Przedmowa do zeszytu 1 „Palestry” z 1 marca 1910 r.
Transkrypt
Przedmowa do zeszytu 1 „Palestry” z 1 marca 1910 r.
Anzelm Lutwak Przedmowa do zeszytu 1 „Palestry” z 1 marca 1910 r. Słowa wstępne i wytyczne Boni, nescio quo modo, tardiores sunt et principiis rerum neglectis ad extremum ipsa denique necessitate excitantur; ita ut non numquam cunctatione ac tarditate, dum otium volunt etiam sine dignitate retinere, ipsi utrumque amittant. Cicero, Pro Sestio [47.100] Puszczamy w świat nowy organ myśli publicznej – poświęcony obronie prawa. Pismo to zawdzięcza swe urzeczywistnienie inicjatywie i życzliwości grona członków stanu par excellence d o o b r o n y p r a w a powołanego: członków stanu adwokac kiego. O tej inicjatywie, o sferze społecznej, wśród której potrzeba tego pisma odezwała się samotwórczem „stań się!” świadczy jego n a z w a. Lecz formuła „o b r o n a p r a w a” – łącząca się z nazwą pisma i wszystką myśl jego w dwóch słowach ogniskująca, niechaj świadczy o tem, jak daleko ta myśl wybiega poza interes stanowy inicjatorów... Na biologicznej wyżynie człowieka jest wiekuista żądza bytu – żądzą r o z w o j u; odwieczna walka o byt – walką o p r a w o. W tej walce słabszy ulega silniejszemu, poddaje się mu albo ginie. Lecz żądza bytu – rozwoju nie zna klęski, nie poddaje się, nie ginie. U c z u c i e k r z y w d y – krzyk bólu przeciw ciosom przyrodzonych i nadprzyrodzonych mocy staje się czynnikiem buntu i – sprawiedliwości; ś w i a d o m o ś ć w s p ó l n e j n i e d o l i łącznikiem ucie miężonych; i n t e l l e k t bronią słabych we walce przeciw przemocy wszelkiej. Zachowano oryginalną pisownię. Dobrzy obywatele tymczasem, nie wiem z jakiego powodu, działają opieszalej i zaniechawszy podjęcia działania na początku, reagują dopiero w sytuacji krytycznej, tak że, chcąc zachować spokój kosztem własnej godności, niekiedy przez zwlekanie i opieszałość tracą jedno i drugie. Przekład Maciej Jońca. 16 3–4/2014 Przedmowa do zeszytu 1 „Palestry”... Wśród srogich tej walki doświadczeń, prymitywne poczucie s ł a b o ś c i i s i ł y subtelizuje się w szczytne p o c z u c i e p r a w a; ślepy egoizm popędu samozacho wawczego uzbraja się w nowy organ: we w z r o k s u m i e n i a – i tak zwycięztwo odnosi duch we walce z ciałem, Ahuramaz da we walce z Ahrimamem, Mojżesz-oswo bodziciel narodu we walce z Faraonem-cie miężycielem, Chrystus-ludzkości zbawca we walce ze światem starożytnym, w któ rym „bogi i ludzie szaleją”, prawo sumienia i odpuszczania winy we walce z prawem pięści i odwetu, idea wolności obywatelskiej i równości wszystkich w obliczu prawa we walce z ideą kastowości i przywileju, or ganizacja pracy i myśli ludzkiej we walce z organizacją kapitału... Szlak krwawy społecznej ewolucji... Sumienie, sokratesowskie Daimonion, – psychiczny organ idei prawa, s p e c j a l i z u j e s i ę i stwarza sobie w państwie oświeconem swoją szczególną k u l t u r ę, szczególne narządy samozachowawcze: powołuje też do życia dwa zawody w y ł ą c z n i e wymiarowi prawa czyli utrzymaniu równowagi w stosunkach prawnych społeczeństwa służące: zawód s ę d z i o w s k i – od samych początków atrybucjami w ł a d z y państwowej wyposażony, a pierwotnie nawet z urzędem najwyższego wo dza, kapłana i ustawodawcy, więc z a d m i n i s t r a c j ą państwa w osobie samowładcy związany; i zawód r z e c z n i k a prawnego, m ó w c y p o k r z y w d z o n y c h (pa tronus, orator, advocatus, postulans pro aliis...), – od początku zawód w y z w o l o n y, rządzący się na