Śp. Ksiądz Biskup Zygmunt Pawłowicz

Transkrypt

Śp. Ksiądz Biskup Zygmunt Pawłowicz
W dniu 18 marca 2010 r. o godz. 21.25
po ciężkiej chorobie odszedł do Domu Ojca
Śp. Ksiądz Biskup Zygmunt Pawłowicz
Biskup Zygmut Józef Pawłowicz urodził się 18 listopada 1927 r. w Gdańsku
Wrzeszczu, z ojca Józefa i matki Leokadii zd. Jadzińskiej. Ochrzczony w parafii św.
Stanisława BM w Gdańsku Wrzeszczu przez ówczesnego proboszcza, dziś błogosławionego ks. Bronisława Komorowskiego.
Dzieciństwo spędził mieszkając z rodzicami na przemian w Sopocie, Tczewie
i Toruniu. Od 1934 r. zamieszkał w Gd.-Nowym Porcie, gdzie uczęszczał do Szkoły
Powszechnej, następnie do Państwowego Gimnazjum w Gdańsku.
Sakramentu bierzmowania udzielił mu w 1938 r. w parafii Chrystusa Króla w Gdańsku, bp. Edward O’Rourke.
Wojnę wraz z rodziną przeżył w Chełmży.Po zakończeniu wojny kontynuował tam naukę w liceum, w 1947 roku
zdał maturę i wstąpił do seminarium duchownego w Pelplinie. Pięć lat później otrzymał tam święcenia kapłańskie
z rąk biskupa Kazimierza Józefa Kowalskiego. Po seminarium rozpoczął studia na Katolickim Uniwersytecie Lubelskim. Studiował teologię fundamentalną i w 1962 roku uzyskał dyplom magisterski. Potem przyszły jeszcze studia
doktoranckie na Akademii Teologii Katolickiej w Warszawie, gdzie habilitował się w zakresie dogmatyki.
Nominację biskupią otrzymał 10 sierpnia 1985 r. a konsekracja odbyła się 7 września 1985 r. w Bazylice Mariackiej w Gdańsku. Hasłem swego biskupiego zawołania uczynił słowa św. Pawła „In Christo Jesu” („W Chrystusie
Jezusie”). Sakry udzielił Prymas Polski Kardynał Józef Glemp.
Posługę biskupa pomocniczego diecezji a potem archidiecezji gdańskiej pełnił w latach 1985–2005. (w 2003 r.
przedłużoną przez Ojca Świętego Jana Pawła II o dwa lata). Od 1 maja 2005 r. pozostawał biskupem seniorem.
Biskup Zygmunt Pawłowicz pełnił w Kościele Gdańskim następujące funkcje duszpasterskie:
–
–
–
–
–
–
–
–
–
–
–
–
wikariusz par. Św. Rodziny, Gd.-Stogi (27.09–21.02.1953) – wysiedlony z terenu miasta Gdańska
wikariusz par. Podwyższenia Krzyża Świętego, Gdańsk Chełm (01.03–21.03.1953)
wikariusz par. św. Mikołaja, Wiele (21.03 – 22.05.1953)
wikariusz par. Przemienienia Pańskiego, Nowy Dwór Gdański (22.05- 08.07.1953)
wikariusz par. NMP Gwiazdy Morza, Sopot (08.07.1953 – 01.09. 1957)
wikariusz par. Trójcy Świętej (Katedra), Gdańsk-Oliwa (01.09.1957 – 15.08.1958)
notariusz Kurii Biskupiej Gdańskiej, Gdańsk-Oliwa (15.08.1958 – 30.09.1964) i jednocześnie wikariusz par.
NMP Gwiazdy Morza, Sopot (20.12.1960 -15. 04.1961)
administrator par. Serca Jezusowego, Stegna ( 01.10.1964 – 01.07.1966)
wikariusz adiutor par. św. Antoniego, Gdańsk-Brzeźno ( 01.07.1966 – 15.05.1968)
administrator par. św. Antoniego Gdańsk-Brzeźno ( 15.05.1968 – 06.06.1969)
proboszcz par. św. Antoniego, Gdańsk-Brzeźno ( 06.06.1969 – 01.09.1985)
biskup pomocniczy diecezji gdańskiej (od 10.08.1985) a potem archidiecezji gdańskiej (od 25.03.1992 )
Otrzymał godności oraz pełnił następujące funkcje kościelne:
– kapelan Jego Świątobliwości (1973 r. za papieża Pawła VI)
– profesor teologii fundamentalnej w Gdańskim Seminarium Duchownym (1974 r.) – cenzor książek religijnych
(1975 r.) – sędzia prosynodalny (1976 r.) – wizytator księży dziekanów (1978 r.) – przewodniczący komisji ds.
Sztuki i Budownictwa Sakralnego
– wikariusz generalny (1985 r.)
– prepozyt kapituły katedralnej gdańskiej (1987 r.) – przewodniczący Archidiecezjalnej Rady Duszpasterskiej
– przewodniczący komisji ds. Katechizacji
– członek Rady Kapłańskiej i Kolegium Konsultorów
Biskup Zygmunt Pawłowicz wniósł ogromny wkład w formację intelektualną i duchową wielu kapłanów i ludzi
świeckich. Przez lata swojej posługi jako kapłan i biskup, był dla nich wzorem pracowitości i zaangażowania duszpasterskiego. Umacniał w sercach miłość do Ojczyzny. Służył wiernym z wielkim oddaniem, pokorą i cichością. Inicjował powstanie nowych wspólnot parafialnych. Jego zasługą jest budowa wielu kościołów archidiecezji gdańskiej.
Jako wykładowca w Gdańskim Seminarium Duchownym i specjalista z zakresu teologii fundamentalnej i religiologii, był autorem wielu książek naukowych z bardzo ważnych dziedzin współczesnego życia religijnego.
W pracach Episkopatu Polski przewodniczył Komisji ds. Dialogu z Religiami Niechrześcijańskimi. Będąc już
na emeryturze jako biskup senior, w miarę swoich sił i zdrowia w dalszym ciągu służył posługą pasterską i swym
doświadczeniem Kościołowi Gdańskiemu. Był dobrym, wykształconym i gorliwym kapłanem i biskupem.
Dobry Jezu a nasz Panie, daj Mu wieczne spoczywanie.
CZtery gODZiny stąD…
PielgrZymKa DO Ziemi Świętej
Aż trudno to sobie wyobrazić, ale przez wszystkie
lata mojego życia myślałem, że Ojczyzna Pana Jezusa,
czyli Ziemia Święta, jest gdzieś bardzo daleko. Teraz
już wiem, że znajduje się „tylko cztery godziny stąd”.
Tyle bowiem leci samolot z Warszawy do Tel Aviv`u.
Trudno też opisać radość z faktu, że byłem kolejnym
pielgrzymem z Polski, który odwiedzał miejsca związane z życiem naszego Zbawiciela, Matki Najświętszej
i pierwszych uczniów Chrystusa. Myślę, że to uczucie
towarzyszyło wszystkim, którzy w lutym ubiegłego roku
nie przestraszyli się sytuacji politycznej, pokonali inne
trudności i wybrali się w podróż.
Grób Pański - płyta złożenia Ciała
Ziemia Świętą, kraj na Wschodzie, który rozciąga się
wzdłuż wybrzeża Morza Śródziemnego, graniczy na północ z Libanem, na wschód z Syrią i z Jordanią, na południe z pustynia Synaj. Chociaż kraina ta wydaje się bardzo skromna pod względem rozmiarów i powierzchni, ze
swoimi 20600 km2, to jednak odgrywa bardzo ważna rolę
w historii świata. W czasach antycznych była miejscem
wielu sporów między Egiptem, Syrią i Mezopotamią. Położona na przejściu miedzy trzema kontynentami. Dzisiaj
można zobaczyć tu ruiny najstarszych cywilizacji świata.
Jest to ziemia Proroków i Chrystusa. Ich ideał sprawiedliwości, pokoju i miłości inspiruje trzy spośród największych uniwersalnych religii: Judaizm, Chrześcijaństwo,
Islam. Dla Żydów jest to Ziemia Przymierza, symbol
chwały przeszłości i wyraz nadziei świata przyszłego.
Dla Chrześcijan jest to Ziemia, na której żył i cierpiał
Jezus, ogłaszając Królestwo Niebieskie i czyniąc liczne cuda. Dla Muzułmanów jest to miejsce święte, gdzie
Prorok został wzięty do nieba. Pośród wielu sprzeczności
Ziemia ta pozostaje Ziemią Nadziei.
Od czasów antycznych, pragnąc poznać miejsce Objawienia, Ziemię Boga, przemierzają ją pielgrzymi wszystkich ras i języków, nie bojąc się stawić czoła największym nawet niebezpieczeństwom. Ziemia wiary, miłości,
była też miejscem smutku, terroru i przelanej krwi. (por.
Sami Awwad, Oto Ziemia Boga, Jeruzalem)
Tak więc i my włączyliśmy się w ten wielowiekowy
tłum pielgrzymów. Trzeba przyznać, że nasze obawy o
bezpieczeństwo okazały się płonne. Choć w Strefie Gazy
SKAŁKA
• kwiecień 2010 r.
trwały działania wojenne, to tam, gdzie my byliśmy była
cisza i spokój. Widzieliśmy, co prawda, na ulicach, (i to
nas na początku trochę szokowało), młodych żołnierzy
– mężczyzn i kobiety, uzbrojonych w karabiny maszynowe – byli jednak do nas przyjaźnie nastawieni. Niektórzy
pozwalali się ze sobą fotografować. I jeszcze jedno: trzeba było mieć przewodnika, który znał miejsca i osoby,
które pozwalały na swobodne poruszanie się po tej ziemi.
Naszym pilotem był ks. Tadeusz, Zmartwychwstaniec,
który od osiemnastu lat mieszka i pracuje w Jerozolimie.
Oprócz tego w tajniki pielgrzymowania po Ziemi Świętej wprowadzał nas ks. Sławek z Rozłazina, wielokrotny
pielgrzym i nasz główny organizator. Kierowcą największego autobusu w Izraelu, który mógł pomieścić całą 54.
osobową grupę, był chrześcijanin, pochodzenia arabskiego – Amir. Bardzo opanowany, spokojny i wykształcony, mówiący czteroma językami obcymi. Tak w skrócie
można scharakteryzować zewnętrzną otoczkę naszej
pielgrzymki, pomijając wielkie emocje, które towarzyszyły nam w czasie odpraw na Okęciu, jak i na lotnisku
Ben Guriona w Izraelu.
Oczywiście najważniejsze dla nas były miejsca święte, a więc związane z życiem i działalnością Pana Jezusa.
