Rewalacje - nr 1/2014
Transkrypt
Rewalacje - nr 1/2014
ISSN 1508-2776 Cena 2,50 zł Rewal, 8 - 13 lipca 2014 r. Więcej czytaj na stronie 15. RYS. PIOTR RAJCZYK ROK XVII, nr 1 (121) INFORMACJE FOT. JĘDRZEJ BRZOZOWSKI Kilka lat spędzonych w roli dziennikarza Rewalacji zmienia sposób postrzegania pracy redakcji. Strach, stres i zagubienie zamienia się miejscami z pogonią za sukcesem i zapamiętaniem. W tym roku nie chcemy już „jakoś” złożyć „dobrego” numeru. Tym razem czujemy się w obowiązku oddać w ręce czytelników solidne, intrygujące – słowem – wyjątkowe wydanie. „Rewalacje” już na stałe goszczą w Rewalu. Każdy wie czym są, o czym są i dlaczego są. To zadaniem naszej redakcji jest udowodnić zarówno mieszkańcom, jak i turystom, że zasługują na swoje miejsce. W tym numerze, oprócz klasycznego informatora, wywiadów z kabaretami i lokalnych informacji, nie zabraknie kreatywnych, przemyślanych i inteligentnych artykułów. Do „Rewalacji” można zarówno pośmiać się na plaży, jak i porozważać wieczorem. Młodzi ludzie tworzący ten numer, oprócz suchych faktów oferują świeże spojrzenie na sprawy Rewala. Turyści zmęczeni codzienną medialną sieczką odwiedzają nadmorski kurort, by od- Redaktor naczelny: Konrad Herman Zastępca redaktora naczelnego: Michał Sętkowski Sekretarz redakcji: Agata Klimczak Opieka merytoryczna: Zbigniew Natkański (gazeta), Tamara Pawlik (radio), Marek Nowak (telewizja), Marek Urbańczyk 2 ciąć się od rutyny. Młodość to nie tylko zabawa i brak doświadczenia, ale także niezależność, która pozwala dziennikarzom „Rewalacji” zwrócić Wam uwagę na dotąd pomijane aspekty życia, wakacji, kultury. Nie chcemy tylko informować. Chcemy być Waszymi przewodnikami po tym magicznym, urokliwym miejscu. Pokazać to, co mniej znane i to co już znacie, ale od zupełnie innej strony. Po kilku latach na „Potędze Prasy” znamy to miejsce dobrze i wiemy, co warte jest zobaczenia. Wierzymy, że jesteśmy w stanie pokazać odwiedzającym Rewal po raz pierwszy wszystkie jego atrakcje, a starym wyjadaczom udowodnić, że nie wszystko jeszcze poznali. Nie jesteśmy zamknięci na wiadomości zwrotne. Śmiało, komentujcie artykuły! Piszcie do nas, zaczepiajcie niebieskie koszulki na ulicy! Koniec końców jesteśmy początkującymi, a na obóz przyjeżdżamy się uczyć fachu. Gazeta to nie jedyna nasza działalność. Nastawcie odbiorniki radiowe na RewalStację 99,2 FM albo słuchajcie nas przez Internet na www.potegaprasy.pl, gdzie dzień w dzień stawiamy swoje pierwsze kroki w dziennikarstwie radiowym. Zajmujemy się również telewizją internetową TeVa Rewal. Śledźcie nas na kanale youtube.com/potegaprasy, gdzie znajdziecie ciekawe wywiady, relacje z wydarzeń lokalnych, sondy uliczne, różnorodne projekty indywidualne oraz dawkę śmiechu. Zainteresowani? Przewróćcie stronę, włączcie RewalStację, a przekonacie się, że wakacje spędzone w towarzystwie obozowiczów Potęgi Prasy zachwycają. 3 lipca na placu obok Urzędu Gminy, miał miejsce plenerowy pokaz filmu „Wkręceni” w reżyserii Piotra Wereśniaka. Na ekranie można było zobaczyć znanych i lubianych polskich aktorów takich jak: Piotr Adamczyk, Bartosz Opania, Paweł Domagała, Krzysztof Stelmaszyk, Dominika Kluźniak, Monika Krzywkowska czy też Kamilla Baar. Seans odbył się on w ramach „Kina na leżakach”. Była to już druga taka inicjatywa w Rewalu. 5.05 na terenie Muzeum Rybołóstwa w Rewalu odbyło się XVII Święto Śledzia Bałtyckiego. Zwiedzający mieli możliwość spróbowania regionalnych potraw rybnych oraz uczestniczenia w konkursach i zabawach pt. „Morska Przygoda”. Wystąpili: Mark Twain, Przemysław Mordalski, Czerwona Róża, Przepióreczki, Avalon. Od 29.06 do 4.07 odbywał się Baltic Cup, czyli tenisowy turniej gwiazd. Był on rozgrywany na kortach w Niechorzu oraz Pogorzelicy. W kategorii kobiet wygrała Anna Guzik-Tylka, wśród mężczyzn najlepszy był Jacek MEZO Mejer. Od 1.05 na terenie gminy Rewal zaczęła działać kolej wąskotorowa. W trakcie remontu jest dworzec w Rewalu. Rozkład jazdy można zobaczyć na tablicach informacyjnych w gminie oraz w CiPR. REDAKCJA BARTŁOMIEJ MADEJ Skład: Marek Urbańczyk Reklama: Jagoda Wolas, Julia Karpińska Dział foto: Jędrek Brzozowski, Jagoda Wolas Korekta:Berenika Balcer, Stanisław Bryś Bartłomiej Madej Opiekunowie pedagogiczni: Małgorzata Wągrowska, Karolina Pietrzak Krótkie Informacje Tekstowe KIT Adres redakcji: Hotel California 72-433, ul. Saperska 3, tel. 607650742 e-mail: [email protected] URL: http://www.potegaprasy.pl Facebook: facebook.com/potegaprasy Druk: PHU JAKLEWICZ 70-322 Szczecin ul. Kazimierza Pułaskiego 4/4 AKTUALNOŚCI Kulturalny Rewal Termometry za oknami wskazują coraz wyższą temperaturę, która zachęca do całodziennego plażowania, długich morskich kąpieli i nicnierobienia. Wieczorami warto jednak na chwilę opuścić wygodne leżaki, złożyć parawany i wybrać się na jedno z wielu wydarzeń, jakich w tym tygodniu Gmina Rewal oferuje co niemiara. Rokrocznie wszyscy wczasowicze mogą liczyć na niekończące się szaleństwo kabaretowe. Rewalski amfiteatr znów nie zapomniał o wielbicielach dobrego, ciętego dowcipu. Już w poniedziałek 7 lipca autorskimi skeczami poczęstuje nas kabaret Ani – Mru-Mru. Trio to od kilkunastu lat potwierdza swoją klasę – oryginalnymi gagami rozbawia zarówno młodszą, jak i starszą część widowni. Środa zaś należeć będzie do Kabaretu Młodych Panów. Piątka przebojowych aktorów rozweseli nawet największego smutasa. Piątkowy wieczór także musicie spędzić w amfiteatrze – trójmiejski kabaret Limo, dla którego będzie to najpewniej ostatnie nadmorskie show (grupa kończy w tym roku działalność) ostatecznie udowodni tym których nie przekonały wcześniejsze występy, że Rewal to miasto humoru – do trzech razy sztuka! W ramach Summer Festival organizowanego w Niechorzu wystąpią muzycy, którzy na zawsze zmienili scenę popową w latach 90-tych. We wtorek usłyszycie największe hity Austriaka Falco, wybierając się na licencjonowany cover show Falco Forever. Nieżyjący już wokalista szturmem podbił listy przebojów hitami „Rock me Amadeus” czy „Der Kommissar”. Dwa dni później, bo 10 lipca, wtórować im będzie niemiecka grupa eurodance Culture Beat – usłyszeć na żywo „Mr. Vain” to nie lada gratka! W sam raz na sobotni wieczór proponujemy zaś show zjawiskowego trio Snap! Grupa serwująca soczystą elektronikę zabierze Was w magiczną podróż do przeszłości – kto pamięta charakterystyczne „Rhytm is a dancer”? Chcielibyście poznać coś nowego? 8 lipca amfiteatr zaprasza na koncert uczestników miejscowego obozu muzycznego. Może będziecie świadkami narodzin nowych gwiazd? Świeże, oryginalne dźwięki zabrzmią też 12 lipca na charytatywnym koncercie „Promyk Nadziei”. Pomagać i przy okazji dobrze się bawić? Czemu nie! Unikacie kabaretów jak ognia, a z muzyką jedyny kontakt macie, gdy oglądacie reklamy? Gmina Rewal nie zapomniała o wielbicielach sportów. Pustkowo zaprasza na otwarty turniej siatkówki plażowej „Sandra Beach” – w sobotę swoich sił na piasku spróbować mogą trzyosobowe drużyny. Dzień później wczasowiczów czeka kolejna porcja adrenaliny – tym razem konkurować będą ze sobą duety. Wydawać by się mogło, że przy tak napiętym grafiku wydarzeń niemożliwe jest zorganizowanie jeszcze jednej imprezy. Nic bardziej mylnego – po udanym Święcie Śledzia (5 lipca mieszkańcy i goście mogli degustować dania rybne czy wziąć udział w szeregu konkursów) Rewal przemieni się w indyjskie królestwo! Plac przy Urzędzie Gminy, jak co roku, stanie się miejscem najsłynniejszego i największego azjatyckiego happeningu na wybrzeżu. Artyści z wielu krajów z pomocą wolontariuszy przybliżą Wam barwną i orientalną kulturę Dalekiego Wschodu. Kolorowe stroje, pikantne potrawy i oryginalna muzyka – czego chcieć więcej? Morze Bałtyckie to popularny cel wczasowy wielu rodzin z dziećmi. Młodszych plażowiczów może znudzić bezczynne leżenie w słońcu i budowanie po raz kolejny babek z piasku. Na szczęście pomyślano o bogatym programie artystycznym nawet dla najaktywniejszych maluchów. Przez całe wakacje amfiteatr zachęca do zabaw na świeżym powietrzu. W każdą środę nadchodzi czas na „Bombową Wyprawę”, którą Wasze pociechy będą pamiętać na długo. A to dopiero początek! Lista interesujących wydarzeń stale się powiększa przed turystami trudne decyzje gdzie spędzać ciepłe, letnie wieczory? Koncert czy happening? Jedno jest pewne – na pewno nie będziecie się nudzić! STANISŁAW BRYŚ INFORMATOR TURYSTYCZNY WOPR 601-100-100 Ośrodek Zdrowia ul. Warszawska 31, czynny: poniedziałek-piątek: 8: 00-18: 00 soboty, niedziele i święta: nieczynny Posterunek Policji ul. Mickiewicza 21, tel.: 913 852 861 Straż Graniczna ul. Dworcowa 2, tel.: 913 877 620 Straż Gminna ul. Mickiewicza 21, tel.: 913 849 030 Urząd Gminy ul. Mickiewicza 19, [email protected], tel.: 913 849 011 Urząd Pocztowy ul. Sikorskiego 3, tel.: 913 862 550 Apteka ul. Mickiewicza 25, tel.: 913 862 702 czynna: poniedziałek-sobota: 9-21 niedziela: 9-18 Bankomaty SGB, ul. Mickiewicza 19a (obok Urzędu Gminy) Global Cash, ul. Westerplatte 16 (naprzeciw przystanku autobusowego) Euronet, ul. Saperska 1 (przy restauracji Robinson Crusoe) Euronet, ul. Kamieńska (przy Polo Market) PKO BP, ul. Saperska (przy klubie California) Gold Cash, ul. Westerplatte 16 Amfiteatr ul. Parkowa 4 Centrum Informacji Promocji Rekreacji Gminy Rewal ul. Szkolna 1, [email protected] Place zabaw ul. Szkolna (na terenie kompleksu sportowego) ul. Słoneczna ul. Rybacka Kościół neogotycki ul. Pałacowa 3, Trzęsacz Multimedialne Muzeum na Klifie ul. Klifowa 3B, Trzęsacz, tel.: 0048 604 14 17 83 Zespół Pałacowo-Folwarczny (XVIII w.) ul. Kamieńska 9, Trzęsacz Nadmorska Kolej Wąskotorowa tel. 913 842 235 (rozkład w Internecie lub na dworcu) WOJCIECH NAROŻNY 3 AKTUALNOŚCI Uśmiechaj się, do każdej chwili Kabaret Smile, w składzie: Andrzej Mierzejewski, Michał Kincel, Paweł Szwajgier, 5 lipca zagościł w rewalskim amfiteatrze ze swoim programem „Czy jest w domu kakao?”. Panowie zaprezentowali bardzo różnorodne rodzaje humoru, od dowcipu obyczajowego po parodię. Nie zabrakło też wielu akcentów muzycznych. Co śmieszy przeciętnego polskiego widza? Macie swój własny przepis na udany skecz? P.SZ: Ciężko jest zmierzyć poczucie humoru. M.K: Nie da się napisać skeczu używając jakichś klocków z żartami. Tu weźmiemy taki żart, do tego dosypiemy trochę ironii, szczyptę autoironii - to tak nie działa. U nas najśmieszniejsze są sytuacje. A.M: Generalnie każdy dobry skecz powinien być oparty na sytuacji, bo bez sytuacji jest to po prostu… zlepek żartów. My staramy się robić skecze o czymś. Tak też kreuje się postaci, które uczestniczą w danej sytuacji. Który z was jest niekwestionowanym szefem, liderem grupy? M.K: Nie mamy lidera, chociaż oczywiście dzieje się to w pewnym stopniu poprzez skecze które gramy i tu na przykład Paweł jest najczęściej rozpoznawalnym gościem. Każdy w kabarecie ma jakąś rolę, od artystycznej do technicznej. 