Rewalacje - nr 2/2012
Transkrypt
Rewalacje - nr 2/2012
ISSN 1508-2776 Cena 2,50 zł Rewal, 17-24 lipca 2012 roku ROK XV, nr 2 (110) „Ludzie też bywają uciążliwi, szczególnie wtedy, gdy za bardzo nas lubią. Wieszają się na nas, albo proponują wspólny wieczór” – narzeka Igor Kwiatkowski z kabaretu „Paranienormalni” czytaj strona 3 CO SŁYCHAĆ? KIT (Krótkie Informacje Tekstowe) oraz 18-19 lipca w Pobierowie na parkingu przy ul. Zgody będzie miała miejsce kolejna, XXIII edycja Festiwalu Indii. I tym razem nie zabraknie atrakcji. Będzie można spróbować indyjskich przysmaków, zrobić sobie tatuaż z henny w stylu Bollywood lub wziąć udział w zajęciach jogi. Organizatorem jest fundacja Viva Kultura. Trzyosobowa, mocna i bardzo kobieca redakcja czuwała nad wydaniem tegoż numeru Rewalacji. Zastanawiające jest, iż w większości przypadków kolegium redakcyjne naszej gazety składa się z kobiet z domieszką mężczyzn. I wcale nie chcę brzmieć jak redaktorka „Wysokich obcasów”, po prostu jestem dumna, że młode kobiety są na tyle silne, aby dążyć do spełnienia swoich dziennikarskich marzeń. Dzięki pełnemu zaangażowaniu całej redakcji, będziecie mogli przeczytać o atakujących kebabach, klockach lego i manii autografów. Do kotła wyobraźni dorzucamy również garść humoru (Paranienormalni, kabaret Klika) i aktualności z Rewala i Polski. Żeby lepiej nas poznać, słuchajcie Rewalstacji 99,2 Fm, odwiedzajcie nasz portal (www.potegaprasy.pl), a także oglądajcie nasz kanał na youtubie. Numer ten jest dla nas – kolegium redakcyjnego – bardzo ważny, ponieważ wszystkie jesteśmy na tym obozie po raz pierwszy. Mimo, że wcześniej pisałyśmy do drobnych gazetek szkolnych, to wielu rzeczy na obozie nauczyłyśmy się od zera. PAULINA TROFIMIEC OLA PASON KASIA KOWALCZUK 2 15 lipca o godz. 10 na plaży w Pustkowie odbędzie się kolejny turniej siatkówki plażowej par mieszanych Tatarek Beach. Zapisy prowadzone są w sobotę i niedzielę od 10 do 10: 30 na plaży w Pustkowie. Organizatorem jest Centrum Informacji Promocji Rekreacji (CIPR). VIII edycja Amatorskiego Turnieju Tenisowego odbędzie się w dniach 19-22 lipca w Pustkowie na kortach przy ulicy Spacerowej. Organizatorem jest sołtys Pobierowa. KACPER KREPSZTUL Fot. internet W dniach 16-17 lipca w Niechorzu na terenie przy latarni morskiej REKLAMA Redaktor naczelna: Paulina Trofimiec Zastępca redaktor naczelnej: Ola Pason Sekretarz: Kasia Kowalczuk Korekta: Berenika Balcer, Dominika Kaczmarek, Ola Domańska, Michał Wilusz Opieka merytoryczna: Zbigniew Natkański Skład: Adam Owczarek, Konrad Herman Reklama: Dorota Sroka, Aniela Janowska, Michał Lachowicz Dział foto: Jędrzej Brzozowski, Marta Zajma Adres redakcji: Hotel California, 72-344 Rewal, ul. Saperska 3, tel. 607650742 e-mail: [email protected], URL: http://www.potegaprasy.pl Druk: PHU JAKLEWICZ 70-322 Szczecin ul.Kazimierza Pułaskiego 4/4 WYDARZENIA PARAnienormalnych Czyli wywiad z Igorem Kwiatkowskim i Robertem Motyką, członkami kabaretu „Paranienormalni” Dorota Sroka: Dlaczego ,,Paranienormalni”? Robert Motyka: Para, bo dwóch. Nienormalni, to chyba wiadomo po naszych skeczach. Potem do tej nazwy dodaliśmy przekaz, że mamy w sobie energię, para buch, koła w ruch! Igor Kwiatkowski: Mamy pociąg do rozrywki. D.S.: Macie inne pasje? Robert: Tak, jak każdy. Lubię zbierać grzyby, robić naleśniki. Moimi pasjami są też konie i tenis. Igor.: Jeśli chodzi o moje pasje, to w młodzieńczych latach grałem na perkusji. Robert: Jesteś bardzo skromny. Potrafisz też z niczego ugotować coś wspaniałego. Igor: Potrafię również z czegoś fantastycznego zrobić coś beznadziejnego. Ale tak na poważnie, bardzo lubię gotować. Widać to po owalu mojej twarzy. D.S.: Jest coś irytującego w pracy komika? Robert: Irytujący jest brak weny. Igor: Problemy techniczne. Chociaż ludzie też bywają uciążliwi, szczególnie jak za bardzo nas lubią. Wieszają się na nas, albo proponują wspólny wieczór. D.S.: Igor, nie denerwuje Cię jak wołają za Tobą, “Mariolka”? Igor: Już nie, ale każdy chciałby, żeby zwracano się do niego po imieniu. Zauważyłem pewien mechanizm, jeśli zna się kogoś z jakiejś roli, to krzyczy się do niego właśnie pod tym pseudonimem. Ja też tak robię. D.S.: Stresujecie się przed występami? Robert: Podczas pracy w kabarecie nauczyliśmy się zamieniać stres w pozytywną energię. Na początku był to duży problem. D.S.: Skąd bierzecie pomysły na skecze? Robert: Z głowy. Zauważamy śmieszne zjawiska w sklepie, na stacji benzynowej itd. Pomagają zdolności do parodiowania jakie ma Igor. Na pewno nie siadamy i mówimy: Chłopaki, to będzie hit. D.S.: Ulubiony dowcip? Igor: Ja mam taki jeden, którego nikt nie cierpi. Robert: Proszę, tylko nie to... Igor: O kim mowa, że myli się tylko jeden raz? Brudasy. Wywiad jest dostępny na stronie www.youtube.com na kanale Potęgi Prasy. INFORMATOR TURYSTYCZNY Urząd Gminy ul. Mickiewicza 19 [email protected] Urząd pocztowy ul. Sikorskiego 5 czynne: poniedziałek – piątek: 8-18 sobota: 8-13 tel. 91 386-25-50 Bankomaty SGB, ul. Mickiewicza 19a (obok Urzędu Gminy) Gold Cash, ul. Westerplatte 16 (vis a vis przystanku PKS) Euronet, ul. Westerplatte (przy Robinson Crusoe) Urząd Pocztowy, ul. Sikorskiego 3 (świadczy usługi bankomatowe) Amfiteatr ul. Parkowa Posterunek Policji ul. Mickiewicza 21, tel.: 91 385-75-80 Ośrodek Zdrowia ul. Warszawska 31 czynny: poniedziałek-piątek: 8-21, soboty, niedziele i święta: 10-21 Apteka ul. Mickiewicza 25, czynna: poniedziałek-piątek: 9-20, sobota i niedziela: 10-18 tel. 91 386-27-02 Straż Gminna ul. Mickiewicza 21, tel.: 91 384-90-30 Straż Graniczna ul. Dworcowa 2, tel.: 91 38-77-620 Centrum Informacji Promocji Rekreacji Gminy Rewal ul. Szkolna 1, infolinia: 800 155 866 tel.: 91 38-62-629 Obiekty sportowe Hala widowiskowo-sportowa, siłownia, sauna, korty tenisowe, boisko do siatkówki i koszykówki ul. Szkolna 1, czynne 8-21 Boisko sportowe ul. Sportowa, tel.: 91 386-29-94 Dworzec PKS ul. Westerplatte Ciuchcia Retro ul. Westerplatte (przy dworcu PKS) WOPR 601-100-100 PAWEł ZAJMA Fot. Jędrzej Brzozowski 3 AKTUALNOŚCI Turyści biegną po śniadanie Fot. Marta Zajma Rewal na chwilę zamienił się w sportowe centrum Polski, a to wszystko za sprawą Biegu Śniadaniowego, który odbył się we wtorek 10 lipca. O 9 około 1000 osób zebrało się na placu przed pocztą, aby... no właśnie, po co? Jeśli ktoś, kto czasem rusza się z domu na świeże powietrze oczekiwał, że ten bieg może być formą treningu lub współzawodnictwa, to na pewno się zawiódł. Gdyż w istocie nie takie było zamierzenie organizatorów. Myślę, że zależało im na pokazaniu wszystkim leniuchom, tym którzy nie lubią sportu oraz tym którzy aktywności się boją, że bieganie nie musi oznaczać mokrej koszulki, buraczkowej twarzy i nieustannej, agonalnej zadyszki. Chcieli również uświadomić, że do joggingu nie są potrzebne super buty z n-tą ilością systemów, a także specjalne ubrania – wystarczą zwykłe trampki i koszulka. Dodatkowo, niektórzy uczestnicy swoja postawą udowodnili, że narodziny nowego członka rodziny, nie muszą oznaczać rezygnacji ze sportowych ambicji. Jak przebiegło całe wydarzenie? Już przed 8:00 grupa naszych obozowiczów zebrała się, aby wziąć udział w porannym biegu. Zostaliśmy przywitani przez radosne okrzyki Grzegorza Kułagi, który nakręcał całą imprezę. Krótko przed dziewiątą pojawili się działacze sportowi oraz lokalne władze, a wśród nich Bogusław Mamiński. To on z krajów europejskich do Polski przyniósł ideę biegów śniadaniowych. Jest ich inicjatorem i organizatorem. Po nad to może szczycić się tytułem wicemistrza świata i Europy w bieganiu. Od dzieciństwa związany był z Pomorzem, bowiem urodził się w Kamieniu Pomorskim. Prowadzący wspominał, że pamięta go jak młodego człowieka, biegają- 4 cego w krótkich spodenkach po ulicach Rewala. Lekkoatleta poprowadził lekką rozgrzewkę i wśród okrzyków ruszyliśmy uliczkami Rewala budzić zaspanych turystów. Dystans był krótki, tempo wolne, mieliśmy dwie przerwy na konkursy. Niczego złego nie można jednak powiedzieć o panującej atmosferze. Złożyło się na nią na pewno to, że w imprezie brali udział najróżniejsi ludzie: dziadkowie, rodzice z kilkunastomiesięcznymi dziećmi, młodzież z kolonii i obozów, pracownicy lokalnej kawiarni czy ratownicy. Wszyscy z entuzjazmem i szczerym optymizmem na hasło: „Raz, dwa, trzy budzimy Rewal”, krzyczeli ile sił w gardłach, aby obudzić wszystkich śpiochów i wywołać na ich twarzach uśmiech. Nasz happening wśród przechodniów i mieszkańców domów letniskowych został odebrany z uśmiechem. Wszyscy do nas machali, a niektórzy nawet dołączali się do biegu. Na mecie pierwsze 1000 osób, które zapisało się dzień wcześniej otrzymało śniadanie sportowca, w którego skład wchodziły: banan, rogalik, jogurt, batonik i woda. Można było również porozmawiać z osobistościami sportowymi czy prowadzącym i zrobić sobie z nimi zdjęcie. Reasumując, biegi śniadaniowe są fajnym przedsięwzięciem. Propa- gują zdrowy tryb życia, aktywność fizyczną i bieganie. To prawda, że nazywanie tej imprezy biegiem jest zbyt wielkim słowem. Można by użyć synonimu przebieżka lub rozgrzewka, jednak uważam, że każda forma aktywności jest dobra, szczególnie dla tych, którzy na co dzień siedzą w domach. Innym plusem takiej imprezy jest promocja Gminy Rewal i zmienianie jej wizerunku. Chodzi o to, aby zaznaczyć, że nad morzem nie trzeba całymi dniami leżeć na plaży. Można zrobić coś innego, pożytecznego, szczególnie gdy pogoda nie dopisuje (co zdarza się – jak na złość wszystkim turystom – często). PAULINA TROFIMIEC WYDARZENIA TYGODNIA California dream California to miejsce ekskluzywne i niewątpliwe jedyne w swoim rodzaju. Możemy tam spotkać ludzi ze świata show-biznesu, a wszystkiemu towarzyszy dobra muzyka, wykwintne jedzenie, drogie kreacje oraz atmosfera zabawy trwającej całą dobę. Nie chodzi tu o stan w Ameryce, a o jedną z najlepszych dyskotek na polskim wybrzeżu. Lokal ten poddany został kapitalnemu remontowi, dzięki czemu odzyskał swój blask. Jak mówi Katarzyna Składanowska, właścicielka Californii, na zmianę wystroju zdecydowała się, aby być na bieżąco z klubowymi trendami, i jak twierdzi odnowić wartość dodaną obiektowi. Kolejnym powodem metamorfozy jest chęć prowadzenia dyskoteki przez cały rok, a nie tylko w sezonie. W porównaniu do starego wystroju miejsca, można powiedzieć, że jest to niebo a ziemia. Gdy tylko wchodzimy do środka, od razu zauważamy stojące na środku pomieszczenia białe kanapy, wokół których znajdują się kryształowe „ściany”... Tak naprawdę jest to tylko rząd łańcuchów ze szklanych koralików, ale daje niesamowity efekt i sprawia, że klub wygląda na bardzo ekskluzywny. Na wprost kanap znajduje się podświetlana didżejka, a nad nią kula dyskotekowa, która często uważana jest za symbol kiczu – w Californii robi jednak naprawdę pozytywne wrażenie. Po drugiej stronie, zachęcający swoim wyjątkowym wyglądem, stoi bar. Świetnym pomysłem było dodanie oświetlenia także na półkach, na których stoi alkohol do drinków. Emanują one czerwonym, niebieskim i zielonym światłem. W pomieszczeniu znajdziemy również VIP – room, miejsce, którego nie mogło zabraknąć w tak dobrze urządzonym klubie. Różni się on od całości dyskoteki tylko detalami oraz tym, że jego strefa jest przyjemnie oddzielona i gwarantuje brak nieproszonych gości. Kiedy już się tam znajdziemy, z pewnością nie będziemy chcieli prędko uciec. W odświeżonym klubie dyskoteki prowadzą znani didżeje. Ostatnio, klub miał zaszczyt gościć u siebie wybitnego w swym fachu dyskdżokeja, bo ten robił w Californii swoją imprezę urodzinową. Maiqel, światowej sławy didżej i były rezydent owej dyskoteki, występował na imprezach typu Sunrise Festival i współpracował z wieloma artystami. Obecnie zajmuje również lansowaniem młodych talentów na scenach krajowych i ogólnoświatowych. Z dumą mówi o swoich początkach sprzed dziesięciu lat w California Club. Nie ukrywa, że to właśnie tutaj jego kariera nabrała rozpędu. 11 lipca, po raz kolejny w dyskotece zagościł Maiquel, tym razem z Pesosem, promując Miller Music Tour. Nie ulega wątpliwości, że stanowią oni jedną z większych atrakcji w Rewalu. Nie ma sekundy, w której parkiet Californii byłby pusty. Dużym plusem lokalu są godziny jego otwarcia. Zabawa zaczyna się od 20 i trwa do ostatniego klienta. Imprezy są w pełni bezpieczne, ponieważ każdy bawi się pod czujnym okiem ochroniarzy. Pytani o opinię ludzie, stwierdzili, że mimo, iż zawsze było świetnie, teraz jest bezkonkurencyjnie. Klientami są osoby w różnych przedziałach wiekowych, pary, rodziny, single. Jednak California to nie tylko dyskoteka. Po południu służy za restaurację i kawiarnię, co jest jej dodatkowym plusem – funkcjonuje całą dobę i przez dwadzieścia cztery godziny możemy odkrywać jej wszystkie zalety i wady. Część restauracyjna i kawiarniana znajduje się w tym samym pomieszczeniu, ale podzielonym na dwie części – jedna jest umieszczona stopień wyżej i urządzona w nowoczesnym stylu, pasującym do klubu, bo tam także odbywają się dyskoteki. Druga jest bardzo przytulna, z wieloma drewnianymi detalami. Dzięki przeszklonym ścianom można rozkoszować się widokiem morza i ogromną ilością dziennego światła. Bardzo ważnym miejscem jest duży taras – w piękną pogodę można z niego korzystać i zostać obsłużonym przez sympatyczne kelnerki oraz posłuchać... muzyki na żywo. Od godziny osiemnastej do późnego wieczora zaproszony jest piosenkarz, który prezentuje całe mnóstwo bardzo wakacyjnych hitów. California organizuje również wesela, chrzciny, imprezy firmowe, bankiety – i sądząc po różnorodnym wystroju jest na to dobrze przygotowana. Wrażenie po zobaczeniu tego miejsca jest w pełni pozytywne. Oprócz naprawdę drobnych wad, które spostrzeże jedynie uważny obserwator, to prawdziwe california dream. DOMINIKA KACZMAREK 5 WYDARZENIA YAMAHA SESSION W ostatnim numerze zastanawialiśmy się, gdzie podziały się takie gwiazdy jak zespół Dżem. Może właśnie nadszedł czas by postawić na młodych? Koncert Szkoły Muzycznej YAMAHA udowodnił, że młodzież wciąż ma ten sam potencjał i charyzmę, co dawni giganci estrady. Amfiteatr w Rewalu, godzina 20. Powoli zaczyna gromadzić się publiczność – liczne