I tu trzeba przede wszystkim zaznaczyć, że na zwiedzanie tych miejsc było zwykle za mało. Trzeba więc było
niezwykłego reżimu czasowego ze strony prowadzących,
jak i ze strony pielgrzymów, aby zrealizować niezwykle
napięty program. Pamiętać należy też o tym, że miejsce
święte położone są na rozległym obszarze – od Morza
Galilejskiego na północy aż po Morze Martwe na południu Izraela. My odwiedziliśmy, używając nazewnictwa
biblijnego Galileę, Samarię i Judeę. A zatem najpierw
byliśmy: w Tel Aviv (wzgórze wiosny), Tyberiadzie, na
Górze Karmel, spojrzeliśmy na port w Hajfie. Następnie w Cezarei Nadmorskiej, w Kanie Galilejskiej i Nazarecie, gdzie prosiliśmy Świętą Rodzinę Nazaretańską
o świętość naszych rodzin. Następnego dnia wstąpiliśmy na Górę Błogosławieństw (Osiem Błogosławieństw
zwane jest także Konstytucją Królestwa Bożego – zob.
Mt 5,1-12), zobaczyliśmy Cezareę Filipową oraz Kafarnaum („Opuścił jednak Nazaret i osiadł w Kafarnaum,
na pograniczu ziem Neftalego i Zabulona” por. Mt 4,13),
kościoły: Prymatu Piotra i Rozmnożenia Chleba i Ryb
w Tabgha. Pod wieczór płynęliśmy łodzią, (pod polską
Droga Krzyżowa ulicami Jerozolimy
3
banderą), po Jeziorze Tyberiadzkim. Wszystkie te miejsca które odwiedziliśmy znane nam były wcześniej z lektury Pisma Świętego. Przypominał nam te fragmenty ks.
przewodnik, lecz kiedy widzieliśmy je na własne oczy,
wiedzieliśmy, że trzeba nam będzie o nich mówić „wiele
i do wielu”. Bo parafrazując Biblię, gdyśmy my milczeli, to kamienie wołać będą. A zatem dalej opowiadając:
widzieliśmy źródła rzeki Jordan (Banias), nad którą odnowiliśmy przyrzeczenia sakramentu Chrztu świętego.
Górę Przemienienia Pańskiego – Tabor. I jak Apostołom,
dobrze nam tu było być, ale czekały na nas następne
miejsca. Najstarsze miasto świata Tell Jerycho, pustynia
Judzką, gdzie Pan Jezus był kuszony, gdzie Jan Chrzciciel głosił: „Jam głos wołającego na pustyni: prostujcie
drogę Pańską, jak powiedział prorok Izajasz” (J1,23).
Wreszcie dotarliśmy do Betanii. Tam, jak pamiętamy Pan
Jezus wskrzesił Łazarza, brata sióstr: Marty i Marii.
Po Tyberiadzie kolejnym miejscem „naszego zamieszkania” był chrześcijański hotel w Betlejem. Tu przybyliśmy w sobotę wieczorem, już po zakończeniu szabatu.
Całe szczęście, bo jeszcze rano w hotelu żydowskim nie
wolno nam było nawet używać ekspresu do kawy. Atmosfera tutaj była bardzo miła, choć jeden mankament
rzucał cień na tę idyllę. Całe miasto, w którym urodził się
Jezus Chrystus było gettem. Otaczał je wysoki na osiem
metrów betonowy mur. Podobnie jak kiedyś ten w Berlinie. Tyle, że ten ciągle jest budowany, a jedynej bramy
wyjazdowej do Jerozolimy strzegą żołnierze Izraelscy.
Stąd wczesnym ranem wyruszaliśmy dalej, by dotknąć miejsc uświęconych obecnością Syna Bożego,
Matki Najświętszej oraz Apostołów w Jerozolimie. „Uradowałem się, gdy mi powiedziano: Pójdziemy do domu
Pańskiego. Już stoją nasze nogi w twych bramach, o Jeruzalem” (Ps 122,1n). Najpierw jednak pojechaliśmy na
Górę Oliwną. Tu znajduje się miejsce Wniebowstąpienia
Pana Jezusa. Stąd też roztacza się wspaniały widok na
Jerozolimę i dolinę Jozafata. Tu znajduje się najstarszy
cmentarz żydowski i tu ma być miejsce Sądu Ostatecznego. Niezwykłym miejscem niedzielnej mszy św. był
kościół Narodów w Ogrodzie Getsemani. Obok znajduje
się Grota pojmania Mistrza, którego zdradził zły uczeń.
Byliśmy pod Ścianą Zachodnią Świątyni Żydowskiej
zwanej Murem Płaczu. Później zwiedzaliśmy dzielnicę
żydowską i arabską oraz Instytut Yad Va Shem. W Ain
Karem, jak Maryja, „nawiedziliśmy” św. Elżbietę i miejsce narodzenia św. Jana Chrzciciela.
Myślę, że wszyscy z największym wzruszeniem przeżywali nawiedzenie Bazyliki Grobu Pańskiego, w której
mieści się też wzgórze ukrzyżowania, czyli Kalwaria.
Wielokrotnie w naszym życiu obchodziliśmy Wielki Tydzień, ale dopiero tutaj, gdy mogliśmy dotknąć skały, w
którą był wbity Krzyż Chrystusa i miejsca, gdzie Go położono na trzy dni, mogliśmy naprawdę odczuć największą
prawdę naszej wiary mówiąc: „Wierzę w Boga Ojca…
i w Jezusa Chrystusa, który … umęczon pod Ponckim
Piłatem, ukrzyżowan, umarł i pogrzebion,… trzeciego
dnia zmartwychwstał…”. No i ta Droga Krzyżowa (na
szyldach Jerozolimy – Via Dolorosa), niecodzienna i w
jakże innych okolicznościach niż ta u nas w kościele. Po
drodze mija się słynny łuk „Ecce homo” (Oto Człowiek)
niedaleko klasztoru Sióstr Syjońskich. Po uliczkach Starego Miasta i jerozolimskiego targu, wśród sprzedających
i kupujących, wśród gwaru i nawoływań handlujących
rozległa się modlitwa: „Któryś za nas cierpiał rany…”
Czasami niosący krzyż Pana Jezusa musieli się wręcz
przepychać pomiędzy pogardliwie patrzącymi Żydami
lub Arabami. Taka jest dziś Jerozolima, nad którą Dominus Flevit (Pan zapłakał) już dwa tysiące lat temu.
Nasze pielgrzymowanie kończyliśmy już „w zimowych warunkach” charakterystycznych dla tutejszego
klimatu. W strugach deszczu, śpiewając kolędy, wstępowaliśmy do Bazyliki Narodzenia w Betlejem. Tam
też mogliśmy, choć przez małą chwilkę dotknąć srebrnej
gwiazdy pod Ołtarzem Narodzenia, która wskazuje, że
w tym miejscu przyszedł na świat Chrystus. I my, jak
niegdyś Mędrcy ze Wschodu, przyszliśmy oddać Mu pokłon i złożyć w darze trud pielgrzymowania, a także i
całe nasze życie.
Ks. Zbigniew Cichon
Dzień wesoły nam dziś nastał,
Pan po męce zmartwychpowstał,
płynie pieśni ton. Alleluja, alleluja, alleluja.
Niechaj radosny ton pieśni głoszącej zmartwychwstanie
Jezusa Chrystusa przepełnia nasze serca niezachwianą wiarą
i nadzieją na nasze w Nim zmartwychwstanie i gorącą
miłością do Boga i ludzi.
Po wiernym trwaniu przy umęczonym Chrystusie w czas
Wielkiego Postu, a zwłaszcza w dniach Triduum Paschalnego,
radosnego świętowania triumfalnego zwycięstwa Syna Bożego
nad śmiercią, piekłem i szatanem życzy swoim Czytelnikom
i wszystkim Parafianom
redakcja „Skałki”
4
PARAFIA ŚW. STANISŁAWA B.M.
Śmierć Chrystusa aKtem miłOŚCi
wZglęDem BOga i CZłOwieKa
Znaczącym wydarzeniem dla
chrześcijańskiej wiary jest męka i
śmierć Chrystusa, która rzuca światło na dotychczasowe pojmowanie
śmierci. Śmierć Chrystusa nie była
wydarzeniem przypadkowym tylko
przewidzianym aktem, który miał
swoje odniesienie do woli Boga
Ojca. Poddanie się jej było oparte
na miłości. Dlatego też śmierć Syna
Bożego powinno się odczytywać w
odniesieniu do Jego miłości i wierności do Boga i człowieka. To odniesienie nie wykluczyło u Chrystusa
lęku i samotności, jakiej doświadcza
ludzka natura w chwili zetknięcia
się z faktem umierania. Tak jak każda ludzka śmierć, tak i śmierć Syna
Bożego była dramatem Jego samego.
Jezus wprost zadaje pytanie, a jednocześnie prośbę względem Boga „Ojcze, jeśli chcesz, zabierz ode Mnie
ten kielich!” (Łk 22, 42). Ten fragment jak i ostatnie słowa Chrystusa na krzyżu pokazują, iż śmierć w
oczach Chrystusa nigdy nie nabierze
wartości samej w sobie. Jezus nigdy
nie pragnął śmierci tak jak się szuka
jakiegoś środka dla osiągnięcia ważnego celu. Faktem jest, że Chrystus
był świadomy zbawczego sensu i
charakteru tego, co się dokona w akcie Jego męczeńskiej śmierci. Wielokrotnie wspominana jest na kartach
Nowego Testamentu Jezusowa godzina, która spełniła się dopiero w
trzydziestym trzecim roku Jego życia. W momencie pierwszego cudu
w Kanie Galilejskiej, kiedy to Jezus
wraz ze swymi uczniami i Matką
przebywał na weselu Maryja zwraca
się do Niego „Nie mają już wina. Jezus Jej odpowiedział: czyż to Moja
lub Twoja sprawa Niewiasto? Czyż
jeszcze nie nadeszła godzina moja?”
(J 2, 3-4). Chodzi tu o godzinę, w
której miał pojednać ludzi z Ojcem i
w której Syn Człowieczy ma doznać
uwielbienia. Jednak, gdy nadeszła
owa godzina Chrystus przeżywa ją
w opuszczeniu przez uczniów. W
doświadczeniu skrajnego osamotnienia w więzieniu i na krzyżu. Osamotnienie, którego doznaje Chrystus
odnosiło się również do opuszczenie
ze strony Ojca, które wyraziło się
przez milczenie Boga w godzinie
SKAŁKA
• kwiecień 2010 r.
