1 W CZWÓRCE JAK W SOPLICOWIE POEMA DLA DOROSŁYCH I

Transkrypt

1 W CZWÓRCE JAK W SOPLICOWIE POEMA DLA DOROSŁYCH I
W CZWÓRCE JAK W SOPLICOWIE
POEMA DLA DOROSŁYCH I WTAJEMNICZONYCH
Historia z lat 2005 -2009
we dwunastu księgach wierszem
opracowana przy wydatnej pomocy Wieszcza Mickiewicza
KSIĘGA PIERWSZA - GOSPODARSTWO
Czwórko, szkoło moja, ty jesteś jak... balsam po opalaniu
Jak doceniać cię trzeba ten tylko się dowie...
kto wszystkie chełmskie szkoły odwiedził,
wypadł i przepadłby niechybnie, gdyby nie ty!
Nadszedł czas ... bym opisała krasę i urodę
Twoich korytarzy, twoje grono młode ... i starszawe
Twoje sale gier i zabaw (siłowniami zwane),
Twoje wielkie boisko trawą wyściełane
A na nim chwasty, mlecze, ziółka szarobure,
I odchody piesków i kotków pazury
Przetykane wszystko żużlową ścieżyną,
wysypaną kiepami i zeschłą bułczyną.
Na wzgórzu przy kościele zacnych franciszkanów
Stoi stare gmaszysko wśród białych parkanów
Na dziedzińcu zachodnim powozów bez liku
Wychodzą z nich belfrowie i wielu młodzików.
Mgła wisiała nad ziemią, jak strzecha ze słomy,
Prześwituje przez nią jeden promyk nieświadomy
Niczego, a już długie kroki w odźwierza szerokie
Kieruje ważna pani raźnym idąc krokiem.
To dyrektor naczelna, ledwie z łoża wstanie,
Już pędzi w stronę ALMA MATER, by nauczanie
Tajemnic chemii w ciemne głowy wkładać,
By zarządzać, ponaglać, głaskać i wymagać.
To potęga kobieta, to głos dzwonu zgoła
Mars na twarzy, zaduma, rzadko jest wesoła.
W delikatnej damskiej rączce całe zarządzanie
Histeryczki, humanistki, mafia od sprzątania.
1
Tuż za nią bryką dużą o kolorze śliwy
Nadjeżdża raźny człowiek, sprężysty, nobliwy.
Zarządzanie czas podjąć, nauki w tej mierze,
Wspomóc dyrektorkę, zasiąść na katedrze.
Powypełniać kwity, wezwać na dywanik,
Przepytywać uczniów i zadbać o wynik ... sprawdzianów
Postawić ze dwie piątki, czwórkę jedną może
Obdzielić młódź dwójami, pałami nieboże.
Spoko człowiek, kultura, w garniturku stale
Konkretny, bez przytyków, a swoje wspaniale...
wykonuje czynności. Uczniowie go cenią i szanują
nie muszą bać się - dobrze myślą, rozumują.
Nic to jeszcze groźnego, bo oto nadchodzi
Postrach całej młodzieży, niby bocian brodzi.
Choć piękna i wiotka, smukła i zadbana
To z nią nie przelewki, goni nas od rana
Do równań i kwadratów, funkcji, wielomianów
Nas, których czasem równać można do bałwanów
Nie to, że tak wysoko wznoszą się nad morze,
Ale że gruby kożuch nie dopuszcza może
Do głów przepełnionych fiołkami, zabawą
Miłością, radością, głupotą pustawą
Zbyt zawiłej algebry, logarytmów wielu
Tak że młodzi kochana – zapomnij o weselu.
Za nią bieży galopem swawolna młodzieży,
W bramy szkoły wpada i okupuje szatnię wrzeszcząca gromada.
Z obrazu biała pani tęsknie w dal spogląda,
Wydaje się – bada, może czegoś żąda...?
Zamiana obuwia, z łaciny tak zwane „identyfikatory”
Dyndają przy bluzach niczym kutas spory.
Kaptury zdobią głowy, brzuchy wabią mężów
Hol przy szatni jak siedlisko okrutników wężów.
Po schodkach biegną młodzi, posuwają starzy
Groźnym okien zerka patron na kucharzy.
Kazimierz Andrzej Jaworski – poeta - Chełmianin
Splatał ongi słowa - Polak, nie Rosjanin.
