Rewalacje - nr 2/2012

Transkrypt

Rewalacje - nr 2/2012
ISSN 1508-2776
Cena 2,50 zł
Rewal, 17-24 lipca 2012 roku
ROK XV, nr 2 (110)
„Ludzie też bywają uciążliwi, szczególnie wtedy, gdy za bardzo
nas lubią. Wieszają się na nas, albo proponują wspólny
wieczór” – narzeka Igor Kwiatkowski z kabaretu
„Paranienormalni”
czytaj strona 3
CO SŁYCHAĆ?
KIT
(Krótkie Informacje Tekstowe)
oraz 18-19 lipca w Pobierowie
na parkingu przy ul. Zgody będzie
miała miejsce kolejna, XXIII edycja
Festiwalu Indii. I tym razem nie zabraknie atrakcji. Będzie można
spróbować indyjskich przysmaków,
zrobić sobie tatuaż z henny w stylu
Bollywood lub wziąć udział w zajęciach jogi. Organizatorem jest fundacja Viva Kultura.
Trzyosobowa, mocna i bardzo kobieca redakcja czuwała
nad wydaniem tegoż numeru
Rewalacji. Zastanawiające jest,
iż w większości przypadków kolegium redakcyjne naszej gazety składa się z kobiet z domieszką mężczyzn. I wcale nie
chcę brzmieć jak redaktorka
„Wysokich obcasów”, po prostu
jestem dumna, że młode kobiety są na tyle silne, aby dążyć do
spełnienia swoich dziennikarskich marzeń.
Dzięki pełnemu zaangażowaniu całej redakcji, będziecie mogli przeczytać o atakujących kebabach, klockach lego i manii autografów. Do kotła wyobraźni dorzucamy również garść humoru
(Paranienormalni, kabaret Klika)
i aktualności z Rewala i Polski.
Żeby lepiej nas poznać,
słuchajcie Rewalstacji 99,2
Fm, odwiedzajcie nasz portal
(www.potegaprasy.pl), a także
oglądajcie nasz kanał na
youtubie.
Numer ten jest dla nas – kolegium redakcyjnego – bardzo
ważny, ponieważ wszystkie jesteśmy na tym obozie po raz
pierwszy. Mimo, że wcześniej
pisałyśmy do drobnych gazetek szkolnych, to wielu rzeczy
na obozie nauczyłyśmy się od
zera.
PAULINA TROFIMIEC
OLA PASON
KASIA KOWALCZUK
2
15 lipca o godz. 10 na plaży
w Pustkowie odbędzie się kolejny
turniej siatkówki plażowej par mieszanych Tatarek Beach. Zapisy
prowadzone są w sobotę i niedzielę od 10 do 10: 30 na plaży w Pustkowie. Organizatorem jest Centrum Informacji Promocji Rekreacji
(CIPR).
VIII edycja Amatorskiego Turnieju Tenisowego odbędzie się
w dniach 19-22 lipca w Pustkowie
na kortach przy ulicy Spacerowej.
Organizatorem jest sołtys Pobierowa.
KACPER KREPSZTUL
Fot. internet
W dniach 16-17 lipca w Niechorzu na terenie przy latarni morskiej
REKLAMA
Redaktor naczelna:
Paulina Trofimiec
Zastępca redaktor naczelnej:
Ola Pason
Sekretarz: Kasia Kowalczuk
Korekta: Berenika Balcer, Dominika
Kaczmarek, Ola Domańska, Michał
Wilusz
Opieka merytoryczna:
Zbigniew Natkański
Skład: Adam Owczarek, Konrad
Herman
Reklama: Dorota Sroka, Aniela
Janowska, Michał Lachowicz
Dział foto:
Jędrzej Brzozowski, Marta Zajma
Adres redakcji: Hotel California,
72-344 Rewal, ul. Saperska 3,
tel. 607650742
e-mail: [email protected],
URL: http://www.potegaprasy.pl
Druk: PHU JAKLEWICZ
70-322 Szczecin
ul.Kazimierza Pułaskiego 4/4
WYDARZENIA
PARAnienormalnych
Czyli wywiad z Igorem Kwiatkowskim
i Robertem Motyką, członkami kabaretu
„Paranienormalni”
Dorota Sroka: Dlaczego ,,Paranienormalni”?
Robert Motyka: Para, bo dwóch.
Nienormalni, to chyba wiadomo
po naszych skeczach. Potem do tej
nazwy dodaliśmy przekaz, że mamy w sobie energię, para buch, koła w ruch!
Igor Kwiatkowski: Mamy pociąg
do rozrywki.
D.S.: Macie inne pasje?
Robert: Tak, jak każdy. Lubię
zbierać grzyby, robić naleśniki. Moimi pasjami są też konie i tenis.
Igor.: Jeśli chodzi o moje pasje,
to w młodzieńczych latach grałem
na perkusji.
Robert: Jesteś bardzo skromny.
Potrafisz też z niczego ugotować
coś wspaniałego.
Igor: Potrafię również z czegoś
fantastycznego zrobić coś beznadziejnego. Ale tak na poważnie,
bardzo lubię gotować. Widać to
po owalu mojej twarzy.
D.S.: Jest coś irytującego
w pracy komika?
Robert: Irytujący jest brak weny.
Igor: Problemy techniczne. Chociaż ludzie
też bywają uciążliwi,
szczególnie jak za bardzo nas lubią. Wieszają się na nas, albo proponują wspólny wieczór.
D.S.: Igor, nie denerwuje Cię jak wołają
za Tobą, “Mariolka”?
Igor: Już nie, ale każdy chciałby, żeby zwracano się do niego
po imieniu. Zauważyłem pewien mechanizm, jeśli zna się kogoś
z jakiejś roli, to krzyczy
się do niego właśnie
pod tym pseudonimem.
Ja też tak robię.
D.S.: Stresujecie
się przed występami?
Robert:
Podczas
pracy w kabarecie nauczyliśmy się zamieniać stres w pozytywną
energię. Na początku
był to duży problem.
D.S.: Skąd bierzecie pomysły
na skecze?
Robert: Z głowy. Zauważamy
śmieszne zjawiska w sklepie,
na stacji benzynowej itd. Pomagają
zdolności do parodiowania jakie ma
Igor. Na pewno nie siadamy i mówimy: Chłopaki, to będzie hit.
D.S.: Ulubiony dowcip?
Igor: Ja mam taki jeden, którego
nikt nie cierpi.
Robert: Proszę, tylko nie to...
Igor: O kim mowa, że myli się tylko jeden raz? Brudasy.
Wywiad jest dostępny na stronie www.youtube.com na kanale
Potęgi Prasy.
INFORMATOR
TURYSTYCZNY
Urząd Gminy
ul. Mickiewicza 19
[email protected]
Urząd pocztowy
ul. Sikorskiego 5
czynne: poniedziałek – piątek: 8-18
sobota: 8-13
tel. 91 386-25-50
Bankomaty
 SGB, ul. Mickiewicza 19a (obok
Urzędu Gminy)
 Gold Cash, ul. Westerplatte 16 (vis
a vis przystanku PKS)
 Euronet, ul. Westerplatte (przy Robinson Crusoe)
 Urząd Pocztowy, ul. Sikorskiego 3
(świadczy usługi bankomatowe)
Amfiteatr
ul. Parkowa
Posterunek Policji
ul. Mickiewicza 21, tel.: 91 385-75-80
Ośrodek Zdrowia
ul. Warszawska 31
czynny: poniedziałek-piątek: 8-21,
soboty, niedziele i święta: 10-21
Apteka
ul. Mickiewicza 25,
czynna: poniedziałek-piątek: 9-20,
sobota i niedziela: 10-18
tel. 91 386-27-02
Straż Gminna
ul. Mickiewicza 21, tel.: 91 384-90-30
Straż Graniczna
ul. Dworcowa 2, tel.: 91 38-77-620
Centrum Informacji Promocji
Rekreacji Gminy Rewal
ul. Szkolna 1, infolinia: 800 155 866
tel.: 91 38-62-629
Obiekty sportowe
 Hala widowiskowo-sportowa, siłownia, sauna, korty tenisowe, boisko do
siatkówki i koszykówki
ul. Szkolna 1, czynne 8-21
 Boisko sportowe
ul. Sportowa,
tel.: 91 386-29-94
Dworzec PKS
ul. Westerplatte
Ciuchcia Retro
ul. Westerplatte (przy dworcu PKS)
WOPR
601-100-100
PAWEł ZAJMA
Fot. Jędrzej Brzozowski
3
AKTUALNOŚCI
Turyści biegną po śniadanie
Fot. Marta Zajma
Rewal na chwilę zamienił się
w sportowe centrum Polski,
a to wszystko za sprawą
Biegu Śniadaniowego, który
odbył się we wtorek 10 lipca.
O 9 około 1000 osób zebrało
się na placu przed pocztą,
aby... no właśnie, po co?
Jeśli ktoś, kto czasem rusza się
z domu na świeże powietrze oczekiwał, że ten bieg może być formą treningu lub współzawodnictwa, to
na pewno się zawiódł. Gdyż w istocie
nie takie było zamierzenie organizatorów. Myślę, że zależało im na pokazaniu wszystkim leniuchom, tym
którzy nie lubią sportu oraz tym którzy aktywności się boją, że bieganie
nie musi oznaczać mokrej koszulki,
buraczkowej twarzy i nieustannej,
agonalnej zadyszki. Chcieli również
uświadomić, że do joggingu nie są
potrzebne super buty z n-tą ilością
systemów, a także specjalne ubrania
– wystarczą zwykłe trampki i koszulka. Dodatkowo, niektórzy uczestnicy
swoja postawą udowodnili, że narodziny nowego członka rodziny, nie
muszą oznaczać rezygnacji ze sportowych ambicji.
Jak przebiegło całe wydarzenie?
Już przed 8:00 grupa naszych
obozowiczów zebrała się, aby
wziąć udział w porannym biegu. Zostaliśmy przywitani przez radosne
okrzyki Grzegorza Kułagi, który nakręcał całą imprezę. Krótko przed
dziewiątą pojawili się działacze
sportowi oraz lokalne władze,
a wśród nich Bogusław Mamiński.
To on z krajów europejskich do Polski przyniósł ideę biegów śniadaniowych. Jest ich inicjatorem i organizatorem. Po nad to może szczycić
się tytułem wicemistrza świata i Europy w bieganiu. Od dzieciństwa
związany był z Pomorzem, bowiem
urodził się w Kamieniu Pomorskim.
Prowadzący wspominał, że pamięta
go jak młodego człowieka, biegają-
4
cego w krótkich spodenkach po ulicach Rewala. Lekkoatleta poprowadził lekką rozgrzewkę i wśród okrzyków ruszyliśmy uliczkami Rewala
budzić zaspanych turystów.
Dystans był krótki, tempo wolne,
mieliśmy dwie przerwy na konkursy.
Niczego złego nie można jednak powiedzieć o panującej atmosferze.
Złożyło się na nią na pewno to, że
w imprezie brali udział najróżniejsi
ludzie: dziadkowie, rodzice z kilkunastomiesięcznymi dziećmi, młodzież z kolonii i obozów, pracownicy
lokalnej kawiarni czy ratownicy.
Wszyscy z entuzjazmem i szczerym
optymizmem na hasło: „Raz, dwa,
trzy budzimy Rewal”, krzyczeli ile sił
w gardłach, aby obudzić wszystkich
śpiochów i wywołać na ich twarzach
uśmiech. Nasz happening wśród
przechodniów i mieszkańców domów letniskowych został odebrany
z uśmiechem. Wszyscy
do nas machali, a niektórzy nawet dołączali się
do biegu.
Na mecie pierwsze
1000 osób, które zapisało
się dzień wcześniej otrzymało śniadanie sportowca, w którego skład wchodziły: banan, rogalik, jogurt, batonik i woda. Można było również porozmawiać z osobistościami
sportowymi czy prowadzącym i zrobić sobie z nimi zdjęcie.
Reasumując,
biegi
śniadaniowe są fajnym
przedsięwzięciem. Propa-
gują zdrowy tryb życia, aktywność fizyczną i bieganie. To prawda, że nazywanie tej imprezy biegiem jest
zbyt wielkim słowem. Można by użyć
synonimu przebieżka lub rozgrzewka, jednak uważam, że każda forma
aktywności jest dobra, szczególnie
dla tych, którzy na co dzień siedzą
w domach. Innym plusem takiej imprezy jest promocja Gminy Rewal
i zmienianie jej wizerunku. Chodzi
o to, aby zaznaczyć, że nad morzem
nie trzeba całymi dniami leżeć
na plaży. Można zrobić coś innego,
pożytecznego, szczególnie gdy pogoda nie dopisuje (co zdarza się
– jak na złość wszystkim turystom
– często).
PAULINA TROFIMIEC
WYDARZENIA TYGODNIA
California dream
California to miejsce ekskluzywne i niewątpliwe jedyne w swoim rodzaju. Możemy tam
spotkać ludzi ze świata show-biznesu, a wszystkiemu towarzyszy dobra muzyka,
wykwintne jedzenie, drogie kreacje oraz atmosfera zabawy trwającej całą dobę. Nie
chodzi tu o stan w Ameryce, a o jedną z najlepszych dyskotek na polskim wybrzeżu.
Lokal ten poddany został kapitalnemu remontowi, dzięki czemu
odzyskał swój blask. Jak mówi Katarzyna Składanowska, właścicielka Californii, na zmianę wystroju
zdecydowała się, aby być na bieżąco z klubowymi trendami, i jak
twierdzi odnowić wartość dodaną
obiektowi. Kolejnym powodem metamorfozy jest chęć prowadzenia
dyskoteki przez cały rok, a nie tylko w sezonie.
W porównaniu do starego wystroju miejsca, można powiedzieć,
że jest to niebo a ziemia. Gdy tylko
wchodzimy do środka, od razu zauważamy stojące na środku pomieszczenia białe kanapy, wokół których
znajdują się kryształowe „ściany”... Tak naprawdę jest to tylko
rząd łańcuchów ze
szklanych koralików,
ale daje niesamowity
efekt i sprawia, że klub
wygląda na bardzo
ekskluzywny.
Na wprost kanap znajduje się podświetlana
didżejka, a nad nią kula dyskotekowa, która
często uważana jest
za symbol kiczu – w Californii robi
jednak naprawdę pozytywne wrażenie. Po drugiej stronie, zachęcający
swoim wyjątkowym wyglądem, stoi
bar. Świetnym pomysłem było dodanie oświetlenia także na półkach,
na których stoi alkohol do drinków.
Emanują one czerwonym, niebieskim i zielonym światłem. W pomieszczeniu znajdziemy również
VIP – room, miejsce, którego nie
mogło zabraknąć w tak dobrze
urządzonym klubie. Różni się on
od całości dyskoteki tylko detalami
oraz tym, że jego strefa jest przyjemnie oddzielona i gwarantuje
brak nieproszonych gości. Kiedy już
się tam znajdziemy, z pewnością
nie będziemy chcieli prędko uciec.
W odświeżonym klubie dyskoteki
prowadzą znani didżeje. Ostatnio,
klub miał zaszczyt gościć u siebie
wybitnego w swym fachu dyskdżokeja, bo ten robił w Californii swoją
imprezę urodzinową. Maiqel, światowej sławy didżej i były rezydent
owej dyskoteki, występował na imprezach typu Sunrise Festival
i współpracował z wieloma artystami. Obecnie zajmuje również lansowaniem młodych talentów na scenach krajowych i ogólnoświatowych. Z dumą mówi o swoich początkach sprzed dziesięciu lat
w California Club. Nie ukrywa, że to
właśnie tutaj jego kariera nabrała
rozpędu. 11 lipca, po raz kolejny
w dyskotece zagościł Maiquel, tym
razem z Pesosem, promując Miller
Music Tour. Nie ulega wątpliwości,
że stanowią oni jedną z większych
atrakcji w Rewalu.
Nie ma sekundy, w której parkiet
Californii byłby pusty. Dużym plusem lokalu są godziny jego otwarcia. Zabawa zaczyna się od 20
i trwa do ostatniego klienta. Imprezy
są w pełni bezpieczne, ponieważ
każdy bawi się pod czujnym okiem
ochroniarzy. Pytani o opinię ludzie,
stwierdzili, że mimo, iż zawsze było
świetnie, teraz jest bezkonkurencyjnie. Klientami są osoby w różnych
przedziałach wiekowych, pary, rodziny, single.
Jednak California to nie tylko
dyskoteka. Po południu służy za restaurację i kawiarnię, co jest jej dodatkowym plusem – funkcjonuje całą dobę i przez dwadzieścia cztery
godziny możemy odkrywać jej
wszystkie zalety i wady. Część restauracyjna i kawiarniana znajduje
się w tym samym pomieszczeniu,
ale podzielonym na dwie części
– jedna jest umieszczona stopień
wyżej i urządzona w nowoczesnym
stylu, pasującym do klubu, bo tam
także odbywają się
dyskoteki. Druga jest
bardzo przytulna, z wieloma drewnianymi detalami. Dzięki przeszklonym
ścianom
można rozkoszować
się widokiem morza
i ogromną ilością dziennego światła.
Bardzo
ważnym
miejscem jest duży taras – w piękną pogodę
można z niego korzystać i zostać obsłużonym przez sympatyczne kelnerki oraz posłuchać... muzyki na żywo. Od godziny osiemnastej
do późnego wieczora zaproszony
jest piosenkarz, który prezentuje
całe mnóstwo bardzo wakacyjnych
hitów. California organizuje również
wesela, chrzciny, imprezy firmowe,
bankiety – i sądząc po różnorodnym wystroju jest na to dobrze przygotowana.
Wrażenie po zobaczeniu tego
miejsca jest w pełni pozytywne.
Oprócz naprawdę drobnych wad,
które spostrzeże jedynie uważny
obserwator, to prawdziwe california
dream.
DOMINIKA KACZMAREK
5
WYDARZENIA
YAMAHA SESSION
W ostatnim numerze zastanawialiśmy się, gdzie podziały się takie
gwiazdy jak zespół Dżem. Może właśnie nadszedł czas by postawić
na młodych? Koncert Szkoły Muzycznej YAMAHA udowodnił, że młodzież
wciąż ma ten sam potencjał i charyzmę, co dawni giganci estrady.
