luty 2009 - Ludzka Sprawa

Transkrypt

luty 2009 - Ludzka Sprawa
W numerze:
4
Projekt
Joanna Klass
6
Gazeta powstała dzięki wsparciu finansowemu
Gminy Wrocław
Wygaśnięta miłość
I jeden smutny związek
8
Obiadów gotowanie
Ogrodów pielęgnowanie
9
Drodzy Czytelnicy,
z przyjemnością oddajemy w Państwa ręce pierwszy
w tym roku numer „Ludzkiej Sprawy”. Dziękujemy
za listy i telefony z pytaniami o kolejne wydanie
gazety, dziękujemy za odwiedzanie naszej strony
internetowej. Do tej pory zajrzało na nią ponad
trzysta tysięcy osób. Od niedawna istnieje możliwość
napisania komentarza do tekstu zamieszczonego na
stronie. Zapraszamy Państwa do udziału w dyskusji. W tym miesiącu polecamy rozmowę z Joanną
Klass, szefową Roku Grotowskiego, który odbywa
się we Wrocławiu, zachęcamy do przeczytania
o projekcie umożliwiającym zatrudnienie i
normalne funkcjonowanie w społeczeństwie osób
niepełno-sprawnych umysłowo, zabieramy na
spacer po Wrocławiu i opowiadamy o książkach,
które warto przeczytać. Wszystkim naszym
Czytelnikom ży-czymy, aby rok 2009 był co
najmniej lepszy od poprzedniego, sobie i Państwu,
żeby nie było pro-blemów z wydawaniem kolejnych
numerów „Ludzkiej Sprawy”.
redakcja
Redaktor naczelny:
Anna Morawiecka
Sekretarz redakcji:
Monika Filipowska
Redaguje zespół
Projekt okładki: anief
Skład: Jacek Budziszewski
Wydawca:
Stowarzyszenie NASZE MIASTO WROCŁAW
Adres do korespondencji:
50-540 Wrocław, ul. Orzechowa 42/14
tel. 0607 408 416
e-mail: [email protected]
www.ludzkasprawa.pl
Na okładce: Joanna Klass
Zdjęcie: Anna Smarzyńska
Dar życia
Największy z możliwych
10
Uwaga rak
Informacje zebrane
12
Centrum Informacji
I Rozwoju Społecznego
Warto przeczytać
Dwie książki
13
U hu ha
Nie daj się grypie
14
Zasiłek macierzyński
Informacja Zakładu Ubezpieczeń
15
Spacer po Wrocławiu
Rynek – część pierwsza
a
cja Luck
Informa
Zapraszamy Państwa do współpracy i do wzięcia udziału w konkursie na
najciekawszy pamiętnik. Autor opublikowanego tekstu otrzyma od nas honorarium i nagrodę ufundowaną przez księgarnię Świata Książki we Wrocławiu.
Czekamy na Wasze prace. Nie dłuższe niż sześć tysięcy znaków prosimy przysyłać na nasz adres mailowy:
[email protected], lub na adres korespondencji: 50-540 Wrocław, ul. Orzechowa 42/14.
We Wrocławiu „Ludzką Sprawę” znajdziesz między innymi w Urzędzie Marszałkowskim (Wybrzeże Juliusza Słowackiego 12-14), Wydziale Zdrowia Urzędu Miejskiego (ul. Zapolskiej 2/4), w MOPS (ul. Strzegomska 6) i w Urzędzie Pracy (ul. Powstańców Śląskich 98), Dolnośląskie Centrum
Informacji Kulturalnej OKiS (Rynek-Ratusz 24), Centrum Informacji i Rozwoju
Społecznego (pl. Dominikański 6), w Teatrze Lalek (pl. Teatralny 4), Muzeum
Architektury (ul. Bernardyńska 5). Ponadto w taksówkach Radio Taxi Serc oraz
publicznychi niepublicznych placówkach służby zdrowia.
LUDZKA SPRAWA NIEZWYKŁY MAGAZYN DLA ZWYKŁYCH LUDZI
3
Rozmowa miesiąca
Projekt Joanna Klass
Z Joann¹ Klass rozmawia Anna Morawiecka
Anna Morawiecka: Kiedy wyjechałaś
z Polski?
Joanna Klass: W czasie stanu wojennego, na
początku 1984 roku. Wyjechałam z powodów
osobistych. Wszystko mi się rozwaliło: i prywatnie, i zawodowo, i dookoła ten kontekst polityczny był paskudnie śmierdzący.
Wyjechałaś od razu do Stanów?
Tak. Byłam tam wcześniej kilka razy, miałam
kontakty teatralno-literackie, które swoje źródło miały w działaniach u Grotowskiego w siedemdziesiątym szóstym roku. Pracowałam
wtedy przy warsztatach prowadzonych przez
Renę Mirecką i Zygmunta Molika, na które
Fundacja Kościuszkowska przywiozła amerykańskich aktorów i reżyserów. Znałam bardzo
dobrze angielski, więc zajmowałam się tą prawie trzydziestoosobową grupą artystów. Organizowałam im różne spotkania, między innymi
z Kazimierzem Braunem i Henrykiem Tomaszewskim. Tak sobie myślę, że ich wszystkich
to lato w siedemdziesiątym szóstym roku bardzo naznaczyło. Większość z nich do dzisiaj
intensywnie działa w teatrze, kulturze. Dzięki
nim zresztą łatwiej było mi stawiać pierwsze
kroki na emigracji. Mieszkałam trochę w Nowym Jorku… I teraz jest wersja oficjalna i nieoficjalna. O której mam mówić?
Napiszę o dwóch.
No dobra. Nie wiem, co na to ambasada amerykańska, ale prawda jest taka, że wyszłam za
mąż za menadżera teatru, geja, który ożenił
się ze mną po to tylko, żebym dostała Zieloną
Kartę. Wiedziałam, że będę chciała ściągnąć
do siebie dzieci, dlatego nie mogłam używać
żadnych politycznych argumentów. Nigdy też
nie skorzystałam z przywileju bycia żoną
obywatela amerykańskiego i nie starałam się
z tego powodu o obywatelstwo. Przyjechałam
i zaczęłam działać. Moje początki legalnego
tam pobytu były bardzo ciężkie. Wpadłam w taki półświatek polonijnego biznesu. Warunki,
jakie tam panowały, można określić jednym
słowem: feudalizm i totalny darwinizm socjalny.
Wykorzystując swoją znajomość angielskiego,
pomagałam wielu ludziom, tłumacząc im dokumenty. Wpadłam na pomysł i założyłam coś
w rodzaju spółdzielni, w której panowały
4
zasady transparentnego rozliczania się z pracownikami. Członkowie spółdzielni mieli
udziały w zysku. Udało mi się wprowadzić pewien standard, wywalczyć szacunek dla ludzi,
którzy tam pracowali, żyli często w strachu,
bo nie mieli ważnych wiz i zgody na legalny
pobyt, a bali się wracać do Polski. To było dla
mnie bardzo ważne. Doprowadziłam do tego,
że inni pracodawcy musieli dostosować się do
wypracowanych przez nas norm. Taka forma
działalności dawała mi również pewne bezpieczeństwo finansowe. Działka kulturalna przyszła znacznie później.
No właśnie. Jesteś menadżerem kultury?
Nie nazywałabym tego w ten sposób, wolałabym, żebyś nazywała mnie kuratorem. Inicjowałam projekty promujące polską kulturę, ale
robiłam to zawsze z myślą o amerykańskim
odbiorcy. Zaczęło się od teatru. Znowu
w Ośrodku Grotowskiego. Byłam w 1995 roku
we Wrocławiu, zobaczyłam spektakl teatru
Kana – „Moskwa Pietuszki” według Jerofiejewa, sama bardzo go przeżyłam i intuicyjnie
poczułam, że trzeba to pokazać w Los Angeles.
Zobaczyłam plakat: człowiek stojący z walizką
i napis: to, co mnie w was obchodzi, obywatele, to
w jakim kierunku wasze dusze się obracają. Pomysł
okazał się trafny. Zresztą wszystkie teatralne
produkcje, które przeniosłam na grunt kalifornijski, miały bardzo dobre recenzje. Nie zawsze,
niestety, był to sukces finansowy, raczej z roku
na rok wpadałam w długi… (śmiech). Krótko
mówiąc, nie chciałam, żeby to, co przywiozłam
z Polski, pokazywane było po parafiach czy
domach polonijnych. Chciałam, żeby Polacy
zobaczyli, jak nasza sztuka odbierana jest przez
elity amerykańskie. Pierwszym moim partnerem
w takiej produkcji był teatr Odyssey. Wiesz,
jak przywoziłam jakiś spektakl, to zawsze się
zastanawiałam również nad innymi działaniami,
warsztatami czy spotkaniami. W tym sensie
mówię o roli kuratora sztuki. Żeby się nie rozwodzić, to przywiozłam do najlepszych amerykańskich teatrów m.in. Gardzienice z Metamorfozami, Prowizorium z Ferdydurke, wrocławski
Teatr Lalek z Ostatnią ucieczką według Brunona
Schulza, Teatr ZAR, Pieśń Kozła na UCLA
Live Festival, poza tym zajmowałam się orga-
LUDZKA SPRAWA NIEZWYKŁY MAGAZYN DLA ZWYKŁYCH LUDZI
nizacją wystaw czy promocją książek. Z Gardzienicami wiąże się zresztą pewna zabawna
anegdota. Wymyśliłam sobie, że nie mogą grać
w zwykłej przestrzeni, skoro ożywiają antyczne
amfory. Zorganizowałam ich przedstawienie w
Muzeum Sztuki Antycznej. Oczywiście wszystko miało odbyć się z zachowaniem należytej
ostrożności, aktorom nie można było zbliżać
się bardziej niż na pół metra do eksponatów,
podpisaliśmy stosowne kwity, pracownicy muzeum czuwali nieopodal. W pewnym momencie Włodek Staniewski podbiegł do amfory
i wzniósł ją nad głowę. Wszyscy zamarli, strażnicy rzucili się prawie z bronią (na szczęście
powstrzymała ich pani kustosz), i amfora naprawdę przemówiła… Potem Staniewski delikatnie odłożył ją na miejsce, byliśmy pod
ogromnym wrażeniem. Zawsze starałam się,
aby te moje przedsięwzięcia nie były jedynie
komercyjnym pokazywaniem sztuki, chciałam
nadać im sens, większy, głębszy wymiar. W końcu doszłam do tego, że nawiązując do pomysłu
Heleny Modrzejewskiej, otworzyłam małą
pozarządową organizację ARDEN 2. Ta wielka
polska aktorka kupiła pod Los Angeles ziemię
i kazała na niej wybudować dom. Nazwała go,
nawiązując do magicznego szekspirowskiego
lasu, Arden. Marzyło jej się stworzenie artystycznej kolonii, która miała być rajem dla
aktorów, a okazała się wielką klapą finansową…
więc pomyślałam, że idąc tropem Heleny Modrzejewskiej, zrobię ARDEN 2.
