakup polskiego Niemca Thomalli to był nieudany transferprzynajmniej na dzisiaj – moim zdaniem nic z tego nie będzie. Niestety, moim zdaniem, stanęli w rozwoju młodzi piłkarze na których w Lechu liczono Kownacki i Formella - obydwaj nie zagrali pełnych 90 minut w Gliwicach a Kownackiego ściągnął po pierwszej połowie z boiska trener Urban. Co się dzieje z tym chłopakiem? Ogromny regres! Także nie może odnaleźć się zakupiony z Jagielloni Gajdos i nie rozwija się na miarę warunków fizycznych i talentu stoper Kamiński. Otóż, wydawało się do niedawna, że drużyna Lecha ma dużą kadrę równorzędnych zawodników, tymczasem na ławce rezerwowych w Gliwicach znaleźli się kompletnie nieznani piłkarze jak Sanocki czy też Zulciak. Właśnie Lech jak mało inny zespół potrzebuje tej przerwy zimowej na wypoczynek, regeneracje sił i dobre przygotowanie do dokończenia rozgrywek. Zespół ma bardzo dobrego trenera o szczególnie ciepłym podejściu do zawodników, bardzo lubianego gdzie tylko nie pracuje Jana Urbana. Natomiast działacze, muszą znaleźć napastnika - najlepiej z powrotem powinni sprowadzić Teodorczyka oraz wyciągnąć Legii Warszawa Arkadiusza Piecha. Uważam, że należy zakończyć współpracę z Thomallą, a zaoszczędzone środki nieco dokładając wydać na Piecha i Teodorczyka, który marnuje się w Dynamie Kijów podobnie jak Piech w Legii Warszawa. Na miejscu siódmym, po 21 kolejce znalazł się zespół trenera Stokowca KGHM Zagłębie Lubin, które zdobyło 27 punktów. Jest to wyrównana drużyna taka bez gwiazd, gdzie ewentualnie wybijającym się zawodnikiem jest obcokrajowiec, środkowy napastnik Michal Papadopulos. Zagłębie Lubin jest w polskiej Ekstraklasie tą drużyną która nie ma kłopotów finansowych, chociaż grający tam zawodnicy nie zarabiają kokosów. Opieka kombinatu Górniczo-Hutniczego Miedzi daje jednak tej drużynie stabilność finansową. Zagłębie, nie najlepiej zakończyło rozgrywki w grudniu w meczu z Górnikiem Zabrze, który nagle się odrodził chociaż dalej jest w strefie spadkowej. Trener Stokowiec pokazał już w Polonii Warszawa, że jest bardzo dobrym trenerem i zresztą sprowadził z Polonii kilku zawodników (min. Łukasz Piątek, Jakub Tosik, Aleksandar Todorowski, Diordie Cotra). Jesienią 201 5 roku bardzo dobrze grał pomocnik Krzysztof Janus ale w ostatnich trzech kolejkach zagrał wyraźnie słabiej. Pewnym objawieniem tego zespołu jest wychowanek stoper Jarosław Jach, który dalej rozwija się i już wiosną 201 6 powinien zostać filarem linii obronnej Zagłębia. Na miejscu 8 a więc tym, które na koniec rozgrywek zasadniczych (30 meczy – mecz i rewanż) daje spokojną walkę o mistrzostwo Polski i nie grozi drużynie spadek zajęła Jagiellonia Białystok. Początek rozgrywek sezonu 201 5/201 6 dawał nadzieję, że Żubry będą wyżej w tabeli i typowano ten zespół na Powrócił po długim leczeniu kontuzji do – najwyższy zawodnik w Lidze w polu (maczwartą, piątą lokatę - ale jak pisałam w li- gry mierzący 1 97 cm stoper Marek Wasiluk my bowiem w Lidze bramkarza Nowaka, stopadzie 201 5 roku zbyt wielu który liczy 2 metry). Niestety, zawodników podstawowej jemimo moim zdaniem znacznej denastki odeszło (m.in. napoprawy i jakości sędziowania pastnicy Piątkowski i Tuw naszej Ekstraklasie, a przede szyński, rozgrywający Gajos). wszystkim zaprzestania przez Tego ubytku nie udało się sędziów