Baśniowa podróż w nieznane Lachawiec Wiktoria
Transkrypt
Baśniowa podróż w nieznane Lachawiec Wiktoria
Autor: Wiki Baśniowa podróż w nieznane To, o czym chcę wam opowiedzieć, wydarzyło się latem, gdy wyruszyłam pociągiem do mojej cioci na wieś. Mama jak zwykle obudziła mnie rano, zrobiła śniadanie i wyszła do pracy. Ja ubrałam się i poszłam po walizkę. Perspektywa spędzenia dwóch miesięcy u cioci na wsi nie cieszyła mnie zbytnio. Kiedy spojrzałam na zegarek, była już dziewiąta. Nadszedł czas opuszczenia mojego przytulnego domku i wyruszenia w drogę. Włożyłam ulubione trampki i pośpiesznie wyszłam, aby nie spóźnić się na pociąg. Niecałe pół godziny później zajmowałam już miejsce w przedziale. Odjazd miał być za pięć minut. Chwilkę potem pociąg już jechał. Z początku wyjęłam książkę i zaczęłam czytać. Nie za bardzo mi to szło, więc ją schowałam i postanowiłam, że na razie będę podziwiała widoki za oknem. Strasznie mi się nudziło. Pragnęłam, aby pociąg już dojechał na końcową stację. Spojrzałam na telefon… minęło dopiero trzydzieści minut. Właśnie zasypiałam, gdy pociąg stanął na peronie. Kątem oka spostrzegłam, że do pociągu wsiadła tylko jedna osoba i, niestety, skierowała swe kroki do mojego przedziału. Ujrzałam chłopaka średniego wzrostu o kruczoczarnych włosach i dziwnym spojrzeniu. Jego oczy były zielone z pomarańczowymi plamkami. Jeszcze nigdy takich nie widziałam. Ubrany był w koszulkę jakiegoś zespołu –nie umiałam określić jakiego- oraz czarne rurki. - Czy mogę z tobą usiąść? – zapytał. Przez chwilę zabrakło mi języka w buzi i nie potrafiłam wydobyć z siebie ani słowa. Na szczęście szybko mi przeszło. -Jasne, siadaj – odpowiedziałam. -Jak masz na imię? -Amanda. A ty ? -Sebastian. Jadę do mojej babci na wieś. Masakra! Całe dwa miesiące na wsi. 1 -Ja też jadę na wieś, tyle że do cioci. - O, a dokąd jedziesz? - Hmmm… nazwa brzmi słodziutko: Miodowo. -Naprawdę ? Ja też tam jadę! -Przynajmniej jedną osobę już znam - rzuciłam. I tak na miłej pogawędce minęły nam kolejne cztery godziny drogi. Sebastian okazał się miłym towarzyszem podróży. Rozmawialiśmy o naszych pasjach, marzeniach i rodzinie. Dowiedziałam się, że podobnie jak ja ma 13 lat i wkrótce obchodzi urodziny. Chłopak bardzo mi się spodobał i naprawdę go polubiłam. W pewnej chwili pociąg gwałtownie wyhamował. Nikt nie wiedział, o co chodzi, dlaczego zatrzymuje się w szczerym polu. Maszynista, który przechodził obok, poinformował nas, że pociąg dalej nie pojedzie i musimy się przesiąść do drugiego. Czułam obawę, ale także radość i podekscytowanie, jakbym przewidywała jakąś niespodziankę. Poinformowałam ciocię przez telefon, że mój pociąg miał usterkę i przyjadę z opóźnieniem. Niestety, obiecany zastępczy pojazd długo się nie pojawiał. Po godzinie kierownik pechowego pociągu stwierdził, że pasażerowie mogą dowolnie zmienić trasę podróży, nie ponosząc dodatkowych opłat. Na samą myśl, że będę mogła pojechać, dokąd tylko zechcę, poczułam, że moje serce