Jego odejścia, lecz mimo tego Chrystus pozostaje nadal w więzi miłości
z Bogiem. Słowa „Boże mój Boże,
czemuś Mnie opuścił?” (Mk15, 34)
były potwierdzeniem przymierza
mówiącego, iż właśnie Ojcem Jego
jest Jahwe. Jest to świadectwo wierności Boga względem Swego Syna.
Nie można traktować tych słów jako
przegranej Chrystusa, ale oznaczają
one pełne Jego zwycięstwo nad całym światem, które już zaczęło się
dokonywać w chwili Jego śmierci, a którego pełnia ujawniła się w
Jego zmartwychwstaniu. Osąd pogańskiego setnika jest doskonałym
świadectwem tego zwycięstwa Syna
Człowieczego: „Istotnie, ten człowiek był Synem Bożym” (Mk 15,
39). Ta relacja ze szczególną starannością podkreśla ciągłość osoby, którą uczniowie widzą żyjącą w
swoim chwalebnym ciele z tą, którą
pamiętają żyjącą w ciele wyniszczonym przez mękę. Ten, który zmartwychwstał nadal jest Tym, który był
ukrzyżowany. Jest to nie kto inny,
jak Chrystus Wielkiego Piątku, który
daje się ogołocić ze wszystkiego, by
tylko uratować człowieka. Chrystus
poddaje się całkowicie woli swego Ojca. Fragment znajdujący się
w Ewangelii św. Marka, odnosi się
właśnie do woli Bożej w perspektywie cierpienia i śmierci Chrystusa:
„Ale nie, co ja chcę, niech się stanie, ale co Ty” (Mk 16, 36). Nie należy rozumieć tego fragmentu, jako
prośby o unicestwienie w znaczeniu:
Boże, jeśli chcesz to mnie zabij. Raczej jest to prośba Chrystusa, który
zmagając się z ludzką bezradnością
w obliczu zbliżającej śmierci, prosi
Swego Ojca o odwagę w podjęcie
słusznej decyzji. Autor natchniony
podaje, że Chrystus zmagał się sam
ze sobą i po ludzku chciałby uciec
albo przynajmniej bronić się przed
napastnikiem. Wypowiadając to zdanie, zadaje Bogu pytanie, co chcesz
abym uczynił? Został i trwał, czy
począł starania o wybronienie się?
Chrystus mówi: „Teraz dusza moja
doznała lęku i cóż mam powiedzieć?
Ojcze, wybaw mnie od tej godziny.
Nie, właśnie, dlatego przyszedłem na
tę godzinę. Ojcze wsław swoje imię”
(J 12, 27). Bóg nie interweniuje, bo
chce wyprowadzić większą chwałę
z danego wydarzenia. Przez swoją
śmierć Chrystus nadaje sens każdemu ludzkiemu odejściu z tego świata. W rzeczywistości śmierć Chrystusa wydała plon, który porównuje się
do obumarcia ziarna wrzuconego w
glebę uprawną. „Zaprawdę, zaprawdę powiadam wam: Jeżeli, ziarno
pszenicy wpadłszy w ziemię nie obumrze, zostanie tylko samo, ale jeżeli
obumrze, przynosi plon obfity” (J 12,
24). I choć Chrystus ponosi śmierć,
jako karę za postępowanie człowieka, to w rzeczywistości ta śmierć
właśnie staje się ofiarą przebłagalną, którą Chrystus składa raz jedyny
w taki sposób, o czym czytamy w
dziewiątym rozdziale Listu do Hebrajczyków. „(…) Krew Chrystusa,
który przez Ducha wiecznego złożył
Bogu samego siebie, jako nieskalaną ofiarę, oczyści wasze sumienia z
martwych uczynków, abyście służyć
mogli Bogu żywemu. I dlatego jest
pośrednikiem Nowego Przymierza,
ażeby przez śmierć, poniesioną dla
odkupienia przestępstw, popełnionych za pierwszego przymierza, ci,
którzy są wezwani do wiecznego
dziedzictwa, dostąpili spełnienia
obietnicy” (14-15). Znamiennym rysem śmierci Chrystusa jest jej pełna
dobrowolność, potwierdzona na kartach Ewangelii świętego Jana, „Dlatego miłuje Mnie Ojciec, bo Ja życie
moje oddaję, aby je znów odzyskać.
Nikt mi go nie zabiera, lecz Ja sam z
siebie je oddaję. Mam moc je oddać
i ma moc je znów odzyskać” (10,1718). Ważny staje się tu zrozumienie
słowa „sam”. Chrystus używając
tego terminu nie mówi tu w żaden
sposób o własnej mocy. Nie działa
on samowolnie, sam z siebie. Słowo
„sam” cały czas ukierunkowane jest
trynitarnie. Chrystus jest Logosem,
Słowem, – jako Słowo Ojca. Żadne
zaś słowo nie mówi samo z siebie,
lecz jedynie wychodząc od tego, kto
mówi to jest Boga Ojca. Taka zależność występuje jedynie w odniesieniu do Trójcy Świętej. Chrystus w
swym działaniu jest wolny, gdyż im
bardziej słucha się Ojca, od którego
pochodzi i który Go posłał tym bar5
dziej przez posłuszeństwo staje się
wolny. Dlatego też Chrystus nie traktował swej śmierci, jako wyzwolenia
w takim znaczeniu, jakim pojmuje ją
współczesny człowiek. Jego śmierć
miała na celu wyzwolenia człowieka
z niewoli grzechu. Śmierć Chrystusa
pojmuje się również w perspektywie
KRóTKIE OPOWIADANIE
20 letni Mateusz i 35 letni Julian spotkali się w Bukowinie Tatrzańskiej, na międzyuczelnianym
obozie szkoleniowym na instruktorów narciarskich – Mateusz jako
kandydat na instruktora, Julian jako
doświadczony instruktor, w kadrze
prowadzącej zajęcia. Jak się okazało, obaj pochodzili z tego samego miasta. Nic dziwnego zatem, że
przypadli sobie do gustu. Ponieważ
mieli także sporo podobnych zainteresowań, dużo czasu spędzali na
pogawędkach i dyskusjach. Mateusz ośmielony bliższą znajomością
z Julianem, zaproponował mu któregoś wieczora piwo. Julian odmówił z uwagi na Wielki Post, podczas
którego on nie pija alkoholu. I tak
niechcący rozmowa zeszła na temat wiary. Wyjaśniła się tajemnica
codziennych porannych „zniknięć”
Juliana z schroniska. Schodził on
do pobliskiego miasteczka na Mszę
św. Natomiast Mateusz uważał się
co prawda za katolika, ale jak sam
to określił letniego. To stwierdzenie
poruszyło Juliana. Dyskusja stała się
ożywiona i… kilkudniowa. Właściwie nie tyle dyskusja, co spokojna,
rzeczowa „katecheza” ze strony Juliana, której słuchaczem był Mateusz
– zupełnie podobnie jak na kurskie
instruktorskim. Już na odjezdnym,
po ukończonym kursie, Julian zaproponował Mateuszowi: chłopie, może
daru, jaki On ofiarował człowiekowi. „Nikt nie ma większej miłości
od tej, gdy ktoś życie swoje, oddaje za przyjaciół swoich” ( J 15, 13).
Chrystus przez swoją śmierć nadał
śmierci charakter osobowy. Odtąd
śmierć nie jest tylko tragicznym
wydarzeniem, ale jest spotkaniem
OBDarOwanie
byś przyszedł do mojej parafii na
św. Triduum Paschalne w Wielkim
Tygodniu przed Wielkanocą. Oprawa liturgiczna przygotowana przez
scholę studencką dopomaga pięknie
przeżyć te najważniejsze dla chrześcijan uroczystości roku liturgicznego. Mateusz przystał na propozycję,
chociaż sam dziwił się sobie, dlaczego to zrobił.
Przyzwyczajony do spełniania
przyrzeczeń młodzieniec, zjawił się
w Wielki Czwartek w parafii Juliana.
Po wielkoczwartkowej liturgii długo
jeszcze czekał na starszego kolegę,
adorującego Chrystusa w ciemnicy.
Mateusz stał w kącie kościoła, bardziej obserwując ludzi niż samemu
się modląc. Wreszcie Julian skończył adorację, a wraz z nim z klęczek
poniosła się bardzo ładna kobieta i
troje małych dzieci. To moja żona
Kasia i trzy największe skarby świata Tomek, Hania oraz Julcia – Julian
przedstawił swoja rodzinę Mateuszowi. Nie mieli zbyt dużo czasu
na porozmawianie z uwagi na zasypiającą Julę. W Wielki Piątek Mateusz pojawił się również w parafii Juliana. I znów jak poprzedniego dnia
obserwował rodzinę Juliana, adorującą Chrystusa złożonego do grobu.
Tym razem jednak już i sam wpatrywał się znacznie uważniej w Hostię ukrytą w monstrancji i czuł się
jakoś dziwnie zmieszany. Na liturgię
się z Ojcem. Człowiek od tej pory
otrzymuje dostęp do Ojca. Chrystus
umierając uczy człowieka przyjmowania własnej śmierci, jako wypełnienie woli Ojca, na która człowiek
wyraża zgodę.
(C.D.N.)
IM
Wigilii Wielkanocnej przyszedł z
dużymi oczekiwaniami. Skąd się te
oczekiwania wzięły? – zastanawiał
się Mateusz. Instynkt, a może coś innego nie mylił go. Był pod wielkim
wrażeniem Mszy św. Wigilii Wielkanocnej. Cała oprawa liturgiczna
z poświęceniem ognia i paschału,
pięknie odśpiewany hymn Exsultet,
a zwłaszcza kazanie w którym celebrans dużą część poświęcił sakramentowi chrztu. Słowa: Chrzest jest
darem od Boga, jesteśmy ochrzczeni
staliśmy się dziećmi Bożymi. Życie
niezgodne z Ewangelią jest zaprzeczeniem tego daru zapadły głęboko
w serce Mateusza. I potem jeszcze
odnowienie przyrzeczeń chrztu…
To przeżycie zburzyło na dobre całą
dotychczasową filozofię Mateusza –
filozofię przejścia lekkiego, łatwego
i przyjemnego przez życie. Obdarowanie przez Boga darem chrztu, za
tak wielką cenę poświęcenia Syna
Bożego „prześladowało” myśli Mateusza. Tym razem i on przyklęknął
obok Juliana przy grobie Pańskim.
Przyklęknął i trwał długo w zadumie. Jak to jest z tym obdarowaniem,
jak to jest wypełnianiem w życiu
przyrzeczeń z Chrztu?... Na koniec
szepnął Julianowi dziękuję. To ja tobie dziękuję – z niekłamaną radością
odparł Julian.