Amfiteatr w Rewalu, godzina 20.
Powoli zaczyna gromadzić się publiczność – liczne kolonie, obozy,
dzieciaki w kolorowych chusteczkach i wychowawcy, którzy biegają
między nimi. Dopiero teraz widać,
jak wiele grup młodzieży przyjeżdża co roku do Rewala, by wypocząć lub rozwijać talenty. Ale my
nie o tym. Nasz wzrok skierowany
jest na scenę. Mały chłopczyk
w kraciastej koszuli macha piąstką
i przytupuje nogą w rytm muzyki.
Publiczność reaguje różnie. Jedni
się śmieją, inni kiwają głowami i nucą pod nosem, inni rozmawiają,
a jeszcze inni, siedzą w pierwszym
rzędzie i spoglądają na dzieci z nieukrywaną dumą i wzruszeniem - rodzice.
Dumny ojciec patrzy na scenę
i pokazuje nam palcem na chłopca,
grającego na keyboardzie. „To nie
jest pierwszy występ Mikołaja, ale
każdy przeżywam równie mocno”mówi. Chłopiec jest jednym z najmłodszych uczestników koncertu,
pochodzi z Zielonej Góry i jak reszta prezentujących się na scenie,
szkoli umiejętności gry na instrumencie w Szkole Muzycznej YAMAHA. Mikołaj na pytanie ile uczy się
już grać na keyboardzie odpowiada, że przerabia szósty podręcznik.
Od tego roku chciałby rozpocząć
naukę gry na perkusji. Na zapleczu
spotkałyśmy długowłosego mężczyznę w koszulce Luxtorpedy, jednego z organizatorów i instruktorów. Prywatnie ojca ośmioletniej
dziewczynki, także prezentującej
6
się na scenie. Tata zdradził nam, że
córka przejawia te same muzyczne
zainteresowania co on: nawet, pomimo młodego wieku, bawiła się razem z nim na Woodstocku.
Koncert trwa dalej. Publiczność
jest
pozytywnie
nastawiona
po pierwszej piosence – przerobionej przez dzieci wersji hitu Euro
„Koko Euro Spoko”. Mali artyści nie
wydawali się ani trochę speszeni
i widać było, że możliwość zaprezentowania się przed widownią
sprawia im niesamowitą radość .
W rozmowie z instruktorem Wojtkiem, dowiedzieliśmy się, że przed
występem były zaplanowane tylko
cztery próby. Jednak dzieciaki nawet, gdy mogły mieć czas wolny
i iść na basen albo na plażę, same
przychodziły z instrumentami
i chciały grać. O dziwo, podstawową predyspozycją nie jest słuch
muzyczny czy wyczucie rytmu, ale
uśmiech i zapał do pracy. „To jest
najważniejsze” - powiedziała nam
jedna z wychowawczyń w kolorowych dredach. Zarówno ona, jak
i Wojtek, traktują muzykę jako sposób na życie. Wojtek jest studentem
Akademii Muzycznej. Z kolei nietuzinkowa opiekunka grupy zaczyna
dzień od włączenia radia. „Dzień
bez muzyki to dzień stracony. Tę
samą zasadę wyznają obozowicze”- powiedziała, przyglądając się
swoim podopiecznym.
Maluszki kończą swoją część
występu popularnym utworem Kultu
„Wyjechali na wakacje”. Brzmiało to
zabawnie w ich wykonaniu, ale może dzięki temu zdobyli serca publiczności. Po najmłodszych przyszedł czas na najstarszych uczestników obozu. Już po ich wyglądzie
widać, że inspirują się rockowym
stylem. Po pierwszym takcie piosenki rozpoznałyśmy kultowy „Teksański”
zespołu Hey. Koło nas
stoi pani w malinowych włosach
i wzdycha. „Gdy patrzę na te dzieci,
myślę, że chciałabym mieć dziecko,
które by tak grało”. Inny widz, młody
chłopak w koszulce Metalliki, podziela ten pogląd. Dodał nawet, że
bez wątpienia założyłby ze swoim
potencjalnym synem zespół, aby
razem występować.
Po występie najstarszych obozowiczów udało nam się porozmawiać
z wokalistką, Dominiką, która ma
płomiennie rude włosy, mocny makijaż, kapelusz i ciężkie buty. Trudno jej nie zauważyć. Do tego dochodzi charyzmatyczna osobowość. Na estradzie zachowuje się
jak sceniczne zwierzę, ale gdy rozmawiamy na uboczu widać, że jest
to wrażliwa, skromna dziewczyna,
wciąż poszukująca swej muzycznej
inspiracji.
Gdy ekipa techniczna zajęła się
rozmontowywaniem sprzętu, ponownie udało nam się złapać instruktora Wojtka. „Rok temu
wszystko wyglądało inaczej. Teraz
koncert cieszył się dużo większą
popularnością i publiczność reagowała bardziej entuzjastycznie. Dzieciaki też dały sobie świetnie radę,
pomimo krótkiego czasu na przygotowaniu do występu”. Widać było,
że on też doskonale bawił się tego
wieczoru.
Publiczność opuściła już amfiteatr. Nie wiemy, czy każdy wyszedł
z tego koncertu z podobnym entuzjazmem. Wierzymy, że nasi rówieśnicy, a także ich młodsi koledzy
zaistnieją w przyszłości na rynku
muzycznym. Być może staną się
kolejnymi legendami. Uczestnicy
koncertu przypominają nam redakcję „Rewalacji”. Tak jak my, spędzają bowiem wakacje, rozwijając swoje pasje, by ułatwić sobie start w dorosłe życie.
FRANCISZKA PIETRZAK, PAULA POLICEWICZ
NASI GOŚCIE
„Nie ma lekko”
Co najbardziej uderza w osobie pani Katarzyny Zalepy? Skromność.
Skromność, granicząca wręcz z nieśmiałością. Często można spotkać
przekoloryzowanych plastyków, wyznających teorie nadludzi i gardzących pospolitością. Pani Kasia jest antonimem do przedstawionego
wyżej opisu artysty. Taki człowiek zdarza się jeden raz na sto.
Paulina Trofimiec: Talenty zwykle dziedziczy się z pokolenia
na pokolenie. Jak to wygląda
w Pani rodzinie?
Katarzyna Zalepa: U mnie w rodzinie nie ma i nie było artystów rysowników. Jeżeli chodzi o moich rodziców, to uważam, że mój tata ma
duży talent plastyczny. Kształcił się
on jednak technicznie, dlatego
na ogół zajmuje się rysunkiem technicznym i przestrzennym, co wychodzi mu znacznie lepiej ode
mnie. To tyle. Częściej w rodzinie
pojawiały się talenty muzyczne, np.
moja babcia miała bardzo piękny
głos. Wychodzi więc na to, że jestem takim samolocikiem.
P. T.: Czy Pani piętnastoletnia
córka
przejęła
umiejętności
po mamie?
K.Z.: Moja córka dobrze rysuje.
Myślę, że to lubi. Jednak nie mogę
powiedzieć, aby to była jej pasja życiowa. Kiedy byłam w jej wieku, całymi dniami potrafiłam coś tworzyć.
Ona ma trochę inne zainteresowania, dlatego sądzę, że w przyszłości
pójdzie w innym kierunku niż ja.
P.T.: A co z poczuciem humoru?
K. Z.: (śmiech) Nie wiem jak się
dziedziczy poczucie humoru. Ale
rzeczywiście mam dość wesołą rodzinę.
P.T.: Chodziła Pani do liceum
ogólnokształcącego. Jak była tam
Pani postrzegana?
K.Z.: W liceum tylko przez rok
mieliśmy plastykę. Wtedy to byłam
postrzegana jako ktoś, kto rysuje
najlepiej w klasie, co w LO nie jest
jakimś wielkim wyczynem.
P.T.: Czy na lekcjach zdarzało
się Pani zapominać o Bożym
świecie, zagłębiając się w rysunku?
K.Z.: Mogłam rysować i słuchać
jednoczenie. Nie miałam z tym żadnego problemu. Natomiast mojej
pani od polskiego przeszkadzał
permanentnie pomazany zeszyt,
za który bez wyrzutów sumienia
stawiała mi jedynki.
P.T.: Czy żałuje Pani, że wybrała
psychologię a nie ASP?
K.Z.: Czasami trochę żałuję, ale
psychologia jest bardzo ciekawym
kierunkiem i nie żałuję, że właśnie
to studiowałam. Na ten wydział trafiłam przypadkiem, gdyż nie zdążyłam przygotować pracy, która była
potrzebna jeszcze przed egzaminem wstępnym na ASP. Wybrałam
psychologię, aby nie marnować roku i już zostałam.
P.T.: Jak trafiła Pani do Angory?
K.Z.: Właściwie to przypadkiem.
Byłam wtedy na czwartym roku studiów. Wielu moich kolegów i koleżanek szukało pracy. Wiadomo, jako
biedny student chciałam sobie dorobić. Zobaczyłam Angorę, zobaczyłam, że ma rozbudowaną sekcję graficzną i postanowiłam spróbować.
Czułam się o tyle pewniej, że wcześniej pracowałam w Życiu Pabianic,
gdzie byłam rysownikiem. Poszłam
więc do redakcji, spytałam się
grzecznie o pracę, pokazałam rysunki i już tak zostało. Pamiętam dokładnie swój pierwszy rysunek w tygodniówce, byłam bardzo szczęśliwa.
P.T.: Jakie jest Pani największe
osiągnięcie? Z czego jest Pani
dumna?
K.Z.: Największym osiągnięciem
jest praca, którą wykonuje. Jestem
dumna, że tyle lat radzę już sobie
w tym zawodzie. Pojedynczym wydarzeniem, które jest dla mnie ważne, było zajęcie II miejsca na Międzynarodowym Festiwalu Komiksów w Łodzi. Cieszyłam się, że
udało mi się coś osiągnąć, byłam
z siebie dumna.
P.T.: Jaki to był komiks?
K.Z.: Jego tytuł to „Nie ma lekko”.
Jeżeli kogoś to interesuje, to może
wejść na moją stronę internetową,
gdzie jest zamieszczony.
P.T.: Czy uczy się Pani teraz rysunku, rozwija w jakiś sposób?
K.Z.: Nie, nie chodzę na żadne
zajęcia. Jak rysuje się z tygodnia
na tydzień, to można się więcej nauczyć niż na lekcjach. Jest ogromna przepaść między moim stylem
rysowania sprzed 10 lat, a teraźniejszym. Jest po prostu lepszy, bo
doświadczenie, które zdobyłam
w redakcji Angory jest bezcenne.
P.T.: Jakie ma Pani inne zainteresowania?
K.Z.: Bardzo lubię czytać, szczególnie książki fantasy. Wcześniej
wspominałam też o komiksach
– trudno powiedzieć, że je zbieram
czy kolekcjonuję, ale mam ich trochę. Czasami tez pracuję w ogródku.
P.T.: Jest pani szczęśliwa i spełniona?
K.Z.: Tak, jestem. Lubię swoją
pracę i bardzo się cieszę, że mogę
pracować w redakcji Angory.
Fot. Marta Zajma
Katarzyna Zalepa jest jednym z niewielu rysowników płci żeńskiej
w Polsce. Ukończyła psychologię
na Uniwersytecie Łódzkim. Od 10
lat pracuje w redakcji Angory. Najbardziej znane są jej rysunki publikowane co tydzień w rubryce Dla
tych co nie lubią czytać.
7
NASI GOŚCIE
Mateczka estrada wszystkich
wyżywi
Berenika Balcer: Który już raz
panowie u nas goszczą?
Marek Sobczak: A który to jest
sezon w Rewalu?
B.B.: Już 15 lat.
M.S.: No to piętnasty... Nie, nie.
Czternasty. Na pierwszym nie byliśmy.
B.B.: Czyli to już jest rutyna?
M.S.: Nie. Nie, że to jest rutyna.
Nigdy nie ma rutyny. To jest po prostu przyzwyczajenie, że latem przyjeżdżamy do Rewala.
Antoni Szpak: Jak odwiedzamy
młodzież, to mamy przekrój, jaka
młodzież właściwie jest. To jest
możliwość trzy razy w lecie spotkania z takim środowiskiem jak wasze. To można sobie wyrobić zdanie, jaka jest młodzież. Tak jak wy
oceniacie ludzi dorosłych i pewnie
macie swoje zdanie na ten temat,
tak samo my dzięki takiemu spotkaniu bardziej rozumiemy wasze pokolenie. Dla nas jest to duża przyjemność spotykania się z ludźmi,
którzy być może niedługo będą naszymi kolegami dziennikarzami.
Marek Nowak: A czy w latach ‘70
ludzi też tak bardzo śmieszyło, jak
ktoś powiedział na scenie „dupa”?
A.S.: Zależy w jakim kontekście.
Wulgaryzmy, to są również słowa,
tylko, że one zostały uznane za słowa, których nie wypada publicznie
mówić. W związku z tym, może być
nawet najgorszy wulgaryzm, jeżeli
jest on użyty w uzasadnionym kontekście i podbija puentę. Przykładem jest Smoleń, który opowiadał
taki świetny monolog. Siedział
na łóżku i mówił: „Ej tam, cicho być”
i używał słowa na „k”, które wywoływało naprawdę entuzjazm. Nie dlatego, że on to powiedział, ale dlatego, że używał tego w kontekście:
„Amerykanie gdzieś tam napadną
i przeproszą, a nas ‘k” nikt nie przeprosi” i właśnie to „k” podbijało to,
że jesteśmy zniewoleni, ale wypadało nas chociaż przeprosić.
M.S.: Poza tym, nie mogę wyjść
na scenę i w pewnym momencie
8
mam być w jakiś tam
sposób zdenerwowany i mam powiedzieć: „Przestań mi
przeszkadzać, możesz mnie w dupę
pocałować”. Nie mogę wyjść i powiedzieć:
„Przestań
mnie denerwować, możesz mnie
w pupę pocałować”, bo to jest dopiero dziadostwo! To nie jest naturalne, nikt tak nie powie.
B.B.: Skąd panowie czerpią inspiracje do swoich felietonów?
A.S.: To nie jest inspiracja. My jesteśmy takim narodem, że my nie
lubimy jak jest spokój. I to jest woda
na młyn takich facetów jak my. My
niczego nie wymyślamy. Po prostu
cała klasa polityczna, tydzień w tydzień, dba o to, żeby nam nie zabrakło roboty, żebyśmy mieli
o czym mówić i o czym pisać. Oni
są naszymi chlebodawcami, bo jak
siadamy do napisania np. felietonu,
to nie my nie mamy problemu z tym,
co napisać. Problemem jest raczej,
o czym nie napisać. My wymyślamy
formę, bo tematy wymyślają w Warszawie, na Wiejskiej.
B.B.: Z kim sympatyzujecie
w swoich felietonach?
A.S.: Z nikim.
M.S.: Generalnie, jeśli jest możliwość, to chętnie pokazujemy ludzi.
A.S.: Ludzi, ale nie partię.
M.S:. Wszystkie partie byśmy
spuścili do piachu. Najlepiej by było, jakby młodzi ludzie przejęli pałeczkę. Mnie strasznie denerwuje,
że polityka jest w rękach takich starych ludzi jak my, czy starszych, bo
uważamy, że powinna nastąpić
zmiana pokolenia.
A.S.: Nasze pokolenie jest ciągle
skażone tamtym ustrojem. Zwróćcie uwagę, że jesteście w wieku,
kiedy kształtuje się światopogląd,
a nasze pokolenie przeżyło ten
okres w czasach socjalizmu.
B.B..: Niektórzy mówią, że kabaret polityczny już się skończył.
M.S.: Skończył się dla durniów.
Nie może się skończyć coś, co będzie trwało do końca życia. To jest
jak prostytucja. Prostytucja nigdy
się nie skończy. Wszystko jest tak
skonstruowane, że była, jest i będzie. Tak samo polityka. Ktoś, kto
tworzy polityke, zawsze będzie miał
prześmiewców. Był król, był błazen.
Rolę błazna my teraz wykonujemy.
Kasia Kowalczuk: Skrytykowali
Panowie polską scenę kabaretową, ale co sądzą Panowie o takich
sławach jak kabaret Ani Mru Mru,
czy Moralnego Niepokoju?
A.S.: Kabaret Moralnego Niepokoju był dla nas kabaretem, który
jakby próbował łączyć tamten kabaret z tym współczesnym i z tych
wszystkich młodych kabaretów jest
to dla nas bardzo kreatywny i dobry. I próbuje coś widzom przekazać. Za to kabaret Ani Mru Mru według nas się gdzieś zagubił. Mieli
na początku bardzo dobre pomysły,
ale potem stwierdzili, że najfajniejszym jest schlebianie widzom.
M.S.: Nie chodzi o to, że ich chłostamy. Mówię, że nie lubimy tej formy, tych żartów i takiej sceny kabaretowej, więc idziemy swoją ścieżką. Ale życzymy jak najlepiej. Jesteśmy jak najdalej od zwalczania kogokolwiek, czy publicznego krytykowania. Dlaczego się nie przebieramy? Bo nas to nie bawi. Jeśli chcą,
to niech to robią, proszę bardzo.
A.S.: W branży artystycznej jest
powiedzenie: „Mateczka estrada
wszystkich wyżywi”. I wyżywi. Jeśli
jest widz, który chce iść np.
na Boys, to jego wybór. OK. Ja szanuję tego widza.
Fot. Marta Zajma
ROZMOWA TYGODNIA
Rewal widzę piękny i ogromny
Dziennikarze pierwszego turnusu Potęgi Prasy odwiedzili Urząd Gminy,
dowiadując się wielu ciekawych rzeczy dotyczących turystyki, infrastruktury
i problemów w Gminie.
-Jakie środki finansowe gmina
wydaje na przygotowanie do sezonu turystycznego?
