Wspomnienie o profesorze Michale Życzkowskim
Transkrypt
Wspomnienie o profesorze Michale Życzkowskim
STEFAN BUĆKO Wspomnienie o profesorze Michale Życzkowskim Pierwsze spotkanie z profesorem (wówczas tj. w 1959 roku docentem) Michałem Życzkowskim miało miejsce na wykładzie z właśnie wprowadzonego, na trzecim roku studiów, nowego przedmiotu „Teoria plastyczności”. Profesor prowadził wykład oraz ćwiczenia z tego przedmiotu i był dla nas osobą nieznaną – później wyjaśniło się, że właśnie wrócił po dłuższym pobycie w Wielkiej Brytanii. Wykład był przykładem doskonałego przygotowania i wykorzystania każdej minuty, co było jedną z cech Profesora i częściowo pewnie przyczyniło się do Jego sukcesów. Później spotykałem się (jako przewodniczący Samorządu DS „Nowinki”) z ciągle jeszcze wówczas docentem Życzkowskim kiedy pełnił funkcję Prodziekana Wydziału Mechanicznego. Bliższe kontakty z Profesorem Życzkowskim już o charakterze bardziej naukowym związane są z moją pracą dyplomową – projekt spiralnego wymiennika ciepła. Profesor był autorem metody obliczeń wytrzymałościowych głównych elementów takich wymienników i zgodził się konsultować moje obliczenia; był również recenzentem mojej pracy magisterskiej. W tym czasie przekonał mnie do zamiany konkursowego stypendium fundowanego na naukowe a później zachęcił do zgłoszenia się na staż asystencki w Katedrze Mechaniki Technicznej. Rozmowa decydująca o rozpoczęciu stażu miała miejsce w sklepie samoobsługowym naprzeciw poczty głównej (był taki sklep w 1962), gdzie spotkaliśmy się przypadkowo przy zakupach. I tak zostałem jednym z dwóch pierwszych asystentów formalnie przypisanych Profesorowi – pierwsi Jego doktoranci wywodzili się bowiem z innych katedr Uczelni. Początek mojego stażu w Katedrze Mechaniki Technicznej zbiegł się z uzyskaniem przez Docenta. Życzkowskiego tytułu naukowego Profesora Nadzwyczajnego – był to wówczas najmłodszy profesor w Polsce (miał zaledwie 32 lata). Pracowaliśmy wówczas w jednym pokoju w cztery osoby wraz z profesorem Życzkowskim. Później komfort się nam jeszcze pogorszył bo przybył w pokoju kolejny asystent. Profesor bardzo serio traktował kształcenie młodej kadry np. pewnego dnia zjawił się w pracy około ósmej rano (normalnie przychodził koło jedenastej) aby przeprowadzić niezapowiedzianą hospitację moich ćwiczeń z teorii plastyczności. Bardzo cenny był udział w egzaminach prowadzonych przez Profesora – wspólnie z kolegą poprawialiśmy prace pisemne, a później następował przegląd wszystkich prac z udziałem Profesora dyskusja błędów i ustalanie ostatecznej oceny. Po zakończeniu sesji egzaminacyjnej współpracownicy otrzymywali upominki w postaci cennych książek naukowych z dedykacjami Profesora. Do dzisiaj mam kilka takich książek - upominków. Profesor był wyjątkowym promotorem prac doktorskich (przeprowadził zresztą 29 przewodów doktorskich, w których był oficjalnym promotorem) zawsze gotowym do konsultacji i pomocy merytorycznej tak swoim jak również wielokrotnie innym doktorantom. W razie braku czasu w uczelni konsultacje mojej pracy odbywały się na przykład w niedzielę wieczór w Jego mieszkaniu przed wyjazdem do stolicy a bywało również, że w świetlicy dworca Warszawa Główna po przyjeździe nocnego pociągu z Krakowa przy wyjazdach wspólnych. Nawiasem mówiąc sygnałem świadczącym o Jego wyjeździe do Warszawy długo był samochód Syrena na parkingu przed budynkiem Dworca Głównego w