Też z wielką klapą finansową?
(śmiech) Oczywiście, z roku na rok popadałam
w coraz większe długi. Dzięki temu jednak
nawiązałam bardzo serdeczny i sympatyczny
kontakt z polskim bankiem Polam, który poudzielał mi bardzo nisko procentowych pożyczek. Ja je grzecznie spłaciłam, a potem bank
zaczął sponsorować ARDEN 2. Od prawie
dziesięciu lat, co roku, moja organizacja dostaje
środki na działalność.
Mówisz o finansowych potknięciach, ale nie
jest tak, że jesteś królową projektów pięknych, ale przegranych? Powiedz coś więcej
na temat ARDEN 2.
Jesteśmy organizacją, która została stworzona
dla kulturalnego profitu. Szukamy takich form
Rozmowa miesiąca
Joanna Klass – absolwentka Uniwersytetu
Wrocławskiego, od dwudziestu pięciu lat
mieszka pod Los Angeles, gdzie prowadzi
interdyscyplinarną organizację pozarządową
Arden2. Za promocję kultury polskiej w Stanach w 2005 roku otrzymała od Ministra
Kultury i Dziedzictwa Narodowego medal
Zasłużony dla Kultury Polskiej. Regularnie jada
zupę z soczewicy w barze Greenaway, pije kaFot. Anna Smarzyńska
wę Pod Gryfami, wypożycza filmy w Mediatece. We Wrocławiu koordynuje międzynarodowe projekty związane z obchodami Roku
Grotowskiego. Z Grotowskim dzieli wspólną
pasję: lubi kryminały Joe Alexa oraz filmy
o przygodach Winnetou.
przekazywania sztuki, które przemawiają do
współczesnej widowni, odzwierciedlają wszelkie zmiany w społeczeństwie. Wierzę, że w czasach komercji artyści muszą znaleźć swój własny język, nowe znaczenia, własną przestrzeń.
Chcemy, aby u nas spotykali się ludzie z różnych
środowisk, kontynentów i szkół myślenia. Kiedy organizujemy wystawę, przychodzą do nas
okoliczni mieszkańcy, robimy wspólne zdjęcie.
W ubiegłym roku, nawiązując do tego, co dzieje
się, w Ameryce Busha, zorganizowaliśmy dyskusję o wartościach propagowanych w latach
czterdziestych (latach maccartyzmu) przez magazyn „Arts & Architecture”, który w owych czasach drukował Deklarację Praw Człowieka.
Ponieważ rozmawialiśmy o przełomie lat czterdziestych i pięćdziesiątych, to wspólnie z mieszkańcami zrobiliśmy pokaz mody. Zasada była
jedna: ubrania musiały pochodzić ze szmateksów.
Mieliśmy modelki od czwartego do osiemdziesiątego roku życia. Poza takimi lokalnymi działaniami, co roku staram się robić przynajmniej
jeden wielki projekt, do którego szukam bogatych partnerów. Pierwszy grant, jaki dostałam
z Fundacji Rockefellera, był przeznaczony na
promocję Teatru Pieśń Kozła, któremu zrobiłam tournée, a Grzegorz Bral powiedział, że
do tej pory nie mieli tak dobrego producenta…
A jak to się stało, że przyjechałaś tutaj i zajęłaś się Rokiem Grotowskiego?
Zaprosił mnie tu Jarek Fret, szef Teatru ZAR,
i jednocześnie dyrektor Instytutu im. J. Grotowskiego. Powiem szczerze: podejrzewam, że
kiedy razem z teatrem był u nas, zobaczyli, jak
tanim kosztem zrobiłam w Stanach wielki projekt, jak zasuwałam od rana do nocy… i postanowili ze mnie skorzystać.
Joanno, nie mogę, rozmawiając z Tobą
o ludzkich sprawach, nie zapytać o Twoją
chorobę. Możesz o tym porozmawiać?
Tak, nie mam problemów z mówieniem na ten
temat. Mam tylko nadzieję, że ta rozmowa nie
dotrze do moich rodziców, bo im powiedziałam, że włosy spaliła mi trwała… Nie
chciałabym ich martwić. Oni mają prawie po
dziewięćdziesiąt lat. Wszyscy moi znajomi wiedzą, że nie wolno z nimi na ten temat rozmawiać. Proszę też o to wszystkich, którzy tę rozmowę przeczytają.
Przyjechałaś do Wrocławia do roboty, a trafiłaś na oddział onkologii
Tak. Dwa tygodnie po przyjeździe na piersi
wyczułam guza. I dzięki przyjaciołom zostałam
bardzo szybko zdiagnozowana. Przyjęto mnie
na onkologię. Musze powiedzieć, że to fantastyczny ośrodek, w którym pracują, od ordynatora począwszy, a na pielęgniarkach i salowych skończywszy, cudowni ludzie, kompetentni, pełni współczucia… Jestem już po chemioterapii, którą okropnie przeżyłam, a w tej
chwili chodzę na naświetlania. Jestem mile zaskoczona, bo pamiętam polską medycynę
z przed trzydziestu lat.
Masz wyciętą pierś?
Nie, mam wyciętą część piersi, i chcę powiedzieć, że bardzo jestem zadowolona, bo ta pierś,
której ćwiartkę mi wycięli, jest o wiele teraz
ładniejsza, niż ta prawa… (śmiech). Mo-żesz
to napisać, że są dobre strony tak zwanych
zabiegów oszczędzających. Poważnie, to zdarzenie było wielkim szokiem dla mnie. Wydaje
mi się jednak, że takie spotkanie oko w oko
z chorobą, jest bardzo cennym przeżyciem.
W pewnym momencie konfrontacja z własną
śmiertelnością i kruchością życia powoduje bardzo szybkie przewartościowanie. (Szczególnie
przydaje się to pracoholikom.) Nagle zdajesz
sobie sprawę, że jeśli chcesz coś jeszcze w życiu
zrobić, to musisz dbać o siebie, o swoje zdrowie,
swoje ciało. Zaczynasz również mieć jasność,
co tak naprawdę jest ważne i na czym należy
się skoncentrować, uświadamiasz sobie, że na
rzeczy nieistotne szkoda czasu. Człowiek przestaje się obcyndalać i rozmieniać na drobne…
Przypadkiem odkryłaś tego guza, czy robiłaś
regularne badania?
W miarę regularnie badałam piersi. Nawet dwa
lata wcześniej miałam w Stanach robione porządne, trójwymiarowe USG. Wtedy wysłano
mnie na biopsję, która niczego nie wykazała,
ale moim zdaniem ruszyła lawinę. Pewnego dnia
przypadkowo wyczułam guza. (Napisz to, bo bardzo namawiam do samobadania. To jest bardzo
ważne.) Wiesz, ja nie miałam żadnych przesłanek, żeby chorować. Nigdy nie paliłam papierosów, nikt u mnie w rodzinie nigdy na raka
nie chorował, a na badania chodziłam po prostu
dla świętego spokoju. Również dlatego sama
badałam sobie piersi. Na szczęście pamiętałam,
co kiedyś powiedziała mi jedna lekarka: jeśli
wyczuje pani jakieś zgrubienie, to przyczyn może być
wiele. Jeśli to zgrubienie ma charakter owsianki, to
nic to nie jest, ale jeżeli poczuje pani żużelek, to jest
bardzo niebezpieczne. I ja nagle poczułam kamyczek,
który ma konkretne, twardawe zakończenie.
Kolejna bardzo ważna rzecz, to wygląd piersi.
Zobaczyłam, że w miejscu guzka mam zmienioną i wciągniętą skórę. Potem dowiedziałam się
od onkologów, że to jeden z objawów, które
powinny skłonić kobietę do wizyty u lekarza.
Boisz się?
Hm, nie. Nie mam czasu się bać. Bałam się tego dnia, gdy dostałam diagnozę, że to rak i to
rak złośliwy. Przestraszyłam się też po operacji,
jak powiedzieli mi, że to duży guz i że są przerzuty do węzłów chłonnych. Ale powiem ci, że podeszłam do siebie trochę jak do projektu: zmieniłam sobie dietę, racjonalniej poustawiałam
pewne rzeczy i bardzo wciągnęłam się w tę
pracę. Tu naprawdę jest co robić.
LUDZKA SPRAWA NIEZWYKŁY MAGAZYN DLA ZWYKŁYCH LUDZI
5
Z pamiętnika
Wygaśnięta miłość
miłość wygaśnięta
od słońca odsunięta
miłość moja osoba nie przejęta
miłość nie zrozumiana
miłość oszukana
wierszem ci powiem
co o tym myślę, krótko
najkrócej i najściślej
co z tego, że po twarzy mnie mojej głaskałeś
wina w tym wszystkim, że mnie oszukałeś
miłość nie była taka
jakbym chciała, miłość rozczarowana
a dzisiaj piszę o rozczarowaniu
o tym, bez sensu jakimś kochaniu
i co mi przyszło z tego kochania
miłość to znak rozczarowania.
Od dwóch miesięcy przysyłała nam pamiętnik
na konkurs. Był bardzo osobisty, a jednocześnie hermetyczny; komuś, kto nie zna jej osobiście, trudno go do końca zrozumieć. Teksty
przypominały kostkę bulionu – należało dolać
wody, żeby stały się bardziej przejrzyste. Gdy
zaproponowałam spotkanie, od razu powiedziała, że nie może mnie przyjąć w domu i zaproponowała bardziej neutralny grunt – pizzerię. Czekała na mnie razem z mężem, ona – uśmiechnięta, piegowata, rozgadana. On – wyciszony,
małomówny, skryty.
Przez parę dni nie miałam głowy do napisania jakiegokolwiek zdania do swojego
pamiętnika.
Miałam ostatnio dosyć przykre przeżycia,
nawet nie potrafiłam pójść na Warsztaty. Nie
miałam siły, żeby tam siedzieć siedem godzin.
Nie mogłam tam być, bo mój mąż trafił do
szpitala, bo zasłabł na ulicy.
Ale wszystko jest już dobrze, powoli do siebie
dochodzę po ostatnich wydarzeniach związanych z tym przeżyciem.
Okazało się, że Paweł jest poważnie chory na
dwie choroby, pierwsza, to porażenie dziecięce,
to jest widoczne, nie miałam pojęcia o jego
drugiej chorobie – padaczce. Najgorzej boję
się tej drugiej.
6
Przed dwoma miesiącami mąż Dominiki stracił
przytomność na ulicy i trafił do szpitala, gdzie
zdiagnozowano padaczkę. Ona zamiast na wyczekiwany jubileusz stowarzyszenia, które prowadzi warsztaty terapeutyczne, pojechała do
szpitala. Na szczęście po tygodniu Paweł został wypisany do domu. Teraz mogą znów
wspólnie chodzić na terapię zajęciową.
