K E RYZYS I M I GRACYJ N Y

Transkrypt

K E RYZYS I M I GRACYJ N Y
K RYZYS
I MI GRACYJNY
W E UROPI E
N R 17
PAŹDZIERNIK – LISTOPAD 2015
ISSN: 2080-9913
WWW.NOTABENE.ORG.PL
2
NOTABENE
W NUMERZE
KRYZYS IMIGRACYJNY W E UROPIE – ASPEKTY PRAWNE
Uchodźca, azylant czy imigrant to według słownika
synonimów wyrazy bliskoznaczne. W związku z
wielkim kryzysem imigracyjnym w Europie słowa te są
na ustach wszystkich. Jednakże według prawa
międzynarodowego publicznego, unijnego czy też
wewnętrznego poszczególnych państw członkowskich
Unii Europejskiej rozróżnienie między uchodźcą a
imigrantem ma niebagatelne znaczenie.
4 - À propos
5 - Z Górki
TEMAT NUMERU
6 - Kryzys imigracyjny w Europie - aspekty
prawne
10 - Międzycywilizacyjnej wojny nie przewiduję Rozmowa
14 - Szlaban do raju
KONIEC TANICH CHIN
W Chinach trwa obecnie wielki krach giełdowy.
W lipcu i sierpniu notowania na chińskiej giełdzie
papierów wartościowych w Szanghaju spadły.
Chińskie partyjne kierownictwo podjęło zdecydowane
działania, aby przeciwdziałać pikującym indeksom.
Udało się ugasić pożar, ale kryzys trwa i nic nie
wskazuje na to, aby miał się szybko zakończyć.
AFRYKA
18 - Mobile industry in Africa
AMERYKA
21 - Felieton: Paweł Rumiński
22 - Gra o tron
AZJA
25 - (Nie)Dotykalni
29 - Koniec tanich Chin
BLISKI WSCHÓD
32 - Wybory jednego człowieka
36 - Syryjska ofensywa Putina
EUROPA
N APIĘCIA HISZPAŃSKO - KATALOŃSKIE
Ostatnie wybory do katalońskiego parlamentu
przypomniały światu o problemie niepodległości tego
regionu. W jakich barwach maluje się przyszłość
Katalończyków?
39 - Felieton: Lidia Gibadło
43 - Napięcia hiszpańsko - katalońskie
46 - Serbia na dobrej drodze do Unii Europejskiej
50 - TTIP - porozumienie rodzi nieporozumienie
OBSZAR PORADZIECKI
54 - Felieton: Michał Machaj
55 - Znienawidzony przyjaciel
59 - „Głosowali na stabilność, ale nie na dobrobyt"
- Rozmowa
63 - Felieton: Bartosz Tesławski
Wszystkie zamieszczone w czasopiśmie zdjęcia posiadają
licencję Creative Commons 3.0. pozwalającą na ich
bezpł atne wykorzystywanie w celach niekomercyjnych.
3
NOTABENE
À PROPOS
Wakacje, czas przez wielu
określany mianem sezonu
ogórkowego, w tym roku
okazały się niezwykle pracowitą przerwą. Zastoju nie było
nie tylko w światowej polityce, lecz także w pracach naszej
Redakcji.
Dzięki
konsekwentnej pracy mamy
dziś przyjemność zaprezentować Wam, Drodzy Czytelnicy, nowy, odświeżony numer
magazynu „Notabene”. Postanowiliśmy poszerzyć analizę tematu numeru i
wzbogacić ją o rozmowę z
ekspertami. W naszym numerze pojawił się też, oczekiwany przez wielu, dział
obszaru poradzieckiego i
krótkie komentarze pisane
przez najstarszych stażem
redaktorów. Jednym słowem jeszcze więcej faktów i opinii
dotyczących światowej polityki!
Jako nowa redaktor naczelna stanęłam przed wyzwaniem wydania
kolejnego numeru magazynu. Dziś
z wielką satysfakcją przedstawiam
Wam kolejne już, siedemnaste
wydanie „Przeglądu Spraw Międzynarodowych Notabene”. Po
burzliwym lecie zdominowanym
przez temat uchodźców, było dla
nas jasne, że również i my powinniśmy się pochylić nad tą kwestią.
W najnowszym numerze znajdziecie aż trzy teksty poświęcone tej tematyce. Jędrzej
Kmieć zanalizował problemy prawne, przed którymi
Dzięki wakacyjnej pracy
możemy się dziś
pochwalić również
nową stroną
internetową. To na niej
publikowane są
najnowsze i najbardziej
aktualne teksty naszych
dziennikarzy.
Redaktor naczelna:
Redaktor językowy:
Magdalena Krupska
Karolina Dynek
Agnieszka Semeniuk
Bartosz Tesławski
Alicja Chruszczewska
Michał Ząbek
Paweł Rumiński
Monika Senderska
Wojciech Szczerbowicz
Adam Szaga
Zastępca redaktor
naczelnej:
Skład i szata graficzna:
Bartosz Tesławski
Projekt winiety:
Paweł Wernio
Redaktorzy:
stanęła szturmowana przez
uchodźców Europa, a Agata
Jasieńczuk skupiła się na meandrach niemieckiej polityki
imigracyjnej. Jako że jesień w
wielu krajach przebiegała pod
hasłem wyborów, i tej tematyki nie mogło zabraknąć na
łamach magazynu. Michał
Ząbek zajął się wyborami
parlamentarnymi w Turcji, a
Alina Baihuzhakava w rozmowie z Alesiem Alachnowiczem
skomentowała kolejne zwycięstwo Aleksandra Łukaszenki na Białorusi. Mimo że
wybory prezydenckie dopiero
za rok, to kampania w Stanach
Zjednoczonych nabiera tempa. Anna Kozłowska wprowadzi Was w wyborczy nastrój
panujący za Oceanem.
Jak mawiał Machiavelli: „Jedna
zmiana przygotowuje drugą”,
tak i my nie mogliśmy tylko na tym
poprzestać. Dzięki wakacyjnej
pracy możemy się dziś pochwalić
również nową stroną internetową. To na niej publikowane są
najnowsze i najbardziej aktualne
teksty naszych dziennikarzy.
Mam nadzieję, że nowy portal, jak
i duża dawka informacji w najnowszym numerze, zgodnie z naszym mottem, pomoże Wam
zwrócić uwagę na zagranicę!
Życzę udanej lektury!
Magdalena Krupska
Iga Bielawska
Jakub Bodziony
Magdalena Krupska
Alina Baihuzhakava
Michał Wojtczak
Cezary Jakubiak
Agnieszka Wojciechowska
Lidia Gibadło
Agata Jasieńczuk
Katarzyna Gmurczyk
NOTABENE
4
Joanna Głowacka
Filip Kolmus
Radosław Chudy
Kontakt:
Anna Kozłowska [email protected]
Dominika Żyłko
Marketing i reklama:
Jędrzej Kmieć [email protected]
Aleksander Makoś
Wydawca:
Michał Machaj
Uniwersytet Warszawski
Bartek Tesławski
ul. Krakowskie
Przedmieście 26/28
Anna Zelinskaya
00-503 Warszawa
Małgorzata Pazura
Z GÓRKI
5
NOTABENE
TEMAT NUMERU
Kryzys imigracyjny w
Eu ropie – aspekty prawne
J ĘDRZEJ K MIEĆ
Uchodźca, azylant czy imigrant to według słownika synonimów wyrazy
bliskoznaczne. W związku z wielkim kryzysem imigracyjnym w Europie
słowa te są na ustach wszystkich. W mediach te terminy bardzo często
używane są zamiennie. Jednakże według prawa międzynarodowego publicznego, unijnego czy też wewnętrznego poszczególnych państw członkowskich Unii Europejskiej rozróżnienie między uchodźcą a imigrantem
ma niebagatelne znaczenie.
42 777 wniosków o udzielenie azylu. Imigranci przeSKALA ZJAWISKA
mierzają Morze Śródziemne dwoma szlakami: przez
Włochy i Maltę oraz przez Grecję, Bułgarię i na Cypr.
Od 1 stycznia do 31 lipca 2015 r. w Niemczech złożono
195 723 wniosków o azyl, w tym: 21,5 proc. od osób z
Syrii, 15,3 proc. z Kosowa, 15 proc. z Albanii, 5,9 proc. z
Serbii, 5,4 proc. z Iraku, 5,2 proc. z Afganistanu, 2,8 proc.
z Macedonii, 2,5 proc. z Erytrei, 1,7 proc. z Nigerii oraz z
Pakistanu. Pozostałe 23 proc. to osoby z innych państw
lub których pochodzenie jest nieznane, czy też są wątpliwości co do ich pochodzenia.
Rozsądne wydaje się przedstawienie na wstępie statystyki obrazującej skalę zjawiska migracji. W 2014 roku o
udzielenie azylu w UE ubiegało się 600 tys. osób. Aż 55
proc. tych wniosków została odrzucona. Na teren
państw europejskich od początku 2015 r. do końca
sierpnia tego roku dotarło ponad 310 tys. imigrantów.
Około 200 tys. z nich dostało się do Grecji, a 110 tys.
przybyło na teren Włoch. W 2014 r. na Węgrzech w
Biurze Imigracyjnym i Obywatelskim zarejestrowano
6
NOTABENE
TEMAT NUMERU
U CHODŹCA A IMIGRANT – DWA RÓŻNE REŻIMY PRAWNE
śladowanie to działanie, które „ze względu na swoją
istotę lub powtarzalność stanowi poważne naruszenie
praw człowieka, w szczególności praw, których uchylenie jest niedopuszczalne zgodnie z art. 15 ust. 2
Konwencji o ochronie praw człowieka i podstawowych
wolności, sporządzonej w Rzymie dnia 4 listopada
1950 roku”. Te szczególne prawa, których uchylenie
jest niedopuszczalne to między innymi: prawo do życia,
a także zakaz tortur i niewolnictwa. Pomocą przy interpretacji zapisów ustawy jest orzecznictwo polskich
sądów administracyjnych. Zdaniem Naczelnego Sądu
Administracyjnego dla stwierdzenia istnienia prześladowania nie jest wystarczające subiektywne przekonanie osoby o zagrożeniu, ale obiektywne informacje o
Uchodźca to pojęcie zdefiniowane w prawie międzynarodowym. Według Konwencji dotyczącej statusu
uchodźców z 1951 r.(znana też jako konwencja genewska) zmienionej następnie Protokołem nowojorskim z 1967 r. uchodźcą jest osoba, która przebywa
poza krajem swego pochodzenia i posiada uzasadnioną obawę przed prześladowaniem w tym kraju ze
względu na rasę, religię, narodowość, poglądy polityczne lub przynależność do określonej grupy społecznej. Obawa przed prześladowaniem może
powstać podczas pobytu poza krajem pochodzenia.
Jednak nie każdy może korzystać z dobrodziejstwa
statusu uchodźcy. Osoba, która korzysta z ochrony
innego państwa bądź ochrony państwa pochodzenia
nie zostanie uznana za uchodźcę. Statusu uchodźcy
nie nadaje się osobom, które popełniły zbrodnię
przeciwko pokojowi lub ludzkości, ani winnym poważnego przestępstwa o charakterze niepolitycznym
przed przybyciem do państwa, gdzie składają wniosek. Ponadto do ochrony prawnej nie kwalifikują się
winni czynów sprzecznych z celami i zasadami Narodów Zjednoczonych, a także gdy stanowią zagrożenie
dla bezpieczeństwa państwa przyjmującego.
Imigrant to osoba, która opuszcza swój kraj po to, żeby
poprawić jakość swojego życia – w celu znalezienia
lepszej pracy, podjęcia nauki, albo dołączenia do pozostałych członków rodziny. Migranci nie uciekają przed
wojną i prześladowaniem, do swojego kraju mogą bezpiecznie wrócić, a władze państwa z którego pochodzą
zapewniają im ochronę prawną. Mianem imigrantów
ekonomicznych określa się te osoby, które opuszczają
swój kraj by szukać lepszej pracy i zarobków. Określa
się ich tak nawet wtedy, jeżeli przyczyną wyjazdu była
skrajna bieda, powodująca fizyczny przymus wyjazdu.
Kwestia imigracji jest w większości regulowana przez
prawodawstwo krajowe.
Ważną i trudną kwestią jest zdefiniowanie pojęcia
„uzasadniona obawa przed prześladowaniem”. Konwencja genewska z 1951 r. nie określa znaczenia tego
pojęcia. Myli się ten, kto uważa, że do otrzymania statusu uchodźcy wystarczy, aby osoba ubiegająca się o
ten status zaświadczyła, że boi się wrócić do ojczyzny.
Według polskiej ustawy o udzielaniu cudzoziemcom
ochrony na terytorium Rzeczypospolitej Polskiej prze-
Notes
T
Z konwencji genewskiej
B wynika podstawowa reguła
prawa międzynarodowego,
jaką jest zasada non-refoulement. Żadne państwo
nie może wydalić lub zawrócić w żaden sposób
uchodźcy do granicy terytoriów, gdzie jego życiu lub
wolności zagrażałoby niebezpieczeństwo ze względu
na jego rasę, religię, obywatelstwo, przynależność
do określonej grupy społecznej lub przekonania
polityczne.
warunkach panujących w kraju pochodzenia. Istotne
jest również, że sam fakt, trudnej sytuacji w kraju pochodzenia nie uzasadnia nadania statusu uchodźcy.
Ocena wystąpienia stanu uzasadnionej obawy przed
prześladowaniem, musi zawierać ocenę warunków
społeczno-politycznych kraju, który osoba opuściła z
przyczyn wskazanych w konwencji genewskiej z 1951
7
NOTABENE
TEMAT NUMERU
PROBLEMY WYNIKAJĄCE Z OBECNEJ DEFINICJI
r. i powinna być oparta na wiarygodnych, możliwie dokładnych informacjach oraz materiałach źródłowych
dotyczących danej grupy etnicznej, religijnej lub społecznej.
Z konwencji genewskiej wynika podstawowa reguła
prawa międzynarodowego, jaką jest zasada non-refoulement . Żadne państwo nie może wydalić lub zawrócić
w żaden sposób uchodźcy do granicy terytoriów, gdzie
jego życiu lub wolności zagrażałoby niebezpieczeństwo ze względu na jego rasę, religię, obywatelstwo,
przynależność do określonej grupy społecznej lub
przekonania polityczne. Od zasady non-refoulement
dopuszczalne są dwa wyjątki. Można uchylić tę zasadę
w stosunku do uchodźcy, który stanowi zagrożenie dla
bezpieczeństwa państwa, lub temu, który będąc skazanym wyrokiem prawomocnym za szczególnie poważną zbrodnię stanowi zagrożenie dla społeczeństwa
państwa, w którym się znajduje. Społeczeństwo nie
musi więc obawiać się napływu przestępców czy terrorystów, gdyż konwencja genewska nie obejmuje ich,
nawet jeśli rzeczywiście w ojczyźnie grozi im śmierć.
UCHODŹCTWA
Największym problemem w obecnym kryzysie imigracyjnym są klauzule, zawarte w konwencji genewskiej,
które wyłączają możliwość nadania statusu uchodźcy.
Jeżeli składający wniosek przybywa z bezpiecznego
kraju (gdzie prawa człowieka podlegają zasadniczej
ochronie), bądź z bezpiecznego kraju trzeciego, który
zapewnia mu dostęp do postępowania o nadanie statusu uchodźcy, to wniosek zostanie odrzucony. Również
ponowne nadanie w innym państwie statusu uchodźcy
jest niedopuszczalne. Uchodźca po ucieczce z kraju, w
którym groziły mu prześladowania, powinien złożyć
wniosek w pierwszym bezpiecznym kraju, w którym się
znajdzie. Dla osób przybywających z Bliskiego Wschodu
i Afryki Północnej pierwszymi bezpiecznymi krajami są
Turcja, Grecja, Włochy. Państwa te nie są w stanie poradzić sobie z tak ogromnym napływem uciekinierów.
Sami przybysze również nie mają ochoty pozostawać w
tych państwach. Wolą dostać się do bogatszych europejskich krajów takich jak Niemcy czy Szwecja. W tych
8
NOTABENE
TEMAT NUMERU
SPRYT PRZEMYTNIKÓW I HUMANITARYZM PRAWA
PAŃSTW E UROPY
państwach status uchodźcy już im nie przysługuje. Ideą
konwencji genewskiej z 1951 roku jest zapewnienie
ochrony osobom, których życie jest zagrożone, a nie takich, które chcą poprawić swój byt ekonomiczny. Być
może w przyszłości państwa zdecydują się na zmianę
definicji uchodźcy.
Marzeniem wielu mieszkańców Bliskiego Wschodu i
Afryki Północnej jest dostanie się do Europy. Aby to
osiągnąć są w stanie zaryzykować własne życie. Wykorzystują to przemytnicy, którzy zwietrzyli w przemycie imigrantów interes, na którym można dobrze
zarobić. Szlak turecko-grecki stał się główną trasą,
którą do Europy próbują dostać się mieszkańcy Syrii,
Afganistanu, Pakistanu czy Erytrei. Przemytnicy znają
prawo obowiązujące w Grecji i korzystają z niego, aby
zmusić greckie służby do przejęcia imigrantów. Wysyłają sygnał SOS do straży przybrzeżnej, a kiedy ta
odpowiada, przewracają łódź ze swoimi pasażerami
czy też przedziurawiają wypełniony nimi ponton.
Straż przybrzeżna jest prawnie zobowiązana do podjęcia natychmiastowej akcji ratunkowej. W tym czasie
przemytnicy korzystając z zamieszania wracają na
turecki czy libański brzeg. Ostatnio przestępcy ograniczyli swoje ryzyko do minimum. Wybierają greckie
wyspy położone jak najbliżej tureckiego wybrzeża,
takie jak Lesbos czy Kos, do których przepłynięcie
trwa zaledwie 20 do 30 minut. Umieszczają niewielkie grupy imigrantów w pontonach, a sami pozostają
na brzegu. Widząc zbliżający się statek dają sygnał
imigrantom do przedziurawienia pontonu. Sposób ten
jest bezpieczny dla przemytników, których coraz
trudniej złapać, ale kosztuje życie uchodźców.
Z kryzysem imigracyjnym w Europie wiążą się liczne
problemy prawne niezależne od problemów politycznych. Środki masowego przekazu nie zawsze zawracają sobie głowę subtelnymi aspektami
prawnymi. Słów takich jak „imigrant”, „uchodźca”
używają zamiennie, w sposób dowolny i przypadkowy. Tymczasem uchodźcy uciekają przed prześladowaniami, a imigranci wyjeżdżają z innych powodów,
np. ekonomicznych. Uchodźcy są chronieni przez
prawo unijne i międzynarodowe, natomiast imigranci podlegają prawu wewnętrznemu państw, do których przybywają. Obecne regulacje prawne okazują
się niewystarczające. Może prawo dotyczące
uchodźców wymaga rewizji?
AZYLANT – A KTO TO TAKI ?
Jedną z form ochrony udzielanej uchodźcom jest przyznawanie azylu. Prawo do azylu zostało zapisane w Powszechnej deklaracji praw człowieka z 1948 r. Jest ono
również gwarantowane w Karcie praw podstawowych
Unii Europejskiej. Państwa europejskie pielęgnują długą
tradycję udzielania schronienia osobom prześladowanym. W prawie unijnym rozporządzenie Dublin II reguluje procedury przyznawania azylu. Tylko jedno państwo
członkowskie jest odpowiedzialne za rozpatrywanie
wniosku o schronienie. Celem jest zapobieganie odsyłaniu osób ubiegających się o azyl z jednego kraju do drugiego, a także zapobieganie nadużyciom systemu
poprzez składanie kilku wniosków przez jedną osobę.
Wniosek należy złożyć w pierwszym państwie członkowskim, którego granica zostanie przekroczona. W
przypadku złożenia wniosku w kolejnym państwie,
wnioskujący zostanie odesłany do państwa pierwszego. Przy udzielaniu azylu należy brać pod uwagę zasadę jedności rodziny. Zapewnia ona „prawo do łączenia
rodzin obywateli państw spoza UE przebywających legalnie na terytorium państw UE”. Prawo to stosuje się
wobec małżonków oraz małoletnich dzieci azylantów.
W prawie polskim nieco inaczej definiowany jest azyl.
Zgodnie z Konstytucją Rzeczypospolitej Polskiej cudzoziemcowi przysługuje prawo do azylu na zasadach
określonych w ustawie. Ustawa o udzielaniu cudzoziemcom ochrony na terytorium Rzeczypospolitej Polskiej pozwala na udzielenie azylu cudzoziemcowi na
jego wniosek, gdy jest to niezbędne do zapewnienia
mu ochrony oraz kiedy przemawia za tym ważny interes Rzeczypospolitej Polskiej. Pozbawianie azylu następuje w razie ustania przyczyny, dla których został
udzielony lub gdy azylant prowadzi działalność skierowaną przeciwko obronności, bezpieczeństwu państwa
albo bezpieczeństwu i porządkowi publicznemu. Decyzje w sprawach udzielania i pozbawiania azylu wydaje
szef Urzędu do Spraw Cudzoziemców za zgodą ministra spraw zagranicznych.
Jędrzej Kmieć
9
NOTABENE
R OZMOWA NUMERU
Międzycywilizacyjnej
wojny nie przewiduję
R OZMAWIA : M AGDALENA K RUPSKA
Jedni widzą w nich ofiary wojny i prześladowanych. Dla innych są tylko
problemem i zagrożeniem europejskich wartości. Ich obecność stała się
dziś faktem. Uchodźcy szturmują Europę i przez długi czas nie znikną
z dyskusji publicznej.O kłopotach z uchodźcami i kłopotach z europejską
tożsamością rozmawiam z dr hab. Katarzyną Górak-Sosnowską.
10
NOTABENE
R OZMOWA NUMERU
Magdalena Krupska: Na początku rozmowy chciałabym postawić tezę, iż kryzys migracyjny obnaża krok
po kroku dysfunkcje systemu, w którym żyjemy. Nie
szukając daleko, wystarczy przyjrzeć się definicji
uchodźcy. Nastał czas na jej rewizję?
Katarzyna Górak-Sosnowska: Problem dotyczy głównie naszego dyskursu publicznego, w którym dzielimy
przybyszy na uchodźców i imigrantów ekonomicznych, wyrokując od razu kto powinienotrzymać pomoc, a kto nie. Oczywiście granice pomiędzy jedną a
drugą kategorią są płynne. Jeżeli ucieka osoba z obozu dla uchodźców w Libanie, to w świetle konwencji
genewskiej nie jest uchodźcą, mimo że nie może dłużej przebywać w przepełnionym obozie, w którym
warunki życia zdecydowanie uwłaczają standardom
XXI wieku. Abstrahując już od definicji, uważam, że
przedefiniowania i omówienia wymaga fundament
symboliczny Unii Europejskiej, a co za tym idzie–nasze wartości kutrowe. Z jednej strony mówimy o sobie, że mamy silny kręgosłup moralny i różnimy się w
tym na przykład od państw Zatoki Perskiej. Z drugiej
natomiast moment próby ukazał zasadniczą wyrwę w
tym fundamencie moralnym i kompletny brak spójności w prezentowanych przez Europę wartościach.
Powrócę jeszcze do moich wątpliwości terminologicznych. Dzisiejszych przybyszy trudno dopasować do
standardów konwencji genewskiej. Uciekają z ojczyzny w obawie przed prześladowaniem i wojną, ale
uzurpują sobie również prawo do wyboru kraju, w którym otrzymają status uchodźcy. Moim zdaniem nie
chodzi tu już tylko o ochronę życia, ale coraz bardziej o
zabezpieczenie socjalne. Może powinniśmy ich określać mianem uchodźców ekonomicznych?
Zjawisko, z którym obecnie mamy doczynienia może
wydawać się duże, ze względu na to, że nas zaskoczyło.
W sumie daliśmy się zaskoczyć, bo już od początku wakacji donoszono o przemierzających Morze Śródziemne
łódeczkach, psujących krajobraz turystom przebywającym w Grecji, Hiszpanii czy we Włoszech. Gdy uwypuklimy element ekonomiczny i zaczniemy posługiwać się
hybrydowym pojęciem, to automatycznie robimy z tych
ludzi oportunistów. Ale przecież Syryjczycy nigdy wcześniej masowo nie wyjeżdżali, bo nie mieli ku temu powodów. Syria, mimo że była krajem autorytarnym, to
całkiem dobrze rozwiniętym i nie było potrzeby wyjazdu. Dziś Syryjczycy masowo opuszczają swój kraj, który
praktycznie nie istnieje. Powodem nie jest chęć polepszenia statusu materialnego, ale trwająca od 4 lat wojna
domowa spotęgowana panoszeniem się Państwa Islamskiego. Trudno w tym przypadku mówić o pobudkach
ekonomicznych.
Prawicowi politycy i publicyści dopatrują się w tych masowych wędrówkach koranicznej hidżry.
Jest to na pewno bardzo dobry sposób na to, żeby straszyć.
Mało kto wie, co to jest ta hidżra, a większość słów z języka
arabskiego brzmi złowrogo. Zamiast powiedzieć, że ludzie
uciekają przed wojną to wmawia się społeczeństwu, że to
hidżra. Niewątpliwie brzmi to strasznie. Hidżra jest lokalną
wędrówką z Mekki do Medyny prześladowanego Mahometa. W tym sensie może to być hidżra, bo ci ludzie uciekają również przed niebezpieczeństwem, a nawet możemy
przypuszczać, że ich niebezpieczeństwo w Syrii jest wielokrotnie większe niż to, które dotyczyło Mahometa. Wracając do kuriozalności użycia tego terminu, to analogicznie
Notes
T
B
Nie wiem w jaki sposób
kilkanaście tysięcy
muzułmanów w
czterdziestomilionowym
kraju miałoby doprowadzić
do zaniku tożsamości
polskiej. Nie rozumiem
tego.
możemy powiedzieć, że na Ukrainie toczy się dżihad. To
będzie tak samo adekwatne użycie tego słowa. Wiadomo,
że tu chodzi tylko o zastraszenie. Porównując tamtą i tę
hidżrę widzimy, że są to całkiem inne jakości. Robienie z
ofiar wojny osób, które specjalnie dokonują inwazji na Europę w moim odczuciu jest wręcz niesmaczne.
Zaskakuje mnie stosunek muzułmanów polskich do fali
uchodźców. Nierzadko są oni bardziej sceptyczni niż statystyczny Polak. A przecież łatwiej im zrozumieć swoich braci
wwierze, posługująsię tymi samymi kodami kulturowymi.
11
NOTABENE
R OZMOWA NUMERU
Co do rozumienia kodów kulturowych byłabym
ostrożna. Tatar owszem jest muzułmaninem, ale to
nie oznacza, że będzie posługiwał się i rozumiał kody
kulturowe muzułmanów z Syrii. To tak jakby powiedzieć, ze nasze kody kulturowe są tożsame z kodami
chrześcijan z Kolumbii. To samo tyczy się muzułmanów. W przypadku sceptycyzmu niektórych muzułmanów w Polsce wobec fali uchodźców ważny jest
jednak jeszcze jeden element: muzułmanie w Polsce
nie są panami własnej tożsamości. To co my wiemy o
islamie i co mówimy o islamie, nijak się ma do tego
kim są nasi muzułmanie w Polsce i jak się zachowują.