kolonie, obozy, dzieciaki w kolorowych chusteczkach i wychowawcy, którzy biegają między nimi. Dopiero teraz widać, jak wiele grup młodzieży przyjeżdża co roku do Rewala, by wypocząć lub rozwijać talenty. Ale my nie o tym. Nasz wzrok skierowany jest na scenę. Mały chłopczyk w kraciastej koszuli macha piąstką i przytupuje nogą w rytm muzyki. Publiczność reaguje różnie. Jedni się śmieją, inni kiwają głowami i nucą pod nosem, inni rozmawiają, a jeszcze inni, siedzą w pierwszym rzędzie i spoglądają na dzieci z nieukrywaną dumą i wzruszeniem - rodzice. Dumny ojciec patrzy na scenę i pokazuje nam palcem na chłopca, grającego na keyboardzie. „To nie jest pierwszy występ Mikołaja, ale każdy przeżywam równie mocno”mówi. Chłopiec jest jednym z najmłodszych uczestników koncertu, pochodzi z Zielonej Góry i jak reszta prezentujących się na scenie, szkoli umiejętności gry na instrumencie w Szkole Muzycznej YAMAHA. Mikołaj na pytanie ile uczy się już grać na keyboardzie odpowiada, że przerabia szósty podręcznik. Od tego roku chciałby rozpocząć naukę gry na perkusji. Na zapleczu spotkałyśmy długowłosego mężczyznę w koszulce Luxtorpedy, jednego z organizatorów i instruktorów. Prywatnie ojca ośmioletniej dziewczynki, także prezentującej 6 się na scenie. Tata zdradził nam, że córka przejawia te same muzyczne zainteresowania co on: nawet, pomimo młodego wieku, bawiła się razem z nim na Woodstocku. Koncert trwa dalej. Publiczność jest pozytywnie nastawiona po pierwszej piosence – przerobionej przez dzieci wersji hitu Euro „Koko Euro Spoko”. Mali artyści nie wydawali się ani trochę speszeni i widać było, że możliwość zaprezentowania się przed widownią sprawia im niesamowitą radość . W rozmowie z instruktorem Wojtkiem, dowiedzieliśmy się, że przed występem były zaplanowane tylko cztery próby. Jednak dzieciaki nawet, gdy mogły mieć czas wolny i iść na basen albo na plażę, same przychodziły z instrumentami i chciały grać. O dziwo, podstawową predyspozycją nie jest słuch muzyczny czy wyczucie rytmu, ale uśmiech i zapał do pracy. „To jest najważniejsze” - powiedziała nam jedna z wychowawczyń w kolorowych dredach. Zarówno ona, jak i Wojtek, traktują muzykę jako sposób na życie. Wojtek jest studentem Akademii Muzycznej. Z kolei nietuzinkowa opiekunka grupy zaczyna dzień od włączenia radia. „Dzień bez muzyki to dzień stracony. Tę samą zasadę wyznają obozowicze”- powiedziała, przyglądając się swoim podopiecznym. Maluszki kończą swoją część występu popularnym utworem Kultu „Wyjechali na wakacje”. Brzmiało to zabawnie w ich wykonaniu, ale może dzięki temu zdobyli serca publiczności. Po najmłodszych przyszedł czas na najstarszych uczestników obozu. Już po ich wyglądzie widać, że inspirują się rockowym stylem. Po pierwszym takcie piosenki rozpoznałyśmy kultowy „Teksański” zespołu Hey. Koło nas stoi pani w malinowych włosach i wzdycha. „Gdy patrzę na te dzieci, myślę, że chciałabym mieć dziecko, które by tak grało”. Inny widz, młody chłopak w koszulce Metalliki, podziela ten pogląd. Dodał nawet, że bez wątpienia założyłby ze swoim potencjalnym synem zespół, aby razem występować. Po występie najstarszych obozowiczów udało nam się porozmawiać z wokalistką, Dominiką, która ma płomiennie rude włosy, mocny makijaż, kapelusz i ciężkie buty. Trudno jej nie zauważyć. Do tego dochodzi charyzmatyczna osobowość. Na estradzie zachowuje się jak sceniczne zwierzę, ale gdy rozmawiamy na uboczu widać, że jest to wrażliwa, skromna dziewczyna, wciąż poszukująca swej muzycznej inspiracji. Gdy ekipa techniczna zajęła się rozmontowywaniem sprzętu, ponownie udało nam się złapać instruktora Wojtka. „Rok temu wszystko wyglądało inaczej. Teraz koncert cieszył się dużo większą popularnością i publiczność reagowała bardziej entuzjastycznie. Dzieciaki też dały sobie świetnie radę, pomimo krótkiego czasu na przygotowaniu do występu”. Widać było, że on też doskonale bawił się tego wieczoru. Publiczność opuściła już amfiteatr. Nie wiemy, czy każdy wyszedł z tego koncertu z podobnym entuzjazmem. Wierzymy, że nasi rówieśnicy, a także ich młodsi koledzy zaistnieją w przyszłości na rynku muzycznym. Być może staną się kolejnymi legendami. Uczestnicy koncertu przypominają nam redakcję „Rewalacji”. Tak jak my, spędzają bowiem wakacje, rozwijając swoje pasje, by ułatwić sobie start w dorosłe życie. FRANCISZKA PIETRZAK, PAULA POLICEWICZ NASI GOŚCIE „Nie ma lekko” Co najbardziej uderza w osobie pani Katarzyny Zalepy? Skromność. Skromność, granicząca wręcz z nieśmiałością. Często można spotkać przekoloryzowanych plastyków, wyznających teorie nadludzi i gardzących pospolitością. Pani Kasia jest antonimem do przedstawionego wyżej opisu artysty. Taki człowiek zdarza się jeden raz na sto. Paulina Trofimiec: Talenty zwykle dziedziczy się z pokolenia na pokolenie. Jak to wygląda w Pani rodzinie? Katarzyna Zalepa: U mnie w rodzinie nie ma i nie było artystów rysowników. Jeżeli chodzi o moich rodziców, to uważam, że mój tata ma duży talent plastyczny. Kształcił się on jednak technicznie, dlatego na ogół zajmuje się rysunkiem technicznym i przestrzennym, co wychodzi mu znacznie lepiej ode mnie. To tyle. Częściej w rodzinie pojawiały się talenty muzyczne, np. moja babcia miała bardzo piękny głos. Wychodzi więc na to, że jestem takim samolocikiem. P. T.: Czy Pani piętnastoletnia córka przejęła umiejętności po mamie? K.Z.: Moja córka dobrze rysuje. Myślę, że to lubi. Jednak nie mogę powiedzieć, aby to była jej pasja życiowa. Kiedy byłam w jej wieku, całymi dniami potrafiłam coś tworzyć. Ona ma trochę inne zainteresowania, dlatego sądzę, że w przyszłości pójdzie w innym kierunku niż ja. P.T.: A co z poczuciem humoru? K. Z.: (śmiech) Nie wiem jak się dziedziczy poczucie humoru. Ale rzeczywiście mam dość wesołą rodzinę. P.T.: Chodziła Pani do liceum ogólnokształcącego. Jak była tam Pani postrzegana? K.Z.: W liceum tylko przez rok mieliśmy plastykę. Wtedy to byłam postrzegana jako ktoś, kto rysuje najlepiej w klasie, co w LO nie jest jakimś wielkim wyczynem. P.T.: Czy na lekcjach zdarzało się Pani zapominać o Bożym świecie, zagłębiając się w rysunku? K.Z.: Mogłam rysować i słuchać jednoczenie. Nie miałam z tym żadnego problemu. Natomiast mojej pani od polskiego przeszkadzał permanentnie pomazany zeszyt, za który bez wyrzutów sumienia stawiała mi jedynki. P.T.: Czy żałuje Pani, że wybrała psychologię a nie ASP? K.Z.: Czasami trochę żałuję, ale psychologia jest bardzo ciekawym kierunkiem i nie żałuję, że właśnie to studiowałam. Na ten wydział trafiłam przypadkiem, gdyż nie zdążyłam przygotować pracy, która była potrzebna jeszcze przed egzaminem wstępnym na ASP. Wybrałam psychologię, aby nie marnować roku i już zostałam. P.T.: Jak trafiła Pani do Angory? K.Z.: Właściwie to przypadkiem. Byłam wtedy na czwartym roku studiów. Wielu moich kolegów i koleżanek szukało pracy. Wiadomo, jako biedny student chciałam sobie dorobić. Zobaczyłam Angorę, zobaczyłam, że ma rozbudowaną sekcję graficzną i postanowiłam spróbować. Czułam się o tyle pewniej, że wcześniej pracowałam w Życiu Pabianic, gdzie byłam rysownikiem. Poszłam więc do redakcji, spytałam się grzecznie o pracę, pokazałam rysunki i już tak zostało. Pamiętam dokładnie swój pierwszy rysunek w tygodniówce, byłam bardzo szczęśliwa. P.T.: Jakie jest Pani największe osiągnięcie? Z czego jest Pani dumna? K.Z.: Największym osiągnięciem jest praca, którą wykonuje. Jestem dumna, że tyle lat radzę już sobie w tym zawodzie. Pojedynczym wydarzeniem, które jest dla mnie ważne, było zajęcie II miejsca na Międzynarodowym Festiwalu Komiksów w Łodzi. Cieszyłam się, że udało mi się coś osiągnąć, byłam z siebie dumna. P.T.: Jaki to był komiks? K.Z.: Jego tytuł to „Nie ma lekko”. Jeżeli kogoś to interesuje, to może wejść na moją stronę internetową, gdzie jest zamieszczony. P.T.: Czy uczy się Pani teraz rysunku, rozwija w jakiś sposób? K.Z.: Nie, nie chodzę na żadne zajęcia. Jak rysuje się z tygodnia na tydzień, to można się więcej nauczyć niż na lekcjach. Jest ogromna przepaść między moim stylem rysowania sprzed 10 lat, a teraźniejszym. Jest po prostu lepszy, bo doświadczenie, które zdobyłam w redakcji Angory jest bezcenne. P.T.: Jakie ma Pani inne zainteresowania? K.Z.: Bardzo lubię czytać, szczególnie książki fantasy. Wcześniej wspominałam też o komiksach – trudno powiedzieć, że je zbieram czy kolekcjonuję, ale mam ich trochę. Czasami tez pracuję w ogródku. P.T.: Jest pani szczęśliwa i spełniona? K.Z.: Tak, jestem. Lubię swoją pracę i bardzo się cieszę, że mogę pracować w redakcji Angory. Fot. Marta Zajma Katarzyna Zalepa jest jednym z niewielu rysowników płci żeńskiej w Polsce. Ukończyła psychologię na Uniwersytecie Łódzkim. Od 10 lat pracuje w redakcji Angory. Najbardziej znane są jej rysunki publikowane co tydzień w rubryce Dla tych co nie lubią czytać. 7 NASI GOŚCIE Mateczka estrada wszystkich wyżywi Berenika Balcer: Który już raz panowie u nas goszczą? Marek Sobczak: A który to jest sezon w Rewalu? B.B.: Już 15 lat. M.S.: No to piętnasty... Nie, nie. Czternasty. Na pierwszym nie byliśmy. B.B.: Czyli to już jest rutyna? M.S.: Nie. Nie, że to jest rutyna. Nigdy nie ma rutyny. To jest po prostu przyzwyczajenie, że latem przyjeżdżamy do Rewala. Antoni Szpak: Jak odwiedzamy młodzież, to mamy przekrój, jaka młodzież właściwie jest. To jest możliwość trzy razy w lecie spotkania z takim środowiskiem jak wasze. To można sobie wyrobić zdanie, jaka jest młodzież. Tak jak wy oceniacie ludzi dorosłych i pewnie macie swoje zdanie na ten temat, tak samo my dzięki takiemu spotkaniu bardziej rozumiemy wasze pokolenie. Dla nas jest to duża przyjemność spotykania się z ludźmi, którzy być może niedługo będą naszymi kolegami dziennikarzami. Marek Nowak: A czy w latach ‘70 ludzi też tak bardzo śmieszyło, jak ktoś powiedział na scenie „dupa”? A.S.: Zależy w jakim kontekście. Wulgaryzmy, to są również słowa, tylko, że one zostały uznane za słowa, których nie wypada publicznie mówić. W związku z tym, może być nawet najgorszy wulgaryzm, jeżeli jest on użyty w uzasadnionym kontekście i podbija puentę. Przykładem jest Smoleń, który opowiadał taki świetny monolog. Siedział na łóżku i mówił: „Ej tam, cicho być” i używał słowa na „k”, które wywoływało naprawdę entuzjazm. Nie dlatego, że on to powiedział, ale dlatego, że używał tego w kontekście: „Amerykanie gdzieś tam napadną i przeproszą, a nas ‘k” nikt nie przeprosi” i właśnie to „k” podbijało to, że jesteśmy zniewoleni, ale wypadało nas chociaż przeprosić. M.S.: Poza tym, nie mogę wyjść na scenę i w pewnym momencie 8 mam być w jakiś tam sposób zdenerwowany i mam powiedzieć: „Przestań mi przeszkadzać, możesz mnie w dupę pocałować”. Nie mogę wyjść i powiedzieć: „Przestań mnie denerwować, możesz mnie w pupę pocałować”, bo to jest dopiero dziadostwo! To nie jest naturalne, nikt tak nie powie. B.B.: Skąd panowie czerpią inspiracje do swoich felietonów? A.S.: To nie jest inspiracja. My jesteśmy takim narodem, że my nie lubimy jak jest spokój. I to jest woda na młyn takich facetów jak my. My niczego nie wymyślamy. Po prostu cała klasa polityczna, tydzień w tydzień, dba o to, żeby nam nie zabrakło roboty, żebyśmy mieli o czym mówić i o czym pisać. Oni są naszymi chlebodawcami, bo jak siadamy do napisania np. felietonu, to nie my nie mamy problemu z tym, co napisać. Problemem jest raczej, o czym nie napisać. My wymyślamy formę, bo tematy wymyślają w Warszawie, na Wiejskiej. B.B.: Z kim sympatyzujecie w swoich felietonach? A.S.: Z nikim. M.S.: Generalnie, jeśli jest możliwość, to chętnie pokazujemy ludzi. A.S.: Ludzi, ale nie partię. M.S:. Wszystkie partie byśmy spuścili do piachu. Najlepiej by było, jakby młodzi ludzie przejęli pałeczkę. Mnie strasznie denerwuje, że polityka jest w rękach takich starych ludzi jak my, czy starszych, bo uważamy, że powinna nastąpić zmiana pokolenia. A.S.: Nasze pokolenie jest ciągle skażone tamtym ustrojem. Zwróćcie uwagę, że jesteście w wieku, kiedy kształtuje się światopogląd, a nasze pokolenie przeżyło ten okres w czasach socjalizmu. B.B..: Niektórzy mówią, że kabaret polityczny już się skończył. M.S.: Skończył się dla durniów. Nie może się skończyć coś, co będzie trwało do końca życia. To jest jak prostytucja. Prostytucja nigdy się nie skończy. Wszystko jest tak skonstruowane, że była, jest i będzie. Tak samo polityka. Ktoś, kto tworzy polityke, zawsze będzie miał prześmiewców. Był król, był błazen. Rolę błazna my teraz wykonujemy. Kasia Kowalczuk: Skrytykowali Panowie polską scenę kabaretową, ale co sądzą Panowie o takich sławach jak kabaret Ani Mru Mru, czy Moralnego Niepokoju? A.S.: Kabaret Moralnego Niepokoju był dla nas kabaretem, który jakby próbował łączyć tamten kabaret z tym współczesnym i z tych wszystkich młodych kabaretów jest to dla nas bardzo kreatywny i dobry. I próbuje coś widzom przekazać. Za to kabaret Ani Mru Mru według nas się gdzieś zagubił. Mieli na początku bardzo dobre pomysły, ale potem stwierdzili, że najfajniejszym jest schlebianie widzom. M.S.: Nie chodzi o to, że ich chłostamy. Mówię, że nie lubimy tej formy, tych żartów i takiej sceny kabaretowej, więc idziemy swoją ścieżką. Ale życzymy jak najlepiej. Jesteśmy jak najdalej od zwalczania kogokolwiek, czy publicznego krytykowania. Dlaczego się nie przebieramy? Bo nas to nie bawi. Jeśli chcą, to niech to robią, proszę bardzo. A.S.: W branży artystycznej jest powiedzenie: „Mateczka estrada wszystkich wyżywi”. I wyżywi. Jeśli jest widz, który chce iść np. na Boys, to jego wybór. OK. Ja szanuję tego widza. Fot. Marta Zajma ROZMOWA TYGODNIA Rewal widzę piękny i ogromny Dziennikarze pierwszego turnusu Potęgi Prasy odwiedzili Urząd Gminy, dowiadując się wielu ciekawych rzeczy dotyczących turystyki, infrastruktury i problemów w Gminie. -Jakie środki finansowe gmina wydaje na przygotowanie do sezonu turystycznego? Jeśli chodzi o przygotowanie do sezonu turystycznego, są to bardzo duże środki finansowe. Przede wszystkim są one wykorzystywane na przygotowywanie plaż, ratownictwo wodne i sprzątanie Gminy Rewal po sezonie jesienno –wiosennym. Są w to zaangażowane wszystkie firmy współpracujące z gminą, ponieważ porządkami obejmuje się oprócz ulic