vade nobiscum ix
Transkrypt
vade nobiscum ix
VADE NOBISCUM IX VADE NOBISCUM MATERIAŁY STUDENCKIEGO KOŁA NAUKOWEGO HISTORYKÓW UNIWERSYTETU ŁÓDZKIEGO VOL. IX „HANDEL, MIGRACJA, PODBÓJ. SPOTKANIA LUDZI I KULTUR” „MAŁE OJCZYZNY NA PRZESTRZENI DZIEJÓW” „RYTUAŁY PRZEJŚCIA” ŁÓDŹ 2014 © Copyright by Uniwersytet Łódzki, Łódź 2014 RECENZENCI NAUKOWI prof. dr hab. Kazimierz Badziak prof. dr hab. Wiesław Puś prof. dr hab. Hanna Kowalska-Stus (UJ) prof. dr hab. Krzysztof Stefański (UŁ) prof. dr hab. Janusz Szczepański (UMCS) prof. dr hab. Edward Wiśniewski (UŁ) prof. dr hab. Andrzej Zakrzewski (AJD) prof. nadzw. dr hab. Marek Barański (UKSW) prof. nadzw. dr hab. Ilona Czamańska (UAM) prof. nadzw. dr hab. Jolanta Daszyńska (UŁ) prof. nadzw. dr hab. Andrzej Dudek (UJ) prof. nadzw. dr hab. Katarzyna Jedynakiewicz-Mróz prof. nadzw. dr hab. Sylwia Kaczmarek (UŁ) prof. nadzw. dr hab. Kazimierz Karolczak (UP im. KEN) prof. nadzw. dr hab. Anna Marciniak-Kajzer prof. nadzw. dr hab. Przemyław Waingertner (UŁ) prof. nadzw. dr hab. Marek Wilczyński (UP im. KEN) prof. nadzw. dr hab. Radosław Żurawski vel Grajewski (UŁ) dr hab. Maciej Forycki (UAM) dr hab. Tomasz Sikorski (USz) dr. hab. Paweł Stróżyk (UAM) dr inż. arch. Włodzimierz Witkowski (PŁ) dr Aldona Andrzejewska (UŁ) dr Piotr Gryglewski dr Ewelina Kostrzewska (UŁ) dr Marzena Iwańska (UŁ) dr Małgorzata Łapa (UŁ) dr Piotr Robak (UŁ) dr Anna Skowron (UŁ) dr Adrianna Szczerba (UŁ) dr Jarosław Źrałka (UJ) REDAKCJA TECHNICZNA Stanislau Bashko, Ewa Kacprzyk, Marcin Gawryszczak REDAKTORZY TOMU Ewa Kacprzyk, Marcin Gawryszczak REDAKCJA TECHNICZNA Ewa Kacprzyk, Marcin Gawryszczak WYDANIE I DRUK PIKTOR Szalski i Sobczak Spółka Jawna ul. Tomaszowska 27 93-231 Łódź www.piktor.pl ISBN 978-83-63199-32-6 4 SPIS TREŚCI Słowo wstępne 9 HANDEL, MIGRACJA, PODBÓJ. SPOTKANIA LUDZI I KULTUR Daria Domarańczyk Nasi tutaj byli – czyli kilka słów o relacjach łączących polskich emigrantów artystycznych i paryską bohemę okresu międzypowstaniowego w świetle pamiętnika George Sand Dzieje mojego życia 13 Karolina Feder Maria Franciszka Kozłowska i Maria Faustyna Kowalska – dwie wizje Kościoła? 19 Estera Flieger Konflikt cywilizacji w Dziejach Herodota i zainspirowanym tym dziełem Angielskim Pacjencie Michaela Ondaatje 33 Kinga Grzegorzewska Podbój i kolonizacja Chile na podstawie korespondencji Pedra de Valdivii 41 Kasper Hanus Pomiędzy Angkor a Phnom Penh. Upadek kultury Khmerów 47 Daria Janowiec Понятие культуры в социальном учении православия и католицизма как отражение христианского мировоззрения 55 Jarosław Kubiak Polsko-niemiecki konflikt graniczny o Gdańsk w latach 1933-1939 63 Paweł Michalak Reszydie – przyczyny i okoliczności utworzenia polskiej osady w Tesalii 75 Armina Muszyńska Historia wielokulturowej przestrzeni Suboticy zapisana w pomnikach miejskich 83 Adam Podlewski Trzy C. Kupiec jako misjonarz i ambasador cywilizacji w koncepcji Davida Livinstone’a 95 Piotr Sadowski Narodziny legendy pogranicznika i zwiadowcy. Udział Davida Crocketta w wojnie z Krikami 1813-1814 99 Michał Surmacz Sylwetka amerykańskiego człowieka pogranicza w XVIII wieku 107 Aleksandra Sylurska Koncepcja samostanowienia narodów Thomasa Wodorowa Wilsona: Idea a praktyka na przykładzie pogranicza węgiersko-słowackiego 115 Marcin Jakub Szymański Problemy komunalne miast na przestrzeni wieków. Wybrane zagadnienia 125 Tomasz Wiśniewski Idee „Nowego Średniowiecza” w kontekście postmodernizmu 135 5 Robert Witak Polsko-czechosłowacki spór graniczny w pierwszych latach po II wojnie światowej 149 MAŁE OJCZYZNY NA PRZESTRZENI DZIEJÓW Damian Bębnowski Wokół likwidacji getta łódzkiego w 1944 roku 163 Marta Anastazja Cichecka Rola klasztoru oo. bernardynów w Warcie jako ośrodka oświatowego w czasach nowożytnych i XIX w. 175 Katarzyna Anna Jarno Świetlana przeszłość – niepewna przyszłość. Rozważania o stanie zachowania pałacu w Zadzimiu na początku XXI wieku 185 Aleksandra Jeleń Historia późnośredniowiecznego Wolborza 195 Filip Gończyński – Jussis O tym, jak na Lubelszczyźnie kolonij żądano, czyli polskie aspiracje kolonialne lat 30. w skali lokalnej 205 Ewa Kacprzyk Kampania wyborcza do Rady Miejskiej w Kutnie na podstawie prasy i materiałów ulotnych 213 Anna Kowalczyk My sweet home Monticello – mała ojczyzna Thomasa Jeffersona 223 Jakub Łukasiński Stan sanitarno-higieniczny Krakowa w XIX wieku 229 Magdalena Pawlak Architektura łódzkich kamienic śródmiejskich w latach 1900-1914 (przyczynek do badań) 239 Arkadiusz Przybyłok Z baszty w zamek. O górnośląskich zamkach zbudowanych w linii miejskich murów 249 Michał Witold Pychowski Troja Północy–Tortuga Bałtyku. Starcie mitów i faktów historycznych na podstawie współczesnej muzyki rozrywkowej, czyli przyczynek do dyskusji nad wizerunkiem średniowiecznej Słowiańszczyzny 257 Aneta Stawiszyńska Okolice Łodzi jako cel turystyki łodzian w latach I wojny światowej 265 Grzegorz Trafalski Caput uri in campo rubeo in cuius vertice captis in signe toporum familiae Topor, czyli o zawiłościach znaków miejskich województwa rawskiego 271 Małgorzata Urbańska Otto Gehlig – murarz, cieśla, architekt. Sylwetka architekta oraz analiza jego działalności ze szczególnym uwzględnieniem miasta Łodzi 277 RYTUAŁY PRZEJŚCIA Malwina Bednarek …i Cię nie opuszczę aż do śmierci. Ceremonia zaślubin w XIX wiecznej Bułgarii 6 285 Monika Błaśkiewicz Scytyjskie obyczaje pogrzebowe w świetle rytuału przejścia. Opowieść Herodota a znaleziska z kurhanów 291 Sylwana Borszyńska Od niewinnego dziewczęcia do nierządnicy. Przyczyny prostytucji kobiet 299 Łukasz Cholewiński Śmierć i ceremonia pogrzebowa hetmana wielkiego koronnego Stanisława Koniecpolskiego w świetle Pamiętników o Koniecpolskich i Diariusza Stanisława Oświęcima 311 Anna Cieszkowska Od długiej do krótkiej spódnicy. Przekształcenie mody w dwudziestoleciu międzywojennym, jako swoisty rytuał przejścia 317 Bartłomiej Dźwigała Rytuały religijne w opisach bitew na przykładzie wybranych kronikarzy krucjatowych 321 Anna Kadydykało Советские ритуалы перехода – на примере детских и молодежных организаций 325 Aleksandra Losik-Sidorska Gnieźnieńskie płyty fundacji Jana Łaskiego – problem pierwotnego rozmieszczenia 333 Jan Ratuszniak Piotrogrodzkie środowisko literackie wobec rewolucji październikowej 1917 roku 341 Łukasz Reczulski Rytuał przejścia oczami archeologa. Przyczynek do badań nad ciałopalnym obrządkiem pogrzebowym północnego Podlasia 347 Anna Szarek Staroegipski pogrzeb w świetle malowideł grobowych oraz inskrypcji religijnych Nowego Państwa 359 7 SŁOWO WSTĘPNE Szanowni Państwo, oddajemy do Państwa rąk kolejny numer cyklicznej publikacji pokonferencyjnej „Vade Nobiscum”. Jego skład stanowią materiały, które są owocem V Łódzkiej Wiosny Młodych Historyków. Konferencja odbyła się w gmachu Instytutu Historii Uniwersytetu Łódzkiego w dniach 23-25 III 2012 r. Spotkanie młodych historyków zostało zapoczątkowane wykładem prof. Rafała Stobieckiego z Katedry Historii Historiografii i Nauk Pomocniczych Historii UŁ „Metodologiczna tożsamość historiografii regionalnej”. Po jego zakończeniu odbyła się dyskusja: „Miejskie historie. Współczesne pytania o miasto i jego przeszłość”, w której udział wzięli: prof. R. Stobiecki (IH UŁ), dr Krzysztof Woźniak (IH UŁ), mgr Agata Zysiak (Katedra Socjologii Kultury UŁ, Stowarzyszenie „Topografie”). Najważniejsza część sesji naukowej – obrady, były podzielone na następujące panele: „Małe Ojczyzny na przestrzeni dziejów”, „Rytuały przejścia” oraz „Handel, migracja, podbój. Spotkania ludzi i kultur”. Zaprezentowana tematyka spotkała się z zaintersowaniem historyków z całej Polski. W konferencji wzięło udział aż 130 prelegentów. Istotnym był fakt, że do Łodzi przybyli młodzi naukowcy z całej Polski. Pokłosiem sesji jest wydanie publikacji, w której znajduje się 41 tekstów. Stanowią one długi szereg badań prowadzonych przez studentów. Doskonale wpisują się one wyżej zaprezentowaną tematykę V Łódzkiej Wiosny Młodych Historyków. Należy wskazać, że swą obecnością zaszczycili nas nie tylko historycy, ale również slawiści, politolodzy, archeolodzy i socjolodzy. Dzięki interdysyplinarności doszło do wymiany dośwadczeń na polach badawczych, a także do niezwykle owocnych dyskusji, które trwały długo i stanowiły początek nowych znajomości. Tak szeroko zakrojone przedsięwzięcie, jakim była V Łódzka Wiosna Młodych Historyków, jak też wydanie niniejszego tomu, nie mogłoby oczywiście dojść do skutku bez pomocy wielu osób i instytucji. Dlatego też w tym miejscu składamy najserdeczniejsze podziękowania władzom Uniwersytetu Łódzkiego, Wydziału Filozoficzno-Historycznego UŁ, Instytutu Historii UŁ oraz łódzkiemu oddziałowi Polskiego Towarzystwa Historycznego za wsparcie okazane SKNH UŁ w organizacji tej konferencji. Wyrazy wdzięczności kierujemy również do przedstawicieli Fundacji Akademickiej im. Fernanda Braudela. Osobne podziękowania należą się również wszystkim członkom SKNH UŁ za wszelkie działania, poświęcony czas, dzięki którym V Łódzka Wiosna Młodych Historyków miała wysoki poziom merytoryczny i okazała się sukcesem organizacyjnym. mgr Ewa Kacprzyk mgr Marcin Gawryszczak 9 HANDEL, MIGRACJA, PODBÓJ. SPOTKANIA LUDZI I KULTUR 11 Daria Domarańczyk Uniwersytet Łódzki NASI TUTAJ BYLI – CZYLI KILKA SŁÓW O RELACJACH ŁĄCZĄCYCH POLSKICH EMIGRANTÓW ARTYSTYCZNYCH I PARYSKĄ BOHEMĘ OKRESU MIĘDZYPOWSTANIOWEGO W ŚWIETLE PAMIĘTNIKA GEORGE SAND DZIEJE MOJEGO ŻYCIA Reprezentanci paryskiej bohemy i polscy emigranci-artyści okresu międzypowstaniowego. Dużo ich łączy, ale chyba też tyle samo dzieli. Francuska cyganeria-barwna, głośna, beztroska i wesoła… polscy twórcy zatroskani, pełni obaw o losy ojczyzny, tworzący swoje dzieła na obcej ziemi, robiący wszystko, by nie zapomniano o ich rodakach. Osobą, która znalazła się pomiędzy twórcami za sprawą swojego romansu z Fryderykiem Chopinem była francuska pisarka i skandalista George Sand. Dzięki jej pamiętnikowi Dzieje mojego życia pisanemu w latach 1848-1854, a który ukazał się dwa lata później możemy zobaczyć przedstawione w subiektywny sposób obraz oraz relacje łączące francuskich i polskich twórców. Źródłami pomocniczymi dla moich rozważań były Dzienniki Eugené Delacroix z lat 1822-1853 i 18541863 oraz Dzienniki Juliana Ursyna Niemcewicza z lat 1837-1838, a więc osób, które bezpośrednio znały zarówno pisarkę jak też środowisko artystyczne wielonarodowościowej stolicy Francji. Amandine Aurore Lucile Dudevant znana jako George Sand urodziła się 1 VII 1804 r. w Paryżu, a zmarła 8 VI 1876 r. w rodzinnym majątku Nohant. Ta francuska pisarka, dziennikarka oraz malarka na trwałe zapisała się w historii jednak nie za sprawą swoich dokonań artystycznych, ale jako skandalista i bohaterka licznych romansów i przyjaźni ze znanymi osobistościami. Do grona jej najbliższych przyjaciół należeli m.in. Fryderyk Chopin, Honoré de Balzac, Franz Liszt, Eugené Delacroix i Gustave Flaubert. Pierwszym z listy wielkich przyjaciół, którego Sand bardzo dokładnie opisała na łamach swojego pamiętnika był Honoré de Balzac. Pisarze poznali się w 1833 r. w redakcji „Le Figaro”, gdzie oboje pracowali jako stali współpracownicy. Podziwiająca talent ekscentrycznego literata autorka Indiany nie przypuszczała, iż ten stanie się jej bliskim powiernikiem i przewodnikiem po stolicy. W Dziejach mojego życia Sand opisała zdumiewające pomysły swego kolegi po piórze, m.in. spacery nocą po Dzielnicy Łacińskiej w stroju ograniczonym jedynie do koszuli nocnej i szlafmycy. Przerażonym znajomym Balzac tłumaczył: jeśli spotkam złoczyńców, wezmą mnie za wariata i będą się bali, lub za księdza i wtedy mnie uszanują1. Z pamiętnika artystki dowiadujemy się także o kaprysach literata – na przykład pewnego dnia wyrzucił przez okno swojego mieszkania meble i zasłony, by zastąpić je masą poduszek na podłodze i obitymi jedwabiami ścianami. Innym razem zapraszając redakcję „Le Figaro” do swojego domu na kolację, wzbudził niemałą sensację podając melona z gotowaną wołowiną2. Sama pisarka wspominała go jako nieobliczalnego mężczyznę. 1 2 G. S a n d, Dzieje mojego życia, Warszawa 1968, s. 266-267. Ibidem. 13 Drugim z przedstawicieli paryskiej bohemy, z którym połączyła Sand prawdziwa przyjaźń był geniusz malarstwa – Eugène Delacroix. Artyści poznali się w redakcji „Revue des Deux Mondes”, na zlecenie której autor Wolności wiodącej lud na barykady miał namalować portret dziennikarki. Przyjaźń, która połączyła obojga twórców miała wyjątkowy charakter i trwała cale życie. W Dziejach mojego życia Sand poświęciła osobie malarza cały rozdział. Pisała m.in.: Eugeniusz Delacroix był jednym z moich pierwszych przyjaciół w świecie artystycznym i szczęśliwie mogę go dalej zaliczać do starych przyjaciół.(…) trudno znaleźć kogoś bardziej towarzyskiego, bardziej naiwnie szczerego i otwartego w przyjaźni. Delacroix nie jest i nie będzie stary. To geniusz i człowiek młody(…).Delacroix poprzestanie na małych zarobkach, życie skromne i dłuższy czas pędzone w niedostatku, na które sam się skazał, nie chcąc iść na nawet najmniejsze w swoich poglądach na sztukę, na rzecz gustów i nakazów epoki, a raczej ludzi wysoko ustawionych(…). Delacroix jest równie wielki i wszystko, co mówi, gdy otwiera swą duszę, jest czarujące lub wspaniałe, chodź on sam tego nie dostrzega3. Również autor Masakry na Chios uważał pisarkę za jedną z najważniejszych kobiet w jego życiu, co potwierdzają liczne fragmenty w jego dziennikach. Listy, w których zapewniał Sand o swojej lojalności choćby podczas sporów tej ostatniej z zięciem Clésinger’em, zaczynał: Moje myśli biegną ku pani droga przyjaciółko, a kończył (…) będę panią kochał zawsze4. Delacroix martwił się również stanem psychicznym pisarki po śmierci Chopina. W dziennikach zapisał: Pani Sand jest smutna i znudzona. Opanował ją szał gry w domino: zwymyślała w najlepsze biedną Charlottę (służącą), która (…) nie może zrozumieć głębi zawartej w kombinacjach tej wspaniałej gry5. Malarz znany był z testowania na sobie różnego rodzaju używek, do czego później namawiał swoich przyjaciół – artystów, tłumacząc iż nowe doznania cielesne przełożą się z całą pewnością na ich działalność twórczą. Dlatego nie powinien dziwić wpis w Dzienniku z 10 III 1860 r., w którym przeczytamy: Spróbować papierosów z zielonej herbaty…Czytam w moim dawnym notatniku, że w Petersburgu są one w modzie. Przynajmniej tyle w nich dobrego, że nie są narkotyczne6. Mistrz Delacroix dzięki bliskim relacjom łączącym go z George Sand zaprzyjaźnił się także z samym Fryderykiem Chopinem. Niestety nie jest znana data poznania się artystów. Pierwsza udokumentowana wzmianka o kontaktach między malarzem a kompozytorem pochodzi z korespondencji z 1838 r. Fryderyk Chopin w liście skierowanym do Delacroix zwracał się z prośbą o przechowanie jego fortepianu7. Natomiast pierwsza wiadomość o polskim muzyku w dzienniku malarza pochodzi dopiero z 28 I 1847 r., gdzie Delacroix opisał wizytę na obiedzie u wspólnej znajomej – Madame Marliani. Rozmowa mężczyzn dotyczyła nowej metody stosowanej w leczeniu chorób płuc – masaży8. Z czasem między artystami nawiązała się przyjaźń, którą znawcy biografii Chopina oraz Delacroix określają nawet „najszczerszą”. Uważa się nawet, że dla naszego kompozytora był on jednym z niewielu prawdziwych przyjaciół. Artystów poza wspólnymi znajomymi i działalnością społeczno – kulturalną łączyła pasja – sztuka. Powszechnie wiadomo, iż Delacroix był melomanem. W dzieciństwie uczył się gry na skrzypcach, ale to nie sprawiało mu takiej satysfakcji jak malowanie. Nie wiadomo natomiast na ile Chopin interesował się obrazami i rzeźbami. Wśród znajomych Ibidem, s. 290-291. Zażyłość – potrzeba doświadczania ciepła, bliskości, otwartości z inną osobą lub osobami. E. D e l a c r o i x, Dzienniki. Część druga (1854-1863), Gdańsk 2007, s. 487. 5 I d e m, Dzienniki. Część pierwsza (1822-1853), Gdańsk 2003, s. 229. 6 I d e m, Dzienniki. Część druga…, s. 444. 7 A. C h y b i ń s k i, Fryderyk Chopin i Eugeniusz Delacroix, „Przewodnik Naukowy i Literacki”. Dodatek do „Gazety Lwowskiej” 1907, nr 7, s. 596. 8 E. D e l a c r o i x, Dzienniki. Część pierwsza…s. 124. 3 4 14 pary krążyły 2 sprzeczne wobec siebie stanowiska. Pierwsze głosy mówiły o tym, iż gdy tylko artyści się spotykali nie mogli przestać wymieniać swoich uwag i krytycznych poglądów na temat najnowszych dzieł sztuki. Na przeciwległym biegunie natomiast znajduje się stanowisko mówiące o tym, iż to sama Sand stwierdziła kiedyś, że Chopin kompletnie nie zna się na malarstwie i rzeźbie9. W 1842 r. na zaproszenie pisarki - malarz, kompozytor a także Franciszek Liszt gościli wspólnie w majątku Sand w Nohant. W czasie tego pobytu Delacroix wysłał 2 listy do swojego przyjaciela Perreta, w których wspomniał o Chopinie. W liście z 22 czerwca możemy przeczytać następujące słowa: Widziałem się sam na sam z Chopinem, którego bardzo kocham, a który jest człowiekiem rzadkiej dystynkcji; to najprawdziwszy artysta, jakiego kiedykolwiek spotkałem. Jest jednym z tych niewielu, których można podziwiać i czcić10. Niezwykle ciekawą i zagadkową sprawą pozostaje do dziś kwestia obrazu przedstawiającego George Sand i Fryderyka Chopina namalowanego przez Eugène Delacroix około 1838 r. Obecnie najbardziej znany portret naszego kompozytora właśnie autorstwa francuskiego mistrza nie był pierwotnie samodzielnym wizerunkiem. Do dziś nie wiadomo kto i kiedy wyciął z płótna wizerunki pisarki i muzyka, by stworzyć z nich dwa obrazy. W zbiorach Luwru zachował się szkic obrazu Delacroix, który przedstawia grającego na fortepianie Chopina i siedzącą obok niego na krześle zasłuchaną Sand. Wiadome jest, że właścicielem samego „Portretu Fryderyka Chopina” był francuski pianista Auguste François Marmontel, którego syn Antonin przekazał dzieło Luwrowi w 1907 r.11 Przyjaźń polskiego kompozytora i francuskiego malarza trwała do końca życia Chopina. Niestety mimo największego wysiłku Delacroix nie zdążył przybyć do Chopina przed jego śmiercią i pożegnać się, gdyż przebywał wtedy poza Paryżem. Wiadome jest jednak, że miał z tego tytułu wyrzuty sumienia. W czasie pogrzebu kompozytora niósł wraz z Adamem Czartoryskim i Gutmannem końce całunu. Mowa pożegnalna wygłoszona przez innego przyjaciela Chopina – Teofila Gautiera miała bardzo podniosły i emocjonalny wydźwięk: Spoczywaj w spokoju, piękny duchu, szlachetny artysto! Zacząłeś nieśmiertelność i wiesz lepiej, niż my, gdzie po smutnym ziemskim życiu odnaleźć wielkie myśli i górne dążenia12. Niewątpliwym dowodem na wielką przyjaźń łączącą artystów był także fakt zgłoszenia się przez Delacroix na przewodniczącego komitetu budowy pomnika Chopina. Pomnik stanął na Cmentarzu Père-Lachaise w 1850 r.13 Podczas podróży z Alfredem de Musset do Włoch, na parostatku z Lyonu do Awinionu, Sand poznała Stendhala14. Mimo iż to spotkanie pozostało jedynym w życiu obojga, to przez bardzo długi czas ze sobą korespondowali. Jako francuski konsul w Civitavecchia, pisarz zaskarbił sobie sympatię literatki ironicznym poczuciem humoru i ciekawymi komentarzami o obecnej sytuacji politycznej kraju. Po latach napisała o nim: (…) podkreślał swoją pogardę dla wszelkiej próżności i w każdym rozmówcy usiłował znaleźć coś pretensjonalnego, aby go zniszczyć krzyżowym ogniem drwin. Ale nie sądzę, żeby w rzeczywistości był zły, A. C h y b i a ń s k i, op. cit., s. 597. Ibidem, s. 599. 11 P. W i t t, Pędzel i nożyce. [Historia portretu George Sand i Chopina], „Sztuka” 1980, nr 1, s. 50-52. 12 K. W i e r z y ń s k i, Życie Chopina, Białystok 1990, s. 307. Teofil Gautier (1811-1872) – francuski pisarz, poeta, dramaturg, krytyk literacki i teatralny, przedstawiciel francuskiego romantyzmu, prekursor fantastyki literackiej, autor m.in. Awatara, Podróży do Hiszpanii i Romansu pewnej mumii. 13 Ibidem. s. 309. 14 B. J a c k, op. cit., s. 206-207. Marie-Henri Beyle, bardziej znany jako Stendhal (1783-1842) – francuski pisarz romantyk, prekursor realizmu w literaturze. Był autorem m.in.: „Pustelni parmeńskie”, „Kroniki włoskiej” czy „Pamiętnika turysty”. 9 10 15 zadawał sobie wiele trudu, żeby się takim wydawać(…) Bayle był szaleńczo wesoły, popił sobie i gdy tańczył wokół stołu w grubych futrzanych butach wyglądał trochę groteskowo i wcale nieładnie15. Parą, której pisarka zawdzięczała poznanie Fryderyka Chopina byli Franz Liszt i Marie d'Agoult. Z węgierskim kompozytorem połączyła Sand miłość do gór i muzyki, zaś z piszącą pod pseudonimem Daniel Stern Marie wspólna praca wydawnicza oraz organizowanie balów dla francuskiej bohemy16. Sand mówiła o swej koleżance po piórze z nieukrywanym podziwem i szacunkiem: (…) piękna, pełna wdzięku, dowcipna, a przy tym obdarzona wybitną inteligencją17. Sand podziwiała u swej przyjaciółki łatwość nawiązywania „korzystnych” znajomości i prowadzenia sławnych saloników polityczno – kulturowych. To właśnie za namową Marie d'Agoult zatrzymała się przez pewien czas w Hôtel de France, gdzie na jednym z przyjęć poznała Fryderyka Chopina. Po latach napisała w Dziejach mojego życia: Jej przyjaciele stali się również moimi przyjaciółmi. Salon Pani d'Agoult, zaimprowizowany w zajeździe był miejscem zebrań elity, którym przewodniczyła z wykwintnym wdziękiem, znajdując się zawsze na poziomie wszystkich wybitnych osobistości dzięki swej rozleglej inteligencji i różnorodności uzdolnień, poważnych i poetyckich zarazem(…) W salonie słuchało się cudownej muzyki, a w przerwach można było wiele się nauczyć przysłuchując się rozmowom18. Niezwykle oddanym przyjacielem w ostatnich latach życia Sand okazał się francuski pisarz, Gustave Flaubert. Przyjaźń między obojgiem narodziła się w 1864 r. i nieprzerwanie trwała do śmierci pisarki. Autor Szkoły uczuć wielokrotnie bywał w Nohant, zapraszany przez panią domu. Podczas tych wizyt oboje godzinami dyskutowali o filozofii i nowościach wydawniczych. Flaubert towarzyszył autorce Indiany także w jej „ostatniej drodze”, a podczas pogrzebu wygłosił przejmującą mowę: Trzeba ją było znać tak, jak ja ją znałem, by wiedzieć, ile kobiecości miał w sobie ten wielki człowiek, ile czułości ten geniusz19. W Dziejach mojego życia znajdziemy niestety nieliczne wzmianki poświęcone polskim emigrantom artystycznym i intelektualnym. Wyjątek oczywiście stanowi postać naszego najwybitniejszego kompozytora – Fryderyka Chopina. Pierwsze wrażenia po spotkaniu z panią Sand nie było jednak obiecujące. Pośród bywalców paryskich salonów powtarzała się negatywna opinia na temat pisarki, określanej mianem czarnej jak kret i chudej jak gwóźdź20. Julian Ursyn Niemcewicz w swym dzienniku pod datą 27 VII 1838 r. zapisał: Zawsze miałem chęć poznania, sławnych talentami lub zasługami osób (…). Dziś jedną ze słynności literackich jest p. George Sand, czyli Dudevant. (…) Dla młodych powabna wcale. Oryginalna we wszystkim, nawet w ubiorze, ze wszystkim pełna poufałości i pieszczot: słowem, osobliwe stworzenie21. Sam Chopin po pierwszym spotkaniu w liście do rodziców w 1836 r. napisał: Poznałem wielką znakomitość, panią Sand, ale twarz jej niesympatyczna, nie podobała mi się. Jest w niej coś odpychającego22. Zostając kochanką, przyjaciółką i powiernicą kompozytora wielokrotnie słyszała z jego ust o tęsknocie za rodziną i ukochaną Polską: Opowiadał mi o swej romantycznej miłości w Polsce, o czułych znajomościach, które miał w Paryżu i mógł je tam znowu nawiązać, a szczególnie o swojej matce, jedynej namiętnej miłości jego życia, z dala G. S a n d, op. cit., s. 284. B. J a c k, op. cit., s. 230-231. 17 G. S a n d, op. cit., s. 314. 18 Ibidem, s. 315. 19 J. B a r r y., op. cit., s. 466. 20 M. T o m a s z e w s k i, Chopin i George Sand. Miłość nie od pierwszego spojrzenia, Kraków 2003, s. 9. 21 J.U. N i e m c e w i c z, Dzienniki 1837- 1838, Warszawa 2006, s. 314. 22 M. K a r a s o w s k i, Fryderyk Chopin. Życie. Listy. Dzieła, Warszawa 1982, t. 2, s. 75. 15 16 16 od której przyzwyczaił się jednak egzystować.(…)Myśli o jego własnej śmierci towarzyszyły wszystkie zabobonne wyobrażenia słowiańskiej poezji. Jako Polak żył wśród koszmarów rodem z podań i legend. Sand była świadkiem wielkiego wewnętrznego rozdarcia jakiego doświadczał kompozytor – z jednej strony bardzo tęsknił on za Ojczyzną, rodziną, ukochanymi miejscami, a z drugiej strony nie chciał widzieć kraju pogrążonego w wewnętrznym chaosie, gdzie nadzieja upadła razem z powstaniem. Bał się, że wyobrażenie jakie miał o ukochanych stronach nieodwracalnie upadnie wraz z zobaczenie rzeczywistego obrazu23. Niezwykle przykry jest opis ostatniego spotkania pary kochanków, który został utrwalony przez pisarkę na łamach Dziejów mojego życia: Ujrzałam go znów na chwilę w marcu 1848 roku. Uścisnęłam jego rękę drżącą i zimną jak lód. Chciałam z nim pomówić, lecz oddalił się. Teraz ja z kolei mogłam rzec, że mnie już nie kocha. Oszczędziłam mu tego cierpienia i złożyłam wszystko w ręce Opatrzności, zaufawszy przyszłym dniom. Nie miałam już zobaczyć Chopina. Złe serca były między nami. Byli również i dobrzy ludzie, którzy nie wiedzieli, jak podejść do tej sprawy. Byli wreszcie obojętni, którzy woleli nie mieszać się do spraw delikatnych(…) Mówiono mi, że Chopin przyzywał mnie, żałował i kochał po synowsku do końca. Uważano, że należy to ukryć przede mną, aż do tej pory. Sądzono również, iż trzeba ukrywać przed nim, że jestem gotowa przybiec do niego. Uczyniono dobrze, jeśli wzruszenie spowodowane moim widokiem miałoby skrócić jego życie o dzień lub choćby o godzinę24. Dramatem Sand był fakt bezwzględnego zakazu spotkania się z Chopinem, w chwili jego śmierci. Na straży spokoju w ostatnich chwilach życia kompozytora stanęła jego siostra Ludwika, najbliżsi przyjaciele i uczniowie. Rodzina wyraźnie nie życzyła sobie obecności Sand w tej tragicznej dla niej chwili. Powszechnie obwiniano ją bowiem o przyczynę zaostrzenia się gruźlicy przez ryzykowną kurację na Majorce. Nie zauważono natomiast, że gwałtowne załamanie się stanu zdrowia kompozytora nastąpiło wraz z jego przeprowadzką na Wyspy Brytyjskie i pojawieniem się oznak reumatyzmu. Niewątpliwie bardzo bolesny dla pisarki był fakt, że w chwili śmierci jej ukochanego pozwolono być przy nim do końca jej córce Solange i jej mężowi Clèsingerowi. To właśnie zięć George Sand jest autorem słynnego pośmiertnego odlewu twarzy i ręki kompozytora. Dzięki związkowi z Fryderykiem Chopinem Sand poznała osobiście m.in. Juliana Ursyna Niemcewicza, Cypriana Kamila Norwida i autora naszej epopei narodowej – Adama Mickiewicza. Pisarze nie przypadli sobie do gustu, ale ceniła talent wieszcza. W Dziejach mojego życia napisała: Wymieniłam Mickiewicza, geniusza równego Byronowi, duszę, którą gorąca miłość ojczyzny i świętość obyczajów, zawiodła na zawrotne wyżyny ekstazy25. Pisarka na prośbę swojego kochanka Fryderyka Chopina podjęła także spontaniczną, ale bezowocną próbę pomocy przy przekładzie na język francuski III części Dziadów. Mimo że Sand nie przepadała za osobą naszego wieszcza, to fascynowała ją jego postawa filozoficzno–mentalna. Miało to także powiązanie z nasilającą się nostalgią u Chopina, który w swych utworach jednoznacznie dawał wyraz tęsknoty za Ojczyzną. Sama pisarka interesowała się już wcześniej nurtem romantycznym w literaturze, czego wyrazem był artykuł Essai sur le drame fantastique. Goethe – Byron – Mickiewicz, opublikowany na łamach „Revue des Deux Mondes” w 1839 r. Rozprawa Sand była bardzo szeroko komentowana nie tylko w kręgach literatów. Dziennikarka stwierdziła w niej, iż 3 dzieła wymienionych autorów – Faust – Manfred – Dziady tworzą nierozerwalną całość, swoisty tryptyk europejski. Zdaniem Sand już od swego powstania stały się ponadczasowe i obowiązkową lekturą dla każdego człowieka. O Dziadach pisała G. S a n d, op. cit., s. 352. Ibidem, s. 352. 25 Ibidem, s. 341. 23 24 17 następująco: W „Dziadach” świat fantastyczny nie znajduje się gdzieś na zewnątrz, ani wyżej, ani niżej: leży ona u podstaw wszystkiego, wszystko wprawia w ruch, jest duszą całej rzeczywistości, jest obecny wszystkich wydarzeniach26. Sam Mickiewicz natomiast obawiał się reakcji Francuzów na ukryte między wersami dramatu treści, oraz tego, iż nie będą potrafili wczuć się w sytuację Polaków. Sand podkreślała ,że w jej odczuciu geniusz Mickiewicza przewyższył talent Goethego. W Dziadach jej zdaniem mistrzowsko udało się pokazać zespolone problemy narodowości, humanizmu i dramaty zwykłych ludzi. Sand odnalazła w dramacie mistycyzm i filozofię, która była głębsza od tej zaprezentowanej w Fauście. Polemika jaka wywiązała się w związku z publikacją rozprawy na łamach prasy wzbudzała skrajne emocje. W jednym z listów do redakcji można było przeczytać: Ukazał się dziś rano w „Revue” artykuł pani Dudevant o Goethem, Byronie i Mickiewiczu. Temu ostatniemu dostała się promienna korona. Padły cztery ofiary: Goethe, Car, Byron i katolicyzm, ale George Sand wybacza się wszystko i wiele głębokich prawd błyska w tym uderzeniu piorunu. Użyczy to nieco blasku katedrze Mickiewicza27. Warto dodać, iż to francuskiej pisarce zawdzięczamy takie epitety określające naszego narodowego wieszcza jak „Byron północy”, czy „kuzyn Dantego”. Podsumowując moje rozważania chciałabym zwrócić uwagę, iż różnice dzielące przedstawicieli paryskiej bohemy i polskich emigrantów-artystów międzypowstaniowych nie były na tyle duże, żeby ich podzielić czy też stwarzać wrogie napięcia. Twórcy wspierali się w trudnych chwilach, czego przykładem mogą być wspólne polsko-francuskie inicjatywy wokół Hotelu Lambert. Ekscentryczność paryskich artystów i skromność polskich emigrantów wbrew oczekiwaniom znalazły wspólną płaszczyznę porozumienia czym okazała się być sztuka jako narzędzie do walki o wymarzoną Ojczyznę. Bogate tradycje łączące Polaków i Francuzów w różnych dziedzinach życia – prawa, historii, gospodarki, ale przede wszystkim kultury dawały naszym rodakom solidne fundamenty do odbudowy poszczególnych elementów składających się na niezależny byt państwowy. Mimowolnie przychodzi, wiec na myśl, by nieco zmodyfikować znane przysłowie i stwierdzić, że nie tylko Węgier, ale i Francuz jest Polaka bratankiem. 26 27 M. S t r a s z e w s k a, Życie literackie Wielkiej Emigracji we Francji 1831 – 1840, Warszawa 1970, s. 327. Ibidem, s. 328. 18 Karolina Feder Uniwersytet Łódzki MARIA FRANCISZKA KOZŁOWSKA I MARIA FAUSTYNA KOWALSKA – DWIE WIZJE KOŚCIOŁA? O objawieniu jako zjawisku religijnym można mówić wtedy, gdy postać z Nieba, istniejąca poza granicami świata materialnego i otoczona kultem przez wyznawców danej religii, staje się obecna w sposób widzialny1. Zjawisko objawień, inaczej widzeń pojawia się na przestrzeni wieków w wielu wierzeniach, tkwi nawet u ich podłoża, jak choćby w religiach Indii, Dalekiego Wschodu, Islamie. Od zawsze budziło ono kontrowersje, a miejsca objawień często stawały się celem licznych pielgrzymek. Lekarze badający osoby, które doświadczyły objawień stwierdzają, że ludzie ci podczas ekstaz nie mają kontaktu z otoczeniem lub jest on bardzo ograniczony, a ciało jest niewrażliwe na bodźce2. Na kartach Biblii widzenia pojawiają się wielokrotnie, zarówno w postaci bezpośredniej rozmowy z Bogiem, jak i za pomocą widzenia we śnie. W objawieniu zawiera się plan zbawienia ludzi, zasady, które należy wcielić w życie, jednak nie będą one nigdy przeczyć słowom Pisma Świętego. Zmieniające się warunki kulturowe, czy obyczajowe sprawiają, że Kościół potrzebuje pomocy, aby właściwie wypełniać powierzoną mu misję, pomocą tą są właśnie objawienia3. Tego typu zjawisk doświadczyły dwie zakonnice rzymskokatolickie – Maria Franciszka Kozłowska i Maria Faustyna Kowalska. Feliksa Magdalena Kozłowska urodziła się 27 V 1862 r. w Wielicznej koło Węgrowa. Ojciec późniejszej założycielki mariawityzmu, Jakub pochodził z Kobyłki koło Warszawy, a pracował jako plenipotent Cichockich, właścicieli majątku w Stoczku Węgrowskim, był również nadleśniczym w ich dobrach w Wielicznej, dokąd też sprowadził swoją małżonkę, Annę. Rodzina matki Feliksy należała do warszawskiego mieszczaństwa, natomiast ojca do drobnej szlachty. Być może właśnie dzięki pochodzeniu, ale zapewne również indywidualnym zdolnościom kierował on w czasie powstania styczniowego grupą kosynierów atakującą rosyjskie armaty, podczas bitwy pod Węgrowem, 3 II 1863 r. W wyniku wspomnianej bitwy zginął, zostawiając w niełatwym położeniu 24-letnią żonę i 8-miesięczną córkę4. Obie do 1873 r. pomieszkiwały u rodziny, m.in. u teściowej Anny w Czerwonce koło Sokołowa. Natomiast po przystąpieniu Feliksy do pierwszej komunii świętej, wyjechały do Warszawy, gdzie Anna objęła funkcję gosposi, a Feliksa rozpoczęła naukę na pensji żeńskiej, a później w gimnazjum. Niestety musiała z powodów zdrowotnych zaniechać nauki po ukończeniu 3 klasy. Po skończeniu szkoły w 1881 r. pracowała jako prywatna nauczycielka5. R. P a n n e t, Objawienia Maryjne w świecie współczesnym, Kraków 2007, s. 11. Ibidem, s. 16 i 42. 3 M. K a c z m a r s k i, Rola Objawień w życiu Kościoła, [w:] Teologia Miłosierdzia Bożego. Materiały z sympozjów ekumenicznych w Łodzi w latach 1991, 1992 i 1994, Płock 2003, s. 129-130. 4 S. G o ł ę b i o w s k i, Św. Maria Franciszka Feliksa Kozłowska 1862-1921. Życie i dzieło, Płock 2002, s. 16-20. 5 K. Ł o j e k, Maria Franciszka Kozłowska jako założycielka Nowej Wspólnoty Chrześcijańskiej, Warszawa 2001, s. 1114. 1 2 19 Helena Kowalska przyszła na świat 25 VIII 1905 r. w Głogowcu. Źródłem utrzymania rodziny Heleny Kowalskiej, którą oprócz niej tworzyli, rodzice Marianna z domu Babel i Stanisław Kowalscy oraz pozostała dziewiątka ich dzieci (dwoje zmarło wcześnie), była praca ojca, który zajmował się stolarką, a także dochody z niedużego gospodarstwa. Do szkoły powszechnej Helena zaczęła uczęszczać w wieku 12 lat, naukę zakończyła po 3 latach. W domu rodzinnym panował duch pobożności, a podczas procesu wychowawczego kładziono nacisk na takie wartości jak modlitwa, miłość i praca. Helena pomagała rodzicom w pracy na roli, pasła krowy, wykonywała sumienie obowiązki domowe. W 1921 r. za zgodą rodziców objęła posadę służącej w Aleksandrowie koło Łodzi, a później w samej Łodzi6. Zarówno Feliksa, jak i Helena od dzieciństwa interesowały się służbą Bogu, modlitwą, często przystępowały do komunii świętej, czytały żywoty świętych i stosowały umartwienia ciała. Dorastały wśród biednych, którym okazywały wsparcie, choć zarówno Feliksa przebywająca „na garnuszku” u krewnych, jaki i Helena wychowująca się w ubogiej wielodzietnej rodzinie, same nie miały łatwego życia7. Powołanie zakonne rodziło się u nich stopniowo, ale obie miały szczególne relacje z Bogiem. Feliksa już od najmłodszych lat słyszała wewnętrzny głos, a po przystąpieniu do I komunii świętej, obiecała Bogu nie wychodzić za mąż8. W wieku 15 lat, po zapoznaniu się z żywotem św. Weroniki otrzymała powołanie do życia zakonnego. Mając 21 lat zrealizowała swoje marzenie, udając się najpierw na rekolekcje do Zakroczymia, a potem wstępując tam do ukrytego zgromadzenia zakonnego, żyjącego wg III reguły św. Franciszka, Sióstr Franciszkanek od Cierpiących, zwanego „Przytuliskiem”, gdzie zajmowała się chorymi w ich domach. Jeden z nich, zamożny, starszy mężczyzna zaproponował jej małżeństwo, miał on też przepisać połowę majątku dla zgromadzenia, dziewczyna nie wyraziła jednak na to zgody. Znakiem bożym i potwierdzeniem powołania zakonnego miała być utrata wzroku w prawym oku. Pod koniec 1886 r. rozpoczęła nowicjat i przyjęła imię zakonne Maria Franciszka, po jego zakończeniu wyjechała do Płocka, gdzie objęła funkcję przełożonej w zakładzie opiekującym się m.in. sierotami. M. F. Kozłowska chciała stworzyć ściślejsze zgromadzenie oparte na II regule św. Franciszka. Dnia 8 IX 1887 r. zawiązało się Zgromadzenie Sióstr Ubogich Świętej Klary – które później przyjęło nazwę Sióstr Mariawitek – zakonnica wraz z pięcioma kandydatkami, po uzyskaniu wcześniejszej zgody Honorata Koźmińskiego9 zaczęła żyć wedle II reguły. Składając trzy główne śluby, siostry złożyły jeszcze ślub nieustannej adoracji Najświętszego Sakramentu, propagowały także kult Najświętszej Marii Panny. Jedne z nich, zwane bogomyślnymi, zajmowały się głównie sprawami duchowymi, natomiast inne, czynne prowadziły działalność edukacyjną i charytatywną. Fundusze czerpały z pracy krawieckiej, szyły bieliznę, haftowały, tkały itp. Matka M. F. Kozłowskiej nie była zadowolona z wyborów córki, dopiero z czasem zaakceptowała jej decyzję i zakupiła dla zgromadzenia dom w Płocku10. Wsparcia ze strony rodziny nie miała również Helena Kowalska, rodzice nie chcieli żeby poświęciła swoje życie Bogu. Bali się stracić córki i tłumaczyli się brakiem pieniędzy na posag. E. T r e t e r, Bóg objawiony w miłosierdziu. Kanonizacja bł. s. Faustyny Kowalskiej, Warszawa 2000, s. 29-35. S. G o ł ę b i o w s k i, op. cit., s. 20, 25-26; E. Treter. op. cit., s. 32-33. 8 Z. M. W. J a w o r s k i, Błogosławiona Maria Franciszka Kozłowska, Jej postać i Dzieło, [w:] Teologia Miłosierdzia Bożego. Materiały z sympozjów ekumenicznych w Łodzi w latach 1991, 1992 i 1994, Płock 2003, s. 203. 9 Założyciel ukrytych zgromadzeń zakonnych, spowiednik M.F. Kozłowskiej. Vide: Błogosławiony Honorat Koźmiński. Pokłosie Beatyfikacji, pod red. G. B a r t o s z e w s k i e g o i R. P r e j s a, Warszawa 1993. 10 K. Ł o j e k, op. cit., s. 14-19. 6 7 20 Pierwszy raz Helena usłyszała głos Boga w wieku 7 lat, jednak do końca tego nie rozumiała11. Wobec wspomnianego nastawienia rodziców postanowiła zagłuszyć powołanie, które jednak odezwało się z całą mocą w Łodzi, kiedy Helena uczestniczyła w zabawie tanecznej w parku „Wenecja” (im. Słowackiego). Podczas tańca ukazał jej się ze słowami: Dokąd cię cierpiał będę i dokąd mnie zwodzić będziesz?12 cierpiący Jezus, który po udaniu się dziewczyny prosto z parku do katedry św. Stanisława Kostki wezwał ją; Jedź natychmiast do Warszawy, tam wstąpisz do klasztoru13. Helena wykonała polecenie, jednak wiele klasztorów odmówiło jej pomocy, przyjęto ją dopiero w Zgromadzeniu Matki Bożej Miłosierdzia, ale nie wcześniej jak po zarobieniu pieniędzy na posag14. Obie zakonnice przelały swoje doświadczenia z Bogiem na papier. Maria F. Kozłowska spisała pierwszy raz swoje objawienia na życzenie H. Koźmińskiego. Było to w 1894 r. Drugi raz na prośbę Jezusa w grudniu 1902 r. Kolejny przekaz o tytule Wyjątki z Objawień w roku 1899 i 1900, dotyczy jednak okresu od 14 XII 1899 do listopada 1907 r., wynika to zapewne z tego, że autorka nie myślała, że tak długo będzie doznawała obcowania z Bogiem, a ostatecznie nie zmieniła tytułu tekstu. Kolejne przekazy dotyczące objawień to Notatki Rekolekcyjne z r. 1911 oraz pochodzące od redaktora pierwszego wydania objawień Notatki z Objawień Mateczki z roku Jubileuszowego 1918-go15. Natomiast swoje przeżycia wewnętrzne M. F. Kowalska zaczęła spisywać w Wilnie z polecenia swojego spowiednika Michała Sopoćki16, który nie dysponował wystarczającą ilością czasu, aby wysłuchiwać rozterek wylewnej siostry zakonnej. Chcąc jej jednak pomóc, wymyślił formę dzienniczka, który rozpoczyna się w 1934 r., chronologia jest jednak w nim zaburzona, na bieżąco M. F. Kowalska zaczyna prowadzić pamiętnik dopiero od 1935 r17. Nie jest to jedynie inicjatywa spowiednika, również sam Jezus prosił ją wielokrotnie o spisywanie swoich doświadczeń, jak choćby z pobytu w piekle. Relacja ta miała zapobiec tłumaczeniu się ludzi z niewiary w piekło tym, że nie wiedzieli o jego istnieniu, bo nikt tam nie był18. Porównując zapisy objawień obu zakonnic, M. F. Kowalskiej są znacznie dłuższe i mniej zwarte, mają formę pamiętnika, w którym opisuje poszczególne dni i gdzie znajduje się wiele opinii samej autorki. Natomiast M. F. Kozłowska pisze konkretnie, przywołuje wypowiedzi Boga i swoje reakcje, ale również tu można zauważyć jej rozterki, emocje, komentarze, których jest jednak mniej niż w Dzienniczku. Same rozmiary wspomnień obu kobiet (M. F. Kowalskiej są o kilkaset stron dłuższe) wskazywać już mogą na tok prowadzenia narracji, choć zakres czasowy w Dzienniczku jest krótszy niż w Dziele Wielkiego Miłosierdzia. Duży wpływ mogło mieć wykształcenie obu kobiet, M. F. Kowalska przeszła dużo uboższą edukację niż M. F. Kozłowska, dlatego mogła mniej umiejętnie formułować myśli. Mateczka, jak nazywali M. F. Kozłowską jej zwolennicy zaczyna swoją relację od dnia 2 VIII 1893 r., czyli od pierwszego objawienia, a kończy na roku 1918, jednak z treści samego Dzieła Wielkiego Miłosierdzia zazwyczaj nie wynika, kiedy i gdzie je spisywała. Natomiast M. F. Kowalska jako pierwszą zapisała w swoim Dzienniczku datę – 28 VII 1934 r. (Wilno), E. T r e t e r, op. cit., s. 31, 34. M. F. K o w a l s k a, Dzienniczek. Miłosierdzie Boże w duszy mojej, Warszawa 2003, s. 24. 13 Ibidem, s. 25. 14 E. T r e t e r, op. cit., s. 30. 15 W.M.T. S z y m a ń s k i, Treść Objawień bł. M. Franciszki Kozłowskiej, [w:] Teologia..., s. 144-145. 16 O tej postaci: H. C i e r e s z k o, Sługa boży ksiądz Michał Sopoćko, Białystok 1995. 17 L. B a l t e r, Treść Objawień Sługi Bożej s. Faustyny Kowalskiej, [w:] Teologia..., s. 159-160. 18 M.F. K o w a l s k a, op. cit., s. 242. 11 12 21 a jako ostatnią 7 VI 1938 r. (Kraków), opisuje ona swoje przeżycia od powołania ją przez Boga do zakonu w 1924 r. aż do kilku miesięcy przed swoją śmiercią w październiku 1938 r. Objawienia obu kobiet można porównywać na wielu płaszczyznach, pojawiało się w nich dużo wspólnych motywów, jak choćby powstanie nowego zgromadzenia. Warto prześledzić zarówno Dzienniczek, jak i Dzieło Wielkiego Miłosierdzia, aby doszukać się elementów zbieżnych, ale również tych, które diametralnie różnią te objawienia miłosierdzia bożego, a także dowiedzieć się dlaczego M. F. Kozłowskiej zostały odrzucone przez Kościół rzymskokatolicki, a ona sama obłożona ekskomuniką, natomiast M. F. Kowalskiej przyjęte, a ją ogłoszono świętą. Wizja Kościoła przedstawiona w objawieniach zwraca uwagę na uwypuklone przez obie kobiety pewne motywy. Są to obraz duchowieństwa, szczególnie papieża i spowiedników, a także Boga, Maryi, zgromadzenia, samych zakonnic doznających objawień (z ciekawym motywem roli kobiet), ale także piekła i szatana. Poza tym warto zwrócić uwagę na „spuściznę” jaką zostawiły po sobie M. F. Kozłowska i M. F. Kowalska, a także wspólne elementy bezpośrednio nie związane z objawieniami. W objawieniach M. F. Kozłowskiej kapłani zostali przedstawieni bardzo niekorzystnie, już na pierwszej stronie zapisek opisała widzenie, w którym duchowni jawili się jako osoby grzeszne, niemoralne, rozwiązłe19. Księża, którzy mieli być największymi przyjaciółmi Boga zadali mu najwięcej cierpienia. Nie potrafili się nawet właściwie modlić, nie odmawiali brewiarzy. Jedną z przyczyn ówczesnego, złego stanu moralnego duchowieństwa miały być fatalnie zorganizowane seminaria, gdzie adeptów nauczano w sposób bezwartościowy, przywiązywano w nich uwagę tylko do nauki, powierzchowności, zewnętrznego wyrazu, a nie do najważniejszego, czyli kształtowania cnót, serc i charakterów20. Kapłani w Kościele nie byli wytrwali, łatwo się poddawali po podjęciu jakiś zobowiązań, rezygnowali, ponieważ napotykali zbyt wiele trudności, których nawet nie próbowali przełamywać. Tak było w przypadku niektórych duchownych, którzy najpierw popierali ruch mariawicki, ale kiedy zauważyli, że będzie to wymagało od nich dużego samozaparcia, zaangażowania i poświęceń szybko stawali się jego najzacieklejszymi wrogami. Księżą nie uznający Dzieła Wielkiego Miłosierdzia zostali porównani do pobielanych grobów, byli zakłamani, udawali pobożnych, a jednocześnie odwiedzali domy publiczne, coraz głębiej popadali w rozpustę, zazdrość, złość, pijaństwo i hazard21. Za złą kondycję Kościoła odpowiedzialni byli wyłącznie duchowni, właśnie oni, zamiast wypełniać swoją misję i strzec na straży dobrych obyczajów, pogwałcili je, wprowadzając niemal pogańskie zwyczaje22. Wzbogacili się na propagowaniu kultu męczenników, których nie mieli nawet zamiaru naśladować. Księża pozowali tylko na ludzi pobożnych, bogobojnych, zaś w rzeczywistości ich dusze przepełniała pycha. To właśnie hierarchia rzymskokatolicka znieważająca eucharystię i prześladująca niewinnych stanowiła jak uważała M. F. Kozłowska drugą bestię z 13 tego rozdziału apokalipsy, mającą rogi podobne do baranka23. A także wszetecznicę przedstawioną w 17-tym rozdziale objawień św. Jana, kapłani zostali tam ukazani w postaci kobiety, bo właśnie kobiety spowodowały upadek księży24. W wyniku takiego postępowania charakteryzującego się przywiązywaniem wagi do powierzchowności, dobrej organizacji Kościoła, a zapominaniem o przykazaniu Dzieło wielkiego Miłosierdzia, Płock 2002, s. 19. Ibidem, s. 42-43. 21 Ibidem, s. 44-45. 22 Ibidem, s. 69. 23 Ibidem, s. 72-73. 24 Ibidem, s. 80-81. 19 20 22 miłości i służeniu Bogu, Jezus odebrał im rzeczywistą władzę, pozostała im tylko zewnętrzna forma25. Natomiast w objawieniach M. F. Kowalskiej kapłani przedstawieni zostali jako godni pośrednicy między Bogiem i ludźmi. Bóg darzył ich ogromnym zaufaniem, objawił im swoją wolę, polecał udawać się do księży po radę. Duchowni w świetle Dzienniczka byli ludźmi uczynnymi i życzliwymi, przykładem czego może być udzielenie pomocy w znalezieniu pracy dla H. Kowalskiej26. Miała ona do nich ogromny szacunek, traktowała ich jako niezbędnych dla rozwoju duchowego wiernych, w swoim Dzienniczku zapisała: O kapłani, wy świece jasne, które oświecacie dusze, niech jasność wasza nigdy nie będzie przyćmiona27. Wydaje się, że kapłani dobrze wywiązywali się ze swojej misji, potrzebni byli szczególnie tacy z odpowiednimi kompetencjami, potrafiący dotrzeć do ludzi, wyciągnąć ich z wewnętrznych trudności. Sama M. F. Kowalska miała takie problemy, w związku z tym doceniała pracę spowiedników i kierowników duchowych. Spowiednicy zostali przez M. F. Kowalską przedstawieni jako wyraziciele woli bożej, przemawiała ona przez ich usta, przykładem czego może być chociażby namawianie zakonnicy, aby nie wstępowała do innego zgromadzenia. Wyrażała ona głębokie pragnienie posiadania stałego kierownika, przewodnika, który miałby pomagać jej w rozeznawaniu wielu spraw, wydobywaniu ze stanu mniej lub bardziej pozornego odtrącenia przez Boga. Bardzo doceniała pomoc udzieloną jej przez spowiednika Józefa Andrasza, który zazwyczaj udzielał jej konkretnych, wartościowych rad i zalecał pokorę28. Słowa: Lęk mnie teraz przejmuje, kiedy nieraz da się słyszeć, jak która dusza mówi, że nie ma spowiednika, czyli kierownika. Ponieważ wiem, jak sama wielkie szkody ponosiłam, kiedy nie miałam tej pomocy. Bez kierownika łatwo można zejść na manowce29. niezwykle eksponują rolę przewodników duchowych, bez których nie możliwy byłby w ogóle prawidłowy rozwój człowieka. Zdarzało się jednak czasem, że spowiednicy nie mieli odpowiednich kompetencji, postępując w stosunku do petenta, tak jakby się czegoś bali, jakby sami nie byli wystarczająco mocni w wierze30. M. F. Kowalska określała przewodników jako lekarzy duszy, którzy najpierw mieli poznać na co choruje pacjent, co go dręczy, a dopiero potem przepisać lekarstwo, które nie powinno być, ani za słabe, ani za silne, bo mogło doprowadzić do duchowej śmierci31. Maria F. Kozłowska również przypisywała dużą rolę spowiednikom i kierownikom duchowym, liczyła się z ich zdaniem i chodziła do nich po poradę. Zalecała również mariawitom konsultowanie się u swoich przewodników32. Mateczka w tekstach objawień przedstawiła jednak podobnie jak kapłanów bardzo negatywnie również samego papieża. Zwiastowała ona upadek Rzymu, który miał być spowodowany odsuwaniem od władzy Boga. Następcy św. Piotra wysyłali go do nieba, aby tam sprawował rządy, a ziemia pozostała pod ich panowaniem, głównym celem papieży stało się zdobycie władzy nad światem. Otaczali się oni bogactwami, niegodnie pobierali opłaty za posługi religijne, tworzyli rozmaite ceremoniały, nakazywali oddawać sobie boską cześć33. Papież w objawieniach Ibidem, s. 66, 92 i 109. M.F. K o w a l s k a, op. cit., s. 25. 27 Ibidem, s. 47. 28 Ibidem, s. 27, 38-39, 77. 29 Ibidem, s. 42. 30 Ibidem, s. 47. 31 Ibidem, s. 64. 32 Dzieło…, s. 26 i 33. 33 Ibidem, s. 65, 85, 109, 110, 112. 25 26 23 M. F. Kozłowskiej jawił się jako człowiek, który postawił siebie na miejscu Boga34, i który jak św. Piotr zaparł się Chrystusa słowem, tak następcy jego życiem35. Błędem według niej było w ogóle ustanawianie prymatu papieża, kult człowieka miał być zwykłym bałwochwalstwem. Wszystkie odstępstwa jakie pojawiły się w Kościele, miały na celu opamiętanie hierarchii i wskazanie na jej nadużycia36. Rzym według Mateczki to biblijna upadła Babilonia, dla jego charakterystyki przywołuje ona słowa z Pisma Świętego: stała się mieszkaniem czartów i strażą ducha nieczystego i strażą wielkiego ptactwa nieczystego i przemierzłego, bo z wina gniewu wszetecznictwa jej piły wszystkie narody; i królowie ziemi wszetecznictwo z nią pełnili; i kupcy ziemscy z mocy jej rozkoszy bogatymi się stali37. W Dziele Wielkiego Miłosierdzia Stolica Apostolska była miejscem straconym dla Boga, dlatego nie mógł z niej płynąć przykład dla wiernych. W objawieniach M. F. Kowalskiej nie pojawiał się aż tak uwypuklony obraz Ojca Świętego, występował on w jej wizjach, ale zawsze był pełen majestatu, dostojeństwa. Zarysowywał się pewien dystans, Pius XI to osoba nieosiągalna, ale godna swojego urzędu, poświęcająca się Bogu, prowadząca z nim dialog i powierzająca swoje troski. Siostra zakonna modliła się za niego, odmawiała nowennę, gdyż papież odgrywał istotną rolę w jej posłannictwie ze względu na to, że miał decydujący głos w zatwierdzeniu święta miłosierdzia bożego, na którym jej szczególnie zależało38. Osoby duchowne przedstawione zostały w obu tekstach diametralnie różnie. Spowodowane to może być wieloma przyczynami. M. F. Kowalska traktowała księży jako osoby niezwykłe, prawie święte, odległe dla niej. Ogólnie posiadała płochliwą naturę, która jeszcze bardziej dawała o sobie znać w ich obecności, czuła się przy nich skrępowana, zawstydzona, nawet kiedy miała porozmawiać, z którymś z kapłanów lub przełożonych długo nad tym myślała, analizowała, nawet rezygnowała z tego zamiaru. Obawiała się, że narzuca się im swoją nieistotną osobą. W oczach Jezusa, jak również jej, duchowni to osoby oddające się służbie Bogu, nie oznacza to, że są bez win, pojawiał się problem popełniania przez nich nawet ciężkiego grzechu, ale ostatecznie odzyskiwali oni łaskę. Z Dzienniczka wyłania się również przesłanie konieczności modlitwy za księży, ponieważ każdy człowiek może zbłądzić i trzeba mu pomóc, a kapłani pełnią tak odpowiedzialne funkcje, dbają o zbawienie ludzi, pomagają zwłaszcza podczas spowiedzi, że pomoc należy się im szczególnie. Natomiast mimo pozytywnego nastawienia do spowiedników39 i samej spowiedzi, obraz duchownych w Dziele Wielkiego Miłosierdzia M. F. Kozłowskiej był niekorzystny, wynikało to z samego podłoża objawienia, które zakładało odnowienie przez Mateczkę Kościoła, którego trzon stanowili zdemoralizowani kapłani, oczywiście nie wszyscy, ale przeważająca większość, która prześladowała tych pobożnych. Ponadto M. F. Kozłowska sama była potępiana publicznie przez księży, uważana za heretyczkę, Stolica Apostolska wydała w związku z jej osobą kilka dokumentów40 napisanych w zdecydowanym, dość ostrym tonie. Jednym z nich był dekret o nałożeniu na nią i Jana Marię Michała Kowalskiego ekskomuniki. Opinię jej o hierarchii Ibidem, s. 71. Ibidem, s. 71. 36 Ibidem, s. 85, 113. 37 Ibidem, s. 74-75. 38 M. F. K o w a l s k a, op. cit., s. 133, 134. 39 Choć po jej śmierci Jan Maria Michał Kowalski zlikwidował spowiedź uszną i wprowadził spowiedź przed Bogiem. Vide: List Pasterski N. Ojca Arcybiskupa Maryawitów o spowiedzi przed Chrystusem, [w:] Listy i odezwy pasterskie, zeb. i oprac. E. W a r c h o ł, Sandomierz 2003; Uzasadnienie Listu Pasterskiego Arcybiskupa Mariawitów o spowiedzi przed Samym Chrystusem, Płock 1930. 40 Były to: Dekret Kongregacji Świętego Oficjum z 4 września 1904 roku; Encyklika papieża Piusa X „Około trzech lat temu” z 5 kwietnia 1906 roku; Dekret Kongregacji Świętego Oficjum z 5 grudnia 1906 roku. 34 35 24 rzymskokatolickiej nie mogły być zatem pochlebne, chociaż wydawać się może, że Mateczka chciała pojednania, modliła się w jego intencji. W Dziele Wielkiego Miłosierdzia Bożego jawiła się ona jak osoba pokorna, jednak nie zastosowanie się do nakazów Watykanu może w pewien sposób temu przeczyć. Bóg z objawień M. F. Kozłowskiej, był bardzo surowy, wyrażało się to choćby w jego słowach: Zgubię świat, bo nie daje mi chwały, tylko same zniewagi41. Wydawał się być mściwy, chciał również podburzyć wiernych przeciwko kapłanom, wypędzić ich z kościołów, tak jak przekupniów ze świątyni, ponieważ źle wypełniali swoją misję, służyli za pieniądze. Ponadto sam zatwardził serca i zaślepił umysły księży, żeby prześladowali oni jego dzieło i pogrążyli się jeszcze bardziej. Pojawiał się również motyw sprawiedliwość starotestamentowej, oko za oko, ząb za ząb, w tym wypadku sąd za sąd42. Mariawici byli męczennikami ducha, ich prześladowcy mieli zostać ukarani, o karę dla wrogów m.in. modliła się M. F. Kozłowska. Sama przyczyna powstania zgromadzenia była interesująca, utworzone zostało ono przeciwko masonom43. Z drugiej strony Bóg był wielkością, światłością i miłością, miał przebaczyć tym kapłanom, którzy się nawrócą, jego miłosierdzie uzewnętrzniało się w objawieniu dzieła, gdyby nie to, niewielka ilość ludzi zostałaby zbawiona44. W Dzienniczku pierwszoplanową cechą Boga było przede wszystkim miłosierdzie. Charakteryzował się on dobrocią, pięknem, pełnią miłości, niezawodnością, niepojętością, wielokrotnie Jezus dawał o tym poznać M. F. Kowalskiej, zapewniał ją, że towarzyszy jej wszędzie. Według M. F. Kowalskiej determinował ludzkie losy, osiągał zawsze to co sobie założył, kiedy nie chciał, żeby zakonnica rozmawiała z przełożoną, nie dopuścił do tego spotkania. Gdy nie podobała mu się planowana wycieczka na Kalwarię zakonnica stwierdziła, że to właśnie on popsuł pogodę. Nadrzędną cechą było dla niego posłuszeństwo45. Bada tą cechę, np. kiedy przełożona sprzeciwia się prośbie Boga przedstawionej jej przez M. F. Kowalską, mówi jej: Byłem tutaj podczas tej rozmowy z przełożoną i wiem wszystko, i nie żądam twoich umartwień, ale posłuszeństwa. Przez to oddajesz mi wielką chwałę, a sobie skarbisz zasługę46. Komunikuje zawsze w sposób spokojny to co mu się nie podoba, nie uchybia nikomu, nie unosi się: Ty mi wyrządzisz taką boleść, jeżeli wystąpisz z tego Zakonu. Tu cię wezwałem, a nie gdzie indziej, i przygotowałem wiele łask dla ciebie47, potrafi być rozżalony: Opuszczę ten dom […], ponieważ są w nim rzeczy, które mi się nie podobają48; Powiedz matce generalnej, że w tym domu... popełnia się rzecz taka..., która mi się nie podoba i która mnie bardzo obrażą.49 Jezus pojawiał się przed M. F. Kowalską w różnych okolicznościach, zarówno jako płaczący, cierpiący, poraniony50, jako dzieciątko, szczególnie podczas komunii świętej51, a także w najbardziej rozpropagowanej ze względu na obraz postaci, której ujrzenie tak relacjonuje zakonnica: Ujrzałam Pana Jezusa ubranego w szacie białej. Jedna ręka wzniesiona do błogosławieństwa, a druga Dzieło..., s. 66. Ibidem, s. 72, 76. 43 Ibidem, s. 44, 53, 66. 44 Ibidem, s. 49, 69-71. 45 M.F. K o w a l s k a, op. cit., s. 26, 31, 32, 42, 43, 61, 112-113. 46 Ibidem, s. 31. 47 Ibidem, s. 27. 48 Ibidem, s. 36. 49 Ibidem, s. 36. 50 Ibidem, s. 27. 51 Ibidem, s. 84. 41 42 25 dotykała szaty na piersiach. Z uchylenia szaty na piersiach wychodziły dwa wielkie promienie, jeden czerwony, a drugi blady52. Pomimo tego, że obie zakonnice przedstawiły światu objawienia miłosierdzia bożego, częściowo Boga miłosiernego w wizjach M. F. Kozłowskiej przesłania jego starotestamentowe oblicze. Dwie główne cechy Stwórcy to właśnie miłosierdzie, które występuje najpierw, a następnie sprawiedliwość, która pojawia się po tym gdy ktoś nie przyjmie miłosierdzia. Jednak w zapiskach M. F. Kozłowskiej wydaje się, że Jezus z góry skazał niektórych na potępienie, można odnieść wrażenie, że właśnie głoszone przez Mateczkę dzieło jest wymierzeniem sprawiedliwości dla rozpustnych kapłanów, którzy nie są w stanie go przyjąć, zatem skazani są na potępienie. Bóg nie miał dla nich litości, nie pozwalał również użalać się nad nimi zakonnicy, objawiał jej ich postępki, w które ona nie mogła uwierzyć. Nie przekazał jakiejś konkretnej formy pomocy duchownym. Natomiast M. F. Kowalską wyposażył w oręż w postaci: obrazu Jezusa miłosiernego, koronki, święta (te elementy pojawiają się poniekąd w mariawityzmie, ale nie wynikają bezpośrednio z zapisek objawień), ale również zakon, który miał modlić się za kapłanów i zakonnych. Natomiast zgromadzenie założone przez M. F. Kozłowską walczyć miało z masonami. Ważne jest tu zdefiniowanie owych masonów – czy traktować ich dosłownie, czyli jako członków loży masońskiej, a może ogólnie jako wrogów, czyli również księży zwalczających mariawitów. Bóg w Dziele Wielkiego Miłosierdzia Bożego zostawia jednak grzesznikom furtkę, jeśli się nawrócą wszystko zostanie im wybaczone. Oprócz możliwości wiary w miłosierdzie nie pozostawił im jednak nic. Według M. F. Kowalskiej Bóg był bardzo troskliwy dla ludzi, zależy mu, by jak najwięcej z nich uwierzyło w dzieło. W tym celu każe jej na szeroką skalę je propagować, i dlatego tak często ulega zakonnicy, która wymadla u niego miłosierdzie dla dusz. Pokazuje, że modlitwą można wszystko, odwrócić nawet największe kary. Natomiast grono przeznaczonych do zbawienia przez Boga w objawieniach M. F. Kozłowskiej wydaje się być elitarne, są to wybrani, najwierniejsi, choć trzeba zaznaczyć, że o zwykłych wiernych mało jest wzmianek. W objawieniu M. F. Kowalskiej pojawiały się również wizja czyśćca i piekła. W czyśćcu było mglisto, ogniście, ogień to tęsknota za Bogiem spalająca tęskniące dusze53. Wraz z aniołem miała okazję zobaczyć piekło. Opisała szereg mąk, które cierpią znajdujące się tam osoby, m.in. były dręczone w obecności szatana przez grzechy, które popełniły, i tak przez wieczność54. Maria F. Kozłowska nie była w piekle, ale wysunęła jego obraz jako miejsca gdzie nie ma Boga, znajdują się w nim ludzie, którzy go odrzucili, a ogień jest pragnieniem bycia bliżej niego. W jej objawieniu pojawiła się także wizja szatanów. Byli oni „zwarci” w 3 legiony ze znakami pychy, łakomstwa i nieczystości, wyśmiewali się z niej55. Obrazy piekła i diabła miały zapewne za zadanie przekazać prostą informację, że rzeczywiście istnieją i są groźni. Należało się ich wystrzegać, ale Bóg był i tak silniejszy i potrafił wydrzeć grzeszników z rąk szatana swoim miłosierdziem. Interesujące jest również zaprezentowanie w obu objawieniach Maryi. Dla M. F. Kowalskiej była wsparciem, odwiedzała ją, czasem z małym Jezusem, współczuła jej, cierpiała razem z nią, dodawała odwagi, pomagała, przykładem czego może być wyproszenie łaski, o którą bardzo długo się modliła – wolności od pokus cielesnych. Ibidem, s. 37. Ibidem, s. 27. 54 Ibidem, s. 242. 55 Dzieło..., s. 37, 56. 52 53 26 To właśnie Matka Boga nauczyła ją kochać Jezusa, modliła się z nią w łączności, zakonnica oddawała się jej w opiekę56. Maryja nazwana była Gwiazdą Morza, pocieszała nie tylko M. F. Kowalską, ale również innych, odwiedzała np. dusze w czyśćcu i przynosiła im ochłodę57. Maryja była dla niej matką, szczególnie, dlatego, że Jezus został jej oblubieńcem, według zakonnicy oboje byli jej dziećmi58. W Dziele Wielkiego Miłosierdzia Bożego, zauważyć można porównywanie M. F. Kozłowskiej i Maryi, niejako wykreowanie jej na Matkę Boga. Na prośbę Jezusa odnoszącą się do kierowania sercami i duszami kapłanów wypowiada te same słowa, które wypowiedziała Maryja przy zwiastowaniu59. Sam Jezus porównał do siebie obie kobiety: jak Najświętsza Panna w piętnastym roku poczęła mnie w żywocie, tak ty w piętnastym roku poczęłaś mnie w sercu przez łaskę, a jak Ona po 15-tu stopniach wstępowała do Świątyni, tak Ja przez 15- cie stopni oczyszczałem twoje serce, które się stało moją świątynią60. M. F. Kozłowska otrzymała te same łaski, którymi Bóg obdarzył Maryję. W przeciwieństwie do Najświętszej Marii Panny była ona jednak grzesznicą61. Stosunek M. F. Kowalskiej do Maryi był bardziej określony, dla niej to matka, która troszczyła się i opiekowała swoim dzieckiem, ale także w pewnym stopniu przyjaciółką, która wspierała i umacniała. Relacje pomiędzy nimi były jasne, zakonnica była w całkowitej zależności od Matki Bożej. Natomiast M. F. Kozłowska pomimo tego, że prosiła Maryję o pomoc i otaczała ją czcią, starała się na niej wzorować i wydaje się, że w Dziele Wielkiego Miłosierdzia z nią konkurowała, nie do końca mogła jednak jej dorównać, ponieważ obarczona była grzechem, który Matki Bożej nie splamił. W obu objawieniach pojawia się motyw powołania do życia zgromadzenia. Jednym z celów tego zorganizowanego przez M. F. Kozłowską zgromadzenia kapłanów miało być szerzenie czci Najświętszego Sakramentu, szczególną opieką miała ich otaczać Matka Boska Nieustającej Pomocy. Miało ono kierować się I regułą franciszkańską, a ich hasłem miały być słowa: Wszystko na większą Chwałę Bożą i Cześć Przenajświętszej Panny Maryi62. Zgromadzenie powinno być wzorowane na pierwszych gminach chrześcijańskich oraz apostołach, pierwsi kapłani mieli nosić ich imiona. Mateczka miała w nim pełnić szczególną rolę, przede wszystkim należało poinformować pierwszego mariawitę – którego wskazał jej Bóg – o całym przedsięwzięciu. Główną jej rolą było jednak kierowanie sercami i duszami kapłanów mariawickich63. Za swoją misję Mateczka również ponosiła odpowiedzialność, musiała doradzać mariawitom, pomagać im, Bóg miał ją rozliczyć z tego zadania. Zgromadzenie żyło przez pewien czas w ukryciu, nie miało jakiś określonych przepisów, jednak jego członkowie odsunęli się od uciech życia i oddali modlitwie. Kapłani mariawiccy mieli być przeciwieństwem tych powszechnie występujących duchownych, charakteryzujących się pychą, chciwością i nieczystością, pod kierunkiem M. F. Kozłowskiej mieli reprezentować posłuszeństwo, ubóstwo i czystość64. Celem zgromadzenia prócz czczenia Najświętszego Sakramentu i Matki Boskiej Nieustającej Pomocy był powrót do Kościoła z czasów w jakich pozostawili go apostołowie, zostało również założone przeciwko i do walki z masonami. M. F. K o w a l s k a, op. cit., s. 30, 32, 35, 49. Ibidem, s. 27. 58 Ibidem, s. 107. 59 Ibidem, s. 20. 60 Ibidem, s. 50. 61 Ibidem, s. 41. 62 Dzieło..., s. 19. 63 Ibidem, s. 19, 22, 23, 26 i 29. 64 Ibidem, s. 29, 37 i 69. 56 57 27 Z tego zgromadzenia miał powstać Związek Katolicki Nieustającej Adoracji Ubłagania65. Tak o zgromadzeniu mówił sam Jezus: to jest nowa latorośl na suchym pniu, którego korzeniem jest Chrystus, albowiem wyschła w ich sercach miłość Boga i bliźniego. – Będziecie w jedności z Kościołem, ale nie w zależności, albowiem większe jest posłannictwo Boskie, niż wszystkie rozporządzenia ludzkie66. Mariawityzm był porównywany do wyjścia Żydów z Egiptu, nieba, a także do zakładania Kościoła67. Zgromadzenie z wizji M. F. Kowalskiej zestawione zostało niejako z męką Pańską, objawił je Jezus cierpiący. Siostry miały nosić białe szaty przepasane sznurem oraz czerwone płaszcze i welony. Regułą powinno być dla nich życie Jezusa, od narodzenia aż po śmierć na krzyżu. Zgromadzenie miało zostać założone jak najszybciej68. Jego celem było łączenie się przez miłość z Bogiem i wypraszanie miłosierdzia dla świata. Pod opieką zgromadzenia mieli znaleźć się w szczególny sposób kapłani i zakonni, nazwani drogocennymi perłami, zwłaszcza oni bowiem wymagają pomocy. Siostry ze zgromadzenia miały wiązać się z Bogiem dzięki modlitwom, postom, umartwieniom, pracom i cierpieniom69. Przedstawione zgromadzenia było klauzurowe z dwoma nie więcej siostrami, które powinny być ubrane po świecku i miały kontaktować się z otoczeniem, choć z czasem wizja zmieniła się na zakon bardziej otwarty. Domy zgromadzeń cechowała niezależność, zgromadzone w nich siostry powinny mieszkać w oddzielnej celi i nie widzieć świata zewnętrznego, nawet krata miała zostać zasłonięta czarnym suknem. Dla innych stawały się umarłe, dla Boga były szafarkami miłosierdzia. Miały charakteryzować się nieskazitelnością, odwagą i siłą. Pomiędzy siostrami nie powinno być żadnych nierówności70. Maria F. Kowalska umieściła w Dzienniczku bardzo dokładny opis zasad życia zgromadzenia, które miała założyć. Otrzymała ona również wizję siedziby zgromadzenia, okazał się nią dom w Wilnie, który Michał Sopoćko wyremontował, aby mogło się ono tam osiedlić, jednak plany te pokrzyżowała wojna71. M. F. Kozłowska w przeciwieństwie do M. F. Kowalskiej wypełniła wolę bożą i założyła zgromadzenie. Jednak obie kobiety buntowały się przeciwko misji, obawiając się czy nie pochodzi ona od szatana. Dużo więcej szczegółów odnośnie organizacji zamieściła w swoich zapiskach M. F. Kowalska, jednak ta polecona przez Boga i doprecyzowana przez nią idea nie doczekała się realizacji za jej życia, natomiast Mateczka pełniąc rolę mistrzyni sama doskonale zorganizowała zgromadzenie, któremu główny ton nadał Bóg. Zdecydowanie jednak dużo wniósł do tej inicjatywy J. M. M. Kowalski, duchowy syn M. F. Kowalskiej, który znacznie wzbogacił i urozmaicił jej działalność72. Cele powołania organizacji są zbieżne, przede wszystkim chodzi o oddanie czci Bogu i szerzenie jego miłosierdzia, jednak metody ich osiągnięcia są różne. Mateczka występuje w Dziele Wielkiego Miłosierdzia jako narzędzie w ręku Boga, mistrzyni dla kapłanów mariawickich, matka miłosierdzia. Otrzymała ona od św. Piotra klucze, a od św. Pawła miecz, symbole miłosierdzia i sprawiedliwości. Jej stosunek do Jezusa układał się na linii: sługa – pan, uczennica – nauczyciel, mistrz, a następnie oblubienica – oblubieniec, Ibidem, s. 44, 64, 70. Ibidem, s. 67. 67 Ibidem, s. 84, 85. 68 M.F. K o w a l s k a, op. cit., s. 162, 163 i 187. 69 Ibidem, s. 189. 70 Ibidem, s. 190, 191 i 337. 71 Ibidem, s. 197 i 527. 72 Vide: Listy i odezwy pasterskie, zeb. i oprac. E. W a r c h o ł, Sandomierz 1999. 65 66 28 aż do zawarcie wiecznego małżeństwa mistycznego73. Według Jezusa wypełnia jego wolę najlepiej po Maryi, otrzymała moc zwyciężenia szatana, a także podobnie jak M. F. Kowalska została uwolniona od namiętności74. Maria F. Kowalska również została przedstawiona jako realizatorka woli Bożej, była radością Jezusa, jej serce stało się niebem, w nim znajdował on odpoczynek, przekazał jej moc rozdawania łask. Za swoje postępowanie na ziemi miała spędzić jeden dzień w czyśćcu, ale kiedy Bóg zapytał ją czy woli cierpieć na ziemi czy w przyszłym życiu, z pokorą odpowiedziała, że może znosić męki wszędzie75. Spoczywała na niej ogromna odpowiedzialność, gdyż dbała o sprawy miłosierdzia bożego, gdyby tego nie dopilnowała i np. nie doprowadziła do namalowania obrazu byłaby winna zguby wielu dusz. W Dzienniczku padają różne sformułowania określające M. F. Kowalską, m.in. rycerz Jezusa, maleńki fiołek między liliami (lilie to siostry zakonne), mała nowicjuszka Jezusowa, dziecko, córka76. Była również nazywana oblubienicą, o miłości jaką darzył ją Bóg świadczy to co zapisała: słowa Pana Jezusa w czasie ślubów wiecznych: Oblubienico moja, na wieki są złączone serca nasze. Pamiętaj komuś ślubowała..., nie wszystko da się wypowiedzieć77. Obie kobiety łączyła z Bogiem więź szczególna, jednak związek M. F. Kozłowskiej był specyficzny, ewoluował aż do stanu małżeństwa mistycznego78. Stawiał ją w niezwykle bliskiej, indywidualnej, dojrzałej relacji. Dojrzałość to cecha, która doskonale odpowiada Mateczce, M. F. Kowalska sama siebie zinfantylizowała, zapewne wiedząc dobrze, że dzieciom najłatwiej przestąpić bramy Królestwa Bożego. Nie oznacza to jednak, że nie była wstanie udźwignąć powierzonej jej misji i wziąć za nią odpowiedzialność. Wręcz przeciwnie była silną kobietą, która potrafiła poradzić sobie zarówno z cierpieniem fizycznym, jak i duchowym. W obu objawieniach pojawia się również, choć nie bezpośrednio motyw roli kobiety w Kościele. Obie spotkały się z niezrozumieniem otoczenia, o czym dużo pisały, niedowierzanie innych było w pewnym stopniu spowodowane tym, że Bóg wybrał właśnie je – kobiety. M. F. Kowalska tak właśnie to relacjonowała: Dla wielu, i to bardzo słusznych przyczyn poznałam, że niewiasta nie jest powołana do rozróżniania takich tajemnic. Naraziłam się na wiele cierpień niepotrzebnych. Przez dłuższy czas byłam uważana jakoby opętana przez złego ducha i patrzono na mnie z politowaniem, a przełożona poczyniła pewne ostrożności co do mnie79. Pokora zakonnicy nakazuje jej przyznanie racji otoczeniu, ale wyraźnie zaznacza, że powszechnie uważa się, że kobiety nie mogą dostąpić tak wielkich łask – takich które ona otrzymała. Z podobną reakcją społeczeństwa spotkała się M. F. Kozłowska, która jednak znajduje w historii Kościoła analogie do swojej sytuacji. Sama również nie dowierzała w to czy istnieje możliwość, żeby Bóg do kierowania kapłanami powołał kobietę. Z nieba otrzymała odpowiedź, że Jezus był poddany Maryi, a poza tym duchowni grzeszą z kobietami, ulegają Dzieło..., s. 24, 46, 61,62, 64. Ibidem, s. 50. 75 M.F. K o w a l s k a, op. cit., s. 31-33, 115. 76 Ibidem, s. 82, 94, 102, 103 i 117. 77 Ibidem, s. 83, 106. 78 Motyw małżeństw mistycznych rozwinął później J.M.M. Kowalski rozszerzając je na związki między kapłanami a zakonnicami; Vide: E. W a r c h o ł, Zachwyt i upojenie. Rozczarowanie i bunt. Przyczynek do historii mariawityzmu, Radom 2008. 79 Ibidem, s. 69. 73 74 29 im, więc mogą również w bożych celach słuchać kobiety80. Mateczka radziła się również w tej sprawie H. Koźmińskiego, który jednak uspokajał ją i przywołał przykłady św. Teresy, św. Katarzyny Seneńskiej, św. Joanny Franciszki Chantal, św. Klary81. W czasach kiedy żyły obie siostry zakonne, kobiety nie miały jeszcze zbyt dużego autorytetu w Kościele. Było to jeszcze przed II Soborem Watykańskim, który nie wniósł jakiegoś szczególnego wkładu dla roli kobiet. Chociaż nie można zapomnieć, że w okresie pontyfikatu Pawła VI, który kontynuował dzieło, miały miejsce zdarzenia przełomowe i zabawne zarazem, jednym z nich jest niewątpliwie dopuszczenie kobiet – audytorek do uczestnictwa w obradach soboru od jego trzeciej sesji. Jednak podczas uroczystego powitania przygotowanego dla nich przez papieża, na sali kobiet nie było, ponieważ żadnej nie wysłano zaproszenia! Kiedy wreszcie otrzymały możliwość wejścia na salę, nie miały prawa głosu, a w obradach uczestniczyło ich jedynie siedemnaście82. Sobór powszechny zakończył się w 1965 r., jego owocami było wiele dokumentów, wśród nich Dekret o apostolstwie świeckich, w którym poruszono sprawę kobiet o tyle, że zaznaczono możliwość ich realizowania się w różnych formach apostolstwa83. Warto zaznaczyć również, że pierwsze kobiety Katarzyna ze Sieny i Teresa z Avila zostały Doktorami Kościoła dopiero w 1970 r.84 Na początku XX w. wybijanie się kobiet w Kościele ponad przeciętność nie mogło być zatem pozytywnie odbierane, spowodowane było to być może zazdrością. M. F. Kowalska pisze wprost o złośliwościach jej towarzyszek życia zakonnego, które jej bardzo często dokuczały, czego przykładem są następujące słowa: W pewnym dniu jedna z matek tak się na mnie nagniewała i tak mnie upokarzała, że już myślałam, że nie zniosę tego. Mówi mi: Dziwaczko, histeryczko, wizjonerko, wynoś mi się z pokoju, niech nie znam siostry. – Sypało się na głowę moją wszystko, co się dało85. M. F. Kozłowska oprócz szczególnych łask otrzymanych przez Boga miała pełnić kierowniczą funkcję w Kościele, co wzbudzało wiele kontrowersji. Maria F. Kozłowska i M. F. Kowalska mimo wielu wspólnych motywów w swoich objawieniach, jak choćby Boga miłosiernego i sprawiedliwego, otaczania czcią Najświętszego Sakramentu oraz wzorowaniu się na Maryi86, miały jednak odmienne wizje Kościoła. Wynika to w dużej mierze z roli jaką chciały w nim pełnić. Mateczka była jego odnowicielką, sprowadzającą na pierwotny grunt, natomiast M. F. Kowalska wnosiła do niego nadzieję na przebaczenie boże. Maria F. Kozłowska zbyt wiele widziała złego w Kościele, przede wszystkim w jego władzy, natomiast autorka Dzienniczka uważała, że funkcjonuje on prawidłowo, choć może niektórzy ludzie nie rozumieją dobrze swojego posłannictwa. Nie była obdarzona taką charyzmą jak założycielka mariawityzmu, jeżeli chciała wprowadzać zmiany to na gruncie bardzo lokalnym. Zauważała pewne niedoskonałości w funkcjonowaniu swojego zakonu i chciała ich uniknąć w zakładanym przez siebie zgromadzeniu. Inne relacje łączyły je z Jezusem i Maryją, obie chciały założyć ku chwale Boga zgromadzenia, jednak niosły one odmienne przesłania. Ibidem, s. 26. Ibidem, s. 35. 82 J. M a k o w s k i, Kobiety uczą kościół, Warszawa 2007, s. 11-12. Vide: W. P a ł u b i c k i, Kwestia kobieca w społecznej doktrynie judaizmu, chrześcijaństwa i islamu, Warszawa 1989, s. 253: przywołuje on 16 uczestniczących w soborze kobiet, w tym 8 zakonnic i 8 kobiet świeckich z katolickich organizacji. 83 Dekret o apostolstwie świeckich, http://www.ojcowiebiali.org/index.php?option=com_content&view=article&id=128&Itemid=75&showall=1 [dostęp z dn. 14 XII 2011]. 84 J. M a k o w s k i, op. cit., s. 12. 85 M.F. K o w a l s k a, op. cit., s. 71. 86 K.M. R u d n i c k i, Porównanie różnych objawień Miłosierdzia Bożego, [w:] Teologia..., s. 185. 80 81 30 Maria F. Kozłowska została założycielką nowej wspólnoty, natomiast M. F. Kowalskiej nie udało się tego zrobić. Jednak jej idea była dalej kontynuowana, czego przykładem są Siostry Służebnice Bożego Miłosierdzi z Rybna koło Sochaczewa, ich zgromadzenie powstało 29 IX 2001 r. jest wzorowane na tym opisywanym przez M. F. Kowalską. Obie kobiety przeszły ciężką drogę, aby wypełnić swoją misję. Ich posłannictwa zostały odrzucone przez Watykan, Mateczka została heretyczką na mocy papieskiej ekskomuniki, a o nowicjuszce Jezusowej starano się zapomnieć zakazując szerzenia propagowanego przez niej kultu w 1959 r., obostrzenie to jednak zniesiono w 1978 r.87 Główną myślą obu objawień było boże miłosierdzie, jedna z zakonnic chciała jednak realizować jak najskuteczniej swoją misję, druga natomiast z pokorą czekała na rozwój wypadków. Wśród mariawitów znana jest opinia dotycząca mariawickiej duchowości M. F. Kowalskiej, która miała głosić miłosierdzie wśród rzymskich katolików, a zgromadzenie, o którym pisała było zgromadzeniem założonym przez Mateczkę. W dzienniczku M. F. Kowalskiej wymienione zostały środki szerzenia Miłosierdzia Bożego, w postaci obrazu, koronki i święta miłosierdzia Bożego, znanego już wcześniej. Podobnie jak w przypadku Jezusa Miłosiernego M. F. Kowalska, M. F. Kozłowska również prawdopodobnie pozostawiła jakieś ikoniczne przedstawienie, choć nie spisane przez nią. Mógł być to motyw dwóch aniołów adorujących promienną monstrancję oraz litera „E” z dwiema orlimi skrzydłami i ze wschodzącym zza niej słońcem. Ponadto dzięki niej obraz Matki Bożej Nieustającej pomocy stał się bardziej znany88. Koronka do miłosierdzia bożego jest znana również w mariawityzmie, choć jej źródło nie jest pewne, zazwyczaj podaje się objawienia Mateczki, których nie spisała. W obu koronkach występuje błaganie o miłosierdzie boże dla odmawiającego i reszty ludzkości oraz rytm różańcowy. Różnic jest dużo więcej, jak chociażby to, że w koronce mariawickiej odwołania są skierowane do Jezusa Eucharystycznego, przywoływane są zaś miłość i miłosierdzie, a w M. F. Kowalskiej do Boga Ojca i odwołania występują tylko do miłosierdzia89. 87 M.F. K o w a l s k a, op. cit., s. 523. R u d n i c k i, op. cit., s. 188-189. 89 Ibidem, s. 190-192. 88 K.M. 31 Estera Flieger Uniwersytet Łódzki KONFLIKT CYWILIZACJI W DZIEJACH HERODOTA I ZAINSPIROWANYM TYM DZIEŁEM ANGIELSKIM PACJENCIE MICHAELA ONDAATJE Konflikt cywilizacji w Dziejach Herodota. Herodot z Halikarnasu przedstawi tu wyniki swych badań, żeby ani dzieje ludzkie z biegiem czasu nie zatarły się w pamięci, ani wielkie i podziwu godne dzieła, jakich bądź Hellenowie, bądź barbarzyńcy dokonali, nie przebrzmiały bez echa, między innymi szczególnie wyjaśniając, dlaczego oni ze sobą wojowali1. Wstępne słowa Dziejów Herodota zawierają w sobie całą koncepcję historii jako nauki, ale również jako dziejów przyjętą przez badacza pochodzącego z Halikarnasu. Jeśli zaś chodzi o podejmowany przeze mnie problem wnoszą trzy zasadnicze informacje. Po pierwsze – świat znany autorowi dzieli się wyraźnie na helleński i barbarzyński. Po drugie – zarówno Hellenowie, jak i barbarzyńcy dokonali wielkich czynów, które mogą wzbudzić podziw bez względu na przynależność do którejś z grup ludności i które należy uchronić od zapomnienia. Po trzecie- za najważniejszy cel swych badań historyk uznał wyjaśnienie przyczyn konfliktu Hellenów i barbarzyńców. Położył na tę kwestię szczególny nacisk. Rozwijając punkt pierwszy, należy zacząć od stwierdzenia, że podział przyjęty przez Herodota jest właściwy dla kręgu cywilizacyjnego, z którego on sam się wywodził. Oczywiste dla badacza było to, że istnieją Grecy i inni ludzie – „ci, którzy bełkoczą”, gdyż to kryterium używanego języka, również jako nośnika kultury i zwyczajów, leży u podstaw pierwotnego rozumienia pojęcia „barbarzyńca”2. Czy taki podział pokrywa się również z geograficznym?3 H e r o d o t, Dzieje, przeł. S. H a m m e r, Warszawa 2007, Ks. I, I. F. C a s s o l a, Kim byli Grecy?, [w:] Antropologia antyku greckiego. Zagadnienia i wybór tekstów, red. W. L e n g a u e r, P. M a j e w s k i, L. T r z c i o n k o w s k i , Warszawa 2001, s. 57. Przykład: H e r o d o t, VII, 85 (lud perski także z języka). 3 To dyskusyjna kwestia, która może stanowić temat osobnego artykułu. Tytuł niniejszego został z tego powodu zmieniony. Początkowo był sformułowany inaczej: Konflikt Zachodu ze Wschodem w Dziejach Herodota i zainspirowanym tym dziełem Angielskim Pacjencie Michaela Ondaatje. Tak oczywista wydaje się opozycja Zachodu i Wschodu – wpisana jest w nasze myślenie oraz sposób interpretowania dzieła Herodota i postrzegania opisywanego w nim świata (Persowie bowiem Azję i zamieszkujące ją ludy barbarzyńskie uważają za swoje, Europę zaś i żywioł helleński za coś odrębnego, H e r o d o t , I, 5). Jak zauważył Jack Goody koncepcje przestrzeni wynikają z europejskiego myślenia. Donald R. Kelly zaś za wątek wokół którego zorganizowane są Dzieje uznaje przeciwstawienie właśnie Wschodu i Zachodu. Celem Herodota jest wg niego opowiedzenie historii zmagań pomiędzy Wschodem i Zachodem, pomiędzy Persami i Hellenami. Romuald Turasiewicz widzi konflikt grecko-perski jako starcie dwóch kontynentów. Pierre Vidal-Naquet uważa, że podział na Grecję i ziemie zamieszkiwane przez Barbarzyńców nie pokrywa się z opozycją pomiędzy Europą i Azją. Ale przyjmuje jednocześnie koncepcję zderzenia Zachodu (Grecji) jako krainy skrajności i często biedy ze Wschodem (barbarzyńcami) obfitującym w cuda natury i złoto. Zatem posługując się opozycją Zachód – Wschód czynić należy to umownie. Jest to świadectwo funkcjonowania modelu zakorzenionego głęboko w tradycji. Odpowiedź na pytanie jak głęboko wiążę się właśnie z dyskusyjnym problemem rozpoznania go u Herodota. Stosowanie go jest zasadne w drugiej części pracy (vide supra s. 5-10). Odnosi się ona do okresu, w którym z pewnością był przyjęty, a nawet bardziej wyraźny. Jack Goody ujął rzecz następująco: Wraz z międzynarodową dominacją Wielkiej Brytanii współrzędne przestrzeni obracały się 1 2 33 Ma on raczej charakter cywilizacyjny. Zachodzi także pytanie: czy jest stały? Odpowiedzieć mogę twierdząco. Jak zauważył Filippo Cassola barbarzyńcy mogą uczestniczyć w greckości4. Za takim ujęciem problemu przemawia uwaga Herodota o Gigesie. Jako pierwszy barbarzyńca ofiarował wota do świątyni delfickiej5. Drugi uczynił to jego syn- Alyattes6. Opisując kraj Scytów i jego mieszkańców7 Herodot zwrócił uwagę na to, że Obcych zwyczajów także Scytowie skrupulatnie unikają; nie przyjmują ich nie tylko od innych ludów, lecz przede wszystkim od Hellenów, czego dowiódł przykład Anarchasisa i po raz drugi znowu Skylesa8. Anacharsis przyjął kult helleńskiej bogini. Poniósł za to śmierć z ręki brata, a ponadto został skazany na zapomnienie- niejako drugą śmierć9. Wykluczono go ze wspólnoty scytyjskiej. Nie dziwi fakt, iż Herodot wywodzący się z kultury gdzie podstawową potrzebą jednostki i możliwością samorealizacji było przynależenie do wspólnoty, służenie jej i zapisanie się tym samym w pamięci potomnych, o tym wspomniał. Skyles zaś wdziewał helleńską szatę (...) w ogóle wiódł tryb życia helleński i składał ofiary bogom wedle obrządku Hellenów10. Również jego spotkała kara śmierci11. Inne obserwacje poczynił Herodot na temat Persów. Zauważył: Obce zwyczaje przyjmują Persowie łatwiej niż wszyscy inni ludzie12. Pod wpływem kontaktów z Lidyjczykami zmienili styl życia13. Lidyjczyk Sandanis scharakteryzował w rozmowie z Krezusem Persów jako prosty, górski lud. Herodot dodał to tego swoją uwagę: Istotnie Persowie przed podbojem Lidii nie znali nic z wykwintu i wygód życiowych14. Nie zmieniło to jednak pozycji Persów w świecie podzielonym na barbarzyński i helleński, mimo tego, że pewne obyczaje przejęli również od Hellenów15. Linię dzielącą Persów i Hellenów Herodot zaznaczył jednak w szczególny sposób, ale wyjaśnię to przechodząc do trzeciego punktu zasygnalizowanego na wstępie, który ściśle łączy się z drugim. W jaki sposób Herodot zderzył ze sobą dwa światy? W jakiej sferze pozostają ze sobą w konflikcie, który chciał wyjaśnić i utrwalić wielkie czyny, których w czasie jego trwania dokonano? W tej części wystąpienia skupie się na zderzeniu cywilizacji greckiej i perskiej na płaszczyźnie zwyczajów. Czy zachodzi na niej konflikt? Badacz z Halikarnasu wykazał się niezwykłą skrupulatnością opisując życie poznawanych ludów. Był dokładnym etnologiem. Poświęcił uwagę diecie, długości życia, cechom fizycznym i fizjologicznym, sposobom wokół południka w Greenwich (...). Poza tym, na przeciw siebie staną cywilizacje, które możemy umieścić na mapie świata po jej wschodniej i zachodniej stronie. J. G o o d y, Kradzież historii, Warszawa 2009, s. 29, 30; D. R. K e l l y, Oblicza historii. Badanie przeszłości od Herodota do Herdera, Warszawa 2010, s. 36, 37; R. T u r a s i e w i c z, Herodot i jego dzieło, Kraków 1979, s. 21; P. V i d a l - N a q u e t, Cywilizacja dyskursu politycznego [w:] Antropologia antyku greckiego. Zagadnienia i wybór tekstów, red. W. L e n g a u e r, P. M a j e w s k i, L. T r z c i o n k o w s k i, Warszawa 2001, s. 7576. 4 F. C a s s o l a, op. cit., s. 72. 5 H e r o d o t, I, 15. 6 H e r o d o t, I, 26. 7 Donald R. Kelly, nawiązując do Francois Hartoga, wg którego Scytowie to wyimaginowany nomad, zaznacza, że lud scytyjski to absolutnie Inny dla etnocentrycznych oraz ekspansjonistycznych i imperialistycznych – przynajmniej intelektualnie – badań Herodota. Przez niechęć do obcych zwyczajów, Scytowie są bardzo inni i bardzo barbarzyńscy. D. R. K e l l y, op. cit., s. 41, 42, vide supra s. 7, przyp. 46. 8 H e r o d o t, IV, 76. 9 I jeszcze teraz, jeśli kto zapyta o Anarchasisa, mówią Scytowie, że go nie znają, właśnie dlatego, że z ich kraju wyjechał do Hellady i przyjął obce obyczaje. H e r o d o t , IV, 76. 10 H e r o d o t, IV, 78. 11 H e r o d o t, IV, 80. 12 H e r o d o t, I, 135. 13 H e r o d o t, I, 71. 14 H e r o d o t, I, 71. 15 (...) i tak uprawiają również miłość do chłopców, której nauczyli się od Hellenów. H e r o d o t, I, 135. 34 przemieszczania się, pochówkowi, leczeniu, współżyciu, powitaniom, nadawanym imionom, sposobom wznoszenia budowli i religii barbarzyńców. Wyróżniał szczególne cechy ludzi Wschodu – np. u Medów było to posłuszeństwo, zaś Scytów charakteryzowała buta i lekceważenie16. Arabowie szanują przymierza jak rzadko, który naród17. Herodot prowadził studia porównawcze. Np. Lidyjczycy mieli obyczaje podobne do Hellenów, ale z pewnymi różnicami. Polegały one na pozwalaniu córkom na nierząd, ale Herodot oprócz kwestii moralnych zwrócił uwagę na wprowadzane przez nich innowacji w dziedzinie handlu18. Porównał także Lacedemończyków z Persami i Egipcjanami19. Zestawia nie tylko Hellenów i barbarzyńców, ale również poszczególne plemiona20.Według Romualda Turasiewicza Pisarz jest całkowicie wolny od jakichkolwiek narodowościowych uprzedzeń, od nienawiści wobec wroga. Przeciwnieumie znaleźć wyrazy uznania dla jego narodowych zalet, zwyczajów21. Faktycznie, niektóre zwyczaje komentuje jako najmądrzejsze czy też mądre22. Potrafi także dokonywać korekt mylnych informacji Hellenów co do poszczególnych ludów23. I choć faktycznie nie dostrzega się u Herodota w opisie zwyczajów niechęci czy też nienawiści do barbarzyńców, niektóre zwyczaje komentuje jako najbrzydsze24. Inne zaś są dla niego najosobliwsze, jak np. panujące u Traków przekonanie: Bycie bezczynnym uważa się za rzecz najpiękniejszą25. Taka postawa dziwi historyka przynależącego do świata helleńskiego, w którym z kolei jest niepożądana. W drobnych uwagach badacza z Halikarnasu najlepiej widoczne jest zderzenie cywilizacji. Herodot nie budował jednak stereotypów. Wiele podawanych przez siebie informacji opatrywał klauzulą To mogę z pewnością o nich powiedzieć, bo o tym wiem26. Potrafił także przyznać, że nie jest w stanie wyjaśnić niektórych kwestii27. Dziś powiedzielibyśmy co kraj to obyczaj. Poza tym o gustach się nie dyskutuje. Herodot ujął rzecz podobnie kiedy zwracał uwagę na szaleństwo Kambyzesa polegające na szydzeniu z tego co święte, jednocześnie zwracając uwagę na konieczność szanowania zwyczajów innych: Wszak gdyby wszystkim ludziom zaproponowano, żeby ze wszystkich zwyczajów wybrali sobie najlepsze, wówczas wszyscy po dokładnym zbadaniu wybraliby własne; ale do tego stopnia jest każdy przekonany, że jego zwyczaje bezspornie są najlepsze. Dlatego nie jest prawdopodobne, żeby inny człowiek niż szaleniec kpił sobie z takich rzeczy (...) a poeta Pindar, jak mi się zdaje, ma słuszność, mówiąc w swym utworze, że zwyczaj jest królem wszystkich28. Można mówić o zderzeniu na płaszczyźnie obyczajów w wypadku zestawienia Persów i Hellenów. Ich opis uwypukla podział, który znalazł ujście w wojnie. Miała ona szczególny charakter. Nie zaszła na tle odmiennych obyczajów, choć różnice były przez obie strony odnotowane29. Miały wpływ na zachowanie w czasie konfliktu. Toczyła się jednak wojna o szczególnej dla Greków specyfice. H e r o d o t, I, 106. H e r o d o t, III, 8. 18 H e r o d o t, I, 94. 19 H e r o d o t, VI, 58-60. 20 Np. porównanie Indów, H e r o d o t, III, 98-100, 102. 21 R. T u r a s i e w i c z, op. cit. 22 H e r o d o t, I, 196-197. 23 Co bowiem Hellenowie opowiadają o Scytach, to robią nie Scytowie, lecz Massageci. H e r o d o t, I, 216. 24 H e r o d o t, I, 199. 25 H e r o d o t, V, 6. 26 H e r o d o t, I, 140. 27 H e r o d o t, I, 140. 28 H e r o d o t, III, 38. 29 H e r o d o t , IX, 78-79. 16 17 35 Badacz przedstawił konflikt grecko-perski jako stracie dwóch zupełnie różnych kultur politycznych. Zestawiane są ich elementy. Cyrus dziwi się roli rynku w życiu publicznym Hellenów: Słowa te wymierzył Cyrus przeciw wszystkim Hellenom, gdyż oni urządzili sobie rynki, gdzie się kupuje i sprzedaje; sami zaś Persowie bynajmniej nie mają zwyczaju posługiwać się rynkami i nie ma ich u nich w ogóle30. To wojna pomiędzy odmiennymi koncepcjami wolności i źródeł potęgi. Dariusz w słynnej debacie o przyszłym ustroju Persji tłumaczy wschodnie rozumienie wolności w sposób następujący: (...) skąd przyszła nam wolność i kto ją nam dał? (...) Jestem tego zdania, żeśmy uwolnienie dzięki jednemu mężowi – czyli Cyrusowi31. Kserkses zaś uzależniał siłę państwa od jego władcy. O Hellenach poczynił następującą uwagę: Gdyby oni według naszego zwyczaju jednego mieli pana, byliby może z obawy przed nim nawet wbrew swej naturze dzielniejsi (...) wolno puszczeni, nic takiego nie uczynią32. Demoratos wyjaśnił wówczas władcy perskiemu, że Hellenowie mają pana – jest nim prawo. Lękają się tego pana bardziej niż poddani Kserksesa. On jedynie to obśmiał. Dla Hellenów wojna z Persami była walką o wolność całej Hellady, o zwycięstwo ich systemu politycznego. Nie dowierzali, że Persowie też kiedyś poruszyli w debacie o ustrojach możliwość wprowadzenia demokracji33. Persowie wysyłają propozycje w stronę Hellenów, ale ci przejawiają pierwotną wrogość dla barbarzyńców34, wśród których nie ma ważnych dla Greków idei – ani wiary, ani prawdy35. Władcy wschodu, nie tylko perscy, kończą ukarani za pychę (hybris36). Czy może jednak te dwa światy coś łączyć? Luciano Canfora argumentuje podobieństwa w polityce perskiej i greckiej faktem, iż greccy politycy tacy jak Temistokles, Alkibiades czy Lizander odnaleźli się na gruncie perskim37. Ja za czynnik łączący uznałabym funkcjonowanie Persów i Greków w obrębie miast. Świadczy o tym wypowiedź Artabanosa skierowana do Kserksesa dotycząca Scytów: Ja także twojemu i mojemu bratu, Dariuszowi, odradzałem wyprawić się przeciw Scytom, tym ludziom, którzy nigdzie w kraju nie zamieszkują żadnego miasta38. Nie przypadkowe jest, że Herodot zapisał tę uwagę. II. Konflikt cywilizacji w zainspirowanej Dziejami powieści Michaela Ondaatje Angielski Pacjent. Herodot wyjaśniając przyczyny wojny pomiędzy Persami a Hellenami sięgał daleko w przeszłość. Przyjął koncepcję odwiecznego charakteru antagonizmów pomiędzy ich światami. Angielski Pacjent – powieść kanadyjskiego pisarza Michael Ondaatje, zainspirowana dziełem badacza z Halikarnasu, potwierdza słuszność takiego założenia39. H e r o d o t , I, 153. H e r o d o t , III, 82. 32 H e r o d o t , VII, 103. 33 Mowa Otanesa – niewiarygodna wprawdzie dla wielu Hellenów. Pojawiło się w przemowie pojęcie isonomii czyli równości wobec prawa, fundamentu demokracji. H e r o d o t , III, 80, przekład G . R a w l i n s o n a ; H e r o d o t , VI, 43. 34 H e r o d o t , VIII, 22. 35 H e r o d o t , VIII, 142. 36 Kandaules – H e r o d o t , I, 9, 13, 14; Krezus – I, 30-31, 33-34, 86; Cyrus – I, 214; Aryandes – IV, 170. Szczególnie interesujący wydaje się portret Kambyzesa. Również spotkała go kara za pychę (III, 29, 30) charakterystyczna dla koncepcji dziejowej Herodota i mentalności greckiej. Ale jego negatywny obraz nie jest wyłącznie kreacją negatywnego wizerunku barbarzyńskiego władcy przez helleńskiego historyka. Faktycznie odbiór Kambyzesa jako tyrana i despoty sięga korzeniami dzieła Herodota. G. R. Garthwaite zaznacza jednak, iż Dzieje stanowią źródło do późnego okresu panowania tego władcy. Zmienił się wówczas jego odbiór przez Egipcjan, którzy początkowo w swoich źródłach zarysowywali pozytywny wizerunek perskiego monarchy. Wiąże się to ze zmianą jego polityki wobec Egiptu. G . R . G a r t h w a i t e , The Persians, Oxford 2005, s. 31-32. 37 L . C a n f o r a , Obywatel, [w:] Człowiek Grecji, red. J . P . V e r n a n t , Warszawa 2000, s. 149. 38 H e r o d o t , VII, 10. 39 M. O n a a d t j e, Angielski Pacjent, Katowice 2006, tyt. oryg. The English Patient, wyd. oryg. 1992. 30 31 36 Narracja Michaela Ondaatje mieści się w pojęciu Truth of Fiction40. Pewnych kwestii nie może wyrazić tradycyjna narracja linearna, ale historia przetworzona41. Jest ona prezentowana z perspektywy świadków i ofiar42. Daje dostęp do obrazu doświadczeń jednostek, które tworzyć będą powojenne społeczeństwa43. Indywidualne przeżycia na kartach dzieła literackiego to warstwa fikcji, ale generowana przez historyczne wydarzenia44. Postacie w powieści są uczestnikami historii przemilczanej przez innego rodzaju źródła45. Druga wojna światowa, ale również poprzedzające ją problemy kolonialne stały się tłem losów bohaterów Angielskiego Pacjenta, uwikłanych w nowy konflikt już wyraźnie widocznego Wschodu z Zachodem. Ale od czasów Herodota linia podziału uległa całkowitej zmianie. Inne jest znaczenie pojęcia barbarzyńca. Konflikt nie jest już walką odmiennych systemów politycznych, ale wojną biologiczną. Stephanie M. Hilger twierdzi, iż Michael Ondaatje kontynuuje tradycje narracji Herodota, tworząc szeroki obraz nieokreślonej, nie do końca możliwej 40 Terminem tym posłużył się sam M. Ondaatje. T. S. d e Z e p e t n e k, Michael Ondaatje’s The English Patient, ‘History’, and the Other, [w:] CLCWeb: Comperative Literature and Culture, Grudzień 1999, http://docs. lib.purdue.edu/clcweb/vol1/iss4/8/ s. 2. [dostęp z dn. 22 III 2012]. 41 Określanie sposobu konstrukcji narracji przez M. Ondaatje jako przetwarzanie historii zaproponowała Stephanie M. Hilger. Badaczka posługuje się terminem rewriting history, który można rozumieć właśnie jako przetworzenie czy też rekonstrukcja historii rozumianej jako narracja o dziejach. S. M. Hilger. Skupienie się na indywidualnych przeżyciach jest też elementem innego pojmowania historii jako dziejów. Losy konkretnych postaci obrazują uwikłanie w dzieje zwykłych jednostek. S. M. H i l g e r, Ondatje’s The English Patient and Rewriting History [w:] CLCWeb: Comperative Literature and Culture, Wrzesień 2004, http://docs. lib.purdue.edu/clcweb/vol6/iss3/13/, s. 2-9. [dostęp z dn. 22 III 2012]. 42 M. Adhikari w powieści Angielski Pacjent dostrzega prezentacje ludzkiego oblicza wojny (tłum. E. F.). Każdego z bohaterów II wojna światowa doświadczyła. Kiedy spotykają się we włoskiej villi tworzą wyjątkowy obraz historycznego konfliktu. M. A d h i k a r i, History and story: unconventional history in Michael Onaatje’s English Patient and James A. Michener’s Tales of South Pacific, “History and Theory”, Grudzień 2002, s. 48. 43 George G. Iggers, opisując zmiany jakie zaszły w historiografii po II wojnie światowej, zaznaczył, że nastąpiło odrzucenie zajmowania się anonimowymi procesami. Nie umieszczam powieści M. Ondaatje w kanonie dzieł historycznych, ale przywołanie takiej uwagi umiejscawia dzieło w szerokim kontekście twórczości humanistycznej i prądów intelektualnych. G.G. I g g e r s , Historiografia XX wieku, Warszawa 2010 s. 51. Pomocny w interpretacji ujęcia historii i jednostki w Angielskim Pacjencie (choć nie odnoszący się do powieści) jest również artykuł: The Revival of Narrative. Reflections on a New Old History. Pod wpływem ideologii marksistowskiej oraz metodologii nauk społecznych nacisk kładziony był na losy społeczeństw. Badacz opisuje powrót po II wojnie światowej do historiografii narracyjnej. Jak zaznacza, Historians have always told stories. Coraz więcej badaczy – nowych historyków – próbowało odkryć co się działo w głowach ludzi w przeszłości i jak żyło się w czasach historycznych (tłum. E. F.). Takie zagadnienia wymusiły odpowiedni styl narracji – powrót do starych sposobów pisania historii (tłum. E. F.). Akcent przesunięto na uczucia, emocje, wzorce zachowań, wartości i stan umysłu jednostek. Możliwe było przez to znalezienie odniesienia do własnych doświadczeń – w stopniu o wiele większym niż pozwalały na to relacje o wielkich bohaterach dziejów, tak trudnych do utożsamienia z jednostką nie uczestniczącą w głównym biegu zdarzeń. Historii jednostki nie opowiada się jednak po prostu dla sensacji często z nią związanej i wzbudzenia tego rodzaju zainteresowania, ale po to by rzucić światło na przeszłość kultury i społeczeństw. Nowa historia narodziła się z pragnienia opowiadania dobrej historii (E.F.). L. Stone widzi jednak pewne niebezpieczeństwa. Obawia się powrotu do czystego antykwaryzmu i nadania historii cech wspomnianej już sensacji. Zaznacza także, że aby możliwe było przeniknięcie umysłu postaci historycznej potrzeba wiele kompetencji. L. S t o n e, The Revival of Narrative. Reflections on a New Old History, „Past and Present”, 1985, z. 4, s. 3-24. 44 Czytelnik dostaje szansę na wejście w proces tworzenia się historii (tłum. E.F.). J. S a k l o f s k e, The Motif of the Collector and History in Ondatje’s Work, History, [w:] CLCWeb: Comperative Literature and Culture, Wrzesień 2004, http://docs. lib.purdue.edu/clcweb/vol6/iss3/7/, s. 8. [dostęp z dn. 22 III 2012]. 45 T.S. Z e p e t n e k, op. cit., s. 2. 37 do zdefiniowania odmienności ludów obcych46. Eksploracją inności (tłum. E.F.) jest wątek Kipa47. Kapral Sigh, zwany również Kipem i Łososiem, jest Sikhem z pochodzenia. Podczas II wojny światowej, służy jako saper w armii brytyjskiej. Odmienną postawę życiową przyjął jego brat – chluba rodziny, stawiający opór Anglikom w Indiach, za co wtrącono go do więzienia48. Sapera uznał za głupca, skoro zaufał Anglikom. Kip próbował wytłumaczyć mu, że Japończycy także prześladują Sikhów, choć należą do tego samego azjatyckiego świata49. Kanadyjska kochanka Łososia zauważyła, że saper pełni niebezpieczną misję bo wierzy w cywilizowany świat, co nie oznacza, że bohater utożsamia go z Anglią czy w ogóle z Zachodem50. Inny bohater książki zaś – Caravaggio sugeruje, że młody mężczyzna jest wykorzystywany przez Anglików i Amerykanów- dziwi się, co 26-letni Sikh robi na wojnie w interesie państwa, które wcześniej zniewoliło jego ojczyznę51. Łosoś podczas służby wojskowej poznaje angielski świat- we właściwy dla siebie sposób – wciąż pozostaje na jego obrzeżach. Zachwyca się freskami przedstawiającymi Izajasza, utrzymuje przyjazne stosunki z mediewistą, zaczyna kochać język angielski52. Zawsze jednak pozostaje obcy. Dla kochanki jest uosobieniem Azji53. Czy Wschód to świat barbarzyńców, a Zachód reprezentowany w powieści przez Anglików, Amerykanów i Kanadyjczyków to dawny świat Hellenów? Michael Ondaatje odwrócił koncepcję podziału świata na zachodni i wschodni zakorzenioną w tradycji i mentalności zwłaszcza imperiów kolonialnych54. Poza tym, zmienił jej charakter. Kiedy saper dowiaduje się o zrzuceniu bomb atomowych na Hiroszimę i Nagasaki jasne staje się, że to tym, razem Zachód jest barbarzyński, ale już nie w sensie odmienności kulturowej. Młody Sikh ryczy, pada na kolana, głoduje, w końcu opuszcza swoich towarzyszy z Zachodu, z którymi przebywał do tej pory we włoskiej villi. Czuje, że nigdy Anglicy czy Amerykanie 46 S.M. H i l g e r , op. cit., s. 2, 3. Pojęcie „inności” zrobiło „karierę w postmodernizmie”. Teorie Literatury XX wieku, red. A. B u r z y ń s k a, M. P. M a r k o w s k i, Kraków 2006, s. 557. 47 T.S. d e Z e p e t n e k, op. cit., s. 9. 48 M. O n d a a t j e, op. cit., s. 167. 49 Japonia jest częścią Azji, odpowiadam mu, a Sikhowie na Malajach są przez Japończyków prześladowani. Ale to brata to nie dociera. Powiada, że Anglicy wieszają Sikhów walczących o swą niezależność. Ibidem, s. 178. 50 Ponieważ on wierzy w cywilizowany świat. Ponieważ jest człowiekiem cywilizowanym. Ibidem, s. 105. 51 Co on robi na wojnie toczonej przez Anglików? Cytowana w przypisie 48 wypowiedź Kanadyjki jest odpowiedzią na pytanie Caravaggia. Wcześniej przywołane spostrzeżenie o traktowaniu Sikhów w Azji, wskazuje na brak w koncepcji cywilizacji młodego kaprala podziału na Zachód i Wschód czy też na odpowiadające temu kontynenty. On walczy w imię cywilizacji nie znającej podziałów na narody, rasy, kontynenty. Ibidem, s. 105. 52 Izajasza, proroka izraelskiego, odczytać możemy jako symbol kultury opartej m.in. na Piśmie Świętym charakterystycznej dla basenu Morza Śródziemnego. Mediewista zaś reprezentuje środowisko badaczy dziejów Europy. Język angielski zaś jak każdy inny pełni nie tylko funkcję komunikacyjne, ale jest również nośnikiem kultury. Ujęcie języka w taki sposób odpowiada pierwotnemu znaczeniu terminu barbarzyńca, vide: supra, s. 1. M. O n d a a t j e, op. cit., s. 68, 62, 158. 53 Ona widzi w wyobraźni całą Azję poprzez gesty tego mężczyzny. Jego powolne ruchy, jego spokojne ucywilizowanie. Ibidem, s. 178. 54 S. M. Hilger zauważyła: Termin barbarzyńca odnosi się teraz do potęg kolonialnych w swoim mniemaniu uchodzących za cywilizowane (tłum. E. F.). Badaczka zaznacza, że powieść wpisuje się w nurt postrzegania II wojny światowej jako ostatniej wojny średniowiecznej. S. M. H i l g e r, op. cit., s. 4. W podręczniku A. Burzyńskiej i M. P. Markowskiego przywołano opinie W. W. Said’a, która wyraźnie opisuje problem: Od czasów Homera każdy Europejczyk w tym co mówił na temat Wschodu, był rasistą, imperialistą i (...) totalnym etnocentrykiem. W l. 80. i 90. XX w. narodził się w literaturze nurt postkolonializmu. Jego przedstawiciele, wpisujący się w postawy postmodernistyczne i poststrukturalne, za cel stawiają sobie analizę wyobrażenia świata konstruowanego z punktu widzenia imperium i jego rewizję. A. B u r z y ń s k a, M.P. M a r k o w s k i, op. cit., s. 549. 38 nie użyliby takiej bomby przeciwko białemu narodowi. To nowe rasowe oblicze zderzenia świata zachodniego ze wschodnim. Co ciekawe za winnych zgonu cywilizacji uznaje Anglików55. Są dla niego symbolem zachodniego systemu wartości. Wśród nich jako przedstawicieli Zachodu obracał się do tej pory. Łosoś walczył o cywilizowany świat, którego jedni z twórców nagle przeciwko niemu wystąpili, doprowadzili go do kompletnej ruiny56. Nie ma cywilizacji, są rasy – to nowe oblicze barbarzyństwa, nieznane Herodotowi. Odwrócenie podziału jest faktycznie ciekawe, niemniej jednak wątek tytułowego bohatera czyli Angielskiego pacjenta wydaje się jeszcze ciekawszy w kontekście konfliktu Zachodu ze Wschodem. Nabiera szczególnego znaczenia w dyskusji toczącej się wokół narracji, którą skonstruował Michael Ondaatje, a skupiającej się na problemie jej postmodernistycznego charakteru57. Główny bohater występuje w powieści pod dwiema postaciami – poparzonego pacjenta pozbawionego tożsamości i węgierskiego arystokraty Laszlo Almasyego58. Te dwa oblicza łączy jedno – egzemplarz Dziejów Herodota, którego właściciel jest jednocześnie współautorem i z którym nie przywykł się rozstawać59. Wklejone do Dziejów mapy, notatki, wycinki tworzą wyjątkowy klucz do bohatera powieści. Zawsze jest jednak coś czego o nim nie wiemy jak zaznacza S. M. Hilger60. Czy jest barbarzyńcą? Czy reprezentuje Zachód? Czy przypadkowo zapomniał skąd pochodzi? Czy tylko z nieuwagi nie podpisał nigdy imieniem i nazwiskiem swojego wyjątkowego egzemplarza dzieła Herodota? W tej postaci tkwi niezwykłość ukazania przez Ondaatjego konfliktu Zachodu i Wschodu. Almasy, przemierzający pustynie badacz, znawca wielu dialektów, miłośnik Beduinów, nie należy do żadnego z tych światów. Nie reprezentuje Zachodu ani Wschodu, barbarzyńców ani Hellenów, a w końcu nie jest ani nazistą ani aliantem, choć ta ostatnia uwaga jest dyskusyjna. Odrzuca także samoświadomość narodową. Funkcjonuje w ramach międzynarodowej ekipy badaczy traktujących oazy jako możliwość przejęcia innego świata61. W tym gronie się wyróżnia. To międzynarodowy bękart62. Sam mówi jednak o ciekawej hybrydzie – Europejczykach pustynnych63. Na pustyni czuje się najlepiej. Z Herodotem w ręku szuka Zerzury. Zakochuje się w kobiecie, która opowiada mu historię Gigesa wyczytaną w pożyczonym przez niego egzemplarzu Dziejów. Kiedy kobieta ginie dokonuje obrządku pogrzebowego wg opisu historyka z Halikarnasu. Wcześniej by ratować życie kochanki przeprowadza nazistów przez pustynię. Właściwie wszystko mu jedno po czyjej jest stronie nie może zaakceptować gwałtu dokonanego na pustyni przez wojnę – obie strony (Zachód i Wschód) określa jako barbarzyńców, których traktuje z wyższością i obrzydzeniem, gdyż nie M. O n d a a t j e, op. cit., s. 236. Zostawiam wam radio, żebyście sobie przyswoili lekcję historii. (...) Wszystkie te mowy o cywilizacji wygłaszane przez królów i królowe, i prezydentów...te wykładnie abstrakcyjnego porządku. Powąchaj je. Posłuchaj radia i poczuj odór tych obrządków. W Indiach, jeśli ojciec złamie sprawiedliwość, zabija się go. Ibidem, s. 235. 57 S.T. Z e p e t n e k, op. cit., s. 2. 58 O autentycznej postaci węgierskiego arystokraty i badacza pustyni oraz kontrowersji wokół jej kreacji przez autora powieści w artykule S.T. Zepetneka. S.T. Z e p e t n e k, Michael Ondaatje’s The English Patient... http://docs. lib.purdue.edu/clcweb/vol1/iss4/8/, s. 2-12. [dostęp z dn. 22 III 2012]. 59 M. O n d a a t j e, op. cit., s. 189. 60 S.M . H i l g e r, op. cit., s. 4 (tłum. E.F.). 61 M. O n d a a t j e, op. cit., s. 117. 62 Ibidem, s. 147. 63 Ibidem, s. 114. Zjawisko Europejczyka pustynnego nabiera wyjątkowego charakteru w świetle koncepcji świata śródziemnomorskiego zaproponowanej przez Fernanda Braudela. Wg francuskiego historyka reprezentującego metodologię szkoły Annales, obszar śródziemnomorski obejmuje również pustynie północnej Afryki. Pustynia jest więc jednym z oblicz świata śródziemnomorskiego. F. B r a u d e l, Morze Śródziemne i świat śródziemnomorski w epoce Filipa II, Warszawa 2004, s. 28. 55 56 39 rozumieją świata, do którego wkroczyli by prowadzić działania zbrojne64. W Dziejach szuka podobnych zdrad ideałów, również w kontekście romansu jaki nawiązał z zamężną kobietą, a więc do kogoś należącą65. Nie przypadkowo Michael Ondaatje dał do ręki tytułowemu bohaterowi Dzieje Herodota. Dzieło to decydowało o obliczu cywilizacji śródziemnomorskiej, której dziedzictwo przejął Zachód. Teraz na kartach powieści jawi nam się jako cywilizacja brutalnych barbarzyńców, których nie darzy się podziwem. W żaden sposób nie pociągają bajecznością, ceremoniałem czy bogactwem, jako cywilizacja znajdująca się w fazie upadku. Almasy nie chce należeć do narodu i nie chce nosić określającego ów związek nazwiska. Łosoś przeżywa klęskę idei cywilizacji – śledzimy dokładnie proces do tego prowadzący, zaś Angielski Pacjent odkąd go poznajemy odrzuca zarówno pojęcie narodu jak i cywilizacji z charakterystycznym podziałem na barbarzyńców i niejako Hellenów oraz obnaża mechanizmy konfliktów cywilizacyjnych, narodowościowych66: Kiedy jesteśmy młodzi, nie spoglądamy w lustro. Wpatrujemy się w nie, kiedy się zestarzejmy, zatroskani o nasze imię, o naszą legendę, o to co nasze życie będzie znaczyło dla przyszłości. Pysznimy się nazwiskami, które nosimy, zabiegamy o pierwszeństwo naszych odkryć, przewagę naszych armii, wyłączność naszego handlu67. Nie całkowicie rezygnuje jednak z idei przynależności. Almasy należy do pustyni, teraz zgwałconej, przez którą wieki wcześniej wędrował Herodot i która dla Almasyego nie mieściła się w ramach pojęć cywilizacji i narodowości – dopóki nie wkroczył na nią konflikt nazwisk, armii. Almasy należy do świata który się właśnie kończy, a właściwie którego już nie ma: A jednak ciekawi nas, co nasze życie może znaczyć dla przyszłości. Wmyślamy się w przeszłość. Byliśmy młodzi. Widzieliśmy, że potęga i bogactwo przemijają. Wszyscy sypialiśmy z Herodotem pod poduszką. Wszak wiele z tych [miast], co były w dawnych czasach wielkie, stało się małymi, a te, które w moich czasach są wielkie, były niegdyś małe. Wiedząc, że szczęście ludzkie nigdy nie jest trwałe, wspomnę na równi o jednych i o drugich68. 64 Na pustynie zgwałconą przez wojnę, ostrzeliwaną, jakby była tylko piaskiem? Barbarzyńcy przeciw barbarzyńcom. Armie obu stron przetaczały się przez pustynię w ogóle nie zdając sobie sprawy z tego, czym ona jest. M. O n d a a t j e, op. cit., s. 213. 65 Ma własną idee Herodota. Widziałem kiedyś wydanie Dziejów z rzeźbą portretową na okładce. Jakaś statua odnaleziona w którymś z francuskich muzeów. Ale nigdy sobie nie wyobrażałem Herodota w taki sposób. Wyobrażałem go sobie raczej jako jednego z tych milkliwych ludzi pustyni, wędrującego od oazy do oazy, zbierającego legendy, tak jak się wymienia nasiona roślin, przyjmującego wszystko bez podejrzliwości i układającego z tego wizję (...) To co u niego znajduję, są to ślepe zaułki na szlaku historii – jak ludzie zdradzają się nawzajem w imię swych narodów, jak się zakochują. Ibidem, s. 102. 66 Osobnym problemem jest rozumienie pojęcia narodu i cywilizacji oraz rodzaj zależności pomiędzy nimi w powieści. Dla omawianego w artykule tematu istotnym zagadnieniem jest także więź jaka nawiązuje się pomiędzy Kipem a Angielskim Pacjentem. Oblicze zderzenia cywilizacyjnego przybiera także romans kanadyjskiej pielęgniarki i Sikha. Rozwinięcia wymaga kwestia postmodernizmu w powieści. Problemy te stać by się mogły przedmiotem osobnych artykułu. W niniejszej pracy ograniczyłam się do oblicza konfliktu cywilizacyjnego będącego kontekstem do Dziejów Herodota. 67 Ibidem, s. 102. 68 Ibidem, s. 120-121. 40 Kinga Grzegorzewska Uniwersytet Łódzki PODBÓJ I KOLONIZACJA CHILE NA PODSTAWIE KORESPONDENCJI PEDRA DE VALDIVII Odkrycie Nowego Świata przez Krzysztofa Kolumba w 1492 r. zapoczątkowało ekspansję kolonialną Hiszpanów w Środkowej i Południowej Ameryce. Na podbój nieznanych, „dziewiczych” terenów wyruszali ludzie odważni, nie pozbawieni fantazji, żądni przygód i bogactw, przede wszyscy awanturnicy i wojskowi. Głównym ich celem była walka, na drugim miejscu znajdowała się kolonizacja, zajęcie żmudne i nie tak podniecające jak podbój1. Nie można wszak zaprzeczyć, że wśród zdobywców znajdowali się wspaniali organizatorzy. Takim człowiekiem z pewnością był bohater mojego referatu Pedro de Valdivia. W niniejszym artykule opisałam sam proces podboju, ale przede wszystkim próbę osiedlenia się na nowo opanowanym terytorium Chile. Pominęłam kwestie związane z walką o władzę i tarciami wewnątrz wspólnoty Hiszpanów, gdyż jest to zagadnienie zbyt obszerne jak na niewielkie rozmiary tej pracy. Starałam się ukazać rolę samego Valdivii w procesie kolonizacji Chile, ale jako faktycznego organizatora, dowódcy, a nie wyznaczonego gubernatora. Pod wieloma względami jego biografia jest typowa dla grupy konkwistadorów podbijających w XVI w. tereny Ameryki. Był hidalgiem, jak większość zdobywców pochodził z Estremadury, na świat przyszedł najprawdopodobniej w Villanueva de la Serena. Brał udział w wojnach włoskich, walczył m.in. w bitwie pod Pawią. Na wyjazd do Ameryki zdecydował się dosyć późno, miał bowiem prawie 40 lat, gdy znalazł się w Nowym Świecie. W latach 1535-1536 uczestniczył w jednej z wypraw poszukujących mitycznego „Kraju Meta” na terenie dzisiejszej Wenezueli. Został jednym z uczestników buntu przeciwko swojemu dowódcy Jerónimo Dortalowi, za co odesłano go na Santo Domingo. Najprawdopodobniej tam doszły go wieści o powstaniu Manco Inki w Peru. Valdivia uczynił wszystko, aby znaleźć się wśród ochotników mających wyruszyć do Peru. Na miejsce dotarł w momencie wybuchu pierwszej wojny domowej między Francisco Pizarro i Diego de Almagro, rywalizujących ze sobą o zwierzchność nad tym terytorium. Valdivia przyłączył się do ludzi Pizarra. Jako oboźny (czyli według dzisiejszych pojęć szef sztabu) odegrał znaczącą rolę w bitwie pod Las Salina, która okazała się kluczowa dla zwycięstwa Pizarra w wojnie. W uznaniu zasług w 1539 r. udzielił on Valdivii wszelkich potrzebnych pełnomocnictw na zorganizowanie wyprawy zdobywczej do Chile2. Najpełniejszy obraz podboju i kolonizacji tej krainy odnaleźć można w liście Valdivii do cesarza Karola V, datowanego na 4 IX 1545 r. Jest to obraz jego dokonań, jaki chce przekazać władcy – skupia się więc na działalności swojej i towarzyszących mu ludzi, niewiele miejsca poświęcając samej nowo poznanej krainie. Być może uważał, że takie informacje E.S. U r b a ń s k i, Hispanoameryka i jej cywilizacje. Hispanoamerykanie i Angloamerykanie, Warszawa 1981, s. 42-45. A. T a r c z y ń s k i, Wartości i postawy w obliczu zderzenia systemów kulturowych. Hiszpańscy zdobywcy XVI wieku wobec Nowego Świata, Bydgoszcz 2001, s. 361. 1 2 41 nie zainteresują cesarza, jeśli nie było w nich informacji o wyjątkowych bogactwach czy też niezwykłościach opanowanych terenów. Z drugiej strony, jak Valdivia podawał na początku listu, chciał, aby jego wersja wydarzeń3 dotarła do władcy. Choć zaznaczał, że relacja będzie krótka, opisał dokładnie wydarzenia pięciu lat spędzonych w Chile4. Jego list to niemal piętnaście zapisanych drobnymi literami kart. Decydując się na wyruszenie na podbój nowej krainy Valdivia zrezygnował z możliwości spokojnego, dostatniego życia, jakie zapewniał mu majątek ziemski, jaki otrzymał od Pizarra. Co prawda Karolowi V tłumaczył, że to przede wszystkim chęć służenia cesarzowi skłoniła go do porzucenia spokojnego, dostatniego życia, to widać w tej relacji pragnienie przygody i podboju5. Nawet pojawienie się konkurenta w podboju Chile nie zniechęciło Valdivii. Pero Sancho de la Hoz również otrzymał pełnomocnictwa na zdobycie wybrzeża aż po Cieśninę Magellana6. Obaj przywódcy zawarli kompromisowy układ, na mocy którego przygotowany do wyprawy Valdivia miał wyruszyć natychmiast, natomiast de la Hoz miał udać się do Limy, aby po dokonaniu potrzebnych zakupów okrętów, koni, uzbrojenia, prowiantu, dołączyć do Valdivii. Wyprawa Pedra nie była pierwszą, która miała udać się na południowy zachód kontynentu. W połowie lat 30. XVI w. dotarł tam wspomniany wyżej Diego de Almagro, jednak rozczarowany trudnymi warunkami i niewielkimi widokami na wzbogacenie się, szybko opuścił te tereny7. Od czasu powrotu ekspedycji Almagra Chile nie cieszyło się dobrą sławą, co spowodowało, że Valdivia miał problemy ze zebraniem odpowiedniej liczby ochotników. W liście do cesarza Karola V tak opisywał swoje trudności: „nie było człowieka, który chciałby udać się do tego kraju, a najbardziej wzbraniali się ci, których (tam) powiódł gubernator Diego de Almagro, który skoro go opuścił, (kraj ten) okrył się tak złą sławą, że uciekali odeń jak przed zarazą”8. Wyprawa prowadzona przez Valdivię wyruszyła w styczniu 1540 r. Tworzyło ją 11 osób, w tym, oprócz Valdivii, siedmiu żołnierzy. Te szczupłe siły stopniowo powiększały się, ponieważ w trakcie marszu przyłączały się kolejne grupy żołnierzy, liczące od kilku do kilkudziesięciu żołnierzy prowadzonych przez oficerów, m.in. Alonso de Monroya, Francisca de Villagrána, Francisca de Aguirre, Jerónimo de Alderete, Rodrigo de Quiroga, tak, że w październiku jego siły wynosiły już 150 ludzi. Dotarłszy do Copiapó 23 X 1540 r. Valdivia oficjalnie wziął w posiadanie w imieniu cesarza Karola kraj, który został nazwany Nową Estremadurą, zapewne dlatego, aby zatrzeć negatywne wrażenie, jakie wzbudzała nazwa Chile9. Valdivia decydował się zbudować pierwszą osadę w dolinie rzeki Macocho. Pierwszym krokiem Valdivii były starania o porozumienie się z miejscowymi kacykami. Chciał wybadać ich nastroje wobec przybycia Hiszpanów, oraz jak napisał w liście do władcy, rozpocząć od razu dzieło szerzenia chrześcijaństwa. Początkowo tubylcy zgodzili się na służbę u przybyszy. Przez 5-6 miesięcy pomagali Hiszpanom w budowie domów, spichlerzy, Valdivia wspomina, że relację o wydarzeniach w Chile napisał również gubernator Vaca de Castro. P. d e V a l d i v i a, Cartas, Sewilla 1929, s. 11. 5 Ibidem, s. 13. 6 De la Hoz otrzymał pełnomocnictwo od króla, natomiast Valdivia jedynie od Pizarra, ale ten ostatni udzielił ich Valdivi na podstawie królewskiego przywileju, jego decyzja była więc ważna. 7 A. T a r c z y ń s k i, Ruchliwość społeczna i geograficzna hiszpańskich konkwistadorów XVI wieku, Bydgoszcz 2004, s. 69. 8 P. d e V a l d i v i a, op. cit., s. 11, 13. 9 A. T a r c z y ń s k i, Podbój imperiów Inków i Azteków, Warszawa 2009, s. 275. 3 4 42 tak, że, jak z dumą opowiada Valdivia, 24 II 1541 r. zostało ufundowane miasto Santiago del Nuevo Extremo, które później zmieniło nazwę na Santiago de Chile. Pierwszym poważnym problemem, z jakim przyszło się zmierzyć mieszkańcom Santiago był niedobór żywności. Tubylcy, którzy początkowo chętnie służyli przybyszom, wkrótce zrazili się do Hiszpanów. Valdivia jako przyczynę zmiany ich nastrojów podaje wprowadzenie nowego porządku na tych terenach10. Indianie chilijscy, mimo że podzieleni na wiele plemion, zdecydowali się stawić opór najeźdźcom11. Najpierw zaprzestali dostarczać Hiszpanom pożywienia. Z rozkazu Valdivii, jego żołnierze zaczęli siłą rekwirować żywność. Valdivia podkreśla w liście, że to postawa tubylców zmusiła ich do takiego zachowania. Indianie zaczęli więc chować zapasy żywności. Jak pisze Valdivia mieli [ją] w taki sposób ukrytą, że nawet diabeł by jej nie znalazł. Podaje też, że lokalni kacykowie dali mu wyraźnie do zrozumienia, że przybysze powinni wrócić do domów podobnie jak uczyniła to wyprawa Almagra, ponieważ nie znajdą pożywienia12. Zmuszony okolicznościami Valdivia zdecydował się zawrzeć pokój z kacykiem Michimalongo, pierwszym wodzem Indian, który rozpoczął walkę z Hiszpanami. Pokój nie okazał się być trwały, ale to właśnie od Michimalongo Hiszpanie dowiedzieli się o istnieniu złóż mineralnych w Marga Marga, gdzie wkrótce rozpoczęto wydobywanie pierwszych próbek złota13. Jak wyglądała codzienność w młodym mieście Santiago? Valdivia tak przedstawił ją w liście do króla: Wydało mi się (właściwym), dla utrzymania się w tym kraju i dla zachowania go na trwałe dla Waszej Wysokości, żebyśmy żyli z pracy własnych rąk, jak w pierwszych wiekach, postarałem się wziąć za siewy i podzieliłem ludzi, których miałem, na dwie części i wszyscy kopaliśmy, oraliśmy i sialiśmy w stosownym czasie, będąc zawsze uzbrojonymi, a konie osiodłane za dnia, a nocą połowa ludzi tworzyła straż i dla naszego spokoju czuwała i tak samo ta druga (połowa); a gdy zasiewy wschodziły jedni spieszyli aby czuwać nad nimi, inni zaś nad miastem14. Ostrożność taka okazała się niewystarczająca. Jak to określił Valdivia: gdy ja uganiałem się za jednymi, inni uderzyli na miasto. Gdy wyruszył na czele 90 ludzi, aby spacyfikować ludność indiańską w okolicy15, która wykazywała wobec Hiszpanów wrogą postawę16, opuszczone przez żołnierzy miasto zostało zaatakowane w nocy z 10 na 11 IX 1541 r. Indianie natarli na Santiago z czterech stron. Podpalili prymitywne zabudowania i otoczyli broniących się zaledwie około 50 Hiszpanów na głównym placu17. Tutaj heroiczną postawę wykazała kochanka Valdivii, Inés Suárez, która aby zastraszyć przeciwników, postanowiła rzucić im głowy siedmiu pojmanych wcześniej kacyków. Według przekazów głowę pierwszego z nich ścięła sama18. To wydarzenie Valdivia pomija w liście do cesarza. Być może nie chciał zwracać uwagi na bohaterską kochankę, gdy wielu raził romans żonatego gubernatora z panią Suàrez, czy też wpływ, jaki wywierała ta niepospolita kobieta na Valdivię. P. d e V a l d i v i a, op. cit., s. 13, 15. J. K i e n i e w i c z, Ekspansja, kolonializm, cywilizacja, Warszawa 2008, s. 84 12 P. d e V a l d i v i a, op. cit., s. 15. 13 A. T a r c z y ń s k i, Podbój imperiów…, s. 276-277. 14 P. d e V a l d i v i a, op. cit., s. 23. 15 Ibidem, s. 21 16 M.in. napad na Hiszpanów, którzy nad oceanem budowali brygantynę. Jedynie dwóm żołnierzom udało się ujść z życiem. 17 A. T a r c z y ń s k i, Podbój imperiów…, s. 278. 18 J.Ch. C h a s t e e n , Ogień i krew. Historia Ameryki Łacińskiej, Warszawa 2007, s. 37. 10 11 43 Hiszpanom udało się odeprzeć Indian, przy czym życie straciło jedynie dwóch żołnierzy (oraz zapewne dwóch służących indiańskich, Valdivia wspomina bowiem o śmierci czterech chrześcijan) ale szkody wyrządzone społeczności Santiago były ogromne. Miasto praktycznie przestało istnieć. Zginęły 23 konie, co w tamtych warunkach było ogromną i trudną do wyrównania stratą19. Najważniejsze było jednak zniszczenie żywności. Valdivia zgromadził jej zapasy na dwa lata, jednak po ataku pozostały jedynie dwie racje pszenicy i kilka zwierząt gospodarskich (jedno prosię, jedna kura i jeden kurczak))20. Gubernator nie chciał jednak się poddać i opuścić dolinę. Odbudowałem miasto i zbudowaliśmy nasze domy i zaczęliśmy siać, aby się wyżywić i niełatwo było znaleźć choć trochę ziaren kukurydzy i zdobyto odrobinę z dużym trudem i także kazałem wysiać dwiema almuerzas21 pszenicy, a z tego zebrało się owego roku dwanaście hanegas22. Valdivia i jego ludzie musieli w tym trudnym okresie być jednocześnie rolnikami i żołnierzami. W Santiago brakowało żywności. Dużym wysiłkiem była budowa umocnionej budowli, która miała w razie ataku chronić ludzi i zapasy pożywienia23. Zapasów tych było niewiele. Głód był obecny u wszystkich, cierpieliśmy (tak bardzo) jak tylko ludzie mogą24. Valdivia zdecydował się wysłać swego porucznika Alonso de Monroya wraz z pięcioma ludźmi. Mieli oni przekazać zdobyte złoto oraz sprowadzić kolonistów i zapasy. Jak zanotował Valdivia na powrót Monroya i oczekiwaną od niego pomoc osadnicy wyglądali prawie trzy lata25. Trudny okres zakończył się we wrześniu 1543 r., gdy zawinął na wybrzeże okręt z nowymi ludźmi na pokładzie, przywożąc również towary, których brak tak bardzo dawał się we znaki mieszkańcom Santiago26. Valdivia prowadził przez cały czas akcję kolonizacyjną. Pod koniec 1544 r. założono drugie miasto – La Serenę. Zniszczone w 1548 r. zostało odbudowane z rozkazu Valdivii w rok później. W 1550 r. założono kolejne miasto – Concepción, a w 1551 – Valdivię27. Lata te były wypełnione poznawaniem nowych terenów i ciągłymi walkami z wojowniczymi tubylcami. Indianie nie chcieli się poddać i robili wszystko, aby wypędzić Hiszpanów z Chile. Valdivia nie miał żadnych skrupułów. W 1550 r. donosił królowi, że ponieważ tubylcy nie chcieli się podporządkować, wypowiedział im wojnę, a po zwycięstwie przykładnie ukarał: Kazałem obciąć ręce i nosy dwustu spośród nich, aby ich ukarać za nieposłuszeństwo, jako że wielokrotnie wysyłałem im posłania i przekazywałem rozkazy Waszej Wysokości 28. Pytanie tylko w jakiej formie Indianie otrzymali te rozkazy i czy były one ogłaszane w znanym im języku. Na początku grudnia 1553 r. Indianie ponownie chwycili za broń. Tubylcy zdobyli fort Tucapel. Valdivia na czele niewielkiego oddziału wyruszył, aby odbić tę strategiczną placówkę. Zdając sobie sprawę ze szczupłości swych sił, miał bowiem około 20 ludzi, wysłał wiadomość o przysłanie mu posiłków. Dowódcy mieli się spotkać w Tucapel, jednak do tego spotkania nie doszło. Gómez de Almagro, przewodzący drugiemu oddziałowi opóźnił swój 19 Warto zwrócić uwagę, że Valdivia wydaje się podkreślać tę stratę, najpierw informując o śmierci koni, dopiero później ludzi: zabili XXIII konie i czterech chrześcijan i zniszczyli całe miasto, P . d e V a l d i v i a, op. cit., s. 21. 20 Ibidem. 21 Dawna miara objętości ciał sypkich; tyle ile mieści się w złączonych dłoniach. 22 Henega odpowiadała 12 garncom i wynosiła 55,5 litra. P . d e V a l d i v i a, op. cit., s. 23. 23 A. T a r c z y ń s k i, Podbój imperiów…, s. 280. 24 P . d e V a l d i v i a, op. cit., s. 27. 25 Ibidem, s. 25, 27. 26 A . T a r c z y ń s k i, Podbój imperiów…, s. 280. 27 I d e m, Ruchliwość społeczna…, s. 73. 28 I d e m, Podbój imperiów…, s. 287-288. 44 wyjazd o jeden dzień, gdyż obawiał się ataku Indian na fort Purén, z którego miał wyruszyć. Gdy dotarł do Tucapel, zastał tam jedynie zgliszcza i ani śladu oddziału Valdivii. O ostatnich chwilach życia Pedra de Valdivii i jego ludzi nie wiadomo nic pewnego. Żaden z Hiszpanów nie przeżył ataku tubylców, uratowało się jedynie kilku indiańskich służących, ale ich relacje nie przedstawiają nic pewnego. To spowodowało, że śmierć Pedra de Valdivii obrosła legendą29. Podbój Chile różnił się od wcześniejszych działań osiedleńczych podejmowanych w Ameryce Środkowej i Południowej przez Hiszpanów. Opanowany kraj nie przyniósł zdobywcom tyle skarbów co Meksyk czy Peru. Indiańscy mieszkańcy tych terenów nie stworzyli większego organizmu politycznego, wspaniałych miast czy wysokorozwiniętej kultury, ale nie poddali się najeźdźcom, dzielnie walczyli z Hiszpanami, a niepodległe już państwo chilijskie borykało się z nimi aż do drugiej połowy XIX w. Kraina ta pozostała niespokojnym obszarem granicznym, który trzeba było subsydiować z Peru. Mimo że Chile rozwijało się powoli, nigdy nie stało się dla Hiszpanii źródłem prawdziwej dumy i bogactwa30. Korespondencja Valdivii ukazuje specyficzną mentalność hiszpańskich konkwistadorów, to jak podchodzili do podbijanych terytoriów, a przede wszystkim do ludności tubylczej, która ziemie te zamieszkiwała. Ciekawy jest też sam sposób opisywania wydarzeń. Z jednej strony widać pewną trudność w przekazywaniu wrażeń i wiadomości z podboju. Powinna być to przecież relacja wyważona, wszak kierowana jest ona do władcy, a za nim trafi w jego ręce, jest przeglądana również przez jego urzędników z Rady Indii. Z drugiej strony starano się trzymać realizmu i tylko gdzieniegdzie widać, jak przebija czasem zachwyt, wrażenie cudowności31. Badacze spierają się, czy autorem korespondencji Valdivii jest on sam, czy też zadanie informowania władcy o postępach konkwisty zlecił swojemu sekretarzowi Juanowi de Cárdenas y Criada. Nie roztrząsając tej kwestii, bez względu na to, czyja ręka skreśliła litery, dają one obraz podboju i zasiedlenia Chile widziany oczami dowódcy wyprawy32. Można w nich dostrzec dumę organizatora, opiekuna nowej społeczności. Listy Pedra de Valdivii to ciekawy przykład relacji „u źródła”, człowieka szczególnie zainteresowanego w ekspansji, ale też dbającego o zasiedlenie nowych terenów. T. T o d o r o w, Podbój Ameryki. Problem innego, Warszawa 1996, s. 165. H.M. B a i l e y, A . P . N a s a t i r, Dzieje Ameryki Łacińskiej, Warszawa 1969, s. 158-159. 31 J. K i e n i e w i c z, op. cit., s. 81. 32 P. d e V a l d i v i a, op. cit., s. IX-XI. 29 30 45 Kasper Hanus Uniwersytet Jagielloński POMIĘDZY ANGKOR A PHNOM PENH. UPADEK KULTURY KHMERÓW Wstęp Upadek kultur lasu deszczowego jest nierozwiązaną zagadką dla badaczy od II poł. XIX w., kiedy pierwsi eksploratorzy docierali do opuszczonych ruin ukrytych w tropikalnych dżunglach Ameryki Centralnej czy Azji Południowo-wschodniej. Henri Mouhot, francuski podróżnik, który jako pierwszy europejski badacz1 w 1861 dotarł do ruin opuszczonej stolicy Imperium Khmerów, próbował wiązać upadek państwa khmerskiego z zarazą bądź wyniszczającą wojną. Inny francuz Auguste Jean-Marie Pavie pisał Wasza wspaniała przeszłość, moi drodzy Kambodżanie (…) dorównuje świetności innych krajów, wielkich i małych, Chaldei, Asyrii, Egiptu, Grecji i Rzymu. (…) Natura jest jak rzeka. Obdarzyła was wielką przeszłością, obecnie zaś jesteście biedni, ponieważ wyczerpały się jej bogactwa. Inne wielkie imperia, takie jak Babilon, spotkał ten sam los...2. Metody badawcze z XIX i pierwszej połowy XX w. nie pozwalały badaczom na potwierdzenie bądź obalenie teorii związanych z upadkiem zaawansowanych cywilizacji lasu deszczowego, jednak w ostatnich kilkudziesięciu latach pojawiły się nowe metody, takie jak badania sieci osadniczej z wykorzystaniem zdjęć satelitarnych czy zaawansowane modele paleoklimatyczne, które dostarczają naukowych dowodów na przyczyny załamania się rozwoju kultur. Tło historyczno-geograficzne Kultura Khmerów rozwijała się w Basenie Dolnego Mekongu3. Teren ten można podzielić na trzy strefy o odmiennych cechach klimatycznych. Pierwszą strefą jest Delta Mekongu, obecnie w większości w granicach Wietnamu. Delta jest równiną aluwialną, która ze względu na swoje żyzne gleby nazywana jest „spichlerzem Azji”4, jednak trzeba zaznaczyć, że większość prac agrotechnicznych została tu wykonana w okresie kolonialnym. Głównymi problemami z jakimi zmagali się rolnicy z Delty był nadmiar wody, powodzie i cofki wody morskiej, które zasalały glebę. Ujście Mekongu było niezwykle ważne ze względów strategicznych. Od strony Zatoki Tajlandzkiej nie ma dogodnych miejsc do założenia portu5, dodatkowo Góry Kardamonowe utrudniają komunikacje między Zatoką Tajlandzką i centrum państwa, w związku z czym w czasach historycznych rzeka Mekong była jedynym dogodnym wodnym szlakiem handlowym łączącym Angkor z partnerami handlowymi, głównie w Chinach i Indiach. Drugim, najważniejszym rejonem jest Basen Mekongu, którego centralną część zajmuje rzeka Mekong i jezioro Tonle Sap. Jezioro to, czwarte pod względem 1 Już w XVI w. hiszpańscy i portugalscy awanturnicy i misjonarze (np. Quiroga de San Antonio) docierali do Kambodży, jednak to Mouhot stworzył pierwszy w rozumieniu naukowym opis kompleksu Angkor. 2 J. A u d r i c, Angkor i imperium khmerskie, Warszawa 1979, s. 13. 3 M. C o e, Angkor and the Khmer Civilization (Ancient Peoples and Places), 2003, s. 21. 4 W dosłownym tłumaczeniu „Kosz z ryżem” 5 Obecny jedyny port morski Kambodży Sihanoukville został zbudowany w latach 50. XX w. 47 wielkości w Azji6, zapewniało dostatek wody, ryb i sprzyjający rolnictwu mikroklimat. Trzeci, najsuchszy rejon to Równina Isan/Khorat, leżąca obecnie w północno-wschodniej części Tajlandii. Ze względu na znaczne oddalenie od morza Isan było najbardziej narażone na suszę. Na terenie zamieszkałym przez Khmerów występuje klimat monsunowy. Oznacza to, że w porze deszczowej występują nadwyżki wody powodujące często katastrofalne powodzie, natomiast w porze suchej mogą następować znaczne niedobory wody. Te dysproporcje doprowadziły do powstania zaawansowanego systemu irygacyjnego. Główną rośliną uprawianą w Kambodży był ryż (Oryza sativa), którego ślady uprawy w Azji znamy co najmniej od 8000 B.P.7, ale w gospodarce wykorzystywano również liczne owoce czy bardzo praktyczną8 palmę cukrową (Borassus flabellifer). Nowozelandzki badacz Charles Higham sugeruje, że rolnictwo pojawiło się na terenie Kambodży około 2300 p.n.e.9 i powstało pod wpływem impulsów z południowych Chin. Jednak badacze nie są zgodni czy rozprzestrzenienie się rolnictwa związane było z przejmowaniem chińskich wzorców przez autochtonów czy pojawieniem się nowej grupy ludności z wyżej wymienionego terenu. Pierwszym tworem państwowym związanym z żywiołem khmerskim było Bnam znane w literaturze pod chińską nazwą Funan. Z założeniem około I w. n. e.10 tego państwa wiąże się legenda o indyjskim księciu Kaundinja, który we śnie miał otrzymać polecenie udania się na wschód. Po długiej żegludze dotarł do wybrzeży Indochin, gdzie władała piękna królowa Liu Ye. Miała ona w zwyczaju zabijać zalotników, jednak będąc pod wrażeniem umiejętności łuczniczych młodego hindusa poślubiła go. Para założyła Funan i jego stolicę: Vidhapura, co oznacza miasto łowców. Legenda ta w jakiś sposób obrazuje wpływ cywilizacji Subkontynentu Indyjskiego na rozwój Indochin. W okresie tym na teren Indochin napływali licznie kupcy i misjonarze z Indii. Nazywali oni tą krainę Suvarnabhumi, co w sanskrycie oznacza Kraj Złota. Funan był bogatą krainą czerpiącą zyski z hodowli ryżu, wydobycia cennych kruszców i pośrednictwa w handlu pomiędzy Indiami i Chinami. Główny port znajdował się w Ok-Eo w Delcie, od strony Zatoki Syjamskiej. Była to ogromna osada palafitowa. Znane są świadectwa archeologiczne dalekosiężnej wymiany handlowej, łącznie z monetami Państwa Rzymskiego. W połowie VI w. nastąpiło zajęcie Funan przez inne khmerskiej państwo Czenla. Państwo to kontynuowało politykę poprzedników zwiększając swoje terytorium, jak również wchodząc w ścisłe stosunki dyplomatyczne z Chinami. Jednak w VIII w. nastąpił okres wojen domowych, związanych z problemami sukcesyjnymi. Zwycięsko wyszedł z nich Jayavarman II, który w 802 r. przyjął tytuł Varman co w dosłownym tłumaczeniu oznacza tarcza ale z europejskiego punktu widzenia najbliższym odpowiednikiem będzie słowo cesarz. W ten sposób rozpoczął trwający do 1431/1432 r. okres nazywany w literaturze Angkoryjskim albo Klasycznym. W okresie tym państwo rozrosło się, w szczytowym okresie za panowania Jayavarmana VII obejmując terytorium obecnego Królestwa Kambodży, Królestwa Tajlandii, południowej części Socjalistycznej Republiki Wietnamu i Laotańskiej Republiki Ludowo-Demokratycznej, jak również północne obszary kontynentalnej części Malezji. Stolicą państwa było Angkor, położone pomiędzy jeziorem Tonle Sap i wzgórzami Kulen. Miasto to obejmowało obszar trzykrotnie większy niż obecny Paryż i było W czasie największego przyboru wód w porze monsunowej. B.P. oznacza dosłownie Before Present; w archeologii oznacza to przed rokiem 1950; M. C o e, op. cit., s. 29. 