cuchnący panteon (rzecz o szambie literackim zlp)

Transkrypt

cuchnący panteon (rzecz o szambie literackim zlp)
CUCHNĄCY PANTEON (RZECZ O SZAMBIE LITERACKIM ZLP)
Autor: Aleksander Szumanski
30.10.2013.
CUCHNĄCY PANTEON
AUTOR TADEUSZ WITKOWSKI
http://www.rodaknet.com/rp_witkowski_21.htm
W polskiej kulturze literackiej drugiej połowy XX wieku (i to nie tylko tej kwitnącej w ogrodzie
państwowego mecenatu) obowiązywało w pewnych okresach coś w rodzaju niepisanego prawa: gdy
pisarz wypowiadał się na tematy polityczne, natychmiast - w zależności od tego, czy stawał po stronie
władzy czy opozycji - zyskiwał lub tracił w oczach czytelników. Działo się tak, oczywiście, nie bez przyczyny. 45 lat rządów komunistycznych w Polsce sprawiło, że w
mentalności rządzących elit utrwaliła się właściwie tylko jedna klasyfikacja "estetyczna": podział na
literaturę politycznie popieraną, tolerowaną bądź zwalczaną. Nie miało to bezpośredniego przełożenia na
idee piękna, ale zdecydowanie zaważyło na decyzjach natury etycznej poszczególnych pisarzy i na długo
utrwaliło instytucjonalny kształt życia literackiego. Podziały środowiskowe, do których doszło w ostatnich
latach istnienia PRL, przetrwały właściwie do dziś. Jedno szczególnie wydarzenie z tamtych czasów pozostawiło po sobie ślad. Po wprowadzeniu stanu
wojennego władze komunistyczne zawiesiły i następnie rozwiązały na decyzji administracyjnej Związek
Literatów Polskich kierowany przez bezpartyjnych, prosolidarnościowych pisarzy i w jego miejsce (w roku
1983) powołano pod tą samą nazwą nowy związek, dyspozycyjny wobec tych władz. Większość
zasłużonych twórców nie przystąpiła wówczas do nowej organizacji. W 1989 roku utworzyli oni
Stowarzyszenie Pisarzy Polskich. Wielu młodych członków dzisiejszego ZLP może nie znać tej wstydliwej prehistorii. Prawdopodobnie nie
zdają sobie również sprawy z tego, że powołanie do życia ich organizacji w nowym wcieleniu w roku 1983
było dziełem Służby Bezpieczeństwa, która najpierw wszechstronnie konsultowała sprawę ze swoimi
literackimi "ekspertami", a następnie bardziej lub mniej skutecznie kierowała związkiem przez swoich
współpracowników. Z czasem, wraz z pojawianiem się nowych trendów pokoleniowych, konflikty zmieniły
podłoże i uległy przeobrażeniom, ale nagle po 20 latach okazało się, że w ZLP wróciło stare. 13 listopada 2008 roku "Gazeta Polska" opublikowała artykuł pióra Juliana Kasprowskiego i Macieja
Marosza "Obecne władze Związku Literatów Polskich w aktach IPN". Zdaniem autorów badających
dokumenty wszyscy członkowie najwyższych władz szczebla centralnego tegoż związku byli swego czasu
uwikłani we współpracę z bezpieką. Wśród wymienionych z nazwiska współpracowników komunistycznych
służb znaleźli się Marek Wawrzkiewicz, Krzysztof Gąsiorowski, Jacek Kajtoch, Wacław Sadkowski,
Grzegorz Wiśniewski, Andrzej Zaniewski i Leszek Żuliński, a także były członek władz ZLP Aleksander
Nawrocki. Wnioski dotyczące ich współpracy z SB ujawniono, bazując głównie na zapisach ewidencyjnych.
W kilka dni później w księgarniach pojawiła się jednak książka Joanny Siedleckiej "Kryptonim >Liryka<.
Bezpieka wobec literatów", która prezentuje bogaty materiał dowodowy bardziej lub mniej obciążający
większość bohaterów artykułu. Znam wiele z tych dokumentów i mogę tylko potwierdzić, że praca
Siedleckiej, choć ma charakter publicystyczny, jest w doborze faktów i nazwisk przyzwoicie wyważona i
wiarygodna. http://aleksanderszumanski.pl
Kreator PDF
Utworzono 6 March, 2017, 23:28
Nie da się w sposób niebudzący wątpliwości orzec, czym zasłużyły się SB osobowe źródła informacji i
jakie były motywy współpracy, jeżeli zachowały się tylko zapisy ewidencyjne. Przypadków, gdy poza
takim zapisem nie ma innego śladu, jest jednak stosunkowo niewiele. Nawet jeśli teczki
współpracowników niszczono, oprócz ewidencji pozostawały dowody w teczkach osób, na które donosili.