wewnątrz i na zewnątrz a u t o n o m i ą (collegia togatorum w Rzymie), wrogi z istoty swej wszelkiemu podporządkowaniu pod władzę państwa, sprzymierze niec i opiekun z p o w o ł a n i a wszystkich poszukujących wymiaru sprawiedliwości państwowej i we wędrówce za sprawiedliwością wsparcia intellektualnego łaknących – viva vox populi. Idea n i e z a w i s ł o ś c i s ę d z i o w s k i e j, wyzwolenia wymiaru prawa z pod protektoratu i bezpośredniego wpływu rządu państwa, idea wyodrębnienia sądowni ctwa od administracji państwowej, jest zdobyczą n a j n o w s z e j e r y: tej samej, która u ś w i ę c i ł a zasadę niezawisłości o b y w a t e l s k i e j, swobody zdania, wyznania i prasy, zasadę najwyższej k o n t r o l i społeczeństwa nad wymiarem prawa. Uświęciła – to nie znaczy: u r z e c z y w i s t n i ł a... Tylko s u m i e n i e człowieka nowych czasów wzniosło się o jeden szczebel wyżej ku doskonałości: na szczebel wstyd liwości i względu wobec o p i n j i p u b l i c z n e j. Ona jest dzisiaj najżyźniejszem polem kultury sumienia, jest instancją istotnie n a j w y ż s z ą, przed którą niemasz „zarzutu sprawy osądzonej” – instancją, co prawda, 17 Anzelm Lutwak PALESTRA pozbawioną egzekutywy d o r a ź n e j, lecz za to dzierżącą „rząd dusz” i przekazującą swe wyroki przebaczające i potępiające pokoleniom potomnym. Gdy otóż ideały te wymiarowi prawa w państwie nowożytnem z wysoka jak gwiazdy przyświecają, – tu na ziemi naszej często gęsto g u b i m y s i ę j e s z c z e w m r o k a c h... Sumienie społeczne jest dzisiaj jak z ł o t o p i e r w s z e j d o b r o c i, lecz – tak zagrzebane głęboko pod podkładami nieczystego iłu i nieszlachetnego kruszcu, że gdzieniegdzie – zwłaszcza gdzie, jak u nas, bogactw nie ma i tylko za chlebem po wszednim gonić trzeba – eksploatacja tego złota nie opłaca kosztów produkcji... Ten kraj bowiem jest krajem nędzy, krzywdy i – procesów. Z roku na rok produkuje on niemal d w a r a z y tyle procesów, co wszystkie razem wzięte inne kraje w Radzie państwa reprezentowane. Statystyka wykazuje, że Galicjanin odwołuje się 5 razy częś ciej do ramienia sędziowskiego, niż Niegalicjanin tego państwa. Mówi się tedy lekkomyślnie o pieniaczem usposobieniu Galicjanina. Nie, – to tylko nędza! W Galicji mało kto dopełnia swoich zobowiązań, bo mało kto m o ż e: mało kto umie uszanować dobytek i cześć współobywatela, bo głód wygryza z duszy wszystkie szlachetniejsze jej popędy... W kraju tym przeto niemasz urzędu, któremuby zwierzoną była misja żywotniejsza, donioślejsza i – last not least – cięższa, nad urząd s ę d z i o w s k i. Zaiste, gdyby ten urząd sprawowali u nas n i e b i a n i e – nie żalilibyśmy się na zbytek sędziowskiej s u m i e n n o ś c i, r o z w a g i i b e z s t r o n n o ś c i – tyle jej potrzeba! Nie będziemy wszakże ubolewali nad tem, że [zostają] sędziami nie niebianie, lecz tacy, jak my wszyscy, Galicjanie. Owszem, gdy wspomnimy czasy, kiedyto biurokratyzm austrjacki nadsyłał nam niebian swoich z Wiednia, powiadamy: dzięki Bogu, dziś jest inaczej! Kraj oddycha s w o b o d n i e j, odkąd ma sędziów rodaków związanych z jego dolą i niedolą, obeznanych z jego pojęciami, obyczajami i potrzebami. Tylko wymiar prawa s w o j s k i zdobywa sobie powagę w społeczeństwie, gdyż liczyć może na jego zaufanie i przywiązanie. Ze szczerem uznaniem stwierdzić też wypada, że nasz stan sędziowski naogół nie zawiódł położonych w nim nadziei, że jest dziś jeszcze wśród tego stanu liczny zastęp jednostek wybitnych uzdolnieniem, wiedzą i