Wrzesień 2013
Transkrypt
Wrzesień 2013
1 Wrzesień 2013 Drogi Czytelniku! Ku wolności wyswobodził nas Chrystus....3 Wychowywać Razem ................................ 3 Niegdyś bowiem byliście ciemnością, lecz teraz jesteście światłością w Panu: postępujcie jak dzieci światłości. Nie bierzcie więc wzoru z tego świata, lecz przemieniajcie się, abyście umieli rozpoznać..., co jest dobre... Nie pozwól, by świat zagłuszył w Tobie ziarno Słowa. Nie ulegaj ciemności, świecidełkom tego świata, nie goń za przelotną modą, propozycjami, które Cię poniżają, za banalnymi rozrywkami. Przecież w życiu nie najważniejsza jest kasa, władza, awans społeczny, przyjemność. Myślę, że czytaliście lub oglądaliście Władcę Pierścieni. Jest tam pięknie pokazane, co pragnienie władzy, pożądliwość pierścienia uczyniła z ludzi. Potężni królowie stali się upiorami Nazgulami na służbie władcy ciemności Saurona. Co się stało z hobbitem, który przez długoletnie posiadanie pierścienia stał się gollumem, potworem o oczach pełnych zniewolonego pożądania? Czy chcesz, by Twoje życie tak wyglądało? Nasz Pan Jezus Chrystus – Władca Światłości powołuje Cię do bycia solą ziemi i światłem świata! Poznaj swoją godność chrześcijaninie! Orzeł Królewski Pewien człowiek znalazł jajko orła. Zabrał je i włożył do gniazda kurzego w zagrodzie. Orzełek wylągł się ze stadem kurcząt i wyrósł wraz z nimi. Orzeł przez całe życie zachowywał się jak kury z podwórka, Myśląc, że jest podwórkowym kogutem. Drapał w ziemi szukając glist i robaków. Piał i gdakał. Potrafił nawet trzepotać skrzydłami fruwać kilka metrów w powietrzu. No, bo przecież, czy nie tak właśnie fruwają koguty? Minęły lata i orzeł się zestarzał. Pewnego dnia zauważył wysoko nad sobą, na czystym niebie wspaniałego ptaka. Płynął elegancko i majestatycznie wśród prądów powietrza, ledwo poruszając potężnymi, złocistymi skrzydłami. Stary orzeł patrzył w górę oszołomiony. – Co to jest? – zapytał kurę stojącą obok. – To jest orzeł, król ptaków – odrzekła kura. Ale nie myśl o tym. Ty i ja jesteśmy inni niż on. – Tak więc orzeł więcej o tym nie myślał. I umarł wierząc, że jest kogutem w zagrodzie. Nie jesteś powołany, by taplać się w błocie tego świata, lecz masz być solą, która przyprawia, dodaje smaku światu, który tak często jest nijaki i byle jaki. Masz być światłem, które uwalnia innych z lęku ciemności, masz być Stróżem Poranka. Ja Jestem światłością świata. Kto idzie za mną, nie będzie chodził w ciemności, lecz będzie miał światło życia. Oczywiście wiem, że nie jest to łatwe, możecie sobie pomyśleć: łatwo się bratu pisze żyjąc w klasztorze. Chcę Wam się przyznać, że mi wcale nie jest łatwo być światłem i solą, często upadam, ale wiem, że mogę zacząć od nowa, bo On Jezus zawsze jest przy mnie. Jego Miłość Miłosierna dodaje mi nowych sił do pracy nad sobą, do powstawania. Drodzy Czytelnicy, pracujmy nad sobą, bądźmy twardzi, o mocnym kręgosłupie, jak przebiśnieg, który mimo zimna, śniegu przebija się i kwitnie w tak ekstremalnych warunkach. NA DROGACH ŻYCIA NIECH CIĘ PROWADZI I STRZEŻE JEZUS! Wasz proboszcz br. Marek List z królewskiego pałacu......................... 7 Okruchy życia............................................ 8 Na 20-lecie............................................... 10 Młodzi u Maryi w Skrzatuszu.................. 11 Proboszcz uczestnikiem Półmaratonu... ...11 Dwanaście cudownych faktów z życia ....12 Małżeństwo (2)........................................ 15 „Niebo dla akrobaty”............................... 17 Z pamiętnika pewnego blefra... .............. 18 Rebus ...................................................... 19 Kołysanka Maryi...................................... 19 Rozmowa z Matką Bożą.......................... 19 Na wieczną rzeczy pamiątkę.................... 20 Pro Memoria............................................ 22 Msze św. w naszym kościele: niedziele i święta: 7:00, 8:30; 10:00, 11:30, 13:00 14:30 (oprócz VII-VIII), 19:00 dni powszednie: 7:00, 8:00, 9:00, 18:30 Kancelaria Parafialna czynna: wtorek i czwartek godz: 11:00-12:00 i 16:00-18:00 piątek i sobota godz: 11:00-12:00 Adres parafii: 64-920 Piła, ul. Ludowa 20 tel. 67 351 12 62, fax 67 213 13 32 www.pila.kapucyni.pl e-mail: [email protected] REDAKCJA: o. Marek Skwarło, Anna Adamczyk-Śliwińska, o. Andrzej Biniek, Roman Chwaliszewski, Mariusz Góra, o. Łukasz Kopeć, Wojciech Krajewski, Cecylia Mirr, Hanna Rakowska, Maciej Sarnowski, Bożena Wojtkowiak, Kamila Magdalena Wolicka ZDJĘCIA: Archiwum „Głosu”, Mariusz Góra DTP: Mariusz Góra KOREKTA: Hanna Rakowska ADRES REDAKCJI: 64-920 Piła, ul. Ludowa 20, tel. 67 351 12 62, fax 67 213 13 32, e-mail: [email protected] DRUK: Zakład Poligraficzny Henryk Górowski, 64-920 Piła, al. Wojska Polskiego 66 Redakcja zastrzega sobie prawo do skracania i adiustacji tekstów oraz zmiany tytułów bez konsultacji z autorami. Wrzesień 2013 3 Ku wolności wyswobodził nas Chrystus – czyli o pieniądzach po chrześcijańsku O jakiej wolności myślimy, gdy czytamy powyższe słowa z Listu do Galatów? Zapewne o wolności od grzechu, o wolnej woli, wolności myśli i pięknie sformułowanej przez św. Augustyna maksymie „kochaj i rób, co chcesz”. Mało komu z nas jednak przyjdzie na myśl wolność finansowa. Czy słowa św. Pawła można również tak tłumaczyć? Czy mowa jest o jednym rodzaju wolności, czy też może Chrystus wyswobadza nas ze wszelkich ograniczeń, którym jesteśmy poddani? Czy nie czujemy się często przytłoczeni przez finansowe zobowiązania, kredyty, pożyczki, wysokie rachunki? Czy nie ograniczają one niejednokrotnie naszej wolnej woli? Dlaczego więc nie założyć, że Chrystus chce nas wyzwolić we wszystkich aspektach naszego życia, a więc również i w kwestii finansów? Czym więc jest wolność finansowa dla katolika? W jaki sposób powinniśmy do niej dążyć? W mediach modne w ostatnich czasach jest postrzeganie wolności finansowej jako sytuacji, w której nie musimy pracować, bowiem posiadany przez nas majątek przynosi znaczne zyski. Dochody te pozwalają zaspokoić nasze potrzeby bez konieczności aktywności z naszej strony. Zgodnie z ideą Kiyosaki’ego każdy człowiek powinien budować sobie tzw. „pasywny dochód”, czyli w taki sposób inwestować posiadane dobra, aby osiągać z nich długofalowe korzyści. Mogą to być generujące zyski przedsiębiorstwa, mieszkania na wynajem czy jeszcze inne inwestycje. Zgodnie z jego definicją człowiek powinien zmienić swoje podejście do wydawania i jak najwięcej pieniędzy kumulować w taki sposób, aby za jakiś czas móc przejść na emeryturę wypracowywaną przez posiadany majątek. Jest to idea kusząca i niepozbawiona ludzkiej logiki, czy jednak w pełni zgodna z chrześcijańską wizją świata? Czy ku takiej wolności finansowej wyswobodził nas Jezus? Czy kumulowanie majątku, choćby i dającego zarobek, jest głównym celem chrześcijanina w zakresie finansów? Wszak Jezus mówił: „Gromadźcie sobie skarby w niebie, tam ani mól, ani rdza nie niszczą” (Mt 6,20). Na czym więc mogłaby polegać chrześcijańska wizja wolności finansowej? Zgodnie z Katechizmem Kościoła Katolickiego wolność jest możliwością działania lub niedziałania, a więc podejmowania przez siebie dobrowolnych działań (KKK 1744). Parafrazując – wolność finansowa będzie oznaczała sytuację, w której możemy podejmować dobrowolne działania, nie będąc przymuszani do nadmiernej pracy lub niezgodnych z zasadami moralnymi sposobów zdobywania pieniędzy. Człowiek cieszący się wolnością finansową nie martwi się, skąd wziąć pieniądze na spłatę licznych rat kredytów czy zaspokajanie swoich potrzeb. Co więcej – w przypadku niepodziewanego koniecznego wydatku jest w stanie mu sprostać nie korzystając z lichwiarskich propozycji firm żerujących na ludzkim nieszczęściu. Ale Wrzesień 2013 4 wolność finansowa ma też inne oblicze – pozwala dzielić się z potrzebującymi i wspomagać Kościół. Wszak „radosnego dawcę miłuje Bóg” (2 Kor 9,7). Wolność finansowa nie polega na spełnianiu wszystkich swoich zachcianek, ale też nie na nadmiernym ograniczaniu swoich potrzeb. To nie wolność w ujęciu Kiyosaki’ego, która zmierza do samowystarczalności. To sztuka umiejętnego zarządzania zasobami, które są nam powierzone i wykorzystywaniu ich do dobrych celów. I – jak każda cnota chrześcijańska – wymaga nieustannej pracy nad sobą, równocześnie dając poczucie wewnętrznego spokoju i wiarę, że jeśli zaufamy Bogu, to On zaspokoi nasze potrzeby. Co zatem trzeba zrobić, aby osiągnąć wolność finansową? Św. Jan nauczał: „poznacie prawdę, a prawda was wyzwoli”. Maksymę tę można zastosować również do finansów. Aby móc pozbyć się trosk o pieniądze, w pierwszej kolejności musimy poznać swoją sytuację finansową. Wielu ludzi nie zdaje sobie sprawy, na co wydaje pieniądze. Często zdarza się, że pieniądze rozchodzą się nie wiadomo kiedy i na co. Niby nic wielkiego nie kupiliśmy, cała pensja już wydana, a pozostają jeszcze jakieś rachunki do zapłaty. Dopóki nie zdamy sobie sprawy, jaką kwotę mamy do dyspozycji oraz ile wydajemy na jaki cel, nie jesteśmy w stanie uporządkować tej sfery życia. Spróbujmy przez dwa-trzy miesiące spisywać wszystkie dochody i wydatki. Po analizie tych danych będziemy mogli stworzyć plan zakupów na kolejny miesiąc, spłacić kredyty i pożyczki, stworzyć fundusz rezerwowy, zacząć oszczędzać na większe wydatki, aby