1 - Home.pl
Transkrypt
1 - Home.pl
ŁOWIEC O R G A N P O L S K I E G O POLSKI Z W I Ą Z K U Ł O W I E C K I E G O DWUTYGODNIK NR 21 (1456) 1-15 LISTOPADA 1973 CENA ZŁ 3.00 Wlodiimieri KMiah Kto pokocha przyrodę nigdy nie będzie nienawidził ałowieka AA /q wrześnio ł973 i. imorł w Krakowie Włodii mierz Korsak - Honorowy Członek Polskiego Związku Łowiec kiego, literat, molorz, podróżniłc. nestor pol skiego łowiectwo. Cole swoje życie i tolent poświęci! umi łowaniu przyrody. Opiewał jej piękno, obcowonie z niq no co dzień. Jego ksiqżki wychowały kilko pokołeii nie tylko myśli wych, ole i miłośników przyrody, bojowni ków o jej ochronę. Prof. Walery Goethel powiedział no jego jubileuszu: „Wszyscyś my wyrośli w atmosferze pięknych ksigżek Włodzimierza Korsaka - „Roku Myśliwego" i „No tropie przyrody"... Wiośnie: „No tropie..." W piqtej klasie doEtalem dwóję z przyrody. Nouczycielko znojqc mojq obojętność do spraw fauny i flory, podsunęło mi ksiqżkę Korsaka. Oczy wiście, nie miołem ochoty jej czytać, postonowiłem jedynie przekortkowoć, żeby w razie czego móc coś odpowiedzieć. Przejrzołem spis hosel i przeczytałem o żuroWiu, gdyż tok przezywano mnie w szkole. No i cóż, pocłiłonpłem cafq kstqżkę jednym tchem. Tajemnico powodzenia lej ksiqiki pole gało chyba no tym. że młodzi czytelnicy utoisomioli swojq osobę z bohoteromi „No tropie". Jo no przykład raz czułem się ma łym Stefkiem, który przyjeżdża no wakacje do zopodłego w lasach dworku pono Rohoiy, który odkrywo przed chłopcem z miosto tajemnice puszczy, uczy rozróżniać tropy i glosy leśne, obserwować loty pta ków Innym znów razem byłem Grzesiem Rohozp, który chodził już no polowonio, nie tylko no ploctwo wodne, ale i no gru bego zwierza i był dekorowany sosnowym „złomem". Rozszumioły się nade mnq od wieczne knieje, pełne przepastnych ma teczników i zdradliwych moczarów. Korsok uczył rozmowioć z drzewami, rozumieć mo wę zwierzqt, uświodomioć sobie mqdrość przyrody. Byłem zachwycony, urzeczony, zofoscynowany. Pokazałem ksiqżłcę kolegom. Nopisoliimy wtedy zbiorowy list do Autora i zoprosiliśmy go do noszej szkoły no spot kanie. Odpisał i przyjpł zaproszenie. Byliśmy trochę rozczorowoni, kiedy wszedł niski, łysy pon, uśmiecl>ojqc się nieśmioło. Dopiero gdy zoczqł mówić o tojnikach przyrody, o swoich przygodach na Koukozie i w Pamirze, lody zostoly przełamone. „Każdy wrożliwy człowiek - mówił Kor sak — szuka swojej wielkiej przygody życio. Tokq przygodq dla mnie był las, myślistwo, cało przyroda. Dzięki niej wyrobiłem sobie pewien filozoficzny poglqd no życie: ..przy rodo uszlochetnio człowieka. Dlatego też należy jq chronić." Tak rozpoczęło się noszo przyjoźiS. Włodzimierz Korsak urodził się 1 lipca 1866 r. w Anińsku, w guberni witebskiej jako syn powstońco z 1803 r. „Dziecipislwo — .mówił Korsok - spędzi łem wśród pierwotnego losu. Uczyć się go i ukochać przyrodę, pomogli mi prości lu dzie, często niepiśmienni, którzy potrofili znokomicie czytać w wielkiej księdze losu. Już jako kilkuletni chłopok włóczyłem się ze strzelbą po kniei. Jakaż to było rozpacz, gdy musiałem wyjechać do gimryjzjum w Rydze... Tęskniqc do losów i jezior Antńsko, zoczqłem malowoć i pisoć opowiodonio. Piervnze z nich ukozoło się w ,.Łowcu Pols'kim" w roku 1904. Redaktor noczelny, Jan Sztoicmon nie mógł uwierzyć, że wspom nienia te i nowele pisze > ilustruje 1B-letni młodzieniec..." Po ukończeniu gimnozjum w 1907 r., wy jechał Korsak no dalsze studia do Czech. W Taborze ukończył Akademię Rolniczq. W tym okresie wyjeżdżał do Progi, Wiednio, do Szwojcorii, Francji i Belgii. Pierwszo wojno świotowo zastała Korsoko w Anińsku. Wtedy to prof. Stanisłow Bilkiewicz, dyrektor muzeum w Aschobodzie poszukiwał „myśliwego, przyrodnika i noukowca do wielomiesięcznych wypraw w poszukiwaniu zbiorów do swego muze um". Korsok, którego zawsze pociqgola egzotyko dolekich wyprow, zgodził się no tę niebezpieczno wyprowę, któfq potem opisał w ksiqżce „Ku indyjskiej rubieży". W 1918 roku powrócił Włodzimierz do Worszowy i przyjqł zaproponowonq mu pracę w Wojskowym Instytucie Oeogroficznym. W ciqgu trzech lot nopisoł „Rok Myśliwego" (1922), ksigżkę, któro rozsła wiła szeroko Autoro i łowiectwo. Przedmo wę do niej napisał Józef Weyssenhoff. W roku 1922 Ministerstwo Leśnictwa i Dóbr Poństwowych powierzyło Korsokowi stonowisko generolnego łowczego losów państwowych. Przez ł(iłka lot gospodarzył więc jok prawdziwy włodarz zwierzyno leśnq, wyniszczonq przez wojnę i kłusownictwo. Rozem z J. Sztołcmanem wolczył o reoktywowonie hodowli żubrów w Biołowieży. Pomiętom, że mioł odwagę odmówić swemu szefowi, ministrowi S. Jonickiemu polowonio w pu szczy Rudnickiej, uwożojgc, że zwierzyno w tym rejonie jest zbył przetrzebiona. W okresie tym Korsak dużo pisał, uważajqc to za rodzaj społecznej służby. W 1922 r. ukozoło się książka dla młodzieży „No tropie przyrody", kilkakrotnie potem wznowiona i tłumaczono no języki obce. W 1923 r. wydoł wspomnienia „Ku indyj skiej rubieży" i „yenotor" - mole yodemecum myślistwa (otwierojące I tom Biblio teczki Myśliwskiej „Przeglądu Myśliwskie go" i „Łowiectwa Polskiego"), w 1924 r. ..Pieśń Puszczy", o w 1925 r. monogrofię cietrzewio. Jok wiemy Korsok robił znakomite zdję cia. W popieroch po Zmarłym znajduje się m. in. wiele dokumentalnych zdjęć, które pragnął opublikowoć w nie wydanej, nie stety, „Zamkniętej księdze". W iotoch 1927-1939 był łowczym w Dy rekcji Losów Państwowych w Wilnie. Stam tąd promieniowała no całą Polskę jego dziololność pisarsko i łowicko. W 1934 roku otrzymał najwyższe odznaczenie ło wieckie „Złom". W czosie okupacji Korsak należał do ru chu oporu. Znojąc dobrze wszystkie losy, mateczniki i zopodłe leśniczówki w Polsce, służy) portyzontom. Dorodzoł gdzie się chronić, gdzie zorgonizować polowe lotni sko, w którym miejscu przechodzić przez zieloną granicę. Swoją znakomitą strzelbę „Bronkę" - dor od króla szwedzkiego, przechował z narożeniem życia. Pb odzyskaniu wolności, w 1945 roku, Korsokowie przenieśli się do Gorzowa nod Wcjrlą, gdzie Włodzimierz zaczął pracować jako inspektor łowiectwo Okręgowej Dy rekcji Losów Poństwowych. W trzy loto pó źniej przeszedł na emeryturę, poświęcojąc się procy literackiej i malarskiej. Od roku 1945 do 1967 byl członkiem Kapituły, o no^ stępnie Kolegium Odznaczeń Łowieckich. Będąc członkiem Związku Literatów Polskich i Ligi Ochrony Przyrody, współpracownikiem wielu pism, często spotykał się z młodzieżą. Wśród pozostałych pomiątek są tysiące li stów od wietbicieh jego tolentu, od myśli wych proszących o rody. Zostola tokie wzruszająco tablica pomiątkowo wykonano przez pracowników Zakładów Mechanicz nych w Gorzowie w 1955 r. z nopisem: „Piewcy wielkich łowów i najlepszemu plostykąwi Gorzowa WIkp.". Po śmierci swej żony, Felicji, przeniósł się Włodzimierz do Żnina, o po nagłej śmierci córki — wyjechał do Krokowo. Cio sy, jakie dotknęły Go w ostatnich Iotoch byty zbyt silne, Włodzimierz Korsak odszedł no zawsze. Całe życie storol się poświęcić tołc ufcochonej ojczystej przyrodzie. „Naf¥rażniejszym naszym obowiązkiem — mowioł - jest miłość do człowieka i przy rody. Kto pokocha przyrodę - ntgdy nie bę dzie nienawidził człowieka." Romon Bereziak w T R O S C E O CZYSTOŚĆ N A S Z Y C H SZEREGÓW - tizecim kwartale br. odbyła się w War szawie narada Głównego Sądu PZL z przewodniczącymi sądów wojewódzkich PZL i przewodniczącymi kompletów orzekają cych tych sądów, w której udział wzięli rów nież prezes NRL, gen. dr Tadeusz Pietrzak i przewodniczący ZG PZL. dr Jerzy Krupka. Narada poświęcona była omówieniu polityki orzecznictwa sądów PZL oraz roli sędziego w postępowaniu przed sądami Polskiego Związ ku Łowieckiego. Wyjaśniano również i dysku towano nadesłane przez Wojewódzkie Sądy PZL pytania i wnioski. Zabierając jako pierwszy ^os przewodni czący Głównego Sądu PZL, inż. Stefan Byszewski stwierdził, iż dotychczasowa działal ność Głównego Sądu przyniosła zmniejszenie ilości wykroczeń kłusowniczych p<^lnianych przez członków Zrzeszenia; niepokój budzi na tomiast w dalszym ciągu stan bezpieczeń stwa na polowaniu i poziom etyki niektórych członków PZL. Dlatego też sądy łowieckie po winny z całą ostrością rozpatrywać sprawy naruszania szeroko pojętej etyki, karać i pra widłowo uzasadniać wyroki. W przypadkach drastycznych naruszeń łowieckiego kodeksu, należy stosować najwyższy wymiar kary — wykluczenie. Rolę wychowawczą spełniałoby podawanie orzeczeń sądów łowieckich do wiadomości wszystkich myśliwych. W I I zastępca przewodniczącego GSL, mgr B. Gierlickl omówił rolę i czynności sędziego, wskazując, że przed sądem organizacyjnym stoją nie tylko zadania penitencjarne, lecz przede wszystkim społeczno-wychowawcze. Z uwagi na to, że przed sądami tymi stają ludzie z różnych warstw sptołecznych, każdą spra wę należy traktować indywidualnie, zwraca jąc uwagę w jałum środowisku żyje i pracuje obwiniony. Mówca wskazał na konieczność zachowania umiaru, rzeczowości i powagi w prowadzeniu przewodu oraz na wychowawczą rolę jasnych i precyzyjnych uzasadnień fero wanych werdyktów. Chodzi bowiem o to, aby były one przekonywającym obrazem na szej łowieckiej prawoiządności. na którą pa trzą i oceniają ją nie tylko myśliwi, ale i ca łe społeczeństwo. Omawiając tryb przygoto wania rozprawy kol. Gierlicki wskazał na szereg elementów ważnych dla prawidłowego jej przeprowadzenia, m. in. zwrócenie uwa gi czy obwiniony był przesłuchiwany bezpo średnio przez rzecznika czy' pośrednio, czy toczy się pi-zeciw niemu postępowanie przed sądami powszechnymi, oraz czy został mu do starczony wniosek oskarżycielski. Mówca przypomniał również o konieczności wysłania w odpowiednim terminie zawiadomienia o rozprawie do zarządu koła i rzecznika. Na treść wystąpienia złożyły się również sprawy wyłączania się sędziego z kompletu m'zekającego, jeśli istnieje możliwość, że mógłby on być stronniczy, przedwczesnych zawieszeń (jeszcze w czasie trwania rozprawy)* w pra wach członka, z wyjątkiem takich czynów, jak bezsporny fakt postrzelenia, kłusownic twa lub spowodowania śmierci i wreszcie prawidłowej kwalifikacji czynu obwinionego. W wystąpieniu I zastępcy przewodniczące go GSL, dr Godlewskiego znalazł m. in. odbi cie problem tzw. drobnych spraw, czyli wy_ Icroczeń o małej szkodliwości spcrfecznej czy łowieckiej. Zagadnienie to było następnie sze roko dyskutowane przez zebranych. Zastana wiano się, czy sprawy te winny być rozpa trywane przez sądy. tx>wiem w świetle do tychczasowego regulaminu, właściwości są dów podlegają wszysikie czyny i uchybienia. Zwracano przy tym uwagę na istniejący w tym względzie dualizm, gdyż jak wiadomo, popełniającego wykroczenie myśliwego moż na już ukarać np. na polowaniu. Wobec kon trowersyjnych wypowiedzi postanowiono, że Główny Sąd po wysłuchaniu opinii Zarządu Głównego PZL, ustali definicję „drobnego wy kroczenia". Zgodzono się natomiast co do tego iż przede wszystkim na kole łowieckim spo czywać winien otx}wiązek rozliczania myśli wego z jego postawy i czynów, do czego upra wnia je ramowy statut kół łowieckich. Wska zywano przy tym, że jak najszybsza represja i to najbliższego otoczenia, najskuteczniej speł nia rolę prewencyjną i wychowawczą. Jeże li natomiast rzecznik uzna, że koło nie sta nęło na wysokości zadania, sam winien wystą pić do Sądu z wnioskiem o ukaranie. Takie płostawienie sprawy zwiększa obowiązki za równo rzeczników jak i kół łowieckich. Następnie omawiano szeroko sprawy orze kania kar jednostkowych przy popełnieniu przez obwinionego kilku wykroczeń i kary łącznej za wszystkie przypisane mu czyny, po nownego przyjęcia do koła — postulując zmianę przepisu w kierunku zasięgania opinii sądu PZL, który sprawę wykluczenia rozpa trywał. Kolejny punkt obrad dotyczył problemu bie głych. Stwierdzono zgodnie, że opinia bieg łego jest jednym z dowodów w sprawie, któ rą sąd może podzielić lub też nie, gdyż opinia ta nie jest dla sądu wiążąca. Biegłym może być każdy. Kryteria jakim powinien odpowia dać biegły są, otłok obiektywizmu oraz walo1 iw moralnych, wiadomości specjalne, czyli wyższy stc^ień wiedzy (specjalistycznej). Zwrócono się także z prośbą do ZG PZL o in terwencje w Ministerstwie Sprawiedliwości w sprawie powoływania przez sądy powszechne biegłych z zakresu łowiectwa przy zasięganiu opinii w sprawach łowieckich. Podniesiona też została sprawa niezawisłości sądów. Suge rowano (pracowanie dodatkowego w tym względzie przepisu, który chroniłby sądy przed ingerencją ze strony innych władz i organów Zrzeszenia, wskazując jednocześnie, iż orzecznictwo naszych sądów może i win no być poddawane ocenie społecznej, jeśli zmierza do ochrony konkretnego wykrocze nia. Kolejny zgłoszony wniosek dotyczył publi kacji orzeczeń sądów w ..