Rewalacje - nr 1/2014

Transkrypt

Rewalacje - nr 1/2014
ISSN 1508-2776
Cena 2,50 zł
Rewal, 8 - 13 lipca 2014 r.
Więcej czytaj na stronie 15.
RYS. PIOTR RAJCZYK
ROK XVII, nr 1 (121)
INFORMACJE
FOT. JĘDRZEJ BRZOZOWSKI
Kilka lat spędzonych w roli dziennikarza Rewalacji zmienia sposób
postrzegania pracy redakcji. Strach,
stres i zagubienie zamienia się miejscami z pogonią za sukcesem i zapamiętaniem. W tym roku nie chcemy już „jakoś” złożyć „dobrego” numeru. Tym razem czujemy się
w obowiązku oddać w ręce czytelników solidne, intrygujące – słowem
– wyjątkowe wydanie. „Rewalacje”
już na stałe goszczą w Rewalu.
Każdy wie czym są, o czym są i dlaczego są. To zadaniem naszej redakcji jest udowodnić zarówno
mieszkańcom, jak i turystom, że zasługują na swoje miejsce.
W tym numerze, oprócz klasycznego informatora, wywiadów z kabaretami i lokalnych informacji, nie
zabraknie kreatywnych, przemyślanych i inteligentnych artykułów.
Do „Rewalacji” można zarówno pośmiać się na plaży, jak i porozważać wieczorem. Młodzi ludzie tworzący ten numer, oprócz suchych
faktów oferują świeże spojrzenie
na sprawy Rewala. Turyści zmęczeni codzienną medialną sieczką odwiedzają nadmorski kurort, by od-
Redaktor naczelny: Konrad
Herman
Zastępca redaktora naczelnego:
Michał Sętkowski
Sekretarz redakcji: Agata
Klimczak
Opieka merytoryczna: Zbigniew
Natkański (gazeta), Tamara Pawlik
(radio), Marek Nowak (telewizja),
Marek Urbańczyk
2
ciąć się od rutyny. Młodość to nie
tylko zabawa i brak doświadczenia,
ale także niezależność, która pozwala dziennikarzom „Rewalacji”
zwrócić Wam uwagę na dotąd pomijane aspekty życia, wakacji, kultury.
Nie chcemy tylko informować.
Chcemy być Waszymi przewodnikami po tym magicznym, urokliwym
miejscu. Pokazać to, co mniej znane i to co już znacie, ale od zupełnie innej strony. Po kilku latach
na „Potędze Prasy” znamy to miejsce dobrze i wiemy, co warte jest
zobaczenia. Wierzymy, że jesteśmy
w stanie pokazać odwiedzającym
Rewal po raz pierwszy wszystkie jego atrakcje, a starym wyjadaczom
udowodnić, że nie wszystko jeszcze
poznali.
Nie jesteśmy zamknięci na wiadomości zwrotne. Śmiało, komentujcie artykuły! Piszcie do nas, zaczepiajcie niebieskie koszulki na ulicy!
Koniec końców jesteśmy początkującymi, a na obóz przyjeżdżamy się
uczyć fachu. Gazeta to nie jedyna
nasza działalność. Nastawcie odbiorniki radiowe na RewalStację
99,2 FM albo słuchajcie nas przez
Internet na www.potegaprasy.pl,
gdzie dzień w dzień stawiamy swoje
pierwsze kroki w dziennikarstwie radiowym. Zajmujemy się również telewizją internetową TeVa Rewal.
Śledźcie nas na kanale youtube.com/potegaprasy, gdzie znajdziecie ciekawe wywiady, relacje
z wydarzeń lokalnych, sondy uliczne, różnorodne projekty indywidualne oraz dawkę śmiechu.
Zainteresowani? Przewróćcie
stronę, włączcie RewalStację,
a przekonacie się, że wakacje spędzone w towarzystwie obozowiczów
Potęgi Prasy zachwycają.
3 lipca na placu obok Urzędu
Gminy, miał miejsce plenerowy pokaz filmu „Wkręceni” w reżyserii
Piotra Wereśniaka. Na ekranie
można było zobaczyć znanych i lubianych polskich aktorów takich jak:
Piotr Adamczyk, Bartosz Opania,
Paweł Domagała, Krzysztof Stelmaszyk, Dominika Kluźniak, Monika Krzywkowska czy też Kamilla
Baar. Seans odbył się on w ramach
„Kina na leżakach”. Była to już druga taka inicjatywa w Rewalu.
5.05 na terenie Muzeum Rybołóstwa
w
Rewalu
odbyło
się XVII Święto Śledzia Bałtyckiego.
Zwiedzający mieli możliwość spróbowania regionalnych potraw rybnych oraz uczestniczenia w konkursach i zabawach pt. „Morska Przygoda”. Wystąpili: Mark Twain, Przemysław Mordalski, Czerwona Róża,
Przepióreczki, Avalon.
Od 29.06 do 4.07 odbywał się
Baltic Cup, czyli tenisowy turniej
gwiazd. Był on rozgrywany na kortach w Niechorzu oraz Pogorzelicy. W kategorii kobiet wygrała Anna Guzik-Tylka, wśród mężczyzn
najlepszy był Jacek MEZO Mejer.
Od 1.05 na terenie gminy Rewal
zaczęła działać kolej wąskotorowa.
W trakcie remontu jest dworzec
w Rewalu. Rozkład jazdy można
zobaczyć na tablicach informacyjnych w gminie oraz w CiPR.
REDAKCJA
BARTŁOMIEJ MADEJ
Skład: Marek Urbańczyk
Reklama: Jagoda Wolas, Julia
Karpińska
Dział foto: Jędrek Brzozowski,
Jagoda Wolas
Korekta:Berenika Balcer,
Stanisław Bryś Bartłomiej Madej
Opiekunowie pedagogiczni:
Małgorzata Wągrowska, Karolina
Pietrzak
Krótkie Informacje Tekstowe
KIT
Adres redakcji: Hotel California
72-433, ul. Saperska 3,
tel. 607650742
e-mail: [email protected]
URL: http://www.potegaprasy.pl
Facebook:
facebook.com/potegaprasy
Druk: PHU JAKLEWICZ
70-322 Szczecin
ul. Kazimierza Pułaskiego 4/4
AKTUALNOŚCI
Kulturalny Rewal
Termometry za oknami wskazują coraz wyższą temperaturę, która zachęca do całodziennego plażowania, długich morskich kąpieli i nicnierobienia. Wieczorami warto jednak na chwilę opuścić wygodne leżaki,
złożyć parawany i wybrać się na jedno z wielu wydarzeń, jakich w tym
tygodniu Gmina Rewal oferuje co niemiara.
Rokrocznie wszyscy wczasowicze
mogą liczyć na niekończące się szaleństwo kabaretowe. Rewalski amfiteatr znów nie zapomniał o wielbicielach
dobrego, ciętego dowcipu. Już w poniedziałek 7 lipca autorskimi skeczami
poczęstuje nas kabaret Ani – Mru-Mru.
Trio to od kilkunastu lat potwierdza
swoją klasę – oryginalnymi gagami
rozbawia zarówno młodszą, jak i starszą część widowni.
Środa zaś należeć będzie do Kabaretu Młodych Panów. Piątka przebojowych aktorów rozweseli nawet
największego smutasa. Piątkowy
wieczór także musicie spędzić w amfiteatrze – trójmiejski kabaret Limo,
dla którego będzie to najpewniej
ostatnie nadmorskie show (grupa
kończy w tym roku działalność) ostatecznie udowodni tym których nie
przekonały wcześniejsze występy, że
Rewal to miasto humoru – do trzech
razy sztuka!
W ramach Summer Festival organizowanego w Niechorzu wystąpią muzycy, którzy na zawsze zmienili scenę
popową w latach 90-tych. We wtorek
usłyszycie największe hity Austriaka
Falco, wybierając się na licencjonowany cover show Falco Forever. Nieżyjący już wokalista szturmem podbił listy
przebojów hitami „Rock me Amadeus”
czy „Der Kommissar”. Dwa dni później,
bo 10 lipca, wtórować im będzie niemiecka grupa eurodance Culture Beat
– usłyszeć na żywo „Mr. Vain” to nie lada gratka! W sam raz na sobotni wieczór proponujemy zaś show zjawiskowego trio Snap! Grupa serwująca soczystą elektronikę zabierze Was w magiczną podróż do przeszłości – kto pamięta charakterystyczne „Rhytm is
a dancer”?
Chcielibyście poznać coś nowego?
8 lipca amfiteatr zaprasza na koncert
uczestników miejscowego obozu muzycznego. Może będziecie świadkami
narodzin nowych gwiazd? Świeże, oryginalne dźwięki zabrzmią też 12 lipca
na charytatywnym koncercie „Promyk
Nadziei”. Pomagać i przy okazji dobrze
się bawić? Czemu nie!
Unikacie kabaretów jak ognia,
a z muzyką jedyny kontakt macie, gdy
oglądacie reklamy? Gmina Rewal nie
zapomniała o wielbicielach sportów.
Pustkowo zaprasza na otwarty turniej
siatkówki plażowej „Sandra Beach”
– w sobotę swoich sił na piasku spróbować mogą trzyosobowe drużyny.
Dzień później wczasowiczów czeka
kolejna porcja adrenaliny – tym razem
konkurować będą ze sobą duety.
Wydawać by się mogło, że przy tak
napiętym grafiku wydarzeń niemożliwe
jest zorganizowanie jeszcze jednej imprezy. Nic bardziej mylnego – po udanym Święcie Śledzia (5 lipca mieszkańcy i goście mogli degustować dania rybne czy wziąć udział w szeregu
konkursów) Rewal przemieni się w indyjskie królestwo! Plac przy Urzędzie
Gminy, jak co roku, stanie się miejscem najsłynniejszego i największego
azjatyckiego happeningu na wybrzeżu. Artyści z wielu krajów z pomocą
wolontariuszy przybliżą Wam barwną
i orientalną kulturę Dalekiego Wschodu. Kolorowe stroje, pikantne potrawy
i oryginalna muzyka – czego chcieć
więcej?
Morze Bałtyckie to popularny cel
wczasowy wielu rodzin z dziećmi.
Młodszych plażowiczów może znudzić
bezczynne leżenie w słońcu i budowanie po raz kolejny babek z piasku.
Na szczęście pomyślano o bogatym
programie artystycznym nawet dla najaktywniejszych maluchów. Przez całe
wakacje amfiteatr zachęca do zabaw
na świeżym powietrzu. W każdą środę
nadchodzi czas na „Bombową Wyprawę”, którą Wasze pociechy będą pamiętać na długo.
A to dopiero początek! Lista interesujących wydarzeń stale się powiększa
przed turystami trudne decyzje gdzie
spędzać ciepłe, letnie wieczory? Koncert czy happening? Jedno jest pewne
– na pewno nie będziecie się nudzić!
STANISŁAW BRYŚ
INFORMATOR
TURYSTYCZNY
WOPR
601-100-100
Ośrodek Zdrowia
ul. Warszawska 31, czynny:
poniedziałek-piątek: 8: 00-18: 00
soboty, niedziele i święta: nieczynny
Posterunek Policji
ul. Mickiewicza 21, tel.: 913 852 861
Straż Graniczna
ul. Dworcowa 2, tel.: 913 877 620
Straż Gminna
ul. Mickiewicza 21, tel.: 913 849 030
Urząd Gminy
ul. Mickiewicza 19, [email protected], tel.:
913 849 011
Urząd Pocztowy
ul. Sikorskiego 3, tel.: 913 862 550
Apteka
ul. Mickiewicza 25, tel.: 913 862 702
czynna:
poniedziałek-sobota: 9-21
niedziela: 9-18
Bankomaty
SGB, ul. Mickiewicza 19a
(obok Urzędu Gminy)
Global Cash, ul. Westerplatte 16
(naprzeciw przystanku autobusowego)
Euronet, ul. Saperska 1
(przy restauracji Robinson Crusoe)
Euronet, ul. Kamieńska
(przy Polo Market)
PKO BP, ul. Saperska
(przy klubie California)
Gold Cash, ul. Westerplatte 16
Amfiteatr
ul. Parkowa 4
Centrum Informacji Promocji
Rekreacji Gminy Rewal
ul. Szkolna 1, [email protected]
Place zabaw
ul. Szkolna (na terenie kompleksu
sportowego)
ul. Słoneczna
ul. Rybacka
Kościół neogotycki
ul. Pałacowa 3, Trzęsacz
Multimedialne Muzeum na Klifie
ul. Klifowa 3B, Trzęsacz,
tel.: 0048 604 14 17 83
Zespół Pałacowo-Folwarczny
(XVIII w.)
ul. Kamieńska 9, Trzęsacz
Nadmorska Kolej Wąskotorowa
tel. 913 842 235 (rozkład w Internecie
lub na dworcu)
WOJCIECH NAROŻNY
3
AKTUALNOŚCI
Uśmiechaj się, do każdej chwili
Kabaret Smile, w składzie: Andrzej Mierzejewski, Michał Kincel,
Paweł Szwajgier, 5 lipca zagościł
w rewalskim amfiteatrze ze swoim
programem „Czy jest w domu kakao?”. Panowie zaprezentowali
bardzo różnorodne rodzaje humoru, od dowcipu obyczajowego
po parodię. Nie zabrakło też wielu
akcentów muzycznych.
Co śmieszy przeciętnego polskiego widza? Macie swój własny
przepis na udany skecz?
P.SZ: Ciężko jest zmierzyć poczucie humoru.
M.K: Nie da się napisać skeczu
używając jakichś klocków z żartami. Tu weźmiemy taki żart, do tego
dosypiemy trochę ironii, szczyptę
autoironii - to tak nie działa. U nas
najśmieszniejsze są sytuacje.
A.M: Generalnie każdy dobry
skecz powinien być oparty na sytuacji, bo bez sytuacji jest to po prostu… zlepek żartów. My staramy
się robić skecze o czymś. Tak też
kreuje się postaci, które uczestniczą w danej sytuacji.
Który z was jest niekwestionowanym szefem, liderem grupy?
M.K: Nie mamy lidera, chociaż
oczywiście dzieje się to w pewnym
stopniu poprzez skecze które gramy i tu na przykład Paweł jest najczęściej rozpoznawalnym gościem.
Każdy w kabarecie ma jakąś rolę,
od artystycznej do technicznej.
4
A.M: Ja się nie zgadzam, ponieważ jeśli nie ma lidera, nie ma grupy.
M.K: (śmiech) No to powiedz kto
jest tym liderem?
A.M: No o sobie mówić nie mogę. (śmiech) Ja staram się spajać to
wszystko. Organizuję próby, poganiam moich kolegów, często, gęsto.
Czy jeśli znaleźlibyście się
na bezludnej wyspie czy moglibyście na sobie polegać?
M.K: We trójkę? To nie byłaby już
bezludna.
P.SZ: Z wyjątkiem kilku sytuacji
na pewno tak. Na przykład jeśli byłaby tam jedna toaleta, a w niej tylko jeden papier, to wiem, że jak Michał by poszedł, to już by go nie było.
A.M: Ja bankowo nic bym kolegom nie ugotował!
M.K: Nie no, żarty żartami, możemy na sobie polegać, ale w sytuacji, kiedy jeden namawia drugiego
do złego, to niekoniecznie.
P.SZ: Robimy ze sobą tyle kilometrów, spędzamy ze sobą tyle
czasu... Jeśli nie moglibyśmy na sobie polegać, to nic by z tego nie było. Nasz kabaret najzwyczajniej
przestałby istnieć.
Jakie macie rady dla młodych
dziennikarzy? Jak sobie radzić
z tremą?
P.SZ: Rzucać się na głęboką wodę, podejmować wyzwania i nie bać
się ryzyka.