w końcu osiągnąć sytuację, w której nasze finanse nie będą stanowiły naszego zmartwienia. „Potem rzekł do swoich uczniów: „Dlatego powiadam wam: Nie troszczcie się zbytnio o życie, co macie jeść, ani o ciało, czym macie się przyodziać. Życie bowiem więcej znaczy niż pokarm, a ciało więcej niż odzienie. Przypatrzcie się krukom: nie sieją ani żną; nie mają piwnic ani spichlerzy, a Bóg je żywi. O ileż ważniejsi jesteście wy niż ptaki!” (Łk 12, 22-24) Do spisywana wydatków przydatne będzie zbieranie wszystkich paragonów, aby potem na ich podstawie podzielić zakupy na odpowiednie kategorie. To, jakie będą to kategorie, zależy wyłącznie od nas – każdy wydaje pieniądze w inny sposób i inne kategorie będą dla niego użyteczne, jednak nie powinno być ich na początek więcej niż dziesięć. Przykładowo kategorie mogę być następujące: żywność, opłaty za mieszkanie, edukacja i opieka nad dziećmi, kosmetyki i środki czystości, utrzymanie samochodu, zdrowie, odzież i obuwie, raty kredytów, Kościół/ dobroczynność, rozrywka. Istotne jest, aby wydatki spisywać na bieżąco, nie rzadziej niż co 2-3 dni, póki jeszcze pamiętamy, co kupowaliśmy. Dobrze jest też sprawdzać, czy udało nam się ująć wszystkie zakupy, porównując zmiany stanu naszego konta i portfela z sumą spisanych wydatków. Postarajmy się wpisywać wszystkie, nawet najdrobniejsze wydatki, gdyż sumarycznie mogą one stanowić znaczącą pozycję w naszym budżecie. Najbardziej przejrzystą formą spisywania wydatków będzie tabelka, gdzie kolumny będą reprezentowały poszczególne kategorie, a wiersze – kolejne dni miesiąca. Na koniec miesiąca sumujemy każdą kolumnę, aby stwierdzić, ile wydaliśmy na którą pozycję. Poza zestawieniem wydatków niezbędne będzie też spisane wszystkich dochodów wpływających do domowego budżetu. Będą to pensje, a w przypadku własnej działalności – otrzymane płatności od klientów, dodatkowe dochody z umów zlecenia czy o dzieło czy ze sprzedaży niepotrzebnych nam już przedmiotów. Na podstawie takich dwóch zestawień możemy spragawdzić, jak mają się nasze dochody do wydatków. Jeśli okaże się, że wydajemy więcej niż zarabiamy, jest to bardzo niekorzystna sytuacja, która zmusza nas do zapożyczania się. Lepiej starać się wydawać mniej, a różnicę odkładać, tworząc rezerwę na nagłe, niespodziewane wydatki. Istotne jest też, aby pozbyć się długów, które ograniczają naszą wolność i spędzają nam sen z powiek, a ich spłata stanowi znaczną pozycję w budżecie domowym. Znając dotychczasową strukturę wydatków będziemy w stanie stworzyć plan finansowy pozwalający nam rozsądnie gospodarować i uwzględniający środki na stopniowe pozbycie się pożyczek i kredytów oraz pozwalający oszczędzać na „czarną godzinę”. Kiedy będziemy wiedzieli ile i na co wydajemy, to będziemy mogli podejmować racjonalne decyzje w zakresie dysponowania środkami powierzonymi nam przez Pana Boga do gospodarowania w tym świecie. „Kto w drobnej rzeczy jest wierny, ten i w wielkiej będzie wierny; a kto w drobnej rzeczy jest nieuczciwy, ten i w wielkiej nieuczciwy będzie. Jeśli więc w zarządzie niegodziwą mamoną nie okazaliście się wierni, prawdziwe dobro kto wam powierzy? Jeśli w zarządzie cudzym dobrem nie okazaliście się wierni, kto wam da wasze?” (Łk 16, 10-12) Wrzesień 2013 Sylwia Krajewska 5 Tylko rodzina zapewnia dzieciom fundament wychowawczy – to jej zadanie i obowiązek! Wychowywać Razem Prysnął czar wakacji. Skończył się czas letniego wypoczynku. Znów życiem tętnią szkolne korytarze i lekcyjne sale. Rozpoczął się nowy rok nauki i wychowania. za swojego wychowanka, a z drugiej wpływ na jego rozwój chce uzyskać zbyt wiele podmiotów. W codziennej praktyce objawia się to tym, że rodzice coraz częściej czują się bezradni O tym, że nie tylko nauczanie, ale i wychowywanie jest ważne, nie trzeba chyba nikogo przekonywać. Wykształcenie i zdobyte umiejętności praktyczne są z pewnością ważne. Pozwalają one zdobyć odpowiednią pracę i odnaleźć swoje miejsce w świecie. Jednak wiedza i wszelkie kwalifikacje mogą przynieść dobre owoce tylko wtedy, gdy towarzyszyć im będzie dojrzała osobowość i ukształtowany charakter, a nade wszystko odpowiednio uformowane sumienie. Nasi przodkowie w sposób oczywisty „dziedziczyli” metody wychowawcze swych rodziców i dziadków, przekazując je następnym pokoleniom. Prości ojcowie i matki, nie korzystając ze specjalnych poradników pedagogicznych, a kierując się jedynie rodzicielską miłością i mądrością, potrafili pomóc członkom swojej rodziny stać się dojrzałymi i szlachetnymi ludźmi. Jednak dokonujące się na naszych oczach zmiany cywilizacyjne i kulturowe doprowadziły do zachwiania tradycyjnych wzorców wychowawczych. Dziś ten naturalny proces napotyka na wiele przeszkód, ponieważ z jednej strony mało kto chce podejmować pełną odpowiedzialność wobec zadań, jakie stawia przed nimi wychowanie, szkoła także nie chce wychowywać tylko edukować (w tym seksualnie i to od najmłodszych lat), Kościół jest marginalizowany, a media wszystkim narzucają swoją wizję świata. Każdy ciągnie w swoją stronę, każdy ma swoje własne cele (czyt. interesy), a dziecko jest szarpane przez różne ideologie i wzorce postępowania, od jednej skrajności do drugiej. Niepokojąco ciągle zmniejsza się wychowawczy wpływ rodziny na młode pokolenie, gdyż każdego roku rozwodzą się rodzice ok. 200 tys. dzieci. Rośnie też liczba maluchów rodzących się w rodzinach niepełnych. Z drugiej strony rodzice coraz powszechniej pozostawiają swoje latorośle samym sobie. Pochłonięci pracą zawodową, z trudem zabezpieczając Wrzesień 2013 byt materialny nie mają czasu, ochoty i sił, aby podjąć trud wychowawczy. Kontakt rodzica z dzieckiem zostaje sprowadzony do absolutnie niezbędnego minimum. Jeszcze trudniejsza z wychowawczego punktu widzenia jest sytuacja rozłąki rodziców z córkami i synami spowodowana np. pracą za granicą. Większość rodziców nie wyraża także żadnych chęci, aby angażować się w życie szkoły czy nawet tylko interesować się tym, co się tam dzieje. Współpraca rodzica z wychowawcą jest dzisiaj niezwykle trudna. Każdy nauczyciel wie, jak niełatwo „ściągnąć” matkę, a tym bardziej ojca dziecka do szkoły. Najczęściej spotyka się z postawą roszczeniową i pretensjami, że ktoś śmie krytykować ich dziecko. Stąd szkoła coraz bardziej nie chce podejmować odpowiedzialności za wychowanie. Wielu nauczycieli przestało traktować swój zawód jako powołanie. Za swoje zadanie uważają przekazywanie i egzekwowanie wiedzy, a nie kształtowanie pozytywnych, ważnych życiowo postaw szkolnej dziatwy. Rodzice, którzy poważnie podchodzą do wychowania swojego potomstwa, skarżą się na brak osobistego zaangażowania nauczycieli problemami wychowawczymi ich dzieci. Ich dobra wola współpracy ze szkołą szybko się wypala po niedobrych doświadczeniach już w pierwszych klasach szkoły podstawowej. Więk- 6 szość rodziców odnosi wrażenie, że tzw. Trójki Klasowe i Rady Szkoły są jedynie atrapą, aby wypełnić odgórne zalecenia. Rodzic w szkole często jest nadal kłopotliwym intruzem, który subiektywnie ocenia pracę nauczyciela i przeszkadza w realizacji programu. W tej sytuacji nie dziwią wywiadówki, na które przychodzi mało rodziców, a obecnym serwuje się jedynie potężny zestaw pretensji, że dzieci uczą i zachowują się źle, z zupełnym pominięciem propozycji działań pozytywnych. Z tych utyskiwań najczęściej nic nie wynika, gdyż zarówno nauczyciel, jak i rodzic, nie jest w stanie zmienić realiów polskiej szkoły z jej współczesnymi uwarunkowaniami. Oczywiście mamy także chlubne wyjątki, ale nadal wiele pozostaje do zrobienia, wszak być nauczycielem dzisiaj – uczyć i wychowywać – to wielka sztuka prowadzenia dzieci i młodzieży „pod prąd” negatywnych zjawisk i zagrożeń. Kościół ma obowiązek i pragnienie by służyć dziełu wychowania. Czyni to poprzez duszpasterstwo i katechezę, a także poprzez katolickie szkoły, przedszkola, parafialne świetlice i inne placówki wychowawcze. Jednak katecheza szkolna jest niejednokrotnie traktowana jako coś drugorzędnego, sprowadzana do przedmiotu mało ważnego, wręcz niepotrzebnego. Tymczasem, bez udziału dziecka w życiu Kościoła, w grupach formacyjnych, a przede wszystkim bez wychowania reli- gijnego w rodzinie trudno mówić o wychowaniu w wierze, zgodnie z wartościami chrześcijańskimi. W tej sytuacji pole wychowania coraz bardziej przejmują media, w trybie ciągłym, agresywnym i niezwykle sugestywnym ukazując nowy, modny, jedynie nowoczesny tryb życia opierający się na ideologii „Róbta, co chceta, tylko czasami nie myślta”. Mają one wielki wpływ na zachowania młodych, z czego najczęściej nie zdają sobie sprawy rodzice. Na dodatek ci ostatni są często przez media „wkopywani w ziemię” – pokazywani jako niekompetentni, sfrustrowani, stosujący jedynie przemoc, nadużywający władzę. Cóż więc dziwnego, że młody człowiek z rodzicami rozmawia kilka minut dziennie, lekcje odrabia jedynie w szkole, natomiast godzinami ogląda telewizję, czyta prasę młodzieżową, żyje zgodnie z regułami swojej grupy rówieśniczej i coraz częściej włącza Internet. Właśnie Internet przez swoją aktywną formę kontaktu z całym światem i gigantyczną ilość informacji stanowi olbrzymie zagrożenie dla dziecka, które jeszcze nie zostało nauczone dokonywania pozytywnych i bezpiecznych dla niego wyborów. Nie chodzi tu tylko o ogromną