Jasiek Dolina
KaPłaŃstwO
(...)Wszyscy rodzimy się w Kościele dzięki pośrednictwu kapłana.
To on w imieniu Boga przyjmuje nas
do wspólnoty wierzących, on uczestniczy we wszystkich sakramentach
od chrztu świętego po sakrament
chorych – przez pokutę, Eucharystię, bierzmowanie i sakrament małżeństwa. Przez cały czas obecny jest
w naszym życiu, jest świadkiem naszych radości, sukcesów, wszelkich
6
życiowych porażek, udziela nam rad
a jeśli potrzeba także upomina. We
wszystkich momentach naszego życia Chrystus przychodzi do nas za pośrednictwem kapłana. Każdy kapłan
reprezentuje Chrystusa działając „in
persona Christi”. To w kapłańskich
dłoniach dokonuje się prawdziwy
Cud gdy Jezus przemienia chleb w
Swoje Ciało. Na ołtarzu obecny jest
żywy i prawdziwy Chrystus i jako
Niewidzialny w widzialnym kapłanie przewodniczy Eucharystii.
Jezus Chrystus ustanawiając w
Wielki Czwartek sakramenty Eucharystii i Kapłaństwa połączył je w
sposób nierozerwalny. Eucharystię i
inne sakramenty mógł złożyć tylko
i wyłącznie w rękach wybranego i
ustanowionego przez siebie człowieka – kapłana. (...)
Aby „ten człowiek” mógł spraPARAFIA ŚW. STANISŁAWA B.M.
wować sakramenty najpierw musi
być powołany i wybrany. To sam
Chrystus wybiera i „wywołuje z tłumu”. Czasami Jego wezwanie jest
nagłe i zdecydowane, ale najczęściej
powołuje zwyczajnie, krok po kroku, poprzez splot wielu życiowych
doświadczeń, wydarzeń i znaków.
Dla Sługi Bożego Jana Pawła II
powołanie było Darem i Tajemnicą.
„Każde powołanie w swej najgłębszej warstwie jest wielką tajemnicą,
jest darem, który nieskończenie przerasta człowieka.” (...)
Zaiste Kapłaństwo to tajemnica.
Tajemnica wymagająca nie tylko
jednorazowego odkrycia, ale nieustannego, ciągłego, głębokiego i
„wewnętrznego odkrywania”. Owo
odkrywanie jest dla kapłana źródłem
siły, dzięki której ciągle na nowo
przeżywa własne powołanie.(...)
Kapłaństwo to wielki dar, dar
wyproszony, dar wymodlony. Dar
dla samego kapłana, jego rodziców, rodziny, przyjaciół, ale przede
wszystkim dar dla całej wspólnoty
wierzących. Dar tak często dziś lekceważony i wyśmiewany. Chciałoby
się zapytać: Czy kapłani nadal są
nam dzisiaj potrzebni? Czy człowiek
potrzebuje kapłana? (...)
To kapłan przecież prowadzi
człowieka od Chrztu Świętego aż po
krzyż na mogile, poprzez sakrament
pokuty, Eucharystię, namaszczenie
chorych i wskazuje nam drogę do
Boga. Każdego kapłana winniśmy
wspierać, modlić się za niego.
Przeżywanie kapłaństwa nie zawsze jest proste i łatwe... i kapłan
ma swoje sumienie, czyli swoją
„wagę”. Może się zdarzyć, że czasami jego sumienie wymaga naprawy.
Podobnie jak lekarz pomaga innym
pacjentom nawet gdy sam jest chory,
tak i kapłan może naprawić tysiące
wag, choćby jego waga była zepsuta.
Może nawet tę swoją posługę czynić
dobrze, z pochwałami innych, dlatego że nie naprawia według własnego
sumienia, ale według Bożych Przykazań. Popatrzmy czasami na takiego kapłana jako na człowieka, który
podobnie jak my wszyscy zabiega i
troszczy się, aby to Boże Prawo zachować. Nie zawsze to mu się udaje
i wówczas idzie sam ze swoim sumieniem, jak z „wagą” do innego
kapłana – powiernika i przyjaciela
– i prosi o naprawę. Każdy z ludzi
wierzących, życzliwych, trwających
we wspólnocie Kościoła i poprawnie
odczytujących charyzmat kapłaństwa, nie dziwi się i nie gorszy tym,
że kapłan upada jak każdy grzeszny
człowiek. Gdy ten kapłan jednak napomina w imię Dekalogu, głosi niezmienne Boże Prawdy Wiary. (...)
Kapłaństwo będąc zatem szczególnym darem, jest także szczególnym brzemieniem, którego ciężaru sam człowiek nie jest w stanie
udźwignąć. (...)
Najważniejsze jest zatem owo
TAK wypowiadane przez kapłana
własnemu kapłaństwu i Chrystusowi. TAK ponawiane w chwilach
bólu, zwątpienia i samotności. TAK,
jakie Michel Quoist wypowiedział
w Modlitwie na niedzielny wieczór:
„Panie, gdy wszystko milczy i gdy w
moim sercu czuję bolesne kąsanie
samotności... Gdy ludzie zżerają mi
duszę, a ja czuję się niezdolnym do
nasycenia ich. Gdy cały świat ciąży
mi na barkach swym ciężarem nędzy
i grzechu, powtarzam Ci moje TAK,
nie w wybuchu pychy i radości, ale
wolno, cicho, świadomie i pokornie
– samotny Panie przed Tobą – TAK”.
(...)
Zachęcam wszystkich wiernych
do modlitwy za kapłanów, a w Roku
Kapłańskim w sposób szczególny i
gorliwszy.
(z artykułu „Refleksja na Rok Kapłański...” o. Dariusza W. Andrzejewskiego CSSp wybrał JW.)
Księdzu Proboszczowi Zbigniewowi
i Księżom Wikariuszom Andrzejowi, Mikołajowi i Zbigniewowi
– Czcigodnym Kapłanom naszej Wspólnoty Parafialnej
z okazji Święta Kapłanów,
na pamiątkę ustanowienia Sakramentu Kapłaństwa
w Wielki Czwartek
życzymy by nieustannie ponawiane TAK Chrystusowi i swojemu Kapłaństwu umacniało Księży i dawało radość w Waszym powołaniu służenia
Bogu i Kościołowi. Niechaj Najświętsza Maryja Panna wdzięczną modlitwę Parafian w Waszej intencji drodzy Księża zanosi do tronu Najwyższego Kapłana, Jej Syna a Pana naszego Jezusa Chrystusa.
Redakcja „Skałki”
Święta Zmartwychwstania Pańskiego 4.04.2010 r.
– wielki Czwartek – 1.04. – Msza św. tzw. Wieczernikowa o godz. 18.00.
– wielki Piątek – 2.04. – Nabożeństwo Wielkopiątkowe rozpocznie się o godz. 18.00
– wielka sobota – 3.04. – ceremonie Wielkosobotnie rozpoczną się o godz. 20.00 – poświęcenie ognia. Na odnowienie przyrzeczeń chrztu św. Przynosimy świece.
– wielka niedziela – 4.04. – Rezurekcja tradycyjnie o godz. 6.00 (z procesją).
SKAŁKA
• kwiecień 2010 r.
7
BęDZieCie mieli taKiCh KaPłanów,
jaKiCh sOBie wymODliCie…
Rok kapłański dobiega już prawie
końca. Być może przez ten czas już
podjęliśmy głębszą refleksję na tą tajemnicą, słów Chrystusa „ PóJDŹ ZA
MNĄ…” które kieruje do młodych ludzi. Patronem, roku Kapłańskiego jest
Jan Maria Vianney, kapłan który swą
prostota i pokorą potrafił doprowadzić
do odrodzenia parafii w której został
ustanowiony proboszczem. Dziś możemy porównać Jego , jak i każdego kapłana do postaci Starotestamentalnej,
jaką był Mojżesz, którego Bóg powołuje, by wyprowadził lud z niewoli. Ks.
Vianney podejmuje ogromną walkę z
grzechem, kosztem swego zdrowia, by
doprowadzić swych parafian do Ziemi
Obiecanej. Staje się dla nich „więźniem konfesjonału”. Droga, jaką miał
prowadzić swoich wiernych nie była
usłana różami. Należy wspomnieć,
że ów kapłan nie był wykształconym
mówcom, który idzie i od razu trzaska
kazaniami. Był to dla niego ogromny
próg, niemalże nie do pokonania. Ale
zdaje się całkowicie na Boga, jego usta
należą do Tego, który go posłał. I jak
niegdyś Mojżesz, który przyznaje się
przed Bogiem, że «Wybacz, Panie, ale
ja nie jestem wymowny, od wczoraj i
przedwczoraj, a nawet od czasu, gdy
przemawiasz do Twego sługi. Ociężały usta moje i język mój zesztywniał».
Pan zaś odrzekł: «Kto dał człowiekowi
usta?... Przeto idź, a Ja będę przy ustach
twoich i pouczę cię, co masz mówić»,
tak i ten prosty Kapłan staje się narzędziem w ręku Boga. Patrząc na jego
postawę, można powiedzieć, że jego
życie stało się skarbce życia kapłańskiego. Swoistą Szkołą modlitwy i zawierzenie Bogu, z której każdy kapłan
może dziś zaczerpnąć. Niemalże każdego dnia spotykamy się z kapłanami,
którzy posługują nam w sakramentach,
by doprowadzić nas do Ziemi Obiecanej. H. Novwen pisał, iż „Kapłan jest
tym, który ma swoje doświadczenie
dać do dyspozycji tym, którym pomaga
wyjść z pustyni do Ziemi Obiecanej”
Piękne słowa, ale co one tak naprawdę
oznaczają? Przede wszystkim pokazują kapłanów jako ludzi, którzy wywodzą się z takich samych rodzin jak
nasze, nieraz szczęśliwych i zgodnych
a niekiedy z rozbitych, gdzie brakowało miłości. Doświadczają wszystkiego
co każdy z nas. Byli dziećmi, weszli
8
w wiek dorastania i w swej młodości
usłyszeli Chrystusowe „Pójdź za mną”
i dalej są ludźmi, słabymi, grzesznymi
po prostu takimi samymi jak my. Pamiętam, jak pierwszy raz ujrzałam kapłana klęczącego w naszej świątyni w
tyłach kościoła, ten obraz przemówił
do mnie najbardziej, i zrozumiałam,
jak ważne jest by modlić się za Kapłanów, którzy też żyją w tym świecie,
który nas otacza. Jan Paweł II, napominał, że będziemy mieć takich kapłanów
jakich sobie wymodlimy. I oto, jak często narzekamy na księży, bo są tacy a
nie inni. A może najpierw, należałoby
zadać sobie to pytanie odnoszące się
do słów Papieża. Kiedy ostatni raz pomodliłem się za księży sam od siebie?