Rzecz w tym, że najgłośniej zaprzeczają dziś faktom "właściciele" teczek wypełnionych dokumentami.
Sprawa Wacława Sadkowskiego, który pozostawił po sobie pięć grubych teczek pracy, jest stosunkowo
dobrze znana. Znacznie mniej wiadomo o byłym członku władz ZLP Aleksandrze Nawrockim. Wbrew rozpowszechnianej wersji o zbieżności nazwisk i braku dowodów teczka pisarza Aleksandra
Nawrockiego istnieje. Jest przechowywana pod sygnaturą IPN BU 00200/959. Z materiałów w niej
zgromadzonych wynika, że bezpieka uznała red. Nawrockiego za użyteczne źródło informacji znacznie
wcześniej, niż można by wnosić z publikacji w "Gazecie Polskiej". Spotkania z nim relacjonowane są w
raportach SB od 5 stycznia 1982 r. W pierwszych raportach jest wymieniany z nazwiska jako "kandydat",
później jako kontakt operacyjny "AN" i (od 19 sierpnia 1982) "Aleksander". Od 7 listopada 1985
występuje w roli konsultanta o tym samym pseudonimie. Z ewidencji zdjęto "Aleksandra" 31 lipca 1989 r.
Oczywiście, pseudonimy mogły mu zostać nadane bez jego wiedzy, trudno jednak wyobrazić sobie, że
przez siedem lat się nie zorientował, komu przekazuje informacje. Aleksander Nawrocki nie pojawia się w książce Joanny Siedleckiej z bardzo prostej przyczyny: jako
kontakt operacyjny "AN"/"Aleksander" i następnie konsultant MSW nie występuje w teczkach innych
osób. Swoim rozmówcom z ministerstwa "AN" dostarczał przede wszystkim ekspertyzy dotyczące ogólnej
sytuacji w środowisku literackim (m.in. na okoliczność reaktywowania ZLP). Tylko sporadycznie wplatał w
nie złośliwe uwagi o pisarzach, których nie lubił (głównie o poetach Nowej Fali). Jeśli jednak nadal
utrzymuje, że nie współpracował ze służbami specjalnymi PRL, powinien na poparcie swojego stanowiska
przedstawić stosowne zaświadczenie z Instytutu Pamięci Narodowej. Miał dużo czasu, by tę sprawę
załatwić, jako że od upublicznienia listy Wildsteina, na której znalazło się jego nazwisko, upłynęły cztery
lata. Dokładnie to samo można by zalecić innym "pomówionym". Czytająca publiczność zdążyła przywyknąć do zapachu postkomunistycznego panteonu i wie, że pisarstwo
wcale nie musi być "kwestią moralności". Jeden z pionierów studiów teoretycznych w dziedzinie
biografistyki, sowiecki historyk literatury Borys Tomaszewski, zauważył już wiele lat temu, że "w
dwudziestym wieku pojawił się specjalny typ pisarza z ostentacyjną biografią, pisarza, który wykrzykiwał:
>Patrzcie, jaką jestem zuchwałą kanalią. Patrzcie i nie odwracajcie głów, gdyż każdy z was jest równie
podły, tyle że wszyscy jesteście tchórzliwi i ukrywacie swoją nikczemność<". Leszek Żuliński najwyraźniej
idzie tym samym "estetycznym" tropem, gdy pisze w swoim blogu
(http://www.zulinski.pl/strona.php?id=blog): "Zawód agenta jest tak samo stary jak zawód kurwy i jego
nagłe demonizowanie to po prostu akt zbiorowej hipokryzji. [.] Trzeba by w ocenach moralnych oddzielić
małych, żałosnych kapusiów od świadomych agentów". Nie sądzę, by dla pisarzy młodszej generacji miały dziś większe znaczenie motywy agenturalnej
działalności kolegów. Zasada jest prosta: nie oddaje się władzy ani w ręce świadomych agentów obcej
sprawy, ani w ręce tuzinkowych kapusiów. I to z wielu względów, począwszy od pragmatyki finansowej.