także lasy, dzikie wysypiska i wydmy. Następnym elementem, jest łatanie dziur, które przeprowadzamy co roku. Trzeba też umyć kilka tysięcy punktów świetlnych i dokonać ich renowacji. Kilkaset tysięcy przeznaczane jest także na Brygadę Zieleni, czyli osoby odpowiedzialne za sadzenie roślin, krzewów, sianie trawy, przycinanie drzew. Jest to później oceniane przez turystów, mieszkańców i dziennikarzy. – Ile pieniędzy z budżetu gminy przeznacza się na utrzymanie i pielęgnacje zieleni, kwiatów? Ponad milion złotych. – Skąd władze gminy pozyskują środki na tak dużo inwestycji w infrastrukturze? Przede wszystkim z podatków które stanowią około 30% środków. Poza tym, ze sprzedaży mienia komunalnego, działek na wybrzeżu, które są trzy lub cztery razy droższe niż w innych miejscach. – Dlaczego jest tyle zaczętych i rozgrzebanych inwestycji? Czy jest to wynik złej organizacji, braku pieniędzy, czy są to przyczyny niezależne od władz gminy? Wiele jest rzeczy niezależnych od nas. Jednym z tych projektów jest Kolejka Wąskotorowa z Pogorzelicy do Gryfic. Tory już zostały położone, lecz nie pasuje to rolnikom, którzy od wojny jeździli tymi drogami i dojeżdżali na swoje pola. Kolejnym problemem jest dworzec w Niechorzu. Ekipa budowlana, która wygrała przetarg, nie chce rozpocząć prac na terenie budynku, ponieważ według ekspertów budowlanych firmy, konstrukcja grozi zawaleniem. I w tkwi problem. – Ile jest podmiotów gospodarczych płacących podatki w gminie? Około trzech tysięcy podmiotów gospodarczych działa na terenie gminy Rewal. – Dlaczego w tym roku nie rusza Kolejka Wąskotorowa z Pogorzelicy do Gryfic? Kolejka jest w trakcie realizacji. Koniec inwestycji planowany jest na 30 października 2012. Patrząc jednak na dworzec w Niechorzu, myślę, że termin ten może ulec wydłużeniu. Mam nadzieję, że kolejka będzie uruchomiona w przyszłym sezonie letnim. – Dlaczego tak mało przedsiębiorców w gminie nastawia się na całoroczną turystykę? Żeby przetrwać zimę, trzeba mieć ogromny kapitał. Oferta zimowa musi wybiegać ponad standard. Ośrdoki powinny zaopatrzyć się w SPA, salę konferencyjną i restaurację. Moim zdaniem, wiąże się to także z pewnym rozleniwieniem , lokalnych przedsiębiorców, ponieważ do tej pory sezony letnie przynosiły zyski i, dało się z nich przetrwać zimę, a potem inwestować. Teraz nastał kryzys, który zmusza do coraz większej kreatywności. – Czy goście przebywający w Gminie Rewal mogą czuć się bezpieczni? Robimy wszystko, żeby tak było. Dofinansowujemy Straż Graniczną, Policję, Ochotnicze Straże Pożarne, Ratownictwo Wodne. Na terenie gminy działają dwie karetki pogotowia.. Z moich danych jednak wynika, że są takie nocne miejsca w gminie, gdzie turysta nie zawsze czuje się bezpieczny. Będę starał się to zmienić. – Jaka jest przestępczość w gminie? Ilu policjantów i strażników gminnych strzeże spokoju turystów? Na terenie gminy jest obecnie 40 policjantów, 10 strażników gminy, 10 strażników granicznych. Choć jest to wiele, to zakładając, że w weekendy, gdzie spędza wakacje kilkadziesiąt tysięcy ludzi, jest to wciąż za mało. 9 ROZMOWA TYGODNIA – Z czego jest pan dumny jako gospodarz Rewala? Czy te osiągnięcia zadecydowały o tak wysokim poparciu wyborców w ostatnich wyborach? Wysokie poparcie w wyborach, to tak naprawdę skutek mojej pracy z ostatnie 4 lat. Mimo różnych trudności finansowych i kryzysowych, w miarę bezpiecznie wchodzimy w nowe inwestycje, które zmieniają wizerunek tej gminy. Myślę, że nawet sami mieszkańcy nie zauważają pewnych zmian. Najwięcej widzą turyści, którzy odwiedzają nas co parę lat. Wystarczy spojrzeć na stojące, przy głównym zejściu na plażę wieloryby. Kilka lat temu tam była łąka. Trudno powiedzieć czy jestem dumny. Na pewno jestem zadowolony, że gmina zajmuje nadal wysokie miejsce w rankingach i udaje jej się realizować inwestycje, które są na miarę większych miast. – Niezrealizowane plany? Takich planów jest bardzo dużo, jak choćby budowa Mariny w Niechorzu. Dostaliśmy pozwolenie na budowę, oraz dotacje, jednak nie mamy własnych środków na realizację tego zadania. To jest problem, z którym nie wiem jak sobie w tej chwili poradzić. Boję się, że zostanę z projektem, a stracę dotacje Unii. – Dlaczego Amfiteatr w Rewalu jest w tak opłakanym stanie? My go nie nazywamy amfiteatrem. To jest pewna łąka, ogrodzona płotem. Mamy wybór: albo ją rozebrać, albo pozostawić jeszcze rok czy dwa, w takim stanie. Dzierżawcy od paru lat nie wkładają i nie włożą w to miesce żadnych 10 środków. Mamy projekt i pozwolenia na budowę amfiteatru na 1200 miejsc. Miałaby to być Biała Ryba, lecz na dzień dzisiejszy nie mamy odpowiednich środków. – Czy to prawda, że zadłużył pan nadmiernie finanse gminy? Zadłużenie gminy jest na poziomie 52%, czyli blisko granicy. Dlatego nie ma zgody zarówno Rady Gminy, jak i mojej, aby wejść w następne inwestycje. Jestem zwolennikiem inwestowania, ale nie tego, że Państwo się od nas odwraca. Powinno wspomagać małe gminy i samorządy. Następne lata, będą latami spłat kredytów w bankach, u wykonawców i inwestorów – Jaka jest struktura wydatków budżetu gminy? Ile pieniędzy przeznacza się na spłatę zaciągniętych pożyczek? . W budżecie nie może być więcej wydadków na spłaty kredytów i zadłużeń niż 15%. Jeśli przekroczy sie ten próg, to Regionalna Izba Obrachunkowa ma obowiązek wkroczyc do akcji i zarządać zmian w budżecie. – Czy początek sezonu turystycznego uważa Pan za udany? Organizacyjnie - tak.. Biznesowo jest on znacznie słabszy niż w poprzednich latach. Gdyby nie przedłużac roku szkolnego o dwa tygodnie, dzieci już dawno mogłyby u nas wypoczywać. Ja też jestem nauczycielem z zawodu i wiem co się dzieje po 10 czerwca w szkołach. Nie rozumiem i nigdy tego nie zrozumiem, po co trzymać dzieci na siłę w szkołach. Wiem, że taki jest przepis, ale od tego mamy cały Rząd, aby to zmienić.. – Jakie są problemy, z którymi Pan, jako gospodarz gminy, nie potrafi sobie poradzić? Jest ich wiele, jak choćby kolejka wąskotorowa i problem dworca w Niechorzu. Nikt nie chce się podpisać pod jego rozbiórką, ponieważ jest to zabytek. Każdy twierdzi, że bezpieczniej było by dla wszytskich, jeśli sam by się zawalił. Ponadto ciągły bałagan, który tkwi w naszej polskiej naturze. Pety rzucane gdzie popadnie, mimo tego, że śmietników mamy bardzo dużo, napawają mnie odrazą. – Jak wygląda zaangażowanie stałych mieszkańców gminy w życie polityczne i społeczne? Czy może Pan liczyć na ich wsparcie? Nasi mieszkańcy są bardzo aktywni. Można liczyć na ich poparcie w wyborach. W małej społeczności łatwiej o zasoby demokracji. U nas liczy się jeszcze człowiek. – Czy wyrósł Panu w gminie rywal polityczny, który ma plan działań lepszy i skuteczniejszy? Ja zawsze uważam, że jestem najlepszy (śmiech). Nie ma w moim działaniu czegoś takiego, że od razu po wyborach myślę już o następnych. Często te idee dnia dzisiejszego się zmieniają. Czasem łatwej jest zyskać sympatie wyborców, kładąc po postu chodnik koło domu, a nie budując np. molo, obwodnice, albo kolej wąskotorową. Zawsze mam pewną ideę wizerunku miejscowości, w której należy do czegoś dążyć. – Czy Pan jako polityk, działacz społeczny czuje się człowiekiem spełnionym? ROZMOWA TYGODNIA Nie jest łatwo być człowiekiem spełnionym. Gdy mam mało pracy to szukam nowych zadań. Wszędzie staram się dokładać cegiełkę swojej tożsamości. Często moje pomysły są tak maglowane, że wychodzi z tego coś innego i też muszę się pod tym podpisać. Być może jest to patetyczne i górnolotne, szych lub większych konfliktów. Jednak, gdy tylko mam wolną chwilę to staram im się to jakoś zrekompensować. – Jaka jest Pana ulubiona muzyka, potrawa, miejsce w Polsce, Europie, świecie, hobby? Moje hobby to podróże, a kiedyś to była muzyka. Moją pasją jest tez ale tak podchodzę do pewnych fragmentów swojego życia. – Dlaczego Rewal ma taką dobrą prasę i markę w regionie? Wystarczy tylko na mnie spojrzeć (śmiech). Z zawodu jestem nauczycielem, więc umiem tłumaczyć, przekonywać i zachęcać. Wykorzystuję to także na tym stanowisku. Z obrad na sali konferencyjnej zawsze wypływai jasny przekaz, a wszystkie konflikty rozwiązujemy na bieżąco. Mamy jasny cel wszyscy chcemy budować nowy Rewal, nową gminę. Inne wieści z tego gmachu nie wychodzą. – Czy bycie politykiem przeszkadza panu w życiu rodzinnym? Czy żona nie ma do Pana pretensji o to, że większość czasu poświęca Pan na działalność społeczną? Polityk, to za duże słowo. Społecznikiem też nie jestem, bo za swoją pracę otrzymuję całkiem niezłe wynagrodzenie. Wczoraj skończyłem pracę po północy.. Moja córka i małżonka to bardzo wyrozumiałe osoby i doskonale sobie radzą, gdy mnie nie ma. Na razie w jakiś sposób rozumieją moją pracę. Oczywiście dochodzi do mniej- fotografowanie, ale mam manierę robienia zdjęć śmietnika, lub ławki i przenoszę to na nasze małe podwórko. Najdłuższy urlop trwał 8 dni wliczając święta, także szaleństwa w tym nie ma. Uwielbiam Pragę. Wracam systematycznie do tego miasta z moją rodziną. – Pańskie życiowe credo? Na każdą chwilę mam nowe. Ale przede wszystkim, żeby zasypiać spokojnie, móc tak żyć, aby bez wstydu spojrzeć w lustro. Myślę, że postępując w taki sposób, człowiek sam buduje swoje motto. – Jakieś rady, dla nas, młodych dziennikarzy? Na szczęście nie jestem już nauczycielem, ani wychowawcą. Każda chwila coś rodzi i na bieżąco można dawać jakieś rady. Jedźcie w świat, budujcie fascynacje, uczcie się jak żyć. Jedyna moja rada: nie przestajcie się uczyć. i pamietajcie, że życie zaczyna się nie na studiach lecz w akademiku. – Co będzie Pan robił na emeryturze? Nie wiem, czy w ogóle jest taka możliwość. Próg emerytalny w Polsce jest bardzo wysoki. Do tego czasu, znając nasze państwo, nikt z nas do emerytury nie dotrwa. Proszę zwrócić uwagę, że zaczynamy reformy od podniesienia wieku emerytalnego i podatków. Moim zdaniem pewne rzeczy powinny odbywać się równolegle. Należałoby pomyśleć tez o sobie. W żadnym bogatym kraju europejskim nie ma tylu parlamentarzystów, a każdy z nich generuje dana sumę pieniędzy do wydawania. Może trzeba ograniczyć ilość rzeczników prasowych. Dlaczego, gdy ktoś u nas nie ma pracy, staje się rzecznikiem prasowym? W kwiecie wieku chciałbym zwiedzać różne miejsca, ale do emerytury jeszcze daleko. OLA DOMAŃSKA DOMINIKA KACZMAREK JĘDRZEJ BRZOZOWSKI Fot. Marta Zajma 11 SPOŁECZEŃSTWO Jestem z Rewala „Jestem z Rewala” mówię i widzę zdziwienie wypisane na twarzy mojego rozmówcy. Jeśli wie on, gdzie ta miejscowość się znajduje, od razu słyszę entuzjastyczne: „Ale masz fajnie!”. Czy rzeczywiście? Owi rozmówcy zwykle wystawiają swoją ocenę na ten temat na podstawie swoich wrażeń wakacyjnych. Jest miło i przyjemnie w sezonie, więc tak samo powinno być poza nim. Oczywiście wiele rzeczy się w rzeczywistości różni. Rewal wtedy jakby wymiera. Rzadko można spotkać jakiś turystów, co samo w sobie udowadnia dużą różnicę. Spotkałam się też z opiniami, że skoro mieszkamy w miejscowości nadmorskiej, to praktycznie mamy wakacje cały rok, czyli nie mamy nic do roboty. Młodzi ludzie za to zawsze są pytani, co robią poza sezonem. Podstawową odpowiedzią, w dodatku banalną, jest – chodzimy do szkoły. Poza tym mamy dostęp do skate parków, stadionów, kortów tenisowych, boisk. Jest również Gminny Ośrodek Kultury, gdzie możemy uczęszczać na zajęcia fotograficzne, lekcje śpiewu, gry na gitarze, pianinie, perkusji lub nawet na jogę albo balet. Tam również co jakiś czas odbywają się spotkania z różnymi fascynującymi ludźmi, np. 12 z Moniką Szwają, czy Jasiem Melą. To wszystko w miarę zaspokaja nasze zainteresowania. Jednak prawdą jest, że dla nas, młodych ludzi, to nie jest wystarczające. Dorośli uważają, że jest to piękne miejsce. Poza sezonem cisza i spokój, a zimą wszystko wygląda jak z bajki (o ile jest śnieg). Ale każdy wie, że młodość rządzi się własnymi prawami i młodym zawsze się coś nie do końca podoba. Tutejsza młodzież nie jest inna, ale nie widzimy wszystkiego w szarych kolorach. Są plusy i minusy. Jak wszędzie. Zacznijmy od pozytywnej strony. Pierwszą rzeczą, którą wskazują młodzi Rewalanie jest duża możliwość zawierania nowych znajomości w czasie lata. Wtedy jest tu naprawdę dużo ludzi, więc zdobywanie kontaktów nie jest problemem. „Wszyscy się tu znają, więc jest w sumie bezpiecznie” – mówi jedna z moich koleżanek. Jest to dowód na to, że pustki poza sezonem również mogą być plusem. Wróćmy do okresu wakacyjnego, który jest zawsze długo wyczekiwany, szczególnie przez tutejszą młodzież. Jest to bowiem, jak już wspominałam, odmienny świat od tego, który mamy przez dziesięć miesięcy. Możemy zaszaleć. Przy okazji jest jeszcze wiele wydarzeń kulturalnych i sportowych, z których możemy korzystać. Jako kolejny pozytyw rewalska młodzież wskazuje duży rozwój naszej gminy. Z roku na rok jest nie tylko coraz więcej atrakcji dla turystów, ale również dla tutejszych. Przyjemne miejsca, które każdy z nas lubi. Parki, lasy, ścieżki rowerowe, boczne drogi, taras widokowy oraz wspomniane już skate parki i boiska. Zimą również pojawia się lodowisko w Trzęsaczu. Zamienia się w nie nasz orlik. Wstęp jest bezpłatny, płaci się tylko za łyżwy, dlatego też uważamy to za jeden ze znaczących plusów. I najważniejsza rzecz, której zazdroszczą nam osoby słyszące: „Jestem z Rewala”. Mianowicie – morze! Całoroczny i bezpośredni dostęp do morza, które jest niesamowite o każdej porze roku. Niektórzy z moich znajomych potrafią większość dnia spędzić na plaży przez całe wakacje, a także czasami poza nimi. Dlatego też to właśnie morze znajduje się na pierwszym miejscu rankingu plusów mieszkania tu według tutejszej młodzieży. Pewnie niektórzy zapytają się, co z minusami? Przecież nie może być tak idealnie. Odpowiedź brzmi – nie jest perfekcyjnie. Największym dla nas utrapieniem jest duża odległość od kin, teatrów, centrów handlowych oraz dobrych liceów. Z tego powodu większość osób idzie do szkoły średniej do np. Szczecina. Sezon ma także swoje wady. Dla niektórych takie tłumy w wakacje są dość męczące, ale jednocześnie poza wakacjami ciąży im nuda. Widocznie nie ma złotego środka. Dzięki tym wszystkim plusom i pomimo minusów podoba nam się tu. My, młodzież