Jeśli tak, to za jakich ,za tych , którzy
po ludzku biorąc są kochani przez nas,
darzeni szacunkiem, a co z tymi, którzy wydają się nam oschli, których
cały czas osądzamy i oceniamy. Nie
modlę się bo co, bo to trudniejsze? A
może są tacy, właśnie dlatego, że brak
im naszej modlitwy? Kapłani powołani są by służyć Bogu i człowiekowi.
By stawać się duchowymi ojcami dla
Bożej owczarni. Jan M. Vianney, był
prawdziwym takim ojcem, dla swych
parafian, którzy dopiero po jakimś czasie zaczęli go docenia, zauważyli jego
wysiłek, jaki podejmował by uratować
Boże owieczki. Był Ojcem, do którego mógł przyjść każdy, niezależnie od
pory dnia czy nocy. W jednej z książek Jana Grzegorczyka, czytamy „ iż
właśnie po to jesteś księdzem, żeby
ktoś mógł zadzwonić do ciebie, gdy do
wszystkich jest za późno” Gdy byłam
dzieckiem, i mieszkaliśmy jeszcze w
Orłowie, niedaleko nas mieszkał pewien starszy kapłan, to co zachwycało
innych w tym Kaplanie to jego otwartość na człowieka. Za każdym razem,
gdy ów kapłan wracał z rannej Mszy
św. którą odprawiał u Sióstr Karmelitanek, znajdował czas by się przywitać,
porozmawiać czy to z rodzicami czy
niekiedy ze mną jak szłam do szkoły.
Był człowiekiem niezwykłej pokory
i miłości, która promieniował z niego. I jako mała dziewczynka byłam
zachwycona tą MIŁOŚCIĄ i postawą
pełną pokoju. Gdy Go niejednokrotnie
mijałam w drodze do szkoły to miałam
wrażenie że spotykam samego Pana
Jezusa. Pamiętam jak pewnego razu
poprosiłam ks. Albina, bo tak miał na
imię żeby wpisał się mi do pamiętnika,
odrzekł, że nie uczyni tego, ponieważ
„zapisze mnie w swoim sercu i już
zawsze będzie On o mnie pamiętał w
modlitwie, bo pamiętnik można zgubić ale serca już nie”. Tak mógł powiedzieć tylko ktoś kto jest naprawdę
zjednoczony z Bogiem. Kapłan daje
całego siebie do dyspozycji tych, do
których Bóg go posłał. Bóg przyjmuje tę miłość jaką młody człowiek chce
ofiarować Mu na drodze kapłańskiej i
oddaje go ludziom, z poleceniem, by
kochał człowieka tak jak umiłował nas
Bóg Ojciec. Dlatego, też w powołanie
kapłańskie wpisane jest bycie ojcem,
na wzór Tego, który człowieka umiłował jako pierwszy. JP II w Liście
do Kapłanów z 1979 roku pisze, iż
kapłan rezygnując w celibacie z rodzicielstwa biologicznego, szuka w tym
innego ojcostwa a nawet dane mu jest
realizować pierwiastek macierzyństwa
ponieważ bolejąc rodzi dzieci swego
ducha, liczniejsze niż ogarnąć może
zwykła ludzka rodzina. To zrodzenie
dokonuje się w posłudze sakramentalnej. Zwłaszcza w sakramencie pokuty i
pojednania oraz Eucharystii. W sakramencie pokuty, kapłan ma najpełniejsze pole ukazania miłości zradzającej
życie, ponieważ pośredniczy miedzy
penitentem a Bogiem. I dziś wiem, że
jeśli Bóg daje mi Kapłana, do którego
mogę zwrócić się Tato, to dlatego, że
Ten człowiek, współpracując z łaską
Bożą zradza mnie do życia Bożego, do
doświadczenia miłości Boga Ojca, której de facto doświadczył On sam. Ta
miłość, usuwa lęk, prowadzi do poznania prawdy. Kapłan jako Ojciec potrafi
razem ze swym dzieckiem zapłakać i
rozradować się. Ale to od nas zależy,
od naszej modlitwy czy takich kapłanów będziemy mieli, czy pojawią się
w naszych parafiach święci kapłani, na
wzór św. Jana M. Vianneya, w których
zobaczymy Ojców. U progu Wielkiego
Czwartku, życzę każdemu Kapłanowi
doświadczenia zradzania dzieci Bożych dla Królestwa Bożego, by jak najczęściej mogli usłyszeć słowo Ojcze,
Tato. A nam, przede wszystkim większej odpowiedzialności modlitewnej
za Tych, którzy służą Kościołowi nie
tylko w naszej parafii.
IM
PARAFIA ŚW. STANISŁAWA B.M.
niemy KrZyK
Tak jak w poprzednich felietonach pisałem negatywnie o Unii Europejskiej, tak i ten temat dotyczy tej
instytucji. Parlament Europejski chce
wprowadzić uregulowania prawne
obowiązujące na terenie całej Unii.
Dziś chciałbym poruszyć sprawę
aborcji – sprawę zabijania dzieci nienarodzonych. Równocześnie z liberalizacją przepisów unijnych, w Polsce
także głos podnoszą zwolennicy tego
niecnego procederu. Wysuwają różne
irracjonalne argumenty powołując się
na wolność osobistą czy też prawo do
rozporządzania swoim ciałem, nie biorąc pod uwagę, że nie maja prawa dysponować życiem drugiego człowieka,
tym bardziej człowieka nie mogącego
bronić się. Bardzo często szermują też
argumentem, że za aborcją jest większość społeczeństwa. Tak się złożyło, że w Internecie znalazłem wyniki
sondażu, jaki został przeprowadzony
wśród internautów na stronach „Wirtualnej Polski”. Przyznam się, że sam
ze zdziwieniem przeczytałem jego
wyniki. W sondażu tym zostało zadane pytanie: „Czy jesteś zwolennikiem
aborcji?”. Wyniki były następujące:
nie, żaden normalny człowiek nie jest
zwolennikiem – 42%, tylko w wyjątkowych okolicznościach – 31%, tak,
to prawo kobiet – 15%, to o wiele bardziej złożony problem -11%, nie mam
zdania – 1%. Biorąc pod uwagę tylko
dwie skrajne możliwości: za NIE i za
TAK, widać wyraźnie, że przeciwników aborcji jest prawie trzykrotnie
więcej (42%) niż zwolenników (15%).
ZaCZerPnięte
Z Pisma ŚwiętegO
A Ja wam powiadam: Każdy
kto gniewa się na swego brata,
podlega sądowi. A kto by rzekł
swemu bratu raka, podlega
Wysokiej Radzie. A kto by mu
rzekł: ”Bezbożniku”, podlega karze piekła ognistego. (Mt
5,22)
Tak łatwo potrafimy się
gniewać, tak lekko szafujemy
negatywnymi epitetami kierowanymi w stronę bliźnich, nie
pomni na to jak poważne konsekwencje ściągamy na własną
głowę.
JW
SKAŁKA
• kwiecień 2010 r.
Analizując inne odpowiedzi – tylko w
wyjątkowych okolicznościach (31%)
i to o wiele bardziej złożony problem
(11%) przyjmijmy, że jest to 50 na50%
widzimy, że w sumie mamy 61% przeciwników aborcji. Argument, że zwolenników jest więcej w tym przypadku
upada. Muszę w tym miejscu podkreślić, że w Internecie bardzo często wpisują się na fora i przedstawiają swoje
opinie przeciwnicy kościoła, zwolennicy aborcji a nawet ludzie bez zasad
moralnych. Tym bardziej zaskakujące
są wyniki tego sondażu. Ale w walce
za aborcją dużą rolę odgrywają środki masowego przekazu. O ile media
„państwowe” wykazują umiarkowanie
w tym względzie, to media komercyjne (prywatne) bardzo często angażują
się aż nadto w tej sprawie. Nie chcę
wymieniać z nazwiska zwolenników
(nie boję się, że zostanę pozwany za
obrazę lub pisanie nieprawdy) gdyż
to nic nie da, ale są one powszechnie
znane. Są to dziennikarze przeprowadzający wywiady w programach
publicystycznych, działacze partyjni i społeczni, aktorzy i wiele innych
osób ze świata kultury i nauki. Jedna
rzecz bardzo mnie niepokoi – postawa
niektórych lekarzy. Ci, którzy składali
przysięgę Hipokratesa, którzy powinni walczyć o życie każdego człowieka
są zwolennikami a nawet propagatorami aborcji. Ośmielę się w tym miejscu
wyrazić swój pogląd, że nie zależy im
na ratowaniu życia, ale na ratowaniu
swojej kieszeni i swojej kasy. Można
śmiało powiedzieć, że nie składali oni
przysięgi Hipokratesa, tylko przysięgę
hipokryta. Podrywają oni tym samym
dobrą opinię tysięcy dobrych i bardzo
dobrych lekarzy. Pacjent kiedy jest
chory na taką czy inną chorobę, kiedy
potrzebuje zasięgnąć porady u specjalisty jakim jest lekarz, ma czasem
przez nich wątpliwości, czy faktycznie idzie po pomoc czy po swoją zgubę. Są to efekty odejścia człowieka od
Boga, od zasad moralnych, dążenia do
liberalizacji życia i przepisów. Z tego
ostatniego zdania widać jasno, że w
tym kierunku zmierza Unia Europejska. Może ktoś powie, że nie jestem
nowoczesny, że zaskorupiłem się w
pewnych doktrynach. Niestety, stary
mebel nie będzie nowoczesnym – chyba że nadejdzie moda retro. I oby jak
najszybciej, oby korniki nie zdążyły
zniszczyć tego mebla.
0bserwator
Piórem
reDaKtOra
Jeden z moich przyjaciół,
tłumaczył mi dość obrazowo o
potrzebie czujności względem
grzechów lekkich. To prawda
– mówił on – grzechy lekkie
nie odcinają nas od możliwości przystąpienia do Komunii
Świętej. Jednakże zaniedbywanie pracy nad ich unikaniem powoduje, iż te „grzeszki” pokrywają nasze sumienie, niczym
nie ścierany systematycznie
kurzu pokrywa coraz to grubszą warstwą meble. Wreszcie
zza tej nazbyt grubej powłoki
kurzu lekkich grzechów trudno
jest wejrzeć w sumienie. Analogiczne skojarzenie przyszło
mi na myśl zupełnie niedawno.
