Nie ma dla nas rzeczy niemożliwych! Bartek , by poznać lepiej Świat!
Transkrypt
Nie ma dla nas rzeczy niemożliwych! Bartek , by poznać lepiej Świat!
Numer 2 Rok szkolny 2015/2016 Nie ma dla nas rzeczy niemożliwych! Bartek , by poznać lepiej Świat! Bartek Szkolna gazetka Gimnazjum nr 7 im. Bartosza Głowackiego w Krakowie Zdrowych i wesołych Świąt Bożego Narodzenia oraz szczęśliwego Nowego Roku życzy Redakcja Byliśmy tam, czyli „ PZU Cracovia Półmaraton Królewski” Dnia 24 października odbył się 2. PZU Cracovia Półmaraton Królewski. Zbiórkę mieliśmy o godzinie 8:30 na schodach pod Tauron Areną Kraków. Wszyscy byli punktualnie. Od razu poszliśmy przygotowywać się do pracy na małej arenie. Ubraliśmy koszulki, które były dla nas zbyt duże. Wyglądaliśmy jak w workach na ziemniaki. Dostaliśmy za zadanie porozkładać słupki z numerkami gdzie mogliśmy przyjmować worki z rzeczami biegaczy. Byliśmy najbardziej ogarniętą grupą. Jak zawsze. Reszta chodziła w tę i z powrotem nie wiedząc co ze sobą zrobić. Już o 10 ustawialiśmy wszystkie worki. W ciągu wszystkich wolontariatów na tych imprezach rozpracowaliśmy system układania tych worków. Po ułożeniu rzeczy mieliśmy trochę wolnego. Wszyscy byliśmy poirytowani brakiem organizacji innych grup, więc im pomogliśmy. Gdy przyszła policja musieliśmy wszyscy wyjść na korytarz, żeby nie rozpraszać psa. Nic nie znaleźli. Mieliśmy jeszcze trochę czasu wolnego, aż przybiegną pierwsze osoby. Usiedliśmy na ławce i jedliśmy bułki. Przyszedł organizator i zapytał czy nasza grupa coś chce "specjalnego" do jedzenia. Zapytaliśmy o banany i ciastka, które już po chwili wcinaliśmy. W pewnym momencie zauważyłam wózek sklepowy, który stał obok. Od razy do niego podbiegłam, poprosiłam o pomoc koleżanki i kolegę, ponieważ był zablokowany bardzo ciężkimi ławkami. Przesunęliśmy je, wsiedliśmy w dwie osoby do koszyka, jedna pchała a reszta stała na jego krawędziach trzymając się. Pojechaliśmy nim najszybciej jak się dało (…). Ledwie wyrabialiśmy na zakrętach. Gdy wjechaliśmy na główną hale dołączył się do nas jeden z ochroniarzy. Pomógł nam pchać wózek. Wjechaliśmy do depozytu. Wszyscy się na nas patrzyli i się śmiali. Jedna dziewczyna też wskoczyła do koszyka. Powstała kula ludzi jadących wózkiem. Dziwię się, że się nie zepsuł. Bawiliśmy się tak dopóki nie musieliśmy wracać do pracy. Z wielką niechęcią odstawiliśmy wózek. Zrobiliśmy znowu swój maraton i zawody, kto szybciej odda worki razem z grupami obok, tak jak na Cracovia maraton. Mieliśmy znacznie lepiej ułożone worki od innych grup, więc mieliśmy więcej miejsca, żeby biegać pomiędzy nimi. Koleżanka stała na ławce, wyłapywała wzrokiem nasze numerki i krzyczała do nas, jaki mamy podać worek. Biegacze którzy mieli u nas swoje worki i rozmawiali z organizatorem, zawsze mówili "Proszę pana, jeszcze nawet nie zdążyłem podejść, a już dostałem swoje rzeczy". Gdy zostały ostatnie worki ze wszystkich zaczęliśmy sprzątać wszystkie rzeczy. Ponownie wzięliśmy wózek, wsadzaliśmy jedną osobę do środka i robiliśmy tzw. karuzele. Rozpędzaliśmy wózek i bardzo szybko nim obracaliśmy tak, że kręciło się w głowie (…). Reszta grup dołączyła do zabawy. Wszyscy pchaliśmy wózek, więc znacznie szybciej jechał i się obracał. Na koniec nasz klub sportowy ułożył ławki tak aby nie spadły. Przez przypadek zrobiliśmy samolot z tronem. Ułożyłam się na nim i udawałam królową angielską. Dali mi jeszcze czystą folię ogrzewającą dla uczestników półmaratonu, zawiązali na szyi, dali do ręki słupek z numerkiem jako berło i pojechaliśmy. W pewnym momencie używałam tego jako wiosła jak w gondoli. Po chwili dołączył do nas chłopiec. Na oko miał 6 lat. Później okazało się, że był to syn organizatora. Od razu wskoczył