issn 0867-4469 numer 1/30/98
Transkrypt
issn 0867-4469 numer 1/30/98
W NUMERZE Ludzie Kultury • Sylwetki • Wywiady ISSN 0867-4469 Ziemia Sieradzka, ludzie Ziemi Sieradzkiej nie stracili swojej tożsamości z Kazimierzem Filipiakiem, Wojewodą Sieradzkim rozmawia Marek Jędras . . . . . . . .2 O osiągnięciach i planach wojewódzkich placówek kultury - Marek Jędras rozmawia z Małgorzatą Szymlet - Piotrowską (BWA) . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . .3 Zofią Sobczak (WBP) . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . .4 Czesławem Rutkowskim (Muzeum Okręgowe w Sieradzu) . . . . . . . . . . . . . . . . . . .5 i Anną Tomaszewską (ROK) . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . .6 NUMER 1/30/98 Kultura • Animacja i Edukacja • Wydarzenia • Fakty • Relacje • Opinie Marcin Gąsior Trzy cerkwie w Piotrkowie, czyli rzecz krótka o dziejach tutejszej parafii prawosławnej .8 Zbigniew Gralewski Skierniewice na kolejowym szlaku . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . .10 Grzegorz Bartosik Małe ojczyzny a muzea . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . .11 Zofia Peret - Ziemlańska Działalność placówek kulturalnych w Skierniewicach w okresie dwudziestolecia międzywojennego . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . .13 Andrzej Kobalczyk Pojednanie nad Pilicą . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . .15 Jan Pietrzak Obchody Mickiewiczowskie w Sieradzu. W stulecie urodzin poety . . . . . . . . . . . .17 Zbigniew Gralewski Skierniewice w 1860 roku . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . .18 Józef Marchewka Oświata na wsi w gminie Rozprza w XIX i I połowie XX wieku . . . . . . . . . . . . . . .19 Maciej Wojewoda Wojenna Kolęda . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . .21 Mariusz Polit Volanty, wasongi i milordy. Nietypowe hobby . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . .23 Małgorzata Dziurowicz - Kaszuba Kole Matki Boski Gromnicny - czyli kolejna udana impreza w Popowicach . . . . . .24 Zygmunt Stępień Piotrkowski skrzypek - wirtuoz . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . .26 Marian Minias 40 lat „Dobronia“ . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . .28 Hanna Kuberska - Skrzydło Wspomnienie o Panu Piotrze . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . .30 Mariusz Polit Reymont w Krosnowie . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . .32 Zbigniew Gralewski Opieka społeczna w Skierniewicach w latach 1927 - 1934 . . . . . . . . . . . . . . . . . . .34 Literatura • Sztuka Małgorzata Tepper PSAP po dwóch latach . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . .35 Mikołaj Pawlak Moje pytania - piotrkowskie Translacje . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . .37 Michał Jagiełło Grzech dociekliwości (proza) . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . .40 Bogumiła Krzew (wiersze) . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . .41 Jan Krzysztof Szczęsny Marzy mi się, by cała Polska zaistniała w Wojkowie - rozmowa z Józefem Banasiewiczem, malarzem i społecznikiem z Wojkowa . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . .41 HTTP://WWW.7TH-PROVINCE.ORG.PL/ Czasopismo sponsorowane przez Ministerstwo Kultury i Sztuki © COPYRIGHT BY SEVENTH PROVINCE Czasopismo zrzeszone w Polskim Stowarzyszeniu Prasy Lokalnej w kraju i za granicą Redaktor naczelny: Marek Jędras (Sieradz) Z-ca red. nacz.: Jan Krzysztof Szczęsny (Sieradz) Sekretarze: Bożena Dawidowicz (Piotrków Tryb.), Andrzej Smyczek (Skierniewice), Jan Pietrzak (Sieradz), Członkowie: Zygmunt Stępień (Piotrków Tryb.), Danuta Szustakowska (Skierniewice), Andrzej Tomaszewicz (Sieradz) Wydawcy i adresy redakcji: Wojewódzki Dom Kultury w Piotrkowie Trybunalskim 97-300 Piotrków Trybunalski ul. 3 Maja 12, tel. 647-71-94, 649-53-54 Regionalny Ośrodek Kultury w Sieradzu 98-200 Sieradz ul. POW 19, tel. 822-45-21, 822-57-12 Wojewódzki Dom Kultury w Skierniewicach 96-100 Skierniewice ul. Reymonta 33, tel. 33-33-36, 33-24-12 Recenzje Michał Stefan Dalecki ...aby przestać obumierać . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . .44 Kultura • Źródła • Dzieje Andrzej Tomaszewicz Orkiestra Ochotniczej Straży Pożarnej w Sieradzu 1898 - 1998 . . . . . . . . . . . . . . .45 Skład i łamanie: MakoLab, Łódź Projekt graficzny: Zbigniew Zieliński Druk: Bagraf, Łódź Redakcja zastrzega sobie prawo do skracania przyjętych tekstów oraz do zmiany ich tytułów. Siódma Prowincja Kwartalnik Kulturalny Piotrkowskiego, Sieradzkiego, Skierniewickiego 1 Ziemia Sieradzka, ludzie Ziemi Sieradzkiej nie zatracili swojej tożsamości Z Kazimierzem Filipiakiem - Wojewodą Sieradzkim rozmawia MAREK JĘDRAS Sieradz kładności. A mój temperament nie pozwalał mi na zamykanie się przed otaczającą mnie rzeczywistością i stąd dostrzegane przeze mnie inne pola do działania. Tak właśnie znalazłem się w Zarządzie Regionu NSZZ „Solidarność“ Ziemia Łódzka, nie zaprzestając jednocześniĄe pracy dydaktycznej na uczelni. Moje pojawienie się tutaj w Sieradzu, traktuję na zasadzie, że jest coś do stworzenia, do zrobienia. I kiedy to już będzie szło własnym, nowym trybem - to niech to idzie ... - Jako nowy gospodarz, jak postrzega Pan to województwo? - Jest Pan pierwszym wojewodą z tytułem naukowym. Czy odejście od pracy naukowej na rzecz polityki to kolejne wyzwanie w Pańskim życiu? - Myślę, że tak. Przynajmniej ja tak to traktuję. Muszę się przyznać, iż zmuszony byłem, w którymś momencie wyhamować jeśli chodzi o działalność naukową. Takie były uwarunkowania. Jestem chemikiem z wykształcenia i z dotychczasowej pracy na Politechnice Łódzkiej jestem zadowolony. Mogłem jedynie narzekać na nawał zajęć i wrodzoną nadaktywność. Zajmowałem się nie tylko pracą badawczą, ale też dydaktyczną, organizowałem obozy naukowe dla studentów. Przez przeszło 20 lat zajmowałem się pomocą socjanobytową dla studiującej młodzieży, wreszcie byłem głównym egzaminatorem i autorem pytań egzaminów wstępnych na Politechnikę Łódzką. Przez szereg lat organizowałem praktyki wakacyjne. Byłem także założycielem „Solidarności“ na uczelni i aktywnym działaczem. Podziwiam i zawsze będę podziwiał ludzi, dla których nauka jest wszystkim, którzy poza nią nic innego nie dostrzegają. A to przecież jest zamykaniem się przed otaczającą nas rzeczywistością. Muszę przyznać, iż zawsze pociągał mnie w pracy naukowej etap początkowy, czyli tzw. faza budowania koncepcji i czas teoretycznego jej obudowywania. Etap dalszy, w którym trzeba było wykonać n- rutynowych pomiarów i obliczeń, by sprawdzić trafność i poprawność koncepcji - stawał się pracą zbyt nudną i monotonną. Wiadomo przecież że kariera naukowa wymaga systematyczności i do- 2 - Województwo Sieradzkie na pewno nie wyróżnia się spośród innych województw w kraju. Mówię to na podstawie własnych obserwacji. Kiedyś sporo podróżowałem po kraju z moją żoną i dwiema córkami. Praktycznie każde wakacje spędzaliśmy w innym zakątku kraju. Wielką zaletą tych podróży była możność przebywania w otoczeniu nie skażonym, niemal dziewiczym. Czego z pewnością nie można powiedzieć o czasach nam współczesnych. We wszystkich odwiedzanych przeze mnie regionach napotykałem te same problemy. Dużym problemem województwa sieradzkiego jest struktura rolnictwa, choć uprawa tutaj jest dość specyficzna, preferowana jest uprawa ziemniaka i problemem podstawowym jest zagospodarowanie tych zbiorów i ich przetworzenie na produkt lepszej jakości. Ponadto mamy też do czynienia ze złą strukturą przemysłu. O ile rejon województwa w kierunku na Łódź, tj. Zduńska Wola i Łask jest w miarę zasobny w przemysł i nawet mimo pewnych zawirowań potrafił się zrestrukturyzować i przystosować do wymogów rynkowych, o tyle na przykład w samym Sieradzu przemysł przeżywa największe trudności. Poważnym problemem jest też Szpital Wojewódzki. Wybudowany ogromnym wysiłkiem i nakładami jest dużym obciążeniem dla budżetu województwa. Są ogromne trudności z jego utrzymaniem. Był to nie lada problem dla moich poprzedników. Jest i dla mnie.Na szczęście już w tej sprawie pewne rozwiązania się rysują. Myślę, że uda się problem tej placówki rozwiązać po wprowadzeniu reformy administracyjnej. Wydaje mi się, a nie chciałbym tu urazić mieszkańców bardzo urokliwego Sieradza, iż miasto to mało skorzystało w wyniku przeprowadzonej w 1975 roku reformy administracyjnej. To co powiedziałem, to z oczywistych względów tylko część moich spostrzeżeń o województwie. Mogę jednak zapewnić, że pracy jest dużo. Ja będę starał się problemy tego województwa rozwiązywać w miarę możliwości i liczę na pomoc szczególnie tych, dla których losy tego regionu nie są obojętne. - A jak postrzega Pan sieradzką kulturę? - Na podstawie moich pierwszych spostrzeżeń mogę powiedzieć, że ta dziedzina prezentuje się okazale i bogato. Wydaje mi się, że Ziemia Sieradzka, ludzie Ziemi Sieradzkiej nie zatracili swojej tożsamości. Tożsamość ta jest kontynuowana z należytą pieczołowitością i dbałością przez młode pokolenie. Przekonałem się o tym już pierwszego dnia swojego urzędowania w Osjakowie podczas wręczania medali za długoletnie pożycie małżeńskie, gdzie mogłem obejrzeć występy ludowego zespołu o wielopokoleniowym składzie osobowym. Jest też cały szereg ciekawych i wartościowych inicjatyw, jak choćby Ogólnopolski Plener Plastyczny „Gdzieś w środku Polski“ czy organizowany już od 3-ch lat plener plastyczny w Warcie. Swoistą wizytówką tego województwa jest także Zespół Pieśni i Tańca „Dobroń“, który właśnie świętuje 40-lecie swojego istnienia. To są dla mnie wartości wymierne i najważniejsze i te właśnie zamierzam popierać. Takie dokonania są dla mnie dowodem i argumentem jednocześnie przeciwko twierdzeniu, że jakoby Europa nas ma zdominować. Ja mam nadzieję, że po prostu będzie to Europa ojczyzn. Mam także nadzieję, że mieszkańcy Ziemi Sieradzkiej będą dbali o to, żebyśmy owej polskości i tożsamości nie zatracili. Siódma Prowincja Kwartalnik Kulturalny Piotrkowskiego, Sieradzkiego, Skierniewickiego - Jakie więc zadania stoją przed Panem w obliczu reformy administracyjnej kraju? - Reforma oznacza przekazanie środków w dół, a to oznacza zwiększenie samorządności w gminie, powiecie i województwie. Jednocześnie też znaczący procent środków pozostanie w województwie, czyli w danym regionie. Jeśli reforma przebiegała będzie prawidłowo, to wymusi ona na społecznościach lokalnych pewną określoną aktywność. Mój urząd tę aktywność będzie wspierał. Jak powiedziałem już w swoim powitaniu nie czuję się wcale likwidatorem tego województwa. Uważam, że przyszedłem tu, by coś zbudować - inną na pewno rzeczywistość, rzeczywistość samorządową, by pracować na rzecz rozwoju tego regionu. W pierwszym rzędzie chcę zająć się budową lotniska w Łasku oraz infrastrukturą nad zbiornikiem „Jeziorsko“. W tych inwestycjach dostrzegam wiele korzyści dla tego regionu i przyszłych pokoleń. Dzięki tym inwestycjom być może zmniejszy się liczba bezrobotnych w tym województwie. Kolejną sprawą jest przetwórstwo rolne, z którym moi poprzednicy nie ruszyli do przodu. Ja, już pewne starania poczyniłem. Znaleźli się już ludzie, którzy chcą wytwarzać płody rolne i wiązać swoją przyszłość z taką firmą, jak „HORTEX“ , i z którą podpiszą stosowne kontrakty. Jest oczywiście wiele jeszcze innych zadań do zrealizowania, ale wymienione tu sprawy stanowią dla mnie pewien priorytet. Jaki będzie ostateczny efekt mojego tutaj gospodarowania - czas pokaże. Uważam, że ten efekt w dużej mierze zależeć będzie od ludzi tutaj żyjących, pracujących i działających. Co zaś tyczy się sfery kultury, to powtórzę jeszcze raz: należy kontynuować to co już osiągnięto do tej pory i nie wolno nam zaprzepaścić dotychczasowych, prosperujących świetnie inicjatyw. Moim pełnomocnikiem w tym obszarze moich kompetencji jest nowo powołany Dyrektor Wydziału Kultury, Sportu i Turystyki, który, jak sądzę w sposób prawidłowy zadba o dobrą kondycję kultury w Sieradzkiem. Oczywiście deklaruję też, w miarę swoich możliwości osobistą pomoc dla waszego pisma. Dziękuję za rozmowę. Z zapytaniem o najbliższe plany zwróciliśmy się także do dyrektorów czterech wojewódzkich placówek: Małgorzaty Szymlet-Piotrowskiej z Biura Wystaw Artystycznych, Zofii Sobczak z Wojewódzkiej Biblioteki Publicznej, Czesława Rutkowskiego z Muzeum Okręgowego oraz Anny Tomaszewskiej z Regionalnego Ośrodka Kultury. Małgorzata Szymlet-Piotrowska Biuro Wystaw Artystycznych w Sieradzu Wręczenie III nagrody Wojewody Sieradzkiego na Biennale „Martwej Natury" - 21.11.1997 r. fot. ze zbiorów BWA w Sieradzu - Czy ubiegły rok był dla Pani placówki pracowity? - Rok 1997 w Biurze Wystaw Artystycznych to czas obfitujący w różnorodne wydarzenia. To 17 wystaw premierowych , m.in.: wystawa poplenerowa „Gdzieś w środku Polski“- Załęcze` 96 , wystawa malarstwa, medalierstwa i rzeźby Janusza Trzebiatowskiego z Krakowa, tkanina unikatowa ze zbiorów Centralnego Muzeum Włókiennictwa w Łodzi, pokaz malarstwa i grafiki Jerzego Nowosielskiego, grafiki Pawła Likszteta z Zielonej Góry, Joanny Imielskiej z Poznania, Małgorzaty Szymańskiej-Cegiełki z Warty. To także dwa konkursy, zorganizowane z myślą o dzieciach i młodzieży: Konkurs malowania na murze dla uczniów szkół podstawowych pod hasłem: „Znów będą wakacje Muralia ` 97 oraz I Międzynarodowy Konkurs Wiedzy o Sztuce „Sztuka Starożytna“. To wreszcie I edycja Ogólnopolskiego Konkursu Malarskiego „Triennale z Martwą Naturą“, którego rozstrzygnięcie połączone z otwarciem wystawy pokonkursowej i wręczeniem nagród miało miejsce w listopadzie 1997 r. Warto tu wspomnieć, iż laureatką jednej z głównych nagród została artystka z Sieradza, Halina Nowicka, a sam konkurs okazał się być imprezą ogromnie ważną i znaczącą dla wielu środowisk twórczych w kraju Rok 1997 to także 21 Ogólnopolski Plener Plastyczny „Gdzieś w środku Polski“, który odbył się w miejscu od lat przez artystów ukochanym - w Kamionie. Na plenerze tym spotkało się 21 artystów z całej Polski, a m.in. Jerzy Duda Gracz, Franciszek Maśluszczak, Stanisław Mazuś, Tadeusz Majda, Alina SiberaKaczka, Andrzej Borowski, Paweł Kotowicz, Zbigniew Woźniak, Józef Panfil. W trakcie pleneru powstało ponad 230 prac (głównie obrazy i rysunki),których wybór prezentowany był w naszej galerii w miesiącu lutym br. Rok pracy BWA to także wystawy ze zbiorów własnych na terenie całego województwa, w domach i ośrodkach kultury, szkołach i bibliotekach , także w Polsce (Piła, Zamość). - Czy któreś z wydarzeń artystycznych wyróżniłaby Pani w sposób szczególny? - Do udanych przedsięwzięć zaliczyć należy przeprowadzenie w dniu 31 sierpnia 1997 roku aukcji sztuki, której dochód (27.604 zł) przeznaczony został na potrzeby zniszczonego przez powódź Domu Dziecka w Kłodzku. - Czy równie bogato przedstawiają się plany galerii w 1998 roku? Siódma Prowincja Kwartalnik Kulturalny Piotrkowskiego, Sieradzkiego, Skierniewickiego 3 - Każdy rok pracy to też przygotowania do realizacji zamierzeń w roku następnym, który niemal zawsze kontynuuje zamierzenia rozpoczęte, wzbogaca je i uzupełnia. Jednym z ważniejszych zadań BWA jest zawsze prezentowanie publiczności najnowszych dokonać polskiej sztuki współczesnej w dziedzinie malarstwa, grafiki, rysunku, rzeźby, ilustracji książkowej, tkaniny unikatowej, plakatu, szkła i ceramiki. Wszystkie te rodzaje sztuk zostaną pokazane na zaplanowanych wystawach Tadeusza Łodziany, Aurelii Mandziuk, Wiesławy Studenckiej-Grosset, Rafała Strenta i innych. Nie zapomnimy też o historii najnowszej polskiej sztuki, czego niezbitym dowodem będzie oczekiwana od dawna wystawa twórczości Tadeusza Brzozowskiego. Co trzy lata odbywa się w sieradzkim BWA przegląd profesjonalnej twórczości artystycznej. W tym roku właśnie przypadają IX Sieradzkie Prezentacje Plastyczne, w których wezmą udział wszyscy plastycy zamieszkali na terenie naszego województwa, także ci „świerzo upieczeni“. Najlep- szemu z nich wręczona zostanie nagroda Wojewody Sieradzkiego. We wrześniu odbędzie się w Kamionie kolejny, już XXII Plener, w maju kolejna edycja „Muraliów“. Rok Mickiewiczowski zamierzamy uczcić planowaną na czerwiec wystawą ilustracji do Pana Tadeusza. Pracy więc nie zabraknie, pozostaje tylko mieć nadzieję, iż oferta przygotowana na 1998 rok zadowoli i usatysfakcjonuje miłośników sztuki i bywalców Galerii Sztuki BWA w Sieradzu. Dziękuję za rozmowę. konferencji międzywojewódzkich (dla użytkowników programu komputerowego SOWA), na których omawialiśmy informatyczną rolę bibliotek. - Jakie zadania stoją przed Pani placówką w 1998 roku? Obrady konferencji pt. „Funkcja informacyjna biblioteki publicznej“ - WBP w dniach 18-19.11.1997 r. fot. ze zbiorów WBP w Sieradzu Zofia Sobczak - Wojewódzka Biblioteka Publiczna w Sieradzu - Jak przedstawia się sytuacja w zakresie komputeryzacji bibliotek? - Kierunek ten traktujemy priorytetowo w swoich działaniach. Planujemy oczywiście dalszy rozwój komputeryzacji tak Wojewódzkiej Biblioteki Publicznej (gdzie już od stycznia rozpoczęliśmy wypożyczania książek na nośnikach mechanicznych w Filii dla dzieci i młodzieży), jak i bibliotek samorządowych. Zakładamy, że do 23 bibliotek posiadających komputery (na 41 bibliotek miejskich i gminnych) dołączy 10 następnych. Chcielibyśmy aby w drugie tysiąclecie wszystkie miejskie i gminne biblioteki weszły skomputeryzowane. Komputeryzacja prac bibliotekarskich stała się bowiem koniecznością z uwagi na coraz większe potrzeby informacyjne czytelników i rosnące trudności w zaspokajaniu tych potrzeb. Wśród nowych sposobów dostarczania informacji dynamicznie rozwijają się oferty informacyjne. Nowe sposoby wyszukiwania w INTERNECIE, bazy danych na CD-ROM-ach, publikacje elektroniczne. Bibliotekarze potrafiący się poruszać w tym gąszczu danych są coraz bardziej doceniani. Czytelnicy bowiem 4 poszukują kwerend na różne interesujące ich tematy, na przykład: przepisów prawnych (bardzo pomocna jest tu baza CDLEX), gospodarki, zarządzania, rozwoju firm, problemów ekologicznych. Coraz częściej pomaga się czytelnikom w uzupełnianiu danych bibliograficznych, uzyskując niezbędne dane z różnych bibliotek naukowych, czy Biblioteki Narodowej, drogą poczty elektronicznej. Udzielanie informacji, gdzie, w której bibliotece czytelnicy mogą znaleźć poszukiwany temat dzięki możliwościom penetracji poprzez INTERNET to nowa epoka w usługach informacyjnych. Sądzę, że mamy powód do satysfakcji, że naszym czytelnikom możemy zapewnić tak dużą pomoc, jak również podzielić się naszymi doświadczeniami w zakresie obsługi czytelników na nośnikach mechanicznych z innymi bibliotekami w kraju. Od kiedy w 1995 roku uruchomiliśmy stanowiska komputerowe dla obsługi czytelników w wypożyczalni dla dorosłych, gościliśmy w naszej bibliotece bibliotekarzy z około 40-u bibliotek, różnych typów: publicznych (wojewódzkie i miejskie), pedagogicznych, szpitalnych (Matki Polki w Łodzi), a także studentów Państwowego Studium Bibliotekarskiego w Jarocinie. Byliśmy również organizatorami trzech - Najważniejszym jest zapewnienie czytelnikom naszej placówki poszukiwanych przez nich książek, czasopism i informacji. A czytelników wciąż przybywa. W samej tylko WBP przybyło w 1997 roku - 622 czytelników. Ogółem z naszej Książnicy oraz Miejskiej Biblioteki korzysta około 15 tysięcy czytelników. Nastąpił także wzrost czytelników w województwie. Jeśli w 1995 roku z bibliotek publicznych w województwie korzystało 20% czytelników na 100 mieszkańców, to w 1997 roku już 21% czytelników. Podobny wzrost notujemy w zakresie wypożyczeń. W 1997 roku wypożyczono w naszej placówce 215.878 vol., to jest o 39.751 vol. więcej niż w 1995 roku. Myślimy, rzecz jasna o powiększaniu naszych zbiorów. Planujemy zakupić dla naszych czytelników w 1998 roku 8 tys. książek, w tym także książkę alternatywną, po którą czytelnicy sięgają coraz częściej. W 1998 roku będziemy kontynuować pracę nad Bibliografią województwa sieradzkiego, tak by móc w 1999 roku wydać ją drukiem. Jest to ogromnie pracochłonne zadanie, ale sądzę, że jesteśmy winni taką publikację tak mieszkańcom tego województwa, jak też przyszłym badaczom i historykom. Przy tej okazji chcę zaapelować do tych wszystkich, którzy wydawali na terenie naszego wojewdztwa w latach 1975-1997, aby upewnili się czy ich pozycja znajduje się w zbiorach regionalnych naszej placówki, a tym samym, czy została odnotowana w bibliografii. Szczególnie zależy nam na różnego rodzaju drukach ulotnych, jak: katalogi, foldery, informatory. Jest to bowiem okazja, aby tego typu wydawnictwa zostały zachowane dla następnych pokoleń. Zamierzamy również zorganizować czwartą już edycję sesji dotyczącej tożsamości kulturalnej wsi, wiele imprez poświęconych 200-ej rocznicy urodzin Adama Mickiewicza odbędzie się we wszyst- Siódma Prowincja Kwartalnik Kulturalny Piotrkowskiego, Sieradzkiego, Skierniewickiego kich bibliotekach publicznych na terenie województwa, a szczególne znaczenie przywiązujemy do sesji pn.“My wszyscy z Niego“, dotyczącej wpływu twórczości A. Mickiewicza na poezję polską. Ponadto planujemy cykl imprez poświęconych 80ej rocznicy odzyskania niepodległości oraz wojewódzki konkurs teatralny dla dzieci poświęcony twórczości Juliana Tuwima pn. „Tuwim dzieciom“. Możemy również zapewnić mieszkańców Sieradza i województwa, bibliotekarzy bibliotek publicznych i szkolnych, że kontynuować będziemy cieszące się tak wielkim zainteresowaniem spotkania z wydawcami połączone ze sprzedażą książek. - Pani Dyrektor, a czy ten Wasz wysiłek został w kraju zauważony? - Tak. Mamy satysfakcję, że w 1996 roku otrzymaliśmy jako jedyna biblioteka w kraju nominację do nagrody IKARA, przyznanej przez wydawców, dziennikarzy i ludzi książki - dla osób i instytucji, których działalność stanowi duże wydarzenie. Było to dla nas ogromnym zaszczytem, że nominację tę odbieraliśmy wspólnie z takimi osobistościami, jak: Władysław Kopaliński i Ks. Józef Tischner i przedstawicielami takich instytucji, jak: Społeczny Instytut Wydawniczy ZNAK i Łódzka Drukarnia Dziełowa. Myślę, że dla każdej biblioteki otrzymanie takiej nominacji jest swoistą nobilitacją w świecie książki i docenieniem roli bibliotekarza w naszej rzeczywistości. Dziękuję za rozmowę. Już po przeprowadzeniu tej rozmowy, przeglądając, w czytelni WBP prasę natknąłem się w czasopiśmie BIBLIOTEKARZ (nr 1/98) na tekst Jana Wołosza, którego właściwy fragment pragnę tu przyto- czyć:“... W ostatnich trzech tygodniach miałem okazję odwiedzić biblioteki wojewódzkie w Krakowie i Sieradzu (...) W Sieradzu piękny, chociaż niezbyt wielkich rozmiarów budynek liczy ok.30 lat. Tłumy czytelników udaje się rozładowywać w dużej mierze dzięki komputerowej rejestracji wypożyczeń i zwrotów. Komputery pomagają, ale też przyciągają nowych czytelników, którzy ze względu na bogate zbiory i sprawną obsługę preferują odwiedziny w bibliotece wojewódzkiej. Biblioteka słusznie chlubi się zaawansowaną komputeryzacją, którą kontynuuje obecnie w dwudziestej pierwszej bibliotece gminnej. Swoje doświadczenia i pomoc chętnie oferuje bibliotekom z okolicznych województw, które wybrały system SOWA. Właśnie w takim towarzystwie radzono podczas mojej wizyty nad rozwojem usług informacyjnych w dziedzinie rolnictwa przy wykorzystaniu techniki komputerowej...“ Czesław Rutkowski - dyrektor Muzeum Okręgowego w Sieradzu - Instytucja, którą kieruje Pan od trzech lat jest najstarszą placówką kulturalną w Sieradzu. Czy rozwój jej przebiega prawidłowo? - Tak jest w istocie. Placówkę tę powołano już w 1937 roku, jako Muzeum Ziemi Sieradzkiej. Przyczynili się do tego członkowie Polskiego Towarzystwa Krajoznawczego, miłośnicy regionu i kolekcjonerzy zabytków. Ich to właśnie zbiory stanowiły podwaliny naszego muzeum. Mimo wielu zawirowań placówka trwa i wciąż energicznie się rozwija. W ubiegłym roku obchodziliśmy 60. Urodziny i jesteśmy z tego faktu bardzo dumni i zaszczyceni, że od tylu już lat służyć możemy sieradzkiemu społeczeństwu. Nie sposób w tym miejscu nie wspomnieć o wieloletniej kierowniczce, a w czasach powojennych organizatorce naszego Muzeum Pani Zofii Neymanowej. Właśnie z racji naszego Jubileuszu na frontonie budynku Muzeum wmurowana została pamiątkowa tablica oddająca hołd tej wielce zasłużonej dla Muzeum i Sieradza osobowości, jaką była Pani Zofia Neymanowa. Zgromadziliśmy ponad 42 tys. eksponatów, co roku organizujemy m.in. kilka wystaw, na których gościmy tysiące mieszkańców Sieradza i województwa, a także przybyszów z innych regionów kraju, a nawet z zagranicy. Rozbudowaliśmy się jako instytucja. Od 1984 roku , jako filia funkcjonuje Muzeum Wnętrz Dworskich w Tubądzinie, gdzie pod naszą opieką pozostaje dwór Walewskich, oficyna i ponad 3-hektarowy park. Od 1990 roku funkcjonuje skansen położony w pobliżu sieradzkiego Wzgórza Zamkowego. Od 1995 roku organizujemy Festiwal Muzyki Dworskiej i Salonowej w Tubądzinie. Prowadzimy z pozytywnymi rezultatami penetracje archeologiczne. Odsłonięcie tablicy pamiątkowej poświęconej pamięci Zofii Neymanowej - 15.11.1997 r. fot. ze zbiorów Muzeum Okręgowego w Sieradzu Redagujemy i wydajemy Sieradzki Rocznik Muzealny. Posiadamy wspaniałą kolekcję portretu sarmackiego, eksponowaną głównie w dworku Tubądzińskim. - Co udało się zrealizować w minionym roku, roku jubileuszowym? - Zrobiliśmy dwie duże wystawy, właściwie to ekspozycje stałe: archeologiczną oraz poświęconą lokalnym regionalistom. Wreszcie po 14. latach udało się zakończyć remont kamieniczek w Rynku. Była to olbrzymia inwestycja, która absorbowała nas najbardziej. Zyskaliśmy dodatkowe miejsce dla swojej działalności. Mieści się tutaj m.in. biblioteka wraz z czytelnią, magazyny do gromadzenia eksponatów, sale wystawowe i szkoleniowe. Znalazło się też wreszcie dogodne miejsce dla działu administracyjno-księgowego oraz dyrekcji. Udało się także odremontować skansen po pożarze, jaki miał miejsce w 1995 roku. Myślę, że to niemało, a i nie wszystko tutaj wymieniłem. - A co czeka was w 1998 roku? - Kontynuować będziemy Sieradzki Rocznik Muzealny, z tym, że zgodnie z ustaleniami redakcją jego i wydaniem zajmie się Muzeum Ziemi Wieluńskiej, jako nasz współpartner w tym przedsięwzięciu. Chcemy też wydać drukiem dwa nowe foldery: pierwszy - poświęcony naszemu Muzeum, zawierający informację o aktualnych wystawach, drugi - dotyczący działalności Muzeum Wnętrz Dworskich w Tubądzinie. Zakładamy, iż oba wydawnictwa służyć będą przez kilka następnych lat. Chcemy kontynuować porządkowanie magazynów i podjąć konserwację zbiorów i eksponatów Zaplanowaliśmy modernizację stałej ekspozycji etnograficznej, która w obecnym jej stanie wydaje się być wyraźnie niedo- Siódma Prowincja Kwartalnik Kulturalny Piotrkowskiego, Sieradzkiego, Skierniewickiego 5 świetlona i aranżacyjnie niedoskonała. To wspaniała wystawa, posiadająca swój niepowtarzalny klimat i urok, ale znajdujące się tutaj eksponaty wymagają lepszego oświetlenia, podkreślającego ich barwę, kształt i charakter. Jest to wystawa, która prezentuje określony styl w ekspozycyjnych formach muzealnych. Chcemy też, po 60-u latach zorganizować stałą ekspozycję dotyczącą historii Sieradza. A poza wymienionymi zadaniami, jest jeszcze kilka nie mniej ważnych prac do zrealizowania: remont siedziby głównej Muzeum przy ul. Dominikańskiej, adaptowanie kotłowni na ekologiczną gazową czy przeniesienie do skansenu wiatraka z Brodni. Jak więc można się zorientować czeka nas bardzo pracowity rok. - Słyszy się głosy, że dodatkowym obciążeniem dla Pańskiej placówki i inAnna Tomaszewska - dyrektor Regionalnego Ośrodka Kultury w Sieradzu - Jak z perspektywy minionego roku postrzega Pani działalność Regionalnego Ośrodka Kultury? - Myślę, że można pokusić się już na dokonanie umownego bilansu i określić pozytywy i negatywy minionego czasu transformacji i jego wpływ na rozwój kultury województwa sieradzkiego. Mimo zagrożeń wynikających z wciąż niskich nakładów na kulturę, samorządy coraz wyraźniej doceniają znaczenie instytucji kultury w gminie, wagę tradycji i wzrastającą aktywność społeczną ukierunkowaną na zachowanie tożsamości kulturalnej regionu. Bardzo ważnym i coraz częściej występującym jest zjawisko formowania strategii nych muzeów w kraju będą budowane autostrady. Czy jest to prawda. - Oczywiście, że tak. Muzeum sieradzkie prowadzić będzie wykopaliska na terenach przyszłych odcinków autostrady na północy - nad Poddębicami - ten odcinek będzie badany w pierwszej kolejności oraz odcinek za Łaskiem w kierunku na Wieluń, ale to dosyć odległa przyszłość. Trzeba koniecznie w świadomości społeczeństwa utrwalać przeświadczenie, że każde muzeum jest dobrem kultury narodowej, jest depozytariuszem narodowego dorobku kulturalnego. Ale by muzea właściwie wypełniały swoje funkcje, muszą się rozwijać, zaś każdy rozwój wymaga odpowiednich środków pieniężnych - Dziękuję za rozmowę. Wydaje się, iż w naszym działaniu powinniśmy kierować się zasadą, by nie zaprzepaścić niczego, co może świadczyć o naszych kulturalnych korzeniach, i co moglibyśmy, także z naszego dorobku, przekazać następnym pokoleniom. Ważne jest też, by dostrzegać i pamiętać o tym, że kultura narodowa jest kwintesencją tego, co tworzone jest tutaj na dole. rozwoju gmin w oparciu o promocyjne wartości jakie niesie kultura. Doceniane są i w miarę możliwości finansowo wspierane zespoły amatorskiego ruchu artystycznego oraz przedsięwzięcia edukacyjne adresowane do dzieci i młodzieży. Dzięki przejęciu przez gminy zarządzania szkołami powstały pozytywne tendencje w myśleniu władz samorządowych o konieczności łączenia form oświatowych z programami placówek kultury, zacieśnia się współpraca wychowawcza instytucji świeckich z kościołem. Funkcjonują wspólne działania integrujące środowiska lokalne. Dobrym przykładem jest wieś Popowice gm. Pątnów, gdzie funkcjonuje autentyczny teatr wiejski, którym kierują p. Eugenia Lachowa i p. Antoni Kędzia. Od wielu lat mieszkańcy tej wsi organizują wspaniałe widowiska obrzędowe. W 1997 roku była to impreza plenerowa pt. „Jadą Bachusy“, a 1 lutego 1998 uroczyste święto Matki Boskiej Gromnicznej w XVI-wiecznym kościółku w Grębieniu oraz wspaniałe widowisko obrzędowe w Popowicach w wykonaniu Zespołu Obrzędowego z Popowic oraz Zespołu obrzędowego z Dąbrowy Zielonej w województwie częstochowskim. Innym, niezwykle wartościowym zjawiskiem kulturowym jest organizowany od kilku lat przegląd zespołów folklorystycznych w Brzeźniu, który w 1997 roku odbywał się pod hasłem „Od Adwentu do Zapust“, w którym udział wzięło 18 zespołów obrzędowych z województwa sieradzkiego, wśród nich wielopokoleniowy Zespół Obrzędowy z Chojnego. Zespół ten pod kierunkiem p. Janiny Świniarskiej prezentuje zwyczaje i obrzędy do dziś kultywowane w Chojnem. Nie sposób tu wymienić wszystkie działania, które składają się na realizowany przez ROK, z dużym powodzeniem program „KRZESIWO“ - program od dwóch lat sponsorowany przez Ministerstwo Kultury i Sztuki. Wielokrotnie padają stwierdzenia, że Sieradzkie to zagłębie folkloru, fakt ten potwierdza rosnące wśród środowisk lokalnych zapotrzebowanie na włączanie się do programu „KRZESIWO“, na organizowanie w jego ramach spotkań pokoleń, w trakcie których w formie warsztatów twórcy ludowi przekazują młodzieży swoje umiejętności i wyroby artystyczne ucząc dzieci i młodzież: haftu, rzeźby, tkactwa ludowego, garncarstwa, dawnych pieśni, tańców i zwyczajów regionu sieradzkiego. Wizyta Sejmowej Komisji Kultury w Regionalnym Ośrodku Kultury w Sieradzu - 5-6. 