Przed szesnastu laty córka Esther Woolfson uratowała pisklę

Transkrypt

Przed szesnastu laty córka Esther Woolfson uratowała pisklę
Przed szesnastu laty córka Esther Woolfson uratowała pisklę gawrona. Kurczak, bo takie
imię otrzymał ptak, wzbudził w autorce fascynację krukowatymi. Innymi zwierzętami
interesowała się zawsze; w dzieciństwie miała pudle, króliki, żółwia, szczury, a gdy
zamieszkała na północy Szkocji, w Aberdeen, rozpoczęła się jej przygoda z ptakami. Od
znajomej babki męża dostała gołębie (dziś trzyma ich kilkadziesiąt), od sprzedawczyni w
sklepie zoologicznym papugę rozellę (miała nieodwracalnie uszkodzone pióra), od znajomych
południowoamerykańską konurę słoneczną (nie mogli wytrzymać jej przeraźliwego głosu), od
nieznajomej szpaka (który przeklinał), a córka na urodziny zażyczyła sobie nimfy. Ale to
właśnie krukowate zachwyciły autorkę osobowością, nieprzeciętną inteligencją i siłą
przywiązania. Woolfson bez cienia egzaltacji czy patosu pisze o empatii i partnerstwie, o
przełamywaniu stereotypów i o destrukcyjnej sile słów „dzikie zwierzę" czy piętnującego
określenia „szkodnik". Bada nazwy nadawane przedstawicielom krukowatych przez różne
grupy etniczne, a szczególną uwagę poświęca przesądom z nimi związanym, istniejącym w
różnych kręgach kulturowych. Przywołuje również takie postaci jak George Byron czy
Truman Capote, opowiadając o ich stosunku do ptaków. Mieszkańcy przestworzy wydają się
tak niedostępni, a przecież ich świat jest tak bliski - na wyciągnięcie ręki.
Autorka z wnikliwością wytrawnego obserwatora opisuje ich indywidualne charaktery,
zachowania i przejawy bezsprzecznej inteligencji. W międzyczasie raczy czytelnika
błyszczącymi okruchami nauki: słówko o piórach, skrzydłach i lataniu, rzecz o przodkach
ptaków, wywód o miejscu krukowatych w kulturze. Możemy je zbierać, niczym sroka
świecidełka (co jest oczywiście mitem, bo srok wolno żyjących nie interesują błyszczące
przedmioty).
Corvus to książka, która porusza wiele zagadnień. Najbardziej widocznym jest oczywiście
miłość człowieka do zwierząt. W tym przypadku jest to uczucie świadome, pełne wątpliwości
i refleksji. Autorka wiele pisze o rozterkach związanych z odchowem piskląt – w końcu
pozbawiła je wolności i kontaktów z pobratymcami, a krukowate to przecież ptaki społeczne.
Poza tym wiele miejsca zajmuje kwestia ochrony ptaków jako takich (wzmianka o kobiecie,
która beztrosko przyznała się do chwytania i roztrzaskiwania głów srokom, bo niszczą lęgi
drobnych ptaków, przyprawiła mnie o mdłości) a także ich siedlisk. Wszystko to bez
nachalnego dydaktyzmu. Mam nadzieję, że przynajmniej niektórych czytelników uwrażliwi
na kwestie ochrony środowiska.
Esther Woolfson z pewnością nie można odmówić ani erudycji, ani lekkości pióra. Niezwykle
barwnie opisuje poczynania swoich pierzastych znajomków, żeby zaraz ubarwić opowieść
jakąś anegdotą z życia sławnych pisarzy, a za chwilę płynnie przechodzi do objaśniania
stanowiska badaczy. Wszystko podane w lekkiej formie, tak jakby rozmawiała ze znajomymi
w kawiarni. W pisarstwie tej pani widać emocjonalne zaangażowanie w temat, ale nie
sztuczną egzaltację. Pasjonatów z darem wymowy zawsze przyjemnie jest posłuchać.