do wózka ze mną i koleżanką i zrobiliśmy kolejną rundkę po całej arenie. Gdy wyjechaliśmy na zewnątrz ludzie zatrzymywali się i chcieli nas nagrywać ale już nas nie było kiedy udało im się wyciągnąć telefony. Ochroniarze znowu się śmiali, bo faktycznie wyglądało to trochę komicznie. Na koniec druh Leszek rozdawał nam kolejne koszulki i różne gadżety. Pożegnaliśmy się z druhem i rozeszliśmy się do domów. Aleksandra Orzech, 2b. Wycieczka do Zakopanego W listopadowy weekend/21 /22.11.2015r/ klasy trzecie/3A,3C oraz 3E/pojechały do Zakopanego w celu zobaczenia sztuki w Teatrze Witkacego oraz ,,zaczerpnięcia świeżego powietrza’’ po krakowskim smogu. Po podróżnych ,,trudach , znojach i amoku rozpakowywania’’ w ośrodku, gdzie spaliśmy i spożywaliśmy posiłki, grupa była gotowa, by „podbić miasto”- zimową stolicę Tatr. Pod opieką pań : M. Korczykowskiej oraz J. Pruchnik- uczniowie poznawali „Styl zakopiański” w architekturze oraz zwiedzili piękny, drewniany kościół a także sąsiadujący z nim Cmentarz na Pęksowym Brzysku. W tym miejscu spoczywają wybitni Polacy, m.in. Kornel Makuszyński, Kazimierz Przerwa -Tetmajer, Helena i Stanisław Marusarz . Piękno zabytkowej nekropolii, podobnie jak później zobaczona sztuka, skłaniały do refleksji i długich dyskusji. A przedstawienie w Teatrze S. I. Witkiewicza- ,,Tuumest’’ w reż. A. Dziuka… to doświadczenie niemalże metafizyczne! Mała ilość tekstu nie sprawiła, że performance stał się niezrozumiały. Wręcz przeciwnie! Muzyka: głośna, irytująca, drażniąca ,przerażająca i znakomita gra aktorów wystarczyły, by przekazać sensy ukryte, metaforyczne spektaklu. Dyskusje uczniów o tej wyjątkowej sztuce trwały w czasie drogi powrotnej do ośrodka a także przez kolejny dzień. Niedzielę- dwudziesty drugi dzień listopada -rozpoczęliśmy wyjazdem do Kościeliska, skąd wyruszyliśmy do Doliny Kościeliskiej. Przyroda tatrzańska sama w sobie jest piękna, a otulający ją zimowy płaszcz, uczynił Dolinę jeszcze bardziej niecodzienną, prawie bajkową. W czasie wędrówki robiliśmy mnóstwo zdjęć, śmialiśmy się oraz wspaniale, bardzo aktywnie spędzaliśmy czas. Niedaleko schroniska na Ornaku spotkaliśmy „tatrzańskiego” kota, co było miłym zaskoczeniem dla tych, którzy się zmęczyli. Przybłęda ewidentnie polubił grupę i nie stronił od pieszczot. Podsumowując oba dni były bardzo aktywne-intelektualnie , duchowo i fizycznie, zbliżyliśmy do siebie i lepiej poznali. Na pewno bardzo długo będziemy wspominać spędzony wspólnie w Zakopanem czas. Czekamy na następny wyjazd. Julia Tokarczyk IIIa ,,Świat idei” To był długi dzień, a ostatnią lekcją był język polski. Wszyscy siedzieli grzecznie, choć widać było, że chcemy już wyjść na świeże powietrzne. Słońce wpadało przez okno, na nasze ławki i grało na swoim żółtym nosie, że jest taki piękny dzień, a my musimy siedzieć w szkole. Złośliwy czas nie posuwał wskazówek zegara dalej,przez co lekcja o filozofii trwała i trwała. Pani mówiła o Platonie, jego dziwnym świecie, jednak mimo to moje ciężkie powieki sklejały się raz po raz. Niepohamowana chęć zamknięcia oczu wygrała w mojej głowie i zasnęłam. Obudziłam się na zimnym, kamiennym podłożu. Znajdowałam się w jaskini.Gdy wstałam i otrzepałam się z kurzu, pod moimi nogami pojawił się pomarańczowy cień.Ruszyłam więc w stronę źródła światła. Po chwili doszłam do ogniska, przy którym siedział starszy mężczyzna z długą srebrną brodą. - O! Jesteś wreszcie! Usiądź proszę coś ci wytłumaczę- powiedział. Był to nie kto inny, a sam Platon.Wykonałam polecenie i usiadłam grzecznie obok. Od ognia biło przyjemne ciepło, które od razu mnie ogrzało. - Co wiesz o mojej teorii idei? - Yyyy… - A więc zaraz ci wszystko opowiem. Proszę cię jednak najpierw, usiądź plecami do