9.1996 r. fot. Ze zbiorów Regionalnego Ośrodka Kultury w Sieradzu 6 Spotkania te znalazły duże uznanie wśród nauczycieli i prowadzone są w wielu szkołach i ośrodkach kultury. Siódma Prowincja Kwartalnik Kulturalny Piotrkowskiego, Sieradzkiego, Skierniewickiego W 1997 roku Ośrodek Folkloru ROK udzielił 181 konsultacji specjalistycznych zespołom ludowym i twórcom indywidualnym. Plonem tej pracy jest przypomnienie i organizacja widowisk z wykorzystaniem zapomnianych już, ale też i funkcjonujących w środowisku wiejskim obrzędów, jak również promocja Ziemi Sieradzkiej w kraju poprzez m.in.: - występ Kapeli Ludowej z Mroczek Małych i Zespołu Taneczno-Śpiewaczego „Ostrowiacy“ w noworocznym spotkaniu twórców ludowych - Warszawa ` 97; - udział śpiewaczek ludowych - p. Antoniny Majdy z Masłowic i Bronisławy Bednarek z Zapusty Wielkiej w koncercie pieśni o świętych w kościele św. Krzyża w Warszawie; - występ Kapeli Ludowej z Lututowa na Kongresie Kultury Polskiej Wsi w Częstochowie; - prezentacja „Wesela Sieradzkiego“ w wykonaniu Zespołu Obrzędowego z Chojnego w Muzeum Etnograficznym w Warszawie; - występ skrzypków i par tanecznych w Stowarzyszeniu „Dom Tańca“ w Warszawie; - uzyskanie czołowych miejsc i nagród na Międzynarodowym Przeglądzie Kapel Ludowych w Toruniu; - udział Zespołu Obrzędowego z Popowic w galowym koncercie najlepszych zespołów obrzędowych na Sejmiku Teatrów Wiejskich w Tarnogrodzie. Do pomyślnej promocji naszego województwa zaliczyć należy także następujące fakty: - na prestiżowym XXXI Ogólnopolskim Festiwalu Kapel i Śpiewaków Ludowych w Kazimierzu n. Wisłą trzy główne nagrody zdobyli: Kapela Ludowa z Baszkowa gm. Warta, skrzypek Bronisław Radwański z Wielunia i jego uczennica Zuzanna Tobis oraz śpiewaczka Leokadia Grąbkowska i jej uczennica Malwina Paroń z Lututowa; - na Ogólnopolskim Konkursie Tańca Ludowego w Rzeszowie I nagrodę otrzymała grupa taneczna z Zapusty Wielkiej wraz z kapelą z Baszkowa, a następnie 7 nagród na Ogólnopolskim Festiwalu „Dziecko w Folklorze“ w Baranowie Sandomierskim. Promocji naszego województwa służyły także: występy Zespołu Pieśni i Tańca „Sieradzanie“ na koncertach z okazji święta narodowego Francji w Quentigny k. Dijon, gdzie zespół ten wyjechał dzięki Fundacji Kultury Wsi oraz wyjazd tego zespołu do Gaggenau w Niemczech , miasta partnerskiego Sieradza, na jubileusz 75-lecia tego miasta. Ochrona dziedzictwa kulturowego to mocna strona działań programowych ROK. Obok folkloru promujemy amatorski ruch artystyczny z dziedziny teatru. Pomagamy np. „Teatrowi Bez Nazwy“ ze Zduńskiej Woli, kierowanemu przez A. Szturmę, teatrowi „Obecny“ z Wielunia, kierowanemu przez p. E. Kalińską, teatrowi „28 Drużyny Harcerskiej im. Cz. Miłosza“ z Włynia, kierowanemu przez J. Olszewskiego, Teatrowi Cieni „Cieniowaci“ z Warty kierowanemu przez J. Kaszubę, grupom teatralnym z Klonowej, Sędziejowic, Wróblewa i wielu innym. Organizowane przez ROK konkursy recytatorskie i wieczory poezji mają na celu pielęgnowanie języka ojczystego. W dziedzinie muzyki również województwo nasze może poszczycić się sporymi osiągnięciami w wielu konkursach, festiwalach i przeglądach ogólnopolskich. Dla przykładu: - Bronisław Tomaszewski: Malarstwo i rysunek 1967-1997, - Maria Barbara Kozłowska: Malarstwo i Poeci Siódmej Prowincji (antologia), a ramach wznowionej serii: Arkusze Sieradzkie 3 pozycje: - Feliks Rajczak in memoriam, - Tadeusz Zawadowski: Krajobraz z kroplą w tle (wiersze), - Andrzej Bulzacki: Mój przyjaciel szczur (wiersze). - A jakie są plany na 1998 rok? - Zakładamy organizację ok. 30 ważniejszych wydarzeń kulturalnych, wśród nich wiele cyklicznych, już organizowanych na terenie gmin i o dużej randze, takie, jak: - Ogólnopolska Sesja Szkoleniowa Polskiego Stowarzyszenia Prasy Lokalnej w kraju i za granicą ( Załęcze Wielkie ` 98 - maj), - XV Ogólnopolskie Spotkania Kabaretów Wiejskich (Osjaków ` 98 - maj); - II Ogólnopolski Konkurs Poetycki „O Laur Topoli“ (Zduńska Wola); - w Przeglądzie Zespołów Rockowych w Rawie Mazowieckiej „Grand Prix“ uzyskał zespół „Glider“, - I Ogólnopolski Konkurs Aktorów Szczudlarzy „Złote Szczudła“ (Sieradz - czerwiec); - na Ogólnopolskim Festiwalu Piosenki Siedlce ` 97 Małgosia Rychlewska wyśpiewała III nagrodę - wystąpiła też w III Mikołajkowym Konkursie „Szansa na sukces dzieciom“ w Sali Kongresowej w Warszawie oraz w koncercie „I Ty możesz zostać św. Mikołajem“ na Placu Zamkowym w Warszawie. W Konkursie Radiowym „Super Bazar“ Rozgłośni Polskiego Radia w Łodzi I miejsce zdobyły: Dorota Pustelnik, Ewelina Jóźwiak, Dominika Marciniak, a nagrodę słuchaczy otrzymała Dominika Ziembińska (wszystkie z Sieradza) . - XV Ogólnopolski Turniej Taneczny im. J.R. Sarosieka (Łask `98 - maj); Ponadto w ogólnopolskim programie promocji uzdolnionych dzieci i młodzieży „TALENTY“ otrzymaliśmy 6 nagród i 2 stypendia. Bardzo ważną rolę w naszej działalności spełnia Klub Pracy Twórczej i oficyna wydawnicza. To już ósmy rok ukazuje się Kwartalnik Kulturalny „Siódma Prowincja“, a od dwóch lat przy współpracy trzech województw: piotrkowskiego, sieradzkiego i skierniewickiego. W 1997 roku w ramach stałej serii: Biblioteka Siódmej Prowincji wydaliśmy 6 pozycji: - Roman Tomaszewski: I Pan Bóg zamyka oczy (wiersze), - Katarzyna Godlewska: Poza tym nic (wiersze), - Alicja Klajsz: Babie lato (wiersze), - II Ogólnopolski Festiwal Projektowania Ubioru dla młodzieży szkól średnich „Sami dla siebie“ (Zduńska Wola - grudzień); - Finał Konfrontacji Kulturalnych Gmin Województwa Sieradzkiego (Sieradz - listopad) i in. Powodzenie wszystkich zamierzeń, to systematyczna troska o animatorów kultury, twórców i mecenat, o bazę lokalową i sprzęt techniczny na miarę czasów w jakich żyjemy, to przede wszystkim zabiegi w pozyskiwaniu sprzymierzeńców we władzach lokalnych i biznesie naszego województwa i poza nim, to wreszcie umiejętność pozyskiwania środków pozarządowych na kulturę, to także integracja i aktywizacja społeczeństwa w celu tworzenia wspólnego frontu wychowawczego młodego pokolenia w czasie pełnym zagrożeń jakie niesie z sobą transformacja. 7 Siódma Prowincja Kwartalnik Kulturalny Piotrkowskiego, Sieradzkiego, Skierniewickiego 7 Trzy cerkwie w Piotrkowie, czyli rzecz krótka o dziejach tutejszej parafii prawosławnej MARCIN GĄSIOR Piotrków Trybunalski Muzeum Okręgowe w Sieradzu - ks.kanonik Anatol Kozicki i mgr Czeslaw Rutkowski - autor wystawy fot. archiwum Szata duchownego - wystawa w sieradzkim muzeum fot. ze zbiorów Muzeum Okręgowego w Sieradzu 8 W tym roku mija 210 lat, od kiedy oficjalnie funkcjonuje parafia prawosławna w Piotrkowie. I tak się złożyło, że na początku lutego w salach piotrkowskiego muzeum otwarta została wystawa czasowa zatytułowana „Prawosławie w Polsce“, którą zorganizowało Muzeum Okręgowe w Sieradzu. Pomysłodawcą i komisarzem wystawy jest Czesław Rutkowski - dyrektor sieradzkiego muzeum. Zorganizowanie wystawy było możliwe dzięki przychylności J.E. arcybiskupa Szymona oraz księży proboszczów Konstantego Marczyka i Anatola Kozickiego. Dzieje prawosławia w Polsce, to temat obszerny i wymagający nie tylko rozległych badań ale i znacznie większych możliwości materialnych od tych jakie posiadają nasze muzea, toteż naprawdę wystawa prezentuje prawosławną sztukę sakralną ze zbiorów dwu parafii: św. Aleksandra Newskiego w Łodzi i Wszystkich Świętych w Piotrkowie Trybunalskim. Ikony, naczynia, szaty i księgi liturgiczne wsparte są informacją ikonograficzną i tekstową, omawiającą pokrótce treść zawartą w tytule wystawy. O ile w Sieradzu parafia prawosławna powstała stosunkowo późno i praktycznie zakończyła swoje istnienie wraz z końcem I wojny światowej i rozebraniem cerkwi, to dzieje parafii piotrkowskiej są o wiele dłuższe, a cerkiew p.w. Wszystkich Świętych jest w dalszym ciągu czynna i stanowi jeden z zabytków architektury i historii trybunalskiego grodu. Oczywiście w latach dwudziestych chciano i ją zburzyć, ale po pierwsze w Piotrkowie pozostali wyznawcy prawosławia, a po drugie już wcześniej rozebrano dwie inne: garnizonową i gimnazjalną, które jednoznacznie kojarzyły się z okresem niewoli i ucisku narodowego. Dlatego Rada Miejska w Piotrkowie podjęła ostatecznie decyzję o zachowaniu tej świątyni, której losy były dość skomplikowane, a nawet obrosły pewną legendą. Ale najpierw o dziejach parafii, której początki sięgają połowy XVIII wieku. W tym okresie przybyło do Piotrkowa kilkanaście rodzin greckich z europejskich prowincji imperium tureckiego, a przede wszystkim z Macedonii, uciekający przed częstymi nie tylko wówczas i nie tylko w tym państwie prześladowaniami religijnymi i narodowościowymi. Zamieszkujący w Piotrkowie Grecy: Cocas, Argentis, Gianakis, Bilianis etc. jakkolwiek przyjmowali polskie nazwiska: Adamowicz, Duczyński, Grabowski, Janicki, Seredyński, pozostawali prawosławnymi, a dokładnie byli związani ze starogreckim kościołem anatolskim, podległym patriarsze jerozolimskiemu, a wraz z nim patriarsze w Konstantynopolu. Ich zabiegi o uzyskanie prawa do posiadania własnej świątyni w Piotrkowie, zostały uznane przez Stanisława Augusta, który zezwolił Grekom zamieszkałym w Rzeczypospolitej na urządzanie kaplic w budynkach mieszkalnych. W roku 1788 w należącej do rodziny Grabowskich kamienicy na ulicy Krótkiej 15 (dzisiejsza siedziba PTTK przy Placu Czarnieckiego 10), ufundowana przez Grabowskich, Janickich i Duczyńskich kaplica pod wezwaniem Wszystkich Świętych została poświęcona przez biskupa Jewsieja. Pierwszym proboszczem nowopowstałej parafii został „jeromonach“ ksiądz Grzegorz Sergułowski z Chios. Zdaniem niektórych badaczy jego nazwisko mogło brzmieć: Seredyński. Ksiądz Grzegorz z Chios pełnił swoją funkcję aż do śmierci w 1832 roku. W Pamijatnoj kniżkie Petrokowskoj Guberni na 1872 god zapisana jest ciekawa opowieść o tym, że w 1821 roku cesarz Aleksander I wracając z Kongresu Wiedeńskiego (?) przez Częstochowę spotkał się tam z duchowieństwem i zwrócił uwagę na godną postać prawosławnego duchownego z Piotrkowa. W łaskawej rozmowie obiecał osobiste odwiedziny w parafii i podobno obietnicy dotrzymał w 1825 roku. Na przełomie lat 1820/21 car Aleksander był faktycznie za granicą na kongresie Świętego Przymierza w Opawie (nie Wiedeńskim), a do Rosji powrócił w maju 1821. Być może rzeczywiście spotkał się z księdzem Grzegorzem; wątpić jednak należy w jego osobiste odwiedziny Piotrkowa w roku 1825, który był rokiem śmierci cara w dalekim Taganrogu, ale prawdą jest, że od tego roku ksiądz otrzymywał rocznie 180 rubli jako swego rodzaju uposażenie. Po śmierci zasłużonego duchownego, przyszły trudne lata. W 1836 roku na mocy carskiego ukazu wszyscy prawosławni w imperium, a także katolicy-unici, zostali podporządkowani cerkwi rosyjskiej, jako wyznawcy religii rosyjsko-greckiej. Siódma Prowincja Kwartalnik Kulturalny Piotrkowskiego, Sieradzkiego, Skierniewickiego Piotrkowską kaplicę Wszystkich Świętych przekształcono w cerkiew rosyjsko-grecką pomimo oporu ze strony parafian. Niektórym, jak rodzinie Grabowskich, wytoczono procesy. Chociaż w tamtych latach rdzennych Rosjan nie było w Piotrkowie wielu (w 1857 roku - 69 członków parafii), to wystąpili oni z petycją do dyrektora Komisji Rządowej Wyznań i Oświecenia Publicznego o pomoc rządową na budowę cerkwi motywując, że grecko-rosyjska kaplica jest za mała. Początkowo władze miały zamiar przebudować na cerkiew popadający w ruinę kościół pofranciszkański przy ulicy Jerozolimskiej, powstał nawet projekt wstępny, ale ostatecznie zrezygnowano z tego pomysłu i kościół został rozebrany. W 1842 roku opracowana została koncepcja i ustalona lokalizacja cerkwi przy ulicy Kaliskiej (obecnie Słowackiego) na gruntach Kolegium Pijarskiego, które zostało zmuszone do oddania terenu wartości 1.020 rubli „prawem wieczystej dzierżawy“. Budowa pierwotnej cerkwi rozpoczęta w 1844 roku została zakończona w grudniu 1947, jej pierwszym proboszczem został ksiądz Mateusz Werżykowski. Kiedy władze postanowiły przenieść do nowej cerkwi wyposażenie z kaplicy przy Placu Czarnieckiego, wybuchł tam nieoczekiwanie pożar, który je zniszczył. Chyba piotrkowscy Grecy, mocno już spolonizowani, byli jego sprawcami. Ostatecznie wyposażenie sprowadzono z Rosji, w tym ikonostaz znanego malarza Aleksandra Kokulara za sumę 1322 rubli. Po utworzeniu guberni piotrkowskiej, kiedy do Piotrkowa przybyło wielu urzędników rosyjskich, cerkiew przy ulicy Kaliskiej okazała się zbyt mała i niereprezentacyjna. Władza gubernialna podjęła decyzję o jej rozbudowie według projektu głośnego wtedy rosyjskiego architekta Iwana Wasiliewicza Sztroma, mającego na swym koncie między innymi zrealizowany w 1861 roku projekt cerkwi św. Aleksandra Newskiego w Paryżu. Rozbudowa cerkwi nadzorowana przez inż. Ignacego Markiewicza, kosztowała 32 tys. rubli i została zakończona w listopadzie 1870 roku. Jej poświęcenie, którego dokonał 9 grudnia patriarcha warszawski Joannik, odbyło się w obecności samego Namiestnika Królestwa Polskiego feldmarszałka hr. Fiodora Berga. zgodnie z wcześniejszym projektem. Cerkiew garnizonowa przestała funkcjonować w sierpniu 1914 roku, kiedy stacjonujący tu 28 połocki pułk piechoty poszedł na front, a do zamku weszli Austriacy. Resztki ikonostazu, kopułka na dachu i dzwonnica przetrwały do końca wojny. Potem nowy użytkownik zamku Polskie Towarzystwo Krajoznawcze prowadząc remont, usunęło ślady obcej przebudowy, a ikonostaz powędrował na wschód Polski, na prośbę jakiejś zrujnowanej przez wojnę parafii, jak mówią o tym wzmianki w dokumentach PTK. U schyłku XIX wieku w szkołach państwowych zaboru rosyjskiego prowadzona była natężona akcja rusyfikacyjna. Temu celowi służyć miała trzecia z piotrkowskich cerkwi usytuowana w murach dawnego kolegium jezuitów pijarów, a wtedy Pietrokowskoi Gimnazii. Cerkiew p.w. św. Iwana Rylskiego zaprojektował w 1895 roku, zatrudniony na stanowisku pomocnika inżyniera gubernialnego piotrkowskiego architekt Feliks Nowicki, projektant wielu budowli w Piotrkowie i okolicach. Budowę cerkwi na ostatniej kondygnacji budynku gimnazjum zakończono w 1898 roku, dodając późnobarokowej budowli cerkiewną kopułę. Ale chociaż cerkiew św. Iwana Rylskiego funkcjonowała do 1914 roku, to zamierzonego zadania nie spełniła. Strajk uczniów Gimnazjum Piotrkowskiego w 1905 roku jest najlepszym tego dowodem. A wspomniana legenda? Trudno powiedzieć kiedy się właściwie narodziła. Wszystko wskazuje, że w okresie dyskusji nad losami cerkwi p.w. Wszystkich Świętych, na początku lat dwudziestych. Michał Rawita Witanowski w swoim Przewodniku po Piotrkowie Trybunalskim z 1923 roku, podał, że pierwotna cerkiew była cmentarną kaplicą unicką, którą odebrano piotrkowskim unitom z chwilą wzmożenia się prze- Cerkiew p.w. Wszystkich Świętych w Piotrkowie Trybunalskim fot. archiwum śladowania unii po powstaniu (...) na użytek prawosławnych. Tę wersję powtórzyło kilku innych autorów i prawie wrosła ona w popularną historię Piotrkowa. Zdecydowanie zaprzeczył jej Kazimierz Głowacki w Studium Cerkiew prawosławna p.w. Wszystkich Świętych w Piotrkowie Trybunalskim opracowanym w 1976 roku dla Pracowni Dokumentacji Naukowo-Historycznej PKZ w Kielcach. Być może opracowanie K. Głowackiego zostanie wkrótce wydane drukiem jako kolejna monografia piotrkowskiego zabytku. Skąd zatem wzięła się wersja o unickich korzeniach piotrkowskiej cerkwi? Chyba z nieporozumienia. Kościół unicki powstały na wschodnich ziemiach Rzeczypospolitej po 1596 roku w wyniku unii brzeskiej, jest nazywany greckokatolickim. Językiem liturgicznym kościoła unickiego był język grecki, bowiem wywodził się on z tradycji chrześcijaństwa wschodniego, z którego wywodzi się i grecki i rosyjski kościół prawosław- Cerkiew garnizonowa w przebudowanym zamku, obecnej siedzibie Muzeum Okręgowego, widok przed 1914 r. fot. ze zbiorów Muzeum Okręgowego w Piotrkowie Trybunalskim W gubernialnym Piotrkowie ilość prawosławnych zwiększyła się o stacjonujący w mieście garnizon wojska rosyjskiego. W pozostałościach klasztoru franciszkanów położonych w sąsiedztwie zrujnowanego zamku - rezydencji ostatnich Jagiellonów, usytuowano koszary 38 tobolskiego pułku piechoty. Dla jego potrzeb władze gubernialne oddały zamek obniżony o jedną kondygnację, w wyniku remontu zniszczeń po pożarze z 1865 roku. W jego wnętrzach znalazły się: kancelaria, magazyny wojskowe, a w sali na parterze ulokowana została cerkiew garnizonowa, której w 1901 roku dobudowano dzwonnicę Siódma Prowincja Kwartalnik Kulturalny Piotrkowskiego, Sieradzkiego, Skierniewickiego 9 tutaj z Chełmszczyzny bracia Kalińscy: Ludwik, Walerian i Henryk synowie księdza Jana Kalińskiego zesłanego w 1866 roku w głąb Rosji, skąd już nie powrócił. Dwaj bracia Ludwik i Walerian także byli księżmi, których oderwano od swoich parafii. Wszyscy trzej żyli dochowując wiary, zmarli w Piotrkowie i tu są pochowani na katolickim cmentarzu. Ich losy pewnie też przyczyniły się do legendy o prześladowanej parafii unickiej w Piotrkowie. Bibliografia: Szkolna cerkiew p.w. Iwana Rylskiego w gmachu dawnego Kolegium Jezuitów Pijarów, widok przed 1914 r. - fot. Tadeusz Nowakowski ny. A piotrkowscy Grecy jeszcze w latach dwudziestych XIX wieku wpisywali informacje w parafialnej księdze urodzin i zgonów po grecku. Potem już po rosyjsku, bo tak żądała władza. której nie chcieli się podporządko- wać, tak jak prześladowani na wschodzie Polski unici. Tylko los unitów był znacznie gorszy. I tak spolszczeni prawosławni Grecy zostali uznani greko katolikami - unitami. Czy zatem nie było w XIX wieku unitów w Piotrkowie? Owszem byli, zesłani M. Rawita Witanowski - Przewodnik po Piotrkowie Trybunalskim, Piotrków 1923 T. Nowakowski - Piotrków Trybunalski i okolice, Warszawa 1972 K. Głowacki - Cerkiew prawosławna p.w. Wszystkich Świętych w Piotrkowie Trybunalskim, Kielce 1796 maszynopis w zbiorach PSOZ w Piotrkowie Trybunalskim J. Kisson Jaszczyński - Sensacje z tej ziemi, Piotrków 1997 A. Kempa - Szkice trybunalskie, Piotrków 1997 7 Skierniewice na kolejowym szlaku ZBIGNIEW GRALEWSKI Skierniewice Pierwszy rozkład jazdy Drogi Żelaznej Warszawsko-Wiedeńskiej z 1845 r. - fot. archiwum 10 Obecni mieszkańcy Skierniewic przywykli już do tak oczywistego faktu, że miasto dzielą linie kolejowe na cztery części nierównej wielkości. Dworzec kolejowy - a jakże - należy do najważniejszych obiektów miasta. Nie sposób też wyobrazić sobie, że jakiś kataklizm mógłby nagle pozbawić miasto połączenia kolejowego. Rodzą się jeszcze inne pytania: co spowodowało, że pierwsza linia kolejowa w Królestwie Polskim przebiegała właśnie przez Skierniewice, a po drugie - jakie byłyby efekty tego, gdyby dla linii kolejowej wytyczono inną trasę, omijającą miasto. W Anglii w 1825 roku otwarto pierwszą w świecie linię kolejową. W Królestwie Polskim już w początkach lat trzydziestych XIX wieku powstał projekt wybudowania podobnej linii kolejowej. Polacy nie pozostali więc daleko w tyle za Anglikami. I oto w 1835 roku Henryk hrabia Łubieński udostępnił Bankowi Polskiemu „Pierw- szy ogólny projekt pobudowania drogi żelaznej pomiędzy Warszawą a granicą południową Królestwa“. Kierownictwo Banku pośpiesznie zleciło zatrudnionym u siebie inżynierom: Stanisławowi Wysockiemu i Teodorowi Urbańskiemu ostateczne opracowanie planu przebiegu linii kolejowej. Najbardziej korzystny okazał się wariant przeprowadzenia jej właśnie przez Skierniewice. Wielce istotne w tym względzie okazały się usilne naciski, jakie czynił Namiestnik Królestwa Polskiego. Niewątpliwie na taki właśnie przebieg linii kolejowej decydujący wpływ miał usytuowany w tym mieście pałac cesarski. Zgodnie z wolą namiestnika linia kolejowa omijając od północy i zachodu park cesarski, przebiegała w ten sposób możliwie blisko pałacu. Podróżnym dawało to „pewien luksus i możliwość choćby pośredniego kontaktowania się z carem“. Hrabia Łubieński z Towarzystwa Budowy Kolei ostrzegł przed tym kaprysem zaznacza- Siódma Prowincja Kwartalnik Kulturalny Piotrkowskiego, Sieradzkiego, Skierniewickiego jąc, że znacznie podroży to koszt budowanej linii. Dziś można przypuszczać, że decyzja namiestnika o takim właśnie przebiegu linii kolejowej miała znaczenie w dużej mierze praktyczne, gdyż w przyszłości umożliwiała carowi wraz z całym dworem szybką komunikację ze światem. Początkowo koszt budowy ustalono na 21 mln złotych polskich. Błędne było jednak założenie, że linia będzie obsługiwana trakcją konną, zgodnie z koncepcją hr Łubieńskiego. Według niego lokomotywa parowa byłaby wydatkiem zbyt kosztownym. Równie kosztowne byłyby reperacje. Konserwacja machin, sprowadzenie do ich obsługi wykwalifikowanych maszynistów. Tymczasem w naszym kraju konie są tanie, a „napęd“, czyli owies i siano są powszechnie dostępne. Zwyciężyła jednak koncepcja Piotra Steinkellera o użyciu lokomotyw, co było oczywiście rozwiązaniem nowoczesnym, można powiedzieć na skalę europejską. Budowę linii kolejowej rozpoczęto jesienią 1839 roku. Narzędzia, jakie wykorzystywano przy budowie, były wręcz prymitywne, a ograniczały się do łopat i taczek. Ponieważ roboty były zakrojone na szeroką skalę toteż, aby podołać obowiązkom, w okolice Skierniewic sprowadzono wielu robotników, nawet z Augustowskiego i Łomżyńskiego. Zostali oni skoszarowani, a wykonując wręcz niewolniczą pracę, byli kiepsko opłacani i źle odżywiani. Przypadki bicia robotników były nagminne, zdarzały się też przypadki zejść śmiertelnych. Trudno się więc dziwić, że w tych okolicznościach tam, gdzie były prowadzone roboty kolejowe, plagą dla zamieszkałych tu rolników stały się kradzieże. Na polach kradziono to, co urodziła ziemia, w domostwach masowo ginął drób. Odrębnym, niezwykle trudnym zagadnieniem, było dostarczenie tej dużej rzeszy robotników kolejowych wody do picia. Dworzec carski w Skierniewicach w połowie XIX w. - fot. za „Tyg.Ilustr.“ Chłopi uparcie bronili dostępu do swoich studni, ponieważ woda wyczerpywała się bardzo szybko. Wraz z budową kolei postępowały szkody i zniszczenia. Wydeptywano uprawne pola, bezmyślnie wycinano drzewa, niszczono drogi. Odszkodowania wypłacano niezwykle opornie: nie należały do rzadkości fakty, kiedy wypłacano je po kilku miesiącach, a nawet latach. Proboszcz Mikołaj Letki domagał się odszkodowania przysługującego mu z tytułu zniszczenia rybnych stawów. Czynił to widać zbyt śmiało, bo władze po piętnastu latach doprowadziły do tego, iż został karnie odwołany z parafii. Wiele innych, często kryminalnych spraw, po prostu bez pardonu i bezkarnie tuszowano. Pierwszy odcinek linii kolejowej był gotowy w 1845 roku (z powodu poważnych trudności finansowych przerwa w budowie nastąpiła w latach 1842-1844). Był to odcinek, który wiódł z Warszawy do Grodziska, a jego długość liczyła 26 km. Na uroczystość otwarcia nie zaproszono pomysłodawców budowy linii, a więc Steinkellera i Łubieńskich. Co ciekawe - Skierniewice stały się pierwszą w Królestwie Polskim stacją węzłową, a pociągi docierały już do Łowicza i Rogowa. Spora grupa skierniewiczan znalazła zatrudnienie w kolejnictwie. Sama zaś linia kolejowa w sposób znaczący zaczęła wpływać na rozwój miasta. 