2
KSIĘGA DRUGA – ZAMEK
Barokowe kościoły Chełmskie Kresy mają,
Zamków jak na lekarstwo, ale władze dbają
O atrakcje wesołe dla swoich mieszkańców,
Obok szkoły urządziły deptak dla wybrańców.
Nad Chełmem słońce wzeszło, i już padło
Na blaszane dachy, i przez okiennice do klas się zakradło.
Rozpływały się złote, migające pręgi
Przez szpary w oknach, jak z warkocza wstęgi.
Jak tu uczyć się, myśleć, jak tu odpowiadać
Kiedy wabi deptaczek, jak tu w ławkach siadać?
Nagle zadźwięczał dzwonek wzywając do pracy
Młódź zajęła miejsca jak belfer wyznaczył.
Cóż za dobry człowiek, ten na życiu zna się
Miast stać nad głowami, krzątać się po klasie
Dyskretnie po cichutku idzie na zaplecze
Hulaj dusza, z zasady niech woda pociecze.
To kartkówka dopiero, róbmy co kto może
- Jasiu, daj ściągawkę... - Drogi profesorze
Podlejemy kwiatki, dwójki dostaniemy
Nic się nie martw, ostrą bronią nikogo nie dźgniemy.
W ręku drut żelazny – wskaźnik dyscypliny
W 15-tce nie przelewki, trochę się boimy.
Ale już w sukurs przyszedł wybawienia dzwonek
Wypadamy wolni jak ptaszek skowronek.
Po długim korytarzu cicho i bezgłośnie
Sunie brat profesora, choć różny żałośnie,
Muszą się lubić dwaj panowie z czwórki
Co im po głowach chodzi? pewnie nie nieszpórki.
W torbie dźwiga panienkę – dmuchać ją będziemy
Och, szczęśliwi jesteśmy, zaraz spróbujemy.
Są różne metody ratowania ciała.
Metoda usta – usta najbardziej nam się spodobała.
Nam strzelać nie kazano, kochajmy się może
Na korytarzu tłoczno od par ... o tej porze
Wyznają sobie miłość wieczną, uścisków bez granic,
Kiedy idzie dyżurny nie widzą nic a nic.
3
KSIĘGA III - UMIZGI
Na przerwie do woli ujrzysz pępków odsłoniętych,
Istny pokaz mody, i nie ma tu świętych.
Młódź męska w gatkach, kosmate kolana,
A dziewczęta makijaż poprawiają z rana.
Śród łysych pał sterczały główki z czubem,
Czuprynki gładkie, żelowane i z warkoczem grubym.
Nad gęstwą różnobarwnych włosów i badyli
Kołysał się ochroniarz, który w każdej chwili
Gotów był interwencję przeprowadzić zgoła,
Ale mu nie pozwala na to młódź wesoła,
Po szkole chodzi w ciapkach, w napisem na szyi,
Nie rzuca papierkami i często się myje.
Roztacza się więc wokół zapachów bez liku
I kusi skołowanych bladych zalotników,
Co jak raz pokochają, zaprzestać nie mogą
Tak zaloty, umizgi, długą chodzą drogą.
Zajęta na dyżurze, przecież obracała głowę
Nauczycielka, która życia już połowę
Strawiła na zawiłościach dydaktyki wszelkich,
Rozwiązywaniu problemów absencji i wielkich
Niepowodzeń uczniowskich, wszystkim się zdawało,
Że to patron wstał z martwych, a to było ciało... pedagogiczne.
W binoklach, i z dziennikiem, z księgami pod pachą,
Do 16-tki wchodzi, ze strasznie srogą machą,
Która znika za drzwiami z twarzy jej gwałtownie
i śmieje się nieboga, lecz cóż to, raptownie
Pytać zaczyna, potem odpowiadać, każe stać i rozmyślać
Potem każe siadać.
4
KSIĘGA IV – DYPLOMATYKA I ŁOWY
I znowu nas ratuje szkolny wybawiciel
Dźwiękiem zgrzytliwym woła wolności głosiciel
Na korytarze, hole, po kątach, na łowy,
Migiem wyrzucamy mądrości szkolne z głowy.
Bo cóż, że tam szekspirowska mowa,
Na następnej lekcji będzie nas połowa.
Bo cóż, że na maturze „To be or not to be”
Kiedy na deptaczku dziewczyn pełno w mini.
Do internackiej sali wpada młodzi wiele
W drzwiach się przepychają niczym na wesele.
