Śp. Ksiądz Biskup Zygmunt Pawłowicz
Transkrypt
Śp. Ksiądz Biskup Zygmunt Pawłowicz
W dniu 18 marca 2010 r. o godz. 21.25 po ciężkiej chorobie odszedł do Domu Ojca Śp. Ksiądz Biskup Zygmunt Pawłowicz Biskup Zygmut Józef Pawłowicz urodził się 18 listopada 1927 r. w Gdańsku Wrzeszczu, z ojca Józefa i matki Leokadii zd. Jadzińskiej. Ochrzczony w parafii św. Stanisława BM w Gdańsku Wrzeszczu przez ówczesnego proboszcza, dziś błogosławionego ks. Bronisława Komorowskiego. Dzieciństwo spędził mieszkając z rodzicami na przemian w Sopocie, Tczewie i Toruniu. Od 1934 r. zamieszkał w Gd.-Nowym Porcie, gdzie uczęszczał do Szkoły Powszechnej, następnie do Państwowego Gimnazjum w Gdańsku. Sakramentu bierzmowania udzielił mu w 1938 r. w parafii Chrystusa Króla w Gdańsku, bp. Edward O’Rourke. Wojnę wraz z rodziną przeżył w Chełmży.Po zakończeniu wojny kontynuował tam naukę w liceum, w 1947 roku zdał maturę i wstąpił do seminarium duchownego w Pelplinie. Pięć lat później otrzymał tam święcenia kapłańskie z rąk biskupa Kazimierza Józefa Kowalskiego. Po seminarium rozpoczął studia na Katolickim Uniwersytecie Lubelskim. Studiował teologię fundamentalną i w 1962 roku uzyskał dyplom magisterski. Potem przyszły jeszcze studia doktoranckie na Akademii Teologii Katolickiej w Warszawie, gdzie habilitował się w zakresie dogmatyki. Nominację biskupią otrzymał 10 sierpnia 1985 r. a konsekracja odbyła się 7 września 1985 r. w Bazylice Mariackiej w Gdańsku. Hasłem swego biskupiego zawołania uczynił słowa św. Pawła „In Christo Jesu” („W Chrystusie Jezusie”). Sakry udzielił Prymas Polski Kardynał Józef Glemp. Posługę biskupa pomocniczego diecezji a potem archidiecezji gdańskiej pełnił w latach 1985–2005. (w 2003 r. przedłużoną przez Ojca Świętego Jana Pawła II o dwa lata). Od 1 maja 2005 r. pozostawał biskupem seniorem. Biskup Zygmunt Pawłowicz pełnił w Kościele Gdańskim następujące funkcje duszpasterskie: – – – – – – – – – – – – wikariusz par. Św. Rodziny, Gd.-Stogi (27.09–21.02.1953) – wysiedlony z terenu miasta Gdańska wikariusz par. Podwyższenia Krzyża Świętego, Gdańsk Chełm (01.03–21.03.1953) wikariusz par. św. Mikołaja, Wiele (21.03 – 22.05.1953) wikariusz par. Przemienienia Pańskiego, Nowy Dwór Gdański (22.05- 08.07.1953) wikariusz par. NMP Gwiazdy Morza, Sopot (08.07.1953 – 01.09. 1957) wikariusz par. Trójcy Świętej (Katedra), Gdańsk-Oliwa (01.09.1957 – 15.08.1958) notariusz Kurii Biskupiej Gdańskiej, Gdańsk-Oliwa (15.08.1958 – 30.09.1964) i jednocześnie wikariusz par. NMP Gwiazdy Morza, Sopot (20.12.1960 -15. 04.1961) administrator par. Serca Jezusowego, Stegna ( 01.10.1964 – 01.07.1966) wikariusz adiutor par. św. Antoniego, Gdańsk-Brzeźno ( 01.07.1966 – 15.05.1968) administrator par. św. Antoniego Gdańsk-Brzeźno ( 15.05.1968 – 06.06.1969) proboszcz par. św. Antoniego, Gdańsk-Brzeźno ( 06.06.1969 – 01.09.1985) biskup pomocniczy diecezji gdańskiej (od 10.08.1985) a potem archidiecezji gdańskiej (od 25.03.1992 ) Otrzymał godności oraz pełnił następujące funkcje kościelne: – kapelan Jego Świątobliwości (1973 r. za papieża Pawła VI) – profesor teologii fundamentalnej w Gdańskim Seminarium Duchownym (1974 r.) – cenzor książek religijnych (1975 r.) – sędzia prosynodalny (1976 r.) – wizytator księży dziekanów (1978 r.) – przewodniczący komisji ds. Sztuki i Budownictwa Sakralnego – wikariusz generalny (1985 r.) – prepozyt kapituły katedralnej gdańskiej (1987 r.) – przewodniczący Archidiecezjalnej Rady Duszpasterskiej – przewodniczący komisji ds. Katechizacji – członek Rady Kapłańskiej i Kolegium Konsultorów Biskup Zygmunt Pawłowicz wniósł ogromny wkład w formację intelektualną i duchową wielu kapłanów i ludzi świeckich. Przez lata swojej posługi jako kapłan i biskup, był dla nich wzorem pracowitości i zaangażowania duszpasterskiego. Umacniał w sercach miłość do Ojczyzny. Służył wiernym z wielkim oddaniem, pokorą i cichością. Inicjował powstanie nowych wspólnot parafialnych. Jego zasługą jest budowa wielu kościołów archidiecezji gdańskiej. Jako wykładowca w Gdańskim Seminarium Duchownym i specjalista z zakresu teologii fundamentalnej i religiologii, był autorem wielu książek naukowych z bardzo ważnych dziedzin współczesnego życia religijnego. W pracach Episkopatu Polski przewodniczył Komisji ds. Dialogu z Religiami Niechrześcijańskimi. Będąc już na emeryturze jako biskup senior, w miarę swoich sił i zdrowia w dalszym ciągu służył posługą pasterską i swym doświadczeniem Kościołowi Gdańskiemu. Był dobrym, wykształconym i gorliwym kapłanem i biskupem. Dobry Jezu a nasz Panie, daj Mu wieczne spoczywanie. CZtery gODZiny stąD… PielgrZymKa DO Ziemi Świętej Aż trudno to sobie wyobrazić, ale przez wszystkie lata mojego życia myślałem, że Ojczyzna Pana Jezusa, czyli Ziemia Święta, jest gdzieś bardzo daleko. Teraz już wiem, że znajduje się „tylko cztery godziny stąd”. Tyle bowiem leci samolot z Warszawy do Tel Aviv`u. Trudno też opisać radość z faktu, że byłem kolejnym pielgrzymem z Polski, który odwiedzał miejsca związane z życiem naszego Zbawiciela, Matki Najświętszej i pierwszych uczniów Chrystusa. Myślę, że to uczucie towarzyszyło wszystkim, którzy w lutym ubiegłego roku nie przestraszyli się sytuacji politycznej, pokonali inne trudności i wybrali się w podróż. Grób Pański - płyta złożenia Ciała Ziemia Świętą, kraj na Wschodzie, który rozciąga się wzdłuż wybrzeża Morza Śródziemnego, graniczy na północ z Libanem, na wschód z Syrią i z Jordanią, na południe z pustynia Synaj. Chociaż kraina ta wydaje się bardzo skromna pod względem rozmiarów i powierzchni, ze swoimi 20600 km2, to jednak odgrywa bardzo ważna rolę w historii świata. W czasach antycznych była miejscem wielu sporów między Egiptem, Syrią i Mezopotamią. Położona na przejściu miedzy trzema kontynentami. Dzisiaj można zobaczyć tu ruiny najstarszych cywilizacji świata. Jest to ziemia Proroków i Chrystusa. Ich ideał sprawiedliwości, pokoju i miłości inspiruje trzy spośród największych uniwersalnych religii: Judaizm, Chrześcijaństwo, Islam. Dla Żydów jest to Ziemia Przymierza, symbol chwały przeszłości i wyraz nadziei świata przyszłego. Dla Chrześcijan jest to Ziemia, na której żył i cierpiał Jezus, ogłaszając Królestwo Niebieskie i czyniąc liczne cuda. Dla Muzułmanów jest to miejsce święte, gdzie Prorok został wzięty do nieba. Pośród wielu sprzeczności Ziemia ta pozostaje Ziemią Nadziei. Od czasów antycznych, pragnąc poznać miejsce Objawienia, Ziemię Boga, przemierzają ją pielgrzymi wszystkich ras i języków, nie bojąc się stawić czoła największym nawet niebezpieczeństwom. Ziemia wiary, miłości, była też miejscem smutku, terroru i przelanej krwi. (por. Sami Awwad, Oto Ziemia Boga, Jeruzalem) Tak więc i my włączyliśmy się w ten wielowiekowy tłum pielgrzymów. Trzeba przyznać, że nasze obawy o bezpieczeństwo okazały się płonne. Choć w Strefie Gazy SKAŁKA • kwiecień 2010 r. trwały działania wojenne, to tam, gdzie my byliśmy była cisza i spokój. Widzieliśmy, co prawda, na ulicach, (i to nas na początku trochę szokowało), młodych żołnierzy – mężczyzn i kobiety, uzbrojonych w karabiny maszynowe – byli jednak do nas przyjaźnie nastawieni. Niektórzy pozwalali się ze sobą fotografować. I jeszcze jedno: trzeba było mieć przewodnika, który znał miejsca i osoby, które pozwalały na swobodne poruszanie się po tej ziemi. Naszym pilotem był ks. Tadeusz, Zmartwychwstaniec, który od osiemnastu lat mieszka i pracuje w Jerozolimie. Oprócz tego w tajniki pielgrzymowania po Ziemi Świętej wprowadzał nas ks. Sławek z Rozłazina, wielokrotny pielgrzym i nasz główny organizator. Kierowcą największego autobusu w Izraelu, który mógł pomieścić całą 54. osobową grupę, był chrześcijanin, pochodzenia arabskiego – Amir. Bardzo opanowany, spokojny i wykształcony, mówiący czteroma językami obcymi. Tak w skrócie można scharakteryzować zewnętrzną otoczkę naszej pielgrzymki, pomijając wielkie emocje, które towarzyszyły nam w czasie odpraw na Okęciu, jak i na lotnisku Ben Guriona w Izraelu. Oczywiście najważniejsze dla nas były miejsca święte, a więc związane z życiem i działalnością Pana Jezusa. I tu trzeba przede