ogniska, a twarzą do ściany jaskini. Szybko i sprawnie obróciłam się. - Dobrze. A teraz uważnie słuchaj. Nie wolno ci się obracać. Co widzisz?Mężczyzna podniósł przed ogień kamyk. - Kamień. - Nie. Widzisz cień kamienia. Nie jesteś w stanie zobaczyć samego kamienia, ponieważ nie wolno ci się obrócić. Więc widzisz jego odbicie. Nie widzisz czym on tak naprawdę jest. Kamień jest tu symbolem Idei, czegoś niezmiennego, wiecznego i idealnego. Pochodzi z innego, odrębnego świata, świata idei.O cieniach, czyli rzeczach, możemy powiedzieć natomiastże „stają się”. Tylko idee są bytami, rzeczy nie. Pomiędzy ideami zachodzi stosunek hierarchiczny, a wśród nich najważniejsza jest idea dobra, choć ja również lubię mówić o idei piękna. Ach! I zapamiętaj jeszcze, że świat idei nie jest nam dany bezpośrednio. - To jak możemy go poznać? Czy jest to w ogóle możliwe? - Wiem, że to trudno zrozumieć,ponieważ idee nie są czymś fizycznym. Czy tam skąd pochodzisz słyszeliście o duszy? - Oczywiście. Dzięki duszy człowiek żyje! - Zgadzam się z tobą w pełni. Dusza jest czynnikiem życia, ale może dużo więcej. Osobiście uważam, że dusza posiada wiedzę wrodzoną. Istniała przed połączeniem z ciałem choć nie jest bytem wiecznym. - Ale jak to, skorodusza po naszej śmierci zawsze będzie? - To znaczy, że dusza jest nieśmiertelna, a nie wieczna. Twoja dusza powstała krótko przed narodzinami i w tym czasie zdążyła poznać idee. Jednak w drodze na ziemie wiele zapomniała, a teraz uwięziona w ciele jak w więzieniu - czeka na naszą śmierć, aby wrócić do świata idei. Jednak jej istnienie nie polega tylko na wyczekiwaniu śmierci ciała. Dzięki niej każdy człowiek - nawet ty, poznaje otaczający go świat. Dusza bowiem traktuje ciało i jego zmysły jako narzędzie poznania. W ten sposób poznaje jednak pośrednio. Natomiast sama, bezpośrednio, dzięki swojej wrodzonej wiedzy, pomaga nam uchwycić w jedno i uporządkować to, co dostarczają nam różne zmysły. Może to robić tylko dlatego, że ma w swojej pamięci wiedzę wrodzoną o ideach. - To jeśli dusza jest nieśmiertelna i doskonała, to dlaczego związała się z czymś tak niedoskonałym i śmiertelnym, jak ciało? - Uważam, że na duszy zaciążył grzech i żeby odkupić swoje winy i być znów wolną, musiała połączyć się z ciałem. Dusza na ziemi ma za zadnie poznawać prawdę. Dopiero w tym momencie zdałam sobie sprawę, że słucham go z otwartymi ustami. -Naaaaaataliaaaaa! Nataaaaaaliaaaa! Z oddali odezwał się kobiecy głos. Echem odbijał się o ściany jaskini. -Słyszę, że musisz wracać. W takim razie pamiętaj o tym co ci mówiłem i zawsze poszukuj prawdy. - Naaaataliaaaa! - Dobrze. Dziękuje Platonie za wszystko. Do widzenia! - Do widzenia! *** - Nataliaaa! - Tak?- powiedziałam. Uniosłam głowę. Pani od polskiego stała nade mną ze sroga miną. Zdałam sobie sprawę, że przespałam 20 minut lekcji! - Powiedz mi proszę, co wiesz o teorii Platona, o świecie idei ? Wstałam i opowiedziałam wszystko to, co we śnie przekazał mi filozof. Mówiłam o ideach i materialnych rzeczach, o duszy i jej wiedzy wrodzonej. Cała klasa obróciła się w moja stronę i z zaciekawieniem słuchało mnie tak, jak ja Platona w jaskini… Natalia Kaczmarek Ia Poczytajcie… " Każda szczęśliwa rodzina jest do siebie podobna, każda nieszczęśliwa rodzina, jest nieszczęśliwa na swój sposób."„Anna Karenina” "Cicha noc, święta noc ..." Siedzę na ławce sama w wigilijny wieczór. O świcie uciekłam z domu. Nikt nie zauważył mojej nieobecności, a teraz patrzę na wielką choinkę i zastanawiam się, czy tam nie wrócić. Drzewko sprawiło, że wysiadłam na tej stacji. Rano ludzie z miasta, ubierali ją wspólnie. Zastanawiam się, co ja tu robię ?! Patrzę na pięknie świecące światełka, które ocieplają wygląd choinki w ciemną wigilijną noc, w różnokolorowe bombki, aniołki, ciastka szczególnie pierniczki pokryte lukrem i ozdobione posypką, łańcuchy i inne ozdoby. Kiczowate, ale wyjątkowe. Nagle słyszę głos: - Piękna, prawda ? Odwracam wzrok od choinki i widzę młodego mężczyznę. Ma blond włosy, czarny długi płaszcz i pali papierosa. - Ludzie co roku przychodzą tu, by w świąteczny ranek ubrać drzewko - mówi dalej. - Dlaczego ?