Wchodzi za nimi grzecznie i wyrozumiale
Angielka - nauczycielka, która nie ma wcale
Problemów wychowawczych, bo rozumie młodych
Zna ich dolegliwości oraz niewygody
Dojazdów i objazdów, usprawiedliwianych
Spóźnień na lekcje śpiochów niewyspanych.
Ta wie i rozumie, niemieckim też włada,
Podziwia ją więc bardzo wrzeszcząca gromada.
Tym bardziej, że i zerknąć można do kajetu
Gdy sorka mruży oczy – tylko gdzie to? Gdzie to?
Gdyby mało nam było jednego obcego
Może do wyboru trochę germańskiego.
Tu jest terror i krzyki, i strachu bez miary
Znowu nie umiemy, to pewnie przez czary.
Wyławia nieszczęśników wprost do odpowiedzi,
A sama jest jak sędzia co za biurkiem siedzi
Wymaga tak, że prawie brzuchy bolą żaków
Na lekcji i na przewie poszukują krzaków
By skryć się w ich gęstwinie i nie odpowiadać
I nie dać się złowić, i głupot nie gadać.
Was is das? Dyplomaci-mądrale uciekli na przerwie,
Nic to nie pomoże, już ona ich dorwie.
5
KSIĘGA V – KŁÓTNIA
Hasło końca semestru. Pora rzucić koła
Ratunkowe – są takie, tylko kto tu zdoła
Pochwycić je, dziarsko, silnie, chwacko
Kto zdoła się wybronić i z tarczą hajdamacko
Powrócić na rodziny łono, a tymczasem...
Co to się dzieje z moją duszą zagubioną?
Grozi mi pała z praktyk, z zarządzania może,
Pójdę ja na religię to mi Bóg pomoże.
Na pielgrzymce byłam, technę zaliczyłam,
Na w-f-y chodzę, praktyki jakoś zbyłam.
W czasie przerw bosko hasam z chłopakami
Cóż ja biedna zrobię z moimi pałami?
Dam ci dobrą radę – walcz o swoje stopnie
Może poproś, albo zalicz, albo siedź roztropnie
W ostatniej ławce rzędu trzeciego. Ostatecznie
módl się – pozytywne stopnie w ręku wszechmocnego.
Dobrze jest czasem błysnąć i nie tylko brzuchem
Nie kolczykiem w języku, czy przekłutym uchem.
Błysnąć wiedzą miła, na sprawdzianie może
Z technologii gastronomicznej w pracowni – komorze.
Któż zmierza raźnym krokiem? Niezadowolona...
Kręci nosem, podnosi znienacka ramiona
Nieczuła na nasze prośby, obojętnie prycha
Oczy chowa za szkłami, o psie napomyka.
Stara się sorka , byśmy trochę jej się bali,
Czy to prawda, czy fałsz, prosto w oczy wali.
Mylą jej się fakty, szantażuje młodych
I wykorzystuje ich chętnie dla swojej wygody.
Ustawiamy stoły, i dekorujemy, kładziemy widelce
Tak praktykujemy.
Czy takich dekoracji my jesteśmy godni?
Wciąż się zastanawiamy i chodzimy głodni.
6
KSIĘGA VI – ZAŚCIANEK
Gdy Jurek po raz pierwszy ujrzał szkołę z rana,
Nie wierzył że to będzie jego buda ukochana.
Front wydał się dwakroć wyższy, bo sterczący
Był, nad mgłą poranną dach z w słońcu gorący.
Niższe piętra zalegała młodzi chmara liczna
Przedostać się między nią – a była to szkoła publiczna
- nie było łatwo. Jurek zmagał się więc z butną dziatwą
I trafić do sekretariatu też nie było łatwo.
Drżący i przestraszony niósł papierów worek
A ogłoszenie wyników miało być we wtorek.
Nie wiedział, czy go przyjmą na kelnera może,
A może łącznościowcem zostanie niebożę.
Technologię gastronomiczną wskazano Jurkowi
I teraz nasz artysta nad nią właśnie się głowi.
W pracowni, jak w zaścianku tłoczono się licznie
A było tu, co prawda, całkiem dobrze, ślicznie.
Słodka wychowawczyni bywała wkurzona
Kiedy uciekaliśmy, wznosiła ramiona
Pamiętam, jak grożąc palcem srogie miny stroi
Ale w czwartej klasie nikt się już nie boi.