A.M: Przede wszystkim trzeba
przeprowadzać dużo wywiadów,
w najróżniejszych miejscach. To nie
musi być od razu jakaś wielka
gwiazda, tylko przykładowo, jakieś
lokalne wydarzenie. Mam jednak
nadzieję, że trema nie zginie oby nigdy tak nie było. Bo w końcy gdy
nie ma tremy, to nie ma artysty.
Oczywiście ona w jakimś stopniu
topnieje z czasem. Im więcej tego
robimy, tym więcej wiemy o tym
czego możemy się spodziewać.
P.SZ: Wraz ze wzrostem doświadczenia, tremy jest coraz bardziej przykryta pewnością siebie.
A.M: Ale trzeba koniecznie dodać, że zbyt dużo pewności siebie
jest początkiem końca.
M.K: Ja mam jeszcze jedną radę- taką prostą. Jeśli przeprowadzamy z kimś wywiad to się do niego przygotujmy. Mieliśmy kilka nieprzyjemnych sytuacji na tym gruncie.
A.M: To tak jak z młodymi kabaretami. My na początku mieliśmy
się rozpaść ale na szczęście potoczyło się to w dobrym kierunku - tak
samo tutaj. Nic na siłę. Trzeba czuć,
że to co robimy spawia nam przyjemność, satysfakcjonuje nas, ale
przede wszystkim daje nam poczucie samorealizacji.
Jesteście stosunkowo młodym
kabaretem, jeśli patrzeć ogólnie
na rynek kabaretowy w Polsce...
NASZ GOŚĆ
P.SZ: Wydaje mi się, że młodym
jako kabaret to już nie, ponieważ jako formacja działamy już dobre 10
lat, natomiast wiekowo jesteśmy
najmłodsi.
M.K: Paweł jeszcze nie ma trzydziestki, więc o czym my rozmawiamy.
A.M: Fakt. Zaczęliśmy bardzo
wcześnie- jako dziewiętnastolatkowie stawialiśmy pierwsze artystyczne kroki. Nasza działalność
„studencka” polegała na kilku występach rocznie w jakichś knajpach.
Co myślicie o programach improwizowanych np. „Whose Line
Is It Anyway”, które zostało zaadaptowane na polskie „I kto to
mówi”? Byli też „Spadkobiercy”.
M.K: Na samym wstępie trzeba
założyć, że to nie jest kabaret, tylko
improwizacja. Wszyscy wrzucają to
do jednego worka, bo tak jest łatwiej! Improwizatorzy promują się
dzięki napisaniu, że jest to „improwizacja kabaretowa”. Stand-up, kabaret, improwizacja to trzy kompletnie różne rzeczy. Każdy ten byt powinien istnieć, bo oddzielnie wnoszą do kultury różnorodność i coś
w sobie mają. Lecz opierają się one
całkiem na innych zasadach.
W czym jesteście lepsi od innych kabaretów, co was wyróżnia?
M.K: Lider! (śmiech)
A.M: My nie rewalizujemy z innymi. Skupiamy się bardziej na swoim
programie. Staramy się, by każdy
kolejny był lepszy od poprzedniego.
To jest najważniejsze. U nas każdy
skecz jest oddzielną sytuacją. Taką
obserwacją społeczeństwa, mieszankami tekstowo - ruchowo - wokalnymi.
Gdyby wasz humor był sprzętem domowym czym by był?
A.M: No to co.. Blender, nie?
P.SZ: Wszystko wrzucamy, miksujemy i wylewamy na papier.
M.K: Do tego blender na wysokiej mocy wyje- to ja.
A.M: Nie zamykamy się w jednym tzw. sznycie, szukamy różnych
dróg. Jesteśmy popkulturalną papką.
ANIELA JANOWSKA I ANNA PROCHERA
FOT. KONRAD HERMAN
Dziennikarz nie musi wiedzieć wszystkiego
Patora ujawnia
5 lipca do Rewala – a dokładniej
na obóz „Potęga Prasy” zawitał ponownie pan Tomasz Patora, dziennikarz śledczy pracujący w TVN. Celem
jego odwiedzin było przybliżenie nam
– młodym dziennikarzom cechy tego
zawodu od wewnątrz.
Tomasz Patora- dziennikarz prasowy oraz telewizyjny. Urodzony w Łodzi.
W liceum redagował podziemne pismo
młodzieżowe „Glizda” piszące artykuły
o szeroko pojętej tematyce wolnościowej. Był to okres końca komunizmu
w Polsce. Młodzież chciała wtedy
za wszelką cenę zaznaczyć swoje
miejsca w historii. Był to jej mały wkład
w odzyskiwanie niepodległości i budowanie nowego państwa. W latach 90.
działał jako dziennikarz w łódzkim oddziale „Gazety Wyborczej”, ponadto był
tam kierownikiem działu miejskiego.
Za swoje teksty oraz reportaże otrzymał wiele nagród, m.in. dwukrotnie
Grand Press, również dwukrotnie MediaTory oraz Nagrodę Specjalną dorocznych nagród przyznawanych przez
tygodnik „Angora”. Jest też wykładowcą Akademii Humanistyczno-Ekonomicznej w Łodzi i Uniwersytetu Wrocławskiego. W 2009 roku został dziennikarzem śledczym programu „Uwaga”
emitowanym w telewizji TVN.
Spotkanie z panem Patorą miało
charakter warsztatów na temat dziennikarstwa ogółem, z naciskiem na dziennikarstwo śledcze, którym nasz gość
zajmuje się na co dzień. Był to rodzaj
monologu, podczas którego oprócz
standardowych „wykładów” mieliśmy
możliwość zapoznania się z materiałami archiwalnymi z programu „Uwaga”.
Było to o tyle lepsze rozwiązanie, że
sama sucha teoria często nie wystarcza i dobrze jest zobaczyć jak coś
funkcjonuje w rzeczywistości dziennikarstwa śledczego.
Rzecz jasna, materiały które oglądaliśmy, były i są powszechnie dostępne, jednak nie polegało to jedynie na bezmyślnym „obejrzeniu i zapomnieniu”; obydwa odcinki, które
widzieliśmy, zostały poddane dokładnej i szczegółowej analizie przez jego autora.
Co więcej, pan Tomasz zachęcał
nas do ruszenia głową i samodzielne-
FOT.
ADAM OWCZAREK
go myślenia, starał się wejść z nami
w interakcję, co mu się udało.
Nie starczyło bowiem samo obejrzenie materiału i stwierdzenie, że
„czarne jest czarne, a białe jest białe”.
Trzeba wgłębić się bardziej i dociec
dlaczego tak jest. Na tym właśnie polega praca każdego dziennikarza, nie
tylko śledczego.
Sam pan Patora wielokrotnie podkreślał, że dziennikarstwo śledcze jest
dla niego czymś w rodzaju esencji
dziennikarstwa w ogóle, aczkolwiek nie
powinno się traktować oddzielnie obydwu tych dziedzin.
Pan Patora mówił dużo o nieprzekraczalności tajemnicy dziennikarskiej
oraz o tym, jak jest ona ważna. Ponadto dowiedzieliśmy się, że dziennikarze
śledczy z reguły nie podejmują współpracy z policją; robią to tylko wtedy,
kiedy jest taka konieczność. Dzieje się
tak dlatego, że ludzie mają większe zaufanie do dziennikarza niż policjanta
i to właśnie przed nim łatwiej im się
otworzyć, a co za tym idzie – ujawnić
więcej informacji.
Niekiedy śledztwo dziennikarskie
jest skuteczniejsze od śledztwa policyjnego, co nie przekreśla jednak zupełnie współpracy policji z reporterami.
Od pana Tomasza dowiedzieliśmy
się o pracy dziennikarza, a zwłaszcza
dziennikarza śledczego. Jesteśmy
pewni, że te informacje przydadzą nam
się w przyszłej pracy – nie tylko
na obozie ale i w życiu.
MONIKA KOMONICKA
BARTŁOMIEJ MADEJ
5
STYL ŻYCIA
A co na zdrowie pomoże
Jak nie polskie morze?
Gdyby spytać Polaków, dlaczego nasze morze jest najczęściej odwiedzanym miejscem w Polsce,
większość pewnie odpowiedziałaby, że można sobie popływać dla
ochłody oraz się poopalać.
Jednakże sami często nie wiemy,
jak to jedno z najważniejszych miejsc
w polskiej geografii może wpływać
na naszą kondycję, za czym idzie
i zdrowie. Woda morska pod względem różnorodności zawartych w niej
minerałów przewyższa o głowę
wszystkie inne. To dzięki niej pobyt
na polskim morzu mimo niekorzystnych warunków pogodowych potrafi
świetnie wpłynąć na nasz organizm.
Nasze morze można by porównać
do tablicy Mendelejewa, gdyż znajduje się tam większość pierwiastków
chemicznych występujących na Ziemi. Oczywiście można się lekko zamartwić, ale to właśnie dzięki tym
substancjom nasze zdrowie i uroda
ulega poprawie. Jeśli ktoś ma od jakiegoś czasu „lekkie” problemy
z nadwagą to Bałtyk jest właśnie idealnym miejscem, aby te zbędne kilogramy zrzucić. Woda z morza
na pewno nie jest substancją smaczną i ciepłą. Ze względu na znane
w Polsce przysłowia o tym, jakie to
nasze morze zimne nie było, należy
pamiętać, żeby do „lodówki” nie
wbiegać, a zanurzać się stopniowo,
aby nasze ciało dostosowało się
do panującej w nim temperatury. Natomiast gdy już z wody wyjdziemy,
powinniśmy później spłukać ciało
(oraz włosy) pod prysznicem po to,
aby woda (gęsta od soli itp.), wysychając na naszej skórze nie spowodowała jej odwodnienia. Sama w sobie jest niezwykle tolerowana przez
naszą skórę. Wynika to z tego, iż jej
skład jest mocno zbliżony do płynu
owodniowego (w którym jak wiadomo rozwija się ludzki płód), a przeciętne stężenie zawartych w niej minerałów do tego, jakie występuje
w surowicy krwi człowieka. Dzięki temu mineralne składniki wody wnikają
głęboko w pory skóry i działają na nią
oczyszczająco. Na dodatek stymulują metabolizm komórkowy. Owocuje
to poprawą nawilżenia skóry i jej
ukrwienie, a tym samym zaopatruje
w tlen i składniki odżywcze. Poprawia się również kondycja włókien elastyny i kolagenu, dzięki czemu wzrasta także napięcie i elastyczność naskórka. Do Bałtyku nie trzeba nawet
wchodzić, żeby pozytywnie na nas
wpłynął. Chodząc na spacery z przyjaciółmi lub ze swoją drugą połówką
do naszych płuc dostaje się jod, który dzięki swoim właściwościom pobudza tarczycę do produkcji hormonów
regulujących przemianę materii. Ma
też działanie uspokajające, usprawnia myślenie oraz zapobiega otyłości. Dla dzieci wpływa on natomiast
doskonale na wzrost i rozwój intelektualny. Jeśli mamy jednak ochotę tylko pływać, to warto wiedzieć, że fale
oraz nieco zimna woda masuje nasze ciało, zwęża naczynia krwionośne, a także działa tonizująco
na układ krążenia i układ nerwowy.
Chodzenie przy brzegu morza odpręża. Jest też idealnym rozwiązaniem dla osób mających problemy
z żylakami. Słona woda sama w sobie usprawnia przepływ krwi w nogach i uelastycznia ścianki żył. Jest
to naprawdę bardzo skuteczny sposób na poprawę odporności w naszym organizmie. Najlepiej rozpocząć od zamoczenia stóp i pospacerowania najpierw brzegiem morza,
a później mając nogi zanurzone
do samych kolan. Jednakże należy
pamiętać, żeby co jakiś czas wychodzić na suchy piasek po to, by stopy
ogrzać. Profilaktyka to podstawa!
Reasumując, mimo iż każdy z rodaków mógłby wymienić przynajmniej
jedną z wad, jakie posiada Bałtyk, to
jest w nim coś takiego, co przyciąga
nas każdego roku w wakacje i wywołuje w nas pozytywne emocje. Do zobaczenia wśród fal!
TEKST I FOT. WOJCIECH NAROŻNY
6
STYL ŻYCIA
Wyjdź na słońce
i wyglądaj zdrowiej
Niedawno rozpoczęły sie wakacje. Wszyscy zaczęli wyjeżdżać
za granicę, nad polskie morze,
w góry. Wiele osób, przeważnie
kobiet, ma na celu opalanie się.
Każdy w końcu chciałby, żeby jego skóra lekko zbrązowiała. Oczywiste jest, że wygląda wtedy lepiej, atrakcyjniej, zdrowiej.
Słońce nie wpływa dobrze tylko
na nasz wygląd, ale także dostarcza
nam dużo witaminy D, która wpływa
na prawidłowe funkcjonowanie układu kostnego, odpowiednią gęstość
i stan naszego uzębienia oraz zapobiega różnego rodzaju nowotworom, np.: rakowi piersi, czy rakowi
prostaty. Słońce łagodzi również objawy łuszczycy oraz innych chorób
skórnych. Podczas opalania na plaży wytwarzają się również endorfiny, czyli hormony odpowiedzialne
za dobre samopoczucie i zadowolenie z siebie. Wytwarzane są podobnie jak morfina w mózgu i także zapobiega bólowi i wprowadza w błogostan. Endorfiny wytwarzają się
poprzez śmiech, a nawet myślenie
o nim. Kolejnym czynnikiem wyzwalającym je jest wysiłek fizyczny (niektórzy naukowcy twierdzą, że to
udział w rywalizacji sportowej ma
na to znaczący wpływ). Przypuszcza się też, że przedłużony wysiłek
fizyczny powoduje nadmierne wydzielanie endorfin. Objawia się to
tak zwaną euforią biegacza – fenomenem stanu euforycznego, który
pojawia się podczas długodystanso-
wych biegów lub dłuższych aktywności fizycznych, co powoduje
zwiększoną odporność na ból i zmęczenie. Teoria ta powstała w USA,
gdzie w latach 70. występował wielki entuzjazm do biegania.
Niestety opalanie się ma nie tylko
plusy, ale także minusy. Jednym
z nich jest przedwczesne starzenie
się skóry. Okeśla się to jako fotosta-
rzenie. Drugim z nich są chroby, takie jak: świerzbiączka letnia
(na skórze pojawiają się grudki, pęcherzyki i zaczerwienienia. W miarę
jak łapiemy opaleniznę objawy
zmniejszają się) lub czerniak złośliwy (jest to najpoważniejsza postać
raka skóry, rozwija się przeważnie
w pieprzykach i występują głownie
u osób o jasnej karnacji).
Nasza skóra, żeby chronić się
przed nadmiernym promieniowaniem wytworzyła barwnik, którym
jest melanina. Właśnie dzięki melaninie nasza skóra brązowieje i wytwarza się opalenizna. Melanina jest naturalną barierą przed
działaniem promieni UV. Występuje
ona w skórze właściwej, naskórku
oraz we włosach. Ważne jest, aby
podczas okresu wakacyjnego, czyli
nadmiernego opalania, spożywać
dużo witaminy E i C, w tym dużo
marchwii, soków pomidorowych,
szpinaku, ryb, gorzkiej czekolady
i kakao. Dzięki temi skóra uzyskuje
blask i odpowiedni kolor opalenizny. Trzeba pamiętać też o używaniu kremów, olejków i balsamów
z filtrami UV.
Tekst: Julia Karpińska
Fot. Internet
Żeglarstwo a Rewal
Gmina Rewal przyciąga co roku
tysiące turystów. Na każdym kroku nawet wybredny wczasowicz
może znaleźć coś dla siebie.
A jednak czegoś brakuje...
Coraz więcej osób zaczęło interesować się żeglarstwem. Ludzie
chcą brać udział w różnorakich rejsach i przeżyć nie zapomnianą
przygodę. Niestety w Rewalu tego
nie możemy doświadczyć. Zdania
turystów na ten temat są podzielone na trzy strony. Jedni marzą
o tym, aby wypłynąć i spędzić wakacje w inny sposób, drudzy są
bezstronni, a trzeci nie uważają, że
to dobry pomysł. Odwiedzając Centrum Informacji Promocji Rekreacji
Gminy Rewal dowiedzieliśmy się co
nieco o tym, dlaczego tego nie ma.