Nie mamy z nimi żadnych problemów, a mimo to nie
lubimy muzułmanów. To oni padają ofiarącałej nagonki związanej z uchodźcami. Nic dziwnego, że część
z nich chciałaby się jakoś od tego odciąć.
państwach europejskich.I nna sprawa to kultura osób
przybywających do Europy. Przybywają do nas ludzie
o zróżnicowanym kapitale kulturowym. Brak wykształcenia, analfabetyzm, niedostosowanie się tych
ludzi do naszej kultury i poziomu rozwoju może wywołać szok kulturowy. Zmniejsza on z pewnością
szansę na akulturację i awans społeczny. Myślę, że
problemem nie jest tu sam islam, ale bardzo zróżnicowany bagaż kulturowy, z którym przybywają imigranci.
Notes
T
B
Tatar owszem jest
muzułmaninem, ale to nie
oznacza, że będzie
posługiwał się i rozumiał
kody kulturowe
muzułmanów z Syrii. To tak
jakby powiedzieć, ze nasze
kody kulturowe są tożsame
z kodami chrześcijan z
Kolumbii. To samo tyczy się
muzułmanów.
Porozmawiajmy o możliwości asymilacji. Czy islam
jako system społeczno-polityczny można w pełni
pogodzić z wartościami zachodniej demokracji?
Mam problem z pojęciem asymilacji, bo oznacza ono
zatracenie własnej tożsamości, własnego pochodzenia. Ja bym była bardziej za integracją, aniżeli asymilacją. Nie wyobrażam sobie, że muzułmanin, który
przyjedzie do nas z I raku będzie musiał inaczej wyglądać, zmienić imię i nazwisko, nauczyć się języka
polskiego w pierwszym pokoleniu, bo to nie ukrywajmy będzie trudne, o ile w ogóle wykonalne. Nie da się
tak zasymilować. Można się zintegrować. Jak popatrzymy na kilkunastomilionową społeczność muzułmańską w Unii Europejskiej to w dużej mierze proces
integracji zakończył się sukcesem. Tylko, że o tym się
nie mówi. Przywołuje się tylko dzielnice w Szwecji,
gdzie panuje szari’at, a nie wspomina o muzułmańskich europarlamentarzystach, posłach, czy burmistrzach w Wielkiej Brytanii. Gdy Europa przyjmowała
pierwszych imigrantów z Bliskiego Wschodu nie traktowano ich podmiotowo. Nie zastanawiano się nad
tym, że ci ludzie będą mieli własne potrzeby, że potem uzyskają obywatelstwo i będę domagać się własnych praw. Traktowano ich wtedy jako potrzebną
siłę roboczą, z góry zakładając tymczasowość zjawiska. Społeczeństwa europejskie na bieżąco uczą się
wielokulturowości. Polityka multi-kulti pojawiła się,
gdy zaczęto łączyć rodziny i gdy na świat przyszły
pierwsze pokolenia dzieci imigrantów urodzonych w
Wsłuchując się w opinie Europejczyków dotyczących kryzysu imigracyjnego, możemy dostrzec wiele
lęków i fobii. Przywoływany jest strach przed innością, ekstremizmem i utratą tożsamości. A może to w
Europie i w Europejczykach tkwi największy problem? Zatraciliśmy przez lata swoją tożsamość i to
jest źródłem panicznego strachu przed tymi, których
tożsamość jest silnie zdefiniowana.
Nie wiem w jaki sposób kilkanaście tysięcy muzułmanów w czterdziestomilionowym kraju miałoby doprowadzić do zaniku tożsamości polskiej. Nie
rozumiem tego. Być może Polacy, którzy w ten sposób rozumują mają problem z własną tożsamością. Co
się tyczy Europy, to znowu mam wątpliwości czy milion uchodźców, który przyjedzie do Europy tak bardzo zawładnie naszą kulturą. Muzułmanie już
oddawna są na kontynencie. Nie wiem ile lat musia-
12
NOTABENE
R OZMOWA NUMERU
łoby upłynąć, aby ta mniejszość stała się większością,
a powtarzany mit o islamizacji Europy ziścił. Na razie
nie ma demograficznych ku temu podstaw. Muzułmanin nie jest maszynką do robienia dzieci. Badania Pew
Research Center wskazują, że z kolejnymi generacjami dzietność muzułmanów się obniża i dostosowuje
do średniej europejskiej. Nie widzę w niej większego
zagrożenia.
Również zgadzam się z tą opinią. Jednak obserwując
amerykańskie poczynania w Iraku, nauczyliśmy się,
aby trzymać ręce z dala od Bliskiego Wschodu. W
Arabskiej Wiośnie nie było aż tak dużego zaangażowania Europy, może trochę w Libii, ale dostaliśmy
wtedy po nosie. Po obaleniu Kaddafiego Libia stała
się w zasadzie państwem upadłym. Nasze zaangażowanie w Syrii ogranicza się tylko do grożenia palcem,
a dzisiejszy ciężar walki przeszedł właściwie na Rosję,
która wreszcie zdecydowała się coś zrobić, realizując
przy tym oczywiście swoje partykularne interesy. W
tym kontekście odrobiliśmy lekcję, jednak to, co teraz
widzimy jest konsekwencją naszych wcześniejszych
poczynań. Może gdyby Amerykanie nie wkroczyli do
Iraku, kraj nadal trzymałby w ryzach dyktator Saddam Husajn i nie byłoby dziś problemu Państwa Islamskiego.
Kryzys pokazał wiele dysfunkcji. Mamy problem z
europejską tożsamością, mamy problem z definicją
uchodźcy, polityką migracyjną. Moim zdaniem kryzys pokazał jeszcze coś bardzo ważnego. Jest dowodem na to, że wieloletnia destabilizacja regionu i
mieszanie się w sprawy Bliskiego Wschodu ma namacalne skutki. Dziś jest to fala uchodźców. Europa
jest sama sobie winna tej sytuacji?
Może Pani stwierdzenie jest trochę za ostre, ale jest w
nim sporo racji. Na pewno nie tylko Europa jest winna
tej sytuacji, bowiem trzeba pamiętać o zaangażowaniu
Stanów Zjednoczonych. Ja jednak jestem umiarkowaną optymistką w tej sprawie. Nie jestem przekonana,
że statystyczny przeciwnik uchodźców będzie analizował problem migracyjny w kontekście światowej polityki i zaangażowania Europy na Bliskim Wschodzie.
Szukając dobrych stron tego kryzysu, chciałabym
zwrócić uwagę na postawę prezentowaną przez wiele
środowisk pozarządowych, które zaczęły zwalczać falę
„hejtu” w polskim Internecie. Co więcej, wreszcie pojawiły się badania i publikacje na ten temat, a tego typu
zachowania zaczęły być szeroko piętnowane. Oznacza
to, że my jako społeczeństwo uczymy się, wyciągamy
wnioski i „przepracowujemy” tę sytuację. Co prawda,
powoli i z dużą dozą żółci wylewaną ze wszech stron,
ale robimy postęp. Jeżeli chodzi o odrobienie lekcji
przez unijnych decydentów, to sadzę, że ten kryzys dał
im sporo do myślenia. Proszę tylko popatrzeć, jaki byłby dziś problem z wysłaniem wojsk do Syrii. Przecież
skonsolidowane siły Unii Europejskiej bez problemu
rozgromiłyby tzw. kalifat.
Kończąc, chciałabym zacytować fragment ze Zderzenia cywilizacji Huntingtona. „Zachodni uniwersalizm jest niebezpieczny dla świata i może
doprowadzić do wielkiej międzycywilizacyjnej wojny”. Czy Pani zdaniem to nadal political fiction, czy
sukces Państwa Islamskiego i ten kryzys migracyjny
to już preludium do realizacji tego scenariusza?
Zgadzam się z tym, że Zachód stara się narzucać
światu swój system wartości. Zawsze zestawiam z
Zachodem Chiny, które choć mają również swoje interesy w Syrii, w Afryce Północnej, na Bliskim
Wschodzie, to siedzą cicho i się nie wychylają. Nie
mają tej wielkiej misji zbawiania świata i niesienia
kaganka oświaty i demokracji. Czy to będzie zderzenie cywilizacji? Uważam, że nie. Bo czy Państwo Islamskie
jest
ucieleśnieniem
cywilizacji
muzułmańskiej? Ono tylko chce, aby było w ten sposób postrzegane. Czy do cywilizacji muzułmańskiej
należą muzułmanie mieszkający w Europie? Nie, bo
czują się Europejczykami i mówią lepiej po holendersku niż po arabsku. Dziś granice cywilizacji zmieniają
się dosyć szybko, a konflikty owszem będą występowały, ale nie będą miały podłoża cywilizacyjnego. Zauważam natomiast polaryzację i radykalizację na linii
prawica – lewica i to w niej dopatruję się źródła przyszłych napięć.
Spotkałam się z opinią, że pokonanie Państwa Islamskiego zajęłoby Europie nie więcej niż trzy miesiące. Wydaje mi się, że problemem nie jest Państwo
Islamskie, tylko brak alternatywy dla jego panowania. Bliski Wschód nie lubi przecież próżni…
13
NOTABENE
TEMAT NUMERU
Szlaban do raju
A GATA J ASIEŃCZUK
W minionych tygodniach Europa znalazła się na niebezpiecznym zakręcie.
Lawinowy napływ imigrantów obnażył nieudolność i brak jednomyślności
Unii Europejskiej. Niemcy, które stały się samozwańczym liderem w walce
z kryzysem migracyjnym, poniosły klęskę, znacząco przeceniając własne
możliwości. Kanclerz Angela Merkel dała jasny sygnał, że popełniła błąd
w ocenie sytuacji.
14
NOTABENE
TEMAT NUMERU
MEANDRY NIEMIECKIEJ POLITYKI MIGRACYJNEJ
robotników zakończył się formalnie w 1973 r., gdy rząd
Willy’ego Brandta wprowadził oficjalny zakaz dalszej rekrutacji pracowników z zagranicy. Była to odpowiedź na
narastające problemy społeczne i obawy przed przegrzaniem się gospodarki.
Pomimo konsekwentnego prowadzenia polityki reglamentacji dostępu do zatrudnienia dla cudzoziemców w
Niemczech, nie słabnie popularność emigracji zarobkowej
do tego kraju. W obliczu negatywnych trendów demograficznych i globalnej konkurencji Niemcy potrzebują imigrantów – szczególnie tych wysoko wykwalifikowanych.
Napędza to koniunkturę i umożliwia utrzymywanie stabilnej sytuacji gospodarczej. Niemcy, przyjmując uchodźców,
kierują się więc nie tylko moralnym obowiązkiem– zmusza
ich do tego sytuacja gospodarcza oraz brak fachowców w
wielu branżach. Pojawiły się nawet projekty rozszerzenia
obowiązywania tzw. Blue Card (dokumentu ustanowionego przez Radę Unii Europejskiej w 2009 roku, umożliwiającego pobyt i pracę na terytorium państw członkowskich
UE) również na dobrze wykształconych uchodźców oczekujących na azyl.
Po drugiej wojnie światowej Republika Federalna Niemiec
z kraju emigracyjnego stopniowo zmieniała się w kraj imigracyjny, choć kwestia ta stanowiła temat tabu w debatach publicznych i politycznych. We współczesnych
Niemczech dochodzi do zmiany spojrzenia na politykę imigracyjną i poszukiwanie elastycznych rozwiązań na miarę
naszych czasów. Prawo do azylu jest zagwarantowane na
podstawie art. 16 konstytucji oraz Konwencji genewskiej
dotyczącej uchodźców, Europejskiej konwencji o ochronie
praw człowieka i innych umów międzynarodowych. W
1993 roku uchwalono ustawę o świadczeniach dla osób
ubiegających się o azyl, która ograniczyła zakres osób mogących się starać się o legalne pozostanie i ochronę prawną na terenie Niemiec. O status uchodźcy nie mogą
wnioskować obywatele bezpiecznych państw trzecich (np.
kraje graniczące z RFN) i bezpiecznych krajów pochodzenia (klasyfikacja wg ustawy).
Powojenna historia RFN jest historią imigracji. Po roku
1945 rozpoczęły się migracje powrotne osób pochodzenia
niemieckiego. Ponadto w latach 50. niemiecka gospodarka
weszła w fazę odbudowy i dlatego potrzebowała wielu
nowych rąk do pracy. W latach 60. po raz pierwszy wystąpiła sytuacja, gdy miejsc pracy było więcej niż siły roboczej. Luki na rynku zaczęli wypełniać robotnicy
kontraktowi, zwani Gastarbeiterami, sprowadzani na podstawie umów bilateralnych z Europy Południowej. Byli to
przede wszystkim obywatele jednoczącej się Europy oraz
(z przyczyn politycznych) Turcji i Jugosławii. Część imigrantów zarobkowych pochodziła również z krajów pozaeuropejskich, takich jak Maroko, Tunezja czy Korea.
Ogromną rolę w zwiększaniu liczby imigrantów w strukturze społecznej RFN odegrał trend do przekształcania się
czasowych imigracji zarobkowych w wyjazdy definitywne,
co było stymulowane procesem łączenia się rodzin.
Pierwsze fale ekonomicznych migrantów odegrały pozytywną rolę dla niemieckiej gospodarki – stymulując jej rozwój i przyczyniając się do wzrostu ogólnego dobrobytu
społecznego. Polityka zatrudniania cudzoziemców upowszechniła się na początku lat 60. XX w. Niemcy postrzegali przypływ ludności z zagranicy jedynie w
ekonomicznych kategoriach przejściowych i rotacyjnych –
brakowało całościowej koncepcji polityki imigracyjnej,
skierowanej na integrację tej ludności ze społeczeństwem
niemieckim. Okres regulowanego przez państwo importu
Notes
T
B
szef MSZ Niemiec FrankWalter Steinmeier
zaapelował, by Polska i
Niemcy wspólnie
zainicjowały nową
europejską politykę azylową.
Z drugiej strony niemiecka
kanclerz próbuje narzucić
innym państwom swoje
zdanie.
ZIEMIA OBIECANA
Od kilkunastu miesięcy notowany jest wzmożony napływ
uchodźców z regionów dotkniętych konfliktami oraz imigrantów zarobkowych. Napływ migrantów powoduje
wiele problemów oraz wzrost antyimigranckich nastrojów
społecznych. Obecna fala uchodźców w RFN jest największą od połowy lat 90., gdy odnotowany był napływ tysięcy
uchodźców z Bałkanów. Tendencja wzrostowa zaczęła być
15
NOTABENE
TEMAT NUMERU
Niepokój budzą przewidywane koszty utrzymania migrantów i ich integracji na rynku pracy. Według prognoz w 2016
r. na niemiecki rynek pracy trafi od 240 do 460 tys. migrantów. Mimo wolnych 600 tys. etatów, wielu cudzoziemców
może pozostać bez zatrudnienia z powodu zbyt niskich
kwalifikacji. Zwiększy to obciążenie systemu socjalnego i
spowoduje wzrost bezrobocia. Jak wynika z danych przygotowanych przez Federalne Ministerstwo Pracy i Spraw
Socjalnych mniej niż 10 proc. migrantów ma kwalifikacje
niezbędne do zaadaptowania się na niemieckim rynku pracy, inaczej niż w przypadku migrantów z Europy ŚrodkowoWschodniej po otwarciu rynku pracy w Niemczech. Istnieje
ryzyko, że pracodawcom nie będzie się opłacało szkolić i
zatrudniać migrantów w warunkach obowiązującej w RFN
płacy minimalnej (8,5 euro zagodzinę).
ponownie widoczna od 2008 roku (ponad 28 tys. wniosków o azyl) i stale rośnie. Według szacunków Federalnego Urzędu ds. Migracji i Uchodźców (BAMF –
Bundesamtfür Migration undFlüchtlinge), który jest odpowiedzialny za rozpatrywanie wniosków azylowych,
do końca roku wpłynie ich nawet 800 tys. Niemcy są
krajem, w którym składanych jest najwięcej takich
wniosków w Europie – szczególnie przez uciekinierów z
najbardziej zapalnych i niestabilnych państw świata –
Syrii, Iraku i Afganistanu.
Uchodźcy szukają tu bezpieczeństwa i poprawy warunków
życia. Przyciąga ich również dostępność świadczeń socjalnych dla osób ubiegających się o azyl. Na początku pobytu
RFN gwarantuje im nocleg, wyżywienie i odzież oraz ponad
140 euro „kieszonkowego” dla osoby dorosłej i przynajmniej 84 euro na dziecko. Później po opuszczeniu ośrodka
(co następuje z reguły po kilku miesiącach), osoba taka
otrzymuje 359 euro i ma zapewnione mieszkanie. Według
szacunków utrzymanie 800 tys. imigrantów, którzy napłyną
do końca tego roku będzie potrzebne 10 mld euro (12,5 tys.
euro na osobę rocznie).
M ERKEL W OGNIU KRYTYKI
Zaczynając od najszerszego spojrzenia na problematykę
migracji, nie trudno zauważyć, że obowiązująca dotychczas europejska polityka migracyjna jest nieadekwatna do
aktualnych potrzeb. Niemieccy politycy domagają się
16
NOTABENE
TEMAT NUMERU
zmian unijnego prawa azylowego oraz ustalenia kontyngentów azylantów dla wszystkich państw członkowskich
Unii Europejskiej opartego na zasadzie solidarności i współodpowiedzialności. Miało to swoje odzwierciedlenie na
przykład podczas obchodów 50. rocznicy opublikowania
(przez Radę Niemieckich Kościołów Ewangelickich) tzw.
Memorandum Wschodniego na rzecz pojednania z Polską,
gdy szef MSZ Niemiec Frank-Walter Steinmeier zaapelował, by Polska i Niemcy wspólnie zainicjowały nową europejską politykę azylową. Z drugiej strony niemiecka
kanclerz próbuje narzucić innym państwom swoje zdanie.
Decyzja Angeli Merkel, podjęta na początku września, bez
konsultacji z władzami krajów związkowych, o przyjęciu
około 10 tys. uchodźców z Syrii, którzy koczowali na dworcu Keleti, była szeroko komentowana zarówno w samych
Niemczech, jak i w innych krajach UE. Przyjęcie azylantów
bez zachowania rutynowych procedur biurokratycznych
zostało uznane za zachętę do masowych przyjazdów do
Niemiec. Kanclerz, odpierając zarzuty pod swoim adresem
tłumaczyła, że była to jednorazowa akcja spowodowana
nadzwyczajną sytuacją i podyktowana względami humanitarnymi.
Problemy z uciekinierami stają się coraz poważniejsze i
przyczyniają się do kryzysu politycznego w Niemczech. Pojawiają się rozbieżności stanowisk prezentowanych przez
czołowych polityków, landy, którym brakuje pieniędzy na
przyjmowanie imigrantów buntują się coraz bardziej, a opozycja i publicyści coraz częściej wytykają kanclerz polityczne
błędy. Wizerunek Merkel słabnie z dnia na dzień – choć
większość mediów ciągle jeszcze wspiera jej liberalną i przychylną wobec uchodźców postawę.
nimi swoje granice. Zwrot o 180 stopni w polityce kanclerz
oznacza przyznanie się do błędu w ocenie politycznej, co
nie przydarzyło jej się w ciągu 10 lat sprawowania tej
funkcji. Zdaniem opiniotwórczego dziennika Sueddeutsche Zeitung niemiecka polityka „poniosła fiasko z powodu
sprzeczności pomiędzy moralnymi i prawnymi obowiązkami, gwarantującymi każdemu uciekinierowi wojennemu
azyl, a rozmiarami tego problemu”.
Obecnie Berlin postanowił ograniczyć obowiązywanie
układu z Schengen, poprzez zamknięcie swoich granic dla
imigrantów i postawienie w stan gotowości dodatkowych
jednostek policji, choć kanclerz wcześniej głośno mówiła, że
nie jest zwolenniczką takich rozwiązań. Ponadto pojawiły
się próby zaostrzenia niemieckiej polityki azylowej. Celem
projektu jest zniechęcenie masowo napływających do RFN
imigrantów poprzez wzmocnienie tzw. regulacji dublińskiej,
zgodnie z którą uchodźca powinien złożyć wniosek o azyl w
pierwszym kraju Unii Europejskiej, którego granicę przekroczył.Uchodźcy, którzy trafili do Niemiec przez inne kraje
unijne, traciliby automatycznie prawo do pracy i świadczeń
socjalnych – mogliby liczyć tylko na zapewnienie biletu i
prowiantu na podróż do swojego kraju.
KOLOS NA GLINIANYCH NOGACH
Niemcy poniosły klęskę – najpierw ściągając na Europę falę
imigrantów, a następnie próbując zmusić inne państwa do
zmierzenia się z konsekwencjami kryzysu. Doprowadziło to
do obnażenia niekompetencji służb migracyjnych poszczególnych krajów oraz ogólnej nieudolności administracyjnej.
Republika Federalna Niemiec zamykając swoje granice
dała jasny sygnał, że nie jest w stanie poradzić sobie z
większą ilością azylantów i samodzielnie zmienić polityki
migracyjnej UE. Nasuwa to refleksję na temat realnych
możliwości roztoczenia opieki nad ludźmi, którzy jak mało
kto potrzebują pomocy. Podczas gdy sytuacja na świecie
robi się coraz mniej stabilna, europejski olbrzym w dziedzinie pomocy humanitarnej zaczyna chwiać się pod ciężarem zaciągniętych zobowiązań.
Jedyną szansą na odciążenie Niemiec jest rozłożenie odpowiedzialności za uchodźców na inne państwa europejskie.
Politycy i ich elektorat muszą dokonać wyboru między budowaniem murówi organizowaniem masowych zatrzymań
a znalezieniem sposobu na podtrzymanie europejskiej
otwartości i zatrzymanie napływu ludności do Europy.
Agata Jasieńczuk
POLITYCZNE ZWROTY AKCJI
Kontradyktoryjna polityka rządu budzi w RFN już nie tylko
zdziwienie, lecz również protesty, np. ze strony szefa bawarskiej partii CSU Horsta Seehofera, który ostro zaatakował Angelę Merkel, wytykając jej nieodpowiedzialne i
nielogiczne postępowanie.Pojawiają się również niekorzystne komentarze, np. Alan Posener w De Weltostro
krytykuje kanclerz za jej arogancki styl polityki i rujnowanie europejskiej solidarności.
Z jednej strony Niemcy ostro krytykują Węgry oraz kraje
Europy Środkowo-Wschodniej za ich negatywny stosunek
do imigrantów i brak solidarności z Europą, a z drugiej sami
najpierw zapraszają uchodźców, a potem zamykają przed
17
NOTABENE
A FRYKA
Mobile industry in Africa
A LICJA C HRUSZCZEWSKA
Mobile industry in Africa is growing at a fast pace. Mobile phones cedes
do be luxurious goods and are becoming widely common not only among
the richest in the big cities but also among those poorer in rural areas. It is
a tantalizing promise for telecom companies and internet commerce industry but also a herald of socio-economic changes. Future shape of this
growth depends now mainly from regional policy-makers.
A BIG PICTURE
In 2014 the broader mobile industry brought 5,7% increment to the aggregated GDP of sub-Saharan African
countries (which gives 100 billion USD in economic value). According to GSMA, British telecom, research, due
to increasing interest in the industry, those numbers are
expected to grow up to 8,2 % by 2020. A mobile industry
Why mobile services are considered as a sustainable, driving factor for an economy growth overall? That is because it gives a contribution not only for a well-being of
the individuals but also for the whole budget of the state.
18
NOTABENE
A FRYKA
also supported 4,4 million jobs in the region in 2014 and
this figure is predicted to increase to 6 million by 2020.
What’s more, it provides a steady income to the budget
(via taxation and regulatory licenses).
This optimistic prognosis is dictated mainly by great demographic conditions and growing middle class and
hence growing rate of consumerism. Mobile penetration rates in two of the most populous countries in the
region, Ethiopia and Nigeria, stand at 23% and 31% respectively. These two countries alone, with a combined
population of almost 300 million, will account for 40%
of the total number of new subscribers in the region in
the period to 2020. Other countries expected to record
strong subscriber growth during the same period include Cameroon, Kenya, Mozambique, Tanzania and Uganda. The industry’s optimism it is also driven by
reasonable economic calculation. The regional average
HH Index (Herfindahl-Hirschman Index), which stands
for a level of competition in the market, represent figure of 4,834, the lowest globally.
What’s more mobile phones, including smartphones, become more and more affordable. Cheap equivalents of
leading brands mainly form Asian vendors companies like Huawei and Lenovo or Android One, developed by
Google Inc. make it more affordable for a regular citizen.
Botswana, Ghana, Senegal, Rwanda. A large number of
tech start-ups in the region have also developed outside
of incubators. Some of the biggest start-ups in Nigeria
fall into this category, including Konga, Wakanow, Iroko
and Paga. The outlook for start-ups in the region continues to improve, benefiting from the increasing availability of higher speed mobile broadband. Most common
startups concern , social network, entertainment,
transportation and local messaging apps. A flourishing
app economy in the region therefore paves a way for
online purchases, such as online-shopping or hotel booking. One particular success story is Jumia, which was
founded in 2012 with funding from Rocket Internet.
The firm has expanded across the region from its original base in Nigeria, with local sites in several countries,
including Kenya, Tanzania, Cameroon, Senegal, Uganda
and Ghana.
The region is seeing continued migration to higher speed mobile broadband networks. Commercial 3G ne-
Notes
T The industry’s optimism it is
also driven by reasonable
B
economic calculation. The
regional average HH Index
(Herfindahl-Hirschman
Index), which stands for a
level of competition in the
market, represent figure of
4,834, the lowest globally.
I NDUSTRY
Let’s imagine that the prognosis was implemented to
the reality. Smartphones are affordable, and almost
everyone has one. What’s next?
There is a room for many more actors at this table. A
ubiquitous presence of mobile phones and smartphones
opens a pervasive space for new projects and innovations. Mobile finance, IT incubators, tech-labs, internet
and electricity grid infrastructure and many more.
Technology innovations have gained momentum in SubSaharan Africa over the last five years. Nairobi in Kenya
– referred to as ‘Silicon Savannah’ – has been the epicentre of this development and has been leading innovations in areas such as mobile money (M-Pesa) and
crowdsourcing (Ushahidi). But a number of incubators
and accelerators have sprung up all across the region
not only in Nairobi. When it goes to mobile applications
usage among population, South Africa is a leading one.
But the others are catching quickly, notably in Nigeria,
tworks had been launched in 41 countries across
Sub-Saharan Africa as of June 2015, while 4G networks
had been launched in 23 countries. However the overall
number of internet users is still low and power shortages unable to fully benefit from this shift.
WHAT IT GIVES TO THE PEOPLE
Mobile technology plays a central role in addressing a
range of socio-economic developmental challenges
across the region. Many of the companies have a positive
social impact while still having underlined business mo-
19
NOTABENE
A FRYKA
dels. They goals are mainly connectivity- to get to the
furthest corner, financial inclusion, poverty eradication,
digital agriculture innovations, health and education.
Although the vast presence of portable phones not everyone equally benefits form it . After closing up a structure of users, it can be acknowledged that women are
less like to use mobile apps by 13 %. It is explained by
their a fear of public harassment (often with sexual context via social applications) or a threat of robbery (since
usage of fancy mobile phone might be a symptom of
welfare). It is also explicable with education gap. According to World Bank data, while primary education is
more or less equal between sexes, secondary and higher is most commonly reserved for boys. Operators,
governments and regulators all have a role to play in addressing these challenges.
