ruth larsson - Books taste good
Transkrypt
ruth larsson - Books taste good
Światowe życie Amandy Blake RUTH LARSSON ODCINEK 1 Impreza trwa Londyn, jak zwykle o tej porze roku nie nastrajał optymizmem. Pierwsze opady śniegu, które pojawiły się w nocy skutecznie zablokowały komunikację miejską, zaś złapanie taksówki graniczyło zarówno z cudem jak i groźbą utknięcia w śnieżnej zaspie. Zaczynała się zima stulecia jak określili ją synoptycy, a siarczyste mrozy miały dopiero nadejść. Ubrana w ciepły, wełniany płaszcz i wysokie sięgające za kolana botki Amanda brnęła przez zalegający na chodniku śnieg, starając się nie myśleć o nadchodzącym weekendzie, kiedy to wszystkie korporacyjne szczury z City wylęgną ze szklanych biur w poszukiwaniu rozrywki jaką jest muzyka, alkohol i przygodny seks. Właściwie nie powinna narzekać. Pracowała w najmodniejszym klubie w mieście i uwielbiała te magiczne chwile kiedy zapalano kolorowe, dyskotekowe światła, a stojący przy konsoli DJ wyciągał na parkiet tłumy spragnionych dobrej zabawy gości. A byli to wyjątkowi goście. W Conte bawili się młodzi, piękni, bogaci i sławni. W Conte whisky z colą potrafiło kosztować tyle co jej zakupy na cały tydzień, a szampan półroczną pensję. Pracujący w klubie jako złota rączka, emigrant z polski otworzył jej drzwi i dziewczyna weszła do środka. Nie znała dobrze tego mężczyzny, ale póki Jan umiał naprawić wszystko, od cieknącego kranu począwszy, a na nagłośnieniu skończywszy, nie przeszkadzało jej, że czasami żeby się z nim porozumieć musiała używać języka migowego. -Cześć Mandy!- Paul jak zwykle pomachał jej ręką na przywitanie, by po chwili wrócić do układania na półkach świeżo wyjętych ze zmywarki kieliszków. 1 -Cześć! - odpowiedziała zdejmując płaszcz i otrzepując go z przylegających doń płatków śniegu - Dostawa już była? -Niestety mamy opóźnienie. Podobno droga do miasta jest nieprzejezdna... Do tego jakiś autobus rozwalił się na rondzie… Wszystko przez ten cholerny śnieg! -Wszystko wskazuje na to, że dzisiejszy wieczór nie będzie należał do udanychpodsumowała- Ludzie pewnie będą woleli wygrzewać się w domu przed kominkiem niż... O przepraszam! - powiedziała czując jak telefon wibruje jej w torebce. -Halo? -Amanda Blake? -Tak, przy telefonie. Kto mówi? -Nie poznajesz mnie Mandy? Dzwoni Tom. Tom Wheeler, agent ekipy. Mieliśmy wracać do Newcastle, ale śnieg zatrzyma nas na dłużej w stolicy. Jesteś gotowa na oblężenie? Amanda poczuła jak robi jej się gorąco. Może ten wieczór nie będzie tak całkiem do kitu? Może młode, naiwne gwiazdki i celebrities uratują dzisiejszą imprezę, a Conte zyska darmową reklamę w telewizji? - Oczywiście, że jestem gotowa. Ile chcecie wydać? - spytała kierując się w stronę biura, znajdującego się na zapleczu. - No właśnie o to chodzi złotko... Chcemy, żebyście włączyli się... - Nie ma mowy Tom!- powiedziała stanowczo- Nie mam ochoty sponsorować twojej ekipy i stawiać ci najlepszego szampana w mieście. Z trudem zgodzę się rozwinąć czerwony dywan! - Mandy, złotko... rujnujesz mnie!- Tom westchnął teatralnie. - Nic mnie to nie obchodzi! Odstąpię wam lożę za którą dostaję parę tysięcy za wieczór, rozwinę czerwony dywan, ale na tym koniec! Nie wydębisz ode mnie darmowego alkoholu... 