PCSTZIP0126s003 - Ziemia Piotrkowska

Transkrypt

PCSTZIP0126s003 - Ziemia Piotrkowska
Dni Przyjaźni z OMEGĄ
nasze sprawy
2 6 st ycznia 201 7 r.
PIOTRKÓW
Zespół OMEGA będzie gwiazdą Dni Przyjaźni Polsko-Węgierskiej. W Urzędzie Miasta podpisano zakontraktowano koncert legendy rockowej sceny muzycznej.
W minionym tygodniu w naszym mieście gościł Janos Kobor, lider i
wokalista węgierskiego zespołu OMEGA, który ustala ostatnie szczegóły dotyczące występu na koncercie finałowym Dni Przyjaźni Polsko-Węgierskiej w Piotrkowie Trybunalskim.
Podpisano umowę, a następnie odbyła się konferencja prasowa, na której
lider zespołu opowiadał o historii i twórczości OMEGI, znajomości polskiej sceny muzycznej oraz piotrkowskim koncercie.
Bronisław Brylski po 40 latach zdobył autograf lidera zespołu
OMEGA
Ziemia Piotrkowska
Odbędzie się on 25
marca na terenie Autogiełdy
PTAK.
OMEGA wystąpi o
godz. 19.00, a przed
gwiazdą wieczoru dla
piotrkowian zagra
Michał Szpak.
- Występ potrwa około dwóch godzin plus
ewentualne „bisy”.
Oprócz naszych największych przebojów zagramy dla
piotrkowian utwór
„Dziwny jest ten
świat” Czesława Niemena – mówił Janos
Kobar i dodał, że muzyczny spektakl dopełni laserowy pokaz.
Na koniec widzowie usłyszą motywy muzyczne łączące Polskę i Węgry,
które na niebie będą ilustrowane przez pokaz sztucznych ogni.
Występem w Piotrkowie zespół OMEGAzainauguruje jubileuszową trasę koncertową z okazji 55. rocznicy powstania zespołu.
Koncert finałowy Dni Przyjaźni dojdzie do skutku dzięki wsparciu finansowemu piotrkowskich przedsiębiorstw.
3
W trakcie konferencji prezydent Krzysztof Chojniak przybliżył także
ramowy program Dni Przyjaźni Polsko-Węgierskiej.
- Potrwają one od 20 do 26 marca. Zaplanowaliśmy m.in. targi kulinarne i
forum gospodarcze oraz pokaz kina węgierskiego. Z kolei część oficjalna
z udziałem prezydentów: Andrzeja Dudy i Janosa Adera odbędzie się 24 i
25 marca – mówił prezydent Chojniak.
Jest zapraszany na wykłady do prywatnych szkół jeździeckich w całym kraju i w warszawskiej SGGW. Udziela
wywiadów dla różnych telewizji, pism branżowych, ale i tworzy programy autorskie. „Ziemia Piotrkowska” w
rozmowie z Jerzym Ruberszem, jednym z najlepszych w Polsce znawców naturalnej szkoły jeździectwa
Zaklinacz koni
Marek Gajda: - Ukazał się ostatnio kalendarz westowy, którego jesteś współautorem. Kto i dlaczego wpadł na pomysł jego wydania?
Jerzy Rubersz: - Pomysł zrodził się w te wakacje w Western City koło
Karpacza w naszych głowach: mojej, Krzysztofa Jarczewskiego i Marka
Godziny. Pierwotnie chodziło nam o album prekursorów jazdy western
w Polsce. Jednak w trakcie rozmów doszliśmy do wniosku, że lepiej będzie to ująć w formie kalendarza. Nie chcieliśmy nawiązywać do filmu
„Siedmiu wspaniałych”, bo być może byłoby to odebrane jako prześmiewcze, więc powstał pomysł – „twarze westernu”.Ale w końcu sierpnia do Krzyśka Jarczewskiego zwrócił się Stefan Kobak, którego córka,
Maria, miała ciężki wypadek samochodowy w Strzegomiu i zapadła w
śpiączkę. Była świeżo upieczoną lekarką weterynarii oraz zawodniczką
polskiej ligi Western i Rodeo. Stefan spytał nas, czy nie zechcielibyśmy
mu pomóc. Oczywiście nie mieliśmy żadnych wątpliwości. Miesięczny
koszt leczenia w klinice oscylował w granicach 20 tys. zł. Rodziny nie było stać na taki wydatek, dlatego dochód ze sprzedaży kalendarza postanowiliśmy w całości przeznaczyć na leczenie i późniejszą rehabilitację
dziewczyny. Niestety, po ponad dwumiesięcznej walce o życie (5 listopada), Marysia zmarła. Uzgodniliśmy więc, że co roku będziemy tworzyć nową edycję kalendarza, by wspierać rehabilitację zawodników ligi
Western i Rodeo, którzy siłą rzeczy ulegają częstym wypadkom.
- Pamiętam, że ludzie w Polsce w latach 80. zachłystywali się przed
telewizorami westernem, bo był on powiewem kultury, którą kojarzono z wolnością. Później ta miłość wygasła wraz z pierwszym rozczarowaniem kapitalizmem, które przyniósł początek lat 90. Dzisiaj
moda na west powraca. Dojrzeliśmy, nie jesteśmy już tak bezkrytyczni i naiwni? Czy może tym razem to wyraz tęsknoty za wolnością
od kieratu codzienności?
- Wiesz, gdy w latach 80. przywiozłem do Bogusławic pierwsze amerykańskie siodło westowe, wielu pukało się w głowę. Być może zachwycali się „Bonanzą”, ale po prostu mentalnie jeszcze do tego nie dorośli. West
