luty 2009 - Ludzka Sprawa
Transkrypt
luty 2009 - Ludzka Sprawa
W numerze: 4 Projekt Joanna Klass 6 Gazeta powstała dzięki wsparciu finansowemu Gminy Wrocław Wygaśnięta miłość I jeden smutny związek 8 Obiadów gotowanie Ogrodów pielęgnowanie 9 Drodzy Czytelnicy, z przyjemnością oddajemy w Państwa ręce pierwszy w tym roku numer „Ludzkiej Sprawy”. Dziękujemy za listy i telefony z pytaniami o kolejne wydanie gazety, dziękujemy za odwiedzanie naszej strony internetowej. Do tej pory zajrzało na nią ponad trzysta tysięcy osób. Od niedawna istnieje możliwość napisania komentarza do tekstu zamieszczonego na stronie. Zapraszamy Państwa do udziału w dyskusji. W tym miesiącu polecamy rozmowę z Joanną Klass, szefową Roku Grotowskiego, który odbywa się we Wrocławiu, zachęcamy do przeczytania o projekcie umożliwiającym zatrudnienie i normalne funkcjonowanie w społeczeństwie osób niepełno-sprawnych umysłowo, zabieramy na spacer po Wrocławiu i opowiadamy o książkach, które warto przeczytać. Wszystkim naszym Czytelnikom ży-czymy, aby rok 2009 był co najmniej lepszy od poprzedniego, sobie i Państwu, żeby nie było pro-blemów z wydawaniem kolejnych numerów „Ludzkiej Sprawy”. redakcja Redaktor naczelny: Anna Morawiecka Sekretarz redakcji: Monika Filipowska Redaguje zespół Projekt okładki: anief Skład: Jacek Budziszewski Wydawca: Stowarzyszenie NASZE MIASTO WROCŁAW Adres do korespondencji: 50-540 Wrocław, ul. Orzechowa 42/14 tel. 0607 408 416 e-mail: [email protected] www.ludzkasprawa.pl Na okładce: Joanna Klass Zdjęcie: Anna Smarzyńska Dar życia Największy z możliwych 10 Uwaga rak Informacje zebrane 12 Centrum Informacji I Rozwoju Społecznego Warto przeczytać Dwie książki 13 U hu ha Nie daj się grypie 14 Zasiłek macierzyński Informacja Zakładu Ubezpieczeń 15 Spacer po Wrocławiu Rynek – część pierwsza a cja Luck Informa Zapraszamy Państwa do współpracy i do wzięcia udziału w konkursie na najciekawszy pamiętnik. Autor opublikowanego tekstu otrzyma od nas honorarium i nagrodę ufundowaną przez księgarnię Świata Książki we Wrocławiu. Czekamy na Wasze prace. Nie dłuższe niż sześć tysięcy znaków prosimy przysyłać na nasz adres mailowy: [email protected], lub na adres korespondencji: 50-540 Wrocław, ul. Orzechowa 42/14. We Wrocławiu „Ludzką Sprawę” znajdziesz między innymi w Urzędzie Marszałkowskim (Wybrzeże Juliusza Słowackiego 12-14), Wydziale Zdrowia Urzędu Miejskiego (ul. Zapolskiej 2/4), w MOPS (ul. Strzegomska 6) i w Urzędzie Pracy (ul. Powstańców Śląskich 98), Dolnośląskie Centrum Informacji Kulturalnej OKiS (Rynek-Ratusz 24), Centrum Informacji i Rozwoju Społecznego (pl. Dominikański 6), w Teatrze Lalek (pl. Teatralny 4), Muzeum Architektury (ul. Bernardyńska 5). Ponadto w taksówkach Radio Taxi Serc oraz publicznychi niepublicznych placówkach służby zdrowia. LUDZKA SPRAWA NIEZWYKŁY MAGAZYN DLA ZWYKŁYCH LUDZI 3 Rozmowa miesiąca Projekt Joanna Klass Z Joann¹ Klass rozmawia Anna Morawiecka Anna Morawiecka: Kiedy wyjechałaś z Polski? Joanna Klass: W czasie stanu wojennego, na początku 1984 roku. Wyjechałam z powodów osobistych. Wszystko mi się rozwaliło: i prywatnie, i zawodowo, i dookoła ten kontekst polityczny był paskudnie śmierdzący. Wyjechałaś od razu do Stanów? Tak. Byłam tam wcześniej kilka razy, miałam kontakty teatralno-literackie, które swoje źródło miały w działaniach u Grotowskiego w siedemdziesiątym szóstym roku. Pracowałam wtedy przy warsztatach prowadzonych przez Renę Mirecką i Zygmunta Molika, na które Fundacja Kościuszkowska przywiozła amerykańskich aktorów i reżyserów. Znałam bardzo dobrze angielski, więc zajmowałam się tą prawie trzydziestoosobową grupą artystów. Organizowałam im różne spotkania, między innymi z Kazimierzem Braunem i Henrykiem Tomaszewskim. Tak sobie myślę, że ich wszystkich to lato w siedemdziesiątym szóstym roku bardzo naznaczyło. Większość z nich do dzisiaj intensywnie działa w teatrze, kulturze. Dzięki nim zresztą łatwiej było mi stawiać pierwsze kroki na emigracji. Mieszkałam trochę w Nowym Jorku… I teraz jest wersja oficjalna i nieoficjalna. O której mam mówić? Napiszę o dwóch. No dobra. Nie wiem, co na to ambasada amerykańska, ale prawda jest taka, że wyszłam za mąż za menadżera teatru, geja, który ożenił się ze mną po to tylko, żebym dostała Zieloną Kartę. Wiedziałam, że będę chciała ściągnąć do siebie dzieci, dlatego nie mogłam używać żadnych politycznych argumentów. Nigdy też nie skorzystałam z przywileju bycia żoną obywatela amerykańskiego i nie starałam się z tego powodu o obywatelstwo. Przyjechałam i zaczęłam działać. Moje początki legalnego tam pobytu były bardzo ciężkie. Wpadłam w taki półświatek polonijnego biznesu. Warunki, jakie tam panowały, można określić jednym słowem: feudalizm i totalny darwinizm socjalny. Wykorzystując swoją znajomość angielskiego, pomagałam wielu ludziom, tłumacząc im dokumenty. Wpadłam na pomysł i założyłam coś w rodzaju spółdzielni, w której panowały 4 zasady transparentnego rozliczania się z pracownikami. Członkowie spółdzielni mieli udziały w zysku. Udało mi się wprowadzić pewien standard, wywalczyć szacunek dla ludzi, którzy tam pracowali, żyli często w strachu, bo nie mieli ważnych wiz i zgody na legalny pobyt, a bali się wracać do Polski. To było dla mnie bardzo ważne. Doprowadziłam do tego, że inni pracodawcy musieli dostosować się do wypracowanych przez nas norm. Taka forma działalności dawała mi również pewne bezpieczeństwo finansowe. Działka kulturalna przyszła znacznie później. No właśnie. Jesteś menadżerem kultury? Nie nazywałabym tego w ten sposób, wolałabym, żebyś nazywała mnie kuratorem. Inicjowałam projekty promujące polską kulturę, ale robiłam to zawsze z myślą o amerykańskim odbiorcy. Zaczęło się od teatru. Znowu w Ośrodku Grotowskiego. Byłam w 1995 roku we Wrocławiu, zobaczyłam spektakl teatru Kana – „Moskwa Pietuszki” według Jerofiejewa, sama bardzo go przeżyłam i intuicyjnie poczułam, że trzeba to pokazać w Los Angeles. Zobaczyłam plakat: człowiek stojący z walizką i napis: to, co mnie w was obchodzi, obywatele, to w jakim kierunku wasze dusze się obracają. Pomysł okazał się trafny. Zresztą wszystkie teatralne produkcje, które przeniosłam na grunt kalifornijski, miały bardzo dobre recenzje. Nie zawsze, niestety, był to sukces finansowy, raczej z roku na rok wpadałam w długi… (śmiech). Krótko mówiąc, nie chciałam, żeby to, co przywiozłam z Polski, pokazywane było po parafiach czy domach polonijnych. Chciałam, żeby Polacy zobaczyli, jak nasza sztuka odbierana jest przez elity amerykańskie. Pierwszym moim partnerem w takiej produkcji był teatr Odyssey. Wiesz, jak przywoziłam jakiś spektakl, to zawsze się zastanawiałam również nad innymi działaniami, warsztatami czy spotkaniami. W tym sensie mówię o roli kuratora sztuki. Żeby się nie rozwodzić, to przywiozłam do najlepszych amerykańskich teatrów m.in. Gardzienice z Metamorfozami, Prowizorium z Ferdydurke, wrocławski Teatr Lalek z Ostatnią ucieczką według Brunona Schulza, Teatr ZAR, Pieśń Kozła na UCLA Live Festival, poza tym zajmowałam się orga- LUDZKA SPRAWA NIEZWYKŁY MAGAZYN DLA ZWYKŁYCH LUDZI nizacją wystaw czy promocją książek. Z Gardzienicami wiąże się zresztą pewna zabawna anegdota. Wymyśliłam sobie, że nie mogą grać w zwykłej przestrzeni, skoro ożywiają antyczne amfory. Zorganizowałam ich przedstawienie w Muzeum Sztuki Antycznej. Oczywiście wszystko miało odbyć się z zachowaniem należytej ostrożności, aktorom nie można było zbliżać się bardziej niż na pół metra do eksponatów, podpisaliśmy stosowne kwity, pracownicy muzeum czuwali nieopodal. W pewnym momencie Włodek Staniewski podbiegł do amfory i wzniósł ją nad głowę. Wszyscy zamarli, strażnicy rzucili się prawie z bronią (na szczęście powstrzymała ich pani kustosz), i amfora naprawdę przemówiła… Potem Staniewski delikatnie odłożył ją na miejsce, byliśmy pod ogromnym wrażeniem. Zawsze starałam się, aby te moje przedsięwzięcia nie były jedynie komercyjnym pokazywaniem sztuki, chciałam nadać im sens, większy, głębszy wymiar. W końcu doszłam do tego, że nawiązując do pomysłu Heleny Modrzejewskiej, otworzyłam małą pozarządową organizację ARDEN 2. Ta wielka polska aktorka kupiła pod Los Angeles ziemię i kazała na niej wybudować dom. Nazwała go, nawiązując do magicznego szekspirowskiego lasu, Arden. Marzyło jej się stworzenie artystycznej kolonii, która miała być rajem dla aktorów, a okazała się wielką klapą finansową… więc pomyślałam, że idąc tropem Heleny Modrzejewskiej, zrobię ARDEN 2. Też z wielką klapą