Ignacjański model wychowania jest do- skonałym opisem

Transkrypt

Ignacjański model wychowania jest do- skonałym opisem
WYCHOWAWCA WOBEC POTRZEB NASTOLATKA
Jako nauczyciele, katecheci i wychowawcy wymagamy od ucznia właściwego
zachowania, postawy, szacunku dla siebie i przedmiotu, którego uczymy. Chcemy, aby
się uczył i był aktywny. Dla rodziców często jest dzieckiem, którym można kierować
(przynajmniej do pewnego momentu), rządzić, od którego można wymagać i w którym
można lokować własne ambicje i oczekiwania.
Z czasem -zarówno rodzice, jak i wychowawcy -przeżywamy rozczarowanie, bo
"uczeń" i "dziecko" wymyka się spod kontroli. Postępuje inaczej, buntuje się, chodzi
własnymi drogami, zdobywa doświadczenie życiowe nie tak jak my byśmy chcieli. Dlaczego tak jest? Dlaczego, jeżeli "kochamy" nie udaje się proces wychowania?
Być może zapominamy, że nastolatek to też człowiek -osoba, która bardzo potrzebuje akceptacji siebie jako osoby, szacunku, zaufania, zainteresowania, uwagi,
kontaktu wzrokowego, miłości i czasu. To tylko zewnętrzne wrażenie, które czasem
odbieramy, że nastolatek nie potrzebuje z naszej strony kontaktu wzrokowego czy
zainteresowania swoją osobą. W sondażu pośród nastolatków, potrzeba kontaktu
wzrokowego z rodzicami i nauczycielem wyłoniła się na pierwszym miejscu, zaraz
potem była potrzeba uwagi i czasu.
Młody człowiek popełnia błędy, niejednokrotnie przekornie czyni zło - najczęściej w tym celu, aby zwrócić na siebie uwagę, wzbudzić zainteresowanie. Chce być
kochany - chce być dla nas ważny, po prostu chce być zauważony. Jeżeli w domu
zabrakło tej miłości, będzie afiszował się czynieniem zła, wystawiając na próbę naszą
miłość i cierpliwość.
Często przekorne lub agresywne działanie dziecka lub nastolatka jest sposobem
poszukiwania dialogu. Jest to sposób nieodpowiedni, ale często z winy dorosłych
jedyny, by młody człowiek mógł "wymusić dialog". Oczywiście ten dialog
najprawdopodobniej nie będzie twórczy i owocny w sensie wychowawczym.
W naszym oddziaływaniu wychowawczym jakby rozmijają się dwa światy nasz i wychowanka - oraz dwie racje. Wychowawca chce wychowywać, a wychowanek
chce pozostać wolny w tym procesie. Chce zachować swoją autonomię, chce smakować
w życiu dorosłym, chce eksperymentować, ryzykować. My natomiast chcemy go
chronić, albo boimy się narazić, nie rozdrażnić, więc schodzimy wychowankowi z
drogi. To są dwie skrajności.
Najważniejszą wartością w dialogu jest miłość.
Kochać, to nie znaczy tolerować wszystko. Kochać, to akceptować
wychowanka jako osobę w tym, kim jest. Nie znaczy to, że mam akceptować zło,
które on czyni. Kochać - to szanować go jako osobę, bez względu na to, co czyni.
Niestrudzenie rozmawiać i razem z nim szukać konsekwencji czynionego zła. Być
dla wychowanka - być dla dorastającego człowieka.
Nastolatek wchodzi w życie, w nowość, której nie zna i tak naprawdę ona go
przeraża. Jeżeli znamy psychikę młodego człowieka, szybko go "rozszyfrujemy". Jego
luzacka postawa, często arogancja zdradza niepewność, niepokój a nawet lęk.
Agresywne zachowanie demaskuje jego prawdziwą potrzebę i prawdę o nim. Trudno
jest kochać kogoś, kto wobec nas jest arogancki, ale on tą arogancją krzyczy o
miłość. Nasza znajomość okresu dorastania psychofizycznego także warunkuje owocny
dialog. Dialog to nie tylko rozmowa. To zrozumienie, wysłuchanie, cierpliwe czekanie i
towarzyszenie młodemu człowiekowi na drodze jego dochodzenia do prawdy.