rewalska, oświadczamy, że lubimy tu mieszkać, a na stwierdzenie: „Ale masz fajnie!”, odpowiadamy zdecydowanie: „Oczywiście”. BERENIKA BALCER Fot. Jędrzej Brzozowski SPOŁECZEŃSTWO Bierz życie, jakim jest Gdy teraz patrzę przez okno, widzę kawałek plaży, drzewa i morze. To zdecydowanie milszy widok dla oka, niż blok i trawnik – najciekawsze elementy mojego codziennego krajobrazu. Chyba nikt się nie zdziwi, gdy powiem, że wolę słuchać mew, szumu fal i odpoczywać na piaszczystej plaży, niż spędzać czas przed komputerem w swoim domu. Wiem jednak, że niedługo zmierzę się z końcem pobytu w Rewalu. O ile to będzie dla mnie dość łatwe, bo tęsknię już za najbliższymi, to powrót do obowiązków już teraz mnie niepokoi. Myśląc nad tym, jak będzie wyglądać przyszły rok szkolny, znalazłam nagle sposób na niechęć związaną z końcem błogiego lenistwa. Na samym początku powinniśmy zastanowić się nad najważniejszym – czy praca lub szkoła nie są dla nas prawdziwym horrorem, gdzie dobrą energię wysysają z nas emocjonalne wampiry - ludzie, którzy lubią patrzeć na przygnębienie innych. Czasem zmiana środowiska może wyjść korzystnie, szczególnie, jeśli jego większa część wzbudza w nas coraz to większą niechęć. Bez względu na to, czy postanowimy walczyć z otoczeniem, które przywitamy po wakacjach, czy jednak damy temu spokój, zastanówmy się, co jest powodem naszego rozgory- czenia. Kiedy już to ustalimy, przypomnijmy sobie jak staraliśmy się to przetrwać w ubiegłych latach. Poranne wstawanie na pewno jest mniej męczące, gdy rano mamy chwilę, by usiąść i w zamyśleniu wypić kubek gorącej kawy. Im więcej znajdziecie tych małych plusów, tym prościej będzie wam pogodzić się z końcem wakacji. Pamiętajmy także o tym, że szkoła i praca zazwyczaj dają nam duże możliwości rozwoju. Weźmy się w garść i spróbujmy pokierować naszym życiem tak, aby wpadło na właściwy tor. Wystarczy tylko wziąć kartkę, długopis i zapisać sobie najważniejsze cele oraz marzenia związane z życiem zawodowym lub edukacyjnym. Wyznaczmy także priorytety - czym należy się zająć od początku. Napiszmy również krótki plan działania oraz poświęć- Fot. Marta Zajma my chwilę na rozmyślanie o efektach naszej pracy... Gwarantuję, że jeśli macie jakiekolwiek ambicje, to w pewnym momencie zapragniecie już zacząć działać! Możecie wykorzystać tę metodę w każdej chwili, ważne jest jednak, by to wszystko zapisać. To spowoduje, że szybciej zaczniemy wierzyć we własne możliwości i zrealizowanie naszych planów. Ponadto zawsze będziemy mogli przeczytać i przypomnieć sobie wszystko, gdy zdarzy nam się chwila lenistwa. Musimy też zawsze starać się patrzeć pozytywnie na otaczający nas świat. Wiem, że to zwykły truizm i w dodatku momentami nie dający się wcielić w życie. Jednakże nasze życie może być przepełnione niesamowitością, jeśli tylko nauczymy się czerpać ją pełnymi garściami. Ostatnio zauważyłam, że mnóstwo problemów, którymi się przejmuję, to tylko proste do rozwiązania sprawy. Często mamy tendencję komplikować wszystko, co nas otacza i przesadnie nad tym rozmyślać. Jeden z moich ulubionych zespołów śpiewa (w myśl stoickiej zasady): „Bierz życie, jakim jest”. I tym starajmy się kierować, bo często mamy więcej, niż mogłoby się wydawać, lecz po prostu zabałaganiony umysł przeszkadza nam to odnaleźć. Jednak jeśli uporządkujemy swoje życie, czyli świat naszych myśli, to wszystko zacznie być prostsze, a my będziemy mogli „brać życie, jakim jest”. Wtedy już żaden koniec nie zniszczy tych fundamentów. KATARZYNA SZUSZA KOWALCZUK 13 SPOŁECZEŃSTWO Kebab atakuje Są wakacje, a więc dni pełne swobody, luzu i odpoczynku od codzienności. Wyjeżdżając nad morze nie zastanawiamy się, czy to co jemy jest zdrowe, czy tylko smaczne. Im bardziej jedzenie jest niezdrowe, tym lepiej smakuje, ale nam to nie przeszkadza. Na wakacjach jemy to na co mamy ochotę i nie zważamy na ilość zbędnych kalorii i tłustych składników. Nie zapominajmy, że podczas pracy, bądź roku szkolnego w naszym menu znajdują się warzywa i owoce. Naszemu organizmowi ciężko jest się przestawić ze zdrowych rzeczy na jedzenie śmieci. Oczywiście, nie przesadzajmy, bo jedzenie marchewki zamiast gofra i paradowanie z nią po ulicy, wyglądałoby dziwnie. Pytając ludzi usłyszałam różne opinie. Brawa dla pań, które cały czas odżywiają się zdrowo i w ich diecie nie ma miejsca na niezdrowe jedzenie. Bardzo często słyszałam opinię, że w takich warunkach zdrowe odżywianie się jest nierealne. Ma rację, w końcu znajdujemy się w typowej wypoczynkowej miejscowości, w której aż roi się od fast-foodów. Faktycznie, ma to swój urok, dzięki nim, jeszcze bardziej możemy poczuć, że są wakacje. Bo co kojarzy się nam lepiej z wakacjami od lodziarni, budek z goframi i frytkami. W końcu są one tylko chwilowe i wraz z ich zakończeniem wracamy do naszej rzeczywistości i regularnych posiłków. Ciekawą odpowiedzią na moje pytanie, było także Rewalska Policja Okres wakacji, to nie tylko beztroskie wylegiwanie się na plaży, jedzenie zimnych lodów, pluskanie się w morzu, ale też czas bardzo dużej ilości przestępstw. Chcąc dowiedzieć się kilku szczegółów odwiedziłam Rewalski Komisariat Policji. Okazuje się, że różnica pomiędzy pracą w sezonie, a poza nim jest ogromna! Na co dzień w Rewalu mieszka ok. 3500 osób, jednak gdy z całej Polski (i nie tylko) zaczynają zjeżdżać się liczni turyści, to ta liczba diamentralnie się zwiększa. Według statystyk poza sezonem odnotowuje się 20 przestępstw miesięcznie, natomiast w sezonie ta liczba siega nawet do 150. Największym problemem są liczne kradzieże oraz pijani kierowcy. W zeszłym roku na 146 przestępstw 62 były kradzieżami, a 26 Jeżli chcesz by Twój dom, sklep lub punkt usługowy nie był łatwą zdobyczą dla przestępcy pamiętaj: wychodząc z domu zamykaj za sobą wszystkie zamki. nie udostępniaj swojego mieszkania osobom przypadkowo poznanym. ubezpiecz swoje mienie. ucz swoje dziecko ostrożności i nieufności w stosunku do obcych. gdy stwierdzisz, że dokonano włamania, natychmiast powiadom policję I nic nie ruszaj do czasu przyjazdu funkcjonariuszy. 14 pytanie. Dlaczego miałabym się w wakacje zdrowo odżywiać? To prawda, odczuwamy potrzebę, aby zjeść coś niezdrowego, bo są wakacje. Będąc w domu, ucząc się i pracując nie mamy czasu, aby wybrać się do McDonalda, czy innych restauracji szybkiej obsługi. Wtedy jedzenie niezdrowych rzeczy ogranicza się do minimum. A na wakacjach można zjeść wszystko. Na wszystko jest czas, nawet jak się nie ma ochoty, to i tak się skusimy na apetycznie wyglądającego kebaba, którego je pani przy stoliku obok. Miejsc, w których można zjeść wspomnianego kebaba, czy też frytki i wiele innych jest pełno w każdej wakacyjnej miejscowości, a i w innych miastach ciągle ich przybywa. Zachowajmy jednak rozwagę wybierając miejsce, w którym chcemy spożyć posiłek. Obiad w miejscu, w którym śmierdzi spalonym tłuszczem i nieświeżym jedzeniem może nam dodać w gratisie rewolucje żołądkowe. Jedzmy więc co chcemy, ale uważajmy, by nie spędzić wakacji w łóżku. ALEKSANDRA PASON Rys. Katarzyna Zalepa kradzieżami z włamaniem. Policja radzi więc uważać na swoje mienie. Policjanci jak co roku są świetnie przygotowani do takiego typu sytuacji. Turyści, przyjeżdżając do Rewala mogą czuć się bezpiecznie i komfortowo. ANIELA JANOWSKA Fot. Jędrzej Brzozowski SPOŁECZEŃSTWO Przekonanie, cel i wiara Takiego obozu jeszcze nie było. Takiej osoby jak Pani Krystyna Chowańska także. Pedagog, prezes Towarzystwa Przyjaciół Dzieci w Koninie, kawaler Orderu Uśmiechu. Do Rewala przyjechała z określonym celem – dać szansę przyszłym młodym plastykom, aktorom i dziennikarzom. Kontakt nawiązaliśmy po tym, jak Pani Krystyna przeczytała nasz pierwszy numer Rewalacji wydany w tym roku. „Gdy tylko dostałam tę gazetę pomyślałam o moich podopiecznych” powiedziała nam. „Tak samo jak Wy chcę reaktywować zainteresowanie młodzieży dziennikarstwem”. Zdobywając środki z Funduszu Inicjatyw Obywatelskich i Zarządu Głównego Towarzystwa Przyjaciół Dzieci, Pani Chowańska zorganizowała trzy wyjazdy kolonijne z dziećmi– do Jastrzębiej Góry, Konina oraz do Rewala. Każdy z tych obozów ma za zadnie rozwijać różnorakie talenty młodych. Rewal przyjmuje zespół dziennikarski, który... jeszcze nie wie, że takowym jest! Na tym właśnie polega specyfika tego przedsięwzięcia. „Pragniemy zrobić selekcję, by znaleźć te osoby z ukrytym talentem, które będą w stanie tworzyć gazetę, telewizję oraz radio” mówi Pani Krystyna. „Poprzez liczne, aczkolwiek spontaniczne rozmowy z świetnie wyszkoloną, profesjonalną kadrą chcemy wybrać ludzi z potencjałem.” Nie ukrywa, że będzie to elita. „Jednakże dla mnie najważniejsze jest podarowanie im szansy” stwierdziła. Pani Chowańska nie ma obaw dotyczących jej pomysłu. „Trzeba wierzyć, mieć przekonanie i cel” - zapewniała nas nieustannie. Chce to także wpoić młodym ludziom, by ukierunkować ich w drodze do dorosłości a także, by zapewnić lepszy start. „Takie są potrzeby społeczeństwa.” Doświadczenie to mocna strona projektu Pani Krystyny. Jest dumna z tego, że należy do Towarzystwa Przyjaciół Dzieci, a także ze swojej pracy w środowiskowym ognisku wychowawczym w Koninie. Jego zadaniem jest pomoc, rozwijanie zainteresowań, praca z rodzinami, zaspokojenie podstawowych potrzeb wychowanków. Pani Krystyna prowadzi także warsztat terapii dla rodzin i niepełnosprawnych. Ma około pięciuset dzieci w różnych placówkach. Nic dziwnego, że została uhonorowana Orderem Uśmiechu. Na pytanie jaka była nauka płynąca z tych lat doświadczeń, Pani Chowańska mówi: „Nauczyłam się pokory. Poznałam sens tej pracy. A jak? Po prostu widząc efekty”. Grupa dzieci z Konina przybyła do Rewala 10 lipca. Na razie spędzają czas na rekreacji, rozgrywkach sportowych, zwiedzaniu okolicznych miasteczek – po prostu cieszeniu się z wakacji. Gdy rozmawialiśmy z Panią Krystyną akurat byli na wycieczce w Trzęsaczu. „Rewal jest naszym startem” mówi. FRANCISZKA PIETRZAK Fot. Marta Zajma Ostrokrzew kolczasty Przechadzając się codziennie deptakiem w Rewalu, wielu z nas nie zwraca uwagi na niezwykle ciekawy i rzadki w Polsce okaz ostrokrzewu kolczastego. Rośnie on obok opuszczonego domu i jest uznany za zabytek przyrody. Jest to krzew z rodziny ostrokrzewowatych. Owoce ostrokrzewu należy stosować ostrożnie i uważnie, bo są trujące. Mogą spowodować biegunkę oraz wymioty. Okaz ten w Rewalu ma wysokość 5,5 m wysokości, przyjmuje formę krzewu lub małego drzewa. Natomiast liście osiągają długość do 12 cm. Mają kolor ciemnozielony oraz są z wierzchu błyszczące, a kolczaste na brzegach. Owocuje od maja do czerwca. Owoce są kuliste, mają kolor krwisto-czerwony oraz są nieduże. Gatunek krzewu wymaga lekkich, świeżych gleb i dużej wilgotności powietrza. Szkoda, że władze gminy nie zadbały, aby lepiej ochronić ten rzadki krzew... AGNIESZKA OLCZYK JULIA ANGIEL 15 ATRAKACJE TURYSTYCZNE 2012 Baw się koLEGO W Rewalu przy ulicy Słowackiego 1 można oglądać wielką wystawę zbudowaną w całości z klocków Lego, która jest otwarta w godzinach od 12 do 20. Cezary Siwek jest jednym z budowniczych i organizatorów ekspozycji. Dorota Sroka: Skąd pasja do klocków Lego? Cezary Siwek: Pierwszy kontakt z klockami Lego miałem w dzieciństwie. Kiedy miałem 7 lat zobaczyłem je po raz pierwszy. Mój kuzyn dostał je od rodziny z zagranicy. Zakochałem się w Lego. Dostawałem je z okazji wszystkich świąt: na urodziny, na gwiazdkę, zajączka itd. Otrzymane klocki powoli stawały się moją kolekcją. Trwało to do końca szkoły podstawowej. Kiedy urodziła się moja córka jej pierwszymi zabawkami stały się klocki Lego i tak ponownie rozbudziła się moja pasja. D.S.: Kiedy pojawił się pomysł, aby zajmować się klockami Lego na poważnie? C.S.: Pomysł pojawił się w roku 2000, kiedy zabrakło nam funduszy na kupowanie nowych zestawów. Żona wpadła na pomysł żebym założył sklep internetowy. Interes się rozkręcił, podjęliśmy współprace z firmą Lego Polska. Było to bardzo ważne bo bez tego wystawa nie mogłaby być reklamowana z logo firmy Lego. Ta współpraca jest obustronna, my robimy imprezy, organizujemy wieczorki dla dzieci, wystawy, a firma Lego pomaga nam aby to wszystko logistycznie dokończyć. 