K E RYZYS I M I GRACYJ N Y
Transkrypt
K E RYZYS I M I GRACYJ N Y
K RYZYS I MI GRACYJNY W E UROPI E N R 17 PAŹDZIERNIK – LISTOPAD 2015 ISSN: 2080-9913 WWW.NOTABENE.ORG.PL 2 NOTABENE W NUMERZE KRYZYS IMIGRACYJNY W E UROPIE – ASPEKTY PRAWNE Uchodźca, azylant czy imigrant to według słownika synonimów wyrazy bliskoznaczne. W związku z wielkim kryzysem imigracyjnym w Europie słowa te są na ustach wszystkich. Jednakże według prawa międzynarodowego publicznego, unijnego czy też wewnętrznego poszczególnych państw członkowskich Unii Europejskiej rozróżnienie między uchodźcą a imigrantem ma niebagatelne znaczenie. 4 - À propos 5 - Z Górki TEMAT NUMERU 6 - Kryzys imigracyjny w Europie - aspekty prawne 10 - Międzycywilizacyjnej wojny nie przewiduję Rozmowa 14 - Szlaban do raju KONIEC TANICH CHIN W Chinach trwa obecnie wielki krach giełdowy. W lipcu i sierpniu notowania na chińskiej giełdzie papierów wartościowych w Szanghaju spadły. Chińskie partyjne kierownictwo podjęło zdecydowane działania, aby przeciwdziałać pikującym indeksom. Udało się ugasić pożar, ale kryzys trwa i nic nie wskazuje na to, aby miał się szybko zakończyć. AFRYKA 18 - Mobile industry in Africa AMERYKA 21 - Felieton: Paweł Rumiński 22 - Gra o tron AZJA 25 - (Nie)Dotykalni 29 - Koniec tanich Chin BLISKI WSCHÓD 32 - Wybory jednego człowieka 36 - Syryjska ofensywa Putina EUROPA N APIĘCIA HISZPAŃSKO - KATALOŃSKIE Ostatnie wybory do katalońskiego parlamentu przypomniały światu o problemie niepodległości tego regionu. W jakich barwach maluje się przyszłość Katalończyków? 39 - Felieton: Lidia Gibadło 43 - Napięcia hiszpańsko - katalońskie 46 - Serbia na dobrej drodze do Unii Europejskiej 50 - TTIP - porozumienie rodzi nieporozumienie OBSZAR PORADZIECKI 54 - Felieton: Michał Machaj 55 - Znienawidzony przyjaciel 59 - „Głosowali na stabilność, ale nie na dobrobyt" - Rozmowa 63 - Felieton: Bartosz Tesławski Wszystkie zamieszczone w czasopiśmie zdjęcia posiadają licencję Creative Commons 3.0. pozwalającą na ich bezpł atne wykorzystywanie w celach niekomercyjnych. 3 NOTABENE À PROPOS Wakacje, czas przez wielu określany mianem sezonu ogórkowego, w tym roku okazały się niezwykle pracowitą przerwą. Zastoju nie było nie tylko w światowej polityce, lecz także w pracach naszej Redakcji. Dzięki konsekwentnej pracy mamy dziś przyjemność zaprezentować Wam, Drodzy Czytelnicy, nowy, odświeżony numer magazynu „Notabene”. Postanowiliśmy poszerzyć analizę tematu numeru i wzbogacić ją o rozmowę z ekspertami. W naszym numerze pojawił się też, oczekiwany przez wielu, dział obszaru poradzieckiego i krótkie komentarze pisane przez najstarszych stażem redaktorów. Jednym słowem jeszcze więcej faktów i opinii dotyczących światowej polityki! Jako nowa redaktor naczelna stanęłam przed wyzwaniem wydania kolejnego numeru magazynu. Dziś z wielką satysfakcją przedstawiam Wam kolejne już, siedemnaste wydanie „Przeglądu Spraw Międzynarodowych Notabene”. Po burzliwym lecie zdominowanym przez temat uchodźców, było dla nas jasne, że również i my powinniśmy się pochylić nad tą kwestią. W najnowszym numerze znajdziecie aż trzy teksty poświęcone tej tematyce. Jędrzej Kmieć zanalizował problemy prawne, przed którymi Dzięki wakacyjnej pracy możemy się dziś pochwalić również nową stroną internetową. To na niej publikowane są najnowsze i najbardziej aktualne teksty naszych dziennikarzy. Redaktor naczelna: Redaktor językowy: Magdalena Krupska Karolina Dynek Agnieszka Semeniuk Bartosz Tesławski Alicja Chruszczewska Michał Ząbek Paweł Rumiński Monika Senderska Wojciech Szczerbowicz Adam Szaga Zastępca redaktor naczelnej: Skład i szata graficzna: Bartosz Tesławski Projekt winiety: Paweł Wernio Redaktorzy: stanęła szturmowana przez uchodźców Europa, a Agata Jasieńczuk skupiła się na meandrach niemieckiej polityki imigracyjnej. Jako że jesień w wielu krajach przebiegała pod hasłem wyborów, i tej tematyki nie mogło zabraknąć na łamach magazynu. Michał Ząbek zajął się wyborami parlamentarnymi w Turcji, a Alina Baihuzhakava w rozmowie z Alesiem Alachnowiczem skomentowała kolejne zwycięstwo Aleksandra Łukaszenki na Białorusi. Mimo że wybory prezydenckie dopiero za rok, to kampania w Stanach Zjednoczonych nabiera tempa. Anna Kozłowska wprowadzi Was w wyborczy nastrój panujący za Oceanem. Jak mawiał Machiavelli: „Jedna zmiana przygotowuje drugą”, tak i my nie mogliśmy tylko na tym poprzestać. Dzięki wakacyjnej pracy możemy się dziś pochwalić również nową stroną internetową. To na niej publikowane są najnowsze i najbardziej aktualne teksty naszych dziennikarzy. Mam nadzieję, że nowy portal, jak i duża dawka informacji w najnowszym numerze, zgodnie z naszym mottem, pomoże Wam zwrócić uwagę na zagranicę! Życzę udanej lektury! Magdalena Krupska Iga Bielawska Jakub Bodziony Magdalena Krupska Alina Baihuzhakava Michał Wojtczak Cezary Jakubiak Agnieszka Wojciechowska Lidia Gibadło Agata Jasieńczuk Katarzyna Gmurczyk NOTABENE 4 Joanna Głowacka Filip Kolmus Radosław Chudy Kontakt: Anna Kozłowska [email protected] Dominika Żyłko Marketing i reklama: Jędrzej Kmieć [email protected] Aleksander Makoś Wydawca: Michał Machaj Uniwersytet Warszawski Bartek Tesławski ul. Krakowskie Przedmieście 26/28 Anna Zelinskaya 00-503 Warszawa Małgorzata Pazura Z GÓRKI 5 NOTABENE TEMAT NUMERU Kryzys imigracyjny w Eu ropie – aspekty prawne J ĘDRZEJ K MIEĆ Uchodźca, azylant czy imigrant to według słownika synonimów wyrazy bliskoznaczne. W związku z wielkim kryzysem imigracyjnym w Europie słowa te są na ustach wszystkich. W mediach te terminy bardzo często używane są zamiennie. Jednakże według prawa międzynarodowego publicznego, unijnego czy też wewnętrznego poszczególnych państw członkowskich Unii Europejskiej rozróżnienie między uchodźcą a imigrantem ma niebagatelne znaczenie. 42 777 wniosków o udzielenie azylu. Imigranci przeSKALA ZJAWISKA mierzają Morze Śródziemne dwoma szlakami: przez Włochy i Maltę oraz przez Grecję, Bułgarię i na Cypr. Od 1 stycznia do 31 lipca 2015 r. w Niemczech złożono 195 723 wniosków o azyl, w tym: 21,5 proc. od osób z Syrii, 15,3 proc. z Kosowa, 15 proc. z Albanii, 5,9 proc. z Serbii, 5,4 proc. z Iraku, 5,2 proc. z Afganistanu, 2,8 proc. z Macedonii, 2,5 proc. z Erytrei, 1,7 proc. z Nigerii oraz z Pakistanu. Pozostałe 23 proc. to osoby z innych państw lub których pochodzenie jest nieznane, czy też są wątpliwości co do ich pochodzenia. Rozsądne wydaje się przedstawienie na wstępie statystyki obrazującej skalę zjawiska migracji. W 2014 roku o udzielenie azylu w UE ubiegało się 600 tys. osób. Aż 55 proc. tych wniosków została odrzucona. Na teren państw europejskich od początku 2015 r. do końca sierpnia tego roku dotarło ponad 310 tys. imigrantów. Około 200 tys. z nich dostało się do Grecji, a 110 tys. przybyło na teren Włoch. W 2014 r. na Węgrzech w Biurze Imigracyjnym i Obywatelskim zarejestrowano 6 NOTABENE TEMAT NUMERU U CHODŹCA A IMIGRANT – DWA RÓŻNE REŻIMY PRAWNE śladowanie to działanie, które „ze względu na swoją istotę lub powtarzalność stanowi poważne naruszenie praw człowieka, w szczególności praw, których uchylenie jest niedopuszczalne zgodnie z art. 15 ust. 2 Konwencji o ochronie praw człowieka i podstawowych wolności, sporządzonej w Rzymie dnia 4 listopada 1950 roku”. Te szczególne prawa, których uchylenie jest niedopuszczalne to między innymi: prawo do życia, a także zakaz tortur i niewolnictwa. Pomocą przy interpretacji zapisów ustawy jest orzecznictwo polskich sądów administracyjnych. Zdaniem Naczelnego Sądu Administracyjnego dla stwierdzenia istnienia prześladowania nie jest wystarczające subiektywne przekonanie osoby o zagrożeniu, ale obiektywne informacje o Uchodźca to pojęcie zdefiniowane w prawie międzynarodowym. Według Konwencji dotyczącej statusu uchodźców z 1951 r.(znana też jako konwencja genewska) zmienionej następnie Protokołem nowojorskim z 1967 r. uchodźcą jest osoba, która przebywa poza krajem swego pochodzenia i posiada uzasadnioną obawę przed prześladowaniem w tym kraju ze względu na rasę, religię, narodowość, poglądy polityczne lub przynależność do określonej grupy społecznej. Obawa przed prześladowaniem może powstać podczas pobytu poza krajem pochodzenia. Jednak nie każdy może korzystać z dobrodziejstwa statusu uchodźcy. Osoba, która korzysta z ochrony innego państwa bądź ochrony państwa pochodzenia nie zostanie uznana za uchodźcę. Statusu uchodźcy nie nadaje się osobom, które popełniły zbrodnię przeciwko pokojowi lub ludzkości, ani winnym poważnego przestępstwa o charakterze niepolitycznym przed przybyciem do państwa, gdzie składają wniosek. Ponadto do ochrony prawnej nie kwalifikują się winni czynów sprzecznych z celami i zasadami Narodów Zjednoczonych, a także gdy stanowią zagrożenie dla bezpieczeństwa państwa przyjmującego. Imigrant to osoba, która opuszcza swój kraj po to, żeby poprawić jakość swojego życia – w celu znalezienia lepszej pracy, podjęcia nauki, albo dołączenia do pozostałych członków rodziny. Migranci nie uciekają przed wojną i prześladowaniem, do swojego kraju mogą bezpiecznie wrócić, a władze państwa z którego pochodzą zapewniają im ochronę prawną. Mianem imigrantów ekonomicznych określa się te osoby, które opuszczają swój kraj by szukać lepszej pracy i zarobków. Określa się ich tak nawet wtedy, jeżeli przyczyną wyjazdu była skrajna bieda, powodująca fizyczny przymus wyjazdu. Kwestia imigracji jest w większości regulowana przez prawodawstwo krajowe. Ważną i trudną kwestią jest zdefiniowanie pojęcia „uzasadniona obawa przed prześladowaniem”. Konwencja genewska z 1951 r. nie określa znaczenia tego pojęcia. Myli się ten, kto uważa, że do otrzymania statusu uchodźcy wystarczy, aby osoba ubiegająca się o ten status zaświadczyła, że boi się wrócić do ojczyzny. Według polskiej ustawy o udzielaniu cudzoziemcom ochrony na terytorium Rzeczypospolitej Polskiej prze- Notes T Z konwencji genewskiej B wynika podstawowa reguła prawa międzynarodowego, jaką jest zasada non-refoulement. Żadne państwo nie może wydalić lub zawrócić w żaden sposób uchodźcy do granicy terytoriów, gdzie jego życiu lub wolności zagrażałoby niebezpieczeństwo ze względu na jego rasę, religię, obywatelstwo, przynależność do określonej grupy społecznej lub przekonania polityczne. warunkach panujących w kraju pochodzenia. Istotne jest również, że sam fakt, trudnej sytuacji w kraju pochodzenia nie uzasadnia nadania statusu uchodźcy. Ocena wystąpienia stanu uzasadnionej obawy przed prześladowaniem, musi zawierać ocenę warunków społeczno-politycznych kraju, który osoba opuściła z przyczyn wskazanych w konwencji genewskiej z 1951 7 NOTABENE TEMAT NUMERU PROBLEMY WYNIKAJĄCE Z OBECNEJ DEFINICJI r. i powinna być oparta na wiarygodnych, możliwie dokładnych informacjach oraz materiałach źródłowych dotyczących danej grupy etnicznej, religijnej lub społecznej. Z konwencji genewskiej wynika podstawowa reguła prawa międzynarodowego, jaką jest zasada non-refoulement . Żadne państwo nie może wydalić lub zawrócić w żaden sposób uchodźcy do granicy terytoriów, gdzie jego życiu lub wolności zagrażałoby niebezpieczeństwo ze względu na jego rasę, religię, obywatelstwo, przynależność do określonej grupy społecznej lub przekonania polityczne. Od zasady non-refoulement dopuszczalne są dwa wyjątki. Można uchylić tę zasadę w stosunku do uchodźcy, który stanowi zagrożenie dla bezpieczeństwa państwa, lub temu, który będąc skazanym wyrokiem prawomocnym za szczególnie poważną zbrodnię stanowi zagrożenie dla społeczeństwa państwa, w którym się znajduje. Społeczeństwo nie musi więc obawiać się napływu przestępców czy terrorystów, gdyż konwencja genewska nie obejmuje ich, nawet jeśli rzeczywiście w ojczyźnie grozi im śmierć. UCHODŹCTWA Największym problemem w obecnym kryzysie imigracyjnym są klauzule, zawarte w konwencji genewskiej, które wyłączają możliwość nadania statusu uchodźcy. Jeżeli składający wniosek przybywa z bezpiecznego kraju (gdzie prawa człowieka podlegają zasadniczej ochronie), bądź z bezpiecznego kraju trzeciego, który zapewnia mu dostęp do postępowania o nadanie statusu uchodźcy, to wniosek zostanie odrzucony. Również ponowne nadanie w innym państwie statusu uchodźcy jest niedopuszczalne. Uchodźca po ucieczce z kraju, w którym groziły mu prześladowania, powinien złożyć wniosek w pierwszym bezpiecznym kraju, w którym się znajdzie. Dla osób przybywających z Bliskiego Wschodu i Afryki Północnej pierwszymi bezpiecznymi krajami są Turcja, Grecja, Włochy. Państwa te nie są w stanie poradzić sobie z tak ogromnym napływem uciekinierów. Sami przybysze również nie mają ochoty pozostawać w tych państwach. Wolą dostać się do bogatszych europejskich krajów takich jak Niemcy czy Szwecja. W tych 8 NOTABENE TEMAT NUMERU SPRYT PRZEMYTNIKÓW I HUMANITARYZM PRAWA PAŃSTW E UROPY państwach status uchodźcy już im nie przysługuje. Ideą konwencji genewskiej z 1951 roku jest zapewnienie ochrony osobom, których życie jest zagrożone, a nie takich, które chcą poprawić swój byt ekonomiczny. Być może w przyszłości państwa zdecydują się na zmianę definicji uchodźcy. Marzeniem wielu mieszkańców Bliskiego Wschodu i Afryki Północnej jest dostanie się do Europy. Aby to osiągnąć są w stanie zaryzykować własne życie. Wykorzystują to przemytnicy, którzy zwietrzyli w przemycie imigrantów interes, na którym można dobrze zarobić. Szlak turecko-grecki stał się główną trasą, którą do Europy próbują dostać się mieszkańcy Syrii, Afganistanu, Pakistanu czy Erytrei. Przemytnicy znają prawo obowiązujące w Grecji i korzystają z niego, aby zmusić greckie służby do przejęcia imigrantów. Wysyłają sygnał SOS do straży przybrzeżnej, a kiedy ta odpowiada, przewracają łódź ze swoimi pasażerami czy też przedziurawiają wypełniony nimi ponton. Straż przybrzeżna jest prawnie zobowiązana do podjęcia natychmiastowej akcji ratunkowej. W tym czasie przemytnicy korzystając z zamieszania wracają na turecki czy libański brzeg. Ostatnio przestępcy ograniczyli swoje ryzyko do minimum. Wybierają greckie wyspy położone jak najbliżej tureckiego wybrzeża, takie jak Lesbos czy Kos, do których przepłynięcie trwa zaledwie 20 do 30 minut. Umieszczają niewielkie grupy imigrantów w pontonach, a sami pozostają na brzegu. Widząc zbliżający się statek dają sygnał imigrantom do przedziurawienia pontonu. Sposób ten jest bezpieczny dla przemytników, których coraz trudniej złapać, ale kosztuje życie uchodźców. Z kryzysem imigracyjnym w Europie wiążą się liczne problemy prawne niezależne od problemów politycznych. Środki masowego przekazu nie zawsze zawracają sobie głowę subtelnymi aspektami prawnymi. Słów takich jak „imigrant”, „uchodźca” używają zamiennie, w sposób dowolny i przypadkowy. Tymczasem uchodźcy uciekają przed prześladowaniami, a imigranci wyjeżdżają z innych powodów, np. ekonomicznych. Uchodźcy są chronieni przez prawo unijne i międzynarodowe, natomiast imigranci podlegają prawu wewnętrznemu państw, do których przybywają. Obecne regulacje prawne okazują się niewystarczające. Może prawo dotyczące uchodźców wymaga rewizji? AZYLANT – A KTO TO TAKI ? Jedną z form ochrony udzielanej uchodźcom jest przyznawanie azylu. Prawo do azylu zostało zapisane w Powszechnej deklaracji praw człowieka z 1948 r. Jest ono również gwarantowane w Karcie praw podstawowych Unii Europejskiej. Państwa europejskie pielęgnują długą tradycję udzielania schronienia osobom prześladowanym. W prawie unijnym rozporządzenie Dublin II reguluje procedury przyznawania azylu. Tylko jedno państwo członkowskie jest odpowiedzialne za rozpatrywanie wniosku o schronienie. Celem jest zapobieganie odsyłaniu osób ubiegających się o azyl z jednego kraju do drugiego, a także zapobieganie nadużyciom systemu poprzez składanie kilku wniosków przez jedną osobę. Wniosek należy złożyć w pierwszym państwie członkowskim, którego granica zostanie przekroczona. W przypadku złożenia wniosku w kolejnym państwie, wnioskujący zostanie odesłany do państwa pierwszego. Przy udzielaniu azylu należy brać pod uwagę zasadę jedności rodziny. Zapewnia ona „prawo do łączenia rodzin obywateli państw spoza UE przebywających legalnie na terytorium państw UE”. Prawo to stosuje się wobec małżonków oraz małoletnich dzieci azylantów. W prawie polskim nieco inaczej definiowany jest azyl. Zgodnie z Konstytucją Rzeczypospolitej Polskiej cudzoziemcowi przysługuje prawo do azylu na zasadach określonych w ustawie. Ustawa o udzielaniu cudzoziemcom ochrony na terytorium Rzeczypospolitej Polskiej pozwala na udzielenie azylu cudzoziemcowi na jego wniosek, gdy jest to niezbędne do zapewnienia mu ochrony oraz kiedy przemawia za tym ważny interes Rzeczypospolitej Polskiej. Pozbawianie azylu następuje w razie ustania przyczyny, dla których został udzielony lub gdy azylant prowadzi działalność skierowaną przeciwko obronności, bezpieczeństwu państwa albo bezpieczeństwu i porządkowi publicznemu. Decyzje w sprawach udzielania i pozbawiania azylu wydaje szef Urzędu do Spraw Cudzoziemców za zgodą ministra spraw zagranicznych. Jędrzej Kmieć 9 NOTABENE R OZMOWA NUMERU Międzycywilizacyjnej wojny nie przewiduję R OZMAWIA : M AGDALENA K RUPSKA Jedni widzą w nich ofiary wojny i prześladowanych. Dla innych są tylko problemem i zagrożeniem europejskich wartości. Ich obecność stała się dziś faktem. Uchodźcy szturmują Europę i przez długi czas nie znikną z dyskusji publicznej.O kłopotach z uchodźcami i kłopotach z europejską tożsamością rozmawiam z dr hab. Katarzyną Górak-Sosnowską. 10 NOTABENE R OZMOWA NUMERU Magdalena Krupska: Na początku rozmowy chciałabym postawić tezę, iż kryzys migracyjny obnaża krok po kroku dysfunkcje systemu, w którym żyjemy. Nie szukając daleko, wystarczy przyjrzeć się definicji uchodźcy. Nastał czas na jej rewizję? Katarzyna Górak-Sosnowska: Problem dotyczy głównie naszego dyskursu publicznego, w którym dzielimy przybyszy na uchodźców i imigrantów ekonomicznych, wyrokując od razu kto powinienotrzymać pomoc, a kto nie. Oczywiście granice pomiędzy jedną a drugą kategorią są płynne. Jeżeli ucieka osoba z obozu dla uchodźców w Libanie, to w świetle konwencji genewskiej nie jest uchodźcą, mimo że nie może dłużej przebywać w przepełnionym obozie, w którym warunki życia zdecydowanie uwłaczają standardom XXI wieku. Abstrahując już od definicji, uważam, że przedefiniowania i omówienia wymaga fundament symboliczny Unii Europejskiej, a co za tym idzie–nasze wartości kutrowe. Z jednej strony mówimy o sobie, że mamy silny kręgosłup moralny i różnimy się w tym na przykład od państw Zatoki Perskiej. Z drugiej natomiast moment próby ukazał zasadniczą wyrwę w tym fundamencie moralnym i kompletny brak spójności w prezentowanych przez Europę wartościach. Powrócę jeszcze do moich wątpliwości terminologicznych. Dzisiejszych przybyszy trudno dopasować do standardów konwencji genewskiej. Uciekają z ojczyzny w obawie przed prześladowaniem i wojną, ale uzurpują sobie również prawo do wyboru kraju, w którym otrzymają status uchodźcy. Moim zdaniem nie chodzi tu już tylko o ochronę życia, ale coraz bardziej o zabezpieczenie socjalne. Może powinniśmy ich określać mianem uchodźców ekonomicznych? Zjawisko, z którym obecnie mamy doczynienia może wydawać się duże, ze względu na to, że nas zaskoczyło. W sumie daliśmy się zaskoczyć, bo już od początku wakacji donoszono o przemierzających Morze Śródziemne łódeczkach, psujących krajobraz turystom przebywającym w Grecji, Hiszpanii czy we Włoszech. Gdy uwypuklimy element ekonomiczny i zaczniemy posługiwać się hybrydowym pojęciem, to automatycznie robimy z tych ludzi oportunistów. Ale przecież Syryjczycy nigdy wcześniej masowo nie wyjeżdżali, bo nie mieli ku temu powodów. Syria, mimo że była krajem autorytarnym, to całkiem dobrze rozwiniętym i nie było potrzeby wyjazdu. Dziś Syryjczycy masowo opuszczają swój kraj, który praktycznie nie istnieje. Powodem nie jest chęć polepszenia statusu materialnego, ale trwająca od 4 lat wojna domowa spotęgowana panoszeniem się Państwa Islamskiego. Trudno w tym przypadku mówić o pobudkach ekonomicznych. Prawicowi politycy i publicyści dopatrują się w tych masowych wędrówkach koranicznej hidżry. Jest to na pewno bardzo dobry sposób na to, żeby straszyć. Mało kto wie, co to jest ta hidżra, a większość słów z języka arabskiego brzmi złowrogo. Zamiast powiedzieć, że ludzie uciekają przed wojną to wmawia się społeczeństwu, że to hidżra. Niewątpliwie brzmi to strasznie. Hidżra jest lokalną wędrówką z Mekki do Medyny prześladowanego Mahometa. W tym sensie może to być hidżra, bo ci ludzie uciekają również przed niebezpieczeństwem, a nawet możemy przypuszczać, że ich niebezpieczeństwo w Syrii jest wielokrotnie większe niż to, które dotyczyło Mahometa. Wracając do kuriozalności użycia tego terminu, to analogicznie Notes T B Nie wiem w jaki sposób kilkanaście tysięcy muzułmanów w czterdziestomilionowym kraju miałoby doprowadzić do zaniku tożsamości polskiej. Nie rozumiem tego. możemy powiedzieć, że na Ukrainie toczy się dżihad. To będzie tak samo adekwatne użycie tego słowa. Wiadomo, że tu chodzi tylko o zastraszenie. Porównując tamtą i tę hidżrę widzimy, że są to całkiem inne jakości. Robienie z ofiar wojny osób, które specjalnie dokonują inwazji na Europę w moim odczuciu jest wręcz niesmaczne. Zaskakuje mnie stosunek muzułmanów polskich do fali uchodźców. Nierzadko są oni bardziej sceptyczni niż statystyczny Polak. A przecież łatwiej im zrozumieć swoich braci wwierze, posługująsię tymi samymi kodami kulturowymi. 