8 Drewno konstrukcyjne, liście na papier, cukier, zacier do fermentacji. 9 C. H i g h a m, R. T h o s a r a t, The Excavation of Nong Nor, a Prehistoric Site in Central Thailand, Oxford 1998. 10 J. A u d r i c, op. cit., s. 17. 6 7 48 zamieszkiwane przez około 700 tys. ludzi. Najbardziej fascynujące w Imperium Khmerskim są niewątpliwie ogromne założenia architektoniczne: największy na świecie obiekt sakralny Angkor Watt czy miasto-cytadela Angkor Thom. Angkor Watt (ryc. 2), po polsku świątynia miejska, została zbudowana za panowania Suryavarman II (panował w latach 1113-1150 n.e.). Władca ten był restauratorem potęgi imperium, które ogarnięte było przejściowym kryzysem. Świątynia ta była poświęcona jednemu Wisznu. W świątyni przechowywany był królewski lingam, czyli falliczna statua symbolizująca siłę witalną deifikowanego władcy. Teren kompleksu otoczonego fosą wynosi około dwa kilometry kwadratowe. Główne wejście znajdowało się od strony zachodniej. Oprócz tego znajdowały się trzy dodatkowe wejścia orientowane według kierunków kardynalnych. Wejścia były dekorowane przez gopury, czyli ceremonialne bramy. Angkor Watt znany jest przede wszystkim z pięciu wież symbolizujących kwiaty lotosu. Najwyższa z wież ma 65 metrów wysokości. Świątynia zbudowana jest z laterytu sprowadzonego z wzgórz Kulen licowanego piaskowcem. W świątyni znajduje się wiele płaskorzeźb przedstawiających hinduistyczne mity. Angkor Thom, Wielkie Miasto, to ufortyfikowany obszar, który pełnił rolę głównego centrum administracyjno-kultowego. Miasto otoczone jest kilkumetrowym laterytowym11 murem i fosą. Do środka prowadziło pięć bram, dekorowanych motywem ludzkiej głowy, charakterystycznym dla stylu Bayon. Cztery bramy ułożone zostały według kierunków świata, dodatkowa piąta – Brama Zwycięstwa prowadziła z pałacu królewskiego na wschód. Umocniony obszar miał kształt kwadratu o boku trzech kilometrów. W centrum znajdowała się świątynia Bayon, która uważana jest za najbardziej dojrzałą formę sztuki khmerskiej. Na uwagę zwłaszcza zasługuje relief przedstawiający wojnę z Czamami12. Jednak w XIV i XV w. Imperium Khmerów zaczęło przejawiać symptomy stagnacji, a następnie recesji, co przyczyniło się do jego upadku w roku 1431/1432. Teoria upadku Przed przystąpieniem do analizy przyczyn i skutków upadku cywilizacji deszczowego warto najpierw zastanowić się nad samą definicją upadku czy załamania cywilizacji. Antropolodzy kulturowi proponują nam różne definicje. Jared Diamond pisze: Przez upadek rozumiem drastyczne zmniejszenie się populacji ludzi i zmiany w strukturze politycznej bądź ekonomicznej czy społecznej występujące na znacznym obszarze przez dłuższy czas13. Podejście to oznacza, że załamanie się rozwoju cywilizacji nie pociąga za sobą „zniknięcia” ludności, która kulturę tworzyła. Lansowany jeszcze w XIX w. pogląd o zaginionych cywilizacjach i „opuszczonych ruinach” w opinii autora tego tekstu to przeżytek epoki romantyzmu. Rozwijając myśl Diamonda, upadek niesie ze sobą drastyczny spadek produkcji i co za tym idzie populacji i najczęściej głębokie zmiany socjopolityczne. Nie możemy natomiast, co było wspomniane wyżej, mówić o całkowitej zagładzie ludności. W przypadku Imperium Khmerów mamy do czynienia ze znaczną redukcją terytorialną, to znaczy z państwa kontrolującego dużą część Azji Południowo-wschodniej do nowożytnego niepodległego państwa o dużo mniejszym znaczeniu międzynarodowym w chwili obecnej. Podobna sytuacja ma się w przypadku Majów, mimo upadku ich wielkich miast południowy Meksyk, Belize i Gwatemala w dalszym ciągu zamieszkuje kilkumilionowa populacja mówiąca językami majańskimi, głównie jezykiem Yucatec. O krok dalej posuwa się w opracowaniu, będącą odpowiedzią na książkę Diamonda, Lateryt to rodzaj powszechnie występującego w Azji Południowo-wschodniej kamienia budowlanego. Ludność zamieszkująca obszar obecnego środkowego Wietnamu. 13 J. D i a m o n d, Strzelby, zarazki, maszyny. Losy ludzkich społeczeństw, Warszawa 2005. 11 12 49 Patricia McAnany i Norman Yoffee (2010). Autorzy kwestionują „upadek” rozumiany jako załamanie się rozwoju kultury i przekonują, że akty takie jak, na przykład, opuszczenie miasta przez jego mieszkańców jest po prostu przystosowanie się do nowej sytuacji gospodarczej, ekologicznej czy politycznej. Uniwersalna definicja może mieć następujący kształt: upadek to znaczący kryzys demograficzny, załamanie się produkcji rzemieślniczej i rolnej, opuszczenie dotychczasowych siedzib i daleko idące zmiany w strukturze społecznej. Aby lepiej zrozumieć przyczyny upadku i porównać je w dwóch omawianych kulturach można je usystematyzować. Diamond stworzył „typologię” czynników wpływających na załamanie się rozwoju cywilizacji14. Za pierwszy czynnik można uznać zmiany klimatyczne, które występowały na naszej planecie od najdawniejszych czasów. Znane są liczne przypadki, kiedy ocieplenie, ochłodzenie czy zmiana ilości opadów wpływała na rozwój bądź załamanie się cywilizacji. W historii ludzkości zdarzały się sytuację, kiedy zmiany klimatyczne w jednym czasie, na jednym terenie powodują regres u jednej, za to szybki rozwój u drugiej kultury, na przykład kwestia Innuitów i Normanów na Grenlandii w czasie przejścia z Średniowiecznego Optimum Klimatycznego do Małej Epoki Lodowcowej. Drugim czynnikiem jest nadmierna eksploatacja środowiska przez społeczeństwo. Obecnie trwa dyskusja nad skutkami rabunkowej gospodarki, jednak już społeczeństwa pradziejowe swoim gospodarowaniem doprowadzały do katastrof ekologicznych, za przykład może posłużyć deforestacja15 Wyspy Wielkanocnej, która doprowadziła do upadku społeczeństwo Polinezyjczyków16. Trzeci czynnik to agresja militarna. Jest to czynnik szczególnie łatwy do zdiagnozowania w przypadku kiedy dysponujemy źródłami historycznymi. Czwartym czynnikiem można określić mianem „przyjaznego sąsiedztwa”, pod tą nazwą należy rozumieć czynniki takie jak adoptowanie atrakcyjniejszej kultury sąsiada17. Do czwartej kategorii należą również zmiany na szlakach handlowych. Część miast w historii bogaciła się na handlu, w przypadku zmiany przebiegu drogi handlowej, miasto znalazło się poza szlakiem traciło główne źródło swojego utrzymania i podupadało. Ostatnim, piątym czynnikiem, jest nastawienie społeczeństwa pradziejowego do zmian i ich reakcja na problemy. Bardziej konserwatywne społeczeństwa miały większe trudności z zaakceptowaniem nowej sytuacji ekologicznej niż społeczeństwa bardziej otwarte na zmiany. Dla autora tego tekstu zastanawiające jest, czy istnieją pewne głębsze powiązania pomiędzy cywilizacjami rozwijającymi się w podobnym środowisku geograficznym. Dlatego artykuł ten można potraktować jako przyczynek do dalszych studiów nad tym tematem i w omówieniu wyników zostanie zwrócona uwaga, czy istnieją jakieś ponadregionalne schematy, i co najważniejsze, czy istnieje możliwość uzupełnienia luki w naszej wiedzy o jednej kulturze analogiami z innej kultury. Model taki oczywiście musiał by być ekstremalnie elastyczny, ale jeśli zadziałałby być może mógłby pomóc w badaniach. Przyczyny upadku Imperium Khmerów Pierwszym z wymienionych czynników są zmiany klimatyczne. Badacze społeczeństwa Khmerów dysponują dobrze opracowanymi danymi paleoklimatologicznymi. W pierwszej dekadzie XXI w. prowadzone były w Azji Południowo-wschodniej badania dendroklimatologiczne, które ujawniły szereg interesujących faktów. Pierwszym z nich są ogromne susze, które w drugiej połowie XIV w. nawiedzały Indochiny (ryc. 3). Klimatolodzy J. D i a m o n d, op. cit., s. 21-25. Wylesienie. 16 J. D i a m o n d, op. cit. 17 Przykładem może być McDonaldyzacja. 14 15 50 wiążą te susze z przejściem z Średniowiecznego Optimum Klimatycznego do Małej Epoki Lodowcowej. Pomiędzy suszami zdarzały się katastrofalne powodzie, niszczące zaawansowany system irygacyjny miasta, co dodatkowo pogłębiało kryzys. Interesująca, choć do tej pory nie zgłębiona przez naukowców jest sprawa Oscylacji Południwopacyficznej18, co może pomóc zrozumieć wpływ Oceanu Spokojnego na kultury rozwijające się w jego basenie. Podsumowując pierwszy czynnik upadku cywilizacji khmerskiej trzeba zaznaczyć, iż ich oparta na rolnictwie gospodarka doznała ogromnych strat z powodu globalnej zmiany klimatycznej. Ucierpiał zwłaszcza system wrażliwy system irygacyjny, który mimo udokumentowanych archeologiczne prób restrukturyzacji, nie był wstanie zapewnić odpowiedniej ilości wody w okresach przedłużających się susz. Drugim czynnikiem była eksploatacja środowiska. Naukowcy Coe19 i Fletcher udowodnili, iż w odpowiedzi na zmiany klimatyczne Khmerzy rozpoczęli ekstensywną gospodarkę rolną opartą na zwiększeniu areału zasiewu, co prowadziło do deforestacji i uprawiania ryżu „na sucho”, powodując szybsze wyjaławianie gleby. Skutkiem wyżej wymienionych działań były niepożądane zjawiska geomorfologiczne, takie jak obsuwanie się stoków czy przyspieszona erozja rzeczna. Dobrym przykładem ilustrującym stopień erozji spowodowanej działalnością ludzką mogą być fundamenty mostów z czasów Imperium, które obecnie znajdują się kilka metrów nad obecnym lustrem wody. Wyżej wymienione czynniki powodowały dalsze zmniejszenie obszaru ziem uprawnych i pogorszenie się ich jakości, co pogłębiało kryzys produkcji rolnej Trzecim czynnikiem jest agresja militarna. W przypadku Kambodży dysponujemy bogatą bazą tekstów historycznych, zarówno w postaci miejscowych stel, jak również tekstów chińskich dyplomatów i kupców20. Khmerowie budowali swoją potęgę na sprzedaży ryżu. Uzyskane w ten sposób środki przeznaczano na opłacanie armii, złożonej po części z najemników (ryc.4). Dysponując znaczną siłą militarną władcy średniowiecznej Kambodży narzucili zwierzchność większości swoich sąsiadów. Jednak w wyniku załamania się produkcji ryżu Imperium nie miało środków aby opłacić armię. Znane są niepublikowane dotąd badania świątyń, gdzie układ otworów w ścianach sugeruje, że złota dekoracja świątyni była w okresie schyłkowym zamieniana na drewnianą. Może to sugerować drastyczne poszukiwanie środków finansowych. W wyniku redukcji potencjału militarnego byłe ludy podległe wypowiedziały posłuszeńswo, a następnie zaczęły atakować granice Imperium. Główna rolę w tych atakach odgrywali Tajowie i Czamowie. Imperium nie wytrzymało presji militarnej i zostało pokonane. Symboliczną datę zakończenia epoki Angkor uznaje się rok 1431/143221, kiedy wojska Tajskiego księstwa Ajuttaja22 zajęły i złupiły stolicę Imperium. W tej sytuacji dwór przeniósł się bardziej na południe, do Phnom Phen, które pozostaje stolicą Kambodży do dzisiaj. Kolejnym, niestety słabo rozpoznanym problemem, są zmiany na szlakach handlowych. W jednej z niewielu publikacji na ten temat zwraca się uwagę na zmianę panazjatyckich trendów w handlu, które przesunęły szlaki kupieckie z dala od Delty Mekongu Piąty element, czyli reakcja społeczeństwa na wyżej wymienione zmiany, w Kambodży w wyniku zbiegu okoliczności przebiegała w bardzo odosobniony sposób. Generalnie 18 Zainteresowanym tym zagadnieniem polecam książkę B.M. F a g a n Floods, Famines, and Emperors: El Niño and the Fate of Civilizations, New York 1999. 19 M. C o e, op. cit. 20 Z . D a g u a n, The Customs of Cambodia, transl. by M. S m i t h i e s, Bangkok 2001. 21 Różne źródła historyczne podają rozbieżne daty. 22 J. A u d r i c, op. cit., s. 103. 51 społeczeństwa azjatyckie charakteryzuje daleko idąca tolerancja religijna. W XIV w. w Kambodży zaczął rozpowszechniać się pochodzący z Sri Lanki prąd Buddyzmu – Therawada. Z powodu tego, iż nowa religia rozprzestrzeniała się w okresie zmian klimatycznych, konserwatywna część społeczeństwa uznała, że susze i powodzie są wyrazem gniewu bogów i rozpoczęły się represje religijne. Rozpoczęto również szeroko zakrojone prace budowlane aby przebłagać bogów, co dodatkowo obciążyło budżet państwa. W starszych opracowaniach, takich jak książka John’a Audric'a pojawia się pogląd, iż również nadmierne bogacenie się elit powodowało pogłębienie zapaści gospodarczej, jednak w nowszych opracowaniach powoli odchodzi się od tego poglądu. Wnioski W pracy zostały przeanalizowane czynniki, które doprowadziły do upadku czyli do: znaczącego kryzysu demograficznego, załamania się produkcji rzemieślniczej i rolnej, opuszczenia dotychczasowych siedzib i daleko idących zmian w strukturze społecznej. U Khmerów pojawiły się wszystkie symptomy świadczące o załamaniu się rozwoju kultur: nastąpiło drastyczne osłabienie prężności demograficznej spowodowanej spadkiem produkcji żywności czy to w wyniki zmian klimatycznych czy erozji gleby. Wiązało się to również z ustaniem aktywności na płaszczyźnie produkcji rzemieślniczej i budowlanej. Khmerzy opuścili swoje siedziby i przenieśli się w inne, bardziej korzystne w nowej sytuacji gospodarczo-politycznej miejsca. Ostatecznie zachodziły głębokie zmiany w strukturze społecznej. Innym poruszonym zagadnieniem, które powinno być rozważone jest pytanie czy „upadek” to krok w tył, czy przystosowanie się do nowych warunków. Wyżej przedstawiony przykład pokazuje, że społeczeństwa straciły swoją dynamikę, jednak z drugiej strony kultury rozwinęły nowe cechy. ANEKS Ryc. 1, Indochiny około roku 900. (mapa Fundacja Wikimedia) 52 Ryc. 2, Angkor Watt (zdjęcie autora) 53 Ryc.3 Diagramy klimatyczne dla Azji Południowo-wschodniej (Buckley 2010) Ryc.4 Wojsko Khmerskie na reliefie z Bayon (zdjęcie autora) Ilustracje w posiadaniu autora tesktu. 54 Daria Janowiec Uniwersytet Jagielloński ПОНЯТИЕ КУЛЬТУРЫ В СОЦИАЛЬНОМ УЧЕНИИ ПРАВОСЛАВИЯ И КАТОЛИЦИЗМА КАК ОТРАЖЕНИЕ ХРИСТИАНСКОГО МИРОВОЗЗРЕНИЯ В начале рассуждениий необходимо подчеркнуть, что само понятие культуры имеет различные аспекты. Исследователи представляют сотни определений. Под культурой разумеется и способ поведения человека, и система воспитания, и результаты творческой человеческой деятельности. Культурой является и вся наша цивилизация, то есть весь строй жизни, все достижения научно-технического прогресса. Вообще, сейчас „культура” – это настолько объемное слово, что можно все туда вложить, и, наверное, ошибки не будет, но такая неопределенность самого понятия, отсутствие его отождествления приводит ко многим спорам. Один из конфликтов – это отношение светской и церковной культуры. Всеохватность слова культура порождает и большую неопределенность не только в его понимании, но и в отношении к нему. Необходимо обратить внимание на тот факт, что вопросы культуры занимают важное место в социальном учении христианских Церквей. И если учесть, что Ватикан формулировал свое социальное учение в отдельных документах римских пап уже с конца XIX века, как ответ на возникающие тогда проблемы культуры, в том числе активное развитие модернизма, вполне понятным кажется важная роль вопросов культуры. Тут необходимо заметить, что Московский Патриархат, формулируя свое социальное учение на переломе XX и XXI веков, после десятилетий гонений со стороны атеистического режима, не мог не попытаться ответить на возревшие тогда проблемы культуры, ответ на которые так важен для современного человека. Именно с помощью рассуждений на тему культуры Церковь формирует свой богословский ответ на вопросы развития нашей цивилизации. В создании культуры и цивилизации Церковь произносит свои пророческие слова свидетеля1. Христианское мировоззрение опирается не на мнение большинства или на известные идеи. Основой христианской культуры является Божественное Откровение, запечатленное в Священном Писании и Священном Предании. Это мировоззрение подчеркивает Божественное начало всего мира в том числе культуры, отражает веру в Бога и истину слов Евангелия. Понятие истины, которое в современном мире так легко отвергается, является основополагающим с точки зрения христианина, так как Христос сказал: Я есть путь и истина и жизнь (Ин.14:6). Этим путем должен идти верующий человек. Только тогда он в состоянии сохранить свою свободу согласно словам: познаете истину и истина сделает вас свободными (Ин.8:32). Верующий человек в жизни руководствуется учением Церкви. Оно отражает ценности лежащие в основе его миропонимания. Католическая и православная Церковь много внимания уделяют вопросам истины. Очень интересно, как этот вопрос сочетается с понятием 1 P. E v d o k i m o v, Sztuka ikony. Teologia piękna, Warszawa 2006, s. 57. 55 культуры, тем более если учесть, что культура это комплексный феномен, который относится ко всем сферам человеческой деятельности. Иоанн Павел II в энциклике Centesimus annus сказал: Человек – это прежде всего тот, кто ищет истину и стремится жить в истине, углубляя свое знание о ней путем диалога со всеми поколениями. Поисками, открытыми истине и обновляемыми каждым поколением, характеризуется культура нации2. Эти слова выражают убеждение в том, что культура является отражением душевных человеческих стремлений. Таким образом, акцент ставится на том, что главная цель культуры совпадает с целью жизни верующего человека. Без высших ценностей культура не в состоянии осуществлять своего призвания. Человек определяет себя по отношению к Истине – Творцу, и тем же путем идет культура. В своих рассуждениях на тему перемен в культуре Павел Флоренский сказал: Вещи стали только утилитарными, понятия только убедительными. Но утилитарность уже не была знамением реальности, а убедительность – истинности. Все стало подобным Истине, перестав быть причастным Истине, перестав быть Истиною и во Истине. Короче говоря – все стало светским3. Вопрос отношений светской и религиозной культуры касается различных форм общественной, политической и экономической жизни. И тут стоит заметить, что без религиозного стержня культура, как и вся человеческая деятельность, уходит в сторону в поисках своей изначальной цели. Она не в состоянии определить себя, поскольку не находит ответ на вопрос – по какому принципу дальше идти. Как заметил Иоанн Павел II: Если не существует трансцендентной истины, подчиняясь которой человек обретает полноту самосознания, то тогда не существует никакого надежного принципа4. Таким образом, при активном распространении лозунга свободы и вседозволенности человек становится в тупик, из которого он не в состоянии выйти. Ему кажется, что достиг уже полного освобождения от всех охватывающих его требований и может радоваться своей свободой, в то время когда: Свобода может быть в полной мере оценена лишь после принятия истины. В мире, где отсутствует истина, свобода утрачивает нечто существенное и человек оказывается предоставленным насилию страстей и скрытым, и тайным обусловленностям5. В современном мире свобода воспринимается как высшая ценность культуры, без которой человек не в состоянии реализовать свою человечность, но Церковь понимает это стремление, как попытку ввести людей в заблуждение. По ее мнению, это превращение культуры в орудие борьбы с религиозным мировоззрением. Наблюдается стремление представить в качестве единственно возможной универсальную бездуховную культуру, основанную на понимании свободы падшего человека, не ограничивающего себя ни в чем, как абсолютной ценности и мерила истины6. 2 И о а н н П а в е л II, Centesimus annus. Окружное Послание о социальных вопросах нашего времени, http://krotov.info/ acts/20/ voityla/ centes. html, [ dostęp z dn. 17 III 2012]. 3 Павел Ф л о р е н с к и й, Собрание сочинений. Философия культа (опыть православной антроподицеи), Москва 2004, с. 56. 4 И о а н н П а в е л II, op. cit. 5 Ibidem. 56 И это вызывает сопротивление со стороны Церкви. Человек – это субъект культуры. Он ее создает и в ней проявляется. Вся его жизнь и деятельность осуществляется внутри культуры7. Это отражение его стремлений. Культура состоит в том, что она является свойственной формой жизни человека. Человек живет истинной жизнью благодаря культуре. Его жизнь является культурой еще в том смысле, что благодаря ей человек отличается от всех остальных существ мира сего: человек не в состоянии жить без культуры. Культура это присущий человеку способ жизни8. Культура – это духовные и материальные плоды деятельности людей. Христианское учение подчеркивает, что культура – это сфера самореализации личности человека и одновременно поле деятельности общества. Тут стоит привести слова пастырской конституции Gaudium et Spes: Церковь напоминает всем о том, что культуру следует соотносить с целостным совершенствованием человеческой личности, с благом общества и всего человечества9. Культура является сферой плодотворного сотрудничества Церкви с обществом и государством. В этом сотрудничестве реализуется встреча светского и религиозного, и поэтому социальные учения православия и католицизма обращают особое внимание на вопросы современной культуры в ее различных проявлениях. Не каждый способ общественного существования можно признать истинным. В этом плане Церковь разделяет искреннюю и ложную культуру и поэтому так много места уделяет христианской точке зрения на проблемы культуры. В Основах социальной концепции Русской Православной Церкви имеется специальный раздел Светские наука, культура, образование, но во всех других разделах затрагиваются вопросы культуры. Необходимо поставить вопрос о том, что такое культура для православного социального учения, и почему этот вопрос был поднят в Основах социальной концепции Русской Православной Церкви? Очень сложно сформулировать краткий ответ. Прежде всего, культура – это тот элемент действительности, который тесно связан с человеческой деятельностью, и, поскольку главной темой православного социального учения является человек в своей сущности и все, что его касается, поднят был и вопрос культуры. Культура – это часть Божьего замысла. Бог дал человеку культуру для того, чтобы тот с ее помощью активно мог сохранить и заботиться об окружающем его мире. РПЦ указывает на связь культуры с культом. Религиозные, а еще шире духовные ценности – это основа деятельности как отдельного человека, так и общества в целом. Московский Патриархат говорит: Культура как сохранение окружающего мира и забота о нем является богозаповеданным деланием человека10. Если рассмотреть этот вопрос еще шире, можно прийти к выводу, что это выражение миссии человека в мире и тем самым – миссии самой Церкви. Такая констатация сближает католическое и православное социальное учение, поскольку 6 Основы социальной концепции Русской Православной Церкви, http://www.mospat.ru/ru/documents/socialconcepts/, [dostęp z dn. 17 III 2012]. 7 И о а н н П а в е л II, Centesimus annus… 8 J a n P a w e ł II, Przemówienie w siedzibie UNESCO. W imię przyszłości kultury, [w:] Idem, Dzieła zebrane t. X Homilie i przemówienia z pielgrzymek – Europa część II. Francja, Hiszpania, Portugalia, Kraje Beneluksu, Kraków 2008, s. 101. 9 Gaudium et Spes. Пастырская конституция о Церкви в современном мире, [w:] Документы II Ватиканского собора, пер. Андрея Коваля, Москва 1998, c. 431. 10 Основы социальной концепции... 57 в учении Ватикана акцент поставлен на миссионерскую деятельность Церкви в области культуры11, занимающей важное место среди социальных вопросов. Одновременно, если православное понимание культуры сосредоточивается на раскрытии в себе человеком образа Божья12 и это часть миссии культуры, то католическая Церковь говорит об евангелизационной миссии культуры13. Можно спросить, как свою роль по отношению к проблеме культуры видит Русская Православная Церковь и Святой Престол? По мнению Московского Патриархата: Церковь помогает культуре переступить границы чисто земного дела: предлагая путь очищения сердца и сочетания с Творцом, она делает ее открытой для соработничества Богу14. В то время как Ватикан подчеркивает, что он являясь носителем слов Христа, передает эти слова благодаря культуре. Святой Престол делает упор на использование достижений культуры в деле евангелизации и настаивает на том, что все новейшие формы творчества Церковь может использовать для более плодотворных контактов с миром15. Иоанн Павел II утверждал, что современной культуре нужна евангелизация, которая возможна благодаря христианскому гуманизму. Евангелизация – это длительный, сложный процесс, который предполагает: Одновременно проникание внутрь специфических культурных ценностей, как и поддержку межкультурного диалога, через их открытие на ценность кафоличности16. Это задача не только для священников, которые должны представлять святое так, чтобы это было понятным для современного человека, но прежде всего это задача мирян. Человек и его человечность являются основой и мерилом культуры. Ее основными задачами нужно считать гуманизацию и воспитание. Фундаментальной частью культуры является нравственность, придающая человеческой деятельности соответствующй образ. С помощью культуры человек общается с окружающим миром и сохраняет свою человечность17. Роль Святого Престола в формировании отношений с культурой выражена соответствуюшим образом: Основной задачей Церкви в ее диалоге с культурами является представление людям здоровой антропологии, так чтобы могли узнать Христа, истинного бога и истинного человека18. Русская Православная Церковь ссылается на учение отцов Церкви на тему культуры и подчеркивает, что культура – это плод деятельности людей под руководством Бога19. Ватикан говорит о нравственной ответственности человека как творца культуры20, 11 Vide: J a n P a w e ł II, Redemptoris mission, [w:] I d e m, Dzieła zebrane t. I. Encykliki, Kraków 2006, s. 333- 392. 12 О. Н и к о л а е в а, Современная культура и православие, http://azbyka.ru/tserkov/kultura/nikolaeva_kultura_i_pravoslavie_36-all.shtml, [ dostęp z dn. 17 III 2012]. 13 J a n P a w e ł II, Fides et ratio, [w:] I d e m, Dzieła zebrane t. I..., s. 716-717. 14 Основы социальной концепции... 15 Gaudium et Spes…, op. cit., c. 431. 16 J a n P a w e ł II, Przemówienie do Papieskiej Rady ds. kultury – 17 stycznia 1983 r. Kościół i kultura, [w:] I d e m, Dzieła zebrane t. V. Orędzia, przesłania i przemówienia okolicznościowe, Kraków 2007, s. 754. 17 Alfabet Jana Pawła II, red. B. G a n c a r z, Kraków 2005, s. 127-128. 18 J a n P a w e ł II, Chrześcijański humanizm. Przesłanie do uczestników Zgromadzenia Plenarnego Papieskiej Rady ds. kultury, [w:] I d e m, Dzieła zebrane t. V..., s. 314. 19 Основы социальной концепции... 20 Gaudium et Spes…, с. 428. 58 который осуществляет замысел Божий21. РПЦ особенно подчеркивает эсхатологическую сторону вопроса соприкосновения человека с миром культуры22. Вступая в отношение с миром культуры православная Церковь не теряет своего основного предположения, которое вновь приводить все эти рассуждения к антропологии и эсхатологии. Человеку, как тому кто ведет диалог с культурой, одновременно являясь ее частью, нельзя забывать, что культура должна восприниматься как часть земной жизни. Верующий призван к спасению, вечной жизни с Христом. Ему нельзя отождествлять свое бытье с мирской жизнью. И именно это призвание человека сказывается на задаче художника. Его призвание состоит в том, чтобы отразить: Достоверное знание о духовной реальности, об идеальном человеке, или о человеке в его идее – как образе и подобии Творца23. В мировоззрении православного человека культура никогда не может быть конечной целью и высшей ценностью, к которой он стремится. Она не в состоянии развиваться до бесконечности. Как уже было сказано выше главная цель человеческого бытия – это спасение и вечная жизнь со Христом, а земной мир не вечен. Одновременно культура является необходимым этапом в духовном развитии человека, но только тогда и только в той степени, в каторой она опирается на христианскую веру. В то же время утверждает, что:Светская культура способна быть носительницей благовестия24.Православие не отвергает светской культуры, признает ее ценности, но до определенной степени. Святой Престол настаивает на нравственной ответственности личности за положительное развитие культуры25. Католическая Церковь принимает культуру, как средство, благодаря кторому человек может нравственно совершенствовать свое существование. Московский Патриархат, говоря о нравственной стороне вопроса, обращает особое внимание на то, что: Признавая за каждым человеком право на нравственную оценку явлений культуры, Церковь оставляет такое право и за собой. Более того, она видит в этом свою прямую обязанность26. Иоанн Павел II, говоря о светской культуре, подчеркнул, что она играет огромную роль в духовном прогрессе людей27. Культура в социальном учении католицизма рассматирвается всегда по отношению к человеку. Человек – главный творец и адресат культуры. Высшая цель культуры – это воспитание человека. Культура является орудием формирования полноты человечества. Эта функция реализуется в различных формах общественной жизни28. Связанный с этим вопрос евангелизационной миссии Церкви касается всех сфер человеческой деятельности и всех сфер жизни индивидуума. Это одновременно диалог и конфронтация с окружающим миром29. Культура, с точки зрения православного мировоззрения, есть живая, развивающаяся система, а не застывшая форма, но, как уже было сказано выше, у нее есть свои Ibidem, с. 429. Основы социальной концепции... 23 Н. Г а в р ю ш и н, Русское богословие очерки и портреты, Нижний Новгород 2005, с. 11. 24 Основы социальной концепции..., op. cit. 25 Gaudium et Spes…, op. cit., с. 435. 26 Основы социальной концепции..., op. cit. 27 J a n P a w e ł II, Przemówienie w siedzibie UNESCO..., s. 104. 28 A. D u d e k, Kultura, [w:] Encyklopedia nauczania społecznego Jana Pawła II, Radom 2003, s. 261. 29 M. N o w a c z y k, Zasady polityki kulturalnej Kościoła katolickiego, [w:] Kościół współczesny. Dwadzieścia lat po Soborze Watykańskim II, Warszawa 1985, s. 268-269. 21 22 59 пределы, и эти ограничения связаны с ее сотворимым характером: поскольку культура не в состоянии перешагнуть границы вечной жизни, она призвана выполнить свою роль. Вопрос развития культуры рассматривает и католическая Церковь, которая говорит об развиттии и постоянном движении культуры. Русская Православная Церковь обращает свое внимание к деятелям культуры, которые должны стремиться к Истине. Искусство всегда стоит перед выбором: жить, чтобы умереть, или умереть, чтобы жить. Эсхатологическая истина призывает человека к активному ожиданию парусии. Отношение христианина к миру это эсхатологическое подтверждение, беспристанное пересечение границ на пути к концу, который открывает новую жизнь30. Как утверждает Московский Патриархат, необходимо понять, что положительными можно считать только те проявления культуры, которые отражают подлинное Божественное вдохновение. Такое вдохновение возможно только при активном участии Церкви в воспитании человека. Благодаря нему художник понимает, где проходит граница между истинным творчеством и экстатическим обманом31. И, как заметила Олеся Николаева:Самым главным творческим заданием для человека остается непосредственное творение собственной жизни в соответствии с Божественным Промыслом о ней32. Патриарх Кирилл, обсуждая тематику и значение для православия социального учения, утверждал, что очень важно подчеркнуть значение для Церкви культурного творчества33. Тут стоит заметить, что опора на традицию не означает, что православная Церковь противостоит новым культурным явлениям и тем самым ведет борьбу с деятелями культуры; но она борется за все человеческие души и поэтому обращает свое внимание на художников. Ватикан говорит о том, что Бог призвал человека стать создателем – художником. В художественной деятельности человек может формировать материю своей человечности. Деятели культуры получили большой Божественный дар, которым они обогащают окружающий мир, одновременно развивая свой духовный потенциал. Подчеркивая значение творческой деятельности человека, авторы Основ социальной концепции одновременно обращают внимание на мотивацию творческой деятельности данного художника. Парадокс христианской веры заключается в том, что она поддерживает и стимулирует творчество в данном историческом пространстве, но вместе с тем ее эсхатологическое измерение приводит к ограничению значения земной истории34. Православная Церковь обращает внимание на культуру как часть мира сего, но не упускает ее эсхатологического соотношения. Истинная культура – истинное творчество отражено в иконе, раскрывающей мир Божий, и позволяющей перешагнуть границы земного мира, исторической действительности35. Святой Престол говорит, что каждая инспирация художника это то, что выше земного мира36. Католическая Церковь обращает особое внимание на естественное право P. E v d o k i m o v, op.cit., s. 57-63. Основы социальной концепции... 32 Олеся Николаева, op.cit. 33 Патриарх К и р и л л, Церковь и мир – Основы социальной концепции Русской Православной Церкви, http://www.zavet.ru/rchten2.htm, [ dostęp z dn. 17 III 2012]. 34 P. E v d o k i m o v, op. cit., s. 64. 35 Ibidem, s. 66-67. 36 J a n P a w e ł II, List do artystów, 30 31 60 человека на свободное артистическое творчество37. Одновременно католическая Церковь говорит о преемстве культуры данного народа, частью которой являются религиозные ценности – ценности истинно человеческие38. Подводя итоги вышесказанного, стоит заметить, что Русская Православная Церковь и Ватикан ставили перед собой сложную задачу вернуть миру его высшие ценности. Социальное учение обеих Церквей представляет христианскую точку зрения на мир. Святой Престол и Московский Патриархат дают однозначный ответ на вопрос о том, что является самым главным в мире. Основой для будущего развития человечества является Истина. Эта Истина проявляется во всем, что находится внутри человека и вокруг него. Истина проникает во всю культуру, тем самым проникая все сферы деятельности людей. Как утверждаета Святой Престол, именно в широко понимаемой культуре человек реализует свою жизнь. Люди творят и живут внутри культуры тесно связанной с религией и признана Церковью инструментом распространения слов Христа. С другой стороны, необходимо заметить, что для Русской Православной Церкви основой является человек как таковой, его внутреннее устройство и его влияние на окружающий мир, в то время как Ватикан сосредотачивается на проявлениях человеческой деятельности; и если с точки зрения православия культура воспринимается всегда в эсхатологической перспективе, то в социальном учении Ватикана культура подразумевается как орудие в достижении цели, которой является распространение благой вести. Несмотря на все сходства и различия, вопрос о том, что такое культура, и ответ, который дает на него православие и католицизм, важны для понимания христианского мировоззрения. http://www.opoka.org.pl/biblioteka/W/WP/jan_pawel_ii/listy/do_artystow_04041999.html, [ dostęp z dn. 17 III 2012]. 37 Ja n XXIII, Pacem in terris, [w:] Nauczanie społeczne Kościoła. Dokumenty, Warszawa 1984, s. 158. 38 Pa w e ł VI, Populorum progressio, [w:] Nauczanie społeczne Kościoła…, s. 271. 61 Jarosław Kubiak Uniwersytet Łódzki POLSKO-NIEMIECKI KONFLIKT GRANICZNY O GDAŃSK W LATACH 1930-1933 Wolne Miasto Gdańsk powstało 15 XI 1920 r. w wyniku wejścia w życie postanowień traktatu pokojowego w Wersalu, na mocy którego Gdańsk został odłączony od terytorium Niemiec. Miasto uzyskało własną konstytucję, samodzielną władzę ustawodawczą w postaci parlamentu oraz wyłaniane przez parlament instytucje władzy wykonawczej w postaci senatu na czele z prezydentem. Niezależność władz była jednakże ograniczona nadzorem Wysokiego Komisarza Ligi Narodów oraz Polski, którą reprezentował Komisarz Generalny RP. Na mocy konwencji polsko-gdańskiej zawartej w dniu 9 XI 1920 r. Polska została upoważniona do reprezentowania Wolnego Miasta w sprawach zagranicznych, zawierania umów międzynarodowych i zaciągania zobowiązań kredytowych oraz do ochrony interesów obywateli. Konwencja zapewniała również prawo swobody żeglugi dla polskich okrętów, do korzystania z portu gdańskiego, a także do posiadania własnej poczty, linii telefonicznej, telegraficznej oraz kolei. Gdańsk został ponadto włączony do polskiego obszaru celnego. W 1924 r. rząd polski uzyskał również zgodę Rady Ligi Narodów na utrzymywanie stałej załogi wojskowej dla ochrony polskiej składnicy broni i amunicji na półwyspie Westerplatte (w składzie jednej kompanii). Ludnoć Gdańska w przeważającej części była narodowości niemieckiej stanowiąc ok. 90% z 400 tys. mieszkańców w 1934 r. W związku z tym ich stosunek do niepodległego państwa polskiego był z reguły bardzo niechętny z powodu oderwania Gdańska od terytorium Niemiec i niekorzystnej sytuacji gospodarczej będącej jej pokłosiem. Uprawnienia Komisarza Generalnego RP i Polski były w tych okolicznościach wielokrotnie sabotowane przez Senat Wolnego Miasta, w którym przeważali reprezentanci niemieckich ugrupowań nacjonalistycznych. Wyrazem nacechowanego niechęcią stosunku instytucji gdańskich do organów państwa polskiego było m.in. uporczywe tytułowanie Komisarza Generalnego w urzędowej korespondencji zastępczym mianem przedstawiciela dyplomatycznego RP w Gdańsku pomimo, że Wolne Miasto nie posiadało żadnych placówek dyplomatycznych na swoim terenie, gdyż w stosunkach międzynarodowych było reprezentowane całkowicie przez Polskę. Gdańskie władze ponadto utrudniały osiedlanie się obywateli polskich, otwieranie polskich przedsiębiorstw i sklepów, nabywanie nieruchomości, import polskich towarów, a także piętrzyły pozorowane trudności w żegludze przez port gdański. Jednocześnie podobne przeszkody nie byłe stawiane niemieckojęzycznym obywatelom Gdańska. Zarysowane zjawiska, które wystąpiły z szczególnym natężeniem w latach 1930-1933 były obecne od samego początku istnienia Wolnego Miasta, zaś procesy, które miały doprowadzić do znacznego napięcia w relacjach polsko-niemieckich u progu lat 30. XX w., których fundamentalnym przejawem była szczególnie kwestia gdańska są ściśle powiązane z klimatem 63 polityki międzynarodowej w Europie z poprzedniej dekady1. Relacje polsko-niemieckie były bowiem od samego początku obciążone kwestią granic wyznaczonych traktatem wersalskim, z którym Niemcy nie chcieli się nigdy pogodzić. Francja po zakończeniu pierwszej wojny światowej podjęła działania zmierzające ku osłabieniu Niemiec i oddaleniu potencjalnej groźby odwetu oraz ponownej wojny, której celem byłaby restytucja utraconych ziem. W związku z tym francuscy politycy zdecydowali się na zawarcie sojuszy politycznych z Czechosłowacją i Polską oraz wspieranie ich jako stałego zagrożenia dla Niemiec na wschodzie Europy, a także narzuciły wysokie reparacje wojenne oraz kontrolę wojskową Nadrenii i Zagłębiu Saary. Działania te przyczyniły się jednak do zapaści gospodarczej w Republice Weimarskiej, której negatywne konsekwencje dotknęły również w poważnym stopniu samą Francję oraz jej sojuszników. Wielka Brytania nie była zainteresowana tak silnym osłabieniem Niemiec i hamowała antyniemieckie inicjatywy Francji mając na celu przede wszystkim ograniczenie jej aktualnej hegemonii na kontynencie. Z uwagi na nieskuteczność dotychczasowej koncepcji politycznej w Paryżu zadecydowano więc dokonać zasadniczej zmiany kursu swej polityki poprzez zabiegi mające na celu uzyskanie platformy porozumienia bezpośrednio z Niemcami. Ze strony Niemiec dążenia te trafiły na podatny grunt w osobie Gustawa Stresemanna, ministra spraw zagranicznych w latach 1923-1929. Niemiecka dyplomacja podjęła w tym okresie intensywne działania na rzecz uzyskania równoprawnego statusu wśród innych mocarstw oraz odzyskania utraconej pozycji bez konieczności wywoływania kolejnej wojny w Europie, na którą osłabione państwo niemieckie nie mogło sobie pozwolić. Działania te spotkały się z przychylnym odzewem w Paryżu i niebawem przyniosły wyraźne owoce. W październiku 1925 r. zostały bowiem zawarte traktaty w Locarno (tzw. pakty reńskie) będące rezultatem prowadzonych negocjacji. Do najważniejszych ich postanowień należało złożenie przez Niemcy gwarancji uznania powojennej granicy z Francją i Belgią (a tym samym rezygnację z utraconych Alzacji i Lotaryngii), zaś Wielka Brytania i Włochy dołączając się do przyjętego paktu zgodziły się respektować granice wszystkich sygnatariuszy traktatów i zobowiązać się do czynnego wystąpienia przeciwko państwu, które zdecydowałoby się je naruszyć. Tymczasem wschodni sojusznicy Francji, czyli Polska i Czechosłowacja nie uzyskały podobnych gwarancji swoich granic z Republiką Weimarska, otrzymując w zamian jedynie propozycję zawarcia traktatów arbitrażowych, tj. umów zobowiązujących strony do pokojowego rozstrzygania konfliktów terytorialnych poprzez międzynarodowy arbitraż2. Tym samym otworzyła się za zgodą Francji realna szansa odzyskania utraconych terytoriów na wschodzie poprzez korzystne orzeczenia Ligi Narodów.3 Stanowiło to ogromne zagrożenie dla polskich interesów w Gdańsku, zważywszy że w potencjalnym referendum większość ludności Wolnego Miasta z pewnością opowiedziałoby się za powrotem do Niemiec. Okres stosunków międzynarodowych w Europie od momentu podpisania traktatów lokarneńskich do przejęcia władzy w Niemczech przez nazistów cechował się przede wszystkim stopniowym odprężeniem wzajemnych relacji oraz poprawą stosunków francusko- 1 M. Z g ó r n i a k, Sytuacja międzynarodowa Polski na początku lat trzydziestych XX wieku, „Przegląd Historyczny” 1975, nr 2, s. 189-216. 2 W. B a l c e r a k, Polityka zagraniczna Polski w dobie Locarno, Poznań 1967. 3 P. M a d a j c z y k, Polityka i koncepcje polityczne Gustawa Stresemanna wobec Polski (1915-1929), Warszawa 1991, s. 206. 64 niemieckich, w związku z czym sojuszniczy układ francusko-polski wymierzony w Niemcy utracił swe strategiczne znaczenie4. Począwszy od 1925 r. stale pogarszały się natomiast relacje polsko-niemieckie. Rządy niemieckie po wygaśnięciu zawartych tuż po przegranej wojnie traktatów handlowych zawierających klauzule najwyższego uprzywilejowania towarów z Polski wprowadzały stopniowo wysokie taryfy celne w oczekiwaniu na załamanie gospodarki i w konsekwencji całego państwa polskiego poprzez zahamowanie obrotu handlowego i wycofanie większości kapitałów. Efektem tych działań była tzw. wojna celna przejawiająca się w zamrożeniu handlu pomiędzy obydwoma państwami. Francja usatysfakcjonowana gwarancjami Berlina i pokojową retoryką polityki zagranicznej zgodziła się tymczasem na dalsze istotne koncesje na rzecz Niemiec5. Głównym sukcesem niemieckiej polityki w tym okresie było przystąpienie do Ligi Narodów i uzyskanie w niej z miejsca prestiżowego stałego członkostwa w składzie Rady Ligi jesienią 1926 r. (podczas, gdy również starająca się o ten przywilej Polska uzyskała jedynie prawo do ubiegania się do reelekcji po każdej kończącej się kadencji co było dotąd wykluczone). Strategia G. Stresemanna przyniosła Republice Weimarskiej również kolejne ustępstwa mocarstw zachodnich w postaci redukcji reparacji wojennych przyjętych planem Younga (1929 r.), likwidacji Sojuszniczej Komisji Kontroli nad zdemilitaryzowaną strefą Nadrenii (1926 r.), a także całkowite wycofanie się z tego regionu okupacyjnych wojsk francuskich o 5 lat wcześniej niż przewidywały to ustalenia traktatu wersalskiego. Tym samym zrezygnowano ostatecznie z wspierania separatyzmu nadreńskiego, który w pierwotnych, powojennych planach miał być początkiem procesu ponownego rozczłonkowania Niemiec i osłabienia ich znaczenia. Zasadniczą cezurę w przebiegu polsko-niemieckiego konfliktu o Gdańsk stanowi rok 1930 kiedy nasiliły się oznaki dekoniunktury gospodarczej na świecie. Lata wielkiego kryzysu gospodarczego odbiły się bowiem wyjątkowo negatywnie na gospodarce niemieckiej a posiadające dotychczas niewielkie poparcie ugrupowania o radykalnych, skrajnie lewicowych lub prawicowych programach (przede wszystkim komuniści i naziści) zaczęły zyskiwać ogromną popularność. Układ polityczny w niemieckim parlamencie nie dawał większości żadnej ze stron, w związku z czym krajem zarządzały słabe gabinety o charakterze centrowym, posiadające bardzo znikome zaplecze polityczne i społeczne. W miarę pogarszania się sytuacji gospodarczej rządy te aby zahamować katastrofalny spadek zaufania wśród opinii publicznej były zmuszone do poszukiwania zastępczych zagadnień mających zniwelować w pewnym stopniu brak sukcesów na niwie ekonomicznej. Polska jako wróg zewnętrzny jednoczący wszystkich Niemców stała się tym samym elementem życia politycznego w Republice Weimarskiej, a antypolskie incydenty, dotąd raczej sporadyczne zostały zwielokrotnione, także na szczeblu najwyższych władz. Obywatele niemieccy inspirowani przez czynniki rzędowe korzystając z ochrony gwarantowanej tzw. małym traktatem wersalskim o mniejszościach narodowych mnożyli skargi do Stałego Trybunału Sprawiedliwości w Hadze mające na celu głównie zdyskredytować polskie władze w oczach zachodnioeuropejskiej opinii publicznej. Tymczasem polska mniejszość w Republice Weimarskiej nie posiadała nigdy podobnych praw wobec faktu, że Niemcy nie zostały nigdy zmuszone do przystąpienia do wspomnianego traktatu. Szczególnie silnym echem odbiło się w Europie przemówienie ministra ds. ziem utraconych, Gottfrieda Treviranusa, który w 1930 r. na zebraniu weteranów wojennych 4 5 J. C i a ł o w i c z, Polsko-francuski sojusz wojskowy 1921-1939, Warszawa 1970, s. 402-403. J. K r a s u s k i, Stosunki polsko-niemieckie 1871-1939, Warszawa 1967, s. 227. 65 otwarcie wyraził przekonanie o konieczności rewizji granic i przywrócenia państwu niemieckiemu Pomorza Gdańskiego, rozdzielającego prowincję Prusy Wschodnie od reszty kraju. Strefa ta określana była przez dyplomację niemiecka „korytarzem polskim” oraz przedstawiana jako geograficzny absurd stworzony przez traktat wersalski. Dzięki zmasowanej propagandzie nazwa ta istotnie weszła do powszechnego użycia w Europie. Tymczasem w Polsce od chwili przewrotu majowego w 1926 r. władza była sprawowana coraz bardziej autorytarnymi metodami przez rządzący obóz sanacyjny, na którego czele stał generalny inspektor sił zbrojnych marszałek Józef Piłsudski. W toku kampanii wyborczej do parlamentu w 1930 r., platforma antyniemiecka bazująca na hasłach obrony przed zagrożeniem ze strony Berlina była skutecznym elementem zachęcającym do oddawania swych głosów na listę wyborczą obozu rządzącego. Wzmocnienie szeregów władzy po wyborach zaowocowało podjęciem coraz silniej jawnie antyniemieckiego kursu w polityce zagranicznej państwa. Polski rząd zdecydował się przede wszystkim zrezygnować z dotychczasowych z wysiłków na rzecz porozumienia. Elementem zmiany strategii politycznej stanowiło m.in. odwołanie Komisarza Generalnego RP w Gdańsku Henryka Leona Strasburgera w lutym 1932 r., którego próby pozyskiwania sfer gospodarczych Wolnego Miasta przez poprzednich osiem lat zakończyły się niepowodzeniem6. Kluczowe cele polskiej polityki zagranicznej u progu nowej dekady zostały zdefiniowane przez marszałka J. Piłsudskiego, podczas konferencji w Belwederze z wiceministrem spraw zagranicznych Józefem Beckiem pod koniec 1931 r.7 Przywódca państwa wyraził wówczas przekonanie, że pięciolecie spokoju w relacjach międzynarodowych, które trwało od przejęcia przez niego władzy w 1926 r. dobiegło końca. Za najbardziej istotne sprawy międzynarodowe dla Polski zostały wytyczone cztery sfery, z których na pierwszym miejscu postawiona została kwestia Gdańska i relacji polsko-niemieckich. Było to zrozumiałe, bowiem Gdańsk, stanowił wyraźne kryterium poprawności wzajemnych relacji oraz zarazem główną płaszczyznę konfliktu8. W 1931 r. Senat Wolnego Miasta wypowiedział Polsce prawo do używania portu gdańskiego przez okręty polskiej marynarki wojennej po czym uzyskał korzystne orzeczenie wobec skargi polskiego rządu w Stałym Trybunale Sprawiedliwości w Hadze9. Rozwiązanie tej niezwykle prestiżowej sprawy dla Polski było więc wybitnie rozczarowujące. Marszałek J. Piłsudski zadecydował więc o podjęciu bardziej zdecydowanych działań mających na celu wymuszenie zmiany decyzji na gdańskich władzach10. W Warszawie została więc podjęta decyzja zamanifestowania zdecydowanej woli ochrony interesów państwa i wykorzystać w tym celu jako pretekst wizytę pięciu brytyjskich niszczycieli w Gdańsku. Dotychczas Polska posiadała bowiem w Gdańsku na mocy traktatu, prawo do oficjalnego powitania przedstawicieli załóg okrętów obcych państw. Tym samym na redę gdańskiego portu wpłynął polski okręt marynarki wojennej „Wicher”, którego 6 M.K. K a m i ń s k i, M.J. Z a c h a r i a s, Polityka zagraniczna Rzeczypospolitej Polskiej 1918-1939, Warszawa 1998, s. 62. 7 J. B e c k, Ostatni..., Warszawa 1987, s. 31. 8 J. K r a s u s k i , Stosunki polsko-niemieckie..., s. 133-134. 9 M. M r o c z k o, Miejsce wolnego Miasta Gdańska w stosunkach polsko-niemieckich 1920-1939, [w:] Na rozstajach dróg. Gdańsk między Niemcami a Polską 1920-1939. Zbiór studiów red. M. M r o c z k o, Gdańsk 1998, s. 11. 10 O wpłynięciu „Wichra” do portu w Gdańsku dowiedziałem się z gazet w Genewie. MSZ, w którym w czasie mojej nieobecności rządził wiceminister Beck, mnie nie zawiadomiło ani o zamiarze wprowadzenia „Wichra” do Gdańska, ani o tym, że zamiar ten został wykonany. Prasa genewska i francuska uderzyły na alarm. Ponieważ umowa polsko-gdańska o tzw. port d'attache w Gdańsku wygasła, a Senat odmówił jej odnowienia, wjazd „Wichra” do Gdańska uważany był za pogwałcenie granicy, za coś w rodzaju wojennej okupacji. 66 dowódca otrzymał rozkaz, aby w przypadku incydentów, które można byłoby uznać za obrazę polskiej bandery przez władze Wolnego Miasta, ostrzelać w odpowiedzi najbliższy budynek należący do jakiegokolwiek urzędu gdańskiego11. Następnego dnia polski okręt rzeczywiście wszedł do portu, ale pomimo licznych, oficjalnych protestów ze strony senatu, władze Gdańska nie poważyły się na obrazę bandery i tym samym nie zaszła konieczność użycia siły. Był to jednak wielki propagandowy sukces Polski, który stał się obiektem wielu spekulacji prasowych. Wkrótce również pod naciskiem Polski został wynegocjowany nowy traktat, który przywracał polskich okrętom wojennym prawo żeglugi w porcie. Tymczasem długotrwały kryzys politycznych w Niemczech wszedł w nową fazę. Prezydent Paul von Hindenburg powołał 30 I 1933 r. koalicyjny gabinet, na którego czele stanął przywódca skrajnie prawicowej i nacjonalistycznej partii nazistowskiej Adolf Hitler. W trakcie zaledwie kilku miesięcy wykorzystując incydent związany z podpaleniem budynku parlamentu naziści zawiesili na mocy pełnomocnictw ustawodawczych artykuły konstytucji weimarskiej regulujące prawa obywatelskie, po czym zdelegalizowali wszystkie partie opozycyjne i przejęli kontrolę nad wszystkimi instytucjami państwa. Dla podkreślenia braku łączności z poprzednimi rządami Republiki Weimarskiej, państwo niemieckie zostało oficjalnie przemianowane w III Rzeszę. Był to pierwszy krok na drodze zmierzającej do obalenia postanowień traktatu wersalskiego, który został narzucony pokonanym Niemcom po pierwszej wojnie światowej. W zaistniałych okolicznościach spodziewano się powszechnie, że dotychczasowy agresywny kurs polityki wewnętrznej nazistów wzmocni w jeszcze większym stopniu wrogi stosunek Niemiec do Polski. W czasie dorocznego przyjęcia dla korpusu dyplomatycznego u prezydenta Hindenburga, nowy kanclerz Rzeszy z własnej inicjatywy nawiązał kurtuazyjną rozmowę z posłem RP Alfredem Wysockim. Zapewnienia A. Wysockiego o pokojowej polityce Polski, której demonstracje są jedynie odpowiedzią na podobne kroki poprzednich rządów niemieckich zostały pozytywnie przyjęte przez A. Hitlera, który oświadczył, że Niemcy również potrzebują pokoju. […] może jeszcze bardziej niż Polska, którą mądra polityka Marszałka Piłsudskiego uratowała od przewrotów, przez jakie musiała przechodzić Rzesza. Niemcy muszą się odrodzić, muszą wyzwolić się z pęt niewoli. I dlatego chcą pokoju. O wojnie myślą tylko głupcy i obłąkańcy12. Niewątpliwie jednak nie było wciąż oczywiste na ile polityka nazistów będzie kontynuacją dotychczasowej polityki Niemiec wobec Polski, a ile taktyczną próbą pozyskania wyborców niemieckich w przededniu kolejnych wyborów parlamentarnych. Jednak pierwsze tygodnie rządów niemieckiego kanclerza postawiły te oceny pod znakiem zapytania. W wywiadzie dla angielskiego tygodnika „Sunday Express” 24 II 1933 r.13, niemiecki przywódca wyraźnie podkreślił, że sytuacja w tzw. korytarzu polskim jest nie do zniesienia i z punktu widzenia państwa niemieckiego konieczne jest szybkie zwrócenie tego terytorium prawowitym właścicielom. Pomimo, że następnego dnia rządowa agencja Wolffa sprostowała wywiad oskarżając brytyjskich redaktorów o nierzetelne przytoczenie szczegółów przeprowadzonej rozmowy i łagodząc niektóre z części wypowiedzi kanclerza, to jednak w Polsce odebrano wywiad jako programową deklarację polityki zagranicznej nowych władz. 11 P. M i c k i e w i c z, Wolne Miasto Gdańsk w koncepcjach i wojskowych i polityce II Rzeczypospolitej, Toruń 2000, s. 79. 12 13 A. W y s o c k i, Tajemnice dyplomatycznego sejfu, Warszawa 1979, s. 112-113. M.K. K a m i ń s k i, M.J. Z a c h a r i a s, op. cit., s. 133. 67 W agresywny ton niemieckiej dyplomacji wpisała się również decyzja gdańskiego Senatu, który 6 III 1933 r. bezprawnie rozwiązał polsko-niemiecką policję portową wprowadzając jej funkcjonariuszy do jednolitej, niemieckiej formacji policji miejskiej14. W odpowiedzi marszałek J. Piłsudski zadecydował aby polski rząd niezwłocznie zamanifestował silny i zdecydowany sprzeciw wobec każdej próby zmiany dotychczasowego statusu. Tym samym zamiast przekazywać skargi dotyczącej kolejnego sporu do przewlekłej procedury arbitrażowej Ligi Narodów zarządził podjęcie przygotowań dla dokonania szeregu demonstracji o wybitnie politycznym charakterze. Pominięcie mediacji Ligi było nie tylko wyrazem braku zaufania co do skuteczności instytucji genewskich ale również widząc w nich element podatny na wpływy propagandy niemieckiej. Komisje Ligi interweniujące w sprawach skarg mniejszości narodowych wielokrotnie dokonywały daleko idących interwencji w sprawy polskich instytucji domagając się wyjaśnień w najdrobniejszych sprawach, które wyolbrzymione często przez skarżących bulwersowały opinię publiczną na zachodzie Europy. Tym samym skutecznie stwarzany był bardzo niekorzystny obraz Polski zagranicą. Nie wróżyła powodzenia Polsce również atmosfera panująca na Konferencji Rozbrojeniowej w Genewie zainaugurowanej 2 II 1932 r. Inicjatywa rozbrojenia została podjęta w celu niedopuszczenia do wybuchu nowej wojny w Europie poprzez redukcje arsenałów militarnych przez uczestników. Jednak prowadzone dyskusje szybko utknęły w martwym punkcie15. Zainicjowano wprawdzie dużo projektów, nad którymi poświecono wiele czasu, ale przez pięć lat obrad konferencji nie doszło do żadnego istotnego porozumienia między państwami. Nie zdołano znaleźć sensownego sposobu kontroli faktycznej realizacji podjętych uchwał o rozbrojeniu. Jedynym istotnym rozwiązaniem podjętym okazała się budząca poważne obawy w Polsce tzw. deklaracja pięciu mocarstw16 z 11 XII 1932 r. Jako warunek będący podstawą rozmów o powszechnej redukcji zbrojeń w Europie rząd niemiecki postawił bowiem kwestię równouprawnienia na jednakowych zasadach wszystkich sygnatariuszy motywując, że na mocy postanowień wersalskich jedynym rzeczywiście rozbrojonym państwem stała się republika weimarska17. Szefowie dyplomacji Włoch, Francji, Wielkiej Brytanii i ZSRS wobec impasu w dotychczasowych rozmowach zdecydowali się uznać więc roszczenia Niemiec18. Warszawie zawarcie deklaracji odczytano jednak przede wszystkim jako przyzwolenie na zwiększenie produkcji militarnej dla wyrównania stanu nieproporcjonalności sił zbrojnych oraz faktyczne zaakceptowanie Niemiec całkowicie pełnoprawnym mocarstwem w procesie podejmowania najważniejszych decyzji na kontynencie. Był to niewątpliwy sukces dyplomacji niemieckiej, tym bardziej, że otwierał pole dyskusji do rozpoczęcia rokowań w sprawie faktycznej rewizji granic, do których dążył niemiecki rząd19. Polska dysponowała w zaistniałej sytuacji jedynie obronnym sojuszem z Francją, którego znaczenie było coraz bardziej wątpliwe. Armia francuska przyjęła bowiem w latach M . M r o c z k o, op. cit., s. 16. W . M i c h o w i c z, Genewska Konferencja Rozbrojeniowa 1932-1937 a dyplomacja polska, Łódź 1989, s. 254-269. 16 Jedną z zasad, którą winny kierować konferencją w sprawie redukcji i ograniczenia zbrojeń powinno być przyznanie Niemcom […] równości praw w systemie zapewniającym bezpieczeństwo wszystkim państwom („Przegląd Polityczny” 1933, z. 1, s. 12). 17 T. K u ź m i ń s k i, Polska, Francja, Niemcy. Z dziejów sojusz polsko-francuskiego 1933-1935, Warszawa 1963, s. 66. 18 A.M. B r z e z i ń s k i, Wielkie mocarstwa wobec żądań zbrojeniowych Niemiec (1932-1934), [w:] Niemcy w Polityce międzynarodowej 1919-1939, t. 2: Lata wielkiego kryzysu gospodarczego, red. S . S i e r p o w s k i, Poznań 1992, s. 95-108. 19 J . K r a s u s k i, op. cit., s. 139. 14 15 68 trzydziestych wybitnie defensywną doktrynę wojenną decydując się wybudować pas umocnień obronnych na granicy francusko-niemieckiej zwany linią Maginota. Wszystko wskazywało, że w wypadku ewentualnej wojny polsko-niemieckiej Francja nie będzie chciała dopełnić warunków sojuszu, tym bardziej, że gwarancje czynnej pomocy zastrzeżone były zgodą Zgromadzenia Ligi Narodów, co formalnie całkowicie rozwiązywało ręce Paryżowi w sprawie konfliktu na wschodzie20. Odpowiedź Polski na poczynania gdańskiego Senatu była szybka i gwałtowna. Po odpowiednich przygotowaniach i bez poinformowania władz gdańskich 17 III 1933 r. dokonany został desant 88 żołnierzy, którzy zwiększyli załogę strzegącą polskiej bazy wojskowej na terytorium Wolnego Miasta w Westerplatte21. Aby zachować pozory posłużono się jako oficjalnym pretekstem rzekomymi informacjami polskiego wywiadu o planowanym zamachu zbrojnym przygotowywanym przez bojówki niemieckie. Oczywisty sygnał był jednak kierowany przede wszystkim w stronę Berlina. Wzmocnienie polskiego batalionu o kilkudziesięciu nawet żołnierzy z całą pewnością nie mogło bowiem zwiększyć znacząco bezpieczeństwa Polaków w Gdańsku, ale było działaniem, które stanowiło pogwałcenie postanowień dotychczasowych konwencji gdańsko-polskich, które nakładały limit na polski kontyngent. Stanowiło zarazem czytelny komunikat, że Polska nie zrezygnuje łatwo ze swoich gdańskich interesów. W dniu 15 II 1933 r. minister spraw zagranicznych J. Beck w odpowiedzi na rozwiązanie policji portowej w Gdańsku na posiedzeniu komisji spraw zagranicznych Sejmu22 wystąpił z atakiem na gdański Senat oświadczając, że dalszy stosunek Polski do Niemiec będzie odtąd zawsze odpowiedzią identycznych działań stosowanych przez rząd niemiecki23. Interwencja na Westerplatte spotkała się natychmiast z potępieniem ze strony Rady Ligi Narodów, zaś szczególnie negatywne stanowisko zajęła Wielka Brytania, której minister spraw zagranicznych John Simon wypowiedział wiele krytyki pod adresem polskiej dyplomacji oskarżając o eskalację konfliktów w Europie24. Tymczasem obok akcji w Westerplatte polski rząd przedsięwziął również wiele innych, znaczących demonstracji na terenie kraju, które następowały jedna po drugiej. Zarządzone zostały m.in. nie planowane poprzednio manewry wojskowe na Pomorzu i Wileńszczyźnie. Prasa krajowa publikowała w tych dniach szereg stanowczych wypowiedzi przedstawicieli rządu popierających słuszność dokonanej interwencji. Pojawiły się również pogłoski o ewentualności wojny prewencyjnej i intensywnym opracowywaniem w trybie przyspieszonym planów operacyjnych przez polski Sztab Główny. Wizyty przedstawicieli wojska i dyplomacji w Paryżu przedstawiano jako tajne misje proponujących Francji udział w wojnie25. Szczególną wymowę obok różnych inspirowanych przez czynniki plotek H . B u ł h a k, Polska-Francja z dziejów sojuszu 1933-1936, Warszawa 2000, s. 12. H . B a t o w s k i, op. cit., s. 198. 22 J . B e c k, Przemówienia, deklaracje, wywiady 1931-1939, Warszawa 1939, s. 54-59. 23 M . W o j c i e c h o w s k i, op. cit., s. 21. 24 M . N o w a k - K i e ł b i k o w a, Polska-Wielka Brytania w dobie zabiegów o zbiorowe bezpieczeństwo w Europie 1923-1937, Warszawa 1989, s. 328. 25 Naczelnik Wydziału Zachodniego MSZ Józef Potocki oraz gen. Bolesław Wieniaw-Długoszowski uczestniczyli wiosną 1933 r. w reprezentacyjnych obchodach we Francji na zaproszenie władz francuskich. (M . J . Z a c h a r i a s, Polska wobec zmian w układzie sił politycznych w Europie w latach 1932-1936, WrocławWarszawa-Kraków-Gdańsk-Łódź 1981, s. 69., P . S . W a n d y c z, Jeszcze o misji Jerzego Potockiego w 1933 roku, „Zeszyty Historyczne” (Paryż) 1970, z. 18, s. 81-83., W . P o b ó g - M a l i n o w s k i, Najnowsza historia polityczna Polski, t. 2 1914-1939, Londyn 1967, s. 739). 20 21 69 prasowych miało wydanie 17 IV rozporządzenia prezydenta o powołaniu rządu obrony i jedności narodu na wypadek wojny26. Działania polskiej dyplomacji przyniosły rzeczywiście wyraźne zaniepokojenie w Berlinie stopniem determinacji polskiej strony bowiem już 23 III 1933 r. podczas wystąpienia w parlamencie A. Hitler wyraził gotowość do podjęcia rozmów i szybkiego rozwiązania wszystkich sporów z sąsiadami stwierdzając zaskakująco, że każdemu narodowi, który skłonny jest zamknąć smutną przeszłość, będziemy się starali o wyrównanie stosunków także i tam, gdzie są one obciążone trudnościami27. Konsekwencją wystąpienia kanclerza było nawiązanie z inicjatywy Niemiec pierwszych bezpośrednich kontaktów. Ich początkiem stało się pierwsze oficjalne spotkanie niemieckiego kanclerza z posłem A. Wysockim w dniu 2 V 1933 r.28 Miało ono zasadniczy wpływ na kształt relacji polsko-niemieckich aż do 1939 r.29 Poseł RP został zaopatrzony w szczegółowe instrukcje z Warszawy. Zasadnicze zadanie stanowiło wybadanie prawdziwych intencji Berlina, co do których panowała poważna nieufność po wielu latach przeprowadzania wzajemnych wrogich incydentów. Poseł A. Wysocki był przygotowany spodziewać się także i najgorszego, czyli ponowienia agresywnych żądań terytorialnych pod adresem Polski30. Jednak niespodziewanie audiencja u kanclerza odbyła się w całkowicie przyjaznej atmosferze, o czym również poinformowano następnie w komunikacie opublikowanym przez rządową agencję prasową. Kanclerz Niemiec zadeklarował zaskakująco na wstępie dążenie do respektowania wszystkich podpisanych traktatów międzynarodowych będących zabezpieczeniem wzajemnych dwustronnych relacji. Poseł Wysocki wypełniając instrukcję ministra, zwrócił się do niemieckiego przywódcy przede wszystkim o zapewnienie, że jest on przeciwny jakimkolwiek działaniom wymierzonym w prawa Polaków w Gdańsku. A. Hitler zaś w odpowiedzi długo zaręczał o pokojowych intencjach Rzeszy, i stwierdzając, że sam jako nacjonalista rozumie wszystkie obawy polskiego rządu. Poza tym kanclerz Rzeszy wyraził życzenie, aby oba kraje swe wspólne interesy rozpatrywały i traktowały odtąd bez nadmiernego przywiązania do przeszłości31. Przemówienie szefa niemieckiego rządu stanowiło tym samym zasadniczy zwrot w polityce zagranicznej obydwu zwaśnionych państw32. Pojawiły się przede wszystkim pewne nadzieję, na zupełnie inny niż tradycyjnie antypolski kurs polityki Niemiec. Liczni publicyści podkreślali fakt, że przecież nowy przywódca posiadał austriackie korzenie33 zaś kwestia polska nigdy nie stanowiła najistotniejszych elementów jego ideologii. Zauważano, że również najbliższe otoczenia kanclerza nie wywodziło się z pruskiej arystokracji ziemskiej34, której przedstawiciele dotąd najczęściej przewodzili niemieckiej dyplomacji. Stanowiło również potwierdzenie przekonania J. Piłsudskiego, że chociaż naziści głoszą totalitarne poglądy to brak u nich obciążenia dotychczasową polityką może na pewien czas poprawić wzajemne stosunki. Było to możliwe ponieważ Niemcy dążąc do obalenia ładu M . W o j c i e c h o w s k i, Polska i Niemcy na przełomie lat 1932-1933, „Roczniki Historyczne” 1963, s. 23. I d e m, Stosunki..., s. 27. 28 H . B a t o w s k i, op. cit., s. 198. 29 J . K r a s u s k i, Stosunki polsko-niemieckie..., s. 138. 30 K . L a p t e r, op. cit., s. 259-260. 31 M . W o j c i e c h o w s k i, Stosunki..., s. 37. 32 Odprężenie, „Kurier Warszawski”, 9 V 1933 r., nr 127, s. 2. 33 J . K a r s k i, Wielkie mocarstwa wobec Polski. Od Wersalu do Jałty, Lublin 1998, s. 130. 34 J . B e c k, Ostatni..., s. 46. 26 27 70 wersalskiego potrzebowali sojuszników spoza grona mocarstw aby nie pozostawać w całkowitej izolacji w relacjach międzynarodowych. Dlatego też A. Hitler stwierdził już podczas rozmowy z A. Wysockim, że właściwym nieszczęściem całej Europy a nie tylko Niemiec stał się traktat wersalski, który przyczynił się pod powstania wielu niepotrzebnych konfliktów, a ponadto wyraził przekonanie, że zupełnie inaczej wyglądałyby stosunki polsko-niemieckie, gdyby w swoim czasie wytyczony został Polsce dostęp do morza dalej na wschód od Gdańska. Zarazem przy tym oświadczył, że nie zamierza uznawać żadnych praw Polski do Gdańska, które wykraczałyby poza ramy istniejących traktatów ale jednocześnie respektować wszystko to co już zostało zawarte w przeszłości 35. Stwierdzenie kanclerza o możliwym dostępie Polski do morza w kierunku bardziej na wschód od Gdańska stanowiło ponadto czytelną sugestię, że odłożone do nieokreślonej przyszłości sprawy roszczeń niemieckich mogą zostać rozwiązane drogą odpowiednich rekompensat dla Polski w zamian za zrzeczenie się Pomorza Gdańskiego. A. Hitler wyraził również rosnące zaniepokojenie eksplozją demograficzną w ZSRS podkreślając, że widzi w swoich planach rolę Polski jako zapory przed ZSRS. W Warszawie odczytano te postulaty jako dystansowanie się od polityki Rapallo, a także próbę zredukowania niekorzystnych dla Niemiec konsekwencji rodzącego się ocieplenia na linii Warszawa-Moskwa będącego wynikiem podpisanego kilka miesięcy wcześniej paktu o nieagresji. Niemiecki przywódca sugerował również wyraźnie, że ewentualna współpraca polskoniemiecka może okazać się dla Polski bardzo korzystna, zwłaszcza w dziedzinie stosunków gospodarczych. Kierownictwo polskiej dyplomacji nie zamierzało wprawdzie godzić się na przyszłą dyskusję o projektach rewizji granic ale pojednawczy ton Hitlera okazał się na tyle zachęcający, że spowodował dążenia w kierunku podtrzymania zainicjowanych rozmów. Deklaracje A. Hitlera przyjęto więc w Warszawie z uwagą, ale i rezerwą. W zaistniałej sytuacji kwestią pierwszorzędnej uwagi było obserwowanie kolejnych sygnałów płynących z Niemczech. Wciąż bowiem minęło relatywnie bardzo niewiele czasu od przejęcia władzy przez nazistów i w Europie panowało silne przypuszczenie, że rządy nazistów okażą się tymczasowym zjawiskiem. Dopiero po kilkunastu miesiącach i pierwszych sukcesach polityki gospodarczej niemieckiego rządu zaczęto się poważnie liczyć z możliwością objęcia steru rządów przez A. Hitlera na dłużej36. Z całą więc pewnością nie uszło uwadze polskiej dyplomacji wyciszenie konfliktu w Gdańsku, gdzie przywrócona została ponownie do istnienia międzypaństwowa policja portowa. Również kampania wyborcza do nowego senatu Wolnego Miasta zdominowana przez nazistowską propagandę została poważnie ograniczona z antypolskich akcentów37. Zakończyły się one sukcesem zwolenników nazizmu, którzy zdobyli 38 na 72 mandaty w senacie38. Nowym prezydentem został w rezultacie Hermann Rauschning z NSDAP39. Wiosną 1933 r. zagadnieniem polityki międzynarodowej wzbudzającym największe emocje w Europie stała się tymczasem koncepcja zawarcia Paktu Czterech. Projekt ten został wysunięty 14 marca w Turynie przez dyktatora Włoch Benito Mussoliniego40. Dotyczył on powołania gremium czterech mocarstw będących porozumieniem Włoch, Niemiec, Francji i Wielkiej Brytanii w kierunku kontroli ewentualnej rewizji granic w Europie Diariusz i teki Jana Szembeka, oprac. T . K o m a r n i c k i, Londyn 1964, t. I, s. 54-55. J . L a r o c h e, Polska lat 1926-1935, s. 127-128. 37 P . M i c k i e w i c z, Wolne Miasto Gdańsk..., s. 69. 38 Wybory Gdańskie, „Robotnik”, 29 V 1933 r., nr 186, s. 1. 39 B . D o p i e r a ł a, Gdańska polityka Józefa Becka, Poznań 1967, s. 76. 40 J . K a r s k i, Wielkie mocarstwa wobec Polski..., s. 123. 35 36 71 przewidzianych w Statucie Ligi Narodów41. Wszystkie te kraje, będące członkami stałymi Ligi miały badać wnioski różnych krajów dotyczące sposobów i metod postępowania w razie konfliktów. Przede wszystkim jednak nowy układ stwarzał perspektywę uzgadniania wspólnego stanowiska w sprawie zmian terytorialnych w Europie ponad głową pozostałych członków Ligi42. Aby nie wprowadzać obawy zagrożenia mniejszych państw B. Mussolini zaprezentował Pakt jako uzupełnienie Statutu Ligi Narodów i respektujące jego postanowienia. Poważne niebezpieczeństwo, które stanowiło dla Polski zawarcie tego traktatu, w stosunkowo niedługim znacznie się zmniejszyło. Niemcy w rzeczywistości bowiem byli niechętni zawieraniu wielostronnych układów, które pozbawiałyby niemiecką dyplomację swobody podejmowania decyzji. Początkowa zgoda była więc jedynie determinowana koniecznością zachowania pozorów współdziałania, w celu zyskania czasu do opanowania sytuacji wewnętrznej w kraju. W rzeczywistości nazistowski rząd Niemiec konsekwentne zmierzał ku prowadzeniu niezależnej od innych mocarstw polityki i zerwanie z wiążącymi ich postanowieniami traktatu wersalskiego. W związku z tym już w niedługim czasie podjęte zostały kroki do wystąpienia z międzynarodowych organizacji, które krępowały niemiecką politykę, jednocześnie jednak Berlin nie szczędził wysiłków aby przekonać Warszawę o ciągłym pragnieniu ocieplenia wzajemnych stosunków. Wkrótce po wyborach szef niemieckiego rządu przyjął przywódców gdańskich i oświadczył im, że problem i status ich miasta może być rozwiązany tylko wówczas, gdy Niemcy będą silne, a gdańscy naziści mają do odegrania w tym bardzo istotną rolę usuwając wszelkie przeszkody w stosunkach polsko-niemieckich. W odpowiedzi na żądania kanclerza rzeczywiście nastąpiła w niedługim czasie widoczna poprawa wiecznie napiętych dotąd relacji pomiędzy Gdańskiem a Polską. Prezydent senatu Hermann Rauschning wraz ze swoim zastępcą Arthurem Greiserem przybył z oficjalną wizytą do Warszawy 3 VII 1933 r. 43 deklarując potrzebę przywrócenia dobrosąsiedzkich stosunków, co oczywiście zostało przyjęte z zadowoleniem przez polskie władze. Gdańska delegacja spotkała się również z marszałkiem J. Piłsudskim i ministrem J. Beckiem. Na spotkaniu tym J. Piłsudski miał wyrazić zadowolenie z postępu w wzajemnych relacjach44, ale jednocześnie zasugerował twarde wciąż stanowisko Polski w kierunku gdańskich urzędników stwierdzając, że: jestem bardzo zadowolony, że posłuchali panowie jedynej słusznej drogi do stosunków z nami. Życzę panom, żeby panowie tu nie przyjeżdżali jako wrogowie, bo skończy się to źle, gorzej niżby mogli panowie przypuszczać. Wysiłki Berlina mające na celu zneutralizowanie rosnącego poczucia zagrożenia w Warszawie w związku z podpisaniem przez Niemcy Paktu Czterech były kontynuowane także podczas dorocznego posiedzenia Zgromadzenia Ogólnego Ligi Narodów, które odbyło się we IX 1933 r. Obok ministra spraw zagranicznych Konstantina von Neuratha do Genewy przybył również specjalny wysłannik A. Hitlera - minister propagandy Rzeszy Joseph Goebbels. Głównym jego zadaniem było osobiste spotkanie się z polskim ministrem spraw zagranicznych, któremu miał nie szczędzić przyjaznych gestów45. Przekonywał polskiego ministra, że porozumienia dwustronne likwidujące wzajemne spory terytorialne, mogą się przyczynić znacznie bardziej do stworzenia bezpieczeństwa zbiorowego w Europie J . K r a s u s k i, Stosunki polsko-niemieckie..., s. 137. T . K u ź m i ń s k i, Polska-Francja-Niemcy 1933-1935. Z dziejów sojuszu..., s. 93; M . P u ł a s k i, Stosunki dyplomatyczne polsko-czechosłowacko-niemieckie od roku 1933 do wiosny 1938, Poznań 1967, s. 52. 43 H . B a t o w s k i, op. cit., s. 199; B . D o p i e r a ł a, Gdańska polityka..., s. 72. 44 J . B e c k, Ostatni raport..., s. 45. 45 H . B a t o w s k i, op. cit., s. 200. 41 42 72 niż przewlekłe rokowania instytucji genewskich. Goebbels został przysłany dla wybadania gruntu pod rzeczywiste nastroje panujące w Warszawie46 oraz do poinformowania, że Pakt Czterech w przyszłości przestanie posiadać znaczenie w związku z planowanym wystąpieniem III Rzeszy z organizacji międzynarodowych. Kluczowe decyzje w polityce zagranicznej Niemiec, zostały rzeczywiście podjęte prawie natychmiast po tym jak minister J. Beck wyraził gotowość do kontynuowania rozmów. A. Hitler już 14 X 1933 r. ogłosił bowiem w proklamacji do narodu wystąpienie z genewskiej Konferencji Rozbrojeniowej47, formalnie zawieszając członkostwo do czasu, gdy Niemcy uzyskałyby równouprawnienia w polityce zagranicznej, zaś 19 października ogłoszone zostało również wystąpienie z Ligi Narodów48. Dla zneutralizowania krytyki na zachodzie Europy niemiecki przywódca zarządził ogólnokrajowe referendum oraz nowe wybory parlamentu49. W ich wyniku czterdzieści milionów Niemców opowiedziało się za aprobatą decyzji rządu, a nowy parlament został zdominowany przez przedstawicieli NSDAP50. Poczynania Niemiec tym samym uczyniły bezprzedmiotowym proces ratyfikacji Paktu Czterech we Francji51, wobec faktu, że jego funkcjonowanie było uzależnione od respektowania statutu Paktu Ligi Narodów52. Reakcja polskiego rządu na te radykalne posunięcia Niemiec były jednak bardzo stonowane, pozbawione w zasadzie krytycznych akcentów, co było z całą pewnością efektem wcześniejszych rozmów prowadzonych w Genewie. Jednakże już 5 listopada Józef Lipski, który w międzyczasie zastąpił A. Wysockiego w Berlinie na stanowisku posła RP, otrzymał z Warszawy polecenie zwrócenia się o audiencję u Hitlera. Poseł RP postulował o spotkanie jeszcze przed zapowiedzianymi wyborami aby przekazać kanclerzowi oficjalne poglądy polskiego rządu na obecną sytuację. Audiencja ostatecznie odbyła się jednak się już trzy dni po propagandowym triumfie nazistów w ogólnokrajowym referendum53. Z całą pewnością ich rezultat miał stanowić dodatkowy atut w rozmowach prowadzonych z polską stroną. Poseł J. Lipski oświadczył na wstępie, że został zobowiązany do przekazania osobistych opinii marszałka J. Piłsudskiego wobec wpływu wystąpienia Niemiec z Ligi Narodów na stosunki pomiędzy obydwoma państwami: Otóż ostatnie decyzje Rządu Rzeszy, na skutek których Niemcy opuściły Ligę pozbawiły Polskę tego drugiego elementu bezpieczeństwa. Te decyzje rządu Rzeszy wywołały silne poruszenie w opinii międzynarodowej i nastroje niepokoju. W tych warunkach Pan Marszałek jest zmuszony rozważyć sytuację, jako osoba odpowiedzialna za bezpieczeństwo swojego kraju. Pan Marszałek nie chciałby obciążać atmosfery między obu krajami przez wprowadzenie w życie zarządzeń wzmacniających bezpieczeństwo Polski, zanim nie zwróci się całkiem lojalnie do kanclerza Hitlera z zapytaniem, czy kanclerz nie widziałby możności wyrównania w bezpośrednich stosunkach polsko-niemieckich ubytku tego elementu bezpieczeństwa54. Odpowiedzią kanclerza na tak postawione pytanie rzeczywiście było zainicjowanie negocjacji w sprawie zawarcia traktatu o współpracy. W trakcie spotkania z posłem J. Lipskim Spotkanie p. ministra Becka z ministrami Rzeszy, „Gazeta Polska”, 27 IX 1933 r., nr 267, s. 1. Historia dyplomacji polskiej..., s. 465. 48 M . K . K a m i ń s k i, M . J . Z a c h a r i a s, op. cit., s. 136. 49 Niemcy występują z Ligi Narodów i opuszczają Konferencję Rozbrojeniową, „Robotnik”, 15 X 1933 r., nr 376, s. 1. 50 J . K r a s u s k i, Stosunki polsko-niemieckie..., s. 140. 51 Koniec „Paktu Czterech”. Rezolucja Komisji Spraw Zagranicznych Izby Deputowanych Francji, „Robotnik”, 20 X 1933, nr 381, s. 1. 52 Z . M a z u r, Pakt Czterech..., s. 290. 53 M . K . K a m i ń s k i, M . J . Z a c h a r i a s, op. cit., s. 137. 54 J . S z e m b e k, Diariusz i teki…, s. 84-85. 46 47 73 A. Hitler podkreślił wielokrotnie, że jest zdecydowanym przeciwnikiem każdej wojny, motywując swą opinię argumentem, że przynoszą one głównie zniszczenia i stanowią odejście cywilizacji do barbarzyńskich metod rozwiązywania konfliktów. Spory polsko-niemieckie określił jako nieuniknione, ale zarazem możliwe do rozwiązywania drogą porozumienia. Przyjazne nastawienie ze strony niemieckiego przywódcy zaznaczyło się również w stwierdzeniu kanclerza, że sam będąc nacjonalistą, posiada zrozumienie wobec postulatów innych narodów. Podkreślił natomiast szczególnie, że traktat wersalski stał się zasadniczą przyczyną złych stosunków polsko-niemieckich w przeszłości lecz możliwości innych rozwiązań dających Polsce dostęp do morza znajdują się w zasięgu ręki. Wyraził przy tym nadzieję, że w nieokreślonej przyszłości za pomocą odpowiedniej rekompensaty wszelkie problemy zostaną całkowicie rozwiązane, a Polska na pewno nie zostanie pokrzywdzona w ich wyniku. Zaznaczył także ponownie rolę Polski jako zapory przed sowieckim komunizmem, które uznał za największe zagrożenie dla cywilizowanego świata. Komunikat, który został następnego dnia został opublikowany aby podsumować rezultaty rozmowy55 stwierdzał wyraźnie wyrzeczenie się przez rządy obydwu państw uciekania się do wrogich incydentów oraz przyjęcie zasad porozumiewania się w bezpośrednich sprawach dotyczących obu państw. Marszałek J. Piłsudski audiencję posła Lipskiego w Berlinie opisał: Sukces, który osiągnęliśmy nie jest stuprocentowym sukcesem. Merytorycznie nie daje to bardzo wiele. Znaczenie pozytywne ma nie to co zrobiono, ale moment, w którym zrobiono, tj. po wyjściu Niemiec z Ligi Narodów. Co będzie dalej, nie wiadomo – Marszałka interesują teraz w tum świetle dwa problemy: Rosja i Francja – z Francją łatwiej się dogadać – z Rosją trudniej – tam trzeba być konsekwentnym i cierpliwym, inaczej powstaną błędy, które nie dadzą nam wygrać ale Sowietom56. Wzajemna płaszczyzna porozumienia, wspomniana w komunikacje został szybko ubrana w ramy proponowanego traktatu57. Podstawą projektowanego układu politycznego z Polską został uznane wykorzystywane często w stosunkach międzynarodowych hasło publicznego wyrzeczenia się użycia siły przy regulowaniu spraw między obu państwami58. Negocjacje zainicjowane jesienią były prowadzone przez szereg następnych tygodni, a ostateczny tekst został uzgodniony 26 I 1934 r. w Berlinie przez K. von Neuratha i J. Lipskiego59. Mimo niskiej rangi dyplomatycznej deklaracja określana była paktem o nieagresji, a nawet rodzajem domniemanego przez oponentów sojuszu, nazywanego mianem paktu Piłsudski-Hitler. Strony zawierające układ zobowiązywały się w nim do niestosowania przemocy oraz stwierdzały, że jest ich zamiarem porozumiewać się bezpośrednio we wszystkich zagadnieniach, dotyczących wzajemnych relacji60. Długo oczekiwana normalizacja między Polską z Gdańskiem stała się tym samym faktem. W odpowiedzi na przyjazne gesty gdańskich władz również polska strona zdecydowała się na wysłanie oficjalnej delegacji w grudniu 1933 r. dla podkreślenia przełomu w stosunkach. Zaowocowały one podjęciem negocjacji gospodarczych i w ich rezultacie porozumieniem w sprawie zawarcia nowych traktatów handlowych i celnych między Gdańskiem i rządem polskim, a analogiczne traktaty zostały podpisane w następnych miesiącach również pomiędzy Berlinem a Warszawą krystalizując długo negocjowane ocieplenie w relacjach polsko-niemieckich. M . W o j c i e c h o w s k i, Stosunki polsko-niemieckie..., s. 98. Diariusz i teki Jana Szembeka…, t. II, s. 6-7. 57 T . K u ź m i ń s k i, Polska, Francja, Niemcy..., s. 138-142; M . W o j c i e c h o w s k i, op. cit., s. 82-84. 58 „Zbliżenie” Polski z Niemcami Hitlera, „Robotnik”, 18 XI 1933 r. nr 425, s. 1. 59 J . K r a s u s k i, Stosunki polsko-niemieckie..., s. 139-141. 60 I d e m, Między wojnami..., s. 139-146. 55 56 74 Paweł Michalak Uniwersytet im. Adama Mickiewicza w Poznaniu RESZYDIE – PRZYCZYNY I OKOLICZNOŚCI UTWORZENIA POLSKIEJ OSADY W TESALII Losy Reszydie, polskiej osady w Tesalii, są jak dotąd białą plamą w historiografii traktującej o dziejach Wielkiej Emigracji. Kwestia uformowania w czasie wojny krymskiej Dywizji Kozaków Sułtańskich, dowodzonej przez Władysława Zamoyskiego, czy też działalność polskiej emigracji na gruncie bałkańskim, są faktami powszechnie znanymi. Swoje miejsce w pamięci Polaków ma przede wszystkim Adampol, polska wieś nad Bosforem, której powstanie związane było z działalnością Michała Czajkowskiego (Sadyka paszy). Okoliczności powstania i krótkiego, zaledwie dwuletniego (1857-1859) istnienia innej polskiej kolonii na terenie państwa osmańskiego, łączą się z wyżej wymienionymi faktami w sposób bezpośredni, jednak o istnieniu tego zalążka polskości, w czasie, gdy niepodległego państwa polskiego nie było na mapach Europy, niemal nikt już dziś nie pamięta. Przyczyny i okoliczności powstania Reszydie, osady, której mieszkańcami zostali byli podkomendni gen. Władysława Zamoyskiego, wchodzący w skład utworzonej przez niego Dywizji Kozaków Sułtańskich, były złożone i wynikały zarówno z rozgrywek politycznych wielkich mocarstw, jak i również rywalizacji w kręgach emigrantów skupionych wokół Hotelu Lambert. Postawa Francji, Wielkiej Brytanii i Imperium Osmańskiego w czasie obrad konferencji paryskiej (25 II – 30 III 1856 r.), kończącej wojnę krymską, nie wskazywała na zamiar kontynuacji współpracy z utworzonymi w czasie wojny polskimi oddziałami wojskowymi, jednak, zarówno książę Adam Czartoryski jak i jego siostrzeniec Władysław Zamoyski, podjęli próby uratowania tego zalążka „polskiej” armii. Niestety, mimo wzmożonych wysiłków, mocarstwa nie spieszyły się z podjęciem ostatecznej decyzji Wiosną 1856 r., do przebywającego w Londynie wielkiego wezyra Mehmeda Emin Ali paszy wysłani zostali m.in. Władysław Czartoryski, Walerian Kalinka i współpracujący z księciem Czartoryskim bojar wołoski – Mikołaj Suţu. Jednym z głównych celów misji londyńskiej było przekonanie Turcji do zachowania polskiej formacji zbrojnej1. Spodziewano się poparcia rządu angielskiego, powołując się na pismo urzędowe z 16 XI 1855 r., w którym Rząd Jej Królewskiej Mości do takiej pomocy się zobowiązał2. Jednostka polska zresztą wchodziła co prawda w skład armii tureckiej, lecz była utrzymywana z brytyjskich pieniędzy. Gabinet Lorda Palmerstona proponował nawet przedłużenie pomocy finansowej do momentu formalnego przejęcia jednostki przez państwo osmańskie, jednak rząd turecki wahał się z podjęciem takiej decyzji, obawiając się zaostrzenia stosunków z Austrią, a przede wszystkim z Rosją. Również Władysław Zamoyski, przebywający w tym czasie w Stambule, podjął szereg inicjatyw, które miały ocalić dowodzoną przez niego dywizję. Jednym z pomysłów hrabiego 1 J. N o w a k, Władysław Zamoyski: o sprawę polską w Europie (1848-1868), Poznań 2002, s. 227-228, K . D o p i e r a ł a, Emigracja polska w Turcji w XIX i XX wieku, Lublin 1988, s. 193-194. 2 Jenerał Zamoyski 1803-1868, t. 6, Poznań 1930, s. 174-176. 75 było utworzenie armii składającej się ze Słowian zamieszkujących Imperium Osmańskie. Dywizja Kozaków Sułtańskich miałaby stanowić bazę i jądro tej jednostki. Według założeń Zamoyskiego formacja ta, pozostając na utrzymaniu rządu angielskiego, miała mieć ściśle antyrosyjski charakter. Dzięki temu Londyn zagwarantowałby sobie bardzo duże wpływy w Europie południowo – wschodniej, co pozwoliłoby torpedować wszelkie rosyjskie inicjatywy podjęte na tym gruncie. Siostrzeniec księcia Czartoryskiego zakładał przy tym, że Porta spojrzy na to przedsięwzięcie przychylnie, bowiem bez obciążenia własnego budżetu zyskałaby znaczną ochronę swych wpływów na Półwyspie Bałkańskim. Niestety bardzo szybko okazało się, że idea ta była nie do zaakceptowania tak przez Londyn, jak i Stambuł. Anglia nie zamierzała tracić pieniędzy na obcą i w dodatku nie do końca pewną formację wojskową, poza tym szacowane koszty tego przedsięwzięcia były zdecydowanie za duże. Turcja zaś patrzyła na ten pomysł zupełnie inaczej niż zakładał Zamoyski. Sułtan nie chciał powstania silnych formacji słowiańskich, nad którymi w dodatku nie miałby kontroli. Poza tym i jedni i drudzy dążyli do ułożenia jak najlepszych stosunków z nowym carem – Aleksandrem II, a jawnie antyrosyjska formacja, naruszająca postanowienia paryskie i poruszająca w dodatku kwestię polską, na pewno by im w tym nie pomogła3. W zaistniałej sytuacji, żołnierze Dywizji Kozaków Sułtańskich skazani zostali na bierne oczekiwanie decyzji o swym losie. Czekając na powrót wielkiego wezyra z Londynu, Zamoyski postanowił zasięgnąć języka wśród elit tureckich pozostałych na miejscu. Dnia 30 V 1856 r. spotkał się z osmańskim ministrem spraw zagranicznych Fuadem paszą. W czasie rozmowy okazało się, że główną przeszkodą utrudniającą i odwlekającą podjęcie decyzji był polski charakter dywizji. Gdyby jednostka ta zrezygnowała z profilu narodowego, problem już dawno zostałby rozwiązany, a formacja włączona w skład armii osmańskiej4. Przedłużająca się niepewność bardzo niekorzystnie wpływała na żołnierzy oczekujących decyzji o swym losie. Sytuacja wewnątrz dywizji stawała się coraz bardziej napięta. Pod koniec maja 1856 r., Zamoyski otrzymał rozkaz wymarszu piechoty i jazdy z koszar oraz udania się do Büyük Czekmedże, wioski położonej pomiędzy Stambułem a Adrianopolem, zamieszkałej dotąd przez oficerów angielskiej jazdy. Po raz pierwszy dojść miało do wspólnego skoszarowania całej dywizji5. Do tej pory piechota pod dowództwem mjr. Antoniego Wieruskiego i majora Józefa Jagmina stacjonowała w miejscowości Skutarii, położonej nieopodal Stambułu, a jazda początkowo pod dowództwem podpułkownika Wincentego Słubickiego, a następnie pułkownika Mikołaja Kamieńskiego w Warnie i okolicznych wioskach6. Niestety fakt ten źle wpłynął na morale żołnierzy. Coraz bardziej zniecierpliwieni i wątpiący, zaczęli się buntować, a docierające do nich pogłoski o planach rozwiązania dywizji i wchłonięcia jej byłych żołnierzy do armii tureckiej były jedynie katalizatorem do wybuchu zamieszek. Pijaństwo, niesubordynacja i dezercja zdarzały się coraz częściej7. W połowie czerwca 1856 r. doszło do otwartego buntu, jednym z jego uczestników był sam dowódca kawalerii, pułkownik Michał Kamieński. Żołnierze domagali się zgody na składanie dymisji, co po pewnym czasie osiągnęło niebywale dużą, wręcz masową skalę. Chcąc ratować sytuację, K . D o p i e r a ł a, op. cit., s. 194; J . N o w a k, op. cit., s. 228. Jenerał…., t. 6, s. 224-225 – Jen. Zamoyski do ks. Adama, Skutari, 2 IV 1856. 5 Jenerał…, t. 6, s. 223-Jen. Zamoyski do żony, Skutari, 27 V 1856. 6 M . P a w l i c o w a, O formacjach kozackich w czasie wojny krymskiej. Epilog, „Kwartalnik Historyczny” 1936, t. 50, s. 622-655; J. N o w a k, op. cit., s. 221-222. 7 K . D o p i e r a ł a, op. cit., s. 195; J . N o w a k, op. cit., s. 229. 3 4 76 Zamoyski wydalił pułkownika Kamieńskiego oraz wydał zgodę na opuszczenie jednostki przez niezadowolonych żołnierzy8. Mimo ostatecznego uspokojenia i opanowania sytuacji, chaos i anarchia, jakie zapanowały w szeregach dywizji, nie mogły wpłynąć pozytywnie na ostateczną decyzję Porty Otomańskiej odnośnie jej przyszłości. Dnia 5 VII 1856 r. rząd turecki poinformował, że nie przyjmie na siebie utrzymania Dywizji Kozaków Sułtańskich. Czynnikami, które z pewnością przesądziły o takiej decyzji były naciski ze strony Rosji i Austrii oraz coraz bardziej widoczna w polityce państw zachodnich tendencja do znormalizowania stosunków z Rosją9. W związku z zaistniałą sytuacją rząd w Stambule przedstawił polskim żołnierzom dwie możliwości: przyjęcie do armii tureckiej jako poddanych sułtana lub osiedlenie na ziemi tureckiej jako kolonistów10. O ile pierwsze rozwiązanie, jak można wnioskować z wydarzeń czerwcowych, było dla większości nie do przyjęcia, o tyle drugie wydawało się być warte rozpatrzenia. Zanim jednak mogło dojść do podjęcia konkretnych kroków, trzeba było poczekać na oficjalną decyzję o rozwiązaniu dywizji przez rząd brytyjski, któremu formalnie podlegała. Już 6 VII 1856 r. Władysław Zamoyski poinformował angielskiego ambasadora w Stambule, Lorda Stratforda de Redcliffe’a, o postanowieniu Porty, informując jednocześnie, że oferta służby Polaków jako poddanych tureckich w ogóle nie wchodzi w grę. Z tego względu hrabia oczekiwał możliwie szybkiej decyzji o rozwiązaniu dywizji11. Dwa dni później, rozkazem dziennym z 8 VII 1856 r. Zamoyski poinformował swych podkomendnych o decyzjach, jakie zapadły w stolicy Imperium Osmańskiego. Pod koniec tego miesiąca cała dywizja została przeniesiona do byłych brytyjskich koszar Haydar Pasza w Skutari, gdzie oczekiwano odpowiedzi z Londynu12. Ostatecznie, rozkazem z dnia 31 VII 1856 r., Zamoyski rozwiązał Dywizję Kozaków Sułtańskich na żołdzie angielskim13. W dniu rozwiązania formacja ta liczyła ok. 1600 żołnierzy i oficerów, których dalsze losy stały pod wielkim znakiem zapytania14. Natychmiast po rozwiązaniu dywizji pewna grupa żołnierzy postanowiła wziąć swój los we własne ręce i rozpierzchła się po imperium znajdując pracę jako inżynierowie, pracownicy najemni itp. Należy podkreślić, że wielu spośród tych – w większości przecież młodych – żołnierzy w ciągu kilkuletniego pobytu w Turcji znalazło wśród miejscowej ludności żony, do których postanowili wrócić. Około 38 osób osiedliło się w Adampolu15, kolejnych 500 mężczyzn odpłynęło na Zachód, z czego 313 skorzystało z pomocy rządu angielskiego w przetransportowaniu do Stanów Zjednoczonych lub Anglii. Spośród tej grupy jedynie 12 śmiałków odważyło się wyprawić za ocean, pozostali osiedlili się na Wyspach Brytyjskich16. W ostatnich dniach sierpnia 1856 r. do przebywających w koszarach Haydar Pasza dotarła wiadomość o możliwości wstąpienia do francuskiej Legii Cudzoziemskiej. Między 8 Jenerał…., t. 6, s. 226 – Jen. Zamoyski do jen. Storks, Skutari, 15 VI 1856; s. 227 – Jen. Storks do jen. Zamoyskiego, Skutari 19 VI 1856; J. N o w a k, op. cit., s. 229-232. 9 Ibidem, s. 229-232; „Wiadomości Polskie”, nr 21, Paryż 23 V 1857, s. 93. 10 M . P a w l i c o w a., op. cit., s. 650. 11 Jenerał…., t. 6, s. 228 – Jen. Zamoyski do lorda Stratforda de Redcliffe, 6 VII 1856. 12 J . N o w a k, op. cit., s. 232-233. 13 BK 2567 – Różne dotyczące likwidacji Dywizji Kozaków Sułtańskich, k.75 – Rozkaz dzienny. Kwatera główna, Skutarii, 31 VII 1856; J. Z., t. 6, s. 229 – Kwatera główna, Skutarii, 31 VII 1856. 14 J . N o w a k, op. cit.,,s. 234. 15 K . D o p i e r a ł a, Adampol – Polonezköy. Z dziejów Polaków w Turcji, Poznań 1983, s. 69. 16 I d e m, Emigracja polska…, s. 196; Jenerał…, t. 6, s. 247-248; J . N o w a k, op. cit., s. 229. 77 1 a 8 IX 1856 r. zaciągnęło się do niej 64 żołnierzy, którzy pod dowództwem Jana Nepomucena Młodeckiego wyruszyli do Algierii17. Mniej więcej w tym samym czasie, również w sierpniu 1856 r., do zamieszkałych w Skutari Polaków przybyli czerkiescy agenci, którzy proponowali werbunek do swoich powstańczych oddziałów, walczących z carem rosyjskim na Kaukazie. We wrześniu tegoż roku dołączyło do nich 72 polskich ochotników, którzy pod wodzą płk Teofila Łapińskiego opuścili Stambuł w lutym 1857 r.18 Gdy pozostałych ok. 600 żołnierzy czekało na dalszy rozwój sytuacji, pojawiła się jeszcze jedna możliwość. Najprawdopodobniej już pod koniec lipca 1856 r., stary znajomy Władysława Zamoyskiego, wytrawny dyplomata i jeden z najwybitniejszych tureckich polityków XIX w.Mustafa Reszyd pasza, przedstawił hrabiemu propozycję osadzenia pewnej liczby polskich żołnierzy (początkowo myślano o ok. 120 osobach) na jego dobrach w Tesalii19. Oferta ta spotkała się ze sporym zainteresowaniem tak żołnierzy, jak i samego Zamoyskiego. Idea utworzenia kolonii nie była bynajmniej czymś nowym. Projekty takie pojawiały się w kręgach Hotelu Lambert już w latach 30. i 40. XIX w. Również Turcy spoglądali dość przychylnym okiem na ten pomysł, bowiem Polacy uchodzili powszechnie za bardzo dobrych gospodarzy. W tym miejscu należy jednak postawić pytanie: dlaczego Zamoyski nie zdecydował się doprowadzić do osiedlenia większej ilości swych żołnierzy w przeżywającym okres szybkiego rozwoju Adampolu20? Polonezköy (Polska Wieś), jak nazywano w Turcji Adampol, była pierwszą i jak się miało okazać jedyną trwałą polską kolonią w Imperium Osmańskim. Osada powstała na podstawie umowy z 3 III 1842 r., zawartej pomiędzy Michałem Czajkowskim (Sadykiem paszą), a przedstawicielem zakonu ojców lazarystów, ojcem Leleu21. Mimo początkowych trudności osadzie udało się przetrwać, a pierwsze lata po wojnie krymskiej były czasem jej znacznego rozwoju. Dlatego też pytanie, dlaczego Władysław Zamoyski nie zdecydował się na osadzenie części swych żołnierzy nad Bosforem, wydaje się być tym bardziej zasadne. Kazimierz Dopierała, jedyny historyk, który podjął się nieco bliższego naświetlenia dziejów polskiej osady na dobrach Reszyda paszy w Tesalii22, a zarazem, autor monografii dotyczącej historii Adampola wskazuje na 3 podstawowe czynniki, które doprowadziły do takiego stanu rzeczy. Po pierwsze, wewnętrzna rywalizacja osadników Adampola, konflikt pomiędzy dyrektorem osady, wyznaczonym przez księcia Czartoryskiego, dr. Stanisławem Drozdowskim a zwolennikami przemian w duchu demokratycznym, na czele z księdzem Adamem Ławrynowiczem, destabilizował jej działalność i stwarzał zagrożenie utraty kontroli nad osadą23. I d e m, Emigracja polska…, s. 197; Jenerał…, t. 6, s. 248; J . N o w a k, op. cit., s. 235. K . D o p i e r a ł a, Emigracja polska…, s. 197; Jenerał…, t. 6, s. 243-244; J . N o w a k, op. cit., s. 235; I . K o s i k o w s k i, Polacy nad Bosforem w czasie wojny krymskiej, „Przegląd Narodowy” 1921. t. 21, z. 3, s. 380-394. 19 K. D o p i e r a ł a, Emigracja polska…, s. 198; J . N o w a k, op. cit., s. 236-237; M. P a w l i c o w a, op. cit., s. 651. 20 K . D o p i e r a ł a, Adampol…, 66-70; A. L e w a k, Dzieje emigracji polskiej w Turcji w latach 1831-1878, Warszawa 1935, s. 144; P . Z i ó ł k o w s k i, Adampol (Polonezkioj), osada polska w Azji Mniejszej, Poznań 1929, s. 89. 21 K . D o p i e r a ł a, Adampol…, s. 23. 22 I d e m, Polska osada w Tesalii, „Przegląd Zachodni” 1974, nr 2, s. 273-289. 23 Ibidem, s. 275; A . L e w a k, op. cit., s. 144; O konflikcie Drozdowskiego z osadnikami vide: K . D o p i e r a ł a, Adampol…, s. 66-88. 17 18 78 Kolejnym argumentem przytaczanym przez K. Dopierałę jest celowa działalność rządu tureckiego, który umożliwiając kolonizację w Tesalii pozbywał się przynajmniej części niewygodnych politycznie Polaków z samego serca imperium – Stambułu. Polityka ta determinowana była z pewnością opisywaną już wcześniej, wyraźną tendencją Londynu i Paryża do ułożenia stosunków z Petersburgiem, co odbiło się m.in. w postaci coraz częstszych odmów francuskiej protekcji dla polskich emigrantów w Turcji24. Ostatnim czynnikiem, który przyczynił się do utworzenia nowej osady, pomimo istnienia Adampola, były sprzyjające okoliczności w polityce wewnętrznej Imperium Osmańskiego. Jeszcze przed podpisaniem pokoju paryskiego, 18 II 1856 r. sułtan Abdülmecid I, pod niemałym wpływem Anglii i Francji, wydał słynny dokument, znany jako hatt-i-hümayun. Edykt ten potwierdzał prawa zawarte w hatt-i-serifie z 1839 r. ogłoszonym w Gülhane: Gwarancje obiecane przez nas w manifeście z Gülhane, prawa tanzimatu dla wszystkich poddanych mego imperium, bez różnicy klasy i religii, dla zabezpieczenia ich osób i własności i ochrony ich honoru – zostają dziś potwierdzone i ujednolicone, a także zostaną podjęte skuteczne kroki w celu ich pełnej i całkowitej realizacji25. Reasumując, edykt ten miał zagwarantować równość wobec prawa i bezpieczeństwo osobiste wszystkich obywateli, bez względu na religię przez nich wyznawaną. Poza tym potwierdzał prawo do służby wojskowej oraz pracy w administracji państwowej dla niemuzułmanów oraz – co najważniejsze – nadawał cudzoziemcom prawo do posiadania majątku w postaci nieruchomości26. Jak widać sytuacja wewnątrz imperium sprzyjała idei utworzenia nowej kolonii. Wydaje się, że w głównej mierze właśnie czynniki ekonomiczno-gospodarcze, wraz z perspektywą utworzenia nowej, cytując Kazimierza Dopierałę, „bardziej uległej osady27”, przesądziły o przyjęciu propozycji Reszyda paszy. Obok trzech przedstawionych powyżej czynników, które wpłynęły na decyzję Władysława Zamoyskiego można wymienić jeszcze kolejne dwa. Pierwszym z nich są zauważone również przez A. Lewaka problemy z zakonem ojców lazarystów, do których formalnie Adampol należał28. Dopiero w 1883 r. osada została wykupiona i stała się własnością księcia Władysława Czartoryskiego. Do tego momentu, przez czterdzieści jeden lat istnienia kolonii, panowała w niej dwuwładza. Z jednej strony, rządy w imieniu Hotelu Lambert sprawowali agenci w Stambule, z drugiej w imieniu lazarystów władzę sprawował administrator czyftlika29, z którego wydzielono ziemie pod założenie Adampola oraz przedstawiciele zakonu rezydujący w stolicy Turcji30. Wydaje się, że świadomość braku pełnej władzy we wsi, pomimo stopniowego wypierania wpływów francuskich zakonników, była kolejnym czynnikiem przemawiającym za utworzeniem nowej osady. K . D o p i e r a ł a, Polska osada…, s. 276; A . L e w a k, op. cit., s. 142-144. B . L e w i s, Narodziny nowoczesnej Turcji, Warszawa 1972, s. 170. 26 K . D o p i e r a ł a, Emigracja polska…, s. 201-202; B . L e w i s, op. cit., s. 150-151. 27 K . D o p i e r a ł a, Polska osada…, s. 275. 28 A . L e w a k, op. cit., s. 144. 29 czyftlik: 1) ziemia obrabiana za pomocą pary (czift) wołów lub gospodarstwo, którego grunty rolne o wielkości obrabianej parą wołów przez chłopską rodzinę w ramach systemu czift-hane; 2) duże gospodarstwo składające się z kilku posiadłości raijjet cziftlik i należące do nieobecnego właściciela ziemskiego; 3) dowolna uprawa rolna o charakterze plantacji, za: Dzieje gospodarcze i społeczne imperium osmańskiego 1300-1914, red. H . I n a l c i k, D . Q u a t a e r t, Kraków 2008, s. 871. 30 K . D o p i e r a ł a, Adampol…, s. 99. 24 25 79 Ostatnim, wartym podkreślenia aspektem, który mógł motywować Zamoyskiego do założenia niezależnej od Adampola kolonii, były jego nienajlepsze relacje osobiste z dyrektorem osady dr Stanisławem Drozdowskim. Zdaje się, że Drozd, jak go nazywano, jako bliski współpracownik i stronnik Sadyka paszy budził nieufność hrabiego, a całe zamieszanie wokół buntu osadników Adampola przeciw niemu, mogło jedynie tę nieufność pogłębić31. Wydaje się, że to właśnie powyższe czynniki przesądziły o podjęciu decyzji o stworzeniu nowej osady w Tesalii. Jeszcze zanim doszło do doprecyzowania umowy, w październiku 1856 r. wyruszyła do Tesalii delegacja żołnierzy, by zgodnie z porozumieniem zawartym między Zamoyskim a Reszydem paszą ustalić, która część dóbr wielkiego wezyra najbardziej sprzyjała założeniu osady32. W skład delegacji weszli: podpułkownik Antoni Wieruski33 – główny koordynator spraw związanych z założeniem kolonii w Tesalii, Grzegorz Lanckoroński oraz po jednym przedstawicielu piechoty – Kowalski i jazdy – Tomaszewski34. Wspomniana czwórka, 4 X 1856 r. wyruszyła ze Stambułu w kierunku Tesalii. Dwa dni później dotarła do Salonik, gdzie przesiadłszy się na inny statek, niezwłocznie ruszyła w kierunku dóbr Reszyda paszy, by wieczorem 7 października wylądować w małym porcie zatoki Salonickiej – Papaskoj (Papasköy), niemal u samych podnóży Olimpu. Następnego dnia, po ośmiogodzinnym marszu polska delegacja dotarła do wsi Pyryatos – jednego z kilku majątków wielkiego wezyra. Dzień później doszło do spotkania Antoniego Wieruskiego i jego współtowarzyszy z rządcą dóbr Reszyda paszy – niejakim Ionescu, który przedstawił delegatom ziemie, które mogły być brane pod uwagę jako potencjalne miejsce na założenie osady. W ciągu następnych czterech dni Polacy zwiedzili szereg posiadłości poza doliną Larysy35, po czym ruszyli w drogę powrotną. Dnia 14 X 1856 r. przybyli z wizytą do doliny przy ujściu rzeki Salamvria36 do Morza Egejskiego, skąd via Papaskoj ruszyli do Salonik i dalej do Stambułu, gdzie dotarli 20 X 1856 r.37 Zaraz po powrocie do Konstantynopola Antoni Wieruski złożył relację z odbytego rekonesansu. Za miejsce najdogodniejsze do założenia osady uznał dolinę przy ujściu rzeki Salambrii do Morza Egejskiego [znaną dziś jako dolinę Tempe – P.M.]. Dolina ta przecina dwa wielkie pasma górskie – masyw Olimpu oraz masyw Ossy – dlatego też tamtejsze grunta były o wiele bardziej żyzne od okolicznych, górzystych terenów. Zdaniem Wieruskiego tereny nizinne nadawały się doskonale pod uprawę kukurydzy, podczas gdy pobliskie wzgórza zdawały się być dobrym miejscem po uprawę zboża kłosowego38. Duże bogactwo lasów i pastwisk stwarzało bardzo obiecujące perspektywy dla hodowli zwierząt oraz gwarantowało łatwość w zdobyciu budulca, co miało ogromne znaczenie dla nowo powstałej osady. Poza tym, ogromnym atutem tego miejsca była bliskość zarówno J . S . Ł ą t k a, Carogrodzki pojedynek, Kraków 1985, s. 150; A . L e w a k, Dzieje emigracji, s. 147-148. BK 2470, k. 40; „Wiadomości Polskie”, nr 21, Paryż 23 V 1857, s. 94. 33 Awansowany ze stopnia majora w ostatnich dniach istnienia Dywizji Kozaków Sułtańskich. 34 BK 2470, k. 40. 35 Największe miasto i stolica Tesalii. 36 Pisząc w swym raporcie o rzece Salamvrii, Wiersuki miał z pewnością na myśli rzekę Salambrię, chociaż wersja użyta przez Polaka również była powszechnie używana, patrz: Dictionary of the World in the early 20th century. With pronouncing Gazetteer. Part two: M to Z, red. A . H e i l p r i n i L . H e i l p r i n, New Dehli 1906, s. 1622. Jest to największa rzeka w Tesalii, znana dziś pod nazwą Pinios. Wypływa ona z Gór Pindos i przepływając m.in. przez Larysę i dolinę Tempe uchodzi do Morza Egejskiego. 37 BK 2470, k. 40. 38 BK 2470, k. 41. 31 32 80 dużej, spławnej rzeki, jak i Zatoki Salonickiej. Nie dość, że ułatwiały one komunikację między osadą a resztą świata (przede wszystkim Konstantynopolem, gdzie wciąż działali agenci Hotelu Lambert), to były na dodatek obiecującym prognostykiem dla rozwoju handlu39. Kolejnym, bardzo mocnym argumentem przemawiającym za tą lokalizacją był fakt, że tereny te były bardzo słabo zamieszkałe. Pozwalało to uniknąć konfliktów z miejscową ludnością, a przede wszystkim, dawało olbrzymie perspektywy na uzyskanie dużej ilości gruntów. Według Wieruskiego, na zagospodarowanie czekało ok. 20 tys. dynomów ziemi (1 dönüm = 919, 3 m2) 40, z czego ok. 5 tys. dynomów było już kiedyś uprawiane, dzięki czemu mogło być niemal od razu wzięte pod zasiew. Obok informacji o warunkach naturalnych panujących w posiadłościach Reszyda paszy, podpułkownik Wieruski poczynił liczne obserwacje zwyczajów i praw panujących wśród miejscowej ludności41. Jednym z najważniejszych wniosków, który można odnaleźć w raporcie była koncepcja utworzenia osady o charakterze rolniczo-wojskowym. Jak zauważył jej autor, Tesalia jako teren graniczny była bardzo niespokojna i niestabilna. Tamtejsi Grecy coraz bardziej ciążyli ku niepodległej ojczyźnie i mogli stanowić zagrożenie dla polskich osadników. Wyraźne nadużycia mających pilnować porządków Albańczyków oraz ogromna liczba grasujących w górach rozbójników dopełniały obraz panującego tam chaosu. Z powyższych przyczyn Wieruski zasugerował, by kolonia była uzbrojona. Tylko taki stan rzeczy gwarantował, według niego, bezpieczeństwo osobiste osadników. Dodatkowo, jak podkreślał, powstanie na tych terenach osady o profilu wojskowym leżało również w interesie Turcji. Uznanie osadników za oddział pozostający w służbie sułtana (nawet bez wypłaty żołdu), dawało Porcie możliwość użycia Polaków do obrony granic i pacyfikowania buntów miejscowej ludności42. W związku z tym podpułkownik Wieruski zaproponował, by generał Zamoyski uzyskał od rządu tureckiego zgodę na potwierdzenie stopni oficerów udających się do Tesalii i uznania całej kolonii za oddział bez płacy i rangi43. Wydaje się, że pomysł Antoniego Wieruskiego został zaakceptowany przez stronę turecką. Co prawda w treści oficjalnej umowy nie ma mowy o wojskowym profilu osady, jednak nieoficjalnie kolonia ta była chyba tak traktowana. Przemawiają za tym dwa fakty. Po pierwsze, w oficjalnej korespondencji między polskimi przedstawicielami a gubernatorem Larysy – Djemalem efendim, używane są stopnie wojskowe, jakie polscy żołnierze zdobyli w czasie służby w Dywizji Kozaków Sułtańskich44. Kolejnym, zdecydowanie bardziej namacalnym argumentem, przemawiającym za tym, że osada w Tesalii uzyskała profil wojskowy jest fakt, przechowywania w miejscowym magazynie dużej ilości broni. Wraz z przybyciem do dóbr Reszyda paszy koloniści mieli do dyspozycji 97 karabinów, co przy osadzie liczącej początkowo 121 osób jest ilością ogromną, jednoznacznie sugerującą charakter kolonii45. Wydaje się, że brak oficjalnego potwierdzenia wojskowego profilu osady wiązał się z chęcią uniknięcia jakichkolwiek napięć w stosunkach Imperium Osmańskiego Ibidem, k. 41. Dynom (w źródłach również dylom, dinom, dnom) – spolszczona nazwa tureckiej jednostki powierzchni dönüm. Jednostka ta stosowana była niemal na całym obszarze XIX – wiecznego Imperium Osmańskiego, za: Dzieje gospodarcze… s. 860. 41 BK 2470, k. 41. 42 BK 2470, k. 41-42. 43 Ibidem, k. 42. 44 BK 2461 – Raporty i listy do Władysława Zamoyskiego, dotyczące kolonii polskich w Turcji, Reszydie w Tesalii i Adampol, k. 66, Djemal effendi do kpt. Kossiłowskiego, Larysa, 14/26 III 1858; k. 68-69, kpt. Kossiłowski do Djemal effend. intendenta dóbr Reszyda paszy, Derbina 17 VII 1858. 45 BK 2470, k. 84. 39 40 81 z mocarstwami, w szczególności z Austrią i Rosją, dla których każda polska formacja zbrojna stanowiła potencjalne zagrożenie. Na zakończenie swojego raportu, Wieruski przedstawił 10 warunków, których wypełnienie było jego zdaniem konieczne dla powstania osady. Wiele z nich, jak np.: uznanie dzierżawy wieczystej i sukcesji każdego kolonisty (art. 1), ustalenie wysokości czynszu na 1 3 zbiorów (art. 2), uwolnienie ogrodu i inwentarza żywego spod czynszu (art. 6), czy też wolny dostęp do pastwisk i lasów (art. 7) zostało uwzględnionych przez stronę turecką co znalazło potwierdzenie w oficjalnej umowie z 9 marca 1857 r.46. Ostatecznie 7 IV 1857 r. do dóbr Reszyda paszy przybyło 121 osadników, którzy założyli nową polską osadę – Reszydie47. Początkowo Wieruski zaproponował, by nazwać Zamoyską (art. 10)48, na wzór Adampola, nazwanego tak ku czci księcia Czarotyrskiego, jednak ostatecznie postanowiono uhonorować w ten sposób właściciela dóbr, na których powstała kolonia – Mustafę Reszyda paszę. Kolonia powstała, zgodnie z sugestiami Wieruskiego w dolinie Tempe, nad brzegiem rzeki Salambrii, niedaleko jej ujścia do M. Egejskiego, 6 mil, tj. ok. 51 km (1 mila polska = 8534,3 m49) od największego miasta regionu – Larysy50. Żyzne ziemie doliny, urodzajne, nasłonecznione zbocza gór, dostęp do rzeki i znikoma odległość od morza, stwarzały naprawdę obiecujące perspektywy. Niestety, osadnicy od samego początku musieli stawiać czoła szeregowi problemów, które z biegiem czasu miały się już tylko mnożyć. BK 2470, k. 42. Ibidem, k. 173. 48 Ibidem, k. 42. 49 I . I h n a t o w i c z, Vademecum do badań nad historią XIX i XX wieku. Cz. 1, Warszawa 1967, s. 33. 50 Jenerał..., t. 6, s. 246-247 – Jenerałowa Zamoyska do ojca, Terapia, 12 IV 1857; A . L e w a k, op. cit., s. 144. 46 47 82 Armina Muszyńska Uniwersytet Łódzki HISTORIA WIELOKULTUROWEJ PRZESTRZENI SUBOTICY ZAPISANA W POMNIKACH MIEJSKICH Subotica, położona w Autonomicznej Prowincji Wojwodinie kilkanaście kilometrów od granicy z Węgrami, jest najbardziej na północ wysuniętym miastem Serbii. Biorąc pod uwagę strukturę demograficzną, trudno ją jednak określać miastem serbskim. Większość w Suboticy stanowią Węgrzy (wg spisu ludności z 2002 r.) – blisko 35%, Serbowie to zaledwie 26% mieszkańców miasta, zamieszkanego też przez Chorwatów, Buniewców, Żydów oraz inne narodowości, które zapisały swoje losy na kartach historii Suboticy oraz w jej przestrzeni. Bazując na literaturze oraz inwentaryzacji terenowej przeprowadzonej we wrześniu 2011 r., podjęłam próbę określenia jakie czynniki oraz w jaki sposób kształtowały wielonarodową przestrzeń społeczną Suboticy, a także czy wielokulturowość jest czytelna w fizycznej przestrzeni miasta w postaci istniejących pomników i założeń pomnikowych. W tym celu wyróżniłam 4 grupy czynników wpływających na przestrzeń społeczną miasta: 1) geograficzne – odnoszące się do geografii fizycznej: wody, klimat, gleby, ukształtowanie powierzchni, położenie miasta; 2) społeczno-kulturowe – relacje między narodami, kodowanie przestrzeni miasta, poczucie tożsamości, rozwój szkolnictwa, pielęgnowanie tradycji i wiary; 3) historyczno-polityczne – decyzje polityczne dotyczące statusu miasta, możliwości osiedlania, uznania mniejszości i przyznanie im praw, konflikty i wojny; 4) gospodarcze – wyposażenie przestrzeni miasta, rozwój rolnictwa, rzemiosła, przemysłu, usług, komunikacji, rynki zbytu. Czynniki te mogą być kształtowane zewnętrznie, na szczeblu państwowym i regionalnym, lub wewnętrznie, w obrębie miasta, przy czym wewnętrzne zawsze wynikają z zewnętrznych. Wpływ poszczególnych czynników na przestrzeń społeczną miasta ukazano w ujęciu historycznym. Wyróżniłam 11 etapów w dziejach miasta, podstawę których stanowiły cezury wyznaczone przez Mađara1 oraz własne (po 1918 r.). Czytelność dziejów i narodów w fizycznej przestrzeni miasta starałam się wykazać poprzez pomniki, lecz jedynie te dotyczące wyłącznie wydarzeń historycznych, nie zaś osób. O ich wyborze przesądziły takie argumenty jak czytelność w przestrzeni i odnoszenie się do momentów, które dotykały całą społeczność miasta. Zrezygnowałam z pozostałych znaków kommemoratywnych: popiersi, tablic pamiątkowych (mniej czytelne, dotyczące pojedynczych osób lub zdarzeń), świątyń i cmentarzy (odnoszących się do grup wyznaniowych, nie zaś do narodów) i innych. Etapy rozwoju przestrzeni społecznej Suboticy oraz ich czytelność w pomnikach Etap I (do XI w.). O osadnictwie z tego okresu świadczą wykopaliska archeologiczne prowadzone w Baczce2. Na ich podstawie można wnioskować, że tereny te zasiedlone były L . M a đ a r, Ilustrovana istorija Subotice, Subotica 2004, s. 1-20. Baczka – kraina geograficzna rozciągająca się w międzyrzeczu Cisy i Dunaju na terytorium Serbii (AP Wojwodina) i Węgier. 1 2 83 już w neolicie, czemu sprzyjał łagodny klimat, dobre gleby (na terenie dzisiejszej Suboticy przebiega granica piasku i lessu), dostęp do wody pitnej (rzeka Vok wraz z dopływami). Odnaleziono ślady bytności Scytów, Daków, Sarmatów, Gotów, Alanów, Hunów i Awarów, w VI i VII w. także Słowian3. W czasach rzymskich w okolicach Suboticy przebiegał szlak handlowy łączący prowincję Pannonia Inferior z Sarmatami, a później także z Dacją4. W końcu IX w. na tereny Niziny Panońskiej przybyli, prowadzący koczowniczy tryb życia, Madziarzy pod wodzą Arpada. Ich tradycje wojskowe, a przede wszystkim nomadyczne okazały się znaczące dla późniejszego rozwoju miast na tym terenie, których mieszkańcy posiadali zwykle 2 domy (zimowy w mieście oraz letni poza nim). W X w. dochodzi do chrystianizacji pogańskich Madziarów5. Do XI w. najistotniejszą rolę w kształtowaniu przyszłego miasta odgrywały czynniki wewnętrzne: geograficzne oraz społeczno-kulturowe. Wydarzenia z tego okresu nie są czytelne we współczesnej przestrzeni miasta. Etap II (XI w.–1526 r.). Od początku XI w. tereny, na których obecnie znajduje się Subotica należały do okręgu Bodrogvár i do arcybiskupstwa Kalocsa. Powstające państwo, a także tworząca się struktura władzy kościelnej, wymagały dobrej sieci komunikacyjnej. Wykorzystywano dawne trakty rzymskie, z tą wszakże różnicą, że zmieniała się ich nomenklatura, czego przykładem jest szlak Kalizów z XI i XII w. Na szlakach tych, przypuszczalnie co 8 km znajdowały się osady, a jedna z nich, na co wskazują wykopaliska archeologiczne, mogła stanowić zalążek przyszłej Suboticy6. Sytuacja uległa radykalnej zmianie w XIII w. po najeździe tatarskim. Król węgierski Bela IV dążąc do odbudowy kraju, wydał rozkaz budowania fortec co 15 km. Nieco wcześniej, bo już w 1239 r. dał pozwolenie na osiedlanie się w międzyrzeczu Cisy i Dunaju Kumanów7, zaś po wycofaniu się wojsk tatarskich, osiedlali się również Niemcy i Jasowie8. Pierwsza historyczna wzmianka o osadzie Subotica pochodzi z czasów Zygmunta Luksemburskiego z dokumentu z 7 V 1391 r., w którym wspomniany jest złodziej Augustin de Zabotka. Dokument z 1407 poświadcza o Suboticy jako wolnej wsi targowej, w której jarmark odbywał się raz w tygodniu, we wtorek. Prawdopodobnie osada szybko się wówczas rozwijała, gdyż już od 1428 r. wzmiankowana jest jako miasto (oppidium). W XV w. Subotica była w rękach feudałów, kolejno: Jana Hunyadiego zwanego także Jankiem Sibinjaninem (1439-1456), Mihálya Szilágyiego (1456-1459), następnie członków rodziny Hunyadich, od 1476 r. należała do Janosza Pongraca, który w 1470 r. wybudował twierdzę stanowiącą siedzibę władz, sędziego, a także mieszczącą skład broni, magazyny, spichlerz9. Twierdza znajdowała się na wyspie powstałej na skutek utworzenia akwenu na rzece Vok. Na kolejnej wyspie, otaczającej twierdzę od wschodu, znajdował się kościół wraz z cmentarzem. Od 1502 r. miasto należało do rodziny Török. W okresie tym mieszkańcami Suboticy otoczonej przez osady Kumanów, byli przede wszystkim Węgrzy, chociaż przypuszczalnie 3 Wykopaliska archeologiczne prowadzono w licznych stanowiskach w mieście. Jednym z najważniejszych jest to na miejscu dawnej cegielni Mačkovicia (w południowej części miasta, na zachód od linii kolejowej). Znaleziono tam m.in. ceramikę sarmacką, jak i groby awarskie, Ž . S a b o, Stepski grad, Subotica 2002, s. 60-61. 4 Loc. cit. 5 Ibidem, s. 61. 6 L . M a đ a r, op. cit., s. 7. 7 Kumanowie (Połowcy) to plemię wywodzące się z zachodniej Syberii, skąd przybyli do Baczki po najeździe tatarskim w XIII w. Zajmowali się głównie dochodową ekstensywną hodowlą bydła. Stopniowo ulegali madziaryzacji, stosunkowo długo zachowując autonomią administracji i sądownictwa. 8 Ž . S a b o, op. cit., s. 67-69. 9 L . M a đ a r, op. cit., s. 11-23. 84 mieszkali w niej także sami Kumanowie. W XV w. w związku z narastającym zagrożeniem tureckim, z terenów tych następowała migracja Węgrów na północ, zaś na ich miejsce, na skutek decyzji Macieja Korwina, przybywać zaczęli z południa Serbowie. Osiedlaniu się Słowian sprzyjały przyznawane im przywileje10. Okres ten nie jest czytelny we współczesnej przestrzeni miasta11. Decydujący wpływ na losy Suboticy miały wówczas: sytuacja polityczna (czynnik zewnętrzny), jak również czynniki społeczno-kulturowe, do których należały przede wszystkim kultywowanie tradycji rolniczych i powolny rozwój rzemiosła skoncentrowanego głównie na zaspokojenie potrzeb rolników (kaletnictwo, bednarstwo, kowalstwo, kołodziejstwo). Etap III (1526-1686), określany okresem tureckim. Cezury stanowi bitwa pod Mohaczem oraz zdobycie miasta przez Istvána Koháryiego. Etap ten zapoczątkowany został bezprecedensowym wydarzeniem w historii miasta, jakim było stworzenie krótkotrwałego państwa (1526-1527) ze stolicą w Suboticy przez Jovana Nenada zwanego Czarnym wspieranego przez armię, w której byli Serbowie, Słowacy, Wołosi i Bułgarzy. Wykorzystał on moment walki o tron między Janem Zapolyą a Ferdynandem Habsburgiem oraz nieobecność Bálinta Töröka, właściciela subotickiej twierdzy. Török odzyskał Suboticę przy drugiej próbie, wykorzystując nieobecność Jovana Czarnego, na co ten odpowiedział przeniesieniem swojego dworu do Segedynu. Wkrótce jednak stracił życie z rąk samego Bálinta Töröka. Wartym podkreślenia jest fakt, że państwo Jovana Nenada było wówczas jedynym krajem południowosłowiańskim12. Ten epizod, w którym główną rolę odegrały wewnętrzne czynniki historyczno-polityczne, okazał się znaczący dla mieszkańców miasta, którzy w 1927 r., w czterechsetną rocznicę śmierci cara, zdecydowali się uczcić pamięć Jovana Czarnego wznosząc pomnik ku jego czci. Mimo burzliwych losów13, założenie pomnikowe, na które składa się postument zwieńczony posągiem Jovana Nenada ze stojącymi przy nim na piedestale dwiema postaciami (z lewej strony Subota Vrlić14, zaś z prawej – Fabijan Literata), stanowi symbol niezależności miasta i podkreśla jego rangę w regionie. Po upadku państwa Jovana Nenada, Subotica wróciła w ręce Bálinta Töröka. Po bitwie pod Mohaczem Turcy podjęli nieudaną próbę zdobycia miasta. Udało się im to dopiero po zajęciu Budy w 1541 r. Wówczas dokonano reorganizacji administracji, w wyniku której Subotica znalazła się w paszałyku Budy, w sandżaku segedyńskim i została siedzibą nahiji. Obecność władzy tureckiej w znacznym stopniu przyczyniła się do rozwoju Suboticy, a jej rangę podniósł fakt, że nakazem sułtana Selima II otrzymała status kasaby, czyli miejscowości na prawach miasta z możliwością organizowania jarmarku. Zamieszkana była, po migracji Węgrów na północ, głównie przez ludność słowiańską. Potwierdzają to także podatkowe spisy ludności, które były prowadzone przez Turków (pierwszy już na przełomie 1560/61 r.). Turcy, tolerancyjni wobec odmienność religijnej, nie sprzeciwiali się protestantyzmowi15. Możliwe było także wspieranie ludności katolickiej przez franciszkanów, szczególnie, że niektórzy z nich znali język Słowian. Ž . S a b o, op. cit., s. 75. Pozostałości dawnej twierdzy wchłonięte zostały przez zabudowania klasztoru franciszkanów. 12 B . S t o j k o v s k i, Srem i pokret cara Jovana Nenada, Novi Sad 2009, s. 249-255. 13 Stojący przed suboticką biblioteką pomnik zniszczono w 1941 r., a następnie odnowiono w 1991 r. i przesunięto o kilkanaście metrów ustawiając go u wylotu reprezentacyjnej ulicy miasta Korzo, przed ratuszem. 14 Niektórzy wywodzą urbonim Subotica od imienia Vrlicia, wydaje się to jednak mało prawdopodobne. 15 Protestantyzm stanowił dla wielu Węgrów wyraz patriotyzmu w sytuacji, gdy Habsburgowie opowiadali się za kontrreformacją. Dodatkowo w zborach kazania głoszono po węgiersku. Protestanci też dokonali 10 11 85 Władze tureckie urzędowały w dawnej twierdzy subotickiej, w pobliżu której znajdował się meczet (prawdopodobnie zaadaptowano na ten cel kościół). Otoczony był domami tureckimi (według relacji podróżnika Evlija Čelebi było ich 40), zaś te – 140 domami pozostałych mieszkańców. Większość mieszkańców Suboticy trudniła się rolnictwem, które wspierały nowe władze znosząc podatki za chów trzody oraz uprawę winorośli. Rzemieślników wciąż było niewielu. Dokumenty z tego okresu wymieniają z Suboticy i okolic osoby trudniące się szewstwem, garbarstwem, masarstwem, rybołówstwem, garncarstwem, kowalstwem czy młynarstwem16. Chociaż okres turecki nie jest czytelny w przestrzeni miasta, okazał się owocny dla jego rozwoju, przy czym najważniejszą rolę odgrywały czynniki historyczno-polityczne (zarówno wewnętrzne, jak i zewnętrzne) oraz społeczno-kulturowe wewnętrzne, z których wynikał rozwój czynników gospodarczych wewnętrznych. Etap IV (1686-1743), zwany okresem Pogranicza Wojskowego, zapoczątkowany został zdobyciem Suboticy przez Istvána Koháryiego w dniu 19 IX 1686 r. Jako że w Suboticy mieściła się twierdza, miasto zostało włączone do powstającego Pogranicza Wojskowego na prawach posterunku wojskowego. W 1700 r. oficjalnie należała do Pocisańskiego Pogranicza Wojskowego. Kapitanami garnizonu w Suboticy byli członkowie rodziny Sučić. Początkowo dominowała ludność węgierska i niemiecka, która uzupełniana była imigrującą ludnością słowiańską. Do osiedlania się na tych terenach władze węgierskie, zmuszone wręcz do zasiedlenia terenów opustoszałych w czasach tureckich oraz do umacniania obszarów kresowych, zachęcały licznymi przywilejami (zwolnienie od podatków, swoboda wyznania i inne). W rezultacie w końcu XVII w. miały miejsce liczne migracje ludności słowiańskiej z południowej części Bałkanów do Baczki. W 1687 r. pod wodzą mnichów franciszkańskich przybyli na te tereny Buniewcy (ikawscy katolicy z Hercegowiny)17, a trzy lata później miała miejsce Wielka Migracja Serbów pod wodzą Arsenija Čarnojevicia, którzy przybywali do Baczki zachęceni obietnicą wolności wyznania i autonomicznej administracji kościelnej18. Informacje o garnizonie subotickim z końca XVII w. są niezwykle skąpe. Wiadomo natomiast, że na początku XVIII w. ludność słowiańska otrzymała prawo wolności wykorzystywania własnej ziemi, co wraz z wynikami pokoju w Karłowicach (1699) przyczyniło się do podjęcia decyzji o pozostaniu w Baczce. Dane ze spisu z 1702 r. utrzymują, że Subotica zamieszkana była przez 1969 osób, w 2/3 przez katolików, zaś w 1/3 przez prawosławnych. Natomiast pierwszy spis mieszkańców z ich nazwisk, po upadku władzy tureckiej, miał miejsce dopiero w rejestrze podatkowym z 1720 r., z którego wynika, że w Suboticy mieszkało ponad 2200 osób. Chociaż administracyjnie od 1718 r. Subotica przynależała okręgowi Bodrog i Baczki, Pogranicze Wojskowe zlikwidowane zostało oficjalnie w 1734 r., władza wojskowa została usunięta w mieście dopiero w 1741 r., a 2 lata później miasto uzyskało samodzielność poprzez status uprzywilejowanego targowiska komitatu. O słabnącej władzy wojskowej i rychłej transformacji garnizonu, świadczyć mogły także zmiany zachodzące w Suboticy, z których najważniejszą było zaadaptowanie dawnej twierdzy na klasztor franciszkański (lata 30. XVIII w.)19. pierwszego przekładu Biblii na węgierski. Nie dziwi się, że przypadki poturczenia wśród Węgrów były stosunkowo rzadkie. 16 B . S t o j k o v s k i, Subotica pod osmanskom upravom, „Rad Muzeja Vojvodine” 52, s. 185-190. 17 I . I v a n i ć, Bunjevci i Šokci u Bačkoj, Baranji i Lici, Beograd 1899, s. 35. 18 B . J e l a v i c h, Historia Bałkanów wiek XVIII i XIX, Kraków 2005, s. 152. 19 L . M a đ a r, op. cit., s. 49-61. 86 Okres ten, w którym największą rolę odegrały czynniki historyczno-polityczne zewnętrze i wewnętrzne, nie jest czytelny w przestrzeni miasta. Etap V (1743-1849), wolne targowisko komitatu Szent Maria (od 7 V 1743 r.) oraz wolne miasto królewskie od 1779 r. Po likwidacji Pogranicza Wojskowego, władza w Suboticy pozostawała w rękach cywilów, a sprawował ją sędzia i magistrat, którego członkami mogli być wyłącznie katolicy. W efekcie dochodziło do licznych konfliktów między mieszkającymi w odseparowanych częściach miasta katolikami a prawosławnymi dążącymi do przywrócenia władzy wojskowej, a tym samym odzyskania przywilejów. Nierzadkie były krótkotrwałe emigracje ludności prawosławnej (1746-1751) na tereny, na których władza wojskowa była jeszcze utrzymana. Stopniowo powracali na tereny Baczki Węgrzy, zachęceni pozwoleniami magistratu, który obawiał się depopulacji. Nowe władze cywilne, korzystając z przywileju wolnego targowiska, kontrolowały rozwój miasta wprowadzając zakazy osiedlania się Serbów, Żydów, Cyganów (od 1749 r.), kontrolując kupno i sprzedaż domów na terenie miasta (od 1753 r.), w efekcie czego około 80% ludności miasta stanowili katolicy. Z drugiej jednak strony dbano o rozwój oświaty i kultury. Oprócz szkół przykościelnych, w 1747 r. powstała pierwsza łacińska szkoła średnia20. Zmieniała się także przestrzeń miasta, którą zapełniały budynki użyteczności publicznej (pierwszy ratusz wybudowano w 1751 r., przed nim postawiono pręgierz, za ratuszem – więzienie, a poza miastem stanęła szubienica, w 1767 na peryferiach – koszary). W rezultacie ukazu królewskiego w 1768 r. rozpoczęto zasadzanie szybko rosnących drzew (przede wszystkim wierzb i topól) celem obniżenia poziomu wód21. Magistrat dążył do uzyskania większych swobód dla Suboticy poprzez mianowanie jej wolnym miastem królewskim, przy czym musiał zmierzyć się z wieloma przeciwnościami i utrudnieniami, wynikającymi niekiedy z własnych decyzji. Jednym z zarzutów stawianych Suboticy był fakt, że ludność miasta była przede wszystkim rolnicza, brakowało natomiast rzemieślników. Chcąc zmienić stan rzeczy, zdecydowano się przyciągnąć do miasta ludność żydowską. Pierwszym Żydem, który uzyskał pozwolenie na osiedlenie się w Suboticy w 1775 r. był Jakob Hersei22. Liczba mieszkańców Szent Marii w latach 60. XVIII w. przekraczała 9 tysięcy, natomiast w latach 70. XVIII w. uległa podwojeniu z 10 252 w 1771 r. do 21 471 w 1778 r. (z czego ok. 19 tys. stanowili katolicy)23. Od 22 I 1779 r. datowany jest nowy etap w historii rozwoju – to okres wolnego miasta królewskiego, które otrzymało nazwę Maria Theresiopolis. Subotica posiadała wówczas swój herb, pieczęć, a także uzyskała liczne przywileje. Jednocześnie dotykały ją problemy typowe dla innych miast królewskich, jak chociażby kwestia języka urzędowego, którym do 1784 r. była łacina. Po zastąpieniu jej urzędowym niemieckim, tylko osoby posługujące się tym językiem mogły zasiadać w magistracie, co budziło liczne sprzeciwy. Sytuacja wróciła do poprzedniego stanu dopiero w 1790 r., po śmierci Józefa II24. W początkach XIX w. następuje dalszy rozwój kultury i oświaty oraz wyposażenia samej Suboticy. Tytuł wolnego miasta królewskiego nakładał na Suboticę obowiązek utrzymania inżyniera, jednakże o planowej regulacji miasta można mówić od 1782 r. w związku z działalnością Mihálya Ürményiego, który przewidywał m.in. regulację ulic, zburzenie domów, które wybudowane są z materiału słabej jakości lub wychodzą poza ustaloną linię Ibidem, s. 63-97. Ž . S a b o, op. cit., s. 87-92. 22 http://elmundosefarad.wikidot.com/kosmopolitizam-i-nacionalna-samosvest-jevreji-u-subotici [dostęp z dn. 23 III 2012]. 23 L . M a đ a r, op. cit., s. 63-97. 24 Loc. cit. 20 21 87 ulicy, wyznaczenie centrum miasta, przeniesienie młynów poza miasto, a także zasadzenie alej celem poprawy jakości powietrza. Przypuszczalnie za jego czasów regulowano rzekę Vok. Chociaż Ürmény dążył do stworzenia miasta na wzór niemiecki, jego pomysły zostały wcielone w życie stosunkowo późno. Dopiero w 1820 r. wyznaczono strefę centralną, w której nakazano budowę domów przynajmniej piętrowych na całej szerokości frontu. Inżynier Sándor Kászonyi w 1836 r. nakazał, by ulice otrzymały nazwy, a domy numery25. Wraz z rozwojem przestrzennym, następował rozwój społeczny. Liczba mieszkańców miasta ulegała zwiększeniu, z w 1817 r. przekroczyła 30 tys. W 1830 r. Maria Theresiopolis liczyła 32 984 mieszkańców i była piątym miastem na Węgrzech pod względem liczby mieszkańców po Budzie i Peszcie, Debreczynie, Kecskemét i Bratysławie26. Chociaż okres okazał się niezwykle istotny dla miejscowości, która z osady o charakterze wiejskim przekształciła się w miasto, o czym decydowały w pierwszej kolejności czynniki historyczno-polityczne wewnętrzne, a w drugiej – ich zewnętrzne potwierdzenie, we współczesnej przestrzeni miasta nie ma założeń pomnikowych upamiętniających wydarzenia z lat 1743-1849. Etap VI (1849-1866), określany jako dyktatura Aleksandra von Bacha lub era neoabsolutyzmu, jest konsekwencją węgierskiej Wiosny Ludów, za którą w Suboticy opowiedzieli się Buniewcy, zaś Serbowie i Chorwaci byli jej przeciwni. W wyniku przeprowadzonych zmian administracyjnych powiat suboticki znalazł się w okresie od 18 XI 1849 r. do 27 XII 1860 r. w Wojewodinie Serbii i Banacie Timiszoary, gdzie, wbrew mylącej nazwie, językiem urzędowym był niemiecki27. Ludność miała jednak prawo kierować swoje prośby i uwagi do władz w języku serbskim, węgierskim, rumuńskim i buniewskim28. Mimo restrykcji wprowadzonych przez Bacha (jak choćby obowiązek respektowania świąt katolickich bez względu na własne przekonania religijne), Subotica przeżywa rozkwit związany z rozwojem klasy mieszczańskiej, rzemiosła (w 1854 r. w mieście było 685 rzemieślników, w 1855 r. – 1241). Dalsza rozbudowa miasta (w 1857 r. miasto liczyło 53 499 mieszkańców, przez co uplasowało się na trzecim miejscu na Węgrzech, po Budapeszcie i Segedynie), wymogła powstawanie nowych zakładów, w tym cegielni, których do 1867 r. było aż 20. Rozwiązano też jeden z najistotniejszych problemów miasta, jakim była słaba sieć komunikacyjna. Władze miasta już wcześniej planowały włączenie Suboticy, położonej z dala od spławnych rzek, do systemu szlaków wodnych poprzez budowę kanału. Bardziej lukratywnym rozwiązaniem okazała się jednak kolej żelazna, której budowę rozpoczęto w 1864 r.29 Następował też dalszy rozwój kultury, którego kulminacyjnym momentem była budowa teatru w centralnej części miasta. Już w 1854 r. wystawiono pierwszą sztukę w języku węgierskim, zaś od 1862 r. grano także po serbsku, a Serbski Teatr Narodowy z Nawego Sadu dawał regularne występy30. W 1867 r. Cesarstwo Austriackie przekształcono w Austro-Węgry, w wyniku czego Subotica znalazła się w Krajach Korony Świętego Stefana. Do tego jednak momentu najistotniejsze dla rozwoju miasta okazały się czynniki społeczno-kulturowe i gospodarcze wewnętrzne. Era neoabsolutyzmu nie jest czytelna w przestrzeni miasta, nie tylko przez brak pomników z tego okresu. Najważniejszy budynek, który wówczas powstał, a który przez Ž . S a b o, op. cit., s. 87-88. Ibidem, s. 90-92. 27 W . F e l c z a k, Historia Węgier, Wrocław 1983, s. 259. 28 L . M a đ a r, op. cit., s. 99-113. 29 Ž . S a b o, op. cit., s. 90-103. 30 L . M a đ a r, op. cit., s. 99-113. 25 26 88 ponad 100 lat był symbolem Suboticy – Teatr Narodowy, w 2007 r. został zburzony i poddawany jest rekonstrukcji, która pozostawić ma jedynie 6 oryginalnych kolumn. Etap VII (1867-1918), okres miasta municypalnego31. Subotica przeżywała wówczas rozkwit związany z jednej strony z dalszym rozwojem rolnictwa (uprawy zbóż, winorośli, ale także hodowla jedwabnika), z drugiej – z rosnącym znaczeniem rzemiosła i rozwojem przemysłu. W mieście pojawiały się cegielnie, elektrownie (1896 r.), fabryka cukierków, cementownia i inne. Rozwija się także sektor usług i kultura: powstają banki, 3 hotele, kino. Do rozwoju miasta w znacznej mierze przyczyniło połączenie kolejowe z Samborem (1869 r.) oraz Segedynem (1870 r.), a także tramwaj do pobliskiego kurortu Palić (1897 r.)32. W 1884 r. powstał plan regulacji miasta. Osuszono obszary bagienne, wyznaczono parki miejskie, a barokowe domy zastępowano nowymi kamienicami secesyjnymi i w stylu eklektyzmu historycznego33. Mimo postępującej od 1867 r. madziaryzacji i prawie o mniejszościach narodowych z 1868 r., które uznawało Węgry za kraj jednolity narodowościowo, istniała stosunkowo duża swoboda wyrażania tożsamości narodowej. Mieszkańcy mieli zagwarantowaną możliwość używania swojego języka ojczystego w administracji niższego szczebla, sądownictwie, szkolnictwie podstawowym i średnim. Subotica była wówczas miastem zróżnicowanym narodowościowo. W 1900 r. liczyła 82 122 mieszkańców, co plasowało ją na trzecim miejscu na Węgrzech po Budapeszcie i Segedynie. Większość stanowili Węgrzy (31 367 osób zamieszkujących zachodnią oraz północną cześć miasta), 31 367 osób było narodowości Buniewskiej (mieszkali głównie w południowych dzielnicach), Serbów było 2 684, zaś pozostałych 2 021. Serbowie, wraz z Węgrami oraz Żydami zamieszkiwali północną część Suboticy, natomiast centralna dzielnica była wielonarodowościowa34. Interesujący jest również fakt, że w 1910 r. Subotica liczyła 94 610 osób, a więc liczba jej mieszkańców była porównywalna do dzisiejszej, przy czym wyprzedzała późniejsze stolice republik jugosłowiańskich (Belgrad, Zagrzeb, Sarajewo, Skopje, Ljubljanę, a także takie miasta jak Nowy Sad czy Split)35. W okresie tym najistotniejszą rolę dla miasta miały czynniki społeczno-kulturowe oraz gospodarcze wewnętrzne. Mniejsze znaczenie miał wpływ decyzji politycznych na szczeblu państwowych, jednakże to ich rezultat znalazł odzwierciedlenie w pomniku upamiętniającym wydarzenia z czasów wojen bałkańskich oraz I wojny światowej, w których uczestniczyli też mieszkańcy miasta. Pomnik Bohaterów poległych za wyzwolenie i zjednoczenie 1912-1918. Interesujący jest fakt, że w mieście nie było tradycji stawiania pomników, a i obecność tego nie jest spowodowana wolą mieszkańców, a odgórnym przepisem z 1917 r., który nakładał na miasta obowiązek wzniesienia pomników ofiarom I wojny światowej. Pomnik stanął na Placu Puszkina, poza centrum miasta, w 1925 r. I chociaż początkowo miał upamiętniać żołnierzy C.K. monarchii, ostatecznie przedstawia żołnierza serbskiego, nad którym stoi figura Chrystusa36. Pomnik ten został zniszczony podczas II wojny światowej, a odnowiono go i przywrócono miastu w 1993 r. Jego historia 31 W 1871 r. przeprowadzono reformę miast, która dzieliła je na dwie kategorie: miasta municypalne oraz miasta z władzą gminną. 