szaleje z radości. Sebastian także chciał pozwiedzać różne miasta. Postanowiliśmy, że razem pojedziemy pierwszym lepszym pociągiem i to los zdecyduje, gdzie mamy jechać. Po około dwudziestu minutach przyjechał pierwszy pociąg. Jechał do miasta „Bajkowo”. Oboje się zdziwiliśmy, bo nigdy nie słyszeliśmy takiej nazwy, ale wsiedliśmy do pociągu i ruszyliśmy w naszą magiczną podróż. Kiedy weszłam do środka, trochę się przelękłam, bo przez szyby kompletnie nic nie było widać. Zajęliśmy miejsca i od razu poczuliśmy się senni. Obudził nas konduktor, który poinformował, że właśnie dotarliśmy do kresu naszej podróży. 2 -A więc tak wygląda miejsce, w którym rozpoczyna się nasza przygoda! – zawołałam, zeskakując na niski peron. Wszystko wokół wydało mi się nierealne. Domu były tu fioletowo różowe, w ogóle wszystko było tu różowe albo fioletowe. Nigdy nie widziałam równie różowego miasta. Kiedy weszliśmy do sklepu, zauważyłam w nim psa, z którym jakaś pani rozmawiała. Wydało mi się to bardzo dziwne i niemożliwe a jednak ona z nim normalnie rozmawiała. Na początku pomyłam, że to zwyczajny sen, ale gdy uszczypnęłam się w ramię, zorientowałam się, że jednak jest to rzeczywistość. Sebastian także zauważył, że w tym mieście zwierzęta mówią. Długo spacerowaliśmy, podziwiając niesamowite budowle, parki i ogrody. Nie wiedząc, gdzie jest najbliższy hotel, zapytałam się starszej pani gdzie moglibyśmy się zatrzymać. Zaproponowała nam gościnę. Stwierdziła, że ona ma duże mieszkanie i może nas przenocować. W dodatku nie chciała od nas żadnych pieniędzy. Kiedy nalegaliśmy, że zapłacimy, zaproponowała układ, że ona nas przenocuje, a my jej pomożemy w obowiązkach domowych. Zgodziliśmy się i ruszyliśmy wraz z Sebastianem za staruszką, pomagając nieść zakupy. W końcu dotarliśmy do jej domu, weszliśmy i nim się obejrzeliśmy, było już ciemno, pomimo wczesnej pory. Zdziwiłam się i zapytałam staruszki, dlaczego jest tak ciemno. - Teraz znajdujecie się w Krainie Magii. Dzieją się tu różne rzeczy. To, że słońce zachodzi tak wcześnie, to nic nadzwyczajnego. Tutaj zwierzęta mówią, wszystko jest słodkie i różowe. Tutaj istnieje, co tylko sobie wymarzycie. To miasteczko jest akurat jednym z najmniejszych. Jeżeli tylko zechcecie, pokażę wam resztę tej wspaniałej krainy. - Oczywiście, że chcemy!- odpowiedzieliśmy równocześnie. Wieczór minął bardzo szybko, starsza pani dała nam kolację, a potem pokazała mapę krainy i do późnej nocy opowiadała o tej jakże niesamowitej 3 okolicy. Tutaj wszystko było zupełnie inne niż w naszej szarej rzeczywistości. Nawet w najgłębszych snach nigdy nie marzyłam, że będzie mi dane odwiedzić takie piękne i magiczne miejsca. Pomimo zmęczenia nadal wsłuchiwałam się w melodyjny głos staruszki Izabeli i byłam coraz bardziej zafascynowana jej opowieściami. -Wstawaj, moje dziecko!