Press excerpts

Transkrypt

Press excerpts
„Film inteligentny, mądry, świetny warsztatowo, doskonały w oglądaniu. W najlepszym
znaczeniu tego słowa – amerykański. Nie mam wątpliwości, że jest to jeden z
najlepszych, najważniejszych polskich filmów w ostatnich 17 latach. Brak nagrody
GŁÓWNEJ na Festiwalu w Gdyni świadczy o głupocie jury. To jeden z nielicznych
polskich filmów, który jest o CZYMŚ WAŻNYM i może być pokazywany bez
zażenowania, wręcz z dumą w Europie i na świecie. Ale w Polsce dystrybutorzy pewnie
obawiają się, że głupia polska widownia nie będzie chciała oglądać tak poważnego,
inteligentnego filmu i dlatego poskąpili na jego reklamę”.
Ryszard Bugajski, reżyser, autor „Przesłuchania”
„Bezmiar sprawiedliwości”
wyróżnienie dziennikarzy
na FPFF w Gdyni
OPINIE PRASOWE po festiwalu w Gdyni
GAZETA WYBORCZA, 16-17.09.2006
Tadeusz Sobolewski
„Rewelacyjny dramat sądowy „Bezmiar sprawiedliwości” Wiesława Saniewskiego to
trzeci szczytowy punkt tego festiwalu. Historia tak jak w „Rashomonie” Kurosawy
opowiadana jest w trzech różnych wersjach, które wskazują na względność i stronniczość
naszych motywów. Film pozornie wpisuje się we współczesny klimat „rewolucji moralnej”,
tropienia korupcji, w istocie jednak demaskuje „moralność” oskarżycieli. Bohater filmu,
młody chłopak, swoje dążenie do prawdy opiera nie na sile oskarżenia, ale na zasadzie
domniemanej niewinności, której nie uszanowano.”
RZECZPOSPOLITA, 18.09.2006
Barbara Hollender
„Całkowicie pominięty przez jurorów „Bezmiar sprawiedliwości” Wiesława Saniewskiego.
Film, który dostał wyróżnienie dziennikarzy (nagrodę przegrywając tylko o włos), jest próbą
odtworzenia procesu poszlakowego sprzed lat, opowieścią o różnych obliczach prawa, o
trudności dochodzenia prawdy. Intrygujące, niejednoznaczne, bardzo dobrze
zrealizowane kino.”
2
ŻYCIE WARSZAWY, 18.09.2006
Anna Kilian
„Pod względem formalnej spójności, klarownego przekazu, mocnego aktorstwa i
świetnej realizacji dramat w reżyserii państwa Krauze mógł mieć tylko jednego
konkurenta – „Bezmiar sprawiedliwości” Wiesława Saniewskiego, który jednak nie
dostał żadnej nagrody. Nie zauważono nawet znakomitego – jak zwykle – Jana Frycza w
głównej roli męskiej.
TYGODNIK POWSZECHNY, 24.09.2006,
Anita Piotrowska
„Jury pod przewodnictwem Feliksa Falka miało gest wyjątkowo szeroki (nagrodzono bez
mała połowę filmów), aczkolwiek dystrybucja nagród nie do końca okazała się trafiona.
Za najbardziej skrzywdzony uważa się film Wiesława Saniewskiego "Bezmiar
sprawiedliwości", reprezentujący dawno niewidziany na naszych ekranach dramat sądowy.
Powstał film potrzebny i ważny. Obnażając niewydolność polskiego sądownictwa, uderzył
w czułą strunę: brak zaufania wobec najważniejszych instytucji i zachwianie wiary w etyczny
porządek.
POLITYKA
Zdzisław Pietrasik
„Bezmiar sprawiedliwości” dramat sądowy inspirowany przebiegiem poszlakowego procesu
sprzed kilkunastu lat, w którym skazano mężczyznę oskarżonego o morderstwo kochanki.
Film niesprawiedliwie kompletnie pominięty przez jury”
ONET.PL
(inf. wł., FPFF, PAP, Gal/16 września 2006 20:38)
„31. Festiwal Polskich Filmów Fabularnych ma również swojego wielkiego przegranego.
Jest nim niedoceniony Wiesław Saniewski, autor dramatu "Bezmiaru sprawiedliwości",
wyróżnionego jedynie przez dziennikarzy.”
(Inf. własna, Paweł Gościcki / IAR, Gal/16 września 2006 09:22)
„Przewagą zaledwie dwóch głosów nad "Bezmiarem sprawiedliwości" w reżyserii Wiesława
Saniewskiego Nagrodę Dziennikarzy na 31. Festiwalu Polskich Filmów Fabularnych wygrało
dzieło Krzysztofa Krauze i Joanny Kos-Krauze – "Plac Zbawiciela". Dzieło Saniewskiego
otrzymało ostatecznie wyróżnienie. "Bezmiar sprawiedliwości" to dopracowany w każdym
3
szczególe dramat rozgrywający się na sali rozpraw. Jednocześnie jest to bardzo zaskakująca i
przejmująca historia ukazująca ułomności systemu sądowego. To dzieło ze wszech miar
rewelacyjne.”
FILMWEB.PL 16.09.2006
Marcin Kamiński
W wielkim stylu po kilkuletniej przerwie powrócił za kamerę Wiesław Saniewski,
którego "Bezmiar sprawiedliwości" okazał się jednym z najlepszych filmów
pokazywanych podczas tegorocznego festiwalu. Podobnie jak w swoim głośnym
"Nadzorze" z 1983 roku Saniewski w swoim najnowszym obrazie posłużył się autentyczną
historią, by pokazać mechanizmy działania wymiaru sprawiedliwości.
"Bezmiar sprawiedliwości" to wyjątkowy w naszym kinie przykład dramatu sądowego.