4 A.M: Ja się nie zgadzam, ponieważ jeśli nie ma lidera, nie ma grupy. M.K: (śmiech) No to powiedz kto jest tym liderem? A.M: No o sobie mówić nie mogę. (śmiech) Ja staram się spajać to wszystko. Organizuję próby, poganiam moich kolegów, często, gęsto. Czy jeśli znaleźlibyście się na bezludnej wyspie czy moglibyście na sobie polegać? M.K: We trójkę? To nie byłaby już bezludna. P.SZ: Z wyjątkiem kilku sytuacji na pewno tak. Na przykład jeśli byłaby tam jedna toaleta, a w niej tylko jeden papier, to wiem, że jak Michał by poszedł, to już by go nie było. A.M: Ja bankowo nic bym kolegom nie ugotował! M.K: Nie no, żarty żartami, możemy na sobie polegać, ale w sytuacji, kiedy jeden namawia drugiego do złego, to niekoniecznie. P.SZ: Robimy ze sobą tyle kilometrów, spędzamy ze sobą tyle czasu... Jeśli nie moglibyśmy na sobie polegać, to nic by z tego nie było. Nasz kabaret najzwyczajniej przestałby istnieć. Jakie macie rady dla młodych dziennikarzy? Jak sobie radzić z tremą? P.SZ: Rzucać się na głęboką wodę, podejmować wyzwania i nie bać się ryzyka. A.M: Przede wszystkim trzeba przeprowadzać dużo wywiadów, w najróżniejszych miejscach. To nie musi być od razu jakaś wielka gwiazda, tylko przykładowo, jakieś lokalne wydarzenie. Mam jednak nadzieję, że trema nie zginie oby nigdy tak nie było. Bo w końcy gdy nie ma tremy, to nie ma artysty. Oczywiście ona w jakimś stopniu topnieje z czasem. Im więcej tego robimy, tym więcej wiemy o tym czego możemy się spodziewać. P.SZ: Wraz ze wzrostem doświadczenia, tremy jest coraz bardziej przykryta pewnością siebie. A.M: Ale trzeba koniecznie dodać, że zbyt dużo pewności siebie jest początkiem końca. M.K: Ja mam jeszcze jedną radę- taką prostą. Jeśli przeprowadzamy z kimś wywiad to się do niego przygotujmy. Mieliśmy kilka nieprzyjemnych sytuacji na tym gruncie. A.M: To tak jak z młodymi kabaretami. My na początku mieliśmy się rozpaść ale na szczęście potoczyło się to w dobrym kierunku - tak samo tutaj. Nic na siłę. Trzeba czuć, że to co robimy spawia nam przyjemność, satysfakcjonuje nas, ale przede wszystkim daje nam poczucie samorealizacji. Jesteście stosunkowo młodym kabaretem, jeśli patrzeć ogólnie na rynek kabaretowy w Polsce... NASZ GOŚĆ P.SZ: Wydaje mi się, że młodym jako kabaret to już nie, ponieważ jako formacja działamy już dobre 10 lat, natomiast wiekowo jesteśmy najmłodsi. M.K: Paweł jeszcze nie ma trzydziestki, więc o czym my rozmawiamy. A.M: Fakt. Zaczęliśmy bardzo wcześnie- jako dziewiętnastolatkowie stawialiśmy pierwsze artystyczne kroki. Nasza działalność „studencka” polegała na kilku występach rocznie w jakichś knajpach. Co myślicie o programach improwizowanych np. „Whose Line Is It Anyway”, które zostało zaadaptowane na polskie „I kto to mówi”? Byli też „Spadkobiercy”. M.K: Na samym wstępie trzeba założyć, że to nie jest kabaret, tylko improwizacja. Wszyscy wrzucają to do jednego worka, bo tak jest łatwiej! Improwizatorzy promują się dzięki napisaniu, że jest to „improwizacja kabaretowa”. Stand-up, kabaret, improwizacja to trzy kompletnie różne rzeczy. Każdy ten byt powinien istnieć, bo oddzielnie wnoszą do kultury różnorodność i coś w sobie mają. Lecz opierają się one całkiem na innych zasadach. W czym jesteście lepsi od innych kabaretów, co was wyróżnia? M.K: Lider! (śmiech) A.M: My nie rewalizujemy z innymi. Skupiamy się bardziej na swoim programie. Staramy się, by każdy kolejny był lepszy od poprzedniego. To jest najważniejsze. U nas każdy skecz jest oddzielną sytuacją. Taką obserwacją społeczeństwa, mieszankami tekstowo - ruchowo - wokalnymi. Gdyby wasz humor był sprzętem domowym czym by był? A.M: No to co.. Blender, nie? P.SZ: Wszystko wrzucamy, miksujemy i wylewamy na papier. M.K: Do tego blender na wysokiej mocy wyje- to ja. A.M: Nie zamykamy się w jednym tzw. sznycie, szukamy różnych dróg. Jesteśmy popkulturalną papką. ANIELA JANOWSKA I ANNA PROCHERA FOT. KONRAD HERMAN Dziennikarz nie musi wiedzieć wszystkiego Patora ujawnia 5 lipca do Rewala – a dokładniej na obóz „Potęga Prasy” zawitał ponownie pan Tomasz Patora, dziennikarz śledczy pracujący w TVN. Celem jego odwiedzin było przybliżenie nam – młodym dziennikarzom cechy tego zawodu od wewnątrz. Tomasz Patora- dziennikarz prasowy oraz telewizyjny. Urodzony w Łodzi. W liceum redagował podziemne pismo młodzieżowe „Glizda” piszące artykuły o szeroko pojętej tematyce wolnościowej. Był to okres końca komunizmu w Polsce. Młodzież chciała wtedy za wszelką cenę zaznaczyć swoje miejsca w historii. Był to jej mały wkład w odzyskiwanie niepodległości i budowanie nowego państwa. W latach 90. działał jako dziennikarz w łódzkim oddziale „Gazety Wyborczej”, ponadto był tam kierownikiem działu miejskiego. Za swoje teksty oraz reportaże otrzymał wiele nagród, m.in. dwukrotnie Grand Press, również dwukrotnie MediaTory oraz Nagrodę Specjalną dorocznych nagród przyznawanych przez tygodnik „Angora”. Jest też wykładowcą Akademii Humanistyczno-Ekonomicznej w Łodzi i Uniwersytetu Wrocławskiego. W 2009 roku został dziennikarzem śledczym programu „Uwaga” emitowanym w telewizji TVN. Spotkanie z panem Patorą miało charakter warsztatów na temat dziennikarstwa ogółem, z naciskiem na dziennikarstwo śledcze, którym nasz gość zajmuje się na co dzień. Był to rodzaj monologu, podczas którego oprócz standardowych „wykładów” mieliśmy możliwość zapoznania się z materiałami archiwalnymi z programu „Uwaga”. Było to o tyle lepsze rozwiązanie, że sama sucha teoria często nie wystarcza i dobrze jest zobaczyć jak coś funkcjonuje w rzeczywistości dziennikarstwa śledczego. Rzecz jasna, materiały które oglądaliśmy, były i są powszechnie dostępne, jednak nie polegało to jedynie na bezmyślnym „obejrzeniu i zapomnieniu”; obydwa odcinki, które widzieliśmy, zostały poddane dokładnej i szczegółowej analizie przez jego autora. Co więcej, pan Tomasz zachęcał nas do ruszenia głową i samodzielne- FOT. ADAM OWCZAREK go myślenia, starał się wejść z nami w interakcję, co mu się udało. Nie starczyło bowiem samo obejrzenie materiału i stwierdzenie, że „czarne jest czarne, a białe jest białe”. Trzeba wgłębić się bardziej i dociec dlaczego tak jest. Na tym właśnie polega praca każdego dziennikarza, nie tylko śledczego. Sam pan Patora wielokrotnie podkreślał, że dziennikarstwo śledcze jest dla niego czymś w rodzaju esencji dziennikarstwa w ogóle, aczkolwiek nie powinno się traktować oddzielnie obydwu tych dziedzin. Pan Patora mówił dużo o nieprzekraczalności tajemnicy dziennikarskiej oraz o tym, jak jest ona ważna. Ponadto dowiedzieliśmy się, że dziennikarze śledczy z reguły nie podejmują współpracy z policją; robią to tylko wtedy, kiedy jest taka konieczność. Dzieje się tak dlatego, że ludzie mają większe zaufanie do dziennikarza niż policjanta i to właśnie przed nim łatwiej im się otworzyć, a co za tym idzie – ujawnić więcej informacji. Niekiedy śledztwo dziennikarskie jest skuteczniejsze od śledztwa policyjnego, co nie przekreśla jednak zupełnie współpracy policji z reporterami. Od pana Tomasza dowiedzieliśmy się o pracy dziennikarza, a zwłaszcza dziennikarza śledczego. Jesteśmy pewni, że te informacje przydadzą nam się w przyszłej pracy – nie tylko na obozie ale i w życiu. MONIKA KOMONICKA BARTŁOMIEJ MADEJ 5 STYL ŻYCIA A co na zdrowie pomoże Jak nie polskie morze? Gdyby spytać Polaków, dlaczego nasze morze jest najczęściej odwiedzanym miejscem w Polsce, większość pewnie odpowiedziałaby, że można sobie popływać dla ochłody oraz się poopalać. Jednakże sami często nie wiemy, jak to jedno z najważniejszych miejsc w polskiej geografii może wpływać na naszą kondycję, za czym idzie i zdrowie. Woda morska pod względem różnorodności zawartych w niej minerałów przewyższa o głowę wszystkie inne. To dzięki niej pobyt na polskim morzu mimo niekorzystnych warunków pogodowych potrafi świetnie wpłynąć na nasz organizm. Nasze morze można by porównać do tablicy Mendelejewa, gdyż znajduje się tam większość pierwiastków chemicznych występujących na Ziemi. Oczywiście można się lekko zamartwić, ale to właśnie dzięki tym substancjom nasze zdrowie i uroda ulega poprawie. Jeśli ktoś ma od jakiegoś czasu „lekkie” problemy z nadwagą to Bałtyk jest właśnie idealnym miejscem, aby te zbędne kilogramy zrzucić. Woda z morza na pewno nie jest substancją smaczną i ciepłą. Ze względu na znane w Polsce przysłowia o tym, jakie to nasze morze zimne nie było, należy pamiętać, żeby do „lodówki” nie wbiegać, a zanurzać się stopniowo, aby nasze ciało dostosowało się do panującej w nim temperatury. Natomiast gdy już z wody wyjdziemy, powinniśmy później spłukać ciało (oraz włosy) pod prysznicem po to, aby woda (gęsta od soli itp.), wysychając na naszej skórze nie spowodowała jej odwodnienia. Sama w sobie jest niezwykle tolerowana przez naszą skórę. Wynika to z tego, iż jej skład jest mocno zbliżony do płynu owodniowego (w którym jak wiadomo rozwija się ludzki płód), a przeciętne stężenie zawartych w niej minerałów do tego, jakie występuje w surowicy krwi człowieka. Dzięki temu mineralne składniki wody wnikają głęboko w pory skóry i działają na nią oczyszczająco. Na dodatek stymulują metabolizm komórkowy. Owocuje to poprawą nawilżenia skóry i jej ukrwienie, a tym samym zaopatruje w tlen i składniki odżywcze. Poprawia się również kondycja włókien elastyny i kolagenu, dzięki czemu wzrasta także napięcie i elastyczność naskórka. Do Bałtyku nie trzeba nawet wchodzić, żeby pozytywnie na nas wpłynął. Chodząc na spacery z przyjaciółmi lub ze swoją drugą połówką do naszych płuc dostaje się jod, który dzięki swoim właściwościom pobudza tarczycę do produkcji hormonów regulujących przemianę materii. Ma też działanie uspokajające, usprawnia myślenie oraz zapobiega otyłości. Dla dzieci wpływa on natomiast doskonale na wzrost i rozwój intelektualny. Jeśli mamy jednak ochotę tylko pływać, to warto wiedzieć, że fale oraz nieco zimna woda masuje nasze ciało, zwęża naczynia krwionośne, a także działa tonizująco na układ krążenia i układ nerwowy. Chodzenie przy brzegu morza odpręża. Jest też idealnym rozwiązaniem dla osób mających problemy z żylakami. Słona woda sama w sobie usprawnia przepływ krwi w nogach i uelastycznia ścianki żył. Jest to naprawdę bardzo skuteczny sposób na poprawę odporności w naszym organizmie. Najlepiej rozpocząć od zamoczenia stóp i pospacerowania najpierw brzegiem morza, a później mając nogi zanurzone do samych kolan. Jednakże należy pamiętać, żeby co jakiś czas wychodzić na suchy piasek po to, by stopy ogrzać. Profilaktyka to podstawa! Reasumując, mimo iż każdy z rodaków mógłby wymienić przynajmniej jedną z wad, jakie posiada Bałtyk, to jest w nim coś takiego, co przyciąga nas każdego roku w wakacje i wywołuje w nas pozytywne emocje. Do zobaczenia wśród fal! TEKST I FOT. WOJCIECH NAROŻNY 6 STYL ŻYCIA Wyjdź na słońce i wyglądaj zdrowiej Niedawno rozpoczęły sie wakacje. Wszyscy zaczęli wyjeżdżać za granicę, nad polskie morze, w góry. Wiele osób, przeważnie kobiet, ma na celu opalanie się. Każdy w końcu chciałby, żeby jego skóra lekko zbrązowiała. Oczywiste jest, że wygląda wtedy lepiej, atrakcyjniej, zdrowiej. Słońce nie wpływa dobrze tylko na nasz wygląd, ale także dostarcza nam dużo witaminy D, która wpływa na prawidłowe funkcjonowanie układu kostnego, odpowiednią gęstość i stan naszego uzębienia oraz zapobiega różnego rodzaju nowotworom, np.: rakowi piersi, czy rakowi prostaty. Słońce łagodzi również objawy łuszczycy oraz innych chorób skórnych. Podczas opalania na plaży wytwarzają się również endorfiny, czyli hormony odpowiedzialne za dobre samopoczucie i zadowolenie z siebie. Wytwarzane są podobnie jak morfina w mózgu i także zapobiega bólowi i wprowadza w błogostan. Endorfiny wytwarzają się poprzez śmiech, a nawet myślenie o nim. Kolejnym czynnikiem wyzwalającym je jest wysiłek fizyczny (niektórzy naukowcy twierdzą, że to udział w rywalizacji sportowej ma na to znaczący wpływ). Przypuszcza się też, że przedłużony wysiłek fizyczny powoduje nadmierne wydzielanie endorfin. Objawia się to tak zwaną euforią biegacza – fenomenem stanu euforycznego, który pojawia się podczas długodystanso- wych biegów lub dłuższych aktywności fizycznych, co powoduje zwiększoną odporność na ból i zmęczenie. Teoria ta powstała w USA, gdzie w latach 70. występował wielki entuzjazm do biegania. Niestety opalanie się ma nie tylko plusy, ale także minusy. Jednym z nich jest przedwczesne starzenie się skóry. Okeśla się to jako fotosta- rzenie. Drugim z nich są chroby, takie jak: świerzbiączka letnia (na skórze pojawiają się grudki, pęcherzyki i zaczerwienienia. W miarę jak łapiemy opaleniznę objawy zmniejszają się) lub czerniak złośliwy (jest to najpoważniejsza postać raka skóry, rozwija się przeważnie w pieprzykach i występują głownie u osób o jasnej karnacji). Nasza skóra, żeby chronić się przed nadmiernym promieniowaniem wytworzyła barwnik, którym jest melanina. Właśnie dzięki melaninie nasza skóra brązowieje i wytwarza się opalenizna. Melanina jest naturalną barierą przed działaniem promieni UV. Występuje ona w skórze właściwej, naskórku oraz we włosach. Ważne jest, aby podczas okresu wakacyjnego, czyli nadmiernego opalania, spożywać dużo witaminy E i C, w tym dużo marchwii, soków pomidorowych, szpinaku, ryb, gorzkiej czekolady i kakao. Dzięki temi skóra uzyskuje blask i odpowiedni kolor opalenizny. Trzeba pamiętać też o używaniu kremów, olejków i balsamów z filtrami UV. Tekst: Julia Karpińska Fot. Internet Żeglarstwo a Rewal Gmina Rewal przyciąga co roku tysiące turystów. Na każdym kroku nawet wybredny wczasowicz może znaleźć coś dla siebie. A jednak czegoś brakuje... Coraz więcej osób zaczęło interesować się żeglarstwem. Ludzie chcą brać udział w różnorakich rejsach i przeżyć nie zapomnianą przygodę. Niestety w Rewalu tego nie możemy doświadczyć. Zdania turystów na ten temat są podzielone na trzy strony. Jedni marzą o tym, aby wypłynąć i spędzić wakacje w inny sposób, drudzy są bezstronni, a trzeci nie uważają, że to dobry pomysł. Odwiedzając Centrum Informacji Promocji Rekreacji Gminy Rewal dowiedzieliśmy się co nieco o tym, dlaczego tego nie ma. Najprawdopodobniej dlatego, że nie ma warunków. Mimo wszystko ludzie pytają o rejsy rewalskie i niestety wychodzą z rozczarowaniem na twarzy. Najbliższa przystań żeglarska znajduje się w Dziwnowie oraz Kołobrzegu. Tam najczęściej muszą udać się nasi turyści, dla których żeglarstwo to sposób na spędzenie wakacji. 