liczbę stron pornograficznych ale promocję wielu destrukcyjnych postaw, do których na co dzień prawdopodobnie nie miałoby dostępu. W tym zatłoczeniu nadmiarem informacji, typowym dla współczeWrzesień 2013 snej cywilizacji, dziecko czuje się zupełnie zagubione. Proces wychowania zostaje totalnie zdezintegrowany. Wszyscy mówią co należy wybrać, a jednocześnie podkreślają wolność wyboru, która staje się zupełną fikcją. Rzeczywistość ulega zafałszowaniu w ogólnie głoszonym egoizmie i wygodnictwie, a skutkiem tego są coraz liczniejsze wśród młodych ludzi przypadki uzależnienia od nikotyny, alkoholu, narkotyków, leków psychotropowych. Narasta problem przedwczesnego rozpoczynania współżycia seksualnego, ciąż u nieletnich, przemocy na tle seksualnym, chorób przenoszonych drogą płciową. Wzmaga się przestępczość. U małoletnich wzrasta poczucie odrzucenia i dramat braku miłości. Coraz więcej młodocianych ma objawy poważnego lęku, frustracji, depresji, utraty radości, nawet sensu życia aż po przypadki samobójstw. Postawmy sobie zatem podstawowe pytanie: czy możemy zintegrować nasze wysiłki wychowawcze i po prostu wychowywać razem. Razem – to znaczy wspomagając się, a nie przeszkadzając. Czy nie jest to konieczne w celu obrony przed poważnym atakiem przeciwko rodzinie, przeciwko wychowaniu do wartości, do wiary i zachowania tradycji swojego narodu? Przede wszystkim jednak powinniśmy zdecydowanie bronić praw rodziców – pierwszych i najważniejszych wychowawców i nauczycieli swych pociech. Bowiem tylko kochająca się rodzina zapewnia swoim dzieciom podstawowy fundament wychowawczy – to jej zadanie i obowiązek! Pozostałe instytucje, od szkoły zaczynając, powinny służyć jej swoją pomocą i wsparciem. Człowiek, aby stać się tym, kim powinien ostatecznie być, koniecznie potrzebuje wychowania oraz kochających i wymagających zarazem wychowawców. Pozostawiony samemu sobie nie jest w stanie rozwinąć w pełni swego człowieczeństwa. A zatem wszyscy, którym droga jest sprawa wychowania – będąc najpierw cierpliwymi wychowawcami samych siebie – pomóżmy naszym dzieciom i młodzieży nieustannie wspinać się w górę, by mogły przeżyć młodość z całym jej bogactwem i pięknem. Cecylia Mirr 7 List z królewskiego pałacu Zdarzyło się któregoś razu, że pewna dusza nieoczekiwanie dostała list, opatrzony królewską pieczęcią. Okazało się, że Król usłyszał o uczynku owej duszy i zapragnął ją poznać osobiście. W tym celu zaprosił duszę na uroczystą wieczerzę w pałacu królewskim. Dusza poczuła się niezmiernie wyróżniona zaproszeniem. Zdziwiła się nieco, że akurat ów uczynek został zauważony, gdyż wydawał się jej doprawdy mało znaczący. Pomyślała więc, że Król winien dowiedzieć się o wszystkich jej zasługach. Postanowiła się zatem nimi przystroić. Otworzyła szuflady i wyciągnęła z nich wszystko, co tylko miała. Ponieważ od lat dziecięcych służyła dla Króla, stać ją było na wyszukane szaty z kosztownych materiałów. Na dłonie nałożyła wysadzane klejnotami jałmużny pierścienie, na szyi zawiesiła długie naszyjniki z nanizanymi perłami dobrych czynów. We włosy wpięła pyszne wstęgi wiedzy teologicznej i powiązała je w kilkukrotne bukiety kokard. Najbardziej dumna była z diademu, w którym lśniły diamenty wyrzeczeń i zniesionych upokorzeń. Kiedy już wszystko ubrała, uginała się wręcz pod kilogramami biżuterii, lecz pragnienie zrobienia na Królu dobrego wrażenia było silniejsze niż niewygoda. Dzwoniąc licznymi bransoletami gorliwości i niedzielnych wierności, na wysokich koturnach lat służby, chwiejnym krokiem wkroczyła do przysłanej karety. Jadąc do pałacu rozmyślała o tym, czy nie zapomniała o jakichś elementach stroju, czy jest wystarczająco dobrze ubrana? Nigdy nie widziała Króla, ale wyobrażała sobie, że jest On kimś wspaniałym: majestatycznym i potężnym monarchą, w purpurowym płaszczu obszytym gronostajami, ubranym w pełne przepychu szaty wyszywane złotem, z koroną wykonaną z najrzadszych kruszców, zdobioną klejnotami tak drogocennymi, o których zdobyciu dusza mogła tylko pomarzyć. Otaczał zaś monarchę dwór pełen cnót i zalet wszelakich, każdy zaś pracownik pałacu wydawał się jej niedosiężnym ideałem. Drżała więc dusza z emocji i poprawiała nerwowo kokardy, czyniąc przegląd swej garderoby. – Chyba o niczym nie zapomniałam – niepokoiła się. Snuła w myślach tematy rozmowy, pragnąc olśnić Króla opowieścią o niezwykłych zmaganiach podczas zdobywania każdej perełki. W marzeniach widziała już uznanie, jakie niewątpliwie zobaczy w oczach Króla na widok koturnów, kosztownych tkanin i biżuterii, a zwłaszcza diademu. Tak minęła jej cała droga. Tymczasem Król był właścicielem ogromnej winnicy, bardzo pracowitym. Z pasją i ogromnym zaangażowaniem sam przycinał wszystkie latorośle i troskliwie doglądał owoców swych winnych krzewów. Kiedy więc doniesiono Mu, że przybywa dusza, ogromnie się ucieszył. Przerywając pracę, tak jak stał w roboczym ubraniu, z sekatorem w reku wybiegł jej na spotkanie… Na dziedziniec tymczasem właśnie wjechała karoca. Budzący reWrzesień 2013 spekt, jaśniejący lokaj otworzył drzwi. Dusza wygramoliła się po schodkach i dumnym choć chwiejnym krokiem podążyła ku imponującym schodom, na których szczycie dostrzegła licznych, pełnych blasku dworzan. U stóp schodów stał uśmiechając się szeroko ogrodnik w słomkowym kapeluszu, z ogorzałą słońcem twarzą. Na tle świty wyglądał dość nędznie. Zakurzony i spocony, w rozchełstanej koszuli i w dodatku zupełnie bosy. Patrzył na duszę z ogromną miłością. Dusza jednak spojrzała nań tylko przelotnie. Z niejaką wzgardą pomyślała, że nie wypada być tak podle ubranym w królewskim pałacu. Mijając uśmiechniętego ogrodnika nie obdarzyła go nawet jednym spojrzeniem. Miłą dla jej uszu muzyką był stukot koturnów na schodach i brzęk biżuterii. Kiedy wspięła się na szczyt schodów, brakowało jej tchu, lecz dworzanie wyglądali tak wspaniale, że obracała się to tu, to tam, aby jej klejnoty tym piękniej błyszczały… Jak poczuł się dobry Król wzgardzony przez duszę? Jaki wstyd ją z kolei ogarnął, gdy powiedziano jej, że Król wyszedł jej na spotkanie i czeka na nią u stóp schodów. I poproszono uprzejmie, czy byłaby łaskawa do Niego zejść? Jak zażenowana musiała być dusza, gdy schodząc powoli z wysokich schodów zrozumiała wreszcie, że Król jest Kimś niezwykle skromnym? *** Kiedy św. Franciszek pytał Boga: „Kim jesteś Ty, a kim ja?” wkrótce odkrył, że Jezus na ziemi był ubogi. Franciszkańska małość jest, jeśli dobrze myślę, stałym pamiętaniem o tym (Ps 16,8), że Bóg jest bardzo skromny. Jest On tak dobry, że nieustannie wszystko rozdaje, dzieli się swą pełnią (Mk 10,18). Cóż więc masz, czego byś nie otrzymał? (1 Kor 4,7). Wszystkie najlepsze nasze cechy, zdolności, możliwości czynienia dobra pochodzą od Niego. On nas do tego uzdolnił, On nam wszystko dał. Jak śmiesznie wyglą- 8 Okruchy życia „Potem Jezus odszedł stamtąd i podążył w stronę Tyru i Sydonu. A oto kobieta kananejska, wyszedłszy z tamtych okolic, wołała: „Ulituj się nade mną, Panie, Synu Dawida! Moja córka jest ciężko dręczona przez złego ducha”. Lecz On nie odezwał się do niej ani słowem. Na to podeszli Jego uczniowie i prosili Go: „Odpraw ją, bo krzyczy za nami!” Lecz On odpowiedział: „Jestem posłany tylko do owiec, które poginęły z domu Izraela”. A ona przyszła, upadła przed Nim i prosiła: „Panie, dopomóż mi!” On jednak odparł: „Niedobrze jest zabrać chleb dzieciom a rzucić psom”. A ona odrzekła: „Tak, Panie, lecz i szczenięta jedzą z okruszyn, które spadają ze stołów ich panów”. Wtedy Jezus jej odpowiedział: „O niewiasto wielka jest twoja wiara; niech ci się stanie, jak chcesz!” Od tej chwili jej córka była zdrowa” (Mt 15, 21-28). „Ewangelia o okruchach” Każdy z nas słyszał treść tej Ewangelii przynajmniej raz. Oczywiście można interpretować ją na wiele sposobów. Ksiądz Jan Twardowski mówi, że: „po przeczytaniu tekstu tej Ewangelii najczęściej mówimy o cierpliwości, wytrwałej modlitwie błagalnej, takiej, która się nie zniechęca. Może być ktoś, u kogo w rodzinie nie zdarzyła się żadna katastrofa, diabeł nie dręczy córki, ale bez tych okropności mogą być i inne okropne rzeczy. Ktoś modli się o wielkie sprawy, o powołanie, o świętość – damy w pysznych strojach zdobnych w zasługi przed skromnym Królem, który sam jest największym Dawcą Darów. Przecież prawdziwie naszym dziełem jest dziurawe grzechem, powyciągane słabościami i przetarte upadkami codzienne ubranie. Na nim rzeczywiście rzuca się w oczy wielka metka: ‘made by myself’ – cały(a) ja. Bo grzech od Boga nie pochodzi. W takich ciuchach przed Królem wyglądamy najbardziej odpowiednio – bo skromnie. Można powędrować z Nim na wieczerzę jak przyjaciel z przyjacielem. Bez obaw, że zachwiejemy się na koturnach, zaplączemy w suknię czy sznury korali i widowiskowo upadniemy, a Król i Jego i wydaje mu się, że nikt go nie słyszy, że Bóg ogłuchł, przyszedł, ale nie do niego, do innego. Ten tekst budzi nadzieję, że nie ma modlitw niewysłuchanych. Jak zachowała się poganka, kiedy Jezus jej powiedział, że nie należy zabierać chleba dzieciom i rzucać go psom? W odpowiedzi Jezusa mogła odnaleźć odmowę, odrzucenie, przezwisko, porównanie do psa. Czy nas nie zastanawia, że ta zrozpaczona kobieta uśmiechnęła się? W jej odpowiedzi – „Ale i szczenięta jedzą okruchy ze stołu pańskiego” - kryje