charakterem, że stan sędziowski u nas w przeważnej części pracuje p o n a d s i ł y i wśród karygodnego systemu oszczęd nościowego rządów austrjackich ugina się pod namiarem agendy, a pracuje częstokroć w otoczeniu lokalnem, które ubliża nietylko powadze urzędu sędziowskiego, ale już wprost najprymitywniej pojętej godności człowieka na wolnej stopie pozostającego – i to za wynagrodzeniem, które wśród rosnącej drożyzny kryje w sobie bezwzględną ironię i krwawy wyzysk ludzkiego intellektu! Kto zna bodaj memorjał lwowskiego Koła sędziów, niedawno temu do ministra sprawiedliwości wystosowany, kto czytał przemówienie prezydenta naszej Apelacji, Eksc. Tchórznickiego, w ubiegłej sesji Izby panów, ten musi pojąć, że mizeria stosunków w naszem sądownictwie jest bliską katastrofy; ten musi pojąć, że mnożą się wyroki sądowe powierzchownością i nierozwagą swoich motywów przerażające – wyroki, o których m i n i s t e r s p r a w i e d l i w o ś c i w czasie debaty budżetowej w Izbie posłów w czerwcu 1909 r. wyraził się, jak nigdy jeszcze minister austrjacki się nie wyra ził, a mianowicie, iż nadają się one żywcem dla „Fliegende Blätter”, – a w samej rzeczy wyroki, które swoją humorystyką już niejedną łzę krwawą wycisnęły, niejedną zniwe 18 3–4/2014 Przedmowa do zeszytu 1 „Palestry”... czyły egzystencję ludzką; ten pojmie, że wśród takich warunków a d w o k a t staje się solą w oku sędziego, a to tem bardziej, im bardziej zastępstwo adwokackie w sądzie jest dla strony pożądanem, gdyż zabiera mu swoimi wywodami i wnioskami – niech one będą, nie wiem jak, uzasadnione, – jedyną może chwilę odpoczynku, wolności lub rozrywki – i bacząc tylko interesu i praw swego klienta, jest bezwzględnym krytykiem wszelkiego błędu i zaniedbania; ten wreszcie pojąć musi, że antagonizm między adwo katurą a sądownictwem się zaostrza, że budzi się wzajemna nieufność i zawiść, wiodąca do ubolewania godnych scysji, w których jedna lub druga strona niekiedy w środkach nie przebiera... I gdy judykatura się psuje, adwokatura więdnieje – bo odwraca się od forum sądowego, gdzie jej najwłaściwsze pole i gdzie od czasów niepamiętnych najpięk niejsze kwitły jej tryumfy – a kiedy pozatem wśród hyperprodukcji stanu ubieganie się o palmę pierwszeństwa na tem polu rzadko komu daje jakie takie widoki – adwokatura z konieczności, a z wielkim dla swej powagi i wartości uszczerbkiem, zwraca się do przedsiębiorstwa, do interesu... Tu i ówdzie jest gorzej jeszcze: tak w adwokaturze, jak w sądownictwie spotykamy się częściej, niżbyśmy pragnęli z jednostkami, pozbawionemi wewnętrznego p o w o ł a n i a do swego zawodu. Ten lub ów „idzie” na adwokata lub sędziego z daleko mniej szym zapałem, aniżeli trzeba np. do sumiennego wykonywania zawodu droguerzysty: wybiera adwokaturę lub urząd sędziowski wedle tego, gdzie według jego przypusz czenia, trzeba mniej pracy, mniej zdolności, mniej wiedzy, lub gdzie szybsza „karjera” albo lepsze „plecy”... Jednostki takie siłą faktów mnożą się w czasie, kiedy niezmiernie utrudnione wa runki rozwoju w obu tych wzniosłych zawodach odstręczają znaczną część młodzieży naszej, w której sercach znicz ideału jeszcze nie wygasł i która mogłaby do zawodu wnieść powołanie prawdziwe. – Że zaś niepowołani w s ę d z i o w s k i m zawodzie są stokroć dla społeczeństwa szkodliwsi, aniżeli niepowołani w a d w o k a t u r z e, to przecież dowodu nie wymaga. A brak powołania idzie w parze zazwyczaj z brakiem zdolności i nieuctwem, a nie kiedy nawet z usposobieniem złośliwem. U sędziego n i e