2 - Mandy, kochanie... oni nie potrzebują dobrego alkoholu... Nie odróżniają nawet burbona od whiskey... - Nie ma mowy Tom! - Ok, ok złotko. Poddaję się. Załatwisz mi jakiś paparazzi? - Myślisz, że komukolwiek będzie się chciało ruszyć z domu w taką pogodę żeby zrobić kilka fotek, na które i tak potem nie znajdą się kupcy? - spytała powątpiewając. - Załatw mi kogokolwiek. Niech to będą nawet japończycy z lustrzankami! Potrzebuję fleszy. Masę fleszy i głośnego pisku... - Dobra- przerwała mu- spróbuję z paparazzi, ale pisku nie obiecuję! sobie załatw autobus rozhisteryzowanych nastolatek! Sam - Dziękuję kochana! Ratujesz mi dzień! - Zawsze do usług Tom. Interesy z tobą to czysta przyjemność. Aha, jeszcze jedno- dodała po chwili. - Tak? - spytał przymilnie. - Jeśli, któreś z nich zrzyga mi się na parkiet, będziesz go własnoręcznie czyścił! *** Spojrzała na zegar wiszący na ścianie, po czym wyłączyła komputer i podeszła do lustra. Skrzywiła się na swój widok. Ułożone kilka godzin wcześniej na lokówkę włosy koloru karmelowej czekolady były przyklapnięte i bez życia. To wszystko przez tą cholerną czapkę, pomyślała sięgając po stojący na półce lakier. Czas zastosować jedną z tych niezawodnych metod wyczytanych w Cosmo. Opuściła głowę do dołu i obficie spryskała włosy lakierem. Gdy po chwili ponownie spojrzała w lustro uśmiechnęła się z zadowoleniem. Dużo lepiej, ale nadal czegoś brakuje, pomyślała sięgając po kosmetyczkę. Wyjęła z niej swoją ulubioną, czerwoną szminkę i umalowała usta. Była gotowa. Otworzyła drzwi do swojego biura i wyszła na korytarz oddzielający zaplecze od sali na której bawili się goście. Impreza trwała już od dobrych dwóch godzin i musiała sprawdzić, czy wszystko idzie tak jak powinno. Co prawda Malcolm, jeden z ochroniarzy, powiedział jej 3 przez słuchawki, żeby się nie martwiła, bo mają wszystko pod kontrolą, jednak to ona, Amanda będzie rozliczana przez właściciela Conte z tego co wydarzy się, bądź nie wydarzy na tej imprezie. Otworzyła ciężkie drzwi i po chwili znalazła się w świecie głośniej muzyki i błyszczących trykotów. Zmrużyła oczy próbując cokolwiek dostrzec, gdy nagle ktoś objął ją w pasie i przycisnął do swego boku. -Co u diab... -Proszę państwa! A oto kobieta bez której nie byłoby dzisiejszej biby! - wysoki, barczysty facet, który obejmował ją w pasie obrócił ją w stronę kamer. Amanda przybrała oficjalny uśmiech, modląc się w duchu by w wyglądał na szczery i promienny. - To najlepsza impreza na świecie! Tylu piękności nie widziałem jeszcze nigdy!wrzeszczał dalej do mikrofonu nie zwracając uwagi na to, że swym namolnym uściskiem sprawia jej ból. - Czas na pamiątkowe zdjęcie z panią menedżer! - Amanda usłyszała głos Toma i po chwili została otoczona skąpo ubranymi dziewczynami i napakowanymi kolesiami. - Na trzy zróbcie jakąś głupią minę- zawył reżyser, próbując przekrzyczeć dochodzącą z DJ-ki muzykę. - Raz! Dwa! Trzy! - Dobra, mamy to! - dziewczyna w grubych, rogowych oprawkach zapisała coś w trzymanym w dłoniach notatniku, po czym zwróciła się w stronę operatora kamery. - Dawajcie alkohol! Czas rozkręcić imprezę! - wrzasnął facet, który jeszcze przed sekundą prężył muskuły do zdjęć. - Idziesz ze mną kotku? - zapytał Amandę obejmując ją ramieniem i ciągnąc w kierunku parkietu. - Mam na imię Amanda!