się uśmiech. Bardzo dobrze trafiłeś, Panie, bo ja właśnie jestem takim psiakiem”. Przywołuję słowa „okruchy życia” na znaczenie - może skromnych, z pozoru nic nieznaczących – zdarzeń, chwil, momentów, słów, gestów, spotkań, „zbiegów okoliczności”, które nigdy zbiegami okoliczności nie są, z których właśnie „składa się” ludzkie życie. Z ludzi, spotkań, wypowiedzianych i usłyszanych słów, z okazanych uczuć, mnóstwa emocji i przeżyć. W perspektywie całego życia i wieczności rzeczywiście są one „okruchami”. W perspektywie tej oto chwili, kiedy „się dzieją”, są bochenkami chleba. Chleba, którym każdego dnia łamiemy, dzielimy się z innymi ludźmi. Niewątpliwie każdy będzie miał tych okruchów i okruszków swój woreczek, a każdy będzie pewnie inny. I okruchy nie tej samej wielkości. świta będą nas musieli podnosić. Jeśli Król jest bardzo skromny, by nie wyjść przy Nim na głupca, warto się do Niego upodobnić… Małość to również, jak wierzę, pamiętanie o tym, że słudzy nieużyteczni jesteśmy (Łk 17,10), gdyż wstążki teologicznej wiedzy powinny nam służyć do sporządzania opasek uciskowych, aby z czyichś ran nie wyciekało życie, pierścienie i inną biżuterię nakazano przecież jak najszybciej rozdać (Mt 6,3) i zapomnieć o nich, a diamenty z diademu najsłuszniej byłoby upłynnić na głębie zrozumienia podobnie skrzywdzonych czy odrzuconych albo dać w zastaw za tych, którzy sami nie umieją się wyrzec jakiegoś „sssskarbu”. Jeśli Wrzesień 2013 wciąż coś ‘posiadam’ tylko dla siebie, chwalę się i mówię (2 Kor 12, 5-7) o czymś innym, jak tylko o swej słabości, to w istocie żenująco umizguję się przed Nim ozdobami i dzwonię biżuterią. Być może dopiero z pustymi rękami, bez żadnych ozdób (bo udało się dobrze zainwestować bransoletki, pozbyć się pereł oraz wstążek i wyrzucić buty na koturnach (Mt 20, 1-14), w nędznym roboczym ubraniu wyglądam przed Królem, i nie tylko przed Nim, naturalnie. Jest wielką łaską, kiedy Bóg uwalnia nas od zajmowania się tylko sobą. I uzdrowieniem z duchowej ślepoty, gdy Go nie minę dziś, jeśli stanie na mojej drodze w skromnym przebraniu… Anna Adamczyk-Śliwińska 9 Pierwszy „okruszek”… OCZEKIWANIE W życie ludzkie wpisane jest czekanie. „Gdzieś”, „na coś i po coś”, „na kogoś i dla kogoś”. Niejednokrotnie towarzyszy temu zniecierpliwienie, irytacja, zdenerwowanie czy wręcz frustracja. Czekanie – chciałoby się go uniknąć. Jednak Pan Bóg pokazuje, że na naprawdę ważne rzeczy trzeba „trochę” poczekać, by umieć je dostrzec, przyjąć i się nimi ucieszyć, i troskliwie zaopiekować. Dzień, tydzień, rok, dziesięć lat, a może trzydzieści. Od czekania wszystko się zaczyna... Przyjaźń. Miłość. Dom. Rodzina. I, wspaniała nowina, że na „wy-czekaniu” i „do-czekaniu się” wcale się nie kończy… Drugi „okruszek”… DAR Niektórzy ludzie są już u kresu życia, mają zasłużony wiek, który bardzo często obdarował ich wielką mądrością. Jakiś czas temu usłyszałam, jak bardzo bliska memu sercu Osoba, powiedziała: „Babcia nie umie przyjmować darów, prezentów. Czas, by Babcia się tego nauczyła”. Niektórzy tak mają – bronią się zawzięcie przed przyjęciem czegokolwiek (kogokolwiek), by nie czuć się zmuszonym do odwzajemnienia się, rewanżu, by uwolnić się od poczucia wdzięczności. Nie lubimy być nikomu nic dłużni. Nie lubimy być do niczego przymuszani. Nie przyjmujemy, by nic nam nie zostało później „wypomniane”, by nikt nas nie „podliczył”, nie wystawił rachunku. A przecież o to w życiu chodzi, by być radosnym dawcą, bo radosnego dawcę Pan Bóg miłuje. Ale musimy też potrafić przyjmować, bo dar wymaga przyjęcia, najlepiej radosnego. Dziś na przykład miałyśmy problem z grzejnikami. Przyszedł do nas Pan Hydraulik (po godzinach pracy), by wkręcić nowy zawór. Zanim zdążyłyśmy się zorientować, Pan Hydraulik już wszystko naprawił i wychodząc z mieszkania, zawołał: „Pani Krysiu, nic nie trzeba. Trzeba sobie przecież pomagać”. Uczynione dobro powróci do Ciebie – ze zdwojoną siłą i mocą – wtedy, kiedy się tego nie będziesz spodziewać. Dla niektórych pomoc i dobro to nic nadzwyczajnego, to odruch, sposób bycia, istnienia, bez żadnego zastanowienia czy kalkulacji „co z tego będę mieć”. Bo najlepsze są prezenty i niespodzianki „bez okazji”. Najlepszą zaś „okazją” jest to, że chce się sprawić radość bliskiej osobie. Trzeci „okruszek”… MODLITWA Za Panią Łucję i Grażynę, które bardzo często spotykam w kościele czy na ulicy – o zdrowie i siły. Za Panią Reginę, która potrzebowała wsparcia w drodze z rehabilitacji do domu. Za Panią Krysię, mamę Pani Halinki, która ma mieć operację oka. Za te wszystkie osoby, które spotkaliśmy być może tylko raz w życiu, ale właśnie w takim momencie, w takiej chwili, kiedy bardzo tego potrzebowały. Kiedy potrzebowały dobrego słowa, ludzkiej obecności, może po prostu wysłuchania i westchnięcia w modlitwie. A może tak naprawdę to my potrzebowaliśmy tego krótkiego spotkania? By się zatrzymać, dostrzec Chrystusa w tym drugim człowieku, by otworzyć Mu drzwi i chwilę porozmawiać, tak w ferworze dnia codziennego i licznych obowiązków, i rzeczy „na wczoraj”. To Ban Bóg się do nas uśmiechnął i dał nam szansę. Wspaniale, jeśli z niej skorzystaliśmy. Czwarty „okruszek”… OBECNOŚĆ Pani Łucja i Grażyna uśmiechają się i pozdrawiają. Pani Regina – zaprasza zawsze na kawę i ciastko: „bo to bardzo ważne by w każdym mieście mieć taką swoją przyszywaną rodzinę, do której zawsze można przyjść, tak bez zapowiedzi, bo to przecie po sąsiedzku”. To niesamowite, że czasami przez dosłownie ułamek sekundy jesteśmy współuczestnikami, współtwórcami losu i życia innych ludzi. Możemy sprawić by na ich twarzy pojawił się uśmiech. To dar. Większego nie ma. Dar bezinteresownej, gwałtownej miłości – choć przez chwilę. Jezus kochał właśnie taką bezinteresowną, bezgraniczną i gwałtowną miłością (ale cały czas, nie tylko przez chwilę). Dlatego pomagał innym, uzdrawiał ich, przywracał do życia. Także tych, którzy mieli Go w nienawiści. Piąty „okruszek”… UŚMIECH i RADOŚĆ Pani Krystyna „zapałała miłością” i podzieliła się… Sobą, swoją historią i tym, że chciałaby mnie jeszcze zobaczyć, i że zawsze mogę przyjechać. Poczułam w sercu wielką radość. Ludzie są dobrzy. A Pani w „warzywniaku” uśmiecha się na odległość. Bo uśmiechnęłam się do niej dwa razy i życzyłam, zwyczajnie, po ludzku: „miłego dnia”. Ludzie nie przywykli do tego. Inaczej – odzwyczaili się od tego. To tak niewiele, nic nie kosztuje a daje tyle radości – Tobie i innym. I oczywiście tych okruszków i okruchów jest znacznie, znacznie więcej. Taki jest jednak mój „woreczek”, a w nim wspaniały bochenek chleba. Chciałam się nim z Tobą podzielić. Co jest w Twoim „woreczku”? Dzielmy się sobą jak chlebem. Dzielmy się sobą jak Jezus. Wrzesień 2013 Kamila Magdalena Wolicka 10 Na 20-lecie... Pomysł założenia biblioteki parafialnej zrodził się w zakonie tercjańskim św. Ojca Franciszka w momencie, kiedy zaczęły krążyć wieści o przeniesieniu nauki religii z salek katechetycznych do szkół. W wakacje 1993 roku dwie panie z zakonu świeckich podzieliły się swoim pomysłem z ówczesnym proboszczem, o. Zbigniewem Kasperczakiem. Trzeba było działać szybko i roztropnie. W dawnym pokoju katechetycznym stała duża zamknięta szafa, mieszcząca podstawowy zbiór książek potrzebnych do nauczania religii. Dalej przyszła z pomocą Opatrzność. Nawiązaliśmy kontakt z pilaninem z pochodzenia, który opiekował się biblioteką w Trzciance, a do nas czasami przychodził na spotkania biblijne. On to zaprosił nas do Trzcianki i pokazał jak funkcjonuje tamtejszy punkt biblioteczny, no i jak można przytulnie zagospodarować i zaaranżować wnętrze. W tym samym czasie likwidowano w Pile ZNTK i przyzakładową bibliotekę. Trzeba było zorganizować własny transport i zabrać za darmo wybrany sprzęt oraz książki. W ten sposób trafiły do nas regały, dwie szafy katalogowe i 2 tysiące książek. Znowu Opatrzność postawiła człowieka, który nam pomógł. Jedną z szaf katalogowych mogliśmy oddać panu do Trzcianki w podzięce za okazaną pomoc. Inni panowie pomalowali regały i szafkę na jednolity brązowy kolor i po ustawieniu w największej z dawnych sal katechetycznych, można było zakładać katalogi i układać księgozbiór. Wielka to była radość dla nas , że w okresie postulatu miałyśmy głowę, serce i ręce zaangażowane w coś, co dawało radość także innym. Radował bogaty księgozbiór ze szczególnie rozbudowanym działem drugim z UK, czyli działem religijnym w Uniwersalnej Klasyfikacji Dziesiętnej, a w nim działy z teologii naturalnej (Pismo Święte) teologii dogmatycznej (życie religijne), teologii pastoralnej/nauczanie Kościoła), a także zbiór z teologii moralnej (rozmyślania, modlitewniki, wiersze ubogacające nasze życie wewnętrzne). Wbrew naszym oczekiwaniom, nasza biblioteka została wpisana do rejestru Bibliotek Ko- ścielnych w Polsce (na stronie 279), opracowanym przez Ośrodek Archiwów, Bibliotek i Muzeów Kościelnych przy Katolickim Uniwersytecie Lubelskim. Przy pomocy tych zbiorów powstawały opracowania, referaty a także prace magisterskie np. obroniona na Uniwersytecie Warszawskim z bibliotekoznawstwa przez panią z Mrzeżyna oraz inna z filologii polskiej na Uniwersytecie im. M. Kopernika w Toruniu, na temat poezji ks. Twardowskiego. Niezmiennym powodzeniem u naszych parafian cieszą się żywoty świętych, a wśród nich głównie Mała Tereska, św. Faustyna, Ojciec Pio czy Jan od Krzyża. Radością naszą są stali czytelnicy, z którymi czujemy się jak w rodzinie. Rozmowy z nimi odsłaniają tak bogate wnętrza, że sami zstępujemy do głębszych warstw pokory. Jedna z czytelniczek liczy więcej niż osiemdziesiąt lat, przeczytała wiele książek i jest żywo zainteresowana nowymi pozycjami książkowymi. Przypomina starą maksymę: „prawdziwa bieda jest nie tylko wtedy, gdy brakuje chleba. Biedą jest brak pożywienia duchowego”. Swą posługę pełnimy już 20 lat i nie wyobrażamy sobie, że mogłoby jej nie być. Jest naszą radością każdy odwiedzający nas czytelnik. Serdecznie zapraszamy. Szczęść Boże! Bożena Wojtkowiak BIBLIOTEKA PARAFIALNA ZAPRASZA: s. Maria Kościelniak s. Elżbieta Tokarska wtorek godz.16.00-18.00 czwartek godz.16.00-18.00 Wrzesień 2013 11 Młodzi u Maryi w Skrzatuszu „Ogrzejcie swoje serce przy Jezusie. On chce wylać na was płomienie żywe, płomienie miłości. Potrzebuje tylko Twojego ‘tak’. Weź ten ogień!”