Najprawdopodobniej dlatego, że nie
ma warunków. Mimo wszystko ludzie pytają o rejsy rewalskie i niestety wychodzą z rozczarowaniem
na twarzy. Najbliższa przystań żeglarska znajduje się w Dziwnowie
oraz Kołobrzegu. Tam najczęściej
muszą udać się nasi turyści, dla
których żeglarstwo to sposób
na spędzenie wakacji. 22 lutego
2013 roku powstał program rozwoju
przystani morskich w Gminie Re-
wal. Niestety nic nie ruszyło się w tę
stronę, ponieważ gmina nie posiada na to środków finansowych.
Przystanie żeglarskie to naprawdę dobra inwestycja, która może
cieszyć się dużą popularnością.
Przy takich portach najczęściej
znajdują się pola namiotowe, kluby
żeglarskie czy też ośrodki szkoleniowe. Żeglarstwo jest miłym spędzeniem czasu oraz ciekawym doświadczeniem. Mamy nadzieje, że
miejsce do żeglowania w Rewalu
w końcu powstanie, gdy sytuacja finansowa gminy ulegnie poprawie.
AGATA KLIMCZAK
7
STYL ŻYCIA
Deskologia, moja miłość
Czas wakacji jest wspaniałym
sposobem na aktywny wypoczynek. Kiedy za oknem wita nas
słońce, wschodzące nad morzem
i widzimy fale wzburzające białą
pianę, nasze serce aż rwie się
do czynu, który zabije nudę. I w tym momencie głowimy
się: „Ale jak? Co mam zrobić?”.
W odpowiedzi na to pytanie, drogi
Czytelniku, chciałabym Ci pomóc.
Są płaskie. Zazwyczaj wykonane
z drewna lub sklejki. Mogą mieć zapięcia, papier ścierny lub być pokryte woskiem. Chodzi mianowicie o…
deski. Różnego typu, rozmiaru
i przeznaczenia. Moją deskologię
zacznę od surfingu, czyli niekwestionowanej królowej wszystkich
decków. Najstarsze zapiski na temat tej dyscypliny pochodzą
z XVIII wieku, z wyprawy Jamesa
Cook’a na Hawaje. Dyscyplina odrodziła się ponownie dopiero
w XX wieku za sprawą Jacka Londona w Kalifornii. Od tamtej pory organizowane są tam oficjalne zawody, a sport ten stał się pasją wielu
ludzi na całym świecie, prowadzących życie na fali. Nasz Bałtyk niestety nie oferuje zbyt dużych możliwości do uprawiania surfingu. Pomimo tego mamy na polskim wybrzeżu wiele punktów, w których
możemy oddać się „dzieciom” fali.
Pierwszym z rodzajów jest wind-surfing, czyli nic innego jak połączenie deski surfingowej z żaglem.
Za pomocą wiatru, który nas napędza, suniemy po tafli wody. Sport
ten nawet jest dyscypliną olimpijską
od 1984 roku. W Polsce mekką
„winda” jest zdecydowanie Hel. Najbliżej Rewala jest za to surf point
oddalony o 20 km, znajdujący się
w Dziwnówku. Oferuje on naukę
pod okiem doświadczonego instruktora wraz z wypożyczeniem sprzętu. Do rozpoczęcia przygody potrzebna jest jedynie umiejętność
pływania, chęć i ogromna cierpliwość, gdyż początki bywają ciężkie.
Opanowanie techniki płaskiego prowadzenia dechy po fali może zająć
sporo czasu. Jednak nieopisana radość i satysfakcja wynagradzają
cały trud włożony w treningi.
8
Dalej mamy kitesurfing. Tym razem żagiel zastępujemy latawcem,przypiętym na specjalnej
uprzęży. Technika jest porównywalna do jazdy na snowboardzie.
Na fali deska jest prowadzona
na krawędzi, podobnie jak przy jeździe na białym puchu – śniegu. Moim zdaniem kite jest o wiele trudniejszy niż wind. Przy szybkim wietrze jesteśmy w stanie osiągnąć duże prędkości. Uwierzcie mi – uczucie sunięcia po tafli wody, kontroli
nad całym osprzętowaniem, ale
przede wszystkim morska bryza we
włosach, są nie do opisania. Swoich sił w tej dyscyplinie możecie
spróbować we wspomnianym już
przeze mnie punkcie w Dziwnówku,
ale także w Rewalu na ul. Piotrowskiej 28. Gorąco zachęcam
do spróbowania swoich sił w tej
dyscyplinie, w szczególności miłośników dużej dawki adrenaliny.
Dla tych, którzy nie lubią być
mokrzy, proponuję „suchą” wersję
surfingu po asfalcie, a mianowicie
longboarding. Często mylony ze
zwykłą deskorolką, long jest dłuższy, ma przeważnie kauczukowe,
bądź gumowe koła i jest o wiele
bardziej zwrotny. Mówi się, że jest
on letnią wersją snowboardingu
i faktycznie bardzo pomaga przy
zachowaniu formy w okresie letnim. Niestety w pobliżu Rewala nie
ma możliwości zakupu ani wypożyczenia deski. Jeśli zaopatrzymy się
w takowy sprzęt przed wyjazdem
jest w naszej okolicy kilka „spotów”, które są wręcz stworzone
do uprawiania tego fantastycznego
sportu. Szczególnie polecam
ścieżkę rowerową wzdłuż ulicy Kamieńskiej. Naprawdę warto, sama
testowałam!
Wakacje to wspaniały czas, który
można spożytkować nie tylko na leżeniu plackiem na plaży i odwiedzaniu miejscowych smażalni. Mogę
zagwarantować, że aktywność fizyczna jest też formą odpoczynku,
oderwania się od codzienności
i oczyszczenia umysłu. Wierzę, że
skusi się na którąś nawet największy leniuszek. Jest to również wspaniała okazja do zawarcia nowych
znajomości, bo przecież nic tak nie
łączy ludzi jak wspólna pasja.
TEKST I FOT. ANIA PROCHERA
STYL ŻYCIA
Snowboard latem, czyli...
Bardzo modnym sportem ekstremalnym stał się wakeboarding.
Sport ten dostarcza bardzo wiele pozytywnych wrażeń, lecz czasem
może podnieść też adrenalinę. Jest to letnia alternatywa snowboardu,
którą można uprawiać nad większością zalewów i jezior, a nie tylko
w zimie na stokach.
Już wcześniej wymieniony wakeboard to sport, który powstał z połączenia surfingu, snowboardu oraz
nart wodnych. Początkowo hawajscy surferzy pływali na swoich deskach, przywiązani na sznurach
do tyłu łodzi, lecz było to bardzo
niebezpieczne. Czasem nawet
śmiałkowie pędzili za ciężarówką
jadącą wzdłuż brzegu. Dlatego
w 1985r. Tony Finn wymyślił i skonstruował „Skurfer”, który był połączeniem nart wodnych wraz z deską surfingową. Do końca dekady
Tony wypromował skurfer i tak narodził się skiboarding. Nazwa skiboarding przetrwała kilka lat, ale oficjalnie sport został nazwany wakeboardingiem. Mimo że pierwsze zawody pokazała telewizja ESPN już
w 1991r. sport nie zyskał dużej popularności ze względu na brak zainteresowania i niedopracowanie niektórych elementów. W wyglądzie
przypominał on mała deskę surfingową, która z założenia miała być
ciągnięta przez łódź i rider w pozycji stojącej miał płynąć po falach
wytwarzanych przez łódź. Ich deski
nie miały wiązań dlatego bardzo
trudno było się na takiej desce
chodź chwile utrzymać. Styl jazdy
przypominał snowboard lub skateboard tylko ze na wodzie. Już w lato zaczęto montować paski, które
polepszyły przyczepność. Był to też
początek kręcenia pierwszych trików freestylowych.
Herb O’Brien był biznesmenem
zajmującym się narciarstwem wodnym, lecz postanowił zająć się też
deskami wakeboardowymi. Jako
pierwszy stworzył deskę ukształtowaną przez ciśnienie, którą nazwał
Hyperlite. Była ona o wiele bardziej
wytrzymała oraz wygodniejsza
w prowadzeniu. Dzięki wyporności
desek riderzy mogli utrzymywać się
na tafli wody, bez potrzeby pływania i męczenia się. Pozwoliło to
na wypływanie na głębokie wody
i stało się dostępne tak naprawdę
dla każdego. Herb nadal udoskonalał swoje deski, aż doszedł do momentu, w którym riderzy mogli skręcać niemalże jak narciarze z slalomu alpejskiego. Cieńka deska z zagłębieniem pozwalała na gładkie
pokonywanie fal oraz łagodniejsze
lądowanie po ewolucjach w powietrzu. Wszystkie triki są takie same
jak na snowboardzie. Jedyną różnicą jest to, że na wakeboardzie wyskakujemy z fal lub specjalnych
skoczni, a na snowboardzie wszystko odbywa się na śniegu. W Europie jest około 300 specjalnie przygotowanych do tych ewolucji parków wodnych, w których każdy może spróbować swoich sił. Zazwyczaj
są to zalewy lub jeziora, na których
jest specjalnie przygotowany tor
z wyciągarką. Jest to o wiele bardziej opłacalne niż pływanie łódką
i ciągnięcie narciarza. Często też
przy takich obiektach znajdują się
wypożyczalnie i sklepy wakeboardowe, w których można wynająć
sobie instruktora i zobaczyć jak to
jest. W Polce jest około 15 takich
miejsc, gdzie można zawodowo
uprawiać wakeboarding. Najdłuż-
szy tor ma 1100 metrów i znajduje
się w Szczecinku.
Jeśli któs chciałby zakupić własny sprzęt może to zrobić za 7001300 zł. Żeby dobrze dobrać deskę
trzeba uwzględnić swoją wagę,
wzrost oraz rozmiar buta. Długość
deski jest bardzo ważna, bo im dłuższa deska tym większa wyporność
dzięki czemu deska jest w stanie
utrzymać większą wagę na wodzie.
Warto zwrócić też uwagę na styl pływania. Deski dzielimy na te które
mogą być używane do ewolucji i trików w parku i na te które są przeznaczone do pływania lub skakania
na falach wytwarzanych przez łódź,
skuter lub innych riderów. Podział
wynika z ich budowy, elastyczności,
rodzaju rockera, czyli krzywizny deski, która pozwala się wybić, kształtu dna oraz rodzaju finów. Aby ułatwić wybór odpowiedniej deski wakeboardowej O’Brien stworzył skalę
określającą elastyczność deski
w części centralnej, czyli w odcinku
pod i między wiązaniami, w częściach przedniej i tylnej oraz wskaźnik charakteryzujący całą deskę.
Skala jest zawarta pomiędzy liczbami -5 a +5. Maksymalna sztywność
to maksymalna elastyczność (+5).
Z wiązaniami jest łatwiejsza sprawa,
ponieważ istnieją tylko dwa typy:
otwarte i zamknięte. Jedyną różnicą
miedzy wiązaniami otwartymi, a zamkniętymi jest to, że mamy osłonięte palce oraz jest nam szybciej się
wypiąć z sprzętu po wywrotce.
Oprócz tego, że deski wakeboardowe mają bardzo specyficzny wygląd, to ważne, żeby łodzie też były
do tego dostosowane. Łodzie
do wakeboardingu mają specjalną
konstrukcję, posiadają odpowiedni
kształt kadłuba, wieżę do mocowania linki, tempomat, pomost oraz
mogą posiadać fabryczne lub dokładane zbiorniki balastowe w celu
uzyskania większej fali. Uważam, że
jest to ciekawa forma wypoczynku
nie tylko dla młodych osób, ale również dla starszego pokolenia. Nie
potrzeba wiele, aby spróbować swoich sił, a można się przy tym świetnie bawić.
TEKST FILIP MIELNIK
FOT. INTERNET
9
OBYCZAJE
Street Art w Rewalu
Co roku gdy na ulice wyłaniają
się pierwsi turyści spragnieni wakacyjnych rozrywek i przygód,
gdy wieczorami cały Rewal tętni
życiem nie mogłoby zabraknąć ludzi, którzy w ciepłe, letnie wieczory urozmaicają alejki swoimi talentami i pomysłami. Oto tylko niektórzy z nich bez których w Rewalu byłoby smutno.
Pan Śmierć
Na co dzień Tomek, dla turystów
biała śmierć z kosą w jednej ręce
i dzwonem w drugiej. Codziennie
w Rewalu rozbawia, a zarazem
straszy dzieci jak i dorosłych. Zajmuje się tym sezonowo od 2008 roku. Lubi swoją pracę, chociaż opowiada również, że nie zawsze jest
łatwo. Na pozór praca prosta i każdy mógłby się nią zająć, jednak
trzeba mieć dystans do siebie jak
i również nerwy ze stali. Rewal wybrał dlatego, że uważa, że jest to
piękne pełne życia miasto. W rolę
wczuwa się bardzo spontanicznie.
Nie planuje tego co będzie dzisiaj
robił, mówił czy też jak ma się zachować by przyciągnąć do siebie
innych ludzi. Zapytany dlaczego
akurat śmierć, a nie na przykład
anioł odpowiedział nam „(...) Bo
Anioł się nie sprzedaje”. Turystów
bardziej przyciąga przerażająca po-
10
stać śmierci niż miły, spokojny i łagodny anioł. To właśnie ze śmiercią
chcemy mieć pamiątkowe zdjęcie
czy też pośmiać się jak zostaliśmy
przestraszeni. Każdy, kto chciałby
spotkać naszą rewalską śmierć
na ulicach, na pewno jej nie przeoczy! Będzie dotrzymywać nam towarzystwa przez całe wakacje!
Pan Balonikarz
Dla naszych najmniejszych turystów też się coś znajdzie! Przyciąga
swoim wesołym kostiumem oraz humorem. Dzieci ustawiają się w kolejce i podziwiają w jaki sposób ten
na kolorowo ubrany Pan robi cuda
ze zwykłego balonika. Zachwyceni,
dodając do tego swoją własną wyobraźnię stwarzają w Rewalu wręcz
magiczny świat. Lecz jestem pewna,
że nie tylko mali patrzą na to z podziwem i radością w oczach. Każdy
może pozazdrościć temu Panu tak
ciekawej, na pewno niełatwej umiejętności oraz codziennego sprawiania tyle uśmiechu i radości dzieciom.
Moon
Na ulicach w Rewalu można także
spotkać świetny i utalentowany zespół! Nazywają się „Moon” i każdymi
wieczorami odwiedzają miasta
na wybrzeżu, by umilić ciepłe wieczory. W skład wchodzą Krystian,
Kamil, Łukasz oraz Rafał. Jeśli chodzi o gatunek muzyki jest on całkiem
przemieszany. Możemy usłyszeć
rocka, reggae, a nawet bardzo dobrze wykonany Freestyle zaliczany
do hip-hopu. Każdy z nich za dnia
pracuje normalnie, a wieczorami
spotykają się, by znów mogło połączyć ich wspólne granie i śpiewanie.
Zespół powstał rok temu, ale już
wcześniej byli związani z muzyką.
Mieszkają
w
Trzebiatowie.
Poza występowaniem na ulicach
w wakacje grają również różne koncerty. Jednak mimo wszystko najlepiej gra im się w Rewalu. Pełno miłych turystów, którzy lubią się bawić
przy ich „ulicznych pokazach”. Pieniądze zarobione wydają na swój
sprzęt, by móc dalej się rozwijać.
Każdy z nich ma różną osobowość,
co nadaje ich przyjaźni oraz „Moon”
magii. Nie da się przejść obok bez
nawet chwili zatrzymania i wsłuchania się, czy też przejścia tanecznym
krokiem przy tak wspaniałej muzyce,
którą tworzą. Ich występy możecie
podziwiać na głównym placu, przy
wielorybach a naprawdę jest warto.