- usłyszałam czyjeś wołanie. -Gdzie ja jestem? - Nie pamiętasz? Wczoraj przyjechaliście do Krainy Magii. -A no tak, racja. Musiałam wczoraj zasnąć przy pani opowieściach. Bardzo panią za to przepraszam, ale byłam potwornie zmęczona. -Nic się nie przejmuj. Jeżeli tylko zechcesz, dzisiaj pokażę wam nasze miasteczko. -Bardzo chętnie, uwielbiam wycieczki… tylko najpierw może coś zjem i się przebiorę. -Oczywiście, na dole czeka na was śniadanie. Jak się przebierzesz, zejdź na dół, my poczekamy na ciebie. Sebastian już wstał i robił ze mną zakupy. - Okej, za moment będę. Kiedy zeszłam na dół, ujrzałam ogromny stół zastawiony przeróżnymi potrawami. Ja wybrałam pączka i kawę z mlekiem. Po tym bajecznym śniadaniu wraz z panią Izabelą poszliśmy zwiedzać cudowne miasto. Byliśmy w galeriach, widzieliśmy pokaz sztuczek psów, oglądaliśmy domki mieszkańców, potem poszliśmy nad morze, które zafascynowało mnie kolorem, oczywiście, różowym. I tak właśnie minął nam jakże fantastyczny i pełen wrażeń dzień. Gdy już wróciliśmy, zjedliśmy kolację i długo rozmawialiśmy. Dowiedzieliśmy się, że w tej krainie czas mija zupełnie inaczej: gdy tutaj spędziliśmy już półtora dnia, to u nas upłynęła niecała godzina. Postanowiliśmy, że jutro wyruszymy w dalszą podróż. 4 Rano już o ósmej jedliśmy śniadanie. Parę minut później byliśmy gotowi do wyjścia. Pożegnaliśmy się z panią Izabelą i wyszliśmy. Powiedziała nam, jak dojść na stację i dała trochę jedzenia na drogę. Kiedy doszliśmy do peronu, pociąg już na nas czekał. Wsiedliśmy i kupiliśmy bilety, tym razem do Piernikowa. Tak jak poprzednio, od razu po wejściu do przedziału, zasnęliśmy. Zdaje się, że ktoś bardzo dbał, aby ludzie nie poznali drogi do tych magicznych miast. Po chwili byliśmy na miejscu. Tutaj było zupełnie inaczej. Przewagę miały kolory niebieski i zielony. Na drzewach zamiast liści powiewała wata cukrowa, a ławki i domki były zbudowane z piernika i czekolady. Od razu przypomniała mi się z bajka z dzieciństwa: „Jaś i Małgosia”. Czułam się jak w niebie, gdy razem z Sebastianem pochłanialiśmy gofry z bitą śmietaną i dżemem wiśniowym. Miały nadzwyczajny smak, nigdzie takich nie jadłam. Cały dzień spędziliśmy na zwiedzaniu i świetnie się bawiliśmy w parku rozrywki. Były tam niebieskie zjeżdżalnie, które miały może sześć metrów wysokości. Trampoliny były fantastyczne, ale i tak nic nie przebiło skoku na bungee. Kolejną atrakcją były specjalne stoiska, w których mogliśmy sami ozdobić różne ciasteczka, pierniczki lub babeczki. Obok parku spostrzegliśmy nieduży hotel, w którym zamówiliśmy kolację i zostaliśmy na nocleg. Następnego dnia trafiliśmy do pociągu, który jechał tym razem do miasta o nazwie Cukierkowo. Nazwa ta należy do tzw. „ mówiących”, więc łatwo można się domyślić, że znakiem rozpoznawczym tego miasta są cukierki. W każdym sklepie były setki różnych smaków. Postanowiliśmy z Sebastianem się rozdzielić na chwilę i założyliśmy się, kto więcej smaków znajdzie. Po parunastu minutach spotkaliśmy się w jednym ze sklepów. Oczywiście policzyliśmy cukierki i ja miałam o jeden smak więcej. Bardzo się przy tym uśmialiśmy i poszliśmy