. Na tegorocznym Spotkaniu Młodych w Skrzatuszu do pięknej wspólnej modlitwy zachęcali oo. Enrique i Antonello. Płomienie ognia były wyjątkowe, przepełniały duszę, serce i ciało prawdziwą Bożą radością. Rozpalały wiarę. To był nadzwyczajny czas. Energia sześciotysięcznej młodej wspólnoty była niesamowita. Otworzyłam się na działanie Ducha św. i czułam niepojętą radość. Z tego, że jestem Bożym Dzieckiem, że ilekroć upadam, On mnie podnosi, że w codziennych drobiazgach mogę ujrzeć Jego obecność. Ważnym dla mnie momentem spotkania było powierzenie się opiece Maryi. Wszyscy razem wyrazi- liśmy chęć zabrania jej do swojego domu jako naszą Matkę. Poczułam się odpowiedzialna za tę relację, choć zazwyczaj o niej zapominałam. W natłoku ludzkich spraw gubiłam sens życia z Maryją. Kolejne Spotkanie Młodych w Skrzatuszu z pewnością za rok. Zachęcam wszystkich. Pan Bóg naprawdę działa i warto poświęcić Mu ten dzień, by miał szansę kształtować nas takich, jacy jesteśmy – bez naszych komputerów, telewizorów, Facebooka i innych przyczyn rozproszenia. Ja wiem, że pragnę tam wracać każdego roku. Ania Proboszcz uczestnikiem Półmaratonu PHILIPS Rekordowa ilość uczestników zgłosiła się do 23. Półmaratonu Philips, który niedzielę 8 września 2013 r. odbył się na ulicach naszego miasta. Podczas elektronicznych zapisów odnotowano 2937 uczestników, a do mety dotarło 2431 osób. Jest to znakomity rezultat. W gronie finiszujących znalazł się także o. Marek Skwarło. Proboszcz ukończył bieg na 978 miejscu z czasem 1:45:51. Warto dodać, że zwyciężył Kenijczyk Joshua Munywoki, który 21 km i 97 m pokonał w czasie 1:03:05, drugie miejsce zajął jego rodak Martin Mukule z czasem 1:03:05, a trzecie Polak Marcin Błaziński z czasem 1:05:04. Ojciec Marek planował ukończyć bieg w 2 godziny. Rezultat pokazuje, że udało się to osiągnięcie nawet poprawić. Drogi Proboszczu – jesteśmy z Ciebie dumni! Serdecznie gratulujemy! Redakcja W prawym dolnym rogu, ojciec proboszcz podczas maratonu w 2011 roku Wrzesień 2013 12 Dwanaście cudownych faktów z życia św. o. Pio. (7 ost.) 11. Cud procesu beatyfikacyjnego Wspomniałem o „cudzie pomników o. Pio”, o którym mówił arcybiskup Carta. Wizja osobowości o. Pio była tak dla niego fascynująca, że nadał jej jakby pewne „Wierzę”, w którym występuje dwanaście artykułów wiary, czy dwanaście pokoleń Izraela lub dwunastu apostołów. Liczba symboliczna ale dająca człowiekowi wiele do myślenia. W obecnym numerze rozważymy nr 11: cud procesu beatyfikacyjnego i kanonizacyjnego. Trzeba powiedzieć, że zaraz po śmierci o. Pio zaczęły do San Giovanni Rotondo przyjeżdżać rzesze pielgrzymów, którzy modlili się, a ich modlitwy były wysłuchiwane. Działo się coraz wiecej cudów i nawróceń. Te zdarzenia zbierano i opisywano. Postulator generalny naszego zakonu, o. Bernardino da Siena, w którego gestii jest przestawienie Stolicy Apostolskiej sprawy wyniesienia na ołtarze kandydata, który w opinii ludzi jest świętym, udał się do San Giovanni Rotondo w celu złożenia hołdu Zmarłemu. Postulatora wprawił w zdumienie ogromny tłum wiernych, który przesuwał się w modlitwie przed ciałem Sługi Bożego. Oznaczało to, że opinia świętości, jaką Ojciec Pio cieszył się za życia, potwierdziła się po jego śmierci. W tym czasie przepis prawa kościelnego postanawiał, że taki proces może zostać rozpoczęty przed upływem trzydziestu lat od śmierci Sługi Bożego. Przed dwudziestą piątą rocznicą śmierci o. Pio, mianowicie dnia 20 marca 1983 r., rozpoczął się w Manfredonii proces kanoniczny dotyczący życia, cnót i cudów Ojca Pio. Pierwsza sesja była sesją otwarcia, podczas której nastąpiło ustanowienie Trybunału i złożenie przysięgi przez zainteresowanych. Przesłuchano 73 świadków. Wśród nich był abp Carta, który stwierdził: Czy ta praca, tak ogromna, wykonana w ciągu siedmiu lat, czyż nie jest jeszcze jednym cudem ojca Pio?” Warto w tym miejscu posłużyć się pismem papieża Jana Pawła II, które zostało ogłoszone dnia 18 grudnia 1997 r. W pewien sposób podsumowuje ono cały proces beatyfikacyjny o. Pio, i rozpoczyna się słowami: „U stóp Jezusowego krzyża dusze przyoblekają się w światło i rozpalają się miłością; tu otrzymują skrzydła, by się unieść jak najwyżej. Niech krzyż także i dla nas będzie łożem spoczynku, szkołą doskonałości, naszym umiłowanym dziedzictwem”. Są to słowa, które Czcigodny Sługa Boży, Pio z Pietrelciny, napisał w młodości. Można je uważać za syntezę jego życia duchowego i bardzo owocnego jego apostolatu. On rzeczywiście tak bardzo kochał Jezusa ukrzyżowanego, że wiernie go naśladował na drodze krzyża; w duchu i w ciele dzielił z Nim cierpienia Jego męki, za dnia i w nocy pracował dla budowania Jego Królestwa, stając się wszystkim dla wszystkich, żeby uratować choć niektórych (l Kor 9,22). W tym Dokumencie znajdziemy jego krótki życiorys i drogę do świętości, którą ukazywał swoim życiem i zachęcając innych. Wydaje się, że Jezus o nic tak się nie troszczy, jak tylko o uświęcenie każdej duszy. Szczególnym polem jego działalności był ołtarz, sprawowana przez niego Msza św. i konfesjonał oraz listy pisane do osób, którym kierował jako ojciec duchowny. Ojciec Pio spalany żarem miłości Boga i bliźniego, zgodnie ze swoim specjalnym posłannictwem żył w całej pełni swoim powołaniem do współzbawiania ludzi, co znamionowało całe jego życie. Dla niego uczestnictwo w Męce Chrystusa było wyjątkowo intensywne. Zostały mu udzielone wyjątkowe dary i towarzyszyły mu wewnętrzne i mistyczne cierpienia. Sprawiały one, że we wstrząsający sposób i trwale przeżywał udręki Pana z niezmienną świadomością, że „Kalwaria jest górą Świętych”. Nie mniej bolesne a po ludzku biorąc bardziej dotkliwe były cierpienia, które musiał znosić z powodu - można by powiedzieć – swoich wyjątkowych charyzmatów. W historii świętości bywa czasem, że wybrany – za specjalnym Bożym przyzwoleniem – spotyka się z niezrozumieniem. Gdy tak się dzieje, posłuszeństwo staje się dla niego tyglem oczyszczenia, drogą stopniowego upodabniania się do Chrystusa, pogłębieniem autentycznej świętości. Tak pisał ojciec Pio na ten temat do swego przełożonego: „Staram się być tobie posłuszny, gdyż dobry Pan Bóg pozwolił mi poznać tylko to jedno, że najmilszą dla Niego rzeczą, a dla mnie jedynym środkiem, jest nadzieja zbawienia, by móc opiewać zwycięstwo”. W tym Dokumencie podkreślono również to, że jego miłosierna miłość była niczym balsam dla dotkniętych słabościami i cierpieniem braci. W ten sposób łączył on gorliwą troskę o dusze z wrażliwością na ludzkie cierpienie stając się pomysłodawcą budowy w San Giovanni Rotondo zespołu szpitalnego, który sam nazwał Domem Ulgi w Cierpieniu. Został otwarty 5 maja 1956 r. Ojciec Pio założył Grupy Modlitwy, które nazwał „szkółkami wiary i ogniskami miłości”, i ogniskami Wrzesień 2013 13 miłości”. Nasz Czcigodny Poprzednik Paweł VI porównał je do wielkiej rzeki modlących się ludzi. A w dniu 2 maja 1999 r., w uroczystość beatyfikacji, Jan Paweł II powiedział: „Spełniając życzenie naszego Brata Vincenzo D’Addario, Arcybiskupa ManfredoniiVieste, a także wielu innych braci w biskupstwie oraz licznych wiernych, za Radą Kongregacji do spraw Kanonizacyjnych naszą Władzą Apostolską zezwalamy, aby odtąd Czcigodnemu Słudze Bożemu Pio z Pietrelciny przysługiwał tytuł Błogosławionego i aby jego święto obchodzono w miejscach i w sposób określony przez prawo corocznie w dniu jego odejścia do nieba, 23 września”. Natomiast dnia 16 czerwca 2002 roku ogłaszając Ojca Pio świętym zadekretował: „Na chwałę Świętej i Nierozdzielnej Trójcy, dla wywyższenia katolickiej wiary i wzrostu chrześcijańskiego życia, na mocy władzy naszego Pana, Jezusa Chrystusa i Świętych Apostołów Piotra i Pawła, a także Naszej, po uprzednim dojrzałym namyśle, po licznych modlitwach i za radą wielu naszych Braci w biskupstwie, orzekamy i stwierdzamy, że błogosławiony Pio z Pietrelciny jest Świętym i wpisujemy go do Katalogu Świętych, polecając, aby odbierał On cześć jako Święty w całym Kościele. W imię Ojca i Syna i Ducha Świętego”. Ojciec Pio jest chlubą Kościoła. I chociaż przez wiele lat był prześladowany przez ludzi Kościoła – Bóg w swej wielkiej dobroci zsyła czasami na człowieka różne doświadczenia aby „doświadczyć go, jak złoto w tyglu”. Dziękujemy Bogu za ten wspaniały dar świętości ale również mamy iść jego śladami ku Chrystusowi, którego o. Pio tak bardzo ukochał. Chciał, aby każdy człowiek miłował Pana Boga swego: z całego serca, z całej duszy swojej, ze wszystkich sił swoich, a bliźniego swego jak siebie samego. 