Łowcu Polskim", przy czym do wiadomości publicznej winny być podawane nie tylko nazwiska wykluczo nych, ale możliwie szeroko naświetlane czyny, których się dopuścili. Wobec zdarzającego się dość często przedkładania przez koła łowiec kie niezgodnych z prawdą opinii o obwinio nym człcKiku koła, wskazywano na koniecz ność potwierdzania ich przez wojewódzkie za rządy PZL. Sprawa ta łączy się pośrednio z niezadowalającą (jak na to wskazują doświad czenia GSL) kontrolą działalności kół przez wspomniane zarządy, choć należy to do ich statutowych otKiwiązków. W związku z tym postulowano wystąpienie do Zarządu Głów nego o zobowiązanie zarządów wojewódzkich do efektywniejszej działalności w tej kwestii. Zbyt często zdarza się bowiem, że źle pra cujące koło trzeba rozwiązać, podczas gdy z pewnością istniały warunki wcześniejszego wkroczenia i zapobiegnięcia takiemu roz wiązaniu o jakim wspomniano. Na zakończenie pierwszej części narady glos ?abrał prezes Naczelnej Rady Łowieckiej, gen. dr Tadeusz Pietrzak. Omówił on cele i zadania sądów łowieckich w obliczu zwięk szonych obowiązków i uprawnień Polskiego Związku Łowieckiego, wskazując, że nasze koleżeńskie sądowniotwo musi pracować na rzecz Związku, że aktywność i rola PZL mu si iść w parze z zadaniami, a zadania te syste matycznie wzrastają, czego oczywiście nie mo że nie uwzględniać w swej działalności są downictwo łowieckie. W związku z koniecz nością zdobywania funduszy na zwiększone partycypowanie w odszkodowaniach, w ko łach łowieckich wzrasta waga spraw fiskal nych, szczególny więc nacisk należy poło żyć na moralne oblicze wszystkich członków kół. A zatem sądy nasze, i to każdego stopnia, powinny wypracować odpowiednie formy in gerencji. Należy przy tym pamiętać, że naj ważniejszą sprawą musi być generalna pre. wencja; konsekwencje w postaci kary są zaw sze post factum. Nie jest najlepiej ze sprawą dyscypliny (szczególnie bezpieczeństwem na upolowaniu), a jest to przecież kwestia spo łecznej c^inii o Zrzeszeniu, sprawa zdro wia łudzi i sprawa porządku w organizacji. Dlatego też profilaktyka i wychowanie win ny dominować w codziennej działalności na szych sądów. Niemniej ważną kwestią jest także to, aby wymierzona kara. czy też sam fakt rozpatrywania sprawy były akceptowa ne zarówno przez Środowisko myśliwych jak i społeczeństwo. Jeśli chodzi o bezpieczeństwo na polowaniu i etykę myśliwską, dużą rolę odegrać może stale zwiększanie autorytetu prowadzącego polowanie. Mówiąc o sprawach kierowania przypadków drobnych przewi nień do kół łowieckich, gen. Pietrzak stwier dził, że jeśli k(rfo prawidłowo ukarze myśli wego, który dopuścił się przewinienia, jest to oznaką dobrze pojętej samorządności. Prezes NRL wskazał również na konieczność pozbywania się z szeregów PZL ludzi, któ rych nieodpowiedzialny sposób ol>chodzenia się z bronią i to nie tylko na polowaniu, mo że zagrażać t>ezpieczeństwu publicznemu. Na wiązując do poruszanej na naradzie kwestii niezawisłości sądów organizacyjnych, gen. Pietrzak powiedział m. in. „Chodzi przecież 0 to aby sądownictwo łowieckie realizując swoje funkcje wychowawcze współdziałało z innymi organami Zrzeszenia w dobrze rozu mianym interesie całego Zrzeszenia, a przez to 1 interesie społecznym. Fakt niezawisłości są dów łowieckich, nie może budzić wątpliwo ści". W celu zwiększenia operatywności tych sądów celowa byłaby wzajemna wymiana po glądów z terenowymi władzami Zrzesze nia. W dyskusji jaka wywiązała się w drugiej części narady postulowano potrzebę jednolito ści orzecznictwa sądów wojewódzkich (w sprawach o najcięższe wykroczenia) oraz sta bilności orzeczeń (niezmienianie prawomoc nych orzeczeń w trybie nadzoru bez głębo kiego uzasadnienia koniecznej zmiany) I szybkości postępowania. Podniesiono również problem dużej odpowiedzialności przy wyda waniu opinii, rosnącej roli łowczego, wysuwa jąc jednocześnie postulat pod adresem NRL przedłużenia (^resu kadencji zarządu kota do 4—5 lat, aby w okresie tym mógł się on nauczyć dobrze pracować. Omówiono także sprawy ponownego przyjmowania do PZL osób wykluczonych ze Zrzeszenia, uchylania odznaczeń łowieckich osobom skazanym, obecności w sądach powszechnych, biegłych z dziedziny łowiectwa oraz potrzebę wyszcze gólniania przy orzekaniu (polnej kary. kar za każde wykroczenie. Przyjęto również za sadę, iż jedynym kryterium przy typowaniu łudzi do pracy w sądach łowieckich i na sta nowiska rzeczników obowiązywać winien cenzus zaangażowania obywatelskiego i spo łecznego, cenzus działacza. Sygnalizując część problemów jakie były przedmiotem narady, należy zwrócić uwagę na jej rzeczowy, konstruktywny i roboczy charakter. Szereg ustaleń, wniosków i postu latów wdrażanych w codzienną praktykę na szych sądów przynieść winny widoczną i szyb i e poprawę operatywności i trafności dzia łania organizacyjnego wymiaru sprawiedliwo ści. Narada sprecyzowała wiele spraw budzą cych dotychczas wątpliwości, wyjaśniła nie ścisłości i niejasności odnośnie przygotowania i proweuizenia postępowania przed sądami ło wieckimi, wskazała kierunki działania oraz ustaliła zakres obowiązków i odpowiedzial ności poszczególnych ogniw na drodze obwi niony — sąd. Prawda, że w obliczu nowych poważnych zadań, jakie stają przed całym Zrzeszeniem, sprawa praworządności i samorządności, opar ta na wysokim morale ogółu członków oraz czystości szeregów organizacji, jest w tej chwi li sprawą pierwszoplanową — winna trafić jak najszybciej do świadomości tych którzy łowiectwo rozumieją inaczej, niż jako właści wie pojętą rekreację i zaspokajanie myśliw skiej pasji, do których drogą jest społeczna praca i czyste ręce. (k> 3 NAUKA - PRAKTYCE Aktualne kierunki hodowli zajęcy (2) WŁODZIMIERZ JEZIERSKI, ZYGMUNT PIELOWSKI, J A N RACZYŃSKI, ANDRZEJ SZANIAWSKI V. PRZESIEDLENIA Od dłuższego już czasu zarówno badacze zai;raniczni jak i krajowi wskazują, że sztucz ne zasilanie łowiska zwierzyną może być efek,ywne tylko w środowiskach nowych, lub tam idzie rodzima populacja danego, gatunku prak tycznie przestała istnieć. W tym ostatnim przypadku istotnym warunkiem jest aby nie zmiana sytuacji środowiskowej była przyczyną likwidacji populacji. Tak więc przesiedlenia zajęcy jako zabieg hodowlany mający na celu podniesienie liczeb ności populacji mogą spełnić swój cel jedynie przy zachowaniu szeregu warunków wstęp nych. I^ależą do nich; # praktyczny brak populacji zajęczej na tere nie przeznaczonym do przesiedlenia; pol skie badania wydają się wskazywać, iż za gęszczenie niższe niż 10 zajęcy na 100 ha, występujące na obszarze nie mniejszym niż kilkanaście tysięcy hektarów, można uznać za praktyczny brak populacji; 9 sytuacja środowiskowa w sposób rzeczywi sty odpowiadająca potrzebom populacji za jęczych; warunek ten przesądza o koniecz ności zbadania, czy sytuacja środowiskowa na tyle nie uległa zmianie, że aktualnie uniemożliwia skuteczne przesiedlenia, albo co gorsza, jest odpowiedzialna za likwida cję populacji zajęczej. Należy z całym na ciskiem podkreślić, że przeprowadzenie ta kich badań przekracza możliwości nawet bardzo dobrego gospodarza łowiska i win no być przeprowadzone przez specjalistęprzyrodnika. Zgoda na przeprowadzenie przesiedlenia winna być udzielana wyłącz nie na podstawie ekspertyzy takiego spe cjalisty ; 0 zastoso^vanie odpowiednich metod przesied lania; polskie badania wskazują, że prze bieg przesiedlania powinien wyglądać na stępująco: . a) zające od momentu odłowienia do mo mentu wypuszczenia nie powinny prze bywać w klatkach dłużej niż siedem dni; zając przetrzymywany w klatce dłużej niż 10 dni nie ma już praktycznie szans przeżycia. b) przesiedlane zające nie powinny pocho dzić z terenów o wyraźnie łagodniej szych warunkach klimatycznych, szcze gólnie jeśli chodzi o długość zalegania pokrywy śnieżnej, c) przesiedlenie powinno odbywać się po przez zagrodę aklimatyzacyjną: dla 500 sztuk zajęcy potrzeba zagrody o w-ielkości 2—3 ha, ogrodzenie z siatki parkanowej winno mieć wysokość co najmniej 150 cm, zające w zagrodzie muszą być obficie karmione karmą treściwą (owies), soczystą (marchew i buraki) i objętoś ciową (siano z roślin motylkowych) na leży zadbać o bezwzględny spokój wo kół zagrody; okres aklimatyzacji powi nien trwać 14 dni, po tym czasie w og rodzeniu należy zrobić itilka przejść, umożliwiających zającom spokojne opuszczenie zagrody, d) liczba zajęcy przesiedlanych w jednym miejscu nie powinna być mniejsza niż 500 osobników, umieszczonych w zagro dzie możliwie równocześnie. Chodzi o to, że okres przetrzymywania w zagro. dzie nie może być zbvt długi, z uwagi na możliwość zainfekowania kokcidiami, a w łowisko należy wypuszczać równocze śnie całą grilpę zajęcy. Tylko przygotowany i przeprowadzony w ten sposób zabieg przesiedlenia może dać do bre wyniki. Należy jednak podkreślić, że w i 4 nien on być stosowany jedynie w naprawdę wyjątkowych wypadkach. W naszym kraju spadek liczebności populacji zajęczych jest prawie z reguły wynikiem zmieniającej się niekorzystnie dla zajęcy sytuacji środowisko wej, co oczywiście z góry przesądza o niesku teczności przesiedleń. Na zakończenie parę słów na temat stoso wanych jeszcze tu i ówdzie przesiedleń nie wielkich grup zajęcy do istniejących popula cji, których celem ma być zwiększenie roz rodczości zajęcy miejscowych i poprawa ich kondycji przez tak zwane „odświeżanie krwi". Badania z zakresu ekologii populacji, a także genetyki populacyjnej i genetyki ekologicznej pozwoliły wykazać, że: 1) istnieją mechanizmy populacyjne, które za pobiegają tak zwanemu chowowi wsobne mu i powodują, że pula genowa populacji ulega stałemu mieszaniu. 2) geny pojedynczych osobników wprowa dzone do puli genowej populacji ulegają w tej puli bardzo prędkiemu „rozpłynięciu się" i nie mają wpływu na sytuację gene tyczną populacji, 3) dobór przystosowawczy sprawia, że aktual ne warunki ekologiczne wywierają zasad niczy wpływ na sytuację genetyczną popu lacji; powodują bardzo szybką eliminację cech genetycznych w danym środowisku z różnych względów niekorzystnych, dopro wadzając w ten sposób populację do wy równanego poziomu. Te względy przesą dzają o tym, że próba działania na popula cję przez tak zwane „odświeżanie krwi" jest już dzisiaj działaniem całkowicie zdy skredytowanym. VI. HODOWLA ZAGRODOWA Liczne badania i próby praktyczne wykaza ły całkowitą nieprzydatność metod hodowli zagrodowej zajęcy. Hodowanie zajęcy w du żym zagęszczeniu na malej nrzestrzeni D O W O duje szybkie zainfekowanie środowiska kokcidami. co w rezultacie prowadzi do reinfekcji ?ajecy i takiego wzrostu poziomu tych paso żytów w przewodzie pokarmowym zwierząt, litóry powoduje masowe padanie nawet doro słych osobników. Zresztą w świetle tego co po wiedziano w poprzednim rozdziale samo zało żenie hodowli zagrodowej iak i klatkowej nie jest niczym uzasadnione. Gdyby nawet udało się pokonać trudności zootechniczne związa ne z zamknięta hodowlą zajęcy, to otrzymało by sie materiał zupełnie nieprzystosowany dó życia na wolności, a zatem nieprzydatny do przesiedlenia. UŻYTKOWANIE POPULACJI ZAJĘCZYCH Uchwalą Naczelnej Rady Łowieckiej z dnia 10 oaździernika 1969 r. dopuszczono możliwość odstąpienia od zasady przemiennego opolowywania części „A" lub części „B"^ obwodu ło wieckiego, na rzecz corocznego opolowania fl0V(. jego powierzchni. W artykule w nume rze 10 (1373) „Łowca Polskiego" z 1970 r.. au torzy niniejszego opracowania wskazali, że z uwagi na nieukończone jeszcze niektóre ba dania, pwwszechne wprowadzenie zasady po lowania na 80*/e powierzchni obwodu lowieckieeo jest ryzykowne. Zakończenie wspomnia nych t>adań pozwoliło stwierdzić, że ryzvko nadmiernej eksploatacji pHjpuIacji zajęczej jest mniejsze niż się tego spodziewano i że nad mierne ograniczanie pozyskania' nie przynosi wzrostu stada podstawowego. Przyczyny tego >ą bardzo złożone i nie wyjaśnione do końca. Działają tu czynniki środowiskowe limitujące liczebność pogłowia na określonym poziomie i zaprzestanie użytkowania populacji nie pod niesie tego poziomu. Szybka rotacja pogłowia powoduje, że nie pozyskane osobniki przepa dają dla gospodarki. Dotychczasowe użytko wanie łowieckie w porównaniu do śmiertelno ści wyniitającej z innych powodów, nie stano wi zbyt dużego procentu, przy wzmożonym zaś pozyskaniu uruchamiają się najprawdopodob niej wewnątrzpopulacyjne mechanizmy nasta wione na uzupełnianie ubytków. Wyjaśnienie tych i innych przyczyn reakcji ..buforowych" zajęczej populacji jest sprawą dalszych badań. Dla bieżącej praktyki wystar czające są wyniki eksperymentu z podwyższo nym pozyskaniem w 20 obwodach łowieckich wydzierżawionych oraz w obwodzie doświad czalnym PZL. W oparciu o te wyniki można wysunąć następujące propozycje w sprawie pozyskania zajęcy: 1. Intensywność Coroczne jednorazowe opolowanie 80"/» każ dego obwodu łowieckiego. Nieopolowana część terenu t j . 20V» nie musi stanowić całości, ale poszczególne powierzchnie nie mogą być mniejsze niż 200 do 300 ha. Zachowanie zasady jednorazowego opolowa nia jest konieczne jako metoda „automatycz nego" dostosowania pozyskania do aktualnego stanu. Wobec bezpośredniej zależności „uro dzaju" zajęcy od ich przyrostu w danym roku, wprowadzenie planowania ilościowego jest praktycznie niewykonalne. Spadek pozyskania wskutek obniżonego stanu zwierząt stanowi przy planowaniu powierzchniowym czynnik ograniczający możliwość zbytniego przeeksploatowania. W celu kontroli sytuacji populacyjnej, koła łowieckie winny być zobowiązane do prowa dzenia stałej, bieżącej dokumentacji pwzyskania zajęcy wraz z przeliczeniem na jedno stkę faktycznie opolowanej powierzchni ło wiska. Jeżeli w konkretnym sezonie polowań, po opolowaniu 50*/» powierzchni obwodu, go spodarze łowiska stwierdzą wyraźny spadek pozyskania w stosunku do lat o przeciętnym pozyskaniu (lecz nie w stosunku do lat o wy sokim pKizyskaniu, bo po nich należy spodzie wać się pewnego spadku wysokości pozyska nia), fwlowania na pozostałych 30Vt powierz chni łowiska należy wstrzymać. Pozwoli to na pozyskanie nadwyżki w latach dobrych i nie dopuści do załamania populacji w przypadku silniejszych spadków pogłowia. Z. Metody W zależności od konfiguracji terenu oraz potizeb koła, można stosować odłowy w sieci, polowanie kotłami i pmlowanie pędzeniami, pizy zachowaniu zasady jednokrotnego użyt kowania konkretnej powierzchni w konkret nym roku. W pędzeniach powinno się dopuścić stosowanie flanki składającej się z czterech myśliwych, przy czym odległość między myśli wymi nie może przekraczać 70 m. W kotłach należy rygorystycznie przestrze gać zasady, że na jednego myśliwego nie mo że być mniej niż dwóch naganiaczy. Wobec tego, że system polowania w kotły okazał się korzystniejszy od pędzeń, należy za chęcić kola, aby choć część obwodu opolowywano tym systemem. 