finansową? (śmiech) Oczywiście, z roku na rok popadałam w coraz większe długi. Dzięki temu jednak nawiązałam bardzo serdeczny i sympatyczny kontakt z polskim bankiem Polam, który poudzielał mi bardzo nisko procentowych pożyczek. Ja je grzecznie spłaciłam, a potem bank zaczął sponsorować ARDEN 2. Od prawie dziesięciu lat, co roku, moja organizacja dostaje środki na działalność. Mówisz o finansowych potknięciach, ale nie jest tak, że jesteś królową projektów pięknych, ale przegranych? Powiedz coś więcej na temat ARDEN 2. Jesteśmy organizacją, która została stworzona dla kulturalnego profitu. Szukamy takich form Rozmowa miesiąca Joanna Klass – absolwentka Uniwersytetu Wrocławskiego, od dwudziestu pięciu lat mieszka pod Los Angeles, gdzie prowadzi interdyscyplinarną organizację pozarządową Arden2. Za promocję kultury polskiej w Stanach w 2005 roku otrzymała od Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego medal Zasłużony dla Kultury Polskiej. Regularnie jada zupę z soczewicy w barze Greenaway, pije kaFot. Anna Smarzyńska wę Pod Gryfami, wypożycza filmy w Mediatece. We Wrocławiu koordynuje międzynarodowe projekty związane z obchodami Roku Grotowskiego. Z Grotowskim dzieli wspólną pasję: lubi kryminały Joe Alexa oraz filmy o przygodach Winnetou. przekazywania sztuki, które przemawiają do współczesnej widowni, odzwierciedlają wszelkie zmiany w społeczeństwie. Wierzę, że w czasach komercji artyści muszą znaleźć swój własny język, nowe znaczenia, własną przestrzeń. Chcemy, aby u nas spotykali się ludzie z różnych środowisk, kontynentów i szkół myślenia. Kiedy organizujemy wystawę, przychodzą do nas okoliczni mieszkańcy, robimy wspólne zdjęcie. W ubiegłym roku, nawiązując do tego, co dzieje się, w Ameryce Busha, zorganizowaliśmy dyskusję o wartościach propagowanych w latach czterdziestych (latach maccartyzmu) przez magazyn „Arts & Architecture”, który w owych czasach drukował Deklarację Praw Człowieka. Ponieważ rozmawialiśmy o przełomie lat czterdziestych i pięćdziesiątych, to wspólnie z mieszkańcami zrobiliśmy pokaz mody. Zasada była jedna: ubrania musiały pochodzić ze szmateksów. Mieliśmy modelki od czwartego do osiemdziesiątego roku życia. Poza takimi lokalnymi działaniami, co roku staram się robić przynajmniej jeden wielki projekt, do którego szukam bogatych partnerów. Pierwszy grant, jaki dostałam z Fundacji Rockefellera, był przeznaczony na promocję Teatru Pieśń Kozła, któremu zrobiłam tournée, a Grzegorz Bral powiedział, że do tej pory nie mieli tak dobrego producenta… A jak to się stało, że przyjechałaś tutaj i zajęłaś się Rokiem Grotowskiego? Zaprosił mnie tu Jarek Fret, szef Teatru ZAR, i jednocześnie dyrektor Instytutu im. J. Grotowskiego. Powiem szczerze: podejrzewam, że kiedy razem z teatrem był u nas, zobaczyli, jak tanim kosztem zrobiłam w Stanach wielki projekt, jak zasuwałam od rana do nocy… i postanowili ze mnie skorzystać. Joanno, nie mogę, rozmawiając z Tobą o ludzkich sprawach, nie zapytać o Twoją chorobę. Możesz o tym porozmawiać? Tak, nie mam problemów z mówieniem na ten temat. Mam tylko nadzieję, że ta rozmowa nie dotrze do moich rodziców, bo im powiedziałam, że włosy spaliła mi trwała… Nie chciałabym ich martwić. Oni mają prawie po dziewięćdziesiąt lat. Wszyscy moi znajomi wiedzą, że nie wolno z nimi na ten temat rozmawiać. Proszę też o to wszystkich, którzy tę rozmowę przeczytają. Przyjechałaś do Wrocławia do roboty, a trafiłaś na oddział onkologii Tak. Dwa tygodnie po przyjeździe na piersi wyczułam guza. I dzięki przyjaciołom zostałam bardzo szybko zdiagnozowana. Przyjęto mnie na onkologię. Musze powiedzieć, że to fantastyczny ośrodek, w którym pracują, od ordynatora począwszy, a na pielęgniarkach i salowych skończywszy, cudowni ludzie, kompetentni, pełni współczucia… Jestem już po chemioterapii, którą okropnie przeżyłam, a w tej chwili chodzę na naświetlania. Jestem mile zaskoczona, bo pamiętam polską medycynę z przed trzydziestu lat. Masz wyciętą pierś? Nie, mam wyciętą część piersi, i chcę powiedzieć, że bardzo jestem zadowolona, bo ta pierś, której ćwiartkę mi wycięli, jest o wiele teraz ładniejsza, niż ta prawa… (śmiech). Mo-żesz to napisać, że są dobre strony tak zwanych zabiegów oszczędzających. Poważnie, to zdarzenie było wielkim szokiem dla mnie. Wydaje mi się jednak, że takie spotkanie oko w oko z chorobą, jest bardzo cennym przeżyciem. W pewnym momencie konfrontacja z własną śmiertelnością i kruchością życia powoduje bardzo szybkie przewartościowanie. (Szczególnie przydaje się to pracoholikom.) Nagle zdajesz sobie sprawę, że jeśli chcesz coś jeszcze w życiu zrobić, to musisz dbać o siebie, o swoje zdrowie, swoje ciało. Zaczynasz również mieć jasność, co tak naprawdę jest ważne i na czym należy się skoncentrować, uświadamiasz sobie, że na rzeczy nieistotne szkoda czasu. Człowiek przestaje się obcyndalać i rozmieniać na drobne… Przypadkiem odkryłaś tego guza, czy robiłaś regularne badania? W miarę regularnie badałam piersi. Nawet dwa lata wcześniej miałam w Stanach robione porządne, trójwymiarowe USG. Wtedy wysłano mnie na biopsję, która niczego nie wykazała, ale moim zdaniem ruszyła lawinę. Pewnego dnia przypadkowo wyczułam guza. (Napisz to, bo bardzo namawiam do samobadania. To jest bardzo ważne.) Wiesz, ja nie miałam żadnych przesłanek, żeby chorować. Nigdy nie paliłam papierosów, nikt u mnie w rodzinie nigdy na raka nie chorował, a na badania chodziłam po prostu dla świętego spokoju. Również dlatego sama badałam sobie piersi. Na szczęście pamiętałam, co kiedyś powiedziała mi jedna lekarka: jeśli wyczuje pani jakieś zgrubienie, to przyczyn może być wiele. Jeśli to zgrubienie ma charakter owsianki, to nic to nie jest, ale jeżeli poczuje pani żużelek, to jest bardzo niebezpieczne. I ja nagle poczułam kamyczek, który ma konkretne, twardawe zakończenie. Kolejna bardzo ważna rzecz, to wygląd piersi. Zobaczyłam, że w miejscu guzka mam zmienioną i wciągniętą skórę. Potem dowiedziałam się od onkologów, że to jeden z objawów, które powinny skłonić kobietę do wizyty u lekarza. Boisz się? Hm, nie. Nie mam czasu się bać. Bałam się tego dnia, gdy dostałam diagnozę, że to rak i to rak złośliwy. Przestraszyłam się też po operacji, jak powiedzieli mi, że to duży guz i że są przerzuty do węzłów chłonnych. Ale powiem ci, że podeszłam do siebie trochę jak do projektu: zmieniłam sobie dietę, racjonalniej poustawiałam pewne rzeczy i bardzo wciągnęłam się w tę pracę. Tu naprawdę jest co robić. LUDZKA SPRAWA NIEZWYKŁY MAGAZYN DLA ZWYKŁYCH LUDZI 5 Z pamiętnika Wygaśnięta miłość miłość wygaśnięta od słońca odsunięta miłość moja osoba nie przejęta miłość nie zrozumiana miłość oszukana wierszem ci powiem co o tym myślę, krótko najkrócej i najściślej co z tego, że po twarzy mnie mojej głaskałeś wina w tym wszystkim, że mnie oszukałeś miłość nie była taka jakbym chciała, miłość rozczarowana a dzisiaj piszę o rozczarowaniu o tym, bez sensu jakimś kochaniu i co mi przyszło z tego kochania miłość to znak rozczarowania. Od dwóch miesięcy przysyłała nam pamiętnik na konkurs. Był bardzo osobisty, a jednocześnie hermetyczny; komuś, kto nie zna jej osobiście, trudno go do końca zrozumieć. Teksty przypominały kostkę bulionu – należało dolać wody, żeby stały się bardziej przejrzyste. Gdy zaproponowałam spotkanie, od razu powiedziała, że nie może mnie przyjąć w domu i zaproponowała bardziej neutralny grunt – pizzerię. Czekała na mnie razem z mężem, ona – uśmiechnięta, piegowata, rozgadana. On – wyciszony, małomówny, skryty. Przez parę dni nie miałam głowy do napisania jakiegokolwiek zdania do swojego pamiętnika. Miałam ostatnio dosyć przykre przeżycia, nawet nie potrafiłam pójść na Warsztaty. Nie miałam siły, żeby tam siedzieć siedem godzin. Nie mogłam tam być, bo mój mąż trafił do szpitala, bo zasłabł na ulicy. Ale wszystko jest już dobrze, powoli do siebie dochodzę po ostatnich wydarzeniach związanych z tym przeżyciem. Okazało się, że Paweł jest poważnie chory na dwie choroby, pierwsza, to porażenie dziecięce, to jest widoczne, nie miałam pojęcia o jego drugiej chorobie – padaczce. Najgorzej boję się tej drugiej. 