11 NOTABENE R OZMOWA NUMERU Co do rozumienia kodów kulturowych byłabym ostrożna. Tatar owszem jest muzułmaninem, ale to nie oznacza, że będzie posługiwał się i rozumiał kody kulturowe muzułmanów z Syrii. To tak jakby powiedzieć, ze nasze kody kulturowe są tożsame z kodami chrześcijan z Kolumbii. To samo tyczy się muzułmanów. W przypadku sceptycyzmu niektórych muzułmanów w Polsce wobec fali uchodźców ważny jest jednak jeszcze jeden element: muzułmanie w Polsce nie są panami własnej tożsamości. To co my wiemy o islamie i co mówimy o islamie, nijak się ma do tego kim są nasi muzułmanie w Polsce i jak się zachowują. Nie mamy z nimi żadnych problemów, a mimo to nie lubimy muzułmanów. To oni padają ofiarącałej nagonki związanej z uchodźcami. Nic dziwnego, że część z nich chciałaby się jakoś od tego odciąć. państwach europejskich.I nna sprawa to kultura osób przybywających do Europy. Przybywają do nas ludzie o zróżnicowanym kapitale kulturowym. Brak wykształcenia, analfabetyzm, niedostosowanie się tych ludzi do naszej kultury i poziomu rozwoju może wywołać szok kulturowy. Zmniejsza on z pewnością szansę na akulturację i awans społeczny. Myślę, że problemem nie jest tu sam islam, ale bardzo zróżnicowany bagaż kulturowy, z którym przybywają imigranci. Notes T B Tatar owszem jest muzułmaninem, ale to nie oznacza, że będzie posługiwał się i rozumiał kody kulturowe muzułmanów z Syrii. To tak jakby powiedzieć, ze nasze kody kulturowe są tożsame z kodami chrześcijan z Kolumbii. To samo tyczy się muzułmanów. Porozmawiajmy o możliwości asymilacji. Czy islam jako system społeczno-polityczny można w pełni pogodzić z wartościami zachodniej demokracji? Mam problem z pojęciem asymilacji, bo oznacza ono zatracenie własnej tożsamości, własnego pochodzenia. Ja bym była bardziej za integracją, aniżeli asymilacją. Nie wyobrażam sobie, że muzułmanin, który przyjedzie do nas z I raku będzie musiał inaczej wyglądać, zmienić imię i nazwisko, nauczyć się języka polskiego w pierwszym pokoleniu, bo to nie ukrywajmy będzie trudne, o ile w ogóle wykonalne. Nie da się tak zasymilować. Można się zintegrować. Jak popatrzymy na kilkunastomilionową społeczność muzułmańską w Unii Europejskiej to w dużej mierze proces integracji zakończył się sukcesem. Tylko, że o tym się nie mówi. Przywołuje się tylko dzielnice w Szwecji, gdzie panuje szari’at, a nie wspomina o muzułmańskich europarlamentarzystach, posłach, czy burmistrzach w Wielkiej Brytanii. Gdy Europa przyjmowała pierwszych imigrantów z Bliskiego Wschodu nie traktowano ich podmiotowo. Nie zastanawiano się nad tym, że ci ludzie będą mieli własne potrzeby, że potem uzyskają obywatelstwo i będę domagać się własnych praw. Traktowano ich wtedy jako potrzebną siłę roboczą, z góry zakładając tymczasowość zjawiska. Społeczeństwa europejskie na bieżąco uczą się wielokulturowości. Polityka multi-kulti pojawiła się, gdy zaczęto łączyć rodziny i gdy na świat przyszły pierwsze pokolenia dzieci imigrantów urodzonych w Wsłuchując się w opinie Europejczyków dotyczących kryzysu imigracyjnego, możemy dostrzec wiele lęków i fobii. Przywoływany jest strach przed innością, ekstremizmem i utratą tożsamości. A może to w Europie i w Europejczykach tkwi największy problem? Zatraciliśmy przez lata swoją tożsamość i to jest źródłem panicznego strachu przed tymi, których tożsamość jest silnie zdefiniowana. Nie wiem w jaki sposób kilkanaście tysięcy muzułmanów w czterdziestomilionowym kraju miałoby doprowadzić do zaniku tożsamości polskiej. Nie rozumiem tego. Być może Polacy, którzy w ten sposób rozumują mają problem z własną tożsamością. Co się tyczy Europy, to znowu mam wątpliwości czy milion uchodźców, który przyjedzie do Europy tak bardzo zawładnie naszą kulturą. Muzułmanie już oddawna są na kontynencie. Nie wiem ile lat musia- 12 NOTABENE R OZMOWA NUMERU łoby upłynąć, aby ta mniejszość stała się większością, a powtarzany mit o islamizacji Europy ziścił. Na razie nie ma demograficznych ku temu podstaw. Muzułmanin nie jest maszynką do robienia dzieci. Badania Pew Research Center wskazują, że z kolejnymi generacjami dzietność muzułmanów się obniża i dostosowuje do średniej europejskiej. Nie widzę w niej większego zagrożenia. Również zgadzam się z tą opinią. Jednak obserwując amerykańskie poczynania w Iraku, nauczyliśmy się, aby trzymać ręce z dala od Bliskiego Wschodu. W Arabskiej Wiośnie nie było aż tak dużego zaangażowania Europy, może trochę w Libii, ale dostaliśmy wtedy po nosie. Po obaleniu Kaddafiego Libia stała się w zasadzie państwem upadłym. Nasze zaangażowanie w Syrii ogranicza się tylko do grożenia palcem, a dzisiejszy ciężar walki przeszedł właściwie na Rosję, która wreszcie zdecydowała się coś zrobić, realizując przy tym oczywiście swoje partykularne interesy. W tym kontekście odrobiliśmy lekcję, jednak to, co teraz widzimy jest konsekwencją naszych wcześniejszych poczynań. Może gdyby Amerykanie nie wkroczyli do Iraku, kraj nadal trzymałby w ryzach dyktator Saddam Husajn i nie byłoby dziś problemu Państwa Islamskiego. Kryzys pokazał wiele dysfunkcji. Mamy problem z europejską tożsamością, mamy problem z definicją uchodźcy, polityką migracyjną. Moim zdaniem kryzys pokazał jeszcze coś bardzo ważnego. Jest dowodem na to, że wieloletnia destabilizacja regionu i mieszanie się w sprawy Bliskiego Wschodu ma namacalne skutki. Dziś jest to fala uchodźców. Europa jest sama sobie winna tej sytuacji? Może Pani stwierdzenie jest trochę za ostre, ale jest w nim sporo racji. Na pewno nie tylko Europa jest winna tej sytuacji, bowiem trzeba pamiętać o zaangażowaniu Stanów Zjednoczonych. Ja jednak jestem umiarkowaną optymistką w tej sprawie. Nie jestem przekonana, że statystyczny przeciwnik uchodźców będzie analizował problem migracyjny w kontekście światowej polityki i zaangażowania Europy na Bliskim Wschodzie. Szukając dobrych stron tego kryzysu, chciałabym zwrócić uwagę na postawę prezentowaną przez wiele środowisk pozarządowych, które zaczęły zwalczać falę „hejtu” w polskim Internecie. Co więcej, wreszcie pojawiły się badania i publikacje na ten temat, a tego typu zachowania zaczęły być szeroko piętnowane. Oznacza to, że my jako społeczeństwo uczymy się, wyciągamy wnioski i „przepracowujemy” tę sytuację. Co prawda, powoli i z dużą dozą żółci wylewaną ze wszech stron, ale robimy postęp. Jeżeli chodzi o odrobienie lekcji przez unijnych decydentów, to sadzę, że ten kryzys dał im sporo do myślenia. Proszę tylko popatrzeć, jaki byłby dziś problem z wysłaniem wojsk do Syrii. Przecież skonsolidowane siły Unii Europejskiej bez problemu rozgromiłyby tzw. kalifat. Kończąc, chciałabym zacytować fragment ze Zderzenia cywilizacji Huntingtona. „Zachodni uniwersalizm jest niebezpieczny dla świata i może doprowadzić do wielkiej międzycywilizacyjnej wojny”. Czy Pani zdaniem to nadal political fiction, czy sukces Państwa Islamskiego i ten kryzys migracyjny to już preludium do realizacji tego scenariusza? Zgadzam się z tym, że Zachód stara się narzucać światu swój system wartości. Zawsze zestawiam z Zachodem Chiny, które choć mają również swoje interesy w Syrii, w Afryce Północnej, na Bliskim Wschodzie, to siedzą cicho i się nie wychylają. Nie mają tej wielkiej misji zbawiania świata i niesienia kaganka oświaty i demokracji. Czy to będzie zderzenie cywilizacji? Uważam, że nie. Bo czy Państwo Islamskie jest ucieleśnieniem cywilizacji muzułmańskiej? Ono tylko chce, aby było w ten sposób postrzegane. Czy do cywilizacji muzułmańskiej należą muzułmanie mieszkający w Europie? Nie, bo czują się Europejczykami i mówią lepiej po holendersku niż po arabsku. Dziś granice cywilizacji zmieniają się dosyć szybko, a konflikty owszem będą występowały, ale nie będą miały podłoża cywilizacyjnego. Zauważam natomiast polaryzację i radykalizację na linii prawica – lewica i to w niej dopatruję się źródła przyszłych napięć. Spotkałam się z opinią, że pokonanie Państwa Islamskiego zajęłoby Europie nie więcej niż trzy miesiące. Wydaje mi się, że problemem nie jest Państwo Islamskie, tylko brak alternatywy dla jego panowania. Bliski Wschód nie lubi przecież próżni… 13 NOTABENE TEMAT NUMERU Szlaban do raju A GATA J ASIEŃCZUK W minionych tygodniach Europa znalazła się na niebezpiecznym zakręcie. Lawinowy napływ imigrantów obnażył nieudolność i brak jednomyślności Unii Europejskiej. Niemcy, które stały się samozwańczym liderem w walce z kryzysem migracyjnym, poniosły klęskę, znacząco przeceniając własne możliwości. Kanclerz Angela Merkel dała jasny sygnał, że popełniła błąd w ocenie sytuacji. 14 NOTABENE TEMAT NUMERU MEANDRY NIEMIECKIEJ POLITYKI MIGRACYJNEJ robotników zakończył się formalnie w 1973 r., gdy rząd Willy’ego Brandta wprowadził oficjalny zakaz dalszej rekrutacji pracowników z zagranicy. Była to odpowiedź na narastające problemy społeczne i obawy przed przegrzaniem się gospodarki. Pomimo konsekwentnego prowadzenia polityki reglamentacji dostępu do zatrudnienia dla cudzoziemców w Niemczech, nie słabnie popularność emigracji zarobkowej do tego kraju. W obliczu negatywnych trendów demograficznych i globalnej konkurencji Niemcy potrzebują imigrantów – szczególnie tych wysoko wykwalifikowanych. Napędza to koniunkturę i umożliwia utrzymywanie stabilnej sytuacji gospodarczej. Niemcy, przyjmując uchodźców, kierują się więc nie tylko moralnym obowiązkiem– zmusza ich do tego sytuacja gospodarcza oraz brak fachowców w wielu branżach. Pojawiły się nawet projekty rozszerzenia obowiązywania tzw. Blue Card (dokumentu ustanowionego przez Radę Unii Europejskiej w 2009 roku, umożliwiającego pobyt i pracę na terytorium państw członkowskich UE) również na dobrze wykształconych uchodźców oczekujących na azyl. Po drugiej wojnie światowej Republika Federalna Niemiec z kraju emigracyjnego stopniowo zmieniała się w kraj imigracyjny, choć kwestia ta stanowiła temat tabu w debatach publicznych i politycznych. We współczesnych Niemczech dochodzi do zmiany spojrzenia na politykę imigracyjną i poszukiwanie elastycznych rozwiązań na miarę naszych czasów. Prawo do azylu jest zagwarantowane na podstawie art. 16 konstytucji oraz Konwencji genewskiej dotyczącej uchodźców, Europejskiej konwencji o ochronie praw człowieka i innych umów międzynarodowych. W 1993 roku uchwalono ustawę o świadczeniach dla osób ubiegających się o azyl, która ograniczyła zakres osób mogących się starać się o legalne pozostanie i ochronę prawną na terenie Niemiec. O status uchodźcy nie mogą wnioskować obywatele bezpiecznych państw trzecich (np. kraje graniczące z RFN) i bezpiecznych krajów pochodzenia (klasyfikacja wg ustawy). Powojenna historia RFN jest historią imigracji. Po roku 1945 rozpoczęły się migracje powrotne osób pochodzenia niemieckiego. Ponadto w latach 50. niemiecka gospodarka weszła w fazę odbudowy i dlatego potrzebowała wielu nowych rąk do pracy. W latach 60. po raz pierwszy wystąpiła sytuacja, gdy miejsc pracy było więcej niż siły roboczej. Luki na rynku zaczęli wypełniać robotnicy kontraktowi, zwani Gastarbeiterami, sprowadzani na podstawie umów bilateralnych z Europy Południowej. Byli to przede wszystkim obywatele jednoczącej się Europy oraz (z przyczyn politycznych) Turcji i Jugosławii. Część imigrantów zarobkowych pochodziła również z krajów pozaeuropejskich, takich jak Maroko, Tunezja czy Korea. Ogromną rolę w zwiększaniu liczby imigrantów w strukturze społecznej RFN odegrał trend do przekształcania się czasowych imigracji zarobkowych w wyjazdy definitywne, co było stymulowane procesem łączenia się rodzin. Pierwsze fale ekonomicznych migrantów odegrały pozytywną rolę dla niemieckiej gospodarki – stymulując jej rozwój i przyczyniając się do wzrostu ogólnego dobrobytu społecznego. Polityka zatrudniania cudzoziemców upowszechniła się na początku lat 60. XX w. Niemcy postrzegali przypływ ludności z zagranicy jedynie w ekonomicznych kategoriach przejściowych i rotacyjnych – brakowało całościowej koncepcji polityki imigracyjnej, skierowanej na integrację tej ludności ze społeczeństwem niemieckim. Okres regulowanego przez państwo importu Notes T B szef MSZ Niemiec FrankWalter Steinmeier zaapelował, by Polska i Niemcy wspólnie zainicjowały nową europejską politykę azylową. Z drugiej strony niemiecka kanclerz próbuje narzucić innym państwom swoje zdanie. ZIEMIA OBIECANA Od kilkunastu miesięcy notowany jest wzmożony napływ uchodźców z regionów dotkniętych konfliktami oraz imigrantów zarobkowych. Napływ migrantów powoduje wiele problemów oraz wzrost antyimigranckich nastrojów społecznych. Obecna fala uchodźców w RFN jest największą od połowy lat 90., gdy odnotowany był napływ tysięcy uchodźców z Bałkanów. Tendencja wzrostowa zaczęła być 15 NOTABENE TEMAT NUMERU Niepokój budzą przewidywane koszty utrzymania migrantów i ich integracji na rynku pracy. Według prognoz w 2016 r. na niemiecki rynek pracy trafi od 240 do 460 tys. migrantów. Mimo wolnych 600 tys. etatów, wielu cudzoziemców może pozostać bez zatrudnienia z powodu zbyt niskich kwalifikacji. Zwiększy to obciążenie systemu socjalnego i spowoduje wzrost bezrobocia. Jak wynika z danych przygotowanych przez Federalne Ministerstwo Pracy i Spraw Socjalnych mniej niż 10 proc. migrantów ma kwalifikacje niezbędne do zaadaptowania się na niemieckim rynku pracy, inaczej niż w przypadku migrantów z Europy ŚrodkowoWschodniej po otwarciu rynku pracy w Niemczech. Istnieje ryzyko, że pracodawcom nie będzie się opłacało szkolić i zatrudniać migrantów w warunkach obowiązującej w RFN płacy minimalnej (8,5 euro zagodzinę). ponownie widoczna od 2008 roku (ponad 28 tys. wniosków o azyl) i stale rośnie. Według szacunków Federalnego Urzędu ds. Migracji i Uchodźców (BAMF – Bundesamtfür Migration undFlüchtlinge), który jest odpowiedzialny za rozpatrywanie wniosków azylowych, do końca roku wpłynie ich nawet 800 tys. Niemcy są krajem, w którym składanych jest najwięcej takich wniosków w Europie – szczególnie przez uciekinierów z najbardziej zapalnych i niestabilnych państw świata – Syrii, Iraku i Afganistanu. Uchodźcy szukają tu bezpieczeństwa i poprawy warunków życia. Przyciąga ich również dostępność świadczeń socjalnych dla osób ubiegających się o azyl. Na początku pobytu RFN gwarantuje im nocleg, wyżywienie i odzież oraz ponad 140 euro „kieszonkowego” dla osoby dorosłej i przynajmniej 84 euro na dziecko. Później po opuszczeniu ośrodka (co następuje z reguły po kilku miesiącach), osoba taka otrzymuje 359 euro i ma zapewnione mieszkanie. Według szacunków utrzymanie 800 tys. imigrantów, którzy napłyną do końca tego roku będzie potrzebne 10 mld euro (12,5 tys. euro na osobę rocznie). M ERKEL W OGNIU KRYTYKI Zaczynając od najszerszego spojrzenia na problematykę migracji, nie trudno zauważyć, że obowiązująca dotychczas europejska polityka migracyjna jest nieadekwatna do aktualnych potrzeb. Niemieccy politycy domagają się 16 NOTABENE TEMAT NUMERU zmian unijnego prawa azylowego oraz ustalenia kontyngentów azylantów dla wszystkich państw członkowskich Unii Europejskiej opartego na zasadzie solidarności i współodpowiedzialności. Miało to swoje odzwierciedlenie na przykład podczas obchodów 50. rocznicy opublikowania (przez Radę Niemieckich Kościołów Ewangelickich) tzw. Memorandum Wschodniego na rzecz pojednania z Polską, gdy szef MSZ Niemiec Frank-Walter Steinmeier zaapelował, by Polska i Niemcy wspólnie zainicjowały nową europejską politykę azylową. Z drugiej strony niemiecka kanclerz próbuje narzucić innym państwom swoje zdanie. Decyzja Angeli Merkel, podjęta na początku września, bez konsultacji z władzami krajów związkowych, o przyjęciu około 10 tys. uchodźców z Syrii, którzy koczowali na dworcu Keleti, była szeroko komentowana zarówno w samych Niemczech, jak i w innych krajach UE. Przyjęcie azylantów bez zachowania rutynowych procedur biurokratycznych zostało uznane za zachętę do masowych przyjazdów do Niemiec. Kanclerz, odpierając zarzuty pod swoim adresem tłumaczyła, że była to jednorazowa akcja spowodowana nadzwyczajną sytuacją i podyktowana względami humanitarnymi. Problemy z uciekinierami stają się coraz poważniejsze i przyczyniają się do kryzysu politycznego w Niemczech. Pojawiają się rozbieżności stanowisk prezentowanych przez czołowych polityków, landy, którym brakuje pieniędzy na przyjmowanie imigrantów buntują się coraz bardziej, a opozycja i publicyści coraz częściej wytykają kanclerz polityczne błędy. Wizerunek Merkel słabnie z dnia na dzień – choć większość mediów ciągle jeszcze wspiera jej liberalną i przychylną wobec uchodźców postawę. nimi swoje granice. Zwrot o 180 stopni w polityce kanclerz oznacza przyznanie się do błędu w ocenie politycznej, co nie przydarzyło jej się w ciągu 10 lat sprawowania tej funkcji. Zdaniem opiniotwórczego dziennika Sueddeutsche Zeitung niemiecka polityka „poniosła fiasko z powodu sprzeczności pomiędzy moralnymi i prawnymi obowiązkami, gwarantującymi każdemu uciekinierowi wojennemu azyl, a rozmiarami tego problemu”. Obecnie Berlin postanowił ograniczyć obowiązywanie układu z Schengen, poprzez zamknięcie swoich granic dla imigrantów i postawienie w stan gotowości dodatkowych jednostek policji, choć kanclerz wcześniej głośno mówiła, że nie jest zwolenniczką takich rozwiązań. Ponadto pojawiły się próby zaostrzenia niemieckiej polityki azylowej. Celem projektu jest zniechęcenie masowo napływających do RFN imigrantów poprzez wzmocnienie tzw. regulacji dublińskiej, zgodnie z którą uchodźca powinien złożyć wniosek o azyl w pierwszym kraju Unii Europejskiej, którego granicę przekroczył.Uchodźcy, którzy trafili do Niemiec przez inne kraje unijne, traciliby automatycznie prawo do pracy i świadczeń socjalnych – mogliby liczyć tylko na zapewnienie biletu i prowiantu na podróż do swojego kraju. KOLOS NA GLINIANYCH NOGACH Niemcy poniosły klęskę – najpierw ściągając na Europę falę imigrantów, a następnie próbując zmusić inne państwa do zmierzenia się z konsekwencjami kryzysu. Doprowadziło to do obnażenia niekompetencji służb migracyjnych poszczególnych krajów oraz ogólnej nieudolności administracyjnej. Republika Federalna Niemiec zamykając swoje granice dała jasny sygnał, że nie jest w stanie poradzić sobie z większą ilością azylantów i samodzielnie zmienić polityki migracyjnej UE. Nasuwa to refleksję na temat realnych możliwości roztoczenia opieki nad ludźmi, którzy jak mało kto potrzebują pomocy. Podczas gdy sytuacja na świecie robi się coraz mniej stabilna, europejski olbrzym w dziedzinie pomocy humanitarnej zaczyna chwiać się pod ciężarem zaciągniętych zobowiązań. Jedyną szansą na odciążenie Niemiec jest rozłożenie odpowiedzialności za uchodźców na inne państwa europejskie. Politycy i ich elektorat muszą dokonać wyboru między budowaniem murówi organizowaniem masowych zatrzymań a znalezieniem sposobu na podtrzymanie europejskiej otwartości i zatrzymanie napływu ludności do Europy. Agata Jasieńczuk POLITYCZNE ZWROTY AKCJI Kontradyktoryjna polityka rządu budzi w RFN już nie tylko zdziwienie, lecz również protesty, np. ze strony szefa bawarskiej partii CSU Horsta Seehofera, który ostro zaatakował Angelę Merkel, wytykając jej nieodpowiedzialne i nielogiczne postępowanie.Pojawiają się również niekorzystne komentarze, np. Alan Posener w De Weltostro krytykuje kanclerz za jej arogancki styl polityki i rujnowanie europejskiej solidarności. Z jednej strony Niemcy ostro krytykują Węgry oraz kraje Europy Środkowo-Wschodniej za ich negatywny stosunek do imigrantów i brak solidarności z Europą, a z drugiej sami najpierw zapraszają uchodźców, a potem zamykają przed 17 NOTABENE A FRYKA Mobile industry in Africa A LICJA C HRUSZCZEWSKA Mobile industry in Africa is growing at a fast pace. Mobile phones cedes do be luxurious goods and are becoming widely common not only among the richest in the big cities but also among those poorer in rural areas. It is a tantalizing promise for telecom companies and internet commerce industry but also a herald of socio-economic changes. Future shape of this growth depends now mainly from regional policy-makers. A BIG PICTURE In 2014 the broader mobile industry brought 5,7% increment to the aggregated GDP of sub-Saharan African countries (which gives 100 billion USD in economic value). According to GSMA, British telecom, research, due to increasing interest in the industry, those numbers are expected to grow up to 8,2 % by 2020. A mobile industry Why mobile services are considered as a sustainable, driving factor for an economy growth overall? That is because it gives a contribution not only for a well-being of the individuals but also for the whole budget of the state. 18 NOTABENE A FRYKA also supported 4,4 million jobs in the region in 2014 and this figure is predicted to increase to 6 million by 2020. What’s more, it provides a steady income to the budget (via taxation and regulatory licenses). This optimistic prognosis is dictated mainly by great demographic conditions and growing middle class and hence growing rate of consumerism. Mobile penetration rates in two of the most populous countries in the region, Ethiopia and Nigeria, stand at 23% and 31% respectively. These two countries alone, with a combined population of almost 300 million, will account for 40% of the total number of new subscribers in the region in the period to 2020. Other countries expected to record strong subscriber growth during the same period include Cameroon, Kenya, Mozambique, Tanzania and Uganda. The industry’s optimism it is also driven by reasonable economic calculation. The regional average HH Index (Herfindahl-Hirschman Index), which stands for a level of competition in the market, represent figure of 4,834, the lowest globally. What’s more mobile phones, including smartphones, become more and more affordable. Cheap equivalents of leading brands mainly form Asian vendors companies like Huawei and Lenovo or Android One, developed by Google Inc. make it more affordable for a regular citizen. Botswana, Ghana, Senegal, Rwanda. A large number of tech start-ups in the region have also developed outside of incubators. Some of the biggest start-ups in Nigeria fall into this category, including Konga, Wakanow, Iroko and Paga. The outlook for start-ups in the region continues to improve, benefiting from the increasing availability of higher speed mobile broadband. Most common startups concern , social network, entertainment, transportation and local messaging apps. A flourishing app economy in the region therefore paves a way for online purchases, such as online-shopping or hotel booking. One particular success story is Jumia, which was founded in 2012 with funding from Rocket Internet. The firm has expanded across the region from its original base in Nigeria, with local sites in several countries, including Kenya, Tanzania, Cameroon, Senegal, Uganda and Ghana. The region is seeing continued migration to higher speed mobile broadband networks. Commercial 3G ne- Notes T The industry’s optimism it is also driven by reasonable B economic calculation. The regional average HH Index (Herfindahl-Hirschman Index), which stands for a level of competition in the market, represent figure of 4,834, the lowest globally. I NDUSTRY Let’s imagine that the prognosis was implemented to the reality. Smartphones are affordable, and almost everyone has one. What’s next? There is a room for many more actors at this table. A ubiquitous presence of mobile phones and smartphones opens a pervasive space for new projects and innovations. Mobile finance, IT incubators, tech-labs, internet and electricity grid infrastructure and many more. Technology innovations have gained momentum in SubSaharan Africa over the last five years. Nairobi in Kenya – referred to as ‘Silicon Savannah’ – has been the epicentre of this development and has been leading innovations in areas such as mobile money (M-Pesa) and crowdsourcing (Ushahidi). But a number of incubators and accelerators have sprung up all across the region not only in Nairobi. When it goes to mobile applications usage among population, South Africa is a leading one. But the others are catching quickly, notably in Nigeria, tworks had been launched in 41 countries across Sub-Saharan Africa as of June 2015, while 4G networks had been launched in 23 countries. However the overall number of internet users is still low and power shortages unable to fully benefit from this shift. WHAT IT GIVES TO THE PEOPLE Mobile technology plays a central role in addressing a range of socio-economic developmental challenges across the region. Many of the companies have a positive social impact while still having underlined business mo- 19 NOTABENE A FRYKA dels. They goals are mainly connectivity- to get to the furthest corner, financial inclusion, poverty eradication, digital agriculture innovations, health and education. Although the vast presence of portable phones not everyone equally benefits form it . After closing up a structure of users, it can be acknowledged that women are less like to use mobile apps by 13 %. It