Spotkanie z Janiną Porazińską i jej bohaterami. Opublikowany w

Transkrypt

Spotkanie z Janiną Porazińską i jej bohaterami. Opublikowany w
Krystyna Kwiatkowska
SCENARIUSZ
napisany na zamówienie
Zespołu samokształceniowego nauczycieli – bibliotekarzy
(listopad 1996 r.)
Opublikowany w Biuletynie
„Wiadomości Materiały Opinie”
w 1997 roku.
Spotkanie
z Janiną Porazińską i jej bohaterami
(scenariusz wieczornicy dla klas młodszych)
(w tle portret Janiny Porazińskiej oraz tytuły utworów: „Dwie Dorotki”,
„Kacperek”, „Zuchwały strzyŜyk”, „Psotki i śmieszki”, „Szewczyk Dratewka”,
„Pamiętnik Czarnego Noska”, „Kichuś majstra Lepigliny”).
Wchodzi Ania z młodszym bratem.
Bartek:
Aniu, kim jest ta pani na portrecie?
Ja juŜ ją gdzieś widziałem.
Ania:
Zgadza się. To Janina Porazińska.
Jej portret jest w ksiąŜce pt. „Psotki i śmieszki”
Bartek (chwaląc się):
Pamiętam wierszyk z tej ksiąŜki. To jest o słonku.
Pyta słonko z ostroŜna,
pyta rankiem: Czy moŜna?
i spogląda złociście
na szybeczkę przez liście.
Chodzi słonko w paradzie
o południu po sadzie
i po polu, po łące.
A ma stopki gorące.
Ania:
Brawo!
Mam zdolnego brata!
(portret Janiny Porazińskiej zostaje zastawiony planszą z postacią dziewczynki,
w okrągłym okienku pojawia się głowa dziewczynki z warkoczykami).
Bartek:
Ojej! Popatrz, co się dzieje!
Zamiast Janiny Porazińskiej jest jakaś dziewczynka!
Kim ona jest?
JP:
To ja Bratku. Nie zawsze byłam starszą panią, którą znasz
z portretu. Przed laty miałam tyle lat, co ty, nosiłam warkoczyki,
a latem moja buzia usmarowana była jagodami. Urodziłam się
i wychowałam w Lublinie. To duŜe miasto.
Asia (zawiedzonym głosem):
A ja myślałam, Ŝe na wsi.
Tak pięknie pisze Pani o wsi.
W Pani wierszach są pola, łąki, lasy
i chaty wiejskie, i zwierzaczki …
JP:
Bo od dzieciństwa kochałam to wszystko.
Wprawdzie na wsi przebywałam tylko latem.
Ale moja matka pochodziła ze wsi i po niej
odziedziczyłam tę tęsknotę za przestrzenią i zielonością,
a takŜe miłość do zwierząt …
Ania:
I dlatego jeden z Pani bohaterów
pomógł mrówkom i pszczołom
(wchodzi Szewczyk Dratewka)
Szewczyk Dratewka:
śal mi było mrówek. Biedne biegały na wszystkie strony
i narządzały na nowo swoje mrowisko, które niedźwiedź
rozdeptał. A pszczoły miały zniszczoną barć. Plastry miodu leŜały
na ziemi. Miód ściekał po drzewie.
Bartek:
To pewwnie teŜ sprawka tego niedźwiedzia!
Szewczyk Dratewka:
Właśnie!
No i nie mogłem przejść obojętnie widząc taką krzywdę.
Bartek (chwaląc się):
A ja wiem, jak się tobie odwdzięczyły.
Pokazały ci, która z dziewięciu jednakowych panien
jest uwięziona przez czarownicę.
Szewczyk Dratewka:
Tak. I w ten sposób uratowały Ŝycie tej pannie i mnie.
Bartek:
Warto było pomóc mrówkom i pszczołom.
(Szewczyk Dratewka ustawia się pod swoim tytułem).
JP:
Kiedy byłam mała, węgiel nie był jeszcze powszechnie uŜywany.
Paliło się drewnem. W drewutni był zawsze spory jego zapas.
Lubiłam stawać na progu drewutni i patrzeć:
Tu białe kloce brzozowe,
tam ciemny dąb,
a tu ruda kora sosnowa.
KaŜda rysa na korze, kaŜdy gruzeł zakrzepłej Ŝywicy
były dla mnie źródłem przeróŜnych historyjek,
które sama sobie tu opowiadałam …
Bartek:
Czarny Nosek teŜ to słyszał
po nocy spędzonej w lesie
(wchodzi Czarny Nosek)
Czarny Nosek (ziewa i przeciera oczy łapkami):
Gdym się obudził, było juŜ jasno.
Od niziutkich przyziemnych ziółek
aŜ po wierzchołki wysokich sosen
płynął lasem jakiś szmer,
jakaś pieśń przyciszona, szeptana.
To las szumem swym śpiewał.
Śpiewał cichutko pieśń do wstającego słońca.
Słońce, złote słońce
bądźŜe pochwalone
przez pola, przez łąki
przez lasy zielone.