6 Przed dwoma miesiącami mąż Dominiki stracił przytomność na ulicy i trafił do szpitala, gdzie zdiagnozowano padaczkę. Ona zamiast na wyczekiwany jubileusz stowarzyszenia, które prowadzi warsztaty terapeutyczne, pojechała do szpitala. Na szczęście po tygodniu Paweł został wypisany do domu. Teraz mogą znów wspólnie chodzić na terapię zajęciową. Jak długo są małżeństwem? Pobrali się przed dziewięciu laty, ale poznali znacznie wcześniej. – Razem chodziliśmy do szkoły specjalnej – wyjaśnia Paweł. – Ja ją sobie od początku upatrzyłem. A wszystko zaczęło się od linijki. Ona nigdy nie miała żadnych przyborów, bo ciągle zapominała. Pewnego razu bardzo pilnie potrzebowała małej linijki, a ponieważ siedziałem tuż za nią, odwróciła się i poprosiła. I tak to się zaczęło. Razem są bez mała 15 lat. Decyzja o ślubie nie była łatwa, tym bardziej, że rodzice Dominiki bardzo się temu sprzeciwiali. – Ojciec nie pogodził się do tej pory. Bał się, że mąż z porażeniem mózgowym nie będzie się w stanie mną opiekować. Bo jego zdaniem, ja nadal potrzebuję opieki. A mama? Przyszła wprawdzie na ślub, ale tak naprawdę mojego męża zaakceptowała znacznie później. A rodzice Pawła? Nie musieli, ponieważ wychował się w ośrodku opiekuńczym, a potem trafił do szkoły specjalnej. Tuż po ślubie udało im się znaleźć pracę w zakładzie produkującym cukierki, ale gdy został z powodu długów zamknięty, wyjechali do niewielkiego nadgranicznego miasta, gdzie Paweł miał malutkie mieszkanie. Tam dla Dominiki zaczęło się nowe życie. W trzecim roku małżeństwa poznała chłopaka, podobnie jak oni chodzącego na terapię. Był młodszy o pięć lat, ale ani jemu, ani jej to nie przeszkadzało. Znowu przyszła ta cholerna bezsilność, co robić? Gdzieś w cieniu jest biała dama /epilepsja/ i nieszczęśliwa miłość, chociaż w rzeczywistym świecie, to jednak wirtualna. I jak dalej tak żyć? Owszem, zakochałam się, ale ta miłość nie była dla mnie dostępna, skoro mam zostać z LUDZKA SPRAWA NIEZWYKŁY MAGAZYN DLA ZWYKŁYCH LUDZI tym, który filozofuje. Tak piszę, bo jest chory, i to dość poważnie, i nie bierze leków, jakie powinien brać, dlatego nazywam go filozofem. Z jednej miłości trafiłam w drugą, obydwie sobie ze mnie zakpiły. Chociaż ta jedna może jeszcze jakaś uczciwsza, ale ta druga miłość? Sama nie wiem – zakochałam sie w chłopaku, który okazuje mi czułość na każdym kroku, tylko że moja druga strona – ta w środku (bo każdy człowiek ma takie dwie strony), nie chce przyjmować tego, co jest dobre, tylko jakby podświadomie woli zostać przy tym, co już wcześniej otrzymała. To była prawdziwa miłość – mówi Dominika – stanowił całkowite przeciwieństwo mojego męża, który nawet na tę przysłowiową ławkę do parku nie j e s t w stanie mnie zabrać. Uczucie było tak silne, że postanowiła opuścić męża i zamieszkać z Jerzym u jego rodziców. Niestety, oni nie potrafili jej zaakceptować. W atmosferze niechęci i wrogości wytrzymała rok, potem wróciła do męża. Nie była w stanie walczyć, zwłaszcza że matka była dla Jerzego niezmiennie najważniejsza. Przed rokiem razem z Pawłem wrócili do Wrocławia. Decyzja o powrocie spowodowana była nasilającym się alkoholizmem ojca. – Bałam się o mamę – mówi Dominika. – On potrafi być taki agresywny. We Wrocławiu próbowała znaleźć jakąś pracę, ale ofert dla niepełnosprawnych nie ma. – Dlatego wymyśliłam te warsztaty. Chodzimy razem codziennie od 8.00 do 15.00. Paweł nie przypuszczał, że oprócz szycia kapci, którego nauczył się w zawodówce, będzie potrafił szyć na maszynie. Na warsztatach udało mu się nawet zrobić doniczkę, co przy niesprawnej lewej ręce jest dużym wyzwaniem. – Widziałam tę doniczkę, nawet mu wyszła – uśmiecha się Dominika. Ona sama uczestniczy w warsztatach ceramicznych. – To dzięki nim moja sprawność bardzo się poprawiła, teraz mogę sama się ubrać i wszystko koło siebie zrobić. Wcześniej nauczyłam się szyć i wyszywać, a przedtem brakowało mi cierpliwości. Z pamiętnika Dzisiaj udało mi sie uszyć i zaprojektować nowy model przytulanki – kotka. Jednego skończyłam i zupełnie nieźle mi wyszedł. Obejrzałam wszystkie swoje seriale, jak to w poniedziałek po południu. A wieczorem zapragnęłam być jakoś bliżej Boga, chciałabym poczuć tak na dobre jego obecność w swoim sercu. Przed rokiem zrobiłam coś, z czego nie jest do teraz zadowolony, mówię o Bogu… a ja chciałam czuć się tylko kochana, ale powiedzmy, że nie udało mi się tego osiągnąć. Nie jestem już taka sama, jak przed rokiem, co to znaczy zakochać się w nieodpowiednim facecie, bo to dokładnie mnie spotkało. Jeden związek mi się rozleciał, wydawało się, że w drugim będzie inaczej ale… no właśnie. Być może pomyliło mi się bycie kochaną z samotnością, dzisiaj powoli do tego sama dochodzę, ale czy tamten facet mnie faktycznie kocha? Może to tylko była jakaś litość z jego strony, może to faktycznie jednak nie była miłość. Jestem w domu od sierpnia, ani u mnie nie był, a napisał tylko dwa listy, zaczynam rozumieć, że beze mnie jemu jest zupełnie dobrze. Bo kiedy ktoś za kimś naprawdę tęskni, to po prostu sia-da i pisuje listy do tej jedynej ukochanej osoby, a ja dostałam tylko takie dwa, więc jaki jest tego wniosek? Tylko jemu ja mam dawać a on z siebie nic? Ostatnio Dominika kupiła sobie krosna. – Zobaczymy, co mi z tego wyjdzie – uśmiecha się. – Bo jestem bardzo nerwowa. Nigdy nie wiem, co nas czeka – czy ojciec przyjdzie trzeźwy, czy znów się upije. – Nie mamy wyjścia – dodaje Paweł – teściowa boi się, że jak gdzieś pójdzie i zgłosi to, to on się zemści. Dlatego żyję chwilą i nie myślę o tym, co będzie jutro. Nie warto. Nie masz pojęcia, co to znaczy prawdziwa samotność, nie chce ci się nawet wracać do domu po zajęciach na warsztatach terapeutycznych. Na chwilę obecną mam po prostu związane ręce, nie wiem czy wracać do Zgorzelca, czy zostać w tym chorym przepełnionym strachem domu. Zemsta – nie masz o tym bladego pojęcia – pozostaje strach, bezsilność, chory dom, do którego boisz się przychodzić. Rano wychodzę na zajęcia, tam się uspokajam, ale najgorzej jest wtedy, tak gdzieś przed czternastą, przed wyjściem do domu, więc pozostaje tylko pisanie pamiętnika. Strach, stres, niepokój, to wszystko, co znam. Tak naprawdę to nie wiem, co to jest miłość, co to znaczy kochać, bo ja tego nie potrafię. Może i umiem kochać, ale nieznane jest mi takie uczucie. – Nie wiem, co zrobię, na swój sposób jestem przywiązana do męża. Może to jakiś rodzaj miłości albo tylko przyzwyczajenie. Trudno mi tak zupełnie odejść od niego, tym bardziej że on ma padaczkę. Tamten nie potrafił zawalczyć o mnie i sprzeciwić się matce. Bardzo mnie skrzywdził. Może nie kochał mnie tak bardzo jak ja jego? miłość, zgoda, porozumienie takim jest moje u ciebie marzenie marzenie, po cichu jakby niespełnione życie przy tobie, trochę uspokojone. uczucia radości pełne przy tobie chciałabym wsparcie mieć, w twojej osobie przez krótki czas, żal w sobie nosiłam tak, to prawda – zła na ciebie byłam sama do wniosku pewnego doszłam, z sumieniem rachunek podpisałam to co do ciebie czuję, na papier przelałam. Czy miłość sama mnie odnalazła – od razu zadam jej takie pytanie czy miłość będzie, czy miłość ustanie ustanie – kochanie, całowanie przy sobie bycie – to oddalanie natchnienie wróciło na wiersza pisanie *** pamiętnik wierszem pisany, tyś mi jedyny prawdziwie kochany, od rana marzę, od rana śnię, już mi się myli, czy sen czy to jawa, czy dzień czy noc, czy to zabawa wiersz o miłości nieśmiało powstaje mam przeczucie nic mi się nie wydaje gdzie są uczucia, a gdzie urodzaje natchnienie miłości – nazwę sobie nosi czy ktoś kocha, jeśli nie to o nic niech jej nie prosi. do wiersza swojego rymy dobieram przed kimś powoli swe serce otwieram serca otwieranie, zaufaniem obdarzanie. proszenie o miłość na każdym kroku proszenie o miłość – to w dzień to o zmroku, miłość kochaniu, kroku dotrzymuje a ja, tak siedzę i tak rymuję miłością swoją ciebie daruję przy tobie, dobrze tylko się czuję dla ciebie – swoje wiersze tak rymuję. piszę, że kocham uczucia, tęsknoty piszę wiersz, to jest cel roboty marzy mi sie życie przy twoim boku całe spędzone, marzy się tobie, mieć mnie za żonę znam twoje skromne jedyne marzenie, takim jest ono – mnie poślubienie. teraz on, ciężko na innych pracuje ja robię, tak jak serce mi dyktuje serca mojego, bicie dla niego przy nim, chwilę to nie ma ponad to, nic piękniejszego. R E K L A M A Osoby, które znajdują się w trudnej sytuacji materialnej mogą skorzystać z bezpłatnych porad prawnych udzielanych przez radców i aplikantów zrzeszonych w Okręgowej Izbie Radców Prawnych we Wrocławiu. Porady dotyczące problemów związanych z prawem pracy, spadkowym, lokalowym i obrotu konsumenckiego są udzielane w siedzibie OIRP przy ulicy Włodkowica 8, w poniedziałki od godz. 16.30 do 18.00. Więcej informacji można zasięgnąć pod nr. tel. (071) 793 70 94 Pani Dominika, nadal cierpi po stracie