7 Małe ojczyzny a muzea GRZEGORZ BARTOSIK Piotrków Trybunalski Działalność upowszechnieniowa muzeów jest odpowiedzią na konkretne zapotrzebowanie za strony społeczności lokalnej. Dotyczy ona przecież wszystkich bez wyjątku mieszkańców Regionu - począwszy od przedszkolaków, z którymi w latach 80 i 90 z powodzeniem prowadziliśmy w Muzeum Okręgowym zajęcia plastyczne (rysunki wnętrz, portrety królów) oraz wstępne prelekcje przybliżające dzieciom samą placówkę muzealną: co to jest muzeum, jak należy się zachowywać w tego typu miejscach, co ciekawego można tu z o b a c z y ć - bowiem kontakt z ekspo- natem muzealnym - to przede wszystkim kontakt w z r o k o w y. Już przedszkolaki i dzieci z młodszych klas szkół podstawowych korzystają z podstawowej formy zapoznawania odbiorcy z eksponatem - ze zwiedzania ekspozycji stałych, czasowych i okolicznościowych. Uwaga ta dotyczy Siódma Prowincja Kwartalnik Kulturalny Piotrkowskiego, Sieradzkiego, Skierniewickiego 11 odbiorców we wszystkich kategoriach wiekowych - od najmłodszych - do odbiorców tzw. trzeciego wieku. Ze zrozumiałych względów ekspozycje s t a ł e w naszych muzeach r e g i o n a l n y c h dotyczą pradziejów i dziejów najbliższego regionu - owych Małych Ojczyzn, bez których pojęcie Ojczyzny jako wartości nadrzędnej nie byłoby pełne. Pod tym względem muzea pełnią funkcję edukacyjnąiwychowawcząwobec wszystkich zwiedzających i odwiedzających muzea. Chciałbym zwrócić Państwa uwagę na rolę, jaką pełnią w muzeach o charakterze regionalnym pracownicy merytoryczni. Obok ich podstawowych zajęć (gromadzenie, opracowywanie zbiorów) współpracują szeroko z działami naukowymi i oświatowymi poszczególnych placówek - właśnie w zakresie działań upowszechnieniowych. Bez ich wysiłku nasza wiedza o Regionie, owej „Małej Ojczyźnie“ byłaby niepełna. Obok wystaw s t a ł y c h - ze zrozumiałych względów poświęconych prahistorii i historii danego terenu - miasta również na organizowanych wystawach czasowych ukazujemy kulturę, sztukę - historię najbliższej okolicy. Przecież s u m a tych działań w skali kraju daje pełniejszy, prawdziwszy obraz naszej wspólnej przeszłości. Warto o tym pamiętać. Często bowiem mieszkańcy wielu zasłużonych dla Polski miast, osad, regionów - nie mają pojęcia, że mieszkają wśród namacalnych śladów historii. Właśnie muzea i muzealnicy pragną wypełnić tę lukę konkretną treścią. Wśród działań Muzeum Okręgowego skierowanych na upowszechnianie wiedzy o Regionie mamy - obok wystaw s t a ł y c h i c z a s o w y c h - również ekspozycje o k o l i c z n o ś c i o w e - towarzyszące z reguły działaniom o charakterze naukowym i popularnonaukowym: sesjom poświęconym wybitnym postaciom Regionu - np. w Muzeum Okręgowym sesje przypominające postaci Kazimierza Stronczyńskiego, Michała Rawity Witanowskiego, gen. Grota - Roweckiego i wielu innych, wśród których nie brak i postaci żołnierzy Września, partyzantów Armii Krajowej czy Konspiracyjnego Wojska Polskiego. Wśród słuchaczy sesji i uczestników s p o t k a ń kombatanckich nie brak i młodzieży, dla której jest to ż y w a lekcja historii najnowszej, historii ich regionu. Wspomniałem już o najmłodszych uczestnikach edukacji muzealnej. Ale, jak wszyscy wiemy, to właśnie młodzież starszych klas szkół podstawowych i młodzież szkół średnich stanowi najliczniejszą grupę odbiorców edukacji regionalnej. Wiedza o „małych ojczyznach“ stanowi doskonałe uzupełnienie i rozszerzenie ich wiedzy 12 historycznej. Poglądowość zaś i atrakcyjna forma przekazu stanowią o powodzeniu, jakim cieszą się wszystkie formy edukacji muzealnej. Podkreślić chciałbym z całym naciskiem, że wiedza o Regionie stanowi istotną część programów edukacyjnych nowoczesnej szkoły polskiej. My, muzealnicy, wychodzimy naprzeciw zapotrzebowaniu na lekcje muzealne, wystawy, sesje, spotkania czy wydawnictwa traktujące o sprawach Regionu. Działania edukacyjne spotkać możemy we wszystkich muzeach regionalnych, również w bełchatowskim muzeum, które przecież dopiero od niedawna dołączyło do grona muzeów woj. piotrkowskiego. Kolejną formą działalności upowszechnieniowej są lekcje muzealne: ich liczba z roku na rok rośnie, co świadczy, że istnieje coraz większe zapotrzebowanie na wiedzę o Regionie właśnie ze strony placówek oświatowych. W swej przytłaczającej większości lekcje w Muzeum Okregowym dotyczyły spraw regionalnych: chronologicznie ujmując - od pradziejów terenu obecnego woj. piotrkowskiego, poprzez obraz Piotrkowa w średniowieczu, renesansie (sejmy, Trybunał Koronny) - aż do konspiracji w Piotrkowskiem w okresie okupacji hitlerowskiej. Lekcje te prowadzone są przez pracowników merytorycznych Muzeum, często również z przygotowaniem pedagogicznym. Zresztą nie jest sprawą przypadku, że Dział Oświatowy w Muzeum Okręgowym prowadzony jest przez absolwenta pedagogiki UW. Wiedza o regionie zyskała w przypadku naszej placówki muzealnej wysoką rangę czego dowodem jest funkcjonujące w oparciu o Muzeum Studium Regionalne - przedsięwzięcie firmowane i - co tu ukrywać - sponsorowane przez Wydział Kultury, Sportu i Turystyki Urzędu Wojewódzkiego - wspólnie z naszym tradycyjnym partnerem w dziedzinie działań oświatowych - Towarzystwem Wiedzy Powszechnej w Piotrkowie Trybunalskim. Studium Regionalne zostało pomyślane jako przedsięwzięcie oświatowe skierowane na odbiorcę w tzw. terenie - młodzież tych szkół woj. piotrkowskiego, które na co dzień mają określone trudności w kontaktach z Muzeum Okręgowym. Programem edukacyjnym objęliśmy 8 szkół podstawowych: Szkoły Podstawowe w: Przygłowie, Sulejowie (SP Nr 1), w Woli Krzysztoporskiej, Rozprzy, Niechcicach, Rękoraju, Moszczenicy, Wolborzu. Tematyka zajęć obejmowała zagadnienia związane z dziejami terenu obecnego województwa - od pradziejów (wielce pomocny okazał się wydany przez Muzeum Okręgowe - Informator „Pradzieje w Piotr- kowskiem“ - autorstwa Marcina Gąsiora i Mirosława Szukały.) aż po okres II wojny światowej w Piotrkowskiem. Zajęcia stanowiły rodzaj lekcji muzealnych przeprowadzanych poza salami ekspozycyjnymi - w klasach szkolnych. Muzealnicy, prowadzący lekcje wykorzystywali (w miarę możliwości) eksponaty, mapy, kasety video i audio, a także literaturę fachową oraz wydawnictwa muzealne - najczęściej o charakterze monograficznym. Jest sprawą oczywistą, że lekcja muzealna w tzw. „terenie“ nie posiada tylu walorów, co zajęcia w siedzibie muzeum. Naszym celem jednak było i jest przybliżenie wiedzy o terenie, na którym mieszkamy także tym, którzy rzadko mają kontakt z muzeum. Pozytywne doświadczenia sezonu 1995/96 zadecydowały, że postanowiliśmy (wspólnie z Zarz. Woj. TWP i przy aprobacie Wydziału Kultury UW) - rozszerzyć zakres naszych działań na kolejne cztery szkoły: SP w Uszczynie, Dąbrowie nad Czarną, Wójcinie oraz Paradyżu. Sądząc z opinii nauczycieli i uczniów wypowiedzianych podczas podsumowania i wręczenia nagród laureatom II Konkursu Studium Regionalnego -31. 05. 97 r. w salach Muzeum Okręgowego - pomysł muzealników na tego typu działania był trafiony w 10: zainteresowaliśmy młodzież ich najbliższą okolicą, ich „Małą Ojczyzną“. Wiedza ta na pewno zaprocentuje kiedyś w ich dalszych losach edukacyjnych. Oprócz lekcji muzealnych, sesji popularnonaukowych i spotkań środowisk twórczych (np. otwarcia wystaw) czy kombatanckich, młodzież czerpie wiedzę o Regionie podczas k o n s u l t a c j i, które udzielane są przez pracowników muzeum - wszystkim zainteresowanym, choć nie ukrywam, że właśnie młodzież licealna i słuchacze wyższych uczelni stanowią większość korzystających z tej formy upowszechniania wiedzy. Tematyka konsultacji znów dotyczy najczęściej spraw lokalnych - począwszy od informacji o instytucjach i urzędach dawnego Piotrkowa, poprzez sprawy związane z konkretnymi zabytkami i ludźmi, którzy kiedyś zasłużyli się miastu, Polsce, narodowej kulturze. Nawet jeśli nie otrzymują oni od muzealnika wyczerpującej odpowiedzi, kierowani są do ludzi czy instytucji kompetentnych w danej dziedzinie. Nie muszę chyba dodawać, jak wiele zależy od sposobu przekazania zainteresowanym osobom określonych informacji. Wiele zależy tu od naszego taktu i - czego nie ukrywam - cierpliwości. Najważniejsze jednak, że muzeum jest postrzegane również jako instytucja edukacyjna i wycho- Siódma Prowincja Kwartalnik Kulturalny Piotrkowskiego, Sieradzkiego, Skierniewickiego wująca - np. poprzez kontakt z muzyką, ze sztuką. cji) nosił nazwę: „Ocalić od zapomnienia“. znawania i ocalenia pamięci o naszej przeszłości - tu, na tej ziemi, w tym regionie. Uniwersalizm placówki muzealnej polega na tym, że koncertu słuchają odbiorcy w różnym wieku, z różnych środowisk. Zarówno lekcje, koncerty, jak i konsultacje są poza tym udzielane b e z p ł a t n i e co nie jest również bez znaczenia w dzisiejszych czasach. Osobną dziedziną upowszechniania wiedzy o regionie są wydawnictwa muzealne - szczególnie prace monograficzne. Muzeum Okręgowe w Piotrkowie wydało w ostatnich latach wiele pozycji katalogowych, informatory, foldery, a nawet większe opracowania dotyczące historii Regionu, w tym jego pradziejów, sztuki (katalogi portretu polskiego w zbiorach Muzeum). Wystawom czasowym i sesjom towarzyszą wspomniane wyżej foldery i informatory. Nie trzeba chyba przekonywać nikogo, jak ważne jest dla wychowania i wykształcenia młodych ludzi przekonanie ich co do wartości „kultury wysokiej“, z którą stykają się właśnie w muzeach - nie tylko w salach wystawowych - ale podczas różnorakich imprez o charakterze naukowym i popularnonaukowym - organizowanych w muzeach właśnie z myślą o nich. Grupy wycieczkowe, w tym szczególnie młodzież - przyjmowana jest w Muzeum Okręgowym, a jak sądzę - również w innych placówkach - niekiedy poza ustalonymi dniami i godzinami funkcjonowania ekspozycji. Jest to nasz krok i gest wobec placówek oświatowych. Przykładem promowania przez muzeum piotrkowskie talentów są organizowane od lat w Muzeum Okręgowym Przeglądy Twórczości Plastycznej Nauczycieli i ich Uczniów - z obszaru województwa piotrkowskiego. Często w pracach spotykamy znajome okolice - są to widoki naszej „małej ojczyzny“ - terenu, który zamieszkujemy. Tytuł siódmego już przeglądu (ekspozy- W Muzeum Okręgowym opracowywane są od lat i wydawane - staraniem wicedyrektora muzeum - mgr Krzysztofa Wiączka - Zeszyty Historyczne Św. Związku Żołnierzy AK oraz inne wydawnictwa kombatanckie. W niedalekiej przyszłości ukaże się Przewodnik po Piotrkowie i okolicy, którego współautorem (część dot. historii miasta) jest dyr. Muzeum Okręgowego - mgr Marcin Gąsior. Tego typu działalność naukowa i edytorska stanowi również wkład w dzieło po- Muzea stanowią ważne ogniwo w łańcuchu placówek oświatowych i kulturalnych - stanowiących przeciwwagę dla wszechobecnej tzw. kultury masowej. Wydaje się, że właśnie wiedza o „małych ojczyznach“ jest dobrym przykładem działań wychowawczych muzeów i konkretną ofertą dla odbiorców w każdym wieku. 7 Działalność placówek kulturalnych w Skierniewicach w okresie dwudziestolecia międzywojennego ZOFIA PERET-ZIEMLAŃSKA Warszawa W życiu kulturalnym Skierniewic okresu międzywojennego, oprócz czytelnictwa oraz działalności kilku kin, bardzo ważną rolę pełniły organizacje społeczne skupiające ludzi zainteresowanych sztuką teatralną i muzyczną. W 1918 roku otwarto bibliotekę Towarzystwa Czytelni im. Tadeusza Kościuszki. Pierwszym przewodniczącym zarządu Towarzystwa był ówczesny dyrektor Gimnazjum Realnego Polskiej Macierzy Szkolnej, Jan Kurtz, następnie zaś w latach 1920-39 funkcje tę pełniła polonistka Janina Twardowska, przełożona Prywatnej Żeńskiej Szkoły Średniej B. Kuczyńskiej w Skierniewicach. Działały również: biblioteka Związku Zawodowego Kolejarzy, której zbiory w 1938 roku liczyły około 3500 książek oraz biblioteka Gimnazjum im. Bolesława Prusa / około 3000 książek/. W Skierniewicach wychodziło kilka gazet. Pod koniec lat dwudziestych powstała „Gazeta Skierniewicka“ a następnie „Gazeta Mazowiecka“. Tę ostatnią w drugiej połowie lat trzydziestych zastąpił „Głos Skierniewic i Okolicy“ - organ Towarzystwa Przyjaciół Skierniewic. Dużo wcześniej, bo w latach 1917-20 Ognisko Koleżeńskie Gimnazjum wraz z Komendą Harcerską wydawało pismo pod nazwą “Ogniwo“, wspólnie z gimnazjum żeńskim redagowano „Brzask“/1926/, a także „Stworus“ /humorystyczne/. W mieście działały prywatne kina: „Saturn“, „Kultura“, „As“, „Stylowy“. W okresie dwudziestolecia międzywojennego w Skierniewicach rozwinął się amatorski ruch artystyczny. Jeszcze przed rokiem 1914 ośrodkiem życia kulturalnego było Towarzystwo Muzyczno-Dramatyczne. Posiadało ono własną orkiestrę, chór i stałą scenę. W 1923 roku powstało Towarzystwo Śpiewacze „Lutnia“, którego dyrygentem został Artur Wittenberg. Około 1928 roku w Państwowym Gimnazjum im. Bolesława Prusa utworzone zostało Kółko Dramatyczne, którym kierował nauczyciel religii w latach 1927-30, ksiądz Antoni Pachnicki. Wystawiło ono siłami uczniowskimi m.in. „Damy i huzary“ A. Fredry oraz „Powrót posła“ J.U. Niemcewicza. Wyłoniona z Kółka Historycznego Sekcja Dramatyczna dawała przedstawienia dla szerszej publiczności, na które składały się sztuki Jana Adolfa Herza, Jerzego Szaniawskiego, Stanisława Wyspiańskiego. Uczniowie Gimnazjum przygotowywali przedstawienia z okazji świąt i uroczystości państwowych, rocznic historycznych oraz licznych imprez pozaszkolnych. Reżyserem tych przedstawień był nauczyciel języka polskiego, Czesław Lisek. Muzykę zaś opracowywał Stanisław Janiszewski dyrygent, pianista i prelegent upowszechniający wiedzę o muzyce. Siódma Prowincja Kwartalnik Kulturalny Piotrkowskiego, Sieradzkiego, Skierniewickiego 13 Abonament Sekcji Muzycznej /kserokopia/ - ze zbiorów autorki W 1930 roku powstało Koło Dramatyczne przy jednostce Ochotniczej Straży Pożarnej, którego prezesem obrano Stanisława Domańskiego. W roku 1932 połączyło się ono z Akademickim Kołem Skierniewiczan, a po jego rozwiązaniu, jako Sekcja Dramatyczna, weszło w skład powstającego wówczas Towarzystwa Artystycznego. W Towarzystwie tym wyodrębniona została Sekcja Muzyczna, której Zarząd tworzyli: Stanisław Domański, Stanisław Janiszewski, Feliks Janus, Stanisław Kaczyński / od 1928 roku dyrektor Państwowego Gimnazjum im. Bolesława Prusa/, Franciszek Matuszczak, Teodor Sawicki, Janina Program koncertu Popołudniowego /kserokopia/ - ze zbiorów autorki 14 Twarowska, Artur Wittenberg oraz Kazimierz Wójcik. Sekcja Muzyczna Towarzystwa Artystycznego organizowała w Skierniewicach abonamentowe /!/ koncerty symfoniczne i recitale, na które przyjeżdżali z różnych ośrodków kraju wybitni instrumentaliści i śpiewacy. Brali w nich udział także miejscowi utalentowani wykonawcy amatorzy. Koncerty z udziałem orkiestry symfonicznej i zapraszanych z całego kraju solistów /za pośrednictwem Organizacji Ruchu Muzycznego - ORMUZ/ odbywały się w wielkiej sali Domu Sejmikowego, zbudowanego w 1927 roku według inżyniera Konrada Kłosa Z zachowanych z tych lat niektórych programów /ze zbiorów Jana Anackiego - 1901-1987, klarnecisty orkiestry 18.Pułku Piechoty w latach 19141939/ udostępnionych mi przez córkę, historyka sztuki Marię Anacką-Łyjak, wynika, że w sezonie 1936/37 zorganizowano 5 koncertów abonamentowych, w których występowała wyżej wymieniona orkiestra w powiększonym składzie pod dyrekcją porucznika Kazimierza Wójcika i prof. Stanisława Janiszewskiego. Solistami byli: Tadeusz Łuczaj, A.Gołębiowski i Janina Hupertowa /śpiew/, K. Hardulak /śpiew i skrzypce/, wybitny skrzypek Stanisław Jarzębski oraz Witold Małcużyński - laureat III nagrody III Międzynarodowego Konkursu Pianistycznego im. F. Chopina w Warszawie w roku 1927. W utworach skrzypcowych i wokalnych z towarzyszeniem fortepianu, jako akompaniator występował Stanisław Janiszewski. W zapowiedziach programowych czytamy, że „każdy koncert poprzedzony będzie prelekcją F. Kurza i St. Janiszewskiego“. Repertuar tych koncertów był urozmaicony i niełatwy pod względem wykonawczym. Obejmował m.in. uwertury koncertowe i operowe Karola Kurpińskiego, Stanisława Moniuszki, W.A. Mozarta, Zygmunta Noskowskiego, Gioacchino Rossiniego, Romana Statkowskiego, K.M. We- bera i Władysława Żeleńskiego, suity orkiestrowe Edwarda Griega i Jana Maklakiewicza, symfonię „Patetyczną“ Piotra Czajkowskiego, Tańce słowiańskie Antona Dworzaka, muzykę baletową, solowe utwory skrzypcowe , arie operowe i pieśni George`a Bizeta, F. Kurza, Ruggiera, Leoncavalla, Jules Masseneta, Stanisława Moniuszki i innych. Wykonany został koncert skrzypcowy Ludwika van Beethovena /Stanisław Jarzębski/ oraz koncert f-moll Fryderyka Chopina /Witold Małcużyński/ ze skierniewicką orkiestrą 18.Pułku Piechoty pod dyrekcją Kazimierza Wójcika i Stanisława Janiszewskiego. Sekcja Muzyczna Towarzystwa Artystycznego organizowała również poranki symfoniczne oraz koncerty popołudniowe. W zachowanym programie poranka symfonicznego z dnia 21 listopada 1937 roku, oprócz kilkakrotnie wymienionej orkiestry i jej dyrygentów, widnieją nazwiska solistów: Tatiany Wojtaszewskiej /fortepian/ i Eugeniusza Mossakowskiego /śpiew/. W programie znalazła się V symfonia Ludwika van Beethovena, „Fantazja węgierska“ Franciszka Liszta, uwertura „Maria“ Romana Statkowskiego i „Bajka“ Stanisława Moniuszki, prolog do opery „Pajace“ Ruggiera Leoncavalla oraz aria z opery „Carmen“ George`a Bizeta. W poranku symfonicznym 23 stycznia 1938 roku ta sama orkiestra wykonała utwory Christopha Willibalda Glucka i Edwarda Griega, symfonię „Eroikę“ Ludwika van Beethovena oraz towarzyszyła znanej śpiewaczce, Anieli Szlemińskiej w pieśniach klasyków wiedeńskich. Ruch artystyczny rozwijał się również w Gimnazjum im. Bolesława Prusa. W 1923 roku w 150 rocznicę powstania Komisji Edukacji Narodowej wystąpił szkolny zespół orkiestrowy pod kierunkiem prof. Stanisława Michalskiego. W roku 1929 na czele orkiestry Gimnazjum stanęli: Kazimierz Wójcik i Stanisław Janiszewski. Prof. Janiszewski w 1932 roku zorganizował w Gimnazjum czterogłosowy chór mieszany, a w roku 1937 orkiestrę symfoniczną. Na dobrym poziomie postawiona była również szkolna orkiestra dęta. Doroczne popisy uczniów miały charakter publicznych koncertów, podczas których wykonywano uwertury operowe, suity orkiestrowe i wiele znanych utworów z repertuaru symfonicznego. Orkiestra i chór Gimnazjum dawały kilka audycji muzycznych w roku, często wspierając liczebnie orkiestrę symfoniczną 18.Pułku Piechoty, wyjeżdżały także na gościnne występy do innych miast, m.in. do Żyrardowa i Płocka. Patrząc z perspektywy lat na tamten okres w dziejach Skierniewic należy wyrazić uznanie dla pełnej entuzjazmu działalności ludzi, którzy potrafili stworzyć tu warunki i atmosferę do rozwoju i odbioru sztuki. Nieodparcie nasuwa się pytanie: czy tamte czasy się powtórzą? Siódma Prowincja Kwartalnik Kulturalny Piotrkowskiego, Sieradzkiego, Skierniewickiego Piśmiennictwo: 1. Życie oświatowe, kulturalne i społeczne Skierniewic. Jednodniówka Akademickiego Koła Skierniewiczan w Warszawie, Skierniewice 1929. 2. „Gazeta Skierniewicka“ z 4 listopada 1931 roku 3. Feliks Janus: Państwowe Liceum i Gimnazjum im. Bolesława Prusa, Skierniewice 1938. 4. Jednodniówka z okazji III Zjazdu Wychowawców, Absolwentów i Wychowanków szkół średnich ogólnokształcących w Skierniewicach 20-21 września 1980 roku. 5. Józef Józefecki: Dzieje Skierniewic 13591975, PWN, Warszawa 1988. 7 Pojednanie nad Pilicą? ANDRZEJ KOBALCZYK Piotrków Trybunalski „Jesteśmy pod dużym wrażeniem prac poszukiwawczych, podjętych w Polsce na dawnych polach bitew, po przeszło 50 latach od zakończenia wojny, jak również i tego, że są w Waszym kraju młodzi ludzie, pragnący się dowiedzieć, jak do tego doszło...“. Tak zareagował na wciąż żywe echa minionej wojny, dochodzące z Tomaszowa Mazowieckiego nad Pilicą, Horst Holz - sekretarz Stowarzyszenia Tradycji 19 Dolnosaksońskiej Dywizji Pancernej, mającej swoje biuro w miejscowości Seelze - Letter koło Hanoweru. Transporter „Rosi“ kończy przeprawę przez Pilicę /rekonstrukcja/ rys. Andrzej Kobalczyk Dotarli do niego tomaszowscy i szczecińscy pasjonaci historii i militariów, którzy postanowili wyjaśnić do końca wszystkie tajemnice poniemieckiego transportera opancerzonego o wojennej nazwie „Rosi“, wydobytego w lipcu 1996 roku z Pilicy w Tomaszowie. Przypomnijmy, że inicjatorem wydobycia i pozostawienia właśnie w tomaszowskim muzeum pojazdu, który zatonął w Pilicy w styczniu 1945 roku i na pół wieku skrył się pod jej dnem, było piotrkowskie Stowarzyszenie Poszukiwań Zabytków Militarnych „Penetrator“. Zarówno akcja wydobywcza, jak i przywrócenie tego pojazdu do życia stały się spektakularnym i bezprecedensowym przedsięwzięciem na skalę co najmniej europejską. To ekscytujące spotkanie z najnowszą, wojenną historią Tomaszowa nie skończyło się bynajmniej z chwilą wprowadzenia wyremontowanego transportera do garażu w byłych stajniach obok tutejszego muzeum i złożenia odrestaurowanej zawartości pancernego wozu w muzealnych magazynach. Postanowiliśmy bowiem dopisać jeszcze jeden, końcowy rozdział do tej niezwykłej historii. Dzięki niemalże kompletnemu i wprost znakomicie zachowanemu wyposażeniu pojazd ten stanowi bowiem dzisiaj swoistą Siódma Prowincja Kwartalnik Kulturalny Piotrkowskiego, Sieradzkiego, Skierniewickiego 15 „kapsułę czasu“. Jest nadal żywym, funkcjonującym zabytkiem techniki wojennej i motoryzacyjnej sprzed ponad pół wieku. Przekazał również nadspodziewanie wiele informacji o ludziach, którzy w nim walczyli i żyli. Nadal jednak brakuje odpowiedzi na pytanie, w jakich okolicznościach transporter „Rosi“ zatonął w Pilicy i jakie były dalsze losy jego załogi. Czy spadł on do rzeki z mostu w dzielnicy Brzustówka, omyłkowo wysadzonego w powietrze przez niemieckich saperów? A może znalazł się w Pilicy w inny sposób... Takich informacji próżno by szukać w radzieckich i polskich opracowaniach historycznych, poświęconych walkom o Tomaszów i sforsowaniu środkowej Pilicy w styczniu 1945 roku. Publikacje naukowe i wspomnieniowe, licznie wydawane u nas po wojnie, na ogół uwypuklają walki toczone na tomaszowskim odcinku przez radziecki 11 Korpus Pancerny, należący do 69 Armii I Frontu Białoruskiego, traktując raczej drugoplanowo działania wojsk niemieckich. Wydaje się, że nadszedł czas, by poznać bliżej również obraz tych dni widziany oczami przeciwnika. Porównanie wersji obydwóch stron z pewnością mogłoby się przysłużyć obiektywnej prawdzie historycznej. Może ujawniłyby się przez to nowe, nieznane historykom fakty. A znakomitym pretekstem do takiej konfrontacji są właśnie nie wyjaśnione jeszcze zagadki transportera „Rosi“. Dlatego pasjonaci z „Penetratora“, wspierani przez Stowarzyszenie Archeologii Militarnej w Szczecinie oraz utworzone ostatnio w Piotrkowie Stowarzyszenie Przyjaciół Pilicy i Nadpilicza prowadzą już drugi rok fascynującą, acz mozolną rekonstrukcję tego epizodu z wojennej historii Tomaszowa. Najpierw, a dokładnie w lutym ub. roku, wyjaśnili oni tajemnicę znalezionego w pilicznym transporterze żołnierskiego znaku rozpoznawczego, tzw. nieśmiertelnika. Na wytłoczonym z blachy, owalnym znaku zachował się czytelny napis: „255 stab. I.E.B.1.497.A.“, oznaczający personalia i przydział bojowy jego nosiciela. Nieśmiertelnik ten nie był przełamany (zazwyczaj czyniono to po śmierci żołnierza), co sugerowało, że jego właściciel ocalał z nieudanej przeprawy transportera „Rosi“ przez Pilicę. Istniejąca w Berlinie organizacja Deutsche Dienststelle, która identyfikuje nazwiska poległych żołnierzy Wehrmachtu, poinformowała nas, że istotnie, nosiciel tego nieśmiertelnika przeżył wojnę, lecz zmarł w sierpniu 1996 roku (a więc w miesiąc po wydobyciu „Rosi“ z Pilicy). Następnym adresem, wskazanym przez wspomnianą wcześniej organizację, było Archiwum Federalne we Freiburgu. Poinformowaliśmy go zarówno o szczegółach wydobycia transportera „Rosi“, o jego 16 oznakowaniu i już ustalonych nazwiskach kilku członków załogi (zostały odkryte na przedmiotach i dokumentach znalezionych w pojeździe), jak też przekazaliśmy odcyfrowany w międzyczasie numer poczty polowej jednostki, do której to auto należało. Zwłaszcza ten ostatni szczegół, ustalony dzięki fachowcom z laboratorium konserwacji archiwaliów AGAD w Warszawie, okazał się niezmiernie ważny dla naszego „dochodzenia“. W lipcu ub. roku Dział Wojskowy Bundesarchiv rozszyfrował pod podanym przez nas numerem (F. P. N. 17 599) 2 kompanię 19 wydzielonego oddziału łączności, należącego do 19 Dolnosaksońskiej Dywizji Pancernej Wehrmachtu. Po bliższe dane skierowano nas do stowarzyszenia tradycji tej dywizji w Seelze Letter. Stworzyło to niepowtarzalną okazję dotarcia do żyjących jeszcze byłych żołnierzy Wehrmachtu, którzy w styczniu 1945 roku, uciekając przed ofensywą Armii Czerwonej, przekraczali Pilicę w okolicach Tomaszowa Maz. Może są jeszcze wśród nich żołnierze wspomnianego wcześniej dywizyjnego oddziału łączności ? A może żyje do dzisiaj któryś z członków załogi transportera „Rosi“ i dopomoże nam w odtworzeniu sceny jego utonięcia w Pilicy w podtomaszowskiej Brzustówce ? Kontakt wskazany nam przez Bundesarchiv okazał się nader trafny i owocny. Biuro Stowarzyszenia Tradycji 19 Dolnosaksońskiej Dywizji Pancernej poinformowało o naszych poszukiwaniach kombatantów pułków dysponujących podczas wojny takimi transporterami. Jako pierwszy odezwał się Werner Bismark, mieszkający dzisiaj w Schenkenhorst koło Poczdamu w byłej NRD. W styczniu 1945 roku miał 20 lat i służył w Wehrmachcie jako kierowca transportera opancerzonego SdKfz 251/9, uzbrojonego w armatę kalibru 7,5 cm. Był przydzielony do 74 pułku grenadierów pancernych, wchodzącego w skład 19 dywizji pancernej. W jego pamięci wciąż tkwi wyrazisty obraz tamtej dramatycznej przeprawy przez Pilicę pod Tomaszowem Maz.. W przesłanym do nas obszernym liście opisał bardzo szczegółowo wydarzenia tego dnia. Ta tchnąca autentyzmem relacja nasuwa już dzisiaj kilka frapujących wniosków i domysłów. Niewykluczone np., że wspomniany w opowieści W. Bismarka półgąsienicowy transporter amunicji, który jego oddział musiał pozostawić w Pilicy koło Białej Góry, jest właśnie tym pojazdem, którego wrak nasza ekipa ... wydobyła jesienią 1989 roku. Obecnie znajduje się on w zbiorach Muzeum Wojska Polskiego w Warszawie. Ciekawe, czy tego rodzaju przypuszczenia potwierdzą kolejni kombatanci 19 Dolno- saksońskiej Dywizji Pancernej, którzy zapowiedzieli przekazanie nam swoich opisów forsowania Pilicy pod Tomaszowem w tamtym, wojennym styczniu. Liczymy, że tą drogą uda nam się wreszcie rozwikłać zagadkę utonięcia transportera „Rosi“ w nurtach Pilicy. Nie tracimy też nadziei, że może odezwie się któryś z członków załogi tego auta - żywego świadka historii. Chociaż jesteśmy już bardzo blisko, to jednak nie możemy się pozbyć obaw, że nasze poszukiwania są także autentycznym wyścigiem z czasem. Wszak uczestnicy owych wydarzeń są już w podeszłym wieku, a ich szeregi wykruszają się coraz bardziej. Otuchą napawa nas jednak wyraźnie zmieniający się po 1989 roku, zarówno w Niemczech, jak i w Polsce, stosunek do naszej wspólnej, najnowszej historii. Wymownym tego świadectwem jest przesłana nam jednocześnie przez H. Holza publikacja opisująca niecodzienną uroczystość, która za sprawą kombatantów 19 Dolnosaksońskiej Dywizji Pancernej odbywała się w październiku 1991 roku w Hanowerze. Przekazali oni wówczas na ręce attache wojskowego Ambasady RP w Bonn - płk. G. Ferenca kilka flag i proporców, zdobytych we wrześniu 1939 roku przez 73 pułk wspomnianej dywizji Wehrmachtu podczas jego walk w Polsce. Trofea te zabrał jeden z dowódców w tym pułku - major Bruns. Pamiątki po oficerze, który zmarł wskutek ran jeszcze w 1945 roku, znalazły dopiero podczas przeprowadzki w 1991 roku jego dzieci. Zwrócono je Polakom podczas podniosłej uroczystości w sali honorowej dowództwa okręgu wojskowego w Hanowerze. „Spotkanie to stało się symbolicznym aktem zadośćuczynienia i pojednania oraz ważnym krokiem na drodze do pokojowej przyszłości obu naszych narodów“ - napisano w okolicznościowym folderze. Po raz pierwszy Niemcy i Polacy złożyli wówczas wieniec ku czci poległych obu armii pod tablicą pamięci 19 Dolnosaksońskiej Dywizji Pancernej. Jak bowiem podkreślił w swoim przemówieniu na tym spotkaniu dowódca hanowerskiego okręgu wojskowego - generał major Hartmmut Behrendt: „Należy pamiętać o wojnie niemiecko - polskiej nie unikając związanych z nią okrucieństw, jak też o poległych, zarówno po polskiej, jak i niemieckiej stronie. Należy utrwalić ich życie i śmierć, bo każdy z nich zapewne działał wierząc, że służy słusznej sprawie“. Historia istotnie kołem się toczy. Szlak bojowy 19 Dolnosaksońskiej Dywizji - najpierw piechoty, a potem pancernej - prowadził we wrześniu 1939 roku przez ziemie obecnego woj. piotrkowskiego. Po pięciu latach żołnierze tej dywizji znów przekraczali Pilicę - tyle, że w zgoła odwrotnym kierunku i w zupełnie odmiennej sytuacji. Czy ci z nich, którym udało się Siódma Prowincja Kwartalnik Kulturalny Piotrkowskiego, Sieradzkiego, Skierniewickiego przeżyć, powrócą jeszcze raz nad tę rzekę, aby wyciągnąć dłoń w geście pojednania do swoich dawnych wrogów ? Czy właśnie nad Pilicą dojdzie do spotkania podobnego do tego, jakie przed kilku laty miało miejsce między radzieckimi i niemieckimi „pancerniakami“ koło Kurska? Przecież także nad Pilicą pod Tomaszowem walczyły ze sobą w 1945 roku duże jednostki pancerne Wehrmachtu i Armii Czerwonej. Czy i u nas możliwe będzie zerwanie z dotychczasowymi stereotypami i uprzedzeniami ? Czy dociekania związane z transportem „Rosi“ okażą się historycznym 7 przełomem ? Obchody Mickiewiczowskie w Sieradzu . W stulecie śmierci poety. JAN PIETRZAK Sieradz W 1955 roku przypadało stulecie śmieci Adama Mickiewicza (1798-1855) twórcy Pana Tadeusza i Dziadów , Wieszcza Narodu Polskiego. Jubileusz ten był uroczyście obchodzony w całym kraju jako ROK MICKIEWICZOWSKI. Uroczysta inauguracja miała miejsce 21 lutego 1955 roku w sali Prezydium Rady Ministrów w Warszawie, w trakcie której Przewodniczący Komisji Naukowej Komitetu Obchodów Roku Mickiewiczowskiego prof. Kazimierz Wyka wygłosił referat „Na rozpoczęcie Roku Mickiewiczowskiego“. Szczególną wagę do obchodów przywiązywano w oświacie. Ministerstwo Oświaty w specjalnym komunikacie w sprawie Roku Mickiewiczowskiego zalecało: „Rok Mickiewiczowski w szkołach powinien uczynić twórczość i postać poety szczególnie bliską młodzieży, zainteresować młodzież rolą i znaczeniem Adama Mickiewicza w kulturze polskiej i ogólnoludzkiej, przyczynić się do lepszego zrozumienia przez młodzież polskich walk narodowo-wyzwoleńczych, przyczynić się do pogłębienia uczuć patriotyzmu i internacjonalizmu, do podniesienia wrażliwości młodzieży na piękno poezji, na piękno języka i na piękno dobrej recytacji“. Również i w Sieradzu w latach 1955 1956 miały miejsce obchody Roku Mickiewiczowskiego, których trwałe ślady przetrwały do dzisiaj. Uroczyste rozpoczęcie ROKU MICKIEWICZOWSKIEGO w Sieradzu miało miejsce w Teatrze Miejskim 20 czerwca 1955 r. na sesji Miejskiej Rady Narodowej poświęconej pamięci wielkiego poety z udziałem licznej rzeszy mieszkańców miasta. Referat pt.