Jeśli chodzi o przygotowanie
do sezonu turystycznego, są to bardzo duże środki finansowe. Przede
wszystkim są one wykorzystywane
na przygotowywanie plaż, ratownictwo wodne i sprzątanie Gminy Rewal
po sezonie jesienno –wiosennym. Są
w to zaangażowane wszystkie firmy
współpracujące z gminą, ponieważ
porządkami obejmuje się oprócz ulic
także lasy, dzikie wysypiska i wydmy.
Następnym elementem, jest łatanie
dziur, które przeprowadzamy co roku. Trzeba też umyć kilka tysięcy
punktów świetlnych i dokonać ich renowacji. Kilkaset tysięcy przeznaczane jest także na Brygadę Zieleni, czyli osoby odpowiedzialne za sadzenie
roślin, krzewów, sianie trawy, przycinanie drzew. Jest to później oceniane przez turystów, mieszkańców
i dziennikarzy.
– Ile pieniędzy z budżetu gminy
przeznacza się na utrzymanie
i pielęgnacje zieleni, kwiatów?
Ponad milion złotych.
– Skąd władze gminy pozyskują
środki na tak dużo inwestycji w infrastrukturze?
Przede wszystkim z podatków
które stanowią około 30% środków.
Poza tym, ze sprzedaży mienia komunalnego, działek na wybrzeżu,
które są trzy lub cztery razy droższe
niż w innych miejscach.
– Dlaczego jest tyle zaczętych
i rozgrzebanych inwestycji? Czy
jest to wynik złej organizacji, braku pieniędzy, czy są to przyczyny
niezależne od władz gminy?
Wiele jest rzeczy niezależnych
od nas. Jednym z tych projektów
jest Kolejka Wąskotorowa z Pogorzelicy do Gryfic. Tory już zostały
położone, lecz nie pasuje to rolnikom, którzy od wojny jeździli tymi
drogami i dojeżdżali na swoje pola.
Kolejnym problemem jest dworzec
w Niechorzu. Ekipa budowlana,
która wygrała przetarg, nie chce
rozpocząć
prac
na
terenie
budynku, ponieważ według ekspertów budowlanych firmy, konstrukcja grozi zawaleniem. I w tkwi problem.
– Ile jest podmiotów gospodarczych płacących
podatki
w gminie?
Około trzech tysięcy podmiotów
gospodarczych
działa na terenie
gminy Rewal.
– Dlaczego w tym roku nie rusza Kolejka Wąskotorowa z Pogorzelicy do Gryfic?
Kolejka jest w trakcie realizacji.
Koniec inwestycji planowany jest
na 30 października 2012. Patrząc
jednak na dworzec w Niechorzu,
myślę, że termin ten może ulec
wydłużeniu. Mam nadzieję, że kolejka będzie uruchomiona w przyszłym sezonie letnim.
– Dlaczego tak mało przedsiębiorców w gminie nastawia się
na całoroczną turystykę?
Żeby przetrwać zimę, trzeba
mieć ogromny kapitał. Oferta zimowa musi wybiegać ponad standard.
Ośrdoki powinny zaopatrzyć się w
SPA, salę konferencyjną i restaurację. Moim zdaniem, wiąże się to
także z pewnym rozleniwieniem , lokalnych przedsiębiorców, ponieważ
do tej pory sezony letnie przynosiły
zyski i, dało się z nich przetrwać zimę, a potem inwestować. Teraz nastał kryzys, który zmusza do coraz
większej kreatywności.
– Czy goście przebywający
w Gminie Rewal mogą czuć się
bezpieczni?
Robimy wszystko, żeby tak było.
Dofinansowujemy Straż Graniczną,
Policję, Ochotnicze Straże Pożarne, Ratownictwo Wodne. Na terenie
gminy działają dwie karetki pogotowia.. Z moich danych jednak wynika, że są takie nocne miejsca
w gminie, gdzie turysta nie zawsze
czuje się bezpieczny. Będę starał
się to zmienić.
– Jaka jest przestępczość
w gminie? Ilu policjantów i strażników gminnych strzeże spokoju
turystów?
Na terenie gminy jest obecnie 40
policjantów, 10 strażników gminy,
10 strażników granicznych. Choć
jest to wiele, to zakładając, że
w weekendy, gdzie spędza wakacje
kilkadziesiąt tysięcy ludzi, jest
to wciąż za mało.
9
ROZMOWA TYGODNIA
– Z czego jest pan dumny jako
gospodarz Rewala? Czy te osiągnięcia zadecydowały o tak wysokim poparciu wyborców w ostatnich wyborach?
Wysokie poparcie w wyborach,
to tak naprawdę skutek mojej pracy
z ostatnie 4 lat. Mimo różnych trudności finansowych i kryzysowych,
w miarę bezpiecznie wchodzimy
w nowe inwestycje, które zmieniają
wizerunek tej gminy. Myślę, że nawet sami mieszkańcy nie zauważają pewnych zmian. Najwięcej widzą
turyści, którzy odwiedzają nas co
parę lat. Wystarczy spojrzeć na stojące, przy głównym zejściu na plażę
wieloryby. Kilka lat temu tam była
łąka. Trudno powiedzieć czy jestem
dumny. Na pewno jestem zadowolony, że gmina zajmuje nadal
wysokie miejsce w rankingach
i udaje jej się realizować inwestycje,
które są na miarę większych miast.
– Niezrealizowane plany?
Takich planów jest bardzo dużo,
jak choćby budowa Mariny w Niechorzu. Dostaliśmy pozwolenie
na budowę, oraz dotacje, jednak
nie mamy własnych środków na realizację tego zadania. To jest
problem, z którym nie wiem jak sobie w tej chwili poradzić. Boję się,
że zostanę z projektem, a stracę
dotacje Unii.
– Dlaczego Amfiteatr w Rewalu
jest w tak opłakanym stanie?
My go nie nazywamy amfiteatrem. To jest pewna łąka, ogrodzona płotem. Mamy wybór: albo ją rozebrać, albo pozostawić jeszcze
rok czy dwa, w takim stanie. Dzierżawcy od paru lat nie wkładają i nie
włożą w to miesce żadnych
10
środków.
Mamy
projekt
i
pozwolenia na budowę amfiteatru
na 1200 miejsc. Miałaby to być
Biała Ryba, lecz na dzień dzisiejszy
nie mamy odpowiednich środków.
– Czy to prawda, że zadłużył
pan nadmiernie finanse gminy?
Zadłużenie gminy jest na poziomie 52%, czyli blisko granicy. Dlatego nie ma zgody zarówno Rady
Gminy, jak i mojej, aby wejść w następne inwestycje. Jestem zwolennikiem inwestowania, ale nie tego,
że Państwo się od nas odwraca.
Powinno wspomagać małe gminy
i samorządy. Następne lata, będą
latami spłat kredytów w bankach,
u wykonawców i inwestorów
– Jaka jest struktura wydatków
budżetu gminy? Ile pieniędzy
przeznacza się na spłatę zaciągniętych pożyczek?
. W budżecie nie może być więcej wydadków na spłaty kredytów i
zadłużeń niż 15%. Jeśli przekroczy
sie ten próg, to Regionalna Izba
Obrachunkowa ma obowiązek
wkroczyc do akcji i zarządać zmian
w budżecie.
– Czy początek sezonu turystycznego uważa Pan za udany?
Organizacyjnie - tak.. Biznesowo
jest on znacznie słabszy niż w poprzednich latach. Gdyby nie
przedłużac roku szkolnego o dwa
tygodnie, dzieci już dawno mogłyby
u nas wypoczywać. Ja też jestem
nauczycielem z zawodu i wiem co
się dzieje po 10 czerwca w szkołach. Nie rozumiem i nigdy tego nie
zrozumiem, po co trzymać dzieci
na siłę w szkołach. Wiem, że taki
jest przepis, ale od tego mamy cały
Rząd, aby to zmienić..
– Jakie są problemy, z którymi
Pan, jako gospodarz gminy, nie
potrafi sobie poradzić?
Jest ich wiele, jak choćby kolejka
wąskotorowa i problem dworca
w Niechorzu. Nikt nie chce się podpisać pod jego rozbiórką, ponieważ
jest to zabytek. Każdy twierdzi, że
bezpieczniej było by dla wszytskich,
jeśli sam by się zawalił. Ponadto
ciągły bałagan, który tkwi w naszej
polskiej naturze. Pety rzucane
gdzie popadnie, mimo tego, że
śmietników mamy bardzo dużo,
napawają mnie odrazą.
– Jak wygląda zaangażowanie
stałych mieszkańców gminy w życie polityczne i społeczne? Czy
może Pan liczyć na ich wsparcie?
Nasi mieszkańcy są bardzo aktywni. Można liczyć na ich poparcie
w wyborach. W małej społeczności
łatwiej o zasoby demokracji. U nas
liczy się jeszcze człowiek.
– Czy wyrósł Panu w gminie rywal polityczny, który ma plan działań lepszy i skuteczniejszy?
Ja zawsze uważam, że jestem
najlepszy (śmiech). Nie ma w moim
działaniu czegoś takiego, że od razu
po wyborach myślę już o następnych. Często te idee dnia dzisiejszego się zmieniają. Czasem łatwej jest
zyskać sympatie wyborców, kładąc
po postu chodnik koło domu, a nie
budując np. molo, obwodnice, albo
kolej wąskotorową. Zawsze mam
pewną ideę wizerunku miejscowości, w której należy do czegoś dążyć.
– Czy Pan jako polityk, działacz
społeczny czuje się człowiekiem
spełnionym?
ROZMOWA TYGODNIA
Nie jest łatwo być człowiekiem
spełnionym. Gdy mam mało pracy
to szukam nowych zadań. Wszędzie staram się dokładać cegiełkę
swojej tożsamości. Często moje
pomysły są tak maglowane, że wychodzi z tego coś innego i też muszę się pod tym podpisać. Być może jest to patetyczne i górnolotne,
szych lub większych konfliktów.
Jednak, gdy tylko mam wolną chwilę to staram im się to jakoś zrekompensować.
– Jaka jest Pana ulubiona muzyka, potrawa, miejsce w Polsce,
Europie, świecie, hobby?
Moje hobby to podróże, a kiedyś
to była muzyka. Moją pasją jest tez
ale tak podchodzę do pewnych
fragmentów swojego życia.
– Dlaczego Rewal ma taką dobrą prasę i markę w regionie?
Wystarczy tylko na mnie spojrzeć (śmiech). Z zawodu jestem nauczycielem, więc umiem tłumaczyć,
przekonywać i zachęcać. Wykorzystuję to także na tym stanowisku.
Z obrad na sali konferencyjnej
zawsze wypływai jasny przekaz, a
wszystkie konflikty rozwiązujemy
na bieżąco. Mamy jasny cel wszyscy chcemy budować nowy
Rewal, nową gminę. Inne wieści
z tego gmachu nie wychodzą.
– Czy bycie politykiem przeszkadza panu w życiu rodzinnym?
Czy żona nie ma do Pana pretensji
o to, że większość czasu poświęca Pan na działalność społeczną?
Polityk, to za duże słowo. Społecznikiem też nie jestem, bo
za swoją pracę otrzymuję całkiem
niezłe wynagrodzenie. Wczoraj
skończyłem pracę po północy.. Moja córka i małżonka to bardzo wyrozumiałe osoby i doskonale sobie radzą, gdy mnie nie ma. Na razie
w jakiś sposób rozumieją moją pracę. Oczywiście dochodzi do mniej-
fotografowanie, ale mam manierę
robienia zdjęć śmietnika, lub ławki
i przenoszę to na nasze małe podwórko. Najdłuższy urlop trwał 8
dni wliczając święta, także szaleństwa w tym nie ma. Uwielbiam Pragę. Wracam systematycznie do
tego miasta z moją rodziną.
– Pańskie życiowe credo?
Na każdą chwilę mam nowe. Ale
przede wszystkim, żeby zasypiać
spokojnie, móc tak żyć, aby bez
wstydu spojrzeć w lustro. Myślę, że
postępując w taki sposób, człowiek
sam buduje swoje motto.
– Jakieś rady, dla nas, młodych
dziennikarzy?
Na szczęście nie jestem już nauczycielem, ani wychowawcą. Każda chwila coś rodzi i na bieżąco
można dawać jakieś rady. Jedźcie
w świat, budujcie fascynacje,
uczcie się jak żyć. Jedyna moja rada: nie przestajcie się uczyć. i
pamietajcie, że życie zaczyna się
nie na studiach lecz w akademiku.
– Co będzie Pan robił na emeryturze?
Nie wiem, czy w ogóle jest taka
możliwość. Próg emerytalny w Polsce jest bardzo wysoki. Do tego
czasu, znając nasze państwo, nikt
z nas do emerytury nie dotrwa.
Proszę zwrócić uwagę, że zaczynamy reformy od podniesienia wieku
emerytalnego i podatków. Moim
zdaniem pewne rzeczy powinny odbywać się równolegle. Należałoby
pomyśleć tez o sobie. W żadnym
bogatym kraju europejskim nie ma
tylu parlamentarzystów, a każdy
z nich generuje dana sumę pieniędzy do wydawania. Może trzeba
ograniczyć ilość rzeczników prasowych. Dlaczego, gdy ktoś u nas nie
ma pracy, staje się rzecznikiem
prasowym? W kwiecie wieku
chciałbym zwiedzać różne miejsca,
ale do emerytury jeszcze daleko.
OLA DOMAŃSKA
DOMINIKA KACZMAREK
JĘDRZEJ BRZOZOWSKI
Fot. Marta Zajma
11
SPOŁECZEŃSTWO
Jestem z Rewala
„Jestem z Rewala” mówię i widzę zdziwienie
wypisane na twarzy mojego rozmówcy. Jeśli wie
on, gdzie ta miejscowość się znajduje, od razu
słyszę entuzjastyczne: „Ale masz fajnie!”.
Czy rzeczywiście?
Owi rozmówcy zwykle wystawiają swoją ocenę na ten temat
na podstawie swoich wrażeń wakacyjnych. Jest miło i przyjemnie
w sezonie, więc tak samo powinno
być poza nim. Oczywiście wiele
rzeczy się w rzeczywistości różni.
Rewal wtedy jakby wymiera. Rzadko można spotkać jakiś turystów,
co samo w sobie udowadnia dużą
różnicę.
Spotkałam się też z opiniami, że
skoro mieszkamy w miejscowości
nadmorskiej, to praktycznie mamy
wakacje cały rok, czyli nie mamy nic
do roboty. Młodzi ludzie za to zawsze są pytani, co robią poza sezonem. Podstawową odpowiedzią,
w dodatku banalną, jest – chodzimy
do szkoły. Poza tym mamy dostęp
do skate parków, stadionów, kortów
tenisowych, boisk. Jest również
Gminny Ośrodek Kultury, gdzie możemy uczęszczać na zajęcia fotograficzne, lekcje śpiewu, gry na gitarze, pianinie, perkusji lub nawet
na jogę albo balet. Tam również co
jakiś czas odbywają się spotkania
z różnymi fascynującymi ludźmi, np.
12
z Moniką Szwają, czy Jasiem Melą.
To wszystko w miarę zaspokaja nasze zainteresowania. Jednak prawdą jest, że dla nas, młodych ludzi, to
nie jest wystarczające.
Dorośli uważają, że jest to piękne miejsce. Poza sezonem cisza
i spokój, a zimą wszystko wygląda
jak z bajki (o ile jest śnieg). Ale każdy wie, że młodość rządzi się własnymi prawami i młodym zawsze
się coś nie do końca podoba. Tutejsza młodzież nie jest inna, ale nie
widzimy wszystkiego w szarych kolorach. Są plusy i minusy. Jak
wszędzie.
Zacznijmy od pozytywnej strony.
Pierwszą rzeczą, którą wskazują
młodzi Rewalanie jest duża możliwość zawierania nowych znajomości w czasie lata. Wtedy jest tu naprawdę dużo ludzi, więc zdobywanie kontaktów nie jest problemem.
„Wszyscy się tu znają, więc jest
w sumie bezpiecznie” – mówi jedna
z moich koleżanek. Jest to dowód
na to, że pustki poza sezonem również mogą być plusem.
Wróćmy do okresu wakacyjnego,
który jest zawsze długo wyczekiwany, szczególnie przez tutejszą młodzież. Jest to bowiem, jak już wspominałam, odmienny świat od tego,
który mamy przez dziesięć miesięcy. Możemy zaszaleć. Przy okazji
jest jeszcze wiele wydarzeń kulturalnych i sportowych, z których możemy korzystać.
Jako kolejny pozytyw rewalska
młodzież wskazuje duży rozwój naszej gminy. Z roku na rok jest nie
tylko coraz więcej atrakcji dla turystów, ale również dla tutejszych.
Przyjemne miejsca, które każdy
z nas lubi. Parki, lasy, ścieżki rowerowe, boczne drogi, taras widokowy
oraz wspomniane już skate parki
i boiska. Zimą również pojawia się
lodowisko w Trzęsaczu. Zamienia
się w nie nasz orlik. Wstęp jest bezpłatny, płaci się tylko za łyżwy, dlatego też uważamy to za jeden ze
znaczących plusów.
I najważniejsza rzecz, której zazdroszczą nam osoby słyszące:
„Jestem z Rewala”. Mianowicie
– morze! Całoroczny i bezpośredni
dostęp do morza, które jest niesamowite o każdej porze roku. Niektórzy z moich znajomych potrafią
większość dnia spędzić na plaży
przez całe wakacje, a także czasami poza nimi. Dlatego też to właśnie
morze znajduje się na pierwszym
miejscu rankingu plusów mieszkania tu według tutejszej młodzieży.
Pewnie niektórzy zapytają się,
co z minusami? Przecież nie może
być tak idealnie. Odpowiedź brzmi
– nie jest perfekcyjnie. Największym dla nas utrapieniem jest duża
odległość od kin, teatrów, centrów
handlowych oraz dobrych liceów.
Z tego powodu większość osób
idzie do szkoły średniej do np.
Szczecina.
Sezon ma także swoje wady. Dla
niektórych takie tłumy w wakacje są
dość męczące, ale jednocześnie
poza wakacjami ciąży im nuda. Widocznie nie ma złotego środka.