3. Czas trwania sezonu polowań Okres przeznaczony do polowań na zające nowinien uwzględniać z jednej strony biolo gię ich rozrodu w warunkach naszych łowisk, drugiej zaś zapewniać racjonalne warunki eksploatacji populacji. Obowiązujący aktualnie sezon (od 1 października do 10 stycznia), wy- daje się za krótki w sytuacji, gdy obowiązywać będzie zasada opolowania 80*/B powierzchni obwodu. Warunki października, a nierzadko i listopada nie sprzyjają bowiem z reguły wyj ściu na pola i ograniczają polowania zajęcze w tym okresie do polowań leśnych. Dobre warunki polowań polnych są u nas zwykle dopiero w grudniu i styczniu. Wydaje się więc celo'we przedłużenie okresu polowań do koń ca stycznia. Wprawdzie pojawiają się w tym czasie w populacji objawy rujowe (parkoty) i większa w związku z tym ruchliwość zajęcy, i Ł d n a k ż e w okresie stycznia nie odgrywa to praktycznie żadnej roli w rozrodzie (pierwsze, bardzo nieliczne zresztą, mioty pojawiają się dopiero w lutym). W związku z tym sezon po lowań należy przedłużyć do końca stycznia, gdyż poza tradycją nie ma żadnych uzasadnień biologicznych, lub racjonalnych do zamykania polowań 10 stycznia. KONTROLA GOSPODARKI W ŁOWISKU Dobrze prowadzona gospodarka łowiecka wymaga spełnienia trzech warunków: 1) plan docelowy, który wytycza kierunek gospodarlii i określa zabiegi, które muszą być przedsię wzięte, by osiągnąć cel gospodarczy, 2) wyko nanie zaplanowanych zabiegów. 3) kontrola wyników stosowanych zabiegów w celu stwierdzenia, czy przez naszą działalność osią gamy Vi- łowisku zamierzony cel. Ostatniemu z wymienionych warunków po święcamy, niestety, zazwyczaj najmniej uwa gi. Można oczywiście przyjąć tezę, że najlep szą kontrolą naszej gospodarki są wyniki po lowań, przy czym kontrolę tę przeprowadzamy co roku niejako autmatycznie. Trzeba jednak pamiętać, że ponieważ jest ona automatyczna i oparta na ogólnym wyniku ostatecznym, jest równocześnie mało precyzyjna i nie pozwala oceniać poszczególnych elementów stosowa nych zabiegów. Należałoby więc nieco bacz niejszą uwagę poświęcić zagadnieniu oceny sposobu gospodarowania łowiskiem. W opra cowaniu niniejszym zostaną omówione te ele menty kontroli gospodarki, które w świetle poprzednich rozważań mają dla niej znaczenie praktyczne. 1. Konlrola zjawisk zachodzących w środo wisku : Wydaje się. że juz dziś można wskazać na Citery elementy środowiskowe, które z jednej strony mają mniej lub więcej znany wpływ na efekt gospodarowania zającem, a z drugiej — mogą być przedmiotem skutecznego działania ze strony gospodarza łowiska, lub muszą być wzięte pod uwagę przy ocenie końcowego etektu gospodarowania. Do elementów tych należą: a) ocena liczebności populacji lisa, b) występowanie chorób zakaźnych i inwa zyjnych, c) nasilenie i sposób stosowania środków och rony roślin. d) zmiany w powierzchni łowiecko użytkowe go obszaru łowiska. a) ocena liczebności populacji lisa Wpływ lisa na wysokość populacji zająca omawiano już poprzednio, wskazując na ko nieczność regulacji jego liczebności. W świetle tego konieczność oceny nasilenia występowa nia lisa w łowisku jest oczywista. Uważa się, że zagęszczenie w wysokości 2 osobników (jed nej pary) na 1000 ha łowiska jest z punktu widzenia biocenotycznego optymalne. b) występowanie cłiorób zakaźnych i inwa zyjnych Stwierdzenie w porę wystąpienia epizoocji w populacji zająca ma istotne znaczenie z dwóch powodów. Pierwszy to konieczność do konania korekty w zamierzonym rozmiarze eksploatacji populacji o spodziewaną powięk szoną śmiertelność (dotychczas nie są znane skuteczne sposoby walki z chorobami wystę pującymi w żyjących na swobodzie popula cjach zwierzęcych). Drugi — zaprzestanie re dukcji lisa (a także innych drapieżników, je żeli je z jakichś powodów redukujemy), gdyż, jak wiadomo, drapieżniki przede wszystkim atakują zwierzęta chore, przyczyniając się w ten sposób do usuwania roznosicieli choroby. Kontrola łowiska pod kątem wystąpienia epi zoocji polega na okresowych przeglądach te renu, zbieraniu osobników padłych i odsyła niu ich do odpowiednich placówek weteryna ryjnych. Wzrost ilości znajdowanych zwierząt padłych, lub informacja placówki weteryna ryjnej o stwierdzeniu choroby, która ma ten dencje do przebiegu masowego, powinny być pierwszymi sygnałami o wystąpieniu lub możżliwości wystąpienia epizoocji. c) nasilenie i sposób stosowania środków och rony roślin Uprzednio omówiono znaczenie jakie dla populacji zajęczych ma stosowanie środków ochrony roślin, a także prawidłowe, zgodne ze wskazaniami służby ochrony roślin, ich sto sowanie. Kontrola tego powinna polegać prze de wszystkim na obecności w łowisku w ok resach stosowania poszczególnych pestycydów i interweniowaniu w przypadku stwierdzenia stosowania środków niezgodnie z obowiązu jącymi instrukcjami. W dobie aktualnego za grożenia środowiska naturalnego interwencje takie są słuszne nie tylko ze względów łowiec kich i z całą pewnością będą skuteczne. War to także przeprowadzić rozeznanie wśród służ by ochrony roślin odnośnie zwiększenia nasi lenia stosowania pestycydów i na tych tere nach szczególnie zwrócić uwagę na prawidło wość ich stosowania. d) zmiany w powierzchni łowiecko ułj^kowego obszaru łowiska Powiedziano już o istotnym znaczeniu, ja kie dla prawidłowej gospodarki zającem ma ocena wielkości pozyskania z jednostki po wierzchni, a także ocena ogólnej liczebności populacji. Obie te wielkości, jeżeli mają być wiarygodne, muszą za podstawę mieć odnie sienie do powierzchni łowiecko użytkowej. Kiedy blisko dwadzieścia lat temu tworzono obecne obwody łowieckie, wyliczona dla nich powierzchnia odpowiadała w zasadzie po wierzchni łowiecko użytkowej. Jednakże po stępująca urbanizacja kraju, rozwój infra struktury, a także inne czynniki spowodowa ły, że w dużej ilości obwodów łowieckich po wierzchnia łowiecko użytkowa uległa poważ nym zmianom dla wszystkich tam występu jących, lub dla niektórych gatunków zwierzy ny. W wielu obwodach sytuacja ta jest trwa łym procesem. Zachodzi więc konieczność do konania korekty określonej dawniej powieizchni obwodu, a także dokonywania na stępnie korekt okresowych, w oparciu o ma teriały, którymi dysponują referaty geodezji prezydiów powiatowych rad narodowych, a w niektórych przypadkach również oceny włas ne, dokonywane w terenie w oparciu o po siadane materiały kartograficzne. Trzeba pod kreślić, że znaczenie mają oczywiście tylko zmiany o znacznej powierzchni, tak więc po siadane przez gospodarzy łowisk dla potrzeb gospodarczych materiały kartograficzne, są z reguły w wystarczającej skali. Z. Kontrola populacji Z wielu zjawisk zachodzących w popula cjach zajęczych, dwa tylko, jak się wydaje, mają praktyczne znaczenie dla gospodarowa nia tym gatunkiem. Są to ocena liczebności populacji i związana z nią rejestracja wielko ści pozyskania z jednostki powierzchni oraz struktura wiekowa populacji. a) ocena liczebności populacji O celu i metodach oceny liczebności popu lacji (lub zmian tej liczebności) i związanej z tym rejestracji wielkości pozyskania zajęcy, powiedziano już uprzednio. Należałoby więc tylko jeszcze podkreślić, że chociaż eksten sywna gospodarka populacjami, taka z jaką w odniesieniu do zająca mieliśmy do tej pory do czynienia, może się obejść bez tych -ocen (przy założeniu planowania przestrzennego, a nie ilościowego), to jednak obecnie, gdy stawiamy sobie za cel intensyfikację gospo darowania zającem i uważając proponowane tu nowe zasady, jako kolejny etap na drodze do^precyzyjnego modelu, opartego o rzeczywiSy stan ilościowy populacji, trzeba dążyć do powszechnego stosowania ocen liczebności. Pozwoli to na nabycie odpowiednich umiejęt ności w przeprowadzeniu tych ocen i ich wy korzystaniu do określania zmian liczebności, co na etapie gospodarowania ilościowego po pulacjami będzie absolutnie konieczne. b) określenie zrealizowanego przyrostu po pulacji Dla celów ewentualnej modyfikacji nasile nia bieżącej eksploatacji łowiska celowe i po mocne jest określenie wielkości zrealizowane go przyrostu w populacji, a więc stosunku zajęcy tegorocznych do starszych niż jeden rok, co pozwała już na pierwszych polowa niach ocenić zrealizowany przyrost pogłowił* w bieżącym roku. Metody oceny wieku u za jęcy opisali krytycznie K. CalDoń-Raczyńska i J. Raczyński („Łowiec Polski" nr 7 (12501 z 1965 r.). Porównanie różnic w procentowym udziale młodzieży w populacji w poszczegól nych latach, z różnicami w wynikach polo wań i liczebności populacji w tych samych latach, pozwoli, po pewnym czasie, już w pierwszej fazie polowań wprowadzać bardzo precyzyjne korekty do realizowanego planu pozyskania zajęcy. Spośród szerokiego wachlarza elementów kontroli gospodarki w łowisku, przedstawio no tu tylko te, które mają praktyczne zna czenie gospodarcze, które mogą gospodarzowi łowiska dać informacje do praktycznego wy korzystania. Dlatego należy podkreślić, że po winny one stać się integralną częścią zabie gów gospodarczych w każdym naszym łowis ku. W rozważaniach powyższych dotyczących kontroli gospodarki przedstawiono te ele menty, które mogą mieć znaczenie w gospo darce konkretnym łowiskiem i do zebrania których wystarcza zakres wiadomości repre zentowany przez większość myśliwych. Wy daje się jednak, że przyjmując koncepcję in tensyfikacji pozyskania zwierzyny oraz za kładając, że docelowym efektem tej intensy fikacji powinno być pozyskanie dosyć precy zyjnie sięgające górnych granic optymalnych możliwości populacji zajęczych, należy gospo darzom łowisk przyjść z pomocą w aktualnej ocenie tych możliwości. Dla tego celu nale żałoby powołać łowiecką służbę sygnalizacji i prognoz, która w pierwszej fazie swej dzia łalności mogłaby swym działaniem objąć poza zającem także kuropatwę, a być może także bażanta i kaczkę. Służba ta, w oparciu 0 odpowiednio zbierane materiały, powinna w okresie wiosennym opracowywać prognozę liczebności i możliwości eksploatacji dla posz czególnych rejonów łowieckich kraju, następ nie w okresie letnim lub wczesno-wiosennym scharakteryzować kierunek zmian zachodzą cych w stosunku do opracowanej prognozy 1 wreszcie na krótko przed okresem polowań, łub na fjoczątku sezonu opracować poprawkę do prognozy, określającą aktualną liczebność lub aktualną maksymalną wielkość eksploa tacji populacji. Nie precyzując bardziej szczegółowo meto dyki poszczególnych etapów prognoz czy syg nalizacji, dla poparcia tezy o sensowności po wołania takiej służby i możliwości jej real nego działania, można wskazać na podstawo we rodzaje informacji pozwalające prognoza lub jej korekty opracować. Elementem wyjściowym dla opracowania na wiosnę jesiennej prognozy liczebności, po winna być koncepcja bilansu populacji opi sana przez Andrzejewskiego i Jezierskiego („Zachodni Poradnik Łowiecki" nr 7 z 1966 r.). Podstawowych danych dla tego bilansu w po wierzchniowym ujęciu poszczególnymi woje wództwami powinna dostarczyć analiza dzie więcioletnich już dzisiaj materiałów, dotyczą cych rzeczywistego pozyskania zajęcy, opubli kowanych w Roczniku Statystycznym GUS. dla których dane podstawowe znajdują się w instytucie Ekologii PAN. W następnych latach bardziej już ścisłych materiałów do tego bilansu powinny dostarczyć odpowiednio zbierane dane dotyczące rzeczywistego pozys kania zajęcy w poszczególnych rejonach przyrodniczo-łowieckich kraju, dane dotyczące struktury wiekowej populacji, zebrane dla poszczególnych rejonów przy pomocy służby weterynaryjnej przedsiębiorstw „Las" z za jęcy skupionych przez punkty skupu tych przedsiębiorstw, dane dotyczące niektórych elementów klimatycznych okresu zimowego dla oceny śmiertelności zimowej, niektóre elementy długofalowej prognozy pogodowej dla okresu letniego i wczesno-jesiennego, dla oceny spodziewanej śmiertelności letniej mło dzieży i dla tego samego celu dane dotyczące zamierzeń służby ochrony roślin odnośnie sto sowania pestycydów, Letnia, lub wczesno-jesienna sygnalizacja kierunku zmian zachodzących w stosunku do omawianej prognozy, powinna się opierać na materiałach dotyczących zrealizowanych przez służbę ochrony roślin zmian w ilości stosowanych pestycydów, rzeczywistej sytua cji pogodowej okresu letniego i wczesno-jeDOKONCZENIE NA STR. 13 5 NA K U L A W Y S Z T Y C H • NA K U L A W Y DARZYŁO 5ic to dziesięć czy dwanaście lat temu. Pędziliśmy oddział, w którym zalegały dziki. Byt to oddział składają cy się w większej częici z gęstego młodnika, ale miał i partie starodrzewiu: trochę świer ka i dołem bagiennej sosny. Staliśmy pad icianą lasu i młodnika, nad szeroką drogą leś ną, umożliwiającą wygodny strzał do tyłu. Oczywiście, ponieważ wataha była otropiona, obowiązywała zasada: pierwszy strzał do dzi ka. Stałem na dole i przez rzadkie, a słabo pod szyte sosny miałem dobry wgląd w oddział aż do młodnifca. Wfcrótcc po ruszeniu naganki wyskoczyła z miotu koza z k^ilędem tuż obok mnie, i. to na lewą rękę, ale się wstrzyma łem od strzału, zgodnie z umową. A wkrótce potem zobaczyłem dziki. Vił^Qczn^ na bia łym śniegu, przemykały między pniami i krza kami. Szły nie na mnie, tylko na sąsiada z prawej, lub o jeszcze jedno stanowisko dalej. I wtedy właśnie daleko z prawej, u końca młodnika huknął strzał. ~ Ho, ho — pomi/ilałem — więc tam wy szły inne dziki. Te, które ja widziałem z miejsca zaujrócity, dały do tyłu i tyle je wKlziatem. Szkoda, że nikt nie stal na zatropiu. Skończyło się pędzenie, schodzimy się do prawego, ciekawi, co tam padło. Farba na śniegu jest. — Do czego strzelałeś? — pytam bohatera tego zdarzenia. — Do lisa. — Jak to? przecież się timówiliśmy... — Tak blisko mi wyszedł, tak wygodnie na strzał... — No, a gdzie on? — Gdzieś tu leży. Zaznaczył strzał a potem, mocno farbując, ostatkiem sił przeczolgal się przez drogę, w krzaki. Poszedł więc strzelec szukać, z nim jeden kolega i dwu naganiaczy. Łażą po krzakach, szukają, a tymczasem na miejscu strzału ze brała się rada najwytrawniejszych tropicieli i odtwarza przebieg wydarzeń. Farba owszem, jest. Przyniósł ją tu na gumiakach ktoś od patroszenia