- krzyknęła wyswobadzając się z jego objęć. Jak ona nienawidziła tych wszystkich pseudo gwiazdek, których jedynym celem było nachlać się do nieprzytomności i zaliczyć jakąś łatwą panienkę. Jeszcze parę lat 4 temu, gdy pracowała w Conte jako kelnerka, uwaga jaką poświęcali jej sławni i bogaci klienci, schlebiała. Dziś wydawała się jedynie żałosna. - No chodź, postawię ci drinka - mruczał jej do ucha, nie dając się spławić. - Nie ma mowy Kevin! Ja się nią zajmę- nie wiadomo skąd Tom Wheeler pojawił się u jej boku niczym rycerz w lśniącej zbroi broniący honoru swojej damy. - Wyluzuj Tom, to najładniejsza dziewczyna w klubie... - młody mężczyzna nie chciał dać za wygraną. - Jeśli jej w tej chwili nie zostawisz, to będziesz wracał do Newcastle na piechotę, albo poproszę reżysera o równie dobry scenariusz! - zagroził mężczyzna. Groźba poskutkowała bo Kevin natychmiast osunął się od niej na długość ramienia. Amanda odetchnęła z ulgą, a chłopak jak niepyszny poszedł w stronę baru. -Jeszcze chwila i wyleciałby z Conte na zbity pysk! - powiedziała wskazując na ochroniarza czekającego w pogotowiu na jej polecenia. -Przepraszam, ale czasem ciężko utrzymać te dzieciaki w ryzach... Mam wrażenie, że alkohol wyżarł im mózg... -Ale zostawił fajne mięśnie - mruknęła pod nosem - Czego się napijesz Tom?zapytała na tyle głośno by usłyszał. -Masz burbona? -Najlepszego w mieście- odparła prowadząc go do baru. - Znalazłeś jakiś chętnych paparazzi? - spytała widząc jak jedna z dziewczyn z ekipy ląduje na ziemi, a druga równie pijana próbuje pomóc jej wstać. -Nie mogę uwierzyć, że pracujesz dla tej telewizji- powiedziała obserwując jak mimo czynionych wysiłków by ustać na nogach, obie dziewczyny lądują na podłodze. -Trzeba robić to co się sprzedaje. A sprzedaje się seks, seks i ewentualnie seks... Na nic innego nie ma miejsca Mandy. Uwierz mi, siedzę w tej branży wystarczająco długo żeby to wiedzieć. 5 Wiedziała o tym. Tom Wheeler wpadał do klubu jeszcze za czasów, gdy pracowała w nim jej matka. I mimo, że nie wyglądał na swoje pięćdziesiąt cztery lata, to gdzieniegdzie, mimo wstrzykiwanego regularnie botoksu, pojawiły się zmarszczki świadczące o zmęczeniu i upływającym czasie. -Może czas na emeryturę? -Nie dla mnie palmy, hamak i półnagie boginie przynoszące pinacoladę na srebrnych tacach- powiedział upijając łyk drinka- Ci tutaj- wskazał na bawiących się członków z ekipy- Mają jeszcze przed sobą góra dwa sezony... Muszę wycisnąć z nich jeszcze trochę... -A później? -A później, niech robią co chcą. Ja przeniosę się do innego miasta i zacznę na nowo z innymi ludźmi. Jak będę miał trochę szczęścia to okażą się bardziej medialni. Może przeniosę produkcję do Londynu? Co ty na to? Może nowa ekipa mogłaby u ciebie pracować? -Nie ma mowy, ciesz się, że ich w ogóle wpuściłam. Czy oni wiedzą? - zmieniła temat. -Co? -Że niedługo to wszystko się skończy i wrócą do domu? -Ci ludzie nie zastanawiają się nad tym co będą jedli na śniadanie, a co dopiero nad tym, jak będzie wyglądało ich życie za kilka lat.. -New Jersey przetrwało...- zauważyła. -Byli pierwsi. No i to Ameryka, a Ameryce wolno więcej... W europie nigdy nie dostaną własnych programów. Po prostu wrócą do domów i będą się zastanawiać dlaczego nikt nie chce ich zatrudnić... -To niezbyt optymistyczne- powiedziała odbierając od Paula kieliszek wina musującego. Jeśli alkohol to tylko wino musujące, które łagodnie pieści podniebienie. 6 - Mandy, oni doskonale wiedzą na jaki casting przychodzą... Wiedzą, że za marną kasę zrobię z nich celebrites, a potem porzucę na wielkich wodach oceanu i nie rzucając im koła jak zaczną tonąć. To showbuisness do cholery! Zresztą sama wiesz, pracujesz w nim od dziecka... - Impreza musi trwać, co? - Musi- potwierdził odstawiając pustą szklankę na blat. - O jasna cholera! ryknął, rzucając się w stronę parkietu i krzycząc po drodze do reżysera i jego asystentki, by ci ruszyli dupy i włączyli kamery. 7