One of the most important direct benefits that are brought to people by mobile phones is financial inclusion. It
gives them an immediate possibility to improve their living conditions or start their own small business. Microfounding that promotes entrepreneurship behavior on
a local scale, GiveDireclty, which is a new approach for a
charity that targets extremely low-income households
and transfers cash to households in developing countries via mobile phone-linked services, or just regular
transfers send by family members working in bigger cities. This phenomenon increases dramatically a velocity
of money within economy, which therefore gives an incentive to speed it up.
In many countries number of a newly registered mobile
money accounts exceeds a number of private bank accounts. Now, already 36 countries of sub-Saharan Africa use mobile money system, noting that probably on
the post spectacular scale it started in Kenya, where
now almost half of the 40 million population own a mobile money wallet.
What’s interesting is a structure of the market. There is
not one but multiple operators acting within those countries (important to mention an exception, namely
Ethiopia that has a single operator), giving an aggregated number of more than 130 operators based in the
African content. That might be a herald of mergers and
acquisitions among telecom industries in order to outline optimal and sustainable business model. The biggest
already took place that was Tanzania (Tigo acquired
Zantel in 2015), Kenya (Safaricom and Airtel jointly
acquired Yu’s assets in 2014), Republic of the Congo
(Airtel acquired Warid Telecom in 2014) and Uganda
(Airtel acquired Warid Telecom in 2013).
N OW THE BALL IS IN YOUR COURT!
Telecom companies and new technology entrepreneurs
have already paved a ground. Now everyone expects a
response from local governments.
Analysts predicts that current number of 367 million
subscribers will increase from 20 up to 60 % till the end
of this decade. Such wide variation range of possibility is
explained by risky and unstable type of the region that
represent African countries. The companies seek for a
large profit and most likely, they will not leave this promising land. Insatiable markets, youngest world population and growing consumerism are justified incentives
to stay, however, proper governmental strategy could
stimulate it.
Actions of country’s policy-makers and regulators,
could therefore push those estimated figures to the
upper limit. Through a well-designed regulatory framework and forward-looking national ITC strategy,
regions would enjoy wide range of benefits provided
by innovations of mobile tech and services. What governments could do is firstly to introduce incentives to
encourage mobile operators to deploy infrastructure
in remote and economically challenging areas. Secondly, they could revise their taxation policies to encourage adoption and usage of mobile services, together
with greater investment in networks. What’s really
important here is a question about luxury good tax.
However, it is not only a case in African continent, it is
noticed that in some developing countries, luxury goods tax is being imposed on smartphones. If we continue to perceive smartphones as luxury goods is will
greatly limit the wide range of possibilities and development that may be possible otherwise. Finally, governments could hone their competition policies to
improve the business case for rolling out new digital
infrastructure and increasing connectivity.
What is known for sure is uncertainty, but as they say,
the higher the risk the higher profit can be.
Alicja Chruszczewska
20
NOTABENE
FELIETON: PAWEŁ R UMIŃSKI
Zbankrutowana
rewolucja?
wiających mu walkę o czwartą kadencję. Jak na razie
wciąż cieszy się poparciem większości boliwijskiego
społeczeństwa, niewykluczone więc, że osiągnie swój
cel. Zapewne nie obejdzie się jednak bez ostrego sprzeciwu środowisk opozycyjnych, które w 2008 r. na kontrolowanych przez siebie obszarach jawnie wystąpiły
przeciw głowie państwa, roszcząc sobie niezależność
administrowanych departamentów.
Przed realną groźbą utraty stanowiska stoi natomiast
Dilma Rousseff. Podejrzana o udział w aferze Petrobrasu (w okresie gdy pełniła funkcję prezesa państwowego
giganta) brazylijska prezydent została wezwana przez
opozycję do ustąpienia z urzędu. Jeżeli sama tego nie
zrobi, jej przeciwnicy poddadzą ją procedurze impeachmentu. Prawnych podstaw ku temu dostarczył im właśnie Trybunał Obrachunkowy, który po raz pierwszy w
historii odrzucił sprawozdanie budżetowe rządu, uznając, że władze manipulowały deficytem w 2014 r. podczas kampanii wyborczej. Wybrana w zeszłym roku na
drugą kadencję prezydent nie może liczyć nawet na
sympatię dotychczasowych zwolenników. Na skutek
korupcyjnego skandalu popiera ją już tylko ok. 10 proc.
Brazylijczyków.
Tymczasem na północ od rzeki Rio Grande czuć już
przedsmak walki o ster supermocarstwa. Sondaże każą
przypuszczać, że do rozstrzygającego pojedynku staną
była sekretarz stanu Hillary Clinton oraz ekscentryczny
miliarder Donald Trump. Dla republikanów wystawienie
kandydata o tak kontrowersyjnych poglądach jak Trump
może okazać się problematyczne. Doświadczenie uczy,
że o ile w prawyborach radykalizm popłaca, o tyle właściwe wybory wymagają umiejętności tonowania wypowiedzi. Poważne rozterki towarzyszą zapewne
również demokratom. Nie jest pewne, czy konserwatywne amerykańskie społeczeństwo zaakceptuje
pierwszego prezydenta płci pięknej.
Kiedy w 1998 r. Hugo Chávez wygrał wybory prezydenckie w Wenezueli, nikt nie mógł przewidzieć, jak
wielki wpływ na ten kraj i na cały region latynoamerykański będą mieć rządy byłego wojskowego. Kontrowersyjny przywódca kierował się ideami rewolucji
boliwariańskiej, która w założeniu miała doprowadzić
do spełnienia marzeń Simóna Bolívara o zjednoczonej
Ameryce Łacińskiej. W praktyce dążenia te znalazły odzwierciedlenie w polityczno-gospodarczym sojuszu
tych państw regionu, które podzielają socjalistyczny zapał Caracas i sprzeciwiają się neoliberalnej wizji rozwoju, promowanej przez Stany Zjednoczone.
Z dzisiejszej perspektywy forsowana przez chavistów
rewolucja boliwariańska wydaje się już sprawą przegraną. Pogrążoną w kryzysie Wenezuelę nie stać na hojną
dystrybucję ropy naftowej do zaprzyjaźnionych krajów.
Nawet jej najbliższy, najwierniejszy dotąd partner – Kuba, przełamał barierę antyimperialnej niechęci i wznowił stosunki dyplomatyczne z głównym ideologicznym
wrogiem Wenezueli.
Gospodarcza katastrofa największego eksportera ropy
w Ameryce Łacińskiej stanowi poważną przestrogę dla
gospodarek monokulturowych, opierających swój rozwój w dużej mierze na sprzedaży jednego surowca. Nie
wiąże się ona jednak z porażką innych lewicowych administracji w regionie, nawet tych radykalnych. Wręcz
przeciwnie, trudno obecnie wskazać jakieś realne polityczne zagrożenie dla ich liczebnej przewagi w tej części
zachodniej hemisfery.
Jak donosi think tank Stratfor, Evo Morales, prezydent
Boliwii, ledwie odniósł zwycięstwo w zeszłorocznych
wyborach, a już myśli o zmianach w konstytucji umożli-
N
Theories
B
Paweł Rumiński
Gospodarcza katastrofa największego eksportera ropy
w Ameryce Łacińskiej stanowi poważną przestrogę dla
gospodarek monokulturowych.
21
NOTABENE
A MERYKI
Gra o tron
A NNA K OZŁOWSKA
Chociaż wybory na stanowisko prezydenta Stanów Zjednoczonych
odbędą się za rok, sztaby wyborcze już od kilku miesięcy działają na
najwyższych obrotach. Za nami już pierwsze debaty, spektakularne
wzloty i upadki kandydatów. Przedwyborcza atmosfera zagęszcza się z
dnia na dzień, a to dopiero początek wyścigu.
J AK TO DZIAŁA?
elekcji. Natomiast obywatele wybierają delegatów na
konwencję krajową i głosują na kandydata, który będzie ubiegał się o stanowisko prezydenta z ramienia
danej partii. Wyniki uzyskane podczas pierwszych
prawyborów są najistotniejsze. Szczęśliwiec, który
zdobędzie najwięcej głosów staje się faworytem wyścigu i zdobywa dużą popularność.
Kolejny etap to wybory właściwe, które są podzielone
na dwa etapy: głosowanie powszechne, w którym obywatele głosują na elektorów i ostateczny wybór prezydenta przez kolegium elektorskie.
Zrozumienie właściwości elekcji i systemów wyborczych w Stanach Zjednoczonych nastręcza szeregu
trudności. Mimo że mają one charakter powszechny,
nie są bezpośrednie. Oznacza to, że obywatele oddają
głosy na kandydata, ale w ostateczności nie oni go wybierają.
Prawybory to początek „machiny wyborczej”. Podczas
nich partie wyłaniają kandydatów, którzy będą reprezentować poszczególne stronnictwa w ostatnim etapie
22
NOTABENE
A MERYKI
DEMOKRACI
związanych z polityką. Są to kandydaci cieszący się dużym poparciem, wśród nich znajduje się miliarder– Donald Trump, neurochirurg – dr Ben Carson i
bizneswoman – Carly Fiorina. Po trzecie, odwrotnie jak
w konkurencyjnej partii, na razie nie ma nikogo, kto
byłby faworytem.Walka jest wyrównana. Przed rozpoczęciem wyścigu spekulowano, że gubernator stanu
Wisconsin –Scott Walker i gubernator stanu Floryda–
Jeb Bush zdobędą prowadzenie. Preferencje wyborców
zmieniły się jednak po dwóch debatach, wówczasna
pierwszym miejscu w rankingach znalazł się znany z
kontrowersyjnych wypowiedzi Donald Trump. Zaraz za
nim uplasował się dr Ben Carson i dopiero na trzecim
miejscu Jeb Bush. W debatach poruszano tematy dotyczące bieżących problemów, takich jak Iran i interwencja Rosji w Syrii. Dużo do powiedzenia, zwłaszcza na
temat polityki prowadzonej przez Władimira Putina,
miał Jeb Bush. Zapowiedział, że jeżeli zostanie prezydentem, zmieni politykę na bardziej agresywną w stosunku do Rosji, która jego zdaniem wykorzystuje brak
amerykańskiego przywództwa w Syrii i innych rejonach
świata. Stwierdził również, że USA i Europa powinny
przedłużyć nałożone na Rosję sankcje. Nie zabrakło
także tematów przywoływanych od lat w podobnych
okolicznościach. Podczas debaty poruszono kwestię interwencji w Iraku, wzrostu gospodarczego i sprawę
nielegalnych imigrantów. Ostatni z wymienionych tematów zdecydowanie zdominował wypowiedzi Donalda Trumpa. Uważa on bowiem, że granice nie są
szczelne, trzeba odesłać osoby nielegalnie przebywające na terenie USA i zmienić konstytucję. Oczywiście
głównym punktem debaty była krytyka rządów i decyzji
Baracka Obamy oraz kandydatki na prezydenta z ramienia Partii Demokratów– Hillary Clinton.
Nie obyło się też bez osobistych wycieczek i argumentów ad personam.Taką taktykę stosował głównie Donald Trump, który zaczął od ataku na Carly Fiorinę
poprzez skomentowanie niechlubnych faktów z jej kariery, potem nazwał Jeba Busha maskotką swoich darczyńców, kwestionując jego bezstronność i niezależność
w podejmowaniu decyzji. Udany występ miliardera
wpłynął bezpośrednio na jego poparcie, gdyż z najnowszych sondaży wynika, że zostawia swoich rywali w tyle
o kilkanaście punktów procentowych.
Niezmiennie faworytką na stanowisko prezydenta z ramienia partii demokratów jest była sekretarz stanu –
Hillary Clinton. Jej pozycja umocniła się po bardzo udanym występie na pierwszej debacie w Las Vegas. Z łatwością atakowała innych uczestników oraz odpierała
ich zarzuty, zarówno te dotyczące skandalu z prywatną
skrzynką mailową, jak i zmiany zdania, co do poparcia
transpacyficznej umowy o wolnym handlu (TTIP).
Bez wątpienia Clinton ma też największe doświadczenie w
prowadzeniu polityki zagranicznej. Sondaże szacują poparcie dla byłej pierwszej damy na poziomie ok. 50 procent. Zaraz za nią, na drugim miejscu, jest senator z
Vermont określający się mianem socjalisty– Bernie Sanders. Poparcie dla Sandersa jest obecnie niższe o ok. 20
punktów procentowych od poparcia Clinton, ale nieustannie wzrasta. Sukces kampanii senatora wynika między innymi z tego, że w odróżnieniu od swojej rywalki i
konkurencyjnej partii, jego kampania jest finansowana
głównie z datków Amerykanów, a nie wpływowego lobby.
Dzięki temu Sanders nie musi się ograniczać i mówi wyborcom to, co chcą usłyszeć nawet jeśli jego pomysły są
nie do zrealizowania. Jednym z nich jest pójście o krok dalej niż Obama Care i stworzenie powszechnego systemu
ubezpieczeń zdrowotnych. Sanders zaproponował także
sprowadzanie leków z zagranicy oraz stopniowe podnoszenie płacy minimalnej.
Podczas debaty doszło do dość ostrej wymiany zdań między Clinton a Sandersem. Sanders zarzucał rywalce zbyt
bliskie kontakty z Wall Street i poparcie interwencji w Iraku. Była sekretarz stanu nie pozostała dłużna i wypomniała aż dziewięciokrotne głosowanie senatora przeciwko
ograniczeniu prawa do posiadania broni. Senator nie dał
się jednak zbić z tropu, przyznał rację rywalce i uznał, że po
licznych wypadkach z użyciem broni trzeba zaostrzyć kontrolę osób, które otrzymują licencję. Podczas wspomnianej
debaty kandydatów było pięciu, jednak pozostała trójka,
czyli Martin O'Malley, Jim Webb i Lincoln Chafee, została
całkowicie zdominowana. Swoimi wypowiedziami nie
wniosła nic, co byłoby warte uwagi.
REPUBLIKANIE
Sytuacja w Partii Republikańskiej jesto wiele bardziej
skomplikowana. Po pierwsze, kandydatów jest pięć razy
więcej. Po drugie, trzech pretendentów nie jest stricte
23
NOTABENE
A MERYKI
REZYGNACJA GONI REZYGNACJĘ
fee. On również nie cieszył się ostatnio dużym poparciem. Dodatkowo, co było prawdopodobnie główną
przyczyną jego decyzji, miał problem z zebraniem odpowiedniej ilości funduszy na prowadzenie kampanii
***
Z najnowszych sondaży wynika, że gdyby wybory odbyły
się teraz, to wygrałaby Hillary Clinton, a jej przeciwnikiem w ostatnim etapie elekcji byłby Donald Trump.
Jeszcze kilka dni temu pozycja byłej sekretarz stanu nie
była tak pewna. Od początku spekulowano, że wiceprezydent Joe Biden ogłosi swój start w wyborach, zakładając, że już na starcie zdobędzie duże poparcie. Gdyby
rzeczywiście do tego doszło, to byłby on większym zagrożeniem dla Clinton niż Sanders. Jednak w środę wiceprezydent ogłosił, że nie weźmie udziału w wyborach ze
względu na żałobę po śmierci syna i zbyt mało czasu na
prowadzenie kampanii wyborczej.Po tym wydarzeniu
sytuacja stała się jeszcze korzystniejsza dla byłej pierwszej damy i nic nie wskazuje na to, aby w przeciągu następnych kilku miesięcy cokolwiek miało się zmienić.
Anna Kozłowska
Konkurencja, zarówno w Partii Republikanów, jak i w
Partii Demokratów, zaczyna się wykruszać. Na niespełna cztery miesiące przed prawyborami kandydatów z
każdym dniem ubywa. Republikanin Scott Walker ogłosił rezygnację z kandydowania na stanowisko prezydenta USA. Swoją decyzję uzasadnił chęcią wspierania
innych, byłych już rywali we „wspólnej słusznej sprawie”.
Namawiał też innych do postąpienia w podobny sposób,
aby skuteczniej przeciwdziałać obecnemu liderowi, Donaldowi Trumpowi. Kandydatem, który rezygnuje z wyścigu o nominację z ramienia demokratów jest Jim
Webb.Zapowiedział jednak, że rozważa start jako kandydat niezależny. W ostatnich sondażach nie udało mu
się przekroczyć progu jednego procenta. Swoje niskie
notowania tłumaczył tym, że jego poglądy są dużo bardziej konserwatywne, niż innych rywali. Zauważył też,
że Amerykanie mają dosyć partyjnych rozgrywek, i że
kandydat niezależny może mieć szansę w wyborach.Kolejnym demokratą, który nie będzie brał udziału w tym
wyścigu jest senator stanu Rhode Island– Lincoln Cha-
24
NOTABENE
A ZJA
(Nie)Dotykalni
A UTOR
I GANIEZNANY
B IELAWSKA
Indie to kraj kontrastów. Źródło taniej siły roboczej, centrum usług
komputerowych i miejsce przyciągające wielu turystów. Zachwyca feerią
barw, zadziwia obyczajowością. To także, od ponad pół wieku,
najliczniejsza demokracja na świecie. Równość i wolność obywateli
powinny być podstawą niepodległego i demokratycznego państwa.
Powinny, ale czy rzeczywiście główne przymioty każdego
demokratycznego kraju konstytuują również ustrój Indii?
Mieszkańcy Indii słyną z przywiązania do tradycji
utrwalanej przez setki lat w świadomości narodowej.
Świadczy o tym charakterystyczny dla Indii ustrój społeczny oparty na tworzeniu zamkniętych grup zwanych
kastami lub dźati. O przynależności do nich decyduje
urodzenie. Tradycja indyjska na samym dole drabiny
społecznej, a właściwie poza nią, umiejscowiła niedotykalnych, czyli grupy żyjące na marginesie społeczeństwa. Ich obecność została odnotowana w wielkich
sanskryckich tekstach epickich pochodzących z ok. IV w.
p.n.e. Mianem niedotykalnych określano ludzi przebywających na obrzeżach osiadłych społeczności rolnych i
miejskich. W Manusmryti, indyjskim traktacie prawnym,
niedotykalni stanowią grupę, która pozostaje poza sanatana dharma, czyli odwiecznym Prawem. Prawodawcy zalecają, by „Ćandalowie i śwapaće [niedotykalni,
przyp. red. I. B.]/ Niechaj poza wsią mieszkają,/ […] A
majątkiem ich niech będą/ Psy jedynie oraz osły./ Niech
25
NOTABENE
A ZJA
Państwo indyjskie usiłowało podjąć prawną walkę z
dyskryminacją dalitów. Mohandas Karamćand Gandhi
sformułował program wyprowadzenia niedotykalnych z
sytuacji wykluczenia. W swoich licznych wypowiedziach
określał pariasów mianem haridźan oznaczającym
w całuny się odzieją,/ Niech jedzą na skorupach,/ […] I
niechaj zawsze wędrują”. W ten sposób kastowość stała
się przyczyną dyskryminującej segregacji społecznej.
Szacuje się, że w Indiach niedotykalni, zwani także pariasami i dalitami, stanowią blisko dwustumilionową grupę
społeczną. Ich wygląd nie różni się niczym od wyglądu
wyżej urodzonego mieszkańca subkontynentu indyjskiego. Pariasów demaskuje jednak wykonywana praca,
ubiór i nazwisko. Tradycja indyjska utożsamia niedotykalnych z tym co nieczyste i kalające, np. z psami i świniami. Wszelki kontakt z osobami wykluczonymi ze
społeczeństwa wymaga natychmiastowych oczyszczających zabiegów rytualnych. Za nieczystość wpisaną w życie każdego pariasa odpowiada m.in. charakter
wykonywanej przez niego pracy. To właśnie tę grupę społeczną predestynuje się do wykonywania czynności niegodnych wyżej urodzonych kast. Dalici mają zatem
kontakt z krwią, potem, padliną, wszelkimi wydzielinami
ciała ludzkiego, zwłokami itd. Nie dziwi zatem, że do niedotykalnych najczęściej należą: rzeźnicy, szewcy, czyściciele latryn, garbarze i osoby odpowiedzialne za palenie
zwłok w czasie uroczystości pogrzebowych.
W wielu regionach Indii powstają swoiste getta, np.
w formie wiosek, przeznaczone jedynie dla pariasów. Historia i tradycja indyjska przyzwyczaiły dalitów do znoszenia prześladowań, licznych szykan i
aktów przemocy. Wszelkie próby zgłoszenia tego typu wykroczeń są skazane na niepowodzenie, bowiem funkcjonariusze prawa albo nie przyjmują
zawiadomień o ich popełnieniu, albo nie uznają winy
sprawców.
To nie są jednak jedyne oznaki wykluczenia niedotykalnych. Pariasi muszą korzystać z osobnych toalet i
spożywać posiłki w specjalnie wyznaczonych pomieszczeniach lub na dworze. Dalici nie mają prawa
czerpać wody ze studni, z której korzystają wyżej
urodzeni. Zabrania im się noszenia jedwabnych
ubrań, ozdób i zegarków. Zgodnie z panującym zwyczajem w większych ośrodkach miejskich pariasi nie
mogą uczęszczać do świątyń i parków. Modlą się zatem na zewnątrz i niekiedy padają do stóp najwyżej
urodzonych – braminów.
Notes
T
Pariasi muszą korzystać z
B osobnych toalet i spożywać
posiłki w specjalnie
wyznaczonych
pomieszczeniach lub na
dworze. Dalici nie mają
prawa czerpać wody ze
studni, z której korzystają
wyżej urodzeni. Zabrania im
się noszenia jedwabnych
ubrań, ozdób i zegarków.
„dzieci Boże”. Zachęcał ich do przeprowadzenia we
własnym stylu życia zmian umożliwiającym członkom
wyższych kast rezygnację z praktyk niedotykalności.
Dzięki temu droga do statusu pełnoprawnych wyznawców hinduizmu zostałaby dla nich otwarta.
Sformułowana w latach 50. XX w. przez Majsura Narasinhaćara Śriniwasa teoria sanskrytyzacji to swoisty refleks poglądów Gandhiego. W myśl tej teorii,
niedotykalność jest koniecznym etapem pewnej formy
adaptacji. W jej ramach wzajemne i interaktywne
współistnienie może stać się możliwe.
Bhimrao Ramdźi Amebedkar, znany jako przywódca
niedotykalnych, sformułował radykalne i odmienne poglądy w kwestii dyskryminacji kastowej. Uznał, że praktyka niedotykalności i segregacja społeczna są
przyczyną tego, że wielu mieszkańców Indii żyje na
skraju ubóstwa. Co ciekawe, Ambedkar należał do kasty
dalitów. Dzięki jego staraniom prawo indyjskie zdelegalizowało prześladowanie niedotykalnych. W 1950 r. na
mocy Konstytucji Republiki Indyjskiej zniesiono przywileje kastowe. Takie działanie miało zagwarantować
równość wszystkich obywateli i wykorzenić wszelkie
WALKA Z WIATRAKAMI
26
NOTABENE
A ZJA
formy dyskryminacji ze względu na kastę, wyznanie,
płeć i rasę. Niedotykalnym przyznano także specjalny
status Scheduled Caste umożliwiający uzyskanie ochrony, zamieszkanie w miastach, podjęcie nauki, a nawet
rozpoczęcie kariery politycznej.
W 2001 r. Organizacja Narodów Zjednoczonych zorganizowała w Durbanie Światową Konferencję przeciwko Rasizmowi, Rasowej Dyskryminacji, Ksenofobii i Pochodnym
Formom Nietolerancji. Po raz pierwszy na forum międzynarodowym podjęto temat praktyk dyskryminacyjnych
związanych z niedotykalnością i jej tłem religijnym. Ponadto stworzono „system rezerwacji”, który obejmuje 15 proc.
miejsc, które są zagwarantowane dla osób nisko kastowych w różnych sferach życia. Ma to na celu włączenie
niedotykalnych do debaty publicznej i ograniczenie zachowań dyskryminacyjnych. Niestety, nie po raz pierwszy prawo przegrało z tradycją. Dzieci pochodzące z kasty dalitów
coraz częściej uczęszczają do szkół, jednak nie jadają po-
siłków razem z pozostałymi uczniami i zajmują ławki na
końcu klasy. Dzięki „systemowi rezerwacji” niedotykalni
mogą podjąć naukę również na uczelniach wyższych, jednak na ten krok decyduje się tylko co dziesiąty. Pariasi nie
są też najbardziej pożądanymi pracownikami na rynku
pracy. Zazwyczaj wykonują prace niewymagające wysokich kwalifikacji i nie otrzymują godziwych wynagrodzeń.
Warto jednak pamiętać, że niektórzy niedotykalni, dzięki
ogromnemu zaangażowaniu w życie polityczne kraju i determinacji, piastują wysokie stanowiska. Niewątpliwie należą do nich Koćheril Raman Narajanana – pierwszy
prezydent wywodzący się z kasty dalitów oraz Kumari
Majawati – niedotykalna, którą czterokrotnie wybierano
na premiera stanu Uttar Pradeś.
ZBRODNIE NA NIEWINNYCH
Obecne zdarzenia potwierdzają także, że rzekome prowadzenie polityki równościowej nie przyniosło pożądanych skutków, bowiem media nadal podają wiele
27
NOTABENE
A ZJA
doniesień o przemocy seksualnej stosowanej wobec
dalitek.
Jednym z nich było brutalne zgwałcenie i powieszenie
na drzewie dwóch nastoletnich kuzynek z Budaun w
stanie Uttar Pradeś. Ojciec jednej z nich usiłował zgłosić zaginięcie córki, jednak po przyznaniu się do swojego
niskiego pochodzenia został obrzucony wyzwiskami i
siłą usunięto go z posterunku. Do akt policji nigdy nie
trafiło zgłoszenie o zniknięciu nastolatek. Po nagłośnieniu sprawy ujęto czterech podejrzanych o popełnienie
zbrodni. Mężczyźni pochodzili z klanu Jadawów, który
od wielu lat prześladował ród Marajów, z którego wywodziły się kuzynki. Należy wspomnieć o niecodziennej
postawie mieszkańców Budaun, którzy nie pozwolili
zdjąć ciał nastolatek dopóki sprawą nie zainteresowały
się prasa i władze stanowe.
Kolejnym przykładem bestialskiego zachowania wyżej
urodzonych jest zbiorowy gwałt dokonany na czterech
dalitkach w stanie Harijana. Ciała ofiar porzucono na
dworcu oddalonym o 200 km od ich domu. Zgodnie z
ustaleniami prasy, w miejscowości, z której pochodziły
narastał konflikt o charakterze kastowym.
Narodowe Biuro Danych o Przestępczości podało, że w
2012 r. zamordowano 651 przedstawicieli niższych kast i
dokonano na nich 1579 gwałtów. Należy jednak pamiętać, że zdecydowana większość podobnych zbrodni nigdy
nie zostaje zgłoszona. Według Aszy Koutal, znanej dalickiej aktywistki, gwałty mają uświadomić niedotykalnym
jakie miejsca zajmują w społeczeństwie indyjskim.
Przed kilkoma laty w Biharze ugrupowanie przestępcze
Ranwir Sena dopuściło się zabójstwa ponad 200 niedotykalnych. Ich przywódca, Brahmeśwar Mukhidźa, spędził 9 lat w areszcie i w 2012 r. wyszedł na wolność.
Przed kilkoma dniami indyjską opinię publiczną poruszyła sprawa śmierci dwójki dzieci pochodzących z kasty niedotykalnych w Faridabadzie, nieopodal Delhi. W
nocy ich dom stanął w płomieniach. Przeprowadzone
śledztwo potwierdziło, że było to podpalenie. Dwuletnia dziewczynka i jej dziewięciomiesięczny braciszek
zginęli na miejscu. Ich matka walczy o życie w szpitalu.