Dialog to nasza obecność i często pośrednie oddziaływanie na decyzje i
wybory młodego człowieka. Ośmielę się wysunąć taki wniosek z dwudziestoletniej
pracy wychowawczej i kursów doskonalących w zakresie duchowości i osobowości
nauczyciela-wychowawcy, że ten niewerbalny dialog jest o wiele ważniejszy niż
dialog w dosłownym znaczeniu.
Warto zastanowić się nad stwierdzeniem, że nastolatek jest uczulony na
pesymizm. Chociaż zdobędziemy wyżyny wiedzy i doświadczenia, wszystko możemy
spalić przez brak entuzjazmu i radości w tym, co czynimy. Nasz pesymizm, nasz
smutek sprawia, że tracimy młodych. Czynić wysiłek, by zobaczyć, wydobyć
choćby najmniejsze dobro, które jest i pokazać to naszemu wychowankowi,
pochwalić go za to. Im więcej pochwał, tym lepiej. Dać mu poczucie, że jest przez
nas kochany i szanowany, a przy tym stawiać mu granice i być konsekwentnym w
wymaganiach. Wbrew pozorom nastolatek naprawdę tego potrzebuje.
Natomiast w interpretacji jego zachowań nie koncentrować się na naganie,
uwadze, czy innym sposobie kary, ale prowadzić do tego, by on sam uczył się po
noszenia konsekwencji podjętego zachowania, czy konkretnego wyboru. Tu właśnie
jest miejsce na dialog, który w swej dynamice powinien doprowadzić wychowanka do
doświadczenia tego, co się stało, do refleksji nad tym wydarzeniem i podjęcia działania
w kierunku kształtowania siebie samego.
Czas dorastania stawia przed młodym człowiekiem wielkie zadania, o
których my jako dorośli nie zawsze pamiętamy, a przecież każdy z nas przez to
przeszedł. Uczyliśmy się psychologii rozwoju, a jednak trudno nam niekiedy wiedzę
przełożyć na rzeczywistość. W dodatku czas naszego dorastania, czas naszego
kształcenia się w dziedzinie pedagogiki i psychologii był różny od obecnego. Dziś
doświadczamy gwałtownych zmian w kulturze, w ekonomii, we wzorcach zachowań,
młody człowiek "atakowany jest" z każdej strony propagandą tego, co łatwiejsze,
bardziej wygodne, nie wymagające trudu i pracy nad sobą. Wchodzi często w antykulturę i nie zawsze potrafi sobie z tym poradzić. Jako katechetka wiem, że dzisiaj jest
trudniej dorastać, niż jeszcze kilka lata temu, bo rodzice młodych już wzrastali wobec
wzorców, które nie uczyły samowychowania, samokontroli i altruizmu. Na nas spada
ten trud. To my jesteśmy -powinniśmy być przygotowani do sztuki wychowania. To
my własnym przykładem mamy ukazywać młodemu człowiekowi najwyższe
wartości i źródło prawdziwego szczęścia. Nieustannie podejmować dialog z nim nie
z wyżyn naszego piedestału, ale zniżając się do jego doświadczeń, wzorców,
wpływu środowiska itp. Czerpać siłę do sprostania tej sztuce możemy jedynie od
Jezusa Chrystusa podczas Eucharystii i codziennej modlitwy. Bez tego źródła
jesteśmy i zawsze będziemy bezradni wobec ognia, który płonie w każdym
dorastającym człowieku.
W czasie dorastania młody człowiek osiąga dojrzałość nie tylko fizyczną, ale
psychiczną i duchową. Ten czas wymaga od niego reorganizacji wartości.
Jako dziecko inaczej wartościuje, wchodząc w wiek dorastania podejmuje
wybory, co do poznanych wartości. W dużej mierze zależą one od środowiska, w
którym żyje nasz nastolatek, ale również od oddziaływania wychowawczego
rodziców i nauczycieli. Do nas należy pomoc uczniowi w tej reorganizacji, aby
podejmował ją w kierunku pozytywnym.