22 lutego 2013 roku powstał program rozwoju przystani morskich w Gminie Re- wal. Niestety nic nie ruszyło się w tę stronę, ponieważ gmina nie posiada na to środków finansowych. Przystanie żeglarskie to naprawdę dobra inwestycja, która może cieszyć się dużą popularnością. Przy takich portach najczęściej znajdują się pola namiotowe, kluby żeglarskie czy też ośrodki szkoleniowe. Żeglarstwo jest miłym spędzeniem czasu oraz ciekawym doświadczeniem. Mamy nadzieje, że miejsce do żeglowania w Rewalu w końcu powstanie, gdy sytuacja finansowa gminy ulegnie poprawie. AGATA KLIMCZAK 7 STYL ŻYCIA Deskologia, moja miłość Czas wakacji jest wspaniałym sposobem na aktywny wypoczynek. Kiedy za oknem wita nas słońce, wschodzące nad morzem i widzimy fale wzburzające białą pianę, nasze serce aż rwie się do czynu, który zabije nudę. I w tym momencie głowimy się: „Ale jak? Co mam zrobić?”. W odpowiedzi na to pytanie, drogi Czytelniku, chciałabym Ci pomóc. Są płaskie. Zazwyczaj wykonane z drewna lub sklejki. Mogą mieć zapięcia, papier ścierny lub być pokryte woskiem. Chodzi mianowicie o… deski. Różnego typu, rozmiaru i przeznaczenia. Moją deskologię zacznę od surfingu, czyli niekwestionowanej królowej wszystkich decków. Najstarsze zapiski na temat tej dyscypliny pochodzą z XVIII wieku, z wyprawy Jamesa Cook’a na Hawaje. Dyscyplina odrodziła się ponownie dopiero w XX wieku za sprawą Jacka Londona w Kalifornii. Od tamtej pory organizowane są tam oficjalne zawody, a sport ten stał się pasją wielu ludzi na całym świecie, prowadzących życie na fali. Nasz Bałtyk niestety nie oferuje zbyt dużych możliwości do uprawiania surfingu. Pomimo tego mamy na polskim wybrzeżu wiele punktów, w których możemy oddać się „dzieciom” fali. Pierwszym z rodzajów jest wind-surfing, czyli nic innego jak połączenie deski surfingowej z żaglem. Za pomocą wiatru, który nas napędza, suniemy po tafli wody. Sport ten nawet jest dyscypliną olimpijską od 1984 roku. W Polsce mekką „winda” jest zdecydowanie Hel. Najbliżej Rewala jest za to surf point oddalony o 20 km, znajdujący się w Dziwnówku. Oferuje on naukę pod okiem doświadczonego instruktora wraz z wypożyczeniem sprzętu. Do rozpoczęcia przygody potrzebna jest jedynie umiejętność pływania, chęć i ogromna cierpliwość, gdyż początki bywają ciężkie. Opanowanie techniki płaskiego prowadzenia dechy po fali może zająć sporo czasu. Jednak nieopisana radość i satysfakcja wynagradzają cały trud włożony w treningi. 8 Dalej mamy kitesurfing. Tym razem żagiel zastępujemy latawcem,przypiętym na specjalnej uprzęży. Technika jest porównywalna do jazdy na snowboardzie. Na fali deska jest prowadzona na krawędzi, podobnie jak przy jeździe na białym puchu – śniegu. Moim zdaniem kite jest o wiele trudniejszy niż wind. Przy szybkim wietrze jesteśmy w stanie osiągnąć duże prędkości. Uwierzcie mi – uczucie sunięcia po tafli wody, kontroli nad całym osprzętowaniem, ale przede wszystkim morska bryza we włosach, są nie do opisania. Swoich sił w tej dyscyplinie możecie spróbować we wspomnianym już przeze mnie punkcie w Dziwnówku, ale także w Rewalu na ul. Piotrowskiej 28. Gorąco zachęcam do spróbowania swoich sił w tej dyscyplinie, w szczególności miłośników dużej dawki adrenaliny. Dla tych, którzy nie lubią być mokrzy, proponuję „suchą” wersję surfingu po asfalcie, a mianowicie longboarding. Często mylony ze zwykłą deskorolką, long jest dłuższy, ma przeważnie kauczukowe, bądź gumowe koła i jest o wiele bardziej zwrotny. Mówi się, że jest on letnią wersją snowboardingu i faktycznie bardzo pomaga przy zachowaniu formy w okresie letnim. Niestety w pobliżu Rewala nie ma możliwości zakupu ani wypożyczenia deski. Jeśli zaopatrzymy się w takowy sprzęt przed wyjazdem jest w naszej okolicy kilka „spotów”, które są wręcz stworzone do uprawiania tego fantastycznego sportu. Szczególnie polecam ścieżkę rowerową wzdłuż ulicy Kamieńskiej. Naprawdę warto, sama testowałam! Wakacje to wspaniały czas, który można spożytkować nie tylko na leżeniu plackiem na plaży i odwiedzaniu miejscowych smażalni. Mogę zagwarantować, że aktywność fizyczna jest też formą odpoczynku, oderwania się od codzienności i oczyszczenia umysłu. Wierzę, że skusi się na którąś nawet największy leniuszek. Jest to również wspaniała okazja do zawarcia nowych znajomości, bo przecież nic tak nie łączy ludzi jak wspólna pasja. TEKST I FOT. ANIA PROCHERA STYL ŻYCIA Snowboard latem, czyli... Bardzo modnym sportem ekstremalnym stał się wakeboarding. Sport ten dostarcza bardzo wiele pozytywnych wrażeń, lecz czasem może podnieść też adrenalinę. Jest to letnia alternatywa snowboardu, którą można uprawiać nad większością zalewów i jezior, a nie tylko w zimie na stokach. Już wcześniej wymieniony wakeboard to sport, który powstał z połączenia surfingu, snowboardu oraz nart wodnych. Początkowo hawajscy surferzy pływali na swoich deskach, przywiązani na sznurach do tyłu łodzi, lecz było to bardzo niebezpieczne. Czasem nawet śmiałkowie pędzili za ciężarówką jadącą wzdłuż brzegu. Dlatego w 1985r. Tony Finn wymyślił i skonstruował „Skurfer”, który był połączeniem nart wodnych wraz z deską surfingową. Do końca dekady Tony wypromował skurfer i tak narodził się skiboarding. Nazwa skiboarding przetrwała kilka lat, ale oficjalnie sport został nazwany wakeboardingiem. Mimo że pierwsze zawody pokazała telewizja ESPN już w 1991r. sport nie zyskał dużej popularności ze względu na brak zainteresowania i niedopracowanie niektórych elementów. W wyglądzie przypominał on mała deskę surfingową, która z założenia miała być ciągnięta przez łódź i rider w pozycji stojącej miał płynąć po falach wytwarzanych przez łódź. Ich deski nie miały wiązań dlatego bardzo trudno było się na takiej desce chodź chwile utrzymać. Styl jazdy przypominał snowboard lub skateboard tylko ze na wodzie. Już w lato zaczęto montować paski, które polepszyły przyczepność. Był to też początek kręcenia pierwszych trików freestylowych. Herb O’Brien był biznesmenem zajmującym się narciarstwem wodnym, lecz postanowił zająć się też deskami wakeboardowymi. Jako pierwszy stworzył deskę ukształtowaną przez ciśnienie, którą nazwał Hyperlite. Była ona o wiele bardziej wytrzymała oraz wygodniejsza w prowadzeniu. Dzięki wyporności desek riderzy mogli utrzymywać się na tafli wody, bez potrzeby pływania i męczenia się. Pozwoliło to na wypływanie na głębokie wody i stało się dostępne tak naprawdę dla każdego. Herb nadal udoskonalał swoje deski, aż doszedł do momentu, w którym riderzy mogli skręcać niemalże jak narciarze z slalomu alpejskiego. Cieńka deska z zagłębieniem pozwalała na gładkie pokonywanie fal oraz łagodniejsze lądowanie po ewolucjach w powietrzu. Wszystkie triki są takie same jak na snowboardzie. Jedyną różnicą jest to, że na wakeboardzie wyskakujemy z fal lub specjalnych skoczni, a na snowboardzie wszystko odbywa się na śniegu. W Europie jest około 300 specjalnie przygotowanych do tych ewolucji parków wodnych, w których każdy może spróbować swoich sił. Zazwyczaj są to zalewy lub jeziora, na których jest specjalnie przygotowany tor z wyciągarką. Jest to o wiele bardziej opłacalne niż pływanie łódką i ciągnięcie narciarza. Często też przy takich obiektach znajdują się wypożyczalnie i sklepy wakeboardowe, w których można wynająć sobie instruktora i zobaczyć jak to jest. W Polce jest około 15 takich miejsc, gdzie można zawodowo uprawiać wakeboarding. Najdłuż- szy tor ma 1100 metrów i znajduje się w Szczecinku. Jeśli któs chciałby zakupić własny sprzęt może to zrobić za 7001300 zł. Żeby dobrze dobrać deskę trzeba uwzględnić swoją wagę, wzrost oraz rozmiar buta. Długość deski jest bardzo ważna, bo im dłuższa deska tym większa wyporność dzięki czemu deska jest w stanie utrzymać większą wagę na wodzie. Warto zwrócić też uwagę na styl pływania. Deski dzielimy na te które mogą być używane do ewolucji i trików w parku i na te które są przeznaczone do pływania lub skakania na falach wytwarzanych przez łódź, skuter lub innych riderów. Podział wynika z ich budowy, elastyczności, rodzaju rockera, czyli krzywizny deski, która pozwala się wybić, kształtu dna oraz rodzaju finów. Aby ułatwić wybór odpowiedniej deski wakeboardowej O’Brien stworzył skalę określającą elastyczność deski w części centralnej, czyli w odcinku pod i między wiązaniami, w częściach przedniej i tylnej oraz wskaźnik charakteryzujący całą deskę. Skala jest zawarta pomiędzy liczbami -5 a +5. Maksymalna sztywność to maksymalna elastyczność (+5). Z wiązaniami jest łatwiejsza sprawa, ponieważ istnieją tylko dwa typy: otwarte i zamknięte. Jedyną różnicą miedzy wiązaniami otwartymi, a zamkniętymi jest to, że mamy osłonięte palce oraz jest nam szybciej się wypiąć z sprzętu po wywrotce. Oprócz tego, że deski wakeboardowe mają bardzo specyficzny wygląd, to ważne, żeby łodzie też były do tego dostosowane. Łodzie do wakeboardingu mają specjalną konstrukcję, posiadają odpowiedni kształt kadłuba, wieżę do mocowania linki, tempomat, pomost oraz mogą posiadać fabryczne lub dokładane zbiorniki balastowe w celu uzyskania większej fali. Uważam, że jest to ciekawa forma wypoczynku nie tylko dla młodych osób, ale również dla starszego pokolenia. Nie potrzeba wiele, aby spróbować swoich sił, a można się przy tym świetnie bawić. TEKST FILIP MIELNIK FOT. INTERNET 9 OBYCZAJE Street Art w Rewalu Co roku gdy na ulice wyłaniają się pierwsi turyści spragnieni wakacyjnych rozrywek i przygód, gdy wieczorami cały Rewal tętni życiem nie mogłoby zabraknąć ludzi, którzy w ciepłe, letnie wieczory urozmaicają alejki swoimi talentami i pomysłami. Oto tylko niektórzy z nich bez których w Rewalu byłoby smutno. Pan Śmierć Na co dzień Tomek, dla turystów biała śmierć z kosą w jednej ręce i dzwonem w drugiej. Codziennie w Rewalu rozbawia, a zarazem straszy dzieci jak i dorosłych. Zajmuje się tym sezonowo od 2008 roku. Lubi swoją pracę, chociaż opowiada również, że nie zawsze jest łatwo. Na pozór praca prosta i każdy mógłby się nią zająć, jednak trzeba mieć dystans do siebie jak i również nerwy ze stali. Rewal wybrał dlatego, że uważa, że jest to piękne pełne życia miasto. W rolę wczuwa się bardzo spontanicznie. Nie planuje tego co będzie dzisiaj robił, mówił czy też jak ma się zachować by przyciągnąć do siebie innych ludzi. Zapytany dlaczego akurat śmierć, a nie na przykład anioł odpowiedział nam „(...) Bo Anioł się nie sprzedaje”. Turystów bardziej przyciąga przerażająca po- 10 stać śmierci niż miły, spokojny i łagodny anioł. To właśnie ze śmiercią chcemy mieć pamiątkowe zdjęcie czy też pośmiać się jak zostaliśmy przestraszeni. Każdy, kto chciałby spotkać naszą rewalską śmierć na ulicach, na pewno jej nie przeoczy! Będzie dotrzymywać nam towarzystwa przez całe wakacje! Pan Balonikarz Dla naszych najmniejszych turystów też się coś znajdzie! Przyciąga swoim wesołym kostiumem oraz humorem. Dzieci ustawiają się w kolejce i podziwiają w jaki sposób ten na kolorowo ubrany Pan robi cuda ze zwykłego balonika. Zachwyceni, dodając do tego swoją własną wyobraźnię stwarzają w Rewalu wręcz magiczny świat. Lecz jestem pewna, że nie tylko mali patrzą na to z podziwem i radością w oczach. Każdy może pozazdrościć temu Panu tak ciekawej, na pewno niełatwej umiejętności oraz codziennego sprawiania tyle uśmiechu i radości dzieciom. Moon Na ulicach w Rewalu można także spotkać świetny i utalentowany zespół! Nazywają się „Moon” i każdymi wieczorami odwiedzają miasta na wybrzeżu, by umilić ciepłe wieczory. W skład wchodzą Krystian, Kamil, Łukasz oraz Rafał. Jeśli chodzi o gatunek muzyki jest on całkiem przemieszany. Możemy usłyszeć rocka, reggae, a nawet bardzo dobrze wykonany Freestyle zaliczany do hip-hopu. Każdy z nich za dnia pracuje normalnie, a wieczorami spotykają się, by znów mogło połączyć ich wspólne granie i śpiewanie. Zespół powstał rok temu, ale już wcześniej byli związani z muzyką. Mieszkają w Trzebiatowie. Poza występowaniem na ulicach w wakacje grają również różne koncerty. Jednak mimo wszystko najlepiej gra im się w Rewalu. Pełno miłych turystów, którzy lubią się bawić przy ich „ulicznych pokazach”. Pieniądze zarobione wydają na swój sprzęt, by móc dalej się rozwijać. Każdy z nich ma różną osobowość, co nadaje ich przyjaźni oraz „Moon” magii. Nie da się przejść obok bez nawet chwili zatrzymania i wsłuchania się, czy też przejścia tanecznym krokiem przy tak wspaniałej muzyce, którą tworzą. Ich występy możecie podziwiać na głównym placu, przy wielorybach a naprawdę jest warto. Takich artystów codziennie jest naprawdę wielu. Warto