W rozmowie z prasą ojciec dzieci przyznał, że odkąd
wrócił do Faridabadu nieustannie otrzymywał pogróżki.
Subhasz Jadaw, naczelnik tamtejszej policji, potwierdził,
że podpalenie niewątpliwie jest częścią wieloletniej
wojny na terenie Faridabadu między społeczeństwem
Notes
T
B
Mohandas Karamćand
Gandhi sformułował
program wyprowadzenia
niedotykalnych z sytuacji
wykluczenia. W swoich
licznych wypowiedziach
określał pariasów mianem
haridźan oznaczającym
„dzieci Boże”.
dalitów a wyżej urodzoną kastą Radźputów. W zeszłym
roku zginęło tam także trzech niedotykalnych. Krótko
po zdarzeniu policja ujęła trzech sprawców podpalenia i
poszukiwała dziewięciu pozostałych. Niebawem zostaną postawieni przed sądem. Ten wypadek wstrząsnął
opinią publiczną do tego stopnia, że w ramach protestu
przeciwko zbrodniom na tle kastowym urządzono blokadę jednej z głównych dróg szybkiego ruchu w Indiach.
Coraz liczniejsze grupy polityków i aktywistów społecznych pragną stawić czoła dyskryminacji niedotykalnych. Pomimo tego wielu z nich wciąż boryka się
z wykluczeniem społecznym. Część pariasów, spragnionych akceptacji i równości praw, decyduje się na zmianę
wyzwania. Najczęściej wybierają buddyzm, podobnie
jak Ambedkar, który w 1956 r. dokonał pierwszej publicznej konwersji właśnie na tę religię. Dalici przyjmują
także wiarę chrześcijan i muzułmanów.
Pomimo, że przedstawiciele społeczeństw wysoko urodzonych żyją w XXI w. i korzystają z wszelkich osiągnięć
cywilizacyjnych, to wciąż ślepo podążają za tradycją
hierarchizacji. Wartościują człowieka biorąc pod uwagę
kastę, w której się urodził i nie rozumieją, że wszyscy
przyszliśmy na świat równi. Głos niedotykalnych odbija
się coraz większym echem na terenie całych Indii. To
jednak wciąż za mało. Kilka tysięcy lat skamieniałego
systemu kastowego nie można obalić w ciągu kilku lat.
Zapewne minie jeszcze wiele czasu, zanim niedotykalni
staną się integralną częścią społeczeństwa indyjskiego.
Iga Bielawska
28
NOTABENE
A ZJA
Koniec tanich Chin
A UTOR
NIEZNANY
K UBA
B ODZIONY
W Chinach trwa obecnie wielki krach giełdowy. W lipcu i sierpniu
notowania na chińskiej giełdzie papierów wartościowych w Szanghaju
spadły o ponad 30 proc., notowania na giełdzie w Shenzhen o 38 proc., a
indeks ChiNext obejmujący nowe firmy i branżę nowych technologii aż o
połowę. Chińskie partyjne kierownictwo podjęło zdecydowane działania,
aby przeciwdziałać pikującym indeksom. Udało się ugasić pożar, ale
kryzys trwa i nic nie wskazuje na to, aby miał się szybko zakończyć. Jak do
tego doszło?
29
NOTABENE
A ZJA
Począwszy od tzw. Kaifang Geige, czyli otwarcia i reform
rynkowych autorstwa Denga Xiaopinga z 1978 r., w Państwie Środka zwiększano państwowe wydatki w celu podtrzymania
szybkiego
wzrostu
gospodarczego,
legitymizującego obecną władzę. Inwestycyjna spirala
rozkręciła się zaś na dobre, gdy globalny kryzys zmniejszył
popyt na chińskie towary (przez co rola eksportu jako
głównego motoru wzrostu została ograniczona), a Komunistyczna Partia Chin postanowiła utrzymać imponujący
wzrost poprzez zakrojone na niewyobrażalną skalę inwestycje. Strategia ta spowodowała wiele skutków ubocznych. Najpoważniejsze z nich to ogromne zadłużenie
wszystkich sektorów, przechył inwestycyjny, monstrualna
bańka na rynku nieruchomości i zaczynający pękać bąbel
spekulacyjny na giełdzie.
Nie tylko kryzys państw Zachodu sprawił, że największa
fabryka świata, napędzana tanimi kosztami pracy i zagranicznym kapitałem, przestała sprawnie funkcjonować. Rośnie jej konkurencja ze strony innych azjatyckich krajów,
zwłaszcza Indii, gdzie koszty produkcji są jeszcze niższe niż
w Państwie Środka. Nie pomogła także polityka jednego
dziecka, z której Partia aktualnie się wycofuje. W jej wyniku w 2013 chińskie Narodowe Biuro Statystyczne po raz
pierwszy w historii podało dane o zmniejszeniu zasobu siły
roboczej (co wywołało presję na wzrost płac). Jednak
przede wszystkim, Chiny osiągnęły już tak silną pozycję na
globalnym rynku, że dalszy wzrost ich udziałów w światowym eksporcie nigdy nie będzie rósł tak dynamicznie.
Notes
T
B
Chińska giełda urosła od
początku 2014 r. do
czerwca 2015 o 160 proc..
Ponadprzeciętne nadwyżki
spowodowane były między
innymi wyjątkową
dostępnością handlu na
giełdzie dla chińskiego
inwestora indywidualnego
Kryzys uderzył także w inwestorów indywidualnych
odpowiedzialnych za 90 proc. dziennego obrotu. W
metrze w Pekinie czy Szanghaju całkiem normalny jest
widok ludzi, którzy na smartfonach sprawdzają najnowsze notowania, a granie na giełdzie jest jednym z
najpopularniejszych hobby. Chińska giełda urosła od
początku 2014 r. do czerwca 2015 o 160 proc.. Ponadprzeciętne nadwyżki spowodowane były między innymi
wyjątkową dostępnością handlu na giełdzie dla chińskiego inwestora indywidualnego. Wcześniej jedna
osoba mogła otworzyć tylko jedno konto, ale od kwietnia tego roku zwiększono tę liczbę do 20 kont na osobę.
Od tego momentu spekulanci i inwestorzy zaczęli
otwierać około czterech milionów kont tygodniowo. Co
więcej zezwolono inwestorom na kupno akcji na kredyt,
co wcześniej nie miało miejsca. W konsekwencji w
ostatnim roku zakupiono w ten sposób zakupiono akcje
o wartości stanowiącej 3 proc. chińskiego PKB.
Po czerwcowych spadkach, kiedy z giełdy wyparowało 30
proc. giełdowej wartości spółek wprowadzono ograniczenia w sprzedaży akcji. Ciągłe obniżki stóp procentowych
również okazały się niewystarczające. Zdecydowano się
zamrozić na 6 miesięcy możliwość sprzedaży tym inwestorom, którzy w portfelu maja więcej niż 5 proc. akcji danej spółki. Z punktu widzenia gospodarki rynkowej takie
rozwiązanie wydaje się irracjonalne, ale w chińskich realiach to państwo jest głównym rozgrywającym. Również
Chiński Bank Centralny zaczął skupować akcje i zasilił rynek obligacji sumą 8 mld dolarów, prowizorycznie naprawiając problem.
KRACH NA GIEŁDZIE
Kontynentalne Chiny posiadają dwie giełdy powstałe w
latach 90. – Szanghaj i Shenzen, naturalnie konkurujące z
giełdą Hongkongu. W kraju ogromnych liczb, ogromne są
również straty. Notowane po raz pierwszy tak poważne
spadki chińskich giełd to co najmniej 2,5 biliona, czyli 2500
miliardów dolarów. To więcej niż PKB Hiszpanii. Chiński
rząd działa zdecydowanie, pamiętając o tym, że to właśnie
japoński krach giełdowy w latach 90. rozpoczął niemal 20letnią recesję w tym kraju.
Pod koniec lipca miał miejsce czarny poniedziałek, kiedy to
główny indeks szanghajskiej giełdy obniżył się o 8,5 proc.,
co stanowiło rekordowy spadek. Notowania kilkuset firm
zostały zawieszone po tym jak osiągnęły one maksymalny
10 proc. spadek podczas jednego dnia. W poważnych tarapatach znalazły się nie tylko duże spółki giełdowe, lecz
także gigantyczne koncerny branży petrochemicznej.
30
NOTABENE
A ZJA
WYMUSZONE ZMIANY
Notes
T
W kraju ogromnych liczb,
ogromne są również straty.
B
Obecny kryzys jest elementem większego procesu, jakim
jest zmiana chińskiego modelu rozwojowego. Państwo
Środka z „fabryki świata” zmienia się w światowego inwestora. Nadrzędną siłą gospodarki nie jest już eksport oparty
na tanich kosztach pracy. Wzrasta znaczenie inwestycji,
stąd koncepcja Nowego Szlaku Jedwabnego czy Azjatyckiego Banku Inwestycji Infrastrukturalnych, do którego dołączyła także Polska. W nowym modelu gospodarczym
kluczowa jest jednak konsumpcja wewnętrzna, która wymaga stworzenia silnej klasy średniej, co determinuje powstawanie jeszcze większej liczby małych inwestorów,
prowadząc do powiększania się bańki inwestycyjnej. Chiny
wprowadziły swoją gospodarkę w błędne koło, rodem z Paragrafu 22. Postawienie w większym stopniu na popyt wewnętrzny wymagało i wymaga nadal wielomiliardowych
inwestycji w sektorze niefinansowym. Impuls do tych zmian
może dać jedynie rząd (który sam wydaje na potęgę) za pomocą niezwykle ekspansywnej polityki pieniężnej, pozwalającej tanio się zadłużać. I rzeczywiście, dziś już większa
część chińskiego PKB powstaje w usługach, a nie w przemyśle. Ceną za to są chociażby puste wieżowce, oblepione
atrapami szyldów światowych marek w słynnych już „miastach duchów”, budowanych z myślą o lokacie kapitału dla
zamożnych Chińczyków liczących na ciągłą zwyżkę cen.
Obecna wyprzedaż na chińskiej giełdzie jest właśnie próbą
ich upłynnienia i prawidłowej wyceny.
Najpoważniejszym z możliwych negatywnych skutków
pozostaje jednak stopa zadłużenia – i to zarówno sektora
rządowego (szczególnie w regionach), jak i prywatnego.
Według McKinsey, jeszcze w 2007 r. zadłużenie w Chinach wynosiło łącznie 7,4 bln dolarów, co odpowiadało
158 proc. PKB, a w 2014 wzrosło o prawie 21 bln dolarów
i osiągnęło poziom 282 proc. PKB.
Notowane po raz pierwszy
tak poważne spadki
chińskich giełd to co
najmniej 2,5 biliona, czyli
2500 miliardów dolarów. To
więcej niż PKB Hiszpanii
ekspansji przemysłu. Jego skala poważnie wpływa na zdrowie ludzi i powoduje straty gospodarcze. Zarówno szkody
wynikające z samych zanieczyszczeń, jak i działania mające
na celu zmniejszanie tych szkód, stanowią obciążenie dla
gospodarki, gdyż powodują przekierowanie zasobów na
aktywność, która nie przynosi zysku.
Poważnym wyzwaniem jest też sytuacja demograficzna w
Chinach. Po raz pierwszy w historii ChRL na rynek pracy
wchodzi pokolenie, które jest znacznie mniej liczne od
swoich poprzedników. Równocześnie do wieku emerytalnego zbliża się największe pokolenie w historii Chin. Ponadto szacuje się, że długość życia będzie niemal tak
wysoka, jak w krajach rozwiniętych. Przełomowe zmiany
w polityce gospodarczej musiałyby wiązać się z prywatyzacją zasobów będących własnością państwa oraz z realnym zaangażowaniem władz w budowę państwa prawa.
Żadna z tych możliwości nie wchodzi na razie w rachubę,
ponieważ pozbawiałaby partię władzy.
***
Wszystkie trendy wskazują na twarde lądowanie chińskiej
gospodarki. Jak długo rządzący Państwem Środka będą w
stanie odsuwać w czasie nieuniknione? W mediach pojawiły się anonimowe głosy chińskich analityków, według
których czarny poniedziałek był tylko testem władz, które
chciały zmniejszyć swoją rolę na rynkach. Na razie nie będzie to możliwe, ponieważ kryzys gospodarczy w Chinach
to nie tylko załamanie światowej gospodarki, ale przede
wszystkim kryzys polityczny wewnątrz Państwa Środka, a
taka stawka w cenniku Komunistycznej Partii Chin po
prostu nie istnieje.
Jakub Bodziony
ZAKLINANIE RZECZYWISTOŚCI
Tak znacząca nierównowaga chińskiej gospodarki nie może
się długo utrzymywać i wymusza wspomnianą wcześniej
zmianę modelu rozwojowego. Żadna ewolucja nie dokona
się bez zdecydowanej woli Komunistycznej Partii Chin, ponieważ to ona kontroluje wielkie przedsiębiorstwa i największe banki, posiada także własne firmy inwestycyjne, a
co za tym idzie dysponuje setkami miliardów dolarów, którymi bez większych oporów zalewa gospodarkę. Chińskie
przemiany utrudnia zanieczyszczenie środowiska wynikłe z
31
NOTABENE
B LISKI WSCHÓD
Wybory jednego człowieka
A UTOR
NIEZNANY
M ICHAŁ
Z ĄBEK
W niedzielę pierwszego listopada Turcy po raz drugi w tym roku uczestniczyli w wyborach generalnych. Od czerwca, kiedy odbyły się poprzednie
wybory sytuacja tak wewnętrzna jak i międzynarodowa Turcji gwałtownie się zmieniła. Należy zadać pytanie czy przyspieszone wybory mogły
zmienić stabilną od trzynastu lat pozycję rządzącej AKP?
SUKCES, KTÓRY BYŁ PORAŻKĄ
prowadzącym do 2013 roku liczne prywatne szkoły na
terenie Turcji jak i poza jej granicami oraz mającym liczne wpływy w środowiskach biznesowych i politycznych
państwa. Ważnym tematem był także stosunek poszczególnych sił politycznych do formy ewentualnego
zaangażowania w konflikt w Syrii.
Wybory z siódmego czerwca nie przyniosły zadowalającego rozstrzygnięcia dla żadnej z partii, które dostały
się do parlamentu. Zwycięstwo rządzącej AKP z wynikiem 40,9 proc. głosów dało jej 258 miejsc w 550 osobowym Wielkim Zgromadzeniu Narodowym Turcji co
nie było wystarczające do samodzielnego rządzenia.
Wybory, które odbyły się siódmego czerwca tego roku,
miały być ostatnimi wyborami w Turcji do roku 2019.
Kolejne zwycięstwo AKP (Partii Sprawiedliwości i Rozwoju) dawałoby jej cztery lata spokojnych rządów,
umocnionych dodatkowo faktem, że były premier i lider
tej formacji, Recep Tayyip Erdoğan, od 28 sierpnia 2014
zasiada w pałacu prezydenckim. Kampania przed
czerwcowymi wyborami w Turcji skupiała się głównie
na problemach rządu z Kurdami, słabnącej tureckiej gospodarce, konflikcie rządu z ruchem Fethullaha G ülena,
32
NOTABENE
B LISKI WSCHÓD
Taka sytuacja wymagała utworzenia rządu koalicyjnego,
który jednak nie był pożądany przez pozostałe partie,
które znalazły się w Parlamencie. Już w niecały tydzień
po czerwcowych wyborach prezydent Erdoğan zaproponował przeprowadzenie kolejnych wyborów, a w
okresie przejściowym stworzenie tymczasowego rządu.
Nowy gabinet złożony został z przedstawicieli wszystkich znajdujących się w Zgromadzeniu partii to jest socjal-demokratycznej CHP (Republikańska Partia
Ludowa), nacjonalistycznej MHP (Partia Ruchu Narodowego) i lewicowej, pro-kurdyjskiej HDP (Demokratyczna Partia Ludowa).
Jednak przedstawiciele CHP i HDP odmówili współtworzenia tymczasowego rządu, taka sytuacja nie spowodowała braku możliwości stworzenia rządu. Dwie
partie AKP i MHP stworzyły wspólny tymczasowego
gabinetu pod przywództwem Ahmeta Davutoğlu. Jak
się wydaje taka konstrukcja nie okazała się być niestabilną, a jej główne zadanie jakim było i jest utrzymanie
status quo w polityce wewnętrznej i międzynarodowej
Turcji mogło być z powodzeniem wypełniane mimo
mniejszościowego charakteru rządu. Sytuacja taka
możliwa była dzięki swego rodzaju konsensusowi jaki
zapanował wokół ogłoszonych 24 sierpnia na pierwszy
dzień listopada przedterminowych wyborów generalnych.
N IEPOKOJE
Sytuacja z czerwca tego roku jednak uległa w kolejnych
miesiącach gwałtownym zmianom, których znaczenie
jak się wydaje powinno wpłynąć na decyzje wyborców
w nadchodzących wyborach. Od zamachu w Suruc 20
lipca dokonanego jak wiele na to wskazuje przez ISIS, i
rozpoczętej kilka dni po tym ataku operacji militarnej,
przez Turcję przetacza się fala zamachów terrorystycznych skierowanych zarówno przeciwko siłom wojskowym, policyjnym jak i wobec cywilów. Rząd Davutoğlu,
stanął przed sytuacją narastających niepokojów społecznych o wyjątkowej sile. Naloty rozpoczęte 24 lipca
miały być oficjalne skierowane przeciwko Państwu Islamskiemu, lecz jak się wkrótce okazało ich głównym
celem stały się pozycje kurdyjskie w północnej Syrii. Tak
skierowane uderzenia nie mogły mieć innego rezultatu
jak zerwanie jakichkolwiek rozmów turecko-kurdyj-
33
NOTABENE
B LISKI WSCHÓD
skich. Z resztą już w dniach następujących tuż po zamachu doszło ze strony kurdyjskiej do ataków, najpierw na
funkcjonariuszy policji, podejrzewanych o współpracę z
islamistami, a następnie kilku innych aktów przemocy w
tym w Stambule. Do wszystkich tych ataków przyznała
się walcząca od lat o utworzenia państwa kurdyjskiego
PKK (Partia Pracujących Kurdystanu). Również po 24
lipca miały miejsce liczne akty terroru ze strony Kurdów, nie do wszystkich przyznaje się PKK, w wyniku
których na wschodzie Turcji śmierć poniosło wielu
funkcjonariuszy policji i wojskowych. Dziesiątego października doszło natomiast do największego w historii
Turcji zamachu terrorystycznego, którego celem stali
się uczestnicy marszu przeciwko narastającemu konfliktowi turecko-kurdyjskiemu i fali przemocy przelewającej się w ostatnich miesiącach przez kraj. W ataku
zginęły sto dwie osoby a ponad czterysta zostało rannych. Premier i wraz z nim AKP praktycznie od razu po
zamachu o jego organizację oskarżyły ISIS. Natomiast
partie opozycyjne w mniejszym lub większym stopniu
odpowiedzialnością za tragiczne wydarzenia obarczyły
rząd. HDP, której wielu członków i sympatyków poniosło śmierć, wprost obciążyła winą za zamach AKP oraz
prezydenta Erdoğana. Po zamachu w kraju ogłoszono
żałobę, a trwająca kampania wyborcza uległa na kilka
dni wyciszeniu.
Notes
T
B
W takiej sytuacji
przewidywana przez
niektórych komentatorów
koalicja, o której po cichu
zaczynano wspominać w
kręgach kierowniczych AKP
i CHP z pewnością nie
powstanie. Mimo to nie jest
powiedziane, że pewne
posunięcia zwycięzców
wyborów nie zostaną
poparte również przez
opozycję.
pory na CHP i MHP, a z drugiej znaczące osłabienie prokurdyjskiej HDP. Jak się wydaje to dryfowanie miało
kluczowe znaczenie dla niedzielnych wyborów i sytuacji
powstałej po nich. Sondaże dawały AKP od 40 do 44
proc. poparcia, Dziś już wiemy, że partia ta otrzymał
blisko 49,5 proc. głosów co ostatecznie daje jej 317
miejsc w Wielkim Zgromadzeniu Narodowym. Oznacza
to, że zwycięstwo odniesione przez AKP jest nawet
większe niż początkowo przewidywali politycy tego
ugrupowania.
W takiej sytuacji przewidywana przez niektórych komentatorów koalicja, o której po cichu zaczynano
wspominać w kręgach kierowniczych AKP i CHP z pewnością nie powstanie. Mimo to nie jest powiedziane, że
pewne posunięcia zwycięzców wyborów nie zostaną
poparte również przez opozycję. Kryzys migracyjny w
Europie, został wywołany w znacznym stopniu przez
tragiczną sytuację uchodźców znajdujących się dotychczas w obozach na granicy z Syrią, niektórzy politycy, ale
i eksperci podejrzewają, że to sam rząd turecki mógł być
poniekąd zamieszany w gwałtowny strumień migrantów, który ruszył z Turcji latem tego roku. Bez względu
na to jakie były prawdziwe przyczyny dzisiejszego kryzysu to właśnie od postawy Turcji może zależeć powstrzymanie narastającego problemu jaki stanowią dla
PRAGNIENIE POROZUMIENIA I PROBLEMATYCZNY PREZYDENT
Dodatkowo sprawę przed wyborami komplikował, fakt
coraz głębszej polaryzacji społeczeństwa tureckiego,
które coraz ostrzej dzieli się na zwolenników rządzącej
drugą dekadę Partii Sprawiedliwości i Rozwoju oraz
opozycję. Taka sytuacja powoduje, że jedynym wyjściem
dla AKP pozostawało wygranie wyborów z na tyle dużą
przewagą, aby utworzenie jedno partyjnego gabinetu
nie było problemem. Wprost mówił o tym premier,
stwierdzając że liczy na wynik w okolicach 44-45 proc. i
nie ma potrzeby mówić o żadnym planie B. Również politycy opozycyjni nie mieli ochoty na jakiekolwiek
ustępstwa i nie widzieli możliwości koalicji z oskarżaną
o łamanie wolności słowa AKP, z której wywodzi się
prezydent mający coraz silniejsze autorytarne zapędy.
Jednak ostatnie działania i podgrzewanie szczególnie
po 10 października nastrojów anty-kurdyjskich, miały z
jednej strony na celu pozyskanie wyborców o nieco bardziej nacjonalistycznych poglądach głosujących do tej
34
NOTABENE
B LISKI WSCHÓD
Europy imigranci. To pozwoliło na dyplomatyczną ofensywę Ankary w okresie przedwyborczym na salonach w
Brukseli i w jej wyniku uzyskanie zapewnień o otrzymaniu oczekiwanego od dawana wsparcia finansowego.
Ponadto pojawiły się ze strony UE zapewnienia o gotowości do wznowienia rozmów akcesyjnych z Turcją co
jest niewątpliwym sukcesem. Taka pro-europejska postawa, może mieć też skutki wewnętrzne w postaci
współpracy z CHP na tym odcinku. Kolejnym obszarem
w którym możliwe jest współdziałanie, jest osłabienie
gospodarki. Spokojna sytuacja polityczna z pewnością
przyczyni się do umocnienia nadszarpniętego systemu
bezpieczeństwa, a to przyciągnąć może nowych inwestorów, którzy w ostatnim czasie zaczęli się odwracać
od państwa nad Bosforem. Należy zauważyć, że obie
partie mają podobne poglądy na temat potrzeb reform
gospodarczych, które przywróciłyby witalność tureckiej
gospodarce, znanej z bardzo szybkiego wzrostu w poprzednich latach.
Na przeszkodzie koalicyjnym planom, może stać jednak prezydent Recep Tayyip Erdo ğan, który jak twierdzą członkowie AKP żywi głęboka niechęć do CHP,
która rządziła od czasów Atatürka i jest przez obecnego prezydenta obwiniana o wiele niepowodzeń Turcji
w okresie jej rządów, zapewne ma to też związek z samym życiorysem obecnego prezydenta, który w różny
sposób mógł poczuć się prześladowany w okresie nim
jego partia doszła do władzy w 2002 roku. Przeciwnicy
AKP, to w nim również widzą swego podstawowego
wroga i zagrożenie dla tureckiej demokracji. Erdo ğan
postrzegany jest jako polityk o niezwykle silnej osobowości, który umie wyczuć turecką ulicę jednak jest
przez opozycję oskarżany o autorytaryzm i bezpardonowe niszczenie przeciwników politycznych. Niektórzy politycy Partii Sprawiedliwości i Rozwoju
postrzegają w sposób negatywny nadmierne zaangażowanie prezydenta w sprawy partii i jego nieprzejednane dążenie do realizacji swojej wizji państwa
tureckiego. Trzeba zauważyć, że napięcia między nim i
byłym prezydentem Abdullahem G ülem doprowadziły
po zakończeniu jego kadencji do prawie całkowitej
marginalizacji tego drugiego tak w ramach partii jak i w
ogóle jego działalności publicznej. Dodatkowo, pamiętać należy, że Erdo ğan pragnie nie tylko utrzymać swoją władzę ale powiększać ją, prowadząc poprzez
zmiany w konstytucji prezydenturę w Turcji w kierunku modelu amerykańskiego. Niektórzy jego krytycy
twierdzą, że jego ambicją jest dotrwanie u steru władzy do 2023 roku, tj. setnej rocznicy początku rządów
Atatürka i stać się obok niego największym spośród
przywódców którzy rządzili krajem od upadku dynastii
Osmańskiej. Taka postawa może skutkować niechęcią
do podejmowania współpracy rządzącą partią. Tym
bardziej, ze wspomniane procesy polaryzacji społeczeństwa tureckiego mogą dodatkowo wpływać na
chęć jak najsilniejszego odróżnienia się opozycji od
partii rządzącej, która w sposób szczególny jest reprezentowana przez osobę prezydenta. Wielu wyborców
AKP, to ludzie którzy są skrajnie przeciwni CHP i odwrotnie wyborcy CHP postrzegają niezwykle negatywnie rządy AKP i ewentualna koalicja mogłaby
zostać uznana przez nich jako zdrada ideałów.
BRAK ZMIANY - ZMIANĄ
Dziś Turcy i ich kraj stoi przed dawno niespotykanymi
wyzwaniami, osłabienie gospodarcze, w połączeniu z
kryzysem politycznym i bezpieczeństwa, może przynieść załamanie fali wzrostowej we wszelkich wymiarach na jakiej do tej pory znajdowała się Turcja.
Przewidywania analityków i sondaże, tym razem się
nie sprawdziły, co może świadczyć o procesie dość
gwałtownego przechodzenia wyborców tak nacjonalistycznych jak i Kurdów nastawionych pro-turecko
na stronę AKP. Od mądrości i wyczucia polityków w
tym niekwestionowanego lidera kraju jakim jest prezydent Erdo ğan, może zależeć czy będziemy mieli do
czynienia z szeroką koalicją, mogącej dać silne podstawy dla odbicia się od obecnego kryzysu, czy też z
bezpardonową walką z opozycją i wspierającymi ją
mediami jak miało to już miejsce. Nie wiadomo też
czy w ogóle jest możliwa jakakolwiek szeroka koalicja, szczególnie w momencie gdy prezydent pragnie
umacniać swoją władzę co dość jednoznacznie rozmija się z deklarowanym powrotem do korzeni AKP,
która była u zarania swych rządów siłą demokratyzującą tureckie życie polityczne. Niemniej odpowiedź
zadane na początku pytanie jest jednoznaczna, sytuacja w kraju nie tylko nie zachwiał pozycją AKP i jej
prezydenta, ale dała nadspodziewany sukces
Michał Ząbek
35
NOTABENE
B LISKI WSCHÓD
Syryjska ofensywa Putina
C EZARY J AKUBIAK
Relacje syryjsko-rosyjskie sięgają czasów zimnej wojny, kiedy to syryjski
reżim wspierany przez Związek Radziecki miał być przeciwwagą dla
wpływów Izraela i Stanów Zjednoczonych w regionie. ZSRR był wówczas
największym dostawcą broni i sprzętu wojskowego dla syryjskiej armii.