miłości swojego życia. lub na stronie www.oirp.wroclaw.pl LUDZKA SPRAWA NIEZWYKŁY MAGAZYN DLA ZWYKŁYCH LUDZI 7 Warto wiedzieć Obiadów gotowanie, ogrodów pielęgnowanie... W Zakładzie Aktywności Zawodowej przy ulicy Litomskiej 10 we Wrocławiu pracują trzydzieści trzy osoby niepełnosprawne. To pierwsza taka placówka we Wrocławiu, na Dolnym Śląsku działają jeszcze trzy podobne – w Mikoszowie, Jeleniej Górze i w Świerzawie. Niepełnosprawni, to prawie piętnaście procent wszystkich mieszkańców Dolnego Śląska. W kuchni, równie nowocześnie wyposażonej i przystosowanej do potrzeb niepełnosprawnych, zatrudnione są osoby z upośledzeniem umysłowym i zaburzeniami psychicznymi. – Tacy ludzie mają predyspozycje do pracy w kuchni lub w ogrodzie. To jest ich cecha charakterystyczna. One po prostu lubią robić coś w ogródku lub pomagać w kuchni, dlatego można wykorzystać ich umiejętności i zainteresowania – mówi Ewa Wójcik. Kuchnia przystosowana jest do przygotowania pięciuset posiłków dziennie. Nad pracą czternastu osób będą czuwały dwie kucharki. W jadalni jest czternaście stolików, latem kilka można będzie postawić również na dworze. Miejsca starczy dla blisko sześćdziesięciu osób. Mieszkańcy Szczepina pytają, kiedy będą mogli kupić pierwsze obiady. Na razie trwa testo- Fot. Anna Smarzyńska ZAZ ma zarabiać na cateringu, zagospodarowaniu terenów zielonych i poligrafii. W placówce przy ul. Litomskiej 10 pod koniec stycznia trwały jeszcze ostatnie przygotowania do rozpoczęcia działalności. Pojawił się nowoczesny sprzęt, który pozwoli na prowadzenie drukarni. Na miejscu można będzie projektować ulotki i foldery, a potem profesjonalnie wykonać druki. Ewa Wójcik, kierowniczka ZAZ, liczy, że znajdzie pracodawców wśród organizacji pozarządowych oraz instytucji realizujących projekty unijne. W pracowni komputerowej pracują głównie osoby poruszające się na wózkach inwalidzkich. Pan Grzegorz po złamaniu kręgosłupa na razie pomaga szefowej w rozliczaniu dotacji, potem zajmie się m.in. projektowaniem stron internetowych i grafiką komputerową. 8 LUDZKA SPRAWA NIEZWYKŁY MAGAZYN DLA ZWYKŁYCH LUDZI wanie sprzętu. Oprócz posiłków na miejscu, trzydaniowe obiady będą przygotowywane również dla szkół. W ofercie zakładu są także usługi cateringowe, a menu będzie zależało od zamówienia. Osoby niepełnosprawne pracują po cztery godziny dziennie, bo takie są przepisy. Potem godzina rehabilitacji w wyremontowanej sali z nowoczesnym sprzętem do ćwiczeń. Osoby zatrudnione do prac ogrodniczych będą się zajmowały produkowaniem sadzonek, zagospodarowywaniem terenów zielonych, układaniem bukietów i kompozycji roślinno-plastycznych. – Chcemy na początek zagospodarować własny teren. Rozmawiałam też z kilkoma przedszkolami i szkołami, mamy już parę zamówień na prace ogrodnicze – mówi Ewa Wójcik. Przygotowanie miejsc pracy, kupno profesjonalnego sprzętu, remonty i pozyskiwanie potencjalnych klientów trwało trzy lata. W rekrutacji pracowników pomagały m.in. warsztaty terapii zajęciowej (we Wrocławiu działa pięć takich placówek), świetlice środowiskowe, część ofert trafiła również do Urzędu Pracy. – Zależy nam na utrzymaniu miejsc pracy i rotacji pracowników. Dzięki temu niepełnosprawni będą mogli funkcjonować na rynku. Dlatego mamy sprzęt bardzo dobrej jakości, z takim nasi pracownicy mogą się potem spotkać w zakładach pracy oraz instytucjach, w których będą szukać zatrudnienia. Poza przeszkoleniem technicznym mają się także nauczyć funkcjonowania w grupie, punktualności czy relacji z szefem. Naszym celem nie jest zdobywanie dużych pieniędzy, bo nie to jest najważniejsze – wyjaśnia Ewa Wójcik. Zyski będą przeznaczane na Zakładowy Fundusz Aktywności. Dzięki niemu wsparcie otrzymają zarówno pracownicy, jak i osoby, które po praktyce w ZAZ będą starały się o pracę na wolnym rynku. Mogą one liczyć na pomoc przy zakupie sprzętu komputerowego lub narzędzi niezbędnych do pracy. Funduszowi zapewni również pensje asystentów, którzy będą pomagać niepełnosprawnym. bg Warto wiedzieć Matka synowi Dar życia, największy z możliwych Bożena G. nie wahała się, gdy lekarz na intensywnej terapii we wrocławskim Szpitalu Wojskowym powiedział jej, że wątroba ojca mogłaby uratować życie komuś innemu. A potem, po kilku tygodniach, była szczęśliwa, gdy dostała list. Udało się, przeszczep się przyjął. Czyli część jej ojca jakby żyła nadal. Bożena nie wie dokładnie, komu wątroba taty uratowała życie. Nie wnikała, kiedy lekarze powiedzieli jej, że w Polsce nie ma zwyczaju powiadamiać, kto jest biorcą. Uznała, że tak może faktycznie jest lepiej, bo może byłoby dziwnie widzieć tę osobę, która przecież jest całkiem kimś innym niż ojciec. Gdy rodziła się transplantologia, mówiliśmy rodzinom dawców, do kogo trafia przeszczepiony narząd. Doświadczenie pokazało jednak, że nie jest to dobre. Rodziny często zbyt dużo oczekują od takiej sytuacji, identyfikują biorcę ze swoim bliskim, co może rodzić duże problemy. I w drugą stronę – moi koledzy z jednego z krajów islamskich opowiadali o pacjencie, który nie mógł pogodzić się z tym, że dawcą serca był samobójca. Odstawiał leki, więc wystąpiło ostre odrzucanie, w efekcie którego zmarł – opowiada profesor Dariusz Patrzałek, koordynator i konsultant wojewódzki do spraw transplantologii na Dolnym Śląsku. Transplantologia narządów narodziła się właśnie we Wrocławiu. To tu, w 1965 roku, po raz pierwszy, pod kierownictwem profesora Wiktora Brossa, przeszczepiono pacjentowi nerkę pobraną od zmarłego. Wrocław pod tym względem jest nadal bardzo silnym ośrodkiem. Oczywiście, jak w całej Polsce, i tu narządów brakuje, ale z roku na rok sytuacja się poprawia. Mimo to na nerkę chorzy czekają od roku do nawet trzech lat, dużo dłużej niż na przykład w Hiszpanii. Śmierć szczególna Jedną z barier w pozyskiwaniu narządów do przeszczepów jest cały czas niska świadomość, a także specyficzna sytuacja, w której organy mogą zostać pobrane od osoby zmarłej. Spośród wszystkich zgonów, w zaledwie kilku procentach przypadków chory umiera w mechanizmie śmierci mózgu. I to jest właśnie sytuacja, gdy organy mogą zostać pobrane do przeszczepu. Stwierdzenie śmierci mózgu następuje w procesie ścisłej procedury – na jej zakończenie trzech lekarzy musi podpisać jednomyślny protokół, że stwierdzają śmierć pacjenta. Pierwszym krokiem jest sprawdzenie, czy deklaracji pacjenta co do możliwości pobrania nie ma w komputerowej bazie pod nazwą Centralny Rejestr Sprzeciwów. Kolejny – to rozmowa z rodziną potencjalnego dawcy. Od nich zależy najwięcej – jeśli dwóch członków rodziny zgodnie stwierdzi, że zmarły nie życzył sobie przeszczepu, to nie pobiera się narządów. Szacuje się, że w Polsce na sto rozmów, w dziesięciu przypadkach ze strony rodziny zmarłego pada: „nie”. – Ale z naszym społeczeństwem nie jest tak źle, jak się wydaje. W Europie Zachodniej aż czterdzieści procent rodzin odmawia – pociesza Dariusz Patrzałek Profesor przeprowadził około dwieście pięćdziesiąt rozmów z rodzinami dawców – jak mówi – te rozmowy to najtrudniejsza część jego pracy. – Sytuacja jest specyficzna. Zmarły po stwierdzeniu śmierci mózgu podłączony jest do aparatury, jest jeszcze ciepły, na monitorze widać akcję serca, oddycha przy pomocy respiratora. Gdy rodzina przychodzi i mówimy, że ich bliski zmarł, często nie mogą w to uwierzyć. Tłumaczymy, na czym polega mechanizm śmierci mózgu i informujemy, że zmarły pacjent mógłby być dawcą. Osoby, z którymi rozmawiamy są w stanie szczególnego stresu. Często nie zdają sobie sprawy, że swoją odmową przesądzają, że ktoś z nieznanych potencjalnych biorców umrze – tłumaczy profesor. W Polsce przeprowadza się także przeszczepy od osób żyjących, ale tylko w obrębie rodziny. W ubiegłym roku we wrocławskiej klinice 72-letnia (Maria Dybowska) kobieta z Łodzi oddała nerkę swojemu synowi, bo bała się, że syn nie przeżyje, czekając dwa lata w kolejce na przeszczep. – To są szczególne okoliczności, ponieważ przeszczepiając organy od osób zdrowych, poniekąd je okaleczając, działamy wbrew naczelnej zawodowej zasadzie: „po pierwsze nie szkodzić”. Jeden ze znajomych lekarzy opowiadał mi, że gdy takie zabiegi zaczęto przeprowadzać w latach 70., to szpital zgłaszał je prokuraturze jako przestępstwo, a prokuratura te sprawy umarzała – opowiada koordynator ds. transplantologii. W Polsce rocznie przeprowadza się około tysiąc przeszczepów rocznie. Mogłoby ich być dużo więcej, gdyby funkcjonował lepszy obieg informacji o potencjalnych dawcach. Dlatego Dariusz Patrzałek