zatrzymać się na chwilę i zainteresować się tym, co robią, bo w końcu robią to dla nas. TEKST I FOT. AGATA KLIMCZAK OBYCZAJE Nikt nie zwraca na nich szczególnej uwagi. Nikt nie próbuje wziąć od nich autografu. Nikt nie wie jak się nazywają, ani ile mają lat. Nikt włącznie ze mną. Zwykli niezwykli Jedyne, co rzuciło mi się w oczy to serdeczne, nieco zawadiackie uśmiechy na ich twarzach. Obstawiłem, że Jasiek i Paulina mają ok. 17 lat. Skucha! Mają po 14 lat. Przyjechali do Rewala z Zielonej Góry, gdzie uczą się w gimnazjum w klasie aktorsko – dziennikarskiej. Zakładałem, że są zakochani. Znów skucha! To tylko przyjaciele, poznali się wiele lat temu. „No to nici z historii o młodzieńczej miłości” – pomyślałem. Na wywiad zgodzili się bez chwili zwłoki i nie miało to związku z galaretką owocową, którą im zaproponowałem. Jasiek jest młodym gitarzystą, grał w zespole, chce jechać na Woodstock i żyje muzyką. Zaimponował mi frywolnością umysłu. Nie zastanawia się nad swoją przyszłością, a na pytanie o siebie za 20 lat odpowiada, że „będzie jaki będzie”. Paulina to prawdziwa altruistka. Marzy o zostaniu psychologiem jak jej brat, ale nie dla pieniędzy czy sławy. Pragnie pomagać ludziom radzić sobie z problemami. „Chciałabym pomagać ludziom z uzależnieniami i problemami osobowościowymi”. Twierdzi, że jej największym autorytetem jest jej nauczyciel języka polskiego. „Potrafi pomóc każdemu, kto tego potrzebuje”. Musiałem jednak porozmawiać o historiach miłosnych – w końcu na to właśnie liczyłem. „Dziewczyna to tylko niepotrzebny ciężar, pomóc i pogadać ze mną mogą moi koledzy”- twierdzi prześmiewczo Jasiek, zaprzeczając samemu sobie parę zdań później: „Na pewno kiedyś będę ją miał”. Paula z groźbą w głosie oskarżyła go o plecenie bredni. Uważa, że bez drugiej osoby nie mogłaby funkcjonować, co wpisuje się w jej osobowość „dobrej duszyczki”. Wyzwanie, które przed sobą postawiłem, to znaleźć coś ciekawego, w pierwszym człowieku, którego spotkam na placu przed redakcją. Czy Jasiek i Paulina byli ciekawi? Moim zdaniem tak. Byli niesamowicie kontrastującą ze sobą parą charakterów i osobowości. Każde z nich ma swój światopogląd, który całkowicie się różni, a jednak jedno i drugie uwielbia spędzać ze sobą czas. Co więcej, oboje nie mieli żadnych obiekcji przed udaniem się z obcym człowiekiem na wywiad. Nawet mimo tego, że ich galaretkę zjadł zachłanny fotograf. Chciałem sobie udowodnić tym eksperymentem, że ludzie wcale nie są na siebie zamknięci i wystarczy odrobina chęci i sympatyczne nastawienie, żeby zdobyć całkowi- cie nowe i niepowtarzalne znajomości. Każdy z nas po wielokroć zastanawiał się: „Co by było jakbym zagadał?”. Ja przekonałem się, że nic. Co więcej, uświadomiłem sobie, że za każdym stoi historia. Dopiero taki test otwiera oczy na to jak wiele jest ludzkich historii i doświadczeń, i że każdy z tych „szaraczków”, których mijamy na ulicy ma za sobą życie, które mogło być tak samo, albo bardziej pasjonujące od naszego. Aktor, alpinista, chłopak, który oświadczył się swojej żonie na szczycie Kilimandżaro, kierowca wyścigowy, dziennikarz. Rozglądając się po ulicy, próbuję dostosować historie do przechodniów. Poszukiwacz przygód, weteran wojny, rybak, pisarz. Łatwiej byłoby gdybyśmy nosili ze sobą tabliczki: „Moja historia cię porwie” lub: „Mam Ci coś ciekawego do powiedzenia”. Z drugiej strony, wtedy pozbylibyśmy się elementu zaskoczenia oraz ciekawości, które przecież są źródłem dreszczyku emocji podczas zawierania nowej znajomości. Warto czasem kogoś zaczepić. Może znajdziecie najlepszego przyjaciela, albo historię wartą uwagi każdego człowieka. Paulina i Jasiek nie mieli problemu, żeby opowiedzieć dziennikarzom Rewalacji swoją historię. MICHAŁ SĘTKOWSKI. Fot. Konrad Herman 11 OBYCZAJE Hipokryzja w odchudzaniu Marzenie stają ćwiczyć, zaczynają jeść. Waga stopniowo wzrasta. Jeden kilogram więcej to jeszcze nie koniec świata. Często jest tłumaczony cięższym ubraniem, które akurat mamy na sobie albo butami na grubszej podeszwie niż te sprzed tygodnia. Mamy tutaj do czynienia z efektem jo-jo. Wszystko zaczyna się od postanowień noworocznych. Prawie każdy z nas obiecuje sobie, że w nadchodzącym roku popracuje nad lepszą sylwetką (mowa tu głównie o kobietach). W rzeczywistości o naszym założeniu przypominamy sobie dopiero w okolicach maja. Wmawiamy sobie, że jeszcze nie jest za późno, a do wakacji dużo czasu. W głębi duszy wiemy jednak, że gdybyśmy zabrali się za odchudzanie trzy miesiące wcześniej efekty byłyby lepsze. Zaczyna się kupowanie karnetów do fitness club’ów i na siłownie, a naszym najlepszym przyjacielem stają się niskokaloryczne potrawy. Niektórym udaje się „zrzucić”” zbędne kilogramy, a inni polegają w walce o wymarzoną sylwetkę. Rozczarowanie Szaleństwo Przychodzi czerwiec i długo wyczekiwany okres wakacji. To idealny moment, aby pochwalić się efektami swojej pracy. Jednak spacerując ulicami jakiegokolwiek kurortu turystycznego nie sposób nie skorzystać z szerokiej oferty lokalnych restauracji czy barów. Jesteśmy przecież na wakacjach – trzeba korzystać z życia. Nagle w zapomnienie odchodzi cały wylany na siłowni pot. Stoisk jest wiele, a ludzka ciekawość zmusza nas do spróbowania wszystkiego. “Jeden gofr nic nie zmieni” – typowe kłamstewko na usprawiedliwienie swojego postępowania. Nie jest ono do końca nie prawdą. Jeden gofr nie zaszkodzi, ale jeden gofr dziennie przez dwa tygodnie urlopu już tak. Jeśli jeszcze dorzucimy kebab, lody kręcone, kolorowe napoje – możemy pożegnać się z obecną sylwetką. Wielu młodych ludzi uwielbia spędzać letnie wieczory na plaży. Piękny zachód słońca, fajne towarzystwo, schłodzone piwo – czego chcieć więcej? Złocisty napój w małych ilościach jest nie szkodliwy, ale kufel towarzyszący każdemu posiłkowi przybliża nas do tak zwanego „piwnego brzuszka”. To zjawisko najczęściej można dostrzec u męż- 12 FOT. JĘDRZEJ BRZOZOWSKI czyzn. Nie mam w tym artykule na celu naśmiewać się z kogokolwiek, czy urazić tym, co napisałam. Nie chcę żebyście brali moją twórczość w stu procentach (kolokwialnie mówiąc) „na serio”. Wielu ludziom wydaję się, że jeśli dotarli do celu (tu: wymarzonej sylwetki) nie muszą już nic robić. Prze- Po wakacjach zostały nam cudowne wspomnienia i satysfakcja ze sprawdzenia każdego baru przy np. rewalskim deptaku. Niestety waga wróciła. Stajemy przed lustrem i znowu nie jesteśmy zadowoleni z tego jak wyglądamy. Czyja to wina? Odpowiedź jest chyba prosta. Kupujemy kolejne karnety na siłownie, wszystkie słodycze znikają z naszych kuchni. Pojawia się jednak problem – święta Bożego Narodzenia. To okres stworzony, żeby jeść. Nikt nie ma wyrzutów sumienia, że pochłania gigantyczne ilości smakołyków. Dlaczego? Bo przecież inni też tak robią. Poza tym zbliża się Nowy Rok – idealny moment, żeby zacząć nowe, zdrowsze życie. Idealny czas, żeby zrzucić zbędne kilogramy i wrócić do zadawalającej nas wagi. Chyba nie muszę pisać, jak to się kończy... JAGODA WOLAS FOT. JAGODA WOLAS OBYCZAJE Praca w wakacje Jak wiadomo coraz częściej młode osoby, w okresie wakacji chcą sobie dorobić. Niestety jako osoby nieletnie, nieobeznane z prawem pracy godzą się na zatrudniane „na czarno”. Oznacza to, że ich pracodawca nie płaci za nich podatków i tym samym w razie jakiegoś wypadku dany pracownik nie ma ubezpieczenia. Każda osoba, która nie ukończyła 17. roku życia jest uważana za osobę nieletnią. Ich zatrudnienie obwarowane jest przepisami prawnymi pracy. Dla zainteresowanych Najpopularniejszym zajęciem, które jest podejmowane przez młodych jest rozdawanie ulotek. Nie jest to praca przyjemna, ponieważ przechodnie nie chcą kolejnych broszur, ale trzeba przyznać, że nie jest ona też zbyt trudna w wykonywaniu. Stawka jaką możemy dostać za godzinę to 5-8 zł. Jest to nie wiele, ale to zawsze coś. Drugą pozycje zajmuje zbieranie owoców, jest to praca za którą możemy dostać 200300 zł tygodniowo. Jednak stawka nie jest liczona za godzinę tylko na ilość zebranych owoców, najczęściej w kilogramach. Pracodawcy są też skłonni do podwyższania stawek w zależności od wytrzymałości i szybkości pracy. Zdecydowanie najbardziej opłacalną pracą sezonową ale też najtrudniejszą do znalezienia jest pomoc kuchenna. Najłatwiej taką pracę dostać w turystycznych miejscowościach, bo w dużych miastach są one okupywane przez studentów, którzy pomiędzy sesjami chcą sobie dorobić. Pracodawcy zaś wolą zatrudnić osoby nieco starsze, zakładając, że są one bardziej odpowiedzialne. Stawki wahają się między 1000, a 1600 zł na miesiąc. Jedną z funkcji jest rozwożenie pizzy, lecz wymagane jest wtedy prawo jazdy na motorower-tzn. AM, czyli pojazd do 50cm. Czasem zdarzy się pracować na zmywaku, lecz zawsze można wynegocjować warunki z pracodawcą. Jednakże osoby, które nie ukończyły 18. roku życia nie mogą pracować jako kelnerzy, ponieważ mogą mieć oni kontakt Paulina i Aneta są szczęśliwe, że znalazły pracę na czas wakacji. FOT. FILIP MIELNIK z alkoholem. Bardzo pospolitym zajęciem stała się również opieka nad zwierzętami. Wymaga to jednak dużej ilości czasu i większego zaangażowania, lecz można zarobić przy tygodniowej opiece zwierzątkiem nawet 300 zł. Najwięcej ofert tego typu jest w wakacje kiedy wszyscy właściciele swoich pupili wyjeżdżają i nie mają co zrobić ze swoimi słodziakami. To się opłaca! Jedynym korporacyjnym pracodawcą, który umożliwia młodzieży pomiędzy 16 a 18 rokiem życia pracę zarobkową jest McDonald’s. Na 338 lokali ponad 200 zarządzanych jest przez prywatnych przedsiębiorców. Dlatego jest o wiele łatwiej się skontaktować z takim pracodawcą. Gdy się już ktoś załapie na taką prace to wynagrodzenie wynosi 10-12 zł za godzinę, co w połączeniu z umową daje na- prawdę dobrą i stałą pracę. Każdy pracownik raz na pół roku poddawany jest ocenie pracy. Brane są wtedy pod uwagę jego nabyte umiejętności, osiągnięcia i wyniki. W przypadku pozytywnej oceny kierownik restauracji może zwiększyć ustaloną początkową stawkę. Problemy ze znalezieniem pracy dla młodych wynikają głównie z popularności wakacyjnych prac i faktu, że zamiast nieletniego można za tą samą stawkę zatrudnić studenta, z którym nie ma aż tylu problemów natury prawnej. Poza tym, część pracodawców jest nauczona doświadczeniem takim, że nieletni niekiedy nie są jeszcze na tyle odpowiedzialni i rezygnują z pracy z dnia na dzień bez podawania przyczyny! Warto jednak zawsze próbować i rozważyć wszelkie alternatywy. Może jednak dla nieletniego z zapałem coś się znajdzie… FILIP MIELNIK 13 SPOŁECZEŃSTWO Smoki i tribale Lato sprzyja szaleństwu, więc młodzi ludzie często decydują się na zrobienie sobie tatuażu. Spontaniczne decyzje czasem mają katastrofalne skutki i plażę zalewają wizerunki niekształtnych smoków, kwiatów i łacińskich mądrości. Jak nie paść ofiarą tatuażysty amatora? Jak ustrzec się przed pamiątką-koszmarem? Przede wszystkim trzeba pamiętać, że tatuaż zostanie nam do końca życia. Istnieje możliwość laserowego usunięcia ozdoby, jednak koszt takiego zabiegu znacznie przewyższa cenę wykonania tatuażu. Ponadto zabieg ten jest bardzo bolesny i nie gwarantuje, że na skórze nie zostaną przebarwienia. Należy też dobrze przemyśleć, gdzie chcemy mieć tatuaż. Zwłaszcza młodzi ludzie powinni unikać tatuowania miejsc, które często są widoczne np. przedramion, dłoni, czy twarzy. Pracodawcy niestety zwracają uwagę na tego typu cechy i wymarzony wzór może stać się przyczyną problemów w znalezieniu pracy. W wielu letniskowych miejscowościach możemy spotkać salony tatuażu, ale nie wszystkie warte są uwagi. Najważniejszą kwestią jest czystość studia i higiena pracy artystów. Jeśli mamy jakiekolwiek zastrzeżenia co do tych kwestii, najlepiej od razu podziękować za współpracę. Trzeba pamiętać, że niesterylne warunki mogą mieć poważne konsekwencje dla naszego zdrowia. Niehigieniczne wykonanie tatuażu może skutkować choćby zarażeniem się wirusem HIV lub tężcem. Przychodząc do prestiżowego studia, nie liczmy na zapisanie nas na bliski termin. Zapisy do cenionych tatuażystów często sięgają nawet pół roku w przód. Warto poczytać w Internecie opinie na temat artystów z kon- 14 kretnego studia, zapoznać się z ich pracami i dopiero wtedy podjąć decyzję. Nieznane miejsca, o miernej reputacji – omijać szerokim łukiem! Obecnie standardem jest wybieranie własnego wzoru tatuażu. Jeśli tatuażysta chce, żebyście za swój projekt dodatkowo dopłacali, poszukajcie innego studia. Renomowani artyści nie chcą kopiować czyichś prac lub wzorów z Internetu. Nie wybierajcie tatuażu z katalogu, bo skończycie z taką samą różą, jak dziesiątki osób RYS. PIOTR RAJCZYK przed