Przyglądając się dzisiejszej sytuacji na Bliskim Wschodzie, możemy śmiało stwierdzić, że niewiele się zmieniło. Moskwa nadal dozbraja Assada i
wciąż wykorzystuje Syrię do walki o wpływy.
CIEMNE CHMURY NAD SYRIĄ
blokowała projekty sankcji nakładanych na reżim. Gdy
syryjska ofensywa przeciwko rebeliantom i dżihadystom z Państwa Islamskiego nie przynosiła rezultatów
było już niemal pewne, że Rosja zdecyduje się na kolejny
krok i nie zostawi Assada w potrzebie. We wrześniu
2015 r. świat obiegły relacje syryjskich bojowników o
rosyjskiej obecności w terenie.
Długoletnie poparcie polityczne ze strony Rosji, a teraz
także wsparcie wojskowe nie są bynajmniej przyjaciel-
Gdy w 2011 r. na fali Arabskiej Wiosny protestujący
obywatele Syrii spotkali się z atakiem wojsk rządowych
wiadomo było, że nie doprowadzi to do niczego dobrego. Z czasem ruch niezadowolonych przerodził się w
powstanie, a następnie w wojnę domową. Nad reżimem
Assada zawisły ciemne chmury. Gdy zachodni świat odwrócił się od syryjskiego przywódcy mógł on wciąż liczyć na poparcie Rosji, która jako sojusznik skutecznie
36
NOTABENE
B LISKI WSCHÓD
skim gestem ze strony Rosji. Jest to również pretekst do
realizacji własnych interesów.
CZEGO PUTIN SZUKA W SYRII , A CO JUŻ ZNALAZŁ ?
Kryzys uchodźczy w Europie i wycofywanie się USA z
rejonu Bliskiego Wschodu były impulsem do aktywnego
zaangażowania się Rosji w sprawy Syrii.
Dwie nieudane misje w Iraku i w Afganistanie sprawiły,
że Stany Zjednoczone straciły kredyt zaufania nie tylko
wśród krajów Lewantu, ale przede wszystkim u swoich
obywateli, mających dość wyrzucania pieniędzy na misje stabilizacyjne i poświęcenia amerykańskich żołnierzy.
Putin ma teraz doskonałą okazję udowodnienia światu,
że Rosja może być silnym mocarstwem, biorącym aktywny udział w kształtowaniu ładu światowego. Potężna, mocarstwowa Rosja to marzenie nie tylko elit
politycznych Kremla, lecz także rosyjskiego społeczeństwa. Zaangażowanie w Syrii cieszy się dużym poparciem społecznym i utożsamiane jest z odrodzeniem
rosyjskiej potęgi.
Rosję w region Bliskiego Wschodu przyciągają również
surowce energetyczne, w szczególności ropa naftowa.
Jednym z ważniejszych powodów poparcia przez Putina
reżimu al-Assada jest obawa przed katarską inicjatywą
budowy gazociągu, który mógłby zasilić Europę, a zarazem byłby poważnym konkurentem dla rosyjskiego
Gazpromu.Katar jest wiodącym eksporterem gazu LNG,
szukającym coraz to nowych możliwości jego przesyłu.
Katarskie myśli skierowane są na plan budowy gazociągu Nabucco, który miałby transportować gaz z Iranu, Azerbejdżanu, Rosji lub wschodniej części Turcji do
Austrii poprzez Bułgarię, Rumunię i Węgry. Z projektu
zrezygnowano w 2013 r., głównie z powodu sprzeciwu
Syrii, jednak zwiększające się znaczenie opozycji może
to zmienić. Dofinansowywane syryjskiej opozycji katarskimi pieniędzmi ma na celu obalenie reżimu Assada i
powrót do projektu gazociągu.
Notes
T
B
Na rosyjskich portalach
rośnie zainteresowanie
konfliktem syryjskim oraz
możliwością udziału w nim
obywateli rosyjskich jako
najemników proceder ten,
znany już z konfliktu w
Doniecku, może przenieść
się na ziemie Bliskiego
Wschodu. Rosyjski
establishment wojskowy
zaprzecza jednak jakoby w
Syrii kiedykolwiek miały
znaleźć się wojska lądowe. a
zgłaszający się żołnierzenajemnicy to jedynie
pojedyncze przypadki.
proporcjonalnie i liczbowo społeczność muzułmańska w
całej Europie. Po rozpadzie Związku Radzieckiego wielu
obywateli byłych republik radzieckich przeniosło się do
Rosji (m.in. 3-4 mln z Azerbejdżanu i Kazachstanu), a
rdzenni islamscy mieszkańcy republik i obwodów Federacji stali się problemem i domniemanym zagrożeniem
państwa. Środowisko muzułmańskie z tradycyjnym podejściem do polityki rodzinnej (promowanie wielodzietności) stanowi przeciwieństwo pozostałych
obywateli Rosji, mających bardziej europejskie podejście w tym aspekcie. Prowadzi to do szybkiego wzrostu
liczebności społeczeństwa islamskiego w porównaniu z
ludnością prawosławną.
Według analityków „Rosja przechodzi religijną transformację, która będzie miała większe konsekwencje dla
społeczności międzynarodowej niż upadek ZSRR”. Potwierdzać to mogą ataki czeczeńskich ekstremistów,
dążącym do utworzenia muzułmańskiego ponadetnicznego państwa wyznaniowego, które ma obejmować
niemal całe terytorium Kaukazu Północnego.
STRACH PRZED FUNDAMENTALIZMEM
W analizie powodów dla których Rosja zdecydowała się
na zbrojne wsparcie Assada w walce z dżihadystami z
Państwa Islamskiego jest struktura demograficzna rosyjskiego społeczeństwa. Według statystyk wyznawcy
islamu stanowią około 15 proc. społeczeństwa rosyjskiego, co oznacza, że jest ich 21-23 mln. To największa
37
NOTABENE
B LISKI WSCHÓD
ROSYJSKI BENEFICJENT
lów wojskowych (głównie były to siedziby wojsk Państwa Islamskiego). Syryjskie Obserwatorium Praw
Człowieka szacuje, że na dwóch zgładzonych islamistów
przypada jeden przypadkowo zabity cywil, a ogólna
liczba zabitych w działaniach wojennych prowadzonych
przez Kreml to jak dotąd 370 osób, w tym 127 cywilów.
20 października odbył się nalot, który miał na celu
zniszczenie ośrodka dowodzenia sił rebelianckich w rejonie Sarmin, w prowincji Idblib. Jednak według SAMS
(Syrian American Medical Society Foundation) ataki te
dosięgły również budynki szpitalne.
Rosyjskie MSZ odpiera te zarzuty nazywając je „kłamliwymi” , zarzuca SAMS wiarygodność pokroju „kelnerki
w pizzerii” i podważa zebrane dowody, które sugerują
niezgodność z prawem międzynarodowym (m.in. używanie bomb kasetowych). Taki obrót spraw może powodować
problemy
Kremla
na
forum
międzynarodowym, krytykę jego działań, a nawet podjęcie oficjalnych kroków przez ONZ.
Jak wynika z relacji świadków i nagrań ataki rosyjskich
rakiet często trafiają w pozycje rebeliantów Syryjskiej
Armii Wyzwolenia, a nie tereny objęte przez Państwo
Islamskie, przez co interwencja Putina jest krytykowana
i przez wielu skazywana na porażkę. Głównym głosicielem tej tezy są Stany Zjednoczone na czele z Barackiem
Obamą, który w jednym z wywiadów prasowych mówił:
„Stany Zjednoczone odrzucają rosyjską teorię, że ktokolwiek, kto jest przeciwnikiem Assada jest terrorystą.”
W odpowiedzi na zarzuty minister spraw zagranicznych
Rosji Siergei Ławrow w jednym z wywiadów bronił syryjskiego dyktatora słowami: „Saddam Husajn został
powieszony, czy przez to Irak jest lepszym i bezpieczniejszym miejscem? Kaddafi został zamordowany - Czy
Libia jest lepszym miejscem? Teraz demonizujemy Assada, zamiast zacząć wysnuwać lekcje”.
***
Putin decydując się na syryjską ofensywę wysyła jasny
sygnał zachodnim politykom. Rosja chce być strażnikiem ładu światowego i przeciwwagą dla zaangażowania Stanów Zjednoczonych w rejonie. Putin wpłynął
więc na głęboką wodę, czas pokaże czy jest dobrym
pływakiem i czy nie utonie w falach kolejnych bliskowschodnich problemów.
Syria jest niezwykle istotna dla Putina również ze
względów strategicznych. Widać to doskonale na przykładzie Tartus ? miasta portowego w północno-zachodniej Syrii, które mieści bazę wojskową, ważną z punktu
widzenia Moskwy. Baza ta powstała jeszcze za czasów
radzieckich w 1971 r. i miała za zadanie przerzucanie
wojsk radzieckich w konflikcie z Syrią, Egiptem i Izraelem. Z czasem baza stała się podstawą marynarki radzieckiej, a później rosyjskich manewrów na terenie
Morza Śródziemnego. Po rozpadzie Związku Radzieckiego utrzymanie bazy w Tartus wciąż było priorytetem.
W 2005 r. doszło do obopólnej transakcji, na mocy której Rosja zyskała możliwość użytkowania portu w zamian za umorzenie 70 proc. syryjskiego długu,
zaciągniętego jeszcze za czasów ZSRR. Tartus to również bardzo istotne miasto dla reżimu Assada, ze względu na jego wielkość i rozwiniętą sieć transportową. Jest
to również enklawa, w której żyje najwięcej alawitów.
Syria dla Putina może być swojego rodzaju poligonem,
na którym można testować nowe technologie wojenne.
W rejonie działa kilka oddziałów wojsk lądowych, choć
nie wykluczone, że w przyszłości pojawi się większy arsenał. Na rosyjskich portalach rośnie zainteresowanie
konfliktem syryjskim oraz możliwością udziału w nim
obywateli rosyjskich jako najemników proceder ten,
znany już z konfliktu w Doniecku, może przenieść się na
ziemie Bliskiego Wschodu. Rosyjski establishment wojskowy zaprzecza jednak jakoby w Syrii kiedykolwiek
miały znaleźć się wojska lądowe. a zgłaszający się żołnierze-najemnicy to jedynie pojedyncze przypadki obywateli działających z własnej i nieprzymuszonej woli.
PUTIN NASZ ZBAWICIEL
Rosja wraz ze swoim wsparciem przechyliła szalę na korzyść sojuszników Assada i widać skutki jej działalności
odnotowano postępy w kilku ofensywach wojsk rządowych. Chodzi tu w szczególności o walki mające na celu
odblokowanie bazy lotniczej Kweirs, ofensywę na równinie Al Ghab, w prowincjach Hama, Idlib Latakia, a także na
północ od miasta Hom. Mimo że zwycięstwa nie są imponujące to można je nazwać punktem zwrotnym po wielotygodniowych porażkach syryjskiej SAA Syrian Arab Army.
Od początku interwencji rosyjskich sił wojskowych
przeprowadzono 934 naloty, które zniszczyły 819 ce-
Cezary Jakubiak
38
NOTABENE
FELIETON: L IDIA GIBADŁO
Słabości raju
Poszukiwania rozwiązań wydają się tym trudniejsze,
że w samych Niemczech, które nadają ton w dyskusji
na temat europejskiej polityki migracyjnej, coraz
częściej słychać głosy krytykujące postępowanie
rządu. Nieprzychylne komentarze są tym bardziej
niepokojące, że pochodzą nie tylko z ust przedstawicieli CSU (partii chrześcijańsko-demokratycznej
działającej na terenie Bawarii, tworzącej wspólną
frakcję z ugrupowaniem kanclerz Merkel), lecz także
ze strony członków CDU, a nawet samego prezydenta Joachima Gaucka. Sytuacji nie poprawia spadające poparcie zarówno dla chadeków, jak i dla
polityki rządu oraz antyimigracyjne demonstracje
zwolenników ruchu Pegida. W związku z tym w mediach zaczęły pojawiać się komentarze sugerujące,
że Angela Merkel może nie doczekać kolejnych wyborów do Bundestagu na stanowisku kanclerza.
Wśród potencjalnych następców kanclerz Merkel
nie widać jednak nikogo, kto stanąłby na czele wewnątrzpartyjnej opozycji i doprowadził do zmiany
lidera.
Kryzys migracyjny z pewnością jeszcze przez długi
czas będzie zajmował uwagę Unii Europejskiej,
zwłaszcza, że zbliżająca się zima dodatkowo pogorszy sytuację uchodźców i imigrantów. Doniesienia
mediów o warunkach, w jakich przebywają znów
sprowokują dyskusję na temat efektywności działań
Wspólnoty. Wydaje się jednak, że i tym razem na
hasło „sprawdzam”, Bruksela oraz Berlin nie przedstawią przekonujących argumentów.
Od kilku tygodni kryzys migracyjny znajduje się na
czołówkach europejskich gazet oraz jest głównym tematem serwisów informacyjnych. W czasie gdy Unia
Europejska musi stawić czoło kryzysowi strefy euro
oraz szerzącemu się eurosceptycyzmowi, tysiące
uchodźców i migrantów ekonomicznych postanowiło
szukać lepszego jutra właśnie na Starym Kontynencie.
Kryzys migracyjny jak w soczewce obnażył wszystkie
słabości UE. Stanowiska poszczególnych członków pokazały, że solidarność europejska może być interpretowana bardzo elastycznie. W obliczu lawinowo
rosnącej liczby uchodźców przybywających do krajów
leżących na obrzeżach Wspólnoty państwa takie jak
Włochy czy Malta były de facto zdane na siebie, a pomysły podziału uchodźców według systemu kwot spotykały się z oporem państw takich jak: Francja, Niemcy
czy Holandia. Dopiero gdy tysiące uchodźców zaczęły
przedostawać się na północ kontynentu, doszło do
„uwspólnotowienia” zarówno problemów poszczególnych członków UE, jak i odpowiedzialności za brak
efektywnych działań w obliczu problemu trwającego
od miesięcy. Okazało się jednak, że i tym razem postawa państw członkowskich daleka jest od ogólnoeuropejskiej solidarności. Sprzeciw państw Europy
Środkowo-Wschodniej wobec ponoszenia konsekwencji
chybionych decyzji Berlina i unijnej bezczynności wywołał falę krytyki ze strony zachodnioeuropejskich mediów
oraz polityków, co najlepiej pokazuje, że w obliczu wyzwań Unii trudno znaleźć wspólne wyjście z sytuacji.
N
Theories
B
Lidia Gibadło
Dopiero gdy tysiące uchodźców zaczęły przedostawać
się na północ kontynentu, doszło do
„uwspólnotowienia” zarówno problemów
poszczególnych członków UE, jak i odpowiedzialności
za brak efektywnych działań w obliczu problemu
trwającego od miesięcy.
39
NOTABENE
EUROPA
Jak uchodźcy podzielili
Wyszehrad
AAUTOR
GATA NIEZNANY
J ASIEŃCZUK
Czy brak jednomyślności Grupy Wyszehradzkiej w głosowaniu w sprawie
podziału uchodźców, masowo napływających do Europy, położy kres jej
istnieniu? Czy Polska rzeczywiście odwraca się od partnerów i zabiega
tylko o własne interesy? I kto tak naprawdę złamał zasadę solidarności?
Pod koniec września odbyło się spotkanie ministrów
spraw wewnętrznych Unii Europejskiej, podczas którego podjęto decyzję w sprawie rozlokowania imigrantów napływających do Europy. Polska niezgodnie z
ustaleniami praskiego szczytu Grupy Wyszehradzkiej
zagłosowała za kwotowym rozdziałem uchodźców pomiędzy kraje wspólnoty. Większość państw wspólnoty
głosowała za takim właśnie rozwiązaniem, przeciwko
były tylko cztery kraje: Czechy, Słowacja, Węgry i Rumunia (Finlandia wstrzymała się od głosu). Oznacza to,
że Rzeczpospolita wyłamała się z bloku państw V4, co
praktycznie od razu wywołało negatywne komentarze
pod adresem polskiego rządu oraz wzbudziło dyskusje
nad przyszłością grupy. Jednak czy faktycznie postępowanie Polski jest pierwszym przykładem rozbieżności interesów i braku jednomyślności w obrębie V4?
Czy to faktycznie koniec Grupy Wyszehradzkiej i wyraźny sygnał ze strony Polski, że bliżej jej do państw
starej Unii?
N A POCZĄTKU BYŁA WSPÓŁPRACA
Grupa Wyszehradzka powstała w 1992 roku (początkowo jako Trójkąt Wyszehradzki – do rozpadu Czechosłowacji w 1993 roku), podczas spotkania w
węgierskim mieście Wyszehrad prezydentów Polski i
Czechosłowacji oraz premiera Węgier. V4 jest nieformalnym zrzeszeniem czterech państw Europy Środko-
40
NOTABENE
EUROPA
wej, którego celem jest pogłębianie współpracy między nimi. Platformą porozumienia między krajami od
zawsze była zbieżność interesów i głównych celów polityki zagranicznej oraz podobnych możliwości ich realizacji. Były to cechy, które odróżniały je od innych
państw byłego bloku komunistycznego. Podstawowym
założeniem realizowanym w ramach V4 było dążenie
do integracji z Europą i strefą atlantycką, budowanie
stabilnej demokracji parlamentarnej, niwelowanie gospodarczych i administracyjnych pozostałości po poprzednim ustroju. Było to możliwe jedynie dzięki
koordynacji działań i wspieraniu wzajemnych dążeń na
arenie międzynarodowej. Sytuacja uległa zmianie, gdy
państwa Grupy Wyszehradzkiej zostały przyjęte do
Unii Europejskiej – współpraca pomiędzy nimi nabrała
nowego charakteru. Państwa te starały się mówić jednym głosem i reprezentować spójne stanowisko Europy Środkowowschodniej.
chy. Państwa te swoje relacje z Rosją nadal definiują
głównie przez pryzmat współpracy gospodarczoenergetycznej, a nie „twardego” bezpieczeństwa. Konkurencyjne interesy polityczne i gospodarcze, szczególnie w kwestii bezpieczeństwa i energetyki coraz
częściej podważają historyczne i geograficzne związki
krajów V4.
LOJALNOŚĆ CZY SOLIDARNOŚĆ?
Czechy, Słowacja i Węgry konsekwentnie sprzeciwiają
się opartemu na przymusowych kwotach mechanizmowi rozdziału uchodźców z pogrążonych w konfliktach państw oraz domagają się uszczelnienia granic
zewnętrznych Unii Europejskiej. Dotychczas tylko
Węgry znalazły się na głównym szlaku tranzytowym,
ale niewykluczone, że presja migracyjna dotknie również sąsiednie kraje. Stanowisko tych państw wiąże się
również z licznymi uwarunkowaniami wewnętrznymi,
takimi jak niski poziom zamożności, słabość administracji, czy niedostatecznie rozwinięta infrastruktura
w porównaniu z krajami Europy Zachodniej. Do tego
PÓŹNIEJ ZACZĘŁY SIĘ SCHODY…
Od dawna trudno jest mówić o solidarności w obrębie
Grupy Wyszehradzkiej. Zachowanie Polski nie jest
wcale jakimś wielkim odstępstwem od normy. Wiele
razy w ostatnim czasie ujawniał się brak jednomyślności i wspólnego stanowiska państw V4, chociażby w
sprawie aneksji Krymu. Polska ze swoim zdecydowanym stanowiskiem wobec konfliktu na wschodzie
Ukrainy była wyraźnie odosobniona. Węgry, udowadniając swoją niezależność, dokonywały wyborów korzystnych z punktu widzenia swojego interesu
narodowego, nie licząc się z poprawnością polityczną
(np. podpisując porozumienia z Rosją w kwestii energetyki jądrowej w grudniu ubiegłego roku czy kontrakty gazowe w lutym br.). Dodatkowo Słowacja odrzuciła
koncepcję wzmocnienia wschodniej flanki i zwiększenia obecności NATO w Europie Środkowowschodniej,
która była jednym z głównych postulatów polskich dyplomatów (kontrastuje to z dotychczasową praktyką
współpracy politycznej V4 w Sojuszu). Ujawnia to odmienną percepcję zagrożeń i różne oczekiwania wobec
NATO – kraje te niejako akceptują pewien zakres działań Rosji, a zarazem deprecjonują je, obawiając się, że
jakikolwiek zdecydowany krok doprowadzi do eskalacji napięcia między UE i NATO a Rosją.Krytyczne stanowisko Victora Orbana wobec sankcji nakładanych
na Rosję było po cichu popierane przez Słowację i Cze-
Notes
T
B
Od dawna trudno jest
mówić o solidarności w
obrębie Grupy
Wyszehradzkiej.
Zachowanie Polski nie jest
wcale jakimś wielkim
odstępstwem od normy.
dochodzi kwestia negatywnych doświadczeń z mniejszościami narodowymi, brak kontaktów historycznych
z kulturą islamską oraz szereg uprzedzeń i stereotypów z nią związanych. Ponadto przywódcy tych krajów
zdają sobie sprawę, że dla przybywających będzie to
tylko przystanek w drodze na Zachód. Wynik praskiego Szczytu Grupy Wyszehradzkiej był znany jeszcze
przed jego rozpoczęciem – żadnych ustępstw w polityce wobec uchodźców. Polska poparła to stanowisko,
chociaż już wcześniej pojawiały się sygnały, że ostateczna decyzja nie będzie jednak zgodna z krytyczną
linią bloku V4. Zachodnie media podkreślały, że stano-
41
NOTABENE
EUROPA
wisko forsowane na szczycie w Pradze stoi w całkowitej sprzeczności z podejściem Francji i Niemiec, które
domagają się wspólnego wzięcia odpowiedzialności za
obecną sytuację w ramach solidarności europejskiej.
Zarzucały również państwom postkomunistycznym
egoizm i próbę spychania problemu na innych.
Notes
T
Grupę Wyszehradzką
tworzą suwerenne kraje,
B
które mogą podejmować
odmienne decyzje. Tak
naprawdę to głosowanie
miało wymiar symboliczny
– nawet gdybyśmy
zagłosował i przeciwko, nic
by to nie zmieniło, a jedynie
zakonserwowałoby podział
na Europę Wschodnią i
Zachodnią. Jednak ten
„symbol ” mógłby mieć dla
Rzeczpospolitej
dramatyczne konsekwencje
w przyszłości.
KROK W PRZÓD, CZY KROK W TYŁ?
Po tym jak Polska poparła propozycje Brukseli, internauci zaczęli przepraszać kraje V4 za zdradę. Jest to zaskakujące zachowanie przede wszystkim dlatego, że nie
mamy obowiązku głosować tak jak nasi sąsiedzi – Grupę Wyszehradzką tworzą suwerenne kraje, które mogą
podejmować odmienne decyzje, kierując się różnymi
okolicznościami. Tak naprawdę to głosowanie miało wymiar symboliczny – nawet gdybyśmy zagłosowali przeciwko, nic by to nie zmieniło, a jedynie
zakonserwowałoby podział na Europę Wschodnią i Zachodnią. Jednak ten „symbol” mógłby mieć dla Rzeczpospolitej dramatyczne konsekwencje w przyszłości. W
przypadku eskalacji konfliktu na Ukrainie, Polska będzie
pierwszym krajem, do którego zaczną uciekać uchodźcy
z tego regionu – a wtedy to my będziemy liczyć na solidarność europejską. Polska, podejmując taką, a nie inną
decyzję, zrobiła zdecydowany krok w stronę Zachodu.
Jednak patrząc obiektywnie na obecną sytuację geopolityczną i miejsce Polski na arenie międzynarodowej, to
czy to nie jest jedyna możliwość? Obecne stosunki z Rosją i postawy antyrosyjskie u rządzących nie dają szans
na poprawę relacji polsko-rosyjskich. Z kolei zacieśnianie współpracy z państwami regionu nie jest w stanie
zapewnić nam bezpieczeństwa, tym bardziej, że nie
wykazują one zainteresowania przekierowaniem myślenia z wąskiej perspektywy narodowej na wspólnotowe działania. Polska jest w pewnym sensie za duża
– ludnościowo i gospodarczo przewyższa wszystkich
potencjalnych partnerów, co utrudnia organizowanie
efektywnej współpracy w regionie. Inne państwa regionu mają kłopot z uznaniem nas za kraj, który nie
będzie zadzierał nosa. Jednocześnie Polska nie ma
wystarczającej pozycji, by zagrać rolę lidera, a Czechy, Węgry i Słowacja świadomie rezygnują z ambitnych geostrategicznych celów o zasięgu regionalnym.
Grupa Wyszehradzka nie jest całością – brak jednomyślności przesądza o tym, że jest formą tkwiącą w
bezruchu od dwóch dekad.
TO JESZCZE NIE KONIEC…
Państwa Grupy Wyszehradzkiej stanowią wspólnotę,
wyrastającą ze wspólnych korzeni. Choć ostatnio dość
często widoczne są ich rozbieżne interesy, to nie jest
to rzecz nowa – nigdy nie było tak, że w sprawach
międzynarodowych wszyscy mówili jednym głosem.
Dlatego wypowiedzi, że Polska na własne życzenie
pogrzebała możliwość współpracy z V4, są mocno
przesadzone. V4 sprawdza się jako forum konsultacyjne przed szczytami UE, instrument wsparcia finansowego (Międzynarodowy Fundusz Wyszehradzki) oraz
inicjator ambitnych planów energetycznych, ale ostatnio ma coraz większe trudności z wypracowaniem
wspólnego stanowiska w istotnych kwestiach. Jednak
dalsze istnienie grupy ma sens – jeśli chodzi o sprawy,
które łączą państwa członkowskie. Natomiast tam
gdzie interesy państw są rozbieżne, nikt nie zmusi ich
do mówienia jednym głosem.
Agata Jasieńczuk
42
NOTABENE
EUROPA
Napięcia hiszpańskokatalońskie
M ICHAŁ WOJTCZAK
Ostatnie wybory do katalońskiego parlamentu przypomniały światu o
problemie niepodległości tego regionu. W jakich barwach maluje się
przyszłość Katalończyków?