Jak długo są małżeństwem? Pobrali się
przed dziewięciu laty, ale poznali znacznie
wcześniej.
– Razem chodziliśmy do szkoły specjalnej – wyjaśnia Paweł. – Ja ją sobie od początku upatrzyłem.
A wszystko zaczęło się od linijki. Ona nigdy nie miała
żadnych przyborów, bo ciągle zapominała. Pewnego
razu bardzo pilnie potrzebowała małej linijki,
a ponieważ siedziałem tuż za nią, odwróciła się i poprosiła. I tak to się zaczęło.
Razem są bez mała 15 lat. Decyzja o ślubie
nie była łatwa, tym bardziej, że rodzice Dominiki bardzo się temu sprzeciwiali.
– Ojciec nie pogodził się do tej pory. Bał się, że mąż
z porażeniem mózgowym nie będzie się w stanie mną
opiekować. Bo jego zdaniem, ja nadal potrzebuję opieki.
A mama? Przyszła wprawdzie na ślub, ale tak
naprawdę mojego męża zaakceptowała znacznie później.
A rodzice Pawła? Nie musieli, ponieważ
wychował się w ośrodku opiekuńczym, a potem trafił do szkoły specjalnej.
Tuż po ślubie udało im się znaleźć pracę
w zakładzie produkującym cukierki, ale gdy
został z powodu długów zamknięty, wyjechali
do niewielkiego nadgranicznego miasta, gdzie
Paweł miał malutkie mieszkanie.
Tam dla Dominiki zaczęło się nowe życie.
W trzecim roku małżeństwa poznała chłopaka,
podobnie jak oni chodzącego na terapię. Był
młodszy o pięć lat, ale ani jemu, ani jej to nie
przeszkadzało.
Znowu przyszła ta cholerna bezsilność,
co robić? Gdzieś w cieniu jest biała
dama /epilepsja/ i nieszczęśliwa miłość,
chociaż w rzeczywistym świecie, to jednak
wirtualna. I jak dalej tak żyć?
Owszem, zakochałam się, ale ta miłość nie
była dla mnie dostępna, skoro mam zostać z
LUDZKA SPRAWA NIEZWYKŁY MAGAZYN DLA ZWYKŁYCH LUDZI
tym, który filozofuje. Tak piszę, bo jest chory,
i to dość poważnie, i nie bierze leków, jakie
powinien brać, dlatego nazywam go filozofem.
Z jednej miłości trafiłam w drugą, obydwie
sobie ze mnie zakpiły. Chociaż ta jedna może
jeszcze jakaś uczciwsza, ale ta druga miłość?
Sama nie wiem – zakochałam sie w chłopaku, który okazuje mi czułość na każdym kroku,
tylko że moja druga strona – ta w środku (bo
każdy człowiek ma takie dwie strony), nie chce
przyjmować tego, co jest dobre, tylko jakby
podświadomie woli zostać przy tym, co już
wcześniej otrzymała.
To była prawdziwa miłość – mówi Dominika
– stanowił całkowite przeciwieństwo mojego męża,
który nawet na tę przysłowiową ławkę do parku nie
j
e
s
t
w stanie mnie zabrać. Uczucie było tak silne, że
postanowiła opuścić męża i zamieszkać z Jerzym
u jego rodziców. Niestety, oni nie potrafili jej
zaakceptować. W atmosferze niechęci i wrogości wytrzymała rok, potem wróciła do męża.
Nie była w stanie walczyć, zwłaszcza że matka
była dla Jerzego niezmiennie najważniejsza.
Przed rokiem razem z Pawłem wrócili do
Wrocławia. Decyzja o powrocie spowodowana
była nasilającym się alkoholizmem ojca. – Bałam się o mamę – mówi Dominika. – On potrafi
być taki agresywny.
We Wrocławiu próbowała znaleźć jakąś
pracę, ale ofert dla niepełnosprawnych nie ma.
– Dlatego wymyśliłam te warsztaty. Chodzimy razem
codziennie od 8.00 do 15.00.
Paweł nie przypuszczał, że oprócz szycia
kapci, którego nauczył się w zawodówce, będzie potrafił szyć na maszynie. Na warsztatach
udało mu się nawet zrobić doniczkę, co przy
niesprawnej lewej ręce jest dużym wyzwaniem.
– Widziałam tę doniczkę, nawet mu wyszła – uśmiecha się Dominika. Ona sama uczestniczy w warsztatach ceramicznych. – To dzięki nim moja
sprawność bardzo się poprawiła, teraz mogę sama się
ubrać i wszystko koło siebie zrobić. Wcześniej nauczyłam się szyć i wyszywać, a przedtem brakowało
mi cierpliwości.
Z pamiętnika
Dzisiaj udało mi sie uszyć i zaprojektować
nowy model przytulanki – kotka. Jednego
skończyłam i zupełnie nieźle mi wyszedł. Obejrzałam wszystkie swoje seriale, jak to w poniedziałek po południu. A wieczorem zapragnęłam
być jakoś bliżej Boga, chciałabym poczuć tak
na dobre jego obecność w swoim sercu. Przed
rokiem zrobiłam coś, z czego nie jest do teraz
zadowolony, mówię o Bogu… a ja chciałam
czuć się tylko kochana, ale powiedzmy, że nie
udało mi się tego osiągnąć. Nie jestem już taka
sama, jak przed rokiem, co to znaczy zakochać
się w nieodpowiednim facecie, bo to dokładnie
mnie spotkało. Jeden związek mi się rozleciał,
wydawało się, że w drugim będzie inaczej ale…
no właśnie.
Być może pomyliło mi się bycie kochaną z samotnością, dzisiaj powoli do tego sama dochodzę, ale czy tamten facet mnie faktycznie kocha?
Może to tylko była jakaś litość z jego strony,
może to faktycznie jednak nie była miłość. Jestem w domu od sierpnia, ani u mnie nie był,
a napisał tylko dwa listy, zaczynam rozumieć,
że beze mnie jemu jest zupełnie dobrze. Bo
kiedy ktoś za kimś naprawdę tęskni, to po prostu
sia-da i pisuje listy do tej jedynej ukochanej
osoby, a ja dostałam tylko takie dwa, więc
jaki jest tego wniosek?
Tylko jemu ja mam dawać a on z siebie nic?
Ostatnio Dominika kupiła sobie krosna. – Zobaczymy, co mi z tego wyjdzie – uśmiecha się. – Bo
jestem bardzo nerwowa. Nigdy nie wiem, co nas czeka
– czy ojciec przyjdzie trzeźwy, czy znów się upije.
– Nie mamy wyjścia – dodaje Paweł – teściowa
boi się, że jak gdzieś pójdzie i zgłosi to, to on się zemści.
Dlatego żyję chwilą i nie myślę o tym, co będzie jutro.
Nie warto.
Nie masz pojęcia, co to znaczy prawdziwa samotność, nie chce ci się nawet wracać do domu
po zajęciach na warsztatach terapeutycznych.
Na chwilę obecną mam po prostu związane
ręce, nie wiem czy wracać do Zgorzelca, czy
zostać w tym chorym przepełnionym strachem
domu. Zemsta – nie masz o tym bladego pojęcia
– pozostaje strach, bezsilność, chory dom, do
którego boisz się przychodzić. Rano wychodzę
na zajęcia, tam się uspokajam, ale najgorzej jest
wtedy, tak gdzieś przed czternastą, przed wyjściem
do domu, więc pozostaje tylko pisanie pamiętnika.
Strach, stres, niepokój, to wszystko, co znam.
Tak naprawdę to nie wiem, co to jest miłość, co
to znaczy kochać, bo ja tego nie potrafię. Może
i umiem kochać, ale nieznane jest mi takie uczucie.
– Nie wiem, co zrobię, na swój sposób jestem
przywiązana do męża. Może to jakiś rodzaj miłości
albo tylko przyzwyczajenie. Trudno mi tak zupełnie
odejść od niego, tym bardziej że on ma padaczkę.
Tamten nie potrafił zawalczyć o mnie i sprzeciwić się
matce. Bardzo mnie skrzywdził. Może nie kochał mnie
tak bardzo jak ja jego?
miłość, zgoda, porozumienie
takim jest moje u ciebie marzenie
marzenie, po cichu jakby niespełnione
życie przy tobie, trochę uspokojone.
uczucia radości pełne przy tobie
chciałabym wsparcie mieć, w twojej osobie
przez krótki czas, żal w sobie nosiłam
tak, to prawda – zła na ciebie byłam
sama do wniosku pewnego doszłam,
z sumieniem rachunek podpisałam
to co do ciebie czuję, na papier przelałam.
Czy miłość sama mnie odnalazła –
od razu zadam jej takie pytanie
czy miłość będzie, czy miłość ustanie
ustanie – kochanie, całowanie
przy sobie bycie – to oddalanie
natchnienie wróciło na wiersza pisanie
***
pamiętnik wierszem pisany, tyś mi jedyny
prawdziwie kochany, od rana marzę, od rana
śnię,
już mi się myli, czy sen czy to jawa,
czy dzień czy noc, czy to zabawa
wiersz o miłości nieśmiało powstaje
mam przeczucie nic mi się nie wydaje
gdzie są uczucia, a gdzie urodzaje
natchnienie miłości – nazwę sobie nosi
czy ktoś kocha, jeśli nie to o nic niech jej nie
prosi.
do wiersza swojego rymy dobieram
przed kimś powoli swe serce otwieram
serca otwieranie, zaufaniem obdarzanie.
proszenie o miłość na każdym kroku
proszenie o miłość – to w dzień to o zmroku,
miłość kochaniu, kroku dotrzymuje
a ja, tak siedzę i tak rymuję
miłością swoją ciebie daruję
przy tobie, dobrze tylko się czuję
dla ciebie – swoje wiersze tak rymuję.
piszę, że kocham
uczucia, tęsknoty
piszę wiersz, to jest cel roboty
marzy mi sie życie przy twoim boku
całe spędzone,
marzy się tobie,
mieć mnie za żonę
znam twoje skromne jedyne marzenie,
takim jest ono
– mnie poślubienie.
teraz on, ciężko na innych pracuje
ja robię, tak jak serce mi dyktuje
serca mojego, bicie dla niego przy nim,
chwilę to nie ma ponad to,
nic piękniejszego.
R
E
K
L
A
M
A
Osoby, które znajdują się w trudnej sytuacji materialnej
mogą skorzystać
z bezpłatnych porad prawnych
udzielanych przez radców i aplikantów zrzeszonych
w Okręgowej Izbie Radców Prawnych
we Wrocławiu.