Takich artystów codziennie jest
naprawdę wielu. Warto zatrzymać
się na chwilę i zainteresować się
tym, co robią, bo w końcu robią to
dla nas.
TEKST I FOT. AGATA KLIMCZAK
OBYCZAJE
Nikt nie zwraca na nich szczególnej uwagi. Nikt nie próbuje wziąć od nich
autografu. Nikt nie wie jak się nazywają, ani ile mają lat. Nikt włącznie ze mną.
Zwykli niezwykli
Jedyne, co rzuciło mi się w oczy
to serdeczne, nieco zawadiackie
uśmiechy na ich twarzach. Obstawiłem, że Jasiek i Paulina mają ok. 17
lat. Skucha! Mają po 14 lat. Przyjechali do Rewala z Zielonej Góry,
gdzie uczą się w gimnazjum w klasie aktorsko – dziennikarskiej. Zakładałem, że są zakochani. Znów
skucha! To tylko przyjaciele, poznali się wiele lat temu. „No to nici z historii o młodzieńczej miłości” – pomyślałem. Na wywiad zgodzili się
bez chwili zwłoki i nie miało to
związku z galaretką owocową, którą im zaproponowałem. Jasiek jest
młodym gitarzystą, grał w zespole,
chce jechać na Woodstock i żyje
muzyką. Zaimponował mi frywolnością umysłu. Nie zastanawia się
nad swoją przyszłością, a na pytanie o siebie za 20 lat odpowiada, że
„będzie jaki będzie”. Paulina to
prawdziwa altruistka. Marzy o zostaniu psychologiem jak jej brat, ale
nie dla pieniędzy czy sławy. Pragnie pomagać ludziom radzić sobie
z problemami. „Chciałabym pomagać ludziom z uzależnieniami i problemami osobowościowymi”. Twierdzi, że jej największym autorytetem
jest jej nauczyciel języka polskiego.
„Potrafi pomóc każdemu, kto tego
potrzebuje”.
Musiałem jednak porozmawiać
o historiach miłosnych – w końcu
na to właśnie liczyłem. „Dziewczyna
to tylko niepotrzebny ciężar, pomóc
i pogadać ze mną mogą moi koledzy”- twierdzi prześmiewczo Jasiek,
zaprzeczając samemu sobie parę
zdań później: „Na pewno kiedyś będę ją miał”. Paula z groźbą w głosie
oskarżyła go o plecenie bredni.
Uważa, że bez drugiej osoby nie mogłaby funkcjonować, co wpisuje się
w jej osobowość „dobrej duszyczki”.
Wyzwanie, które przed sobą postawiłem, to znaleźć coś ciekawego, w pierwszym człowieku, którego
spotkam na placu przed redakcją.
Czy Jasiek i Paulina byli ciekawi?
Moim zdaniem tak. Byli niesamowicie kontrastującą ze sobą parą charakterów i osobowości. Każde
z nich ma swój światopogląd, który
całkowicie się różni, a jednak jedno
i drugie uwielbia spędzać ze sobą
czas. Co więcej, oboje nie mieli
żadnych obiekcji przed udaniem się
z obcym człowiekiem na wywiad.
Nawet mimo tego, że ich galaretkę
zjadł zachłanny fotograf.
Chciałem sobie udowodnić tym
eksperymentem, że ludzie wcale
nie są na siebie zamknięci i wystarczy odrobina chęci i sympatyczne
nastawienie, żeby zdobyć całkowi-
cie nowe i niepowtarzalne znajomości. Każdy z nas po wielokroć zastanawiał się: „Co by było jakbym
zagadał?”. Ja przekonałem się, że
nic. Co więcej, uświadomiłem sobie, że za każdym stoi historia. Dopiero taki test otwiera oczy na to jak
wiele jest ludzkich historii i doświadczeń, i że każdy z tych „szaraczków”, których mijamy na ulicy ma
za sobą życie, które mogło być tak
samo, albo bardziej pasjonujące
od naszego. Aktor, alpinista, chłopak, który oświadczył się swojej żonie na szczycie Kilimandżaro, kierowca wyścigowy, dziennikarz.
Rozglądając się po ulicy, próbuję
dostosować historie do przechodniów. Poszukiwacz przygód, weteran wojny, rybak, pisarz. Łatwiej byłoby gdybyśmy nosili ze sobą tabliczki: „Moja historia cię porwie”
lub: „Mam Ci coś ciekawego do powiedzenia”. Z drugiej strony, wtedy
pozbylibyśmy się elementu zaskoczenia oraz ciekawości, które przecież są źródłem dreszczyku emocji
podczas zawierania nowej znajomości. Warto czasem kogoś zaczepić. Może znajdziecie najlepszego
przyjaciela, albo historię wartą uwagi każdego człowieka.
Paulina i Jasiek nie mieli problemu, żeby opowiedzieć dziennikarzom Rewalacji swoją historię.
MICHAŁ SĘTKOWSKI.
Fot. Konrad Herman
11
OBYCZAJE
Hipokryzja w odchudzaniu
Marzenie
stają ćwiczyć, zaczynają jeść. Waga stopniowo wzrasta. Jeden kilogram więcej to jeszcze nie koniec
świata. Często jest tłumaczony
cięższym ubraniem, które akurat
mamy na sobie albo butami
na grubszej podeszwie niż te
sprzed tygodnia. Mamy tutaj
do czynienia z efektem jo-jo.
Wszystko zaczyna się od postanowień noworocznych. Prawie każdy z nas obiecuje sobie, że w nadchodzącym roku popracuje nad lepszą sylwetką (mowa tu głównie
o kobietach). W rzeczywistości
o naszym założeniu przypominamy
sobie dopiero w okolicach maja.
Wmawiamy sobie, że jeszcze nie
jest za późno, a do wakacji dużo
czasu. W głębi duszy wiemy jednak, że gdybyśmy zabrali się za odchudzanie trzy miesiące wcześniej
efekty byłyby lepsze. Zaczyna się
kupowanie karnetów do fitness
club’ów i na siłownie, a naszym najlepszym przyjacielem stają się niskokaloryczne potrawy. Niektórym
udaje się „zrzucić”” zbędne kilogramy, a inni polegają w walce o wymarzoną sylwetkę.
Rozczarowanie
Szaleństwo
Przychodzi czerwiec i długo wyczekiwany okres wakacji. To idealny
moment, aby pochwalić się efektami swojej pracy. Jednak spacerując
ulicami jakiegokolwiek kurortu turystycznego nie sposób nie skorzystać z szerokiej oferty lokalnych restauracji czy barów. Jesteśmy przecież na wakacjach – trzeba korzystać z życia. Nagle w zapomnienie
odchodzi cały wylany na siłowni
pot. Stoisk jest wiele, a ludzka ciekawość zmusza nas do spróbowania wszystkiego. “Jeden gofr nic nie
zmieni” – typowe kłamstewko
na usprawiedliwienie swojego postępowania. Nie jest ono do końca
nie prawdą. Jeden gofr nie zaszkodzi, ale jeden gofr dziennie przez
dwa tygodnie urlopu już tak. Jeśli
jeszcze dorzucimy kebab, lody kręcone, kolorowe napoje – możemy
pożegnać się z obecną sylwetką.
Wielu młodych ludzi uwielbia spędzać letnie wieczory na plaży. Piękny zachód słońca, fajne towarzystwo, schłodzone piwo – czego
chcieć więcej? Złocisty napój w małych ilościach jest nie szkodliwy, ale
kufel towarzyszący każdemu posiłkowi przybliża nas do tak zwanego
„piwnego brzuszka”. To zjawisko
najczęściej można dostrzec u męż-
12
FOT.
JĘDRZEJ BRZOZOWSKI
czyzn. Nie mam w tym artykule
na celu naśmiewać się z
kogokolwiek, czy urazić tym, co napisałam. Nie chcę żebyście brali
moją twórczość w stu procentach
(kolokwialnie mówiąc) „na serio”.
Wielu ludziom wydaję się, że jeśli
dotarli do celu (tu: wymarzonej sylwetki) nie muszą już nic robić. Prze-
Po wakacjach zostały nam cudowne wspomnienia i satysfakcja
ze sprawdzenia każdego baru przy
np. rewalskim deptaku. Niestety
waga wróciła. Stajemy przed lustrem i znowu nie jesteśmy zadowoleni z tego jak wyglądamy. Czyja
to wina? Odpowiedź jest chyba prosta. Kupujemy kolejne karnety
na siłownie, wszystkie słodycze znikają z naszych kuchni. Pojawia się
jednak problem – święta Bożego
Narodzenia. To okres stworzony,
żeby jeść. Nikt nie ma wyrzutów sumienia, że pochłania gigantyczne
ilości smakołyków. Dlaczego? Bo
przecież inni też tak robią. Poza tym
zbliża się Nowy Rok – idealny moment, żeby zacząć nowe, zdrowsze
życie. Idealny czas, żeby zrzucić
zbędne kilogramy i wrócić do zadawalającej nas wagi. Chyba nie muszę pisać, jak to się kończy...
JAGODA WOLAS
FOT.
JAGODA WOLAS
OBYCZAJE
Praca w wakacje
Jak wiadomo coraz częściej młode osoby, w okresie wakacji chcą
sobie dorobić. Niestety jako osoby
nieletnie, nieobeznane z prawem
pracy godzą się na zatrudniane
„na czarno”. Oznacza to, że ich pracodawca nie płaci za nich podatków
i tym samym w razie jakiegoś wypadku dany pracownik nie ma
ubezpieczenia. Każda osoba, która
nie ukończyła 17. roku życia jest
uważana za osobę nieletnią. Ich zatrudnienie obwarowane jest przepisami prawnymi pracy.
Dla zainteresowanych
Najpopularniejszym zajęciem,
które jest podejmowane przez młodych jest rozdawanie ulotek. Nie jest
to praca przyjemna, ponieważ przechodnie nie chcą kolejnych broszur,
ale trzeba przyznać, że nie jest ona
też zbyt trudna w wykonywaniu.
Stawka jaką możemy dostać za godzinę to 5-8 zł. Jest to nie wiele, ale
to zawsze coś. Drugą pozycje zajmuje zbieranie owoców, jest to praca za którą możemy dostać 200300 zł tygodniowo. Jednak stawka
nie jest liczona za godzinę tylko
na ilość zebranych owoców, najczęściej w kilogramach. Pracodawcy są
też skłonni do podwyższania stawek
w zależności od wytrzymałości
i szybkości pracy. Zdecydowanie
najbardziej opłacalną pracą sezonową ale też najtrudniejszą do znalezienia jest pomoc kuchenna. Najłatwiej taką pracę dostać w turystycznych miejscowościach, bo w dużych
miastach są one okupywane przez
studentów, którzy pomiędzy sesjami
chcą sobie dorobić. Pracodawcy
zaś wolą zatrudnić osoby nieco starsze, zakładając, że są one bardziej
odpowiedzialne. Stawki wahają się
między 1000, a 1600 zł na miesiąc.
Jedną z funkcji jest rozwożenie pizzy, lecz wymagane jest wtedy prawo
jazdy na motorower-tzn. AM, czyli
pojazd do 50cm. Czasem zdarzy się
pracować na zmywaku, lecz zawsze
można wynegocjować warunki
z pracodawcą. Jednakże osoby,
które nie ukończyły 18. roku życia
nie mogą pracować jako kelnerzy,
ponieważ mogą mieć oni kontakt
Paulina i Aneta są szczęśliwe, że znalazły pracę na czas wakacji.
FOT. FILIP MIELNIK
z alkoholem. Bardzo pospolitym zajęciem stała się również opieka nad
zwierzętami. Wymaga to jednak dużej ilości czasu i większego zaangażowania, lecz można zarobić przy
tygodniowej opiece zwierzątkiem
nawet 300 zł. Najwięcej ofert tego
typu jest w wakacje kiedy wszyscy
właściciele swoich pupili wyjeżdżają
i nie mają co zrobić ze swoimi słodziakami.
To się opłaca!
Jedynym korporacyjnym pracodawcą, który umożliwia młodzieży
pomiędzy 16 a 18 rokiem życia pracę zarobkową jest McDonald’s.
Na 338 lokali ponad 200 zarządzanych jest przez prywatnych przedsiębiorców. Dlatego jest o wiele łatwiej się skontaktować z takim pracodawcą. Gdy się już ktoś załapie
na taką prace to wynagrodzenie
wynosi 10-12 zł za godzinę, co
w połączeniu z umową daje na-
prawdę dobrą i stałą pracę. Każdy
pracownik raz na pół roku poddawany jest ocenie pracy. Brane są
wtedy pod uwagę jego nabyte
umiejętności, osiągnięcia i wyniki.
W przypadku pozytywnej oceny kierownik restauracji może zwiększyć
ustaloną początkową stawkę.
Problemy ze znalezieniem pracy
dla młodych wynikają głównie z popularności wakacyjnych prac i faktu, że zamiast nieletniego można za tą samą stawkę zatrudnić studenta, z którym nie ma aż tylu problemów natury prawnej. Poza tym,
część pracodawców jest nauczona doświadczeniem takim, że nieletni niekiedy nie są jeszcze na tyle
odpowiedzialni i rezygnują z pracy
z dnia na dzień bez podawania
przyczyny! Warto jednak zawsze
próbować i rozważyć wszelkie alternatywy. Może jednak dla nieletniego z zapałem coś się znajdzie…
FILIP MIELNIK
13
SPOŁECZEŃSTWO
Smoki i tribale
Lato sprzyja szaleństwu, więc
młodzi ludzie często decydują się
na zrobienie sobie tatuażu. Spontaniczne decyzje czasem mają katastrofalne skutki i plażę zalewają wizerunki niekształtnych smoków,
kwiatów i łacińskich mądrości. Jak
nie paść ofiarą tatuażysty amatora?
Jak ustrzec się przed pamiątką-koszmarem?
Przede wszystkim trzeba pamiętać, że tatuaż zostanie nam do końca
życia. Istnieje możliwość laserowego
usunięcia ozdoby, jednak koszt takiego zabiegu znacznie przewyższa
cenę wykonania tatuażu. Ponadto
zabieg ten jest bardzo bolesny i nie
gwarantuje, że na skórze nie zostaną
przebarwienia. Należy też dobrze
przemyśleć, gdzie chcemy mieć tatuaż. Zwłaszcza młodzi ludzie powinni
unikać tatuowania miejsc, które często są widoczne np. przedramion,
dłoni, czy twarzy. Pracodawcy niestety zwracają uwagę na tego typu
cechy i wymarzony wzór może stać
się przyczyną problemów w znalezieniu pracy.
W wielu letniskowych miejscowościach możemy spotkać salony tatuażu, ale nie wszystkie warte są uwagi. Najważniejszą kwestią jest czystość studia i higiena pracy artystów.
Jeśli mamy jakiekolwiek zastrzeżenia co do tych kwestii, najlepiej od razu podziękować za współpracę.
Trzeba pamiętać, że niesterylne warunki mogą mieć poważne konsekwencje dla naszego zdrowia. Niehigieniczne wykonanie tatuażu może
skutkować choćby zarażeniem się
wirusem HIV lub tężcem. Przychodząc do prestiżowego studia, nie liczmy na zapisanie nas na bliski termin.
Zapisy do cenionych tatuażystów
często sięgają nawet pół roku
w przód. Warto poczytać w Internecie opinie na temat artystów z kon-
14
kretnego studia, zapoznać się z ich
pracami i dopiero wtedy podjąć decyzję. Nieznane miejsca, o miernej reputacji – omijać szerokim łukiem!