stworzył program „dawca”, który polega na monitorowaniu zgonów i ustalaniu, ilu potencjalnych dawców jest wśród osób zmarłych. Niestety, program ten wymaga pieniędzy i – jak zwykle – jest ich za mało, dlatego też obecnie program „dawca” realizuje tylko dwanaście szpitali, w tym dwa dolnośląskie. Na szczęście polska transplantologia wraca do równowagi po gwałtownym spadku przeszczepów na skutek afery z doktorem Mirosławem G., ale – według specjalistów – dopiero za kilka lat Polska prawdopodobnie wróci do liczby przeszczepów sprzed kryzysu wywołanego nieodpowiedzialnym zachowaniem polityków i mediów. Joanna Kokoszyńska Dawca życia Każdy z nas między 18. a 50. rokiem życia może uratować życie drugiego człowieka. Wystarczy zostać dawcą szpiku. W naszym informatorze wewnątrz numeru publikujemy oświadczenie woli, jakie trzeba wypełnić, żeby zostać dawcą szpiku. Jeśli zdecydowanie nie chcesz, aby po Twojej śmierci, Twoje narządy zostały wykorzystane do uratowania czyjegoś życia, zgłoś swoje zastrzeżenie do Centralnego Rejestru Sprzeciwów. Formularz do pobrania na stronie: www.poltransplant.org.pl LUDZKA SPRAWA NIEZWYKŁY MAGAZYN DLA ZWYKŁYCH LUDZI 9 Okiem fachowca Uwaga rak cz. 12 W ubiegłym roku w „Ludzkiej Sprawie” publikowaliśmy rozmowy z lekarzami onkologami na temat wczesnego wykrywania nowotworów u dzieci. Wszyscy lekarze, z którymi do tej pory rozmawiałam twierdzą, że bardzo ważne jest wczesne rozpoznanie choroby nowotworowej. Do Kliniki Hematologii we Wrocławiu trafiają dzieci z trzecim i czwartym stopniem zaawansowania nowotworów, co oznacza, że udaje się uratować około osiemdziesięciu pro-cent pacjentów. Dla porównania, nowotwory wykryte w pierwszym i drugim stadium za-awansowania są wyleczalne w ponad dziewięćdziesięciu procentach, w trzecim stadium około pięćdziesiąt procent szans na wyleczenie. Zanim wrócimy do kolejnych rozmów z lekarzami, proponujemy podsumowanie dotychczasowych wypowiedzi, powiemy również o objawach, jakie mogą występować u dzieci we wczesnej fazie choroby. Nowotwory tkanek miękkich wywodzą się z pierwotnej tkanki, która docelowo przekształca się w dojrzałą tkankę mięśniową, naczyniową, tłuszczową, włóknistą i inne. Czyli to, z czego zbudowany jest prawie cały nasz organizm. Nowotwór tkanki miękkiej może wystąpić w każdym wieku, ale są dwa szczególnie niebezpieczne momenty: między czwartym a szóstym rokiem życia oraz w czasie wzrastania i dojrzewania. U dziewcząt guz może rosnąć w pochwie, u chłopców w gruczole krokowym. Zaniedbane nowotwory w tej okolicy dają bardzo szybkie przerzuty do węzłów chłonnych, co bardzo pogarsza rokowanie i możliwości wyleczenia. Ważne. Charakterystyczne dla tego nowotworu są zmiany niesymetryczne (zmniejszenia szpary jednego oka, wytrzeszcz jednego oka, opadanie jednego kącika ust itp.). Ostre białaczki należą do najczęstszych chorób nowotworowych wieku dziecięcego. Zapadają nie dzieci w wieku między trzecim a siódmym rokiem życia. Białaczka, czyli rak krwi, jest jednym z najtrudniej rozpoznawalnych nowotworów, diagnozuje się go na podstawie badania szpiku kostnego. Ważne. Charakterystyczne dla tego nowotworu są bóle kostne, szczególnie występujące po położeniu się do łóżka, bez żadnych urazów, bez konkretnych przyczyn. Nowotwory centralnego systemu nerwowego stanowią prawie trzydzieści procent nowotworów u dzieci. Ich lokalizacja, wewnątrz czaszki 10 sprawia, że są bardzo trudno rozpoznawalne. Rokowania zależne są od rodzaju nowotworu i stadium jego zaawansowania. We wczesnej fazie duży odsetek dzieci udaje się wyleczyć. Natomiast gdy nowotwór jest już w stadium zaawansowanym, rokowania są niedobre. Objawy nowotworów Centralnego Systemu Nerwowego można podzielić na trzy grupy: – Objawy niespecyficzne, ogólne, charakterystyczne również dla innych chorób, i innych nowotworów: łatwe męczenie się, osłabienie, bladość, zmiany nastroju, gwałtowny spadek wagi, niemające uzasadnienia gorączki i bóle głowy, którym towarzyszą poranne wymioty. – Objawy dyskretne, towarzyszące nowotworowi CSN w stadium niezaawansowanym: bóle głowy i poranne wymioty, asymetrie twarzy, dyskretne porażenia: (na przykład dziecko zaczyna gorzej poruszać rączką czy nóżką). – Objawy ciężkie to porażenia prowadzące do tego, że dziecko przestaje chodzić, czy poruszać ręką, traci świadomość, ma drgawki. Jeśli guz naciska na nerw wzrokowy, czy słuchowy, to mogą wystąpić zaburzenia widzenia, słuchu Guzy germinalne to schorzenia dotyczące komórek rozrodczych. Zasadniczo lokują się w gonadach – czyli jądrach u chłopców i jajnikach u dziewczynek, ale mogą znaleźć się również w innym miejscu: klatce piersiowej, jamie brzusznej, w okolicach kości ogonowej. U dzieci obserwujemy dwa szczyty zachorowań na tego typu nowotwór. Jeden przypada na okres przedszkolny, drugi pojawia się u dzieci nastoletnich. Częściej guzy LUDZKA SPRAWA NIEZWYKŁY MAGAZYN DLA ZWYKŁYCH LUDZI germinalne atakują chłopców. Zasadniczo przez długi czas nowotwór rozwija się, nie dając żadnych typowych objawów. To, co powinno niepokoić u chłopców, to na pewno nienaturalnie powiększone jądro, u dziewczynek natomiast powiększający się brzuch (wygląda jakby nastolatka była w ciąży). U niektórych choroba powoduje zaburzenia hormonalne, pojawiają się objawy przedwczesnego dojrzewania płciowego (owłosienie typowe dla dorosłych, powiększenie gruczołów piersiowych). Guzy germinalne to choroba, która stosunkowo dobrze rokuje, wczesne wykrycie daje bardzo duże szanse na całkowite wyleczenie. Są to schorzenia stosunkowo rzadkie. Występują u około 5 proc. wszystkich dzieci chorych na nowotwory. Chłoniaki złośliwe to nowotwory układu chłonnego, zbudowanego z węzłów chłonnych zlokalizowanych w różnych częściach ciała. Właśnie tam produkowane są przeciwciała. Pierwszym niepokojącym objawem jest powiększenie węzłów chłonnych tych, które znajdują się tuż pod skórą, czyli na szyi, za uchem, nad obojczykiem czy w pachwinie. Bardzo ważne jest, że w stanie chorobowym, węzły te powiększają się tylko po jednej stronie. Najczęściej są twarde, przy dotyku, nie bolą i skóra nad nimi jest niezmieniona. Inne cechy mają tak zwane węzły odczynowe, czyli spowodowane zwykłym stanem zapalnym. Powiększenie węzłów obojczykowych czy w okolicach pachowych zawsze powinno niepokoić. U dzieci chłoniaki są najczęściej złośliwe i bardzo agresywne. Rokowania są dobre i bardzo dobre, całkowicie uleczalnych jest od sześćdziesięciu do nawet dziewięćdziesięciu kilku procent tego typu nowotworów. Guzy kości można podzielić na łagodne i złośliwe. Guzy łagodne nie stanowią większego zagrożenia, złośliwe natomiast stanowią siedem procent wszystkich nowotworów złośliwych u dzieci. Kiedy taki guz rośnie, to pierwszym, sztandarowym objawem jest odczuwalny przez dziecko silny ból. Zmiany nie są jednak widoczne gołym okiem. Często matka, której dziecko skarży się na silne bóle rączki, nóżki czy klatki piersiowej uważa, że jej pociecha symuluje, ponieważ ani na skórze, ani przy dotyku nie można zauważyć zmiany. Guza, który jest w środku, po prostu nie widać. I tu zaczyna się problem. Konieczne jest zrobienie zdjęcia rentgenowskiego. Główny błąd rodziców polega na tym, że tego zdjęcia nie wykonują. Okiem fachowca Objawy, które występują, kiedy nowotwór jest już duży i dokona spustoszeń w organizmie to po pierwsze patologiczne złamania. Warto wiedzieć, że to nie uraz powoduje rośnięcie guza, tylko odwrotnie: kość zaatakowana przez raka, jest słaba, wystarczy wtedy niewielkie nawet uderzenie i dochodzi do patologicznego złamania. W skrajnych przypadkach guz widać gołym okiem, co oznacza, że przebił on kość, wyszedł przez tkankę miękką i widoczny jest na zewnątrz. Przy dobrze poprowadzonym leczeniu (nawet w stadium mocno zaawansowanym), istnieje ponad siedemdziesiąt procent szans na całkowite wyleczenie. Dzieci odzyskują pełną sprawność. Najczęściej na raka kości chorują dzieci duże. Ten rodzaj raka jest choro-bą kości rosnących i dlatego najczęściej zapa-dają na nią nastolatki, dzieci powyżej dwuna-stego roku życia. Zdarzają się jednak również zachorowania u ośmio-, dziewięciolatków. Nerczak zarodkowy czyli guz Wilmsa, najczęściej występuje u dwutrzylatków. Jest to nowotwór stwarzający bardzo duże problemy diagnostyczne. Rośnie w brzuchu i nie daje żadnych objawów. Bardzo często dziecko dobrze się rozwija, ślicznie wygląda, ma tylko duży brzuszek, co zdaniem rodziców najczęściej nie stanowi powodu do niepokoju. Zdarzały się przypadki, że dziecko trafiało do kliniki