Pod koniec tegorocznej „srogiej” zimy usłyszałem w radio
jak to zalegający na szosach
śnieg utrudnia jazdę samochodami. Jednak jeszcze większych utrudnień i niebezpieczeństw należy spodziewać się,
kiedy to po stopniałym śniegu
w jezdniach ukażą się liczne
dziury i wyrwy. Otóż to – tenże
śnieg pokrywający jezdnie jest
jak nasze lekkie, nie uprzątane
grzechy pokrywające sumienie.
Taka „śnieżna” warstwa lekkich grzechów zalegająca na
sumieniu, ułatwia szatanowi
drążenie w nim wyrw, stanowiących pułapkę na grzechy
poważniejszego kalibru. Zatem
nie wypuszczajmy z rąk ściereczek od kurzu i łopat do odśnieżania... naszych sumień.
Jan Wontorski
9
Księga wiary i naDZieja ZmartwyChwstania
KaZimierZa jóZeFa węgrZyna
Użyty w tytule termin «księga wiary» jest nie tylko
nazwą jednego z (ponad sześćdziesięciu) tomików wierszy czołowego dzisiaj polskiego poety katolickiego, ale
również wspaniale charakteryzuje całą jego twórczość
poetycką, która jest wielkim wyznaniem wiary i miłości
tego autora do Boga i do Ojczyzny, jako miejsca naszej
wędrówki życiowej do Domu Ojca. W Środę Popielcową
17 lutego po Mszy Św. wieczornej Kazimierz Józef Węgrzyn (wraz żoną Mirosławą )gościł w klubie parafialnym
„Fides” zaproszony przez Akcję Katolicką naszej Parafii.
Witając Państwa Węgrzynów w „Fidesie” przedstawiłem pana Kazimierza jako poetę moralnego niepokoju i
budziciela sumień, prosząc aby spróbował pobudzić też
sumienia przybyłych na spotkanie słuchaczy Nasz wielki
Gość okazał się bardzo skromnym człowiekiem, któremu
szkoda czasu mówić o sobie. „Niech moja poezja mówi o
mnie i za mnie” – odpowiedział na moją prośbę o szerszą
biografię. I przez ok. dwóch godzin słuchaliśmy z zapartym tchem jego przepięknych, można powiedzieć melodyjnych a (z drugiej strony) szalenie mocnych w swej
wymowie treściowej i odbiorze wierszy. Spotkanie zgromadziło wielką liczbę uczestników, tak, że „Fides” był
wypełniony „po brzegi”. Państwu Węgrzynom też chyba
wieczór upłynął miło, jako że pan Kazimierz odpowiadając e-mailem na moje (kolejne) podziękowanie odpisał: „Odjeżdżamy z przekonaniem, że byliśmy wśród
Przyjaciół ,i że jeszcze do Gdańska wrócimy. Serdecznie pozdrawiamy Najbliższych i uczestników spotkania
Szczęść Boże! Mirosława i Kazimierz Węgrzynowie”.
Nasz poeta urodził się 1 stycznia 1947 roku w Miejscu
Piastowym, tam gdzie na przełomie XIX i XX w. dzisiejszy Błogosławiony, ks. Bronisław Markiewicz zakładał
Zgromadzenia Św. Michała Archanioła. Po śmierci ojca
wyruszył w Bieszczady i zarabiał na chleb jako pastuch.
W pewnym momencie ciężko zachorował i został skierowany na leczenie do sanatorium dla dzieci i młodzieży w Istebnej, gdzie ukończył liceum ogólnokształcące,
a następnie założył rodzinę i podjął pracę zawodową
jako wychowawca w internacie. W międzyczasie podjął
studia polonistycne na Uniwersytecie Jagiellońskim. Po
obronie dyplomu pracował w dalszym ciągu w Istebnej
jako nauczyciel w sanatoryjnej szkole. Od wielu lat jest
już na emeryturze. Aktualnie wraz z żoną Mirosławą i
Rodziną mieszka w Beskidzie Śląskim na stoku Kubalonki k. Istebnej. Poetycko zadebiutował w roku 1977 na
łamach “Gościa Niedzielnego”, a w dwa lata później wyszedł jego debiutancki tomik, “Próba samookreślenia”.
Za wydany w podziemnej oficynie “Śląsk” tom “Czarne kwiaty” (1984) otrzymał nagrodę specjalną ŚląskoDąbrowskiego Komitetu Kultury Niezależnej. W sumie
ukazało drukiem około siedemdziesięciu tomów jego
poezji. Najnowsze wydania noszą tytuły: „Psałterz Narodu Polskiego”, „Księga wiary”, „Kalwaria Oborska: Idąc
za Chrystusem”. W twórczości Kazimierza Józefa Wę10
grzyna dominują trzy bloki tematyczne – religijny, patriotyczny i beskidzko-cieszyński. Często porównywany
jest do Cypriana Kamila Norwida. W swojej twórczości
swojej posługuje się formami modlitw, pieśni, ballad
oraz kolęd. W rozmowie ze mną powiedział, że nie znosi
tzw. białego wiersza i nie uważa tę formę za prawdziwie
poetycką. W swym przesłaniu poetyckim – przynajmniej
dla piszącego te słowa – Kazimierz Józef Węgrzyn jawi
się jako poeta wiary, nadziei i miłości a także jako poeta
Zmartwychwstania. Dobrze wyraża to fragment XIV stacji jego poetyckiej Drogi Krzyżowej („Kalwaria Oborska”):
„ oby się z naszej modlitwy narodziło dobro,
które nas zaprowadzi przez krzyż na kolana
i by ofiara naszej pielgrzymki przez życie
była tą, która będzie najmilsza dla Pana
byśmy Jezu dotarli do Stacji Nadziei
jak do szczytu góry co ja mgła przysłania
i by w skrzydłach anioła radośnie szumiała
jak chorągiew zwycięska nuta zmartwychwstania!”
Poniżej publikuję utwór Kazimierza Józefa Węgrzyna
wspaniale wpisujący się w okres Triduum Paschalnego i
Wielkiej Nocy, który przeżywamy w bieżącym miesiącu.
Wierzę mocno, że da on ich Czytelnikom solidną dozę
tak potrzebnej dzisiaj refleksji nad kondycją duchową
nas samych i naszego Narodu.
PODaj nam swOją ręKę Która Krwawi
o Chryste! daj nam powrócić do źródła
które jest czyste nie skażone brudem
podaj nam swoją rękę która krwawi
Ty tylko Chryste ocalisz nas cudem
bo tylko w Tobie nasze zmartwychwstanie
bo tylko Ty nam Ojczyznę ocalisz
kiedy na nowo płomieniem miłości
serca naszego Narodu rozpalisz
i Ty rozsupłasz nasze węzły krwawe
słowem miłości prawdy oraz woli
które boleśnie wrzynały się w dusze
splecone ciasno przez wieki niewoli
przez tyle wieków trwało zakażenie
i ta choroba zdrady i niemocy
która nas ciągle przybija do krzyża
szatańskim gestem podstępnej przemocy
więc Ty przez krzyż nam pozwól wrócić Chryste
do wolnej Polski gdzie Twój tron góruje
gdzie Twoja Matka w katedrach i sercach
w naszym Narodzie przez wieki króluje
podaj nam swoją rękę która krwawi
niech naszych modlitw bandaż ją osłania
bo wiemy Chryste że przez Twoje rany
nasz Naród znajdzie drogę zmartwychwstania!
PARAFIA ŚW. STANISŁAWA B.M.
ŚwiętO miłOsierDZia BOŻegO
Święto Miłosierdzia Bożego
zostało objawione Św. Siostrze
Faustynie Kowalskiej przez samego Chrystusa. Oficjalnie do Kalendarza Liturgicznego Kościoła
Katolickiego wprowadził je Ojciec
Święty Jan Paweł II w Roku Jubileuszowym 2000. Poniżej publikujemy trzy fragmenty „Dzienniczka” Św. Faustyny, Sekretarki
Bożego Miłosierdzia, przedstawiające objawienia jakie miała odnośnie tego Święta.
(Red.)
(PAN JEZUS POLECA OBCHODZIĆ ŚWIĘTO BOŻEGO MIŁOSIERDZIA)
„Jezus każe mi obchodzić to
święto miłosierdzia Bożego w
pierwszą niedzielę po Wielkanocy. Przez wewnętrzne skupienie
i umartwienie zewnętrzne, przez
trzy godziny nosiłam pasek modląc się nieustannie za grzeszników i o miłosierdzie dla świata
całego i rzekł mi Jezus: wzrok Mój
z upodobaniem dziś spoczywa na
domu tym.” (Dz 280)
(PAN JEZUS ŻĄDA USTANOWIENIE ŚWIĘTA BOŻEGO MIŁOSIERDZIA)
„W pewnej chwili usłyszałam
te słowa: córko Moja, mów światu
całemu o niepojętym miłosierdziu
Moim. Pragnę, a święto miłosierdzia, było ucieczką i schronieniem
dla wszystkich dusz, a szczególnie dla, biednych grzeszników.
W dniu tym otwarte są wnętrzności miłosierdzia Mego, wylewam
całe morze łask na dusze, które
się zbliżą do źródła miłosierdzia
Mojego; która dusza przystąpi do
spowiedzi1 Komunii św., dostąpi
zupełnego odpuszczenia win i karę
w dniu tym, otwarte są wszystkie
upusty Boże, przez które płyną
łaski; niech się nie lęka zbliżyć
do Mnie żadna dusza, chociażby
grzechy jej były jako szkarłat. Miłosierdzie Moje jest tak wielkie, że
SKAŁKA
• kwiecień 2010 r.
uroczyście obchodzone było w
pierwszą niedzielę po Wielkanocy.
Nie zazna ludzkość spokoju, dopokąd nie zwróci się do Źródła Miłosierdzia Mojego.” (Dz 699)
przez całą wieczność nie zgłębi go
żaden umysł, ani ludzki, ani anielski. Wszystko co istnieje wyszło
z wnętrzności miłosierdzia Mego.
Każda dusza w stosunku do Mnie,
rozważać będzie przez wieczność
całą miłość i miłosierdzie Moje.
Święto miłosierdzia wyszło z
wnętrzności Moich, pragnę, aby,
(PAN JEZUS UDZIELAĆ BĘDZIE ODPUSTU ZUPEŁNEGO
W ŚWIĘTO MIŁOSIERDZIA)
„Zaraz po przebudzeniu ogarnęła mnie obecność Boża i czuję się dzieckiem Bożym. Miłość
Boża zalała duszę moją i dał mi
poznać, jak wszystko od Jego woli
zależne jest i powiedział mi te słowa: pragnę udzielić odpustu zupełnego duszom. które przystąpią do
spowiedzi i Komunii św. w święto miłosierdzia Mojego. - I rzekł
do mnie: córko Moja, nie bój się
niczego. Ja zawsze jestem z tobą,
chociaż ci się zdaje, jakoby Mnie
nie było, a uniżenie twoje ściąga
Mnie z wysokiego tronu i łączę się
ściśle z tobą.(Dz 1109)”
(Przedruk z: http://sanctus.pl/)
Śpiewajcie i wysławiajcie Pana w sercach, dziękujcie zawsze za
wszystko Bogu Ojcu w imię naszego Pana, Jezusa Chrystusa
(z Mszy św. jubileuszowej)
Co Bóg z³¹czy³...
jubileusze małżeńskie obchodzą:
15-lecie
Ewa i Zbigniew Tocha
16.04.2010 r.