Jurek mydlił jak umiał oczy wychowawczyni,
Migał się, i wykręcał, co po dziś dzień czyni.
A w związku z tym ma chłopak jedynek bez liku
Mówią o nim artysta, a tych nieszczęśników
W naszej szkole lubimy, pieścimy, tulimy
A w związku z tym po dwakroć wszystkich tu uczymy.
Dwa lata w pierwszej, dwa w drugiej
- to cztery. I biedny nasz delikwent idzie do cholery.
7
KSIĘGA VII – RADA
Siedem ostatnich oddziałów kończyć ma nauki
W tym roku szkolnym, czas policzyć sztuki.
Kto wyfrunie, a kogo pozostawić trzeba.
Artyści znowu z nami, a droga do nieba
Otwarta dla tych, którzy zdobywali wiedzę.
Rada pedagogiczna za drzwiami. Jak przez miedzę
Przy długim stole siedzą pedagodzy
I wydają się zatroskani, a ponadto srodzy.
Ciało pedagogiczne radzi: kogo cenzurować
Komu za zachowanie obniżać, a kogo dotować:
Zdolnych, pracowitych stypendiami może,
A może wychowawca jakoś im pomoże.
Inaczej niż na lekcji, siedzą jak na grzędzie
I sami już nie wiedzą co to dalej będzie.
Znów młodzi uciekają, nie usprawiedliwiają,
Nie uczą się, nie słuchają, a maturę zdają!
Nic rada, cóż takiego, styczeń mamy przecież
Ważna jest studniówka, sami o tym wiecie.
Poloneza czas zacząć ... Prowadząca rusza
I czegoś jej braknie, zdaje się... kontusza.
Elegancka, prosta, w pierwszą parę prosi
Grzecznie się uśmiecha, może to do Zosi?
Ćwiczymy figury, prawie piruety,
Sorka zaś niezadowolona ciągle jest niestety.
Na lekcji w pracowni „czas minął młodzieży”,
A jeśli jest wszystko jako się należy
To złota kobieta, dobrze nas rozumie,
Ściga za komórki, masz umieć! i umieć!
Każda lekcja - kartkówka, pracujecie młodzi!,
Jak ci nie pasuje to „za drzwi!” wychodzisz.
Tak mijał dzień za dniem krótki bo styczniowy
Po świętach, wiemy - pierwszy semestr z głowy!
8
KSIĘGA VIII – ZAJAZD – HAJŻE NA STUDNIÓWKĘ
Po świętach i po feriach w pewną noc zimową
W domu weselnym „Za Borkiem” tłoczno, kolorowo...
Wjeżdżały na dziedziniec wypasione fury
Wysiadały pary – krawaty, ciemne garnitury,
Bosko wyczesane młode damy w gorsetach.
Na studniówce jest młodzież, ale chyba nie ta,
Która po szkolnych korytarzach w dżinsach, dresach chodzi,
Nikt by jej nie poznał, nawet ksiądz dobrodziej.
Wyfiokowane panie, uprzejmi panowie
Dzisiaj bal, a nie nauka każdemu jest w głowie
Na przekąskę spotkanie z Mickiewiczem wieszczem
Właśnie słuchacie i oglądacie, chcecie jeszcze?
Wróćmy zatem do szkoły, bardzo ją lubimy
Tam się przecież zabójczo i pilnie uczymy.
Na niektórych lekcjach bywa też zabawnie
Wszystkie zaś prowadzą sorowie dość sprawnie.
Wymagają od nas wiedzy, posłuszeństwa,
A wszystko to razem bliskie jest szaleństwa.
Siedzieć cicho, nie gadać, mądrze odpowiadać,
Ale jak to zrobić, by nocą nie siadać
Nad angielskim, fizyką, zarządzaniem trudnym
Nad każdym przedmiotem, który jest dość nudnym.
W takim razie chętniej pobaraszkujemy,
A na lekcjach z apetytem bułkę z masłem jemy.
A słuchajcie... co wam powiem, może byście ślicznie
Malowali nam pisanki niemalże magicznie?
Może wymyślicie historyjkę smutną,
W której będzie Baba Jaga kobietą okrutną?
Inspiruje nas do pracy Czarna Lala szkolna
Zaprasza nas do tworzenia, i nie jest powolna.
Ma pomysły, dzikie harce urządza wraz z nami
I dlatego wszyscy chętnie sorki tej słuchamy.