Saniewski wykorzystuje historię oskarżonego o zbrodnię bohatera, by - wzorem
"Rashomona" Kurosawy - pokazać jak działa wymiar sprawiedliwości, zarówno od strony
oskarżyciela, obrońcy i sędziego. Dzięki temu zabiegowi powstaje film będący nie próbą
obrony człowieka - jak to miało miejsce choćby w przypadku "Długu" Krauzego, ale
demaskujący mechanizmy systemu sądowniczego. Saniewski pokazuje, jak ludzie
reprezentujący prawo sami je naginają do swoich potrzeb, wykorzystując luki i kruczki
prawne, niejednokrotnie nie licząc się z losem innych ludzi.
Pokazuje również, w jaki sposób dochodzi do podjęcia przez sąd wyroku. W "Bezmiarze
sprawiedliwości" orzeczenie nie jest wynikiem suchej analizy wysłuchanych przez sędziego
faktu. Na planie filmu spotkała się prawdziwa śmietanka aktorska. Wielu z nich
stworzyło na ekranie niezapomniane kreacje, przy czym największe brawa należą się
Janowi Fryczowi, który - mam głęboko nadzieję - nie wyjedzie z Gdyni bez nagrody.
STOPKLATKA.PL 16 września 2006
"Bezmiar sprawiedliwości" sprawia dużą przyjemność oglądającemu. To pasjonujące
kino, napisane i sfilmowane według reguł gatunku. Z pewnością, miejmy nadzieję,
również zalążek dyskursu na temat władzy sądowniczej w tym kraju. Film ten to niezwykle
rzetelna robota, bazująca na bogatej i sumiennie zebranej dokumentacji. To się zresztą czuje.
Sceny w sądzie czy w kancelarii prawniczej nakręcają tę historię, pod kątem arkanów tamtych
wydarzeń. Jest też coś z poza murów świątyni Temidy, czyli życie postaci tego dramatu.
Romans sędziego z sędziną, który w konsekwencji może zaważyć na decyzji w sprawie
wyroku. Tropów w nim zresztą wiele.
Saniewski powrócił w znakomitym stylu i dobrej formie. Zaprezentował obraz z dobrze
opowiedzianą i zagraną historią z krwi i kości. Takie kino wciąga, angażuje i stawia
pytania, a przy tym, poziomem nie odstępuje od innych tego rodzaju produkcji zza
oceanu. Bardzo solidna robota i porządne kino.”
4
ODRA, 11/2006
Maria Malatyńska
„Pojawił się jednak w czasie tegorocznego festiwalu film szczególny, znakomity,
świetnie pomyślany i brawurowo zagrany – na którego przykładzie można udowodnić
cały
„paradoks
przedwczesności".
Tym
niezwykłym
prekursorskim
dziełem,
niezauważonym przez jurorów, szeroko jednak dyskutowanym wśród publiczności, był
Bezmiar sprawiedliwości Wiesława Saniewskiego.
Autor mistrzowskiego Nadzoru, niezapomnianego obrazu sprzed lat, zrealizował tym
razem film prawniczy, którego konstrukcja i siła dramatyzmu przywodzą na myśl najlepsze,
klasyczne wzory filmów o takiej tematyce. Na przykład tych spod znaku André Cayatte'a
znanego francuskiego adwokata, który został filmowcem, albo tych z kręgu Sydney Lumeta,
jako autora doskonałych Dwunastu gniewnych ludzi. Ale od tamtych klasycznych filmów
minęło już sporo lat, dlatego podziwiając w filmie Saniewskiego żelazną czystość
konstrukcji, nieodzowną w filmie tego typu – na co innego warto zwrócić uwagę. Przede
wszystkim na sama tematykę. Na odważne przyjrzenie się dwóm pojęciom: prawu i
sprawiedliwości. Oczywiście nikomu temat ten nie powinien się kojarzyć z jakimkolwiek
koniunkturalizmem. Przeciwnie: oba te pojęcia funkcjonują tu bowiem jako rzeczywista
wartość, a nie jako zwykła nazwa. Oba są rzetelnie i na rzeczywistym przykładzie opisane i
zanalizowane.
Niezwykłością filmu Saniewskiego jest to, że te role społeczne, które prawnik ma do
odegrania, stają się tu na naszych oczach trzema wariantami tej samej historii, odmiennej, w
zależności od tego, jaką funkcję pełni narrator: raz jest prokuratorem, raz obrońcą i wreszcie
sędzią. W tej potrójnej roli wystąpił (znakomicie) krakowski aktor – Jan Frycz. Ale siłą tej
kreacji jest również to, że gra odbywa się wobec świadka kolejnych wersji: bardzo młodego
człowieka, który ma zostać zachęcony do podjęcia studiów prawniczych. I znowu idealne
trafienie aktorskie: w tej roli wystąpił wrocławski aktor, Robert Olech, człowiek o bolesnej i
czystej twarzy, niczym z galerii bohaterów Dostojewskiego. W filmie tym trzy wersje
wydarzeń relatywizują "prawo" jako konwencję i "sprawiedliwość" jako wynik gry.
W kontekście festiwalu, właśnie ten film stał się najdobitniejszym znakiem
przedwczesności. Był bowiem inteligentną i intelektualną grą, która przypadła na czasy, w
których wciąż zabiegamy o to, by zrozumieć, jak i w czym żyjemy. W myśl klasycznej
zasady Kieślowskiego, że " trudno żyć w świecie nieopisanym" – nasze kino dopiero zaczyna
5
rzetelnie opisywać. I gdy w takim momencie przychodzi intelektualna rozmowa o
wartościach i ideałach, a także o konwencjach, które te wartości poddają w wątpliwość –
odbiorcy stają się do tej rozmowy całkowicie nieprzygotowani. Zwłaszcza, że żyją w
dojmującym czasie, w którym inne pojęcia zamiast tamtych funkcjonują. Tamte są tylko
nazwami. Natomiast role moderatora spraw społecznych przejęło, wbrew oczekiwaniom
społeczeństwa,
"podejrzenie",
"insynuacja",
ogólna
"agenturalność"
wszystkiego
i
wszystkich.