wszystkim zaznaczyć, że na zwiedzanie tych miejsc było zwykle za mało. Trzeba więc było niezwykłego reżimu czasowego ze strony prowadzących, jak i ze strony pielgrzymów, aby zrealizować niezwykle napięty program. Pamiętać należy też o tym, że miejsce święte położone są na rozległym obszarze – od Morza Galilejskiego na północy aż po Morze Martwe na południu Izraela. My odwiedziliśmy, używając nazewnictwa biblijnego Galileę, Samarię i Judeę. A zatem najpierw byliśmy: w Tel Aviv (wzgórze wiosny), Tyberiadzie, na Górze Karmel, spojrzeliśmy na port w Hajfie. Następnie w Cezarei Nadmorskiej, w Kanie Galilejskiej i Nazarecie, gdzie prosiliśmy Świętą Rodzinę Nazaretańską o świętość naszych rodzin. Następnego dnia wstąpiliśmy na Górę Błogosławieństw (Osiem Błogosławieństw zwane jest także Konstytucją Królestwa Bożego – zob. Mt 5,1-12), zobaczyliśmy Cezareę Filipową oraz Kafarnaum („Opuścił jednak Nazaret i osiadł w Kafarnaum, na pograniczu ziem Neftalego i Zabulona” por. Mt 4,13), kościoły: Prymatu Piotra i Rozmnożenia Chleba i Ryb w Tabgha. Pod wieczór płynęliśmy łodzią, (pod polską Droga Krzyżowa ulicami Jerozolimy 3 banderą), po Jeziorze Tyberiadzkim. Wszystkie te miejsca które odwiedziliśmy znane nam były wcześniej z lektury Pisma Świętego. Przypominał nam te fragmenty ks. przewodnik, lecz kiedy widzieliśmy je na własne oczy, wiedzieliśmy, że trzeba nam będzie o nich mówić „wiele i do wielu”. Bo parafrazując Biblię, gdyśmy my milczeli, to kamienie wołać będą. A zatem dalej opowiadając: widzieliśmy źródła rzeki Jordan (Banias), nad którą odnowiliśmy przyrzeczenia sakramentu Chrztu świętego. Górę Przemienienia Pańskiego – Tabor. I jak Apostołom, dobrze nam tu było być, ale czekały na nas następne miejsca. Najstarsze miasto świata Tell Jerycho, pustynia Judzką, gdzie Pan Jezus był kuszony, gdzie Jan Chrzciciel głosił: „Jam głos wołającego na pustyni: prostujcie drogę Pańską, jak powiedział prorok Izajasz” (J1,23). Wreszcie dotarliśmy do Betanii. Tam, jak pamiętamy Pan Jezus wskrzesił Łazarza, brata sióstr: Marty i Marii. Po Tyberiadzie kolejnym miejscem „naszego zamieszkania” był chrześcijański hotel w Betlejem. Tu przybyliśmy w sobotę wieczorem, już po zakończeniu szabatu. Całe szczęście, bo jeszcze rano w hotelu żydowskim nie wolno nam było nawet używać ekspresu do kawy. Atmosfera tutaj była bardzo miła, choć jeden mankament rzucał cień na tę idyllę. Całe miasto, w którym urodził się Jezus Chrystus było gettem. Otaczał je wysoki na osiem metrów betonowy mur. Podobnie jak kiedyś ten w Berlinie. Tyle, że ten ciągle jest budowany, a jedynej bramy wyjazdowej do Jerozolimy strzegą żołnierze Izraelscy. Stąd wczesnym ranem wyruszaliśmy dalej, by dotknąć miejsc uświęconych obecnością Syna Bożego, Matki Najświętszej oraz Apostołów w Jerozolimie. „Uradowałem się, gdy mi powiedziano: Pójdziemy do domu Pańskiego. Już stoją nasze nogi w twych bramach, o Jeruzalem” (Ps 122,1n). Najpierw jednak pojechaliśmy na Górę Oliwną. Tu znajduje się miejsce Wniebowstąpienia Pana Jezusa. Stąd też roztacza się wspaniały widok na Jerozolimę i dolinę Jozafata. Tu znajduje się najstarszy cmentarz żydowski i tu ma być miejsce Sądu Ostatecznego. Niezwykłym miejscem niedzielnej mszy św. był kościół Narodów w Ogrodzie Getsemani. Obok znajduje się Grota pojmania Mistrza, którego zdradził zły uczeń. Byliśmy pod Ścianą Zachodnią Świątyni Żydowskiej zwanej Murem Płaczu. Później zwiedzaliśmy dzielnicę żydowską i arabską oraz Instytut Yad Va Shem. W Ain Karem, jak Maryja, „nawiedziliśmy” św. Elżbietę i miejsce narodzenia św. Jana Chrzciciela. Myślę, że wszyscy z największym wzruszeniem przeżywali nawiedzenie Bazyliki Grobu Pańskiego, w której mieści się też wzgórze ukrzyżowania, czyli Kalwaria. Wielokrotnie w naszym życiu obchodziliśmy Wielki Tydzień, ale dopiero tutaj, gdy mogliśmy dotknąć skały, w którą był wbity Krzyż Chrystusa i miejsca, gdzie Go położono na trzy dni, mogliśmy naprawdę odczuć największą prawdę naszej wiary mówiąc: „Wierzę w Boga Ojca… i w Jezusa Chrystusa, który … umęczon pod Ponckim Piłatem, ukrzyżowan, umarł i pogrzebion,… trzeciego dnia zmartwychwstał…”. No i ta Droga Krzyżowa (na szyldach Jerozolimy – Via Dolorosa), niecodzienna i w jakże innych okolicznościach niż ta u nas w kościele. Po drodze mija się słynny łuk „Ecce homo” (Oto Człowiek) niedaleko klasztoru Sióstr Syjońskich. Po uliczkach Starego Miasta i jerozolimskiego targu, wśród sprzedających i kupujących, wśród gwaru i nawoływań handlujących rozległa się modlitwa: „Któryś za nas cierpiał rany…” Czasami niosący krzyż Pana Jezusa musieli się wręcz przepychać pomiędzy pogardliwie patrzącymi Żydami lub Arabami. Taka jest dziś Jerozolima, nad którą Dominus Flevit (Pan zapłakał) już dwa tysiące lat temu. Nasze pielgrzymowanie kończyliśmy już „w zimowych warunkach” charakterystycznych dla tutejszego klimatu. W strugach deszczu, śpiewając kolędy, wstępowaliśmy do Bazyliki Narodzenia w Betlejem. Tam też mogliśmy, choć przez małą chwilkę dotknąć srebrnej gwiazdy pod Ołtarzem Narodzenia, która wskazuje, że w tym miejscu przyszedł na świat Chrystus. I my, jak niegdyś Mędrcy ze Wschodu, przyszliśmy oddać Mu pokłon i złożyć w darze trud pielgrzymowania, a także i całe nasze życie. Ks. Zbigniew Cichon Dzień wesoły nam dziś nastał, Pan po męce zmartwychpowstał, płynie pieśni ton. Alleluja, alleluja, alleluja. Niechaj radosny ton pieśni głoszącej zmartwychwstanie Jezusa Chrystusa przepełnia nasze serca niezachwianą wiarą i nadzieją na nasze w Nim zmartwychwstanie i gorącą miłością do Boga i ludzi. Po wiernym trwaniu przy umęczonym Chrystusie w czas Wielkiego Postu, a zwłaszcza w dniach Triduum Paschalnego, radosnego świętowania triumfalnego zwycięstwa Syna Bożego nad śmiercią, piekłem i szatanem życzy swoim Czytelnikom i wszystkim Parafianom redakcja „Skałki” 4 PARAFIA ŚW. STANISŁAWA B.M. Śmierć Chrystusa aKtem miłOŚCi wZglęDem BOga i CZłOwieKa Znaczącym wydarzeniem dla chrześcijańskiej wiary jest męka i śmierć Chrystusa, która rzuca światło na dotychczasowe pojmowanie śmierci. Śmierć Chrystusa nie była wydarzeniem przypadkowym tylko przewidzianym aktem, który miał swoje odniesienie do woli Boga Ojca. Poddanie się jej było oparte na miłości. Dlatego też śmierć Syna Bożego powinno się odczytywać w odniesieniu do Jego miłości i wierności do Boga i człowieka. To odniesienie nie wykluczyło u Chrystusa lęku i samotności, jakiej doświadcza ludzka natura w chwili zetknięcia się z faktem umierania. Tak jak każda ludzka śmierć, tak i śmierć Syna Bożego była dramatem Jego samego. Jezus wprost zadaje pytanie, a jednocześnie prośbę względem Boga „Ojcze, jeśli chcesz, zabierz ode Mnie ten kielich!” (Łk 22, 42). Ten fragment jak i ostatnie słowa Chrystusa na krzyżu pokazują, iż śmierć w oczach Chrystusa nigdy nie nabierze wartości samej w sobie. Jezus nigdy nie pragnął śmierci tak jak się szuka jakiegoś środka dla osiągnięcia ważnego celu. Faktem jest, że Chrystus był świadomy zbawczego sensu i charakteru tego, co się dokona w akcie Jego męczeńskiej śmierci. Wielokrotnie wspominana jest na kartach Nowego Testamentu Jezusowa godzina, która spełniła się dopiero w trzydziestym trzecim roku Jego życia. W momencie pierwszego cudu w Kanie Galilejskiej, kiedy to Jezus wraz ze swymi uczniami i Matką przebywał na weselu Maryja zwraca się do Niego „Nie mają już wina. Jezus Jej odpowiedział: czyż to Moja lub Twoja sprawa Niewiasto? Czyż jeszcze nie nadeszła godzina moja?” (J 2, 3-4). Chodzi tu o godzinę, w której miał pojednać ludzi z Ojcem i w której Syn Człowieczy ma doznać uwielbienia. Jednak, gdy nadeszła owa godzina Chrystus przeżywa ją w opuszczeniu przez uczniów. W doświadczeniu skrajnego osamotnienia w więzieniu i na krzyżu. Osamotnienie, którego doznaje Chrystus odnosiło się również do opuszczenie ze strony Ojca, które wyraziło się przez milczenie Boga w godzinie SKAŁKA • kwiecień 2010 r. Jego odejścia, lecz mimo tego Chrystus pozostaje nadal w więzi miłości z Bogiem. Słowa „Boże mój Boże, czemuś Mnie opuścił?” (Mk15, 34) były potwierdzeniem przymierza mówiącego, iż właśnie