p o w o ł a n e g o napróżno szukalibyśmy s u m i e n i a s ę d z i o w s k i e g o. Działalność jego polega na ciągłem n a d u ż y w a n i u swej według nowych ustaw procesowych prawie nieograniczonej w ł a d z y, na wymierzaniu bezprawia, zamiast prawa, na dyskredytowaniu judykatu ry sądowej i podkopywaniu poczucia sprawiedliwości w społeczeństwie. I taki sędzia niepowołany zwykł też każdą sprawę rozpatrywać przez mętne szkła u p r z e d z e ń osobistych, politycznych lub wyznaniowych. W nim jest też źródło najhaniebniejszej pod słońcem rzeczy: w y r o k u t e n d e n c y j n e g o... Tu bądźmy już szczerzy do koń ca: wydarzają się u nas wyroki i t a k i e. Są to wyroki, których nie usiłujmy tłumaczyć p r z e c i ą ż e n i e m sędziego, gdyż są powzięte już z g ó r y i każdy, kto ma odro binę poczucia prawnego, wyczuje z w y r o k ó w t y c h u p r z e d z e n i e. W sądach naszych są one jeszcze na szczęście dość rzadkie – lecz za to, któż z nas nie spotkał się jeszcze z tendencyjnym wymiarem prawa tam, gdzie postępowanie jest do dziś dnia tajne, pisemne, inkwizycyjne, p o z b a w i o n e k o n t r o l i r z e c z n i k ó w p r a w a, – tam, gdzie obowiązują dotychczas patenty i dekrety nadworne z czasów terezjańskich i józefińskich: u naszych władz p o l i t y c z n y c h i a d m i n i s t r a c y j n y c h?... Dziś tedy albo nigdy – czas odwołać się do najwyższego trybunału o p i n i i p u b 19 Anzelm Lutwak PALESTRA l i c z n e j; czas uprzytomnić sobie słowa Cicerona, które zacytowaliśmy jako motto, iż: „ludzie dobrej woli są – rzecz dziwna! – częstokroć tak jacyś nieskorzy do czynu, że zaniedbawszy działania w początkach, dają się w końcu porwać prądom krańcowym i w ten sposób, dzięki swej niestanowczości i ociężałości – gdy myślą tylko o tem, by mieć spokój, c h o ć b y z a c e n ę w ł a s n e j g o d n o ś c i, pozbawiają się jednego i drugiego”... czas więc stworzyć i u nas organ dla tej opinii, któryby – na wzór podob nych, na zachodzie istniejących – informował ją stale o jakości krajowego wymiaru prawa, o jego chwilowych lub chronicznych niedomaganiach, wskazywał środki za radcze, organizacyjne i ustawodawcze, zwalczał tego rodzaju projekty ustawodawcze, które, jak obecnie np. projekt ustawy o ograniczeniu przystępu stron procesowych do Najwyższego Trybunału, albo projekt ustawy o ograniczeniu służby przygotowawczej kandydatów sędziowskich, muszą wpłynąć pogarszająco na wymiar sprawiedliwości; jednem słowem organ, któryby służył wyłącznie o b r o n i e p r a w a – stojąc na straży zarówno p r a w, g o d n o ś c i i n i e z a w i s ł o ś c i s t a n u a d w o k a c k i e g o, bez którego prawidłowy wymiar prawa w skomplikowanej strukturze ustawodawczej pań stwa nowożytnego nie da się pomyśleć, jak najmniej na straży p r a w p u b l i c z n o ś c i odwołującej się do wymiaru prawa naszych władz sądowych i administracyjnych. Być organem t a k i m; być idealnem ogniwem spójni między zawodową obroną prawa, t. j. stanem adwokackim, a społeczeństwem, [...] przyczynić się wedle skromnych sił naszych do poprawy warunków bytu tak w adwokaturze, jak i w urzędzie sędziow skim; zbliżyć te dwa szczytne zawody jak najbardziej ku sobie, przysporzyć wzajemne go zaufania i uznania, zdobyć dla adwokatury w interesie społeczeństwa te dziedziny wymiaru prawa, które dotychczas są dla niej niedostępne, a przez to wymiar prawa w naszym kraju udoskonalić – oto zadanie niniejszego czasopisma, – hasła, z któremi oddajemy „Palestrę” opinii publicznej. REDAKCJA 20