wami. Tatuaż nie musi mieć głębokiej ideologii, ale nie powinien być tylko bezsensownym wzorkiem (motyw tribalu). Tatuażysta powinien wam doradzić, co będzie dobrze wyglądało, potem przygotować projekt i wam go zaprezentować. Często szkic tatuażu widzi się dopiero tuż przed sesją, jednak nie musicie się martwić – jeśli cokolwiek wam się nie spodoba, możecie dokonać poprawek. Zdecydowanie odradzam tatuowanie sobie imienia partnera, szczególnie po letnich przygodach miłosnych. Jedna jedyna Jolka z promenady może okazać się wcale nie tą jedyną, a jej imię na ręce stanie się niezręcznym wspomnieniem lata. Wiele osób robi sobie tatuaż tuż przed letnim wyjazdem, aby pokazać się z nim na plaży, ale nie jest to rozsądna decyzja. Zacznijmy od tego, że gojenie wytatuowanej skory zajmuje dużo czasu. „Podstawowe” zasklepianie rany trwa zwykle parę dni, ale dopiero po okołu pół roku tatuaż można uznać za w pełni wygojony. Świeżo wykonanej ozdoby nie można wystawiać na słońce, bo proces gojenia się przeciągnie, a kolory mogą się zmienić. Wytatuowani ludzie nie powinni przesadzać z kąpielami słonecznymi nawet, gdy ich tatuaże wygoją się całkowicie. Warto stosować kremy do opalania z filtrem 50 SPF. Tatuaże mogą być dziełami sztuki na naszym ciele, ale trzeba zadbać zarówno o profesjonalne wykonanie, jak i o odpowiednią pielęgnację. Wybierając wzór i miejsce wykonania, zapomnijmy o kierowaniu się chęcią zaimponowania innym. Zastanówmy się, co naprawdę chcemy mieć na skórze przez całe życie, żeby uniknąć wstydu i bolesnego usuwania. Jeśli koniecznie marzy wam się tatuaż na wakacje, zafundujcie sobie wzór z henny. Jednak nawet w takim wypadku trzeba uważać. Na stanowiskach oferujących tego typu usługi zamiast naturalnej henny, stosuje się często czarną hennę, opartą na bazie parafenylenodiaminy (PPD), która powoduje uczulenia, podrażnienia skóry, a nawet ropiejące rany. Dlatego zamiast korzystać ze straganowych usług bezpieczniej udać się do kosmetyczki. Naturalna henna jest dla naszego zdrowia absolutnie bezpieczna i tego typu pamiątka z wakacji utrzyma się na skórze przez parę tygodni, by zniknąć wraz z ostatnimi dniami lata. PAULA POLICEWICZ SPOŁECZEŃSTWO Co morze wyrzuca na brzeg? Powszechnie panuje przekonanie, że dotarliśmy już wszędzie. – ludzka stopa stanęła na szczycie Mount Everestu i obu biegunach, skatalogowaliśmy najmniejsze nawet wysepki. Czy istnieje jeszcze namacalny, nieznany, wartościowy poznawczo cel? W czasie gdy austriacki skoczekFelix Baumgartner pokonuje barierę dźwięku, my zaczytujemy się w starych opowieściach o mitycznej krainie- Atlantydzie. Wielka woda w swej nieskończoności stawia ludzkość w pełnej mobilizacji i jakby tego było mało staje się obiektem westchnień wielu artystów. I tak jak Luc Besson w „Wielkim Błękicie”, nie potraktował wody jako podstawy wszystkich życiodajnych systemów, skupiając się nieco bardziej na pierwotności i naszej miłości do wciąż jeszcze nieodkrytego, dziewiczego świata, tak my badamy, szukamy, nurkujemy. Szacunkowo 80% bioróżnorodności świata żyje w morzach i oce- RYS. PIOTR RAJCZYK anach- spora część jest jeszcze nie odkryta. Co pewien czas, światem wstrząsa informacja o jakimś osobliwym zjawisku wyrzuconym na brzeg przez morskie fale. To właśnie w miejscu zetknięcia się wody z lądem mamy okazję obserwować coraz to barwniejsze osobniki. I tak z dnia na dzień dochodzę do wniosku, że przyroda bywa równie, lub nawet bardziej, kreatywna niż ludzka wyobraźnia. Rozmiary najmniejszych gatunków nie przekraczają kilku centymetrów, a największe osiągają nawet kilka metrów długości. Wstęgor królewski, połykacz, wampirzyca oraz nitkodziobak to tylko niektóre „potwory z głębin”. Ups… Zapomniałam o świecącej kałamarnicy! Z kolei bałtyckie fale szczególnie upodobały sobie foki i morświny. Na szczęście od 2010 roku funcjonuje Błękitny Patrol WWF. Wolontariusze mieszkający nad brzegiem Morza Bałtyckiego, patrolują całe Wybrzeże. W samym 2011 roku w Rewalu znaleziono trzy martwe ssaki morskie. Ze wszystkich nadmorskich gmin, Rewal zamówił najwięcej tablic w WWF na temat ochrony fok i morświnów. Szacuje się, że dziś w Morzu Bałtyckim żyje około 100 morświnów i każdy z nich, w większym lub mniejszym stopniu, potrzebuje naszej pomocy. A zatem niczym Hemingway’owski bohater, Santiago wypłynęliśmy na połów i zwyczajnie... czekamy. Zresztą mając w pamięci wytrwałość i determinację Kubańczyka, o przyszłość naszych, morskich odkryć, powinniśmy być spokojni. ANIELA JANOWSKA Nowoczesny plażing Jeszcze nie tak dawno temu nasze plażowanie miało zupełnie inną formę niż obecnie. Zaraz, zaraz... jak to, pewnie się zastanowisz, drogi Czytelniku. Bierzemy przecież koce, ręczniki, kanapki, coś do rozrywki. Ale czy to samo co kiedyś? Gazeta? Krzyżówki? Ulubiona książka? Te przeżytki poszły dawno w ciemny kąt zapomnienia. Teraz naszymi ulubionymi towarzyszami opalania się przy szumie fal jest – co nikogo nie dziwi – telefon, czy też idąc za trendem – smartfon. Sprawdzamy pogodę, najnowsze wiadomości, kursy giełdowe, populację żyraf w Ugandzie, podglądamy co słychać u naszych znajomych na portalach społecznościowych, sami dodając masę zdjęć, chełpiąc się tym, jak to ładnie smażymy się na słoneczku. Dodatkowo nasze cudeńka pozwalają nam obliczyć ile powinniśmy się opalać, co ile powinniśmy pić wodę, aby się nie odwodnić. Nasza przyjemność została, dzięki nowoczesnej technologii, sprowadzona do wypoczynku algorytmicznie perfekcyjnego. Ale w zasadzie... po co plażować na plaży? Rynek aplikacji urządzeń mobilnych ma na tyle bogatą ofertę, że, o zgrozo, wolimy coraz częściej sobie leniuchować na plaży zapatrzeni w maleńki ekran naszego urządzenia. Chociaż także i większy. Nie boimy się także zabierać tabletów. Zwłaszcza, że te gadżety, mają... własne gadżety. Już za kwotę około 300 zł możemy kupić ładowarkę słoneczną w trosce o energię naszego przyjaciela. Także możemy zabrać go nad wodę, sprawiając mu wodoodporną kamizelkę ratunkową! Możemy popisać ze znajomymi albo zachwycić rodzinę pięknymi zdjęciami, korzystając z Internetu, jednocześnie będąc w morskiej toni po szyję. Czy to jest dobry kierunek w naszym nadmorskim wypoczynku? Nie sądzę, że do końca tak. Zostawmy naszych elektronicznych przyjaciół w domu. Choćby w plecaku. Zajmijmy się tym, co w plażowaniu jest najważniejsze! Smażenie się na słońcu, aktywny wypoczynek i kąpiele morskie! Jednakże technika jest też przychylna osobom, które wolą sobie poleżeć na plaży rozpływając się podczas czytania swojej ulubionej książki. Dzięki rozwijającej się technologii e-papieru możemy kupić czytnik e-booków. To niewielkie urządzenie może pomieścić imponującą liczbę aż 2500 książek, więc nasze lęki o szukanie kolejnej części ulubionej serii całkowicie znikają. Teraz będzie trzeba się obawiać, czy przez zaczytanie nie spalimy się na węgiel... KONRAD HERMAN 15 PODRÓŻE Ucieczka do innego świata Nad morzem byłem w Berlinie Rewalu! O, piękny Rewalu! Cóż byśmy bez ciebie zrobili! Zalety tego miejsca można wymieniać bez końca. Dla każdego coś dobrego. „Plażing”, „smażing” dla tych opalających się z własnej nieprzymuszonej woli. Park miniatur, ruiny kościoła itp. dla tych, którzy smażą się z doskoku. Za to dla tych przypalonych przy okazji jest wiele atrakcji dookoła gminy, która jest dla nich ostoją wśród morza punktów docelowych do zwiedzania. Co więc można zobaczyć poza pięknym Rewalem? Jest oczywiście dość blisko Kołobrzeg (do 50 minut samochodem), Szczecin (1,5 godziny), Międzyzdroje (50 minut). Jednak, czy to nie jest oklepane? Czy wszyscy, będąc na wakacjach w Rewalu, nie jadą tam na wycieczkę? Bądźmy oryginalni i udajmy się gdzie indziej. Ja mogę zaproponować i polecić dwa miejsca. Są one piękne, ciekawe, a co najważniejsze – nie są daleko, a na pewno urozmaicą pobyt nad morzem i spokojnie można pojechać tam na jeden dzień. Drużyna B – Berlin i Bornholm. Duńska wyspa Bornholm powierzchniowo jest trochę większa od Warszawy. Poza stolicą, portowym miastem Ronne, znajduje się tam siedem innych miasteczek. Jednak administracyjnie wyspa ta stano- 16 wi gminę. 135 km od Danii, 88 km od Niemiec, 37 km od Szwecji i 100 km od Polski. Plamka na Bałtyku. Plamka, ale nie byle jaka! Atrakcyjna z miejscami wartymi zobaczenia przez podróżników. Już nie wspomnę o widokach. Bornholm nazywany jest „Majorką Północy” oraz „Perłą Bałtyku” ze względu na swój łagodny klimat i posiada takie rzeczy jak: okazałe klify, ogromne lasy (trzecie pod względem wielkości w Danii), wielokilometrowe plaże, łagodne kąpieliska. Przez całe lato odbywają się tu też koncerty muzyki poważnej, jazzowej, rockowej oraz festyny i pchle targi. Jak na razie wymieniłam atrakcje, które równie dobrze możemy zobaczyć tu, w Rewalu. Dlaczego więc Bornholm jest wart zobaczenia? Przede wszystkim dzięki niecodziennej atmosferze. Wyspa nie jest wiel- ka, ale nie czujemy się przytłoczeni nadmiarem tłumów. Atrakcyjna przyroda, pyszna kuchnia, życzliwość miejscowych (uśmiechy i pozdrowienia są tu normą) oraz ciekawe tradycje intensywnie zachęcają do przyjechania tu chociaż na jeden dzień. Kuchnia bornholmska oferuje naprawdę ciekawe smaki. Od ryb w różnych formach (wędzone, smażone, w sosach itd.) i owoców morza, przez sery po napoje alkoholowe (piwa, wina). Najedzeni możemy zwiedzać. Największą atrakcją są ruiny trzynastowiecznego zamku średniowiecznego Hammershus, który jest największym tego typu obiektem w północnej Europie. Ciekawe są też cztery okrągłe kościoły – rotundy (również średniowieczne). Mówi się, że nadal skrywają w sobie skarby templariuszy. Jeśli chodzi o przyrodę, to warto zobaczyć formacje skalne, nazywane Świętymi Skałami (Helligdomsklipperne). Na wyspie również zainwestowano w multimedialne centrum przyrodnicze NaturBornholm, dostosowane zarówno dla starszych, jak i dla tych młodszych. Na Bornholm można dostać się promem ze Świnoujścia (oferta całoroczna) lub Kołobrzegu (oferta sezonowa). Ceny w obydwie strony wynoszą do 190 zł dla osoby dorosłej, a do 70 zł dla dziecka (do lat 7). W ofercie kołobrzeskiej dzieci do lat 4 mogą płynąć promem za darmo. Bilet rodzinny – dwoje dorosłych, dzieci od 4-12 lat; cena za 1 osobę – do 170 zł. Opłata za przewóz roweru (również w obydwie strony) do 50 zł. Biura podróży organizują też wycieczki grupowe (do 160 zł za osobę). Wir erreichen jetzt zu Berlin – chciałoby się powiedzieć. Berlin, stolica Niemiec, jako wielokulturowe, nowoczesne i wciąż rozwijające się miejsce oczarowuje zawsze. Mną osobiście zawładnęła miłość do tego miasta. Niekoniecznie do Cerrywurst czy rozbudowanej komunikacji miejskiej, ale konkretnie do atmosfery wielokulturowości. Ulice tętnią życiem i za każdym razem odkrywa się PODRÓŻE coś nowego. Nudzić się nie można. Zgubić za to na pewno, ale zawsze ktoś chętnie nam pomoże. Najlepiej pytać taksówkarzy, ale przypadkowi ludzie na ulicach też często z chęcią wskażą nam drogę. Powierzchnia Berlina jest blisko o dwadzieścia jeden razy większa od powierzchni Gminy Rewal. Morza co prawda nie ma, ale są plaże. Poza sztandarowymi miejscami takimi jak Reichstag czy Brama Brandenburska, warto zobaczyć np. fragmenty muru berlińskiego z miejscami upamiętniającymi osoby, które próbowały się przedostać na drugą stronę albo Muzeum Holocaustu, robiące naprawdę wielkie wrażenie. Ale oczywiście nie ma jedynie miejsc wpędzających nas w depresję. Muzeum Pergamonu z oryginalnymi fragmentami babilońskich budowli, Muzeum Techniki z wielkimi salami zapełnionymi np. samymi pociągami, zachwycające ZOO, Checkpoint Charlie, pałac Charlottenburg, wiele parków, placów, sklepów. Imponującą panoramę miasta zobaczymy z Fernsehturm. Słowem – do wyboru, do koloru. Z Rewala do Berlina autem jest do 3 godzin. Jeżeli chcemy wjechać do centrum miasta, musimy posiadać plakietkę, zaświadczającą o czystości spalin. Można ją zdobyć w urzędzie rejestracyjnym, technicznych organizacjach kontrolnych oraz autoryzowanych warsztatach. Dotyczy to także pojazdów zagranicznych. Należy też przedłużyć dokumenty pojazdu. Plakietki kosztują od 5 do 15 euro. Pociągiem ze Szczecina również jedzie się do 3 godzin, z przesiadką w Angermünde. Bilet grupowy (na 5 osób) do 30 euro, bilet indywidualny do 40 euro. Busem ze Szczecina do centrum Berlina (Alexanderplatz) dojedziemy już za 13 euro (nie wliczając dostępnych zniżek). Rewal jest sam w sobie cudownym miejscem. Jednak wylegiwanie się na plaży da się zawsze połączyć z interesującymi, całodniowymi, satysfakcjonującymi wycieczkami. I to nie rezygnując z urlopu nad morzem. Po powrocie można opowiadać, że „kiedy byłem nad morzem, byłem