Ojcem Jego jest Jahwe. Jest to świadectwo wierności Boga względem Swego Syna. Nie można traktować tych słów jako przegranej Chrystusa, ale oznaczają one pełne Jego zwycięstwo nad całym światem, które już zaczęło się dokonywać w chwili Jego śmierci, a którego pełnia ujawniła się w Jego zmartwychwstaniu. Osąd pogańskiego setnika jest doskonałym świadectwem tego zwycięstwa Syna Człowieczego: „Istotnie, ten człowiek był Synem Bożym” (Mk 15, 39). Ta relacja ze szczególną starannością podkreśla ciągłość osoby, którą uczniowie widzą żyjącą w swoim chwalebnym ciele z tą, którą pamiętają żyjącą w ciele wyniszczonym przez mękę. Ten, który zmartwychwstał nadal jest Tym, który był ukrzyżowany. Jest to nie kto inny, jak Chrystus Wielkiego Piątku, który daje się ogołocić ze wszystkiego, by tylko uratować człowieka. Chrystus poddaje się całkowicie woli swego Ojca. Fragment znajdujący się w Ewangelii św. Marka, odnosi się właśnie do woli Bożej w perspektywie cierpienia i śmierci Chrystusa: „Ale nie, co ja chcę, niech się stanie, ale co Ty” (Mk 16, 36). Nie należy rozumieć tego fragmentu, jako prośby o unicestwienie w znaczeniu: Boże, jeśli chcesz to mnie zabij. Raczej jest to prośba Chrystusa, który zmagając się z ludzką bezradnością w obliczu zbliżającej śmierci, prosi Swego Ojca o odwagę w podjęcie słusznej decyzji. Autor natchniony podaje, że Chrystus zmagał się sam ze sobą i po ludzku chciałby uciec albo przynajmniej bronić się przed napastnikiem. Wypowiadając to zdanie, zadaje Bogu pytanie, co chcesz abym uczynił? Został i trwał, czy począł starania o wybronienie się? Chrystus mówi: „Teraz dusza moja doznała lęku i cóż mam powiedzieć? Ojcze, wybaw mnie od tej godziny. Nie, właśnie, dlatego przyszedłem na tę godzinę. Ojcze wsław swoje imię” (J 12, 27). Bóg nie interweniuje, bo chce wyprowadzić większą chwałę z danego wydarzenia. Przez swoją śmierć Chrystus nadaje sens każdemu ludzkiemu odejściu z tego świata. W rzeczywistości śmierć Chrystusa wydała plon, który porównuje się do obumarcia ziarna wrzuconego w glebę uprawną. „Zaprawdę, zaprawdę powiadam wam: Jeżeli, ziarno pszenicy wpadłszy w ziemię nie obumrze, zostanie tylko samo, ale jeżeli obumrze, przynosi plon obfity” (J 12, 24). I choć Chrystus ponosi śmierć, jako karę za postępowanie człowieka, to w rzeczywistości ta śmierć właśnie staje się ofiarą przebłagalną, którą Chrystus składa raz jedyny w taki sposób, o czym czytamy w dziewiątym rozdziale Listu do Hebrajczyków. „(…) Krew Chrystusa, który przez Ducha wiecznego złożył Bogu samego siebie, jako nieskalaną ofiarę, oczyści wasze sumienia z martwych uczynków, abyście służyć mogli Bogu żywemu. I dlatego jest pośrednikiem Nowego Przymierza, ażeby przez śmierć, poniesioną dla odkupienia przestępstw, popełnionych za pierwszego przymierza, ci, którzy są wezwani do wiecznego dziedzictwa, dostąpili spełnienia obietnicy” (14-15). Znamiennym rysem śmierci Chrystusa jest jej pełna dobrowolność, potwierdzona na kartach Ewangelii świętego Jana, „Dlatego miłuje Mnie Ojciec, bo Ja życie moje oddaję, aby je znów odzyskać. Nikt mi go nie zabiera, lecz Ja sam z siebie je oddaję. Mam moc je oddać i ma moc je znów odzyskać” (10,1718). Ważny staje się tu zrozumienie słowa „sam”. Chrystus używając tego terminu nie mówi tu w żaden sposób o własnej mocy. Nie działa on samowolnie, sam z siebie. Słowo „sam” cały czas ukierunkowane jest trynitarnie. Chrystus jest Logosem, Słowem, – jako Słowo Ojca. Żadne zaś słowo nie mówi samo z siebie, lecz jedynie wychodząc od tego, kto mówi to jest Boga Ojca. Taka zależność występuje jedynie w odniesieniu do Trójcy Świętej. Chrystus w swym działaniu jest wolny, gdyż im bardziej słucha się Ojca, od którego pochodzi i który Go posłał tym bar5 dziej przez posłuszeństwo staje się wolny. Dlatego też Chrystus nie traktował swej śmierci, jako wyzwolenia w takim znaczeniu, jakim pojmuje ją współczesny człowiek. Jego śmierć miała na celu wyzwolenia człowieka z niewoli grzechu. Śmierć Chrystusa pojmuje się również w perspektywie KRóTKIE OPOWIADANIE 20 letni Mateusz i 35 letni Julian spotkali się w Bukowinie Tatrzańskiej, na międzyuczelnianym obozie szkoleniowym na instruktorów narciarskich – Mateusz jako kandydat na instruktora, Julian jako doświadczony instruktor, w kadrze prowadzącej zajęcia. Jak się okazało, obaj pochodzili z tego samego miasta. Nic dziwnego zatem, że przypadli sobie do gustu. Ponieważ mieli także sporo podobnych zainteresowań, dużo czasu spędzali na pogawędkach i dyskusjach. Mateusz ośmielony bliższą znajomością z Julianem, zaproponował mu któregoś wieczora piwo. Julian odmówił z uwagi na Wielki Post, podczas którego on nie pija alkoholu. I tak niechcący rozmowa zeszła na temat wiary. Wyjaśniła się tajemnica codziennych porannych „zniknięć” Juliana z schroniska. Schodził on do pobliskiego miasteczka na Mszę św. Natomiast Mateusz uważał się co prawda za katolika, ale jak sam to określił letniego. To stwierdzenie poruszyło Juliana. Dyskusja stała się ożywiona i… kilkudniowa. Właściwie nie tyle dyskusja, co spokojna, rzeczowa „katecheza” ze strony Juliana, której słuchaczem był Mateusz – zupełnie podobnie jak na kurskie instruktorskim. Już na odjezdnym, po ukończonym kursie, Julian zaproponował Mateuszowi: chłopie, może daru, jaki On ofiarował człowiekowi. „Nikt nie ma większej miłości od tej, gdy ktoś życie swoje, oddaje za przyjaciół swoich” ( J 15, 13). Chrystus przez swoją śmierć nadał śmierci charakter osobowy. Odtąd śmierć nie jest tylko tragicznym wydarzeniem, ale jest spotkaniem OBDarOwanie byś przyszedł do mojej parafii na św. Triduum Paschalne w Wielkim Tygodniu przed Wielkanocą. Oprawa liturgiczna przygotowana przez scholę studencką dopomaga pięknie przeżyć te najważniejsze dla chrześcijan uroczystości roku liturgicznego. Mateusz przystał na propozycję, chociaż sam dziwił się sobie, dlaczego to zrobił. Przyzwyczajony do spełniania przyrzeczeń młodzieniec, zjawił się w Wielki Czwartek w parafii Juliana. Po wielkoczwartkowej liturgii długo jeszcze czekał na starszego kolegę, adorującego Chrystusa w ciemnicy. Mateusz stał w kącie kościoła, bardziej obserwując ludzi niż samemu się modląc. Wreszcie Julian skończył adorację, a wraz z nim z klęczek poniosła się bardzo ładna kobieta i troje małych dzieci. To moja żona Kasia i trzy największe skarby świata Tomek, Hania oraz Julcia – Julian przedstawił swoja rodzinę Mateuszowi. Nie mieli zbyt dużo czasu na porozmawianie z uwagi na zasypiającą Julę. W Wielki Piątek Mateusz pojawił się również w parafii Juliana. I znów jak poprzedniego dnia obserwował rodzinę Juliana, adorującą Chrystusa złożonego do grobu. Tym razem jednak już i sam wpatrywał się znacznie uważniej w Hostię ukrytą w monstrancji i czuł się jakoś dziwnie zmieszany. Na liturgię się z Ojcem. Człowiek od tej pory otrzymuje dostęp do Ojca. Chrystus umierając uczy człowieka przyjmowania własnej śmierci, jako wypełnienie woli Ojca, na która człowiek wyraża zgodę. (C.D.N.) IM Wigilii Wielkanocnej przyszedł z dużymi oczekiwaniami. Skąd się te oczekiwania wzięły? – zastanawiał się Mateusz. Instynkt, a może coś innego nie mylił go. Był pod wielkim wrażeniem Mszy św. Wigilii Wielkanocnej. Cała oprawa liturgiczna z poświęceniem ognia i paschału, pięknie odśpiewany hymn Exsultet, a zwłaszcza kazanie w którym celebrans dużą część poświęcił sakramentowi chrztu. Słowa: Chrzest jest darem od Boga, jesteśmy ochrzczeni staliśmy się dziećmi Bożymi. Życie niezgodne z Ewangelią jest zaprzeczeniem tego daru zapadły głęboko w serce Mateusza. I potem jeszcze odnowienie przyrzeczeń chrztu… To przeżycie zburzyło na dobre całą dotychczasową filozofię Mateusza – filozofię przejścia lekkiego, łatwego i przyjemnego przez życie. Obdarowanie przez Boga darem chrztu, za tak wielką cenę poświęcenia Syna Bożego „prześladowało” myśli Mateusza. Tym razem i on przyklęknął obok Juliana przy grobie Pańskim. Przyklęknął i trwał długo w zadumie. Jak to jest z tym obdarowaniem, jak to jest wypełnianiem w życiu przyrzeczeń z Chrztu?... Na koniec szepnął Julianowi dziękuję. To ja tobie dziękuję – z