12. Cud wizyty Jana Pawła II Arcybiskup Carta w swoim referacie „Cuda o. Pio” umieścił wizytę papieża Jana Pawła II na końcu wszystkich cudów. Nie oznaczało to, że jest ona dla niego najmniej ważna. Warto zwrócić uwagę, że te dwie osoby prowadziły ludzi do zbawienia tak jak Dobry Pasterz – Jezus Chrystus. Zanim doszło do tej wizyty warto tutaj przedstawić historię kontaktów między o. Pio a papieżem Janem Pawłem II. Spotkali się tu na ziemi tylko jeden jedyny raz w życiu. Było to w Wielkanoc 1947 roku. Młody wówczas kapłan Karol Wojtyła przebywał na studiach w Rzymie, gdzie wiele słyszał o stygmatyku mieszkającym w San Giovanni Rotondo. Zapragnął odwiedzić bardzo znaną i zarazem tak kontrowersyjną postać. Wiedział zapewne, że w tym czasie nie zalecano osobom duchownym odwiedzania go. Widocznie istniał jakiś powód, o którym nigdy się już nie dowiemy. Wiemy, że rozmawiał z ojcem Pio, następnie prosił o spowiedź i uczestniczył we Mszy św. sprawowanej przez Niego przy bocznym ołtarzu św. Franciszka. Jeszcze do tego zdarzenia wrócę przy omawianiu wizyty papieża w San Giovanni Rotondo. W czasie Soboru Watykańskiego II młody biskup Krakowa Karol Wojtyła dowiedział się, że pracująca w Kurii Krakowskiej i bardzo zaangażowana w sprawy rodziny katolickiej Pani Wanda Półtawska, ciężko zachorowała. Operacja była przewidziana na dzień 22 listopada 1962 roku. W dniu 17 listopada 1962 roku biskup Krakowa Karol Wojtyła pisze list do o. Pio, który zawozi pracujący wtedy w Watykanie o. Angelo Battisti, będący osobistym sekretarzem o. Pio. Po dotarciu do San Giovanni Rotondo, adresat polecił o. Angelo, aby list otworzył i przeczytał. Był napisany po łacinie a treść następująca: „Czcigodny Ojcze, proszę Cię, módl się za pewną matkę czterech córek, która ma czterdzieści lat i mieszka w Krakowie, w Polsce. Podczas ostatniej wojny przez pięć lat przebywała w obozach koncentracyjnych w Niemczech i teraz jest w ciężkim zagrożeniu zdrowia, a nawet życia, z powodu raka. Módl się, ażeby Bóg, za przyczyną Najświętszej Panienki, okazał miłosierdzie jej i jej rodzinie”. Podpisany biskup Krakowa Karol Wojtyła. Jak wspomina o. Angelo Battisti, o. Pio słuchał z uwagą i zarazem był myślami gdzieś daleko. Następnie powiedział: „Angelo, Temu nie można powiedzieć „nie” i dodał, Angelino, zachowaj ten list, ponieważ w przyszłości będzie bardzo ważny”. W dniu 28 listopada 1962 roku biskup Krakowa Karol Wojtyła pisze drugi list do o. Pio, który również przywozi o. Angelo Battisti. Jak poprzednio otwiera i czyta: „Czcigodny Ojcze! Kobieta, która mieszka w Krakowie, w Polsce, matka czterech córek, w dniu 21 listopada, przed operacją chirurgiczną niespodziewanie wyzdrowiała. Dziękuję Bogu i Tobie Czcigodny Ojcze, w imieniu jej samej, męża i córek”. Podpisany Biskup Krakowa Karol Wojtyła. Jak o. Angelo zaznaczył, o. Pio wysłuchał i nic nie powiedział. W dniach 1-2 listopada 1974 r. przybył do San Giovanni Rotondo kardynał Karol Wojtyła z siedmioma kapłanami z Polski by świętować 28 rocznicę święceń kapłańskich. Po przyjeździe bardzo długo modlił się przy grobie o. Pio i zapewne dziękował Mu za tyle łask wyproszonych dla niego u Pana Boga. Wiemy na podstawie kopii listu wysłanego do o. Pio przez biskupa Krakowa Karola Wojtyłę( z dnia 13 grudnia 1963 r.), że dziękował za Wandę Półtawską oraz ciężko sparaliżowanego syna adwokata z Krakowa, a także w swoich intencjach. Wrzesień 2013 14 Kardynał odprawiając Mszę świętą w czasie kazania powiedział: „Ten stary kościółek, pozostał w pamięci jako moje spotkanie ze sługą Bożym Ojcem Pio i po 27 latach widzę Go w moich oczach, odczuwam Jego obecność, wspominam Jego słowa, a zwłaszcza celebrowaną przez Niego Mszę świętą przy bocznym ołtarzu św., Franciszka, a następnie spowiadającego mężczyzn i kobiety, oraz wspominam ołtarz, przy którym celebruję Mszę świętą. Dziś, w dniu Wszystkich Świętych, trzeba powiedzieć: „Chwała Bogu i człowiekowi żyjącemu”. Po prawie 27 latach widzę, że to prawda, „chwała Bogu, który stał się Człowiekiem”. Jako papież odwiedza San Giovanni Rotondo w dniu 23 września 1987 roku, w przededniu setnej rocznicy urodzin o. Pio. Nawiedzając grób ojca Pio modlił się blisko pół godziny, a odprawiając Mszę świętą wspomniał: Z wielkim wzruszeniem nawiedzam jeszcze raz to miejsce, które odwiedziłem tak dawno, bo w roku 1947, kiedy rozpoczynano budowę szpitala – Domu Ulgi w Cierpieniu. Cieszę się, że widzę to nowoczesne urzeczywistnienie myśli, którą proroczo wypowiedział Ojciec Pio: „Ma być to szpital – miasto, urządzone pod względem technicznym i klinicznym na najwyższym poziomie, a jednocześnie z zachowaniem zasad ascetycznych żywotnego franciszkanizmu. Ma być to miejsce modlitwy i nauki, gdzie rodzaj ludzki będzie się odnajdywał w Chrystusie Ukrzyżowanym, jako jedna trzoda pod jednym pasterzem”. Wspominając to miejsce, papież powiedział do zebranych w tym dniu osób duchownych i konsekrowanych: „Jak wiecie, z tymi miejscami wiążą mnie osobiste wspomnienia, to moje odwiedziny i spotkanie z o. Pio, czy to za życia, czy później, duchowe spotkanie z Nim, po Jego śmierci, przy Jego grobie. Bądźcie zawsze godnymi świadkami dzieł danych tutaj przez Ojca Pio: Dom Ulgi w Cierpieniu i Grupy Modlitwy”. W San Giovanni Rotondo odbyło również osobiste spotkanie o. Roberto Flavio Carraro z Janem Pawłem II. Jak wspominał ojciec Generał, w czasie tego spotkania zadał Ojcu Świętemu następujące pytania: „Czy w roku 1947 ojciec Pio powiedział, że Ojciec święty zostanie papieżem?” Jan Paweł II odpowiedział zdecydowanie:” NIE! „Jak wyglądała spowiedź u o. Pio?” Odpowiedź Ojca Świętego brzmiała: „nie szukałem sensacji ale spowiadałem się jak u każdego innego kapłana. Do dziś pamiętam jednak jego słowa pouczenia.” Ojciec Święty wspomniał również Mszę św. sprawowaną przez Ojca Pio, która pozostała mu głęboko w pamięci. Owocem tej wizyty, który można uznać za kolejny cud było, że proces beatyfikacyjny i kanonizacyjny Ojca Pio ruszył z miejsca. Sprawy, trudne, Jan Paweł II rozwiązywał bardzo szybko. Beatyfikacja, która nastąpiła 2 maja 1999 r.m jak również kanonizacja 16 czerwca 2002 r., zgromadziła wielkie rzesze ludzi. Tak wielkich tłumów Rzym nie oglądał nigdy. Jan Paweł II i Ojciec Pio są już w domu Ojca Niebieskiego i czekają na zmartwychwstanie ciał. Teraz w niebie pragną aby wszyscy naśladowcy Jezusa Chrystusa dążyli drogą ku Niemu i wpatrywali się w Maryję, Jego i naszą Matkę. Ojciec Pio powiedział: „Niech Maryja położy swą Matczyną dłoń na twojej głowie”. Niech to się spełni w naszym życiu. o. Bolesław Konopka Wrzesień 2013 15 Małżeństwo 2. Kościół określa warunki wymagane do ważnego i godziwego zawarcia małżeństwa sakramentalnego, ustanawia przeszkody małżeńskie, rozpatruje i rozstrzyga sądownie sprawy małżeńskie. Małżeństwo ochrzczonych podlega także władzy świeckiej w odniesieniu do tzw. skutków cywilnych: jak używanie nazwiska, sprawy majątkowe itp. Małżeństwo zawarte zostaje przez wyrażenie przez mężczyznę i kobietę zgody małżeńskiej (przymierze małżeńskie). Musi to być akt wolny (małżeństwo zawarte pod przymusem jest nieważne), bezwarunkowy i bez żadnych zastrzeżeń (np. wykluczających potomstwo). Forma kościelna (kanoniczna) zawarcia małżeństwa polega na tym, że winno ono być zawierane z reguły wobec proboszcza lub delegowanego przez niego kapłana i przynajmniej dwóch innych świadków. W wyjątkowych wypadkach można uzyskać dyspensę od tej formy kanonicznej. Forma liturgiczna małżeństwa została ostatnio odnowiona zgodnie z wymaganiami wysuniętymi przez Sobór Watykański II. Małżeństwo należy zawierać z reguły podczas Mszy św., z zastosowaniem specjalnego formularza mszalnego. Małżeństwo wolno zawierać w każdym dniu roku kościelnego, chociaż zwyczajowo w pewnych dniach czy okresach nie zwykło się tego czynić. Z punktu widzenia prawnego nie ma obecnie tzw. okresów zakazanych (adwent i wielki post) ale gdy małżeństwo jest zawierane w adwencie, poście lub w innych dniach o charakterze pokutnym (np. piątek), nowożeńcy mając to na uwadze powinni powstrzymać się od urządzania tzw. hucznego wesela. Małżeństwo między katolikami powinno być zawierane z zasady w kościele. Należy pamiętać o spisaniu aktu małżeństwa. Małżeństwo ochrzczonych ważnie zawarte i dopełnione aktem małżeńskim zdolnym do poczęcia potomstwa nie może być rozwiązane żadną ludzką powagą. Rozwiązuje je tylko śmierć jednego z małżonków. Natomiast małżeństwo wprawdzie ważnie zawarte, ale nie dopełnione, może zostać rozwiązane przez papieską dyspensę. Małżeństwo zawarte między nie ochrzczonymi może być rozwiązane na mocy tzw. przywileju Pawłowego (por. l Kor 7,12-16) w przypadku, gdy jedno z małżonków uwierzy i przyjmie chrzest, drugie jednak z tym się nie godzi i nie pozwala małżonkowi – chrześcijaninowi żyć zgodnie z jego wiarą. Małżeństwo ochrzczonych może być jednak zawarte nieważnie, jeśli Wrzesień 2013 (2) istniały przeszkody unieważniające je lub inne określone prawem okoliczności. Przeszkodami, podawanymi przez prawo kościelne są m.in.: brak wymaganego wieku, tj. ukończonych 14 