32 L . M a đ a r, op. cit., s. 115-123. 33 Ž . S a b o, op. cit., s. 105. 34 Ibidem, s. 112-113. 35 L . M a đ a r, op. cit., s. 155-157. 36 B . D u r a n c i, V . P o č u č a, Javni spomenici opštine Subotica, Subotica 2001, s. 74-77. 89 doskonale odzwierciedla złożone losy miasta, a także zaradność i elastyczność w odnajdowaniu się w nowej sytuacji jego mieszkańców. Etap VIII (1918-1941), okres międzywojnia. Po I wojnie światowej Subotica znalazła się w Królestwie Serbów, Chorwatów i Słoweńców. W nowej sytuacji politycznej stała się miastem przygranicznym (ok. 6 km od granicy w linii prostej), którym pozostaje do dziś. Na znaczeniu straciły szlaki komunikacyjne (drogowe, kolejowe), stracono także rynki zbytu, w oparciu o które miasto dotychczas się rozwijało. Początkowo miasto było siedzibą województwa (županija) na czele z wielkim wojewodą. W przeciwieństwie do poprzedniego etapu w historii rozwoju miasta, w okresie międzywojennym aż do 1927 r. lokalne władze były narzucane przez Ministerstwa Spaw Wewnętrznych mieszczące się w Belgradzie. Po likwidacji województw, w latach 1927-1929 miasto było stolicą okręgu Baczki, zaś po 1929 r. – siedzibą powiatu (srez) w Banowinie Dunajskiej. W latach 20. XX w. miasto, podobnie jak inne na terytorium SHS, utraciło status wolnego miasta królewskiego. W związku z pełnieniem nowych funkcji administracyjnych, w mieście, oprócz sądu, poczty, znalazły się także: dyrekcja kolei państwowych, urząd celny, komisariat policji kolejowej i pogranicznej37. W mieście dalej rozwijał się przemysł (przede wszystkim spożywczy, ale także nowych technologii, jak zakład produkujący radioodbiorniki), początkowo przy wsparciu inwestorów zagranicznych. Stagnację przyniósł światowy wielki kryzys, który dotknął także Królestwo Jugosławii. Kolejną zmianę przyniosła polityka państwa, które w latach 30. XX w. dokonywało przeniesień fabryk przygranicznych w głąb kraju, w rezultacie czego Subotica straciła 9 zakładów pracy38. Do zmian doszło także w rolnictwie. Rozparcelowane grunty (zarówno indywidualne, jak i posiadłości wolnych miast królewskich) przekazywano ochotnikom, którzy tym samym byli zachęcani do przesiedleń na tereny zamieszkałe dotychczas głównie przez Węgrów. Mieszkańcy Serbii Centralnej nie potrafili jednak uprawiać ziemi na terenach równinnych, przez co większość z nich sprzedawała swoje działki, często repatriantom, którzy przybywali do Wojwodiny w ramach wymiany ludności między Serbią a Węgrami39. Miasto, określane wówczas „największą wsią Europy”40 rozwijało się także przestrzennie, przede wszystkim na wschód od linii kolejowej, która do tej pory uznawana była za granicę Suboticy. W mieście pojawiają się też budynki modernistyczne, z których prawdziwą dumą okazuje się Sokoli dom, wówczas jeden z najnowocześniejszych na świecie domów sportu. W okresie międzywojennym czynniki, które w znacznym stopniu przyczyniły się do rozwoju miasta, to decyzje polityczne i gospodarcze na szczeblu państwowym. Władze miasta natomiast, usunęły pomniki z poprzednich okresów (m.in. turula symbolizującego Węgry), stawiając zaledwie wspomniane już dwa – pomnik cara Jovana Nenady oraz ofiarom wojen z lat 1912-1918. Etap IX 1941-1945, okres II wojny światowej. Armia węgierska wkroczyła do miasta 11 V 1941 r. Nowe władze przystąpiły do wprowadzania zmian w przestrzeń miejską, do których należy zniszczenie pomnika Jovana Czarnego, budowa 4 zbiorników przeciwpożarowych, planowano przebudowę teatru. Miasta ucierpiało w 1944 r. na skutek Ž . S a b o, op. cit., s. 115-117. Ibidem, s. 115. 39 Ibidem, s. 116. 40 W nowej klasyfikacji miast (miasta wiejskie i urbanistyczne) Subotica, licząca w 1921 r. 109 099 mieszkańców, od 1920 r. mogąca szczycić się pierwszą w swoich granicach szkołą wyższą – wydziałem prawa, zaliczona została do miast wiejskich. 37 38 90 bombardowań RAF-u. W wyniku dokonanej przez nazistów eksterminacji ludności żydowskiej nastąpiły zmiany w strukturze narodowościowej mieszkańców. Wyzwolenie miasta miało miejsce 10 X 1944 r.41 Wpływ na miasto w tym okresie miały głównie czynniki zewnętrzne, tak polityczne, gospodarcze, jak i społeczne. W mieście znajduje się aż 6 założeń pomnikowych, które odnoszą się do wydarzeń z czasów II wojny światowej. Najbardziej reprezentatywnym, a zarazem uniwersalnym, jest znajdujący się w centrum miasta Pomnik Poległych Walczących i Ofiar Terroru Faszystowskiego. Historia tego założenia pomnikowego jest zbieżna z pomnikiem upamiętniającym ofiary I wojny światowej. Także i w tym przypadku fundament pod niego dały władze węgierskie, które planowały wzniesienie posągu na obecnym Placu Ofiar Faszyzmu. Po wojnie ogłoszono konkurs, w którym uczestniczący rzeźbiarze musieli wykorzystać istniejący już postument42. Ostatecznie projekt w stylu modernizmu wykonał Toma Rosandić. Od strony południowej schody wznoszą oczy przechodniów na relief przedstawiający nagich walczących. Brak broni, brak mundurów czyni z nich uniwersalną alegorię żołnierza, bez względu na jego narodowość i wojenne losy. Nad płaskorzeźbą Rosandić umieścił figurę pełną, którą jest półnaga kobieta unosząca w dłoniach, nad ciałem poległego, wieniec laurowy – jedyny symbol śmierci w kompozycji. Strona północna pomnika jest skromna, lecz treściwa. Stanowi ją grobowiec, do którego złożono szczątki suboticzan poległych podczas II wojny światowej. Nad wejściem widnieje tylko data 1941-1945, a przy nim płyty, na których wyryto nazwiska tak słowiańskie, jak i węgierskie. To największe w mieście założenie pomnikowe, stanowi wyraz jedności jego mieszkańców w obliczu zagrożenia. Znacznie skromniejszy jest pomnik ofiar faszyzmu „Matka i Syn” znajdujący się w dzielnicy Aleksandrowo, dawniej wsi sąsiadującej z Suboticą, na którym widnieje napis: Walczącym poległym w wojnie o wyzwolenie i ofiarom terroru faszystowskiego. 07 VII 1955 Związek Walczących Aleksandrovo, Subotica. Autorką pomnika jest Ana Bešlić, suboticzanka i współpracownik Tomy Rosandicia43. Modernistyczny posąg przedstawia matkę z synem, pewnie spoglądających w przyszłość. Chociaż ich rodzina jest niepełna, ofiara ojca i męża nie była nadaremna, gdyż przyczyniła się do zakończenia konfliktu i przyniosła pokój. Interesująca jest również lokalizacja pomnika, przy cerkwi św. Dymitra oraz przy głównej drodze prowadzącej do Belgradu. Pomnik przyciąga uwagę zarówno przechodniów, jak i przejeżdżających, przez co, w symboliczny sposób, matka i syn nie są skazani na samotność. Kolejnym pomnikiem upamiętniającym mieszkańców Suboticy poległych w czasie II wojny światowej jest Ballada powieszonych. Znajduje się ona na placu Lazara Nešicia, po przeciwnej stronie drogi niż pomnik Bohaterów poległych za wyzwolenie i zjednoczenie 1912-1918. Ustawiony został w 1967 r. na terenie dawnych, zburzonych podczas wojny koszar, gdzie, jak informuje płyta umieszczona pod pomnikiem, 18 XI 1941 r. z rąk faszystowskiego okupanta powieszono członków komunistycznej młodzieży Jugosławii (wszystkich 15 wymieniono z imienia i nazwiska). Na pomnik ten nie ogłoszono konkursu. Rytmiczną rzeźbę przedstawiającą wychudzone postaci z bezwładnie spuszczonymi głowami Ž . S a b o, op. cit., s. 119. B . D u r a n c i, V . P o č u č a, op. cit., s. 88-95. 43 Ibidem, s. 97-99. 41 42 91 autorstwa Nándora Glida, zaproponował pisarz Lazar Merković, który był pod wrażeniem dzieła wykonanego przez artystę z Palicia zainspirowanego utworem François Villona44. W południowej części miasta znajduje się niedokończone założenie pomnikowe „Wezwanie”, które dało też nazwę okolicznemu osiedlu. Intencją pomysłodawców było, by pomnik, z 1977 r., niósł pamięć o wydarzeniach z II wojny światowej w nowej dzielnicy miasta45. Rzeźbiarz Oto Logo wykonał dzieło, na które składają się dwa skrzyżowane snopy. Autor wykorzystał agrarny symbol świadczący o zakończeniu cyklu w przyrodzie, odwołującego się także do tradycyjnych zajęć mieszkańców miasta. Inskrypcja na postumencie składa się z dwóch części. Pierwszą stanowią słowa wspomnianego już Lazara Merkovicia: Przez wolność wezwani i martwi żyją, drugą zaś informacja, iż pomnik poświęcają narody i narodowości gminy Subotica pamięci poległych walczących w rewolucji socjalistycznej. W Suboticy stanęły też dwa założenia pomnikowe, które w przeciwieństwie do omówionych dotychczas, poświęcone są tylko jednej nacji, przy czym nie znajdują się one w wolnej przestrzeni, a na cmentarzach wyznań poległych. Bezpośrednio z poległymi suboticzanami związany jest, ulokowany na cmentarzu żydowskim, pomnik zamordowanych Żydów. Na założenie pomnikowe składa się obelisk, 10 pojedynczych oraz jeden grób zbiorowy. Autorem jest suboticzanin Lajčo Dajč, który swój projekt zrealizował już w 1948 r.46 Tu też przeniesiono szczątki powieszonych 18 XI 1941 r. Teksty na obelisku są zarówno po hebrajsku, jak i serbsku. Składają się na nie zarówno hasła dziękczynne (Za życie wasze wolność nasza), jak i informujące o ilości pochowanych (400 osób), czy miejscu męczeńskiej śmierci. Na cmentarzu prawosławnym stanęło założenie pomnikowe poświęcone poległym czerwonoarmistom. Projekt architekta Franjo de Negri realizowano jeszcze w czasie wojny, na przełomie 1944-1945 r.47 Tworzy go piramidalny obelisk zwieńczony sierpem i młotem, 2 groby zbiorowe oraz 57 pomników nadgrobnych. Napisy na pomniku, wyjątkowo w języku rosyjskim, a nie jednym z języków subotickich mniejszości, głoszą chwałę czerwonoarmistom sierżantom i oficerom trzeciego frontu ukraińskiego, poległym w walce z faszyzmem za wolność ojczyzny i wyzwolenie narodów. Gloryfikują też pamięć o armii broniącej świata i przyjaźni między narodami wszystkich krajów. Godnym odnotowania jest fakt, że wszystkie z wymienionych pomników, bez względu na lokalizację oraz narodowość osób, które upamiętniają, podlegały restauracji. Etap X (1945-1990), okres socjalistyczny. Po II wojnie światowej w Suboticy nastąpił szereg zmian, tak w jej przestrzeni fizycznej, jak i społecznej. Zniszczone w trakcie bombardowań fragmenty miasta (szczególnie wzdłuż linii kolejowej) odbudowywano zgodnie z wymogami nowej władzy. W mieście pojawiać się zaczęły wysokościowce – zarówno z przeznaczeniem na urzędy, jak i bloki mieszkalne, zamiast tradycyjnych parterowych domów jednorodzinnych. Osiedle takie wybudowano m.in. wokół dawnej rzeki Vok, której wyschnięte koryto przemieniono w aleję spacerową marszałka Tity, łączącą centrum miasta z jednym z największych parków miejskich (Dudova šuma), ponadto powstawały osiedlasatelity na obrzeżach miasta48. Władze dokonywały wymazywania pamięci z przestrzeni Ibidem, s. 100-103. Ibidem, s. 104-109. 46 Ibidem, s. 84-87. 47 Ibidem, s. 78-83. 48 Ž . S a b o, op. cit., s. 124-125. 44 45 92 miasta poprzez usuwanie budynków lub zmianę ich funkcji. I tak w secesyjnym ratuszu ulokowano dom kultury z muzeum miejskim, archiwami. Z centrum miasta zniknęły też, pod pretekstem renowacji, pomniki o treści religijnej (m.in. Trójcy Świętej), a w 1972 r. jako nierentowne, usunięto tramwaje49. Znaczne zmiany zaszły też w przestrzeni społecznej miasta, z której zniknęli Żydzi i Niemcy. Liczba mieszkańców miasta zmniejszyła się do 112 194 w 1948 r.50, przy czym do stanu sprzed wojny powróciła dopiero w 1961 r. (136 782 osoby)51. Na skutek decyzji politycznych ze spisów ludności zniknęli Buniewcy, zaś liczba Chorwatów znacznie się zwiększyła52. W 1953 r. spisie pojawia się, jako narodowość, grupa „Jugosłowianie nieokreśleni”, która w późniejszych spisach, nominowana jest już „Jugosłowianami”53. Dominowała ludność węgierska, która stanowi około 50% ogółu, zaś procentowy udział Chorwatów (30-20%) i Serbów (ok. 10%) zmniejszał się wraz ze wzrostem Jugosłowian. Chociaż w okresie tym wznoszono pomniki dla upamiętnienia II wojny światowej, nie ma żadnego posągu relacjonującego wydarzenia z tego czasu, dla którego najistotniejsze były czynniki polityczne i gospodarcze zewnętrzne. Etap XI (od 1991). Okres ten zapoczątkowany został rozpadem Jugosławii oraz wojną domową, której ofiary upamiętnia „Pomnik ich wierności” zwany też „Gniazdem” autorstwa Savy Halugina54. O jego wyjątkowości świadczy kilka faktów. Na płycie pod gniazdem, z którego wyłaniają się olbrzymie ptaki, widnieją nazwiska suboticzan poległych w 1991 i 1992 r., przy czym ich pisownia uzależniona jest narodowości zmarłego. Pomnik ustawiono 10 X 1994 r., 50 lat po wyzwoleniu miasta. Symboliczne jest także samo miejsce, na którym ulokowano pomnik. Znajduje się on na skraju Parku F. Raichle’a, pomiędzy stacją kolejową, a reprezentacyjną ulicą miasta – Korzo, na miejscu, którędy w czasie konfliktu wiodła trasa na całodobowy suboticki pchli targ. Pomnik ten w wyjątkowy sposób łączy więc losy poległych z historią tych, którym dane było trwać w czasie wojny. Zmiany w przestrzeni miasta sprowadzają się głównie do jego modernizacji: odnawiane są fasady budynków, ulice, place miejskie. Niektóre działania, jak zburzenie Teatru Narodowego i budowa nowego, budzą liczne kontrowersje. Dochodzi także do zmian w ubotoponimii, z której wymazywane są ślady komunistyczne. Co interesujące, przemianowywane są głównie plateonimy, które upamiętniały komunistów o międzynarodowej sławie (jak Engels, Lenin), pozostają natomiast te nazwy ulic, które odnoszą się do miejscowych działaczy. Od lat 90. XX w., na mocy nowej konstytucji55, grupy etniczne otrzymały pełne prawo wyrażania swojej narodowości, dlatego też uległa zmianie struktura ludności Suboticy. Do statystyk powrócili Buniewcy (10 874 osób w 1991 r., o 4 mniej w spisie ludności z 2002 r.), przez co liczba Chorwatów zmniejszyła się o połowę. Korzystając z licznych przywilejów przysługujących mniejszościom narodowym, powstają rady narodowe, które prowadzą szeroko zakrojoną działalność kulturalną i oświatową. Mniejszości upamiętniają 49 Linia tramwajowa łączyła Suboticę z kąpieliskiem Palić, które w tym samym roku dotknęła katastrofa ekologiczna, do której przyczynił się brak oczyszczalni ścieków spływających do jeziora. 50 Popis stanovništva 1948. 51 Popis stanovništva 1961. 52 Josip Broz Tito na Kongresie założycielskim KP Serbii 8 V 1945 r. powiedział: Weźmy na przykład Wojwodinę. My budujemy jedność i braterstwo, ale serbscy szowiniści w Wojwodinie nie chcę przyznać, że Chorwat jest Chorwatem, lecz zwą go Buniewcem, http://bunjevci.com/site/dokumenta/dekret-o-hrvatstvu-bunjevaca/> [dostęp z dn. 5 III 2012]. 53 Popis stanovništva 1953. 54 B . D u r a n c i, V . P o č u č a, op. cit., s. 112. 55 Ustav Republike Srbije, Službeni glasnik Republike Srbije, broj 1, od 18. septembra 1990 godine, Beograd. 93 swoich wybitnych przedstawicieli poprzez ustawianie ich popiersi, dokonują także czasowego zawłaszczania przestrzeni miasta w trakcie obchodów ustanowionych w ostatnich latach świąt narodowych (np. hucznie obchodzone przez Buniewców dożynki, czy zimowe prządki chorwackie i buniewskie). W kioskach w mieście znaleźć można wydawaną prasę węgierską, serbską, chorwacką, buniewską, w takich też językach nadawane są audycje radiowe. W okresie najnowszym, na skutek zewnętrznych decyzji politycznych, w przestrzeni Suboticy następuje szereg zmian społeczno-kulturowych i gospodarczych. Udokumentowana historia Suboticy sięga końca XIV w., o wcześniejszych losach miasta świadczą wyłącznie wykopaliska archeologiczne. Dla powstania miasta największe znaczenie miały czynniki geograficzne, z których część później nie tylko nie odgrywała znaczącej roli dla rozwoju miasta, a wręcz go opóźniała (szczególnie brak spławnej rzeki). Rzeka, która stanowiła źródło wody pitnej dla pierwszych osadników, zniknęła z przestrzeni miasta zastąpiona aleją spacerową. Z drugiej jednak strony łagodny klimat i dobre gleby gwarantowały rozwój rolnictwa, które było podstawą utrzymania mieszkańców miasta, a i dziś przetwórstwo spożywcze stanowi ważną gałąź przemysłu subotickiego. Czynniki historyczno-polityczne miały znaczący wpływ na społeczno-kulturowe i gospodarcze. Miasto najbujniej rozwijało się od XVIII w., kiedy to kluczowe decyzje mogli podejmować sami jego mieszkańcy. Po 1918 r., kiedy o jego losach przesądzano na szczeblu państwowym, w Suboticy, podobnie jak w innych miastach w tym okresie, pojawiły się zabudowania, które wyrażały sprzeciw mieszkańców przejawiający się m.in. w samowoli budowlanej. Z decyzji politycznych wynikały też zmiany gospodarcze, jak chociażby przeniesienie części zakładów do serbskich miast położonych z dala od granicy państwowej. Polityka państwa znajdowała też odzwierciedlenie w relacjach społeczno-kulturowych mieszkańców. Co interesujące, w tym wielokulturowym na przestrzeni całej swojej historii mieście, nigdy nie dochodziło do znaczących konfliktów na tle narodowościowym. Chociaż, wraz ze zmianami politycznymi, niszczono ślady poprzednich władz, nie niszczono atrybutów narodowościowych czy wyznaniowych. Przestrzeń fizyczna miasta, w której analizowano pomniki i założenia pomnikowe, wyraża jego otwartość i tolerancyjność. Pomniki upamiętniają głównie historię najnowszą, XX w. (wyjątek stanowi pomnik cara Jovana Czarnego). Większość pomników znajduje się w otwartej przestrzeni centralnej miasta, nieliczne poza ścisłym centrum. Poświęcone są one wydarzeniom, które okazały się tragiczne dla wszystkich mieszkańców Suboticy, bez względu na ich przynależność narodowościową czy wyznaniową. Fakt, że dotyczą one ogółu społeczeństwa, a nie wybranej nacji, poświadczają napisy w językach powszechnie używanych w Suboticy. Natomiast założenia pomnikowe poświęcone jednemu narodowi, ulokowano w przestrzeniach dla nich zarezerwowanych. I tu także, nawet mimo tego, że przedstawiciele tych nacji są w mieście nieliczni, inskrypcje są w języku ojczystym poległych. W żadnym przypadku nie ma informacji w języku angielskim. Pomniki i założenia pomnikowe nie dyskredytują żadnego z narodów Suboticy, a poprzez lokalizację w reprezentacyjnych fragmentach przestrzeni publicznej miasta oraz zamieszczone symboliczne inskrypcje zrozumiałe dla każdego są czytelne dla osób przybywających do Suboticy. Pozwalają jednak dokładnie odkryć dzieje suboticzan tylko tym, którzy podjęli wysiłek poznania przynajmniej jednego z języków urzędowych miasta i zdradzają jego tożsamość tym, którzy potrafią odczytać język przestrzeni miasta. 94 Adam Podlewski Uniwersytet Warszawski TRZY C. KUPIEC JAKO MISJONARZ I AMBASADOR CYWILIZACJI W KONCEPCJI DAVIDA LIVINSTONE’A I. […] wskażmy naszemu społeczeństwu, że Chrześcijaństwo, Cywilizacja i Handel są synonimami, a promocja pierwszego uczyni najwięcej dla rozwoju świata, wiążąc odległe nacje miłością i dobrą wolą, co przysporzy masom więcej dobrobytu niż wszystkie Ligi Przeciw Ustawom Zbożowym razem wzięte1. Słowa te, wypowiedziane w 1842 r. przez świeckiego aktywistę wspólnoty kongregacjonistów, mogłyby posłużyć za motto życiowej misji Davida Livingtone’a. W spartańskim skrócie, przedstawiają one związek między ideami i przekonaniami, związek, który wedle ludzi dziewiętnastego stulecia, miał siłę zmieniać historię, wydźwigać z biedy całe ludy i narody oraz zapewnić zbawienie tak dobroczyńcom, jak dobrobiorcom cywilizacyjnego spotkania. Związek ten kształtował też życia ludzi, którzy poświęcili się swoiście rozumianemu posłannictwu metropolii europejskich wobec ziem egzotycznych, uznawanych przez wielkie potęgi za poddane ich władzy oraz odpowiedzialności. Wizji jednego z tych ludzi zaraz się przyjrzymy. Sławny misjonarz szkocki, David Livingtone (1813-73) był nie tylko podróżnikiem i odkrywcą, ale również teoretykiem cywilizacyjnego spotkania Afryki z Europą. W rozwijanej (słowem oraz czynem) koncepcji „Christianity, Commerce, Civilisation” promował związanie trzech dziedzin definiowanego przez siebie postępu. Uważał, że zapoznanie mieszkańców Afryki z chrześcijaństwem oraz zasadami wolnego rynku wprowadzi kontynent na ścieżkę automatycznego i szybkiego rozwoju. Jego przekonania nie były koncepcją oryginalną – wynikały z religijnych i ekonomicznych idei epoki. David Livingstone reprezentował jednak najbardziej spójny i skonfrontowany z rzeczywistością system „dobroczynnej misji cywilizacyjnej”2. Przez większość dorosłego życia, Livingstone żył w i podróżował przez Afrykę, z początku, jako prosty misjonarz i lekarz, potem fetowany i doceniany odkrywca. Unieśmiertelniona przez Henrego Stanley’a, ikoniczna scena spotkania w dziczy (Doktor Livingstone, jak mniemam?3) na długie lata ukształtowała obraz misji oraz odkryć ludzi zachodu w Afryce, a także stanowiła wizualny element uzasadnienia dla europejskiej obecności w tej dalekiej ziemi. Wszystkie trzy pamiętniki Livingstone’a z kolejnych wypraw, ale zwłaszcza wspomnienia ostatnie, urwane wraz ze śmiercią autora, były popularnymi lekturami, 1 List Thomasa Thompson do Misyjnej Centrali Metodystów. H . S t a n l e y, 'Commerce and Christianity': Providence Theory, the Missionary Movement, and the Imperialism of Free Trade, 1842-1860, „The Historical Journal” 1983, nr 1, s. 71-94. 2 Szczegółami koncepcji Davida Livingstone’a oraz jej miejscem w ideowym krajobrazie epoki przyjrzałem się w pracy doktorskiej, w rozdziale IV i V. vide: A . P o d l e w s k i, Czy przeciw Naturze? Odkrywanie świata, władza imperialna, związki człowieka z przyrodą w kręgu kultury anglosaskiej przełomu XIX i XX wieku, obronionej na Wydziale Historycznym Uniwersytetu Warszawskiego w 2011, s. 221-240 i n. 3 H . S t a n l e y, How I Found Livingstone; travels, adventures, and discoveries in Central Africa, including an account of four months' residence with Dr. Livingstone, New York 1902, s. 412. 95 dostarczającymi anglosaskiemu czytelnikowi nie tylko wiedzy o kontynencie, ale także szczególnego systemu porządkowania tejże. W pisarskiej spuściźnie podróżnika nie sposób oddzielić od siebie uznawanej za zupełnie obiektywną wiedzy o Afryce, od cywilizacyjnego programu, który dzięki religijnej podbudowie także aspirował do obiektywizmu. II. Hasło „Christianity, Civilisation and Commerce” nie zostało ukute przez Davida Livingstona. W swoim artykule Brian Stanley zwraca uwagę na użycie tego zestawienia znacznie wcześniej, jeszcze w latach 30. XIX w., w kręgach związanych z misjami afrykańskimi4. Traktowanie pracy, jako wehikułu moralności oraz dobrobytu, jako najlepszej ochrony przed deprawacja przez biedę można traktować jako bezpośredni wniosek, płynący z teologii protestanckiej, wedle klasycznej interpretacji Maxa Webera, jednak w wyjątkowej, misyjnej sytuacji. Zasady powściągliwej i pracowitej cywilizacji europejskiej miały się – zdaniem teoretyków i praktyków koncepcji Trzech C – rozlać tam (i tylko tam!), gdzie sięga wpływ Prawdziwej Religii. Przykłady lenistwa i marnotrawstwa, płynącego z grzesznego niewolnictwa, a także wysysającej wszelkie siły rozwiązłości, miały w oczach anglosaskich cywilizatorów dowodzić słuszności tezy5. David Livingstone był postacią kluczową dla tej szkoły myślenia o europejskiej obecności w koloniach. Był on nie tylko poczytnym i błyskotliwym teoretykiem programu, ale także jego praktykiem. Wspomnienia misjonarza opisywały sukcesy i trudności rzeczywistego działania w Afryce, a romantyczny podróżnik stał się tak znany i rozpoznawalny, że przedstawiciele innych władzctw kolonialnych niekiedy brali go za oficjalnego przedstawiciela Korony Brytyjskiej6. David Livingstone uważał się za abolicjonistę-praktyka, walczącego o zniesienie niewolnictwa przez systemowe działania. Cały ruch misyjny połowy dziewiętnastego wieku (oraz – w mniejszym stopniu – dalszych dziesięcioleci) czerpał legitymację i retorykę z ruchu antyniewolniczego, tak samo, jak owych legitymacji oraz retoryki mu udzielał7. Sama biografia Livingstone wskazuje na organiczne związki tych dwóch rodzajów filantropii – jeden z synów podróżnika, pod wpływem abolicjonistycznych deklaracji amerykańskiego rządu zaciągnął się do armii Unii podczas Wojny Secesyjnej (i zginął w działaniach wojennych). Wytępienie największych grzechów egzotycznych krain miało doprowadzić do automatycznego wejścia na ścieżkę szybkiego rozwoju. Choć moralność wymaga kaznodziejów do jej zaszczepienia, zdaniem Apostoła Cywilizacji organizacja oraz kultura techniczna rozprzestrzeniają się same. Dzięki temu, po wyplenieniu pogaństwa oraz umożliwieniu krajowi kontaktu z resztą świata, postęp napędza się sam. Wedle koncepcji odkrywcy jedno stadium cywilizacji zwykle prowadzi do tęsknoty za następnym. Posiadanie ubrań wymaga mydła, a kiedy dasz człowiekowi igłę, później poprosi on o nici8. Wystarczyłoby więc dostarczyć tubylcom pierwszą Biblią oraz pierwszą koszulę, aby rozpocząć proces. Dlatego też Livingstone przywiązuje niemal równą uwagę postaci kupca, co misjonarza. Szukający uczciwego zysku handlowcy także byli, wedle koncepcji Trzech C – swoistymi misjonarzami, przynoszącymi „C drugie”. B . S t a n l e y, op. cit., s. 71-72. O „grzechach” odległych krain, wadach uniemożliwiających rozwój, napisałem więcej w VI rozdziale doktoratu. Vide: A . P o d l e w s k i, op. cit., s. 243-296. 6 Vide: D . L i v i n g s t o n e, Missionary travels and researches in South Africa, London 1857, s. 370. 7 B . S t a n l e y, op. cit., s. 76. 8 D . L i v i n g s t o n e, A Popular Account of Dr. Livingstone's Expedition to the Zambesi and its tributaries And of the Discovery of Lakes Shirwa and Nyassa, 1858-1864, Bibliobazaar 2008 (edycja elektroniczna), s. 185. 4 5 96 Prostota i liniowość procesu zastawiały na teoretyków najprostszą z możliwych pułapek. Skoro po spełnieniu warunków początkowych, niezawodny proces musi skierować dzieje w danym kierunku, każde praktyczne niepowodzenie przedsięwzięcia bezlitośnie falsyfikuje teorię. Dla angielskich organizacji misyjnych taką „próbą porażki” były mierne postępy chrystianizacyjne w nawracanych krainach, zwłaszcza w Chinach9, podobnie jak niedokończone projekty cywilizacyjne w Ameryce Południowej i na Dalikim Wschodzie stulecie wcześniej były powodem krytyki Societas Iesu (z którym David Livingstone, mimo teologicznego przywiązania do protestantyzmu, czuł duchową więź10). Gdyby koncepcję Trzech C oceniać w sposób statystyczny, przyjmując europejskie standardy rozwoju i organizacji, praca Livingtone’a oraz jemu podobnych poszła w dużej mierze na marne – przewidywania o szybkim rozwoju i europejskiej organizacji ziem egotycznych nie spełniły się. Interior Afryki nie zmienił się w wielką, pobożną faktorie handlową, a uczciwe sposoby bogacenia się nie wypleniły wszystkich wad mieszkańców. Pierwsze oznaki owej porażki dostrzegał już sam Livingstone, podczas ostatniej wędrówki. Być może dlatego jego zainteresowania, od czysto praktycznych i filantropijnych, przesunęły się ku poszukiwaniu wiedzy i tajemnic Czarnego Lądu. Podczas trzeciej wyprawy Apostoł Cywilizacji nie mówi już mniej o swojej misji, a więcej o odkryciach geograficznych i niemal mistycznych wskazówkach, potwierdzających znaną z Biblii Historię Świętą11, poświęcając Chrześcijaństwu – jako jedynemu „C”, którego go nie zawiodło – coraz więcej energii. Sławne spotkanie Livingstone’a z Henrym Stanley’em (podczas trzeciej wyprawy misjonarza w 1871) można uznać za symboliczne zamknięcie epoki – starego odkrywcę, uosabiającego cnoty odchodzącego pokolenia, odwiedza człowiek nowy, zapowiadający nowe sposoby i motywacje zachodnich porządków w Afryce. David Livingstone zmarł dwa lata później, kariera Stanley’a dopiero się rozpoczynała. Wraz z osłabieniem religijnych motywacji podróżników, erozją erudycji biblijnej, jako integralnego elementu wiedzy o ziemiach egzotycznych12 oraz kryzysem wiary w moralne wartości wolnego rynku, koncepcja Trzech C słabła. Następne pokolenia odkrywców i zdobywców przykładały coraz mniejszą wagę zarówno do misji chrześcijańskich, jako legitymacji, jak i sposobu obecności w koloniach. Sama cywilizacja, rozumiana już inaczej, nie jako patriarchalne nauczanie porządku, ale wymuszenie go, per fas et nefas, na biernej ludności miejscowej, stała się C dominującym. Można jednak przypuszczać, że praktyka Wielkiej Brytanii oraz innych metropolii w ostatnich dekadach dziewiętnastego i pierwszych dwudziestego wieku, napełniłaby Davida Livingstone’a odrazą. Podróżnik umarł w momencie, gdy jego program był poddawany ciężkiej próbie; na tyle jednak wcześnie, aby nie widzieć ostatecznej klęski przedsięwzięcia. III. Koncepcja Trzech C była projektem imponującym i zachwycającym tak współczesnych Livingstone’a, jak i potomnych. Stanowiła piękną utopię, wyrażającą tęsknoty oraz ideały epoki. Tak samo jak każda utopia – upadła, nie spełniając swoich maksymalistycznych założeń. Z szacunku dla męczennika chrześcijaństwa i nauki, śmierć samej idei obwieszczano delikatnie i z taktem, częściej odwołując się do satyry, niż krytyki. Takim nekrologiem dla cywilizacyjnego programu Apostoła Cywilizacji jest, między innymi, fragment prześmiewczego poematu Hilarego Belloca, „Współczesny Podróżnik”. Vide: A. P o d l e w s k i, op. cit., s. 325-326 Ibidem: s. 111-112 11 Vide: D. L i v i n g s t o n e, H. W a l l e r, The Last Journals of David Livingstone, New York 1875, s. 274 12 Vide: A. P o d l e w s k i, op. cit., s. 40-50 9 10 97 Pisząc o cywilizacyjno-ekonomicznych przedsięwzięciach, anglofrancuski poeta nie wskazywał palcem na model livingstone’owski – nie musiał. Skojarzenie aktywności kolonialnej z „wychowywaniem przez pracę” było powszechnie kojarzone jako specjalność misji protestanckich oraz ich najbardziej rozpoznanego przedstawiciela – Davida Livingstone’a. Nowoczesny podróżnik przygląda się rezultatom działania takich węzłów ewangelizacji i kapitalizmu, aby przyznać im znaczne sukcesy. Niestety, sukcesy owe nie obejmują faktycznego podniesienia poziomu życia i ugruntowania chrześcijańskiej moralności wśród mieszkańców Afryki. Są za to dobrem luksusowym dla samych Anglików, sponsorujących placówki. Wysłanie pieniędzy na misje w małym stopniu wypełniało przewidziane w programu Trzech C zadania, za to uspokajało sumienia darczyńców i dawało im złudzenie uczestnictwa w zmieniającym świat przedsięwzięciu. Pisząc o tych „placówkach postępu” Belloc gorzko zauważył: Niech zachęca mocą słów Wielki bogactw ziemi łów Któren to Postępem zwą. Kto wykupi bon tych ciał Zysk i zbożność będzie miał13. Zdaniem Belloca oraz wielu jego współczesnych, jedyne korzyści, które wypracowywały europejskie placówki handlowe w kolonialnych krainach, dotyczyły tylko inwestujących w nie Europejczyków. Co więcej, zyski materialne uznawano za nędzne, a za główną cechę tych wyrosłych ze szlachetnej idei przedsięwzięć, poeta uważał uspokojone sumienie darczyńców. 13 H . B e l l o c, The modern traveller, London 1898, s. 45, tłum. AP. 98 Piotr Sadowski Uniwersytet Łódzki NARODZINY LEGENDY POGRANICZNIKA I ZWIADOWCY. UDZIAŁ DAVIDA CROCKETTA W WOJNIE Z KRIKAMI 1813-1814 David Crockett jest postacią znaną w kulturze i historii Stanów Zjednoczonych Ameryki. Richard Boyd Hauck napisał, że tak naprawdę było dwóch Davidów Crockettów, jeden z nich był zwykłym człowiekiem, a drugi legendą za życia, jednak obu tych archetypów nie da się rozdzielić1. Jak w takim przypadku przybliżyć czytelnikowi taką postać i przedstawić jego sylwetkę? Najkrócej i chyba najbardziej adekwatnie z punktu widzenia legendy, opisała Go Jane Corby stwierdzając, iż Wyrósł jako doskonały strzelec i myśliwy..., został wybrany do Kongresu gdzie zasłynął jako barwna postać, jednak wkrótce powrócił na pogranicze, do swojego naturalnego środowiska. Potem zaś wyruszył do Teksasu by pomóc temu państwu uzyskać niepodległość2. Kim był Crockett, czyżby „zwykłym człowiekiem”? A może awanturnikiem, gawędziarzem, żołnierzem i politykiem, który urodził się 17 VIII 1786 r. niedaleko Limstone w Tennessee3. W 1813 zaciągnął się do milicji i wziął udział w wojnie z Krikami4. Szybko awansował, gdyż już w 1818 r. został podpułkownikiem 57 pułku milicji z Tennessee. W 1821 r. rozpoczął karierę polityczną, z powodzeniem starając się o mandat w stanowej legislaturze. W 1826 r. został kongresmanem, a w 1830 nie uzyskał reelekcji. Ponownie został wybrany na wspomniane stanowisko kongresmana w 1832 r. W 1834 przegrał wybory, co zniechęciło go do kariery politycznej, w wyniku czego w 1835 r. udał się do Teksasu5. W 1836 dołączył w trakcie Rewolucji Teksańskiej do powstańców broniących Alamo, zginął w czasie masakry załogi fortu dokonanej przez armię meksykańską6. Po tym dość długim wstępie chciałbym przedstawić wydarzenia, które dały początek legendzie i karierze Davida Crocketta, czyli Jego udział w konflikcie z Indianami. R . B . H a u c k, Crcokett a Bio-Bibligraph, London 1982, s. XI (wstęp). J . C o r b y, The story of David Crockett, New York 1922, s. 3. 3 C . R o u r k e, Davy Crockett, New York 1934, s. 5. 4 F . S t a r r, American Indians, Boston 1898, s. 129. 5 http://www.tshaonline.org/handbook/online/articles/fcr24 [dostęp z dn. 20 III 2012]. 6 Rewolucja Teksańska (oblężenie Alamo) – Pod koniec lat dwudziestych XIX w. amerykańscy osadnicy w Teksasie, których wcześniej rząd meksykański sam zachęcał do kolonizowania północno-wschodnich kresów, podjęli próby uniezależnienia się od Meksyku. Wraz z upływem lat, ufni w swoją siłę i protekcję Stanów Zjednoczonych, nabierali pewności siebie i jawnie ignorowali prawa i interesy Meksyku. Początkowo próbowali uzyskać szeroką autonomię w ramach Republiki Meksyku, później dążyli do utworzenia niepodległego państwa. Bezpośrednim skutkiem tych usiłowań był narastający konflikt amerykańskich Teksańczyków z władzami meksykańskimi, który spowodował wybuch wojny o niepodległość Teksasu w latach 1835-1836 (zwanej także Rewolucją Teksańską). Jednym z najbardziej dramatycznych i znamiennych w skutkach wydarzeń tej krótkiej, lecz niezwykle krwawej wojny było oblężenie ufortyfikowanej misji Alamo w San Antonio. Bitwa ta, w której zginęli prawie wszyscy teksańscy obrońcy, wśród nich słynni bohaterowie amerykańskiego pogranicza Davy Crockett i Jim Bowie, stała się niemal natychmiast legendą. Odegrała istotną rolę mobilizującą amerykańską opinię publiczną przeciwko Meksykowi i ułatwiła Teksańczykom decydujące o losach wojny i Teksasu zwycięstwo nad wojskami meksykańskimi na równinie San Jacinto 21 IV 1836 r.; J.M. W o j t c z a k, Alamo-San Jacinto 1836, Warszawa 1996, s. 4-5. 1 2 99 Wybuch wojny z Krikami w 1813 r. zaskoczył Crocketta w jego rodzinnym Tennessee. Symboliczny początek konfliktu, dla Amerykanów, stanowił atak Indian na Fort Mimms7. Po wspomnianym wydarzeniu Krikowie pod dowództwem wodza Tecmunseha8, dołączyli do wojny toczącej się między Wielka Brytanią, a Stanami Zjednoczonymi Ameryki od 1812 r. Biali nazwali swoich nowych przeciwników „red stick”9, od czerwonej barwy maczug używanych przez Indian. Crockett w tym czasie był spokojnym i ustatkowanym farmerem zamieszkującym z żoną Polly i dwójką dzieci. Nie zaangażował ani wojskowo ani politycznie w konflikt. W niniejszej pracy bardzo często będę używał określeń typu „następnego dnia”, „kilka dni później”, „dzień lub dwa po tym wydarzeniu”, natomiast rzadko będą się pojawiały daty dzienne. Taki stan rzeczy wynika z bardzo prozaicznej przyczyny, ani Crockett, ani jego biografowie nie podają ich. Co jest przyczyną takiego stanu rzeczy? Częściowo partyzancki charakter walk, w czasie których nikt nie spisywał dokładnie dni mijających na przemarszach i zasadzkach. Na domiar złego Crockett spisał swoje wspomnienia w 1834 r. i nie pamiętał wszystkiego dokładnie. Nie zmienia to faktu, iż wydarzenia wojny z Krikami dały początek kariery wojskowej i politycznej Crocketta. Jak już wspomniałem wiadomość o wybuchu wojny z Krikami zastała Crocketta w jego domu. Mimo braku doświadczenia bojowego, na wieść o masakrze dokonanej przez Indian w forcie Mimms, postanowił się zaciągnąć do wojska10. Samo wyruszenie przez Crocketta na wojnę nie obyło się bez problemów. Pierwszą i największą przeszkodą w drodze na miejsce zbiórki ochotników stanowiła postawa jego żony. Rozmowę z małżonką Crockett opisał następująco: Moja żona, która słyszała mnie mówiącego, że chcę wyruszyć na wojnę, zaczęła mnie błagać bym się nie zaciągał. Powiedziała, że jest obca w okolicy, w której żyjemy, nie ma żadnych znajomych w pobliżu, i że Ona i nasze małe dzieci pozostałyby samotne i nieszczęśliwe gdybym wyjechał11. Jak sam stwierdził trudno było oponować przeciw takim argumentom, jednak ostatecznie udało mu się wybrnąć ze wspomnianej sytuacji w następujący sposób: Przedstawiłem jej problem najlepiej jak tylko mogłem i powiedziałem, że gdyby każdy mężczyzna czekał z wyruszeniem na wojnę na zgodę żony, nie byłoby żadnych walk do czasu, w którym wszyscy zostalibyśmy zabici we własnych domach12. Po dotarciu do miejscowości Winchester, Crockett, jako jeden z pierwszych zaciągnął się na 60 dni do oddziału organizowanego przez prawnika o nazwisku Jones. Dzień później ochotnicy wybrali oficerów, a wspomniany wcześniej Jones został obrany dowódcą oddziału w randze kapitana13. Rekruci dostali czas na pożegnanie się z rodzinami i przygotowanie do wyprawy. Crockett jak większość ochotników zabrał z domu niewielkie zapasy, co miało się srodze zemścić na uczestnikach ekspedycji. Ostatecznie na miejsce zbiórki przybyło 1300 konnych14. W . C . S p r a g u e, Davy Crockett, New York 1915, s. 38-39. Tecmunseh – ur. 1768, zm. 1813, wódz wywodzący się z indiańskiego plemienia Szaunisów, wraz ze swoim bratem Prophetem (Elskwatwa) przeciwstawiał się sprzedaży ziem plemiennych osadnikom twierdząc, że jest to proceder nielegalny; żądał zwrotu terenów kupionych przez białych; w 1808 r. założył osadę nad rzeką Tippecanoe, która do 1811 r. osiągnęła 1000 mieszkańców; po zniszczeniu Tippecanoe przez Amerykanów wycofał się na tereny kontrolowane przez Brytyjczyków; w 1813 r. zainspirował część Indian z plemienia Krik (red sticks) do wystąpienia przeciw USA; R . K ł o s o w i c z, Nowy Orlean 1815, Warszawa 2000, s. 42-44. 9 Ibidem, s. 43-44. 10 D . C r o c k e t t, Life of Col. David Crockett written by himself, Philadelphia 1860, s. 61-62. 11 Ibidem. 12 Ibidem. 13 Ibidem, s. 63. 14 W . C . S p r a g u e, op. cit., s. 41. 7 8 100 Momentem przełomowym w wojnie dla Crocketta, było przybycie do jego oddziału mjr. Gibsona. Oficer ten poprosił dowódcę ochotników o przekazanie pod jego komendę 2 najlepszych ludzi znających las, którzy są doskonałym strzelcami15. Jones jako pierwszego wyznaczył Crocketta, ten z kolei poprosił majora by mógł sam wybrać drugiego zwiadowcę16. Wybór Crocketta padł na Georga Russela, syna majora z Tennessee17. Gibson, ze względu na młody wiek proponowanego, odmówił Crockettowi stwierdzając że chce mężczyzn, a nie chłopców18. Crockett znany ze swojego uporu tak długo przekonywał majora, zachwalając przymioty Russela, aż dowódca ostatecznie przyjął młodego rekruta do oddziału19. Nowa formacja, która razem ze zwiadowcami i dowódcą liczyła 13 osób, wyruszyła z obozu milicji następnego dnia rano20. Przez pierwszą dobę ekspedycja pokonała rzekę Tennessee w miejscu zwanym Ditto’s Landing21 i około 7 mil dalej rozbiła obóz na noc22. Wieczorem do obozu przybył John Haynes, kupiec handlujący z Indianami, który dołączył do oddziału jako przewodnik. Rano Crockett, z którym Gibson najwyraźniej się liczył, podzielił oddział na 2 grupy23. Pierwsza, licząca 7 osób pod komendą majora ruszyła w kierunku domu członka plemienia Cherokee24 - Dicka Browna25. Druga, licząca 5 osób pod dowództwem Crocketta, skierowała się do domu ojca wspomnianego Indianina. Celem tego manewru było zdobycie informacji, a obie grupy miały się spotkać wieczorem, 15 mil dalej na skrzyżowaniu znajdującym się po drugiej stronie ziemi należącej do Brownów26. Misja zakończyła się pewnym sukcesem, ponieważ w trakcie wizyty we wspomnianym domu do oddziału Crocketta postanowił dołączyć pół Cherokee o imieniu Jack Thompson27. Nowy rekrut nie był gotowy do drogi, więc uzgodnił z Crockettem, iż wieczorem przybędzie na wcześniej wspomniane skrzyżowanie, a na sygnał rozpoznawczy zahuka jak sowa28. Taka metoda powitania podyktowana była troską o bezpieczeństwo, Crockett bojąc się oczekiwania na drodze postanowił rozbić obóz w jej pobliżu, dzięki temu słysząc umówiony dźwięk, członkowie oddziału mogli spokojnie podejść do skrzyżowania i sprawdzić kto się zbliża29. Około godziny 22. 00 zgodnie z oczekiwaniami Thompson przybył do obozu, po majorze Gibsonie i jego ludziach nie było jednak śladu30. Następnego dnia, Crockett postanowił nie czekać na dowódcę i ruszyć w poszukiwaniu wroga31. Oddział udał się do odległego o około 20 mil miasteczka Cherokee32. Po dotarciu do celu Crockett i jego ludzie udali się do domu białego nazwiskiem Radeliff, który mieszkał D . C r o c k e t t, op. cit., s. 64. W . C . S p r a g u e, op. cit., s. 42. 17 D . C r o c k e t t, op. cit., s. 64. 18 C h . F . A l l e n, David Crockett, Scout: Small Boy, Pilgrim, Mountaineer, Soldier, Bear-Hunter And Congressman, Defender of the Alamo, Philadelphia 1911, s. 76. 19 W . C . S p r a g u e, op. cit., s. 43. 20 D . C r o c k e t t, op. cit., s. 65. 21 W . C . S p r a g u e, op. cit., s. 43. 22 D . C r o c k e t t, op. cit., s. 65. 23 W . C . S p r a g u e, op. cit., s. 43. 24 Vide: F . S t a r r, American Indians, Boston 1898, s. 141. 25 D . C r o c k e t t, op. cit., s. 65. 26 C h . F . A l l e n, op. cit., s. 78-79. 27 D . C r o c k e t t, op. cit., s. 65. 28 W . C . S p r a g u e, op. cit., s. 43-44. 29 D. C r o c k e t t, op. cit., s. 65. 30 W . C . S p r a g u e, op. cit., s. 44. 31 D . C r o c k e t t, op. cit., s. 66. 32 W . C . S p r a g u e, op. cit., s. 44. 15 16 101 zrodziną33. Wizyta okazała się bardzo udana. Radeliff zaprosił oddział na obiad, pozwolił nakarmić i napoić konie, oraz poinformował gości o obecności wojowników z plemienia Krik w okolicy, dodając, że mieli na sobie barwy wojenne i minęli jego dom godzinę wcześniej34. Gospodarz nie omieszkał również stwierdzić, że gdyby wspomniani Indianie znaleźli Crocketta i jego ludzi w jego domu z pewnością zabiliby tak jego z rodziną jak i gości. Crockett odparł Radeliffowi, iż jego zadaniem jest łapanie takich grup, oraz że nie zawróci póki nie spełni obowiązku35. Po posiłku oddział wyruszył w kierunku oddalonego o około 8 mil obozowiska przyjaźnie nastawionych Krików36. Sytuacja ta niepokoiła Crocketta, ponieważ jego siły zbliżały się do obozu w nocy przy bezchmurnej pogodzie w czasie pełni37. Wspomnianą sytuację zmieniło jedno zdarzenie. Oddział podczas podróży spotkał 2 czarnoskórych poruszających się na kucach38. Przybysze oznajmili, iż są braćmi i uciekli z indiańskiej niewoli, konie ukradli Krikom, którzy ich przetrzymywali i próbują wrócić do swoich właścicieli39. Spotkanie okazało się fortunne, gdyż obaj podróżnicy znali język angielski jak i narzecze Indian40. Jednego z nich Crockett odesłał do Ditto’s Landing, drugiego zaś pozostawił przy swoim oddziale41. Obóz Indian liczył około 40 osób, mężczyzn, kobiet i dzieci, tłumaczem w czasie rozmów z jego mieszkańcami był wspomniany niewolnik. Rozmówcy ostrzegli oddział, przed grupą wojowników „red sticks”, którzy jeśliby znaleźli przybyszy w wiosce na pewno zabiliby wszystkich. Crockett z wrodzoną dla niego brawurą odparł, że gdyby wspomniani Indianie pojawili się w obozie oskalpowałby ich42. Wypowiedź ta najwyraźniej rozbawiła jego rozmówców, gdyż słysząc te słowa zaczęli się śmiać. Około 22.00 oddział rozpoczął przygotowania do snu, jednak i tym razem przedsięwzięto środki bezpieczeństwa, konie nie zostały rozkulbaczone, a sami uczestnicy ekspedycji spali z cały ekwipunkiem przy sobie i bronią w rękach43. Odpoczynek nie trwał długo, ponieważ gdy ledwie zdążyli zasnąć obudził ich krzyk przewodnika44. Czarnoskóry tłumacz oddziału dowiedział się, że do obozu przybył kurier przynosząc wiadomość o tym, iż cały miniony dzień wojownicy „red sticks” przekraczali rzekę Coosa i ruszyli w kierunku oddziałów gen. Jacksona45. Gospodarze usłyszawszy nowiny postanowili zwinąć obozowisko46. Oddział wyruszył w drogę powrotną do oddalonego o 65 mil Ditto’s Landing, gdzie znajdowały się najbliższe oddziały47. Droga wiodła przez odwiedzone wcześniej miasteczko Cherokee. Na miejscu nie znaleziono śladu po rodzinie Radcliffów i Indianach, a cała osada D . C r o c k e t t, op. cit., s. 66. Ibidem, s. 66. 35 D . C r o c k e t t, op. cit., s. 66. 36 W . C . S p r a g u e, op. cit., s. 44. 37 D . C r o c k e t t, op. cit., s. 67. 38 W . C . S p r a g u e, op. cit., s. 44-45. 39 D . C r o c k e t t, op. cit., s. 67. 40 Ibidem. 41 Ibidem. 42 Ibidem. 43 Ibidem, s. 67-68. 44 C h . F . A l l e n, op. cit., s. 81. 45 D . C r o c k e t t, op. cit., s. 69. 46 W . C . S p r a g u e, op. cit., s. 45. 47 C h . F . A l l e n, op. cit., s. 81. 33 34 102 stała w płomieniach48. Po krótkim odpoczynku oddział ruszył w dalszą drogę i około godziny 10.00 następnego dnia dotarł do celu. Na miejscu Crockett zameldował mjr. Coffee o sytuacji, który nie przejął się uzyskanymi informacjami49. Następnego dnia rano do obozu przybył zaginiony mjr Gibson z podobnymi informacjami co Crockett50. Po tym wydarzeniu Coffee rozkazał wznieść umocnienia obozu, oraz wysłać informacje o ruchach wroga do gen. Jacksona, który wraz ze swymi oddziałami przybył na miejsce następnego dnia51. Od momentu przybycia Jacksona (11 października do początku listopada) nie mamy informacji dotyczących działań Crocketta, najprawdopodobniej w tym czasie nie odegrał on znaczącej roli w kampanii. Sytuacja zmieniła się gdy Crockett wchodząc w skład oddziału liczącego 800 ochotników wyruszył, pod dowództwem mjr. Coffee w poszukiwaniu wroga52. Po przekroczeniu rzeki Tennessee, w czasie którego część z nich straciła konie, ochotnicy dotarli do opuszczonej indiańskiej osady, Black Warrior’s Town (Toscaloosa)53. Ochotnicy zabrali kukurydzę i fasolę zostawione przez mieszkańców następnie zaś spalili osadę i dołączyli do głównych sił dowodzonych przez Gibsona54. Pomimo uzupełnienia zapasów żywności warunki zaopatrzeniowe oddziałów były bardzo złe. Wobozie zabrakowało mięsa, w zaistniałej sytuacji Crockeet w rozmowie z dowodzącym jego grupą mjr. Coffee poprosił o zgodę na oddalenie się od oddziału w celu udania się do lasu na polowanie. Wyprawa zakończyła się sukcesem55. Po oddaleniu się od obozu Crockett natknął się na ciało dopiero co oskórowanego jelenia56. Zwiadowca, nie zastanawiając się długo postanowił nie czekać na powrót myśliwego i zarzucił zdobycz na swojego konia wyruszył do obozu57. Następnego dnia armia wyruszyła w dalsza drogę, pod wieczór, gdy rozbito obóz Crockett kolejny raz wyruszył na polowanie58. Tym razem też mu się poszczęściło. Niedaleko od obozowiska natknął się na stado świń, zastrzelił jedną z nich, a pozostałe zwierzęta rzuciły się do ucieczki wprost na obóz towarzyszy Crocketta59. Ochotnicy jak można było się tego spodziewać otworzyli ogień do zwierząt, a oprócz świń ich ofiarą padła znajdująca się w pobliżu krowa60. Crockett wrócił do obozu jako bohater, który zapewnił pożywienie swoim towarzyszom. Następnego dnia ochotnicy dotarli do miasteczka Indian Cherokee, gdzie oficerowie poinformowali mieszkańców o wybiciu należących do nich zwierząt61. Po krótkim odpoczynku oddział Crocketta kolejnego ranka połączył się z główną armią. Po tym wydarzeniu Crockett odwiedził spotkanego wcześniej Radecliffa. Okazało się, iż to właśnie ten wydawałoby się gościnny osadnik wysłał, miesiąc wcześniej, gońca do obozu Indian D . C r o c k e t t, op. cit., s. 69. C h . F . A l l e n, op. cit., s. 81 50 D . C r o c k e t t, op. cit., s. 69. 51 C h . F . A l l e n, op. cit., s. 84. 52 W . C . S p r a g u e, op. cit., s. 46. 53 D . C r o c k e t t op. cit., s. 71-72. 54 Ibidem, s. 46-47. 55 W . C . S p r a g u e, op. cit., s. 48. 56 D . C r o c k e t t, op. cit., s. 72. 57 C h . F . A l l e n, op. cit., s. 84-85. 58 D . C r o c k e t t, op. cit., s. 73. 59 C h . F . A l l e n, op. cit., s. 86. 60 D . C r o c k e t t, op. cit., s. 73. 61 C h . F . A l l e n, op. cit., s. 86. 48 49 103 z informacją o wojownikach Krików celem wystraszenia i przepędzenia oddziału Crocketta z okolicy62. Dowiedziawszy się o tym Crockett wcielili siłą 2 synów osadnika do oddziału63. Po wspomnianym incydencie oddział, w którym służył Crockett wyruszył w kierunku Camp Wills, gdzie dowodzący siłami mjr Coffee został awansowany do stopnia generała64. Następnym celem ochotników stał stało się miejsce Ten Islands nad rzeką Coosa65. Dotarłszy na miejsce oddział wzniósł fort, wysłani zwiadowcy wzięli do niewoli Krików pod dowództwem Boba Catala, a po kilku dniach donieśli o wrogiej osadzie oddalonej o 8 mil od miejsca stacjonowania. Po połączeniu oddziału gen. Coffee z jednostkami płk. Dicka Browna i przy wsparciu rangersów66 dowodzonych przez kpt. Hammonda otoczyli i zaatakowali osiedle67. Starcie to nazwano bitwą pod Tallushnatchee i jak stwierdził Spargue, należała do jednych z najkrwawszych i najokrutniejszych w wojnie z Krikami68. Walka okazała się być bardzo krótka i Indianie szybko poddali się agresorom, choć w trakcie walk jak i po ich zakończeniu doszło do mrożącego krew w żyłach wydarzenia. Crockett opisał je następująco: Zauważyłem pewnych wojowników uciekających do budynku(...) Ścigaliśmy ich dopóki nie zbliżyliśmy się do domu, gdy zobaczyliśmy squaw69 siedząca w drzwiach, oparła stopy na łuku, który trzymała w rękach, potem wzięła strzałę i uniosła swoje nogi i z całej swej siły wypuściła strzałę w naszym kierunku i zabiła mężczyznę, który nazywał się, o ile pamiętam Moore. Był to porucznik, jego śmierć rozsierdziła nas wszystkich, co najmniej dwadzieścia kul przeszyło jej ciało. Strzelaliśmy do nich teraz jak do psów, a potem podłożyliśmy ogień pod domem i spaliliśmy go z 46 wojownikami w środku. Przypominam sobie chłopca, który został postrzelony niedaleko domu, jego udo i ramię były złamane, a znajdował się tak blisko płonącego domu, że tłuszcz zaczął z niego wyciekać. W sytuacji w jakiej się znajdował, nadal starał się czołgać i nie wydał z siebie żadnego dźwięku, mimo że miał zaledwie dwanaście lat70. Ostatecznie w wyniku walk Amerykanie stracili 5 zabitych i 40 rannych, spośród 186 Indian zamieszkujących osiedle nikomu nie udało się zbiec, wszyscy zginęli lub dostali się do niewoli71. Nie był to jednak koniec tej tragicznej historii, gdyż do ochotników nie docierało zaopatrzenie i dostawali oni połowę racji żywnościowych72. W zaistniałej sytuacji Crockett z towarzyszami udał się na pobojowisko w celu znalezienia czegoś do zjedzenia73. Kolejnym ważnym wydarzeniem, w którym Crockett uczestniczył była zwycięska bitwa o Taladegę z 8 XII 1813 r.74 Po bitwie doszło do wydarzenia, które można nazwać buntem ochotników, w którym Crockett wziął udział. Przez kolejne dni nie docierała żadna żywność do oddziałów, na domiar złego ochotnicy, którzy zaciągnęli się tylko na 60 dni, a termin ten już dawno minął, nie dysponowali ciepłymi okryciami, a było już zimno75. Oficerowie dowodzący ochotnikami udali się do Jackosona z prośbą by ich podwładni mogli udać się C h . F . A l l e n, op. cit., s. 86. D . C r o c k e t t, op. cit., s. 74. 64 C h . F . A l l e n, op. cit., s. 86. 65 W . C . S p r a g u e, op. cit., s. 50. 66 Rangers – żołnierz amer. i bryt. oddziałów dywersyjno-rozpoznawczych. 67 D . C r o c k e t t, op. cit., s. 74. 68 W . C . S p r a g u e op. cit., s. 50. 69 Squaw- wśród Indian amerykańskich żona lub kobieta. 70 D . C r o c k e t t, op. cit., s. 75-76. 71 W . C . S p r a g u e, op. cit., s. 52. 72 D . C r o c k e t t, op. cit., s. 76. 73 Ibidem, s. 76. 74 C h . F . A l l e n, op. cit., s. 90-91. 75 D . C r o c k e t t, op. cit., s. 79. 62 63 104 do domów, ten jednak odmówił, biorąc odpowiedzialność na siebie76. Nie zniechęciło to ochotników, którzy i tak postanowili wrócić do domu. Jackson kazał żołnierzom i milicji zagrodzić drogę ochotnikom, ci jednak nie zważając na groźby z bronią w ręku zaczęli opuszczać obóz. Do eskalacji konfliktu nie doszło, a „buntownicy” udali się do domów77. Po zmianie konia i zebraniu nowego zaopatrzenia Crockett i jego towarzysze wrócili do fortu Deposite78. Na miejscu czekała ich niemiła niespodzianka. Zostali poinformowani przez oficerów, którzy byli w forcie, iż służba została przedłużona na 6 miesięcy79. Crockett wraz z towarzyszami dołączył do oddziału mjr. Russela, w którym został zwiadowcą. Dalsza służba Crocketta to marsze i seria potyczek z Indianami zakończona bitwą pod Enstichopoko z 24 I 1814 r., po której Crockett stwierdził Pamiętam, że bardzo się cieszyłem kiedy to wszystko się skończyło, a dzicy odstąpili od nas, bo zaczynałem wierzyć, że za każdym drzewem czai się któryś z nich80. Opisane wydarzenia zakończyły kampanię przeciw Krikom w Tennesse, a ochotnicy udali się do swoich domów. Crockett nie pozostał jednak długo z rodziną. Po triumfie gen. Jacksona nad Krikami w marcu 1814 r. pod Tohopeka, zwycięski wódz rozpoczął nową kampanię81. Tym razem celem ataku były Floryda i miejscowość Penscola, z której Anglicy zaopatrywali Krików. Crockett stwierdził: Chcę poczuć smak angielskiego stylu walki, i po raz kolejny zaciągnął się do oddziału dowodzonego przez mjr. Russela82. Konflikt z Krikami zakończył się 14 VIII 1814 r., gdy Jackson podpisał, korzystny dla USA pokój z wrogiem83. Dzięki temu Crocktett mógł w listopadzie tego samego roku wrócić do domu, czego jednak nie uczynił i wziął udział w kampanii przeciw Brytyjczykom do roku 1815. Zarówno w tej kampanii jak i poprzednich Crcokett nie odznaczał się jako wybitny żołnierz. Możemy w taki wypadku zadać sobie pytanie skąd wzięła się legenda Davy’ego Crocketta? Wynika ona z jednej strony z jego bezkompromisowej postawy i szczerości. Przykładem takiego postępowania może być wydarzenie z listopada 1814 r. gdy oddział Crocketta natknął się na 2 zwiadowców Krików. Indiańscy sprzymierzeńcy z plemienia Choctaw dotarli do wrogów wcześniej i po zabiciu nabili głowy ofiar na włócznie po czym uderzali maczugami w trofea. Crockett nie wahając się wziął maczugę i sam uderzył w jedną z głów. Dzięki temu Indianie zaakceptowali Crocketta, gdyż okrążyli go i zaczęli wskazując naszego bohatera wołać wojownik, wojownik84. Podczas tej samej kampanii Crockett udowodnił swoje oddanie wobec towarzyszy broni. Gdy brakowało żywności, Crockett wraz z myśliwymi, nocami wyruszał z obozu na polowania aby zapewnić swoim kolegom jedzenie. Trudno więc mówić o tym, by Crockett zjednywał sobie ludzi swoim heroizmem, jako żołnierz, czynił to swymi umiejętnościami zwiadowcy oraz bezwzględnością. Obecność takiego człowieka w oddziale działała pozytywnie na morale żołnierzy, którzy mogli być pewni, że nie zgubią się pośród leśnych ostępów, ani nie doświadczą głodu. Legenda, która urosła wokół jego osoby po wojnie z Krikami, ułatwiła mu drogę do kariery politycznej. Sława jednak nie zmieniła Crocketta, aż do śmierci pozostał człowiekiem prostolinijnym i bezkompromisowym. Ibidem. W . C . S p r a g u e, op. cit., s. 56-57. 78 D . C r o c k e t t, op. cit., s. 81. 79 Ibidem. 80 Ibidem, s. 84. 81 C h . F . A l l e n, op. cit., s. 99. 82 D . C r o c k e t t, op. cit., s. 85. 83 C h . F . A l l e n, op. cit., s. 101. 84 Ibidem, s. 102-103. 76 77 105 Michał Surmacz Uniwersytet im. Adama Mickiewicza w Poznaniu SYLWETKA AMERYKAŃSKIEGO CZŁOWIEKA POGRANICZA W XVIII W. Granica jest miejscem szczególnym, osobliwym punktem krytycznym, niebezpiecznym miejscem styku świata znanego i obcego1. W pewnym opisie pogranicza (zupełnie innego niż amerykańskie) określono tego typu ziemie, jako obszar niejednoznaczności, gdzie zacierają się granice między dobrem i złem, prawdą i fałszem, praworządnością i przestępstwem2, używając sformułowań, które idealnie pasują do terenu działalności tytułowego bohatera. Niejednego fascynowała ta granica dwóch odmiennych kultur, ta zamieszkana przez tajemnicze postaci ludzi pogranicza kraina, będąca jak gdyby granicą między życiem i śmiercią3 – pogranicze stało się już przedmiotem badań ze strony naukowców reprezentujących różne dziedziny wiedzy: historię, literaturoznawstwo, etnografię i szeroko pojęte kulturoznawstwo. Poniżej postaram się krótko scharakteryzować zjawisko, jakim był powstały właśnie na tym, jednym z licznych na świecie, obszarze granicznym –wśród dzikich ostępów północnoamerykańskich – typ człowieka dzielnie stawiającego czoła przeciwnościom losu, wydzierającego naturze jej bogactwa i zawłaszczającego dla cywilizacji coraz większe połacie ziemi. Zanim jednak zajmę się tytułowym bohaterem niniejszej pracy, trzeba zastanowić się, czym właściwie było amerykańskie pogranicze, to szczególne miejsce styku natury z kulturą. Według jednej z definicji granica ta była linią oddzielającą populację wielkości 2 lub więcej osób na milę kwadratową od leżącej dalej na zachód przestrzeni, której mieszkańcami byli jedynie pojedynczy ranczerzy, traperzy lub rybacy oraz grupy górników i drwali4. Właśnie o granicy w rozumieniu powyższej definicji można mówić pod koniec XVIII w. – opierała się ona wówczas o łańcuch Appalachów, z kilkoma enklawami położonymi na zachód od tego pasma górskiego5. Jednakże obiektem zainteresowania niniejszej pracy nie jest bynajmniej sztucznie wytyczona linia demarkacyjna, lecz pojęcie znacznie szersze – pogranicze. Termin ten uznawany jest powszechnie za synonimiczny wobec granicy, ale jest on mniej nacechowany znaczeniowo a pojemniejszy, generowany sensami wypływającymi z mającego tam miejsce styku dwóch jakości, 1 A. D e c - P a l i w o d a, Typy granic i pograniczy w powieściach Sergiusza Piaseckiego, [w:] Topika pogranicza w literaturze polskiej i niemieckiej, Rzeszów 1998, s. 148. 2 R. G o l e s z, Obraz galicyjskiego miasteczka w twórczości Josepha Rotha, [w:] Topika pogranicza..., s. 68. 3 J. K o p r o w s ki, Józef Roth, Warszawa 1980, s. 105, R . G o l e s z, op. cit., s. 68. 4 F.A. W a l k e r, H. G a n n e t, Movements of Population 1790 to 1880, [w:] Census of Population, 1880, t. 1., Washington (D. C.) 1883, s. XI. 5 H.J. N e l s o n, Town Founding and the American Frontier, „Yearbook of the Association of Pacific Coast Geographers”, t. 36, 1974, s. 9. Pod względem ściśle geograficznym pogranicze rozciągało się mniej więcej od równoleżnika 30° do 45° szerokości geograficznej północnej, co daje obszar o bardzo dużej rozpiętości geograficznej. 107 ich: sąsiedztwa, dialogu, współistnienia, zderzenia, przenikania, dyfuzji, ale też ścierania się, zawłaszczania (aneksji, podboju)6. Z geopolitycznego punktu widzenia, w XVIII w. pogranicze brytyjskich kolonii amerykańskich oddzielało je od dwóch potencjalnych rywali. Pierwszym z nich były rdzenne plemiona tubylcze, których przodkowie przybyli na ten kontynent z Azji około 15-20 tys. lat temu7. Kulturę indiańską (jeżeli w ogóle można mówić w tym wypadku o jednej kulturze) cechowała wielka różnorodność, a polityczne rozdrobnienie plemion, z których tylko niektóre zawiązywały coś na kształt konfederacji, spowodowało trudności w wytrzymaniu naporu białych8. Drugim przeciwnikiem dla brytyjskich kolonii w Ameryce pozostawała Francja, ostatnia kolonialna potęga, która potrafiła jeszcze wtedy rywalizować z Wielką Brytanią jak równy z równym9. Nowy etap konfliktu między Anglią a Francją rozpoczął się z chwilą wstąpienia na tron angielski Wilhelma Orańskiego, który jako władca Niderlandów odnowił uśpioną rywalizację. W czterech kolejnych wojnach, które z Europy przedostały się do kolonii amerykańskich do rywalizacji Wielkiej Brytanii z Francją mieszały się bezustannie plemiona indiańskie, które pozwalały się poróżnić i ignorując rasową solidarność, walczyły po obu stronach konfliktu10. Sytuacja geopolityczna regionu zmieniła się diametralnie po wygranej przez Brytyjczyków wojnie siedmioletniej11, kiedy to największy europejski rywal Wielkiej Brytanii na tamtym terenie przestał stanowić realne zagrożenie. Do opisanego wcześniej obszaru pogranicza doszły również na mocy traktatu paryskiego częściowo należące przed wojną do Francji tereny dzisiejszej Kanady i Luizjany, które trzeba było zagospodarować i włączyć w brytyjski system kolonialny12. Dnia 7 X 1763 r. król brytyjski Jerzy III podpisał proklamację, w której rozwiązywano sytuację zaistniałą po zakończeniu wojny siedmioletniej. Motywem przewodnim było ujednolicenie wewnętrznej organizacji nowych kolonii i dostosowanie ich statusu do istniejących już posiadłości brytyjskich w Ameryce. Bardzo ważna była również kwestia uposażenia weteranów wojennych poprzez przydzielenie im działek o określonej, proporcjonalnej do rangi, wielkości. Kluczowa dla tematu niniejszej pracy jest próba powstrzymania fali kolonistów zamierzających wykorzystać powojenny czas pokoju i osiedlić się na nowo zdobytych przez Wielką Brytanię ziemiach. W tekście proklamacji zawarto explicite zakaz podejmowania oficjalnej działalności umożliwiającej zasiedlenie ziem na zachód od pasma Appalachów: Zważywszy, że sprawiedliwe jest i rozsądne oraz kluczowe dla naszych interesów i bezpieczeństwa naszych kolonii, iż kilku narodów i plemion indiańskich, z którymi mamy styczność i które mieszkają pod naszą ochroną, nie będzie się niepokoić [...], ogłaszamy niniejszym, po konsultacjach z naszą Tajną Radą, że naszą wolą królewską i życzeniem jest, aby żaden gubernator lub dowódca jakiejkolwiek z naszych kolonii [...] nie ośmielił się pod jakimkolwiek pretekstem nadawać pełnomocnictw na pomiary lub wydawać patentów na grunty poza granicami poszczególnych okręgów opisanych w ich pełnomocnictwach13. A . D e c-P a l i w o d a, op. cit., s. 150. Vide: E. L i p s, Księga Indian, Warszawa 1971, s. 10-11. 8 W.T. H a g a n, The Indian in American History, „American Historical Association Pamphlets” 1971, nr 240, s. 5. 9 Niderlandy utraciły na rzecz Anglii kolonie skupione wokół Nowego Amsterdamu, a hiszpańska kolonizacja straciła impet już wcześniej. 10 W.T. H a g a n, op. cit., s. 5-6. Pomimo zupełnie różnego podejścia do tubylców, obie kolonialne mocarstwa umiały pozyskać sobie zwolenników, często wykorzystując ich wzajemne animozje. 11 Jej kolonialny teatr działań znany jest w anglosaskiej historiografii pod nazwą wojny z Francuzami i Indianami. 12 E. R o s t w o r o w s k i, Historia powszechna. Wiek XVIII, Warszawa 2002, s. 346. 13 Proclamation of 1763, 7 Oct. 1763, [w:] Documents of American History, t. 1., New York 1971, s. 48-49. 6 7 108 Podobnie w odniesieniu do Trzynastu Kolonii założonych przed wojną siedmioletnią, proklamacja królewska z 1763 r. zakazywała nadawania pełnomocnictw na pomiary i wydawania patentów na grunty położone za górnym biegiem i źródłami którejkolwiek z rzek, które wpływają do Oceanu Atlantyckiego z zachodu i północnego zachodu14. Tak przedstawiało się polityczne rozumienie pojęcia pogranicza u brytyjskich decydentów mieszkających na co dzień w metropolii. Wszystko, co znajdowało się na zachód od źródeł rzek (wypływających z Appalachów) było, przynajmniej na jakiś czas, zastrzeżone dla Indian, jako ich tereny łowieckie15. Intencją ustawodawców było między innymi zahamowanie osadnictwa transappalachijskiego w celu ułatwienia działalności poborców podatkowych, zachowanie czegoś na kształt „równowagi ekologicznej”, by móc korzystać z rezerwuaru zwierząt futerkowych (zwłaszcza bobrów) oraz chęć ukrócenia nadużyć w handlu z Indianami, którzy byli zawsze potencjalnym zagrożeniem dla stabilności sytuacji w koloniach16. Podejście do spraw indiańskiego terytorium zmieniło się po uzyskaniu przez Stany Zjednoczone niepodległości, kiedy to kongres konfederacji potwierdził amerykańskie prawo podboju (right of conquest), nie uznając tym samym żadnych prawa własności indiańskich sprzymierzeńców Wielkiej Brytanii17. * Po prezentacji zarówno geograficznego, jak i geopolitycznego środowisko, w którym się poruszali, najwyższy czas zadać pytanie, kim byli amerykańscy ludzie pogranicza w XVIII w. Na samym początku wypada przyjrzeć się nazwie, jakiej używa się do określenia przedstawiciela interesującej nas grupy. Angielskie określenie frontiersman (pojawiające się znacznie częściej od słowa borderman) implikuje szczególny rodzaj granicy i oznacza zwłaszcza kogoś, kto żyje na pograniczu cywilizacji, na swoistej linii frontu 18. Amerykański pogranicznik z kolonii brytyjskich był w zasadzie tworem endemicznym, ograniczonym wyłącznie do terenów na obrzeżach posiadłości Wielkiej Brytanii na kontynencie północnoamerykańskim, warto jednak zauważyć, że posiadał on swój odpowiednik w grupie coureurs de bois, handlarzy futrem i traperów francuskiej proweniencji. Kanadyjscy „biegacze leśni” nie wzbudzali jednak wśród swych ziomków estymy podobnej do tej, którą obdarzani byli przez kolonistów brytyjskich amerykańscy – anglojęzyczni – frontiersmen, gdyż pomimo oficjalnego zachęty do zajmowania się rolnictwem w Kanadzie, typowy Francuz pozostawał handlowcem19 i pozostawał w stałym kontakcie z terenami granicznymi, by móc handlować z Indianami. Tymczasem u brytyjskiego kolonisty, który zajmował się głównie Ibidem, s. 49. W tekście proklamacji mowa o możliwości zmiany zdania przez monarchę: Vide: Ibidem. 16 Szczegółowa analiza powodów wydania proklamacji królewskiej oraz przebieg powstania Pontiaka Vide: M. S u r m a c z, Reakcja kolonistów na politykę brytyjską w Trzynastu Koloniach amerykańskich w latach 1763-1770, s. 40-52; praca magisterska napisana w Zakładzie Historii Nowożytnej do XVIII wieku Instytutu Historii UAM pod kierunkiem prof. dra hab. Macieja Serwańskiego (komputeropis). 17 R.V. H i n e, J.M. F a r a g h e r, Frontiers: A Short History of the American West, New Haven (CT) 2007, s. 40 18 Vide: hasło ‘Frontiersman’ w The Oxford English Dictionary, t. 6., Oxford 2000, s. 218. W niniejszej pracy angielskie słowo frontiersman tłumaczone jest konsekwentnie jako „człowiek pogranicza” lub „pogranicznik”, mimo że to drugie określenie wzbudza konotacje z żołnierzem chroniącym obszar pograniczny (znaczenie niejako zawierające się w semantycznych granicach angielskiego odpowiednika – istnieli również ‘frontiersmeni’ wojskowi, o których będzie mowa później). Według Słownika Języka Polskiego słowo ‘pogranicznik’ może oznaczać również mieszkańca okolic położonych w pobliżu granicy państwa i w tym znaczeniu jest odrobinę bardziej zbliżone do słowa frontiersman, które jednak ma w języku angielskim nie dające się oddać jednym polskim słowem pole semantyczne. 19 W.T. H a g a n, op. cit., s. 6. 14 15 109 rolnictwem, profesja pogranicznika cieszyła się dość dużym poważaniem i była stosunkowo wysoko ceniona; otaczała ją nawet, można by rzec, pewna mistyczna aura tajemniczości. W ślady legendarnych pionierów ruszali więc liczni farmerzy, mający nadzieję na własny kawałek żyznej ziemi do uprawy. Z drugiej strony, mieszkańcy Wschodu nigdy nie rozumieli ludzi Zachodu i mieli o nich ambiwalentne zdanie. (...) Niektórzy określali ludzi pogranicza (people of the frontier) jako wspaniałych, niezależnych łowców wędrujących po nietkniętej ludzką stopą leśnej dziczy. Inni widzieli jedynie podłą, niemrawą i leniwą hołotę20. Przebywanie na terenie pogranicza (nie tylko amerykańskiego) może być uznane za swego rodzaju sytuację graniczną21. Prócz przestrzennego aspektu graniczności, można mu mówić w tym wypadku o liminalności metaforycznej, charakterystycznej dla rytuałów przejścia, bowiem egzystencja amerykańskiego pogranicznika zakładała balansowanie na krawędzi dwóch światów i przekraczanie granic zarówno naturalnych, jak i symbolicznych22. W sensie antropologicznym pogranicznicy stawali się jak gdyby mediatorami pomiędzy oboma światami, stąd zapewne charakterystyczny sposób ich postrzegania (wspomniana wcześniej mistyczna aura tajemniczości). Pomimo że jest o wyprawa na niepewny grunt psychohistorii, warto jednak zatrzymać się na chwilę przy wspomnianej wyżej niezależności pogranicznika. Łączy się ona z dwojako rozumianym pojęciem wewnątrzsterowności. Ogólnie rzecz biorąc, osobowość pogranicznika cechowała się całkowitą niezawisłością i dążeniem do samowystarczalności. Wewnątrzsterowność w rozumieniu Riesmana (inner-direction) to taki typ osobowościowy, którego przedstawiciele (amerykański frontiersman był jednym z przykładów) traktują pracę jako kształtowanie pozaludzkiego świata rzeczy23. Wewnątrzsterowność według Recklessa zakłada zaś samodzielne i aktywne kierowanie swoim zachowaniem24. Pogranicznik był z reguły osobą o wewnętrznym umiejscowieniu kontroli, podejmującą świadome decyzje i biorącym za nie pełną odpowiedzialność. W ciężkich warunkach mógł liczyć jedynie na siebie – przyroda nastręczała mu [...] wiele problemów. Jej przeobrażanie i przystosowanie wymagało tego, by stał się twardy i polegał na samym sobie25. Podejmowano już próby dokonania podziału pograniczników na kilka grup, których członków łączyłby jakiś wspólny mianownik. Autorem dwóch pierwszych propozycji usystematyzowania uczestników fal migracyjnych jest amerykański historyk i badacz Dzikiego Zachodu, Ray A. Billington, który podsumował analizy XIX-wiecznego historyka Fredericka 20 R.V. H i n e, J.M. F a r a g h e r, op. cit., s. 46. Najmniej pociągających w rzeczywistości myśliwych postrzegano jako podobnego bogom bohatera, który był reinkarnacją gloryfikowanego przez XVIII-wieczny romantyzm „dziecięcia natury”, a pionierskich osadników uważano za ową barbarzyńską hołotę, „nieobyczajnych prostaków i ciemniaków”. O tworzeniu tego rodzaju mitów Vide: R. B i l l i n g t o n, Amerykańskie kresy – ziemia obiecana, „Dialogue-USA”, 1976, nr. 3, s. 20. Artykuł ten jest skrótem odczytu wygłoszonego przez Billingtona na 19. Międzynarodowym Kongresie Nauk Historycznych w San Francisco: I d e m, Cowboys, Indians, and the Land of Promise: The World Image of the American Frontier, San Marino (CA) 1975. 21 Vide: B. T h o m a s s e n, The Uses and Meanings of Liminality, „International Political Anthropology” t. 2., 2009, s. 5-27. Termin ‘sytuacja graniczna’ użyty jest tutaj w odmiennym znaczeniu niż to, które nadał mu Karl Jaspers (a mianowicie sytuacji (limit situation; Grenzsituation), które nie zmieniają się i które towarzyszą człowiekowi przez całe jego życie). Vide: R. R u d z i ń s k i, Jaspers, Warszawa 1978, s. 105. Przyjmując jednak, że sytuacją charakterystyczną dla pogranicznika jest permanentny stan walki z naturą i z samym sobą, to zbliżamy się do Jaspersowskiego rozumienia tego terminu. 22 O tak pojmowanej liminalności: A. v a n G e n n e p, Obrzędy przejścia, Warszawa 2006; V. T u r n e r, Las symboli. Aspekty rytuałów u ludu Ndembu, Kraków 2007. 23 D. R i e s m a n, Samotny tłum, Warszawa 1996, s. 159. 24 Vide: W.C. R e c k l e s s, The Crime Problem, New York 1973, s. 55. 25 D. R i e s m a n, op. cit., s. 161. 110 J. Turnera i jego uczniów. Pierwsza typologia zaproponowana przez Billingtona26, dostarcza ogólnego spojrzenia na kolejne grupy podróżujące ze wschodniego wybrzeża na zachodnie ziemie kontynentu, skupione w pięć przybywających w określonej sekwencji fal: 1) handlarze futer, 2) hodowcy bydła (cattlemen), 3) górnicy (zwłaszcza w niektórych rejonach), 4) pionierscy farmerzy (pioneer farmers), a na końcu 5) wyposażeni farmerzy (equipped farmers), którzy stanowili główny nośnik urbanizacji i którzy przyciągali za sobą wszelkiego rodzaju specjalistów, od sklepikarzy i rzeźników po nauczycieli i prawników, przedstawicieli profesji potrzebnych w rozwijającym się mieście. Billington zaproponował później również jeszcze jeden podział – pisząc o kreowaniu mitu amerykańskich kresów jako ziemi obiecanej, przedstawił on typologię pogranicznika, której obraz wyłonił się z opisów literackich i podróżniczych27. Abstrahując od ideologicznych aspektów dzieł literatury (w postaci wymienionych przez autora stereotypowych cech charakteryzujących – według pisarzy i podróżników – poszczególne typy pograniczników), warto się przyjrzeć temu, jak literackie odzwierciedlenia mają się do sytuacji przedstawionej w źródłach historycznych. Billington wymienia trzy grupy: „myśliwców”, „osadników” i „pionierów”. Ci pierwsi stanowili awangardę pochodu na Zachód, drudzy przypuszczali pierwszy atak na puszczę, a ostatni poszerzali wykarczowane obszary i byli zwiastunami cywilizacji28. Powyższe próby podzielenia wydają się stosunkowo proste i jasne, pomijają bowiem złożony charakter problemu. Warto spojrzeć na ludzi pogranicza pod innym kątem i odrobinę rozszerzyć perspektywę spojrzenia na fenomen amerykańskiego pogranicznika. Wówczas w zakresie naszych zainteresowań zaczną pojawiać się dodatkowe profesje, również stanowiące nieodłączny element krajobrazu amerykańskiej frontier, pominięte we wcześniejszych typologiach. W nowej klasyfikacji należałoby odejść od klasycznego rozumienia terminu frontiersman i przyjąć za kryterium szeroko rozumianą aktywną obecność w strefie granicznej. Klasyfikacja ta zawierałaby dychotomiczny podział, którego dwie podklasy nie wyłączałyby się jednak nawzajem – charakterystyczna była bowiem wielka mobilność klasyfikowanych postaci oraz wzajemne przenikanie się poszczególnych jednostek klasyfikacyjnych. Należy pamiętać, że w gruncie rzeczy każdy tego typu podział jest sztuczny, gdyż żaden pogranicznik nie przejmował się trudnościami historyka w przyporządkowaniu go do odpowiedniej grupy. Ponadto należy podkreślić, że poniższa próba typologii ma charakter ściśle roboczy i poddawana będzie dalszej weryfikacji źródłowej. W proponowanej strukturze hierarchicznej hiponimami pogranicznika w sensie ogólnym byłyby posiadające mniejszy zakres znaczeniowy pojęcia A) pogranicznika „awanturnicznego” oraz B) pogranicznika „zinstytucjonalizowanego”. Ten pierwszy, charakteryzujący się brakiem stałej przynależności do zorganizowanej (zwłaszcza „państwowej”) organizacji, byłby wyrazem nadrzędnym (hiperonimem) dla A1) „myśliwych” (w skład których wchodziliby myśliwi-traperzy, pathfinders/trailblazers, longhunters, a po 1763 r. pozostali na terenie brytyjskim coureurs de bois) i dla A2) „osadników” (nielegalnych squatters, legalnych osadników i późniejszych „wyposażonych farmerów” Billingtona). Członkowie grupy zinstytucjonalizowanej byliby niejako zrzeszeni w formalne organizacje (tj. armia, aparat urzędniczy) – kategoria ta dzieliłaby się na B1) „wojskowych” (osobno żołnierzy i oficerów) 26 Vide: R.A. B i l l i n g t o n, Westward Expansion, A History of the American Frontier, New York 1960, s. 1-11; H. J. N e l s o n, op. cit., s. 9. 27 R. A. B i l l i n g t o n, Amerykańskie kresy..., s. 16-27. 28 Ibidem, s. 20. 111 oraz B2) „urzędników” (w tym kolonialnych agentów ds. Indian, oficjalnie zatrudnionych tłumaczy itp.). Wspomniane wcześniej niejednoznaczności i trudności w zakwalifikowaniu poszczególnych ludzi pogranicza widoczne są, kiedy zaczynamy analizować biografie rzeczonych postaci. Zacznijmy od Daniela Boone’a – urodzony w 1734 r. Boone był archetypicznym pogranicznikiem, człowiekiem za pan brat z naturą, który już za swego życia doczekał się książki na swój temat29. W mniemaniu większości poznał on Indian na tyle, że potrafił ich bez trudu pokonywać, lecz on sam przyznawał, że nie zabił w życiu żadnego Indianina – traktowali go oni lepiej niż jego biali pobratymcy30. Boone służył w wojsku podczas wojny siedmioletniej, po zakończeniu działań wojennych zajął się długotrwałymi wyprawami w poszukiwaniu skór zwierzęcych (long hunts). Później zatrudniony został przez Kompanię Transylwańską w charakterze przewodnika, osiedlił się w dzisiejszym Kentucky, ale stracił cały swój majątek w wyniku spekulacji ziemią i ostatecznie wrócił na pogranicze, gdzie czuł się jak w domu. Już jemu współcześni otaczali go szacunkiem, a wraz z kolejnymi pokoleniami, osoba pogranicznika, który w ciągu swego życia był zarówno myśliwym, jak i osadnikiem, obrastała legendą. Sławą Boone’owi dorównywał Simon Kenton, dziś już odrobinę zapomniany, a za swego życia ratujący nawet słynnego Boone’a z opresji (jego zdolności snajperskie były bardzo sławne)31. Kenton wyruszył w dzikie tereny w wieku 16 lat po niefortunnej historii, kiedy to pobił do nieprzytomności konkurenta o serce pewnej dziewczyny. Myśląc, że zabił rywala, uciekł na zachód bez pieniędzy i prowiantu. W dziczy czuł się bardzo dobrze, a swoje doświadczenie wykorzystywał później jako żołnierz. Wśród innych pograniczników, którzy również walczyli jako żołnierze na uwagę zasługuje Jesse Hughes, który wsławił się tym, że był dziki jak wilk, a Indian lubił zabijać bardziej niż jeść domowe obiady32. Przykładem pogranicznika, który podążał ścieżką kariery wojskowej, a który dodatkowo jeszcze został mianowany na głównego urzędnika ds. Indian w Wirginii (superintendent for Indian affairs), był Joseph Martin. W młodości uciekł do wojska, jako młody ochotnik poznawał tereny pogranicza, a po zakończeniu wojny siedmioletniej postanowił działać na własną rękę, jako traper i poszukiwacz przygód. Określany jako dziki, niezdyscyplinowany, wolno myślący (intelectually lazy) i niemrawy33, Martin zrezygnował z cywilizacji na rzecz bliskości z naturą – kolejny zbieg i uciekinier (po Kentonie) przeistoczył się podczas pobytu w amerykańskiej dziczy w nieustraszonego bohatera. Podczas wojny o niepodległość Stanów Zjednoczonych Martin dosłużył się stopnia generała. Zupełnie innym rodzajem ludzi pogranicza byli niesławni bracia Harpe – pierwsi seryjni mordercy w historii Ameryki34. Na końcu warto przywołać polski akcent, jakim jest osoba polskiego szlachcica Jana Antoniego Sadowskiego, który przybył z początkiem XVIII stulecia do Ameryki Północnej i zamieszkał w Pensylwanii. Początkowo na własną rękę prowadził kontakty handlowe z Indianami. Umiejętności językowe, które zdobył podczas tego zajęcia, były jedną 29 J. F i l s o n, The Adventures of Col. Daniel Boon, [w:] i d e m, The Discovery, Settlement and Present State of Kentucke, Wilmington (NC) 1784. 30 R.V. H i n e, J. M. Faragher, op. cit., s. 191. 31 Vide: W.B. A l l e n, A History of Kentucky, Louisville (KY) 1872, s. 33-40. 32 L.V. M c W h o r t e r, The Border Settlers of Northwestern Virginia from 1768-1795, Hamilton (OH) 1915, s. 59. 33 G. A r o n h i m e, General Joseph Martin: A Forgotten Pioneer 1740-1898, „Historical Sketches of Southwest Virginia” 1966, nr. 2., s. 83-96. (http://vagenweb.org/scott/HSpub3.html; [dostęp z dn. 03 III 2012]. 34 Vide: J. J e n k i n s, The Harpe Brothers, „Henderson Gleaner” 1988, 27 marca, (http://home.comcast.net /~hendersoncountyky/history/harpe_brothers. html; [dostęp z dn. 03 III 2012]. 112 z przyczyn, dla których ówczesny gubernator Pensylwanii, Patrick Gordon, mianował go oficjalnym przedstawicielem swojej kolonii w kontaktach z tubylcami35. W 1735 r. Sadowski założył na terenie dzisiejszego stanu Ohio posterunek handlowy, nazwany od jego przekręconego nazwiska Fort Sandusky. Również urodzeni już w Ameryce Północnej synowie Sadowskiego – Jacob i James – pozostali wierni ojcowskiej profesji i jako prawdziwi amerykańscy pogranicznicy towarzyszyli Danielowi Boone’owi w jego wyprawach na zachód36. * Powyżej padło już najważniejsze nazwisko, wiążące się z kwestiami amerykańskiego pogranicza, nazwisko, do którego pragniemy się jeszcze raz odwołać. Chodzi mianowicie o postać Fredericka Turnera, amerykańskiego historyka i autora teorii pogranicza (frontier thesis), w której zakładał, że pewne cechy społeczeństwa amerykańskiego – takie jak np. egalitaryzm i innowacyjność – wytworzyły się podczas zdobywania zachodnich ziem Ameryki Północnej 37. Teoria ta została krytycznie przeanalizowana przez kolejne pokolenia amerykańskich historyków, którzy kładli nacisk na inne czynniki kształtujące wyjątkowy charakter ich narodu m.in. na mieszankę narodowości (słynny melting pot), walkę klas w duchu marksistowskim, a nawet, w zgodzie z najnowszymi trendami badawczymi, rolę płci (gender) w rozwoju nacji amerykańskiej38. Mimo wszystkich krytycznych uwag, teoria Turnera stała się obecna w świadomości grupy znacznie szerszej niż tylko znawców historii, wpływając na postrzeganie pogranicza przez przeciętnego Amerykanina39. Na zakończenie proponuję przenieść teorię o doniosłej roli pogranicza (the significance of the frontier) nieco wcześniej – w XVIII stulecie. Odnoszący się do XIX w. Turner używał słowa „granica” (frontier) w odniesieniu do obszarów, które znane są dziś pod popularną nazwą Dzikiego Zachodu, traktując łańcuch Appalachów po macoszemu. Wyraźnie jednak zaznaczał procesualny charakter graniczności i „postrzegał granicę zarówno jako miejsce jak i proces”40. Podążając tym tropem, można doszukiwać się zaczątków tego procesu już wcześniej i próbować uchwycić jego początkową fazę w wieku XVIII, kiedy to koloniści napotkali nieco inny rodzaj pogranicza, uboższy od zachodnich prerii w otwarte przestrzenie, pełen nieprzyjaznych terenów leśnych, którymi władali przyzwyczajeni do mieszkania w puszczy rdzenni Amerykanie – innymi słowy, teren dzikszy nawet od Dzikiego Zachodu. W odróżnieniu od postulowanego przez Turnera zestawu typowo amerykańskich cech, wykształconego podczas zdobywania nowych ziem (optymizm, skupienie się na przyszłości, wyzbycie się ograniczeń spowodowanych niedostatkiem ziemi uprawnej, marnotrawstwo surowców naturalnych)41, charakterystyczne znamiona pogranicznika z okresu 35 L . P a s t u s i a k, Polacy w zaraniu Stanów Zjednoczonych, Warszawa 1977, s. 39; J .A . B o r k o w s k i, Early Polish Pioneers in City of Pittsburgh and Allegheny County, Pittsburgh (PA) 1948, s. 10. 36 S. G r z y b o w s k i, op. cit., s. 181. 37 F . J. T u r n e r, The Significance of the Frontier in American History, [w:] i d e m, The Frontier in American History, New York 1921, s. 1-38. 38 Ibidem, s. 4. 39 P .N . L i m e r i c k, The Adventures of the Frontier in the Twentieth Century, [w:] The Frontier in American Culture, Berkeley (CA) 1994, s. 79. 40 R . W . E t u l a i n, Prologue: The Twentieth-century West, [w:] The Twentieth-century West: Historical Interpretations, Albuquerque (NM) 1989, s. 2. Turner podkreślał dynamiczność zdarzeń dokonujących się na stale przesuwającym się na zachód pograniczu, a kontynuatorzy jego myśli mówili o doświadczeniu pogranicza (frontier experience; frontiering). Vide: G.J. H a u s l a d e n, Western Places, American Myths: How We Think About the West, Reno (NV) 2006, s. 6-7. 41 F .J . T u r n e r, Pioneer Ideals and the State University, [w:] idem, op. cit., s. 269-289. 113 wcześniejszego, to oszczędność, zawziętość, upór, nieustająca wola walki z przeciwnościami losu. Owo interesujące uwydatnienie się cech często przypisywanych purytanom zasługuje na dalsze badania, podczas których należałoby również przyjrzeć się, jakie konkretnie czynniki stały się katalizatorem przemian i spróbować ustalić, kiedy dokładnie nastąpił moment krytyczny, w którym zmiany te zaczęły zachodzić. Na zakończenie mały akcent literacki. W świadomości przeciętnego Amerykanina archetypem pogranicznika (obok postaci Daniela Boone’a) jest Natty Bumppo (alias Sokole Oko) z cyklu powieściowego Jamesa Fenimore Coopera, który uosabiał w swej postaci wszystkie pozytywne cechy frontiersman’a. Wizja amerykańskiego pogranicza była w dużej mierze konstrukcją opartą na micie dzielnych poszukiwaczy przygód, wydzierających naturze, piędź po piędzi, poszczególne tereny. Nie powinno się jednak zbywać tej konstrukcji milczeniem. Wszak mit pogranicza w wersji Coopera wraz z purytańskimi Pielgrzymami Williama Bradforda, szukającymi „miasta na wzgórzu” (the city upon a hill), z amerykańskim snem Benjamina Franklina, który zawdzięczał swój sukces jedynie sobie samemu (prototypowy przykład self-made man’a) oraz z nadprzyrodzonym folklorem opowiadań Washingtona Irvinga stał się ważnym elementem amerykańskiej mitologii, która kształtowała świadomość całego narodu. 114 Aleksandra Sylburska Uniwersytet Łódzki KONCEPCJA SAMOSTANOWIENIA NARODÓW THOMASA WOODROWA WILSONA: IDEA A PRAKTYKA NA PRZYKŁADZIE POGRANICZA WĘGIERSKO-SŁOWACKIEGO Wiek XIX to okres budzenia się i dojrzewania świadomości narodowej w Europie. Narody zamieszkujące wieloetniczne państwa, pod wpływem dyskryminującej polityki władz oraz międzynarodowych nurtów ideologicznych i kulturowych, zaczęły domagać się poszanowania ich praw do autonomii i swobodnego rozwoju. Dogodnym momentem, w którym mogły wyegzekwować swoje żądania, okazała się I wojna światowa. Poza sprzyjającą sytuacją na arenie politycznej, mogły liczyć także na wsparcie jednego z najważniejszych graczy politycznych tamtego czasu, prezydenta Stanów Zjednoczonych Thomasa Woodrowa Wilsona1. Jego koncepcja samostanowienia narodów oraz walka o ich wolność i możliwość rozwoju miała się stać teoretycznie głównym motywem działań mocarstw w trakcie wojny, szczególnie zaś w czasie konferencji pokojowej2. Warto zatem przyjrzeć się, na czym polegała wspomniana koncepcja i czy faktycznie znalazła zastosowanie na gruncie europejskim. Jako, iż problem narodowościowy w Europie jest zagadnieniem niezwykle obszernym, ograniczę się do sytuacji, jaka zaistniała na wybranym obszarze „więzienia narodów” – cesarstwa austro-węgierskiego, a mianowicie na pograniczu okrojonych po wojnie Węgier oraz „Górnych Węgier” – czyli Słowacji. Skoncentruję się na przedziale czasowym od końcowego etapu wojny do podpisania traktatu pokojowego z Węgrami, który to okres był kluczowym dla omawianego przeze mnie zagadnienia. Wraz z rozwojem sytuacji zarówno na polu dyplomatycznym, jak i militarnym, ewoluowała także koncepcja amerykańskiego prezydenta. W styczniu 1917 r. w swoim przemówieniu do senatu Wilson stwierdził, iż tylko narody niezależne będą mogły budować trwały pokój w Europie3. Cztery miesiące później, jak już zostało to wspomniane, jako jeden z celów polityki Stanów Zjednoczonych uznał walkę o niezależność i rozwój narodów europejskich4. W przemówieniu z 14 VI 1917 r. jasno stwierdził, iż rządy Niemiec i Austro-Węgier są obojętne wobec problemu mniejszości narodowych zamieszkujących obszary ich państw. 1 Thomas Woodrow Wilson (1856-1924), członek Partii Demokratycznej, prezydent Stanów Zjednoczonych w latach 1913-1921. Wraz z wybuchem I wojny światowej, Stany Zjednoczone zachowywały formalnie neutralność. Wskutek wielu czynników, m.in. działalności niemieckiej floty podwodnej, Kongres wypowiedział Niemcom wojnę 6 IV 1917 r. Jednocześnie ogłoszono przystąpienie do działań wojennych z Austro-Węgrami, aczkolwiek Wilson w swoim przemówieniu do Kongresu z 4 XII 1917 r. podkreślał, iż państwo Karola I Habsburga jest w pewnym stopniu zależne od swojego potężnego sojusznika (Vide: L . P a s t u s i a k, Prezydenci, t. 2, Warszawa 1987, s. 352-357; T .W . W i l s o n, No Peace with Autocracy, [w:], War Addresses of Woodrow Wilson, pod red. A .R . L e o n a r d, Boston 1918, s. 86; http://ia600502.us.archive.org/10/items/waraddressesofwo00unit/waraddressesofwo00unit.pdf [dostęp z dn. 23 III 2012]. 2 I d e m, What We Are Fighting For, [w:] War…, s. 49-50. 3 I d e m, Permanent Peace, [w:] War…, s. 10. 4 I d e m, What We Are …, s. 49-50. 115 Dodał, iż narody te pozostają w strukturach obcego państwa jedynie z powodu bezsilności I strachu5. Wilson nie zamierzał jednak stać się arbitrem w kwestiach terytorialnych, ingerować w kwestie polityki wewnętrznej Austro-Węgier, ani tym bardziej dyktować jakichkolwiek warunków. Stany Zjednoczone miały być tylko pośrednikiem pomiędzy rządem a narodami, z naciskiem jednak na konieczność przeprowadzenia pewnych zmian6. Stanowisko takie zostało w wymowny sposób przedstawione w orędziu prezydenta do Kongresu amerykańskiego z 8 I 1918 r. w tzw. 14 punktach Wilsona. W punkcie 10. prezydent postulował konieczność przyznania narodom cesarstwa austro-węgierskiego prawa do autonomicznego rozwoju, ale nie poruszył tu kwestii przyznania im niepodległości7. Rozwinięciem tego punktu było przemówienie Wilsona w Kongresie z 11 II 1918 r., w którym jasno stwierdził, iż Stany Zjednoczone nie będą podejmować żadnych arbitralnych decyzji. Uznał jednak konieczność stworzenia zupełnie nowego ładu, o kształcie którego miały zadecydować wszystkie zainteresowane strony, a nie tylko mocarstwa. Przekonanie o potrzebie przebudowy wynikało ze stwierdzenia, iż I wojna światowa była skutkiem nieposzanowania praw poszczególnych grup narodowych. Podkreślał znaczenie samostanowienia oraz konieczności przeprowadzenia sprawiedliwych zmian terytorialnych w interesie narodów8. Tak ogólne stwierdzenie wynikało częściowo z niechęci zajmowania bezpośredniego stanowiska, ale także z dość utopijnego wyobrażenia Wilsona o możliwościach przeprowadzenia pewnych zmian w Europie9. Chociaż naiwne byłoby przekonanie, że zaangażowanie Stanów Zjednoczonych w kwestie narodowościowe wynikało wyłącznie z pobudek ideowych10, nie można uznać, iż Wilson nie wierzył w swoje hasła. Wydaje się jednak możliwe, iż prezydent nie doceniał znaczenia europejskiego nacjonalizmu w polityce międzynarodowej11. Brak precyzyjnego stanowiska Wilsona skutkował tym jednak, iż na punkt 10. jego programu powoływały się zarówno władze austro-węgierskie, jak I zamieszkujące cesarstwo mniejszości narodowe12. Koniec wojny to już czas pewnej konkretyzacji stanowiska amerykańskiego prezydenta. Na notę rządu austro-węgierskiego z 4 X 1918 r. z prośbą o wsparcie Stanów Zjednoczonych zgodnie z programem Wilsona, prezydent jasno stwierdził, iż ze względu na zaawansowany stopień emancypacji narodów I d e m, The Flag We Follow, [w:] War…, s. 53-55. I d e m, No Peace…, s. 85-87. 7 Ludom Austro-Węgier, których miejsce między narodami pragniemy ochronić i zabezpieczyć, winna być przyznana całkowita możność autonomicznego rozwoju (Tzw. 14 Punktów Wilsona zawarte w dorocznym orędziu Prezydenta USA do Kongresu, [w:] Źródła do historii powszechnej okresu międzywojennego, pod red. S . S i e r p o w s k i e g o, t. 1, Poznań 1989, s. 35). Warto zwrócić uwagę, iż w tym samym przemówieniu uznał konieczność utworzenia suwerennej Belgii i Polski, co tym bardziej podkreślało jego stosunek do narodów Austro-Węgier (vide: Ibidem, s. 34-35; J . K i w e r s k a, Między izolacjonizmem a zaangażowaniem. Europa w polityce Stanów Zjednoczonych od Wilsona do Roosevelta, Poznań 1995, s. 46-47). 8 T . W . W i l s o n, The Four Principles of Peace, [w:] War…, s. 106-109. 9 J .W . S c h u l t e N o r d h o l d, Woodrow Wilson, Kalifornia 1991, s. 251. 10 Z . W r o n i a k, Problem mniejszościowy na paryskiej konferencji pokojowej w 1919 r., [w:] Mniejszości narodowe a wybuch II wojny światowej, pod red. J . B e n y s k i e w i c z a, Zielona Góra 1998, s. 13; J . K i w e r s k a, op. cit., s. 20-21. 11 H . H o o v e r, The Ordeal of Woodrow Wilson, Nowy Jork 1958, s. 27, 76; http://ia600502.us. archive.org/5/items/ordealofwoodroww028046mbp/ordealofwoodroww028046mbp.pdf [dostęp z dn. 23 III 2012]. 12 Najbardziej paradoksalne okazało się stanowisko Węgrów, którzy powołując się na program Wilsona domagali się prawa do samostanowienia, odmawiając go konsekwentnie narodom niemadziarskim (vide: J . C h l e b o w c z y k, Rozpad Austro-Węgier, jego geneza i przyczyny, [w:] Problemy historii Słowian i Europy Środkowej w XIX i XX w. Zbiór studiów, pod red. B . S a s o w e j, Wrocław 1982, s. 129. 5 6 116 cesarstwa niemożliwe jest zaspokojenie ich potrzeb tylko poprzez przyznanie autonomii, lecz konieczne jest zapewnienie niepodległości13. Przechodząc do możliwości praktycznego zastosowania koncepcji Wilsona w europejskim tyglu narodów, należy przyjrzeć się rozwojowi sytuacji na interesującym nas obszarze. Druga połowa XIX w. to czas budzenia się świadomości narodowej także i Słowaków14. Polityka madziaryzacyjna władz doprowadziła do sytuacji, w której Słowacy zaczęli rozważać możliwość oderwania się od Węgier. Dogodnym ku temu momentem okazała się I wojna światowa. Już 22 X 1915 r. powstałe w Stanach Zjednoczonych i grupujące emigrantów Liga Słowacka oraz Czeskie Stowarzyszenie Narodowe podpisały tzw. ugodę clevelandzką, która zakładała możliwość utworzenia związku federacyjnego obu narodów15. Była to jednak deklaracja o małym znaczeniu w rozgrywkach politycznych. Mimo tego zapoczątkowana współpraca pomiędzy narodami zaowocowała powstaniem w lutym 1916 r. Czechosłowackiej Rady Narodowej (CRN) w Paryżu, której przewodniczącym został charyzmatyczny Tomas G. Masaryk, a sekretarzem generalnym główna postać dyplomacji czeskiej Edvard Beneš16. Dnia 6 V 1918 r. podpisana została tzw. umowa pittsburska pomiędzy Masarykiem a słowacką emigracją w Stanach Zjednoczonych. Zgodnie z jej postanowieniami miało powstać wspólne państwo Czechów i Słowaków17. Kwestia czechosłowacka cieszyła się zainteresowaniem we francuskich kręgach politycznych, czego przejawem było uznanie CRN przez Francję 29 VI 1918 r. za oficjalną reprezentację narodu czechosłowackiego, natomiast 28 września podpisanie z nią układu o współpracy politycznej i militarnej18. 13 H . B a t o w s k i, Rozpad Austro-Węgier 1914-1918 (sprawy narodowościowe i działania dyplomatyczne), Kraków 1982, s. 235; H . H o o v e r, op. cit., s. 34-35; 14 Zagadnienie to, którego nie poruszam ze względu na rozmiary pracy, posiada bogatą bibliografię. Warto tu chociażby wymienić: H . W e r e s z y c k i, Pod berłem Habsburgów. Zagadnienia narodowościowe. Kraków 1986; B. Suchoń, Kształtowanie się słowackiej świadomości narodowej, [w:] Związki kulturalne polsko-słowackie w dziejach, pod red. J. W y r o z u m s k i e g o, Kraków 1995, s. 9-15; A . G i z a, Słowacki ruch narodowy w XIX i początkach XX wieku (do 1914 r.), Szczecin 2000; T . K o p y ś, Kwestia narodowościowa na ziemiach Korony Świętego Stefana w latach 18671918, Kraków 2001. 15 L . K o ś c i e l a k, Historia Słowacji, Wrocław 2000, s. 301. 16 H . B a t o w s k i, op. cit., s. 141. 17 E . P i o t r o w i c z - O r l o f, Zerwanie Słowaków z Węgrami w roku 1918, „Studia Historyczne” 1981, R. XXIV, z. 1 (92), s. 61. Idea powstania państwa czechosłowackiego, sposobu wytyczenia jego granic oraz roli, jaka miała mu przypaść po I wojnie światowej została przedstawiona przez Masaryka w jego pracy Nowa Europa pod koniec 1918 r. Czechosłowacja, wraz z innymi rodzącymi się państwami narodowymi, miała stanowić zabezpieczenie dla Europy przed niemieckim ekspansjonizmem. Jednak obok klucza etnicznego przy wytyczaniu nowych granic postulował uwzględnienie czynników historycznych i gospodarczych. Sposób doboru odpowiedniego kryterium w zależności od sytuacji i możliwości uzyskania pewnych korzyści stał w sprzeczności z programem Wilsona. O ile należało wyznaczyć granice etniczne Polsce, aby zmniejszyć jej obszar, należało zrezygnować z tego w przypadku Węgier – wyjątkowym przejawem strategicznego sposobu argumentowania Masaryka była propozycja zaanektowania Węgier Zachodnich i oddanie ich pod kontrolę Czechosłowacji bądź Jugosławii (vide: S . M . N o w i n o w s k i, Konstatacje i nadzieje. Dyplomacja czechosłowacka wobec kwestii bezpieczeństwa zbiorowego w Europie 1919 – 1925, Toruń 2005, s. 47-48). 18 R . Z a w i s t o w s k a, Kwestia węgierskiej mniejszości narodowej w Słowacji w latach 1945 – 1948, Warszawa 2009, s. 23. Umożliwiło to powstanie sił zbrojnych walczących u boku Ententy, dzięki czemu przyszła Czechosłowacja uzyskała status sojusznika: Korpusu Czechosłowackiego oraz Ligi Czechosłowackiej; także ze Stanów Zjednoczonych zaczęli nadciągać słowaccy ochotnicy. Prawo do reprezentowania interesów Czechów i Słowaków przez CRN uznały także: Wielka Brytania 9 VIII 1918 r., Włochy 3 X 1918 r. oraz Stany Zjednoczone 3 XI 1918 r. (vide: Ibidem, s. 23). Układ o współpracy był tak istotny, gdyż Francja zobowiązywała się w nim do zapewnienia powstającemu państwu granic historycznych, które to zobowiązanie kłóciło się z koniecznością zachowania kryterium etnicznego przy wytyczaniu nowych granic (vide: S . M . N o w i n o w s k i, op. cit., s. 50). 117 Jednocześnie z próbami połączenia obu narodów w jednym państwie następowała emancypacja Słowaków na Węgrzech. 24 X 1918 r. w Turczańskim Św. Marcinie powołana została do życia Słowacka Rada Narodowa (SRN) pod przewodnictwem Matúša Duli. W uchwalonej na zebraniu deklaracji Słowacy domagali się prawa do pełnej suwerenności narodu słowackiego i możliwości budowania własnego państwa z Czechami19. Kilka dni później, 28 października, bez wiedzy SRN, zdecydowano o utworzeniu państwa czechosłowackiego (ČSR), uznanego przez Francję, a później także inne państwa sprzymierzone20. Wysłannik Słowaków do Budapesztu, polityk Milan Hodža, przywiózł tę wiadomość do Turczańskiego Św. Marcina i pod jego wpływem 30 października uchwalono kolejną deklarację, w której znalazło się niezwykle istotne stwierdzenie o istnieniu jednego narodu czechosłowackiego, którego „gałąź” stanowią Słowacy21. Powstanie SRN i jej deklaracje były częściowo odpowiedzią na problemy wewnętrzne, z którymi borykali się w tym czasie Węgrzy. Zbiegło się to z czasem końca unii realnej pomiędzy Austrią a Węgrami – dnia 16 października w parlamencie w Budapeszcie postanowiono zachować z Austrią wyłącznie unię personalną22. Na Węgrzech rozpoczęła się rywalizacja między konserwatywnym rządem Istvána Tiszy, a opozycją pod przewodnictwem Mihályego Károlyi. Po dymisji premiera 22 X 1918 r., następnego dnia powołano do życia Węgierską Radę Narodową postulującą powstanie niepodległych Węgier, zakończenie wojny oraz rozpoczęcie pertraktacji z narodami niemadziarskimi (ale wciąż najważniejszą kwestią było zachowanie integralności państwa). W ostateczności 30 października premierem węgierskim został Károlyi, który natychmiast mianował Oszkára Jásziego ministrem ds. mniejszości narodowych23. Jászi rozpoczął pertraktacje ze Słowakami, jednak jego kompromisowe propozycje nie były już dla nich na tyle atrakcyjne, by zrezygnować z idei państwa czechosłowackiego24. E . P i o t r o w i c z - O r l o f , op. cit., s. 57-60. A . E s s e n, Polityka Czechosłowacji w Europie Środkowej w latach 1918 – 1932, Kraków 2006, s. 12. 21 E . P i o t r o w i c z - O r l o f , op. cit., s. 58-60. 22 Ibidem, s. 244. Jesień 1918 r. to okres rozkładu państwa austro-węgierskiego. Tylko w dwóch kręgach politycznych zachowywano złudzenia co do możliwości utrzymania integralności imperium: na dworze cesarza Karola I oraz w sferach rządzących na Węgrzech. O ile w austriackiej części państwa rozważano możliwości pewnych istotnych ustępstw na rzecz innych narodowości bądź wręcz przeobrażenia cesarstwa w federację, o tyle rząd węgierski Istvána Tiszy nie chciał nawet dopuszczać myśli o jakichkolwiek zmianach w polityce wobec mniejszości niemadziarskich. Wobec widocznego rozkładu państwa cesarz podjął próbę ratowania sytuacji poprzez wydanie 16 X 1918 r. manifestu Do moich wiernych ludów austriackich, w którym obiecywał utworzenie w miejsce dotychczasowego imperium państwa związkowego, zaznaczając jednocześnie, iż nie zamierza naruszać integralności ziem węgierskich. Manifest ten, przy jednoczesnej nieustępliwej postawie rządu Tiszy, nie mógł zainteresować emancypujących się narodów. Szczególnie, iż zabieg ten uniemożliwiłby zjednoczenie Czechów i Słowaków, którzy poczynili już istotne kroki ku utworzeniu wspólnego państwa (vide: H. B a t o w s k i, op. cit., s. 231-246). 23 W. F e l c z a k, Zerwanie unii realno-personalnej austro-węgierskiej, [w:] Problemy…, s. 15-22. Károlyi i Jászi byli przekonani, że wilsonowską ideę samostanowienia można pogodzić z dalszym funkcjonowaniem Węgier w dotychczasowych ramach (vide: Ibidem, s. 11). Jászi zaangażował się czynnie w akcję propagandową na terenie Słowacji. Na przełomie 1918 i 1919 r. utworzył Ligę Górnego Kraju, której celem było uratowanie dotkniętego czeską okupacją Górnego Kraju i zapewnienie tamtejszej ludności wolnego prawa do samostanowienia na podstawie zasad wilsonowskich (fragment memorandum Rady Ludowej Górnego Kraju przedłożone w Zgromadzeniu Narodowym w marcu 1919 r.: M . Ko ź m i ń s k i, O świadomości narodowej na pograniczu węgiersko-słowackim po I wojnie światowej, „Studia z Dziejów ZSRR i Europy Środkowej” 1985, t. XX, s. 80). 24 Jászi próbował przekonać Słowaków do pozostania w granicach Węgier poprzez przyznanie im szerokiej autonomii; władzę na Słowacji miała sprawować SRN, miała ona także otrzymać prawo do utworzenia Gwardii Narodowej. O sprawach wewnętrznych miał decydować powołany w tym celu autonomiczny organ 19 20 118 Wraz z deklaracjami dyplomatycznymi rozpoczęły się konkretne działania polityczne i dyplomatyczne, mające na celu budowę państwa czechosłowackiego. Tereny Słowacji znajdowały się pod węgierską administracją, stacjonowało tam też węgierskie wojsko. Już 2 XI 1918 r. na terenie Słowacji znalazły się pierwsze oddziały legionistów słowackich, a później czeskich z Włoch i Francji, jeszcze bez uzyskania formalnej zgody mocarstw25. Jednocześnie do Budapesztu udał się Hodža, który rozpoczął pertraktacje z Węgrami na temat wycofania węgierskiej administracji, jednak bez żadnych rezultatów26. W tym czasie armia czechosłowacka robiła dość znaczne postępy27. Beneš nie ustawał w działaniach na polu dyplomatycznym. 3 XII 1918 r. delegat aliantów w Budapeszcie ppłk Ferdynand Vyx przekazał rządowi węgierskiemu notę marszałka Ferdynanda Focha, w której domagał się umożliwienia zajęcia Słowacji przez wojska czechosłowackie28. Jednak w tym momencie pojawił się dość istotny problem, a mianowicie: jak ma wyglądać linia demarkacyjna pomiędzy Węgrami a Słowacją. Zabiegi mające na celu wytyczenie tejże biegły dwutorowo: z jednej strony ustalał ją wraz z Francuzami Edvard Beneš, z drugiej – nieświadomy poczynań czeskiego dyplomaty – Milan Hodža z węgierskim ministrem obrony Albertem Barthy. Okazało się, iż wytyczona 6 XII 1918 r. przez Hodžę linia demarkacyjna, zaakceptowana przez Węgrów, nie znalazła uznania u Beneša29. Czech chciał wytyczenia granic historycznych, które okazały się nie do przyjęcia dla mocarstw, aczkolwiek i tak jego plan zakładał aneksję większego terytorium niż umiarkowany plan Hodžy. Ostatecznie mocarstwa przyjęły propozycję Beneša, dokonawszy wcześniej pewnych drobnych korekt na korzyść Węgier wobec sprzeciwu Amerykanów dla tak „rozległych” postulatów czechosłowackich. Kategorycznie odrzucono jednak możliwość oderwania od Węgier terenu Burgenlandu30. Armia czechosłowacka do 20 XII 1918 r. zajęła całą Słowację31. Dyplomacja czechosłowacka jednak na tym nie poprzestała. W styczniu Beneš zaczął się domagać także przyłączenia do powstającego państwa Rusi Podkarpackiej. W tym samym miesiącu na teren Rusinów wkroczyła armia czechosłowacka32. Polityka faktów dokonanych okazała się ustawodawczy, natomiast o kwestiach wspólnych – deputacje obu narodów. W ten sposób Jászi chciał nie tylko nawiązania współpracy ze Słowakami zgodnie z własnymi przekonaniami o potrzebie reform, ale także zamierzał w ten sposób poprawić wizerunek Węgier na arenie międzynarodowej. Jego pomysł nie uzyskał jednak akceptacji zarówno jego własnego rządu, jak i Słowaków (T . K o p y ś, Oszkár Jászi. Z dziejów idei federalizmu w Europie Środkowej w latach 1900 – 1920, Kraków 2006, s. 107-108). 25 R . Z a w i s t o w s k a, op. cit., s. 24.; E a d e m, Demografia i rozmieszczenie ludności węgierskiej w Słowacji 1918– 1950, „Studia z Dziejów Rosji i Europy Środkowo-Wschodniej” 2011, t. XLVI, s. 99-100. 26 E . P i o t r o w i c z - O r l o f , op. cit., s. 62-64. 27 Ibidem, s. 65. 28 R . Z a w i s t o w s k a, Demografia…, s. 100. Działanie to było możliwe dzięki bardzo zdecydowanej postawie Francji, która nie uznała rządu Károlyiego, dając tym samym wolną rękę Vyxowi. Węgry miały kłopoty z nawiązaniem kontaktów z mocarstwami do końca 1918 r., tym bardziej, iż Wielka Brytania i Stany Zjednoczone na tym etapie nie wykazywały większego zainteresowania tym problemem (vide: G . J u h á s z, Hungarian Foreign Policy 1919-1945, Budapeszt 1979, s. 16-17). 29 R . Z a w i s t o w s k a, Demografia…, s. 100. 30 Propozycja Beneša, oprócz względów historycznych, wynikała głównie z czynników strategicznych: Czechowi zależało na oparciu granicy o Dunaj, przez co wiele obszarów zamieszkiwanych głównie przez Węgrów znalazłoby się w granicach Czechosłowacji. Z kolei Hodža opracował wariant, który mógł liczyć na akceptację strony węgierskiej, ponieważ pozostawiał tereny etnicznie węgierskie po południowej stronie granicy słowackiej, w tym m.in. Bratysławę, Wyspę Żytnią i Koszyce (vide: S . M . N o w i n o w s k i, op. cit., s. 56-57). 31 R . Z a w i s t o w s k a, Demografia…, s. 100. 32 L . K o ś c i e l a k, op. cit., s. 310. Węgrzy próbowali ratować sytuację. 23 grudnia 1918 r. rząd Károlyiego ogłosił autonomię Rusi Podkarpackiej, ale co ciekawe, taką samą decyzję odnośnie Słowacji podjął dopiero 12 III 1919 r. (vide: R . Z a w i s t o w s k a, Demografia…, s. 100). Zadziwiać może, jak długo Węgrzy łudzili się, 119 skuteczna; gdy 27 II 1919 r. na konferencji paryskiej rozpoczęła pracę Komisja ds. czechosłowackich, Beneš zaczął przekonywać mocarstwa o konieczności aneksji Rusi z powodów strategicznych, chociażby ze względu na budowę zapory przeciw bolszewizmowi33. Czechosłowacja uzyskała zgodę mocarstw mimo początkowych oporów Amerykanów i Włochów 12 III 1919 r.34. Argument na potwierdzenie tej tezy dostarczyli sami Węgrzy, gdy 21 III 1919 r. została proklamowana Węgierska Republika Rad35. Także sam fakt zmiany rządu miał niezwykle istotne znaczenie, gdyż dla węgierskich komunistów kwestie terytorialne nie były zagadnieniem priorytetowym36. Ustalona w ten sposób granica słowacko-węgierska stała się podstawą do dyskusji nad usankcjonowaniem nowego ładu. Do sierpnia 1919 r. Węgry nie były brane pod uwagę jako partner rozmów politycznych ze względu na istnienie rządu komunistycznego. Po upadku Węgierskiej Republiki Rad oraz wielu nieudanych próbach utworzenia stabilnego rządu, do władzy doszedł admirał Miklós Horthy37, któremu udało mu się uporządkować sytuację wewnętrzną państwa. Dopiero wówczas 1 XII 1919 r. Węgry zostały zaproszone na rokowania pokojowe. Delegacja, pod przewodnictwem Alberta Apponyiego, wyruszyła do Paryża 7 I 1920 r.38 Sytuacja delegacji węgierskiej w Paryżu była bardzo trudna. Węgrzy byli ignorowani, mogli liczyć wyłącznie na pomoc Wielkiej Brytanii39. W końcu rozpoczęła się tajna dyplomatyczna rozgrywka Francji. Z jednej strony popierała ona wszelkie żądania Czechosłowacji, z drugiej rozpoczęła poufne rozmowy z Węgrami. W zamian za pewne koncesje gospodarcze, politycy francuscy rozważali możliwość przeniesienia punktu ciężkości w swojej polityce środkowoeuropejskiej z państw Małej Ententy do Budapesztu. W zamian jednak Węgrzy oczekiwali zmian w kwestiach terytorialnych. Mimo uzyskania przez Czechosłowację zapewnienia dotrzymania dotychczasowych ustaleń w kwestii granicy z Węgrami, Beneš iż uda się przekonać mniejszości narodowe do siebie, ale jeszcze bardziej zastanawia, skąd tak oszczędne obietnice wobec narodów, które już ogłosiły swoją niepodległość; 21 VIII 1919 r. weszła w życie ustawa o równouprawnieniu mniejszości, natomiast 17 I 1920 r. rząd zaproponował projekt szerokiej autonomii dla niemadziarskich narodów (vide: E . P i o t r o w i c z - O r l o f, op. cit., s. 68). 33 A . E s s e n, op. cit., s. 25-26. 34 W . B a l c e r a k, Powstanie państw narodowych w Europie Środkowo-Wschodniej, Warszawa 1974, s. 218-219. Warto tu zwrócić uwagę na kwestię przynależności Rusi Podkarpackiej. Przyznanie jej Czechosłowacji było krokiem dość kontrowersyjnym chociażby ze względu na różnorodność postaw i orientacji politycznych wśród samych Rusinów. 9 XI 1918 r. ukonstytuowała się w Użhorodzie Węgierko-Ruska Rada Narodowa z Augustynem Wołoszynem na czele, która chciała pozostawić Ruś w granicach państwa węgierskiego. Powstała 21 I 1919 r. Centralna Rada Ruska w Chuście Julija Braszczajki postulowała przyłączenie do Zachodnioukraińskiej Republiki Ludowej. Opcję proczechosłowacką prezentowała Karpatoruska Rada Narodowa w Lubowli Antonija Beskyda, która jednocześnie podkreślała zachowanie autonomii w nowym państwie. Podobne życzenie wyrażała znajdująca się na emigracji Amerykańska Rada Narodowa Węgierskich Rusinów (vide: L. K o ś c i e l a k, op. cit., s. 310; A. E s s e n, op. cit., s. 21). 35 R . Z a w i s t o w s k a, Demografia…, s. 101. 36 G . J u h á s z, op. cit., s. 19. 37 Warto w tym miejscu przytoczyć opinię Horthyego na temat działań dyplomatycznych tamtych czasów. Jego zdaniemo kształcie granicy węgiersko-czechosłowackiej zadecydowały tajne porozumienie Czechów, Jugosłowian i, co może zastanawiać, Włochów. Zarzucał przedstawicielom mocarstw, iż na paryskiej konferencji nikt nie myślał nawet o kwestiach etnicznych. Zignorowano także postulaty Wilsona, nie szanując węgierskiego prawa do samostanowienia. Zarzucał mocarstwom, iż nawet na terenie Niemiec dopuszczono myśl o przeprowadzeniu plebiscytów na kontrowersyjnych terenach, czego nie chciano wziąć w ogóle pod uwagę w przypadku Węgier (vide: M . H o r t h y, Memoirs, Londyn 1956, s. 112-114). 38 G . J u h á s z, op. cit., s. 33-44. 39 Ibidem, s. 44-45. 120 postanowił zdyskredytować pomysł tworzenia naddunajskiej federacji ze stolicą w Budapeszcie Próbował zwrócić uwagę mocarstw na zasadniczy dla bezpieczeństwa tej części Europy układ czechosłowacko-rumuńsko-jugosłowiański. Mimo trudności tworzącej się „Małej Ententy” taktyka Beneša w pewnym stopniu wpłynęła na francuskich decydentów40. Na oficjalnym zebraniu szefów rządów Wielkiej Brytanii, Francji i Włoch w Londynie na przełomie lutego i marca 1920 r. premier francuski Alexandre Millerand storpedował projekt swego włoskiego odpowiednika Francesco Nitti w sprawie pozostawienia Bratysławy w granicach Węgier, a także pomysł Davida Lloyda George’a o analogicznym kroku wobec Wyspy Żytniej na Dunaju oraz pewnych terytoriów południowej Słowacji. Ostatecznie postanowiono nie opóźniać podpisania pokoju i 6 V 1920 r. Millerand wręczył delegatom węgierskim projekt traktatu pokojowego. Dawał on możliwość modyfikowania granicy, ale dopiero w przyszłości. Francuski premier uznał dalsze rozważania za kłopotliwe i niebezpieczne, dlatego też 4 VI 1920 r. w Trianon delegacja węgierska musiała podpisać traktat pokojowy41. W Trianon usankcjonowano utratę przez Węgry 71% ziem oraz 62% mieszkańców. Około 3 milionów Węgrów znalazło się poza granicami kraju. Czechosłowacja uzyskała 62,4 tys. km², czyli 19% terenu korony św. Stefana oraz 3,5 miliona mieszkańców, czyli 16% ogółu populacji Węgier42. Zdecydowanie trudniej jest jednoznacznie ustalić skład narodowościowy obszarów włączonych do państwa czechosłowackiego. Dysponujemy oficjalnymi wynikami spisu powszechnego w Czechosłowacji z 1921 r., spisem przeprowadzonym przez Węgrów w 1910 r., a także danymi przedstawionymi przez delegację węgierską w Paryżu. Według oficjalnych danych czechosłowackich, na terenie Słowacji, spośród wszystkich 3 mln mieszkańców, Słowacy stanowili 66%, Węgrzy 22%, Niemcy 5%, Czesi 2,4%, Rusini 3%43. Nieco inaczej sytuacja przedstawiała się, jeśli weźmiemy pod uwagę spis z 1910 r., przeprowadzony w czasach cesarstwa austro-węgierskiego. Wówczas to odsetek Słowaków wyniósł 58,8%, Węgrów 30,3%, Niemców 6,8%, Rusinów 3,5%, Czechów 0,5%44. Natomiast podczas rozmów pokojowych Węgrzy przedstawili następujące dane: Słowacy 58,2%, Węgrzy 28,9%, Niemcy 6,8%, Rusini 3,8%45. Apponyi podkreślał, iż zdaje sobie sprawę z faktu, że wielu Węgrów i Niemców w czasie wojny uciekło ze Słowacji, jednak mimo to liczebność mniejszości węgierskiej wciąż była znaczna46. Dysproporcje w wynikach nie mogą dziwić, gdyż z oczywistych względów liczby te zmieniały się w zależności od władzy47. Nie uwzględniając zarysowanej do tej pory działalności dyplomatycznej Beneša w celu zapewnienia takiego kształtu granic, warto zadać pytanie, czy biorąc pod uwagę same liczby nie nasuwa się przypuszczenie, iż koncepcja Wilsona nie znalazła w tym przypadku zastosowania. S.M . N o w i n o w s k i, op. cit., s. 68-75. G. J u h á s z, op. cit., s. 47-51; A . E s s e n, op. cit., s. 40-43. 42 W. F e l c z a k, Historia Węgier, Wrocław 1983, s. 319. 43 R. Z a w i s t o w s k a, Demografia…, s. 106-107. 44 Ibidem, s. 106. 45 The Hungarian Peace Negotiations. An Account of The Work of the Hungarian Peace Delegation at Neuille s/S from January to March 1920, t. 1, Budapeszt 1921, s. 506. 46 Ibidem, s. 507. 47 Apponyi wysuwa także przypuszczenie, iż komisarze czescy uznawali za Słowaka każdego, kto potrafił posługiwać się językiem słowackim (vide: Ibidem, s. 507). Faktem jest jednak to, że i Węgrzy w czasie spisu z 1910 r. posługiwali się subiektywnym sposobem oceny narodowości osoby ankietowanej (vide: M . K o ź m i ń s k i, op. cit., s. 69-70. 40 41 121 Oczywistym było to, iż Słowacy nie chcą dłużej funkcjonować w ramach jednego państwa z Węgrami. Ale zastanawiać może fakt, dlaczego razem z ziemiami zamieszkanymi głównie przez Słowaków zaanektowano także obszary czysto węgierskie48. Apponyi przedstawił mocarstwom wyniki nieoficjalnego cenzusu przeprowadzonego przez władze czechosłowackie na terenie Słowacji w 1919 r. oraz szacunki węgierskie49. Przykładem może być Bratysława (węg. Pozsony); według cenzusu czeskiego zamieszkiwało ją 24 377 Węgrów wobec 26 964 Słowaków i 30 221 Niemców; natomiast Węgrzy podali liczbę 31 705 osób narodowości węgierskiej, 32 790 niemieckiej i tylko 11 673 słowackiej. W mieście Koszyce według Czechów mieszkało 17 470 Węgrów i 22 813 Słowaków, natomiast według danych węgierskich: 33 350 Węgrów i 6457 Słowaków50. Chociaż liczby te znacznie się od siebie różniły, nie można zaprzeczyć iż wskazują wyraźnie na znaczny odsetek Węgrów. Niezwykle kontrowersyjne było przyłączenie do Czechosłowacji Wyspy Żytniej (węg. Csallákőz), która praktyczne w całości była zamieszkana przez Węgrów51. Posunięcia te były tak arbitralne, iż wywołały reakcję Wielkiej Brytanii i Włoch w czasie wspomnianego już spotkania premierów w Londynie z lutego i marca 1920 r.52. Rozstrzygnięcia te trudno zatem uznać za przeprowadzane zgodnie z kryterium etnicznym53. Było ono oczywiście tym trudniejsze, iż bardzo często sami mieszkańcy nie potrafili zdecydowanie stwierdzić, z którym narodem się identyfikują – podczas spisu ludności w 1921 r. zdarzały się nawet przypadki, gdy w obrębie jednej rodziny członkowie deklarowali przynależność do narodu węgierskiego, słowackiego i niemieckiego54. Tym bardziej w takim przypadku za zasadne uważa się unikanie radykalnych rozwiązań. Uznając prawo do decydowania o sobie narodów, należałoby zapewnić mieszkańcom pogranicza komfortowe warunki do samookreślenia. Dlatego zastanawiać może także polityka władz czechosłowackich wobec mieszkańców omawianego obszaru. Dnia 16 IV 1919 r. weszła w życie reforma rolna przeprowadzona przez rząd czechosłowacki, która kosztem wielkich właścicieli ziemskich pochodzenia niemieckiego i węgierskiego przyznawała grunty rolne na terenie pogranicza Słowakom, przez co w sposób sztuczny próbowała zmniejszyć odsetek Węgrów na tym obszarze55. Należy także zapytać o zasadność wprowadzenia w życie idei ”resłowakizacji” na anektowanych ziemiach. Polityka ta miała na celu przywrócenie tożsamości słowackiej tym Słowianom, którzy wskutek madziaryzacji uważali się za Węgrów. Zatem uznanie ich jednak za Słowaków było krokiem arbitralnym, gdyż w mniemaniu 48 Warto tu przytoczyć fragment wypowiedzi delegatów węgierskich, która niezwykle trafnie podkreśla paradoks tej sytuacji: Let us imagine for a moment that the cause of the severing of the Higlands was the assertion of the right of self-determination of the Slovak nation. But then why was it necessary to anect thereto 17 sq kilometers of territory belonging to the main block of the Magyar area, with 850 000 Magyars? (vide: The Hungarian… t. 2, Budapeszt 1922, s. 21). 49 Spis ludności na Słowacji został zarządzony przez ministra ds. słowackich w rządzie praskim Vavro Šrobára w sierpniu 1919 r. Władzom przyświecały dwa cele: z jednej strony chciano odfałszować obraz stosunków narodowościowych na tych terenach zarysowany przez spis cesarski z 1910 r., z drugiej zaś chciano faktycznie mieć rozeznanie w sytuacji dla potrzeb konferencji paryskiej (vide: M . K o ź m i ń s k i, op. cit., s. 71). 50 The Hungarian…, t. 1, s. 506. 51 Według danych węgierskich wyspę zamieszkiwało 101 839 Węgrów, 2884 Niemców i 453 Słowaków (vide: The Hungarian…, t. 1, s. 508). 52 A . E s s e n, op. cit., s. 40. 53 Tym bardziej, iż podczas grudniowych pertraktacji słowacko-węgierskich Milan Hodža pozostawił po węgierskiej stronie linii demarkacyjnej wymienione obszary (vide: R . Z a w i s t o w s k a, Demografia…, s. 100. 54 M . K o ź m i ń s k i, op. cit., s. 73. Warto tu także zwrócić uwagę na „mobilną” postawę Żydów, którzy często w zależności od zmieniającej się władzy, deklarowali inną przynależność narodową (vide: R . Z a w i s t o w s k a, Demografia…, s. 107). 55 Ibidem, s. 111-112. 122 samych zainteresowanych należeli oni do narodu węgierskiego. Krok ten natomiast zdecydowanie kłócił się z ideą samostanowienia56. Niezaprzeczalnym faktem była chęć połączenia się Słowaków i Czechów w ramach jednego państwa. Argumenty Apponyiego o czeskiej propagandzie i woli pozostania Słowaków w granicach korony św. Stefana były przejawem typowego, nacjonalistycznego myślenia węgierskiego57. Równie nietrafionym krokiem była próba zlekceważenia znaczenia umowy pittsburskiej i deklaracji turczańskiej jako przejawów woli narodu słowackiego58. Faktem jest jednak, iż nieznana była wola jednostek zamieszkujących pogranicze. Dlatego, mając na uwadze przyświecającą w zamyśle Wilsona mocarstwom ideę samostanowienia narodów, trudno wytłumaczyć, dlaczego zignorowano prośby Apponyiego o przeprowadzenie plebiscytu na kontrowersyjnych obszarach59. Stwierdzić należy zatem, iż koncepcja samostanowienia Wilsona nie znalazła zastosowania na gruncie europejskim. Krótki zarys działań dyplomatycznych Czechosłowacji jasno wykazał, iż granica między Słowacją a Węgrami została ustalona poprzez tzw. politykę faktów dokonanych. Czynnik etniczny odgrywał małą rolę, dużo istotniejszy był element strategiczny i gospodarczy (co jest doskonale widoczne na przykładzie Rusi Podkarpackiej i Csallákőz), ale i przede wszystkim poparcie mocarstw60. Zatem idea Wilsona, która miała zapewnić pokój Europie i zakończyć tradycyjne spory narodowościowe, nie ziściła się, ustępując miejsca rozwiązaniom, które doprowadziły do spotęgowania nacjonalizmów61. Także i sam autor koncepcji nie był zdeterminowany wywalczyć jej zwycięstwo na gruncie europejskim. Mimo początkowego zaangażowania na konferencji paryskiej Wilson był bardziej zainteresowany kwestią powstania Ligi Narodów, która w jego wyobrażeniu mogła w przyszłości naprawiać błędy popełnione podczas wytyczania granic62. Uważa się także, iż niekonsekwentna walka o prawa Węgrów do samostanowienia wynikała częściowo z faktu, iż w Stanach Zjednoczonych nie funkcjonowała w czasie wojny żadna węgierska organizacja, która mogła Ibidem, s. 108. The Hungarian…, t. 2, s. 40. Podobnie abstrakcyjne argumenty przytaczał Horthy, który twierdził, iż gdyby tylko dano Słowakom możliwość decydowania, na pewno pozostaliby w państwie węgierskim (vide: M . H o r t h y, op. cit., s. 113). 58 The Hungarian…, t. 1, s. 502-503. O ile można uwzględnić fakt, że rzesze społeczeństwa słowackiego nie do końca utożsamiały się ze swoimi przedstawicielami na emigracji, przez co obie umowy podpisane w Stanach nie są jednoznacznym dowodem woli narodu, o tyle deklaracja turczańska i powstanie SRN już zdecydowanie pełniły taką rolę (vide: M . K o ź m i ń s k i, op. cit., s. 62-63). 59 The Hungarian…, t. 2, s. 13, 32-33. 60 K . M . W i ś n i e w s k a, Zagadnienia narodowościowe w powstających państwach narodowych. Niektóre aspekty, [w:] Problemy…, s. 144- 145; P . Ż u r a w s k i v e l G r a j e w s k i, Geograficzne aspekty kształtowania się granic państwowych w latach 1918–1923 na obszarach zamieszkałych przez ludność ukraińską, „Acta Universitatis Lodziensis. Folia Historica” 1998, z. 62, s. 120. Apponyi wyraził wręcz zdziwienie faktem, iż Czesi mogą postulować przyłączenia Rusi, ponieważ nie ma ku temu żadnego uzasadnienia (vide: The Hungarian…, t. 1, s. 43). W kwestii Rusi Podkarpackiej wypowiadał się także Horthy, stwierdzając, iż przyznanie tego obszaru Czechosłowacji było podyktowane względami strategicznymi (połączeniem linią kolejową z Rumunią w celu okrążenia Węgier). Podkreślał także fakt, iż Czechosłowacja nie zamierzała od początku wywiązać się z zobowiązania przyznania Rusi autonomicznego statusu, jak i także zwrócił uwagę na to, iż nie pozwolono miejscowej ludnościna wypowiedzenie się w tej drażliwej kwestii (vide: M. H o r t h y, op. cit., s. 169-170). Równie zastanawiające jest powoływanie się na argument historyczny o wspólnym państwie czesko-morawskim sprzed tysiąca lat (vide: The Hungarian…, t. 1, s. 495-496). 61 G . J u h á s z, op. cit., s. 52. 62 Z . W r o n i a k, op. cit., s. 15. 56 57 123 zwrócić uwagę na trudną sytuację swoich rodaków63. Poza tym Węgrzy nawet gdyby chcieli odwołać się do Wilsona w czasie rokowań pokojowych, to nie mieli takiej okazji: wskutek odrzucenia traktatu wersalskiego przez Kongres w marcu 1920 r., obecność prezydenta Stanów Zjednoczonych nie posiadała uzasadnienia podczas paryskich rozmów na temat granicy węgiersko-czechosłowackiej64. W ten sposób nie udało się przeforsować pięknego w swym założeniu planu przebudowy Europy w duchu porozumienia i współpracy narodów, powiększając dystans między państwami bloku zwycięskiego i zwyciężonego65, pozostawiając ponadto w granicach nowopowstałych państw niezadowolone i rozgoryczone mniejszości narodowe, które od tego momentu staną się jednym z głównych czynników destabilizujących ład wersalski. 63 T . G l a n t, Through the Prism of the Habsburg Monarchy: Hungary In American Diplomacy and Public Opinion During World War I, Nowy Jork 1998, s. 267-270. 64 W . B a l c e r a k, op. cit., s. 237-238. 65 J . K i w e r s k a, op. cit., s. 76. 124 Marcin Jakub Szymański Uniwersytet Łódzki PROBLEMY KOMUNALNE MIAST NA PRZESTRZENI WIEKÓW. WYBRANE ZAGADNIENIA Zagadnienie problemów komunalnych wiąże się już na wstępie z kłopotami w zakresie terminologii i definicji, ponieważ różni badacze w różny sposób ujmują części składowe niniejszego tematu. Zdefiniować więc należy pojęcia polityki i gospodarki komunalnej, a także wyodrębnić obiekty użyteczności publicznej. O polityce komunalnej jako dziedzinie nauki możemy mówić od ok. XIX w., gdy ogromne zmiany, związane z następstwami rewolucji przemysłowej, spowodowały rozwój miast i stłoczenie znacznej ilości ludzi na niewielkim obszarze. Postawiło to przed ludzkością zupełnie nowe wyzwania, praktycznie nieznane wcześniej na tę skalę. Według jednej z definicji polityka komunalna to: Dyscyplina naukowa, której przedmiotem jest badanie warunków bytowych ludności oraz poszukiwanie środków ich poprawy przez odpowiednie kształtowanie zabudowy i zagospodarowania miasta bądź osiedla wiejskiego. Dyscyplina ta łączy więc w sobie elementy analizy stanu istniejącego gospodarki komunalnej oraz programowania jej rozwoju1. Gospodarka komunalna natomiast pod kątem swoich zadań podstawowych zawiera w sobie trzy elementy: gospodarkę komunalną sensu stricto, gospodarkę mieszkaniową oraz gospodarkę terenami miejskimi2. W tym przypadku interesuje nas gospodarka komunalna sensu stricto, na którą składa się energetyka komunalna, urządzenia techniczno–sanitarne, komunikacja miejska i zieleń miejska3. Według innego podziału sieć energetyczną, sieć gazociągową, sieć ciepłowniczą, sieć telekomunikacyjną, sieć wodociągową i kanalizacyjną oraz zbiórkę i wywóz śmieci uznaje się za obiekty użyteczności publicznej. Drogi, tamy wodne, sieć irygacyjną zalicza się tu do obiektów publicznych, a transport traktuje się jako oddzielną grupę4. Wszystkie te elementy tworzą infrastrukturę. Łącząc pewne cechy obu podziałów, można wyodrębnić obiekty użyteczności publicznej jako główne elementy gospodarki komunalnej sensu stricto, wpływającej w największym stopniu na stan komunalny miasta. Z powodu znacznej obszerności tematu, za celowe należy w tym miejscu uznać pewne zawężenie zagadnienia. Głównym obiektem zainteresowania niniejszego tekstu jest kwestia zaopatrzenia w wodę oraz usuwania nieczystości z wielkich skupisk miejskich, ponieważ był to bardzo ważki problem przez wiele tysiącleci, mający bezpośredni i zazwyczaj mocno negatywny wpływ na stan sanitarny miasta. Zakres geograficzny zarysowano szeroko, omawiając wybrane kwestie wielkich miast na świecie, a następnie skupiając się na ziemiach polskich. A. G i n s b e r t-G e b e r t, Polityka komunalna, Warszawa 1984, s. 15. Ibidem, s. 124. 3 Ibidem. 4 Booz Allen & Hamilton, Poradnik zarządzania usługami komunalnymi, Warszawa 1996, s. 75. 1 2 125 Samo zjawisko miast należy oczywiście łączyć z przejściem koczowniczego trybu życia w osiadły, jednakże faktycznie duże ośrodki miejskie zaczęły powstawać po pewnym czasie. Wiążemy je z pierwszymi poważnie rozwiniętymi cywilizacjami, od Egiptu po Mezopotamię. Nie bez przyczyny cywilizacje te rozwijały się w pobliżu wielkich rzek. Było to nie tylko świetne źródło pozyskiwania słodkiej wody, ale również, dzięki przepływowi, miejscem usuwania odpadków i w znacznej mierze nieczystości. Praktycznie od zarania dziejów woda kojarzona była z czystością. Rzekom przypisywano właściwości oczyszczające i odnawiające. Przez niezwykle długi czas nie widziano natomiast bezpośredniego związku pomiędzy brudem a chorobami. Było to faktycznie niezwykłe, a zarazem brzemienne w skutki, gdyż prowadziło do ogromnych katastrof – epidemii. Ludzie, mieszkający w dużych skupiskach, byli bardzo podatni na rozprzestrzenianie bakterii i wirusów, a całkowity niemal brak troski o higienę osobistą, warunki spożywania jedzenia i pozbywanie się nieczystości prowadziły do jeszcze większego pogarszania sytuacji. Tym samym można śmiało powiedzieć, że szeroko rozumiana czystość stała się elementem przetrwania, lecz przez długi czas nieuświadomionym. Z chorobami kojarzono nieprzyjemną woń, więc unikano spożywania śmierdzących pokarmów czy wody. Był to jednak trop zwodniczy, bo w klarownej i bezwonnej wodzie ze studni czy rzeki bardzo często znajdowały się groźne dla życia i zdrowia bakterie. Zaopatrzenie w wodę było kluczowe i przez wiele setek lat próbowano zapewniać sobie jak najlepszy i najwygodniejszy dostęp do niej. W neolicie pojawiały się pierwsze zbiorniki na wodę, zapewniające pewien zapas tej niezbędnej do życia substancji. O pierwszych wodociągach możemy mówić już w starożytności. Na terenie dzisiejszej Armenii i Iranu tego rodzaju konstrukcje budowano już 1000 lat p.n.e. Najbardziej rozbudowaną infrastrukturę wodną wypracowali Rzymianie. Wielokilometrowe akwedukty doprowadzały wodę do miast, gdzie woda zużywana była w łaźniach, warsztatach rzemieślniczych i do celów spożywczych. Woda na początku doprowadzana była do zbiorczych zbiorników na obrzeżach miasta, później do castellum, czyli wieży ciśnień, a w końcu do rurociągu. Warto tu zaznaczyć, że rzymski wodociąg opierał się na stałym przepływie wody, więc znaczne jej zasoby były niewykorzystywane i trafiały do kanałów. Warto jednak zastanowić się, dlaczego rzymianie musieli dokonywać tak olbrzymich inwestycji, by zaopatrywać Wieczne Miasto w wodę, zważając na to, iż znajdowało się nad Tybrem. Pierwszym skojarzeniem, nasuwającym się w tym kontekście jest fakt tak znacznego zanieczyszczenia rzeki, iż woda z niej nie nadawała się już ani do picia, ani nawet do kąpieli i innych celów. Pamiętając o organoleptycznej ocenie jakości wody w owym czasie, Tyber jawi się jako olbrzymi ściek. Tym samym system akweduktów, zaopatrujących Rzym w wodę, wydaje się nie tyle wyrazem geniuszu, lecz skutkiem katastrofy ekologicznej i próby ominięcia jej skutków5. Faktem jednak jest to, że akwedukty są dowodem kunsztu inżynierii wodnej swoich czasów. Rzymianie wypracowali też system wodociągów i kanalizacji pod miastem, niedościgniony do naszych czasów. Wodę opadową i niektóre nieczystości system odprowadzał do rzeki oraz na podmiejskie pola, gdzie ścieki wsiąkały w ziemię i w pewien sposób nawoziły uprawy6. Największym i najbardziej znanym kanałem była cloaca maxima, wybudowana w VII w. p. n. e. przez Tarkwiniusza Pysznego. Wybudowana w celu 5 A. A g a r w a l, Environmental Costs of Sewers, [w:] Ecosan-closing the loop in wastewater management and sanitation, red. C. W e r n e r, J. S c h l i c k, G. W i t t e, A. H i l d e b r a n d t, Eschborn 2001 s. 20. 6 P. C e m b r z y ń s k i, Zaopatrzenie w wodę i usuwanie nieczystości w miastach stref bałtyckiej i sudecko-karpackiej w XIII-XVI wieku, Wrocław 2011, s. 14. 126 odwodnienia terenów, przez długi czas służyła jako odkryty, sztuczny ciek wodny z relatywnie czystą wodą. Dopiero później stała się faktycznie kanałem i odprowadzała ścieki miejskie do Tybru7. Usuwanie nieczystości do rzeki było więc najprostszym i najczęściej stosowanym sposobem. Bardzo często jednak używano ludzkich nieczystości do nawożenia pól uprawnych i roślin. Na wielką skalę miało to miejsce np. w starożytnej Grecji. Ateny były nawet wyposażone w kanały, które łączyły się w jeden wielki odpływ, odprowadzający nieczystości za miasto8. Po upadku Rzymu instalacje rzymskie odeszły w zapomnienie. Przez wiele wieków rozbierano akwedukty, wykorzystując ten świetny budulec m.in. do budowy kościołów. Wynikało to głównie z braku kultury życia w miastach wśród ludów barbarzyńskich. Średniowiecze, chociaż przyniosło częściowe zapomnienie wynalazków rzymskich, musiało również poradzić sobie z zaopatrzeniem w wodę. W średniowiecznej Europie powszechny był zawód woziwody. W księgach określano go często jako aqueductor, przez co niekiedy trudno odróżnić ten zawód od zawodu budowniczego wodociągów9. Standardem było więc przynoszenie wody z pobliskiej rzeki lub jeziora, lecz zaznaczyć też należy, że te zbiorniki były też jednocześnie punktami pozbywania się nieczystości i śmieci. Jak wspomniano, nie zdawano sobie sprawy ze związku pomiędzy brudem a chorobami, co najwyżej pomiędzy smrodem a chorobą. Warto tu też wspomnieć o studniach, które również zapewniały dostęp do wody. Były one jednak budowane bez zachowywania podstawowych zasad higieny. Cembrowania były nieszczelne, a zużyta, brudna woda wylewana obok studni przesiąkała z powrotem do jej wnętrza. Bardzo często budowano też obok studni latryny, nie widząc w tym nic niewłaściwego. Prawdziwym kuriozum były natomiast często rynki wokół kościołów parafialnych w centrach miast, gdzie zdarzało się, że wokół kościoła grzebano zmarłych, a dosłownie tuż obok eksploatowano studnię, a nawet budowano nową. Z czasem, na początku drugiego tysiąclecia, próbowano uruchamiać rzymskie wodociągi, a także budować nowe. Na ziemiach Europy wschodniej wodociągi zaczęły się pojawiać około XII lub XIII w., z pewnym opóźnieniem do Zachodu. Charakterystyczne, że częściej konstruowano je na terenach nizinnych, w miastach bliżej morza, niż na wyżynach. Związane to było z większym zanieczyszczeniem wód gruntowych10. Usuwanie nieczystości odbywało się bez większej troski zazwyczaj do najbliższego cieku wodnego. Ocembrowane doły kloaczne służyły też za śmietniki, stając się siedliskiem epidemii. Wodociągi istniały przynajmniej od początków XV w. w Krakowie, natomiast w XVI wi. na pewno istniał już rurociąg, doprowadzający wodę na Wawel. Wodociągi w tymże wieku pojawiły się też m.in. w Bochni i Środzie Wielkopolskiej. Takie inwestycje finansowane były przez właściciela miasta. W 1530 r. zawarto np. kontrakt z niejakim Wacławem Czechem, który miał wybudować wodociąg w Sandomierzu. Fundatorem inwestycji był Zygmunt Stary11. Średniowieczne wodociągi europejskie najczęściej wykorzystywały siłę grawitacji. Umiejętności budowniczego wodociągów musiały więc przede wszystkim obejmować sprawne wytwarzanie rur (głównie drewnianych). W większości przypadków wodę do sieci 7 J.N.N. H o p k i n s, The cloaca maxima and the monumental manipulation of water in archaic rome, „The Waters of Rome” 2007, nr 4, s. 3. 