GRAHAM N. WEBB – OD FRYZJERA D
Transkrypt
GRAHAM N. WEBB – OD FRYZJERA D
62 WIELKIE RODY HISTORIA 28 listopada – 4 grudnia 2014 r. GRAHAM N. WEBB – OD Krzysztof Osiejuk O historii Grahama Webba można przeczytać w jego książce, zatytułowanej „Out of the Bottle” – książce do bólu szczerej i uczciwej, stanowiącej najbardziej nieprawdopodobną relację z życia człowieka, który, jak wszystko na to wskazywało, skazany był na to, by zostać jeszcze jednym nic nieznaczącym obywatelem, a skończył jako milioner, który za zasługi dla Wielkiej Brytanii został odznaczony przez królową słynnym Orderem Imperium Przedstawiając Czytelnikom tę historię, czuję się dość niekomfortowo z dwóch przyczyn. Pierwsza to taka, że dotychczasowe artykuły, zgodnie zresztą z założoną przez redakcję koncepcją, realizowały temat „Wielkie rody”, skupiając się na historiach życia i kariery ludzi, o których dziś mówi się, że są w posiadaniu połowy całego zgromadzonego na Ziemi majątku, a więc multimiliarderów. Rzecz w tym, że człowiek, o którym chciałbym opowiedzieć, owszem, należy do osób niebywale zamożnych, ale nawet jeśli jest miliarderem, tego akurat nie wiemy, bo ze swoim bogactwem się nie obnosi. Ujawnia jedynie tyle, ile uzna, że ujawnić wypada. Drugi powód owej niezręcznej sytuacji, w jakiej się znajduję jest taki, że miałem okazję owego niezwykłego człowieka poznać osobiście. Mogłem spędzić godzinkę w jego angielskiej posiadłości i zjeść z nim skromny – wbrew temu, co o bogatych ludziach mówią różni – lunch. Zdecydowałem się jednak zaryzykować i tekst opublikować, bo nie jest całkiem wykluczone, że Graham N. Webb – bo o nim mowa – posiada spory majątek. Proszę zwrócić uwagę choćby na bardzo ciekawy fakt, że wielu naprawdę poważnych specjalistów z branży jest przekonanych, że najbogatszym człowiekiem na świecie jest Ingvar Kamprad, założyciel sieci sklepów IKEA, który ani nie jest w jakimkolwiek kontekście wymieniany wśród owych właścicieli świata, ani sam pytany o swoją fortunę, w żaden sposób się nie przechwala. Ciekawskich zbywa wciąż tą samą uwagą, że on przecież nie ma nic, bo właścicielem jest nie on, ale fundacja. Gnuśny, głupi i leniwy Muszę jednak zrobić pewne bardzo istotne zastrzeżenie. Otóż każdego, kto czytając kolejne przypadki z życia Grahama Webba, przeżywając szok ze względu na drastyczność pewnych opisów, pomyśli sobie, że są to fakty mało prawdopodobne, chciałbym zapewnić, że wszystko, o czym zamierzam opowiedzieć, WIELKIE RODY 63 28 listopada – 4 grudnia 2014 r. HISTORIA FRYZJERA DO MILIONERA słyszałem osobiście z ust samego Webba. Wiele z tych historii można przeczytać w jego książce, zatytułowanej „Out of the Bottle” – książce do bólu szczerej i uczciwej, stanowiącej najbardziej nieprawdopodobną relację z życia człowieka, który, jak wszystko na to wskazywało, skazany był na to, by zostać jeszcze jednym nic nieznaczącym obywatelem, a skończył jako milioner, który za zasługi dla Wielkiej Brytanii został odznaczony przez królową słynnym Orderem Imperium. Wprowadzenie do książki Webba jest czymś na kształt motta. Otóż zanim zanurzymy się w tych niezwykłych opowieściach, znajdujemy dwa porażające cytaty. Oba pochodzą z doku- Graham Webb i Franki Valli mentów wydanych przez jedną i tę samą instytucję, mianowicie szkołę, do której Webb uczęszczał jako dziecko, i z której został wyrzucony za lenistwo i głupotę. Oto pierwszy z nich, wystawiony w roku 1961, stwierdzający: „Nie wykazuje najmniejszego zaangażowania. Jest gnuśny, głupi, przeraźliwie leniwy, w dodatku najwyraźniej bardzo zadowolony z tego co sobą reprezentuje i zdecydowany w tym stanie pozostać”. Druga, wydana przy okazji wręczania mu dyplomu honorowego w roku 2000, przez tę samą szkolę, głosi: Sir George Martin z Grahamem Webbem 64 WIELKIE RODY HISTORIA 28 listopada – 4 grudnia 2014 r. Mijały lata, a Webb zgodnie z zasadą, którą swego czasu tak pięknie sformułował: „Jeśli planujesz podpalić świat, musisz mieć pewność, że masz w sobie wystarczająco dużo ognia”, rozwijał