Dzięki tym wszystkim plusom
i pomimo minusów podoba nam się
tu. My, młodzież rewalska, oświadczamy, że lubimy tu mieszkać,
a na stwierdzenie: „Ale masz fajnie!”, odpowiadamy zdecydowanie:
„Oczywiście”.
BERENIKA BALCER
Fot. Jędrzej Brzozowski
SPOŁECZEŃSTWO
Bierz życie, jakim jest
Gdy teraz patrzę przez okno, widzę kawałek plaży, drzewa i morze. To zdecydowanie milszy widok dla oka, niż blok i trawnik
– najciekawsze elementy mojego
codziennego krajobrazu. Chyba
nikt się nie zdziwi, gdy powiem, że
wolę słuchać mew, szumu fal i odpoczywać na piaszczystej plaży,
niż spędzać czas przed komputerem w swoim domu. Wiem jednak,
że niedługo zmierzę się z końcem
pobytu w Rewalu. O ile to będzie
dla mnie dość łatwe, bo tęsknię
już za najbliższymi, to powrót
do obowiązków już teraz mnie niepokoi. Myśląc nad tym, jak będzie
wyglądać przyszły rok szkolny,
znalazłam nagle sposób na niechęć związaną z końcem błogiego
lenistwa.
Na samym początku powinniśmy zastanowić się nad najważniejszym – czy praca lub szkoła nie
są dla nas prawdziwym horrorem,
gdzie dobrą energię wysysają
z nas emocjonalne wampiry - ludzie, którzy lubią patrzeć na przygnębienie innych. Czasem zmiana
środowiska może wyjść korzystnie,
szczególnie, jeśli jego większa
część wzbudza w nas coraz to
większą niechęć. Bez względu
na to, czy postanowimy walczyć
z otoczeniem, które przywitamy
po wakacjach, czy jednak damy temu spokój, zastanówmy się, co
jest powodem naszego rozgory-
czenia. Kiedy już to ustalimy, przypomnijmy sobie jak staraliśmy się
to przetrwać w ubiegłych latach.
Poranne wstawanie na pewno jest
mniej męczące, gdy rano mamy
chwilę, by usiąść i w zamyśleniu
wypić kubek gorącej kawy. Im więcej znajdziecie tych małych plusów, tym prościej będzie wam pogodzić się z końcem wakacji.
Pamiętajmy także o tym, że
szkoła i praca zazwyczaj dają nam
duże możliwości rozwoju. Weźmy
się w garść i spróbujmy pokierować
naszym życiem tak, aby wpadło
na właściwy tor. Wystarczy tylko
wziąć kartkę, długopis i zapisać sobie najważniejsze cele oraz marzenia związane z życiem zawodowym
lub edukacyjnym. Wyznaczmy także priorytety - czym należy się zająć
od początku. Napiszmy również
krótki plan działania oraz poświęć-
Fot. Marta Zajma
my chwilę na rozmyślanie o efektach naszej pracy...
Gwarantuję, że jeśli macie jakiekolwiek ambicje, to w pewnym momencie zapragniecie już zacząć
działać! Możecie wykorzystać tę
metodę w każdej chwili, ważne jest
jednak, by to wszystko zapisać. To
spowoduje, że szybciej zaczniemy
wierzyć we własne możliwości i zrealizowanie naszych planów. Ponadto zawsze będziemy mogli przeczytać i przypomnieć sobie wszystko,
gdy zdarzy nam się chwila lenistwa.
Musimy też zawsze starać się patrzeć pozytywnie na otaczający nas
świat. Wiem, że to zwykły truizm
i w dodatku momentami nie dający
się wcielić w życie. Jednakże nasze
życie może być przepełnione niesamowitością, jeśli tylko nauczymy się
czerpać ją pełnymi garściami.
Ostatnio zauważyłam, że mnóstwo problemów, którymi się przejmuję, to tylko proste do rozwiązania
sprawy. Często mamy tendencję
komplikować wszystko, co nas otacza i przesadnie nad tym rozmyślać.
Jeden z moich ulubionych zespołów
śpiewa (w myśl stoickiej zasady):
„Bierz życie, jakim jest”. I tym starajmy się kierować, bo często mamy
więcej, niż mogłoby się wydawać,
lecz po prostu zabałaganiony umysł
przeszkadza nam to odnaleźć. Jednak jeśli uporządkujemy swoje życie, czyli świat naszych myśli, to
wszystko zacznie być prostsze,
a my będziemy mogli „brać życie, jakim jest”. Wtedy już żaden koniec
nie zniszczy tych fundamentów.
KATARZYNA SZUSZA KOWALCZUK
13
SPOŁECZEŃSTWO
Kebab atakuje
Są wakacje, a więc dni pełne swobody, luzu i odpoczynku od codzienności. Wyjeżdżając nad morze nie zastanawiamy się, czy to co jemy jest
zdrowe, czy tylko smaczne. Im bardziej jedzenie jest niezdrowe, tym
lepiej smakuje, ale nam to nie
przeszkadza. Na wakacjach
jemy to na co mamy ochotę
i nie zważamy na ilość zbędnych kalorii i tłustych składników. Nie zapominajmy, że
podczas pracy, bądź roku
szkolnego w naszym menu
znajdują się warzywa i owoce. Naszemu organizmowi
ciężko jest się przestawić ze
zdrowych rzeczy na jedzenie
śmieci. Oczywiście, nie
przesadzajmy, bo jedzenie
marchewki zamiast gofra i paradowanie z nią po ulicy, wyglądałoby dziwnie.
Pytając ludzi usłyszałam różne
opinie. Brawa dla pań, które cały
czas odżywiają się zdrowo i w ich
diecie nie ma miejsca na niezdrowe
jedzenie. Bardzo często słyszałam
opinię, że w takich warunkach zdrowe odżywianie się jest nierealne. Ma
rację, w końcu znajdujemy się w typowej wypoczynkowej miejscowości,
w której aż roi się od fast-foodów.
Faktycznie, ma to swój urok, dzięki
nim, jeszcze bardziej możemy poczuć, że są wakacje.
Bo co kojarzy się nam lepiej z wakacjami od lodziarni, budek z goframi
i frytkami. W końcu są one tylko chwilowe i wraz z ich zakończeniem wracamy do naszej rzeczywistości i regularnych posiłków. Ciekawą odpowiedzią na moje pytanie, było także
Rewalska Policja
Okres wakacji, to nie tylko beztroskie wylegiwanie się na plaży, jedzenie zimnych lodów, pluskanie się
w morzu, ale też czas bardzo dużej
ilości przestępstw. Chcąc dowiedzieć się kilku szczegółów odwiedziłam Rewalski Komisariat Policji.
Okazuje się, że różnica pomiędzy pracą w sezonie, a poza nim
jest ogromna! Na co dzień w Rewalu mieszka ok. 3500 osób, jednak
gdy z całej Polski (i nie tylko) zaczynają zjeżdżać się liczni turyści, to ta
liczba diamentralnie się zwiększa.
Według statystyk poza sezonem
odnotowuje się 20 przestępstw miesięcznie, natomiast w sezonie ta
liczba siega nawet do 150.
Największym problemem są liczne kradzieże oraz pijani kierowcy.
W zeszłym roku na 146 przestępstw 62 były kradzieżami, a 26
Jeżli chcesz by Twój dom, sklep lub punkt usługowy nie był łatwą
zdobyczą dla przestępcy pamiętaj:
 wychodząc z domu zamykaj za sobą wszystkie zamki.
 nie udostępniaj swojego mieszkania osobom przypadkowo poznanym.
 ubezpiecz swoje mienie.
 ucz swoje dziecko ostrożności i nieufności w stosunku do obcych.
 gdy stwierdzisz, że dokonano włamania, natychmiast powiadom policję I nic
nie ruszaj do czasu przyjazdu funkcjonariuszy.
14
pytanie. Dlaczego miałabym się
w wakacje zdrowo odżywiać? To
prawda, odczuwamy potrzebę, aby
zjeść coś niezdrowego, bo są wakacje. Będąc w domu, ucząc się i pracując nie mamy czasu, aby wybrać
się do McDonalda, czy innych restauracji szybkiej obsługi. Wtedy jedzenie niezdrowych rzeczy ogranicza się do minimum. A na wakacjach można zjeść wszystko.
Na wszystko jest czas, nawet
jak się nie ma ochoty, to i tak
się skusimy na apetycznie
wyglądającego
kebaba,
którego je pani przy stoliku
obok. Miejsc, w których można zjeść wspomnianego kebaba, czy też frytki i wiele innych jest pełno w każdej
wakacyjnej miejscowości,
a i w innych miastach ciągle ich przybywa. Zachowajmy jednak rozwagę wybierając miejsce, w którym
chcemy spożyć posiłek.
Obiad w miejscu, w którym śmierdzi
spalonym tłuszczem i nieświeżym jedzeniem może nam dodać w gratisie
rewolucje żołądkowe. Jedzmy więc
co chcemy, ale uważajmy, by nie
spędzić wakacji w łóżku.
ALEKSANDRA PASON
Rys. Katarzyna Zalepa
kradzieżami z włamaniem. Policja
radzi więc uważać na swoje mienie.
Policjanci jak co roku są świetnie
przygotowani do takiego typu sytuacji. Turyści, przyjeżdżając do Rewala mogą czuć się bezpiecznie i komfortowo.
ANIELA JANOWSKA
Fot. Jędrzej Brzozowski
SPOŁECZEŃSTWO
Przekonanie, cel i wiara
Takiego obozu jeszcze nie było. Takiej osoby jak Pani Krystyna Chowańska także. Pedagog, prezes Towarzystwa Przyjaciół Dzieci w Koninie, kawaler Orderu Uśmiechu. Do Rewala
przyjechała z określonym celem – dać
szansę przyszłym młodym plastykom,
aktorom i dziennikarzom.
Kontakt nawiązaliśmy po tym, jak
Pani Krystyna przeczytała nasz
pierwszy numer Rewalacji wydany
w tym roku. „Gdy tylko dostałam tę
gazetę pomyślałam o moich podopiecznych” powiedziała nam. „Tak
samo jak Wy chcę reaktywować zainteresowanie młodzieży dziennikarstwem”.
Zdobywając środki z Funduszu
Inicjatyw Obywatelskich i Zarządu
Głównego Towarzystwa Przyjaciół
Dzieci, Pani Chowańska zorganizowała trzy wyjazdy kolonijne z dziećmi– do Jastrzębiej Góry, Konina
oraz do Rewala. Każdy z tych obozów ma za zadnie rozwijać różnorakie talenty młodych. Rewal przyjmuje zespół dziennikarski, który... jeszcze nie wie, że takowym jest!
Na tym właśnie polega specyfika
tego przedsięwzięcia. „Pragniemy
zrobić selekcję, by znaleźć te osoby
z ukrytym talentem, które będą
w stanie tworzyć gazetę, telewizję
oraz radio” mówi Pani Krystyna.
„Poprzez liczne, aczkolwiek spontaniczne rozmowy z świetnie wyszkoloną, profesjonalną kadrą chcemy
wybrać ludzi z potencjałem.” Nie
ukrywa, że będzie to elita. „Jednakże dla mnie najważniejsze jest podarowanie im szansy” stwierdziła.
Pani Chowańska nie ma obaw
dotyczących jej pomysłu. „Trzeba wierzyć, mieć przekonanie
i cel” - zapewniała nas nieustannie. Chce to także wpoić młodym ludziom, by ukierunkować
ich w drodze do dorosłości
a także, by zapewnić lepszy
start. „Takie są potrzeby społeczeństwa.”
Doświadczenie to mocna strona projektu Pani Krystyny. Jest dumna z tego,
że należy do Towarzystwa Przyjaciół
Dzieci, a także ze swojej pracy w środowiskowym ognisku wychowawczym
w Koninie. Jego zadaniem jest pomoc,
rozwijanie zainteresowań, praca z rodzinami, zaspokojenie podstawowych potrzeb wychowanków. Pani Krystyna prowadzi także warsztat terapii dla rodzin i
niepełnosprawnych. Ma około pięciuset
dzieci w różnych placówkach. Nic dziwnego, że została uhonorowana Orderem
Uśmiechu. Na pytanie jaka była nauka
płynąca z tych lat doświadczeń, Pani
Chowańska mówi: „Nauczyłam się pokory. Poznałam sens tej pracy. A jak?
Po prostu widząc efekty”. Grupa dzieci
z Konina przybyła do Rewala 10 lipca.
Na razie spędzają czas na rekreacji, rozgrywkach sportowych, zwiedzaniu okolicznych miasteczek – po prostu cieszeniu się z wakacji. Gdy rozmawialiśmy
z Panią Krystyną akurat byli na wycieczce w Trzęsaczu. „Rewal jest naszym
startem” mówi.
FRANCISZKA PIETRZAK
Fot. Marta Zajma
Ostrokrzew kolczasty
Przechadzając się codziennie deptakiem w Rewalu, wielu z nas nie zwraca
uwagi na niezwykle ciekawy
i rzadki w Polsce okaz ostrokrzewu kolczastego. Rośnie
on obok opuszczonego domu
i jest uznany za zabytek
przyrody. Jest to krzew z rodziny ostrokrzewowatych.
Owoce ostrokrzewu należy
stosować ostrożnie i uważnie, bo są trujące. Mogą
spowodować biegunkę oraz
wymioty.
Okaz ten w Rewalu ma
wysokość 5,5 m wysokości,
przyjmuje formę krzewu lub
małego drzewa. Natomiast
liście osiągają długość do
12 cm. Mają kolor ciemnozielony oraz są z wierzchu
błyszczące, a kolczaste na
brzegach. Owocuje od maja
do czerwca. Owoce są kuliste, mają kolor krwisto-czerwony oraz są nieduże.
Gatunek krzewu wymaga
lekkich, świeżych gleb i dużej wilgotności powietrza.
Szkoda, że władze gminy
nie zadbały, aby lepiej
ochronić ten rzadki krzew...
AGNIESZKA OLCZYK
JULIA ANGIEL
15
ATRAKACJE TURYSTYCZNE 2012
Baw się koLEGO
W Rewalu przy ulicy Słowackiego 1 można oglądać wielką wystawę zbudowaną w całości z klocków Lego, która jest otwarta w godzinach od 12 do 20. Cezary Siwek
jest jednym z budowniczych i organizatorów ekspozycji.
Dorota Sroka: Skąd pasja
do klocków Lego?
Cezary Siwek: Pierwszy kontakt
z klockami Lego miałem w dzieciństwie. Kiedy miałem 7 lat zobaczyłem je po raz pierwszy.
Mój kuzyn dostał je od rodziny
z zagranicy. Zakochałem się
w Lego. Dostawałem je z okazji
wszystkich świąt: na urodziny,
na gwiazdkę, zajączka itd.
Otrzymane klocki powoli stawały się moją kolekcją. Trwało to
do końca szkoły podstawowej.
Kiedy urodziła się moja córka
jej pierwszymi zabawkami stały
się klocki Lego i tak ponownie
rozbudziła się moja pasja.
D.S.: Kiedy pojawił się pomysł,
aby zajmować się klockami Lego
na poważnie?
C.S.: Pomysł pojawił się w roku
2000, kiedy zabrakło nam funduszy
na kupowanie nowych zestawów.
Żona wpadła na pomysł żebym założył sklep internetowy. Interes się
rozkręcił, podjęliśmy współprace
z firmą Lego Polska. Było to bardzo
ważne bo bez tego wystawa nie
mogłaby być reklamowana z logo
firmy Lego. Ta współpraca jest obustronna, my robimy imprezy, organizujemy wieczorki dla dzieci, wystawy, a firma Lego pomaga nam aby
to wszystko logistycznie dokończyć.
16
D.S.: Ile zajęła panu budowa
makiety, którą możemy dzisiaj podziwiać?
C.S: Na to pytanie jest jedna odpowiedź – całe życie. Na wystawę
składają się zestawy które zostały
zbudowane już w latach ‘80, ‘90 tj.
kolejki. Przez ostatnie 10 lat rekonstruowałem i kupowałem od innych
kolekcjonerów największe budowle.
Spora część z zestawów jest kupiona z drugiej ręki, ponieważ kiedyś
nie było mnie na nie stać, albo nie
było do nich dostępu w Polsce.
D.S.: Ile lat ma najstarszy klocek w tej kolekcji?
C.S.: Najstarszy klocek jest
z 1952 roku. Kupiłem go w zestawie
który wyszedł w ‘52 roku. Jest oczywiście w drugiej ręki. To były zwykłe
klocki, cegiełki, tak zwane bricki,
z których do dzisiaj konstruuje mnóstwo potężnych budowli.
D.S.: Dlaczego wystawa znajduję się akurat w Rewalu?
C.S.: Jesteśmy bywalcami tej
części wybrzeża, co roku przyjeżdżamy tu na wczasy. Znajomy miał
pomysł, żebyśmy zacumowali tutaj,
w Rewalu, z klockami. Dzięki kontaktom z gminą i ośrodkiem kultury
udało się to zrobić. Przyznam
szczerze, że pomysł na wystawę
w tym miejscu wpadł pod koniec
maja, więc mieliśmy bardzo mało
czasu.
D.S.: Czy wszystkie makiety,
które możemy tu zobaczyć, są
z zestawów czy są budowane
od podstaw przez Pana?
C.S.: Część instalacji jest budowana od podstaw przeze mnie.
Większość budowli jest jednak
z zestawów, które wyszły na przełomie lat jako zestawy ekskluzywne, trudno dostępne, limitowane,
ponieważ to jest dla kolekcjonera
najbardziej cenne. Mam kilka nieskończonych budowli, nawet tutaj
przywiozłem
głowę
Darth
Maul’a z Gwiezdnych Wojen, którą
można zobaczyć na wystawie. Bardzo lubię budować z bricków, podstawowych cegiełek. Jednym
z większych projektów, które teraz
robię to makieta katedry gorzowskiej. Jestem Gorzowianinem
i obiecałem to proboszczowi.
D.S.: Które z budowli są zbudowane tylko przez Pana?