25-lecie
Bożena i Jarosław Czyrsonowie
07.04.2010 r.
30-lecie
Grażyna i Janusz Pieciunowie
Irena i Stanisław Zakościelni
05.04.2010 r.
12.04.2010 r.
39-lecie
Halina i Antoni Korwelowie
17.04.2010 r.
Anna i Jan Synarscy
45-lecie
18.04.2010 r.
Bóg Ojciec Wszechmogący niech Was napełni
swoją radością i błogosławi Wam i Waszym Rodzinom
11
KĄCIK AKCJI KATOLICKIEJ
23 kwietnia uroczystość patronalna Świętego wojciecha, chrzciciela gdańska, Patrona archidiecezji
gdańskiej, Patrona Polski oraz akcji Katolickiej:
O Święty Wojciechu, wielki nasz Patronie,
racz przybyć na pomoc nieszczęsnej Koronie,
która ma nadzieję i ufność w Tobie,
wspomóż, nie daj zginąć w teraźniejszej dobie.
Chwalebny Kapłanie, wierny sługo Boży,
zniszcz złe żądze wszelkie, niech się dobro mnoży,
a chwała się szerzy Najwyższego Pana,
złość zaś wszelka niech będzie zmazana.
Temat i tekst na kwiecień:
Pomnik Św. Wojciecha i jego brata Radzyma
(jako wędrownych misjonarzy) w rodzinnych
Libicach
PRAWDZIWA MIŁOŚĆ W WYMIARZE SPOŁECZNYM WYMAGA
SPRAWIEDLIWOŚCI I TROSKI O DOBRO WSPÓLNE
„«Caritas in veritate» to zasada, na której opiera się nauka społeczna Kościoła; zasada ta znajduje
praktyczny wyraz w kryteriach rządzących postępowaniem moralnym. Pragnę zwrócić szczególną
uwagę na dwa z nich, o specjalnym znaczeniu, wynikającym z zaangażowania na rzecz rozwoju w globalizującym się społeczeństwie: są nimi sprawiedliwość i dobro wspólne.
Przede wszystkim sprawiedliwość. Ubi societas,
ibi ius: każde społeczeństwo wypracowuje własny
system sprawiedliwości. Miłość jest większa od
sprawiedliwości, ponieważ kochać to znaczy dawać,
ofiarować coś mojego drugiemu; ale nie ma nigdy
miłości bez sprawiedliwości, która nakazuje, by dać
drugiemu to, co jest jego, co mu się należy dlatego, że istnieje i działa. Nie mogę drugiemu «dać»
czegoś od siebie, jeżeli mu nie dam w pierwszym
rzędzie tego, co mu się sprawiedliwie należy. Kto
kocha z miłością bliźniego, jest przede wszystkim
sprawiedliwy wobec innych. [...]
Trzeba także wysoko cenić dobro wspólne. Kochać kogoś, znaczy pragnąć jego dobra i działać
skutecznie w tym kierunku. Obok dobra jednostek
istnieje dobro związane z życiem społecznym osób:
12
dobro wspólne. Jest to dobro «nas-wszystkich»,
czyli poszczególnych osób, rodzin oraz grup pośrednich, tworzących wspólnotę społeczną. Nie jest to
dobro poszukiwane dla niego samego, ale ze względu na osoby, które należą do wspólnoty społecznej
i które tylko w niej mogą rzeczywiście i bardziej
skutecznie osiągnąć swoje dobro. Pragnienie dobra
wspólnego i działanie na jego rzecz stanowi wymóg
sprawiedliwości i miłości. Angażowanie się na rzecz
dobra wspólnego oznacza z jednej strony otoczenie
troską, a z drugiej wykorzystanie zespołu instytucji
tworzących w wymiarze prawnym, cywilnym, politycznym i kulturalnym strukturę życia społecznego
[...]” (Benedykt XVI, „Caritas in veritate”, 6-7)
ZaPrOsZenia!
Środa 21 kwietnia, godz. 19.00, klub „Fides” :
„Jajeczko” Akcji Katolickiej. W programie prelekcja dr Krzysztofa Dowgiałło: „Polska tradycja wielkanocna”.
Środa 28 kwietnia, godz. 19.00, klub „Fides”:
Wszechnica Formacyjno-Edukacyjna. Prelekcja
red.Czesława Skonki: „Św. Wojciech w literaturze
pięknej”.
(„Kącik” w oprac. i pod red. A. Kakareko)
PARAFIA ŚW. STANISŁAWA B.M.
POlOnia gDaŃsKa i jej wOjenne lOsy (2)
Była to katorżnicza praca, szczególnie przy wycinaniu i karczowaniu
lasu pod teren przyszłego obozu, jak i
celem zdobycia budulca. Na przełomie
listopada i grudnia do obozu przywiezieni zostali pozostali uwięzieni Polacy gdańscy, również coraz liczniej
napływali nowi więźniowie z całego
Pomorza i Polski. Hitlerowcy rozpoczęli w obozie swą niszczycielską,
eksterminacyjną działalność.
Dzieje tego barbarzyńskiego napadu na ludność polską w Wolnym Mieście Gdańsku pozwolę sobie przedstawić na przykładzie rodziny moich
dziadków Michała i Balbiny Bellwonów.
Noc z 31/1 września była w Gdańsku pełna niepokoju. Moi wujkowie
już nie nocowali w domu rodzinnym.
Romek nocował u kolegów, a Antoś
i Stefek przekroczyli granicę Polski i
noc spędzili w Tczewie.
Już o 4-tej rano, jeszcze przed
pierwszymi strzałami z goszczącego z „kurtuazyjną wizytą w Gdańsku
„okrętu wojennego Schleswig Holstein, zbiry hitlerowskie wpadły do
polskiej kolonii przy ul. Heeresanger (obecnie Legionów) i wyciągali z
domu, ze snu, wszystkich mężczyzn,
w tym mojego wujka wiktora Bellwona lat 42 wraz z 15-letnim synem
Feliksem. Również z kościoła św. Stanisława Biskupa, wywlekli ks. Bronisława Komorowskiego. Niektórzy
z wypędzonych mężczyzn nie zdążyli
się ubrać; zabrano ich w bieliźnie, półnagich gnano przez Wrzeszcz do Viktoria Schule, gdzie spotkała się cała
Polonia Gdańska. Komisarz generalny rzeczpospolitej Polskiej p. Chodakowski, któremu pozwolono wziąć
bagaż dyplomatyczny, otworzył walizki i rozdał swoje ubrania potrzebującym rodakom. Zanim uwięzieni Polacy, dostali się do pomieszczeń szkoły,
musieli przejść przez bramę-korytarz,
wzdłuż którego stali niemieccy oprawcy z pałkami i nożami, bijąc pięściami
przechodzących więźniów. Podstawiali im nogi, jeżeli któryś z nich upadł,
kopali go bez litości. Ks. Komorowski, który szedł wyprostowany i nie
uchylał się przed razami, nie zasłaniał
rękoma głowy, wyszedł z tunelu cały
zakrwawiony, jak zresztą wielu uwięzionych.
W tym samym czasie około 5-tej
rano aresztowano w domu rodzinnym
moją ciocię łucję Bellwon lat 32,
pracowniczkę firmy Amada (jak się
dowiedziałam po wojnie jedną z trzech
współpracowników PATu) i zawieziono jako jedyną kobietę, do Viktoria
Schule, gdzie również przechodziła
przez bramę kaźni.
SKAŁKA
• kwiecień 2010 r.
Wujek edmund Bellwon lat 33,
pełnił służbę zawiadowcy stacji w Łapinie. Przed wojną bracia żartowali, że
w razie wojny, wujek przepuści polski
pociąg pancerny do Gdańska i Gdańsk
będzie wolny. Były to oczywiście
marzenia. Edmunda aresztowano we
wczesnych godzinach rannych wraz z
żoną Heleną i 3-letnim synkiem Kazimierzem i zamknięto w szopie. Przeżycie to było tak silne, że Kazik do
dzisiaj pamięta jak płakał i kurczowo
trzymał się szyi ojca, gdy gestapowcy
usiłowali go oderwać, pamięta też jak
go uderzyli, gdy pobiegł do nich po
chleb.
Żonę i dziecko zwolniono po kilku godzinach, a wujek znalazł się w
szkole w Pruszczu, w której został tak
pobity, że miał krwiomocz (w rodzinie
mówiono, że „odbito mu nerki”. Stamtąd przewieziono go przez więzienie
na Schiesstange do Sztuthofu. Spotkał
się tam później nie tylko z braćmi, lecz
również z kuzynem leonem Kubickim. Kubiccy byli właścicielami kilku
domów w Gdańsku m. in. słynnej restauracji na Długim Pobrzeżu, w której
spotykali się Polacy w czasie zaborów
i w okresie międzywojennym. Wuj
Kubicki, kuzyn babci Balbinki, zmarł
w 1938 roku, został pochowany w
mundurze Sokoła.
mój Dziadek michał, emerytowany inspektor Polskiej Poczty w
Gdańsku (jeden z jej założycieli) słysząc strzały, zaniepokojony tym, co
dzieje się na poczcie schodził właśnie
ze schodów, gdy przyszło po niego gestapo. Zawieźli dziadka na komisariat
policji, skąd właśnie odszedł transport
Polaków do Viktoria Schule. W komisariacie pełnił służbę emerytowany
szupowiec, który znał dziadka ze spacerów z pieskiem. Oddał dziadkowi
gdański paszport i kazał najbliższą
drogą wrócić do domu. W ten sposób
senior rodziny uniknął aresztowania, a
ponieważ był wykreślony na liście gestapo, nie szukano go.
W Victoria Schule znalazł się również najmłodszy z rodziny. 22 letni
roman Bellwon, który ze względów
bezpieczeństwa nie nocował w ostatnich dniach sierpnia w domu; został
aresztowany wraz z kolegami w Sopocie.
