Młotek w poezji polskiej czyli rzecz o kliencie

Transkrypt

Młotek w poezji polskiej czyli rzecz o kliencie
Młotek w poezji polskiej czyli rzecz o kliencie krnąbrnym i
nieużytecznym.
W mieście, którego nazwiska nie powiem,
Nic to albowiem do rzeczy nie przyda;
W mieście, ponieważ zbiór bloków tak zowiem,
Co się patrząc z góry chyba słuszne wyda
Były liczne knajpy, tuż przy targu łąki,
Kościołów kilka i gdzieniegdzie domki.
Śród tej zabudowy, blisko dróg rozstaju,
Na placyku niewielkim, na Piotrków wyjeżdżając,
Stał dom parterowy, nie z drzewa, ale murowany;
Świeciły się z daleka pobielane ściany,
Tym bielsze, że odbite od ciemnej zieleni
Drzew, co owoc na wino dają na jesieni.
Dom mieszkalny niewielki, lecz zewsząd chędogi,
Tuż obok stał garaż a przy nim wychodek
I komórka mała – tuż pod nią baloty
W których sobie boczniak dycha od spiekoty
Wokół zioła rosną na kształt ogrodowych grządek:
Widać że w tym domu dostatek mieszka i porządek.
Brama na wciąż otwarta przechodniom ogłasza,
Że gościnna i wszystkich w gościnę zaprasza.
Właśnie swoją bryką wjechał młody panek
I obiegłszy rondo zawrócił przed ganek,
Wysiadł z wozu; westchnąwszy, wzruszył ramionami,
Zrobił kilka kroków i stanął przed drzwiami
Odemknął, wbiegł do domu, pragnął go powitać.
Aby tu o narzędzie czym prędzej zapytać
Dawno domu nie widział, bo w dalekim mieście
sprzęty wypożyczał, lecz wrócił nareszcie.
Wbiega i okiem chciwie ściany starodawne
Ogląda czule, jako swe znajome dawne.
Też same widzi sprzęty, też same obicia,
1
Cennik tylko inny bo inflacja dzisiaj;
W środku na ladą właściciel, w kurtce od Boscha
Takiej jaką najlepsi w tej branży dziś noszą,
Rękę jedną za pas przy spodniach zasadził,
Drugą poważnie sobie długą brodę gładził;
Rzucając wkoło okiem, rozkazy wydawał,
Witał wchodzących gości, przy stojących stawał
Zagajając rozmowę, kłótliwych zagadzał,
Lecz nie służył nikomu, tylko się przechadzał.
Lecz klient był roztropny a i obeznany
Sposób miał tu swój własny i wypróbowany:
Niech się dzieje wola nieba - cierpliwości wiele trzeba.
W końcu chwila jest sposobna tak więc klient sięga do dna
Swej odwagi i zaczyna, tymi słowy się przymila:
Przebacz, panie, słów niewiele,
Które wyrzec się ośmielę:
Panie majster, proszę waści
Przyzwoicie, grzecznie, ładnie,
Dziś powiercić trochę chciałbym
Przez godzinek kilkanaście.
Spojrzał majster i tak rzecze:
Ja nie jestem pojąć w stanie Waszmość prawisz zbyt zawiło.
A jak waszmość nie masz stryja to dostaniesz zaraz w ryło
Bo to... bo te... wybacz, panie,
Trochę by się powierciło,
A nie jestem zbyt wymowny...
Jednym słowem - mój szanowny, mówi Stryj bo on ci to był,
Czego pan kliencie żąda?
Młot, z udarem by się przydał. I dwa wiertła – że napomknę.
Stryju zatrząsł długą brodą i obwieścił swoją modą:
Wprzódy słońce w miejscu stanie,
Wprzódy w morzu wyschnie woda,
Nim tu u nas będzie zgoda.
2
Na to żebyś, mocium panie wiertło wsadził mi do młota.
Dzisiaj umysł niespokojny
Za porywczo sąd wyrzeka...
Milczeć – woła Stryju – co chcesz robić i dlaczego?
Mam stodołę, w niej klepisko, wiercić chciałem i to wszystko.
Beton twardy, trudno ręcznie, a wiertarką bardziej zręcznie
O kliencie melepeto, gdzie klepisko a gdzie beton?
Stryju włosy wyrwał z głowy i przemawia tymi słowy:
Nie ma klepisk betonowych wbij waść do tej durnej głowy
Jeśli znajdziesz co takiego,
Dam ci, bratku, konia z rzędem.
Zwiedź piwnice wszystkie moje,
Gdzie z pół świata masz napoje,
Gdzie sto beczek stoi rzędem,
Dosyć, dosyć na dziś będzie
Masz, zabieraj to narzędzie!
Ale wcześniej pisz umowę, prawo jazdy daj i dowód
Siadaj, waść, tu - zmaczaj pióro,
Będziesz pisał po mym słowie.
O co się więc waszeć pyta?
Maczaj pióro, pisz, i kwita.
"Bardzo proszę" ... mocium panie...
Mocium panie... "pożyczanie"...
Mocium panie... "wziąć na dobę"...
Jako ufność ku osobie"...
Mocium panie... "udarowy,
jak i także obrotowy
Mocium panie … młot boschowy
Cóż to jest?
Żyd - jaśnie panie,
Lecz w literę go przerobię.
Jak mi jeszcze kropla skapie,
To cię trzepnę tak po łapie,
Aż proformę wspomnisz sobie. Czytaj waść...
No! Jak tam było?
3
"Bardzo proszę" ... mocium panie...
Mocium panie... "pożyczanie"...
Niech cię wszyscy czarci chwycą
Z taką pustą mózgownicą!
"Mocium panie" cymbał pisze!
Jaśnie pana własne słowo.
Milcz waść! Przepisz to de novo.
"Mocium panie" opuść wszędzie.
Tu spuścimy już kurtynę, co się działo dalej będzie
Każdy sobie sam dopowie kto był kiedyś w tym urzędzie.
Zapadł zmierz, już po godzinach, inny motyw się zaczyna.
Goście weszli w porządku i stanęli kołem;
Stryju najwyższe brał miejsce za stołem;
Z wieku mu i z urzędu ten zaszczyt należy,
Idąc kłaniał się damom, starcom i młodzieży.
Mężczyznom dano wódkę; wtenczas wszyscy siedli
I chleb prosto z pieca milcząc żwawo jedli.
Pan Zbigniew, choć młodzik, ale prawem gościa
Wysoko siadł przy damach obok Jegomościa;
Między nim i stryjaszkiem jedno pozostało
Puste miejsce, jak gdyby na kogoś czekało.
Stryj nieraz na to miejsce i na drzwi poglądał,
Jakby czyjegoś przyjścia był pewny i żądał.
I Zbigniew wzrok stryja ku drzwiom odprowadzał,
I z nim na miejscu pustym oczy swe osadzał.
Na koniec ciekawości swojej nie wytrzymał
Zapytawszy stryjaszka odpowiedź otrzymał:
Choć czasem bywa krnąbrny i nieużyteczny
A gdy wydam narzędzie to je często spieprzy
Słabość mam do klienta trudna na to rada
Jak by przyszedł w gościnę niech w tym miejscu siada.
4