to jazda obarczona pewną plastyką i określonym sprzętem; wymagająca
perfekcyjnie ujeżdżonego, spokojnego i zrównoważonego konia. Z drugiej strony wymaga też bardzo dobrego wyszkolenia jeźdźca. Te dwa elementy, połączone w jedno, dają pożądaną jakość, która przekłada sie nie
tylko na jazdę sportową, ale również rekreacyjną, turystyczną. To przepustka do wolności. Moda na ten styl jeździectwa przyszła do nas z Europy zachodniej, aczkolwiek jej prekursorami wśród Słowian byli Czesi.
Udowodniono, że jazda konna oddziałuje na ludzką psychikę wielostronnie, bo tworzy bliski kontakt z naturą. Ludzie natomiast często potrzebują wytłumienia np. emocji zawodowych. W rajdach konnych to
STYL ŻYCIA
wszystko można odnaleźć. Są stroje westowe, wozy taborowe… i to romantyczne poczucie, jakby się było na Dzikim Zachodnie. A wszystko nierozerwalnie związane z kolorytem przyrody.
- Dla wąskiej grupy zapaleńców to niewątpliwie pasja.
Natomiast nie da się ukryć, że aby tak się bawić, trzeba
mieć kasę, co generalnie czyni z jazdy konnej raczej elitarną rozrywkę.
- Patrząc z boku – coraz mniej elitarną. Rekreacyjnie można
sobie na nią pozwolić już przy, powiedzmy, średnich dochodach. Jeśli jednak ktoś chce parać się tym zawodowo, to
faktycznie, jest to wydatek ogromny. Dobrej klasy koń
sportowy kosztuje tyle, co wóz sportowy… Nie mówiąc o
sprzęcie, paszach energetycznych, odżywkach itp. Trzeba
mieć dobrych sponsorów albo samemu być świetnie sytuowanym.
- Wiem, że o koniach mógłbyś mówić godzinami. Pamiętam program nagrywany w 2010 r. przez TVP3 dla
TV Polonia w Bogusławicach, do którego mnie zaprosiłeś. Pokłosiem naszych rozmów były artykuły m.in. w
„Koniu Polskim”. Przymierzaliśmy się też do napisania
książki... Nie będzie więc niczym odkrywczym, jeśli powiem, że to
twój sposób na życie. Do jakiego jednak stopnia to kwestia samorealizacji, do jakiego zaś funkcja wpływania też na życie innych?
- Od dziecka marzyłem o koniach i chciałem z nimi pracować. Z wykształcenia jestem historykiem. Przez wiele lat pracowałem w szkole.
Ale poza nią spełniałem swoje marzenia. Jeździłem m.in. w Akademickim Klubie Jeździeckim w Bogusławicach, co już stanowiło realizację
tych marzeń. Później jednak, gdy zostałem instruktorem, moja rola się
zmieniła. Zacząłem uczyć jeździectwa, jednocześnie samemu dużo jeżdżąc. I muszę powiedzieć, że w wielu trudnych sytuacjach jazda konna i
konie działały na mnie terapeutycznie. To są elementy, aspekty, połączone ze sobą, ponieważ trenując kogoś, realizuję także sam siebie. Pamiętasz, gdy powiedziałem ci kiedyś, że jeśli ktoś chce jeździć konno, to musi mieć dobrego trenera?
- Noo, było…
- Właśnie! Bo to wiedza nie dla wszystkich. Nikt się tego z książki nie nauczy. Tam są tylko pewne reguły, które należy opanować. Wiedza o koniach wymaga natomiast niebywale wyczulonej obserwacji tych zwierząt na wolności.
- Rzeczywiście, tarpanów ci u nas dostatek.
- Przestań ironizować. Chcę tylko powiedzieć, że jeśli trener ma wiedzę
behawioralną, to trenując zawodnika, wpływa na jego osobowość, na
sposób w jaki ten człowiek będzie myślał o koniu. Bo jeśli człowiek nie
zrozumie zwierzęcia, to nic z tego nie będzie. To duża odpowiedzialność.
Niestety, bywa, że brak empatii widzę u niektórych zawodników. Szczególnie kobiety są bardzo impulsywne i nie potrafią tych swoich emocji w
odpowiedni sposób powściągnąć lub skanalizować. A koń nie rozumie,
dlaczego dostaje klapsa.
- To prawda. Sam czasem nie rozumiem.
- A ty swoje. Rozmawiamy przecież poważnie! Z drugiej zaś strony jeździec też nie rozumie, dlaczego koń nie zrobił czegoś oczekiwanego od
niego. I to jest dla mnie denerwujące, że taki jeździec lub amazonka w
swoim intelekcie, bo przecież, w przeciwieństwie do zwierzęcia, mają
zdolność wyobraźni abstrakcyjnej…
- Oj, w przypadku niektórych pewnie byś się zdziwił…
- Może i tak, ale drażni mnie, że nie potrafią odpowiedzieć sobie na pytanie, dlaczego ten koń czegoś nie zrobił. Wszystkiemu zaś winien niewłaściwy komunikat.
- To zupełnie odwrotnie aniżeli u nas.
- No, my się raczej dogadujemy. Z akcentem na raczej (śmiech).

Podobne dokumenty