8 W. D u r a n t, Life of Greece, New York 1939, s. 269. 9 U. S o w i n a, Budowniczowie wodociągów w miastach polskich w XV-XVI wieku, „Archaeologia Historica Polona” 1998, t. 7, s. 140. 10 P. C e m b r z y ń s k i, op. cit., s. 86. 11 U. S o w i n a, op. cit., s. 143. 127 trzeba było jednak doprowadzić z poziomu niższego niż sieć rur, więc konieczne było również budowanie kół czerpalnych na rzekach. Podkreślić tu należy, że źródłem wody do wodociągów były głównie rzeki lub strumienie, dużo rzadziej zbiorniki stałe. Same rury uszczelniane były na łączeniach powrozami konopnymi, stąd pomoc powroźników okazywała się niezbędna. W wielu przypadkach stawiano tez tamy na zbiornikach wodnych, by stworzyć sztuczne zbiorniki retencyjne, w celu uzyskania odpowiedniego ciśnienia w wodociągach. Budowano tez koła czerpalne, zdolne podnosić wodę na wiele metrów. Najstarszy znany rurmus pochodzi z 1293 r. i zbudowany został w Lubece. Warto tu podkreślić, że wodociąg zaopatrywał w wodę głównie browary12. W wielu przypadkach sama inicjatywa stworzenia sieci wodociągowej oraz środki finansowe na ten cel pochodziły od piwowarów, którzy do produkcji piwa potrzebowali bardzo duże ilości wody. Środowiska piwowarskie w Europie Zachodniej wzmocniły swoją pozycję zwłaszcza w późniejszym okresie średniowiecza w miastach należących do Związku Hanzeatyckiego. Piwo stało się wtedy jednym z najważniejszych towarów eksportowych Hanzy, więc jego produkcja była popierana i wspierana. Generalnie jednak wodociągi były budowane albo na koszt właściciela miasta, albo środkami przyszłych użytkowników. Ogólnie w pierwszej połowie XVI w. mamy do czynienia z szeregiem czeskich specjalistów, instalujących wodociągi w wielu miastach, a będących na służbie króla. Byli to fachowcy, działający w ramach przedsiębiorstw rodzinnych, a swoją wiedzę przekazywali z ojca na syna. Z racji specyfiki swej pracy, podróżowali po danym obszarze i proponowali miastom usługi inżynierii wodociągów. Przyznać jednak trzeba, że wodociągi na terenie Rzeczpospolitej nie były powszechne. Od początku XVI do połowy XVII w. działało na tych ziemiach około 60 sieci wodociągowych w różnych miastach. Nie były to więc instalacje powszechne, natomiast wędrujący budowniczy wodociągów sami szukali dla siebie robót. Z racji niewielkiego w sumie popytu musieli się też często przekwalifikowywać. Najczęściej zostawali młynarzami13. Mimo wszystko fachowcy od wodociągów cieszyli się znacznym poważaniem społecznym, nie tylko z racji wysokich kwalifikacji, ale też znacznych sum pieniędzy, którymi dysponowali na budowę tej infrastruktury. Wodociągi były o tyle istotne dla stanu sanitarnego miasta, iż doprowadzały relatywnie czystą wodę, którą dało się stosować do celów spożywczych. Duże ośrodki miejskie wraz ze swoim rozwojem zużywały coraz większe ilości wody, co prowadziło do obniżenia poziomu wód gruntowych i powierzchniowych. Utrudniało to kopanie studni, co zresztą i tak było skomplikowanym i nie tak tanim przedsięwzięciem. Największym problemem były natomiast zanieczyszczenia wód gruntowych i powierzchniowych, głównie za sprawą nieczystości komunalnych, wsiąkających bezpośrednio w grunt, ale też rzemieślniczych. Dotyczyło to oczywiście głównie tych rzemiosł, które potrzebowały znacznych ilości wody do produkcji, jak np. browarnictwo czy garbarstwo. Warto tu podkreślić, że praktycznie aż do XIX w. nie dostrzegano związku pomiędzy lokowaniem latryn przy studniach a zanieczyszczeniem wody, którą ocenianą wyłącznie według cech organoleptycznych. Co do samych ujęć, raczej regułą było ujmowanie wód powierzchniowych. Niekiedy korzystano z wód gruntowych, jednak było to dużo rzadziej stosowane14. Na ziemiach 12 M. C h o r o w s k a, D. K a r s t, S. L a s o t a, Organizacja przestrzenna produkcji i sprzedaży piwa w średniowiecznej Świdnicy, „Archaeologia Historica Polona” 1998, t. 7, s. 164. 13 U. S o w i n a, op. cit., s. 150. 14 H. P o m i a n o w s k a, Początki wodociągów na terenie Polski, „Acta Universitatis Nicolai Copernici. Geografia” 1996, t. 97, s. 108. 128 polskich rurociągi najczęściej wykonywano z drewna sosnowego, modrzewiowego lub dębowego, a dopiero w późniejszym okresie wykorzystywano rury ceramiczne. Na początku i końcu sieci znajdowały się zbiorniki wody, z czego zbiorniki końcowe służyły też za zbiorniki przeciwpożarowe. Woda doprowadzana do rur często była najpierw przecedzana przez kraty, by zapobiec zatkaniu sieci. Sama sieć zaopatrzona była w system studzienek, które nie tylko stanowiły miejsce osiadania zanieczyszczeń, ale przede wszystkim zmieniały bieg rurociągu15. Żywotność drewnianych rur nie była długa. W zależności od warunków i składu mineralnego wody wytrzymywały one od 4 do 25 lat. Polskie wodociągi doznały znacznych zniszczeń w czasie wojen szwedzkich, co było związane z intensywnym umacnianiem miast i ich obleganiem. Oznaczało to ponowny regres miast pod względem sanitarnym, po pewnej stabilizacji, którą udało się mimo wszystko osiągnąć w początkach XVII w. Prawdziwym przełomem okazała się rewolucja przemysłowa. Stała się bodźcem do bardzo intensywnej koncentracji wielkich grup ludności na niewielkim obszarze szybko rozwijających się miast, co przy znacznym uprzemysłowieniu postawiło zupełnie nowe, praktycznie nieznane wcześniej problemy. Pojawiły się ścieki przemysłowe, które zanieczyszczały środowisko naturalne w coraz większej skali. Ludność robotnicza mieszkała w kilkukondygnacyjnych budynkach bez zachowywania podstawowych zasad higieny, częste były więc przypadki rozprzestrzeniania się chorób. Dla wielu miast przez długi czas wzorem w zakresie urządzeń wodociągowo-kanalizacyjnych były rozwiązania brytyjskie. W 1865 r. w Londynie powstał system kanalizacji, opracowany przez Josepha W. Bazalgette. Kanały odprowadzały ścieki miejskie do Barking i Crossness, miejscowości leżących o 22 km w dół Tamizy od Londynu, gdzie wpadały do rzeki. W wymienionych miejscowościach urządzono z czasem chemiczne oczyszczalnie ścieków. W osadnikach zbierano osady, a do pozostałych ścieków wpuszczano wapno i siarczan żelaza. Osady wywożono i wrzucano wprost do morza, nie była to więc instalacja w pełni przyjazna środowisku16. Faktem jednak jest to, że w Londynie po uruchomieniu sieci znacząco spadła liczba zachorowań na choroby przenoszone drogą pokarmową. Londyn zastosował pewne pionierskie rozwiązania, które jednak potrzebowały jeszcze wielu lat, by upowszechnić się w Europie. W XIX w. wciąż na ziemiach polskich standardem było pobieranie wody pitnej bezpośrednio z naturalnych zbiorników, takich jak jeziora czy rzeki. Brak odpowiednich przepisów sprawiał, że wody gruntowe i powierzchniowe były silne zanieczyszczone odpadami przemysłowymi oraz nieczystościami komunalnymi. Nawet gdy znane już były doniosłe odkrycia w dziedzinie mikrobiologii, na przełomie XIX i XX w., wciąż zdarzało się, że nieczystości wylewane były do rzeki powyżej punktu czerpania wody pitnej17. W latach 90. po zbadaniu studni w dużych miastach Królestwa Polskiego okazało się, że większość z nich dostarcza wody niezdatnej do spożycia. W Łodzi na 1200 studni aż 200 było zanieczyszczonych biologicznie. W Kaliszu istniało 99 studni, z czego na trzy aż dwie zawierały zanieczyszczoną wodę. W zbadanych miastach jedynie Suwałki miały przyzwoitą wodę w studniach. W najgorszej sytuacji były miasta o skoncentrowanej zabudowie, bez kanalizacji. Nie lepiej niż w Królestwie było w Galicji. W 1895 na 74 zbadane studnie jedynie 8 zawierało wodę zdatną do picia. Profesor Odo Bujwid, pionier polskiej H. P o m i a n o w s k a, op. cit., s. 113. „Przegląd Techniczny” nr 26, 14 VI 1897, s. 421. 17 Historia kultury materialnej Polski, t. VI, red. B. B a r a n o w s k i, J. B a r t y ś, T. S o b c z a k, Wrocław 1979, s. 355. 15 16 129 bakteriologii, który brał udział w badaniu, określił wodę w krakowskich studniach jako „rozcieńczony mocz”, którego stężenie w wodzie wynosiło 1-10%18. Stan taki wynikał przede wszystkim z niewiedzy i bardzo powolnej edukacji w zakresie higieny. Większość ludzi wciąż jeszcze nie widziało związku pomiędzy nieczystościami a chorobami. Niedbale urządzone studnie stawały się siedliskiem chorób, głównie tyfusu i czerwonki. Samo istnienie wodociągów nie było absolutnie rozwiązaniem problemu dostarczania wody. Przykładowo, chociaż w ostatniej ćwierci XIX w. dość znaczna ilość miast w zaborze pruskim posiadała wodociągi, to wiele z nich dostarczało do miasta zanieczyszczoną wodę rzeczną. Niektóre wymienione wodociągi istniały jeszcze od XVII w. i składały się głównie z drewnianych, nieszczelnych rur, do których przesiąkały brudne wody gruntowe. Samo urządzenie kanalizacji musi być realizowane przy zachowaniu dbałości o jakoś wykonania, a zarazem wymagana jest regularna i odpowiednia konserwacja. W przeciwnym przypadku może dojść do sytuacji, w której kanalizacja nie spełnia swoich funkcji sanitarnych, a wręcz staje się przyczyną zakażeń poprzez wodę. Tak może się zdarzyć przede wszystkim przy nieszczelnych rurociągach, wtedy bowiem bakterie mogą przedostać się do wód gruntowych, rzek, czy nawet linii wodociągowych, jeśli te również są w słabym stanie technicznym. Zablokowanie rury odpływowej może natomiast doprowadzić do cofnięcia nieczystości, przez co również może dojść do silnego zanieczyszczenia domu mieszkalnego, czy obiektu publicznego. Nowe urządzenia były jednak instalowane coraz częściej. Pojawiały się rury żelazne i stacje filtrujące do wody, a jej źródłem coraz częściej były wody źródlane i ze studni głębinowych. Pod koniec XIX w. budowano stacje pomp o dużej mocy. W Poznaniu było 14 pomp, napędzanych taką samą liczbą silników o mocy 1412 kW19. Wodę doprowadzano do zakładów produkcyjnych, ale też do domów mieszkalnych i publicznych punktów odbioru. W przypadku Galicji o wydajnych sieciach wodociągowych możemy mówić w odniesieniu do Krakowa i Lwowa, gdzie uruchomiono je w 1901 r. W bardzo słabej sytuacji pod względem zaopatrzenia w dobrą wodę było Królestwo Polskie, między innymi z powodu słabej władzy miejskiej i rozrośniętej biurokracji. Nowoczesny system wodociagowo – kanalizacyjny zaczęto budować w Warszawie w 1881 r. według projektu Williama Lindleya. Wodociąg warszawski był pierwszą tak szeroko zakrojoną inwestycją w Królestwie Polskim. W 1910 r. ponad 87% posesji było podłączonych do sieci. W Królestwie Polskim Warszawa była jedynym planowo skanalizowanym miastem przed I wojną światową. Skutki były dla miasta doniosłe. Znacząco spadła zachorowalność na choroby zakaźne20. W pozostałych miastach sieci były niepełne i często jedynie odprowadzały ścieki poza miasto. Oczyszczalnie ścieków najczęściej były niewydolne, a rzeki, do których wpuszczano źle oczyszczoną wodę, stawały się siedliskami chorób zakaźnych. Pomimo kanalizacji położonej w Warszawie, miasto wciąż borykało się z problemem nieczystości. Jeszcze w 1911 r. było w stolicy aż 39% posesji bez podłączenia do sieci. Tym samym znaczna część ludności skazana była na korzystanie z dołów kloacznych i innych urządzeń tego rodzaju. Przy niektórych nieruchomościach nie było takich urządzeń wcale. Jak więc radzono sobie z tym problemem, opisuje prasa, w tym przypadku łódzka. W każdem podwórku jest olbrzymi dół, w który wpada nieczystość z całego domu. Doły te oczyszczają i wywożą z nich rozmaite miazmaty tak zwane towarzystwa asenizacyjne, które to pomimo licznych Ibidem, s. 365. Ibidem, s. 358. 20 A. S u l i g o w s k i, O kanalizacyi miasta Warszawy ze stanowiska ekonomicznego, Warszawa 1890, s. 7. 18 19 130 naszych nawoływań nieustannie rozpierają się na ulicach nawet pryncypalnych o wszystkich porach dnia, nie bacząc nawet na niesłychane upały, które przecież muszą oddziaływać niezbyt dobrze na zdrowotność nieskanalizowanego i ciasno zabudowanego miasta21. Popularnością cieszyły się więc w dużych miastach usługi asenizacyjne. Wyposażeni w beczkowozy drobni przedsiębiorcy usuwali nieczystości z posesji za niewielką opłatą, natomiast pracę swoją często wykonywali niestarannie i nie zważali ani na komfort mieszkańców, co widać po powyższym cytacie, ani na higienę. Dezynfekcja opróżnionych dołów należała do rzadkości, nie dziwiły więc częste choroby zakaźne. W Warszawie w 1888 r. na ponad 4300 skontrolowanych ustępów zaledwie 250 spełniało wymogi sanitarne22. W pewnych środowiskach budowa nowych instalacji sieciowych budziła zdecydowany opór. W 1888 r. w Warszawie zarządzono przymus podłączenia do sieci tych budynków, które stały przy sieci kanalizacyjnej. Wiązało się to ze znacznymi kosztami, właściciele nieruchomości rozpoczęli więc prawdziwą kampanię przeciwko kanalizacji. Opóźniło to na pewien czas rozbudowę sieci, a tym samym poprawę stanu sanitarnego miasta. Podnoszono też inne kwestie, niekoniecznie merytoryczne. Opublikowana w 1900 r. w Krakowie broszura o znamiennym tytule pt. „Kanalizacya miasta Warszawy jako narzędzie judaizmu i szarlatanerii w celu zniszczenia rolnictwa polskiego i wytępienia ludności polskiej nad Wisłą”, autorstwa „rolnika znad Wisły” opisywała rzekomą całkowitą nieszkodliwość ludzkich odchodów w rolnictwie, a anonimowy autor uważał odprowadzanie ścieków i ich oczyszczanie za marnowanie dobroczynnego nawozu23. Co do kosztów, urządzenie wodociągu warszawskiego i pierwszych trzech etapów budowy kanalizacji kosztowało 7 mln rs. Miasto nie dysponowało takimi środkami, wypuszczono więc obligacje na ten cel. System warszawski był jednak wyjątkowy. Nawet nowo budowane sieci w niektórych miastach były zbyt mało wydajne, by zapewnić odpowiednią ilość wody. Tym samym z instalacji mogła korzystać tylko niewielka część ludności, a większość musiała dawnym zwyczajem czerpać wodę ze studni lub pobliskich zbiorników. Tak było na przykład w Płocku. Patrząc szeroko na ziemie polskie wszystkich trzech zaborów na przełomie XIX i XX w., można zauważyć, że nie tylko wodociągi i kanalizacja, ale w ogóle kwestia zaopatrzenia w wodę i usuwania nieczystości były zagadnieniami znanymi tylko w dużych miastach. Mniejsze, peryferyjne miejscowości musiały zadowalać się wodą ze studni. Co więcej, w małych osadach często spotykano w tym czasie studnie ocembrowane drewnem, a woda w nich często była zanieczyszczona nieczystościami przemysłowymi i gospodarskimi. W niektórych miasteczkach czy wsiach studni nie było wcale, a ludność nosiła wodę z rzeki. O tym, że problemy komunalne miasta są sprawą palącą, alarmowały polskie środowiska lekarskie. Pewną regułą w wielkich europejskich miastach była śmiertelność na poziomie poniżej 20% (w Brukseli 13,5%). Na tym tle Królestwo Polskie wyglądało wręcz rozpaczliwie. Jedynie Warszawa odpowiadała europejskim standardom. W 1905 r. w Łodzi śmiertelność wynosiła 31,5%. Miasta w innych zaborach nie wyglądały wiele lepiej. W Poznaniu ten poziom wynosił 24,6%, a w Krakowie 29,7%. Co ciekawe, w miastach niemieckich sytuacja nie bywała lepsza. Dla Wrocławia ten współczynnik wynosił 23,6%24. Łódź była „Rozwój” nr 135, 15 VI 1900, s. 2. A. S u l i g o w s k i, op. cit., s. 8. 23 Kanalizacya miasta Warszawy jako narzędzie judaizmu i szarlatanerii w celu zniszczenia rolnictwa polskiego i wytępienia ludności polskiej nad Wisłą, Kraków 1900, s. 10 i n. 24 Histria Kultury..., s. 459. 21 22 131 jednak najbardziej jaskrawym przykładem braku higieny i bardzo złych warunków sanitarnych. Świadczą o tym zgony na choroby zakaźne. Na początku XX w. na gruźlicę w Łodzi umierało 389 osób na 100 tys. mieszkańców (w Europie średnio o 100 do 200 osób mniej). Często wybuchały epidemie ospy z wysokimi wskaźnikami umieralności. W 1872 r. zmarło 39,5% zakażonych łodzian, w 1886 zmarło 34,4%, trzy lata później 33,9%, w 1892 r. aż 58%, a w 1893 nawet 72,6% zakażonych straciło życie z powodu choroby25. Bardzo wysoka była też śmiertelność niemowląt, oscylująca na poziomie około 20%. Mówiąc bardziej obrazowo, jednemu na pięcioro dzieci nie było dane przeżyć nawet okresu wczesnodziecięcego. Jednym z powodów były niskie wydatki z budżetu miasta na podnoszenie poziomu higieny komunalnej, które w 1911 r. wynosiły w Łodzi zaledwie 3,3%, czyli niewiele ponad ¼ tego, co wydawano na ten cel w Warszawie. W przypadku Łodzi można mówić o pewnym fenomenie. Miasto, które w przeddzień I wojny światowej osiągnęło blisko pół miliona mieszkańców, swój system wodno kanalizacyjny zaczęło budować dopiero w połowie lat 20. XX w. W Polsce systemy wodno-kanalizacyjne upowszechniły się na dobre dopiero w drugiej połowie XX w., opóźnienie do krajów zachodnich było więc znaczne. Do dzisiaj istnieje jednak wiele miejsc na świecie, gdzie brakuje dostępu do pitnej wody, a nieczystości usuwane są w sposób groźny dla zdrowia, lub nieusuwane są wcale. O tym, iż kwestia dostarczania wody pitnej i usuwania nieczystości jest wciąż niezwykle istotna, świadczy fakt, iż jeszcze w roku 2000 zaledwie 5 do 10% ścieków na świecie było oczyszczanych w jakikolwiek sposób26. Oznacza to, że cała reszta przesiąkała do ziemi, lub nawet bezpośrednio była odprowadzana do otwartych zbiorników wodnych. Oczywiście te problemy dotyczą krajów biednych i rozwijających się, lecz należy wspomnieć o tym nie tylko dlatego, iż wciąż takich na świecie nie brakuje, ale również z tego powodu, iż problemy te przekładają się w znacznym stopniu na realia historyczne. Chociaż przez długi czas za szczytowe osiągnięcie technologii pozbywania się nieczystości uznawano kanalizację, obecnie nie jest to rozwiązanie oczywiste. Do kosztów kanalizacji zaliczyć należy przede wszystkim budowę i eksploatację zarówno sieci, jak i oczyszczalni. Są to koszty na tyle poważne, że nawet dziś miasta w krajach rozwijających się nie mogą sobie na to pozwolić. Jednocześnie podejście lewicowe powoduje, iż niechętnie widzi się w miejscu inwestora kapitał prywatny. Do wad kanalizacji, poza wysokimi kosztami, należy też zaliczyć bardzo duże zużycie wody pitnej. Przy usuwaniu stosunkowo niewielkiej ilości nieczystości marnuje się znacznie więcej wody. W ten sposób system kanalizacyjny staje się nie rozwiązaniem problemu, lecz jego źródłem, co w świetle ograniczonych zasobów wody pitnej ma ogromne znaczenie. Obecnie proponuje się nowoczesne rozwiązania usuwania nieczystości pod ogólną nazwą „ecosan” (ecological sanitation), czyli ekologiczne pozbywanie się nieczystości. Głównym założeniem jest tutaj uzyskanie obiegu wody i pierwiastków jak najbliższego naturalnemu. Ecosan widzi w nieczystościach nie tyle zagrożenie i kłopotliwy problem, co szansę na odzyskanie wartościowych elementów i wykorzystanie ich w sposób przyjazny dla środowiska. Dzięki kompostowaniu lub odpowiedniemu odwodnieniu mogą one wrócić do naturalnego obiegu w formie nawozu. Takie rozwiązania stosuje się już z powodzeniem w biednych krajach trzeciego świata, gdzie dzięki suchym toaletom i odpowiedniemu, naturalnemu przetworzeniu uzyskuje się wartościowy nawóz dla rolnictwa, co ważne, bezpieczny dla zdrowia. Instalacje typu ecosan działają też z powodzeniem 25 26 Ibidem. C. W e r n e r, Ecosan – A Holistic Approach to Material-Flow-Management in Sanitations, [w:] Ecosan…, s. 25. 132 w Niemczech i Szwecji. Jest to szansa nie tylko dla obszarów wiejskich, ale również, a może przede wszystkim dla miast, gdzie nagromadzenie i stężenie nieczystości jest olbrzymie, a oczyszczanie ich mało efektywne i kosztowne. Niektóre rozwiązania zakładają też możliwość produkcji biogazu, lecz jest to jednak kosztowne. Podsumowując, początki osadnictwa ludzkiego w miastach wiązały się początkowo z brakiem szerokiego myślenia o zaopatrzeniu w wodę i usuwaniu nieczystości. Poprzez duże ich nagromadzenie i nieumiejętne obchodzenie się z nimi, doszło do zatrucia wód gruntowych i powierzchniowych, zmuszając ludzi do poszukiwania nowych form pozyskiwania wody pitnej, jak sprowadzanie jej z odległych, jeszcze nie zanieczyszczonych miejsc. Obecnie wiadomo, iż ludzkie odchody są szkodliwe przy bezpośrednim nawożeniu, natomiast po odpowiednio długim odfermentowaniu chorobotwórcze drobnoustroje giną i można bezpiecznie nawozić pola uprawne27. Przez wiele tysiącleci nie było o tym wiadomo, natomiast faktycznie nawożono nieczystościami pola, chociaż tak naprawdę trudno stwierdzić, jak się z nimi wcześniej obchodzono. Wiadomo natomiast, że brak odprowadzania nieczystości z miasta lub odprowadzanie ich do zbiorników wodnych miało skutki katastrofalne i epidemiotwórcze. Stan sanitarny miast znacząco poprawił się w XIX i na początku XX w. za sprawą nowoczesnych wodociągów oraz kanalizacji z systemem oczyszczania, które to rozwiązanie istnieje do dziś w swoich podstawowych założeniach. Jak się okazuje, nie jest to jednak rozwiązanie jedynie słuszne i ostateczne. Nowoczesne rozwiązania typu ecosan sprawiają, że w pewnym sensie historia zatoczyła koło i człowiek próbuje wrócić do zamkniętego obiegu substancji w ekosystemie. W takim ujęciu sprawy, być może w przemyśleniach wspomnianego „rolnika znad Wisły”, pośród jego paranoicznego antysemityzmu, ksenofobii i prymitywnego postrzegania świata, można by jednak zauważyć cień nowoczesnego myślenia ekologicznego. 27 S.A. E s r e y, Towards a Recycling Society. Ecological Sanitation – Closing the Loop to Food Security, [w:] Ecosan…, s. 33. 133 Tomasz Wiśniewski Uniwersytet Szczeciński IDEE „NOWEGO ŚREDNIOWIECZA” W KONTEKŚCIE POSTMODERNIZMU Średniowiecze fascynuje jako paradygmat antywspółczesności. – Nicolás Gómez Dávila1 Czego więc trzeba, by stworzyć dobre średniowiecze? Przede wszystkim Wielkiego Pokoju, który się kruszy, wielkiej międzynarodowej władzy państwowej, która kiedyś zjednoczyła świat pod względem języka, obyczaju, ideologii, religii, sztuki oraz technologii i która w pewnym momencie – wskutek własnego skomplikowania – upada. – Umberto Eco2 Postmodernizm jest stanem, w którym refleksja dogoniła rzeczywistość. Racjonalny człowiek Zachodu przetrawił naukowo już całą swoją przeszłość, w retrospektywie osiągnął wszystko. Swoim badaniom poddał również wszystko dookoła, od żywiołów natury po naturę Innego. Wobec dotarcia do granic horyzontu badawczego zwrócił się znowu ku sobie. Zwyczajową w filozofii autorefleksję zastąpił jednak refleksją nad refleksją, zwłaszcza w antropologii. Jakie mogą być konsekwencje tego procesu autodekonstrukcji człowieka Zachodu? Jak będzie określał on swoją tożsamość wobec Innego – nie tyle w dalekich zakątkach zglobalizowanego świata, ale już na obszarach „zarezerwowanych” dotychczas dla siebie samego? Czy paradygmat modernistyczny dojdzie do ostatecznego końca i wypełnienia, ustępując na powrót nowym-starym, nieracjonalnym formom ludzkiego współżycia i światopoglądu3? Koncepcje określane mianem „Nowego Średniowiecza” są owocem refleksji pewnych filozofów oraz myślicieli społeczno-politycznych XX w.; sformułowali je oni w reakcji na dostrzegany przez siebie kryzys tzw. cywilizacji zachodniej – bądź to, co za niego uważali – i w nadziei na zaradzenie rozpadowi tej formacji kulturowej do której przywykli. Nie pokładali jednak nadziei w aktualnym stanie i zdolnościach cywilizacji zachodniej, ale w przewidywanej zdolności rewitalizacji przez nią jej własnych źródeł – ergo „rozpoczęcia wszystkiego od nowa”. Swoimi przemyśleniami zainspirowali literatów, naukowców i nastawionych na spekulacje intelektualistów. 1 N . G ó m e z D á v i l a, Nowe scholia do tekstu implicite, t. 1, Warszawa 2008, s. 147. Cytowana fraza wyraża chyba sedno powodu atrakcyjności prądów neomediewalnych. Nicolás Gómez Dávila (1913-1994) to myśliciel „reakcyjny” z Kolumbii, w swoich zwartych notatkach – „scholiach” – występujący przeciwko wszystkim nowożytnym oraz nowoczesnym koncepcjom i ideologiom, swoją własną tożsamość duchową lokujący w głębokim Średniowieczu. Vide: Nicolás Gómez Dávila i jego dzieło, red. B .J . O b i d z i ń s k a, K . U r b a n e k, Warszawa 2008; Oczyszczenie inteligencji. Nicolás Gómez Dávila – myśliciel współczesny?, red. K . U r b a n e k, Warszawa 2010. 2 U . E c o, Nowe Średniowiecze, I d e m, Semiologia życia codziennego, Warszawa 1998, s. 78. 3 Na temat zasadniczego postmodernistycznego deontyzmu: K . B i e l e n i n, Językoznawstwo postmodernistyczne?, http://www.jkn.uw.edu.pl/prace/jezykoznawstwo%20postmodernistyczne.htm oraz A . D u g i n, http://www.legitymizm.org/mlodziez_imperium/MI0014/zasoby/32.html [dostęp z dn. 27 IV 2012]. 135 Zagadnienie „Nowego Średniowiecza” mieści się generalnie w zakresie historii idei, nie pomijając oczywiście zaangażowania i namacalności odpowiednich jego koncepcji. Pod ogólnym hasłem „Nowego Średniowiecza” można wyróżnić kilka dość odmiennych płaszczyzn, w mojej opinii byłyby to: 1) Nowe Średniowiecze jako postulat społecznopolityczny; 2) pewna wizja, prognoza historiozoficzna; i 3) swoista „metodologia” usiłująca dostrzec paralele pomiędzy stosunkami historycznego Średniowiecza4 a czasami dzisiejszymi oraz zinterpretować współczesność jako powrót do tej przeszłości5. Każdy z przedstawianych „neomediewalizmów” postaram się zaakcentować pod którymś z tych kątów, chociaż oczywiste jest wzajemne przenikanie się wyżej wymienionych perspektyw. Podstawowe pytanie brzmi: jak różne koncepcje „Nowego Średniowiecza” mają się do współczesnego postmodernizmu; na ile są mu bliskie, czym się różnią oraz w jaki sposób wkomponowują się w jego filozoficzną, kulturową oraz społeczno-polityczną rzeczywistość? I Najprościej wyróżnić nowoczesność – czy raczej jeszcze nowożytność – jako epokę nastałą w historii po zaniknięciu średniowiecza, czyli mniej więcej w drugiej połowie XV w., „dociągając” jej nastanie do początku wieku następnego (lata protestanckiej Reformacji). W polskim języku i historiografii pojęcia „nowożytności” oraz „nowoczesności” funkcjonują osobno, oznaczając kolejne okresy czasu: od końca średniowiecza do Rewolucji Francuskiej i następnie od niej do współczesności. Polska tłumaczka Kondycji ponowoczesnej Jean-François Lyotarda przyjmuje, że terminy «nowożytny» i «nowożytność» odnoszą się raczej do periodyzacji przyjmowanej w historii powszechnej, a terminy «nowoczesny» i «nowoczesność» mają sens bardziej filozoficzny, odnosząc się […] do […] projektów cywilizacyjnych6. Nie przesądzając o wyłącznej poprawności tej czy innej opcji, w kontekście idei „Nowego Średniowiecza” należałoby chyba złączyć je ze sobą w jedno, jako epokę o skali równoważnej Średniowieczu, trwającemu przecież około tysiąca lat. W tym celu czasem będę używał terminu „Moderna”. W tę perspektywę interpretacyjną, przeciwstawiającą Średniowieczu monolit czasów późniejszych, wpisuje się sztandarowa postać myśli neomediewalnej, rosyjski filozof Nikołaj Bierdiajew, ujmujący całość czasów pośredniowiecznych jako wciąż trwający Renesans: Kończąca się historia nowożytna rozpoczęła się w okresie Renesansu. Jesteśmy dziś świadkami Końca Renesansu7. Wręcz obsesją Bierdiajewa można nazwać nieprzerwanie pojawiające się na kartach jego książki narzekania na oszukańczy, wyjaławiający człowieczeństwo charakter współczesnego humanizmu, stanowiącego kilkusetletnią historyczną jedność. Według niego [h]umanizm, miast wzmocnić, osłabił człowieka – takie jest paradoksalne rozwiązanie historii nowożytnej. Samoutwierdzając siebie, człowiek zgubił się w sobie8. Największą tragedią Renesansu ma być antropocentryzm, prowadzący do sprzeczności wyniszczających człowieka. Egzystencja współczesnego Europejczyka ogranicza się do tego, co jest na ziemi, a raczej do tego, co znajduje się 4 Dla ułatwienia lektury nazwy epok historycznych, jako mające wyrażać odrębne tożsamości duchowe, będę rozpoczynał z wielkiej litery, zaś „Nowe Średniowiecze”, pozostające jedynie modelem teoretycznym, najczęściej zapisywał dodatkowo w cudzysłowie. 5 Wyartykułowanie tego punktu widzenia zawdzięczam pytaniu jednego z uczestników konferencji, na której był wygłaszany referat [V Łódzka Wiosna Młodych Historyków, 25 III 2012]. 6 M . K o w a l s k a, Mała opowieść tłumacza, [w:] J .F . L y o t a r d, Kondycja ponowoczesna. Raport o stanie wiedzy, Warszawa 1997, s. 7. 7 N . B i e r d i a j e w, Nowe Średniowiecze, Komorów 1997, s. 15. Korzystając z tego reprintu wydania międzywojennego (1936) w koniecznych miejscach cytatów wprowadzam uwspółcześniające pisownię poprawki. Istnieje również nowsze tłumaczenie, H. Paprockiego, Warszawa 2003, jednak w nim wiele fraz traci na dosadności i polocie. 8 Ibidem, s. 18. 136 na jej powierzchni. Natomiast, co jest nad nią i pod nią, to pozostaje nieuchwytnym dla dzisiejszego człowieka9, co przez ignorowanie i negację Boga jako stwórcy prowadzi zawsze do negacji i upadku samego człowieka10. U Bierdiajewa upadek Moderny (oczywiście nie używa on tego słowa) jest nieodłączną konsekwencją optymistycznych założeń leżących u jej intelektualnych źródeł. Bierdiajew – to mistyczny prognosta przerażony obrotem historii, uważający, iż można przewidzieć dalszy tok wydarzeń. Nowe Średniowiecze to tylko element jego szerszej filozofii. Cele ludzkości są dlań nadprzyrodzone, a jej ziemska pielgrzymka musi zamknąć się w ramach określonego cyklu upadku i odrodzenia, od zawsze obecnego w tradycyjnej świadomości. Nowe Średniowiecze to nawrót mistycyzmu, epoka ontologicznie prawdziwa, projekcja samego Boga. Człowiek sam doprowadza do jej powstania, chociaż w swoich zamierzeniach dąży do czegoś innego. Bierdiajew jako pierwszy zasiał świadomość o Nowym Średniowieczu na masową skalę, utworzył jego mit. Od niego wychodzą wszyscy kolejni neomediewaliści. Oparcie się na postawionym przez niego ograniczeniu – konieczności powrotu – może być bardzo pożyteczne, jednocześnie wzmacniając i osłabiając potencjał jakiejkolwiek futurologii. Odpowiedzi na pytanie o filozoficzny charakter Nowoczesności można poszukać u współczesnych badaczy, dla których zajmującym problemem jest postmodernizm, na przykład sceptycznych wobec tego zjawiska Anthony’ego Giddensa (ur. 1938) i Ernesta Gellnera (1925-1995). W Konsekwencjach nowoczesności rozwija Giddens tezy o założeniach stojących za Nowoczesnością oraz charakteryzuje punkty wyznaczające jej funkcjonowanie. To system oparty o mającą pretensje do obiektywizmu naukę, a jego naukowo ufundowanymi „wymiarami instytucjonalnymi” są: kapitalizm, inwigilacja, władza militarna oraz uprzemysłowienie11. Wiąże się z politycznym konceptem suwerenności narzucającym podział świata na państwa narodowe12. Dla Gellnera, zajmującego się problemami rozumu i religii, Nowoczesność – oświeceniowy racjonalizm, racjonalny fundamentalizm – jest dziś jednym z trzech rywali, stanowiąc nieredukowalnego oponenta równie samoistnych opcji religijnego fundamentalizmu oraz relatywizmu, którego przykładem może być modny ostatnio «postmodernizm»13. Komponuje się to z ujęciem Lyotarda, gdzie Nowoczesność odpowiada epoce «wielkich opowieści», których celem było legitymizowanie nie tylko nauki, ale także wszelkich działań społecznych14 – bowiem racjonalizm Gellnerowski opiera się na przekonaniu, iż prawdziwe, ponadkulturowe poznanie naprawdę istnieje15. Lyotard nazywa tę narrację Oświecenia, kiedy bohater wiedzy pracował w imię celu etyczno-politycznego, to jest powszechnego pokoju metanarracją, opierając swoją proklamację postmodernizmu na nieufności do wszelkich jej przejawów16. W tym miejscu dorzucić można garść spostrzeżeń znajdujących się w książce Imperium, osobliwym „manifeście” Michaela Hardta (ur. 1960) i Antonio Negriego (ur. 1933)17. Pochylając się nad problemem Nowoczesności, dochodzą do jej powiązania z rozwojem Ibidem, s. 22. Ibidem, s. 35. 11 Vide: A . G i d d e n s, Konsekwencje nowoczesności, Kraków 2008, s. 41-46. 12 Ibidem, s. 49. 13 E . G e l l n e r, Postmodernizm, rozum i religia, Warszawa 1997, s. 10. 14 M . K o w a l s k a, op. cit., s. 10. 15 E . G e l l n e r, op. cit., s. 102. 16 J .F . L y o t a r d, op. cit., s. 20. 17 M . H a r d t, A . N e g r i, Imperium, Warszawa 2005. 9 10 137 europejskiej ekspansji kolonialnej (eurocentryzm Nowoczesności wydaje się dość oczywisty – zwracał na to uwagę chociażby Giddens18). Przywołują Samira Amina, głoszącego: Jeśli okres Renesansu oznacza jakościową zmianę w historii ludzkości, to właśnie dlatego, że Europejczycy świadomie powzięli wówczas ideę, że podbój świata przez ich cywilizację jest celem możliwym. […] Od tej chwili dopiero, a nie wcześniej, krystalizuje się eurocentryzm19. W konstytuowaniu się europejskiej nowoczesności wyróżniają Hardt i Negri trzy główne elementy: 1) rewolucyjne odkrycie sfery immanencji; 2) reakcję przeciwko tym immanentnym siłom i kryzys w obrębie formy władzy; i 3) częściowe i tymczasowe rozwiązanie tego kryzysu przez ukształtowanie państwa nowoczesnego jako miejsca suwerenności, które transcenduje i zapośrednicza sferę sił immanentnych20. Dla nich [p]anowanie europejskie jest zawsze w kryzysie – i jest to ten sam kryzys, który określa europejską nowoczesność21. Wygląda na to, że ogólnoświatowa ekspansja wraz z metanarracyjnym monopolem na interpretację wszelkiej wiedzy są środkami, jakie pomagają Europejczykom wyciszyć stale drążące ich okiełznywanie „sfery immanencji” za pomocą instytucjonalnego przymusu, skierowywanego przeto również na zewnątrz. II Zauważane obecnie rozczłonkowanie suwerenności państwowych wiąże się właśnie ze zmęczenia dominacją jednej narracji, kryzysem zaufania do niej, niechęcią do administracyjnego obstawania przy jej obronie. Anonimowe struktury państwowe wydają wycofywać się z metafizycznej hodowli obywateli. Według Zygmunta Baumana: Daje się zauważyć, z jednej strony, malejące zainteresowanie władz państwowych w propagowaniu jedynego, wyłącznego i wszechobejmującego modelu ładu i rosnąca obojętność, z jaką władze te traktują współobecność wielu skłóconych ze sobą i nie znoszących kompromisu modeli. Z drugiej strony widać coraz wyraźniej, że więdnie i obumiera ów «pęd do rozwiązań ostatecznych», tak niegdyś dla nowoczesnego ducha charakterystyczny22. Ta duchowa atmosfera ma swoje wymierne konsekwencje. W kontekście francuskim opisywał je socjolog Gilles Kepel, stanowią one dość istotny wątek jego książki Zemsta Boga. Zwraca on uwagę na proces, w którym homogeniczne dotychczas społeczeństwo Republiki zdaje rozpadać się na dążące do izolacji grupki. Postępuje to według klucza religijnego i etnicznego – przodują w tym zwłaszcza muzułmańscy imigranci, których dzielnice „pogrążają się” w coraz większej autonomii. Przypomina się uwaga Hardta i Negriego: Rodzące się religijne fundamentalizmy (islamskie i chrześcijańskie) w tej mierze, w jakiej reprezentują społeczeństwo przeciwstawione państwu, powinny być uznane za składniki nowego, globalnego społeczeństwa obywatelskiego – jednak te religijne organizacje, przeciwstawiając się państwu, często same stają się nowymi państwami23. Kepel ujmuje to następująco: Ewolucja różnego rodzaju niepokojów, przekładająca się na konstruowanie tożsamości na nowo, doprowadziła w ostatnim dziesięcioleciu XX w. i w pierwszych latach następnego, do rozwoju zjawiska, które – na podstawie obserwacji ruchów islamistycznych – nazwałem «komunotaryzmem»24. To zjawisko uderzające w sam ideologiczny rdzeń archetypicznego państwa nowoczesnego, jakim jest Republika Francuska, jedna i niepodzielna. Zadaniem książki Kepla ma być zbadanie wartości laickich w obliczu rozmnożenia tożsamości «komunotarystycznych» [...] A . G i d d e n s, op. cit., s. 1, 49, 124. M . H a r d t, A . N e g r i, op. cit., s. 92. 20 Ibidem, s. 86. 21 Ibidem, s. 93. 22 Z . B a u m a n, Ponowoczesność jako źródło cierpień, Warszawa 2004, s. 26. 23 M . H a r d t, A . N e g r i, op. cit., s. 332. 24 G . K e p e l, Zemsta Boga. Religijna rekonkwista świata, Warszawa 2010, s. 28. 18 19 138 o religijnych korzeniach25. Przesłanką zaś do jej napisania było następujące stwierdzenie: We wszystkich przypadkach ruchy odnowy religijnej zarzucają społeczeństwu fragmentaryzację, anomię, brak wspólnego projektu, z którym można by się identyfikować. Nie walczą z laicką etyką – ta dla nich nie istnieje – ale uważają, że nowoczesność jako wytwór bezbożnego rozumu nie zdołała ostatecznie wytworzyć żadnych wartości26. Dokłada swoją cegiełkę Lech Jęczmyk (ur. 1936): Wierzę, że w okresie czekających ludzkość burzliwych przemian na placu boju pozostaną tradycyjne religie, i to w «twardym» wydaniu27. Nie ma potrzeby dłużej przyglądać się książce Kepla – dość wspomnieć, iż jej fragmenty zainspirowały redakcję pisma „Pressje” do przeprowadzenia na pewnej konferencji naukowej osobnego panelu poświęconego Nowemu Średniowieczu28. Powrót do średniowiecza jako wielości relacji konkretnych powraca w niektórych tekstach opublikowanych w neomediewalistycznym wydaniu „Pressji”. Redaktorzy „Pressji” oparli swój neomediewalizm o pewien wyciąg z książki rosyjsko-amerykańskiego socjologa Pitirima Sorokina (1889-1968), ostatni rozdział jego The Crisis of our Age29. Główną osią jest tu Sorokinowska historiozofia, dzieląca epoki/kultury na trzy supersystemy: ideacyjny, zmysłowy oraz idealistyczny tudzież integralny30. Obecne Bierdiajewowskie Odrodzenie to oczywiście formacja zmysłowa, która obecnie zmierzcha, by ustąpić miejsca intuicji czy może już pojednaniu ducha z rozumem. Cykl to w pewien sposób zdeterminowany, nieprzekraczalny; nadchodząca zmiana zaszłaby według schematu Kryzys − sąd − katharsis − łaska − Zmartwychwstanie31. Z socjologicznych prognoz Sorokina zostają rozwinięte różne analizy. Omawiając prawno-ustrojową stronę idei Nowego Średniowiecza Michał ZabdyrJamróz za historykiem Stanisławem Estreicherem podał trzy zasadnicze cechy państw starogermańskich, odróżniające je szczególnie wyraźnie od późnego państwa rzymskiego: 1) oparcie się na więziach personalnych, wręcz cielesnych: krwi, języka i tradycji, przeciwstawione terytorialności aparatów państwowych nowożytności, 2) doraźność i warunkowość władzy, jej bezpośrednie pochodzenie na mocy swoistej umowy, 3) strukturowy minarchizm przy nierozdzielności sfer publicznej oraz prywatnej32. Rousseau’owska idea suwerenności ludu jednak, mimo swojego podobieństwa do średniowiecznego demokratyzmu, ma być mu całkowicie przeciwna, bo wiąże się z centralizmem władzy. W tekście Zabdyra-Jamroza pada również hasło suzerenność zamiast suwerenności, to jest optowanie za przywróceniem władczej osobowości państwa. Inny umiejętny pressjancki syntezator, Grzegorz Lewicki, sięgnął również do arcyciekawych wywodów U. Eco (na które możemy tylko zwrócić tu uwagę) i swój paradygmat zróżnicował na następujace płaszczyzny: pretekstu, odniesienia ironicznego, epoki barbarzyńskiej, romantyczności, filozofii wieczystej, tożsamości narodowych, dekadentyzmu, rekonstrukcji filologicznej, tak zwanej Tradycji, czy wreszcie oczekiwania Millennium33. Zwraca uwagę na przyziemne aspekty cywilizacyjnych przemian: Ibidem, s. 31. Ibidem, s. 37. 27 L . J ę c z m y k, Trzy końce historii, czyli Nowe Średniowiecze, Poznań 2006, s. 35. 28 Vide: http://sites. google.com/site/religiapolitykapanstwo/panel-pressji [dostęp z dn. 27 IV 2012)]. 29 P . S o r o k i n, Kryzys naszych czasów, „Pressje” teka 20 (2010). 30 P . R o j e k, Sorokin ma rację! Wstęp do lektury „Kryzysu naszych czasów”, „Pressje” teka 20 (2010). Na temat koncepcji Sorokina: C . G r y k o, Integralna teoria kultury Pitirima A. Sorokina, Lublin 2000; o cyklach kulturowych i historiozofii tamże na s. 74-84, 131-167. 31 P . S o r o k i n, Kryzys naszych czasów, „Pressje” teka 20 (2010), s. 36. 32 M . Z a b d y r-J a m r ó z, Czy zmierzamy do prawno-ustrojowego Nowego Średniowiecza?, „Pressje” teka 20 (2010) s. 69. 33 G . L e w i c k i, Sieciowa teoria Nowego Średniowiecza, „Pressje” teka 20 (2010), s. 80-81. 25 26 139 Oznak neomediewalizmu dopatruje się Eco w kryzysie Pax Americana, a także w zanikaniu liberalizmu, co jest według niego analogią do powolnego wymierania Rzymian i reprodukcyjnego triumfu barbarzyńców w późnym okresie starożytności. Następnie opisuje [...] mediewalizację miast, w których zaczynają być widoczne mniejszości odrzucające integrację, tworzą się struktury klanowe oraz powstają odseparowane dzielnice z własnymi centrami. Odpowiedzią władz jest fragmentacja miasta, decentralizacja i segmentacja, co jednak w przyszłości może doprowadzić do zderzeń mniejszości i wszechogarniającej atmosfery zagrożenia, podobnej do tej w Ameryce Łacińskiej, gdzie posesje strzeżone są przez strażników z karabinami34. Pressjanci ujmowali swoje przemyślenia w tabelki i systematyzacje. W takim ułożonym przez Lewickiego zbiorze cech znalazły się między innymi: Długoterminowe wymieranie części populacji o poglądach wolnomyślicielskich przy równoczesnym wzroście odsetka populacji wychowanej w systemie patriarchalnym, Postęp techniczny premiujący aktorów transnarodowych, Decentralizacja władzy – zamiast jednego ośrodka istnieje wiele węzłów, nad którymi trzeba nadbudować kontrolę, aby sprawnie rządzić; anarchizacja polityki przez maskowanie istniejących węzłów, konieczność ich ciągłego mapowania oraz „Nowy paternalizm” czy zacieranie granic między wytworami techniki a sztuką35. Docierając do kultury, nie można nie wspomnieć o rozważaniach amerykańskich postmodernistów nad estetyką zwartych w zbiorze The New Medievalism36. Lewicki podsumowuje to przedsięwzięcie: Jest czymś nowym w obrębie postmodernizmu, ponieważ dotychczasowa tradycja ponowoczesna, mimo wierności credo dekonstrukcji i ostrożności w ferowaniu sądów na tematy historyczne, dziwnym trafem zdecydowanie powielała oświeceniowe stereotypy na temat średniowiecza. Trzeba przyznać, że Amerykanie zachowali się konsekwentnie: użyli bez jakichkolwiek uprzedzeń narzędzi postmodernizmu (dekonstrukcji), aby «rozbić» epokę średniowieczną na części pierwsze37. Innym bardzo ciekawym konceptem jest Wiaczesława I. Moisiejewa próba przewidzenia losów europejskiej filozofii, na czas po obumarciu postmodernizmu przewidująca „nowy realizm”38. Niniejsze neomediewalne (to tam zresztą natknąłem się na określenie „neomediewalizmu” i je zapożyczyłem na niniejszy użytek) podchody czasopisma „Pressje” związane są z ich chrześcijańsko-konserwatywnym profilem, zainteresowaniami postsekularnymi i inspirowaniem się filozofią rosyjską. Cokolwiek by powiedzieć o europejskim Średniowieczu, trzeba stwierdzić, że przestrzeń ta była bardzo harmonijna, podporządkowana jednorodnej symbolice chrześcijańskiej. W jej ramach współżyły bardzo różne subkultury: dworska, szlachecka, mieszczańska, chłopska, zakonna, w swoistym apartheidzie, odróżniając się wyraźnie strojem i zachowaniem. Różnice stroju wynikały nie tylko ze stanu majątkowego, ale często były wręcz dekretowane39. Istotą Średniowiecza była radosna wielość, a najbliższa przyszłość szykuje jej powrót. Zauważają to neomarksiści-postmoderniści Hardt i Negri: Podczas gdy z perspektywy prawnej Ibidem, s. 81. Ibidem, s. 93. 36 M . S . B r o w n l e e et al. (red.), The New Medievalism, Baltimore 1991. Vide: M. W i l k o w s k i, Nowe Średniowiecze: Rebecca E. Zorach i New Medieval Aesthetic, http://historiaimedia.org/2007/06/12/nowe-sredniowieczerebecca-e-zorach; M . S a a s k i, Nowe Średniowiecze czy poszukiwanie tradycyjnych wartości?, http://historiaimedia.org/2007/09/05/nowe-sredniowiecze-czy-poszukiwanie-tradycyjnych-wartosci [dostęp z dn. 27 IV 2012]. 37 G . L e w i c k i, op. cit., s. 93-94. 38 W . I . M o i s i e j e w, Filozoficzny zygzak Europy, „Pressje” teka 20 (2010) – zwłaszcza wymowny wykres. 39 L . J ę c z m y k, Trzy końce historii, czyli Nowe Średniowiecze, Poznań 2006, s. 160. Ostatnio Jęczmyk wydał książkę kontynuującą te rozważania: Dlaczego toniemy, czyli jeszcze nowsze Średniowiecze, Poznań 2011, tej pozycji jednak nie ująłem w opracowaniu. 34 35 140 od różnic należy abstrahować, z perspektywy kulturowej różnice się celebruje40, zauważają historycy jak Eco: Nasza sztuka, tak jak średniowieczna, nie ma charakteru systematycznego, lecz polega na dodawaniu i komponowaniu41. Wielość religii, a więc zbioru wartości prymarnych w świadomości człowieka, porusza redaktorów „Pressji”. Te światopoglądy uświęcone wpływają na całokształt zachowań człowieka. Narastający w Europie wraz z przypływem imigrantów pluralizm dojdzie do głosu, zmieniając kształt regulacji prawnych. Kodeksy spisane dla świeckich Europejczyków są niezrozumiałe dla gorliwych muzułmanów, których pragnie traktować się na równi z pierwotnymi obywatelami. Roszczenia muzułmanów i tworzenie przez nich i dla nich strukturowych enklaw przywołuje ducha wielkich antagonizmów, powraca retoryka zderzenia cywilizacji oraz wypraw krzyżowych. Walczący z multikulturalizmem norweski zamachowiec Anders Behring Breivik porównywał się do templariuszy. Ducha niektórych tęsknot za Średniowieczem z pewnością dobrze wyraża opinia autora Nienawiści do demokracji: Był niegdyś czas, kiedy podział ludu był wystarczająco aktywny a nauka wystarczająco skromna, by te przeciwstawne zasady mogły utrzymywać się w koegzystencji. Dziś oligarchiczne przymierze bogactwa i nauki upomina się o całą władzę i wyklucza możliwość dalszego dzielenia i zwielokrotniania się ludu. Ale ów podział między zasadami, podział, który tak bardzo chce się przepędzić, powraca ze wszystkich stron. Powraca wraz z rozkwitem partii skrajnej prawicy, wraz z ruchami tożsamościowymi i integryzmem religijnym, które odwołują się, przeciwko oligarchicznemu konsensowi, do starych zasad urodzenia i pokrewieństwa, do wspólnoty zakorzenionej w ziemi, krwi i religii przodków42. Świat się zbroi, reprezentanci każdego z sensów zamierzają postawić na swoim. Nie ufają obiektywnemu, zamykają się więc w swoich światach. Coraz większą rolę zaczyna spełniać twardogłowa defensywa (Zwróćmy uwagę na nowy, «zamczysty» styl budownictwa jednorodzinnego43), wzrasta popyt na nią. Pisarza i tłumacza literatury fantastyczno-naukowej Jęczmyka nurtują tematy jak społeczności alternatywne, organizacje równoległe, pytania w stylu „Jak upadają imperia?” i „Jak ocalić cywilizację?”. Jego obsesją jest zmiana i odmienność. Uważa, że przemijanie wielkich cywilizacji ma swoje odpowiedniki na ich peryferiach – i tak wedle niego: Schyłkowy okres PRLu, który wielu z nas przeżyło jak tak zwani obserwatorzy uczestniczący, nosi wszelkie znamiona upadającej cywilizacji: elita przestaje być twórcza i staje się elitą pasożytniczą, następuje podział my – oni, «proletariat wewnętrzny» wytwarza własne elity i organizacje, a nie uczestnicząc w strukturach władzy, odchodzi w religię (wzrasta rola Kościoła jako depozytariusza autorytetu i interreksa). Oznacza to ni mniej, ni więcej, tylko że w części życia jednego pokolenia przeżyliśmy proces historyczny, który normalnie zajmuje stulecia44. Jakie argumenty optują za interpretacją współczesności jako nadchodzącym Nowym Średniowieczem? Jęczmyk przywołuje historię, takie jej znane motywy jak wędrówki ludów, wzrost kontrastu między biednymi a bogatymi, etnicyzację polityki oraz fundamentalizm religijny45. To samo powaliło Rzym. Posiłkując się danymi o demografii, klimacie, oligarchizacji i kryzysie światowych finansów46, wieści nieuchronność przemiany. Bardzo M . H a r d t, A . N e g r i, op. cit., s. 216. U. E c o, op. cit., s. 99. Przywołany właśnie esej to ważny tekst, operujący raczej literaturoznawczym spojrzeniem na problem, w kategoriach przemian narracji kulturowych. 42 J. R a n c i è r e, Nienawiść do demokracji, Warszawa 2008, s. 97. 43 L. J ę c z m y k, op. cit., s. 60. 44 Ibidem, s. 74. 45 Ibidem, s. 23-26. 46 Ibidem, s. 28-29. 40 41 141 pouczającą wedle Jęczmyka jest fantastyczno-naukowy cykl powieści o „fundacji” autorstwa Isaaca Asimova, w której przedstawiciele kosmicznej cywilizacji przewidują upadek swojego imperium i zawczasu organizują środki mające zniwelować nadciągający chaos. Zbierają i chronią bieżącą wiedzę, by odbudować imperium. Być może dziełem Asimova inspirowali się agenci sowieckich służb specjalnych, organizując kontrolowany upadek ZSRR, a wyprzedzając prawdziwy rozkład. Mogą mieć dalekosiężne plany: Celem eksperymentatorów jest przekształcenie imperium sowieckiego na powrót w imperium rosyjskie z prawosławiem jako religią państwową47. Pożyteczne są również przykłady diaspor cygańskiej i wietnamskiej, z powodzeniem funkcjonujących na peryferiach oficjalnych społeczeństw: Jeśli mają jakieś konflikty wewnętrzne, to rozwiązują je sami w myśl zasady pomocniczości. Nie ma wypadków, żeby Wietnamczyk skarżył Wietnamczyka w polskim sądzie. Oni przywożą własny kodeks i własną «policję». To przypomina trochę organizację grupy w społeczeństwie średniowiecznym. Cyganie tworzyli swoją zamknięta zbiorowość, podobnie Żydzi, mieszczanie i chłopi. Państwo wkraczało dopiero, kiedy Cygan zabił Żyda albo na odwrót. Obecnie Azjaci powoli kolonizują świat i to będzie inny świat48. Wspólnoty marginalne funkcjonują już obok nas i pomimo naszych struktur, w razie więc upadku instytucji oficjalnych to one będą rozkwitały. III Scharakteryzowane powyżej wątki nie wyczerpują zagadnienia Nowego Średniowiecza. Motywy odpowiadające intuicjom neomediewalnym można odnaleźć nie tylko w refleksji metapolitycznej, ale zwłaszcza w przestrzeni kulturowej. Motyw końca, krachu czy kryzysu – nieodmiennie zestawianego ze zmierzchem antyku i upadkiem Imperium Rzymskiego – i następującej po nim mozolnej odbudowy w warunkach społeczno-politycznej oraz technologicznej dziczy jest bardzo popularny w odsłonie postapokaliptycznej. Jeszcze jednym przykładem refleksji metapolitycznej jest wizja francuskiego, związanego z nurtem scjentystyczno-neopogańskiej „Nowej Prawicy”, filozofa Guillaume’a Faye’a (ur. 1949), autora książki Archeofuturyzm49. Przewidywał w niej XXI-wieczny upadek zachodnich demokracji, liberalizmu i kapitalizmu (wskutek konfliktów i kryzysu na tle niedostatków surowcowo-energetycznych), które uważa za sztuczne, wyrozumowane oraz gwałcące biologiczną naturę człowieka – przede wszystkim przez utrzymywanie egalitaryzmu. Wśród upadku anonimowych struktur oraz technologicznej degradacji miałyby odrodzić się wspólnoty organiczne, oparte o hierarchię i bliskość z żywiołami natury. Zróżnicowanie ludności (Faye’a interesują oczywiście Europejczycy) osiągnęłoby formy systemu kastowego, w którym obok siebie żyją zamknięte grupy o diametralnie innej umysłowości, poziomie życia oraz pozycji społeczno-politycznej. Być może powstałoby Imperium Eurosyberyjskie – jeden z rozdziałów Archeofuturyzmu w formie prozatorskiej opisuje rzeczywistość takiego „państwa”, życia w nim oraz dyplomatycznej mu służby. Faye nie pisał jednak o „Nowym Średniowieczu”, lecz raczej „Nowej Starożytności”. To okres istnienia zmysłowego pogaństwa oraz wyrafinowanych filozofii uznawał za doskonały. Średniowiecze cenił o tyle, o ile dominujące w nim chrześcijaństwo przyjęło wcześniejsze formy i treści pogańskie. Czyste chrześcijaństwo równało się dlań marginalnemu, semickiemu kultowi pasterskiemu, który swoją wizją moralności – Faye identyfikuje się z poglądami Ibidem, s. 110-111. Ibidem, s. 358. 49 G. F a y e, Archeofuturism. European Visions of the Post-Catastrophic Age, trans. S. K n i p e, 2010. Poniżej referuję tylko treść tej książki. Filozoficznym rdzeniem swojej postawy archeofuturystycznej uczynił Faye doktryną nazwaną „witalistycznym konstruktywizmem”, w której teoretycznie związał ze sobą zaawansowane technologie, kulturowy tradycjonalizm oraz rozwój fizyczny. 47 48 142 F. Nietzschego – doprowadził do stłamszenia człowieka; jego instynktów, zmysłów i żądz, które Faye uważa za godne stymulowania. Największym wrogiem Faye’a jest jednak Moderna, która – zsekularyzowawszy egalitarne wartości chrześcijaństwa – ustanowiła system równający wartość wszystkich ludzi, co sama usprawiedliwia w świetle przekonania o istnieniu abstrakcyjnego, obiektywnego i powszechnego rozumu. Dla Faye’a Moderna jest historyczną anomalią, czymś w rodzaju nowotworu, który w niewyjaśniony sposób rozwinął się tylko w łonie cywilizacji zachodniej, która drogą swojej ekspansji kolonialnej rozniosła ją po całym świcie, traktując ją zarówno jako narzędzie, jak i cel swego panowania. Francuski filozof jest tutaj zbieżny z postmodernistami, krytykującymi uniwersalistyczne aspiracje eurocentrycznego projektu Oświecenia. Dużo miejsca poświęcił kwestiom ekologii, etniczności oraz pluralizmu wartości. Faye to myśliciel oryginalny acz peryferyjny, intelektualnie spokrewniony z określonym nurtem ideologicznym. Jego koncepcje tylko w części – głównie pod względem struktury jego ujęcia przemian dziejowych – zbliżone są do neomediewalizmu. U źródeł obu tych refleksji leżą silne przeświadczenia katastrofistyczne. Poświęćmy miejsce również literaturze. To obszar zagospodarowany przez nurt fantastyki naukowej, kreślącej wizje możliwej przyszłości. Czołową pozycją jest tutaj Kantyczka dla Leibowitza amerykańskiego pisarza Waltera M. Millera (1923-1996)50. Składa się z trzech części, różniących się przede wszystkim okresem akcji, mniej miejscem. Świat Kantyczki dla Leibowitza to postapokaliptyczna kupa ruin powstałych przez ogólnoświatową wojnę nuklearną, która przyniosła zagładę cywilizacji XX w. Centralną pozycją powieści jest półlegendarny amerykański inżynier wojskowy o nazwisku Leibowitz, który w obliczu ataków nuklearnych schronił się w bunkrze zabierając ze sobą niektóre artefakty cywilizacji, przez co ochronił je przed zapomnieniem. Według tradycji nawrócił się na katolicyzm (wcześniej był prawdopodobnie Żydem) oraz miał ufundować zakon tzw. memorystów (uwaga: wcześniej był żonaty, wśród mnichów zachodzą więc kontrowersje czy ich własny zakon jest prawowity, jeśli powstał przypadkiem przed śmiercią żony Leibowitza), czyli braci zajmujących się odszukiwaniem, pielęgnowaniem oraz przywracaniem do życia starożytnych (czyli naszych współczesnych) technik. Zakon memorystów to archeofuturystyczny fantazmat swobodnie korzystający ze wzorców historycznych zakonów – benedyktynów, cystersów, franciszkanów, dominikanów – których naukowa, cywilizacyjna oraz społeczna działalność znacząco wpłynęła na uformowanie oblicza kultury europejskiej i chrześcijańskiej. W książce Millera czasy się zmieniają, mijają stulecia, lecz zakon wciąż trwa w swojej siedzibie. Miejscem akcji jest obszar Stanów Zjednoczonych, przeważnie południowo-zachodnia część Wielkich Równin, gdzie z otchłani i anarchii poczynają wyłaniać się mniej lub bardziej prowizoryczne państewka plemienne i wodzowskie, wśród których społeczności krążą dobrodziejscy mnisi. Klasztor memorystów można porównać do średniowiecznej Irlandii, w której przetrwała znajomość kultury antycznej i skąd została na powrót zaniesiona do Europy kontynentalnej przez iroszkockich mnichów. Memoryści skupiają się głównie na technice – artystycznej i użytkowej, mechanicznej i elektrycznej. Znaczenie najprostszych przedmiotów życia codziennego jest dla nich nieznane, najmniej znaczący przetrwały fragment notatek Leibowitza traktują jako relikwię. W toku dziejów pojawia się konsolidacja amerykańskich państewek, powstają imperia i królestwa, walczące z barbarzyńskimi nomadami i mutantami. Katolicy stanowią tylko niewielką część ich mieszkańców. Na obszarze w okolicach Mississipi Miller przeniósł nawet siedzibę papiestwa, Nowy Rzym. I w tym Nowym Średniowieczu powtarzają się znane historie – tarcia między władzą duchowną a świecką, wybuchają schizmy 50 W.M. M i l l e r, Kantyczka dla Leibowitza, tłum. A. S z y m a n o w s k i, bmw 2009. 143 i herezje. Czasami sami mnisi upadali na duchu, postrzegając siebie raczej jako bractwo naukowców, niż ludzi poświęconych Bogu. Mimo to świat dalej się rozwija – właśnie w oparciu o przywracaną wiedzę – ażeby osiągnąć stopień rozwoju porównywalny z dzisiejszym. I historia znów się powtarza, w końcu XXXVII w. wybucha kolejna ogólnoświatowa wojna nuklearna, a istniejący wciąż memoryści obarczeni zostają zadaniem uratowania dorobku ludzkości na drodze ucieczki w kosmos i kolonizacji innych planet. Miller w Kantyczce położył nacisk na sprawy moralne, wybory bohaterów grają wręcz eschatologiczną rolę. To książka „eklezjocentryczna”, silnie eksponująca ładotwórczą rolę Kościoła jako instytucji. Najbardziej chyba dobitny przykład uwięzienia człowieka w historii, pesymizmu co do możliwości wyjścia z powracających doń kryzysów – przede wszystkim duchowych, dopiero potem objawiających fizyczne konsekwencje. To apologia konieczności i realizmu, wypływająca z przeświadczenia o niemocy ludzkiej ingerencji w modele transcendentne i boski plan. Może odegrać rolę popularyzującą w masowej kulturze koncepcję Nowego Średniowiecza, wiążąc ją z dziejowym fatalizmem i katastrofizmem. Z pewnością można dopisywać i inne wątki. Godnymi uwagi są polityczne pisarstwo Tomasza Gabisia (ur. 1955)51 oraz Hansa-Hermanna Hoppego (ur. 1949)52, z powodów ideowych podziwiających Średniowiecze jako ład wolnościowy, zdecentralizowany i rozproszony. Gabisia koncepcję pluriwersalnego, „anarchotyrańskiego” imperium – jako jedną z prognoz na przyszłość, a przy okazji propozycję strukturalnego przekształcenia Unii Europejskiej – należałoby osobno porównać z przemyśleniami wspomnianych wyżej Hardta i Negriego. Ci odlegli sobie myśliciele pochylają się nad tym samym problemem, tj. przewidywanym istnieniem światowej superstruktury, transcendującej regionalne partykularyzmy a zaprowadzającej wszechlokalność. Zastanawiające podobieństwo – w niektórych tylko aspektach – do refleksji neomediewalnej wykazuje postmodernistycznoneomarksistowska koncepcja Hardta i Negriego wyłożona w ich wspólnym dziele Imperium. Kreślą w nim obszar światowego quasi-państwa, o którego istocie stanowi anonimowa sieć wielopoziomowych, wijących się i niejednokrotnie przecinających więzi międzyludzkich. Imperium jest „transmaterialnym” suwerenem kreującym Rzeszę (wielość), poddany sobie przedmiot. Rzesza jest przedmiotem tylko z perspektywy Imperium – patrząc z jej pozycji okazuje się być zróżnicowaną piramidą podmiotów. Na różnych poziomach rządzący stają się rządzonymi, a rolę abstrakcyjnych instytucji przejmują żywe ciała: Rzesza jest biopolityczną samoorganizacją53 itd. Wracając do Hoppego – o jego „anarchokonserwatywnej” idylli pisze Gabiś tak: Hoppelandia będzie rajską krainą, w której każdy człowiek żyć będzie w pełnej wolności, powstaną tam nowe naturalne hierarchie, nowe formy segregacji, nowe stratyfikacje, wykluczenia i nierówności, nowe granice i dystanse, nowe segmentacje i separacje, nowe fragmentacje, nowe quasi-kasty i nowe elity. Będzie to, rozwińmy tutaj koncepcję Hoppego, «otwarte społeczeństwo» pełne «zamkniętych wspólnot», a w nim: skrajny «ciemnogrodzki» prowincjonalizm i lokalizm obok maksymalnego kosmopolityzmu, getta włączone w globalną Sieć, etniczne i kulturalne «kliki» posiadające własny język, własne networki, własne formy życia i działania, fundamentalistyczne sekty szukające całkowitego odosobnienia lub sekty ponadnarodowe, małe wspólnoty o niezwykle silnej tożsamości, których cechą jest absolutne zamknięcie na Innego i transnacjonalne «digitalne» grupy utrzymujące ze sobą łączność wzdłuż i wszerz całej planety, rozrzucone po świecie technozakony, Tymczasowe Strefy Autonomiczne (Hakim Bey), neotrybalizmy w przestrzeni realnej i wirtualnej, neofeudalne wspólnoty za rogatkami, bramami i murami, zamknięte dla innych mikroterytoria połączone ze sobą nowymi technologiami, chronione dzielnice, rezydencje w formie obronnych T. G a b i ś, Gry imperialne, Kraków 2008. H.-H. H o p p e, Demokracja – bóg, który zawiódł, tłum. W. F a l k o w s k i, J. J a b ł e c k i, Warszawa 2006. 53 M. H a r d t, A. N e g r i, op. cit., s. 431. 51 52 144 zamków oddzielonych fosami i murami, architektura forteczna, wiejskie enklawy dla bogaczy ery informacyjnej, dla «wirtualnej elity» żyjącej «online» (te postnowoczesne Walhalle jak je nazywa Joel Kotkin) i wiejskie komuny katolickich tradycjonalistów, latyfundia nowych arystokratów i kommunitarystyczne kolonie, prywatne armie na usługach towarzystw ubezpieczeniowych, prywatne policje, oddziały najemników, grupy obrony cywilnej, lokalne milicje54. Dość fantastyczna wizja, przypominająca świat tak Robin Hooda jak i Mad Maxa, sumująca poza tym odpryski myśli wszystkich chyba neomediewalistów. IV Różne koncepcje Nowego Średniowiecza nie prezentują się identycznie, odnoszą się bowiem do różnych dziedzin. Gdyby nie wspólność proponowanego odniesienia historycznego, nawet trudno byłoby je ze sobą porównywać. Dopiero wspólny mianownik pozwala postrzegać je jako zbiór powiązanych reakcji na jeden problem. Ów problem, Nowoczesność, wywołuje reakcje także z innych pozycji, a najważniejsze jest to, że jest postrzegany niemal tak samo. Mamy do czynienia z neomediewalnymi analizami, prognozami, postulatami, wizjami fikcyjnymi. Obecny świat, prący ku całkowitej odmianie, dał się zinterpretować jako coś już znanego i minionego. Przynajmniej po części człowiek nie umie wymyślić nic nowego. Być może rzeczywiście jest to symptomem faktu, iż wszystko w historii zostało już sprawdzone. Świadczy jeśli nie o wyczerpaniu twórczych możliwości człowieka, to przynajmniej o pewnym zastoju świadomości. A również i o manii klasyfikowania, odnoszenia, przypisywania. Postmodernizm jest epoką spotęgowanej autorefleksji. Neomediewalizm zaś – kręgiem intuicyjnych obsesji. Jeśli refleksja nowośredniowieczna będzie miała poważniejsze aspiracje intelektualne – a nie tylko epatowania dosadnymi tezami i przewidywaniami – będzie wówczas mogła śmiało zejść się z obecnym we współczesnej filozofii postsekularyzmem. Dotychczas neomediewalizm bytuje na marginesie zróżnicowanych dziedzin, nie mogąc z żadną się utożsamić, żadnej się podporządkować. Pozostaje raczej pewnym prądem przenikającym różne sfery ludzkiej myśli, który jednakże daje rozpatrywać się w ramach ogólnie rozumianej historii idei. Wydaje się, iż każda poważniejsza próba przedstawienia tego prądu, pragnąca rozszerzyć jego perspektywy, będzie musiała zastosować jego paradygmat w interpretacji rzeczywistości, a więc sama stanie się znaczącym przyczynkiem rozbudowującym zagadnienie. Nawet więc przydatny podział tematu na trzy płaszczyzny rozumienia (prognostyka, postulaty, paradygmat) nie rozwiązuje sprawy do końca. Można wskazać jedynie, który z animatorów neomediewalizmu w którą stronę bardziej się skłaniał. Razem stoją oni w szeregu myślicieli (umownie zaliczają się tu pisarze i akademicy) przynajmniej krytycznych wobec Nowoczesności, dostrzegających rozczarowanie nią, nawet jeśli sami w nie nie popadają. Przewidują możliwe alternatywy, czerpiąc z historii – z ich roztrząsań można wywieść więc pewien sceptycyzm co do ludzkich sił; człowiek jest zamknięty w historii, którą sam współtworzy, i nawet w momentach najwspanialszego swojego postępu nie jest w stanie przekroczyć różnych ograniczeń, tak że kolejne jego społeczne formy bytu mogą być tylko jakąś wariacją wcześniejszych, a ich konfiguracje muszą powtarzać się w jakimś porządku. Kwitując: Protagonista Nowego Średniowiecza Bierdiajew niczego nie proponował, obwieszczał tylko nieuniknione. Podobnie Sorokin – opisywał procesy społeczne, a jego teorie służą za podbudowę. Bazują na nich bardziej zaangażowani redaktorzy „Pressji”, którzy 54 T. G a b i ś, Hans-Hermann Hoppe o monarchii, demokracji i ładzie naturalnym, http://www.tomaszgabis. pl/?p=527 [dostęp z dn. 27 IV 2012], pierwodruk: „Pro Fide Rege et Lege” 2005 nr 2-3. 145 – jeśli ująć by ich symultanicznie – neomediewalnego klucza używają świadomie, a na przewidywany obraz przyszłości patrzą raczej przychylnie, są nań otwarci. Podobni sobie są Eco z Jęczmykiem, analitycy kultury, ujmujący stającą się rzeczywistość przy pomocy użytecznego paradygmatu. Hardta i Negriego zakwalifikować trudno – to ideolodzy, których koncepcje można interpretować, porównując z refleksją neomediewalną. Chyba tylko polskiego narodowego radykała Reutta, zafascynowanego Bierdiajewem, można uznać za politycznego orędownika Nowego Średniowiecza; przy końcu parę słów o nim. Żyjący w latach 1907-1945 działacz polskiej narodowo-radykalnej Falangi, Marian Reutt, w swojej obfitej publicystyce zajmował się kreśleniem kształtów przyszłego ustroju nacjonalistycznego, „Katolickiego Państwa Narodu Polskiego”. Jak wynika z jego myśli, wszelkie przejawy zamierającej epoki kierującej się racjonalizmem, liberalizmem, humanitaryzmem powinny zostać usunięte i zastąpione przed idee zgodne ze światopoglądem katolickim55. Duchowy rdzeń epoki był dlań najważniejszy. Co wziął od Bierdiajewa, to między innymi tezę, iż w historii ludzkości cyklicznie występowały epoki, które można nazywać «oświeceniowymi». Każdorazowo charakteryzowały się one kultem rozumu oraz uznawaniem prymatu człowieka nad Bogiem56. Poglądy Reutta były prostą reakcją na mający panować w międzywojniu materializm, zaspokajający ludzkie ambicje obietnicami dobrobytu. Reutt był pierwszym polskim tłumaczem dzieła Bierdiajewa, którego koncepcje mocno wychwalał: «Nowe Średniowiecze», jeden z najcharakterystyczniejszych utworów czasów dzisiejszych, jest próbą syntetycznego ujęcia naszej epoki. Musimy przyznać, że jest to próba bezwzględnie udana57. W aspekcie neomediewalnym Reutt nie wyszedł poza proroctwa swojego rosyjskiego mistrza, tyle że w zgodzie z prądami epoki przyszłą Polskę widział jako państwo kolektywistyczne, zindustrializowane, wychowujące „nowego człowieka”. Otoczkę techniczną ideologii uważał najwidoczniej za neutralną. * Celem powyższego szkicu – natury ogólnej, przyczynkarskiej58 – było syntetyczne wskazanie, w formie niejakiego przeglądu, na istnienie mocno historyzującej orientacji metapolitycznej oraz wielości opcji ją tworzących. W zasadzie każde ze wspomnień o myślicielach czy formułach – do których naturalnie odsyłam czytelników – zasługuje na osobne, szersze ujęcie, opracowanie i systematyzację. Neomediewalizm w ogólności posługuje się gotowym modelem teoretycznym, który usiłuje odnieść do różnych symptomów rzeczywistości. Z różnych stron padają zróżnicowane głosy, czy Nowe Średniowiecze aby już nie nastało. Osobiście uważam, że samo to pojęcie ma znaczenie czysto polemiczne, ukazujące rzekomo lepszą alternatywę, a również – mające intencję obnażać bezwyjściowość historii. Spirytualistyczny esencjalizm dużej części przedstawicieli neomediewalizmu w oczywisty sposób odróżnia ich od postmodernistów. Ci ostatni przyjmują rzeczywistość jako zbiór niekoniecznie się stykających, równoprawnych ośrodków. Neomediewaliści w zasadzie przyjmują ten opis jako adekwatny dla współczesności. Przedstawiają się jako jeden z tych ośrodków, co niejako „uprawnia” ich do istnienia. Być może zbieżność postmodernizmu z neomediewalizmem jest zjawiskiem tymczasowym, mającym charakter „przetrwalnikowy” 55 A. M e l l e r, Ku „Nowemu Średniowieczu”. Myśl społeczno-polityczna Mariana Reutta w latach 30. XX wieku, Warszawa 2011, s. 21-22. 56 Ibidem, s. 20. 57 M. R e u t t, Idea Nowego Średniowiecza, „Akademik Polski” 1934, nr 3, s. 4. 58 Za szczególnie interesujące uważam kierującą neomediewalizmem historiozofię oraz kulturowe symptomy nadchodzącego/już trwającego Nowego Średniowiecza, którymi z oczywistych względów nie mogłem wystarczająco się tutaj zająć. 146 dla przedstawicieli prądów irracjonalistycznych. Być może przyzwolenie na układ pluralistyczny jest tylko rodzajem gry, w której różne idee walczą o ponowną dominację. Przekonane o swojej słuszności narracje tylko czekają, żeby narzucić się otoczeniu. Postmodernizm wątpi w możliwość istnienia obiektywnej prawdy (istnienia, a nie tylko opisania – pojawia się tu kwestia ontologiczna a nie epistemologiczna)59 – w tych ramach postmoderniści tolerują jednak opcje myślące inaczej, skoro nie mają one dla nich żadnego znaczenia. O dziwo w interpretatywnym duchu postmodernizmu wypowiada się reakcjonista Gómez Dávila: Tradycja nie jest tekstem, lecz sposobem jego odczytania60, w czym – krytycznie jednakże do właściwego frazie ducha – wtóruje mu apologeta Oświecenia Gellner, opisujący atmosferę „po-mo” jako [t]raktowanie wszystkiego jako «tekstu», twierdzenie że u podstawy tekstu, społeczeństwa, właściwie wszystkiego leży znaczenie, że znaczenia te należy rozszyfrowywać lub «dekonstruować», iż pojęcie rzeczywistości obiektywnej jest podejrzane61. Zaskakująca to koincydencja, puentująca właściwie niniejsze poszukiwania zbieżności. Niemiecki jurysta Carl Schmitt swojego czasu powiedział: suwerenny jest ten, kto panuje nad falami w przestrzeni62. Fale – to nośnik wiedzy, mentalności, stylu życia. Jak długo nikt nad nimi nie zapanuje i nie okaże się suwerenem, tak długo będziemy mogli mówić o trwaniu (post)postmodernizmu. Analogicznie do policentrycznego Średniowiecza ustępującego w końcu pola suwerenom jednoczącym zwarte jednostki siły, w przyszłości kolejną epokę zapoczątkują ci, którzy obejmą monopolistyczną władzę nad ośrodkami tworzenia i nadawania informacji. K. B i e l e n i n, op. cit. N. G ó m e z D á v i l a, Aforyzmy, tłum. T. G a b i ś, http://www.tomaszgabis. pl/?p=581 [dostęp z dn. 27 IV 2012], pierwodruk: „Stańczyk. Pismo konserwatystów i liberałów” nr 11 (1989), nr 12, 13 (1990), nr 14 (1991), nr 24, 25, 27 (1995), nr 28 (1996). 61 E. G e l l n e r, op. cit., s. 36. 62 M. F a l k o w s k i, Od tłumacza, [w:] C. S c h m i t t, Lewiatan w teorii państwa Thomasa Hobbesa. Sens i niepowodzenie politycznego symbolu, Warszawa 2008, s. 153. Nie mylić z innym, poprzednim stwierdzeniem tego myśliciela, również dotyczącym suwerenności, ale warunkującym ją zdolnością decydowania o stanie wyjątkowym. 59 60 147 Robert Witak Uniwersytet Łódzki POLSKO – CZECHOSŁOWACKI SPÓR GRANICZNY W PIERWSZYCH LATACH PO II WOJNIE ŚWIATOWEJ Wydawać by się mogło, że w realiach kończącej się II wojny światowej wznowienie polsko-czechosłowackiego sporu granicznego nie powinno mieć miejsca. A jednak stało się inaczej. Wraz z nastaniem nowej władzy odżyły dawne animozje, więc konflikt z lat międzywojennych wszedł w nową, jednak osadzoną głęboko w przeszłości, fazę. Pierwsza faza sporu z lat 1918-1920 skutkowała tymczasowym, jak się później okazało, ustaleniem granicy międzypaństwowej. Mimo że była ona kontrowersyjna i niezadowalająca, to przez 17 lat nie stała w centrum uwagi obu dyplomacji. Dopiero rzeczywistość polityczna roku 1938 i pokutujące w Polsce przekonanie o tymczasowości czechosłowackiej państwowości, wespół z chęcią odzyskania należnych ziem doprowadziła do ponownego zaognienia stosunków. Wobec beznadziejnej sytuacji geopolitycznej I Republika zgodziła się oddać Polsce Śląsk Cieszyński, potem także część Spisza i Orawy. Tak więc oba państwa wpadły w wir II wojny światowej skłócone i żadne nie dopuszczało ustępstw granicznych. Rząd gen. Władysława Sikorskiego obstawał przy granicach z 31 VIII 1939 r., natomiast prezydent Edvard Beneš pragnął powrotu do stanu sprzed Monachium. Fiasko planów federacji polsko-czechosłowackiej oraz zasadnicze różnice w podejściu do ZSRR skłoniły Beneša do szukania porozumienia z Polską „lubelską”. Jednak Bierut stanowczo odrzucił możliwość potępienia zaboru Zaolzia, co było żądaniem czeskim, a podkopałoby i tak słabe oparcie nowej władzy w społeczeństwie. Mimo to, z powodu styczniowej ofensywy Armii Czerwonej i pod naciskiem Stalina, Rząd Tymczasowy został uznany bezwarunkowo przez południowego sąsiada 30 I 1945 r.1 Sytuacja ta nie oznaczała jednak zakończenia sporu. To było dopiero preludium. Posuwającą się na zachód armia sowiecka wyzwoliła w drugiej połowie marca Śląsk Opolski a Zaolzie na początku maja 1945 r. Tymczasem brak ostatecznych decyzji w sprawie granic powodował, że tak Polacy, jak i Czesi nie ustawali w zabiegach mających na celu wywalczenie dla siebie ile się da. W lutym, polski wiceminister spraw zagranicznych Zygmunt Modzelewski przekazał ambasadorowi Czechosłowacji w Moskwie Zdenkowi Fierlingerowi, że Stalin popiera ustanowienie zachodniej granicy polski już nie na Nysie Kłodzkiej, a Łużyckiej. Niedługo później rodzime gazety obwieściły przywrócenie Polsce Śląska Opolskiego. Swego rodzaju odpowiedzią południowego sąsiada było opublikowanie artykułu „Nasze Kłodzko” uzasadniającego potrzebę przyłączenia tego regionu do Czechosłowacji i wyznaczenie granicy w Górach Sowich. Poza tym przebywający w Moskwie na rokowaniach 1 A . S z c z e p a ń s k a, Warszawa-Praga 1948-1968. Od nakazanej przyjaźni do kryzysu, Szczecin 2011, s. 44; Z. O p o k a, Stosunki polsko-czechosłowackie w latach 1944-1948, „Zeszyty Naukowe Wojskowej Akademii Politycznej”, nr 75, 1973, s. 147. 149 w sprawie utworzenia nowego rządu Klement Gottwald jasno przedstawił potrzebę aneksji ziemi raciborskiej i kłodzkiej2. Pomimo sporu sowieci zdecydowali się stopniowo przekazywać polskiej administracji władanie nad prawobrzeżną częścią Śląska Opolskiego w marcu 1945 r., prawobrzeżną w kwietniu (powiaty raciborski i głubczycki 15 kwietnia, ale prudnicki i nyski dopiero 9 maja)3. Wobec takiego rozwoju wydarzeń Czesi nie mogli pozostać obojętni, tym bardziej teraz, gdy Slezská Národní Rada ogłosiła manifest, w którym domagała się przyłączenia do Czechosłowacji pasa ziemi od Raciborza przez Koźle i Nysę aż po Kłodzko. W związku z tym 10 maja przedmieścia Raciborza zostały obsadzone przez oddziały czeskie. Dopiero dwa dni później ustąpiły wobec nacisku ze strony radzieckiej, która jednoznacznie zadeklarowała przynależność miasta i prawobrzeża Odry do Polski4. W odpowiedzi na taki bieg spraw, zaczęły się podnosić czeskie głosy, by w ramach odszkodowania przyłączyć nawet Wrocław. Jednak dużo ważniejsza okazała się petycja mniejszości czeskiej zamieszkującej dwanaście gmin z okolic Kłodzka o przysłanie na miejsce wojsk czechosłowackich. Dało to pretekst rządowi w Pradze do rozsyłania skierowanych przeciwko Warszawie not dyplomatycznych. Mimo że Moskwa negowała możliwość zabrania Polakom Śląska Opolskiego, to jednak mocarstwa zachodnie dostały zapowiedź zajęcia rejonu Kłodzka do czasu ostatecznego uregulowania tej kwestii przez konferencję pokojową. Dodać tu należy, że z kilkudniowym opóźnieniem (9 czerwca) taką samą wiadomość otrzymał polski minister spraw zagranicznych Wincenty Rzymowski. Jednocześnie dla ludności polskiej coraz bardziej niepokojące stawały się plotki rozpuszczane przez Czechów jakoby lewo-, a w dalej idących pomysłach, i prawobrzeżny Śląsk Opolski miał dostać się w ręce południowego sąsiada5. Równocześnie ze sprawą Śląska Opolskiego i Opawskiego rozgrywała się kwestia Zaolzia, Spiszu i Orawy. Już w marcu 1945 r. Polacy ze Śląska Cieszyńskiego wysłali do MSZ memoriał wykazujący polskość tego regionu, a 19 marca ich delegacja spotkała się z gen. Michałem Rolą-Żymierskim w Krakowie. Wódz zapewnił Zaolzian o przychylności Stalina dla rozwiązania kwestii granicznych na bazie etnicznej i nieustępliwym stanowisku rządu w Warszawie6. W tym samym miesiącu ksiądz dr Ferdynand Machay napisał list „Do Obywatela Prezydenta Krajowej Rady Narodowej w Warszawie”, w którym to wskazywał na polskość Spisza i Orawy pod względem historycznym i etnicznym oraz twierdził, że wojenna przynależność tych obszarów do Słowacji Józefa Tiso spowodowała – jak pisze Ewa Orlof – głęboki proces dezorientacji i demoralizacji tej ludności. Ks. Machay zaapelował także o obsadzenie północnego Spisza i północnej Orawy przez wojsko polskie do czasu konferencji pokojowej7. Rząd polski wyznaczył prof. Walerego Goetela do sporządzenia projektu granicy od Nysy po San, jako że był on znawcą tego zagadnienia i zwolennikiem szybkiego obsadzenia wojskiem linii z 1939 r. 2 P . S z y m k o w i c z, Polsko-czechosłowacki konflikt graniczny na odcinku Śląska Opolskiego i Opawskieo w latach 1945-1947, Opole 2002, s. 38-40. 3 Ibidem, s. 40. 4 Ibidem, s. 41. 5 Ibidem, s. 42-43. 6 A . S z c z e p a ń s k a, op. cit., s. 44. 7 E . O r l o f, Pogranicze polsko-słowackie w latach 1945-1957. (Sprawa Spiszu i Orawy), „Zeszyty Naukowe Uniwersytetu Jagiellońskiego. Prace Historyczne” 1993, z. 107, s. 180. 150 Śląsk Cieszyński został wyzwolony przez Armię Czerwoną w dniach 3-5 maja na mocy rozkazu Stalina o wkroczeniu na terytorium Czechosłowacji. Niemal od razu zaczęły się tam tworzyć zręby polskiej administracji i komitety obywatelskie. Poza tym pod patronatem wojewody śląsko-dąbrowskiego Aleksandra Zawadzkiego i komendanta miasta Cieszyna mjr Krasnikowa utworzono Grupę Operacyjną „Zaolzie” złożoną z członków Armii Krajowej oraz Szarych Szeregów. Oddział ten przeszedł przez Olzę w nocy 4/5 maja, co ożywiło propolskie dążenia tamtejszej ludności. Nie na wiele się to zdało, ponieważ Czesi odpowiednio interpretując wspomniany rozkaz Stalina dostarczyli pismo nie pozostawiające wątpliwości – Zaolzie ma być czeskie. Polskie oddziały zostały odwołane oraz rozbrojone, odpowiednio: przez Urząd Bezpieczeństwa, a po zachodniej stronie Czechosłowaków oraz czerwonoarmistów8. Ludność polska osiadła na Zaolziu po przyłączeniu tego terenu do II RP w 1938 r. miała poddać się spisowi przygotowującemu grunt pod decyzję z 26 maja. Wtedy właśnie rady narodowe otrzymały okólnik zobowiązujący powyższą grupę Polaków (tzw. okupantów) do opuszczenia Śląska Cieszyńskiego. Akcja ta poniosła klęskę dzięki interwencji władz polskich. Nie zaprzestano jednak szykan wymierzonych w tą część mniejszości polskiej, która w spisie ludności nadal przyznawała się do niewłaściwego pochodzenia. Lista utrudnień obejmuje np. czechizację szkolnictwa, stwarzanie problemów administracyjnych, kłopoty ze znalezieniem zatrudnienia czy też wysiedlenia9. Skargi i delegacje z Zaolzia docierały do Warszawy, która jednak niewiele mogła zrobić, tym bardziej, że 18 maja wojska radzieckie dostały od gen. Nikołaja Bułganina rozkaz szczelnego zamknięcia granicy. Rozkaz oparty na krążących plotkach jakoby Polska miała zająć manu militari Zaolzie jeszcze bardziej utrudnił wgląd Rządu Tymczasowego w sprawy tego regionu. Wobec polityki faktów dokonanych Warszawie nie zostało nic innego jak odwołanie się do Moskwy. Wystosowane 22 maja memorandum mówiło o złamaniu przez Czechosłowację wcześniejszych ustaleń – III Republika już ogłosiła przyłączenie Zaolzia, a jej administracja miała stosować hitlerowskie metody wobec ludności polskiej. Za punkt wyjścia dla dalszych rozmów uznano wycofanie czechosłowackich urzędników oraz służb mundurowych przez komendantury radzieckie. Natomiast wśród propozycji Rządu Tymczasowego znalazła się koncepcja utworzenia od 1 lipca polsko-czeskiej komisji do rozstrzygnięcia konfliktu na Zaolziu. Jak uważa Marek K. Kamiński, dwustronne pertraktacje były najlepszym wyjściem zważywszy, że Polacy stanowili większość mieszkańców tego regionu10. O ile sprawa Śląska Cieszyńskiego szła nie po myśli polskich polityków, o tyle udało im się załatwić sprawę Górnego Spisza i Orawy. Tereny te, należące przed wojną do Rzeczypospolitej Czechosłowacja zwróciła na mocy umowy podpisanej w Trstenej na Słowacji 20 V 1945 r. Jednak i ten sukces nie przyszedł łatwo. Starostwo w Nowym Targu zostało powiadomione przez radziecką komendanturę graniczną o oczekującej na Słowacji delegacji czechosłowackiego rządu w dniu podpisania układu. Mimo to wicestarosta Jan H . G o d u l s k i, Na Zaolziu. 1 maja 1945 – marzec 1947, „Zeszyty Historyczne” 1990 (Paryż), z. 91, s. 38. M .K . K a m i ń s k i, Polsko-czechosłowackie stosunki polityczne 1945-1948, Warszawa 1990, s. 75-76; A. Szczepańska, op. cit., s. 45; H . G o d u l s k i, op. cit., s. 39-40. 10 Jak podaje M. Kamiński, wg spisu niemieckiego z grudnia 1939 r. na Zaolziu mieszkało: 51 631 Polaków, 46 512 Czechów, 78 468 Ślązaków oraz 38 430 Niemców. Jednak z powodu gorszego traktowania ludności polskiej przez Niemców uciekała się ona do podawania narodowości śląskiej, dlatego też można przypuszczać, że w niej kryje się duża liczba Polaków. Pod koniec okupacji Zaolzia miało się tam znajdować 104,5 tys. Polaków wobec 87,8 tys. Czechów. Natomiast w 1946 r. w Polsce szacowano liczbę Polaków na Zaolziu na ok. 100 tys., vide: M . K . K a m i ń s k i, Polsko-czechosłowackie…, s. 77-78, przyp. 8. 8 9 151 Witek natychmiast pojechał do Trstenej, napotykając po drodze na antypolską manifestację w Jabłonce, gdzie 3 tys. osób sprzeciwiało się przyłączeniu do Polski. Na miejscu zastał dziewięcioosobową delegację z wiceprzewodniczącym Słowackiej Narodowej Rady mjr Milanem Polákiem na czele. Rozmowy dotyczyły nie tylko przekazania ziemi, ale także powrotu do Czechosłowacji urzędników i funkcjonariuszy, oddania ruchomości należących do instytucji czechosłowackich, a także możliwości dobrowolnej emigracji ze Spisza i Orawy na Słowację. Choć formalnie tereny te przeszły w polskie posiadanie w maju, to dopiero w lipcu zaczęło przybywać tu wojsko i nie bez oporu obejmować w posiadanie. Jeszcze kilka miesięcy przebywali tam słowaccy urzędnicy11. Powrót Spisza i Orawy okazał się jednak nie tylko sukcesem, ale i problem z powodu niechęci lokalnej ludności wynikającej po części z błędnych decyzji władz polskich, a po części z pogorszenia aprowizacji i słowackiej agitacji. Mimo rozstrzygnięcia sprawy spisko-orawskiej żadna ze stron nie myślała ustąpić w kwestii pozostałych terytoriów spornych. Administracja czeska umacniała się na Zaolziu, a strona polska opracowała propozycję rozwiązania konfliktu w tym rejonie. W odpowiedzi na głosy pojawiające się w Prezydium Krajowej Rady Narodowej, 28 maja specjalna komisja złożona z dr Romana Lutmana, dr Stanisława Leszczyńskiego oraz dr Romana Staniewicza opracowała stanowisko rządu polskiego. Mówiło ono, że argumenty gospodarcze nie mogą być decydujące przy przyznawaniu ziem. Karta atlantycka opowiadała się za stosowaniem zasady narodowej i tak też powinno być w przypadku Zaolzia. W dalszej części zadeklarowano gotowość udzielenia Czechosłowacji koncesji gospodarczych w tym m.in. dostawy węgla koksującego i możliwość korzystania z kolei koszycko-bogumińskiej. Poza tym zaproponowano cztery warianty tymczasowej linii demarkacyjnej. Każdy oznaczał oddanie Polsce Zaolzia, kwestią było tylko jak duża część zmieni właściciela, choć wszystkie opcje były korzystniejsze dla Pragi niż granica z 1 X 1938 r. Ostatecznie Prezydium KRN zdecydowało się na wybór wariantu IB (zwanego linią 4 VI 1945 r.), ale traktowano ją już nie jako prowizorium a jako propozycja nowej granicy12. W ten sposób przygotowywano się do przedstawienia kwestii Zaolzia w „sposób zasadniczy”, jak powiedział Żymierski. Dalszym przejawem aktywizacji polskiej polityki wobec spornych ziem była seria not z początku czerwca. Nałożyły się one w czasie na zabiegi czechosłowackiej dyplomacji dążącej do przejęcia kontroli nad Kłodzkiem i okolicami. 31 maja podsekretarz stanu w czechosłowackim MSZ Vladimír Clementis przedstawił Alfredowi Klieforthowi amerykańskiemu chargé d’ affaires akredytowanemu w Pradze „zamiar” przejęcia regionu kłodzkiego w tymczasowy zarząd, aż do ostatecznych decyzji konferencji pokojowej. MSZ III Republiki zostawił jednak sobie otwartą drogę do prób aneksji ziem niemieckich, uznając, że dolnośląscy Słowianie to w gruncie rzeczy Czesi13. Wśród wspomnianych wyżej not znalazła ciąg dalszy propozycja utworzenia mieszanej komisji do załatwienia sporu granicznego na odcinku zaolziańskim, gdzie, jak podkreślono, większość mieszkańców to Polacy. Pismo z 6 czerwca, bo o nim mowa, potępiało już nie tylko zabór tej ziemi w 1938 r., ale także przyłączenie jej do Czechosłowacji w 1919 r. Druga nota złożona na ręce posła czeskiego Josefa Hejreta przez ministra spraw zagranicznych Rzymowskiego ostro sprzeciwiała się szykanowaniu naszej ludności przez administrację E . O r l o f, op. cit., s. 181-182. Według tego rozwiązania Czechosłowacja zyskiwała w środkowym biegu granicy 6 gmin, które wedle delimitacji z 1918 należały do Polski. Na pozostałych odcinkach cieszyńskiej rubieży Polska zyskiwała 4 gminy, a traciła 2 Nt. wariantów linii demarkacyjnej: M . K . K a m i ń s k i, Polsko-czechosłowackie stosunki…, s. 79-81. 13 M .K . K a m i ń s k i, Polsko-czechosłowackie stosunki polityczne przed konferencją trzech mocarstw w Poczdamie (majczerwiec 1945) cz. 1, http://www.zaolzie.org [dostęp z dn. 12 II 2012]. 11 12 152 działającą z pobudek skrajnie nacjonalistycznych, co przejawiało się m.in. wysiedlaniem Polaków14. Na takie dictum, strona czechosłowacka zareagowała odrzuceniem pomysłu stworzenia komisji i nie uznała Zaolzia za kwestię sporną, choć zwlekała z przekazaniem odpowiedzi. Wypowiedziała się także prasa oskarżając Polaków o szowinizm i przy okazji powołując się na radzieckie mapy wojskowe według, których Śląsk Zaolziański znajdował się w granicach Czechosłowacji. Obstając twardo przy rubieżach przedmonachijskich, dyplomacja czechosłowacka nie rezygnowała jednak z możliwości nabytków terytorialnych. Przejawem tego była nota z 9 czerwca skierowana do polskiego MSZ-tu mówiąca o gotowości do przejęcia pod zarząd regionu kłodzkiego do czasu ostatecznego uregulowania losów tych ziem. Pismo to było w zasadzie kopią noty do Kliefortha – ponawiała argumentację historyczną, etniczną gospodarczą i geograficzną, a także zapewniała o woli porozumienia15. Ponadto w czasie spotkania poseł Hejret dal do zrozumienia Rzymowskiemu, że Praga nie wyklucza też innych korekt granicznych, ale miały one przynieść korzyść tylko Czechosłowacji16. Nie tracąc czasu rząd Zdenka Fierlingera chciał skorzystać z okazji, że formalnie jeszcze nie przekazał praw do Rusi Podkarpackiej Związkowi Radzieckiemu i równocześnie wykorzystać spór polsko-sowiecki o Szczecin, by uzyskać korzystne granice na Śląsku. Także 9 czerwca Vladimír Clementis zapowiedział przedstawienie mocarstwom projektu ostatecznych granic państwa. Już następnego dnia piechota czechosłowacka wspierana czołgami wkroczyła na teren objęty administracją polską i zajęła pogranicze wraz ze stacją kolejową w Chałupkach (powiat Raciborski) obsługującą linię Bogumin – Racibórz. Straż kolejowa została rozbrojona, a stacja pozbawiona biało-czerwonej flagi i innych oznak polskości. Mieszkańcy zaś dostali dwie godziny na spakowanie się, po czym pod eskortą przeszli na prawobrzeże Odry17. Polityka faktów dokonanych spowodowała, że w Warszawie zwyciężył pogląd o konieczności rozprawy z Czechami. 12 czerwca w ostrej w tonie nocie MSZ zażądał wycofania sił czechosłowackich z terenów polskich i nie ręczył za skutki nie spełnienia swoich postulatów. Ale to nie jedyna reakcja Warszawy. Bolesław Bierut polecił Żymierskiemu przekazać Prezydium KRN decyzję o porannym wymarszu wojska na granicę z Czechosłowacją. Polska armia miała usunąć siłą obcych żołnierzy jeśli ci nie wycofają się w ciągu 24 godzin. Natomiast samo Prezydium nakazało stawiać słupy graniczne, ale z wyłączeniem Śląska Cieszyńskiego, ponieważ traktowano to jako kwestię otwartą18. Zgodnie z rozkazami 1. Korpus Pancerny miał obsadzić rejon nadgraniczny z 1937 r. na odcinku Prudnik-Cieszyn, pogranicze od Nysy do Prudnika miała zabezpieczyć 10. Dywizja Piechoty. Wojsku polskiemu wydano rozkaz okrążać, rozbrajać, brać do niewoli a potem odstawić do Czechosłowacji tamtejszych żołnierzy, jeśli ci nie wycofaliby się do godziny 24.00 15 VI 1945 r. Po pozbyciu się obcych granica miała zostać zamknięta tak I d e m, Polsko-czechosłowackie stosunki..., s. 85-87. I d e m, Polsko-czechosłowackie stosunki polityczne przed konferencją trzech mocarstw w Poczdamie (maj-czerwiec 1945) cz. 2, http://www.zaolzie.org [dostęp z dn. 12 II 2012]. 16 A . K a s t o r y, Czechosłowacja i jej sąsiedzi w 1945 roku. Problemy terytorialne, „Zeszyty Naukowe Uniwersytetu Jagiellońskiego. Prace Historyczne” 1993, z. 107, s. 134. 17 P . S z y m k o w i c z, op. cit., s. 44; P. P a ł y s, Czechosłowackie roszczenia graniczne wobec Polski 1945-1947. Racibórz, Głubczyce, Kłodzko, Opole 2007, s. 60. 18 M .K . K a m i ń s k i, Polsko-czechosłowackie stosunki polityczne przed konferencją trzech mocarstw w Poczdamie (majczerwiec 1945) cz. 2, http://www.zaolzie.org [dostęp z dn. 12 II 2012]. 14 15 153 dla Czechów jak i Niemców. Dodać można, że jednostki polskie mogły strzelać tylko w przypadku jawnego oporu ze strony czechosłowackiej19. Niejako w tle akcji militarnej wzmogła się aktywność dyplomacji. 13 czerwca MSZ przekazał Hejretowi notę krytykującą politykę wobec Polaków zaolziańskich: wymuszanie przyznawania się do narodowości czeskiej, podpisywania żądań o przyłączenie do Czechosłowacji, nazywanie okupantami części Polaków i rejestrowanie ich jako podlegających wysiedleniu, a także zakazu odprawiania nabożeństw po polsku. MSZ domagał się także zaprzestania propagandy mówiącej o potrzebie aneksji Górnego Śląska po Odrę, a w dalej idących żądaniach nawet jej prawobrzeża20. Choć do Warszawy nie dotarła oficjalna odpowiedź Pragi, to tego samego dnia w radiu przemawiał Clementis, mówiąc o woli przyłączenia już nie tylko Kłodzka, ale i Głubczyc i Raciborza. Nowo przybyły poseł polski w Pradze Stefan Wierbłowski miał niełatwe zadanie, tym bardziej, że o tych samych ziemiach pisały dzienniki Rudé právo i Svobodné slovo podkreślając ich strategiczne znaczenie dla bezpieczeństwa państwa21. W tej sytuacji protestującemu Wierbłowskiemu udało się tylko uzyskać obietnicę wstrzymania propagandy, ale o podjęciu rozmów o wymianie nawet większych terytoriów w zamian za Zaolzie nie mogło być mowy22. Wobec wyjazdu delegacji Rządu Tymczasowego na rozmowy o utworzenie Tymczasowego Rządu Jedności Narodowej do Moskwy, najważniejszą figurą w rządzie polskim w połowie czerwca stał się marszałek Rola-Żymierski. Pełnił on funkcję premiera i ministra spraw zagranicznych, ponieważ Edward Osóbka-Morawski, Władysław Gomułka i Rzymowski byli w Moskwie. Notabene powierzenie właśnie jemu władzy w tak newralgicznym momencie konfliktu mogło wynikać także z powodu plotek o planowanym wycofaniu czerwonoarmistów z Zaolzia między 15 a 18 czerwca, co implikowało konieczność szybkiej rozprawy z Czechami23. Dnia 15 czerwca marszałek spotkał z Hejretem i wręczył mu kolejną już notę, w której rząd polski potępił używane nadal brutalne metody eksterminacji żywiołu polskiego na Zaolziu, na ciągłą obecność wojsk czechosłowackich w powiecie raciborskim24. W związku z tym domagał się natychmiastowego wycofania sił czechosłowackich z Raciborskiego oraz zlikwidowania administracji na Śląsku Cieszyńskim powołanej bez współpracy ze stroną polską. Kolejnym postulatem było niezwłoczne powołanie komisji polsko-czeskiej do administrowania Zaolziem i opracowania granicy na zasadzie etnicznej. Miała ona zacząć działać w ciągu 3 dni po przyjęciu polskich żądań. Termin ultimatum upływał po 48 godzinach, a w razie nieprzyjęcia tych propozycji Rząd Tymczasowy RP zdejmie z siebie odpowiedzialność za dalszy bieg wypadków i będzie zmuszony zastosować wszelkie środki będące w jego dyspozycji w celu zapewnienia obrony ludności polskiej i utrzymania porządku na terenie Śląska Zaolziańskiego25. By wzmocnić wrażenia na Hejrecie, Żymierski przygotował dla posła samolot, by ten mógł jak najszybciej udać się do Pragi i wrócić. W czasie ponad godzinnej rozmowie dał mu do zrozumienia, że Polska nie będzie tolerowała obecnej sytuacji i w razie P. S z y m k o w i c z, op. cit., s. 45. M.K. K a m i ń s k i, Polsko-czechosłowackie stosunki…, s. 91-92. 21 Ibidem, s. 93; P. S z y m k o w i c z, op. cit., s. 46. 22 Ibidem, s. 45. 23 M.K. K a m i ń s k i, Polsko-czechosłowackie stosunki polityczne przed konferencją trzech mocarstw w Poczdamie (majczerwiec 1945) cz. 2, http://www.zaolzie.org [dostęp z dn. 12 II 2012]. 24 M.K. K a m i ń s k i, Polsko-czechosłowackie stosunki…, s. 94. 25 Ibidem, s. 94. 19 20 154 konieczności zajmie Zaolzie wojskami, które już przygotowują się do akcji. Armia miała anektować wszystkie miejscowości z większością polskiej ludności. Dictum polskie było jasne. Hejret sprzeciwił się jednak i akcji wojskowej, co oczywiste, ale także pomysłowi komisji, jako gestowi nieprzyjaznemu26. W Pradze powiadomiono sowieckiego ambasadora o odrzuceniu polskich żądań. Jeszcze tego samego dnia oddziały czeskie zostały zmuszone do wycofania się przez radzieckiego gen. Andrieja Jeremienke, który przyjął 14 czerwca czeskiego pułkownika Janko. Próbował on tłumaczyć, że obsadzone ziemie nie były traktowane jako terytorium polskie, co skutkowało repliką Jeremienki, że sam Stalin dał Rzeczypospolitej pod zarząd te tereny27. W końcu udało się dojść do porozumienia polskim, radzieckim i czechosłowackim wojskowym. Nieświadomy tego, a przestraszony pogłoskami o zajęciu Zaolzia rząd w Pradze postanowił odciąć się od akcji wojskowej i przedstawić ją oficjalnie jako samowolę, zobowiązując się tym samym do ukarania winnych28. I choć wojska zostały wycofane, to zdarzyły się kolejne incydenty – równocześnie wjechał na obszar polski pociąg pancerny i dopiero po interwencji u radzieckich wojsk został zawrócony po 4 dniach, poza tym stacje Lewin i Mittewalde zostały zajęte przez milicję czeską29. Następnego dnia doszło do spotkania Wierbłowskiego i dyrektora departamentu politycznego MSZ Józefa Olszewskiego z Clementisem30. I choć ten ostatni zobowiązał się do weryfikacji skarg zaolziańskich, to faktycznie spotkanie na nic się zdało, z powodu konfrontacyjnych nastrojów po obu stronach granicy. Przejawem tego było z jednej strony wezwanie przez Polski Związek Zachodni Polaków ze Śląska Cieszyńskiego, by nie dali się zarejestrować jako „cudzoziemcy” i nie porzucali swej ziemi. Z drugiej zaś strony 17 czerwca przysłano do Warszawy ostrą w tonie notę. Rząd Fierlingera protestował przeciw ultymatywnej formie polskich żądań i odrzucił możliwość innego rozstrzygnięcia kwestii granicy cieszyńskiej niż ta z 1920 r. ustalona przez Radę Ambasadorów, skoro zmiany roku 1938 dokonał „pokrewny faszyzmowi reżim Becka”. Zastrzegł jednocześnie chęć zmian linii demarkacyjnej na poniemieckim Śląsku. Według Pragi nie było żadnych szykan wobec ludności polskiej, zresztą jej kwestię można rozwiązać analogicznie do rozwiązań radzieckich, czyli przesiedlić. Natomiast wysiedleniu podlegali tylko tzw. „okupanci”, którzy obywatelstwa czechosłowackiego nie posiadali31. Powyższa nota już tylko przypieczętowała, to, co się faktycznie działo. Poza zajmowaniem po Czechosłowakach powiatu raciborskiego, wojsko polskie zaczęło wkraczać 17 czerwca na polską część na Śląska Cieszyńskiego. Wraz z wojskiem przybył A. Zawadzki oraz bojowo nastawiony Żymierski. Marszałek na miejscu czuwał nad interesami państwa, koncentracją armii i przygotowaniem do przekroczenia granicy 18 czerwca. Stamtąd też komunikował się z aprobującym jego poczynania rządem wciąż przybywającym w Moskwie. Ten z kolei zawiadomił o swoich planach Stalina i Wiaczesława Mołotowa jeszcze, tego samego dnia. Jednak wobec niewyraźnego stanowiska sowieckiego 18 czerwca ponowili prośbę o opinię. Tym razem już Stalin opowiedział się jednoznacznie za rozwiązaniem sporu na niwie dyplomatycznej, najlepiej na konferencji pokojowej, wobec czego polska delegacja poprosiła A. K a s t o r y, op. cit., s. 135-136. Ibidem, s. 134. 28 Ibidem, s. 134. 29 P. P a ł y s, Czechosłowackie roszczenia..., s. 61. 30 M.K. K a m i ń s k i, Polsko-czechosłowackie stosunki…, s. 96. 31 A. K a s t o r y, op. cit., s. 136; M. K. K a m i ń s k i, Polsko-czechosłowackie stosunki polityczne przed konferencją trzech mocarstw w Poczdamie (maj-czerwiec 1945) cz. 2, http://www.zaolzie.org [dostęp z dn. 12 II 2012]. 26 27 155 Stalina o mediację32. O rozpoczęciu wojny z Czechosłowacją nie mogło być już mowy w takiej sytuacji. Zluzowane wojsko polskie zajęło kłodzkie 19 czerwca. Choć do rozlewu krwi nie doszło, to Czesi aresztowali na Zaolziu ok. 1000 osób oraz udaremnili tworzenie placówek Polskiego Czerwonego Krzyża, a przywiezioną przez niego dla Polaków żywność zarekwirowali. Ponadto rozpętała się prasowa wojna propagandowa33. Rząd praski przystał na radziecką mediację i wysłał 21 czerwca do Moskwy delegację pod przywództwem Fierlingera, a złożoną z polityków i ekspertów, którzy mieli uzasadnić roszczenia do Kłodzka, Głubczyc i Raciborza. By zyskać przychylność ZSRR (a zarazem tak jak Polska odstąpić ZSRR ziemie) postanowiono zrezygnować z Ukrainy Zakarpackiej. Natomiast strona polska obstawała przy tzw. linii z 4 czerwca 1945 r., co dawało jej Karwiń i węgiel koksujący, huty w Trzyńcu i kolej Bogumin-Czadca. Obszar ten, choć mniejszy o 40 km2 od zajmowanego w 1918 r., to jednak był najbogatszą częścią Śląska Cieszyńskiego34. Już 22 czerwca doszło do bilateralnych rozmów polsko-czechosłowackich w ambasadzie polskiej, jednak stanowiska Władysława Gomułki i Clementisa, a także Adolfa Procházki, były przeciwstawne, więc do porozumienia nie doszło. Druga tura rozmów odbyła się 25 czerwca w czechosłowackiej ambasadzie, ale ona także zakończyła się fiaskiem, a dalsze pertraktacje odłożono bez określenia terminu35. Zresztą innego wyniku być nie mogło, ponieważ Polacy żądali rewizji dawnych granic, co było dla Czechów nie do przyjęcia, tym bardziej, że nadal podtrzymywali argument o mniejszości polskiej na Zaolziu. Stalin natomiast nalegał na dalsze negocjacje. Sygnalizował też możliwość wymiany terytoriów między Polską, a Czechosłowacja, ale na to zgody Pragi nie było. Zresztą tak samo jak aprobaty ZSRR dla spełnienia roszczeń Clementisa wobec Kłodzka, Głubczyc i Raciborza za nic w zamian. Po niepowodzeniu rozmów moskiewskich Praga postanowiła zabiegać o poparcie mocarstw na konferencji pokojowej dla sprawy roszczeń do części poniemieckiego Śląska. W kwestii Zaolzia Czechosłowacja już miała poparcie ambasadorów Francji i Wielkiej Brytanii w ZSRR. TRJN natomiast postanowił opanować niepewną sytuację na Spiszu i Orawie, a zarazem nakłaniać sąsiada do dalszych negocjacji. Obie strony nadal podtrzymywały kampanię prasową i radiową, ale to Pradze, jako aktywniejszej, udało się przeforsować swój punkt widzenia w brytyjskim „Timesie”. Decyzje konferencji poczdamskiej oddające Polsce cały niemiecki Śląsk zostały przyjęte przez Czechosłowację z dezaprobatą i traktowano je nadal jako tymczasowe rozwiązanie. Praga nie zaniechała też zabiegów dyplomatycznych, choć radzieckie stanowisko nie było im zbyt przychylne. Wyraził to ambasador Zorin w rozmowie z Clementisem, wzdragając się od ingerencji i oceniając marnie: Nie będziemy się wtrącać do tego problemu i waszych pretensji też nie będziemy popierać. Sądzę, że macie bardzo trudną pozycję w tym względzie. Jak znacie Polaków, M.K. K a m i ń s k i, Polsko-czechosłowackie stosunki…, s. 99-100. Ciekawą relację o tajnej działalności tzw. „Sztabu Zaolziańskiego” zajmującego się dywersją przedstawił S. M r o w c z y k, Sztab Zaolziański, „Przegląd Historyczny”, T. 93, 2002, z. 2, s. 211-236. 34 M.K. K a m i ń s k i, Polsko-czechosłowackie stosunki polityczne przed konferencją trzech mocarstw w Poczdamie (majczerwiec 1945) cz. 3, http://www.zaolzie.org [dostęp z dn. 12 II 2012]. 35 O negocjacjach: A. K a s t o r y, op. cit., s. 137-139; M.K. K a m i ń s k i, Polsko-czechosłowackie stosunki…, s. 103-111; J. F r i e d l, Stosunki polsko-czechosłowackie w 1945 roku w świetle wybranych dokumentów National Archives (Public Record Office) w Londynie, [w:] Między przymusową przyjaźnią a prawdziwą solidarnością. Czesi – Polacy – Słowacy 1938/9 – 1945 -1989, cz. II, red. P. B l a ž e k, P. J a w o r s k i, Ł. K a m i ń s k i, Warszawa 2009, s. 105. 32 33 156 nie oddadzą tego, co raz otrzymali. Do rewizji w tej sprawie mogłoby dojść jedynie w wypadku, gdybyście się porozumieli z Polakami. A Polacy zaraz podejmą sprawę Cieszyńskiego, w której jesteście nieustępliwi36. W ten sposób konflikt przeszedł do mniej ostrej fazy, choć wojna propagandowa trwała. Dnia 5 listopada Wierbłowski wręczył ministrowi Janowi Masarykowi notę nawołującą do wspólnego rozpatrzenia wszystkich spornych kwestii – od granic, przez kulturę, po gospodarkę. Odpowiedź przyszła dopiero 24 listopada i przekierowywała rozmowy z tematów spornych na kwestie pragmatyczne. Kolejne noty jednak skutkowały poszerzeniem zagadnień także o rzeczy sporne37. Od stycznia 1946 r. prowadzono nieoficjalne rozmowy, które stały się punktem wyjścia dalszych negocjacji. Fierling zadeklarował Wierbłowskiemu, że możliwe są ustępstwa terytorialne na Zaolziu, w zamian za cesje części Spisza i Orawy. Strona polska przygotowała w styczniu kilka wariantów wymiany ziem. W rejonie Kłodzka: zajmujące 95 km2 kilkanaście wsi w okolicach Kudowy, oraz południowa część powiatu bystrzyckiego o powierzchni 165 km2 za Zaolzie. Grupę Śnieżnika Kłodzkiego (122 km2) za Jawornik. Południowo-zachodnie stoki Gór Bystrzyckich (118 km2) oraz południowe stoki Gór Izerskich (45 km2) za Jaworzynę. Idąc dalej „Worek Żytawski” (181 km2) za rejon Popradu. Natomiast w opolskim w pierwszym wariancie 6 gromad w raciborskiem (51 km2) oraz południową część powiatu głubczyckiego (172 km2) miało zostać oddanych za Zaolzie. Druga opcja przewidywała odstąpienie środkowo-zachodniej części powiatu głubczyckiego (136 km2), może nawet samych Głubczyc i rejon Głuchołaz w przypadku większych ustępstw czeskich38. Jak płonne były nadzieje na nowe otwarcie kwestii Zaolzia, polska delegacja przekonała się wkrótce po rozpoczęciu obrad komisji politycznej 17 II 1946 r. Strona czechosłowacka w osobie Masaryka jako „bezczelne” odrzuciła próby dyskusji o zmianach granicy cieszyńskiej twardo obstając przy rozstrzygnięciach 1920 r. Ponadto, co nie powinno być zaskoczeniem, wysunęła roszczenia wobec Kłodzka, Głubczyc i Raciborza39. Rokowania graniczne zostały zawieszone zanim się właściwie zaczęły, co nie wstrzymało jednak prac innych komisji. Prawdziwym kresem marzeń o negocjacjach była kolejna próba umiędzynarodowienia konfliktu przez Czechosłowację. W memorandum skierowanym na paryską konferencję Rady Ministrów Spraw Zagranicznych w kwietniu tego roku domagała się pasa ziemi od rejonu Raciborza i Koźla, przez Wałbrzyskie po „worek żytawski”, a także znajdujące się w radzieckiej strefie okupacyjnej: część Zawidowa i ziemie na północ od Rudaw, a ze strefy amerykańskiej miasto Furth im Walde40. O sąsiedzkich dezyderatach polskie władze dowiedziały się z prasy, co tylko pogorszyło wrażenie wywołane notą do mocarstw. Jednak sprawa czechosłowackich żądań była już zamknięta dla RMSZ, czego przejawem było nieprzyjęcie przez sekretarza stanu USA Jamesa Byrnesa czeskiego ambasadora w Paryżu Juraja Slavika i niechęć do otwierania na nowo kwestii załatwionych w Poczdamie41. Jeszcze bardziej niechętnie na umiędzynarodowienie sporu z Polską patrzył Związek Radziecki. Stalin uważał, że konflikt należy rozwiązać polubownie w rozmowach dwustronnych. W żadnym wypadku zachód nie mógł włączyć się do sporu polsko-czechosłowackiego. W związku z tym A. K a s t o r y, op. cit., s. 144. Z. O p o k a, op. cit., s. 149-150. 38 P. P a ł y s, Kłodzko, Racibórz i Głubczyce w stosunkach polsko-czechosłowackich w latach 1945-1947, Opole 1997, s. 43-44; P. S z y m k o w i c z, op. cit., s. 88-91. 39 A. S z c z e p a ń s k a, op. cit., s. 50; P. P a ł y s, Kłodzko, Racibórz..., s. 44. 40 A. S z c z e p a ń s k a, op. cit., s. 50-51; P. P a ł y s, Kłodzko, Racibórz..., s. 52-53. 41 P. S z y m k o w i c z, op. cit., s. 99. 36 37 157 w czasie lipcowej wizyty delegacji rządu praskiego w Moskwie wyperswadowano Czechom przenoszenie sporu na forum międzynarodowe. Dlatego też 27 lipca, 2 dni przed otwarciem konferencji pokojowej, Stalin skierował listy do Bolesława Bieruta i Edwarda Osóbki-Morawskiego oraz Edvarda Beneša i Klementa Gottwalda nawołujące do zawarcia najpierw układu sojuszniczego, a potem załatwienia kwestii spornych w ciągu dwóch lat. Propozycja radziecka została przyjęta: przez Czechosłowację 4 dni, a przez Polskę 5 dni później. Szybko ustalono, że negocjacje będą miały miejsce w trakcie paryskiej konferencji pokojowej, a do pierwszego spotkania doszło już 12 sierpnia. Warszawę reprezentowali Wierbłowski oraz ambasador w Paryżu Skrzeszewski, Pragę zaś Masaryk wraz z Clementisem42 Strona polska przekazała sąsiadowi dokument odnoszący się do spraw granicznych oraz określający status mniejszości polskiej w Czechosłowacji oraz czeskiej i słowackiej w Rzeczypospolitej. Masaryk jednak nie chciał poruszać kwestii terytorialnych i wręczył polskim dyplomatom jedynie projekt układu o przyjaźni i pomocy. W ten sposób negocjacje mogły zakończyć się fiaskiem, ale do sporu włączył się Mołotow wraz z Andrzejem Wyszyńskim. Nakłaniali oni Polaków do odłożenia na bok kwestii mniejszości, póki nie podpisano sojuszu oraz nie uregulowano spraw granicznych43. Z drugiej strony dotarła odpowiedź rządu praskiego na propozycje polskie. Zgodził się on na zawarcie traktatów gospodarczych i kulturalnych, a kwestię delimitacji zamknięto w ogólnym stwierdzeniu o woli załatwienia wszystkich sporów w ciągu dwóch lat od podpisania umowy o wzajemnej pomocy i przyjaźni. Dopiero pod naciskiem Mołotowa, Clementis zgodził się na sformułowanie expressis verbis problemu granicznego44. Radziecka dyplomacja dobrze wiedziała, że Czesi odwlekając podpisanie sojuszu z Polską, bojąc się, że mocarstwa zachodnie nie pozwolą im wysiedlić ze swego kraju Węgrów, po tym jak zwiążą się jeszcze bardziej z Moskwą, nawet via Warszawa. Stąd też brały się naciski na Polskę, by przestała wysuwać problem mniejszości, który był świetnym pretekstem dla Czechosłowacji do przeciągania rozmów45. Mimo ingerencji sowieckiej rozmowy utknęły w martwym punkcie. Jesienią rozmowy zostały wznowione, ale pole manewru Pragi zmniejszyło się, z powodu jasnej deklaracji Mołotowa o nienaruszalności zachodniej granicy Polski. Jednocześnie Moskwa nadal stymulowała bilateralne rozmowy, sugerując choćby protokół mniejszościowy. Przedłużające się pertraktacje przeniesiono nad Wełtawę, ale i tam znowu ugrzęzły one na gruncie sprzecznych stanowisk w sprawie traktowania mniejszości, granicy cieszyńskiej, czeskich roszczeń terytorialnych, incydentów granicznych i wrogiej propagandy prasowej. Wobec odrzucenia przez Warszawę możliwości wycofania się z zapisu o dwuletnim okresie rozwiązania sporu i ciągłego negowania granicy cieszyńskiej, w grudniu 1946 r. zaostrzeniu uległ ton czechosłowackiej prasy. Polska odpowiedziała serią not protestacyjnych46. Początek roku 1947 przyniósł zbliżenie stanowisk. Obie strony spuściły z tonu – władze polskie postanowiły odłożyć na bok odzyskiwanie Zaolzia, a rząd Czechosłowacki zaczął ograniczać stopniowo roszczenia wobec poniemieckiego Śląska. Już na początku stycznia sygnalizowano, że w Kłodzko nie jest już obiektem zainteresowania, a jedynie tzw. czeski Z. O p o k a, op. cit., s. 152. Ibidem, s. 153. 44 P. S z y m k o w i c z, op. cit., s. 106. 45 Z. O p o k a, op. cit., s. 153. 46 Ibidem, s. 155; P. S z y m k o w i c z, op. cit., s. 109-115 42 43 158 kącik z Kudową Zdrojem. Idąc dalej praski MSZ zobowiązał się nie apelować do państw trzecich w sprawie swoich dezyderatów terytorialnych oraz przysłał do Warszawy notę uznającą granicę na Odrze i Nysie Łużyckiej. Skłonność Pragi do porozumienia postanowił wykorzystać nowy premier Józef Cyrankiewicz prosząc Stalina o wywarcie nacisku, w celu przyspieszenia prac nad umową sojuszniczą. Związek Radziecki, któremu na rękę było sfinalizowanie tego porozumienia jeszcze przed spotkaniem ministrów spraw zagranicznych w Moskwie, zaczął naciskać na premiera Gottwalda, by ten w końcu podpisał porozumienie z Polską. Perswazja Stalina okazała się na tyle skuteczna, że Czechosłowacja ugięła się i 28 lutego, notabene po ponowieniu żądań radzieckich i 3 dniach zwłoki, Gottwald odpowiedział, że traktat zostanie parafowany około 10 marca47. Zgodnie z planem 10 marca, równocześnie z rozpoczęciem obrad RMSZ w Moskwie, Cyrankiewicz i Gottwald wraz z ministrami spraw zagranicznych podpisali wynegocjowany na początku marca traktat o przyjaźni i wzajemnej pomocy. Umowa zawierała szerokie klauzule sojuszu antyniemieckiego – prócz obronnej akcji militarnej przewidywano wspólne przeciwdziałanie w wypadku pojawiania się samego niebezpieczeństwa (którego nie określono precyzyjnie) ze strony zachodniego sąsiada. W dalszych punktach mowa była o współpracy kulturalnej, naukowej, technicznej i gospodarczej. Układ, zawarty na 20 lat, miał ulegać automatycznemu przedłużeniu co 5 lat48. Prócz samej umowy podpisano także załącznik w którym zobowiązano się uregulować w ciągu 2 lat spory terytorialne, podpisać szereg umów gospodarczych oraz zapewnić mniejszościom w obu krajach rożnego rodzaju swobody na zasadzie wzajemności. Jak podkreśla się w literaturze, podpisanie układu o przyjaźni i wzajemnej pomocy zamknęło ważny rozdział w stosunkach polsko-czechosłowackich. Choć nie od razu wygasły namiętności to sprawa granic i terytoriów schodziła na plan dalszy. Choć rząd w Pradze generalnie nie przestrzegał podpisanego w marcu 1947 r. protokołu, a po polskich upomnieniach domagał się poszerzenia swobód Czechów i Słowaków nad Wisłą, to jednak powoli zaczęła się poprawiać pozycja Polaków na Zaolziu, gdzie zainicjowano tworzenie organizacji polonijnych. Los mniejszości polskiej miał się realnie poprawić dopiero w kilka miesięcy po wydarzeniach 1948 r. „Zwycięski luty” przyniósł z opóźnieniem porozumienie wynegocjowane w końcu października, na bazie którego polskie organizacje miały odzyskać skonfiskowany im majątek, inteligencja miała uzyskać możliwość awansu społecznego, a język polski został zrównany w szkołach i urzędach z językiem czeskim49. Mimo zwycięstwo komunistów w Czechosłowacji i umocnienia władzy ludowej w Polsce nie zrealizowano zapisu z marca 1947 r. mówiącego o dwuletnim okresie załatwienia spraw spornych. Dopiero w 1952 r. (po 6 latach przerwy) powstała Komisja Mieszana do opracowania nowej linii granicznej. Jednak sprawa delimitacji nie była forsowana zbyt usilnie przez rząd – w 2 lata po powstaniu komisji zdecydowano się oficjalnie zaproponować stronie czechosłowackiej uregulowanie tej kwestii. Punktem wyjścia stała się granica z 1938 r., ale obie strony dopuszczały niezbędne korekty wynikające z potrzeb ludności, gospodarki P. S z y m k o w i c z, op. cit., s. 138. Z. O p o k a, op. cit., s. 156-157; W. K o w a l s k i, Polityka zagraniczna RP w latach 1944-1947, Warszawa 1971, s. 348-350. 49 Z. O p o k a, op. cit., s. 166. 47 48 159 oraz absurdalności niektórych dotychczasowych podziałów, gdzie zdarzały się domy przecięte rubieżą państwa50. We wrześniu 1955 obie strony wydelegowały swoich ekspertów do PolskoCzechosłowackiej Komisji Mieszanej do Wytyczenia Granicy Państwowej51. Nie miała ona łatwej pracy – musiała wziąć pod uwagę szeroki wachlarz czynników determinujących nową linię słupów granicznych. Jej zasadnicze prace trwały do sierpnia 1957 r., ale protokół końcowy parafowano dopiero 29 IV 1958 r. Umowa przewidywała skrócenie granicy z 1390,5 km do 1309,5 km oraz 85 korekt granicy. Czechosłowacja zyskała 1205,9 ha, a Polska 837,46 ha w pięciu województwach: katowickim, krakowskim, opolskim, rzeszowskim i wrocławskim52. Nowe rubieże nie przecinały już wsi, a starano się, by omijały i biegły rowami lub stanowiły granice naturalne. Problemem dużo trudniejszym do rozwiązania stała się sprawa prywatnej własności gruntów wymienianych oraz tzw. dwuwłasność53. Sprawa polskich roszczeń wobec Zaolzia została jednak definitywnie pogrzebana. Nowy układ graniczny54 sygnowali w Warszawie 13 VI 1958 r. ministrowie spraw zagranicznych Adam Rapacki i Václav David, a wymiana dokumentów ratyfikacyjnych 14 lutego następnego roku. Ostatecznym przypieczętowaniem zmian było przestawianie słupów w dniach 17-23 lutego. Umowa z 1958 r. nie stanowiła jednak ostatecznej delimitacji. Kolejne zmiany przyszły w 1976 r., kiedy to właściciela zmieniło po 0,25 km2 55 oraz w 2005 r., kiedy wymieniono ze Słowacją po 0,3 ha56. O wadze zmian terytorialnych niech świadczy, fakt, że problem zadośćuczynienia wywłaszczonym właścicielom ciągnęła się latami, tak samo jak kwestia spłacenia tzw. długu granicznego wynoszącego 368,44 ha. W kwietniu ubiegłego czeskie radio donosiło, że praski rząd zamierza spłacić część owego długu przekazując Polsce ziemie w tzw. cyplu frydlandzkim57. Co z tego wyjdzie? Wobec oczekiwań Warszawy na uzyskanie gruntów ornych i trudności w znalezieniu odpowiednich ziem przez Pragę, problem nie prędko zostanie rozwiązany, a komisja zajmująca się tym od 1992 będzie miała jeszcze trochę pracy w tym względzie. A. S z c z e p a ń s k a, op. cit., s. 332-334. Vide: J. G o c l o n, Umowa między Polską a Czechosłowacją zawarta 13 VI 1958 r. w sprawie ostatecznego wytyczenia granicy państwowej – przesądzająca los Zaolzia, „Zeszyty Naukowe Uniwersytetu Opolskiego” 1998, Historia 35, s. 117134. 52Vide: P. S z y m k o w i c z, op. cit., s. 166-168. 53 Vide: A. S z c z e p a ń s k a, op. cit., s. 338-342. 54 Dz.U. 1959 nr 25 poz. 159. 55 Dz.U. 1976 nr 11 poz. 59. 56 Dz.U. 2005 nr 203 poz. 1686. 57 Czechy oddadzą kawałek Polski; Czeski dług na granicy rp.pl [dostęp z dn. 12 II 2012]. 50 51 160 Małe Ojczyzny na przestrzeni dziejów 161 Damian Bębnowski Uniwersytet Łódzki WOKÓŁ LIKWIDACJI GETTA ŁÓDZKIEGO W 1944 R. Podczas II wojny światowej Niemcom towarzyszyły dylematy związane z tymczasowością łódzkiej dzielnicy żydowskiej. Można przyjąć, że o jej „stałym” statusie zadecydowała decyzja władz niemieckich z 10 X 1940 r., na mocy której 29 października powołano odrębny Zarząd Getta w miejsce dotychczasowej komórki zajmującej się aprowizacją i gospodarką getta w ramach Wydziału Aprowizacji i Gospodarki Zarządu Miasta1. Jest to dowód na to, że Niemcy zaakceptowali „stały” charakter odizolowanej dzielnicy żydowskiej. Określenie „stały” jest tu naturalnie pewnym skrótem myślowym. Należy bowiem zdać sobie sprawę z faktu, iż getta jako takie w systemie okupacyjnym III Rzeszy, pojętym jako całość, stanowiły jedynie etap procesu, którego „celem ostatecznym” była zagłada narodu żydowskiego. Dowodem na to jest chociażby tajny telefonogram Reinharda Heydricha z 21 IX 1939 r. Jest w nim mowa o dwuetapowym procesie likwidacji Żydów. Najpierw należało ich skoncentrować w miejscach odosobnienia, a następnie osiągnąć „cel ostateczny”, czyli poddać ich całkowitej fizycznej likwidacji2. Późniejszym potwierdzeniem ideologii nazistów było opracowanie szczegółów dotyczących „ostatecznego rozwiązania kwestii żydowskiej” podczas konferencji w Wannsee w styczniu 1942 r.3 W związku z tym decyzja o konieczności utrzymania getta z października 1940 r. nadała łódzkiej dzielnicy żydowskiej status „stałej” rozumiany jako przyzwolenie na jej istnienie przynajmniej przez dłuższy czas. Getto uległoby zatem prędzej czy później likwidacji. Nastąpiła ona w 1944 r. W ten sposób było ono najdłużej istniejącą dzielnicą żydowską na okupowanych ziemiach polskich. Należy pamiętać, iż koszmarną codzienność mieszkańców łódzkiego getta stanowiła ich „pośrednia eksterminacja” spowodowana: głodem, chorobami, ciężką pracą czy wszechobecnym terrorem. Organizowano okresowe wywózki do obozów koncentracyjnych. W 1942 r., w następstwie realizowania polityki „Endlösung”, przystąpiono do ludobójstwa na masową skalę, kierując transporty do obozu zagłady w Chełmnie nad Nerem w styczniu, potem w okresie od lutego do kwietnia, następnie w maju oraz we wrześniu 1942 r.4 1 J. B a r a n o w s k i, The Łódź Ghetto 1940-1944. Łódzkie getto 1940-1944. Vademecum, Łódź 2003, s. 41; J. P i e t r z a k, Hans Biebow – portret oprawcy, [w:] Fenomen getta łódzkiego, red. P. S a m u ś, W. P u ś, Łódź 2006, s. 186. 2 J. B a r a n o w s k i, The Łódź Ghetto..., s. 29. 3 W przypadku „ostatecznego rozwiązania kwestii żydowskiej” konferencja w Wannsee stanowiła kolejny etap wcześniejszych działań. Koncepcja dotycząca „die Endlösung der Judenfrage” poprzez masowy mord pojawiła się bowiem już późnym latem i jesienią 1941 r. Konferencja w Wannsee poświęcona była technicznym aspektom operacji. (J.A. M ł y n a r c z y k, Wpływ inicjatyw oddolnych Arthura Greisera i Odilona Globocnika na decyzję o wymordowaniu Żydów, [w:] Zagłada Żydów na polskich terenach wcielonych do Rzeszy, red. A. N a m y s ł o, Warszawa 2008, s. 14-15). 4 J. B a r a n o w s k i, The Łódź Ghetto..., s. 75-97; 107. Problematykę zagłady Żydów z łódzkiego getta w obozie w Chełmnie nad Nerem podjął w badaniach m.in. S. A b r a m o w i c z, Zagłada ludności getta łódzkiego w ośrodku w Chełmnie nad Nerem, [w:] Dzieje Żydów w Łodzi 1820-1944. Wybrane problemy, red. W. P u ś, S. L i s z e w s k i, Łódź 163 Istotny wpływ na decyzję o likwidacji dzielnicy żydowskiej w Łodzi miała sytuacja na frontach II wojny światowej. Ofensywa niemiecka na wschodzie załamała się po klęsce stalingradzkiej w lutym 1943 r. Od tamtej pory inicjatywę przejęła Armia Czerwona, czego przejawem była zwycięska bitwa pod Kurskiem (lipiec-sierpień 1943 r.). Niemcy na wschodzie stale wycofywali swe siły w kierunku zachodnim. Poza tym wśród aliantów już od dłuższego czasu dojrzewała idea utworzenia drugiego frontu w Europie. Po zakończonej sukcesem „Szperze” we wrześniu 1942 r.5 zwolennikiem dalszego utrzymywania getta był namiestnik Kraju Warty, Arthur Greiser. Sprzeciwił się on zamiarom likwidacji dzielnicy żydowskiej, które przejawiali Heinrich Himmler oraz dowódca SS i policji w dystrykcie lubelskim GG, Odilon Globocnik6. Wiązało się to z faktem, iż Greiser doceniał ekonomiczne znaczenie produkcji prowadzonej przez łódzkich Żydów. W dodatku cieszył się poparciem Hitlera, który dał mu wolną rękę w polityce wobec Żydów w Kraju Warty. Dzięki temu wydajność produkcyjna łódzkiego getta w latach 1943-1944 znacznie wzrosła7. Zadecydowało o tym również zakończenie procesu przekształcania dzielnicy w obóz pracy we wrześniu 1942 r. Sprzyjało to też względnemu spokojowi trwającemu do czerwca 1944 r. Nie odbyły się wówczas wywózki do obozów zagłady, choć zorganizowano trzy transporty do obozów pracy8. Rok 1944 był dla łódzkiej dzielnicy żydowskiej niezwykle dynamiczny. Dnia 12 II 1944 r. Greiser i Himmler zawarli porozumienie, na mocy którego zadecydowano o utrzymaniu getta łódzkiego i nieprzekształcaniu go w obóz koncentracyjny. Postanowiono jednak o tym, by ograniczyć liczbę jego mieszkańców do minimum, które zapewni odpowiednią produkcję dla gospodarki niemieckiej. Tym niemniej, w sposób wyraźny przewidywano, że w przyszłości getto i tak zostanie zlikwidowane, na co wskazywało postanowienie o przejęciu przez miasto Litzmannstadt własności ziemskiej rozwiązanego getta. Postanowień tych jednak nie wcielono w życie. Zadecydowała o tym sytuacja na frontach. W lutym i marcu 1944 r. Armia Czerwona przeprowadziła udaną ofensywę, w wyniku której wyzwolono m.in. Równe i Łuck. Niemożliwe stało się zatem przetransportowanie mieszkańców getta na Lubelszczyznę. Co więcej, jego znaczenie jako ośrodka produkcji dla Rzeszy wzrosło. Linia frontu znajdowała się jeszcze w znacznej odległości od miasta, w przeciwieństwie do obozów pracy dla Żydów, które uległy wówczas likwidacji. Do Łodzi przewieziono maszyny z obozu pracy w Poniatowej. W tym czasie getto dość często wizytowały komisje niemieckie, które badały jego możliwości produkcyjne. Sytuacja aprowizacyjna getta permanentnie pogarszała się. 1991, s. 338- 351; S. A b r a m o w i c z, Ofiary i sprawcy, świadkowie i dokumenty zbrodni w ośrodku zagłady w Chełmnie nad Nerem, [w:] Fenomen..., s. 347-361. 5„Szpera” to określenie masakry mieszkańców łódzkiego getta, która miała miejsce między 5 a 12 IX 1942 r. Na rozkaz Niemców przeprowadzono w getcie selekcję mieszkańców nienadających się do pracy. W jej wyniku do ośrodka zagłady w Chełmnie nad Nerem wysłano dzieci poniżej 10. roku życia i osoby starsze powyżej 65 lat. Wcześniej, 1 i 2 września, zagładzie poddano ciężko chorych mieszkańców getta. Łącznie w wyniku wrześniowej masakry zginęło ok. 16 tys. ludzi – vide: J. B a r a n o w s k i, The Łódź Ghetto..., s. 97; A. S t r z e l e c k i, Deportacja Żydów z getta łódzkiego do KL Auschwitz i ich zagłada. Opracowanie i wybór źródeł, Oświęcim 2004, s. 21. 6 Szerzej na temat działalności Arthura Greisera i Odilona Globocnika: J.A. M ł y n a r c z y k, op. cit., s. 14-33. 7 M. A l b e r t i, „Nikczemna perfidia, niska, bezmierna chciwość oraz zimne, wyrachowane okrucieństwo” – ostateczne rozwiązanie kwestii żydowskiej w Kraju Warty, [w:] Zagłada Żydów..., s. 83-84. 8 Wspomniane transporty do obozów pracy miały miejsce w następujących okresach: marzec 1943 r. – 1 032 osoby; grudzień 1943 r. – 3 010 osób; marzec 1944 r. – 1 710 osób (J. B a r a n o w s k i, Likwidacja getta łódzkiego w 1944 roku, [w:] Judaica łódzkie w zbiorach muzealnych i zasobach archiwalnych, red. M. B u d z i a r e k, Łódź 1994, s. 4748). J. Baranowski trzeci transport do obozów pracy datuje na pierwsze dwa miesiące 1944 r. Miał on liczyć 1 670 osób. Informacje o trzecim transporcie przytaczam za: I. R u b i n, Żydzi w Łodzi pod niemiecką okupacją 1939-1945, Londyn 1988, s. 440-441. 164 Brakowało żywności, praca była ciężka. W tym okresie przywrócono wydawanie talonów na obierzyny od kartofli9. Od 8 lutego do 8 marca przeprowadzono w getcie nabór ludności w celu wysłania jej do pracy. Paniczny strach przed wyjazdem w nieznane, mimo zapewnień ze strony władz getta, utrudniał zebranie wymaganej przez Niemców grupy 1 710 osób. Gdy wzywani na komisję lekarską nie stawiali się, zastosowano represje (branie członków rodziny jako zakładników, blokady kart żywnościowych wzywanych i ich rodzin, aresztowania, łapanki, zakaz opuszczania mieszkań w dniu 20 lutego). Dopiero po pewnym czasie udało się zebrać wymaganą liczbę ludzi do deportacji. Transporty opuściły Łódź pomiędzy 4 a 10 marca i udały się m.in. w kierunku Częstochowy i Skarżyska-Kamiennej. Osoby te prawdopodobnie przeżyły wojnę10. Bardzo szybko na getto spadły kolejne represje. Prawdopodobnie pod wpływem opinii jednej z wizytujących komisji, która mogła wyrazić niezadowolenie z wydajności produkcji, szef Zarządu Getta, Hans Biebow11 przeprowadził w marcu kolejną akcję „przewarstwienia getta”. Przeprowadzono czystki w żydowskiej administracji. Wielu jej pracowników usunięto ze stanowisk. Biebow rozkazał utworzyć sześć brygad roboczych przeznaczonych do pracy w Radogoszczy. Dzięki interwencji Przełożonego Starszeństwa Żydów w getcie łódzkim, Chaima Mordechaja Rumkowskiego12 zaniechano tego przedsięwzięcia. Tak czy inaczej, warunki pracy wciąż pozostawały wyjątkowo ciężkie, wymagania władz niemieckich stale wzrastały, a sytuacja aprowizacyjna nie rokowała nadziei. Powszechny głód stawał się coraz większy13. Napięć społecznych dostarczała skomplikowana akcja przydziałów ogródków działkowych z marca 1944 r., podczas której doszło do wielu nadużyć i spekulacji. W jej wyniku wiele osób nie dostało żadnego przydziału. Maj i czerwiec był również okresem nasilonych robotniczych strajków głodowych w resortach14 skierowanych przeciwko administracji, którą uosabiał, tracący zresztą realną władzę, Rumkowski15. W kwietniu i maju wojska radzieckie odniosły spore sukcesy w walkach z Niemcami16. Heinrich Himmler pod żadnym pozorem nie chciał dopuścić do wyzwolenia Żydów przez zbliżającą się Armię Czerwoną. W związku z tym zarządził ewakuację, tzn. likwidację getta łódzkiego. Getta, które na ziemiach okupowanej Polski przetrwało najdłużej. Nie jest jednak znana dokładna data wydania przez Himmlera odpowiedniego zarządzenia. Prawdopodobnie nastąpiło to w pierwszych dniach maja 1944 r.17 Dawny zwolennik utrzymania getta, Arthur Greiser, kierując się lojalnością i oportunizmem, poparł tym razem Himmlera18. Likwidacji getta był przeciwny minister zbrojeń, Albert Speer. Wspólny front zwolenników tej akcji utworzyli zatem Himmler i Greiser. W czerwcu przystąpiono do likwidacji dzielnicy19. I. R u b i n, op. cit., s. 439-440. Ibidem, s. 440-441. Vide: przyp. 8. 11 O działalności Hansa Biebowa: J. P i e t r z a k, op. cit., s. 185-203. 12 O działalności Chaima Mordechaja Rumkowskiego: J. P o d o l s k a, Nie w naszej mocy przebaczać. Chaim Mordechaj Rumkowski, przełożony Starszeństwa Żydów w łódzkim getcie, [w:] Fenomen..., s. 205-234. 13 I. R u b i n, op. cit., s. 442-443. 14 Mianem resortów określano zakłady pracy w getcie łódzkim. 15 I. R u b i n, op. cit., s. 445-448. 16 J. B a r a n o w s k i, The Łódź Ghetto..., s. 97. 17 I. R u b i n, op. cit., s. 448-449. 18 M. A l b e r t i, op. cit., s. 84. 19 Ibidem; I. R u b i n, op. cit., s. 449. 9 10 165 Wybuch powstania w getcie warszawskim w kwietniu 1943 r. stanowił dla hitlerowców ważną naukę. Nie chcąc doprowadzić do podobnego zrywu w Łodzi, ściągnięto do miasta byłego Nadburmistrza, Wernera Ventzky'ego oraz byłego pełnomocnika urzędu Adolfa Eichmanna, Günthera Fuchsa. Dnia 15 czerwca doszło do rozmowy Rumkowskiego z przybyłą do getta komisją niemiecką (m.in. Otto Bradfisch, Werner Ventzky, Karl W. Albert). Niemcy zażądali grupy żydowskich robotników przeznaczonych do pracy w porządkowaniu zbombardowanych przez Brytyjczyków rejonów Rzeszy. Rumkowski zgodził się na wysłanie 500 ludzi. Niedługo potem z sekretarką Przełożonego Starszeństwa Żydów rozmowę odbyli komisarze Gestapo (Günther Fuchs i Alfred Stromberg). Oświadczyli, że oprócz uzgodnionych 500 robotników, którzy mają być gotowi do wyjazdu 21 czerwca, należy dostarczyć Niemcom po 3 000 ludzi tygodniowo. Nie określono przy tym ogólnej, łącznej liczby ludzi oraz terminów transportów. Dnia 16 czerwca Fuchs przekazał administracji żydowskiej dalsze instrukcje. Według nich pierwsza grupa (500 osób) miała być pokierowana do Monachium. Druga grupa (900 osób) miała wyjechać 23 czerwca. Po niej w ciągu 8 tygodni po 3 000 osób transporty liczące po 1 000 ludzi miały udać się do różnych miejscowości. Dla każdego transportu zapewniono: kierownika transportu, 2 lekarzy, personel sanitarny i porządkowy. Każda osoba mogła zabrać 15-20 kg bagażu. Fuchs gwarantował, że deportowanym nie grozi żadne niebezpieczeństwo. Należy w tym wszystkim zwrócić uwagę na rolę Fuchsa. Wysłany celowo do Łodzi, stał się faktycznym kierownikiem całej akcji mającej na celu likwidację łódzkiego getta20. W dzień przed pierwszym transportem, tj. 22 VI 1944 r. stan ludności w getcie wynosił 76 401 osób21. Dnia 16 czerwca doszło do głośnego pobicia Rumkowskiego przez Biebowa22. Tydzień później rozpoczął się szereg transportów, które złożyły się na cały proces stopniowej likwidacji łódzkiej dzielnicy żydowskiej w okresie od 23 czerwca do 29 VIII 1944 r. Proces ten można podzielić na dwie fale transportów: pierwsza od 23 czerwca do 14 lipca; druga od 9 do 29 sierpnia23 I. R u b i n, op. cit., s. 449-450. Kronika getta łódzkiego/Litzmannstadt getto 1941-1944, t. IV: 1944, red. J. B a r a n o w s k i, K. R a d z i s z e w s k a i in., Łódź 2009, s. 378. 22 Sprawa pobicia Rumkowskiego do dziś stanowi wśród badaczy szerokie pole do interpretacji. Jedną z wersji przytacza I. Rubin. Według niej, Rumkowski został pobity w odwecie za zgodę na transport 500 ludzi, podczas gdy Biebow na taką wysyłkę zgodzić się nie chciał. Zdaniem I. Rubina nie jest to prawda. Tłumaczy to tym, że Biebow zapewne wiedziałby od Bradfischa i Fuchsa, iż prawdziwym celem deportacji jest likwidacja getta, a nie wysyłki do pracy. A takiej decyzji Biebow nie mógłby się już sprzeciwić. I. Rubin utrzymuje, że pobicie Rumkowskiego było spowodowane faktem, iż Rumkowski doniósł w sprawie o nadmierny pobór żywności w styczniu 1944 r. (I. R u b i n, op. cit., s. 450). Z kolei J. Podolska przytacza relacje samych mieszkańców getta. Jeden z nich twierdzi, że Rumkowski został pobity za samo reprezentowanie Żydów. Drugi zaś wspomina, że Przełożony Starszeństwa Żydów był po prostu znienawidzonym [przez Biebowa] współwłodarzem dzielnicy żydowskiej (J. P o d o l s k a, op. cit., s. 221). 23 W ramach pierwszej fali zorganizowano 10 transportów. Wszystkie skierowano do Chełmna nad Nerem. W dniu 23 VI 1944 r. wywieziono 561 osób; 26 czerwca – 912; 28 czerwca – 803; 30 czerwca – 700; 3 lipca – 700; 5 lipca – 700; 7 lipca – 700; 10 lipca – 700; 12 lipca – 700; 14 lipca – 700 (J. B a r a n o w s k i, The Łódź Ghetto..., s. 107; Kronika getta łódzkiego..., s. 381, 389, 393, 396, 403, 407, 410, 417, 420, 424; I. R u b i n, op. cit., s. 450-452). Należy zwrócić uwagę na pewną szczegółową informację. Otóż, do pierwszego transportu z 23 czerwca Niemcy przeznaczyli 562 osoby. Jednak na stacji Radegast, tuż przed odjazdem pociągu zawrócono z powrotem do getta jednego mężczyznę, który w wyjątkowy sposób okazywał swój strach. Taką decyzję podjął Fuchs, który nie chciał wzbudzać paniki, zapewniając w ten sposób Żydów o braku podstępu ze strony władz niemieckich (Kronika getta łódzkiego..., s. 381). J. Baranowski nie uwzględnił tego szczegółu w swojej pracy (J. B a r a n o w s k i, The Łódź Ghetto..., s. 103). Warto również zwrócić uwagę na interesującą prawidłowość. Otóż, transporty w tym okresie odbywały się w regularnych – dwu- i trzydniowych – odstępach czasu. 20 21 166 Pierwsza fala wysiedleń objęła 7 196 (7 176) osób24. Wszyscy zginęli w ośrodku natychmiastowej zagłady w Chełmnie nad Nerem. Okres tej fali wysiedleń był bardzo dynamiczny. Podczas pierwszych dwóch transportów Fuchs wygłaszał do wyjeżdżających obłudną przemowę zapewniającą ich o bezpieczeństwie. Transporty przebiegały spokojnie. Ludzie wierzyli, że Niemcy deportują ich do pracy. Jednakże nawet tego typu wyjazd mógł wywoływać obawy. W getcie stopniowo narastała panika. Dnia 26 czerwca wywieszono listy osób wyznaczonych do następnych transportów. Tak jak wcześniej, rozpoczęły się „zakulisowe” starania o wykreślenie z listy. Zamożni Żydzi opłacali swoich zastępców25. Ludzie w strachu przed niewiadomą ukrywali się. Zawierano również prawdziwe lub fikcyjne małżeństwa. Osoby niezagrożone deportacją mogły w ten sposób ochronić współmałżonka. Przeprowadzano obławy i nocne aresztowania26. Wezwane osoby miały stawić się w Centralnym Więzieniu. Nad przebiegiem całej akcji czuwały specjalne komisje, do których niemal codziennie trafiały wnioski o odwołanie z transportu. Ludzie rozpaczliwie szukali protekcji u wpływowych mieszkańców getta27. Dziesiąty transport z 14 lipca był ostatnim z tzw. pierwszej fali wysiedleń. Jednak łapanki do kolejnych transportów trwały nadal. Z drugiej strony wciąż przychodziły zamówienia i materiały na długoterminową produkcję. Można było przypuszczać, że ostateczny los getta nie jest jeszcze przesądzony28. Dnia 15 lipca Niemcy poinformowali Rumkowskiego o zakończeniu deportacji. Nakazano zwolnić ludzi przeznaczonych do kolejnych transportów. Można doszukiwać się kilku przyczyn takiej decyzji władz niemieckich. Po pierwsze, minister Speer mógł przekonać Hitlera o istotnej roli łódzkiego getta dla niemieckiej gospodarki29. Po drugie, na taką decyzję mógł mieć wpływ fakt zbliżania się Armii Czerwonej30. Po trzecie 24 W tym miejscu napotykam pewną niejasność. Informacje o poszczególnych transportach zaczerpnięte z Kroniki getta łódzkiego... pozwoliły mi na sporządzenie tabeli nr 1, która porządkuje informacje na temat transportów z getta łódzkiego w okresie od 23 czerwca do 14 VII 1944 r. Po zsumowaniu liczb przedstawiających stan ludności w każdym z dziesięciu transportów otrzymałem liczbę 7 176 osób. Z kolei informacja z dnia 14 VII 1944 r. znajdująca się w Kronice getta łódzkiego... (Kronika getta łódzkiego..., s. 424) mówi o deportacji 7 196 osób w tym okresie. Identyczna informacja znajduje się w niemieckim wydaniu Kroniki...: Das Getto hat mit dem heutigen Transport insgesamt 7, 196 Menschen abgegeben (Die Chronik das Gettos Lodz/Litzmannstadt. 