C.S.: Sam buduję głównie domki.
Parę większych figurek, które znajdują się na wystawie, zostało zbudowanych przeze mnie na szybko,
ale jednak starannie, aby oddać
szacunek fanom Lego.
D.S.: Dostaje Pan zamówienia
na budowle z Lego?
C.S.: Jeżeli ktoś życzy sobie zbudowanie modelu domu, willi lub portretu także się tym zajmuję i sprzedaję. Na ścianie wisi portret
mojej żony.
D.S.: Czy jest jakaś profesjonalna nazwa osób,
które zajmują się Lego?
C.S.: Dorośli fani Lego są
zwani Afolami. Kfol jest to
młodszy fan, dziecko. Kiedy
ktoś powie, że znam jakiegoś Afola lub Kfola to już
wiadomo, o co chodzi. Kfole
w Polsce stanowią około 1/3
dzieci. Dzisiaj klocki Lego
bardzo się rozprzestrzeniły.
W domowych pokojach dzieci jest
ich wiele i bardzo mnie to cieszy.
D.S.: Kto jest bardziej zainteresowany wystawą, Afole czy Kfole?
C.S.: Myślę że nie było by Kfola
bez Afola. To rodzice zaszczepiają
pasję w dzieciach. To rodzic kupuje
pierwszy zestaw klocków. Zachęcam do kupna dzieciom Lego. Nie
muszą być to od razu duże zestawy. Przez coś takiego uczy się młodego człowieka systematyczności,
sprzątania po zabawie i przede
wszystkim kreatywności. Klocki rozbudzają wyobraźnię.
DOROTA SROKA, KONRAD PAWłOWSKI
Fot. Jędrzej Brzozowski
ATRAKCJE TURYSTYCZNE 2012
Miniaturowe
latarnie w Niechorzu
20 maja niedaleko latarni morskiej w Niechorzu miało miejsce
otwarcie Parku Miniatur Latarni
Morskich. Obiekt cieszy się bardzo dużą popularnością turystów
i oferuje ciekawe spędzenie wolnego czasu. W parku znajduje się
25 eksponatów, odtworzonych
w skali 1: 10. Nad niektórymi
z nich prace trwały nawet pół roku. Na każdym kroku widać rzucającą się w oczy precyzję i dbałość
o szczegóły. Chcielibyśmy Państwa zachęcić do odwiedzenia tego miejsca poprzez opisanie kilku,
naszym zdaniem, najciekawszych latarni.
Pierwszym eksponatem,
który ukazuje się naszym
oczom jest Bliza. Jest to latarnia dźwigowa, czyli żuraw
z żelaznym koszem węglowym, potocznie nazywanym
„kotłem wulkana” Stosowane one były zarówno na Helu w XVII wieku, (taką latarnię osobiście podziwiał król
Jan III Sobieski) jak
i w Gdańsku Nowym Porcie
od XVIII wieku. Po chwili, tuż
obok, uwagę przykuwa duży
niebieski obiekt. To kolejna
z
przygotowanych
propozycji
– Gdańsk Port Północny. Na szczycie kapitanatu najnowszej części
Portu Gdańskiego zw. Portem Północnym zlokalizowano nową latarnię. Swoim wyglądem wcale nie
przypomina klasycznej latarni. Dopiero, gdy słońce zajdzie, dzięki zainstalowanej fotokomórce zapala się
światło i wieża zaczyna nabierać
charakteru. Wysokość najnowocześniejszego obiektu tego rodzaju
w Polsce wynosi 61 metrów i jest drugą najwyższą latarnią na polskim wybrzeżu. Uruchumiono ją po raz
pierwszy w 1984 roku.
Czołpino jest eksponatem, który
zachwyca
wielu
turystów
oryginalnością i stanowi prawdziwą
perełkę. Latarnia została zbudowana w latach 70 – tych XIX wieku
i jest w kształcie ściętego stożka
z cylindryczną laterną o wysokości
25 m. Pierwotnie, oprócz soczewek
Fresnela, używano w niej lampy olejowej o 5 knotach. Roczne zużycie
oleju mineralnego wynosiło ponad
3,5 tony. Podczas działań wojennych nie ucierpiała, choć po zakończeniu wojny, teren, na którym się
znajduje, należał do wojska. Bezwzględny zakaz zbliżania się do niej
powodował, że nawet próba sfotografowania obiektu była uznawana
za szpiegostwo i surowo karana. Na
początku XXI wieku przeprowadzono modernizację zasilania latarni.
W skład urządzeń optycznych
wchodzą: soczewka bębnowa
francuskiej produkcji z 1926 roku
o średnicy 1,8 m i wysokości
2,75 m, składająca się aż z 43 szlifowanych pierścieni pryzmatycznych oraz halogenowa żarówka
o mocy 1000 W. Po modernizacji
w 2000 roku latarnia jest niemal całkowicie zmechanizowana. Warto
zwrócić uwagę na siatkę, której zadaniem była ochrona przed ptakami.
Dobrze zaplanowane rozmieszczenie powoduje, że park zwiedza
się szybko i przyjemnie, słuchając
przewodnika, który przekaże najciekawsze informacje o każdej latarni.
Zwiedzanie trwa około godziny, ale
ten czas leci naprawdę szybko. Podczas przechadzania się po parku
warto mieć ze sobą aparat, ponieważ robienie zdjęć jest nieodpłatne.
Szczególnie warto sfotografować
eksponat, który wyróżnia się znacznie na tle pozostałych. To dlatego,
że związany jest z bardziej chłodnymi rejonami. Mowa o latarni Arctowski. Warto jednak wiedzieć, że została zbudowana w marcu 1978 roku na stacji polarnej im. Henryka
Arctowskiego i ustawiono ją 200
metrów od niej. Wieża ma 80 cm
średnicy i zaledwie 6 metrów wysokości, ale umieszczona została na
kilkunastometrowym bloku skalnym
co w pewnym stopniu rekompensuje jej niewielkie rozmiary. Barwy,
choć klasyczne, nawiązują do
polskich biało – czerwonych z napisem w pionie „Arctowski”.
Park Miniatur Latarni Morskich
w Niechorzu to doskonałe miejsce
na spędzenie rodzinnego popołudnia. Mimo, że otwarty został
niecałe 2 miesiące temu,
trzeba przyznać, że wszystko przygotowano na najwyższym poziomie. Warto przy
okazji zwrócić uwagę na ceny, które nie są wcale wygórowane, a na pewno warte
tego, co obiekt ma do zaoferowania. Cena z bilet dla
osoby dorosłej to 16 zł. Seniorzy, studenci i niepełnosprawni za wizytę a parku
zapłacą 14 zł. Wejście dla
osób od 14 do 18 lat to koszt
12 zł. Dzieci do lat 14 zapłacą 10 zł. Istnieje także możliwość wykupienia biletu rodzinnego,
którego cena wynosi 50 zł. Parking,
toalety, przewodnik są nieodpłatne.
Ważną informacją jest tak że to, że
osoby poniżej jednego metra wzrostu wstęp wolny.
Grupy liczące powyżej 15 osób
mogą liczyć na ceny biletów z 10%
zniżką. Sytuacja cenowa przedstawia się wtedy w następujący sposób:
Osoby dorosłe: 14,40 zł
Seniorzy, studenci i niepełnosprawni: 12,60 zł
Młodzież od lat 14-18: 10,80 zł
Dzieci do lat 14: 9 zł
Kontakt:
ul. Ludna 16
72-350 Niechorze
Tel.: +48 691 977 977
MICHAł LACHOWICZ,
BARTłOMIEJ MADEJ
17
SPORT
Złoty trening: World League
Jak najlepiej przygotować się
do najważniejszych turniejów
w sezonie? Grać! Odpowiedź niby
prosta, lecz ważna jest także formuła meczu. Na sparingi przyjeżdżają zwykle drużyny słabsze,
przy których ciężko sprawdzić
swoją dyspozycję. Potrzeba więc
meczu o wysoką stawkę. Alternatywą jest turniej pod chwytliwą nazwą: Liga Światowa.
Forma zawodów zmienia się
w zasadzie co roku. W 2012 r.
w „Światówce” wystąpiło szesnaście
drużyn, podzielonych na cztery grupy. Z każdej z nich do ścisłego finału awansował tylko najlepszy zespół
oraz reprezentacja z drugiego miejsca, która miała najwięcej punktów.
Zapewnione miejsce mieli już także Bułgarzy, jako
gospodarze turnieju. Jako, że
w tym roku dla
wielu ekip docelową imprezą są
Igrzyska Olimpijskie, Ligę Światową trzeba było
skrócić o około 2
tygodnie. Federacja podjęła więc
decyzję, że każde
z czterech państw
zorganizuje u siebie mini – turniej,
gdzie drużyny zagrają
zgodnie
z zasadą: każdy z każdym. Tym samym na samej fazie grupowej zaoszczędzono ok. tygodnia. W zeszłym roku w ścisłym finale wystąpiło osiem drużyn, teraz sześć. Daje
nam to kolejne 2 dni. Plan został
więc osiągnięty.
Najtrudniejszą z grup była grupa
B. Trafiły tam dwie drużyny z czołówki rankingu FIVB, czyli Polska
i Brazylia. Oprócz nich były też Finlandia i Kanada, jednak od początku było wiadomo, że walka o pierwsze miejsce będzie między dwiema
potęgami.
Pierwszy weekend zmagań,
w Toronto, przyniósł nam trochę
niespodzianek. W turnieju nie mógł
18
niestety wystąpić nieoficjalny lider
naszej reprezentacji, Bartek Kurek.
Już na pierwszym treningu w Toronto poczuł ostry ból w kolanie. Jednak siatkarze wiedzieli po co jadą
kraju klonowego liścia. Pierwszy
mecz Polaków i już wygrana z Brazylią. Pierwsza od 10 lat w meczu
o punkty! Mieliśmy jednak pecha co
do kontuzji. W meczu z Kanarkami
staw skokowy skręcił Piotrek Nowakowski. Chłopcy, którym od początku tego seta gra układała się niezbyt pomyślnie, jakby się przebudzili i w odwecie za nogę Pita przeprowadzili wręcz egzekucję na osłabionych Mistrzach Świata. Potem
trochę nieoczekiwana porażka z niżej notowaną Finlandią. Nasi siat-
karze właściwie stali na boisku, urywając Finom po długiej walce dwa
sety. Przegraną kibice okrzyknęli
wypadkiem przy pracy, bo już następnego dnia wgnietliśmy Kanadyjczyków w parkiet. Nieusatysfakcjonowani, wyjeżdżamy z Kanady
na równi z Brazylią.
Na początku czerwca w Polsce
rozpoczęła się wielka feta. Kibice
szczelnie
wypełnili
katowicki
Spodek, aby podziwiać naszą reprezentację. Niesamowite widowisko,
w którym siatkarze pokazali klasę
i zapewnili milionom swoich kibiców
niesamowite przeżycia. Chociaż jedynym meczem, w którym mogliśmy
martwic się o wynik była walka
z Brazylią. Kolejne 3: 2, kolejna wygrana. Wszyscy zastanawiali się,
czy to początek upadku wielkiej Brazylii? Nie była przecież osłabiona
tak jak w Toronto, do kadry po kontuzji wrócił dobrze dysponowany
Murillo. Nic nie było jednak w stanie
zatrzymać Polaków. Gładko wysuwamy się na prowadzenie w grupie.
San Bernardo de Campo, czyli
obrzeża Sao Paulo, były wyjątkowo
niesprzyjające. Eskorta policji przy
każdym wyjeździe, ciągły deszcz
i nieklimatyzowana sala wpłynęły
na dyspozycję polskich siatkarzy.
Wygrywając z Kanadą i Finlandią
wzmacniamy swoją pozycję w grupie, ale przychodzi też porażka
z Brazylią. Przegrana 3: 1 boli tym
bardziej że tracimy fotel lidera
grupy. Drużyna
jest już też dość
zmęczona ciągłą,
drastyczną wręcz,
zmianą stref czasowych. Pojawiają się niewielkie
problemy, a tu już
trzeba odlatywać
do Finlandii.
Tampere wita
nas
niewielkim
skandalem. Podróż, która powinna zająć siatkarzom około 10 godzin, trwa ponad
trzy razy tyle!
A wszystko dlatego, że w Paryżu
zespół spóźnił się na odprawę 2 minuty i obsługa już ich nie wpuściła.
Z powodu niedogodności kolano
Kuby Jarosza ulega kontuzji i ze
Spały sprowadzany jest Dawid Konarski. Dolecieć nie mogą także
walizki części graczy, a więc i stroje
meczowe, które na szczęście udaje
się sprowadzić na czas z Warszawy. I to jednak nie jest w stanie wyprowadzić ich z równowagi
i w świetnym stylu wygrywają z Finlandią i Kanadą. Pozostaje tylko
mecz z Brazylią, od którego zależy
spokojne być albo nie być Polski
w Final Six. Polacy pokazują jednak, kto teraz rządzi w siatkarskim
SPORT
świecie! Odgrywają się za mecz
sprzed tygodnia i pokonują Canahrinios takim samym stosunkiem setów. Tym samym mają zapewniony
awans do finału, a Brazylia musi
czekać dwa tygodnie do zakończenia rozgrywek w innych grupach.
Kilka dni odpoczynku na pewno
dużo daje chłopakom, bo wracają
zmotywowani na zgrupowanie
w Spale. Wiedzą, o co będą walczyć i jak trudne będzie zdobycie
medalu. Po dwóch tygodniach dowiedzieli się też, z kim będą walczyć. Bułgaria, jako gospodarz wybiera łatwiejszą grupę, na co pozwalają zasady turnieju. Polacy
znowu trafiają na Brazylię i bardzo
mocną w tym roku Kubę. Na rozgrzewkę Kanarki przegrywają 3: 0
z Kubańczykami, co wprawia naszych zawodników w jeszcze większe skupienie przed meczem.
Naszymi błędami i roztargnieniem w pierwszym secie meczu
z Brazylią tracimy bardzo wysoką
przewagę, co skutkuje pierwszą odsłoną dla Brazylijczyków. W połowie
drugiego seta Andrea zaczyna
wprowadzać zmiany, z czym trafia
w stu procentach. Paweł Zagumny
przejmuje na swoje barki ciężar
spotkania i odmienia jego losy. Wygrywamy drugiego seta, by przegrać trzecią partię. Na szczęście
mamy Kurka, który potrafi skończyć
kolejne dwa sety. Biedny trener Rezende musi jechać na przymusowe,
dłuższe treningi ze swoją drużyną,
bo Brazylia wypada za burtę, a my
pomagamy ich wypchnąć.
Przed meczem z Kubą Andrea
Anastasi nie kryje swojego zdenerwowania. Wszyscy obawiamy się
o wynik, szczególnie po egzekucji
Brazylii na meczu otwarcia Final
Six. Kubańczycy potrafią powalczyć
tylko w pierwszym secie, gdzie wysoko przegrywają, do 23. Kolejne
sety to już dominacja polskiej drużyny. Zagrywką popisuje się Ruciak, świetnie zgrywają się Żygadło
z Bartmanem i Kurkiem. Kolejną
odsłonę kończą Kubańczycy, atakiem w aut. W trzecim Kuba troszkę
pobudza się do walki, ale punkty
zdobywają w większości z naszych
błędów. Mecz jest w zasadzie jednostronny i kończy się wynikiem 3:
0. Polscy siatkarze awansowali do
półfinału z pierwszego miejsca i będą grać z Bułgarią!
Mecz z gospodarzami pełen jest
pomyłek, porażek i raczej powinien
być zaliczony do tej grupy, które powinny się nigdy nie odbyć. Od progu Polaków witają gwizdy podczas
śpiewania hymnu. Jest na szczęście cudowna, chociaż niewielka
część polskiej publiczności, która
stara się zakrzyczeć Bułgarów.
Siatkarze jednak grają jak w transie. Zdobywają wysokie prowadzenie zupełnie nie przejmując się wyzwiskami, ale Bułgarzy nieugięcie
się do nich zbliżają. Przez pewien
czas prowadzimy dwoma punktami,
ale potem znowu mamy wysoką
przewagę. Kończymy pierwszego
seta, pomimo serii błędów w końcówce. W zasadzie druga i trzecia
partia są bliźniaczo podobne do tej
pierwszej. Wygrywamy szybkim 3:
0, pomimo skandalicznej pracy sędziów liniowych, którzy robili
wszystko, aby pomóc swoim rodakom. Dramatyczna była też sytuacja po meczu, kiedy to nasi zawodnicy musieli uciekać z boiska,
bo zostali obrzuceni wszystkim, co
bułgarscy kibice mieli pod ręką. Do
hotelu odtransportowała ich policja,
bo ochrona nie miała ochoty interweniować. To skandaliczne zachowanie Zbigniew Bartman podsumował twierdzeniem: „Oni po prostu
zachowywali się jak pastuchy”,
a Zygmunt Chajzer po raz pierwszy
stwierdził, że czuł się zagrożony na
meczu siatkówki. Federacja bułgarska zapłaci podobno karę pieniężną, a Polacy zostali już przeproszeni listownie.
Finał z USA – nikt przed rozpoczęciem Ligi Światowej nie spodziewałby się takiego obrotu sprawy.
Polacy jednak dotarli tak daleko, że
wszyscy kibice wierzyli już w ich wygraną. Kibice w Sofii byli zdecydowanie przeciwko naszemu Narodowi, ale to nie zrażało siatkarzy. Gra
od początku – punkt za punkt. Niestety przy stanie 9: 9 na parkiecie
wylądował Marcin Możdżonek.
Strasznie to wyglądało, okazało się
skręceniem. Pomimo braku kapitana na boisku siatkarze grają jak nakręceni i kończą tego seta miażdżącą przewagą, 25:17! Drugi set wyszedł gorzej, grany na przewagi.
Szczęśliwie wygrywany przez „Brygadę Dzików” do 24. W trzeciej partii już nikt nie miał wątpliwości, kto
wygra mecz. Pewność naszej drużyny, jej gra i błąd Stanleya w piłce
meczowej dają upragnione ZŁOTO!