16 D.S.: Ile zajęła panu budowa makiety, którą możemy dzisiaj podziwiać? C.S: Na to pytanie jest jedna odpowiedź – całe życie. Na wystawę składają się zestawy które zostały zbudowane już w latach ‘80, ‘90 tj. kolejki. Przez ostatnie 10 lat rekonstruowałem i kupowałem od innych kolekcjonerów największe budowle. Spora część z zestawów jest kupiona z drugiej ręki, ponieważ kiedyś nie było mnie na nie stać, albo nie było do nich dostępu w Polsce. D.S.: Ile lat ma najstarszy klocek w tej kolekcji? C.S.: Najstarszy klocek jest z 1952 roku. Kupiłem go w zestawie który wyszedł w ‘52 roku. Jest oczywiście w drugiej ręki. To były zwykłe klocki, cegiełki, tak zwane bricki, z których do dzisiaj konstruuje mnóstwo potężnych budowli. D.S.: Dlaczego wystawa znajduję się akurat w Rewalu? C.S.: Jesteśmy bywalcami tej części wybrzeża, co roku przyjeżdżamy tu na wczasy. Znajomy miał pomysł, żebyśmy zacumowali tutaj, w Rewalu, z klockami. Dzięki kontaktom z gminą i ośrodkiem kultury udało się to zrobić. Przyznam szczerze, że pomysł na wystawę w tym miejscu wpadł pod koniec maja, więc mieliśmy bardzo mało czasu. D.S.: Czy wszystkie makiety, które możemy tu zobaczyć, są z zestawów czy są budowane od podstaw przez Pana? C.S.: Część instalacji jest budowana od podstaw przeze mnie. Większość budowli jest jednak z zestawów, które wyszły na przełomie lat jako zestawy ekskluzywne, trudno dostępne, limitowane, ponieważ to jest dla kolekcjonera najbardziej cenne. Mam kilka nieskończonych budowli, nawet tutaj przywiozłem głowę Darth Maul’a z Gwiezdnych Wojen, którą można zobaczyć na wystawie. Bardzo lubię budować z bricków, podstawowych cegiełek. Jednym z większych projektów, które teraz robię to makieta katedry gorzowskiej. Jestem Gorzowianinem i obiecałem to proboszczowi. D.S.: Które z budowli są zbudowane tylko przez Pana? C.S.: Sam buduję głównie domki. Parę większych figurek, które znajdują się na wystawie, zostało zbudowanych przeze mnie na szybko, ale jednak starannie, aby oddać szacunek fanom Lego. D.S.: Dostaje Pan zamówienia na budowle z Lego? C.S.: Jeżeli ktoś życzy sobie zbudowanie modelu domu, willi lub portretu także się tym zajmuję i sprzedaję. Na ścianie wisi portret mojej żony. D.S.: Czy jest jakaś profesjonalna nazwa osób, które zajmują się Lego? C.S.: Dorośli fani Lego są zwani Afolami. Kfol jest to młodszy fan, dziecko. Kiedy ktoś powie, że znam jakiegoś Afola lub Kfola to już wiadomo, o co chodzi. Kfole w Polsce stanowią około 1/3 dzieci. Dzisiaj klocki Lego bardzo się rozprzestrzeniły. W domowych pokojach dzieci jest ich wiele i bardzo mnie to cieszy. D.S.: Kto jest bardziej zainteresowany wystawą, Afole czy Kfole? C.S.: Myślę że nie było by Kfola bez Afola. To rodzice zaszczepiają pasję w dzieciach. To rodzic kupuje pierwszy zestaw klocków. Zachęcam do kupna dzieciom Lego. Nie muszą być to od razu duże zestawy. Przez coś takiego uczy się młodego człowieka systematyczności, sprzątania po zabawie i przede wszystkim kreatywności. Klocki rozbudzają wyobraźnię. DOROTA SROKA, KONRAD PAWłOWSKI Fot. Jędrzej Brzozowski ATRAKCJE TURYSTYCZNE 2012 Miniaturowe latarnie w Niechorzu 20 maja niedaleko latarni morskiej w Niechorzu miało miejsce otwarcie Parku Miniatur Latarni Morskich. Obiekt cieszy się bardzo dużą popularnością turystów i oferuje ciekawe spędzenie wolnego czasu. W parku znajduje się 25 eksponatów, odtworzonych w skali 1: 10. Nad niektórymi z nich prace trwały nawet pół roku. Na każdym kroku widać rzucającą się w oczy precyzję i dbałość o szczegóły. Chcielibyśmy Państwa zachęcić do odwiedzenia tego miejsca poprzez opisanie kilku, naszym zdaniem, najciekawszych latarni. Pierwszym eksponatem, który ukazuje się naszym oczom jest Bliza. Jest to latarnia dźwigowa, czyli żuraw z żelaznym koszem węglowym, potocznie nazywanym „kotłem wulkana” Stosowane one były zarówno na Helu w XVII wieku, (taką latarnię osobiście podziwiał król Jan III Sobieski) jak i w Gdańsku Nowym Porcie od XVIII wieku. Po chwili, tuż obok, uwagę przykuwa duży niebieski obiekt. To kolejna z przygotowanych propozycji – Gdańsk Port Północny. Na szczycie kapitanatu najnowszej części Portu Gdańskiego zw. Portem Północnym zlokalizowano nową latarnię. Swoim wyglądem wcale nie przypomina klasycznej latarni. Dopiero, gdy słońce zajdzie, dzięki zainstalowanej fotokomórce zapala się światło i wieża zaczyna nabierać charakteru. Wysokość najnowocześniejszego obiektu tego rodzaju w Polsce wynosi 61 metrów i jest drugą najwyższą latarnią na polskim wybrzeżu. Uruchumiono ją po raz pierwszy w 1984 roku. Czołpino jest eksponatem, który zachwyca wielu turystów oryginalnością i stanowi prawdziwą perełkę. Latarnia została zbudowana w latach 70 – tych XIX wieku i jest w kształcie ściętego stożka z cylindryczną laterną o wysokości 25 m. Pierwotnie, oprócz soczewek Fresnela, używano w niej lampy olejowej o 5 knotach. Roczne zużycie oleju mineralnego wynosiło ponad 3,5 tony. Podczas działań wojennych nie ucierpiała, choć po zakończeniu wojny, teren, na którym się znajduje, należał do wojska. Bezwzględny zakaz zbliżania się do niej powodował, że nawet próba sfotografowania obiektu była uznawana za szpiegostwo i surowo karana. Na początku XXI wieku przeprowadzono modernizację zasilania latarni. W skład urządzeń optycznych wchodzą: soczewka bębnowa francuskiej produkcji z 1926 roku o średnicy 1,8 m i wysokości 2,75 m, składająca się aż z 43 szlifowanych pierścieni pryzmatycznych oraz halogenowa żarówka o mocy 1000 W. Po modernizacji w 2000 roku latarnia jest niemal całkowicie zmechanizowana. Warto zwrócić uwagę na siatkę, której zadaniem była ochrona przed ptakami. Dobrze zaplanowane rozmieszczenie powoduje, że park zwiedza się szybko i przyjemnie, słuchając przewodnika, który przekaże najciekawsze informacje o każdej latarni. Zwiedzanie trwa około godziny, ale ten czas leci naprawdę szybko. Podczas przechadzania się po parku warto mieć ze sobą aparat, ponieważ robienie zdjęć jest nieodpłatne. Szczególnie warto sfotografować eksponat, który wyróżnia się znacznie na tle pozostałych. To dlatego, że związany jest z bardziej chłodnymi rejonami. Mowa o latarni Arctowski. Warto jednak wiedzieć, że została zbudowana w marcu 1978 roku na stacji polarnej im. Henryka Arctowskiego i ustawiono ją 200 metrów od niej. Wieża ma 80 cm średnicy i zaledwie 6 metrów wysokości, ale umieszczona została na kilkunastometrowym bloku skalnym co w pewnym stopniu rekompensuje jej niewielkie rozmiary. Barwy, choć klasyczne, nawiązują do polskich biało – czerwonych z napisem w pionie „Arctowski”. Park Miniatur Latarni Morskich w Niechorzu to doskonałe miejsce na spędzenie rodzinnego popołudnia. Mimo, że otwarty został niecałe 2 miesiące temu, trzeba przyznać, że wszystko przygotowano na najwyższym poziomie. Warto przy okazji zwrócić uwagę na ceny, które nie są wcale wygórowane, a na pewno warte tego, co obiekt ma do zaoferowania. Cena z bilet dla osoby dorosłej to 16 zł. Seniorzy, studenci i niepełnosprawni za wizytę a parku zapłacą 14 zł. Wejście dla osób od 14 do 18 lat to koszt 12 zł. Dzieci do lat 14 zapłacą 10 zł. Istnieje także możliwość wykupienia biletu rodzinnego, którego cena wynosi 50 zł. Parking, toalety, przewodnik są nieodpłatne. Ważną informacją jest tak że to, że osoby poniżej jednego metra wzrostu wstęp wolny. Grupy liczące powyżej 15 osób mogą liczyć na ceny biletów z 10% zniżką. Sytuacja cenowa przedstawia się wtedy w następujący sposób: Osoby dorosłe: 14,40 zł Seniorzy, studenci i niepełnosprawni: 12,60 zł Młodzież od lat 14-18: 10,80 zł Dzieci do lat 14: 9 zł Kontakt: ul. Ludna 16 72-350 Niechorze Tel.: +48 691 977 977 MICHAł LACHOWICZ, BARTłOMIEJ MADEJ 17 SPORT Złoty trening: World League Jak najlepiej przygotować się do najważniejszych turniejów w sezonie? Grać! Odpowiedź niby prosta, lecz ważna jest także formuła meczu. Na sparingi przyjeżdżają zwykle drużyny słabsze, przy których ciężko sprawdzić swoją dyspozycję. Potrzeba więc meczu o wysoką stawkę. Alternatywą jest turniej pod chwytliwą nazwą: Liga Światowa. Forma zawodów zmienia się w zasadzie co roku. W 2012 r. w „Światówce” wystąpiło szesnaście drużyn, podzielonych na cztery grupy. Z każdej z nich do ścisłego finału awansował tylko najlepszy zespół oraz reprezentacja z drugiego miejsca, która miała najwięcej punktów. Zapewnione miejsce mieli już także Bułgarzy, jako gospodarze turnieju. Jako, że w tym roku dla wielu ekip docelową imprezą są Igrzyska Olimpijskie, Ligę Światową trzeba było skrócić o około 2 tygodnie. Federacja podjęła więc decyzję, że każde z czterech państw zorganizuje u siebie mini – turniej, gdzie drużyny zagrają zgodnie z zasadą: każdy z każdym. Tym samym na samej fazie grupowej zaoszczędzono ok. tygodnia. W zeszłym roku w ścisłym finale wystąpiło osiem drużyn, teraz sześć. Daje nam to kolejne 2 dni. Plan został więc osiągnięty. Najtrudniejszą z grup była grupa B. Trafiły tam dwie drużyny z czołówki rankingu FIVB, czyli Polska i Brazylia. Oprócz nich były też Finlandia i Kanada, jednak od początku było wiadomo, że walka o pierwsze miejsce będzie między dwiema potęgami. Pierwszy weekend zmagań, w Toronto, przyniósł nam trochę niespodzianek. W turnieju nie mógł 18 niestety wystąpić nieoficjalny lider naszej reprezentacji, Bartek Kurek. Już na pierwszym treningu w Toronto poczuł ostry ból w kolanie. Jednak siatkarze wiedzieli po co jadą kraju klonowego liścia. Pierwszy mecz Polaków i już wygrana z Brazylią. Pierwsza od 10 lat w meczu o punkty! Mieliśmy jednak pecha co do kontuzji. W meczu z Kanarkami staw skokowy skręcił Piotrek Nowakowski. Chłopcy, którym od początku tego seta gra układała się niezbyt pomyślnie, jakby się przebudzili i w odwecie za nogę Pita przeprowadzili wręcz egzekucję na osłabionych Mistrzach Świata. Potem trochę nieoczekiwana porażka z niżej notowaną Finlandią. Nasi siat- karze właściwie stali na boisku, urywając Finom po długiej walce dwa sety. Przegraną kibice okrzyknęli wypadkiem przy pracy, bo już następnego dnia wgnietliśmy Kanadyjczyków w parkiet. Nieusatysfakcjonowani, wyjeżdżamy z Kanady na równi z Brazylią. Na początku czerwca w Polsce rozpoczęła się wielka feta. Kibice szczelnie wypełnili katowicki Spodek, aby podziwiać naszą reprezentację. Niesamowite widowisko, w którym siatkarze pokazali klasę i zapewnili milionom swoich kibiców niesamowite przeżycia. Chociaż jedynym meczem, w którym mogliśmy martwic się o wynik była walka z Brazylią. Kolejne 3: 2, kolejna wygrana. Wszyscy zastanawiali się, czy to początek upadku wielkiej Brazylii? Nie była przecież osłabiona tak jak w Toronto, do kadry po kontuzji wrócił dobrze dysponowany Murillo. Nic nie było jednak w stanie zatrzymać Polaków. Gładko wysuwamy się na prowadzenie w grupie. San Bernardo de Campo, czyli obrzeża Sao Paulo, były wyjątkowo niesprzyjające. Eskorta policji przy każdym wyjeździe, ciągły deszcz i nieklimatyzowana sala wpłynęły na dyspozycję polskich siatkarzy. Wygrywając z Kanadą i Finlandią wzmacniamy swoją pozycję w grupie, ale przychodzi też porażka z Brazylią. Przegrana 3: 1 boli tym bardziej że tracimy fotel lidera grupy. Drużyna jest już też dość zmęczona ciągłą, drastyczną wręcz, zmianą stref czasowych. Pojawiają się niewielkie problemy, a tu już trzeba odlatywać do Finlandii. Tampere wita nas niewielkim skandalem. Podróż, która powinna zająć siatkarzom około 10 godzin, trwa ponad trzy razy tyle! A wszystko dlatego, że w Paryżu zespół spóźnił się na odprawę 2 minuty i obsługa już ich nie wpuściła. Z powodu niedogodności kolano Kuby Jarosza ulega kontuzji i ze Spały sprowadzany jest Dawid Konarski. Dolecieć nie mogą także walizki części graczy, a więc i stroje meczowe, które na szczęście udaje się sprowadzić na czas z Warszawy. I to jednak nie jest w stanie wyprowadzić ich z równowagi i w świetnym stylu wygrywają z Finlandią i Kanadą. Pozostaje tylko mecz z Brazylią, od którego zależy spokojne być albo nie być Polski w Final Six. Polacy pokazują jednak, kto teraz rządzi w siatkarskim SPORT świecie! Odgrywają się za mecz sprzed tygodnia i pokonują Canahrinios takim samym stosunkiem setów. Tym samym mają zapewniony awans do finału, a Brazylia musi czekać dwa tygodnie do zakończenia rozgrywek w innych grupach. Kilka dni odpoczynku na pewno dużo daje chłopakom, bo wracają zmotywowani na zgrupowanie w Spale. Wiedzą, o co będą walczyć i jak trudne będzie zdobycie medalu. Po dwóch tygodniach dowiedzieli się też, z kim będą walczyć. Bułgaria, jako gospodarz wybiera łatwiejszą grupę, na co pozwalają zasady turnieju. Polacy znowu trafiają na Brazylię i bardzo mocną w tym roku Kubę. Na rozgrzewkę Kanarki przegrywają 3: 0 z Kubańczykami, co wprawia naszych zawodników w jeszcze większe skupienie przed meczem. Naszymi błędami i roztargnieniem w pierwszym secie meczu z Brazylią tracimy bardzo wysoką przewagę, co skutkuje pierwszą odsłoną dla Brazylijczyków. W połowie drugiego seta Andrea zaczyna wprowadzać zmiany, z czym trafia w stu procentach. Paweł Zagumny przejmuje na swoje barki ciężar spotkania i odmienia jego losy. Wygrywamy drugiego seta, by przegrać trzecią partię. Na szczęście mamy Kurka, który potrafi skończyć kolejne dwa sety. Biedny trener Rezende musi jechać na przymusowe, dłuższe treningi ze swoją drużyną, bo Brazylia wypada za burtę, a my pomagamy ich wypchnąć. Przed meczem z Kubą Andrea Anastasi nie kryje swojego zdenerwowania. Wszyscy obawiamy się o wynik, szczególnie po egzekucji Brazylii na meczu otwarcia Final Six. Kubańczycy potrafią powalczyć tylko w pierwszym secie, gdzie wysoko przegrywają, do 23. Kolejne sety to już dominacja polskiej drużyny. Zagrywką popisuje się Ruciak, świetnie zgrywają się Żygadło z Bartmanem i Kurkiem. Kolejną odsłonę kończą Kubańczycy, atakiem w aut. W trzecim Kuba troszkę pobudza się do walki, ale punkty zdobywają w większości z naszych błędów. Mecz jest w zasadzie jednostronny i kończy się wynikiem 3: 0. Polscy siatkarze awansowali do półfinału z pierwszego miejsca i będą grać z Bułgarią! Mecz z gospodarzami pełen jest pomyłek, porażek i raczej powinien być zaliczony do tej grupy, które powinny się nigdy nie odbyć. Od progu Polaków witają gwizdy podczas śpiewania hymnu. Jest na szczęście cudowna, chociaż niewielka część polskiej publiczności, która stara się zakrzyczeć Bułgarów. Siatkarze jednak grają jak w transie. Zdobywają wysokie prowadzenie zupełnie nie przejmując się wyzwiskami, ale Bułgarzy nieugięcie się do nich zbliżają. Przez pewien czas prowadzimy dwoma punktami, ale potem znowu mamy wysoką przewagę. Kończymy pierwszego seta, pomimo serii błędów w końcówce. W zasadzie druga i trzecia partia są bliźniaczo podobne do tej pierwszej. Wygrywamy szybkim 3: 0, pomimo skandalicznej pracy sędziów liniowych, którzy robili wszystko, aby pomóc swoim rodakom. Dramatyczna była też sytuacja po meczu, kiedy to nasi zawodnicy musieli uciekać z boiska, bo zostali obrzuceni wszystkim, co bułgarscy kibice mieli pod ręką. Do hotelu odtransportowała ich policja, bo ochrona nie miała ochoty interweniować. To skandaliczne zachowanie Zbigniew Bartman podsumował twierdzeniem: „Oni po prostu zachowywali się jak pastuchy”, a Zygmunt Chajzer po raz pierwszy stwierdził, że czuł się zagrożony na meczu siatkówki. Federacja bułgarska zapłaci podobno karę pieniężną, a Polacy zostali już przeproszeni listownie. Finał z USA – nikt przed rozpoczęciem Ligi Światowej nie spodziewałby się takiego obrotu sprawy. Polacy jednak dotarli tak daleko, że wszyscy kibice wierzyli już w ich wygraną. Kibice w Sofii byli zdecydowanie przeciwko naszemu Narodowi, ale to nie zrażało siatkarzy. Gra od początku – punkt za punkt. Niestety przy stanie 9: 9 na parkiecie wylądował Marcin Możdżonek. Strasznie to wyglądało, okazało się skręceniem. Pomimo braku kapitana na boisku siatkarze grają jak nakręceni i kończą tego seta miażdżącą przewagą, 25:17! Drugi set wyszedł gorzej, grany na przewagi. Szczęśliwie wygrywany przez „Brygadę Dzików” do 24. W trzeciej partii już nikt nie miał wątpliwości, kto wygra mecz. Pewność naszej drużyny, jej gra i błąd Stanleya w piłce meczowej dają upragnione ZŁOTO! Fenomenalnie gra cały zespół, ale na wielką pochwałę zasługuje Łukasz Żygadło, który udowodnił niedowiarkom, że nie jest cieniem Pawła Zagumnego, ale zasługuje na miano pierwszego rozgrywającego. Ilość nagród indywidualnych pokazuje, jak wysoki poziom prezentuje polska drużyna. Szkoda tylko nagrody dla najlepszego rozgrywającego, która według ekspertów i komentatorów powinna trafić do polskiej „piętnastki”, Ziomka, który przez cały turniej pokazywał najwyższą formę. Niestety FIVB musiała uczynić ukłon w stronę organizatorów i skrzywdzić jednego z zawodników. Mimo skandalicznej organizacji złoto smakuje bardzo dobrze. Zapewne każdemu prawdziwemu kibicowi zakręciła się w oku łezka, kiedy Igła przeskakiwał podium, aby z kamerą odebrać nagrodę czy kiedy Polacy robili fikołki, zanim zostali ozłoceni. Miejmy tylko nadzieję, że pójdziemy w ślady Brazylijczyków i Amerykanów, powtarzając ten sukces na Igrzyskach. Bo ci ta 25 wspaniałych ludzi powinna zostać w końcu doceniona. OLA DOMAŃSKA, KACPER KREPSZTUL Rys. Katarzyna Zalepa Skład ogłoszony przez Andreę Rozgrywający: – Łukasz Żygadło (ur. 1979) – Paweł Zagumny (ur. 1977) Środkowi: – Marcin Możdżonek (ur. 1985) – Piotr Nowakowski (ur. 1987) – Grzegorz Kosok (ur. 1986) Atakujący: – Zbigniew Bartman (ur. 1987) – Jakub Jarosz (ur. 1987) Przyjmujący: – – – – – Michał Winiarski (ur. 1983) Michał Kubiak (ur. 1988) Bartosz Kurek (ur. 1988) Michał Ruciak (ur. 1983) i oczywiście, najcudowniejszy LIBERO na świecie, Krzysztof Ignaczak (ur. 1978). 