- pytam. - Trzydzieści lat temu, mieszkańcy tej wioski byli bardzo ubodzy. Ich domy były niewielkie. Trudno było zdobyć wiele pożywienia na wigilijną wieczerzę. Spotykali się tu, dzielili się opłatkiem, jedzeniem, śpiewali kolędy, ubierali choinkę, potem razem szli na pasterkę i wracali do swoich domów, szczęśliwi, że nie mając niczego, zyskali wszystko.- Odpowiedział. Byłam naprawdę zdziwiona i zaskoczona. W moim miasteczku ludzie są bardzo samolubni, aroganccy, egoistyczni. - Pójdziesz ze mną ?- pyta. Asertywnie mówię: - Nie - przecież znamy się trzy minuty. Uśmiecha się szeroko. Usiadł obok mnie na ławce. Przeszkadza mi ta cisza. Niezręczna cisza. - Wszyscy mieszkańcy tego miasta są katolikami. Chodzą co niedzielę do kościoła. - Możesz siedzieć tutaj, albo pójść ze mną i zobaczyć ile tak naprawdę osób jest w stanie przyjąć nieznajomą osobę do swojego domu, by spełnić tradycję talerza dla nieznajomego ?patrzy w moje oczy. On ma racje. Następny pociąg mam za siedemnaście godzin i dwadzieścia jeden minut. Czy mogę mu zaufać ? Uśmiecham się. - Dobra - odpowiadam. Wstajemy z ławki, on idzie przodem, ja idę za nim. Prowadzi mnie w uliczki których nie znam. Miasto jest naprawdę pięknie przystrojone. Na lampach wiszą łańcuchy zrobione z światełek. Co dziesięć metrów widzimy ładnie przystrojoną choinkę. Nic nie mówimy. I znowu słyszę tą ciszę. Dochodzimy do kamiennicy nr 1 przy ulicy Bohaterów Powstania Listopadowego. Otwiera drzwi i wchodzimy do środka. Jest ciemno. Świecę telefonem i szukam włącznika. Nagle zapala się światło i widzę, że stoimy na klatce schodowej. Kierujemy się w stronę schodów i wchodzimy po nich. - Jak masz na imię ?- pytam - Trojan - odpowiada. Jestem bardzo zdziwiona. Trojan ? Nie kpi się z imienia, więc nic nie mówię. Podchodzimy do drzwi nr 1. Pukam do nich. Czekamy chwilę, aż w progu staje mężczyzna. - Słucham ?- pyta wyraźnie zaskoczony. - Wesołych Świąt Bożego Narodzenia - Mówi Trojan. - Wesołych... - odpowiada z niechęcią. - Czy możemy spędzić z państwem wigilijny wieczór ? Prosimy,nie mamy się dokąd udać oznajmia. - Mieciu ! Wracaj do gości ! - słyszymy kobiecy głos. - Już, już Halinko, przykro mi, ale nie. - Ale - zaczyna mówić. - A idź pan...- I zamyka drzwi przed jego nosem. - Faktycznie, wzorowy katolik, dał aż pięćset złotych na odnowę ikonostasów w naszej parafii, serdeczne Bóg zapłać - mówi. Podchodzimy do drzwi nr 2 . Dzwonię dzwonkiem. Słyszymy : - Cicho ! - Ktoś dzwoni ! - oznajmia jakiś głos. - To pewnie Tomek z Małgosią, Ewka otwórz. Słyszymy podchodzące stopy do drzwi. - Ale to nie oni ! - A kto ?! - dopytują się głosy. - Nie wiem. - To nie otwieraj. - Mamo, ale może się zapytamy czego chcą ?! - Nie, dawniej to listonosza się wpuszczało do domu w wigilię, a teraz to nie wiadomo kto ... - Ewka siadaj już. Słyszymy odchodzące stopy z pod drzwi. Trojan wzdycha. - Pan Józef i Zofia Malinowscy od dwudziestu lat należą do chóru kościelnego - mówi. Podziwiam jego dokładną znajomość wspólnoty kościoła. Podchodzimy do drzwi nr 3. Dzwonimy, ale nikt nie przychodzi i nie otwiera. To samo zdarzenie powtarza się przy drzwiach do mieszkania nr 4 i 5. Stajemy przed drzwiami nr 6 i dzwonimy dzwonkiem. Chwilę później w drzwiach staje młoda kobieta. - Dobry wieczór, czy możemy spędzić z państwem wieczór wigilijny ? Proszę, nie