“W stuletnią rocznicę śmierci Mickiewicza , poety rewolucjonisty“ wygłosił sekretarz Prezydium Miejskiej Rady Narodowej Jan Matusiak, inicjator i realizator większości przedsięwzięć związanych z obchodami. Podjęto także dwie uchwały w sprawie nadania imienia Adama Mickiewicza „ulicy łączącej kombinat (Zakłady Przemysłu Dziewiarskiego „Sira“ przyp. J.P.) z miastem“ i nowemu parkowi obok stadionu. Park powstawał w czynie społecznym. Szczególne nasilenie prac Obelisk Adama Mickiewicza w Sieradzu - fot. archiwum Odsłonięcie obelisku Adama Mickiewicza w Sieradzu fot. archiwum Oceniając po latach tamte przedsięwzięcia daje się zauważyć wydźwięk ideologiczny. Niemniej jednak obchody te szerokim echem odbiły się w skali kraju i w świecie. Obradująca w Montevideo, w listopadzie 1955 r. VIII Konferencja UNESCO postanowiła, by wydać książkę trójjęzyczną: angielsko-francusko-hiszpańską poświęconą Adamowi Mickiewiczowi dla spopularyzowania Wieszcza i jego twórczości. Wiele wydawnictw, które ujrzały wtedy światło dzienne nie straciły na swojej aktualności. Siódma Prowincja Kwartalnik Kulturalny Piotrkowskiego, Sieradzkiego, Skierniewickiego 17 miało miejsce przed lipcowym Światowym Zlotem Młodzieży Demokratycznej w Warszawie. Uroczyste oddanie parku dla społeczeństwa Sieradza nastąpiło w dniu 22 sierpnia 1955 r. W pracach przy jego organizowaniu brało udział 1500 osób - młodzieży i starszych mieszkańców miasta, którzy przepracowali ogółem ponad 6000 roboczogodzin. Najbardziej aktywni otrzymali pamiątkowe dyplomy. Również uroczysty charakter miało zakończenie ROKU MICKIEWICZOWSKIEGO, które odbyło się dnia 19 maja 1956 r. podczas sesji Miejskiej Rady Narodowej połączonej z otwarciem Dni Oświaty, Książki i Prasy. Na sesji tej prof. Stefan Hrabiec z Uniwersytetu Łódzkiego wygłosił odczyt na temat: „Cyprian Bazylik mieszczanin sieradz- ki“, a sekretarz PMRN Jan Matusiak przedstawił „sprawozdanie z działalności kulturalno-oświatowej w Roku Mickiewiczowskim“. Kulminacyjnym punktem zakończenia Obchodów Mickiewiczowskich w Sieradzu było uroczyste odsłonięcie w dniu 20 maja 1956 r. obelisku Mickiewicza w parku jego imienia. W uroczystości, oprócz licznie przybyłej młodzieży i mieszkańców miasta i okolicy, udział wzięli także przedstawiciele ówczesnych władz politycznych i państwowych. Odsłonięcia obelisku dokonał Piotr Chylak, Przewodniczący Prezydium Powiatowej Rady Narodowej w Sieradzu. W ramach części artystycznej wystąpiła aktorka scen łódzkich Maria Malicka, która recytowała utwory Mickiewicza oraz zespół artystyczny ze Szkoły Podstawowej nr 1 i zespół przy Cechu Rzemiosł Różnych , które zaprezentowały szeroki repertuar melodii i piosenek regionu sieradzkiego. Obelisk zaprojektowany został przez Jana Matusiaka, zaś do jego budowy użyto czerwonego piaskowca z rozebranego przez ówczesne władze Sieradza pomnika Józefa Piłsudskiego, który przetrwał lata okupacji. Wspomniany wyżej pomnik Adama Mickiewicza, park jego imienia i ulica to trwałe dzisiaj pamiątki po obchodach ROKU MICKIEWICZOWSKIEGO w Sieradzu. 7 Skierniewice w 1860 roku ZBIGNIEW GRALEWSKI Skierniewice się o wszystkim, co interesowało władze carskie, a więc: ludność, gospodarka, a także perspektywiczny rozwój skupisk miejskich, którymi kierowali. Skierniewice należały wówczas do powiatu rawskiego. W mieście funkcjonowała parafia rzymsko-katolicka. Skierniewice zamieszkiwała spora grupa Żydów, stąd działał tu dozór bóżnicy wyznania mojżeszowego. Wyznawcy prawosławia mieli parafię w Łowiczu, natomiast ewangelicy w Rawie. W połowie XIX wieku Skierniewice szczyciły się już połączeniem kolejowym z Warszawą i Łowiczem. W rejonie wsi Skierniewka Prawa pobudowano dworzec kolejowy, na terenie którego działał urząd pocztowy. Skierniewice Park Carski z II poł. XIX w. ilustr. za „Tyg. Ilustr.“ z 1872 r.. W II połowie wieku władze Królestwa Polskiego, działające pod presją władz carskich usiłowały przeprowadzić reformę miast. Chodziło głównie o określenie ich stanu, a to z tego względu, że miast na ziemiach polskich było zdecydowanie więcej, niż na terenie cesarstwa rosyjskie- 18 go. Określenie stanu miast miało doprowadzić do ich weryfikacji, a w efekcie do znacznej ich redukcji. W celu dokładnego sprostania temu zadaniu, burmistrzowie otrzymali ankiety, w których mieli za zadanie wypowiedzieć Najważniejsze połączenie drogowe wiodło do Rawy, przy czym należy dodać, że była to jedynie droga utwardzona. Generalnie stan dróg w okolicach Skierniewic uznano jako kiepski. Terytorium miasta liczyło 68 włók, 14 morgów i 280 prętów, a w większości tereny te stanowiły własność mieszczan. Wspólną własność gminy stanowiły zale- Siódma Prowincja Kwartalnik Kulturalny Piotrkowskiego, Sieradzkiego, Skierniewickiego dwie 4 włóki i 28 morgów, a ponadto las miejski, który liczył 17 włók i 25 morgów. Poważnie wzrosła liczba mieszkańców Skierniewic. W 1820 roku mieszkało tu 1.721 osób, a w momencie sporządzania ankiety było ich 3.016. W mieście było 1.859 katolików, 1.102 osoby wyznania mojżeszowego oraz 52 ewangelików. Co ciekawe -car objął swym panowaniem Skierniewice już bez mała przed 50-u laty, a mieszkało tu zaledwie troje prawosławnych. Różnorodne były źródła utrzymania mieszkańców miasta. Najliczniejsza była grupa rzemieślników - 240-u, w tym 36u krawców i aż 72 szewców. Handlem i dystrybucją alkoholu parało się 118 osób. Co prawda ankieta wymienia aż 147u rolników, trudno jednak dociec, czy było to jedyne źródło ich utrzymania. W wielu przypadkach bywało tak, że obok rolnictwa zajmowali się oni również handlem i rzemiosłem. Przeciętne gospodarstwo rolne było dość duże, skoro areał gruntu przeznaczonego pod uprawę podzielono na 147 gospodarstw. 80 koni, 98 wołów ( w tamtych czasach były one niezastąpione przy pracach polowych), 30 owiec i 507 sztuk trzody chlewnej - taki był stan posiadania inwentarza żywego skierniewickich rolników. Ziemia należąca do rolników nie leżała bynajmniej odłogiem - uprawiano m.in. 5 włók pszenicy, 15 włók żyta, 10 jęczmienia i 9 włok ziemniaków. Burmistrz miał więc prawo w ankiecie napisać: „... mieszkańcy nie zostawiają nic ugorem i każdorocznie przy częstym nawożeniu całe pole obsiewają“. W Skierniewicach istniał też, oczywiście w mniemaniu burmistrza „przemysł“. Do fabryk zaliczano: 2 tartaki, browar, 14 garbarni, cegielnię, 2 wytwórnie lin i powrozów oraz wytwórnię octu. Z tych „zakładów“ największa była cegielnia, której właściciel zatrudniał 5-u robotników. W innych „fabrykach“ poza właścicielem majstrem pracował czeladnik oraz grupa uczniów. Burmistrz również nader nisko oceniał wartość miejscowego rzemiosła pisząc w ankiecie, że „rzemiosła znajdują się na drodze bez rozwoju“. Handel egzystował również kiepsko jak rzemiosło: zaledwie 15 osób prowadziło sklepy lub kramy, pozostałe zaś osoby trudniące się tym zajęciem zaliczano do tzw. przekupniów. W mieście pobudowano 190 domów, w tym 162 drewniane i 28 murowanych. Zaledwie 12 domów liczyło 2 piętra. Zabudowę publiczną, zdaniem burmistrza, stanowiły 2 kościoły, bożnica, ratusz w rynku, a także szkoła i przytułek. niu drogi żelaznej warszawsko-wiedeńskiej miasto zaczęło się wznosić i skutkiem tego pobudowano ratusz i wzniesiono kilka znaczniejszych domów murowanych, przez podwyższenie ludności, bowiem dla bliższej sposobności podróżowania tąż koleją każdorocznie wiele osób sprowadza się do miasta“. W opisie miasta burmistrz nie mógł pominąć wizerunku pałacu carskiego: „Na przeciw ulicy Śmiałej i Wojskowej exystuje Pałac i Ogród Królewsko-Cesarski położony na terytorium gminy Skierniewka, do Administracyi Księstwa Łowickiego należący, do którego każdorocznie prawie Najjaśniejszy Pan z swą familią przybywa na polowania“. W sumie miasto zyskało ocenę pozytywną. Dalsze szanse miasta burmistrz upatruje w dalszej rozbudowie linii kolejowej. Burmistrz uznaje też za celowe zorganizowanie w mieście szkoły realnej i co więcej - założenie w Skierniewicach siedziby powiatu. Nie doszło, przynajmniej w najbliższych latach, do realizacji planów czy zamierzeń burmistrza. Powiat powstał w Skierniewicach dokładnie po siedmiu latach, natomiast na szkołę realną czekano z górą pół wieku. 7 Burmistrz odpowiadając na pytania ankiety zaznacza, że dopiero „po zaprowadze- Oświata na wsi w gminie Rozprza w XIX i I połowie XX wieku. JÓZEF MARCHEWKA Piotrków Trybunalski Obszar dzisiejszej gminy Rozprza, po drugim rozbiorze w 1793 roku, dostał się pod panowanie pruskie. Później nastały rządy Księstwa Warszawskiego, a od 1815 do wybuchu pierwszej wojny światowej istniał tu zabór rosyjski. W czasie wojny 1914 - 1918 tereny te zajmowali Austriacy. Dopiero rok 1918 przyniósł niepodległość II Rzeczypospolitej Polskiej. Zarówno polityka zaborców, jak i istniejący ustrój społeczny (poddaństwo chłopów i obowiązująca pańszczyzna) miały ogromny wpływ na oświatę, a właściwie na jej brak w XIX wieku. Ludność wiejska prawie całkowicie pozbawiona była oświaty, panował analfabetyzm. Świadczą o tym m. in. dokumenty metrykalne od początku XIX wieku: chrztu, ślubu i zgonu, które podpisywał ksiądz w imieniu swoim i niepiśmiennych osób wymienionych w dokumencie. W sporządzonym dla celów wojskowych w 1865 roku spisie mężczyzn w wieku 20 - 24 roku życia na 140 poborowych w gminie Rozprza tylko jeden umiał czytać po polsku, był nim Felicjan Cieśliński z Sobakowa. Po uwłaszczeniu 1864 roku, czyli nadaniu chłopom na własność ziemi dotychczas przez nich użytkowanej, pojawiają się dokumenty kupna i sprzedaży oraz przekazania gospodarstwa rolnego synom i córkom za alimenty, tzw. wycug. W tego rodzaju dokumentach z końca lat 60-tych ubiegłego roku krzyżykami podpisywali się: Tomasz Sadziński i Jan Cubała z Mierzyna, Marianna, Urszula, Marcin i Stanisław Cieślikowie, Ignacy Marchewka, Walenty Pielużek s. Szymona, Stefan Siemkowski, Szymon Lasoń i Mateusz Ziemski z Rajska Dużego. Swoim nazwiskiem dokumenty te podpisał tylko wójt Goszcz. Siódma Prowincja Kwartalnik Kulturalny Piotrkowskiego, Sieradzkiego, Skierniewickiego 19 nie. Z Rajska Dużego w tym czasie uczęszczali do szkoły w Mierzynie: Stefan Lasoń, Józef Pielużek s. Szymona, zwany Szymonkiem i Marcin Pielużek. Niektórzy pobierali naukę u Stanisława Więciorka. Prywatną nauczycielkę ze szkoły fabrycznej w Niechcicach Ludomirę Francke zatrudniono w Rozprzy. W 1914 roku w gminie Rozprza było pięć szkół o jednym nauczycielu: w Rozprzy, Mierzynie, Woli Niechcickiej, Gieskach i fabryczna w Niechcicach. Ogółem w tych miejscowościach na 1186 dzieci uczęszczało do szkoły 266 uczniów (22%). Uczniowie szkoły powszechnej w Rajsku Dużym ok. 1920 r. - w środku nauczycielka, prawdopodobnie Janina Pełnikas fot. ze zbiorów rodzinnych Zofii Mrowińskiej z Warszawy Wprawdzie szkoła w Rozprzy istniała w 1856 r., a w Mierzynie w 1860 r., ale na skutek represji zaborcy prawdopodobnie przestały one istnieć pod koniec XIX wieku. Program tych szkół obejmował religię, czytanie książek drukowanych w języku ojczystym, zasadnicze działania arytmetyczne i wiadomości o miarach. Od 1871 r. wprowadzono obowiązek nauki czytania i pisania w języku rosyjskim, a od 1885 r. język ten stał się w szkołach językiem wykładowym. Obowiązywał on także jako język urzędowy w urzędach, sądach i aktach stanu cywilnego. Wychodzące w Piotrkowie Tryb. pod koniec XIX wieku czasopismo „Tydzień“ zwracało uwagę czytelników na fakt braku nauczycieli w szkołach ludowych. Pomimo, że nauczyciele otrzymywali, oprócz wynagrodzenia, kawałek ziemi pod uprawę i świadczenia w naturze płodów rolnych, chętnych było niewielu. Tuż przed pierwszą wojną światową naukę czytania, pisania i rachunków prowadzili prywatni nauczyciele, często bez odpowiedniego przygotowania dydaktycznego. W Rajsku Dużym uczył dzieci Stanisław Więciorek, w Bryszkach - Niemka Glejzer, w Mierzynie Stanisław Kamodzki, w Kęszynie Józef Pardel, w Łochyńsku Lefartówna, w Zmożnej Woli Stefania Wierucka Gdy w wyniku działań wojennych 1914 1918 przyszli Austriacy, a we władzach cywilnych w powiecie piotrkowskim znalazł się Polak, sprawa oświaty ruszyła do przodu. Przystąpiono do organizowania szkolnictwa. Stwierdzono, że w Rozprzy uczył dzieci Józef Cyganek, nie mając odpowiednich kwalifikacji. Zabroniono uczyć Lefartównie w Łochyńsku i Wieruckiej w Zmożnej Woli, natomiast z dniem 1 września 1915 roku mianowano nauczycielem Stanisława Kamodzkiego i Mierzy- Uczniowie klasy piątej i szóstej szkoły powszechnej w Mierzynie, czerwiec 1939 r. Siedzą od lewej nauczyciele: Józef Matusiak, Albin Sowiński /kierownik szkoły/ i Zofia Kulejska - fot. ze zbiorów autora 20 Pismem z dnia 9 listopada 1915 roku austriacka Komenda Obwodowa w Piotrkowie Tryb., powołując się na uchwałę rady gminy w Rozprzy, postanowiła z dniem 1 lutego 1916 roku utworzyć siedem nowych szkół: w Białocinie, Dzięciarach, Ignacowie, Rajsku Dużym, Starej Wsi, Straszowie i Wronikowie. Wkrótce Janina Pełnikasówna z Krakowa ul. Grzegórzewska 19 otrzymała nominację do jednoklasowej pospolitej szkoły w Rajsku Dużym z wynagrodzeniem 850 koron. Cały budżet szkoły na opłacenie lokalu, stróża, opał, środki czystości, biblioteczkę i książki dla biednych dzieci wynosił 900 koron. Szkoła mieściła się w jednej izbie wynajętej od Magdaleny Siemkowskiej, po drugiej stronie przestrzałowej sieni mieszkała właścicielka domu. Do szkoły uczęszczały dzieci z Rajska Dużego, Rajska Małego i Bryszek. Obsadzenie nauczycielami innych szkół natrafiało na poważne trudności. Nauczyciel, jeżeli nie otrzymał mieszkania, rezygnował z pracy lub przenosił się do innej miejscowości. Szczególnie często zmieniali się nauczyciele w Starej Wsi, Straszowie i Zmożnej Woli. Dlatego też w następnych latach notowano największą liczbę analfabetów w tych miejscowościach. W 1916 r. utworzono w Piotrkowie Tryb. żeńskie seminarium nauczycielskie, które przygotowywało kadry pedagogiczne. Potrzeby jednak były ogromne. W Mierzynie ks. Antoni Christoph przeznaczył bezinteresownie na cele szkolne salę parafialną na 60 uczniów. Czyniono starania o otwarcie drugiej szkoły dla 100 dzieci nie pobierających nauki, ale jak stwierdził wójt gminy - Stanisław Kuejski (mieszkaniec Mierzyna), lokalu dla drugiej szkoły nie udało się znaleźć. Powołano w gminie Radę Szkolną, w skład której weszli: ks. Stanisław Szabelski, proboszcz i kan. z Rozprzy, Stanisław Kuejski wójt gminy, Stanisław Bronikowski - dziedzic z Mierzyna, Ludomira Francke - nauczycielka z Rozprzy, ks. Antoni Christoph proboszcz z Mierzyna, Goltlieb Knull - gospodarz z Giesek (Niemiec). W latach dwudziestych szkoły przeżywały trudności gospodarcze i administracyjne: w Rozprzy przeciekał dach, w Mierzynie nie zreperowano podłogi, w Rajsku Dużym sołtys nie wyznaczył podwody po Siódma Prowincja Kwartalnik Kulturalny Piotrkowskiego, Sieradzkiego, Skierniewickiego drewno do lasu i szkoła w czasie mrozów musiała być zamknięta, podobnie dwór w Łochyńsku nie dostarczył drewna do szkoły w Rozprzy, inspektor szkolny - Jan Skowroński zwracał uwagę na złe warunki sanitarne i polecił, aby przy każdej szkole był ustęp, zaostrzył się konflikt nauczycieli z wójtem Aleksandrem Serafinem. W roku 1926 na terenie gminy było jedenaście szkół, w tym w Rozprzy i Niechcicach było po 4 nauczycieli, we Wronikowie - trzech, w Mierzynie - dwóch, w pozostałych po jednym nauczycielu. W Rajsku Dużym nauczycielkami były kolejno: Janina Pełnikas (1916 - 1922), Henryka Jędrzejewiczówna z Baranowa (1922 1923), Jadwiga Zawadzka (1923 - 1925), Aniela Łuczakówna (1925 - 1930), Józefata Lubasówna (1930). Na skutek wymówienia lokalu i zaniedbania sołtysa szkołę z Rajska Dużego przeniesiono do Bryszek, gdzie kolejno uczyły: Halina Kleszczewska i Helena Demusowa. W Mierzynie przez wiele lat uczył Józef Matusiak, w Rozprzy Henryka Jędrzejewiczówna (po przeniesieniu z Rajska Dużego), w Kęszynie Maria Palisówna i w Straszewie Stefania Zabłocka. W latach 1932 - 1933 sejm uchwalił nowe ustawy o ustroju szkolnictwa. Inicjatorem zmian był minister oświaty i premier rządu - Janusz Jędrzejewicz. Dotychczas szkoła powszechna była czteroklasowa; po ukończeniu czwartej klasy uczeń mógł ubiegać się o przyjęcie do ośmioletniego, płatnego gimnazjum. W myśl tej reformy szkoły powszechne podzielono na trzy stopnie. Do szkoły pierwszego stopnia uczeń w założeniu uczęszczał siedem lat: 1 rok do klasy pierwszej, 1 rok do klasy drugiej, 2 lata do klasy trzeciej i 3 lata do klasy czwartej. Po ukończeniu tej szkoły otrzymywał świadectwo ukończenia czterech klas i nie miał możliwości kontynuowania nauki, praktycznie naukę więc kończył po pierwszym roku klasy czwartej. Szkołą pierwszego stopnia była szkoła w Bryszkach. W szkole drugiego stopnia uczeń pobierał naukę sześć lat i był promowany co roku do następnej klasy. Szkołą drugiego stopnia była szkoła w Mierzynie. Po ukończeniu takiej szkoły uczeń mógł zdawać egzamin do pierwszej klasy czteroletniego gimnazjum, a po jego ukończeniu do dwuletniego liceum typu matematycznofizycznego, humanistycznego lub klasycznego. Szkołą trzeciego stopnia była szkoła w Rozprzy. Posiadała dodatkowo siódmą klasę, do której uczęszczali uczniowie nie mający zamiaru uczęszczać do gimnazjum. System ten przetrwał do 1939 r., a nawet po wojnie obowiązywał do czasu utworzenia ośmioklasowej szkoły podstawowej. Na zakończenie należy przedstawić aktualny stan szkolnictwa w gminie Rozprza. Obecnie na terenie gminy istnieje 8 szkół podstawowych: w Lubieniu, Łazach Dużych, Mierzynie, Milejowie, Niechcicach, Nowej Wsi, Rozprzy i Straszowie. Do największych szkół należą szkoły: w Niechcicach (19 oddziałów, 418 uczniów i 31 nauczycieli, w tym pedagog i bibliotekarka), w Rozprzy (18 oddziałów, 415 uczniów, 30 nauczycieli). Po osiem oddziałów mają szkoły: w Mierzynie, Straszowie, Nowej Wsi i Milejowie. Klasy łączone (niechlubny spadek po dawnych systemach) istnieją w Lubieniu, Łazach Dużych i Longinówce - filia Milejowa. W porównaniu z opisanym stanem również i dzisiaj oświata na wsi nie jest wolna od nowych problemów, które ją nurtują. 7 Wojenna Kolęda MACIEJ WOJEWODA Skierniewice Przeżycia wojenne, uczucie klęski poniesionej w walce z wrogiem, tęsknota za Ojczyzną i domem rodzinnym, obawa o los rodzin i własny - sprawiły, iż wielu jeńców szukało pociechy w modlitwie i praktykach religijnych. Obóz jeniecki VII A Murnau fot. ze zbiorów Muzeum Ziemi Sochaczewskiej i Pola Bitwy Nad Bzurą Oficerowie i szeregowi przebywający w obozach jenieckich zgodnie ze zwyczajami panującymi w armii II Rzeczypospolitej rano i wieczorem zbierali się na wspólnej modlitwie. W obozach oficerskich, gdzie Niemcy zachowali pozory przestrzegania konwencji genewskiej, nabożeństwa odbywały się w garażach, barakach, piwnicach i innych pomieszczeniach. Przerobione i ozdobione przez obozowych plastyków wnętrza stwarzały atmosferę prawdziwych „domów Bożych“. W Oflagu VII A w Murnau, gdzie znajdowało się wielu oficerów wziętych do niewoli w czasie bitwy nad Bzurą, urządzono Siódma Prowincja Kwartalnik Kulturalny Piotrkowskiego, Sieradzkiego, Skierniewickiego 21 Widok na obóz jeniecki VII A Murnau w sochaczewskim Muzeum fot. M.Wojewoda Od godz. 14.00 odbywały się wieczerze wigilijne spożywane według bloków i pięter. Poprzedzono je odśpiewaniem kolęd i dzieleniem się opłatkiem. O godzinie 16.00 sala jadalna zapełniła się żołnierzami. Do zebranych przemawiali kolejno pułkownicy Kaleński i Iwanowski. Każdy szeregowy otrzymał gwiazdkowy prezent: papierosy i jabłka. O godz. 17.00 odbyło się składanie życzeń w poszczególnych blokach. O godz. 24.00 ksiądz kapelan Szydelski odprawił uroczystą pasterkę.“ Aleksander Rymkiewicz WOJENNA KOLĘDA Pamiątki obozu jenieckiego VII A Murnau w sochaczewskim Muzeum - fot. M.Wojewoda Lulajże, Jezuniu, w biednym polskim kraju lulajże, Jezuniu, od chłodu fioletowy. Wędrowiec krzyż całuje, na śniegu przy staje, chłopi na postronku pociągnęli krowę. Lulajże, Jezuniu, oczyść nas od kary idą trzej królowie, niosą święte dary. Okna ciche świecą, śniegi białe leżą, a Ty Go Matulu od chłodu otulaj. W żłobek nasypali srebro , chleby, złoto i kadzidła palą, otwierają wrota. Kościołek na pasterkę woła srebrnym dzwonem, odłóżcie karabiny, przynieście koronę. kaplicę w piwnicy bloku mieszkalnego. Była ona dziełem plastyków Bohdana Bocianowskiego i Adama Siemaszki. Dwa pomieszczenia kaplicy pozwalały na jednoczesne przebywanie w niej ok. 100 osób. Odprawiono tu nabożeństwa, w których tłumie uczestniczyli jeńcy. Miały one szczególnie uroczysty charakter w okresie Świąt Bożego Narodzenia i Wielkanocy, a także w dni świąt pułkowych i narodowych. Przemieniały się wówczas w manifestacje patriotyczne. Kończono je chóralnym śpiewem „Boże coś Polskę“, a często mimo niemieckich represji hymnem narodowym. W Murnau w pierwszym dniu Bożego Narodzenia, gdy jeńcy śpiewali: „Boże coś Polskę“, do hali gimnastycznej, w której odprawiane było nabożeństwo, wtargnęli 22 niemieccy żołdacy bijąc kolbami i rozpraszając śpiewających. W wigilię Bożego Narodzenia w kaplicach ozdobionych tradycyjnymi szopkami chóry obozowe śpiewały kolędy, dzielono się opłatkiem, składano sobie życzenia. Drzewko zapalone, miód nalany w kuble Dla Ciebie, Jezuniu, świeżo narodzony. Piórka trzepotały, przyleciały wróble, przyniosły pszenicy złote nasiona. - Lulajże, Jezuniu mały, doskonały. Za wioską, za borem armaty huczały. 7 W gazecie obozowej oflagu w Choszcznie (Arnswalde) zamieszczono sprawozdanie z uroczystości jakie odbyły się w czasie Świąt Bożego Narodzenia w 1939 r. pierwszych świąt spędzonych w niewoli: „- w dzień wigilijny o godz. 11.30 zebrał się personel funkcyjny z płk. Kaleńskim i płk. dypl. Iwanowskim na czele w sali jadalnej. Po przemówieniu księdza kapelana Szydelskiego dzielono się opłatkiem i składano sobie życzenia, a następnie odśpiewano kolędę. Siódma Prowincja Kwartalnik Kulturalny Piotrkowskiego, Sieradzkiego, Skierniewickiego Wolanty, wasągi i milordy. Nietypowe hobby MARIUSZ POLIT Skierniewice Witold Krawczyk z Łowicza już ponad osiem lat zajmuje się odnawianiem starych powozów. Jest jedynym człowiekiem w Polsce, który zajmuje się w ten sposób dorożkami. Inni wykonują powozy z nowych części, biorąc stare bryczki za wzór. Odnawianie traktuje jako swoje hobby. - Początki były dziwne. Nie mogłem patrzeć, jak u teścia marnuje się bryczka. Stała na powietrzu, drewno już przegniło. Wtedy to po raz pierwszy zabrałem się za odnawianie i robię to do dziś. Przy każdym powozie uczę się czegoś nowego opowiada Krawczyk. Pierwsza bryczka, ta od teścia, była volantem, czyli najprostszą odmianą, na czterech kołach, z podwyższonym siedziskiem dla woźnicy. Łowiczanin musiał założyć właściwie tylko nowe błotniki, wymienić część drewna i zmienić obicia. Powóz do dziś jeździ w Kolumnie pod Łodzią. Wachlarze z jesionu - Jeżdżę po małych, nieznanych wsiach i odkupuję bryczki od właścicieli. Biorę tylko te mało zniszczone, ale muszą mieć przynajmniej dobry szkielet. Jak stoi pod chmurką, to rezygnuję, bo musiałbym praktycznie zrobić drugi pojazd - tłumaczy Krawczyk. Obręcz przytwierdzona jest najczęściej do drewnianych szprych, które niestety trzeba dorobić. W obręcz wlana jest guma, na której powóz jeździ - tłumaczy. Szprychy też dorabiane są z jesionu, mniej szlachetne drewno wykorzystywane jest do odnawiania podłogi czy kufrów pod siedziskami. Tutaj wystarczą deski sosnowe. Siedzenia odnawiane są takim samym materiałem, jaki wykorzystywany był w dawnych latach. W środku są sprężyny i morska trawa, na wierzchu bardzo mocne płótno. - Próbowałem robić też ze skóry, ale ludziom się nie podobają. Latem szybko się nagrzewają i człowiek szybciej się na nich poci, już jesienią są bardzo zimne. Zresztą wszystkie bryczki, które spotkałem, były obite pluszem, czyli materiałem podobnym do naszego atłasu - wyjaśnia Witold Krawczyk. Progi do bryczek wykładane są listwami mosiężnymi. Oprócz wyglądu zyskają też na trwałości, bo deski nie wyłamią się przy wsiadaniu. Najstarsza z 18 wieku Łowiczanin najczęściej odnawia volanty, ale zdążają się też inne odmiany powo- zów. Najstarsza, jaką udało mu się spotkać u rolnika na wsi, pochodziła z 1790 roku. - Była to bryczka Victoria, wyprodukowana w Warszawie, w Fabryce Powozów Hieropolitańskiego przy ul. Marszałkowskiej. Miała jeszcze metryczkę. Została w Polsce, ale nie mogę zdradzić, kto ją ode mnie odkupił -opowiada. Krawczyk odnawia też wasongi, czyli wozy cygańskie. - Różnią się od zwyczajnych wozów tym, że burty mają delikatne, wąskie i niskie. Cyganie przy wasągach mieli zazwyczaj pałąki, na które naciągali płótno. Mnie wszystkie wozy trafiły się bez pałąków, nie próbowałem też ich dorabiać - mówi. Na wsiach spotkać można nawet dorożki. - Spotkałem Milorda, ze skórzanym dachem, błotnikami z tłoczonego materiału, nawet niezbyt zniszczonego. Ale pracy przy tym bardzo dużo - dodaje. Do hotelu i na ulicę Bryczki kupują ludzie zamożni. Ceny ustalane są każdorazowo z klientem, Krawczyk nie chce zdradzić nawet przybliżonej wartości pojazdów. Prawie wszystkie bryczki, które odnawiał, miały zniszczone wachlarze, czyli błotniki przechodzące płynnie z tylnych na przednie koła. Muszą być z giętego drewna. - Nadaje się tylko jesion, bo wygięty już nie wyprostuje się. Deskę najpierw moczę przez kilka dni w wodzie, potem gotuję przez dwie-trzy godziny. Potem już tylko wkładam w szablon i po kilku dniach wyjmuję gotowy wachlarz - opowiada łowiczanin. Błotniki trzeba już tylko pomalować 3-4 razy bejcą holenderską. Farba olejna nie nadaje się, bo szybko się łuszczy i odpada. Morska trawa na siedzisko Krawczyk kupuje tylko te bryczki, które mają jeszcze dobre obręcze metalowe. - Siódma Prowincja Kwartalnik Kulturalny Piotrkowskiego, Sieradzkiego, Skierniewickiego 23 - Kupują bardzo różni ludzie. Ostatnio bardzo sympatyczne małżeństwo z Lublina wzięło od nas bryczkę. Mają swojego konia, którego w tygodniu karmi gospodarz na wsi, gdzie mają małe gospodarstwo. Bryczką jeżdżą tylko w weekendy - opowiada łowiczanin. Kilka bryczek kupili właściciele drogich hoteli na Mazurach, dwie jeżdżą po ulicach Szczecina. Kupili je taksówkarze, którzy przesiedlili się z mechanicznych na żywe konie. Wóz strażacki i kierat Witold Krawczyk ma też inne ciekawe upodobania. Zajmuje się odnawianiem oryginalnej łowickiej chałupy. W przyszłości chciałby wynajmować turystom. Ma też kilkuhektarowe gospodarstwo, na którym sadzi truskawki, porzeczki, wiśnie. W obejściu trudno się ruszyć, wszędzie zabytki. Stoi wóz strażacki z 1912 roku, jeszcze na pompę, malutki wozik na drewnianych kółkach, jakimi woziło się mleko 200 lat temu, sprawny kierat, a nawet wóz dworski. - Odnawianie starych powozów to całe moje życie. Chciałbym je wszystkie zatrzymać przy sobie, a w ładny słoneczny dzień zaprząc konia i pojeździć wśród łąk czy w lesie. Codziennie mógłbym wypróbować inną - marzy. Niestety, aby mieć pieniądze na zakup nowej bryczki, musi sprzedawać te, które już odnowił. 