nagminnego preferow pełni uzupełnić, gdyż przywania gospodarzy (co było już kładowo sprowadzony z Łęnieznośną tradycją za czasów czycy z dużymi nadziejami „panowania” w polskiej piłce napastnik Czernych jak na ranożnej przestępcy o pseudonizie nie stanowi w meczach Jamie Fryzjer) pomyłki sędziowgielloni tzw. wartości dodanej – skie czasem się zdarzają a przecież na to liczono. i według moich obserwacji właBardzo dobrze grał przez śnie największym pechowcem całą jesień defensywny pojest zespół trenera Michała Promocnik Góralski ale w ostatbierza Jagiellonia Białystok. nim meczu nie dopilnował Właśnie pomyłki sędziowskie napastnika Cracovi Raklesa brzemienne w skutkach odebrai ten w ostatniej sekundzie ły moim zdaniem około trzech meczu zdobył wyrównującą do czterech punktów tej drużybramkę na 2:2, a Jagiellonia nie przez zimową przerwą. Na straciła 2 punkty, na które zatym zakończę analizę i ocenę służyła. Młodzi zawodnicy tacy zespołów pierwszej ósemki, wyjak np. Mackiewicz, Świderski, stępujących w naszej 1 6-sto Mystkowski czy też trochę drużynowej Ekstraklasie. starszy Sekulski będą bardzo Spróbuję natomiast w wydaniu dobrzy ale za dwa lata o ile lutowym, a więc w numerze 1 8 będą systematycznie grać skomentować i ocenić zespoły w meczach ligowych. Niestety od 9-go do 1 6-go miejsca po jew stosunku do rozgrywek siennych rozgrywkach zakoń201 4/201 5 słabiej grał nieczonych w 201 5 roku. zwykle utalentowany bramkarz Bartłomiej Drągowski - mógł wyłapać ze trzy, a nawet cztery piłki po których padły bramki jesienią. Pałac Siemczyno HOTEL & RESTAURACJA Siemczyno 81 78-551 Siemczyno pod Czaplinkiem Tel. kom: 663-746-803 Tel. st: 94-375-86-21 [email protected] www.palacsiemczyno.pl Meduza "Hotel - Restauracja" [email protected] WIDAR Sp z o.o. firma świadczy profesjonalne usługi w zakresie: WIDAR Sp z o.o. 75-412 Koszalin ul. Al. Monte Cassino 6 woj. zachodniopomorskie tel. 500 075 317 e-mail: [email protected] szłe obowiązki w niesamowicie krótkim czasie. Codziennie obserwował prace Starego Roku. Kręcił nosem i marszczył brwi gdy widział, jak starzec utrudnia życie biednym mieszkańcom Ziemi. Jagoda Wójcik -To nie jest miłe – zwracał często uwagę, Dla Gosi ale Stary Rok nie słuchał. Sam kiedyś był tracą zdrowie zarabiając na leki, dzięki któ- nowym rokiem, zaskoczonym każdą rzeStary rok miał wkrótce odejść na emerym to zdrowie odzyskają? Jakie szalone ryturę. Wcześniej marzył, żeby wreszcie czą. prawa rządzą tym światem? Kaażdy miał odpocząć, jednak teraz, gdy upragniony -Tak musi być – odpowiadał flegmatyczne. kiedyś w swoim życiu dzień, gdy zdawało spokój był coraz bliżej, starzec odczuwał -Dlaczego jesteś taki wredny dla tych ludzi? się, że cały wszechświat uwziął się, by smutek. Przyzwyczaił się do swoich obo– Dociekał Nowy Rok. wiązków. Nie mógł narzekać na nudę, choć wszystko za co się bierzemy wychodziło -Nie jestem wredny – odpowiadał – widzisz, źle. Byśmy zgubione rzeczy znajdywali czasem dopadała go rutyna. trudności to warunek życia. Zaufaj mi, jest Pilnowanie pór roku nie było zbyt cieka- w najmniej spodziewanym miejscu. Lub im cieżko, ale nie potrafią bez nich żyć. wym zajęciem. Co prawda jego -Hmmm... – wątpił. poprzednicy czasem urozmaicali -Musisz uwierzyć na słowo – sobie to zajęcie i mieszali pory starzec poczochrał go