w poprzednim pędzeniu. W wy sokim, puszystym śniegu list u>yryl sporą bruzdę. Ruszyli tropiciele śladem, trochę przez naganiaczy zadeptanym, ale wyraźnym — no i okazało się, że lis zdrów, cały, nie draśnię ty, choć zapewne mocno przestraszony — poooszedt! A owo zaznaczenie, farbowanie, czołganie się ostatkiem sit, rozegrało się nie w rzeczyujistości, lecz w bujnej wyobraźni strzelca. Śmiechu i pokpiwań było co niemiara. Do tychczas zresztą, ilekroć któregoś z kolegów w naszym kole poniesie fantazja w opowia daniu myśliwskiej przygody, powiadamy: „Lis, mocno farbując..." — i ferwor narratora od razu przygasa. Gdyby ów kolega pozwolił lisowi wyjść z miotu bez strzału, na pewno ktoś inny wygrzmiaiby do dzików. Byłby to jednakże incy dent bez znaczenia, o którym nie pamięta się już w następnym sezonie. Natomiast historia z lisem mocno utkwiła nam w pamięci. I cóż — ów lis, jeśli go ktoś nie strzelił, już za pewne dawno zdechł ze starości, ale w na szej pamięci żyje i żyt będzie dtugo; diupo też będzie tematem rozmów przy kolacji w leś niczówce po polotcantu. Trawestując przysło wie „żywy pies lepszy jest od zdechłego lwa" można więc powiedzieć, te spudłowany lis jest tu wart znacznie więcej od ubitego dzika. Na pewno nikt spośród kolegów, którzy w tym wydarzeniu brali udział, nie zamieniłby dziś wspomnienia o lisie na strzelonego dzika... Brzmi to paradoksalnie, ale (ivyjąwszy mięsiarzy, którzy sukces przeliczają na kilogra my) o wartości myśliwskiej przygody decydjije to, jak się ją później wspomina. Wiszące na ścianie trofeum to przecież nic innego, jak właśnie punkt wyjściowy do takich wspom nień. Wspomnienia te z reguły mają dwie wersje. Pierwsza, ta prawdziwa, przeznaczona jest na użytek wewnętrzny; zna ją tylko właściciel. Druga T i o t o m i a s t też jest, hm... prawie praw dziwa. Od pierwszej różni się jednak nie tyl ko rozmaitymi szczegółami, lecz o wiele żyw- Z 6 S Z T Y C H • NA K U L A W Y szą barwą; jest udramatyzouiana i sfabuiaryzowana, ponieważ narodziła się w trakcie opowiadania kolegom. Z biegiem czasu obie wersje zbliżają się do siebie, a ściślej mó wiąc, pierwsza przybliża się do drugiej — i już sam opowiadający wierzy w to, co opowiada. To uwierzenie w wersję drugą jest tym łatwiejsze, że przecież nie jest ona całkiem zełgana, a szczegóły, których nie było w rzeczywistości, stają się realne, ponietuoż są prawdopodobne, ponieważ mogły być, mogty się zdarzyć. Po paru latach cał kiem już jesteśmy przekonani, że przebieg wydarzeń byl taki, jak w opowiadaniu. Zdarzają się, oczywiście, koledzy, którym nie dostaje fantazji, którzy nie koloryzują. Wydaje się, że właśnie ich relacje powinniś my najwyżej cenić. Nic podobnego. Przeciw nie, taki mruk, który, spytany jak to byto, odpowiada: „Ano, zobaczyłem, dobrze mi się ustawił i strzeliłem" — nie daje kolegom żad nej satysfakcji. Jego opowiadanie jest nudne. O ileż chętniej słuchamy podkoloryzowanych! Nie jesteśmy wprawdzie tak naiwni, żeby Fot. W> Puchalski Zbigniew Siedlecki L i s , m o c n o f a r b u j ą c . . . wszystkiemu wierzyć, znamy przecież swoich kolegów. Zahaczamy ich podchwytliwymi py taniami, sporo szczegółów odliczamy, kładąc jc na karb przesady. Ale i tak to, co po owym odliczeniu pozostaje, żywiej przemawia do wyobraźni i daje więcej satysfakcji, niż mTUklitvy, suchy raport, przypominający spra wozdanie biurowe. Stwierdzenie „spudłowa łem lisa" jest nijakie, kwituje pospolity, nie godzien uwagi fakt. Natomiast opowieść o tym, jak lis rnocno farbując ostatkiem sił przeczolgat się przez drogę — to już jest coś. I wcale tej opowieści nie unicestwia zdemas kowanie. Przeciwnie — dodaje jej smaku. Zastanawiałem się nieraz, dlaczego tak się dzieje. Dlaczego ludzie na co dzień rzeczowi i do fantazjowania nie skłonni, w opowiadaniu o przygodach myśliwskich ujaumiają narratorskie talenty. Wydaje się, że wynika to ze swoistej właściwości polowania. Otóż jesteś my psychicznie nastowicni na to, ze polowa nie jest barwną, ciekawą przygodą. Tak są dzą zwłaszcza ludzie, którzy z łowiectwem niewiele mają wspólnego. Tymczasem rzeczy wistość jest inna. Spróbujmy zrobić bilans czasu poświęconego polowaniu. Okaże się, że znakomitą większość tego czasu zajmują nam czynności zwykłe, niemal nudne. Ot, pałęta się człowiek po lesie, z początku wedle itlożonego planu, potem zazwyczaj już przypadko wo. Chodzi, chodzi, przystaje, siada — i nic się nie dzieje. Plon większości podchodów SZTYCH sprowadza się do tego, że się widziało parę kóz i wiewiórkę, a w miejscu najbardziej obiecującym, na śródleśnej łączce spotkało się głupie krówsko, albo człowieka, który nie wiadoma po co tam zalazł. Tylko jeden na ileś tam podchodów kończy się strzałem. Jeśli podczas dwutygodniowego pobytu na rykowi sku wystrzeli się trzy — cztery naboje, to już jest dużo; trzy naboje na dwadzieścia parę wyjść... Tak więc mocne przeżycie uwieńczone strzałem (o kulowym tu mowa) zdarza się rzadko. Następuje po wielu rankach i wie czorach, wielu nocach przesiedzianych na ambonce, albo wręcz na gałęzi. Jednakże ten prozaiczny trud myśliwski, to oczekiwanie sprawia, że napięcie psychiczne ulega kumu lacji. Gromadzi się ono, narasta, jak elek tryczność w burzowe; chmurze — wreszcie następuje rozładowanie: strzał. Elektryczne porównanie nie jest może najtrafniejsze, choć napięcie się rzeczywiście gromadzi. Wedle po rzekadła „głodnemu zawsze chleb na myśli" — a nam na myśli piękny rogacz, gruby ody niec, koronny byk. Nasz apetyt rośnie w mia rę oczekiwania. Kiedy się więc wreszcie do tego chleba dorwiemy, to — choćby to byl kwaśny, suchy i oicisty razowiec — smakuje nam jak potrawa z uczty u Lukullusa. I jak przedmiotem rozmów wśród ludzi zgłodnia łych są wyszukane potrawy — tak wśród myśliwych wyszukane, ciekawe, t>arwfie. nad zwyczajne przygody myśliwskie. Zresztą koloryzowanie koloryzowaniem. a zdarzają się przygody naprawdę niezwykłe. Ot na przykład w obwodzie leżącym o miedzę od łowiska, do którego jeżdżę na rykowisko, zdarzyło się parę lat temu, że myśliwy strze lił rankiem niebrzydkiego byka. A że obok polowania drugim jego hobby byto fotogra fowanie, jeszcze przed patroszeniem polożyt bykowi na wieńcu sztucer dla uwydatnienia proporcji i zabrał się do robienia zdjęcia. Podnosi do oka aparat i w wizjerze widzi, że byk wstaje i ze sztucerem na opieraka''h cwałuje w las... Całe szczęście, że po kilkunastu metrach sztucer spadł. Byka też zresztą później udało się dojść. Ale co by to było, gdyby byk uciekł ze sztucerem i strzelać się nauczył? Wypada mi na zakończenie opowiedzieć ja kąś nieprawdopodobną, a jednak prawdziwą historyjkę własną. Proszę bardzo — daleko sięgać nie muszę, bo się to zdarzyło w zesz łym sezonie. W gronie kolegów — dziennikarzy byłem na proszonym polowaniu zajęczym. Szło ono jakoś niespoTo, bo do południa prowadzano nas po lesie, w którym zające u^stępowaty raczej pojedynczo — co miot to kot. Zeby jed nak wynik nie byt kompromitujący, wypro wadzono nas w końcu na pole, gdzie czym bliżej wieczora — tym zajączków byto więcej. W miocie pocieszenia staliśmy na ścianie la su, ku któremu szło z pola pędzenie. Wspa niały to byt miot. W zapadającym już zmro ku dosłownie roiły się zające. Położyłem jed nego, haniebnie spudłowałem drugiego, strze liłem trzeciego... Biegnie czwarty. Mógłbym go strzelać, ale że szedł na sąsiada z prawej, wstrzymałem się. A sąsiad zgapit. Gdy krzyk nąłem: „pilnuj!" miał kota na dziesięć kro ków. Wygrzmiat raz i drugi, a zajączek cięż ko przestraszony ruszył po linii na mnie. Strzelać nie rnogę, bo na linii, ale gdy za jąc znalazł się o półtora metra ode mnie już nie na linii, odruchowo jakoś nacisnąłem .spust i wypaliłem z biodra. Trafić, rzecz jas na, nie trafiłem, natomiast zając, któremu przed nosem pacnęla cała wiącha śrutu, zmienił kierunek i... zaszarżowat na mnie. Palnął mnie w nogi, mato nie przewrócił. A tak konsekwentnie trzymał się kierunku, że trafiwszy między moje gumiaki, siłą się przez nie przecisnął. Trzet>a mi było ścisnąć łydki, a złapałbym kota żywego. Ale byłem tak zgłupiały, że pozwoliłem mu się przecisnąć i skoczyć w las. Popatrzyłem na swoje gumiaki: na le wym i na prawym miałem po dużym kłębie turzycy, którą zostawił przeciskając się. Ta historia o szarży zająca jest prawdzi wa. Słowo honoru! MOJE 50-LECIE Dwie pasje „Dziadka" Tyszkowskiego ESTEM w Nowym Dworze, a ściślej mówiąc w byłej nowodworskiej stadni nie, gdzie urodził się najpiękniejszy arab „Comet". O nim to właśnie nawet za graniczni znawcy opowiadali z zachwytem, publikowali jego zdjęcia i nie taili, że chętnie by zakupili tego „płynącego w powietrzu" ko nia, dla którego w stajniach świata trudno było znaleźć godnego rywala. Lubiła też tu zagadać prasa — śladami po tych wizytach „Dziadzio" Tyszkowski wytapetował ścia ny swego mieszkania — a sympatyków koni i familii Tyszkowskich, którzy przewinę li się przez Nowy Dwór zliczyć nie sposób... W samej księdze pamiątkowej znajdujemy około pięciu tysięcy deklaracji przyjaźni, życzliwości, uznania. Dziś Nowy Dwór poszedł w zapomnienie. P. Tyszkowskiego przeniesio no na emeryturę, a konie do Janowa Podlas kiego. Pozostała mu jednak druga pasja — ło wiectwo, z którym związał się od lat naj młodszych. Zostawszy bez koni, z większą jeszcze pasją mógł oddać się pracy w Polskim Związku Łowieckim. Świadczą o tym nie tyl ko dyplomy i odznaczenia, ale i fakt, że sie dem lat temu zawał dopadł go w czasie spo łecznej pracy. J Mimo że tak niedawno miał poważne kło poty ze zdrowiem, nie myśli nawef rezygno wać z nadziei, iż jeszcze zapKiluje. Zdrowie zresztą rzadko stało na pi'zeszkodzie prakty kom myśliwskim p. Józefa. Kiedyś, mając od parzone nogi, otrzymał zaproszenie na wiel kie, zajęcze polowanie w Podjarkowie. Brat powiada: — Odmówisz chyba, bo jak będziesz cho dził? — Każę osiodłać konia, ostrzela się go przy okazji. Zajechałem więc na stanowisko konno i strzeliłem... trzydzieści osiem zajęcy! Z inną zwierzyną było trochę gorzej. W 1928 byłem w Żabim i zaproszono mnie na polo wanie na głuszce. Tak się wtedy zasłuchałem, że o polowaniu mowy nie było... Wróciłem więc tylko ze słonką, którą strzeliłem po dro dze. Na brak pecha, bo przecież, oko mam dobre, nigdy nie narzekałem, zwłaszcza do dzików, których przez całe moje życie strze liłem raptem 3—4 sztuki. Rozmowa schodzi znów na konie, które przyniosły Tyszkowskiemu wiele laurów — ws^gi z wygranych wyścigów zdobią gęsto ściany domu — za wielekroć wygrywane oaksy, derby i wyścigi porównawcze. Z końmi przetrwał okupację, by wreszcie po 22 miesią cach tułaczki (od marca 1944 do stycznia 1946) przez ZSRR i Czechosłowację dotrzeć do Sudetów, a na koniec do Nowego Dworu. Przez cały ten czas nie odstępowała go żona z synem, razem cierpiąc głód, chłód i niewy gody tej peregrynacji, która zaowocowała wspaniałą stadniną z arabami podziwianymi przez świat. W czasie wspomnianej wędrówki, syna na znaczył koniuszym, żonie zaś powierzył upra wianie dyplomacji, niezbędnej wszak, by z tak oryginalnym i cennym „bagażem" dotrzeć do ojczyzny. Trzeba było nie lada pomysło wości i odwagi, by wyjść z opresji i opatów, w jakich co trochę się znajdowali. Trzeba by ło... żyłki myśliwskiej i praktyki łowieckiej Tyszkowskiego, by choćby i fortelem wyjść z potrzasku; gdy fronty zbliżały się do siebie, zaczęto się pojawiać coraz więcej maruderów zainteresowanych przejęciem koni! Trzeba było wielkiego zaparcia siebie, by nie ulec i wytrwać na stanowisku — w każ dym razie ani jednego konia nie dali wyr wać sobie z rąk. — Kiedyś na przykład przerobiłem wraz z synem stadninę na... szpital, po zornie kalecząc konie. Wszystkie klacze bez źrebiąt, lub niewysoko źrebne, w niespełna godzinę były kulawe i pod opieką żony ukry te na leśnym pastwisku. Sam pozostałem z ogierami na miejscu, wystrugując im od powiednio kopyta, tak że w tym stanie do żadnego marszu nie były zdatne. Osiadł wreszcie kol. Tyszkowski w Kotlinie Żywieckiej, by służyć krajowi jako wybitny koniarz i organizator racjonalnej gospodarki łowieckiej. Już bowiem od pierwszych dni po powrocie rozpoczyna działalność w Powiato wej Radzie Łowieckiej. Szkolenie będzie od tąd zawsze dla niego problemem wielkiej wa gi, świadom jest bowiem, że po stratach w za sobach zwierząt poczynionych przez wojnę i okupację, drugie, poważne zagrożenie stano wią dla zwierzostanu niedouczeni myśliwi i kłusownicy. Pierwszą i naczelną dewizą w życiu byłego łowczego powiatowego w Żywcu była uczci wość, nie był więc lubiany przez kombinato rów i wszelkiej maści krętaczy. W 1951 został łowczym powiatowym i od zaraz wprowadził coroczne szkolenia — „o, tu w tym pokoju, w którym rozmawiamy, uczy łem ludzi razem z obecnym łowczym, Józe fem Gałuszką oraz z inż. Weberem'-. Dalibóg, nie myśliwi z Żywieckiego jeździ li do Krakowa — to Kraków przyjeżdżał do Żywca! Łowczy Tyszkowski przekonał bo wiem kogo trzeba, że łatwiej kilkuosobowej komisji,przyjechać do powiatu, niż kilkudzie sięciu osobom jechać do Krakowa. Oszczędzo no kosztów przejazdu, czasu i nerwów — w sumie bardziej się to opłacało. Władze widziały robotę Tyszkowskiego. więc już w 1952 łowczy otrzymuje Złoty Me dal Zasługi Łowieckiej, a w 1966 — „Złom". Szkolił Tyszkowski kandydatów na myśli wych i selekcjonerów. Ich liczba w ciągu dwudziestu lat sięgnęła blisko pół tysiąca! A musiał się sercem do tego przykładać, skoro członkowie komisji nie ukrywali, że tak jak u Tyszkowskiego, w żadnym powiecie ludzie nie są przygotowani, a i organizacja szkolenia i egzaminów — najlepsza. Bo też, każdy eg zamin oficjalny poprzedzał p. Józef egzami nem wewnętrznym! Przyjeżdżało się więc do niego ze spokojem o przebieg i wynik egza minu. Do Tyszkowskiego, bo jego dom, pobu dowany wraz z zabudowaniami gospodarczy mi i stajniami jeszcze w czasach gdy dowo dził stadniną, spełniał nieraz funkcję sali