7 Kole Matki Boski Gromnicny czyli kolejna udana impreza w Popowicach MAłGORZATA DZIUROWICZ-KASZUBA Sieradz Ubiegłoroczne „Bachusy“ impreza w Popowicach pt. „Jadą Bachusy“ tak się wszystkim podobała, że domagali się, aby w następnym roku je powtórzyć. Ale, wiadomo, jak to jest z powtarzanymi wiadomościami... Zespół Obrzędowy z Popowic wpadł na ciekawy pomysł - urządzić w tym mniej więcej czasie na początku lutego, inną imprezę opartą na widowisku, które ma w swoim repertuarze, a mianowicie „Dzień Matki Boski Gromnicny“. Święto wypadło w tym roku w poniedziałek, a impreza odbyła się w niedzielę (1.02.1998 r.), stąd też jej nazwa „Kole Matki Boski Gromnicny“. W liturgii kościelnej jest to święto Ofiarowania Pańskiego oraz pamiątka Oczyszczenia, któremu po 40 dniach od połogu poddała się Maryja ofiarowując następnie Jezusa w Świątyni. Rytuał dokonujący się nad kobietą przychodzącą po raz pierwszy do świątyni po urodzeniu dziecka przewidywał na samym wstępie wręczenie matce zapalonej świecy. Stosowanie świec w obrzędzie kościelnym nawiązuje więc do praktyk starotestamentowych. W dniu święta Oczyszczenia dokonywało się zawsze w kościele poświęcenie świec, paliło się je podczas mszy świętej a w domu zapalało się w razie grożących Procesja dookoł kościoła - fot. Kazimierz Budzik 24 niebezpieczeństw, często podczas burzy, stąd nazywano je gromnicami. Dlatego też w staropolskim nazewnictwie święto to określano jako Matki Boskiej Gromnicznej ( wg. Ks. Wł. Smolenia: Ilustracje świąt kościelnych w polskiej sztuce. Lublin 1987) . Gromnice to koniec okresu świątecznego, to moment powagi w czasie trwającego jeszcze karnawału. Z dniem tym związanych było wiele zwyczajów i obrzędów. Pokazane zostały one w widowiskach dwóch zespołów obrzędowych - gospodarza, zespołu z Popowic i gościa - zespołu „Dobroniacy“ z Dąbrowy Zielonej (woj. Częstochowskie). Jako, że jest to święto kościelne, głównym punktem programu imprezy była msza święta. Odbyła się ona w pięknym zabytkowym kościółku drewnianym w Grębieniu - wiosce równoległej do Popowic - oddalonej w linii prostej o 2 km. Była słoneczna zimowa pogoda. Śnieg skrzył się pod stopami. Niektórzy członkowie zespołu z Popowic i Dąbrowy Zielonej przyjechali do kościoła zaprzęgiem konnym, inni przyszli piechotą. Były też kobiety z zespołów z Kurowa i Wierzchlasa ubrane w wieluńskie stroje ludowe. Wszyscy ze świecami w rękach. Mszę świętą odprawił ksiądz Dziekan Stanisław Matuszczyk - proboszcz parafii w Dzietrznikach - przekazał on wiele ciepłych słów uczestnikom imprezy oraz wygłosił piękne kazanie okolicznościowe, w którym m.in. powiedział: „Jakże ten dzień wrósł w tradycje chrześcijańskie w naszym kraju. Gdy o tej porze przed laty przychodziły surowe zimy i szalały zamiecie lud polski wyobrażał sobie, że nad bezpieczeństwem wsi czuwa Siódma Prowincja Kwartalnik Kulturalny Piotrkowskiego, Sieradzkiego, Skierniewickiego Matka Boska Gromniczna. Chodzi po opłotkach z zapaloną gromnicą, której blask odstrasza stado wilków. To był świat przydrożnych kapliczek, wieczornych litanii; w tym świecie wszystko było jednością: życie i wiara, praca i jej surowe piękno“. W kościele unosił się zapach topiącego się wosku pszczelego, bowiem zespół z Dąbrowy Zielonej zapalił gromnice zrobione przez siebie (wyrób ich mogliśmy zobaczyć później podczas widowiska, które zaprezentowali). Po mszy św. zakończonej procesją wokół kościoła z zapalonymi świecami wszyscy uczestnicy imprezy udali się do remizy w Popowicach, gdzie zostali podjęci przez zespół wspaniałym obiadem. Następnie odbyły się prezentacje dwóch widowisk obrzędowych : „Gromniczna“ w wykonaniu zespołu z Dąbrowy Zielonej i „Dzień Matki Boski Gromnicny“ w wykonaniu zespołu z Popowic. Są to dwa różne przedstawienia nawzajem się uzupełniające. Pierwsze dotyczy przygotowań do święta Matki Boski Gromnicznej. Akcja rozgrywa się w przeddzień w rodzinie pszczelarzy, gdzie gospodarz wykonuje ręcznie z wosku pszczelego świece, które następnie przystrajają dziewczynki wstążkami i mirtą. Inni domownicy plotą ze słomy ul „Kószka“ - dziś już zupełny archaik - niespotykany na wsi od kilkudziesięciu lat. Przez izbę przewija się wiele osób, w myśl powiedzenia: „Gdzie świece robią, tam się ludzie schodzą“ Przychodzi też matka małego dziecka, które się przelękło i wówczas poznajemy moc uzdrawiającą wosku. Wartość widowiska wzbogacają piękne pieśni (To co mnie w nim urzekło, gdy po raz pierwszy je oglądałam jesienią w ubiegłym roku w Tarnogrodzie. I wówczas postanowiłam zaprosić zespół na imprezę). Jedna z nich to pieśń opowiadająca o tym, jak Matka Boska pogromiła stado wilków. Śpiewają ją „zastygnięci“ nad czynnościami, które wykonują. Oto jej fragment: A tam przy dolinie Sierota płakała Aż Maryja z aniołami z nieba usłyszała Cóż ci to sieroto Cóż ci to potrzeba Stado wilków mnie napadło Ratuj Matko z nieba Wzięła Matka Boska Świecę zapaliła I płomieniem od tej świecy wilków pogromiła Dziękuję ci Matko żeś mnie ratowała A Twoje świece gromnicą Będę nazywała Przedstawienie „Dzień Matki Boskiej Gromnicznej“ w wykonaniu zespołu obrzędowego z Popowic fot. Małgorzta Dziurowicz-Kaszuba Końcowa scena przedstawienia „Gromniczna“w wykonaniu zespołu obrzędowego „Dąbrowiacy“z Dąbrowy Zielonej fot. Kazimierz Budzik ( czyli nazwa gromnica pochodzi nie tylko od gromu, ale i od gromienia). Druga pieśń śpiewana na zakończenie widowiska przy przygaszonym świetle z zapalonymi gromnicami również robi wrażenie: Chwała Bogu z wysokości Z niniejszej uroczystości Dzisiaj świece są gromnice Dla przedniej tajemnice Dziś z świecą w kościół wchodziła Maryja w tem co zrodziła By Bogu ofiarowała to co najdroższego miała Dziś palimy owe świece które w zgon dadzą nam w ręce Abyśmy w ich świetle żyli I w świetle z świata schodzili (...) Ogień świecy Bogu miły Ogień krzepi ludzkie siły świeca cienie mroczne spędza Gromnica czarta odpędza Abyśmy za jej pomocą Zdjęci śmiertelną niemocą Gromnicą czarta skromili zczęśliwie życie skończyli. W pieśni tej zaakcentowane są dwa najważniejsze zadania, jakie spełniała gromnica, mianowicie: odpędzała złe moce i była towarzyszką na ostatni moment życia człowieka. Owe dwa atrybuty gromnicy wyraźnie zaakcentowane są w drugim przedstawieniu:“Dzień Matki Boski Gromniczny“. Zapalone gromnice trzeba donieść z kościoła do domu, by nakreślić jej płomieniem krzyżyki na drzwiach, oknie belce stropowej. Siódma Prowincja Kwartalnik Kulturalny Piotrkowskiego, Sieradzkiego, Skierniewickiego 25 W przedstawieniu czyni to gospodarz wypowiadając słowa „Broń nas Matuchno Boska przed wszelkimi choróbskami, złymi mocami. A gdy jest już przy oknie dodaje jeszcze (...) i wilczyskami“. umierającemu,,by jej światełko pokazywało drogę duszy do nieba. Następnie świecą okadza każdego domownika okrążając go wokół, a ten wdycha trzy razy opary świecy, jakby połykając symbolicznie święty ogień. Na gromnicę masz zimy połowicę W obu przedstawieniach wypowiadane są przysłowia związane z gromnicą: Na gromnicę łataj bracie rękawice Na gromnicę mróz szykuj chłopie wóz Zabieg ten miał chronić od bólu gardła i zębów. Krzyżyki należało też zrobić w obórce „zeby te wściekłe carownice ni mieły takigo dostympu“, bo gdy w minionym roku zapomnieli tego uczynić to czarownica zabrała krowie mleko. Dowiadujemy się tego podczas dość zabawnej sceny kłótni z sąsiadką, której gospodyni przypisuje cechy czarownicy. Całe widowisko jest wartkie, żywe, pełne dowcipu i humoru, chociaż dotyczy spraw nieraz poważnych, a nawet wręcz tragicznych, kiedy to wydaje się, że babcia umiera. Dają jej wtedy gromnicę do ręki. Wcześniej zresztą gospodyni tłumaczy wnukom, że świeca ta potrzebna jest Na gromnicę miątka szykuj chłopie saniątka Gdy słońce jasno świeci na Gromnice, To będą jeszcze większe mrozy i śnierzyce A jak rozstaje to będą rzadkie urodzaje Gdy na Gromnicę z dachu ciecze to się zima się jeszcze powlecze Dowiadujemy się również, że gdy do Gromnicznej ktoś się nie oświadczył to mówili mu: Matka Boska Gromniczna w tradycji ludowej występuje przede wszystkim jako obrończyni ludu przed wilkami. Zaznaczone zostało to w kazaniu księdza Dziekana, była o tym też mowa w przedstawieniu gości z woj. częstochowskiego, w cytowanej już pieśni, a w widowisku zespołu z Popowic gospodyni snuje opowieść o tym jak Matka Boska uratowała bogatego pana od stada wilków i w podzience za to wybudował on później kapliczkę, do której przychodzili ludzie modlić się z zapalonymi świecami. Prezentowane przedstawienia bardzo się wszystkim podobały. Artyści nagrodzeni byli gorącymi brawami. Impreza zakończyła się biesiadą połączoną z zabawą ludową trwającą do północy. 7 „Po Gromniczny bywaj zdrów mój śliczny „ lub bardziej dosadnie: „Po Gromniczny pocałuj mnie w d... mój śliczny“. Piotrkowski skrzypek - wirtuoz ZYGMUNT STĘPIEŃ Piotrków Trybunalski Miasto gubernialne w okresie zaborów, jakim był Piotrków (zwany wówczas Petrokowem) miało ciekawe, ale mało znane obecnym melomanom tradycje muzyczne. Tylko nieliczni piotrkowianie wspominają jeszcze postać świetnego skrzypkawirtuoza Alfonsa Brandta. Artysta ten urodził się 5 marca 1866 roku w Kolonii Kurnos, parafii Kaszewice w pobliżu Bełchatowa, zmarł zaś 28 stycznia 1925 r. w Piotrkowie. Grobowiec jego znajduje się jednak w rodzinnej miejscowości. Czasy, w których żył i działał nie były sprzyjające aby zostać docenionym przez współcześnie żyjących ludzi, nawet mających potrzeby duchowe oraz estetyczne i rozumiejących muzykę. Z konieczności pozostał tylko działaczem muzycznym, dyrygentem orkiestr, chórów oraz nauczycielem na terenie Piotrkowa, Bełchatowa, Łodzi i innych pobliskich miejscowości. Naukę muzyki rozpoczął na trąbce u Maksa Mernitza oraz na skrzypcach u Izydora 26 Lotto w Warszawskim Instytucie Muzycznym od 1881 roku. Ponieważ skrzypce były jego ulubionym instrumentem, kontynuuje tę naukę u słynnego pedagoga Jana Hrimaly'ego w Konserwatorium Cesarskiego Towarzystwa Muzycznego w Moskwie. A. Brandt reprezentował rosyjski kierunek wiolinistyki - miał zamiłowanie do gry kantylenowej, która z reguły podoba się zawsze słuchaczom. Po zakończeniu studiów i otrzymaniu w 1886 roku dyplomu przenosi się do Petersburga, gdzie otrzymał pracę w Teatrze Maryjskim. Wkrótce wraca do kraju i próbuje koncertować w różnych miastach ówczesnego Królestwa Polskiego. Od 1895 roku na stałe osiedla się w Piotrkowie. Mirosław Dobrzański w czasopiśmie TYDZIEŃ napisał wtedy: „... miasto odczuwało od dawna brak uzdolnionego nauczyciela gry skrzypcowej. Kto wie czy też osiedlenie się u nas p. A. Brandta nie będzie początkiem tyle pożądanego dla miasta zawiązania się orkiestry amatorskiej pod batutą p. Brandta?... jako dawny piotrkowianin wiele by się naszemu miastu zawiązaniem takiej orkiestry przysłużył...“ (Tydzień 2.VII.1895). Pierwszy występ A. Brandta w Piotrkowie przyjęty był z entuzjazmem. W programie znalazły się: Koncert d-moll H. Vieutemps'a, Romans andaluzyjski P. Sarasatego, Koncert Ch. A. Beriota. W następnym roku wyrusza w tournee na Śląsk (Dąbrowa, Sosnowiec, Zawiercie). Dochodzą potem wyjazdy do Odessy i na Krym z coraz to trudniejszymi pozycjami: Koncert d-moll H. Wieniawskiego, C. Saint-Saensa, L. v. Beethovena, J. Brahmsa, z niezliczoną ilością miniatur (Raffa, Hubay'a, Ernsta, Wieniawskiego), w tym utworami własnymi - „Nadzieja“, „Romans“. Jednym z głośniejszych występów był koncert z orkiestrą symfoniczną w Ło- Siódma Prowincja Kwartalnik Kulturalny Piotrkowskiego, Sieradzkiego, Skierniewickiego dzi (16 maja 1914 r.) oraz udział w koncercie benefisowym Stanisława Mańkowskiego (1914 r.). W pochlebnej recenzji napisano m. in.: „oprócz techniki dobrze wyszkolonej w p. Brandtcie gra rolę wybitna inteligencja i talent muzyczny“. Brandt dużo pracował społecznie. Był kierownikiem artystycznym i dyrygentem istniejącego na terenie Piotrkowa kwartetu smyczkowego, w którym grali: A. Babicki (I skrzypce), K. Weintraub (II sk.), Ed. Gerber (altówka), J. Ziółkowski (wiolonczela). Pierwszy koncert tego zespołu odbył się w 1887 roku.. Od 1900 r. skład tego kwartetu zmienił się. Udział w nim brali: Wł. Kański (I sk.), E. Gerber (II sk.), H. Domański (altówka), W. Malinowski (wiolonczela). Program składał się z miniatur głośnych kompozytorów oraz z muzyki poważnej tj. kwartetów J. Haydna, Fr. Schuberta i L. v. Beethovena. Od 1897 roku A. Brandt prowadzi orkiestrę dętą Ochotniczej Straży Pożarnej w Piotrkowie. Pierwszy występ tej orkiestry odbył się 23 lutego 1897 roku z drobnymi utworami, jak walce, galopy, kadryle, mazury, fantazje z popularnych oper w programie. W następnym roku ten niestrudzony muzyk jest dyrygentem orkiestry wojskowej 28 pułku połockiego stacjonującego w Piotrkowie. Obydwie te orkiestry występowały często w uroczystościach miejskich, m. in. w Ogrodzie Kolejowym lub Bernardyńskim, bądź w Teatrze Letnim WODEWIL. Na przełomie XIX i XX wieku została zorganizowana na terenie Piotrkowa mała orkiestra symfoniczna prowadzona oczywiście przez A. Brandta. Występowała ona z dużym powodzeniem w Piotrkowie i Bełchatowie. Dyrygent ten staje się popularny nie tylko w Piotrkowie ale i w całej okolicy. Dojeżdża do Łodzi, gdzie prowadzi chór Rzemieślniczego Towarzystwa Śpiewaczego LIRA, a także orkiestrę i chór Towarzystwa Muzycznego im. F. Chopina w Łodzi. Przez pewien czas był również kierownikiem muzycznym i dyrygentem orkiestry Towarzystwa Muzyczno-Dramatycznego w Koluszkach. Prowadził także przez kilka lat orkiestrę i chór przy fabryce w Moszczenicy. Wspomnieć jeszcze należy o działalności pedagogicznej tego muzyka. Dojeżdżając do Łodzi był nauczycielem skrzypiec Szkoły Muzycznej Antoniego Grudzińskiego w tym mieście. W 1910 roku A. Brandt wystąpił do władz gubernialnych o wydanie zezwolenia na założenie szkoły muzycznej w Piotrkowie. Otrzymał je 24 grudnia tegoż roku. Inauguracja tej placówki odbyła się 20 kwietnia 1911 r.. Szkoła przyjęła nazwę KURSY MUZYCZNE - ze względu na czterostopniowy podział nauki. Był więc: 1. Kurs przygotowawczy, 2. Kurs niższy (odpowiadający obecnej szkole muzycznej I st.), 3. Kurs średni (odp. szkole II st.), 4. Kurs wyższy (odpowiadający wyższej szkole muzycznej). Początkowo otworzono tylko jedna klasę skrzypiec, którą prowadził sam A. Brandt. Lekcje wówczas odbywały się w jego prywatnym mieszkaniu przy ul. Michałowskiej 14. Wkrótce przybyły inne klasy: fortepianu (T. Mazurkiewicz), wiolonczeli (J. Gacki), śpiewu solowego, teorii oraz muzyki kameralnej. Tę ostatnią prowadził również sam dyrektor szkoły. Szkoła mieściła się wówczas przy ul. Rokszyckiej 26 (ob. ul. G. Narutowicza). Po wybuchu I wojny światowej szkoła zaprzestała działalności. A. Brandt pozostał w Piotrkowie do śmierci utrzymując się z prywatnych lekcji. W bardzo ciekawej i dowcipnej formie o Brandcie napisał Z. Tenenbaum w książce Gawędy o dawnym Piotrkowie: „Istniała symfoniczna amatorska orkiestra pod batutą eleganckiego pana Brandta, chodzącego w jasnych getrach, w beżowym meloniku, z lśniąco wypomadowanym wąsikiem. Pan Brandt był świetnym skrzypkiem“. W ostatnich latach przed śmiercią popadł niestety w nałóg alkoholizmu. Prawdopodobnie miało to związek z zawiedzionymi nadziejami pozostania wirtuozem dużej klasy. Na pewno jego zdolności i praca stwarzały warunki aby mógł koncertować jako solista w kraju i za granicą. Jednak nie powiodło mu się. Stąd rozgoryczenie i frustracja. Opowiadał mi pewien znajomy, że był świadkiem zdarzenia z pozoru zabawnego, w istocie zaś bardzo smutnego: podczas koncertu znanego skrzypka warszawskiego, Stanisława Barcewicza Brandt, zapewne „pod dobrą datą“, wszedł na scenę z własnymi skrzypcami, chcąc zademonstrować słuchaczom, że jest nie gorszym wirtuozem niż tamten. Inny świadek, jeden z ostatnich uczniów mistrza Brandta wspominał, że nie należał on do najcierpliwszych pedagogów. Tak Alfons Brandt ze zbiorów Muzeum Regionalnego w Bełchatowie to w naturze ludzkiej często wielkość sąsiaduje z małością, zalety i wartości istnieją obok przywar. Alfons Brandt zasługuje na pamięć, ponieważ wiele zrobił dla podniesienia kultury muzycznej Piotrkowa i regionu. Zamieszczone tu fotografie pochodzą ze zbiorów Muzeum Regionalnego w Bełchatowie, które gromadzi wszelkie pamiątki po zmarłym muzyku pochodzącym z tego regionu. 7 Pamiątki po A. Brandtcie - fot. ze zbiorów Muzeum Regionalnego w Bełchatowie Siódma Prowincja Kwartalnik Kulturalny Piotrkowskiego, Sieradzkiego, Skierniewickiego 27 40 lat „Dobronia“ MARIAN MINIAS Dobroń Początki „Dobronia“ Zespół Pieśni i Tańca „Dobroń“ / do chwili likwidacji powiatu łaskiego / powstał w 1958 roku jako Zespół Pieśni i Tańca „Ziemi Łaskiej“. Wyłonił się z Towarzystwa Śpiewaczego „Lutnia“ istniejącego w Dobroniu od 1886 roku. Tworzyły go trzy grupy artystyczne: 60-osobowy, 4-głosowy chór mieszany, 24-osobowa grupa baletowa /12 par/ i 4-osobowa kapela. Inicjatorami powstania zespołu byli: dr Wojciech Wiesław Kabza, Józef Łoboda, Jerzy Michalak, Maria Neugebauer, Włodzimierz Sysio i Barbara Żurawska, która kierowała nim przez 30 lat. Każde niemal przedsięwzięcie ma zwykle grupę inicjatywną. Tak było w przypadku tego zespołu. Skrzyknęło się trochę młodych, chętnych osób, odczuwających potrzebę uaktywnienia miejscowego folkloru. Wszyscy oni wyrośli na ideałach twórców Towarzystwa Śpiewaczego „Lutnia“. Spośród pierwszych członków zespołu wyróżniali się: Jadwiga Bartela, Teresa Dębska, Zbigniew Domański, Andrzej Gaweł, Jan Gwiazdowski, Zenon i Włodzimierz Łubiszowie, Grażyna, Andrzej i Czesław Kabzowie, Barbara Kowal, Zygmunt Magier, Urszula Nicze,Stanisław Prusisz, Jan Sobolewski, Roman Śliz, Teresa Wróbel i Marian Rynkiewicz. Zespół był i jest do dzisiaj organizacją społeczną, działającą początkowo w oparciu o własne fundusze uzyskiwane z koncertów. Później jednak przyszło szukać wsparcia u innych. Stąd dr Wojciech Kabza nawiązał kontakt z Wydziałem Kultury PRN w Łasku i uzyskał takie wsparcie na opłacanie kierownika muzycznego, choreografa, zakup strojów. Po zlikwidowaniu powiatu opiekę nad zespołem obejmują kolejno: Spółdzielnia Pracy „Witamina“ / zakład istniejący w Dobroniu/, Spółdzielnia Tkaczy „Pasmo“ w Gucinie, Międzywojewódzka Spółdzielnia Pracy „Sigma“ w Łodzi, Wojewódzki Związek Sółdzielczości Pracy w Sieradzu, Krajowy Związek Spółdzielczości Dziewiarsko-Włókienniczej w Pabianicach, Włókiennicza Spółdzielnia Pracy „Polkana“ w Łasku, a od 1990 roku Gminna Rada w Dobroniu oraz miejscowe Towarzystwo Przyjaciół Ziemi Dobrońskiej. poszerzony o folklor sieradzki. Zespół miał fachową opiekę instruktorską: Mikołaj Stanisławski i Janusz Kazimierczak - kierownicy muzyczni, Melania Rudzka, Irena Kik i Sławomir Mazurkiewicz - choreografowie. Wszyscy wymienieni w szybkim tempie doprowadzili zespół do wysokiego poziomu. Świadczą o tym częste występy w kraju i za granicą. Kolenymi instruktorami byli: choreografowie - Barbara Szwabe, Wiktor Dębiński, Sławomir Lipiec, Jacek Lewandowski i Maria Wróbel / pełniąca tę funkcję obecnie/, kierownicy muzyczni: Stanisław Wojtczak / pracujący już 27 lat/ i Sylwester Kabza. instruktorem śpiewu jest Krzysztof Turała. Kierunki działalności Zespół brał i bierze czynny udział w uroczystościach państwowych i lokalnych, organizowanych w województwie łódzkim i potem sieradzkim przez Związek Spółdzielczości Pracy oraz Polski Związek Chórów i Orkiestr. Dawał koncerty w Operetce i Teatrze Wielkim w Łodzi, w Teatrze Dramatycznym, Filharmonii Narodowej i hotelu „Wiktoria“ w Warszawie, trzy razy nagrywany był w Studio Telewizyjnym w audycjach dla Polaków za granicą. Brał też udział w kręconym filmie „Daleko od szosy“. Przez kilka lat z rzędu Towarzystwo Rozwoju Ziem Zachodnich organizowało dla zespołu tournee po ziemiach zachodnich i północnych. Zespół miał także wspaniałych konferansjerów w osobach: Stefana Sadłowskiego i Kazimierza Maurera. Dziś można bez przesady powiedzieć, iż ma on już osiągnięcia znaczące w skali kraju. Czy za sprawą tego zespołu zyskał coś sam Dobroń. Myślę, że tak. Wśród najistotniejszych pozytywów posiadania zespołu wymieniłbym: Repertuar zespołu oparty został na zwyczajach bogatej kultury Dobronia i okolic, uwzględniający tańce, pieśni i widowiska obrzędowe, np. ostatkowy „Siemieniec“, „Poloneza czas zacząć“ - zespół w stroju dobrońskim fot. ze zbiorów prywatnych 28 W następnych latach repertuar zespołu zostaje poszerzony o folklor łowicki, kujawski, krakowski, opoczyński, rzeszowski, przeworski, lubelski, żywiecki, cieszyński i spiski. Zespół posiada też na wyposażeniu stroje z poszczególnych regionów kraju. 1. Zebrano od najstarszych mieszkańców, którzy odeszli już, a byli w pełni sił na początku istnienia zespołu całą wspaniałą literaturę w postaci: zwyczajów, piosenek, tańców i obrzędów związanych z lokal- Siódma Prowincja Kwartalnik Kulturalny Piotrkowskiego, Sieradzkiego, Skierniewickiego nym folklorem. W przedsięwzięciu tym udział znaczący mieli: dr Wiesław Kabza, Jerzy Michalak, którzy zbierali teksty i nagrywali oraz Janusz Kazimierczak i Mikołaj Stanisławski, którzy stworzyli muzyczne opracowanie dla zespołu. W ten sposób ocalono od zapomnienia dawne, mało już znane utwory. 2. Została zachowana pewna ciągłość pokoleniowa w kultywowaniu najwartościowszych tradycji lokalnych. Utworzony zespół nawiązuje wprost do ideałów jakimi kierowało się Towarzystwo Śpiewacze „Lutnia“ założone w Dobroniu w 1886 roku. 3. Zespół Pieśni i Tańca „Dobroń“ zakorzenił się mocno w dzisiejszej rzeczywistości. Zauważa się stały napływ młodych, chętnych do muzykowania, śpiewu i tańca. Stał się on ważnym ogniwem wychowawczym społeczności Dobronia. Dzisiaj w jego szeregach spotykamy najmłodszych obywateli Dobronia - uczniów szkoły podstawowej, a nawet przedszkolaków. 4. Zespół ma własną siedzibę w szkole podstawowej (pełnowymiarowa sala gimnastyczna wraz z zapleczem). Uzyskano ją po długich i karkołomnych staraniach. Do roku 1966 próby zespołu odbywały się w różnych miejscach, czasem w baraku straży pożarnej. Później powstał Komitet Rozbudowy Szkoły, który uzyskał zgodę Kuratorium Okręgu Szkolego w Łodzi na jej rozbudowę. Niestety w opracowanych wówczas planach uwzględniono normalną kubaturę sali gimnastycznej (standartową) i nie wyrażono zgody na pobudowanie zaplecza. Wówczas to Komitet Rozbudowy Szkoły w osobach: dr Wojciecha Kabzy, Lucjana Prusisza, Stefana Papieskiego (kierownik szkoły), Stanisława Zieleźnickiego i Stanisława Gajzlera (Przewodniczący Gminnej Rady Narodowej) zlecił opracowanie dokumentacji na budowę sali gimnastycznej o zwiększonej kubaturze i pomieszczenia zaplecza dla zespołu. Przystąpiono do rozbudowy obiektu wbrew decyzji Kuratorium Okręgu Szkolnego w Łodzi. Inwestycję finansowały: Urząd Wojewódzki w Łodzi, Centrakny Związek Spółdzielczości Pracy oraz P.P. „Totalizator Sportowy“. Obiekt oddano do użytku w 1966 roku. Działalność zagraniczna Zespołu Wyjazdów zagranicznych było wiele w tym 40-leciu. Zespół uczestniczył wielokrotnie w festiwalach folklorystycznych w poszczególnych krajach europejskich. Zespół zapraszany był z reguły przez zespoły zagraniczne. W rewanżu zespoły zagraniczne przyjmowane były z rewizytą w Dobroniu i goszczone przez członków i rodziny „Dobroniaków“. Po 3 razy gościły w Dobroniu zespoły folklorystyczne z Bułgarii, Francji i ZSRR, zaś po 2 razy zespoły z Czechosłowacji, Rumunii i Węgier. Zespół „Dobroń“ odwiedzał: 4 razy Francję, Niemcy i ZSRR, po 3 razy Bułgarię i Węgry, po 2 razy Czechosłowację, Ru- Taniec lubelski na stadionie w Filandii - fot. ze zbiorów prywatnych munię i Włochy (w tym raz Sycylię) , jeden raz odwiedzał: Austrię, Holandię, Jugosławię, Serbię, Hiszpanię i Finlandię. W czasie pobytu Zespołu we Francji (1979) podpisane zostało porozumienie o współpracy z Polonijnym Zespołem Folklorystycznym „Lublin“ w Charvieu o wymianie doświadczeń, repertuarów, opracowań muzycznych i choreograficznych. We wszystkich wyjazdach zagranicznych Zespół musiał brać udział obowiązkowo w tzw. korowodzie , podczas którego prezentował swój repertuar mieszkańcom danej miejscowości. Za swoją działalność Zespół otrzymał wiele nagród, wyróżnień i odznaczeń. Najważniejsze z nich to: Odznaka Tysiąclecia Państwa Polskiego, Honorowa Odznaka Województwa Łódzkiego i Sieradzkiego, Medal Pamiątkowy Ministerstwa Oświaty i Wychowania z okazji 200-ej rocznicy Komisji Edukacji Narodowej, Medal Towarzystwa „Polonia“, wpis do Księgi Zasłużonych Województwa Sieradzkiego, Medal XX-lecia Województwa Sieradzkiego i inne. walczyki łowickie i stare, zapustne, dobrońskie widowisko obrzędowe „Siemieniec“. Muzycznie koncert przygotował Stanisław Wojtczak, zaś choreografię Maria Wróbel. Nad solistami czuwał Krzysztof Turał. Nad całością koncertu czuwała Kamila Zastrużna - Dyrektor Gminnego Ośrodka Kultury w Dobroniu. Na koncert przybyli także przedstawiciele władz: posłowie: Irena Nowacka i Wojciech Zarzycki, senator - Stanisław Cieśla, wojewoda sieradzki - Kazimierz Filipiak, przewodniczący Sejmiku Samorządowego - Grzegorz Ciebiada, przedstawiciel Ministerstwa Kultury i Sztuki - Krystyna Wodzowa, proboszcz parafii Dobroń - ks. Czesław Ślipski i inni przedstawiciele zakładów pracy, organizacji społecznych i politycznych z Łaku i gminy. Obecna była też delegacja zaprzyjaźnionego z „Dobroniem“ Zespołu Pieśni i Tańca „Sieradzanie“. Wojewoda Sieradzki wręczył odznaczenia i nagrody. Wyróznieni zostali m.in. : Marek Wróbel otrzymał Srebrny Krzyż Zasługi, Elżbieta Łubisz i Irena Orłowska - otrzymały Brązowe Krzyże Zasługi, zaś Stanisław Wojtczak nagrodę wojewody sieradzkiego. Dzień dzisiejszy Zespołu Zespół liczy 108 członków, w tym: 23 osoby - „oldboje“ występujący tylko okazyjnie, 16 osób - „starszaki“ w wieku około 20 lat, 18 osób - „średniaki“ po szkole podstawowej, 42 osoby - maluchy z niższych klas szkoły podstawowej oraz 9-cio osobowa kapela. Z okazji jubileuszu 40-lecia Zespołu, w dniu 7 lutego b.r. miał miejsce uroczysty koncert z bogatym programem. Zaprezentowały się wszystkie grupy wiekowe. Grupa dziecięca wykonała: utwór „Jadę do Krakowa“ oraz tańce: polkę, tańce i zabawy śląskie, polkę sieradzką i oberek. Grupa średniaków zaprezentowała: tańce lubelskie, krakowiaka, tańce przeworskie i opoczyńskie, górali żywieckich, oberek, kujawiak. „Oldboje“ zaś wykonali: Minęło 40 lat od chwili zaistnienia Zespołu w Dobroniu. Był to czas znojnej pracy owocującej w docenione przez społeczeństwo i władzę sukcesy. Sądzę, że i dalsze lata będą pomyślne dla Zespołu, tym bardziej, że wzrasta zainteresowanie jego działalnością wśród najmłodszych mieszkańców Dobronia. 