dopiero wtedy, gdy wyglądało jakby było w dziewiątym miesiącu ciąży. Ten nowotwór nie boli, nie powoduje żadnych dolegliwości. Objawy zaczynają się dopiero wtedy, kiedy guz uciśnie jakiś inny narząd, któ- ry jest ważny dla życia. Dlatego istotne jest, aby rodzice domagali się od lekarza, by przy każdym badaniu obejrzał dziecku brzuszek, nawet jeśli jest to na przykład zapalenie gardła, zwykłe przeziębienie czy katar. Często to jedyny moment, w którym można stwierdzić, czy w brzuszku dziecka nie rośnie nic podejrzanego. Nerczak zarodkowy jest nowotworem złośliwym, dającym przerzuty. Podobnie jak inne nowotwory, nieleczony prowadzi do śmierci. Natomiast rokowania są bardzo dobre. W pierwszym i drugim stadium rozwoju jest praktycznie w stu procentach uleczalny. Czerniak powstaje najczęściej na podłożu znamion barwnikowych, tak zwanych pieprzyków, które mogą ulegać uzłośliwieniu. Stąd tego typu zmiany, w zależności od tego, jak jest ich dużo i jak są rozległe oraz w jakich miejscach występują, należałoby usuwać profilaktycznie. Oczywiście powinien o tym decydować lekarz. Najbardziej narażone na uzłośliwienie są zmiany tak zwane nabrzeżne: na dłoniach, między palcami, na stopach, między palcami, w miejscach, które są często drażnione, czyli: okolice pasa (paski i gumki od majtek), pachwiny, u kobiet plecy (narażone na podrażnianie zapięciem biustonosza), u chłopców i mężczyzn broda. Zmiany ocenia się metodą ABCD. Czasami dodaje się jeszcze E. A, to asymetria, B – brzegi, C – kolor, D – rozmiar, E – rozwój. Zmiana dysplastyczna cechuje się asymetrią, nierównymi, poszarpanymi brzegami, zmianą zabarwienia (znamię może mieć różne odcienie), wielkością (wię- Najczęstsze objawy kliniczne charakterystyczne dla wielu chorób wieku dziecięcego oraz nowotworów u dzieci: Objawy Choroby dziecięce Nowotwory bóle głowy wymioty migrena, zapalenie zatok guzy mózgu powiększenie węzłów chłonnych zapalenie węzłów chłonnych, reakcja odczynowa na proces zapalny w sąsiedztwie ziarnica złośliwa, chłoniak nieziarniczy,białaczka bóle brzucha, powiększenie obwodu brzucha zaparcia, wypełniony pęcherz moczowy, torbielowatość nerek, choroby pasożytnicze, odzwierzęce nerczak zarodkowy, zwojak zarodkowy, wątrobiak płodowy, chłoniak, białaczka bóle kostne, obrzęki stawów uraz, zapalenie kości, reumatoidalne zapalenie stawów, gorączka reumatyczna guzy kości, białaczka guz śródpiersia infekcje, przetrwała grasica, torbiele, naczyniaki, przepukliny ziarnica złośliwa, chłoniaki, zwojak zarodkowy, przerzuty nowotworowe, białaczka krwawienie, skaza krwotoczna zaburzenia układu krzepnięcia na różnym tle, anomalie jakościowe i ilościowe płytek krwi białaczka pancytopenia1 choroby infekcyjne wirusowe i bakteryjne białaczka, przerzuty nowotworowe do szpiku kostnego Źródło: Kompendium onkologii dziecięcej dla studentów VI roku wydziału lekarskiego AM pod redakcją: dr hab. med. Maryny Krawczuk 1 Pancytopenia – obniżenie wszystkich elementów komórkowych krwi: krwinek czerwonych, krwinek białych i płytek krwi. ksza niż 5–6 milimetrów) i rozwojem – czyli następującymi szybkimi zmianami w krótkim czasie (kilka miesięcy). Zauważenie choćby jednego z tych objawów jest wskazaniem do jak najszybszego usunięcia znamienia Czerniak to nowotwór najczęściej występujący u osób dorosłych. Zdarzają się jednak nieliczne przypadki, kiedy choroba ta atakuje dzieci. Czerniak jest nowotworem dość nieprzewidywalnym. Oznacza to, że czasami duża zmiana potrafi się sama wycofać, a malutka, jak łepek od szpilki, potrafi dać przerzuty. Czerniak nie poddaje się chemioterapii. Jedynym skutecznym sposobem leczenia tego raka jest jego całkowite wycięcie. Bardzo ważne, aby wszelkie tego typu zmiany usuwał chirurg. Trzeba pamiętać, że w gabinecie kosmetycznym nie ma możliwości histopatologicznego zbadania usuniętej zmiany. A tylko na tej podstawie da się stwierdzić, czy mamy do czynienia z nowotworem, a jeśli tak, to czy został on usunięty w całości. Ziarnica złośliwa czyli inaczej chłoniak Hodgkina jest nowotworem węzłów chłonnych. Występuje raczej u dzieci starszych i z reguły rozwija się powoli. Pierwsze objawy bardzo łatwo pomylić ze zwykłą infekcją, która podobnie jak ten rodzaj nowotworu może powodować powiększenie węzłów chłonnych w okolicach szyi, nad obojczykami czy pod pachami. Często dopiero wtedy, gdy osiągają one niepokojące rozmiary, chory udaje się po pomoc do lekarza. Objawami, które powinny zaniepokoić i mogą sugerować ziarnicę złośliwą, są przede wszystkim niesymetrycznie rozmieszczone, zbite w pakiety i powiększone węzły chłonne w okolicach szyi, nad obojczykami, czasem pod pachami lub w pachwinach. Węzły, mimo że powiększone, nie bolą, co często usypia czujność i nastolatków, i ich rodziców. Jako ciekawostkę można dodać, że u osób dorosłych ból w tych okolicach pojawia się w chwili wypicia niewielkiej nawet ilości alkoholu. Przez długi okres choroba ta może nie dawać żadnych objawów, co nie wyklucza przerzutów do innych organów. Najczęściej są to płuca, wątroba, śledziona, szpik kostny czasami kości. Ważne. Szczególną uwagę należy zwrócić na: niesymetrycznie rozmieszczone, bezbolesne, zbite w pakiety i powiększone węzły chłonne w okolicach szyi, nad obojczykami, czasem pod pachami lub w pachwinach. Objawy ogólne, czyli nieuzasadnione gorączki lub stany podgorączkowe, utrata masy ciała, nocne poty, świąd skóry. LUDZKA SPRAWA NIEZWYKŁY MAGAZYN DLA ZWYKŁYCH LUDZI 11 Polecamy Warto przeczytać Elżbieta Cherezińska Byłam sekretarką Rumkowskiego. Dzienniki Etki Daum Zysk i ska Andrzej Bart Fabryka muchołapek W.A.B. Andrzej Bart w swojej powieści Fabryka muchołapek cytuje Saint Justa, który podczas procesu Ludwika XVI miał powiedzieć: Nie można panować i być bez winy. Szaleństwo panowania jest zbyt oczywiste. Chaim Mordechaj Rumkowski, przewodniczący Judenratu w getcie łódzkim, to postać kontrowersyjna i trudna do osądzenia. Nawet dziś. Tym bardziej zatem interesująca dla pisarzy. Niedawno w księgarniach pojawiły się dwie publikacje – powieść Andrzeja Barta Fa-bryka muchołapek oraz książka Byłam sekretarką Rumkowskiego. Dzienniki Etki Daum Elżbiety Cherezińskiej. Rumkowski to dla jednych karierowicz, kolaborant i tyran, który zmuszał mieszkańców getta do wyniszczającej pracy na rzecz Niemców. Stworzył państwo w państwie – getto łódzkie miało własną monetę, bank, policję i sądy, a przewodniczący osobiście udzielał ślubów. Jeździł dorożką w towarzystwie ochroniarza. Nie jest też tajemnicą, że ludzie Rumkowskiego często korzystali ze specjalnych przywilejów. Łódzkie getto było ogromną fabryką produkującą towary dla Rzeszy. Niemieckie mundury ocieplane były m.in. futrami odebranymi mieszkańcom getta, a w specjalnym resorcie artystycznym wyszywano dystynkcje, które na pagonach nosili hitlerowcy. Produkcja opierała się na krawiectwie i szewstwie, ale jak czytamy w książce Cherezińskiej, dzieci pracowały przy robieniu domków dla lalek, a gotowe zabawki trafiały do ich rówieśników w Niemczech. Obrońcy przewodniczącego twierdzą, że organizacja pracy w getcie pozwoliła na jego funkcjonowanie aż do sierpnia 1944 roku. Faktem jest również, że w Łodzi przeżyło najwięcej Żydów. O ironio, przewodniczący głosił hasło: „naszą jedyną drogą jest praca”. Był konsekwentny w realizowaniu swojej idei, podjął dramatyczną i moralnie dwuznaczną decyzję o wywózce 12 z getta dzieci i starców, bo byli „nieprzydatni dla gospodarki”. Rumkowski z rodziną wyjechał z Łodzi ostatnim transportem, zginął w Auschwitz. Szewach Weiss we wstępie do książki Cherezińskiej pisze, że gdyby udało mu się przeżyć, zapewne stanąłby przed sądem. Sekretarka notuje: Polityka, wojna i bieda rządzą się swoimi prawami, a w getcie wszystko to skupia się jak w soczewce. Swój dziennik pisała podczas wojny, ale zapiski zaginęły. Długo milczała, jednak pod koniec życia postanowiła je odtworzyć, by dać świadectwo. Autorka książki Byłam sekretarką Rumkowskiego notatki Etki dostała od jej syna, Władysława Frenkiela. Zredagowała je, zadbała o faktografię i ustylizowała, nadając im literacką formę pamiętnika. Powstała opowieść, którą można czytać jak dokument (opis codziennego życia w getcie, walka o władzę, korupcja, obyczaje, plotki), choć to także poruszająca wojenna biografia. Okropne to życie tutaj, głód i upodlenie, ale to jednak życie (…) wojna zabrała nam największy skarb: marzenia i młodość – pisze Etka. Literacki proces wytacza Rumkowskiemu w Fabryce muchołapek Andrzej Bart. Świadkiem obrony jest