wy kładowej, egzaminacyjnej, świetlicy, bądź biura. Przewijali się przez ten dom myśliwi — łowczy załatwiał ich sprawy, a gościnne ręce żony, pani Nuny podawały kawę, herbatę i coś do przegryzienia. Przychodzili, odchodzi li — zostawiając p. Józefowi satysfakcję, że może im pomóc, a jego żonie warstwy błota obficie czepiającego się obuwia na drodze prowadzącej do domu, błota, którego zwłasz cza jesienią i zimą na drogach nowodwor skich było wystarczająco dużo, by zniechęcić do tych okolic: Ilekroć ujrzę ten daleki kureA, (zwłaszcza jeżeli jest wicher i slota), rymują sobie do wyrazu: dureń, albo do słowa: idiota. Dziadzio jednak pomny na zawartość dru giej strofy tego wierszyka Juliana Ejsmonda (wyłuskałem go z setek pamiątkowych wpi sów do Księgi Stadnej): Lecz gdy nastanie czarodziejska wiosna, wskrzesają w diiszy myśliwskie wspomnienia, i gna mnie znowu tęsknota miłosna właśnie do tego kurenia... nie zamierzał uciekać stąd, nawet gdy trzy naście lat temu, zabrano mu konie a z nimi i jedynego syna — lekarza weterynarii, któ ry wraz z końmi poszedł do Janowa Podlas kiego. Ekwiwalentem za wierność i przywiązanie (przemierzył w dwudziestoleciu międzywojen nym wiele miejsc, że wymienimy Przeworsk, Nowosielce, Krzeczowice, Przemyślany, Tar nów, Lwów, Łuck, Jagielnicę) są dla niego uroki Kotliny Żywieckiej, na dnie której po łożony jest Nowy. Dwór, otoczony łagodnymi i zawsze chyba zielonymi wzgórzami, i rezul taty rozładowywanej tu pasji łowieckiej. W swojej długiej karierze myśliwskiej Jó zef Tyszkowski miał tylko dwie przerwy — w czasie minionej okupacji i wcześniej, pod czas pobytu w wojsku. Tu wspomnieć warto, iż wtedy właśnie w 1917 roku zetknął się z majoron Dobr2ańskim-Hubalem (piąty szwa dron 2 pułku kawalerii). Dziadzio wspomina, że ówczesny kapral Dobraański odznaczał się świetną prezencją, zawsze był elegancko ubrany i świetnie jeździł konno... ri..... . M . J Comet ..Dziadka" Tyszkowskiego znaczki pocztowe trafU takte na Po opuszczeniu wojska, już w niepodległej Polsce, wznowił pan Józef praktyki myśliw skie. W 1923 r. jako jeden z pierwszych wstą pił do odrodzonej, jednolitej organizacji ło wieckiej. Dziś już osiemdziesięcioczteroletni (sam mó wi, że „dopiero") kol. Józef Tyszkowski-Dziadzio nadal czuje się pełnoprawnym członkiem myśliwskiej rodziny, pieczołowicie konserwu je strzelbę i gotów jest w każdej chwili ru szyć na łów, jeśli tylko zdrowie pozwoli. — Do rzutków strzelam jeszcze bez okula rów. „Nie mierzy a rzutek leci!" — dziwią się koledzy. Tajemnica tego jest zupełnie prosta, oko wprawiał bowiem Dziadzio od najmłodszych lat, gasząc z floweru płomienie świec. „Potem przez długie lata przydawało się to oko, a i wierzę, że przyda się jeszcze!" Tadeusz Karpin 7 Siedziba dyrekcji P a ń s t w o w e g o Gospodarstwa Rolnego w KobylniMach ~ tu przez trzy dni mieściło sie r o w n i e i biuro k o n k u r s ó w . LUDZIE, PSY I SOKOŁY.. W dnioch 19, 20 i 21 paździer nika br. w Kobylnikoch Icoło Kruszwicy odbyła się jedna z większych i ciekawszych imprez ło wieckich, zorganizowano przez ZG PZŁ w romoch obchodów jubileuszu naszej organizacji. W tym samym czesie i miejscu byliśmy świadka mi aż trzech imprez: ogólnopolskich konkursów psów myśliwskich, XXVwyiłów, V ~ małych ros oroz pierw szych, po wiekowej przerwie łowów z sokołami. Gospodarzami i wspólorgonizotoromi byli Wojewódzko Rodo Łowiecka w Toruniu, powiatowe ro dy łowieckie w Inowrocławiu i Tu choli oroz kierownictwo Technikum Leśnego w Tucholi. Terenem spotkonio myśliwych, psów i sokołów by ły polo i losy powiotów inowrocław skiego i tucholskiego. Pre^.eniacja . . z a w o d n i k ó w .Kobylniki przywitały nos deszczem, porywisty wiatr szarpał transparenta mi, zawieszonymi przy wjeździe do pałacu kombinotu PGR, w którym przez trzy dni kwaterowało kierow nictwo imprezy oroz stu kilkudziesię ciu myśliwych z colego kroju. Do piero nostęprtego dnia rono, gdy wyjrzało stonce, poprawiły się humo ry. Przed pałacem zgromadzili się z psami wszyscy uczestnicy konkur sów oroz sokolnicy z ptokomi no rę kawicach; kilku konnych stonowiło honorowq osystę. No łowy z sokoła mi, zaproszeni przez polskich sokol ników, przybyli również ze swymi ptakami sokolnicy z Niemieckiej Re publiki Demokratycznej. Zebronych powitał przewódniczqcy ZG PZL dr Jerzy Krupka, przYpomłnQJqc zasługi kujawskich myśliwych w hodowli psa myśliwskiego, inicjatywę uczniów Technikum Leśnego w Tucholi, procujocych pod kierunkiem swego nouczycielo i wychowowcy Czesłowo Sielickiego, dzięki której sioło się możliwe reaktywowanie łowów z so kołami. Nostępnie uczestnicy konkursów psów udołi się do Ośrodko IHodowli Zwierzyny w Roźniotoch, łowiska Kola Łowieckiego ,,Rejna" oraz leś nictwa Swit, w pow. tucholskim. Kon kursy odbywały się w bardzo trud. nych worunkoch otmosferycznych, wiał silny, porywisty wiotr, a siqpiqcy deszcz utrudniał procę psów i menerów. Również nie sprzyjojqca pierwszego dnio pogodo uniemożli wiła w zasadzie przeprowodzenie prób lotów ptaków. Dzięki uprzejmości dyrekcji Kombinotu PGR w Kobylnikoch, która oddało pałac do dyspozycji myśli wych, zofówno oni jok ptoki mieli dobre warunki odpoczynku po mę czącym dniu. Prowizorycznq sokotornię dla dwudziestu kilku ptaków urządzono w jednym z mogozynów; przez cały czas trwania imprezy opiekę nad nimi sprowowali ucznio.. wie tucholskiego technikum. W du żej mierze im możno zawdzięczać sukces polowania, jakie odbyło się następnego dnia (upolowano 40 sztuk różnej zwierzyny drobnej^. Za nim jednak zrelocjonuję jego prze bieg, kilko słów o kursie sokolniczym który poprzedził łowy. Kurs, o którym inłormocję zomieszczono w ,,Łowcu Polskim", spotkał się z dużym zainteresowaniem my- Zil Lim u u i k a wyploczy królika — opodal czeka jut sokolnik z ptakiem śliwych. Do „Gnioido Sokolników" napłynęło wiele zgłoszeń. Ilość miejsc było jednok ogroniczono, przyjęto więc zaledwie U osób. Zojęcio odbywoły się w Technikum Leśnym w Tucholi, kursontom pomogofi ucz niowie szkoły, mojgcy w unoszeniu ptaków niemałe już doświadczenie. Wielu uczestników kursu przyjechało z własnymi ptokomi. Ciekawie przed stawiał się skiod społeczny kursan tów; był wśród nich zarówno mojor WP. lekarz, majster dużych zakła dów przemysłowych i artysto pla styk. Sokolnictwo wzbudziło więc zainteresowanie w wielu środowiskach. W czasie trwanio kursu sprawdzi ło się prawdo, że ptakowi łowcze mu trzeba poświęcić dużo czasu i cierpliwości. Zojęcio trwały każdego dnia po 7—8 godzin, często, odbywoły się nocq i wczesnym ronkiem. Każ dy dzień przynosił sukces lub po rażkę, Kol. Michał Zochorczuk, któ remu uciekł ptak, colg chłodną noc październikową spędził w lesie na poszukiwonioch. O świcie przyszli mu w sukurs koledzy i uczniowie ze szkoły. Ptoko tym razem odnoleziono. lecz każdy błgd w sztuce może skończyć się strotg wychowanka. Ptak plerwazy dosii^cKl zwierzyna — zrywa się /. r ę k a w i c y . kolniczego, z uczniami tucholslciej szkoły, Było więc płaszczyzno poro zumienia, w rozmowach bowiem nie występowaliśmy bez atutów. Nosi sokolnicy mieli już dobrze unoszone ptoki, o czym przekonano się w czasie łowów. W trokcie spotkonia wymieniono nie tylko doświofkzenio lecz i okcesorio sokolnicze, choć przyznać trzebo, że wymiona było roczej -jed nostronno, Niemcy Iwwiem w sprzęt zoopatfzeni sq dobrze, czego o noszych sokotn'iłcach powiedzieć nie możno. Sokolnictwo w NRD, zopoczqtl(owone w 195ó r, stoi no wy sokim poziomie; łcondydoto no sokolnrko obowrqzuje dwuletni stoż. podczas którego musi unosić dwo myszołowy i pustułkę. Dopiero po zdoniu egzaminu paed centrotng komisjq mo prawo do somodzielnego polowonio z ptokiem łowczym. Nie mniej surowe zosody, obowiqzujące u nos zapewnią, miejmy na dzieję, prawidłowy rozwój tego ro dzaju łowów, Po ukończeniu kursu uczestnicy otrzymali legitymacje uprowniajgce do łowów I sokołami (jest to nozwa umowna, wszyscy bowiem po lują z jostrzębiomi). Oczywiście orgonizotorzy plonują w przyszłym ro ku zorgonizowonie podobnego kur su dla wykładowców łowiectwa w łecłw>i*och feśnych oroz dla innych kondydotów no sokolników. Pienwsze kroki momy więc już szczęśliwie lo sobą. Pozo sobą momy już tak że pierwsze, prowdztwe polowanie z sokołami. W sot>otę rono sokolnicy ruszyli w pole. Organizatorzy oficjalnie nie planowali jakiejkolwiek ry^ralizacji naszych sokolników z gośćmi, chociożby dlatego, że niemieckie ptaki mioly zo sobq już kilkuletni stoż łowiecki, nosze zaś w większości kilkutygodniowy, nieliczne zaś tyl ko paroletni. Widziałem jednok, że chłopcy z Tucholi bocznie obserwujq poczynonio ,,przedwnika". Polo wano na bożonty, króliki, zojqce i kuropatwy. Teren był urozmoicony: liczne remizy wśród pól, wysokie, suche o tej porze trawy rokowały nodiieje no bożonty, na obrzeżach zogojniJców potykono się o króli cze nory. Dobrze się złożyło, że nosi sąsie dzi zza Odry dysponują dużym do świadczeniem sokolniczym i to było m,in.. przyczyną zoproszenio ich do Polski na pieriwsze łowy. Spotkali się tom z uczestnikomi kursu so- Wiele uroku miało włóczęga je siennymi polami, przedzieronie się wśród zogojników, brodzenie po ro wach i mokrodloch. Ptak siedzi na rękawicy, czujnie roiglqdojqc się dokolo, często pierwszy dostrzeże •I utakuji! łup i nrm sokalni1( zdoło wydać roz kaz - już jedzie w pole. Z 9qszczo strzela z furkotem w powietrze kogut, nim wyrówna lot i nabie rze szybkości, juź mknie ku niemu jastriqb wolnym z pozoru lotem. Lecz kogut nie jest tiez szans, jego rotunek to zopość jak nojszybciej w trowy, wbić się w krzewy, w za gajnik. Jeśli zdqży, jest urotowony. Nopostnik siada wtedy na ziemi lub na drzewie, obc4c celu który chybił. Następuje przymusowo i czę sto długo przerwo w polowaniu, nie zawsze bowiem ptak chce wrócić na rękowicę. W większości przy padków bożontom udoje się ujić, przegrywają jedynie no otwartej przestrzeni. Bywa też, że jak mówiq sokolnicy, jastrzębiowi nie wyjdzie ,,dosiad" i bożont zdoła wyrwać się nawet spod napastnika. Często również jastrzqb jest zbyt słaby by zdobyć tok dużego i sil nego ptoko. No przyklod ^viększość niemieckich ptoków, które nie polo wały dotychczas no bożanty, uni kało otoku bqdź otokowolo nie chętnie i bez efektu. Dużo lepsze rezultaty doje polo wanie no króliki. Zwierzyna to, licz na w NRD, bordziej odpowiadało ptakom naszych gości i przyznoć trzebo, że było no co patrzeć. Polowono z fretkq bądź pędzono zogojniki. Królik wypadłszy no linię sokolników, jeśli tyłko pusta prze strzeń było wystorczojąco dużo, za zwyczaj ginął pod jostrfębiem, Nojwięcej też królików było na poko cie (18). Zając jest dla jastrzębia najtrud niejszym przeciwnikiem. Siłny kot potrafi dotkliwie poturbować ptoko i ujść cało. Totei^zojąca otokowoły nieliczną -^ko, Bardzo silne i doświodczone ptaki. A jednak no po kocie było i kilka zajęcy, Bijq je jastrzębie chętnie, ncwet w trud nych warunkach, w lesie, gdzie lot wymogo refleksu i precyzji. Toki piękny otok zodemonstrowal nom jastrząb noszych gości. W wysokiej drągowi nie u jf żęliśmy pomykojącego szarołto. Atak był błyskawiczny - lecąc tuż ponad ziemią jastrząb wymijał drzewo, w ułomku sekundy zmienioł kierunek lotu, lekko tylko robiąc skrzydłomi. Zająca jednak nie doszedł, lecz dostarczył wszyst kim naprawdę emocjonującego przeżycio. I to jest chyba główny sens sokolnictwo. Ale priekonoć się o tym trzeba samemu. Myliłby się ten, kto by sądził, że sokołnictwo eliminuje wypadki no polowoniu. Przekonoł się o tym je den z uczestników polowania, nasz redakcyjny kolega, Leszek Sawicki, Jego ptok, pręikno i dobrze unoszo na Kaśko, wraz z kilkoma innymi jostrzębiomi atokowolo bażanty, podniesione z zogojnika. Nie doj rzeliśmy co działo się w gąszczu, otok jednak się nie powiódł, boża/ity uszły. Kaśko zaś zoatokowoła jastrzębia jednego z gości. Tylko w tokich sytuocjach możno się prze konać o koleżeństwie, zrozumieć prawdziwie sportową otmosferę. Strato towarzysza łowów jest zowsze t>olesna. Wszystkim zaimpono wało postawo naszego gościa. Wi działem no polowonioch kłótnie o byle zająca i dlatego długo będę pamiętał gest sokolnika, który zdjął dzwoneczki z nóg srwego martwego ptoko i wręczył je nojbtiższemu toworzyszowi łowów. No cóż, w każ dej sytuacji trzeba się umieć zna leźć. Nie mniej pięknym gestem było reolicja kol. Sawickiego, Kaś ka z nowym właścicielem pojecha ło do NRD... Tok więc no brok emocji tego dnio nie riorzekono. W&pólne suk cesy i porożki zbliżają ludzi, kon takty z niemieckim' sokolnikami trwają już klłko lot i widoć że obydwie strony zdołały się z sobą zżyć, o nic tak nie zbliżo ludzi, jok wspólna posjo. Tekst ROBERT TERENTJEW, Zdjęcia LESZEK KRZYSZTOF SAWICKI Przyjmując pozyskanie jako wskaźnik sta nów zwierzyny drobnej możemy stwierdzić, że najszybciej odbudowują się stany k u r e s t w , natomiast dla zająca ostatni sezon był nieco mniej sprzyjający. Powolny, lecz systematycz ny wzrost wykazuje pozyskanie bażantów. Można w^ęc wnioskować, że nasze rodzime ga tunki zwierzyny drobnej: zając i kuropatwa, które najbardziej ucierpiały na skutek ciężkiej zimy, w sprzyjających warunkach odbudowu ją swe populacje bardzo szybko. JAK WYPADl BILANS Pozyskanie podstawowych gatunków zwierzyny drobnej w sezonie 1972/73 D ANE liczbowe, dotyczące pozyskania zwierzyny, zebrane z łowieckich planów hodowlanych nie odzwierciedlają w peł ni rzeczywistego bezwzględnego pozyskania, lecz mogą być wskaźnikiem ogólnych tenden- ^ 1 ZA7AC cji rozwojowych populacji. Z tego względu winno się je wykorzystać do porównań i ana liz, na wszystkich szczeblach organizacyjnych PZL. W naszych pracach z tego zakresu, obej mujących już trzeci kolejny sezon łowiecki, przyjęliśmy jako podstawowy wskaźnik — po zyskanie w sztukach na 1000 ha. Ze względu na powierzchnię naszych obwodów (3000 — 10 000 ha), wskaźnik ten należy uznać za naj bardziej praktyczny. Pozyskanie