Nic dziwnego przeto, że jurorzy przestraszyli się pewnych terminów i na wszelki
wypadek film całkowicie pominęli.”
Recenzje po premierze filmu.
PRZEGLĄD, 25.03.07
Stanisław Zawiśliński
„20 lat po „Krótkim filmie o zabijaniu” Krzysztofa Kieślowskiego na ekranach
pojawił się film podobnie ważny, głęboki i przenikliwy, równie wciągający, dobrze
zrealizowany, ze świetnymi kreacjami aktorskimi. Czy odniesie sukces, sprowokuje do
debaty o sprawach, które porusza? Uczyniono już wiele, by tak się nie stało.
Jurorzy ostatniego Festiwalu Polskich Filmów Fabularnych pominęli „Bezmiar
sprawiedliwości przy rozdziale głównych nagród. Przemilczano dzieło mądre i
wartościowe, a tym samym utrudniono mu drogę do widza i na prestiżowe festiwale
międzynarodowe. Czy stało się tak za sprawą gustów, konformizmu lub jakiegoś układu
– nie wiem. Faktem jest, że honorowano filmy gorsze, modne i wygodne, także
niedopracowane, myślowo niezborne i nijakie – zresztą nie po raz pierwszy.
Wprawdzie dziennikarze okrzyknęli „Bezmiar sprawiedliwości” wielkim przegranym i
na otarcie łez dali mu swoje wyróżnienie (choć nie nagrodę!), jednak nie zmienia to faktu, że
filmowi Saniewskiego podcięto skrzydła na starcie. Teraz, gdy wszedł na ekrany, wielu
recenzentów, choć film komplementuje, klasyfikuje go zaledwie jako „dramat sądowy”. W
ten sposób obniża się jego rangę i ładunek myślowy. „Bezmiar sprawiedliwości” odsłania nie
tylko mechanizmy funkcjonowania Temidy i osądzania ludzi. Wywołuje też mnóstwo pytań
dotyczących postaw i wartości, prawa, prawdy i odpowiedzialności. Jest obrazem
umożliwiającym szerokie interpretacje, zahaczającym o problemy uniwersalne, a
równocześnie jakże aktualne.
Zastanawia więc, dlaczego film, zdawałoby się oczekiwany i potrzebny, jest
pomijany, spłaszczany i trywializowany? Czy nie jest to również rezultat polskiego
magla, zgłupienia i dezorientacji naszych elit kulturalnych? Czyżby i one – wzorem
niektórych polityków – uznały, że tego, co mądre, „ciemny lud nie kupi”?
Nadzieja w tym, że może świat bardziej doceni film Saniewskiego, tak jak było to
z wieloma filmami Kieślowskiego.”
6
FILM 02/07
Bartosz Żurawiecki
„Fajnie jest pochwalić polski film i to zanim jeszcze wejdzie on na ekrany.
„Bezmiar sprawiedliwości” (niesprawiedliwie pominięty w Gdyni przez jury, ale
wyróżniony przez dziennikarzy) do kin trafić powinien w marcu. Wtedy pewnie media
gorączkować się będą, kto capnie Oscary i film Wiesława Saniewskiego może przejść
niezauważony. Dlatego uprzedzam zawczasu. Bo to dowód na to, że znacznie lepiej być
dojrzałym i bezkompromisowym niż młodym i zachowawczym. W przeciwieństwie do
dzieł naszych nowalijek, lansujących czarno-białe schematy, Saniewski pokazuje, że świat to
naprawdę skomplikowane miejsce, w którym nie jest tak jak się Państwu zdaje. (...)
Naświetliwszy zdarzenia z rozmaitych punktów i perspektyw, zostawia nas Saniewski z
gorzkim przeświadczeniem, że między prawem a sprawiedliwością różnica bywa znaczna i
znacząca. Bardzo aktualnie brzmi ten film, zwłaszcza że reżyser w krytycznym świetle
stawia także nieumiarkowany w jedzeniu Kościół oraz związanych z nim „obrońców
moralności”, gotowych dla przykładu poświęcić na stos kilku nieprawomyślnych
„grzeszników”. Ale proszę mi wierzyć, „Bezmiar sprawiedliwości” ma też wymowę
bardziej uniwersalną. (...)”
FILM 03/07
SMS od czytelników „Filmu” na temat „Bezmiaru sprawiedliwości”:
„JEDEN Z NAJLEPSZYCH POLSKICH FILMÓW OSTATNICH LAT”
Łukasz Maciejewski
„(...) Saniewski stawia diagnozę okrutną i prawdziwą: oto rzeczywisty stan posiadania
kraju nad Wisłą, w którym codziennie dowiadujemy się, że ktoś był agentem albo
kłamcą. Dziennikarze z nieznanego nadania stają się bezwzględnymi Katonami, a w
Strasburgu Kargule z Pawlakami od lat kłócą się o tą samą miedzę. W takim kraju i takich
okolicznościach prawodawstwo ze wstydem spuszcza głowę. Dlatego „Bezmiar
sprawiedliwości” wydaje się filmem szczególnie aktualnym i potrzebnym. (...) ... film
Saniewskiego niesie rzadką i cenną intuicję społeczną. Przypomina, jak ciągle jest
aktualne, znane od czasów Machiavellego i Talleyranda, stwierdzenie, że polityk dla
osiągnięcia swoich celów musi kłamać. Ale czy naprawdę muszą kłamać wszyscy?”
