Biografia w listach
Transkrypt
Biografia w listach
Radosław Romaniuk Biografia w listach Na paradoks zakrawa fakt, że rozpoczynając lekturę Korespondencji Aleksandra Wata, dwóch tomów (razem blisko tysiąc trzysta stron), zwraca się najpierw uwagę na to, czego w niej nie ma. Nie zachowały się niemal bez wyjątku listy pisarza sprzed wojny: nie ma żadnego korespondencyjnego śladu okresu futurystycznego ani okresu redagowania lewicowego pisma „Miesięcznik Literacki”, na palcach policzyć można zachowane listy z czasu, gdy Wat pracował jako redaktor w firmie wydawniczej Gebethner i Wolff. Pierwszy raz na dobrą sprawę słyszymy jego głos w Związku Radzieckim, w 1942 roku, gdy uwolniony ze stalinowskich więzień poszukuje zesłanej rodziny. Symboliczne „drugie narodziny” są więc niemalże początkiem zachowanej korespondencji pisarza i brak ten mówi wiele o losach Wata, kręgu jego korespondentów i ich archiwów. Kolejny „brak” nie jest już wynikiem dramatu „Historii”, lecz efektem skomplikowanej historii tej edycji. Pierwsze kroki związane z jej przygotowaniem Alina Kowalczykowa podjęła już w kilka miesięcy po śmierci poety, pomagając (zimą 1968 roku) w porządkowaniu jego archiwum. Mamy więc do czynienia z dziełem, którego zarysy kształtowały się niemal czterdzieści lat. Dzięki temu opracowanie to zawiera cenne objaśniające uwagi Pauliny (Oli) Watowej, ale także paradoksalnie - naznaczone jest ułomnością książek przygotowywanych bez dystansu historycznego. Opracowując Korespondencję edytorka zdawała sobie sprawę z jej niekompletnego charakteru. Ideał „całości” nigdy nie ma szans realizacji w domenie kompletowania rozproszonych listów, a czterdzieści lat, kiedy „warzyły się” te książki, z pewnością zbliżyło je do tego ideału. Co innego jednak niekompletność wynikająca z tego, że listów nie ma lub najprawdopodobniej nie ma, co innego selekcja przeprowadzona przez nadawców i adresatów. A w przypadku Korespondencji Aleksandra Wata mamy do czynienia z brakami z obu przyczyn. Jerzy Giedroyc, Gustaw Herling-Grudziński, Czesław Miłosz - najważniejsi bohaterowie korespondencyjnego dialogu - w swoim czasie zastrzegli wybór publikowanych listów. I dziś, mimo iż powody tych decyzji straciły prawdopodobnie swój gatunkowy ciężar, prywatne zbiory zmieniły się w archiwa otwarte dla historyków literatury, a prywatne listy stały się bezsprzecznie dokumentem życia literackiego (tylko i aż dokumentem), edytorka powzięte ograniczenia akceptuje i wypełnia. Tak pojmowana solidność z pewnością szkodzi wydaniu, odkrywa i jednocześnie zakrywa źródła. Każe zastanowić się również nad kodeksem dobrych obyczajów edytora. Wypełnianie jego podstawowych niepisanych nakazów, takich jak dotrzymywanie danego słowa, niekiedy dzieje się kosztem spraw, które bynajmniej nieważne nie są - tak chyba być musi. Co innego jednak niewymuszone dodatkowymi okolicznościami dokonywanie skrótów, mnożenie „fragmentów opuszczonych przy druku”, kiedyś objaw dyskrecji, delikatności i „kultury” edytora, dziś - powtórzę, że chodzi o dokumenty - postawa szkodliwa i absolutnie archaiczna, a biorąc pod uwagę prawdopodobieństwo późniejszych rozszerzonych wydań, trudna, najprawdopodobniej niemożliwa do naprawienia. 1 Tyle o tym, czego nie ma. Dwa tomy Korespondencji zawierają zbiór listów poety do 68 adresatów (tom pierwszy) oraz ich odpowiedzi (umieszczone w drugim tomie). Największe partie korespondencji tworzą autonomiczne części, są to listy do: Marii i Józefa Czapskich (37 listów Wata, 18 odpowiedzi Czapskich), Jerzego Giedroycia (64 listy, 10 odpowiedzi), Pawła Hertza (25 listów, niestety brak odpowiedzi), Jarosława Iwaszkiewicza (18 listów, 10 odpowiedzi), Czesława Miłosza (17 listów, tyle samo odpowiedzi) oraz do osób z najbliższej rodziny: siostry Wata, aktorki Seweryny Broniszówny (13 listów, 5 odpowiedzi), żony Oli Watowej (61 listów, 9 odpowiedzi) i syna Andrzeja Wata (49 listów, 1 opublikowana odpowiedź). Prócz nich Korespondencja zawiera niezwykle interesujące