swój biznes „Grahamowi N. Webbowi, za wybitne osiągnięcia życiowe, w uznaniu dla jego służby na rzecz brytyjskiego rynku, handlu i edukacji”. To oczywiście już samo w sobie wystarczy, by zadumać się nad niejednym losem i niejedną karierą, czy to spełnioną czy złamaną. A oto losy jednego z tych, którzy w mniejszym lub większym stopniu rządzą tym światem. Pomocnik fryzjera Graham N. Webb urodził się w 1947 r. w Londynie, w zwykłej średnio zamożnej rodzinie, z niezdiagnozowanym rozszczepem kręgosłupa, który sprawiał, że przez większość życia cierpiał na nietrzymanie moczu. Czy to nieszczęście wpłynęło na jego życie nie wiemy, ale możemy się domyślać, że musiało mieć znaczący wpływ. Tym co wiemy na pewno jest fakt, że w życiu pozaszkolnym Webb był dzieckiem i zaradnym, i pracowitym, i przede wszystkim grzecznym – od wczesnych lat potrafił zarabiać na swoje potrzeby, imając się WIELKIE RODY 65 28 listopada – 4 grudnia 2014 r. HISTORIA Kiedy kosmetyki GW opanowały Wielką Brytanię, Webb postanowił podbić Stany Zjednoczone i założył potężną organizację pod nazwą Graham Webb International. przeróżnych, odpowiednich dla londyńskiego dziecka zajęć. W wieku 15 lat, a więc najniższym, kiedy brytyjskie dziecko przestaje już być objęte obowiązkiem edukacyjnym, został wyrzucony ze szkoły z opinią nie do pozazdroszczenia. Po pierwsze przede wszystkim nie wypadało, a po drugie jemu samemu zależało na tym, by nie pozostawać na utrzymaniu rodziców Webb zaczął składać kolejne podania. Jak dziś wspomina, w sumie owych aplikacji było 62 – wszystkie zostały odrzucone bez dyskusji. Wreszcie jego mama znalazła w prasie odpowiednie ogłoszenie i uznała, że najlepiej dla niego będzie objąć pracę pomocnika w jednym z londyńskich zakładów fryzjerskich. Graham niechętnie udał się do wspomnianego zakładu i rozpoczął pracę. Jak sam opisuje, pracował chętnie i dużo, do tego stopnia dużo i chętnie, że nawet wtedy, gdy salon był zamknięty, a więc w nocy i w niedziele, przyjmował klientów w „salonie” urządzonym prowizorycznie w mieszkaniu rodziców. Chętnych było zawsze wielu, bo raz, że było to jedyne miejsce w Londynie, gdzie można było zrobić sobie odpowiednią fryzurę w nocy z soboty na niedzielę, dwa, że Webb – i to stanowi informację podstawową – osobiście opracował specjalną rock’n’rollową fryzurę, która już w krótce stała się prawdziwym hitem wśród ówczesnych modsów. Marka warta miliony Mijały lata, a Webb zgodnie z zasadą, którą swego czasu tak pięknie sformułował: „Jeśli planujesz podpalić świat, musisz mieć pewność, że masz w sobie wystarczająco dużo ognia”, rozwijał swój biznes. Najpierw otworzył salon w Greenwich, potem zaczął otwierać kolejne, tworząc w całej Wielkiej Brytanii sieć ze swoim imieniem i nazwiskiem w nazwie. Po pewnym czasie zakłady fryzjerskie Webba stały się ogólnokrajowym przebojem. Jeśli jednak ktoś sądzi, że marzeniem Webba było zostać wybitnym fryzjerem, jest w poważnym błędzie. Nie wiadomo tak naprawdę oczywiście, kiedy mu ta myśl po raz pierwszy przyszła do głowy, ale faktem jest, że od pewnego czasu wiedział dobrze, że owe salony mają być zaledwie wstępem do tego, by jego nazwisko stało sią kosmetyczna marką oraz częścią wielomiliardowego przemysłu kosmetycznego w całej Wielkiej Brytanii. No i wreszcie stało się tak, że obok owych salonów fryzjerskich pojawiły się kosmetyki sygnowane jego imieniem, lub po prostu inicjałami GW. I owa marka, podobnie jak wcześniej owe salony, stały się częścią brytyjskiego krajobrazu. Skazany na zapomnienie? Kiedy kosmetyki GW opanowały Wielką Brytanię, Webb postanowił podbić Stany Zjednoczone i założył potężną organizację pod nazwą Graham Webb International. Jego biznes ekspandował na skalę międzynarodową. Wtedy stało się to, co musiało się stać, i co, jak wiemy z własnych obserwacji, przydarzyło się wielu lokalnym biznesom, takim jak choćby słynnym brytyjskim czekoladom Cadbury, które najpierw przez dziesiątki lat, jako produkt wręcz kultowy, służyły dzieciom i dorosłym nie