Obecnie standardem jest wybieranie własnego wzoru tatuażu. Jeśli tatuażysta chce, żebyście za swój projekt dodatkowo dopłacali, poszukajcie innego studia. Renomowani artyści nie chcą kopiować czyichś prac
lub wzorów z Internetu. Nie wybierajcie tatuażu z katalogu, bo skończycie
z taką samą różą, jak dziesiątki osób
RYS. PIOTR RAJCZYK
przed wami. Tatuaż nie musi mieć
głębokiej ideologii, ale nie powinien
być tylko bezsensownym wzorkiem
(motyw tribalu). Tatuażysta powinien
wam doradzić, co będzie dobrze wyglądało, potem przygotować projekt
i wam go zaprezentować. Często
szkic tatuażu widzi się dopiero tuż
przed sesją, jednak nie musicie się
martwić – jeśli cokolwiek wam się nie
spodoba, możecie dokonać poprawek. Zdecydowanie odradzam tatuowanie sobie imienia partnera,
szczególnie po letnich przygodach
miłosnych. Jedna jedyna Jolka z promenady może okazać się wcale nie
tą jedyną, a jej imię na ręce stanie się
niezręcznym wspomnieniem lata.
Wiele osób robi sobie tatuaż tuż
przed letnim wyjazdem, aby pokazać
się z nim na plaży, ale nie jest to rozsądna decyzja. Zacznijmy od tego,
że gojenie wytatuowanej skory zajmuje dużo czasu. „Podstawowe” zasklepianie rany trwa zwykle parę dni,
ale dopiero po okołu pół roku tatuaż
można uznać za w pełni wygojony.
Świeżo wykonanej ozdoby nie można wystawiać na słońce, bo proces
gojenia się przeciągnie, a kolory mogą się zmienić. Wytatuowani ludzie
nie powinni przesadzać z kąpielami
słonecznymi nawet, gdy ich tatuaże
wygoją się całkowicie. Warto stosować kremy do opalania z filtrem 50
SPF.
Tatuaże mogą być dziełami sztuki
na naszym ciele, ale trzeba zadbać
zarówno o profesjonalne wykonanie,
jak i o odpowiednią pielęgnację. Wybierając wzór i miejsce wykonania,
zapomnijmy o kierowaniu się chęcią
zaimponowania innym. Zastanówmy
się, co naprawdę chcemy mieć
na skórze przez całe życie, żeby
uniknąć wstydu i bolesnego usuwania.
Jeśli koniecznie marzy wam się tatuaż na wakacje, zafundujcie sobie
wzór z henny. Jednak nawet w takim
wypadku trzeba uważać. Na stanowiskach oferujących tego typu usługi
zamiast naturalnej henny, stosuje się
często czarną hennę, opartą na bazie parafenylenodiaminy (PPD), która powoduje uczulenia, podrażnienia
skóry, a nawet ropiejące rany. Dlatego zamiast korzystać ze straganowych usług bezpieczniej udać się
do kosmetyczki. Naturalna henna
jest dla naszego zdrowia absolutnie
bezpieczna i tego typu pamiątka
z wakacji utrzyma się na skórze
przez parę tygodni, by zniknąć wraz
z ostatnimi dniami lata.
PAULA POLICEWICZ
SPOŁECZEŃSTWO
Co morze wyrzuca na brzeg?
Powszechnie panuje przekonanie, że dotarliśmy już wszędzie.
– ludzka stopa stanęła na szczycie
Mount Everestu i obu biegunach,
skatalogowaliśmy najmniejsze nawet wysepki.
Czy istnieje jeszcze namacalny,
nieznany, wartościowy poznawczo
cel?
W czasie gdy austriacki skoczekFelix Baumgartner pokonuje barierę
dźwięku, my zaczytujemy się w starych opowieściach o mitycznej krainie- Atlantydzie. Wielka woda
w swej nieskończoności stawia
ludzkość w pełnej mobilizacji i jakby
tego było mało staje się obiektem
westchnień wielu artystów. I tak jak
Luc Besson w „Wielkim Błękicie”,
nie potraktował wody jako podstawy wszystkich życiodajnych systemów, skupiając się nieco bardziej
na pierwotności i naszej miłości
do wciąż jeszcze nieodkrytego,
dziewiczego świata, tak my badamy, szukamy, nurkujemy.
Szacunkowo 80% bioróżnorodności świata żyje w morzach i oce-
RYS. PIOTR RAJCZYK
anach- spora część jest jeszcze nie
odkryta. Co pewien czas, światem
wstrząsa informacja o jakimś osobliwym zjawisku wyrzuconym
na brzeg przez morskie fale. To właśnie w miejscu zetknięcia się wody
z lądem mamy okazję obserwować
coraz to barwniejsze osobniki. I tak
z dnia na dzień dochodzę do wniosku, że przyroda bywa równie, lub
nawet bardziej, kreatywna niż ludzka wyobraźnia.
Rozmiary najmniejszych gatunków nie przekraczają kilku centymetrów, a największe osiągają nawet kilka metrów długości. Wstęgor
królewski, połykacz, wampirzyca
oraz nitkodziobak to tylko niektóre
„potwory z głębin”. Ups… Zapomniałam o świecącej kałamarnicy!
Z kolei bałtyckie fale szczególnie
upodobały sobie foki i morświny.
Na szczęście od 2010 roku funcjonuje Błękitny Patrol WWF. Wolontariusze mieszkający nad brzegiem
Morza Bałtyckiego, patrolują całe
Wybrzeże. W samym 2011 roku
w Rewalu znaleziono trzy martwe
ssaki morskie. Ze wszystkich nadmorskich gmin, Rewal zamówił najwięcej tablic w WWF na temat
ochrony fok i morświnów. Szacuje
się, że dziś w Morzu Bałtyckim żyje
około 100 morświnów i każdy
z nich, w większym lub mniejszym
stopniu, potrzebuje naszej pomocy.
A
zatem
niczym
Hemingway’owski bohater, Santiago wypłynęliśmy na połów i zwyczajnie... czekamy. Zresztą mając w pamięci wytrwałość i determinację Kubańczyka,
o przyszłość naszych, morskich odkryć, powinniśmy być spokojni.
ANIELA JANOWSKA
Nowoczesny plażing
Jeszcze nie tak dawno temu nasze plażowanie miało zupełnie inną
formę niż obecnie. Zaraz, zaraz...
jak to, pewnie się zastanowisz, drogi Czytelniku. Bierzemy przecież
koce, ręczniki, kanapki, coś do rozrywki. Ale czy to samo co kiedyś?
Gazeta? Krzyżówki? Ulubiona
książka? Te przeżytki poszły dawno w ciemny kąt zapomnienia. Teraz naszymi ulubionymi towarzyszami opalania się przy szumie fal
jest – co nikogo nie dziwi – telefon,
czy też idąc za trendem – smartfon.
Sprawdzamy pogodę, najnowsze
wiadomości, kursy giełdowe, populację żyraf w Ugandzie, podglądamy co słychać u naszych znajomych na portalach społecznościowych, sami dodając masę zdjęć,
chełpiąc się tym, jak to ładnie smażymy się na słoneczku. Dodatkowo
nasze cudeńka pozwalają nam obliczyć ile powinniśmy się opalać, co
ile powinniśmy pić wodę, aby się
nie odwodnić. Nasza przyjemność
została, dzięki nowoczesnej technologii, sprowadzona do wypoczynku algorytmicznie perfekcyjnego. Ale w zasadzie... po co plażować na plaży? Rynek aplikacji
urządzeń mobilnych ma na tyle bogatą ofertę, że, o zgrozo, wolimy
coraz częściej sobie leniuchować
na plaży zapatrzeni w maleńki
ekran naszego urządzenia. Chociaż także i większy. Nie boimy się
także zabierać tabletów. Zwłaszcza, że te gadżety, mają... własne
gadżety. Już za kwotę około 300 zł
możemy kupić ładowarkę słoneczną w trosce o energię naszego
przyjaciela. Także możemy zabrać
go nad wodę, sprawiając mu wodoodporną kamizelkę ratunkową! Możemy popisać ze znajomymi albo
zachwycić rodzinę pięknymi zdjęciami, korzystając z Internetu, jednocześnie będąc w morskiej toni
po szyję.
Czy to jest dobry kierunek w naszym nadmorskim wypoczynku?
Nie sądzę, że do końca tak. Zostawmy naszych elektronicznych
przyjaciół w domu. Choćby w plecaku. Zajmijmy się tym, co w plażowaniu jest najważniejsze! Smażenie
się na słońcu, aktywny wypoczynek
i kąpiele morskie!
Jednakże technika jest też przychylna osobom, które wolą sobie
poleżeć na plaży rozpływając się
podczas czytania swojej ulubionej
książki. Dzięki rozwijającej się technologii e-papieru możemy kupić
czytnik e-booków. To niewielkie
urządzenie może pomieścić imponującą liczbę aż 2500 książek, więc
nasze lęki o szukanie kolejnej części ulubionej serii całkowicie znikają.
Teraz będzie trzeba się obawiać,
czy przez zaczytanie nie spalimy
się na węgiel...
KONRAD HERMAN
15
PODRÓŻE
Ucieczka do innego świata
Nad morzem byłem w Berlinie
Rewalu! O, piękny Rewalu! Cóż byśmy bez ciebie zrobili! Zalety tego
miejsca można wymieniać bez końca. Dla każdego coś dobrego. „Plażing”, „smażing” dla tych opalających się z własnej nieprzymuszonej
woli. Park miniatur, ruiny kościoła itp. dla tych, którzy smażą się z doskoku. Za to dla tych przypalonych przy okazji jest wiele atrakcji dookoła gminy, która jest dla nich ostoją wśród morza punktów docelowych
do zwiedzania.
Co więc można zobaczyć poza
pięknym Rewalem? Jest oczywiście
dość blisko Kołobrzeg (do 50 minut
samochodem), Szczecin (1,5 godziny), Międzyzdroje (50 minut). Jednak, czy to nie jest oklepane? Czy
wszyscy, będąc na wakacjach w Rewalu, nie jadą tam na wycieczkę?
Bądźmy oryginalni i udajmy się gdzie
indziej. Ja mogę zaproponować i polecić dwa miejsca. Są one piękne,
ciekawe, a co najważniejsze – nie są
daleko, a na pewno urozmaicą pobyt
nad morzem i spokojnie można pojechać tam na jeden dzień. Drużyna B
– Berlin i Bornholm.
Duńska wyspa Bornholm powierzchniowo jest trochę większa
od Warszawy. Poza stolicą, portowym miastem Ronne, znajduje się
tam siedem innych miasteczek. Jednak administracyjnie wyspa ta stano-
16
wi gminę. 135 km od Danii, 88 km
od Niemiec, 37 km od Szwecji
i 100 km od Polski. Plamka na Bałtyku. Plamka, ale nie byle jaka! Atrakcyjna z miejscami wartymi zobaczenia przez podróżników. Już nie
wspomnę o widokach. Bornholm nazywany jest „Majorką Północy” oraz
„Perłą Bałtyku” ze względu na swój
łagodny klimat i posiada takie rzeczy
jak: okazałe klify, ogromne lasy (trzecie pod względem wielkości w Danii),
wielokilometrowe plaże, łagodne kąpieliska. Przez całe lato odbywają się
tu też koncerty muzyki poważnej, jazzowej, rockowej oraz festyny i pchle
targi. Jak na razie wymieniłam atrakcje, które równie dobrze możemy zobaczyć tu, w Rewalu. Dlaczego więc
Bornholm jest wart zobaczenia?
Przede wszystkim dzięki niecodziennej atmosferze. Wyspa nie jest wiel-
ka, ale nie czujemy się przytłoczeni
nadmiarem tłumów. Atrakcyjna przyroda, pyszna kuchnia, życzliwość
miejscowych (uśmiechy i pozdrowienia są tu normą) oraz ciekawe tradycje intensywnie zachęcają do przyjechania tu chociaż na jeden dzień.
Kuchnia bornholmska oferuje naprawdę ciekawe smaki. Od ryb
w różnych formach (wędzone, smażone, w sosach itd.) i owoców morza,
przez sery po napoje alkoholowe (piwa, wina). Najedzeni możemy zwiedzać. Największą atrakcją są ruiny
trzynastowiecznego zamku średniowiecznego Hammershus, który jest
największym tego typu obiektem
w północnej Europie. Ciekawe są też
cztery okrągłe kościoły – rotundy
(również średniowieczne). Mówi się,
że nadal skrywają w sobie skarby
templariuszy. Jeśli chodzi o przyrodę, to warto zobaczyć formacje skalne, nazywane Świętymi Skałami
(Helligdomsklipperne). Na wyspie
również zainwestowano w multimedialne centrum przyrodnicze NaturBornholm, dostosowane zarówno dla
starszych, jak i dla tych młodszych.
Na Bornholm można dostać się
promem ze Świnoujścia (oferta całoroczna) lub Kołobrzegu (oferta sezonowa). Ceny w obydwie strony wynoszą do 190 zł dla osoby dorosłej,
a do 70 zł dla dziecka (do lat 7).
W ofercie kołobrzeskiej dzieci do lat
4 mogą płynąć promem za darmo.
Bilet rodzinny – dwoje dorosłych,
dzieci od 4-12 lat; cena za 1 osobę
– do 170 zł. Opłata za przewóz roweru (również w obydwie strony)
do 50 zł. Biura podróży organizują
też wycieczki grupowe (do 160 zł
za osobę).
Wir erreichen jetzt zu Berlin
– chciałoby się powiedzieć. Berlin,
stolica Niemiec, jako wielokulturowe,
nowoczesne i wciąż rozwijające się
miejsce oczarowuje zawsze. Mną
osobiście zawładnęła miłość do tego
miasta. Niekoniecznie do Cerrywurst
czy rozbudowanej komunikacji miejskiej, ale konkretnie do atmosfery
wielokulturowości. Ulice tętnią życiem i za każdym razem odkrywa się
PODRÓŻE
coś nowego. Nudzić się nie można.
Zgubić za to na pewno, ale zawsze
ktoś chętnie nam pomoże. Najlepiej
pytać taksówkarzy, ale przypadkowi
ludzie na ulicach też często z chęcią
wskażą nam drogę.
Powierzchnia Berlina jest blisko
o dwadzieścia jeden razy większa
od powierzchni Gminy Rewal. Morza
co prawda nie ma, ale są plaże. Poza sztandarowymi miejscami takimi
jak Reichstag czy Brama Brandenburska, warto zobaczyć np. fragmenty muru berlińskiego z miejscami
upamiętniającymi osoby, które próbowały się przedostać na drugą stronę albo Muzeum Holocaustu, robiące naprawdę wielkie wrażenie. Ale
oczywiście nie ma jedynie miejsc
wpędzających nas w depresję. Muzeum Pergamonu z oryginalnymi
fragmentami babilońskich budowli,
Muzeum Techniki z wielkimi salami
zapełnionymi np. samymi pociągami,
zachwycające ZOO, Checkpoint
Charlie, pałac Charlottenburg, wiele
parków, placów, sklepów. Imponującą panoramę miasta zobaczymy
z Fernsehturm. Słowem – do wyboru, do koloru.
Z Rewala do Berlina autem jest
do 3 godzin. Jeżeli chcemy wjechać
do centrum miasta, musimy posiadać plakietkę, zaświadczającą o czystości spalin. Można ją zdobyć
w urzędzie rejestracyjnym, technicznych organizacjach kontrolnych oraz
autoryzowanych warsztatach. Dotyczy to także pojazdów zagranicznych. Należy też przedłużyć dokumenty pojazdu. Plakietki kosztują
od 5 do 15 euro. Pociągiem ze
Szczecina również jedzie się do 3
godzin, z przesiadką w Angermünde.
Bilet grupowy (na 5 osób) do 30 euro, bilet indywidualny do 40 euro. Busem ze Szczecina do centrum Berlina (Alexanderplatz) dojedziemy już
za 13 euro (nie wliczając dostępnych
zniżek).
Rewal jest sam w sobie cudownym miejscem. Jednak wylegiwanie
się na plaży da się zawsze połączyć
z interesującymi, całodniowymi, satysfakcjonującymi wycieczkami. I to
nie rezygnując z urlopu nad morzem.
Po powrocie można opowiadać, że
„kiedy byłem nad morzem, byłem
w Berlinie”.