mniejsze partie lub pojedyncze listy, wśród nich wyróżnić trzeba listy skierowane do Katarzyny Steinberg, Konstantego A. Jeleńskiego, Jana Lebensteina, Gleba Struvego, Stanisława Vincenza, Józefa Wittlina. Tak obszerną epistolografię zawdzięczamy szczególnej sytuacji Wata. Pisarz, o którym myślano, że wszystko co najważniejsze dokonał we wczesnej młodości, ważna postać warszawskiego środowiska literackiego Dwudziestolecia i drugiej połowy lat czterdziestych, potem hermetyczny „poeta poetów”, był zawsze „osobowością” i „postacią” w większym stopniu niż autorem „dzieła”. Przyciągał jako fascynujący rozmówca, którego wnikliwość, wiedza oraz inteligencja w niepowtarzalny sposób połączyły się z tragicznym wojennym więziennym doświadczeniem. Rodzajem dalszego ciągu tego doświadczenia była nieuleczalna choroba bólowa, która ujawniła się w 1953 roku, nie bez wpływu ówczesnej sytuacji politycznej i literackiej. Dramat ten podporządkował biografię i twórczość Wata ucieczkom od bólu. Chory spędzał większość czasu poza krajem, w klimacie łagodniejszym dla jego dolegliwości, zachowując status pisarza krajowego. Z krajem zerwać nie chciał, choć miał wszystkie dane, by utożsamiać się ze środowiskiem emigracji. Gdy, wcześniej współpracując już pod pseudonimem z Jerzym Giedroyciem, wątłą i czysto formalną więź z krajem zerwał, traktował rzecz jak dalszy ciąg swych dramatycznych zmagań z historią. Wynikająca stąd gorycz zwracała się przeciw reprezentantom emigracji, którzy traktowali swą sytuację jak naturalną. „Was wszystkich los odciął - pisał w liście do Józefa Wittlina w 1963 roku ale samemu <własnymi rękami> odciąć się od kraju, od swoich przyjaciół, czytelników, domu - to bardzo niełatwo, i skutki tego <psychosomatyczne> dotąd odczuwam”. Jego kompleks niewykorzystania swych możliwości również w chwilach goryczy obracał się przeciw prominentnym przedstawicielom środowiska. Na emigracji nie mógł znaleźć wydawcy, który zaakceptowałby fakt, że czuł się przede wszystkim poetą i którego uwaga zmobilizowałaby go do pracy nad najważniejszych poetyckim dziełem. Z Jerzym Giedroyciem skłóciła go sugestia redaktora, że wierszy jego „wolałby nie drukować”, złagodzona zastrzeżeniem, że „nie zna się na poezji”. (Trudno stwierdzić, czy większą złość wywołało pierwsze, czy drugie). „[...] Widział we mnie wyłącznie instrument polityczny, do jego politycznej gry tylko przydatny - stwierdza. „Jesteśmy wciśnięci pomiędzy obie <Kultury> [...]” - skarży się w liście do Czesława Miłosza, próbując oddać sytuację twórcy uzależnionego od przeciwstawnych politycznych obozów, skazanego na współpracę, którą odczuwa jako mniejsze zło. W przymusowym oddaleniu i odosobnieniu, które z czasem zyskiwało walor wyboru, korespondencja stawała się mimo wszystko skutecznym łącznikiem z kilkoma bliskimi duchowo czytelnikami-artystami. Stąd powracająca w niej 2 kilkakrotnie prośba o opiniowanie nowo napisanych wierszy, przypominająca o naturalnym pragnieniu akceptacji pisarza, który na emigracji nie opublikował żadnej książki. W relacjach autora Wierszy śródziemnomorskich z lepiej lub gorzej zaaklimatyzowanymi w emigracyjnej sytuacji korespondentami nie trudno było o nieporozumienia i zgrzyty. Wat, najpierw utrzymujący dwuznaczną sytuację krajowego pisarza na długotrwałej przepustce, później rozczarowany wobec emigracyjnego braku perspektyw materialnych i twórczych, nie był łatwym partnerem ani w przyjaźni, ani we współpracy. Dręczyła go świadomość, że „na głębokiej wodzie, bez umiejętności pływania”, wiele (a może wszystko) zawdzięcza innym ludziom. Świadom swej wartości i niezrealizowanych możliwości, pomoc przyjaciół starał się przyjmować jak obowiązek wobec kultury, szczególnie wyczulony na imaginowane poczucie wyższości i oczekiwanie wdzięczności ze strony „dobroczyńców”. Stąd im bliższa relacja, im więcej danej osobie zawdzięcza w sensie praktycznym i duchowym, tym bardziej staje się wobec niej krytyczny i przeczulony. Mówią o tym zwłaszcza nie wysłane