Porady dotyczące problemów związanych z prawem pracy, spadkowym, lokalowym
i obrotu konsumenckiego są udzielane w siedzibie OIRP przy ulicy Włodkowica 8,
w poniedziałki od godz. 16.30 do 18.00.
Więcej informacji można zasięgnąć pod nr. tel. (071) 793 70 94
Pani Dominika, nadal cierpi po stracie miłości
swojego życia.
lub na stronie www.oirp.wroclaw.pl
LUDZKA SPRAWA NIEZWYKŁY MAGAZYN DLA ZWYKŁYCH LUDZI
7
Warto wiedzieć
Obiadów gotowanie,
ogrodów pielęgnowanie...
W Zakładzie Aktywności Zawodowej przy ulicy Litomskiej 10 we
Wrocławiu pracują trzydzieści trzy osoby niepełnosprawne. To pierwsza
taka placówka we Wrocławiu, na Dolnym Śląsku działają jeszcze trzy
podobne – w Mikoszowie, Jeleniej Górze i w Świerzawie. Niepełnosprawni, to prawie piętnaście procent wszystkich mieszkańców Dolnego
Śląska.
W kuchni, równie nowocześnie wyposażonej i przystosowanej do potrzeb niepełnosprawnych, zatrudnione są osoby z upośledzeniem umysłowym i zaburzeniami psychicznymi. – Tacy ludzie mają predyspozycje do pracy
w kuchni lub w ogrodzie. To jest ich cecha charakterystyczna. One po prostu lubią robić coś w ogródku
lub pomagać w kuchni, dlatego można wykorzystać
ich umiejętności i zainteresowania – mówi Ewa
Wójcik.
Kuchnia przystosowana jest do przygotowania pięciuset posiłków dziennie. Nad pracą
czternastu osób będą czuwały dwie kucharki.
W jadalni jest czternaście stolików, latem kilka
można będzie postawić również na dworze.
Miejsca starczy dla blisko sześćdziesięciu osób.
Mieszkańcy Szczepina pytają, kiedy będą mogli kupić pierwsze obiady. Na razie trwa testo-
Fot. Anna Smarzyńska
ZAZ ma zarabiać na cateringu, zagospodarowaniu terenów zielonych i poligrafii.
W placówce przy ul. Litomskiej 10 pod koniec stycznia trwały jeszcze ostatnie przygotowania do rozpoczęcia działalności. Pojawił się
nowoczesny sprzęt, który pozwoli na prowadzenie drukarni. Na miejscu można będzie projektować ulotki i foldery, a potem profesjonalnie wykonać druki. Ewa Wójcik, kierowniczka
ZAZ, liczy, że znajdzie pracodawców wśród
organizacji pozarządowych oraz instytucji realizujących projekty unijne. W pracowni komputerowej pracują głównie osoby poruszające
się na wózkach inwalidzkich. Pan Grzegorz po
złamaniu kręgosłupa na razie pomaga szefowej
w rozliczaniu dotacji, potem zajmie się m.in.
projektowaniem stron internetowych i grafiką
komputerową.
8
LUDZKA SPRAWA NIEZWYKŁY MAGAZYN DLA ZWYKŁYCH LUDZI
wanie sprzętu. Oprócz posiłków na miejscu,
trzydaniowe obiady będą przygotowywane
również dla szkół. W ofercie zakładu są także
usługi cateringowe, a menu będzie zależało od
zamówienia. Osoby niepełnosprawne pracują
po cztery godziny dziennie, bo takie są przepisy. Potem godzina rehabilitacji w wyremontowanej sali z nowoczesnym sprzętem do
ćwiczeń.
Osoby zatrudnione do prac ogrodniczych
będą się zajmowały produkowaniem sadzonek,
zagospodarowywaniem terenów zielonych,
układaniem bukietów i kompozycji roślinno-plastycznych.
– Chcemy na początek zagospodarować własny
teren. Rozmawiałam też z kilkoma przedszkolami
i szkołami, mamy już parę zamówień na prace
ogrodnicze – mówi Ewa Wójcik.
Przygotowanie miejsc pracy, kupno profesjonalnego sprzętu, remonty i pozyskiwanie
potencjalnych klientów trwało trzy lata. W rekrutacji pracowników pomagały m.in. warsztaty
terapii zajęciowej (we Wrocławiu działa pięć
takich placówek), świetlice środowiskowe, część
ofert trafiła również do Urzędu Pracy.
– Zależy nam na utrzymaniu miejsc pracy i rotacji
pracowników. Dzięki temu niepełnosprawni będą
mogli funkcjonować na rynku. Dlatego mamy sprzęt
bardzo dobrej jakości, z takim nasi pracownicy mogą
się potem spotkać w zakładach pracy oraz instytucjach,
w których będą szukać zatrudnienia. Poza
przeszkoleniem technicznym mają się także nauczyć
funkcjonowania w grupie, punktualności czy relacji z
szefem. Naszym celem nie jest zdobywanie dużych
pieniędzy, bo nie to jest najważniejsze – wyjaśnia
Ewa Wójcik.
Zyski będą przeznaczane na Zakładowy Fundusz Aktywności. Dzięki niemu wsparcie otrzymają zarówno pracownicy, jak i osoby, które po
praktyce w ZAZ będą starały się o pracę na wolnym rynku. Mogą one liczyć na pomoc przy zakupie sprzętu komputerowego lub narzędzi niezbędnych do pracy. Funduszowi zapewni również pensje asystentów, którzy będą pomagać
niepełnosprawnym.
bg
Warto wiedzieć
Matka synowi
Dar życia,
największy z możliwych
Bożena G. nie wahała się, gdy lekarz na intensywnej terapii we
wrocławskim Szpitalu Wojskowym powiedział jej, że wątroba ojca
mogłaby uratować życie komuś innemu. A potem, po kilku tygodniach,
była szczęśliwa, gdy dostała list. Udało się, przeszczep się przyjął. Czyli
część jej ojca jakby żyła nadal.
Bożena nie wie dokładnie, komu wątroba taty
uratowała życie. Nie wnikała, kiedy lekarze
powiedzieli jej, że w Polsce nie ma zwyczaju
powiadamiać, kto jest biorcą. Uznała, że tak
może faktycznie jest lepiej, bo może byłoby
dziwnie widzieć tę osobę, która przecież jest
całkiem kimś innym niż ojciec.
Gdy rodziła się transplantologia, mówiliśmy
rodzinom dawców, do kogo trafia przeszczepiony
narząd. Doświadczenie pokazało jednak, że nie jest
to dobre. Rodziny często zbyt dużo oczekują od takiej
sytuacji, identyfikują biorcę ze swoim bliskim, co może
rodzić duże problemy. I w drugą stronę – moi koledzy
z jednego z krajów islamskich opowiadali o pacjencie,
który nie mógł pogodzić się z tym, że dawcą serca był
samobójca. Odstawiał leki, więc wystąpiło ostre
odrzucanie, w efekcie którego zmarł – opowiada
profesor Dariusz Patrzałek, koordynator i konsultant wojewódzki do spraw transplantologii
na Dolnym Śląsku.
Transplantologia narządów narodziła się
właśnie we Wrocławiu. To tu, w 1965 roku,
po raz pierwszy, pod kierownictwem profesora
Wiktora Brossa, przeszczepiono pacjentowi
nerkę pobraną od zmarłego.
Wrocław pod tym względem jest nadal bardzo silnym ośrodkiem. Oczywiście, jak w całej
Polsce, i tu narządów brakuje, ale z roku na
rok sytuacja się poprawia.
Mimo to na nerkę chorzy czekają od roku
do nawet trzech lat, dużo dłużej niż na przykład
w Hiszpanii.
Śmierć szczególna
Jedną z barier w pozyskiwaniu narządów do
przeszczepów jest cały czas niska świadomość,
a także specyficzna sytuacja, w której organy
mogą zostać pobrane od osoby zmarłej.
Spośród wszystkich zgonów, w zaledwie
kilku procentach przypadków chory umiera
w mechanizmie śmierci mózgu. I to jest właśnie sytuacja, gdy organy mogą zostać pobrane
do przeszczepu.
Stwierdzenie śmierci mózgu następuje
w procesie ścisłej procedury – na jej zakończenie trzech lekarzy musi podpisać jednomyślny
protokół, że stwierdzają śmierć pacjenta.
Pierwszym krokiem jest sprawdzenie, czy
deklaracji pacjenta co do możliwości pobrania
nie ma w komputerowej bazie pod nazwą
Centralny Rejestr Sprzeciwów. Kolejny – to
rozmowa z rodziną potencjalnego dawcy. Od
nich zależy najwięcej – jeśli dwóch członków
rodziny zgodnie stwierdzi, że zmarły nie życzył
sobie przeszczepu, to nie pobiera się narządów.
Szacuje się, że w Polsce na sto rozmów,
w dziesięciu przypadkach ze strony rodziny
zmarłego pada: „nie”. – Ale z naszym społeczeństwem nie jest tak źle, jak się wydaje. W Europie
Zachodniej aż czterdzieści procent rodzin odmawia
– pociesza Dariusz Patrzałek
Profesor przeprowadził około dwieście
pięćdziesiąt rozmów z rodzinami dawców
– jak mówi – te rozmowy to najtrudniejsza część
jego pracy.
– Sytuacja jest specyficzna. Zmarły po stwierdzeniu śmierci mózgu podłączony jest do aparatury,
jest jeszcze ciepły, na monitorze widać akcję serca, oddycha przy pomocy respiratora. Gdy rodzina przychodzi i mówimy, że ich bliski zmarł, często nie mogą w to
uwierzyć. Tłumaczymy, na czym polega mechanizm
śmierci mózgu i informujemy, że zmarły pacjent mógłby
być dawcą. Osoby, z którymi rozmawiamy są w stanie
szczególnego stresu. Często nie zdają sobie sprawy, że
swoją odmową przesądzają, że ktoś z nieznanych
potencjalnych biorców umrze – tłumaczy profesor.
W Polsce przeprowadza się także przeszczepy
od osób żyjących, ale tylko w obrębie rodziny.
W ubiegłym roku we wrocławskiej klinice
72-letnia (Maria Dybowska) kobieta z Łodzi
oddała nerkę swojemu synowi, bo bała się, że
syn nie przeżyje, czekając dwa lata w kolejce
na przeszczep.
– To są szczególne okoliczności, ponieważ
przeszczepiając organy od osób zdrowych, poniekąd je
okaleczając, działamy wbrew naczelnej zawodowej
zasadzie: „po pierwsze nie szkodzić”. Jeden ze
znajomych lekarzy opowiadał mi, że gdy takie zabiegi
zaczęto przeprowadzać w latach 70., to szpital
zgłaszał je prokuraturze jako przestępstwo, a
prokuratura te sprawy umarzała – opowiada
koordynator ds. transplantologii.