TEKST I FOT. BERENIKA BALCER
Widok z lotu ptaka
Paralotniarstwo to sport, który może być wykonywany rekreacyjnie, przy użyciu paralotni. Powstało pod koniec lat 70. XX wieku we
Francji, do Polski natomiast dotarło dziesięć lat później. Większkość
osób uprawiających ten sport nie rejestruje się ani nie zdobywa potrzebnych uprawnień, dlatego ich liczba jest trudna do oszacowania.
Sport ten najpopularniejszy jest
w kraju swojego powstania. Jest to
też fantastyczna możliwość zrobienia wielu ciekawych i inspirujących
zdjęć. Paralotniarstwo jest jednym
z najtańszych sportów lotniczych,
bo szybownictwo jest już droższe.
Wiele osób fascynuje w tym przygoda, wolność, swoboda, możliwość obejrzenia świata z lotu ptaka. Można latać na paralotni zarówno latem jak i zimą, ale latem
jest przyjemniej, ponieważ jest ciepło, jest dłuższy dzień.
Zawsze powinno się mieć ze sobą spadochron. Pięćdziesiąt metrów to minimalna wysokość przy
jakiej powinien się rozłożyć. Są
jednak przepisy, które mówią, że
jeżeli chodzi o lot nad miastem są
specjalne wymagania, np.: jeśli
jest to miasto, które ma mniej niż
25 tysięcy mnieszkańców, powinno
się latać powyżej 150 metrów.
Jeśli chce się zrobić licencję
na latanie paralotnią, można ją
uzyskać między innymi w Szczecinie. Koszt dwóch kursów to przeważnie 2 000 złotych, natomiast
za egzaminy się nie płaci. Koszty
paralotni wachają sie między 3 800
złotych a 8 000 złotych. Póżniej
dochodzą jeszcze koszty paliwa
i eksploatacji. Osoby, które chciałyby pierwszy raz spróbować, powinny przelecieć się na tamdemie,
czyli na paralotni dwuosobowej,
z pilotem.
Do niedawna w Trzęsaczu również można było latać na paralotniach. Latało się tam z klifu, aczkolwiek atrakcja została zamknięta. Znaleziono tam gniazda jaskółek, które są pod ochroną.
Spadochron jest to statek powietrzny, który wykorzystując opór
powietrza do zmniejszania prędkości spadania, pozwala skoczkowi
bezpiecznie wylądować.
Spadochroniarstwo jest równie
znaną dyscypliną sprtową jak pa-
ralotniarstwo. Jest to sport młody
i wraz z doświadczeniem i zdobywanymi umiejętnościami rosła liczba dyscyplin sportu spadochronowego, są to mniędzy innymi: celność lądowania, akrobacja, formacje w swobodnym spadaniu (RW),
dyscypliny artystyczne (freestyle,
skysurfing, freeflying). Dwie pierwsze tworzą konkurencje klasyczne,
obecnie bardzo rzadko uprawiane.
Natomiast sport spadochronowy,
w którym nie sa rozgrwane żadne
zawode jest B. A. S. E. (sport polegający na skakaniu ze spadochronem z obiektów stałych, takich jak:
budynki klify anteny).
Skok tandemowy, to skok
za spadochronem pasażera (najczęściej osoby, która nie ma żadnego doświadczenia w spaochroniarstwie) razem z instruktorem,
z którym jest połączona specjalną
uprzężą. Przed takim skokiem pasażer musi przejśc krótkie 10 – 15
minutowe przeszkolenie. Skok tandemowy można wykonać z wysokości 3 000 – 4 000 metrów.
Za całe szkolenie trzeba zapłacić około 4 350 słotych, natomiast
skok tandemowy kosztuje mniej
więcej 700 złotych i trzeba do tego doliczyć (jeśli się oczywiście
chce) koszt 200 złotych za filmowanie lub robienie zdjęć przez instruktora.
JULIA KARPIŃSKA
17
SPORT
Pozostały już tylko cztery drużyny
Półfinały Mistrzostw Świata
Mecze ćwierćfinałowe już za nami, a więc na placu boju zostały tylko cztery drużyny. Walka o podium jest
już w ostatniej fazie i każda reprezentacja ma szansę na medale.
Niemcy są ekipą, która w tegoroczny mundial weszła z najmocniejszym akcentem (wraz z Holandią). Pokonując Portugalię 4: 0 bardzo dobitnie pokazali, że będą walczyć o najwyższe miejsca. Niestety
potem wyszedł największy problem
tej reprezentacji, czyli tylko jeden
napastnik, który i tak siedzi przez
większość czasu na ławce. W następnych meczach z Ghaną, USA,
Algierią i Francją strzelali kolejno 2,
1, 2 (w dogrywce), 1 gole. Tym napastnikiem jest Miroslav Klose, lecz
jego wiek (36 lat) nie pozwala już
na tyle szybkości i wytrzymałości,
w czym dodatkowo przeszkadza
trudny dla Europejczyków klimat
w Brazylii. W tym przypadku ciężar
zdobywania bramek spada na Thomasa Müllera, Mario Götzego i Mesuta Özila, lecz to nie typowi snajperzy, więc w wielu przypadkach
zamiast strzelać szukają lepiej ustawionego kolegi i podają. To również
jest jeden z problemów, ale też zaleta. W spotkaniu z Portugalią był to
wielki atut, gdyż zniszczyli defensywę przeciwników, tworząc sobie
wiele okazji, lecz z Ghaną już to
przeszkadzało. Niemieccy zawodnicy dochodzili do sytuacji strzeleckich i w ostatnim momencie odgrywali piłkę, ale to wszystko jest zasługą Pepa Guardioli, trenera Bayernu Monachium. To on zaszczepił
w tym klubie hiszpańską wersję tici-taca w niemieckim wykonaniu,
a właśnie w Bayernie gra większość
zawodników kadry Joachima Löwa.
Obrona naszych zachodnich sąsiadów też stoi na wysokim poziomie.
Podstawowi zawodnicy tej formacji
potrafią bardzo dobrze bronić dostępu do własnej bramki i strzelać
bramki. Blok defensywny strzelił już
dwie bramki, jedna i druga została
strzelona przez Mattsa Hummelsa.
W razie jakiegoś błędu, który zdarza się rezerwowym obrońcom, mają Manuela Neuera w bramce, a pokazał w spotkaniu przeciw Algierii,
iż gra na przedpolu jest jego wiel-
18
Mecz pomiędzy Brazylią a Kolumbią
Fot. Materiały prasowe FIFA
kim atutem i często działa jako
ostatni obrońca. Niemcy w spotkaniu półfinałowym z Brazylią będą
w minimalnie gorszej sytuacji psychologicznej, ponieważ na dwóch
ostatnich mundialach Niemcy przegrywali spotkania półfinałowe i kończyli mistrzostwa z brązowymi medalami.
Brazylia wygrać musi. To wiedzą
wszyscy, począwszy od kibiców
na piłkarzach kończąc. Brazylijczycy presję na swoich zawodników
wywarli wielką i to w wielu momentach ich paraliżuje, a w półfinale
może być tylko trudniej, ponieważ
zabraknie wielkiej gwiazdy, a także
dyrygenta kadry, Neymara Jr. Jego
kontuzja po starciu z Zunigą okazała się na tyle poważna, że na tym
mundialu na boisku nie wróci. I w takim momencie nawet psycholog, którego Scolari wynajął
do pomocy w pracy z drużyną, może nie pomóc. Terapeuta, który miał
sprawić (i co zresztą mu się udało,
a efekty były widoczne w spotkaniu
z Kolumbią), że ta drużyna nie będzie wyglądała jak w meczu z Chile i Chorwacją. W tym pierwszym
płakał przed karnymi Julio Cesar,
a w tym samym momencie Thiago
Silva ze łzami w oczach prosił Felipao by nie wykonywał jedenastki,
a w drugim zawodził Neymar Jr.
gdy słuchał hymnu. Nie wiadomo
kto najlepszego zawodnika tej drużyny zastąpi, bo Brazylia nie gra
jak powinna i brakuje takiego drugiego zawodnika, który potrafiłby
jednym dryblingiem, celnym podaniem lub strzałem poderwać cały
zespół. Na próżno też szukać porównań teraźniejszej Brazylii chociażby do tej sprzed lat dwunastu.
Nie tylko pod względem piłkarzy
grających, bo nie znajdzie się
gwiazd pokroju Ronaldinho, Ronaldo, Roberto Carlosa czy chociażby
Rivaldo, ale także pod względem
stylu gry. Kiedyś to był futbol pełen
radości, a teraz za dużo w tym tak-
SPORT
tyki, toporności.Wyniki to co prawda przynosi, ale Brazylia męczy kibiców swoją grą. W tym wszystkim
obrońcy przejmują taką samą rolę
jak w niemieckiej kadrze. W defensywie grają bez zarzutów i strzelać
potrafią. W 1/8 z Chile strzelił David
Luiz, a w ćwierćfinale z Kolumbią
Thiago Silva i znów David Luiz. Muszą, bo Fred nie gra jak powinien.
Jedyny zawodnik, który utrzymuje
wysoki poziom to bramkarz, Julio
Cesar.
Argentyna na sukces na mundialu czeka bardzo długo. Na pewno chcieliby wygrać w tym roku, bo
gdzie lepiej jak nie u największego
rywala? Wszyscy dookoła zgodnie
mówią, że jest to ostatnia szansa
dla Leo Messiego na sukces w reprezentacji, ponieważ jest w idealnym wieku. Więcej doświadczenia
już nie zbierze, a za cztery lata
w Rosji będzie miał powyżej 30 lat
i będzie wolniejszy. Zawodnik Barcelony jak do tej pory gra na miarę
oczekiwań. Trzykrotnie w fazie grupowej to on decydował o zwycięstwie drużyny. Z Bośnią i Hercegowiną i z Iranem jego gol dał zwycięstwo drużynie Albicelestes, a z Nigerią strzelił dwie bramki (jedną dorzucił jeszcze Rojo) i poprowadził
swoją grą Argentynę do zwycięstwa. Bardzo widoczne jest, że pod
okiem selekcjonera Alejandro Sabelli odżył. Przez wiele lat nie prezentował się tak dobrze jak w Blaugranie i nie potrafili tego zmenić tacy trenerzy jak Jose Pekerman ani
Diego Maradona. Ale Alibicelestes
to nie tylko Messi. W fazie pucharowej obudzili się jego koledzy. W 1/8
gola na wagę awansu w dogrywce
strzelił Angel di Maria, a z Belgią
w ćwierćfinale do siatki trafił Higuain. Problemem Argentyny jest
obrona. Zabaleta nie prezentuje
w obronie poziomu drużyny walczącej o złoto. Popełnia błędy i gubi
się, podobnie zresztą jak Rojo, Garay i reszta defensorów. Na domiar
złego mają najsłabszego bramkarza z drużyn półfinałowych. Sergio
Romero nie broni fatalnie, ale nigdy
nie wiadomo kiedy zdarzy mu się
błąd podobny do tego przy golu Ibiseviča dla Bośnii i Hercegowiny.
Holandia awansowała z problemami i długiej walce w ćwierćfinale
z Kostaryką. Na pokonanie rewelacji tegorocznego mundialu potrzebowali karnych. Nos trenera Louisa
van Gaala pomogł w przezwyciężeniu zmęczonych przeciwników.
Na rzuty karne wprowadził
do bramki Tima Krula, który obronił
dwie jedenastki. To postawia pytanie, kto będzie bronił w półfinale
z Argentyną. Czy dobrze broniący
przez cały turniej Jasper Cillessen,
czy bramkarz, który w karnych zatrzymał Kostarykę, Tim Krul. Młoda
obrona sprawuje się lepiej niż wszyscy zakładali, chociaż gra nie pewnie. Najpierw przeciwko Hiszpanii
Daley Blind popisał się dwoma fantastycznymi asystami, jednak już
kilka dni później było troszkę gorzej.
Australia, która nie jest drużyną
na najwyższym mundialowym poziomie, aż dwukrotnie pokonała Jaspera Cillessena. Co ciekawe wszyscy defensorzy grają lub grali
w Feyenordzie Rotterdam. Ofensywa Holendrów w fazie grupowej
straszyła rywali. Pięć bramek strzelonych Hiszpanii, trzy Australii
i dwie Chile, lecz w fazie pucharowej już tak kolorowo to nie wygląda.
Z Meksykiem wygrali w ostatnich
minutach po trafieniu Sniejdera
i karnym po faulu na Robbenie, który sam przyznał, że symulował. Dla
wymienionych dwóch, a także dla
van Persiego i Kuyta są to ostatnie
mistrzostwa, w których są w stanie
grać na najwyższym poziomie.
MACIEJ JANKOWSKI
Ciekawostki mundialowe
Trofeum, które dostaje drużyna
zwycięska, nosi nazwę Puchar
Świata FIFA i został ufundowany
w 1971 roku. Jego
wykonawcą
jest włoski
rzeźbiarz Silvio Gazzanigi. Ma wysokość
36
centymetrów,
waży około 5
kilogramów,
a odlany został
z 18-karatowego złota
przez włoską firmę jubilerską
Bertoni. Zwycięzcy dostają pozłacaną replikę, ponieważ oryginał przechowywany jest
w Zurychu w siedzibie FIFA.
Jest na nim przewidziane
miejsce na umieszczenie nazw
zwycięzców od roku 1974 do 2038.
Manuel Rosas jest osobą, którą
warto za-
pamiętać. Dnia
16.07.1930
roku
Meksykanin w 52 minucie spotkania z Chile
pokonał własnego bramkarza, Isidoro Sotę. Trzy dni póź-
niej ten sam zawodnik w spotkaniu
Meksyk-Argentyna wykorzystał rzut
karny w 42 i 65 (z dobitką) minucie.
Strzelając Angelowi Bossio, Rosas
stał się pierwszym w historii zawodnikiem, który strzelił samobója i wykorzystał rzut karny.
Na mistrzostwach
w
Niemczech
w 2006 roku Josip
Šimunić dostał trzy żółte kartki. W spotkaniu fazy
grupowej pomiędzy Chorwacją
i Australią sędzia Graham Poll z Anglii w 90 minucie pokazał drugi żółty kartonik i mimo to chorwacki defensor grał dalej. Dopiero kolejne
upomnienie już w doliczonym czasie gry skończyło się dla
niego czerwonym karto-
19
SPORT
Ciekawostki mundialowe
nikiem. Angielski arbiter już
nigdy nie poprowadził spotkania na mundialu.
Serie rzutów karnych są dla Anglików prawdziwym przekleństwem.
W meczach tej reprezentacji trzy razy o zwycięstwie musiały decydować rzuty karne, ale nigdy nie udało im w nich zwyciężyć.
Tegoroczny mundial był już dziesiątym w historii Szwajcarii. Mimo
że reprezentacja ta rozegrała już 33
spotkania i strzeliła 45 goli, to żaden z nich nie padł z rzutów karnych (podobnie jak Korea Południowa, która grała na mistrzostwach
dziewięć razy). Nie dziwi więc, że
Szwajcarzy w 2006 roku odpadli
w 1/8 finału po karnych, nie wykorzystując żadnego z nich. W całym
mundialu nie stracili gola.
W latach 1998-2002 obowiązywał w trakcie dogrywki przepis
o złotym golu (gdy jedna z drużyn
strzeli, gola mecz zostaje skończony). Skorzystały na tym przepisie jedynie drużyny Francji, Turcji,
Senegalu, a także
Korei Południowej.
W 1986 roku Irakijczyk Samir Shaker
Mahmoud po przegranym 1: 2 spotkaniu
z Belgią obrzucił niecenzuralnymi wyzwiskami i opluł Jesusa Diaza, kolumbijskiego arbitra. Za ten wybryk FIFA zawiesiła
piłkarza na rok, a on już nigdy nie
zagrał na mistrzostwach.