dalej zwiedzać tę „smakowitą” krainę. Widzieliśmy wielkie cukiernie położone w samym centrum miasta, rozmawialiśmy z ludźmi 5 przebranymi za różne baśniowe postacie, takie jak misie czy księżniczki. Tak minął kolejny dzień naszej podróży. Spaliśmy także w hotelu, w którym dostaliśmy masę cukierków. Kiedy słońce wstało, obudziliśmy się i zjedliśmy śniadanie, następnie poszliśmy na peron i czekaliśmy na transport. Gdy w oddali zamajaczyła sylwetka pociągu, poczułam ulgę, że nie muszę już dłużej czekać. Nie zdziwiliśmy się wcale, gdy po wejściu do przedziału zasnęliśmy. Po opuszczeniu pojazdu, spostrzegliśmy, że kolejne miasto było zupełnie inne od pozostałych. Nieoczekiwanie natychmiast zmroziło nam krew w żyłach. Obudziło we mnie lęk. Zrezygnowaliśmy ze zwiedzania i od razu poszliśmy do hotelu. Tam przy wejściu ujrzeliśmy dziwną kobietę, która wyglądem przypominała jakąś złą wiedźmę. Aż mnie ciarki przeszły na jej widok. Kiedy podała nam klucz do pokoju, szybko się tam udaliśmy i dopiero za drzwiami głębiej odetchnęliśmy. Dopiero po chwili rozejrzeliśmy się wokół. I cóż ukazało się naszym oczom? Wszystko było w odcieniach czerni i szarości, wszędzie wisiały pajęczyny i całe wnętrze pokrywały pokłady kurzu. Chyba dawno nikt tu nie mieszkał. Instynkt mówił mi, żebym jak najszybciej stamtąd uciekła, ale nie miałam dokąd. Kiedy po około dwóch godzinach ściemniło się, usłyszeliśmy pukanie do drzwi. - Proszę wejść – powiedział Sebastian. Do pokoju weszła zgarbiona kobieta ubrana w czarno-czerwoną suknię sięgającą samej ziemi. Czarne, poskręcane włosy miała upięte w wysoki kok. - Dla własnego bezpieczeństwa radzę nie opuszczać pokoju, dopóki słońce nie wzejdzie - powiedziała zachrypniętym głosem, nie podnosząc głowy. - Dlaczego?- spytałam. - Na zewnątrz grasuje dzikie zwierzę. Przez okno nie wejdzie, ale może wedrzeć się do środka. Proszę zostać w pokojach. Kolacja zostanie przyniesiona do państwa za godzinę. Nie wpuszczajcie nikogo, chyba że ktoś powie hasło: 6 „czekolada”, wtedy będzie wiadomo, że to ktoś z obsługi. Dobranoc – powiedziała i wyszła. -Sebastian, coś mi tutaj nie gra. -Mnie też to zastanawia. Myślisz, że to nie dzikie zwierzę, ale coś nadprzyrodzonego? -W końcu to Kraina Magii. Jak powiedziała pani Izabela: „Tu wszystko jest inne”. A ten cały hotel mnie przeraża. Myślę, że istnieje tutaj coś, co na Ziemi nie ma prawa się wydarzyć. -Musieliśmy pomylić pociągi… - gdy powiedziałam te słowa, nagle coś za oknem zaczęło wyć jak wilk. Wówczas ujrzeliśmy cień wielkiego wilkołaka. Przestraszyłam się i szybko odskoczyłam od szyby. -Nie bój się. Ta kobieta mówiła, że przez okna nie może wejść - uspokajał mnie Sebastian. Po godzinie pełnej obaw, niepewności i strachu, ktoś zapukał do naszego pokoju i powiedział słowo: „czekolada”. Postanowiliśmy otworzyć. Na szczęście była to pokojówka, która przyniosła nam kolację. Dostaliśmy ciepłą herbatę, jakąś zupę i krokiety. Z wrażenia nie czuliśmy głodu, więc wypiliśmy