ŚLĄSK, 04/07
Feliks Netz
„(...) To jest traktat o naturze prawa. Znalazło to doskonały wyraz w formie filmu, w
jego formule narracyjnej. Z tym, że owa formuła jest ukryta przez pierwszy akt filmu – trzy
akty są tu uchwytne jak w sztuce teatralnej , ale film jest w stanie skutecznie odeprzeć
ewentualny zarzut teatralności! – i to jest niekwestionowane zwycięstwo scenarzysty i
7
reżysera nad materią opowieści. Opanował ją w ten sposób, że Jan Frycz (jeden z
najlepszych polskich aktorów filmowych) gra kolejne trzy role: 1. oskarżyciela posiłkowego
występującego z poręki rodziny ofiary, 2. obrońcy oskarżonego, i 3. sędziego orzekającego w
sprawie.
Jest to pomysł pierwszorzędny, i myślę, że kiedy Wiesław Saniewski wpadł na niego,
jasno zarysowała mu się wizja przyszłego filmu. (...) Znakomity tytuł filmu, rozbite na
dwa człony, już w czołówce filmu słowo „bezmiar”: najpierw czytamy na ekranie „bez”,
poniżej: „sprawiedliwości”. A więc „bez sprawiedliwości”. I w kilka sekund później, w
pewnej odległości od słowa „bez” pojawia się słowo „miar” tworząc „bezmiar”, lecz nie
stopią się w jeden – strukturalnie – wyraz. Bezmiar – znaczy: ogrom, niezliczoną ilość
możliwości (w działaniu, w przestrzeni), ale można je odczytać i tak, że brak wszelkich
miar. Sprawiedliwość uzurpuje sobie zatem omnipotencję, ona jakby z boskiego
nadania, sama w sobie jest miarą! Ona, Sprawiedliwość, ustawia ?(tak jak Mistrz
ustawia młodemu śpiewakowi głos) Prawo. A prawo jest prawem, jakież to suche! A
Sprawiedliwość jest wrażliwa na to, co się dzieje poza salą sądową. (...)
Czy wymierzanie sprawiedliwości jest grą pozorów? Tutaj znów pojawia się
”Powiększenie” Antonioniego z pamiętną sekwencją gry w tenisa bez piłki. Na początku
filmu tak sekwencja śni się Łukaszowi. Pod koniec jest realna. Aktorzy pantomimy ćwiczą na
kortach, bez piłki, naturalnie. Jedna z aktorek pokazuje Łukaszowi, że u jego stóp leży piłka.
Łukasz podnosi tę „piłkę”, i podaje ją aktorom.
Prawda nie jest widzialna, najczęściej!, ale czy nie powinniśmy, mimo to, starać się ze
wszystkich sił dotrzeć do niej?
Film Wiesława Saniewskiego, który ratuje honor polskiego kina nie otrzymał żadnej, ale
to żadnej nagrody na ubiegłorocznym festiwalu w Gdyni. To, naturalnie,
kompromitacja prześwietnego jury... Ale inaczej być nie mogło. Albowiem „Bezmiar
sprawiedliwości” jest przeciwko grze pozorów, a gdyński Festiwal Filmów Polskich to
gra pozorów w stanie czystym.”
KINO 02/07
Jakub Moryc
„(...) Swoim najnowszym filmem Saniewski powraca do wielkiej formy sprzed lat.
„Bezmiar sprawiedliwości” to jakby prequel „Nadzoru”. Tam film zaczyna się w momencie,
gdy bohaterka trafia już do więzienia, tu poznajemy mechanizmy, które człowieka w celi
umieszczają. W „Bezmiarze...” Saniewski wnika jak gdyby w duszę systemu, który zamyka
(lub nie) ludzi w więzieniach. A raczej nie systemu (bo ten, jak wiadomo, żadnej duszy nie
ma) ale ludzi w togach, którzy decydują o losie innych. (...) Nie jest to jednak klasyczny
dramat sądowy w stylu „Dwunastu gniewnych ludzi” Sidneya Lumeta, choć historia w
nim opowiedziana idealnie nadaje się do Hollwywood. Saniewskiego bardziej od
mechanizmów procesowych interesują zawiłości ludzkiej natury, od której zależy los
drugiego człowieka. (...)
8
Czy zachowując wszelkie proporcje, można nazwać Saniewskiego małym Dostojewskim
polskiego kina? Dostojewski w „Zbrodni i karze” zajął się duszą zbrodniarza i tego,
który go ściga. Saniewski w „Bezmiarze sprawiedliwości” bierze się za dusze tych,
którzy wydają wyroki. (...)
Saniewski mówi, że sprawiedliwość musi mieć jednak jakiś swój nadzór i najlepiej, gdy
będzie to nadzór moralny; oczekuje tego od młodego pokolenia. Od widza oczekuje
natomiast refleksji. Pozostawia go w niepokoju, z wieloma prowokującymi pytaniami,
na które być może nie potrafimy odpowiedzieć, ale które z pewnością warto sobie
zadawać.”
KINO, 04.07
Bożena Janicka
„(...) „Bezmiar sprawiedliwości”, film jawnie i krzywdząco niedoceniony przez jury
ostatniego festiwalu w Gdyni, wystawia bardzo dobre świadectwo talentowi reżysera i
bardzo złe naszemu systemowi prawnemu jako instytucji, którą powinna
charakteryzować sprawiedliwość. Zresztą niewykluczone, że również prawu w ogóle.
Publicystyki w filmie nie ma, są natomiast dylematy człowieka, który sprawując prawo
poddawany bywa naciskom wszelkiego typu, czyli w istocie trudnym próbom charakteru.