m.in. Janusz Korczak. W fikcyjnym procesie zeznają także Hanna Arendt czy Hans Biebow, niemiecki zarządca getta skazany po wojnie na śmierć. Publiczność oraz sędziowie to mieszkańcy Lizmannstadt Ghetto. Zgładzeni w Chełmnie oraz w innych obozach mają wydać wyrok, czy Chaim Groźny, jak go nazywano, to żądny władzy despota i megaloman, czy może pełen dobrych chęci, zasługujący na zrozumienie i pomniki bohater. Niechże naszą karą będzie wieczne zapamiętanie go takim, jakim był! – brzmi wyrok sądu, w którym przedstawiono racje obu stron. Bart nie zajmuje jednoznacznego stanowiska i nie przedstawia nowych faktów, momentami podejmuje jednak polemikę z czarną legendą Rumkowskiego. W powieści mieszają się stylistyki i czasy. Pomysł zaczerpnięty trochę z Manna, trochę z Bułhakowa pozwolił Bartowi nie tylko na fabularną wariację na temat kwestii „ostatecznego rozwiązania” czy zbiorowej pamięci, ale i na refleksję o pokusach władzy. Obie książki to dwie rożne, ale równie ciekawe literacko opowieści o czasach Zagłady. Anna Molska Centrum Informacji i Rozwoju Społecznego Od początku roku we Wrocławiu działa nowa instytucja – Centrum Informacji i Rozwoju Społecznego. Dyrektorka CIRS, Beata Pierzchała twierdzi, że do najważniejszych zadań Centrum należy budowanie społeczeństwa obywatelskiego poprzez realizację działań prospołecznych i pro-zdrowotnych. – Chcemy wspierać i nagłaśniać akcje lokalnych organizacji, niemających szans przebicia się ze swoimi incjatywami. Zamierzamy również prowadzić kampanie społeczne. Pierwszą z nich będzie akcja na rzecz przekazywania jednego procenta podatku dla organizacji pozarządowych. Centrum Informacji i Rozwoju Społecznego ma też zająć się zdiagnozowaniem potrzeb społecznych i zdrowotnych mieszkań-ców LUDZKA SPRAWA NIEZWYKŁY MAGAZYN DLA ZWYKŁYCH LUDZI miasta, prowadzić działalność informa-cyjnoedukacyjną, być organizatorem konfe-rencji i szkoleń, a także stworzyć Centrum Wolontariatu. Zdaniem Beaty Pierzchały bardzo ważne jest także budowanie przestrzeni dialogu i konsultacji społecznych. Do tej pory zagadnieniami społecznymi zajmował się Wydział Zdrowia Urzędu Miasta. – Trudno jest łączyć obie te bardzo ważne dziedziny życia – mówi dyrektor Pierzchała – dlatego zdecydowaliśmy się na powołanie Centrum. Będziemy także współpracować z organizacjami pozarządowymi, wspierając ich działania pod względem merytoryczno-organizacyjnym. Pod wspólnym szyldem CIRS działać będą również Młodzieżowe Cenrum Informacji Spojrzenia Jak dochodzi do zarażenia? Nie daj się grypie Kolejki w przychodniach, przepełnione szpitale – to znak, że rozpoczął się sezon grypowy. Mimo że dla większości osób grypa nie jest groźna, nie należy jej lekceważyć, ponieważ może doprowadzić do poważnych powikłań. W przedostatnim tygodniu stycznia na Dolnym Śląsku zanotowano ponad sześć i pół tysiąca przypadków grypy. To prawie trzy razy więcej niż tydzień wcześniej. – To sporo, ale nie można jeszcze mówić o stanie alarmowym – uspokaja Magdalena Mieszkowska, rzeczniczka Wojewódzkiej Stacji Sanitarno-Epidemiologicznej we Wrocławiu. – To zjawisko zupełnie normalne, które obserwujemy co rok. Każdej zimy po mroźnym okresie w momencie, kiedy zaczyna się ocieplać, wirus grypy zaczyna atakować z większą siłą. Trwa to zwykle dwa, trzy tygodnie i wszystko wraca do normy. Trzeba pamiętać też, że tak naprawdę dane przychodzące do Sanepidu z dolnośląskich przychodni nie dają pełnego obrazu zachorowań. – Aby stuprocentowo stwierdzić, że mamy do czynienia z wirusem grypy, powinniśmy wykonać badania laboratoryjne. Większość z próbek z podejrzeniem grypy przesłanych do badań okazuje się nie grypą, lecz wirusem zakażenia górnych dróg oddechowych – mówi Magdalena Mieszkowska. i Rozwoju oraz Wroclawskie Centrum Seniora. Do tej pory były to osobne ośrodki. Centrum Informacji i Rozwoju Społecznego zamierza obie te grupy społeczne otoczyć swoją opieką i wsparciem, twierdzi jego dyrektorka. mf Rada Miasta Wrocławia, uchwałą z dnia 16 października 2008 r. powołała Centrum Informacji i Rozwoju Społecznego. W skład jednostki, która rozpoczęła działalność z dniem 1 stycznia 2009 r., wchodzi Zespół Komunikacji Społecznej Wydziału Zdrowia Urzędu Miejskiego Wrocławia, Wrocławskie Centrum Seniora oraz Młodzieżowe Centrum Informacji i Rozwoju. Centrum Informacji Społecznej i Rozwoju mieści się przy pl. Dominikańskim 6. Wirus grypy przenosi się drogą kropelkową – osoba chora, kichając lub kaszląc, przenosi wirusa (przy pomocy śliny lub wydzieliny z nosa) na osobę znajdującą się w pobliżu. Można się też zarazić, dotykając przedmiotów używanych uprzednio przez chorego (zakażone wydzieliną chorego uchwyty w środkach komunikacji miejskiej, klamki itp.). Jak rozpoznać grypę? Do najczęstszych objawów należą: wysoka gorączka (38–40° C), bóle głowy i mięśni, suchy kaszel, osłabienie, może pojawić się katar, ból gardła. Choroba trwa zwykle około tygodnia. Sama grypa – odpowiednio leczona – dla większości osób nie jest niebezpieczna, jednak jej powikłania mogą być groźne zarówno dla zdrowia, jak i życia pacjenta. Wśród powikłań wymienia się zapalenia: płuc, mięśnia sercowego i osierdzia, ucha środkowego, nerek, może pojawić się nasilenie zaburzeń rytmu serca, powikłania neurologiczne i psychiczne. Na wystąpienia powikłań szczególnie narażeni są ludzie starsi – powyżej sześćdziesiątego piątego roku życia, osoby z obniżoną odpor-nością, mające wadę serca, niewydolność układu krążenia, chorujące na astmę, cukrzycę lub choroby nerek. powinien w tym czasie leżeć w łóżku, odpoczywać i w ten sposób pomóc organizmowi w walce z chorobą. Zapobieganie Najważniejsze jest codzienne dbanie o swój organizm, by w czasie sezonu grypowego sam mógł poradzić sobie z infekcją. Lekarze zalecają dużo ruchu – także na świeżym powietrzu, przypominają o prawidłowym odżywianiu (warzywa i owoce zawierające potrzebne witaminy), piciu w tym okresie zwiększonej ilości płynów, wysypianiu się. Osoby szczególnie narażone na wystąpienia powikłań, a także te mające z racji zawodu kontakt z dużą liczbą ludzi (personel służby zdrowia, pracownicy szkół, handlowcy) powinny pomyśleć o szczepionce przeciw grypie. W tej chwili ocenia się, że jej skuteczność wynosi ok. 70–80 proc. Anna Kowalów Pierwsze wzmianki o grypie pochodzą z 412 roku p.n.e., ale wirus grypy po raz pierwszy został wyizolowany dopiero w 1933 roku. W 1918 r. miała miejsce światowa epidemia grypy zwanej hiszpanką, w wyniku której zmarło od 25 do 40 milionów ludzi. Milion osób zmarło Leczenie wskutek grypy azjatyckiej w 1957 r. Zwykle nie stosuje się antybiotyków, lecz leki przeciwgorączkowe i przeciwzapalne, a także witaminę C, rutynę, preparaty wapnia. Chory a 700 tysięcy podczas epidemii grypy „Hong-Kong” w 1968 r. U hu ha... …nasza zima zła. Wbrew prognozom o globalnym ociepleniu przyszła i narobiła niemało zamieszania. Wystarczyło, że słupek rtęci spadł poniżej bezpiecznych minus pięciu stopni, a już mróz i ślizgawica sparaliżowały miasto. Z takich warunków cieszą się tylko dzieci. Piesi są zniechęceni, kierowcy złorzeczą, drogowcy wyrabiają trzysta procent normy, a seniorzy… stają się zakładnikami własnego wieku. Puchowy śniegu tren – jak śpiewała Ewa Demarczyk, stanowi dla nich wielkie niebezpieczeństwo. Zwykły upadek może okazać się tragiczny w skutkach i unieruchomić starszą osobę na wiele tygodni w łóżku. Dlatego starsi wrocławianie w taką pogodę nie wychodzą z domu, bo najzwyczajniej w świecie się boją. Dla tych, którzy nie mają nikogo bliskiego, samotność oznacza, że nie będą mogli pójść po codzienne zakupy ani do apteki po lekarstwa. Nasze miasto pomału staje się aglomeracją emerytów, wokół nas mieszka wiele takich osób. Może wracjąc z pracy, warto zastukać do sąsiadki i zapytać czy nie potrzebuje czegoś ze sklepu? Pół chleba czy mleko w woreczku nie obciąży tak bardzo naszej siatki na zakupy. Przecież zima nie zamrozi naszego serca tak jak ulicznej kałuży, chyba że jest tak samo Monika Filipowska płytkie. LUDZKA SPRAWA NIEZWYKŁY MAGAZYN DLA ZWYKŁYCH LUDZI 13 Warto wiedzieć Miejski Oœrodek Pomocy Spo³ecznej ul. Strzegomska 6, 53-611 Wroc³aw tel. (071) 782 23 18, fax (071) 782 23 27 Zasiłek macierzyński Jest bezpośrednio związany z urlopem macierzyńskim, a wypłaca się go z tytułu ubezpieczenia chorobowego. Przysługuje kobiecie, która w okresie podlegania ubezpieczeniu chorobowemu lub w trakcie urlopu wychowawczego urodziła dziecko i jest zatrudniona na umowę o pracę lub zlecenie. Wysokość zasiłku oblicza się w