Spotkanie finałowe z 1990 roku
przeszło do historii jako najostrzejsze. Meksykański sędzia Edgardo
Codesal pokazał w nim dwie czerwone kartki. Jedną, jak i drugą
otrzymali zawodnicy z Argentyny: Pedro Monzon oraz Gustavo Dezotti. Czerwony kartonik
dla tego pierwszego był też pierwszą tego rodzaju karą w historii spotkań o złoto. Argentyna przegrała
ten mecz z RFN 1: 0.
Co ma wspólnego krykiet i mundial? Sir Viva Richardsa. Ten jeden
z najlepszych zawodników krykieta
w historii tego sportu (151-krotny
reprezentant Indii Zachodnich) był
20
również środkowym obrońcą w kadrze Antigui i Barbudy (pseudonim
„Byk”) w eliminacjach do mistrzostw
w 1974. Niestety Antigua i Barbuda
przegrała wszystkie cztery mecze
i straciła aż 22 bramki.
Na pierwszym w historii spotkaniu w finałach MŚ bramkarz Francji
doznał kontuzji szczęki. Zmiany nie
były wówczas dozwolone, więc
w 24 minucie w bramce musiał stanąć obrońca, Augustin Chantrel.
Puścił tylko jednego gola i mimo że
Francuzi grali w osłabieniu jednego
zawodnika zwyciężyli 4: 1. Była to
jedyna sytuacja, gdy jeden zawodnik zagrał w polu, jak i w bramce.
Rekordzistą pod względem spotkań przesiedzianych na ławce
na mundialach jest brazylijski bramkarz Castilho (18 spotkań).
Na szczęście dla niego w 1954 był
podstawowym zawodnikiem reprezentacji Canarinhos i poznał smak
gry
na
mundialu.
Na
drugim
Maskotka
tegorocznego mundialu
nazywa się Fuleco.
Przedstawia pacernika. Zwierzak
został ogłoszony najsłodszą
mundialową maskotką w historii.
miejscu w tej klasyfikacji jest Polak,
Marek Kusta, który na ławce przesiedział 17 mundialowych spotkań.
Jednym z większym pechowców
mistrzostw jest urodzony w Austra-
Puchar, który trafi w ręce zwycięskiej
drużyny. Statuetka przedstawia dwie
osoby wnoszące do góry ręce w
geście triumfu.
lii Chorwat Anthony Šerić. Na spotkanie towarzyskie pomiędzy właśnie tymi reprezentacjami dostał
powołanie do drużyn obu krajów.
Wybrał Chorwację, która ten mecz
wygrała 7:0. Pojechał z Chorwatami nawet na trzy mundiale
– w 1998 (przywiózł z niego nawet brązowy medal), 2002
i 2006 roku. Miał możliwość zagrania aż w 13 meczach, lecz ani razu
nie wystąpił. W 2006 roku do finałów dostała się też Australia. I teraz
może się tylko zastanawiać czy jakby wybrał Australię mógłby zadebiutować.
Niektórzy Polacy też zapisali się
w historii mundiali. Ernest Wilimowski jest jedynym w historii graczem,
któremu udało się w jednym meczu
czterokrotnie pokonać bramkarza
drużyny przeciwnej, a jego drużyna
mimo wszystko przegrała. W 1938
roku po dogrywce Brazylijczycy pokonali Polaków 6: 5 w spotkaniu 1/8
finału.
Robert Prosinečki jest jedynym
piłkarzem, który strzelał gole dla
dwóch reprezentacji. W 1990 roku
reprezentował Jugosławię i strzelił
gola w meczu ze Zjednoczonymi
Emiratami Arabskimi, a 8 lat później
pokonał bramkarza Jamajki, ale już
jako gracz Chorwacji.
MACIEJ JANKOWSKI
FOT MATERIAŁY PRASOWE Z INTERNETU
ROZMAITOŚCI
Adopcja to niezła opcja!
Coraz częściej możemy się spotkać z różnego rodzaju hasłami,
stronami czy też reklamami, które
promują, aby nie kupować zwierząt
z hodowli, tylko je adoptować. Zwierzęta przebywające w schronisku
wiele w swoim życiu przeżyły. Każde z nich ma inną, wzruszającą historię. Niektóre zostały porzucone
przez swoich właścicieli, inne były
przetrzymywane i traktowane w niehumanitarny sposób. Potrzebują
właściciela, który nie tylko zadba
o ich zdrowie, ale również pokocha
i zapewni poczucie bezpieczeństwa. W Internecie, gazetach możemy znaleźć ogromną ilość fundacji,
organizacji, stron internetowych jak
i drobnych ogłoszeń dotyczących
oddania pupili w dobre ręce. Najczęściej mowa o psach lub kotach.
Dlaczego adoptować, a nie kupować?
Największy problem dotyczy
zwierząt bezdomnych. Odpowiedzialność za to, co się z nimi stanie,
spoczywa na nas. Życie psów
w schroniskach ogranicza się jedynie do klatki, czy wybiegu. Nie jest
szczęśliwe. Pies, który pozostaje
w zamknięciu, staje się nadpobudliwy. Otrzymuje on jedynie pokarm,
a przecież jedzenie nie jest wyłącznym aspektem życia zwierząt! Niektórzy kupują zwierzęta domowe
tylko dlatego, by przypodobać się
otoczeniu w końcu, która celebrytka
nie ma yorka? Takie bezmyślne myślenie skazuje bezpańskie psy
na głód i cierpienie. Marzną one
na ulicach, żywią się odpadami i nie
mogą poczuć miłości. Przykry jest
fakt, iż wielu ludzi nie zdaje sobie
z tego sprawy. Niestety coraz więcej bezdomnych zwierząt po prostu
umiera z głodu lub z zimna.
W schroniskach zapewnione mają tylko wyżywienie, ale zapomina
się o opiece. Takim pieskiem czy
kotkiem najczęściej zajmują się wolontariusze, którzy przychodzą, aby
wyprowadzić te zwierzaki, lub się
z nimi pobawić. Z pewnością są to
dla nich wspaniałe momenty, bo
właśnie wtedy mogą poczuć, że są
kochane. W hodowlach życie zwierząt wygląda całkowicie inaczej.
Mają one nieustanną opiekę, są zadbane, właściciele pragną, aby
przykuwały swoim wyglądem uwagę i sprzedały się jak najlepiej. Jak
widać ta metoda się sprawdza,
gdyż działalność hodowli psów i innych zwierząt stale się poszerza,
a ich właściciele się na tym wzbogacają. Zależy im na coraz większym zysku. W hodowlach czworonogi są pod stałym okiem weterynarza, ze względu na jak najlepszy
stan fizyczny, co bardziej zachęca
klientów do kupna. Zwierzęta są
zdrowe i zaszczepione. Jest to wygodniejsze jak i łatwiejsze dla przyszłych
właścicieli.
Natomiast
w schroniskach często zdarza się,
iż opieka weterynaryjna jest na poziomie niedostatecznym. Placówki
są przepełnione, czego powodem
jest zwiększona liczba zwierząt
bezdomnych. Dlatego nie powinniśmy być obojętni wobec sytuacji
tych zwierząt. W naszych rękach
jest ich los. Nawet jeśli myślimy, że
nas to nie dotyczy, możemy wpłynąć na decyzje innych ludzi, co
z czasem stanie się moralną zasadą wśród społeczeństwa. Warto pamiętać, aby uświadomić też najmłodsze pokolenia- by również
w przyszłości bezdomne psy znalazły swojego właściciela.
TEKST I FOT. LIZA SARACOGLU
21
KULTURA
Początki muzyki elektronicznej
Syntezator będzie najlepszy
Na początku były chorały gregoriańskie. Później doszły do nich
pojedyncze instrumenty, orkiestry, zaczęła kształtować się muzyka mechaniczna. I później powstała elektronika.
Muzyka elektroniczna to ostatni
element tego dźwiękowego łańcucha. Zaczęła zdobywać popularność pod koniec lat 70-tych. Ludzi
na początku nie przekonywały eksperymentalne, nietypowe brzmienia. Dopiero rozkwit takich zespołów, jak Tangerine Dream czy Kraftwerk, a także ogromny sukces Jeana – Michela Jarre’a spowodował,
że dźwięki płynące wprost z syntezatora zaczęły przebijać się do list
przebojów.
No właśnie – czym jest syntezator? To po prostu urządzenie imitujące dźwięki instrumentów, czasami je
samogenerujące. Dzięki prostocie
wynalazku tworzenie muzyki stało
się przyjemniejsze.
W okresie, gdy w sklepach królowały kartki, a kolejki były nie tylko
wąskotorowe, jak w Rewalu, pojawiło się zjawisko już powszechne we
współczesnej muzyce, czyli sampling. Ten nieco kontrowersyjny sposób wykorzystania partii instrumentów przez innych wykonawców dawał szerokie pole do popisu – możliwych dróg interpretacji jest bardzo
wiele, przez co dźwięki stały się oryginalne, świeże. Sampling został
szybko przechwycony przez wykonawców dubstepu czy hip-hopu.
Dwie nierównoległe drogi w końcu się skrzyżują. Początek lat 80tych to fuzje dźwięków, przez co powstają zupełnie nowe gatunki – de-
biutancki album Donny Summer
uznawany jest za pierwszy krążek
techno, a w zachodniej Europie wykształcił się nietuzinkowy eurodance. Rozwój w kierunku komputerów
całkowicie poszerzył możliwości
muzyków. Wprowadzono sprzęty,
które umożliwiały różnego rodzaju
kombinacje z dźwiękiem np. synte-
mantic (Duran Duran albo Ultravox)
pełno było uczuciowych uniesień.
Jak z praktycznie każdą rzeczą,
która popularna była wśród naszych
sąsiadów, do Polski moda na elektronikę przywędrowała stosunkowo
późno. Swoich sił z syntezatorami
próbował Czesław Niemen, muzyk
ze sporym dorobkiem. Na listach
zatory, sekwencery i automaty perkusyjne.
Jak już wcześniej wspomniałam,
moda na muzykę elektroniczną
przywędrowała z Ameryki do Europy. We włoskich dyskotekach popularne stało się italo disco – kto nie
zna przebojowego Gazebo? Autorzy nowych kawałków zgrabnie łączyli warstwę liryczną wychwalającą miłość z wpadającymi w ucho,
pulsującymi beatami. Na koncertach artystów tworzących new ro-
przebojów z „Pod Papugami” czy
„Dziwny jest ten świat” z charakterystycznym, organowym początkiem,
konkurował Józef Skrzek. Jego niekonwencjonalny styl zyskał szerokie
uznanie wśród reżyserów – sporo
soundtracków z filmów zawiera piosenki tego multiinstrumentalisty. Inni, znani polscy artyści, którzy wykorzystywali syntezatory byli Marek Biliński, Bogdan Gajkowski, czyli Kapitan Nemo. Jeśli chodzi o skale
światową, to z pewnością zespoły,
które zaczynały swoją karierę właśnie na tych instrumentach, to Alphaville, Depeche Mode czy Jan
Hammer. Dziś muzyka elektroniczna jest nieodłącznym elementem
życia codziennego. Ma na całym
świecie wielu wielbicieli. Warto jednak wiedzieć, kiedy powstała i odświeżyć kawałki, które wtedy były hitami nowego gatunku muzycznego.
LIZA SARACOGLU
FOT. INETRNET
22
KULTURA
Czego nie wiemy
o muzyce elektronicznej?
Syntezatory, generatory dźwięków, komputery. Na przestrzeni ostatniego stulecia te urządzenia na stałe zagościły w naszym pojęciu jako instrumenty, spychając niejako te tradycyjne na dalszy plan. Muzyka wygenerowana za pomocą impulsów czy fal elektrycznych jest dla nas powszechna i nie budzi żadnych kontrowersji. Lecz kiedyś było zupełnie inaczej...
Idea muzyki elektronicznej jest
kontynuacją pomysłu z końca XIX wieku, który zakładał stworzenie muzyki mechanicznej – polegała ona na wytworzeniu instrumentów nie tylko samogrających,
ale także samokomponujących.
Jednakże ówczesne zaplecze technologiczne było zbyt ubogie, więc
pomysł ten nie mógł być zrealizowany. Mimo tego, nie został zapomniany. Po pół wieku od wynalezienia pierwszego, niedoskonałego
elektroinstrumentu (muzycznego
telegrafu z 1876 r.), ten raczkujący,
niesłychanie
kontrowersyjny
i awangardowy gatunek muzyki zaczął przeżywać istny rozkwit.
Lata 20. ubiegłego wieku to bardzo elektryczny czas w historii muzyki. Wtedy to właśnie powstały instrumenty, które stworzyły podwaliny pod to, czego słuchamy na co
dzień. Tak, tak, nawet komputerowo
wygenerowana perkusja może się
pochwalić, że jej rodzicami są niemal stuletnie instrumenty. Pierwszym zaprezentowanym światu pełnoprawnym takim urządzeniem był
Pianorad. Przypominał on niewielkich rozmiarów komodę, na której
„blacie” znajdowało się 25 klawiszy.
Od każdego odchodził niewielki głośnik. Generowany dźwięk był wytwarzany przez różnie ustawione
oscylatory, które emitowały kosmicznie brzmiące, sinusoidalne
dźwięki. Według niemalże identycznego schematu działało wiele innych powstałych w tamtym okresie
instrumentów. Na szczególną uwagę zasługuje jednak radziecki Theremin. Ten jako jedyny z wielu stworzonych w latach 20. ubiegłego wieku na stale zagościł w naszym muzycznym asortymencie. Jest to instrument jednogłosowy wynaleziony w 1929 roku przez Lwa Termena. Swoim brzmieniem przypomi-
Lew Termen grający na swoim
instrumencie
FOT. INTERNET
na trochę skrzypce, kobiecy głos,
piłę i gwizd. Polecam posłuchać
głównego tematu z serialu BBC
„Doctor Who” – melodia właśnie
jest wykonywana na tym instrumencie, o, jak to określił jego twórca,
nieziemskim brzmieniu.
Później w muzyce następuje
okres eksperymentalny, do którego
możemy zaliczyć przedziwne utwory na nietypowe instrumenty,
na przykład „Utwór na 12 odbiorników radiowych” Johna Cage’a. Polegało to na tym, że trzeba było „nastroić” swoje instrumenty na odpowiednią częstotliwość i włączać
oraz wyłączać je w odpowiednim
momencie zapisanym w partyturze.
Dużym skokiem było pojawienie
się i upowszechnienie taśm, na których można zapisać dźwięk. Nagrywano wtedy odgłosy przyrody, miasta, pociągów. Później taśmy te
rozwijano, a następnie z chirurgiczną precyzją były cięte i sklejane
na nowo. Mamy więc po raz pierwszy w historii do czynienia z zapętleniem muzyki (częstym zabiegiem
w muzyce klubowej, dubstep czy
techno) oraz edycją muzyczną. Nowy punkt widzenia – edycja, pętla,
wykorzystywanie nagranych odgłosów – zmienił muzykę na zawsze.
Przenosimy się teraz do lat
50. XX wieku, gdzie po raz pierwszy pojawiło się pojęcie muzyki
elektronicznej, czyli takiej w 100%
wygenerowanych za pomocą specjalnych urządzeń. Z początku termin wykorzystywany był przez
Niemców, lecz później został przeniesiony na grunt międzynarodowy. Zasada powstawania dźwięku
się nie zmieniła. Zmianie jednak
uległa technologia i sposób w jaki
to robiono. Powstawały studia muzyki elektronicznej, gdzie przy pomocy oscylatorów, generatorów,
syntezatorów, taśm i całego arsenału pomniejszego sprzętu pomocniczego powstawała muzyka. Coraz bardziej popularna. Coraz bardziej powszechna. Coraz mniej
kontrowersyjna. Nawet w Polsce
w roku 1957 pojawiło się takie studio, lecz zostało ono szybko zamknięte przez władze komunistyczne, które uznały ją za zbyt
awangardową i nieprzydatną dla
ludności.