mamy się dokąd udać - powiedział Trojan. Pani popatrzyła na nas ze smutkiem, następnie uśmiechnęła się. - Jasne wejdźcie. Wchodzimy i znajdujemy się w bardzo ciasnym korytarzu. Zdejmujemy płaszcze i buty. Pani pokazuje nam wejście do salonu. - Tam są wasze miejsca – mówi. Podchodzimy i siadamy. Na środku salonu stoi stół nakryty białym obrusem i specjalnym zestawem porcelanowych talerzy. Stół otaczają krzesła i kanapa. W kącie stoi przystrojona choinka. W salonie jest ciasno, ale przytulnie. Znajduje się w nim piętnaście osób. Prawdopodobnie gospodarz oznajmia: - Teraz podzielimy się opłatkiem. Każdy z nas dostaje po białym opłatku. Członkowie rodziny podchodzą do siebie i składają sobie życzenia. Trojan podchodzi do mnie i zaczyna mówić. - Wyglądasz na zakłopotaną. - Dawno u mnie w rodzinie nie było Wigilii Bożego Narodzenia- odpowiadam. - Życzę ci żeby każde twoje koleje święta były cudowniejsze od tych i żebyś nigdy nie spędzała ich samotnie. Teraz uważnie przyglądam mu się. Ma niebieskie oczy, blond włosy, mały pieprzyk na prawym policzku i małą bliznę, w kształcie kropki na czole prawdopodobnie po ospie. - Dziękuje -odpowiadam. Ma białą, podwiniętą do łokci koszulę, czarne spodnie. - Ja Ci życzę abyś robił zawsze to, co kochasz, i żeby te święta były początkiem czegoś pięknego - mówię. Łamiemy się opłatkiem. Dzielę się nim z innymi członkami poznanej dzisiaj rodziny. Jest naprawdę wspaniale. Dawno miałam tak cudowne święta. Zasiadamy do stołu. Gospodyni nalewa nam barszczu czerwonego z uszkami. Następnie jemy karpia i gołąbki. Na stole lądują kolejne potrawy, ale ja jem tylko makowca, bo nie dam rady zjeść więcej. - Teraz może zaśpiewamy jakąś kolędę ?! - Pyta gospodarz. - Tak, tak dziadku !! - krzyczą uciszone dzieci. - Włodek, niektórzy jeszcze jedzą - mówi najprawdopodobniej jego żona. - Dzisiaj w Betlejem, dzisiaj w ... - ale pan Włodzimierz już zaczął kolędowanie. - I rozmawiaj tu z nim. Jak ja przeżyłam z nim czterdzieści sześć lat małżeństwa ? - mówi gospodyni i znika w kuchni. Następnie śpiewamy "Przybieżeli do Betlejem", "Bóg się rodzi", ''Lulajże Jezuniu" , '' Anioł pasterzom mówił". Nagle Trojan pyta : - Z tym pianinem jest wszystko w porządku ? - Tak, było mojego taty, tylko w tym problem że nikt nie umie teraz grać ... - odpowiada pan Włodzimierz. Wcześniej nie zauważyłam tego pianina. Trojan wstaje. Podchodzi do instrumentu. Otwiera klapę i siada na krześle. Kładzie palce na klawiszach i delikatnie naciska je. Melodia była tak piękna. Nigdy nie słyszałam czegoś tak cudownego. Teraz ją poznaję. " Cicha noc". Panie zaczynają śpiewać. Ja tylko patrzę. I słucham. Trojan skończył i wszyscy zaczęli klaskać on ukłonił się i podziękował. I znowu usiadł przy stole obok mnie. - Mamo, mamo czy możemy otworzyć już prezenty ? - Nie jeszcze nie ... - Ale proszę, proooszę... - No dobr ... - Hurra !!! Mama się zgodziła !!! Dzieci rozdają prezenty. Gdy podarki są już rozdane Pani Gospodyni wręcza nam po białych pudełeczkach. - Nie trzeba - mówię. - Proszę wziąć - pani stanowczo mówi i uśmiecha się. - Dziękujemy- odpowiadamy. Rozmawiamy jeszcze chwilę. Udaję się do kuchni. Tam gospodyni zmywa naczynia. - Mogę pani pomóc ?