taki sam sposób jak zasiłek chorobowy: czyli podstawę stanowi przeciętne miesięczne wynagrodzenie wypłacone pracownikowi za dwanaście miesięcy kalendarzowych poprzedzających miesiąc urodzenia dziecka. Zasiłek macierzyński przysługuje w wysokości stu procent podstawy wymiaru. Zasiłek macierzyński jest wypłacany przez okres ustalony przepisami Kodeksu pracy jako okres urlopu macierzyńskiego lub okres urlopu na warunkach urlopu macierzyńskiego. Okres ten z tytułu urodzenia dziecka wynosi od 1 stycznia 2009 r.: – 20 tygodni (140 dni) – w przypadku urodzenia jednego dziecka przy jednym porodzie, – 31 tygodni (217 dni) – w przypadku urodzenia dwojga dzieci przy jednym porodzie, – 33 tygodnie (231 dni) – w przypadku urodzenia trojga dzieci przy jednym porodzie, – 35 tygodni (245 dni) – w przypadku urodzenia czworga dzieci przy jednym porodzie, – 37 tygodni (259 dni) – w przypadku urodzenia pięciorga i więcej dzieci przy jednym porodzie. W przypadku urodzenia dziecka po ustaniu zatrudnienia lub w czasie urlopu wychowawczego, zasiłek macierzyński przysługuje przez okres skrócony o dwa tygodnie, czyli przez okres 18, 29, 31, 33 lub 35 tygodni liczonych od dnia porodu. Zasiłek macierzyński w czasie urlopu wychowawczego przysługuje przez okres skrócony o 2 tygodnie tylko wówczas, gdy pełny wymiar urlopu macierzyńskiego przypada w całości w czasie udzielonego urlopu wychowawczego. Jeżeli pełny wymiar urlopu macierzyńskiego wykracza poza udzielony 14 przysługuje jej do dnia porodu zasiłek w wysokości zasiłku macierzyńskiego. Zasiłek macierzyński przysługuje także pracownicy zatrudnionej na podstawie umowy o pracę na czas określony, na czas wykonania określonej pracy albo na okres próbny przekraczający jeden miesiąc, z którą umowa o pracę została przedłużona do dnia porodu. Źródło: serwis ZUS pracownicy urlop wychowawczy, pracownicy przysługuje zasiłek macierzyński w pełnym wymiarze. W przypadku urodzenia martwego dziecka lub jego śmierci przed upływem ośmiu tygodni życia, ubezpieczona ma prawo do zasiłku macierzyńskiego przez okres ośmiu tygodni (56 dni) po porodzie, nie krócej niż przez okres siedmiu dni od dnia zgonu dziecka. W razie śmierci dziecka po upływie ośmiu tygodni życia, ubezpieczona zachowuje prawo do zasiłku macierzyńskiego przez okres siedem dni od dnia zgonu dziecka. W przypadku śmierci matki lub porzucenia przez nią dziecka, prawo do zasiłku nabywa ojciec lub inny członek rodziny, jeżeli w celu sprawowania opieki nad dzieckiem przerwie zatrudnienie lub działalność zarobkową. O tym, jakie dokumenty i gdzie należy złożyć, żeby otrzymać zasiłek macierzyński – w naszym informatorze wewnątrz numeru. R Zasiłek macierzyński należy się również, gdy kobieta przyjęła na wychowanie dziecko w wieku do 1. roku i wystąpiła o jego przysposobienie lub wychowanie w ramach rodziny zastępczej. Od 1 stycznia 2009 r. okres wypłaty zasiłku macierzyńskiego z tytułu przyjęcia dziecka na wychowanie jest uzależniony od liczby dzieci przyjętych na wychowanie i wynosi: – 20 tygodni (140 dni) – w przypadku przyjęcia jednego dziecka na wychowanie, – 31 tygodni (217 dni) – w przypadku jednoczesnego przyjęcia dwojga dzieci na wychowanie, – 33 tygodnie (231 dni) – w przypadku jednoczesnego przyjęcia trojga dzieci na wychowanie, – 35 tygodni (245 dni) – w przypadku jednoczesnego przyjęcia czworga dzieci na wychowanie, – 37 tygodni (259 dni) – w przypadku jednoczesnego przyjęcia pięciorga i więcej dzieci na wychowanie. Zasiłek macierzyński przysługuje matce, która urodziła dziecko po ustaniu zatrudnienia, jeżeli utrata pracy nastąpiła w okresie ciąży wskutek ogłoszenia upadłości lub likwidacji pracodawcy albo z naruszeniem przepisów prawa (co musi zostać stwierdzone prawomocnym orzeczeniem sądu). W przypadku, gdy zatrudnienie ustało w okresie ciąży z powodu ogłoszenia upadłości lub likwidacji pracodawcy, a pracownicy nie zapewniono innego zatrudnienia, LUDZKA SPRAWA NIEZWYKŁY MAGAZYN DLA ZWYKŁYCH LUDZI E K L A M A PRAKTYKA GRUPOWA LEKARZY RODZINNYCH „MED.-OPOR” ul. Śniegockiego 15, 52-414 Wrocław czynna od poniedziałku do piątku w godz. 7.30–18.30 tel. (071) 363 54 19, tel./fax 364 59 06 Umowa z NFZ w zakresie podstawowej opieki zdrowotnej SPACER PO WROCŁAWIU RYNEK część pierwsza Tłumy wrocławian i przyjezdnych witały Nowy Rok na wrocławskim Rynku. Występy gwiazd, gigantyczna scenografia i kilkuminu-towy pokaz ogni sztucznych uczyniły z sylwestrowego koncertu imponujące widowisko. Transmisja telewizyjna w Dwójce cieszyła się podobno najwyższą oglądalnością. Mimo sięgającej prawie ćwierć miliona publiczności nie wydarzyły się na szczęście żadne większe incydenty. W przeciwieństwie do demolki, jaka nastąpiła w stolicy, uniknęliśmy burd czy dewastacji. Podobno dzięki licznym służbom porządkowym, ale i przecież dzięki samym wrocławianom. Ważne też jest, że podczas imprezy nie ucierpiał sam Rynek wraz z położonymi tu bezcennymi zabytkami. Temu miejscu poświęcimy kilka najbliższych odcinków spaceru po Wrocławiu. Na razie cofniemy się do wczesnego średniowiecza. W XI i XII wyspy odrzańskie okazały się za ciasne, aby pomieścić mieszkańców rozrastającego się grodu. Nastąpił rozwój osadnictwa na lewym brzegu Odry. Wytyczono pierwszy ryneczek w okolicach dzisiejszego placu Nowy Targ. W miejscu zajmowanym obecnie przez Uniwersytet pojawił się zamek książęcy, a tam, gdzie dziś jest Instytut Filologii Polskiej (pl. Nankiera) rozrosło się opactwo franciszkanów. Nieco wcześniej sprowadzeni z Krakowa dominikanie wybudowali w znanym nam doskonale miejscu kościół i klasztor. Niestety, w 1241 roku przyszedł kataklizm. Cały lewobrzeżny Wrocław padł ofiarą mongolskich najeźdźców. Ta część miasta została spalona, a ocaleli jedynie ci mieszkańcy, którym udało się schronić na Ostrowie Tumskim. Należało wybudować miasto od nowa. Postanowiono zrobić to nowocześnie i zgodnie z najlepszymi wzorcami średniowiecznej Europy. Wszystko wskazuje na to, że Wrocław otrzymał akt lokacyjny na prawie magdeburskim, po którym przystąpiono do wytyczenia nowego Rynku. Na marginesie – nie jest wykluczone, że już wcześniej istniał tu jakiś plac targowy. Jednak dopiero w 1242 powstał znany nam do dziś prostokątny plac o wymiarach 207 na 172 metry – jeden z największych w ówczesnej Europie. Od Rynku odchodziły prostopadle ulice, po dwie z każdego narożnika, oraz po jednej ze środka trzech pierzei: ulica Więzienna z północnej pierzei, przejście św. Doroty z południowej pierzei Rynku oraz ulica Kurzy Targ łącząca wschodnią ścianę z wejściem do pierwszej fary – kościoła Marii Magdaleny. Ponieważ Wrocław był ważnym punktem na szlakach handlowych ówczesnej Europy Na górze: Ratusz – fasada zachodnia Obok: Ratusz – fasada wschodnia Fot. Marta Rudnicka pierwszy budynek, jaki stanął na Rynku w pierwszej połowie XIII wieku, był Domem Kupców. Inna funkcjonująca dłużej nazwa mówi o Sukiennicach, jako że chodzi o zespół budynków mieszczących przede wszystkim komory do krojenia i sprzedaży sukna. Do dziś nazwa przetrwała dzięki ulicy Sukiennice, przecinającej blok zabudowy śródrynkowej (tzw. tret) w kierunku wschód – zachód. Podstawę rozwoju gospodarczego Wrocławia stanowiły przywileje nadane miastu przez piastowskich książąt w drugiej połowie XIII wieku. Ważniejsze z nich to prawo mili, zabezpieczające monopol tutejszego mieszczaństwa na działalność handlową i rzemieślniczą, prawo zakładania cechów oraz prawo składu, zobowiązujące przejeżdżających tędy kupców do wystawienia na sprzedaż swoich towarów przez określony czas. Swoboda handlu i rzemiosła została wprowadzona dopiero na początku XIX wieku – miasto należało wówczas do Prus. Na skutek rosnącej konkurencji Dom Kupców stracił rację bytu i wkrótce został rozebrany. Wzdłuż osi zburzonych Sukiennic zbudowano ulicę o tej samej nazwie, a po jej obu stronach czternaście trójkondygnacyjnych kamienic. W średniowieczu osoba, której książę powierzał lokowanie miasta – czyli wytyczenie siatki ulic i placów, sprowadzenie fachowców oraz zorganizowanie handlu – nazywała się zasadźcą lub lokatorem. W zamian za dobrze wykonaną pracę otrzymywał on zwykle dziedziczny tytuł wójta. Jednak wzrost znaczenia bogacącego się mieszczaństwa przyczynił się do rozwoju pierwszych form samorządu miejskiego. Już w 1329 roku Wrocław zdecydował się wykupić całość praw przysługujących potomkom dziedzicznego wójta. Należało zadbać o nową reprezentacyjną siedzibę dla rady miasta. Teraz już wiadomo, że w następnej części opowiemy o Ratuszu. Marta Rudnicka