is explained by their a fear of public harassment (often with sexual context via social applications) or a threat of robbery (since usage of fancy mobile phone might be a symptom of welfare). It is also explicable with education gap. According to World Bank data, while primary education is more or less equal between sexes, secondary and higher is most commonly reserved for boys. Operators, governments and regulators all have a role to play in addressing these challenges. One of the most important direct benefits that are brought to people by mobile phones is financial inclusion. It gives them an immediate possibility to improve their living conditions or start their own small business. Microfounding that promotes entrepreneurship behavior on a local scale, GiveDireclty, which is a new approach for a charity that targets extremely low-income households and transfers cash to households in developing countries via mobile phone-linked services, or just regular transfers send by family members working in bigger cities. This phenomenon increases dramatically a velocity of money within economy, which therefore gives an incentive to speed it up. In many countries number of a newly registered mobile money accounts exceeds a number of private bank accounts. Now, already 36 countries of sub-Saharan Africa use mobile money system, noting that probably on the post spectacular scale it started in Kenya, where now almost half of the 40 million population own a mobile money wallet. What’s interesting is a structure of the market. There is not one but multiple operators acting within those countries (important to mention an exception, namely Ethiopia that has a single operator), giving an aggregated number of more than 130 operators based in the African content. That might be a herald of mergers and acquisitions among telecom industries in order to outline optimal and sustainable business model. The biggest already took place that was Tanzania (Tigo acquired Zantel in 2015), Kenya (Safaricom and Airtel jointly acquired Yu’s assets in 2014), Republic of the Congo (Airtel acquired Warid Telecom in 2014) and Uganda (Airtel acquired Warid Telecom in 2013). N OW THE BALL IS IN YOUR COURT! Telecom companies and new technology entrepreneurs have already paved a ground. Now everyone expects a response from local governments. Analysts predicts that current number of 367 million subscribers will increase from 20 up to 60 % till the end of this decade. Such wide variation range of possibility is explained by risky and unstable type of the region that represent African countries. The companies seek for a large profit and most likely, they will not leave this promising land. Insatiable markets, youngest world population and growing consumerism are justified incentives to stay, however, proper governmental strategy could stimulate it. Actions of country’s policy-makers and regulators, could therefore push those estimated figures to the upper limit. Through a well-designed regulatory framework and forward-looking national ITC strategy, regions would enjoy wide range of benefits provided by innovations of mobile tech and services. What governments could do is firstly to introduce incentives to encourage mobile operators to deploy infrastructure in remote and economically challenging areas. Secondly, they could revise their taxation policies to encourage adoption and usage of mobile services, together with greater investment in networks. What’s really important here is a question about luxury good tax. However, it is not only a case in African continent, it is noticed that in some developing countries, luxury goods tax is being imposed on smartphones. If we continue to perceive smartphones as luxury goods is will greatly limit the wide range of possibilities and development that may be possible otherwise. Finally, governments could hone their competition policies to improve the business case for rolling out new digital infrastructure and increasing connectivity. What is known for sure is uncertainty, but as they say, the higher the risk the higher profit can be. Alicja Chruszczewska 20 NOTABENE FELIETON: PAWEŁ R UMIŃSKI Zbankrutowana rewolucja? wiających mu walkę o czwartą kadencję. Jak na razie wciąż cieszy się poparciem większości boliwijskiego społeczeństwa, niewykluczone więc, że osiągnie swój cel. Zapewne nie obejdzie się jednak bez ostrego sprzeciwu środowisk opozycyjnych, które w 2008 r. na kontrolowanych przez siebie obszarach jawnie wystąpiły przeciw głowie państwa, roszcząc sobie niezależność administrowanych departamentów. Przed realną groźbą utraty stanowiska stoi natomiast Dilma Rousseff. Podejrzana o udział w aferze Petrobrasu (w okresie gdy pełniła funkcję prezesa państwowego giganta) brazylijska prezydent została wezwana przez opozycję do ustąpienia z urzędu. Jeżeli sama tego nie zrobi, jej przeciwnicy poddadzą ją procedurze impeachmentu. Prawnych podstaw ku temu dostarczył im właśnie Trybunał Obrachunkowy, który po raz pierwszy w historii odrzucił sprawozdanie budżetowe rządu, uznając, że władze manipulowały deficytem w 2014 r. podczas kampanii wyborczej. Wybrana w zeszłym roku na drugą kadencję prezydent nie może liczyć nawet na sympatię dotychczasowych zwolenników. Na skutek korupcyjnego skandalu popiera ją już tylko ok. 10 proc. Brazylijczyków. Tymczasem na północ od rzeki Rio Grande czuć już przedsmak walki o ster supermocarstwa. Sondaże każą przypuszczać, że do rozstrzygającego pojedynku staną była sekretarz stanu Hillary Clinton oraz ekscentryczny miliarder Donald Trump. Dla republikanów wystawienie kandydata o tak kontrowersyjnych poglądach jak Trump może okazać się problematyczne. Doświadczenie uczy, że o ile w prawyborach radykalizm popłaca, o tyle właściwe wybory wymagają umiejętności tonowania wypowiedzi. Poważne rozterki towarzyszą zapewne również demokratom. Nie jest pewne, czy konserwatywne amerykańskie społeczeństwo zaakceptuje pierwszego prezydenta płci pięknej. Kiedy w 1998 r. Hugo Chávez wygrał wybory prezydenckie w Wenezueli, nikt nie mógł przewidzieć, jak wielki wpływ na ten kraj i na cały region latynoamerykański będą mieć rządy byłego wojskowego. Kontrowersyjny przywódca kierował się ideami rewolucji boliwariańskiej, która w założeniu miała doprowadzić do spełnienia marzeń Simóna Bolívara o zjednoczonej Ameryce Łacińskiej. W praktyce dążenia te znalazły odzwierciedlenie w polityczno-gospodarczym sojuszu tych państw regionu, które podzielają socjalistyczny zapał Caracas i sprzeciwiają się neoliberalnej wizji rozwoju, promowanej przez Stany Zjednoczone. Z dzisiejszej perspektywy forsowana przez chavistów rewolucja boliwariańska wydaje się już sprawą przegraną. Pogrążoną w kryzysie Wenezuelę nie stać na hojną dystrybucję ropy naftowej do zaprzyjaźnionych krajów. Nawet jej najbliższy, najwierniejszy dotąd partner – Kuba, przełamał barierę antyimperialnej niechęci i wznowił stosunki dyplomatyczne z głównym ideologicznym wrogiem Wenezueli. Gospodarcza katastrofa największego eksportera ropy w Ameryce Łacińskiej stanowi poważną przestrogę dla gospodarek monokulturowych, opierających swój rozwój w dużej mierze na sprzedaży jednego surowca. Nie wiąże się ona jednak z porażką innych lewicowych administracji w regionie, nawet tych radykalnych. Wręcz przeciwnie, trudno obecnie wskazać jakieś realne polityczne zagrożenie dla ich liczebnej przewagi w tej części zachodniej hemisfery. Jak donosi think tank Stratfor, Evo Morales, prezydent Boliwii, ledwie odniósł zwycięstwo w zeszłorocznych wyborach, a już myśli o zmianach w konstytucji umożli- N Theories B Paweł Rumiński Gospodarcza katastrofa największego eksportera ropy w Ameryce Łacińskiej stanowi poważną przestrogę dla gospodarek monokulturowych. 21 NOTABENE A MERYKI Gra o tron A NNA K OZŁOWSKA Chociaż wybory na stanowisko prezydenta Stanów Zjednoczonych odbędą się za rok, sztaby wyborcze już od kilku miesięcy działają na najwyższych obrotach. Za nami już pierwsze debaty, spektakularne wzloty i upadki kandydatów. Przedwyborcza atmosfera zagęszcza się z dnia na dzień, a to dopiero początek wyścigu. J AK TO DZIAŁA? elekcji. Natomiast obywatele wybierają delegatów na konwencję krajową i głosują na kandydata, który będzie ubiegał się o stanowisko prezydenta z ramienia danej partii. Wyniki uzyskane podczas pierwszych prawyborów są najistotniejsze. Szczęśliwiec, który zdobędzie najwięcej głosów staje się faworytem wyścigu i zdobywa dużą popularność. Kolejny etap to wybory właściwe, które są podzielone na dwa etapy: głosowanie powszechne, w którym obywatele głosują na elektorów i ostateczny wybór prezydenta przez kolegium elektorskie. Zrozumienie właściwości elekcji i systemów wyborczych w Stanach Zjednoczonych nastręcza szeregu trudności. Mimo że mają one charakter powszechny, nie są bezpośrednie. Oznacza to, że obywatele oddają głosy na kandydata, ale w ostateczności nie oni go wybierają. Prawybory to początek „machiny wyborczej”. Podczas nich partie wyłaniają kandydatów, którzy będą reprezentować poszczególne stronnictwa w ostatnim etapie 22 NOTABENE A MERYKI DEMOKRACI związanych z polityką. Są to kandydaci cieszący się dużym poparciem, wśród nich znajduje się miliarder– Donald Trump, neurochirurg – dr Ben Carson i bizneswoman – Carly Fiorina. Po trzecie, odwrotnie jak w konkurencyjnej partii, na razie nie ma nikogo, kto byłby faworytem.Walka jest wyrównana. Przed rozpoczęciem wyścigu spekulowano, że gubernator stanu Wisconsin –Scott Walker i gubernator stanu Floryda– Jeb Bush zdobędą prowadzenie. Preferencje wyborców zmieniły się jednak po dwóch debatach, wówczasna pierwszym miejscu w rankingach znalazł się znany z kontrowersyjnych wypowiedzi Donald Trump. Zaraz za nim uplasował się dr Ben Carson i dopiero na trzecim miejscu Jeb Bush. W debatach poruszano tematy dotyczące bieżących problemów, takich jak Iran i interwencja Rosji w Syrii. Dużo do powiedzenia, zwłaszcza na temat polityki prowadzonej przez Władimira Putina, miał Jeb Bush. Zapowiedział, że jeżeli zostanie prezydentem, zmieni politykę na bardziej agresywną w stosunku do Rosji, która jego zdaniem wykorzystuje brak amerykańskiego przywództwa w Syrii i innych rejonach świata. Stwierdził również, że USA i Europa powinny przedłużyć nałożone na Rosję sankcje. Nie zabrakło także tematów przywoływanych od lat w podobnych okolicznościach. Podczas debaty poruszono kwestię interwencji w Iraku, wzrostu gospodarczego i sprawę nielegalnych imigrantów. Ostatni z wymienionych tematów zdecydowanie zdominował wypowiedzi Donalda Trumpa. Uważa on bowiem, że granice nie są szczelne, trzeba odesłać osoby nielegalnie przebywające na terenie USA i zmienić konstytucję. Oczywiście głównym punktem debaty była krytyka rządów i decyzji Baracka Obamy oraz kandydatki na prezydenta z ramienia Partii Demokratów– Hillary Clinton. Nie obyło się też bez osobistych wycieczek i argumentów ad personam.Taką taktykę stosował głównie Donald Trump, który zaczął od ataku na Carly Fiorinę poprzez skomentowanie niechlubnych faktów z jej kariery, potem nazwał Jeba Busha maskotką swoich darczyńców, kwestionując jego bezstronność i niezależność w podejmowaniu decyzji. Udany występ miliardera wpłynął bezpośrednio na jego poparcie, gdyż z najnowszych sondaży wynika, że zostawia swoich rywali w tyle o kilkanaście punktów procentowych. Niezmiennie faworytką na stanowisko prezydenta z ramienia partii demokratów jest była sekretarz stanu – Hillary Clinton. Jej pozycja umocniła się po bardzo udanym występie na pierwszej debacie w Las Vegas. Z łatwością atakowała innych uczestników oraz odpierała ich zarzuty, zarówno te dotyczące skandalu z prywatną skrzynką mailową, jak i zmiany zdania, co do poparcia transpacyficznej umowy o wolnym handlu (TTIP). Bez wątpienia Clinton ma też największe doświadczenie w prowadzeniu polityki zagranicznej. Sondaże szacują poparcie dla byłej pierwszej damy na poziomie ok. 50 procent. Zaraz za nią, na drugim miejscu, jest senator z Vermont określający się mianem socjalisty– Bernie Sanders. Poparcie dla Sandersa jest obecnie niższe o ok. 20 punktów procentowych od poparcia Clinton, ale nieustannie wzrasta. Sukces kampanii senatora wynika między innymi z tego, że w odróżnieniu od swojej rywalki i konkurencyjnej partii, jego kampania jest finansowana głównie z datków Amerykanów, a nie wpływowego lobby. Dzięki temu Sanders nie musi się ograniczać i mówi wyborcom to, co chcą usłyszeć nawet jeśli jego pomysły są nie do zrealizowania. Jednym z nich jest pójście o krok dalej niż Obama Care i stworzenie powszechnego systemu ubezpieczeń zdrowotnych. Sanders zaproponował także sprowadzanie leków z zagranicy oraz stopniowe podnoszenie płacy minimalnej. Podczas debaty doszło do dość ostrej wymiany zdań między Clinton a Sandersem. Sanders zarzucał rywalce zbyt bliskie kontakty z Wall Street i poparcie interwencji w Iraku. Była sekretarz stanu nie pozostała dłużna i wypomniała aż dziewięciokrotne głosowanie senatora przeciwko ograniczeniu prawa do posiadania broni. Senator nie dał się jednak zbić z tropu, przyznał rację rywalce i uznał, że po licznych wypadkach z użyciem broni trzeba zaostrzyć kontrolę osób, które otrzymują licencję. Podczas wspomnianej debaty kandydatów było pięciu, jednak pozostała trójka, czyli Martin O'Malley, Jim Webb i Lincoln Chafee, została całkowicie zdominowana. Swoimi wypowiedziami nie wniosła nic, co byłoby warte uwagi. REPUBLIKANIE Sytuacja w Partii Republikańskiej jesto wiele bardziej skomplikowana. Po pierwsze, kandydatów jest pięć razy więcej. Po drugie, trzech pretendentów nie jest stricte 23 NOTABENE A MERYKI REZYGNACJA GONI REZYGNACJĘ fee. On również nie cieszył się ostatnio dużym poparciem. Dodatkowo, co było prawdopodobnie główną przyczyną jego decyzji, miał problem z zebraniem odpowiedniej ilości funduszy na prowadzenie kampanii *** Z najnowszych sondaży wynika, że gdyby wybory odbyły się teraz, to wygrałaby Hillary Clinton, a jej przeciwnikiem w ostatnim etapie elekcji byłby Donald Trump. Jeszcze kilka dni temu pozycja byłej sekretarz stanu nie była tak pewna. Od początku spekulowano, że wiceprezydent Joe Biden ogłosi swój start w wyborach, zakładając, że już na starcie zdobędzie duże poparcie. Gdyby rzeczywiście do tego doszło, to byłby on większym zagrożeniem dla Clinton niż Sanders. Jednak w środę wiceprezydent ogłosił, że nie weźmie udziału w wyborach ze względu na żałobę po śmierci syna i zbyt mało czasu na prowadzenie kampanii wyborczej.Po tym wydarzeniu sytuacja stała się jeszcze korzystniejsza dla byłej pierwszej damy i nic nie wskazuje na to, aby w przeciągu następnych kilku miesięcy cokolwiek miało się zmienić. Anna Kozłowska Konkurencja, zarówno w Partii Republikanów, jak i w Partii Demokratów, zaczyna się wykruszać. Na niespełna cztery miesiące przed prawyborami kandydatów z każdym dniem ubywa. Republikanin Scott Walker ogłosił rezygnację z kandydowania na stanowisko prezydenta USA. Swoją decyzję uzasadnił chęcią wspierania innych, byłych już rywali we „wspólnej słusznej sprawie”. Namawiał też innych do postąpienia w podobny sposób, aby skuteczniej przeciwdziałać obecnemu liderowi, Donaldowi Trumpowi. Kandydatem, który rezygnuje z wyścigu o nominację z ramienia demokratów jest Jim Webb.Zapowiedział jednak, że rozważa start jako kandydat niezależny. W ostatnich sondażach nie udało mu się przekroczyć progu jednego procenta. Swoje niskie notowania tłumaczył tym, że jego poglądy są dużo bardziej konserwatywne, niż innych rywali. Zauważył też, że Amerykanie mają dosyć partyjnych rozgrywek, i że kandydat niezależny może mieć szansę w wyborach.Kolejnym demokratą, który nie będzie brał udziału w tym wyścigu jest senator stanu Rhode Island– Lincoln Cha- 24 NOTABENE A ZJA (Nie)Dotykalni A UTOR I GANIEZNANY B IELAWSKA Indie to kraj kontrastów. Źródło taniej siły roboczej, centrum usług komputerowych i miejsce przyciągające wielu turystów. Zachwyca feerią barw, zadziwia obyczajowością. To także, od ponad pół wieku, najliczniejsza demokracja na świecie. Równość i wolność obywateli powinny być podstawą niepodległego i demokratycznego państwa. Powinny, ale czy rzeczywiście główne przymioty każdego demokratycznego kraju konstytuują również ustrój Indii? Mieszkańcy Indii słyną z przywiązania do tradycji utrwalanej przez setki lat w świadomości narodowej. Świadczy o tym charakterystyczny dla Indii ustrój społeczny oparty na tworzeniu zamkniętych grup zwanych kastami lub dźati. O przynależności do nich decyduje urodzenie. Tradycja indyjska na samym dole drabiny społecznej, a właściwie poza nią, umiejscowiła niedotykalnych, czyli grupy żyjące na marginesie społeczeństwa. Ich obecność została odnotowana w wielkich sanskryckich tekstach epickich pochodzących z ok. IV w. p.n.e. Mianem niedotykalnych określano ludzi przebywających na obrzeżach osiadłych społeczności rolnych i miejskich. W Manusmryti, indyjskim traktacie prawnym, niedotykalni stanowią grupę, która pozostaje poza sanatana dharma, czyli odwiecznym Prawem. Prawodawcy zalecają, by „Ćandalowie i śwapaće [niedotykalni, przyp. red. I. B.]/ Niechaj poza wsią mieszkają,/ […] A majątkiem ich niech będą/ Psy jedynie oraz osły./ Niech 25 NOTABENE A ZJA Państwo indyjskie usiłowało podjąć prawną walkę z dyskryminacją dalitów. Mohandas Karamćand Gandhi sformułował program wyprowadzenia niedotykalnych z sytuacji wykluczenia. W swoich licznych wypowiedziach określał pariasów mianem haridźan oznaczającym w całuny się odzieją,/ Niech jedzą na skorupach,/ […] I niechaj zawsze wędrują”. W ten sposób kastowość stała się przyczyną dyskryminującej segregacji społecznej. Szacuje się, że w Indiach niedotykalni, zwani także pariasami i dalitami, stanowią blisko dwustumilionową grupę społeczną. Ich wygląd nie różni się niczym od wyglądu wyżej urodzonego mieszkańca subkontynentu indyjskiego. Pariasów demaskuje jednak wykonywana praca, ubiór i nazwisko. Tradycja indyjska utożsamia niedotykalnych z tym co nieczyste i kalające, np. z psami i świniami. Wszelki kontakt z osobami wykluczonymi ze społeczeństwa wymaga natychmiastowych oczyszczających zabiegów rytualnych. Za nieczystość wpisaną w życie każdego pariasa odpowiada m.in. charakter wykonywanej przez niego pracy. To właśnie tę grupę społeczną predestynuje się do wykonywania czynności niegodnych wyżej urodzonych kast. Dalici mają zatem kontakt z krwią, potem, padliną, wszelkimi wydzielinami ciała ludzkiego, zwłokami itd. Nie dziwi zatem, że do niedotykalnych najczęściej należą: rzeźnicy, szewcy, czyściciele latryn, garbarze i osoby odpowiedzialne za palenie zwłok w czasie uroczystości pogrzebowych. W wielu regionach Indii powstają swoiste getta, np. w formie wiosek, przeznaczone jedynie dla pariasów. Historia i tradycja indyjska przyzwyczaiły dalitów do znoszenia prześladowań, licznych szykan i aktów przemocy. Wszelkie próby zgłoszenia tego typu wykroczeń są skazane na niepowodzenie, bowiem funkcjonariusze prawa albo nie przyjmują zawiadomień o ich popełnieniu, albo nie uznają winy sprawców. To nie są jednak jedyne oznaki wykluczenia niedotykalnych. Pariasi muszą korzystać z osobnych toalet i spożywać posiłki w specjalnie wyznaczonych pomieszczeniach lub na dworze. Dalici nie mają prawa czerpać wody ze studni, z której korzystają wyżej urodzeni. Zabrania im się noszenia jedwabnych ubrań, ozdób i zegarków. Zgodnie z panującym zwyczajem w większych ośrodkach miejskich pariasi nie mogą uczęszczać do świątyń i parków. Modlą się zatem na zewnątrz i niekiedy padają do stóp najwyżej urodzonych – braminów. Notes T Pariasi muszą korzystać z B osobnych toalet i spożywać posiłki w specjalnie wyznaczonych pomieszczeniach lub na dworze. Dalici nie mają prawa czerpać wody ze studni, z której korzystają wyżej urodzeni. Zabrania im się noszenia jedwabnych ubrań, ozdób i zegarków. „dzieci Boże”. Zachęcał ich do przeprowadzenia we własnym stylu życia zmian umożliwiającym członkom wyższych kast rezygnację z praktyk niedotykalności. Dzięki temu droga do statusu pełnoprawnych wyznawców hinduizmu zostałaby dla nich otwarta. Sformułowana w latach 50. XX w. przez Majsura Narasinhaćara Śriniwasa teoria sanskrytyzacji to swoisty refleks poglądów Gandhiego. W myśl tej teorii, niedotykalność jest koniecznym etapem pewnej formy adaptacji. W jej ramach wzajemne i interaktywne współistnienie może stać się możliwe. Bhimrao Ramdźi Amebedkar, znany jako przywódca niedotykalnych, sformułował radykalne i odmienne poglądy w kwestii dyskryminacji kastowej. Uznał, że praktyka niedotykalności i segregacja społeczna są przyczyną tego, że wielu mieszkańców Indii żyje na skraju ubóstwa. Co ciekawe, Ambedkar należał do kasty dalitów. Dzięki jego staraniom prawo indyjskie zdelegalizowało prześladowanie niedotykalnych. W 1950 r. na mocy Konstytucji Republiki Indyjskiej zniesiono przywileje kastowe. Takie działanie miało zagwarantować równość wszystkich obywateli i wykorzenić wszelkie WALKA Z WIATRAKAMI 26 NOTABENE A ZJA formy dyskryminacji ze względu na kastę, wyznanie, płeć i rasę. Niedotykalnym przyznano także specjalny status Scheduled Caste umożliwiający uzyskanie ochrony, zamieszkanie w miastach, podjęcie nauki, a nawet rozpoczęcie kariery politycznej. W 2001 r. Organizacja Narodów Zjednoczonych zorganizowała w Durbanie Światową Konferencję przeciwko Rasizmowi, Rasowej Dyskryminacji, Ksenofobii i Pochodnym Formom Nietolerancji. Po raz pierwszy na forum międzynarodowym podjęto temat praktyk dyskryminacyjnych związanych z niedotykalnością i jej tłem religijnym. Ponadto stworzono „system rezerwacji”, który obejmuje 15 proc. miejsc, które są zagwarantowane dla osób nisko kastowych w różnych sferach życia. Ma to na celu włączenie niedotykalnych do debaty publicznej i ograniczenie zachowań dyskryminacyjnych. Niestety, nie po raz pierwszy prawo przegrało z tradycją. Dzieci pochodzące z kasty dalitów coraz częściej uczęszczają do szkół, jednak nie jadają po- siłków razem z pozostałymi uczniami i zajmują ławki na końcu klasy. Dzięki „systemowi rezerwacji” niedotykalni mogą podjąć naukę również na uczelniach wyższych, jednak na ten krok decyduje się tylko co dziesiąty. Pariasi nie są też najbardziej pożądanymi pracownikami na rynku pracy. Zazwyczaj wykonują prace niewymagające wysokich kwalifikacji i nie otrzymują godziwych wynagrodzeń. Warto jednak pamiętać, że niektórzy niedotykalni, dzięki ogromnemu zaangażowaniu w życie polityczne kraju i determinacji, piastują wysokie stanowiska. Niewątpliwie należą do nich Koćheril Raman Narajanana – pierwszy prezydent wywodzący się z kasty dalitów oraz Kumari Majawati – niedotykalna, którą czterokrotnie wybierano na premiera stanu Uttar Pradeś. ZBRODNIE NA NIEWINNYCH Obecne zdarzenia potwierdzają także, że rzekome prowadzenie polityki równościowej nie przyniosło pożądanych skutków, bowiem media nadal podają wiele 27 NOTABENE A ZJA doniesień o przemocy seksualnej stosowanej wobec dalitek. Jednym z nich było brutalne zgwałcenie i powieszenie na drzewie dwóch nastoletnich kuzynek z Budaun w stanie Uttar Pradeś. Ojciec jednej z nich usiłował zgłosić zaginięcie córki, jednak po przyznaniu się do swojego niskiego pochodzenia został obrzucony wyzwiskami i siłą