Fenomenalnie gra cały zespół, ale
na wielką pochwałę zasługuje Łukasz Żygadło, który udowodnił niedowiarkom, że nie jest cieniem Pawła Zagumnego, ale zasługuje na
miano pierwszego rozgrywającego.
Ilość nagród indywidualnych pokazuje, jak wysoki poziom prezentuje polska drużyna. Szkoda tylko nagrody dla najlepszego rozgrywającego, która według ekspertów i komentatorów powinna trafić do polskiej
„piętnastki”, Ziomka, który przez cały
turniej pokazywał najwyższą formę.
Niestety FIVB musiała uczynić ukłon
w stronę organizatorów i skrzywdzić
jednego z zawodników.
Mimo skandalicznej organizacji
złoto smakuje bardzo dobrze. Zapewne każdemu prawdziwemu kibicowi zakręciła się w oku łezka, kiedy Igła przeskakiwał podium, aby
z kamerą odebrać nagrodę czy kiedy Polacy robili fikołki, zanim zostali ozłoceni. Miejmy tylko nadzieję,
że pójdziemy w ślady Brazylijczyków i Amerykanów, powtarzając ten
sukces na Igrzyskach. Bo ci ta 25
wspaniałych ludzi powinna zostać
w końcu doceniona.
OLA DOMAŃSKA, KACPER KREPSZTUL
Rys. Katarzyna Zalepa
Skład ogłoszony
przez Andreę
Rozgrywający:
– Łukasz Żygadło (ur. 1979)
– Paweł Zagumny (ur. 1977)
Środkowi:
– Marcin Możdżonek (ur. 1985)
– Piotr Nowakowski (ur. 1987)
– Grzegorz Kosok (ur. 1986)
Atakujący:
– Zbigniew Bartman (ur. 1987)
– Jakub Jarosz (ur. 1987)
Przyjmujący:
–
–
–
–
–
Michał Winiarski (ur. 1983)
Michał Kubiak (ur. 1988)
Bartosz Kurek (ur. 1988)
Michał Ruciak (ur. 1983)
i oczywiście, najcudowniejszy
LIBERO na świecie, Krzysztof
Ignaczak (ur. 1978).
19
SPORT
Letnie igrzyska olimpijskie
Igrzyska Olimpijskie to najstarsza i zarazem największa impreza,
organizowana co 4 lata w różnych krajach, pod hasłem szlachetnego
współzawodnictwa i braterstwa wszystkich narodów. Ideę Igrzysk
Olimpijskich zapoczątkowali starożytni Grecy. Po raz pierwszy zawodnicy
rywalizowali ze sobą w 776 r. p. n. e. Zawody trwały przez 5 dni. Reszta
była przeznaczona na wyruszenie i powrót z igrzysk.
Teraźniejsza olimpiada wygląda
zupełnie inaczej. Jej symbolami są:
ogień olimpijski, ceremonia otwarcia oraz zamknięcia. Pojawiło się
o wiele więcej dyscyplin sportowych, takich jak tenis ziemny, kolarstwo oraz pływanie.
W porównaniu do programu
Igrzysk w Pekinie, w programie tegorocznych zawodów nie będą widniały
rozgrywki w baseballu i softballu. Międzynarodowy Komitet Olimpijski, na
spotkaniu zarządu w dniu 13 sierpnia
2009 roku, do 29 konkurencji dołączył
trzy w boksie kobiet. Przywrócił również grę mieszaną w tenisie
ziemnym. Liczba konkurencji w kolarstwie torowym
kobiet i mężczyzn została
wyrównana, zabierając paniom wyścig na dochodzenie i punktowy, a dodając
cztery nowe konkurencje:
drużynowy sprint, keirin, drużynowy wyścig na dochodzenie oraz omnium.
W tym roku zawody odbędą się
w Londynie, między 27 lipca a 12
sierpnia 2012 roku. Miasto to będzie
po raz trzeci gościło Igrzyska Olimpijskie – wcześniej odbyły się tam
w 1908 i 1948 roku.
Największą zaletą igrzysk jest atmosfera, udzielająca się każdemu widzowi oraz zawodnikowi. Zapaleniu
olimpijskiego ognia towarzyszy sztafeta, która rozpoczyna się tradycyjnie
w Grecji i kończy się podczas ceremonii otwarcia. Rytuał rozpoczęcia
oraz zamknięcia Olimpiady pokazuje
dobre strony miasta, oraz podsumowuję wydarzenia z ostatnich dwóch tygodni.
W tym roku będziemy starać się
o zwiększenie dorobku medalowego
sprzed czterech lat,
który wynosił dziesięć. Przed czterema laty klasyfikacje
wygrali gospoda-
rze, choć amerykanie mieli o dziesięć
nagród więcej. W tym roku mamy
większe nadzieje medalowe np: wioślarstwo, siatkówka, lekkatletyka oraz
pływanie. Osobą, która będzie trzymać sztandar Polski podczas ceremonii otwarcia będzie Agnieszka Radwańska. „Isia” jest również jedną
z największych nadziei na złoty medal,
szczególnie po bardzo udanym Wimbledonie.
Myślę, że tegoroczna olimpiada zapowiada się bardzo emocjonująco.
Mamy sporo nadziei na olimpijskie
krążki, o wiele więcej niż w poprzednich Igrzyskach.
KAMIL BARTLEWSKI, PAWEł ZAJMA
Fot. Internet
20
WIKINGOWIE
Wielkie starcie – Słowianie
kontra Wikingowie
Polska ma wiele różnych ciekawych zabytków i atrakcji. Pałac
Królewski w Warszawie, Łazienki,
Wawel, pałace, dwory, muzea itp.
Wszystko to warte jest uwagi.
Lecz ostatnimi czasy modne stają
się imprezy, które na celu mają
zrekonstruowanie wielkich bitew
historycznych.
Mnóstwo osób odkryło, że takiego typu wydarzenia są ich pasją i niekiedy poświęcają temu hobby swoje fundusze, wolny czas. Ludzie ci zajmują się rekonstruowaniem takich wydarzeń historycznych jak: bitwa pod
Grunwaldem, obrona fortu
Przemyśl czy walki Polaków ze Szwedami w czasie Potopu Szwedzkiego.
Niektóre osoby łączy nie
tylko pasja, ale także to,
że mieszkają blisko siebie. Wszystko to pozwala im na zorganizowanie większej grupy
miłośników rekonstrukcji m.in. drużyny książęcej Mieszka I i drużyny Wikingów.
Od wielu lat na wyspie Wolin odbywa się
corocznie
Festiwal
Kultury Słowian i Wikingów. Idea tej imprezy powstała
w skutek zainteresowania się średniowieczną przeszłością wyspy.
Była ona przez kilka stuleci ośrodkiem, gdzie żyli i mieszkali Słowianie i Wikingowie. Ma ona na celu
ukazanie nie tylko kultury obu tych
narodów, ale także konfliktów
zbrojnych.
Festiwal
startuje
już
po
raz XVII i odbędzie się w dniach od
31.07.2012 do 3.08.2012 zgromadzi
rzeszę entuzjastów oraz gości, którzy
chcieliby bliżej poznać zwyczaje tych
dwóch od-
miennych ludów. Imprezę rozpocznie
pochód spod kościoła św. Mikołaja
i przez Rynek Wolina poprowadzi na
wyspę. Następnie wszyscy zebrani
będą mogli podpatrzeć jak żyli ludzie
w czasach wczesnego średniowie-
cza. W programie jest także prezentacja rzemiosł, kuchni i obozów Słowian oraz Wikingów.
W czasie festiwalu odbędą się
wyścigi łodzi Wikingów i Słowian.
Następnie rozpocznie się obrzęd
ognia, czyli uroczyste przywitanie
wszystkich gości. W czasie tych uroczystości ogień, rozpalony za pomocą świdra ogniowego, noszony będzie od obozu do obozu i od chaty
do chaty. Każdy dzień zapewni jeszcze więcej rozrywki m.in.: zawody
w bieganiu - nie tylko dla wojowników, następnie postrzyżyny Czcibora z drużyny Słowian(prastary
polski rytuał, który poprzez ścięcie kosmyka włosów chłopcu
w wieku 14 lat pomagał wkroczyć mu w dorosłe życie). Po
południu konflikt między Słowianami, a Wikingami rozgorzeje na dobre. Czekać
będzie na nas wiele symbolicznych gestów, m. in.
obrząd zwany: „wróżbą
przed bitwą”.
Po dwóch dniach
wreszcie to na co wszyscy czekali, czyli pokaz
walk obu ludów. Wiele
razy te dwie nacje spierały się ze sobą i stawały
naprzeciw siebie na polu walki. Na polu bitwy będzie można dosłyszeć szczęk oręża czy konających żołnierzy. Podczas bitwy rozgrywać się będą walki między dwoma obozami wojów. Weźmie w nich
udział około 400 uczestników. Waleczniejsza i bardziej zaprawiona
w boju armia, pokona słabszą. Wynik nie będzie znany aż do ostatniego wojownika. Walkę wygrywa
ta drużyna, która utraci w bitwie
wszystkich swoich wojów.
Po starciu nastąpią takie wydarzenia jak: wykupienie niewolników, kolejne wiece, ślub słowiański, bitwa morska, chrzest Słowian
i wiele, wiele innych atrakcji.
MICHAł WILUSZ
Fot. Internet
21
WIZAŻ
Twój wygląd,
Twoja wizytówka
Nadszedł czas wakacji. Teraz każda z nas chce wyglądać pięknie
i wszystkim się podobać. W tym okresie zwiększa się liczba zabiegów
poprawiających wygląd oraz kolejki w salonach piękności. Wszyscy
wiemy, że jest to dobry czas na zadbanie o siebie.
Wystarczy kilka trików by każda
z nas wyglądała świeżo i modnie.
Może nadszedł czas by zmienić kolor włosów lub zacząć zakładać to
co nam się podoba? Niestety
w XXI wieku panuje moda na chude
modelki. Sprawia to, że kobiety powyżej rozmiaru 38 nie zakładają tego co jest na wystawie, bo uważają,
że nie będą wyglądały tak dobrze
jak manekin. Nie na tym to polega.
Każdy może nosić to co jest modne,
tylko czy każdy chce wyglądać jak
większość? Jednak pomimo wszystko najważniejsza jest twarz. To ona
jest naszą największą wizytówką.
Uważasz, że masz małe oczy, usta?
Po co robić sobie operację plastyczną, skoro są sposoby, aby poprawić
to poprzez zwykły makijaż.
Przedstawię kilka trików i sposobów, aby poprawić wygląd mojej
modelce. Na pierwszym zdjęciu Ka-
22
rolina jest przed nakładaniem makijażu. Na drugim jest już po metamorfozie.
Potrzebne kosmetyki do stworzenia takiego make up’u:
*Pod makijaż najlepiej nałożyć
krem nawilżający ponieważ wtedy
skóra nie wygląda na wysuszoną
oraz po zaaplikowaniu podkładu nie
ma efektu maski. Osobiście polecam „Olay”. Najlepiej nakładać go,
zaczynając od czoła. Jest to również sposób masażu i rozluźnienia.
*Po zastosowaniu kremu trzeba
jeszcze nałożyć bazę wygładzająco
– matującą. Przedłuża ona trwałość
makijażu oraz chroni twarz przed
zniszczeniem.
*Przyszedł czas na użycie podkładu. To, jakiego, użyjemy zależy
przede wszystkim od tego jaką mamy skórę. Najlepiej, żeby dobrała
by go osoba w sklepie lub kosmetyczka, ponieważ stosujemy go prawie codziennie i ma on wypływ na
przemianę naszej skóry. Modelce
nałożyłam podkład Astor Skin
Match. Jest on płynny, więc polecam wklepywanie go opuszkami
palców, dlatego że dzięki temu wygląda naturalniej.
*Oczywiste jest to, że podkład
nie zakryje wszystkich niedoskonałości, więc trzeba mu trochę pomóc,
przy pomocy korektora antybakteryjnego i wklepywaniu go palcami
– polecam ten z firmy Viper.
* Dla uzyskania egektu gładkości
można użyć pudru. Rozprowadzać
go pędzlem (ja użyłam Chanel).
*Żeby dobrze było widać rysy
twarzy, polecam stosować kredkę
do brwi – Maybelline
* Na powieki nałożyłam cień
w musie z firmy Maybelline w ko-
lorze, skóry lecz z lekkim połyskiem. Rozprowadzałam opuszkami palców.
* Dla uzyskania odpowiedniego
efektu i ze względu na kolor oczu
i włosów, wybrałam brązowy cień
z firmy Viper.
*Do zrobienia kocich kresek użyłam eyelinera z PIERRE RENE
w długopisie.
*Rzęsy pociągnęłam dwoma tuszami z Lumeny, pogrubiającym
i wydłużającym, dla lepszego wyglądu użyłam zalotki.
*Aby uwydatnić policzki użyłam
brązera do twarzy z firmy GOSH
* Ostatnim elementem makijażu
jest nałożenie błyszczyku, najlepiej wklepać go w usta dla dłuższego utrwalenia. Polecam ten
z firmy Joko.
WIZAŻ
Triki które warto stosować:
Powiększenie ust za pomocą makijażu:
Warto pamiętać, że ciemne kolory
pomadek nie sprawiają, że usta wyglądają na pełniejsze i bardziej soczyste.
Najlepszym rozwiązaniem są jasne lub pastelowe błyszczyki rozprowadzane od środka ust.
Gdy ktoś ma naprawdę małe usta,
polecam błyszczyki i kremy powiększające, które mocno nawilżają i zapobiegają utracie wody oraz posiadają składniki wygładzające (np. kolagen). Mają też w sobie mocniejsze
składniki takie jak np. chili, wyciąg
z cynamonu czy imbir. To one sprawiają, że po nałożeniu preparatu
czujemy mrowienie na ustach.
Dobrym sposobem jest także masaż ust. Polega on na jeżdżeniu np.
szczoteczką do zębów po wargach
co powoduje dobre ukrwienie i dzięki temu usta wydają się pełniejsze
i jędrniejsze. Po zabiegu zalecane
jest nałożenie kremu nawilżającego.
Kolejnym sposobem na powiększenie ust jest znane wszystkim: obrysowanie konturu warg. Najlepiej
wybrać kredkę najbardziej zbliżoną
do naturalnego koloru Twoich ust
(może być o odcień ciemniejsza).
Można nałożyć odrobinę podkładu
(pomaga to w utrwaleniu makijażu)
Obrysuj nią kontury ust, możesz
wyjść poza zarys. Potem wypełnij
usta jasną, perłową pomadką. Dla
lepszego utrwalenia polecam nałożyć jeszcze bezbarwny błyszczyk
i rozprowadzać go od środka ust.
Po zastosowaniu tych kilku prostych
i nieskomplikowanych porad usta staną się optycznie pełniejsze i przybiorą
kuszącego wyglądu i blasku.
Powiększenie oczu:
Jeżeli ktoś ma naprawdę bardzo
małe oczy, zalecane są kolorowe
(jasne) tusze, nigdy czarny (np. fioletowy, zielony, szary i niebieski).
Żeby powiększyć oczy, zamiast
czarnej kredki czy eyelinera warto
użyć kolorowej kredki (opalizującej
i perłowej). Latem polecam złote,
ecru, zielone, turkusowe i fiołkowe.
Najciemniejszy cień jakiego użyjesz,
niech pozostanie w tonacji grafitu,
mlecznego brązu i gołębiej szarości.
Dobrym sposobem na powiększenie
oka jest nałożenie białej konturówki
wewnątrz.
Co do cieni, to proponuję użyć
tych kremowych i płynnych, metalicznych lub perłowych w jasnych
i owocowych tonacjach. W kącik oka
nanieś odrobinę ciemniejszego koloru cienia, wyciągając jego linię poza
oko w stronę brwi. Warto pamiętać,
aby makijaż ten był subtelny i nie
przytłaczał.
Trzeba wiedzieć, że trening czyni
mistrza, więc nie warto się denerwować pierwszymi niepowodzeniami.
Z czasem wszystko będzie wychodziło idealnie i optyczne powiększenie
oczu i ust będzie bardzo widoczne.
TEKST I FOTO: MARTA ZAJMA
Rys. Katarzyna Zalepa
23
ROZRYWKA
Podróż w głąb czasu
Od urwistych wzgórz
Edynburga po słoneczne
nabrzeża Stambułu,
z dusznych alej Pampeluny do wietrznego Berlina
– już teraz pakuj walizki
i wybierz się na kolejową
podróż w czasie do początku XX wieku. Przedwojenna Europa zaprasza
was do świetnej zabawy
jaką jest gra „Wsiąść do
pociągu” od wydawnictwa Days of Wonder.
Dzięki uprzejmości gdańskiego
centrum gier Rebel.pl mieliśmy okazję osobiście przekonać się jak
wspaniały jest to sposób na spędzenie wolnego czasu. Rozgrywka
toczy się na przedwojennej planszy, na której niestety jeszcze nie
ma Polski (w tych latach była pod
zaborami). Potrzebujemy do niej
jeszcze figurek pociągów i dworców, kilku pionków i specjalnych
kart do realizacji zadań. Celem gry
jest budowanie torów pomiędzy
24
słynnymi miastami Europy i zostanie największym magnatem transportu
kolejowego.
Pomogą
nam w tym karty, zwane biletami,
przebiec pomyślnie. Gracz także
ma możliwość przeprawiania się
przez morze. Takie połączenia zostało nazwane promem, a do jego
ze specjalnymi zadaniami. Są one
tajne, a za ich zrealizowanie dostajemy dodatkowe punkty. W każdej
turze gracz dysponuje kartami wagonów lub lokomotyw, dzięki którym
może wybudować połączenia, również odpowiednio nagradzane.
Trochę więcej pracy trzeba włożyć
w budowanie tuneli. W tej sytuacji
należy mieć tyle kart wagonów
w tym samym kolorze, ile jest pól.
Dodatkowo pozostali gracze losują
3 karty. Jeśli żadna z nich nie jest
w kolorze tych rzucanych, oznacza
to, że budowa tunelu może
budowy potrzeba zawsze jednej lub
więcej lokomotyw, czyli odpowiedników jokera w zwykłych kartach.