łączne trzech głównych gatunków zwierzyny drobnej w Pol sce w trzech kolejnych sezonach łowieckich (od pamiętnej zimy 1969/70) przedstawia się następująco: Sezon łowiecki Pozyskanie szt/1000 ha 1970/71 1971/72 1972/73 14.7 23,7 27,0 Dynamikę pozyskania poszczególnych tunków obrazuje wykres (rys. 1). W pozyskaniu zająca (rys. 2a) część woje wództw miała wyniki gorsze niż w ubiegłym sezonie. Zdecydowany wzrost pozyskania na stąpił w województwach: Lódź, Katowice i Kraków. U kuropatwy (rys. 2b) najwyższy wzrost pozyskania notujemy w wojewódz twach: Lódź, Katowice, Lublin, Warszawa, Kielce. U bażanta (rys. 2c) największy wzrost pozyskania wykazały województwa: Kraków, Opole, Lódź, Bydgoszcz. Wielkość pozyskania w przedziałach iloś ciowych przedstawiają w ujęciu przestrzen nym na terenie kraju załączone mapy; po kazują one nasze najzasobniejsze w drobną zwierzynę tereny. Wskaźniki pozyskania w najlepszych pod tym względem powiatach przedstawia załączone zestawienie (tab. 1). Na uwagę zasługuje fakt, że część powiatów, w których występuje wysokie pozyskanie kuro patw, legitymuje się również dużym pozyska niem bażanta, co dowodzi, że przy ot>ecnych stanach, nawet przy stosunkowo dużym za gęszczeniu, gatunki te nie konkurują ze sobą. ga- Zdzisław Plata, Gustaw Matuszewski KUHOPATWA { Kuropatwa tAlANT ia7t/7z mo/ri tm/73 Rys. t. Dynimika pozyskania podstawowych gatun ków zwlersyny drobnej w Polsce w okresie mo-13 Ik U r h Ii Prossowioe HlechóK nrubosyos irialuń Kutno 84,5 65,7 57,2 52,0 50,5 45.1 M.O •5,8 41.1 40,5 KratosEyii Łaak Hadouko Csfstoohowa 1 a 151. i ir. m. XT. V. VT. TII. 1 TIII. 1 II. 1 Z. 1 iIHI Rys. ts. Pozyskanie zalccy i i i i i 3 ' ? - - ^ ł ł S : ; Rys. tb. Pozyskanie kuropatw Busko Zdr^j Dąbrowa Tarnowsks ''efstootiowa TarQot>r8eg OłabcEjca RadoBsko TroBBowloa Hleotiów CrapkowŁoa Sieradz 70,2 60,4 56,0 51.5 50,8 47,4 45,2 45,0 40,3 39.6 Ba&ant 76,6 62,5 59,3 55.5 48,0 43,9 38.0 37,8 37,7 57,4 Pros Eowlca , Aleksandrów Brbolk ClSB^H Mleohów Radziejów Ołnboiyoe Kraków 1 1 DL t i hi Rys. 2c. Po^y&kanle bażantów Intensywność pozyskania baiantdw 10 Jubileusz nie tylko myśliwych IEDZIELNY czerwcowy ranek był nieco odmienny od zwykłego wyjazdu na łowy. Na miejsce zbiórki spieszyli członkowie WKL Nr 216 „Przyjemność" z Bydgoszczy w ga lowych mundurach, bez myśliwskich akcesoriów. Tylko sekretarz dźwigał pękatą teczkę i był naj bardziej podniecony. Ruszała t»owiem do łowi ska niezwykła kawalkada pojazdów: nasza „bu da", do której zamiast przyczepy na zające — doczepiono dymiącą kuchnię, „propagandowa" nysa, samochód z orkiestrą, ciężarowy z dekora cją i kilka warszaw. W czasie postoju na placu vi Piotrkowie Ku jawskim z głośnika ..propagandowego" płyną skoczne rytmy kujawiaka, a głos spikera wita mieszkańców ziemi kujawskiej i zaprasza na „Wielki turniej młodzieży" do pobliskiej wsi Lubsin. Na t)oisku szkolnym w Lubsinie ruch i gwar jak w dzień powszedni. Jest dyrektor szkoły, przed.stawiciel komitetu rodzicielskiego, w od świętnych mundurach miejscowi strażacy, liczna grupa ludności i młodzieży. Kilka krótkich dyspozycji łowczego i szef kuchni w oka mgnieniu rozwija swój ,,węzeł za silania", obsługa wozu „propagandowego" radiofonizuje teren, wyrasta na pokaźnych roz miarów planszach las i na zielonym tle białe orły, biel, czerwień i błękit falujących na wie trze chorągwi stwarzają niecodzienną scenerię. Przy wejściu ustawiono planszę, która głosi: ..Wojskowi myśliwi witają swoich sympatyków i przyjaciół", a dalej ekspozycja .,50 lat PZL". obrazująca osiągnięcia hodowlane, występujątt* w łowisku gatunki zwierzyny, dyplomy i osiąg nięcia szkolnych kół LOP, pomysłowo wyekspo nowane problemy ochrony środowiska, aktual nych zadań łowiectwa itp. Z kolei plansza „30 lat LWP", szlak l>ojowy I i I I AWP i fotoserwis obrazujący codzienny trud żołnierzy poszczególnych rodzajów wojsk. N braterstwo broni LWP z armiami krajów socja listycznych, udział wojska w rozwoju kraju i społeczeństwa. Rozlegają się dźwięki marsza. Na t>oisko wy jeżdża na udekorowanych rowerach młodzież ze szkoły w Budzisławiu, a za nią liczna grupa ze szkoły w Kozach, która zajmuje czołowe miejsce w konkursach kól LOP w powiecie radziejow skim. Marszowym krokiem z naręczami polnych kwiatów maszerują gospodarze ze szkoły w Lub sinie, którzy sięgnęli po laury w skali woje wództwa bydgoskiego. Potem brzmi hejnał ,.Wojska Polskiego" i syg nał „Darz Bór". Prezes koła, ppłk. T. Nabrdalik wita serdecznie młodzież, opiekunów .szkol nych kól LOP i LOK. społecznych opiekunów łowiska, przedstawicieli miejscowych władz oraz przybyłą ludność. W kilku słowach podkreśla istotne treści obchodzonych jubileuszy i zapra sza do powszechnego udziału w imprezie. Młodzieżowy turniej poprowadził dowcipnie i z werwą sekretarz koła. Na program turnieju złożyły się gry i zaljawy sprawnościowe, elemen ty sportów obronnych, prace użyteczne (budowa budek karmowych), konkursy rysowania bażan ta, piosenki, deklamacje na tematy myśliwskie i wojskowe, przeplatane quizami. Finał stanowiła „Zgaduj-zgadula" na temat ło wiectwa, ochrony przyrody i 30 lat LWP. Po ziom odpowiedzi zachwycił organizatorów. Nagrody — piłka z siatką, wykonane przez członków' WKL, kroniki dla kół LOP. książki, dyplomy, medale, słodycze — przyjmowane by ły z radością przez zwycięzców. Skromnymi upominkami i dyplomami uhono rowano również opiekunów szkolnych kół LOP, społecznych opiekunów łowiska i najbardziej ak tywnych we współpracy ze szkołami i kołem soł tysów. Tadeusz Apanowicz Pomysłowa wystawa trofeów we Wrocławiu w związku z 50-leciem istnienia Pol skiego Związku Łowieckiego, Wojewódz ka Rada Łowiecka we Wrocławiu zorga nizowała bardzo efektowną wystawę trofeów łowieckich. Na głównej ulicy Wrocławia w witry nach Klubu Dziennikarza umieszczono osiem wieńców jeleni, pozyskanych w ostatnich kilku latach (m. in. na terenie powiatu l>olesławieckiego, dziewięć meda lowych poroży kozłów, strzelonych na te renach województwa wrocławskiego oraz wspaniały oręż dzika. Poza tym na wysta wie znalazły się eksponaty w postaci spre parowanych ptaków łownych: dzikiej kaczki-krzyżówki, bażanta, jarząbka, cie trzewia oraz głuszca. Od chwili urządzenia wystawy cieszy ła się ona dużym zainteresowaniem lud ności. Wydaje się, że z uwagi na nieznajo mość, szczególnie ptactwa, wśród szero kich rzesz społeczeństwa, w przyszłości należałoby umieszczać przy eksponatach krótkie opisy dotyczące naszej zwierzyny, gdyż wystawa adresowana była przede wszystkim do niemyśliwych. Jerzy Rykowskł hol. P. Klewłn JUBILACI Z KOŁA „OST|P" Pierwsza, pełna nazwa dzisiejszego Koła Ło wieckiego „Ostęp" z Warszawy brzmiała: Kolo Myśliwskie i Hodowców Zwierzyny przy PZRH. Było to w roku 1947 i choć później kilkakrotnie nazwę zmieniano, wydaje się, że ta pierw.sza najbardziej odzwierciedla działalność tej grupy myśliwych. Hodowla zwierzyny jest tx)wiem traktowana na równi z polowaniem. Tą zasadą kierowano się już ćwierć wieku temu i przy znać trzeba, ż e nie wszędzie była ona wtedy tak iK>pularna j a k ol)ecnie. W ostatnią niedzielę września myśliwi z „Os tępu" obchodzili Jubileusz 25-lecia powstania koła. Z tej okazji urządzono polowanie w ło wisku w Korczewie, na które zaproszono rów nież wszystkich byłych członków koła, którzy przecież mają swój udział w jego powstaniu i Eukcesach. Z t e j samej okazji wydano także krótką historię kola oraz wykaz wszystkich jego dawnych i dzisiejszych członków. Lista zawiera aż 135 nazwisk. Jubileuszowe polowanie na kuropatwy, kaczki i bażanty dla zaproszonych gości było najlep.szym przeglądem tego wszystkiego, co w ło wisku dotychczas zrobiono. Przyznać trzelw, że stan kuropatw był imponujący, widać było rów nież wyniki zasilania łowiska bażantami. A że padło ich niezbyt wiele, zasługa w tym gospo darzy, którzy o bażanty jeszcze dbają i niezbyt chętnie pozwalają je strzelać. Po zakończeniu polowania, wszyscy myśliwi spotkali się przy ognisku, i jak to zawsze w podobnych sytuacjach bywa, wspominano daw ne lata, snuto plany na przyszłość. Obecnie „Ostęp" gospodaruje w dwóch obwo dach, w Korczewie i w Choroszczynce w pow. Biała Podlaska. Ten drugi obwód przejęty w roku 1964 w bardzo złym stanie, jest najlepszym przykładem tego, co można w łowisku zrobić. Już po czterech latach pracy r o z p o c z ę t o odłów zajęcy na eksport. Co roku odławia się od 150 do 200 szaraków. W ubiegłym roku w Chorosz czynce myśliwi dewizowi zdobyli zlotomedalowe paro-Stki i dwa na medal b r ą z o w y . Jaką roię pełni ten dawniej zaniedbany obwód świadczy wyliczenie: gdy go przejmowano budżet kola zamykał się sumą ok. 30 tys. zł, a dziś myśliwi dysponują kwotą 200 tys. zł. Kołu ..Ostęp" gospodarującemu i polującemu pod przewodnictwem zarządu w składzie: Zbig niew Mirowski. Tomasz Konarski, Adam Filak, Aleksander I>omoradzki i Donat Szuliński, ży czymy sukcesów w następnym ćwierćwieczu. (ter) ODZNACZENI ODZNAKĄ „ZA ZAStUGI DLA ŁOWIECTWA" WRŁ KOSZALIN Zdzisław CboJnsckI Edward G s l u i Henryk Górski Franciszek Grub Jan Hawrsnłak L « O D Hermanowski Józefa JsDkowaks Zofia Kajder Aurelia U t w i ń s k a Stanisław Łukasik Jan Maj Wscisw Hslyszko Jan Manirot Jan Mazurek Franciszek Nowak Anna Piechocka Hanna Rołałowska OlKS Serkiz Stanisław SkwierawskI Józet Wojtczak Janusz Woinlak Msrłan Zając WRE. POZNAA Klemens AuEUStynisk Stanisław Bączkiewłcs Zygmunt BączUcwiez Bogdan Glazik Hubert Jarecki Marian Kaczmarek Ryszard Konieczny Władysław Krysztof Franciszek Krzyłanisk Stanisław MIszUI Kazimierz MontewsU Walenty SekuterskI Jan Snadny Spóldzlelnła Produkcyjna StaryEr6d Spółdzielnia Produkcyjna Orla Szkoła Podstawowa Siedlemin Szkoła Podstawowa Potarzyca Kazimierz Światły Władysław Wysocki Konstanty Zełcjko WRŁ SZCZECIN Kazimierz Cypryntak Jan Dlawicbowski Andrzej Grabski Zbigniew Janowski Ireneusz Jelonek Zbigniew Killński Zbigniew Orłowski Eugeniusz Pociecha Czesław Rottau s u n ł s ł a w Rychlik Michał Trejgłs 11 SAFARI Z OBIEKTYWEM pod redakcja Krzysztofa Wysockiego Cykl afrykańskich ontyłop lamyko gaiela Thomsona. J«st to jeden t najpopulorniejsiych gatunków zwienyny irodkowej i wschodniej Afryki. Łagodnoić usposobienia i gromadny tryb tycia sprawia, ż« cięsto staje się łupem larówno myiliwych jak i kłusowników. Cięsto używa na jest do polowań i pfiynętq na duże dropieiniki, a także strzelana „na kuchnię". Należy do dać, że mięso antylop jeił inakomite, a walory smakowe w moim pnekonanju $ą tym większe im mniejsio sztuko (uwzględniajqc także irtdywidualny wiek zwierzęcia). Goiela Thomsona od powiada rozmiarami noszej sarnie (waga 25—27 kg). Popularny ,ftomi'^.J>o tok «ę powstechnic go nazywa, jest bardio pięknie ubarwiony. Wzdłuż tułowia posiada czarny pat, który odgra nicza rdzawq suknię gribietu od biatowego pod brzusza. Krótki ogon jest czarny, a tyl znów bio*lawy. Podobnie kolorowe posy mo tomi wzdłuż kształtnego i proporcjonalnego (w stosunku do sylwetki) łba. Rogi ustawione prawie równolegle iktodają się jakby t regularnych pierścieni i sq lekko wygięte ku tyłowi. Długość rogów sięga do 45 cm. Nieco żenujqce było dla mnie uczestnic two w polowonioch, gdzie z dużych stad wybiera się jedynie rekordowe trofea. Ta pogoń ta rekor dem kraju, ciy kontynentu cechuiqca niestety większość Izw. dewizowych, białych myśliwych przysłania nieco urokł prawdziwego safari w nie zapomnianej afrykańskiej scenorii. HODOWCA RADZI Jednym z aąjważnłeiszycb zabiegów liodowłanycti w łowisku Jest redukcja drapfeintków 1 szkodników. Czechosłowacja ma obecnie naj większe pogłowie zwi«^yny drobnej wśród krajów socjalistycznych dzięki m. in. ciągłemu oczyszczaniu terenu z drapieżników i szkodni ków. ka po zamknięciu powinna być luźna. Z uwagi na to. że po złapaniu się drapieżnika gołąb naj częściej ginie — zastosowano automatyczne uwalnianie ptaka. Na rysunku 3 (szczegół a) pokazany jest prak tyczny i niezawodny zamek-automat razem z częścią dźwigni obracającej się na stałej osi. Zamek ten jest nietrudny do wykonania jak i zamocowania na ramce klatki wraz z dźwignią: z tych względów jest bardziej godny polecenia zamiast imitowanej gałęzi, czy też zrzutu jelenia. Oprócz odstrzału dobre rezultaty daje od iów przy pomocy pułapek. Oto niektóre z nich. Rys. 1. Pułapka do odłowu dużych i małych drapieżników. W momencie obciążenia podwie szonej deski ciężarem drapieżnika, ta opada i iiwalnia podniesione zasuwy, które zamykają drapieżnikowi wyjście. Na tchórze i kuny (na kuny tylko tam, gdzie jest prowadzona hodowla bażantów, ze względu na ich ochronę poza ba żantarniami) ustawia się pułapki na zauważo nych, wydeptanych przez tc drapieżniki ścież kach, najczęściej w rowach lub bruzdach, na na rożnikach wolierów dla bażantów, przy parka nach. Dobrze jest podłożyć jajko w prześwit pu łapki, lecz bez dotykania go gola ręką. Odiów tych drapieżników jest skuteczniejszy od od strzału, ze względu na ich nocny tryb życia. P u ł a p k a do I^UIŁWU matach i d u ż y c h d r a p i e t n l k ó w Rys. 2. Pułapka na zdziczałe psy. Zasada dzia łania podobna, jak pułapki na rys. 1. Stosuje się w różnych wersjach i wielkościach. Ustawiając na State, wbija się kolki w ziemię na około 40 cm; taki właśnie sposób ustawienia pokazuje ry sunek. Praktyczniejsza w naszych warunkach będzie przenośna pułapka tego tyou z podlona o nieco mniejszych rozmiarach, wykonana z de sek, blachy lub siatki. Rys. 3. Pułapka do odławiania jastrzębi golcbiarzy i innych drapieżników skrzydlatych. Moż na ją łatwo przenosić lub przewozić nawet na rowerze. Zasada działania podobna jak w pułap ce na myszy z tym. że sprężyny muszą być od powiednio silniejsze. Wykonujemy ja z siatki drucianej, pałąk zamykający draoieżnika, z dru tu stalowego o średnicy 7 do 10 mm, obszyty siatką, najlepiej nylonową, która drugim koń cem powinna być przymocowana do górnej ram ki klatki, jak