lat (dla kobiety) lub 16 (dla mężczyzny) życia, niezdolność do pożycia małżeńskiego mogącego spowodować poczęcie dziecka, uprzednio ważnie zawarte małżeństwo, złożenie wieczystych ślubów zakonnych lub przyjęcie święceń kapłańskich, różność religii, tzn. małżeństwo katolika z osobą nie ochrzczoną, pokrewieństwo w linii prostej i bocznej aż do czwartego stopnia włącznie (nie mogą zawierać małżeństwa dzieci krewnych ciotecznych lub stryjecznych), powinowac- 16 two, jakie zachodzi między każdym z małżonków a krewnymi współmałżonka – we wszystkich stopniach linii prostej oraz pokrewieństwo prawne, powstałe z adopcji – w linii prostej oraz w drugim stopniu linii bocznej (np. brat i siostra adoptowana). Od przeszkód ustanowionych przez prawo kościelne można uzyskać dyspensę. W przypadku natomiast, w którym brak takiej dyspensy, ewentualnie brak wolnej decyzji na małżeństwo czy nie zachowano właściwej formy przy zawarciu małżeństwa – jest ono nieważne, chociaż na zewnątrz może mieć pozory małżeństwa ważnego. Jeśli ci, którzy uchodzą za małżeństwo, wiedzą (lub dowiedzą się potem) o nieważności swego związku, powinni starać się o unieważnienie go przez władzę kościelną. Czynią to za pośrednictwem proboszcza. Gdyby jednak nie chcieli kontynuować swego związku, każdemu z nich przysługuje prawo wniesienia sprawy do sądu biskupiego, który rozstrzyga, czy dane małżeństwo zostało ważnie czy też nieważnie zawarte. W tym drugim wypadku wyrok sądu ma charakter wyjaśnienia, że małżeństwo było od początku nieważne. Małżeństwo katolików z osobami, które zostały ochrzczone w Kościele katolickim, a potem odstąpiły od niego i są znane jako niewierzące lub nawet zwalczające Kościół, jak i z osobami dającymi swoim postępowaniem publiczne zgorszenie, nie jest z punktu widzenia wiary i życia chrześcijańskiego wskazane, dlatego na jego zawarcie potrzebne jest zezwolenie biskupa ordynariusza. Obydwie strony składają w takim wypadku wobec proboszcza spe- cjalne zobowiązania i oświadczenia. Niewskazane jest również zawieranie małżeństw mieszanych, tj. takich, w których jedna strona jest katolicka, druga zaś niekatolicka (ochrzczona lub nie ochrzczona). Także w tym wypadku konieczne jest zezwolenie ordynariusza lub dyspensa. Do małżeństwa należy się odpowiednio przygotować, w czym pomagają m.in. specjalne kursy organizowane w ramach życia parafialnego. W odpowiednim czasie, na ogół na trzy miesiące przed zawarciem małżeństwa, osoby zainteresowane powinny się zgłosić do proboszcza, na terenie którego parafii narzeczona lub narzeczony posiadają zamieszkanie stałe, tymczasowe lub przynajmniej miesięczny pobyt – celem załatwienia formalności przedślubnych. Osoba ochrzczona w innej parafii dostarcza świeżą metrykę chrztu. Przed ślubem głoszone są zapowiedzi, od których jednak – dla ważnej przyczyny – można uzyskać dyspensę. 3. Obrzędy zawierania małżeństwa, zgodnie z postulatami wysuniętymi przez Sobór Watykański II, zostały w 1969 r. odnowione; liturgię małżeństwa należy z reguły sprawować podczas Mszy św. Na całość liturgii sakramentu małżeństwa składa się: wejście do kościoła, liturgia słowa, liturgia sakramentu, liturgia eucharystyczna, zakończenie. Obrzędy zawierania małżeństwa rozpoczynają się od momentu wejścia do kościoła, w którym w obecności kapłana i wspólnoty wierzących, Chrystus Pan uświęci i zatwierdzi miłość narzeczonych, umacniając ich przez sakrament małżeństwa. Wejście do świątyni może Wrzesień 2013 się odbyć w dwu głównych formach. Narzeczeni w otoczeniu świadków i członków rodziny mogą zostać powitani w drzwiach kościoła przez kapłana, który pozdrawia ich i wyraża radość, jaką dzieli z nimi społeczność Kościoła, by następnie razem z nimi udać się w procesji do ołtarza; albo narzeczeni sami przychodzą przed ołtarz z pominięciem obrzędu powitania i wspólnej procesji. Liturgia słowa Bożego w starannie dobranych czytaniach z uwzględnieniem okoliczności i ewentualnych życzeń narzeczonych, ukazuje znaczenie małżeństwa w dziejach zbawienia oraz jego zadania i obowiązki, dotyczące uświęcenia małżonków i dzieci. Liturgię sakramentu sprawuje się po homilii. Kapłan stawia najpierw narzeczonym pytania, których celem jest publiczne sprawdzenie, a jednocześnie przedstawienie dobrowolności zgody na ich małżeństwo, woli wytrwania w wierności oraz gotowości do przyjęcia i wychowania dzieci. Śpiewem hymnu do Ducha Świętego cały Kościół modli się o uświęcenie tego związku i o łaskę wytrwania w miłości umocnionej przez Ducha Stworzyciela. Zawarcie małżeństwa dokonuje się przez wyrażenie zgody małżeńskiej w formie ślubowania, o którą pyta, i którą przyjmuje asystujący kapłan. Tuż po przysiędze, trzymając stulę na złączonych rękach nowożeńców, kapłan wygłasza formułę potwierdzenia małżeństwa, prosząc o błogosławieństwo Boże dla tego związku małżeńskiego. Teraz następuje błogosławieństwo obrączek, które są znakiem miłości i wierności. Na znak zawartego małżeństwa małżonkowie nakładają sobie obrączki w imię Trójcy Świętej. Następuje modlitwa powszechna, czyli wiernych, uwzględniająca sytuację i potrzeby nowożeńców. Liturgia eucharystyczna jest odprawiana w zwykły sposób choć z pewnymi dodatkowymi modlitwami i Komunią św. pod dwiema postaciami. Zakończenie obrzędów stanowi udzielenie przez kapłana nowożeńcom i wszystkim zgromadzonym błogosławieństwa, według jednej z formuł, będących rozszerzoną wersją błogosławieństwa mszalnego. Opracował o. Henryk Masny 17 KSIĄŻKA „Niebo dla akrobaty” Autor: Jan Grzeogryczk Wydawnictwo: Znak Rok wydania: 2007 r. Boimy się hospicjów. Nic dziwnego, bo dla wielu z nas to „przedsionki śmierci” – miejsca, gdzie trzeba porzucić wszelką nadzieję. W wymiarze biologicznym są więc „umieralniami”. Ale czy rzeczywiście pozbawionymi nadziei? Książka Jana Grzegorczyka przekonuje, że nie. „Niebo dla akrobaty” to zbiór opowiadań o tych, którzy umierają, i o tych, którzy pomagają im przejść na „drugą stronę”. Ci pierwsi, skazani na „dźwiganie” swoich rozpadających się ciał, spotykają się z tymi, którzy niczego nie muszą dźwigać. W momencie tego dramatycznego spotkania, zdaniem Grzegorczyka, otwiera się niebo – gdy naprzeciw skrajnie cierpiącego człowieka stanie hospicyjny samarytanin: pielęgniarka, lekarz, wolontariusz, siostra zakonna, ksiądz. Takiego samarytanina nie interesuje: „kto zranił i jak zranił tego człowieka, dlaczego cierpi, kto zawinił. Samarytanin pochylił się i dotknął jego rany, a potem jeszcze wziął za niego odpowiedzialność”. Książka, składająca się z dziesięciu opowiadań, oparta została na autentycznych doświadczeniach, które Grzegorczyk przez kilka lat zbierał w Hospicjum Św. Kamila w Gorzowie. Narratorami są kobiety i mężczyźni, których łączy jedno – są zdrowi. Z tej perspektywy patrzą i próbują „być” z oczekującymi na śmierć „akrobatami”. Tym samym jedni i drudzy stale rozliczają się ze swojego życia, szukają pojednania (ze sobą, z innymi), pytają o istotę miłości, marzą o naprawieniu zła, o odkupieniu win. Jest też ksiądz i zakonnica. Jest ludzka wiara i niewiara. Jest nadzieja na ocalenie człowieczeństwa. Jest próba przezwyciężenia samotności śmierci. Bo życia nie da się zmieścić w życiu… Kamila Magdalena Wolicka Gdy Czyn i Wola się dokona Nie on testem nam będzie Lecz to kim mogliśmy być Gdybyśmy byli Nim pełniej Emily Dickinson tłum. Anna Adamczyk-Śliwińska Wrzesień 2013 18 Z pamiętnika pewnego belfra... Mówią o nas... O kim? O nauczycielach, rzecz jasna. Tak to już jest, że wśród różnych profesji są takie, które z założenia wywołują różne komentarze i emocje. Każdy przecież zna i ma coś do powiedzenia na temat jakiegoś lekarza, księdza, polityka czy… nauczyciela. „I cóż z tego, że mówią? Ważne, by nie przekręcali nazwiska” – żartują popularni celebryci. Nauczycielom na takiej popularności nie zależy, ale z przekręcaniem nauczycielskich nazwisk to faktycznie cała historia. Kilka lat temu zaczęła pracę w naszej szkole młoda nauczycielka o identycznym nazwisku jak pracująca matematyczka. I choć owa matematyczka jest już dawno na emeryturze, wiele osób żyje w przekonaniu, że przemiła anglistka to jej córka. Był też czas, gdy pracowały u nas dwie wuefistki o takim samym nazwisku. Ależ było czasami z tym zamieszania! Najzabawniejsze sytuacje zdarzały się, gdy jakiś uczeń bądź rodzic chciał poprosić jedną z nich, ale nie pamiętał imienia tej właściwej. Padały różne określenia: ta czarna, ta grubsza, ta co szybko chodzi… itp. A już legendą owiane są sytuacje, gdy rodzic zamierza porozmawiać z nauczycielem, ale zna tylko jego pseudonim, choć jest przekonany, że to najbardziej legalne nazwisko. Sama pamiętam ze swojej podstawówki, jak matka mojego kolegi, który wyjątkowo nie cierpiał matmy, zapukała kiedyś do pokoju nauczycielskiego i grzecznie poprosiła o rozmowę z panem... Bocianem. Podobno nasz matematyk – p. Bocianowski, najpierw się wściekł, ale gdy zobaczył pękające ze śmiechu koleżanki i przerażoną minę matki, machnął ręką i uprzejmie wyjaśnił: „Tak. Jest. Właśnie przyleciał”. Belfer to szczególnie wdzięczny temat do różnych żartów i anegdot. Mam swoją ulubioną: „Na przerwie Jaś podchodzi do nauczycielki: – Ja nie chcę pani straszyć, ale mój tata powiedział, że jeśli dalej będę przynosił uwagi w dzienniczku, to ktoś dostanie w skórę!”