W Polsce rocznie przeprowadza się około
tysiąc przeszczepów rocznie. Mogłoby ich być
dużo więcej, gdyby funkcjonował lepszy obieg
informacji o potencjalnych dawcach. Dlatego
Dariusz Patrzałek stworzył program „dawca”,
który polega na monitorowaniu zgonów i ustalaniu, ilu potencjalnych dawców jest wśród osób
zmarłych. Niestety, program ten wymaga
pieniędzy i – jak zwykle – jest ich za mało,
dlatego też obecnie program „dawca” realizuje
tylko dwanaście szpitali, w tym dwa dolnośląskie. Na szczęście polska transplantologia
wraca do równowagi po gwałtownym spadku
przeszczepów na skutek afery z doktorem Mirosławem G., ale – według specjalistów – dopiero
za kilka lat Polska prawdopodobnie wróci do
liczby przeszczepów sprzed kryzysu wywołanego nieodpowiedzialnym zachowaniem polityków i mediów.
Joanna Kokoszyńska
Dawca życia
Każdy z nas między 18. a 50. rokiem życia
może uratować życie drugiego człowieka.
Wystarczy zostać dawcą szpiku.
W naszym informatorze wewnątrz numeru publikujemy oświadczenie woli, jakie
trzeba wypełnić, żeby zostać dawcą
szpiku.
Jeśli zdecydowanie nie chcesz, aby po
Twojej śmierci, Twoje narządy zostały wykorzystane do uratowania czyjegoś życia,
zgłoś swoje zastrzeżenie do Centralnego
Rejestru Sprzeciwów. Formularz do
pobrania na stronie:
www.poltransplant.org.pl
LUDZKA SPRAWA NIEZWYKŁY MAGAZYN DLA ZWYKŁYCH LUDZI
9
Okiem fachowca
Uwaga rak
cz. 12
W ubiegłym roku w „Ludzkiej Sprawie” publikowaliśmy rozmowy z lekarzami onkologami
na temat wczesnego wykrywania nowotworów u dzieci. Wszyscy lekarze, z którymi do tej
pory rozmawiałam twierdzą, że bardzo ważne jest wczesne rozpoznanie choroby nowotworowej. Do Kliniki Hematologii we Wrocławiu trafiają dzieci z trzecim i czwartym stopniem
zaawansowania nowotworów, co oznacza, że udaje się uratować około osiemdziesięciu
pro-cent pacjentów. Dla porównania, nowotwory wykryte w pierwszym i drugim stadium
za-awansowania są wyleczalne w ponad dziewięćdziesięciu procentach, w trzecim stadium
około pięćdziesiąt procent szans na wyleczenie. Zanim wrócimy do kolejnych rozmów z
lekarzami, proponujemy podsumowanie dotychczasowych wypowiedzi, powiemy również
o objawach, jakie mogą występować u dzieci we wczesnej fazie choroby.
Nowotwory tkanek miękkich
wywodzą się z pierwotnej tkanki, która
docelowo przekształca się w dojrzałą tkankę
mięśniową, naczyniową, tłuszczową, włóknistą
i inne. Czyli to, z czego zbudowany jest prawie
cały nasz organizm. Nowotwór tkanki miękkiej
może wystąpić w każdym wieku, ale są dwa
szczególnie niebezpieczne momenty: między
czwartym a szóstym rokiem życia oraz w czasie
wzrastania i dojrzewania.
U dziewcząt guz może rosnąć w pochwie, u
chłopców w gruczole krokowym. Zaniedbane
nowotwory w tej okolicy dają bardzo szybkie
przerzuty do węzłów chłonnych, co bardzo
pogarsza rokowanie i możliwości wyleczenia.
Ważne. Charakterystyczne dla tego nowotworu są zmiany niesymetryczne (zmniejszenia szpary jednego oka, wytrzeszcz jednego oka, opadanie jednego kącika ust itp.).
Ostre białaczki
należą do najczęstszych chorób nowotworowych wieku dziecięcego. Zapadają nie dzieci w
wieku między trzecim a siódmym rokiem życia.
Białaczka, czyli rak krwi, jest jednym
z najtrudniej rozpoznawalnych nowotworów,
diagnozuje się go na podstawie badania szpiku
kostnego.
Ważne. Charakterystyczne dla tego nowotworu są bóle kostne, szczególnie występujące po położeniu się do łóżka, bez
żadnych urazów, bez konkretnych przyczyn.
Nowotwory centralnego systemu nerwowego
stanowią prawie trzydzieści procent nowotworów u dzieci. Ich lokalizacja, wewnątrz czaszki
10
sprawia, że są bardzo trudno rozpoznawalne.
Rokowania zależne są od rodzaju nowotworu
i stadium jego zaawansowania. We wczesnej
fazie duży odsetek dzieci udaje się wyleczyć.
Natomiast gdy nowotwór jest już w stadium
zaawansowanym, rokowania są niedobre.
Objawy nowotworów Centralnego Systemu Nerwowego można podzielić na trzy grupy:
– Objawy niespecyficzne, ogólne, charakterystyczne również dla innych chorób,
i innych nowotworów: łatwe męczenie się,
osłabienie, bladość, zmiany nastroju,
gwałtowny spadek wagi, niemające uzasadnienia gorączki i bóle głowy, którym
towarzyszą poranne wymioty.
– Objawy dyskretne, towarzyszące nowotworowi CSN w stadium niezaawansowanym: bóle głowy i poranne wymioty,
asymetrie twarzy, dyskretne porażenia: (na
przykład dziecko zaczyna gorzej poruszać
rączką czy nóżką).
– Objawy ciężkie to porażenia prowadzące
do tego, że dziecko przestaje chodzić, czy
poruszać ręką, traci świadomość, ma
drgawki. Jeśli guz naciska na nerw wzrokowy, czy słuchowy, to mogą wystąpić
zaburzenia widzenia, słuchu
Guzy germinalne
to schorzenia dotyczące komórek rozrodczych.
Zasadniczo lokują się w gonadach – czyli
jądrach u chłopców i jajnikach u dziewczynek,
ale mogą znaleźć się również w innym miejscu:
klatce piersiowej, jamie brzusznej, w okolicach
kości ogonowej. U dzieci obserwujemy dwa
szczyty zachorowań na tego typu nowotwór.
Jeden przypada na okres przedszkolny, drugi
pojawia się u dzieci nastoletnich. Częściej guzy
LUDZKA SPRAWA NIEZWYKŁY MAGAZYN DLA ZWYKŁYCH LUDZI
germinalne atakują chłopców. Zasadniczo
przez długi czas nowotwór rozwija się, nie dając
żadnych typowych objawów. To, co powinno
niepokoić u chłopców, to na pewno
nienaturalnie powiększone jądro, u dziewczynek natomiast powiększający się brzuch
(wygląda jakby nastolatka była w ciąży).
U niektórych choroba powoduje zaburzenia
hormonalne, pojawiają się objawy przedwczesnego dojrzewania płciowego (owłosienie
typowe dla dorosłych, powiększenie gruczołów
piersiowych). Guzy germinalne to choroba,
która stosunkowo dobrze rokuje, wczesne
wykrycie daje bardzo duże szanse na całkowite
wyleczenie. Są to schorzenia stosunkowo rzadkie. Występują u około 5 proc. wszystkich
dzieci chorych na nowotwory.
Chłoniaki złośliwe
to nowotwory układu chłonnego, zbudowanego z węzłów chłonnych zlokalizowanych
w różnych częściach ciała. Właśnie tam produkowane są przeciwciała. Pierwszym niepokojącym objawem jest powiększenie węzłów
chłonnych tych, które znajdują się tuż pod
skórą, czyli na szyi, za uchem, nad obojczykiem
czy w pachwinie. Bardzo ważne jest, że w stanie chorobowym, węzły te powiększają się tylko
po jednej stronie. Najczęściej są twarde, przy
dotyku, nie bolą i skóra nad nimi jest
niezmieniona. Inne cechy mają tak zwane
węzły odczynowe, czyli spowodowane zwykłym stanem zapalnym. Powiększenie węzłów
obojczykowych czy w okolicach pachowych
zawsze powinno niepokoić. U dzieci chłoniaki
są najczęściej złośliwe i bardzo agresywne.
Rokowania są dobre i bardzo dobre, całkowicie
uleczalnych jest od sześćdziesięciu do nawet
dziewięćdziesięciu kilku procent tego typu
nowotworów.
Guzy kości
można podzielić na łagodne i złośliwe. Guzy
łagodne nie stanowią większego zagrożenia,
złośliwe natomiast stanowią siedem procent
wszystkich nowotworów złośliwych u dzieci.
Kiedy taki guz rośnie, to pierwszym, sztandarowym objawem jest odczuwalny przez dziecko silny ból. Zmiany nie są jednak widoczne
gołym okiem. Często matka, której dziecko
skarży się na silne bóle rączki, nóżki czy klatki
piersiowej uważa, że jej pociecha symuluje,
ponieważ ani na skórze, ani przy dotyku nie
można zauważyć zmiany. Guza, który jest
w środku, po prostu nie widać. I tu zaczyna się
problem. Konieczne jest zrobienie zdjęcia
rentgenowskiego. Główny błąd rodziców
polega na tym, że tego zdjęcia nie wykonują.
Okiem fachowca
Objawy, które występują, kiedy nowotwór jest
już duży i dokona spustoszeń w organizmie to
po pierwsze patologiczne złamania. Warto wiedzieć, że to nie uraz powoduje rośnięcie guza,
tylko odwrotnie: kość zaatakowana przez raka,
jest słaba, wystarczy wtedy niewielkie nawet
uderzenie i dochodzi do patologicznego złamania. W skrajnych przypadkach guz widać
gołym okiem, co oznacza, że przebił on kość,
wyszedł przez tkankę miękką i widoczny jest
na zewnątrz.
Przy dobrze poprowadzonym leczeniu
(nawet w stadium mocno zaawansowanym),
istnieje ponad siedemdziesiąt procent szans na
całkowite wyleczenie. Dzieci odzyskują pełną
sprawność. Najczęściej na raka kości chorują
dzieci duże. Ten rodzaj raka jest choro-bą kości
rosnących i dlatego najczęściej zapa-dają na nią
nastolatki, dzieci powyżej dwuna-stego roku
życia. Zdarzają się jednak również
zachorowania u ośmio-, dziewięciolatków.