Czasem, gdy ktoś pokrzyżuje nam
plany budując linie tam, gdzie my
chcieliśmy to zrobić, możemy wykorzystać jeden z trzech dworców.
Dają nam one możliwość wykorzystania jednej z tras przeciwnika
w celu realizacji własnych połązeń.
Wybudowanie każdego kolejnego
dworca kosztuje nas więcej. Rozgrywkę kończymy kiedy jednemu
z graczy kończą się figurki wagoników, wtedy każdy wykonuje ostatni
ruch, a następnie podliczane są
punkty. Wygrywa gracz, który zdobędzie ich najwięcej i wymyśli najlepszą strategię.
Gra jest dość złożona dlatego została
zakwalifikowana do przedziału wieku 8+.
Ilość graczy mogących spędzić czas
przy tej grze to od 2 do 5, a sugerowany
czas gry to od 30-60 minut, choć my graliśmy w nią o wiele dłużej. Cena tej gry
waha się od 120 do 150zł, ale jest zdecydowanie jej warta, ponieważ możliwość i zróżnicowanie każdej rozgrywki
wynagradza wszystko. Serdecznie zapraszam w podróż po Europie i na wielką przygodę związaną z współzawodnictwem.
TEKST I FOTO: ANNA PROCHERA
ROZRYWKA
Panna Croft znowu w akcji!
Przygody słynnej brytyjskiej pani archeolog doczekały się kolejnej odsłony. Tym
razem będzie to coś całkiem nietypowego i zupełnie innowacyjnego.
Przeniesiemy się do Japonii,
gdzie Lara staje się rozbitkiem
po katastrofie statku i budzi się
w tajemniczej jaskini. Tych, którzy
spodziewają się wynaturzonych walorów kobiecych bohaterki, będę
musiała zawieźć. Zamiast obcisłych
koszulek i krótkich spodenek, w jakie była wyposażona panna Croft,
zobaczymy siniaki, rany i krew. Nie
będzie to jednak typowy survival,
ponieważ Crystal Dynamics uznało,
że było by to zbyt nudne i liniowe.
Będziemy mieli też do czynienia
z na wpół interaktywnym i otwartym
światem. Aby zdobyć jedzenie, będziemy musieli sięgnąć po łuk, lub
pozbierać to, co matka natura nam
ofiarowała. Jeszcze dokładnie nie
wiadomo, gdzie na osi życia Lary
będziemy mogli umiejscowić tą grę.
Najprawdopodobniej czas akcji będzie umieszczony przed przygodami z Tomb Raider: Legend. Mimo, iż
na razie Crystal’si ujawnili nam tyl-
ko półtorej godziny
gameplay’a, możemy
zauważyć kilka
podobieństw
do całej serii
m.in.
częste
punkty zapisu,
umiejętnie
wplecione sekwencje, autonamierzanie
na cel, samoczynna regeneracja energii.
Same pochwały należą się też
oprawie. Szczególnie muzyka
i dźwięki przypadły mi do gustu.
Wbrew pozorom zwraca się na nie
uwagę, a stopniują napięcie w sposób iście perfekcyjny. Graficznie także jest całkiem w porządku. Animacje nie pozostawiają wiele do życzenia, a dżungla wygląda wprost wyśmienicie. Wszystko to za sprawą
nowych „zabawek” Crystal Dynamics, którymi
są nowe silniki:
graficzny i fizyczny. To za ich pomocą poradzimy
sobie z większością wyzwań. Nie
zabraknie także
zagadek, ale nie
będą
polegały
one tylko i wyłącznie na ustawianiu figur, tak
aby przechodziło
przez nie światło
itd. Tym razem by
dostać się do napotkanych przez
Larę zamkniętych
lokacji będziemy
musieli naprawdę
pogłówkować
nad różnego rodzaju zadaniami.
Często do rozwikłania ich będzieREKLAMA
my musieli używać wszystkich żywiołów. Takie rozwiązanie z pewnością przyciągnie więcej graczy.
Głównym celem Croftówny będzie rozwiązanie zagadki wyspy
i ucieczka z niej, ale do tego dochodzi jeszcze masa zadań pobocznych, które będzie można wykonać
w dowolnej kolejności lub po prostu
je pominąć. To ostatnie jednak nie
będzie się zbytnio opłacało, bo
w grze zaimplementowano elementy gier RPG. Każde zabite zwierze
czy udana wspinaczka będą nagradzane punktami doświadczenia,
które następnie można wydać
na rozwój umiejętności bohaterki.
„Gdybyśmy chcieli zrobić prawdziwy symulator przetrwania, Lara musiałaby chodzić po lesie, zbierać dzikie jagody i pić własny mocz. Nie
chcemy tego.” mówi Karl Stewart
z Crystal Dynamics, grzebiąc przy
tym nadzieje graczy na prawdziwy
survival. Zapewniam jednak, że to
nie szkodzi, gdyż cała praca włożona
w fabułę wynagradza każdy minus
tej gry. Możemy w tym tytule zauważyć sporo inspiracji i podobieństw
do gier takich jak seria Uncharted
z Natam Drake’iem, w którym możemy zobaczyć podobne sceny i widoki, czy nawet Dead Island, pod
względem systemu ulepszania
przedmiotów i zdobywania punktów
doświadczenia. Jedno jest pewne ta Lara będzie zupełnie inna.
ANNA PROCHERA
25
OBYCZAJE
Autografy – pasja
czy biznes?
Kiedy rozmawiam z ludźmi
i opowiadam im o mojej pasji
do autografów, zwykle pada dużo
pytań. W jaki sposób można je
zdobyć? Czy takie hobby jest drogie? Ile kosztują znaczki? Zawsze
bardzo się z tego cieszę, bo lubię
o tym opowiadać.
Autografy pojawiły się w moim życiu kilka lat temu, gdy przeglądając
Internet, trafiłem na stronę jednej
z amerykańskich aktorek. W górnym rogu zauważyłem informację,
gdzie znalazłem adres mailowy
przeznaczony dla wielbicieli. Pomyślałem, że nie mam nic do stracenia
i wysłałem prośbę o zdjęcie z podpisem. Jak zawsze w takich sytuacjach kompletnie o tym zapomniałem. Minęło kilka miesięcy. Pewnego dnia zajrzałem do skrzynki. Znajdowała się tam duża, szara koperta
zaadresowana do mnie. Zachwycony, z lekką niepewnością otworzyłem przesyłkę. W środku znalazłem
podpisane dla mnie zdjęcie. Tak zaczęła się moja przygoda z kolekcjonowaniem autografów.
Zachęcony pierwszym sukcesem, zacząłem wysyłać kolejne
prośby. Całe dnie poświęcałem
na wyszukiwanie adresów pocztowych i mailowych do gwiazd z całego świata. Przeszukiwałem polskie
i zagraniczne strony, ciesząc się
z każdego, który udało mi się znaleźć. Wolne chwile poświęcałem
na pisanie próśb. Musiałem nawet
przygotować wersje w kliku językach, bo na mojej liście znalazły się
gwiazdy z takich krajów, jak Francja
czy Hiszpania. Autografy zbieram
już od ponad 5 lat, a moja kolekcja
obejmuje ok. 300 okazów. To hobby
bardzo ciekawe, ale niestety nie tanie. Znaczki zagraniczne kosztują
od 3 złotych w górę. Nie jest to mocno obciążająca kwota, ale z czasem
może zachwiać naszym budżetem.
Do tego dochodzi również koszt
zdjęć, w zależności od formatu.
W końcu przyszedł moment, w którym musiałem trochę ograniczyć
26
wysyłanie listów i zrobić sobie krótką przerwę.
Dziś, kiedy przeglądam atlasy
ustawione na półce, z sentymentem
przewracam ich kolejne strony.
W mojej kolekcji znajdują się
prawdziwe okazy. Mam kilka szczególnych, które są dla mnie ważne,
jak np. autograf od Elizabeth Taylor
czy Roberta Redforda. Posiadam
także podpisy od Whoopi Goldberg,
Kevina Costnera i wielu innych
gwiazd. Na ścianie wisi także autograf od Celine Dion, który przysłała
mi z rodzinnego Montrealu. Po kilku
latach jest tego naprawdę sporo.
Kolekcjonowanie podpisów sławnych ludzi to nie tylko doskonałe
hobby i forma spędzania wolnego
czasu. Jak się okazuje, może to być
także niezły biznes. Wystarczy odwiedzić internetowe sklepy i przeróżne serwisy, gdzie się nimi handluje. Nie sprzedaje się ich za wielkie sumy. Czasami jest to 10 zł, czasami 50 zł. Wszystko zależy od popularności gwiazdy. Wiadomo, że
zagraniczne podpisy są zawsze
droższe. Z jednej strony, jest to duża gratka dla kolekcjonerów, ale
z drugiej nie zawsze mamy pewność, czy zakupiony podpis nie będzie podrobiony. Większość osób,
które zbierają autografy, ma już
po pewnym czasie wyrobione do-
świadczenie. Są jednak takie gwiazdy, które nie wysyłają listownie
zdjęć, bo są bardzo zapracowane.
Idą wtedy trochę na łatwiznę i przysyłają nadrukowane podpisy. Zdarzają się nawet sytuację, kiedy zamiast gwiazdy autografy podpisuje
sekretarka. Wiele razy wysyłałem listy do Meryl Streep, której podpis
byłby spełnieniem moich kolekcjonerskich marzeń. Czuję, że wciąż
będę musiał obejść się smakiem, bo
moja ulubiona aktorka dostała w tym
roku Oscara. Za tym zawsze idzie
więcej propozycji i obowiązków. Nigdy nie możemy mieć do końca
pewności, że autograf znaleziony
przez nas w skrzynce pocztowej jest
w 100% oryginalny. Jednak ten moment ekscytacji, kiedy trzymamy
w rękach kopertę jest wart poświęcenia czasu. Radość jest naprawdę
ogromna. W Internecie istnieje mnóstwo forów i stron poświęconych
zbieraniu autografów. Można tam
poznać ludzi, którzy podzielają tę
pasję. Czasami nawet kolekcjonerzy wymieniają się podpisami. Jest
to więc żywe hobby, ale ostrzegam,
wciągające. Zachęcam każdego
do spróbowania swoich sił w zbieraniu autografów. Im głębiej wejdziecie w temat, tym bardziej będzie się
wam podobało. Nie zrażajcie się, jeśli na początku nie będziecie otrzymywać wielu listów. Uzbrójcie się
w cierpliwość, bo zdarzały się okazy, które otrzymywałem po dwóch
latach od wysłania listu! Po adresy
do gwiazd i więcej informacji odsyłam na stronę internetową www.fanmail.biz Tam znajdziecie wszystkie
niezbędne wskazówki.
TEKST I FOTO: MICHAł LACHOWICZ
OBYCZAJE
Krótki tekst o renesansie
Nawet nie wiesz, drogi Czytelniku, jak bardzo ucieszyłaby się moja pani
od historii muzyki, kiedy dowiedziałaby się, że piszę tekst o renesansie.
Z pewnością chciałaby doszukać się w nim faktów z życia Johannesa
Ockegema lub Wacława z Szamotuł. Szybko by się zawiodła, gdyby
dowiedziała się, że będzie to artykuł o renesansie… muzyki disco polo.
Któż z nas nie zna nowopowstałych
stacji typu MTV tylko, że z muzyką takiego typu? Któż z nas nie zna hitu jakim jest „Jesteś szalona” zespołu
Boys? Muszę otwarcie przyznać, że to
odrodzenie cieszy mnie. Dlaczego?
Ludzie się bawią, są szczęśliwi, mogą
potańczyć przy miłej melodii, a prosty
tekst owych utworów łatwo wpada
w ucho i już za drugim przesłuchaniem cała sala śpiewa wraz z artystą.
Fascynujący jest też zachwyt ludzi
podekscytowanych tego rodzajem
twórczości, którzy to słysząc już
pierwsze dźwięki jakiegokolwiek przeboju, ruszają w tany. Ja natomiast popadam w zadumę i stagnację. Tego
typu muzyka wysysa ze mnie
wszystkie siły, mózg nie pracuje
nad nieskomplikowanym tekstem
i zapada w stan hibernacji. Kiedy
przestaję słuchać, mój organizm uruchamia się na nowo, a jedyne co pamiętam to zachwyt nad kunsztem niedawno wysłuchanego utworu. Zaciekawiony tym nietypowym zjawiskiem,
postanowiłem je zbadać. Otworzyłem
pewną stronę WWW z bazą wszystkich tekstów muzyki disco polo, jaka
powstała. Po przejrzeniu kilku strofek
różnych utworów odkryłem, że ten gatunek muzyczny kierowany jest wyłącznie do ludzi szczęśliwych. Ktoś teraz może powiedzieć, że kogoś wyśmiewam i podle żartuję, ale tak nie
jest. Cieszy mnie renesans muzyki disco polo, ponieważ znalazłem w nim
coś zagadkowego, inspirującego
i wręcz mistycznego. Chyba jest to jedyny taki gatunek muzyki, gdzie autor
tekstu napisze o zbieraniu grzybów
z ukochaną i się sprzeda. W każdej
piosence nie znalazłem ani słowa
o bólu, płaczu czy rozpaczy (Biały Miś
stanowi wyjątek). Ot, weseli ludzie
słuchają wesołej muzyki z tekstem
o w miarę prostym przekazie. Moim
ulubionym jest o niezawodnym sposobie na kobiety – podarowaniu naszemu obiektowi westchnień siedmiu
czerwonych róż. Zaraz po skończeniu
tego artykułu pójdę się zaopatrzyć
w miejscowej kwiaciarni i ruszę na łowy więc, drogie panie, drżyjcie.
Zupełnie oddzielnym bytem jest artyzm teledysków, jakie są tworzone
dla tego gatunku muzyki. Po obejrzeniu kilku na jednej z bardziej popularnych stacji, dokonałem odkrycia
na miarę stworzenia bozonu. Znaczna większość jest identyczna, a raczej
schematyczna. Po pierwsze: musi
być zespół muzyczny. Gitara, klawisze, bas, ewentualnie trąbka. Zasadniczo nic dziwnego – zespół muzyczny to i niech muzycy będą na teledysku… ale chwila, przecież ci muzycy grają nierówno, a trębacz gra nawet wtedy, kiedy nie słychać trąbki!
Coś podobnego! Niestety, większość
disco polowych szlagierów jest wykonywanych z syntezatorów, więc niezwykle zabawnie wyglądają instrumenty kompletnie nie występujące…
w sumie żaden z nich nie pasuje, ponieważ syntezator zastępuje cały zespół. Ale nie bądźmy szczegółowi
– doceńmy zamysł artystyczny reżysera. Przecież dość dziwnie wyglądałby stojący na środku jegomość z syntezatorem. Publika od razu oburzyłaby się, że zespół kłamie i co gorsza,
nie gra naprawdę, a tylko udaje, włą-
czając sobie playback. Po drugie: wokalista. Ten musi koniecznie mieć
ciemne okulary, sportowy t-shirt, złoty
łańcuch, samochód oraz dwie młode
damy, które… adorują naszego
gwiazdora. Reszta nie stanowi już
żadnego problemu – wystarczy operator, który w miarę spokojnie trzyma
kamerę oraz montażysta, zapewniający efekty specjalne takie jak różowe
obłoki miłości wychodzące z serca
wokalisty. Słowem mówiąc – od strony wizualnej artyzm okraszony bogatą warstwą merytoryczną i muzyczną.
Jest wielu ludzi słuchających takej
muzyki, oglądający takie teledyski,
po prostu to lubiących. Nie rozumiem
osób, które ot tak nie lubią tej muzyki
i na każdym kroku obrażają każdego,
komu podoba się disco polo. Powiedzmy sobie szczerze, może większość
z nas uważa ten rodzaj muzyki za obciach i coś niewyobrażalnie głupiego,
ale nie znam osoby, która nie bawiła
się na jakiejś imprezie, a szczególnie
weselu przy piosenkach disco polo.
Czy chcemy czy nie, musimy przyznać, że ludzie się przy tym bawią,
bez względu na upodobania muzyczne. Czegóż więcej pragnąć na miłej
imprezie niż radosnej muzyki z równie
radosnym tekstem i melodią? Nie bójmy się tego, że ktoś nas źle oceni, że
się dobrze bawimy się przy disco polo,
ponieważ przez chwilę to my będziemy tymi szczęśliwymi ludźmi, którzy
nie zwracają uwagi na tekst, cieszącymi się z prostoty egzystencji. Nawiązując do tematu – cieszy mnie renesans muzyki disco polo, może ludzie
nabiorą trochę dystansu do siebie i będą chociaż przez moment bardziej
szczęśliwi. Nie zwracajmy uwagi, że
ktoś będzie krzywo patrzył na naszą
chwilę zapomnienia. Śmiało, łączmy
się w obciachu!
KONRAD HERMAN
Fot. Internet
27
STYL ŻYCIA
Kuchnia kreatywna, czyli
gotowanie wg Pięciu Przemian
Kuchnia Pięciu Przemian jest częścią chińskiej medycyny, której ko-
Przykładowy przepis
kuchni kreatywnej:
Zakręcone paluszki serowe
sn – 2 gotowe arkusze ciasta francuskiego
sn – sól morska,
k – bazylia,
g – kurkuma,
sł – starty żółty ser (ok. 20 dag),
sł – roztrzepane jajko,
sł – suszona papryka,
o – świeżo zmielony pieprz,
o – oregano.
Rozwinąć pierwszy arkusz ciasta
francuskiego (może pozostać
na papierze, w który jest oryginalnie
zapakowany), posmarować go roztrzepanym jajkiem i posypać startym serem, który leciutko docisnąć
do ciasta. Następnie posypać przyprawami w ilości według uznania.
Przykryć drugim arkuszem ciasta
i ponowić wszystkie czynności.
Kroić na paseczki o szerokości 1cm.