Sprawiedliwość jako naczelna cnota moralna nie może bowiem zaistnieć w moralnej pustce,
bez związku z pozostałymi, którymi są, jak wiadomo z Platona, mądrość, umiarkowanie i
męstwo. I mimo wszelkich okoliczności łagodzących, to sędzia będzie zawsze winien, jeśli
bezmiar sprawiedliwości okaże się jej brakiem. (...)
Przewodniczący jury festiwalu w Gdyni Feliks Falk, mówiąc o filmie Saniewskiego,
dodał (Kino, nr 11/06), że chciałby się dowiedzieć, co się stało, innymi słowy oczekiwał
wyjaśnienia czy oskarżony naprawdę zabił. Ale wtedy sens filmu sprowadzałby się do
tego, czy sąd wydał słuszny lub niesłuszny wyrok w jakiejś konkretnej sprawie,
rozpłynąłby się cały bezmiar sprawiedliwości z tytułu. Właściwym tematem filmu
Saniewskiego jest bowiem dramatyczna dwoistość prawa jako funkcji idei
sprawiedliwości i stworzonej przez ludzi ułomnej instytucji. Żadnemu prawu nie uda się
nigdy zaspokoić naszego pragnienia sprawiedliwości absolutnej, lecz manipulacji prawem
akceptować nie wolno. Definicję przywołaną na początku mógłby bowiem uzupełnić tekst
sentencji, umieszczonej nad wejściem do gmachu sądu w Warszawie: Sprawiedliwość jest
ostoją mocy i trwałości Rzeczypospolitej (ta inskrypcja pochodzi z czasów II
Rzeczypospolitej)
Może to cytat o zbyt wielkiej wadze, przecież „Bezmiar sprawiedliwości” to tylko film.
Lecz sytuuje się bardzo blisko zasadniczych pytań o postać naszego de publicis: jaka
odległość dzieli u nas prawo od sprawiedliwości, czy trzeba godzić się z tym, że jest taka
jaka jest. Nikt o to nie pytał w naszym kinie od dawna.”
9
POLITYKA 10.03.07
Janusz Wróblewski
„Na palcach jednej ręki można zliczyć polskie kryminały podejmujące tematykę
sądowniczą. Tym bardziej warto zwrócić uwagę na ciekawie skonstruowany dramat
psychologiczny „Bezmiar sprawiedliwości” Wiesława Saniewskiego (autora pamiętnego
„Nadzoru”), który po 10 latach milczenia wraca na wysokiej fali do fabuły. Jego film
wykorzystuje konwencję moralitetu w stylu „Rashomona” i „Powiększenia”, polegającą
na przeciwstawieniu różnych punktów widzenia na proces poszlakowy, w którym wina
oskarżonego wcale nie jest oczywista. (...) Reżyser stawia pytania o sens sprawiedliwości
absolutnej, o to, czy prawo jest kwestią konwencji i gry społecznej. Zapoznający się z
różnymi wersjami procesu mody prawnik (Robert Olech) dochodzi do wniosku, że prawda nie
jest wartością, która decyduje o racji moralnej w sądzie. Zaletą opartego na faktach filmu
Saniewskiego są także kreacje aktorskie właściwie całego zespołu, m.in. Jana Frycza,
Bożeny Stachury, Artura Barcisia, Jana Englerta.”
PRZEKRÓJ 08.03.07
Małgorzata Sadowska
PRAWO I NIESPRAWIEDLIWOŚĆ.
„Bezmiar sprawiedliwości”
wyroków.
to bardzo aktualny film o mechanizmach ferowania
„Ciekawie opowiedziany dramat sądowy (...) opowieść o dochodzeniu do prawdy
będącym naprawdę odchodzeniem od niej okazuje się świetnym komentarzem do
sytuacji w jakiej się dziś znajdujemy: obsesyjnego szukania winnych, ferowania
wyroków na długo przed procesem, moralnego chaosu i wypaczania pojęcia
sprawiedliwości. Saniewski (...)obnaża mechanizm wydawania wyroku, który nie ma nic
wspólnego ani z prawem, ani ze sprawiedliwością. To wypadkowa interesów i ambicji
obrony, oskarżenia i sądu – reżyser pokazuje zresztą sprawę z trzech punktów widzenia.
(...) Prawda, moralność, sumienie są tu więc najmniej istotne, podobnie jak
oskarżony(...).”
GAZETA WYBORCZA - WROCŁAW 07.03.07
Dla Gazety
Piotr Załuski, dokumentalista, komentator telewizyjny
„Zanim powstał film, przeczytałem jego scenariusz i wiedziałem, że jest w nim wielki
potencjał. Ale abstrahując od tragicznych wydarzeń, Saniewski stworzył film sądowy
odnoszący się do klasyki gatunku, mam na myśli oczywiście „Anatomię morderstwa”.
Znalazłem tu stylistyczne i sytuacyjne nawiązania do „Powiększenia” Antonioniego,
momentami sposób kadrowania z „Trzeciego człowieka” Orsona Wellesa, gdzie każdy pion
10
nieprzypadkowo jest pochyły. Tak jak „Anatomia morderstwa” była przede wszystkim
zgrabnym dramatem, tak w „Bezmiarze...” roztrząsane są nadto moralia. Ci, co mają
egzekwować prawo i sprawiedliwość, są sami pokalani grzechem. To jedna z ciekawszych
tematycznie i artystycznie propozycji kinowych ostatniego czasu, wreszcie propozycja
poważna i nie naskórkowa, zmuszająca do refleksji. Migotliwość prawdy, jej nie do koca
udowodnione fakty, staje w opozycji do tęsknoty za jednoznaczną oceną. Wychodząc z kina,
pozostałem w rozterce., jak grająca ławniczkę Ewa Błaszczyk, bo to, co jest prawdą dla
kogoś, dla innego często pozostaje niewiadomą. Ten film budzi sumienie i dlatego sądzę,
że wrażliwy odbiorca wyjdzie z kina w poczuciu winy za własne i cudze postępki na
granicy grzechu. Chyba, że jest święty... to co innego.”