1944, red. S. F e u c h e r t, E. L e i b f r i e d, J. R i e c k e, Göttingen 2007, s. 421). Na podobną wzmiankę można natknąć się w literaturze przedmiotu, z której korzystałem (J. B a r a n o w s k i, The Łódź Ghetto..., s. 105, 107; I. R u b i n, op. cit., s. 452). Różnica wynosi zatem 20 osób. Czyżby wynikała z błędnego rachunku kronikarza? Niestety, nie udało mi się wyjaśnić tej sprzeczności. 25 Ówczesna cena zastępstwa na deportację z getta wynosiła: 3 bochenki chleba, 0,5 kg margaryny, 1 kg cukru. Dodatkowo mogły dojść buty i inne części ubrania. Dane dotyczą dnia 26 VI 1944 r., choć autor podkreśla, że cena miała wówczas raczej stały charakter – Kronika getta łódzkiego..., s. 390. 26 I. R u b i n, op. cit., s. 451-452. 27 Kronika getta łódzkiego..., s. 367, 373, 389. 28 Taką tezę stawia I. Rubin (I. R u b i n, op. cit., s. 452). Z drugiej strony autor Kroniki getta łódzkiego... w zapisie z dnia 23 czerwca wyraźnie stwierdza: W dniu dzisiejszym przez Radegast napłynęły znaczne ilości surowców dla zakładów krawieckich, z czego getto znów (błędnie) wyciągnęło wniosek (podkr. – D.B.), że nie może być zlikwidowane. Oczywiście jedno nie ma nic wspólnego z drugim. Surowce były przecież w drodze przez dłuższy czas i są częścią problemu gospodarczego, którym zajmują się inne placówki, niezależnie od politycznych (Kronika getta łódzkiego..., s. 382). Sprawa dostaw wydaje się zatem skomplikowana. Utrzymanie dostaw mogło uspokoić mieszkańców, podtrzymując u nich przeświadczenie, iż getto przynajmniej wówczas nie zostanie jeszcze zlikwidowane. Poza tym, zgodnie z tym, co twierdzi I. Rubin, mogło to świadczyć o „debatach” nad losem getta na najwyższych szczeblach władzy Rzeszy. Jednak jak chce kronikarz, sprawy polityczne (tu: decyzja o likwidacji getta) szły odrębnym torem niż sprawy gospodarcze (tu: dostawy). 29 I. R u b i n, op. cit., s. 452. 30 W moim odczuciu ten argument wydaje się dyskusyjny. Fakt permanentnego zbliżania się Armii Czerwonej ze wschodu nie był zapewne dla nikogo nowością. Co więcej, nadciągające wojska radzieckie mogły w istocie 167 wreszcie, w sprawie łódzkiego getta mogły jeszcze nie zapaść ostateczne decyzje. Faktem jednak jest, iż obóz w Chełmnie nad Nerem zawiesił wówczas działalność31. Wstrzymanie transportów w połowie lipca może wskazywać na to, iż zarządzenie Himmlera z maja 1944 r. nie było jeszcze decyzją ostateczną. Himmler mógł też zmienić zdanie pod wpływem zaistniałej sytuacji wojennej. Inna ewentualność może zakładać, iż Himmler, podlegając władzy Führera, musiał w oczywisty sposób podporządkować się jego decyzji. W getcie zapanowała nieopisana radość. Ludzie wymieniali na ulicach pocałunki. W opinii wielu getto miało być oszczędzone32. Spokój nie trwał jednak długo. Powszechny niepokój wzbudził nakaz Biebowa z 17 lipca sporządzenia danych statystycznych o ludności getta. Cały czas należy pamiętać o stałym problemie, jakim był głód33. Warto dodać, iż stan ludności getta 30 VII 1944 r. wynosił 68 561 osób34. Sytuacja na arenie międzynarodowej również była skomplikowana. Armia Czerwona przekroczyła w tym okresie linię Bugu. Dnia 20 lipca doszło do głośnego (nieudanego zresztą) zamachu na Hitlera, którego dokonał Claus von Stauffenberg. W tej atmosferze niepokoju o dalsze losy getta, Rumkowski nie chciał dać Niemcom jakiegokolwiek pretekstu do rozprawienia się z łódzkimi Żydami. Dążył zatem do przywrócenia wydajności produkcji I racjonalnej reglamentacji żywności. Tymczasem w resortach wrzało. Robotnicy jawnie występowali przeciwko przedstawicielom żydowskiej administracji, co niepokoiło Rumkowskiego i jego współpracowników. Dnia 1 sierpnia w Warszawie wybuchło powstanie. Ofensywa radziecka zatrzymała się na linii Wisły. Wywarło to wpływ na losy łódzkiego getta. Tym samym Niemcy uzyskali czas na jego likwidację, nie chcąc dopuścić – zgodnie z życzeniem Himmlera – do wyzwolenia żydowskiej ludności35. Z relacji wynika, że o ostatecznej (tzn. sierpniowej) likwidacji getta przyspieszyć proces likwidacji getta. Czynnik ten bowiem prawdopodobnie wymógł na Himmlerze decyzję o ewakuacji łódzkich Żydów z początków maja 1944 r. Poza tym, niedaleka przyszłość pokazała, że zatrzymanie się wojsk radzieckich na linii Wisły w początkach sierpnia 1944 r. (a zatem fakt obecności Sowietów jeszcze bliżej Łodzi) mogło w pewnym stopniu przyczynić się do podjęcia decyzji o drugiej fali transportów. Możliwa jest również inna interpretacja. Szybka ofensywa radziecka mogła sprawić, że Niemcy zwyczajnie nie zdążą „ewakuować” mieszkańców getta. A zatem zatrzymanie ofensywy radzieckiej na początku sierpnia dawało Niemcom potrzebny czas na ostateczną likwidację żydowskiej dzielnicy. I taką właśnie tezę stawia I. Rubin (Ibidem, s. 455). 31 Kronika getta łódzkiego..., s. 426, przyp. 249. 32 I. R u b i n, op. cit., s. 452. Co ciekawe, niektórzy mogli domyślać się, jaki los rzeczywiście spotkał ponad 7 tys. deportowanych z getta w okresie czerwiec-lipiec 1944 r. Świadczy o tym zapis z dziennika jednego z mieszkańców datowany na 15 lipca: (…) ogarnęła mnie radość, ale kilka godzin później moja radość znów została zmącona – dowiedziałem się, że ktoś przeczytał list znaleziony w wagonie, którym jechali wysiedleńcy – jechali do Koła: To straszna nazwa dla nas, nazwa tego miasta, tam znajdowała się rzeźnia dla Żydów... Ale w końcu lepiej, że to się skończyło. Jak straszna jest myśl, że także te 7 000 wysłanych bezlitośnie uśmiercono. Czyżby naszemu wrogowi zabrakło podłości, odwagi i głupoty żeby dokonać takiego czynu teraz, w chwili, która jest zdecydowanie jego ostatnią. Czyżby? Tak! Niezgłębiona jest niemiecka głupota! (Kronika getta łódzkiego..., s. 427, przyp. 250). 33 I. R u b i n, op. cit., s. 454. 34 Kronika getta łódzkiego..., s. 458. Zapis z 30 VII 1944 r. jest ostatnim w Kronice getta łódzkiego... 35 Należy zaznaczyć, że I. Rubin stawia interesującą tezę o bierności mocarstw zachodnich, zwłaszcza Wielkiej Brytanii wobec zagłady Żydów europejskich. Powołuje się przy tym na rzekome rozmowy Adolfa Eichmanna z przedstawicielem Żydów węgierskich, Joelem Brandtem. Brandt miał podjąć się negocjacji z przedstawicielami Żydów na świecie i aliantami w sprawie uwolnienia 1 miliona Żydów i zniszczenia komór gazowych i krematoriów Oświęcimia w zamian za 10 tys. samochodów ciężarowych przeznaczonych do walki Niemców na froncie wschodnim. Negocjacje zakończyły się fiaskiem. I. Rubin zdecydowanie odrzuca argument o niechęci aliantów zachodnich do naruszania sojuszu ze Stalinem, lecz zarzuca im kierowanie się wyłącznie mocarstwowymi interesami. Szerzej w tej sprawie: I. R u b i n, op. cit., s. 455-457. 168 zadecydowały następujące czynniki: nieudany zamach na Hitlera z 20 lipca, wybuch powstania warszawskiego oraz wstrzymanie ofensywy radzieckiej na linii Wisły36. Dnia 1 sierpnia Rumkowski został poinformowany, że w związku ze zbliżaniem się frontu, od następnego dnia (2 sierpnia) rozpocznie się ewakuacja miasta, a getto zostanie przeniesione w głąb Rzeszy. Codziennie miały odbywać się transporty po 5 tys. ludzi wraz z maszynami i materiałami do produkcji37. Żydowska administracja miała opracować szczegółowy plan ewakuacji. W konsekwencji odmowy Rumkowskiego, Niemcy zdecydowali się sami przedstawić taki plan Starszeństwu Żydów do akceptacji. Administracja żydowska była podzielona. Nie wszyscy jej przedstawiciele postrzegali ówczesną sytuację pesymistycznie, licząc na rychłe wyzwolenie miasta. W społeczeństwie getta dostrzegalne były skrajne postawy. Z jednej strony wiele osób ogarnął strach; ludzie nie stawiali się w resortach. Z drugiej – niektórzy nie zdawali sobie do końca sprawy z niebezpieczeństwa. Dnia 2 sierpnia Niemcy zarządzili ewakuację załóg resortów krawieckich wraz z rodzinami. Dwa pierwsze transporty miały odjechać 3 sierpnia, następne zaś w ciągu kolejnych dni. Dobrowolne zgłaszanie się nie odniosło skutku. Panika w getcie wzrastała, a ludzie masowo nie stawiali się w pracy. Apele Rumkowskiego na nic się nie zdawały. Szef Gestapo, Otto Bradfisch, wygłosił 3 sierpnia mowę do mieszkańców getta, w której zapewnił ich o lepszym losie po wyjeździe i bezpieczeństwie. Konieczność wyjazdu argumentował m.in. zagrożeniem nalotami alianckimi. Dnia 4 sierpnia Bradfisch wydał zarządzenie o blokadzie kart żywnościowych wobec niestawiających się do wyjazdu. Co więcej, za ukrywanie lub żywienie wezwanych groziła kara śmierci. Jednak żadne apele nie skutkowały. Ludzie w obawie przed niepewnym losem nie stawiali się w wyznaczonych punktach zbornych38. Żydzi poprzez bierny opór podjęli – jak to określa jeden z ocalałych – „grę w kotka i myszkę”39. Próbowali się ukrywać gdziekolwiek – w opuszczonych domach, piwnicach, na strychach40. Do biernego oporu wzywały również organizacje polityczne w getcie41. Nie było bowiem szans na zbrojny opór podobny do warszawskiego z kwietnia 1943 r. Organizacje nie przygotowały żadnego planu działania w obliczu likwidacji getta. Liczono również na rychłe wyzwolenie Łodzi przez Armię Czerwoną42. Dnia 5 sierpnia policja niemiecka i żydowska przystąpiły do masowych aresztowań i łapanek ludności. Jednak uwięzionych ludzi jeszcze nie wysłano poza getto. Był to manewr propagandowy. Niemcy chcieli pokazać swoją „dobrą wolę” wobec mieszkańców. Zarówno Rumkowski prowadzący „akcję zwlekania ewakuacji”43, jak i Biebow wciąż apelowali 36 Relacje Adama Leśniewskiego, Markusa Marguliesa, Arnolda Mostowicza (M. M i l l e r, Europa wg Auschwitz. Litzmannstadt Ghetto, Oświęcim 2009, s. 374, 438-439). 37 Relacja Jakuba Poznańskiego (Ibidem, s. 375). 38 I. R u b i n, op. cit., s. 457-459. 39 Relacja Aleksandra Klugmana (M. M i l l e r, op. cit., s. 386). 40 Relacje m.in.: Izaka Rosenberga, Aleksandra Klugmana (Ibidem, s. 382, 386). 41 Barbara Beatus w swojej relacji podkreśla, że przedstawiciele Bundu oraz Poalej-Syjon nie popierali koncepcji biernego oporu, wierząc, że transporty są kierowane do pracy (Ibidem, s. 386). 42 Relacja Wolfa Fabiszewskiego, Róży Krajkowskiej, Stefana Krakowskiego (Ibidem, s. 383, 384). 43 I. Rubin wyraźnie broni postawy Rumkowskiego w pierwszych dniach sierpnia 1944 r. Uważa, że Przełożony Starszeństwa Żydów namawiał mieszkańców getta do wyjazdu, nie chcąc doprowadzić do przymusowych deportacji zorganizowanych przez Niemców. Co więcej, dążył do przedłużania akcji likwidacyjnej getta (a z tego faktu zdawał już sobie całkowicie sprawę), aby mogło ono doczekać wyzwolenia przez wojska radzieckie przy jednoczesnej stracie jak najmniejszej liczby ludności. Jednak, aby ta polityka odniosła sukces, proces likwidacji getta powinien być wówczas koordynowany w całości przez Rumkowskiego, a nie przez Niemców. Wtedy – zdaniem I. Rubina – przy minimalnych transportach można byłoby ocalić jak najwięcej ludzi. 169 do wyznaczonych resortów krawieckich, by ich załogi dobrowolnie zgłosiły się do wyjazdu. Szczególnie obłudne przemówienie Biebow wygłosił 7 sierpnia. Zapewniał w nim Żydów o pracy w obozach, do których pojadą; o wyżywieniu, pensjach i wspólnym wyjeździe całych rodzin; wreszcie o staraniach władz niemieckich o życie i los mieszkańców getta. Jednocześnie zagroził represjami w razie niezastosowania się do jego apeli44. Bierność mieszkańców nadwyrężyła cierpliwość okupanta. Dnia 9 sierpnia, około godziny 11. do getta wkroczyła niemiecka policja i straż ogniowa. Rozpoczęła się obława. Utworzono kordon zamykający rejon ulic: Łagiewnickiej, Brzezińskiej, Młynarskiej, Zawiszy. Policja żydowska wyłapywała ukrywających się mieszkańców. Zatrzymano około 2 tys. osób, które przetransportowano tramwajami na stację Radegast. Tak doszło do pierwszego transportu w ramach drugiej fali procesu likwidacyjnego45. Warto zwrócić w tym miejscu uwagę na specyficzną taktykę likwidacji getta w sierpniu. Niemcy konsekwentnie „oczyszczali” kolejne rejony getta, tworząc specjalne kordony w ramach określonych kwadratów ulic. Często sprawdzano „oczyszczone” już rejony, gdzie wyłapywano ukrywających się jeszcze Żydów46. Cała akcja trwała 20 dni47. W obliczu obławy z 9 sierpnia Rumkowski wzywał jeszcze Żydów do dobrowolnego zgłaszania się do transportów48. Tego samego dnia wyszło również zarządzenie o zamknięciu wszystkich resortów i wyłączeniu zachodniej części getta. Jej mieszkańcy mieli przenieść się do wschodniej części dzielnicy. Od 10 sierpnia zabroniono wydawać żywność po wyłączonej stronie, zaś przebywanie tam kogokolwiek karano śmiercią49. Było to ściśle związane ze wspomnianą wyżej sierpniową taktyką Niemców. Obwieszczenie to zapoczątkowało migrację dużych grup ludności. Pod osłoną nocy kierowały się one do tej części getta, w której miały jeszcze nadzieję na przeżycie50. W okresie od 9 do 29 sierpnia wywieziono łącznie ok. 72 tys. osób. Spośród nich przeżyło wedle różnych źródeł od 5 tys.-7 tys. do 12 tys.-15 tys. ludzi. Wszystkie transporty kierowano do obozu Auschwitz-Birkenau51. Podczas 20-dniowej akcji sierpniowej Niemcy systematycznie likwidowali kolejne rejony dzielnicy. Operację koordynowali m.in. Günther Fuchs, Hans Biebow, Erich Czarnulla, Otto Postawę Rumkowskiego I. Rubin określa mianem „akcji zwlekania ewakuacji”. Nie spotkała się ona z aprobatą różnych stronnictw w getcie (I. R u b i n, op. cit., s. 460). 44 Ibidem, s. 459-463. 45 I. Rubin opisując obławę z 8 sierpnia zwraca uwagę na zatrzymanie około 2 tys. ludzi, których przetransportowano tramwajami na stację Radegast. Po drodze uciekło około 700 osób. Tak doszło do pierwszego transportu sierpniowego (Ibidem, s. 462-463). I. Rubin prawdopodobnie w sposób błędny sugeruje, że pierwszy transport w ramach drugiej fali odbył się 8 sierpnia. Sądzę, że jest to niefortunna pomyłka autora. J. Baranowski bowiem w nowszym opracowaniu wskazuje na datę 9 sierpnia. Co więcej, opisaną wyżej przez I. Rubina obławę datuje właśnie na 9 sierpnia (J. B a r a n o w s k i, Likwidacja getta łódzkiego..., s. 52). Na taką datację wskazuje również informacja zamieszczona na stronie internetowej poświęconej dziejom łódzkiego getta (http://www.lodzgetto.pl/litzmannstadt_getto_w_datach.html,2-42 [dostęp z dn. 11 II 2012]. W związku z tym, przychylam się do tej drugiej datacji. 46 J. B a r a n o w s k i, Likwidacja getta łódzkiego..., s. 52. 47 J. B a r a n o w s k i, The Łódź Ghetto 1940-1944..., s. 105. 48 I. Rubin datuje wystąpienie Rumkowskiego na 8 sierpnia. W związku z błędną datacją pierwszej sierpniowej obławy i transportu również ta data jest niepewna. Rumkowski prawdopodobnie przemawiał 9 sierpnia (I. R u b i n, op. cit., s. 463). 49 Ibidem; Vide: relacja Markusa Marguliesa (M. M i l l e r, op. cit., s. 387). 50 Relacje Markusa Marguliesa, Lizy Taflowicz, Jakuba Poznańskiego, Ireny Libman, Mońka Kaufmana (Ibidem, s. 387-388). 51 J. B a r a n o w s k i, The Łódź Ghetto..., s. 107. 170 Bradfisch, Alfred Stromberg, Heinrich Schwind, niejaki Gerstenmeier i Karl Schultz52. Niemcy konsekwentnie wykorzystywali siły policji żydowskiej. W domach i na ulicach getta rozgrywały się dantejskie sceny. Administracja żydowska (w tym Rumkowski) przestała odgrywać jakąkolwiek rolę. Nie mogła zapanować nad sytuacją, choć podejmowała jeszcze próby podziału żywności. Stronnictwa polityczne, które funkcjonowały w getcie, do końca jego istnienia pozostały między sobą skłócone, nie potrafiąc stworzyć wspólnego frontu. W getcie zapanował chaos: dochodziło do grabieży, pieniądze straciły wszelką wartość. Po wyłączeniu 18 sierpnia kolejnego rejonu getta, opór ludności załamał się. Ludzie stopniowo pogrążali się w apatii. W nocy z 18 na 19 sierpnia znaczna część mieszkańców nowo wyłączonego rejonu zgłosiła się do transportów. Od tego momentu akcja likwidacji getta przebiegała dla Niemców z mniejszymi problemami. Tym niemniej łapanki odbyły się jeszcze 21, 22 i 23 sierpnia, co może wskazywać na przejawy oporu ze strony Żydów53. O dobrowolnym zgłaszaniu się do transportów decydowały często takie czynniki jak: brak kryjówek, problemy z żywnością, poczucie bezcelowości dalszego ukrywania się, apatia czy wreszcie nadzieja na poprawę losu po wyjeździe54. Podczas sierpniowych dni, które wypełniały łapanki i wywózki przeplatane w permanentne apele Niemców i Rumkowskiego o dobrowolne zgłaszanie się do transportów, getto pogrążyło się w anarchii55. Analiza wspomnień mieszkańców pozwala również wysnuć wniosek, iż radykalizm i brutalność Niemców wzrastała wraz z upływem kolejnych sierpniowych dni56. Z pewnością warunkowała to obawa przed zbliżaniem się wojsk radzieckich57. Warto podjąć próbę odpowiedzi na pytanie o świadomość ludzi podczas tamtych dramatycznych dni. Podstawowym źródłem są w tej mierze wspomnienia mieszkańców getta. Należy przyjąć, iż większość Żydów nie była świadoma rzeczywistego kierunku transportu. Żydzi powszechnie nie słyszeli o miejscach zagłady takich jak Oświęcim, Treblinka, Chełmno58. Poza tym zapadły im w pamięć słowa Biebowa czy Bradfischa, którzy zapewniali o wyjeździe do Niemiec lub konkretnie w Sudety. Maszyniści kierujący wracającymi do Łodzi 52 I. R u b i n, op. cit., s. 463. Vide: także: relacje m.in.: Etki Daum, Samuela Frankela, Juliana Wajnberga, Jakuba Poznańskiego, Hansa Biebowa (M. M i l l e r, op. cit., s. 377, 395, 441, 446, 452). 53 I. R u b i n, op. cit., s. 463-464. 54 Relacje Stefana Krakowskiego, Lizy Taflowicz, Michała Mosze Chęcińskiego (M. M i l l e r, op. cit., s. 384385, 390, 407). 55 O panującym chaosie i anarchii w getcie świadczy chociażby relacja 12-letniej dziewczynki z getta łódzkiego: Wszędzie są rabunki. Cały plac kartofli rozrabowano. Policja i straż nieśli pełne wory. Prywatnych ludzi było tysiące. Rabują kooperatywy. Na działkach już w ogóle nic nie ma, wszystko zrabowano. Anarchia (Ibidem, s. 390). 56 Ibidem, s. 372-413, 438-467. 57 Niektóre relacje przybliżają nawet stan fizyczny i psychiczny Niemców, którzy obawiali się postępów ofensywy radzieckiej. Wskazuje to bezpośrednio na fakt, iż zależało im na czasie. Stąd likwidacja getta łódzkiego musiała przebiec sprawnie i szybko. Stefan Krakowski (relacja z początków sierpnia 1944 r.): Z Regą Flakowicz liczyliśmy niemieckie wozy wojskowe przejeżdżające ulicą Smugową na zachód, jechało ich setki. Na wozach znajdowało się wielu rannych. Twarze żołnierzy ponure (podkr. – D.B.). To była armia w odwrocie, w rozkładzie (ibidem, s. 374). Alina Brand (relacja z połowy stycznia 1945 r.): Rano przyszli do nas dwaj Niemcy i kazali iść z nimi. Szliśmy w stronę targu, Niemcy się bardzo spieszyli (podkr. – D.B.), a ja się ledwie poruszałam za nimi. Obaj szli z przodu coraz szybciej i oddalali się, aż zupełnie straciłam ich z oczu (podkr. – D.B.). Zostawili mnie na pastwę losu. Zrobiło mi się zimno, więc odwróciłam się i poczłapałam z powrotem do szpitala, do tej kalekiej kobiety (Ibidem, s. 465). 58 Warto przytoczyć tu fragmenty relacji. Wolf Zeew Factor: Wtedy powiedział: „Jest bardzo źle! Radio Londyn nadało, że Niemcy wywożą całe pociągi węgierskich Żydów do Oświęcimia”. Ja na to: „A co to jest Oświęcim?” (Ibidem, s. 375). Markus Margulies: O istnieniu Oświęcimia, Treblinki czy Chełmna ogół nie wiedział zrazu nic, tak dalece był odcięty od świata. (…) Nie wierzył nikt, gdy przedostały się pierwsze wiadomości o „jakimś” Chełmnie czy Chełmku w powiecie kolskim, nie wierzył nikt, gdy wraz z pierwszymi wieściami o powstaniu warszawskiego getta zaczęto przebąkiwać coś o Treblince. Nie wierzył nikt, gdy padła nazwa Oświęcimia. Nie wierzył nikt, że na śmierć idą wszyscy (Ibidem, s. 376). 171 pociągami wspominali również o Śląsku59. Z drugiej strony wśród niektórych (tych była zapewne mniejszość) strach przed obozami zagłady był obecny. Co więcej, przedstawiciele stronnictw politycznych podejrzewali, iż rzeczywistym celem likwidacji getta jest eksterminacja jego mieszkańców60. Należy również podkreślić fakt sporządzania grypsów przez Żydów znajdujących się we wcześniejszych transportach. To sprzyjało uświadamianiu ludzi w getcie. Wśród desek wagonów, które wracały na stację Radegast po kolejne grupy ludzi oraz w ubraniach po wysiedlonych odnajdywano notatki z opisem podróży I prawdziwym miejscem przeznaczenia61. Jak wielkie było zdziwienie ludzi z transportów, gdy podczas podróży prawda wychodziła na jaw62. Dnia 27 sierpnia Niemcy wydali obwieszczenie, w którym nakazali ostatnim ukrywającym się Żydom stawić się w punktach zbornych w terminie do 28 sierpnia do godz. 18. Ostatni transport miał odjechać bowiem następnego dnia (tj. 29 sierpnia). W przeciwnym razie nieposłusznych miała spotkać kara śmierci63. Rzeczywiście, 29 sierpnia z getta wyjechał ostatni z sierpniowych transportów. W przedostatnim transporcie (28 sierpnia) znalazł się Rumkowski wraz z rodziną. Żydom znajdującym się w tym transporcie jako cel podróży wymieniono Wiedeń64. W ten sposób zamknięty został rozdział obejmujący tragiczną historię łódzkiej dzielnicy żydowskiej. Getto w Łodzi przestało istnieć. Na jego terenie zorganizowano trzy obozy. Biebow pozostawił grupę 600 osób, które utworzyły specjalne komando przeznaczone do porządkowania dzielnicy – Aufräumungskommando z siedzibą w obozie przy ul. Św. Jakuba 16. Stopniowo wyłapywano ukrywających się wciąż Żydów (w liczbie około 200-300 osób), które włączano do wspomnianego komanda. Ostatecznie liczyło ono około 900 ludzi65. Na nowego Przełożonego Starszeństwa Żydów wyznaczono niejakiego Karmioła, po nim zaś Eliasberga. Faktyczna władza należała jednak do komendanta Straży Porządkowej, którym został Bruder. Na terenie getta pozostała również grupa około 600 ludzi, których skupiono w dwóch obozach zbiorczych przy ul. Łagiewnickiej 36 i 63. Byli to lekarze, rzemieślnicy, inżynierowie i członkowie administracji żydowskiej, osobiście wybrani przez Biebowa. Zostali wysłani do obozów pracy w Königswurstenhausen koło Berlina I do Drezna. Dnia 1 września Nadburmistrz Otto Bradfisch na mocy specjalnej umowy sprzedał teren getta wraz z zawartością mieszkań Komisarzowi Rzeszy do Spraw Umacniania Niemczyzny dla Sztabu Osiedleńczego SS. Ponad miesiąc później, 59 Relacje Izaka Rosenberga, Markusa Marguliesa, Ignacego Gutmana, Abrahama Feldmana (Ibidem, s. 377, 380, 392, 404, 413). 60 I. R u b i n, op. cit., s. 464-466. 61 Relacje m.in.: Markusa Marguliesa, Aleksandra Klugmana (M. Miller, op. cit., s. 376, 385). Niezwykle heroiczna była postawa Emanuela Wolińskiego, o którym wspomina Stefan Krakowski: Przywódca miejscowej organizacji Poalej Syjon-Lewicy, Emanuel Woliński, który przeświadczony był, że wysiedlani udają się do obozów pracy, postanowił osobiście dokonać rekonesansu. Zgłosił się do wyjazdu i wskazał swoim towarzyszom miejsce w wagonie, w którym umieścił informację. Dał znać, że transporty z ludźmi z getta łódzkiego kierowane są do obozu koncentracyjnego w Oświęcimiu, że tam prawdopodobnie odbywa się selekcja chorych, starców i dzieci. Potwierdzili tę informację także członkowie naszej organizacji, którzy zostali ujęci w kryjówkach (Ibidem, s. 385). 62 Warto przytoczyć tu słowa ocalałych. Izak Rosenberg: Stałem przy oknie i obserwowałem, czy jedziemy w tym kierunku, który Biebow przyrzekał. Odjechaliśmy kilka kilometrów, gdy pociąg zmienił trasę. Ze strachu i przeciągu dostałem gorączki i zawrotów głowy (Ibidem, s. 383). Abraham Feldman: Zawieźli nas do Oświęcimia, chociaż Biebow obiecywał, zaklinał się i przysięgał, że jedziemy w Sudety (Ibidem, s. 413). 63 I. R u b i n, op. cit., s. 466. 64 J. B a r a n o w s k i, The Łódź Ghetto..., s. 105-107; relacja Jakuba Poznańskiego (M. M i l l e r, op. cit., s. 402). 65 I. R u b i n, op. cit., s. 466-467. J. B a r a n o w s k i podaje liczbę 840 osób (J. B a r a n o w s k i, The Łódź Ghetto..., s. 107). 172 tzn. 19 października zlikwidowano Zarząd Getta, którego skład zajął się odtąd wyprzedażą maszyn, surowców, produktów i żywności pozostawionej przez Żydów. Jednocześnie Biebow i jego współpracownicy konsekwentnie prowadzili rabunek na terenie opustoszałego getta wykorzystując przy tym członków Aufräumungskommando. Systematycznie rozstrzeliwano określone grupy Żydów66. Na terenie getta wciąż bowiem ukrywała się spora grupa Żydów67. 17 I 1945 r. Bruder zarządził na następny dzień apel, na którym mieli stawić się wszyscy Żydzi68. Oficjalnym powodem miały być przydziały aprowizacyjne69. Żydzi, przeczuwając egzekucję, nie stawili się i ukryli. Dnia 18 stycznia na dziedzińcu domu przy ul. Św. Jakuba 16 pojawiły się niemieckie ciężarówki przeznaczone do wywózki na cmentarz żydowski. Tam planowano dokonać egzekucji na wciąż żyjących świadkach niemieckich zbrodni. Zresztą już od tygodnia znajdowało się tam 9 wielkich dołów przeznaczonych na masowe mogiły70. Gdy Niemcy nie zastali nikogo na planowanym apelu, nie przystąpili już do poszukiwań ze względu na zbliżające się od wschodu radzieckie wojska. Nazajutrz, 19 stycznia, Łódź została wyzwolona. W ten sposób ocalała grupa 877 ukrywających się Żydów71. I. R u b i n, op. cit., s. 466-468. Dokładna liczba ukrywających się nie jest znana. Jakub Poznański w swojej relacji z września 1944 r. wspomina o 2 tys. osób. Sam jednak stwierdza, że liczba ta jest przesadzona (M. M i l l e r, op. cit., s. 446). 68 I. R u b i n, op. cit., s. 468. 69 Relacje Rudolfa Krampa, Mordki Brudera (M. M i l l e r, op. cit., s. 463). 70 Mordka Bruder wspominał o wykopaniu ośmiu dołów na cmentarzu żydowskim na Marysinie w grudniu 1944 r. (Ibidem, s. 462). 71 I. R u b i n, op. cit., s. 468. 66 67 173 Marta Anastazja Cichecka Uniwersytet Łódzki ROLA KLASZTORU OO. BERNARDYNÓW W WARCIE JAKO OŚRODKA OŚWIATOWEGO W CZASACH NOWOŻYTNYCH I XIX W. W 1453 r. król Kazimierz Jagiellończyk i kardynał Zbigniew Oleśnicki zaprosili do Polski Jana Kapistrana, przedstawiciela odłamu franciszkanów nazywanych obserwantami. W kolejnym roku w Krakowie konsekrowano pierwszy kościół tego zakonu pod wezwaniem św. Bernardyna ze Sieny (od którego imienia zwykło się nazywać braci bernardynami). Od tego czasu powstało na ziemiach polskich wiele klasztorów bernardyńskich1, między innymi w Warcie. Klasztor i kościół oo. bernardynów został ufundowany przez okolicznych mieszczan. Pierwszą ofiarę na rzecz kościoła w 1467 r., w postaci niewielkiego placu poza murami miasta (który potem rozszerzono) ofiarowało małżeństwo Darmopychów. W ślad za nimi ofiarowały swoje poletka wdowy: Dorota Kurska i Dorota Zarembina. Świętosław Darmopych wyłożył też znaczną sumę na budowę kościoła, ale okazała się ona niewystarczająca. Z pomocą finansową przyszedł wtedy Gerard z Brudzewa, kanonik kruszwicki i dzierżawca starostwa warckiego, gdy i ta pomoc nie wystarczyła miejscowy proboszcz przekazał 1/3 dziesięciny ze swoich wiosek na ręce przebywającego wtedy w mieście ogólnego zwierzchnika bernardynów polskich Marcina z Jeziorka. W ten sposób w 1468 r. przybył Warcie kolejny kościół (tym razem drewniany). Pierwszym gwardianem został Bernardyn ze Świrczyny. Nie długo mogli się nacieszyć zakonnicy kościołem, gdyż w parę lat po jego ukończeniu strawił go pożar, który spustoszył całe miasto. Dzięki pomocy finansowej Stanisława Grabskiego herbu Pomian w krótkim czasie odbudowano kościół i klasztor. Niestety i ten nie postał zbyt długo, gdyż w 1479 r. wybuchł w mieście kolejny pożar. W 1482 r. na kapitule w Kole decydowano nawet o porzuceniu tego miejsca, ale pozwolenie na odbudowę wyprosił pod warunkiem szybkiego rozpoczęcia prac brat Paweł Dobroń (niegdyś mieszczanin z Warty). Do 1490 r. powstał gotycki kościół na fundamentach z kamienia ciosanego i cegły2. Znaczną kwotę pieniężną przeznaczyła na ten cel nieznana z nazwiska mieszczanka warcka zwana „Złotą Babą”, ale pracy przy odbudowie podjęli się też sami bracia3. W 1497 r. odbywała się tu kapituła prowincjonalna, dlatego murowany klasztor musiał być wtedy w pełni ukończony. Powstałe w tym czasie zabezpieczenia przed atakami w postaci wału i fosy okazały się też skutecznie chronić kompleks zakonny przez ogniem4. W 1610 r. do prostej świątyni jednonawowej dobudowano, a w 1612 r. wykończono kaplicę kopułową pw. św. Anny z kryptą przeznaczoną dla fundatora, którym był Wojciech 1 Do 1507 r. na ziemiach polskich było już 26 konwentów Braci Mniejszych. Po Krakowie to m.in. Warszawa, Poznań i Lwów. Klasztory bernardyńskie w Polsce i jej granicach historycznych red. H. W y c z a w s k i, Kalwaria Zebrzydowska 1985, s. 569. 2 A. S z y m c z a k o w a, Szlachta sieradzka w XV wieku. Magnifici et generosi, Łódź 1998, s. 68, 82. 3 K. W i l i ń s k i, K. B r y ń s k i Dzieje miasta Warty, Warszawa 1984, s. 30-31. 4 Klasztory bernardyńskie w Polsce…, s. 418-419. 175 Kobierzycki5, właściciel Lipic pełniący rolę syndyka konwentu6. Prawdopodobnie w latach 30-tych sprowadzono tu trzy okazałe i cenne obrazy z warsztatu Tomasza Dolabelli, jeden z nich nosi znamiona pędzla mistrza. Pod koniec XVII w. okazało się, że kościół jest w bardzo złym stanie. Nigdy niekonserwowane więźby dachowe nie wytrzymały naporu dachu i runęły razem ze sklepieniami. Przy tak rażących zaniedbaniach w 1696 r. na kongregacji zakonnej w Przasnyszu wyznaczono nowego gwardiana – Norberta Żułwińskiego. Nowy gwardian wykorzystał sytuację i nie tylko umocnił fundamenty, ale i podwyższył mury kościoła. Zniszczone organy wymieniono na nowe, które skonstruował br. Antoni z Wilna, a po jego śmierci dokończył br. Klemens Łopiński. Lata 1721- 1726 to okres rozbudowy klasztoru i barokizacji kościoła, głównie za sprawą nowych barokowych ołtarzy, które stoją do dziś i tworzą teatralne kulisy wokół głównego przedstawienia Wniebowzięcia NMP. Te kreatywne rozwiązania należy wiązać z kolejnym gwardianem Janem Kapistranem Sochowiczem, który w zabiegach o rozwój klasztoru nie ustępował swojemu poprzednikowi7. Kolejną cenną ozdobą kościoła oo. bernardynów w Warcie jest rokokowa polichromia autorstwa brata Walentego Żebrowskiego8 wykonana w latach 1748-1750. Trudno dokładnie ustalić w jakim roku9, ale mniej więcej w tym czasie powstała na okalającym kościół cmentarzu kaplica świętej Barbary ufundowana przez Jana Wolskiego, podskarbiego wieluńskiego. W 1761 r. dobudowano do kościoła drugą wieżę, którą połączono z pierwszą, gotycką obszerną kruchtą. Zarówno hełmy wież, jak i szczyt kościoła zyskały wtedy barokowy charakter. W 1775 r. gwardian Bernard Jaworski kazał wymurować kaplicę w ogrodzie klasztornym, gdzie bł. Rafał miał niegdyś pustelnię10. Po trzecim rozbiorze utworzono w Warcie szkołę o bogatym programie nauczania. Jednostka ta początkowo prywatna, potem państwowa, a na koniec prywatna i tajna przetrwała ponad 40 lat. Po upadku powstania styczniowego stopniowo zamierało życie w zakonie. Władze carskie likwidowały kolejne klasztory11 i zwoziły najstarszych mnichów na wymarcie do Warty. Kiedy liczba zakonników spadła poniżej ośmiu (wtedy zakon ulegał kasacji). Dnia 26 II 1898 r. przyjechała do Warty komisja złożona z przedstawicieli władz świeckich i duchownych. Ustalono, że niewielka część klasztoru przylegająca od kościoła (oraz drobna część ogrodu) pozostanie do dyspozycji służby kościelnej i rektora, który będzie opiekował się obiektem, a pozostałą część przeznaczono na szpital dla psychicznie chorych, który swoją działalność rozpoczął w 1908 r. i pozostał w klasztorze do 2003 r. J. Z. Ł o z i ń s k i, Grobowe kaplice kopułowe w Polsce, 1520-1620, Warszawa 1973, s. 265. J. M a j d a ń s k i Fundatorzy i dobrodzieje sieradzkich konwentów bernardyńskich w XV – XVIII wieku „Na Sieradzkich Szlakach” 1995, nr 4, kontynuacja w nr 1, 1996. 7 Klasztory bernardyńskie w Polsce…, s. 420. 8 Był on jednym z ostatnich polskich malarzy epoki nowożytnej odznaczających się wysokim poziomem artystycznym i oryginalnością. Projekt, który wykonywał w Warcie była pierwszym jaki ukończył bez nadzoru. Potem przyszły prace w kościołach w Warszawie, Ostrołęce i Kaliszu, gdzie zmarł w 1765 r. Żebrowski jako zakonnik i malarz był bardzo pracowity i na tyle skromny, że nie podpisywał swoich prac przez co trudno określić ile jeszcze kościołów było ozdobionych jego dziełami. Słownik malarzy polskich, t. 1. Od średniowiecza do modernizmu, red. A. L e w i c k a - M o r a w s k a, M. M a c h o w s k i, M. A. R u d z k a, Warszawa 1998, s. 227. 9 Wg danych podawanych w Roczniku diecezji włocławskiej, 1991, s. 612 kaplica św. Barbary powstała w 1726 r. Wg ks. K J u n g a Klasztory w Warcie, Sieradz, 1930, s. 6 w 1707 r., a wg „Archivum Conventus Varthenis. Ordinis Minor. Observ. ad Bassmam V. M. Assumptam. Reasumptum Anno 1726, pag. 47” w 1708 r. 10 Odprawiały się tam nabożeństwa ku jego czci, na które przychodzili również świeccy, choć obiekt mieścił się już w części klasztornej. Klasztory bernardyńskie w Polsce…, s. 421. 11 Młodzi bracia zakonni stawali się osobami cywilnymi, a niektórzy przejmowali plebanie jako księża świeccy. 5 6 176 Mimo wieloletniej rozłąki zakonu z Wartą mieszkańcy zawsze pamiętali o posłudze jaką zakonnicy nieśli ich społeczności i wystarali się wraz z proboszczem o oddanie klasztoru (nadal w okrojonej części) w ręce bernardynów w 1929 r. Niestety rozpoczęcie II wojny światowej zmusiło zakonników do ucieczki z Kraju Warty na bezpieczniejsze tereny. Pozostał w klasztorze tylko brat Władysław Gołębiowski, który opiekował się całym kompleksem12. W 1940 r. klasztor zajęli Niemcy i początkowo umieścili w nim kolonistów. Rok później ostatecznie zamknięto kościół, a w następnym zaczęto likwidować getto żydowskie w Warcie (czasowo przetrzymywano Żydów w kościele) 13. Dnia 20 I 1945 r. wkroczyli do Warty Rosjanie, a w kilka dni po nich wrócili zakonnicy. Późne lata 50-te, 70-te i 80-te to okres kolejnych remontów obejmujących kościół i klasztor. W 1989 r. odzyskali bernardyni większą część budynków klasztornych, które są remontowane po dziś dzień14. *** Zakon Braci Mniejszych był od początku istnienia na ziemiach polskich najliczniejszym i najbardziej popularnym. Ze względu na polskie pochodzenie braci pieśni, kolędy i jasełka były śpiewane w języku polskim, stąd przyczynili się oni do utrwalenia poprawnej polszczyzny nawet wśród tych, którzy nie pobierali żadnych nauk. Bernardyni są otwarci na społeczność i chętnie niosą pomoc wiernym. Ich popularność w Warcie przyczyniła się do powstania na przestrzeni wieków wielu bractw skupiających wartczan15. Pierwszym, jakie powstało wraz z założeniem samego klasztoru jest Trzeci Zakon św. Franciszka. Po nim zawiązało się jeszcze 5 innych16. Próbę czasu przetrwały tylko dwa: Trzeci Zakon i bractwo Niepokalanego Poczęcia NMP, ale ich funkcjonowanie nawet po kasacie zakonu dowodzi jak silne były więzi wiernych z konwentem. Od samego początku zwierzchnicy kościoła kładli duży nacisk na kaznodziejstwo, dlatego na ambonie przemawiali ludzie charyzmatyczni, którzy odznaczali się talentem oratorskim, dzięki czemu mogli skuteczniej dotrzeć do wiernych. Szczególnie utalentowanych kaznodziei miała Warta w wieku XVI, co nie dziwi biorąc pod uwagę okres reformacji. W czasie, gdy kraje zachodnie stosowały silne represje wobec innowierców w Polsce mogli oni znaleźć spokojne schronienie, jako, że Rzeczpospolita Obojga Narodów przywykła do posiadania w swych granicach obywateli różnych wyznań i przez to była bardziej tolerancyjna. W czasie kontrreformacji znaleźli swój dom w Warcie Niemcy, Szkoci i Żydzi, którzy przybyli z Czech w 1564 r.17 Duża tolerancja religijna utrzymała się w mieście do XVII w., a dowodzi tego utrzymywanie w klasztorze specjalnego kaznodziei dla niewielkiej społeczności niemieckiej. Duszpasterska działalność bernardynów miała 12 W 1940 r. po wkroczeniu Niemców do Warty został aresztowany i wywieziony do Oświęcimia, gdzie zginął zagazowany 27 VI 1942 r. 13 J. M a j d a ń s k i, Sieradzkie konwenty bernardyńskie 1939-1945, „Na Sieradzkich Szlakach” 1992, nr 2, s. 910. 14 I d e m, Materiały do dziejów zespołu klasztornego oo. bernardynów w Warcie 1945-1989, „Na Sieradzkich Szlakach” 1994, nr 1, s. 6. 15 Warto wspomnieć Bractwo Literatów (Literaków) utworzone, co prawda przy kościele farnym w 1628 r. Łączyło ono zasady religijne (surowe przestrzeganie przykazań, niesienie pomocy ubogim, kalekim, posługa w mszach) z wymaganiami edukacyjnymi (umiejętność czytania i pisania po polsku, a nawet czytania po łacinie). 16 W 1600 r. bractwo Paska św. Franciszka, w 1650 r. bractwo Niepokalanego Poczęcia NMP, w 1666 r. bractwo św. Anny, w 1717 r. bractwo św. Barbary, a w 1772 r. bractwo Najświętszego Serca Pana Jezusa. Vide: Klasztory bernardyńskie w Polsce…, s. 422. 17 Najszybciej spolonizowali się Szkoci, ale to Żydzi odegrali w mieście ważną rolę ekonomiczną w późniejszym okresie. K. W i l i ń s k i, K. B r y ń s k i, op. cit., s. 56-57. 177 też charakter misyjny, a pogłębiające się antagonizmy wśród społeczeństwa nie sprzyjały utrzymaniu się odmiennych od katolickiej religii18. Pojawienie się braci zakonnych w innych parafiach upowszechniało ich dobrą sławę i sprzyjało powstawaniu w tych miejscach kolejnych zakonów bernardyńskich, z kolei w Warcie mnogość bractw religijnych, ich rozwój i popularność konwentu przyczyniły się do powstania zakonu sióstr bernardynek. Ścisłe związki kościoła i lokalnej społeczności można zauważyć w kronikach klasztoru, gdzie wśród odnotowywanych nawróceń, zmian w architekturze, nabytków, stanu majątkowego itp., pojawiali się dobroczyńcy zakonu, a znajdowali się wśród nich nie tylko przedstawiciele szlachty, czy mieszczaństwa, ale i chłopi. Bardziej posażni dobrodzieje zostawali najczęściej fundatorami kościoła, klasztoru, kaplic, przeznaczali swoje ziemie i pieniądze na potrzeby konwentu. Trzeba pamiętać, że zakony utrzymywały się głównie z darów i kwest, stąd ich siedziby nierzadko odzwierciedlały stan ekonomiczny i zaangażowanie wiernych. Pieniądze od fundatorów odbierał syndyk klasztoru, który przeznaczał je na najbardziej potrzebne cele. Wdzięczność wobec posługi duszpasterskiej obejmowała również najniższe warstwy społeczeństwa. Chłopi ofiarowywali na rzecz klasztoru żywność (ryby i zwierzynę łowną, warzywa, owoce), siano, słomę, drewno na opał, chmiel i jęczmień na piwo. Wśród mieszczaństwa oddawano konie, woły i sukno z prywatnych tkalni miejskich, ale świadczono też usługi (murarskie, dekarskie, pilarskie, kowalskie, kołodziejskie, krawieckie, lub prace polowe). Szczególnym rodzajem wsparcia były stypendia mszalne, które polegały na zapisaniu zakonowi odpowiedniej sumy pieniędzy w zamian za odprawianie mszy za darczyńcę, lub za członka(ów) jego rodziny. Znamy przypadek takiego stypendium w Warcie, które ufundował Antonii Czyżewski (dziedzic Buzin) w 1838 r.19 Zdarzały się wśród mieszczan nadania w zamian za dożywotnią opiekę i utrzymanie, ale nie był to zbyt popularny sposób wspomożenia (oprócz Warty zdarzał się jeszcze w Wieluniu). W kronikach kościelnych odnotowano 430 hojnych darczyńców20. Nie zabrakło wśród nich również przedstawicieli duchowieństwa, ci jednak składali zwykle zupełnie inne dary. Przez całe swoje życie (czyli do 1588 r.) ojciec prowincjał Leonard Kiertyk ofiarowywał klasztorowi w Warcie książki. Część swojej kolekcji bibliotecznej podarował arcybiskup gnieźnieński Ignacy Raczyński. Powstanie biblioteki wiąże się z powstaniem samego klasztoru, gdyż bernardyni kładli duży nacisk na posiadanie w swych szeregach dobrze przygotowanych kaznodziei, którzy musieli być oczytani. Oczywiście głównym trzonem biblioteki były pisma teologiczne, a oprócz Pisma Świętego i żywotów świętych wśród bernardynów najwięcej było dzieł poświęconych Maryi („Życie Maryi”, „Gospodyni Nieba i Ziemi”) i pism katechetycznych współbraci („Nauki niedzielne z poprzedzającym krótkim wykładem Ewangelii Świętej” Piotra Błachowicza, „Kazania na niedziele całego roku” Archanioła Dobrowolskiego, 18 W 1811 r. klasztor warcki prowadził szeroko zakrojone misje w województwie sieradzkim i kaliskim. Odnotowano wtedy nawrócenie na katolicyzm 11-tu protestantów, a do bierzmowania przystąpiło w przeciągu kolejnych dwóch tygodni 11 tysięcy wiernych. 19 Zapisał on 2 tys zł konwentowi w Warcie za odprawianie dwa razy do roku mszy świętych za dusze jego rodziców (Jana i Antoniny) oraz za dusze jego dwóch zmarłych żon: Franciszki z Suchorzewskich i Justyny z Poradowskich. 20 Tak duża liczba fundatorów implikowała pewne problemy z pomieszczeniem ich w kryptach pod kościołem (gdzie trafiali również najbardziej zasłużeni dla klasztoru zakonnicy). Ze względu na ograniczoną przestrzeń organizowano „pogrzeby kości”. Były to ceremonie w czasie których przenoszono szczątki dawnych fundatorów z krypt kościelnych na cmentarz okalający kościół. Najliczniej i najhojniej wspierała zakon okoliczna szlachta (co jest szczególnie widoczne w XVIII w.), za nią mieszczaństwo, i chłopi. 178 „Mowa na pogrzebie Ezarma Mycielskiego” Satryana Alekskiego, kazania: „Nauki niedzielne” Błachowicza, „Zbiór słowa Bożego i pochwał pańskich” księdza Rzewulskiego, „Kazania na niedziele i święta doroczne” księdza Birkowskiego itd.)21. Książki nabywano początkowo wraz z nowymi zakonnikami, którzy przywozili je ze sobą, poza tym z darów i zapisów pośmiertnych. W tym czasie niewielu mieszczan miało domowe biblioteczki, gdyż niewielu potrafiło czytać, a książki były nadal przedmiotem luksusowym. Po tym jak do Warty sprowadzili się bernardyni świadomość lokalnych mieszkańców wzrosła, ale nie zawsze było to motywacją do założenia własnego zbioru, tym bardziej, że dostępne były zasoby biblioteki bernardyńskiej. Zarząd prowincji dbał o wyposarzenie biblioteki w coraz to nowe dzieła. Początkowo były to raczej przypadkowe dary, potem jeszcze nieusystematyzowane zakupy, co zmieniło się w dalszym okresie. Do rozwoju zbiorów bibliotecznych szczególnie przyczynił się prowincjał Sebastian Lwowczyk, który przywoził do klasztoru książki z podróży do kapituł generalnych we Włoszech. Poczynania te sprawiły, że kolejni prowincjałowie również pamiętali o zaopatrzeniu biblioteki klasztornej. W 1608 r. kapituła poznańska ustanowiła przy klasztorze w Warcie studia filozoficzne, co zrodziło potrzebę rozszerzenia zbioru bibliotecznego. Dzieła te były głównie napisane po łacinie, rzadko po polsku, hiszpańsku, czy włosku22. W 1623 r. kapituła kalwaryjska nakazała klasztorowi przeznaczyć stałą kwotę na zasilanie biblioteki nowymi pozycjami. To coraz bardziej świadome gromadzenie księgozbioru spowodowało nie tylko lepszą organizację, ale i pewne restrykcje wobec dostępu. Do tej pory nawet ludzie świeccy mogli z niego korzystać, niestety wobec coraz większego topnienia zbiorów zabroniono wypożyczania książek. Wyjątek stanowili kaznodzieje i lektorzy, którzy ze względu na sprawowaną funkcję mogli zabierać je do swoich cel. Jednak zdarzały się przypadki, gdy niefrasobliwość księży prowadziła do ubytku w księgozbiorze (gdy wypożyczali książki mimo zakazu, lub zabierali je ze sobą opuszczając klasztor). Odkrycie takiego procederu groziło surową karą. Na przełomie XVII i XVIII w. odpowiedzialnością za zbiory biblioteczne dzielą się kaznodzieje (osoby często przypadkowe i nie zawsze rzetelne) z gwardianem, który ma obowiązek założenia katalogu bibliotecznego i utrzymania książek w czystości (co nie w każdym zakonie było przestrzegane). Stosowanie tych zaleceń było sprawdzane w czasie okresowych rewizji23. Warto nadmienić, że książki początkowo przetrzymywane były w zakrystii, lecz z czasem przeniesiono je w inne miejsce (o tym gdzie się mieściła biblioteka w czasach nowożytnych nie wiadomo), zaś w zakrystii przechowywano katalogi, brewiarze i księgi liturgiczne, które wchodziły w skład inwentarza kościelnego, a nie bibliotecznego24. Do znacznego pomnożenia księgozbioru w Warcie przyczyniły się zalecenia Komisji Edukacji Narodowej. Po rozwiązaniu zakonu jezuitów (na którym opierała się edukacja w Polsce) powstała potrzeba zorganizowania nauczania. Odpowiedzią na to były szkoły powstające przy kościołach i klasztorach. Tak stało się też w Warcie. Utworzenie szkoły i jej wysoka ranga wymagały zasilenia biblioteki pozycjami, których nieczęsto można się dopatrzeć w zbiorach kościelnych (np. podręczniki do fizyki, geometrii, przyrody). 21 Słownik polskich pisarzy franciszkańskich: Bernardyni i Franciszkanie Śląscy, Franciszkanie Konwentualni, Klaryski oraz Zgromadzenia III Reguły, red. H. E. W y c z a w s k i, Warszawa 1981. 22 K. K a n t a k, Bernardyni polscy, Lwów 1933, t. 1, s. 241, 243, 297. 23 I d e m, Bernardyni…, t. 2, s. 46, 300-303. 24 Inwentarz Biblioteki OO. Bernardynów w Warcie, Warta 1964, s. 1-2. 179 W 1815r. po kongresie wiedeńskim, gdy władze pruskie zaczęły likwidować klasztory, zbiory biblioteczne powiększyły się o archiwum prowincji wielkopolskiej, które zostały tu przewiezione ze Wschowej25. Na wizytacji w 1819 r. odnotowano w bibliotece sztuk 2165 brak sztuk 33. [których] przełożeni Prowincji do innych klasztorów przewieźć zalecili26. W połowie XIX w. inwentarz biblioteczny był najbogatszy i liczył sobie 2453 pozycje27. To w tym czasie pojawili się wykwalifikowani bibliotekarze zakonni opiekujący się księgami w Warcie. Niestety wraz z kasatą zakonu w 1898r. zbiór biblioteczny uległ rozproszeniu. Ostatni gwardian28 większość dzieł i archiwa prowincji przekazał ks. St. Chodyńskiemu, a ten wywiózł je do archiwum we Włocławku. To, co było na miejscu zostało zagarnięte przez Rosjan, którzy pozostawili rektorowi kościoła niewiele więcej niż 100 pozycji z bogatego niegdyś zbioru. Najwcześniejszy zachowany inwentarz biblioteki w Warcie pochodzi z 1859 r. i wchodzi w skład spisu majątku kościoła i klasztoru oo. bernardynów w Warcie. Niestety spis ten jest bardzo chaotyczny i mało precyzyjny, jednak po jego przestudiowaniu można wyłonić dzieła z zakresu teologii (których jest najwięcej), filozofii, duszpasterstwa, etyki, ascetyki, prawa, historii kościelnej i świeckiej, ale również poezji i astronomii oraz podręczników dla młodzieży (z matematyki, geometrii, fizyki, geografii)oraz powieści itp29. O wiele bardziej rzetelny inwentarz przygotował ksiądz Zajączkowski w 1926 r. Wymienia on w pierwszej części 70 inkunabułów, które zostały wydane przed 1501 r. Najstarszy z nich pochodzi z 1459 r. Odnajdziemy tu Traktaty Tomasza z Akwinu, dzieła św. Bonawentury, czy też św. Tomasza a’Kempis. Księgi te wydano głównie w Norymberdze, Bazylei i Wenecji. Druga część przypada na wydania z lat 1501-1537, a wśród 60-ciu wyszczególnionych tam dzieł znajdziemy książki Erazma z Rotterdamu. Kolejna część wyodrębnia dzieła z lat 1538-1549. Odnajdziemy tu znów Erazma z Rotterdamu oraz dzieła Georgiusa Viceliusa. Wśród 28-miu starodruków przeważają wydania z Antwerpii, Kolonii i Bazylei. Ostatnia część inwentarza to zasadniczo varia, gdyż wśród 47 książek znajdują się pozycje z lat 1480-1500 oraz 1529-1539, ale przeważająca część nie posiada roku wydania30. Po rozwiązaniu zakonu jezuitów i powstaniu Komisji Edukacji Narodowej w 1773 r. powstała wspomniana potrzeba tworzenia nowych ośrodków edukacyjnych. Jak zaznaczałam, od bernardynów wymagało się umiejętności oratorskich, a co za tym idzie oczytania. Istniała już biblioteka przyklasztorna o pokaźnych zbiorach. Ojciec Innocenty Rusocki mówił, że prywatna szkoła przyklasztorna istniała już od 1790 r., ale jej znaczenie w tym okresie musiało być raczej marginalne. Poziom nauczania plasował się na poziomie Klasztory bernardyńskie w Polsce…, s. 423. Cytat ze szczątków zbiorów Akt Dekanatu Sieradzkiego z Akt dotyczących kościoła klasztornego i budynków klasztornych w Warcie, 1810 – 1819 znajdujących się w Archiwum Archidiecezjalnym w Łodzi. 27 B. C h l e b o w s k i, Słownik Geograficzny Królestwa Polskiego, Warszawa 1893, t. XIII, s. 115. 28 Inwentarz Biblioteki OO. Bernardynów w Warcie, s. 1 mówi o ks. Benonie Skurczyńskim, zaś Klasztory bernardyńskie w Polsce…, s. 424 o Felicjanie Szortyce. 29 Wykaz Biblioteki Kościelnej przy kościele księży Bernardynów w Warcie, zawarty jest w Spisie majątku duchownego kościoła i klasztoru Zgromadzenia OO. Bernardynów w Mieście Warcie, który znajduje się w AGAD. 30 Catalogus Incunabulorum Bibliothecae Varthensis/dim PP. Bernardinorum/AD M.C.M.XXVI mense Julio a Ludomiro Prawdzic Zajączkowski C.I.S. S. Rectore Bcclesiae Varthensis B.M.V. Assumtae vite Ordinatus, w “Aktach Prowincji Wielkopolskiej MB Anielskiej Zakonu Bernardynów” w Archiwum Prowincji OO. Bernardynów w Krakowie. 25 26 180 szkoły elementarnej 31. W 1795 r. szkołę publiczną powołała Komisja Edukacji Narodowej, jednak jej podwoje otworzono dla uczniów w rok później. Dwie sale przeznaczone do nauczania wydzielono w obrębie zabudowań klasztornych i choć bracia zabiegali o oddzielny budynek nigdy nie uzbierali odpowiednich ku temu środków. Tym bardziej nie było dla uczniów żadnej bursy, dlatego musieli mieszkać na stancjach u warckich mieszczan32. W pierwszych 2 klasach (które podzielono na infimę i gramatykę33) języka niemieckiego nauczał o. Grzegorz Hasselberg, gramatyki i syntaksy o. Bonawentura Helanczewski, a prefektem został o. Onufry Adamowski. Wszyscy oni byli tytułowani profesorami. Poza tym nauczanie klas pierwszych zlecono klerykowi Maciejowi Podobalskiemu. W pierwszym roku przyjęto łącznie 72 uczniów z czego 11 uczęszczało do II klasy, a 61 do proformy i infimy. W kolejnym roku przybyła nowa klasa retorów, jednak liczba uczniów zmalała o ponad 2/3. Dnia 6 września zmarł prefekt szkoły i kapituła wybrała na jego miejsce o. Dominika Grygrowicza. Uczył on retoryki i teologii moralnej, zaś infimę przekazano na ręce kolejnego kleryka Rocha Alschera. Trzeba pamiętać, że obok regularnej szkoły przyklasztornej istniało jeszcze studium wewnątrzzakonne zajmujące się teologią moralną i najzdolniejsi klerycy, który tam pobierali nauki sami pomagali w prowadzeniu szkoły w klasach najniższych, jaką była infima. Przełożeni uznali, że na potrzeby szkoły warckiej bardziej nadaliby się klerycy studiujący retorykę. W 1798r. na zebraniu w Skępem przeniesiono studia teologiczne do Koła, a w Warcie pojawili się studenci retoryki. Od tego czasu prefektem został o. Grzegorz Hasselberg, który poza niemieckim zaczął nauczać języka francuskiego. Poza wcześniej wymienionymi nauczycielami dołączył Maryan Engelberg uczący retoryki, a klasy podzielono na proformę subinfirmę, infirmę, gramatykę, syntaksę i retorykę. Decyzja ta była najwyraźniej słuszna, gdyż tego roku zanotowano 124 uczniów, głównie z domów szlacheckich34. Kolejne większe zmiany przyniósł rok 1800. Na kapitule w Skępem wyznaczono nowego prefekta – o. Piotra Stecza (uczył poetyki i retoryki), o. Helanczewskiego na regensa konwiktu35 (uczył już też łaciny), oraz Ładysława Schgraffera na prefekta infimy (nauczał niemieckiego). Ojciec Bonawentura Gołębowski, który był wtedy gwardianem ułożył wraz z profesorami regulamin dla uczniów. Szkoła czynnie uczestniczyła we mszach świętych i wszelkich uroczystościach kościelnych, miała też od początku własne chorągwie i świece procesyjne, a uczniowie retoryki odprawiali oracje w dzień św. Antoniego Padewskiego i dzień św. Katarzyny. Do szkoły mógł uczęszczać każdy, gdyż wśród adeptów znalazł się 31 Przedruku relacji o. I. R u s e c k i e g o , Szkoła przyklasztorna w Warcie, „Warta. Niezależny miesięcznik społeczno-kulturalny gminy i miasta” 1996, nr 11 (20), s. 9-11 oraz kontynuacja artykułu: nr 12 (21), s. 6. 32 J. M a j d a ń s k i, Z dziejów szkoły bernardyńskiej w Warcie, Wkładka do czasopisma „Wiadomości Historyczne” 1999, nr 3, s. 39. 33 Spuścizną po nauczaniu przyklasztornym był tradycyjnie stosowany jeszcze podział na klasy retorów, poetów, syntaktyków, gramatyków, infimów i proformistów, z czego 2 ostatnie są najniższe. 34 Wśród nazwisk znaczących dla tego regionu wymienić trzeba Celińskich, Racięcikich, Arnoldów, Otwinowskich, Kossobuckich, Murzynowskich, czy Bogdańskich, ale uczyli się tu też krewni arcybiskupa Ignacego Raczyńskiego. 35 Do jego obowiązków należało rozkładanie godzin lekcyjnych z nauczycielami i metrami, czuwanie nad przestrzeganiem zasad właściwych dla danego konwiktu (powtarzaniem lekcji, pełnienia określonych obowiązków przez metrów). Wizerunki i roztrząsania naukowe: Poczet nowy drugi, wyd. J. Z a w a d z k i, Wilno 1841, t. 20, s. 92. 181 w 1804 r. uczeń żydowski36, a w latach późniejszych przyjmowano też protestantów. Nie było w przepisach wymagań konkretnego wieku, ani czasu trwania edukacji, stąd Bartłomiej Sadowski, który został prałatem kolegiaty kaliskiej, pobierał nauki 10 lat. Z uwagi na to, że szkoła funkcjonowała już tyle czasu zaczęto wykorzystywać starszych wychowanków do nauczania w pierwszych klasach. Wszelkie zmiany w liczbie uczniów w szkole były związane z zawirowaniami politycznymi w kraju. W 1800 r. odbywały się powołania do wojska, w 1806 r. na ziemie polskie wkroczyły wojska francuskie, ale znaczny odpływ młodzieży zanotowano już w 1805 r. Z tego powodu zaniechano części obowiązków uczniowskich (jak np. odprawiania oratoriów przez uczniów) i wydłużono wakacje (zwyczajowo rok szkolny trwał od 1 września do 24 lipca). Po toczonych walkach, wróciło wielu weteranów, dla których przekształcono pomieszczenia szkolne na szpitale i miejsca rekonwalescencyjne. W 1810 r. eksprowincjał o. Franciszek Szumowski zdecydował się na zmianę organizacji szkoły. Zmniejszył nacisk jaki kładziono na nauczanie retoryki na rzecz nowo wprowadzonych nauk matematycznych, które sam poprowadził. Wykładano arytmetykę, początki algebry i gemetrii oraz astronomię wraz z geografią. Od początku istnienia szkoła przyklasztorna była placówką prywatną, a co za tym idzie władzę nad nią sprawowali bezpośrednio zakonnicy i ich przełożeni. Po 17 latach miało się to zmienić. W 1812 r. Narodowa Komisja Edukacyjna w Warszawie zaliczyła uczelnię jako szkołę podwydziałową37. Już następnego roku dostali zakonnicy 150 egzemplarzy ustaw według których należy prowadzić nauczanie, ale zmiany te nie zostały wprowadzone przez kilka kolejnych lat. Dopiero w 1816 r. zreorganizowano podział klas na elementarną, I, dwie II-gie oraz III. Od 1817 r. zaczęły się wizytacje szkoły. Pierwsza z nich, przeprowadzona przez Józefa Kossakowskiego, mówi o usilnych staraniach profesorów wobec postawionych przed nimi wymagań, ale o zbyt małej kadrze i liczbie godzin niektórych przedmiotów38. Brak poprawy w tychże punktach spowodował obniżenie rangi do wyższej szkoły elementarnej. W tym czasie zmalała liczba uczniów ze względu na zwiększenie się liczby szkół. Bernardyni uznali jednak, że należy utrzymywać wysoki poziom nauczania, co zaimponowało wizytatorowi generalnemu, tak bardzo, że przywrócił szkole status podwydziałowej w 1822 r. Przez cały ten czas wykładało w szkole dwóch profesorów, ale pomagali im uczniowie najstarszych klas (w roku szkolnym 1822/23 było ich siedmiu). Kolejną wizytację przeprowadził J. Lipiński w 1823 r., który również został pozytywnie zaskoczony. Obiecał on podesłać szkole nauczycieli z niektórych przedmiotów. Przez dotychczasowy okres funkcjonowania szkoła bernardynów nie pobierała żadnych pieniędzy od państwa. Wszystkie podręczniki, materiały potrzebne do nauczania i opłaty 36 Znamy z nazwiska tylko jednego przedstawiciela religii judaistycznej (Henochowicz), lecz przyjmowano ich więcej prawdopodobnie pod innymi nazwiskami. Na podstawie artykułu J. M a j d a ń s k i Żyd w katolickiej szkole, „Nad Wartą” nr 28, 11 VII 1991. 37 Po wprowadzeniu w życie Ustawy Narodowej Komisji Edukacyjnej z 1783 r. dzielono szkoły na wydziałowe, podwydziałowe i parafialne. Dwie pierwsze nosiły nazwę szkół akademickich, a ich profesorowie mogli ubiegać się o stanowiska wiceprofesorów i profesorów w Szkole Głównej. Szkoły wydziałowe przedkładały raporty Szkole Głównej, ta zaś posyłała do nich własnych wizytatorów. Szkoły podwydziałowe posiadały trzy klasy dwuletnie z tym samym programem i zakresem nauki oraz zazwyczaj trzech(rzadziej pięciu) nauczycieli, kaznodzieję i metra do nauki języka (zwłaszcza niemieckiego). Szkołami tymi kierowali prorektorzy. Do nich należała kontrola szkół parafialnych, istniejących na danym obszarze. Z. K u k u l s k i, Pierwsi nauczyciele świeccy w szkole wydziałowej lubelskiej w dobie Komisji Edukacji Narodowej, Lublin 1939, s. 79. 38 Archiwum Prowincji oo. Bernardynów w Krakowie, Protokół wizytacji szkoły z 1817 r. 182 z tym związane były zapewniane przez klasztor. Od 1824 r. Bonawentura Helanczewski (rektor i prefekt) wystarał się o pensję w wysokości 2000 złp rocznie, jednak musiał z niej opłacać pomocnika. Po objęciu stanowiska zastępcy kuratora pełnił 3 funkcje, lecz pensję dostawał tę samą, dlatego zaczął ubiegać się o opłacanie pomocnika z kasy rządowej. Starania te zaowocowały w kolejnym roku, gdy przysłano nauczycieli świeckich i wyposażenie szkolne. Wizytacje powtarzały się każdego kolejnego roku i prawie zawsze wypadały pozytywnie. Wszelkie uwagi kierowane do profesorów były szybko spełniane, co zostało pochwalone przez Andrzeja J. Zublewicza w czasie wizytacji w 1830 r.39 Po upadku powstania styczniowego władze zdegradowały szkołę w Warcie w 1832 r. do elementarnej z ograniczonym programem nauczania40. Działało wtedy 6 zakonników, ale tylko 1 był zatrudniony jako profesor. Potajemnie szkoła nadal działała, lecz na zasadzie prywatnej. Zamknięto ją ostatecznie w 1836 r. Szkoła bernardyńska w Warcie była znana nie tylko w województwie kaliskim, czego dowodzą uczniowie z Pruszkowa, Garwolina, Wilanowa, Kórnika, Chełmna, Dzikowa, czy Stojanowa. Wypuściła wielu nauczycieli, kapłanów, patriotów i bojowników o niepodległość. Wśród uczniów zdecydowaną większość przedstawiała warstwa szlachecka, tylko 20% to mieszczanie i synowie chłopów41. Bernardyni nigdy nie ograniczali dostępu do edukacji żadnej z klas, ale dbając o zadowolenie szlachty, która często wspierała zakon, przy wpisie uczniów zdarzały się przemianowania nazwisk chłopskich na brzmiące z szlachecka. Ten przypadek dotyczy 2 sławnych uczniów: powstańca Walentego Mańka z Białkowa koło Koła, który stał się Mańkowskim42 i Kazimierza Deki z Brodni, który był synem chłopa pańszczyźnianego. Deczyński stał się bojownikiem o sprawiedliwość wobec chłopów. Niezrozumiały przez szlachciców, wyemigrował do Francji, gdzie napisał „Żywot chłopa polskiego na początku XIX stulecia”, który był głośnym dziełem w XIX w., a jego tematykę poruszano w l. 20. i po II wojnie światowej. O ten pamiętnik oparł Leon Kruczkowski powieść „Kordian i cham”. Możliwość odbywania edukacji na tych samych zasadach dała uczniom wywodzącym się z niższych klas społecznych możliwość osiągnięcia wyższego statusu. Bernardyni w Warcie byli zawsze sumienni i oddani posłudze nie tylko wobec kościoła, ale i społeczeństwa, dlatego zostali zapamiętani i są cenieni przez ludzi do dziś. S. C h o d y ń s k i, Szkoła oo. bernardynów w Warcie, Włocławek 1910, s. 5-44. Na podstawie przedruku relacji o. I. R u s e c k i e g o , op. cit., s. 6. 41 Precedensem są dane z 1812 r., kiedy warstwa chłopska stanowiła 40% uczących się. 42 W.F. M u r a w i e c, Mańkowski Walenty Bonawentura, PSB, 1974, t. 19, s. 514. 39 40 183 Katarzyna Anna Jarno Uniwersytet Łódzki ŚWIETLANA PRZESZŁOŚĆ – NIEPEWNA PRZYSZŁOŚĆ. ROZWAŻANIA O STANIE ZACHOWANIA PAŁACU W ZADZIMIU NA POCZĄTKU XXI W. Obszar dzisiejszego województwa łódzkiego w świadomości powszechnej ma opinię terenu pozbawionego zabytków najwyższej rangi. Turyści kierują zwykle swe kroki do największych i najstarszych ośrodków polskiej państwowości takich jak Gniezno, Kraków, Poznań czy Warszawa. Tymczasem ziemie Polski Środkowej obfitują w wiele uroczych zakątków, wśród których można znaleźć liczne szlacheckie dwory ukryte wśród drzew wchodzących niegdyś w skład rozległych założeń parkowych. Jednym z nich jest neorenesansowy pałac w Zadzimiu1. Znajduje się on w pozostałościach parku dworskiego usytuowanego przy drodze na Pęczniew i wraz z nieodległym kościołem stanowi świadectwo minionej świetności wsi. Ze względu na trudną sytuację, w jakiej znalazł się ten zabytkowy obiekt już pod koniec minionego stulecia, niezwykle ważne stało się udokumentowanie jego historii i stanu zachowania. Jednak dokonanie inwentaryzacji pałacu nie stanowi jedynego celu niniejszych rozważań. Pragnę bowiem na przykładzie zadzimskiego zabytku, a także kilku znajdujących się w niewielkim oddaleniu od niego siedzib ziemiańskich uwrażliwić czytelnika na niepewny los jaki stał się udziałem wielu dworów i pałaców województwa łódzkiego. Sama wieś Zadzim2 jest miejscowością o bogatej i długiej historii sięgającej aż do czasów średniowiecza. Jak wspomina Jan Łaski3 jej nazwa pochodzi najprawdopodobniej od nazwiska pierwszych właścicieli – rodziny Zadzimskich. Zapewne byli oni także fundatorami pierwszego we wsi kościoła parafialnego pw. św. Małgorzaty erygowanego nie później niż na początku XV w. Wskazują na to akta konsystorza gnieźnieńskiego według których 23 V 1416 r. pleban zadzimski o imieniu Stanisław był świadkiem przed sądem konsystorskim w sprawie dotyczącej dziesięciny z Wielkiego Rybna4. Ponieważ pierwszy kościół był budowlą drewnianą zastąpiono go w pierwszej połowie XVII w. bardziej trwałą i reprezentacyjną świątynią murowaną, której fundatorem był Aleksander z Otoka Zalewski podsędek sieradzki, późniejszy referendarz królewski5. Trudno jednoznacznie ustalić, kiedy 1 Zespół pałacowo-parkowy w Zadzimiu został wpisany do rejestru zabytków nieruchomych województwa łódzkiego (pałac, nr rej.: 375-XIII-37 z 21 XII 1946 oraz 1/86 z 01.1986, park, nr rej.: 375-XIII-37 z 29 XI 1957 oraz 100 z 21.10.1967). Do krajowego rejestru zabytków pałac wpisany został z numerem 222 w dniu 4. 06. 1973; Karta Ewidencji Zabytków (dalej KEZ) pałacu w Zadzimiu, oprac. P. S u b b o t k o, 1986, materiały Wojewódzkiego Urzędu Ochrony Zabytków w Łodzi delegatura w Sieradzu (dalej WUOZ). 2 Wieś Zadzim położona jest w powiecie poddębickim, w gminie Zadzim, ok. 15 km na północny zachód od Szadku. Lokowana była przy dawnym szlaku handlowym z Sieradza do Łęczycy. 3 J. Ł a s k i, Liber beneficiorum archidioecensis gnesnensis, Gniezno 1880, t. 1. 4 Ibidem, s. 386. 5 Aleksander z Otoka Zalewski herbu Dołęga zmarł w czerwcu 1651 r. Był synem Remigiana – sekretarza królewskiego i referendarza koronnego, starosty ostrowskiego, wareckiego i bobrownickiego; E. O p a l i ń s k i, 185 rozpoczęto prace budowlane przy nowym kościele. Słownik Geograficzny Królestwa Polskiego i innych krajów słowiańskich podaje, że: obecny murowany kościół sklepiony, z podziemiami, wystawił r. 1624 Aleksander z Otoka Zaleski. (…) Nową erekcyę potwierdził Władysław IV na sejmie z r 16416. Tymczasem Katalog Zabytków Sztuki w Polsce7 i dokumentacja znajdująca się w Wojewódzkim Urzędzie Ochrony Zabytków w Łodzi delegatura w Sieradzu8 jako datę budowy kościoła wskazuje lata 1640-1642. Ze względu na skalę świątyni jak i koszty związane z budowlą obiektu murowanego należy przypuszczać, że raczej niemożliwe było zrealizowanie całości budowy w przeciągu dwóch lat9. Prawdopodobnie budowę rozpoczęto wcześniej, może jeszcze w drugiej połowie lat 20. XVII w., a wskazane powyżej daty związane były ze wspomnianym potwierdzeniem erekcji przez króla Władysława IV 29 IX 1641 r.10 i poświęceniem kościoła. Również na prośbę Aleksandra z Otoka Zalewskiego kościół w Zadzimiu został podniesiony przez arcybiskupa Jana Wężyka do rangi prepozytury, ustanowiwszy przy nim kollegium mansyonarzów i wcieliwszy doń na ich utrzymanie dwa kościoły parafialne: w Glinnie i Brodni11. W roku 1986 rozpoczęto systematyczną restaurację kościoła pw. św. Małgorzaty. Wówczas odnowiono zarówno polichromie we wnętrzu kościoła jak i elementy jego ruchomego wyposażenia. Podczas prac wymieniono posadzkę, zmodernizowano instalację elektryczną. Konserwacją objęto także więźbę dachową i pokrycie dachu. Ostatnim etapem prac, prowadzonych w 1998 r., było odnowienie elewacji kościoła12. Zapewne w pierwszej połowie XVIII w. dobra zadzimskie przeszły w ręce Dąmbskich z Lubrania. Zakupił je Józef Dąmbski, a następnie odziedziczył jeden z jego trzech synów – Karol, pułkownik wojsk koronnych i wojewoda sieradzki. Karol Dąmbski związał się silnie z miejscowością. Po koronacji Stanisława Augusta rozpoczął prace przy odnawianiu swojego majątku. Zajmowany przez siebie dwór modrzewiowy wyposażył, według wzorców francuskich, przystrajając ściany tkaninami, obrazami i lustrami w złoconych ramach a także zegarami grającemi13. On też założył park, w którym rozpoczął budowę nowego, murowanego dworu. Niestety za jego życia wzniesiono jedynie fundamenty nowej siedziby rodowej. Majątek zaczął podupadać. Dopiero kolejny właściciel – Jarosław Jarociński – wybudował pałac i przywrócił Zadzimowi wcześniejszą świetność14. Pałac powstał w połowie XIX w. Jego budowę ukończono prawdopodobnie w 1858 r.,15 jednak od tego czasu był on kilkukrotnie poddawany modernizacjom i adaptacjom. Pałac w Zadzimiu jest budowlą trójkondygnacyjną (posiada piwnicę, dwa piętra mieszkalne H. Ż e r e k - K l e s z c z, Urzędnicy województw łęczyckiego i sieradzkiego XVI-XVIII wieku. Spisy, red. A. G ą s i o r o w s k i, Kórnik 1993, s. 62, 75, 148, 162, 200, 307. 6 Słownik Geograficzny Królestwa Polskiego i innych krajów słowiańskich, red. B. C h l e b o w s k i, Warszawa 1895, t. 14, s. 256. 7 K. S z c z e p k o w s k a, Katalog Zabytków Sztuki w Polsce, t. 2, z. 10: Powiat sieradzki, red. Z. Ł o z i ń s k i, Warszawa 1953, s. 42. 8 KEZ kościoła parafialnego w Zadzimiu, oprac. E. A n d r z e j e w s k a, 1998, WUOZ. 9 M. K u t z n e r, Wielkopolski kościół szlachecki u schyłku średniowiecza, [w] Podług nieba i zwyczaju polskiego. Studia z historii architektury, sztuki i kultury ofiarowane Adamowi Miłobędzkiemu, red. Z. B a n i a, A. B a r a n o w s k i, A. G r z y b o w s k i, Warszawa 1988, s. 112-113. 10 J. Ł a s k i, op. cit., s. 386. 11 Ibidem. 12 KEZ kościoła parafialnego w Zadzimiu... 13 Najprawdopodobniej chodzi tu o pozytywki, Słownik Geograficzny Królestwa Polskiego..., s. 256. 14 Ibidem. 15 KEZ pałacu w Zadzimiu... 186 i nieużytkowe poddasze). Zbudowany został z cegły obustronnie tynkowanej, na planie prostokąta o wymiarach ok. 17x26 m [il. 1]. z półokrągłym wykuszem od strony południowo-wschodniej. Do wnętrza prowadzą trzy wejścia: główne – od strony północnej [il. 2], boczne, zapewne o przeznaczeniu gospodarczym od zachodu i wyjście do ogrodu umieszczone w półkolistym ryzalicie [il. 3]. Wejście od strony północnej poprzedza murowany przedsionek wysokości jednej kondygnacji o płaskim dachu krytym papą. Umieszczone na osi jego elewacji północnej zamknięte półkoliście drzwi wejściowe flankują pary pilastrów. Do wejścia prowadzą kamienne schody. Oprócz tego do piwnic prowadziło niegdyś bezpośrednie wejście usytuowane w części centralnej elewacji wschodniej. Sklepienia piwnic zostały wykonane z cegieł w formie zbliżonej do sklepień kolebkowych. Stropy w części mieszkalnej zostały wykonane z drewna. Całość budowli przykryto niewysokim, wielospadowym dachem. Na uwagę zasługuje oprawa architektoniczna elewacji pałacu. Widoczne częściowo podpiwniczenie pałacu stanowi niewysoki cokół dla całej budowli. Poza nim podziały poziome wyznacza szeroki gzyms oddzielający parter i piętro, w którym odwzorowano artykulację okien wyższej kondygnacji umieszczając na przedłużeniu pilastrów flankujących okna krótsze pilastry bez baz i kolumn. Całość zwieńczono równie szerokim, prostym gzymsem koronującym. Podziały pionowe wyznaczają okna. W części piwnicznej i na parterze otwory okienne zostały zaznaczone prostą oprawą. Na pierwszym piętrze okna obramione są pilastrami, na których wsparto proste belkowanie z niewysokim, trójkątnym naczółkiem. W dwóch dolnych kondygnacjach budynku nawiązano do renesansowych wzorców poprzez boniowanie wprowadzone jako dekoracja ścian i prostą oprawę otworów okiennych. Ciekawym rozwiązaniem zaproponowanym przez nieznanego architekta odpowiedzialnego za projekt pałacu jest znajdujący się od strony ogrodu półokrągły ryzalit [il. 3]. Wyznacza on najbardziej reprezentacyjne, a zarazem najbardziej przestronne pomieszczania. Znajdujący się bezpośrednio w ryzalicie pokój obejmuje swoją wysokością obie mieszkalne kondygnacje pałacu. Jest on niezwykle widny gdyż na części półkolistej ściany wyznaczono siedem całkowicie przeszklonych osi przedzielonych wąskimi pilastrami. Być może pomieszczenie to pełniło funkcję salonu-oranżerii bogato przyozdobionego roślinami. W obu kondygnacjach pomieszczenia znajdujące się w głębi budynku i przylegające do półokrągłego salonu oświetlono poprzez przebicie okien do pokoju znajdującego się w półokrągłym ryzalicie. Niewątpliwie za czasów swej świetności pałac w Zadzimiu robił niemałe wrażenie na przybywających gościach, którzy podziwiać mogli jego prostą, lecz sprawiającą wrażenie monumentalnej bryłę wyłaniającą się spomiędzy tworzących szpaler wzdłuż drogi dojazdowej drzew. Jednak ostatnie dekady nie obeszły się z nim łaskawie. Chociaż lata największej jego chwały przypominają potężne drzewa po dawnemu witające ciekawych gości, to jednak dziś bardziej kryją one przed oczyma podróżnych budynek o przygnębiającym wyglądzie. Większość okien czas pozbawił szyb, tynk odpada ze ścian całymi płatami, coraz więcej dekoracji architektonicznej staje się nieczytelne. Zachodnią elewację szpeci rozpadający się drewniany przedsionek. Jak do tego doszło? Kluczem do odpowiedzi na to pytanie jest uwłaszczenie przeprowadzone po drugiej wojnie światowej, adaptacja wnętrz do pełnienia nowych funkcji, a po 1989 r. brak dysponującego odpowiednimi środkami finansowymi właściciela. Nie łatwo jest szczegółowo odtworzyć ostatnie pół wieku historii pałacu w Zadzimiu. Wykonana w maju 1986 r. dokumentacja konserwatorska wspomina o przekształceniach dokonanych 187 na potrzeby gabinetu lekarskiego usytuowanego na parterze oraz mieszkania przeznaczonego dla lekarza na piętrze w części południowo-wschodniej budynku. Trwające zapewne pod koniec lat 70. XX w. lub na początku lat 80. prace objęły wymianę stropów drewnianych parteru i piętra na żelbetowe, wymianę drzwi drewnianych na płytowe jak również wstawienie nowej stolarki okiennej (prace te prowadzono jedynie w części użytkowanej przez Rejonowy Ośrodek Zdrowia)16. W tym samym czasie część pomieszczeń użytkowana była przez Bibliotekę17. Jednak około połowy lat 80. zaprzestano wykorzystywania pomieszczeń pałacowych. Wskazuje na to zapis we wspomnianej już Karcie Ewidencji Zabytków, na której pałac figuruje jako obiekt nieużytkowany18. Powyższe informacje wyjaśniałyby tragiczny stan budynku. Początek XXI w. nie przyniósł znaczących zmian w sytuacji pałacu. Do dnia dzisiejszego nie znalazł on nowego użytkownika, który na nowo zaadoptowałby jego wnętrza i otoczył troską coraz bardziej zdziczałą resztkę założenia parkowego. Tymczasem jedyne prowadzone prace miały na celu doraźne zabezpieczenie bryły pałacu. Ostatnie, przeprowadzone latem 2009 r., tak zostały opisane przez konserwatora: roboty polegające na doraźnym zabezpieczeniu przecieków w dachu poprzez uzupełnienie nieszczelności w pokryciu z papy, udrożnieniu rur spustowych oraz zabezpieczeniu otworów zewnętrznych przed dostępem osób niepowołanych19. Prace te ograniczyły się głównie do zabicia otworów drzwiowych i okiennych płytami i deskami. Nie zabezpieczono pozostałych elewacji. W chwili obecnej na przeważającej części ścian zobaczyć możemy odsłoniętą, wykruszającą się cegłę. Sytuację pogarsza jeszcze roślinność zakorzeniona pomiędzy cegłami. Chociaż na dzień dzisiejszy konstrukcja nośna pałacu nie została naruszona, to istnieje prawdopodobieństwo, że nieużytkowany dłużej obiekt za kilkanaście lat zostanie bezpowrotnie wykreślony z zadzimskiego krajobrazu. W tym miejscu samo nasuwa się pytanie: dlaczego tak trudno jest pozyskać inwestora gotowego odrestaurować i adaptować pałac do nowych celów? Przede wszystkim problemem są wysokie koszty renowacji obiektów zabytkowych. Ponadto istotnym czynnikiem zniechęcającym inwestorów jest położenie pałacu. Obszar Polski Środkowej jest stosunkowo mało atrakcyjny dla branży turystyczno-hotelarskiej, która przejmuje większość zabytkowych nieruchomości niepełniących funkcji sakralnych lub muzealnych. Województwo łódzkie nie posiada popularnych miejscowości wypoczynkowych. Nie ożywia go również turystyka przygraniczna, jak to ma miejsce wzdłuż granicy z Niemcami. Dzięki dużej liczbie niemieckich turystów jak i estymie jaką darzą swoje dawne ziemie minioną świetność odzyskał między innymi zamek w Krokowej20. Zdarza się jednak, że samo znalezienie inwestora to za mało by przywrócić dworom czy pałacom utracony blask. Wielu ich nabywców nie zdaje sobie sprawy, że kupno zabytkowego obiektu może okazać się nie największą z inwestycji jakie wiążą się z rewitalizacją takiej nieruchomości. Renowacja i adaptacja może okazać się równie Ibidem. D. S t e f a ń s k a, Na tropach klasycyzmu, „Biuletyn Szadkowski” 2004, t. 4, s. 80-81. 18 KEZ pałacu w Zadzimiu... 19 Ibidem. 20 http://zamekkrokowa.pl/ [dostęp z dn. 20 III 2012]. 16 17 188 kosztowna lub nawet droższa. Taki los spotkał dwa niezbyt odległe od Zadzimia dwory w Prusinowicach21 i Wodzieradach22. Dwór w Prusinowicach powstał na początku XIX w., gdy znajdujący się tan folwark przejęła rodzina Czarnowskich herbu Łada. Wówczas dwór stał się centrum świetnie prosperującego majątku, do którego należał młyn i gorzelnia. Tuż po pierwszej wojnie światowej dobra prusinowickie kupił Adam Krzyżanowski, który gospodarzył tu do wybuchu drugiej wojny światowej. W 1945 wycofujący się Niemcy podpalili dwór, który zrekonstruowano dopiero w latach 50. XX w. na potrzeby miejscowego Państwowego Gospodarstwa Rolnego. Wówczas odtworzono pierwotną bryłę dworu, a wnętrza przystosowano do nowych funkcji. Kolejna przebudowa miała miejsce w 1962 r. W coraz bardziej odległej od pierwotnej formie dwór wraz innymi wchodzącymi w skład założenia dworsko-folwarczno-parkowego budynkami przeszedł w 1989 r. w posiadanie Agencji Własności Rolnej Skarbu Państwa. W 1997 r. przejął go prywatny właściciel. Zobowiązał się on otoczyć wyjątkową troską całe założenie. Pomimo tych zapewnień nowy właściciel do dnia dzisiejszego zmodernizował budynek gorzelni, przy którym prace prowadzono w 2001 r. Sam dwór dalej stoi nieużytkowany i niszczeje23. Obiekt znajdujący się w Wodzieradach znajduje się w trudniejszej sytuacji. Zbudowany około 1825 r. modrzewiowy dwór z wymurowaną z cegły na szerokości portyku ścianą północną do końca lat 50. XX w. otoczony był troskliwą opieką. Jak wspomina o tym dokumentacja znajdująca się w Wojewódzkim Urzędzie Ochrony Zabytków w latach 195253 poddany on został gruntownemu remontowi z funduszy Wojewódzkiego Konserwatora Zabytków24. Na początku lat 80. dwór został zakupiony przez prywatnego właściciela, który rozpoczął kolejny remont. Prace przy dworze trwają do dziś. Chociaż w 2011 r. teren przyległy do niego otoczony został wysokim murem, nadal pozostaje on niezabezpieczony i ogólnie dostępny. Jest to sytuacja tym bardziej niepokojąca, że jesienią 2011 r. można było bez większego wysiłku wejść do jego wnętrza. Doraźne zamknięcie bryły dworu poprzez zabicie płytami otworów okiennych i drzwiowych okazało się wyjątkowo nietrwałe. Na szczęście do niektórych dziewiętnastowiecznych siedzib ziemiańskich znajdujących się na terenie dzisiejszego województwa łódzkiego uśmiechnął się los. Nie tylko znalazły one nowego właściciela, ale także zyskały nowe życie wraz z przekształceniem ich na ekskluzywne hotele. Do takich obiektów zaliczyć można dwory znajdują się w Małkowie25 i Piorunowie. Pierwszy z nich, powstały w latach 20. XIX w., był przebudowywany i wielokrotnie adaptowany do pełnienia coraz to nowych funkcji. W XVIII w. majątek w Małkowie należał do Łubieńskich, a następnie, od 1779 r., do Biernackich, dla których wzniesiono 21 Zespół dworsko-folwarczno-parkowy w Prusinowicach został wpisany do rejestru zabytków nieruchomych województwa łódzkiego (dwór nr rej.: 836 z 28 XII 1967, oficyna nr rej.: 838 z 28 XII 1967, spichlerz nr rej.: 837 z 28.12.1967). 22 Dwór w Wodzieradach został wpisany do rejestru zabytków nieruchomych województwa łódzkiego (nr rej.: 72-IV-20 z 20 II 1947 oraz 53 z 24 VII 1967). Do krajowego rejestru zabytków dwór wpisany został z numerem 259/A w dniu 24. 07. 1967; KEZ dworu w Wodzieradach, oprac. A. O l s z e w s k i, 1985, WUOZ. 23 R. K o p a c k i, A. N o w a k, Założenie dworsko-folwarczno-parkowe w Prusinowicach, „Biuletyn Szadkowski” 2004, t. 4, s. 32-35. 24 KEZ dworu w Wodzieradach... 25 Zespół pałacowo-parkowy w Małkowie został wpisany do rejestru zabytków nieruchomych województwa łódzkiego (pałac, nr rej.: 826 z 28. XII 1967, pawilon ogrodowy, nr rej.: 827 z 28 XII 1967, park, nr rej.: 34/PVIII-2 z 8 XI 1948 oraz 828 z 28 XII 1967). Do krajowego rejestru zabytków pałac wpisany został z numerem 33/A w dniu 28 XII 1967, KEZ dworu w Małkowie, oprac. U. U l a t o w s k a, 2005, WUOZ. 189 obecny, murowany dwór. W latach 1875-1929 dwór znajdował się w rękach Pstrokońskich, którzy w latach 1905-1920 znacznie przebudowali obiekt. W 1929 r. majątek w Małkowie kupił Henryk Krzyżanowski, który zgodził się by dotychczasowa właścicielka dożywotnio użytkowała dwór wraz z parkiem26. Po wybuchu drugiej wojny światowej Pstrokońska opuściła dwór. Podczas wojny obiekt zajmowali Niemcy, zaś w 1945 r. przeszedł on na własność Skarbu Państwa. Od końca lat 50. pełnił funkcję filii Szpitala dla Nerwowo i Psychicznie Chorych w Warcie. W tym czasie budynek zachował pierwotny układ wnętrz. Od 1983 r. użytkownikiem dworu stała się Politechnika Łódzka. Od roku 1998 znajduje się w rękach prywatnych, trzykrotnie zmieniając właściciela. Od początku XXI w. zaadaptowany został na cele mieszkalne. W 2005 r. część obiektu przystosowano do potrzeb małej gastronomii (zmiany nie były jednak znaczące i ograniczyły się głównie do poszerzenia otworów drzwiowych w piwnicach)27. W 2011 r. nowy właściciel dworu dokonał adaptacji wnętrz na potrzeby hotelu i restauracji28. Na tle przytoczonych powyżej przykładów wyróżnia się dwór w Piorunowie29. Powstał on najpóźniej – w 1925 r. dla Lucjana Niemyskiego. Rodzina Niemyskich opuściła majątek po wybuchu drugiej wojny światowej. Po 1945 r. Piorunów przeszedł na własność Skarbu Państwa. Jeszcze pod koniec lat 40. powołano na terenie majątku Państwowe Gospodarstwo Rolne. Ratunkiem dla dworu okazało się zorganizowanie w nim w drugiej połowie lat 70. placówki kolonijnej Komendy Wojewódzkiej Milicji Obywatelskiej w Sieradzu. Co prawda przystosowanie obiektu do funkcji kolonijnych zatarło pierwotny charakter jego wnętrz, jednak budynek był remontowany i utrzymywany w dobrym stanie. Wspomnieć należy, że dzięki temu nie podzielił on losu chociażby dworu w Woli Łobudzkiej, który po wojnie popadł w ruinę, aż w końcu przestał istnieć30. Po 1989 r. dwór w Piorunowie przeszedł w ręce prywatne. W roku 2004 po raz kolejny zmienił się jego właściciel, który w latach 2004-2005 przeprowadził gruntowny remont obiektu. Prace były prowadzone na szeroką skalę: dobudowano portyk wsparty na czterech kolumnach, który nadał całości bardziej szlachetny wygląd. Do dworu dobudowano także kryty basen a dawny taras włączono do przeszklonej oranżerii stanowiącej część hotelowej restauracji. Przeobrażenia te w pewnym stopniu zatarły pierwotny charakter dworu, jednak zostały one najwyraźniej dogłębnie przemyślane, tak że stworzyły harmonijną całość, wizualnie bardziej atrakcyjną dla turystów i gości znajdującego się dziś we dworze hotelu31. Przykłady te pokazują wyraźnie jak trudno jest przywrócić dawną świetność zabytkowemu pałacowi. Obiekt zadzimski przez ostatnie sześćdziesiąt lat nigdy nie był w całości remontowany ani nawet użytkowany. Odbiło się to tragicznie na jego stanie technicznym a każdy kolejny rok w obecnej sytuacji tylko pogarsza jego kondycję, co z kolei odstrasza potencjalnych inwestorów. Znacznym utrudnieniem dla zainteresowanych zakupem pałacu w Zadzimiu osób jest też niewielka powierzchnia samego budynku 26 Przypomnieć należy, że 10 lat wcześniej rodzina Henryka Krzyżanowskiego zakupiła omawiane powyżej założenie w Prusinowicach. Posiadali oni również majątek w Garbowie. Z tego względu Henryk mógł zgodzić się na dożywotnie użytkowanie dworu przez dotychczasową właścicielkę Marię Józefę Annę Pstrokońską, KEZ dworu w Małkowie... 27 Ibidem. 28 http://www.malkow.com.pl/ [dostęp z dn. 20 III 2012]. 29 Od czasu ostatniej przebudowy, zapewne w celach marketingowych, określany jest mianem pałacu w Piorunowie, http://www.palac-piorunow.pl/ [dostęp z dn. 20 III 2012]. 30 Wspomniałam o dworze w Woli Łobuckiej gdyż zarówno w Piorunowie jak i tam gościła Maria Dąbrowska podczas swoich prac nad powieścią Noce i dnie, D. Stefańska, op. cit., s. 70-73. 31 http://www.palac-piorunow.pl/ [dostęp z dn. 20 III 2012]. 190 oraz brak zachowanych zabudowań dworskich, które również można wykorzystać do zwiększenia przestrzeni usługowej. Sytuację – z punktu widzenia potencjalnych nabywców – pogarsza fakt, iż pałac wpisany jest do rejestru zabytków. Jest to niezwykle istotne, gdyż obiekty wpisane do rejestru podlegają opiece konserwatora, który dąży do zachowania takich nieruchomości w formie możliwie wiernej historycznemu wyglądowi, przy zachowaniu pierwotnych materiałów i zminimalizowaniu ingerencji zarówno w bryle jak i we wnętrzach oraz detalach architektonicznych. Tymczasem adaptacja, zwłaszcza do funkcji hotelarskich, wiąże się ze znacznymi zmianami. Z tego względu o wiele łatwiej było przeprowadzić takie prace w Piorunowie, który nie podlegał opiece konserwatorskiej. Należy też zwrócić uwagę na fakt, że dokonanie adaptacji budynku wpisanego do rejestru wiąże się również z większymi kosztami ze względu na zalecenia konserwatora, by zachować oryginalny charakter obiektu, spójność estetyczną i historyczną. Wydaje się, że właśnie ten aspekt wpłynął na stałe wydłużanie remontu dworu w Wodzieradach, którego właściciel sprowadzić musiał drewno modrzewiowe do uzupełnienia ubytków w konstrukcji budynku. Niezbędne było także sprowadzenie specjalistycznej ekipy, która usunęła tynki pokrywające drewniane ściany. Mimo to pamiętać należy, że działania konserwatora mają na celu zachowanie możliwie pierwotnego wyglądu zabytków. Są one niezbędne, by z krajobrazu polskiego nie zniknęły dwory i pałace w swej dawnej, prawdziwie polskiej formie, by nie zostały one zastąpione przez bajkowe, komercyjne kreacje. Sytuacja na rynku zabytkowych nieruchomości utrudnia więc znalezienie nowego użytkownika pałacu w Zadzimiu. Z drugiej strony świadczyć to może o wzroście świadomości w zakresie ochrony zabytków u jego potencjalnych nabywców, którzy coraz częściej zdają sobie sprawę z kosztów związanych nie tyle z samym zakupem ale przede wszystkim renowacją i adaptacją zabytkowego obiektu. Może więc kiedy już znajdzie się dla niego inwestor pałac zadzimski uniknie losu jaki stał się udziałem chociażby wspomnianych powyżej dworów w Prusinowicach i Wodzieradach. Nie należy także mylić braku inwestora z brakiem zainteresowania ze strony lokalnej społeczności i władz losami pałacu w Zadzimiu. W budynku nie znajdzie się śladów świadczących, że urządzano w nim libacje alkoholowe, nie jest on traktowany wraz z pozostałościami założenia parkowego jako lokalne „dzikie” wysypisko śmieci. Trzeba zresztą zaznaczyć, że sam teren parku otoczony został ze strony władz gminy opieką – prowadzone są w nim niezbędne prace interwencyjne, przecinki drzew. Także okoliczni mieszkańcy nie pozostają całkiem obojętni na jego los. Założenie pałacowoparkowe stanowi dla nich widoczny, namacalny znak minionych wieków. Świadectwem tego zainteresowania jest odnowienie jeszcze na początku lat 90. XX w. mogiły nieznanego powstańca zmarłego w pałacu w 1863 r. Znajduje się ona na granicy podworskiego parku na terenie dawnego cmentarza, z którego do dnia dzisiejszego, obok mogiły powstańczej zachował się jeszcze tylko grób rodziny Jarocińskich. Mimo niemałego zainteresowania i troski, jaką otaczają zadzimski zabytek miejscowe władze i okoliczni mieszkańcy, niezwykle trudno jest odpowiedzieć na pytanie jaka przyszłość czeka pałac w Zadzimiu. Tymczasem jest niemalże niemożliwe, by sama gmina była w stanie odrestaurować pałac, który do chwili znalezienia odpowiedniego inwestora skazany jest na powolną agonię. Być może jednak i do zadzimskiego pałacu uśmiechnie się los. Nie należy tracić nadziei, że nowy właściciel odnowi go i wyposaży, przywracając mu dawny blask. Wtedy wraz z kościołem pw. św. Małgorzaty będzie on prawdziwą chlubą Zadzimia. 191 ANEKS 1.Plan pałacu w Zadzimiu, rzut pierwszego piętra, rys. K. Jarno na podstawie: Karta Ewidencji Zabytków pałacu w Zadzimiu, oprac. P. Subbotko, 1986, materiały Wojewódzkiego Urzędu Ochrony Zabytków w Łodzi delegatura w Sieradzu 2. Pałac w Zadzimiu, elewacja północna, fot. K. Jarno, 2007. 192 3.Pałac w Zadzimiu, elewacja południowa, fot. K. Jarno, 2007. 4.Pałac w Zadzimiu, fot. K. Jarno, 2007. 5.Pałac w Zadzimiu, detal, fot. K. Jarno, 2007. 193 Aleksandra Jeleń Uniwersytet Łódzki HISTORIA PÓŹNOŚREDNIOWIECZNEGO WOLBÓRZA O wczesnośredniowiecznych dziejach Wolborza niewiele jest wiadomo ze względu na niewielką ilość zachowanych dokumentów, które zaczęły narastać dopiero w XIII w., stwarzając tym samym układ odniesienia do retrogresywnych dociekań. Pierwszy dyplom, w którym pojawiła się o nim wzmianka jest falsyfikatem. Rzekomy akt fundacyjny klasztoru benedyktynów w Mogilnie1 miał zostać wydany przez późniejszego króla Polski – Bolesława II Szczodrego w 1065 r. Dokument został sfabrykowany, jak sądzi G. Labuda, na krótko przed 1282 r.2, jednak przekazane w nim informacje mogą odnosić się do stanu faktycznego istniejącego przed sporządzeniem samego dyplomu3. W tzw. falsyfikacie mogileńskim, Wolbórz znalazł się wśród 5 grodów, z których mnisi mogli partycypować dochody książęce4. Kolejnym źródłem jest tzw. bulla protekcyjna z datą 1136 r., w której pod opiekę Stolicy Apostolskiej zostało wzięte uposażenie arcybiskupstwa gnieźnieńskiego5. Z interesującego nas fragmentu wynika, że z wymienionych w dokumencie grodów6 arcybiskupi mogli partycypować pełne dziesięciny ze: zboża, miodu, żelaza, skór lisich i kunich oraz opłat z karczem, targów, cła, pobieranych nie tylko w samych grodach, ale i miejscowościach im przyległych na wszystkich przejściach7. Z czasem jednak zaczęła następować rozbudowa organizacji kościelnej i pierwotne uposażenie Kościoła oparte na dziesięcinach i partycypacji w dochodach książęcych okazywało się niewystarczające. Uzupełniano, więc uposażenie starych biskupstw, a nowym od razu przekazywano dobra ziemskie. Pierwotne nadania obejmujące ziemię wraz z ludnością niewolną okazały się niewystarczające. Z tego powodu już od I poł. XII w. w posiadanie biskupie zaczęły wchodzić kompleksy dóbr nazywane kasztelaniami majątkowymi8. Wolbórz w posiadanie biskupstwa włocławskiego wszedł, jak dowodzi K. Modzelewski po sporządzeniu tzw. bulli protekcyjnej z datą 1136 r., a na krótko przed rokiem 1148, w którym w bulli papieża Eugeniusza II potwierdzono posiadanie przez biskupstwo 1 W większości opracowań, z którymi się spotykałam przyjmowano, że pierwsza wzmianka o Wolborzu pochodzi z tzw. falsyfikatu mogileńskiego z datą 1065, jednakże w „Kodeksie dyplomatycznym Wielkopolskim” nie pojawiła się wzmianka o grodzie. 2 G. L a b u d a, Początki klasztoru w świetle źródeł pisanych, [w:] Materiały sprawozdawcze z badań zespołu pobenedyktyńskiego w Mogilnie, Warszawa 1978, z. 1, s. 29-32. 3 T. P i e t r a s, Najstarsze dokumenty dotyczące dóbr kościelnych regionu Wolbórki, „Archiwum Wolbórki” 2002, nr 8, s. 4-6. 4 B. K ü r b i s ó w n a, Najstarsze dokumenty opactwa benedyktynów w Mogile (XI – XII w.), „Studia Źródłoznawcze” 1968, t. XIII, s. 35-36. 5 W. T a s z y c k i, Najdawniejsze zabytki języka polskiego, Wrocław 2003, s. 3. 6 Wymienione w przytoczonym fragmencie grody to w kolejności: Sieradz, Spicymierz, Małogoszcz, Rozprza, Łęczyca, Wolbórz, Żarnów, Skrzynno. 7 W. T a s z y c k i, op. cit., s. 19. 8 K. M o d z e l e w s k i, Chłopi w monarchii wczesnopiastowskiej, Wrocław 1987, s. 194. 195 kujawsko-pomorskie grodu Wolborza wraz z przynależnościami. Od tego czasu był pomijany w dokumentach dotyczących składu lub podziałów państwowo – terytorialnych ziemi łęczyckiej9. Należy zatem przyjąć, że Wolbórz w tzw. bulli gnieźnieńskiej znalazł się jeszcze wśród państwowych grodów typu kasztelańskiego, tj. ośrodka okręgu administracyjnego monarchii, przed przejściem w ręce Kościoła10. Kasztelania wolborska przestała być jednostką administracji państwowej podległą księciu w momencie przekazania jej nowopowstałemu biskupstwu włocławskiemu. Jednak biskupi nie otrzymali całej własności książęcej. Część chłopów pozostała pod bezpośrednią zwierzchnością monarchy. Oprócz tego w nadanych dobrach znajdowały się wsie rycerskie i klasztorne. Biskup użytkował regale łowieckie na obszarze całego terytorium grodowego, ale nie miał zwierzchnictwa nad ludźmi księcia i rycerzy, od których nie mógł pobierać żadnych danin, a jurysdykcja nad nim należała do kasztelanów sąsiednich grodów książęcych rezydujących w Rozprzy i Łęczycy11. O położeniu ludności dóbr wolborskich dowiadujemy się z nadawanych biskupstwu immunitetów, która początkowo obejmowała jedynie ciężary gospodarcze. W XIII w. zaczęła obejmować również sądownictwo publiczne12. Informacje na temat jej granic, choć te zapewne istniały w XII w., posiadamy dopiero z dokumentów XIII-wiecznych. Pierwsza wzmianka o nich pojawiła się w dyplomie księżnej Grzymisławy, wdowy po Leszku Białym, która w 1228 r. przywróciła biskupowi włocławskiemu lasy kasztelanii wolborskiej, wyznaczając jednocześnie granice, w których się mieściły13. Miały się one opierać na rzekach: Pilca, Pirsna, Sraba, Volborica, Jesni14. Trzy spośród wymienionych, czyli: Pilica, Grabia (Grabka) i Wolbórka, istnieją do dziś i tym samym nie budzą wątpliwości. Jesni ten badacz zidentyfikował jako rzekę Bielinę uchodzącą do Pilicy15. Równie interesujące dane pochodzą z dyplomu wydanego przez Kazimierza Konradowica w 1255 r., w którym podana została granica pomiędzy opolami – kasztelaniami rozpierską i wolborską: Primus qui dicitur Lucosa, qoud influit in Pilczam, secundus Copriwnicza, ubi influit in Lucosam, tercius Pyrsna, ubi cadit in Copriwnicza et quartus Smolna, ubi incidit in Grabam, ulterius vero per totom Grabam usque in Chocessowic ad bancos, per quos Graba transit16. I w tym przypadku nie ma wątpliwości co do położenia Pilicy, Grabi i Luciąży. Do dnia dzisiejszego nie zachowały się nazwy Koprzywnica, Pirsna i Smolna. Koprzywnica została zidentyfikowana przez S. Arnolda jako Skawa choć w świetle obecnych ustaleń rzekę, którą identyfikował jako Skawę nosi nazwę Starawa. Pirsne w świetle przytoczonego fragmentu uznał za rzekę płynącą na północ od Strawy. Źródło Smolnej, która miała być dopływem Grabi zlokalizował w okolicach źródła rzeki uznanej Pirsne – nazywanej Grabką. Następnie 9 R. R o s i n, Wolbórz i jego okolice w XI-XVI w. Kasztelania – osadnictwo – miasto, [w:] 400-lecie śmierci A. Frycza Modrzewskiego. 700-lecie nadania praw miejskich Wolborzowi, red. I d e m, Łódź 1975, s. 15. 10 K. M o d z e l e w s k i, Organizacja gospodarcza państwa piastowskiego, Poznań 2000, s. 84. 11 I d e m, Chłopi..., s. 195-196. 12 Ibidem, s. 198. 13 S. A r n o l d, Władztwo biskupie na grodzie wolborskim w w. XIII, [w:] Z dziejów średniowiecza, red. I d e m, Warszawa 1968, s. 11. 14 Codex diplomaticus Poloniae, wyd. L. R z y s z c z e w s k i, A. M u c z k o w s k i, Warszawa 1847, t. I, s. 31-32. 15 S. A r n o l d, op. cit., s. 12. 16 Dokumenty kujawskie i mazowieckie przeważnie z XIII wieku [dalej: DKM], wyd. B. U l a n o w s k i, Kraków 1888, t. IV, s. 188. 196 granica kasztelanii pomiędzy wzmiankowanymi kasztelaniami miała biec wzdłuż Grabi aż od Kociszewa, gdzie się kończyła17. Ryszard Rosin zweryfikował ustalenia Arnolda. Jego zdaniem kasztelania obejmowała znacznie większy obszar. Zgadza się on z identyfikacją Koprzywnica – Skawa. Jako Pirsne przyjął Strawę. Za rzekę Smolna uznał ciek, który ma źródło w okolicach Gomulina a uchodzi do Grabi w okolicach Mzurek. Na północnym-wschodzie, jego zdaniem, w granicach kasztelanii znalazły się wsie: Niewiadów, Zaosie Skrzynki, Przysiadłów, Ojrzanów, Cekanów i Starzyce, a więc Bielina nie stanowiła granicy. Dobra biskupie, w opinii badacza, wykraczały również poza Pilicę obejmując zwarty kompleks miejscowości: Brzustów, Ciebłowice, Smardzewice, Sługicice, Twarda i Zarzęcin18. Rok 1273 jest datą symboliczną dla opisywanego obszaru, gdyż wtedy Leszek Czarny nadał Wolborzowi szeroki przywilej. Książę swoją łaskę uzasadnił najazdem pogan na majętności biskupstwa włocławskiego. Długosz w „Rocznikach czyli Kronikach sławnego Królestwa Polskiego” pod rokiem 1269, odnotował m.in. najazd na Kujawy Jaćwingów i innych ludów barbarzyńskich19. Czy najeźdźcy dotarli aż do Wolborza? Nie wiadomo, ale wydaje się to wątpliwe. Być może przywilej był próbą zrekompensowania biskupowi strat na Kujawach20. Książę we wzmiankowanym dyplomie nadał pełne wolności Wolborzowi i wsiom do niego należącym, czyli: Psarom, Żarnowicy, Młynarom, Kuzocinowi i Świątnikom21. Władca zrzekł się wszystkich praw do tych miejscowości. Ponadto biskup, względnie jego następcy, otrzymali prawo lokacji Wolborza i pięciu powyżej wymienionych miejscowości na prawie niemieckim. Mogli jej dokonać wójtowie jakiejkolwiek nacji. Miasto otrzymało również pozwolenie na budowę murów obronnych. Nigdy jednak z ostatniej części przywileju nie skorzystało. Mieszkańcy Wolborza otrzymali zwolnienie od podatków i danin. Osoby, które zdecydowały się na osiedlenie w mieście otrzymywały place, a po wybudowaniu domu były zwolnione przez 6 lat z obowiązku płacenia podatku. Wolbórz otrzymał również własne sądy. Leszek Czarny w stosunku do miasta i jego okręgu uchylił władzę mincerzy, która polegała na dokonywaniu wymiany monety oraz innych czynnościach niewyszczególnionych jednakże w treści dokumentu. Nawet w przypadku fałszerstwa monety jurysdykcja została oddana w ręce sołtysa wolborskiego, który połowę zasądzonej kary przekazywał księciu, druga zaś należała do biskupa. Zarządzenie to odnosiło się jedynie do miejscowości wymienionych w przywileju. Pozostałe ośrodki osadnicze były zobowiązane do świadczeń istniejących do tej pory, zgodnie z dyplomem wydanym wcześniej (aczkolwiek nie zostało sprecyzowane, z którym dokładnie)22. Kolejny dokument wystawiony również przez Leszka Czarnego w 1274 r. powstał w związku z wdzięcznością księcia za pomocą ludności wsi wolborskich podczas budowy mostu w Sieradzu. Przy tej okazji władca zaznaczył, że mieszkańcy kasztelanii są zwolnieni z napraw starych i nowych mostów23. W 1280 r. wszystkie przywileje wydane uprzednio przez Leszka Czarnego dla Wolborza S. A r n o l d, op. cit., s. 14-15. R. R o s i n, op. cit., s. 16-20. 19 J. D ł u g o s z, Roczniki czyli Kroniki sławnego Królestwa Polskiego, Warszawa 2009, ks. VII i VIII, s. 207. 20 P. Ż m u d z k i, Studium podzielonego Królestwa. Książę Leszek Czarny, Warszawa 2000, s. 164. 21 Z. M a z u r, Studia nad kancelarią księcia Leszka Czarnego, Wrocław 1975, s. 56. 22 S. M. Z a j ą c z k o w s k i, Źródła dotyczące Wolborza i jego okolic do końca XIII wieku, „Archiwum Wolbórki” 2002, nr 8, s. 34; P. Ż m u d z k i, op. cit., s. 165. 23 S. M. Z a j ą c z k o w s k i, op. cit., s. 34-35. 17 18 197 I wsi z nim związanych (Żarnowicy, Psar, Młynar, Kuzocina i Świątnik), zostały potwierdzone przez legata papieskiego Filipa24. W dokumencie wydanym w 1286 r. Leszek Czarny ściśle określił co ma otrzymywać w ramach tzw. prandium, podczas przejazdu przez obszar kasztelanii wolborskiej25. O ile książę przejeżdżał latem to należało mu dziennie dostarczyć: krowę i dwie owce, natomiast zimą powinny to być: dwie szynki, 30 kur, 100 jaj, ½ miary marchwi, ½ miary jagieł, ¼ sita soli. Ponadto jej mieszkańcy byli zobowiązani do udostępnienia tylu wozów, ile będzie potrzeba do przewiezienia księcia i jego orszaku, przez kasztelanię26. W 1290 r. Władysław Łokietek, książę kujawski i sieradzki, zwolnił poddanych biskupa włocławskiego, zamieszkujących kasztelanię wolborską, z obowiązku budowy (w rzeczywistości kolejnej rozbudowy) grodu w Sieradzu. W zamian za to tenże biskup został zobowiązany do dobrowolnej opłaty, wynoszącej 4 grzywny, na budowę tegoż grodu pobieranej ze wspomnianych majętności 27. Podziały wolborskiego spowodowały zróżnicowanie w ilości zachowanych dokumentów. Każda jej część otrzymywała odrębne przywileje od władcy, któremu podlegała. Najobszerniejsza liczba źródeł zachowała się dla dóbr wchodzących w skład Sieradzkiego. Od 1332 r. posiadamy informacje dotyczące części majętności, które znalazły się w Łęczyckiem. Do poł. XIV w. nic nie wiadomo o żadnym zachowanym dyplomie dla Sandomierskiego28. O istnieniu kościoła w Wolborzu dowiadujemy się dopiero z dokumentu noszącego datę 1239, choć niewątpliwie został on wybudowany znacznie wcześniej. Najprawdopodobniej stało się to już po przekazaniu kasztelanii biskupstwu włocławskiemu. W dniu 4 III 1357 r. nastąpiła druga lokacja Wolborza. Biskup włocławski Maciej z Gołańczy przeniósł miasto z prawa średzkiego na prawo magdeburskie. W wystawionym dokumencie znalazło się szereg regulacji, które miały odtąd stanowić podstawę prawną funkcjonowania miasta. Wójtostwo wolborskie zostało sprzedane Krumczonowi z Piotrkowa29 za 70 grzywien monety określanej jako toruńska. Ponadto mieszczanie zostali zobowiązani do corocznego opłacania na Świętego Marcina po 6 groszy szerokich30 waluty krakowskiej (1/6 grzywny) z każdego łanu oraz dziesięcinę. W dalszym ciągu byli zobowiązani do płacenia czynszu z placów, ogrodów i domów, który miał pobierać wójt I składać z tego rachunki biskupowi lub jego urzędnikowi. Również w zakresie kompetencji wójtowskich znalazło się prowadzenie i rozstrzyganie spraw sądowych (ale tylko w obecności biskupiego delegata). Oskarżeni, których uznano za winnych zarzucanego im czynu, musieli zapłacić dwa denary biskupowi, trzeci zaś był przekazywany wójtowi. On wraz z rajcami ustalał taksę na sprzedawane biskupowi lub jego „prokuratorowi”: chleb, mięso, piwo i inne wiktuały. Wójt nie mógł również wyzbyć się wójtostwa bez uprzedniej zgody biskupa. Sprawy sądowe przeciw wójtowi miał prowadzić biskup lub wyznaczeni Ibidem, s. 35. Z. M a z u r, op. cit., s. 57. 26 S. M. Z a j ą c z k o w s k i, op. cit., s. 35. 27 S. S i n i a r s k i, Kalendarz z dziejów Wolborza 1065-1982, Warszawa 1984, s. 17. 28 R. R o s i n, op. cit., s. 24-25. 29 Przeprowadzona kwerenda nie przyniosła rezultatu w postaci bliższych informacji o Kumczonim z Piotrkowa. 30 Grosz szeroki (nazywany również praskim lub czeskim) – został wprowadzony przez Wacława II. Początkowo przeliczano nań 12 denarów, jednakże już za panowania Kazimierza Wielkiego, w związku z dewaluacją polskich denarów, liczono za niego 16 denarów. Za: J. S z y m a ń s k i, Nauki pomocnicze historii, Warszawa 2008, s. 567. 24 25 198 przez niego sędziowie. Tracił on prawo do swojego wójtostwa o ile by go nie zamieszkiwał i wydalił się z niego samowolnie. Analogicznie było w przypadku własności mieszczan. W świetle omawianego dokumentu żaden z mieszkańców Wolborza nie mógł posiadać więcej niż dwa łany ziemi. W mieście powinny się znajdować: łaźnie, jatki rzeźnicze i szewskie, kramy z chlebem i innymi wiktuałami, z których dochód miał pobierać wójt. Do wójtostwa został włączony również młyn, jednakże każdy mógł z niego korzystać, mając jednak na uwadze aby nie wyrządzić żadnej szkody w nim lub w jego zabudowaniach. Miasto otrzymało również las położony pomiędzy rzekami Moszczenicą a Wolbórką i długi most prowadzący do Rawy oraz łan smugowy wymierzony z każdej morgi aby biskupowi corocznie płacono tyle ile się płaci z innych morgów udzielonych miastu, a także bagnisko położone w okolicach Moszczenicy za mostem prowadzącym do Psar31. O ile pierwsza lokacja Wolborza z roku 1273 najprawdopodobniej dotyczyła obszaru tzw. Starego Miasta, ewentualnie osady targowej, to z pewnością druga obejmowała jedynie osadę targową, czyli teren obecnego miasta32. Druga lokacja, jak uważają E. Szelągowska i W. Witkowski, nie pociągnęła za sobą żadnych znanych zmian w rozplanowaniu miasta i jego wyglądzie. Reprezentowało ono typ miasta owalnicowego średniej wielkości. Z rynku wybiegały cztery ulice główne i cztery poprzeczne (po dwie z narożnika), które zbiegały się w odległości ok. 120 m od rynku. Należy jednak zwrócić uwagę na fakt, iż w odróżnieniu od typowego układu owalnicowego kościół w Wolborzu znajduje się w środku owalnicy, natomiast ulice poprzeczne wybiegają z narożników rynku podczas gdy w owalnicach pierwotnych osad targowych, wybiegały one z głównych ulic poza rynkiem. Ponadto ulice wybiegające z jego narożników mają wspólny wlot, lecz zewnętrzna pierzeja ulicy głównej jest cofnięta w stosunku wydłużonej pierzei rynkowej, co należy uznać za cechę charakterystyczną (podobnie jak i dwie różnice wzmiankowane powyżej) dla planów miast powstałych w II poł. XIII w. Na tej podstawie autorzy opracowania historyczno-urbanistycznego Wolborza, uznali układ tego miasta jest XIII-wiecznym naśladownictwem dawnych układów owalnicowych33. Po drugiej lokacji podstawą funkcjonowania miasta nie była już gospodarka leśna i łowiectwo, lecz wzrosło znaczenie eksploatacji rolnej zwłaszcza, że przez Wolbórz przebiegał ważny w skali ogólnokrajowej szlak tranzytowy, a miasto już w tym czasie było dojrzałe organizacyjnie i przystosowane do pełnienia funkcji usługowych34. Druga połowa XIV w. to kolejne lokacje. Latem 1362 r. biskup Maciej nadał Mikołajowi, sołtysowi wsi Polichno, las do lokowania. W dokumencie opisane zostały granice nadanego lasu wraz z informacją, gdzie miała powstać nowa osada35. W roku kolejnym ten sam biskup włocławski nadał Wojciechowi Janowicowi z Zakrzewa wieś Wiaderno, należącą do kasztelanii wolborskiej, wraz pozwoleniem na jej lokację na prawie niemieckim. Sołtys zapłacił za to biskupowi 10 grzywien i otrzymał od niego 3 łany wolne od czynszu oraz bór położony po lewej stronie drogi wiodącej z Wolborza do Nagórzyc. Ponadto uzyskał prawo 31 DKM, nr 77, s. 143-145; J. G r y g l e w s k i, Wolbórz (Odbitka z „Rocznika 1872”), Piotrków Trybunalski 1994, s. 6. 32 W. P u g e t, Wolbórz. Dzieje miasta i rezydencji biskupów kujawskich, [w:] Sarmatia Artistica: księga pamiątkowa ku czci Profesora Władysława Tomkiewicza, red. A. G i e y s z t o r, Warszawa 1968, s. 164. 33 E. S z e l ą g o w s k a, W. W i t k o w s k i, Wolbórz. Studium historyczno – urbanistyczne gminy i wytyczne konserwatorskie, Łódź 1998, s. 4. [Studium przechowywane w Archiwum Wojewódzkiego Urzędu Ochrony Zabytków Delegatury w Piotrkowie Trybunalskim] 34 W. P u g e t, op. cit., s. 166. 35 DKM, nr 79, s. 147. 199 do budowy młyna. Kmiecie z kolei otrzymali 14 lat wolnizny, zaś po upływie tego czasu mieli płacić po 6 skojców (¼ grzywny) z łana36. Na podobnych zasadach odbywały się lokacje w innych wolborskich dobrach37. O znaczeniu jakie posiadała w tym czasie kasztelania, a zwłaszcza jej główne miasto, świadczy fakt, że po śmierci biskupa Zbyluta, Drogosz z rodu Pałuków, starosta sieradzki, jak opisał to Jan z Czarnkowa, podstępnie ją zajął. Powodem gwałtu uczynionego Henrykowi, kanonikowi włocławskiemu i jednocześnie „prokuratorowi” tejże kasztelanii, była według kronikarza, obawa starosty o to czy jego brat Mikołaj z Chrobrza, kantor włocławski, wychowywany przez Zbyluta i jego poprzedników, zostanie wybrany nowym biskupem. Mieszczanie wolborscy chcieli siłą wyrzucić Jakusza Guczkowskiego, działającego w imieniu swego pana, lecz nie zgodził się na to sam Henryk. Z tego powodu podejrzewano go o współudział w zdradzie38. Po niecnym zajęciu zajęciu Wolborza, Drogosz za pośrednictwem swego sługi nie tylko wymagał różnych opłat od mieszkańców powiatu wolborskiego, lecz uciemiężał ich różnymi poborami, nakładając na ubogich ciężkie podatki, dobytek zaś, bydło i wszelkie zwierzęta z folwarków spędzał i na swój użytek, ku pohańbieniu czci swojej, obracał, wyzbywszy się bojaźni Bożej i uczciwości39. Właśnie w „Kronice” Jana z Czarnkowa pojawiła się pierwsza wzmianka o castrum w Wolborzu40. Został on wybudowany z inicjatywy Macieja z Gołańczy lub jego bratanka I następcy Zbyluta41. Dynamiczny rozwój działalności fundacyjnej w biskupstwie był spowodowany obecnością na stolcu biskupim wspomnianego już biskupów, którzy ze względu na zniszczenie Kujaw podczas wojny z Zakonem Krzyżackim pojęli się intensywnej działalności budowlanej42. Kolejny najazd na Wolbórz, zajęcie zamku i przyległych do klucza wolborskiego dóbr, miał miejsce gdy Jan Kropidło po raz drugi (1402 r.) zasiadł na włocławskim stolcu biskupim. Jego powtórne objęcie tego stanowiska wielu osobom nie odpowiadało, a z pewnością nie Klemensowi z Moskarzewa, kasztelanowi wiślickiemu, i Piotrowi Kmicie ze Śliwnik, wojewodzie sandomierskiemu, którzy najprawdopodobniej z tego właśnie powodu zajęli te dobra. Toteż w 1403 r. biskup złożył na nich skargę przed komisją apostolską43. Trzy lata później została potwierdzona przez papieża Grzegorza XII darowizna Jana Kropidło klucza dóbr wolborskich kapitule włocławskiej. Miała to być rekompensata z powodu utraty prepozytury kapituły kolegiackiej krakowskiej św. Michała, należącej do stołu biskupów włocławskich. Dochód z tej prepozytury wynosił 2 tys. grzywien rocznie44. Ibidem, nr 80, s. 149-150. S. M. Z a j ą c z k o w s k i, Uwagi nad dziejami dóbr łaznowskich i niesułkowskich biskupstwa włocławskiego do końca XVI wieku, Łódź 2000, s. 52-53. 38 Kronika Jana z Czarnkowa, Kraków 2006, s. 136. 39 Ibidem, s. 137. 40 Ibidem, s. 136. 41 L. K a j z e r, Wolbórz, woj. łódzkie, [w:] Leksykon zamków w Polsce, red. L. K a j z e r, S. K o ł o d z i e j s k i, J. S a l m, Warszawa 2007, s. 545. 42 L. K a j z e r, Zamki i społeczeństwo. Przemiany architektury i budownictwa obronnego w Polsce w X-XVIII wieku, Łódź 1993, s. 145-147. 43 J. K o r y t k o w s k i, Arcybiskupi gnieźnieńscy, prymasowie, metropolici polscy od roku 1000 aż do roku 1821, czyli do połączenia Arcybiskupstwa gnieźnieńskiego z Biskupstwem poznańskim, Poznań 1888, t. I, s. 729. 44 Monumenta Historica Dioeceseos Wladislaviensis, wyd. S. C h o d y ń s k i, Włocławek 1897, t. XIV, nr 40, s. 10. 36 37 200 Biskup jednak nie przestrzegał wydanego przez siebie rozporządzenia w sprawie przekazania dóbr kolegium duchownych, z tego powodu prałaci i kanonicy wnieśli przeciw niemu w 1410 r. sprawę do sądu kościelnego45. Jednak dopiero osiem lat później Jan Kropidło zobowiązał się ustąpić z zajętych dóbr wolborskich. Dokonano wtedy również podziału dochodów pochodzących z tych majętności pomiędzy biskupem a kapitułą46. Wolbórz i tamtejszy zamek zostały przekazane w dożywotnie posiadanie Janowi, proboszczowi kruszwickiemu i kanonikowi włocławskiemu47. Jednakże w kolejnych latach kwestia przynależności kasztelanii wolborskiej pozostawała nierozwiązana. Decyzją sądu rozjemczego biskup Jan Kropidło miał się postarać o wieczystą inkorporację probostwa kolegiaty św. Michała do stołu kapituły włocławskiej do końca sierpnia 1419 r. Gdyby jednak tego nie dokonał winien oddać kapitule kasztelanię wolborską, którą kapituła miała posiadać do czasu odzyskania przez Jana lub jego następców wspomnianego probostwa (do którego faktycznie nigdy nie doszło). Dopiero biskup Krzesław z Kurozwęk na sejmie korczyńskim w 1502 r. wyjednał od króla Aleksandra w zamian za prepozyturę św. Michała parafię Gąbin48. Wolbórz z czasem zyskał na znaczeniu politycznym a w pewnym sensie także strategicznym. Związane to było z objęciem panowania przez Władysława Jagiełłę i jego permanentnym konfliktem z Zakonem Krzyżackim, który doprowadził do zbrojnych rozstrzygnięć. Wolbórz, jako jedno z centralnie położonych miast, leżący na zbiegu ważnych szlaków komunikacyjnych, stał się miejscem koncentracji wojsk. Dnia 9 IX 1409 r., już po wkroczeniu wojsk krzyżackich na ziemie polskie, król Władysław Jagiełło przebywając w mieście wydał drugi memoriał, w którym zarzucił Krzyżakom, że niesłusznie oskarżają go o odstępstwa od wiary i podburzanie pogan przeciw chrześcijanom49. Następnie władca opisał wszystkie nieprawości uczynione przez Zakon na Żmudzi. Do memoriału dołączono 29 artykułów inkryminacyjnych. Pierwsze podważały słuszność postępowania Krzyżaków, którzy wykorzystywali pogan do prowadzenia działań zbrojnych przeciw chrześcijańskim Litwinom oraz niszczyli zakładane przez Władysława i Witolda kościoły. W kolejnych wymieniono krzywdy polityczne i gospodarcze. W ostatnim artykule król podkreślił, że Zakon niesłusznie rozsiewa po Europie zarzuty o tym, że on wraz z poganami pragnie prześladować chrześcijan50. Wtedy również pod Wolborzem zebrało się rycerstwo z ziem krakowskiej, lubelskiej (zapewne chodziło o ziemię sandomierską), ruskiej i podolskiej, by pod koniec miesiąca wyruszyć pod zajętą przez Krzyżaków Bydgoszcz. Już 5 października załoga obleganego miasta poddała się, a trzy dni później zawarto rozejm, który miał trwać do 24 VI 1410 r.51 Wraz z upływem terminu zawieszenia broni nastąpiła ponowna koncentracja wojsk. Tego dnia, jak odnotował Jan Długosz, w Wolborzu, gdzie przebywał wówczas monarcha, zjawili się wysłannicy Zygmunta Luksemburskiego, króla Węgier, Mikołaj Gara, palatyn Ibidem, nr 41, s. 10. Ibidem, nr 484, s. 54. 47 Ibidem, t. XXV, nr 160, s. 21. 48 Statuty kapituły katedralnej włocławskiej, wyd. J. F i j a ł e k, Kraków 1915, s. 120; S. L i b r o w s k i, Kapituła katedralna włocławska. Zarys dziejów i organizacji, Warszawa 1949, s. 81. 49 S. J ó ź w i a k, K. K w i a t k o w s k i, A. S z w e d a, S. S z y b k o w s k i, Wojna Polski i Litwy z Zakonem Krzyżackim w latach 1409-1411, Malbork 2010, s. 188. 50 J. K r z y ż a n o w s k a, J. O c h m a ń s k i, Władysław II Jagiełło, Wrocław 2006, s. 198; J. K r z y ż a n o w s k a, Kancelaria królewska Władysław Jagiełły, Poznań 1972, s. 154. 51 H. Ł o w m i a ń s k i, Polityka Jagiellonów, Poznań 2006, s. 104; S. M. K u c z y ń s k i, Wielka Wojna z Zakonem Krzyżackim w latach 1409-1411, Warszawa 1966, s. 144-146. 45 46 201 węgierski, Ścibor ze Ściborzyc, wojewoda siedmiogrodzki, i Jerzy Kercz [Gersdorf] ze Śląska, z propozycją przedłużenia rozejmu. Król zgodził się przesunąć termin o 10 dni, tj. do 4 lipca, lecz już 24 czerwca, wyruszył wraz z rycerstwem z Wolborza52. Zwycięstwo grunwaldzkie i pokój toruński nie poskutkowały zakończeniem konfliktu. Fiasko rokowań podejmowanych w kolejnych latach doprowadziło do wznowienia działań militarnych. W 1414 r. wojsko ponownie skoncentrowało się pod Wolborzem, gdzie zjawił się król, by stąd wyruszyć tą samą drogą, którą kierował się na Grunwald na ponowne spotkanie z armią Zakonu53. Trwający konflikt polsko – krzyżacki skutkował tym, że rycerstwo w Wolborzu zebrało się jeszcze w 1419 i 1422 r. W 1422 r. zanim po raz kolejny została wypowiedziana wojna Krzyżakom, w mieście zjawił się Magnus de Sachsen-Lauenburg, książę meklemburski i biskup kamieński, oferując swoją pomoc. Zawarto wówczas przymierze. Po skoncentrowaniu wojsk, 14 VII 1422 r., Jagiełło wypowiedział Zakonowi wojnę54. W kolejnych latach miasto nie było już miejscem zbiórki rycerstwa. Wolborzanie jedynie w 1458 r. brali udział w wyprawie przeciw Krzyżakom, którzy zajęli zamek w Malborku55. Wolbórz nie pełnił wyłącznie miejsca koncentracji wojsk. Król często bywał w mieście i przyjmował zagranicznych gości56. W 1420 r. zjawili się tu posłowie czescy: Hynka z Holsztyna v. Waldestein, Halescha z Wrzeszczowa, Simon i Taniczka, rajcowie z Pragi oraz duchowni Jan zwany Kardynałem i Piotr Anglik. Zaproponowali oni Władysławowi koronę czeską. Król po naradzie odpowiedział, że musi się wpierw porozumieć z Witoldem. Ostatecznie jednak nie przyjął czeskiej propozycji57. W 1418 r. monarcha potwierdził przywileje wydane dla Wolborza w 1269 r., natomiast w 1433 r. nadane temu miastu prawo magdeburskie i przeniósł je na wszystkie wsie należące do dóbr wolborskich, by w ten sposób wyrównać straty spowodowane przez przemarsze wojsk królewskich. Wójt otrzymał pozwolenie na rozstrzyganie z prawem miecza wszystkich spraw cywilnych i kryminalnych, takich jak: podpalenie, rozbój, ciężkie rany, zabójstwo etc. Kolejny władca, Władysław Warneńczyk, poszerzył ten przywilej, rozciągając go na okoliczne wsie58. Dwa razy w obecności króla Jagiełły miasto stało się miejscem obrad sądów wiecowych ziemi sieradzkiej59. Pierwszy odbył się w roku 1428, a kolejny w 143260. Zaliczano je do sądów wyższych. Zbierały się one trzy razy w roku (a od 1454 r. jedynie raz) na tzw. roki wielkie. Z reguły w imieniu króla przewodniczył im starosta lub wojewoda. Jako, że uznawano je za wyraz woli monarchy, najwyższego sędziego, ich wyrok był ostateczny61. 52 J. D ł u g o s z, op. cit., ks. X i XI, s. 73-74; S. M. K u c z y ń s k i, Bitwa pod Grunwaldem, Katowice 1985, s. 93. J. D ł u g o s z, op. cit., s. 33. Ibidem, s. 103-104, 177-178. 55 M. B i s k u p, Trzynastoletnia wojna z Zakonem Krzyżackim, Warszawa 1967, s. 521. 56 Podczas swojego panowania gościł w Wolborzu lub jego najbliższej okolicy 15 razy. A. G ą s i o r o w s k i, Itinerarium króla Władysława Jagiełły 1386-1434, Warszawa 1972, s. 107. 57 J. D ł u g o s z, op. cit., s. 139, 149. 58 Archiwum Państwowe w Piotrkowie Trybunalskim, Akta miasta Wolborza. Odpisy przywilejów miasta Wolborza, sygn. 1. 59 W 1409 r. miał się rzekomo odbyć sejm w Wolborzu. Informację o tym wydarzeniu zawarł w „Kalendarium” S. Siniarski powołując się na „Teki Pstrokońskiego”. 60 W. P u g e t, op. cit., s. 166. 61 J. B a r d a c h, Historia państwa i prawa Polski. Do połowy XV wieku, Warszawa 1973, s. 479-480. 53 54 202 W 1464 r. w wyniku pożaru uległ zniszczeniu zamek wolborski. Dopiero co nominowany na włocławski stolec biskupi, Jakub z Sienna, synowiec Zbigniewa Oleśnickiego, znacznymi nakładami finansowymi odbudował go62. Dodatkowo aby pomnożyć dochody w kluczu dóbr wolborskich, założył dwa znacznych rozmiarów stawy rybne63. W tym czasie Jan Gruszczyński został wybrany arcybiskupem gnieźnieńskim. Nowy metropolita popierał politykę Kazimierza Jagiellończyka i pomimo powszechnego niezadowolenia z powodu znacznych ciężarów wojennych nakładanych przez tegoż monarchę w czasie wojny pruskiej i tak zdecydował się zwołać synod prowincjonalny, na którym zobowiązał duchownych do złożenia nowej kontrybucji. Miejscem zjazdu został Wolbórz, aczkolwiek sam J. Korytkowski odnotowując tę informację poddał wątpliwości jej wiarygodność64. W latach kolejnych następował dalszy rozwój Wolborza i Wolborszczyzny, który kończą nawiedzające je pożary i zarazy w latach: 1618, 1625, 1631, 1648. Natomiast definitywny kres świetności nadszedł wraz z najazdem Karola X Gustawa na Rzeczpospolitą w 1655 r.65 L. K a j z e r, Wolbórz..., s. 545. F. R z e p n i c k i, Vitae praesulum Poloniae et Magni Ducatus Lithuaniae, Poznań 1761, t. I, s. 103; Słownik geograficzny Królestwa Polskiego i innych krajów słowiańskich, Warszawa 1893, t. XIII, s. 825. 64 J. K o r y t k o w s k i, op. cit., t. II, s. 349. 65 J. G r y g l e w s k i, op. cit., s. 21. 62 63 203 Filip Gończyński – Jussis Uniwersytet Marii Curie – Skłodowskiej w Lublinie O TYM, JAK NA LUBELSZCZYŹNIE KOLONIJ ŻĄDANO, CZYLI POLSKIE ASPIRACJE KOLONIALNE LAT 30. W SKALI LOKALNEJ Polskie aspiracje kolonialne okresu międzywojennego dały znać o sobie już u zarania odzyskanej państwowości. Upowszechnianie programu ekspansji zamorskiej datuje się jednak od początku lat 30. W 1936 r. te postulaty zostały podjęte i rozszerzone przez władze ministerialne. Jednocześnie w ograniczonym zakresie próbowano zainicjować zwarte narodowościowo osadnictwo polskie na terenach kilku państw Ameryki Południowej – co według różnych badaczy zakończyło się niepowodzeniem lub kompletnym fiaskiem1. Równocześnie podjęto akcję propagowania haseł kolonialnych wśród obywateli kraju. Właśnie temu ostatniemu aspektowi chcę poświęcić moją uwagę. Za przykład wezmę teren województwa lubelskiego, gdyż ze względu na jego położenie, skład narodowościowy i społeczny ludności, a także niewielką skalę uprzemysłowienia Lubelszczyzna stanowiła typowy prowincjonalny region II RP. Zanim omówię metody mobilizowania społeczeństwa wokół idei pozyskania kolonii i samą treść tych koncepcji, przedstawię ramy organizacyjne „kolonialnych” działań. Głównym propagatorem ekspansji zamorskiej II RP była Liga Morska i Kolonialna (LMiK). Jej działalność można podzielić na dwa okresy. Pierwszy z nich trwał od włączenia celów kolonialnych do jej programu w 1929 r.2 aż do 1936 r. Charakteryzował się podejmowaniem za granicą własnych inicjatyw w celu pozyskania kolonii. Drugi zaś obejmował ostatnie trzy przedwojenne lata, kiedy to ster działań na arenie międzynarodowej objęło MSZ, a Liga skupiła swe wysiłki na wzmożonej w porównaniu do poprzedniego okresu propagandzie wewnątrz kraju. LMiK na przestrzeni lat 30. stała się organizacją masową, posiadającą placówki na terenie całego kraju. Istotną rolę w tym procesie odegrało zaangażowanie w jej działalność prominentnych polityków należących lub zbliżonych do piłsudczykowskich elit władzy (m.in. generałowie Orlicz–Dreszer i Sosnkowski, wiceministrowie przemysłu i handlu Kożuchowski i Doleżal) oraz poparcie administracji państwowej. Kwestia kolonialna stanowiła tylko jedną z kilku sfer aktywności Ligi. Do połowy lat 30. na poziomie lokalnym zdecydowanie dominowały nad nią takie 1 Na temat dążenia II RP do zdobycia kolonii: Z. B u j k i e w i c z, Aspiracje kolonialne w polityce zagranicznej Polski w dwudziestoleciu międzywojennym, Zielona Góra 1998; P. F i k t u s, Polska myśl kolonialna u progu II RP, [w:] Na szlakach Niepodległej. Polska myśl polityczna i prawna w latach 1918 – 1939, red. M. M a r s z a ł, M. S a d o w s k i, Wrocław 2009, s. 339-355; A. G a r l i c k i, Problemy kolonialne w opinii MSZ w 1936 r., [w:] Naród i państwo, red. T. C i e ś l a k, Warszawa 1969, s. 107-115; E. K o ł o d z i e j, Wychodźstwo zarobkowe z Polski 1918-1939. Studia nad polityką emigracyjną II Rzeczypospolitej, Warszawa 1982, s. 192-211, 236-252; M. A. K o w a l s k i, Dyskurs kolonialny w Drugiej Rzeczypospolitej, Warszawa 2010; M. K o r e y w o R y b c z y ń s k a, Polityka Polski wobec emigracji w Ameryce Łacińskiej. Od mirażu ekspansji do polityki współpracy, [w:] Dzieje Polonii w Ameryce Łacińskiej, red. M. K u l a, Wrocław 1983, s. 456-471. Ta tematyka bywa ostatnio poruszana także w popularnych publikacjach, często w przesadnie czarnych barwach: J. Ł u b a W r ó b l e w s k a, Może Argentyna, „Karta” 2011, z. 69, s. 40-49. 2 „Morze”, IX-X 1929, s. 18. Na temat struktur i programu LMiK, vide: T . B i a ł a s , Liga Morska i Kolonialna 1930-1939, Gdańsk 1983. 205 działania, jak rozbudowa sieci terenowej, organizacja dorocznego Święta Morza czy zbiórka ofiar na Fundusz Obrony Morskiej (FOM) mający na celu rozbudowę floty. Nie inaczej było na terenie województwa lubelskiego. Tutejsze struktury organizacji, wtedy jeszcze funkcjonującej pod nazwą Ligi Morskiej i Rzecznej zaczęły powstawać w latach 20. (w IV 1928 r. funkcjonowało 6 oddziałów)3. Gwałtowny rozwój ilościowy można zaobserwować od ustanowienia w XII 1931 r. okręgu, tożsamego terytorialnie z województwem. W ciągu półtora roku placówki LMiK założono w każdym mieście powiatowym,4 w IV 1934 r. istniały już 104 oddziały skupiające ponad 19 tys. członków5. W tym okresie Liga otrzymała poważny impuls rozwojowy – powierzenie jej prowadzenia zbiórki FOM przyspieszyło zakładanie struktur w mniejszych miejscowościach i zaowocowało podwojeniem liczby członków w ciągu niespełna roku6. Taki postęp nie byłby możliwy bez inspirowanego okólnikami władz wyższych instancji zaangażowania w działalność LMiK kadry urzędniczej starostw i zarządów gminnych. Należy jednak podkreślić, że w zarządach oddziałów i kół Ligi byli licznie reprezentowani także inni przedstawiciele prowincjonalnej elity (nauczyciele, kler rzymskokatolicki czy oficerowie WP), a organizowane przez nią imprezy zdobyły chyba rzeczywistą popularność wśród ludności. Jednak tempo rozrostu struktur znacznie wyhamowało w drugiej połowie dekady. Wiosną 1939 r. okręg liczył prawie 63 tys. członków (z czego ponad 1/3 stanowiła młodzież zrzeszona w kołach szkolnych), co stawiało go na piątym miejscu w skali kraju7. Popularyzacja tematyki kolonialnej była obecna w działaniach Ligi na Lubelszczyźnie już w początkach lat 30. Jej program stanowił zresztą organiczną całość. W skrócie zakładał on osiągnięcie przez Polskę rzeczywistej mocarstwowości dzięki przebudowie psychiki narodu, zwróceniu jego uwagi ku morzu, odpowiedniemu zagospodarowaniu osiągniętego do niego dostępu (przede wszystkim przez stworzenie dostatecznie silnej floty wojennej i handlowej) oraz pozyskaniu zamorskich terenów wystarczających do osiedlenia tam nadmiaru ludności i uniezależnienia gospodarczego przez dostęp do surowców. Warto zauważyć, że „kolonje” niekoniecznie musiały oznaczać terytoria pod suwerenną władzą RP – dopuszczano także kondominium lub autonomiczną strefę monoetnicznego osadnictwa. Realizacja tej doktryny była obliczona na lata, a sugestią horyzontu czasowego wdrożenia tych planów mogły być wypowiedzi działaczy LMiK o mających się utrzymać do końca lat 40. zdolnościach absorpcyjnych wschodnich terenów kraju8. Zarzut o oderwanie postulatów kolonialnych od rzeczywistości ich propagatorzy obalali tezą, według której zdobycie kolonii rozwiązałoby wszelkie niedostatki i bolączki życia gospodarczo– społecznego państwa. Na ówczesnym etapie głównym celem Ligi były prace przygotowawcze, a przede wszystkim propagowanie wizji kolonialnej w społeczeństwie. Najczęstszą formą stosowaną przez LMiK w celu popularyzacji tematyki kolonialnej były początkowo odczyty. Dotyczyły one m.in. osadnictwa polskiego w Brazylii i Angoli, praktyki kolonialnej innych państw czy ogólnie możliwości RP w tej dziedzinie. Z okazji „Morze”, IV 1928, s. 24. „Głos Lubelski”, 11 IV 1933, s. 5. 5 Sprawozdanie Okręgu Lubelskiego Ligi Morskiej i Kolonialnej za rok 1933, Lublin 1934, s. 19. 6 Sprawozdanie Okręgu Lubelskiego Ligi Morskiej i Kolonialnej za rok 1934, Lublin 1935, s. 15. 7 APL, Starostwo Grodzkie Lubelskie, sygn. 501, k. 9, Zjazd Okręgowy L. M. i K., T. B i a ł a s, op. cit., s. 41. 8 Polska musi mieć kolonie [wywiad z gen. S. Kwaśniewskim], „Morze”, II 1937, s. 10. To twierdzenie przewodniczącego ZG LMiK dostrzeżono także na łamach prasy lubelskiej – Kolonie i kolonizacja, „Front Pracy”, II 1937, s. 10. Vide: LMiK: P. O l s t o w s k i, Generał Gustaw Orlicz – Dreszer. Dowódca wojskowy i działacz polityczny, Toruń 2002, s. 339-346. 3 4 206 50. rocznicy wyprawy Szolca–Rogozińskiego, uważanego za pioniera polskiej aktywności kolonialnej, do Kamerunu zorganizowano na KUL Akademię Morską9. Szczególnym zainteresowaniem publiczności (sięgającej nawet tysiąca osób) cieszyły się prelekcje dotyczące Abisynii, organizowane już po wybuchu wojny10. Prowadzono także działania naukowe, które pomimo planów nie przybrały trwalszej formy instytucjonalnej, jak istniejący przy Zarządzie Okręgu klub dyskusyjny. Badał on tematykę Ameryki Płd. I kompletował dotyczący jej księgozbiór. Tą inicjatywą kierował przewodniczący sekcji kolonialnej przy ZO, prof. Witold Krzyżanowski, angażując do niej swoich studentów z KUL, zwłaszcza członków korporacji „Gdynia”. Grupa ta podtrzymywała też kontakt z polonią brazylijską prowadząc na jej rzecz zbiórki książek11. Wymierną formą poparcia haseł kolonialnych była prowadzona od 1931 r. zbiórka na Fundusz Akcji Kolonialnej, mający finansować m.in. wykup przez LMiK koncesji osadniczych czy prowadzenie własnych wypraw badawczych. Apelowano, by jego konto zasilał każdy Polak dobrej woli mający na względzie mocarstwowe ambicje państwa. Wspomóc ten cel miała m.in. połączona z loterią fantową Wielka Zabawa Wiosenna zorganizowana w lubelskim Ogrodzie Saskim w VI 1932 r., czy też rozprzedaż ekskluzywnych medali pamiątkowych wybitych na piętnastolecie odzyskania dostępu do morza, a także amatorskie przedstawienia teatralne. Zbiórka nie dawała zbyt wysokich rezultatów – np. w 1937 r. w całym województwie zebrano zaledwie 1649 zł, natomiast wpływy z Dni Kolonialnych z 1938 r. wyniosły 4005 zł (w większości był to dochód ze sprzedaży materiałów propagandowych), co stawiało województwo lubelskie dopiero na jedenastym miejscu w kraju. Większą popularnością cieszył się wśród ofiarodawców FOM12. Pewien lubelski akcent zaistniał także w międzynarodowych działaniach LMiK. Prezes Zarządu Okręgu Lubelskiego, płk dypl. Stefan Iwanowski, został delegowany przez ligową centralę do krajów Ameryki Łacińskiej, by zbadać możliwości nawiązania z nimi stosunków handlowych przez Polskę. Pobyt na Haiti, Santo Domingo w Wenezueli i Kolumbii latem 1935 r. budził liczne kontrowersje wśród wyższych urzędników MPiH i MSZ. Iwanowski, mający za zadanie pozyskać informacje gospodarcze, nadał swej misji charakter półoficjalny, a co więcej zawarł z szefem haitańskiej dyplomacji projekt traktatu handlowego, który zawierał m.in. wstępne zobowiązanie do importu 100 ton kawy rocznie. Zarzucono mu brak współpracy z polskimi przedstawicielstwami, w większości konsulatami honorowymi, i całkowitą amatorszczyznę przy prowadzonych bez instrukcji pertraktacjach. Mimo że karaibskich ustaleń pułkownika nie zatwierdzono, władze LMiK nie wyciągnęły wobec niego konsekwencji. Iwanowski pozostał na swoim stanowisku, a cykl odczytów wygłoszonych w większych miastach Lubelszczyzny, w których relacjonował swe wrażenia 9 „Głos Lubelski”, 12 V 1932, s. 2. Ibidem, 6 XII 1932. s. 5, Ibidem, 3 V 1933, s. 5; „Gazeta Radzyńska”, 1 VIII 1935, s. 7; „Kronika Nadbużańska”, 24 XI 1936, s. 4. 10 „Głos Lubelski”, 21 I 1936, s. 5; „Podlasie”, 15 X 1935, s. 5-6. 11 Sprawozdanie Okręgu Lubelskiego Ligi Morskiej i Kolonialnej za rok 1934…, s. 26-27; Sprawozdanie Okręgu Lubelskiego Ligi Morskiej i Kolonialnej za rok 1935, Lublin 1936, s. 25-26; Archiwum Katolickiego Uniwersytetu Lubelskiego, sygn.. 288, Sprawozdanie z działalności korporacji Gdynia za 1935, Sprawozdanie z działalności korporacji Gdynia za 1936. Przesyłanie polskiego piśmiennictwa skupiskom emigracyjnym było jedną z zalecanych dziedzin działalności kół szkolnych – W. K u l e s z a, Młodzież a morze, „Polska na Morzu”, IV 1934, s. 12. 12 AAN, Akta Franciszka Doleżala, 34, k. 74; APL, O/R, Liga Morska i Kolonialna – Obwód w Łukowie, sygn. 2, k. 10; Zb. J., Co to jest F.A.K., „Polska na Morzu”, X 1936, s. 9; „Głos Lubelski”, 7 VI 1932, s. 6; 2 IV 1933, s. 6; Medal pamiątkowy Ligi Morskiej i Kolonjalnej, „Lubartowiak”, 1 X 1935, s. 1-2; Sprawozdanie Okręgu Lubelskiego Ligi Morskiej i Kolonialnej za rok 1937, Lublin 1938, s. 22. 207 z podróży i wcześniejszego pobytu wśród polonii amerykańskiej cieszył się dużym powodzeniem13. Kulminacją działań propagandowych LMiK dotyczących tematyki kolonialnej były dwukrotnie organizowane Dni Kolonialne. Pierwsza edycja odbyła się w dniach 2123 XI 1936 r., co zbiegło się w czasie z pierwszymi oficjalnymi wystąpieniami polskiej dyplomacji w sprawie likwidacji ograniczeń imigracyjnych i dostępu do surowców14. Na terenie Lubelszczyzny obchody organizowała sieć ponad 180 komitetów, w przytłaczającej większości złożonych z działaczy LMiK. Wydarzenie zostało odpowiednio nagłośnione w prasie, być może pewną zachętę dla publicystów stanowił konkurs na najlepszy artykuł poruszający kwestię kolonii rozpisany przez Komitet Wykonawczy koordynujący organizację uroczystości w województwie. Głównym punktem obchodów były Apele Kolonialne, na których zebrani po wysłuchaniu adekwatnego w treści referatu, a nieraz i części artystycznej, przyjmowali rezolucje, w których domagali się uznania na arenie międzynarodowej praw Polski do „Zamorza”. Apele zasadniczo były połączone z zebraniami oddziałów LMiK, jednak taką formę manifestacji organizowano również w ramach drużyn harcerskich, a rezolucje były wystawiane do podpisu niezrzeszonemu społeczeństwu. W terenie dokładano wysiłków, by rady gromadzkie przyjmowały takie odezwy na specjalnych zebraniach. Organizatorzy mieli też próbować nakłaniać duchowieństwo do poruszania tematyki kolonialnej w kazaniach. Sugerowano wysokość okolicznościowych ofiar, jakie koła i oddziały LMiK powinny złożyć w tych dniach na FAK15. O tym, że duża część dni kolonialnych była inscenizowana centralnie świadczą też rozsyłane w dół hierarchii Ligi wzory odczytów, którymi prelegenci mogli się wesprzeć podczas apelów. Trzeba zaznaczyć, iż LMiK publikowała wiele materiałów przeznaczonych do wspomagania referatów i publicystyki lokalnych działaczy, a także wydawała pełniące podobne funkcje biuletyny prasowe. Podobieństwo treści i identyczność argumentacji większości artykułów morsko – kolonialnych prasy prowincjonalnej nie jest więc przypadkowe. Jednak w wypadku materiałów przygotowanych na dni kolonialne mamy do czynienia z gotowymi do odczytania przemówieniami. W 1938 r. przygotowano różne ich wersje, dostosowując do odbiorców formę językową i szczegółowość wykładu. We wzorcowym odczycie dla inteligencji obficie operowano danymi statystycznymi dotyczącymi importu towarów kolonialnych, odwołując się do dobra państwa i interesu wspólnego. W materiale przeznaczonym dla ludności wiejskiej kładziono nacisk na perspektywę dobrobytu, tańszych towarów dostępnych dla rolników i większe szanse zatrudnienia w miastach. Dla uczniów szkół powszechnych natomiast przygotowano wykład zawierający tłumaczenie podstawowych pojęć i wskazujący na konieczność mobilizacji wokół aspiracji kolonialnych całego narodu. W każdym wzorze posługiwano się trzema głównymi argumentami, podstawowymi dla całej retoryki kolonialnej LMiK: 13 AAN, MSZ, sygn. 3376, k. 1-69. Ocena misji Iwanowskiego nie była jednoznaczna, ale jego postawy bronili przede wszystkim urzędnicy związani z LMiK. Relacje z odczytów: „Lubartowiak”, 15 XII 1935, s. 9; „Życie Lubelskie”, 23 II 1936, s. 8; „Głos Lubelski”, 20 X 1936, s. 5. 14 Z. B u j k i e w i c z, op. cit., s. 74, 91. Zdaniem tego badacza działalność Ligi w sprawach kolonialnych była od 1938 r. całkowicie podporządkowana dyrektywom MSZ (tamże, s. 99). 15 AAN, Związek Harcerstwa Polskiego, sygn. 1494, k. 17, 25-26, 40-41, 57; Archiwum Państwowe w Lublinie, Oddział w Kraśniku, Akta gminy Zakrzówek, sygn. 519, k. 20-21; Sprawozdanie Okręgu Lubelskiego Ligi Morskiej i Kolonialnej za rok 1936, Lublin 1937, s. 29-31; „Głos Lubelski”: 1 XI 1936, s. 7; 18 XI 1936, s. 5; 19 XI 1936, s. 5, 25 XI 1936, s. 5; „Lubartowiak”, 1 XII 1936, s. 9. 