usunięto go z posterunku. Do akt policji nigdy nie trafiło zgłoszenie o zniknięciu nastolatek. Po nagłośnieniu sprawy ujęto czterech podejrzanych o popełnienie zbrodni. Mężczyźni pochodzili z klanu Jadawów, który od wielu lat prześladował ród Marajów, z którego wywodziły się kuzynki. Należy wspomnieć o niecodziennej postawie mieszkańców Budaun, którzy nie pozwolili zdjąć ciał nastolatek dopóki sprawą nie zainteresowały się prasa i władze stanowe. Kolejnym przykładem bestialskiego zachowania wyżej urodzonych jest zbiorowy gwałt dokonany na czterech dalitkach w stanie Harijana. Ciała ofiar porzucono na dworcu oddalonym o 200 km od ich domu. Zgodnie z ustaleniami prasy, w miejscowości, z której pochodziły narastał konflikt o charakterze kastowym. Narodowe Biuro Danych o Przestępczości podało, że w 2012 r. zamordowano 651 przedstawicieli niższych kast i dokonano na nich 1579 gwałtów. Należy jednak pamiętać, że zdecydowana większość podobnych zbrodni nigdy nie zostaje zgłoszona. Według Aszy Koutal, znanej dalickiej aktywistki, gwałty mają uświadomić niedotykalnym jakie miejsca zajmują w społeczeństwie indyjskim. Przed kilkoma laty w Biharze ugrupowanie przestępcze Ranwir Sena dopuściło się zabójstwa ponad 200 niedotykalnych. Ich przywódca, Brahmeśwar Mukhidźa, spędził 9 lat w areszcie i w 2012 r. wyszedł na wolność. Przed kilkoma dniami indyjską opinię publiczną poruszyła sprawa śmierci dwójki dzieci pochodzących z kasty niedotykalnych w Faridabadzie, nieopodal Delhi. W nocy ich dom stanął w płomieniach. Przeprowadzone śledztwo potwierdziło, że było to podpalenie. Dwuletnia dziewczynka i jej dziewięciomiesięczny braciszek zginęli na miejscu. Ich matka walczy o życie w szpitalu. W rozmowie z prasą ojciec dzieci przyznał, że odkąd wrócił do Faridabadu nieustannie otrzymywał pogróżki. Subhasz Jadaw, naczelnik tamtejszej policji, potwierdził, że podpalenie niewątpliwie jest częścią wieloletniej wojny na terenie Faridabadu między społeczeństwem Notes T B Mohandas Karamćand Gandhi sformułował program wyprowadzenia niedotykalnych z sytuacji wykluczenia. W swoich licznych wypowiedziach określał pariasów mianem haridźan oznaczającym „dzieci Boże”. dalitów a wyżej urodzoną kastą Radźputów. W zeszłym roku zginęło tam także trzech niedotykalnych. Krótko po zdarzeniu policja ujęła trzech sprawców podpalenia i poszukiwała dziewięciu pozostałych. Niebawem zostaną postawieni przed sądem. Ten wypadek wstrząsnął opinią publiczną do tego stopnia, że w ramach protestu przeciwko zbrodniom na tle kastowym urządzono blokadę jednej z głównych dróg szybkiego ruchu w Indiach. Coraz liczniejsze grupy polityków i aktywistów społecznych pragną stawić czoła dyskryminacji niedotykalnych. Pomimo tego wielu z nich wciąż boryka się z wykluczeniem społecznym. Część pariasów, spragnionych akceptacji i równości praw, decyduje się na zmianę wyzwania. Najczęściej wybierają buddyzm, podobnie jak Ambedkar, który w 1956 r. dokonał pierwszej publicznej konwersji właśnie na tę religię. Dalici przyjmują także wiarę chrześcijan i muzułmanów. Pomimo, że przedstawiciele społeczeństw wysoko urodzonych żyją w XXI w. i korzystają z wszelkich osiągnięć cywilizacyjnych, to wciąż ślepo podążają za tradycją hierarchizacji. Wartościują człowieka biorąc pod uwagę kastę, w której się urodził i nie rozumieją, że wszyscy przyszliśmy na świat równi. Głos niedotykalnych odbija się coraz większym echem na terenie całych Indii. To jednak wciąż za mało. Kilka tysięcy lat skamieniałego systemu kastowego nie można obalić w ciągu kilku lat. Zapewne minie jeszcze wiele czasu, zanim niedotykalni staną się integralną częścią społeczeństwa indyjskiego. Iga Bielawska 28 NOTABENE A ZJA Koniec tanich Chin A UTOR NIEZNANY K UBA B ODZIONY W Chinach trwa obecnie wielki krach giełdowy. W lipcu i sierpniu notowania na chińskiej giełdzie papierów wartościowych w Szanghaju spadły o ponad 30 proc., notowania na giełdzie w Shenzhen o 38 proc., a indeks ChiNext obejmujący nowe firmy i branżę nowych technologii aż o połowę. Chińskie partyjne kierownictwo podjęło zdecydowane działania, aby przeciwdziałać pikującym indeksom. Udało się ugasić pożar, ale kryzys trwa i nic nie wskazuje na to, aby miał się szybko zakończyć. Jak do tego doszło? 29 NOTABENE A ZJA Począwszy od tzw. Kaifang Geige, czyli otwarcia i reform rynkowych autorstwa Denga Xiaopinga z 1978 r., w Państwie Środka zwiększano państwowe wydatki w celu podtrzymania szybkiego wzrostu gospodarczego, legitymizującego obecną władzę. Inwestycyjna spirala rozkręciła się zaś na dobre, gdy globalny kryzys zmniejszył popyt na chińskie towary (przez co rola eksportu jako głównego motoru wzrostu została ograniczona), a Komunistyczna Partia Chin postanowiła utrzymać imponujący wzrost poprzez zakrojone na niewyobrażalną skalę inwestycje. Strategia ta spowodowała wiele skutków ubocznych. Najpoważniejsze z nich to ogromne zadłużenie wszystkich sektorów, przechył inwestycyjny, monstrualna bańka na rynku nieruchomości i zaczynający pękać bąbel spekulacyjny na giełdzie. Nie tylko kryzys państw Zachodu sprawił, że największa fabryka świata, napędzana tanimi kosztami pracy i zagranicznym kapitałem, przestała sprawnie funkcjonować. Rośnie jej konkurencja ze strony innych azjatyckich krajów, zwłaszcza Indii, gdzie koszty produkcji są jeszcze niższe niż w Państwie Środka. Nie pomogła także polityka jednego dziecka, z której Partia aktualnie się wycofuje. W jej wyniku w 2013 chińskie Narodowe Biuro Statystyczne po raz pierwszy w historii podało dane o zmniejszeniu zasobu siły roboczej (co wywołało presję na wzrost płac). Jednak przede wszystkim, Chiny osiągnęły już tak silną pozycję na globalnym rynku, że dalszy wzrost ich udziałów w światowym eksporcie nigdy nie będzie rósł tak dynamicznie. Notes T B Chińska giełda urosła od początku 2014 r. do czerwca 2015 o 160 proc.. Ponadprzeciętne nadwyżki spowodowane były między innymi wyjątkową dostępnością handlu na giełdzie dla chińskiego inwestora indywidualnego Kryzys uderzył także w inwestorów indywidualnych odpowiedzialnych za 90 proc. dziennego obrotu. W metrze w Pekinie czy Szanghaju całkiem normalny jest widok ludzi, którzy na smartfonach sprawdzają najnowsze notowania, a granie na giełdzie jest jednym z najpopularniejszych hobby. Chińska giełda urosła od początku 2014 r. do czerwca 2015 o 160 proc.. Ponadprzeciętne nadwyżki spowodowane były między innymi wyjątkową dostępnością handlu na giełdzie dla chińskiego inwestora indywidualnego. Wcześniej jedna osoba mogła otworzyć tylko jedno konto, ale od kwietnia tego roku zwiększono tę liczbę do 20 kont na osobę. Od tego momentu spekulanci i inwestorzy zaczęli otwierać około czterech milionów kont tygodniowo. Co więcej zezwolono inwestorom na kupno akcji na kredyt, co wcześniej nie miało miejsca. W konsekwencji w ostatnim roku zakupiono w ten sposób zakupiono akcje o wartości stanowiącej 3 proc. chińskiego PKB. Po czerwcowych spadkach, kiedy z giełdy wyparowało 30 proc. giełdowej wartości spółek wprowadzono ograniczenia w sprzedaży akcji. Ciągłe obniżki stóp procentowych również okazały się niewystarczające. Zdecydowano się zamrozić na 6 miesięcy możliwość sprzedaży tym inwestorom, którzy w portfelu maja więcej niż 5 proc. akcji danej spółki. Z punktu widzenia gospodarki rynkowej takie rozwiązanie wydaje się irracjonalne, ale w chińskich realiach to państwo jest głównym rozgrywającym. Również Chiński Bank Centralny zaczął skupować akcje i zasilił rynek obligacji sumą 8 mld dolarów, prowizorycznie naprawiając problem. KRACH NA GIEŁDZIE Kontynentalne Chiny posiadają dwie giełdy powstałe w latach 90. – Szanghaj i Shenzen, naturalnie konkurujące z giełdą Hongkongu. W kraju ogromnych liczb, ogromne są również straty. Notowane po raz pierwszy tak poważne spadki chińskich giełd to co najmniej 2,5 biliona, czyli 2500 miliardów dolarów. To więcej niż PKB Hiszpanii. Chiński rząd działa zdecydowanie, pamiętając o tym, że to właśnie japoński krach giełdowy w latach 90. rozpoczął niemal 20letnią recesję w tym kraju. Pod koniec lipca miał miejsce czarny poniedziałek, kiedy to główny indeks szanghajskiej giełdy obniżył się o 8,5 proc., co stanowiło rekordowy spadek. Notowania kilkuset firm zostały zawieszone po tym jak osiągnęły one maksymalny 10 proc. spadek podczas jednego dnia. W poważnych tarapatach znalazły się nie tylko duże spółki giełdowe, lecz także gigantyczne koncerny branży petrochemicznej. 30 NOTABENE A ZJA WYMUSZONE ZMIANY Notes T W kraju ogromnych liczb, ogromne są również straty. B Obecny kryzys jest elementem większego procesu, jakim jest zmiana chińskiego modelu rozwojowego. Państwo Środka z „fabryki świata” zmienia się w światowego inwestora. Nadrzędną siłą gospodarki nie jest już eksport oparty na tanich kosztach pracy. Wzrasta znaczenie inwestycji, stąd koncepcja Nowego Szlaku Jedwabnego czy Azjatyckiego Banku Inwestycji Infrastrukturalnych, do którego dołączyła także Polska. W nowym modelu gospodarczym kluczowa jest jednak konsumpcja wewnętrzna, która wymaga stworzenia silnej klasy średniej, co determinuje powstawanie jeszcze większej liczby małych inwestorów, prowadząc do powiększania się bańki inwestycyjnej. Chiny wprowadziły swoją gospodarkę w błędne koło, rodem z Paragrafu 22. Postawienie w większym stopniu na popyt wewnętrzny wymagało i wymaga nadal wielomiliardowych inwestycji w sektorze niefinansowym. Impuls do tych zmian może dać jedynie rząd (który sam wydaje na potęgę) za pomocą niezwykle ekspansywnej polityki pieniężnej, pozwalającej tanio się zadłużać. I rzeczywiście, dziś już większa część chińskiego PKB powstaje w usługach, a nie w przemyśle. Ceną za to są chociażby puste wieżowce, oblepione atrapami szyldów światowych marek w słynnych już „miastach duchów”, budowanych z myślą o lokacie kapitału dla zamożnych Chińczyków liczących na ciągłą zwyżkę cen. Obecna wyprzedaż na chińskiej giełdzie jest właśnie próbą ich upłynnienia i prawidłowej wyceny. Najpoważniejszym z możliwych negatywnych skutków pozostaje jednak stopa zadłużenia – i to zarówno sektora rządowego (szczególnie w regionach), jak i prywatnego. Według McKinsey, jeszcze w 2007 r. zadłużenie w Chinach wynosiło łącznie 7,4 bln dolarów, co odpowiadało 158 proc. PKB, a w 2014 wzrosło o prawie 21 bln dolarów i osiągnęło poziom 282 proc. PKB. Notowane po raz pierwszy tak poważne spadki chińskich giełd to co najmniej 2,5 biliona, czyli 2500 miliardów dolarów. To więcej niż PKB Hiszpanii ekspansji przemysłu. Jego skala poważnie wpływa na zdrowie ludzi i powoduje straty gospodarcze. Zarówno szkody wynikające z samych zanieczyszczeń, jak i działania mające na celu zmniejszanie tych szkód, stanowią obciążenie dla gospodarki, gdyż powodują przekierowanie zasobów na aktywność, która nie przynosi zysku. Poważnym wyzwaniem jest też sytuacja demograficzna w Chinach. Po raz pierwszy w historii ChRL na rynek pracy wchodzi pokolenie, które jest znacznie mniej liczne od swoich poprzedników. Równocześnie do wieku emerytalnego zbliża się największe pokolenie w historii Chin. Ponadto szacuje się, że długość życia będzie niemal tak wysoka, jak w krajach rozwiniętych. Przełomowe zmiany w polityce gospodarczej musiałyby wiązać się z prywatyzacją zasobów będących własnością państwa oraz z realnym zaangażowaniem władz w budowę państwa prawa. Żadna z tych możliwości nie wchodzi na razie w rachubę, ponieważ pozbawiałaby partię władzy. *** Wszystkie trendy wskazują na twarde lądowanie chińskiej gospodarki. Jak długo rządzący Państwem Środka będą w stanie odsuwać w czasie nieuniknione? W mediach pojawiły się anonimowe głosy chińskich analityków, według których czarny poniedziałek był tylko testem władz, które chciały zmniejszyć swoją rolę na rynkach. Na razie nie będzie to możliwe, ponieważ kryzys gospodarczy w Chinach to nie tylko załamanie światowej gospodarki, ale przede wszystkim kryzys polityczny wewnątrz Państwa Środka, a taka stawka w cenniku Komunistycznej Partii Chin po prostu nie istnieje. Jakub Bodziony ZAKLINANIE RZECZYWISTOŚCI Tak znacząca nierównowaga chińskiej gospodarki nie może się długo utrzymywać i wymusza wspomnianą wcześniej zmianę modelu rozwojowego. Żadna ewolucja nie dokona się bez zdecydowanej woli Komunistycznej Partii Chin, ponieważ to ona kontroluje wielkie przedsiębiorstwa i największe banki, posiada także własne firmy inwestycyjne, a co za tym idzie dysponuje setkami miliardów dolarów, którymi bez większych oporów zalewa gospodarkę. Chińskie przemiany utrudnia zanieczyszczenie środowiska wynikłe z 31 NOTABENE B LISKI WSCHÓD Wybory jednego człowieka A UTOR NIEZNANY M ICHAŁ Z ĄBEK W niedzielę pierwszego listopada Turcy po raz drugi w tym roku uczestniczyli w wyborach generalnych. Od czerwca, kiedy odbyły się poprzednie wybory sytuacja tak wewnętrzna jak i międzynarodowa Turcji gwałtownie się zmieniła. Należy zadać pytanie czy przyspieszone wybory mogły zmienić stabilną od trzynastu lat pozycję rządzącej AKP? SUKCES, KTÓRY BYŁ PORAŻKĄ prowadzącym do 2013 roku liczne prywatne szkoły na terenie Turcji jak i poza jej granicami oraz mającym liczne wpływy w środowiskach biznesowych i politycznych państwa. Ważnym tematem był także stosunek poszczególnych sił politycznych do formy ewentualnego zaangażowania w konflikt w Syrii. Wybory z siódmego czerwca nie przyniosły zadowalającego rozstrzygnięcia dla żadnej z partii, które dostały się do parlamentu. Zwycięstwo rządzącej AKP z wynikiem 40,9 proc. głosów dało jej 258 miejsc w 550 osobowym Wielkim Zgromadzeniu Narodowym Turcji co nie było wystarczające do samodzielnego rządzenia. Wybory, które odbyły się siódmego czerwca tego roku, miały być ostatnimi wyborami w Turcji do roku 2019. Kolejne zwycięstwo AKP (Partii Sprawiedliwości i Rozwoju) dawałoby jej cztery lata spokojnych rządów, umocnionych dodatkowo faktem, że były premier i lider tej formacji, Recep Tayyip Erdoğan, od 28 sierpnia 2014 zasiada w pałacu prezydenckim. Kampania przed czerwcowymi wyborami w Turcji skupiała się głównie na problemach rządu z Kurdami, słabnącej tureckiej gospodarce, konflikcie rządu z ruchem Fethullaha G ülena, 32 NOTABENE B LISKI WSCHÓD Taka sytuacja wymagała utworzenia rządu koalicyjnego, który jednak nie był pożądany przez pozostałe partie, które znalazły się w Parlamencie. Już w niecały tydzień po czerwcowych wyborach prezydent Erdoğan zaproponował przeprowadzenie kolejnych wyborów, a w okresie przejściowym stworzenie tymczasowego rządu. Nowy gabinet złożony został z przedstawicieli wszystkich znajdujących się w Zgromadzeniu partii to jest socjal-demokratycznej CHP (Republikańska Partia Ludowa), nacjonalistycznej MHP (Partia Ruchu Narodowego) i lewicowej, pro-kurdyjskiej HDP (Demokratyczna Partia Ludowa). Jednak przedstawiciele CHP i HDP odmówili współtworzenia tymczasowego rządu, taka sytuacja nie spowodowała braku możliwości stworzenia rządu. Dwie partie AKP i MHP stworzyły wspólny tymczasowego gabinetu pod przywództwem Ahmeta Davutoğlu. Jak się wydaje taka konstrukcja nie okazała się być niestabilną, a jej główne zadanie jakim było i jest utrzymanie status quo w polityce wewnętrznej i międzynarodowej Turcji mogło być z powodzeniem wypełniane mimo mniejszościowego charakteru rządu. Sytuacja taka możliwa była dzięki swego rodzaju konsensusowi jaki zapanował wokół ogłoszonych 24 sierpnia na pierwszy dzień listopada przedterminowych wyborów generalnych. N IEPOKOJE Sytuacja z czerwca tego roku jednak uległa w kolejnych miesiącach gwałtownym zmianom, których znaczenie jak się wydaje powinno wpłynąć na decyzje wyborców w nadchodzących wyborach. Od zamachu w Suruc 20 lipca dokonanego jak wiele na to wskazuje przez ISIS, i rozpoczętej kilka dni po tym ataku operacji militarnej, przez Turcję przetacza się fala zamachów terrorystycznych skierowanych zarówno przeciwko siłom wojskowym, policyjnym jak i wobec cywilów. Rząd Davutoğlu, stanął przed sytuacją narastających niepokojów społecznych o wyjątkowej sile. Naloty rozpoczęte 24 lipca miały być oficjalne skierowane przeciwko Państwu Islamskiemu, lecz jak się wkrótce okazało ich głównym celem stały się pozycje kurdyjskie w północnej Syrii. Tak skierowane uderzenia nie mogły mieć innego rezultatu jak zerwanie jakichkolwiek rozmów turecko-kurdyj- 33 NOTABENE B LISKI WSCHÓD skich. Z resztą już w dniach następujących tuż po zamachu doszło ze strony kurdyjskiej do ataków, najpierw na funkcjonariuszy policji, podejrzewanych o współpracę z islamistami, a następnie kilku innych aktów przemocy w tym w Stambule. Do wszystkich tych ataków przyznała się walcząca od lat o utworzenia państwa kurdyjskiego PKK (Partia Pracujących Kurdystanu). Również po 24 lipca miały miejsce liczne akty terroru ze strony Kurdów, nie do wszystkich przyznaje się PKK, w wyniku których na wschodzie Turcji śmierć poniosło wielu funkcjonariuszy policji i wojskowych. Dziesiątego października doszło natomiast do największego w historii Turcji zamachu terrorystycznego, którego celem stali się uczestnicy marszu przeciwko narastającemu konfliktowi turecko-kurdyjskiemu i fali przemocy przelewającej się w ostatnich miesiącach przez kraj. W ataku zginęły sto dwie osoby a ponad czterysta zostało rannych. Premier i wraz z nim AKP praktycznie od razu po zamachu o jego organizację oskarżyły ISIS. Natomiast partie opozycyjne w mniejszym lub większym stopniu odpowiedzialnością za tragiczne wydarzenia obarczyły rząd. HDP, której wielu członków i sympatyków poniosło śmierć, wprost obciążyła winą za zamach AKP oraz prezydenta Erdoğana. Po zamachu w kraju ogłoszono żałobę, a trwająca kampania wyborcza uległa na kilka dni wyciszeniu. Notes T B W takiej sytuacji przewidywana przez niektórych komentatorów koalicja, o której po cichu zaczynano wspominać w kręgach kierowniczych AKP i CHP z pewnością nie powstanie. Mimo to nie jest powiedziane, że pewne posunięcia zwycięzców wyborów nie zostaną poparte również przez opozycję. pory na CHP i MHP, a z drugiej znaczące osłabienie prokurdyjskiej HDP. Jak się wydaje to dryfowanie miało kluczowe znaczenie dla niedzielnych wyborów i sytuacji powstałej po nich. Sondaże dawały AKP od 40 do 44 proc. poparcia, Dziś już wiemy, że partia ta otrzymał blisko 49,5 proc. głosów co ostatecznie daje jej 317 miejsc w Wielkim Zgromadzeniu Narodowym. Oznacza to, że zwycięstwo odniesione przez AKP jest nawet większe niż początkowo przewidywali politycy tego ugrupowania. W takiej sytuacji przewidywana przez niektórych komentatorów koalicja, o której po cichu zaczynano wspominać w kręgach kierowniczych AKP i CHP z pewnością nie powstanie. Mimo to nie jest powiedziane, że pewne posunięcia zwycięzców wyborów nie zostaną poparte również przez opozycję. Kryzys migracyjny w Europie, został wywołany w znacznym stopniu przez tragiczną sytuację uchodźców znajdujących się dotychczas w obozach na granicy z Syrią, niektórzy politycy, ale i eksperci podejrzewają, że to sam rząd turecki mógł być poniekąd zamieszany w gwałtowny strumień migrantów, który ruszył z Turcji latem tego roku. Bez względu na to jakie były prawdziwe przyczyny dzisiejszego kryzysu to właśnie od postawy Turcji może zależeć powstrzymanie narastającego problemu jaki stanowią dla PRAGNIENIE POROZUMIENIA I PROBLEMATYCZNY PREZYDENT Dodatkowo sprawę przed wyborami komplikował, fakt coraz głębszej polaryzacji społeczeństwa tureckiego, które coraz ostrzej dzieli się na zwolenników rządzącej drugą dekadę Partii Sprawiedliwości i Rozwoju oraz opozycję. Taka sytuacja powoduje, że jedynym wyjściem dla AKP pozostawało wygranie wyborów z na tyle dużą przewagą, aby utworzenie jedno partyjnego gabinetu nie było problemem. Wprost mówił o tym premier, stwierdzając że liczy na wynik w okolicach 44-45 proc. i nie ma potrzeby mówić o żadnym planie B. Również politycy opozycyjni nie mieli ochoty na jakiekolwiek ustępstwa i nie widzieli możliwości koalicji z oskarżaną o łamanie wolności słowa AKP, z której wywodzi się prezydent mający coraz silniejsze autorytarne zapędy. Jednak ostatnie działania i podgrzewanie szczególnie po 10 października nastrojów anty-kurdyjskich, miały z jednej strony na celu pozyskanie wyborców o nieco bardziej nacjonalistycznych poglądach głosujących do tej 34 NOTABENE B LISKI WSCHÓD Europy imigranci. To pozwoliło na dyplomatyczną ofensywę Ankary w okresie przedwyborczym na salonach w Brukseli i w jej wyniku uzyskanie zapewnień o otrzymaniu oczekiwanego od dawana wsparcia finansowego. Ponadto pojawiły się ze strony UE zapewnienia o gotowości do wznowienia rozmów akcesyjnych z Turcją co jest niewątpliwym sukcesem. Taka pro-europejska postawa, może mieć też skutki wewnętrzne w postaci współpracy z CHP na tym odcinku. Kolejnym obszarem w którym możliwe jest współdziałanie, jest osłabienie gospodarki. Spokojna sytuacja polityczna z pewnością przyczyni się do umocnienia nadszarpniętego systemu bezpieczeństwa, a to przyciągnąć może nowych inwestorów, którzy w ostatnim czasie zaczęli się odwracać od państwa nad Bosforem. Należy zauważyć, że obie partie mają podobne poglądy na temat potrzeb reform gospodarczych, które przywróciłyby witalność tureckiej gospodarce, znanej z bardzo szybkiego wzrostu w poprzednich latach. Na przeszkodzie koalicyjnym planom, może stać jednak prezydent Recep Tayyip Erdo ğan, który jak twierdzą członkowie AKP żywi głęboka niechęć do CHP, która rządziła od czasów Atatürka i jest przez obecnego prezydenta obwiniana o wiele niepowodzeń Turcji w okresie jej rządów, zapewne ma to też związek z samym życiorysem obecnego prezydenta, który w różny sposób mógł poczuć się prześladowany w okresie nim jego partia doszła do władzy w 2002 roku. Przeciwnicy AKP, to w nim również widzą swego podstawowego wroga i zagrożenie dla tureckiej demokracji. Erdo ğan postrzegany jest jako polityk o niezwykle silnej osobowości, który umie wyczuć turecką ulicę jednak jest przez opozycję oskarżany o autorytaryzm i bezpardonowe niszczenie przeciwników politycznych. Niektórzy politycy Partii Sprawiedliwości i Rozwoju postrzegają w sposób negatywny nadmierne zaangażowanie prezydenta w sprawy partii i jego nieprzejednane dążenie do realizacji swojej wizji państwa tureckiego. Trzeba zauważyć, że napięcia między nim i byłym prezydentem Abdullahem G ülem doprowadziły po zakończeniu jego kadencji do prawie całkowitej marginalizacji tego drugiego tak w ramach partii jak i w ogóle jego działalności publicznej. Dodatkowo, pamiętać należy, że Erdo ğan pragnie nie tylko utrzymać swoją władzę ale powiększać ją, prowadząc poprzez zmiany w konstytucji prezydenturę w Turcji w kierunku modelu amerykańskiego. Niektórzy jego krytycy twierdzą, że jego ambicją jest dotrwanie u steru władzy do 2023 roku, tj. setnej rocznicy początku rządów Atatürka i stać się obok niego największym spośród przywódców którzy rządzili krajem od upadku dynastii Osmańskiej. Taka postawa może skutkować niechęcią do podejmowania współpracy rządzącą partią. Tym bardziej, ze wspomniane procesy polaryzacji społeczeństwa tureckiego mogą dodatkowo wpływać na chęć jak najsilniejszego odróżnienia się opozycji od partii rządzącej, która w sposób szczególny jest reprezentowana przez osobę prezydenta. Wielu wyborców AKP, to ludzie którzy są skrajnie przeciwni CHP i odwrotnie wyborcy