Mecenas Henryk Rossa
Obrońca oskarżonego o zabójstwo, którego w filmie gra Jan Englert
„Film bardzo ciekawy, a rola Jana Englerta poruszająca i znakomita. Wiadomo, że
scenarzysta stworzył fikcję literacką, ale znalazłem wiele autentycznych elementów z procesu
sądowego. Wiele wątków było zaskakujących, choć w całym filmie widziałem rękę
specjalisty, który pilnował zgodności z tzw. robotą prawną. Przyglądając się rozwojowi akcji,
dostrzegłem, że reżyser pokazał jak ważna jest rola obrony (...).”
Profesor Jan Miodek
Filologia polska Uniwersytetu Wrocławskiego
„Wiesław Saniewski pokazał lwi pazur. „Bezmiar sprawiedliwości” dorównuje rangą
jego „Nadzorowi”. (...) Szczegóły fabularne nie były mi obce, dlatego nie odbierałem już tak
emocjonalnie tej historii. Nie musiałem skupiać się na wątku fabularnym, mogłem skupić się
na stronie warsztatowej filmu. Muszę przyznać, że film od tej strony oceniam
nadpozytywnie. (...) Subtelnie, kulturalnie Saniewski pokazał, że zawsze, w każdej
rzeczywistości politycznej wymiar sprawiedliwości jest narażony na naciski zewnętrzne,
które zagrażają zasadzie domniemania niewinności”.
GAZETA WYBORCZA 09.03.07
Paweł T. Felis
„Jeden z najlepszych filmów ostatniego festiwalu w Gdyni. Inspirowany głośną w latach
90. historią zabójstwa dziennikarki telewizyjnej, ale traktujący fakty jako pretekst. (...)
Pytanie: „kto zabił?” (i czy był to kochanek ofiary Kuter) jest tu drugorzędne –
Saniewski rewelacyjnie pokazuje, że żadna z uwikłanych w sprawę osób nie jest niewinna.
(...) Bałem się, że Saniewski pozostanie na poziomie prostej kpiny – ze szlachetnej
prokurator, która po naciskach umarza sprawę za brutalny gwałt „jakby jej w ogóle nie był”
(„Prawo ojca”) albo z sędziny, która zleca wychowanie córki chorej psychicznie matce, bo
ojciec nie wie, jak ugotować pomidorową („Tato”). Ale filmy te „Bezmiar...” bije na głowę.
Saniewski nie tropi „układów” i nie powiela populistycznych haseł. Jak w najlepszych
dramatach sądowych przygląda się naszemu wymiarowi sprawiedliwości całkowicie
11
serio, podkreśla pułapki łatwych oskarżeń, dotyka wreszcie największego paradoksu:
proces w sądzie to w istocie spektakl. Role sędziego, prokuratora, obrońcy, oskarżonego
można wymienić jak kostiumy (to właśnie robi Wilczek) – za każdą z nich kryją się grzechy i
grzeszki, drobne przewinienia i wielkie upadki. Ale czy to znaczy, że prawda jest względna, a
sądy nie mają racji bytu? (...)”
GAZETA WYBORCZA 10-11.03.07
Tadeusz Sobolewski
„(...) Siłą filmów Saniewskiego jest docieranie do ludzkiej słabości bez naiwnego
zgorszenia, bez moralizatorskiej naiwności. „Bezmiar sprawiedliwości” również trafia w swój
czas – zachwiania miar sprawiedliwości, ideologizacji życia, publicznych oskarżeń
dokonywanych z pominięciem podstawowej zasady prawa rzymskiego: domniemania
niewinności. (...)
Kiedy oglądałem film Saniewskiego w Gdyni, już przy czołówce (czerwono-biały
napis z grą słów: „Bez-miar sprawiedliwości”) przestraszyłem się, że reżyser „Nadzoru”
podejmie modną tematykę rozliczeniową i będzie demaskował korupcję III RP z miną
niewzruszonego moralisty. Ale ten film nie jest zrobiony z pozycji prokuratora ani nawet
sędziego. Demaskacji podlega nie system, ale człowiek (...).
W kolejnych retrospekcjach widzimy mecenasa Wilczka jako obrońcę
zamordowanej, to znów jako obrońcę oskarżonego. Dochodzenie prawdy jest grą, w
której przyjmujemy zamienne role. Nie podważa to istnienia prawdy, świadczy jedynie o
tym, że poruszamy wśród niewiadomych. (...) fascynująca jest w tym filmie oparta na
autentycznych aktach anatomia procesu sądzenia. Fakty i przypuszczenia układają się w
coraz to nowe konstelacje, po to żeby mógł z nich powstać „przekonujący obraz”, który
można będzie przedstawić na procesie. W klasycznym amerykańskim filmie sądowym taki
sprawiedliwy obraz składa się na naszych oczach. Tu inaczej: Saniewski rozsypuje przed
nami akta, nie układając ich w nową całość. Między stworzonym na procesie obrazem a
prawdą otwiera się sfera enigmatyczna. Inaczej niż w klasycznym kryminale nie dostaniemy
sugestii, kto naprawdę zabił. (...)
Względność naszych sądów wynika nie tylko z niewiedzy. Widzimy jak uczestnicy
procesu są poddani naciskowi opinii i układów towarzyskich (...). Surowość
sędziów wynika z tego, że sami są obiektem plotek, są uwikłani w podobne
związki: „Ten wyrok będzie świadczył o nas!”