tylko herbatę. Gdy dźwięki za oknem ucichły, postanowiliśmy odsunąć zasłonę i zobaczyć, co się tam dzieje. Ujrzeliśmy grupkę osób, które z początku wydawały się zwyczajnymi ludźmi, ale gdy jedna z nich odwróciła się w naszą stronę, ujrzałam młodą kobietę, która miała kły zamiast zębów. Uświadomiłam sobie, że jest to wampir, postać, którą znałam dotąd z literatury. Gdy krzyknęłam z przerażenia, wszystkie te postacie zaczęły biec w naszą stronę. Szybko zasłoniłam okno. Usłyszałam przejmujący jęk. Mimo lęku uchyliłam rąbek zasłony i ujrzałam skłębione płomienie. Wtedy do pokoju wbiegła pokojówka. Szybko kazała nam pozbierać swoje rzeczy i zabrała nas do innego pomieszczenia. Tam było już kilka osób z obsługi. - Są już wszyscy? 7 -Tak – padło potwierdzenie. - Słuchajcie mnie wszyscy, dziś jest pełnia, wilkołaki i wampiry okrążyły nasz hotel. Przeczekamy tu do wschodu słońca. - To wilkołaki i wampiry istnieją naprawdę?- spytałam. -Oczywiście, że tak, drogie dziecko. Jest to Kraina Magii, tutaj istnieje wszystko: wilkołaki, wampiry, wiedźmy i olbrzymy, które ludzie postanowili włożyć między baśnie. - A wy kim jesteście? - My jesteśmy czarownicami, tymi dobrymi. A w ogóle, co wam strzeliło do głowy, żeby tu przybywać? - Chyba pomyliliśmy pociągi… - No cóż, stało się, nie będziemy płakać nad rozlanym mlekiem. Słuchajcie, musimy jakoś dotrwać do rana, a kiedy wzejdzie słońce, ja odprowadzę was na pociąg do miasta, z którego przybyliście. Powiedzcie, skąd jesteście? -Jesteśmy z Krakowa, ale obydwoje mieliśmy jechać na wakacje do wsi Miodowo, ja do cioci, a Sebastian do babci. - Dobrze, że już niedługo wrócicie na tą wieś. Lecz musicie wiedzieć, że jeśli komuś powiecie o tym, co widzieliście tutaj, wiedźmy nie darują wam tego, będą was szukały i zniszczą w mgnieniu oka. - Nikomu nie powiemy, tylko pomóż nam wrócić. Po upływie czterech, może pięciu godzin słońce wzeszło. Dostaliśmy śniadanie, a potem kierowniczka hotelu odprowadziła nas na peron. Dopilnowała też, abyśmy wsiedli do właściwego pociągu. Pośpiesznie pożegnaliśmy się z miłą panią i zasnęliśmy. Jak zwykle w odpowiednim momencie obudził nas konduktor, byliśmy już nieopodal wsi. Zdziwiłam się, gdy ujrzałam moją ciocię z jakąś kobietą na peronie. Sebastian powiedział, że to jego babcia. Okazało się, że mieszkają po sąsiedzku. Zastanawiałam się, skąd wiedziały, o której przyjedziemy. Ciocia wyjaśniła, że przecież dzwoniłam 8 do niej i powiedziałam, że zaraz będę na peronie. Zdziwiłam się nieco, ale przecież nic już nie powinno mnie dziwić po tej niezwykłej podróży. Na dodatek okazało się, że opóźnienie w naszej podróży trwało tylko kilka godzin. Ten wakacyjny pobyt u cioci okazał się o wiele ciekawszy niż się spodziewałam. Dzisiaj jestem już u siebie w Krakowie. Nadal utrzymuję kontakty z Sebastianem. Tak jak obiecaliśmy, nikomu nie powiedzieliśmy o Krainie Magii. Wiemy o niej tylko ja i Sebastian. Chciałabym tam wyruszyć jeszcze raz. Może w przyszłości się uda… 9