CHP postrzegają niezwykle negatywnie rządy AKP i ewentualna koalicja mogłaby zostać uznana przez nich jako zdrada ideałów. BRAK ZMIANY - ZMIANĄ Dziś Turcy i ich kraj stoi przed dawno niespotykanymi wyzwaniami, osłabienie gospodarcze, w połączeniu z kryzysem politycznym i bezpieczeństwa, może przynieść załamanie fali wzrostowej we wszelkich wymiarach na jakiej do tej pory znajdowała się Turcja. Przewidywania analityków i sondaże, tym razem się nie sprawdziły, co może świadczyć o procesie dość gwałtownego przechodzenia wyborców tak nacjonalistycznych jak i Kurdów nastawionych pro-turecko na stronę AKP. Od mądrości i wyczucia polityków w tym niekwestionowanego lidera kraju jakim jest prezydent Erdo ğan, może zależeć czy będziemy mieli do czynienia z szeroką koalicją, mogącej dać silne podstawy dla odbicia się od obecnego kryzysu, czy też z bezpardonową walką z opozycją i wspierającymi ją mediami jak miało to już miejsce. Nie wiadomo też czy w ogóle jest możliwa jakakolwiek szeroka koalicja, szczególnie w momencie gdy prezydent pragnie umacniać swoją władzę co dość jednoznacznie rozmija się z deklarowanym powrotem do korzeni AKP, która była u zarania swych rządów siłą demokratyzującą tureckie życie polityczne. Niemniej odpowiedź zadane na początku pytanie jest jednoznaczna, sytuacja w kraju nie tylko nie zachwiał pozycją AKP i jej prezydenta, ale dała nadspodziewany sukces Michał Ząbek 35 NOTABENE B LISKI WSCHÓD Syryjska ofensywa Putina C EZARY J AKUBIAK Relacje syryjsko-rosyjskie sięgają czasów zimnej wojny, kiedy to syryjski reżim wspierany przez Związek Radziecki miał być przeciwwagą dla wpływów Izraela i Stanów Zjednoczonych w regionie. ZSRR był wówczas największym dostawcą broni i sprzętu wojskowego dla syryjskiej armii. Przyglądając się dzisiejszej sytuacji na Bliskim Wschodzie, możemy śmiało stwierdzić, że niewiele się zmieniło. Moskwa nadal dozbraja Assada i wciąż wykorzystuje Syrię do walki o wpływy. CIEMNE CHMURY NAD SYRIĄ blokowała projekty sankcji nakładanych na reżim. Gdy syryjska ofensywa przeciwko rebeliantom i dżihadystom z Państwa Islamskiego nie przynosiła rezultatów było już niemal pewne, że Rosja zdecyduje się na kolejny krok i nie zostawi Assada w potrzebie. We wrześniu 2015 r. świat obiegły relacje syryjskich bojowników o rosyjskiej obecności w terenie. Długoletnie poparcie polityczne ze strony Rosji, a teraz także wsparcie wojskowe nie są bynajmniej przyjaciel- Gdy w 2011 r. na fali Arabskiej Wiosny protestujący obywatele Syrii spotkali się z atakiem wojsk rządowych wiadomo było, że nie doprowadzi to do niczego dobrego. Z czasem ruch niezadowolonych przerodził się w powstanie, a następnie w wojnę domową. Nad reżimem Assada zawisły ciemne chmury. Gdy zachodni świat odwrócił się od syryjskiego przywódcy mógł on wciąż liczyć na poparcie Rosji, która jako sojusznik skutecznie 36 NOTABENE B LISKI WSCHÓD skim gestem ze strony Rosji. Jest to również pretekst do realizacji własnych interesów. CZEGO PUTIN SZUKA W SYRII , A CO JUŻ ZNALAZŁ ? Kryzys uchodźczy w Europie i wycofywanie się USA z rejonu Bliskiego Wschodu były impulsem do aktywnego zaangażowania się Rosji w sprawy Syrii. Dwie nieudane misje w Iraku i w Afganistanie sprawiły, że Stany Zjednoczone straciły kredyt zaufania nie tylko wśród krajów Lewantu, ale przede wszystkim u swoich obywateli, mających dość wyrzucania pieniędzy na misje stabilizacyjne i poświęcenia amerykańskich żołnierzy. Putin ma teraz doskonałą okazję udowodnienia światu, że Rosja może być silnym mocarstwem, biorącym aktywny udział w kształtowaniu ładu światowego. Potężna, mocarstwowa Rosja to marzenie nie tylko elit politycznych Kremla, lecz także rosyjskiego społeczeństwa. Zaangażowanie w Syrii cieszy się dużym poparciem społecznym i utożsamiane jest z odrodzeniem rosyjskiej potęgi. Rosję w region Bliskiego Wschodu przyciągają również surowce energetyczne, w szczególności ropa naftowa. Jednym z ważniejszych powodów poparcia przez Putina reżimu al-Assada jest obawa przed katarską inicjatywą budowy gazociągu, który mógłby zasilić Europę, a zarazem byłby poważnym konkurentem dla rosyjskiego Gazpromu.Katar jest wiodącym eksporterem gazu LNG, szukającym coraz to nowych możliwości jego przesyłu. Katarskie myśli skierowane są na plan budowy gazociągu Nabucco, który miałby transportować gaz z Iranu, Azerbejdżanu, Rosji lub wschodniej części Turcji do Austrii poprzez Bułgarię, Rumunię i Węgry. Z projektu zrezygnowano w 2013 r., głównie z powodu sprzeciwu Syrii, jednak zwiększające się znaczenie opozycji może to zmienić. Dofinansowywane syryjskiej opozycji katarskimi pieniędzmi ma na celu obalenie reżimu Assada i powrót do projektu gazociągu. Notes T B Na rosyjskich portalach rośnie zainteresowanie konfliktem syryjskim oraz możliwością udziału w nim obywateli rosyjskich jako najemników proceder ten, znany już z konfliktu w Doniecku, może przenieść się na ziemie Bliskiego Wschodu. Rosyjski establishment wojskowy zaprzecza jednak jakoby w Syrii kiedykolwiek miały znaleźć się wojska lądowe. a zgłaszający się żołnierzenajemnicy to jedynie pojedyncze przypadki. proporcjonalnie i liczbowo społeczność muzułmańska w całej Europie. Po rozpadzie Związku Radzieckiego wielu obywateli byłych republik radzieckich przeniosło się do Rosji (m.in. 3-4 mln z Azerbejdżanu i Kazachstanu), a rdzenni islamscy mieszkańcy republik i obwodów Federacji stali się problemem i domniemanym zagrożeniem państwa. Środowisko muzułmańskie z tradycyjnym podejściem do polityki rodzinnej (promowanie wielodzietności) stanowi przeciwieństwo pozostałych obywateli Rosji, mających bardziej europejskie podejście w tym aspekcie. Prowadzi to do szybkiego wzrostu liczebności społeczeństwa islamskiego w porównaniu z ludnością prawosławną. Według analityków „Rosja przechodzi religijną transformację, która będzie miała większe konsekwencje dla społeczności międzynarodowej niż upadek ZSRR”. Potwierdzać to mogą ataki czeczeńskich ekstremistów, dążącym do utworzenia muzułmańskiego ponadetnicznego państwa wyznaniowego, które ma obejmować niemal całe terytorium Kaukazu Północnego. STRACH PRZED FUNDAMENTALIZMEM W analizie powodów dla których Rosja zdecydowała się na zbrojne wsparcie Assada w walce z dżihadystami z Państwa Islamskiego jest struktura demograficzna rosyjskiego społeczeństwa. Według statystyk wyznawcy islamu stanowią około 15 proc. społeczeństwa rosyjskiego, co oznacza, że jest ich 21-23 mln. To największa 37 NOTABENE B LISKI WSCHÓD ROSYJSKI BENEFICJENT lów wojskowych (głównie były to siedziby wojsk Państwa Islamskiego). Syryjskie Obserwatorium Praw Człowieka szacuje, że na dwóch zgładzonych islamistów przypada jeden przypadkowo zabity cywil, a ogólna liczba zabitych w działaniach wojennych prowadzonych przez Kreml to jak dotąd 370 osób, w tym 127 cywilów. 20 października odbył się nalot, który miał na celu zniszczenie ośrodka dowodzenia sił rebelianckich w rejonie Sarmin, w prowincji Idblib. Jednak według SAMS (Syrian American Medical Society Foundation) ataki te dosięgły również budynki szpitalne. Rosyjskie MSZ odpiera te zarzuty nazywając je „kłamliwymi” , zarzuca SAMS wiarygodność pokroju „kelnerki w pizzerii” i podważa zebrane dowody, które sugerują niezgodność z prawem międzynarodowym (m.in. używanie bomb kasetowych). Taki obrót spraw może powodować problemy Kremla na forum międzynarodowym, krytykę jego działań, a nawet podjęcie oficjalnych kroków przez ONZ. Jak wynika z relacji świadków i nagrań ataki rosyjskich rakiet często trafiają w pozycje rebeliantów Syryjskiej Armii Wyzwolenia, a nie tereny objęte przez Państwo Islamskie, przez co interwencja Putina jest krytykowana i przez wielu skazywana na porażkę. Głównym głosicielem tej tezy są Stany Zjednoczone na czele z Barackiem Obamą, który w jednym z wywiadów prasowych mówił: „Stany Zjednoczone odrzucają rosyjską teorię, że ktokolwiek, kto jest przeciwnikiem Assada jest terrorystą.” W odpowiedzi na zarzuty minister spraw zagranicznych Rosji Siergei Ławrow w jednym z wywiadów bronił syryjskiego dyktatora słowami: „Saddam Husajn został powieszony, czy przez to Irak jest lepszym i bezpieczniejszym miejscem? Kaddafi został zamordowany - Czy Libia jest lepszym miejscem? Teraz demonizujemy Assada, zamiast zacząć wysnuwać lekcje”. *** Putin decydując się na syryjską ofensywę wysyła jasny sygnał zachodnim politykom. Rosja chce być strażnikiem ładu światowego i przeciwwagą dla zaangażowania Stanów Zjednoczonych w rejonie. Putin wpłynął więc na głęboką wodę, czas pokaże czy jest dobrym pływakiem i czy nie utonie w falach kolejnych bliskowschodnich problemów. Syria jest niezwykle istotna dla Putina również ze względów strategicznych. Widać to doskonale na przykładzie Tartus ? miasta portowego w północno-zachodniej Syrii, które mieści bazę wojskową, ważną z punktu widzenia Moskwy. Baza ta powstała jeszcze za czasów radzieckich w 1971 r. i miała za zadanie przerzucanie wojsk radzieckich w konflikcie z Syrią, Egiptem i Izraelem. Z czasem baza stała się podstawą marynarki radzieckiej, a później rosyjskich manewrów na terenie Morza Śródziemnego. Po rozpadzie Związku Radzieckiego utrzymanie bazy w Tartus wciąż było priorytetem. W 2005 r. doszło do obopólnej transakcji, na mocy której Rosja zyskała możliwość użytkowania portu w zamian za umorzenie 70 proc. syryjskiego długu, zaciągniętego jeszcze za czasów ZSRR. Tartus to również bardzo istotne miasto dla reżimu Assada, ze względu na jego wielkość i rozwiniętą sieć transportową. Jest to również enklawa, w której żyje najwięcej alawitów. Syria dla Putina może być swojego rodzaju poligonem, na którym można testować nowe technologie wojenne. W rejonie działa kilka oddziałów wojsk lądowych, choć nie wykluczone, że w przyszłości pojawi się większy arsenał. Na rosyjskich portalach rośnie zainteresowanie konfliktem syryjskim oraz możliwością udziału w nim obywateli rosyjskich jako najemników proceder ten, znany już z konfliktu w Doniecku, może przenieść się na ziemie Bliskiego Wschodu. Rosyjski establishment wojskowy zaprzecza jednak jakoby w Syrii kiedykolwiek miały znaleźć się wojska lądowe. a zgłaszający się żołnierze-najemnicy to jedynie pojedyncze przypadki obywateli działających z własnej i nieprzymuszonej woli. PUTIN NASZ ZBAWICIEL Rosja wraz ze swoim wsparciem przechyliła szalę na korzyść sojuszników Assada i widać skutki jej działalności odnotowano postępy w kilku ofensywach wojsk rządowych. Chodzi tu w szczególności o walki mające na celu odblokowanie bazy lotniczej Kweirs, ofensywę na równinie Al Ghab, w prowincjach Hama, Idlib Latakia, a także na północ od miasta Hom. Mimo że zwycięstwa nie są imponujące to można je nazwać punktem zwrotnym po wielotygodniowych porażkach syryjskiej SAA Syrian Arab Army. Od początku interwencji rosyjskich sił wojskowych przeprowadzono 934 naloty, które zniszczyły 819 ce- Cezary Jakubiak 38 NOTABENE FELIETON: L IDIA GIBADŁO Słabości raju Poszukiwania rozwiązań wydają się tym trudniejsze, że w samych Niemczech, które nadają ton w dyskusji na temat europejskiej polityki migracyjnej, coraz częściej słychać głosy krytykujące postępowanie rządu. Nieprzychylne komentarze są tym bardziej niepokojące, że pochodzą nie tylko z ust przedstawicieli CSU (partii chrześcijańsko-demokratycznej działającej na terenie Bawarii, tworzącej wspólną frakcję z ugrupowaniem kanclerz Merkel), lecz także ze strony członków CDU, a nawet samego prezydenta Joachima Gaucka. Sytuacji nie poprawia spadające poparcie zarówno dla chadeków, jak i dla polityki rządu oraz antyimigracyjne demonstracje zwolenników ruchu Pegida. W związku z tym w mediach zaczęły pojawiać się komentarze sugerujące, że Angela Merkel może nie doczekać kolejnych wyborów do Bundestagu na stanowisku kanclerza. Wśród potencjalnych następców kanclerz Merkel nie widać jednak nikogo, kto stanąłby na czele wewnątrzpartyjnej opozycji i doprowadził do zmiany lidera. Kryzys migracyjny z pewnością jeszcze przez długi czas będzie zajmował uwagę Unii Europejskiej, zwłaszcza, że zbliżająca się zima dodatkowo pogorszy sytuację uchodźców i imigrantów. Doniesienia mediów o warunkach, w jakich przebywają znów sprowokują dyskusję na temat efektywności działań Wspólnoty. Wydaje się jednak, że i tym razem na hasło „sprawdzam”, Bruksela oraz Berlin nie przedstawią przekonujących argumentów. Od kilku tygodni kryzys migracyjny znajduje się na czołówkach europejskich gazet oraz jest głównym tematem serwisów informacyjnych. W czasie gdy Unia Europejska musi stawić czoło kryzysowi strefy euro oraz szerzącemu się eurosceptycyzmowi, tysiące uchodźców i migrantów ekonomicznych postanowiło szukać lepszego jutra właśnie na Starym Kontynencie. Kryzys migracyjny jak w soczewce obnażył wszystkie słabości UE. Stanowiska poszczególnych członków pokazały, że solidarność europejska może być interpretowana bardzo elastycznie. W obliczu lawinowo rosnącej liczby uchodźców przybywających do krajów leżących na obrzeżach Wspólnoty państwa takie jak Włochy czy Malta były de facto zdane na siebie, a pomysły podziału uchodźców według systemu kwot spotykały się z oporem państw takich jak: Francja, Niemcy czy Holandia. Dopiero gdy tysiące uchodźców zaczęły przedostawać się na północ kontynentu, doszło do „uwspólnotowienia” zarówno problemów poszczególnych członków UE, jak i odpowiedzialności za brak efektywnych działań w obliczu problemu trwającego od miesięcy. Okazało się jednak, że i tym razem postawa państw członkowskich daleka jest od ogólnoeuropejskiej solidarności. Sprzeciw państw Europy Środkowo-Wschodniej wobec ponoszenia konsekwencji chybionych decyzji Berlina i unijnej bezczynności wywołał falę krytyki ze strony zachodnioeuropejskich mediów oraz polityków, co najlepiej pokazuje, że w obliczu wyzwań Unii trudno znaleźć wspólne wyjście z sytuacji. N Theories B Lidia Gibadło Dopiero gdy tysiące uchodźców zaczęły przedostawać się na północ kontynentu, doszło do „uwspólnotowienia” zarówno problemów poszczególnych członków UE, jak i odpowiedzialności za brak efektywnych działań w obliczu problemu trwającego od miesięcy. 39 NOTABENE EUROPA Jak uchodźcy podzielili Wyszehrad AAUTOR GATA NIEZNANY J ASIEŃCZUK Czy brak jednomyślności Grupy Wyszehradzkiej w głosowaniu w sprawie podziału uchodźców, masowo napływających do Europy, położy kres jej istnieniu? Czy Polska rzeczywiście odwraca się od partnerów i zabiega tylko o własne interesy? I kto tak naprawdę złamał zasadę solidarności? Pod koniec września odbyło się spotkanie ministrów spraw wewnętrznych Unii Europejskiej, podczas którego podjęto decyzję w sprawie rozlokowania imigrantów napływających do Europy. Polska niezgodnie z ustaleniami praskiego szczytu Grupy Wyszehradzkiej zagłosowała za kwotowym rozdziałem uchodźców pomiędzy kraje wspólnoty. Większość państw wspólnoty głosowała za takim właśnie rozwiązaniem, przeciwko były tylko cztery kraje: Czechy, Słowacja, Węgry i Rumunia (Finlandia wstrzymała się od głosu). Oznacza to, że Rzeczpospolita wyłamała się z bloku państw V4, co praktycznie od razu wywołało negatywne komentarze pod adresem polskiego rządu oraz wzbudziło dyskusje nad przyszłością grupy. Jednak czy faktycznie postępowanie Polski jest pierwszym przykładem rozbieżności interesów i braku jednomyślności w obrębie V4? Czy to faktycznie koniec Grupy Wyszehradzkiej i wyraźny sygnał ze strony Polski, że bliżej jej do państw starej Unii? N A POCZĄTKU BYŁA WSPÓŁPRACA Grupa Wyszehradzka powstała w 1992 roku (początkowo jako Trójkąt Wyszehradzki – do rozpadu Czechosłowacji w 1993 roku), podczas spotkania w węgierskim mieście Wyszehrad prezydentów Polski i Czechosłowacji oraz premiera Węgier. V4 jest nieformalnym zrzeszeniem czterech państw Europy Środko- 40 NOTABENE EUROPA wej, którego celem jest pogłębianie współpracy między nimi. Platformą porozumienia między krajami od zawsze była zbieżność interesów i głównych celów polityki zagranicznej oraz podobnych możliwości ich realizacji. Były to cechy, które odróżniały je od innych państw byłego bloku komunistycznego. Podstawowym założeniem realizowanym w ramach V4 było dążenie do integracji z Europą i strefą atlantycką, budowanie stabilnej demokracji parlamentarnej, niwelowanie gospodarczych i administracyjnych pozostałości po poprzednim ustroju. Było to możliwe jedynie dzięki koordynacji działań i wspieraniu wzajemnych dążeń na arenie międzynarodowej. Sytuacja uległa zmianie, gdy państwa Grupy Wyszehradzkiej zostały przyjęte do Unii Europejskiej – współpraca pomiędzy nimi nabrała nowego charakteru. Państwa te starały się mówić jednym głosem i reprezentować spójne stanowisko Europy Środkowowschodniej. chy. Państwa te swoje relacje z Rosją nadal definiują głównie przez pryzmat współpracy gospodarczoenergetycznej, a nie „twardego” bezpieczeństwa. Konkurencyjne interesy polityczne i gospodarcze, szczególnie w kwestii bezpieczeństwa i energetyki coraz częściej podważają historyczne i geograficzne związki krajów V4. LOJALNOŚĆ CZY SOLIDARNOŚĆ? Czechy, Słowacja i Węgry konsekwentnie sprzeciwiają się opartemu na przymusowych kwotach mechanizmowi rozdziału uchodźców z pogrążonych w konfliktach państw oraz domagają się uszczelnienia granic zewnętrznych Unii Europejskiej. Dotychczas tylko Węgry znalazły się na głównym szlaku tranzytowym, ale niewykluczone, że presja migracyjna dotknie również sąsiednie kraje. Stanowisko tych państw wiąże się również z licznymi uwarunkowaniami wewnętrznymi, takimi jak niski poziom zamożności, słabość administracji, czy niedostatecznie rozwinięta infrastruktura w porównaniu z krajami Europy Zachodniej. Do tego PÓŹNIEJ ZACZĘŁY SIĘ SCHODY… Od dawna trudno jest mówić o solidarności w obrębie Grupy Wyszehradzkiej. Zachowanie Polski nie jest wcale jakimś wielkim odstępstwem od normy. Wiele razy w ostatnim czasie ujawniał się brak jednomyślności i wspólnego stanowiska państw V4, chociażby w sprawie aneksji Krymu. Polska ze swoim zdecydowanym stanowiskiem wobec konfliktu na wschodzie Ukrainy była wyraźnie odosobniona. Węgry, udowadniając swoją niezależność, dokonywały wyborów korzystnych z punktu widzenia swojego interesu narodowego, nie licząc się z poprawnością polityczną (np. podpisując porozumienia z Rosją w kwestii energetyki jądrowej w grudniu ubiegłego roku czy kontrakty gazowe w lutym br.). Dodatkowo Słowacja odrzuciła koncepcję wzmocnienia wschodniej flanki i zwiększenia obecności NATO w Europie Środkowowschodniej, która była jednym z głównych postulatów polskich dyplomatów (kontrastuje to z dotychczasową praktyką współpracy politycznej V4 w Sojuszu). Ujawnia to odmienną percepcję zagrożeń i różne oczekiwania wobec NATO – kraje te niejako akceptują pewien zakres działań Rosji, a zarazem deprecjonują je, obawiając się, że jakikolwiek zdecydowany krok doprowadzi do eskalacji napięcia między UE i NATO a Rosją.Krytyczne stanowisko Victora Orbana wobec sankcji nakładanych na Rosję było po cichu popierane przez Słowację i Cze- Notes T B Od dawna trudno jest mówić o solidarności w obrębie Grupy Wyszehradzkiej. Zachowanie Polski nie jest wcale jakimś wielkim odstępstwem od normy. dochodzi kwestia negatywnych doświadczeń z mniejszościami narodowymi, brak kontaktów historycznych z kulturą islamską oraz szereg uprzedzeń i stereotypów z nią związanych. Ponadto przywódcy tych krajów zdają sobie sprawę, że dla przybywających będzie to tylko przystanek w drodze na Zachód. Wynik praskiego Szczytu Grupy Wyszehradzkiej był znany jeszcze przed jego rozpoczęciem – żadnych ustępstw w polityce wobec uchodźców. Polska poparła to stanowisko, chociaż już wcześniej pojawiały się sygnały, że ostateczna decyzja nie będzie jednak zgodna z krytyczną linią bloku V4. Zachodnie media podkreślały, że stano- 41 NOTABENE EUROPA wisko forsowane na szczycie w Pradze stoi w całkowitej sprzeczności z podejściem Francji i Niemiec, które domagają się wspólnego wzięcia odpowiedzialności za obecną sytuację w ramach solidarności europejskiej. Zarzucały również państwom postkomunistycznym egoizm i próbę spychania problemu na innych. Notes T Grupę Wyszehradzką tworzą suwerenne kraje, B które mogą podejmować odmienne decyzje. Tak naprawdę to głosowanie miało wymiar symboliczny – nawet gdybyśmy zagłosował i przeciwko, nic by to nie zmieniło, a jedynie zakonserwowałoby podział na Europę Wschodnią i Zachodnią. Jednak ten „symbol ” mógłby mieć dla Rzeczpospolitej dramatyczne konsekwencje w przyszłości. KROK W PRZÓD, CZY KROK W TYŁ? Po tym jak Polska poparła propozycje Brukseli, internauci zaczęli przepraszać kraje V4 za zdradę. Jest to zaskakujące zachowanie przede wszystkim dlatego, że nie mamy obowiązku głosować tak jak nasi sąsiedzi – Grupę Wyszehradzką tworzą suwerenne kraje, które mogą podejmować odmienne decyzje, kierując się różnymi okolicznościami. Tak naprawdę to głosowanie miało wymiar symboliczny – nawet gdybyśmy zagłosowali przeciwko, nic by to nie zmieniło, a jedynie zakonserwowałoby podział na Europę Wschodnią i Zachodnią. Jednak ten „symbol” mógłby mieć dla Rzeczpospolitej dramatyczne konsekwencje w przyszłości. W przypadku eskalacji konfliktu na Ukrainie, Polska będzie pierwszym krajem, do którego zaczną uciekać uchodźcy z tego regionu – a wtedy to my będziemy liczyć na solidarność europejską. Polska, podejmując taką, a nie inną decyzję, zrobiła zdecydowany krok w stronę Zachodu. Jednak patrząc obiektywnie na obecną sytuację geopolityczną i miejsce Polski na arenie międzynarodowej, to czy to nie jest jedyna możliwość? Obecne stosunki z Rosją i postawy antyrosyjskie u rządzących nie dają szans na poprawę relacji polsko-rosyjskich. Z kolei zacieśnianie współpracy z państwami regionu nie jest w stanie zapewnić nam bezpieczeństwa, tym bardziej, że nie wykazują one zainteresowania przekierowaniem myślenia z wąskiej perspektywy narodowej na wspólnotowe działania. Polska jest w pewnym sensie za duża – ludnościowo i gospodarczo przewyższa wszystkich potencjalnych partnerów, co utrudnia organizowanie efektywnej współpracy w regionie. Inne państwa regionu mają kłopot z uznaniem nas za kraj, który nie będzie zadzierał nosa. Jednocześnie Polska nie ma wystarczającej pozycji, by zagrać rolę lidera, a Czechy, Węgry i Słowacja świadomie rezygnują z ambitnych geostrategicznych celów o zasięgu regionalnym. Grupa Wyszehradzka nie jest całością – brak jednomyślności przesądza o tym, że jest formą tkwiącą w bezruchu od dwóch dekad. TO JESZCZE NIE KONIEC… Państwa Grupy Wyszehradzkiej stanowią wspólnotę, wyrastającą ze wspólnych korzeni. Choć ostatnio dość często widoczne są ich rozbieżne interesy, to nie jest to rzecz nowa – nigdy nie było tak, że w sprawach międzynarodowych wszyscy mówili jednym głosem. Dlatego wypowiedzi, że Polska na własne życzenie pogrzebała możliwość współpracy z V4, są mocno przesadzone. V4 sprawdza się jako forum konsultacyjne przed szczytami UE, instrument wsparcia finansowego (Międzynarodowy Fundusz Wyszehradzki) oraz inicjator ambitnych planów energetycznych, ale ostatnio ma coraz większe trudności z wypracowaniem wspólnego stanowiska w istotnych kwestiach. Jednak dalsze istnienie grupy ma sens – jeśli chodzi o sprawy, które łączą państwa członkowskie. Natomiast tam gdzie interesy państw są rozbieżne, nikt nie zmusi ich do