Żadna z organizacji zrzeszających pisarzy nie jest dziś materialnie samowystarczalna. Każda musi szukać
wsparcia instytucji, które posiadają środki na działalność kulturalną. Samo tylko Ministerstwo Kultury
przeznaczało w ostatnich latach na projekty realizowane przez SPP i ZLP po około 70 tys. złotych rocznie
(w bieżącym roku budżet zmniejszono). Należy się spodziewać, że po wspomnianych publikacjach dotacje
sponsorów będą znacznie uważniej monitorowane. Istotny jest bowiem nie tylko sam projekt, na który
przeznacza się pieniądze, ale również to, kto je wydatkuje. Choćby z tego powodu utrzymanie
dzisiejszego status quo we władzach ZLP może mieć żałosne skutki. Po ukazaniu się artykułu w "Gazecie Polskiej" niektórzy pisarze zrzeszeni w oddziałach ciechanowskim i
rzeszowskim zareagowali spontanicznie, domagając się ustąpienia skompromitowanych kolegów i
zwołania nadzwyczajnego zebrania zarządu ZLP. (W kilkanaście dni później do zbuntowanych dołączył
oddział katowicki). W odpowiedzi, 2 grudnia, prezydium Zarządu Głównego ZLP wysłało do oddziałów
terenowych, Głównej Komisji Rewizyjnej i Głównego Sądu Koleżeńskiego pismo z oświadczeniem, iż
http://aleksanderszumanski.pl
Kreator PDF
Utworzono 6 March, 2017, 23:28
opublikowane materiały pochodzą "z całkowicie niewiarygodnych źródeł", przeto nie zamierza "podawać
się do dymisji". Znalazło się tam m.in. następujące zdanie: "Obecne prawo nie przewiduje lustracji w
odniesieniu do członków i władz stowarzyszeń twórczych, w związku z czym postulaty ww. osób uznać
można za przejaw tzw. >dzikiej< lustracji, której nie mamy zamiaru się poddawać ani też dopuścić do jej
uprawiania na terenie Związku". rchiwów, w których figurują i publikowania wyników badań. Innymi słowy, współpracownicy bezpieki będą
tak czy inaczej ujawniani. Szczególnie ci, którzy pełnią funkcje publiczne, jako że tacy właśnie mogą się
stać obiektem szantażu ze strony zapomnianych znawców ewidencji peerelowskich tajnych służb (w tym
również ekspertów rezydujących dziś w Moskwie). Środowiska literackie niewiele, co prawda, wiedzą o
sprawach istotnych z punktu widzenia bezpieczeństwa narodowego, niemniej jednak stanowią idealną
bazę dla tworzenia agentury wpływu. Warto zwrócić uwagę na pewien szczegół. Wybory do władz ZLP bieżącej kadencji odbyły się pod koniec
maja 2007 roku, w kilka dni po tym, gdyTrybunał Konstytucyjny zakwestionował projekt lustracji przyjęty
przez Sejm i zablokował pracownikom naukowym oraz dziennikarzom dostęp do archiwów IPN. Ani
Wacław Sadkowski, ani Leszek Żuliński, co do których nie ma cienia wątpliwości, że aktywnie
współpracowali z SB, bo zachowały się ich teczki pracy, nie byli członkami władz ubiegłej kadencji.
Jestem przekonany, że gdyby do owej blokady nie doszło, nie odważyliby się kandydować. Bo skąd mogli
mieć pewność, że kompromitujące ich dokumenty nie ujrzą lada dzień światła dziennego. Najwyraźniej
mieli pecha, gdyż po kilku miesiącach archiwa ponownie zostały otwarte. Może więc ich przygoda stanie
się przestrogą dla innych wychowanków generała Majchrowskiego, spragnionych "rządu dusz". Pod naciskiem oddziałów terenowych prezydium Zarządu Głównego ZLP postanowiło w końcu zwołać
zebranie zarządu w pełnym (33-osobowym?) składzie z udziałem prezesów poszczególnych oddziałów. 20
lutego doszło do spotkania, które wszakże okazało się tylko swego rodzaju sondażem opinii. Nie wszyscy
zbuntowani i przy tym uprawnieni do głosowania członkowie związku mogli przybyć (zabrakło Teresy
Kaczorowskiej z Ciechanowa i Marcina Hałasia z Katowic). Pomimo iż ideę rozliczenia władz poparli
prezesi oddziałów krakowskiego, poznańskiego, bydgoskiego, gorzowskiego i szczecińskiego, wszystko
zostało po staremu. Według Wiesława Zielińskiego z Rzeszowa, który na znak protestu oficjalnie wystąpił
już ze związku, jedynie wiceprezes Andrzej Zaniewski zachował się w sposób godny. Przyznał się do
współpracy i zadeklarował gotowość ustąpienia z władz związkowych, jeśli uczynią to samo inni koledzy.