w Berlinie”. TEKST I FOT. BERENIKA BALCER Widok z lotu ptaka Paralotniarstwo to sport, który może być wykonywany rekreacyjnie, przy użyciu paralotni. Powstało pod koniec lat 70. XX wieku we Francji, do Polski natomiast dotarło dziesięć lat później. Większkość osób uprawiających ten sport nie rejestruje się ani nie zdobywa potrzebnych uprawnień, dlatego ich liczba jest trudna do oszacowania. Sport ten najpopularniejszy jest w kraju swojego powstania. Jest to też fantastyczna możliwość zrobienia wielu ciekawych i inspirujących zdjęć. Paralotniarstwo jest jednym z najtańszych sportów lotniczych, bo szybownictwo jest już droższe. Wiele osób fascynuje w tym przygoda, wolność, swoboda, możliwość obejrzenia świata z lotu ptaka. Można latać na paralotni zarówno latem jak i zimą, ale latem jest przyjemniej, ponieważ jest ciepło, jest dłuższy dzień. Zawsze powinno się mieć ze sobą spadochron. Pięćdziesiąt metrów to minimalna wysokość przy jakiej powinien się rozłożyć. Są jednak przepisy, które mówią, że jeżeli chodzi o lot nad miastem są specjalne wymagania, np.: jeśli jest to miasto, które ma mniej niż 25 tysięcy mnieszkańców, powinno się latać powyżej 150 metrów. Jeśli chce się zrobić licencję na latanie paralotnią, można ją uzyskać między innymi w Szczecinie. Koszt dwóch kursów to przeważnie 2 000 złotych, natomiast za egzaminy się nie płaci. Koszty paralotni wachają sie między 3 800 złotych a 8 000 złotych. Póżniej dochodzą jeszcze koszty paliwa i eksploatacji. Osoby, które chciałyby pierwszy raz spróbować, powinny przelecieć się na tamdemie, czyli na paralotni dwuosobowej, z pilotem. Do niedawna w Trzęsaczu również można było latać na paralotniach. Latało się tam z klifu, aczkolwiek atrakcja została zamknięta. Znaleziono tam gniazda jaskółek, które są pod ochroną. Spadochron jest to statek powietrzny, który wykorzystując opór powietrza do zmniejszania prędkości spadania, pozwala skoczkowi bezpiecznie wylądować. Spadochroniarstwo jest równie znaną dyscypliną sprtową jak pa- ralotniarstwo. Jest to sport młody i wraz z doświadczeniem i zdobywanymi umiejętnościami rosła liczba dyscyplin sportu spadochronowego, są to mniędzy innymi: celność lądowania, akrobacja, formacje w swobodnym spadaniu (RW), dyscypliny artystyczne (freestyle, skysurfing, freeflying). Dwie pierwsze tworzą konkurencje klasyczne, obecnie bardzo rzadko uprawiane. Natomiast sport spadochronowy, w którym nie sa rozgrwane żadne zawode jest B. A. S. E. (sport polegający na skakaniu ze spadochronem z obiektów stałych, takich jak: budynki klify anteny). Skok tandemowy, to skok za spadochronem pasażera (najczęściej osoby, która nie ma żadnego doświadczenia w spaochroniarstwie) razem z instruktorem, z którym jest połączona specjalną uprzężą. Przed takim skokiem pasażer musi przejśc krótkie 10 – 15 minutowe przeszkolenie. Skok tandemowy można wykonać z wysokości 3 000 – 4 000 metrów. Za całe szkolenie trzeba zapłacić około 4 350 słotych, natomiast skok tandemowy kosztuje mniej więcej 700 złotych i trzeba do tego doliczyć (jeśli się oczywiście chce) koszt 200 złotych za filmowanie lub robienie zdjęć przez instruktora. JULIA KARPIŃSKA 17 SPORT Pozostały już tylko cztery drużyny Półfinały Mistrzostw Świata Mecze ćwierćfinałowe już za nami, a więc na placu boju zostały tylko cztery drużyny. Walka o podium jest już w ostatniej fazie i każda reprezentacja ma szansę na medale. Niemcy są ekipą, która w tegoroczny mundial weszła z najmocniejszym akcentem (wraz z Holandią). Pokonując Portugalię 4: 0 bardzo dobitnie pokazali, że będą walczyć o najwyższe miejsca. Niestety potem wyszedł największy problem tej reprezentacji, czyli tylko jeden napastnik, który i tak siedzi przez większość czasu na ławce. W następnych meczach z Ghaną, USA, Algierią i Francją strzelali kolejno 2, 1, 2 (w dogrywce), 1 gole. Tym napastnikiem jest Miroslav Klose, lecz jego wiek (36 lat) nie pozwala już na tyle szybkości i wytrzymałości, w czym dodatkowo przeszkadza trudny dla Europejczyków klimat w Brazylii. W tym przypadku ciężar zdobywania bramek spada na Thomasa Müllera, Mario Götzego i Mesuta Özila, lecz to nie typowi snajperzy, więc w wielu przypadkach zamiast strzelać szukają lepiej ustawionego kolegi i podają. To również jest jeden z problemów, ale też zaleta. W spotkaniu z Portugalią był to wielki atut, gdyż zniszczyli defensywę przeciwników, tworząc sobie wiele okazji, lecz z Ghaną już to przeszkadzało. Niemieccy zawodnicy dochodzili do sytuacji strzeleckich i w ostatnim momencie odgrywali piłkę, ale to wszystko jest zasługą Pepa Guardioli, trenera Bayernu Monachium. To on zaszczepił w tym klubie hiszpańską wersję tici-taca w niemieckim wykonaniu, a właśnie w Bayernie gra większość zawodników kadry Joachima Löwa. Obrona naszych zachodnich sąsiadów też stoi na wysokim poziomie. Podstawowi zawodnicy tej formacji potrafią bardzo dobrze bronić dostępu do własnej bramki i strzelać bramki. Blok defensywny strzelił już dwie bramki, jedna i druga została strzelona przez Mattsa Hummelsa. W razie jakiegoś błędu, który zdarza się rezerwowym obrońcom, mają Manuela Neuera w bramce, a pokazał w spotkaniu przeciw Algierii, iż gra na przedpolu jest jego wiel- 18 Mecz pomiędzy Brazylią a Kolumbią Fot. Materiały prasowe FIFA kim atutem i często działa jako ostatni obrońca. Niemcy w spotkaniu półfinałowym z Brazylią będą w minimalnie gorszej sytuacji psychologicznej, ponieważ na dwóch ostatnich mundialach Niemcy przegrywali spotkania półfinałowe i kończyli mistrzostwa z brązowymi medalami. Brazylia wygrać musi. To wiedzą wszyscy, począwszy od kibiców na piłkarzach kończąc. Brazylijczycy presję na swoich zawodników wywarli wielką i to w wielu momentach ich paraliżuje, a w półfinale może być tylko trudniej, ponieważ zabraknie wielkiej gwiazdy, a także dyrygenta kadry, Neymara Jr. Jego kontuzja po starciu z Zunigą okazała się na tyle poważna, że na tym mundialu na boisku nie wróci. I w takim momencie nawet psycholog, którego Scolari wynajął do pomocy w pracy z drużyną, może nie pomóc. Terapeuta, który miał sprawić (i co zresztą mu się udało, a efekty były widoczne w spotkaniu z Kolumbią), że ta drużyna nie będzie wyglądała jak w meczu z Chile i Chorwacją. W tym pierwszym płakał przed karnymi Julio Cesar, a w tym samym momencie Thiago Silva ze łzami w oczach prosił Felipao by nie wykonywał jedenastki, a w drugim zawodził Neymar Jr. gdy słuchał hymnu. Nie wiadomo kto najlepszego zawodnika tej drużyny zastąpi, bo Brazylia nie gra jak powinna i brakuje takiego drugiego zawodnika, który potrafiłby jednym dryblingiem, celnym podaniem lub strzałem poderwać cały zespół. Na próżno też szukać porównań teraźniejszej Brazylii chociażby do tej sprzed lat dwunastu. Nie tylko pod względem piłkarzy grających, bo nie znajdzie się gwiazd pokroju Ronaldinho, Ronaldo, Roberto Carlosa czy chociażby Rivaldo, ale także pod względem stylu gry. Kiedyś to był futbol pełen radości, a teraz za dużo w tym tak- SPORT tyki, toporności.Wyniki to co prawda przynosi, ale Brazylia męczy kibiców swoją grą. W tym wszystkim obrońcy przejmują taką samą rolę jak w niemieckiej kadrze. W defensywie grają bez zarzutów i strzelać potrafią. W 1/8 z Chile strzelił David Luiz, a w ćwierćfinale z Kolumbią Thiago Silva i znów David Luiz. Muszą, bo Fred nie gra jak powinien. Jedyny zawodnik, który utrzymuje wysoki poziom to bramkarz, Julio Cesar. Argentyna na sukces na mundialu czeka bardzo długo. Na pewno chcieliby wygrać w tym roku, bo gdzie lepiej jak nie u największego rywala? Wszyscy dookoła zgodnie mówią, że jest to ostatnia szansa dla Leo Messiego na sukces w reprezentacji, ponieważ jest w idealnym wieku. Więcej doświadczenia już nie zbierze, a za cztery lata w Rosji będzie miał powyżej 30 lat i będzie wolniejszy. Zawodnik Barcelony jak do tej pory gra na miarę oczekiwań. Trzykrotnie w fazie grupowej to on decydował o zwycięstwie drużyny. Z Bośnią i Hercegowiną i z Iranem jego gol dał zwycięstwo drużynie Albicelestes, a z Nigerią strzelił dwie bramki (jedną dorzucił jeszcze Rojo) i poprowadził swoją grą Argentynę do zwycięstwa. Bardzo widoczne jest, że pod okiem selekcjonera Alejandro Sabelli odżył. Przez wiele lat nie prezentował się tak dobrze jak w Blaugranie i nie potrafili tego zmenić tacy trenerzy jak Jose Pekerman ani Diego Maradona. Ale Alibicelestes to nie tylko Messi. W fazie pucharowej obudzili się jego koledzy. W 1/8 gola na wagę awansu w dogrywce strzelił Angel di Maria, a z Belgią w ćwierćfinale do siatki trafił Higuain. Problemem Argentyny jest obrona. Zabaleta nie prezentuje w obronie poziomu drużyny walczącej o złoto. Popełnia błędy i gubi się, podobnie zresztą jak Rojo, Garay i reszta defensorów. Na domiar złego mają najsłabszego bramkarza z drużyn półfinałowych. Sergio Romero nie broni fatalnie, ale nigdy nie wiadomo kiedy zdarzy mu się błąd podobny do tego przy golu Ibiseviča dla Bośnii i Hercegowiny. Holandia awansowała z problemami i długiej walce w ćwierćfinale z Kostaryką. Na pokonanie rewelacji tegorocznego mundialu potrzebowali karnych. Nos trenera Louisa van Gaala pomogł w przezwyciężeniu zmęczonych przeciwników. Na rzuty karne wprowadził do bramki Tima Krula, który obronił dwie jedenastki. To postawia pytanie, kto będzie bronił w półfinale z Argentyną. Czy dobrze broniący przez cały turniej Jasper Cillessen, czy bramkarz, który w karnych zatrzymał Kostarykę, Tim Krul. Młoda obrona sprawuje się lepiej niż wszyscy zakładali, chociaż gra nie pewnie. Najpierw przeciwko Hiszpanii Daley Blind popisał się dwoma fantastycznymi asystami, jednak już kilka dni później było troszkę gorzej. Australia, która nie jest drużyną na najwyższym mundialowym poziomie, aż dwukrotnie pokonała Jaspera Cillessena. Co ciekawe wszyscy defensorzy grają lub grali w Feyenordzie Rotterdam. Ofensywa Holendrów w fazie grupowej straszyła rywali. Pięć bramek strzelonych Hiszpanii, trzy Australii i dwie Chile, lecz w fazie pucharowej już tak kolorowo to nie wygląda. Z Meksykiem wygrali w ostatnich minutach po trafieniu Sniejdera i karnym po faulu na Robbenie, który sam przyznał, że symulował. Dla wymienionych dwóch, a także dla van Persiego i Kuyta są to ostatnie mistrzostwa, w których są w stanie grać na najwyższym poziomie. MACIEJ JANKOWSKI Ciekawostki mundialowe Trofeum, które dostaje drużyna zwycięska, nosi nazwę Puchar Świata FIFA i został ufundowany w 1971 roku. Jego wykonawcą jest włoski rzeźbiarz Silvio Gazzanigi. Ma wysokość 36 centymetrów, waży około 5 kilogramów, a odlany został z 18-karatowego złota przez włoską firmę jubilerską Bertoni. Zwycięzcy dostają pozłacaną replikę, ponieważ oryginał przechowywany jest w Zurychu w siedzibie FIFA. Jest na nim przewidziane miejsce na umieszczenie nazw zwycięzców od roku 1974 do 2038. Manuel Rosas jest osobą, którą warto za- pamiętać. Dnia 16.07.1930 roku Meksykanin w 52 minucie spotkania z Chile pokonał własnego bramkarza, Isidoro Sotę. Trzy dni póź- niej ten sam zawodnik w spotkaniu Meksyk-Argentyna wykorzystał rzut karny w 42 i 65 (z dobitką) minucie. Strzelając Angelowi Bossio, Rosas stał się pierwszym w historii zawodnikiem, który strzelił samobója i wykorzystał rzut karny. Na mistrzostwach w Niemczech w 2006 roku Josip Šimunić dostał trzy żółte kartki. W spotkaniu fazy grupowej pomiędzy Chorwacją i Australią sędzia Graham Poll z Anglii w 90 minucie pokazał drugi żółty kartonik i mimo to chorwacki defensor grał dalej. Dopiero kolejne upomnienie już w doliczonym czasie gry skończyło się dla niego czerwonym karto- 19 SPORT Ciekawostki mundialowe nikiem. Angielski arbiter już nigdy nie poprowadził spotkania na mundialu. Serie rzutów karnych są dla Anglików prawdziwym przekleństwem. W meczach tej reprezentacji trzy razy o zwycięstwie musiały decydować rzuty karne, ale nigdy nie udało im w nich zwyciężyć. Tegoroczny mundial był już dziesiątym w historii Szwajcarii. Mimo że reprezentacja ta rozegrała już 33 spotkania i strzeliła 45 goli, to żaden z nich nie padł z rzutów karnych (podobnie jak Korea Południowa, która grała na mistrzostwach dziewięć razy). Nie dziwi więc, że Szwajcarzy w 2006 roku odpadli w 1/8 finału po karnych, nie wykorzystując żadnego z nich. W całym mundialu nie stracili gola. W latach 1998-2002 obowiązywał w trakcie dogrywki przepis o złotym golu (gdy jedna z drużyn strzeli, gola mecz zostaje skończony). Skorzystały na tym przepisie jedynie drużyny Francji, Turcji, Senegalu, a także Korei Południowej. W 1986 roku Irakijczyk Samir Shaker Mahmoud po przegranym 1: 2 spotkaniu z Belgią obrzucił niecenzuralnymi wyzwiskami i opluł Jesusa Diaza, kolumbijskiego