mówienia jednym głosem. Agata Jasieńczuk 42 NOTABENE EUROPA Napięcia hiszpańskokatalońskie M ICHAŁ WOJTCZAK Ostatnie wybory do katalońskiego parlamentu przypomniały światu o problemie niepodległości tego regionu. W jakich barwach maluje się przyszłość Katalończyków? Katalonia to wspólnota autonomiczna Hiszpanii, w obecnym kształcie działająca od 1975 roku pod nazwą Generalitat de Catalunya. W szerszym znaczeniu jest to także kraina historyczna obejmująca część Hiszpanii i Francji. Zajmuje ok. 30 tys. km2 powierzchni i jest zamieszkiwana przez ok. 7 mln mieszkańców. Tworzą ją 4 prowincje: Barcelona, Girona, Tarragona i Lleida. Największym miastem i głównym ośrodkiem kulturalnym jest Barcelona. Jej prezydentem jest Artur Mas z partii Konwergencja i Unia(CiU). sprawą unii personalnej między królestwami Aragonii i Kastylii, stał się częścią Hiszpanii. Początkowo cieszył się autonomią, ale po powstaniu przeciw królowi Filipowi IV Habsburgowi jego prawa zaczęły być stopniowo ograniczane. Na początku XVIII w. król Filip V wydał zbiór dekretów o nowym ustroju Hiszpanii – NuevaPlanta. Zlikwidował tym samym autonomię Katalonii i zniósł jej lokalne prawa. Język kataloński został wycofany z urzędów. W XIX w. na fali rewolucji przemysłowej i narodowo-radykalnych nastrojów w Europie, nacjonalizm kataloński zyskał na popularności. W 1931 r. region odzyskał autonomię pod nazwą Generalitat de Catalunya. Jednakże wraz z przejęciem władzy w 1939 r. przez generała Franco wszelkie przejawy niezależności zo- H ISTORIA I TRADYCJE Sięgająca dziewiątego wieku historia Katalonii to w znacznej mierze historia jej zmagań z Hiszpanią. Region ten był najpierw częścią Aragonii, a od połowy XV w. za 43 NOTABENE EUROPA stały zlikwidowane. Zabroniono publicznego używania języka katalońskiego i symboli narodowych, siłą rozpędzano demonstrujących Katalończyków. Wraz z zakończeniem dyktatury w 1975 r. Katalończycy zyskali gwarancję niezależności kulturalnej i politycznej. Przywrócony został Generalitat jako określenie systemu władz w tym regionie. W 2006 r. wszedł w życie nowy, zreformowany statut wspólnoty autonomicznej, mówiący o Katalończykach jak o „narodzie” i nadający im wiele przywilejów. zgodę na referendum, podczas gdy rząd Hiszpanii konsekwentnie odmawia tego prawa Katalończykom. SZCZEGÓŁY KONFLIKTU W 2010 r. rząd w Madrycie zmniejszył zagwarantowane cztery lata wcześniej uprawnienia dla wspólnoty autonomicznej oraz uznał, że nie ma podstaw prawnych, żeby uważać Katalończyków za naród i utrzymywać uprzywilejowany status języka katalońskiego. W 2012 r. rząd centralny zerwał negocjacje w sprawie paktu fiskalnego z prezydentem Katalonii. Z tego powodu odbyła się ogromna manifestacja. Według szacunków katalońskiej policji na ulice mogło wyjść nawet 1,5 mln ludzi, co stanowi ponad 1/5 ludności całej wspólnoty. Od tego momentu dyskusje na temat katalońskiego referendum w sprawie secesji przybrały na sile, co po raz kolejny pogorszyło relacje z rządem.Hiszpańscy decydenci domagali się udziału wszystkich mieszkańców w hipotetycznym referendum, podkreślając, że secesja będzie miała wpływ na całą Hiszpanię i jej wszystkich obywateli. Władze Katalonii uznają taki pomysł za absurdalny i dowodzący braku szacunku dla ich dążeń. Ostatecznie w 2014 r. władze katalońskie doprowadziły do zorganizowania postulowanego przez nich głosowania. Miało ono jednak wymiar czysto symboliczny, bowiem rząd uznał je za nieważne. Mimo że ponad 80 J ĘZYK I ZWYCZAJE Wielu Katalończyków nie czuje się Hiszpanami, swoją odrębność podkreślają własnymi symbolami narodowymi i odrębnym językiem. Ich hymnem jest pieśń ElsSegadors, barwami – złoty i czerwony, a świętem narodowym 11 września - rocznica zdobycia Barcelony przez Bourbonów. Katalończycy nie tańczą flamenco ani nie urządzają corridy. Ich kuchnia różni się od hiszpańskiej, oprócz zamiłowania do tradycyjnych produktów śródziemnomorskich, bardzo cenią różne rodzaje grzybów i wytwarzane u siebie wędliny. Napięcia między tym regionem a stolicą Hiszpanii potęgują również rozgrywki futbolowe. Mecze Realu Madryt z Barceloną, odbywające się dwa razy do roku (a czasem nawet częściej) należą do najchętniej oglądanych wydarzeń piłkarskich na całym świecie i wywołują niekończące się kłótnie wśród fanów futbolu. Notes T W dążeniach do autonomii B nie chcą jednak rezygnować ZARYS SYTUACJI Konflikt pomiędzy Hiszpanami a Katalończykami trwa w zasadzie od przełomu XV i XVI w., ale silne napięcia będące przedmiotem niniejszego artykułu rozpoczęły się kilka lat temu. Wraz z początkiem kryzysu finansowego z 2008 r. konflikt pomiędzy Katalończykami a władzami w Madrycie wyraźnie się zaostrzył. Mieszkańcy prowincji walczą o autonomię dla swojego regionu, ponieważ nie zgadzają się z polityką rządu hiszpańskiego, dyskryminującą ich jako naród, także pod względem finansowym. W dążeniach do autonomii nie chcą jednak rezygnować z członkostwa w Unii Europejskiej i strefie Schengen. Inspiracją dla nich jest szkocki ruch niepodległościowy działający na terenach Wielkiej Brytanii. Jednak brytyjskie władze są bardziej liberalne i mniej zależne ekonomicznie od pro-niepodległościowego regionu. Wyraziły nawet nie tak dawno z członkostwa w Unii Europejskiej i strefie Schengen. Inspiracją dla nich jest szkocki ruch niepodległościowy działający na terenach Wielkiej Brytanii. proc. głosujących opowiedziało się za autonomią prowincji, to frekwencja wyraźnie wskazuje na podzielność zdań wśród samych zainteresowanych. Tylko co drugi Katalończyk wziął udział w głosowaniu. 44 NOTABENE EUROPA OSTATNIE WYDARZENIA umocnienie autonomii Katalonii w ramach Królestwa Hiszpanii. Może się zdarzyć również, że Katalonia pozostanie w Unii Europejskiej, dzięki zawarciu ugody z Hiszpanią. W innym wypadku Katalonia może zostać członkiem Europejskiego Obszaru Gospodarczego lub podpisać inną, podobną umowę z UE. Możliwa jest również opcja wyrzucenia Katalonii z Unii i próba izolowania je jprzez Hiszpanię na arenie międzynarodowej. Analitycy wskazują także, że Katalonii raczej nie opłacałoby się wyjście z Unii. Przestałyby obowiązywać wobec niej umowy handlowe UE z państwami trzecimi i nie mogłaby liczyć na pożyczki z Europejskiego Banku Centralnego. Mogłaby też zostać wyrzucona ze strefy euro. Na razie jesteśmy świadkami gorącej dyskusji pomiędzy przedstawicielami rządów – hiszpańskiego i katalońskiego. Hiszpanie przekonują, że gdy Katalonia odłączy się od Hiszpanii, będzie musiała starać się o wejście do Unii Europejskiej. W rezultacie wielkie przedsiębiorstwa i banki stracą do niej zaufanie i przestaną inwestować. Katalończycy zaś twierdzą, że to właśnie wielkim przedsiębiorstwom i bankom powinno zależeć na pozostaniu na rynku katalońskim. Uważają też, że wyrzucenie ich byłoby zbyt dużym wstrząsem dla Unii. Podkreślają, że UE i Katalonię łączą silne więzy. Mają wspólną walutę i wiążą ich cztery swobody przepływu (towarów, usług, osób i kapitału). Uważają także, że Unia pozbywając się ich, wykreowałaby sobie negatywny wizerunek. Przewodniczący Komisji Europejskiej Jean ClaudeJuncker stwierdził, że członkostwo Katalonii w UE jest „wewnętrzną sprawą Hiszpanii”. *** Zaistniały konflikt jest trudny do rozwiązania nie tylko ze względu na temperamenty obu stron, lecz także z powodu niejednoznaczności prawa międzynarodowego. Spór na linii Katalonia – Madryt to książkowy przykład konfliktu pomiędzy zasadą suwerenności narodu a zasadą integralności państwa. Secesja obszaru, mimo że zgodna z zasadą suwerenności narodu, nie wydaje się dobrym rozwiązaniem, ponieważ trudno przewidzieć jej wszystkie konsekwencje. Byłby to duży wstrząs dla całej Unii Europejskiej, nie tylko ze względów gospodarczych. Udana secesja Katalonii będzie inspiracją dla innych ruchów niepodległościowych, a to targanej kryzysem migracyjnym Europie z pewnością nie jest potrzebne. 27 września 2015 r.odbyły się wybory do katalońskiego parlamentu. Frekwencja wynosiła 77 proc., a nastroje wśród tamtejszego społeczeństwa wciąż pozostały podzielone. Partie pro-niepodległościowe (koalicja dwóch największych separatystycznych partii Razem dla Tak oraz radykalnie lewicowe Kandydatury Jedności Ludowej) zdobyły 72 mandaty na 135 możliwych. Zadeklarowały one, że ich głównym priorytetem wciąż będą dążenia niepodległościowe. Prezydent regionu Artur Mas uważa, że wynik ma duże znaczenie dla świadomości Katalończyków, a przez rząd powinien on zostać zinterpretowany jednoznacznie. Zapowiedział, że w ciągu 18 miesięcy podejmie stosowne kroki, by Katalonia stała się niezależnym państwem. Pomysły te nie mają jednak poparcia władz w Madrycie. Premier Hiszpanii Mariano Rajoy kategorycznie zaprzeczył jakoby możliwe było odłączenie czy nawet poszerzenie autonomii, a prezydent Artur Mas został postawiony przed sądem za nielegalne zorganizowanie referendum niepodległościowego w 2014 r. Było to kolejnym powodem do manifestacji. Kilka tysięcy Katalończyków wyszło na ulicę, skandując „Wszyscy jesteśmy Masem”! SPRAWY EKONOMICZNE Obecnie Katalonia to najbogatszy i najbardziej uprzemysłowiony region Hiszpanii. Jej PKB stanowi ok. 20 proc. PKB całego kraju i jest większe niż chociażby PKB Portugalii czy Hongkongu. Każdego roku Katalonia oddaje 17 mld euro z podatków swoich mieszkańców do Madrytu, nie dostając w zamian wiele od rządu hiszpańskiego. Wydatki centralnego rządu na wspólnotę katalońską znacznie się zmniejszyły przez ostatnie lata. Jej mieszkańcy czują się wyzyskiwani i uważają, że autonomia fiskalna pozwoliłaby na lepsze spożytkowanie pieniędzy i poprawę standardu życia. Ich zdaniem secesja jest także sposobem na wyjście z kryzysu finansowego z jakim boryka się Hiszpania. Twierdzą, że przyspieszyłaby rozwój gospodarczy i zmniejszyła wywołane przez wspomniany kryzys bezrobocie, które w Katalonii wynosi ok. 20 proc. PERSPEKTYWY STOSUNKÓW Z U NIĄ E UROPEJSKĄ Sprawa członkostwa Katalonii w Unii Europejskiej pozostaje otwarta. Nikt nie ma pewności na jakie rozwiązanie zdecydują się zainteresowane strony. Analitycy biorą pod uwagę 4 scenariusze – jednym z rozwiązań może być Michał Wojtczak 45 NOTABENE EUROPA Serbia na d obrej d rod ze d o U nii Eu ropejskiej J OANNA G ŁOWACKA Serbia od dziesięciu lat stara się o członkostwo w Unii Europejskiej. Jak się okazuje prowadzenie tego procesu zależy przede wszystkim od wewnętrznych uwarunkowań politycznych. Ostatnie lata pod rządami proeuropejskiej Serbskiej Partii Postępowej wskazują na poprawę i przyspieszenie procesu negocjacyjnego pomiędzy Serbią i UE. styczne. 10 maja bieżącego roku w macedońskim KuBAŁKAŃSKI KOCIOŁ manovie kilkudziesięciu mężczyzn pochodzenia albańskiego zajęło kilka domów prywatnych, a następnie planowało uderzyć na budynki administracji państwowej. W wyniku strzelaniny zginęło ośmiu policjantów i czternastu napastników. Warto również wspomnieć o nierozwiązanym sporze pomiędzy byłą Jugosłowiańską Republiką Macedonii a Grecją, która zarzuca Macedonii bezpodstawne stosowanie nazwy państwa, argumentując to greckim pochodzeniem nazwy, która nie powinna być używana w odniesieniu do innego państwa. Rozpad Jugosławii był wieloletnim, krwawym procesem, w wyniku którego powstało sześć nowych państw. Ponadto w 2008 roku Kosowo ogłosiło swoją niepodległość, której Serbia do dzisiaj nie uznaje. Stosunki sąsiedzkie pomiędzy tymi państwami są skomplikowane ze względu na zaszłości historyczne oraz mniejszości etniczne, narodowe i religijne rozsiane po całym Półwyspie Bałkańskim. Żadne z tych państw nie jest jednolite pod względem narodowościowym i religijnym. Dowodem na to, że różnice kulturowe wciąż powodują napięcia, są liczne incydenty i ataki terrory- 46 NOTABENE EUROPA waną większość w parlamencie, jednak postanowiła utworzyć koalicję z Socjalistyczną Partią Serbii (SPS), co razem dało im sto dziewięćdziesiąt osiem mandatów na dwieście pięćdziesiąt. Premierem został Aleksandr Vu čić, który za cel postawił sobie wejście Serbii do Unii Europejskiej w 2020 roku. W swoim raporcie Komisja Europejska przychylnie odnosi się do decyzji o przyspieszonych wyborach, podkreślając, że może liczyć na większość parlamentarną, która jest zdolna współpracować z Unią Europejską i wprowadzić naglące reformy, które umożliwią Serbii wejście do Unii Europejskiej. Co ciekawe niektórzy krytykują SNS, ponieważ jej główni działacze, a zarazem najważniejsi przedstawiciele władzy, w czasach wojny prowadzonej na terenie byłej Jugosławii należeli do partii nacjonalistycznej i współpracowali głównie ze Slobodanem Miloševićem oraz innymi politykami ściganymi przez MTK dla byłej Jugosławii. N ORMALIZACJA STOSUNKÓW Z KOSOWEM Trzy miesiące po secesji Kosowa rządy objęła Partia Demokratyczna, która jednocześnie opowiedziała się za przyspieszeniem integracji europejskiej, jak i odzyskaniem Kosowa. Niestety w latach 2008-2012 politykę zagraniczną Serbii zdecydowanie zdominowała walka o odzyskanie Kosowa, co odsunęło proces integracji europejskiej na drugi plan. Serbski rząd, na czele którego stał Mirko Cvetković, chciał zrealizować swoje plany głównie drogą prawną, udowadniając nielegalność secesji. Ogromnym sukcesem dyplomacji serbskiej było doprowadzenie do zwrócenia się Zgromadzenia Ogólnego Narodów Zjednoczonych do Międzynarodowego Trybunału Sprawiedliwości o opinię doradczą w kwestii legalności ogłoszenia niepodległości przez Kosowo. Czekając na opinię Trybunału, Serbia starała się utrzymać swoją administrację oraz władze lokalne na północy Kosowa. W ten sposób chciała odzyskać chociaż część utraconej prowincji. Stany Zjednoczone oraz Unia Europejska wyrażały zdecydowany sprzeciw w tej sprawie. Ponadto sytuację skomplikowała opinia doradcza wydana przez Międzynarodowy Trybunał Sprawiedliwości. Belgrad spodziewał się potwierdzenia zasady integralności terytorialnej, jednak Trybunał uznał, że deklaracja niepodległości ogłoszona przez Kosowo jest zgodna z prawem międzynarodowym, a ludność ma prawo do realizacji zasady samostanowienia narodów. SYTUACJA SERBSKIEJ SCENY POLITYCZNEJ W 2008 roku powstała Serbska Partia Postępowa (SNS) jako odłam nacjonalistycznej i antynatowskiej Serbskiej Partii Radykalnej (SRS), której założycielem jest obecny prezydent Republiki Serbii Tomislav Nikolić. W 2012 roku Serbska Partia Postępowa wygrała wybory do parlamentu i przejęła rządy zastępując Partię Demokratyczną (DS). Popularność zdobyła dzięki programowi, który zakładał walkę z korupcją i inflacją oraz przeciwdziałanie bezrobociu. Serbowie zaufali tej partii, gdyż obrała ona kurs proeuropejski oraz stanowczo odcięła się od rządów Milosevića – ery ksenofobii i zbrodni wojennych. Dwa lata później Tomislav Nikolić zarządził przedwczesne wybory parlamentarne na 16 marca 2014 roku, ponieważ partia, którą założył potrzebowała silniejszego mandatu do przeprowadzenia koniecznych reform gospodarczych, administracyjnych oraz w wymiarze sprawiedliwości. W wyniku przedwczesnych wyborów SNS zdobyła zdecydo- 47 NOTABENE EUROPA Od 2012 roku polityka Serbii wobec Kosowa obrała zupełnie inny kierunek. Po raz pierwszy w historii prezydenci Serbii i Kosowa spotkali się 6 lutego 2013 roku w Brukseli. Jednak w oficjalnych rozmowach Serbia nigdy nie zapowiedziała uznania niepodległości Kosowa, a Unia Europejska też nigdy na to nie naciskała. Jeden z trzydziestu trzech rozdziałów, które obecnie Serbia negocjuje z Unią Europejską, nawiązuje do normalizacji stosunków z Kosowem. Oznacza to, że Unii Europejskiej zależy na pokojowym rozwiązaniu sporu pomiędzy dwoma narodami, lecz kwestia ta nie może być warunkiem, który Serbia musi spełnić, aby stać się kolejnym członkiem wspólnoty. Należy pamiętać, że pięć państw członkowskich UE wciąż nie uznaje Kosowa. Miesiąc temu doszło do incydentu w Parlamencie Kosowa. Posłowie opozycji, w akcie sprzeciwu wobec układu zawartego z Serbią o zwiększeniu autonomii na terenach zamieszkanych przez ludność serbską, rozpylili gaz łzawiący. Po tym, jak jeden z posłów został aresztowany, w Prisztinie wybuchły gwałtowne protesty. To pokazuje, że pomimo ogromnych chęci przedstawicieli najwyższych władz Serbii i Kosowa, nie wszystkie grupy społeczne są zadowolone z tych poczynań, ponieważ pamięć o minionym konflikcie i zbrodniach wojennych wciąż jest żywa wśród zwykłych Serbów i Kosowarów. nych spotkań szefów rządów Chin i państw Europy Środkowej i Wschodniej. W grudniu 2014 roku w Belgradzie odbyło się trzecie takie spotkanie, podczas którego spotkało się szesnastu przedstawicieli państw tego regionu. Była to pierwsza od 28 lat wizyta premiera Chin w Serbii, podczas której uroczyście otworzono ogromną inwestycję infrastrukturalną Chin – most na Dunaju Zemun-Borca. We wrześniu bieżącego roku Premier Vu čić spotkał się w Waszyngtonie z sekretarzem stanu Johnem Kerrym, który pochwalił wysiłki i starania Serbii w kryzysie imigracyjnym. Ponadto wyraził zadowolenie z przemiany, jaka zaszła po podpisaniu w 2013 roku porozumienia brukselskiego pomiędzy Serbią a Kosowem o normalizacji stosunków, które było negocjowane wspólnie z Unią Europejską. Vu čić liczy na długoterminowe, a zarazem stanowcze wsparcie USA w kwestiach gospodarczych, a przede wszystkim w procesie integracji z UE. Niemniej jednak nie obyło się bez poruszenia drażliwych tematów przez sekretarza stanu USA. Niewątpliwie jednym z nich jest ciągnąca się od ponad piętnastu lat sprawa braci Bytyqi, obywateli USA, którzy dołączyli do Armii Wyzwolenia Kosowa i w 1999 roku zostali zatrzymani i zabici przez służby serbskiego ministerstwa spraw wewnętrznych, a następnie zakopani w masowym grobie po masakrze Albańczyków z Kosowa. Pomimo śledztwa prowadzonego przez FBI i nacisków dyplomatycznych sprawa nadal jest nierozwiązana. Premier Serbii obiecał, że do końca tego roku winni zostaną skazani i poniosą konsekwencje. Jednak rząd serbski już wielokrotnie składał takie deklaracje, podając datę ostatecznego rozwiązania sprawy, a nadal nie wywiązał się ze swoich obietnic. STOSUNKI Z USA, ROSJĄ I CHINAMI W jednym z wywiadów przeprowadzonych przez CNN premier Aleksandr Vu čić zadeklarował, że Serbia nie uznaje i nigdy nie uzna aneksji Krymu przez Federację Rosyjską. Premier uzasadniał tę decyzję koniecznością zachowania neutralności w konflikcie rosyjsko–ukraińskim oraz dbania o własne interesy gospodarcze. Trudno się nie zgodzić z wypowiedzią Vu čića, że nałożenie sankcji na Rosję byłoby zwyczajnie nierozsądne, biorąc pod uwagę budowę gazociągu South Stream oraz inne poważne inwestycje rosyjskich inwestorów w Serbii. Z drugiej strony delegacja serbska była nieobecna podczas głosowania Zgromadzenia Ogólnego Narodów Zjednoczonych nad rezolucją potwierdzającą integralność terytorialną Ukrainy. Jednak premier jest dobrej myśli i wyraził nadzieję, że w przyszłości Serbia będzie „filarem stabilności i pokoju” w regionie oraz wzorem dla innych państw bałkańskich starających się o członkowstwo w Unii Europejskiej. Bałkany są bardzo atrakcyjne dla chińskich inwestorów, o czym świadczy chociażby przeprowadzanie corocz- STOSUNKI SĄSIEDZKIE Zabiegania rządu serbskiego i określanie wielkich mocarstw jako swoich sojuszników jest przez jednych krytykowane, a przez drugich traktowane z przymrużeniem oka. Jednak co do jednego większość serbskich dziennikarzy i ekspertów jest zgodna. I mam tu na myśli oczywiście konieczność budowania dobrych relacji sąsiedzkich. Kryzys imigracyjny pokazał rozbieżności interesów pomiędzy Serbią a Chorwacją, które zamknęły granicę. Doszło przy tym do ostrej wymiany zdań po- 48 NOTABENE EUROPA między przedstawicielami najwyższego szczebla władzy. Serbia skrytykowała Chorwację za stosowanie restrykcyjnych przepisów wobec uchodźców, nazywając je „nazistowskimi zagrywkami” sprzed kilkunastu lat. Ponadto tegoroczne świętowanie przez Chorwatów rocznicy wygranej bitwy o niepodległość, która nosiła nazwę „Operation Storm”, również zostało nieprzychylnie odebrane przez władzę, jak i obywateli Serbii. Natomiast podczas obchodów dwudziestej rocznicy masakry w Srebrenicy po raz pierwszy w historii uczestniczył serbski premier. Reakcja osiemdziesięciotysięcznej publiczności była zdecydowanie nieprzychylna. Wygwizdano i obrzucono kamieniami Aleksandra Vu čića. Zarzuca się przedstawicielom najwyższych władz albańskich, serbskich, bośniackich oraz chorwackich politykę „symbolicznych gestów”, za którymi niestety nie kryją się prawdziwe intencje. Być może jest jeszcze za wcześnie na pojednanie pomiędzy skłóconymi narodami? prawnym członkiem Unii Europejskiej. Główny nacisk kładzie na walkę z korupcją oraz reformę wymiaru sprawiedliwości, którego wciąż nie można nazwać niezależnym i niezawisłym. KE wyraża zaniepokojenie złym funkcjonowaniem administracji państwowej Notes T Unii Europejskiej zależy na pokojowym rozwiązaniu B sporu pomiędzy dwoma narodami, lecz kwestia ta nie może być warunkiem, który Serbia musi spełnić, aby stać się kolejnym członkiem wspólnoty. Należy pamiętać, że pięć państw członkowskich UE wciąż nie uznaje Kosowa RELACJE NA LINII BELGRAD-BRUKSELA Od momentu, kiedy władzę sprawuje Serbska Partia Postępowa, można zauważyć znaczącą poprawę relacji z Unią Europejską. Serbia uzyskała oficjalny status kandydata do UE w marcu 2012 roku, a w styczniu bieżącego roku rozpoczęły się oficjalne negocjacje o członkowstwo. Komisja Europejska, oprócz kwestii gospodarczych i administracyjnych, kładzie nacisk na efektywną współpracę rządu serbskiego z Międzynarodowym Trybunałem Karnym dla byłej Jugosławii (ICTY). W początkowej fazie współpraca ta była opieszała i stała się przyczyną spowolnienia procesu integracji europejskiej. W większości przypadków schwytanie i przekazanie osób podejrzanych o zbrodnie wojenne i ludobójstwo zależało wyłącznie od wewnętrznych decyzji politycznych władz Serbii. W najnowszym raporcie głównego prokuratora Trybunału Serge’a Brammertza znajdują się pozytywne oceny współpracy i polepszenie stosunków Serbii z ICTY. W 2011 roku udało się przekazać do ICTY głównych zbrodniarzy Ratko Mladića oraz Gorana Had žića, co miało bezpośredni wpływ na ocieplenie stosunków pomiędzy Belgradem a Brukselą. Komisja Europejska nie ukrywa, że oczekuje wielu zmian ze strony Serbii, zanim ta stanie się pełno- oraz gospodarki. Bezrobocie wśród Serbów wynosi ponad 20 proc., a średnie wynagrodzenie tylko 350 euro. Z roku na rok, dług publiczny zwiększa się o kilka procent. Ponadto Serbia nadal nie jest członkiem Światowej Organizacji Handlu. *** Wydaje się, że pomimo wielu wciąż niewyjaśnionych spraw z przeszłości oraz żywej pamięci o zbrodniach wojennych pomiędzy narodami byłej Jugosławii, Republika Serbii znajduje się na drodze do uzyskania członkowstwa w Unii Europejskiej. Przed serbskimi władzami stoi nie lada wyzwanie, gdyż droga do połączenia z Unią Europejską jest długa i trudna. Serbowie muszą zmierzyć się z wprowadzeniem ogromnej liczby reform gospodarczych, administracyjnych, a także społecznych. Konieczne jest utrzymywanie dobrych stosunków sąsiedzkich, szczególnie mając na uwadze to, że większość państw byłej Jugosławii to oficjalni, bądź potencjalni kandydaci do Unii Europejskiej. Joanna Głowacka 49 NOTABENE EUROPA TTI P - porozumienie rodzi nieporozumienie M AŁGORZATA P AZURA Od dawna sprawa, której tak mało jest w dyskusji publicznej, nie budziła tak wielkich emocji. Mimo że Transatlantyckie Partnerstwo w dziedzinie Handlu i Inwestycji negocjowane jest od 2013 r. do dziś, nie udało się wypracować stanowiska stron, które miałoby poparcie społeczne. Ciągle brak informacji na temat zaawansowania prac i rokowań dotyczących przyszłości projektu. Szczątkowe informacje publikowane na ten temat przez Komisję Europejską nie uspokajają. W zl iberal izowanej rzeczywistości ustanowienie strefy wol nego hand l u nie wyd aje się projektem odbiegającym od zasad funkcjonowania gl obal nej gospod arki. Od d ekad obserwujemy pojawianie się obszarów, gd zie na mocy porozumienia l ikwid uje się międ zypaństwowe bariery, aby d oprowad zić d o zwiększenia wymiany hand l owej. Transatl antic Trad e and I nvestment Partnership, czyl i Transatl antyckie porozumienie w sprawie han- d l u i inwestycji ma właśnie taki cel – utworzenie strefy wol nego hand l u międ zy U nią Europejską a Stanami Zjed noczonymi. M a to być szansa na pogłębienie współpracy gospod arczej stron umowy przez ułatwiony d ostęp d o rynków wewnętrznych, zmniejszanie barier inwestycyjnych z tytułu zmiany regul acji, l ikwid ację ceł we wspól nym hand l u, a także przez niwel owanie barier pozataryfowych. 