lisy, których jest w edycji parę, pisane z nastawieniem wyjaśnienia poglądu na daną międzyludzką sytuację lub z zamiarem kategorycznego zerwania. Czytając je warto mieć w pamięci zdania Oli Watowej, która w ich wspólnej biografii Wszystko, co najważniejsze... mówiła: „Aleksander miał nerwy pod skórą. Ta jego nadwrażliwość wyrażała się także w stosunkach z ludźmi. I - nieraz - kiedy poczuł się dotknięty czy zraniony, tłumaczyłam mu, że nie ma racji albo że jest niesprawiedliwy. Na co kiedyś, kiedy już było mu bardzo źle, powiedział: <Ja chcę był niesprawiedliwy>. Uważał, że należy mu się forma ulgowej taryfy. A kiedy nie godziłam się z nim, mówił: <Ja wiem, ale musisz mi na to pozwolić>”. Dramat biograficzny poety bardzo często przemienia jego listy w diarystyczne relacje z wahań samopoczucia. Raz nadawca snuje euforyczne plany, w których głównym elementem staje się zakrojone na szeroką skalę „dzieło” - Konstanty A. Jeleński pisał, iż musiałoby ono wypełniać model „wszystko o wszystkim”, by zadowolić surowego autora. Innym razem próbuje dzielić się swym doświadczeniem bólu, z góry wpisując w tę próbę porażkę, bo adresat odczytuje w tym, co jest dla niego tkanką życia, jedynie spiętrzenie metafor. Poddając analizie „wymiary” bólu, w poszukiwaniu jego celowości pisarz sięga po uzasadnienia metafizyczne, widząc w chorobie efekt przekleństwa rzuconego przez Boga. Bardzo ważnymi zdaniami autokomentarza, które mogą wiele wnieść do zrozumienia jego poetyckiej twórczości, są akapity listu do Katarzyny Steinberg, w którym pisze o swoim pojmowaniu Ewangelii - z nierozwiązanym dramatem Golgoty w centrum. Nad listami Wata ciąży atmosfera fatum. Drugi już w edycji list przynosi zdanie o hotelu w Genui, w którym „wszystko namawia do samobójstwa”. Listy były formą ostatniego pożegnania z najbliższymi, listownie poeta prosił przyjaciół i wpływowych znajomych o opiekę nad żoną i synem. Czytając te fragmenty Korespondencji, nie przeznaczone w żadnym razie dla oczu czytelników, wypada zastanowić się nad swoistym „zwycięstwem za grobem” Aleksandra Wata, dzięki któremu dziś możemy czytać je jak dokument-świadectwo tej przejmującej biografii i wpisywać je w całość jego dzieła. Opracowane przez Alinę Kowalczykową przypisy są doskonałą formą narracji biograficznej, rzucają światło zarówno na poprzednie trzy tomy Pism zebranych poety, jak i na historię powojennego życia literackiego w kraju i na emigracji. 3 Odnajdziemy w tych listach wielką część wewnętrznej pasji, która była odpowiedzią na fizyczne cierpienie, a która wydała jego najznakomitsze wiersze Wata, eseje, biograficzną opowieść. Obok poety „ciemnego” - cierpiącego i zmagającego się w dwójnasób z trudami emigracyjnego życia - odsłania się w nich także „inny Wat”: serdeczny, zdolny do zachwytu i dzielący się zachwytem, skory do pomocy. Kilka z listów jest obszernymi i wnikliwymi esejami, tworzonymi dla potrzeb adresatów. Marii Czapskiej radzi w sprawie antologii łagrowych wspomnień, obszernie opisując nieznane autorce mechanizmy i wewnętrzne hierarchie wśród stalinowskich więźniów (rzeczy znane mu poniekąd z doświadczenia), które układają się w spójną teoretyczną wizję. W innym miejscu obszernie relacjonuje dyskusje literackie lat 1945-1956, przywołując z pamięci szczegółowe dane bibliograficzne artykułów oraz obszernie komentując ich treść i środowiskowy rezonans. Gdyby inaczej złożyły się życiowe okoliczności i sam Wat nie czuł się przede wszystkim poetą, mógłby zrobić światową karierę jako sowietolog, ze swym fascynującym umysłem i doświadczeniem „nieludzkiej ziemi”. Owo „gdyby” staje się przekleństwem biografii Wata - w jej osobistym i twórczym wymiarze. Gdy jednak czytamy poszczególne listy, będąc świadkami jego zmagań z treścią, która to „gdyby” wypełnia, warto przypomnień sobie dukt myśli Mojego wieku, Dziennika bez samogłosek, najznakomitsze rozbłyski poezji, nawet w najbardziej hermetycznych i wielomównych wierszach - utwory, które muszą być odpłatą za tę walkę. 4