po głoroku. Stąd właśnie wziął się niewie – przekonasz się gdy sam gdyś śnieg w maju. Obecny rok usiądziesz tu, gdzie ja siedzę nie widział w tym nic śmiesznego, teraz i będziesz musiał pilnochoć sam postanowił spłatać mawać, by ci tam, na dole nie łego figla i święta Wigilijne zafunwyniszczyli do końca sami dował ludziom zupełnie siebie. pozbawione śniegu. Zima była Nowy Rok nie wierzył, ale dosyć ciepła, zabrakło świąteczpo co miał wszczynać kłótnie? nej atmosfery. Tak właśnie pożePoczekał kilka dni, aż na Stary gnał się z ludźmi. Chciał zostać Rok przyszedł czas. Spakował zapamiętany chociaż przez chwiswoje rzeczy, spojrzał z rozlę. rzewnieniem w stronę swojego Nie pomyślał, że zapamiętają biura i po prostu odszedł. Nogo negatywnie. Ale nie ważne. wy Rok zachodził w głowę: Rok miał wiele różnych oboczemu ludzie tak hucznie go wiązków. Ale spośród nich najpożegnali? Czy nie widzieli, bardziej lubił siadać w biurze, przy jaki był dla nich niedobry? swoim wielkim globusie i przez Nie było czasu, by się lupę obserwować ludzi. To było nad tym zastanawiać. Młojego ulubione zajęcie. Przyglądał dzieniec zaczął swoje panosię przyziemnym sprawą mieszwanie od gruntownych zmian. kańców Ziemi, ich problemom Usunął wszystkie prawa zai drobnym radością. Gdy obserrządzone przez Stary Rok. wacje dobiegały końca wyciągał Przyjrzał się prawą, które pergamin i – z cwanym uśmieszustanowili jego poprzednicy wtedy, gdy przestają być nam potrzebne. kiem na twarzy – zapisywał prawa rzadząi zaczął kreślić w nich, zmieniając i popraDlaczego tak jest? ce światem, które trwać miały do końca wiając. Wyszło w końcu na to, że całkowiGdzieś tam, w innej rzeczywistości sie- cie usunął z życia ludzi wszystkie problemy, jego panowania. dzi starzec, który bawi się losem ludzi i ob- trudności zostały wymazane. Nowy Rok nie Rok nie ukrywał, że prawa te przede wszystkim wymyślał po to, by obserwować, serwuje, jak zmagają się z kłodami miał zamiaru brać przykładu ze swojego jak ludzie zmagają się z nimi i śmiać się do rzucanymi pod nogi. Do tej pory był zupełpoprzednika. siebie. To była jego jedyna rozrywka. A pra- nie sam. Ale niedługo miał odejść na emeGdy za pierwszym razem spojrzał ryturę. Tak więc w jego biurze zaczął wa jakie ustalał sprawiały przyjemność tylprzez lupę na globus wiedział, że podjął pałętać się Nowy Rok. Rezolutny młodzieko jemu. dobrą dezycję. Ludzie szczęśliwie weszli niec o bystrym spojrzeniu, jednocześnie Do tej pory ludzi dziwi, dlaczego gdy w nowy rok, każdemu wszystko szło tak jak bardzo naiwny. Ale czego można wymagać powinno. Nawet dotrzymywanie postanostoją w sklepie kolejka obok zawsze poruod dziecka, które jeszcze nie poznało świa- wień noworocznych,, a to już prawdziwy sza się szybciej. Czemu w samotności wszystko im wychodzi, a gdy próbują to ko- ta? wyczyn! Młodzieniec był szczęśliwy, bo i luNowy Rok musiał poznać swoje przymuś udowodnić ponoszą klęskę? Czemu dzie byli. Nie potrzebował podziękowań. -Zajmowanie się ludźmi przez cały ten czas będzie bardzo proste – rzekł do siebie – już teraz dałem im szczęście. Nie będę musiał robić wiele przez następne miesiące. Zadowolony z siebie oddał się zabawie i przez dłuższych czas zaniedbywał obserwowanie ludzi. Był przekonany, że po tym jak raz dał im życie bez problemów, nie będą oczekiwali nic