50 NOTABENE EUROPA I MPULS DO ROZPOCZĘCIA ROZMÓW Widoczny był progres w kwestiach będących fundamentem dokumentu – inwestycjii usług, a także w zakresie energii, problematyki regulacyjnej, sprawach sanitarnych i fitosanitarnych. Rokowania nad TTIP rozpoczęły się 17 czerwca 2013 r.Pierwsza runda rozmów miała miejsce w Waszyngtonie 8-12 lipca 2013 r., jednak początku merytorycznej debaty na temat rozwijania i pogłębiania współpracy ekonomicznej należy szukać już w 2011 r. Wówczas odbył się szczyt UE-USA, podczas którego liderzy obu stron powołali Grupę Roboczą Wysokiego Szczebla ds. Zatrudnienia i Wzrostu (High Level WorkingGroup on Growth and Jobs, HLWG), działającą na rzecz wzmocnienia wymiany handlowej i zwiększenia aktywności inwestycyjnej. Powołanie HLWG było impulsem do zdynamizowania współpracy i wróżyło podjęcie zdecydowanych kroków w najbliższych latach. Efekty mogliśmy zobaczyć już w 2013 r., kiedy po kilkunastu miesiącach intensywnej pracy i przeprowadzania szeregu konsultacji, w tym z amerykańskim Kongresem, opublikowano raport końcowy. Myślą przewodnią dokumentu było niezwłoczne rozpoczęcie negocjacji handlowych między Unią Europejską a Stanami Zjednoczonymi. Impuls polityczny w postaci powołania grupy roboczej dał początek rokowaniom, które do dzisiaj angażują rzesze polityków, przedsiębiorców, przedstawicieli mediów oraz opinię publiczną. Notes T B Warunki, jakie panowały podczas pierwszej rundy negocjacji nie należałydo korzystnych. Z racji rozmiaru przedsięwzięcia panował nastrój ograniczonego optymizmu Z kolei trzecia runda negocjacyjna poruszyła, bardziej niż poprzednie, wrażliwe tematy. Pomimo ogólnego postępu rozmów, zagadnienia usług finansowych, zamówień publicznych i rolnictwa nie zostały rozstrzygnięte tak, aby obie strony mogły przekazać opinii publicznej informację o porozumieniu. Różnice między europejskim a amerykańskim rynkiem do dzisiaj sprawiają, że pomimo przeprowadzenia jedenastu spotkań, brak perspektywy konsensu. Co więcej, z każdą kolejną rundą coraz bardziej słyszalny staje się głos różnych grup społecznych, które świadome formatu negocjowanych zmian, podkreślają negatywne konsekwencje, jakie dokument wniesie w gospodarczy krwioobieg państw. Ostatnie spotkanie między Komisją Europejską a Biurem Przedstawiciela ds. Handlu (USTR), reprezentującym Stany Zjednoczone, miało miejsce w minionym miesiącu w Miami w Stanach Zjednoczonych. Od 19 do 23 października ponownie dyskutowano kwestie będące fundamentem planowanego porozumienia, co najprawdopodobniej nie sprawi, że rokowania zwieńczone podpisaniem porozumienia zakończą się w 2016 r. Tym bardziej, że coraz częściej i coraz głośniej wypowiadają się przeciwnicy TTIP, zyskując rzesze zwolenników. TRUDNE POCZĄTKI Warunki, jakie panowały podczas pierwszej rundy negocjacji nie należały do korzystnych. Z racji rozmiaru przedsięwzięcia panował nastrój ograniczonego optymizmu, co częściowo było związane z dystansem europejskiego społeczeństwa wywołanym przez aferę Snowdena. Jakkolwiek nie zmieniło to tego, że uczestnicy rozmów uznali je za efektywne. Zgodnie z komentarzem szefa unijnej grupy negocjatorów Ignacio Garcia Bercero: „To był bardzo produktywny tydzień. Przez wiele miesięcy staraliśmy się o przygotowanie fundamentu dla ambitnej umowy dotyczącej handlu i inwestycji, która wzmocni transatlantycką współpracę handlową, zapewniając miejsca pracy i rozwój zarównoEuropejczykom, jak i Amerykanom”. Zaplanowana na październik, druga runda negocjacji również nie obyła się bez niesprzyjających czynników zewnętrznych. Panujący wówczas kryzys budżetowy w USA był powodem przeniesienia rozmów na listopad, co mimo wszystko nie wpłynęło na efektywność spotkania. CZAS DEBATY W czwartek 1 października w siedzibie tygodnika „Polityka” mieliśmy okazję uczestniczyć w debacie„Wielki nieobecny: TTIP pod lupą” pomiędzy przedstawicielami 51 NOTABENE EUROPA różnych środowisk, którzy zdecydowali się zabrać głos w tej ważnej sprawie. Swoje poglądy na temat TTIP prezentowali stojący w opozycji do siebie przedstawiciele ugrupowań politycznych, a także przedstawiciele środowiska akademickiego. Nie zabrakło emocji, rozbieżnych wniosków, a nawet oskarżeń o brak merytorycznego zrozumienia podstaw, na których oparte jest negocjowane porozumienie. Środowisko polityczne reprezentował poseł – PiS Maks Kraczkowski, były poseł PO – Paweł Zalewski oraz członek partii Razem – Adrian Zandberg. Głosem płynącym z akademickich murów był głos prof. Leokadii Oręziak, która pełni funkcję kierownika Katedry Finansów Międzynarodowych SGH. Nie zabrakło także Cornelii Reetz, która jest koordynatorką Europejskiej Inicjatywy Obywatelskiej „Stop TTIP”. Projekt wzywa Komisję Europejską do przerwania rokowań w sprawie podpisania porozumienia. Nad sprawnym przebiegiem spotkania czuwał dziennikarz i publicysta ekonomiczny Rafał Woś, dzięki któremu uczestnicy debaty mieli możliwośćwysłuchania każdego z zaproszonych gości. Pomimo reprezentowania różnych grup i odmiennych subiektywnych odczuć, większość dyskutantów wydawała się przeciwna zawarciu porozumienia. Największa krytyka skupiła się na niedostatecznym informowaniu opinii publicznej o postępach negocjacji. Podkreślano, że nieliczne informacje publikowane po zakończeniu kolejnych rund negocjacyjnych sprawiają, że w pewien sposób są one tajne. Kolejnym zagrożeniem jest intensywny udział przedstawicieli sektora prywatnych przedsiębiorców, co sprawia wrażenie, że europejscy i amerykańscy przedstawiciele instytucji publicznych oddają im głos w zakresie decydowania o ostatecznym kształcie dokumentu. Cornelia Reetz podkreśliła, że nie jest to porozumienie podobne do poprzednich, traktujących o utworzeniu strefy wolnego handlu. Zatem mając do czynienia z całkiem nowym układem, powinniśmy podjąć odmienne kroki, a do tego czasu wstrzymać dotychczasowe ustalenia. SZANSA CZY ZAGROŻENIE? Podpisanie TTIP ma być sposobem na rosnącą pozycję Chin w światowej gospodarce. Nie ukrywajmy – biorąc 52 NOTABENE EUROPA pod uwagę jej rozmiar, żadne z europejskich państw nie może z nią konkurować. W naturalny sposób zawarcie porozumienia między UE a USA pozycja Zachodu ma szansę wzrosnąć, ale nie zmienia to tego, że ponad 90procentowy udział reprezentantów wielkiego kapitału w spotkaniach negocjacyjnych budzi niepokój. Sceptycyzm pojawia się zarówno u osób na co dzień zajmujących się globalnym rynkiem, jak i wśród obywateli nie mających z nim styczności. Co więcej, wątpliwości pojawiają się nie tylko u przedstawicieli mniejszych państw europejskich, które pozostają w tyle za bogatszymi państwami Unii Europejskiej, lecz także wśród społeczeństwa amerykańskiego. Jedną z największych obaw, która została wielokrotnie przytoczona w trakcie spotkania, było zawarcie w tekście TTIP punktu o zasadzie wzajemnego uznawania norm i standardów. Przez wiele osób konsekwencją takiego zapisu będzie obniżenie, a nawet wycofanie części norm, które obecnie funkcjonują na europejskim rynku. Wątpliwości z tym związane próbował rozwiać Paweł Zalewski. Poseł przyznał, że założenie o wzajemnym uznawaniu norm i standardów ma stać się częścią dokumentu, ale dotychczas nie zostało określone, jakie to będą reguły i ile będą trwały okresy ich wdrożenia. Powinniśmy się także wstrzymać z osądzaniem samej umowy, ponieważ jeszcze nie wiemy, co dokładnie zostanie w niej zawarte. Czas na wyrażenie opinii o niej przyjdzie w momencie jej wynegocjowania i powinno się to odbyć na drodze referendum. Według posła Zalewskiego dopiero wtedy ostateczna decyzja będzie miała demokratyczny charakter. nak wyniki konsultacji społecznych, które Komisja Europejska opublikowała na początku stycznia 2015 r. pokazały, jak wyraźny jest sprzeciw wobec takiego sposobu rozstrzygania sporów na linii państwo-inwestor. Spośród 150 tys. osób, biorących udział w badaniu, aż 97 proc. respondentów odrzuciło takie rozwiązanie. ISDS budzi wielkie emocje, chociaż część ekspertów, analizujących amerykańsko-polskie stosunki handlowe, twierdzi, że dla naszej gospodarki nie będzie to szkodliwe z racji funkcjonującego od 1990 r. porozumienia o rozwiązywaniu sporów pomiędzy firmami i państwami oraz o ochronie inwestycji. CO DALEJ ? Negocjacje w sprawie TTIP budzą i jeszcze przez długi czas będą budziły ogromne kontrowersje. Dzieje się tak z prostego powodu – obawy przedstawiane przez zainteresowane grupy społeczne są zasadne. Brak jest pełnej informacji na temat dyskutowanych punktów porozumienia, a duże zaangażowanie przedstawicieli wielkiego kapitału sprawia wrażenie, że jedynie oni będą beneficjentem umowy. Nie mam wątpliwości, że spotkanie zorganizowane przez Global.lab i Fundację Kaleckiego było potrzebne. Była to jedna z nielicznych okazji, kiedy przedstawiciele różnych środowisk, nie tylko politycy czy osoby bezpośrednio włączone w proces negocjacyjny, mogły wyrazić swoje nadzieje i obawy związane z podpisaniem, a dalej – z wejściem w życie porozumienia. Nie możemy jednak zapominać, że w dzisiejszej globalnej rzeczywistości granice państw w naturalny sposób zanikają. Tworzenie stref wolnego handlu nie jest novum. Umowy tego typu były, są i będą podpisywane. Niemniej, w ciągu ostatnich dekad nie zrealizowano projektu takiego formatu. Podpisanie dokumentu zwiększyłoby wzajemny dostęp do rynków, ograniczenie barier pozataryfowych przyspieszyłoby rozwój gospodarki transatlantyckiej oraz byłoby szansą na pogłębianie współpracy małych i średnich przedsiębiorstw. Umowa pomiędzy Unią Europejską a Stanami Zjednoczonymi może przynieść ekonomiczne i społeczne korzyści, jednakże negocjatorzy reprezentujący państwa europejskie powinni zastanowić się czy to odpowiedni moment, biorąc pod uwagę problemy, z jakimi mierzą się kraje członkowskie. ROSNĄCY SCEPTYCYZM Zwieńczeniem poglądów przedstawionych przez zaproszonych gości były pytania od publiczności, które ujawniły powody rosnącego sprzeciwu wobec TTIP. Ponownie zabrzmiała kwestia braku dostępu do informacji o negocjowanych punktach, a także o tym, kto konkretnie zasiada przy stole negocjacyjnym i jak istotny jest głos przedstawicieli międzynarodowego biznesu. Nie mogło zabraknąć również pytania o tzw. klauzulę ISDS. Niektóre z państw Unii Europejskiej obawiają się, że przez zmiany w europejskim ustawodawstwie wzmocnią pozycję amerykańskich przedsiębiorstw w potencjalnych sporach gospodarczych z krajami UE o naruszenie ich interesów.Amerykanie od obecności tej klauzuli warunkowali swój udział w negocjacjach. Jed- Małgorzata Pazura 53 NOTABENE FELIETON: MICHAŁ MACHAJ Czas kryzysu Z kolei na Białorusi trwa w najlepsze „miesiąc miodowy” w stosunkach z Unią Europejską. Aleksander Łukaszenka, który z obawą obserwował rosyjską aneksję Krymu, po uwolnieniu części więźniów politycznych otrzyma zawieszenie unijnych sankcji wobec Białorusi na 4 miesiące. Szczególnie ważny może być perspektywiczny dostęp do zachodnich rynków finansowych oraz kredytodawców, ponieważ wydatnie wzmocni pozycję negocjacyjną zmagającego się z kryzysem Łukaszenki w relacjach z Rosją. Swoistym sprawdzianem będzie ostateczna decyzja białoruskiego prezydenta w sprawie rosyjskiej bazy lotniczej, która ma zostać zlokalizowana na terytorium Białorusi. Czy Łukaszenka czuje się na tyle pewnym siebie i autonomicznym politykiem, aby sprzeciwić się Rosjanom? Może lepiej byłoby postawić pytanie czego znany z pragmatycznej polityki baćka zażyczy sobie w zamian, oraz czy Rosjanie będą chcieli i mogli mu to podarować… Ostatnie tygodnie są czasem względnego spokoju w Donbasie. Choć separatyści odmówili przeprowadzenia wyborów samorządowych na okupowanym terytorium, to nie toczą się tam regularne walki, a ciężki sprzęt wojskowy jest wycofywany. Mimo to pokój nie jest trwały, a strony dopuszczają wznowienie walk w każdej chwili. Tym samym słynne porozumienie z Mińska wciąż jest kruche, jednak nawet jego pobieżne wdrażanie daje Ukraińcom czas na potrzebne reformy wewnętrzne. Pozostaje im życzyć, aby były skutecznie realizowane i nie hamowane przez oligarchiczne grupy posiadające wciąż szerokie wpływy w kraju. Ostatnie problemy państw regionu WNP można śmiało sprowadzić do jednego wspólnego mianownika, którym jest kryzys gospodarczy. Spadek cen surowców na świecie i strukturalne problemy poszczególnych gospodarek spowodowały recesję w regionie. Mimo to nie zanosi się na przetasowania polityczne, a stwierdzenie „władza trzyma się mocno” w pełni oddaje rzeczywistość. Najbardziej dotkliwe dla regionu są kłopoty gospodarcze Federacji Rosyjskiej. Recesja w Rosji niczym fala wodna roznosi się po całym regionie. Z jednej strony z powodu deprecjacji rubla okoliczne gospodarki tracą swoją konkurencyjność, z drugiej maleją transfery pieniężne wysyłane przez pracujących w Rosji imigrantów ekonomicznych do swoich państw. Co więcej malejące zasoby pieniężne w samej Rosji zaostrzają konkurencję między poszczególnymi grupami elit. Ostatnio w celu załatania dziury budżetowej zdecydowano się na dodatkowe opodatkowanie sektora energetycznego, który stanowi fundament rosyjskiej gospodarki. Powolne zabijanie kury znoszącej złote jajka może mieć dla rosyjskiej gospodarki tragiczne konsekwencje w przyszłości. Stąd kontynuacja mocarstwowej narracji i dyskursu, który został spotęgowany rosyjską działalnością w Syrii. Mimo iż dumy z własnego państwa nie da się włożyć do garnka, to Rosjanie w dotychczasowych badaniach nie wykazują sygnałów zmęczenia pogarszającą się sytuacją gospodarczą. A wręcz – co może nas dziwić – sondaże poparcia dla prezydenta Putina są na rekordowo wysokim poziomie i nic nie wskazuje na to, żeby w najbliższym czasie miało się to zmienić. N Theories B Michał Machaj Najbardziej dotkliwe dla regionu są kłopoty gospodarcze Federacji Rosyjskiej. Recesja w Rosji niczym fala wodna roznosi się po całym regionie. Z jednej strony z powodu deprecjacji rubla okoliczne gospodarki tracą swoją konkurencyjność, z drugiej maleją transfery pieniężne wysyłane przez pracujących w Rosji imigrantów ekonomicznych do swoich państw. 54 NOTABENE OBSZAR PORADZIECKI Znienawidzony przyjaciel B ARTOSZ TESŁAWSKI Ukraina i Rosja okazały się złączone więzami na tyle silnymi, że nawet trwający ponad półtora roku konflikt nie jest w stanie ich zerwać. Wraz z postępującym osamotnieniem Ukrainy i pogarszającą się sytuacją w kraju, mogą pojawić się głosy nawołujące do normalizacji stosunków z Moskalami w imię ożywienia gospodarki, a przede wszystkim znacznego podniesienia stopy życiowej mieszkańców. Po upadku ZSRR wiele państw na świecie doszło do wniosku, że tak drastyczne osłabienie Rosji już się nie powtórzy, i że należy maksymalnie wykorzystać zaistniałą sytuację. Zanim Rosja odzyskała pozycję pozwalającą jej dyktować warunki w regionie Europy Wschodniej, część krajów zdążyła wykorzystać dziejową szansę i połączyła się z Zachodem. Dawne kraje tzw. „demoludów” stały się częścią Unii Europejskiej i NATO. Granica tego największego sojuszu, stworzonego do obrony przed Moskwą, znalazła się nagle niebezpiecznie blisko swojego wroga. Sojusz równocześnie zwiększył liczebność armii NATO o nowych, entuzjastycznie nastawionych członków. Rosja znalazła się w okrążeniu, a wszelkie znaki na niebie i ziemi wskazywały, że Stany 55 NOTABENE OBSZAR PORADZIECKI Zjednoczone Ameryki na tym nie poprzestaną. Dały tego dowód w 2004 roku, gdy na Ukrainie wybuchła Pomarańczowa Rewolucja wspierana przez Zachód. Ukraina i Gruzja to kolejne państwa, które USA wybrały sobie na cele „do przejęcia”, aby strategicznie osłabić Rosję. Wiadomo bowiem nie od dzisiaj, że Rosja bez Ukrainy nie może być imperium. Powyższy akapit stanowi przybliżoną ilustrację tego jak na ostatnie 25 lat historii patrzy wielu mieszkańców Rosji. Oni wierzą, że Gorbaczowowi obiecano neutralność krajów demokracji ludowej. Wierzą, że zarówno Euromajdan, jak i Pomarańczowa Rewolucja były wspierane i inspirowane przez CIA. Władze w Rosji również sprawiają wrażenie, jakby w ten scenariusz wierzyły lub przynajmniej zachowują się adekwatnie do tego scenariusza. Droga Ukrainy, która została wyznaczona przez tysiące marzycieli marznących na Majdanie Niezależności jest Moskwie zdecydowanie nie w smak i to z wielu przyczyn. Pomijając już czynnik geostrategiczny, czyli wspomniane budowanie imperium, Ukraina faktycznie pozostaje znaczącym rynkiem zbytu dla rosyjskich towarów. Wiele przedsiębiorstw ukraińskich nastawionych jest wciąż na produkcję dla Rosji, głównie dlatego, że ich produkty nie znajdują zbytu gdzie indziej. Bez Ukrainy pod znakiem zapytania stoi wielki projekt Euroazjatyckiej Unii Gospodarczej. Dlatego Rosja walczy z Ukrainą o samą Ukrainę. Statystyki w handlu wyglądają dla Ukrainy bardziej optymistycznie, gdy traktować Unię Europejską jako jeden, wspólny rynek. Wtedy dominacja 28 krajów UE jest znacząca, jednak należy pamiętać, że wciąż po Ukrainie jeździ bardzo wiele GAZów, ZiŁów i Ład, Ukraina zatem wciąż importuje dużo gazu i ropy z Rosji, a nawet broń, którą Ukraińcy strzelają do prorosyjskich separatystów, jest „kompatybilna” z rosyjskim, nie unijnym rynkiem. Z jednej strony oznacza to, że Ukraińcy niejako nie mają wyjścia i powinni się przyzwyczaić, że Rosja jest i będzie jednym z ich najważniejszych partnerów handlowych, z drugiej strony wywołuje to wśród Ukraińców ogromną frustrację. Nawet u znanych ze swojej rusofobii (lub przynajmniej o nią oskarżanych) Polaków nikt nie stara się unikać rosyjskich towarów. Tymczasem w Ukrainie wiele sklepów oznacza na swoich półkach te produkty, które zostały przywiezione z Rosji i faktycznie klienci je omijają. Taki bojkot jest działaniem umiarkowanie rozsądnym z punktu widzenia gospodarczego, jednak niewątpliwie stanowi odbicie ukraińskich nastrojów społecznych. O ile na południu kraju, tam gdzie język rosyjski jest powszechny, Rosjanie wciąż dla wielu są bratnim narodem, o tyle na północy, zachodzie i w centrum kraju sąsiedzi ze wschodu wywołują coraz bardziej negatywne odczucia. Łączy się to z celebrowaniem własnej odmienności, podkreślaniem wagi języka narodowego i jego upowszechnieniem. Rewolucja Godności mogła być sygnałem do rozpoczęcia długiego marszu na zachód, jednak wszystko wskazuje, że będzie to długa droga, na której końcu niekoniecznie czeka gościnny, europejski dom. KLIENT NASZ WRÓG Rosja pozostaje nadal, pomimo upływu prawie dwóch lat od rozpoczęcia Rewolucji Godności, jednym z najważniejszych partnerów handlowych Ukrainy. Trudno sobie wyobrazić jak muszą przebiegać negocjacje handlowe w warunkach nieomal otwartego konfliktu między tymi dwoma krajami, jednak liczby wyraźnie wskazują, że jeszcze w 2014 roku eksport ukraińskich produktów do Rosji był wart 9,79 mld USD. Natomiast produkty, które Ukraina importowała z Rosji warte były 12,67 mld USD. W okresie od stycznia do sierpnia 2015 roku eksport towarów z Ukrainy do Rosji był wart 3,14 mld USD, import z Rosji natomiast 4,87 mld USD. Dla porównania, największa gospodarka Unii Europejskiej czyli Niemcy w tym samym okresie 2015 roku importowały z Ukrainy towary o wartości „raptem” 838 mln dolarów i eksportowały towary za 2,61 mld dolarów. ROSJANIE CIERPIĄ PO STRACIE BRATA Po drugiej stronie granicy, w Rosji, sytuacja ma się zgoła inaczej. Rosjanie przede wszystkim cierpią, potem pogardzają, na końcu zaś boją się, naturalnie Ci „zachodni” Rosjanie, którzy są w stanie pokazać na mapie gdzie właściwie znajduje się Ukraina. W Briańsku, mieście pogranicznym i tranzytowym do Moskwy, Ukraina jest dobrze znana i często lubiana. Kojarzona z piękną przyrodą, spokojnym i sielskim życiem. Problemem nie jest sam kraj tylko jego mieszkańcy. Rosjanie nie rozumieją do końca co wstąpiło w ich bratni naród, dlaczego ten „skręca w stronę faszyzmu” i dlaczego atakuje Rosjan mieszkających na wschodzie Ukrainy. Wielu niewątpliwie wierzy w to, że stoją za tym jakieś zewnętrzne siły, 56 NOTABENE OBSZAR PORADZIECKI najpewniej mówiące po angielsku. Rosyjska dusza ciężko znosi nie tyle rozstanie, ile to, że wiele międzynarodowych przyjaźni zostało nagle uciętych. Od wybuchu rewolucji i jedni, i drudzy nie mogą się ze sobą porozumieć , oskarżają się wzajemnie o najgorsze rzeczy. „Całe dzieciństwo razem jeździłyśmy do jej babci na wieś, wychowywałyśmy się razem, a teraz ona do mnie dzwoni i mówi, że nie będzie ze mną rozmawiać, bo moja ojczyzna chce zniszczyć jej ojczyznę” – wybuchła nagle pracownica jednego z briańskich uniwersytetów, która woziła nas po tamtejszym okręgu. Mimo to Rosjanie deklarują, że nie czują do Ukraińców wrogości, co najwyżej niechęć. Głównie ze względu na to, że z nimi walczą ale również dlatego, że… przyjeżdżają do Rosji na studia i dostają tam wolne miejsca. Briańscy studenci, którzy mają problemy z otrzymaniem stypendium żalą się, że należne im pieniądze otrzymali emigranci lub uchodźcy z Ukrainy. Do niechęci dochodzi naturalnie strach. Ci mniej świadomi dysproporcji armii ukraińskiej do rosyjskiej, obawiają się ukraińskiej agresji i z prawdziwą troską w oczach sugerują, aby teraz lepiej na Ukrainę nie jeździć, bo nie wiadomo co tam może stać się z człowiekiem. Notes T Dużym problemem są starsi B ludzie, którzy nie rozumieją skąd i w którą stronę wieje wiatr zmian, i dają się kupować za polityczną „hreczkę”, czyli kaszę gryczaną. Stąd rosnąca popularność akcji „zabierz babci paszport”, która przywędrowała na Ukrainę z Zachodu. sją, jednak nie widzą jakiejkolwiek alternatywy dla tego sporu. Nie chcą oddawać Donbasu, ale nie wiedzą jak mieliby ewentualnie porozumieć się z jego mieszkańcami, gdy wojna dobiegnie końca. Na nowego-starego wroga ukraińskiego społeczeństwa wyrastają zatem politycy. Znienawidzeni za swoją nieudolność, skorumpowanie i ewidentne działanie na szkodę własnego państwa, zaczynają przypominać Rosję. Wroga, którego można nienawidzić, ale trzeba zaakceptować, bo już dwie rewolucje usiłowały go bezskutecznie powstrzymać . Dużym problemem są starsi ludzie, którzy nie