Krakowie. Nie byłem niestety zbyt pilnym doktorantem, bo ukończenie doktoratu zajęło mi prawie osiem lat, a można było, przy takim Promotorze, zakończyć pracę znacznie wcześniej. Może warto przy tej okazji wspomnieć o roli Profesora w rozwoju naukowym kadry nie tylko Katedry Mechaniki Technicznej ale również innych jednostek Wydziału Mechanicznego i nie tylko Mechanicznego. Prowadzone przez Niego wtorkowe Seminarium Katedry Mechaniki Technicznej, a później Instytutu Mechaniki i PKM gromadziło bardzo liczne grono pracowników Politechniki Krakowskiej. Na początku lat sześćdziesiątych było chyba jedynym tak systematycznym seminarium naukowym w Uczelni. Było to w moim odczuciu tworzenie i utrwalanie zwyczaju prowadzenia systematycznej pracy badawczej i podnoszenia kwalifikacji naukowych. Już wówczas Profesor inicjował systematyczny udział pracowników Katedry w Konferencjach Zakładu Mechaniki Ośrodków Ciągłych IPPT PAN, co było czynnikiem mobilizującym dla młodych pracowników. W pewnym okresie seminarium instytutowe straciło na znaczeniu jednak w roku bieżącym tradycja seminarium Instytutu Mechaniki Stosowanej zostało reanimowana. Długa i bliska współpraca z Profesorem na nieco innym polu rozpoczęła się po Jego powołaniu w roku 1973 na Dyrektora Instytutu Mechaniki i Podstaw Konstrukcji Maszyn grupującego wówczas zespoły wchodzące obecnie w skład Instytutu Mechaniki Stosowanej oraz Instytutu Konstrukcji Maszyn. Starałem się wspierać, w miarę moich ówczesnych możliwości, inicjatywy Profesora zmierzające do budowy w Instytucie mocnego ośrodka naukowego w zakresie mechaniki oraz konstrukcji maszyn liczącego się w skali ogólnopolskiej ale również międzynarodowej. Pierwotnie pełniłem funkcję zastępcy kierownika zakładu Mechaniki Ciał Odkształcalnych, którego kierownikiem był Profesor (łącząc to z funkcją Dyrektora Instytutu) a od 1978 roku przez następne 18 lat tj. do roku 1996 pełniłem przy Profesorze funkcję Zastępcy Dyrektora Instytutu ds. dydaktycznych. Zgodziłem się przyjąć tę funkcję na prośbę Profesora uwzględniając ówczesną skomplikowaną sytuację personalną w Instytucie (uważałem bowiem, że adiunkt nie powinien w zasadzie pełnić takiej funkcji). Ponieważ współpraca w Dyrekcji trwała aż do zakończenia pełnienia przez Profesora funkcji Dyrektora można sądzić, że obaj byliśmy z niej zadowoleni. Ta długoletnia współpraca w ramach Dyrekcji Instytutu skłania mnie do przypomnienia ciekawszych i nowatorskich wówczas inicjatyw Profesora, z których wybrane, po latach zostały upowszechnione w szkolnictwie wyższym, a mianowicie: zwyczaj cotygodniowych spotkań pracowników zakładów z udziałem Dyrektora Instytutu – tzw. „herbatki” zbliżający do siebie pracowników zakładów i ułatwiający Dyrektorowi zrozumienie problemów ważnych dla ludzi, arkusze corocznej oceny pracowników Instytutu obejmujące całokształt działalności pracownika nauki – oceny były nacechowane przyjaznym stosunkiem do ocenianego ale samo sporządzenie „rachunku sumienia” mobilizowało do intensywniejszej pracy, wprowadzenie zasady powoływania opiekunów naukowych dla wszystkich asystentów oraz corocznego rozliczania z postępów pracy naukowej w ramach spotkań Dyrektora z asystentem i jego opiekunem, wprowadzenie punktacji osiągnięć naukowych, dydaktycznych i organizacyjnych pracowników ułatwiających ocenę ludzi i zakładów oraz przyznawanie nagród, wprowadzenie pomocy dydaktycznych w postaci „miniskryptów” ułatwiających prowadzenie wykładów oraz innych zajęć (w czasach niedostatku środków audiowizualnych), których stosowanie bardzo się rozpowszechniło, wprowadzenie hospitacji zajęć dydaktycznych z udziałem całego zakładu wraz z dyskusją na spotkaniu wszystkich uczestników hospitacji po jej zakończeniu. Niektóre z wymienionych działań próbowano dezawuować (poza Instytutem), jednak po stosunkowo krótkim czasie funkcjonowania tych reguł przychodzili funkcyjni z innych instytutów z prośbami o udostępnienie np. punktacji czy też zasad nagradzania. Warto tutaj wspomnieć również o pewnej nienaukowej inicjatywie Profesora ogłoszonej w lokalnej prasie krakowskiej a dotyczącej stosowania świateł mijania w czasie jazdy samochodem w mieście po zmroku. W latach sześćdziesiątych można było bowiem poruszać się samochodem w obrębie miasta na światłach postojowych, przy których samochody były słabo widoczne dla innych kierowców i pieszych. W latach siedemdziesiątych przyjęto do pracy w Uczelni dużo asystentów nie zapewniając im często odpowiednich warunków rozwoju naukowego, a zdarzały się również różne warianty stosunków „feudalnych”. Powodowało to frustrację młodych ludzi i spowodowało powołanie Koła Młodych Pracowników Nauki, z którym miałem okazję współpracować. Moje informacje o warunkach pracy młodych w Instytucie kierowanym przez prof. Życzkowskiego budziły duże zainteresowanie. Umożliwiło to młodym pracownikom formułowanie realnych postulatów wobec Władz Uczelni. Bywało wówczas, że w rozmowach towarzyskich wysłuchiwało się narzekań na warunki pracy. Kiedy mówiłem, że przecież może być inaczej, że może być bez „feudalizmu” słyszałem „no tak ale wy macie Życzkowskiego”. Ważnym dziełem Profesora była utworzona na początku lat siedemdziesiątych specjalność „Mechanika Stosowana” do czego udało się przekonać Władze Wydziału. Specjalność wymagała raczej dużych predyspozycji do nauk ścisłych i dużo zapału do nauki – była zatem specjalnością elitarną. Profesor to podkreślał spotykając się ze studentami, a całą ewidencję wyników w nauce studentów tej specjalności miał zawsze przy sobie w Swoim małym kalendarzyku. Dzisiaj wielu absolwentów tej specjalności to znaczący pracownicy naszego Wydziału ale także innych wydziałów i innych uczelni. Specjalność w różnych formach i pod zmieniającymi się nazwami przetrwała do dzisiaj mimo przejściowych kłopotów z naborem chętnych. Na koniec muszę powiedzieć, że po doktoracie skierowałem swoje zainteresowania na zagadnienia bardziej techniczne i przemysłowe co niewątpliwie opóźniło karierę naukową. Michał wielokrotnie mobilizował mnie do napisania pracy habilitacyjnej niestety długo bez sukcesów. Udało mi się uzyskać stopień doktora habilitowanego dopiero wtedy kiedy On już stracił wiarę, że jest to realne. Zdążył jednak jeszcze zamienić ramki mojej fotografii, w galerii doktorantów, na złote (po uzyskaniu przez doktoranta stopnia doktora habilitowanego ramki fotografii w galerii doktorantów zmieniały kolor na złoty) a wcześniej złożyć mi serdeczne gratulacje. Jestem przekonany, że Profesor Życzkowski zrobił bardzo wiele dla pozycji Uczelni w tym głównie dla Wydziału Mechanicznego i czasem odnoszę wrażenie iż nie jest to w pełni doceniane. Był w moim odczuciu przykładem człowieka niezwykle życzliwego ludziom, postępującego zgodnie z wyznawanymi i głoszonymi zasadami, co nie jest zjawiskiem występującym powszechnie. Stefan Bućko