więcej. Postanowił pożywiać swoich przywilejów, był przecież Rokiem, przysługiwały mu wygody i luksusy. Pewnego dnia przypomniał sobie o obowiązkach. Pewny siebie usiadł przy globusie, chwycił lupę i spojrzał na Ziemię. Lecz to co zobaczył zmyło mu uśmiech z twarzy, a pewność siebie uciekła niczym powietrze z balonika. Przez cały ten czas ludzie zdążyli nabroić niemiłosiernie. Chcieli życia bez trudności, jednak gdy zostały one usunięte sami stworzyli sobie problemy. I to jeszcze gorsze od tych, które mieli wcześniej. Nowy Rok przeraził się widząc liczne kłótnie o byle co, bezsensowne walki które prowadziły do nikąd. Widział dużo rozstań z błahych powodów. Dużo ludzi zdobyło fortunę, a jeszcze więcej przez nią zwaśniło się z bliskimi. Młodzieniec odłożył lupę, gdyż nie mógł patrzeć na to dłużej. -Stary Rok miał trochę racji – westchnął – ludziom źle było z problemami, ale jedna chwila bez nich i jest jeszcze gorzej. Gatunek ludzki jednak jest dziwny. Sami stworzyli trudności, ale gorsze od tych, które mieli. Może lepsze są problemy narzucone przez Rok, niż te, które stwarzają sami? Młodzieniec długo zastanawiał się, ale w końcu przywrócił prawa ustanowione przez jego poprzedników. Ludzie znów mieli swoje dawne niedogodności. Znów zaczęli wściekać się, że kolejna w sklepie wolno się porusza, że odnajdują zgubione klucze, gdy już nie są potrzebne. Że osoba która pozwala ściągać dostaje niższą ocenę od tego, kto ściągał... Nowy Rok otarł pot z czoła. Niech ludzie wściekają się na drobnostki. Niech nie rozumieją praw rządzących światem, w którym żyją. W idealnym świecie nie umieliby żyć. Może potrzebują codziennych wyzwań, by poczuć, że naprawdę żyją? Może uczą się czegoś poprzez swoje problemy, a bez nich nie mają doświadczeń i nie umieją radzić sobie? Cóż wyszło na to, że i Rok miał pro- blem. Podjął złą decyzję, ale nie żałował tego, gdyż pierwszy raz mógł odczuć konsekwencje, a co za tym idzie wyciągnąć z nich lekcje. -Mam coś z człowieka – zachichotał – wcale się tak bardzo od siebie nie różnimy. Muszę się jeszcze wiele nauczyć. Mogłem posłuchać starszego, mądrzejszego roku. Młodzieniec dopisał jedno, własne prawo. Brzmiało ono „Nie usuwajmy problemów”. Skrzywił się nieco, gdyż to nie brzmiało dobrze. Dopisał więc „Starajmy się z problemów czynić wyzwania”. I świat znów funkcjonował dobrze. Izabela Piecuch remontowych i drogowych (m.in. ul. Powstańców mniej czasu na pracę organizacyjną w okręgu Pod koniec listopada 2015 roku odbyły się wybory do Komitetu Termodynamiki i Spalania Polskiej Akademii Nauk. W wyborach uczestniczyli wszyscy profesorowie oraz doktorzy habilitowani z polskich uczelni, instytutów branżowych oraz PAN-owskich i innych centrów naukowych, ośrodków naukowo-badawczych itd.- którzy zajmują się problematyką energetyki. Do grona dwudziestu kilku wybranych do Komitetu Termodynamiki i Spalania wszedł Rektor Politechniki Koszalińskiej, Kierownik Katedry Termodynamiki i Spalania na Wydziale Mechanicznym pan prof. dr hab. inż. Tadeusz Bohdal. Natomiast w grudniu 2015 roku na pierwszym posiedzeniu nowo wybranego Komitetu Termodynamiki i Spalania dokonano wyboru nowego przewodniczącego tegoż Komitetu, którym właśnie został prof. dr hab. inż. Tadeusz Bohdal – wygrywając zdecydowanie już w pierwszej turze wyborów z kontrkandydatem