Do współpracy przyznał się już wcześniej Leszek Żuliński, ale podczas zebrania utrzymywał podobno, że
donosząc, zrobił więcej dobrego niż złego. Inni zaprzeczali faktom bądź mętnie wyjaśniali swoje kontakty
z bezpieką, a prezes Wawrzkiewicz usiłował przekonać zebranych, że w czasach PRL "ludzie donosili na
innych, bo musieli to czynić" (cyt. za listem p. Zielińskiego do prezydium ZG ZLP z 21.02.2009 r.). Marek Wawrzkiewicz się myli. Nikt nie musiał donosić i nie wszyscy członkowie związku, któremu
prezesuje, godzili się na współpracę z SB. Bohdana Urbankowskiego bezpieka rozpracowywała jako
"figuranta" (Kwestionariusz Ewidencyjny nr 7414 krypt. "Romantyk", mikrofilm IPN BU 01222/314 ).
Jerzy Niemczuk pozostaje do dziś (przynajmniej oficjalnie) członkiem ZLP, ale kiedy w roku 1981
zaproponowano mu współpracę, zdecydowanie odmówił. W jego teczce zachował się następujący zapis
funkcjonariusza SB: "W celu podtrzymania dialogu wysunąłem propozycję spotkania za kilka dni w
innym, neutralnym miejscu. Ta oferta spotkała się ze zdecydowanym sprzeciwem. J. Niemczuk
oświadczył kategorycznie, że >delatorem< nie będzie. Motywował swoje stanowisko tym, że jako twórca
musi być swobodny, nie zamierza wiązać się z nikim, a tym bardziej ze Służbą Bezpieczeństwa" (notatka
służbowa z 15.12.1981 r., mikrofilm IPN BU 001134/659). A więc zanosi się na to, że ze Związku Literatów Polskich odejdą odważni i uczciwi, a pozostaną w nim
tylko bezwolni, tudzież prominentni konfidenci peerelowskich służb, którzy od tej pory będą mogli do woli
donosić na siebie. I nikt już nie odbierze im władzy. Bo któż mógłby to uczynić, skoro okazuje się, że w
20 lat po upadku komunizmu pieczę nad umysłami większości ludzi pióra zrzeszonych w ZLP sprawuje
komunistyczna Służba Bezpieczeństwa. Tadeusz Witkowski
Autor jest doktorem nauk humanistycznych, badaczem akt z archiwów IPN oraz byłym członkiem komisji
weryfikacyjnej do spraw Wojskowych Służb Informacyjnych Artykuł ukazał się w Rzeczpospolitej 06-03-2009 http://aleksanderszumanski.pl
Kreator PDF
Utworzono 6 March, 2017, 23:28
08.03.2009 r.
RODAKpress http://www.rodaknet.com/rp_witkowski_21.htm
Przedruk ze strony http://www.rodaknet.com/ Aleksander Szumański
NOTA BIOGRAFICZNA TADEUSZA WITKOWSKIEGO http://www.rodaknet.com/rp_witkowski.htm
Tadeusz Witkowski studiował polonistykę na Uniwersytecie Warszawskim oraz slawistykę
i technologię informacji na Uniwersytecie Michigańskim w Ann Arbor, USA. W latach siedemdziesiątych
był doktorantem Instytutu Badań Literackich PAN w Warszawie. Represjonowany przez władze
komunistyczne za udział w protestach przeciwko projektowi wprowadzenia do konstytucji określenia o
sojuszu ze Związkiem Radzieckim (1975), internowany w czasie stanu wojennego, opuścił Polskę wraz z
rodziną w 1983 roku. Po uzyskaniu stopnia doktora nauk humanistycznych (Ph.D.) w dziedzinie języków i literatur słowiańskich
(1989) pracował jako instruktor języka polskiego w University of Michigan
w Ann Arbor i w Saint Mary's College w Orchard Lake. W latach osiemdziesiątych był członkiem Rady
Północnoamerykańskiego Studium Spraw Polskich i redaktorem angielskojęzycznego kwartalnika
"Studium Papers" a od połowy lat dziewięćdziesiątych redaktorem naczelnym rocznika "Periphery: Journal
of Polish Affairs". Dr Witkowski jest autorem rozprawy na temat nurtów moralistycznych w powojennej poezji polskiej i
ponad stu artykułów o charakterze krytycznoliterackim bądź publicystycznym, tudzież opracowań,
komentarzy politycznych, wywiadów i recenzji opublikowanych
w książkach zbiorowych oraz w pismach literackich i społeczno-kulturalnych w Polsce
i w Stanach Zjednoczonych. Obecnie pracuje nad własnym projektem badawczym w oparciu o materiały
archiwalne Instytutu Pamięci Narodowej. Autor jest doktorem nauk humanistycznych, badaczem akt z archiwów IPN oraz byłym członkiem komisji
weryfikacyjnej do spraw Wojskowych Służb Informacyjnych http://aleksanderszumanski.pl
Kreator PDF
Utworzono 6 March, 2017, 23:28