Każdy z nich chwycić z obydwu końców i skręcać w przeciwnych kierunkach w taki sposób, żeby powstała
sprężynka. Układać na blaszce wyłożonej papierem do pieczenia w odstępach 2-3cm (paluszki sporo urosną). Ich końce docisnąć do blaszki.
Wstawiać do piekarnika nagrzanego
do temp. 200°C i piec przez ok. 1315min.
Przedstawiony wyżej przepis wspaniale nadaje się na różne imprezy
okolicznościowe, pikniki itp. Na które
często wybieramy śmieciowe jedzenie, zamiast zdrowego i pożywnego.
28
rzenie
sięgają III wieku p.n.e..
Chińscy lekarze obserwując bacznie
przyrodę, przyjęli,
że jej funkcjonowanie to najprostsza
w s k a z ó w k a
do osiągnięcia harmonii. Kilkusetletnie
zbieranie doświadczeń zaowocowało powstaniem tradycyjnej, chińskiej
medycyny. Wykorzystanie codziennej żywności jako medycyny zapobiegawczej, nie wymaga szczególnych umiejętności, ani większej pracy przy przygotowywaniu posiłków.
Skoro i tak musimy codziennie jeść,
dlaczego nie wykorzystać tego z pożytkiem dla urody, zdrowia i dobrego
samopoczucia?
Kuchnia kreatywna jest niezwykle
tajemniczą i godną uwagi sztuką kulinarną. Korzystanie ze wszystkich
pięciu smaków zaskakuje niezwykłym i nieznanym wcześniej doznaniem. Każdy, kto nie skosztował tej
„magii” i chce zmienić swój nawyk gotowania i nastawienie do potraw, powinien sięgnąć po te przepisy.
Warto wspomnieć, że kuchnia
kreatywna nie jest wyłącznie dla wegetarian, jak niektórym może się wydawać. To prawda, w wielu przepisach znajdziemy dania bezmięsne
takie jak: kotlety marchewkowe czy
kalafiorowe, ale ta sztuka kulinarna
nie ma ograniczeń. Jest przeznaczona dla wszystkich, którzy chcą
zadbać o siebie i o swoje ciało.
Otóż Pięć Przemian związanych
jest z pięcioma porami roku. Wiosna, lato, późne lato, jesień i zima.
Każdej porze roku odpowiada jeden
smak. Jeśli przyjmiemy jako pewnik,
że wiosną wszystko rośnie, latem
kwitnie, późnym latem dojrzewa
i owocuje, jesienią obumiera, a zimą
zasypia, dzięki temu możemy zauważyć Pięć Przemian zachodzących w przyrodzie.
Jeśli ktoś zaczyna przygodę
z kuchnią, powinien zacząć od napojów. Są one proste do przygoto-
wania, a połączenie soków owocowych z ziołami daje zaskakujący
efekt. Napoje wpływają na nasz organizm bardzo korzystnie, nawilżają
ciało i je ochładzają (bez konieczności wkładania napoju do lodówki).
Dużą rolę w przygotowywaniu
posiłków pełnią wszelakiego rodzaju przyprawy.
W tej kuchni chodzi także o wykorzystanie głównych pięciu smaków. Oto one: kwaśny (k), gorzki
(g), słodki (sł), ostry (o), słony (sn).
Każdy z nich ma przyporządkowany odpowiedni ruch energii.
Powinno się odżywiać zgodnie
z cyklem Kuchni Pięciu Elementów
tj: kwaśny – gorzki – słony – ostry
Drzewo – smak kwaśny
Ogień – smak gorzki
Ziemia – smak słodki
Metal – smak ostry
Woda – smak słony
– słony, a po słonym znowu kwaśny.
Według Tradycyjnej Chińskiej
Medycyny każdy ze smaków oddziałuje na inne narządy wewnętrzne człowieka.
– smak kwaśny to wątroba i woreczek żółciowy,
– smak gorzki to serce i jelito
cienkie,
– smak słodki to żołądek, śledziona i trzustka,
– smak ostry to płuca i jelito grube,
– smak słony to nerki i pęcherz
moczowy.
Przepis i kilka informacji pochodzi ze strony: kuchniakreatywna.blox.pl
TEKST I FOTO: DOMINIKA BOGDAŃSKA
Co daje nam gotowanie według
Pięciu Przemian?: posiłki są
smaczniejsze, zyskujemy
na zdrowiu i urodzie, dania są
lekkostrawne, wyrównuje się
ciężar ciała.
ROZMAITOŚCI
„Płonie ognisko
i szumią knieje”
Szok! Niedowierzanie! Czyżby to oni? Tak! Prawie nie
do rozpoznania bez charakterystycznych, zielonych
koszulek! Po raz pierwszy od niepamiętnych czasów
Potęgowicze wyszli z swej jaskini pracy, ich blade
twarze ujrzały światło dzienne. Dokąd zmierzają?
Dlaczego bez notatników?
Nawet najwięksi pracoholicy potrzebują chwili wytchnienia i odpoczynku. Dla niektórych jest to wyjście na plażę, samotny wieczór
z książką lub błogie lenistwo w hotelowych pieleszach. My natomiast
wykorzystujemy każdą wolną chwilę
na szeroko pojętą integrację. Dzięki
uprzejmości rodziców naszej koleżanki, Bereniki Balcer, zorganizowaliśmy ognisko na terenie pensjonatu
uroczo nazwanego jej imieniem.
Już sama droga do celu naszej wycieczki, sprawiła, że uśmiechaliśmy
się od ucha do ucha. Żartując ciągle
po drodze, cieszyliśmy się z perspektywy spędzenia wspólnego wieczoru.
Bez biegania do radia i korektorowania artykułów. Nawet kultowe pytanie
„Co na portal?” nie pojawiło się ani razu. Na miejscu czekały na nas suto
Fot. Tamara Pawlik
Doklejony listek
Za symbol szczęścia uznajemy
koniczynę. Jednak czym jest to całe szczęście i dlaczego jakaś roślina
ma być jego symbolem?
Ostatnimi czasy coraz to większa
liczba ludzi zaczyna w swoim życiu
kierować się różnego typu zabobonami i przesądami. Przesądem
określamy bezpodstawną wiarę
w istnienie, tak zwanego, związku
przyczynowo-skutkowego.
Jak
twierdzą niektórzy, wywodzić się to
może ze stereotypów zakorzenionych w kulturze i tradycji.
Przesądy dzielimy na pozytywne
oraz negatywne. Do pozytywnych
można zaliczyć zobaczenie pająka
przed południem, znalezienie podkowy lub czterolistnej koniczyny
oraz spotkanie kominiarza na swej
drodze. Pecha, według zabobonu,
przynosi przejście pod drabiną, napotkanie na swej drodze przebie-
zastawione stoły. Zachwyt wśród męskiej części uczestników wzbudziło
boisko do gry w koszykówkę a kadra
była oczarowana niebieskim bicyklem, stojącym niewinnie koło grilla.
Pierwszym krokiem do udanej integracji są pełne żołądki. Dlatego
najpierw zajęliśmy się zawartością
stołów. Zerkaliśmy łapczywie na soczyste kiełbaski, przegryzając przypieczonym chlebem.
Mocnym punktem naszej dziennikarskiej ekipy jest strona muzyczna.
Mamy trójkę gitarzystów a dwie gitary. Z zapałem zabraliśmy się do śpiewania. Po klasycznych utworach jak
Whisky Dżemu czy Peggy Brown grupy Myslovitz, przyszedł czas na wielka improwizację. W między czasie
odbył się mecz reprezentantów przeciwnych grup – kadry oraz uczestników. Chociaż obozowicze starali się
jak mogli walcząc z Panią Małgosią,
przegrali z kretesem.
Od tej pory, tradycją stały się nasze wieczory z gitarami w tle. Rozłożeni na korytarzu, cieszymy się
swoją obecnością. Nasz gust muzyczny na pewno na tym nie ucierpi. Wręcz przeciwnie – dużo zyska.
FRANCISZKA PIETRZAK, PAULA POLICEWICZ
gającego czarnego kota lub stłuczenie lustra.
Istnieją również przesądy ślubne.
Jednym z nich jest obrączka – symbol małżeńskiej miłości i wierności.
Jej owalny kształt ma przepowiadać
szczęście, bo fortuna kołem się toczy. Przed ślubem nie wolno zakładać obrączek, a tym bardziej nie
może tego robić inna osoba, gdyż
wróży to zdradę w małżeństwie.
Aby chronić się przed złą energią
wielu z nas nosi przy sobie symbole
szczęścia. Takich symboli jest wiele,
używamy ich w zależności od wyznawanej religii, naszych poglądów
i tego, czym się kierujemy. Mówi się,
że największe szczęście przynosi
czterolistna koniczyna, podkowa
i słoń z trąbą uniesioną w górę. Nie
ma racjonalnego wytłumaczenia,
dlaczego akurat te rzeczy mają być
zapewnieniem życiowej passy.
Prócz przesądów, zabobonów
i symboli istnieją również talizmany.
Ich zadaniem jest ochrona tego,
który go nosi, przed złymi duchami
i mocami. Już małym dzieciom, zaraz po narodzinach, przyczepia się
kokardkę do wózeczka, aby chronić
go przed rzuceniem uroku przez zazdrosną i źle życzącą osobę. Dla
katolika takim talizmanem będzie
medalik z Matką Boską.
Nawet jeśli nie wierzymy w tego
typu moce, na wszelki wypadek nie
kładziemy swoich torebek na podłodze i spuszczamy klapę od muszli
klozetowej, aby „pieniądze nie uciekły”. Gdy widzimy kominiarza szybko łapiemy się za guzik. Gdy stłuczemy lustro zakopujemy jego
resztki w ziemi pod naszym oknem.
Jedno jest pewne – gdy w coś naprawdę wierzymy, to niemal pewne
jest, że dana rzecz się spełni, bo jak
to ktoś powiedział: „rzeczywistość
to fikcja”.
DOMINIKA KACZMAREK
29
ROZMAITOŚCI
Horoskop
Baran
W tym miesiącu
postaraj się odpocząć, zrelaksować,
odsapnąć od rodziny i obowiązków.
Po prostu korzystaj
z wakacji, bo to jedyny miesiąc
w którym będziesz mógł odpocząć
i zregenerować siły. W sierpniu będziesz miał trochę odpoczynku, ale
i więcej pracy. Możesz zająć się np.
tai-chi lub yogą. Spodziewaj się napływu gotówki. I zbieraj siły na pracę i obowiązki po wakacjach.
Byk
Wyluzuj.
Nie
śpiesz się. Przyda
Ci się odpoczynek
po całym półroczu
pracy. Rozwiń swoje pasje. Zajmij się
tym co lubisz. Pod koniec wakacji
możesz spotkać drugą połówkę.
Pracuj wytrwale, a osiągniesz sukces. Nie martw się problemami.
Zachowaj spokój w stresujących
sytuacjach i nie daj ponieść się
emocjom.
Bliźnięta
Musisz wziąć się
w garść. Uporządkuj
swoje życie. Wakacje to idealny czas
na
rozwikłanie
wszystkich ważnych
spraw i konfliktów. W ostatnich
dniach wakacji możesz oczekiwać
napływu pieniędzy. Postaraj się dobrze zorganizować swój czas. Poświęć go np: przyjaciołom. Zrealizuj
swoje plany. Żyj w zgodzie z własnym sumieniem.
Rak
Zajmij się sobą.
Możesz odwiedzić
SPA lub salon odnowy biologicznej. Masaż także byłby
wskazany. Wszystko
po to, aby w nadchodzących miesiącach żyć pełnią życia i aktywnie
uczestniczyć w życiu społeczeństwa.
W czasie wakacji musisz na siebie
uważać i stronić od nieszczęśliwych
wypadków. Możesz oczekiwać
na miłość, ponieważ jest już blisko.
Lew
Musisz
zdystansować
się
do
otoczenia.
Rozwijaj
swoje
zainteresowania
i dużo czytaj. Może właśnie czytanie stanie się
Twoją nową pasją. Postaraj się
pogodzić obowiązki ze zdobywaniem nowej wiedzy! Odkrywaj nowe pasje i poznawaj nowych ludzi. Wszystko to pozwoli Ci aktywnie spędzić wakacje.
Panna
Zostaw
stare
sprawy i obowiązki i zajmij się nowymi,
bardziej
ważnymi. Odśwież
swój
umysł
i zwiększ swoją kondycję. Jazda
na rowerze, jogging, tennis-wszystko to może pomóc twojemu samopoczuciu. Nie zapominaj także o własnych przyjemnościach i załatw sprawy, na które
nie miałeś wcześniej czasu.
Waga
Przed
południem
możesz
rozkręcać się powoli. Dzięki spokojowi pozytywnie
rozwiążesz
nawet skomplikowane problemy. Po południu czas na kontakty z ludźmi, którzy poszukują nowych rozwiązań. Rozwijaj swoje zainteresowania.
Zajmij się także swoimi najbliższymi.
Skorpion
Musisz rozwiązywać wiele wew n ę t r z n y c h
spraw. Nie stresuj
się i nie daj powieść emocjom.
Po prostu uzyskaj wewnętrzny
spokój. Będziesz miał szansę
na zrealizowanie swoich marzeń
i zamiarów. Postaraj się uporządkować swoje wewnętrzne
sprawy. Nie odkładaj niczego
na później.
Strzelec
Twoje plany mogą ulec zmianie,
lecz
pamiętaj,
zmian dokonuj powoli. Więcej czasu
poświęcaj przyjaciołom, kumplom i rodzinie, bo
to, oni będą teraz ważniejsi niż
rzeczy materialne. Musisz postarać się o nawiązanie nowych
przyjaźni, bo starzy kumple mogą się od Ciebie odwrócić. Zadbaj także o swoje fundusze
i nie bądź rozrzutny.
Koziorożec
Zwiększy się twoja chęć do eksperymentowania. Możliwe, że ujawnią się
dotąd ukryte zdolności łączenia odległych zjawisk w jedno! Wieczorem
warto coś nowego przeczytać. Postaraj się być bardziej miły dla otoczenia. Przede wszystkim musisz
zaprzestać bycia zbyt impulsywnym
i aroganckim, bo to może sprzeciwić się przeciwko Tobie.
Wodnik
Musisz zwiększyć
swoją siłę fizyczną
i zacząć żyć aktywnie. Możesz na przykład wstawać wcześniej,
pojeździć
na rowerze, mały spacer także nie
zaszkodzi. Realizuj ostrożnie, ale
zdecydowanie i z polotem swoje zamierzenia! Księżyc ze znaku Barana będzie niósł Cię w stronę grupowego spędzania czasu. Na pracy ledwo zawiesisz oko.
Ryby
Przed południem
warto
poświęcić
czas na porządkowanie
materii.
Po południu możesz
podjąć się realizacji
nawet skomplikowanych zadań!
Możesz w skupieniu dążyć do nowego celu! W pracy będzie ciężko.
Dodatkowe obowiązki nieco Cię
przytłoczą, ale popołudnie będzie
bardzo udane.
MICHAł WILUSZ
Rys. Agnieszka Pukacz
30
ROZKOSZE ŁAMANIA GŁOWY
Humor
Hotel, recepcjonista zagaja do nowo przybyłej pary:
– Urlop?
– Tak...
– A dzieci państwo posiadają?
– Posiadają...
– A to tym razem państwo nie zabrali?
– Nie zabrali...
– Tylko we dwoje? Romantyczny
wypad!
– Tak...
– A kto został z dziećmi?
– Żona.
***
Badania wykazały, że nic tak nie
wpływa pozytywnie na myślenie
o sąsiadach, jak wykrycie zaraz
po przeprowadzce niezabezpieczonej sieci Wi-Fi.
***
CBA i CBŚ zaczynają sprawdzać
ludzi, którzy nie zarejestrowali się
na Naszej Klasie – skubańce muszą
coś ukrywać..
***
W sądzie: – Po czym strona wnosi, że oskarżony się ukrywał?
– Miał w GG zawsze czerwone
słoneczko.
***
Internet Explorer to program, który służy do przeglądania Internetu
z Twojego komputera i na odwrót.
***
W poczekalni u psychiatry rozmawia dwóch pacjentów:
– Czemu tu jesteś?
– Jestem Napoleonem, więc lekarz powiedział, żebym tu przyszedł.
Pierwszy jest ciekawy i pyta dalej:
– Skąd wiesz, że jesteś Napoleonem?
– Bóg mi powiedział.
Na to pacjent z drugiego końca
poczekalni woła: – Nie, nie mówiłem!
***
Lecą wariaci samolotem z doktorem. Nagle awaria jednego silnika,
wszyscy złapali się dla równowagi
skrzydła. Jeden z nich woła: – Niech
jeden z nas się puści to reszta przeżyje.
Na to doktor: – Ja to zrobię!
I wszyscy wariaci zaczęli klaskać.
ZEBRAł BARTEK MADEJ
Krzyżówka
1. Rewal ... 99,2 FM
2. Lubimy, gdy świeci.
3. Trzęsacz leży na 15 ..,
4. Miejscowość w Gminie Rewal z latarnią morską
5. Odwiedziła nas obóz. Rysownik Angory. Katarzyna ...
6. Mieści się przy Hali sportowej w Rewalu. W skrócie.
7. Miejscowość, w której był rozgrywany Baltic Cup.
8. Została przyznana wszystkim kąpieliskom na terenie Gminy Rewal.
9. Człowiek śniegu z Himalajów
10. Najpopularniejszy jednoślad
11. Pierwsza kobieta wg. Biblii
12. Miasto wikingów w Polsce, położone na jedynej wyspie w Polsce.
13. Partner Ewy wg. Biblii
14. Dzieci lubią go puszczać w powietrze.
SU
DO
KU
OPR.
AGNIESZKA
PUKACZ
31

Podobne dokumenty

Rewalacje 2/2016

Rewalacje 2/2016 Ośrodek Zdrowia, ul. Warszawska 31 tel. 91 38-625-88, godziny otwarcia: pn.-pt. 8-18 Ratownictwo wodne Asekuracja e-mail: [email protected] tel. (32) 360-35-01, Posterunek Policji, ul...

Bardziej szczegółowo