19 SPORT Letnie igrzyska olimpijskie Igrzyska Olimpijskie to najstarsza i zarazem największa impreza, organizowana co 4 lata w różnych krajach, pod hasłem szlachetnego współzawodnictwa i braterstwa wszystkich narodów. Ideę Igrzysk Olimpijskich zapoczątkowali starożytni Grecy. Po raz pierwszy zawodnicy rywalizowali ze sobą w 776 r. p. n. e. Zawody trwały przez 5 dni. Reszta była przeznaczona na wyruszenie i powrót z igrzysk. Teraźniejsza olimpiada wygląda zupełnie inaczej. Jej symbolami są: ogień olimpijski, ceremonia otwarcia oraz zamknięcia. Pojawiło się o wiele więcej dyscyplin sportowych, takich jak tenis ziemny, kolarstwo oraz pływanie. W porównaniu do programu Igrzysk w Pekinie, w programie tegorocznych zawodów nie będą widniały rozgrywki w baseballu i softballu. Międzynarodowy Komitet Olimpijski, na spotkaniu zarządu w dniu 13 sierpnia 2009 roku, do 29 konkurencji dołączył trzy w boksie kobiet. Przywrócił również grę mieszaną w tenisie ziemnym. Liczba konkurencji w kolarstwie torowym kobiet i mężczyzn została wyrównana, zabierając paniom wyścig na dochodzenie i punktowy, a dodając cztery nowe konkurencje: drużynowy sprint, keirin, drużynowy wyścig na dochodzenie oraz omnium. W tym roku zawody odbędą się w Londynie, między 27 lipca a 12 sierpnia 2012 roku. Miasto to będzie po raz trzeci gościło Igrzyska Olimpijskie – wcześniej odbyły się tam w 1908 i 1948 roku. Największą zaletą igrzysk jest atmosfera, udzielająca się każdemu widzowi oraz zawodnikowi. Zapaleniu olimpijskiego ognia towarzyszy sztafeta, która rozpoczyna się tradycyjnie w Grecji i kończy się podczas ceremonii otwarcia. Rytuał rozpoczęcia oraz zamknięcia Olimpiady pokazuje dobre strony miasta, oraz podsumowuję wydarzenia z ostatnich dwóch tygodni. W tym roku będziemy starać się o zwiększenie dorobku medalowego sprzed czterech lat, który wynosił dziesięć. Przed czterema laty klasyfikacje wygrali gospoda- rze, choć amerykanie mieli o dziesięć nagród więcej. W tym roku mamy większe nadzieje medalowe np: wioślarstwo, siatkówka, lekkatletyka oraz pływanie. Osobą, która będzie trzymać sztandar Polski podczas ceremonii otwarcia będzie Agnieszka Radwańska. „Isia” jest również jedną z największych nadziei na złoty medal, szczególnie po bardzo udanym Wimbledonie. Myślę, że tegoroczna olimpiada zapowiada się bardzo emocjonująco. Mamy sporo nadziei na olimpijskie krążki, o wiele więcej niż w poprzednich Igrzyskach. KAMIL BARTLEWSKI, PAWEł ZAJMA Fot. Internet 20 WIKINGOWIE Wielkie starcie – Słowianie kontra Wikingowie Polska ma wiele różnych ciekawych zabytków i atrakcji. Pałac Królewski w Warszawie, Łazienki, Wawel, pałace, dwory, muzea itp. Wszystko to warte jest uwagi. Lecz ostatnimi czasy modne stają się imprezy, które na celu mają zrekonstruowanie wielkich bitew historycznych. Mnóstwo osób odkryło, że takiego typu wydarzenia są ich pasją i niekiedy poświęcają temu hobby swoje fundusze, wolny czas. Ludzie ci zajmują się rekonstruowaniem takich wydarzeń historycznych jak: bitwa pod Grunwaldem, obrona fortu Przemyśl czy walki Polaków ze Szwedami w czasie Potopu Szwedzkiego. Niektóre osoby łączy nie tylko pasja, ale także to, że mieszkają blisko siebie. Wszystko to pozwala im na zorganizowanie większej grupy miłośników rekonstrukcji m.in. drużyny książęcej Mieszka I i drużyny Wikingów. Od wielu lat na wyspie Wolin odbywa się corocznie Festiwal Kultury Słowian i Wikingów. Idea tej imprezy powstała w skutek zainteresowania się średniowieczną przeszłością wyspy. Była ona przez kilka stuleci ośrodkiem, gdzie żyli i mieszkali Słowianie i Wikingowie. Ma ona na celu ukazanie nie tylko kultury obu tych narodów, ale także konfliktów zbrojnych. Festiwal startuje już po raz XVII i odbędzie się w dniach od 31.07.2012 do 3.08.2012 zgromadzi rzeszę entuzjastów oraz gości, którzy chcieliby bliżej poznać zwyczaje tych dwóch od- miennych ludów. Imprezę rozpocznie pochód spod kościoła św. Mikołaja i przez Rynek Wolina poprowadzi na wyspę. Następnie wszyscy zebrani będą mogli podpatrzeć jak żyli ludzie w czasach wczesnego średniowie- cza. W programie jest także prezentacja rzemiosł, kuchni i obozów Słowian oraz Wikingów. W czasie festiwalu odbędą się wyścigi łodzi Wikingów i Słowian. Następnie rozpocznie się obrzęd ognia, czyli uroczyste przywitanie wszystkich gości. W czasie tych uroczystości ogień, rozpalony za pomocą świdra ogniowego, noszony będzie od obozu do obozu i od chaty do chaty. Każdy dzień zapewni jeszcze więcej rozrywki m.in.: zawody w bieganiu - nie tylko dla wojowników, następnie postrzyżyny Czcibora z drużyny Słowian(prastary polski rytuał, który poprzez ścięcie kosmyka włosów chłopcu w wieku 14 lat pomagał wkroczyć mu w dorosłe życie). Po południu konflikt między Słowianami, a Wikingami rozgorzeje na dobre. Czekać będzie na nas wiele symbolicznych gestów, m. in. obrząd zwany: „wróżbą przed bitwą”. Po dwóch dniach wreszcie to na co wszyscy czekali, czyli pokaz walk obu ludów. Wiele razy te dwie nacje spierały się ze sobą i stawały naprzeciw siebie na polu walki. Na polu bitwy będzie można dosłyszeć szczęk oręża czy konających żołnierzy. Podczas bitwy rozgrywać się będą walki między dwoma obozami wojów. Weźmie w nich udział około 400 uczestników. Waleczniejsza i bardziej zaprawiona w boju armia, pokona słabszą. Wynik nie będzie znany aż do ostatniego wojownika. Walkę wygrywa ta drużyna, która utraci w bitwie wszystkich swoich wojów. Po starciu nastąpią takie wydarzenia jak: wykupienie niewolników, kolejne wiece, ślub słowiański, bitwa morska, chrzest Słowian i wiele, wiele innych atrakcji. MICHAł WILUSZ Fot. Internet 21 WIZAŻ Twój wygląd, Twoja wizytówka Nadszedł czas wakacji. Teraz każda z nas chce wyglądać pięknie i wszystkim się podobać. W tym okresie zwiększa się liczba zabiegów poprawiających wygląd oraz kolejki w salonach piękności. Wszyscy wiemy, że jest to dobry czas na zadbanie o siebie. Wystarczy kilka trików by każda z nas wyglądała świeżo i modnie. Może nadszedł czas by zmienić kolor włosów lub zacząć zakładać to co nam się podoba? Niestety w XXI wieku panuje moda na chude modelki. Sprawia to, że kobiety powyżej rozmiaru 38 nie zakładają tego co jest na wystawie, bo uważają, że nie będą wyglądały tak dobrze jak manekin. Nie na tym to polega. Każdy może nosić to co jest modne, tylko czy każdy chce wyglądać jak większość? Jednak pomimo wszystko najważniejsza jest twarz. To ona jest naszą największą wizytówką. Uważasz, że masz małe oczy, usta? Po co robić sobie operację plastyczną, skoro są sposoby, aby poprawić to poprzez zwykły makijaż. Przedstawię kilka trików i sposobów, aby poprawić wygląd mojej modelce. Na pierwszym zdjęciu Ka- 22 rolina jest przed nakładaniem makijażu. Na drugim jest już po metamorfozie. Potrzebne kosmetyki do stworzenia takiego make up’u: *Pod makijaż najlepiej nałożyć krem nawilżający ponieważ wtedy skóra nie wygląda na wysuszoną oraz po zaaplikowaniu podkładu nie ma efektu maski. Osobiście polecam „Olay”. Najlepiej nakładać go, zaczynając od czoła. Jest to również sposób masażu i rozluźnienia. *Po zastosowaniu kremu trzeba jeszcze nałożyć bazę wygładzająco – matującą. Przedłuża ona trwałość makijażu oraz chroni twarz przed zniszczeniem. *Przyszedł czas na użycie podkładu. To, jakiego, użyjemy zależy przede wszystkim od tego jaką mamy skórę. Najlepiej, żeby dobrała by go osoba w sklepie lub kosmetyczka, ponieważ stosujemy go prawie codziennie i ma on wypływ na przemianę naszej skóry. Modelce nałożyłam podkład Astor Skin Match. Jest on płynny, więc polecam wklepywanie go opuszkami palców, dlatego że dzięki temu wygląda naturalniej. *Oczywiste jest to, że podkład nie zakryje wszystkich niedoskonałości, więc trzeba mu trochę pomóc, przy pomocy korektora antybakteryjnego i wklepywaniu go palcami – polecam ten z firmy Viper. * Dla uzyskania egektu gładkości można użyć pudru. Rozprowadzać go pędzlem (ja użyłam Chanel). *Żeby dobrze było widać rysy twarzy, polecam stosować kredkę do brwi – Maybelline * Na powieki nałożyłam cień w musie z firmy Maybelline w ko- lorze, skóry lecz z lekkim połyskiem. Rozprowadzałam opuszkami palców. * Dla uzyskania odpowiedniego efektu i ze względu na kolor oczu i włosów, wybrałam brązowy cień z firmy Viper. *Do zrobienia kocich kresek użyłam eyelinera z PIERRE RENE w długopisie. *Rzęsy pociągnęłam dwoma tuszami z Lumeny, pogrubiającym i wydłużającym, dla lepszego wyglądu użyłam zalotki. *Aby uwydatnić policzki użyłam brązera do twarzy z firmy GOSH * Ostatnim elementem makijażu jest nałożenie błyszczyku, najlepiej wklepać go w usta dla dłuższego utrwalenia. Polecam ten z firmy Joko. WIZAŻ Triki które warto stosować: Powiększenie ust za pomocą makijażu: Warto pamiętać, że ciemne kolory pomadek nie sprawiają, że usta wyglądają na pełniejsze i bardziej soczyste. Najlepszym rozwiązaniem są jasne lub pastelowe błyszczyki rozprowadzane od środka ust. Gdy ktoś ma naprawdę małe usta, polecam błyszczyki i kremy powiększające, które mocno nawilżają i zapobiegają utracie wody oraz posiadają składniki wygładzające (np. kolagen). Mają też w sobie mocniejsze składniki takie jak np. chili, wyciąg z cynamonu czy imbir. To one sprawiają, że po nałożeniu preparatu czujemy mrowienie na ustach. Dobrym sposobem jest także masaż ust. Polega on na jeżdżeniu np. szczoteczką do zębów po wargach co powoduje dobre ukrwienie i dzięki temu usta wydają się pełniejsze i jędrniejsze. Po zabiegu zalecane jest nałożenie kremu nawilżającego. Kolejnym sposobem na powiększenie ust jest znane wszystkim: obrysowanie konturu warg. Najlepiej wybrać kredkę najbardziej zbliżoną do naturalnego koloru Twoich ust (może być o odcień ciemniejsza). Można nałożyć odrobinę podkładu (pomaga to w utrwaleniu makijażu) Obrysuj nią kontury ust, możesz wyjść poza zarys. Potem wypełnij usta jasną, perłową pomadką. Dla lepszego utrwalenia polecam nałożyć jeszcze bezbarwny błyszczyk i rozprowadzać go od środka ust. Po zastosowaniu tych kilku prostych i nieskomplikowanych porad usta staną się optycznie pełniejsze i przybiorą kuszącego wyglądu i blasku. Powiększenie oczu: Jeżeli ktoś ma naprawdę bardzo małe oczy, zalecane są kolorowe (jasne) tusze, nigdy czarny (np. fioletowy, zielony, szary i niebieski). Żeby powiększyć oczy, zamiast czarnej kredki czy eyelinera warto użyć kolorowej kredki (opalizującej i perłowej). Latem polecam złote, ecru, zielone, turkusowe i fiołkowe. Najciemniejszy cień jakiego użyjesz, niech pozostanie w tonacji grafitu, mlecznego brązu i gołębiej szarości. Dobrym sposobem na powiększenie oka jest nałożenie białej konturówki wewnątrz. Co do cieni, to proponuję użyć tych kremowych i płynnych, metalicznych lub perłowych w jasnych i owocowych tonacjach. W kącik oka nanieś odrobinę ciemniejszego koloru cienia, wyciągając jego linię poza oko w stronę brwi. Warto pamiętać, aby makijaż ten był subtelny i nie przytłaczał. Trzeba wiedzieć, że trening czyni mistrza, więc nie warto się denerwować pierwszymi niepowodzeniami. Z czasem wszystko będzie wychodziło idealnie i optyczne powiększenie oczu i ust będzie bardzo widoczne. TEKST I FOTO: MARTA ZAJMA Rys. Katarzyna Zalepa 23 ROZRYWKA Podróż w głąb czasu Od urwistych wzgórz Edynburga po słoneczne nabrzeża Stambułu, z dusznych alej Pampeluny do wietrznego Berlina – już teraz pakuj walizki i wybierz się na kolejową podróż w czasie do początku XX wieku. Przedwojenna Europa zaprasza was do świetnej zabawy jaką jest gra „Wsiąść do pociągu” od wydawnictwa Days of Wonder. Dzięki uprzejmości gdańskiego centrum gier Rebel.pl mieliśmy okazję osobiście przekonać się jak wspaniały jest to sposób na spędzenie wolnego czasu. Rozgrywka toczy się na przedwojennej planszy, na której niestety jeszcze nie ma Polski (w tych latach była pod zaborami). Potrzebujemy do niej jeszcze figurek pociągów i dworców, kilku pionków i specjalnych kart do realizacji zadań. Celem gry jest budowanie torów pomiędzy 24 słynnymi miastami Europy i zostanie największym magnatem transportu kolejowego. Pomogą nam w tym karty, zwane biletami, przebiec pomyślnie. Gracz także ma możliwość przeprawiania się przez morze. Takie połączenia zostało nazwane promem, a do jego ze specjalnymi zadaniami. Są one tajne, a za ich zrealizowanie dostajemy dodatkowe punkty. W każdej turze gracz dysponuje kartami wagonów lub lokomotyw, dzięki którym może wybudować połączenia, również odpowiednio nagradzane. Trochę więcej pracy trzeba włożyć w budowanie tuneli. W tej sytuacji należy mieć tyle kart wagonów w tym samym kolorze, ile jest pól. Dodatkowo pozostali gracze losują 3 karty. Jeśli żadna z nich nie jest w kolorze tych rzucanych, oznacza to, że budowa tunelu może budowy potrzeba zawsze jednej lub więcej lokomotyw, czyli odpowiedników