Katalonia to wspólnota autonomiczna Hiszpanii, w
obecnym kształcie działająca od 1975 roku pod nazwą
Generalitat de Catalunya. W szerszym znaczeniu jest to
także kraina historyczna obejmująca część Hiszpanii i
Francji. Zajmuje ok. 30 tys. km2 powierzchni i jest zamieszkiwana przez ok. 7 mln mieszkańców. Tworzą ją 4
prowincje: Barcelona, Girona, Tarragona i Lleida. Największym miastem i głównym ośrodkiem kulturalnym
jest Barcelona. Jej prezydentem jest Artur Mas z partii
Konwergencja i Unia(CiU).
sprawą unii personalnej między królestwami Aragonii i
Kastylii, stał się częścią Hiszpanii. Początkowo cieszył
się autonomią, ale po powstaniu przeciw królowi Filipowi IV Habsburgowi jego prawa zaczęły być stopniowo
ograniczane. Na początku XVIII w. król Filip V wydał
zbiór dekretów o nowym ustroju Hiszpanii – NuevaPlanta. Zlikwidował tym samym autonomię Katalonii i
zniósł jej lokalne prawa. Język kataloński został wycofany z urzędów. W XIX w. na fali rewolucji przemysłowej
i narodowo-radykalnych nastrojów w Europie, nacjonalizm kataloński zyskał na popularności. W 1931 r. region
odzyskał autonomię pod nazwą Generalitat de Catalunya. Jednakże wraz z przejęciem władzy w 1939 r. przez
generała Franco wszelkie przejawy niezależności zo-
H ISTORIA I TRADYCJE
Sięgająca dziewiątego wieku historia Katalonii to w
znacznej mierze historia jej zmagań z Hiszpanią. Region
ten był najpierw częścią Aragonii, a od połowy XV w. za
43
NOTABENE
EUROPA
stały zlikwidowane. Zabroniono publicznego używania
języka katalońskiego i symboli narodowych, siłą rozpędzano demonstrujących Katalończyków. Wraz z zakończeniem dyktatury w 1975 r. Katalończycy zyskali
gwarancję niezależności kulturalnej i politycznej. Przywrócony został Generalitat jako określenie systemu
władz w tym regionie. W 2006 r. wszedł w życie nowy,
zreformowany statut wspólnoty autonomicznej, mówiący o Katalończykach jak o „narodzie” i nadający im
wiele przywilejów.
zgodę na referendum, podczas gdy rząd Hiszpanii konsekwentnie odmawia tego prawa Katalończykom.
SZCZEGÓŁY KONFLIKTU
W 2010 r. rząd w Madrycie zmniejszył zagwarantowane
cztery lata wcześniej uprawnienia dla wspólnoty autonomicznej oraz uznał, że nie ma podstaw prawnych, żeby uważać Katalończyków za naród i utrzymywać
uprzywilejowany status języka katalońskiego. W 2012 r.
rząd centralny zerwał negocjacje w sprawie paktu fiskalnego z prezydentem Katalonii. Z tego powodu odbyła się ogromna manifestacja. Według szacunków
katalońskiej policji na ulice mogło wyjść nawet 1,5 mln
ludzi, co stanowi ponad 1/5 ludności całej wspólnoty.
Od tego momentu dyskusje na temat katalońskiego referendum w sprawie secesji przybrały na sile, co po raz
kolejny pogorszyło relacje z rządem.Hiszpańscy decydenci domagali się udziału wszystkich mieszkańców w
hipotetycznym referendum, podkreślając, że secesja
będzie miała wpływ na całą Hiszpanię i jej wszystkich
obywateli. Władze Katalonii uznają taki pomysł za absurdalny i dowodzący braku szacunku dla ich dążeń.
Ostatecznie w 2014 r. władze katalońskie doprowadziły
do zorganizowania postulowanego przez nich głosowania. Miało ono jednak wymiar czysto symboliczny, bowiem rząd uznał je za nieważne. Mimo że ponad 80
J ĘZYK I ZWYCZAJE
Wielu Katalończyków nie czuje się Hiszpanami, swoją
odrębność podkreślają własnymi symbolami narodowymi i odrębnym językiem. Ich hymnem jest pieśń ElsSegadors, barwami – złoty i czerwony, a świętem
narodowym 11 września - rocznica zdobycia Barcelony
przez Bourbonów. Katalończycy nie tańczą flamenco
ani nie urządzają corridy. Ich kuchnia różni się od hiszpańskiej, oprócz zamiłowania do tradycyjnych produktów śródziemnomorskich, bardzo cenią różne rodzaje
grzybów i wytwarzane u siebie wędliny. Napięcia między tym regionem a stolicą Hiszpanii potęgują również
rozgrywki futbolowe. Mecze Realu Madryt z Barceloną,
odbywające się dwa razy do roku (a czasem nawet częściej) należą do najchętniej oglądanych wydarzeń piłkarskich na całym świecie i wywołują niekończące się
kłótnie wśród fanów futbolu.
Notes
T
W dążeniach do autonomii
B nie chcą jednak rezygnować
ZARYS SYTUACJI
Konflikt pomiędzy Hiszpanami a Katalończykami trwa
w zasadzie od przełomu XV i XVI w., ale silne napięcia
będące przedmiotem niniejszego artykułu rozpoczęły
się kilka lat temu. Wraz z początkiem kryzysu finansowego z 2008 r. konflikt pomiędzy Katalończykami a
władzami w Madrycie wyraźnie się zaostrzył. Mieszkańcy prowincji walczą o autonomię dla swojego regionu, ponieważ nie zgadzają się z polityką rządu
hiszpańskiego, dyskryminującą ich jako naród, także
pod względem finansowym. W dążeniach do autonomii
nie chcą jednak rezygnować z członkostwa w Unii Europejskiej i strefie Schengen. Inspiracją dla nich jest
szkocki ruch niepodległościowy działający na terenach
Wielkiej Brytanii. Jednak brytyjskie władze są bardziej
liberalne i mniej zależne ekonomicznie od pro-niepodległościowego regionu. Wyraziły nawet nie tak dawno
z członkostwa w Unii Europejskiej i strefie Schengen.
Inspiracją dla nich jest
szkocki ruch niepodległościowy działający na terenach Wielkiej Brytanii.
proc. głosujących opowiedziało się za autonomią prowincji, to frekwencja wyraźnie wskazuje na podzielność
zdań wśród samych zainteresowanych. Tylko co drugi
Katalończyk wziął udział w głosowaniu.
44
NOTABENE
EUROPA
OSTATNIE WYDARZENIA
umocnienie autonomii Katalonii w ramach Królestwa
Hiszpanii. Może się zdarzyć również, że Katalonia pozostanie w Unii Europejskiej, dzięki zawarciu ugody z Hiszpanią. W innym wypadku Katalonia może zostać
członkiem Europejskiego Obszaru Gospodarczego lub
podpisać inną, podobną umowę z UE. Możliwa jest również opcja wyrzucenia Katalonii z Unii i próba izolowania je
jprzez Hiszpanię na arenie międzynarodowej. Analitycy
wskazują także, że Katalonii raczej nie opłacałoby się wyjście z Unii. Przestałyby obowiązywać wobec niej umowy
handlowe UE z państwami trzecimi i nie mogłaby liczyć na
pożyczki z Europejskiego Banku Centralnego. Mogłaby też
zostać wyrzucona ze strefy euro. Na razie jesteśmy
świadkami gorącej dyskusji pomiędzy przedstawicielami
rządów – hiszpańskiego i katalońskiego. Hiszpanie przekonują, że gdy Katalonia odłączy się od Hiszpanii, będzie
musiała starać się o wejście do Unii Europejskiej. W rezultacie wielkie przedsiębiorstwa i banki stracą do niej zaufanie i przestaną inwestować. Katalończycy zaś twierdzą, że
to właśnie wielkim przedsiębiorstwom i bankom powinno
zależeć na pozostaniu na rynku katalońskim. Uważają też,
że wyrzucenie ich byłoby zbyt dużym wstrząsem dla Unii.
Podkreślają, że UE i Katalonię łączą silne więzy. Mają
wspólną walutę i wiążą ich cztery swobody przepływu
(towarów, usług, osób i kapitału). Uważają także, że Unia
pozbywając się ich, wykreowałaby sobie negatywny wizerunek. Przewodniczący Komisji Europejskiej Jean ClaudeJuncker stwierdził, że członkostwo Katalonii w UE jest
„wewnętrzną sprawą Hiszpanii”.
***
Zaistniały konflikt jest trudny do rozwiązania nie tylko ze
względu na temperamenty obu stron, lecz także z powodu niejednoznaczności prawa międzynarodowego. Spór
na linii Katalonia – Madryt to książkowy przykład konfliktu pomiędzy zasadą suwerenności narodu a zasadą
integralności państwa. Secesja obszaru, mimo że zgodna
z zasadą suwerenności narodu, nie wydaje się dobrym
rozwiązaniem, ponieważ trudno przewidzieć jej wszystkie konsekwencje. Byłby to duży wstrząs dla całej Unii
Europejskiej, nie tylko ze względów gospodarczych.
Udana secesja Katalonii będzie inspiracją dla innych ruchów niepodległościowych, a to targanej kryzysem migracyjnym Europie z pewnością nie jest potrzebne.
27 września 2015 r.odbyły się wybory do katalońskiego
parlamentu. Frekwencja wynosiła 77 proc., a nastroje
wśród tamtejszego społeczeństwa wciąż pozostały podzielone. Partie pro-niepodległościowe (koalicja dwóch
największych separatystycznych partii Razem dla Tak
oraz radykalnie lewicowe Kandydatury Jedności Ludowej) zdobyły 72 mandaty na 135 możliwych. Zadeklarowały one, że ich głównym priorytetem wciąż będą
dążenia niepodległościowe. Prezydent regionu Artur
Mas uważa, że wynik ma duże znaczenie dla świadomości Katalończyków, a przez rząd powinien on zostać zinterpretowany jednoznacznie. Zapowiedział, że w ciągu
18 miesięcy podejmie stosowne kroki, by Katalonia stała się niezależnym państwem. Pomysły te nie mają jednak poparcia władz w Madrycie. Premier Hiszpanii
Mariano Rajoy kategorycznie zaprzeczył jakoby możliwe było odłączenie czy nawet poszerzenie autonomii, a
prezydent Artur Mas został postawiony przed sądem za
nielegalne zorganizowanie referendum niepodległościowego w 2014 r. Było to kolejnym powodem do manifestacji. Kilka tysięcy Katalończyków wyszło na ulicę,
skandując „Wszyscy jesteśmy Masem”!
SPRAWY EKONOMICZNE
Obecnie Katalonia to najbogatszy i najbardziej uprzemysłowiony region Hiszpanii. Jej PKB stanowi ok. 20 proc.
PKB całego kraju i jest większe niż chociażby PKB Portugalii czy Hongkongu. Każdego roku Katalonia oddaje 17
mld euro z podatków swoich mieszkańców do Madrytu,
nie dostając w zamian wiele od rządu hiszpańskiego. Wydatki centralnego rządu na wspólnotę katalońską znacznie się zmniejszyły przez ostatnie lata. Jej mieszkańcy
czują się wyzyskiwani i uważają, że autonomia fiskalna
pozwoliłaby na lepsze spożytkowanie pieniędzy i poprawę standardu życia. Ich zdaniem secesja jest także sposobem na wyjście z kryzysu finansowego z jakim boryka
się Hiszpania. Twierdzą, że przyspieszyłaby rozwój gospodarczy i zmniejszyła wywołane przez wspomniany
kryzys bezrobocie, które w Katalonii wynosi ok. 20 proc.
PERSPEKTYWY STOSUNKÓW Z U NIĄ E UROPEJSKĄ
Sprawa członkostwa Katalonii w Unii Europejskiej pozostaje otwarta. Nikt nie ma pewności na jakie rozwiązanie
zdecydują się zainteresowane strony. Analitycy biorą pod
uwagę 4 scenariusze – jednym z rozwiązań może być
Michał Wojtczak
45
NOTABENE
EUROPA
Serbia na d obrej d rod ze
d o U nii Eu ropejskiej
J OANNA G ŁOWACKA
Serbia od dziesięciu lat stara się o członkostwo w Unii Europejskiej. Jak
się okazuje prowadzenie tego procesu zależy przede wszystkim od
wewnętrznych uwarunkowań politycznych. Ostatnie lata pod rządami
proeuropejskiej Serbskiej Partii Postępowej wskazują na poprawę
i przyspieszenie procesu negocjacyjnego pomiędzy Serbią i UE.
styczne. 10 maja bieżącego roku w macedońskim KuBAŁKAŃSKI KOCIOŁ
manovie kilkudziesięciu mężczyzn pochodzenia
albańskiego zajęło kilka domów prywatnych, a następnie planowało uderzyć na budynki administracji
państwowej. W wyniku strzelaniny zginęło ośmiu policjantów i czternastu napastników. Warto również
wspomnieć o nierozwiązanym sporze pomiędzy byłą
Jugosłowiańską Republiką Macedonii a Grecją, która
zarzuca Macedonii bezpodstawne stosowanie nazwy
państwa, argumentując to greckim pochodzeniem nazwy, która nie powinna być używana w odniesieniu do
innego państwa.
Rozpad Jugosławii był wieloletnim, krwawym procesem, w wyniku którego powstało sześć nowych
państw. Ponadto w 2008 roku Kosowo ogłosiło swoją
niepodległość, której Serbia do dzisiaj nie uznaje. Stosunki sąsiedzkie pomiędzy tymi państwami są skomplikowane ze względu na zaszłości historyczne oraz
mniejszości etniczne, narodowe i religijne rozsiane po
całym Półwyspie Bałkańskim. Żadne z tych państw nie
jest jednolite pod względem narodowościowym i religijnym. Dowodem na to, że różnice kulturowe wciąż
powodują napięcia, są liczne incydenty i ataki terrory-
46
NOTABENE
EUROPA
waną większość w parlamencie, jednak postanowiła
utworzyć koalicję z Socjalistyczną Partią Serbii (SPS), co
razem dało im sto dziewięćdziesiąt osiem mandatów na
dwieście pięćdziesiąt. Premierem został Aleksandr Vu čić,
który za cel postawił sobie wejście Serbii do Unii Europejskiej w 2020 roku. W swoim raporcie Komisja Europejska
przychylnie odnosi się do decyzji o przyspieszonych wyborach, podkreślając, że może liczyć na większość parlamentarną, która jest zdolna współpracować z Unią
Europejską i wprowadzić naglące reformy, które umożliwią Serbii wejście do Unii Europejskiej.
Co ciekawe niektórzy krytykują SNS, ponieważ jej główni
działacze, a zarazem najważniejsi przedstawiciele władzy,
w czasach wojny prowadzonej na terenie byłej Jugosławii
należeli do partii nacjonalistycznej i współpracowali głównie ze Slobodanem Miloševićem oraz innymi politykami
ściganymi przez MTK dla byłej Jugosławii.
N ORMALIZACJA STOSUNKÓW Z KOSOWEM
Trzy miesiące po secesji Kosowa rządy objęła Partia
Demokratyczna, która jednocześnie opowiedziała się za
przyspieszeniem integracji europejskiej, jak i odzyskaniem Kosowa. Niestety w latach 2008-2012 politykę
zagraniczną Serbii zdecydowanie zdominowała walka o
odzyskanie Kosowa, co odsunęło proces integracji europejskiej na drugi plan. Serbski rząd, na czele którego
stał Mirko Cvetković, chciał zrealizować swoje plany
głównie drogą prawną, udowadniając nielegalność secesji. Ogromnym sukcesem dyplomacji serbskiej było
doprowadzenie do zwrócenia się Zgromadzenia Ogólnego Narodów Zjednoczonych do Międzynarodowego
Trybunału Sprawiedliwości o opinię doradczą w kwestii
legalności ogłoszenia niepodległości przez Kosowo.
Czekając na opinię Trybunału, Serbia starała się utrzymać swoją administrację oraz władze lokalne na północy Kosowa. W ten sposób chciała odzyskać chociaż
część utraconej prowincji. Stany Zjednoczone oraz Unia
Europejska wyrażały zdecydowany sprzeciw w tej
sprawie. Ponadto sytuację skomplikowała opinia doradcza wydana przez Międzynarodowy Trybunał Sprawiedliwości. Belgrad spodziewał się potwierdzenia
zasady integralności terytorialnej, jednak Trybunał
uznał, że deklaracja niepodległości ogłoszona przez
Kosowo jest zgodna z prawem międzynarodowym, a
ludność ma prawo do realizacji zasady samostanowienia
narodów.
SYTUACJA SERBSKIEJ SCENY POLITYCZNEJ
W 2008 roku powstała Serbska Partia Postępowa
(SNS) jako odłam nacjonalistycznej i antynatowskiej
Serbskiej Partii Radykalnej (SRS), której założycielem
jest obecny prezydent Republiki Serbii Tomislav Nikolić. W 2012 roku Serbska Partia Postępowa wygrała wybory do parlamentu i przejęła rządy zastępując
Partię Demokratyczną (DS). Popularność zdobyła
dzięki programowi, który zakładał walkę z korupcją i
inflacją oraz przeciwdziałanie bezrobociu. Serbowie
zaufali tej partii, gdyż obrała ona kurs proeuropejski
oraz stanowczo odcięła się od rządów Milosevića –
ery ksenofobii i zbrodni wojennych.
Dwa lata później Tomislav Nikolić zarządził przedwczesne
wybory parlamentarne na 16 marca 2014 roku, ponieważ
partia, którą założył potrzebowała silniejszego mandatu
do przeprowadzenia koniecznych reform gospodarczych,
administracyjnych oraz w wymiarze sprawiedliwości. W
wyniku przedwczesnych wyborów SNS zdobyła zdecydo-
47
NOTABENE
EUROPA
Od 2012 roku polityka Serbii wobec Kosowa obrała zupełnie inny kierunek. Po raz pierwszy w historii prezydenci Serbii i Kosowa spotkali się 6 lutego 2013 roku w
Brukseli. Jednak w oficjalnych rozmowach Serbia nigdy
nie zapowiedziała uznania niepodległości Kosowa, a
Unia Europejska też nigdy na to nie naciskała. Jeden z
trzydziestu trzech rozdziałów, które obecnie Serbia negocjuje z Unią Europejską, nawiązuje do normalizacji
stosunków z Kosowem. Oznacza to, że Unii Europejskiej
zależy na pokojowym rozwiązaniu sporu pomiędzy
dwoma narodami, lecz kwestia ta nie może być warunkiem, który Serbia musi spełnić, aby stać się kolejnym
członkiem wspólnoty. Należy pamiętać, że pięć państw
członkowskich UE wciąż nie uznaje Kosowa.
Miesiąc temu doszło do incydentu w Parlamencie Kosowa. Posłowie opozycji, w akcie sprzeciwu wobec układu
zawartego z Serbią o zwiększeniu autonomii na terenach zamieszkanych przez ludność serbską, rozpylili gaz
łzawiący. Po tym, jak jeden z posłów został aresztowany, w Prisztinie wybuchły gwałtowne protesty. To pokazuje, że pomimo ogromnych chęci przedstawicieli
najwyższych władz Serbii i Kosowa, nie wszystkie grupy
społeczne są zadowolone z tych poczynań, ponieważ
pamięć o minionym konflikcie i zbrodniach wojennych
wciąż jest żywa wśród zwykłych Serbów i Kosowarów.
nych spotkań szefów rządów Chin i państw Europy
Środkowej i Wschodniej. W grudniu 2014 roku w Belgradzie odbyło się trzecie takie spotkanie, podczas którego spotkało się szesnastu przedstawicieli państw tego
regionu. Była to pierwsza od 28 lat wizyta premiera
Chin w Serbii, podczas której uroczyście otworzono
ogromną inwestycję infrastrukturalną Chin – most na
Dunaju Zemun-Borca.
We wrześniu bieżącego roku Premier Vu čić spotkał się
w Waszyngtonie z sekretarzem stanu Johnem Kerrym,
który pochwalił wysiłki i starania Serbii w kryzysie imigracyjnym. Ponadto wyraził zadowolenie z przemiany,
jaka zaszła po podpisaniu w 2013 roku porozumienia
brukselskiego pomiędzy Serbią a Kosowem o normalizacji stosunków, które było negocjowane wspólnie z
Unią Europejską. Vu čić liczy na długoterminowe, a zarazem stanowcze wsparcie USA w kwestiach gospodarczych, a przede wszystkim w procesie integracji z UE.
Niemniej jednak nie obyło się bez poruszenia drażliwych tematów przez sekretarza stanu USA. Niewątpliwie jednym z nich jest ciągnąca się od ponad piętnastu
lat sprawa braci Bytyqi, obywateli USA, którzy dołączyli
do Armii Wyzwolenia Kosowa i w 1999 roku zostali zatrzymani i zabici przez służby serbskiego ministerstwa
spraw wewnętrznych, a następnie zakopani w masowym grobie po masakrze Albańczyków z Kosowa. Pomimo śledztwa prowadzonego przez FBI i nacisków
dyplomatycznych sprawa nadal jest nierozwiązana.
Premier Serbii obiecał, że do końca tego roku winni zostaną skazani i poniosą konsekwencje. Jednak rząd
serbski już wielokrotnie składał takie deklaracje, podając datę ostatecznego rozwiązania sprawy, a nadal nie
wywiązał się ze swoich obietnic.
STOSUNKI Z USA, ROSJĄ I CHINAMI
W jednym z wywiadów przeprowadzonych przez CNN
premier Aleksandr Vu čić zadeklarował, że Serbia nie
uznaje i nigdy nie uzna aneksji Krymu przez Federację Rosyjską. Premier uzasadniał tę decyzję koniecznością zachowania neutralności w konflikcie rosyjsko–ukraińskim
oraz dbania o własne interesy gospodarcze. Trudno się nie
zgodzić z wypowiedzią Vu čića, że nałożenie sankcji na Rosję byłoby zwyczajnie nierozsądne, biorąc pod uwagę budowę gazociągu South Stream oraz inne poważne
inwestycje rosyjskich inwestorów w Serbii. Z drugiej strony delegacja serbska była nieobecna podczas głosowania
Zgromadzenia Ogólnego Narodów Zjednoczonych nad
rezolucją potwierdzającą integralność terytorialną Ukrainy. Jednak premier jest dobrej myśli i wyraził nadzieję, że
w przyszłości Serbia będzie „filarem stabilności i pokoju” w
regionie oraz wzorem dla innych państw bałkańskich starających się o członkowstwo w Unii Europejskiej.
Bałkany są bardzo atrakcyjne dla chińskich inwestorów,
o czym świadczy chociażby przeprowadzanie corocz-
STOSUNKI SĄSIEDZKIE
Zabiegania rządu serbskiego i określanie wielkich
mocarstw jako swoich sojuszników jest przez jednych krytykowane, a przez drugich traktowane z
przymrużeniem oka. Jednak co do jednego większość serbskich dziennikarzy i ekspertów jest zgodna. I mam tu na myśli oczywiście konieczność
budowania dobrych relacji sąsiedzkich.
Kryzys imigracyjny pokazał rozbieżności interesów
pomiędzy Serbią a Chorwacją, które zamknęły granicę. Doszło przy tym do ostrej wymiany zdań po-
48
NOTABENE
EUROPA
między przedstawicielami najwyższego szczebla
władzy. Serbia skrytykowała Chorwację za stosowanie restrykcyjnych przepisów wobec uchodźców, nazywając je „nazistowskimi zagrywkami” sprzed
kilkunastu lat. Ponadto tegoroczne świętowanie
przez Chorwatów rocznicy wygranej bitwy o niepodległość, która nosiła nazwę „Operation Storm”,
również zostało nieprzychylnie odebrane przez władzę, jak i obywateli Serbii.
Natomiast podczas obchodów dwudziestej rocznicy
masakry w Srebrenicy po raz pierwszy w historii
uczestniczył serbski premier. Reakcja osiemdziesięciotysięcznej publiczności była zdecydowanie nieprzychylna. Wygwizdano i obrzucono kamieniami
Aleksandra Vu čića. Zarzuca się przedstawicielom
najwyższych władz albańskich, serbskich, bośniackich oraz chorwackich politykę „symbolicznych gestów”, za którymi niestety nie kryją się prawdziwe
intencje. Być może jest jeszcze za wcześnie na pojednanie pomiędzy skłóconymi narodami?
prawnym członkiem Unii Europejskiej. Główny nacisk
kładzie na walkę z korupcją oraz reformę wymiaru
sprawiedliwości, którego wciąż nie można nazwać
niezależnym i niezawisłym. KE wyraża zaniepokojenie
złym funkcjonowaniem administracji państwowej
Notes
T
Unii Europejskiej zależy na
pokojowym rozwiązaniu
B
sporu pomiędzy dwoma narodami, lecz kwestia ta nie
może być warunkiem, który
Serbia musi spełnić, aby
stać się kolejnym członkiem
wspólnoty. Należy pamiętać, że pięć państw członkowskich UE wciąż nie
uznaje Kosowa
RELACJE NA LINII BELGRAD-BRUKSELA
Od momentu, kiedy władzę sprawuje Serbska Partia
Postępowa, można zauważyć znaczącą poprawę relacji z Unią Europejską. Serbia uzyskała oficjalny status
kandydata do UE w marcu 2012 roku, a w styczniu
bieżącego roku rozpoczęły się oficjalne negocjacje o
członkowstwo. Komisja Europejska, oprócz kwestii
gospodarczych i administracyjnych, kładzie nacisk na
efektywną współpracę rządu serbskiego z Międzynarodowym Trybunałem Karnym dla byłej Jugosławii
(ICTY). W początkowej fazie współpraca ta była opieszała i stała się przyczyną spowolnienia procesu integracji europejskiej. W większości przypadków
schwytanie i przekazanie osób podejrzanych o zbrodnie wojenne i ludobójstwo zależało wyłącznie od wewnętrznych decyzji politycznych władz Serbii. W
najnowszym raporcie głównego prokuratora Trybunału Serge’a Brammertza znajdują się pozytywne
oceny współpracy i polepszenie stosunków Serbii z
ICTY. W 2011 roku udało się przekazać do ICTY
głównych zbrodniarzy Ratko Mladića oraz Gorana
Had žića, co miało bezpośredni wpływ na ocieplenie
stosunków pomiędzy Belgradem a Brukselą.
Komisja Europejska nie ukrywa, że oczekuje wielu
zmian ze strony Serbii, zanim ta stanie się pełno-
oraz gospodarki. Bezrobocie wśród Serbów wynosi
ponad 20 proc., a średnie wynagrodzenie tylko 350
euro. Z roku na rok, dług publiczny zwiększa się o kilka procent. Ponadto Serbia nadal nie jest członkiem
Światowej Organizacji Handlu.
***
Wydaje się, że pomimo wielu wciąż niewyjaśnionych
spraw z przeszłości oraz żywej pamięci o zbrodniach
wojennych pomiędzy narodami byłej Jugosławii, Republika Serbii znajduje się na drodze do uzyskania członkowstwa w Unii Europejskiej. Przed serbskimi władzami
stoi nie lada wyzwanie, gdyż droga do połączenia z Unią
Europejską jest długa i trudna. Serbowie muszą zmierzyć się z wprowadzeniem ogromnej liczby reform gospodarczych, administracyjnych, a także społecznych.
Konieczne jest utrzymywanie dobrych stosunków sąsiedzkich, szczególnie mając na uwadze to, że większość
państw byłej Jugosławii to oficjalni, bądź potencjalni
kandydaci do Unii Europejskiej.
Joanna Głowacka
49
NOTABENE
EUROPA
TTI P - porozumienie
rodzi nieporozumienie
M AŁGORZATA P AZURA
Od dawna sprawa, której tak mało jest w dyskusji publicznej, nie budziła
tak wielkich emocji. Mimo że Transatlantyckie Partnerstwo w dziedzinie
Handlu i Inwestycji negocjowane jest od 2013 r. do dziś, nie udało się
wypracować stanowiska stron, które miałoby poparcie społeczne. Ciągle
brak informacji na temat zaawansowania prac i rokowań dotyczących
przyszłości projektu. Szczątkowe informacje publikowane na ten temat
przez Komisję Europejską nie uspokajają.
W zl iberal izowanej rzeczywistości ustanowienie
strefy wol nego hand l u nie wyd aje się projektem odbiegającym od zasad funkcjonowania gl obal nej gospod arki. Od d ekad obserwujemy pojawianie się
obszarów, gd zie na mocy porozumienia l ikwid uje się
międ zypaństwowe bariery, aby d oprowad zić d o
zwiększenia wymiany hand l owej.