Tak oto rozpoczęła się gehenna
Polaków gdańskich w dniu 1 września
1939 roku przedstawiona na przykładzie jednej tylko rodziny. Był to
wielki czas próby, trzeba było się opowiedzieć, czy jest się Polakiem, czy
gdańszczaninem. Nie wszystkie osoby
godnie tę próbę przeszły.
A jakie były dalsze losy członków
tej rodziny?
roman Bellwon został on z Obozu
w Stutthofie w wielki czwartek 1940 r.
przewieziony do Gdańska przed Komisję. Przed tą komisją stanęła wraz z
nim Babcia. Wystarczyło, żeby powiedzieli, ze są tutejsi, gdańszczanami,
żeby Romka zwolniono z obozu. Ponieważ jednak obydwoje powiedzieli,
ze są Polakami, Romek musiał wrócić do Stutthofu do karnej kompanii.
Ponieważ miał odmrożone nogi i nie
mógł zdjąć butów, trzeba je było rozciąć, Babcia wyprosiła dla niego parę
dni urlopu (pobytu w domu w okresie
wielkanocnym).
Gdy we wtorek wrócił do Stutthofu,
koledzy powiedzieli: „Roman ty nie
żyjesz! miałeś być rozstrzelany w
Wielki Piątek 22 marca 1940 r.
Zawsze powtarzał, ze Babcia uratowała mu życie.
Roman Bellwon, został 19 kwietnia wraz z innymi więźniami Stutthofu
przewieziony do Oranienburga, gdzie
mimo rozmaitych dramatycznych
przeżyć, przetrwał. Nie podpisał zgody
na wcielenie do wojska niemieckiego,
za cenę zwolnienia z obozu. Przeżył
marsz na Zachód i znalazł się w Spakenbergu, angielskim ośrodku dla b.
Więźniów politycznych.
Również 19 kwietnia 1940 roku,
krótko po Komisji przed którą stanęła z
synem, aresztowano Babcię Balbinkę.
Opowiadano mi, że: wzdrygnęła się ta
prawa Polka, gdy wsiadała do karetki więziennej. Została wraz z innymi
Polkami z Gdańska osadzona w obozie Koncentracyjnym Rawensbruck.
Z opowiadań Babci wiem, że gdy pociąg stanął na rampie Sachsenhausen–Oranienburg zamknięte w wagonie
bydlęcym Polki słyszały, jak brutalnie
wyrzucano z pociągu i bito więźniów z
obozu Stutthof, ich synów. Kazano im
położyć się na drodze i toczyć drogą
do obozu (rollen). Polki zaczęły walić
w drzwi i protestować, zostały za to po
przybyciu do Rawensbruck skazane na
tydzień karnego obozu.
Babcia kilkakrotnie niemal cudem
uniknęła śmierci dzięki pomocy p.
Boltowej, żony wojewody Pomorskiego, która pełniła funkcje blokowej, (2x
wywóz do Ausschwitz i raz do komory gazowej) Na wiosnę w 1945 roku,
Szwedowi, hr. Bernadotte, udało się
ocalić najstarsze więźniarki, dzięki
temu, że wywiózł je do Szwecji. Tam
w domach szwedzkich dzięki troskliwej, a nawet serdecznej opiece rodzin
i lekarzy Babcia okrzepła, tam dopiero
dowiedziała się, że Niemcy zabili jej
troje dzieci. Wróciła jeszcze w grudniu
1945 roku do kraju, gdzie zmarła w
1950 roku w biedzie. (C.D.N.)
Irena Jabłońska-Kaszewska
13
PRZYWOŁANE DLA PAMIĘCI
KatyŃ 1940
Kwiecień nosi nazwę miesiąca katyńskiego. W tym to bowiem miesiącu w r. 1940 r. oprawcy z
sowieckiego NKWD rozpoczęli wykonywanie dyrektywy, opracowanej przez szefa NKWD Berię
a podpisanej przez czołowych przedstawicieli najwyższych władz Związku Sowieckiego (Stalina,
Woroszyłowa,Mikojana i Mołotowa) z 5 marca 1940 r. o wymordowaniu 14 736 polskich jeńców
wojennych z obozów jenieckich w Kozielsku, Starobielsku i Ostaszkowie oraz 18 632 więzniów
politycznych przetrzymywanych w więzieniach ówczesnej Białorusi i Ukrainy, „zdeklarowanych i
nie dających nadziei poprawy wrogów władzy radzieckiej”. Katyń to symbol kilku miejsc zbrodni.
W lesie katyńskim wymordowano bowiem 4410 polskich oficerów z obozu kozielskiego. Jeńcy
ze Starobielska w liczbie 3739 zostali wymordowani w Charkowie, zaś 6314 polskich oficerów z
Ostaszkowa – w Twerze, które to miasto w tych czasach nosiło miano Kalinin. 4181 wieżniów z
Kijowa zamordowano w Bykowni zaś 4465 z więzienia w Mińsku – w Kuropatach. W tym roku
mija 70 lat od dokonania tego ludobójstwa. Jest to smutna wprawdzie i tragiczna, ale dla pamięci
narodowej bardzo ważna karta w naszej historii, o której należy zawsze pamiętać! Poniżej publikuję
fragment zachowanego jednego z kilku „pamiętników katyńskich”. Są to zapiski, pochodzącego z
Krakowa, ppor. Mariana Gąsowskiego. (A.K.)
Z pamiętnika ppor. mariana gąsowskiego
„ [...]Kwiecień 1940
01.04. Czas leci, już 8-my miesiąc wojny – kiedy to się
skończy – Marysieńko.
02.04. [...] Coś wisi w powietrzu – Maryś kochana.
03.04. [...] wywieziono. Od nas wzięto Wojciechowskiego. Ej, Marysiątko.
04.04. [...] (342) nie wiadomo dokąd – gdzie – Kocham
Cię Marysieńko.
05.04. Dalej wywożą. Wczoraj..., kochana nic nie wiadomo, dokąd znów nas wiodą. W każdym razie stale bliżej
do Ciebie.
06.04. Dziś wstrzymano wywożenie – Marysiątko, żebym choć list dostał od Ciebie.
07.04. Wywożą dziś znowu. Miałem brzydki sen Marysieńko. Było rano dziś nabożeństwo u nas.
08.04. Wywożą – Marysieńko moja kochana, żebym
mógł Ci dać znać, że też wyjadę i tak pragnę listu od
Ciebie.
09.04. Wywożą. Razem wyjechało 1287-u. Ciekaw jestem, kiedy mnie przyjdzie kolej i dokąd pojadę Marysiątko.
10.04. Przerwa. W nocy komunikat o zajęciu Danii i walkach w Norwegii z Niemcami. Zobaczymy co dalej. Dają
listy Marysieńko, może i ja dostanę.
11.04. – 4.500 – Wiadomości ciekawe. Wywożą. Tak
Marysieńko, nic nie wiadomo co i jak, i dokąd – można
tylko przypuszczać – kochanie.
12.04. Wywożą. Bardzo tęsknię za Tobą Marysieńko najdroższa.
13.04. Przerwa. Tak bym Cię chciał kochanie zobaczyć
i Bożenkę lub choć list dostać, już tyle czasu nie mam
żadnej wiadomości od Ciebie skarbie mój.
14.04. Przerwa. Chandra mnie męczy Marysieńko kochana i kiepsko się czuję.
15.04. Po południu wywozili. Chandra. Byłem na filmie
„Rusłan i Ludmiła”.
16.04. Wywożą. Kpt. Trojanowski Sylwester wyjechał.
Tęsknota za Tobą Marysieńko dręczy mnie, smutno, tak
bym Cię kochanie chciał zobaczyć.
17.04. Wywożą. Roguszczak pojechał Marysiątko niedługo na mnie przyjdzie kolej pewno kochanie moje.
Przeniesiono nas na I blok (wielki).
18.04. Przerwa. Co robisz Marysiątko, może martwisz
się o mnie kochanie złote.
19.04. Wywożą. Jóźwiak – Handy. Coraz mniej nas. Przy
wyjeździe dawali listy, może i ja dostanę.
20.04. Wywożą. Były listy, ja nie dostałem Marysiątko,
śliczne moje nic.
21.04. Dziś po południu mnie zabrano – po rewizji – w
samochodzie do bocznicy kolejowej – do więziennych
wagonów – przedział 15 ludzi za kratami.
22.04. O 1.30 godz. pociąg ruszył, 12 godz. Smoleńsk.
[prawdopodobnie kolejny dzień jest datą śmierci...przyp. DP]”
(Przedruk za: http://4historie.pl/katyn/strona1.htm)
waŻniejsZe inFOrmaCje
DOtyCZąCe nasZej ParaFii
msze święte w niedziele i święta
KOŚCiół:
6.30; 8.00; 9.30; 11.00;
12.30; 18.00
KaPliCa:
10.30 – młodzież
12.00 – przedszkolaki
saKrament
ChrZtu Św. PrZyjęli:
7.00; 8.00; 9.00; 17.00; 18.00
Dominika Razik
Adrian Owsianik
Krystian Berner
7.00; 8.00; 18.00
Bądźcie radością Rodziców,
Kościoła i Ojczyzny
msze święte w święta zniesione
msze święte w dni powszednie
msze święte w pierwsze piątki miesiąca
7.00; 8.00; 17.00 – dzieci; 18.00; 19.00 – młodzież w kaplicy
ODesZli DO Pana:
† Helena Kunca, lat 82
z ul. Gołębiej
† Andrzej Rutkowski, lat 61
z ul. Kilińskiego
† Maria Kowalska, lat 86
z ul. Prusa
† Jadwiga Matysek, lat 86
z ul. Kilińskiego
z 17 Róży
† Regina Pieciun, lat 81
z ul. Wallenroda
z 23 Róży
† Maria Gragowska, lat 90
z ul. Wajdeloty z 17 Róży
† Zbigniew Kuryło, lat 63
z ul. Pestalozziego
† Stanisław Jania, lat 63
z ul. Kruczej z Ciechanowa
† Irena Ptak, lat 86
z ul. Gołębiej
† Danuta Gutowska, lat 80
z ul. Chrobrego
Dobry Jezu a nasz Panie,
daj im wieczne spoczywanie
Redaguje zespó³ pod opiek¹ ks. Andrzeja Sciesinskiego:
Antoni Kakareko, Maciej Turski, Jan Wontorski
Druk: Hanna i Wincenty Nowakowie
Redakcja zastrzega sobie prawo skracania dostarczonych tekstów i zmiany tytu³ów.
Nazwiska autorów podpisanych inicja³ami znane redakcji.
„Jak w Adamie
wszyscy umierają, tak
też w Chrystusie wszyscy
będą ożywieni, lecz każdy
według własnej kolejności...”
(1 Kor 15,22-23a)