jokera w zwykłych kartach. Czasem, gdy ktoś pokrzyżuje nam plany budując linie tam, gdzie my chcieliśmy to zrobić, możemy wykorzystać jeden z trzech dworców. Dają nam one możliwość wykorzystania jednej z tras przeciwnika w celu realizacji własnych połązeń. Wybudowanie każdego kolejnego dworca kosztuje nas więcej. Rozgrywkę kończymy kiedy jednemu z graczy kończą się figurki wagoników, wtedy każdy wykonuje ostatni ruch, a następnie podliczane są punkty. Wygrywa gracz, który zdobędzie ich najwięcej i wymyśli najlepszą strategię. Gra jest dość złożona dlatego została zakwalifikowana do przedziału wieku 8+. Ilość graczy mogących spędzić czas przy tej grze to od 2 do 5, a sugerowany czas gry to od 30-60 minut, choć my graliśmy w nią o wiele dłużej. Cena tej gry waha się od 120 do 150zł, ale jest zdecydowanie jej warta, ponieważ możliwość i zróżnicowanie każdej rozgrywki wynagradza wszystko. Serdecznie zapraszam w podróż po Europie i na wielką przygodę związaną z współzawodnictwem. TEKST I FOTO: ANNA PROCHERA ROZRYWKA Panna Croft znowu w akcji! Przygody słynnej brytyjskiej pani archeolog doczekały się kolejnej odsłony. Tym razem będzie to coś całkiem nietypowego i zupełnie innowacyjnego. Przeniesiemy się do Japonii, gdzie Lara staje się rozbitkiem po katastrofie statku i budzi się w tajemniczej jaskini. Tych, którzy spodziewają się wynaturzonych walorów kobiecych bohaterki, będę musiała zawieźć. Zamiast obcisłych koszulek i krótkich spodenek, w jakie była wyposażona panna Croft, zobaczymy siniaki, rany i krew. Nie będzie to jednak typowy survival, ponieważ Crystal Dynamics uznało, że było by to zbyt nudne i liniowe. Będziemy mieli też do czynienia z na wpół interaktywnym i otwartym światem. Aby zdobyć jedzenie, będziemy musieli sięgnąć po łuk, lub pozbierać to, co matka natura nam ofiarowała. Jeszcze dokładnie nie wiadomo, gdzie na osi życia Lary będziemy mogli umiejscowić tą grę. Najprawdopodobniej czas akcji będzie umieszczony przed przygodami z Tomb Raider: Legend. Mimo, iż na razie Crystal’si ujawnili nam tyl- ko półtorej godziny gameplay’a, możemy zauważyć kilka podobieństw do całej serii m.in. częste punkty zapisu, umiejętnie wplecione sekwencje, autonamierzanie na cel, samoczynna regeneracja energii. Same pochwały należą się też oprawie. Szczególnie muzyka i dźwięki przypadły mi do gustu. Wbrew pozorom zwraca się na nie uwagę, a stopniują napięcie w sposób iście perfekcyjny. Graficznie także jest całkiem w porządku. Animacje nie pozostawiają wiele do życzenia, a dżungla wygląda wprost wyśmienicie. Wszystko to za sprawą nowych „zabawek” Crystal Dynamics, którymi są nowe silniki: graficzny i fizyczny. To za ich pomocą poradzimy sobie z większością wyzwań. Nie zabraknie także zagadek, ale nie będą polegały one tylko i wyłącznie na ustawianiu figur, tak aby przechodziło przez nie światło itd. Tym razem by dostać się do napotkanych przez Larę zamkniętych lokacji będziemy musieli naprawdę pogłówkować nad różnego rodzaju zadaniami. Często do rozwikłania ich będzieREKLAMA my musieli używać wszystkich żywiołów. Takie rozwiązanie z pewnością przyciągnie więcej graczy. Głównym celem Croftówny będzie rozwiązanie zagadki wyspy i ucieczka z niej, ale do tego dochodzi jeszcze masa zadań pobocznych, które będzie można wykonać w dowolnej kolejności lub po prostu je pominąć. To ostatnie jednak nie będzie się zbytnio opłacało, bo w grze zaimplementowano elementy gier RPG. Każde zabite zwierze czy udana wspinaczka będą nagradzane punktami doświadczenia, które następnie można wydać na rozwój umiejętności bohaterki. „Gdybyśmy chcieli zrobić prawdziwy symulator przetrwania, Lara musiałaby chodzić po lesie, zbierać dzikie jagody i pić własny mocz. Nie chcemy tego.” mówi Karl Stewart z Crystal Dynamics, grzebiąc przy tym nadzieje graczy na prawdziwy survival. Zapewniam jednak, że to nie szkodzi, gdyż cała praca włożona w fabułę wynagradza każdy minus tej gry. Możemy w tym tytule zauważyć sporo inspiracji i podobieństw do gier takich jak seria Uncharted z Natam Drake’iem, w którym możemy zobaczyć podobne sceny i widoki, czy nawet Dead Island, pod względem systemu ulepszania przedmiotów i zdobywania punktów doświadczenia. Jedno jest pewne ta Lara będzie zupełnie inna. ANNA PROCHERA 25 OBYCZAJE Autografy – pasja czy biznes? Kiedy rozmawiam z ludźmi i opowiadam im o mojej pasji do autografów, zwykle pada dużo pytań. W jaki sposób można je zdobyć? Czy takie hobby jest drogie? Ile kosztują znaczki? Zawsze bardzo się z tego cieszę, bo lubię o tym opowiadać. Autografy pojawiły się w moim życiu kilka lat temu, gdy przeglądając Internet, trafiłem na stronę jednej z amerykańskich aktorek. W górnym rogu zauważyłem informację, gdzie znalazłem adres mailowy przeznaczony dla wielbicieli. Pomyślałem, że nie mam nic do stracenia i wysłałem prośbę o zdjęcie z podpisem. Jak zawsze w takich sytuacjach kompletnie o tym zapomniałem. Minęło kilka miesięcy. Pewnego dnia zajrzałem do skrzynki. Znajdowała się tam duża, szara koperta zaadresowana do mnie. Zachwycony, z lekką niepewnością otworzyłem przesyłkę. W środku znalazłem podpisane dla mnie zdjęcie. Tak zaczęła się moja przygoda z kolekcjonowaniem autografów. Zachęcony pierwszym sukcesem, zacząłem wysyłać kolejne prośby. Całe dnie poświęcałem na wyszukiwanie adresów pocztowych i mailowych do gwiazd z całego świata. Przeszukiwałem polskie i zagraniczne strony, ciesząc się z każdego, który udało mi się znaleźć. Wolne chwile poświęcałem na pisanie próśb. Musiałem nawet przygotować wersje w kliku językach, bo na mojej liście znalazły się gwiazdy z takich krajów, jak Francja czy Hiszpania. Autografy zbieram już od ponad 5 lat, a moja kolekcja obejmuje ok. 300 okazów. To hobby bardzo ciekawe, ale niestety nie tanie. Znaczki zagraniczne kosztują od 3 złotych w górę. Nie jest to mocno obciążająca kwota, ale z czasem może zachwiać naszym budżetem. Do tego dochodzi również koszt zdjęć, w zależności od formatu. W końcu przyszedł moment, w którym musiałem trochę ograniczyć 26 wysyłanie listów i zrobić sobie krótką przerwę. Dziś, kiedy przeglądam atlasy ustawione na półce, z sentymentem przewracam ich kolejne strony. W mojej kolekcji znajdują się prawdziwe okazy. Mam kilka szczególnych, które są dla mnie ważne, jak np. autograf od Elizabeth Taylor czy Roberta Redforda. Posiadam także podpisy od Whoopi Goldberg, Kevina Costnera i wielu innych gwiazd. Na ścianie wisi także autograf od Celine Dion, który przysłała mi z rodzinnego Montrealu. Po kilku latach jest tego naprawdę sporo. Kolekcjonowanie podpisów sławnych ludzi to nie tylko doskonałe hobby i forma spędzania wolnego czasu. Jak się okazuje, może to być także niezły biznes. Wystarczy odwiedzić internetowe sklepy i przeróżne serwisy, gdzie się nimi handluje. Nie sprzedaje się ich za wielkie sumy. Czasami jest to 10 zł, czasami 50 zł. Wszystko zależy od popularności gwiazdy. Wiadomo, że zagraniczne podpisy są zawsze droższe. Z jednej strony, jest to duża gratka dla kolekcjonerów, ale z drugiej nie zawsze mamy pewność, czy zakupiony podpis nie będzie podrobiony. Większość osób, które zbierają autografy, ma już po pewnym czasie wyrobione do- świadczenie. Są jednak takie gwiazdy, które nie wysyłają listownie zdjęć, bo są bardzo zapracowane. Idą wtedy trochę na łatwiznę i przysyłają nadrukowane podpisy. Zdarzają się nawet sytuację, kiedy zamiast gwiazdy autografy podpisuje sekretarka. Wiele razy wysyłałem listy do Meryl Streep, której podpis byłby spełnieniem moich kolekcjonerskich marzeń. Czuję, że wciąż będę musiał obejść się smakiem, bo moja ulubiona aktorka dostała w tym roku Oscara. Za tym zawsze idzie więcej propozycji i obowiązków. Nigdy nie możemy mieć do końca pewności, że autograf znaleziony przez nas w skrzynce pocztowej jest w 100% oryginalny. Jednak ten moment ekscytacji, kiedy trzymamy w rękach kopertę jest wart poświęcenia czasu. Radość jest naprawdę ogromna. W Internecie istnieje mnóstwo forów i stron poświęconych zbieraniu autografów. Można tam poznać ludzi, którzy podzielają tę pasję. Czasami nawet kolekcjonerzy wymieniają się podpisami. Jest to więc żywe hobby, ale ostrzegam, wciągające. Zachęcam każdego do spróbowania swoich sił w zbieraniu autografów. Im głębiej wejdziecie w temat, tym bardziej będzie się wam podobało. Nie zrażajcie się, jeśli na początku nie będziecie otrzymywać wielu listów. Uzbrójcie się w cierpliwość, bo zdarzały się okazy, które otrzymywałem po dwóch latach od wysłania listu! Po adresy do gwiazd i więcej informacji odsyłam na stronę internetową www.fanmail.biz Tam znajdziecie wszystkie niezbędne wskazówki. TEKST I FOTO: MICHAł LACHOWICZ OBYCZAJE Krótki tekst o renesansie Nawet nie wiesz, drogi Czytelniku, jak bardzo ucieszyłaby się moja pani od historii muzyki, kiedy dowiedziałaby się, że piszę tekst o renesansie. Z pewnością chciałaby doszukać się w nim faktów z życia Johannesa Ockegema lub Wacława z Szamotuł. Szybko by się zawiodła, gdyby dowiedziała się, że będzie to artykuł o renesansie… muzyki disco polo. Któż z nas nie zna nowopowstałych stacji typu MTV tylko, że z muzyką takiego typu? Któż z nas nie zna hitu jakim jest „Jesteś szalona” zespołu Boys? Muszę otwarcie przyznać, że to odrodzenie cieszy mnie. Dlaczego? Ludzie się bawią, są szczęśliwi, mogą potańczyć przy miłej melodii, a prosty tekst owych utworów łatwo wpada w ucho i już za drugim przesłuchaniem cała sala śpiewa wraz z artystą. Fascynujący jest też zachwyt ludzi podekscytowanych tego rodzajem twórczości, którzy to słysząc już pierwsze dźwięki jakiegokolwiek przeboju, ruszają w tany. Ja natomiast popadam w zadumę i stagnację. Tego typu muzyka wysysa ze mnie wszystkie siły, mózg nie pracuje nad nieskomplikowanym tekstem i zapada w stan hibernacji. Kiedy przestaję słuchać, mój organizm uruchamia się na nowo, a jedyne co pamiętam to zachwyt nad kunsztem niedawno wysłuchanego utworu. Zaciekawiony tym nietypowym zjawiskiem, postanowiłem je zbadać. Otworzyłem pewną stronę WWW z bazą wszystkich tekstów muzyki disco polo, jaka powstała. Po przejrzeniu kilku strofek różnych utworów odkryłem, że ten gatunek muzyczny kierowany jest wyłącznie do ludzi szczęśliwych. Ktoś teraz może powiedzieć, że kogoś wyśmiewam i podle żartuję, ale tak nie jest. Cieszy mnie renesans muzyki disco polo, ponieważ znalazłem w nim coś zagadkowego, inspirującego i wręcz mistycznego. Chyba jest to jedyny taki gatunek muzyki, gdzie autor tekstu napisze o zbieraniu grzybów z ukochaną i się sprzeda. W każdej piosence nie znalazłem ani słowa o bólu, płaczu czy rozpaczy (Biały Miś stanowi wyjątek). Ot, weseli ludzie słuchają wesołej muzyki z tekstem o w miarę prostym przekazie. Moim ulubionym jest o niezawodnym sposobie na kobiety – podarowaniu naszemu obiektowi westchnień siedmiu czerwonych róż. Zaraz po skończeniu tego artykułu pójdę się zaopatrzyć w miejscowej kwiaciarni i ruszę na łowy więc, drogie panie, drżyjcie. Zupełnie oddzielnym bytem jest artyzm teledysków, jakie są tworzone dla tego gatunku muzyki. Po obejrzeniu kilku na jednej z bardziej popularnych stacji, dokonałem odkrycia na miarę stworzenia bozonu. Znaczna większość jest identyczna, a raczej schematyczna. Po pierwsze: musi być zespół muzyczny. Gitara, klawisze, bas, ewentualnie trąbka. Zasadniczo nic dziwnego – zespół muzyczny to i niech muzycy będą na teledysku… ale chwila, przecież ci muzycy grają nierówno, a trębacz gra nawet wtedy, kiedy nie słychać trąbki! Coś podobnego! Niestety, większość disco polowych szlagierów jest wykonywanych z syntezatorów, więc niezwykle zabawnie wyglądają instrumenty kompletnie nie występujące… w sumie żaden z nich nie pasuje, ponieważ syntezator zastępuje cały zespół. Ale nie bądźmy szczegółowi – doceńmy zamysł artystyczny reżysera. Przecież dość dziwnie wyglądałby stojący na środku jegomość z syntezatorem. Publika od razu oburzyłaby się, że zespół kłamie i co gorsza, nie gra naprawdę, a tylko udaje, włą- czając sobie playback. Po drugie: wokalista. Ten musi koniecznie mieć ciemne okulary, sportowy t-shirt, złoty łańcuch, samochód oraz dwie młode damy, które… adorują naszego gwiazdora. Reszta nie stanowi już żadnego problemu – wystarczy operator, który w miarę spokojnie trzyma kamerę oraz montażysta, zapewniający efekty specjalne takie jak różowe obłoki miłości wychodzące z serca wokalisty. Słowem mówiąc – od strony wizualnej artyzm okraszony bogatą warstwą merytoryczną i muzyczną. Jest wielu ludzi słuchających takej muzyki, oglądający takie teledyski, po prostu to lubiących. Nie rozumiem osób, które ot tak nie lubią tej muzyki i na każdym kroku obrażają każdego, komu podoba się disco polo. Powiedzmy sobie szczerze, może większość z nas uważa ten rodzaj muzyki za obciach i coś niewyobrażalnie głupiego, ale nie znam osoby, która nie bawiła się na jakiejś imprezie, a szczególnie weselu przy piosenkach disco polo. Czy chcemy czy nie, musimy przyznać, że ludzie się przy tym bawią, bez względu na upodobania muzyczne. Czegóż więcej pragnąć na miłej imprezie niż radosnej muzyki z równie radosnym tekstem i melodią? Nie bójmy się tego, że ktoś nas źle oceni, że się dobrze bawimy się przy disco polo, ponieważ przez chwilę to my będziemy tymi szczęśliwymi ludźmi, którzy nie zwracają uwagi na tekst, cieszącymi się z prostoty egzystencji. Nawiązując do tematu – cieszy mnie renesans muzyki disco polo, może ludzie nabiorą trochę dystansu do siebie i będą chociaż przez moment bardziej szczęśliwi. Nie zwracajmy uwagi, że ktoś będzie krzywo patrzył na naszą chwilę zapomnienia. Śmiało, łączmy się w obciachu! KONRAD HERMAN Fot. Internet 27 STYL ŻYCIA Kuchnia kreatywna, czyli gotowanie wg Pięciu Przemian Kuchnia Pięciu Przemian jest częścią chińskiej medycyny, której ko- Przykładowy przepis kuchni kreatywnej: Zakręcone paluszki serowe sn – 2 gotowe arkusze ciasta francuskiego sn – sól morska, k – bazylia, g – kurkuma, sł – starty żółty ser (ok. 20 dag), sł – roztrzepane jajko, sł – suszona papryka, o – świeżo zmielony pieprz, o – oregano. Rozwinąć pierwszy arkusz ciasta francuskiego (może pozostać na papierze, w który jest oryginalnie zapakowany), posmarować go roztrzepanym jajkiem i posypać startym serem, który leciutko docisnąć do ciasta. Następnie posypać przyprawami w ilości według uznania. Przykryć drugim arkuszem ciasta i ponowić wszystkie czynności. Kroić na paseczki o szerokości 1cm. Każdy z nich chwycić z obydwu końców i skręcać w przeciwnych kierunkach w taki sposób, żeby powstała sprężynka. Układać na blaszce wyłożonej papierem do pieczenia w odstępach 2-3cm (paluszki sporo urosną). Ich końce docisnąć do blaszki. Wstawiać do piekarnika nagrzanego do temp. 200°C i piec przez ok. 1315min. Przedstawiony wyżej przepis wspaniale nadaje się na różne imprezy okolicznościowe, pikniki itp. Na które często wybieramy śmieciowe jedzenie, zamiast zdrowego i pożywnego. 