Nerczak zarodkowy
czyli guz Wilmsa, najczęściej występuje u dwutrzylatków. Jest to nowotwór stwarzający bardzo duże problemy diagnostyczne. Rośnie
w brzuchu i nie daje żadnych objawów. Bardzo
często dziecko dobrze się rozwija, ślicznie wygląda, ma tylko duży brzuszek, co zdaniem
rodziców najczęściej nie stanowi powodu do
niepokoju. Zdarzały się przypadki, że dziecko
trafiało do kliniki dopiero wtedy, gdy wyglądało jakby było w dziewiątym miesiącu ciąży. Ten
nowotwór nie boli, nie powoduje żadnych
dolegliwości. Objawy zaczynają się dopiero
wtedy, kiedy guz uciśnie jakiś inny narząd, któ-
ry jest ważny dla życia. Dlatego istotne jest,
aby rodzice domagali się od lekarza, by przy
każdym badaniu obejrzał dziecku brzuszek,
nawet jeśli jest to na przykład zapalenie gardła,
zwykłe przeziębienie czy katar. Często to jedyny moment, w którym można stwierdzić, czy
w brzuszku dziecka nie rośnie nic podejrzanego. Nerczak zarodkowy jest nowotworem
złośliwym, dającym przerzuty. Podobnie jak
inne nowotwory, nieleczony prowadzi do
śmierci. Natomiast rokowania są bardzo dobre.
W pierwszym i drugim stadium rozwoju jest
praktycznie w stu procentach uleczalny.
Czerniak
powstaje najczęściej na podłożu znamion
barwnikowych, tak zwanych pieprzyków, które
mogą ulegać uzłośliwieniu. Stąd tego typu
zmiany, w zależności od tego, jak jest ich dużo
i jak są rozległe oraz w jakich miejscach
występują, należałoby usuwać profilaktycznie.
Oczywiście powinien o tym decydować lekarz.
Najbardziej narażone na uzłośliwienie są
zmiany tak zwane nabrzeżne: na dłoniach,
między palcami, na stopach, między palcami,
w miejscach, które są często drażnione, czyli:
okolice pasa (paski i gumki od majtek),
pachwiny, u kobiet plecy (narażone na podrażnianie zapięciem biustonosza), u chłopców i mężczyzn broda. Zmiany ocenia się
metodą ABCD. Czasami dodaje się jeszcze E.
A, to asymetria, B – brzegi, C – kolor, D – rozmiar, E – rozwój. Zmiana dysplastyczna cechuje się asymetrią, nierównymi, poszarpanymi brzegami, zmianą zabarwienia (znamię
może mieć różne odcienie), wielkością (wię-
Najczęstsze objawy kliniczne charakterystyczne dla wielu chorób wieku dziecięcego
oraz nowotworów u dzieci:
Objawy
Choroby dziecięce
Nowotwory
bóle głowy wymioty
migrena, zapalenie zatok
guzy mózgu
powiększenie węzłów chłonnych
zapalenie węzłów chłonnych, reakcja odczynowa na proces zapalny w sąsiedztwie
ziarnica złośliwa, chłoniak nieziarniczy,białaczka
bóle brzucha, powiększenie
obwodu brzucha
zaparcia, wypełniony pęcherz moczowy, torbielowatość nerek, choroby pasożytnicze, odzwierzęce
nerczak zarodkowy, zwojak zarodkowy, wątrobiak płodowy, chłoniak, białaczka
bóle kostne, obrzęki stawów
uraz, zapalenie kości, reumatoidalne zapalenie stawów, gorączka reumatyczna
guzy kości, białaczka
guz śródpiersia
infekcje, przetrwała grasica, torbiele, naczyniaki, przepukliny
ziarnica złośliwa, chłoniaki, zwojak
zarodkowy, przerzuty nowotworowe, białaczka
krwawienie, skaza krwotoczna
zaburzenia układu krzepnięcia na
różnym tle, anomalie jakościowe
i ilościowe płytek krwi
białaczka
pancytopenia1
choroby infekcyjne wirusowe
i bakteryjne
białaczka, przerzuty nowotworowe
do szpiku kostnego
Źródło: Kompendium onkologii dziecięcej dla studentów VI roku wydziału lekarskiego AM pod redakcją: dr hab. med.
Maryny Krawczuk
1
Pancytopenia – obniżenie wszystkich elementów komórkowych krwi: krwinek czerwonych, krwinek białych i płytek krwi.
ksza niż 5–6 milimetrów) i rozwojem – czyli
następującymi szybkimi zmianami w krótkim
czasie (kilka miesięcy). Zauważenie choćby
jednego z tych objawów jest wskazaniem do
jak najszybszego usunięcia znamienia
Czerniak to nowotwór najczęściej występujący u osób dorosłych. Zdarzają się jednak
nieliczne przypadki, kiedy choroba ta atakuje
dzieci.
Czerniak jest nowotworem dość nieprzewidywalnym. Oznacza to, że czasami duża
zmiana potrafi się sama wycofać, a malutka,
jak łepek od szpilki, potrafi dać przerzuty.
Czerniak nie poddaje się chemioterapii. Jedynym skutecznym sposobem leczenia tego raka
jest jego całkowite wycięcie. Bardzo ważne, aby
wszelkie tego typu zmiany usuwał chirurg.
Trzeba pamiętać, że w gabinecie kosmetycznym nie ma możliwości histopatologicznego
zbadania usuniętej zmiany. A tylko na tej
podstawie da się stwierdzić, czy mamy do czynienia z nowotworem, a jeśli tak, to czy został
on usunięty w całości.
Ziarnica złośliwa
czyli inaczej chłoniak Hodgkina jest nowotworem węzłów chłonnych. Występuje raczej
u dzieci starszych i z reguły rozwija się powoli.
Pierwsze objawy bardzo łatwo pomylić ze
zwykłą infekcją, która podobnie jak ten rodzaj
nowotworu może powodować powiększenie
węzłów chłonnych w okolicach szyi, nad
obojczykami czy pod pachami. Często dopiero
wtedy, gdy osiągają one niepokojące rozmiary,
chory udaje się po pomoc do lekarza. Objawami, które powinny zaniepokoić i mogą sugerować ziarnicę złośliwą, są przede wszystkim
niesymetrycznie rozmieszczone, zbite w pakiety i powiększone węzły chłonne w okolicach
szyi, nad obojczykami, czasem pod pachami
lub w pachwinach. Węzły, mimo że powiększone, nie bolą, co często usypia czujność
i nastolatków, i ich rodziców. Jako ciekawostkę
można dodać, że u osób dorosłych ból w tych
okolicach pojawia się w chwili wypicia niewielkiej nawet ilości alkoholu. Przez długi okres
choroba ta może nie dawać żadnych objawów,
co nie wyklucza przerzutów do innych
organów. Najczęściej są to płuca, wątroba,
śledziona, szpik kostny czasami kości.
Ważne. Szczególną uwagę należy zwrócić
na: niesymetrycznie rozmieszczone, bezbolesne, zbite w pakiety i powiększone
węzły chłonne w okolicach szyi, nad obojczykami, czasem pod pachami lub w pachwinach. Objawy ogólne, czyli nieuzasadnione gorączki lub stany podgorączkowe,
utrata masy ciała, nocne poty, świąd skóry.
LUDZKA SPRAWA NIEZWYKŁY MAGAZYN DLA ZWYKŁYCH LUDZI
11
Polecamy
Warto przeczytać
Elżbieta Cherezińska
Byłam sekretarką Rumkowskiego.
Dzienniki Etki Daum
Zysk i ska
Andrzej Bart
Fabryka muchołapek
W.A.B.
Andrzej Bart w swojej powieści Fabryka muchołapek cytuje Saint Justa, który podczas procesu
Ludwika XVI miał powiedzieć: Nie można panować i być bez winy. Szaleństwo panowania jest zbyt
oczywiste.
Chaim Mordechaj Rumkowski, przewodniczący Judenratu w getcie łódzkim, to postać
kontrowersyjna i trudna do osądzenia. Nawet
dziś. Tym bardziej zatem interesująca dla pisarzy. Niedawno w księgarniach pojawiły się dwie
publikacje – powieść Andrzeja Barta Fa-bryka
muchołapek oraz książka Byłam sekretarką
Rumkowskiego. Dzienniki Etki Daum Elżbiety
Cherezińskiej.
Rumkowski to dla jednych karierowicz, kolaborant i tyran, który zmuszał mieszkańców
getta do wyniszczającej pracy na rzecz Niemców. Stworzył państwo w państwie – getto łódzkie miało własną monetę, bank, policję i sądy,
a przewodniczący osobiście udzielał ślubów.
Jeździł dorożką w towarzystwie ochroniarza.
Nie jest też tajemnicą, że ludzie Rumkowskiego często korzystali ze specjalnych przywilejów.
Łódzkie getto było ogromną fabryką produkującą towary dla Rzeszy. Niemieckie mundury ocieplane były m.in. futrami odebranymi
mieszkańcom getta, a w specjalnym resorcie
artystycznym wyszywano dystynkcje, które na
pagonach nosili hitlerowcy. Produkcja opierała
się na krawiectwie i szewstwie, ale jak czytamy
w książce Cherezińskiej, dzieci pracowały przy
robieniu domków dla lalek, a gotowe zabawki
trafiały do ich rówieśników w Niemczech. Obrońcy
przewodniczącego twierdzą, że organizacja
pracy w getcie pozwoliła na jego funkcjonowanie aż do sierpnia 1944 roku. Faktem jest
również, że w Łodzi przeżyło najwięcej Żydów.
O ironio, przewodniczący głosił hasło: „naszą
jedyną drogą jest praca”. Był konsekwentny w
realizowaniu swojej idei, podjął dramatyczną i
moralnie dwuznaczną decyzję o wywózce
12
z getta dzieci i starców, bo byli „nieprzydatni
dla gospodarki”. Rumkowski z rodziną wyjechał z Łodzi ostatnim transportem, zginął
w Auschwitz.
Szewach Weiss we wstępie do książki Cherezińskiej pisze, że gdyby udało mu się przeżyć,
zapewne stanąłby przed sądem.
Sekretarka notuje: Polityka, wojna i bieda rządzą się swoimi prawami, a w getcie wszystko to skupia
się jak w soczewce. Swój dziennik pisała podczas
wojny, ale zapiski zaginęły. Długo milczała,
jednak pod koniec życia postanowiła je odtworzyć, by dać świadectwo. Autorka książki Byłam
sekretarką Rumkowskiego notatki Etki dostała od
jej syna, Władysława Frenkiela. Zredagowała
je, zadbała o faktografię i ustylizowała, nadając
im literacką formę pamiętnika.
Powstała opowieść, którą można czytać jak
dokument (opis codziennego życia w getcie,
walka o władzę, korupcja, obyczaje, plotki), choć
to także poruszająca wojenna biografia. Okropne
to życie tutaj, głód i upodlenie, ale to jednak życie
(…) wojna zabrała nam największy skarb: marzenia
i młodość – pisze Etka.
Literacki proces wytacza Rumkowskiemu
w Fabryce muchołapek Andrzej Bart. Świadkiem
obrony jest m.in. Janusz Korczak. W fikcyjnym
procesie zeznają także Hanna Arendt czy Hans
Biebow, niemiecki zarządca getta skazany po
wojnie na śmierć.