DZIENNIK, O9.03.07
Justyna Kobus
„To chyba najbardziej niedoceniony polski film minionego roku. „Bezmiar
sprawiedliwości” Wiesława Saniewskiego (autora znakomitego „Nadzoru” i
zniszczonego dziesięć lat temu przez krytykę „Deszczowego żołnierza”) to stawiający
ważne pytania o względność prawdy i sprawiedliwości dramat sądowy. Ten gatunek
filmowy jest w Polsce właściwie nieobecny (może poza głośną „Sprawą Gorgonowej”
Janusza Majewskiego). Saniewski porwał się na rodzaj kina sądowego, w jakim specjalizują
12
się Amerykanie – oparty na prawdziwych zdarzeniach, uważany za najtrudniejszy w
realizacji. I trzeba przyznać, że reżyser poradził sobie znakomicie. (...) najwięcej uwagi
poświęca reżyser nie samej kryminalnej zagadce, lecz moralnemu aspektowi procesu.
Finał nie przynosi jednoznacznej odpowiedzi. Mnogość interpretacji to zresztą obok
znakomitego aktorstwa (głównie rewelacyjnego Jana Frycza) jeden z największych
atutów filmu. Obecnie Telewizja Polska przygotowuje miniserial kinowej wersji obrazu
Saniewskiego. Na tle telenowelowej sieczki małego ekranu będzie prawdziwym
rarytasem.”
DZIENNIK, dodatek KULTURA 09.03.07
Wojciech Kałużyński
SUBIEKTYWNY WYMIAR SPRAWIEDLIWOŚCI
„(...) Saniewski proponuje intelektualną rozmowę o praktycznym
funkcjonowaniu prawa i sprawiedliwości. Pokazuje dewaluację obu tych pojęć jako
wartości, ich redukcję wyłącznie do nazw i wyparcie z języka publicznej debaty tego, co
się pod tymi hasłami kryje. Wpisuje się zatem w klimat moralnej rewolucji i wojny z
korupcją, pytając o moralne kwalifikacje oskarżycieli III RP. Może także i dlatego nie
przyznano mu w Gdyni żadnej nagrody?”
RZECZPOSPOLITA O7.03.07
Rafał Świątek
MĄDRE PYTANIA O MECHANIZMY PRAWA
„W tym filmie widać, że sprawiedliwość niekiedy bywa jedynie pozorna. To
obraz bardzo potrzebny, bo zbyt często ulegamy uproszczonym wyobrażeniom o
działaniu sądów i ferowaniu wyroków. Dramat sądowy znakomicie nadaje się do
przywracania wiary w prawo i porządek. Taką rolę odgrywały w amerykańskiej
kinematografii wspaniałe filmy Sydneya Lumeta: „Dwunastu gniewnych ludzi” (1957) i
„Werdykt” (1982). W Polsce nie ma tyle zaufania do państwa. Obrazy z tego gatunku to u nas
rzadkość (m.in. „Sprawa Gorgonowej” z 1977 roku), dlatego wyobrażenia o wymiarze
sprawiedliwości kształtują obecnie przede wszystkim tabloidy. W tworzonych przez nie
schematach nie ma miejsca na niuanse. Obowiązuje czarno-biały sposób myślenia (...). Na
tym tle oparty na faktach obraz Wiesława Saniewskiego jest wyjątkowy, bo te szablony
rozbija, skłaniając do zastanowienia się nad sensem pojęć: sprawiedliwość, moralność.
(...) film trafia w swój czas. Potrzebujemy w Polsce mądrej rozmowy o polityce karnej i
kształtowaniu prawa. „Bezmiar sprawiedliwości” to ważny głos w tej sprawie.”
13
RZECZPOSPOLITA, 23.03.07
Polecam
Marek Sadowski – krytyk filmowy Rzeczpospolitej
„Polskie kino, a przynajmniej obecne dziś na ekranach tytuły, rzadko proponuje
poważniejszą rozmowę z widzem. Wyjątkiem jest „Bezmiar sprawiedliwości” Wiesława
Saniewskiego, twórcy pamiętnego „Nadzoru”. Jego nowy film to bezlitosne spojrzenie na
rodzimy wymiar sprawiedliwości. (...) A prawda? Kogo właściwie obchodzi poza rodziną
ofiary i oskarżonym? Saniewski stawia okrutną diagnozę: przedstawiciele wymiaru
sprawiedliwości są politycznie skorumpowani, kłamią kiedy tego od nich oczekują
zwierzchnicy, a sądowe werdykty zapadają poza gmachem sądu.”
ŻYCIE WARSZAWY, 08.03.07
Urszula Lipińska
„Konstrukcja scenariusza i sposób opowiedzenia historii zawartej w „Bezmiarze
sprawiedliwości” przełamują jedną z najbardziej uciążliwych wad polskiego kina:
czarno-białe spojrzenie na świat. U Saniewskiego żadna z postaci nie jest bezgranicznie
dobra albo skończenie zła. Żadnej z sytuacji nie da się rozwiązać prostą odpowiedzią „tak”
lub „nie”. W „Bezmiarze...” zachwyca przede wszystkim precyzyjna konstrukcja postaci.
Każda z nich ma swoje racje, poglądy i prezentuje je w odpowiednim momencie. W
rezultacie film sprawia wrażenie kompletnego obrazu świata polskiego sądownictwa i
mechanizmów prawa, w których decyzje podejmują nie bezduszne maszyny, ale ludzie.”