rozumieją skąd i w którą stronę wieje wiatr zmian, i dają się kupować za polityczną „hreczkę”, czyli kaszę gryczaną. Stąd rosnąca popularność akcji „zabierz babci paszport”, która przywędrowała na Ukrainę z Zachodu, ma ona powstrzymać oddawanie głosów na skorumpowanych, starych polityków. Nadzieję pokłada się w młodych, którzy jako wychowani „bez skazy” systemu komunistycznego, z doświadczeniem i licznymi kontaktami międzynarodowymi, mogą uratować Ukrainę, jeśli tylko pozwoli im się dojść do władzy. To jedyna recepta, powtarzana jak mantra przez tych, którzy na jakiekolwiek zmiany nie mają nadziei. Chyba, że dojdzie do prawdziwej rewolucji. Wielu ludzi zaczyna szukać sposobów na poczucie stabilizacji, a nieco starsi z zazdrością patrzą na sąsiednią Białoruś, która przez młodych jest nazywana „złotą klatką”. U KRAIŃSKA BEZNADZIEJA Nie ma i pewnie już nie będzie tej Ukrainy, która istniała za rządów Janukowycza, nie oznacza to bynajmniej, że w kraju żyje się lepiej. Jeśli założyć, że Rosja znajduje się obecnie na początku kryzysu (problemy rosyjskiej klasy średniej to deficyt parmezanu, taką tezę stawiała niedawno rosyjska ekonomistka Jekaterina Romanowa na konferencji organizowanej przez Fundację Batorego), to na Ukrainie sytuacja ma się zgoła inaczej. Obecny kurs hrywny pozwala zamienić przeciętną emeryturę na kwotę oscylującą w okolicach 200 PLN. Nie stanowiłoby to aż takiego problemu, gdyby nie to, że 1200 hrywien nie pozwala często na zaspokojenie podstawowych potrzeb jednego człowieka. Ukraińcy wyprzedają zatem starocie z domów, szukają dodatkowej pracy, najlepiej na czarno, aby mniej oddawać państwu i do mistrzostwa opanowali sztukę wynajdowania najtańszych produktów. Smutnym podsumowaniem obecnej sytuacji emerytów na Ukrainie było stwierdzenie jednego z polskich dyplomatów, że „babuszki chodzą do sklepów jak do muzeów, kręcą się, oglądają, po czym wychodzą z pustymi rękami”. Ukraińcy tracą wiarę w to, że mogą wygrać konflikt z Ro- 57 NOTABENE OBSZAR PORADZIECKI SAMOTNOŚĆ W TŁUMIE U KRAINA WROGIEM I OFIARĄ Zdjęcia z okresu Rewolucji Godności poruszały serca obywateli UE, jednak liderzy państw unijnych zdawali sobie sprawę, że nie wystarczy po prostu wyjść na plac w centrum miasta z unijną flagą, by skutecznie rozpocząć procedurę akcesyjną. Równocześnie wiedziano (po doświadczeniach z sierpnia 2008 roku), że Rosja pod rządami Władimira Putina nie patrzy przychylnie na prozachodnie ambicje krajów „bliskiej zagranicy”, i że będzie na tym obszarze bronić swoich interesów. Obecnie na Ukrainie pojawia się refleksja nad zjawiskiem osamotnienia jej mieszkańców na arenie międzynarodowej. W tym kontekście szokująca i pouczająca wydaje się postawa Polaków, którzy nie reagują już na ukraińskie marzenie o Zachodzie z właściwym sobie dotychczas entuzjazmem (w przeciwieństwie do sytuacji z 2004 roku). Obecność czarno-czerwonych flag i rosnące przekonanie Ukraińców, że żołnierze Ukraińskiej Powstańczej Armii stanowią przede wszystkim bohaterów, dopiero później trudne postacie historyczne, jeszcze bardziej utrudnia relacje między dawnym adwokatem i klientem. Równolegle Polska nie liczy się w negocjacjach prowadzonych w formacie normandzkim, co sprawia, że Ukraina nie ma powodu, aby tracić swoje ograniczone zasoby na próby pojednania z Polakami w imię wyższych interesów. Ukraina niewątpliwie jest postrzegana na zachodzie Europy jako ofiara, wielu przywódców krajów unijnych chciałoby Kijowowi jakoś pomóc. Problem polega jednak na tym, że zastosowana przez Zachód broń, czyli sankcje gospodarcze zdaje się nie wpływać na Rosjan w taki sposób, jakiego oczekiwano. Znowu, pomimo tego, że najbardziej uciążliwe dla rosyjskich obywateli są de facto kontrsankcje nałożone przez Rosję na zachodnich eksporterów, wielu Rosjan jest przekonanych, że dzięki izolowaniu Rosji, państwo będzie mogła oderwać się od szkodliwych, zachodnich wpływów. Cierpi klasa średnia, szukająca na półkach sklepowych tanich i dobrej jakości produktów do sałatki greckiej do francuskiego wina, niewyobrażając sobie bez niej obiadu. Słynna w stosunkach międzynarodowych maksyma mówi, że państwa nie mają wiecznych przyjaciół czy wrogów, wieczne są jedynie ich interesy. Doskonale zdają sobie z tego sprawę ci, którzy obserwują powolne, ale jednak zauważalne ocieplanie się stosunków rosyjskogruzińskich, przynajmniej na poziomie elit władzy. Wiadomo, że sami Gruzini mogą nie być z tego powodu najszczęśliwsi, jednak uwięzione na Kaukazie państwo bez handlu z Rosją traci bardzo wiele. Z Ukrainą mogłoby być inaczej, jednak rewolucja godności nie pociągnęła za sobą równie rewolucyjnych zmian w gospodarce. Wciąż wysokie jest zagrożenie korupcją, wskaźniki gospodarcze z roku na rok słabną, gdyż Ukraina prowadzi wojnę tradycyjną i wojnę handlową ze swoim głównym partnerem biznesowym. To wszystko może doprowadzić do sytuacji, gdy na gruntowne reformy będzie już za późno, społeczeństwo ich zwyczajnie nie wytrzyma. Wszystko to sprawia, że niedługo marzenie o poprawie bytu może stać się ważniejsze niż wiele innych, obecnie istotnych kwestii. Rosja zdaje się przygotowana również i na taką ewentualność. W wielu komunikatach wydawanych przez Kreml czy nawet rosyjskie media, głównym problemem Ukrainy jest faszyzm oraz antyrosyjskie elity, z którymi nie można dojść do porozumienia. Ukraina z tego powodu dryfuje ku upadkowi, jednak winy za to nie ponosi całe ukraińskie społeczeństwo, a jedynie jego „elementy”. I jeśli te „elementy” udałoby się jakoś usunąć z przestrzeni publicznej, tak jak z Gruzji został usunięty Michaił Saakaszwili, obecny gubernator Odessy, to droga do ocieplania relacji na linii Kijów – Moskwa mogłaby stanąć otworem. To, co może wydawać się teraz polityczną fikcją, wyłania się z prostej obserwacji – Ukraina jest obecnie podobnie osamotniona, jak w 2008 roku była Gruzja. Unia Europejska zaangażowała się w powstrzymanie konfliktu na Ukrainie, jednak nie jest w stanie przywrócić pełnej i niezachwianej kontroli Kijowa nad separatystycznymi terenami na wschodzie Ukrainy. Tymczasem Rosjanie otwierają nowy front na południu, w Syrii, gdzie stają się niepokojąco wygodnym sojusznikiem dla Unii, której kryzys migracyjny zagraża w znacznie większym stopniu niż wojna na obszarze poradzieckim. Bartosz Tesławski 58 NOTABENE OBSZAR PORADZIECKI R OZMAWIA : A LINA B AIGUZHAKAVA „Głosowali na stabilność, ale nie na dobrobyt” Sytuacja polityczna na Białorusi pozostała bez zmian, ale Białorusinów najbardziej interesuje gospodarka. Czego mogą się spodziewać? Dlaczego, i jakich reform potrzebuje Białoruś? Co przyciąga inwestorów do wschodniego sąsiada Polski? – na te i inne pytania odpowie białoruski ekonomista Aleś Alachnovi č. Alina Baihuzhakava :Mówi się, że Białorusini zagłosowali na dobrobyt, pokój i stabilność. Czy zgadza się Pan z tą opinią? Ales Alachnovi č : Na wybór Białorusinów wpłynął w dużej mierze konflikt na Ukrainie, przez który zaczęli kojarzyć radykalne zmiany z chaosem i zaczęli obawiać się zmian. Zgodzę się, że zagłosowali na stabilność, ale nie na dobrobyt. Mitem jest stwierdzenie, że Białoruś to kraj społecznie zorientowany, który dba o wszystkich. To, że mamy niby-bezpłatną edukację to nieprawda, ponieważ połowa studentów płaci za naukę. Nieprawdą jest również to, że mamy bezpłatną medycynę, ponieważ pewne usługi są odpłatne, co dodatkowo nie przekłada się na jej jakość. To, że wszyscy mają zapewnioną pracę, nie oznacza, że wszyscy są z niej zadowoleni. Po pierwsze dlatego, że zarobki nie są wielkie, a po drugie nie zawsze stwarzają perspektywę rozwoju. Młodzi, na przykład, po ukończeniu studiów często zostają skierowani na okres dwóch lat do pracy w małych, odległych miejscowościach, co nie zawsze odpowiada ich ambicjom. Warto także zwrócić uwagę, że w 2010 r. hasłem wy- 59 NOTABENE OBSZAR PORADZIECKI borczym Łukaszenki było: „Za silną, kwitnącą i niezależną Białoruś”. W tym roku z tego hasła została tylko „niezależność” („za przyszłość niezależnej Białorusi” – przyp. red. A.B.). Czyli akcent położono nie na to, że Białoruś będzie się rozwijać, tylko na to, że trzeba mieć trochę cierpliwości, aby otrzymać przynajmniej niezależność. Nie będzie chaosu, nie będzie wojny. Jakie reformy przeprowadzone za panowania Łukaszenki uznaje Pan za najbardziej udane? Podsumowując 21 lat rządów Łukaszenki, lub nawet 25 lat niepodległej Białorusi, można powiedzieć, że w tym okresie Białoruś dokonała mniej reform rynkowych, niż Polska w ciągu pierwszego roku reformowania swojej gospodarki w 1990 roku. Trudno więc ocenić, które z nich były najbardziej udane, ponieważ ilość tych reform jest po prostu niewielka. Wśród 2728 państw posocjalistycznych, które zaczęły reformy systemu po rozpadzie Związku Radzieckiego, Białoruś znajduje się na przedostatnim miejscu co do liczby i gruntowności przeprowadzonych reform. To są dane Europejskiego Banku Rekonstrukcji i Rozwoju. Czy przykład polskiej „terapii szokowej” mógł być dobrym rozwiązaniem dla rozważnych Białorusinów? Po pierwsze, nikt się Białorusinów nie pytał, czy chcą oni reform, czy nie. O wszystkim decydowała władza. Również mitem jest, że w latach 1991-1994, zanim doszedł do władzy Łukaszenko, była demokracja czy reformy rynkowe. Co do zasady, u władzy byli komuniści albo nomenklatura pokomunistyczna, a nie opozycyjna BNF (Białoruski Front Narodowy, partia o poglądach nacjonalistycznych – przyp. red. A.B.), jak się często mówi. Trzymali się oni swoich wcześniejszych poglądów i nie byli gotowi do przeprowadzenia jakichkolwiek reform. To było związane z tym, że gospodarka białoruska w porównaniu z innymi republikami sowieckimi była jedną z najzamożniejszych i relatywnie najefektywniej działającą. Zgodnie z danymi Banku Światowego na 1989 r., białoruska gospodarka miała większą produkcję, niż gospodarka polska w przeliczeniu na mieszkańca. W przeciwieństwie do Polski i Rosji, dla których lata 80. były okresem stagnacji, Białoruś w tym czasie nadal się rozwijała. Dlatego białoruska nomenklatura odnosiła wrażenie, że reformy nie są potrzebne, skoro ten system na Białorusi działał dobrze. Szczątkowe i nieprzemyślane reformy w latach 1991-1994 nie mogły zapobiec głębokiemu kryzysowi gospodarczemu związanemu z upadkiem ZSRR. Czego Pana zdaniem Białorusi brakuje teraz? Jakich reform potrzebuje? Przede wszystkim należy wyzwolić inicjatywę prywatną w taki sposób, żeby każda osoba mogła otworzyć własną firmę i mieć równe warunki prowadzenia biznesu. Obecnie uprzywilejowane są przedsiębiorstwa państwowe, ponieważ nie muszą płacić podatków lub spłacać kredytów w sytuacji, gdy działają nieefektywnie. Kiedy przedsiębiorstwo państwowe jest nierentowne, państwo może je dofinansować, emitując obligacje. Sytuacja, w której sektor państwowy jest uprzywilejowany, uniemożliwia rozwój sektorowi prywatnemu. Dlatego już samo stworzenie równych warunków doprowadzi do wzrostu znaczenia sektora prywatnego. Przykład Polski jest potwierdzeniem tej tezy – na początku transformacji to właśnie powstawanie nowych prywatnych firm, a nie sprzedaż państwowych przedsiębiorstw, w największym stopniu przyczyniła się do rozwoju sektora prywatnego. Kolejnym krokiem powinna być deregulacja. Obecnie dość łatwo założyć firmę na Białorusi, jednak jej prowadzenie przysparza wiele kłopotów (inspekcje podatkowe, sanitarne, skomplikowany system podatkowy, restrykcje walutowe i importowe). Jest sporo regulacji, które nie mają dla państwa znaczenia strategicznego, ale utrudniają życie prywatnym przedsiębiorcom. A co z prywatyzacją przedsiębiorstw państwowych? Jest to kolejna pożądana reforma. Białoruskie przedsiębiorstwa państwowe są wielkie, często nawet zbyt wielkie. Swojego czasu CASE Belarus prowadził badania białoruskiego sektora transportowego – ich wyniki były bardzo ciekawe. Działalność około połowy firm transportowych to działalność nieprofilowa, czyli niedotycząca bezpośrednio przewozów. Są to jadalnie, myjnie, ośrodki dla dzieci pracowników itd. Tę działalność należy oddzielić od państwa. Do niedawna było tak, że Narodowy Bank Białorusi miał w posiadaniu 15 kołchozów. Po co bankowi centralnemu zajmować się produkcją rolniczą? Tak samo, po co firmie przewozowej zajmować się koloniami dla dzieci? Dlatego po- 60 NOTABENE OBSZAR PORADZIECKI winna odbyć się przede wszystkim prywatyzacja nieprofilowej działalności przedsiębiortw państwowych, a także małych przedsiębiorstw z dziedziny usług (np. salony fryzjerskie, małe sklepy, restauracje). To nie jest działalność strategiczna państwa. Państwo jest często gotowe do stworzenia infrastruktury dla inwestorów zewnętrznych, szczególnie, jeśli realizują projekty na peryferiach, lub do wynajęcia im nieruchomości czy jej sprzedaży po preferencyjnej cenie. Białoruś nie jest więc zamknięta na kapitał ze- A strategiczne gałęzie gospodarki? Notes T B W przeciwieństwie do Polski i Rosji, dla których lata 80. były okresem stagnacji, Białoruś w tym czasie nadal się rozwijała. Dlatego białoruska nomenklatura odnosiła wrażenie, że reformy nie są potrzebne, skoro ten system na Białorusi działał dobrze. Ich prywatyzację można po prostu rozłożyć w czasie, jak to było w większośći państw. W Rosji i na Ukrainie było trochę inaczej, ponieważ celem było pozbawienie politycznej nomenklatury wpływów na gospodarkę. Dlatego tam prywatyzacja przebiegała gwałtownie. Cel był dobry, ale wykonanie nienajlepsze. Pytanie, ile tej prywatyzacji powinno być? Moim zdaniem, większość dużych przedsiębiorstw mogłaby być sprywatyzowana. Zastanawiam się na przykład, dlaczego Belavia, zajmująca się przewozami lotniczymi, nie mogłaby być firmą prywatną i oferować niższe ceny. Dlaczego Białorusinom bardziej opłaca się pojechać do Wilna lub Warszawy, by stamtąd lecieć tanimi liniami do Hiszpanii lub na Wyspy Kanaryjskie? Czemu Belavia nie może zostać low-costem albo przynajmniej wpuścić na rynek zagraniczne? Czy zgadza się Pan, że Białoruś nie jest atrakcyjna dla inwestorów? wnętrzny. Pomimo jej negatywnego wizerunku, niektórzy inwestorzy są gotowi do podjęcia ryzyka. Jak można ocenić stan sektora prywatnego? Po części się zgadzam. Białoruś ma dzisiaj negatywny wizerunek, na który pracowała przez wiele lat. Chodzi o to, że władze są w stanie odebrać własność prywatną bez sądu i podstawy prawnej (na podstawie słów jednej osoby), lub nakazać sprzedaży 50 proc. dochodu walutowego firmy w czasie kryzysu walutowego. Problemem jest to, że inwestorzy nie mają pewności ochrony ich biznesu ze strony państwa. Istnieją jednak pewne bodźce zachęcające prywatnych inwestorów niższej rangi do wejścia na rynek białoruski, który cechuje się niską intensyfikacją konkurencji na rynku. Mam na myśli niskie koszty siły roboczej, monopolistyczne renty. Prawie w każdym sektorze są nisze, w których można być jedynym producentem czy jednym z niewielu. Inwestorzy to lubią, bo daje to szanse na nadzwyczajne zyski. Co ciekawe, system stwarza trudne warunki dla krajowych biznesmenów, ale ulgowe dla inwestorów zewnętrznych. Na przykład chińscy przedsiębiorcy inwestujący w Parku Nowoczesnych Technologii, zostali zwolnieni z podatków na wiele lat. Na pewno jest bardziej efektywny, niż państwowy, o czym świadczą zarówno dane państwowe, jak i międzynarodowe. Przykładowo, produkcja z hektara w prywatnym gospodarstwie jest wyższa niż w kołchozie, a prywatny przewoźnik jest w stanie wytworzyć większą wartość dodaną na jednego zatrudnionego niż przewoźnik państwowy. Inną sprawą jest to, że sektor prywatny jest dość ograniczony. Duże przedsiębiorstwa (czyli takie które zatrudniają ponad 250 osób), z wyjątkiem jednostkowych przypadków, to firmy państwowe. Oczywiście istnieją wielkie prywatne firmy, jak np. banki rosyjskie oraz zachodnie, ale cały sektor prywatny wytwarza jedynie około 30 proc. PKB. W Polsce te proporcje są odwrotne. Czy po wyborach można spodziewać się reform? Paradoksalnie przez cały 2015 r. władze prowadziły rozważną politykę, co jest nietypowe dla roku wyborczego. Prowadziły twardą politykę monetarną i fiskal- 61 NOTABENE OBSZAR PORADZIECKI ną, nie pozwalając na stymulowanie gospodarki poprzez dodruk pieniędzy czy zagraniczne kredyty. Wręcz przeciwnie, Białoruś zmniejszyła swój dług zagraniczny o 43 mld w ciągu roku. Również bank centralny uwolnił rubel białoruski. Po raz pierwszy od dłuższego czasu przedstawiciele rządu i banku centralnego wykazali gotowość do spotykania się z ekspertami pozarządowymi i prowadzenia dialogu na temat sytuacji gospodarczej. Władza już zrobiła małe liberalne kroki, np. optymalizując zatrudnienie w firmach państwowych oraz sprzedając nierentowne obiekty. Na stronie Państwowego Urzędu ds. Majątkowych dostępny jest spis ponad 1000 obiektów państwowych wystawionych na sprzedaż, z których ok. 20 proc. ma już wyznaczony termin aukcji w najbliższych tygodniach. Likwidowane są również nierentowne przedsiębiorstwa (czego najlepszym przykładem jest firma wyrobów pończoszniczych KI M, gdzie 2 lata temu pracowało 900 osób, a od kilku miesięcy tej firmy już nie ma). Czegoś takiego wcześniej na Białorusi nie było, tym bardziej w roku wyborczym. Skoro władze były skłonne do prowadzenia racjonalnej polityki tuż przed wyborami, wierzę, że taki sposób prowadzenia polityki będzie trwał, a reform liberalnych będzie więcej. Pozwolę się nie zgodzić z tym, że białoruska gospodarka czy Białoruś jako państwo ma niewielki potencjał. Z każdego kraju w ciągu pokolenia lub dwu da się zrobić „cukierka”. Jest przykład Singapuru – krajumiasta. Jest przykład Tajwanu – kraju-wyspy, który nie ma żadnych surowców naturalnych, niemniej w ciągu dwóch pokoleń od zera stał się jedną z najbardziej nowoczesnych gospodarek wytwarzających zaawansowane technologicznie produkty. W naszym regionie to Estonia, w której żyje raptem 1,3 miliona ludzi, a która zrobiła dużo pod względem unowoczesnienia swojej gospodarki. Przykładowo, funkcjonuje tam rząd elektroniczny (ang. e-government), to oznacza, że prawie wszystkie pytania dotyczące relacji obywatela i rządu można rozwiązać, nie wychodząc z domu. Można otrzymać paszport, rozliczyć podatki, napisać skargę na urzędnika itd. Według mnie Białoruś przyszłości to zaawansowana gospodarka, wykorzystująca potencjał ludzki, z wysokim poziomem edukacji, przyciągającym studentów zza granicy na większą skalę. Z dużym sektorem IT, zachęcającym koncerny zagraniczne do współpracy z Białorusinami. Uważam, ze Białoruś nie mająca takich zasobów energetycznych, jak Rosja czy Ukraina, może osiągnąć sukces gospodarczy i wzmocnić swoją pozycję na arenie międzynarodowej, jeśli będzie inwestować w potencjał ludzki. W jakiej strukturze widzi Pan Białoruś? W Unii Europejskiej czy Unii Euroazjatyckiej? Mówiąc obiektywnie, pożądane byłoby mieć jednakowo dobre warunki współpracy z obydwoma blokami regionalnymi. Otwartość rynku rosyjskiego i kazachskiego za wschodnią granicą jest dobre, ale stwarza pewną dysproporcję. Z Rosją handlujemy bez ceł, z kolei w handlu z UE są one wysokie. W związku z tym białoruska produkcja ma trudności w znalezieniu się na rynku europejskim. Idealnym rozwiązaniem byłoby nawiązanie maksymalnie dobrych relacji z UE. Nie trzeba się ograniczać tylko do konkurencji zewnętrznej, gdyż ostatecznie prowadzi to do niskiej jakości produkcji krajowej i wysokich cen. Często na Białorusi pomidory z Hiszpanii są tańsze niż rodzimej produkcji. Aleś Alachnovi č – ekonomist a w firmie konsal- t ingowej Ernst &Young, wiceprezydent ośrodka analit ycznego CASE Belarus (Cent re for Social and Economic Research Belarus), absolwent st udiów magist erskich w Londyńskiej Szkole Ekonomii oraz warszawskiej Szkole Gł ównej Handlowej (pod opieką naukową prof. Leszka Balcerowicza). N Część 1., o syt uacji polit ycznej w kraju i ocenie T wyborów, można przeczyt ać na naszym port alu. Background W ywiad przeprowadził a Alina Baihuzhakava. Jak widzi Pan rolę Białorusi na arenie międzynarodowej? Szczególnie biorąc pod uwagę, (jak się często mówi) niski potencjał i rozmiar białoruskiej gospodarki? 62 NOTABENE FELIETON: B ARTOSZ TESŁAWSKI Nie wierzę w rewolucje stwa na akceptowalnym poziomie, trzeba niestety zachować niektóre dawne i ohydne struktury. Odwołać się do tradycji, a czasem nawet do Boga, zwłaszcza, gdy przysłowiowa trwoga podejdzie pod bramy Moskwy. Nikogo zatem nie dziwi, że Stalin w kryzysowym momencie pozwolił na to, aby niektóre oddziały Armii Czerwonej niosły oprócz haseł o międzynarodowej rewolucji, również ikonę z Matką Boską. Tak na wszelki wypadek. Jednak równowaga międzynarodowa nie znosi próżni i szybko uświadomiono sobie (zwłaszcza, gdy czerwoni wybili pozostałych białych i opadł rewolucyjny pył), że Rosja Radziecka, Związek Radziecki czy nawet Federacja Rosyjska mają w gruncie rzeczy te same cele. Jeśli prześledzić myślenie większości rosyjskich ideologów, to okazuje się, że wszyscy głęboko wierzą, że Rosja jest skazana na bycie imperium. To może być brzemię w rozumieniu „zapadników” albo geopolityczna konieczność – w rozumieniu eurazjatów. Ustrój wewnętrzny państwa nie zmienia jego roli w układzie międzynarodowym ani celów, którymi to państwo się kieruje. Po unurzaniu się we krwi, zniszczeniu odpowiednio dużej liczby starych budowli i pomników, a także złamaniu karier i życia odpowiednio dużej grupie ludzi przychodzi czas na refleksję. I nagle okazuje się, że w gruncie rzeczy trzeba wyjąć z archiwum i odkurzyć mapy poprzedniej epoki, bo nasi planiści dochodzą do tych samych wniosków, do których dochodzili wcześniej ich ojcowie i dziadowie, niezależnie od tego, czy byli książętami, komisarzami czy po prostu generałami. Gruzja musi być neutralna, Ukraina to nasza strefa wpływów, a bez Krymu nie ma wielkiej Rosji. I żadna rewolucja – liberalna, komunistyczna czy faszystowska tego nie zmieni. Myślenie rewolucjne to cecha każdego młodego umysłu, który wierzy, że jeśli pozbędzie się wystarczająco dużej liczby przeszkód, to da radę przebudować świat na wymarzony przez siebie obraz. Tymczasem, mimo chłostania morza za zalewanie królewskich nóg, żywioł złośliwie nie chce się podporządkować i ostatecznie zawsze wraca do równowagi. Nawet jeśli nam się ta równowaga nie podoba. Nie mówię, że rewolucje się nie zdarzają. Wręcz przeciwnie. Tak długo, jak w młodych sercach wrze krew na widok prawdziwej lub domniemanej niesprawiedliwości, tak długo będą znajdować się ludzie, którzy będą tych młodocianych zapaleńców wykorzystywać. Najczęściej do celów zupełnie innych niż te, które wywiesza się na sztandarach. Tak było w przypadku słynnej rewolucji rosyjskiej, która obliczona była przede wszystkim na rozsadzenie od środka demokratycznej już wtedy Rosji. Szok przeżywali zachodni sojusznicy imperium, którzy po stracie sprawdzonego partnera musieli zniżyć się do poziomu jakichś Polsk czy innych Rumunii, aby zrównoważyć potencjał niemiecki. Rewolucja bardzo szybko pożera własne dzieci, ale równie szybko się wypacza. O ile na początku rewolucji francuskiej ktoś mógł próbować niszczyć kościoły czy budować „świątynie rozumu”, o tyle szybko stało się jasne, że organizm, jakim jest społeczeństwo nie wytrzyma zbyt wielu ingerencji w swoją strukturę. Dlatego ostatecznie, w celu zapewnienia funkcjonowania pań- 63 NOTABENE