niekłamaną radością odparł Julian. Jasiek Dolina KaPłaŃstwO (...)Wszyscy rodzimy się w Kościele dzięki pośrednictwu kapłana. To on w imieniu Boga przyjmuje nas do wspólnoty wierzących, on uczestniczy we wszystkich sakramentach od chrztu świętego po sakrament chorych – przez pokutę, Eucharystię, bierzmowanie i sakrament małżeństwa. Przez cały czas obecny jest w naszym życiu, jest świadkiem naszych radości, sukcesów, wszelkich 6 życiowych porażek, udziela nam rad a jeśli potrzeba także upomina. We wszystkich momentach naszego życia Chrystus przychodzi do nas za pośrednictwem kapłana. Każdy kapłan reprezentuje Chrystusa działając „in persona Christi”. To w kapłańskich dłoniach dokonuje się prawdziwy Cud gdy Jezus przemienia chleb w Swoje Ciało. Na ołtarzu obecny jest żywy i prawdziwy Chrystus i jako Niewidzialny w widzialnym kapłanie przewodniczy Eucharystii. Jezus Chrystus ustanawiając w Wielki Czwartek sakramenty Eucharystii i Kapłaństwa połączył je w sposób nierozerwalny. Eucharystię i inne sakramenty mógł złożyć tylko i wyłącznie w rękach wybranego i ustanowionego przez siebie człowieka – kapłana. (...) Aby „ten człowiek” mógł spraPARAFIA ŚW. STANISŁAWA B.M. wować sakramenty najpierw musi być powołany i wybrany. To sam Chrystus wybiera i „wywołuje z tłumu”. Czasami Jego wezwanie jest nagłe i zdecydowane, ale najczęściej powołuje zwyczajnie, krok po kroku, poprzez splot wielu życiowych doświadczeń, wydarzeń i znaków. Dla Sługi Bożego Jana Pawła II powołanie było Darem i Tajemnicą. „Każde powołanie w swej najgłębszej warstwie jest wielką tajemnicą, jest darem, który nieskończenie przerasta człowieka.” (...) Zaiste Kapłaństwo to tajemnica. Tajemnica wymagająca nie tylko jednorazowego odkrycia, ale nieustannego, ciągłego, głębokiego i „wewnętrznego odkrywania”. Owo odkrywanie jest dla kapłana źródłem siły, dzięki której ciągle na nowo przeżywa własne powołanie.(...) Kapłaństwo to wielki dar, dar wyproszony, dar wymodlony. Dar dla samego kapłana, jego rodziców, rodziny, przyjaciół, ale przede wszystkim dar dla całej wspólnoty wierzących. Dar tak często dziś lekceważony i wyśmiewany. Chciałoby się zapytać: Czy kapłani nadal są nam dzisiaj potrzebni? Czy człowiek potrzebuje kapłana? (...) To kapłan przecież prowadzi człowieka od Chrztu Świętego aż po krzyż na mogile, poprzez sakrament pokuty, Eucharystię, namaszczenie chorych i wskazuje nam drogę do Boga. Każdego kapłana winniśmy wspierać, modlić się za niego. Przeżywanie kapłaństwa nie zawsze jest proste i łatwe... i kapłan ma swoje sumienie, czyli swoją „wagę”. Może się zdarzyć, że czasami jego sumienie wymaga naprawy. Podobnie jak lekarz pomaga innym pacjentom nawet gdy sam jest chory, tak i kapłan może naprawić tysiące wag, choćby jego waga była zepsuta. Może nawet tę swoją posługę czynić dobrze, z pochwałami innych, dlatego że nie naprawia według własnego sumienia, ale według Bożych Przykazań. Popatrzmy czasami na takiego kapłana jako na człowieka, który podobnie jak my wszyscy zabiega i troszczy się, aby to Boże Prawo zachować. Nie zawsze to mu się udaje i wówczas idzie sam ze swoim sumieniem, jak z „wagą” do innego kapłana – powiernika i przyjaciela – i prosi o naprawę. Każdy z ludzi wierzących, życzliwych, trwających we wspólnocie Kościoła i poprawnie odczytujących charyzmat kapłaństwa, nie dziwi się i nie gorszy tym, że kapłan upada jak każdy grzeszny człowiek. Gdy ten kapłan jednak napomina w imię Dekalogu, głosi niezmienne Boże Prawdy Wiary. (...) Kapłaństwo będąc zatem szczególnym darem, jest także szczególnym brzemieniem, którego ciężaru sam człowiek nie jest w stanie udźwignąć. (...) Najważniejsze jest zatem owo TAK wypowiadane przez kapłana własnemu kapłaństwu i Chrystusowi. TAK ponawiane w chwilach bólu, zwątpienia i samotności. TAK, jakie Michel Quoist wypowiedział w Modlitwie na niedzielny wieczór: „Panie, gdy wszystko milczy i gdy w moim sercu czuję bolesne kąsanie samotności... Gdy ludzie zżerają mi duszę, a ja czuję się niezdolnym do nasycenia ich. Gdy cały świat ciąży mi na barkach swym ciężarem nędzy i grzechu, powtarzam Ci moje TAK, nie w wybuchu pychy i radości, ale wolno, cicho, świadomie i pokornie – samotny Panie przed Tobą – TAK”. (...) Zachęcam wszystkich wiernych do modlitwy za kapłanów, a w Roku Kapłańskim w sposób szczególny i gorliwszy. (z artykułu „Refleksja na Rok Kapłański...” o. Dariusza W. Andrzejewskiego CSSp wybrał JW.) Księdzu Proboszczowi Zbigniewowi i Księżom Wikariuszom Andrzejowi, Mikołajowi i Zbigniewowi – Czcigodnym Kapłanom naszej Wspólnoty Parafialnej z okazji Święta Kapłanów, na pamiątkę ustanowienia Sakramentu Kapłaństwa w Wielki Czwartek życzymy by nieustannie ponawiane TAK Chrystusowi i swojemu Kapłaństwu umacniało Księży i dawało radość w Waszym powołaniu służenia Bogu i Kościołowi. Niechaj Najświętsza Maryja Panna wdzięczną modlitwę Parafian w Waszej intencji drodzy Księża zanosi do tronu Najwyższego Kapłana, Jej Syna a Pana naszego Jezusa Chrystusa. Redakcja „Skałki” Święta Zmartwychwstania Pańskiego 4.04.2010 r. – wielki Czwartek – 1.04. – Msza św. tzw. Wieczernikowa o godz. 18.00. – wielki Piątek – 2.04. – Nabożeństwo Wielkopiątkowe rozpocznie się o godz. 18.00 – wielka sobota – 3.04. – ceremonie Wielkosobotnie rozpoczną się o godz. 20.00 – poświęcenie ognia. Na odnowienie przyrzeczeń chrztu św. Przynosimy świece. – wielka niedziela – 4.04. – Rezurekcja tradycyjnie o godz. 6.00 (z procesją). SKAŁKA • kwiecień 2010 r. 7 BęDZieCie mieli taKiCh KaPłanów, jaKiCh sOBie wymODliCie… Rok kapłański dobiega już prawie końca. Być może przez ten czas już podjęliśmy głębszą refleksję na tą tajemnicą, słów Chrystusa „ PóJDŹ ZA MNĄ…” które kieruje do młodych ludzi. Patronem, roku Kapłańskiego jest Jan Maria Vianney, kapłan który swą prostota i pokorą potrafił doprowadzić do odrodzenia parafii w której został ustanowiony proboszczem. Dziś możemy porównać Jego , jak i każdego kapłana do postaci Starotestamentalnej, jaką był Mojżesz, którego Bóg powołuje, by wyprowadził lud z niewoli. Ks. Vianney podejmuje ogromną walkę z grzechem, kosztem swego zdrowia, by doprowadzić swych parafian do Ziemi Obiecanej. Staje się dla nich „więźniem konfesjonału”. Droga, jaką miał prowadzić swoich wiernych nie była usłana różami. Należy wspomnieć, że ów kapłan nie był wykształconym mówcom, który idzie i od razu trzaska kazaniami. Był to dla niego ogromny próg, niemalże nie do pokonania. Ale zdaje się całkowicie na Boga, jego usta należą do Tego, który go posłał. I jak niegdyś Mojżesz, który przyznaje się przed Bogiem, że «Wybacz, Panie, ale ja nie jestem wymowny, od wczoraj i przedwczoraj, a nawet od czasu, gdy przemawiasz do Twego sługi. Ociężały usta moje i język mój zesztywniał». Pan zaś odrzekł: «Kto dał człowiekowi usta?... Przeto idź, a Ja będę przy ustach twoich i pouczę cię, co masz mówić», tak i ten prosty Kapłan staje się narzędziem w ręku Boga. Patrząc na jego postawę, można powiedzieć, że jego życie stało się skarbce życia kapłańskiego. Swoistą Szkołą modlitwy i zawierzenie Bogu, z której każdy kapłan może dziś zaczerpnąć. Niemalże każdego dnia spotykamy się z kapłanami, którzy posługują nam w sakramentach, by doprowadzić nas do Ziemi Obiecanej. H. Novwen pisał, iż „Kapłan jest tym, który ma swoje doświadczenie dać do dyspozycji tym, którym pomaga wyjść z pustyni do Ziemi Obiecanej” Piękne słowa, ale co one tak naprawdę oznaczają? Przede wszystkim pokazują kapłanów jako ludzi, którzy wywodzą się z takich samych rodzin jak nasze, nieraz szczęśliwych i zgodnych a niekiedy z rozbitych, gdzie brakowało miłości. Doświadczają wszystkiego co każdy z nas. Byli dziećmi, weszli 8 w wiek dorastania i w swej młodości usłyszeli Chrystusowe „Pójdź za mną” i dalej są ludźmi, słabymi, grzesznymi po prostu takimi samymi jak my. Pamiętam, jak pierwszy raz ujrzałam kapłana klęczącego w naszej świątyni w tyłach kościoła, ten obraz przemówił do mnie najbardziej, i zrozumiałam, jak ważne jest by modlić się za Kapłanów, którzy też żyją w tym świecie, który nas otacza. Jan Paweł II, napominał, że będziemy mieć takich kapłanów jakich