. Albo to: „Mąż odwozi do szpitala rodzącą żonę – nauczycielkę polskiego. Ta nazajutrz dzwoni do męża: Kochany, jestem taka szczęśliwa! Wyobraź sobie: rodzaj męski, liczba mnoga.” To bardzo miłe jeśli relacje uczeń – nauczyciel – rodzic przebiegają w serdecznej czy żartobliwej atmosferze. Niestety, bywa różnie. Zdarza się, że jesteśmy krytykowani, posądzani o złośliwość czy brak obiektywizmu. Bywa, że zarzuca się nam niekompetencję, lenistwo albo zbytnią surowość. Sama mam niekiedy wrażenie, że rozczarowuję niektórych rodziców czy ich dzieci. Może spodziewali się, że z tą panią będzie sympatyczniej i przyjemniej? Trudno. Jest dużo mądrości w starym ludowym porzekadle: „Jeszcze się taki nie narodził, co by wszystkim dogodził”. Ale cokolwiek mówiliby o nas rodzice czy nasi uczniowie, proszę wierzyć, że my NAPRAWDĘ się staramy! Może trzeba lat i odpowiedniej perspektywy, by to zrozumieć i docenić? A może się mylę i jednak doceniają już teraz? Jak to kiedyś żartobliwie powiedział ktoś mądry: „Póki jeszcze zainteresowany przy życiu”. Niezależnie od tego jak i co o nas mówią, chciałabym złożyć życzenia z okazji zbliżającego się Święta Edukacji Narodowej. Jednak, tym razem, przekornie, będą to życzenia skierowane do naszych uczniów: „Niech zawsze mają takich fajnych nauczycieli jak w „Czwórce”!” Belferka Wrzesień 2013 19 KĄCIK DLA DZIECI Kołysanka Maryi Poprawne rozwiązanie należy przynieść na serduszku w niedzielę 20 października br. na Mszę św. o godz. 11.30, na której nastąpi losowanie nagrody. Na podstawie materiałów katechetycznych opracował Wojciech Krajewski Rozmowa z Matką Bożą Czy lubisz podbiał żółty lipce z koźlakami konwalie w kłączach stulone pod ziemią lubczyk co miłość przywraca a częściej nadzieję księżyc chodzący za nami jak cielę ceremonialny lecz bez rękawiczek poziomki te najniższe kminek najpodlejszy i lato pół niebieskie gdy kwitną ostróżki co przyjdą jak leniwa mądrość od niechcenia żołędzie co się dłużą w październiku Idź już spać, Maryjo, noc już puka do Twoich drzwi. Idź już spać, Maryjo i niech Ci się zielona łąka śni. Na niebieskiej pościeli niech Cię obłok otuli, bo najpierw myje prawą nogę przednią zawsze tych co się potkną gotowa obronić Wiatr zaszumi, zaśpiewa, kołysanką zawieje, między prawdą a szczęściem najłatwiej nos rozbić Jutro zbudzą się lepsze nadzieje. pragniesz spraw ostatecznych wybierasz najbliższe Dlatego śpij nocą tak lepiej, sama wiesz, Dlatego śpij nocą i śnij, o czym chcesz, o czym chcesz. Jutro znajdziesz na miejscu, wszystkie serca zbłąkane, Taka jesteś zmęczona, tyle spraw, tyle dni, kota niewiernego ale z zasadami Ale ty Matko nie myślisz źle o nas Tak jak małą dziewczynkę do snu. I myśli co niespokojne też się zbudzą nad ranem. zwykły chleb co wie zawsze ile bólu w hostii i szukasz pewnie jednej mrówki w lesie tak bardzo spracowanej jakby miała umrzeć najzabawniej jak człowiek wśród wszystkich osobno ksiądz Jan Twardowski I jeszcze nie wiesz, że we śnie ładnie Ci. Wrzesień 2013 20 Tablica upamiętniająca 500-lecie odnowienia praw miejskich Piły Na wieczną rzeczy pamiątkę Są w dziejach człowieka i wspólnot ludzkich wydarzenia zasługujące na upamiętnienie. Szczególne miejsce wśród nich zajmują narodziny oraz kolejne ich rocznice. Tak też 500-lecie ponowienia praw miejskich Piły przez króla Zygmunta I Starego stanowiło dobrą okazję dla nas współczesnych do radosnego dziękczynienia Panu Bogu za Ojcowską opiekę nad naszym miastem oraz za ustanowienie przez Stolicę Apostolską jego patronami: św. Jana Chrzciciela i św. Jana Ewangelistę. Przy tej okazji przywołano ważny dla naszej tożsamości fakt, że kiedy ginęła materialna postać pierwszej świątyni w Pile, na Osiedlu Górnym rodził się nowy Dom Boży. Przejął on jego historyczną już posługę i uniósł tradycję żywej wiary Polaków w grodzie ks. Staszica w nowe tysiąclecie. Pamięć jest wyrazem wdzięczności. Z inicjatywy i według pomysłu ks. Prałata Stanisława Oracza, ufundowana została tablica upamiętniająca 500-lecie nadania praw miejskich królewskiemu wówczas miastu Piła. Autorem i wykonawcą dzieła jest pan Lech Dziewulski z Krakowa, autor m.in. epitafium smoleńskiego na Jasnej Górze w Częstochowie. Odlew został wykonany przez odlewnię artystyczną „Brązart” Państwa Juliusza i Barbary Kwiecińskich z Pleszewa. W niedzielę, 15 września 2013 r., przy licznym udziale wiernych uroczyście poświęcił ją ks. kardynał Kazimierz Nycz – Arcybiskup Metropolita Warszawski. Tablica ma kształt kulisty. Koło bowiem jest nie tylko najprostszą ale i najdoskonalszą figurą. W kulturze chrześcijańskiej uważa się je za symbol absolutnej wszechobecności Boga oraz odnosi do wiecznego, kolistego ruchu Kosmosu. Także ziemskie życie, podobnie jak linia koła, powraca wciąż do swojego punktu wyjścia. W centrum owej tablicy, pod orłem Jagiellonów – godłem Rzeczypospolitej, zamieszczony został fragment przywileju króla Polski – Zygmunta I Starego dla królewskiego miasta Piły nadającego mu prawa miejskie magdeburskie: „My Zygmunt z Bożej łaski król dziedziczny Polski…”. Pod tekstem widnieje podobizna odcisku pieczęci wielkiej koronnej wspomnianego władcy. Na obrzeżu tablicy znajdują się teksty i wyobrażenia dotyczące dziejów miasta i kościoła w Pile. Na samej górze czytamy tekst: „Jagiellońskie, królewskie miasto Piła od początków swego istnienia stanowiło niezłomną tarcze wiary i polskości na pogranicznych terenach Rzeczypospolitej” Nieco niżej po stronie lewej widnieje herb Piły na tle zarysu planu naszego miasta z 1626 roku. Pod nim kolejny tekst: „Centralnym ośrodkiem wiary i polskości był przez wieki najstarszy fundowany przed lokacją miasta kościół pod wezwaniem św. Janów. Wypalony podczas II wojny światowej. Wysadzony został na polecenie władz PRL”. Niżej umieszczono wizerunek owego kościoła, który w 1975 r. zniknął z pejzażu naszego miasta. Z prawej strony od góry napis: „Ziemia Pilska dała Polsce i Europie wiele niepospolitych postaci trwale wpisanych w historię”, a pod nim portrety w formie medalierskich płaskorzeźb: – ks. Stanisława Staszica, który w 1755 r. urodził się w Pile i wiele uczynił dla dobra Ojczyzny i Polaków; – ks. kard. Edmunda Dalbora, Prymasa Polski, który w 1920 r. ustanowił Dekanat Pilski; Tablica 500-lecia Wrzesień 2013 21 lecenie królowej Konstancji odbudował Piłę po wielkim pożarze i nadał jej wówczas kształt nowy przestrzenny. Po prawej stronie, od góry: – Orzeł Piastowski – herb województwa Poznańskiego z czasów I Rzeczypospolitej. U dołu: herb biskupi ks. Edwarda Dajczaka – Ordynariusza diecezji koszalińsko-kołobrzeskiej z dewizą „Esso in Christo” = Być w Chrystusie. Nad całością umieszczono freski z historycznym wizerunkiem kościoła św. Janów oraz postaciami : św. Jana Chrzciciela i św. Jana Ewangelisty jako patronów Piły wykonane techniką sgrafitto – przez tych samych twórców którzy są autorami ołtarza głównego – czyli artystów z Warszawy – Janusza i Adama Kazimierczuków. Przypomina on nam, że decyzją Stolicy Apostolskiej święci Janowie są zatwierdzonymi przez Stolicę Apostolską Patronami miasta Piły i naszymi orędownikami przed Bogiem budzącymi nasze sumienia aby nie zapominały pouczeń płynących m.in. z psalmu 127 – ks. dr Bolesława Domańskiego – proboszcza Par. Zakrzewo a w latach 1932-1939 prezesa Związku Polaków w Niemczech; który w 5 prawdach Polaków przyjętych w 1938 r. zawarł i to, że „Wiara Ojców naszych jest wiarą naszych dzieci”; – ks. kard. Ignacego Jeża – pierwszego ordynariusza diecezji koszalińsko-kołobrzeskiej do której od 1992 r. należy Piła; – ks. bp Wilhelma Pluty – ordynariusza Diecezji Gorzowskiej, który w 1981r, poświęcił kamień węgielny pod tutejszy kościół. Poniżej widnieje plastyczny wizerunek bryły kościoła p.w. NMP Wspomożenia Wiernych a pod nim tekst: „Kontynuację posługi i tradycji zniszczonej w 1975 r. świątyni od lat osiemdziesiątych XX wieku realizuje kościół p.w. Matki Bożej Wspomożenia Wiernych w którym obecnie jesteś”. W centralnym poziomie tablicy, na wzór przecznicy, zamieszczony został tekst: „500 lat – 1513 – 2013”. Tablica umieszczona została w wypukle profilowanej, sztukatorsko opracowanej, ramie. W jej narożnikach umieszczono elementy heraldyczne. Z lewej strony stanowią je: Herb Zaremba – Marcina ze Sławska, uczestnika bitwy pod Grunwaldem, starosty ujskiego, który w XV w. nadal Pile polskie prawa miejskie. U dołu: Herb Rogala – Samuela Targowskiego z Kaczlina nad Wartą, sekretarza królewskiego, który w 1626 r. na po- Freski i tablica „Jeżeli Pan domu nie zbuduje, na próżno się trudzą ci, którzy go wznoszą” (Ps.127,1) Niechaj to uroczyste odsłonięcie i poświęcenie umocni naszą wiarę i nadzieję abyśmy zgodnie z życzeniem błogosławionego Jana Pawła II, największego z rodu Polaków, wyciągnęli wnioski z tych dramatycznych „lekcji”, jakie przyniosła nam historia i pamiętali, że „(-) żadna z ofiar, żaden trud poniesiony w imię miłości Ojczyzny nie są jedynie epizodami historii”. Wrzesień 2013 Roman Chwaliszewski 22 PRO MEMORIA Sierpień 2013 Wrzesień 2013 Wrzesień 2013 23 Papież Franciszek Wrzesień 2013 CZYTANIE SZKOŁA SŁOWA BOŻEGO ROZWAŻANIE OSOBISTE SŁUCHANIE MODLITWA I DZIELENIE SIĘ WYBÓR DZIAŁANIA Temat spotkania: „W imię Jezusa Nazarejczyka, chodź!” DZ 3, 1-26 w czwartek 17 października 2013 r. po Mszy św. wieczornej w kościele św. Antoniego w Pile