7 Siódma Prowincja Kwartalnik Kulturalny Piotrkowskiego, Sieradzkiego, Skierniewickiego 29 Wspomnienie o Panu Piotrze HANNA KUBERSKA-SKRZYDŁO Skierniewice Dwudziestego listopada 1997 r., w wieku 68 lat odszedł Piotr Kaźmierczak, twórca powojennych kapel łowickich, kierownik ruchomego kina, popularnej w powiecie skierniewickim „dziesiątki“, współtwórca Klubu Seniora przy Wojewódzkim Domu Kultury, akordeonista, gawędziarz, trochę poeta, często konferansjer, wielki miłośnik filmu, muzyki, gorący, niepoprawny zwolennik „wiecznej młodości“ - jedna z najbarwniejszych postaci naszego miasta. Wszędzie gdzie się pojawiał wnosił jakąś pozytywną energię. Zjednywał sobie ludzi uśmiechem, dobrymi manierami, dżentelmeńską postawą wobec kobiet - wspomina Danuta Szustakowska. Miał niezwykłą potrzebę społecznego działania a wszystko co robił, robił porządnie i dokładnie. Kiedy w 1975 roku powstał WDK, zaangażował się w stworzenie Klubu Seniora, który prowadził ponad dziesięć lat. Był zbieraczem starych pieśni ludowych, pisał teksty do znanych melodii, tworzył scenariusze do wielu programów artystycznych, w których błyszczał Jego talent instrumentalisty, śpiewaka, konferansjera i tekściarza. Ale był przede wszystkim znakomitym organizatorem i czarującym człowiekiem. Był duszą naszego Klubu Seniora - dodaje Genowefa Matyjaszczyk. Z Jego opracowań różnych okazjonalnych programów korzystam bez przerwy. Na dziesięciolecie Wojewódzkiego Domu Kultury stworzył teksty do znanych melodii i piosenek, w których zabawnie sportretował wszystkich pracowników WDK. Dla przykładu o magazynierce, pani Jance, napisał tak: „Prosimy niech nas słucha pani Janka miła, co trzy lata temu szachy pogubiła. Dziewiętnastego maja, ze trzy lata temu zostały zwrócone panu Sumińskiemu. Droga Lebrychowo, nie trudź się kochanie Kaźmierczak posiada to pokwitowanie“. Piotr Kaźmierczak - fot. archiwum Bo pieśń dodaje siły i rozwesela nas, z nią trzeba iść przez życie dopóki jeszcze czas. Dopóki nasze zdrowie jest takie, jakie jest, tak długo trzeba nucić miłą, pogodną pieśń. 30 Recepta na młodość Piotr Kaźmierczak Był rozkochany w Skierniewicach, szczególnie w Rynku, przy którym mieszkał do końca. „Dzisiaj dawny Rynek stroi Skierniewice. Chętnie tu mieszkańcy na ławkach siadają, pod płaczącymi wierzbami, które otulają.“ Siódma Prowincja Kwartalnik Kulturalny Piotrkowskiego, Sieradzkiego, Skierniewickiego Był wiecznie młody. Tak wyglądał i tak się czuł. Pogodny, grzeczny był ulubieńcem kobiet. Współpracowałam z Jego kapelą w latach 1981 do 1986. Występowaliśmy wszędzie, gdzie nas proszono. Przez te lata ani razu nie podniósł głosu, nawet wtedy, gdy się coś nie udawało. Umiał zatuszować każdy błąd podczas występu. Rozumieliśmy się dobrze. Wspominam lata współpracy z Piotrem bardzo ciepło. O pogrzebie dowiedziałam się całkiem przypadkowo, ale jeszcze zdążyłam Mu podziękować za tych kilka lat dobrej współpracy. Choroba zabrała Go tak szybko, zbyt szybko, choć trzymał fason do ostatniej chwili. Był rozkochany w kinie, wręcz uwiedziony magią filmu. To, poza muzyką, była Jego wielka miłość - mówi Wojciech Podwysocki. Pracowałem z Nim od 1959 do 1971 roku w objazdowym kinie ruchomym. On był kierownikiem, ja operatorem, trzecim w ekipie był kierowca. Stanowiliśmy na początku lat siedemdziesiątych „ostatnie takie trio“. Objeżdżaliśmy wsie powiatu skierniewickiego, robiliśmy projekcje w szkołach, remizach, domach ludowych, klubach Ruchu, salach konferencyjnych a często po prostu w plenerze. Repertuar filmowy tamtych lat był ubożuchny w po- równaniu z dzisiejszym. Graliśmy filmy polskie, nakazane przez władze filmy radzieckie, rzadko zachodnie. Były to obrazy sensacyjne, kryminalne, przygodowe i komedie. Bazę mieliśmy w Skierniewicach, dyrekcję w Łodzi, skąd przywoziliśmy filmy. Zarabialiśmy dobrze, ale też pracowaliśmy bez wytchnienia. Byliśmy młodzi i bardzo nam się chciało pracować, dawać ludziom tę chwilę złudnego szczęścia, jakie tworzy film. Kaźmierczak to był „chart na pracę“. Jak wpadł w „szał tworzenia“ to wymyślał konkursy dla widzów, dla naszych kin objazdowych, dla dyrekcji w Łodzi. Nasze projekcje tradycyjnie były poprzedzone spotkaniami z aktorami i reżyserami. Był „ruchomym domem kultury“. Lubił współzawodnictwo. Nie znosił monotonii. Miał niespożytą energię. Bardzo ambitny, musiał być we wszystkim dobry. Co ja mówię: dobry. On musiał być najlepszy. I byliśmy najlepsi. „Dziesiątka“, bo taki numer miało nasze kino objazdowe, była najlepsza spośród dwudziestu sześciu kin byłego województwa łódzkiego. Miała najlepsze filmy, największą frekwencję, najlepszą widownię. Rekordy popularności bili „Krzyżacy, „Czterej pancerni i pies“, „Stawka większa niż życie“, „Diabeł morski“ czy „Awantura o Basię“. Miał taki zwyczaj, że przynaj- mniej raz w tygodniu pisał do prasy o sukcesach naszego kina. Gromadził skrzętnie te notatki. Dzisiaj byśmy powiedzieli, że był znakomitym menedżerem. Umiał pracować i umiejętnie sprzedawać swoją pracę. To był niesamowity zapaleniec. Jak już coś robił to wkładał w to serce i nie liczył czasu. Nigdy się nie obrażał. Kino łączyło nas bez reszty. Nie pamiętam głośnej wymiany zdań. Pracowaliśmy „na okrągło“. Często nad ranem wracaliśmy do domu, bo seanse rozpoczynały się o 21-szej. My wracaliśmy z pracy, a żony nasze wychodziły do pracy, dzieci do szkoły. Ciężko było, ale wspominam ten okres z sentymentem. To były inne czasy. Ludzie chcieli i umieli znaleźć czas na rozrywkę. Kto teraz spaceruje deptakiem: Rynek, Senatorska, Prymasowska, Sienkiewicza, park? A wtedy, całymi rodzinami wychodziło się na spacer. Deptak to było miejsce spotkań zakochanych, spacerów rodzinnych... A kino? Kino to była podstawowa rozrywka na wsi. Kaźmierczak umiał dbać o widza. Dzięki niemu pokochałem kino od początku naszej pracy. Projekcja w kinie objazdowym to kino i teatr zarazem. Puszczam film i oglądam reakcję publiczności. To było dopiero zjawisko. Pamiętam projek- Kapela Piotra Kaźmierczaka - stoją od lewej: Leon Krajewski - skrzypce, Józef Kaczmarek - skrzypce, Piotr Kaźmierczak akordeon - fot. archiwum Siódma Prowincja Kwartalnik Kulturalny Piotrkowskiego, Sieradzkiego, Skierniewickiego 31 Kapela Piotra Kaźmierczaka w skaładzie; Leon Krajewski - skrzypce, Piotr Kaźmierczak - akordeon, Wojciech Gaworek - śpiew, Marek i Magdalena Krulikowscy, Genowefa Matyjaszczyk - śpiew - fot. Ze zbiorów prywatnych cje w Dolecku, Bartnikach i naszych stałych kinomanów, ich komentarze na teksty czy akcję dziejącą się na ekranie. To było zabawne i wspaniałe zarazem. Magia kina była tak wielka, że widzowie żyli ekranowym życiem bohaterów. Lubiliśmy tę atmosferę. Na widowni dział się drugi film. To była wspaniała praca. Piotrek był dobrym kierownikiem i na swój sposób niezwykłym człowiekiem. To najlepszy, najaktywniejszy okres mojego życia, który dzięki Piotrkowi miał wiele dobrych smaków i barw. Był również pełen pomysłów w pracy muzycznej. Muzyka to była ważna sprawa w Jego życiu - opowiada Marian Miniewicz. Na akordeonie grał od dziecka. Pochodził z Suliszewa. Znał muzykę ludową popularną. Zacząłem z Nim grać w 1956 roku. Graliśmy w następującym składzie: Piotr Kaźmierczak - akordeon, Jan Galla - skrzypce, Zygmunt Grodzki trąbka. Grałem na instrumentach perkusyjnych, na „dżezie“, jak się wówczas mówiło. Nie mieliśmy nazwy, byliśmy orkiestrą Kaźmierczaka. Grywaliśmy na uroczystościach rodzinnych i państwowych. Występowaliśmy nawet na dożynkach centralnych w Warszawie, na stadio- nie X-lecia. Byliśmy w dobrym jak na tamte czasy towarzystwie gwiazd kultury i polityki z Gierkiem na czele. Był człowiekiem uprzejmym i nad wyraz uczynnym. Szanowałem Go za uczciwość i za zapał do pracy. Również za to, że umiał docenić zapał innych. Miał wiele talentów i nie krył się z nimi. Lubił pracować z ludźmi Jemu podobnymi i ludziom pracowało się z Nim dobrze. Był wobec nas lojalny. Byłem najmłodszym w zespole i imponowała mi popularność naszej orkiestry. Graliśmy ponad 20 lat, to o czymś świadczy. To był bardzo dynamiczny człowiek, lubił pracę w ruchu. Miał pasję działania i tworzenia wspomina Alicja Chachuła, kasjerka kina „Stolica“. Pamiętam taki epizod. Na krótko została zawieszona z jakiś powodów działalność kin objazdowych. Pan Piotr został oddelegowany do pracy w naszym kinie jako bileter. Widziałam jak ta praca Go męczy, jak wydaje Mu się bezsensowna. Na szczęście wrócił do pracy w kinie objazdowym i odzyskał dawną energię. Odszedł człowiek, którego nieobecność odczują szczególnie ci, którym przez wiele lat dawał impuls do twórczej, radosnej pracy. Będzie nam Go brakowało Jego uśmiechniętej twarzy i młodzieńczego optymizmu, który dawał nadzieję w sytuacjach trudnych. Skierniewice straciły barwną, nietuzinkową postać, jaką niewątpliwie był Pan Piotr. 7 Reymont w Krosnowie MARIUSZ POLIT Skierniewice Pod koniec ubiegłego wieku Władysław Stanisław Reymont przez trzy lata (18911893) mieszkał w Krosnowie u rodziny Kłębów. Teraz na tym samym placu, nieopodal stacji kolejowej, stoi już inny dom. Mieszkają tam ludzie, wśród których legenda pisarza jest ciągle żywa. Szafka przetrwała, ale ... - Moja matka Józefa Kłąb, w długich opowieściach snutych wieczorami często wraca do Reymonta - wspomina z tęsknotą w głosie Janina Polit z Krosnowy. Chyba dlatego tak dokładnie pewne wydarzenia pamięta. Pisarz wynajął u jej matki jeden 32 pokój w drewnianym domku. Na własny koszt założył w nim solidną dębową podłogę, a stolarz na zamówienie zrobił kilka niezbędnych sprzętów, m.in. szafkę na książki. W czasie pierwszej wojny światowej, gdy obok Krosnowy miała przechodzić linia frontu, wszystkie zabudowania spalono. Dom Kłębów również. Pozostała tylko mała piwniczka, wykopana pod byłym pokojem Reymonta. Uratowała ją dębowa podłoga. - Zawsze mama opisywała go jako niedużego, bardzo spokojnego i pracowitego chłopaka - charakteryzuje pisarza starsza pani. Często w opowiadaniach powracał motyw człowieka, który pisywał na szynach. Reymont pracował wtedy na kolei. Dozorował robotników przy torach i setnie się nudząc, pisywał w swoim zeszycie. Kładł prawdopodobnie kartki na szynach i ludzie tak właśnie go zapamiętali. - W wolnych chwilach, przeważnie w długie zimowe wieczory uczył wiejskie dzieci - mówi Janina Polit. Szczególnie chętnie do wiedzy garnęła się młodzież. Znałam jednego z mieszkańców naszej wsi, niejakiego Gulbasa, który właśnie u Reymonta nauczył się podstaw czytania i pisania. Dla Siódma Prowincja Kwartalnik Kulturalny Piotrkowskiego, Sieradzkiego, Skierniewickiego młodych była to rozrywka, ale też możliwość poznania czegoś nowego. Późniejszy pisarz często opowiadał o innych krajach czy wierzeniach - wspomina. - Nie zostały żadne pamiątki po pisarzu mówi z żalem staruszka. Jeszcze dziesięć, piętnaście lat temu była taka szafka z szufladami. Wnuki wykorzystały ją do hodowli królików. Teraz już nie ma po niej śladu. Aż szkoda, że nikt na to nie zwrócił uwagi. - Zawsze byłam przekonana, że to Krasnowa powinna nazywać się Reymontowska - dodaje. Ale w Krosnowie wtedy nic się nie działo. To w Lipcach toczyło się życie. Wieś była duża. Mieszkańcy z wszystkich okolicznych wiosek przychodzili do kościoła. Po mszy św. wszyscy mężczyźni zbierali się w karczmie. Większość potańcówek odbywała się w Lipcach. Chorowity był ... Tyle można się dowiedzieć o życiu pisarza w Krosnowie od ludzi ze wsi. Kronikarze jego życia wspominają, że zimę 18901891 spędził w Przyłęku Dużym. Ta wieś leży kilka kilometrów od Krosnowy, też przy torach kolejowych. Tutaj już nikt nie wspomina o słynnym laureacie nagrody Nobla. Tutaj nie mówi się o żalu, że Przyłęk nie jest „Reymontowski“. Witold Kotowski w książce Pod wiatr. Młodość Reymonta wydanej w 1979 roku przez Wyd. Łódzkie opisuje jeszcze jedną bardzo ważną rzecz dotyczącą Krosnowy i pisarza. „Widziałem się w 1943 roku z Mateuszem Kłębem. Dostarczył mi on jednej daty pewnej - 18 listopada 1891 roku. Był to jego ślub. Miał wtedy 21 lat i na tym ślubie był obecny Reymont (pisarz był lokatorem jego rodziców)“. Być może to wesele opisał potem w Chłopach. Kotowski zbierał materiał do swojej książki jeszcze w czasie drugiej wojny światowej. Spotkał wtedy w Krosnowie matkę obecnej Janiny Polit. Tamta pani znała osobiście sławnego pisarza. Miała wtedy tylko dwanaście lat, ale w jej domu był ktoś nowy, kto zachowywał się zupełnie inaczej niż chłopi ze wsi. - Książek miał tyle, że i na wóz by nie zmieścił. Ciągle tylko w nich przewracał - wspomina. Jeszcze jeden epizod z życia pisarza z Krosnowy zasługuje na uznanie. Sam Reymont w liście do jednego ze swoich przyjaciół pisał, że miał się ożenić z Kłębianką i na stałe pozostać na wsi. Trzeba pamiętać, że pisarz prawie trzy lata spędził na wsi, w której jedyną rozrywką były pierzawki lub pijatyki w karczmach. Dlaczego do ożenku z Kłębianką nie doszło? Teraz się już tego nie dowiemy, ale możemy snuć domysły. Reymont nie był okazem zdrowia, ciągle też wygrzewał się przy piecu. I ta krótkowzroczność... Nie był też zbytnio bogaty. Dla chłopów te sprawy ważniejsze były od miłości. A mieszkańcy Krosnowy ciągle noszą w sobie żal, że to nie ich miejscowość nazywa się Reymontowska ... 7 Wł. St. Reymont z czasów pobytu w Krosnowie. malował Antoni Kamieński / kserokopia/ Chata Kłębów, w której mieszkał Reymont - fot. archiwum Siódma Prowincja Kwartalnik Kulturalny Piotrkowskiego, Sieradzkiego, Skierniewickiego 33 Opieka społeczna w Skierniewicach w latach 1927 - 1934 ZBIGNIEW GRALEWSKI Skierniewice Działalność samorządu miejskiego w tym zakresie była dość znaczna. Cała akcja w dziedzinie opieki społecznej prowadzona była w dwóch kierunkach: - zakładowym - pozazakładowym. Pierwszy z nich polegał na utrzymaniu dzieci w schroniskach i starców w przytułkach. Ten rodzaj opieki był niezwykle kosztowny i był przywilejem dla stosunkowo małej liczby osób. I tak np. na koszt miasta w schronisku w Puszczy Mariańskiej przebywało 29 dzieci, których roczne utrzymanie kosztowało - bagatela! - 24 tys. złotych. Warunki w schronisku były wręcz luksusowe i dalece odbiegały od warunków bytowania w środowisku, z ktorego dziecko zostało skierowane do Puszczy Mariańskiej. W ten sposób cieplarniana atmosfera, w jakiej wychowywało się dziecko biednych rodziców, czyniła z dziecka jednostkę niedostosowaną do warunków, jakie go czekały po wyjściu ze schroniska. Te same dzieci później nadal korzystają z pomocy miasta, jest to jednak tylko forma zapomóg na ich utrzymanie i z reguły pozostają przy rodzinie. Dzięki pomocy magistratu dzieci kierowane są do szkół podstawowych. Opieką zakładową objęto wyłącznie starców w liczbie około dwudziestu, którzy na koszt miasta przebywają w przytułku powiatowym. Koszt utrzymania jednej osoby w tym przytułku wynosi miesięcznie 42 zł. Inni ubodzy zostali objęci opieką pozazakładową i udziela się im pomocy stałej i doraźnej. Należy dodać, iż poza akcją bezpośrednią udziela się subsydiów nie- którym instytucjom, niosącym pomoc ubogim. Można tu wymienić: - Stacje Opieki nad Matką i Dzieckiem - Komitet „Chleb Głodnym Dzieciom“ - powstałe na okres zimowy punkty żywieniowe, uruchomione i prowadzone przez osoby i różnego rodzaju organizacje społeczne. W mieście funkcjonowała Stacja Opieki nad Matką i Dzieckiem, która miała za zadanie otoczenie opieką kobiet ciężarnych, potrzebujących pomocy oraz prowadzenie nadzoru nad zdrowiem i rozwojem niemowląt. Komitet „Chleb Głodnym Dzieciom“ powstal w 1920 roku, a na celu miał dożywianie dzieci ubogich rodziców. Komitet czerpał fundusze na działalność z różnych źródeł. Miasto przekazywało tej organizacji w każdym roku sumy, przeznaczone na dożywianie dzieci szkolnych i urządzenie Gwiazdki. Miasto subsydiowało też pewne środki na zakup opału, opłacenie światła itp. Komitet dożywiał w ciągu roku ok. 300 dzieci. Od 1931 roku w okresie zimowym prowadzono akcję udzielania pomocy bezrobotnym. W ramach tej akcji powstały tzw. punkty dożywiania, prowadzone przez osoby i organizacje społeczne. W tych „kuchniach“ dożywiano przeszło 300 osób, przeważnie starców i dzieci. Poza dożywianiem - w 1931 roku prowadzono akcję zbiórki odzieży dla ubogich. Obok wyżej wymienionych form pomocy - władze miasta od 1930 roku podejmowały akcję wspierania bezrobotnych. Pomoc ta polegała na udzieleniu im tzw. porcji żywnościowych (coś w rodzaju zna- nych nam z niedawnej przeszłości „kartek“). W samym tylko 1930 roku magistrat wydatkował na ten cel sumę kilku tysięcy złotych. Oprócz cieszącej się dużym powodzeniem akcji dożywiania - miasto dążyło też innymi drogami do złagodzenia losu bezrobotnych. W celu dodatkowego zatrudnienia robotników, nabyto w latach 1930-31 od Nadleśnictwa Panstwowego tereny poleśne dla eksploatacji karpiny (drewno pniaków pozostałych po ścięciu drzewa). Przy tej pracy znalazło zatrudnienie przez okres kilku miesięcy kilkuset bezrobotnych. Na tej transakcji miasto straciło kilka tysięcy złotych, dało jednak zatrudnienie szukającym pracy. Magistrat udzielał także pomocy materialnej, głównie na koszty podróży, osobom, udającym się do innej miejscowości w poszukiwaniu pracy. Zapomóg takich udzielano również przyjezdnym, którzy nie posiadali środków na podróż powrotną do miejsca swego zamieszkania. W swej działalności na polu opieki społecznej - władze miejskie nie zapomniały o niesieniu pomocy bezdomnym, którzy znaleźli się na bruku z powodu eksmisji z domów prywatnych. Rozumiejąc dobrze trudną sytuację ludzi, którzy poza brakiem kawałka chleba znaleźli się bez dachu nad głową, uznano za właściwe pobudowanie tzw. baraków, w których zamieszkało kilkadziesiąt rodzin. Niezależnie od lokowania eksmitowanych w barakach, udzielano też wielu z nich zapomóg pieniężnych lub pożyczek na wynajęcie mieszkań. Udzielano wreszcie na koszt miasta pomocy położniczej, pokrywano częściowo koszty pogrzebu ubogich, a także dawano bezpłatnie trumny. Skierniewice, podobnie zresztą jak cały kraj, nie należały do miast zasobnych. Wręcz przeciwnie - nękane były biedą, bezrobociem, a także sporym odsetkiem ludzi bezdomnych. Mimo to z pełnym podziwem należy odnieść się do wszelkich wysiłków władz miasta, które nie szczędziły grosza na wszelkie akcje podejmowane w ramach pomocy społecznej. Baraki dla bezdomnych budowane w Skierniewicach w okresie międzywojennym / zbiory H.Lustych - Karmańskiej/ 34 7 Siódma Prowincja Kwartalnik Kulturalny Piotrkowskiego, Sieradzkiego, Skierniewickiego PSAP po dwóch latach Piotrkowskie Stowarzyszenie Artystów Plastyków istnieje od 1996 roku. Obecnie liczy 20 osób. Każdy członek Stowarzyszenia musi legitymować się dyplomem Akademii Sztuk Pięknych lub należeć do Związku Artystów Plastyków. W statucie Stowarzyszenia znajduje się punkt dotyczący współpracy artystów z dziećmi szczególnej troski. Współpraca ta wyrabia u dzieci fantazję i wrażliwość artystyczną, a artystom dostarcza nowych wrażeń. Założenia te Stowarzyszenie realizowało już przed oficjalnym powstaniem, organizując w grudniu 1995 roku warsztaty artystyczne w szkole specjalnej. Pierwszą zbiorową wystawę swoich prac zorganizowali w Starym Browarze.To było w maju. Kilka dni później członkowie PSAP przedstawili swoje prace na wystawie promocyjnej firm w Bełchatowie. Potem ich obrazy pojechały do niemieckiego miasta - partnera Piotrkowa Esslingen. Z dużym powodzeniem zostały przyjęte w tamtejszym ratuszu. Po Esslingen artyści wystawili swoje prace w częstochowskiej galerii BONART. Brali udział w plenerach ekologicznych w gościnnej Tarasce. Wystawa poplenerowa zorganizowana w piotrkowskim BWA zgromadziła także sporą grupę miłośników i koneserów sztuki. Dużym sukcesem PSAP była wystawa u Katarzyny Napiórkowskiej w Warszawie. W tym czasie wydali też kilka albumów. Zaczęli częściej pokazywać swoje prace na wystawach indywidualnych. śniu, a obrazy prezentowały „Miejskie Galerie“. W grudniu w Piotrkowie PSAP pokazał owoce uczestnictwa w plenerze w postaci leśnych pejzaży, aktów i śpiących kamieni. Staramy się, aby byli to ludzie znani ze swych działań plastycznych, z dużym dorobkiem artystycznym. Tym razem jego członkowie odeszli od twardej reguły i do swoich prac dołączyli również prace artysty nieprofesjonalnego Zdzisława Słomki, bardzo utalentowanego malarza, który zaprezentował się dość interesująco. - Na początku powstała grupa założycielska, którą stanowiło pięć osób: ja, nie żyjący Piotr Makowski, Henryk Trojan, Jolanta Betnerowicz, Gabriela Szymańska. Praca nad rejestracją Stowarzyszenia była długim i złożonym procesem. Musieliśmy uzyskać akces 15 osób potrzebny do rejestracji sądowej. O ideę powstania Stowarzyszenia pytam jego prezesa Juliusza Marwega. Jak powstało Stowarzyszenie? Jakie cele wam przyświecały? - Jesteśmy dość daleko od Związku Polskich Artystów Plastyków, którego oddział znajduje się w Łodzi. Dlatego postanowiliśmy stworzyć stowarzyszenie, które przejęłoby część działań statutowych tego związku. Głównym celem powołania naszego Stowarzyszenia była integracja środowiska plastycznego Piotrkowa oraz pobudzenie tego środowiska do działania grupowego. Stowarzyszenie ma formułę otwartą dlatego należą doń również artyści spoza Piotrkowa. - Organizowanie wystaw i promowanie środowiska i miasta w Polsce, w najlepszych galeriach krajowych i zagranicznych. Stowarzyszenie prowadzi działalność edukacyjną. Współpracujemy ze Szkołą Podstawową nr 14 i z uczniami ze Szkoły Specjalnej oraz z Państwowym Domem Dziecka w Tarasce. Pierwsze zajęcia członkowie naszego Stowarzyszenia przeprowadzili w Szkole Podstawowej nr 17. Tam pod kierunkiem artystów powstało kilka prac zbiorowych Dotąd zaprezentowali się: Henryk Trojan, Marek Miśkiewicz, Bogusław Maria Piasecki, Jan Norbert Dubrowin i Juliusz Marweg. W Piotrkowie tak naprawdę nie ma galerii, toteż członkowie Stowarzyszenia prezentują się w kawiarni „Literacka“ Miejskiego Ośrodka Kultury w Piotrkowie. Tam mają swoją siedzibę. Rok 1997 był również ogromnie pracowity. Jego członkowie uczestniczyli w II Plenerze Ekologicznym w Tarasce i pomagali w przygotowaniu wystawy z okazji jubileuszu dziesięciolecia pracy twórczej Henryka Trojana i Juliusza Marwega. Otwarcie tej wystawy nastąpiło w Łodzi we wrze- Członkowie Stowarzyszenia - fot. ze zbiorów PSAP Siódma Prowincja Kwartalnik Kulturalny Piotrkowskiego, Sieradzkiego, Skierniewickiego 35 w postaci wielkich zimowych pejzaży wykonanych przez dzieci. Jak doszło do wystawy w Starym Browarze? - W maju 1996 roku była pierwsza wystawa Stowarzyszenia. Dogadaliśmy się z właścicielem Starego Browaru Jackiem Ditrychem, który udostępnił nam 1000 metrów kwadratowych piwnic browarnych, pobiałkowanych. My musieliśmy znaleźć stelaże służące do prezentacji, gdyż do zabytkowych murów nie wolno wbić ani jednego gwoździa. Potem stanęliśmy przed problemem oświetlenia, ale i z tym daliśmy sobie radę. Całą instalację wykonał MOK. fot. Ze zbiorów PSAP fot. Ze zbiorów PSAP Na tej wystawie zostało pokazanych około 200 prac z różnych dziedzin plastyki: szkło artystyczne, tkanina, emalie, grafika, malarstwo. Wystawa odbiła się szerokim echem a na jej otwarcie przybyło około 400 osób. Stary Browar wypłatał nam figla, gdyż jego piwnice są bardzo wilgotne i musieliśmy szybko zwinąć żagle. Proszę ocenić waszą dotychczasową działalność. - Uważam, że jako Stowarzyszenie społeczne zrobiliśmy bardzo dużo. W samym 1996 roku udało nam się zorganizować sieć wystaw naszych członków: w Bełchatowie, w Częstochowie, oraz Galerii Katarzyny Napiórkowskiej w Warszawie, a także wystawę poplenerową Taraska 96 i 97. fot. Ze zbiorów PSAP Odbył się nasz drugi plener, sponsorowany przez Wojewódzki Fundusz Ochrony Środowiska w Piotrkowie. Powstało na nim dużo prac malowanych w różnych konwencjach artystycznych. Inspirował nas pejzaż Sulejowskiego Parku Krajobrazowego. W plenerze brało udział 14 artystów, którzy wykonali około 100 prac. Co Stowarzyszeniu przeszkadza w działalności? - Jesteśmy zadowoleni z naszej dotychczasowej pracy. Tylko chcielibyśmy pozyskać większą ilość sponsorów. Brakuje nam również bardzo Piotra Makowskiego, który był takim swoistym kołem napędowym naszego Stowarzyszenia. Toteż w drugą rocznicę jego śmierci planujemy zorganizowanie dużej wystawy poświęconej jemu na Zamku Królewskim. Od planów do realizacji jeszcze daleko. Życzymy więc powodzenia. 