- pytam. - Nie, nie trzeba ... - Niech pani idzie usiąść do rodziny, ja pozmywam. - Dziękuję - mówi i przytula mnie, a potem znika w salonie. Słyszę śmiech dobiegający z dużego pokoju, ktoś wylał na kogoś barszcz. Dzieci bawią się prezentami, dorośli rozmawiają. Dawno nie miałam takich świąt. Ostatnio jak miałam 4 lata. Potem tata odszedł. Mama zaczęła pić alkohol. Teraz pewnie siedzi i upija się do nieprzytomności albo pali papierosy i ogląda telewizję. Czasami krzyczy i mówi sama do siebie. Bardzo często śpi. Czasami potrafi spać bez końca. Nie jestem pewna czy o mnie pamięta. Ostatnio jak weszłam do domu to zapytała, kim jestem. Jak jej odpowiedziałam to się zapytała : - To ja mam córkę? Kończę mycie talerzy. Wychodzę z kuchni i staję w progu. Patrzę na Trojana. On wstaje i mówi : - Dziękujemy, że mogliśmy spędzić z wami ten wigilijny wieczór, to był wspaniały i wyjątkowy prezent od was, jesteśmy naprawdę bardzo, bardzo wdzięczni. Zostaliśmy uściskani, jeszcze raz życzyliśmy sobie wesołych świąt i podziękowaliśmy im za gościnę. Wychodzimy z mieszkania. Schodzimy po schodach i wychodzimy na pole. Czuję chłód. Przyjemny chłód i świeże powietrze. Trojan bierze mnie za rękę. Idziemy w tę ciemną, cichą noc… Ciąg dalszy nastąpi. Natalia Świercz 1a Przyjaciele są jak anioły…, które podnoszą nas, kiedy nasze skrzydła zapominają, jak latać. Jest wiele opinii na temat przyjaźni. Jedni twierdzą, że przyjaźń to tylko złudzenie i nie ma osób, które byłyby z nami szczere i nam wierne. Mówią, że takie wspaniałe relacje możemy zobaczyć tylko na filmach. Ja jednak należę do osób, które twierdzą zupełnie inaczej. Myślę, że przyjaciele mogą być blisko nas. Moim pierwszym argumentem jest to, że jeżeli mamy rodzeństwo, z którym utrzymujemy jak najlepsze relacje i rozumiemy się z nim . To właśnie oni są naszym oparciem i wspierają nas. W moim przypadku moją przyjaciółką jest moja siostra Ania. Mogę wyjawić jej każdy sekret i wiem, że go nie zdradzi. Jest odemnie starsza o siedem lat, więc jeżeli mam jakieś ważne pytania, czy sprawy, o których wstydzę się z kimś innym porozmawiać to wiem, że zawsze mogę na nią liczyć. Ania wyjaśni mi wszystko, porozmawia ze mną, a wszystko o czym mówiłyśmy na zawsze pozostanie między nami. Gdy tylko zaczynamy rozmowę, mamy tysiące tematów. Codziennie o czymś rozmawiamy. Uwielbiam spędzać z nią czas. Zawsze się śmiejemy i świetnie bawimy! Jak chodzimy na zakupy, to zawsze razem! Ja pytam się jej jak wyglądam w danej kreacji, a ona pyta o to samo mnie! Bardzo kocham moją siostrę. Gdy jest mi smutno, albo coś mi się nie udało, to zawsze podnosi mnie na duchu. Jest nie tylko moją najwspanialszą siostrą, ale również moją najlepszą przyjaciółką! A nasi czworonożni przyjaciele? Niektórzy mogą zapytać „Co? Mówisz o psach?! Jak one mogą się z nami kolegować i nas pocieszać?!”. Otóż mogą. Gdy jest mi smutno i z oko uroni łzę, nie mam z kim porozmawiać, a boję się , że taka osoba mnie nie zrozumie, to wtedy szukam pocieszania w moich dwóch psiakach. Kiedy wiem, że mam już czegoś dość i nie mam ochoty działać dalej, to właśnie te stworzonka są przy mnie i nic nie szkodzi, że nie mówią, ponieważ sama ich obecność, ciepłe przytulenie od razu podnoszą mnie na duchu. Dobrymi aniołami są również wolontariusze. Bezinteresownie pomagają ludziom, czy zwierzętom. Jeżeli taki wolontariusz wybierze się do szpitala, by pomóc pacjentom, którzy stracili już nadzieję i nie mają siły walczyć o swoje życie, gdy widać, że chcą się już poddać, taki wolontariusz chociaż wie, że nie przywróci pewnej osobie zdrowia, to rzuci ciepłe słowo, pomocną dłoń, albo i nawet wystarczy krótka rozmowa, to takiej osobie od razu robi się weselej i cieplej na sercu, gdyż uświadamia sobie, że ma do wykorzystania jeszcze tych parę dni, miesięcy, albo lat, więc nie może ich marnować, bo ma dla kogo żyć. Taką sytuację możemy zaobserwować w książce pod tytułem „Oskar i pani Róża”, która opowiada o chłopcu chorym na raka i zostało mu tylko 12 dni życia. Spotyka on w szpitalu wolontariuszkę, która się z nim zaprzyjaźnia i bardzo często odwiedza chłopca. Dla Oskara pani Róża (wolontariuszka) jest właśnie takim aniołem, który czuwa nad nim i chce dla niego jak najlepiej. W wielu szpitalach są