didaskalia i bogota KK, skrócony

Transkrypt

didaskalia i bogota KK, skrócony
Studium Teatralne w Warszawie
Król kier znów na wylocie
Na motywach powieści Hanny Krall, adaptacja sceniczna: zespół: Piotr Aleksandrowicz, Gianna
Benvenuto, Piotr Borowski, Waldemar Chachólski, Martina Rampulla,
Scenografia: Marta Białoborska, kostiumy: Agata Nowicka, muzyka oparta na kompozycjach Johna
Zorna, premiera: 11 grudnia 2008
Strategia przetrwania.
Po wejściu do sali Studium Teatralnego widzowie mogą poczuć się ogromnie zaskoczeni. Na deskach
podłogi wymalowane zostały ornamenty, jak z Ŝydowskich bóŜnic- polichromia wypełnia przestrzeń
całej podłogi. Geometryczne sploty łączą się z literami hebrajskiego pisma w zadziwiającą jedność.
Widzowie, zajmując miejsca, starają się kroczyć jak najbliŜej ściany, by nie podeptać olejnego dzieła.
Na scenie-malowidle ustawionych zostało tylko kilka krzeseł i stół.
Jasne światło, jasne kolory. Pogodne odwołanie do świata, którego juŜ nie ma. I nagle w tę przestrzeń
wchodzi ubrany na czarno męŜczyzna. Zachowuje się bezceremonialnie, bez Ŝadnego szacunku dla
dzieła pod jego stopami. Zaczyna wygłaszać opowieść o mieście, jego domach, rysując na malowidle
kredą linie, jak chaotyczny plan wnętrz, ulic, placu... Pierwsze pociągnięcie kredą jest odczuwane jak
dotkliwa rana. PrzecieŜ nie wolno tego niszczyć! Nie da się na następny spektakl, na następny wieczór
namalować na nowo tak ogromnej, wymagającej tak wiele pracy kompozycji. Jednak juŜ po chwili
łapiemy się na pierwszej dwuznaczności- martwimy się o stworzone tu dzieło, a przecieŜ setki takich
„prawdziwych” domów modlitwy całkowicie zniszczono, wciąŜ niszczeją.
Rysowane kredą linie przekształcają się z rzutu planu domów w drogę zagłady. Gdzieś tam będzie
getto, Umschlagplatz... Ta polichromia, kaleczona teraz coraz gęściejszą siatką kredowych linii,
będzie jednak trwała wciąŜ pod stopami aktorów, stanowiąc ślad obecności, której zadeptać się nie da.
A nawet jeśliby zniknęła kiedyś, to jednak tu była!
W ten spektakl wchodzi się trudno i powoli. Od początku mnoŜą się historie, opowieści, poznajemy
bohaterów poprzez ich działania, ale teŜ epickie opowiadanie o nich. Jakby aktorzy nosili na sobie
postaci i porzucali je. Jednak ta pełna dystansu gra w konsekwencji buduje w umyśle widza obrazy
konkretnych osób, coraz bardziej wyraziste, jakby rodzące, kształtujące się w trakcie trwania
opowieści. Jakby słowa nabierały cielesności, a opowieść stwarzała konkretnych ludzi.
W siatce powiązań, wzajemnych stosunków zdarzeń, przeplatających się czasów, trzeba stopniowo
się rozeznać. Aktorów jest tylko czworo- a odgrywanych postaci wiele. Aktorzy grają, więc róŜne
osoby. Czasami nawet mamy wraŜenie, Ŝe postaci jest na scenie o wiele więcej niŜ aktorów. Wiadomo
jednak, Ŝe aktorzy wrócą do grania „własnych postaci”, pozostałe, choć nie mniej wyraziste, tworząc
niejako na marginesie.
Izoldę Regensberg (Marię Pawlicką) gra Martina Rampulla. To świetna rola. Izolda jest kochająca
Ŝoną, potrafiącą wszystko. Jej miłość wydaje się momentami zaprzeczeniem siebie. Jest bezgraniczna.
Ale - to paradoks- taka miłość stanie się najlepszą metodą na przetrwanie. Z niej rodzi się odwaga,
czasem straceńcza. Z niej wynikają zbiegi okoliczności, zupełnie nieprawdopodobnie.
Niektóre sceny są „opowiadane” przez aktorów, inne rozgrywane. Czasem te tory gry i opowieści się
nakładają. Do stwarzania zmieniających się wnętrz, krajobrazów, posterunków, szwalni, pociągów,
nawet obozów zagłady wystarczy tych kilka krzeseł, stół i aktorzy. Jest to raczej gra z wyobraźnią
widza, prowadzona bardzo precyzyjnie przez zespół Piotra Borowskiego.
(…)
Przedstawienie to otwiera, jak się wydaje, nowy rozdział w twórczości Studium Teatralnego. Epicka
historia, opowiadana i porzucana, odgrywana, komentowana, stanowi budulec spektaklu. Wyciszone
zostało natomiast to, co do tej pory było rdzeniem pracy Studium: budowanie bardzo dynamicznych
akcji fizycznych, opartych na przekraczających racjonalność, codzienność zachowaniach. Wszystko
przepełnione było wtedy chęcią wzlotu. Teraz akcje ujęte zostają w prawie realistyczną strukturę,
budując prawdopodobne zachowania postaci. Tylko wyjątkowo, jakby zwolnieni z uwięzi, aktorzy
zrywają się do szaleńczej gonitwy, wyostrzają gesty, wybuchają ekspresją.
To trochę tak, jakby dawna estetyka przedstawień Studium Teatralnego została wtłoczona w
realistyczny styl. Jednak ta dawna technika ciągle wyłania się z głębi, przekracza konwencje,
kryje coś więcej, ogromny naddatek energii. I to bardzo fascynuje. W głębi aktorstwa istnieje
bardzo Ŝarliwy, Ŝywy splot energii. Wszystko toczy się zwyczajnie, ale wewnętrzne
rozedrganie aktorów stwarza wraŜenie, Ŝe wciąŜ tłumiony impuls wywoła w końcu wybuch.
(…)
Tadeusz Kornaś.
Didaskalia, nr. 90. Kwiecień 2009.
Inwazja Polaków
Widziałem dwa razy spektakl Studium Teatralnego „Król Kier znów na wylocie” i naprawdę
było to poruszające doświadczenie.
Od początku, kiedy ubrany na czarno aktor rysuje kredą na podłodze pustej sceny, do końca,
gdy aktorka szepcze po polsku: „w porządku”, odsłania się dramat śydów podczas drugiej
wojny światowej. Spektakl opowiada historię Izoldy R., która udaje aryjkę by wyciągnąć
męŜa z obozu.
ReŜyser Piotr Borowski, zbudował zwarte przedstawienie, w którym aktorzy w nieustannym
wewnętrznym napięciu i w ciągłym ruchu próbują ocalić z katastrofy czasu historię, która nie
moŜe nigdy być zapomniana.
„Król Kier znów na wylocie” jest spektaklem z elementami głęboko teatralnymi: tylko pusta
przestrzeń, kilka przedmiotów, intensywność gry aktorskiej i ścieŜka dźwiękowa, która
obecna jest niemal cały czas.
Spektakl Polaków nie ukazuje fragmentu historii, czy epizodu, lecz jest wielkim freskiem,
który opowiada wieloletnią historię z duŜymi skokami chronologicznymi, z wielopoziomową
narracją i z około dwudziestoma postaciami granymi przez czterech bezbłędnych aktorów.
Sandro Romero Rey
Contra Escena. Vive.in, Bogota-Kolumbia. Lipiec 2009