7 36 Siódma Prowincja Kwartalnik Kulturalny Piotrkowskiego, Sieradzkiego, Skierniewickiego Moje pytania piotrkowskie Translacje MIKOŁAJ PAWLAK Piotrków Trybunalski Dla mnie jednak przyczyna realizacji tego karkołomnego i ryzykownego przedsięwzięcia leży gdzie indziej. Znacznie głębiej. W moim odczuciu Translacje zrodziły się z bardzo prostych, bardzo ludzkich potrzeb drzemiących w tych wszystkich ludziach, którzy ze szczególną wrażliwością Celem Translacji jest stworzenie w Piotrkowie Kolekcji Sztuki Końca Wieku. Kolekcja ta miała by być swego rodzaju śladem zostawionym przez twórców wchodzących w nowe tysiąclecie - świadectwem ich bytności i zaangażowania w szeroko rozumianą sferę sztuki. nalne, zapraszać co roku tak wiele tak bardzo „obcych“ osób. Zdaniem autorów tej idei żadne państwo z osobna nie jest w stanie przedstawić w sposób kompletny całej gamy działań i poszukiwań artystycznych, których jesteśmy świadkami pod koniec XX wieku. Skoro tak, to naturalnym okazał się pomysł zgromadzenia w tworzonej w Piotrkowie kolekcji dzieł jak największej ilości twórców prezentujących odmienne sposoby postrzegania świata, wywodzących się z różnych kultur, prezentujących różne systemy wartości. W ten sposób Kolekcja Sztuki Końca Wieku może stać się w miarę obiektywnym i barwnym freskiem o czasach, w których żyjemy. Marc Donikian /Francja/, Elisabeth Floret/Włochy/ i Ky Siriki/Burkina Faso/ w piotrkowskiej Galerii BWA - fot. Małgorzta Gletkier Odpowiedź na to pytanie znaleźć można bez trudu w bogatej kolekcji dokumentów, publikacji, artykułów prasowych, katalogów i w samym dossier Translacji. Czy uda się wykonać to bezspornie ambitne zadanie? Czy Piotrków stać na taką gigantyczną kolekcję. Nie wiem i mówiąc szczerze problem ten nie spędza mi snu z powiek. Nie to jest dla mnie najważniejsze. Zgodnie ze ściśle przestrzeganą zasadą tego przedsięwzięcia co roku liczba uczestników podwaja się - tak więc w 1997 roku przyjechało do miasta 40 artystów, w tym roku będzie ich 80, a w końcowej edycji Translacji, w roku 2000 Piotrków gościł będzie 160 twórców z całego świata. Uczestnicy Międzynarodowych Spotkań Artystycznych „Translacje`97“ oraz młodzież piotrkowska podczas jednego ze spotkań w piotrkowskim MOKU-u - fot. Małgorzata Gletkier Nie ma w tym żadnej przesady - uczestnicy piotrkowskich spotkań to obywatele większości krajów europejskich, a także Amerykanie, Chińczycy, mieszkańcy Wybrzeża Kości Słoniowej i Argentyny. Czy takie wydarzenie ma jakieś znaczenie dla mieszkańców Piotrkowa? Czy kiedykolwiek w historii miasta było ono celem podróży tylu osób z tak wielu, nierzadko najodleglejszych miejsc na kuli ziemskiej? Zawsze ciekawiło mnie skąd wziął się pomysł by do miasta, które większość trzeźwo patrzących osób uzna za prowincjo- Siódma Prowincja Kwartalnik Kulturalny Piotrkowskiego, Sieradzkiego, Skierniewickiego 37 Barbieo Barros-Gizzi/USA/ i Owusu Ankomah/Ghana/ podczas jednego ze spotkań- Translacje`97 - fot. Małgorzta Gletkier Para zagubionych (dosłownie i w przenośni) chińskich malarzy tuła się po mieście prawie zawsze docierając na umówione spotkania bądź to z godzinnym opóźnieniem, bądź to punktualnie ale nie w tym miejscu - niełatwo dogadać się w Piotrkowie po chińsku. Angielski? „I not speak“. Inni czarnoskórzy doświadczają aktów absurdalnego i żałosnego rasizmu w jednym z nocnych lokali. Jaki to wszystko ma sens? To z pewnością kluczowe pytanie. Skłaniam się ku nieco przewrotnej odpowiedzi - Translacje to poszukiwanie sensu, to niezwykle cenna i unikatowa inicjatywa. i troską obserwują naszą własną rzeczywistość. Potrzeba rozmowy, krytyki, akcep tacji, miłości (?) to właśnie te drzemiące w każdym z nas potrzeby stały się w moim odczuciu prawdziwą siłą sprawczą Translacji. Kolejne pytanie: w jakim stopniu znamy siebie i swoje miejsce na ziemi - co wiemy o sobie? Przez tyle lat tysiące takich miast jak Piotrków Trybunalski stanowiło rodzaj skansenu. Z dala od większych ośrodków kulturalnych, odgrodzeni od reszty świata sztywną zasłoną politycznych realiów mieszkańcy takich prowincji potrafili jednak doskonale dostosować się do nierealnych realiów reżimu politycznego. Zawsze potrafiliśmy znaleźć jakiś sposób na złagodzenie, udobruchanie, ba, uczynienie źródłem radości i (gorzkiego) śmie- chu codziennej paranoi, o którym to zjawisku wiemy jak mało który naród w Europie. Teraz ta Europa, cały świat, który w krytycznych momentach patrzył na nas z zainteresowaniem, nierzadko z podziwem, jest w naszym zasięgu. Zniknęły bariery. Świat, którego kiedyś byliśmy tylko odległą „niemą“ częścią zaczyna do nas mówić. A tego właśnie tak bardzo potrzebujemy. Zaczyna się dialog. Taki wielowymiarowy dialog rozpoczęty został w Piotrkowie przed czterema laty. Artyści przyjeżdżający do miasta pracują twórczo, realizują się w wielu różnorodnych dziedzinach sztuki. Czarnoskórzy twórcy z Burkina Faso pracują w FMG Pioma, Białorusin i artystka z Beninu w sali gimnastycznej Ośrodka Szkolno-Wychowawczego. Translacje to szukanie sensu naszego tu życia, sensu sztuki - to szukanie możliwości dialogu. Dzięki realizowanemu w Piotrkowie wysiłkiem wielu osób i instytucji w mieście jak i poza granicami Polski projektowi mamy niepowtarzalną okazję przyjrzeć się temu, co uważamy za dobre, bo „nasze“ i temu, co jawi się jako jeszcze lepsze, bo „zagraniczne“. Dzięki takim refleksjom jesteśmy w stanie określić swoje obecne położenie, możemy zobaczyć kim naprawdę jesteśmy i gdzie żyjemy. To właśnie dzięki tej „fantastycznej“, „Chybionej“, „genialnej“, „żałosnej“, „niezwykłej“, „naiwnej“ idei uczynienia z Piotrkowa ważnego centrum kulturalnego w Europie mamy możliwość skonfrontowania nas samych z tak wieloma kulturami, z tak wieloma sposobami postrzegania świata. Czy może być coś cenniejszego w sytuacji kiedy nasze codzienne życie nabiera coraz bardziej chaotycznego charakteru, charakteru tak typowego dla każdego okresu schyłkowego jakim jest koniec tysiąclecia? Czy potrafimy w pełni dostrzec zjawiska, których na co dzień nie zauważamy bo sami jesteśmy ich uczestnikami? Bez wątpienia Translacje dają nam taką możliwość. Jest jednak jeden warunek musimy rozmawiać, musimy tłumaczyć sobie pojęcia. Tłumacząc szukamy przecież tego co wspólne, tego co nas łączy. Jako osoba zaangażowana w projekt od 1996 roku, kiedy to odbyła się druga jego edycja, człowiek współodpowiedzialny za tłumaczenia językowe znajduję coraz więcej przykładów na to jak wiele nas tu w Piotrkowie i uczestników z zagranicy łączy. Jan van den Langenberg /Holandia/ i Ky Siriki/Burkina Faso/ na tle obrazów Eugeniusza Konowalowasa/Litwa/ w piotrkowskiej Galerii BWA - Translacje`97 - fot. Małgorzata Gletkier 38 W trakcie tych dwóch sierpniowych tygodni, kiedy to Piotrków zamienia się na chwilę w swego rodzaju „globalną wioskę“ (tak, wiem że to miasto wojewódzkie) dokonuje się coś magicznego. Obcy, odlegli sobie ludzie razem rozmawiają ze sobą, pracują, razem bawią się. Nic wielkiego? Czyżby? Jakże często i w jak tragicznych nierzadko okolicznościach przy- Siódma Prowincja Kwartalnik Kulturalny Piotrkowskiego, Sieradzkiego, Skierniewickiego chodzi nam obserwować akty irracjonalnej agresji, głupoty, złośliwości, czy wreszcie tak pospolitej indolencji. Coraz częściej szukamy ucieczki od tej przykrej rzeczywistości w ciągle udoskonalanych formach wyrafinowanej rozrywki albo też wpadamy w koleiny świetnie prosperującej kultury masowej. Przyczyna tego stanu rzeczy to powolny zanik umiejętności rozmawiania, a nie wyłącznie komunikowania. Rozmowa to jednak nie to samo, co wypowiadanie mniej lub bardziej istotnych treści. Do rozmowy potrzeba partnerów, ludzi, którym zależy na szukaniu porozumienia, na dochodzeniu do istoty rzeczy. Według mojego odczucia Piotrków ma szansę wyrwać się z takiego beznadziejnego kręgu zastygłych, leniwych, bądź bezmyślnie rozkrzyczanych, nieodpowiedzialnych głów, które znają się i wiedzą wszystko tak dobrze, że nie potrzebują już nawet rozmawiać ze sobą. Piotrków może wyrwać się ze starych schematów myślenia, patrzenia na rzeczywistość i działania. To wszystko jest realne. To już się zaczęło. To właśnie dialog z ludźmi z zewnątrz z wolna pozwala nam uzmysłowić sobie to czym jesteśmy, pozwala nam dostrzec to, o co się codziennie potykamy, bo nie widzimy lub nie chcemy zobaczyć pewnych zjawisk. Takie rozmowy mogą być przykre, ale jeśli miasto chce odnaleźć się na mapie Europy to musi podjąć ten wysiłek. Jeśli chcemy by żyło się tutaj dobrze musimy odnaleźć to co wartościowe, a przez nas samych niedostrzegane i wyeksponować takie znalezisko, uczynić częścią naszego tutaj życia. Z drugiej strony musimy mieć odwagę ryzykować podejmując przedsięwzięcia, których sukcesu nigdy nie możemy być pewni. Holandia to piękny kraj - pełen wiatraków, tulipanów i czyściutkich krów co dają pyszne i zdrowe mleko. Holendrzy, których poznałem na Translacjach to niezwykle serdeczni i otwarci ludzie. Piotrków chcieli zobaczyć w całości, z wysokości, tak by wzrokiem objąć całe miasto. Kiedy pewnego wyjątkowo upalnego sierpniowego dnia wdrapaliśmy się na znaną każdemu piotrkowianinowi wieżę ciśnień moim oczom ukazało się szarozielone miasto z dachami krytymi papą. Jakież było moje zdziwienie kiedy Jan i Leidi w leniwie rozpoczętej rozmowie na temat relacji między naturą, a kulturą i rozpościerającego się dookoła nas krajobrazu zaczęli podkreślać niezwykłą dla nich ilość drzew, parków, wszelkich zielonych plam w mieście. To co dla mnie było czymś najzwyklejszym i niewartym uwagi dla Holendrów okazało się egzotyką. Co więcej, Leidi wydawała się mile zaskoczona barwnością Piotrkowa, pogodną kolorystyką budynków w mieście! Wyraz kurtuazji za okazaną im gościnność i pomoc? Dwa miesiące później miałem okazję pojechać do tej „brunatnej i smutnej“ Holandii. Byłem tak samo zachwycony. Więc jak to jest? Jest właśnie tak, że Translacje, jak mało która inicjatywa, służą i mogą w jeszcze większym stopniu posłużyć rozwojowi Piotrkowa. Ten prosty przykład ukazuje jak bardzo się różnimy w tym co na zewnątrz będąc w gruncie rzeczy tak bardzo podobnymi. Tych kilkudziesięciu malarzy, rzeźbiarzy, grafików, poetów, filozofów, którzy przyjeżdżają do Piotrkowa daje nam szansę zobaczenia rzeczy na nowo. To dzięki nim miasto wzbogaci się o unikatową kolekcję sztuki końca wieku, dzięki nim mieszkańcy miasta mogą wzbogacić swoją wiedzę o sobie i o miejscu, w którym żyją. Translacje to wreszcie szansa na przypomnienie sobie na czym polega dialog. Dialog to szukanie sensu. Ten projekt otwiera tyle możliwości, że gdyby w pełni je wykorzystać, to za kilka lat Piotrków Trybunalski stałby się czymś znacznie bardziej istotnym niż tylko obszernym rozdziałem w historycznych opracowaniach na temat rozwoju parlamentaryzmu i trybunałów w historii Polski. Piotrków ma szansę stać się miastem normalnym, miastem, które istnieje dlatego, że to właśnie tu żyje się dobrze, wygodnie, bezpiecznie i ciekawie. Piotrków może przyciągnąć ludzi młodych, którzy dobrze rozumieją, że już od dawna nikt w Europie nie myśli poważnie o mieszkaniu w wielkich miejskich molochach, a swego domu szuka się tam gdzie wygodnie, spokojnie i swojsko. Już obecnie wyłania się kilka inicjatyw, które mogą w przyszłości zaowocować zmianą wyglądu miasta, podnieść jego prestiż i tym samym pozytywnie wpłynąć na ludzi tu żyjących. Translacje to także szansa na przyciągnięcie do miasta inwestorów oraz potencjalnych prywatnych właścicieli, którzy nie będą obawiali się podejmowania niepopularnych ale koniecznych decyzji. Najważniejsze są zmiany w ludzkiej mentalności, a takie mogą się dokonać w dużej mierze poprzez dialog. Wszyscy zaangażowani w ten projekt, zarówno artyści, ludzie tylko marginalnie związani ze sztuką, wolontariusze opiekujący się zagranicznymi uczestnikami czy wreszcie intelektualnie wspierający te zakrojone na szeroką skalę działania, wszyscy ciągle szukają tego co wspólne, tego co pozwala rozmawiać i nadawać sprawom bieg. Nie jest to jednak takie łatwe, bo i rzeczywistość jest rzadko koloru różowego (na szczęście!). Jest wiele problemów finansowych, warunki życia w Polsce są wciąż o wiele gorsze niż w krajach przyjeżdżających tu uczestników. W czterdziestoosobowej grupie trudno o sensowną dyskusję. Dają się słyszeć głosy krytyczne i pełne sceptycyzmu wobec samej idei stworzenia w Piotrkowie kolekcji prezentującej sztukę końca wieku. Z drugiej strony przecież wszystkie te trudności i głosy krytyczne zmuszają do szukania nowej formuły, szukania rozwiązań, które nawet daleko odbiegając od pierwotnych założeń programowych mogą stać się początkiem nowych, równoległych, bądź zupełnie odrębnych inicjatyw. Taka już jest uroda samego pomysłu. Niemalże codziennie do biura Translacji mieszczącego się w Galerii Sztuki BWA napływają faksy, przychodzi korespondencja z wielu odległych miejsc na całej kuli ziemskiej. Nadawcy tych wszystkich faksów i listów mają stały kontakt z Piotrkowem. Dzięki nim miasto żyje nie tylko tu ale i gdzieś tam, tysiące kilometrów stąd. Ten projekt to także ogromna odpowiedzialność sztuka to poważna rzecz. W tym roku w Piotrkowie pracować będzie 80 twórców. Czy piotrkowianie zechcą szerzej włączyć się w ten dialog? Czy ci, którzy w naszym imieniu podejmują istotne dla miasta decyzje będą mieli dość dobrej woli i wyobraźni aby wykorzystać tę niepowtarzalną szansę dla Piotrkowa i znaleźć godne miejsce dla tak wyjątkowej inicjatywy? 7 Ale Translacje to w moim odczuciu coś ważniejszego niż kolejna atrakcja i udogodnienie w postaci nowego supermarketu. Z mojej perspektywy to swego rodzaju wielki magazyn pomysłów, idei, kultur i punktów widzenia. To wielki intelektualny potencjał. Warto, aby został on rozsądnie wykorzystany. Siódma Prowincja Kwartalnik Kulturalny Piotrkowskiego, Sieradzkiego, Skierniewickiego 39 Grzech dociekliwości MICHAŁ JAGIEŁŁO Warszawa VII Cisza. Słońce wskazywało południe. Usiadł oparłszy się plecami o graniczny słupek. Prawdziwy teatr to mieszanina śmiechu i grozy, zabawy i oczyszczenia przypełzło do niego przeczytane kiedyś zdanie. - Oczyszczenia ze zbłąkanych myśli - powiedział głośno. Obserwował jak ciężkie ciemne chmury osaczały płonącą tarczę. Przez chwilę czuł się na swoim miejscu: góry, śnieg, wiatr, chmury i słońce. Litania natury. Pacierz wzniosłej zwyczajności zjawisk przyrody. Wyrafinowana dzikość kształtów. Na dłoni osiada dorodny płatek śniegu. Piękno. Uporządkowany nieporządek. Nadzieja. Nie daj się zwieść tej chwili - mówi w nim ktoś dobitnym głosem. To było przecież gdzieś tu. Poszukaj śladów, dogrzeb się pazurami do kamieni i do traw i weź w palce kolczaste słowa. Muszą tu być wrośnięte w twoją pamięć. Zaczęło się niewinnie: zwyczajne opowiastki o przeszłości, o jego i jej poprzednich zaangażowaniach. Uczyła angielskiego niewiele młodszych od siebie. - Wodzili za tobą oczami - dopowiada, niczego nie przeczuwając. Ona przytakuje i wpatruje się w coś, do czego on nie ma przystępu, bo przecież znają się dopiero od paru tygodni. Drażni go, że nie potrafi wejść razem z nią w jej wspomnienia - więc zachęca do zwierzeń. Miał w sobie coś z cygana - artysty. Wzdychał ostentacyjnie po niedospanej, przehulanej nocy, przytulał niegolony policzek do drewnianego pulpitu w sali wykładowej - słowem, grał rolę nieszczęśliwie zadurzonego młodziana. - I co? Nic takiego. Miał pociągający szelmowski uśmiech i zalążek bruzd na twarzy. Zapowiadał się na interesującego dojrzałego mężczyznę. - Zachęcałaś go? Ten drań wykorzystywał nawet nudne podręcznikowe zdania, wprawiając nauczycielkę w zakłopotanie. Nie zrezygnował, gdy chodziła brzemienna. Ani wtedy, gdy szczęśliwie powiła pierworodnego. Wtedy, gdy opowiadała o podchodach studenta był upalny dzień. Dziś panoszy się tu zima i wiatr żyjący swoim rytmem uderzeń i cichnięć. 40 Przekleństwo zasłyszanych słów. Kara za grzech dociekliwości. Piekło przypomnień, w którym praży się wypowiedziane z domniemaniem, słyszane z bulgotem zazdrości podgrzewanej zatrutą wyobraźnią. - Odejdź, Kobieto - rzucił jej w twarz widoczną na tle gór. - Opuść mnie chociaż w tych ostatnich godzinach. Nawiedzony kaznodzieja rozpłynął się w promieniach słońca, a równocześnie był niemal fizycznie obecny, szepcząc z jego wnętrza: Wyjdź z tej swojej jaskini. Przejrzyj się w tafli wody. Przypomnij sobie jej imię, które przecież jest ci wciąż tak miłe. Chcę być tu, gdzie śnieg, lód, wiatr zazdrość. Coś kiedyś zostało wypowiedziane. Coś zostało we mnie dośpiewane. Głos przestrzegał go, że to jest niedobry śpiew. Fałszywy i zepsuty. - Jestem wolny i nie pozwolę, aby pomiatały mną moje myśli. A zatem mam tylko jedno wyjście: w kosodrzewiny, pod dorodną jarzębinę, w sen. Ten z wnętrza starał się go przekonać, że to on sam uzależnił się od zachcianki, aby dopiero od niego rozpoczął się erotyczny świat Kobiety. I przestrzegał śpiewając: „Na orawskiej grani sieci zastawili, uwazuj, Janicku, by cie nie złapili.“ Zamknął oczy, aby lepiej widzieć scenę sprzed wielu lat. Na egzamin przyszedł w krótkich spodenkach: silne uda obrośnięte czarnym gęstym włosem - istny Cygan. I właściwie dopiero wtedy spojrzała na niego, jak na interesującego mężczyznę. Powiedziała nawet, lub mogła była powiedzieć o jego uzdolnieniach: języki, skrzypce, śpiew. Tyle talentów. Nie szastaj zbyt rozrzutnie swoim życiem. Powodzenia - podała rękę, a oko samo uciekło w te czarne dzikości. i moczary, w orawskie podmokłe torfiaste bory. Stąd jest tylko jedna droga: Wołowiec, Dziurawa Przełęcz, Łopata i Czerwony Wierch. Parę razy zawiódł się na sobie. Pozwolił rozkrzewić się zazdrości o jej intymną przeszłość, a nawet o ciekawość świata, zjawisk i ludzi. Krak, krzew, krzewiać i rozkrzewiać. Sięgać, aż do korzeni swojej choroby. Wydawało mu się, że we mgle mignęła na stoku sylwetka Zagraja. Za chwilę usłyszał jego poszczekiwanie w sadzie, gdzie łzami bezsilnej wściekłości podlewał, korzenie urażonej dumy Zagadać ból. Okryć nagość, tak wstydliwie obnażoną, słowami rozdętymi jak przejrzałe jabłka, nie nadające się do jedzenia. Już wtedy, w sadzie z widokiem na stodołę, miał świadomość tonięcia w mokradle i równocześnie widział siebie pogrążającego się w bagnisku, ale z twarzą skierowaną ku temu drugiemu, który stał na suchej grobli. Zostawić po sobie ślad. Rozdzielić się na dwóch obserwujących się nawzajem. Dziadek mawiał czasem: dać wzajem, czyli pożyczyć. Pożyczyłem tak wiele od tego drugiego, co kiedyś stał twardo na stałym gruncie, że nadszedł czas oddawania. Fragment powieści pt. „Długi upłaz słów“. 7 VIII Sypał gęsty śnieg jakby rodzący się z mgły, co znów zalała grań. Powodzenia - stukało mu w myślach. Wodzić wybrankę po wysokich perciach i zawieść się na swojej wyobraźni. Chciałem być jej przewodnikiem. Chciałem ją powieść do ołtarza znaczeń w kościele słów, a to właśnie słowa zrzuciły wędzidło i rozhukane zawiodły mnie z twardego gruntu w młaki Siódma Prowincja Kwartalnik Kulturalny Piotrkowskiego, Sieradzkiego, Skierniewickiego Nasze Prezentacje NURTY Twój i mój czas ponad czasem obok czasu w poprzek rzeki święto swobodnej myśli Przywieram do ciebie w czasie który jest mój i twój i czuję szorstkość włosów łaskoczących być może inną twarz w czasie który nie jest nasz Udo dotyka uda zwykła rzecz Opowiadam jak minął dzień Twoje palce ciągle na nowo obejmują moją dłoń Powietrze wokół drży Bogumiła Krzew / pseudonim/ publikowała m.in. na łamach czasopism: „Wiadomości Kulturalne“, „Sycyna“, „Akcent“, „Przegląd Powszechny“, Więź“ i „Siódma Prowincja“ (nr 2 i nr 4 z 1996). nie ma dnia Kiedy cię kocham w rozpaczy morze odpływa od brzegu pochłania mnie czas Kocham cię - i jest pełnia * * * Może zadzwonisz dziś jeszcze raz zza morza SPACER PALETA Gdy tak idziemy razem jak co dzień i obejmujesz mnie ramieniem wszystko jest niby na swoim miejscu Słucham cię jak zawsze w skupieniu Kiedy cię kocham radośnie rośnie błękit głęboki oddech bierze świat Kiedy cię kocham ze smutkiem nie ma nocy Okna ściany drzwi niech pozostaną zamknięte wokół nas Tam senne miasto otulone szarą mgłą obojętne Nasz świat prawdziwy wśród rozpalonych okien ścian drzwi 7 Marzy mi się , by cała Polska zaistniała w Wojkowie ... z Józefem Banasiewiczem, malarzem i społecznikiem z Wojkowa k. Błaszek rozmawia JAN KRZYSZTOF SZCZĘSNY Sieradz - Jak to się stało, że zostałeś nauczycielem plastyki, który nie tylko uczy młodzież rysunków, ale czegoś więcej - historii sztuki, malowania, ma dla nich czas, daje im serce ... no i znajduje czas na rozwijanie własnej twórczości ? - Chyba świadomie wybrałem ten zawód, nie znając do końca na czym polega praca w oświacie. Natomiast zainteresowania plastyczne w moim przypadku zrodziły się stosunkowo wcześnie. Wiedziałem też, że to trochę za mało, że to nie wystarcza. Obok zainteresowań potrzebna jest konkretna wiedza tj. ukończone studia pla- styczne ubogacone pracą w oświacie. Wiadomo też, że środowisko wiejskie jest zubożone w dostępie do dóbr kultury, a i często samo nie potrzebuje wykształconych nauczycieli plastyki. Tak się dzieje dlatego, że na wsi brak jest tego typu tradycji. Z tego powodu uważam, że od uczącego plastyki w środowisku wiejskim należy wymagać szczególnej postawy twórczej. Myślę, że plastyka jest częścią życia, a ono z kolei wymaga, by twórczo je realizować. Stąd olbrzymia potrzeba działalności społecznej, propagowania szeroko pojętej kultury: nie tylko plastycznej, lecz kultury w większym wymiarze. Mam tu na uwadze kulturę plastyczną, rozwój czytelnictwa, turystyki, wiedzy o historii regionu, kraju. Wszystko, co robiłem do tej pory do tego zmierzało. Pragnąłem uświadomić mieszkańcom Wojkowa fakt, że środowisko wiejskie to nie tylko ustawiczna praca, ciężka praca na roli i przy inwentarzu, ale również obcowanie z kulturą. - Gdy kierowałeś szkołą w Gruszczycach mówiono o tobie - malujący dyrektor. Czy wtedy było ci łatwiej promować plastykę w środowisku wiejskim? Jak oceniasz te lata „na urzędzie“? Siódma Prowincja Kwartalnik Kulturalny Piotrkowskiego, Sieradzkiego, Skierniewickiego 41 - Sensem twojego życia jest promocja Wojkowa. Sporo podróżowałeś, uczestniczyłeś w wielu plenerach, działaniach twórczych. Jednak swoje życie twórcze związałeś z tą miejscowością. Dlaczego? Spotkanie w dniu inauguracji pierwszej w województwie sieradzkim Wiejskiej Galerii Sztuki w Wojkowie - 26 września 1987 - fot. ze zbiorów prywatnych - W ubiegłym roku udało nam się zorganizować rajd ekologiczny z okazji Dnia Dziecka oraz tygodniowe Dni Wojkowa z okazji 640-lecia tej miejscowości. Cały cykl imprez pn.“Teraz Wojków“ - z prezentacją twórczości literackiej i plastycznej, kilkudniowym plenerem malarskim zgromadził liczne grono ludzi kultury oraz spotkał się z miłym przyjęciem wśród mieszkańców Wojkowa i okolic. Marzymy, by imprezy te kontynuować również w tym roku. Dlaczego akurat okolice Wojkowa?. Uważam, że są to miejsca jeszcze nieskażone cywilizacją, świetnie nadające się do takich imprez, które rozbudzają potrzeby intelektualne mieszkańców. Także w zapomnianym Wojkowie - „gdzieś za siódmą górą i siódmą rzeką“ mogą dziać się ciekawe imprezy. Również dla dzieci i młodzieży takie formy spędzania wolnego czasu stają się szczególną formą edukacji, inną niż w szkole. - W 1987 r. w swoim domu w Wojkowie utworzyłeś pierwszą w województwie sieradzkim Wiejską Galerię Sztuki, którą przez te lata odwiedziły tłumy ludzi: dzieci i młodzież z nauczycielami, przechodząc tutaj swoistą edukację plastyczną poszerzoną o wiedzę z zakresu literatury, historii regionu. Dobitnie świadczą o tym wpisy do trzech tomów kroniki, wycinki artykułów prasowych, fotografie ... Czy spełniły się zamierzenia, które przyświecały ci, gdy powoływałeś do życia galerię? Józef Banasiewicz prowadzi warsztaty Klubu Pracy Twórczej podczas pleneru w Radzejowicach - luty 1987 r. - fot. ze zbiorów prywatnych jak wyżej 42 - Funkcje kierownicze, które pełniłem w szkole, jak i później w domu kultury w Błaszkach dały mi pewne możliwości promowania plastyki, lecz wspominam te lata jako niezwykle trudny okres. Sądzę, iż nasze placówki oświatowe i kulturalne nie nadążają za sytuacjami umożliwiającymi wszechstronną edukację dzieci i młodzieży. W środowisku wiejskim edukacja taka jest mocno zaniedbana. Bo nie wystarczy tylko nauczyć czytać, pisać no i liczyć. Te zaniedbania dotyczą nie tylko plastyki lecz i kultury fizycznej, a biorą swój początek w niedostatecznej bazie lokalowej, braku odpowiedniej kadry. Bo talenty zdarzają się często, o czym świadczą liczne konkursy organizowane dla dzieci i młodzieży przez instytucje kulturalno-oświatowe Sieradza. Tam w Sieradzu ta opieka nad dziećmi twórczymi ma miejsce, zaś w środowisku wiejskim jej brak. - Wydaje mi się dziś, po tylu latach funkcjonowania galerii, że sens jej powstania był niezaprzeczalny, choć wiadomo, że w działalności społecznej nigdy nie osiąga się stanu zadowolenia. Trudniej to przychodzi w środowisku wiejskim. Mimo to nadal pragnę kontynuować tę działalność, a na dzień dzisiejszy myślę o utworzeniu biblioteki środowiskowej, gdyż tę w Wojkowie zlikwidowali radni gminy Błaszki. Zwróciłem się do różnych wydawnictw z prośbą o przekazywanie książek. Mam już pewne sukcesy, gdyż Wydawnictwo Literackie i kilka innych przysłały już kilkadziesiąt interesujących pozycji książkowych. Tak więc „kości zostały rzucone ...“. Kolejnym krokiem jest utworzenie Izby Pamięci Przeszłości Wojkowa i okolic. Pragniemy gromadzić stare dokumenty, wydawnictwa, pamiątki świadczące o bogatej przeszłości Wojkowa. Dziś i biblioteka, i muzeum - pierwsze kroki - najtrudniejsze mają już za sobą. Mocno wierzę, że i uczniowie okolicznych szkół pomogą nam w pomnożeniu zbiorów naszej Izby Regionalnej. Siódma Prowincja Kwartalnik Kulturalny Piotrkowskiego, Sieradzkiego, Skierniewickiego - Sporym wydarzeniem w sierpniu ubiegłego roku była impreza pn. „Dni Wojkowa“ - Wojkowo ` 97 z okazji 640-lecia tej miejscowości. Jakie są twoje wrażenia z tej niezwykłej imprezy, o której donosiła prasa, a podczas której m.in. poeci pisali wiersze na asfalcie ... - Każda wieś, miasteczko posiadają bogatą przeszłość. Tak jest w przypadku Wojkowa, o którym wiemy, że erekcja parafii sięga XV wieku. Obecny kościół pn. Niepokalanego Poczęcia NMP został wzniesiony w latach 1904 - 1908 wysiłkiem całej parafii, obok poprzedniego z 1645 r., który spłonął. Okazało się również, że i Wojków posiada bogate tradycje, które przy okazji imprezy pn. „Teraz Wojków - Wojkowo ` 97“ udało nam się wydobyć na światło dzienne. Okazało się, też, że: sąsiednie wsie obfitują w bogatą przeszłość. Taką wsią jest Wrząca - słynna z toczących się tutaj walk w Powstaniu Styczniowym. Myślę już teraz, by następną imprezę zorganizować we Wrzącej. - Dlaczego chcesz budować szkołę w Wojkowie? Czy stać na to mieszkańców wsi i niebogatą przecież gminę Błaszki? - Sądzę, że szkoła w Wojkowie jest konieczna chociażby dlatego, że te znajdujące się w sąsiednich wsiach są w opłakanym stanie technicznym. Stąd wcześniej, czy później nie będą one w stanie spełnić wymogów do prowadzenia nowoczesnego procesu dydaktycznego. Współczesne tendencje zmierzają do tego, by tworzyć silne jednostki oświatowe, w których dziecko zdobędzie wszechstronną edukację. Nie tylko w zakresie programu szkoły podstawowej, lecz i w obszarze kultury. Taką możliwość może tylko zapewnić szkoła duża, z licznymi pracowniami, dobrą kadrą. Zaangażowanie społeczne mieszkańców w dzieło budowy szkoły jest bardzo duże, a nasze poczynania poparte są uchwałami: wstępną - Zarządu Gminy co do koncepcji budowy szkoły, jak również uchwałami dotyczącymi reorganizacji oświaty w gminie. Ja wierzę, że szkoła w Wojkowie powstanie i po to zbieramy środki, organizujemy imprezy charytatywne, tą budową żyjemy. - Od wielu lat krok po kroku realizujesz swoje marzenia, które stają się rzeczywistością. Wymyśliłeś sobie galerię, a o tym, że ona żyje udowodniły uroczystości jubileuszowe we wrześniu 1997 roku. Szkoła w Wojkowie też coraz bardziej jawi się na horyzoncie. Ale ty obok tych pasji, dobrowolnych obowiązków jesteś nade wszystko artystą malarzem, twórcą i właścicielem galerii, biblioteki, radnym, społecznikiem, przyjacielem artystów ... Jak czujesz się w Wojkowie? Fragment ekspozycji: Nauczyciel i jego uczniowie - Gruszczyce, szkoła podstawowa - wrzesień 1986 r. - fot. ze zbiorów prywatnych - Byłoby niedobrze, gdybym jako mieszkaniec tej wsi zamykał się tylko w otoczeniu swoich obrazów, wśród poetów, malarzy. Jednym słowem w środowisku artystycznym. Muszę żyć tak, jak żyją normalni ludzie. Swoje przeżycia jako twórca przenoszę czasem na obszar swojego społecznikowstwa. Moja twórczość zazębia się z moim życiem, które również obfituje w wiele twórczych momentów. Moje życie przenika przez moje malarstwo.Zwykle też bywa tak, że bodźce, które dotykają mnie na polu działalności społecznej spożytkowuję w swoich rozmowach z płótnem. Kontakty z ludźmi, obojętne jakie by one nie były, są dla mnie bardzo istotne, gdyż przyczyniają się do powstawania nowych obrazów. Przy okazji odpustu Matki Boskiej Zielnej, podobnie jak w roku ubiegłym, zaproszę do Wojkowa artystów, by malowali, pisali wiersze, zbierali datki na budowę szkoły. Pragnę by hasło - „Teraz Wojków“ było żywe przez cały rok. Marzy mi się, by cała Polska zaistniała w Wojkowie, a wieś moja w całym kraju. Dni Wojkowa - „Wojkowo `97 fot. archiwum Józef Banasiewicz - artysta plastyk. Ur. 30 kwietnia 1951 roku w Wojkowie. Absolwent Instytutu Wychowania Plastycznego w Filii Uniwersytetu Śląskiego w Cieszynie oraz podyplomowych studiów plastycznych w Uniwersytecie Marii CurieSkłodowskiej w Lublinie. Członek Klubu Pracy Twórczej przy Regionalnym Ośrodku Kultury w Sieradzu. Pracował w oświacie, kulturze, radny RG w Błaszkach. Swoje prace malarskie wystawiał m.in. w Wojkowie, Sieradzu, Szczecinie, Elblągu, Katowicach, Opolu, Olsztynie. W 1987 roku w swojej wsi Wojków, w swoim domu powołał pierwszą w województwie sieradzkim Wiejską Galerię Sztuki. 