28 rzenie sięgają III wieku p.n.e.. Chińscy lekarze obserwując bacznie przyrodę, przyjęli, że jej funkcjonowanie to najprostsza w s k a z ó w k a do osiągnięcia harmonii. Kilkusetletnie zbieranie doświadczeń zaowocowało powstaniem tradycyjnej, chińskiej medycyny. Wykorzystanie codziennej żywności jako medycyny zapobiegawczej, nie wymaga szczególnych umiejętności, ani większej pracy przy przygotowywaniu posiłków. Skoro i tak musimy codziennie jeść, dlaczego nie wykorzystać tego z pożytkiem dla urody, zdrowia i dobrego samopoczucia? Kuchnia kreatywna jest niezwykle tajemniczą i godną uwagi sztuką kulinarną. Korzystanie ze wszystkich pięciu smaków zaskakuje niezwykłym i nieznanym wcześniej doznaniem. Każdy, kto nie skosztował tej „magii” i chce zmienić swój nawyk gotowania i nastawienie do potraw, powinien sięgnąć po te przepisy. Warto wspomnieć, że kuchnia kreatywna nie jest wyłącznie dla wegetarian, jak niektórym może się wydawać. To prawda, w wielu przepisach znajdziemy dania bezmięsne takie jak: kotlety marchewkowe czy kalafiorowe, ale ta sztuka kulinarna nie ma ograniczeń. Jest przeznaczona dla wszystkich, którzy chcą zadbać o siebie i o swoje ciało. Otóż Pięć Przemian związanych jest z pięcioma porami roku. Wiosna, lato, późne lato, jesień i zima. Każdej porze roku odpowiada jeden smak. Jeśli przyjmiemy jako pewnik, że wiosną wszystko rośnie, latem kwitnie, późnym latem dojrzewa i owocuje, jesienią obumiera, a zimą zasypia, dzięki temu możemy zauważyć Pięć Przemian zachodzących w przyrodzie. Jeśli ktoś zaczyna przygodę z kuchnią, powinien zacząć od napojów. Są one proste do przygoto- wania, a połączenie soków owocowych z ziołami daje zaskakujący efekt. Napoje wpływają na nasz organizm bardzo korzystnie, nawilżają ciało i je ochładzają (bez konieczności wkładania napoju do lodówki). Dużą rolę w przygotowywaniu posiłków pełnią wszelakiego rodzaju przyprawy. W tej kuchni chodzi także o wykorzystanie głównych pięciu smaków. Oto one: kwaśny (k), gorzki (g), słodki (sł), ostry (o), słony (sn). Każdy z nich ma przyporządkowany odpowiedni ruch energii. Powinno się odżywiać zgodnie z cyklem Kuchni Pięciu Elementów tj: kwaśny – gorzki – słony – ostry Drzewo – smak kwaśny Ogień – smak gorzki Ziemia – smak słodki Metal – smak ostry Woda – smak słony – słony, a po słonym znowu kwaśny. Według Tradycyjnej Chińskiej Medycyny każdy ze smaków oddziałuje na inne narządy wewnętrzne człowieka. – smak kwaśny to wątroba i woreczek żółciowy, – smak gorzki to serce i jelito cienkie, – smak słodki to żołądek, śledziona i trzustka, – smak ostry to płuca i jelito grube, – smak słony to nerki i pęcherz moczowy. Przepis i kilka informacji pochodzi ze strony: kuchniakreatywna.blox.pl TEKST I FOTO: DOMINIKA BOGDAŃSKA Co daje nam gotowanie według Pięciu Przemian?: posiłki są smaczniejsze, zyskujemy na zdrowiu i urodzie, dania są lekkostrawne, wyrównuje się ciężar ciała. ROZMAITOŚCI „Płonie ognisko i szumią knieje” Szok! Niedowierzanie! Czyżby to oni? Tak! Prawie nie do rozpoznania bez charakterystycznych, zielonych koszulek! Po raz pierwszy od niepamiętnych czasów Potęgowicze wyszli z swej jaskini pracy, ich blade twarze ujrzały światło dzienne. Dokąd zmierzają? Dlaczego bez notatników? Nawet najwięksi pracoholicy potrzebują chwili wytchnienia i odpoczynku. Dla niektórych jest to wyjście na plażę, samotny wieczór z książką lub błogie lenistwo w hotelowych pieleszach. My natomiast wykorzystujemy każdą wolną chwilę na szeroko pojętą integrację. Dzięki uprzejmości rodziców naszej koleżanki, Bereniki Balcer, zorganizowaliśmy ognisko na terenie pensjonatu uroczo nazwanego jej imieniem. Już sama droga do celu naszej wycieczki, sprawiła, że uśmiechaliśmy się od ucha do ucha. Żartując ciągle po drodze, cieszyliśmy się z perspektywy spędzenia wspólnego wieczoru. Bez biegania do radia i korektorowania artykułów. Nawet kultowe pytanie „Co na portal?” nie pojawiło się ani razu. Na miejscu czekały na nas suto Fot. Tamara Pawlik Doklejony listek Za symbol szczęścia uznajemy koniczynę. Jednak czym jest to całe szczęście i dlaczego jakaś roślina ma być jego symbolem? Ostatnimi czasy coraz to większa liczba ludzi zaczyna w swoim życiu kierować się różnego typu zabobonami i przesądami. Przesądem określamy bezpodstawną wiarę w istnienie, tak zwanego, związku przyczynowo-skutkowego. Jak twierdzą niektórzy, wywodzić się to może ze stereotypów zakorzenionych w kulturze i tradycji. Przesądy dzielimy na pozytywne oraz negatywne. Do pozytywnych można zaliczyć zobaczenie pająka przed południem, znalezienie podkowy lub czterolistnej koniczyny oraz spotkanie kominiarza na swej drodze. Pecha, według zabobonu, przynosi przejście pod drabiną, napotkanie na swej drodze przebie- zastawione stoły. Zachwyt wśród męskiej części uczestników wzbudziło boisko do gry w koszykówkę a kadra była oczarowana niebieskim bicyklem, stojącym niewinnie koło grilla. Pierwszym krokiem do udanej integracji są pełne żołądki. Dlatego najpierw zajęliśmy się zawartością stołów. Zerkaliśmy łapczywie na soczyste kiełbaski, przegryzając przypieczonym chlebem. Mocnym punktem naszej dziennikarskiej ekipy jest strona muzyczna. Mamy trójkę gitarzystów a dwie gitary. Z zapałem zabraliśmy się do śpiewania. Po klasycznych utworach jak Whisky Dżemu czy Peggy Brown grupy Myslovitz, przyszedł czas na wielka improwizację. W między czasie odbył się mecz reprezentantów przeciwnych grup – kadry oraz uczestników. Chociaż obozowicze starali się jak mogli walcząc z Panią Małgosią, przegrali z kretesem. Od tej pory, tradycją stały się nasze wieczory z gitarami w tle. Rozłożeni na korytarzu, cieszymy się swoją obecnością. Nasz gust muzyczny na pewno na tym nie ucierpi. Wręcz przeciwnie – dużo zyska. FRANCISZKA PIETRZAK, PAULA POLICEWICZ gającego czarnego kota lub stłuczenie lustra. Istnieją również przesądy ślubne. Jednym z nich jest obrączka – symbol małżeńskiej miłości i wierności. Jej owalny kształt ma przepowiadać szczęście, bo fortuna kołem się toczy. Przed ślubem nie wolno zakładać obrączek, a tym bardziej nie może tego robić inna osoba, gdyż wróży to zdradę w małżeństwie. Aby chronić się przed złą energią wielu z nas nosi przy sobie symbole szczęścia. Takich symboli jest wiele, używamy ich w zależności od wyznawanej religii, naszych poglądów i tego, czym się kierujemy. Mówi się, że największe szczęście przynosi czterolistna koniczyna, podkowa i słoń z trąbą uniesioną w górę. Nie ma racjonalnego wytłumaczenia, dlaczego akurat te rzeczy mają być zapewnieniem życiowej passy. Prócz przesądów, zabobonów i symboli istnieją również talizmany. Ich zadaniem jest ochrona tego, który go nosi, przed złymi duchami i mocami. Już małym dzieciom, zaraz po narodzinach, przyczepia się kokardkę do wózeczka, aby chronić go przed rzuceniem uroku przez zazdrosną i źle życzącą osobę. Dla katolika takim talizmanem będzie medalik z Matką Boską. Nawet jeśli nie wierzymy w tego typu moce, na wszelki wypadek nie kładziemy swoich torebek na podłodze i spuszczamy klapę od muszli klozetowej, aby „pieniądze nie uciekły”. Gdy widzimy kominiarza szybko łapiemy się za guzik. Gdy stłuczemy lustro zakopujemy jego resztki w ziemi pod naszym oknem. Jedno jest pewne – gdy w coś naprawdę wierzymy, to niemal pewne jest, że dana rzecz się spełni, bo jak to ktoś powiedział: „rzeczywistość to fikcja”. DOMINIKA KACZMAREK 29 ROZMAITOŚCI Horoskop Baran W tym miesiącu postaraj się odpocząć, zrelaksować, odsapnąć od rodziny i obowiązków. Po prostu korzystaj z wakacji, bo to jedyny miesiąc w którym będziesz mógł odpocząć i zregenerować siły. W sierpniu będziesz miał trochę odpoczynku, ale i więcej pracy. Możesz zająć się np. tai-chi lub yogą. Spodziewaj się napływu gotówki. I zbieraj siły na pracę i obowiązki po wakacjach. Byk Wyluzuj. Nie śpiesz się. Przyda Ci się odpoczynek po całym półroczu pracy. Rozwiń swoje pasje. Zajmij się tym co lubisz. Pod koniec wakacji możesz spotkać drugą połówkę. Pracuj wytrwale, a osiągniesz sukces. Nie martw się problemami. Zachowaj spokój w stresujących sytuacjach i nie daj ponieść się emocjom. Bliźnięta Musisz wziąć się w garść. Uporządkuj swoje życie. Wakacje to idealny czas na rozwikłanie wszystkich ważnych spraw i konfliktów. W ostatnich dniach wakacji możesz oczekiwać napływu pieniędzy. Postaraj się dobrze zorganizować swój czas. Poświęć go np: przyjaciołom. Zrealizuj swoje plany. Żyj w zgodzie z własnym sumieniem. Rak Zajmij się sobą. Możesz odwiedzić SPA lub salon odnowy biologicznej. Masaż także byłby wskazany. Wszystko po to, aby w nadchodzących miesiącach żyć pełnią życia i aktywnie uczestniczyć w życiu społeczeństwa. W czasie wakacji musisz na siebie uważać i stronić od nieszczęśliwych wypadków. Możesz oczekiwać na miłość, ponieważ jest już blisko. Lew Musisz zdystansować się do otoczenia. Rozwijaj swoje zainteresowania i dużo czytaj. Może właśnie czytanie stanie się Twoją nową pasją. Postaraj się pogodzić obowiązki ze zdobywaniem nowej wiedzy! Odkrywaj nowe pasje i poznawaj nowych ludzi. Wszystko to pozwoli Ci aktywnie spędzić wakacje. Panna Zostaw stare sprawy i obowiązki i zajmij się nowymi, bardziej ważnymi. Odśwież swój umysł i zwiększ swoją kondycję. Jazda na rowerze, jogging, tennis-wszystko to może pomóc twojemu samopoczuciu. Nie zapominaj także o własnych przyjemnościach i załatw sprawy, na które nie miałeś wcześniej czasu. Waga Przed południem możesz rozkręcać się powoli. Dzięki spokojowi pozytywnie rozwiążesz nawet skomplikowane problemy. Po południu czas na kontakty z ludźmi, którzy poszukują nowych rozwiązań. Rozwijaj swoje zainteresowania. Zajmij się także swoimi najbliższymi. Skorpion Musisz rozwiązywać wiele wew n ę t r z n y c h spraw. Nie stresuj się i nie daj powieść emocjom. Po prostu uzyskaj wewnętrzny spokój. Będziesz miał szansę na zrealizowanie swoich marzeń i zamiarów. Postaraj się uporządkować swoje wewnętrzne sprawy. Nie odkładaj niczego na później. Strzelec Twoje plany mogą ulec zmianie, lecz pamiętaj, zmian dokonuj powoli. Więcej czasu poświęcaj przyjaciołom, kumplom i rodzinie, bo to, oni będą teraz ważniejsi niż rzeczy materialne. Musisz postarać się o nawiązanie nowych przyjaźni, bo starzy kumple mogą się od Ciebie odwrócić. Zadbaj także o swoje fundusze i nie bądź rozrzutny. Koziorożec Zwiększy się twoja chęć do eksperymentowania. Możliwe, że ujawnią się dotąd ukryte zdolności łączenia odległych zjawisk w jedno! Wieczorem warto coś nowego przeczytać. Postaraj się być bardziej miły dla otoczenia. Przede wszystkim musisz zaprzestać bycia zbyt impulsywnym i aroganckim, bo to może sprzeciwić się przeciwko Tobie. Wodnik Musisz zwiększyć swoją siłę fizyczną i zacząć żyć aktywnie. Możesz na przykład wstawać wcześniej, pojeździć na rowerze, mały spacer także nie zaszkodzi. Realizuj ostrożnie, ale zdecydowanie i z polotem swoje zamierzenia! Księżyc ze znaku Barana będzie niósł Cię w stronę grupowego spędzania czasu. Na pracy ledwo zawiesisz oko. Ryby Przed południem warto poświęcić czas na porządkowanie materii. Po południu możesz podjąć się realizacji nawet skomplikowanych zadań! Możesz w skupieniu dążyć do nowego celu! W pracy będzie ciężko. Dodatkowe obowiązki nieco Cię przytłoczą, ale popołudnie będzie bardzo udane. MICHAł WILUSZ Rys. Agnieszka Pukacz 30 ROZKOSZE ŁAMANIA GŁOWY Humor Hotel, recepcjonista zagaja do nowo przybyłej pary: – Urlop? – Tak... – A dzieci państwo posiadają? – Posiadają... – A to tym razem państwo nie zabrali? – Nie zabrali... – Tylko we dwoje? Romantyczny wypad! – Tak... – A kto został z dziećmi? – Żona. *** Badania wykazały, że nic tak nie wpływa pozytywnie na myślenie o sąsiadach, jak wykrycie zaraz po przeprowadzce niezabezpieczonej sieci Wi-Fi. *** CBA i CBŚ zaczynają sprawdzać ludzi, którzy nie zarejestrowali się na Naszej Klasie – skubańce muszą coś ukrywać.. *** W sądzie: – Po czym strona wnosi, że oskarżony się ukrywał? – Miał w GG zawsze czerwone słoneczko. *** Internet Explorer to program, który służy do przeglądania Internetu z Twojego komputera i na odwrót. *** W poczekalni u psychiatry rozmawia dwóch pacjentów: – Czemu tu jesteś? – Jestem Napoleonem, więc lekarz powiedział, żebym tu przyszedł. Pierwszy jest ciekawy i pyta dalej: – Skąd wiesz, że jesteś Napoleonem? – Bóg mi powiedział. Na to pacjent z drugiego końca poczekalni woła: – Nie, nie mówiłem! *** Lecą wariaci samolotem z doktorem. Nagle awaria jednego silnika, wszyscy złapali się dla równowagi skrzydła. Jeden z nich woła: – Niech jeden z nas się puści to reszta przeżyje. Na to doktor: – Ja to zrobię! I wszyscy wariaci zaczęli klaskać. ZEBRAł BARTEK MADEJ Krzyżówka 1. Rewal ... 99,2 FM 2. Lubimy, gdy świeci. 3. Trzęsacz leży na 15 .., 4. Miejscowość w Gminie Rewal z latarnią morską 5. Odwiedziła nas obóz. Rysownik Angory. Katarzyna ... 6. Mieści się przy Hali sportowej w Rewalu. W skrócie. 7. Miejscowość, w której był rozgrywany Baltic Cup. 8. Została przyznana wszystkim kąpieliskom na terenie Gminy Rewal. 9. Człowiek śniegu z Himalajów 10. Najpopularniejszy jednoślad 11. Pierwsza kobieta wg. Biblii 12. Miasto wikingów w Polsce, położone na jedynej wyspie w Polsce. 13. Partner Ewy wg. Biblii 14. Dzieci lubią go puszczać w powietrze. SU DO KU OPR. AGNIESZKA PUKACZ 31
Podobne dokumenty
Rewalacje 2/2016
Ośrodek Zdrowia, ul. Warszawska 31 tel. 91 38-625-88, godziny otwarcia: pn.-pt. 8-18 Ratownictwo wodne Asekuracja e-mail: [email protected] tel. (32) 360-35-01, Posterunek Policji, ul...
Bardziej szczegółowo