arbitra. Za ten wybryk FIFA zawiesiła piłkarza na rok, a on już nigdy nie zagrał na mistrzostwach. Spotkanie finałowe z 1990 roku przeszło do historii jako najostrzejsze. Meksykański sędzia Edgardo Codesal pokazał w nim dwie czerwone kartki. Jedną, jak i drugą otrzymali zawodnicy z Argentyny: Pedro Monzon oraz Gustavo Dezotti. Czerwony kartonik dla tego pierwszego był też pierwszą tego rodzaju karą w historii spotkań o złoto. Argentyna przegrała ten mecz z RFN 1: 0. Co ma wspólnego krykiet i mundial? Sir Viva Richardsa. Ten jeden z najlepszych zawodników krykieta w historii tego sportu (151-krotny reprezentant Indii Zachodnich) był 20 również środkowym obrońcą w kadrze Antigui i Barbudy (pseudonim „Byk”) w eliminacjach do mistrzostw w 1974. Niestety Antigua i Barbuda przegrała wszystkie cztery mecze i straciła aż 22 bramki. Na pierwszym w historii spotkaniu w finałach MŚ bramkarz Francji doznał kontuzji szczęki. Zmiany nie były wówczas dozwolone, więc w 24 minucie w bramce musiał stanąć obrońca, Augustin Chantrel. Puścił tylko jednego gola i mimo że Francuzi grali w osłabieniu jednego zawodnika zwyciężyli 4: 1. Była to jedyna sytuacja, gdy jeden zawodnik zagrał w polu, jak i w bramce. Rekordzistą pod względem spotkań przesiedzianych na ławce na mundialach jest brazylijski bramkarz Castilho (18 spotkań). Na szczęście dla niego w 1954 był podstawowym zawodnikiem reprezentacji Canarinhos i poznał smak gry na mundialu. Na drugim Maskotka tegorocznego mundialu nazywa się Fuleco. Przedstawia pacernika. Zwierzak został ogłoszony najsłodszą mundialową maskotką w historii. miejscu w tej klasyfikacji jest Polak, Marek Kusta, który na ławce przesiedział 17 mundialowych spotkań. Jednym z większym pechowców mistrzostw jest urodzony w Austra- Puchar, który trafi w ręce zwycięskiej drużyny. Statuetka przedstawia dwie osoby wnoszące do góry ręce w geście triumfu. lii Chorwat Anthony Šerić. Na spotkanie towarzyskie pomiędzy właśnie tymi reprezentacjami dostał powołanie do drużyn obu krajów. Wybrał Chorwację, która ten mecz wygrała 7:0. Pojechał z Chorwatami nawet na trzy mundiale – w 1998 (przywiózł z niego nawet brązowy medal), 2002 i 2006 roku. Miał możliwość zagrania aż w 13 meczach, lecz ani razu nie wystąpił. W 2006 roku do finałów dostała się też Australia. I teraz może się tylko zastanawiać czy jakby wybrał Australię mógłby zadebiutować. Niektórzy Polacy też zapisali się w historii mundiali. Ernest Wilimowski jest jedynym w historii graczem, któremu udało się w jednym meczu czterokrotnie pokonać bramkarza drużyny przeciwnej, a jego drużyna mimo wszystko przegrała. W 1938 roku po dogrywce Brazylijczycy pokonali Polaków 6: 5 w spotkaniu 1/8 finału. Robert Prosinečki jest jedynym piłkarzem, który strzelał gole dla dwóch reprezentacji. W 1990 roku reprezentował Jugosławię i strzelił gola w meczu ze Zjednoczonymi Emiratami Arabskimi, a 8 lat później pokonał bramkarza Jamajki, ale już jako gracz Chorwacji. MACIEJ JANKOWSKI FOT MATERIAŁY PRASOWE Z INTERNETU ROZMAITOŚCI Adopcja to niezła opcja! Coraz częściej możemy się spotkać z różnego rodzaju hasłami, stronami czy też reklamami, które promują, aby nie kupować zwierząt z hodowli, tylko je adoptować. Zwierzęta przebywające w schronisku wiele w swoim życiu przeżyły. Każde z nich ma inną, wzruszającą historię. Niektóre zostały porzucone przez swoich właścicieli, inne były przetrzymywane i traktowane w niehumanitarny sposób. Potrzebują właściciela, który nie tylko zadba o ich zdrowie, ale również pokocha i zapewni poczucie bezpieczeństwa. W Internecie, gazetach możemy znaleźć ogromną ilość fundacji, organizacji, stron internetowych jak i drobnych ogłoszeń dotyczących oddania pupili w dobre ręce. Najczęściej mowa o psach lub kotach. Dlaczego adoptować, a nie kupować? Największy problem dotyczy zwierząt bezdomnych. Odpowiedzialność za to, co się z nimi stanie, spoczywa na nas. Życie psów w schroniskach ogranicza się jedynie do klatki, czy wybiegu. Nie jest szczęśliwe. Pies, który pozostaje w zamknięciu, staje się nadpobudliwy. Otrzymuje on jedynie pokarm, a przecież jedzenie nie jest wyłącznym aspektem życia zwierząt! Niektórzy kupują zwierzęta domowe tylko dlatego, by przypodobać się otoczeniu w końcu, która celebrytka nie ma yorka? Takie bezmyślne myślenie skazuje bezpańskie psy na głód i cierpienie. Marzną one na ulicach, żywią się odpadami i nie mogą poczuć miłości. Przykry jest fakt, iż wielu ludzi nie zdaje sobie z tego sprawy. Niestety coraz więcej bezdomnych zwierząt po prostu umiera z głodu lub z zimna. W schroniskach zapewnione mają tylko wyżywienie, ale zapomina się o opiece. Takim pieskiem czy kotkiem najczęściej zajmują się wolontariusze, którzy przychodzą, aby wyprowadzić te zwierzaki, lub się z nimi pobawić. Z pewnością są to dla nich wspaniałe momenty, bo właśnie wtedy mogą poczuć, że są kochane. W hodowlach życie zwierząt wygląda całkowicie inaczej. Mają one nieustanną opiekę, są zadbane, właściciele pragną, aby przykuwały swoim wyglądem uwagę i sprzedały się jak najlepiej. Jak widać ta metoda się sprawdza, gdyż działalność hodowli psów i innych zwierząt stale się poszerza, a ich właściciele się na tym wzbogacają. Zależy im na coraz większym zysku. W hodowlach czworonogi są pod stałym okiem weterynarza, ze względu na jak najlepszy stan fizyczny, co bardziej zachęca klientów do kupna. Zwierzęta są zdrowe i zaszczepione. Jest to wygodniejsze jak i łatwiejsze dla przyszłych właścicieli. Natomiast w schroniskach często zdarza się, iż opieka weterynaryjna jest na poziomie niedostatecznym. Placówki są przepełnione, czego powodem jest zwiększona liczba zwierząt bezdomnych. Dlatego nie powinniśmy być obojętni wobec sytuacji tych zwierząt. W naszych rękach jest ich los. Nawet jeśli myślimy, że nas to nie dotyczy, możemy wpłynąć na decyzje innych ludzi, co z czasem stanie się moralną zasadą wśród społeczeństwa. Warto pamiętać, aby uświadomić też najmłodsze pokolenia- by również w przyszłości bezdomne psy znalazły swojego właściciela. TEKST I FOT. LIZA SARACOGLU 21 KULTURA Początki muzyki elektronicznej Syntezator będzie najlepszy Na początku były chorały gregoriańskie. Później doszły do nich pojedyncze instrumenty, orkiestry, zaczęła kształtować się muzyka mechaniczna. I później powstała elektronika. Muzyka elektroniczna to ostatni element tego dźwiękowego łańcucha. Zaczęła zdobywać popularność pod koniec lat 70-tych. Ludzi na początku nie przekonywały eksperymentalne, nietypowe brzmienia. Dopiero rozkwit takich zespołów, jak Tangerine Dream czy Kraftwerk, a także ogromny sukces Jeana – Michela Jarre’a spowodował, że dźwięki płynące wprost z syntezatora zaczęły przebijać się do list przebojów. No właśnie – czym jest syntezator? To po prostu urządzenie imitujące dźwięki instrumentów, czasami je samogenerujące. Dzięki prostocie wynalazku tworzenie muzyki stało się przyjemniejsze. W okresie, gdy w sklepach królowały kartki, a kolejki były nie tylko wąskotorowe, jak w Rewalu, pojawiło się zjawisko już powszechne we współczesnej muzyce, czyli sampling. Ten nieco kontrowersyjny sposób wykorzystania partii instrumentów przez innych wykonawców dawał szerokie pole do popisu – możliwych dróg interpretacji jest bardzo wiele, przez co dźwięki stały się oryginalne, świeże. Sampling został szybko przechwycony przez wykonawców dubstepu czy hip-hopu. Dwie nierównoległe drogi w końcu się skrzyżują. Początek lat 80tych to fuzje dźwięków, przez co powstają zupełnie nowe gatunki – de- biutancki album Donny Summer uznawany jest za pierwszy krążek techno, a w zachodniej Europie wykształcił się nietuzinkowy eurodance. Rozwój w kierunku komputerów całkowicie poszerzył możliwości muzyków. Wprowadzono sprzęty, które umożliwiały różnego rodzaju kombinacje z dźwiękiem np. synte- mantic (Duran Duran albo Ultravox) pełno było uczuciowych uniesień. Jak z praktycznie każdą rzeczą, która popularna była wśród naszych sąsiadów, do Polski moda na elektronikę przywędrowała stosunkowo późno. Swoich sił z syntezatorami próbował Czesław Niemen, muzyk ze sporym dorobkiem. Na listach zatory, sekwencery i automaty perkusyjne. Jak już wcześniej wspomniałam, moda na muzykę elektroniczną przywędrowała z Ameryki do Europy. We włoskich dyskotekach popularne stało się italo disco – kto nie zna przebojowego Gazebo? Autorzy nowych kawałków zgrabnie łączyli warstwę liryczną wychwalającą miłość z wpadającymi w ucho, pulsującymi beatami. Na koncertach artystów tworzących new ro- przebojów z „Pod Papugami” czy „Dziwny jest ten świat” z charakterystycznym, organowym początkiem, konkurował Józef Skrzek. Jego niekonwencjonalny styl zyskał szerokie uznanie wśród reżyserów – sporo soundtracków z filmów zawiera piosenki tego multiinstrumentalisty. Inni, znani polscy artyści, którzy wykorzystywali syntezatory byli Marek Biliński, Bogdan Gajkowski, czyli Kapitan Nemo. Jeśli chodzi o skale światową, to z pewnością zespoły, które zaczynały swoją karierę właśnie na tych instrumentach, to Alphaville, Depeche Mode czy Jan Hammer. Dziś muzyka elektroniczna jest nieodłącznym elementem życia codziennego. Ma na całym świecie wielu wielbicieli. Warto jednak wiedzieć, kiedy powstała i odświeżyć kawałki, które wtedy były hitami nowego gatunku muzycznego. LIZA SARACOGLU FOT. INETRNET 22 KULTURA Czego nie wiemy o muzyce elektronicznej? Syntezatory, generatory dźwięków, komputery. Na przestrzeni ostatniego stulecia te urządzenia na stałe zagościły w naszym pojęciu jako instrumenty, spychając niejako te tradycyjne na dalszy plan. Muzyka wygenerowana za pomocą impulsów czy fal elektrycznych jest dla nas powszechna i nie budzi żadnych kontrowersji. Lecz kiedyś było zupełnie inaczej... Idea muzyki elektronicznej jest kontynuacją pomysłu z końca XIX wieku, który zakładał stworzenie muzyki mechanicznej – polegała ona na wytworzeniu instrumentów nie tylko samogrających, ale także samokomponujących. Jednakże ówczesne zaplecze technologiczne było zbyt ubogie, więc pomysł ten nie mógł być zrealizowany. Mimo tego, nie został zapomniany. Po pół wieku od wynalezienia pierwszego, niedoskonałego elektroinstrumentu (muzycznego telegrafu z 1876 r.), ten raczkujący, niesłychanie kontrowersyjny i awangardowy gatunek muzyki zaczął przeżywać istny rozkwit. Lata 20. ubiegłego wieku to bardzo elektryczny czas w historii muzyki. Wtedy to właśnie powstały instrumenty, które stworzyły podwaliny pod to, czego słuchamy na co dzień. Tak, tak, nawet komputerowo wygenerowana perkusja może się pochwalić, że jej rodzicami są niemal stuletnie instrumenty. Pierwszym zaprezentowanym światu pełnoprawnym takim urządzeniem był Pianorad. Przypominał on niewielkich rozmiarów komodę, na której „blacie” znajdowało się 25 klawiszy. Od każdego odchodził niewielki głośnik. Generowany dźwięk był wytwarzany przez różnie ustawione oscylatory, które emitowały kosmicznie brzmiące, sinusoidalne dźwięki. Według niemalże identycznego schematu działało wiele innych powstałych w tamtym okresie instrumentów. Na szczególną uwagę zasługuje jednak radziecki Theremin. Ten jako jedyny z wielu stworzonych w latach 20. ubiegłego wieku na stale zagościł w naszym muzycznym asortymencie. Jest to instrument jednogłosowy wynaleziony w 1929 roku przez Lwa Termena. Swoim brzmieniem przypomi- Lew Termen grający na swoim instrumencie FOT. INTERNET na trochę skrzypce, kobiecy głos, piłę i gwizd. Polecam posłuchać głównego tematu z serialu BBC „Doctor Who” – melodia właśnie jest wykonywana na tym instrumencie, o, jak to określił jego twórca, nieziemskim brzmieniu. Później w muzyce następuje okres eksperymentalny, do którego możemy zaliczyć przedziwne utwory na nietypowe instrumenty, na przykład „Utwór na 12 odbiorników radiowych” Johna Cage’a. Polegało to na tym, że trzeba było „nastroić” swoje instrumenty na odpowiednią częstotliwość i włączać oraz wyłączać je w odpowiednim momencie zapisanym w partyturze. Dużym skokiem było pojawienie się i upowszechnienie taśm, na których można zapisać dźwięk. Nagrywano wtedy odgłosy przyrody, miasta, pociągów. Później taśmy te rozwijano, a następnie z chirurgiczną precyzją były cięte i sklejane na nowo. Mamy więc po raz pierwszy w historii do czynienia z zapętleniem muzyki (częstym zabiegiem w muzyce klubowej, dubstep czy techno) oraz edycją muzyczną. Nowy punkt widzenia – edycja, pętla, wykorzystywanie nagranych odgłosów – zmienił muzykę na zawsze. Przenosimy się teraz do lat 50. XX wieku, gdzie po raz pierwszy pojawiło się pojęcie muzyki elektronicznej, czyli takiej w 100% wygenerowanych za pomocą specjalnych urządzeń. Z początku termin wykorzystywany był