Publiczność oraz sędziowie to mieszkańcy
Lizmannstadt Ghetto.
Zgładzeni w Chełmnie oraz w innych obozach mają wydać wyrok, czy Chaim Groźny,
jak go nazywano, to żądny władzy despota
i megaloman, czy może pełen dobrych chęci,
zasługujący na zrozumienie i pomniki bohater.
Niechże naszą karą będzie wieczne zapamiętanie
go takim, jakim był! – brzmi wyrok sądu, w którym przedstawiono racje obu stron. Bart nie zajmuje jednoznacznego stanowiska i nie przedstawia nowych faktów, momentami podejmuje
jednak polemikę z czarną legendą Rumkowskiego. W powieści mieszają się stylistyki
i czasy. Pomysł zaczerpnięty trochę z Manna,
trochę z Bułhakowa pozwolił Bartowi nie tylko
na fabularną wariację na temat kwestii „ostatecznego rozwiązania” czy zbiorowej pamięci,
ale i na refleksję o pokusach władzy.
Obie książki to dwie rożne, ale równie ciekawe literacko opowieści o czasach Zagłady.
Anna Molska
Centrum Informacji
i Rozwoju Społecznego
Od początku roku we Wrocławiu działa nowa
instytucja – Centrum Informacji i Rozwoju
Społecznego. Dyrektorka CIRS, Beata Pierzchała twierdzi, że do najważniejszych zadań
Centrum należy budowanie społeczeństwa
obywatelskiego poprzez realizację działań prospołecznych i pro-zdrowotnych. – Chcemy
wspierać i nagłaśniać akcje lokalnych organizacji, niemających szans przebicia się ze swoimi incjatywami.
Zamierzamy również prowadzić kampanie społeczne.
Pierwszą z nich będzie akcja na rzecz przekazywania
jednego procenta podatku dla organizacji pozarządowych.
Centrum Informacji i Rozwoju Społecznego ma też zająć się zdiagnozowaniem potrzeb
społecznych i zdrowotnych mieszkań-ców
LUDZKA SPRAWA NIEZWYKŁY MAGAZYN DLA ZWYKŁYCH LUDZI
miasta, prowadzić działalność informa-cyjnoedukacyjną, być organizatorem konfe-rencji i
szkoleń, a także stworzyć Centrum
Wolontariatu. Zdaniem Beaty Pierzchały
bardzo ważne jest także budowanie przestrzeni
dialogu i konsultacji społecznych. Do tej pory
zagadnieniami społecznymi zajmował się
Wydział Zdrowia Urzędu Miasta. – Trudno jest
łączyć obie te bardzo ważne dziedziny życia – mówi
dyrektor Pierzchała – dlatego zdecydowaliśmy się
na powołanie Centrum. Będziemy także współpracować z organizacjami pozarządowymi, wspierając
ich działania pod względem merytoryczno-organizacyjnym.
Pod wspólnym szyldem CIRS działać będą
również Młodzieżowe Cenrum Informacji
Spojrzenia
Jak dochodzi do zarażenia?
Nie daj się
grypie
Kolejki w przychodniach, przepełnione szpitale – to znak, że rozpoczął się sezon grypowy.
Mimo że dla większości osób grypa nie jest
groźna, nie należy jej lekceważyć, ponieważ
może doprowadzić do poważnych powikłań.
W przedostatnim tygodniu stycznia na Dolnym Śląsku zanotowano ponad sześć i pół tysiąca przypadków grypy. To prawie trzy razy więcej
niż tydzień wcześniej. – To sporo, ale nie można jeszcze mówić o stanie alarmowym – uspokaja Magdalena Mieszkowska, rzeczniczka Wojewódzkiej Stacji Sanitarno-Epidemiologicznej we
Wrocławiu. – To zjawisko zupełnie normalne, które
obserwujemy co rok. Każdej zimy po mroźnym okresie
w momencie, kiedy zaczyna się ocieplać, wirus grypy
zaczyna atakować z większą siłą. Trwa to zwykle dwa,
trzy tygodnie i wszystko wraca do normy.
Trzeba pamiętać też, że tak naprawdę dane
przychodzące do Sanepidu z dolnośląskich
przychodni nie dają pełnego obrazu zachorowań. – Aby stuprocentowo stwierdzić, że mamy
do czynienia z wirusem grypy, powinniśmy wykonać
badania laboratoryjne. Większość z próbek z podejrzeniem grypy przesłanych do badań okazuje się
nie grypą, lecz wirusem zakażenia górnych dróg
oddechowych – mówi Magdalena Mieszkowska.
i Rozwoju oraz Wroclawskie Centrum Seniora.
Do tej pory były to osobne ośrodki. Centrum
Informacji i Rozwoju Społecznego zamierza
obie te grupy społeczne otoczyć swoją opieką i
wsparciem, twierdzi jego dyrektorka.
mf
Rada Miasta Wrocławia, uchwałą z dnia
16 października 2008 r. powołała Centrum Informacji i Rozwoju Społecznego.
W skład jednostki, która rozpoczęła działalność z dniem 1 stycznia 2009 r., wchodzi
Zespół Komunikacji Społecznej Wydziału
Zdrowia Urzędu Miejskiego Wrocławia,
Wrocławskie Centrum Seniora oraz Młodzieżowe Centrum Informacji i Rozwoju.
Centrum Informacji Społecznej i Rozwoju
mieści się przy pl. Dominikańskim 6.
Wirus grypy przenosi się drogą kropelkową
– osoba chora, kichając lub kaszląc, przenosi
wirusa (przy pomocy śliny lub wydzieliny
z nosa) na osobę znajdującą się w pobliżu.
Można się też zarazić, dotykając przedmiotów
używanych uprzednio przez chorego (zakażone wydzieliną chorego uchwyty w środkach
komunikacji miejskiej, klamki itp.).
Jak rozpoznać grypę?
Do najczęstszych objawów należą: wysoka
gorączka (38–40° C), bóle głowy i mięśni, suchy
kaszel, osłabienie, może pojawić się katar, ból
gardła. Choroba trwa zwykle około tygodnia.
Sama grypa – odpowiednio leczona – dla
większości osób nie jest niebezpieczna, jednak
jej powikłania mogą być groźne zarówno dla
zdrowia, jak i życia pacjenta. Wśród powikłań
wymienia się zapalenia: płuc, mięśnia sercowego i osierdzia, ucha środkowego, nerek, może
pojawić się nasilenie zaburzeń rytmu serca,
powikłania neurologiczne i psychiczne. Na
wystąpienia powikłań szczególnie narażeni są
ludzie starsi – powyżej sześćdziesiątego piątego
roku życia, osoby z obniżoną odpor-nością,
mające wadę serca, niewydolność układu
krążenia, chorujące na astmę, cukrzycę lub
choroby nerek.
powinien w tym czasie leżeć w łóżku, odpoczywać i w ten sposób pomóc organizmowi
w walce z chorobą.
Zapobieganie
Najważniejsze jest codzienne dbanie o swój
organizm, by w czasie sezonu grypowego sam
mógł poradzić sobie z infekcją. Lekarze zalecają dużo ruchu – także na świeżym powietrzu,
przypominają o prawidłowym odżywianiu
(warzywa i owoce zawierające potrzebne witaminy), piciu w tym okresie zwiększonej ilości płynów, wysypianiu się. Osoby szczególnie
narażone na wystąpienia powikłań, a także
te mające z racji zawodu kontakt z dużą liczbą
ludzi (personel służby zdrowia, pracownicy
szkół, handlowcy) powinny pomyśleć
o szczepionce przeciw grypie. W tej chwili
ocenia się, że jej skuteczność wynosi ok.
70–80 proc.
Anna Kowalów
Pierwsze wzmianki o grypie pochodzą
z 412 roku p.n.e., ale wirus grypy po raz
pierwszy został wyizolowany dopiero
w 1933 roku. W 1918 r. miała miejsce
światowa epidemia grypy zwanej hiszpanką, w wyniku której zmarło od 25 do
40 milionów ludzi. Milion osób zmarło
Leczenie
wskutek grypy azjatyckiej w 1957 r.
Zwykle nie stosuje się antybiotyków, lecz leki
przeciwgorączkowe i przeciwzapalne, a także
witaminę C, rutynę, preparaty wapnia. Chory
a 700 tysięcy podczas epidemii grypy
„Hong-Kong” w 1968 r.
U hu ha...
…nasza zima zła. Wbrew prognozom o globalnym ociepleniu przyszła i narobiła niemało
zamieszania. Wystarczyło, że słupek rtęci spadł poniżej bezpiecznych minus pięciu stopni, a już mróz i ślizgawica sparaliżowały miasto. Z takich warunków cieszą się tylko dzieci.
Piesi są zniechęceni, kierowcy złorzeczą, drogowcy wyrabiają trzysta procent normy, a seniorzy… stają się zakładnikami własnego wieku.
Puchowy śniegu tren – jak śpiewała Ewa Demarczyk, stanowi dla nich wielkie niebezpieczeństwo. Zwykły upadek może okazać się tragiczny w skutkach i unieruchomić starszą
osobę na wiele tygodni w łóżku. Dlatego starsi wrocławianie w taką pogodę nie wychodzą
z domu, bo najzwyczajniej w świecie się boją. Dla tych, którzy nie mają nikogo
bliskiego, samotność oznacza, że nie będą mogli pójść po codzienne zakupy ani do apteki
po lekarstwa.
Nasze miasto pomału staje się aglomeracją emerytów, wokół nas mieszka wiele takich
osób. Może wracjąc z pracy, warto zastukać do sąsiadki i zapytać czy nie potrzebuje czegoś
ze sklepu? Pół chleba czy mleko w woreczku nie obciąży tak bardzo naszej siatki na zakupy.
Przecież zima nie zamrozi naszego serca tak jak ulicznej kałuży, chyba że jest tak samo
Monika Filipowska
płytkie.
LUDZKA SPRAWA NIEZWYKŁY MAGAZYN DLA ZWYKŁYCH LUDZI
13
Warto wiedzieć
Miejski Oœrodek Pomocy Spo³ecznej
ul. Strzegomska 6, 53-611 Wroc³aw
tel. (071) 782 23 18, fax (071) 782 23 27
Zasiłek macierzyński
Jest bezpośrednio związany z urlopem macierzyńskim, a wypłaca się go z tytułu ubezpieczenia chorobowego. Przysługuje kobiecie, która
w okresie podlegania ubezpieczeniu chorobowemu lub w trakcie urlopu wychowawczego
urodziła dziecko i jest zatrudniona na umowę
o pracę lub zlecenie. Wysokość zasiłku oblicza
się w taki sam sposób jak zasiłek chorobowy:
czyli podstawę stanowi przeciętne miesięczne
wynagrodzenie wypłacone pracownikowi za
dwanaście miesięcy kalendarzowych poprzedzających miesiąc urodzenia dziecka. Zasiłek
macierzyński przysługuje w wysokości stu procent podstawy wymiaru.