sobie wymodlimy. I oto, jak często narzekamy na księży, bo są tacy a nie inni. A może najpierw, należałoby zadać sobie to pytanie odnoszące się do słów Papieża. Kiedy ostatni raz pomodliłem się za księży sam od siebie? Jeśli tak, to za jakich ,za tych , którzy po ludzku biorąc są kochani przez nas, darzeni szacunkiem, a co z tymi, którzy wydają się nam oschli, których cały czas osądzamy i oceniamy. Nie modlę się bo co, bo to trudniejsze? A może są tacy, właśnie dlatego, że brak im naszej modlitwy? Kapłani powołani są by służyć Bogu i człowiekowi. By stawać się duchowymi ojcami dla Bożej owczarni. Jan M. Vianney, był prawdziwym takim ojcem, dla swych parafian, którzy dopiero po jakimś czasie zaczęli go docenia, zauważyli jego wysiłek, jaki podejmował by uratować Boże owieczki. Był Ojcem, do którego mógł przyjść każdy, niezależnie od pory dnia czy nocy. W jednej z książek Jana Grzegorczyka, czytamy „ iż właśnie po to jesteś księdzem, żeby ktoś mógł zadzwonić do ciebie, gdy do wszystkich jest za późno” Gdy byłam dzieckiem, i mieszkaliśmy jeszcze w Orłowie, niedaleko nas mieszkał pewien starszy kapłan, to co zachwycało innych w tym Kaplanie to jego otwartość na człowieka. Za każdym razem, gdy ów kapłan wracał z rannej Mszy św. którą odprawiał u Sióstr Karmelitanek, znajdował czas by się przywitać, porozmawiać czy to z rodzicami czy niekiedy ze mną jak szłam do szkoły. Był człowiekiem niezwykłej pokory i miłości, która promieniował z niego. I jako mała dziewczynka byłam zachwycona tą MIŁOŚCIĄ i postawą pełną pokoju. Gdy Go niejednokrotnie mijałam w drodze do szkoły to miałam wrażenie że spotykam samego Pana Jezusa. Pamiętam jak pewnego razu poprosiłam ks. Albina, bo tak miał na imię żeby wpisał się mi do pamiętnika, odrzekł, że nie uczyni tego, ponieważ „zapisze mnie w swoim sercu i już zawsze będzie On o mnie pamiętał w modlitwie, bo pamiętnik można zgubić ale serca już nie”. Tak mógł powiedzieć tylko ktoś kto jest naprawdę zjednoczony z Bogiem. Kapłan daje całego siebie do dyspozycji tych, do których Bóg go posłał. Bóg przyjmuje tę miłość jaką młody człowiek chce ofiarować Mu na drodze kapłańskiej i oddaje go ludziom, z poleceniem, by kochał człowieka tak jak umiłował nas Bóg Ojciec. Dlatego, też w powołanie kapłańskie wpisane jest bycie ojcem, na wzór Tego, który człowieka umiłował jako pierwszy. JP II w Liście do Kapłanów z 1979 roku pisze, iż kapłan rezygnując w celibacie z rodzicielstwa biologicznego, szuka w tym innego ojcostwa a nawet dane mu jest realizować pierwiastek macierzyństwa ponieważ bolejąc rodzi dzieci swego ducha, liczniejsze niż ogarnąć może zwykła ludzka rodzina. To zrodzenie dokonuje się w posłudze sakramentalnej. Zwłaszcza w sakramencie pokuty i pojednania oraz Eucharystii. W sakramencie pokuty, kapłan ma najpełniejsze pole ukazania miłości zradzającej życie, ponieważ pośredniczy miedzy penitentem a Bogiem. I dziś wiem, że jeśli Bóg daje mi Kapłana, do którego mogę zwrócić się Tato, to dlatego, że Ten człowiek, współpracując z łaską Bożą zradza mnie do życia Bożego, do doświadczenia miłości Boga Ojca, której de facto doświadczył On sam. Ta miłość, usuwa lęk, prowadzi do poznania prawdy. Kapłan jako Ojciec potrafi razem ze swym dzieckiem zapłakać i rozradować się. Ale to od nas zależy, od naszej modlitwy czy takich kapłanów będziemy mieli, czy pojawią się w naszych parafiach święci kapłani, na wzór św. Jana M. Vianneya, w których zobaczymy Ojców. U progu Wielkiego Czwartku, życzę każdemu Kapłanowi doświadczenia zradzania dzieci Bożych dla Królestwa Bożego, by jak najczęściej mogli usłyszeć słowo Ojcze, Tato. A nam, przede wszystkim większej odpowiedzialności modlitewnej za Tych, którzy służą Kościołowi nie tylko w naszej parafii. IM PARAFIA ŚW. STANISŁAWA B.M. niemy KrZyK Tak jak w poprzednich felietonach pisałem negatywnie o Unii Europejskiej, tak i ten temat dotyczy tej instytucji. Parlament Europejski chce wprowadzić uregulowania prawne obowiązujące na terenie całej Unii. Dziś chciałbym poruszyć sprawę aborcji – sprawę zabijania dzieci nienarodzonych. Równocześnie z liberalizacją przepisów unijnych, w Polsce także głos podnoszą zwolennicy tego niecnego procederu. Wysuwają różne irracjonalne argumenty powołując się na wolność osobistą czy też prawo do rozporządzania swoim ciałem, nie biorąc pod uwagę, że nie maja prawa dysponować życiem drugiego człowieka, tym bardziej człowieka nie mogącego bronić się. Bardzo często szermują też argumentem, że za aborcją jest większość społeczeństwa. Tak się złożyło, że w Internecie znalazłem wyniki sondażu, jaki został przeprowadzony wśród internautów na stronach „Wirtualnej Polski”. Przyznam się, że sam ze zdziwieniem przeczytałem jego wyniki. W sondażu tym zostało zadane pytanie: „Czy jesteś zwolennikiem aborcji?”. Wyniki były następujące: nie, żaden normalny człowiek nie jest zwolennikiem – 42%, tylko w wyjątkowych okolicznościach – 31%, tak, to prawo kobiet – 15%, to o wiele bardziej złożony problem -11%, nie mam zdania – 1%. Biorąc pod uwagę tylko dwie skrajne możliwości: za NIE i za TAK, widać wyraźnie, że przeciwników aborcji jest prawie trzykrotnie więcej (42%) niż zwolenników (15%). ZaCZerPnięte Z Pisma ŚwiętegO A Ja wam powiadam: Każdy kto gniewa się na swego brata, podlega sądowi. A kto by rzekł swemu bratu raka, podlega Wysokiej Radzie. A kto by mu rzekł: ”Bezbożniku”, podlega karze piekła ognistego. (Mt 5,22) Tak łatwo potrafimy się gniewać, tak lekko szafujemy negatywnymi epitetami kierowanymi w stronę bliźnich, nie pomni na to jak poważne konsekwencje ściągamy na własną głowę. JW SKAŁKA • kwiecień 2010 r. Analizując inne odpowiedzi – tylko w wyjątkowych okolicznościach (31%) i to o wiele bardziej złożony problem (11%) przyjmijmy, że jest to 50 na50% widzimy, że w sumie mamy 61% przeciwników aborcji. Argument, że zwolenników jest więcej w tym przypadku upada. Muszę w tym miejscu podkreślić, że w Internecie bardzo często wpisują się na fora i przedstawiają swoje opinie przeciwnicy kościoła, zwolennicy aborcji a nawet ludzie bez zasad moralnych. Tym bardziej zaskakujące są wyniki tego sondażu. Ale w walce za aborcją dużą rolę odgrywają środki masowego przekazu. O ile media „państwowe” wykazują umiarkowanie w tym względzie, to media komercyjne (prywatne) bardzo często angażują się aż nadto w tej sprawie. Nie chcę wymieniać z nazwiska zwolenników (nie boję się, że zostanę pozwany za obrazę lub pisanie nieprawdy) gdyż to nic nie da, ale są one powszechnie znane. Są to dziennikarze przeprowadzający wywiady w programach publicystycznych, działacze partyjni i społeczni, aktorzy i wiele innych osób ze świata kultury i nauki. Jedna rzecz bardzo mnie niepokoi – postawa niektórych lekarzy. Ci, którzy składali przysięgę Hipokratesa, którzy powinni walczyć o życie każdego człowieka są zwolennikami a nawet propagatorami aborcji. Ośmielę się w tym miejscu wyrazić swój pogląd, że nie zależy im na ratowaniu życia, ale na ratowaniu swojej kieszeni i swojej kasy. Można śmiało powiedzieć, że nie składali oni przysięgi Hipokratesa, tylko przysięgę hipokryta. Podrywają oni tym samym dobrą opinię tysięcy dobrych i bardzo dobrych lekarzy. Pacjent kiedy jest chory na taką czy inną chorobę, kiedy potrzebuje zasięgnąć porady u specjalisty jakim jest lekarz, ma czasem przez nich wątpliwości, czy faktycznie idzie po pomoc czy po swoją zgubę. Są to efekty odejścia człowieka od Boga, od zasad moralnych, dążenia do liberalizacji życia i przepisów. Z tego ostatniego zdania widać jasno, że w tym kierunku zmierza Unia Europejska. Może ktoś powie, że nie jestem nowoczesny, że zaskorupiłem się w pewnych doktrynach. Niestety, stary mebel nie będzie nowoczesnym – chyba że nadejdzie moda retro. I oby jak najszybciej, oby korniki nie zdążyły zniszczyć tego mebla. 