W tym czasie młody człowiek odkrywa też własną tożsamość i "walczy" o
uzyskanie pewnej autonomii. Ponieważ brak mu doświadczenia, czyni to
niejednokrotnie chaotycznie, nerwowo a nawet wojowniczo i na oślep. Mądry
wychowawca, znając ten etap, będzie mu pomocny w poznawaniu samego siebie i
zdobywaniu prawdziwej wolności.
Okres dorastania jest również wyzwaniem do wychodzenia z postawy
egoizmu i kształtowania postawy społecznej. Nie należy się dziwić egoizmowi
nastolatków - jest to normalne w tym czasie. Jako wychowawcy możemy i musimy
podejmować trud, aby uczeń "chciał" podjąć to wyzwanie i pomóc mu w jego realizacji.
Temu właśnie ma służyć nasz niestrudzenie podejmowany dialog w miłości.
Słuchać drugiego człowieka, to sztuka. Jeszcze większą sztuką jest
umiejętność słuchania nastolatka, a przecież nie ma dialogu bez słuchania.
On chce być słuchany, ale jak? Kiedy jest szansa, że młody człowiek powie naprawdę to, co jest jego problemem? Wtedy, kiedy wie, że może zaufać. Na początku
będzie badał. Opowie problem koleżanki, czy kolegi i zaobserwuje naszą reakcję. Od
niej zależy, czy następnym razem powie nam już o sobie. Dlatego nie należy od razu
reagować - negować, osądzać, potępiać. Czasem warto wysłuchać bez komentarza
okazując, że rozumiemy tę osobę, że sytuacja jest trudna i może znajdzie się sposób,
aby w niej pomóc. Dać możliwość twórczego mówienia młodemu rozmówcy - to
nasze zadanie wychowawcze.
Błędem jest wyprzedzanie jego toku myślenia: "wiem, co chcesz powiedzieć".
Jeżeli uczynimy coś podobnego, rozmowa się skończy, nastąpi zmiana tematu albo
przekaz nie będzie szczery. Nastolatek chce mieć pewność, że go słuchamy. Chce,
aby na niego patrzeć, ale bez przesady, nie jak śledczy. Pomocne tu będzie
parafrazowanie, odzwierciedlanie jego uczuć, podążanie za jego myślą. Przede
wszystkim trzeba mu poświęcić czas specjalnie, skupić uwagę na tym, co mówi i
akceptować go jako osobę, jako człowieka, bez względu na to, czy mówi słusznie czy
nie, czy mówi nam o rzeczy dobrej czy złej. Akceptuję człowieka - to nie oznacza, że
muszę akceptować niepoprawną postawę, o której np. próbuje mi powiedzieć.
Ciekawe dla mnie było odkrycie, że bardzo ważne jest, aby dziękować
dziecku, nastolatkowi za spełnienie obowiązku, za coś, co jest normalne, co nie jest
wyróżnieniem. Jest to dlatego ważne, że zwykle negujemy, czyli uwypuklamy zło,
które każdemu się zdarza, nam również, a pomijamy dobro, którego z pewnością jest
więcej. Jeżeli dziecko wzrasta w takiej atmosferze negacji w domu i w szkole, nie
potrafi iść pod prąd czyniąc dobro, bo w jego przekonaniu i tak nikt tego dobra nie
zauważy.
Podczas jednego z kursów, który dotyczył rozwoju nastolatka, zwróciłam uwagę
na to, aby nie moralizować. Często nawet nie wiemy, że moralizujemy. Trzeba pokory,
aby pozwolić sobie to powiedzieć. Tu właśnie jest miejsce na refleksję. Zamiast samemu komentować całe zdarzenie, może lepiej pójść razem z uczniem w kierunku
refleksji, aby sam odkrył konsekwencję swojego czynu, a w przypadku, kiedy staje
przed jakimś wyborem, aby sam doszedł do decyzji przewidując jej skutki.
Rozważając nasze powinności wobec ucznia i sposoby naszego postępowania
wobec niego, łatwo dochodzimy do osobistej refleksji, że nasi uczniowie, przynajmniej
w jakiejś części, mniejszej czy większej, nie mają tego w rodzinie. Brakuje dla nich
czasu, uwagi, nie są traktowani - tak, jak na tym etapie rozwoju tego potrzebują. Zdaję
sobie sprawę, że wychowujemy dzieci, które nie rozmawiają z rodzicami i najczęściej
wzrastają w atmosferze negacji, zakazów i nakazów bez refleksji, do czego one służą.