to jest pokazane na rysunku. Siat Zamon Puiapkii uii /(i/ii.vale ^t>y ioatama P u ł a p k a do u d ł a w i a n l a .iiu>trzębl LISTOPAD 1913 Wilcza plaga W Kanadzie. Północna Kanada, aa /.aludnienle Ictórej przez o s a d n i k ó w , wydaje się rocz nie miliony dolarów, cierpi obecnie na g r o ź n ą i n u-azj<j. Mianowicie wilcza plaga zdaje się zagrażac dalszemu rozwojowi lej prowincji, a zwłaszcza ołcolicy Sosicaczewan. Agenci o r g a n i z u j ą c y emigracyiiiych osadniiców. przemilczają o t y m we w ł a s n y m mteresie. Jak jednak groźne musi b y ć to niebezpie czeństwo, skoro rząd kanadyjski wyznacza premit* w wysokości 450 marek za teb zdobytego wilka i urządza wielkie o b ł a w y na tych rabusiów. Przed trzema laty silne mrozy zagnały z Azji Wsc^lOdnlej do północnej Kanady tysiące olbrzy mich, szarych wilków, które przebiegły przez za m a r z n i ę t ą z a t o k ę Beringa, p o s z u k u j ą c łagodniejsze go klimatu. Przez sosnowe lasy niezamieszkałej północy Kanady p o s u w a j ą się hordy wilcze coraz dalej na p o ł u d n i o w y wschód, aż do r ó w n i n na po łudniu z u r o d z a j n ą w pszenicą doliną Soskaczewanu. Bardzo groźni dla o s a d n i k ó w są cl przybysze z Azji. Wilk kanadyjski, mały, brunatny, rzadko na pada na człowieka i to t y l k o wówczas, gdy jest po d r a ż n i o n y , przy t y m ostrzega przed napadem w y ciem i szczekaniem. Natomiast jego syberyjski ko lega, szary w i l k stepowy, napada milczkiem. pod stępnie 1 rozdziera swą ofiarę, nie d a j ą c jej żad nych szans obrony. Również z Ontario n a d c h o d z ą wieści o pladze wilków. Na p ó ł n o c n y m brzegu je ziora Nipigon zniknął posłaniec pocztowy bez śla du. Po długich poszukiwaniach znaleziono kawa łek r ę k i 1 część nogi tego nieszczęśnika pożartego przez w i l k i . Ze walczył z nimi bohatersko, ś w i a d c z ą o t y m znalezione w pobliżu cztery ścierwa zastrze lonych wilków. Nawet torba pocztowa została po żarta, a listy rozsypane. Podobny los spotkał r ó w nież drugiego listonosza. Oba te w y p a d k i zdarzyły stę w odstępie dziesięciodniowym. Nikt ot>ecnie jiie o d w a ż a się wyjćć w pole po zapadnięciu zmroku. Prawie wszystkie osady i zagrody b y w a j ą nocą oblegane przez zgłodniałe watahy. • KoioroHC futra. Najbliższy sezon zimowy przy niesie o r y g i n a l n ą n o w o ś ć : kolorowe tutra. Dotych- Aktualne kierunki hodowli zajęcy IX>KOl9CZENIE ZE STR. 5 siennego, szczególnie wielkości opadów oraz przeprowadzonych odpowiednio przez straż ników, wynagradzanych z funduszu ochrony łowisk, poszukiwań* padłych zajęcy, które po winny zostać przebadane dla ustalenia przy czyn padnięcia. Istnieje także dla tego okresu możliwość opracowania prób ilościowych, któ re pozwolą ocenić zmiany zagęszczenia popu lacji dla określonych terenów. Wreszcie poprawka do prognozy określają ca dopuszczalną wielkość pozyskania zajęcy, powinna być opracowana po pierwszych kil kunastu dniach sezonu łowieckiego w opar ciu o wykazaną w punktach skupu strukturę wiekową populacji. Wydaje się. że nie trzeba dalej uzasadniać celowości powołania takiej służby i realnej skuteczności jej pracy. Pozostaje rozważyć kto powinien taką służbę powołać i skąd wziąć fundusze na jej organizację, Najwięltsza część odpowiedzialności za gospodarowa nie zwierzyną drobną spoczywa na Polskim cza.s najwyższą piękność tej prawdziwej ozdoby kobiet upatrywano w dyskretnej i naturalnej ich barwie, dzisiaj futra s k r z y ć się b ę d ą r ó ż n y m i ko lorami tęczy. Obecnie m o ż n a Już o g l ą d a ć w Pa ryżu pierwsze okazy tej mody, a nawet w czasie ostatnich dni wyścigów m o ż n a było widzieć k i l k a naście elegantek w lekkich o k r y w k a c h futrzanych we wszystkich możliwych kolorach — p o m a r a ń czowym, granatowym, r ó ż o w y m , złotym, srebrnym, a nawet zielonym! Co do g a t u n k ó w futra, to naj w i ę k s z y m wzięciem cieszą się s k ó r k i k r e t ó w , a płaszcze teatralne i koncertowe z nich s p o r z ą d z o ne są nadzwyczaj efektowne. Sensację w y w o ł a ł o pojawienie się w teatrze jednej z plerw.szych ele gantek paiyskich. w długim płaszczu, podbitym b i a ł y m i lisami, nadto na wierzchu płaszcza, na plecach, z n a j d o w a ł a się efektownie ułożona s k ó r k a białego lisa, z całą głową, ł a p k a m i i wolno wiszą cym ogonem. Wobec nadzwyczajnego zapotrzebo wania s k ó r e k k r e t ó w , cena ich p o d s k o c z y ł a prawie dwudziestokrotnie. To samo stało się ze s k ó r k a m i białych, niebieskich . srebrnych lisów oraz soboli. Naturalnie, że do mniej kosztownych futer kolo rowych u ż y w a się s k ó r z psów, szczurów i m a ł p . • Eskimosi — lud m y ś l i w s k i . Badacz okolic pod biegunowych. Norweg Ch. Leden, k t ó r y przeby wał przez pewien czas u Eskimosów, składał sprawozdanie ze swej podróży w B e r l i ń s k i m To warzystwie Geograficznym. Poznał on szczegóło wo szczep Eskimosów, z a m i e s z k u j ą c y c h nad Zatok.* MeWille w Grenlandii. Szczep złożony z kilkuset zaledwie głów, stoi pod względem e t y c i n y m w y żej od cywilizowanych E u r o p e j c z y k ó w . Ł a g o d n i i dobroduszni nie posiadają w swoim słowniku ani jednego p r z e k l e ń s t w a , ani jednego obelżywego w y razu. K ł a m s t w o , oszustwo i kradzież, z d a r z a j ą się bardzo rzadko 1 podlegają ogromnie ciężkim ka rom. Ilość mężczyzn Jest u E s k i m o s ó w dwa razy większa niż ilość kobiet, k t ó r e w y c h o d z ą za m ą ż bardzo wcześnie, bo zwykle w dwunastym r o k u życia. Najstarsza dziewica nad Z a t o k ą Melville ma lat szesnaście. J a k i c h ś prawnych form m a ł ż e ń s k i c h w ś r ó d nich nie ma. mimo to żyją jednak ze sobą bardzo szczęśliwie. Nie przeszkadza to jednak, że nieraz m ą t w y b i e r a j ą c się na kilkutygodniowe po lowanie, zamienia s t a r s z ą żonę na młodszą, aby mu w wyprawie była bardziej pomocna. Całą przy r o d ę u z n a j ą jako Istotę żywą. a po ś m i e r c i spo dziewają się szczęśliwej k r a i n y , w której tiędą mieć więcej fok 1 niedźwiedzi oraz więcej słońca, niż za życia. Ci półdzicy ludzie, którzy u m i e j ą Uczyć najwyżej do dwudziestu, to jest do liczby w y r a ż a j ą c e j ilość palców u r ą k i nóg, są jako myśliwi n i e z r ó w n a n i , a E u r o p e j c z y k ó w m a j ą w pogardzie, u w a ż a j ą c ich za coś p o ś r e d n i e g o między człowiekiem a zwierzęciem. Śmieją się z ich spo sobu polowania, z broni palnej, k t ó r e ] Mały czło wiek u ż y w a w ł o w a c h na białego niedźwiedzia, nie mając odwagi zetrzeć się z n i m oko w oko. z oszczepem w r ę k u . Rzecz znamienna, że każdy Eskimos zapytany o wiek odpowiada, że Jest mtody i każdy z nich sądził, p a t r z ą c na b r o d ę 34-letniego Ledena. że obcy przybysz jest s ę d z i w y m starcem. •1 cienkim śrutem Gdy wracatem z rykowiska Napotkałem myśliwego... Jechał z bronią i porożem l rzekł do mnie: „Cześć kolego... Jak tam Iowy? — zaraz spytał, Gdzie trofea, bo nie widzę...? — Wie pan — nic się nie strzeliło, Ale przyznać to się wstydzę. Więc zmyśliłem opowiastkę. Jakie to przygody miałem — Szable dzika są w plecaku, (Prawdę mówiąc, to dostałem). Ale twierdzę, że zdobyłem Prawie z narażeniem życia. Gdy odyniec wyszedł na mnie. To strzeliłem doń z ukrycia. Skoro szczerze już mówimy. To koledze także wyznam. Ze ten wieniec też dostałem, Ale żonie się nie przyznarr.. No bo prawie miesiąc cały Siedząc w lesie dniem i nocą Nawet byka nie strzeliłem No to co ja tam robUem? Całe szczęście, ze leśniczy Zdjął ze ściany swe poroże: „Proszę zabrać, chociaż stare Lecz uwierzą panu może...". Tak niestety często bywa, Ze niejeden drodzy moi, By renomę swą utrzymać. To się w cudze piórka stroi. Ale czasem gdy przypadkiem Takie piórko gdzieś odpadnie. To wypada mu zonucić Oj, nie ładnie, oj, nie ładnie. SZARAK Wuem Związku Łowieckim, bowiem jego ogniwa gospodarują na lwiej części łowisk polnych i polno-leśnych. Zatem najbardziej zaintereso wanym w posiadaniu takiej służby powinien być PZL. Nie bez znaczenia jest także fakt, że Związek posiada własną komórkę wyspec jalizowaną w badaniach nad zwierzyną drob ną i w oparciu o jej kadrę naukową jako ele ment kierowniczo-organizacyjny. mógłby służbę taką stworzyć. Oczywiście wymagałoby to stworzenia w Stacji Badawczej PZL dodatkowych etatów dla pracowników naukowych i technicznych (w granicach 5—6 osób) oraz uruchomienia odpowiednich funduszy na koszty działalności, takie jak druk i wysyłka ankiet, (JfUgramy i praca maszyn cyfrowych, wynagrodzenie dla niektórych respondentów za zbieranie (np. le karze weterynaryjni w punktach skupu przed siębiorstw .,Las"). lub opracowywanie (np. klimatolodzy} części materiałów, itp. Należy sądzić, że w wyniku działalności wspomnia nej służby, pozyskanie samego tylko zająca powinno wzrosnąć o co najmniej 400 tys. sztuk rocznie i to w sposób nie zagrażający trwałości ich populacji. Przeznaczenie z każ dego z tych zajęcy pięciu złotych na koszty utrzymania Wspomnianej służby wystarczają co zabezpieczy jej potrzeby. Jest to tylko około 5% wartości pozyskanej masy towaro wej i rachunek ten mówi sam za siebie. Moż na jeszcze wskazać, że gdyby w oparciu o tę służbę stworzyć jeszcze system sygnalizacji degradacji i skażeń środowiska biotycznego łowisk krajowych, do czego zachęca Jezierski w artykule „Łowiecka problematyka badaw cza programie — Człowiek a środowisko" (,.Vpteomości Ekologiczne" zeszyt nr 1 z 1973 r . ) , ^ o ż n a by chyba otrzymać na działalność tej służby odpłowiednie dotacje państwowe. Tak czy inaczej sprawa jest naprawdę warta zrealizowania w interesie optymalnego gospo darowania populacjami zająca, a także innej drobnej zwierzyny. Powinno to wyraźnie po móc w uzyskaniu maksymalnego efektu pro dukcyjnego przy zagwarantowaniu trwałego zachowania ich populacji. 1 Włodzimierz Jezierski Instytut Ekologii PAN Zygmunt Pielowski Stacja Badawcza PZL Jan Raczyński Zofctad Badania Ssaków PAN Andrzej Szaniawski Jn^tytut Badawczy Leśnictwa 13 ŁOWIECTWO W LITERATURZE I SZTUCE ROZWIĄZANIE KONKURSU JUBILEUSZOWEGO Z NUMERU 13-14(1448-1449) „ŁOWCA POLSKIEGO' A — „Myślistwo z ogary". B — „Soból i panna", C — Jagienka, D — Zbigniew Kowalski, E — Janusz Meissner, F — Julian Ejsmond, G — Stanisław Zatwrowski „W sercu kniei", H — Jan Edward Kuctiarskl: m. in. „Dwa brzegi rzeki", „Zeszyt z brzozowej kory" i „Co komu z lasu", I — Stanisław Rozwadowski, J — Alfred Wierusz-Kowalski, K — Ksiądz Robak, L — Mateusz Cygański, Włodzimierz Pucłialski i Józef J. Szczep kowski, M—Stefan Żeromski „Popioły". N — m. in. „Dropie", „Jastrząb", „Kuropatwy na śniegu", „Kurka wodna", i ,,Bociany", O — Włodzimierz Korsak m, in. „Ku indyj skiej rubieży", „Leśne ognisko", „Na tro pach przyrody" oraz „Las mi powiedział", P — Juliusz Kossak, R — Julian Fałat „Oszczepnicy", W wynika komtoyinego losowania nagrody otrsymują: 1) RADIO TRANZYSTOROWE — Janina Ba torska, Kielce, ul. Toporowskiego 16 m 30, 2) ZŁOCONY ZEGAREK-MEDALION Maria Jezierska, Warszawa, ul. Pańska 90 m 41, 3) NAMIOT 2-OSOBOWY — 7amisz Kochańł^czyk. Technikum Rolnicze, k l . n B, 12-230 Biała Piska, 4) Ś P I W Ó R — Alina Osiniak, Przemyśl, ul. Dr Jordana 1 m 4, 5) MAŁY ROBOT KUCHENNY — Leszek Krasula, Chrzanów, ul. XX-lecia PRL 2 m 39, woj. Kraków, 6) ZEGAREK MĘSKI — Jerzy Plender. Murzynówko, 63-023 Sulęcinek. pow. Środa Wlkp.. 7) KOMPLET NAKRYĆ KAMPINGOWYCH W WALIZCE — Stanisław Czwertmicki, ul. Strzecha 25. 60-287 Poznań. 8) BUDZIK W FUTERALE — Henryk Sępkowski. ul. Nowotki 18 m 15, 08-UO Siedlce, 9) ELEKTRYCZNA MASZYNKA DO GOLE NIA — Michał Sokołowski. 87-320 Górzno, pow. Brodnica, 10) OPIEKACZ DO CHLEBA — Franciszek Mazur, ul. M. Skłodowskiej-Curie 12a m 14, 42-300 Myszków, 11) MATERAC — Bolesław Grześ, ul. Warneńska 2 m 57, 02-759 Warszawa, 12) KOC — Stanisław Bigos, Rynek 2 m I , 59-320 Polkowice, woj. Wrocław, 13) REPRODUKCJA OBRAZU J. BRANDTA — Józef Wyganowski, Legionowo, ul. Zygmuntowska 16, 14) PLECAK — Mariusz Malinowski, Warsza wa, ul. Nowotki 16 m 62, 15) SUSZARKA DO WŁOSÓW — Zdzisław Kordasiewicz, ul. Wyczółkowskiego 36 m 5, 41-902 Bytom. 16) WENTYLATOR — Leon Cetnerowski, ul. Chełmońskiego 5 m 17, 80-301 Gdańsk-Oliwa, 17) „PAN TADEUSZ" — Tadeusz Rynkusz. 47-300 Krapkowice, woj. Opole, 18) TERMOS PODWÓJNY — Jacek Sieradzki, ul. Ostroroga 4, 52-421 Wrocław, 19) ALBUM „W KRAINIE ŁOWÓW" — Lucy na Kostecka, Świecie n.Wistą, ul. I Armii WP 167a m 26. 