0bserwator Piórem reDaKtOra Jeden z moich przyjaciół, tłumaczył mi dość obrazowo o potrzebie czujności względem grzechów lekkich. To prawda – mówił on – grzechy lekkie nie odcinają nas od możliwości przystąpienia do Komunii Świętej. Jednakże zaniedbywanie pracy nad ich unikaniem powoduje, iż te „grzeszki” pokrywają nasze sumienie, niczym nie ścierany systematycznie kurzu pokrywa coraz to grubszą warstwą meble. Wreszcie zza tej nazbyt grubej powłoki kurzu lekkich grzechów trudno jest wejrzeć w sumienie. Analogiczne skojarzenie przyszło mi na myśl zupełnie niedawno. Pod koniec tegorocznej „srogiej” zimy usłyszałem w radio jak to zalegający na szosach śnieg utrudnia jazdę samochodami. Jednak jeszcze większych utrudnień i niebezpieczeństw należy spodziewać się, kiedy to po stopniałym śniegu w jezdniach ukażą się liczne dziury i wyrwy. Otóż to – tenże śnieg pokrywający jezdnie jest jak nasze lekkie, nie uprzątane grzechy pokrywające sumienie. Taka „śnieżna” warstwa lekkich grzechów zalegająca na sumieniu, ułatwia szatanowi drążenie w nim wyrw, stanowiących pułapkę na grzechy poważniejszego kalibru. Zatem nie wypuszczajmy z rąk ściereczek od kurzu i łopat do odśnieżania... naszych sumień. Jan Wontorski 9 Księga wiary i naDZieja ZmartwyChwstania KaZimierZa jóZeFa węgrZyna Użyty w tytule termin «księga wiary» jest nie tylko nazwą jednego z (ponad sześćdziesięciu) tomików wierszy czołowego dzisiaj polskiego poety katolickiego, ale również wspaniale charakteryzuje całą jego twórczość poetycką, która jest wielkim wyznaniem wiary i miłości tego autora do Boga i do Ojczyzny, jako miejsca naszej wędrówki życiowej do Domu Ojca. W Środę Popielcową 17 lutego po Mszy Św. wieczornej Kazimierz Józef Węgrzyn (wraz żoną Mirosławą )gościł w klubie parafialnym „Fides” zaproszony przez Akcję Katolicką naszej Parafii. Witając Państwa Węgrzynów w „Fidesie” przedstawiłem pana Kazimierza jako poetę moralnego niepokoju i budziciela sumień, prosząc aby spróbował pobudzić też sumienia przybyłych na spotkanie słuchaczy Nasz wielki Gość okazał się bardzo skromnym człowiekiem, któremu szkoda czasu mówić o sobie. „Niech moja poezja mówi o mnie i za mnie” – odpowiedział na moją prośbę o szerszą biografię. I przez ok. dwóch godzin słuchaliśmy z zapartym tchem jego przepięknych, można powiedzieć melodyjnych a (z drugiej strony) szalenie mocnych w swej wymowie treściowej i odbiorze wierszy. Spotkanie zgromadziło wielką liczbę uczestników, tak, że „Fides” był wypełniony „po brzegi”. Państwu Węgrzynom też chyba wieczór upłynął miło, jako że pan Kazimierz odpowiadając e-mailem na moje (kolejne) podziękowanie odpisał: „Odjeżdżamy z przekonaniem, że byliśmy wśród Przyjaciół ,i że jeszcze do Gdańska wrócimy. Serdecznie pozdrawiamy Najbliższych i uczestników spotkania Szczęść Boże! Mirosława i Kazimierz Węgrzynowie”. Nasz poeta urodził się 1 stycznia 1947 roku w Miejscu Piastowym, tam gdzie na przełomie XIX i XX w. dzisiejszy Błogosławiony, ks. Bronisław Markiewicz zakładał Zgromadzenia Św. Michała Archanioła. Po śmierci ojca wyruszył w Bieszczady i zarabiał na chleb jako pastuch. W pewnym momencie ciężko zachorował i został skierowany na leczenie do sanatorium dla dzieci i młodzieży w Istebnej, gdzie ukończył liceum ogólnokształcące, a następnie założył rodzinę i podjął pracę zawodową jako wychowawca w internacie. W międzyczasie podjął studia polonistycne na Uniwersytecie Jagiellońskim. Po obronie dyplomu pracował w dalszym ciągu w Istebnej jako nauczyciel w sanatoryjnej szkole. Od wielu lat jest już na emeryturze. Aktualnie wraz z żoną Mirosławą i Rodziną mieszka w Beskidzie Śląskim na stoku Kubalonki k. Istebnej. Poetycko zadebiutował w roku 1977 na łamach “Gościa Niedzielnego”, a w dwa lata później wyszedł jego debiutancki tomik, “Próba samookreślenia”. Za wydany w podziemnej oficynie “Śląsk” tom “Czarne kwiaty” (1984) otrzymał nagrodę specjalną ŚląskoDąbrowskiego Komitetu Kultury Niezależnej. W sumie ukazało drukiem około siedemdziesięciu tomów jego poezji. Najnowsze wydania noszą tytuły: „Psałterz Narodu Polskiego”, „Księga wiary”, „Kalwaria Oborska: Idąc za Chrystusem”. W twórczości Kazimierza Józefa Wę10 grzyna dominują trzy bloki tematyczne – religijny, patriotyczny i beskidzko-cieszyński. Często porównywany jest do Cypriana Kamila Norwida. W swojej twórczości swojej posługuje się formami modlitw, pieśni, ballad oraz kolęd. W rozmowie ze mną powiedział, że nie znosi tzw. białego wiersza i nie uważa tę formę za prawdziwie poetycką. W swym przesłaniu poetyckim – przynajmniej dla piszącego te słowa – Kazimierz Józef Węgrzyn jawi się jako poeta wiary, nadziei i miłości a także jako poeta Zmartwychwstania. Dobrze wyraża to fragment XIV stacji jego poetyckiej Drogi Krzyżowej („Kalwaria Oborska”): „ oby się z naszej modlitwy narodziło dobro, które nas zaprowadzi przez krzyż na kolana i by ofiara naszej pielgrzymki przez życie była tą, która będzie najmilsza dla Pana byśmy Jezu dotarli do Stacji Nadziei jak do szczytu góry co ja mgła przysłania i by w skrzydłach anioła radośnie szumiała jak chorągiew zwycięska nuta zmartwychwstania!” Poniżej publikuję utwór Kazimierza Józefa Węgrzyna wspaniale wpisujący się w okres Triduum Paschalnego i Wielkiej Nocy, który przeżywamy w bieżącym miesiącu. Wierzę mocno, że da on ich Czytelnikom solidną dozę tak potrzebnej dzisiaj refleksji nad kondycją duchową nas samych i naszego Narodu. PODaj nam swOją ręKę Która Krwawi o Chryste! daj nam powrócić do źródła które jest czyste nie skażone brudem podaj nam swoją rękę która krwawi Ty tylko Chryste ocalisz nas cudem bo tylko w Tobie nasze zmartwychwstanie bo tylko Ty nam Ojczyznę ocalisz kiedy na nowo płomieniem miłości serca naszego Narodu rozpalisz i Ty rozsupłasz nasze węzły krwawe słowem miłości prawdy oraz woli które boleśnie wrzynały się w dusze splecone ciasno przez wieki niewoli przez tyle wieków trwało zakażenie i ta choroba zdrady i niemocy która nas ciągle przybija do krzyża szatańskim gestem podstępnej przemocy więc Ty przez krzyż nam pozwól wrócić Chryste do wolnej Polski gdzie Twój tron góruje gdzie Twoja Matka w katedrach i sercach w naszym Narodzie przez wieki króluje podaj nam swoją rękę która krwawi niech naszych modlitw bandaż ją osłania bo wiemy Chryste że przez Twoje rany nasz Naród znajdzie drogę zmartwychwstania! PARAFIA ŚW. STANISŁAWA B.M. ŚwiętO miłOsierDZia BOŻegO Święto Miłosierdzia Bożego zostało objawione Św. Siostrze Faustynie Kowalskiej przez samego Chrystusa. Oficjalnie do Kalendarza Liturgicznego Kościoła Katolickiego wprowadził je Ojciec Święty Jan Paweł II w Roku Jubileuszowym 2000. Poniżej publikujemy trzy fragmenty „Dzienniczka” Św. Faustyny, Sekretarki Bożego Miłosierdzia, przedstawiające objawienia jakie miała odnośnie tego Święta. (Red.) (PAN JEZUS POLECA OBCHODZIĆ ŚWIĘTO BOŻEGO MIŁOSIERDZIA) „Jezus każe mi obchodzić to święto miłosierdzia Bożego w pierwszą niedzielę po Wielkanocy. Przez wewnętrzne skupienie i umartwienie zewnętrzne, przez trzy godziny nosiłam pasek modląc się nieustannie za grzeszników i o miłosierdzie dla świata całego i rzekł mi Jezus: wzrok Mój z upodobaniem dziś spoczywa na domu tym.” (Dz 280) (PAN JEZUS ŻĄDA USTANOWIENIE ŚWIĘTA BOŻEGO MIŁOSIERDZIA) „W pewnej chwili usłyszałam te słowa: córko Moja, mów światu całemu o niepojętym miłosierdziu Moim. Pragnę, a święto miłosierdzia, było ucieczką i schronieniem dla wszystkich dusz, a szczególnie dla, biednych grzeszników. W dniu tym otwarte są wnętrzności miłosierdzia Mego, wylewam całe morze łask na dusze, które się zbliżą do źródła miłosierdzia Mojego; która dusza przystąpi do spowiedzi1 Komunii św., dostąpi zupełnego odpuszczenia win i karę w dniu tym, otwarte są wszystkie upusty Boże, przez które płyną łaski; niech się nie lęka zbliżyć do Mnie żadna dusza, chociażby grzechy jej były jako szkarłat. Miłosierdzie Moje jest tak wielkie, że SKAŁKA • kwiecień 2010 r. uroczyście obchodzone było w pierwszą niedzielę po Wielkanocy. Nie zazna ludzkość spokoju, dopokąd nie zwróci się do Źródła Miłosierdzia Mojego.” (Dz 699) przez całą wieczność nie zgłębi go żaden umysł, ani ludzki, ani anielski. Wszystko co istnieje wyszło z wnętrzności miłosierdzia Mego. Każda dusza w stosunku do Mnie, rozważać będzie przez wieczność całą miłość i miłosierdzie Moje. Święto miłosierdzia wyszło z wnętrzności Moich, pragnę, aby, (PAN JEZUS UDZIELAĆ BĘDZIE ODPUSTU ZUPEŁNEGO W ŚWIĘTO MIŁOSIERDZIA) „Zaraz po przebudzeniu ogarnęła mnie obecność Boża i czuję się dzieckiem Bożym. Miłość Boża zalała duszę moją i dał mi poznać, jak wszystko od Jego woli zależne jest i powiedział mi te słowa: pragnę udzielić odpustu zupełnego duszom. które przystąpią do spowiedzi i Komunii św. w święto miłosierdzia Mojego. - I rzekł do mnie: córko Moja, nie bój się niczego. Ja zawsze jestem z tobą, chociaż ci się zdaje, jakoby Mnie nie było, a uniżenie twoje ściąga Mnie z wysokiego tronu i łączę się ściśle z tobą.