tylko w Wielkiej Brytanii, a w pewnym momencie, na skutek zwykłej gry interesów w światowym biznesie, zostały wykupione przez światowego giganta w branży – Kraft Foods, a nazwa Cadbury została stopniowo wycofana. Niewykluczone więc, że już za kilka lat o tym, że coś takiego istniało, będą wiedzieli tylko najstarsi Brytyjczycy. Podobny los spotkał Graham Webb International. Pewnego dnia w 2001 r. ofertę wykupienia marki przedstawiła słynna w branży kosmetycznej, wówczas okupująca w Stanach Zjednoczonych czwarte miejsce, Wella. Już dwa lata później, w 2003 r., została ona wchłonięta przez innego giganta Procter and Gamble, i po skromnych buteleczkach z inicjałami GW słuch zaginął. Nie wiemy ile Webbowi za jego markę zapłaciła Wella. On sam jest bardzo niechętny, by eksponować siebie, swój biznes, swoje życie i swój wizerunek publicznie. W książce, w której tak naprawdę jedyny raz w życiu postanowił opowiedzieć o sobie, zdawkowo wspomina o parunastu zerach… O Webbie nie wspomina „Forbes”, nie ma na jego temat notki w Wikipedii, a kiedy wpiszemy jego nazwisko w wyszukiwarce Google, otrzymujemy wyłącznie szereg informacji na temat czegoś, co się nazywa Graham Webb Academy Milioner za zasługi dla Wielkiej Brytanii został odznaczony przez królową słynnym Orderem Imperium i robi wrażenie czegoś naprawdę dużego. Jednak ani jego osobiście, ani nawet wyjaśnienia skąd bierze się ta nazwa nie ma. Poza technicznymi informacjami na temat działalności Akademii, nie ma już nic. Sławne dzieci niesławnych rodziców Miałem okazję poznać Webba i spędzić z nim chwilę w domu na wsi pod Londynem, gdzie mieszka wraz ze swoją (pierwszą i jedyną) żoną. Nie jest to pałac, nie jest to też nawet znana nam ze zdjęć przedstawianych w kolorowej prasie posiadłość, do której dostępu chronią wysokie ogrodzenia i uzbrojeni ochroniarze. Nie jest to miejsce, które można obejrzeć wyłącznie z helikoptera. Jest to z pozoru zwykły wiejski domek, którego historię możemy poznać jedynie od samego Webba. Może dopiero wtedy zrozumiemy, o ile zwiększa ona jego i tak już znaczną fortunę. Kiedy się już tam znajdziemy, może nawet uda się nam spotkać samego Webba, kiedy wsiada do swojego sportowego Morgana… Tekst, który mamy przed sobą ukazuje się w serii „Wielkie rody”, a tymczasem poznajemy w nim losy zaledwie jednego cichego bohatera. Kiedy jednak spojrzymy choćby na dedykację do wspomnianej książki, przeczytamy: „Dla Mandy, Rodericka, Charlotte, Hattie i Bradleya. Dla moich zmarłych rodziców Kath i Norma oraz dla wujka Lesa. I dla lekarzy, którzy zmienili moje życie”. Rodzice Webba nie byli wybitnymi osobami. Jego matka sama została wyrzucona ze szkoły, a w pewnym momencie wręcz uchodziła za półanalfabetkę, która jedyne na czym się znała, to drobny handel. Ojciec przez całe życie albo pływał na statkach, albo był skromnym urzędnikiem. Jak mówi o sobie sam Webb: „byłem beznadziejnym uczniem, synem rodziców, którzy nie mieli żadnych podstaw, by mieć do niego o to, że nie lubi się uczyć, jakiekolwiek pretensje”. A mimo to, za swoje zasługi dla Królestwa które tak naprawdę wcale nie były jakoś szczególnie fascynujące, podobnie jak zresztą po wielu latach jego syn, stary Webb został odznaczony Orderem Imperium. Dziś dzieci Grahama Webba są znanymi na całym świecie gwiazdami. Obie córki Webba, Hattie i Charlie, są wybitnymi piosenkarkami i od wielu lat – jako Webb Sisters – śpiewają wraz z Leonardem Cohenem, natomiast jego syn, Brad, jest wybitnym perkusistą, który swego czasu grał dla nieżyjącej już Amy Winehouse, a od wielu już lat występuje jako stały członek zespołu, równie co Cohen popularnego i uznawanego na świecie piosenkarza, Jamiego Culluma. Ktoś mógłby powiedzieć – to tylko pop… Ale co innego nas otacza, jeśli nie pop? Nawet publikowana co roku przez „Forbesa” lista 100 najbogatszych ludzi na świecie, to nic innego niż tylko pop. Zwłaszcza, gdy weźmiemy pod uwagę fakt, że prawdziwej listy najbogatszych i tak nikt z nas nie zna, znać nie może i nie pozna.