profesorem z Politechniki Warszawskiej. Odnośny fakt jest znaczącym sukcesem osobistym prof. Tadeusza Bohdala ale także sukcesem Politechniki Koszalińskiej - która w strukturach naukowych naszego kraju wyraźnie zaznacza swą obecność. Podobnie w grudniowych wyborach członkiem Komitetu Budowy Maszyn Polskiej Akademii Nauk został prof. dr hab. inż. Wojciech Kacalak, b. wieloletni Rektor Politechniki Koszalińskiej, kierownik Katedry Mechaniki Precyzyjnej na Wydziale Mechanicznym. Przypomnijmy przy okazji, że do Komitetu Inżynierii Środowiska PAN na obecną kadencję 2015/2019 weszli z Politechniki Koszalińskiej prof. dr hab. Kazimierz Szymański i prof. dr hab. inż. Tadeusz Piecuch. Przypomnijmy zainteresowanym, że m.in. publikacje pana prof. Tadeusza Bohdala i jego zespołu można znaleźć w ostatnich latach w Roczniku Ochrona Środowiska - czasopiśmie wydawanym przez Środkowo Pomorskie Towarzystwo Naukowe Ochrony Środowiska w Koszalinie, którego prezesem, a także Redaktorem Naczelnym Rocznika jest prof. dr hab. inż. Tadeusz Piecuch, a czasopismo znajduje się na tzw. Liście Filadelfijskiej i posiada Impact Factor. Dodatkowo informujemy, że prof. dr hab. Kazimierz Szymański w grudniowych wyborach wszedł także w skład Komitetu Inżynierii Lądowej i Wodnej Polskiej Akademii Nauk. znani koszalińscy przedsiębiorcy, właściciele fabryki szyb samochodowych zakupili prawdopodobnie dwa hektary gruntu pod dalszy rozwój swojej firmy. Podobnie koszalińscy właściciele przedsiębiorstwa elektronicznego i elektrotechnicznego chcą rozwinąć swoją działalność. Oznacza to, że w niedalekiej przyszłości mogą powstać nowe miejsca pracy także dla absolwentów Politechniki Koszalińskiej, którzy kończą Wydział Mechaniczny lub też Wydział Elektroniki i Informatyki. Rektor Politechniki Koszalińskiej Przewodni- Wielkopolskich, ul. Stawisińskiego, ul. Oskara koszalińsko-kołobrzeskim, a tym samym rośnie czącym Komitetu PAN-owskiego Langego itd.) Pewną dobrą informacją jest to, że bardzo znaczenie pana posła Pawła Szeferma- Inwestycje w Koszalinie na 201 6 rok Jak donoszą nasze wiewiórki budżet inwestycyjny miasta Koszalina na obecny 2016 rok jest nieco mniejszy niż na rok 2015 o około 25 milionów złotych. W planie Urzędu Miasta jest przede wszystkim kwestia dokończenia pewnych inwestycji kera – który wszedł do Parlamentu z koszalińskiego okręgu wyborczego numer 40 i należy do najbliższych współpracowników szefa struktur PiS w zachodniopomorskim, a jednocześnie wicemarszałka Sejmu pana posła Brudzińskiego. Jednocześnie pan poseł Paweł Szefermaker reprezentujący okręg wyborczy koszaliński, zasiada w obecnym Rządzie, gdzie pełni funkcję Sekretarza Stanu i należy do najbliższych współpracowników pani premier Beaty Szydło - co musieli zauważyć nasi czytelnicy w informacji telewizyjnej z pobytu pani premier w Brukseli, gdzie pan poseł Paweł Szefermaker był zawsze tuż przy boku Trudna sytuacja KS Bałtyk Koszalin W bardzo trudnej sytuacji znalazł się zespół piłki pani premier. nożnej Bałtyku Koszalin, grający w trzeciej lidze (IV poziom rozgrywek). Drużyna znajduje się na Gdzie jest Darłovia Darłowo? ostatnim miejscu w tabeli, a najgorsze w tym Jeszcze w latach 90-tych ubiegłego wieku piłkawszystkim jest to, że prezes klubu i twórca piłki rze Darłovii Darłowo grali na trzecim poziomie