Nie możemy zatem liczyć jedynie na własne siły. Jedynym, który potrafi wyprostować
to, co skrzywione jest Jezus Chrystus.
Konsekwencją braku dialogu z młodym człowiekiem w rodzinie jest wchodzenie w destrukcyjne subkultury, narkomanię i inne nałogi. Jedynie miłość, w której
zawarta jest zarówno kochająca swoboda, jak i kochająca kontrola, zabezpiecza
młodzież i dzieci przed niebezpieczeństwem sięgania po narkotyki i tonięciem w
subkulturach młodzieżowych.
Często zastanawiam się nad pytaniami: Czy jako wychowawcy kształtujemy w
dorastającym człowieku zdrowe poczucie jego wartości, wolności w uczuciach, wolności w wyborze dobra? Czy poprzez nagany, sarkastyczne uwagi, złośliwe
komentarze, nie niszczymy w młodym człowieku poczucia, że jest on coś wart, że
jego życie jest potrzebne, że wszystko, co czyni ma sens? Wiem, że podjęcie dialogu
z wychowankiem, nastolatkiem jest bardzo trudne. Często dani nam są młodzi ludzie,
którzy przyszli do gimnazjum lub szkoły średniej z bagażem niekorzystnych
doświadczeń. Jednak zawsze warto spróbować "bombardować miłością"
przychodzących do nas uczniów, aby dzięki temu otworzyć drzwi dla wzajemnych
rozmów, zaufania, szczerości, a tym samym do nadziei na pomoc tym, którzy już
zatracili granice miedzy dobrem a złem i są zagrożeniem dla samych siebie i dla
innych?
Każdy z nas jako nauczyciel jest - powinien być - liderem. Naszym zadaniem
jest przewodzenie i towarzyszenie młodemu człowiekowi w poszukiwaniu prawdy i
prawdziwej wolności. Zarówno błędem jest zbytnia surowość i styl rygoru, jak i zbytnia
pobłażliwość i poprzestawanie na "kumpelstwie". W jednym i drugim przypadku nie
będziemy autorytetem dla młodego człowieka. Zasada złotego środka jest aktualna w
każdej dziedzinie życia. Wracamy tu do miłującej swobody i miłującej kontroli.
Kochać i stawiać granice. Wymagać i dopuszczać margines dla zwykłych ludzkich
słabości. Oto styl, który proponuje nam Jezus Chrystus.
Zanim spotkamy się z dzieckiem, z jego rodzicami, zanim rozpoczniemy dialog,
podejmiemy konsekwencje – może warto chwilę pomodlić się w tej intencji?.
Podobno więcej można "powiedzieć" bez słów. Uczeń rozpoznaje nas po
gestach. Np. ramiona złożone przed sobą świadczą o tym, że boimy się uczniów, odcinamy się od nich. Otwarta postawa, to ręce splecione z tyłu lub luźno opuszczone
wzdłuż ciała. Dużo znaczy nasz wyraz twarzy - można w nim wyczytać zalęknienie,
niepewność czy wręcz niechęć. Jak często bezlitośni są młodzi, kiedy rozszyfrują "słabość" nauczyciela. Może być dla nich bardzo miły, ale jeżeli nie jest od nich
"silniejszy", jeśli ich się boi, jest niepewny swojej pozycji itp. - klasa potrafi go zniszczyć psychicznie. Co zatem?
Trzeba nam poznawać samych siebie. To najpierw siebie mam kształtować w
prawdziwej wolności, również od kompleksów, abyśmy mogli być przewodnikami nastolatków. Najpierw ja muszę wyzbyć się lęków i wewnętrznych blokad, by zaskoczyć
młodych swoją otwartością i męstwem. Najpierw ja muszę zaakceptować i pokochać
siebie, abym była zdolna akceptować i kochać moich wychowanków. Wtedy mój przekaz niewerbalny będzie przynosił pozytywne efekty wychowawcze. Moja otwartość i
kontrolująca miłość, wolność wewnętrzna, postawa etyczna i wiarygodne świadectwo
życia - moja osobowość jako wychowawcy jest kamieniem węgielnym dialogu z
młodym człowiekiem.