208 zamorskie tereny miały być przede wszystkim źródłem surowców, a także stanowić wyrównujące bilans handlowy nowe rynki zbytu i obszary przeznaczone pod emigrację nadwyżki ludności16. Dni Kolonialne były okresem najwyższego natężenia w prasie publicystyki prokolonialnej. W mniejszym stopniu towarzyszyła ona także późniejszym edycjom obchodzonego corocznie święta morza, a z biegiem czasu coraz częściej trafiała na szpalty gazet bez specjalnych okazji. Przegląd jej treści pozwoli poznać bliżej argumentację i retorykę żądań zamorskich terenów. Często podnoszono i nieraz wyolbrzymiano polskie akcenty w dziejach egzotycznego podróżnictwa, tropikalnych wypraw badawczych oraz zasługach dla rozwoju terenów podzwrotnikowych – ten dorobek kolonjalny miał bowiem uprawniać RP do objęcia własnych kolonii. Najczęściej przypominano dzieje wyprawy Rogozińskiego, powodzeniem cieszyły się też perypetie Krzysztofa Arciszewskiego i Maurycego Beniowskiego. Zazwyczaj wskazywano, że działali oni na terenach, których pozyskaniem w jakiejś formie Polska mogła być zainteresowana obecnie (Kamerun, Kenia, Madagaskar). Dopatrywano się w tym związku kontynuowania ekspansyjnej tradycji17. W prasie przypominano też osiągnięcia „kolonizatorów” doby współczesnej – parańskich osadników i liberyjskich plantatorów, mających wciąż czuć przywiązanie do starej ojczyzny. Ich codzienność nie była zresztą przedstawiana w zanadto różowych barwach – opisy trudu walki z egzotyczną głuszą nie jednały raczej nowych ochotników na kolonistów. Mimo tego prasa z nadzieją odnotowywała informacje o polskich wysiłkach na rzecz pozyskania nowych terenów w Afryce18. Wydaje się, że najczęstszym uzasadnieniem formułowanych w prasie lokalnej postulatów kolonialnych było odwołanie się do wysokiego przyrostu naturalnego i jego negatywnych skutków gospodarczo – społecznych, takich jak bezrobocie i niezdrowa struktura agrarna. Własne terytoria zamorskie miały zaradzić tym bolączkom wchłaniając nadmiar ludności i dostarczając surowców dla nowych zakładów przemysłowych. Skoro sam dostęp do morza złagodził, jak twierdzono, skutki wielkiego kryzysu, to posiadanie kolonii przyniesie nieznany wcześniej dobrobyt. Za równie populistyczne należy uznać twierdzenia o konieczności sprawiedliwego podziału terenów kolonialnych pomiędzy zainteresowane państwa. Głoszono, że wszystkie mają równe prawa do życia i miejsca pod słońcem, a odpowiedzialnością za obecny niesprawiedliwy stan obarczano nie wykazujące dobrej woli mocarstwa. Przytaczano dane o powierzchni ich kolonii i niższej niż w Polsce gęstości zaludnienia. Monopolizacja władania ziemią i surowcami mogła zdaniem publicystów prowadzić nawet do wojny, jako, że nieposiadanie kolonii przez część państw miało 16 Polski problem kolonialny. Wzór odczytu dla inteligencji, Warszawa b.d, Dlaczego Polska musi mieć kolonie zamorskie? Wzór odczytu dla ludności wiejskiej, Warszawa b.d., Musimy mieć kolonie. Wzór odczytu dla młodzieży szkół powszechnych, Warszawa 1938. Podobne wzory odczytów: AAN, MSZ, sygn. 8492, k. 89-101. 17 „Kronika Nadbużańska”, 30 VI 1935, s. 2; Szlakiem wyprawy Rogozińskiego, „Głos Lubelski”, 22 XI 1936, s. 3; Na szlaku Maurycego hr. Beniowskiego, „Głos Lubelski”, 16 XII 1938, s. 6. W odwołaniach historycznych sięgano też po mniej oczywiste przykłady, np. dopatrując się w przejściowym protektoracie Korony nad krymską Kaffą z XV w. cech kolonialnych – „Głos Lubelski”, 12 VI 1938, s. 6. vide: M. A. K o w a l s k i, Dyskurs kolonialny…, s. 167, 178. 18 U Afrykańskich wybrzeży, „Głos Lubelski”, 11 IV 1935, s. 4; Skromne początki polskiej ekspansji kolonjalnej, „Głos Lubelski”, 16 V 1935, s. 2; P i s - K o r z, Jak żyją nasi koloniści w Liberii, „Express Lubelski i Wołyński”, 29 XI 1936, s. 2; Madagaskar zdatny do kolonizacji!, „Głos Lubelski”, 29 XII 1937, s. 2; W. K u l e s z a, Jak zasiać – to da!, „Głos Społeczny”, 18 XII 1938, s. 2-3. Zdaniem Marcina Kuli (Polonia brazylijska, Warszawa 1981, s. 141142) międzywojenni emigranci do Brazylii poczuwali się do polskości w o wiele mniejszym stopniu niż ich poprzednicy z doby zaborów. 209 zaburzać równowagę europejską – dlatego jak najprędzej należało przełamać tą hegemonię drogą negocjacji. Deklarowano, że współczesnych emigrantów cechuje nie romantyzm, a pozwalający wykształcić w przyszłych koloniach własną szkołę administracyjną i wojskową realizm. Mimo tego odwoływano się też do sił nadprzyrodzonych – sam instruktor okręgowy LMiK Józef Skwarek oznajmiał, że Polsce do żądania kolonii mandat daje wola Boga. W innym artykule stwierdzano, że poparcie całego społeczeństwa wywrze na międzynarodowych decydentów skuteczną presję, by kolonialne żądania zostały natychmiast zaspokojone19. Taki właśnie był deklarowany cel drugiej, dużo okazalszej, odsłony Dni Kolonialnych. Ta największa w II RP akcja propagandowo – mobilizacyjna dotycząca ekspansji zamorskiej odbyła się 7-11 IV 1938 r. Podczas ich organizacji z pewnością korzystano z doświadczeń zgromadzonych przy urządzaniu kolejnych odsłon Święta Morza. Powołano Wojewódzki Komitet Wykonawczy, na którego czele stanął prof. Krzyżanowski. Odbywały się akademie, odczyty, nabożeństwa i pochody. W Lublinie przeprowadzono konkurs na najładniejszą wystawę sklepową urządzoną w stylu kolonialnym, a w centrum miasta ustawiono kiosk przedstawiający polski dorobek w koloniach zamorskich. Główną formą obchodów były jednak Wiece Kolonialne, na których społeczeństwo przez tłumny udział i podpisanie rezolucji miało zademonstrować słuszność praw Polski do kolonii20. Zachowała się kolekcja 64 rezolucji przyjętych wówczas przez ludność powiatu tomaszowskiego. W wiecach miało tam wziąć udział łącznie ponad 40 tys. osób (od kilkudziesięciu do 5 tys. w pojedynczym zgromadzeniu), ta liczba może być jednak zawyżona, gdyż podpisy pod rezolucjami składali często tylko przedstawiciele organizacji społecznych, a ilość uczestników zebrania podawano w przybliżeniu. W przeważającej większości ograniczono się do podpisania gotowego tekstu rezolucji, mającego postać apelu do rządu o zapewnienie drogą stanowczej akcji dyplomatycznej niczem nieskrępowanego dostępu do surowców21. Ciekawszą treść prezentowały oryginalne rezolucje autorskie – oto ustępy z nich: aby sprawiedliwości stało się zadość żądamy kolonji dla Polski; niech władze upomną się S. N o w i c k i, Słowa, za którymi muszą iść czyny, „Kronika Nadbużańska”, 10 II 1935, s. 2; W 15-tą rocznicę zaślubin Polski z morzem, „Głos Społeczny”, 18 II 1935, s. 2; S. B o l m a n, Czy są nam potrzebne kolonje?, „Kronika Nadbużańska”, 28 VI 1936, s. 1; Polskie zagadnienie kolonjalne, „Głos Lubelski”, 30 VI 1936, s. 4; Kolonie dla Polski, „Życie Podlasia”, 22 XI 1936, s. 1; S-z, Domagajmy się kolonij!, „Kronika Nadbużańska”, 27 VI 1937, s. 1; Polska mocarstwowa domaga się kolonii, „Wiadomości Hrubieszowskie”, 20 II 1938, s. 1; Surowce, „Kronika Nadbużańska”, 17 IV 1938, s. 3; Czy tylko wojna może dać sprawiedliwy podział świata, „Express Lubelski i Wołyński”, 29 I 1939, s. 3; J. S k w a r e k, Domagamy się kolonii dla Polski, „Życie Podlasia”, 10 III 1939, s. 1-2; Polska musi mieć kolonie, „Wiadomości Hrubieszowskie”, 19 III 1939, s. 2. W publicystyce prowincjonalnej odbijały się więc zasadniczo wydzielone przez M.A. K o w a l s k i e g o (op. cit., s. 126-132) wątki główne ogólnopolskiego dyskursu, z wyjątkiem jednak zagadnień z kręgu relacji kolonizatorzy – tubylcy i ewentualnej misji cywilizacyjnej. Najwidoczniej lokalni promotorzy idei kolonialnej uważali, że skuteczniejsze propagandowo będzie odwołanie się do argumentów dotyczących codzienności agitowanych osób. 20 „Głos Lubelski”: Żądamy kolonii, 13 III 1938, s. 7; Ibidem, 29 III 1938, s. 5; „Żądamy kolonij dla Polski!”, „Głos Lubelski”, 9 IV 1938, s. 5; ibidem, 12 IV 1938, s. 5; „Lubartowiak”, 15 IV 1938, s. 8-9; Żądamy kolonij dla Polski, „Wiadomości Hrubieszowskie”, 17 IV 1938, s. 5; „Głos Społeczny”, 1 V 1938, s. 8. 21 Adresatem takiego szablonu byli członkowie i sympatycy Ligi Morskiej i Kolonjalnej. Argumentowano, iż ponad 80% spośród wartych 600 mln zł importowanych rocznie surowców i towarów kolonialnych – niezbędnych dla rozwoju i istnienia gospodarstwa narodowego – jest sprowadzane za pośrednictwem obcych kupców i przewoźników, co naraża państwo na straty rzędu 200 mln zł rocznie. Postulaty podpisujących rezolucję – podjęcie starań o bezpośredni dostęp do surowców, wprowadzenie ułatwień dla rodzimego kupiectwa, zakładanie w krajach zamorskich własnych plantacji i kopalni oraz specjalistyczna edukacja przyszłych przedsiębiorców kolonialnych – były adresowane nie tylko do władz RP, ale i sfer przemysłowych i handlowych (APL, UWL, Wydział Ogólny, sygn. 176, b.p., rezolucje z Dni Kolonialnych). 19 210 O nadanie nam kolonji w Afryce z odpowiednim klimatem dla życia europejczyka; Siła Narodu jest wielka i mocna i niema często ujścia, dlatego żądania nasze winny być równie mocno stawiane przed innymi państwami, bo my mamy jednakowe prawo życia i rozwoju, a jeszcze tym większe, że jako Naród żywotny mający przyszłość przed sobą, musimy mieć ujście dla 500 tysięcy przyrostu naturalnego. W tych rezolucjach są widoczne treści kolportowane w publikacjach lansujących ideę kolonialną, jednak w znacznie uproszczonej formie. Przy okazji wieców apelowano o gremialne zapisywanie się na członków LMiK22. Niestety nie posiadam pełnych danych o liczebności osób migrujących z Lubelszczyzny na tereny osadnicze. Rekrutację emigrantów prowadziła LMiK wspólnie z Syndykatem Emigracyjnym, którego oddział istniał w Lublinie23. Według doniesień agencyjnych województwo lubelskie było jednym z pięciu dostarczających największej ilości kolonistów do brazylijskiej „Morskiej Woli” przed 1936 r. Jednak w 1937 r. przyszłość w tej osadzie stanu Parana wybrało zaledwie 6 rodzin zamieszkałych na Lubelszczyźnie, a większość z prawie setki chętnych osób wycofała podania. Koszty emigracji do Ameryki Południowej nie były małe – w przypadku pięcioosobowej rodziny wynosiły ponad 5,5 tys. zł24. Osadnik zdobywał działkę i narzędzia do pracy, ale jego położenie – użyźnianie krwawicą swych rąk cudzej ziemi i bycie sługą obcych – różniło się diametralnie od stereotypowego wizerunku zachodniego kolonizatora, na co trafnie wskazywał publicysta25. To, kto powinien stać się przyszłym polskim kolonistą, było przedmiotem sporu. Wyznający programowo antysemityzm gospodarczy publicyści endeckiego „Głosu Lubelskiego” najchętniej widzieli w tej roli przedstawicieli mniejszości żydowskiej – twierdząc, że kolonie to przede wszystkim środek do odżydzenia, a co za tym idzie i do przewarstwienia społecznego kraju. Wszelkie doniesienia o perspektywach uzyskania terenów zamorskich były przez nich przyjmowane z nadzieją na zmianę proporcji narodowościowych. Inaczej tą kwestię postrzegali przedstawiciele administracji i LMiK. Według tych drugich kandydatami na kolonistów mogli być jedynie katolicy, lecz nie ze wsi mieszanych narodowościowo, by nie osłabiać elementu polskiego. Podczas Wiecu Kolonialnego prezydent Lublina Bolesław Liszkowski wskazywał, iż Polacy raczej sami oddają swoje siły i krew na obczyźnie dla innych narodów, niż wskazują drogę emigracji naszym gościom. Sami Żydzi także nie przejawiali zapału do kolonizacji tropików. Mimo że wielu z nich należało do LMiK, padały wśród nich głosy, że emigracją z Polski winien być objęty w pierwszym rzędzie bezrolny i małorolny chłop polski. Za akt sprzeciwu wobec chęci wysłania Żydów do przyszłych kolonii należy też uznać przypadek obrzucenia przez nich kamieniami samochodu propagandowego i poturbowania agitatorów podczas drugich Dni Kolonialnych w Lublinie26. 22 Ibidem, Kolejną, choć mniej okazałą, akcję uchwalania rezolucji kolonialnych zorganizowano między 26 stycznia a 9 lutego w dwunastu miejscowościach północno-zachodniej części województwa lubelskiego. Podpisane przez około 1400 osób żądania trafiły do ZG LMiK – AAN, MSZ, sygn. 9848, k. 103. 23 Syndykat Emigracyjny był spółką akcyjną z ograniczoną odpowiedzialnością kontrolowaną przez skarb państwa i odpowiadające za transoceaniczny transport wychodźców linie okrętowe. Powołano go 11 I 1930 r. w celu organizowania i nadzorowania zamorskiej emigracji (E. K o ł o d z i e j, op. cit., s. 115-118). Spuścizna archiwalna jego lubelskiego oddziału zawiera jedynie nieuporządkowane i wyrywkowe akta osobiste kandydatów do emigracji z lat 1937-1939, niepozwalające niestety na dokonanie jakichkolwiek wyliczeń dotyczących skali zjawiska. 24 APL, Syndykat Emigracyjny, sygn. 1, b.p., Arkusz obrachunkowy Nr 14857; „Głos Lubelski”, 18 X 1936, s. 4; Sprawozdanie Okręgu Lubelskiego Ligi Morskiej i Kolonialnej za rok 1937…, s. 14. 25 Kolonie i kolonizacja, „Front Pracy”, I 1937, s. 11. 26 „Głos Lubelski”, 10 IV 1938, s. 1, 12 IV 1938, s. 5; APL, O/K, Akta gminy Zakrzówek, sygn. 521, k. 7; APL, UWL, Wydział Społeczno – Polityczny, sygn. 182, k. 265. 211 Ostatnią większą inicjatywą dotyczącą ekspansji zamorskiej przed wybuchem wojny były zorganizowane w Lublinie wiosną 1939 r. kursy wiedzy kolonialnej dla uczniów szkół średnich. Było to pierwsze tego typu przedsięwzięcie w skali kraju. Wśród wykładowców dominowali działacze LMiK. Był to przejaw działań przygotowujących kadrę kierowniczą dla ewentualnych przyszłych polskich terenów zamorskich. Innym ich przykładem może być prowadzona w niektórych powiatach już od 1937 r., a rok później zorganizowana w formie centralnej ankiety, rejestracja osób mających za sobą pobyt w koloniach czy krajach zamorskich lub też kształcących się w tematyce kolonialnej27. Aspiracje kolonialne były na terenie Lubelszczyzny wyrażane przede wszystkim przez wspieraną przez administrację grupę działaczy LMiK, których znaczną część na poziomie powiatowym i gminnym stanowili zresztą urzędnicy. Chociaż działania mające na celu spopularyzowanie dążeń kolonialnych były prowadzone z rozmachem, wydaje się, że nie osiągnięto dla nich realnego poparcia społecznego – sama masowość udziału w Dniach Kolonialnych niczego nie przesądzała, miernikiem mogły być zaś mizerne rezultaty zbiórki na FAK i skromna ilość wychodźców emigrujących na tereny osadnicze. Znacznie większy entuzjazm ludności budziły morskie wątki propagandy LMiK, chociaż skala nakładów i możliwości organizacyjne była podobna. Mimo tego tematyka kolonialna cieszyła się pewną popularnością, na co z pewnością wpływało zainteresowanie egzotyką terenów tropikalnych. Trudno przypuszczać, by organizatorzy Dni Kolonialnych spodziewali się realnych efektów odgórnie stymulowanych manifestacji społecznych, np. w postaci wpływu na decyzje dyplomatyczne. Bliższy prawdy wydaje się pogląd wpisujący te obchody w nurt zabiegów konsolidacyjnych, pobudzających jednomyślność społeczeństwa w obliczu niepewnej sytuacji na arenie międzynarodowej28. Dodatkowym argumentem przemawiającym za taką interpretacją jest zaangażowanie części działaczy LMiK w struktury regionalne Obozu Zjednoczenia Narodowego29. Oczywiście nie można wykluczyć, że znajdująca się w końcu lat 30. w stadium szybkiego rozwoju promocja aspiracji kolonialnych dałaby z czasem większe efekty, jednak dalsze ich szerzenie przekreślił wybuch II wojny światowej. 27 APL, O/K, Akta gminy Zakrzówek, sygn. 521, k. 7; Kto był w koloniach zamorskich?, „Lubartowiak”, 15 IX 1938, s. 6-7; „Głos Lubelski”, 19 III 1939, s. 7; ibidem, 25 III 1939, s. 5. Edukację kolonialną próbowano rozpoczynać już na poziomie szkół powszechnych za pośrednictwem działających w nich kół szkolnych LMiK. Wśród wzorowanych na harcerskich sprawnościach, które mógł zdobyć aktywny ich członek znajdował się m.in. „znawca kolonii”. W 1937 r. rocznicę odzyskania dostępu do morza 10 II obchodzono w szkołach poprzez odbycie apeli kolonialnych wieńczonych trzykrotnym okrzykiem uczniów: My chcemy mieć kolonie! – Organizacja kół szkolnych Ligi Morskiej i Kolonjalnej, Warszawa 1938; S.H.O., Apel kolonialny w szkole, „Lubartowiak”, 15 III 1937, s. 5-6. 28 J. M a j c h r o w s k i, Silni – zwarci – gotowi. Myśl polityczna Obozu Zjednoczenia Narodowego, Warszawa 1985, s. 71-72. M.A. K o w a l s k i (op. cit., s. 241-263) dostrzega wśród funkcji dyskursu kolonialnego m.in. państwowotwórczą, mobilizacyjną i integracyjną, ale także terapeutyczną i kompensacyjną (przekonanie społeczeństwa o równoprawnym członkostwie w grupie narodów białych ludzi). 29 E. H o r o c h, Grupa kierownicza Obozu Zjednoczenia Narodowego na Lubelszczyźnie, „Annales Universitatis Mariae Curie – Skłodowska. Sectio F: Historia” 1999/2000, Vol. 54/55, , s. 435-437. Sam Witold Krzyżanowski pełnił funkcję wiceprzewodniczącego prezydium okręgu tego stronnictwa. 212 Ewa Kacprzyk Uniwersytet Łódzki KAMPANIA WYBORCZA DO RADY MIEJSKIEJ W KUTNIE NA PODSTAWIE PRASY I MATERIAŁÓW ULOTNYCH Odbudowa samorządu przedstawia się jako proces, a pierwszym jego etapem były obrady Okrągłego Stołu. Oczywiście w 1989 r. problem samorządu terytorialnego był przedstawiany w ujęciu marginalnym. Głównym architektem, który postanowił, że trzeba podjąć temat samorządów jak najwcześniej był Jerzy Regulski. Jego zdaniem bez bezpośredniego udziału społeczności lokalnych żadne państwo nie jest w stanie demokratycznie funkcjonować1. Podstawowe założenia istnienia samorządu terytorialnego zostały wynegocjowane w toku obrad Okrągłego Stołu. Grupa robocza ds. Samorządu Terytorialnego w trakcie tworzenia programu jego funkcjonowania opracowała liczne zasady, w myśl których należało postępować przy rekonstrukcji samorządu. Na pierwszym miejscu stawiano zmianę Konstytucji i ustawodawstwa, a także zmianę podziału samorządu terytorialnego2. W 1989 r. w Senacie zostały przyjęte założenia dotyczące samorządu, które dotyczyły m.in. następujących problemów: odrębność samorządu terytorialnego od władzy państwowej, zobowiązanie samorządu do wykonywania zadań zleconych przez organy władzy państwowej, państwo kontrolując działania samorządów miało ograniczać się do ich legalności3. W tych planach zagwarantowano również w pełni wolne i demokratyczne wybory4. Kolejnym etapem w procesie kształtowania samorządu była zmiana ustawy zasadniczej i podjęcie uchwały w sprawie przywrócenia samorządu terytorialnego, który miałby sprawować władzę publiczną. Akt został wydany w dniu 29 XII 1989 r.5 Na rok 1990 przypada zaś pakiet zmian dotyczących samorządu terytorialnego. Na pierwszym miejscu należy wymienić nowelizację Konstytucji z 8 III 1990 r., w której art. 5 stwierdza, że „Rzeczypospolita Polska gwarantuje udział samorządu terytorialnego w sprawowaniu władzy”, co zostało uzupełnione rozdziałem poświęconym samorządowi6. W tym samym dniu podjęto jeszcze 2 szczególnie istotne ustawy o dużym znaczeniu dla istnienia samorządu terytorialnego. Mianowicie były to ustawa o samorządzie terytorialnym7 oraz ordynacja wyborcza do rad gmin8. Pierwsza ustaliła podstawy działania samorządu, druga zaś pozwoliła na przygotowanie i przeprowadzenie wyborów do kształtujących się rad 1 J. R e g u l s k i, Polski samorząd po dziesięciu latach, [w:] Samorząd terytorialny III Rzeczpospolitej. Dziesięć lat doświadczeń, pod red. S. M i c h a ł o w s k i e g o, Lublin 2002, s. 14-17. 2 M. G o l i ń c z a k, Okrągły Stół z perspektywy dwudziestolecia: studia i analizy, Wałbrzych 2010, s. 114-127; J. R e g u l s k i, M. K u l e s z a, Droga do samorządu. Od pierwszych koncepcji do inicjatyw Senatu (1981-1989), Warszawa 2009, s. 138. 3 Z. L e o ń s k i, Nadzór nad samorządem terytorialnym w świetle ustawy z 8 marca 1990 roku, „Państwo i prawo” 1990, z. 12 (538), s. 52-53. 4 J. R e g u l s k i, op. cit., s. 17-19. 5 Dz. U. 1989, nr 75, poz. 444. 6 Dz. U. 1990, nr 16, poz. 94. 7 Dz. U. 1990, nr 16, poz. 95. 8 Dz. U. 1990, nr 16, poz. 96. 213 gmin9. W kolejnych miesiącach uchwalono wiele ważnych ustaw w omawianej kwestii, jednak wśród najważniejszych było jeszcze 610. Ukoronowaniem tych starań były wybory samorządowe z dn. 27 V 1990 r. Jak już zostało podkreślone, odbyły się w pełni demokratyczne wybory do rad gmin, co pozwoliło na zmianę roli podstawowej jednostki samorządu. Nim nastąpi prezentacja kampanii wyborczej przed wyborami samorządowymi w Kutnie, należy odnieść się do ordynacji wyborczej oraz ustawy o samorządzie terytorialnym i ich przełożenia na wszelkie ustalenia dotyczące wyborów w Kutnie. Po zarządzeniu przez premiera daty wyborów na dzień ustawowo wolny od pracy11, zaczęły się przygotowania do wyborów. Pierwszym ważnym krokiem było podjęcie przez WKW12 decyzji, na wniosek wojewody, o liczbie radnych wybieranych odpowiednio do zasad określonych w ustawie. Ustawa o samorządzie terytorialnym ustalała liczbę radnych zgodną do odpowiedniej ilości mieszkańców w mieście. W kwietniu 1990 r. w Kutnie było 49 754 mieszkańców13, co zgodnie z art. 17 ustawy o samorządzie dawało możliwość wyboru 32 radnych14, tym samym wybory odbywały się w okręgach wielomandatowych15. Pierwszy termin wykonania czynności wyborczych mijał z dniem 12 kwietnia, a wymagał konieczności powołania terytorialnych komisji wyborczych16. W tym dniu należało podać do publicznej wiadomości zarządzenia wojewódzkiego komisarza wyborczego, który ustalił odrębnie dla każdej rady granice, liczbę okręgów wielomandatowych i siedziby komisji wyborczych17. Zgodnie z ustawą Kutno zostało podzielone na 5 okręgów wyborczych, a poszczególne okręgi zostały opisane w aneksie wraz z liczbą mieszkańców w okręgu, liczbą radnych wybieranych w okręgu i liczbą mieszkańców przypadających na 1 mandat18. Siedzibą MKW był Urząd Miasta w Kutnie przy pl. 19 Stycznia (obecnie jest to pl. Marszałka Józefa Piłsudskiego). Na miejskiego komisarza powołano Henryka Chlastę, który sprawował pieczę nad tworzeniem obwodów głosowania, powoływaniem obwodowych komisji wyborczych, sprawował nadzór nad przestrzeganiem przepisów, rejestrował kandydatów lub listy kandydatów na radnych, zarządzał druk obwieszczeń i pilnował terminów, wydawał listy zaświadczeń pełnomocnikom list kandydatów, ustalał wyniki wyborów i zarządzał ich ogłoszenie zgodnie z ustawą, a także przyjmował i rozpatrywał wszelkie skargi związane z działaniem MKW i OKW19. W ramach działania MKW obok miejskiego komisarza wyborczego powoływano jego zastępcę, sekretarza (Stanisława Jankowska) i 6 członków. R. K o z i o ł, Debata samorządowa w czasach pierwszej Solidarności, Kraków 2004, s. 85. Dz. U. 1990, nr 21, poz. 123; Dz. U. 1990, nr 21, poz. 124; Dz. U. 1990, nr 32, poz. 191; Dz. U. 1990, nr 34, poz. 198; Dz. U. 1990, nr 34, poz. 201; Dz. U. 1990, nr 89, poz. 518. 11 Dz. U. 1990, nr 16, poz. 96. 12 Stanowisko wojewódzkiego komisarza wyborczego w województwie płockim sprawował Władysław Urbański, prezes Sądu Wojewódzkiego w Płocku, funkcję tę sprawował w latach 1990-1994, za: Generalny Komisarz Wyborczy oraz wojewódzcy komisarze wyborczy i zastępcy wojewódzkich komisarzy wyborczych, [w:] 10 lat demokratycznego prawa wyborczego Rzeczpospolitej Polskiej (1990-2000), red. F. R y m a r z, Warszawa 2000, s. 198. 13 MiPBP Kutno, Propozycja podziału miasta Kutna na okręgi wyborcze, s. 1. 14 W skład rady miasta wchodzą radni w liczbie 32, gdy liczba mieszkańców nie przekracza 60 tys., za: Dz. U. 1990, nr 16, poz. 95. 15 W mieście powyżej 40 tys. mieszkańców odbywają się wybory w okręgach wielomandatowych, za: Dz. U. 1990, nr 16, poz. 96. 16 Powołanie terytorialnych komisji wyborczych następuje najpóźniej w 45 dniu przed wyborami za: Ibidem. 17 MiPBP w Kutnie, Propozycja podziału miasta Kutna…, s. 1-3. 18 Ibidem. 19 Dz. U. 1990, nr 16, poz. 96. 9 10 214 Z dniem 27 kwietnia mijał termin zgłaszania kandydatów na radnych w okręgach jednoi wielomandatowych wraz z oświadczeniami kandydatów o zgodzie na ich kandydowanie20. Zasady te zostały opisane w ordynacji wyborczej, które w skrócie prezentowały się następująco: kandydatów na radnych zgłaszano do MKW nie później niż 30 dni przed wyborami, liczba kandydatów nie mogła przekroczyć liczby mandatów możliwych do uzyskania w danym okręgu21. Na liście powinno znajdować się imię, nazwisko, wiek, zawód i miejsce zamieszkania każdego kandydata, a nazwiska na liście powinny być zapisane w kolejności alfabetycznej, bądź innej ustalonej przez MKW22. Ordynacja wyborcza w okręgach wielomandatowych wymagała, aby kandydaci na radnych przy zgłaszaniu listy przedstawili ją wraz ze 150 podpisami wyborców, którzy zamieszkiwali w danym okręgu wyborczym. Warunkiem koniecznym na umieszczenie na liście wyborczej było oświadczenie kandydata zawierające zgodę na udział w wyborach23. Liczba kandydatów na radnych wyniosła 117 osób, jest to liczba znaczna. Moim zdaniem wynika to z nadziei na zmiany, na całkowite odrzucenie tego z czym walczono, była to swego rodzaju wiara, która pozwalała na uzmysłowienie wszystkim mieszkańcom miasta, że ich zdanie też się liczy, że wspólnie można działać, działania te nie będą sterowane. Próbowano przekonać, że nowa władza będzie inna. Z relacji Zbigniewa Wdowiaka wynika, że wszystkim tym, którzy kandydowali zależało na zmianie wizerunku, nie tylko samego miasta, ale przede wszystkim obrazu władz miasta, który do tej pory był kojarzony tylko i wyłącznie z wykonywaniem decyzji całkowicie zleconych. Sami kandydaci chcieli zmian w każdej dziedzinie, a zjednanie sobie ludzi, jako potencjalnych wyborców było dla nich zadaniem trudnym. Kampania wyborcza, która obecnie kojarzona jest przez nas jako proces „pozyskiwania” ludzi przed wyborami moim zdaniem różniła się głownie od tych znanych nam współcześnie. Za taką opinią przemawia przede wszystkim zdania wypowiedziane przez Z. Wdowiaka, który wskazał, że społeczeństwo w Kutnie nie wiedziało wiele o funkcjonowaniu samorządu terytorialnego. Wiele osób nie widziało zmian, jakie wydarzyły się wraz z obradami Okrągłego Stołu. Szczególnie ważne było, jak stwierdził Z. Wdowiak, edukowanie społeczeństwa w zakresie działania samorządu lokalnego24. Ważnym jest omówienie zagadnień związanych z finansowaniem kampanii wyborczej. Finansowanie zgodnie z ordynacją wyborczą musi być jawne. Finansowanie kampanii było rozliczane po wyborach25. Jak wynika z relacji uczestników wydarzeń większość ugrupowań finansowała się sama. Polegało to na wpłacaniu składek przez członków danej grupy kandydującej do wyzyskania mandatu. Kandydaci nie byli w stanie przytoczyć konkretnej wartości, jaką oni byli zobowiązani uiścić26. Komitet Obywatelski, jak podaje Z. Wdowiak, otrzymał niewielką kwotę od posła OKP27 - nie była ona znaczna. Jerzy Lewandowski wskazał, że najczęściej pieniądze wnoszone ze składek były przeznaczane na wykonanie materiałów wyborczych oraz zamieszczenie ich w prasie lokalnej. Jak przyznają obaj Ibidem, s. 4. Dz. U. 1990, nr 16, poz. 96. 22 Lista kandydatów na radnych w Kutnie wszystkie te wymogi zachowała. Przedstawione zostały najważniejsze dane wymagane w ustawie, za: MiPBP w Kutnie, Obwieszczenie MKW w Kutnie z dn. 28 IV 1990 r., s. 1. 23 Dz. U. 1990, nr 16, poz. 96. 24 Rozmowa ze Zbigniewem Wdowiakiem z dnia 25 IX 2012 r. 25 Dz. U. 1990, nr 16, poz. 96. 26 Rozmowa ze Zbigniewem Wdowiakiem z dnia 25 IX 2012 r. 27 Rozmowa ze Zbigniewem Wdowiakiem z dnia 25 IX 2012 r. 20 21 215 kandydaci materiałów wyborczych w porównaniu z obecnymi kampaniami nie było wiele. Wiele informacji dotyczących kandydatów tworzono ręcznie, pisząc na papierze. Ciekawym jest fakt wykorzystywania istniejących już plakatów z ostatnich wyborów do tworzenia nowych. Na plakacie naklejano maszynopis, który prezentował sylwetkę kandydata na radnego. Odbiorca nie widział informacji o poprzednich wyborach, ponieważ nota o zbliżających się wyborach była obszerna i tak naklejona, że stary plakat prezentował jedynie swoje tło28. Warto odnieść się do samej kampanii wyborczej i dokonać małej analizy porównawczej z kampanią, która miała miejsce 1989 r. Nie ulega wątpliwości, że te przygotowania do wyborów nie miały już takiego znaczenia, jak te które można było obserwować w maju 1989 r. Skala zachowań, zakres kampanii, sposób docierania do potencjalnego wyborcy był o wiele niższy, niż przed rokiem. Pierwsze, częściowo wolne wybory parlamentarne zaktywizowały „Solidarność”. Plakaty, w tym najsłynniejszy z wizerunkiem kowboja ze sceny filmu „W samo południe”, ulotki, nadruki, wiece organizujące, oraz wsparcie ze strony gwiazd kina, m.in. Jane Fonda i Nastassja Kinsky, to zaledwie wybrane przykłady metod marketingowych. Kampania do rad gmin była na uboczu, opadły emocje, co więcej wybuchła fala krytyki, która dotyczyła w dużej mierze rozczarowania transformacją ustrojową29. Nastąpił wzrost bezrobocia, upadały kolejne przedsiębiorstwa i zakłady pracy. Można dostrzec zastój w rolnictwie. Krytyka płynąca z ust społeczeństwa padała na barki przedstawicieli społecznych, zarówno centralnych, jak i lokalnych. Jest to w dużej mierze wyjaśnienie przebiegu wyborów do rad gmin, o których szczegółowe informacje zostaną przedstawione w kolejnym rozdziale pracy. Wybory te niestety nie cieszyły się zainteresowaniem społeczeństwa. W tej części pracy zostaną przedstawione informacje o bohaterach wyborów, które miały miejsce w dniu 27 V 1990 r. Jak już zostało wspomniane, kandydatów na radnych było 117: 26 kobiet i 91 mężczyzn, co stanowi odpowiednio 22% oraz 78%30. Liczba 26 kobiet nie jest imponującą. Mogłoby się wydawać, że po 1989 r., po przemianach jakie zaszły, kobiety będą bardziej chętne do udziału w życiu politycznym, że będą skłonne do wyrażenia swojej opinii, jak postępuje transformacja. Z drugiej strony udział kobiet w omawianych wyborach był w dużej mierze odzwierciedleniem faktycznego równouprawnienia płci w polityce, gospodarce itp.31 W czasach PRL udział kobiet w życiu społecznym i politycznym był widoczny, był w zasadzie jednym z najwyższych w Europie Środkowo-Wschodniej, jednak dyskusja o problemach kobiet w debatach politycznych była niewidoczna, działania kobiecych organizacji prawie niedostrzegalne32. W omawianym zagadnieniu to mężczyźni tworzyli poszczególne okręgi, obecność kobiet w pierwszych demokratycznych wyborach samorządowych jest marginalna33. Jak wynika z relacji uczestników wydarzeń, rola kobiet w kampanii wyborczej była mała, zdarzały się pojedyncze przypadki, że to kandydatki prowadziły spotkania z wyborcami34. Kobiety nigdy też nie były liderkami, nie kierowały poszczególnymi ugrupowaniami. Jednak analizując procentowy udział kobiet, MiPBP w Kutnie, Plakat wyborczy z sylwetką Jerzego Ceranowskiego. A. L i p i ń s k i, Oblicza demokracji. Studium badawcze lokalnej kampanii samorządowej 1990, Radom 1991, s. 9. 30 Obliczenia własne na podstawie materiałów wyborczych. 31 J. R e g u l s k a, Udział kobiet w samorządzie terytorialnym, „Samorząd Terytorialny” 1994, nr 7-8, s. 90-104. 32 M. S h a u l, Status kobiet we władzach lokalnych: Międzynarodowa ocena, „Administracja Publiczna” 1982, nr 12, s. 491-500. 33 S. W ó j c i k, Samorząd i państwo. Przeszłość i odpowiedzialność, Lublin 2013, s. 22. 34 Rozmowa ze Zbigniewem Wdowiakiem z dnia 25 X 2012 r. 28 29 216 które kandydowały w woj. płockim35, liczba kandydatek w Kutnie była imponująca, bowiem na całe województwo tylko 13,6% kandydatów stanowiły kobiety36. Trzeba również uwzględnić udział kobiet w poszczególnych okręgach wyborczych, jednak nim to nastąpi chciałabym pokrótce opisać okręgi wyborcze. Liczba 5 okręgów wynikała, jak już było zaprezentowane z liczby mieszkańców miasta. Największym okręgiem był okręg nr 1, powierzchnia jaką zajmował, obejmowała 25% miasta, w nim wybierano aż 8 radnych, spośród 32 kandydujących, z 5 kobietami37. Kolejne okręgi co do wielkości były niemalże jednakowe i oscylowały w następującym przedziale od 15% do 20% powierzchni miasta, w nich wybierano po 6 radnych. W okręgu 2 wystartowało 21 osób a wśród nich tylko 2 kobiety. Okręg 3 to również 21 kandydatów na radnych z liczbą 4 kobiet. Okręg 4 liczył sobie 24 chętnych na mandat radnego z liczbą 7 kobiet. Ostatni, 5 okręg, był najmniejszy, liczył 19 kandydatów, ale był to okręg z największą liczbą kobiet kandydujących w wyborach – 8. Odnosząc się do struktury wiekowej trzeba przede wszystkim wskazać średnią wieku wszystkich kandydatów, która wynosiła 41 lat38. Średnia wieku kobiet stanowiła 40 lat, natomiast mężczyzn 41 lat. Ta liczba potwierdza fakt, że do wyborów stanęły osoby, które były w miarę dojrzałe i ustabilizowane, posiadające już jakieś doświadczenia, znające w określonym stopniu realia życia w mieście, jakim było Kutno. Te osoby znały i pamiętały działanie MRN, były w dużej mierze świadome istoty sytuacji. Oczywiście nie można stwierdzić, że średnia kształtuje obraz kandydatów na radnych. Trzeba również wskazać, że była też grupa ludzi młodych, a najmłodszy z kandydujących liczył 21 lat i uczęszczał do szkoły. Jego doświadczenie w dziedzinie polityki było małe, jednak zasługuje na przybliżenie postaci – był to Jacek Sikora39. Najstarszy kandydat miał 67 lat (Jan Jabłoński)40. Analizując wiek kandydatów trzeba zwrócić uwagę na liczbę osób w wieku 31-40 lat – 42, która jest najwyższą i świadczy o zainteresowaniu polityką lokalną tych, którzy są jeszcze stosunkowo młodzi, jednak posiadali doświadczenie, nieco mniej osób było w przedziale 41-50 lat – 33. Te 2 grupy wiekowe były najliczniejsze, to one uzyskały największe poparcie podczas wyborów, o których będzie w kolejnym rozdziale pracy. Wspominając na początku rozważań o strukturze wiekowej zasygnalizowany został problem ludzi młodych, wykres przedstawia nam liczbę 19 osób w przedziale wiekowym 21-30 lat, co stanowi 16,5% wszystkich kandydatów41, jest to liczba moim zdaniem imponująca. Jak wskazuje Z. Wdowiak, młodzi ludzie byli pełni zapału w przygotowaniu kampanii wyborczej, czasami zapominając o realiach42. Analizując wykres 2 należy zwrócić uwagę na liczbę kandydatów w przedziale powyżej 61 lat, jest to liczba 4 osób, co stanowi 3,7% wszystkich startujących w wyborach. Liczba ta sugeruje niewielkie zainteresowanie sprawami lokalnymi, ponadto wynika to w dużej mierze z braku wiary ludzi starszych w skuteczność wyborów, autentyczność demokratyczności w czasie ich przeprowadzenia. Zasadnym jest 35 Kutno administracyjnie było przypisane do województwa płockiego, które wyodrębniono w ramach reformy administracyjnej w 1975 r. 36 J. O s i e c k a, Kobiety w wyborach do samorządu terytorialnego, Warszawa 1994, s. 12. 37 MiPBP w Kutnie, Propozycja podziału miasta Kutna…, s. 5. 38 Obliczenia własne. 39 ARM w Kutnie, Wybory do rady gminy, 1990, s. 45. 40 Ibidem. 41 Obliczenia własne. 42 Rozmowa ze Zbigniewem Wdowiakiem z dnia 25 X 2012 r. 217 stwierdzenie, że osoby dotąd związane z lokalną polityką wycofały się z jej prowadzenia, albo z racji ustąpienia ludziom młodym lub być może z braku zainteresowania nowym systemem43. Należy również odnieść się do układu wieku kobiet i mężczyzn. Liczba kobiet w przedziale wiekowym 21-30 lat wynosiła 3, co stanowiło 11,5%, natomiast mężczyzn było 16, co dało 17,5%. Następnie w wieku 31-40 liczba kobiet wynosiła 7, czyli 26% wszystkich kandydatek, mężczyzn 35, co daje 38,5% wszystkich startujących w wyborach. Kolejna grupa wiekowa 41-50 daje 12, kobiet co odpowiada 46%. Ta sama kategoria wśród mężczyzn to liczba 21 i 23% spośród wszystkich startujących. Kolejny przedział wiekowy (51-60 lat) dał liczbę 4 kobiet i 15 mężczyzn, co odpowiada 15% i 16,5%. Powyżej 61 lat nie było kandydatek na radne, tylko 4 mężczyzn, czyli 4% ich ogólnej liczby44. Struktura zawodowa wśród kandydujących była bardzo rozległa. Podział na grupy zawodów45 przyniósł 12 różnych odrębnych kategorii. Wyglądały one następująco wraz z liczbą kandydatów: inżynierowie w zawodach technicznych – 17 osób, inżynierowie rolnictwa i pokrewni – 7, ekonomiści i pokrewni – 19, prawnicy i pokrewni – 5, humaniści i dziennikarze – 4, nauczyciele, pedagodzy i pokrewni – 17, lekarze, pielęgniarki i pokrewni – 7, rolnicy i pokrewni – 5, rzemieślnicy – 8, handlowcy i pokrewni sfery usług – 5, technicy i pokrewni – 17, pozostali – 6. Dane przedstawione powyżej wskazują, że najwięcej osób kandydujących na radnych prezentowało grupę ekonomistów i im pokrewnych, co jest wytłumaczalne, albowiem ci ludzie posiadali świadomość obywatelską, chcieli zmian, wierzyli w ich sukces46. W skali krajowej grupa ta stanowiła 4 436 osób47. Najmniejszą grupę prezentowali humaniści i dziennikarze, którzy na początku lat 90. XX w. byli w cieniu, nie stanowili większej grupy zawodowej w całej Polsce wśród kandydujących. Ich całkowita liczba wyniosła 1012 osób48. Warto dodać, że najliczniejszą grupą zawodową w Polsce byli rolnicy, stanowiący 47 307 kandydatów. Kutnowscy przedstawiciele opisywanej grupy stanowili niecałe 4,5%49. Warto wskazać, że kandydaci ci startowali na radnych w mieście gdzie i liczba zameldowanych rolników była niewielka, większość rolników nie była aż tak zainteresowana sprawami samorządu, nie wierzyli w zmiany, jakie miały nastąpić. W prasie opisywali swoje niezadowolenie z kryzysu gospodarczego, z jakim przyszło im się zmagać. Ciekawym zjawiskiem było zainteresowanie się wyborami przez następujące grupy: nauczycieli i pedagogów oraz przez techników wszelkich specjalności. Można to odnotować nie tylko w Kutnie, ale w całym kraju50. W Polsce nauczyciele kandydujący na radnych to 14 393 osoby, zaś w opisywanym mieście 1751. Odnosząc się do techników w kraju było 20 065 chętnych do objęcia urzędu radnego, zaś w Kutnie również 17 osób52. W tej części trzeba zaprezentować programy wyborcze 2 największych ugrupowań, które wystartowały spośród 7: KO w Kutnie i NSZZ „Solidarność”, Związkowcy OPZZ – SD, FOPK, Stowarzyszenie „PAX”, KPLD, KO „Solidarność” RI oraz Zespół Pieśni i Tańca Obliczenia własne. Obliczenia własne. 45 Zastosowane zostały podziały na grupy zawodów, które są pokrewne. 46 A.W. L i p i ń s k i, op. cit., s. 10. 47 Statystyka wyborów do rad gmin, 27 maja 1990 r., Warszawa 1990, s. 91. 48 Ibidem. 49 Obliczenia własne. 50 Statystyka wyborów…, s. 90-109. 51 Ibidem, s. 91. 52 Ibidem, s. 92. 43 44 218 Ziemi Kutnowskiej – KDK. Odnosząc się jednak do całej Polski, kluczową rolę odegrały komitety obywatelskie, które formowały się na szeroką skalę. Zauważalnym jest problem z określeniem jednolitej formuły działalności, a mianowicie, czy stanowiły jednolity ruch centralnie kierowany, czy były luźnym związkiem partii ruchów i różnego rodzaju inicjatyw społecznych na gruncie lokalnym. Komitetom obywatelskim w dużych miastach udało pozyskać się do grona kandydatów tysiące osób, które do tej pory nie uczestniczyły w życiu politycznym, a posiadały pewne umiejętności zawodowe53. W sumie komitety zgłosiły ponad 35 tys. kandydatów. Niezależne od nich NSZZ „Solidarność” zgłosił 1 400 zaś NSZZ RI „Solidarność” 3 300 kandydatów54. W 743 okręgach wielomandatowych komitety zgłosiły 812 list. W skład SdRP i jej pochodnych, które miały pierwszą okazję pozyskania wyborców po tym jak odrodziły się na gruzach PZPR, grupa ta zgłosiła 154 listy, czyli w co czwartym okręgu wyborczym. Jednak trzeba wskazać, że dane te są zaniżone ponieważ listy zgłaszane i popierane przez SdRP były skrywane pod nazwami, które uniemożliwiały polityczną identyfikację55. Z partii wywodzących się bezpośrednio z PRL należy wymienić SD, które zgłosiło 327 list i blisko 2200 kandydatów w okręgach jednomandatowych56. Nowe partie i te, które w PRL miały status nielegalnych w wyborach samorządowych słabo zaznaczyły swoją obecność, zazwyczaj występowały pod szyldem komitetów obywatelskich57. Omówienie programów wyborczych tylko 2 grup, które wystartowały w wyborach wynika z faktu, iż tylko te zachowały. Szczątkowy materiał źródłowy pozwolił na dokonanie analizy w takiej formie. W największej liczbie zachowały się materiały wyborcze KO w Kutnie i NSZZ „Solidarność”. Przygotowanie samego programu wyborczego - jak podaje Z. Wdowiak - było ogromnym wyzwaniem dla wszystkich tych, którzy podjęli się tego zadania. Z radością wspominał spory i dyskusje nad redagowaniem programu wyborczego. Sentymentalnie odnosił się również do samego przygotowania plakatów wyborczych, przybliżając sprawę własnego zdjęcia widniejącego na plakacie obok innych kandydatów. Zbigniew Wdowiak wyciął swój wizerunek ze zdjęcia grupowego58. Charakterystyczne jest to, że wielu kandydatów przynosiło zdjęcia, które widniały do tej pory w legitymacjach szkolnych, studenckich czy w dowodach osobistych. Program wyborczy KO w Kutnie i NSZZ „Solidarność”, który we wszystkich okręgach wyborczych znalazł się na liście 1 został szczegółowo przedstawiony w „Kutnowskiej Jednodniówce Wyborczej. Wybory '90”, która poza programami prezentowała sylwetki kandydatów na radnych do Rady Miasta w Kutnie. Zaproponowany program obejmował przede wszystkim odejście od dotychczasowego systemu rządzenia miastem, skierowanie się ku reformom. Kandydaci wyznaczyli sobie za konieczność zmiany w następujących dziedzinach: samorząd59, administracja60, gospodarka61, gospodarka komunalna62, porządek 53 J. R a c i b o r s k i, Polskie wybory. Zachowania wyborcze społeczeństwa polskiego 1989-1995, Warszawa 1997, s. 119. 54 Statystyka wyborów …, s. 102. 55 Przykładowe nazwy to: Niezależne Forum Wyborcze, Społeczny Komitet Wyborczy, J. R a c i b o r s k i, op. cit., s. 105. 56 Ibidem. 57 Ibidem, s. 110. 58 Rozmowa ze Zbigniewem Wdowiakiem z dnia 25 X 2012 r. 59 Kandydaci na radnych rady miejskiej zobowiązywali się do urzeczywistnienia idei polskiego państwa samorządowego, demokratycznego i solidarnego, za: Kutnowska Jednodniówka Wyborcza. Wybory '90, Kutno 1990, s. 2. 60 Administracja miała funkcjonować zgodnie z prawem, być niezależna od wpływów polityczno-partyjnych oraz miała się zmniejszyć liczebnie, za: Ibidem. 219 publiczny i bezpieczeństwo mieszkańców63, opieka społeczna64, budownictwo65, ochrona środowiska66, oświata67 i kultura68. Program ten przewidywał także podjecie współpracy z firmami i miastami zagranicznymi, a atutem tego pomysłu było położenie miasta w ramach kolejowego węzła komunikacyjnego. Przedstawiciele KO w Kutnie i NSZZ „Solidarność” wyżej wymienione cele reform poparli hasłem: Nie czekajmy, aby ktoś zrobił coś za nas. Weźmy swoje sprawy w swoje ręce69. Program wyborczy FOPK został opisany w „Gazecie Wyborczej”70 wydanej przez to ugrupowanie, nie był tak szczegółowy jak poprzedni. Przedstawiciele Forum w swym programie powołali się na hasło Monteskiusza: Wolny lud to bynajmniej nie ten, który ma taką lub inną formę rządu, lecz ten, który cieszy się formą rządu ustanowioną przez siebie71. Za główny cel kandydaci na radnych postawili sobie rozwiązanie wszelkich problemów w mieście72. Zakładano stworzenie własnej, lokalnej filozofii rządzenia, opartej na zasadach demokracji. Wdrażana oddolnie miała zapewnić demokratyzację na szczeblu centralnym. Miasto wymagało szeregu reform w każdej dziedzinie życia z racji pozostawionego chaosu po rządach przedstawicieli minionej epoki. Ugrupowanie założyło sobie, że najważniejsze były programy, a nie osoby realizujące je, co zawarło w haśle: „Kutno naszym wspólnym domem” 73. Jak wskazywano, dom miał wygląd ruiny, która przez 40 lat jedynie bardziej podupadała z racji rządów „radosnego bolszewizmu”74. Atutem Forum, jak wskazywał jeden z kandydatów na radnego – Krzysztof Michalski była elastyczność programu. Zobrazował on w programie wyborczym z wyraźnym naturalizmem wygląd miasta pełnego śmieci, zniszczonych dróg i ulic, na których zataczali się pijacy, trawniki były wyznaczone jedynie tabliczkami z napisami „Szanuj zieleń”, brakowało miejsc rekreacyjnych, przeznaczonych do wypoczynku. Wskazywano na brak polityki dążącej do wykorzystania 61 Najważniejszym krokiem w gospodarce były plany demonopolizacji i ułatwienie rozwoju nowych, małych przedsiębiorstw prywatnych, związanych w dużej mierze z rolnictwem z racji rejonu geograficznego i uwarunkowań naturalnych. Zakładano zmniejszenie bezrobocia, za: Ibidem. 62 Płożenie nacisku na estetykę miasta, ponieważ: „Kutno nie może dalej się wstydzić za swój wygląd”, za: Ibidem. 63 Policja powinna przestrzegać prawa a funkcjonariusze powinni przełamać niechęć społeczeństwa do ich pracy, za: Ibidem. 64 Zakładano gwarancję pomocy dla wszystkich tych, którzy nie z własnej winy znaleźli się w trudnej sytuacji, a przede wszystkim dzieci i młodzieży z rodzin patologicznych, niepełnosprawnych, chorych, starszych osób w podeszłym wieku. Dla pozostałych samorząd powinien stworzyć warunki pozwalające na samodzielne wyjście z kłopotów finansowych, za: Ibidem. 65 Położono nacisk na powstanie konkurencyjnych spółdzielni budowlanych i rozwój budownictwa jednorodzinnego. Podkreślano konieczność odbudowy ulicy Królewskiej w Kutnie jako reprezentacyjnego centrum miasta, za: Ibidem. 66 Konieczność budowy oczyszczalni ścieków w celu ratowania rzeki Ochni, zmniejszyć emisję trujących gazów, za: Ibidem. 67 Wskazano zwiększenie roli rodziców w doborze programów kształcenia, utworzenie w szkołach ponadpodstawowych klas o profilach, które pozwolą na uzyskanie zatrudnienia, za: Ibidem. 68 Kandydaci na radnych w swym programie zwrócili uwagę na konieczność większego wykorzystania instytucji kulturowych istniejących w mieście dla rozwoju młodzieży, za: Ibidem. 69 Ibidem. 70 „Gazeta Wyborcza” to materiał wyborczy z kampanii wyborczej do Rady Miejskiej i nie ma nic wspólnego z dziennikiem o tym samym tytule. 71 K. M o n t e s k i u s z, Myśli, Warszawa 1976, s. 178. 72 „Gazeta Wyborcza”, Kutno 1990, s. 2. 73 Ibidem. 74 Ibidem. 220 miasta jako typowego, w którym zagościliby turyści. Przedstawiony wizerunek, niestety nie pozwalał na zbliżenie się do Zachodu, z którym należało podjąć współpracę gospodarczą i kulturową75. Ponadto nawoływano do rzetelnej, uczciwej i dokładnej pracy na rzecz miasta. Program pokazał ewidentną walkę z KO i NSZZ „Solidarność”. Forum atakowało to ugrupowanie zarzutem zajęcia się sprawami głównie parlamentarnymi w ramach zbliżających się wyborów. Krzysztof Michalski zakładał, że w wyborach do parlamentu przedstawiciele wymienionej frakcji zrezygnują z pracy na rzecz samorządu. W zasadzie to cały program wyborczy jaki przedstawiło FOPK. Ważnym aspektem zawartym w „Gazecie Wyborczej” było wezwanie mieszkańców Kutna do wzięcia udziału w wyborach, gdyż były to wybory, w których tylko i wyłącznie wyborcy decydowali o wynikach. Tylko od mieszkańców zależało ukazanie dorosłości demokratycznej, o którą walczono wspólnie, co zostało podkreślone zdaniem: Po to są właśnie pierwsze, autentyczne wybory76. Kandydatom zależało na poparciu wszystkich grup społecznych, dlatego wybory były ukazywane jako możliwość na budowę lepszego miasta, z większymi perspektywami dla ludzi młodych. Właśnie w ludziach młodych, tuż po ukończeniu szkoły, pokładano nadzieje w czasie wyborów. To młodzi kutnianie powinni zająć się zmianami w nowych realiach. Pierwsze informacje na łamach prasy lokalnej dotyczące kampanii wyborczej w Kutnie pochodzą z „Gońca Obywatelskiego”77. Pojawiły się już na początku kwietnia i prezentowały krytykę postępowania kutnowskich kandydatów na stanowiska prezydenta i radnych78. Autor artykułu, Henryk Czerwiński, odniósł się do postępowania przedstawicieli OKP, którzy źle wyznaczyli drogę do pluralizmu. Henryk Czerwiński przytoczył konkretne zdanie, jakie zostało umieszczone w gablocie KO: „Zarząd Komitetu Obywatelskiego przy pośle OKP: Jerzy Ceranowski – przew. Maciej Dercz i Zdzisław Grudziński wiceprzew. Zbigniew Kamiński i Zbigniew Wdowiak prezydium. Zgłoszono również kandydatury KO na stanowisko wiceprezydenta miasta: Maciej Dercz i Jerzy Ceranowski. Zostaną one przedstawione one na spotkaniu Zarządu KO z Prezydium MKO „Solidarność” w Kutnie”79. W mniemaniu H. Czerwińskiego podanie nazwisk na konkretne stanowiska nie zmienia nic w dotychczasowej sytuacji. Zasadnym jest zwrócenie uwagi na ten problem również w innym tygodniku przypisanemu ziemi kutnowskiej80. Sytuacja została opisana z miesięcznym opóźnieniem, był to wywiad z Władysławem Urbańskim, Komisarzem Wyborczym w Płocku, który powołał się na zajście w Kutnie, jako zdarzenie nieprawidłowe81. Artykuł H. Czerwińskiego przedstawia stan wiedzy społeczeństwa przed wyborami. Autor otwarcie wypowiedział się, że mieszkańcy miasta nie wiedzieli czym były wybory samorządowe, nie mieli pojęcia o demokracji, która jest dla nich tajemnicą, obawiali się, że kampania jaka do końca maja będzie miała miejsce to kolejna mistyfikacja z jaką spotykali się w ostatnich latach. Omawiany artykuł można potraktować jak zbiór rad, jak należało się zachować w czasie zbliżających się wyborów. Wszystkie odpowiadały wytycznym ustawy o ordynacji wyborczej do rad gmin. Na początku H. Czerwiński Ibidem. Ibidem. 77 „Goniec Obywatelski” - tygodnik województwa płockiego. 78 Autor artykułu wskazywał, że wymienione w tekście osoby mimo że wybory odbywały się tylko na radnych już podczas kampanii wyborczej wskazywały kto zasiądzie na fotelu prezydenta. 79 H. C z e r w i ń s k i, Zanim staniemy do wyborów, „Goniec Obywatelski” 1990, nr 6(6) z 5 kwietnia, s. 5. 80 Na miesiąc przed wyborami, „Nowy Tygodnik Płocki” 1990, z 16 kwietnia, s. 1. 81 Ibidem. 75 76 221 podkreślił, że zbliżające się wybory maja charakter szczególny z racji bliskiej współpracy przedstawicieli ze społeczeństwem82. Ogromne znaczenie miała edukacja obywateli w zakresie poznania roli samorządu lokalnego, dlatego autor wskazał konieczność organizacji spotkań w miejscach pracy, jednak z zastrzeżeniem, że takie spotkania nie powinny szkodzić stałemu i ustalonemu trybowi pracy83. Prezentowanie problemów związanych z nowym wydarzeniem wśród mieszkańców Kutna poprzez ten artykuł były odzwierciedleniem problemu w całym województwie. Poświadczają to listy wysyłane przez czytelników i publikowane na łamach gazety84. Ludność województwa płockiego nie orientowała się w kampanii wyborczej, obawiała się, iż spotkania wyborcze mają charakter obowiązkowy, co było związane z dotychczasowymi zasadami wyboru przedstawicieli. Henryk Czerwiński wskazał na konieczność wysunięcia do wyborów ludzi zaangażowanych społecznie, mających predyspozycje do pracy na rzecz samorządu lokalnego, którzy swą postawą budzili nadzieje na budowę poprawnych relacji między przedstawicielami a społeczeństwem. Doskonałymi kandydatami, zdaniem autora omawianego artykułu, byli ludzie młodzi, nieskażeni upadłym systemem85. Kampania wyborcza toczyła się jeszcze przed zatwierdzeniem list wyborczych. Świadczy o tym ogłoszenie o powstaniu PSL „Solidarność”86, które wzywało do poparcia NSZZ „Solidarność” RI. Oczekiwało ono na wstąpienie w swoje szeregi nie tylko przedstawicieli obszarów wiejskich, ale również mieszkańców miast. Motywowali to faktem wartości charakterystycznych dla PSL, które stawiało następujące ideały: chrześcijaństwo, solidarność społeczną, ekologię i agraryzm87. Nowe ugrupowanie wzywało do okazania poparcia w czasie wyborów, gdyż działanie zgodnie z wyżej wymienionymi wartościami miało pozwolić na doskonałe, wspólne funkcjonowanie88. Jak już zostało wskazane, do zbliżających się wyborów podchodzono z brakiem zaufania. Pamiętać należy, że 1990 r. był czasem pierwszej fali rozczarowań efektami transformacji. Na barki mających powstać władz miasta spadały liczne słowa krytyki. Ta kampania była niepowodzeniem w porównaniu do nastrojów towarzyszącym wyborom z czerwca 1989 r. Nie odnajdujemy w nich zaangażowania większości społeczeństwa. Pomimo tego, same wybory okazały się sukcesem głównie dla przedstawicieli KO w Kutnie. Ibidem. Dz. U. nr 16, poz. 96. 84 H. C z e r w i ń s k i, op. cit., s. 5. 85 Ibidem. 86 M. R z y m k o w s k i, Przedstawmy się. PSL „Solidarność”, „Goniec Obywatelski” 1990, nr 12 z 21 maja, s. 5. 87 Ibidem. 88 Ibidem. 82 83 222 Anna Kowalczyk Uniwersytet Łódzki MY SWEET HOME MONTICELLO – MAŁA OJCZYZNA THOMASA JEFFERSONA Thomas Jefferson, twórca Deklaracji Niepodległości, trzeci prezydent Stanów Zjednoczonych jest jedną z tych postaci wywodzących się z wczesnych dziejów Stanów Zjednoczonych, które są stosunkowo dobrze znane na gruncie polskiej historiografii. Możnaby nawet pokusić się o stwierdzenie, że Jefferson stał się z upływem stuleci jednym z symboli Stanów Zjednoczonych, tak jak osławiony gwieździsty sztandar, podobizna Washingtona na jednodolarówce czy sztandar Konfederacji z okresu wojny secesyjnej. Pisząc o Thomasie Jeffersonie zwykle podkreśla się jego wyjątkowości, nieprzeciętne zdolności, które przejawiał w wielu dziedzinach oraz ogromny wkład jaki wniósł w budowanie amerykańskiej państwowości. Większość autorów, skupia się na tej postaci jako na mężu stanu, polityku, czasem także wynalazcy i twórcy słynnych „Uwag o Stanie Wirginia”1. Przez bardzo długie lata postać Jeffersona posiadała walor posągowości. Wypowiadając się na jego temat historycy amerykańscy, ale także zagraniczni dostrzegali przede wszystkim jego zalety, budując wizerunek nieskazitelnego polityka i wybitnego męża stanu. W tę ogólną tendencję wpisywała się także książka prof. Zofii Libiszowskiej, która w następujący sposób określała T. Jeffersona: Był przecież nie tylko najwybitniejszym mężem stanu w swoje ojczyźnie, politykiem i politycznym pisarzem, ale tez rolnikiem, plantatorem, geografem, prawnikiem, filozofem, przyrodnikiem, wrażliwym esteta, utalentowanym muzykiem (...). Umysł żywy, odkrywczy, twórczy, niespokojny. Człowiek oświecenia w największym wymiarze2. Atencja jaką darzyli historycy tę postać przez długie lata, zaczęła jednak w ostatnim czasie ustępować miejsca zjawisku wręcz odwrotnemu, promowanemu przede wszystkim przez historiografię amerykańską. Odbrązawianie postaci Thomasa Jeffersona, w oparciu o nurt poprawności politycznej w każdej dziedzinie życia, doprowadziło do powstawania prac w mniejszym lub większym stopniu podchodzących krytycznie do jego osoby. Poprawność polityczna bardzo często przyćmiewa, w tych pracach rzetelność badań i prowadzi do przekładania ukształtowanego w latach 80. i 90. XX w. systemu wartości na realia społeczno-gospodarcze Stanów Zjednoczonych schyłku XVIII i początków XIX w. Abstrahując jednak od wszelkich sporów związanych z postacią Thomasa Jeffersona, w niniejszej pracy chciałabym skupić się przede wszystkim na sygnalizowanej 1 „Uwagi o Stanie Wirginia” – dzieło napisane przez Thomasa Jeffersona, zawierające wieloaspektowy opis stanu Wirginia, począwszy od warunków geograficzno – klimatycznych, poprzez opisy fauny i flory, na przekazie informacji dotyczących kultur indiańskich tego obszaru skończywszy. Pisanie „Uwag...” Jefferson rozpoczął jeszcze w 1781 r., a motywację do pracy stanowiła ankieta przesłana wszystkim gubernatorom stanowym przez posła francuskiego. Opisy zawarte w tym dziele są niezwykle szczegółowe i ukazują niezwykłą erudycję i umiejętność analitycznego myślenia, którą odznaczał się przyszły prezydent Stanów Zjednoczonych., vide: Z . L i b i s z o w s k a, Tomasz Jefferson, Wrocław-Warszawa-Kraków-Gdańsk-Łódź 1984, s. 90-103. 2 Ibidem, s. 7. 223 w temacie małej ojczyzny trzeciego prezydenta USA, za którą uznałam Monticello. Takie sformułowanie tego problemu wymaga moim zdaniem szerszych wyjaśnień. Powyższe wprowadzenie miało na celu przede wszystkim pokazanie, że rozważań o Jeffersonie w skali mikrohistorycznej w polskiej historiografii jest bardzo niewiele. Stąd też chciałabym pokusić się o próbę scharakteryzowania T. Jeffersona w kontekście jego małej ojczyzny, najbliższego otoczenia czy też tzw. domowego zacisza. Właściwy tok swojej wypowiedzi chciałabym rozpocząć od krótkich rozważań na temat tego czym jest mała ojczyzna? Pojęcie to, które stało się niezwykle modne w XX w., a zwłaszcza w jego drugiej połowie, z trudem poddaje się próbom jednoznacznej definicji. W tomie 28 Rozpraw Komisji Językowej można znaleźć jedną z takich prób definicyjnych, która określa małą ojczyznę jako przestrzeń bliską, swojską, darzoną pozytywnymi emocjami przez zamieszkujących ją ludzi3. Można więc powiedzieć, że pojęcie małej ojczyzny wiąże się nierozerwalnie z emocjonalnym stosunkiem łączącym człowieka z pewnym miejscem. Jak jednak zakreślić granice owej przestrzeni? Dla ludzi bowiem uważających się za obywateli świata, małą ojczyzną będzie ich kraj urodzenia. Jeszcze inni utożsamią to pojęcie z województwem lub gminą, które zamieszkują, nadając mu się poza emocjonalnym także wymiar administracyjno – prawny. Jeszcze inni stwierdzą, że ich małą ojczyzną jest miejscowość, w której mieszkają, osiedle czy jeszcze zawężając to pojęcie, jedynie najbliższa okolica, pewna wspólnota sąsiedzka. Pierwsze pytanie, które może nasunąć się dotyczy możliwości przełożenie tego XX w. pojęcia małej ojczyzny na czasy T. Jeffersona. Moim zdaniem można odnaleźć w obu podejściach pewne analogie. Zarówno współcześnie jak i w przeszłości pojęcie tożsamości narodowej czy regionalnej miało charakter bardzo subiektywny i uzależniony od wielu czynników. Podobne trudności można napotkać próbując określić czym była mała ojczyzna T. Jeffersona. Stawiając sobie to pytanie, odpowiedziałam na nie uznając za miejsce najbliższe sercu twórcy „Notes on Virginia”, właśnie Ponticello. Nie był to wybór narzucający się wprost lecz wymagający głębszego zastanowienia. Po pierwsze dlatego, że w burzliwym okresie kształtowania się państwowości amerykańskiej, którego Jefferson był nie tylko świadkiem, ale i uczestnikiem, wszelkie próby określania człowieka poprzez tożsamość terytorialno – państwową nastręczają wiele trudności. Rodzące się pojęcie narodu amerykańskiego4, stanowiło przez wiele lat zagadnienie bardziej teoretyczne niż faktycznie określało czyjąkolwiek tożsamość. Sam T. Jefferson niewątpliwie czuł się Amerykaninem, podobnie jak Wirgińczykiem, członkiem wspólnoty hrabstwa Albemarle oraz plantatorem z Monticello. Dlaczego więc zdecydowałam się właśnie Monticello określić mianem małej ojczyzny trzeciego prezydenta Stanów Zjednoczonych Ameryki? Próbą odpowiedzi na to pytanie będzie niniejszy referat. Będę starała się również pokazać jaki obraz T. Jeffersona wyłania się z jego listów i jak widziały go osoby z jego otoczenia niekoniecznie związane z politycznym establishmentem. Przechodząc na swoją polityczną emeryturę w 1809 r., T. Jefferson miał wypowiedzieć następujące słowa: Znaczną część mojego życia stanowiła wojna z moimi naturalnymi smakami, uczuciami i pragnieniami. Domowe życie i praca literacka były dla mnie dążeniami zarazem pierwszymi Rozprawy Komisji Językowej, t. 28, Warszawa 2002, s. 145. W konstytucji amerykańskiej pojawia się słynne kontrowersyjne dla wielu historyków stwierdzenie We the people of the United States, wielu spośród badaczy uważa, że owo sformułowanie we the people nie może być tłumaczone jako naród amerykański, lecz jako społeczeństwo Stanów Zjednoczonych, H . K u b i a k, Rodowód narodu amerykańskiego, Kraków 1975, s. 19-20. 3 4 224 i ostatnimi; okoliczności, a nie moje pragnienia poprowadziły mnie ścieżką, którą kroczyłem5. Ta wypowiedź kreuje obraz T. Jeffersona jako człowieka, który chociaż nigdy nie dążył do znalezienia się na piedestale władzy i popularności, znalazł się na nim. Nie czynił jednak tego, przynajmniej w swojej opinii, dla władzy samej w sobie, ale dla realizacji obowiązków i wyzwań, które wypełniał dla dobra swej ojczyzny i współobywateli. Taka opinia pasowała do człowieka postrzeganego powszechnie jako Ojciec Narodu, którego przeciwnicy polityczni mogli nienawidzić, ale mimo to nie przestawali darzyć go szacunkiem. Trudno powiedzieć na ile wypowiedź Jeffersona była szczera, a na ile stanowiła kreację politycznego wizerunku. Współcześni czasami zwali go Sfinksem, które to określenie na stałe przylgnęło do jego postaci, co znalazło wyraz chociażby w tytule biografii autorstwa Josepha J. Ellisa, American Sphinx. The Character of Thomas Jefferson. Myślę iż w owo określenie kryje w sobie wiele prawdy o osobie Thomasa Jeffersona. Ale jednocześnie uważam, że przybywając do swej małej ojczyzny, do Monticello, przestawał być sfinksem i stawał się sobą, ojcem, mężem, dziadkiem, plantatorem, ogrodnikiem. Ta posiadłość, do której wprowadzał się w tragicznych okolicznościach, związanych z pożarem jego rodzinnego Shadwell w lutym 1771 r., stała się jego ukochanym miejscem, w którym starał się spędzać każdą chwilę, wolną od obowiązków państwowych. Początkowo całą rezydencję pomieszczenie, w którym Jefferson mieszkał nadzorując budowę posiadłości, do czasu ślubu z Marthą Skelton6 w styczniu 1772 r.7 Wtedy też zostało oddane pierwsze skrzydło rezydencji, która w przyszłości miała się stać Mekką Republikanów i celem odwiedzin wielu wybitnych osobowości. Pierwotna wersja posiadłości została poddana za życia Jeffersona wielu przeróbkom i udoskonaleniom. Isaac Jefferson8, niewolnik w Monticello, zauważał w swoich wspomnieniach, że Dom Monticello został rozebrany na części i zbudowany od nowa w ciągu 6 lub 7 lat9. Przebudowa związana była przede wszystkim z fascynacją Jeffersona architekturą europejskiego klasycyzmu, z którą zetknął się w czasie swojej misji jako poseł we Francji10, a także podróżując po Europie przy okazji innych dyplomatycznych powinności. Tak oto posiadłość opisuje goszczący w niej w latach 90. XVIII w. Duc de la Rochefoucauld: Monticello, zgodnie ze swoim pierwotnym planem było nieskończenie lepsze od reszty domów w Ameryce, idealnym połączeniem gustu i wygody (...). Dobrego smaku uczył się w owym czasie Pan Jefferson głównie z książek. Jego podróż do Europy zaopatrzyła go w modele; miał projekt i nowy plan, którego wykonanie jest obecnie bardzo zaawansowane, będzie ukończone przed końcem roku i wtedy dom będzie z pewnością zasługiwał na to by umieścić go w jednym szeregu z najwspanialszymi rezydencjami we Francji i Anglii11. Rezydencja, która obecnie mieści w swoich murach muzeum poświęcone Thomasowi Jeffersonowi i Deklaracji Niepodległości, musiała rzeczywiście być wspaniała, skoro wywołała zachwyt u europejskiego arystokraty przyzwyczajonego do piękna i przepychu dworów królewskich i pałaców Starego Kontynentu. Wyjątkowy był jednak nie tylko zamysł posiadłości ale także wyposażenie jej wnętrz. Wśród dokumentów T. Jeffersona odnaleźć można relację jednego z gości, który odwiedził Monticello po roku 1816. The Thomas Jefferson Papers, ed. F . D o n o v a n, New York 1963, s. 55. Z . L i b i s z o w s k a, op. cit., s. 23. 7 Ibidem. 8 Vide: Memoirs of Monticello Slave, ed. C h . C a m p b e l l, Charlottesville 1851. 9 Ibidem, s. 8. 10 Vide: Z . L i b i s z o w s k a, op. cit., s. 125-172. 11 The Thomas Jefferson Papers…, s. 251. 5 6 225 Pozostawiony przez niego opis dotyczy głównie kolekcji osobliwości zgromadzonych w domostwie trzeciego prezydenta Stanów Zjednoczonych Ameryki: Pan Jefferson ma dużą kolekcje matematycznych, fizycznych, optycznych i Indiańskich ciekawostek. Wśród tych ostatnich popiersie kobiety i mężczyzny, siedzących w Indiańskiej pozycji (...) Jest tam także sala reprezentująca walki między Panisami i Osagesami, a także mapy Missouri i jej dopływów, obie wykonane przez Indian na skórach bizonów, łuki, strzały, zatrute włócznie, fajki pokoju, mokasyny etc. Kilka sukni i kuchennych przyborów Mandanów i innych nacji z Missouri12. Ową kolekcję etnicznych artefaktów uzasadnić można rozległymi zainteresowaniami Jeffersona, obejmującymi także nauki mało znane w jego epoce a dziś bardzo popularne, takie jak etnografia, antropologia czy geologia. Pan na Monticello nie poprzestawał jednak na gromadzeniu reliktów kultury Indiańskiej. Jak przystało na wykształconego mężczyznę doby oświecenia interesował się również sztuką europejską, co znalazło wyraz między innymi w przechowywanej przez niego kolekcji obrazów, wśród których znajdowało się: „Wniebowstąpienie” pędzla Poussina, reprodukcja „Świętej Rodziny” Rafaela, czy „Ukrzyżowania” Guida, jak równie zdobiące salon portrety patriotów: George’a Washingtona czy markiza La Fayetta osobistego przyjaciela Jeffersona i bohatera wojny o niepodległość13. Równie interesujący co kolekcja obrazów, był zbiór woluminów posiadanych przez Jeffersona. Kolekcje tę były prezydent sprzedał jednak po wojnie 1812-14, za sumę 23950 dolarów. Była to transakcja z obopólną korzyścią. Zniszczona przez Brytyjczyków Biblioteka Kongresu mogła choć w części odbudować swoje zasoby, natomiast T. Jefferson potrzebował pieniędzy na ratowanie zadłużonego Monticello14. Czytanie było ogromną pasją byłego prezydenta. W jednym z listów znajdujących się wśród jego dokumentów, można znaleźć listę literatury jego zdaniem pożytecznej i zalecanej, spośród których to pozycji większość znajdowała się w jego domowej biblioteczce: Czytam następujące książki: Herodota, Tukidydesa (...) W grece i łacinie z poezji zalecam: Wergiliusza, Horacego (...) Homera, Eurypidesa i Sofoklesa (...) Przeczytaj także: Miltona <<Raj utracony>>, Szekspira, Osjana (...)15. Jak widać wśród jego ulubionych pisarzy wymienić można nie tylko greckich czy rzymskich klasyków, ale także literaturę późniejszą. Widoczne jest także spore zróżnicowanie jeśli chodzi o gatunki literackie. W swej posiadłości, w swojej małej ojczyźnie, T. Jefferson mógł znaleźć czas by poświęcać się swoim pasjom. Jego dzień na plantacji miał bardzo regularny rytm, ale sam zdawał się być z tego zadowolony. Jak pisał do Tadeusz Kościuszki w liście z 26 II 1810 r.: Moje poranki poświęcam na korespondencję. Od śniadania do obiadu zajmuję się majsterkowaniem, pracą w ogrodzie oraz objeżdżam konno moją farmę. Od obiadu do zmroku zażywam odpoczynku wraz z moimi przyjaciółmi i sąsiadami; a potem w blasku świecy aż do mojego wczesnego pójścia spać czytam16. Opis bardzo regularnego sposobu funkcjonowania Pana na Monticello znajduje także potwierdzenie we wspomnieniach jego niewolnika, który tak oto wspomina dzień swojego Pana: 12Ibidem, s. 242. s. 243. 14 W .A . D e g r e g o r i o, op. cit., s. 51. 15 The Thomas Jefferson Papers…, s. 205-206. 16 Thomas Jefferson’s letter to Thaddeus Kosciuszko 26 II 1810, [w:] Thomas Jefferson Letters and Addresses, ed. W .B . P a r k e r, J . V i l e s, New York 1908, s. 194. 13Ibidem,, 226 Stary Pan nie był nigdy widziany jak schodzi na śniadanie przed 8 rano. Jeżeli było gorąco pan nie jeździł konno do wieczora, czytał na górze dopóki nie zadzwonił dzwonek na obiad. Kiedy pisał używając maszyny piszącej17, nikt nie mógł go niepokoić gdy pisał, miał głuchoniemego niewolnika i kiedy potrzebował czegokolwiek głuchoniemy niewolnik przynosił mu wodę lub owoce na talerzu, czegokolwiek tylko pan zapragnął18. Uregulowany tryb życia pozwalał T. Jeffersonowi radzić sobie z obowiązkami i znajdywać czas na wywiązywanie się z licznych zobowiązań towarzyskich. Thomas Jefferson przebywając w swojej małej ojczyźnie, nie stronił od towarzystwa sąsiadów oraz przyjaciół. Bardzo ważnym elementem wizyt towarzyskich w Monticello były posiłki. Sam gospodarz preferował dietę raczej specyficzną jak na owe czasy, unikając czerwonego mięsa, które zastępował drobiem, owocami morza i warzywami. Do śniadania zwykł pijać kawę bądź herbatę, do obiadu zaś sok jabłkowy lub likier19. Jak wynika ze wspomnień niewolnika Jeffersona, jego pan był smakoszem dobrych alkoholi, choć zawsze spożywał je z umiarem. Piwniczka Monticello była bardzo dobrze zaopatrzona, zwłaszcza w rumy i wina, prawdziwą zaś perełkę w jego zasobach stanowił 12-letni rum z Antigu’y20. Goście byli zapraszani głównie na obiady, które nawet spożywane jedynie w gronie domowników miały charakter wystawny. Isaac Jefferson wspomina, że: obiady w Monticello nigdy nie liczyły mniej niż 8 dań. W zależności od tego czy byli goście czy nie na obiad podawano od 8 do 32 dań. Serwowano mnóstwo wina, najlepszy stary rum z Antigu’y i napój (sok) jabłkowy. Pan lubił zwłaszcza wino i wodę21. Prawdziwy najazd gości na Monticello rozpoczął się wraz z nastaniem politycznej emerytury Jeffersona. Byłemu prezydentowi nie było dane odpocząć wobec codziennych wizyt przyjaciół, partnerów politycznych, dawnych znajomych z okresu rewolucji czy zwykłych ciekawskich. Odskocznią od obowiązków związanych z przyjmowaniem wizyt oraz rewizytami były dla Jeffersona zajęcia gospodarskie oraz ucieczki do małego domku na Elk Hill oraz polowanie. Jefferson najbardziej lubił polować na wiewiórki oraz kuropatwy. Jednakże w czasie swoich myśliwskich wypraw, podobnie jak w życiu starał się kierować pewnym kodeksem honorowym. Zakładał on, że nie należy zabijać zwierząt w ich siedliskach gdyż, jest to nieuczciwe wykorzystywanie przewagi jaką człowiek nad nimi posiada. Dlatego też sam wolał godzinami wędrować po lesie nim wpadł na trop zwierzyny22. Można w tym miejscu przytoczyć wzmiankę na temat sielskiej scenki, która miała miejsce w słoneczne letnie popołudnie na plantacji. T. Jefferson występuje w tej scenie nie jako polityk czy ojciec narodu lecz jako dziadek. Wytyczył trasę wyścigu zawieszając białą wstęgę oznaczającą linię mety między balustradą tarasu a drzewem. Potem zaś zasiadłszy na tarasie obserwował jak jego wnuki biegają wokół radośnie przy tym krzycząc. W tych domowych zwodach nie było przegranych, nawet najwolniejsi spośród zawodników otrzymywali nagrody w postaci owoców i słodyczy23. Tomasz Jefferson bardzo lubił spędzać czas ze swoimi wnukami, zwłaszcza z chłopcami, gdyż pewien sposób wynagradzali mu oni brak syna, którego zawsze bardzo pragnął. Ogromny harmider 17 Maszyna do pisania pozwalająca tworzyć 2 kopie dokumentu jednocześnie, http://www.humanproductivitylab.com/archive_blogs/2005/12/30/thomas_jefferson_had_a_palm_pi.php [dostęp z dn. 20 III 2012]. 18 Memoirs of..., s. 27. 19 J.J. E l l i s, op. cit., s. 231. 20 Memoirs of..., s. 20. 21 Ibidem, s. 29. 22 Ibidem, s. 41. 23 Vide: J . J . E l l i s, op. cit., s. 231. 227 generowany prze kilkanaście dziecięcych gardeł nie przeszkadzał byłemu prezydentowi, mimo iż na co dzień cenił sobie ciszę. Czasem jednak mimo raczej towarzyskiego usposobienia szukał samotności. Złamanie, którego doznał podczas jazdy konnej, uniemożliwiło mu zarówno jazdę konną jak i długie spacery, dlatego też poświęcił się swoim innym pasjom. Jedną z nich był ogród i park. Jak wspominał I. Jefferson Park w Monticello miał około 2-3 mil kwadratowych powierzchni i był ogrodzony wysokim płotem złożonym z 12 przęseł wzmocnionych podwójnymi słupkami24. Ów park miał charakter ogrodu angielskiego, epatującego dzikością krajobrazu i naturalizmem. Często zaglądały do niego dzikie zwierzęta, których obecność nie przeszkadzała Jeffersonowi, a wręcz była dla niego pożądana. Były prezydent dużą radość czerpał z osobistego zajmowania się ogrodem. Gdy udawał się do ogrodu towarzyszył mu zwykle ogrodnik Wormley, który służył mu pomocą i radą. Ów ogrodnik wykonywał również cięższe prace związane z przygotowaniem gruntu, posługując się przy tym łopatą i motyką. Po wykonaniu przez ogrodnika najcięższych prac związanych z przygotowaniem gruntu, do pracy mógł przystąpić właściciel Monticello. Thomas Jefferson przebrany w fartuch, by nie pobrudzić surdutu, własnoręcznie wytyczał grządki, za pomocą białej linki, a następnie za pomocą noża ogrodniczego umieszczał na grządkach sadzonki25. Ostatnie lata życia T. Jeffersona z stanowiły na pierwszy rzut oka okres niezmącony żadnymi zmartwieniami, jednakże była to sielanka pozorna. Ogromnym problemem okazały się dla T. Jeffersona zaciągane od wielu lat długi. W okresie gdy Jefferson przebywał w Waszyngtonie poświęcając się swojej karierze politycznej, plantacja była źle zarządzana przez jego zięcia. Nie można jednak powiedzieć, że była to wyłączna przyczyna rosnącego zadłużenia. Eksploatowane od wielu lat gleby w stanie Wirginia, uległy w znacznym stopniu erozji. Efektywność uzyskiwanych z nich upraw systematycznie spadała. Nowym pomysłem na powiększanie zysków, stała się sprzedaż niewolników do nowozakładanych plantacji na kolonizowanym środkowym – zachodzie. Jednakże, nawet te zabiegi nie zdołały przywrócić Monticello dawnej świetności. Gdy Jefferson umierał 4 VII 1826 r., Monticello stało na skraju ekonomicznego upadku. Zostało uratowane przed licytacją jedynie dzięki pomocy osób bliskich Jeffersonowi, którzy zebrawszy sumę 16 tysięcy dolarów, spłacili długi ciążące na posiadłości26. Trzeci prezydent Stanów Zjednoczonych zmarł w swoim Monticello, z którym miał być zawsze kojarzony w pamięci potomnych, otoczony kochającą rodziną. Monticello, bez wątpienia stanowiło bardzo ważne miejsce dla T. Jeffersona. Tylko tu mógł być naprawdę sobą. To właśnie w tej posiadłości przeżywał najbardziej intymne chwile swego życia. Tu przebywał po ogromnej tragedii, jaką była dla niego śmierć żony i córki. Nawet w okresie swej prezydentury, starł się znaleźć chociaż kilka tygodni by móc udać się do Monticello. Czy to wystarczy by uznać Monticello za małą ojczyznę Thomasa Jeffersona? Moim zdaniem tak, zwłaszcza, jeżeli do wyżej opisanego kontekstu dołoży się jeszcze jeden argument – stosunku samego Jeffersona do Monticello, który był zawsze bardzo pozytywny. Memoirs of…, s. 27. J . J . E l l i s, op. cit., s. 231. 26 L . P a s t u s i a k, Prezydenci, T. 1. Warszawa 1989, s. 132. 24 25 228 Jakub Łukasiński Uniwersytet Pedagogiczny im. KEN w Krakowie STAN SANITARNO-HIGIENICZNY KRAKOWA W XIX W. Zapewnienie prawidłowego systemu sanitarnego jest jednym z najważniejszych zadań, jakie stoją przed miastem. Ciężko sobie wyobrazić swobodny jego rozwój, kiedy ulice pełne są nieczystości, kanalizacja nie funkcjonuje, dookoła są bagna i rzeki. Z wszystkim tym musiał sobie poradzić Kraków. Myśląc o nim w XIX w. ma się przed oczami najczęściej miasto słynące z kultury, miasto jako pamiątkę narodową. Zapomina się, że w owym czasie podwawelski gród był małym miastem położonym tuż przy granicy państwa pociętym przez liczne rzeki i wciśniętym między bagna, co blokowało jego swobodny rozwój. Rzeczpospolita nie zdołała poprawić sytuacji Krakowa, przez co w wiek XIX wszedł on w bardzo złym stanie. Przez miasto przepływa kilka rzek: Wisła, Rudawa, Wilga i Prądnik (zwany Białuchą). Najważniejszą z nich jest Wisła, która od stuleci służyła jako szlak transportowy, czy źródło energii dla młynów i innych urządzeń. Jej bieg zmieniał się na przestrzeni wieków. Od XIV w. płynęła dwoma korytami. Jedno oddzielało Kraków od Kazimierza, drugie opływało Kazimierz od południa. To pierwsze przyjęło nazwę Starej Wisły, drugie zaś nazwano Zakazimierką. Od XVII w. Stara Wisła wysychała i tworzyło się tam śmierdzące bajoro, gdyż główny nurt rzeki płynął drugą odnogą. Wraz z upływem czasu Stara Wisła stawała się coraz bardziej niebezpieczna. Odpowiedzialna była za trapiące ludzi choroby. Odprowadzano do niej nieczystości z większości miasta. Kolejna z rzek krakowskich, to Rudawa. Także i ona rozdzielała się na szereg odnóg tworząc prawdziwą sieć. Jedno z ramion, tzw. Młynówka Królewska, dochodziło do fosy otaczającej mury miejskie1. Jakość wody była straszna. W jednej z gazet ukazała się Oda do Rudawy „wychwalająca” ją jako ściek. O! ty rudsza od innych rudych nieczystości, Któremi cię nadbrzeżny lud darzy w hojności, Rudawo, gęsta rzeko i powoli płynna, (…) Ileż razy nad twoją falą zadumany, Patrzałem w pływające po tobie gałgany… Pantofle, śmieci, włosy, nawóz, et cetera; (…) Ludzie Herody kocięta i szczenięta rzucają w twe wody – tyle ich tam po twych głębinach się miga, (…) Ty twojemi zapachy tłumisz wszystkie inne, (…) O, ty niewyczerpany Krakowa flakonie! Co ze starą Wisłą śmiało mógłbyś iść w zawody2. Pod Wawelem płynęły jeszcze 2 rzeki - Wilga i Prądnik. Pierwsza z nich nie zmieniała swojego koryta. W czasie Potopu zniszczone zostało ujście Prądnika do Starej Wisły3. Sieć rzeczna Krakowa przez wieki była jednocześnie dobrodziejstwem i problemem miasta. Liczne odnogi stworzyły rozległe mokradła, które służyły jako naturalne M . T o b i a s z, Dziejowe przemiany sieci wodnej i zagospodarowania przestrzennego, Wrocław 1977, s. 33. „Diabeł” 1880, nr 9. 3 K . B ą k o w s k i, Dawne kierunki rzek pod Krakowem [w:] „Rocznik Krakowski” 1902, t. 5, s. 165. 1 2 229 przeszkody w razie wojen. Ponadto mieszkańcy mogli organizować dużą liczbę stawów hodowlanych czy sadzawek. Z drugiej jednak strony teren, na którym mogło rozwijać się miasto był mocno ograniczony, a wraz z rozwojem sztuki wojennej naturalne fortyfikacje straciły na znaczeniu. Dodatkowo, taka ilość wody szkodziła mieszkańcom, gdyż stałe przebywanie w jej otoczeniu miało negatywny wpływ na zdrowie. Stara Wisła oraz istniejący na Kazimierzu podobny zbiornik na nieczystości cuchnęły i zatruwały powietrze wyziewami. Prawdziwym niebezpieczeństwem były jednak powodzie. Jedna z największych nawiedziła Kraków w 1813 r. i zniszczyła bardzo dużą część zabudowy. Jedną z jej ofiar był stały most łączący Kazimierz z Podgórzem4, który nie został odbudowany. Kolejny wylew nastąpił w 1816 r.5 Przez cały wiek XIX rzeki występowały z brzegów regularnie, do czego mieszkańcy zdążyli przywyknąć, gdyż dochodziło do tego o określonych porach roku. Zniszczenia, jakie wtedy następowały były niewielkie. W latach 1867, 1884 i 1903 zdarzyły się jednak katastrofalne powodzie6. Wszystko dlatego, że rzeki nie były uregulowane i ujęte w wały. Warto zaznaczyć, że nie dotyczyło to jedynie Krakowa, a całej monarchii. Zrodził się nawet dowcip: -Dlaczego na Austryję pan Bóg zsyła od lat kilku takie powodzie i wylewy? -Aby ją raz przecie zmusić do regulacyi rzek7. Zdawano sobie z tego powszechnie sprawę, jednak nie podejmowano działań w kierunku zaradzenia problemowi. Dopiero w czasach autonomicznych zaczęto walczyć z uciążliwością rzek. Nie zrobiono tego jednak od razu. Przyczyna była prosta – Magistrat stawiał przed sobą szereg różnych zadań, a także brakowało mu środków na przeprowadzenie niezbędnych prac. Prowadzono je więc etapami. Walka o zdrowie mieszkańców stanowiła jeden z priorytetów prezydentury Józefa Dietla. Niedługo po wyborze na stanowisko ogłosił projekt zmian, jakie chce wprowadzić w mieście. Jednym z głównych jego elementów była likwidacja problemów, jakie niosły ze sobą rzeki. W pierwszej kolejności zajęto się usuwaniem śmierdzących bajor. W latach sześćdziesiątych udało się w znacznej mierze zasypać zbiornik kazimierski. Jednocześnie zniwelowano jedno z bagien niedaleko centrum miasta8. Założenia swojego poprzednika realizował Mikołaj Zyblikiewicz. Udało mu się całkowicie zlikwidować w latach siedemdziesiątych ramię Starej Wisły od Skałki do Blichu9. Kraków zyskał tym samym szeroki pas pod zabudowę. Dzięki tym pracom jeden z największych problemów miasta został rozwiązany. Pozostała jeszcze kwestia regulacji rzek i zabezpieczenie ich przed wylewami. W ostatnich latach przed wybuchem I wojny światowej w Wiedniu zrodził się projekt połączenia kanałami Dunaju, Odry, Wisły i Dniestru. Krakowowi przeznaczono rolę głównego portu na Wiśle. Widziano w tym pomyśle szansę na ujęcie Wisły i Rudawy A . G r a b o w s k i, Wspomnienia. t. 1, Kraków 1909, s. 198-199. K . B ą k o w s k i, Kronika Krakowska 1796 – 1848. Część 2: od r. 1816 do 1831, Kraków 1906, s. 32. 6 K . K a r o l c z a k, H. Ż a l i ń s k i, Klęski powodziowe w Krakowie w dobie autonomicznej (1867 – 1918) [w:] Wisła w dziejach i kulturze Polski. Studia nad gospodarką i siecią osadniczą regionu górnej Wisły, red. J. H a m p e l, J. R a j m a n, Warszawa 1992, s. 9. 7 „Diabeł” 1890, nr 18. 8 S. S t r z e l e c k i, Gmina Krakowska. Sprawozdanie urzędowe z roku 1867, Kraków 1868, s. 25; M. M o r a c z e w s k i, Projekt uregulowania Starej Wisły w ogólnych zarysach, Kraków 1876, s. 5. 9 I. H o m o l a, Kraków za prezydentury Mikołaja Zyblikiewicza (1874 – 1881), Kraków 1976, s. 166-168. 4 5 230 w wały przeciwpowodziowe10. Prace miały ruszyć w 1904 r., jednak nie zaczęto ich jeszcze w 1905 r., a niedługo później całkowicie porzucono ten plan11. Pozostała jednak kwestia regulacji Wisły. Zaproponowano, by poszerzyć ją pod Wawelem, jednak władze z tego pomysłu nie skorzystały12. Roboty prowadzono na obu brzegach, czyli krakowskim i podgórskim. Konstruując wały, jednocześnie organizowano spacerowe bulwary. Jednak do końca istnienia monarchii nie udało się zabezpieczyć całej rzeki. Podjęto również prace na Rudawie. Trwały one od lat osiemdziesiątych. Z inicjatywy dr Henryka Jordana uregulowano odnogę okrążającą Błonia od północy, dzięki czemu miasto uzyskało miejsce na bulwar spacerowy. Trzydzieści lat później zostało ono zasypane, zaś ujście skierowano na miejsce obecne, czyli w pobliże klasztoru norbertanek na Zwierzyńcu. Tam, gdzie wcześniej płynęła rzeka wytyczono Al. 3 Maja i ul. Retoryka13. W trakcie prac zasypano pozostałe koryta zostawiając jedno. Wilga i Prądnik nie wymagały regulacji, chociaż zrodził się pomysł przeprowadzenia robót na tej pierwszej14. Inny problem stanowiło siedem, ulokowanych przy kościołach parafialnych, znajdujących się w obrębie murów cmentarzy15. Były one problemem dwojakiego rodzaju. Po pierwsze, wciśnięte w gęsto zabudowane miasto zajmowały teren, który można było przeznaczyć pod zabudowę i utrudniały swobodę poruszania się. Po drugie, stanowiły kolejne ryzyko epidemii. Było to związane z ówczesnymi sposobami chowania zmarłych oraz podejściem ludzi do nekropolii. Narastająca ciasnota w mieście zmuszała do grzebania ciał wciąż w tych samych miejscach. Najpierw należało wydobyć poprzednio złożone szczątki i przenieść je do ossuarium. Na zwolnionym miejscu dokonywano kolejnego pogrzebu. Dodatkowo, ciała zazwyczaj składano zawinięte jedynie w płótno. Niewielu mogło sobie pozwolić na trumny. Tym samym substancje, jakie powstają w wyniku rozkładu trafiały wraz z deszczem do wód gruntowych i dalej do studzien miejskich. Ludzie w owym czasie mieli też zupełnie inne podejście do cmentarzysk niż obecnie. Były one traktowane jako w pewnym sensie miejsca życia towarzyskiego, spotykano się na nich, wygłaszano apele etc. Warto jeszcze zaznaczyć, że osobne cmentarze miały grupy wyznaniowe, zmarli od chorób oraz skazańcy. Na problem cmentarzy wewnątrz miast zwrócono uwagę jeszcze w XVIII w. Myśl oświeceniowa nakazywała przenoszenie ich dalej od siedzib ludzkich16. Prądy te dotarły i do Krakowa, jednak wprowadzili je w życie dopiero Austriacy. Niedługo po upadku Rzeczypospolitej zakazano grzebania zmarłych w mieście, zaś tereny nekropolii zostały splantowane. Stosowne rozporządzenia wskazywały także cmentarze tymczasowe, czyli funkcjonujące do czasu stworzenia nekropolii miejskiej w odpowiednim miejscu. Na przełomie lat 1802 i 1803 na przedmieściach otwarto cmentarz miejski, który przyjął 10 J. L e o, Sprawozdanie Prezydenta Król. Stołecznego Miasta Krakowa przedłożone Władzom krajowym i centralnym w sprawie przekopu Wisły pod Krakowem [w:] Sprawozdanie o projekcie przekopu Wisły pod Krakowem, red. T. S i k o r s k i, Kraków 1904, s. II. 11 I. D a s z y ń s k i, Pamiętniki. t. 1, Warszawa 1957, s. 206-207. 12 „Czas” 1903, nr 155. 13 K. M y ś l i k, B. Z b r o j a, Nieznany portret Krakowa, Kraków 2010, s. 24; Kronika Krakowa, Warszawa 1996, s. 282. 14 T. S i k o r s k i, Sprawozdanie techniczne do projektu przekopu Wisły pod Krakowem [w:] Sprawozdanie o projekcie przekopu Wisły pod Krakowem, red. T. S i k o r s k i, Kraków 1904, s. 22. 15 A. G r a b o w s k i, Wspomnienia t. 2, s. 224; J. M a ł e c k i, Rozwój czy zastój? Kraków w latach 1796 – 1866 [w:] Kraków. Nowe studia nad rozwojem miasta, red. J. W y r o z u m s k i, Kraków 2007, s. 605. 16 T. M e n c e l, Galicja Zachodnia 1795 – 1809. Studium z dziejów ziem polskich zaboru austriackiego po III rozbiorze, Lublin 1976, s. 417-418. 231 nazwę Rakowickiego17. Było to miasto umarłych, ta dolina łez i śmierci, to najpiękniejsza przeszłość Krakowa. Wieleż tu spoczywa znakomitości wielu mężów stanu i ludzi kochających kraj, których śmierć zabrała. Znajdziemy tu wszystkie stany, które zrównała śmierć, bogacz obok nędzarza, wróg obok przyjaciela, artysta obok zwykłego robotnika18. Nekropolia w ciągu wieku była kilkukrotnie rozszerzana. Ostatecznie, przed I wojną światową uzyskała ona powierzchnię około 27 hektarów19. Miejsce wiecznego spoczynku znalazło tam wielu wybitnych mieszkańców Krakowa, żeby wspomnieć jedynie prezydentów Józefa Dietla, Mikołaja Zyblikiewicza i Juliusza Leo. Zorganizowano również nekropolie w innych częściach miasta. Jednym z najstarszych miejsc pochówku był cmentarz przy kościele Najświętszego Salwatora. Był on jednak nieduży i w 1801 r. otwarty został nowy, kilkaset metrów dalej. Nekropolia u stóp kościoła była jednak jeszcze wykorzystywana do lat 80. XIX w. Wtedy to powiększono teren nowej i zakazano pochówków na starej nekropolii. Zmianie uległo również miejsce grzebania zmarłych Żydów. Funkcjonujący od XVI w. cmentarz Remuh został zamknięty reskryptem cesarskim w końcu lat dziewięćdziesiątych XVIII w., jednak zachowane nagrobki dowodzą, że w pojedynczych przypadkach był używany nadal20. Od początku XIX w. Żydzi chowali swoich zmarłych na cmentarzu znajdującym się przy ulicy Miodowej, już poza granicami Miasta Żydowskiego. Osobliwymi cmentarzami są katedra na Wawelu i kościół na Skałce. W murach pierwszej składano najpierw ciała królów, a gdy upadła monarchia spoczęli tam między innymi Tadeusz Kościuszko, książę Józef Poniatowski, Adam Mickiewicz, generał Władysław Sikorski. Stanowi ona także wciąż miejsce wiecznego spoczynku biskupów krakowskich. Skałka zaś stała się grobem dla ludzi związanych z kulturą i sztuką Krakowa. Pochowano tam takie osoby, jak Adam Asnyk, Henryk Siemiradzki, Stanisław Wyspiański21. Mając i Wawel, i Skałkę Kraków stał się wielkim domem przedpogrzebowym całej Polski22. Zmieniły się miejsca pogrzebów, ale również przepisy dotyczące pochówków. Najpierw zabroniono grzebania ciał owiniętych jedynie w płótno. Obowiązkowa stała się trumna. Była drewniana lub metalowa, w zależności od zasobności portfela. W latach 80. pojawiły się kolejne rozporządzenia. Nakazano, by trumny były dobrze spojone i wylane od wewnątrz smołą, zabroniono konduktom pogrzebowym przechodzenia przez miejsca zamieszkałe (jeśli musiały przez takowe przejść, nie wolno im było się zatrzymywać), miały iść prosto na cmentarz i od razu złożyć ciało do grobu. Zarzucenie zwyczaju składania kości w ossuarium pociągnęło za sobą konieczność okresowego powiększania terenu nekropolii, jednak odbyło się to z pożytkiem dla zdrowia. Ludzie przestali traktować cmentarze jako miejsca spotkań. Od XIX w. stanowiły one tereny obcowania ze śmiercią, zadumy i powagi. Chociaż zmiany zachodziły także w innych miastach, tylko Kraków wytworzył wokół pogrzebów specyficzną, niespotykaną atmosferę. Trafne są słowa: Kraków umie czcić umarłych. Lwów tylko żywych23, zaś największym przemysłem Krakowa były obchody K. G r o d z i s k a - O ż ó g, Cmentarz Rakowicki w Krakowie, Kraków 1983, s. 82-83. S. C y r a n k i e w i c z, Przewodnik po cmentarzach, Kraków 1986, s. 48. 19 M. G o t f r y d, A. W i ę c e k, Cmentarze Krakowa, Kraków 2004, s. 39. 20 M. B a ł a b a n, Historia Żydów w Krakowie i na Kazimierzu 1304-1868, t. 1, Kraków 1931, s. 189-191; L. H o ń d o, Stary Żydowski cmentarz w Krakowie, Kraków 1999, s. 25-26. 21 M. R o ż e k, Panteon narodowy na Skałce, Częstochowa 2003, s. 99-103. 22 T. Ż e l e ń s k i, Znaszli ten kraj?… I inne wspomnienia, Warszawa 1956, s. 178-179. 23 Cyt. za K. G r o d z i s k a, „Gdzie miasto zaczarowane…” Księga cytatów o Krakowie, Kraków 2003, s. 130. 17 18 232 rocznicowe i pogrzeby wielkich Polaków24. W pewnym momencie pojawił się pomysł, by ze zwłok produkować gaz do oświetlania ulic. Inspirację zaczerpnięto z Indii, jednak nie zyskała ona zbyt szerokiego grona odbiorców pod Wawelem25. Rzeczpospolita pozostawiła po sobie jeszcze inne, palące problemy. Kraków u progu ery rozbiorowej miał szczątkową kanalizację i nie miał wodociągów. Tym samym usuwanie brudu oraz ekskrementów stanowiło znaczną trudność. Kolektorami ściekowymi były ulice, którymi nieczystości płynęły do fosy. Odchody z domów trafiały do dołów kloacznych. Te najczęściej nie były zabezpieczone, więc wszystko trafiało do wód gruntowych. Dodatkowo za ten stan odpowiedzialne były pozostałości po cmentarzach przykościelnych Miasto od czasów średniowiecza posiadało wodociąg, jednak został on zniszczony w czasie Potopu. Ludzie korzystali z przydomowych studni, w których woda była bardzo zanieczyszczona z wyżej wymienionych powodów26. Austriacy zwrócili uwagę na problem braku kanalizacji i postanowili mu zaradzić. Zaczęli od budowy sieci w śródmieściu. Materiał pochodził ze zburzonych budynków. Sami nie zdążyli zrobić zbyt wiele, jednak ich dzieło kontynuował Senat Wolnego Miasta Krakowa. Jeszcze w 1813 r., czyli w okresie Księstwa Warszawskiego, władze wydały uchwałę nakazującą prywatnym właścicielom podłączać domy do istniejącej sieci kanalizacyjnej, która była sukcesywnie rozszerzana. Prowadzono również prace nad zasklepieniem istniejących, otwartych kanałów27. Dużym sukcesem było otwarcie dwóch wielkich kolektorów odprowadzających znaczną część nieczystości28. Warto zaznaczyć, że regulując drogi, jednocześnie dbano o kanalizację. Niestety, kanały zwykle były nieszczelne, co powodowało, że nieczystości w dalszym ciągu przedostawały się do wód gruntowych. Pieniądze na budowę pochodziły z kasy miejskiej oraz z podatku od rzezanego bydła29. Do czasów autonomicznych udało się skanalizować śródmieście i szczątkowe obszary poza nim. Stan czystości nie budził entuzjazmu30. Także i temu zaradzić starał się w czasie swojej prezydentury Józef Dietl31. Prowadzono dalsze prace nad rozwojem sieci kanalizacyjnej. Koszta tego ponosiła gmina. Wprowadzono podział na kolektory odprowadzające nieczystości z domów oraz te na wodę opadową. Udrożniano istniejące wciąż kanały naziemne, jednak mimo wysiłków często napotykało się ogromne, nieschnące kałuże32. Rozszerzano sieć na tereny, które dotychczas były jej pozbawione. Dopiero od 1907 r. prace prowadzono za pieniądze austriackie według odgórnego, ustalonego jednak przez władze Krakowa, systemu33. W kwestii kanalizacji najgorzej było w gminach podmiejskich, Cyt. za W. K o m o r o w s k i, A. Sudacka, Rynek Główny w Krakowie, Wrocław 2008, s. 199. „Przegląd Lekarski” 1867, nr 28; „Dwutygodnik Medycyny Publicznej” 1879, nr 14. 26 „Czas” 1901, nr 38. 27 M. B o r o w i e j s k a - B i r k e n m a j e r o w a, J. D e m e l, Działalność urbanistyczna i architektoniczna Senatu Wolnego Miasta Krakowa w latach 1815 – 1846 [w:] Studia i materiały do teorii i historii architektury i urbanistyki, t. 4, red. J. Z a c h w a t o w i c z, Warszawa 1963, s. 131. 28 K. B ą k o w s k i, Kronika… Część 2, s. 119-120; I d e m, Kronika Krakowska 1796 – 1848. Część 3 od r. 1832 do 1848, Kraków 1909, s. 46-47. 29 Zdanie sprawy o stanie o położeniu Kraju W. M. Krakowa i Jego Okręgu w Zgromadzeniu reprezentantów w r. 1844 przez Senatora do tegoż Zgromadzenia delegowanego, (brak daty i miejsca wydania), s. 57-59. 30 „Przegląd Lekarski” 1865, nr 35. 31 Mowa dra J. Dietla Prezydenta Miasta Krakowa zagajająca pierwsze posiedzenie Rady Miejskiej pod jego prezydencyą dnia 31 października 1866 r. odbyte, Kraków 1866, s. 13-15. 32 I. H o m o l a - D z i k o w s k a, Mikołaj Zyblikiewicz (1823-1887), Wrocław 1964, s. 92; „Czas” 1865, nr 241. 33 R. W i e r z b i c k i, Wpływ infrastruktury wodociągowej i kanalizacyjnej na rozwój Krakowa do roku 1918 [w:] Rola inżynierii miejskiej w rozwoju Krakowa, red. J. M a ł e c k i, Kraków 2003, s. 92-93. 24 25 233 gdyż tam nie było ich w ogóle. Dopiero po 1910 r., czyli po utworzeniu Wielkiego Krakowa, udało się rozpocząć na tych obszarach prace. Trwały one do końca istnienia monarchii. Ostatecznie w 1918 r. podwawelski gród posiadał 157 kilometrów kanałów, przez co był skanalizowany w 57%34. Do chwili wybudowania kanału, właściciele posesji korzystali z dołów kloacznych, które opróżniano specjalnie do tego celu sprowadzonymi urządzeniami. Przeszczepiono pod Wawel system z powodzeniem stosowany w kilku miastach Europy. Nie używano do czyszczenia dołów wody, chyba, że za dodatkową opłatą. Wywiezione nieczystości służyły później rolnikom za nawóz35. Władze austriackie podjęły również temat wodociągów. Prace ruszyły jednak dopiero w latach dwudziestych, czyli w okresie Wolnego Miasta. Prowadzono rozmaite badania i analizowano projekty, ale bez pomyślnego rezultatu. Przez lata nie pchnięto sprawy na przód. Wróciła ona dopiero w czasach autonomicznych. Powodów, by zająć się tym tematem było kilka. Istniejące studnie nie dość, że miały bardzo zanieczyszczoną wodę, to jeszcze było jej mało i nie zaspokajała wszystkich potrzeb. Wodę wykorzystywano nie tylko w celach spożywczych i higienicznych, ale także przemysłowych, do gaszenia pożarów, polewania i czyszczenia ulic. Miasta europejskie używały różnej wody: źródlanej, gruntowej, rzecznej, czy nawet deszczowej i śniegowej. Rozgorzała dyskusja w jaką zaopatrzyć Kraków. Pojawiły się propozycje, by czerpać wodę z rzek, by poprowadzić wodociągi z Alwerni lub Ojcowa, padł nawet pomysł zorganizowania systemu studni artezyjskich36. Z różnych powodów nie zostały one zrealizowane. Przez kilka lat debaty nie udało się wybrać odpowiedniego projektu. Największą trudność sprawiało znalezienie źródła o wystarczającej obfitości oraz koszta samego urządzenia. Kraków miał duże potrzeby, więc nie mógł czerpać wody z każdego miejsca. Kategorycznie odrzucono pomysł wodociągów mieszanych37. Najtaniej by było sprowadzać wodę jej naturalnym spadkiem, jednak bardzo trudno było znaleźć odpowiednie źródło. Alternatywę stanowiły pompy, które podnosiły koszta całego projektu. W rachubę należało także wziąć ewentualną konieczność wykupu gruntów od prywatnych właścicieli. Samej wodzie stawiano wysokie wymagania względem czystości i składu chemicznego. Od pewnego momentu zaniechano debaty gdzie budować ujęcie. Zamiast tego rozgorzał spór, czy budować teatr czy wodociągi. Brakowało pieniędzy, by zapewnić obie rzeczy. Ostatecznie, zadecydowano o budowie nowego gmachu teatru38, zaś sprawę wodociągów odłożono. Uznano, że skoro mieszkańcy Krakowa tyle lat pili tę wodę, to nie może ona być taka zła39. Wrócono do niej w latach 90. XIX w. Tym razem udało się doprowadzić ją do szczęśliwego dla miasta końca. W 1901 r. został uroczyście otwarty wodociąg 34 T. P r z e o r s k i, Kraków współczesny, Kraków 1929, s. 15; Miejskie Przedsiębiorstwo Wodociągów i Kanalizacji w Krakowie. 60 lat w służbie mieszkańców miasta Krakowa 1901 – 1961, oprac. K. D o h n a l i k, Kraków 1961, s. 18. 35 Miasto Kraków. Zakład czyszczenia dołów kloacznych i zlewnych oraz kanałów miejskich i Zakład desinfekcyjny miejski, Kraków 1888, s. 1; K. L a n g i e, O nieczystościach miejskich, Kraków 1866, s. 9-11; „Czas” 1866, nr 23, 66, 198. 36 Przegląd Lekarski” 1881, nr 7; S. D o m a ń s k i, J. W a r s c h a u e r, W sprawie wodociągów krakowskich. Pismo Komisyi sanitarnej do Rady miejskiej, Kraków 1883, s. 13; Opinia ankiety technicznej w sprawie zaopatrzenia miasta Krakowa wodą, Kraków 1874, s. 2; K. B ą k o w s k i, Kronika… Część 3, s. 51; „Nowa Reforma” 1887, nr 286, 294; „Nowa Reforma” 1888, nr 1, 14, 37. 37 W. K o ł o d z i e j s k i, Krótki pogląd na wnioski w sprawie zaopatrzenia miasta Krakowa w wodę przedstawione Komisyi Wodociągowej Krakowskiej Rady Miejskiej przez B. Lutostańskiego, Kraków 1879, s. 4-5. 38 W. R z e w u s k i, Ze względu na stan majątkowy miasta Krakowa w roku 1879 co budować wprzódy – Teatr czy Wodociągi?, Kraków 1879, s. 58. 39 „Przegląd Lekarski” 1889, nr 17. 234 znajdujący się w Bielanach40. Właściciele posesji zostali zmuszeni do podłączenia się do sieci41, która rozbudowywała się bardzo szybko i do końca I wojny światowej miała już około 160 km długości. Jednocześnie zadbano, by nie marnotrawiono wody. Wzorem kilku innych miast europejskich zamontowano wodomierze. Katastrofalny stan szpitali był spadkiem po I Rzeczpospolitej. Traktowano je jak „umieralnie” i przytuliska dla ubogich oraz bezdomnych. Nie lepiej wyglądał cały system służby medycznej. Kadra lekarska była niedouczona i bardzo nieliczna. Chociaż wielu młodych zaczynało studia w tym kierunku, niewielu je kończyło pomyślnie. Dlatego „leczeniem” zajmowała się ogromna rzesza szarlatanów, których najwięcej było na wsi. Ludzi trapiły rozmaite choroby wywołane ubogą dietą, katastrofalnym stanem higieny. Nie było łazienek. Alternatywę dla nich stanowiły publiczne łaźnie, jednak nie były zbyt często odwiedzane. Wśród samych ludzi nie było powszechnej potrzeby poprawy tego stanu rzeczy42. Sytuacji nie poprawiały cmentarze przykościelne, przeludnione i ciasne mieszkania, bagniska wokół miasta, zbiornik na nieczystości na Kazimierzu i koryto Starej Wisły. Choroby, jakie trapiły ludność, to przede wszystkim cholera, tyfus, dur brzuszny. Wiele ofiar pochłaniała gorączka poporodowa. Dodatkowo wielu ludzi trapił kołtun. Pierwsze próby podniesienia poziomu sanitarnego podjęte zostały już w czasach Stanisława Augusta Poniatowskiego, nie przyniosły one zbyt wiele. Rzeczywiste zmiany zaczęli wprowadzać Austriacy. Na pierwszy ogień poszli domorośli lekarze. Wydano rozporządzenie, w myśl którego, by zajmować się leczeniem należało zdobyć stosowny dyplom. Ten sam warunek postawiono akuszerkom oraz farmaceutom. Przez niemal cały okres zaborów szarlatani stanowili największą bolączkę służby zdrowia. Podejmowano z nimi walkę na drodze administracyjnej i sądowej43. Podobne regulacje wprowadzano również w Anglii44. W latach 60. pojawiły się rozporządzenia nakazujące gminom utrzymanie tylu lekarzy, ilu potrzebowały, by sprostać wszystkim zadaniom. Tym gminom, które nie były w stanie samodzielnie spełnić wymagań, pozwolono współpracować z innymi45. Organizowano nowe szkoły dla lekarzy, by podnieść liczebność kadry. Nadal można było bez większych trudności spotkać ludzi zajmujących się leczeniem, a nie posiadających do tego odpowiednich kwalifikacji. Podejmowano różne działania, by zabezpieczyć ludzi i zminimalizować skutki chorób. Propagowano szczepienia, dbanie o higienę, izolację chorych, dezynfekcję pomieszczeń46. W przypadku epidemii wyznaczano dodatkowe miejsca na szpitale47. Pojawiały się zalecenia, jak uniknąć gorączki poporodowej, jednak nie poświęcano zbyt wiele miejsca konieczności mycia rąk przez lekarzy i akuszerki48. Ludzie wierzyli także, że usunięcie kołtuna będzie skutkowało ślepotą „Nowa Reforma” 1901, nr 38; „Czas” 1901, nr 37. Ustawa z dnia 12. sierpnia 1899 r., o obowiązku właścicieli połączenia swoich domów z miejskim wodociągiem… [w:] Ustawy wodociągowe dla miasta Krakowa obejmujące: Ustawę z dnia 12. sierpnia 1899 r. Nr 94 Dz. Ust. i Rozp. kraj. I z dnia 10. października 1908 r. nr 117 Dz. Ust. i Rozp. Kraj., oraz przepisy wykonawcze do ustawy z dnia 12. sierpnia 1899 r., Kraków 1913, s. 3. 42 „Przegląd Lekarski” 1864, nr 15; „Czas” 1901, nr 38; „Przegląd Lekarski” 1881, nr 6. 43 Ibidem, 1880, nr 51. 44 Ibidem, 1883, nr 1. 45 Ibidem, 1866, nr 43. 46 K. B ą k o w s k i, Kronika Krakowska 1796 – 1848, Cz. 1, Kraków 1905, s. 19; „Czas” 1855, nr 129. 47 „Przegląd Lekarski” 1865, nr 40; „Przegląd Lekarski” 1866, nr 32; „Przegląd Lekarski” 1888, nr 41; J . O e t t i n g e r, Cholera nagminna w Krakowie w r. 1866. Sprawozdanie komisyi zdrowia wysadzonej z łona Rady Miasta na źródłach urzędowych oparte, Kraków 1867, s. 29. 48 „Przegląd Lekarski” 1867, nr 16. 40 41 235 lub głuchotą. Lekarze wiedzieli, że jest on wynikiem braku higieny, jednak bardzo opornie szła walka z tymi przekonaniami. Zmiany dotknęły również samych szpitali. Tych w Krakowie było na początku omawianego okresu kilka. Najstarszy znajdował się w dawnych zabudowaniach konwentu duchaków. Zakon został pod koniec XVIII w. zlikwidowany, zaś większą część instytucji szpitalnych przeniesiono za miasto. W samym klasztorze pozostał jedynie przytułek. Ów odłączony fragment szpitala duchaków scalono ze szpitalem uniwersyteckim św. Barbary tworząc Szpital Generalny św. Łazarza49. Tworzyły go trzy oddziały: położniczy, chorób wewnętrznych (chirurgiczny) i zewnętrznych (lekarski). Stanowił on jednocześnie szkołę dla przyszłych kadr lekarskich. Oprócz tego mniejsze lub większe lecznice oraz leprozoria działały na Kleparzu, Stradomiu, Kazimierzu. Kraków posiadał również szpital dla umysłowo chorych50. Osobny zakład, tylko dla osób wyznania mojżeszowego, mieli Żydzi. W pierwszym okresie panowania Austriacy niewiele zmienili w kwestii szpitali. Dopiero w 1817 r. decyzją władz Wolnego Miasta kilka placówek zostało włączonych do Towarzystwa Dobroczynności i pozostawało pod jego zarządem51. Reszta pozostała w gestii miasta. W latach czterdziestych nakazano szpitalom dostarczać dla klinik zwłoki do sekcji i chorych do badań. Ponadto, Uniwersytet Jagielloński miał prawo wskazywać kandydatów na lekarzy w szpitalach. Po wcieleniu Krakowa do Austrii postanowienia te nie były przestrzegane. Obsadzaniem stanowisk zajmował się specjalnie w tym celu powołany Radca Lekarski. Nie zawsze jednak mianował on odpowiednich ludzi52. W czasach autonomicznych zarząd nad szpitalami oddano Wydziałowi Krajowemu Sejmu Galicyjskiego53. Do końca istnienia monarchii nie zmieniono tego. Wydział zajmował się urządzeniem, organizacją, płacami i etatami szpitali54. Po upadku Księstwa Warszawskiego Senat Wolnego Miasta Krakowa umieścił u duchaków (zarząd nad zabudowaniami przejęły po kasacie konwentu siostry miłosierdzia) obok przytułku zakłady dla obłąkanych i chorych wenerycznie. O ile ten drugi był w stanie dobrym, o tyle pierwszy przedstawiał obraz straszny. Panowały tam smród i brud. Chorzy leżeli na siennikach, pod którymi znajdowały się deski (można było bardzo łatwo je wyjąć i zrobić sobie krzywdę). Pomieszczenia były małe, ciasne i zawilgocone. Należy zaznaczyć, że i opieka była niezbyt liczna, jednak opiekujące się chorymi siostry miłosierdzia dokładały wszelkich starań, by możliwie najbardziej ulżyć podopiecznym w cierpieniu. Dodatkowo zajmowali się nimi lekarze (kilkadziesiąt lat wcześniej byłoby to nie do pomyślenia)55. Stan placówki został przedstawiony Wydziałowi Krajowemu, ten zaś wezwał władze Krakowa do jego naprawy. W czasach autonomicznych zakład dla obłąkanych został przeniesiony do św. Łazarza56, co spotkało się z szeroką krytyką. Niszczejące zabudowania rozebrano, kiedy zadecydowano o budowie teatru. L. W a c h h o l z, Szpitale krakowskie 1220 – 1920 część II, Kraków 1924, s. 26. E . B a r w i ń s k i, Kraków na początku XIX wieku [w:] „Rocznik Krakowski” t. 18, red. S . K u t r z e b a, Kraków 1917, s. 46. 51 J . G ł ę b o c k i, Dawniejsze zakłady dobroczynne. Tak zwane szpitale krakowskie [w:] Pamiętnik Towarzystwa Dobroczynności Krakowskiego, Kraków 1868, s. 31. 52 „Przegląd Lekarski” 1863, nr 34. 53 Ibidem, 1870, nr 52. 54 Ibidem, nr 5. 55 Ibidem, nr 43. 56 „Dwutygodnik Medycyny Publicznej” 1879, nr 8. 49 50 236 Równie trudna sytuacja panowała w szpitalu św. Łazarza, będącym fundacją prymasa, przez co znajdowała się pod zarządem duchownym. Stanowiło to zarzewie wieloletniego konfliktu między siostrami i biskupstwem krakowskim, a wszechnicą. Stan lecznicy pozostawiał wiele do życzenia. Była ciasna i przepełniona. Obsługa była nieliczna, zaś siostra przygotowująca medykamenty nie znała się na swojej pracy57. Narastający konflikt sprawił, iż w latach dwudziestych kliniki uniwersyteckie zostały przeniesione do nowego budynku, dawnej siedziby loży masońskiej. Nie minęło wiele czasu, a na dawne miejsce powrócił oddział położniczy. Od lat czterdziestych zakład rozbudowywano. Stawiano kolejne pawilony i umieszczano w nich kolejne oddziały. Ogółem, przed I wojną światową w zakładzie znajdowały się kliniki okulistyczna, dermatologiczna, psychiatryczna, pediatryczna, laryngologiczna, radiologiczna oraz chorób zakaźnych. W dalszym ciągu stan szpitala pozostawiał wiele do życzenia, chociaż opieka medyczna była bardzo dobra58. Przez lata postulowano nie tylko rozbudowę placówki, ale i jej modernizację. Monarchia jednak uczynić tego nie zdążyła. Zmiany zachodziły także w innych placówkach. Władze najczęściej przenosiły szpitale do innych budynków, co spotkało między innymi szpitale Żydowski i bonifratrów. Zdecydowanie rzadziej otwierano nowe, propagując raczej rozbudowę i modernizację istniejących. Udało się natomiast otworzyć 2 nowe zakłady. Od 1876 r. funkcjonował szpital dziecięcy św. Ludwika, zaś w ostatnich latach przed I wojną światową utworzono w podkrakowskim Kobierzynie Zakład dla Nerwowo i Umysłowo Chorych. Dodać trzeba, że szpitale znajdowały się najczęściej w stanie bardzo złym, to lekarze dokładali wszelkich starań, by nieść ludziom skuteczną pomoc. W Krakowie pojawiały się najnowsze zdobycze medycyny, jak leczenie kiły rtęcią, usypianie pacjentów eterem, a później chloroformem, elektroterapię, promienie Roentgena. Niewątpliwie, krakowska kadra lekarska dbała o skuteczność swoich działań. Były jednak problemy. W mieście brakowało następujących instytucji, jak lazaret dla nieuleczalnie chorych, katedra psychiatrii, klinika psychiatryczna dla chorych w pierwszych stadiach choroby, czy wreszcie opieka prawna obłąkanych. Dla mieszkańców gmin podmiejskich wielkim problemem było dostać się do lekarza. Bardzo zły stan dróg ogromnie utrudniał poruszanie się, toteż na tych obszarach w dalszym ciągu dużym powodzeniem cieszyli się guślarze, szarlatani i inni. W XIX w. miastu udało się zlikwidować wiele problemów, jakie trapiły jego mieszkańców. Niewątpliwym sukcesem było zasypanie i uregulowanie koryt rzecznych, dzięki czemu w mieście zrobiło się bezpieczniej. Zmniejszono ryzyko powodzi oraz występowania chorób. Dzięki likwidacji koryta Starej Wisły usunięta została bariera oddzielająca Kazimierz od reszty miasta. Budowa sprawnej sieci wodociągowej i kanalizacyjnej również wpłynęła korzystnie. Mieszkańcy zyskali dostęp do czystej wody, zaś nieczystości usuwano w sposób szybki i efektywny. Również przeniesienie cmentarzy poza obszary zabudowane odbyło się z pożytkiem dla miasta. Obecnie, w wyniku ciągłego rozwoju nekropolie te znów są włączone w tereny wewnątrz Krakowa. Wiele zmian zaszło także w szpitalnictwie. Nie tylko nastąpił znaczny postęp medycyny, ale dokonała się także rewolucja w świadomości ludzkiej, gdyż szpitale przestały być miejscami, w których oczekuje się na śmierć. Stały się placówkami, gdzie niesiono pomoc, walczono o ludzkie życie. 57 58 E . B a r w i ń s k i, Kraków…, s. 45. „Przegląd Lekarski” 1874, nr 18. 237 Magdalena Pawlak Uniwersytet Łódzki ARCHITEKTURA ŁÓDZKICH KAMIENIC ŚRÓDMIEJSKICH W LATACH 1900-1914 (PRZYCZYNEK DO BADAŃ) Łódź jako miasto przemysłowe rozwinęła się na przestrzeni XIX w. W przeciągu kilkudziesięciu lat z niewielkiego miasteczka, liczącego w 1820 r. 767 mieszkańców, przekształciła się w główny ośrodek przemysłowy Królestwa Polskiego, który na przełomie XIX i XX w. obejmował obszar 2739 ha, a jego zaludnienie wynosiło 283 206 osób1. Pierwsze dziesięciolecia kształtowania się miasta to okres charakteryzujący się równomiernym rozwojem zarówno pod względem terytorialnym, jak ludnościowym2. Dopiero początek drugiej połowy XIX w. przyniósł jego intensyfikację będącą efektem wystąpienia szeregu czynników natury technicznej, gospodarczej, społecznej i politycznej3. W ich rezultacie w ostatnim trzydziestoleciu XIX w. radykalnym przeobrażeniom uległ wygląd miasta. Nastąpiła intensyfikacja i ewolucja charakteru zabudowy, którym równocześnie towarzyszyła masowa parcelacja placów wytyczonych w latach 20. XIX w., określane w literaturze przedmiotu wspólnym mianem dośrodkowego rozwoju miasta4. Wówczas na obszarze zawartym w granicach ówczesnych ulic: Północnej, Widzewskiej, Głównej i Wólczańskiej ukształtowała się strefa, którą można określić mianem śródmiejskiej5. W jej obrębie najpełniej wykształcił się typ tzw. kamienicy wielkomiejskiej (określanej wówczas potocznie mianem domu dochodowego lub czynszowego6), 1 M . S t ę p n i e w s k i, Z . S z a m b e l a n, Rozwój terytorialny Łodzi, Łódź 2010 [mapa z komentarzem], J . K . J a n c z a k, Ludność Łodzi przemysłowej 1820-1914, „Acta Universitatis Lodziensis. Folia Historica” 1982, nr 11, s. 38-40. 2 Po wyczerpaniu, w wyniku napływu ludności, obszarów osad: rękodzielniczej Nowe Miasto i przemysłowej Łódka, w latach 1839-1840 r. do miasta przyłączono tzw. Nową Dzielnicę obejmującą obszar przewidziany na osadnictwo podczas regulacji z 1827 r.; APŁ. Kartografia: sygn. 519c; J . K . J a n c z a k, op. cit., s. 38; M. K o t e r, Geneza układu przestrzennego Łodzi przemysłowej, Warszawa 1969; Miasto Łódź (Krótki szkic historyczny), „Dziennik Zarządu miasta Łodzi”, 1919, nr 3, s. 9. 3 Do najważniejszych z nich należy zaliczyć: zniesienie tzw. rewirów żydowskich na mocy ukazu z dnia 5 VI 1862 r.; uwłaszczenie chłopów., które zapewniło przede wszystkim masową i tanią siłę roboczą; budowę linii kolejowej łączącej Łódź z koleją Warszawsko-Wiedeńską; politykę celną Rosji; rozwój instytucji kredytowych z Towarzystwem Kredytowym miasta Łodzi na czele; G . M i s s a l o w a, Studia nad powstaniem łódzkiego okręgu przemysłowego 1815-1870, T. I, Przemysł, Łódź 1964, s. 189, 199, 243-246, 388-359; W . P u ś, Dzieje Łodzi przemysłowej (Zarys historii), Łódź 1987, s. 49-51; I d e m, Żydzi w Łodzi w latach zaborów 1793-1914, Łódź 2003, s. 20. 4 A . G i n s b e r t, Łódź. Studium monograficzne, Łódź 1962, s. 38; M . K o t e r, Kształtowanie się tkanki miejskiej Łodzi do 1918 roku [w:] Łódź. Monografia miasta, red. S . L i s z e w s k i, Łódź 2009, s. 97-112; K . S t e f a ń s k i, Jak zbudowano przemysłową Łódź. Architektura urbanistyka miasta w latach 1821-1914, Łódź 2001, s. 71-72, 82-83, 97, 112, 160. 5 Ze względu na specyfikę rozwoju w omawianym okresie w Łodzi nie istniało typowe śródmieście rozumiane jako historycznie wykształcona centralna część miasta ze zwartą intensywną zabudową mieszkaniową przemieszaną obiektami usługowymi i administracyjnymi; A . W o l a n i u k, Centra miast [w:] Geografia urbanistyczna, red. S . L i s z e w s ki, s. 284. 6 „Architekt” 1901, nr 7, s. 108, 110; „Architekt” 1902, nr 6, s. 59-62, 64; pojęcie domu dochodowego/czynszowego posiada szerszy zakres obejmując wszystkie budynki o charakterze mieszkalnym 239 obejmującej kilkukondygnacyjny budynek frontowy o ozdobnej monumentalnej fasadzie, z przyziemiem przeznaczonym do celów handlowych oraz usytuowane za nim wzdłuż granic działek oficyny boczne, w wielu przypadkach połączone dodatkowo oficyną poprzeczną. Zastosowanie obrzeżnej zabudowy miało za zadanie maksymalne wykorzystanie powierzchni placów, na których obrys budynków dochodził do 70% jego areału7. Opisany powyżej typ zabudowy mieszkalnej, ze względu na szybkie wyczerpywanie się wolnych parceli od początku XX w. zaczął występować również na obszarach bezpośrednio sąsiadujących ze strefą śródmiejską np. u zbiegu ulic Dzielnej i Olgińskiej, na górnym odcinku ul. Piotrkowskiej od ul. Głównej do Górnego Rynku8. Ostatnie lata XIX w. zdominowała tocząca się na łamach fachowej prasy dyskusja nad poszukiwaniem nowego stylu w architekturze, będąca efektem przesytu panującym od kilkudziesięciu lat historyzmem oraz pochodnym mu eklektyzmem, krytykowanymi za leniwe naśladownictwo przeszłości9. Impulsem do tego typu rozważań były zmiany w technologii budownictwa (m.in. upowszechnienie zastosowania żelaza, stali, betonu) oraz postulaty związane z nadaniem budynkom funkcjonalności10. Ich wyrazem była kształtująca się od schyłku lat 80. XIX w. secesja, określana także, w zależności od kraju występowania, mianem Modern Style, Art Nouveau, Jungendstill, Sezessionstill11. W architekturze, w pełni ukształtowanej formie zaistniała w 1893 r. w projekcie Maison Tassel autorstwa Victora Horta w Brukseli, a swoje apogeum osiągnęła w początkach XX w., po Wystawie Światowej w Paryżu12. Omawiany styl, dominujący w zróżnicowanym typologicznie budownictwie mieszkalnym, charakteryzował się m.in. płynną, falistą linią oraz bogatą ornamentyką, której przeciwstawiano rozległe płaszczyzny jej pozbawione; asymetrią zmierzającą do zerwania z porządkiem stylów historycznych; swobodnym układem kompozycji; kontrastem barw i faktur, a także rozszerzeniem zakresu technik i materiałów budowlanych poprzez wprowadzenie nowych tworzyw (tj. żelazo, beton) oraz projektowaniem „od wewnątrz”, w którym cel użytkowy uwidaczniał się w zewnętrznym kształcie bryły budynku13. Na gruncie łódzkim za zwiastun nowych trendów, można uznać projekt kamienicy przy ul. Piotrkowskiej 143 (hipot. 738) należącej do pabianickiego Towarzystwa Akcyjnego Wyrobów Bawełnianych Krusche i Ender. Wzniesiona w latach 1898-1899 według projektu Dawida Lande, została określona przez łódzką prasę jako modernistyczna14. Do uzyskania tego miana przyczyniła się zapewne asymetryczna kompozycja fasady podkreślona usytuowaniem w północnej części budynku bramy i wykuszu oraz po przeciwnej stronie wznoszone w celu czerpania zysku z wynajmu znajdujących się w nich lokali niezależnie od ich standardu i lokalizacji; I. P o p ł a w s k a, Architektura mieszkaniowa Łodzi XIX wieku, Warszawa 1992, s. 7, 19-22. 7 A. G i n s b e r t, op. cit., s. 37-38; H. J a w o r o w s k i, Ewolucja typologiczna domu mieszkalnego w śródmieściu Łodzi w drugiej połowie XIX i na początku XX wieku, „Kwartalnik Architektury i Urbanistyki” 1984, z. 1-2, s. 170172; K. S t e f a ń s k i, op. cit., s. 162-163. 8 A. R y n k o w s k a, Ulica Piotrkowska, Łódź 1970, s. 210-212. 9 „Przegląd Techniczny” 1897: nr 5, s. 74. 10 Artykuły B. R o g ó y s k i e g o, Kilka słów o nowych kierunkach w architekturze dzisiejszej i Z . K i s l a ń s k i e g o, Jeszcze kilka uwag o nowych kierunkach architektonicznych; „Przegląd Techniczny”, 1897: nr 5, s. 73-77; nr 9, s. 147-148. 11 M. W a l l i s, Secesja, Warszawa 1967, s. 16-20, 27. 12 Ibidem, s. 27, 33; W. J o r d a n, W kręgu łódzkiej secesji, Łódź 2006, s. 100. 13 M. T r e t e r, Architektura polska po roku 1863 [w:] I d e m, Rozwój sztuki polskiej 1863-1930, Warszawa 1932, s. 808; W . J o r d a n, op. cit., s. 101-103. 14 K. S t e f a ń s k i, Atlas architektury dawnej Łodzi do 1939 r., Łódź 2003, s. 84. 240 szczytu, a także zastosowane w polichromii motywy florystyczne, animalistyczne oraz orientalne o płynnych falistych konturach, charakterystyczne dla kształtującej się wówczas secesji (m.in. słoneczniki, osty, liście dębu, smoki)15. Ponadto za zapowiedź secesji zdaniem A. Rynkowskiej można uznać wcześniejszy chronologicznie projekt kamienicy przy ul. Piotrkowskiej 86 (hipot. 519) wzniesionej w 1896 r. dla Jana Petersilge16. Na obszarze Łodzi w pełni wykształconej stylistyce secesja pojawiła się dopiero w 1901 r., co zbiegło się ze stopniowym ożywieniem w ruchu budowlanym po okresie stagnacji na przełomie wieków, będącej rezultatem trwającego od 1899 r. ogólnego kryzysu gospodarczego17. Za chronologicznie pierwszą kamienicę wzniesioną w stylu secesyjnym przyjmuje się budynek przy ul. Piotrkowskiej 43 (hipot. 265), wzniesiony dla łódzkiego przemysłowca Oszera (Oskara) Kohna, według projektu czołowego reprezentanta tego stylu – Gustawa Landau-Gutentegera18. Stosunkowo niewielki, trzykondygnacyjny gmach zyskał, w brew założeniom nurtu, symetryczną, siedmioosiową fasadę z bramą na osi głównej, którą dodatkowo uwydatniono pseudoryzalitem nakrytym kopułą zwieńczoną złocistą kulą19. Dwie górne kondygnacje zostały ozdobione boniowaniem kostkowym oraz charakterystycznymi dla omawianego stylu motywami florystycznymi z dominacją ukorzenionych drzew o rozłożystych gałęziach lub samych pni i stylizowanych liści kasztanowca, za sprawą których budynek określano również kamienicą „Pod Kasztanami”. Dalsze rozwinięcie form secesyjnych w pracach wspomnianego architekta stanowi wzniesiona w dwóch etapach kamienica przy ul. Nowospacerowej 49 (hipot. 731 B), będąca pierwotnie własnością Zygmunta Deutschmana. Jej starszą, południową część20, wybudowaną w latach 1902-1903, stanowił sześcioosiowy budynek o asymetrycznie skomponowanej fasadzie, z bramą w skrajnej osi od strony północnej. Dodatkowo nieregularność podkreślał obejmujący trzy górne kondygnacje wykusz zwieńczony trójkątnym szczytem o zdobieniach imitujących konstrukcję szachulcową. Typowym dla secesji rozwiązaniem było również połączenie zróżnicowanych faktur poszczególnych elementów fasady (klinkierowej cegły oraz różnego rodzaju tynków). Powodzenie pierwszych realizacji secesyjnych założeń w kamienicach śródmiejskich sprawiło, iż architekci coraz częściej sięgali do tego typu rozwiązań. Niekiedy działanie to było efektem nacisku właścicieli posesji, którzy upatrując w opisywanym stylu sensacji artystycznej i towarzyskiej21, dążyli do zastosowania tegoż dekoru we własnych budynkach. Powyższy czynnik był prawdopodobnie przyczyną zmiany pierwotnego neogotyckiego dekoru niewielkiej kamienicy Bernarda i Pauliny Eisnerów przy ul. Benedykta 1/3 (hipot. 778), wzniesionej w 1903 r. według projektu Gustawa Lande. Wykorzystując 15 W. J o r d a n, op. cit., s. 113; E. R ó ż a l s k a, Fasada z malarską dekoracją, „Spotkania z zabytkami” 2002, nr 10, s. 16-17; K . S t e f a ń s k i, Atlas architektury…, s. 84. 16 A. R y n k o w s k a, op. cit., s. 196. 17 „Rozwój” 1907, nr 246, s. 4; W. P u ś, K . B a d z i a k, Gospodarka Łodzi w okresie kapitalistycznym (do 1918 r.), [w:] Łódź. Dzieje miasta, red. R. R o s i n, T. I, Do 1918 r., red. B. B a r a n o w s k i, J. F i j a ł e k, Warszawa-Łódź, 1980, s. 283; W. J o r d a n, op. cit., s. 112. 18 APŁ, RGP WB, sygn. 8710; R, 1901: nr 96, s. 2; K. S t e f a ń s k i, Ludzie którzy zbudowali Łódź. Leksykon architektów i budowniczych miasta (do 1939 roku), Łódź 2009, s. 96. 19 Konstrukcja ta stanowi reminiscencję kompozycji wiedeńskiego Pawilonu Secesji projektu J. Olbricha z lat 1898-1899; W . J o r d a n, op. cit., s. 167. 20 APŁ, RGP WB, sygn. 9004. 21 K. S t e f a ń s k i, Jak zbudowano…, s. 182. 241 pierwotną asymetryczną kompozycję fasady nałożono na nią zgeometryzowany detal nawiązujący do innych projektów tegoż architekta22. W następnych latach wspomniany wcześniej prekursor i czołowy reprezentant nurtu secesyjnego w Łodzi – G. Landau-Gutenteger zaprojektował kolejne dwie kamienice, które wzbogaciły architektoniczny obraz głównej arterii miasta. Chronologicznie wcześniejszy projekt kamienicy Jakuba Szmulowicza przy ul. Piotrkowskiej 37 (hipot. 268) został zrealizowany w latach 1903-1904. W dekoracji fasady architekt zastosował proste zgeometryzowane formy akcentujące horyzontalne i wertykalne podziały elewacji, będące zapowiedzią modernizmu23. Główna oś symetrycznie skomponowanej fasady została podkreślona wykuszem, nad którym górowała kopuła o wydłużonym hełmie, nawiązująca do pierwszego secesyjnego projektu kamienicy tegoż architekta przy ul. Piotrkowskiej 43. Omawiając ów budynek należy zwrócić również uwagę na zastosowane w nim nowatorskie rozwiązania konstrukcyjne polegające na zwiększeniu powierzchni mieszkalnej dzięki zastosowaniu żelaznych i betonowych przepierzeń24. Natomiast druga z kamienic, usytuowana przy ul. Piotrkowskiej 128 (hipot. 542), została zaprojektowana w stylu secesji wiedeńskiej. Zróżnicowany detal, na który składały się motywy florystyczne i animalistyczne, uzupełnione dodatkowo o ludzkie maski, skupiony został w najwyższej kondygnacji budynku. W jego dolnych partiach wykorzystano zaś charakterystyczne dla tej odmiany stylowej zgeometryzowane formy. Całości kompozycji dopełniały zwieńczone szczytami pseudoryzality akcentujące skrajne osie, a także rzadko spotykane urozmaicenie odsłoniętych partii ścian bocznych żłobkowanym tynkiem25. Zdaniem Ireny Popławskiej secesja sporadycznie występowała w formie czystej stylowo i często łączono ją z innym formami 26. Wśród łódzkiej zabudowy śródmiejskiej za jeden z ciekawszych budynków odzwierciedlających tę tendencję można uznać kamienicę wzniesioną według projektu G. Landau-Gutentegera, dla łódzkiego oddziału banku „Wilhelm Landau” przy ul. Piotrkowskiej 29 (hipot. 271), w latach 1902-1903. Czterokondygnacyjny gmach usytuowany na narożnym placu u zbiegu z ul. Cegielnianą uzyskał charakterystyczne dla tego typu obiektu rozwiązanie obejmujące dwa usytuowane wzdłuż ulic skrzydła połączone zaokrąglonym narożnikiem nakrytym kopułą27. W dekorze w wyraźny sposób uwydatniono poziomy podział zgodnie z przeznaczeniem funkcjonalnym poszczególnych kondygnacji, z których 2 dolne o charakterze użytkowym, mieszczące lokale handlowe oraz siedzibę Banku podkreślono boniowaniem paskowym. W górnych kondygnacjach, przeznaczonych do celów mieszkalnych, przy pomocy półkolumn zaakcentowano natomiast podziały wertykalne. W tej części skupiony został również bogaty dekor eklektyczny z geometrycznymi i florystycznymi elementami zaczerpniętymi ze swobodnej kompozycji secesyjnej, do której stylistyki nawiązywał również wykrój okien28. Vide: APŁ, RGP WB, sygn. 9695; W. J o r d a n, op. cit., s. 179. APŁ, RGP WB, sygn. 9718; K. S t e f a ń s k i, Atlas architektury…, s. 80. 24 „Przegląd Techniczny” 1906: nr 43, s. 471. 25 W. J o r d a n, op. cit., s. 170-171; K. S t e f a ń s k i, Atlas architektury…, s. 94. 26 I. P o p ł a w s k a, op. cit., s. 123. 27 Wzorcem dla tego typu rozwiązań była jedna z pierwszych wielkomiejskich kamienic, należąca do rodziny Scheiblerów, przy ul. Piotrkowskiej 11 (hipot. 278), u zbiegu z ul. Zawadzką; w późniejszych latach stała się kilkukrotnie inspiracją dla innych projektantów, którzy z powodzeniem wykorzystywali motyw łączenia dwóch narożnych skrzydeł narożnikiem zwieńczonym kopułą, m.in. kamienica Bernarda Glücksmanna przy ul. Andrzeja 7 (hipot. 762A), u zbiegu z ul. Spacerową. 28 APŁ, RGP WB, sygn. 9047; W . J o r d a n, op. cit., s. 164-166; K. S t e f a ń s k i, Atlas architektury…, s. 79. 22 23 242 Elementy dekoru secesyjnego występowały również w fasadach wielu innych kamienic wznoszonych do końca omawianego okresu. Przeważnie były to charakterystyczne dla tegoż stylu motywy lub wstawki z klinkierowej cegły podkreślające kontrast faktur. Do nich zaliczyć można m.in. zgeometryzowane oraz roślinne detale fasady kamienicy przy ul. Widzewskiej 80 (hipot. 1125), czy też ceramiczne elementy w elewacjach budynku przy ul. Cegielnianej 43 (hipot. 1383)29. Schyłek secesji w Łodzi zbiega się z kolejnym kryzysem budowlanym przypadającym na lata rewolucji 1905-1907, który ze względu na niestabilną sytuację polityczną oraz drastyczny wzrost kosztów budowy (materiałów o ok. 30-40%, a robocizny nawet do 80-90%) ograniczył ruch budowlany do wznoszenia zaledwie kilku budynków rocznie30. Jednakże również w okresie późniejszym chętnie odwoływano się do tego stylu, czego przykładem w strefie śródmiejskiej może być kamienica Abrama Dudaka przy ul. Mikołajewskiej 6 (hipot. 1361a) zaprojektowana w 1910 r. przez architekta miejskiego Augusta R. Fuhrujelma, będąca jednym z najpóźniejszych przykładów zastosowania secesji w łódzkiej architekturze mieszkaniowej31. Szczególnie bogatą dekorację zyskały symetrycznie skomponowane, górne kondygnacje budynku, w których stiukowy detal roślinny zestawiono z zieloną licówką. W tym samym czasie Romuald Miller, w nawiązaniu do wcześniejszego projektu G. Landau-Gutentegera zaprojektował symetryczną do istniejącego budynku część kamienicy przy ul. Nowospacerowej 49, zacieśniając jednakże ze względu mniejszą szerokość placu motywy z istniejącego już budynku32. Ożywienie patriotyczne będące rezultatem wydarzeń rewolucyjnych rozwinęło trwającą od początków XX w. dyskusję nad stylem o obliczu narodowym, za który począwszy od przełomu XIX i XX w. zaczęto uznawać styl zakopiański33. Jednakże ze względu na niewielkie przedstawicielstwo Polaków wśród właścicieli łódzkich kamienic styl narodowy nie znalazł szerszego odzwierciedlenia w kosmopolitycznym mieście. Związane to było również z technicznymi trudnościami w zastosowaniu rozwiązań typowych dla architektury drewnianej w budynkach murowanych34. Te dwa zasadnicze czynniki sprawiły, iż w Łodzi wzniesiono tylko kilka budynków w opisywanej stylistyce, wśród których znalazła się kamienica przy ul. Piotrkowskiej 292 (hipot. 630a) należąca do dyrektora administracyjnego Zakładów Przędzalniczych Leonhardt, Woelker i Girbardt – Jana Starowicza. Jej projekt, w oparciu o liczne wskazówki zleceniodawcy, wykonał w 1909 r. inżynier dróg i komunikacji Leon Lubotynowicz35. Czterokondygnacyjny, ośmioosiowy budynek zyskał symetrycznie zakomponowaną fasadę ujętą na skrajnych osiach ryzalitami. W ich szczytach oraz w gzymsach, podokiennikach i przy balkonach skupiony został detal nawiązujący do motywów zakopiańskich. Dodatkowy akcent świadczącym o zamiłowaniach właściciela posesji stanowił posąg górala autorstwa APŁ, RGP WB, sygn. 16120; W . J o r d a n, op. cit., s. 220-236. „Rozwój” 1907, nr 246, s. 4. 31 APŁ, RGP WB, sygn. 13293; K. S t e f a ń s k i, Atlas architektury…, s. 117. 32 APŁ, RGP WB, sygn. 9004, 12329; zdaniem K. Stefańskiego skopiowanie pierwotnej formy wskazuje, iż budowa północnej części była jedynie przez R. Millera nadzorowana; K. S t e f a ń s k i, Atlas architektury…, s. 54. 33 „Architekt” 1902, nr 6, s. 57-61; nr 7, s. 81-84; A. K. O l s z e w s k i, Dzieje sztuki polskiej 1890-1980 w zarysie, Warszawa 1988, s. 24; K. S t e f a ń s k i, Atlas architektury..., s. 99. 34 A. K. O l s z e w s k i, op. cit., s. 24. 35 APŁ, RGP WB, sygn. 10298; E. A. J a r z y ń s k i, Tajemnice starych kamienic, Łódź 1972, s. 88-92. 29 30 243 Władysława Czaplińskiego, usytuowany na głównej osi ponad drugą kondygnacją budynku, od którego kamienica przyjęła potoczną nazwę „Pod Góralem”36. Wraz z końcem rewolucji w Łodzi nastąpiło ponowne ożywienie w ruchu budowlanym, trwające do schyłku 1912 r., gdy zostało zahamowane przez kolejny kryzys gospodarczy. W omawianych latach zgłaszano i realizowano nawet ponad sto projektów kamienic rocznie37. W swoich koncepcjach architekci coraz chętniej sięgali do kształtującego się wówczas modernizmu, który w krótkim czasie zaczął wypierać secesję. Jego radykalne działania, zwłaszcza na polu architektury, połączyły formę z funkcjonalnością jednocześnie ograniczając i upraszczając dekor do prostych zgeometryzowanych kształtów. Tym samym zwrócono się ponownie ku tradycjom klasycznym, dążąc w kompozycji budynku do zachowania symetrii i proporcji, podkreślanych przy pomocy wertykalnych i horyzontalnych podziałów fasad przeważnie za pomocą pilastrów i gzymsów. Elementy te z powodzeniem łączono z nowoczesnymi rozwiązaniami, takimi jak obecność dużych przeszklonych powierzchni, które często stosowano w przeznaczonych na cele handlowe, dolnych kondygnacjach kamienic. Innym upowszechniającym się rozwiązaniem było znaczne podwyższanie tych lokali pozwalające na budowę antresoli zwiększającej ich powierzchnię38. Za wczesną odmianę modernizmu uważany jest neoklasycyzm, określany również „nowym klasycyzmem”, występujący w kręgu wpływów rosyjskich, który odwoływał się bezpośrednio do form klasycystycznych. Równolegle do niego, na obszarze niemieckim występował bazujący na podobnych założeniach tzw. zmodernizowany klasycyzm, jednakże charakteryzował się on większą swobodą kompozycji39. Chętnie odwoływano się również do innych form historycznych, których motywy interpretowano i adaptowano według ówczesnych trendów, tym samym stawały się one bardziej uproszczone i nabierały cech modernistycznych tworząc tzw. style zmodernizowane uważane niekiedy za formę przejściową między historyzmem XIX w. a modernizmem XX w.40 Trudno jest ustalić, która z kamienic jako pierwsza została wzniesiona w opisywanym stylu, bowiem już część projektów secesyjnych wpisuje się w ogólne tendencje nurtu modernistycznego stanowiąc jego zapowiedź (np. opisana powyżej kamienica przy ul. Piotrkowskiej 37). Ponadto próbę podjęcia takich ustaleń utrudnia wspomniana dynamika ruchu budowlanego u schyłku pierwszego dziesięciolecia XX w., w której rezultacie projekty poszczególnych kamienic realizowane były równolegle względem siebie. Również publikowane w prasie wzmianki dotyczące wznoszenia poszczególnych budynków nie są w tej materii miarodajne, gdyż pojęcie modernistyczny używano często w znaczeniu nowoczesny tym samym odnoszono je także do budowli w stylu secesyjnym41. W grupie kilkudziesięciu łódzkich kamienic wniesionych w konwencji wczesnomodernistycznej przodują, podobnie jak w przypadku secesji, projekty autorstwa G. Landau-Gutentegera, pośród których na szczególna uwagę zasługują realizowane w latach 1909-1911 plany domów dochodowych przy ul. Dzielnej 14 i 38 oraz ul. Piotrkowskiej 122 i 211. W. J o r d a n, op. cit., s. 367, K. S t e f a ń s k i, Atlas architektury…, s. 99. I. P o p ł a w s k a, op. cit., s. 24; W. P u ś, K. B a d z i a k, op. cit., s. 281-283. 38 W. J o r d a n, op. cit., s. 15, A. K. Olszewski, op. cit., s. 26-27. 39 K. S t e f a ń s k i, Jak zbudowano…, s. 204. 40 A.K. O l s z e w s k i, op. cit., s. 28; A. T o k a j u k, Ikony architektury przedwojennego modernizmu w Białymstoku, „Teka Komisji Architektury, Urbanistyki i Studiów Krajobrazowych O.L. PAN” 2008, IVb, s. 257. 41 „Rozwój” 1899, nr 69, s. 5. 36 37 244 Spośród wymienionych powyżej budynków typowo modernistyczny wygląd, oparty o zgeometryzowany detal nienawiązujący do żadnego ze stylów, zyskała fasada kamienicy, zaprojektowanej dla Rachmila Lipschitza, usytuowanej przy ul. Dzielnej 38 (hipot. 8a) u zbiegu z ul. Olgińską, którą historycy architektury uznali za najbardziej reprezentatywną dla opisywanego stylu42. Tworzące frontowy budynek dwa pięciokondygnacyjne skrzydła spięte półokrągłym narożnikiem zostały nakryte wysokim mansardowym dachem. W ich elewacjach zaakcentowano horyzontalny podział na dwie strefy – handlową i mieszkalną, które zostały oddzielone gzymsem. Natomiast na poziomie trzech górnych kondygnacji architekt skupił się na podkreśleniu linii wertykalnych przy pomocy lizen oraz wąskich okien ujętych w pseudoryzality zwieńczone szczytami43. Podobne rozwiązania dekoru, polegające na wertykalnym podziale ścian górnych kondygnacji G. LandauGutenteger zastosował w kamienicy Izaaka Grossleita przy ul. Piotrkowskiej 211 (hipot. 704). Jednakże całość fasady zyskała odmienną, asymetryczną kompozycję, z bramą i balkonami na południowej osi oraz wykuszem na wysokości drugiej i trzeciej kondygnacji, stanowiące zapewne reminiscencję zanikającej wówczas secesji. Elementy te zostały dodatkowo uzupełnione o wieńczącą budynek attykę stanowiącą modny wówczas klasycystyczny akcent44. Zbliżoną formę łączącą w sobie elementy modernistyczne i klasycyzujące oraz rozwiązania konstrukcyjne projektant zastosował w kamienicy Wilhelma Tugemanna przy ul. Piotrkowskiej 122 (hipot. 539), zaprojektowanej w 1910 r.45 Natomiast w konstrukcji kamienicy wzniesionej dla Szmula Urysohna przy ul. Dzielnej 14 (hipot. 1375), u zbiegu z ul. Wschodnią, twórca sięgnął do sprawdzonych wzorców zabudowy narożnych placów46, łącząc usytuowane wzdłuż ulic skrzydła zaokrąglonym wykuszem zwieńczonym spłaszczoną kopułą. Fasady pięciokondygnacyjnego budynku otrzymały dekor charakterystyczny dla stylu „nowego klasycyzmu”, ze ścianami podzielonymi wertykalnie przez ujmujące trzy piętra pilastry oraz umiarkowaną dekoracją rzeźbiarską skupioną głównie w płycinach pod oknami47. Obok opisanych powyżej projektów G. Landau-Gutentegera równie ciekawymi rozwiązaniami charakteryzowały się koncepcje ówczesnego architekta miejskiego R. Millera. Wśród jego planów na uwagę zasługuje wzniesiona w latach 1911-1912 kamienica przy ul. Piotrkowskiej 113 (hipot. 753), należąca do Alberta Böhme. Symetryczna fasada pięciokondygnacyjnego budynku stanowiła umiejętne zestawienie elementów klasycystycznych i modernistycznych. Dolna część budynku, mieszcząca lokale o przeznaczeniu handlowym zyskała charakterystyczne dla modernizmu duże, przeszklone powierzchnie stanowiące większą część pozbawionych dekoru ścian. Wyraźnie odcinała się od niej obejmująca trzy górne kondygnacje, mieszkalna część budynku, w której dominował uproszczony detal klasycystyczny. Jej skrajne osie zostały zaakcentowane szczytami oraz obejmującymi dwie kondygnacje wykuszami, zwieńczonymi balkonami z trójdzielnymi oknami. Kompozycyjnej całości dopełniała attyka o uproszczonej formie48. W podobnej konwencji została zaprojektowana w 1911 r., przez R. Millera, kamienica przy ul. Cegielnianej 39 (hipot. 