nożnej w Bałtyku Koszalin (od najmłodszych rozgrywek (obecna II Liga) i dysponowali bardzo adeptów po drużynę seniorską) prezes Zenon ciekawą drużyną; bracia Siarneccy, środkowy naBednarek jest ponoć od dłuższego czasu bardzo pastnik Zasada a także pozyskany z Gwardii Kochory? Pan Zenon Bednarek razem ze swoim szalin bramkarz Wiącek. Dzisiaj Darłovia bratem Janem Bednarkiem (obecny szef Zachod- występuje na siódmym poziomie rozgrywek czyli niopomorskiego Związku Piłki Nożnej w Szczeci- w szóstej Lidze tzw. okręgówce i zajmuje 3-cie nie, wiceprezes Polskiego Związku Piłki Nożnej miejsce mając 4 punkty straty do lidera i dwa w Warszawie) tworzyli podwaliny organizacyjne punkty straty do wicelidera a miejsce wicelidera klubu, wkładając w to ogromną własną pracę, daje awans do wyższej klasy. Jak pisaliśmy na a także prywatne środki finansowe. W obecnej naszych łamach latem ubiegłego roku prezesem sytuacji wydaje się niemal konieczne – co propo- zarządu Darłovi Darłowo został jej wychowanek nował w wywiadzie na naszych łamach znany ko- potem piłkarz Gwardii Koszalin, a także ekstraszaliński trener, radny oraz wiceprzewodniczący klasowej Amicy Wronki Wojciech Polakowski, bęRady Miasta mgr Mirosław Skórka, iż trzeba dąc jednocześnie trenerem zespołu seniorów. w Koszalinie aby Gwardia Koszalin i Bałtyk zjed- Klub szkoli kilka drużyn od najmłodszych dziecianoczyły się tworząc jeden dobry klub który powi- ków w grupach trampkarzy, młodzików, juniorów nien wejść stopniowo do obecnej pierwszej ligi, młodszych i starszych - wykonując bardzo pożya także konieczna jest budowa nowego koszaliń- teczną pracę z młodzieżą w mieście i gminie skiego stadionu piłki nożnej jako obiekt na około Darłowo. Niestety na ten rok klub może liczyć 10 tysięcy osób, kameralny, typowo piłkarski z Urzędu Miasta tylko na około 90 tys. złotych a więc bez bieżni. Obecny stadion Bałtyku Ko- dotacji a więc prawie o połowę mniej niż uprzedszalin, to jednak stadion lekkoatletyczny, a kie- nio gdy ta dotacja wynosiła 170 tys. złotych. Niedyś piękny obiekt Gwardii Koszalin to obecnie stety klub na dzisiaj ponoć nie posiada żadnego sponsora, a w tej sytuacji zawodnicy grają komruina - aż przykro patrzeć, łza się w oku kręci. pletnie za darmo nie otrzymując jakiegokolwiek wsparcia finansowego. Konieczne jest tu włączePiS w Koszalinie W ostatnim okresie nastąpiły pewne zmiany nie się w sprawy klubu Burmistrza Darłowa – bow ścisłym kierownictwie PiS w zachodniopomor- wiem naszym zdaniem bez jego pomocy, skim- chociaż w trybie formalnym niekoniecznie wsparcia oraz posiadanych kontaktów jest niewyartykułowane? Otóż, europoseł z ramienia PiS możliwe pozyskanie jakichkolwiek sponsorów. pan Marek Grabarczyk został odwołany z Bruk- Szkoda aby tak zasłużony klub z ciekawą historią seli i objął tekę Ministra Gospodarki Morskiej. Na pętał się na siódmym poziomie rozgrywek. Ktoś miejsce po europośle Marku Grabarczyku, wszedł powiedział, że pieniądze nie są najważniejsze, do Parlamentu Europejskiego pan poseł z Koło- ale bez jakichkolwiek pieniędzy w sporcie nic się brzegu lek.med. Czesław Hoc. Tym samym pan nie da zrobić. Trzymamy kciuki za prezesa, a europoseł Hoc ma więcej obowiązków poza kra- jednocześnie trenera lic. Wojciecha Polakowjem i automatycznie jak donoszą nasze wiewiórki skiego.