dzieci takie jak Oskar z tej opowieści. Potrzebują ludzi, którzy z nimi porozmawiają, pobawią się. Dla nas wydaje się to rzeczą niewielką, codzienną, ale dla chorych to coś naprawdę wielkiego. To nic nie kosztuje, nie wymaga wysiłku , a może sprawić komuś ogromną przyjemność. W wielu szkołach są również właśnie tacy wolontariusze! To uczniowie, którzy poświęcają swój czas na różne akcje charytatywne. Mimo wieku, dużej ilości nauki, czy zajęć pozalekcyjnych, zawsze znajdą czas na pomoc! Starają się angażować i wspierać innych. Można by pomyśleć, że jest ich mało, ale w rzeczywistości takich osób są miliony! Gdy ci smutno, gdy ci źle przyjaciel wysłucha uważnie cię! Jeżeli darzysz jaką osobę sympatią i czujesz, że możesz jej zaufać, to dzielisz się z nią swoimi uczuciami i sekretami. Ona wie, kiedy jesteś smutny i jak ci pomóc. Mowa jest o tym w słowach: Najlepszym przyjacielem jest ten, kto nie pytając o powód twego smutku, potrafi sprawić, że znów wraca radość. Gdy popełnisz jakiś błąd, lub będziesz potrzebował pomocy, przyjaciel zawsze będzie przy tobie. Ja również mam taką przyjaciółkę, która zawsze mnie rozbawi i pocieszy. Z nią czuję się dobrze i mogę być sobą. Gdy coś mi nie wyszło, jakiś sprawdzian, czy pokłóciłam się z kimś, ona zawsze pocieszy mnie. Gdy potrzebuję pomocy, lub schodzę na złą drogę zawsze poda mi pomocną dłoń. Przy niej mogę być sobą i nie muszę starać się być inna, tylko dlatego, że mogę się innym nie spodobać… A może kiedyś na ulicy wydarzyło się coś kłopotliwego dla ciebie, byłeś zawstydzony i wystraszony? Nagle zjawiła się jakaś nawet nieznana Ci osoba i wyciągnęła rękę, by pomóc. Może nie jest to dosłowny przyjaciel, ale nie znajoma Ci osoba, która tobie pomogła, gdy inni stali i nie kiwnęli nawet palcem, by ruszyć na pomoc. Zastanów się… Czy to nie jest taki anioł gotowy podać ci pomocna dłoń? A więc widzisz? Nie tylko znajome Ci osoby, ale także całkiem ktoś obcy może stać się takim AniołemStrużem. Podsumowując to wszystko stwierdzam, iż sformułowanie„Przyjaciele są jak anioły, które podnoszą nas, kiedy nasze skrzydła zapominają jak latać” jest bardzo prawdopodobne. Nie jesteśmy sami ze swoimi problemami. Zawsze można poprosić kogoś o pomoc. Każdy może okazać się takim małym przyjacielskim aniołkiem. Taki ktoś pojawić się może niespodziewanie i nagle. Wystarczy tylko trochę poczekać, ale i samym czekaniem nic nie zdziałamy… Czasami trzeba takich osób poszukać i być otwartym na nowe znajomości, a wtedy wystarczy cieszyć się tą przyjaźnią i pomocą… A może nawet Ty jesteś , albo będziesz takim aniołem? Przekonaj się! Ala Guzior,1a Święta tuż, tuż…Czy jesteśmy przygotowani? Kilka słów o tradycjach świątecznych, czyli Boże Narodzenie (w pigułce …) Tradycje świąteczne na całym świecie różnią się od siebie. W Anglii, na przykład, zamiast karpia Anglicy jedzą nadziewanego indyka. W Polsce mamy wiele obyczajów, niektóre z nich obchodzone są przez wszystkich ludzi, a niektóre tylko przez niewiele rodzin. Najważniejszą tradycją jest dzielenie się opłatkiem. Dziś nikt nie wyobraża sobie, żeby Wigilia nie zaczęła się od tego tego symbolicznego zwyczaju. Słowo opłatek wywodzi się z języka łacińskiego - "oblatum" i oznacza "dar ofiarny". Ten zwyczaj pojawił się w Polsce w drugiej połowie XVIII wieku i symbolizuje chęć pojednania się i pogodzenia. Nie chcemy siadać do wigilijnego stołu z kimś, z kim dzieli nas jakieś nieporozumienie lub spór. Pragniemy, aby ten posiłek był przepełniony rodzinnym ciepłem, miłością i radością. Kolejną tradycją jest przygotowywanie 12 potraw na Wigilię, co symbolizuje dwunastu apostołów. Na stole powinny znaleźć się wszystkie dary ziemi. Każdy region Polski ma swoje typowe potrawy i dania, które