7 Dni Wojkowa - „Wojkowo `97 fot. archiwum Siódma Prowincja Kwartalnik Kulturalny Piotrkowskiego, Sieradzkiego, Skierniewickiego 43 ...aby przestać obumierać MICHAŁ STEFAN DALECKI Łódź Częstotliwość publicznych objawień się książek poetyckich jest trudna do uchwycenia, więc też trudno jednoznacznie orzec, czy zły czas dla poezji już minął. Faktem jest, że pojawiło się nasilone zjawisko sponsoringu i prywatności edytorskiej. Gdy chodzi o dostępność do rynku jest ona właściwie nieograniczona i zależy od zasobności autora. Niełatwo jest znaleźć sponsora to fakt, lecz zdarzają się i hojni miłośnicy poezji, którzy wspierają inicjatywy wydawnicze /bywają to również osoby prywatne/. Zbiorek wierszy Babie lato Alicji Klajsz zyskał wsparcie finansowe MKiS, a wydawcą jest ROK w Sieradzu. Kilka tygodni temu tomik dotarł do witryn księgarskich. Utarło się przekonanie, że ze względu na specjalne relacje w zakresie finansów sam fundator decyduje o zasadności pojawienia się publikacji, a w konsekwencji sygnalizuje, że wypada z kurtuazją odnieść się wobec przedstawionej pozycji. Osobiście uważam, że dla dobra sztuki poetyckiej nie trzeba nadużywać owej kurtuazji, bowiem w interesie czytelnika trzeba zrezygnować z tzw taryfy ulgowej. Autorka Babiego lata nie jest być może znana miłośnikom poezji, choć więc jest to Jej debiut książkowy to jako poetka dotarła do prasy kulturalnej. Nie mamy więc do czynienia z wdzięczną debiutantką, ale z wyraźnym wdziękiem posługującą się poetyckim zapisem autorką. Oczywiście wdzięk nie jest jedynym kryterium wskazującym na wartość wypowiedzi poetyckiej. Alicja Klajsz usiłowała, jak się wydaje, dać wyraz swego widzenia świata nie tylko jako bystry obserwator, lecz „przebrawszy się w nieprzemakalność słowa“ ruszyła „na spacer szpalerem cudzych wierszy“. Czy to zwierzenie jest tylko przejawem kokieteryjnej skromności wstępującej autorki, czy też świadomą manifestacją obycia z kanonami współczesnej poezji? Nie sądzę, aby piszący te słowa miał prawo wy- 44 ręczać czytelnika w dochodzeniu do istotnych spraw warsztatowych. Przedmiotem niniejszych uwag mają być same wiersze, a nie ich psychologiczny kontekst. Prócz nazwiska są to wiersze jawne. Jest to jawność kobieca ze wszystkim dobrym i złym tego nazwania. Widać to na przykładzie tekstu ze str. 12, który rozwija temat domu /mieszkania raczej/ z „kryształowym drzewkiem szczęścia“, a także ze „słoniami ze szkła“, rajskimi ptaszkami, które /od jutra?/ mają zacząć śpiewać“. Czuć w tych fragmentach ironię z wyobrażenia sielskiego obrazka domowego. Autorce udaje się to ze zmiennym szczęściem. Pisze więc : „Słyszę wciąż jego słowa, /których nigdy nie było/ i - być może - nie będzie“. Wierzy jednak, że słowa mogą zilustrować strach, nienawiść, miłość i chyba dlatego częściej o p i s u j e te stany niż je w przedstawieniach wyraża. Trafnym /niestety/ tego przykładem jest tekścik na s.52. Sama literatura. Autorka /czy świadomie?/ rozbiła składnię zdania podwójnie /potrójnie?/ złożonego i sztucznie skonstruowała figurę wiersza. Przypadek to czy spełnienie chytrego zamysłu? Nie sądzę, żeby doświadczona przecież poetka za jedyny cel uznała pokpiwanie z tak zwanej kobiecości. „ W wielkim koncercie muzyk czarny poruszył we mnie struny napięte: przenosząc w inny czas i przestrzeń; śpiewałam więc z nim niema wokalizy erotyzmu pełne - ciałem: W jednym z wierszy /s.14/ „Upija się nocą w altance życiem dziwacznym“ za co „spodobała się sobie“ lecz w chwilę później „nie podobała się“ /też sobie/, no i w końcu „uciekła w koronkowo-czarnych pończochach“. Dokąd to i w jakim celu niechaj czytelnik sam docieknie /jeśli zdoła/. Kobiecość jest wdzięcznym tematem, także dla czytelnika, ale Babie lato to nie tylko monotematyczna opowieść o kobiecości. Dla autorki o wiele ważniejsze są : „Trudne pytania, tajemnice, człowiek“. Wspomniane atrybuty w a ż n o ś c i autorka najczęściej znajduje w sobie: „Gdy przyjdzie jesień bezszelestnie wynurzę się z siebie“, potem „połączona ze złotymi kolorami : zalśnię!“ Uczyni to oczywiście dla n i e g o - mężczyzny jako cenna pamiątka jesieni. Autorka nie tylko romansuje z problemami męsko-damskimi. Właśnie te inne - których spontanicznie wyraża swoje więzi z naturą, objawia skryte lęki wobec przemijania i te partie, gdzie trudzi się nad rozwikłaniem sekretu twórczego - podobają się mnie i bardzo poruszają. W nich daje się prześledzić przekładanie świata rzeczywistego na rzeczywistość słów aby w końcu czerpać przyjemność, gdy te p r z e k ł a d y są udane. W przestrzeni słów nie wykwita jednak poezja - lecz jedynie mówienie o niej, czyli słowo, a pomnożone to słowa o poezji. Już nieco inaczej jest w wierszu Lipiec, ale w tekście, który cytuję w całości: rozedrganym jego muzyką. I ogromnym pragnieniem we mnie ! „ więc to w tym tekście s ł o w o, niestety nie stało się ciałem poezji. Widać, że w tej kwestii towarzyszą autorce do końca wątpliwości. To dobrze, bowiem, sądzić po tym można, że powoli Alicja Klajsz odejdzie od techniki /sposobu/ budowania wierszy ze słów i uda Jej się poezję w y r a z i ć słowami. Z ciekawością czytam zapowiedź tego w wierszu „Ważne słowa“, i w innym /bez tytułu/ na s.67. Poetka odważnie ujawnia swoje zmagania z własnymi słabościami, do których należą m.in. uleganie dogmatom, schematy myślowe, sztampa. W końcu wyznaje : „jesteś bliska/ stworzenia turkusowej róży“. Życzmy autorce Babiego lata, aby to marzenie spełniło się - także w interesie czytelników. Mogę na koniec dodać, że nie jest chyba czczą deklaracją ta oto uwaga: „Polubiłam swoje miejsce pod niebem ogromnie /.../ ono także pragnie mojej obecności i akceptuje :graną przeze mnie rolę“. Każdy z nas ma s w o j e miejsce i wg znanej teorii pełni w nim określoną rolę. Ale granie roli to zwyczajne życie, a znaczy to po prostu prawdziwe p r z e ż y c i e; nie kostium. Siódma Prowincja Kwartalnik Kulturalny Piotrkowskiego, Sieradzkiego, Skierniewickiego Wierzę, że autorka nie chce być tylko kostiumem w teatrze poezji, lecz twórcą. Dla osiągnięcia tego celu ma jeszcze Alicja Klajsz sporo do zrobienia. Przewiduję, że Autorka - Kobieta osiągnie swój cel „by znów wyjść na ring: / wschodzącego / - i co dzień starszego - dnia“. Jako niekwestionowana poetka / i badaczka obcych kultur/ a nie tylko spacerowiczka po „szpalerach cudzych wierszy“ pokaże nam własny nowy ciekawy tomik wierszu. Alicja Klajsz: Babie lato. Regionalny Ośrodek kultury w Sieradzu, 1997. 7 Działalność Orkiestry Ochotniczej Straży Pożarnej w Sieradzu w latach 1898 - 1939 ANDRZEJ TOMASZEWICZ Sieradz W 1998 roku mija 100 lat od założenia orkiestry strażackiej w Sieradzu. Warto poświęcić kilka zdań temu zespołowi, który przez kilka dziesięcioleci odgrywał ważną rolę w życiu muzycznym miasta. Zorganizowana w 1876 r. straż sieradzka w ciągu około 20 lat nie posiadała własnej orkiestry. Na występy publiczne posiłkowała się dziesięcioosobową orkiestrą Jana Dworzaka ze Zduńskiej Woli. Od 1894 r. zaniechano sprowadzania obcej orkiestry i nawiązano porozumienie z orkiestrą kościelną. Orkiestra ta na użytek straży występowała bezpłatnie. Równocześnie były podejmowane kroki zmierzające do zorganizowania własnej orkiestry. W 1894 r. „Gazeta Kaliska“ donosiła : „Latem poruszoną była kwestia zorganizowania orkiestry strażackiej, byli nawet tacy, którzy już chcieli dać dobrowolnie jakieś fundusze na zakup nowych instrumentów. Rozbił się jednak ten projekt o brak odpowiednio uzdolnionego kapelmistrza. Dziś w Sieradzu mamy chętnego w osobie Józefa Witeckiego, który chce się tym zająć, a nawet zebrał już spore kółko amatorów muzyki mających własne instrumenta i zaczął próby, jest więc zawiązek, od nas zależy dalszy rozwój“. Konieczność posiadania własnej orkiestry była tym większa, że w 1897 r. z braku funduszów upadła orkiestra kościelna. W 1898 r. naczelnikiem straży został wybrany lekarz Aleksander Murzynowski, miłośnik muzyki, sam grający dobrze na wiolonczeli. Rozumiejąc znaczenie stałej orkiestry dla straży i miasta, w lutym 1898 r. wyjednał u gubernatora kaliskiego zezwolenie na założenie zespołu. Utworzenie orkiestry wiązało się z dużymi kosztami, przy czym najważniejszą sprawą było kupno instrumentów muzycznych i zaangażowanie odpowiedniego nauczyciela muzyki. Z zachowanego notesu A. Murzynowskiego możemy dokładnie określić wpływy i wydatki związane z utworzeniem orkiestry. W 1898 r. orkiestra sieradzka dysponowała funduszem 1191 rb 401/2 kop. Na sumę tą składały się następujące pozycje: z koncertu „Lutni“ kaliskiej uzyskano - 251 rb 35 kop., z teatru amatorskiego - 183 rb, 33 kop., z występów orkiestry - 70 rb, z wieczorku strażackiego - 40 rb. A ponadto drobne składki płacone przez strażaków i ofiary od 50 kop. do kilkudziesięciu rubli, składane przez poszczególnych obywateli miasta. Z kolei wydatki na orkiestrę były następujące: kupno 14 dętych instrumentów - 831 rb. 35 kop., waltornia, 2 bębny, kontrabas, 2 pary skrzypiec - 232 rb, nuty, ich oprawa i przepisywanie - 75 rb, nauczyciel muzyki (od lipca) - 100 rb. Inne wydatki to: oświetlenie i ogrzanie sali, szafa na instrumenty, podróże służbowe itp. Łączne wydatki na orkiestrę w 1898 r. wynosiły 1565 rb 91 kop. Niedobór finansowy pokrył A. Murzynowski z własnej kieszeni. Ofiarność i społecznictwo sieradzkiego lekarza przejawiała się ponadto w tym, że sprowadził z zakładu opiekuńczego w Warszawie 12 chłopców w wieku 10 - 12 lat, utrzymywał ich i opłacał pobieraną przez nich naukę rzemiosła u miejscowych rzemieślników, pod warunkiem jednak, że będą należeli do orkiestry strażackiej. Wszystko wskazuje na to, że ambicją A. Murzynowskiego było stworzenie przy straży małej orkiestry symfonicznej. Mieszkanka Sieradza Zofia Serafinowicz w jednym z listów do siostry Kazimiery w 1898 r. pisała: „Pewnie wiesz, pan Murzynowski jest naczelnikiem Straży Ochotniczej Ogniowej. Otóż powiadam Ci, w tej straży komponuje się muzykę na dętych instrumentach, która składać się będzie z członków straży. Instrumenty pewno już przyszły - 14 instrumentów kosztować będzie 800 rb. Ależ przy tej orkiestrze tworzy się jeszcze inna na rżniętych instrumentach, do której to, tak przynajmniej twierdzi pan Murzynowski, należeć muszę. Ale co najważniejsze, mój nauczyciel pan Witecki będzie dyrektorem owych orkiestr, złączonych w jedną dęto-rżniętą orkiestrę“. W praktyce jednak te ambitne plany tylko częściowo zostały urzeczywistnione. Siódma Prowincja Kwartalnik Kulturalny Piotrkowskiego, Sieradzkiego, Skierniewickiego 45 Trudności ze skompletowaniem odpowiedniego składu orkiestry i duże koszty związane z utrzymaniem zespołu zadecydowały o tym, że pod koniec 1902 r. orkiestra smyczkowa została rozwiązana. Nadal działała orkiestra dęta straży ogniowej, chociaż i ona przeżywała przejściowe trudności. W 1908 r. korespondent „Gazety Kaliskiej“ donosił: „Orkiestra straży ogniowej, która była nawet wzywana do zagrania w parku kaliskim, na którą ogół Sieradzan nie żałował grosza, które przeszastane zostały zupełnie, ale na co? Trudno wiedzieć, jeśli dziś z orkiestry pozostały tylko wspomnienia“. W tym czasie naczelnikiem straży został geometra powiatowy Konstanty Walewski. Widząc, że instrumenty sprowadzone przez A. Murzynowskiego uległy przyniszczeniu, w 1910 r. zakupił z własnych funduszów komplet nowych w firmie Gliera w Warszawie i zaangażował pracowitego i zdolnego kapelmistrza, wychowanka orkiestry kaliskiego pułku dragonów, Ignacego Kameckiego. Zwiększona została też liczba członków orkiestry do 20 osób, ubranych w jednolite mundury. Przynależność do orkiestry była niekiedy azylem dla młodych osób chroniących się przed służbą w wojsku carskim. Szeroko rozgałęzione stosunki K. Walewskiego wśród sfer urzędniczych pozwalały mu na wyreklamowanie kandydata przed poborem do wojska. Zasięg oddziaływania orkiestry strażackiej był bardzo szeroki. Udział w uroczystościach państwowych, korporacyjnych, kościelnych, majówkach straży, „wiankach“, fantowych loteriach stwarzał możliwości zetknięcia się z muzyką praktycznie wszystkim mieszkańcom miasta. Orkiestra strażacka urządzała też własne koncerty. W okresie letnim odbywały się one w parku lub przy obecnej ul. Tadeusza Kościuszki, zimą natomiast w miejscowej sali teatralnej. Tylko w roku założenia orkiestry - 1898 źródła dostarczyły nam informacji o co najmniej 15 takich koncertach. Podobnie było i w latach następnych. Orkiestra strażacka występowała też gościnnie w Kaliszu, Wieluniu i Zduńskiej Woli. Śmiało więc można powiedzieć, że orkiestra strażacka była prekursorem muzycznej kultury masowej w Sieradzu. Po wybuchu I wojny światowej i zajęciu w 1914 r. Sieradza przez Niemców, działalność straży została przerwana. Zamilkła też orkiestra strażacka. W obawie by Niemcy nie zarekwirowali instrumentów muzycznych, zamurowano je w skrytce w mieszkaniu członka orkiestry - Józefa Cieślickiego. Wznowienie działalności straży nastąpiło na począt- 46 ku 1916 r., a wraz ze zmianą polityki okupanta w stosunku do narodu polskiego (Akt z 5 listopada), wznowiła także działalność orkiestra strażacka. Po raz pierwszy wystąpiła ona publicznie na mszy żałobnej w związku ze śmiercią Henryka Sienkiewicza w listopadzie 1916 r.. W latach 1917-1920 współpracowała ściśle z Chrześcijańskim Towarzystwem Zawodowym „Dźwignia“, którego sekcja teatralna i chór prowadziły bardzo ożywioną działalność. Pomiędzy Zarządem Orkiestry Straży Pożarnej a Zarządem „Dźwigni“ zawarto 28 VI 1917 r. porozumienie, w wyniku którego „... postanowiono wspólnie wystawiać sztuki, komedyjki i grać w niedzielę i święta na następujących warunkach - za wejście do parku będzie opłatę pobierać orkiestra, a za przedstawienia Towarzystwo „Dźwignia“. Orkiestra będzie grać podczas antraktów przed sceną, członkowie czynni straży ogniowej będą utrzymywać porządek w czasie przedstawienia honorowo“. Orkiestra strażacka występowała prawie we wszystkich widowiskach organizowanych przez „Dźwignię“. W 1923 r. po przerwie spowodowanej wojną, wznowiło działalność Sieradzkie Towarzystwo Muzyczne „Lutnia“. Także z tym Towarzystwem straż utrzymywała bardzo bliskie kontakty, organizując wspólnie wieczornice i koncerty. Orkiestra organizowała tez własne koncerty. W okresie letnim odbywały się one w parku lub na skwerze przy ul. T. Kościuszki,, zimą zaś w sali teatralnej. Zasięg jej oddziaływania był bardzo szeroki: udział w uroczystościach państwowych, korporacyjnych i kościelnych (akademie, pochody, manifestacje, majówki, „wianki“, loterie fantowe), stwarzał możliwość zetknięcia się z muzyką prawie wszystkim mieszkańcom miasta. Dla pełniejszego zobrazowania działalności orkiestry podejmiemy próbę rekonstrukcji jej udziału w życiu kulturalnym miasta w dwóch dowolnie wybranych latach. Rok 1926: 19 kwietnia straż wraz z orkiestrą brała udział w powitaniu gen. Małachowskiego; w dniach 1 i 2 maja urządzono w teatrze, wspólnie z Towarzystwem „Lutnia“, koncert z wystawieniem komedyjek; 3 maja straż wraz z orkiestrą uczestniczyła w uroczystym nabożeństwie, a następnie w defiladzie z okazji święta narodowego; 9 maja rozpoczęto sezon letnich ćwiczeń nabożeństwem w kościele farnym, po którym odbyła się defilada z udziałem orkiestry; 29 i 30 czerwca orkiestra koncertowała w parku; 27 czerwca straż z orkiestrą, wespół z innymi organizacjami brała udział w tradycyjnych „wiankach“ na rzece Warcie, z których dochód był przeznaczony na pomoc biednym dzieciom szkół powszechnych; 3 i 7 lipca - udział orkiestry w uroczystych procesjach Bożego Ciała; 4 lipca udział straży wraz z orkiestrą w akademii zorganizowanej z okazji święta narodowego Ameryki Północnej; 17 lipca delegacja straży wraz z orkiestrą doręczyła uroczyście Radzie Miejskiej dyplom członka honorowego; 18 lipca straż z orkiestrą uczestniczyła w uroczystościach poświęcenia figury Matki Boskiej przy kościele farnym; 12 września udział straży wraz z orkiestrą w uroczystości poświęcenia sztandaru sieradzkiej organizacji „Sokół“; 11 listopada udział orkiestry w akademii z okazji Święta Niepodległości; 15 grudnia, w rocznicę śmierci prezydenta G. Narutowicza, podczas nabożeństwa kapelmistrz orkiestry strażackiej odegrał solo kilka utworów. Rok 1928: 18 lutego odbył się bal reprezentacyjny straży z udziałem orkiestry; 23 lutego - udział straży z orkiestrą w pogrzebie członka rady miejskiej; 19 marca - udział orkiestry w capstrzyku z okazji imienin marszałka Józefa Piłsudskiego; 19 marca straż z orkiestrą brała udział w nabożeństwie i defiladzie, wieczorem - koncert orkiestry na okolicznościowej akademii; 22 i 23 kwietnia koncerty orkiestry i Towarzystwa „Lutnia“; 3 maja - udział straży z orkiestrą w nabożeństwie i defiladzie, wieczorem - w akademii; 13 maja - uroczyste nabożeństwo dla strażaków z udziałem orkiestry z okazji rozpoczęcia sezonu ćwiczebnego, następnie defilada; 26 maja orkiestra i „Lutnia“ zorganizowały przedstawienie amatorskie; 7 i 10 czerwca - udział straży i orkiestry w procesji Bożego Ciała; 23 czerwca straż z orkiestrą, wespół z innymi organizacjami społecznymi, bierze udział w tradycyjnych „wiankach“; 24 czerwca w święto WF i PW orkiestra koncertowała na stadionie sportowym; 8 lipca udział straży z orkiestrą w uroczystości poświęcenia kąpieliska; 5 sierpnia orkiestra koncertowała na zabawie „Sokoła“; 15 sierpnia delegacja straży z orkiestrą brała udział w nabożeństwie w rocznicę „Cudu nad Wisłą“; 26 sierpnia orkiestra uczestniczyła w konkursie orkiestr woj. łódzkiego w Łodzi; 22 września delegacja straży wraz z orkiestrą uczestniczyła w święcie „Tygodnika Lotniczego“; 7 października straż wraz z orkiestrą uczestniczyła w pogrzebie członka honorowego straży - Michała Danielewicza; 4 listopada - uroczystości związane z wręczeniem nagród uzyskanych na konkursie w Łodzi połączone z zabawą taneczną; 11 listopada straż z orkiestrą uczestniczyła w defiladzie z okazji Święta Niepodległości; w dniach 13, 14 i 15 listopada - koncert orkiestry w kinie; 12 grudnia orkiestra uczestniczyła w pogrzebie członka straży. Siódma Prowincja Kwartalnik Kulturalny Piotrkowskiego, Sieradzkiego, Skierniewickiego Powyższy przegląd imprez, w których uczestniczyła orkiestra Ochotniczej Straży Pożarnej, świadczy o dużej aktywności i pracy zespołu. Warto zaznaczyć, że do 1924 r., kiedy powstała orkiestra „Sokoła“, był to jedyny świecki zespół muzyczny w mieście. Jego rola w zaspokajaniu potrzeb muzycznych mieszkańców wynikała również z faktu, że według danych z 1929 r. Sieradz posiadał tylko 154 odbiorniki radiowe. Zespół przeżywał swoje wzloty i upadki, okresy wzmożonej aktywności i zastoju. Trzeba bowiem pamiętać, że we wszystkich tego rodzaju stowarzyszeniach zasadniczą rolę zawsze odgrywały osoby pełne inicjatywy, i choć instytucje takie były wyrazem dążeń społecznych, swe istnienie zawdzięczały głównie jednostkom, które swoim zapałem i pracowitością podtrzymywały działalność towarzystwa. Rzecz paradoksalna, ale pierwsze lata Polski Odrodzonej były zarazem dla orkiestry okresem najtrudniejszym. Wielu strażaków wstąpiło do tworzonego Wojska Polskiego, zaś powszechna bieda i brak pracy uniemożliwiały prawie zupełnie pracę orkiestry. Próbę jej odbudowania podjął na przełomie 1923 i 1924 r. Leon Skrzypiński - jej długoletni członek a zarazem jej gospodarz w latach 1910 - 1935. Wpływy z imprez i przychylny stosunek władz miejskich do orkiestry wyrażający się przyznaniem w 1924 r. jednorazowego zasiłku w wysokości 1000 zł. na reperację instrumentów, pozwoliły zespołowi wyjść „na prostą“. Wtedy też narodziła się myśl utworzenia obok dętej także orkiestry smyczkowej. Zespół taki był bardziej przydatny do organizowania w mieście przedstawień amatorskich, wieczornic, akademii czy koncertów. Projekt został zrealizowany, gdy po śmierci długoletniego kapelmistrza Ignacego Kameckiego (1926 r.), nowym dyrygentem został Jan Berdysz, były kapelmistrz wojskowy, utalentowany muzyk grający biegle na kilku instrumentach. W dniu 1 I 1929 r. orkiestra dęta liczyła 29, a symfoniczna 30 członków. Ponieważ jednak kilkunastu muzyków grało w obu zespołach, faktycznie obie orkiestry liczyły łącznie 43 ludzi. Dominowali w nich ludzie młodzi (do lat 20 - 18 osób, od 20 do 30 lat - 14, od 30 do 40 lat - 6 i powyżej lat 40 - 5 osób). W zespołach orkiestralnych dominowali chrześcijanie (38 osób), niewielki odsetek stanowili żydzi (5 osób). Źródłem utrzymania dla 24 osób było rzemiosło i handel, dla 7 - zajęcia inteligenckie, 12 orkiestrantów było uczniami gimnazjalnymi. Przełom lat dwudziestych i trzydziestych XX w. to okres największych sukcesów orkiestry. Na konkursie orkiestr strażackich woj. łódzkiego 26 VIII 1928 r. zespół sieradzki zajął pierwsze miejsce w grupie II (orkiestr miejskich), wyprzedzając orkiestry z Wielunia, Zgierza, Piątku, Ozorkowa, Łęczycy i Radomska. Jeden z jurorów pisał: „Z orkiestr miejskich straży pożarnych ochotniczych pierwsze miejsce zajęła orkiestra z Sieradza pod kierunkiem druha J. Berdysza w zespole 34 osób. Zespół ten wykazał dużą sprawność techniczną i umiar artystyczny. Fantazja z opery „Halka“ odegrana była z odczuciem, a „Polne kwiaty“ prawie najlepiej z pozostałych orkiestr miejskich. Zespół ten, wraz ze swoim kapelmistrzem ma przed sobą ładną przyszłość“. Również na zawodach woj. łódzkiego w 1933 r. orkiestra sieradzka, tym razem pod dyrekcją kapelmistrza Wiktora Jaworskiego (byłego muzyka Operetki Warszawskiej), zajęła pierwsze miejsce w grupie orkiestr niezawodowych. Korespondent „Echa Sieradzkiego“ tak sko- mentował ten fakt: „Sławą okryła się też znana już szeroko mistrzowska orkiestra straży sieradzkiej, która podczas tych zawodów wojewódzkich występowała w konkursie najlepszych orkiestr województwa łódzkiego. I orkiestra zajęła bezapelacyjnie pierwsze miejsce, nie mając sobie równej w grupie orkiestr niezawodowych. Członkowie orkiestry zupełnie zasłużenie zbierają od lat laury i poklask za swą systematyczną, harmonijną i mrówczą pracę nad doskonaleniem swych uzdolnień muzycznych“. Na zakończenie rozważań nad działalnością orkiestry strażackiej należy zatrzymać się nad zagadnieniem związanym z jej repertuarem. Był on w zasadniczy sposób uwarunkowany możliwościami wykonawczymi koncertujących muzyków. W sytuacji, gdy wykonawcami byli amatorzy, repertuar musiał rzecz jasna, być dostosowany do ich możliwości wykonawczych. Z fragmentarycznie zachowanych źródeł wynika, że były to głównie utwory Leopolda Lewandowskiego, Stanisława Namysłowskiego i Józefa Straussa: polki, walce, oberki, krakowiaki i marsze, ale także urywki z „Fausta“ Charlesa Gounoda, „Żydówki“ Jacquesa Halevyego, „Strasznego dworu“ Stanisława Moniuszki. Wykonywano również utwory Verdiego, Ellenberga, Kalmana, Zimmermana, Osmańskiego, Sikorskiego. 7 Zespol smyczkowy orkiestry Ochotniczej Straży Pożarnej w Sieradzu -lata 30. XX w. fot. ze zbiorów prywatnych Siódma Prowincja Kwartalnik Kulturalny Piotrkowskiego, Sieradzkiego, Skierniewickiego 47 Wojewódzki Dom Kultury w Piotrkowie Trybunalskim 97-300 Piotrków Trybunalski, Al. 3 Maja 12, tel. 647-71-94, 647-04-06, tel./fax 649-53-54 Centrum Promocji i Informacji Kulturalnej WDK: Redakcja Piotrkowskiego Informatora Kulturalnego Ośrodek Plastyki i Reklamy Ośrodek Działalności Filmowej „Stop-klatka” Ośrodek Działalności Środowiskowej „Kontakt” Ośrodek Działalności Teatralnej „Lustro” Zespoły, kluby i koła zainteresowań: teatralne: „Na Poddaszu”, „Zielony” - młodzieżowe „Wiedźmy”, „Łysa Góra” - dziecięce Recytatorzy taneczne: młodzieżowy „Fuks” dziecięcy „Szarada” zespoły wokalno-instrumentalne: zespół poezji śpiewanej „Przedświt” zespół bluesowy „Morning Edition” grupa wokalna „Gospel Group” zespół poezji śpiewanej „Klimat(y)” dziecięcy zespół wokalno-taneczny „Bez nazwy” dziecięca grupa solistów Chór Seniora „Radość życia” Klub Seniora Regionalny Ośrodek Kultury w Sieradzu 98-200 Sieradz, ul. POW 19, tel./fax 822-57-12, 822-45-21, 822-49-32, 22-37-71 ROK w Sieradzu jako państwowa instytucja o funkcjach ponadlokalnych pomaga, inspiruje, animuje i promuje działalność społeczno-kulturalną województwa i regionu. Działalność ROK wyznacza VII programów merytorycznych: I. Program „Kultura a samorząd“ ROK pełni rolę organizatora kultury w wymiarze ponadlokalnym stosując najbardziej optymalne formy realizacji: doskonalenie warsztatu, dokumentowanie działalności kulturalnej gmin, współfinansowanie organizowanych imprez, organizowanie kompleksowych penetracji socjologicznych środowisk, prowadzenie banku danych informacji o kulturze. II. Program „Krzesiwo“ ROK polega na ściśle współpracuje z lokalnymi społeczeństwami w za- kresie ochrony dziedzictwa kulturowego realizowanej w formie: edukacji folklorystycznej dzieci i młodzieży, promowaniu poszczególnych regionów kulturowych Sieradzczyzny, dokumentowaniu ważnych zjawisk etnograficznych, zwyczajów i obrzędów ludowych oraz opieki merytorycznej nad zespolami folklorystycznymi. III. Program „Animacja Nieprofesjonalnej Twórczości Artystycznej“ ROK na podejmuje stałe działania edukacyjne w sferze teatru, literatury, plastyki, muzyki i tańca dla dzieci i młodzieży, wspiera organizacyjnie i finansowo amatorski ruch artystyczny a przede wszystkim promuje go w skali regionu, kraju i za granicą. Służą temu: warsztaty, przeglądy, wystawy, spotkania i wydawnictwa. IV. Program „Promocja Regionu“ ROKpopularyzuje i promuje dorobek i osiągnięcia instytucji Dyskusyjny Klub Filmowy Koła plastyczne dla dzieci Pracownia grafiki i rysunku dla młodzieży Szkółka dziennikarska: vademecum dziennikarstwa dla młodzieży Callanetics: w grupach dla początkujących i zaawansowanych Polskie Towarzystwo Numizmatyczne Klub gier fabularnych Usługi: ksero graficzna reklama komputerowa: plakaty, zaproszenia, afisze, etc. wynajem pomieszczeń (sala widowiskowa, klubowa) nagłaśnianie imprez realizacja imprez zleconych kultury, amatorskich zespołów artystycznych oraz twórców. Pozyskiuje niezbędne środków pozabudżetowe, zapewnia kontakty z organizacjami, stowarzyszeniami, fundacjami krajowymi i zagranicznymi oraz współpracuje z województwami ościennymi. Stałymi formami działań są: wydawnictwa, konfrontacje, festiwale, turnieje, przeglądy, sejmiki, wymiana zespołów artystycznych w kraju i za granicą. V. Program „Marketing i usługi kulturalne“ ROK świadczy usługi w zakresie: wydawnictw (a tym akcydensów), impresariatu i usług artystycznych własnych, wideofilmowania, oprawy plastycznej imprez, kserografii, nagłaśniania imprez oraz transportu krajowego i zagranicznego. VI Program „TALENTY“ ROK promuje uzdolnione dzieci i młodzież, organizując warsztaty, konsultacje i przeglądy. VII Program „EKOMOTYWY“ ROK realizuje edukację ekologiczną mieszkańców województwa stosując formy działalności: monitoring, konkursy, warsztaty i szkolenia, zabawy i gry dydaktyczne, imprezy plenerowe. Wojewódzki Dom Kultury w Skierniewicach 96-100 Skierniewice, ul. Reymonta 33, tel. 33-36-39, 33-33-36, tel./fax 33-24-12 Kurs tańca towarzyskiego dla dzieci, młodzieży i dorosłych; w grupach dla początkujących i zaawansowanych Kurs języka niemieckiego dla młodzieży i dorosłych; w grupach dla początkujących i średniozaawansowanych Zajęcia w kołach i klubach zainteresowań Klub Miłośników Tańca dla wszystkich grup wiekowych Klub Fotograficzny „Foto” 48 dla wszystkich grup wiekowych Klub Seniora „ARA” Klub Literatów Klub Francuski Kino Studyjne „Klaps” Klub Jazzowy „Muza” Aerobik Koło plastyczne dla dzieci i młodzieży Zespoły Artystyczne Estrada Dziecięca „Wiercipięty” Grupa Taneczna „4-20” Grupa Tańca Nowoczesnego „Sen’s” Chór dziecięcy Zespół Dziecięcych Aktorów Filmowych „Izyda” Młodzieżowy Zespół Teatralny Kapela Ludowa Zespół Muzyczny „Lady Makbet” Zespół Muzyczny „Epidemia” Zespół Muzyczny „29 $ Blues” Galeria Plastyczna Siłownia dla wszystkich grup wiekowych Dyskoteka dla młodzieży Scena Promocji dla zespołów z terenu województwa Scena Prezentacji profesjonalnych i amatorskich zespołów artystycznych Młodzieżowa Szkółka Dziennikarska Usługi Ksero i Wideofilmowanie Kompleksowa obsługa szkoleń, seminariów, konferencji Siódma Prowincja Kwartalnik Kulturalny Piotrkowskiego, Sieradzkiego, Skierniewickiego
Podobne dokumenty
issn 0867-4469 numer 2-3/31-32/98
Violetta Gołygowska Nie wolno oddzielać sztuki od miłości ... . . . . . . . . Mikołaj Pawlak Sztuka w galerii, sztuka na ulicy . . . . . . . . . . . . . .
Bardziej szczegółowoPokaż treść! - Cyfrowa Ziemia Sieradzka
i za granicą Redaktor naczelny: Marek Jędras (Sieradz) Z-ca red. nacz.: Jan Krzysztof Szczęsny (Sieradz) Sekretarze: Bożena Dawidowicz (Piotrków Tryb.), Andrzej Smyczek (Skierniewice), Jan Pietrzak...
Bardziej szczegółowo