1381), należąca do Moszka i Frimety Rogozińskich. W jej fasadzie K. S t e f a ń s k i, Jak zbudowano…, s. 206. W. J o r d a n, op. cit., s. 177-178; K. S t e f a ń s k i, Atlas architektury…, s. 67. 44 APŁ, RGP WB, sygn. 11161; K. S t e f a ń s k i, Atlas architektury…, s. 86. 45 APŁ, RGP WB, sygn. 11080. 46 Vide: przypis 27. 47 K. S t e f a ń s k i, Atlas architektury…, s. 65. 48 APŁ, RGP WB, sygn. 12490; K. S t e f a ń s k i, Ludzie którzy zbudowali…, s. 131. 42 43 245 wyraźnie zaakcentowano podział horyzontalny umieszczając między drugą i trzecią oraz czwartą i piątą kondygnacją gzymsy. Został on zrównoważony ujmującymi skrajne osie pseudoryzalitami ozdobionymi na poziomie trzeciej i czwartej kondygnacji rozdzielającymi okna półkolumnami. Dodatkowo, aby optycznie zwiększyć wysokość budynku zwieńczono go attyką49. Natomiast w zrealizowanym w latach 1911-1912 projekcie kamienicy przy ul. Piotrkowskiej 275 (hipot. 658) dla Towarzystwa budowy domów „Betania”, utworzonego przez świeckie stowarzyszenie braci czeskich „Jednota”, R. Miller sięgnął do elementów barokowych. Skromna elewacja pięciokondygnacyjnego budynku z poddaszem została podzielona horyzontalnie przez gzymsy. Urozmaicono ją dodatkowo wykuszami obejmującymi trzy piętra w skrajnych osiach oraz na wysokości trzeciego piętra w osi środkowej. Całości dopełniał detal widoczny w zwieńczeniach wykuszy oraz wysoki szczyt w środkowej partii budynku nadające kamienicy charakteru zmodernizowanego neobaroku50. W tym samym stylu, jednakże ze znacznie bogatszym detalem (obejmującym m.in. aniołki, kartusze z informacjami dotyczącymi twórcy oraz właściciela budynku, motywy florystyczne z dominacją liści i owoców dębu), została zaprojektowana kamienica przy ul. św. Andrzeja 3 (hipot. 762 ab), należąca do Drugiego Łódzkiego Towarzystwa Pożyczkowo-Oszczędnościowego, której ostateczny projekt po katastrofie 15 I 1910 r. wykonał warszawski architekt Ludwik Panczakiewicz51. Rok 1912 zamyka okres prosperity w budownictwie mieszkalnym. Kolejny kryzys gospodarczy w znaczący sposób ograniczył ruch budowlany, który w przededniu wybuchu I wojny światowej skupiony był głównie na rozbudowie oraz innego rodzaju przeróbkach istniejących budynków52. Pośród nielicznie wówczas wznoszonych kamienic wyróżniał się dom przy ul. Cegielnianej 43 (hipot. 1383), wzniesiony w latach 1913-1914, według projektu Lwa Dońskiego. Czterokondygnacyjny budynek zyskał bogato zdobioną fasadę o zgeometryzowanych motywach. Parter o charakterze handlowym, podobnie jak w większości omówionych powyżej przypadków, wyróżniał się dużymi oknami oraz został oddzielony od wyższych kondygnacji gzymsem. W górnej partii budynku projektant odwołał się do typowego podkreślenia podziałów wertykalnych poprzez zastosowanie wąskich okien skupionych podwójnie lub potrójnie oraz pilastrów akcentujących główną oś zwieńczoną szczytem53. Innymi godnymi uwagi przykładami realizacji wczesnomodernistycznych w zabudowie mieszkalnej strefy śródmiejskiej są m.in. kamienice: przy ul. Piotrkowskiej 52 (hipot. 1380), 165 (hipot. 272б), Dzielnej 47 (hipot. 1210e), 50 (hipot. 1433 utE) oraz u zbiegu ulic Nawrot i Mikołajewskiej, Dzielnej i Widzewskiej, Długiej i Konstantynowskiej54. Lata 1900-1914 w architekturze stanowią okres dynamicznych zmian związanych z krystalizowaniem się nowych kierunków oraz postępem technologicznym, tym samym 49 APŁ, RGP WB, sygn. 12 917; I. P o p ł a w s k a, op. cit., s. 121-122; K. S t e f a ń s k i, Jak zbudowano…, s. 205. 50 APŁ, RGP WB, sygn. 12616; A. R y n k o w s k a, op. cit., s. 211; K. S t e f a ń s k i, Atlas architektury…, s. 87. 51 Pierwszy projekt wykonał Kazimierz Stebelski; APŁ, RGP WB, sygn. 10919; R, 1910: nr 12, s. 2-3; nr 13, s. 4; nr 116, s. 3; K . S t e f a ń s k i, Atlas architektury…, s. 125; E. K r u k, Elewacja kamienicy przy ul. A. Struga 3; http://www.lodz-art.eu/architektura/struga/struga.php [dostęp z dn. 2 III 2011]. 52 „Rozwój” 1914, nr 7, s. 4; W . P u ś, K . B a d z i a k, op. cit., s. 283. 53 APŁ, RGP WB, sygn. 16120; I. P o p ł a w s k a, op. cit., s. 120-122; K . S t e f a ń s k i, Jak zbudowano…, s. 205. 54 APŁ, RGP WB, sygn. 15925; K. S t e f a ń s k i, Jak zbudowano…, s. 204,206; I d e m, Atlas architektury…, s. 89. 246 można je uznać za okres przejściowy między historyzmem a modernizmem. Pojawiające się wówczas nowe koncepcje szybko znalazły odzwierciedlenie w zabudowie dynamicznie rozwijającego się, kosmopolitycznego miasta, jakim była ówczesna Łódź. W strefie śródmiejskiej zaznaczyły się one w stopniu umiarkowanym i niejednolitym, nie wpływając w znaczący sposób na zmianę wyglądu omawianego obszaru, którego obraz architektoniczny ukształtował się w latach 80. i 90. XIX w. Ich zastosowanie było charakterystyczne głównie dla nowo wznoszonych bądź modernizowanych luksusowych kamienic, w których modny dekor utożsamiany był z nowoczesnymi wygodami oferowanych mieszkań (takimi jak: ciepła woda, centralne ogrzewanie, oświetlenie elektryczne). Wśród projektowanych budynków zauważalna jest wyraźna przewaga liczebna obiektów wczesnomodernistycznych lub o cechach zmodernizowanych. Powodem takiego stanu rzeczy jest stosunkowo krótki okres trwania secesji oraz zbieżność rozwoju modernizmu z okresem prosperity budowlanej przypadającym na lata 1908-1912. Ponadto charakterystyczne dla stylu uproszczenie i zredukowanie dekoru obniżało ogólne koszty wzniesienia budynku. Jednocześnie należy zwrócić uwagę, iż przyjęcie nowych form stylowych miało charakter powierzchowny, ograniczony przeważnie do nowego, określanego niezależnie od stylu mianem modernistycznym, wyglądu elewacji, będące zwłaszcza w pierwszych latach XX w. kontynuacją krytykowanej fasadowości. Potwierdzeniem tego zjawiska może być zastosowanie secesyjnego dekoru w kamienicy przy ul. Benedykta 1/3 projektowanej pierwotnie jako neogotycka. Dopiero późniejsze projekty ewoluowały w kierunku ich wyraźniejszego podziału i rozróżnienia poszczególnych stref, przejawiające się w ograniczeniu lub pozbawieniu dekoru strefy przyziemia, w której chętnie wykorzystywano przeszklone powierzchnie oraz skupieniu głównych motywów dekoru na wyższych kondygnacjach (np. kamienice przy ul. Piotrkowskiej 128 i Mikołajewskiej 6). Zmianom nie uległo natomiast rozplanowanie budynków w obrębie placów oraz układ poszczególnych pomieszczeń. Zachowana została najbardziej ekonomiczna zabudowa obrzeżna, tworząca charakterystyczne dla Łodzi podwórka-studnie. Niezmienne pozostały również ogólne schematy budynków, obejmujące dwutraktowy budynek frontowy oraz jednotraktowe oficyny. Parter, a czasem również niższe piętra (np. w kamienicach przy ul. Piotrkowskiej 29, 43, ul. św. Andrzeja 3) przeznaczone były do celów handlowousługowych. Kilkupokojowe mieszkania rozlokowane na ogół po dwa na piętrze zachowały tradycyjny układ pomieszczeń określany mianem berlińskiego (m.in. w kamienicach przy ul. Piotrkowskiej 37, 43, 128)55. Wśród twórców reprezentujących nowe prądy w architekturze przodował G. LandauGutenteger, uznawany za wiodącego przedstawiciela secesji oraz modernizmu w Łodzi. Jednakże po upowszechniające się motywy chętnie sięgali również inni łódzcy architekci, do których grona należeli m.in. R. Miller i D. Lande, a także twórcy działający poza opisywanym środowiskiem np. L. Panczakiewicz. Projekty wymienionych autorów cechował wysoki poziom artystyczny tym samym wznoszone według nowych prądów kamienice, mimo względnie niewielkiej liczby obiektów wzbogaciły i zróżnicowały obraz architektoniczny łódzkiego śródmieścia. 55 I . P o p ł a w s k a, op. cit., s. 49. 247 Arkadiusz Przybyłok Uniwersytet Łódzki Z BASZTY W ZAMEK. O GÓRNOŚLĄSKICH ZAMKACH ZBUDOWANYCH W LINII MIEJSKICH MURÓW Średniowieczne układy osadnicze na terenie zależnym od władzy piastowskiej wykazują pewną specyfikę. Wydaje się, iż typową jest sytuacja, gdzie obok jeszcze wczesnośredniowiecznego grodu będącego centrum władzy książęcej, a z czasem również kościelnej, położonego w zakolach rzek, na mokradłach, zakładano w XIII lub XIV w. na wysokim brzegu rzeki miasto1. Często, choć nie zawsze, gród zostawał z czasem przekształcony w zamek. Stanowił on trwały punkt pełniący funkcje nie tylko militarne i rezydencjonalne, ale chyba przede wszystkim administracyjne, sądownicze i kontrolne. Przykłady takiego układu można mnożyć, od wielkich miast jak Praga2, Wrocław3, Kraków4, Racibórz5 po mniejsze jak Bytom6 czy Bielsko7. Tymczasem miasto dzięki specyficznemu prawu, licznym nadaniom i przywilejom stawało się coraz bardziej autonomicznym tworem. Jeżeli spisane prawo miejskie, ława i rada miejska są najdobitniejszym przejawem samorządności, to ratusz i mury miejskie są jej symbolem. Jeśli ratusz był jednocześnie miejscem handlu, sądu, obrad oraz wizytówką miasta, to jaką funkcję pełniły mury? Mur miejski stanowił niejako wypadkową możliwości inwestycyjnych mieszczan i/lub księcia, jego dobrej woli i/lub siły miasta oraz, co wydaje się być czasem sprawą drugorzędną, zagrożeń. Mury stawiano oczywiście dla ochrony miasta. Jednakże patrząc na historię poszczególnych układów urbanistycznych, zagrożeniem tym nie zawsze był przeciwnik z zewnątrz. Oczywistą była chęć odgrodzenia miasta od tatarskich zagonów, husyckich taborów, czy nawet rzesz żebraków. Jednakże równie bezsporną było pragnienie podkreślenia autonomii miasta. Miasto otoczone murem mogło potencjalnie sprzeciwić się władcy. Ba, mogło wypowiedzieć mu posłuszeństwo. W takiej sytuacji znajdujący się w pobliżu miasta zamek, a więc siedziba władzy książęcej, nie zawsze stanowiła wystarczający punkt oporu przeciwko zbuntowanym mieszczanom. Niech za przykład posłużą choćby Hradczany oraz Praskie Stare Miasto doby rewolucji husyckiej8. 1 W. K a l i n o w s k i, Rozwój miast w Polsce, [w:] Zabytki urbanistyki i architektury w Polsce. Odbudowa i konserwacja, red. W. Z i n, Miasta historyczne, t.1, red. W. K a l i n o w s k i, Warszawa 1986, s. 17-22. 2 M. S ł o ń, Miasta podwójne i wielokrotne w średniowiecznej Europie, Wrocław 2010, s. 229-235. 3 J. K a ź m i e r c z y k, Ku początkom Wrocławia, cz. 3, Gród na Ostrowie Tumskim w X-XIII wieku, Wrocław 1995. 4 J. R a j m a n, Kraków. Zespół osadniczy, proces lokacji, mieszczanie do roku 1333, Kraków 2004, s. 173-182. 5 W. D z i e w u l s k i, Dzieje Raciborza od najdawniejszych czasów do zaboru Śląska przez Prusy, [w:]Szkice z dziejów Raciborza, Katowice 1976, s. 63-64; N. M i k a, Dzieje Ziemi Raciborskiej, Kraków 2010, s. 27-30. 6 A. A n d r z e j e w s k a, Początki miasta lokacyjnego Bytomia w świetle badań archeologicznych, [w:] Początki i rozwój miast górnego śląska. Studia interdyscyplinarne, Gliwice 2004, s. 215-217. 7 B. C h o r ą ż y, B. C h o r ą ż y, I. P a n i c, Początki Bielska, [w:] Bielsko-Biała. Monografia miasta, red. I. P a n i c, t. 1, Bielsko od zarania do wybuchu wojen śląskich (1740), Bielsko-Biała 2010, s. 145-146. 8 J. W y s m u ł e k, Stos, od którego zgorzał cały kraj. Historia rewolucji husyckiej, Kraków 2010, s. 130, 140-144. 249 Na wstępie warto również zauważyć jeszcze jeden aspekt związany z funkcjonowaniem organizmu miejskiego. Choć w założeniach miasto powstaje dla mieszczan, teoretycznie równych sobie ludzi, to w rzeczywistości obok przeciętnych mieszkańców spotykamy wyjątkowo bogatych, a także szlachetnie urodzonych, wzmacniających swoją siłę i majątek poprzez wpływy w mieście. W wyniku przejawianych przez księcia/książąt, a także – sporadycznie – przedstawicieli lokalnego możnowładztwa chęci posiadania większej kontroli, na terenie miast zaczęły powstawać obiekty o wyraźnym charakterze obronnym. Dobrym przykładem takich budynków mogą być dwory na terenie Wrocławia9, krakowska wieża wójtowska10 czy dom wójta z Bystrzycy Kłodzkiej wyposażony w niezależny od miejskiego obwód obronny11. Na terenie Górnego Śląska powstawały również zamki czy dwory miejskie. Najczęściej jednak były to typowe założenia ulokowane w pobliżu pierścienia fortyfikacji12. Zamek taki należy rozpatrywać autonomicznie, niezależnie od muru. Oczywiście w przypadku zagrożenia stanowił on jeden z punktów oporu, jednak zazwyczaj budowany był jako osobny obiekt, a układ fortyfikacje miejskie – fortyfikacje zamkowe były wypadkową, kompromisem czy optymalnym połączeniem dwóch elementów. Czasem jednak rezydencja czy też dwór obronny powstawał niejako z wykorzystaniem już istniejących fortyfikacji, wtórnie w stosunku do nich. Dostosowany jest wówczas w mniejszym czy większym stopniu do zastanej sytuacji. Zazwyczaj zauważalna jest również redukcja formy takiego założenia. Na Górnym Śląsku obserwujemy trzy takie obiekty. Znajdują się one w Bielsku, Gliwicach i Opolu. Bielsko powstało na wysokim cyplu otoczonym z trzech stron przez rzeki. W przeciągu wieku XIV, po lokacji, miasto zostało otoczone obwodem murowanym z łamanego kamienia wapiennego13. Mur prawdopodobnie pierwotnie nie posiadał baszt, a jedynie dwie bramy: Górną i Dolną, ulokowane na wschodnim i zachodnim krańcu miasta. W starszej literaturze możemy odnaleźć informacje o ulokowanym jeszcze przed lokacją w południowo-wschodniej części osady drewnianym obiekcie, rzekomej strażnicy książęcej, czy może nawet pałacu myśliwskim14. Domniemanie to nie znajduje żadnego potwierdzenia w źródłach pisanych15 i archeologicznych. Jednakże już po powstaniu muru miejskiego w tym rejonie, zapewne wydzielonym jako jurydyka książęca, wzniesiony został zamek książęcy. 9 M. C h o r o w s k a, Rezydencje średniowieczne na Śląsku. Zamki, pałace, wieże mieszkalne. Wrocław 2003, s. 194- 200. 10 T. L i n i e c k i, Dom wójta Henryka z XIII wieku w Krakowie, „Kwartalnik Architektury i Urbanistyki” 1988, t. 33, z. 4, s. 287-296. 11 R. E y s y m o n t, Kod genetyczny miasta. Średniowieczne miasta lokacyjne Dolnego Śląska na tle urbanistyki Europejskiej, Wrocław 2009, s. 108. 12 Z. J e d y n a k, Lokalizacja średniowiecznego zamku bytomskiego w świetle źródeł archiwalnych i badań archeologicznych, [w:] Bytom i jego dziedzictwo w 750-lecie nadania praw miejskich, red. G. B o ż e k, Katowice 2004, s. 77-90; R. E y s y m o n t, op. cit., s. 103-108. 13 A. G r u s z e c k i, J. W i d a w s k i, Mury obronne w Bielsku w świetle badań architektonicznych, „Kwartalnik Architektury i Urbanistyki” 1969, z. 3-4, s. 299-304. 14 E. M. F o l t y n, E. F o l t y n, Początki budownictwa obronnego na wzgórzu zamkowym w Bielsku-Białej w świetle nowych ustaleń, „Kwartalnik Historii Kultury Materialnej” 1991, z. 2, s. 103-104. 15 B. C h o r ą ż y, B. C h o r ą ż y, Założenie przestrzenne średniowiecznego Bielska, [w:] Bielsko-Biała. Monografia miasta, red. I. P a n i c, t. 1, Bielsko od zarania do wybuchu wojen śląskich (1740), Bielsko-Biała 2010, s. 199-200. 250 W pierwszej fazie był to prawdopodobnie jedynie dom w formie palatium, może wieży, odgrodzony od miasta przez fosę16 i domniemaną palisadę. Budynek miał kształt prostokątnego trapezu o wymiarach około 13 na 25 metrów, z dłuższym bokiem na osi wschód-zachód17. Nie wiadomo, dlaczego ścianę zachodnią wzniesiono ukośnie w stosunku do pozostałych, nic nie wskazuje jednak, iż stało się tak w wyniku dostosowania do ukształtowania terenu, czy innych obiektów. Istotnym wydaje się zagadnienie lokalizacji domu zamkowego. Ścianę północną założenia wzniesiono w oparciu o mur miejski. Podobnie można było postąpić z ścianą wschodnią, jednakże budowniczowie rozebrali odcinek muru, a elewację wschodnią wysunęli o około 5 m poza obrys fortyfikacji miejskich. W przeciągu wieku XV zamek został wyraźnie rozbudowany18. W bliżej nieokreślonym momencie zasypano pierwotną fosę i wzniesiono kurtynowy mur od strony miasta, otaczający powiększony w stosunku do wcześniejszego dziedziniec zamkowy. W następnym etapie na linii kurtyny wzniesiono dwa domy, prawdopodobnie o formie wieżowej, jeden od strony południowo-wschodniej, drugi zaś od południowo-zachodniej. Jednocześnie powstał prawdopodobnie drugi obwód od strony miasta. Nowo stworzone międzymurze wypełniała fosa zamkowa. To drastyczne poszerzenie areału zamkowego przyniosło dla miasta istotne skutki. Wznosząc drugi obwód murów zamkowych włączono w obszar zamku Bramę Dolną19. Brama ta zachowała się do dziś jako północno-zachodnia wieża zamku. W kondygnacji przyziemia widoczne są wciąż dwa wysokie portale przejazdu dawnej bramy. Zapewne wraz z zamknięciem starej, powstała nowa brama. Jednakże do dziś nie została ona rozpoznana archeologicznie. Wydaje się, że wzniesiono ją na północ od zamku w rejonie dzisiejszego Placu Chrobrego. Wieki następne przynoszą kolejne, wcale liczne przebudowy i zmianę charakteru założenia. Z czasem skromny zamek stał się rozbudowaną, czteroskrzydłową nowożytną rezydencją20. Początkowo zamek wydaje się być realizacją niezwykle skromną. Odnaleziony detal architektoniczny wyraźnie wskazuje na lokalny, zapóźniony czy wręcz prymitywny warsztat kamieniarski21. Nie wydaje się, by bielski zamek miał stanowić siedzibę książęcą. Niewielka wieża, z czasem otoczona pomniejszymi budynkami pełniła zapewne funkcje administracyjne i zabezpieczające. Wszak tuż pod jej oknami stała brama i przebiegał szlak z Cieszyna na Kraków. 16 Interpretacja fosy jako elementu domniemanego dworu drewnianego nie znajduje potwierdzenia w źródłach historycznych i archeologicznych. Jednocześnie jej wypełnisko (za: S. P a w ł o w s k i, B. C h o r ą ż y, B. C h o r ą ż y, Sprawozdanie z badań archeologicznych na dziedzińcu zamku w Bielsku-Białej w 1993 r., Bielsko-Biała 1993, mps. WKZBB., s. 9-10) pozwala wiązać ją z pierwszą fazą funkcjonowania zamku. 17 M. B i c z - S u k n a r o w s k a, W. K o m o r o w s k i, Zamek Sułkowskich Bielsko-Biała. Studium historyczne, Kraków 1986, mps. Dział Archeologii Muzeum w Bielsku-Białej, s. 5-8; M. B i c z-S u k n a r o w s k a, W. K o m o r o w s k i, Zamek w Bielsku, [w:] O sztuce Górnego Śląska i przyległych ziem małopolskich, Katowice 1993, s. 97-101. 18 M. B i c z - S u k n a r o w s k a, W. K o m o r o w s k i, Zamek Sułkowskich Bielsko-Biała. Studium historyczne..., s. 9-14; M. B i c z - S u k n a r o w s k a, W. K o m o r o w s k i, Zamek w Bielsku..., s. 101-105.. 19 L. S t a c h o w s k i, Zamek w Bielsku-Białej. Badania architektoniczne piwnic i przyziemia baszty płn.zach. Kraków 1974, mps. Dział Archeologii Muzeum w Bielski-Białej, s. 16-17.M. B i c z - S u k n a r o w s k a, Zamek Sułkowskich Bielsko-Biała. Rejestracja wyników badań architektonicznych, bmw., mps. Dział Archeologii Muzeum w Bielsku-Białej, s. 9. 20 M. B i c z - S u k n a r o w s k a, W. K o m o r o w s k i, Zamek w Bielsku..., s. 107-136. 21 Ibidem, s. 104. 251 * Drugim obiektem, o którym chciałbym wspomnieć jest tzw. Zamek Piastowski w Gliwicach, czyli de facto dwór rodu Zettritz22. Znajduje się on w południowo-wschodniej części miasta. Lokalizacja ta wydaje się być przeciwległą do domniemanego miejsca, gdzie wznosił się wcześniejszy zamek książęcy23. Wedle badań archeologiczno-architektonicznych Dwór Zettritzów to zaadaptowana do potrzeb mieszkalnych baszta łupinowa wcześniejszego muru miejskiego. Starsza literatura sugeruje, iż mur miejski powstał przed okresem wojen husyckich24. Jako argument za takim datowaniem wymienia się informację, że w 1430 r. wojska husyckie wraz z Zygmuntem Korybutowiczem obrały Gliwice na swoją „bazę wypadową”25. Jednakże wydaje się, że nie jest to argument jednoznaczny. Podobną siedzibą polowego wojska taborytów był Rybnik, który to na pewno nie posiadał muru obronnego, a jedynie zamek26. Również badania archeologiczne i architektoniczne muru nie wskazały na tak wczesną metrykę. Wyniki badań muru miejskiego przy posesji Basztowa 3-5 wykazały27, iż odcinek ten został wzniesiony dopiero u schyłku wieku XV lub nawet w początkach wieku następnego. Świadczyć ma o tym poprzedzająca budowę muru warstwa osadnicza czy wyrównawcza oraz jama śmietniskowa związana z samą budową zawierająca tak datowany materiał ceramiczny. W związku z tym czas budowy Dworu opartego na murze należy widzieć dopiero w początkach wieku XVI. W zawężeniu chronologii pomóc mogą wzmianki historyczne. W roku 1507 mowa jeszcze o starym dworze książęcym28, który to był prawdopodobnie tożsamy z zamkiem w północno-zachodniej części miasta29. W 1513 Bartłomiej Stein wzmiankuje w mieście jedynie mury, bez dworów czy zamków30. Również urbarz z 1534 milczy o dworze31. Sytuacja zmieniła się jednakże w urbarzu z 1580 r., gdzie Dwór Zettritzów jest dokładnie opisany32. Można więc ostrożnie zasugerować, iż obiekt powstał pomiędzy 1534 a 1580 rokiem. L. K a j z e r, S. K o ł o d z i e j s k i, J. S a l m, Leksykon zamków w Polsce, Warszawa 2010, s. 177. E. B e r g m a n n, Gliwickie mury obronne – Analiza przekształceń i możliwości ekspozycji, „Rocznik Muzeum w Gliwicach” 1989, s. 26-27; J. H o r w a t, Problem zamku w Gliwicach, „Rocznik Muzeum w Gliwicach” 1989, s. 159-161. 24 Katalog zabytków sztuki w Polsce, t. VI, Województwo katowickie, red. I. R e j d u c h - S a m k o w a, J. S a m e k, z. 5, Powiat Gliwicki, Warszawa 1966, s. 23; J. R a d z i e w i c z - W i n n i c k i, Średniowieczne mury obronne wokół Starego Miasta w Gliwicach- badania architektoniczne i wnioski konserwatorskie, „Rocznik Muzeum w Gliwicach” 1989, s. 38. 25 J. D ł u g o s z, Dziejów Polski ksiąg dwanaście, tłum. K. M e c h e r z y ń s k i, Kraków 1867-70, ks. XI, s. 400. 26 N. M i k a, op. cit., s. 51. 27 M. M i c h n i k, R. Z d a n i e w i c z, Gliwice, ul. Basztowa. Sprawozdanie z prac archeologicznych prowadzonych podczas remontu muru miejskiego, Gliwice 2009, mps, Archiwum działu Archeologii Muzeum w Gliwicach. 28 E. B e r g m a n, A. J a n k i e w i c z, Kwerenda. Gliwice. Mury obronne. Studium historyczno- architektoniczne wstępna koncepcja rewaloryzacji, Warszawa 1987, mps. Archiwum działu Archeologii Muzeum w Gliwicach, s. 24. 29 Niektórzy badacze uważają, że pierwotny zamek to jedynie baszta, wchłonięta wtórnie przez Dwór: J. H o r w a t, Problem zamku w Gliwicach..., s. 164. 30 B. S t e n e u m, Descriptio tocius Silesie et civitatis regie Vratislaviensis, „Scriptores Rerum Silesiacarum”, t. 17, wyd. H. M a r k g r a f, Breslau 1902, s. 19. 31 W. B ł a s z c z y k, J. H o r w a t, Z. J e d y n a k, Urbarze gliwickie 1534 i 1580/96, Gliwice 1988, s. 13-41. 32 Ibidem, s. 72. 22 23 252 Zabudowę Dworu można odtworzyć dzięki wspomnianemu urbarzowi33. Wynika z niego, iż miał to być dom mieszkalny czy zamek przyległy od wewnątrz do miejskiego muru. Od miasta odgradzał go parkan wylepiony gliną. Z domu „zamkowego” prowadził wzdłuż muru miejskiego ganek drewniany. Dziedziniec założenia wypełniały jeszcze stajnie drewniane z poddaszem na słomę. Do czasów współczesnych zachował się jedynie dom mieszkalny. Jest to wzniesiony na murze miejskim budynek w kształcie wydłużonego prostokąta. Składał się z zamkniętej baszty zachodniej oraz dwukondygnacyjnego budynku mieszkalnego wypełniającego przestrzeń między basztami. W wieku XVII nastąpiła rozbudowa zachodniej baszty do formy wieżowej, a w XIX w. rozbudowano basztę wschodnią, tworząc kolejne skrzydło34. Przyczyny powstania potężnego dworu należy upatrywać w upadku znaczenia samego miasta. Gliwice w wieku XVI, podobnie jak inne okoliczne miasta, stało się przedmiotem, a nie podmiotem polityki. Pełniło funkcję zastawu, obiektu handlu. Stąd też możny ród Zettrit35 mógł wykorzystać wciąż funkcjonujący miejski mur dla własnych celów. Pojawiające się w literaturze przypuszczenia, iż budynek początkowo pełnił funkcję zbrojowni/miejskiego arsenału, nie znajduje potwierdzenia wobec informacji historycznych. * Najmniej wiadomo o tzw. Zamku Górnym w Opolu. Opolski kompleks osadniczy powstał już we wczesnym średniowieczu. Początkowo był to potężny gród w widłach Odry i Młynówki, na Ostrówku36. Ufortyfikowanemu centrum władzy towarzyszyły zapewne liczne osady otwarte. W wieku XIII na prawym brzegu rzeki powstało miasto. Przejęło ono funkcje handlowo-gospodarcze. Gród jednakże nie został opuszczony, lecz przebudowany na zamek książęcy, główną siedzibę Piastów Opolskich. Wartym uwagi jest tu szczególnie dokument z 1228 r., w którym książę nakazuje budowę umocnień murowanych Klemensowi z Ruszczy37. Z naszej perspektywy istotniejszy jest jednak tzw. Zamek Górny czy też Na Górce.W starszej literaturze autorzy domniemywają istnienie wczesnośredniowiecznego dworu książęcego38 we wschodniej części późniejszego miasta, umiejscowionego na wzgórzu dziś zajętym przez kościół Matki Boskiej Bolesnej i św. Wojciecha. Do dziś brak zarówno wzmianek historycznych, jak i archeologicznych przesłanek, by uznać takie twierdzenie za wiarygodne. Jednakże w wieku XIV w źródłach pisanych pojawiają się zastanawiające wzmianki o nowym zamku. Oczywiście można przypuszczać, iż mowa tu o przebudowanym, czy nawet odbudowanym po jakiejś katastrofie zamku na Ostrówku. Pomimo tego ogół badaczy widzi w tym dowód powstania nowego obiektu obronnego39. 33 Dises Haus ist ihm undt an der Stadt mauer gelegen. (…) Alss erstlich hatt er ein abgebundenen mit Leimbgekleibten Parchen nit sehr hoch (…) Nachmals ist ein Werk ins quartier Mauer, zu deren einen seyten die Stadt mauer mit zu hielf genumben ist worden (…) Ihme auff der Stad mauer ist ein gang von Holcz...., za: Ibidem, s. 72. 34 J. R a d z i e w i c z - W i n n i c k i, op. cit., s. 41, 69-73. 35 E. B e r g m a n n, op. cit., s. 27-28. 36 J. B u k o w s k a - G e d i g o w a, B. G e d i g a, Wczesnośredniowieczny gród na Ostrówku w Opolu, Wrocław 1986. 37 Codex Diplomaticus Poloniae, t. 3, wyd. J. B a r t o s z e w i c z, Warszawa 1858, s. 13-14. 38 U. P o p ł o n y k, Opole, Wrocław 1970, s. 8. 39 Katalog zabytków sztuki w Polsce, t. VII, Województwo opolskie, red. T. C h r z a n o w s k i, M. K o r n e c k i, z. 11, Miasto i powiat Opole, Warszawa 1968, s. 34. 253 Pierwszym świadectwem istnienia nowego zamku jest dokument z 1387 r., w którym odnotowano fakt istnienia stuba murata castri novi40. Data powstania dokumentu, oraz analiza możliwości fundacyjnych i potrzeb sugeruje, iż budowniczym zamku był Władysław Opolczyk41. Istnienie zamku potwierdzają również inne dokumenty. W dziesięć lat później zapisano w dokumencie castro nostro antiquo42, a w 1410 r. zarejestrowano istnienie funkcji kasztelana nowego zamku43. Zamek ten przypadł w spadku w 1401 r. Eufemii (Ofce)44. Następnie, po jej śmierci, współdzielili go bracia Jan Kropidło i Bolko IV. Dokumenty niestety milczą na temat wyglądu obiektu. Istotnym dla losów zamku był pożar z 1615 r., po którym obiekt stracił na znaczeniu45. Pełnił okresowo funkcję spichlerza, jedna z izb przekształcona zostaje w 1622 r, na dom modlitwy dla protestantów46, a w 1637 r. dziedziniec przekazano garncarzom47. Kres zamkowi przyniósł rok 1668, gdy, po przekazaniu jezuitom, został rozebrany dla pozyskania budulca pod budowę kolegium48. Jednakże żaden z powyższych dokument nie mówi o lokalizacji zamku. Co więcej, jak zauważa J. Romanow, również żaden nowożytny plan czy widok miasta nie zawiera podobnych informacji49. Zdaniem tego badacza jest to wystarczający dowód, by nie wiązać pojęcia Zamku Górnego, zgodnie z lokalną tradycją, z wieżą ulokowaną przy Zespole Szkół Mechanicznych w północno-wschodniej części miasta. Wydaje się jednak, że brak odniesień do zamku na planach nie jest w tym wypadku istotnym argumentem. Analizując XVIIIwieczne plany innych miast górnośląskich: Bytomia50, Gliwic51, również nie odnajdujemy zaznaczonych zamków. Co więcej, najstarsze plany Opola52 opatrzone legendą pochodzą z czasu po rozebraniu obiektu przez jezuitów53! W ewentualnym rozpoznaniu zamku niewiele pomaga również archeologia. Nie odnaleziono jak do tej pory reliktów zabudowy jednoznacznie wskazujących na istnienie tego założenia w spodziewanej lokalizacji. Stojąca do dziś wieża ma niezaprzeczalnie pochodzenie średniowieczne. Analiza architektoniczna pozwoliła określić, iż jest młodsza niż mur miejski54. Wstawiona została wtórnie w obwód miasta. W rzucie poziomym ma kształt krótkiego prostokąta o bokach około 8x10 metra. T. I d z i k o w s k i, Opole. Dzieje miasta do 1863 roku, Opole 2002, s. 63. J. I l k o s z, W. W i l c z y ń s k a - K o p e r, M. W ó j t o w i c z, Opole- Śródmieście, [w:] Studium urbanistyczne miasta Opola, t. II, Wrocław 1990, maszynopis, archiwum Wojewódzkiego Urzędu Ochrony Zabytków w Opolu, s. 43. 42 T. I d z i k o w s k i, op. cit., s. 63. 43 Ibidem. 44 U. P o p ł o n y k, op. cit., s. 47. 45 Katalog zabytków sztuki …, s. 34; U. P o p ł o n y k, op. cit., s. 48; T. I d z i k o w s k i, op. cit., s. 63; J. I l k o s z, W. W i l c z y ń s k a - K o p e r, M. W ó j t o w i c z, op. cit., s. 43. 46 Ibidem, s. 43. 47 Ibidem. 48 U. P o p ł o n y k, op. cit., s. 22, 50; J. I l k o s z, W. W i l c z y ń s k a - K o p e r, M. W ó j t o w i c z, op. cit., s. 44. 49 J. R o m a n o w, Zamek Górny w Opolu. Archeologiczne badania sondażowe w obrębie fosy zamkowej, [w:] Badania archeologiczne na Górnym Śląsku i ziemiach pogranicznych w latach 2005-2006, red. E. T o m c z a k, Katowice 2007, s. 177. 50 Z. J e d y n a k, op. cit., s. 78-79. 51 E. B e r g m a n, A. J a n k i e w i c z, Kwerenda. Gliwice. Mury obronne. Studium historyczno- architektoniczne wstępna koncepcja rewaloryzacji, Warszawa 1987, mps. Archiwum działu Archeologii Muzeum w Gliwicach, ryc. 3. 52 J. I l k o s z, W. W i l c z y ń s k a - K o p e r, M. W ó j t o w i c z, op. cit., il. 3- 8, 10-13. 53 Ibidem, s. 44. 54 J. R o m a n o w, op. cit., s. 178. 40 41 254 W pierwotnej bryle posiadała 3 kondygnacje, w tym piwniczną. Dopiero w XIX w. nadbudowano ją o ostatnie piętro. Wzniesiona została z cegły gotyckiej układanej w wątku gotyckim, podczas gdy mur miejski w „prymitywniejszym” wendyjskim. W zewnętrznej elewacji do dziś widoczny jest ceglany, zamurowany łuk. We wnętrzu na poziomie drugiej kondygnacji znaleziono natomiast panewki mostu zwodzonego55. Stąd należy uznać, iż wieża funkcjonowała w charakterze bramy obiektu. Badania archeologiczne nie pozwoliły niestety odkryć przeciwległego przyczółka mostu56. Przypuszcza się, iż wzniesiony był z drewna oraz został zniesiony w trakcie XIX-wiecznych niwelacji terenu. Trudno jednoznacznie ocenić, czy opisana wieża jest Zamkiem Górnym. Wskazuje jednak na to kilka elementów. Obiekt ten powstał wtórnie w stosunku do muru miejskiego. Analiza technik budowy sugeruje, iż mogło to być w 2 połowie wieku XIV. Obiekt powstał prawdopodobnie na terenie książęcej jurydyki. Wskazuje na to zagęszczenie osadnictwa żydowskiego w tym rejonie57, a w nowożytności przekazanie terenu jezuitom pod budowę klasztoru. Ten to został wzniesiony z rozbiórkowej cegły pochodzącej z zamku. Z ekonomicznego punktu widzenia lokalizacja nowego obiektu tuż przy źródle budulca wydaje się być najbardziej korzystną. Ostatecznie również plan miasta i zarys obwodu obronnego sugerują istnienie w tym rejonie dużego obiektu58. Mur miejski, stosunkowo regularny na całym swym obwodzie, tylko tu załamuje się otaczając rozległy obszar. To niejakie wysunięcie poza obręb linii murów jest stosunkowo częstym zabiegiem wzmacniającym obronność odcinka muru. Sprawę komplikuje dodatkowo obiekt odkryty przez J. Romanowa w 2005 r. w północno-wschodniej części miasta59. Na placyku przy skrzyżowaniu ulic Malczewskiego i Langowskiego w trakcie prac badawczych odsłonięto masywny fundament wzniesiony z granitowych kamieni polnych z przekątniową przyporą60. Zachowana wysokość reliktu wynosiła około 3,5 m. Co więcej, spory obiekt o wymiarach zarejestrowanych ponad 11x5 m61 otoczony był fosą i wałem, zapewne usypanym w trakcie kopania tejże62. Zachowane plany nie rejestrują w tym miejscu żadnego większego obiektu, jednak – jak zaznaczono – wszystkie pochodzą z czasów po rozbiórce zamku. Istotnym wydaje się nazwa placyku. Dziś Plac Sebastiana, przed wojną nosił miano Placu Garncarskiego63. Być może jest to ślad po znanych ze źródeł garncarzach osiadłych na dziedzińcu zamkowym64. Brak pełnego rozpoznania obiektu nie pozwala jednak na jednoznaczne określenie jego funkcji. Jaką natomiast funkcję pełnił zamek na Górce? Z jednej strony z pewnością wzmacniał obronność Opola od wschodu. Z drugiej wydaje się, iż mógł stanowić miejski dwór książęcy. Na przełomie XIV i XV w., wobec dwuwładzy, był zapewne siedzibą jednego z książąt opolskich. Czym były więc obiekty budowane w liniach murów miejskich na Górnym Śląsku? Niezaprzeczalnie posiadały funkcje militarne. Każdy mocniejszy płot, mur, wieża pełniły Ibidem, s. 174. Ibidem, s. 175. 57 T. I d z i k o w s k i, op. cit., s. 95. 58 J. I l k o s z, W. W i l c z y ń s k a - K o p e r, M. W ó j t o w i c z, Opole..., il. 3- 8, 10-13. 59 J. R o m a n o w, Wyniki badań archeologicznych miejskiego muru obronnego w Opolu [w:] Badania archeologiczne na Górnym Śląsku i ziemiach pogranicznych w latach 2005-2006, red. E. T o m c z a k, Katowice 2007, s. 158. 60 Ibidem, s. 168. 61 Obiekt odsłonięty jedynie fragmentarycznie. 62 J. R o m a n o w, Wyniki badań archeologicznych miejskiego..., s. 168-170. 63 J. I l k o s z, W. W i l c z y ń s k a - K o p e r, M. W ó j t o w i c z, op. cit., il. 4, 6. 64 Ibidem, s. 43. 55 56 255 takie zadanie. Brak wzmianek historycznych nie pozwala nam jednoznacznie ocenić, czy rola ta ograniczała się do obrony majątku mieszkańców obiektu przed zakusami sąsiada czy nawet wrogą armią. Obiekty pełniły również funkcje urzędnicze i kontrolne oraz z pewnością stanowił swego rodzaju przeciwwagę dla ratusza i spełniał funkcje rezydencjonalne. Zależnie od lokalnych potrzeb i warunków, poszczególne obiekty posiadały różnie rozbudowaną daną cechę. Czasem mógł być to zamek, czasem jedynie miejski dwór. A od strony funkcjonalnej i formalnej łączy je jedynie lokalizacja i wtórne wykorzystanie muru miejskiego. Warto jeszcze zauważyć, że obiekty takie nie wydają się być elementem endemicznym. 256 Michał Witold Pychowski Uniwersytet Łódzki TROJA PÓŁNOCY – TORTUGA BAŁTYKU. STARCIE MITÓW I FAKTÓW HISTORYCZNYCH NA PODSTAWIE WSPÓŁCZESNEJ MUZYKI ROZRYWKOWEJ, CZYLI PRZYCZYNEK DO DYSKUSJI NAD WIZERUNKIEM ŚREDNIOWIECZNEJ SŁOWIAŃSZCZYZNY Rugia, wyspa na Morzu Bałtyckim o powierzchni 973 km², od VIII/IX w. była zamieszkała przez słowiańskie plemię Ranów. Do najważniejszych ośrodków osadniczych wyspy we wczesnym średniowieczu zaliczyć należy Górę Rugard, Gardziec, handloworzemieślniczy Ralswiek, oraz Arkonę1. To właśnie ten ostatni gród unieśmiertelnił Ranów w naszej świadomości. Ten ostatni pogański ośrodek kultowy, nazywany przez Zofię Kossak-Szczucką „Troją Północy” 2, zniszczony został dopiero w 1168 r. przez króla Danii Waldemara I. Czy jednak ów mit jest trwały? Na ile wiarygodne jest postrzeganie Arkony i Ranów w takiej konwencji? Na te pytania postaram się odpowiedzieć w poniższym tekście. Pogańska Słowiańszczyzna zajmuje ważne miejsce w polskiej literaturze już od romantyzmu3. Sam mit Arkony nie jest może w niej tak łatwo dostrzegalny, ale jeżeli rozejrzymy się, stwierdzimy, że jego elementy otaczają nas w codziennym życiu. W samej Łodzi mamy hotel i księgarnię „Światowid”, oraz firmę o nazwie „Arkona”. W Siemianowicach Śląskich nazwę tą nadano prywatnej szkole, a w Krakowie pracowni konserwacji zabytków. Istnieje sfera, w której motyw grodu Świętowita jest wyjątkowo żywym tematem, wciąż przerabianym i odświeżanym. We współczesnej muzyce rozrywkowej krajów Europy Środkowej i Wschodniej Arkona urasta prawie do rangi symbolu panslawistycznego odrodzenia. Większość z zespołów podpisujących się pod taką wizją wywodzi się z ruchów rodzimowierczych, a ich muzyka to różne odmiany folk bądź pagan metalu; większość, ale nie wszystkie. Na wstępie należałoby postawić dwa zastrzeżenia. Po pierwsze autor niniejszego tekstu nie jest kulturoznawcą, a historykiem. Z tego względu moje ujęcie tematu w sferze kultury jest jedynie powierzchowne i pozbawione odpowiedniego warsztatu. Moim zadaniem będzie uchwycenie jedynie wizerunku historycznego obecnego w tekstach piosenek. Kolejnym problem to fakt, iż temat nigdy nie stał się przedmiotem żadnego opracowania, a część z wykonawców zajmuje bardzo niszowe miejsce na scenie muzycznej. Dlatego między innymi nie zawsze możliwym było podanie prawdziwych nazwisk twórców, posługujących się jedynie pseudonimami artystycznymi. Rozważania zacznę od skrótowego omówienia utworów dotyczących poruszanej przeze mnie tematyki, wraz z przybliżeniem biografii i twórczości wykonujących je zespołów. L . L e c i e j e w i c z, B . Z i e n t a r a, Rugia, [w:] Słownik Starożytności Słowiańskich, t. V, 1975, s. 565-570. J . S t r z e l c z y k, Słowianie połabscy, Poznań 2002, s. 75. 3 O pozycji pogańskiej Słowiańszczyzny vide: A . G a j d a, Pogańska Słowiańszczyzna w literaturze polskiej, „Państwo i Społeczeństwo” 2008, nr 8, s. 168-180. 1 2 257 W swoich poszukiwaniach starałem się uwzględnić wszystkie zespoły i piosenki wykorzystujące motyw Arkony. Część tekstów utworów – z różnych względów – nie jest niestety dostępna. W takim wypadku ograniczałem się jedynie do zasygnalizowania wykorzystania w nich wspomnianej tematyki, bazując na tytule i informacjach pośrednich4. W drugiej części tekstu zestawię propagowaną w muzyce wizję z faktami historycznymi. Postaram się także ustalić przyczyny żywotności motywu „Troi Północy” i różnic między wizją artystyczną, a faktami. Pierwszą grupą omawianych przeze mnie zespołów charakteryzuje fakt, iż wszystkie one zaczerpnęły swoją nazwę od nazwy arkońskiego grodu. Rosyjska „Arkona” („Аркона”) założona została w roku 2002 przez „Wiatyczy”, grupę rodzimowierców z okolic Moskwy, Maszę „Scream” Archipową i Aleksandra „Warlock’a” Koroliowa. Zespół w swoich utworach porusza tematykę rodzimowierstwa słowiańskiego oraz historii i kultury Słowiańszczyzny, ze szczególnym uwzględnieniem – co nie jest niczym nadzwyczajnym – Rusi. Pod względem muzycznym zespół mieści się w kategorii folk metalu, a w ciągu swojego istnienia ewoluował od ostrzejszego do coraz delikatniejszego brzmienia z przewagą folku nad muzyką black metalową. „Arkona” jak dotąd wydała sześć albumów, jedne demo i jedną minipłytę5. Jest dziś najsłynniejszym chyba zespołem folk/pagan metalowym grającym słowiańską odmianę tej muzyki. Z tego względu poważę się nazwać ją „Metallicą” folk metalu. Zespół ten nie znalazł się w niniejszym opracowaniu jedynie ze względu na nazwę. Na piątej płycie pod tytułem „Goi, Rode, Goi!” („Гой, Роде, Гой!”) pojawiła się piosenka-imienniczka zespołu, czyli „Arkona”. Opisuje ona śmierć grodu z ręki wrogiej hordy wychodzącej z morza. Kaźń dokonać się miała w nocy, a narzędziem mordu stały się dla wojsk Świętowita ogień i miecz, a dla samego bóstwa krucyfiks. Chwilę potem okazuje się jednak, że gród nie umarł, a jedynie zasnął i jak każdy śpiący przebudzi się w końcu, czyli zmartwychwstanie. Samo ożywienie ma dość imponujący charakter. Towarzyszą mu gromy i trzęsienie ziemi o poranku, a jego kulminacją jest powstanie dawnych bogów. Dalsza część utworu jest wezwaniem. Najpierw do samego grodu – by powstał, potem do braci – tu w rozumieniu neopogan słowiańskich, do walki o odrodzoną Arkonę. Mają oni dopełnić zemsty za gród Świętowita i zabić wszystkich wrogów w myśl zasady: „kto mieczem wojuje, ten od miecza zginie”. Piosenka kończy się ślubowaniem zachowania straży i pytaniem o drogę jaką obrać, by przebudzić gród. Także na polskiej scenie muzycznej istnieje zespół o nazwie zaczerpniętej od grodu Świętowita. Polska „Arkona” powstała w 1993 r. z inicjatywy „Khorzona” i „Messiaha”. Stylistycznie mieści się ona w gatunku pagan/black metal. Jak dotąd zespół nagrał trzynaście wydawnictw, z czego cztery to albumy6. W swojej historii grupa dwa razy odnosiła się do tematu rozważań. Pierwszym była piosenka o dość długim tytule: „Demoniczne spojrzenia bogów skierowane na Arkonę w dobie rozkwitu nowej wiary...” z albumu „Zeta Reticuli: A Tale About Hatred and Total Enslavement”. Drugi raz motyw ten wykorzystano w tytule płyty z 2002 r.: „Nocturnal Arkonian Hordes”. Samo „Demoniczne spojrzenie...” jedynie luźno odwołuje się do historii Arkony i opisuje relacje człowiek – istota wyższa, a wydarzenia z 1168 r. stają się jedynie pretekstem dla rozważań na ten temat. 4 Informacje te dostępne są na stronach internetowych konkretnych zespołów, jak i serwisach z tekstami piosenek m.in. www.teksty.org 5 http://www.arkona-russia.com/en/ehistory/ [dostęp z dn. 23 III 2012]. 6 http://www.lysaeon.com/arkona/no_intro.html [dostęp z dn. 23 III 2012]. 258 Duet „Mstek”7, powstał w połowie lat 90. XX w., jako projekt Macieja Gołdy i Grzegorza Kisiela. Tworzy on poezję śpiewaną przy akompaniamencie muzyki gitarowej. Projekt jest jedynie dodatkową inicjatywą muzyków grających na co dzień rocka. Z tego powodu nie ma się co dziwić, że nagrał jak dotąd jedną płytę. Niemniej jednak album „Diana” do tej pory cieszy się popularnością fanów tego stylu8. Właśnie na tej płycie miejsce znalazła kolejna piosenka o Arkonie, pod takim właśnie tytułem. Ze względu na przystępną narrację i długość, pozwolę sobie przytoczyć cały jej tekst: Spadających ludzi słyszę znów,/Spadających wilków bratni ród,/Na Arkońskiej białej kredzie krwisty powstał znak,/Oni wciąż spadają stamtąd w moich snach../A Wittowskie morze szumi pieśń,/Uderzając o skalisty brzeg,/O tych, których przygarnęło dając błogą śmierć,/O tych, których wzięło tam w objęcia swe.../Waldemarze z krzyża zdjęty psie,/Przelewałeś tam niewinną krew,/Twych potomków zeżre skaza, Twój morderczy ród,/Byś nie czynił światu więcej żadnych szkód!/Gromem Cię dosięgnie Bogów gniew,/Gromem Cię ubije rudy psie,/Boś na Ród Żmijowy rękę swoją podnieść śmiał,/Boś rycerzy na Lechicki wysłał kraj...9. Jak widzimy, jest to dość sugestywny opis zagłady grodu Świętowita. Wydaje się jakby podmiot liryczny był obserwatorem – uczestnikiem bitwy. Jest to także jedyny utwór, w którym tak precyzyjnie został wyznaczony wróg – władca Danii, Waldemar I Wielki (1146–1182). Dokładność opisów podkreślają liczne wywodzące się z historiografii bądź literatury popularnonaukowej określenia wspólnoty, do której należeli Ranowie, co omówię w dalszej części tekstu. Kolejnym zespołem, który poruszył tematykę Arkony jest „Abusiveness”. Powstał on na początku lat dziewięćdziesiątych w Lublinie. Stałą i niezmienną część jego składu stanowią: Piotr „Mścisław” Bajus oraz Krzysztof „Wizun” Saran. Zespół mimo ciągłych zmian reszty składu wydał trzy pełne albumy i liczne mniejsze wydawnictwa. Jego muzyka to black metal z mocnymi wątkami pogańskimi10. Na płycie „Hybris” z 2007 r. ukazała się piosenka „Fame of Arkona”. Głównym tematem utworu jest pamięć o Arkonie jako ostatnim bastionie słowiańskiego pogaństwa. Legenda grodu Świętowita ma przynieść, podobnie jak w piosence rosyjskiej „Arkony”, odnowę dawnych wierzeń. Następna grupa jest jednym z najszerzej rozpoznawalnych polskich zespołów. „Behemoth” powstał z inspiracji Michała „Nergala” Darskiego w roku 1991 w Gdańsku. Choć obecnie jego muzykę charakteryzuje się jako death metal to na samym początku istnienia mieścił się w stylu black, a konkretniej pagan metalowym11. Z tego okresu właśnie pochodzi płyta o tytule „Svantevith (Storming Near the Baltic)”. Już sama nazwa wskazuje na żywotność mitu Arkony. Oprócz dodatkowego utworu instrumentalnego o tym samym co płyta tytule, pojawia się jeszcze jeden bezpośrednio tekstem poruszający nasz obszar zainteresowania: „From the Pagan Vastlands”. Piosenka rozpoczyna się charakterystyką hordy wychodzącej z bagien, uzbrojonej w miecze i sojusz z... muzułmanami. Słowianie uderzają na potężne imperium. Jest nim Rzym rozumiany jako Stolica Piotrowa. Dalej pojawia się znany nam już motyw zapomnianych dusz obrońców, którzy ze zgliszczy Arkony ruszyć mają do Nawii. Piosenka Czyli syn Mściwoja; http://poezja-spiewana.pl/index.php?str=artf&no=629 [dostęp z dn. 23 III 2012]. Ibidem. 9 http://www.tekstowo.pl/piosenka,mstek,arkona.html [dostęp z dn. 23 III 2012]. 10 http://www.darkplanet.pl/Abusiveness-1761.html [dostęp z dn. 23 III 2012]. 11 http://www.behemoth.pl/site/index.php/pol#biografia [dostęp z dn. 23 III 2012]. 7 8 259 kończy się wyznaniem w języku polskim: Dzieci Svantevitha nienawidzą Chrystusa !!!Dzieci Svantevitha nienawidzą boga-krzyża12!!! Kolejnym przykładem użycia interesującego nas motywu jest rosyjska grupa „Ciemnozori” („Темнозорь”). Powstała ona w 1996 r. w Obińsku. Jej styl ewoluował od ciężkiego black metalu do folk/pagan metalu. Tematyka tekstów – jak w większości takich zespołów – dotyczy dawnej Słowiańszczyzny i religii pogańskiej. W swoich utworach „Ciemnozori” przyjmuje dość radykalną – nawet jak na zespół tego typu – antychrześcijańską i nacjonalisyczną optykę, przez co często bywa postrzegany jako reprezentujący NSBM (czyli National Socialist Black Metal). Zespół wydał jak dotąd 9 płyt, w tym cztery albumy studyjne13. Właśnie na jednym z nich, pochodzącym z 2005 r. i noszącym nazwę „Folkstorm of the Azure Nights”, pojawiła się piosenka pod tytułem „Arkona”. Utwór ten jest w zasadzie wspomnieniem martwego grodu. Przywoływane są obrazy jego wielkości i zagłady. Ważny element stanowią opisy przyrody na Rugii, oraz wzburzonego morza. Zakończenie jest wezwaniem do zachowania pamięci o krwi wylanej w obronie Arkony. W 1997 r. w Toruniu powstał kolejny zespół, który w swojej twórczości poruszył tematykę Arkony. Muzyka „Nowiu” to połączenie pagan/black metalu z elementami heavy, gothic, doom i folk metalu, a tą mieszankę idealnie podkreśla podwójny, mieszany wokal: Sławoj „Trivialis” Orzeł – „Odylena”. Teksty wszystkich piosenek zespołu dotyczą dawnej Słowiańszczyzny i neopogaństwa. Jak dotąd Nów wydał jedno demo i album14. To właśnie z albumu „Nowia” pochodzi piosenka „Poprzez Bałtyckie Fale”: W złocie jantaru/Na grzywach fal pienistych/Płynie myśl tęskna/Do brzegów świętej Rany/Tam trwa cisza/I tylko już/Gniewny Bałtyk/Bijąc kipielą/W wichrowy brzeg / Śpiewa pieśń Arkony/Którą pochłonął/W odmęty swe/Ostojo Prawdy/Pośród krzyża zarazy/Tyś trwała dumna/ I niezwyciężona!/Plując w ścierwo/Jezu Chrysta!/Setki wojów u twych bram/Strzegło chramu/Boga twej ziemi/Pana Świętej Siły i Mocy!/I tak podle cię zhańbiono!/I odszedł, upadł/Ostatni wielki bastion/Jedynej prawdziwej/Mej wiary/Nie pod wroga naporem/Nie od jego siły/Lecz dlatego ze ktoś zwątpił/W Bogów swych/I zabrakło go!/Być tam razem z Nim!/Swym mieczem śmierć zadawać!/I polec w wiecznej chwale!/Niech nigdy nie zabraknie twej wiary!15. Formacją wielokrotnie odwołującą się do Arkony – choćby poprzez postać Świętowita – jest „Slavland”, przy czym określenie zespół jest pewnym nadużyciem, gdyż jego założycielem i jedynym członkiem jest „Belzegor”. Mimo to „Slavland” wydał już siedem pełnych płyt i jedno demo. Wszystkie utrzymywane są w konwencji cięższego pagan/folk metalu16. Twórczość „Belzegora” wymagałaby zaangażowania większej ilości miejsca, dlatego przybliżę jedynie ogólnie wykorzystanie motywu Arkony w jego twórczości, szczególnie, że nie odbiega on zasadniczo od wcześniej przedstawionych. Motyw walki o dawną Słowiańszczyznę pojawia się w większości piosenek „Slavland”. Oprócz umieszczonej na płycie „Tarcza Swaroga” z 2006 r. „Arkony”, w jego dyskografii możemy znaleźć także odnoszące się do idei grodu „W Objęciach Świętowita” i „Gniew Świętowita” z płyty „Pieśń Gromu” oraz „Za ścianą Gęstej Mgły” z „Zapomnianych http://www.tekstowo.pl/piosenka,behemoth,from_the_pagan_vastlands. html [dostęp z dn. 23 III 2012]. http://folkmetal.pl/temnozor-темнозорь [dostęp z dn. 23 III 2012]. 14 http://www.darkplanet.pl/Now-31563.html [dostęp z dn. 23 III 2012]. 15 http://lyrics. wikia.com/N%C3%B3w:Poprzez_Ba%C5%82tyckie_Fale [dostęp z dn. 23 III 2012]. 16 Autor projektu jest także członkiem zespołu Jar, wykonującego muzykę dawną; http://folkmetal.pl/slavland [dostęp z dn. 23 III 2012]. 12 13 260 Kurhanów”. W przenośni o grodzie Świętowita traktuje „Bałtyckie Wspomnienie” z „Pieśni Gromu”. Listę tą zamyka neofolkowy utwór instrumentalny „W Starożytnym Gradźcu” z „Ech Wieków Pradawnych”. Motyw Arkony obecny jest w twórczości tego wykonawcy. Nie są to jedyne przykłady wykorzystania Arkony, Rugii i plemienia Ranów we współczesnej muzyce. Należy przytoczyć jeszcze przykład „Arkony”, utworu kolejnego rosyjskiego zespołu o nazwie „Varyag” („Варяг”)17. Przelotnie nazwa pojawia się także w „Piosence trampowej” szantowej grupy „Smugglers”, lecz chodzi tu raczej o przylądek niż gród18. W niedługim czasie zaś ukaże się nowa płyta zespołu „Percival Schuttenbach” o nazwie „Svantevit”, traktująca w całości o Słowiańszczyźnie połabskiej. Co ciekawe promuje ją piosenka pt.: „Buba z Ran”19. Z przytoczonych utworów można nakreślić syntezę wizerunku Arkony, Rugii, plemienia Ranów i kultu pogańskiego, jaki próbują przekazać nam autorzy piosenek. Na pierwszy plan wysuwa się bezsprzecznie zagłada grodu. Z opisów wyłania się wizja totalnej hekatomby, rzezi na niewinnej ludności i desperackiej walki obrońców do ostatniej kropli krwi. Nie jest to jednak obraz prawdziwy. Wbrew romantycznej wizji autorów piosenek zdobycie Arkony przez Duńczyków, choć było dla obrońców wydarzeniem tragicznym i dramatycznym, dokonało się za sprawą negocjacji. Posługując się cytatem z jednego z przytoczonych utworów, można powiedzieć, że gród upadł: nie pod wroga naporem (...) lecz dlatego że ktoś zwątpił w bogów swych i zabrakło go. Arkona, świetnie przygotowana do oblężenia, w 1168 r. mogła długo bronić się. Obrońcy zasypali nawet bramę, by zabezpieczyć ją przed podpaleniem. Nie zabezpieczyli jednak drewnianej wieży bramnej, która błyskawicznie zajęła się ogniem. Jednak to nie destrukcja części obwarowań skłoniła załogę do negocjacji, ale fakt, że wraz z nią spłonęła święta stanica Świętowita, co oznaczało, w rozumieniu obrońców, złą wróżbę i nadchodzącą klęskę. Dopełnić jej miało niechętne kapłanom stanowisko panującego w Gardźcu Jaromara, którego faktycznie zabrakło w czasie obrony wyspy20. Rozpoczęto, więc rozmowy o kapitulacji. Jej warunki były surowe, ale najprawdopodobniej nie doszło do rzezi, rabunków, ani gwałtów, gdyż Duńczykom zależało na ostatecznym rozwiązaniu problemu Rugii, który szerzej omówimy za chwilę. W myśl warunków pokoju Ranowie przyjąć mieli chrzest, wypłacić odszkodowania oraz trybut, przekazać dobra ziemskie chramu arkońskiego kościołowi duńskiemu, wydać jeńców chrześcijańskich i oddać zakładników21. W kontekście wizji „rzezi niewiniątek” propagowanej przez współczesną muzykę, część warunków może być niezrozumiała. Wypłacenie odszkodowań i wydanie jeńców chrześcijańskich staje się jednak absolutnie logiczne, gdy zaznaczymy fakt, że wszystkie wyprawy duńskie na tereny słowiańskie w XII w. prowadzone były pod sztandarem przeciwdziałania piractwu. Moglibyśmy uznać to za zwykłą wymówkę gdyby nie to, że w samych latach pięćdziesiątych XII w. Dania przeżywała najazdy słowiańskie 17 Co ciekawe wcześniejsza nazwa tego zespołu to także „Arkona” („Аркона”); http://www.metal-archives. com/bands/Варяг/66736 [dostęp z dn. 23 III 2012]. 18 http://www.smugglers. art.pl/historia.php [dostęp z dn. 23 III 2012]. 19 http://artrock.pl/aktualnosci/5423/percival_schuttenbach_nowa_plyta_i_koncerty.html [dostęp z dn. 29 V 2012]. 20 K . P i e r a d z k a, Walki Słowian na Bałtyku w X – XII wieku, Warszawa 1953, s. 83-85. 21 Dokładne omówienie warunków pokoju: J . O s i ę g ł o w s k i, Polityka zewnętrzna Księstwa Rugii (1168 – 1328), Warszawa-Poznań 1975, s. 13-19. 261 praktycznie co roku22. Skarbiec Świętowita stawał się z tego powodu dla Duńczyków dodatkową zachętą do podboju, gdyż 1/3 wszystkich łupów trafiała w ręce świątyni23. Używając zakorzenionego w popkulturze wizerunku nazwać można gród Świętowita „Tortugą Bałtyku”24. Dla Waldemara I zakończenie niszczycielskich wypraw piratów słowiańskich, trwający z różnym natężeniem w zasadzie od połowy XI w., było priorytetem, zaś bogactwo chramu mogło stać się zastrzykiem finansowym, który pozwoliłby spacyfikować opozycję wewnętrzną. Sferą najwierniej przedstawioną w utworach jest kwestia religijna. Nie jest to zaskakujące zważywszy na fakt, iż spora część autorów wywodzi się ze środowisk rodzimowierczych. Co prawda żadna z piosenek nie wspomina o innych rugijskich kącinach oprócz arkońskiej, ale utwór „Slavland”: „W Starożytnym Gradźcu” nie bez przyczyny zwraca uwagę na ten gród25. W dwóch utworach pojawia się taki szczegół jak: święty koń, na którym Świętowit nocami miał przemierzać Rugię chroniąc jej mieszkańców przed wrogami i przy którego pomocy odbywały się wróżby dotyczące wypraw wojennych26. W utworze „Poprzez Bałtyckie Fale” także imię boga jest przetłumaczone w zgodzie z panującymi opiniami naukowymi jako „Pan Świętej Sił i Mocy”27. W piosenkach „Nowiu” i rosyjskiej „Arkony” odnajdujemy wzmiankę o trzystuosobowej drużynie wojów, którymi dysponował chram, a której rola urasta do wręcz martyrologicznego symbolu28. U zespołów rosyjskich pojawia się wspomnienie o rusałkach i brzeginiach, zaś w utworze „Msteka” żmij. Kształtowany obraz religijny nie odpowiada mimo to prawdzie, przynajmniej w sferze kontaktów pogańsko-chrześcijańskich. Z prawie wszystkich tekstów wyciągnąć możemy wniosek o wszechobecnej, wręcz genetycznej nienawiści chrześcijan i pogańskich Ranów. Nienawiść ta objawiać miała się w wojnach i ostatecznym zdobyciu grodu. Ponownie, promowany przez muzykę wizerunek jest jednak co najmniej przekoloryzowany. Nie ulega wątpliwości, że kapłani Świętowita nie pałali sympatią, ani do chrześcijan, ani do ich hierarchii kościelnej, która stanowiła dla nich konkurencję. Daleko im jednak było do nienawiści. Podobnie było z drugiej strony. Chrześcijanie mieli poczucie moralnej wyższości nad poganami, jednak nie przeszkadzało im to realizować swoich interesów. Przykłady współpracy Ranów z chrześcijanami można byłoby by wyliczać długo. To w końcu pomoc z Rugii przyczyniła się do zwycięstwa Niemców nad koalicją połabską w 955 r. nad Raksą29. Ranowie zostali zresztą za to sowicie wynagrodzeni udziałem w łupach i strefach wpływów. Świetnym przykładem na dość poprawne stosunki – nie 22 Vide: K . Ś l a s k i, Słowianie zachodni na Bałtyku w VII – XIII wieku, Gdańsk 1969, s. 94; M . J a n i k, Piraci słowiańscy w XII wieku [w:] Z dziejów średniowiecznej Europy środkowo-wschodniej. Zbiór studiów, pod red. J . T y s z k i e w i c z a, Warszawa 2007, s. 109. 23 J . O s i ę g ł o w s k i, op. cit., s. 15-17. 24 Tortuga – wyspa na Morzu Karaibskim. W XVII w. największy ośrodek piractwa na Karaibach. W popkulturze obecna dzięki filmom, grom i powieściom o tematyce pirackiej. 25 A . L . M i ś, Przedchrześcijańska religia Rugian, „Slavia Antiqua”, 38 (1997), s. 130-131; J . S t r z e l c z y k, Gardziec [w:] Mity, podania i wierzenia dawnych Słowian, Poznań 2007, s. 73. 26 Zgodnie z opisami koń ten miał być biały. Z tego względu znamienna jest nieścisłość w utworze „Behemoth”, gdzie koń ma kolor czarny. Co prawda taki koń, o podobnych funkcjach, miał swoje miejsce w obrzędowości słowiańskiej, ale nie w Arkonie, a w świątyni Trygława w Szczecinie; A . G i e y s z t o r, Mitologia Słowian, Warszawa 1986, s. 97-98, 123. 27 J . S t r z e l c z y k, Świętowit [w:] Mity, podania i wierzenia..., s. 210; A . G i e y s z t o r, op. cit., s. 90-91; A . L . M i ś, op. cit., s. 106. 28 A . L . M i ś, op. cit., s. 107; A . G i e y s z t o r, op. cit., s. 97. 29 A . T u r a s i e w i c z, Dzieje polityczne Obodrzyców od IX wieku do utraty niepodległości w latach 1160 – 1164, Kraków 2004, s. 92-94. 262 licząc wypraw pirackich – w okresie poprzedzającym zdobycie Arkony, niech będzie wizyta Swena III Grade, głównego konkurenta Kanuta V i niesławnego Waldemara I w toczącej się wówczas wojnie domowej. Wygnany z Danii udał się on w roku 1154 na Rugię, gdzie złożył dar Świętowitowi i prosił o zbrojną pomoc w powrocie na tron. Co prawda Ranowie nie zdecydowali się na interwencję, ale samo zajście świadczy, o tym, że Swen liczył na ich przychylność30. Nawet w obliczu klęski obydwie strony potrafiły zachować zdrowy rozsądek, czego najlepszym przykładem jest pierwsze zdobycie Arkony w roku 1137. Także w tym wypadku nie doszło do rzezi, a gród poddał się po negocjacjach31. Taki stosunek pogan do chrześcijan i chrześcijan do pogan nie był na Połabiu niczym nadzwyczajnym, czego najciekawszym przykładem jest sojusz niemiecko-lucicki w wojnie przeciwko Bolesławowi Chrobremu. A działo się to przecież w klimacie eskalacji brutalności wywołanej powstaniem połabskim z 983 r.32 Ostatni element uwypuklony przez teksty utworów to tożsamość Ranów i ich przynależność do zbiorowości. Najciekawszy przekaz odnajdujemy w tekście „Msteka”. Pojawiają się tam, aż trzy określenia wspólnoty: „wilków bratni ród”, „Ród Żmijowy” oraz „Lechicki (...) kraj”. Ostatnie z tych określeń jest najłatwiejsze do wytłumaczenia. Wywodzi się ono z historiografii, w której grupą lechicką określa się północną część Słowian zachodnich, czyli tak zwane plemiona polskie, pomorskie, wieleckie i obodrzyckie. W grupie tej znajdują się także mieszkańcy Rugii33. Sama nazwa wywodzi się oczywiście od Lecha, mitycznego praprzodka Polaków. „Ród Żmijowy” jest pojęciem trudniejszym do wytłumaczenia. W celu jego wyjaśnienia należy odwołać się do religii i folkloru słowiańskiego. Żmij jest w nim duchem opiekuńczym, toczącym nieustającą walkę ze smokami postrzeganymi jako duchy negatywne. Żmijami mogli być zwykli ludzie, a nawet zwierzęta. Staczali oni bitwy z siłami ciemności, chronili zasiewy i sprowadzali deszcz34. Podkreślenie występowania Żmij wyłącznie na Słowiańszczyźnie ma uwypuklać znaczenie Słowian dla losów świata. Pierwsze z określeń jest najciekawsze ze względu na trwałość pewnego przekonania naukowego wywodzącego się z obcej historiografii. Używa go nie tylko „Mstek”. Także u „Behemoth” pojawia się porównanie do wilków, z komentarzem, że była to nazwa niegdyś używana. W piosence „Ciemnozori” Świętowit nazwany jest „wilczym bogiem”. Jeżeli odrzucimy stylistyczną genezę motywu wilka wypada się zastanowić, czy autorzy nie przejęli optyki części historyków wywodzących nazwę „Wieleci” (łac. Wiltz”) od słowiańskiego słowa „wilcy”, czyli liczby mnogiej archaizmu współczesnego słowa „wilk”. Geneza tej nazwy leżeć miała w domniemanych zwyczajach wojennych Wieletów, którzy do bitew przebierać się mieli w zwierzęce, głównie wilcze, skóry35. Pogląd ten uznaje się w polskiej historiografii dość powszechnie za obalony, jednak J . O s i ę g ł o w s k i, op. cit., s. 17. Gród choć dobrze obwarowany, nie był odpowiednio zaopatrzony w wodę pitną, by wytrzymać długotrwałe oblężenie. Błąd ten Ranowie naprawili budując studnię wewnątrz grodu. Jedyny warunkiem pokoju było przyjęcie duńskich misjonarzy, których i tak wypędzono po odpłynięciu wrogiej floty; K . P i e r a d z k a, op. cit., s. 67. 32 J . S t r z e l c z y k, Bolesław Chrobry, Poznań 2003, s. 124. 33 I d e m, Słowianie połabscy, s. 7-9. 34 I d e m, Żmij [w:] Mity, podania i wierzenia..., s. 242-243; A . G i e y s z t o r, op. cit., s. 231-233. 35 Założenie to bazowałoby na przekonaniu o przynależności Ranów do plemion wieleckich co także jest niepewne; Z . S u ł k o w s k i, Sporne problemy dziejów Związku Wieletów-Luciców [w:] Słowiańszczyzna połabska między Niemcami a Polską, pod red J . S t r z e l c z y k a, Poznań 1981, s. 163; J . S t r z e l c z y k, Wilkołak [w:] Mity, podania i wierzenia..., s. 231. C h . L ü b k e, The Polabian alternative: paganism between Christian Kingdoms [w:] Europe around the year 1000, Warszawa 2001, s. 383. 30 31 263 romantyczna wizja „plemienia wilków” idącego do boju w skórach świętego zwierzęcia o tak drapieżnych konotacjach, działa na psychikę. Pokusie umieszczenia tego chwytliwego motywu ciężko było się oprzeć także autorom piosenek. Podsumowując dotychczasowe rozważania, należałoby stwierdzić, że wizerunek Arkony we współczesnej muzyce rozrywkowej jest mocno przekoloryzowany. Nosi wręcz charakter martyrologiczny. Ranowie, zuchwali piraci, zręczni żeglarze i skuteczni wojownicy stali się w utworach niewinnymi ofiarami rzezi. Świątynia Świętowita i jej kapłani ze zręcznych polityków czerpiących korzyści z kosmopolityzmu handlu bałtyckiego stali się synonimem nacjonalizmu. Zaś żywot Rugii kończy się wraz z upadkiem Arkony, choć słowiańscy z pochodzenia książęta rządzą wyspą jako wasale Danii do 1325 r., stając się ważnym czynnikiem w polityce bałtyckiej. Skąd jednak wziął się taki, a nie inny, obraz wydarzeń 1168 r. i samego grodu? Legenda o zniszczonym, zatopionym mieście jest obecna zarówno w polskim folklorze, jak i w kulturze literackiej. Starczy wspomnieć opowieść o Winecie i Świtezi. Ten baśniowy element mógł wpłynąć na sposób postrzegania upadku grodu. Jego zdobycie, choć powodowane kwestiami politycznymi i dobrze udokumentowane historycznie wpisywałoby się w pewien kanon. Nie było to jednak według mnie decydujące. Właściwszym pytaniem, które może naprowadzić na odpowiedź na postawione wcześniej to: dlaczego motyw ten jest tak aktualny we współczesnej muzyce? Gdy przeanalizujemy biografie twórców i światopoglądy przez nich reprezentowane od razu dojdziemy do wniosku, że Arkona opisywana jest „ku pokrzepieniu serc” neopogan. Dla autorów nie są ważne fakty, ale efekt emocjonalny, którego być może nie dałoby się uzyskać nie ubarwiając opowieści. Arkona ma być przykładem, ostatnim bastionem, symbolem odradzającego się pogaństwa słowiańskiego. To właśnie krystalizowanie się ruchów rodzimowierczych i poszukiwanie przez nich własnej tożsamości wpływają na żywotność motywu Arkony. Martyrologiczna i heroiczna wizja historii lepiej działa na wyobraźnię odbiorcy niż „suchy” fakt historyczny. Wiedział o tym już Adam Mickiewicz pisząc „Redutę Ordona”. Na zakończenie należy zadać sobie pytanie: czy taki wizerunek jest jedyną alternatywą dla poszukujących symbolu ruchów neopogańskich na Słowiańszczyźnie? Krótka „pogańska” historia Polski i Czech, nie daje tu jak widać wystarczającego zaplecza dla twórczości literackiej. Odmiennie przedstawia się sytuacja Słowian pomorskich i połabskich. Dzieje Połabia obfitują w wydarzenia heroiczne, a zarazem tragiczne, które mogłaby wykorzystać współczesna sztuka, by tworzyć wizje jednoczące środowiska neopogańskie w oparciu o martyrologię. Jednym z nich jest chociażby śmierć Niklota pod Orłem w roku 1160. Inny przykład stanowi zabójstwo naczelników plemiennych na uczcie u Gerona w roku 939. W mojej opinii Arkona będąca – z powodu ulubionego zajęcia swoich wojów – raczej „Tortugą Bałtyku” niż „Troją Północy”, nie jest tak dobrym do tego materiałem, choć idealnie nadaje się do tworzenia ballad epickich o zwycięskich morskich wyprawach i podstępach wojennych. Nie pozbawiajmy więc Ranów ich „Tortugi Bałtyku”, bo na takie jej miano „zapracowali” sobie sami mieszkańcy Rugii. 264 Aneta Stawiszyńska Uniwersytet Łódzki OKOLICE ŁODZI JAKO CEL TURYSTYKI ŁODZIAN W LATACH I WOJNY ŚWIATOWEJ Tocząca się wojna znacznie utrudniła aktywność miejscowych adeptów turystyki. Trudności komunikacyjne, utrudnienia w podróżowaniu między poszczególnymi regionami a także powszechne problemy natury finansowej, uniemożliwiały mieszkańcom miasta dalekie wojaże. Po początkowym okresie stagnacji, coraz częściej powracano jednak do praktykowanych przed wojną form turystyki, których głównym celem było poznawanie Małej Ojczyzny czyli miasta Łodzi z przyległościami. Podobnie jak i przed wojną, łodzianie pragnący wypoczynku na łonie natury, a których nie było stać na dalekie wyjazdy „do wód” wybierali podłódzkie letniska. Niewątpliwie w omawianym czasie zmalała jednak liczba osób szukających tam wypoczynku. Oprócz typowych dla czasów wojennych problemów finansowych, nie bez znaczenia pozostawał zapewne fakt, że większość okolicznych miejscowości wypoczynkowych silnie ucierpiała podczas operacji łódzkiej stoczonej na przełomie listopada i grudnia 1914 r. Zjawisko opustoszenia podłódzkich letnisk widoczne było szczególnie w pierwszym sezonie wojennym. W 1915 r. znacznie mniejszą frekwencję notowały popularne w latach poprzednich Andrzejów czy Wiśniowa Góra1. Zadowalające zainteresowanie miejscowymi letniskami notowano w Rudzie Pabianickiej, choć i tu nie dało się nie zauważyć niszczycielskiego żywiołu wojny, który niekorzystnie odbił się na miejscowym krajobrazie. Dewastacji uległ chociażby miejscowy las na terenie, którego zlokalizowana była większość obiektów letniskowych2. Wspomniany drzewostan był regularnie rabowany przez miejscową ludność szukającą drzewa na opał3. Pierwsze miesiące wojny przyniosły też dewastację obiektu miejscowych wyścigów konnych. W połowie października 1914 r. na wspomnianym terenie zorganizowano magazyny wojskowe i zapędzono duże ilości bydła, które miało zapewnić zaprowiantowanie wojsk niemieckich4. Z czasem zaczęły się też pojawiać problemy z aprowizacją podobne do tych obserwowanych w Łodzi, np. wprowadzono karty chlebowe5.W zdecydowanie najgorszym położeniu były natomiast podmiejskie letniska takie jak Józefów, Rogi, Łagiewniki, Adamówek, Helenówek 1 Vide: W . B o r t n o w s k i, Przełom pod Brzezinami (19-24 listopada 1914 roku),[w:]Słowiańszczyzna i dzieje powszechne. Studia ofiarowane prof. L. Bazylowowi w 70-tą rocznicę Jego urodzin, red. L. J a ś k i e w i c z , Warszawa 1985, s. 30; E . E i l s b e r g e r, Der Durchbruch bei Brzeziny Am 24 November 1914, Berlin 1939, s. 65; M . J a n i k, Bedoń w latach 1793-1939, [w:] M . J a n i k, T . N o w a k, H . Ż e r e k-K l e s z c z, Bedoń. Dzieje o 1939 roku, AndrespolŁódź 2009, s. 122; „Gazeta Łódzka” 4 V 1915, nr 108, s. 3. 2 APŁ, Ramp, sygn. 552, knlb, Wykaz domów letniskowych. 3 APŁ, KSzSWnpŁiŁ, sygn. 3.763, k. 1, Deklaracja Augusta Weissa (Ruda Pabianicka) z dn. 9 XI 1918 r.; „Nowy Kurier Łódzki” 5 VIII 1915, nr 212, s. 3; „Rozwój” 10 X 1914, nr 230, s. 3. 4 Liczba bydła była tak duża, że dojeniem krów, z polecenia wojsk niemieckich zajmowali się okoliczni chłopi, którym pozwalano zatrzymywać mleko, „Gazeta Łódzka” 16 X 1914, nr 245, s. 2; „Rozwój” 20 X 1914, nr 238, s. 3; W . P r u s k i, Wyścigi i hodowla koni pełnej krwi oraz czystej krwi arabskiej, Wrocław 1980, s. 84. 5 „Nowa Gazeta Łódzka” 4 V 1915 nr 108, s. 3. 265 czy Kargulec. Te ze względu na najbardziej dotkliwe zniszczenia, a także na dewastację miejscowych lasów w pierwszym sezonie wojennym stały niemal całkowicie puste6. Na podmiejskich letniskach wypoczywali nie tylko majętni mieszkańcy miasta. W miesiącach letnich, miasto opuszczały też dzieci z ubogich rodzin. Na terenie miasta istniało kilka organizacji zajmujących się organizowaniem koloni letnich dla wspomnianych dzieci. Wśród nich warto wymienić chociażby Sekcję Kobiet KONPB, czy Komisję „Wieś dla Dzieci” działającą przy Łódzkim Oddziale Rady Opiekuńczej7. Podobnego wsparcie udzielił też znany łódzki filantrop, Natan Czamański, który w testamencie zapisał 0,5% swego majątku na rzecz „Żydowskich Kolonii Letnich w Łodzi”8. Organizowanie wyjazdów dla dzieci łódzkich wspierały też organizacje dobroczynne z innych miast np. Komitet Poznański9. Dzieci wysłano do współpracujących z organizacjami włościan z okolicznych miejscowości takich jak Rzgów, Wiskitno, Ruda Pabianicka, Andrzejów, Wiśniowa Góra czy też dalszych jak np. Mirosławice (pow. kutnowski) czy Gostynin10. W przypadku wspomnianych wyjazdów trudno jednak było mówić o ich typowo turystycznych czy krajoznawczych założeniach. Podstawowym ich celem było uchronienie dzieci przed panującym w Łodzi głodem a także podreperowanie ich zdrowia, dlatego też organizatorzy starali się uzyskiwać wcześniej informacje na temat warunków sanitarnych we wspomnianych miejscowościach11. Pewne wątpliwości budziły natomiast intencje włościan przyjmujących do siebie dzieci. Latem 1917 r. na łamach miejscowej prasy pojawiały się artykuły opisujące skargi składane przez wspomnianych rolników. Ci skarżyli się, że przebywające u nich dzieci grymaszą przy jedzeniu, nie wykazują ochoty do pracy12. Z myślą o dzieciach, które z różnych względów nie korzystały z opisywanych wyjazdów, Wydział Szkodnictwa organizował półkolonie. Miejscem spotkań był Park ks. Poniatowskiego. Dzieci uczestniczyły w zabawach na świeżym powietrzu, otrzymywały 2 posiłki dziennie13. Aktywność turystyczna łodzian nie ograniczała się jedynie do turystyki letniskowej. Zainteresowanie budziły inne formy aktywności nastawione na poznawanie okolic rodzinnego miasta. Idee te starały się propagować głównie miejscowe organizacje. 6APŁ, Akta gminy Radogoszcz, sygn. 896, k. 8, Deklaracje o stratach wojennych w skutek wojny podane do kancelarii wójta gm. Radogoszcz; Ibidem, GKO, sygn. 100, k. 175, Sprawozdanie Komitetu Opałowego GKO z dn. 18 II 1915 r.; Ibidem, KSzSWnpŁiŁ), sygn. 6.089, k. 2, Wykaz dóbr spalonych przez działania wojenne w XI 1914 r. J . K r i e g e r (Rogi), „Nowy Kurier Łódzki” 9 VII 1915 nr 185, s. 2; A . A d a c h, Bitwa o Łódź, Łódź 2004, s. 19; W . B o r t n o w s k i, Ziemia łódzka w ogniu. 1 VIII-6 XII, Łódź 1969, s. 182; A . G r a m s z, Las Łagiewnicki i okoliczne wsie, Łagiewniki 2002, s. 47. 7 APŁ, AmŁ, WOS, sygn. 18.519, k. 11, Sprawozdanie Komisji „Wieś dla Dzieci” za 1917 rok. 8 APŁ, ŁChTD, sygn. 79, k.nlb, odpis testamentu Natana Czamańskiego. 9 APŁ, GKO, sygn.1, k. 592, Pismo Komitetu Poznańskiego do GKO z dn. 11 VI 1915 roku. 10 Przy organizowaniu tychże wyjazdów istniał podział na dzieci żydowskie i chrześcijańskie, APŁ, AmŁ, WOS, sygn. 17.939, k. 123, Pismo Towarzystwa Kolonii Letnich dla dzieci żydowskich w Łodzi do Wydziału Niesienia Pomocy Biednym z dn. 24 I 1916 roku; APŁ, GKO, sygn. 29, k. 109, Pismo KONPB do GKO z dn. 21 VI 1915 roku; APŁ, ŁChTD, sygn. 197, k. nlb, Sprawozdanie Komitetu Kolonii Letnich za 1915 rok; „Gazeta Łódzka” 4 VII 1915, nr 168, s. 3; Ibidem 6 VII 1915, nr 170, s. 3.; Ibidem 1 VIII 1915 nr 196, s. 3; „Nowy Kurier Łódzki” 11 VII 1915, nr 188, s. 1. 11 APŁ, AmŁ, WZP, sygn. 19.279, k. 24, Pismo Komitetu Kolonii Letnich do Wydziału Zdrowotności Publicznej z dn.6 VI 1916 roku. 12 „Nowy Kurier Łódzki” 1 VII 1917, nr 177, s. 1. 13 W 1918 r. zanotowano, że wspomniana forma rekreacji miała dobroczynny wpływ na zdrowi dzieci-każde z nich przytyło średnio o 1,6 kg, APŁ, AmŁ, WP, sygn. 14.107, k. 197, Sprawozdanie Wydziały Szkolnictwa za VIII 1918 r. 266 Najważniejszą z nich był Łódzki Oddział Polskiego Towarzystwa Krajoznawczego14 (PTK). Mimo początkowego związanego z wojną, zawieszenia działalności, a także wyjazdu z miasta wielu członków wspomnianej organizacji15 jej działalność została reaktywowana na początku 1915 r. za sprawą przedwojennego prezesa, nauczyciela, Jana Czeraszkiewicza16. W związku z zarekwirowaniem przez władze niemieckie lokalu stowarzyszenia, zebrania odbywały się w jego mieszkaniu. Aktywność PTK w czasie wojny ograniczała się do organizowanych, zwykle dla młodzieży, wycieczek za miasto17. Jedyną dalszą ekspedycją zanotowaną w tym czasie była wycieczka nad jeziora kujawskie zorganizowana najprawdopodobniej w 1915 r.18 Wiosną 1916 r. PTK reaktywowało sekcję wycieczkową, nad którą pieczę sprawował jeden z najaktywniejszych działaczy Towarzystwa, Konrad Fiedler19. Każdy uczestnik, który zgłosił chęć brania udziału we wspomnianych wycieczkach otrzymywał specjalną kartę wycieczkową zawierającą datę, godzinę i miejsce zbiórki a także regulamin określający wymagane podczas podróży zachowania20. Władze Towarzystwa proponowały swym sympatykom zwiedzanie m.in. firm i instytucji powstałych w czasie wojny jak chociażby znanych zakładów wędliniarskich „Kijak”21. Kolejnymi celami wycieczek organizowanych w tym samym roku były podłódzkie miejscowości, które ucierpiały w czasie toczącej się wojny-Konstantynów, Lutomiersk, Kazimierz n. Nerem. Zarząd PTK zdołał wyjednać u władz okupacyjnych stosowne pozwolenia na odbywanie podróży, nie uzyskano jednak zgody na wykonywanie fotografii w odwiedzanych miejscach22. W maju 1917 r. zorganizowano jubileuszową, setną wycieczkę, w której udział wzięło ok. 150 osób. Jej uczestnicy udali się do Łagiewnik, gdzie zwiedzano m.in. tamtejszy klasztor i park barona Heinzla. Jubileusz uczczono też okolicznościowymi przemowami J. Czeraszkiewicza oraz K. Fiedlera a także występem chóru „Lutnia”23. W 1917 r. przy Łódzkim Oddziale 14 Polskie Towarzystwo Krajoznawcze powstałe w 1906 r. (zatwierdzenie statutu przez WUG 27 X 1906), zajmujące się zbieraniem wiadomości krajoznawczych i szerzenie ich wśród ogółu; A. Ja n o w s k i , K. Ho f m a n , K. Ku l w i e c , Z . K u l c z y c k i, Zarys historii turystyki w Polsce w XIX i XX wieku, Warszawa 2001, s. 89-90. 15 W 1914 r. stowarzyszenie posiadało w Łodzi 563 członków, składka wynosiła 3 rbl rocznie; w drugim roku wojny liczba członków spadła do 350, Historia Oddziału Łódzkiego PTK-PTTK 1909-2009, red. E . W i t k o w s k i , Łódź 2009, s. 6; M . N a l e p i ń s k a, Wspomnienia w XXX-lecie OŁ PTK, [w:] 70 lat społecznej turystyki i krajoznawstwa w województwie łódzkim, red. K . H e m p l , Łódź 1979, s. 56-57. 16 Jan Czeraszkiewicz (1867-1924) absolwent prawa na UW; od 1906 dyrektor Szkoły Handlowej w Zgierzu; w latach 1912-1924 dyrektor Gimnazjum Towarzystwa „Uczelnia”; współwydawca „Entomologa Polskiego” od 1912 prezes Łódzkiego Oddziały PTK, w marcu 1916 r. po a kolejny został wybrany prezesem, Z . K o z a n e c k i, Powstanie łódzkiego Oddziału PTK i jego pierwsi działacze, [w:] 70 lat…, s. 70; NKŁ 4 III 1916 nr 63, s. 3; H . W . S k o r e k, Jan Czeraszkiwicz (1867-1924), [w:] Rola szkolnictwa Łódzkiego w tworzeniu dziedzictwa kulturowego Łodzi w XX wieku. Tradycje i współczesność łódzkich szkół średnich, red. T. J a ł m u ż n a, Łódź 2001, s. 192; Słownik biologów polskich, red. S . F e l i k s i a k , Warszawa 1987, s. 114. 17 Historia Oddziału…, s. 5. 18 B . S z w a l m, Rys historyczny i Oddziału Łódzkiego Polskiego Towarzystwa Krajoznawczego 1909-1950. Maszynopis w posiadaniu Pracowni Zbiorów Specjalnych Wojewódzkiej i Miejskiej Biblioteki Publicznej im. Marszałka J. Piłsudskiego w Łodzi, Łódź ok.1950, k. 5. 19 Konrad Fiedler (1886 Łęczyca-1939 Bydgoszcz) pracownik Towarzystwa Kredytowego miasta Łodzi, dziennikarz; działacz społeczny; w latach 1917-20 dziennikarz „Nowego Kuriera Łódzkiego”; rozstrzelany w 1939 r. w Bydgoszczy podczas tzw. „krwawej niedzieli”, APŁ, AmŁ, WP, sygn. 14235, k. 1, Personalia pracowników Zarządu Miejskiego, A . K e m p a, Sylwetki łódzkich dziennikarzy i publicystów, Łódź 1991, s. 16. 20 B . S z w a l m, op. cit.., s. 6. 21„Nowy Kurier Łódzki” 8 IV 1916, nr 97, s. 2; Ibidem 27 VI 1916, nr 203, s. 2. 22 „Nowy Kurier Łódzki” 8 IV 1916, nr 97, s. 2. 23 Historia Oddziału…, s. 11; B. S z w a l m, op. cit., s. 6. 267 PTK powołano Sekcję Fizjograficzną, która zajmowała się dokumentowaniem okolic Łodzi zarówno pod względem geograficznym, przyrodniczym jak i antropologicznym24. Starano się też prowadzić odczyty ukazujące piękno poszczególnych regionów ziem polskich25. Czasem odczyty dotyczyły także mniej znanych aspektów krajobrazu ziemi łódzkiej. Przykładem mógł być referat prof. Hirszberga zatytułowany Szczątki moreny dennej w okolicy Łodzi26. Jednym z najaktywniejszych prelegentów był wspomniany wcześniej, Konrad Fiedler, który przed wybuchem wojny zajmował się prowadzeniem sekcji odczytowej i wycieczkowej27. Wśród pozostałych prelegentów warto wymienić chociażby Sabinę Gontarską28. Z początkiem kwietnia 1918 r. PTK przeniosło swoją siedzibę do lokalu przy Al. Kościuszki 1729. Organizacja mimo mocno ograniczonych możliwości starała się też prowadzić działalność wychowawczą w duchu patriotycznym. Wycieczkom organizowanym przez PTK towarzyszyły polskie piosenki patriotyczne oraz snucie marzeń o niepodległej Polsce. Lata wojny wpłynęły na ograniczenie turystyczno-krajoznawczej działalności miejscowego harcerstwa. Skauci odbywali od lata 1915 r. letnie wyjazdy do podłódzkich miejscowości takich jak Ruda Pabianicka czy nieco bardziej oddalony od miasta jak Buczek. Wyjazdy te miały oprócz wypoczynkowego charakter zarobkowy. Wśród ludności niemieckiej dużą aktywność na niwie turystyki lokalnej wykazywała nacjonalistyczna organizacja Deutscher Verein fuer Lodz Und Umgegend30 (Niemiecki Związek dla Łodzi i okolic). Podobnie jak wszelkie inne poczynania tak i działalność turystyczna miała ścisły związek z propagowaniem niemieckiego dziedzictwa w regionie. Władze związku oferowały zwykle sympatykom wyjazdy w najbliższe okolice miasta np. w okolice zamieszkałej głównie przez niemieckich osadników wsi Nowosolna. Popularnym celem tychże wycieczek był położony w Rudzie Pabianickiej ogród Aleksandra Stefańskiego, którego istotną atrakcją był staw dający możliwość połowu ryb, wypożyczalnia łódek a także występy orkiestry w dni świąteczne31. Duża aktywność wykazywała też sekcja młodzieżowa związku, Jugendabteilung. Sprawujący nad nią pieczę Fritz Weigt organizował nie tylko wycieczki za miasto, np. do Kałów czy do Parku Julianowskiego, ale także spotkania połączone z pogadankami dotyczącymi sytuacji na froncie (np. „Unser Kampf in die Luft”)32. Podobną działalność prowadziła związana również z „Deutsche Verein” młodzieżowa organizacja „Deutsche Pfadfinderkorps” będąca niemieckim odpowiednikiem harcerstwa33. „Nowy Kurier Łódzki” 14 IV 1917 nr 100, s. 2. „Nowy Kurier Łódzki”, 26 I 1916, nr 25, s. 2; Ibidem 6 XII 1915, nr 324, s. 2; Ibidem 9 III 1916, nr 68, s. 2; Ibidem 9 II 1917, nr 38, s. 2; Ibidem 15 II 1917, nr 44, s. 2. 26 „Nowy Kurier Łódzki” 11 XI 1915 nr 309, s. 3. 27 Z. K o z a n e c k i, op. cit., s. 70. 28 „Nowy Kurier Łódzki” 26 I 1916 nr 25, s. 2. 29 „Godzina Polski” 30 III 1918 nr 88, s. 7. 30 M . C y g a ń s k i, Mniejszość niemiecka w Polsce centralnej w latach 1919-1939, Łódź 1961, s. 12; W . K a s z u b i n a, Bibliografia prasy łódzkiej 1863-1944, Warszawa 1967, s. 37; D . S z t o b r y n, Niemieckie organizacje społeczne i kulturalno-oświatowe, [w:] Niemcy w dziejach Łodzi do 1945 roku, red. K .A . K u c z y ń s k i , Łódź 2001, s. 178-179. 31 „Deutsche Lodzer Zeitung“ 19 III 1918, nr 78, s. 5; „Nowy Kurier Łódzki” 3 XI 1915, nr 301, s. 2. 32 B . B e r g m a n, Deutsche Jugendpflege in Lodz, [w:] Neuer Hausfreund. Evangelisch-Lutherische Volks-Kalender für das Jahr 1918, s. 82; „Deutsche Lodzer Zeitung” 15 VI 1917, nr 162, s. 5; Ibidem 24 VI 1918, nr 173, s. 3; Ibidem 13 VIII 1918, nr 222, s. 5. 33 M . C y g a ń s k i, op. cit., s. 14; O . H e i k e, Leben im deutsch-polnische Spannungsfeld. Errinerung und Einsichtenlines deutsche Journaliste aus Lodz, Essen 1989, s. 39; R . S t a n i e w i c z, Niemcy w Polsce a odbudowa państwa 24 25 268 Jej członkowie odwiedzali m.in. Park Julianowski czy wieś Doły. Wycieczki tego typu traktowano zwykle jako okazje do ćwiczeń terenowych a także jako przygotowanie kondycyjne do dalszych ekspedycji34. Podobnie jak w przypadku wszystkich innych organizacji niemieckich tak i Pfadfinderkorps często udawali się do podłódzkich miejscowości gdzie zamieszkiwał znaczny odsetek ludności niemieckiej. W planach tychże wycieczek istotnym elementem było propagowanie idei narodowych o czym mogły świadczyć chociażby uwzględniane w harmonogramach „okrzyki ku czci Cesarza”35. Działalność turystyczną prowadziły również „Zrzeszenie Urzędników Niemieckich w Łodzi” oraz „Verein Deutsche Beamten”, które od wiosny 1916 r. proponowały swoim członkom wyjazdy do okolicznych miejscowości organizowane zwykle w weekendy lub dni świąteczne. Celem wycieczek były najczęściej pola bitewne. Zainteresowani tego typu formą zwiedzania dojeżdżali zwykle na miejsce kolejkami podmiejskimi lub pociągami36. Po pobojowiskach w okolicach Sochaczewa, Andrzejowa, Lutomierska oprowadzali łódzkich urzędników miejscowi gospodarze, zazwyczaj niemieckiego pochodzenia37. Czasem organizowano zwiedzanie łódzkich obiektów jak np. synagogi na Starym Rynku czy miejscowych teatrów38. Sporadycznie członkowie stowarzyszeń odbywali dalsze podróże krajoznawcze np. w 1916 r. udano się do rezydencji myśliwskich w Spale. Niewątpliwie najczęściej odwiedzanym miejscem w okolicach miasta, zarówno przez ludność miejscową jak i przez osoby czasowo przebywające w Łodzi, był usytuowany w pobliżu wsi Gadka Stara, cmentarz wojskowy zwany potocznie „Gräberberg” („Góra Grobów”)39. Nekropolia na której pochowano uczestników bitwy łódzkiej z 1914 r., dzięki prowadzonej przez władze niemieckie niemal od samego początku okupacji, propagandzie stała się miejscem łączącym zarazem funkcje religijne jak i miejsca kultu narodowego. Okupanci eksponując zwycięstwo wojsk niemieckich pod Łodzią ze szczególnym uwzględnieniem postaci gen. Karla Litzmanna, starali się zatrzeć złe wrażenie pozostałe po klęsce w bitwie nad Marną40. Częstą praktyką było celebrowanie na terenie wspomnianego cmentarza np. urodzin cesarza Wilhelma41. Co roku organizowano tam obchody kolejnych rocznic bitwy. Cześć poległym oddawali m.in. członkowie „Stowarzyszenia Pomocy Niemieckim Obywatelom”42. Odwiedziny cmentarzu były też nieodłącznym elementem przebiegu wizyt dostojników niemieckich. Podczas swojego pobytu w Łodzi wiosną 1916 r., nekropolię odwiedził m.in. król saski, Fryderyk August43. polskiego, „Przegląd Zachodni” 1968, nr 5-6, s. 135; D . S z t o b r y n, Działalność kulturalno-oświatowa diaspory niemieckiej w Łodzi do 1939 roku, Łódź 1999, s. 118; D . S z t o b r y n, A . K o z ł o w s k i, Szkolnictwo niemieckie w Łodzi, [w:] Niemcy w dziejach Łodzi, do 1945 roku. Zagadnienia wybrane, red. K .A . K u c z y ń s k i , Łódź 2001, s. 109. 34 „Deutsche Lodzer Zeitung” 15 VI 1917, nr 162, s. 5; Ibidem 30 VIII 1918, nr 239, s. 5. 35 „Deutsche Lodzer Zeitung” 30 I 1918, nr 30, s. 6. 36 APŁ, AmŁ, WP, sygn.14.297, k.3, Verein deutsche Beamten., 4 V 1916. 37 Ibidem, k. 6,Verein Deutsche Beamten. 38 Interesujące jest, że zaproszenie na jedną z wycieczek określa teatr przy ul. Konstantynowskiej 16 jako żydowski, APŁ, AmŁ, WP, sygn. 14.297, Verein Deutsche Beamten, 31 X 1916, k. 16. 39 APŁ, AmŁ, sygn. 28.537A, k. 174, T . B o j a n o w s k i, Łódź pod okupacją niemiecką w latach II wojny światowej (1939-1945), Łódź 1973, s. 219; W . B o r t n o w s k i, op. cit., s. 110; M . H e r t z, Łódź w czasie Wielkiej Wojny, Łódź 1933, s. 58; Zur Weihe des Soldatenfriedhofs am Gräberberg bei Rzgow, Łódź 1916, s. 5. 40 P . D z i e c i ń s k i, Wykorzystanie postaci generała Karla Litzmanna przez hitlerowską propagandę na terenie Łodzi [w:] Wielka Wojna o Ziemię Obiecaną. Operacja Łódzka 1914, red. P . W e r n e r , Łódź 2006, s. 76. 41 „Kaiser Geburtstag Feier” Verein Deutsche Beamten in Lodz, Łódź 1917, k. 2. 42 „Deutsche Lodzer Zeitung” 24 XI 1917, nr 324, s. 5. 43 „Gazeta Łódzka” 17 II 1916, nr 47, s. 2. 269 Omawiając zagadnienia ówczesnej turystyki i krajoznawstwa na terenach ziemi łódzkiej należy wspomnieć o jedynej w owym czasie instytucji muzealnej Łodzi, Muzeum Historii i Sztuki44. Jego siedziba znajdowała się w latach wojny w oficynie kamienicy przy ul. Piotrkowskiej 91. Ekspozycja muzealna podzielone były na 3 działy- historycznoetnograficzny, przyrodniczy oraz dział należący do Towarzystwa Przeciwgruźliczego, prezentujący ówczesną wiedzę na temat przebiegu wspomnianej choroby. Dział ten był często wykorzystywany dla zilustrowania pogadanek organizowanych przez środowiska lekarskie (np. Gruźlica – jej leczenie, zapobieganie)45. Odwiedzający mieli też okazje wysłuchiwać odczytów specjalistów z różnych dziedzin np. fizyki czy geologii czy obserwować wykonywane dla zilustrowania wykładów eksperymenty np. wyjaśniające zjawisko elektryczności46. Zarząd placówki organizował wystawy tematyczne, jak wernisaże łódzkich malarzy. Zbiory muzealne powiększały się systematycznie o eksponaty związane z toczącą się wojną- np. o kolekcję bonów płatniczych czy też warszawskie afisze wyborcze47. Placówka mimo licznych trudności natury finansowej działa przez całą wojnę, ciesząc się znacznym powodzeniem48. Rekord frekwencji w latach Wielkiej Wojny padł w 1918 r., kiedy to progi Muzeum przekroczyło ponad 7 tys. osób49. Wobec dużego zainteresowania ze strony zwiedzających, poważnym problemem okazał się brak wykwalifikowanych pracowników. Na łamach prasy zarząd Muzeum apelował więc do miejscowych nauczycieli, a także uczniów starszych klas szkół gimnazjalnych, aby ci pomogli w oprowadzaniu zwiedzających50. Oprócz grup szkolnych czy osób indywidualnych współpracę z muzeum podejmowały różnego rodzaju związki np. Stowarzyszenie Robotników Przemysłu Włókienniczego „Jedność”. Nad organizowaniem wycieczek i odczytów w opisywanej placówce czuwała Komisja Kulturalno-Oświatowa tego Stowarzyszenia51. Łódzkie muzeum przyciągało zwiedzających spoza miasta. W maju 1916 r. odnotowano wizytę uczniów szkoły ludowej z Lutomierska, którzy wedle relacji część trasy (Konstantynów - Łódź) pokonali pieszo52. Pomimo cierpień jakie mieszkańcy miasta i okolic zaznali na skutek działań wojennych pod koniec 1914 r., a następnie polityki niemieckiego okupanta, miejscowa ludność, żywotnie zainteresowana toczącym się w Europie konflikcie, chętnie udawała się w miejsca gdzie żywioł wojny pozostawił swoje znaki. Stąd można pokusić się refleksję, że aktywność turystyczna łodzian koncentrowała się więc nie tyle na poznawaniu Małej Ojczyzny ile głównie na próbach zrozumienia dramatycznych wydarzeń bieżących. 44 A . N a d o l s k a- S t y c z y ń s k a, O egzotycznych źródłach kolekcji etnograficznej Muzeum Archeologicznego i Etnograficznego w Łodzi [w:] Wschód w polskich badaniach etnologicznych i antropologicznych, red. Z. J a s i e w i c z , Poznań 2004, s. 261;Ustav Obściestwa p.n. „Muzei nauki i uskustv w gor. Lodzi”, Łódź 1911, s. 1. 45 APŁ, AmŁ, WS, sygn. 23.576, k. 221, Muzeum Nauki i Sztuki; G . B o l k o w s k a, Muzeum łódzkie, [w:] Życie łódzkie. Jednodniówka red. A . N u l l u s , Łódź 1914, s. 3; „Gazeta Łódzka” 24 X 1914, nr 251, s. 2. 46 G . B o l k o w s k a, op. cit., s. 3; „Gazeta Wieczorna” 16 I 1915, nr 13, s. 2; „Nowy Kurier Łódzki” 11 XI 1915, nr 309, s. 2; Ibidem 28 IX 1915 nr 266, s. 2. 47 „Nowy Kurier Łódzki” 14 VII 1916, nr 190, s. 2; Informator miasta Łodzi z kalendarzem na 1920 rok, s. 405. 48 APŁ, AmŁ, WS, sygn. 23.576, k. 221, Muzeum Nauki i Sztuki; „Rozwój” 1 IX 1914, nr 198, s. 2. 49 W 1914-6.129; 1915-1.523; 1916-3.557; 1917-3.605, APŁ, AmŁ, WS, sygn. 23.576, k. 221, Muzeum Nauki i Sztuki w Łodzi. 50 „Gazeta Łódzka” 10 IX 1914 nr 205, s. 3. 51 W .L . K a r w a c k i, Z zagadnień kultury i oświaty robotniczej w Łodzi w latach 1905-1939, [w:] Włókniarze łódzcy. Monografia, pod red. E . R o s s e t a, Łódź 1966, s. 162. 52 „Nowy Kurier Łódzki”, 3 V 1916, nr 120, s. 3; B. Szwalm, op. cit., s. 6. 270 Grzegorz Trafalski Uniwersytet Łódzki CAPUT URI IN CAMPO RUBEO IN CUIUS VERTICE CAPITIS IN SIGNE TOPORUM FAMILIAE TOPOR, CZYLI O ZAWIŁOŚCIACH ZNAKÓW MIEJSKICH WOJEWÓDZTWA RAWSKIEGO Herb miejski od czasów średniowiecza jest bardzo ważnym elementem dla społeczności ośrodka. Podkreślał prawną odrębność samorządu miejskiego od otaczających go wsi. Gmina miejska w ramach lokacji otrzymywała prawo do podejmowania pewnych samorządnych decyzji. Uzyskując tę możliwość dostawała przywilej do wydawania dokumentów przy pomocy podległej sobie kancelarii. Zgodnie z prawem każdy taki dokument musiał być opatrzony pieczęcią, której wzór przy okazji lokacji samorząd uzyskiwał od posesora1. Najczęstszym wyobrażeniem napieczętnym sigillum civitatis stawał się znak miasta, zwykle tożsamy z jego herbem. Pieczęć stawała się w ten sposób głównym, a dla małych ośrodków jedynym miejscem manifestacji herbu. Poza nią znak miejski można było spotkać w wystroju dokumentów i ksiąg miejskich2, mundurach straży miejskiej3, na słupach granicznych4, chorągwiach miejskich, elementach architektonicznych miasta, w elementach wystroju świątyń, których fundację wspierało miasto5 oraz wielu innych miejscach. Z powodu mniejszego znaczenia tych źródeł w porównaniu do dokumentów większość przykładów takiego użycia herbu miejskiego nie zachowała się6. Referat będzie poświęcony herbom miast województwa rawskiego. Przyjrzyjmy się więc temu terenowi. Od końca XIV w. obszar ten funkcjonował, jako udzielne księstwo Piastów mazowieckich. W latach 1462-68 został inkorporowany do Korony. Wtedy z obszaru ziem rawskiej, sochaczewskiej i gostynińskiej powstało województwo rawskie. Herb województwa wyobrażał czarnego orła bez korony z literą R na piersi. Wzór herbu powstał między 1513 a 1548 r.7 Dla badań sfragistyczno-heraldycznych ogromne znaczenie ma uzgodnienie herbu miasta pomiędzy samorządem i posesorem. Nie wiemy dokładnie, jak te ustalenia prowadzono. Możemy jedynie wnioskować na podstawie zachowanych odcisków pieczęci 1 Miasta zaś powinny mieć pieczęć za zgodą i zezwoleniem panującego, a jeśli miałyby bez jego zgody nie mają żadnej mocy, chyba tylko we własnych ich czynnościach. Rewizja nowomiejska prawa chełmińskiego 1580 (1814), Toruń 1993, s. 51, art. 18.; H. S e r o k a , O nadaniach herbów miejskich w Polsce przedrozbiorowej, [w:] Ludzie i herby w dawnej Polsce, red. P. D y m m e l a , Lublin 1995, s. 151-153. 2 Umieszczały je tam np. władze Lublina, Lwowa, Warszawy i Krakowa. 3 Jak strażnicy Łobżenicy, Poznania, czy Ostrzeszowa. 4 W Śremie herb miasta został umieszczony na kamieniu granicznym przy trakcie prowadzącym do Poznania w 1723 r. 5 W ołtarzu kościoła parafialnego znajduje się obraz na którym jednym z elementów jest herb miasta – mur forteczny z trzema basztami i otwarta bramą (M. A d a m c z e w s k i , Kierunki i etapy heraldyzacja znaku miejskiego w Wielkopolsce, [w:] Pieczęcie herbowe – herby na pieczęciach, red. W. D r e l i c h a r z , Z. P i e c h , Warszawa 2011, s. 305-330). 6 M. A d a m c z e w s k i, Funkcje użytkowe herbu miejskiego do końca XVIII wieku, „Rocznik Polskiego Towarzystwa Heraldycznego” red. S.K. K u c z y ń s k i , t. IV (IX), s. 67-99. 7 S.K. K u c z y ń s k i , Polskie herby ziemskie. Geneza, treści, funkcje, Warszawa 1993, s. 90-92. 271 i dokumentów lokacyjnych, że były to negocjacje szczególnie ważne dla mieszczan. Odnajdujemy kilka dróg, którymi się one toczyły. Podczas budowy tych hipotez wykorzystujemy wnioskowanie pośrednie, na podstawie zachowanych odcisków pieczęci. Nie możemy mieć pewności, czy są one prawdziwe. W ten sposób w okresie staropolskim powstał kanon zasad heraldyki miejskiej. Zawsze już później przy projektowaniu nowych znaków wybierano jedną z tych dróg w celu zbudowania symboliki przedstawienia nowego herbu. Dlatego w naszym wystąpieniu posłużymy się również późniejszymi projektami znaków miejskich. Nawet współcześnie obowiązujące zasady tworzenia herbów gmin ustalone na podstawie miejskiej heraldyki staropolskiej przez Henryka Serokę, idą tymi samymi tropami wytyczonymi przez koronną, staropolską heraldykę miejską8. Jednym z najstarszych sposobów budowania znaku miejskiego było umieszczenie w nim miejscowego świętego, lub figury odwołującej się do niego np. miejscowej świątyni. Na średniowiecznej pieczęci Sandomierza odnajdujemy przedstawienie sceny zwiastowania. Odcisk pochodzi z dokumentu wystawionego przez Leszka Czarnego z 1286 r. i pełnił rolę contrasigilllum dla pieczęci księcia9. Na badanym przeze mnie terenie nie znamy przypadku wykorzystania tego sposobu w budowaniu znaku miejskiego, aż do XVIII w. Wyobrażenie świętego Wawrzyńca widzimy we wzorze herbu, czy też pieczęci Kutna nadanym miastu przy okazji lokacji w 1766 r. W tarczy herbowej widzimy postać diakona z nimbem kulistym w dalmatyce z palmą w prawej ręce. Za postacią leży ruszt, symbol śmierci męczennika10. Pieczęć miejska powstała w tym okresie ma nieco inne wyobrażenie. Święty ubrany w dalmatykę klęczy z wyciągniętymi w bok rękami. W prawicy trzyma kratę, a w lewicy kratę11. Takie wyobrażenie nadane w czasie ponownej lokacji miasta, może poza oczywistym odwołaniem do wezwania lokalnej świątyni nieść także dużo ciekawsze przesłanie. Święty Wawrzyniec12, zgodnie z tradycją Kościoła chronił przed ogniem. Być może poprzez poświęcenie męczennikowi wyobrażenia napieczętnego chciano uniknąć pożaru, który dotknął miasto kilkanaście lat wcześniej. A może właściciel miasta odmienił znak dlatego, że chciał stworzyć zupełnie nowe miasto na zgliszczach „starego Kutna”. Przywilej i ordynacja miejska z 1767 r. zniosły dawne obciążenia i powinności, właściwe dla okresu feudalnego, a w ich miejsce wprowadziły świadczenia pieniężne. Dopełnieniem tej reformy mogło być stworzenie nowego herbu dla miasta. Do wyobrażenia dwóch lwów mieszczanie powrócili w czasie pierwszej wojny światowej13. 8 H. S e r o k a , Podstawy rozwoju heraldyki samorządowej w III Rzeczpospolitej „Biuletyn Polskiego Towarzystwa Heraldycznego”, nr 18, wrzesień 1998, s. 11-14. 9 M. G u m o w s k i , Najstarsze pieczęcie miast polskich XIII i XIV wieku, Toruń 1960, s. 192. 10 J. L e ś n i e w s k a , ...który to Extrakt Kontraktu pieczęcią Miejską utwierdzony podpisuję. Zapomniana pieczęć miasta Kutna ze św. Wawrzyńcem 1766-1811, www.archiwa.net [dostęp z dn 18 III 2012]. 11 AP w Płocku. Oddział w Kutnie, Hipoteka w Kutnie, sygn. 2495, k. 8. 12 Wawrzyniec, święty diakon, męczennik. Był przyjacielem papieża Sykstusa II. Uważany jest za patrona ubogich, piekarzy, bibliotekarzy i kucharzy. Wzywano imienia świętego przy pożarach i chorobie reumatycznej. W ikonografii święty Wawrzyniec przedstawiany jest jako diakon w dalmatyce, czasami ze stułą. Jego atrybutami są: księga, krata, palma, otwarta szafka, a w niej księga Ewangelii, sakiewka, zwój. (Z. B a u e r , A. L e s z k i e w i c z , Wielka księga świętych, t. 3, Kraków 2003, s. 258-259; W.A. N i e w ę g ł o w s k i , Leksykon świętych, Warszawa 1998, s. 129). 13 M. A d a m c z e w s k i , Pieczęcie i herby Kutna ,[w:] Kutno poprzez wieki, red. J. S z y m c z a k, Łódź 2010, s. 15-25; G. T r a f a l s k i , Pieczęcie i herby miast województwa rawskiego, Łódź 2011, s. 45-46. (msp. pracy licencjackiej w zbiorach UŁ). 272 Trochę młodszą tendencją w heraldyce miejskiej było umieszczenie w polu tarczy murów miejskich. Tak stało się w Rawie Mazowieckiej14. Na pieczęci ośrodka widzimy mur forteczny z bramą forteczną. Mur zwieńczony trzema wieżami przykrytymi potrójnymi, trójkątnymi daszkami. Mur forteczny symbolizował miejskość ośrodka. Mury miejskie odgradzały go od otaczających wsi. Mieszczanie mocą praw miejskich nadanych w chwili lokacji stawali się niezależni od sądów posesorskich w pierwszej instancji i mogli sami zarządzać swoim miastem. Mur forteczny spotykamy często w miastach, które, jak Rawa Mazowiecka nie zostały otoczone pierścieniem murów miejskich. Był to niezwykle popularny topos w wyobrażeniach znaków miejskich. Na terenie województwa rawskiego podobnej symboliki używał Jeżów. Mur forteczny bez baszt pojawia się w wielu herbach powstałych na potrzeby „Albumu Heroldii” z 1847 r.15 Mur mógł też symbolizować idealne miasto, Jeruzalem, do którego odwoływali się twórcy ośrodka. Podobne wyobrażenie zaprojektowano dla Jeżowa w 1847 r. W polu błękitnym przedstawia on krzyż ukośny, brązowy na którym św. Andrzej (siwy z białą brodą i przepaską) nad nim aureola. Ręce i nogi apostoła są przywiązane do krzyża. To wyobrażenie miało odwoływać się do św. Andrzeja Apostoła, patrona lokalnej świątyni. Najbardziej czytelny sposób polegał na tym, że właściciel nadawał miastu swój herb, często go odmieniając. Taka sytuacja miała miejsce w herbie Skierniewic należących do kapituły gnieźnieńskiej. W herbie miasta znalazły się 3 lilie, herb kapituły gnieźnieńskiej16. Pośrednio herb wywołuje również bardziej wzniosłe skojarzenia religijne. Krzyż informuje o prawdach wiary chrześcijańskiej, a lilie odnoszą się do Najświętszej Maryi Panny. Przedstawienie to jest typowe dla miast należących do kapituły katedralnej w Gnieźnie17. Inną często wybieraną możliwością tworzenia znaku miejskiego było wskazanie właściciela w sposób mniej oczywisty. Upamiętniano go poprzez umieszczenie w polu tarczy figury jednoznacznie z nim kojarzonej. Tak stało się w Mszczonowie, w herbie miasta znalazła się wieża forteczna identyfikowana z pobliskim dworem myśliwskim książąt mazowieckich18. Podobnie rzecz wyglądała w Łowiczu. Od początków XVI w. w herbie miasta widzimy dwa pelikany odwrócone plecami, czasem karmiące pisklęta. Od czasów „Albumu Heroldii” do lat 90. XX w. zostały one zastąpione pelikanem w gnieździe karmiącym młode. W Albumie ujrzelibyśmy to wyobrażenie na murze miejskim z bramą po środku. Srebrne pelikany mają złote dzioby, mur był barwy białej, a gniazdo złotej. Tło od 15 XI 1994 r. jest barwy błękitnej, wcześniej raczej korzystano z czerwonego pola. Współcześnie herb jest generalnie niezrozumiały dla miejscowej społeczności, jednak dla mieszczan z czasów przedrozbiorowych symbolika była oczywista. Od starożytności znane były opowieści 14 MN Kraków, Dz. rkps. , sygn. 563/5 NI 119611; MN Kraków, Dz. rkps. , sygn. 563/5 NI 119612; MN Kraków, Dz. rkps, sygn. 563/5 NI 119616; APŁ, ASC Rawa Mazowiecka, sygn. 7; AP Łódź, ASC Rawa Mazowiecka, sygn. 3; MN Kraków, Dz. rkps. , sygn. 563/5 NI 119615; M. G u m o w s k i , Herbarz Polski, „Kawa HAG”, 1933-34, województwo warszawskie, poz. 107; I d e m, Herby miast województwa…, s. 50; I d e m, Najstarsze pieczęcie…, s. 189. 15 Między innymi odnajdujemy go w herbach Łowicza i Iłowa (MN Kraków, Dz. rkps. , sygn. 198 t. 1, k. 49; MN Kraków, Dz. rkps. , sygn. 1486 t. 2, k. 57). 16 M. G u m o w s k i , Herby miast województwa warszawskiego, Warszawa 1938, s. 54. 17 Podobnego herbu używały również Piątek, Uniejów i Grocholice (M. A d a m c z e w s k i , O herbie Uniejowa i kilku innych herbach miast Ziemi Łódzkiej „Wędrownik” 2002, nr I (371) s. 55-57. 18 J. J ó z e f i c k i , Mszczonów. Dzieje miasta 1245-1989, Mszczonów 2000, s. 64; M. G u m o w s k i , Herby miast województwa…, s. 36-37; G. T r a f a l s k i , op. cit., s. 45-46. 273 o mitycznym ptaku mieszkającym w Egipcie. Miał żyć w samotności, ponieważ był bez grzechu. Zabijał młode, gdyż nawracał niewiernych. Po ich śmierci płakał za nimi, jak Jezus za Łazarzem. Po trzech dniach wskrzeszał je jednak własną krwią, tak samo jak Chrystus swoją krwią odkupił ludzkość. W ten sposób pelikan stał się symbolem Eucharystii, w której chrześcijanie są karmieni krwią Jezusa, tak jak pisklęta karmią się krwią swojej matki, która daje im życie19. Dlatego też pelikana karmiącego młode często umieszczano na drzwiczkach cyborium (tabernakulum). W XIII i XIV w. umieszczano go na szczycie krzyża, pod którym Kościół stojąc przyjmuje Krew Zbawiciela do kielicha. Zgodnie z podaniami gdy pisklęta opuszczały matkę, jedno pozostawało, aby zastąpić inne w okazywaniu miłości dla niej. Pelikan był więc również symbolem miłości synowskiej20. Ptak-symbol Eucharystii był więc idealnym narzędziem, aby jeszcze raz przypomnieć mieszczanom łowickim, że ich miasto należy do Kościoła gnieźnieńskiego21. Właściciel często chciał zostać upamiętniony w sposób bezpośredni, aby mieszczanie mieli wieczną świadomość komu zawdzięczają miejskość swojego ośrodka. W podobny sposób został zaprojektowany herb Wiskitek. Z dokumentu lokacyjnego, którego fragment wykorzystałem w tytule dzisiejszego wystąpienia, dowiadujemy się, że znakiem miasta będzie w polu czerwonym głowa tura/żubr, w którą skierowany [...] znak rodziny Toporczyków: Topór, [...] dla upamiętnienia Szlachetnego starosty obecnego Sochaczewskiego z rodziny używającej herbu Topór22. Prawa miejskie Wiskitki zawdzięczały Stanisławowi Tarle, staroście sochaczewskiemu, który przekazał dwór myśliwski wraz z przyległościami na rzecz społeczności lokalnej. W jego miejscu można było wybudować rynek, najważniejsze miejsce w krajobrazie miasta23. Dla jego upamiętnienia wykorzystano za zgodą szlachcica w herbie miejskim rodzinny znak – Topór. Trudniejsza do rozpoznania jest głowa zwierzęcia. Dokumenty lokacyjne pisane po łacinie określają ją jako – caput Uri. Co można tłumaczyć, jako głowa żubra, lub tura. Podobnie rzecz widzą znawcy heraldyki. Profesor Marian Gumowski w pracach na ten temat naprzemiennie używa nazw obu gatunków24. Pomiędzy tymi zwierzęciami dawało się zauważyć kilka istotnych różnic gatunkowych. Najbardziej widoczna w obrębie łba zwierzęcia to dłuższe i wygięte na zewnątrz rogi tura25. Takie same, jak u zwierzęcia znanego z pieczęci Wiskitek26. Taka interpretację dodatkowo potwierdza fakt, że w pobliskiej Puszczy Jaktorowskiej do 1620 r. żyły ostatnie w Europie tury27. Podobnym tropem poszli pracownicy Heroldii Królestwa Polskiego, przygotowując dla Białej Rawskiej Of Pelican, [w:] The Aberdeen Bestiary, www.abdn.ac.uk/bestiary/ [dostęp z dn 4 IV 2012]. Encyklopedia Kościelna. Podług teologicznej encyklopedii Wetzera i Weltego z licznymi jej dopełnieniami, red. M. N o w o d w o r s k i , t. XIX, Warszawa 1893, s. 26-28. 21 G. T r a f a l s k i , op. cit., s. 38-44. 22 Zapis znany z potwierdzenia nadania praw miejskich wydanego przez Augusta III i Stanisława Augusta Poniatowskiego AP Grodzisk, AM Wiskitki, sygn. 1-2. Ośrodek otrzymał prawa miejskie od Zygmunta III Wazy w 1588 r. Mieszczanie starali się o potwierdzenie praw miejskich w kancelariach kolejnych władców. Zwyczaj „ubierania” tych potwierdzeń w formę nadania praw miejskich pozwalał na przekazanie w niezmienionej formie tzw. akapitów heraldycznych (tłumaczenie autora). 23 W. P a ł u c k i , Dzieje Wiskitek do schyłku XVIII w., [w:] Wiskitki, red. I d e m, Warszawa 1977, s. 11-64. 24 M. G u m o w s k i , Herby miast…, s. 58. 25 A. T. W r z e ś n i o w s k i , O turach w Europie, zwłaszcza w Polsce, „Ateneum” ok. 1870, s. 299-330. 26 AP Grodzisk, ASC Wiskitki, sygn. 10, k. 58; AP Grodzisk, ASC Wiskitki, sygn. 6, k. 91; AP Grodzisk, AM Wiskitki, sygn. 4, k. 144. MN Kraków, Dz. rkps., sygn. 568/31 NI 163022. 27 G. T r a f a l s k i , op. cit., s. 48. 19 20 274 herb, przedstawiający w polu czerwonym podkowę i łękawicę srebrne. Łękawica miała symbolizować bpa Jakuba Buczackiego, któremu ośrodek zawdzięczał prawa miejskie28. Kolejną grupą herbów miejskich są znaki mówiące. Do tego typu należy zaliczyć herby mówiące i przedstawiające charakterystyczne budowle miejskie. Do nich z pewnością można zaliczyć znak wielkopolskiego Koła29, czy śląskiego Rybnika30. Herb mówiący został zaprojektowany magistratowi Kiernozi w ramach pracy nad „Albumem Heroldii” w 1847 r. Na herb miasta zaproponowano wtedy dzika. Wierząc legendzie o zabiciu dzika- kiernoza, przez księcia mazowieckiego, co miało dać początek miastu31. Charakterystyczne budowle miejskie widzimy na pieczęciach Osmolina32, Gąbina33 i Łowicza. W dwóch pierwszych przypadkach jest to wyobrażenie kościoła. W ten sposób mieszczanie nie tylko chwalili się najokazalszą budowlą w okolicy, ale również prosili o opiekę lokalnego patrona. Na XIVwiecznej pieczęci Łowicza odnalezionej przez Adama Szwedę widzimy trzy wieże odwołujące się do zamku arcybiskupiego, najbardziej charakterystycznej budowli miesta. Umieszczenie jej w herbie miasta było równocześnie odniesieniem do właściciela miasta34. Wróćmy jeszcze do historii heraldyki interesującego nas obszaru. Dnia 18 IV 1791 r. na mocy reform Sejmu Wielkiego wprowadzono nowe prawo o miastach królewskich. Na jego mocy miasta królewskie stawały się ośrodkami wolnymi, czyli ich teren stawał się de facto własnością samorządu. Tą samą drogę mogły przejść miasta prywatne, ale musiały uzyskać „immunitet lokacyjny”. Zapisy konstytucji z 18 kwietnia sejm doprecyzował 30 czerwca w konstytucji: Urządzenie wewnętrzne miast wolnych w Koronie i w Wielkim Księstwie Litewskim. Zgodnie z zapisami tej konstytucji pieczęcią magistratu miał być herb miasta35. W ramach II i III rozbioru ziemie województwa rawskiego znalazły się pod panowaniem pruskim. Nowa władza zreformowała system władzy w mieście i powoli zaczęła budować swój własny system sfragistyczny na terenach Prus Południowych36. Skończył się czas województwa rawskiego, skończyła się także miejska heraldyka koronna. Księstwo Warszawskie nakazało używać w wyobrażeniach napieczętnych herbu państwowego, co rozpoczęło ponad stuletnią przerwę w wykorzystywaniu znaków miejskich na pieczęciach, najważniejszych miejscach ich eksponowania. 28 MN Kraków, rkps. sygn. 1555/8 M. G u m o w s k i , Materiały naukowe gromadzone w czasie pobytu w Warszawie w 1941 r. – „Warszawa 1941”, k. 11; M. G u m o w s k i , Herby miast województwa …, s. 6; 29 Na tarczy herbowej widzimy dwie wieże, oraz koło o ośmiu szprychach (M. A d a m c z e w s k i , Heraldyka miast…, s. 87). 30 Na tarczy błękitnej ryba – szczupak srebrny w skos, skierowany ku prawemu górnemu rogowi tarczy. Ponad i pod wyobrażeniem motyw roślinny – kotewka, o srebrnych łodygach i kwiatach. (M. K a g a n i e c , Herby miast województwa śląskiego, Katowice 2007, s. 183-187). 31 MN Kraków, Dz. rkps. , sygn. 1555/8 M. G u m o w s k i , Materiały naukowe gromadzone w czasie pobytu w Warszawie w 1941 r. – „Warszawa 1941”, k. 20. 32 MN Kraków, Dz. rkps. , sygn. 561/1 NI 119225; M. G u m o w s k i , Herby miast województwa…, s. 40-41; G. T r a f a l s k i , op. cit., s. 61-62. 33 Mowa o pieczęci Gąbina odciśniętej na dokumencie z 1554 r. (Vide: MN Kraków, Dz. rkps, sygn. 552/75 NI 118025); W. W i t t y g , Pieczęcie miast dawnej Polski, Kraków-Warszawa 1905-1914, s. 67; M. G u m o w s k i , Herby miast województwa…, s. 19. 34 A. S z w e d a , Nieznana czternastowieczna pieczęć Łowicza [w:] Heraldyka i okolice, red. A. R a c h u b a , S. G o r z y ń s k i , H. M a l i n o w s k a , Warszawa 2002, s. 255-262. 35 Volumina Legum, t. IX, Petersburg 1889, s. 214-297. 36 M. A d a m c z e w s k i , Pieczęcie urzędowe władz lokalnych z obszaru Polski centralnej, cz. 3: Pieczęcie władz miejskich do 1950 roku, Zgierz 2010, s. 92-105. 275 Małgorzata Urbańska Politechnika Łódzka OTTO GEHLIG – MURARZ, CIEŚLA, ARCHITEKT. SYLWETKA ARCHITEKTA ORAZ ANALIZA JEGO DZIAŁALNOŚCI ZE SZCZEGÓLNYM UWZGLĘDNIENIEM MIASTA ŁODZI W 1885 r. w materiałach Wystawy Rolniczo-Przemysłowej w Warszawie napisano o nim wiele z planów większych fabryczno-mieszkalnych pałaców naszego Manchesteru zostało [przez niego] wykonanych oraz, że dążył do zachowania czystości stylu i wdzięcznej harmonii1. Otto Gehlig był przedsiębiorcą budowlanym dużego formatu. Projektował i wykonywał budynki, miał swój zakład ciesielski, fabrykę mebli, a w najlepszych czasach jego firma zatrudniała aż 150 osób. Otto Albert Gehlig urodził się 21 XII 1849 r. w Rawiczu. Gehligowie byli ważną familią przemysłowców. Matką była Renata Gehlig z domu Hibner, natomiast ojcem Beniamin Traugott Gehlig, fabrykant sukna2. Jego brat Carl Wilhelm, jako pierwszy postanowił przenieść się z interesami w region łódzki i założył w Łodzi własną firmę, zajmującą się handlem towarami kolonialnymi3. Wkrótce ściągnął do siebie bratanka, Adolfa, który pomagał mu w interesie. W 1867 r. w mieście znaleźli się młodsi bracia Adolfa, Ryszard i Herman, którzy dwa lata później dzięki funduszom Adolfa przejęli drewniany browar Antoniego Baucha u zbiegu ulic Ogrodowej i Zachodniej i otworzyli tam firmę o nazwie „Browar Braci Gehlig”4. Otto Albert Gehlig był najmłodszym z synów Beniamina. Ukończył szkołę średnią w Rawiczu, a następnie rzekomo wyższe studium we Wrocławiu. Nie udało mu się jednak z niewiadomych powodów ukończyć studiów na Politechnice Berlińskiej. Przybył do Łodzi w 1877 r. z Rawicza na zaproszenie Juliusza Heinzla, wiodącego przemysłowca łódzkiego. Na początku lat 80. XIX w. ożenił się z córką Juliusza Heinzla Pauliną5 oraz stał się zarazem związany z większością inwestycji budowlanych realizowanych przez Juliusza. Swoją firmę Otto prowadził przy ul. Przejazd 15/17 (dziś Tuwima). W 1900 r. pod numerem 9. przy tej samej ulicy znajdowało się jego biuro architektoniczne6. Znajdował się tam też tartak i stolarnia7. Ponieważ Otto Gehlig nie posiadał formalnych uprawnień projektowych oraz do 1893 nie był obywatelem rosyjskim (co było niezbędne do pełnoprawnej działalności architekta w Królestwie Polskim), na dokumentach podpisywali się inni architekci. Przez wiele lat współpracował z Piotrem Brukalskim, ale też z innymi. Z tego względu bardzo trudno potwierdzić autorstwo jego projektów. K . S t e f a ń s k i, Ludzie, którzy zbudowali Łódź. Leksykon architektów i budowniczych, Łódź 2009, s. 59-62. I d e m, Stary cmentarz ewangelicko-augsburski w Łodzi, Łódź 1992, s. 73. 3 S . P y t l a s, Zur Beteiligung der an bei Entstehung der Industriestadt Łódź im 19. Jahrhundert, „Studia Historiae Oecononicae” 2009, vol 27, s. 57. 4 M .J . S z y m a ń s k i, Browary Łodzi i regionu. Historia i współczesność, Łódź 2011, s. 63-69. 5 K . S t e f a ń s k i, Stary cmentarz…, s. 73. 6 J . S t r z a ł k o w s k i, Architekci i budowniczowie w Łodzi do 1944 roku, Łódź 1997, s. 60-62. 7 Ibidem. 1 2 277 Być może pierwszą jego realizacją w Łodzi był dom robotników fabryki Juliusza Heinzla przy ulicy Przejazd (obecnie Tuwima 23/25). Taką hipotezę stawia prof. Krzysztof Stefański wskazując, że styl domu familijnego jest bliski architekturze Berlina tego okresu. Sam budynek jest bardzo obszerny, dwukondygnacyjny z użytkowym poddaszem, z kilkoma klatkami schodowymi. Elewacja ma kompozycję symetryczną, ze środkowym i bocznymi ryzalitami. Od strony ulicy ryzalit środkowy podniesiony jest o jedną kondygnację. Elewacja wykonana jest z nietynkowanej, czerwonej i żółtej cegły. Żółta cegła tworzy dekoracyjne poziome pasy. Ten typ dekoracji jest charakterystyczny dla budownictwa berlińskiego trzeciej ćwierci XIX w., inspirującego się włoskim trecentem. Nawiązuje także do domów familijnych wzniesionych przez Poznańskiego i Scheiblera. Otto Gehlig prawdopodobnie zaprojektował willę miejską dla Juliusza Heinzla znajdującą się przy ul. Piotrkowskiej 104. Jej obecna forma kształtowała się etapami. Pierwszą inwestycją był budynek mieszkalny, reprezentacyjny, wystawiony od frontu działki8. Jest to budynek na planie prostokąta, piętrowy z użytkowym poddaszem. Od strony północnej znajduje się oficyna. Forma oraz styl elewacji nawiązuje do włoskich pałaców miejskich. Na parterze znajduje się boniowanie rustykalne na przemian z gładkim oraz rząd zwieńczonych łukowo okien. Powyżej parteru wznosi się piano nobile – reprezentacyjne pierwsze piętro z dużymi, trójdzielnymi oknami, ponad nimi trójkątne naczółki podpierane przez jońskie pilastry. Ponad pierwszym piętrem fryz z alegoriami przemysłu, handlu, techniki i włókiennictwa9. Pałac wieńczy balustradowa attyka ukrywająca dwuspadowy dach. Na środkowej osi, powyżej balustrady grupa rzeźbiarska przedstawia trzy postacie kobiece. Postać po lewej stronie opiera rękę na towarach i kotwicy, a po przeciwnej postać trzyma w ręku wrzeciono z nawiniętą wełną. W środku znajduje się dostojna kobieta trzymająca ręce nad dwiema innymi, siedzącymi po jej prawej i lewej stronie w geście błogosławieństwa. Być może grupa symbolizuje harmonię pomiędzy handlem i przemysłem włókienniczym. W skrajnej, północnej osi wykusz tworzy zadaszenie nad brama wjazdową. Prawdopodobnie na parterze znajdował się kantor firmy. Na pierwszym pietrze – reprezentacyjne, dekorowane salony. Niestety, wystrój wnętrz nie zachował się do czasów współczesnych. Przed rokiem 1890 na sąsiadujących działkach dobudowano symetryczne, niższe pawilony z bogato kutymi bramami wjazdowymi. Ich architektura harmonizuje z wcześniejszym pałacem tak, że czytamy całość jako jedno założenie. Jednak to nie koniec realizacji miejskiego pałacu. Po tym jak w 1885 r. na działce sąsiadującej od strony północnej wzniesiono dom Starkego o charakterystycznej fasadzie, w 1892 r. z inicjatywy Juliusza Heinzla zbudowano po drugiej stronie symetrycznie bliźniaczy budynek. W tym momencie cały układ kompozycyjny miał już szerokość pięciu działek przy ulicy Piotrkowskiej, przy czym pałac mieszkalny i kantor znajdowały się w centrum. Sam układ łączący funkcje reprezentacyjno-mieszkalną na pietrze i handlową 8 K . S t e f a ń s k i, Jak zbudowano przemysłową Łódź. Architektura i urbanistyka miasta w latach 1821-1914, Łódź 2001, s. 119. 9 J. W a r s z a w a, Karta ewidencyjna pałacu Juliusza Heinzla przy ul. Piotrkowskiej 104, Łódź, kwiecień 1984, mps w archiwum Wojewódzkiego Urzędu Ochrony Zabytków w Łodzi. 278 na parterze, był nowatorski w Łodzi i wielu fabrykantów zastosowało w swoich rezydencjach podobne rozwiązanie10. Kolejną rezydencją, tym razem o charakterze willi, Juliusz Heinzl wybudował dla siebie na Julianowie, z dala od centrum miasta, na ziemi wydzielonej z dóbr Radogoszcz11 w pierwszej połowie lat 80. XIX w. Pracował przy niej Otto Gehlig oraz Alwin Jankau. Imponujący budynek wybudowany był w stylu neorenesansowym. W 1939 r. uległ zniszczeniu, następnie został rozebrany. Sam budynek miał nietypowy plan, oparty na kształcie zbliżonym do litery „L”. Posiadał reprezentacyjną elewację od strony ul. Zgierskiej z dwoma podwyższonymi ryzalitami ujmującymi z obydwu stron niższą część środkową zwieńczoną ozdobnymi tralkami balustrady szerokiego tarasu. Szczyty attyki ryzalitów bocznych zakończone były rzeźbami. Równie reprezentacyjna była elewacja ogrodowa od strony północnej. Posiadała jeden środkowy ryzalit z wejściem na osi oraz prowadzącymi do niego szerokimi schodami. Po obydwu stronach schodów znajdowały się pochylnie, również prowadzące do wejścia. Elewacja wschodnia posiadała na głównej osi kopułę na sześciobocznym bębnie zwieńczoną latarenką. Od tej strony znajdowało się też ogromne okno zakończono łukowo. Przed budynek od strony wschodniej znajdowała się fontanna. Willa została otoczona skrupulatnie zaprojektowanym parkiem z zespołem stawów. Od imienia właściciela park nazwano Julianowem. W 1888 r. powstała willa Juliusza Kunitzera. Podobnie, jak w poprzednich przypadkach, nie ma na to bezpośrednich dowodów, jednak istnieje duże prawdopodobieństwo, że willa została wybudowana i zaprojektowana przez Otto Gehliga. W czasopiśmie „Rozwój” pojawiła się krytyka architektury willi: Ciekawy to(...) wzór budownictwa specjalnego, budownictwa dla nowo wzbogaconych przemysłowców i równocześnie nauka dla p. architektów jak budować nie należy. Plac najdogodniejszy światła wokół w bród, a mimo to pokoje ułożone w ten sposób, że na duży salon tylko jedno okno wypada! Rozkład nielitościwie zły, sypialny pokój mieści się na rogu, nieomal przy zbiegu dwóch najruchliwszych ulic zamiast od ogrodu (…). Mimo to przepych i bogactwo kapie. (…) Pałac z zewnątrz i wewnątrz chybiony, ale zasługuje na obejrzenie12. Obiekt po śmierci właściciela w 1905 r. uległ zniszczeniu na skutek pożaru, rozebrano go po następnych pięciu latach. Odnaleziono niewiele rysunków czy fotografii, które ukazywałyby jak obiekt wyglądał, nie zachował się także projekt. Na postawie fotografii możemy stwierdzić, że posiadał bardzo piękne wejście od strony ulicy, zadaszone szerokim tarasem z balustradą ozdobioną tralkami. Wejście flankują cztery kolumny prawdopodobnie doryckie. Budynek mógł mieć dwie kondygnacje oraz suterenę. Zdecydowanie większe okna pojawiają się na parterze, na pietrze są pojedyncze lub grupowane po trzy, ozdobione gzymsem. Szczyt budynku zwieńczony fryzem i gzymsem. Dach ukrywała attyka. Willa w czasach swojej świetności musiała być imponująca, a sama jej skala świadczy o wysokich ambicjach i sukcesie Juliusza Kunitzera. Dawny dom Otto Gehliga był, jak każdy dom architekta, popisem jego umiejętności. Początkowo Otto Gehlig mieszkał w prostym domu pochodzącym zapewne jeszcze z lat 30. XIX w., architekt dokonał jednak przebudowy i rozbudowy budynku w 1883 r. Obiekt został wzbogacony o 2 symetryczne pawilony usytuowane po obu stronach pierwotnego budynku. Na ich dachach znajdowały się tarasy. Na dachu doprojektowane zostały lukarny. K . S t e f a ń s k i, Jak zbudowano…, s. 119. Ibidem, s. 124. 12 Ibidem, s. 122. 10 11 279 Całość utrzymana jest w stylu niderlandzkiego manieryzmu, jest to unikalny „strój” budynku dla Łodzi. Pomimo że obiekt nie jest duży, uzyskał formę bardzo charakterystyczną. W 1888 r. Wydział Budowlany Guberni Piotrkowskiej wydał Otto Gehligowi pozwolenie na kolejną rozbudowę domu. Projekt przewidywał dobudowanie od strony południowej murowanej przybudówki, pod którą miała znajdować się częściowo zagłębiona w ziemi piwnica. Kondygnację podziemną od parteru oddziela strop odcinkowy wzmacniany stalowymi belkami. Całość przekryta została wielospadowym drewnianym dachem. Na działce należącej do Gehliga znajdował się szereg budynków gospodarczych, w większości drewnianych. Były to: szopy, stajnia, spichlerz, wiaty i inne13. W 1880 r. Ignacy Vogel w głębi działki przy ulicy Dzielnej 18 urządził salę taneczną, jednak już po dwóch latach zlecił jej przebudowę firmie budowlanej Otto Gehliga na teatr, który otrzymał nazwę „Thalia”14. W dokumentach archiwalnych Towarzystwa Kredytowego Miasta Łodzi odnaleźć można plany nieruchomości z lat 20. XIX w. na działce należącej do Alojzego Vogla, potomka Ignacego. Wynika z nich, że od frontu działki mieściła się sala koncertowa dwukondygnacyjna z piwnicami, a do niej przylegała niepodpiwniczona przybudówka mieszcząca schody. Od strony wschodniej w granicy działki stał budynek gospodarczy z tremplem oraz murowanym kominem. W głębi działki usytuowany był budynek z salą teatralną również dwukondygnacyjny, podpiwniczony. Do teatru przylegały zewnętrzne podmurowane schody oraz przebudówka z zewnętrznymi balkonami15. Warto zauważyć, że wycofany w głąb działki budynek od strony ulicy posiadał wygodne przedpole, na którym mogli gromadzić się ludzie w razie większych spektakli wystawianych przez teatr. Być może było to działanie celowe. Sala teatralna była bogato dekorowana, ponad nią rozpięty był plafon z wizerunkami niemieckich poetów i dramatopisarzy oraz Mickiewicza i Kraszewskiego. W latach 1885-1886 została wzniesiona Sala Koncertowa Vogla. Udostępniono ją dla publiczności w okresie karnawału w 1887 r. Rok później w Dzienniku Łódzkim pojawił się opis koncertu mającego miejsce w nowo wybudowanej sali. J. Bojanowski, autor artykułu, podkreślał, że sama sala prezentuje się imponująco, chwali schody i dekoracje. Zwraca jednak uwagę na wysoką temperaturę powietrza panującą podczas koncertu oraz brak luster, które mogłyby urozmaicić wnętrze. Zauważa, że wyjście z sali jest zbyt wąskie i trudno uniknąć ścisku po zakończeniu koncertu. Narzeka też na usytuowanie sali przy ulicy Dzielnej: Szkoda tylko, że gmach ten tak wielce miasto zdobiący, nie znajduje się przy innym punkcie16. Budynek Sali koncertowej wzniesiony został na planie prostokąta. Elewacja frontowa, nawiązująca do stylu wczesnego manieryzmu, została bogato wyartykułowana. W środkowej części znajduje się szeroki ryzalit z oknem termalnym, podzielonym we wnętrzu na mniejsze okna. Zastosowano tu gradację formy boniowania. Na parterze jest ono rustykalne, tworząc solidny cokół dla lżejszych, kolejnych kondygnacji. Okno termalne spinają dwa wystąpienia o podwójnych półkolumnach, między którymi znajdują się puste nisze i medaliony. W szczycie łuku okna termalnego jest dekoracyjny zwornik, we wnętrzu sześć dwudzielnych okien, środkowe zwieńczone trójkątnym naczółkiem. W symetrycznych 13 APŁ, Rząd Gubernialny Piotrkowski, Wydział Budowlany, sygn. 544. K . S t e f a ń s k i, Atlas architektury Dawnej Łodzi, Łódź 2008, s. 67. 15 APŁ, Towarzystwo Kredytowe Miasta Łodzi, sygn. 2864, k. 60. 16 J . B o j a n o w s k i, Spostrzeżenia przybysza do Łodzi, cz. VI: Koncert w sali Vogela, „Dziennik Łódzki” 1888, nr 269. 14 280 częściach bocznych na parterze jest brama, wyżej dwudzielne okno podzielone pojedynczym pilastrem, ujęte po bokach pilastrami oraz zwieńczone trójkątnym naczółkiem. Wyżej kwadratowe okno zwieńczone fryzem i gzymsem. Ponad gzymsem attyka zasłania dach. Kolejny raz zastosowane rozwiązania, w tym wypadku na elewacji, były w krajobrazie miasta nowe i przykuwające uwagę. Charakterystyczne okno na wiele lat stało się architektoniczną dominantą ulicy Narutowicza i na tyle silnie odcisnęło swoje piętno, że współczesny budynek filharmonii łódzkiej z 2004 r., zaprojektowany przez biuro Romualda Loeglera, próbuje je odtworzyć. Kolejnym budynkiem, który stał się przestrzenną dominantą jest świątynia przy Nowym Rynku, obecnie placu Wolności. Kościół p.w. św. Ducha został przebudowany z inicjatywy parafian, dla których budynek zaprojektowany przez Bonifacego Witkowskiego był już zbyt mały i nie mógł pomieścić wszystkich wiernych. Plany opracował Otto Gehlig, jednak pod projektem podpisał się rosyjski architekt gubernialny Mikołaj Prokoffiew. Wcześniejszy obiekt został przebudowany w taki stopniu, że właściwie możemy mówić o postawieniu nowego kościoła. Jest on zbliżony do planu renesansowych świątyń centralnych. Plan oparty jest na formie krzyża greckiego. Trzeba tu przyznać, że Otto Gehlig wykorzystał potencjał lokalizacji. Na małej działce o skomplikowanym kształcie udało mu się zaprojektować okazałą świątynię, której kopuła oraz cztery wieże uatrakcyjniają pierzeję placu Wolności oraz stanowią kontrapunkt dla wież kościoła mariackiego przy placu Kościelnym. Co ciekawe, wewnątrz Gehlig zastosował stalowe kolumny, które na myśl przywodzą styl renesansu północy. Są odrobinę za smukłe w stosunku do wysokości. Firma Otto Gehliga odnosiła sukcesy nie tylko w Łodzi. Razem z Piotrem Brukalskim Otto zaprojektował gmach Towarzystwa Ubezpieczeniowego „Rossija” w Warszawie. Projekt wyróżniono pierwszą nagrodą w konkursie na projekt ogłoszonym z inicjatywy Henryka Barylskiego zarządzającego Towarzystwem. Przedmiotem konkursu było zaprojektowanie gmachu, który podkreślałaby ragę ubezpieczeniowego potentata jakim było T.U. „Rossija”. Sam budynek miał stanąć przy ulicy Marszałkowej a program obejmował pomieszczenia biurowe oraz lokale na wynajem czyli tzw. „dom dochodowy”. Przewidziano trzy nagrody finansowe o łącznej wartości 2250 rubli. W skład komisji oceniającej projekty weszli między innymi: prof. architektury A. Benua oraz budowniczowie E. Cichocki i A. Iwanow. Gmach „Rossiji” został wzniesiony w latach 1898-1900 po naniesieniu przez Władysława Marconiego poprawek na rysunki. Powstał budynek bardzo nowoczesny, wyposażony w udogodnienia takie jak elektryczność, instalacje wodnokanalizacyjne, ogrzewanie wody użytkowej, cztery windy elektryczne, a nawet izolacja akustyczna od strony ulicy. Mieszkania były zaprojektowane i wykonane jako luksusowe. Były duże (ok. 216-253 m2) z pokojami dla służby. Warto wspomnieć, że nie tylko mieszkania ale również pokoje dla służby wyposażone były w udogodnienia umożliwiające kąpiel. Poza tym przewidziano trzy pralnie i suszarnie do użytku mieszkańców17. Duet autorski Gehlig-Brukalski zajął również trzecie miejsce w konkursie na kamienicę przy placu Trzech Krzyży, róg al. Ujazdowskich w Warszawie18. Przedsiębiorstwu udało się także zawrzeć kontrakt na budowę gmachu Politechniki Warszawskiej. 17 Gmach Tow. Ubezpieczeń „Rossya”, „Architekt: miesięcznik poświęcony architekturze, budownictwu i przemysłowi artystycznemu” 1901, nr 7. 18 K . S t e f a ń s k i, Stary cmentarz..., s. 73. 281 Kryzys przełomu XIX i XX w. odcisnął swoje piętno także na budownictwie. Coraz mniejsza liczba zleceń i wiele rozpoczętych inwestycji bez otrzymanej zapłaty, doprowadziły do załamania firmy. Otto Gehlig próbował dywersyfikować działalność. Próbował ratować upadającą firmę, angażując się w nowe inwestycje. W 1900 r. wybudował własną fabrykę mebli giętych w Kamieńsku. W sierpniu tegoż roku zatwierdzono statut towarzystwa19. Nie uratowało to jednak sytuacji. W tym samym roku na skutek pretensji wierzycieli powstała komisja likwidacyjna firmy budowlanej, która przejęła cały majątek ruchomy i nieruchomy Otto Gehliga w celu zabezpieczenia zaciągniętych przez niego kredytów20. Co więcej, w 1904 r. zabudowania strawił wielki pożar, w którym zginęło 8 strażaków. W 1905 r. zmarł jego brat Ryszard, współwłaściciel bankrutującego Browaru Braci Gehlig. Ponieważ spadek wiązał się głównie z przejęciem długów21, na Otto spadły kolejne obciążenia. Około roku 1910 firma zaprzestała działalności22 a bankructwo to wiązało się z wielkim upadkiem finansowym całej rodziny Gehligów23. Otto zmarł 27 V 1917 r. Pozostawił po sobie syna Ottona Gwido urodzonego w 1885 r. oraz córkę Paulinę, urodzoną w 1898 r., zamężną Daube24. Jego grób znajduje się na cmentarzu ewangelicko-augsburskim przy ulicy Ogrodowej w Łodzi. Analizując budynki, które przypisuje się Otto Gehligowi, można stwierdzić, że mają spójny styl. Pomimo braku formalnego wykształcenia tego twórcy widać w pracach Otto Gehliga obycie i dojrzałość artystyczną. Wszystkie inspirują się zarówno neorenesansem niemieckim jak i twórczością ogólnie pojętego renesansu włoskiego i niderlandzkiego. Można też dostrzec ewolucję stylu od form zbliżonych do antycznych poprzez manierystyczne do secesyjnych w drewnianym budynku wystawy w Helenowie z 1885 r. Większość budynków, które mu się przypisuje i które wybudował, posiada oryginale rozwiązania dekoracyjne, takie jak okno termalne gmachu łódzkiej filharmonii lub funkcjonalne, jak np. willa miejska Juliusza Heinzla, czy kościół p.w. Ducha Świętego przy placu Wolności. Był też Gehlig pierwszym, który montował w łódzkich budynkach czynszowych instalacje wodno-kanalizacyjne, centralnego ogrzewania i wentylacyjne, uchodzące wówczas za nowoczesność i luksus25. Przez to wywoływały dyskusję i zainteresowanie, między innymi w regionalnej i ogólnopolskiej prasie codziennej i specjalistycznej. Krytyka projektów Gehliga pojawiała się w „Architekcie” jak i w „Rozwoju” czy „Dzienniku Łódzkim”. Z czasem obiekty przypisywane Gehligowi lub wybudowane przez niego stały się wizytówką miasta. „Rozwój” nr 183, 11 VIII 1900, s. 3. APŁ, Akta notariusza Grabowskiego rep. 7124 21 M .J . S z y m a ń s k i, op. cit. s. 67. 22 K . S t e f a ń s k i, Stary cmentarz..., s. 73. 23 M . J . S z y m a ń s k i, op. cit., s. 67. 24 K . S t e f a ń s k i, Stary cmentarz..., s. 80. 25 J . S t r z a ł k o w s k i, op. cit. s. 78. 19 20 282 RYTUAŁY PRZEJŚCIA 283 Malwina Bednarek Uniwersytet Łódzki …I CIĘ NIE OPUSZCZĘ AŻ DO ŚMIERCI. CEREMONIA ZAŚLUBIN W XIX-WIECZNEJ BUŁGARII Zwyczaje i obrzędy związane z małżeństwem różnią się znacząco w zależności od epoki i kręgu kulturowego. W obecnym artykule pragnę przybliżyć polskiemu czytelnikowi sposób percepcji instytucji małżeństwa w wiejskiej społeczności Bułgarii końca XIX w. Jako podstawowe teksty źródłowe wykorzystałam monografie D. Marinova Bułgarskie prawo obyczajowe1 i Ch. Vakarelskiego Etnografia Bułgarii2. Dla właściwego spojrzenia na obrzędy i zwyczaje związane z ceremonią zawarcia małżeństwa, jak również na podział obowiązków małżeńskich oraz sytuację majątkową małżonków konieczne jest krótkie opisanie panujących w owych czasach w Bułgarii stosunków społecznych. W odróżnieniu od sytuacji w Polsce, gdzie podstawową jednostkę stanowi najczęściej rodzina złożona z męża, żony i ewentualnie dzieci, na wsi bułgarskiej do poł. XX w. taką jednostką była zadruga. Bobczew3 twierdził, że jest ona formą rodzinnego i rodowego współżycia, ponieważ u jej podstaw leży pokrewieństwo rodowe, pochodzące od jednego przodka – założyciela rodu. Pisał on, że zadruga rozwinęła się w ród, bractwo, vłaka (genom, klan), a ród w plemię. Zadruga miała swoje terytorium osadnicze tzw. dvoriszte, ród zaś miał je znacznie większe, w wielu przypadkach zajmujące przestrzeń całej wsi, która nosiła imię założyciela rodu4. W swojej pracy Bobczew stara się zdefiniować instytucję zadrugi, nazywając ją zespołem krewniaczym pełnoletnich ludzi i ich następców. Zespół ten posiadał ogólny, niepodzielny majątek, na który wszyscy pracowali. Zadrugą kierował domakin, domovladika, starec albo starija5 – najstarszy mężczyzna w zadrudze, najczęściej dziadek lub ojciec, rzadziej – najstarszy z braci. Jeśli domakin umierał, wtedy męscy członkowie zadrugi, wybierali jego następcę (władza nie była dziedziczna). Prawa do głosowania, nie mieli najmłodsi i nieżonaci członkowie rodziny. W sytuacji kiedy podeszły wiek domakina, nie pozwalał mu w pełni sprawować należytych funkcji, rodzina wybierała asystenta, który pomagał mu w kierowaniu zadrugą. Pełnił tę funkcję zazwyczaj jego młodszy brat bądź jeden z synów, najczęściej najstarszy z nich. Kobieta rolę domakina mogła pełnić jedynie sporadycznie, w sytuacji, gdy w zadrudze nie było żadnego pełnoletniego mężczyzny. Najniżej w hierarchii rodzinnej w zadrudze były synowe, w szczególności te najmłodsze. To domakin decydował o przydziale mieszkań, narzędzi oraz sprzętu domowego, które były wspólne, jak również o sprawiedliwym podziale pożywienia, odzieży i opału. Również Д . М а р и н о в, Българско обичайно право, София 1995. C h . V a k a r e l s k i, Etnografia Bułgarii. Kultura duchowa, Polskie Towarzystwo Ludoznawcze, Wrocław 1965. 3 Б о б ч е в, Българската челядна задруга, СбНУ, т. ХХІІ-ХХІІІ, С. 1906 г. 4 M. B i e r n a c k a, Rodzina na tle społeczności lokalnej bułgarskiej wsi Gromada, „Etnografia Polska”, t. XV z. 1, s. 48-49. 