Powszechna miniaturyzacja, powolne odchodzenie od technologii
tranzystorowej oraz ciągłe poszukiwanie nowych kierunków w muzyce
sprawiło, że już w 1970 roku urządzenia do produkcji dźwięku nie były już sporej wielkości szafy. Pojawiały się na koncertach, w studiach
nagrań. Rozpoczął się boom na instrumenty elektroniczne, które
do dziś królują na scenach. Korzystają z nich takie zespoły jak m.in.
Daft Punk czy Depeche Mode. Co
prawda część instrumentów elektronicznych została przeniesiona do przestrzeni wirtualnej, ale to
zupełnie inna historia...
KONRAD HERMAN
23
ROZRYWKA
Kino na leżakach
3 lipca miał miejsce – zgodnie
z już rewalską tradycją – seans filmowy w plenerze, znany pod nazwą „Kino na leżakach”.
W tym roku cieszyliśmy się seansem nie na plaży, ale nieopodal
Urzędu Gminy. Wprawdzie oglądanie filmu na plaży o zachodzie słońca ma swój niekwestionowany klimat, ale sam fakt projekcji na wielkim ekranie poza salą kinową ma
w sobie tyle uroku, że nie było powodów do narzekania z powodu
wyboru takiego, a nie innego miejsca.
Film „Wkręceni” to polska komedia. Produkcja jest świeżutka, bo
z 2014 roku.
Reżyserem i twórcą scenariusza
zarazem jest Piotr Wereśniak, zna-
ny z takich produkcji jak „Och, Karol
2” (za co miał nominację do Złotej
Kaczki), „Złotopolscy” czy „M jak
miłość”.
Lekka komedia jest najodpowiedniejszą pozycją na letni seans,
tak więc wybór filmu „Wkręceni” był
– patrząc obiektywnie – bardzo trafiony. Sporo jest nieprzychylnych
opinii o tym obrazie. A to, że podróba (w dodatku marna) hollywoodzkich produkcji, a to że humor
prymitywny, a to jeszcze, że słaby
przekaz...
W wielkim skrócie, fabuła filmu
opierała się na historii trzech zwolnionych pracowników fabryki samochodów, którzy lądują w małej miejscowości, gdzie zostają wzięci
za zamożnych biznesmenów z za-
granicy, a więc ich prestiż jest dość
duży.
Nasi bohaterowie powinni byli
przyznać się i wyjaśnić nieporozumienie, jakie zaszło. Ale... po co?
Któż by nie chciał być darzony takim szacunkiem i respektem z racji
swojej domniemanej pozycji społecznej? Cóż, nasi bohaterowie
chcieli tego bardzo.
W efekcie cały film jest splotem
niefortunnych wydarzeń – i śmiesznych przy okazji – w które uwikłani
są bohaterzy.
Wyszło śmiesznie, zabawnie
i lekko. Tak jak miało być.
Swoją drogą - myślę, że od lekkich z definicji komedii nie powinno
się wymagać głębszego przekazu
czy przedstawienia doktryn filozo-
Kicz w pamiątkach
Nieodłączną częścią wakacji są
podróże. Odwiedzamy nowe miejsca, poznajemy nowe kultury. Zawsze przed powrotem do domu
chcemy zabrać wraz ze sobą jakiś
przedmiot przypominający mile
spędzony czas do tak zwanej
„szarej rzeczywistości”. Wtedy
decydujemy się na kupno pamiątki. W kurortach turystycznych propozycje stoisk z przedmiotami sypią się jak z rękawa. Sprzedawcy
stosują różne zabiegi, aby sprzedać nam jakiś gadżet promujący
miasto lub okolice.
Spacerując ulicami Rewala,
przyjrzałam się pamiątkom sprzedawanym na tutejszych stoiskach.
W wielu z nich przejawiają się elementy kiczowate. Dla osób niewtajemniczonych spróbuję sprecyzować pojęcie jakim jest: „kicz”. Zacznę od tego, że to słowo bardzo
względne i może budzić kontrowersje. Tak naprawdę każdy ma własną definicję. Coś co dla jednych
jest kiczem, innym się podoba. To
zjawisko ma jednak swoje zasady,
dzięki którym łatwiej będzie nam go
zidentyfikować. Żeby nie męczyć
was naukowymi terminami (w końcu jesteśmy na wakacjach), opiszę
tylko zasady według mnie powiązane z pamiątkami. Pierwszą z nich
24
jest zasada przeciętności. Kicz nie
jest niczym orginalnym czy nowatorskim – powtarza schemat.
W przypadku pamiątek – chyba się
ze mną zgodzicie – wszystkie są
do siebie bardzo podobne, a wręcz
identyczne. Kolejną charakterystyczną cechą kiczu jest niefunkcjonalność przedmiotu. Mam tutaj
na myśli np. otwieracz do piwa
z ceramicznym wizerunkiem pirata.
Nie jest to przedmiot przydatny
w kuchni, służy bardziej „urozmaiceniu” wnętrza. Dałam: „urozmaicenie” w cudzysłów celowo. Przecież kicz nie jest niczym pięknym.
Kicz i piękno to oksymoron. Samo
słowo nie kojarzy się pozytywnie.
Nikt (z mojego otoczenia na pewno) po powrocie z wakacji nie
umieszcza pamiątki w honorowym
miejscu, w większości przypadków
zostają one wrzucone na dno szafy. Ich funkcją (chyba jedyną) jest
przypominanie cudownych chwil.
W mojej opinii królową wszystkich
zasad z zakresu kiczu jest kumulacja. Nie odnosi się to tylko
do przedmiotów, ale także mody, literatury, sztuki. W XXI większość
ludzi stawia na minimalizm, prostotę – te dwa słowa na pewno nie opisują pojęcia, jakim jest kicz. Kumulacja jest nagromadzeniem zbyt
wielkiej ilości (zbędnych) elementów. Wakacyjnym przykładem kiczowatego przedmiotu, który
pierwszy pojawia mi się przed
oczami jest drewniana szkatułka
obklejona muszelkami, brokatem,
czerwonymi wstążeczkami. Należy
tu jednak wspomnieć, że to jest tylko moja opinia. Jak wspomniałam
ROZRYWKA
ficznych albo głębi psychologicznej
postaci.
To po prostu nie jest konieczne.
A i widzowie byli bardzo zadowoleni. Podczas seansu dość często
słychać było gromkie wybuchy
śmiechu czy ciche chichoty, co
świadczy pozytywnie o wrażeniach.
Film więc podobał się, to pewne,
a i atmosfera była bardzo miła. Mimo późnej godziny i chłodnego
(mało powiedziane!) powietrza,
wszyscy byli zadowoleni i wracali
z uśmiechem na twarzy.
Sama idea oglądania filmów jest
trafionym rozwiązaniem na letnie
wieczory. Bo cóż jest przyjemniejszego od wygodnego ułożenia się
na leżakach z ulubionym jedzeniem
i oglądania filmu na wielkim ekranie, na świeżym powietrzu...?
MONIKA KOMONICKA
na początku definicja kiczu jest bardzo indywidualna. W 100% sprawdza się tu popularne powiedzenie:
„O gustach się nie dyskutuje”. Każdy ma prawo do własnego sposobu
pojmowania piękna. Kicz balansuje
na granicy tego co ładne, a tandetne. Ale tak między nami: kto
chciałby mieć taką szkatułkę
w swoim pokoju? Wydaje mi się, że
znajdzie się małe grono osób na:
„TAK”.
Podsumowując – w gromadzeniu
pamiątek nie ma nic złego. Pamiętam, jak byłam małą dziewczynką
i zawsze naciągałam rodziców
na kupno przedmiotów z każdego
miejsca, które odwiedzaliśmy w wakacje. Mówili zawsze: „Jest ci to
niepotrzebne”, „To kolejny przedmiot do zagracenia twojego pokoju,
To nawet nie jest ładne”, „Do czego
jest ci to potrzebne?”. Nigdy nie
umiałam odpowiedzieć na to pytanie. Tym argumentem zawsze wygrywali naszą mini wojnę na słowa.
Dzisiaj jestem im za to wdzięczna.
Uchronili mnie od zagracenia pokoju zbędnymi przedmiotami. Z czasem dorosłam i zrozumiałam, że
mieli rację. Kiczowate pamiątki mają wartość sentymentalną, ale nie
ma z nich żadnego pożytku.
JAGODA WOLAS
Uśmiechnij się
Dlaczego klatka piersiowa zawsze ma drobne?
– Bo żebra.
***
– Puk, puk!
– Kto tam?
– Ateista.
– Nie wierzę!
– Ja też nie.
***
Dlaczego beton nie chodzi
do pracy?
– Bo go wylali.
***
Jak nazywa się żona popa?
– Poparzona.
A jego łóżko?
– Popiełuszko.
***
Rozmawia małżeństwo:
Wiesz, nasz sąsiad dwa miesiące temu ogłuchł.
– A jak to znosi jego żona?
– Jeszcze nie zauważyła.
***
Pyta znajomy znajomego:
– Z kim jedziesz nad morze
w tym roku?
– Z żoną, dziećmi i teściową.
– Z teściową? – pyta zdziwiony.
– A niech się franca do piachu
przyzwyczaja!
***
Co robią piłkarze na drodze?
– Stoją w korkach.
***
Żona do męża:
– Kochanie, zjesz kanapkę
z pasztetem?
– Nie dziękuję, zjem w salonie.
***
Co robi terrorysta, gdy słyszy
śmieszny dowcip?
– Wybucha śmiechem.
***
Żona pyta męża:
– Kochanie, co byś zrobił, gdybym wygrała w totolotka?
– Wziąłbym połowę i się wyprowadził.
Na to żona:
– Trafiłam trójkę. Bierz 10 zł i żegnaj!
***
Na lekcji plastyki.
– Co narysowałeś Jasiu? – pyta
pani.
–
–
–
–
–
Osła i łąkę.
A gdzie łąka?
Osioł ją zjadł.
A gdzie osioł?
Najadł się i poszedł.
***
Co robi cygan na studniówce?
Kradnie poloneza.
***
Jaś chwali się kolegom, że umie
bezbłędnie odczytać czaszę słońca.
– A jak w nocy rozpoznajesz, która jest godzina? – pytają koledzy.
– Otwieram okno i głośno krzyczę. Zawsze ktoś odpowie: „Co
za debil krzyczy o drugiej w nocy?!”
***
Żona do męża przed wyjściem
na plażę:
– Chciałabym założyć coś, co zadziwi wszystkich!
– To załóż łyżwy...
***
Milioner zwiedza stary zamek,
który zamierza kupić. Po budowli
oprowadza go stary służący.
– Mówiono mi, że tu straszy...
– zagaja rozmowę milioner.
– Bzdura! Mieszkam tu od ponad
300 lat i niczego nie widziałem.
***
Student opowiada koledze wrażenia z wakacji:
– Szkoda, że tego nie widziałeś.
Jechałem na słoniu, a obok mnie
dwa lwy...
– I co dalej? Co dalej?!
– Musiałem zejść z karuzeli...
***
Do biura podróży przychodzi
klient i mówi:
– Mam 50 euro. Chciałbym za to
jakieś niedrogie wczasy, ale żeby
na miejscu była biblioteka, bilard,
basen, siłownia, sauna, a w pokoju
– telewizor, komputer i kino domowe.
– Nie ma u nas czegoś takiego.
Ale chce pan coś takiego za darmo
i do tego za granicą?
– No pewnie.
– To proszę się zgłosić
do szwedzkiego więzienia.
OPR.
JULIA KARPIŃSKA,
LIZA SARACOGLU,
STANISŁAW BRYŚ
25
ROZRYWKA
HOROSKOP
Baran (21.03 – 20.04)
Panna (24.08 – 22.09)
Muszę
powiedzieć,
szanowny Baranie,
Że coś Ci złego w przyszłości się stanie!
Unikaj blondynek i jedzenia złego,
A będzie w porządku, mój drogi kolego!
Tu rybka, tu frytki, tam
pół kotleta,
Panno moja droga!
Przydałaby się dieta!
Uważaj na kalorie, bo
Ci pękną majtasy,
Będziesz taka sama jak z Ameryki
grubasy.
Byk (21.04 – 20.05)
Komputer i tablet to cudowne rzeczy,
Lecz wcale nie lepsze
od kabaretowych skeczy,
Więc wyjdź do Rewala, rozprostuj
swe nogi,
Poznaj znajomych, pokaż swoje rogi!
Bliźnięta (21.05 – 21.06)
Każdemu w Rewalu się
to marzy,
Poznasz kogoś fajnego
na plaży,
Zakochasz się bez
reszty, na zabój, kompletnie,
Z nową osobą spędzisz tu czas
świetnie.
Rak (22.06 – 22.07)
Uważaj na zdrowie
– dobrze Ci radzę,
Bo wakacje pod pościelą Ci miną,
Strzeż się dużych deserów lodowych,
Coli i sprite’a – bo skończysz z anginą!
Lew (23.07 – 23.08)
Kupujesz za dużo
– pocztówki, przewodniki,
Lody, gofry, picie, naleśniki,
Pilnuj swych pieniędzy, bo szybko
je stracisz,
A kupno setnej muszli – oj, się nie
opłaci!
26
Waga (23.09 – 22.10)
Droga Wago! Nie będziesz żyć w nędzy.
Wkrótce
otrzymasz
mnóstwo pieniędzy!
Nie wygrasz w Totka
– nie będzie to przypadek,
Ktoś Ci po prostu zostawi duży spadek.
Skorpion (23.10 – 22.11)
Nie trzeba drogich restauracji,
Pierścionków, sukienek, wykwintnych kolacji,
Wystarczy w Rewalu przechadzka
nad morzem,
Bądź romantyczny – uwierz, pomoże!
Strzelec (23.11 – 21.12)
Drogi przyjacielu, takich jak Ty było wielu,
Co zakochać się chcieli – bo w miłości siła,
Gdy jej nie znajdziesz – się nie
martw, spokojnie,
Może się Ona wciąż nie urodziła!
Koziorożec (22.12 – 19.01)
Uważaj na Ryby – bo
rzeka skażona,
Spod znaku Ryby nie
będzie Twoja żona!
Ceń ludzi mądrych i inteligentnych,
Nie tylko takich o ciuchach nieprzeciętnych.
Wodnik (20.01 – 18.02)
Ocean miłości – westchnień co niemiara!
Każdy o Wodnika usilnie się stara,
Lecz o Wodniku wy tylko pośnicie,
Gwiazdy go widzą wyłącznie w habicie.
Ryby (19.02 – 20.03)
Leżak, parawany, wśród
nich skrzynka piwa,
Każda z Ryb szanownych jest bardzo leniwa.
Ryby, w garść się weźcie, tyle jest atrakcji,
Nie spędźcie na plaży miesięcznych wakacji!
LIZA SARACOGLU
STANISŁAW BRYŚ
ROZRYWKA
KRZYŻÓWKA
Polska jest pełna niezwykłych miejsc, które warto odwiedzić latem.
Sprawdź, ile z nich znasz!
Uwaga: dwa hasła z krzyżówki dotyczą tematów, o których piszemy w „Rewalacjach”!
1. Miasto, a także przybrzeżna wyspa należąca do Polski.
2. Tam znajduje się najdłuższa deska na świecie.
3. Miasto – gospodarz festiwalu muzyki alternatywnej
OFF Festival.
4. Jeden z popularniejszych motywów tatuaży, wywodzący się z wierzeń ludowych
5. W tym mieście znajduje się siedziba rodu Gryfitów,
Zamek Książąt Pomorskich.
6. Alternatywa dla kupowania zwierząt w hodowlach.
7. Najgłębsza i największa jaskinia w Polsce.
STANISŁAW BRYŚ
LIZA SARACOGLU
SUDOKU
6
5
3
9
3
1
8
9
4
7
9
1
3
6
1
5
6
9
8
5
4
9
2
2
8
4
5
5
7
8
9
3
8
1
1
6
6
7
4
1
8
3
4
8
2
5
8
7
27