Zasiłek macierzyński jest wypłacany przez
okres ustalony przepisami Kodeksu pracy jako
okres urlopu macierzyńskiego lub okres urlopu na warunkach urlopu macierzyńskiego.
Okres ten z tytułu urodzenia dziecka wynosi
od 1 stycznia 2009 r.:
– 20 tygodni (140 dni) – w przypadku
urodzenia jednego dziecka przy jednym
porodzie,
– 31 tygodni (217 dni) – w przypadku
urodzenia dwojga dzieci przy jednym
porodzie,
– 33 tygodnie (231 dni) – w przypadku
urodzenia trojga dzieci przy jednym
porodzie, – 35 tygodni (245 dni) – w przypadku
urodzenia czworga dzieci przy jednym
porodzie,
– 37 tygodni (259 dni) – w przypadku
urodzenia pięciorga i więcej dzieci przy
jednym porodzie.
W przypadku urodzenia dziecka po ustaniu
zatrudnienia lub w czasie urlopu wychowawczego, zasiłek macierzyński przysługuje przez
okres skrócony o dwa tygodnie, czyli przez
okres 18, 29, 31, 33 lub 35 tygodni liczonych
od dnia porodu. Zasiłek macierzyński w czasie
urlopu wychowawczego przysługuje przez
okres skrócony o 2 tygodnie tylko wówczas,
gdy pełny wymiar urlopu macierzyńskiego
przypada w całości w czasie udzielonego urlopu
wychowawczego. Jeżeli pełny wymiar urlopu
macierzyńskiego wykracza poza udzielony
14
przysługuje jej do dnia porodu zasiłek w wysokości zasiłku macierzyńskiego.
Zasiłek macierzyński przysługuje także
pracownicy zatrudnionej na podstawie umowy
o pracę na czas określony, na czas wykonania
określonej pracy albo na okres próbny
przekraczający jeden miesiąc, z którą umowa
o pracę została przedłużona do dnia porodu.
Źródło: serwis ZUS
pracownicy urlop wychowawczy, pracownicy
przysługuje zasiłek macierzyński w pełnym
wymiarze.
W przypadku urodzenia martwego dziecka
lub jego śmierci przed upływem ośmiu tygodni
życia, ubezpieczona ma prawo do zasiłku
macierzyńskiego przez okres ośmiu tygodni (56
dni) po porodzie, nie krócej niż przez okres
siedmiu dni od dnia zgonu dziecka. W razie
śmierci dziecka po upływie ośmiu tygodni
życia, ubezpieczona zachowuje prawo do
zasiłku macierzyńskiego przez okres siedem dni
od dnia zgonu dziecka.
W przypadku śmierci matki lub porzucenia przez nią dziecka, prawo do zasiłku
nabywa ojciec lub inny członek rodziny,
jeżeli w celu sprawowania opieki nad
dzieckiem przerwie zatrudnienie lub
działalność zarobkową.
O tym, jakie dokumenty i gdzie należy
złożyć, żeby otrzymać zasiłek macierzyński – w naszym informatorze wewnątrz numeru.
R
Zasiłek macierzyński należy się również, gdy
kobieta przyjęła na wychowanie dziecko
w wieku do 1. roku i wystąpiła o jego przysposobienie lub wychowanie w ramach rodziny
zastępczej.
Od 1 stycznia 2009 r. okres wypłaty zasiłku
macierzyńskiego z tytułu przyjęcia dziecka na
wychowanie jest uzależniony od liczby dzieci
przyjętych na wychowanie i wynosi:
– 20 tygodni (140 dni) – w przypadku przyjęcia jednego dziecka na wychowanie,
– 31 tygodni (217 dni) – w przypadku jednoczesnego przyjęcia dwojga dzieci na
wychowanie,
– 33 tygodnie (231 dni) – w przypadku
jednoczesnego przyjęcia trojga dzieci na
wychowanie,
– 35 tygodni (245 dni) – w przypadku jednoczesnego przyjęcia czworga dzieci na wychowanie,
– 37 tygodni (259 dni) – w przypadku jednoczesnego przyjęcia pięciorga i więcej dzieci
na wychowanie.
Zasiłek macierzyński przysługuje matce, która
urodziła dziecko po ustaniu zatrudnienia, jeżeli
utrata pracy nastąpiła w okresie ciąży wskutek
ogłoszenia upadłości lub likwidacji pracodawcy
albo z naruszeniem przepisów prawa (co musi
zostać stwierdzone prawomocnym orzeczeniem sądu). W przypadku, gdy zatrudnienie
ustało w okresie ciąży z powodu ogłoszenia
upadłości lub likwidacji pracodawcy, a pracownicy nie zapewniono innego zatrudnienia,
LUDZKA SPRAWA NIEZWYKŁY MAGAZYN DLA ZWYKŁYCH LUDZI
E
K
L
A
M
A
PRAKTYKA GRUPOWA LEKARZY RODZINNYCH
„MED.-OPOR”
ul. Śniegockiego 15, 52-414 Wrocław
czynna od poniedziałku do piątku
w godz. 7.30–18.30
tel. (071) 363 54 19, tel./fax 364 59 06
Umowa z NFZ w zakresie podstawowej opieki
zdrowotnej
SPACER PO WROCŁAWIU
RYNEK
część pierwsza
Tłumy wrocławian i przyjezdnych witały Nowy
Rok na wrocławskim Rynku. Występy gwiazd,
gigantyczna scenografia i kilkuminu-towy
pokaz ogni sztucznych uczyniły z sylwestrowego koncertu imponujące widowisko.
Transmisja telewizyjna w Dwójce cieszyła się
podobno najwyższą oglądalnością. Mimo
sięgającej prawie ćwierć miliona publiczności
nie wydarzyły się na szczęście żadne większe
incydenty. W przeciwieństwie do demolki, jaka
nastąpiła w stolicy, uniknęliśmy burd czy
dewastacji. Podobno dzięki licznym służbom
porządkowym, ale i przecież dzięki samym
wrocławianom. Ważne też jest, że podczas
imprezy nie ucierpiał sam Rynek wraz z położonymi tu bezcennymi zabytkami. Temu miejscu poświęcimy kilka najbliższych odcinków
spaceru po Wrocławiu.
Na razie cofniemy się do wczesnego średniowiecza. W XI i XII wyspy odrzańskie
okazały się za ciasne, aby pomieścić mieszkańców rozrastającego się grodu. Nastąpił rozwój
osadnictwa na lewym brzegu Odry. Wytyczono pierwszy ryneczek w okolicach dzisiejszego placu Nowy Targ. W miejscu zajmowanym obecnie przez Uniwersytet pojawił się zamek książęcy, a tam, gdzie dziś jest Instytut
Filologii Polskiej (pl. Nankiera) rozrosło się
opactwo franciszkanów. Nieco wcześniej sprowadzeni z Krakowa dominikanie wybudowali
w znanym
nam doskonale miejscu kościół i
klasztor.
Niestety, w 1241 roku przyszedł kataklizm.
Cały lewobrzeżny Wrocław padł ofiarą mongolskich najeźdźców. Ta część miasta została
spalona, a ocaleli jedynie ci mieszkańcy, którym udało się schronić na Ostrowie Tumskim.
Należało wybudować miasto od nowa. Postanowiono zrobić to nowocześnie i zgodnie
z najlepszymi wzorcami średniowiecznej Europy.
Wszystko wskazuje na to, że Wrocław otrzymał akt lokacyjny na prawie magdeburskim,
po którym przystąpiono do wytyczenia nowego
Rynku. Na marginesie – nie jest wykluczone,
że już wcześniej istniał tu jakiś plac targowy.
Jednak dopiero w 1242 powstał znany nam
do dziś prostokątny plac o wymiarach 207 na
172 metry – jeden z największych w ówczesnej
Europie. Od Rynku odchodziły prostopadle
ulice, po dwie z każdego narożnika, oraz po
jednej ze środka trzech pierzei: ulica Więzienna z północnej pierzei, przejście św. Doroty
z południowej pierzei Rynku oraz ulica Kurzy
Targ łącząca wschodnią ścianę z wejściem do
pierwszej fary – kościoła Marii Magdaleny.
Ponieważ Wrocław był ważnym punktem
na szlakach handlowych ówczesnej Europy
Na górze:
Ratusz – fasada zachodnia
Obok:
Ratusz – fasada wschodnia
Fot. Marta Rudnicka
pierwszy budynek, jaki stanął na Rynku
w pierwszej połowie XIII wieku, był Domem
Kupców. Inna funkcjonująca dłużej nazwa mówi o Sukiennicach, jako że chodzi o zespół
budynków mieszczących przede wszystkim komory do krojenia i sprzedaży sukna. Do dziś
nazwa przetrwała dzięki ulicy Sukiennice,
przecinającej blok zabudowy śródrynkowej
(tzw. tret) w kierunku wschód – zachód. Podstawę rozwoju gospodarczego Wrocławia stanowiły przywileje nadane miastu przez piastowskich książąt w drugiej połowie XIII wieku.
Ważniejsze z nich to prawo mili, zabezpieczające monopol tutejszego mieszczaństwa na
działalność handlową i rzemieślniczą, prawo
zakładania cechów oraz prawo składu, zobowiązujące przejeżdżających tędy kupców do wystawienia na sprzedaż swoich towarów przez
określony czas. Swoboda handlu i rzemiosła
została wprowadzona dopiero na początku XIX
wieku – miasto należało wówczas do Prus. Na
skutek rosnącej konkurencji Dom Kupców
stracił rację bytu i wkrótce został rozebrany.
Wzdłuż osi zburzonych Sukiennic zbudowano
ulicę o tej samej nazwie, a po jej obu stronach
czternaście trójkondygnacyjnych kamienic.
W średniowieczu osoba, której książę powierzał lokowanie miasta – czyli wytyczenie
siatki ulic i placów, sprowadzenie fachowców
oraz zorganizowanie handlu – nazywała się zasadźcą lub lokatorem. W zamian za dobrze
wykonaną pracę otrzymywał on zwykle dziedziczny tytuł wójta. Jednak wzrost znaczenia
bogacącego się mieszczaństwa przyczynił się
do rozwoju pierwszych form samorządu miejskiego. Już w 1329 roku Wrocław zdecydował
się wykupić całość praw przysługujących potomkom dziedzicznego wójta. Należało zadbać
o nową reprezentacyjną siedzibę dla rady
miasta. Teraz już wiadomo, że w następnej
części opowiemy o Ratuszu.
Marta Rudnicka