(Dz 1109)” (Przedruk z: http://sanctus.pl/) Śpiewajcie i wysławiajcie Pana w sercach, dziękujcie zawsze za wszystko Bogu Ojcu w imię naszego Pana, Jezusa Chrystusa (z Mszy św. jubileuszowej) Co Bóg z³¹czy³... jubileusze małżeńskie obchodzą: 15-lecie Ewa i Zbigniew Tocha 16.04.2010 r. 25-lecie Bożena i Jarosław Czyrsonowie 07.04.2010 r. 30-lecie Grażyna i Janusz Pieciunowie Irena i Stanisław Zakościelni 05.04.2010 r. 12.04.2010 r. 39-lecie Halina i Antoni Korwelowie 17.04.2010 r. Anna i Jan Synarscy 45-lecie 18.04.2010 r. Bóg Ojciec Wszechmogący niech Was napełni swoją radością i błogosławi Wam i Waszym Rodzinom 11 KĄCIK AKCJI KATOLICKIEJ 23 kwietnia uroczystość patronalna Świętego wojciecha, chrzciciela gdańska, Patrona archidiecezji gdańskiej, Patrona Polski oraz akcji Katolickiej: O Święty Wojciechu, wielki nasz Patronie, racz przybyć na pomoc nieszczęsnej Koronie, która ma nadzieję i ufność w Tobie, wspomóż, nie daj zginąć w teraźniejszej dobie. Chwalebny Kapłanie, wierny sługo Boży, zniszcz złe żądze wszelkie, niech się dobro mnoży, a chwała się szerzy Najwyższego Pana, złość zaś wszelka niech będzie zmazana. Temat i tekst na kwiecień: Pomnik Św. Wojciecha i jego brata Radzyma (jako wędrownych misjonarzy) w rodzinnych Libicach PRAWDZIWA MIŁOŚĆ W WYMIARZE SPOŁECZNYM WYMAGA SPRAWIEDLIWOŚCI I TROSKI O DOBRO WSPÓLNE „«Caritas in veritate» to zasada, na której opiera się nauka społeczna Kościoła; zasada ta znajduje praktyczny wyraz w kryteriach rządzących postępowaniem moralnym. Pragnę zwrócić szczególną uwagę na dwa z nich, o specjalnym znaczeniu, wynikającym z zaangażowania na rzecz rozwoju w globalizującym się społeczeństwie: są nimi sprawiedliwość i dobro wspólne. Przede wszystkim sprawiedliwość. Ubi societas, ibi ius: każde społeczeństwo wypracowuje własny system sprawiedliwości. Miłość jest większa od sprawiedliwości, ponieważ kochać to znaczy dawać, ofiarować coś mojego drugiemu; ale nie ma nigdy miłości bez sprawiedliwości, która nakazuje, by dać drugiemu to, co jest jego, co mu się należy dlatego, że istnieje i działa. Nie mogę drugiemu «dać» czegoś od siebie, jeżeli mu nie dam w pierwszym rzędzie tego, co mu się sprawiedliwie należy. Kto kocha z miłością bliźniego, jest przede wszystkim sprawiedliwy wobec innych. [...] Trzeba także wysoko cenić dobro wspólne. Kochać kogoś, znaczy pragnąć jego dobra i działać skutecznie w tym kierunku. Obok dobra jednostek istnieje dobro związane z życiem społecznym osób: 12 dobro wspólne. Jest to dobro «nas-wszystkich», czyli poszczególnych osób, rodzin oraz grup pośrednich, tworzących wspólnotę społeczną. Nie jest to dobro poszukiwane dla niego samego, ale ze względu na osoby, które należą do wspólnoty społecznej i które tylko w niej mogą rzeczywiście i bardziej skutecznie osiągnąć swoje dobro. Pragnienie dobra wspólnego i działanie na jego rzecz stanowi wymóg sprawiedliwości i miłości. Angażowanie się na rzecz dobra wspólnego oznacza z jednej strony otoczenie troską, a z drugiej wykorzystanie zespołu instytucji tworzących w wymiarze prawnym, cywilnym, politycznym i kulturalnym strukturę życia społecznego [...]” (Benedykt XVI, „Caritas in veritate”, 6-7) ZaPrOsZenia! Środa 21 kwietnia, godz. 19.00, klub „Fides” : „Jajeczko” Akcji Katolickiej. W programie prelekcja dr Krzysztofa Dowgiałło: „Polska tradycja wielkanocna”. Środa 28 kwietnia, godz. 19.00, klub „Fides”: Wszechnica Formacyjno-Edukacyjna. Prelekcja red.Czesława Skonki: „Św. Wojciech w literaturze pięknej”. („Kącik” w oprac. i pod red. A. Kakareko) PARAFIA ŚW. STANISŁAWA B.M. POlOnia gDaŃsKa i jej wOjenne lOsy (2) Była to katorżnicza praca, szczególnie przy wycinaniu i karczowaniu lasu pod teren przyszłego obozu, jak i celem zdobycia budulca. Na przełomie listopada i grudnia do obozu przywiezieni zostali pozostali uwięzieni Polacy gdańscy, również coraz liczniej napływali nowi więźniowie z całego Pomorza i Polski. Hitlerowcy rozpoczęli w obozie swą niszczycielską, eksterminacyjną działalność. Dzieje tego barbarzyńskiego napadu na ludność polską w Wolnym Mieście Gdańsku pozwolę sobie przedstawić na przykładzie rodziny moich dziadków Michała i Balbiny Bellwonów. Noc z 31/1 września była w Gdańsku pełna niepokoju. Moi wujkowie już nie nocowali w domu rodzinnym. Romek nocował u kolegów, a Antoś i Stefek przekroczyli granicę Polski i noc spędzili w Tczewie. Już o 4-tej rano, jeszcze przed pierwszymi strzałami z goszczącego z „kurtuazyjną wizytą w Gdańsku „okrętu wojennego Schleswig Holstein, zbiry hitlerowskie wpadły do polskiej kolonii przy ul. Heeresanger (obecnie Legionów) i wyciągali z domu, ze snu, wszystkich mężczyzn, w tym mojego wujka wiktora Bellwona lat 42 wraz z 15-letnim synem Feliksem. Również z kościoła św. Stanisława Biskupa, wywlekli ks. Bronisława Komorowskiego. Niektórzy z wypędzonych mężczyzn nie zdążyli się ubrać; zabrano ich w bieliźnie, półnagich gnano przez Wrzeszcz do Viktoria Schule, gdzie spotkała się cała Polonia Gdańska. Komisarz generalny rzeczpospolitej Polskiej p. Chodakowski, któremu pozwolono wziąć bagaż dyplomatyczny, otworzył walizki i rozdał swoje ubrania potrzebującym rodakom. Zanim uwięzieni Polacy, dostali się do pomieszczeń szkoły, musieli przejść przez bramę-korytarz, wzdłuż którego stali niemieccy oprawcy z pałkami i nożami, bijąc pięściami przechodzących więźniów. Podstawiali im nogi, jeżeli któryś z nich upadł, kopali go bez litości. Ks. Komorowski, który szedł wyprostowany i nie uchylał się przed razami, nie zasłaniał rękoma głowy, wyszedł z tunelu cały zakrwawiony, jak zresztą wielu uwięzionych. W tym samym czasie około 5-tej rano aresztowano w domu rodzinnym moją ciocię łucję Bellwon lat 32, pracowniczkę firmy Amada (jak się dowiedziałam po wojnie jedną z trzech współpracowników PATu) i zawieziono jako jedyną kobietę, do Viktoria Schule, gdzie również przechodziła przez bramę kaźni. SKAŁKA • kwiecień 2010 r. Wujek edmund Bellwon lat 33, pełnił służbę zawiadowcy stacji w Łapinie. Przed wojną bracia żartowali, że w razie wojny, wujek przepuści polski pociąg pancerny do Gdańska i Gdańsk będzie wolny. Były to oczywiście marzenia. Edmunda aresztowano we wczesnych godzinach rannych wraz z żoną Heleną i 3-letnim synkiem Kazimierzem i zamknięto w szopie. Przeżycie to było tak silne, że Kazik do dzisiaj pamięta jak płakał i kurczowo trzymał się szyi ojca, gdy gestapowcy usiłowali go oderwać, pamięta też jak go uderzyli, gdy pobiegł do nich po chleb. Żonę i dziecko zwolniono po kilku godzinach, a wujek znalazł się w szkole w Pruszczu, w której został tak pobity, że miał krwiomocz (w rodzinie mówiono, że „odbito mu nerki”. Stamtąd przewieziono go przez więzienie na Schiesstange do Sztuthofu. Spotkał się tam później nie tylko z braćmi, lecz również z kuzynem leonem Kubickim. Kubiccy byli właścicielami kilku domów w Gdańsku m. in. słynnej restauracji na Długim Pobrzeżu, w której spotykali się Polacy w czasie zaborów i w okresie międzywojennym. Wuj Kubicki, kuzyn babci Balbinki, zmarł w 1938 roku, został pochowany w mundurze Sokoła. mój Dziadek michał, emerytowany inspektor Polskiej Poczty w Gdańsku (jeden z jej założycieli) słysząc strzały, zaniepokojony tym, co dzieje się na poczcie schodził właśnie ze schodów, gdy przyszło po niego gestapo. Zawieźli dziadka na komisariat policji, skąd właśnie odszedł transport Polaków do Viktoria Schule. W komisariacie pełnił służbę emerytowany szupowiec, który znał dziadka ze spacerów z pieskiem. Oddał dziadkowi gdański paszport i kazał najbliższą drogą wrócić do domu. W ten sposób senior rodziny uniknął aresztowania, a ponieważ był wykreślony na liście gestapo, nie szukano go. W Victoria Schule znalazł się również najmłodszy z rodziny. 