5 Д . М а р и н о в, Семейния живот на българите – Жива старина – т. ІІІ. 1 2 285 do kierującego zadrugą należały wszelkie decyzje związane z kwestią zawierania małżeństw. Według zwyczajów ludu, chłopiec był zdolny do zawarcia związku i założenia rodziny, gdy był już zdolny do samodzielnej pracy w polu. Zwyczajowo moment ten następował w wieku 12-15 lat. W przypadku dziewcząt ten moment następował o wiele później, najczęściej w wieku 20-25 lat. Jednym z podstawowych przyczyn zawierania małżeństw było wprowadzenie do rodziny nowej siły do pracy, tzn. nowego członka. Dlatego chłopcy czasem żenili się bardzo młodo, w wieku 13-14 lat. W wielu regionach Bułgarii było tradycją, iż chłopcy żenili się ze starszymi od siebie dziewczętami. I tak w zachodniej i północnej Bułgarii istniał zwyczaj zawierania małżeństw mimo wielkiej różnicy wieku. Najniższa granica wieku dla chłopców to 12 lat, najwyższa dla dziewcząt 25-30 lat. Powodem tego były dwie przyczyny: po pierwsze ojciec dziewczyny nie chciał tracić dobrej robotnicy, zanim jeszcze nie spłaciła ona swoich długów względem rodziny, po drugie, ojciec kawalera szukał synowej silnej i przyzwyczajonej do ciężkiej pracy. Zawieranie małżeństw odbywało się nie tylko za pozwoleniem rodziców, ale często wyłącznie na podstawie ich życzenia. Ślub poprzedzony był stanem narzeczeństwa czyli godeż. Tradycja nakazywała, aby do domu dziewczyny przybył posłaniec z wizytą, który zasiadał przy ogniu i grzebał w nim, co było znakiem celu wizyty. Jako wyraz aprobaty rodzina dziewczyny odpowiadała pomyślimy, natomiast gdy odmawiali, tłumaczyli, że dziewczyna nie jest jeszcze gotowa. Zaręczyny w wielu przypadkach nie dochodzą do skutku po jednym spotkaniu. Wyróżniano malъk godež i goljam godež. Ustalało się na nich warunki na jakich zostanie zawarte małżeństwo i wymieniano darami – ozdobami dla narzeczonej i prezentami dla narzeczonego. Spotkania te były otwarte, przy muzyce i poczęstunku. Strona chłopca obciążona była obowiązkiem zapłaty tzw. prid albo baba haky, w gotówce albo w postaci prezentów (odzieży, butów), w zależności od majątkowego stanu rodziny. Dziewczyna otrzymywała w okresie narzeczeństwa pewną ilość odzieży i różnych rzeczy potrzebnych do domu (pościel, dywany, poduszki, naczynia itp.). Wszystko to nazywało się priklja, zestra, prid, veno czyli posag. Często otrzymywała też majątek nieruchomy czyli łąkę, winnicę, kawałek lasu albo majątek ruchomy czyli cielę, krowę czy owce. Wszystkie te prezenty były jej osobistą własnością w nowym domu. Majątek ten jako spadek należał się jedynie jej dzieciom, przeważnie córkom. Zaręczyny miały charakter magiczny – bukiet narzeczonej musiał być ozdobiony nieparzystą ilością złotych monet.Jeśli dziewczyna nie lubiła chłopca albo gdy rodzice nie chcieli ożenić swojego syna z ukochaną przez niego dziewczyną, wtedy wykonywano pristavane, pristanka, prisledvane co oznaczało, że dziewczyna sama uciekała do domu ukochanego chłopca. Taką dziewczynę nazywano pristanusza, begalka. Rodzice chłopca, do którego uciekała dziewczyna, nie sprzeciwiali się takim poczynaniom, gdyż w tym wypadku nie musieli oni płacić agarlyk czyli nie musieli jej wykupywać oraz dawać prezentów rodzicom dziewczyny. Kiedy dziewczyna nie miała odwagi ani chęci uciekać od swoich rodziców, wtedy zazwyczaj urządzano grabeż, odliczane, vlaczene czyli kradzież lub przez ukochanego. W tym celu chłopak organizował uzbrojoną drużynę składającą się z spokrewnionych mu męskich członków rodziny czyli pobratimow, którzy pomagali mu w porwaniu ukochanej. Sama ceremonia zaślubin wymagała odpowiednich przygotowań i obrzędów. Rodzice przyszłej panny młodej przy zaręczynach otrzymywali symboliczne prezenty oraz wiano, którego wysokość była uzależniona od zamożności kandydata na męża i wahała się najczęściej między 100 a 600 groszy, płaconych przez całą zadrugę. Pieniądze z wiana trafiały 286 nie do wspólnego majątku zadrugi dziewczyny, lecz do jej rodziców, jako swoisty ekwiwalent za jej wychowanie. Sytuacja taka powodowała, że dziewczyny rzadko wychodziły za mąż za biedniejszego od nich chłopca. Według ludu zwyczaj ten nie był dobry, albowiem powodował, iż w przypadku nieporozumień w życiu małżeńskim, dziewczyna spotykała się z zarzutem, że została kupiona, a pieniądze zmarnowane. Gdyby zaś zaręczyny zostały zerwane, co było rzadkością, wiano musiało być zwrócone – w przeciwieństwie do darów, jakie narzeczona wręczyła rodzinie przyszłego męża. W organizacji samej ceremonii zaślubin oraz wesela uczestniczyli, oprócz członków obu rodzin również drużbowie, swatki, oraz, jeśli dziewczyna pochodziła z innej wsi niż pan młody, swaci. Drużbami byli najczęściej bracia pana młodego, rzadziej dalsi krewni. Z reguły było ich dwóch lub trzech. Za swój trud włożony w organizację wesela nie dostawali pieniędzy, jedynie drobne podarki od panny młodej (koszule, fartuchy itp.). Swatkami były albo niezamężne krewne pana młodego, albo, również niezamężne, sąsiadki. Do ich obowiązków należało głównie przygotowanie potraw weselnych. Rola swatów zaś, którymi byli zarówno chłopcy, jak i już żonaci mężczyźni, polegała na towarzyszeniu panu młodemu w drodze do domu wybranki. W ceremonii brały udział również osoby spoza zadrug państwa młodych. Ślubu udzielał pop. Opłata za ślub uzależniona była od zamożności pana młodego – w przypadku, gdy młodzieniec był człowiekiem biednym, miał możliwość odpracowania wymaganej opłaty jako robotnik w polu. Dodatkowo pop otrzymywał również prezenty – skarpety, wino, oraz pieczoną gęś czy też karpia. Prezenty te najczęściej były potem sprzedawane przez popa i stanowiły dodatkowe źródło jego dochodu. Kapłan mógł również odmówić udzielenia ślubu w następujących przypadkach – gdy młodzi byli zbyt blisko spokrewnieni (prawo cerkiewne zabraniało małżeństwa parom spokrewnionym bliżej niż w dziewiątym pokoleniu, zaś obyczaj ludowy głosił, iż w przypadku małżeństwa osób spokrewnionych, niezależnie od stopnia pokrewieństwa, nieszczęścia grożą nie tylko małżonkom i ich krewnym, ale całej wsi), gdy domagał się tego chrzestny, któremu odmówiono zaproszenia na wesele, lub też na żądanie starszego krewnego jednego z młodych – starszy brat pana młodego i starsza siostra panny młodej mieli prawo nie dopuścić do ślubu młodszego rodzeństwa, jeśli miałby on się odbyć przed ich własnym – o kolejności ślubów i wesel decydowało starszeństwo. W przeddzień ślubu towarzyszki panny młodej rozplątały jej włosy, czesały ją i znów zaplatały. Obrzędowi temu towarzyszyło śpiewanie pieśni ludowych. Rzadko na weselu bułgarskim miał miejsce turecki zwyczaj farbowania paznokci na czerwono. Analogicznie do splatania włosów panny młodej, istniał zwyczaj golenia pana młodego – golił go kawaler lub szwagier, a zwyczaj ten odbywał się na podwórku przy muzyce. Włosy z brody chowano, aby nie zabrał ich złodziej. Obyczaj ten oznaczał koniec stanu kawalerskiego. Rzadko urządzano pożegnalny wieczór kawalerski. Podczas tego spotkania kawalerowie gnietli ciasto na pitki, które później piekli na ognisku. Podobny wieczór urządzano też w domu panny młodej, wówczas jej towarzyszki krążyły wokół niej i śpiewały smutne pieśni. Ubieranie panny młodej i zakładanie zasłony zakrywającej twarz to ostatnia troska o nią przed opuszczeniem domu. Ubierano ją w najnowszy strój wraz ze wszystkimi ozdobami. W niektórych rejonach Bułgarii zakładano jej wieniec, który przypominał wysoką koronę lub miał formę aureoli. Najważniejszym rytuałem było przykrycie panny młodej czerwonym płótnem tak, by nic nie widziała i by zabezpieczyć ją przed spojrzeniami obcych ludzi. Zasłonę nakładała ceremonialnie kuma, przed przybyciem gości weselnych 287 i zabraniem panny młodej przez nich. Obecnie zasłonę zastępuje się tiulowym welonem, ale jeszcze do początku XX w. w okolicach Sofii twarz panny młodej pokrywały cienkie warkoczyki ze srebrnymi monetami. Kiedy zabierano pannę młodą i zakładano jej zasłonę, lub kiedy żegnała się ona ze swoją rodziną zazwyczaj płakano, co w niektórych regionach Bułgarii należało nawet do obowiązku. Nieodłącznym elementem wesela, trwającego najczęściej od piątku do wtorku, była orkiestra. W jej skład wchodziło od 4 do 8 muzyków, wśród nich: 1-3 grających na oboju, 1 na bębnie, 2-3 skrzypków i 1 dudarz, będący kierownikiem orkiestry, a zarazem jedynym Bułgarem – pozostali muzykanci z pochodzenia byli Romami. Wynagrodzenie dla orkiestry wynosiło najczęściej 200-300 groszy dzielonych po równo między wszystkich, oraz indywidualne napiwki i prezenty, podobne jak w przypadku drużbów. Dodatkowo członkowie orkiestry mogli bezpłatnie korzystać z jedzenia i picia, uważając jednak, by nie przesadzić z konsumpcją alkoholu – w takim przypadku nie dostawali żadnego wynagrodzenia. Kulminacyjnym punktem ceremonii weselnej było wieńczenie. Dokonywał tego chrzestny pana młodego. Złoty wieniec, który zdobił głowę panny młodej najczęściej był wykorzystywany w wielu weselach i był udostępniany poszczególnym rodzinom za darmo. Obrząd wieńczenia z reguły odbywał się w domu pana młodego, w niedzielę wieczorem. Następowała po nim noc poślubna (w przypadku, gdy w niedzielę przypadało święto cerkiewne, przenoszona na noc poniedziałkową), zakończona sprawdzeniem czystości panny młodej. Prawo do kontroli dziewictwa panny młodej mieli: matka, jej siostra, oraz siostra ojca, jak również dudarz – w przypadku odmówienia mu tego prawa, orkiestra miała prawo opuścić wesele. Jeśli wynik był niepomyślny dla panny młodej, orkiestra przestawała grać (wierzono, że gdyby grała dalej, nieszczęście przeszłoby na członków orkiestry), zaś pan młody miał prawo odesłać małżonkę na stałe do domu rodziców, jednak najczęściej takie odesłanie, połączone z pobiciem, było tylko pokazowe, a winna po pewnym czasie była ponownie przyjmowana do domu męża. Jednak wiązało się to nieodłącznie z koniecznością zwrotu zarówno wiana, jak i wydatków poniesionych przez rodzinę pana młodego. Po ceremonii weselnej para małżeńska stawała się z reguły częścią zadrugi pana młodego, jedynie w wyjątkowych przypadkach przenosił się on do domu swej żony. Mąż, jako głowa rodziny, miał decydujący głos we wszystkich sprawach, a pozostali członkowie rodziny byli mu winni posłuszeństwo. Miał prawo dysponować majątkiem bez ograniczeń i przeprowadzać transakcje handlowe bez konsultacji. Miał prawo karcić, zwracać uwagę, czy wreszcie bić żonę i dzieci, bez ponoszenia odpowiedzialności. On decydował, czy posłać syna do szkoły, na naukę zawodu, czy też do pracy w polu. Mógł go pozbawić spadku, a nawet, jeśli syn był kłótliwy, leniwy i nadużywał alkoholu – wypędzić go z domu. Powstrzymać go mógł jedynie strach przed opinią społeczną, bał się tego, „co ludzie powiedzą”. Dlatego najczęściej rzadko działał bez porozumienia z żoną. W gospodarstwie do niego należały prace polowe (orka i zasiew), koszenie łąki, zaopatrzenie gospodarstwa w opał, pilnowanie bydła na pastwisku, jak również wyprawa do młyna. On ogradzał podwórze, naprawiał zepsute przedmioty, oraz zabijał hodowane zwierzęta. Prawa kobiety w małżeństwie były bardzo ograniczone, lud przyznawał jej wyłącznie prawo do płaczu. Na jej głowie spoczywała cała praca domowa – gotowanie, pranie, tkanie, opieka nad dziećmi, jak również prace polowe – kopanie, żęcie, pomoc w przewożeniu snopów. Jednak pomimo relatywnie trudnej sytuacji, żona miała dość czasu by „obmyślać 288 chytrości”, dzięki czemu uzyskiwała wpływ, często znaczny, na męża i podejmowane przez niego decyzje. Oboje rodzice mieli obowiązek troszczyć się o dzieci, karmić je, ubierać i doglądać – dopóki nie podrosną. W zamian za to, syn, szczególnie najmłodszy, miał obowiązek troszczyć się o ojca na starość. Córka nie miała obowiązku opieki nad ojcem, ponieważ po ślubie przechodziła do innej zadrugi i zrywała więzi łączące ją z rodzicami. W wypadku nieposłuszeństwa rodzice mogli dzieci przekląć, aż do dziesiątego pokolenia, przy czym lud uważał klątwy matczyne za potężniejsze od ojcowskich. Nie mogli jednak dziecka zabić, gdyż taki postępek był uważany za ciężki grzech. Lud rozgrzeszał go jedynie w trzech przypadkach – gdy dziecko zmarło w wyniku obrażeń, będących skutkiem zbyt intensywnej kary cielesnej (uważano, że żal po stracie dziecka będzie dla rodziców wystarczającą karą), gdy dziecko rodziło się zdeformowane, z wadami budowy – było wtedy uważane za wcielenie złego ducha, istotę nadprzyrodzoną, którą trzeba natychmiast zlikwidować, oraz, za czasów panowania tureckiego – gdy istniało realne zagrożenie, że płacz dziecka może naprowadzić Turków na kryjówkę, w której skryli się mieszkańcy wsi. Osobnym przypadkiem były dzieci nieślubne. Sytuacje takie zdarzały się niezwykle rzadko i nie były akceptowane przez społeczeństwo. Takie dzieci nie tylko były uważane za hańbę dla całej wsi, lecz obciążano je również odpowiedzialnością za klęski żywiołowe, takie jak susza, czy gradobicie, za głód i za zarazę. W dawniejszych czasach, według opowieści mieszkańców wsi, kobiety, które miały nieślubne dziecko, zaszywano w worku i topiono, zaś w analizowanym okresie – wypędzano ze wsi wraz z dzieckiem. Dla sytuacji kobiety nie miało znaczenia, czy dziecko było poczęte za jej zgodą, czy też było wynikiem gwałtu – w świadomości ludu panowało przeświadczenie, iż kobiety nie można zgwałcić, jeśli sama tego nie chce. Rozwody wśród Bułgarów w XIX w. zdarzały się bardzo rzadko, lud dopuszczał je wyłącznie w trzech przypadkach – gdy mężczyzna okazywał się impotentem, gdy któreś z małżonków było ciężko chore, lub gdy jedno z małżonków cierpiało na przykry zapach z ust, zaś drugie nie wiedziało o tym przed ślubem. Cerkiew dopuszczała również rozwody w przypadku zdrady małżeńskiej, przemocy domowej, lub choroby umysłowej jednego z małżonków. W sytuacji, gdy jedno z małżonków owdowiało, miało prawo wyjść za mąż ponownie, maksymalnie trzykrotnie. Jeśli zaś mąż porzucał żonę, lub ona odchodziła od niego – stawała się nietykalna i traciła szanse na ponowne małżeństwo. Gdy rozłąka następowała wbrew woli męża, w wyniku naruszenia przez niego prawa, sytuacja wyglądała inaczej. Żona uzyskiwała prawo do ponownego małżeństwa, jeśli małżonek uciekł za granicę i przez 7 lat nie dawał znaku życia. Jeśli zaś było wiadomo, że żyje, możliwość taka była dla niej niedostępna, nawet jeśli mąż przebywał na emigracji przez kilkadziesiąt lat. Podobnie rzecz się miała, jeśli małżonek został skazany na pobyt w więzieniu. Na zakończenie chciałbym jeszcze wspomnieć o możliwości odłączenia się pojedynczej pary małżeńskiej od zadrugi. Takie zdarzenie było możliwe w trzech przypadkach. Pierwszy z nich był efektem rozpadu całej zadrugi, gdy rolę starca pełnił najstarszy z braci, a jego młodsi bracia mieli już synów i wnuków, nierzadko żonatych. Duża ilość synowych, pochodzących z obcych zadrug doprowadzała do sprzeczek i częstych kłótni. Wtedy starzec podejmował decyzję o rozwiązaniu zadrugi, i każdy z braci, wraz ze swoimi potomkami i ich rodzinami tworzył własną zadrugę. W takiej sytuacji każda z rodzin otrzymywała przypadającą jej część majątku. Jeśli zaś odłączała się tylko jedna rodzina, mogło się to odbyć za zgodą (lub nawet na polecenie) starca, lub bez niej. Jeśli odbywało się to na jego polecenie (najczęściej w sytuacji, gdy żona była kłótliwa, a mąż nie potrafił nad nią w żaden 289 sposób zapanować), rodzina dostawała swoją część majątku i rozpoczynała samodzielne życie. W większości przypadków po kilku latach dochodzili do wniosku, że życie w zadrudze jest łatwiejsze i wracali, nie stwarzając już żadnych problemów. Jeśli zaś kłótliwa żona była w stanie nakłonić męża, do opuszczenia zadrugi wbrew woli jej starca i zamieszkania u jej rodziców, wówczas starzec miał prawo odmówić wydzielenia przypadającej im części majątku. Takie sytuacje były niezmiernie rzadkie i najczęściej nie kończyły się wybaczeniem, lecz wydzieleniem jedynie odpowiedniej ilości bydła w zamian. 290 Monika Błaśkiewicz Uniwersytet Wrocławski SCYTYJSKIE OBYCZAJE POGRZEBOWE W ŚWIETLE RYTUAŁU PRZEJŚCIA. OPOWIEŚĆ HERODOTA A ZNALEZISKA Z KURHANÓW Z pozoru mogłoby się wydawać, że w ceremoniach pogrzebowych, spośród trzech etapów rytuału przejścia, dominować powinny rytuały wyłączenia (separacji)1. Byłoby to jednak spostrzeżenie z gruntu błędne, gdyż to właśnie rytuały okresu przejściowego(marginalnego) i rytuały włączania(integracji) pełnią tutaj zasadniczą rolę, natomiast obrzędy wyłączenia nie są wcale liczne i przybierają raczej proste formy. Całościowe i panoramiczne ujęcie tematu scytyjskich obyczajów pogrzebowych w kontekście rytuału przejścia możliwe jest jedynie poprzez uwzględnienie antycznych testimoniów literackich, badań archeologicznych, jak również współczesnej literatury naukowej z zakresu antropologii kulturowej. Autorem, który do dziś stanowi jedno z głównych źródeł wiedzy na temat Scytów i ich zwyczajów, jest Herodot- grecki historyk z V w. p. n. e. , nazywany za Cyceronem „Ojcem historii”. Był on autorem Dziejów, składającego się z dziewięciu ksiąg dzieła, którego tematem są wojny grecko-perskie, ale także historia i obyczajowość ludów zamieszkujących ziemie wchodzące w skład oikumene, czyli znanej Grekom ziemi zamieszkałej. Wymownym dowodem jego zainteresowania i wiedzy na temat Scytów jest fakt poświęcenia im sporej części czwartej księgi Dziejów(IV 1-38; IV 46-142). Herodot tak opisuje scytyjską ceremonię pogrzebową: Scytów po śmierci kładą najbliżsi krewni na wóz i obwożą po domach przyjaciół. Z tych każdy podejmuje i ucztą ugaszcza towarzyszących, także trupowi zostawia to wszystko, co innym. Tak przez czterdzieści dni obwozi się zwyczajnych ludzi, a potem grzebie. Po pogrzebie oczyszczają się Scytowie w następujący sposób: Naprzód namaszczają sobie głowę i zmywają, potem dla obmycia całego ciała tak postępują. Ustawia się trzy żerdzie ze zwróconymi ku sobie szczytami; dokoła nich rozpinają filcowe osłony, łącząc je ze sobą jak najściślej; następnie do wanny, która stoi w środku między żerdziami i filcowymi zasłonami, wrzucają rozżarzone kamienie. (…)W kraju ich rosną konopie(…). Tych więc konopi nasienie biorą Scytowie i wchodzą pod filcowe namioty; potem rzucają ziarna na rozżarzone kamienie: rzucane zaczynają dymić i wytwarzają taką parę, że żadna helleńska łaźnia parowa nie mogłaby jej przewyższyć. A Scytowie ryczą z zadowolenia w tej parze; to zastępuje im kąpiel2. Jak wynika z relacji Herodota, współcześni badacze antropologii kulturowej nie bez racji twierdzą, że w ceremoniach pogrzebowych, rytuały okresu przejściowego(czyli środkowego) trwają długo i są bardzo złożone, czasem nawet wydaje się, że tworzą autonomiczne obrzędy3. Jakkolwiek zwyczaj obwożenia zmarłego nie jest do końca jasny, to reminiscencje tego zjawiska odnaleźć można również obecnie, w chrześcijańskim kręgu kulturowym. Po dziś dzień, szczególnie na wsiach, praktykowane jest „czuwania przy ciele”. 1 A. G e n n e p, Obrzędy przejścia, Warszawa 2006, s. 151. H e r o d o t, Dzieje, IV 73-75, przeł. S. Hammer, Warszawa 1959. 3 A. G e n n e p, op. cit., s. 151. 2 291 Na terenie Lubelszczyzny tradycja „pustych nocy” jest wciąż żywa. We wschodnich rejonach Polski czuwanie trwa dwie lub trzy noce, czas ten wypełniony jest wspólnymi modlitwami oraz śpiewami i ma na celu pomóc zmarłemu w przejściu z jednego świata do drugiego4. Okres czterdziestu dni, o którym wspomina Herodot, jest znamienny, bowiem według większości indoeuropejskich wierzeń po czterdziestu dniach dusza opuszczała ciało i udawała się do krainy zmarłych. Czas „wychodzenia” duszy może wahać się od trzydziestu do czterdziestu dni5. Scytyjski zwyczaj ugaszczania zmarłych i częstowania ich jedzeniem nie jest niczym wyjątkowym i niepowtarzalnym. U przedchrześcijańskich Słowian i Bałtów obyczaj ten funkcjonował pod nazwą „Dziady”. Święto to obchodzone było dwa razy do roku, wiosną i jesienią, a jego cel i przebieg był taki sam, jak opisał go Herodot. Wierzono, że możliwe było wówczas nawiązanie kontaktu z duszami zmarłych, szczególnie zaś z tymi, które z jakichś powodów nie mogły opuścić świata żywych i błąkały się po świecie. Zadaniem obecnych na obchodach „Dziadów” było udzielenie pomocy w wędrówce dusz w zaświaty. Aby niczym się nie narazić, dusze zmarłych traktowano na równi z pozostałymi uczestnikami uczty, stąd zwyczaj „częstowania” ich potrawami. Dusze osób, wobec których nie zostały odprawione odpowiednie rytuały przejścia, nie mogły wejść do krainy zmarłych, ani dołączyć do społeczności, która tam istnieje. Z tego powodu mogły okazać się bardzo niebezpieczne6. Wierzono, że chcą one wrócić do świata żywych, a nie mogą. Uważano, że takie dusze bywają agresywne, często pałają żądzą zemsty, gdyż muszą walczyć z żywymi o środki do życia. Obrzędy żałobne, w szczególności zaś rytuały przejścia mają więc charakter utylitarny: ich celem jest zaspokojenie potrzeb dusz zmarłych i pozbycie się potencjalnych wrogów. Ostatnim etapem rytuału przejścia jest obrzęd włączenia. O ile obrzędy okresu przejściowego(pomijając utylitarny charakter zabiegów ułaskawiających zabłąkane dusze) skoncentrowane były na osobie zmarłej i to ona była ich głównym obiektem, o tyle obrzędy włączenia w głównej mierze skierowane są do żyjących członków społeczności. W czasie żałoby osoby związane ze zmarłym tworzyły specjalną społeczność, gdyż ich miejsce było częściowo na tym, a częściowo na tamtym świecie7. Obrzędy włączenia mają na celu wzmocnienie więzi pomiędzy członkami danej społeczności i przywrócenie równowagi, która została zakłócona przez śmierć jednego z nich8. Mogą one przybierać różne formy, ale warunkiem jest wspólne uczestnictwo. Herodot pisze o wspólnych ablucjach, być może połączonych z seansami narkotycznospirytystycznymi. Interesujące jest to, że ablucje są bardziej charakterystyczne dla rytuału wyłączenia, gdyż ich celem jest oczyszczenie, które stanowi warunek wejście w sferę sacrum. Nieco inaczej przedstawia się kwestia ceremonii pogrzebowej scytyjskiego wodza. Jeżeli u Scytów umrze król, kopią tam w ziemi wielką czworokątną jamę. Skoro ją przygotują, biorą trupa (wprzód jednak ciało pociągają woskiem, brzuch rozcinają, oczyszczają i napełniają tłuczoną cynobrą, wonnościami, nasieniem opichu i kopru, potem znowu go zaszywają) i transportują na wozie do innego ludu. Ci zaś, którzy przywiezione do nich zwłoki przyjmą, czynią to samo, co Scytowie Królewscy, tj. pierwsi dostawcy zwłok: odcinają sobie kawałek ucha, strzygą wkoło włosy, robią nacięcia 4 Z. K u p i s i ń s k i, Śmierć jako wydarzenie eschatyczne. Zwyczaje, obrzędy i wierzenia pogrzebowe oraz zaduszkowe mieszkańców regionu opoczyńskiego i radomskiego, Lublin 2007, s. 183. 5 R. R o l l e, The World of Scythians, Manchester 1989, s. 27. 6 Ibidem, s. 163. 7 A. G e n n e p, op. cit., s. 152. 8 Ibidem, s. 166. 292 dookoła ramion, rozdrapują sobie czoło i nos i lewą rękę przebijają strzałą (…). Skoro zaś ze zwłokami przejdą wszystkie ludy (…) składają zwłoki do grobu na podściółce z liści i wbijają w ziemię po obu stronach zwłok lance; na nich kładą żerdzie i formują dach z rogoziny. W pozostałej, obszernej przestrzeni grobu grzebią jedną z nałożnic króla, którą wprzód duszą, dalej podczaszego, kucharza, koniucha, posługacza, gońca królewskiego i konie, nadto pierwociny wszelkich innych dostatków i złote czary; srebra i spiżu do tego celu nie używają. Po załatwieniu tych czynności sypią wszyscy wielki kopiec, współzawodnicząc z sobą i usiłując uczynić go jak największym9. Nie ulega wątpliwości, że pochodzenie, wiek, płeć, a nade wszystko pozycja społeczna wywierały wpływ na przebieg scytyjskiej ceremonii pogrzebowej10. W porównaniu z pochówkiem „zwykłego” członka scytyjskiej społeczności, ceremonia pogrzebowa wodza była o wiele bardziej rozbudowana. Poprzedni opis stanowi jak gdyby skróconą wersję obrzędów pogrzebowych. W przypadku śmierci króla także mamy do czynienia z obwożeniem zmarłego na wozie, jednak celem podróży są nie tylko krewni i przyjaciele, ale wszystkie plemiona. Ponadto, wśród „obwozicieli”, jak również członków plemion, którzy przyjmowali wóz ze zmarłym królem, panował zwyczaj okaleczania się, która to tradycja nie była praktykowana wobec pozostałych zmarłych, a przynajmniej nie ma o tym żadnej wzmianki. Herodot nie sprecyzował, ile trwało „obwożenie” zmarłego wodza, jednak z całą pewnością był to okres kilku tygodni. To w znacznym stopniu wyjaśnia opisany przez Herodota zabieg preparowania ciała. Jego celem była konserwacja ciała zmarłego11. Miało ono pozostać w możliwie jak najlepszym stanie podczas „obwożenia”, jak również podczas uczt wyprawianych na jego cześć. Istotny czynnik stanowi także klimat górzystej części Rosji i Ukrainy. W okresie letnim temperatura sięga tam 20-30 stopni i nawet zakładając, że w czasach rozkwitu imperium scytyjskiego był on nieco chłodniejszy, bez konserwacji ciała, zwłoki dość szybko uległyby rozkładowi. Zwyczaj preparowania ciała zmarłych można interpretować w kategoriach magicznych, bowiem skuteczna i trwała konserwacja zapewnia prawie nienaruszony stan rozumiany jako „wieczne życie”, jednak właściwym celem stosowanych zabiegów było zabezpieczenie ciała przed procesem rozkładu i likwidacja odoru zwłok12. Dlatego też proces ten rozpoczynano, jak pisze Herodot, od oczyszczenia i osuszenia ciała, w szczególności zaś jamy brzusznej, która najszybciej ulega procesowi rozkładu. Dla Scytów było jasne, że ten, kto zmarł, odszedł do innego świata i tam będzie wiódł dalsze życie13, dlatego należało mu zapewnić warunki do życia zbliżone do tych, które miał na tym świecie. Stąd też zwyczaj chowania razem z wodzem osób, które, zdaniem społeczności plemiennej powinny dalej służyć królowi. Podobny cel miało wyposażanie wodzów w przedmioty codziennego użytku: miały one uczynić życie na tamtym świecie przyjemnym, wygodnym i dostatnim. Kopiec, o którym mówi Herodot nosi nazwę kurhanu i wznoszenie ich stanowiło scytyjską tradycję14 i im większy był kurhan, tym bogatsze wyposażenie i bardziej rozbudowana ceremonia pogrzebowa. Gdyby scytyjska ceremonia pogrzebowa władców kończyła się pochówkiem w kurhanie, jej przebieg jako rytuał przejścia nie byłby zbyt skomplikowany, nawet biorąc pod uwagę jej rozbudowany charakter. Rytuał wyłączenia symbolizowałoby wykopanie jamy, dołu, potem następowałby okres przejściowy, w czasie którego zmarły byłby przygotowywany 9 Hdt. IV s. 71. A. G e n n e p, op. cit., s. 151. 11 R. R o l l e, op. cit., s. 27. 12 Ibidem, s. 28. 13 Ibidem, s. 32. 14 Ibidem, s. 32. 10 293 do przejścia w zaświaty(oczyszczanie, preparowanie zwłok, „obwożenie” ich po terenach zamieszkiwanych przez inne scytyjskie plemiona, wyposażanie w przedmioty niezbędne do dalszej egzystencji oraz służbę), a podczas rytuałów włączenia reszta społeczności najprawdopodobniej oczyszczałaby się tak samo, jak w przypadku śmierci „zwykłego” członka plemienia, czyli poprzez ablucję. Jednak ceremonia pogrzebowa scytyjskiego króla nie kończyła się wcale usypaniem kurhanu. Oto co relacjonuje Herodot: Po upływie roku znów to czynią: Biorą z pozostałych sług króla najgorliwszych (…); z tych więc służących duszą pięćdziesięciu i tyleż wyjątkowej piękności koni; jamy brzuszne jednych i drugich, po wyjęciu wnętrzności, czyszczą, wypełniają plewami i zaszywają. Następnie połowę obręczy dzwona wozowego, odwróconą w dół krzywizną, ustawiają na dwóch palach, a drugą jej połowę na dwóch innych, i wiele z tych półobręczy w taki sposób umocowują. Potem przez cielska koni przepychają wzdłuż aż do szyi grube drewna i wysadzają je na półobręcze, tak że przednie półobręcze podtrzymują łopatki koni, tylne dźwigają brzuch przy udach, obie zaś pary nóg wiszą w powietrzu. Wreszcie narzucają na konie uzdy i cugle, ściągają cugle ku przodowi i przywiązują je do kołków. A każdego z uduszonych młodzieńców wysadzają na konia, dokonując tego tak, że poszczególne zwłoki nadziewają na prosty drąg, biegnący wzdłuż stosu pacierzowego aż do szyi; co zaś z tego drąga u dołu wystaje, to wtykają do otworu innego drąga, który przewierca konia. Ustawiwszy tego rodzaju jeźdźców, odchodzą15. Zastanawiający jest cel tego rytuału. Istnieją dwie jego interpretacje: według pierwszej konie były złożone w ofierze, jednak od razu nasuwa się pytanie: komu? Scytowie nie budowali swym bogom świątyń, nie wznosili im także posągów, nie mieli określonych miejsc kultu16. Argumentem przemawiającym jednak na rzecz tej teorii jest fakt szczególnej czci, jaką darzony był scytyjski bóg wojny zwany przez Greków Aresem. Było to także jedyne bóstwo, któremu Scytowie składali ofiary. Co więcej, koń poświęcony był właśnie temu bogowi. Zgodnie z drugą hipotezą, obecność zwierząt w grobowcach była wyrazem praktycznego myślenia Scytów, którzy chcąc zapewnić zmarłym wygodny transport na tamten świat, wyposażyli ich w wierzchowce. Interesującą kwestię stanowi także wspomniana przez Herodota przerwa roku pomiędzy pochówkiem a zagadkowym rytuałem ustawiania „jeźdźców” wokół mogiły króla. Jeśli przyjąć, że ceremonia pogrzebowa władcy to rozbudowany rytuał odprawiany wobec „zwykłych” Scytów, to można wysunąć hipotezę, że okres roku przeznaczony był na opuszczenie ciała przez duszę. Do końca pierwszego ćwierćwiecza XX w. relacja Herodota stanowiła główne, jeśli nie jedyne źródło wiedzy na temat Scytów. Nowe światło na kwestię Scytów, w zwłaszcza ich kultury, wierzeń i rytuałów, rzucił cykl ekspedycji archeologicznych zorganizowanych w latach 1924-1949 i 1990-1995 w Góry Ałtaj na Syberii. Został wówczas odkryty zespół pięciu większych i dziewięciu mniejszych grobowców scytyjskich w Pazyryku, znajdujących się na północnym stoku syberyjskiego Ałtaju. Kurhany datowane są na ok. V-IV w. p.n.e. Mają one formę nasypów ziemno-kamiennych, o mniej więcej okrągłym lub elipsowatym kształcie, ich średnica wynosi od trzydziestu do sześćdziesięciu metrów17. Kurhany pazyryckie mają wysokość trzypiętrowego budynku, najczęściej centralnie umiejscowiony był największy, wokół natomiast koncentrycznie usytuowane były mniejsze18. Wewnątrz znajdowała się wspierana przez belki, prostokątna komora grobowa, w której znaleziono zamarznięte ciała ludzi, zwane „lodowymi mumiami”, a także zwłoki 15 Hdt. IV s. 72. Wielka Historia Świata, Poznań 2005, t. XII, s. 68-69. 17 A. A z z a r o l i, An Early history of horsemanship, Leiden 1985, s. 72. 18 R. R o l l e, op. cit., s. 19. 16 294 koni i przedmioty codziennego użytku. W momencie eksploracji archeologicznych, zarówno ciała ludzi, jak i koni były prawie w nienaruszonym stanie. Stało się tak za sprawą dwóch czynników. Pierwszym z nich jest klimat panujący w Górach Ałtaj; woda, która kiedyś dostała się do wnętrza kurhanów, zamarzła, tworząc wieczną zmarzlinę i tym samym umożliwiając wysoki stopień konserwacji zwłok. Jednak nawet to zjawisko klimatyczne, tak charakterystyczne dla Azji Centralnej, nie zapewniłoby tak doskonałej konserwacji, gdyby odnalezione ciała Scytów nie zostały starannie spreparowane. Z badań archeologicznych wynika, że ich czaszki poddano trepanacji, a mózg, wnętrzności i mięśnie usunięte. Ciało powlekano cienką warstwą wosku w celu ochrony przez robakami. Należy zwrócić uwagę, że do „wypychania” ciała używane były substancje o silnym działaniu antyseptycznym, odkażającym, a jednocześnie o intensywnym aromacie. Jak wykazała analiza, zwłoki wypełniano ciborą, szafranem, kadzidłem, selerem, koprem i anyżem. W 1924 r. ruszyła pierwsza ekspedycja archeologiczna w Góry Ałtaj. Zorganizowana była ona przez Państwowe Muzeum Etnograficzne w Leningradzie (ob. Petersburgu), na jej czele stanęło dwóch rosyjskich archeologów: Siergiej Rudenko i Michaił Griaznow. Rozpoczęta w 1929 r. eksploracja pierwszego kurhanu wykazała, że został on zrabowany już w starożytności. Nie znaleziono także żadnego ciała. Wydobyto jednak zachowane w całości ciała dziesięciu koni, jak również elementy rzędu końskiego, takie jak siodła, czapraki(koce pod siodło), uprzęże, a także kultowe maski dla koni. Stopień zachowania zwłok końskich był tak duży, że możliwe było przeprowadzenie badań kostnoszkieletowych, jak również analiza skóry i sierści, a nawet treści pokarmowej w żołądku19. Skoro więc było to możliwe, oznacza to, że zwierzęta nie były, jak twierdził Herodot, oczyszczane z wnętrzności i preparowane. Jak wynikło z badań, Scytowie preferowali konie o maści raczej ciemnej, takiej jak kasztanowata, gniada lub kara i tylko takie zostały znalezione w kurhanach. Siodła wykonane są w większości z filcu i cechuje je niezwykle bogate zdobnictwo i kunszt20. Wykonano je w ten sposób, że w pierwszej kolejności farbowano filc, a następnie nanoszono barwne emblematy na tkaninę, przyszywając je za pomocą wełnianej nici. Główną cechą, którą można zaobserwować na przykładzie artefaktów wydobytych z pierwszego kurhanu, jest wielobarwność i występowanie motywów zwierzęcych. Zarówno na siodłach, czaprakach, uprzężach i maskach pojawiają się postacie dzikich zwierząt, takich jak gryfy, orły, gepardy, jelenie, koziorożce. Ten styl sztuki, tak charakterystyczny dla Scytów, nosi nazwę stylu animalistycznego, czyli zwierzęcego. W kontekście rytuałów pogrzebowych interpretowany jest on jako odbicie przekonań o zoomorficznych przeistoczeniach przodków21. Wydaje się, że każdy koń „przebrany” był za inne dzikie zwierzę22. To, jak i ogromna mnogość wizerunków zwierząt na artefaktach mogłoby sugerować, że Scytowie uważali, że podróż w zaświaty odbywa się na grzbiecie dzikiego zwierzęcia23. Możliwe, że kultowa maska dla konia miała na celu uzyskanie jak największego podobieństwa, koń miał w pewien sposób zastąpić, imitować jelenia, czy też koziorożca. W rytuale przejścia, postacie zwierząt miały działać jako apotropaiony, czyli przedmioty, wizerunki, które chronią przed złą energią i negatywnym wpływem. Wyposażanie 19 R. R o l l e, op. cit., s. 108. G. de V a l o i s, The Scythians: their art and needlework, Foxtales 2007. 21 Wielka Historia Świata, Poznań 2005, t. XII, s. 68- 69. 22 B. A r n a u d, Twelve Horses Found Sacrificed In Scythian Burials, in: Archaeology, New York 2002. 23 Z. S a m a s h e v, H.P. F r a n c f o r t, Scythian steeds, in: Archaeology, New York 2002. 20 295 w zmarłych Scytów w przedmioty i wizerunki o charakterze magiczno-religijnym i apotropaicznym miało na celu zapewnienie zmarłym bezpiecznej podróży w zaświaty – w sensie magicznym, wolnej od wpływu negatywnych, złych mocy. W eksplorowanym kurhanie numer 2 (1947-1948) odnaleziono zmumifikowane ciało Scyty, najprawdopodobniej wodza. Spoczywało ono w drewnianej trumnie, która pokryta była korą brzozy i dekoracjami przedstawiającymi kroczące jeden za drugim renifery. Wiek mężczyzny określany jest na około 60 lat. Z badań archeologicznych wynika, że był on bardzo mocno zbudowany, a jego rysy twarzy cechowały szerokie i wystające kości policzkowe. Mężczyzna przed śmiercią został oskalpowany, miał na głowie perukę z końskiego włosia oraz sztuczną brodę. Jego czaszka została poddana trepanacji, a mózg i wnętrzności usunięte. Jednak najbardziej fascynującym, a jednocześnie zagadkowym zjawiskiem są tatuaże, pokrywające klatkę piersiową, plecy, ręce i nogi scytyjskiego wodza. Pod wpływem tlenu w czasie badań, wytatuowana skóra przybrała prawie czarny kolor i tatuaże były widoczne dopiero w podczerwieni. Przedstawiają one motywy w stylu zoomorficznym. Prawa ręka mężczyzny od nadgarstka do ramienia pokryta jest postaciami zwierząt w fantastycznych pozach, między innymi koziorożców, baranów i górskich owiec, zwanych argali ałtajskimi. Na klatce piersiowej widnieje wizerunek tygrysa. Na lewej ręce widać dwa jelenie i skaczącego argali, prawą nogę zdobi natomiast wizerunek ryby. Ponadto, wzdłuż kręgosłupa wodza wytatuowane były dwa rzędy kropek. Cel zabiegu tatuowania ciała u Scytów nie jest do końca jasny. Motywy przedstawionych zwierząt powtarzają się również na elementach końskiego rzędu, więc z całą pewnością nie były to wizerunki dobierane przypadkowo. Wszystko wskazuje na to, że funkcja tatuaży była taka sama jak elementów umieszczanych na siodłach i uprzężach: w zamierzeniu miały działać jak apotropaiony, „odstraszać” złe moce podczas opuszczania ciała przez duszę i umożliwić jej niezakłóconą podróż do krainy zmarłych. Argumentem przemawiającym za tym, że tatuaże miały magiczno-religijne znaczenie, a także za tym, że ich liczba oraz bogactwo wzorów zależało od pozycji społecznej zmarłego, jest fakt, że poza wodzem tatuowani byli także inni członkowie społeczności, jednak w znacznie mniejszym stopniu. W 1995 r. został odnaleziony wojownik scytyjski, którego prawe ramię również pokrywał tatuaż. Przedstawiał on wizerunek łosia. Był to młody mężczyzna, jego wiek określany jest na około 25-30 lat. Twarz i ręce nie były zbyt dobrze zachowane, w przeciwieństwie do skóry i włosów, uczesanych w dwa długie warkocze. Wojownik pochowany był razem z bronią (łukiem, strzałami, toporem i nożem), a także koniem o ozdobnej uprzęży. W kurhanie numer dwa, prócz wytatuowanego ciała wodza, odnaleziono też liczne artefakty, przedmioty codziennego użytku, w które zmarły został zaopatrzony, czy to w celu odbycia wygodnej, bezpiecznej podróży (konie, apotropaiczne przedstawienia zwierząt), czy prowadzenia dostatniego, przyjemnego życia (biżuteria, ubrania, instrumenty muzyczne). W swym opisie zwyczajów panujących wśród Scytów, Herodot wspomina, że w krainie zamieszkiwanej przez Scytów rosną konopie. Informacja ta znajduje potwierdzenie w rzeczywistości, o czym świadczą badania archeologiczne. W kurhanie nr dwa odnaleziono wielki brązowy kocioł, który po brzegi wypełniony był kamieniami, pomiędzy nimi zaś znajdowały się zwęglone nasiona konopi. Czym więc wobec tego był zabieg opisany przez Herodota? Rytualnym oczyszczeniem, szczególnym rodzajem ablucji, czy może wspólnym seansem mającym na celu wprowadzenie w stan ekstazy i odurzenia narkotycznego? Prócz nasion konopi, rozsypanych w kurhanach, odnaleziono również naczynia, które je zawierały, jak również skórzane sakiewki z nasionami kolendry. Roślina 296 ta, prócz walorów smakowych, miała, podobnie jak konopie działać narkotyzująco, wprawiać w stan ekstazy, a także pobudzać seksualnie. Najprawdopodobniej, opisany przez Herodota rytuał z konopiami nie jest wcale, jak by się na początku wydawało, częścią rytuału włączenia, którego elementem są wspólne ablucje i których celem jest przywrócenie harmonii i równowagi zakłóconej na skutek śmierci jednego z członków plemienia. W kontekście badań archeologicznych, wydaje się on raczej częścią rytuałów liminalnych, czyli przejściowych. Należy pamiętać, że ktoś musiał zająć się pochówkiem zmarłych, umieścić ich w komorach grobowych i stosownie wyposażyć w niezbędne przedmioty. Być może był to ktoś w rodzaju greckiego psychopomposa, czyli „odprowadzacza dusz”. W kurhanie w miejscowości Ordzonikidže na Ukrainie oprócz szkieletów dwóch młodych kobiet i dziecka odnaleziono ciało mocno zbudowanego mężczyzny, który identyfikowany jest jako „przewodnik po zaświatach”. Jego, jak i inne osoby, które zostały poświęcone w czasie ceremonii pogrzebowej, łączy wspólna cecha: zostały one pozbawione życia ciosem w głowę. Być może więc, opisany przez Herodota zwyczaj stanowi rytuał mający na celu odurzenie i wprowadzenie w stan ekstazy, dzięki której śmierć miała być mniej gwałtowna i mniej bolesna. Do końca nie wiadomo, jakiego rodzaju praktyki były stosowane przez Scytów. Dzieje Herodota stanowią najbardziej szczegółowy opis życia codziennego Scytów, jednak również to źródło nie jest wolne od niedomówień. Czy można więc zarzucić autorowi nierzetelność? Nie, ponieważ, jeśli rzeczywiście odwiedził on kiedyś krainę Scytów (a istnieją testimonia potwierdzające, że tak było), nie wiadomo, na ile jego opowieści są oparte na jego własnych doświadczeniach i obserwacjach, a na ile stanowią kompilację zasłyszanych opowiastek i anegdot. On sam, wielokrotnie w swym dziele podkreśla, że to, o czym napisze lub właśnie napisał, nie jest jego wnioskiem, a informacją, z którą się zetknął. Takie podejście wyróżnia go spośród antycznych historyków greckiej epoki klasycznej i świadczy o tym, że Herodot niejako wyprzedzał swoje czasy. 297 Sylwana Borszyńska Uniwersytet Łódzki OD NIEWINNEGO DZIEWCZĘCIA DO NIERZĄDNICY. PRZYCZYNY PROSTYTUCJI KOBIET NA ZIEMIACH POLSKICH W LATACH 1905-1907 W ŚWIETLE PISMA „CZYSTOŚĆ” Początek XX w. przyniósł szereg zmian w zarówno w kwestiach politycznych jak i społecznych na ziemiach polskich. Szczególnym wydarzeniem w tym okresie była rewolucja 1905-1907 w Królestwie Polskim, którą w literaturze historycznej rozpatrywano głównie w jej politycznym wymiarze1. Tymczasem wydarzenia rewolucyjne stały się zarzewiem wielu ciekawych, choć trudnych, procesów społecznych, dyskusji i debat światopoglądowych. Jednym z nich był problem prostytucji kobiet, nad którym zaczęto wtedy właśnie, po raz pierwszy, w takim wymiarze i z taką siłą oraz otwartością dyskutować na forum prasy. Wydaje się, że impulsem do zauważenia tego problemu przez ówczesnych publicystów były napady na domy publiczne, jakie miały miejsce w gorących dniach rewolucji przede wszystkim w dużych miastach Królestwa, m.in. Warszawie i Łodzi2. Uaktualniły one powyższy problem i ożywiły dyskusję nad nim. Ponadto w okresie 1905-1907 nastąpiła liberalizacja prawa w zakresie możliwości zakładania stowarzyszeń. Najważniejsze były przepisy władz carskich z marca 1906 r., które pozwoliły na rozwój różnego rodzaju organizacji społecznych w Królestwie Polskim, które mogły nieść pomoc i wsparcie potrzebującym, w tym także prostytutkom. Zaczęły powstawać wówczas w tym celu różnego rodzaju organizacje higieniczne, abolicjonistyczne, antyalkoholowe, naukowe, lekarskie oraz zrzeszenia kobiece3. Zdaniem Magdaleny Gawin Fala rewolucyjnego uniesienia ogarnęła […] inteligenckie środowiska zwalczające alkoholizm, prostytucję i choroby weneryczne [...]4 I nie zatrzymała się na granicy Królestwa, bowiem dotarła także na ziemie zaboru austriackiego – do Galicji, przede wszystkim w wymiarze dyskusji ideologicznych. Temat prostytucji kobiet, nie był wcześniej szeroko omawiany w literaturze naukowej. Dopiero w ostatnich latach pojawiło się kilka prac stricte dotyczących prostytucji, w których próbowano ustalić liczebność prostytutek, strukturę wiekowo – zawodową tychże kobiet, przyjrzeć się przepisom państwowym regulującym proceder. Przedstawiano także ówczesne dyskusje światopoglądowe dotyczące medycznych, filozoficznych I etycznych aspektów prostytucji5. Z przedstawionych w literaturze naukowej informacji 1 W .L . K a r w a c k i, Łódź w latach rewolucji 1905-1907, Łódź 1975, vide: F . T y c h, S . K l a b i ń s k i, Czwarte powstanie czy pierwsza rewolucja: lata 1905-1907 na ziemiach polskich, Warszawa 1969. 2 „Rozwój” 1905, nr 122, s. 3; „Rozwój” 1906, nr 8, s. 3; „Rozwój” 1906, nr 103, s. 3, „Rozwój” 1906, nr 104, s. 2; „Rozwój” 1907, nr 105, s. 2; W . P a w l a k, Na łódzkim bruku 1901-1918, Łódź 1986, s. 66; J . S i k o r s k a-K u l e s z a, Zło tolerowane. Prostytucja w Królestwie Polskim w XIX wieku, Warszawa 2004, s. 310. 3 M . S i k o r s k a-K o w a l s k a, Stowarzyszenia kobiece w Łodzi 1906-1918, „Rocznik Łódzki” 2007, s. 45. 4 M . G a w i n, Rasa i nowoczesność. Historia polskiego ruchu eugenicznego (1880-1952), Warszawa 2003, s. 64. 5 M . B a c z k o w s k i, Prostytucja w Krakowie na przełomie XIX i XX wieku, „Studia Historyczne” 2000, t. 43, z. 4; M . K o w a l c z y k-J a m n i c k a, Społeczno – kulturowe uwarunkowania prostytucji w Polsce, Bydgoszcz 1998; J . S i k o r s k a-K u l e s z a, Zło tolerowane…; E a d e m, Miasto – przestrzeń niebezpieczna dla kobiet (prostytucja 299 wynika, że jednym z miejsc, gdzie toczono ówczesne debaty nad problemem prostytucji były łamy pisma „Czystość”. „Czystość” ukazywała się w latach 1905-1909. Jej pierwszy numer pojawił się na krakowskim rynku wydawniczym 20 VI 1905 r. i opatrzony był podtytułem: dwutygodnik bezpartyjny, poświęcony sprawom zwalczania prostytucji i nierządu6. W 1908 roku pismo zmieniło nieco profil – uwaga publicystów zaczęła się skupiać bardziej na literaturze, sztuce i szeroko rozumianym wychowaniu etycznym, niż na samym zwalczaniu prostytucji I pisaniu o niej. Ze względu na tę zmianę charakteru pisma skupiłam się w swoich badaniach na pierwszych trzech latach jego funkcjonowania. Trzeba zwrócić uwagę na fakt, że do numeru ósmego z 6 X 1905 r., „Czystość” była wydawana bezpłatnie jako dodatek do „Nowego Słowa” Marii Turzymy7. Dopiero potem pismo usamodzielniło się. Warto jednakże zaznaczyć, że w całym okresie 1905-1907 nie unikało publikowania artykułów działaczek ruchu kobiecego, w tym również polskich feministek. Jakkolwiek już w „Nowym Słowie” poświęcano uwagę prostytucji, to należy podkreślić, że „Czystość” była pierwszym pismem całkowicie poświęconym zwalczaniu prostytucji i przez to tak bardzo ważnym w polskim czasopiśmiennictwie. Wydaje się natomiast, że badacze dotąd lekceważyli raczej znaczenie „Czystości”, bowiem dopiero niedawno pojawiły się prace, które wypełniają lukę w badaniach nad owym pismem8. Redaktorem naczelnym „Czystości” był Augustyn Wróblewski. Urodził się w 1866 r., z wykształcenia był chemikiem. Fanatyczny wyznawca antyalkoholizmu i pionier abolicjonizmu na ziemiach polskich9 przed 1905 r. działał w Krakowie, gdzie współpracował z bakteriologiem Odo Bujwidem. Po 1905 przyjechał do Warszawy. O. Bujwid opisał go w następujący sposób: niezwykle barwna postać, propagował idee anarchosyndykalistyczne i filozofię monistyczną, miewał procesy za obrazę majestatu, bluźnierstwa oraz zatargi z policją10. Magdalena Gawin doszła do wniosku, że nie był lubiany w konserwatywnym środowisku krakowskiego świata nauki – celowo opóźniano obronę jego doktoratu i utrudniano karierę naukową11. Mimo to uzyskał tytuł docenta Uniwersytetu Jagiellońskiego. W pierwszym roku wydawania pisma, do współpracy z „Czystością” pozyskał mniej znanych publicystów: Stanisława Teodorczuka, Andrzeja Baumfelda, Jadwigę Mizerównę, Samuela Starskiego, Marię Wojnarową. Dopiero w późniejszym okresie sprowadził do redakcji dr. Wacława Miklaszewskiego, prof. dr. Benedykta Dybowskiego, czy dr Justynę Budzińską-Tylicką, dr. Leona Wernica, Antoniego Wysłoucha. Dodatkowo w piśmie pojawiały się liczne przedruki prac takich autorów jak: dr A. Axer, Paul Good, dr August Forel12. W 1905 r. redakcja pisma znajdowała się w Krakowie, natomiast od stycznia 1907 r. wydawnictwo w Królestwie Polskim w drugiej połowie XIX w.), [w:] XVI Powszechny Zjazd Historyków Polskich. Wrocław 15-18 września 1999 roku; I . Z a j ą c, Problem prostytucji na ziemiach polskich w świetle prasy lekarskiej z lat 1890-1914, [w:] Oczekiwania kobiet i wobec kobiet. Stereotypy i wzorce kobiecości w kulturze europejskiej i amerykańskiej, red. B . P ł o n k a- S y r o k a, J . R a d z i s z e w s k a , A . S z l a g o w s k a , Warszawa 2007. 6 „Czystość” 1905, nr 1, s. 1. 7 K . S i e r a k o w s k a, „Nowe Słowo” – trybuna emancypantek polskich, [w:] Działaczki społeczne, feministki, obywatelki... Samoorganizowanie się kobiet na ziemiach polskich do 1918 roku (na tle porównawczym), red. A . J a n i a kJ a s i ń s k a, K . S i e r a k o w s k a, A . S z w a r c, Warszawa 2008, s. 69-79 8 P . G o ł d y n, Troska o wychowanie moralne w czasopiśmie „Czystość” 1905- 1910, [w:] Czasopiśmiennictwo XIX i początków XX wieku jako źródło do historii edukacji, red. I . M i c h a l s k a i G . M i c h a l s k i , Łódź 2010. 9 P . G o ł d y n, op. cit., s. 137. 10 O . B u j w i d, Osamotnienie. Pamiętniki z lat 1932-1942, Kraków 1990, s. 121. 11 M . G a w i n, op. cit., s. 66. 12 Vide: Ibidem, s. 66-69. 300 przeniesione zostało do Warszawy. Redaktorem naczelnym pozostawał nadal A. Wróblewski. Od tego czasu pismo było wydawane zarówno w Krakowie, jak i Warszawie13. „Czystość” ukazywała się jako organ Towarzystwa Abolicjonistyczngo14 i Towarzystwa Ethos15. Według Magdaleny Gawin „Czystość” była ośrodkiem rozwijającego się na ziemiach polskich ruchu eugenicznego16, który za cel postawił sobie stworzenie idealnego społeczeństwa poprzez eliminację ludzi chorych, mało inteligentnych. Argumenty przemawiające za tą tezą znaleźć można chociażby w założeniach programowych pisma, które popierało ideę czystości fizycznej i duchowej, walczyło o „nową moralność”, budowę udoskonalonego społeczeństwa, ostro sprzeciwiało się chorobom społecznym, pod pojęciem których rozumiano wówczas alkoholizm, prostytucję, ale także onanizm. Wydaje się więc zasadna teza Gawin, która nazwała pismo „preeugenicznym”17. Publicyści „Czystości” byli wyrazicielami abolicjonistycznego18 podejścia do prostytucji, które to od końca XIX w. rozprzestrzeniało się z Anglii na całą Europę. Celem abolicjonistów nie było przeciwstawianie się samej prostytucji, lecz jej przyczynom i skutkom19. Prostytucja była dla nich chorobą społeczną, którą należało zwalczać poprzez zmianę relacji społecznych w taki sposób, by nie miała racji bytu. Zależało im w związku z tym także na głębszej zmianie – w mentalności społecznej, na wydobyciu na światło dzienne hipokryzji, według której mężczyznom przyzwalano właściwie, choć nie wprost, na korzystanie z usług prostytutek, natomiast kobietom, z usług których ci mężczyźni korzystali odmawiano, jakiegokolwiek zrozumienia, bezwzględnie piętnując je jako przykłady demoralizacji i upadku moralnego. Nie brano w ogóle pod uwagę, że w wielu przypadkach kobiety znajdowały się w takiej sytuacji nie z własnej woli, będąc zmuszone sytuacją społeczną, rodzinną, finansową. Całe odium niezadowolenia i oburzenia spadało tylko na kobiety, nie na mężczyzn. Co więcej, mężczyzna w powszechnym mniemaniu miał jak najbardziej prawo w ten sposób zaspokajać swoje potrzeby seksualne, natomiast kobietom odmawiano w ogóle prawa do przejawiania własnej seksualności. Bardzo mocno publicyści „Czystości” akcentowali potrzebę zniesienia owej „podwójnej moralności”. Według nich równouprawnienie kobiet i mężczyzn byłoby wstępem do dalszej pracy resocjalizacyjnej, mającej na celu zwalczanie prostytucji. Abolicjonizm kładł głównie nacisk „Czystość” 1907, nr 1, s. 1. Towarzystwo Abolicjonistyczne – założone w 1905 r. w Krakowie. Zwane inaczej Towarzystwem Czystości Obyczajów. Powstało przy współudziale publicystów „Czystości”. Towarzystwo walczyło z chorobami wenerycznymi i prostytucją. Całkowicie złożone z abolicjonistów. W jego skład wchodzili m.in: Iza Moszczyńska, Zofia Daszyńska-Golińska, Justyna Budzińska-Tylicka, Kazimiera Bujwidowa, Augustyn Wróblewski. – M. G a w i n, op. cit., s. 83 i 84. 15 Towarzystwo Ethos – założone ok. 1905 r., jako filia szwajcarskiego związku o tej samej nazwie. Cele towarzystwa to: odnowa moralna wśród młodzieży akademickiej, aktywne zwalczanie prostytucji, nierządu i pornografii. – Ibidem, s. 84. 16 Ibidem, s. 65. 17 Ibidem, s. 12. 18 Ruch abolicjonistyczny zapoczątkowała Józefina Butler, działająca w Anglii na rzecz zniesienia reglamentacji prostytucji. Za przykład i wzór do naśladowania stawiano jej wieloletnie zaangażowanie, polegające na organizowaniu protestów, wieców, wysyłaniu petycji do parlamentu. Butler odniosła sukces, gdy w 1886 r. parlament angielski zniósł system reglamentacji. Bardzo szybko hasła ruchu stały się znane w Europie. – „Czystość” 1905, nr 2, s. 10; W 1875 r. powołano do życia Międzynarodową Federację Abolicjonistyczną (FAI). – M. K o w a l c z y k-J a m n i c k a, op. cit., s. 35. 19 K. I m i e l i ń s k i, Manowce seksu. Prostytucja, Łódź 1990, s. 165. 13 14 301 na potrzebę niesienia pomocy potrzebującym prostytutkom20. Co bardzo ważne – ruch ten opowiadał się także za prowadzeniem szerokiej akcji wychowawczo – społecznej, mającej na celu uświadamianie młodzieży (zarówno chłopców, jak i dziewcząt) odnośnie seksualności, odpowiedzialności z nią związanej, możliwych jej konsekwencji, w tym np. chorób wenerycznych21. Abolicjoniści domagali się również zniesienia reglamentacji prostytucji, likwidacji domów publicznych i innych miejsc, w których uprawiano nierząd, a które akceptowane były przez władze państwowe22. Odrzucali regulaminy dotyczące nadzoru, jak i kontroli kobiet prostytuujących się, jako że według nich prostytucja była wolnym zajęciem, indywidualnym wyborem kobiety. Rewizje policyjne i lekarskie zaś traktowali jako naruszenie godności osobistej kobiet23. Co ważne, zakładali także, że nie tylko prostytutki powinny być poddawane badaniom lekarskim, lecz także ich klienci. Żądali ponadto kar dla sutenerów, stręczycieli, handlarzy żywym towarem24. Jak funkcjonował system reglamentacji, przeciwko któremu występowali abolicjoniści? Reglamentacja prostytucji została wprowadzona po raz pierwszy w życie za sprawą Napoleona Bonaparte. Miało to miejsce we Francji w 1802 r.25 Polegała na poddaniu prostytucji, ścisłej kontroli państwowej. Sprawowanie nadzoru policyjnego i lekarskiego miało na celu przede wszystkim zahamowanie rozszerzania się chorób wenerycznych. Oczywiście w pierwszej kolejności chodziło o dobrą kondycję zdrowotną żołnierzy. Aby nie zostali zarażeni, wydawano koncesje na otwieranie domów publicznych właśnie w pobliżu miejsc, gdzie stacjonowało wojsko26. Reglamentarzyści wychodzili z założenia, że jedynie zamknięcie nierządnic w domu publicznym, pozwalało na sprawowanie nad nimi pełnej kontroli, w tym zdrowotnej, higienicznej. Zwolennicy systemu reglamentacyjnego uważali, że prostytucja to zło konieczne, które należało tolerować, gdyż musiała ona istnieć z przyczyn naturalnych27. Stąd też prawne przyzwolenie na uprawianie koncesjonowanego nierządu, na istnienie domów publicznych i domów schadzek, specjalnie wyznaczonych dzielnic w przestrzeni miejskiej, gdzie można było swobodnie czerpać z uroków życia28. Władze państwowe zajmowały się odnotowywaniem kobiet trudniących się nierządem. Po dokonaniu rejestracji, prostytutki były wyposażane w „czarne książeczki”29. Każda zmiana Ibidem, s. 165-166. M. K o w a l c z y k - J a m n i c k a, op. cit., s. 34. 22 Bardzo często łazienki w dużych miastach były lupanarami, przykładem były te koło Hotelu Krakowskiego w Krakowie, gdzie schodziły się nieletnie prostytutki. – „Czystość” 1906, nr 6, s. 70. 23 I . Z a j ą c, op. cit., s. 33. 24 Proceder handlu dziewczętami był ściśle związany z prostytucją przymusową i dotyczył, jak pisano na łamach analizowanego pisma, zarówno Galicji, jak i Królestwa. Przeczytać można, iż na Kongresie w Bremie dotyczącym handlu żywym towarem stwierdzono, że proceder ten kwitł głównie w Galicji. W jednym z numerów pisma podano zaś informację o tym, że Lwów i Budapeszt to najbardziej rozpustne miasta na świecie. – „Czystość” 1906, nr 7, s. 94; W innym miejscu pisano w „Czystości”, że Do morskich domów rozpusty wywożą corocznie z Królestwa około 10,000 dziewcząt. – „Czystość” 1907, nr 6, s. 89; zauważano także, iż Często bywają sprzedawane i rozmaitemi chytrościami znęcane dziewczęta do lupanarów krajowych i zagranicznych. To handel dziewczętami, jeden z objawów prostytucji. – „Czystość” 1907, nr 14/15/16, s. 7-8. 25 M . K o w a l c z y k-J a m n i c k a, op. cit., s. 31. 26 Lupanary żołnierskie miały chronić żołnierzy w koszarach przed chorobami wenerycznymi, potwierdzając tym samym fakt, że reglamentacja w Europie została wprowadzona rzekomo na potrzeby wojska. – „Czystość” 1905, nr 6, s. 55. 27 M . K o w a l c z y k-J a m n i c k a, op. cit., s. 36. 28 H . S i e m i e ń s k a, Stan walki z nierządem, Warszawa 1933, s. 4. 29 M . S i k o r s k a-K o w a l s k a, Wizerunek kobiety łódzkiej przełomu XIX i XX wieku, Łódź 2001, s. 61. 20 21 302 miejsca ich pobytu musiała być zarejestrowana, a policja tych miejscowości, do których udawała się prostytutka, powiadomiona o jej podróży30. Policja śledziła i wyszukiwała kobiety, które uprawiały nierząd nielegalnie, poza wyznaczonymi miejscami31. Do zadań policji należało też pilnowanie, by zarejestrowane, a także podejrzane o prostytuowanie się kobiety stawiły się na badania. Wykonywane one były przez lekarzy, częściej nawet felczerów, dwa razy w tygodniu32. W przypadku, gdy wykryto chorobę, kobiety musiały poddawać się przymusowej hospitalizacji. Warto zwrócić uwagę na fakt, że nawet kontrole lekarskie nie zapewniały tak naprawdę stuprocentowej gwarancji braku choroby, a w wielu przypadkach, jak można wnosić z literatury, na niewiele się zdawały33. Ponadto niełatwo było kontrolować nierząd nielegalny, który zwiększał się na skutek częstych migracji34 i niechęci prostytutek do systemu reglamentacji. Wszędzie, gdzie istniała reglamentacja, normalnym zjawiskiem była też prostytucja nielegalna, która podlegała represjom i karom ze strony państwa35. Łapówkarstwo – tak charakterystyczna cecha carskiego systemu – również wpływało ujemnie na skuteczność reglamentacji. Z drugiej strony zdarzało się, że to właśnie rygor nadzoru policyjnego odstraszał prostytutki od leczenia się, co zwiększało jeszcze bardziej tajny nierząd. Leon Wernic sugerował wręcz, że prostytutki szukając ucieczki przed policją oddawały się wprost w ręce sutenerów, z którego to powodu liczba niekoncesjonowanych nierządnic wzrastała36. Publicyści „Czystości” niechętni reglamentacji, patrzyli na prostytucję jako na pochodną wielu czynników. Na podstawie informacji zawartych na łamach pisma, przyczyny prostytuowania się kobiet można podzielić na: społeczne, do których zaliczyłam: wychowywanie się w rodzinie patologicznej (dysfunkcyjnej) – np.: alkoholowej, niepełnej, brak opieki (wsparcia) ze strony rodziny, braki w wykształceniu, działalność stręczycieli i handlarzy żywym towarem; ekonomiczne: ubóstwo, brak środków do życia, niskie zarobki zmuszające kobiety do zarabiania ciałem, wykorzystywanie złej sytuacji finansowej pracownic przez ich pracodawców – molestowanie seksualne w pracy; i inne: rozwiązłość seksualna (mężczyzn, kobiet), uwiedzenie i gwałt37. Ze szczegółowej analizy artykułów publikowanych na łamach „Czystości” wnioskować można, że wyżej wymienione przyczyny prostytuowania się kobiet pozostawały we wzajemnej ścisłej zależności. Tworzyły J . S i k o r s k a-K u l e s z a, Zło tolerowane..., s. 81. Do grona podejrzanych zaliczano służące, szwaczki, robotnice, a także kobiety z marginesu społecznego – żebraczki, bezdomne, bezrobotne, takie, które przyjmowały w domach mężczyzn, późno wracały do mieszkań lub wcale. Poza tym, że podejrzane o uprawianie prostytucji także musiały przechodzić comiesięczne kontrole lekarskie, a także podlegały badaniom przed przyjęciem ich do pracy. Policja mogła je aresztować pod zarzutem uprawiania nielegalnego nierządu i roznoszenia chorób wenerycznych. M . S i k o r s k a-K o w a l s k a, Wizerunek kobiety…, s. 64. 32 „Czystość” 1907, nr 14/15/16, s. 20; O miejscach, w których przeprowadzano badania lekarskie i metodach ich wykonywania. – I . Z a j ą c, op. cit., s. 35-36. 33 Np.: w latach 1882-1890 w warszawskich domach publicznych pracowało 71,8% kobiet chorych wenerycznie, mimo sprawowanej kontroli lekarskiej. – L . W e r n i c, Walka chorobami wenerycznymi i nierządem, Łódź 1917, s. 121. 34 M . B a c z k o w s k i, op. cit., s. 606. 35 M . K o w a l c z y k-Jamnicka, op. cit., s. 31. 36 „Czystość” 1906, nr 6, s. 77-78. 37 Inna klasyfikacja zaproponowała została w pracy Siemieńskiej: przyczyny stałe-patrz: wymienione przeze mnie w tekście głównym, okresowe – związane z wojną, kryzysem ekonomicznym i towarzyszącym mu bezrobociem, a także lokalne – zależne od specyfiki kraju. – H . S i e m i e ń s k a, op. cit., s. 1-2. 30 31 303 „nierozerwalny łańcuch”, który z czasem oplatał kobietę, nie dając jej możliwości wyboru innej drogi życiowej, niż nierząd. Jednym z ważnych problemów podejmowanych w „Czystości” była sprawa wieku prostytuujących się kobiet, a właściwie młodych dziewcząt. Według badań Jolanty Sikorskiej-Kuleszy, największa liczba kobiet rozpoczynających przygodę z prostytucją, to dziewczęta w wieku 15-19 lat38. Nierzadkim przypadkiem było prostytuowanie się jeszcze młodszych dziewczynek39. Zdaje się, że tak bardzo wczesne sprzedawanie ciała za pieniądze, można tłumaczyć przede wszystkim ich złą sytuacją rodzinną. Szczególnie ważny głos w sprawie prostytucji nieletnich kobiet, zabrał na łamach „Czystości” J. Gawroński40. W swoim artykule przedstawił przyczyny prostytuowania się dziewczynek mających mniej niż 16 lat. Otóż najwięcej spośród nich, jak pisał Gawroński, nie miało zapewnionej żadnej opieki. Wychowywały się w rodzinach niepełnych lub sierocińcach41. Padały ofiarą nadużyć seksualnych ze strony ojców, ojczymów, wujków, dziadków lub sublokatorów. Gawroński podawał także przykłady dziewczynek, zmuszanych do uprawiania sprzedajnej miłości tak przez matki, jak i innych członków rodziny. Był to sposób zarabiania pieniędzy na potrzeby całej rodziny. Niektóre z nieletnich prostytutek to dziewczynki, które zostały wypędzone z domu przez macochy lub nawet sprzedane przez nie do domu publicznego. Z artykułu Gawrońskiego wnioskować można, że nieletnie prostytutki najczęściej zdane były tylko na siebie. Nie mogły liczyć na żadne wsparcie materialne czy psychologiczne ze strony rodziny. Jak podawała „Czystość” to właśnie Nędza i brak najelementarniejszych warunków normalnej opieki, brud, nałóg, alkohol, zwyrodnienie, niedbalstwo rodziców, powodowały, że dziewczynki pozbawione wzorców moralnych schodziły na złą drogę42. W dużej mierze do wynaturzeń dochodziło w rodzinach, w których nadużywano alkoholu43. Te rodziny najczęściej dotknięte były także bezrobociem i nie mogły zapewnić dzieciom odpowiedniego wychowania, warunków do rozwoju, nie wspominając o wykształceniu44. Zły przykład dawany przez rodziców alkoholików, w których domach szerzyły się „brud, wyuzdanie, deprawacja”45, choroby weneryczne, nie sprzyjał wychowaniu w moralności46. Częstokroć zupełny brak zainteresowania ze strony opiekunów, skazywał dziewczynki na niebezpieczeństwo i konieczność samodzielnego zapewnienia sobie środków do życia, co często kończyło się tragedią47. Dane dla Królestwa Polskiego z roku 1889. Vide: J . S i k o r s k a-K u l e s z a, op. cit., s. 278. Np.: w Łodzi aż 6-8% nierządnic to prostytutki poniżej 16 roku życia. – B . M a r g u l i e s, Prostytucya w Łodzi, „Zdrowie” 1906, t. VI, z. 8, s. 541; vide: M . P i e s t r z e n i e w i c z, Rozrywka łodzian na przełomie XIX i XX wieku, Łódź 2010, s. 22; vide: I . Z a j ą c, op. cit., s. 45. 40 J . G a w r o ń s k i, W sprawie ratowania dzieci od prostytucji, „Czystość” 1907, nr 7, s. 100-107. 41 Ibidem; według „Czystości” nieletnie prostytutki Były to istoty pchnięte na drogę upadku smutnemi okolicznościami życia: nędzą, sieroctwem, opuszczeniem. To po większej części młodziuchne dziewczęta, które nie nauczyły się jeszcze rozróżniać dobra od zła, a już je złem tylko otoczono – „Czystość” 1907, nr 8, s. 116-119. 42 J . G a w r o ń s k i, op. cit., s. 100. 43 „Czystość” 1905, nr 4, s. 34. 44 Duszne poddasza i ciemne sutereny, natłoczone proletariatem: rodzinami i ich dziatwą, kawalerami, dziewczętami i starcami są najpodatniejszym środowiskiem dla podobnych przesądów i nadużyć. – „Czystość” 1907, nr 7, s. 101; vide: W . K i r c h n e r, Walka z nędzą na Bałutach przedmieściu Łodzi, Łódź 1901, s. 29-30; M . S i k o r s k aK o w a l s k a, Wizerunek kobiety…, s. 60. 45 „Czystość” 1907, nr 14/15/16, s. 24. 46 vide: R . L a n g e r, Problemy społeczne Królestwa Polskiego w czasopiśmiennictwie lekarskim końca XIX w. (18701900), Łódź 1964, s. 70, (Mps pracy mgr w zbiorach WiMBP w Łodzi). 47 „Czystość” 1907, nr 14/15/16, s. 15. 38 39 304 Prostytutki w większości nie posiadały żadnego wykształcenia, nie było wokół nich nikogo, kto by o to zadbał. Według badań J. Sikorskiej-Kuleszy w Królestwie Polskim, aż 1608 prostytutek to analfabetki, zaledwie 201 miało do czynienia z edukacją48. Pewnym wyjątkiem był Kraków, gdzie prostytutki wcale nie zaliczały się do grupy najgorzej wyedukowanej w społeczeństwie. Michał Baczkowski sugerował, że w tym mieście stopień wykształcenia był stosunkowo wysoki, a nawet lepszy niż stopień wykształcenia mężczyzn w podobnym przedziale wiekowym. Statystyki te uległy pogorszeniu na początku XX w., czego przyczyną było przybywanie za pracą kobiet z małych miasteczek i wsi, zazwyczaj zapóźnionych pod względem cywilizacyjnym49. Podkreślam, że Kraków stanowił wyjątek na ziemiach polskich. Brak wykształcenia i podstawowych umiejętności – takich jak czytanie i pisanie – przyczyniały się do tego, że opisywane kobiety nie mogły znaleźć pracy. Peregrynując ze wsi do miast w poszukiwaniu lepszego bytu i w nadziei na zarobienie sporej ilości pieniędzy, stawały się potencjalnymi ofiarami handlarzy żywym towarem i stręczycieli50. Najczęściej udawało się „złowić” w dobrze zorganizowaną „sieć” takie dziewczyny, które nie miały żadnych krewnych w miejscu, do którego przybywały51. Zagubione i często bardzo naiwne, nie znające realiów życia łatwo dawały się skusić na opowieści o możliwości dużego zarobku czy też na propozycje matrymonialne52. Oczywiście nie wszystkie kobiety przyjeżdżające za pracą ze wsi do większych miast, od razu zostawały prostytutkami. Według badań naukowych, właściwie dotyczyło to jedynie 1/4 przybyłych53. Wiele spośród tych kobiet, którym udało się znaleźć jakąś pracę, szybko ją traciło, chorowało lub też wpadło w tzw. złe towarzystwo. Prostytucja była natomiast ostatnim etapem ich upadku. W większości przypadków nadzieja na zarobienie dużej ilości pieniędzy i powrót na wieś do rodziny, szybko okazywała się płonna. Jedną z przyczyn popadania w prostytucję, najczęściej nielegalną, była chęć uzupełnienia skromnego budżetu. Dotyczyło to przede wszystkim kobiet pracujących jako: chałupniczki, bony, a najczęściej służące, których to pensje były zdecydowanie najniższe. Kobiety te często dorabiały prostytuowaniem się, zasilając szeregi potajemnej prostytucji54. W podobnej sytuacji znajdowały się nieraz i robotnice, mimo że zarabiały lepiej od nich. Ciężka, często ponad ich siły praca fizyczna była powodem, dla którego szukały czasem możliwości łatwiejszego życia wybierając drogę nierządu, ale nie były to powszechne przypadki55. Z pracą zarobkową wiązała się kolejna przyczyna prostytucji. Mianowicie – kobiety pracujące narażone były na zaczepki oraz bardzo często – molestowanie seksualne przez 48 W . C h o d e c k i, Co pcha służące w objęcia prostytucyi, „Zdrowie” 1906, t. VI, z. 8, s. 564; J. S i k o r s k a K u l e s z a, Miasto – przestrzeń niebezpieczna…, s. 346; E a d e m, Zło tolerowane..., s. 282. 49 M . B a c z k o w s k i, op. cit., s. 603. 50 J . S i k o r s k a-K u l e s z a, Zło tolerowane, s. 284. 51 Setki, tysiące, nawet z nie własnej winy, wciągnięte w sieci rajfurów osadzone w pensjonatach-więzieniach, służyły do nasycania żądzy naszej młodzieży „Czystość” 1905, nr 3, s. 22; W 142 numerze pisma „Rozwój” z 1907 r. na stronie 4 znajdziemy opisany przypadek 16-latki, która zaginęła i dopiero po czasie okazało się, że padła ofiarą stręczycieli. Została sprzedana do domu publicznego. Matka odzyskała córkę dopiero po zapłaceniu za nią „okupu”. 52 M . P i e s t r z e n i e w i c z, op. cit., s. 21; I . Z a j ą c, op. cit., s. 48. 53 J . S i k o r s k a-K u l e s z a, Zło tolerowane..., s. 289. 54 M . P i e s t r z e n i e w i c z, op. cit., s. 22. 55 M . B a c z k o w s k i, op. cit., s. 605; vide: M . S i k o r s k a-K o w a l s k a, op. cit., s. 64; [...] robotnice fabryczne stanowiły tu tylko 3% zawodowych prostytutek – J . S i k o r s k a-K u l e s z a, Zło tolerowane..., s. 294. 305 pracodawców56. W szczególnie trudnej sytuacji znajdowały się kobiety podejmujące zawód służącej, który to w oczach ówczesnego społeczeństwa nie cieszył się uznaniem57. Osoby, które go wykonywały uważano za zdemoralizowane. Często jeden krok dzielił służącą od bycia zepchniętą na margines społeczeństwa. Według badań Jolanty Sikorskiej – Kuleszy, 1071 prostytutek z ogólnej liczby 2018 w 1889 r. wywodziło się z byłych służących58. Traktowano je jako naznaczone piętnem prostytucji, szczególnie podejrzane, poza robotnicami i szwaczkami, o niemoralne prowadzenie się. Niejako potwierdzeniem tych sądów był fakt, że to właśnie one rodziły najwięcej nieślubnych dzieci, dla przykładu – w 1906 r. w Łodzi, na 144 rodzące, 87 to służące59. „Czystość” starała się brać służące w obronę, pokazując, że przemożny wpływ na ich demoralizację miały warunki, w jakich przyszło im żyć i pracować. Fakt, że najwięcej prostytutek rekrutowało się z byłych służących tłumaczono tym, że służąca jest niewolnicą przez cały dzień, ma duszę podległą, uzależnioną i to całkowite poczucie zależności od panów, u których służy, zniewala ją do uległości wobec płciowych pożądań tychże60. Publicyści „Czystości” przyczyn takiej ległej postawy kobiet doszukiwali się między innymi w sposobie ich traktowania w rodzinach od najwcześniejszych lat rozwoju. W jednym z tekstów przeczytać można takie oto spostrzeżenie: Czyż niejeden dom rodzinny, to właśnie lecznicze wnętrze, nie było widownią zabijania w młodej dziewczynie, słudze lub bonie, jej uczuć ludzkich, wstydu, czyż dla kawałka chleba nie służyła panu i paniczom, ojcu i synom jako wygodny sprzęt codziennego użytku?61. Cytat ten świadczy także dobitnie o przedmiotowym traktowaniu ówczesnych kobiet i zabijaniu ich poczucia własnej wartości, autonomii osobistej, już od najmłodszych lat i to w otoczeniu najbliższych ludzi, w rodzinie. Taki „grunt” sprawiał, że łatwo potem popadały w zależność, psychiczną i fizyczną, od swoich pracodawców. Kobiety – służące w bardzo wielu przypadkach zmuszone były godzić się na takie poniżające traktowanie, ponieważ najczęściej nie miały innej możliwości zarabiania na życie. Zmuszane przez panów do współżycia, godziły się ze swym tragicznym położeniem w obawie przed wyrzuceniem z pracy i przed utratą jakichkolwiek środków utrzymania62. Zaznaczyć wypada jednak, że współżycie z panem domu, także nie dawało gwarancji utrzymania się na posadzie. W momencie, gdy kobieta zachodziła w ciążę, najczęściej była wyrzucana z domu, w którym pracowała. W dodatku otrzymywała złe referencje, co stawiało ją w naprawdę trudnym położeniu. Do tak złej sytuacji wykorzystywanych służących przyczyniały się niestety inne kobiety, panie domów. Nie świadczyło to dobrze o solidarności z przedstawicielkami tej samej płci, o zrozumieniu ich tragicznego często 56 Narażone na możliwość napastowania seksualnego przez przełożonych, majstrów i fabrykantów były także robotnice. – „Czystość” 1905, nr 10, s. 110; „Czystość” 1907, nr 12, s. 185; M . S i k o r s k aK o w a l s k a, Emancypacja społeczna i zawodowa robotnic łódzkich przełomu XIX i XX w., [w:] Studia z Historii Społeczno – Gospodarczej XIX i XX wieku, t. I, red. W . P u ś , Łódź 2003, s. 103-105. 57 M . P i o t r o w s k a-M a r c h e w a, „Trzech masz wrogów, którzy czyhają na zabicie twej duszy...”. Zagrożenie moralne w ujęciu polskich poradników i prasy dla służby domowej na przełomie XIX i XX wieku, [w:] Kobieta i rewolucja obyczajowa. Społeczno – kulturowe aspekty seksualności. Wiek XIX i XX, red. A . Ż a r n o w s k a i A . S z w a r c , t. IX, Warszawa 2006, s. 247-263. 58 J . S i k o r s k a-K u l e s z a Zło tolerowane..., s. 289. 59 M . S i k o r s k a-K o w a l s k a, W „nowoczesnej niewoli”. Służba domowa na przełomie XIX i XX wieku, [w:] Studia z Historii Społeczno – Gospodarczej XIX i XX wieku, t. II, red. W. P u ś, Łódź 2004, s. 30-31. 60 „Czystość” 1907, nr 14/15/16, s. 15. 61 „Czystość” 1907, nr 12, s. 184; Na drogę upadku spycha zwykle pan, władca, przełożony, właściciel domu, gospodarz, fabrykant – „Czystość” 1907, nr 14/15/16, s. 9. 62 „Czystość” 1905, nr 2, s. 12. 306 położenia. Za cenę utrzymania dobrej, choć przecież fałszywej, reputacji w społeczeństwie, panie domu gotowe były przymykać oko i lekceważyć mężowskie „zbrodnie”. Najlepiej problem ten oddaje następujący fragment: [...] niesumienna i lekkomyślna pani wpisuje służącej przez zemstę złe świadectwo i pozbawia ją możności szukania uczciwego kawałka chleba. Nadto służąca, mająca 3 złe świadectwa, zostaje wydaloną z Warszawy do miejsca urodzenia63. Według publicystów analizowanego pisma takie kobiety trafiały potem często do lupanarów64. Nikt nie chciał przecież zatrudnić służącej ze złymi referencjami, a tym bardziej z małym dzieckiem. Na tym polegał tragizm ówczesnych kobiet, które łatwo w ten sposób mogły dostać się na samo dno życiowego piekła. Na łamach „Czystości” podkreślano również, że bardzo dużo prostytutek rekrutowało się spośród wcześniej uwiedzionych kobiet65. Wykorzystując łatwowierność i niezaspokojoną potrzebę miłości (wyniesioną z rodzinnego domu), mężczyźni uwodzili „niewinne istoty”, niedoświadczone młode dziewczęta i łudzili je licznymi obietnicami, których nie zamierzali spełniać66. Łaknące miłości kobiety wierzyły w dobre intencje uwodzicieli oraz ich zapewnienia o głębokim i szczerym uczuciu. „Czystość” wielokrotnie, ku przestrodze, przywoływała na swoich łamach historie nieszczęśliwych kobiet, które zostawały popchnięte często do czynów wstrętnych […] przez pierwszego mężczyznę, którego może naprawdę pokochały, a który pobawił się, uwiódł i pchnął do przepaści67. Chodziło o przykłady dziewcząt, które po daniu fizycznego dowodu miłości, zachodziły w ciążę i były brutalnie porzucane przez uwodzicieli68. Następną przyczyną prostytuowania się kobiet, zauważaną na łamach „Czystości” była sytuacja społeczno-prawna, w jakiej znajdowały się ówczesne kobiety. Jak zauważyła w swoich badaniach Iwona Zając, kobiety dziewiętnastowieczne znajdowały się w gorszej sytuacji prawnej, bowiem „Kodeks Napoleona faworyzował mężczyznę, nie pozwalał na ustalenie ojcostwa, nie karał uwiedzenia, a właśnie z grupy kobiet uwiedzionych często rekrutowały się prostytutki”69. System prawny sprzyjał przedmiotowemu traktowaniu kobiet, był dobitnym potwierdzeniem ich „upośledzenia” w społeczeństwie70. Panujące w XIX w, patriarchalne stosunki i sposób wychowywania mężczyzn na „panów i władców”, powodowały jeszcze inne problemy. Otóż część ówczesnych publicystów twierdziła, że zawierane wówczas małżeństwa to także odmiana prostytucji. Kobiety zostawały żonami nie z miłości i chęci bycia partnerką swego mężczyzny, lecz z konieczności materialnej. Zwróciła na to uwagę w swoich rozważaniach Maria Turzyma. Stwierdziła, że tysiące kobiet są utrzymywane przez mężczyzn, którzy korzystają z ich ciała71. Sugerowała tym samym, że niejednokrotnie to żony pozostawały zwykłymi W . C h o d e c k i, op. cit., s. 565. „Czystość” 1905, nr 5, s. 46. 65 „Czystość” 1905, nr 2, s. 11. 66 Iza Moszczeńska stwierdziła, że przyczyną jest nie tylko rozpusta mężczyzn, ale też nędza i złe stosunki wychowawcze, a również i zły stosunek wyższych warstw społecznych do niższych. Wszak prostytutki rekrutują się po większej części ze sług. Prąd zgnilizny moralnej spływa z góry – „Czystość” 1905, nr 10, s. 106; „Czystość” 1906, nr 7, s. 89. 67 „Czystość” 1907, nr 7, s. 107-109. 68 „Czystość” 1905, nr 2, s. 11; „Czystość” 1905, nr 4, s. 26-30; „Czystość” 1906, nr 18, s. 281-284; „Czystość” 1907, nr 1, s. 1-4; „Czystość” 1907, nr 12, s. 184. 69 I . Z a j ą c, op. cit., s. 49. 70 Według dra Augustyna Wróblewskiego głównymi przyczynami prostytucji były nędza i położenie, wedle którego kobieta była pozbawiona „samodzielności woli”. – „Czystość” 1907, nr 14/15/16, s. 10. 71 „Czystość” 1905, nr 10, s. 110. 63 64 307 utrzymankami mężów72. Podobnego zdania był Stanisław Szanter, który napisał: każda kobieta patriarchalna wchodziła w stosunki płciowe z mężczyzną nie tylko dla celów rozkoszy, ale p r z e d e w s z y s t k i m dla zabezpieczenia sobie bytu – i dlatego każda najuczciwsza żona była prostytutką swego męża. […] Prostytucja kończy się pod latarnią, ale zaczyna ma kobiercu ślubnym73. Mężczyźni w większości nie traktowali swoich żon jako równorzędnych sobie partnerek, a wszelkie ich długie okresy niezdolności i niechęci do prowadzenia życia seksualnego, w związku chociażby z okresem ciąży, skłaniały i niejako usprawiedliwiały męskie sposoby zaspokajania potrzeb w domach publicznych. Innym jeszcze powodem przyczyniającym się do szerzenia się prostytucji była szeroko rozpowszechniona pornografia74, pobudzająca męskie instynkty. Jak również upojenie alkoholowe, które sprzyjało zapomnieniu, rozluźnieniu, zrzuceniu „pęt” moralności. Pozwalało zapomnieć o trudnym położeniu materialnym, trudach dnia codziennego I zatracać się bez oporów w „zgniliźnie obyczajów”75. Alkohol znacznie ułatwiał kontakty, zarówno klientowi, jak i prostytutce. Warto zauważyć, że omawiane tu pismo nie wspominało o prostytutkach, które pochodziły z dobrych domów, a sytuację materialną swojej rodziny oceniały pozytywnie, a wiadomo, że i takie chciały realizować się w tym zawodzie76. Czy chodziło jedynie o to, że „kusiły je błyskotki”, że kobiety takie cechowały się zamiłowaniem do zbytku, luksusu, pięknych strojów, sukni77, czy o to, że ta droga wydawała się im wygodniejsza, łatwiejsza, niż znalezienie uczciwej pracy? A może nie posiadały wykształcenia, które mogłoby zapewnić im godziwy byt? Może upatrywały w prostytucji szansę na szczęśliwe życie, co oczywiście szybko okazywało się „pozornym szczęściem”. Trudno jest znaleźć odpowiedzi na tak postawione pytania, właściwie związane ze sferą psychiki, emocji, z jednostkowym odbiorem rzeczywistości, z pojedynczymi, subiektywnymi wyborami. Źródła historyczne nie zawsze pozwalają na przeanalizowanie tychże czynników skłaniających poszczególne kobiety do nierządu. Próbując doszukać się motywacji skłaniających kobiety do prostytucji, Michał Baczkowski w swoich badaniach historycznych przeanalizował ankiety, jakie były przeprowadzane wśród krakowskich prostytutek podczas ich rejestrowania przez policję pod koniec XIX w. Kobiety wymieniały w nich następujące przyczyny zajmowania się nierządem: „nałóg”, „próżność”, „wstręt do pracy”, czy „brak zajęcia”. Według Baczkowskiego wyniki ankiet nie przedstawiały większej wartości dla badań nad przyczynami prostytucji, ponieważ nie prezentowały konkretnych informacji, nie pozwalały na ustalenia dotyczące pochodzenia społecznego, czy pierwotnego zawodu prostytutek7876. Można jednak dostrzec, że wymienione przez same kobiety przyczyny dają jednak jakieś wyobrażenie o ich mentalności, o zakorzenionych w nich samych przekonaniach na temat własnej pozycji życiowej. Są przejawem jakiejś ich autoświadomości. Mogą świadczyć także „Czystość”, 1907, nr 4, s. 60. Podobnego zdania był August Bebel, twierdzący, że małżeństwo i prostytucja – to dwie strony jednego medalu. – cyt. za: J. S i k o r s k a-K u l e s z a, Zło tolerowane..., s. 325; S. S z a n t e r, Socjologia kobiety, Warszawa 1948, s. 359. 74 A . S z w a r c, Spory o granice pornografii – XIX i początek XX wieku, [w:] Kobieta i rewolucja obyczajowa..., s. 228. 75 „Czystość” 1905, nr 11, s. 118-119. 76 J. S i k o r s k a-K u l e s z a, Zło tolerowane..., s. 286. 77 „Czystość” 1905, nr 4, s. 28; „Czystość” 1907, nr 5, s. 67-71. 78 M . B a c z k o w s k i, op. cit., s. 604. 72 73 308 o tym, że wobec braku możliwości podjęcia innej pracy, (czego powodem mógł być brak należytych kwalifikacji, czy też niechęci do pracy w ogóle), kobiety nieraz wybierały także tzw. proste rozwiązanie, sprzedając swoje ciało za pieniądze. Redaktor „Czystości” Augustyn Wróblewski także zauważał te przyczyny, nie wynikające wcale z trudnej, przymusowej sytuacji kobiety, a będące raczej jej wyborem życiowym, wynikiem podjętej decyzji. Pisał, że można jako przyczynę prostytucji […] uważać zamiłowanie do lekkiego życia, gałganków, strojów itp., niestosowność w stopie życiowej wymaganej i możebnej w danych warunkach79. Mogło to w pewnym sensie tłumaczyć powody, jakimi kierowały się kobiety, które umiały czytać i pisać, miały pełne rodziny, nie najgorsze położenie materialne, a które w końcu wybierały prostytucję, choć nie były do niej zmuszone. Jak wynika z analizy pisma „Czystość” można więc mówić o prostytucji z przymusu, ale i ze swego rodzaju „fanaberii”. Choć ten drugi powód należał jednak raczej do wyjątków. Główną bowiem przyczyną tegoż procederu, jak twierdził redaktor „Czystości” dr Augustyn Wróblewski, była bieda80. Na łamach „Czystości” wielokrotnie pojawiała się teza, że właśnie spośród najuboższych warstw rekrutowało się najwięcej kobiet upadłych. Jak przekonywali publicyści pisma: „prostytucya jest w pierwszym rzędzie wynikiem warunków ekonomicznych, statystyka pokazuje, że prawie wszystkie prostytutki weszły na tą drogę z nędzy”81. Uważano, że należy dążyć do polepszenia bytu codziennego, socjalnej pozycji kobiet, bowiem „dopóki będą trwały nędza i wyzysk, dopóty też nieodłączna ich towarzyszka prostytucya grasować musi”82. Niechybnie to właśnie głód, potrafiący doprowadzić do obłędu, znajdował się na ostatnim miejscu przed ostateczną degrengoladą społeczno – moralną tychże kobiet, czyli prostytuowaniem się. I właśnie fakt, że nie potrafiły utrzymać się za pomocą innych metod, że nie miały pieniędzy na pożywienie, powodował, że wychodziły na ulice i sprzedawały to, co jedynie na własność posiadały, co im jedynie pozostało – ciało. Często sytuacje były o wiele bardziej skomplikowane, gdy kobiety zmuszone były zarabiać ciałem nie tylko na utrzymanie swoje, ale także na chleb dla dzieci83. W „Czystości” pojawiały się artykuły potępiające mizoginistyczne teorie na temat pochodzenia prostytutek. Teorie te miały wykazać, że kobiety stawały się prostytutkami z powodu wrodzonych skłonności, specyficznych cech antropologicznych84. Kazimierz Imieliński w swojej pracy podał jako przykład twórcy owych idei filozofa niemieckiego i mizoginistę Otto Weiningera. Jego poglądy na temat kobiet były czarno-białe, skrajne. Dzielił on generalnie kobiety na „idealne matki” albo „zdecydowane dziwki”85. Publicyści „Czystości” odcinali się także od poglądów włoskiego psychiatry Cesare Lombroso, który wytworzył pojęcie o kobiecie „jako mającej naturę zbrodniarki i prostytutki”. Tę niesprawiedliwą i opresyjną wobec kobiet teorię napiętnowała na Zjeździe Kobiet w 1905 r. Maria Turzyma86. Według Lombroso bowiem, kobiety rodziły się „Czystość” 1907, nr 14/15/16, s. 22. Ibidem, s. 8. 81 „Czystość” 1905, nr 10, s. 110. 82 „Czystość” 1905, nr 6, s. 52-54. 83 Jak zaznaczał dr Augustyn Wróblewski: Nie wszystkie są pozbawione tkliwości uczuć rodzinnych, gdyż sprzedażą ciała swego zarabiają na chleb dla dzieci – „Czystość”,1907, nr 14/15/16, s. 10; E . R o s s e t, Prostytucja i choroby weneryczne w Łodzi, Łódź 1931, s. 13. 84 K . I m i e l i ń s k i , op. cit., s. 111. 85 Ibidem, s. 112. 86 „Czystość” 1905, nr 10, s. 108. 79 80 309 z cechami charakterystycznymi dla prostytutek, od dzieciństwa lubowały się w złu, amoralności. Dodatkowo wyróżniały się specyficznym wyglądem, np.: dziwnym uzębieniem, rozdwojonym kciukiem, nadmiernym owłosieniem, czy asymetrią twarzy87. Niechęć abolicjonistów, w tym osób związanych z „Czystością”, do teorii o kobiecie jako „urodzonej prostytutce” zdawała się oczywista, wobec faktu, że teorie te winą obarczały kobietę, nie zauważając innych czynników zmuszających ją do zejścia na złą drogę. Podsumowując, z analizy artykułów zawartych w „Czystości” wynika, że publicyści pisma zauważali szerokie podłoże uwarunkowań prostytucji. Upadek kobiety opisywano zazwyczaj jako proces stopniowy. Poszczególne przyczyny łączyły się z kolejnymi, co sprawiało, że kobiety znajdowały się w sytuacji bez wyjścia i zmuszone były do zejścia w „otchłań prostytucji”. Publicyści „Czystości” szukali przyczyn prostytucji zarówno w samych kobietach, jak i w mężczyznach oraz ich podejściu do seksualności. Co istotne, znajdowali także przyczyny nierządu w stosunkach społecznych, małżeńskich oraz rodzinnych; w czynnikach wpływających na rozbudzenie męskich żądz – alkoholu I pornografii. Takie spojrzenie na prostytucję, jako pochodną wielu złożonych przyczyn, było charakterystyczne dla abolicjonistów, którzy nie zrzucali winy za prostytuowanie się wyłącznie na kobietę88. Wręcz przeciwnie – można mieć wrażenie, że często starano się ją ukazywać jako ofiarę mężczyzny, by pokazać całą hipokryzję ówczesnych relacji społecznych. Szczegółowe opisywanie przyczyn prostytucji i wyszukiwanie ich na wszelkich możliwych płaszczyznach życia, umożliwiało publicystom „Czystości” prowadzenie akcji umoralniającej wśród młodzieży. Zrozumienie dla problemu i tragizmu sytuacji, w jakiej znajdowały się ówczesne prostytutki, sprzyjało walce z przyczynami procederu i umożliwiało niesienie pomocy tam, gdzie była ona niezbędna. Świadczyło także o dużej wrażliwości i postępowości ideowej publicystów analizowanego tu pisma. 87 88 Vide: K . I m i e l i ń s k i, op. cit., s. 119. J . S i k o r s k a-K u l e s z a, Prostytucja a program reformy..., s. 121. 310 Łukasz Cholewiński Akademia im. Jana Długosza w Częstochowie ŚMIERĆ I CEREMONIA POGRZEBOWA HETMANA WIELKIEGO KORONNEGO STANISŁAWA KONIECPOLSKIEGO W ŚWIETLE ,,PAMIĘTNIKÓW O KONIECPOLSKICH" I ,,DIARIUSZA” STANISŁAWA OŚWIĘCIMA Tematem niniejszego artykułu są okoliczności śmierci i ceremonia pogrzebowa Stanisława Koniecpolskiego w świetle Pamiętników o Koniecpolskich1, wydanych przez Stanisława Przyłęckiego we Lwowie w 1843 r. i Diariusza Stanisława Oświęcima2 umieszczonym w wydanym w 1907 r. XI tomie Scriptores Rerum Polonicarum. Temat ten w zasadzie nie był do tej pory poruszany. Krótką i bardzo suchą wzmiankę, opartą jedynie o relację S. Oświęcima, zamieścił w biografii hetmana Podhorodecki. Krótkie wzmianki pojawiały się u Bystronia czy Chrościckiego. Powyższy artykuł wnosi nowe informacje, oparte o dwa dotychczas nie wykorzystywane materiały źródłowe, Dyariusz pogrzebu Jaśnie Wielmożnego J.M.P. Stanisława na Koniecpolu Koniecpolskiego, kasztelana krakowskiego, hetmana wielkiego koronnego w Brodziech (Brodach) dnia 31.Aprilis ,Anno 1646 odprawionego. oraz Nadgrobek Stanisława Koniecpolskiego, kaszt. krak. i het. w. k. umieszczony w Pamiętnikach o Koniecpolskich. W zestawieniu tworzą one zwartą całość. Źródłem które zestawię dla porównania treści zawartych w Pamiętnikach... będzie obszerny fragment z Diariusza S. Oświęcima. Autor ów był dworzaninem hetmana, w latach 1643-1646 marszałkiem dworu Koniecpolskiego, a więc i uczestnikiem pogrzebu, na który przybył z Warszawy [był bowiem także dworzaninem Władysława IV]. Pytania na które postaram się znaleźć odpowiedzi dotyczą przede wszystkim przyczyny śmierci hetmana, oraz przebiegu pompa funebris, czyli ceremonii pogrzebowej. Szlacheckie czy magnackie pogrzeby w XVII w. musiały być okazałe. Ubranego w ozdobne szaty zmarłego wkładano do trumny, ustawianej na specjalnie przygotowanym castrum doloris, czyli katafalku. Jeżeli był szlachcicem w kościele, jeżeli natomiast magnatem w pałacowej kaplicy. Przy jego grobie oprócz najbliższych czuwali także duchowni oraz archimimus. Był to człowiek z wyglądu podobny do zmarłego i ubierany w jego szaty. Sprawiało to więc wrażenie, że zmarły także bierze udział w swoim pogrzebie. Przy trumnie umieszczano portret zmarłego, zwany portret trumienny lub w przypadku magnata zawieszano portret oraz tablicę z herbami rodowymi, często także inskrypcją opisującą życie denata. Uroczyste procesje z ciałem kierowały się na cmentarze, lub w przypadku magnatów do kościołów – rodzinnych mauzoleów. Każda procesja miała ustalony szyk, w którym następowali po sobie urzędnicy, żołnierze, duchowni, rodzina zmarłego. Trumnę przykrytą całunem wieziono na wozie, za nim jechał archimimus3. 1.Pamiętniki o Koniecpolskich, Lwów 1843. Oświęcima Diariusz [w:] Scriptores Rerum Polonicarum, T. XI, Kraków 1909. 3 J.A. C h r o ś c i c k i, Pompa Funebris. Z dziejów kultury staropolskiej, Warszawa 1974, s. 52. 2.Stanisława 311 W kościele po nabożeństwie liturgicznym, następował wjazd archimimusa, który z głośnym hukiem rzucał się na posadzkę kościoła. Następnie trumnę wkładano do grobu. W dniu 11 III 1646 r. zmarł w Brodach hetman wielki koronny Stanisław Koniecpolski. Data jego narodzin, jak udało się ustalić pojawia się na końcu Nadgrobka Stanisława Koniecpolskiego, kaszt. krak. i het. w. k.. Według umieszczonego na tablicy pogrzebowej zapisu przyszły hetman miał przyjść na świat 9 II 1591 r.4 Zgadza się to z ustaleniami historiografii, która ten rok podaje jako najbardziej prawdopodobny. Karol Ogier, francuski dworzanin podróżujący po Polsce, zanotował w 1635 r. wiek hetmana Koniecpolskiego. Miał on według Francuza liczyć 43 lata5. Wynika z tego że Stanisław na świat musiałby przyjść w 1592. Data niemal zgadza się z ustaleniami współczesnych historyków, oraz zapisem na tablicy. Stanisław był synem Aleksanda i Anny Sroczyckiej. Będąc jeszcze w Akademii Krakowskiej zdobywał pierwsze szlify wojskowe ucząc sie szermierki, strzelania z łuku czy pistoletu. W Krakowie pogłębił znajomość łaciny oraz języków nowożytnych. Pierwszą wojną w której wziął udział była kampania moskiewska 1609-1612. Bił się pod Smoleńskiem i Kłuszynem. Kolejne lata po powrocie z Moskwy, spędził na wschodnich kresach Rzeczypospolitej. Walczył pod Rohatynem, ścigał Tatarów na Podolu, pertraktował z Iskanderem Paszą i Kozakami. W 1615 r. po raz pierwszy się ożenił, Katarzyną Żółkiewską. W kwietniu 1618 r. został mianowany hetmanem polnym koronnym. Po przegranej pod Cecorą dostał się do tureckiej niewoli, z której wyszedł 3 lata później. Kolejne lata przyniosły wojnę ze Szwecją i dalsze sukcesy wojskowe: pod Czarnem, Puckiem, Gniewem i wreszcie spektakularny triumf pod Trzcianą. Lata 30. XVII w. przyniosły mu w 1632 r. buławę hetmana wielkiego koronnego, a rok później kasztelana krakowskiego. W okresie tym wspólnie z Władysławem IV starał się reformować armię Rzeczypospolitej, dostosowując ją do wymagań jakie stawiały armie szwedzka czy turecka. Jeszcze w 1644 r. wspólnie z wojskami księcia Jeremiego Wiśniowieckiego, pobił tatarów pod Ochmatowem. I nagle, 11 III 1646 r. hetman zmarł. Jaki był powód śmierci?. Źródła ówczesne podają że hetman chcąc zadowolić swoją trzecią, młodziutką żonę, Teresę z Opalińskich, przedawkował środki na potencję. Tak zanotowali Radziwiłł6, Opaliński7, Jerlicz8. Diariusz pogrzebowy milczy na temat śmierci Koniecpolskiego. Skupiając się jak wskazuje tytuł, na samej ceremonii. Drugie nasze źródło natomiast podaję nam bardzo ciekawe okoliczności śmierci. Według S. Oświęcima Władysławowi IV śniło [...] się jakoby list pewny czytając przez okulary, spadły mu okulary z nosa, a za niemi lewe oko wypłyneło, czym bardzo poturbowany był, obawiając się, aby to wypłynienie lewego oka nie było znakiem śmierci królowej JM. Albo syna jego jedynego albo jakiej inszej znacznej szkody9. Informacja ta wydaje się być jednak przesadzoną, ponieważ nie wspominają o niej inne źródła z tego okresu. Faktem jest, że król w tym okresie nie czuł się najlepiej. Dokuczała mu podagra, utrudniająca spokojny sen. Prawdopodobnie chcąc podkreślić stratę, jaką dla Rzeczypospolitej była śmierć hetmana, ubarwił zmagania króla z chorobą. Sen miał być także zapowiedzią śmierci królewskiego przyjaciela. Niemałą rolę odegrała tu także wiara w sny i prognostyki Nadgrobek Stanisława Koniecpolskiego, kaszt. krak. i het. w. k. [w:] Pamiętniki o..., s. 297-298. Karola Ogiera dziennik podróży do Polski 1635-1536, Gdańsk 1950, s. 285-288. 6.A.S. R a d z i w i ł ł, Pamiętnik, T. II, s. 484. 7 Listy Krzysztofa Opalińskiego do brata Łukasza,Wrocław 1957, s. 340. 8 J. J e r l i c z, Latopisiec albo Kroniczka, t. I, Warszawa 1853, s. 49. 4 5 312 ówczesnej szlachty. Diarusz S. Oświęcima milczy podobnie jak Dyariusz pogrzebu Jaśnie Wielmożnego J.M.P... na temat przyczyny śmierci Koniecpolskiego. Nie są znane powody, dla których pamiętnikarze nie zanotowali tak istotnej informacji. Być może powodem była mało rycerska śmierć hetmana. Castrum doloris jak podaje nam Dyariusz pogrzebu Jaśnie Wielmożnego J.M.P... liczył 4 stopnie ,dwa axamitem czerwonym obite, a dwa suknem czerwonym także obite9. Na katafalku znajdowała się trumna z ciałem. Także i ona obita była czerwonym aksamitem. Dlaczego właśnie użyto aksamitu? Nie był tanią tkaniną, stąd używano go do produkcji reprezentacyjnych świeckich strojów, obijano nim meble czy zasłony. Używano go także do produkcji szat liturgicznych. Jego użycie w sytuacji opisywanej, miało podkreślić dostojność i wielkość zmarłego hetmana. Trumnę obito ćwiekami srebrnymi, złocistymi na złotym pasamanie10. W miejscu głowy Koniecpolskiego, na trumnie znajdowała się tablica wielka srebrna złocista z herbami. Najprawdopodobniej znajdował się herb Koniecpolskich – Pobóg. Bardzo prawdopodobne, że znajdował się na niej królewski orzeł, a być może także herb Łodzia – herb rodziny Opalińskich. Oznaką władzy każdego hetmana była buława. Nie mogło więc zabraknąć jej przy zwłokach hetmana Koniecpolskiego. Autor Dyariusza pogrzebu Jaśnie Wielmożnego J.M.P... zapisał: buława złocista turkusami sadzona11. Nieodłącznym elementem stroju polskiego szlachcica była szabla. I ona znalazła się przy ciele kasztelana. Podobnie jak buława musiała podkreślać potęgę i bogactwo zmarłego szabla w złoto oprawna z rubinami12 – zanotował anonimowy autor. Przy ciele Stanisława Koniecpolskiego znaleźć musiały się elementy ubioru żołnierskiego. Poza szablą też był szyszak polerowany, złocisty13. I on był udekorowany niemal do przesady, co było niestety typowe dla ówczesnych ceremoniałów, naokoło bowiem wysadzany był diamentami. Za nim znajdowała się kita, czyli pęk piór lub włosia, używany jako ozdoba nakrycia głowy. Niestety autor nie podał więcej szczegółów na jej temat. Obok szyszaka leżały karwasze14 bogato zdobione turkusami. Jak podaje autor Dyariusza pogrzebu Jaśnie Wielmożnego J.M.P... wokół trumny było dość jasno, paliły się lampy. W lichtarzach ustawiono świece. Sklepienie nad trumną obito szkarłatem. Niestety nad nią samą pociemniało. W kaplicy znajdowały sie 3 ołtarze. Niestety o ich wyglądzie autor nie wspomina. Zapisał jedynie za wielkim ołtarzem z muzyką śpiewacy15. Ich zadaniem było uświetnienie i wytworzenie podniosłej atmosfery przy trumnie hetmana. Jak podaje autor dalej, śpiewano – Litanie o Najśw. Pannie Salve, Dies Irae. Słudzy hetmana odprawiali wartę przed kaplicą, wspomina o tym także autor Dyariusza pogrzebu Jaśnie Wielmożnego J.M.P... Nie podaje jednak powodów wystawienia warty. Po pierwsze chodziło o wyraz szacunku dla zmarłego hetmana, po drugie o ochronę przed złodziejami. Otwarta kaplica szczególnie w nocy mogła ich przyciągać. 9 Dyariusz pogrzebu Jaśnie Wielmożnego J.M.P. Stanisława na Koniecpolu Koniecpolskiego, kasztelana krakowskiego, hetmana wielkiego koronnego w Brodziech [w:] Pamiętniki o Koniecpolskich, Lwów 1843. 10 Ibidem., s. 292. 11 Ibidem. 12 Ibidem. 13 Ibidem. 14 Karwasz – element broni ochronnej. Służył do ochrony całego przedramienia a także łokcia żołnierza 15 Dyariusz pogrzebu Jaśnie Wielmożnego J.M.P..., s. 292. 313 Sklepienia ciągnęły się z przyjścia aż precz na mur16. Zapytać można, a więc dokąd? Prawdopodobnie, bo nie jest to w Dyariuszu pogrzebu Jaśnie Wielmożnego J.M.P... sprecyzowane, sięgały aż murów miasta. Sugeruje to określenie aż precz na mur. Diariusz wspomina jeszcze o dużej liczbie gości przed sklepieniami. Witali ich syn zmarłego, chorąży wielki koronny Aleksander Koniecpolski, brat Stanisław, wojewoda bełski Krzysztof Koniecpolski, oraz młodzi przedstawiciele rodu. Przed kaplicą stała także piechota żałobna w dwóch szeregach. Pogrzeb hetmana odbył się 30 kwietnia. Oba źródła, co naturalne, są zgodne. Dyariusz pogrzebu Jaśnie Wielmożnego J.M.P... podaje, że trumnę z ciałem wyniesiono tylnymi drzwiami. Obito je szkarłatem. Wyprowadzenie zwłok tylnymi drzwiami było z powodu licznych uczestników pogrzebu łatwiejsze. Trumnę następnie złożono na wozie, obitym czarnym płótnem. Całun, którym przykryto trumnę był wykonany z czerwonego aksamitu. Na nim znajdował się biały teletowy krzyż. Wokół całunu rozciągnięto białą kitajkę. W przypadku kitajki znajdującej się w kaplicy przypuszczaliśmy, że była wykonana z piór. Tutaj kolor biały sugeruje nam futro gronostaja, używanego do produkcji kitajek, lub skórki sobolowe. Były one, jak zauważa Łoziński, symbolem dostojności oraz bogactwa17. Zanim ruszyła procesja pogrzebowa, przemawiał jeszcze kanonik łucki -ksiądz Iwanicki. Niezwykle ważne podczas pogrzebów były mowy. Każde tego typu wystąpienie musiało wychwalać, i w jak najbardziej pozytywnym świetle ukazywać szlachtę czy magnaterię. Wzorowano się na retoryce rzymskiej18. Wychwalanie cnót i czynów zmarłego, nie pomijając przy tym jego rodziny powodowały, że przemowy i kazania stawały się kilkugodzinnymi peanami na cześć zmarłego. Chętnie czerpano z życiorysów świętych. Genealogię zmarłego wyprowadzono z czasów antycznych, lub słowiańskich, z początków państwowości polskiej, jak np. u Poraitów czy Wieniawitów. Jeżeli zmarły niczym szczególnym się nie wyróznił wówczas w mowach odnoszono się do jego herbu. Jeżeli pogrzeby trwały kilka dni to wygłaszano po kilkanaście kazań. Przemawiali zarówno duchowni, jak i dignitarze obecni na pogrzebie. Ostatni przemawiający dziękował w imieniu rodziny gościom za przybycie. Niektóre panegiryki były nawet drukowane i jeszcze w czasie trwania ceremoni rozdawane obecnym. Zdarzały się także pogrzeby w których archimimus dziękował obecnym za przybycie. Istota w tej kwestii była również sama procesja pogrzebowa - 30 IV 1646 r. Szły naprzód kompanie dragańskie i piesze z pochylonemi na dół chorągwiami i muszkietami19. Słudzy hetmana nieśli całun z białymi świecami. Na sobie mieli aksamitne karmazynowe narzuty. Wskazać trzeba na wygląd koni, które miały nie tylko ciągnąć wóz z trumną, ale także być ozdobą procesji. Oświęcim podaje, że było 12 koni, natomiast autor Dyariusza pogrzebu Jaśnie Wielmożnego J.M.P... liczby koni nie podaje, musimy więc ,,na słowo” uwierzyć Oświęcimowi. Oświęcim podaje że szły po 6 w dwóch szeregach, jeden za drugiem barzo kosztownie po żołnirsku w różne siedzenia ubrane w lampartach i szyszakach pod piórmi żołnierskiem trybem; drugie sześć po drugiej stronie w kapach altembasowych,złotogłowowych i inszych kosztownych materyej, aż po ziemi się wlokących lugubri more [w smutny sposób-Ł.Ch] ubrane20. Dyariusz pogrzebu Jaśnie Wielmożnego J.M.P..., s. 292. W. Ł o z i ń s k i, Życie polskie w dawnych wiekach, Lwów 1931, s. 96. 18 J. C h r o ś c i c k i, Pompa..., s. 73. 19 Stanisława Oświęcima Dyaryusz…, s. 126. 20 Ibidem. 16 17 314 Konie miały na sobie jeszcze szor21 ze srebrem aksamitny czerwony22. Były prowadzone przez mastalerzów. Zdaniem Dyariusza pogrzebu Jaśnie Wielmożnego J.M.P... mieli oni na sobie atłasowe czerwone kapy. Nie mogło w procesji zabraknąć osób duchownych. Oba źródła wymieniają ich udział w procesji. Autor Dyariusza pogrzebu Jaśnie Wielmożnego J.M.P... zapisał popów 26, protopopów 3 [...] Carmelitów szarych i Franciszkanów par 16, Bernardynów par 23, Dominikanów par 23, świeckich księży niemało"23. Podał o wiele więcej szczegółów niż Oświęcim. Zanotował jakie zgromadzenia zakonne wzięły udział w pogrzebie, oraz zaznaczył znaczny udział księży świeckich tzw. diecezjalnych. Mir wsród nich wiódł biskup łucki Andrzej Gembicki, co potwierdza Oświęcim agmen claudebat [z tyłu-Ł.Ch] J. M. Ksiądz Gembicki, Biskup Łucki Pontificaliter [po biskupiemu-Ł.Ch] ubrany cum toto clero [z całym duchowieństwem-Ł.Ch]24. Dyariusz pogrzebu Jaśnie Wielmożnego J.M.P... podaje natomiast że biskup niósł w procesji krzyż. Szli także trębacze i dobosze z bębnami okrytymi czarnym kirem. Pan Piotr Komorowski, rotmistrz kozacki [...] reprezentował osobę świętej pamięci Hetmana zmarłego25. Dlaczego właśnie Pan Komorowski był archmimusem? Wyjaśnienie znajduje się w drugim naszym źródle: J.P. Komorowski, rotmistrz kozacki, bardzo staturą, a osobliwie brodą do zmarłego J.P. Krakowskiego Podobny26. W pogrzebowym orszaku odnaleźć można było Turków. Ubrani w swoje narodowe stroje, prowadzili ze sobą przybranego konia. Za nimi giermek na koniu w pancerzu niósł znak hetmański to jest magierkę z białemi strusimi piórmi na drzewce wetknioną27. Trumnę ustawiono na katafalku o 4 stopniach. Cały obity był aksamitem. Autor Dyariusza pogrzebu Jaśnie Wielmożnego J.M.P... wspomina także dużą liczbę świec w kościele, podobnie jak i lamp, których wisiało po 12. Pośrodku kościoła anioł srebrny z sokalskiego klasztoru, lilię trzymający wisiał28. Ściany kościoła od podłogi do sufitu obito czerwonym adamaszkiem. Ściany samej kaplicy, w której spoczywało ciało, obito czarnym aksamitem ze złotymi pasamanami. Msza była śpiewana. Autor Dyariusza pogrzebu Jaśnie Wielmożnego J.M.P... chwali śpiewaków, a szczególnie Piotra Balcera. Nie będzie to dziwić jeżeli dodam, że Balcer był śpiewakiem dworskim, przybyłym do Bród kilka dni przed pogrzebem. Kazanie wygłosił proboszcz z Bród. Kazanie proboszcz tameczny, dość piękne, lubo długie z opisaniem żywota i dzieł nieboszczykowskich, more [więcej-Ł.Ch] przy takowych aktach usitato [korzystać-Ł.Ch]29. Trwało 2 godziny. Następnie odprawiano dalszą część Mszy Świętej i liturgiczne obrzędy związane z pogrzebem. Do kościoła wjechał jeździec Bartłomiej Brodnicki, którego zadaniem było przełamać kopię. Niestety koń spłoszył się kiedy kruszył kopię nad trumną hetmana. Powodem był powstały w kościele lament. Spłoszonego konia udało się jednak w porę wyprowadzić z kościoła, przez co obyło się bez poważnych urazów. Koń w bok wspiął się na gmin ludu i na J. P. Brodnickiego, który na tym koniu siedział [...] w nogę srodze ranił i samego prawie na śmierć rozbił.[...]tandem (z łac. w końcu) w wielkim huku uchwycony, buzdyganami, kijami, laskami Szor – rodzaj końskiej uprzęży. Dyariusz pogrzebu Jaśnie Wielmożnego J.M.P..., s. 292. 23 Ibidem. 24 Stanisława Oświęcima Dyaryusz…, s. 127. 25 Ibidem. 26 Dyariusz pogrzebu Jaśnie Wielmożnego J.M.P..., s. 292. 27 Stanisława Oświęcima Dyaryusz…, s. 127. 28 Dyariusz pogrzebu Jaśnie Wielmożnego J.M.P..., s. 294. 29 Stanisława Oświęcima Dyaryusz…, s. 128. 21 22 315 w łeb zbity, i ledwo już za głosem J.P. Chorążego koronnego, niezabity z kościoła wyprowadzony30. Po opanowaniu sytuacji do kościoła wjechał Komorowski i z hukiem zwalił się na posadzkę kościoła. Teraz nastąpiło złożenie ciała Stanisława do grobu. Ciało do grobu włożono przy bębnach, trąbach salve [pozdrowienia-Ł.Ch] głośno dawano i z dział bito31. Po złożeniu do grobu nastąpiły przemowy zgromadzonych gośći. Wiemy na podstawie źródeł, że w pogrzebie uczestniczyli syn Aleksander, brat Krzysztof oraz pewien czas żona hetmana. Teresa jednak nie dała rady wytrzymać w kościele z bólu po stracie męża: J.P. Krakowska omdlała i z kościoła wyprowadzona, do którego nazad już nie powróciła32. W pogrzebie uczestniczył również wspominany już przez wyżej biskup Łucki Andrzej Gębicki, który celebrował Mszę Św., oraz liturgiczne obrzędy pogrzebowe. Wśród innych uczestników pogrzebu znajdujemy posła od księcia Albrechta Stanisława Radziwiłła, biskupa wołoskiego Zamojskiego. Posłem od Władysława IV, był ojciec przyszłego króla Jana III, nowo mianowany kasztelan krakowski Jakub Sobieski. Posłem od królewicza Karola Ferdynanda, był wojewoda poznański Krzysztof Opaliński. Z innych ważnych gości wymienić należy wojewodę ruskiego Jeremiego Wiśniowieckiego, wojewodę podolskiego Stanisława Potockiego. Posłem od podkanclerzego koronnego Jędrzeja Leszczyńskiego, był Lubowidzki sekretarz króla Władysława IV. Od Łukasza Opalińskiego marszałka koronnego posłem był, Przyjemski. Był również poseł od wojewody wileńskiego Krzysztofa Chodkiewicza, nie znamy jednak jego nazwiska. Nie było, mimo apelów, posła od kanclerza koronnego Jerzego Ossolińskiego. Obecni byl także podczaszy koronny Mikołaj Ostrorog który od ciała perorował długo i pięknie wszystkim Ichmościom dziękował33. Zaprezentowana została śmierć i ceremonia pogrzebowa hetmana wielkiego koronnego Stanisława Koniecpolskiego w świetle Pamiętników o Koniecpolskich i Dariusza Stanisława Oświęcima. Zestawienie 2 źródeł wykazało, że w zasadzie nie wykluczają, a uzupełniają się wzajemnie. Oświęcim jak wiemy, był uczestnikiem pogrzebu. Możemy przypuszczać, że anonimowy autor Dyariusza pogrzebu Jaśnie Wielmożnego J.M.P... również w pogrzebie wziął udział. Przedstawili więc na kartach swoich diariuszów to co widzieli i zapamiętali. Przez pryzmat tego co zapisali, możemy zobaczyć jak wyglądały w Rzeczypospolitej w końcu pierwszej połowy XVII w. ceremonie pogrzebowe najważniejszych osób w państwie, a do takich z pewnością należał pogrzeb Koniecpolskiego. Poznać przebieg ceremonii i skład pogrzebowych procesji. Z pewnością był to najważniejszy pogrzeb w Rzeczypospolitej tamtego czasu. Śmierć hetmana położyła się jednak cieniem na wydarzenia, które wybuchły w Rzeczypospolitej już 2 lata później. Wśród rozpoczynającego się zamętu na kresach Rzeczypospolitej, 20 V 1648 r., w Mereczu zmarł sam Władysław IV. Od śmierci hetmana mineło niespełna 2 lata. Skończyła się z ich śmiercią epoka spokoju i militarnej potęgi Rzeczpospolitej. Dwaj wielcy i oddani sobie przyjaciele odeszli, a Rzeczpospolita wchodziła w konflikty, które miały ją pozbawić mocarstwowej pozycji. Prorocze okazały się słowa które wypowiedzieć miał hospodar wołoski, że nie miną jednak dwie a najdalej trzy lata kiedy nie tylko wy, ale i wszystko chrześcijaństwo będą żałować zguby tak godnego senatora i hetmana34. Dyariusz pogrzebu Jaśnie Wielmożnego J.M.P..., s. 294-295. Ibidem. 32 Ibidem. 33 Ibidem. 34 Stanisława Oświęcima Dyaryusz…, s. 128. 30 31 316 Anna Cieszkowska Uniwersytet Łódzki OD DŁUGIEJ DO KRÓTKIEJ SPÓDNICY. PRZEKSZTAŁCENIE MODY W DWUDZIESTOLECIU MIĘDZYWOJENNYM, JAKO SWOISTY RYTUAŁ PRZEJŚCIA Pierwsza wojna światowa zmieniła nie tylko wygląd Europy na mapie. Ten konflikt pociągnął za sobą olbrzymie przemiany kulturowe, społeczne i wpłynął na znaczne rozluźnienie obyczajowości. W tym okresie pozycja kobiety poważnie się zmieniła. Kobiety podejmowały się pracy zawodowej, pojawiły się w życiu naukowym i sportowym, zaczęły nosić spodnie i palić papierosy. W wielu krajach zyskały prawa wyborcze1. Tak duże zmiany we wszystkich dziedzinach życia, nie mogły pozostać bez wpływu na kształt mody. Z powodu wybuchu wojny, wiele z domów mody zostało zamkniętych, a kobiety zaczęły decydować o kształcie i wyglądzie ubrań. Wynikiem tego działania była rezygnacja z wielu ozdób, dekoracji, a ubrania zyskały praktyczny i wygodny krój. Moda wykreowana poza wybiegami, przyjęła się tak silnie, że krawcy po zakończeniu wojny nie mogli zignorować nowych trendów. Wtedy panie mogły pożegnać się z krynolinami, gorsetami, czy zbytecznymi, ciężkimi ozdobami2. W 1917 r. nastąpił nawrót do mody przedwojennej. Kobiety wyjęły ze swych szaf już lekko przykurzone i zapomniane stroje. Można zauważyć próby ponownego wydłużenia sukien. Spódnice zaokrągliły się na wysokości bioder i zwęziły ku dołowi. Stan zaznaczany był wysoko, a jako ozdoby wykorzystywano marszczenia. Rok później ponownie skrócono długość spódnic, a poszerzenia spotęgowane były przez stosowanie licznych falbanek, które naszywano w poprzek spódnic3. W tym celu wykorzystywano również baskinki4, a także luźne pasy z miękkich tkanin. Jednym z czynników, które miał wpływ na modę początku lat 20. było wojsko, nie tylko europejskie, ale również kolonialne. Było ono nośnikiem sztuki odległych krajów, a także ich szczególnego piękna. Na rynku pojawiały się tkaniny, które pochodziły przeważnie z Maroka lub Tunisu. Ważnym dodatkiem w kobiecym stroju stały się chusty i szale. Motywem zdobniczym został orientalne wzory nawiązujące do ornamentów chińskich, arabskich czy indyjskich5. Projektanci mody nie zdołali ulec fali upraszczania stroju. Na skutek tych działań suknia coraz bardziej przypominała koszulę, tzw. robe de chemise. Taki strój mógł posiadać długi lub krótki rękaw. Pomimo faktu, iż w latach 20. moda była mało stabilna, cały czas przeważały stroje o prostej linii, swobodnie spływające z ramion, które doskonale maskowały kobiece 1 1920 – Stany Zjednoczone, 1924 – Turcja, 1928 – Wielka Brytania i Irlandia Północna, 1931 – Portugalia, Polska – 1918, ponadto Austria i Niemcy. 2 A. D z i e k o ń s k a - K o z ł o w s k a, Moda kobieca XX wieku, Warszawa 1964, s. 145. 3 Ibidem, s. 148. 4 Falbany wszywane na wysokości talii. 5 Ibidem, s. 147. 317 kształty. Dodatkowo płaską sylwetkę można było uzyskać poprzez noszenie jakże modnych luźnych strojów, w tym robe de chemize, które nie posiadały wcięcia w talii i wykorzystując miękkie, lejące się tkaniny. Na początku lat 20. suknie sięgają już tylko połowy łydki. Dzięki temu po raz pierwszy zaczęto podkreślać kobiecą nogę poprzez noszenie pończoch lub rajstop ze szwem i butów na obcasie6. Talia, która tuż po wojnie zaznaczana była dość wysoko, z biegiem lat była obniżana. W 1922 r. stan umiejscawiany był na górnej linii bioder, gdzie pozostał aż do końca dekady7. W latach 20. suknie i spódnice zaczęto skracać. Początkowo odsłaniają jedynie kawałek łydki, ale już podczas sezonu 1924-1925 po raz pierwszy w historii odsłaniają całą łydkę, a w tańcu nawet kawałek kolana8. To dopiero w połowie dekady lat 20. suknie odsłaniały nogi, a nie jak się przeważnie uważa – tuż po wojnie. Równolegle z trendem coraz to krótszych spódnic, popularny był styl chłopczycy. Wzór ten stał się powszechny dzięki bardzo poczytnej w owym czasie powieści „La garçonne”9 pióra Victora Margueritta. Biodra, talia i biust nie miały racji bytu w kanonie tego okresu. Te atrybuty kobiecości zasłaniano poprzez obniżanie stanu, noszenie spłaszczających biustonoszy. Efekt dopełniony był przez fryzurę – krótko obcięte włosy, które to były pomysłem polskiego fryzjera, Antoine Cierplikowskiego10, a także przez kapelusik w formie kasku. Głównym projektantem tego nurtu był Jean Patou, który wprowadził na ulice strój niepodzielnie wiążący się z obrazem chłopczycy – dwuczęściowej sukni, która przyjęła miano garsonki. Składała się ona z luźniej bluzy – tzw. kasaka sięgającego do bioder oraz stosunkowo wąskiej spódnicy kończącej się tuż za kolanami11. Nawet w czasach rozluźnienia obyczajowego, kobieta wychodząca na ulicę bez kapelusza, nadal była uważana za niekompletnie ubraną. Dlatego też panie chętnie nosiły mocno przylegającego do głowy kapelusze z bardzo wąskimi rondami, które nawiązywały do wojskowych kasków. Również w tej dekadzie do kosmetyczek śmiałych właścicielek wkroczyły np. szminki, lakiery do paznokci, czarne tusze do rzęs i ołówki do oczu12. Opisując modę tej dekady, grzechem byłoby nie wspomnieć o królowej projektantów Gabrielle Chanel (Coco). Była ona zwolenniczką stylu garçonne, jednak pragnęła, aby stał się on bardziej kobiecy. Jej wkładem było zastosowanie innych materiałów – jersey lub miękiej bawełny. Z kolorów wybierała piaskowy beż lub kremowy. Zaprojektowała żakiet w formie blezera z plisowaną lub rozszerzaną zaprasowaną fałdą spódnicą. Dodatkami do tego stroju były biżuteria – sznury pereł, złote łańcuszki, bransolety, a w uszach dominowały perłowe klipsy ze złotą obwódką. Coco zamiast prawdziwych metali i kamieni szlachetnych wybierała te, pochodzenia sztucznego13. Nie można też zapomnieć o ponadczasowej wizytówce królowej mody – małej czarnej, która swój prym wiedzie po dziś dzień. Pierwszy jej model został opublikowany w Vogue w 1926 r. Dzięki swojemu nieskomplikowanemu krojowi, mała czarna była tania, a przez to dostępna dla wszystkich kobiet. W zależności od potrzeby była szyta z długimi rękawami lub bez nich oraz z mniejszym bądź większym A. S i e r a d z k a, Żony modne, historia mody kobiecej od starożytności do współczesności, Warszawa 1993, s. 132. M. M o ż d ż y ń s k a - N a w o t k a, O modach i strojach, Wrocław 2002, s. 258. 8 Ibidem, s. 259. 9 Fr. Chłopiec. 10 A. S i e r a d z k a, op. cit., Warszawa 1993, s. 51. 11 Ibidem, s. 54. 12 M. M o ż d ż y ń s k a - N a w o t k a, op. cit., s. 259. 13 A. S i e r a d z k a, Artyści i krawcy, Moda Art. Déco, Warszawa 1993, s. 62. 6 7 318 dekoltem. Choć Coco preferowała stonowane kolory, swe ubiory urozmaicała kontrastującymi barwami – różowymi blezerami, białymi kołnierzami lub szalami14. Po poświęceniu takiej ilości czasu latom 20., należałoby zatrzymać się nad modą lat 30. Obserwując stroje, choćby na starych filmach, możemy się przekonać, że ponownie zaczęła zwyciężać kobieca figura – z krągłymi biodrami, zaznaczonymi piersiami i wcięciem w talii. Początek lat 30. to kontynuacja trendów z poprzedniej dekady, jednak trzeba zaznaczyć, że stopniowo zaczęły one ulegać zmianom. Przede wszystkim odchodzono już od luźnych koszul spływających z ramion, podkreślających płaszczyznową sylwetkę w imię krojów modelujących figurę i akcentujących trójwymiarową budowę. Następowały zmiany w proporcji ubiorów, które miały odwrotny kierunek niż w poprzedniej dekadzie. Stopniowo zmieniał się stosunek spódnicy do bluzki. Spódnica wydłużyła się i podwyższyła stan15. Nadal modne było noszenie nakryć głowy. Tym razem jednak, były one zawadiacko przekręcone na jedno ucho. Jednocześnie podkreślały modną wówczas asymetrię. Pod kapelusikami kryły się miękkie fale blond włosów w odcieniu platyny16. Wśród okryć wierzchnich nadal królowały płaszcze. Były one dopasowane do sylwetki i występowały w odcieniach beżu lub granatu. Przeciwstawnym trendem były luźne płaszczyki o długości 3/4, które noszono do spódnic lub sukien17. Od 1933 r. można zauważyć silną tendencję na poszerzanie ramion. W tym celu wykorzystywano optycznie poszerzające pelerynki, falbanki, a od połowy dekady stosowano poduszki. Na tej fali do łask powrócił rękaw typu gigot18. W spódnicach zaczęły dominować te rozkloszowane już od linii stanu i sięgały niewiele za kolano. Do tego typu spódnicy i bluzki z rękami poszerzającymi ramiona, modnym dodatkiem był wąski pasek z tkaniny sukni z ozdobną klamerką. Pomimo wszelkiej różnorodności panującej w fasonach, stałym elementem była asymetria, bardzo często wyrażana przez noszenie przekrzywionych kapelusików, rond zmieniających szerokość. W drugiej połowie lat 30. ponownie zaczęto zapożyczać elementy ubrania z męskiej garderoby. Oprócz krojów, do żeńskiej szafy weszły również materiały o męskich wzorach i fakturach. Żakiet był lekko dopasowany w talii, posiadał usztywniony gors, a ramiona nadal podkreślano przez stosowanie szerokich klap i poduszek. Dla ubarwienia ich prostej linii stosowano dodatki – białą lub kolorową kamizelkę, zarzuconego na ramię lisa lub bukiecik kwiatów w klapie19. Tak uszyty żakiet stanowił nawiązanie do męskiej marynarki. W tym zestawianiu spódnica była wąska, uposażona w kontrafałdy lub jedną fałdę z tyłu, sięgała do połowy łydki20. Komplet ten w ówczesnym czasie uchodził za najbardziej elegancki zwłaszcza, gdy występował w czarnym kolorze z bluzką angielską z białej lub kolorowej piki, bądź z wzorzystego jedwabiu21. Kostiumy sportowe szyte były z wełny angielskiej, białej lub ciemnej, gładkiej albo w kratkę. Łączono je z kolorowymi jedwabnymi lub wełnianymi bluzkami. W chłodniejsze dni dołączano do tego zestawienia Ibidem, s. 68. A. D z i e k o ń s k a - K o z ł o w s k a, op. cit., s. 231. 16 M. M o ż d ż y ń s k a - N a w o t k a, op. cit., s. 265. 17 Ibidem, s. 265. 18 Forma rękawa szerokiego u góry, dopasowanego na przedramieniu. 19 A. D z i e k o ń s k a - K o z ł o w s k a, op. cit., s. 247. 20 M. M o ż d ż y ń s k a - N a w o t k a, op. cit., s. 267. 21 A. D z i e k o ń s k a - K o z ł o w s k a, op. cit., s. 247. 14 15 319 ciepłą peleryną wykonaną z tego samego materiału, co żakiet. Można też było założyć dwustronny, sportowy płaszcz w jaskrawym kolorze (czerwonym, szafirowym, migdałowym) z odmiennym podbiciem22. Lata 30. to początek damskich spodni. Ich propagatorką była niezapomniana Marlena Dietrich. Niezbyt zdecydowane panie mogły wybrać wariant „spódnico – spodni”, które stanowiły jedną z form stroju sportowego23. Spodnie były jednak w ówczesnym czasie zarezerwowane dla bardzo odważnych kobiet i nie zyskały sobie początkowo zbyt wielu wielbicielek. W Polsce na dobre zagościły w szafach dopiero w latach 60. W tym okresie pojawił się typ sukienki „garsonka”. Nie miała ona jednak nic wspólnego z garsonką reprezentowaną przez chłopczyce. Szyte były z wełny, w komplecie noszono obcisły lub luźny żakiecik najczęściej wykonany z tego samego materiału, zapinany i wykończony a’la kamizelka. Modne były sukienki wełniane, ręcznie robione na drutach. Miały one długie i wąskie rękawy, lekko zmarszczone przy ramieniu. Wiosną noszono robes manteaux24 z rękawami do łokcia lub bezrękawowe, a do nich lekkie płaszcze sięgające do kolan lub nieco poniżej. Letnie sukienki wykonywane były z piki lub greży (surowy jedwab). Sukienki te były obcisłe aż do kolan, gdzie poszerzane były kloszem lub fałdami25. Etap przejścia na podstawie tego tematu można rozstrzygać w kilku kategoriach. Pierwszą płaszczyzną może być wyzwolenie się kobiet z długich sukni i niezdrowych gorsetów po I wojnie światowej i pojawienie się modelu chłopczycy. W tym okresie też długość spódnic znacznie się skróciła. Nie sięgały kostek tak jak to miało miejsce przed pierwszą wojną światową, ale już od 20 do 25 cm od ziemi, a czasem nawet ukazywały kolano. Drugą płaszczyzną, w jakiej można dopatrywać się rytuałów przejścia, to nawrót do kobiecych kształtów sylwetki na przełomie lat 20. i 30., a także ponowne wydłużenie się spódnic. Ubrania ponownie są bardziej przyległe, nie są tak luźne jak w poprzednim dziesięcioleciu. W ramach stroju możemy dopatrywać się kolejnego etapu przejścia, jakim jest pojawienia się elementów męskiego ubioru w damskiej garderobie, zaczynając od zmiany kroju żakietów po wkroczenie spodni, bez których kilka dziesięcioleci później kobiety nie będą wyobrażać sobie życia. Dwudziestolecie międzywojenne to nie tylko wielkie przełomy polityczne. To także zmiany w mentalności i obyczajowości, co doskonale możemy zaobserwować w pojawiających się wówczas trendach mody. A. D z i e k o ń s k a - K o z ł o w s k a, op. cit., s. 247. Ibidem, s. 251. 24 Sukienki – płaszcze. 25 Ibidem, s. 242. 22 23 320 Bartłomiej Dźwigała Uniwersytet Kardynała Stefana Wyszyńskiego RYTUAŁY RELIGIJNE W OPISACH BITEW NA PRZYKŁADZIE WYBRANYCH KRONIKARZY KRUCJATOWYCH Niniejszy referat ma na celu analizę łacińskich przekazów kronikarskich opisujących dzieje kształtowania się Królestwa Jerozolimskiego w Ziemi Św. w najbardziej początkowym etapie tego procesu. Materiał źródłowy obejmuje lata 1099 – 1105: od bitwy pod Askalonem do trzeciej bitwy pod Ramlą. W sferze zainteresowania leżą zatem wydarzenia wojny frankijsko-fatymidzkiej, która rozegrała się w Palestynie bezpośrednio po przybyciu krzyżowców i zdobyciu przez nich Jerozolimy. Materiał ten zostanie przebadany pod kątem obecności fragmentów traktujących o obrzędach religijnych spełnianych przed, i w trakcie bitew. Stanowią one część relacji każdej z poszczególnych bitew wojny z lat 1099-1105. Ważna będzie tak treść tych opisów, jak i ich położenie w całości tekstu. Opisy obrzędów religijnych to sformułowanie będące koniecznym skrótem myślowym. Dokładniej rzecz ujmując w tym referacie za takie opisy uważam zarówno modlitwy, obecność relikwii na polu bitwy, ale także okrzyki rycerstwa o treści religijnej czy też przystępowanie do sakramentów: komunii i spowiedzi. Niniejszy tekst podzielony jest na cztery główne części. Każda z nich jest analizą i porównaniem fragmentów opisujących obrzędy religijne kolejnych bitew wojny frankijskofatymidzkiej. Od, najbardziej znanej, bitwy pod Askalonem z sierpnia 1099 r., przez pierwszą bitwę pod Ramlą z 1101 r. i niezwykle dramatyczną drugą bitwę pod Ramlą z roku 1102, po ostatnią, trzecią bitwę pod Ramlą z 1105 r. W ramach tej pracy nie będę rozwijał problematyki przebiegu bitew, odsyłając zainteresowanych do literatury przedmiotu1. Wydarzenia wojny frankijsko-fatymidzkiej z lat 1099-1105 opisało kilku kronikarzy, których przekazy zachowały się do obecnych czasów. Najważniejszymi z nich są Fulko z Chartres i Albert z Akwizgranu, ponieważ opisali oni w całości zmagania powstającego Królestwa Jerozolimskiego z Egiptem Fatymidów. Ich dzieła stanowią znakomity materiał dla historyka ze względu na możliwość porównywania ich treści. Zarówno Liber Christianae Expeditionis Alberta, jak i Historia Hierosolymitana Fulka powstały w stosunkowo krótkim czasie po opisywanych wydarzeniach. Autorzy pisali z dwóch odmiennych perspektyw: Fulko był kapelanem króla Baldwina, znajdował się blisko tego o czym pisał, w niektórych bitwach brał osobisty udział, w innych wypadkach korzystał z wielu relacji naocznych świadków. Albert, najprawdopodobniej osoba duchowna związana z Akwizgranem, nigdy nie był na wschodzie. Kronikę tworzył w oparciu o wspomnienia pielgrzymów powracających do Lotaryngii2. 1 R .C . S m a i l, Crusading Warfare 1097-1193, Cambridge 1995; T . A s b r i d g e, Pierwsza krucjata – nowe spojrzenie, Poznań 2006; S . R u n c i m a n, Dzieje wypraw krzyżowych, t. I i II, Warszawa 1987; J . F r a n c e, Victory in the east – military history of first crusade, Cambridge 1994. 2 S . E d g i n g t o n, Introduction, [w:] Historia Ierosolimitana, ed. S . E d g i n g t o n, Oxford 2007; Notitia in Fulcherium [w:] Patrologiae Cursus Completus: Patrologia Latina, ed. J .P . M i g n e, bmw, 1840. 321 Kolejnym źródłem jest kronika Historia Francorum qui ceperunt Iherusalem. Autorem tego dzieła był Rajmund z Aguilers, który w czasie pierwszej krucjaty był kapelanem Rajmunda hr. Tuluzy. Kronika ta, powstała w środowisku rycerstwa południowofrancuskiego, kończy się opisem bitwy pod Askalonem, dlatego też w ramach niniejszej pracy jest przydatna do badań jedynie nad tym pierwszym wydarzeniem wojny fatymidzkofrankijskiej. Pierwszą konfrontacją militarną Franków i fatymidzkiego Egiptu, po zdobyciu Jerozolimy przez krucjatę, była bitwa pod Askalonem. Z reguły monografie dotyczące pierwszej wyprawy krzyżowej poświęcają jej ostatni rozdział. W dziejach Franków w Lewancie bitwa askalońska jest wydarzeniem kluczowym. W sekwencji zdarzeń jest ona właściwie punktem granicznym: z jednej strony kończy dzieje pierwszej krucjaty, jednocześnie otwierając dzieje obecności Franków w Palestynie. Gdy 15 VII 1099 r. wojska pierwszej krucjaty zdobyły Jerozolimę, armia egipska była w fazie koncentracji. Ze względu na rozmiar państwa Fatymidów i dużą, jak na ówczesne warunki liczebność, oddziały, które miały zadanie pokonania krzyżowców, nie zdołały wyruszyć do Palestyny przed upadkiem Świętego Miasta. Po tym jak krucjata osiągnęła cel, dowódcy frankijscy mogli zająć się dokładniejszym poznaniem otaczających obszarów. Po krótkim czasie dokładnie zlokalizowali potężną armię egipską zbierającą się pod Askalonem. Zdając sobie sprawę z niewielkich szans na obronę w zniszczonych długim oblężeniem murach Jerozolimy, podjęli decyzję o zaatakowaniu wojsk fatymidzkich jeszcze zanim zdążą one wyruszyć z miejsca koncentracji. Na początku sierpnia armia frankijska wyszła z Jerozolimy kierując się na Askalon. Tam została stoczona bitwa z przeważającymi liczebnie oddziałami fatymidzkimi. Zwycięstwo wojsk frankijskich oddaliło na pewien czas niebezpieczeństwo. Frankowie uzyskali cenny czas na umocnienie swoich zdobyczy, na zorganizowanie nowego organizmu państwowego. Fulko z Chartres nie był obecny na polu bitwy pod Askalonem, bowiem wówczas jako kapelan Baldwina przebywał razem z nim w Edessie. Pozostawił jednak opis tejże bitwy, wspominając o obecności relikwii Krzyża Św. wśród rycerstwa. Gdy zostało to obwieszczone Frankom, odważnie zdecydowali, aby wyruszyć na Askalon przeciwko nieprzyjacielowi niosąc ze sobą drzewo zbawiennego krzyża już wspominane. Z uwagi na korzystanie jedynie ze świadectw innych osób, nie jest to szczegółowy opis. Albert z Akwizgranu natomiast jest autorem przekazu, który również bazuje na relacjach świadków, jest jednak bardziej szczegółowy. Oprócz obecności relikwii autor wspomina również o przyjęciu sakramentów i błogosławieństwie rycerzy przed bitwą. Rankiem kolejnego dnia, cały lud Boga żywego do wojny szykował się do bitwy pośród okrzyków radości, i przy melodii lutni i muzyków. Uradowani relikwią Krzyża św. zmierzali jakby na ucztę; przez Arnulfa, Piotra i resztę kapłanów zostali wzmocnieni i pobłogosławieni, oraz pokrzepieni czystością spowiedzi. Branie łupu i grabież przed rozstrzygnięciem walki zostało zakazane pod karą klątwy 3. W przytoczonym fragmencie widać jak ściśle sfera sacrum, przestrzeń religijna, złączona jest z przygotowaniem do bitwy. Zarówno obecność wśród wojska relikwii Świętego Krzyża, jak i sakrament spowiedzi i przyjęcie błogosławieństwa są, patrząc na całą strukturę opisu tej bitwy, istotnymi elementami wprowadzającymi do relacji z przebiegu starcia. Zwracają uwagę także słowa o nałożeniu klątwy na tych, którzy rozpoczęliby rabunek przed 3 A l b e r t z A k w i z g r a n u, Liber christianae expeditionis, lib. VI, cap. XLIII. 322 końcem bitwy. Jest to znakomity przykład na przenikanie się sfery religijnej z przygotowaniem do działań zbrojnych. W tym przypadku sacrum było tym, co ma utwierdzać dyscyplinę w wojsku frankijskim i zmuszać do wykonywania rozkazów dowództwa. W opisie Alberta z Akwizgranu relikwia odgrywa istotną rolę również bezpośrednio przed rozpoczęciem starcia: Gdy znakiem św. Krzyża całe zgromadzenie Chrześcijan i jeden z pogański wódz zostało poświęcone przez Arnulfa, dobyto broni, oraz zaczęto wkładać pancerze i ustawiać wszystkie chorągwie i sztandary na drągi 4. Po tych słowach armia Franków ruszyła na spotkanie z nieprzyjacielem. Nietrudno dostrzec, że mająca religijny charakter ceremonia błogosławienia wojsk relikwią Krzyża Św., stawiana jest w jednym szeregu razem z dobywaniem broni i stawianiem sztandarów poprzedzających rozpoczęcie starcia z wrogiem.Kolejna relacja, Rajmunda z Aguilers, została sporządzona na bazie własnych wspomnień. Autor, będąc osobiście na polu bitwy w oddziałach Rajmunda hr. Tuluzy, stworzył opis zawierający kilka ciekawych elementów.Zostali zebrani nasi wodzowie i duchowni, i na bosaka krocząc przed grobem Pana z modlitwami i łzami, prosili Pana o miłosierdzie, żeby lud swój dopiero co wyzwolony, który on uczynił zwycięzcą nad wszystkimi5.Modlitwa o zwycięstwo w opisie Rajmunda jest pierwszą reakcją na otrzymanie wiadomości o niebezpieczeństwie ze strony wojsk egipskich. Modlitwa wodzów u stóp Bazyliki Grobu Chrystusa stanowi punkt wyjścia do opisu dalszych czynności. Kolejne fragmenty tego samego autora wskazuje, że odwołanie się do pomocy Boga odgrywało rolę podstawy dalszych działań. Po przyjęciu błogosławieństwa od biskupów, postanowili książęta o obronie miasta w czasie wojny6.I tam modląc się do Boga dobyli broń i wzięli włócznie Pańską, wyruszyli z Jerozolimy, i przybyli tego dnia na równinę 7. Modlitwa, w przytoczonych fragmentach, poprzedza zarówno podjęcie decyzji o wyruszeniu do walki, jak i samo rozpoczęcie starcia. W opisie Rajmunda obecna jest także relikwia Włóczni Pańskiej, która towarzyszy rycerstwu w drodze na pole bitwy. Sfera sacrum jest także ważnym elementem opisów kolejnej bitwy – pierwszego starcia pod Ramlą z 1101 r. Odparcie kolejnego najazdu fatymidzkiego było trudniejsze niż w 1099 r. ze względu na zmniejszenie liczebności wojsk chrześcijańskich. Duże grupy rycerstwa postanowiły powrócić do Europy, inni zaś poza Palestyną szukać miejsca do zdobycia ziemi i osiedlenia się. Trudno było uzupełniać straty, które ponosiły szeregi frankijskie. Zwycięstwo Franków w pierwszej bitwie pod Ramlą umocniło autorytet Baldwina jako króla i wodza. Jednak nie zadano muzułmanom druzgocącej klęski, lecz jedynie zmuszono ich do wycofania się. Opisy bitwy z 1101 r. zawierają podobne elementy jak to było w przypadku bitwy askalońskiej. W kronice Alberta z Akwizgranu można przeczytać, iż: Gdy Król Baldwin to powiedział, wyznał przed tymi biskupami swoje grzechy, następnie po przyjęciu komunii ciała i krwi pańskiej, zostawił dziesięciu rycerzy z biskupem Gerardem, który niósł drzewo krzyża świętego 8. Była to pierwsza bitwa kiedy Baldwin, brat Gotfryda – pierwszego władcy Jerozolimy, dowodził siłami frankijskimi. Przyjęcie przez niego sakramentów i obecność relikwii Krzyża Św. były szczególnie ważne ze względu na dążenie do budowy autorytetu nowego królawodza. Sukces w bitwie jest istotnym czynnikiem kształtującym prestiż władcy, jednak Ibidem, cap. XLIV. R a j m u n d z A g u i l e r s, Historia Francorum qui ceperunt Jerusalem, cap. XLII. 6 Ibidem. 7 Ibidem. 8 A l b e r t z A k w i z g r a n u, op. cit., lib. VII, cap. LXVI. 4 5 323 nie może się to dokonać bez bożej pomocy. Przyjęcie sakramentów i relikwie są widomym znakiem mówiącym odbiorcy o tym, że Bóg darzy krzyżowców szczególnymi łaskami i mogą liczyć na jego opiekę. Dosłownie wyraził to Fulko z Chartres, świadek wydarzeń: Wówczas król nakazał, by znak krzyża pańskiego był niesiony, aby nam dał ratunek i zbawienie9. Ten szczególny znak obecności bożej, relikwia Krzyża Św., była dla kronikarza elementem konstytuującym nie tylko zwycięstwo w konkretnej bitwie, ale patrząc szerzej, istnienie Królestwa Jerozolimskiego. Sytuacja militarna bowiem była tak dramatyczna, że od pojedynczego zwycięstwa zależało utrzymanie zdobyczy pierwszej krucjaty. Takie znaczenie sfery sacrum w opisach bitewnych widać jeszcze wyraźniej jeśli przeanalizować fragmenty opisujące drugą bitwę pod Ramlą. W pierwszym starciu Frankowie ponieśli klęskę doznając dużych strat. Przechylili szalę zwycięstwa dopiero w wyniku drugiego starcia nieopodal Jaffy. W ten sposób ocenia te wydarzenia Fulko z Chartres: Ponieważ gdyby w poprzedniej bitwie ten krzyż błogosławiony z królem byłby prowadzony, Pan bez wahania zostałby przebłagany przez lud swój. Lecz niektórzy ufają bardziej w męstwo swoje niż w moc Pana, przeceniając skuteczność swoich zamysłów odrzucają radę mądrych, nierozważnie i bez zastanowienia postanowili rozpocząć swoje działania10. Dla Fulka obecność relikwii Krzyża jest czynnikiem decydującym o rozstrzygnięciu na polu bitwy. Porażka w pierwszym starciu bitwy w 1102 r. była spowodowana nierozwagą Baldwina, pochopnym atakiem, który nie został poprzedzony przygotowaniem o charakterze ściśle militarnym ani stosownymi obrzędami religijnymi. Wódz nie zatroszczył się o obecność relikwii, o błogosławieństwo wojska, o odprawienie modlitw. W kolejnej bitwie oprócz elementów, które pojawiały się wcześniej, Fulko z Chartres dodał nowy aspekt obecność sfery sacrum w narracjach bitewnych. Trzecia bitwa pod Ramlą w 1105 r. była zwycięskim starciem z ostatnim najazdem fatymidzkim na Palestynę, kończącym wojnę rozpoczętą w 1099 r. Ci, którzy pozostali w Jerozolimie, gorliwie się modlili i dawali jałmużnę. Aż do południa nie ustawali odwiedzać kościołów. Lamentowali śpiewem, lamentem śpiewali; tak czynili duchowni w procesjach11. Nie tylko obecność relikwii oraz obrzędy wykonywane na polu bitwy, ale w tym przypadku konieczne były także modlitwy całej społeczności chrześcijańskiej. Przytoczone fragmenty dowodzą, że sacrum było integralną częścią narracji bitewnych u autorów opisujących dzieje powstawania Królestwa Jerozolimskiego. Obecność relikwii na polu walki, poprzedzające rozpoczęcie starcia modlitwy, przyjmowanie sakramentów i błogosławieństw w analizowanych przekazach pełniło kluczową rolę w strukturze całości opisu. Odwoływanie się do sfery sacrum przez cytowanych autorów było powodowane m.in. dążeniem do kształtowania autorytetu wodzów oraz pokazywaniem, że Bóg wspiera Franków w walce z muzułmanami. F u l k o z C h a r t r e s, op. cit., lib. II, cap. X. Ibidem, cap. XX. 11 Ibidem, cap. XXX. 9 10 324 Anna Kadykało Uniwersytet Jagielloński СОВЕТСКИЕ РИТУАЛЫ ПЕРЕХОДА – НА ПРИМЕРЕ ДЕТСКИХ И МОЛОДЕЖНЫХ ОРГАНИЗАЦИЙ1 В советском культурном пространстве действовали организации, целью которых было воспитание подрастающего поколения с идеологизированным уклоном. Они контролировали все направления развития ребенка, его включение в волонтерскую работу, выполнение ее и внешкольное времяпровождение. Их влияние распространялось на детей, поступивших в первый класс начальной школы и продолжалось, пока им не исполнилось 28 лет. В данной статье речь пойдет об октябрятах, пионерах и комсомольцах в контексте способа включения новых членов в структуры организаций и связанных с этим советских ритуалов. Русский блогер следующим образом описал эволюцию участия в общественных движениях самого молодого поколения: Этапы развития общественной жизни любого советского школьника напоминали стадии развития насекомых. Но если у беспозвоночных членистоногих они протекали в порядке: яйцо —> личинка —> куколка —> имаго, то у позвоночных советских школьников они проходили в такой последовательности: первоклашки становились октябрятами, октябрята – пионерами, а пионеры по достижении 14 лет автоматически превращались в комсомольцев, и это не обсуждалось2. В пространстве советской культуры воспитательное и социализирующее воздействия государства начинались очень рано. Первый этап ознакомления самых молодых граждан Страны Советов с коммунистическими идеями составляла организация октябрят, объединяющая детей с первого по третий класс начальной школы, то есть в возрасте 7-9 лет. Первые группы октябрят появились в Москве в 1923-1924 годах. Их членами были дети – ровесники Октябрьской революции, откуда и происходит название движения. Работа с октябрятами организовалась преимущественно в игровой форме: с помощью игр, песен, стихотворений и других воспитательных методов и приемов, применяемых пионерами – являющимися старшими октябрят – совершалась передача детям элементов коммунистического сознания. Атрибутом члена организации являлась красная пятиконечная звезда с изображением головы Ленина в детском возрасте. Обязательным атрибутом каждой группы октябрят был также красный флажок. Согласно правилам октябрят, в их члены на торжественной линейке принимались дети, которые хотели стать будущими пионерами, намеревающиеся быть примерными детьми, любящими 1 Проект финансирован из средств Национального фонда науки, полученных на основании решения № DEC-2011/01/N/HS2/02157. 2 См. «Нас водила молодость...», http://oadam.livejournal.com/80645