Transatl antic Trad e and I nvestment Partnership,
czyl i Transatl antyckie porozumienie w sprawie han-
d l u i inwestycji ma właśnie taki cel – utworzenie
strefy wol nego hand l u międ zy U nią Europejską a
Stanami Zjed noczonymi. M a to być szansa na pogłębienie współpracy gospod arczej stron umowy przez
ułatwiony d ostęp d o rynków wewnętrznych,
zmniejszanie barier inwestycyjnych z tytułu zmiany
regul acji, l ikwid ację ceł we wspól nym hand l u, a także przez niwel owanie barier pozataryfowych.
50
NOTABENE
EUROPA
I MPULS DO ROZPOCZĘCIA ROZMÓW
Widoczny był progres w kwestiach będących fundamentem dokumentu – inwestycjii usług, a także w zakresie energii, problematyki regulacyjnej, sprawach
sanitarnych i fitosanitarnych.
Rokowania nad TTIP rozpoczęły się 17 czerwca 2013
r.Pierwsza runda rozmów miała miejsce w Waszyngtonie 8-12 lipca 2013 r., jednak początku merytorycznej
debaty na temat rozwijania i pogłębiania współpracy
ekonomicznej należy szukać już w 2011 r. Wówczas odbył się szczyt UE-USA, podczas którego liderzy obu
stron powołali Grupę Roboczą Wysokiego Szczebla ds.
Zatrudnienia i Wzrostu (High Level WorkingGroup on
Growth and Jobs, HLWG), działającą na rzecz wzmocnienia wymiany handlowej i zwiększenia aktywności inwestycyjnej. Powołanie HLWG było impulsem do
zdynamizowania współpracy i wróżyło podjęcie zdecydowanych kroków w najbliższych latach. Efekty mogliśmy zobaczyć już w 2013 r., kiedy po kilkunastu
miesiącach intensywnej pracy i przeprowadzania szeregu konsultacji, w tym z amerykańskim Kongresem, opublikowano raport końcowy. Myślą przewodnią
dokumentu było niezwłoczne rozpoczęcie negocjacji
handlowych między Unią Europejską a Stanami Zjednoczonymi. Impuls polityczny w postaci powołania grupy
roboczej dał początek rokowaniom, które do dzisiaj angażują rzesze polityków, przedsiębiorców, przedstawicieli mediów oraz opinię publiczną.
Notes
T
B
Warunki, jakie panowały
podczas pierwszej rundy
negocjacji nie należałydo
korzystnych. Z racji
rozmiaru przedsięwzięcia
panował nastrój
ograniczonego optymizmu
Z kolei trzecia runda negocjacyjna poruszyła, bardziej
niż poprzednie, wrażliwe tematy. Pomimo ogólnego postępu rozmów, zagadnienia usług finansowych, zamówień publicznych i rolnictwa nie zostały rozstrzygnięte
tak, aby obie strony mogły przekazać opinii publicznej
informację o porozumieniu. Różnice między europejskim a amerykańskim rynkiem do dzisiaj sprawiają, że
pomimo przeprowadzenia jedenastu spotkań, brak perspektywy konsensu. Co więcej, z każdą kolejną rundą
coraz bardziej słyszalny staje się głos różnych grup społecznych, które świadome formatu negocjowanych
zmian, podkreślają negatywne konsekwencje, jakie dokument wniesie w gospodarczy krwioobieg państw.
Ostatnie spotkanie między Komisją Europejską a Biurem Przedstawiciela ds. Handlu (USTR), reprezentującym Stany Zjednoczone, miało miejsce w minionym
miesiącu w Miami w Stanach Zjednoczonych. Od 19 do
23 października ponownie dyskutowano kwestie będące fundamentem planowanego porozumienia, co najprawdopodobniej nie sprawi, że rokowania zwieńczone
podpisaniem porozumienia zakończą się w 2016 r. Tym
bardziej, że coraz częściej i coraz głośniej wypowiadają
się przeciwnicy TTIP, zyskując rzesze zwolenników.
TRUDNE POCZĄTKI
Warunki, jakie panowały podczas pierwszej rundy negocjacji nie należały do korzystnych. Z racji rozmiaru
przedsięwzięcia panował nastrój ograniczonego optymizmu, co częściowo było związane z dystansem europejskiego społeczeństwa wywołanym przez aferę
Snowdena. Jakkolwiek nie zmieniło to tego, że uczestnicy rozmów uznali je za efektywne. Zgodnie z komentarzem szefa unijnej grupy negocjatorów Ignacio Garcia
Bercero: „To był bardzo produktywny tydzień. Przez
wiele miesięcy staraliśmy się o przygotowanie fundamentu dla ambitnej umowy dotyczącej handlu i inwestycji, która wzmocni transatlantycką współpracę
handlową, zapewniając miejsca pracy i rozwój zarównoEuropejczykom, jak i Amerykanom”.
Zaplanowana na październik, druga runda negocjacji
również nie obyła się bez niesprzyjających czynników
zewnętrznych. Panujący wówczas kryzys budżetowy w
USA był powodem przeniesienia rozmów na listopad, co
mimo wszystko nie wpłynęło na efektywność spotkania.
CZAS DEBATY
W czwartek 1 października w siedzibie tygodnika „Polityka” mieliśmy okazję uczestniczyć w debacie„Wielki
nieobecny: TTIP pod lupą” pomiędzy przedstawicielami
51
NOTABENE
EUROPA
różnych środowisk, którzy zdecydowali się zabrać głos
w tej ważnej sprawie. Swoje poglądy na temat TTIP prezentowali stojący w opozycji do siebie przedstawiciele
ugrupowań politycznych, a także przedstawiciele środowiska akademickiego. Nie zabrakło emocji, rozbieżnych wniosków, a nawet oskarżeń o brak
merytorycznego zrozumienia podstaw, na których
oparte jest negocjowane porozumienie.
Środowisko polityczne reprezentował poseł – PiS Maks
Kraczkowski, były poseł PO – Paweł Zalewski oraz
członek partii Razem – Adrian Zandberg. Głosem płynącym z akademickich murów był głos prof. Leokadii
Oręziak, która pełni funkcję kierownika Katedry Finansów Międzynarodowych SGH. Nie zabrakło także Cornelii Reetz, która jest koordynatorką Europejskiej
Inicjatywy Obywatelskiej „Stop TTIP”. Projekt wzywa
Komisję Europejską do przerwania rokowań w sprawie
podpisania porozumienia. Nad sprawnym przebiegiem
spotkania czuwał dziennikarz i publicysta ekonomiczny
Rafał Woś, dzięki któremu uczestnicy debaty mieli
możliwośćwysłuchania każdego z zaproszonych gości.
Pomimo reprezentowania różnych grup i odmiennych
subiektywnych odczuć, większość dyskutantów wydawała się przeciwna zawarciu porozumienia. Największa
krytyka skupiła się na niedostatecznym informowaniu
opinii publicznej o postępach negocjacji. Podkreślano,
że nieliczne informacje publikowane po zakończeniu
kolejnych rund negocjacyjnych sprawiają, że w pewien
sposób są one tajne. Kolejnym zagrożeniem jest intensywny udział przedstawicieli sektora prywatnych
przedsiębiorców, co sprawia wrażenie, że europejscy i
amerykańscy przedstawiciele instytucji publicznych
oddają im głos w zakresie decydowania o ostatecznym
kształcie dokumentu. Cornelia Reetz podkreśliła, że nie
jest to porozumienie podobne do poprzednich, traktujących o utworzeniu strefy wolnego handlu. Zatem mając do czynienia z całkiem nowym układem, powinniśmy
podjąć odmienne kroki, a do tego czasu wstrzymać dotychczasowe ustalenia.
SZANSA CZY ZAGROŻENIE?
Podpisanie TTIP ma być sposobem na rosnącą pozycję
Chin w światowej gospodarce. Nie ukrywajmy – biorąc
52
NOTABENE
EUROPA
pod uwagę jej rozmiar, żadne z europejskich państw nie
może z nią konkurować. W naturalny sposób zawarcie
porozumienia między UE a USA pozycja Zachodu ma
szansę wzrosnąć, ale nie zmienia to tego, że ponad 90procentowy udział reprezentantów wielkiego kapitału
w spotkaniach negocjacyjnych budzi niepokój. Sceptycyzm pojawia się zarówno u osób na co dzień zajmujących się globalnym rynkiem, jak i wśród obywateli nie
mających z nim styczności. Co więcej, wątpliwości pojawiają się nie tylko u przedstawicieli mniejszych państw
europejskich, które pozostają w tyle za bogatszymi państwami Unii Europejskiej, lecz także wśród społeczeństwa amerykańskiego.
Jedną z największych obaw, która została wielokrotnie
przytoczona w trakcie spotkania, było zawarcie w tekście
TTIP punktu o zasadzie wzajemnego uznawania norm i
standardów. Przez wiele osób konsekwencją takiego zapisu będzie obniżenie, a nawet wycofanie części norm,
które obecnie funkcjonują na europejskim rynku. Wątpliwości z tym związane próbował rozwiać Paweł Zalewski.
Poseł przyznał, że założenie o wzajemnym uznawaniu
norm i standardów ma stać się częścią dokumentu, ale
dotychczas nie zostało określone, jakie to będą reguły i
ile będą trwały okresy ich wdrożenia. Powinniśmy się
także wstrzymać z osądzaniem samej umowy, ponieważ
jeszcze nie wiemy, co dokładnie zostanie w niej zawarte.
Czas na wyrażenie opinii o niej przyjdzie w momencie jej
wynegocjowania i powinno się to odbyć na drodze referendum. Według posła Zalewskiego dopiero wtedy ostateczna decyzja będzie miała demokratyczny charakter.
nak wyniki konsultacji społecznych, które Komisja Europejska opublikowała na początku stycznia 2015 r.
pokazały, jak wyraźny jest sprzeciw wobec takiego sposobu rozstrzygania sporów na linii państwo-inwestor.
Spośród 150 tys. osób, biorących udział w badaniu, aż
97 proc. respondentów odrzuciło takie rozwiązanie.
ISDS budzi wielkie emocje, chociaż część ekspertów,
analizujących amerykańsko-polskie stosunki handlowe,
twierdzi, że dla naszej gospodarki nie będzie to szkodliwe z racji funkcjonującego od 1990 r. porozumienia o
rozwiązywaniu sporów pomiędzy firmami i państwami
oraz o ochronie inwestycji.
CO DALEJ ?
Negocjacje w sprawie TTIP budzą i jeszcze przez długi
czas będą budziły ogromne kontrowersje. Dzieje się tak
z prostego powodu – obawy przedstawiane przez zainteresowane grupy społeczne są zasadne. Brak jest pełnej informacji na temat dyskutowanych punktów
porozumienia, a duże zaangażowanie przedstawicieli
wielkiego kapitału sprawia wrażenie, że jedynie oni będą beneficjentem umowy. Nie mam wątpliwości, że
spotkanie zorganizowane przez Global.lab i Fundację
Kaleckiego było potrzebne. Była to jedna z nielicznych
okazji, kiedy przedstawiciele różnych środowisk, nie
tylko politycy czy osoby bezpośrednio włączone w proces negocjacyjny, mogły wyrazić swoje nadzieje i obawy
związane z podpisaniem, a dalej – z wejściem w życie
porozumienia. Nie możemy jednak zapominać, że w
dzisiejszej globalnej rzeczywistości granice państw w
naturalny sposób zanikają. Tworzenie stref wolnego
handlu nie jest novum. Umowy tego typu były, są i będą
podpisywane. Niemniej, w ciągu ostatnich dekad nie
zrealizowano projektu takiego formatu. Podpisanie dokumentu zwiększyłoby wzajemny dostęp do rynków,
ograniczenie barier pozataryfowych przyspieszyłoby
rozwój gospodarki transatlantyckiej oraz byłoby szansą
na pogłębianie współpracy małych i średnich przedsiębiorstw. Umowa pomiędzy Unią Europejską a Stanami
Zjednoczonymi może przynieść ekonomiczne i społeczne korzyści, jednakże negocjatorzy reprezentujący
państwa europejskie powinni zastanowić się czy to odpowiedni moment, biorąc pod uwagę problemy, z jakimi
mierzą się kraje członkowskie.
ROSNĄCY SCEPTYCYZM
Zwieńczeniem poglądów przedstawionych przez zaproszonych gości były pytania od publiczności, które ujawniły powody rosnącego sprzeciwu wobec TTIP.
Ponownie zabrzmiała kwestia braku dostępu do informacji o negocjowanych punktach, a także o tym, kto
konkretnie zasiada przy stole negocjacyjnym i jak istotny jest głos przedstawicieli międzynarodowego biznesu.
Nie mogło zabraknąć również pytania o tzw. klauzulę
ISDS. Niektóre z państw Unii Europejskiej obawiają się,
że przez zmiany w europejskim ustawodawstwie
wzmocnią pozycję amerykańskich przedsiębiorstw w
potencjalnych sporach gospodarczych z krajami UE o
naruszenie ich interesów.Amerykanie od obecności tej
klauzuli warunkowali swój udział w negocjacjach. Jed-
Małgorzata Pazura
53
NOTABENE
FELIETON: MICHAŁ MACHAJ
Czas kryzysu
Z kolei na Białorusi trwa w najlepsze „miesiąc miodowy”
w stosunkach z Unią Europejską. Aleksander Łukaszenka, który z obawą obserwował rosyjską aneksję Krymu,
po uwolnieniu części więźniów politycznych otrzyma
zawieszenie unijnych sankcji wobec Białorusi na 4 miesiące. Szczególnie ważny może być perspektywiczny
dostęp do zachodnich rynków finansowych oraz
kredytodawców, ponieważ wydatnie wzmocni pozycję
negocjacyjną zmagającego się z kryzysem Łukaszenki w
relacjach z Rosją. Swoistym sprawdzianem będzie ostateczna decyzja białoruskiego prezydenta w sprawie rosyjskiej bazy lotniczej, która ma zostać zlokalizowana na
terytorium Białorusi. Czy Łukaszenka czuje się na tyle
pewnym siebie i autonomicznym politykiem, aby sprzeciwić się Rosjanom? Może lepiej byłoby postawić pytanie czego znany z pragmatycznej polityki baćka zażyczy
sobie w zamian, oraz czy Rosjanie będą chcieli i mogli
mu to podarować…
Ostatnie tygodnie są czasem względnego spokoju w
Donbasie. Choć separatyści odmówili przeprowadzenia
wyborów samorządowych na okupowanym terytorium,
to nie toczą się tam regularne walki, a ciężki sprzęt wojskowy jest wycofywany. Mimo to pokój nie jest trwały, a
strony dopuszczają wznowienie walk w każdej chwili.
Tym samym słynne porozumienie z Mińska wciąż jest
kruche, jednak nawet jego pobieżne wdrażanie daje
Ukraińcom czas na potrzebne reformy wewnętrzne.
Pozostaje im życzyć, aby były skutecznie realizowane i
nie hamowane przez oligarchiczne grupy posiadające
wciąż szerokie wpływy w kraju.
Ostatnie problemy państw regionu WNP można śmiało
sprowadzić do jednego wspólnego mianownika, którym
jest kryzys gospodarczy. Spadek cen surowców na świecie
i strukturalne problemy poszczególnych gospodarek spowodowały recesję w regionie. Mimo to nie zanosi się na
przetasowania polityczne, a stwierdzenie „władza trzyma
się mocno” w pełni oddaje rzeczywistość.
Najbardziej dotkliwe dla regionu są kłopoty gospodarcze
Federacji Rosyjskiej. Recesja w Rosji niczym fala wodna
roznosi się po całym regionie. Z jednej strony z powodu
deprecjacji rubla okoliczne gospodarki tracą swoją konkurencyjność, z drugiej maleją transfery pieniężne wysyłane
przez pracujących w Rosji imigrantów ekonomicznych do
swoich państw. Co więcej malejące zasoby pieniężne w samej Rosji zaostrzają konkurencję między poszczególnymi
grupami elit. Ostatnio w celu załatania dziury budżetowej
zdecydowano się na dodatkowe opodatkowanie sektora
energetycznego, który stanowi fundament rosyjskiej gospodarki. Powolne zabijanie kury znoszącej złote jajka
może mieć dla rosyjskiej gospodarki tragiczne konsekwencje w przyszłości. Stąd kontynuacja mocarstwowej
narracji i dyskursu, który został spotęgowany rosyjską
działalnością w Syrii. Mimo iż dumy z własnego państwa
nie da się włożyć do garnka, to Rosjanie w dotychczasowych badaniach nie wykazują sygnałów zmęczenia pogarszającą się sytuacją gospodarczą. A wręcz – co może nas
dziwić – sondaże poparcia dla prezydenta Putina są na rekordowo wysokim poziomie i nic nie wskazuje na to, żeby
w najbliższym czasie miało się to zmienić.
N
Theories
B
Michał Machaj
Najbardziej dotkliwe dla regionu są kłopoty gospodarcze Federacji Rosyjskiej. Recesja w Rosji niczym fala
wodna roznosi się po całym regionie. Z jednej strony z
powodu deprecjacji rubla okoliczne gospodarki tracą
swoją konkurencyjność, z drugiej maleją transfery pieniężne wysyłane przez pracujących w Rosji imigrantów
ekonomicznych do swoich państw.
54
NOTABENE
OBSZAR PORADZIECKI
Znienawidzony przyjaciel
B ARTOSZ TESŁAWSKI
Ukraina i Rosja okazały się złączone więzami na tyle silnymi, że nawet
trwający ponad półtora roku konflikt nie jest w stanie ich zerwać. Wraz z
postępującym osamotnieniem Ukrainy i pogarszającą się sytuacją w kraju,
mogą pojawić się głosy nawołujące do normalizacji stosunków z
Moskalami w imię ożywienia gospodarki, a przede wszystkim znacznego
podniesienia stopy życiowej mieszkańców.
Po upadku ZSRR wiele państw na świecie doszło do
wniosku, że tak drastyczne osłabienie Rosji już się nie
powtórzy, i że należy maksymalnie wykorzystać zaistniałą sytuację. Zanim Rosja odzyskała pozycję pozwalającą jej dyktować warunki w regionie Europy
Wschodniej, część krajów zdążyła wykorzystać dziejową szansę i połączyła się z Zachodem. Dawne kraje tzw.
„demoludów” stały się częścią Unii Europejskiej i NATO.
Granica tego największego sojuszu, stworzonego do
obrony przed Moskwą, znalazła się nagle niebezpiecznie blisko swojego wroga. Sojusz równocześnie zwiększył liczebność armii NATO o nowych, entuzjastycznie
nastawionych członków. Rosja znalazła się w okrążeniu,
a wszelkie znaki na niebie i ziemi wskazywały, że Stany
55
NOTABENE
OBSZAR PORADZIECKI
Zjednoczone Ameryki na tym nie poprzestaną. Dały tego dowód w 2004 roku, gdy na Ukrainie wybuchła Pomarańczowa Rewolucja wspierana przez Zachód.
Ukraina i Gruzja to kolejne państwa, które USA wybrały
sobie na cele „do przejęcia”, aby strategicznie osłabić
Rosję. Wiadomo bowiem nie od dzisiaj, że Rosja bez
Ukrainy nie może być imperium.
Powyższy akapit stanowi przybliżoną ilustrację tego jak
na ostatnie 25 lat historii patrzy wielu mieszkańców
Rosji. Oni wierzą, że Gorbaczowowi obiecano neutralność krajów demokracji ludowej. Wierzą, że zarówno
Euromajdan, jak i Pomarańczowa Rewolucja były
wspierane i inspirowane przez CIA. Władze w Rosji
również sprawiają wrażenie, jakby w ten scenariusz
wierzyły lub przynajmniej zachowują się adekwatnie do
tego scenariusza. Droga Ukrainy, która została wyznaczona przez tysiące marzycieli marznących na Majdanie
Niezależności jest Moskwie zdecydowanie nie w smak i
to z wielu przyczyn. Pomijając już czynnik geostrategiczny, czyli wspomniane budowanie imperium, Ukraina
faktycznie pozostaje znaczącym rynkiem zbytu dla rosyjskich towarów. Wiele przedsiębiorstw ukraińskich
nastawionych jest wciąż na produkcję dla Rosji, głównie
dlatego, że ich produkty nie znajdują zbytu gdzie indziej.
Bez Ukrainy pod znakiem zapytania stoi wielki projekt
Euroazjatyckiej Unii Gospodarczej. Dlatego Rosja walczy z Ukrainą o samą Ukrainę.
Statystyki w handlu wyglądają dla Ukrainy bardziej
optymistycznie, gdy traktować Unię Europejską jako jeden, wspólny rynek. Wtedy dominacja 28 krajów UE jest
znacząca, jednak należy pamiętać, że wciąż po Ukrainie
jeździ bardzo wiele GAZów, ZiŁów i Ład, Ukraina zatem
wciąż importuje dużo gazu i ropy z Rosji, a nawet broń,
którą Ukraińcy strzelają do prorosyjskich separatystów,
jest „kompatybilna” z rosyjskim, nie unijnym rynkiem.
Z jednej strony oznacza to, że Ukraińcy niejako nie mają
wyjścia i powinni się przyzwyczaić, że Rosja jest i będzie
jednym z ich najważniejszych partnerów handlowych, z
drugiej strony wywołuje to wśród Ukraińców ogromną
frustrację. Nawet u znanych ze swojej rusofobii (lub
przynajmniej o nią oskarżanych) Polaków nikt nie stara
się unikać rosyjskich towarów. Tymczasem w Ukrainie
wiele sklepów oznacza na swoich półkach te produkty,
które zostały przywiezione z Rosji i faktycznie klienci je
omijają. Taki bojkot jest działaniem umiarkowanie rozsądnym z punktu widzenia gospodarczego, jednak niewątpliwie stanowi odbicie ukraińskich nastrojów
społecznych. O ile na południu kraju, tam gdzie język
rosyjski jest powszechny, Rosjanie wciąż dla wielu są
bratnim narodem, o tyle na północy, zachodzie i w centrum kraju sąsiedzi ze wschodu wywołują coraz bardziej
negatywne odczucia. Łączy się to z celebrowaniem
własnej odmienności, podkreślaniem wagi języka narodowego i jego upowszechnieniem. Rewolucja Godności
mogła być sygnałem do rozpoczęcia długiego marszu na
zachód, jednak wszystko wskazuje, że będzie to długa
droga, na której końcu niekoniecznie czeka gościnny,
europejski dom.
KLIENT NASZ WRÓG
Rosja pozostaje nadal, pomimo upływu prawie dwóch
lat od rozpoczęcia Rewolucji Godności, jednym z najważniejszych partnerów handlowych Ukrainy. Trudno
sobie wyobrazić jak muszą przebiegać negocjacje
handlowe w warunkach nieomal otwartego konfliktu
między tymi dwoma krajami, jednak liczby wyraźnie
wskazują, że jeszcze w 2014 roku eksport ukraińskich
produktów do Rosji był wart 9,79 mld USD. Natomiast produkty, które Ukraina importowała z Rosji
warte były 12,67 mld USD. W okresie od stycznia do
sierpnia 2015 roku eksport towarów z Ukrainy do
Rosji był wart 3,14 mld USD, import z Rosji natomiast
4,87 mld USD. Dla porównania, największa gospodarka Unii Europejskiej czyli Niemcy w tym samym okresie 2015 roku importowały z Ukrainy towary o
wartości „raptem” 838 mln dolarów i eksportowały
towary za 2,61 mld dolarów.
ROSJANIE CIERPIĄ PO STRACIE BRATA
Po drugiej stronie granicy, w Rosji, sytuacja ma się zgoła
inaczej. Rosjanie przede wszystkim cierpią, potem pogardzają, na końcu zaś boją się, naturalnie Ci „zachodni”
Rosjanie, którzy są w stanie pokazać na mapie gdzie
właściwie znajduje się Ukraina. W Briańsku, mieście
pogranicznym i tranzytowym do Moskwy, Ukraina jest
dobrze znana i często lubiana. Kojarzona z piękną przyrodą, spokojnym i sielskim życiem. Problemem nie jest
sam kraj tylko jego mieszkańcy. Rosjanie nie rozumieją
do końca co wstąpiło w ich bratni naród, dlaczego ten
„skręca w stronę faszyzmu” i dlaczego atakuje Rosjan
mieszkających na wschodzie Ukrainy. Wielu niewątpliwie wierzy w to, że stoją za tym jakieś zewnętrzne siły,
56
NOTABENE
OBSZAR PORADZIECKI
najpewniej mówiące po angielsku. Rosyjska dusza ciężko znosi nie tyle rozstanie, ile to, że wiele międzynarodowych przyjaźni zostało nagle uciętych. Od wybuchu
rewolucji i jedni, i drudzy nie mogą się ze sobą porozumieć , oskarżają się wzajemnie o najgorsze rzeczy. „Całe
dzieciństwo razem jeździłyśmy do jej babci na wieś, wychowywałyśmy się razem, a teraz ona do mnie dzwoni i
mówi, że nie będzie ze mną rozmawiać, bo moja ojczyzna chce zniszczyć jej ojczyznę” – wybuchła nagle pracownica jednego z briańskich uniwersytetów, która
woziła nas po tamtejszym okręgu.
Mimo to Rosjanie deklarują, że nie czują do Ukraińców
wrogości, co najwyżej niechęć. Głównie ze względu na
to, że z nimi walczą ale również dlatego, że… przyjeżdżają do Rosji na studia i dostają tam wolne miejsca.
Briańscy studenci, którzy mają problemy z otrzymaniem
stypendium żalą się, że należne im pieniądze otrzymali
emigranci lub uchodźcy z Ukrainy. Do niechęci dochodzi
naturalnie strach. Ci mniej świadomi dysproporcji armii
ukraińskiej do rosyjskiej, obawiają się ukraińskiej agresji i z prawdziwą troską w oczach sugerują, aby teraz lepiej na Ukrainę nie jeździć, bo nie wiadomo co tam
może stać się z człowiekiem.
Notes
T Dużym problemem są starsi
B ludzie, którzy nie rozumieją
skąd i w którą stronę wieje
wiatr zmian, i dają się kupować za polityczną
„hreczkę”, czyli kaszę gryczaną. Stąd rosnąca popularność akcji „zabierz babci
paszport”, która przywędrowała na Ukrainę
z Zachodu.
sją, jednak nie widzą jakiejkolwiek alternatywy dla tego
sporu. Nie chcą oddawać Donbasu, ale nie wiedzą jak
mieliby ewentualnie porozumieć się z jego mieszkańcami, gdy wojna dobiegnie końca. Na nowego-starego wroga ukraińskiego społeczeństwa wyrastają zatem politycy.
Znienawidzeni za swoją nieudolność, skorumpowanie i
ewidentne działanie na szkodę własnego państwa, zaczynają przypominać Rosję. Wroga, którego można nienawidzić, ale trzeba zaakceptować, bo już dwie rewolucje
usiłowały go bezskutecznie powstrzymać .
Dużym problemem są starsi ludzie, którzy nie rozumieją
skąd i w którą stronę wieje wiatr zmian, i dają się kupować za polityczną „hreczkę”, czyli kaszę gryczaną. Stąd
rosnąca popularność akcji „zabierz babci paszport”, która przywędrowała na Ukrainę z Zachodu, ma ona powstrzymać oddawanie głosów na skorumpowanych,
starych polityków. Nadzieję pokłada się w młodych,
którzy jako wychowani „bez skazy” systemu komunistycznego, z doświadczeniem i licznymi kontaktami
międzynarodowymi, mogą uratować Ukrainę, jeśli tylko
pozwoli im się dojść do władzy. To jedyna recepta, powtarzana jak mantra przez tych, którzy na jakiekolwiek
zmiany nie mają nadziei. Chyba, że dojdzie do prawdziwej rewolucji. Wielu ludzi zaczyna szukać sposobów na
poczucie stabilizacji, a nieco starsi z zazdrością patrzą
na sąsiednią Białoruś, która przez młodych jest nazywana „złotą klatką”.