22 letni roman Bellwon, który ze względów bezpieczeństwa nie nocował w ostatnich dniach sierpnia w domu; został aresztowany wraz z kolegami w Sopocie. Tak oto rozpoczęła się gehenna Polaków gdańskich w dniu 1 września 1939 roku przedstawiona na przykładzie jednej tylko rodziny. Był to wielki czas próby, trzeba było się opowiedzieć, czy jest się Polakiem, czy gdańszczaninem. Nie wszystkie osoby godnie tę próbę przeszły. A jakie były dalsze losy członków tej rodziny? roman Bellwon został on z Obozu w Stutthofie w wielki czwartek 1940 r. przewieziony do Gdańska przed Komisję. Przed tą komisją stanęła wraz z nim Babcia. Wystarczyło, żeby powiedzieli, ze są tutejsi, gdańszczanami, żeby Romka zwolniono z obozu. Ponieważ jednak obydwoje powiedzieli, ze są Polakami, Romek musiał wrócić do Stutthofu do karnej kompanii. Ponieważ miał odmrożone nogi i nie mógł zdjąć butów, trzeba je było rozciąć, Babcia wyprosiła dla niego parę dni urlopu (pobytu w domu w okresie wielkanocnym). Gdy we wtorek wrócił do Stutthofu, koledzy powiedzieli: „Roman ty nie żyjesz! miałeś być rozstrzelany w Wielki Piątek 22 marca 1940 r. Zawsze powtarzał, ze Babcia uratowała mu życie. Roman Bellwon, został 19 kwietnia wraz z innymi więźniami Stutthofu przewieziony do Oranienburga, gdzie mimo rozmaitych dramatycznych przeżyć, przetrwał. Nie podpisał zgody na wcielenie do wojska niemieckiego, za cenę zwolnienia z obozu. Przeżył marsz na Zachód i znalazł się w Spakenbergu, angielskim ośrodku dla b. Więźniów politycznych. Również 19 kwietnia 1940 roku, krótko po Komisji przed którą stanęła z synem, aresztowano Babcię Balbinkę. Opowiadano mi, że: wzdrygnęła się ta prawa Polka, gdy wsiadała do karetki więziennej. Została wraz z innymi Polkami z Gdańska osadzona w obozie Koncentracyjnym Rawensbruck. Z opowiadań Babci wiem, że gdy pociąg stanął na rampie Sachsenhausen–Oranienburg zamknięte w wagonie bydlęcym Polki słyszały, jak brutalnie wyrzucano z pociągu i bito więźniów z obozu Stutthof, ich synów. Kazano im położyć się na drodze i toczyć drogą do obozu (rollen). Polki zaczęły walić w drzwi i protestować, zostały za to po przybyciu do Rawensbruck skazane na tydzień karnego obozu. Babcia kilkakrotnie niemal cudem uniknęła śmierci dzięki pomocy p. Boltowej, żony wojewody Pomorskiego, która pełniła funkcje blokowej, (2x wywóz do Ausschwitz i raz do komory gazowej) Na wiosnę w 1945 roku, Szwedowi, hr. Bernadotte, udało się ocalić najstarsze więźniarki, dzięki temu, że wywiózł je do Szwecji. Tam w domach szwedzkich dzięki troskliwej, a nawet serdecznej opiece rodzin i lekarzy Babcia okrzepła, tam dopiero dowiedziała się, że Niemcy zabili jej troje dzieci. Wróciła jeszcze w grudniu 1945 roku do kraju, gdzie zmarła w 1950 roku w biedzie. (C.D.N.) Irena Jabłońska-Kaszewska 13 PRZYWOŁANE DLA PAMIĘCI KatyŃ 1940 Kwiecień nosi nazwę miesiąca katyńskiego. W tym to bowiem miesiącu w r. 1940 r. oprawcy z sowieckiego NKWD rozpoczęli wykonywanie dyrektywy, opracowanej przez szefa NKWD Berię a podpisanej przez czołowych przedstawicieli najwyższych władz Związku Sowieckiego (Stalina, Woroszyłowa,Mikojana i Mołotowa) z 5 marca 1940 r. o wymordowaniu 14 736 polskich jeńców wojennych z obozów jenieckich w Kozielsku, Starobielsku i Ostaszkowie oraz 18 632 więzniów politycznych przetrzymywanych w więzieniach ówczesnej Białorusi i Ukrainy, „zdeklarowanych i nie dających nadziei poprawy wrogów władzy radzieckiej”. Katyń to symbol kilku miejsc zbrodni. W lesie katyńskim wymordowano bowiem 4410 polskich oficerów z obozu kozielskiego. Jeńcy ze Starobielska w liczbie 3739 zostali wymordowani w Charkowie, zaś 6314 polskich oficerów z Ostaszkowa – w Twerze, które to miasto w tych czasach nosiło miano Kalinin. 4181 wieżniów z Kijowa zamordowano w Bykowni zaś 4465 z więzienia w Mińsku – w Kuropatach. W tym roku mija 70 lat od dokonania tego ludobójstwa. Jest to smutna wprawdzie i tragiczna, ale dla pamięci narodowej bardzo ważna karta w naszej historii, o której należy zawsze pamiętać! Poniżej publikuję fragment zachowanego jednego z kilku „pamiętników katyńskich”. Są to zapiski, pochodzącego z Krakowa, ppor. Mariana Gąsowskiego. (A.K.) Z pamiętnika ppor. mariana gąsowskiego „ [...]Kwiecień 1940 01.04. Czas leci, już 8-my miesiąc wojny – kiedy to się skończy – Marysieńko. 02.04. [...] Coś wisi w powietrzu – Maryś kochana. 03.04. [...] wywieziono. Od nas wzięto Wojciechowskiego. Ej, Marysiątko. 04.04. [...] (342) nie wiadomo dokąd – gdzie – Kocham Cię Marysieńko. 05.04. Dalej wywożą. Wczoraj..., kochana nic nie wiadomo, dokąd znów nas wiodą. W każdym razie stale bliżej do Ciebie. 06.04. Dziś wstrzymano wywożenie – Marysiątko, żebym choć list dostał od Ciebie. 07.04. Wywożą dziś znowu. Miałem brzydki sen Marysieńko. Było rano dziś nabożeństwo u nas. 08.04. Wywożą – Marysieńko moja kochana, żebym mógł Ci dać znać, że też wyjadę i tak pragnę listu od Ciebie. 09.04. Wywożą. Razem wyjechało 1287-u. Ciekaw jestem, kiedy mnie przyjdzie kolej i dokąd pojadę Marysiątko. 10.04. Przerwa. W nocy komunikat o zajęciu Danii i walkach w Norwegii z Niemcami. Zobaczymy co dalej. Dają listy Marysieńko, może i ja dostanę. 11.04. – 4.500 – Wiadomości ciekawe. Wywożą. Tak Marysieńko, nic nie wiadomo co i jak, i dokąd – można tylko przypuszczać – kochanie. 12.04. Wywożą. Bardzo tęsknię za Tobą Marysieńko najdroższa. 13.04. Przerwa. Tak bym Cię chciał kochanie zobaczyć i Bożenkę lub choć list dostać, już tyle czasu nie mam żadnej wiadomości od Ciebie skarbie mój. 14.04. Przerwa. Chandra mnie męczy Marysieńko kochana i kiepsko się czuję. 15.04. Po południu wywozili. Chandra. Byłem na filmie „Rusłan i Ludmiła”. 16.04. Wywożą. Kpt. Trojanowski Sylwester wyjechał. Tęsknota za Tobą Marysieńko dręczy mnie, smutno, tak bym Cię kochanie chciał zobaczyć. 17.04. Wywożą. Roguszczak pojechał Marysiątko niedługo na mnie przyjdzie kolej pewno kochanie moje. Przeniesiono nas na I blok (wielki). 18.04. Przerwa. Co robisz Marysiątko, może martwisz się o mnie kochanie złote. 19.04. Wywożą. Jóźwiak – Handy. Coraz mniej nas. Przy wyjeździe dawali listy, może i ja dostanę. 20.04. Wywożą. Były listy, ja nie dostałem Marysiątko, śliczne moje nic. 21.04. Dziś po południu mnie zabrano – po rewizji – w samochodzie do bocznicy kolejowej – do więziennych wagonów – przedział 15 ludzi za kratami. 22.04. O 1.30 godz. pociąg ruszył, 12 godz. Smoleńsk. [prawdopodobnie kolejny dzień jest datą śmierci...przyp. DP]” (Przedruk za: http://4historie.pl/katyn/strona1.htm) waŻniejsZe inFOrmaCje DOtyCZąCe nasZej ParaFii msze święte w niedziele i święta KOŚCiół: 6.30; 8.00; 9.30; 11.00; 12.30; 18.00 KaPliCa: 10.30 – młodzież 12.00 – przedszkolaki saKrament ChrZtu Św. PrZyjęli: 7.00; 8.00; 9.00; 17.00; 18.00 Dominika Razik Adrian Owsianik Krystian Berner 7.00; 8.00; 18.00 Bądźcie radością Rodziców, Kościoła i Ojczyzny msze święte w święta zniesione msze święte w dni powszednie msze święte w pierwsze piątki miesiąca 7.00; 8.00; 17.00 – dzieci; 18.00; 19.00 – młodzież w kaplicy ODesZli DO Pana: † Helena Kunca, lat 82 z ul. Gołębiej † Andrzej Rutkowski, lat 61 z ul. Kilińskiego † Maria Kowalska, lat 86 z ul. Prusa † Jadwiga Matysek, lat 86 z ul. Kilińskiego z 17 Róży † Regina Pieciun, lat 81 z ul. Wallenroda z 23 Róży † Maria Gragowska, lat 90 z ul. Wajdeloty z 17 Róży † Zbigniew Kuryło, lat 63 z ul. Pestalozziego † Stanisław Jania, lat 63 z ul. Kruczej z Ciechanowa † Irena Ptak, lat 86 z ul. Gołębiej † Danuta Gutowska, lat 80 z ul. Chrobrego Dobry Jezu a nasz Panie, daj im wieczne spoczywanie Redaguje zespó³ pod opiek¹ ks. Andrzeja Sciesinskiego: Antoni Kakareko, Maciej Turski, Jan Wontorski Druk: Hanna i Wincenty Nowakowie Redakcja zastrzega sobie prawo skracania dostarczonych tekstów i zmiany tytu³ów. Nazwiska autorów podpisanych inicja³ami znane redakcji. „Jak w Adamie wszyscy umierają, tak też w Chrystusie wszyscy będą ożywieni, lecz każdy według własnej kolejności...” (1 Kor 15,22-23a)