20) SZACHY — Gabriela Józefowicz, Czyszków, pow. Garwolin, 21) ZESTAW PŁYT DO NAUKI JĘZYKA FRANCUSKIEGO — Izabella Rosiak, ul. J. Krasickiego 5 m 1, 75-522 Koszalin, 22) KSIĄŻKA „MALARSKI ŻYWOT JÓZEFA CHEŁMOŃSKIEGO" — Jan Ryszka, ul. Rybaki 19 m 16, 72-600 Świnoujście. Nagrody zostały ufundowane pnez Spółdziel nię „Jedność łowiecka" w Warszawie. Zawiadamiamy, że zmarł w wieku 72 lat Dnia 24 czerwca 1973 roku zmarł nagle w wieku 49 lat Kolega Kolego FRANCISZEK NASSAL Przewodniczący Komisji Rewizyjnej. Uczestnik I I I Powsta nia Śląskiego. Działacz społeczny. Odznaczony Krzyżem Ka walerskim Orderu „Polonia Restituta", Śląskim Krzyżem Powstańczym, Srebrnym Krzyżem Zasługi z 1934 r., Krzyżem Górnośląskim oraz innymi odznaczeniami. W zmarłym stra ciliśmy szlachetnego i etycznego Kolegę. Zegnamy Go w głębokim smutku. Koto Łowieckie ..Zalesie" Dnia 8 lutego 1973 roku ztnarł po krótkotrwałej chorobie Kolego ANTONI G02D2 długoletni członek Polskiego Związku Łowieckiego. W zmar łym tracimy przyjaciela, serdecznego i oddanego sprawom łowieckim Kolegę. Zarzątl i członkowie Kola Łowieckiego Nr 3 w Starachowicach mgr ZDZISŁAW GRZEGORCZYK długoletni członek Koła Łowieckiego Nr zmarłym utraciliśmy towarzysza łowów, łowiectwa przyjaciela. Cześć Jego pamięci! Zarząd i Koła Łowieckiego 2 w Augustowie. W oddanego sprawom członkowie Nr 2 w Augustowie Dnia 4 lipca 1973 roku zmarł w wieku 65 lat Kolega inż. ZYGMUNT SOKOŁOWSKI długoletni członek Nadmorskiego Kola Łowieckiego w Gdy ni. Pozostaje w naszej pamięci jako uczciwy i szlachetny człowiek, serdeczny* Kolega, wierny i etyczny towarzys? łowów. Zegnamy Go z wielkim żalem. Zarząd i członkowie Nadmorskiego Koła Łowieckiego w Gdyni Dnia 1 września zmarł nagle w wieku 83 lat Kolega JAN KRUK długoletni członek władz Kola Łowieckiego „Tur-Jeleń" przy Ministerstwie Górnictwa i Energetyki w Warszawie. W zmarłym straciliśmy nieodżałowanego serdecznego Kolegę i przyjaciela oraz wiernego towarzysza łowów, odznaczonego brązowym Medal«n Zasługi Łowieckiej. Cześć Jego pamięci! Zarząd i członkowie Koła Łowieckiego „Tur-Jeleń" w Warszawie W dniu 12 września 1973 roku odszedł przedwcześnie do Krainy Wielkich Łowów nasz nieodżałowany towarzysz Kolego ppłk JOZEF KOMOROWSKI długoletni członek Zarządu naszego Koła, odznaczony brązo wym Medalem Zasługi Łowieckiej. Zegnamy Go w głębokim smutku. Cześć Jego pamięci! Zarząd i członkowie Wojskowego Koła Łowieckiego 306 .Jeleń" w W^arszawie W dniu 15 października 1973 roku zmarł Kolego 0 WOJCIECH CZEKAŁA Dnia 11 maja 1973 roku zginął śmiercią tragiczną w wieku 33 lat długoletni członek i przewodniczący Komisji Rewizyjnej Ko la Łowieckiego Nr 142 w Gołańczy pow. Wągrowiec. Emery towany leśniczy Nadleśnictwa Margonin, odznaczony m. in nymi Krzyżem Kawalerskim Orderu Odrodzenia Polski oraz Medalem Zasługi Łowieckiej. W zmarłym tracimy wysoce etycznego Kolegę, wieiKiego miłośnika przyrody ojczystej. Zegnamy Go w głębokim smutku. Kolego Cześć Jego pamięci! Z«rxąd i członkowie Kola ŁowlecUeco Nr 142 w Golańczy KRZYSZTOF MASINA długoletni członek Koła Łowieckiego „Dzik" w Koszalinie, etyczny i wzorowy myśliwy, serdeczny Przyjaciel I Kolega. Cześć Jego pamięci! Zarząd i członkowie Kola Łowieckl^o „Dzik" w Koszalinie KRZYŻÓWKA Z HASŁEM M N o P WtiUMl Zjednoczenie P . L „LAS" przypomina, że punkty pozyskania ,J,AS" pny^lowane S4 do przyjęcia upolowanej zwierzyny przede wszystkin: ZAJĘCY, DZIKÓW, Z W I E R Z Y N Y PŁOWEJ. Szmególowe informacje we wszystkich placówkach Zjednoczenia „ŁAS". Pu p r a w i d ł o w y m rozwiązaniu k r z y ż ó w k i , litery z ponumerowanych kratek, czytane w kolejności od 1 do 6fi. u t w o r z ą hasło, które wystarczy n a d e s ł a ć Jako rozwiązanie całego zadania. POZIOMO: ]v rekwizyt malarza u rogacza • posługuje się n i m kłusowniit, 2) c / ę ś ć lasu. gdzie zalega zwierzyna * k n i c j ó w k a , 3) d u b e l t ó w k a . 4) taza księży ca * klępa. S) szarża odyhca na m y ś l i w e g o • imie tei^skie * basior. E) kuszenie do ożenku. 7) gtęlwkie no*ycowate wcięcie w łopatach denielich. 8> z niej na rybek. 9) niemiecki alchemik, lekarz i aptekarz, badał metody barwienia szkta, l*odaI przepis na tzw. sól g l a u b e r s k ą (16(M—68). lO) na niej zapalnicy. 11) f i t t y -tlfty w aptekarstwie. 12) gasi, 13) zaopatrywanie ludności w ś r o d k i ż y w n o ś c i o we, 11) dba o niego żołnierz. 15) smar maszynowy. 16) lal>oratorylne naczynie szklane * szarłat, 17) d o w ó d c a armii rosyjskiej w czasie wypraw Napoleona na Moskwę. 18) większa liczba psów • marionetka. 19) książka • efektowna bram karza. PIONOWO; . \ ) strzela, a /.ając pada od ś m i e c h u " boi sie ryzyka, Bi^bożodrzew. C) kalil>er (uzji • przewlekła choroba przemiany materii, dna. D) niezbędna dla p r a w o m o c n o ś c i u c h w a ł liczba członków j a k i e g o ś zgromadzenia. E) zatoka M o rza Czerwonego • do nabycia w sklepie m i ę s n y m . F) 'v wyposażeniu selekcjo nera • s ł y n n y wulkan na SycyUi • żywoinUc. Gł trofea do wyprawienia • popisy cietrzewia na tokowisku * utwór wokatno-insir u mentalny, H) ruchome połączenia kości. 1) ostateczna kontrola tekstu przed podpisaniem go do druku. o ś r o d e k wypoczynkowy i sportowy nad ^ Pilicą. K) rodzaj koronki wszywanej w l e k k ą odzież kobiecą lub dygiesja, L) popularna ryba z Bałtyku, L) wiejski s a m o d z i a ł o w y fartuch suto marszczony. M] symp tom, oznaka. N) śmigła kaczka, p) gwarowa nazwa byka Jelenia, łosia lub da niela, P) przed T o b ą i w szuwara'ch • nazwa k r ę g u , przed k t ó r y m odbija się łeb Ł porożem. Rozwiązanie prosimy n a d s y ł a ć do dnia ID grudnia br. pod adresem: Redakcja „Łowiec Polski", u l . Nowy Świat 15, M-4>Z9 Warszawa, z dopiskiem na kopercie: Rozrywki u m y s ł o w e " . Wśród czytelników, którzy nadeślą p r a w i d ł o w e rozwiązanie, rozlosujemy nag r o d ę - n i e s p o d z i a n k e oraz pleć n a g r ó d k s i ą ż k o w y c h . Wiesław Zieliński Z głębokim żalem zawiadamiamy, że w dniu 17 czerwca 1973 r, zmarł nagle w wieku 60 lat Kolega WŁADYSłJVW KURDAS długoletni członek naszego Koła. Pozostaje w naszej pamięci jako szlachetny człowiek, serdeczny Kolega i wiemy towa rzysz łowów. Cześć Jego pamięci! Zlarząd i członkowie Kola Łowieckiego „Groń" w Makowie Podhalańskim O G H O D o s k o n a ł y wabik ze s r e b r n ą mem b r a n ą (kniazienie zająca) na lisy, k u ny 1 inne. Karta d ź w i ę k o w a do nauki z i n s t r u k c j ą . Komplet 272 zł, Wabik na kozła ze a r e b r n ą m e m b r a n ą 120 zł. W y s y ł k a za zaliczeniem pocztowym. Roman BilUk. Niepołomice, l Maja 32. 316/73 Psa dobrego dzikarza wiek 2 do 3 lat kupie. P ł a t n y po sprawdzeniu. Oferty p o w a ż n e . Jan Kurs 74-110 Banie pow. Gryfino. 317/13 Sprzedam azczenlęU Jamniki szorstkowłose pięciomiesięczne po rodzi cach rodowodowych. Marian Kaaz, N a d l e ś m c t w o Wilanów pow. Strzelce Krajeńskie. 318/73 Szczenięta setter irlandzki o. chaJnp, m i ę d z y n a r o d o w y m. z ł o t o m e d a l i s t k a sprzedam, DryUng z l u n e t ą w cenie p r z y s t ę p n e j kupie- J a b ł o ń s k i Włodzi mierz P ł o n n e 87-«3 Szafarnia pow. Golub D o b r z y ń teł. 13-20. 319/73 Sprzedam wyżta. wyżlicę szorstkowlose, urodzone 4 czerwca 1968 r. U - N I A iożone na f a r b ę i aport z wody i szu warów. P r ó b a na miejscu. Barika, 64-520 Obrzycko, pow. Szamotuły. 3WJ3 Jagdterlerkc 6-mIesięczną sprze dam. Jerzy Baranowski, 04-970 War szawa Palenica, u l . Włókiennicza 47/49 'tel. 12-93-01. 321/73 Uniewalnlam zgubioną legitymację PZL w y d a n ą przez Z a r z ą d w o j e w ó d z . k i Warszawa, Jerzy P a w ł o w s k i . 322/73 Ułożonego wyżla, czeskiego fouska sprzeda Niwińska, K o m o r ó w k/War szawy, Zaciszna 6 teł. 58-84-71. 323/73 Kołatki metalowe ulepszone lekkie, efektywne, w cenie IS zł za s z t u k ę posiada Koto Ł,owleckie , . J e d n o ś ć " w Brzesku, spokojna 40 woj. K r a k ó w . W y s y ł a m y odwrotnie. 321/73 Kupuję niechronione ptaki d r a p i e ż ne. P l a w i ń s k i , Warszawa 42 skr. 36. 323/73 W Y D A W C A : Polski Z w i ą z e k Łowiecki — Zarząd G ł ó w n y , 00-029 Warszawa. Nowy Swlat 35, tel. 26-20-51 —3 1 26-46-13. konto NBP X V OM 1552-9-156906 oraz konto PKO nr 1-9-120-010. REDAKCJA- Z. G o l a ń s k ł , A. K r y ń s k i {red. nacz.), K. Terentjew (sekr. red) W. Kuliński (red. techn.), A . Iwanowski (fotoreporter). KOMITET REDAKCYJNY: A. Brzezicki, E. Frankiewicz, Z. Golańskl, A . Kryński (przewod niczący). J . E. Kucharski, M . Kurek, W. Mazurek, G. Mroczkowski, T. P a s ł a w s k i , J . Szelągiewicz, B. Zieliński. Redaktot ŁOWCA POLSKIEGO' przyjmuje we w t o r k i i czwartki w godz. 10—12: w inne dni i godziny po uprzednim telefonicznym porozumieniu'.' Redak cja zastrzega sobie prawa skrótów, poprawek i u z u p e ł n i e ń w przypadku wykorzystania w d r u k u n a d e s ł a n e g o m a t e r i a ł u redakcyjnego Rękopisów nie z a m ó w i o n y c h Redakcja nie zwraca. Prenumerata roczna 72.— zl. Cennik ogłoszeń: za centymetr kwadratowy zt 20— Drobne do 25 w y r a z ó w za wyraz zł 1.— Nekrologi zt 10.— za cm kwadratowy. Miejsca zastrzeżone 50 proc. d r o ż e j . Z a k ł a d y Graficzne ..Dom Słowa Polskiego", Warszawa. N a k ł a d 55 000 egz.. papier rotgr. kl. V. Indeks 3CC51 Zam. 8120 R-83 15 POLUJEMY Z SOKOŁAMI (3) Gniazdownik n ORASTAJĄCEMU gniazdownikowi po dajemy cale drobne ssaki i ptaki, które zaleca się z grubsza oskubać lub usunąć sierść, by odkryć krwisty kąsek. Ma to na ce lu pobudzenie apetytu i wywołanie raptow nego uderzenia w żer. Korzystne będzie, gdy pokarm zaczniemy podawać na rękawicy, co musi u ptaka wywołać skojarzenie r ę k a wica = łup. Wykonujemy to w ten sposób, że w lewą rękę uzbrojoną rękawicą, wkładamy kawał świeżego mięsa, trzymając przynętę przy gnieździe naszego pupila. Zazwyczaj ptak gwałtownie uderza w podany „lup" i tym sa mym sadowi się na rękawicy. Zachowujemy się wtedy spokojnie i pozwalamy na szarpa nie i połykanie żeru. Zajętego zjadaniem mię sa ptaka ostrożnie unosimy nieco wyżej gniazda. Nie wolno przy tym wykonywać żad nych gwałtownych ruchów, żeby jastrząb nie czuł się niepewny i nie zechciał zeskoczyć. Podawanie żeru na rękawicy ma być przy gotowaniem do unoszenia i „jazdy w pole". Gniazdosz. który poznał rękawicę daje się później bardzo łatwo unosić i nie ma takich problemów, jak ze złowionym dziczkiem. Przed każdym podawaniem karmy wołamy ptaka imieniem i gwizdkiem o wysokiej częstotliwości. Ma to na celu spowodowanie skojarzenia pobierania pokarmu z dźwiękiem, na który ptak będzie do nas przylatywał (w okresie późniejszym, gdy już będziemy z nim w polu i lesie) na każde wezwanie. Nadchodzi wreszcie moment, gdy musimy ptakowi założyć krótkie pąta, z którymi już nie będzie się rozstawał. Najprościej uczynić to przy pomocy drugiej osoby w czasie, gdy ptak łapczywie połyka żer. Można też same mu nałożyć pęta w chwili, gdy ptak jest kar miony na gnieździe. Pęta wiążemy tradycyj nym węzłem sokolniczym (patrz poprzedni odcinek). Zakładając pęto nie można w żad nym wypadku stosować przemoc>'. Wario także zwrócić uwagę, że na początku gniazdoszowi nie wolno łączyć pąt karabińczy kiem obrotowym i dłużcem — na moment ten przyjdzie również czas. Gdy ptak siedzi na rękawicy spokojnie i rwie kęs mięsa, można spróbować przejść z nim kilka kroków w zamkniętym obejściu, gdyż już w tym czasie ptak przejawia zdol ności lotu. Przez takie wstępne krótkie ćwi czenia można sobie na przyszłość oszczędzić wiele trudu. Jeżeli długie lotki u jastrzębia stwardnieją, podajemy pokarm tylko jeden raz dziennie, tak aby miał wypełnione całe wole. Oczywiś cie żer otrzymuje na pięści w rękawicy, którą poprzednio dobrze już poznał. W czasie gdy rwie mięso, głaszczemy go, szeptem wyma wiając jego imię. Dopiero wtedy ptaka możemy ulokować na przygotowanym wybiegu z drutem i dwoma stojakami. Będą to dla jastrzębia nowe zja wiska, do których jeszcze nie przywykł. Dla tego może się zdarzyć, że ptak przywiązany krótko do wysokiego stojaka będzie często zeskakiwał, kwiląc na znak protestu. Ma on jednak tylko tyle możliwości poru szania się, ile jest miejsca na okrytej skórą żerdzi. W żadnym wypadku nie wolno poz wolić jastrzębiowi, aby spadając mógł dotk nąć lotkami ziemi pod stojakiem. Gdyby od razu przywiązać go do dlużca na kółeczku suwającym się po drucie, ułatwiając prze mieszczanie się ptaka ze stojaka na stojak i do kąpieli, można byłoby przeżyć niemiłą niespodziankę rozbicia się naszego wypiastowanego gniazdosza. Dlatego też zaleca się ostrożnie oswajać ptaka ze wszystkimi urzą dzeniami. i J a s t r z ą b na niskim sto jaku pałąkowatym związany dłużcem węz łem sokolniczym a) i b) wiązanie dzwo neczków do odnóży jastrzębia. c> w y k r ó j rzemienia do mocowania dzwo neczków. d) p r a w i d ł o w e umoco wanie pęta i dzwo neczków specjalnym węzłem oraz sposób przewleczenia pęta przez karabińczyk obrotowy, e) sposób wiązania za sadniczych pęt, 1. tabliczka z lekkiego metalu z adresem sokolnika, g) sposób p r z y w i ą z a n i a d w ó c h pęt do kara bińczyka. h) przewleczenie dlużca. fM. ZdlitlOW W d o w i ń i h t Gdy uczeń po kilku lekcjach siedzi już spo kojnie na wysokim stojaku i bierze ochoczo z rękawicy pokarm — najpierw wielkości włoskiego orzecha, następnie w zmniejszo nych porcjach i zeskakuje na rękawicę, łako mie pożerając krwisty przysmak, uwalniamy dlużec ze stojaka, trzymając go w prawej rę ce, a ptaka przenosimy do niskiego, pałąko watego stojaka, na którym piowinien spokoj nie siedzieć, Odczekujemy chwilę i podajemy ponownie małą porcję mięsa. Jeżeli z niskiego stojaka zeskoczy na pięść, sprawa już jest prosta, Z własnego doświadczenia wiem, że z ptakami łowczymi nie zawsze jest tak, jak by to wynikało z praktycznych podręczników. Każdy z nich jest bowiem indywidualistą i nawet u naszego gniazdosza, któremu zastą piliśmy rodziców, mogą wystąpić opory i nie subordynacja, jeżeli nie będziemy postępo wali cierpliwie i rozważnie. Może się na przykład zdarzyć, że ptak nie ma zamiaru siedzieć na niskim stojaku, gdyż nie przywykł do niego. Wtedy zabieramy go z niskiego stojaka i przenosimy na stojak wy soki, na którym siedzi zazwyczaj spokojnie. Trzymając dlużec w ręce, wabimy ptaka, by zeskoczył na rękawicę i przynętę. Gdy będzie głodny, uderzy na pewno w naszą pięść, a wtedy przenosimy go na niski stojak, dając znowu odprawę. Po wielokrotnym spokojnym zapoznaniu ptaka z urządzeniami, możemy przywiązać go do kółka na wybiegu drucia nym i dyskretnie obserwować. Warto również zaznaczyć, że w czasie wspomnianych ćwiczeń, jastrząb otrzymuje połowę dotychczEis podawanej karmy. Jeżeli nie ma do dyspozycji urządzenia z wybiegiem, można zapoznać go tylko z niskim stojakiem, do którego jest umocowane kółeczko służące do związania dłużca. Stojak taki nie jest wy pełniony płótnem ani drewnem, jest wyłącz nie urządzeniem, na którego paląku wymosz czono skórą miejsce na siedzisko (stojak po kazano na rysunku w odcinku pierwszym). Potem nadchodzi czas intensywnego obno szenia ptaka, który podczas wychowu od pierwszych dni życia stał się podatny do ukła dania. Trzeba więc zwrócić uwagę na jego kondycję, gdyż był do tej pory zbyt obficie karmiony i musimy teraz ograniczyć ilość po dawanej karmy. d. c. n. WACŁAW LESIN5KI