nie występują lub są mniej popularne w innych stronach np.: na Śląsku jada się moczkę, a w Warszawie kapustę z grochem. Najbardziej tradycyjne, znane w całej Polsce to: barszcz z uszkami, karp, kapusta z grochem lub grzybami, pierogi z kapustą, kluski z makiem, czy kompot z suszonych owoców.Ludzie coraz rzadziej przygotowują 12 tradycyjnych potraw i ta tradycja zaczyna powoli zanikać. Znany i powszechny jest w Polsce zwyczaj pozostawiania wolnego miejsca przy stole wigilijnym. Pozostawiając wolne miejsce przy stole okazujemypamięć zmarłego członka rodziny i pamięć o naszych bliskich, którzy nie mogą świąt spędzić z nami. Zwyczaj ten upowszechnił się w XIX wieku. Co ciekawe, na Śląsku zwyczaj ten jest sprzeczny z inną obyczajem, nakazującym aby nie wstawać od wigilijnego stołu w trakcie wieczerzy, nawet, gdy ktoś puka. Tradycją najbardziej znaną i najbardziej lubianą, zwłaszcza przez dzieci, jest obdarowywanie się prezentami. Tradycja dawania upominków najbliższym nawiązuje do historii Świętego Mikołaja, biskupa diecezji Bari we Włoszech. Jego ofiarność i troska o najbiedniejszych jest do dziś symbolem miłości do bliźnich. Dzisiejszą tradycję wręczania świątecznych podarunków zawdzięczamy Marcinowi Lutrowi, który w 1535 roku chciał, aby protestanci porzucili zwyczaj "św. Mikołaja", a prezenty dawali swoim dzieciom, jako dar samego Dzieciątka Jezus. Z czasem ten moment przez Kościół został nazwany Gwiazdką. Tradycja obdarowywania prezentami dzieci, jaką znamy dziś, pojawiła się w Polsce w XIX wieku, na początku znana była wyłącznie w domach mieszczańskich i we dworach. Jest jeszcze wiele tradycji świątecznych, niektóre są obchodzone na całym świecie, a inne tylko w nielicznych miejscach. Jednak święta zawsze pozostaną magicznym czasem, który spędzamy wspólnym gronie rodzinnym. Kamila Słupczyńska IIb Świąteczny Piernik z Orzechami Potrzebne: - 30 dag. mąki pszennej - 25 dag. cukru pudru - 25 dag. miodu - 15 dag. orzechów włoskich suszonych - 4-5 jaj - 2 łyżki karmelu - 1 łyżeczka przypraw (goździki, cynamon, gałka muszkatołowa) lub paczka przypraw korzennych - 1 dag. sody oczyszczonej - 5-10 dag. tłuszczu - 2 dag. margaryny Przyrządzeniekarmelu: Jedno deko cukru zrumienić silnie na patelni, wlać 2-3 łyżki wody, zagotować. Przygotowanie:Masło utrzeć, dodać kolejno żółtka, cukier przesiany , miód, sodę, karmel, przyprawy korzenne, ucierać, dodając po trochu mąkę. Ubić pianę, wymieszać z utartą masą, dodać resztę mąki i orzechy. Włożyć do podłużnej formy, wstawić do dobrze nagrzanego piekarnika (220stopni). Piec około 1 godziny. Wyjąć. Piernik można przełożyć gęstą marmoladą, masą czekoladową i pokryć lukrem czekoladowym. Można oprócz orzechów dodać skórkę pomarańczową, figi ( razem około 20 dag. bakalii). Prosty i smakowity przepis na świąteczny smakołyk! Smacznego!Ala Guzior, 1a ŚWIĄTECZNY HUMOR Pani pyta dzieci, kim chciałyby zostać, gdy dorosną. Prawie wszystkie chcą być piosenkarzami, aktorami, astronautami tylko Jasio oświadcza, że będzie Świętym Mikołajem. - A to czemu? - pyta zdziwiona pani. - Bo będę pracować jeden dzień w roku... Mały chłopczyk pyta kolegę: - Jak myślisz, czy Święty Mikołaj istnieje? - Istnieje. - A skąd wiesz? - Bo rodzice nie kupowaliby mi takich głupich prezentów. Co mówi bombka do bombki? Chyba nas powieszą. Jak blondynka zabija karpia na wigilię? Topi go. Przedszkolak pyta kolegę: - Co dostałeś na gwiazdkę? - Trąbkę. - Mówiłeś, że dostaniesz lepsze prezenty! - To super prezent! Dzięki niej zarabiam codziennie złotówkę! - W jaki sposób? - Tata mi daje, żebym przestał trąbić! Jasio pisze list do świętego Mikołaja: - "Chciałbym narty, łyżwy, sanki i grypę na zakończenie ferii świątecznych". Kamila Słupczyńska IIb