przez Niemców, lecz później został przeniesiony na grunt międzynarodowy. Zasada powstawania dźwięku się nie zmieniła. Zmianie jednak uległa technologia i sposób w jaki to robiono. Powstawały studia muzyki elektronicznej, gdzie przy pomocy oscylatorów, generatorów, syntezatorów, taśm i całego arsenału pomniejszego sprzętu pomocniczego powstawała muzyka. Coraz bardziej popularna. Coraz bardziej powszechna. Coraz mniej kontrowersyjna. Nawet w Polsce w roku 1957 pojawiło się takie studio, lecz zostało ono szybko zamknięte przez władze komunistyczne, które uznały ją za zbyt awangardową i nieprzydatną dla ludności. Powszechna miniaturyzacja, powolne odchodzenie od technologii tranzystorowej oraz ciągłe poszukiwanie nowych kierunków w muzyce sprawiło, że już w 1970 roku urządzenia do produkcji dźwięku nie były już sporej wielkości szafy. Pojawiały się na koncertach, w studiach nagrań. Rozpoczął się boom na instrumenty elektroniczne, które do dziś królują na scenach. Korzystają z nich takie zespoły jak m.in. Daft Punk czy Depeche Mode. Co prawda część instrumentów elektronicznych została przeniesiona do przestrzeni wirtualnej, ale to zupełnie inna historia... KONRAD HERMAN 23 ROZRYWKA Kino na leżakach 3 lipca miał miejsce – zgodnie z już rewalską tradycją – seans filmowy w plenerze, znany pod nazwą „Kino na leżakach”. W tym roku cieszyliśmy się seansem nie na plaży, ale nieopodal Urzędu Gminy. Wprawdzie oglądanie filmu na plaży o zachodzie słońca ma swój niekwestionowany klimat, ale sam fakt projekcji na wielkim ekranie poza salą kinową ma w sobie tyle uroku, że nie było powodów do narzekania z powodu wyboru takiego, a nie innego miejsca. Film „Wkręceni” to polska komedia. Produkcja jest świeżutka, bo z 2014 roku. Reżyserem i twórcą scenariusza zarazem jest Piotr Wereśniak, zna- ny z takich produkcji jak „Och, Karol 2” (za co miał nominację do Złotej Kaczki), „Złotopolscy” czy „M jak miłość”. Lekka komedia jest najodpowiedniejszą pozycją na letni seans, tak więc wybór filmu „Wkręceni” był – patrząc obiektywnie – bardzo trafiony. Sporo jest nieprzychylnych opinii o tym obrazie. A to, że podróba (w dodatku marna) hollywoodzkich produkcji, a to że humor prymitywny, a to jeszcze, że słaby przekaz... W wielkim skrócie, fabuła filmu opierała się na historii trzech zwolnionych pracowników fabryki samochodów, którzy lądują w małej miejscowości, gdzie zostają wzięci za zamożnych biznesmenów z za- granicy, a więc ich prestiż jest dość duży. Nasi bohaterowie powinni byli przyznać się i wyjaśnić nieporozumienie, jakie zaszło. Ale... po co? Któż by nie chciał być darzony takim szacunkiem i respektem z racji swojej domniemanej pozycji społecznej? Cóż, nasi bohaterowie chcieli tego bardzo. W efekcie cały film jest splotem niefortunnych wydarzeń – i śmiesznych przy okazji – w które uwikłani są bohaterzy. Wyszło śmiesznie, zabawnie i lekko. Tak jak miało być. Swoją drogą - myślę, że od lekkich z definicji komedii nie powinno się wymagać głębszego przekazu czy przedstawienia doktryn filozo- Kicz w pamiątkach Nieodłączną częścią wakacji są podróże. Odwiedzamy nowe miejsca, poznajemy nowe kultury. Zawsze przed powrotem do domu chcemy zabrać wraz ze sobą jakiś przedmiot przypominający mile spędzony czas do tak zwanej „szarej rzeczywistości”. Wtedy decydujemy się na kupno pamiątki. W kurortach turystycznych propozycje stoisk z przedmiotami sypią się jak z rękawa. Sprzedawcy stosują różne zabiegi, aby sprzedać nam jakiś gadżet promujący miasto lub okolice. Spacerując ulicami Rewala, przyjrzałam się pamiątkom sprzedawanym na tutejszych stoiskach. W wielu z nich przejawiają się elementy kiczowate. Dla osób niewtajemniczonych spróbuję sprecyzować pojęcie jakim jest: „kicz”. Zacznę od tego, że to słowo bardzo względne i może budzić kontrowersje. Tak naprawdę każdy ma własną definicję. Coś co dla jednych jest kiczem, innym się podoba. To zjawisko ma jednak swoje zasady, dzięki którym łatwiej będzie nam go zidentyfikować. Żeby nie męczyć was naukowymi terminami (w końcu jesteśmy na wakacjach), opiszę tylko zasady według mnie powiązane z pamiątkami. Pierwszą z nich 24 jest zasada przeciętności. Kicz nie jest niczym orginalnym czy nowatorskim – powtarza schemat. W przypadku pamiątek – chyba się ze mną zgodzicie – wszystkie są do siebie bardzo podobne, a wręcz identyczne. Kolejną charakterystyczną cechą kiczu jest niefunkcjonalność przedmiotu. Mam tutaj na myśli np. otwieracz do piwa z ceramicznym wizerunkiem pirata. Nie jest to przedmiot przydatny w kuchni, służy bardziej „urozmaiceniu” wnętrza. Dałam: „urozmaicenie” w cudzysłów celowo. Przecież kicz nie jest niczym pięknym. Kicz i piękno to oksymoron. Samo słowo nie kojarzy się pozytywnie. Nikt (z mojego otoczenia na pewno) po powrocie z wakacji nie umieszcza pamiątki w honorowym miejscu, w większości przypadków zostają one wrzucone na dno szafy. Ich funkcją (chyba jedyną) jest przypominanie cudownych chwil. W mojej opinii królową wszystkich zasad z zakresu kiczu jest kumulacja. Nie odnosi się to tylko do przedmiotów, ale także mody, literatury, sztuki. W XXI większość ludzi stawia na minimalizm, prostotę – te dwa słowa na pewno nie opisują pojęcia, jakim jest kicz. Kumulacja jest nagromadzeniem zbyt wielkiej ilości (zbędnych) elementów. Wakacyjnym przykładem kiczowatego przedmiotu, który pierwszy pojawia mi się przed oczami jest drewniana szkatułka obklejona muszelkami, brokatem, czerwonymi wstążeczkami. Należy tu jednak wspomnieć, że to jest tylko moja opinia. Jak wspomniałam ROZRYWKA ficznych albo głębi psychologicznej postaci. To po prostu nie jest konieczne. A i widzowie byli bardzo zadowoleni. Podczas seansu dość często słychać było gromkie wybuchy śmiechu czy ciche chichoty, co świadczy pozytywnie o wrażeniach. Film więc podobał się, to pewne, a i atmosfera była bardzo miła. Mimo późnej godziny i chłodnego (mało powiedziane!) powietrza, wszyscy byli zadowoleni i wracali z uśmiechem na twarzy. Sama idea oglądania filmów jest trafionym rozwiązaniem na letnie wieczory. Bo cóż jest przyjemniejszego od wygodnego ułożenia się na leżakach z ulubionym jedzeniem i oglądania filmu na wielkim ekranie, na świeżym powietrzu...? MONIKA KOMONICKA na początku definicja kiczu jest bardzo indywidualna. W 100% sprawdza się tu popularne powiedzenie: „O gustach się nie dyskutuje”. Każdy ma prawo do własnego sposobu pojmowania piękna. Kicz balansuje na granicy tego co ładne, a tandetne. Ale tak między nami: kto chciałby mieć taką szkatułkę w swoim pokoju? Wydaje mi się, że znajdzie się małe grono osób na: „TAK”. Podsumowując – w gromadzeniu pamiątek nie ma nic złego. Pamiętam, jak byłam małą dziewczynką i zawsze naciągałam rodziców na kupno przedmiotów z każdego miejsca, które odwiedzaliśmy w wakacje. Mówili zawsze: „Jest ci to niepotrzebne”, „To kolejny przedmiot do zagracenia twojego pokoju, To nawet nie jest ładne”, „Do czego jest ci to potrzebne?”. Nigdy nie umiałam odpowiedzieć na to pytanie. Tym argumentem zawsze wygrywali naszą mini wojnę na słowa. Dzisiaj jestem im za to wdzięczna. Uchronili mnie od zagracenia pokoju zbędnymi przedmiotami. Z czasem dorosłam i zrozumiałam, że mieli rację. Kiczowate pamiątki mają wartość sentymentalną, ale nie ma z nich żadnego pożytku. JAGODA WOLAS Uśmiechnij się Dlaczego klatka piersiowa zawsze ma drobne? – Bo żebra. *** – Puk, puk! – Kto tam? – Ateista. – Nie wierzę! – Ja też nie. *** Dlaczego beton nie chodzi do pracy? – Bo go wylali. *** Jak nazywa się żona popa? – Poparzona. A jego łóżko? – Popiełuszko. *** Rozmawia małżeństwo: Wiesz, nasz sąsiad dwa miesiące temu ogłuchł. – A jak to znosi jego żona? – Jeszcze nie zauważyła. *** Pyta znajomy znajomego: – Z kim jedziesz nad morze w tym roku? – Z żoną, dziećmi i teściową. – Z teściową? – pyta zdziwiony. – A niech się franca do piachu przyzwyczaja! *** Co robią piłkarze na drodze? – Stoją w korkach. *** Żona do męża: – Kochanie, zjesz kanapkę z pasztetem? – Nie dziękuję, zjem w salonie. *** Co robi terrorysta, gdy słyszy śmieszny dowcip? – Wybucha śmiechem. *** Żona pyta męża: – Kochanie, co byś zrobił, gdybym wygrała w totolotka? – Wziąłbym połowę i się wyprowadził. Na to żona: – Trafiłam trójkę. Bierz 10 zł i żegnaj! *** Na lekcji plastyki. – Co narysowałeś Jasiu? – pyta pani. – – – – – Osła i łąkę. A gdzie łąka? Osioł ją zjadł. A gdzie osioł? Najadł się i poszedł. *** Co robi cygan na studniówce? Kradnie poloneza. *** Jaś chwali się kolegom, że umie bezbłędnie odczytać czaszę słońca. – A jak w nocy rozpoznajesz, która jest godzina? – pytają koledzy. – Otwieram okno i głośno krzyczę. Zawsze ktoś odpowie: „Co za debil krzyczy o drugiej w nocy?!” *** Żona do męża przed wyjściem na plażę: – Chciałabym założyć coś, co zadziwi wszystkich! – To załóż łyżwy... *** Milioner zwiedza stary zamek, który zamierza kupić. Po budowli oprowadza go stary służący. – Mówiono mi, że tu straszy... – zagaja rozmowę milioner. – Bzdura! Mieszkam tu od ponad 300 lat i niczego nie widziałem. *** Student opowiada koledze wrażenia z wakacji: – Szkoda, że tego nie widziałeś. Jechałem na słoniu, a obok mnie dwa lwy... – I co dalej? Co dalej?! – Musiałem zejść z karuzeli... *** Do biura podróży przychodzi klient i mówi: – Mam 50 euro. Chciałbym za to jakieś niedrogie wczasy, ale żeby na miejscu była biblioteka, bilard, basen, siłownia, sauna, a w pokoju – telewizor, komputer i kino domowe. – Nie ma u nas czegoś takiego. Ale chce pan coś takiego za darmo i do tego za granicą? – No pewnie. – To proszę się zgłosić do szwedzkiego więzienia. OPR. JULIA KARPIŃSKA, LIZA SARACOGLU, STANISŁAW BRYŚ 25 ROZRYWKA HOROSKOP Baran (21.03 – 20.04) Panna (24.08 – 22.09) Muszę powiedzieć, szanowny Baranie, Że coś Ci złego w przyszłości się stanie! Unikaj blondynek i jedzenia złego, A będzie w porządku, mój drogi kolego! Tu rybka, tu frytki, tam pół kotleta, Panno moja droga! Przydałaby się dieta! Uważaj na kalorie, bo Ci pękną majtasy, Będziesz taka sama jak z Ameryki grubasy. Byk (21.04 – 20.05) Komputer i tablet to cudowne rzeczy, Lecz wcale nie lepsze od kabaretowych skeczy, Więc wyjdź do Rewala, rozprostuj swe nogi, Poznaj znajomych, pokaż swoje rogi! Bliźnięta (21.05 – 21.06) Każdemu w Rewalu się to marzy, Poznasz kogoś fajnego na plaży, Zakochasz się bez reszty, na zabój, kompletnie, Z nową osobą spędzisz tu czas świetnie. Rak (22.06 – 22.07) Uważaj na zdrowie – dobrze Ci radzę, Bo wakacje pod pościelą Ci miną, Strzeż się dużych deserów lodowych, Coli i sprite’a – bo skończysz z anginą! Lew (23.07 – 23.08) Kupujesz za dużo – pocztówki, przewodniki, Lody, gofry, picie, naleśniki, Pilnuj swych pieniędzy, bo szybko je stracisz, A kupno setnej muszli – oj, się nie opłaci! 26 Waga (23.09 – 22.10) Droga Wago! Nie będziesz żyć w nędzy. Wkrótce otrzymasz mnóstwo pieniędzy! Nie wygrasz w Totka – nie będzie to przypadek, Ktoś Ci po prostu zostawi duży spadek. Skorpion (23.10 – 22.11) Nie trzeba drogich restauracji, Pierścionków, sukienek, wykwintnych kolacji, Wystarczy w Rewalu przechadzka nad morzem, Bądź romantyczny – uwierz, pomoże! Strzelec (23.11 – 21.12) Drogi przyjacielu, takich jak Ty było wielu, Co zakochać się chcieli – bo w miłości siła, Gdy jej nie znajdziesz – się nie martw, spokojnie, Może się Ona wciąż nie urodziła! Koziorożec (22.12 – 19.01) Uważaj na Ryby – bo rzeka skażona, Spod znaku Ryby nie będzie Twoja żona! Ceń ludzi mądrych i inteligentnych, Nie tylko takich o ciuchach nieprzeciętnych. Wodnik (20.01 – 18.02) Ocean miłości – westchnień co niemiara! Każdy o Wodnika usilnie się stara, Lecz o Wodniku wy tylko pośnicie, Gwiazdy go widzą wyłącznie w habicie. Ryby (19.02 – 20.03) Leżak, parawany, wśród nich skrzynka piwa, Każda z Ryb szanownych jest bardzo leniwa. Ryby, w garść się weźcie, tyle jest atrakcji, Nie spędźcie na plaży miesięcznych wakacji! LIZA SARACOGLU STANISŁAW BRYŚ ROZRYWKA KRZYŻÓWKA Polska jest pełna niezwykłych miejsc, które warto odwiedzić latem. Sprawdź, ile z nich znasz! Uwaga: dwa hasła z krzyżówki dotyczą tematów, o których piszemy w „Rewalacjach”! 1. Miasto, a także przybrzeżna wyspa należąca do Polski. 2. Tam znajduje się najdłuższa deska na świecie. 3. Miasto – gospodarz festiwalu muzyki alternatywnej OFF Festival. 4. Jeden z popularniejszych motywów tatuaży, wywodzący się z wierzeń ludowych 5. W tym mieście znajduje się siedziba rodu Gryfitów, Zamek Książąt Pomorskich. 6. Alternatywa dla kupowania zwierząt w hodowlach. 7. Najgłębsza i największa jaskinia w Polsce. STANISŁAW BRYŚ LIZA SARACOGLU SUDOKU 6 5 3 9 3 1 8 9 4 7 9 1 3 6 1 5 6 9 8 5 4 9 2 2 8 4 5 5 7 8 9 3 8 1 1 6 6 7 4 1 8 3 4 8 2 5 8 7 27