GAZETA KRAKOWSKA, 17.03.07
Maria Malatyńska
„Autor mistrzowskiego „Nadzoru”, niezapomnianego obrazu sprzed lat, Wiesław
Saniewski zrealizował film prawniczy, gdzie konstrukcja i siła dramatyzmu przypominać
może klasyczne arcydzieła spod znaku Andre Cayate’a, francuskiego adwokata, który
został filmowcem. Ale od tamtych klasycznych filmów minęło już sporo czasu, a dziś w
naszym polskim filmie – mimo zachwytu nad świetną dramaturgią i oryginalną
konstrukcją – warto przed wszystkim zwrócić uwagę na samą tematykę. Bo oto polski
autor tak wymyślił fabułę, aby „stary prawnik” wytłumaczył przystępnie „młodemu
jeszcze nieprawnikowi” co to są i jak funkcjonują pojęcia: „prawo” i „sprawiedliwość”.
Jednak nie o zwykłe, znane nazwy tu chodzi, ale o rzeczywiste wartości. Oba te pojęcia
funkcjonują tu rzetelnie, opisane i analizowane w scenach z procesu poszlakowego, opartego
na rzeczywistych faktach, rozwijającego się na naszych oczach, w świetnie pomyślanych
trzech wariantach tej samej historii kryminalnej – odmiennej, w zależności od tego, jaką
funkcję pełni człowiek opowiadający: raz jest prokuratorem, raz obrońcą i wreszcie sędzią. W
tej potrójnej funkcji wystąpił (znakomicie) krakowski aktor – Jan Frycz. Ale siłą tak
pomyślanych trzech wariantów rzeczywistości jest możliwość „wariantu czwartego”,
czyli reakcja młodego prawnika. Idealnie zagrał tu młody wrocławski aktor, Robert
14
Olech, człowiek o bolesnej i czystej twarzy, niczym z galerii bohaterów Dostojewskiego.
Proszę zobaczyć, co może się dziać z relatywizacją „prawa”, jako konwencji i ze
„sprawiedliwością”, jako wynikiem gry – gdy otwarcie się nad tym dyskutuje. Oba pojęcia
podlegają zresztą w toku opowieści procesowi sublimacji, tak, że zyskują przy końcu kształt
idealistyczny. „Bezmiar sprawiedliwości” na pewno świetnie trafi do nas, którzy już
zapomnieliśmy jak się dyskutuje o takich sprawach, zwłaszcza że zastąpione one bywają
przez narodowe „insynuacje” i oficjalną podejrzliwość o „agenturalność” wszystkiego i
wszystkich. Dlatego gorąco polecam ten film. Warto i trzeba go zobaczyć”
TELE TYDZIEŃ 05.03.07
„(...) Tak stajemy się uczestnikami pasjonującej gry z prawdą, która stale nam ucieka
sprzed oczu. Atmosferę tego filmu tworzą znakomite zdjęcia Mariusza Paleja, muzyka
Macieja Muraszki i aktorstwo: świetny Jan Frycz w kilku wcieleniach, Artur Barciś,
Jan Englert na czele mocnej stawki. A jednak „Bezmiar sprawiedliwości” stał się wielkim
przegranym na festiwalu polskich filmów fabularnych w Gdyni. Nie otrzymał żadnej nagrody,
chociaż widzowie przyjęli obraz entuzjastycznie. Intrygujące kino, warte namysłu”
PERSPEKTYWY 01.03.07
„(...) Saniewski jako klamrę dla swojego obrazu pożycza słynną scenę gry w tenisa z
„Powiększenia” Antonioniego. O ile na początku filmu trochę mnie to zdenerwowało, w
kontekście całości, ten cytat zrobił na mnie wielkie wrażenie. Bo zdaje się mówić: w
życiu społecznym niemal każdy krok jest zgodą na wspólnie ustalaną fikcję. A za
każdym razem, godząc się, wyrządzamy komuś krzywdę”.
SUPER EXPRESS 20.03.07
„(...) Utwór Saniewskiego jest tym bardziej cenny obecnie, gdy prostymi hasłami i
wyrokami operuje się pochopnie, często za pośrednictwem mediów. Film trzyma w
napięciu, ale nie dlatego, że spodziewamy się, że nastąpi cudowny zwrot akcji i nagle
machina sądowa zacznie działać sprawnie i sprawiedliwie. Idzie o co innego: czy ktoś zada
sobie trud, by podjąć próbę dotarcia do prawdy? Tu pozostaje nadzieja: chodzi nie tylko o
postawę młodych, ale o niepokój sumienia niektórych prawniczych wyjadaczy, takich jak
Wilczek. Doskonale bez wyjątku zagrany i z pełnym przekonaniem, bez łatwizny
wyreżyserowany film skłaniający nie tylko do myślenia, ale niejednej gorącej dyskusji.”
GAZETA WYBORCZA – WROCŁAW 19.03.07
Klaus Bachmann, niemiecki publicysta mieszkający we Wrocławiu
„ (...) Od niedawna jest jeszcze jedno miasto, które może się szczycić w filmie
wizerunkiem – Wrocław. Dzieje się tak dzięki filmowi „Bezmiar sprawiedliwości”, w
15
którym, o ile pamiętam, ani razu nie pada słowo „Wrocław”, ale po dwóch minutach już
jest jasne, że akcja rozgrywa się właśnie tam. Atmosfera też jest zupełnie inna: stare
tramwaje, poniemieckie mosty, kamienice, które mogłyby stać w Wiedniu lub w
Krakowie. Jesienne parki, sceny na dziedzińcu Ossolineum, stare kościoły – wszystko to
tworzy bardzo ciepły klimat. Tam gdzie w filmach o Warszawie budynki bankowe,
biurowce, szkło, beton i metal sugerują nowoczesność i postęp, tam w „Bezmiarze
sprawiedliwości” przemykają tradycja, historia, zakorzenienie, refleksja. To wszystko,
mimo że ani jedna scena filmu nie rozgrywa się na wrocławskim Rynku.(...)”