9
KSIĘGA IX BITWA
Jesień, zima i wiosna pod szatnią rozboje,
Pchają się, przepychają, sięgają po swoje
Ubrania, które wiszą w porządku wśród haków,
Najprędzej się muszą dostać w ręce nieboraków.
Istna bitwa o kurtki, bluzy i płaszczyki,
Walczą chłopcy, dziewczęta, nie licząc się z nikim.
Aż Jola szatniarka porządek wprowadzi
I kogo potrzeba po główce pogładzi.
Od szatni mknie korytarz wprost do biblioteki
Tu cisza i spokój, ale nie ma uczniów rzeki.
Choć panie dobre książki doradzają grzecznie,
Młodych to nie interesuje, oni niekoniecznie
Czytają lektury, wolą ściągi, bryki,
Zaglądają na strony rodem z Ameryki
Gdy głowy w internecie tkwią po same uszy
Żaden dzwonek nie jest w stanie ich z czytelni ruszyć.
Krętą ścieżką, z przeszkodami, schodkami do dołu
Wiedzie droga aż do kuchni. W stołówce pospołu
Wszyscy spożywają dania smaczne, obfite, pożywne
Z rzadka, ale jednak, bywają obiady dość dziwne.
Ale zanim posiłki staną równo na stole
Utrudzeni praktykanci trochę się mozolą.
Kroimy, pieprzymy, mieszamy, tłuczemy,
Praktycznie gastronomię w kuchni studiujemy.
10
Księga X – Emigracja, Jacek - czyli spowiedź niedoszłego maturzysty
Wszak sam wiesz, Gerwazeńku, jak Stolnik zapraszał
Często mnie na biesiady (do Brzeźna), zdrowie moje wznaszał.
Krzyczał nieraz, do góry podniósłszy szklenicę,
Że nie miał przyjaciela nad naszą Soplicę.
Obfite strumienie piwka płynęły z kranów
Otwarte kegi niczym wieka fortepianów
Zachęcająco wabiły, zapomnienie niosąc
O szkole, o klasówkach, zakuwaniu nocą.
A potem zrezygnować przyszło z egzaminów
Bo jakoś nie dotrzymałem zaliczeń terminów
Z rzadka na lekcjach bywałem, rano dobrze spałem
A efekt jest taki, że szkołę... przedymałem.
I ja w drogę wyruszyłem, plecak spakowałem
Własną dumę do kieszeni głęboko schowałem.
Ja, zawadiaka, słynny w czwórce całej
W Anglii na zmywaku dzielnie się trzymałem
Kark nisko zginając przed okrutnym Turkiem,
W ukryciu łzy ocierałem lejące się ciurkiem.
Myślałem – za późno, myślałem – niestety
Był czas na nauki, a wolałem fety.
11
Księga XI Rok 1812 – vel 2009
O roku ów! Kto ciebie przeżyć zdoła w kraju!
Kto zda maturę w kwietniu ustną, potem w maju
Pisemną. Ten będzie miał za sobą troski i kłopoty
Temu w głowie mogą zostać już zaloty.
Ten stanie w szereg studentów i żaków
Bądź emigrował będzie do grona rodaków
W Londynie, czy Dublinie, Italię odwiedzi
Nie po to by podziwiać, czy w teatrze siedzieć
Pojedzie by pracować – ciężko i z ochotą,
A potem aby euro pozamieniać na walutę złotą
Naszą, polską, krajową, samochody kupić,
Wydać się, ożenić, i byle nie zgłupieć.
Księga XII – Kochajmy się!
Obserwacje uczniów w księgi zamieściłam
A pisząc je długo, sporo się trudziłam.
Nawiążę tu jeszcze do porzekadła znanego
„Co cię nie zabije, to cię wzmocni kolego!”
Więc nawet jeżeli matury nie zdamy (niemożliwe)
To po jakimś czasie znowu się spotkamy.
Bo prób podejmować możemy do pięciu
A jak zreformują – kto wie? może do dziesięciu.
Słowa dziękczynienia aż do nieba wznoszę
I wszystkich słuchaczy o cierpliwość proszę.
Gdyby nie Mickiewicz, gorzej bym pisała,
Bez jego pomocy pałę od was bym dostała.
Ja w tej szkole byłam, miód i wino piłam,
Com widziała i słyszała, w księgi zamieściłam.
Licząc na waszą przychylność i wyrozumiałość
Takimi słowami kończę ksiąg tych całość.
12

Podobne dokumenty