U KRAIŃSKA BEZNADZIEJA
Nie ma i pewnie już nie będzie tej Ukrainy, która istniała
za rządów Janukowycza, nie oznacza to bynajmniej, że w
kraju żyje się lepiej. Jeśli założyć, że Rosja znajduje się
obecnie na początku kryzysu (problemy rosyjskiej klasy
średniej to deficyt parmezanu, taką tezę stawiała niedawno rosyjska ekonomistka Jekaterina Romanowa na
konferencji organizowanej przez Fundację Batorego), to
na Ukrainie sytuacja ma się zgoła inaczej. Obecny kurs
hrywny pozwala zamienić przeciętną emeryturę na kwotę oscylującą w okolicach 200 PLN. Nie stanowiłoby to aż
takiego problemu, gdyby nie to, że 1200 hrywien nie pozwala często na zaspokojenie podstawowych potrzeb
jednego człowieka. Ukraińcy wyprzedają zatem starocie
z domów, szukają dodatkowej pracy, najlepiej na czarno,
aby mniej oddawać państwu i do mistrzostwa opanowali
sztukę wynajdowania najtańszych produktów. Smutnym
podsumowaniem obecnej sytuacji emerytów na Ukrainie
było stwierdzenie jednego z polskich dyplomatów, że
„babuszki chodzą do sklepów jak do muzeów, kręcą się,
oglądają, po czym wychodzą z pustymi rękami”.
Ukraińcy tracą wiarę w to, że mogą wygrać konflikt z Ro-
57
NOTABENE
OBSZAR PORADZIECKI
SAMOTNOŚĆ W TŁUMIE
U KRAINA WROGIEM I OFIARĄ
Zdjęcia z okresu Rewolucji Godności poruszały serca
obywateli UE, jednak liderzy państw unijnych zdawali
sobie sprawę, że nie wystarczy po prostu wyjść na
plac w centrum miasta z unijną flagą, by skutecznie
rozpocząć procedurę akcesyjną. Równocześnie wiedziano (po doświadczeniach z sierpnia 2008 roku), że
Rosja pod rządami Władimira Putina nie patrzy przychylnie na prozachodnie ambicje krajów „bliskiej zagranicy”, i że będzie na tym obszarze bronić swoich
interesów.
Obecnie na Ukrainie pojawia się refleksja nad zjawiskiem osamotnienia jej mieszkańców na arenie międzynarodowej. W tym kontekście szokująca i
pouczająca wydaje się postawa Polaków, którzy nie
reagują już na ukraińskie marzenie o Zachodzie z
właściwym sobie dotychczas entuzjazmem (w przeciwieństwie do sytuacji z 2004 roku). Obecność czarno-czerwonych flag i rosnące przekonanie
Ukraińców, że żołnierze Ukraińskiej Powstańczej Armii stanowią przede wszystkim bohaterów, dopiero
później trudne postacie historyczne, jeszcze bardziej
utrudnia relacje między dawnym adwokatem i klientem. Równolegle Polska nie liczy się w negocjacjach
prowadzonych w formacie normandzkim, co sprawia,
że Ukraina nie ma powodu, aby tracić swoje ograniczone zasoby na próby pojednania z Polakami w imię
wyższych interesów.
Ukraina niewątpliwie jest postrzegana na zachodzie
Europy jako ofiara, wielu przywódców krajów unijnych chciałoby Kijowowi jakoś pomóc. Problem polega jednak na tym, że zastosowana przez Zachód broń,
czyli sankcje gospodarcze zdaje się nie wpływać na
Rosjan w taki sposób, jakiego oczekiwano. Znowu,
pomimo tego, że najbardziej uciążliwe dla rosyjskich
obywateli są de facto kontrsankcje nałożone przez
Rosję na zachodnich eksporterów, wielu Rosjan jest
przekonanych, że dzięki izolowaniu Rosji, państwo
będzie mogła oderwać się od szkodliwych, zachodnich wpływów. Cierpi klasa średnia, szukająca na półkach sklepowych tanich i dobrej jakości produktów
do sałatki greckiej do francuskiego wina, niewyobrażając sobie bez niej obiadu.
Słynna w stosunkach międzynarodowych maksyma mówi, że państwa nie mają wiecznych przyjaciół czy wrogów, wieczne są jedynie ich interesy. Doskonale zdają
sobie z tego sprawę ci, którzy obserwują powolne, ale
jednak zauważalne ocieplanie się stosunków rosyjskogruzińskich, przynajmniej na poziomie elit władzy. Wiadomo, że sami Gruzini mogą nie być z tego powodu najszczęśliwsi, jednak uwięzione na Kaukazie państwo bez
handlu z Rosją traci bardzo wiele. Z Ukrainą mogłoby być
inaczej, jednak rewolucja godności nie pociągnęła za sobą
równie rewolucyjnych zmian w gospodarce. Wciąż wysokie jest zagrożenie korupcją, wskaźniki gospodarcze z
roku na rok słabną, gdyż Ukraina prowadzi wojnę tradycyjną i wojnę handlową ze swoim głównym partnerem
biznesowym. To wszystko może doprowadzić do sytuacji,
gdy na gruntowne reformy będzie już za późno, społeczeństwo ich zwyczajnie nie wytrzyma. Wszystko to
sprawia, że niedługo marzenie o poprawie bytu może stać
się ważniejsze niż wiele innych, obecnie istotnych kwestii.
Rosja zdaje się przygotowana również i na taką ewentualność. W wielu komunikatach wydawanych przez
Kreml czy nawet rosyjskie media, głównym problemem
Ukrainy jest faszyzm oraz antyrosyjskie elity, z którymi
nie można dojść do porozumienia. Ukraina z tego powodu dryfuje ku upadkowi, jednak winy za to nie ponosi
całe ukraińskie społeczeństwo, a jedynie jego „elementy”. I jeśli te „elementy” udałoby się jakoś usunąć z przestrzeni publicznej, tak jak z Gruzji został usunięty
Michaił Saakaszwili, obecny gubernator Odessy, to
droga do ocieplania relacji na linii Kijów – Moskwa mogłaby stanąć otworem. To, co może wydawać się teraz
polityczną fikcją, wyłania się z prostej obserwacji –
Ukraina jest obecnie podobnie osamotniona, jak w 2008
roku była Gruzja. Unia Europejska zaangażowała się w
powstrzymanie konfliktu na Ukrainie, jednak nie jest w
stanie przywrócić pełnej i niezachwianej kontroli Kijowa nad separatystycznymi terenami na wschodzie
Ukrainy. Tymczasem Rosjanie otwierają nowy front na
południu, w Syrii, gdzie stają się niepokojąco wygodnym
sojusznikiem dla Unii, której kryzys migracyjny zagraża
w znacznie większym stopniu niż wojna na obszarze
poradzieckim.
Bartosz Tesławski
58
NOTABENE
OBSZAR PORADZIECKI
R OZMAWIA : A LINA B AIGUZHAKAVA
„Głosowali na stabilność,
ale nie na dobrobyt”
Sytuacja polityczna na Białorusi pozostała bez zmian, ale Białorusinów
najbardziej interesuje gospodarka. Czego mogą się spodziewać?
Dlaczego, i jakich reform potrzebuje Białoruś? Co przyciąga inwestorów
do wschodniego sąsiada Polski? – na te i inne pytania odpowie białoruski
ekonomista Aleś Alachnovi č.
Alina Baihuzhakava :Mówi się, że Białorusini zagłosowali na dobrobyt, pokój i stabilność. Czy zgadza się
Pan z tą opinią?
Ales Alachnovi č : Na wybór Białorusinów wpłynął w
dużej mierze konflikt na Ukrainie, przez który zaczęli
kojarzyć radykalne zmiany z chaosem i zaczęli obawiać
się zmian. Zgodzę się, że zagłosowali na stabilność, ale
nie na dobrobyt. Mitem jest stwierdzenie, że Białoruś
to kraj społecznie zorientowany, który dba o wszystkich. To, że mamy niby-bezpłatną edukację to nieprawda, ponieważ połowa studentów płaci za naukę.
Nieprawdą jest również to, że mamy bezpłatną medycynę, ponieważ pewne usługi są odpłatne, co dodatkowo nie przekłada się na jej jakość. To, że wszyscy mają
zapewnioną pracę, nie oznacza, że wszyscy są z niej
zadowoleni. Po pierwsze dlatego, że zarobki nie są
wielkie, a po drugie nie zawsze stwarzają perspektywę
rozwoju. Młodzi, na przykład, po ukończeniu studiów
często zostają skierowani na okres dwóch lat do pracy
w małych, odległych miejscowościach, co nie zawsze
odpowiada ich ambicjom.
Warto także zwrócić uwagę, że w 2010 r. hasłem wy-
59
NOTABENE
OBSZAR PORADZIECKI
borczym Łukaszenki było: „Za silną, kwitnącą i niezależną Białoruś”. W tym roku z tego hasła została tylko
„niezależność” („za przyszłość niezależnej Białorusi” –
przyp. red. A.B.). Czyli akcent położono nie na to, że
Białoruś będzie się rozwijać, tylko na to, że trzeba
mieć trochę cierpliwości, aby otrzymać przynajmniej
niezależność. Nie będzie chaosu, nie będzie wojny.
Jakie reformy przeprowadzone za panowania Łukaszenki uznaje Pan za najbardziej udane?
Podsumowując 21 lat rządów Łukaszenki, lub nawet
25 lat niepodległej Białorusi, można powiedzieć, że w
tym okresie Białoruś dokonała mniej reform rynkowych, niż Polska w ciągu pierwszego roku reformowania swojej gospodarki w 1990 roku. Trudno więc
ocenić, które z nich były najbardziej udane, ponieważ
ilość tych reform jest po prostu niewielka. Wśród 2728 państw posocjalistycznych, które zaczęły reformy
systemu po rozpadzie Związku Radzieckiego, Białoruś
znajduje się na przedostatnim miejscu co do liczby i
gruntowności przeprowadzonych reform. To są dane
Europejskiego Banku Rekonstrukcji i Rozwoju.
Czy przykład polskiej „terapii szokowej” mógł być dobrym rozwiązaniem dla rozważnych Białorusinów?
Po pierwsze, nikt się Białorusinów nie pytał, czy chcą
oni reform, czy nie. O wszystkim decydowała władza.
Również mitem jest, że w latach 1991-1994, zanim doszedł do władzy Łukaszenko, była demokracja czy reformy rynkowe. Co do zasady, u władzy byli komuniści
albo nomenklatura pokomunistyczna, a nie opozycyjna
BNF (Białoruski Front Narodowy, partia o poglądach
nacjonalistycznych – przyp. red. A.B.), jak się często
mówi. Trzymali się oni swoich wcześniejszych poglądów i nie byli gotowi do przeprowadzenia jakichkolwiek reform. To było związane z tym, że gospodarka
białoruska w porównaniu z innymi republikami sowieckimi była jedną z najzamożniejszych i relatywnie
najefektywniej działającą. Zgodnie z danymi Banku
Światowego na 1989 r., białoruska gospodarka miała
większą produkcję, niż gospodarka polska w przeliczeniu na mieszkańca. W przeciwieństwie do Polski i Rosji, dla których lata 80. były okresem stagnacji,
Białoruś w tym czasie nadal się rozwijała. Dlatego białoruska nomenklatura odnosiła wrażenie, że reformy
nie są potrzebne, skoro ten system na Białorusi działał
dobrze. Szczątkowe i nieprzemyślane reformy w latach
1991-1994 nie mogły zapobiec głębokiemu kryzysowi
gospodarczemu związanemu z upadkiem ZSRR.
Czego Pana zdaniem Białorusi brakuje teraz? Jakich
reform potrzebuje?
Przede wszystkim należy wyzwolić inicjatywę prywatną w taki sposób, żeby każda osoba mogła otworzyć
własną firmę i mieć równe warunki prowadzenia biznesu. Obecnie uprzywilejowane są przedsiębiorstwa
państwowe, ponieważ nie muszą płacić podatków lub
spłacać kredytów w sytuacji, gdy działają nieefektywnie. Kiedy przedsiębiorstwo państwowe jest nierentowne, państwo może je dofinansować, emitując
obligacje. Sytuacja, w której sektor państwowy jest
uprzywilejowany, uniemożliwia rozwój sektorowi prywatnemu. Dlatego już samo stworzenie równych warunków doprowadzi do wzrostu znaczenia sektora
prywatnego. Przykład Polski jest potwierdzeniem tej
tezy – na początku transformacji to właśnie powstawanie nowych prywatnych firm, a nie sprzedaż państwowych przedsiębiorstw, w największym stopniu
przyczyniła się do rozwoju sektora prywatnego.
Kolejnym krokiem powinna być deregulacja. Obecnie
dość łatwo założyć firmę na Białorusi, jednak jej prowadzenie przysparza wiele kłopotów (inspekcje podatkowe, sanitarne, skomplikowany system
podatkowy, restrykcje walutowe i importowe). Jest
sporo regulacji, które nie mają dla państwa znaczenia
strategicznego, ale utrudniają życie prywatnym
przedsiębiorcom.
A co z prywatyzacją przedsiębiorstw państwowych?
Jest to kolejna pożądana reforma. Białoruskie przedsiębiorstwa państwowe są wielkie, często nawet zbyt
wielkie. Swojego czasu CASE Belarus prowadził badania białoruskiego sektora transportowego – ich wyniki
były bardzo ciekawe. Działalność około połowy firm
transportowych to działalność nieprofilowa, czyli niedotycząca bezpośrednio przewozów. Są to jadalnie,
myjnie, ośrodki dla dzieci pracowników itd. Tę działalność należy oddzielić od państwa. Do niedawna było
tak, że Narodowy Bank Białorusi miał w posiadaniu 15
kołchozów. Po co bankowi centralnemu zajmować się
produkcją rolniczą? Tak samo, po co firmie przewozowej zajmować się koloniami dla dzieci? Dlatego po-
60
NOTABENE
OBSZAR PORADZIECKI
winna odbyć się przede wszystkim prywatyzacja nieprofilowej działalności przedsiębiortw państwowych,
a także małych przedsiębiorstw z dziedziny usług (np.
salony fryzjerskie, małe sklepy, restauracje). To nie jest
działalność strategiczna państwa.
Państwo jest często gotowe do stworzenia infrastruktury dla inwestorów zewnętrznych, szczególnie, jeśli
realizują projekty na peryferiach, lub do wynajęcia im
nieruchomości czy jej sprzedaży po preferencyjnej cenie. Białoruś nie jest więc zamknięta na kapitał ze-
A strategiczne gałęzie gospodarki?
Notes
T
B
W przeciwieństwie do
Polski i Rosji, dla których
lata 80. były okresem
stagnacji, Białoruś w tym
czasie nadal się rozwijała.
Dlatego białoruska
nomenklatura odnosiła
wrażenie, że reformy nie są
potrzebne, skoro ten
system na Białorusi działał
dobrze.
Ich prywatyzację można po prostu rozłożyć w czasie,
jak to było w większośći państw. W Rosji i na Ukrainie
było trochę inaczej, ponieważ celem było pozbawienie
politycznej nomenklatury wpływów na gospodarkę.
Dlatego tam prywatyzacja przebiegała gwałtownie.
Cel był dobry, ale wykonanie nienajlepsze. Pytanie, ile
tej prywatyzacji powinno być? Moim zdaniem, większość dużych przedsiębiorstw mogłaby być sprywatyzowana. Zastanawiam się na przykład, dlaczego
Belavia, zajmująca się przewozami lotniczymi, nie mogłaby być firmą prywatną i oferować niższe ceny. Dlaczego Białorusinom bardziej opłaca się pojechać do
Wilna lub Warszawy, by stamtąd lecieć tanimi liniami
do Hiszpanii lub na Wyspy Kanaryjskie? Czemu Belavia nie może zostać low-costem albo przynajmniej
wpuścić na rynek zagraniczne?
Czy zgadza się Pan, że Białoruś nie jest atrakcyjna dla
inwestorów?
wnętrzny. Pomimo jej negatywnego wizerunku,
niektórzy inwestorzy są gotowi do podjęcia ryzyka.
Jak można ocenić stan sektora prywatnego?
Po części się zgadzam. Białoruś ma dzisiaj negatywny
wizerunek, na który pracowała przez wiele lat. Chodzi
o to, że władze są w stanie odebrać własność prywatną
bez sądu i podstawy prawnej (na podstawie słów jednej osoby), lub nakazać sprzedaży 50 proc. dochodu
walutowego firmy w czasie kryzysu walutowego. Problemem jest to, że inwestorzy nie mają pewności
ochrony ich biznesu ze strony państwa. Istnieją jednak
pewne bodźce zachęcające prywatnych inwestorów
niższej rangi do wejścia na rynek białoruski, który cechuje się niską intensyfikacją konkurencji na rynku.
Mam na myśli niskie koszty siły roboczej, monopolistyczne renty. Prawie w każdym sektorze są nisze, w
których można być jedynym producentem czy jednym
z niewielu. Inwestorzy to lubią, bo daje to szanse na
nadzwyczajne zyski. Co ciekawe, system stwarza trudne warunki dla krajowych biznesmenów, ale ulgowe
dla inwestorów zewnętrznych. Na przykład chińscy
przedsiębiorcy inwestujący w Parku Nowoczesnych
Technologii, zostali zwolnieni z podatków na wiele lat.
Na pewno jest bardziej efektywny, niż państwowy, o
czym świadczą zarówno dane państwowe, jak i międzynarodowe. Przykładowo, produkcja z hektara w
prywatnym gospodarstwie jest wyższa niż w kołchozie,
a prywatny przewoźnik jest w stanie wytworzyć większą wartość dodaną na jednego zatrudnionego niż
przewoźnik państwowy. Inną sprawą jest to, że sektor
prywatny jest dość ograniczony. Duże przedsiębiorstwa (czyli takie które zatrudniają ponad 250 osób), z
wyjątkiem jednostkowych przypadków, to firmy państwowe. Oczywiście istnieją wielkie prywatne firmy,
jak np. banki rosyjskie oraz zachodnie, ale cały sektor
prywatny wytwarza jedynie około 30 proc. PKB. W
Polsce te proporcje są odwrotne.
Czy po wyborach można spodziewać się reform?
Paradoksalnie przez cały 2015 r. władze prowadziły
rozważną politykę, co jest nietypowe dla roku wyborczego. Prowadziły twardą politykę monetarną i fiskal-
61
NOTABENE
OBSZAR PORADZIECKI
ną, nie pozwalając na stymulowanie gospodarki poprzez dodruk pieniędzy czy zagraniczne kredyty.
Wręcz przeciwnie, Białoruś zmniejszyła swój dług zagraniczny o 43 mld w ciągu roku. Również bank centralny uwolnił rubel białoruski. Po raz pierwszy od
dłuższego czasu przedstawiciele rządu i banku centralnego wykazali gotowość do spotykania się z ekspertami pozarządowymi i prowadzenia dialogu na
temat sytuacji gospodarczej. Władza już zrobiła małe
liberalne kroki, np. optymalizując zatrudnienie w firmach państwowych oraz sprzedając nierentowne
obiekty. Na stronie Państwowego Urzędu ds. Majątkowych dostępny jest spis ponad 1000 obiektów państwowych wystawionych na sprzedaż, z których ok.
20 proc. ma już wyznaczony termin aukcji w najbliższych tygodniach. Likwidowane są również nierentowne
przedsiębiorstwa
(czego
najlepszym
przykładem jest firma wyrobów pończoszniczych
KI M, gdzie 2 lata temu pracowało 900 osób, a od kilku miesięcy tej firmy już nie ma). Czegoś takiego
wcześniej na Białorusi nie było, tym bardziej w roku
wyborczym. Skoro władze były skłonne do prowadzenia racjonalnej polityki tuż przed wyborami, wierzę, że taki sposób prowadzenia polityki będzie trwał,
a reform liberalnych będzie więcej.
Pozwolę się nie zgodzić z tym, że białoruska gospodarka czy Białoruś jako państwo ma niewielki potencjał. Z każdego kraju w ciągu pokolenia lub dwu da się
zrobić „cukierka”. Jest przykład Singapuru – krajumiasta. Jest przykład Tajwanu – kraju-wyspy, który nie
ma żadnych surowców naturalnych, niemniej w ciągu
dwóch pokoleń od zera stał się jedną z najbardziej nowoczesnych gospodarek wytwarzających zaawansowane technologicznie produkty. W naszym regionie to
Estonia, w której żyje raptem 1,3 miliona ludzi, a która
zrobiła dużo pod względem unowoczesnienia swojej
gospodarki. Przykładowo, funkcjonuje tam rząd elektroniczny (ang. e-government), to oznacza, że prawie
wszystkie pytania dotyczące relacji obywatela i rządu
można rozwiązać, nie wychodząc z domu. Można
otrzymać paszport, rozliczyć podatki, napisać skargę
na urzędnika itd. Według mnie Białoruś przyszłości to
zaawansowana gospodarka, wykorzystująca potencjał
ludzki, z wysokim poziomem edukacji, przyciągającym
studentów zza granicy na większą skalę. Z dużym sektorem IT, zachęcającym koncerny zagraniczne do
współpracy z Białorusinami. Uważam, ze Białoruś nie
mająca takich zasobów energetycznych, jak Rosja czy
Ukraina, może osiągnąć sukces gospodarczy i wzmocnić swoją pozycję na arenie międzynarodowej, jeśli
będzie inwestować w potencjał ludzki.
W jakiej strukturze widzi Pan Białoruś? W Unii Europejskiej czy Unii Euroazjatyckiej?
Mówiąc obiektywnie, pożądane byłoby mieć jednakowo dobre warunki współpracy z obydwoma blokami
regionalnymi. Otwartość rynku rosyjskiego i kazachskiego za wschodnią granicą jest dobre, ale stwarza
pewną dysproporcję. Z Rosją handlujemy bez ceł, z kolei w handlu z UE są one wysokie. W związku z tym
białoruska produkcja ma trudności w znalezieniu się
na rynku europejskim. Idealnym rozwiązaniem byłoby
nawiązanie maksymalnie dobrych relacji z UE. Nie
trzeba się ograniczać tylko do konkurencji zewnętrznej, gdyż ostatecznie prowadzi to do niskiej jakości
produkcji krajowej i wysokich cen. Często na Białorusi
pomidory z Hiszpanii są tańsze niż rodzimej produkcji.
Aleś Alachnovi č
–
ekonomist a w firmie konsal-
t ingowej Ernst &Young, wiceprezydent ośrodka
analit ycznego CASE Belarus (Cent re for Social
and Economic Research Belarus), absolwent st udiów magist erskich w Londyńskiej Szkole Ekonomii oraz warszawskiej Szkole Gł ównej Handlowej
(pod opieką naukową prof. Leszka Balcerowicza).
N Część 1., o syt uacji polit ycznej w kraju i ocenie
T wyborów, można przeczyt ać na naszym port alu.
Background
W ywiad przeprowadził a Alina Baihuzhakava.
Jak widzi Pan rolę Białorusi na arenie międzynarodowej? Szczególnie biorąc pod uwagę, (jak się często mówi) niski potencjał i rozmiar białoruskiej gospodarki?
62
NOTABENE
FELIETON: B ARTOSZ TESŁAWSKI
Nie wierzę w
rewolucje
stwa na akceptowalnym poziomie, trzeba niestety zachować niektóre dawne i ohydne struktury. Odwołać się
do tradycji, a czasem nawet do Boga, zwłaszcza, gdy
przysłowiowa trwoga podejdzie pod bramy Moskwy. Nikogo zatem nie dziwi, że Stalin w kryzysowym momencie
pozwolił na to, aby niektóre oddziały Armii Czerwonej
niosły oprócz haseł o międzynarodowej rewolucji, również ikonę z Matką Boską. Tak
na wszelki wypadek.
Jednak równowaga międzynarodowa nie znosi próżni i
szybko uświadomiono sobie
(zwłaszcza, gdy czerwoni
wybili pozostałych białych i
opadł rewolucyjny pył), że
Rosja Radziecka, Związek
Radziecki czy nawet Federacja Rosyjska mają w gruncie
rzeczy te same cele. Jeśli
prześledzić myślenie większości rosyjskich ideologów,
to okazuje się, że wszyscy
głęboko wierzą, że Rosja jest
skazana na bycie imperium.
To może być brzemię w rozumieniu „zapadników” albo
geopolityczna konieczność –
w rozumieniu eurazjatów.
Ustrój wewnętrzny państwa
nie zmienia jego roli w układzie międzynarodowym ani
celów, którymi to państwo się kieruje.
Po unurzaniu się we krwi, zniszczeniu odpowiednio
dużej liczby starych budowli i pomników, a także złamaniu karier i życia odpowiednio dużej grupie ludzi
przychodzi czas na refleksję. I nagle okazuje się, że w
gruncie rzeczy trzeba wyjąć z archiwum i odkurzyć
mapy poprzedniej epoki, bo nasi planiści dochodzą do
tych samych wniosków, do których dochodzili wcześniej ich ojcowie i dziadowie, niezależnie od tego, czy
byli książętami, komisarzami czy po prostu generałami.
Gruzja musi być neutralna, Ukraina to nasza strefa
wpływów, a bez Krymu nie ma wielkiej Rosji. I żadna
rewolucja – liberalna, komunistyczna czy faszystowska
tego nie zmieni.
Myślenie rewolucjne to cecha
każdego młodego umysłu,
który wierzy, że jeśli pozbędzie
się wystarczająco dużej liczby
przeszkód, to da radę przebudować świat na wymarzony
przez siebie obraz. Tymczasem, mimo chłostania morza
za zalewanie królewskich nóg,
żywioł złośliwie nie chce się
podporządkować i ostatecznie
zawsze wraca do równowagi.
Nawet jeśli nam się ta równowaga nie podoba.
Nie mówię, że rewolucje się nie
zdarzają. Wręcz przeciwnie.
Tak długo, jak w młodych sercach wrze krew na widok
prawdziwej lub domniemanej
niesprawiedliwości, tak długo
będą znajdować się ludzie, którzy będą tych młodocianych
zapaleńców wykorzystywać.
Najczęściej do celów zupełnie
innych niż te, które wywiesza się na sztandarach. Tak było w
przypadku słynnej rewolucji rosyjskiej, która obliczona była
przede wszystkim na rozsadzenie od środka demokratycznej już wtedy Rosji. Szok przeżywali zachodni sojusznicy imperium, którzy po stracie sprawdzonego partnera musieli
zniżyć się do poziomu jakichś Polsk czy innych Rumunii, aby
zrównoważyć potencjał niemiecki.
Rewolucja bardzo szybko pożera własne dzieci, ale
równie szybko się wypacza. O ile na początku rewolucji
francuskiej ktoś mógł próbować niszczyć kościoły czy
budować „świątynie rozumu”, o tyle szybko stało się jasne, że organizm, jakim jest społeczeństwo nie wytrzyma zbyt wielu ingerencji w swoją strukturę. Dlatego
ostatecznie, w celu zapewnienia funkcjonowania pań-
63
NOTABENE

Podobne dokumenty