(Czarny Nosek staje pod swoim tytułem).
JP:
Wakacje spędzaliśmy w Chrustach. Był to majątek rodziców matki
– dziadków Bielskich, niedaleko Piotrkowa. Podczas wakacji nie
zawsze świeciło słońce.
Gdy od Grabowa szły chmury, to na burzę; gdy od lasu, to na
długotrwały deszcz. Gdy spadał ciepły, ulewny deszcz, matka
pozwalała nam na swoisty prysznic.
(słychać odgłosy padającego deszczu)
Bez ubrań, w samych tylko kąpielówkach, boso, uganialiśmy po
ogrodzie, po kałuŜach, po zarosiałych krzakach pod biciem deszczu
– a potem, wytarci grubymi ręcznikami, byliśmy pakowani do
łóŜek. Dzięki tej ciągłej uganiaczce po deszczu, nigdy nie
chorowaliśmy na grypę.
Ania:
Teraz wiem, czemu Kacperek zamiast szyć buty u szewca Fleczka
przymykał oczy … i
(zjawia się Kacperek w szewskim fartuchu, siada na zydelku z butem, igłą
i dratwą, przymyka oczy i wsłuchując się w odgłosy deszczu)
Kacperek:
Jak deszcz dziś dzwoni …
jakby kawaleria
pędziła w sto koni.
Daleko … daleko …
o mostowe Ŝebra
podkowy dźwiękają,
musi są ze srebra.
A nad końmi orły
szumią przez powietrze … Kacper rozwarł oczy.
- To wiatr szumi z deszczem.
(Kacperek siada pod swym tytułem,
Bartek siada na podłodze i zaczyna zdejmować buty)
Ania:
Co ty robisz? Zwariowałeś!
PrzecieŜ pada. Ubieraj się!
Bartek (z płaczem):
Ja chcę teŜ tak jak oni w Chrustach,
na boso, w kąpielówkach biegać w czasie deszczu.
Ania:
JuŜ teraz pociągasz nosem,
a co będzie po takiej kąpieli?
Oj, dostaniesz ty od mamy.
(deszcz ustaje, w prawym rogu sceny zapala się sztuczne ognisko, dziewczynka
będąca J.P. przechodzi, kuca przy ognisku, plansza znika odsłaniając portret,
dzieci zbliŜają się do ogniska)
JP:
Nigdy nie zapomnę tych pięknych chwil, gdy rozpalano ogień
w kominkach.
Przykucnięta
obok
Jagusia
widziałam,
jak
z rozdmuchanych spod popiołu iskierek wykwita ogień, obejmując
smolne drzazgi, potem plonie ślicznymi kolorami na suchych
szczapach. A przy tym wesoło trzaska i na pokój sypie złotymi
iskierkami.
Ania:
Pamiętasz Bartku wierszyk, który czytałam ci wczoraj przed snem.
Ogień trzaska … czy słyszycie?
Pachnie … oj, oj … smakowicie!
Jałowcowe tleją krzaki.
Wnet upieką się ziemniaki.
Jeno patrzeć … mało – wiele,
pod ogieńkiem, w tym popiele.
Piotruś w ogniu kijkiem grzebie.
Ten – to dla mnie, ten – dla ciebie.
(Bartek wpatrzony w blask ogniska, zadumany wyciąga rączkę)
Bartek:
A dla mnie?
Ania (śmiejąc się)
Bartku, coś ty!
Obudź się. To tylko wiersz!
Bartek:
Szkoda, myślałem juŜ, Ŝe to się dzieje naprawdę.
Ania:
Bo Janina Porazińska tak właśnie pisała, Ŝe wszystkim wydaje się
tak jak tobie, Ŝe to wszystko prawda.
JP:
Tak Aniu, masz rację. Poeta, pisarz, artysta to przecieŜ teŜ
człowiek. Czuje tak samo, jak kaŜdy, przeŜywa, tylko trochę
mocniej. Bardziej intensywnie. W swoich dziełach odzwierciedla
cały świat swych doznań, wraŜeń, myśli i marzeń.
Bartek:
O czym marzyła, gdy była pani mała?
JP:
O!. Ja chciałam być doroŜkarzem.
Moim marzeniem były konie.
Wsadzona w Chrustach na jakąś Kasztankę czy gniadosza,
trzymając się postronka załoŜonego na szyję źrebaka, nie tylko bez
siodła, ale i bez derki nawet, galopowałam za stadem źrebaków,
bębniąc bosymi stopami o boki wierzchowca. Wtedy czułam się,
w całej pełni tego słowa – szczęśliwa!
Bartek:
Ja teŜ bym tak chciał!
I pędziłbym z Zuchwałym StrzyŜykiem w zawody.
A wie pani co?
Ja jeszcze lubię psy. Mam takiego kundelka, którego nie
zamieniłbym na Ŝadnego rasowego.
JP:
Widzisz Bartku. Jesteśmy trochę do siebie podobni. W Chrustach
zawsze było kilka psów. I rasowe, i kundelki. A jeden, nazwaliśmy
go Facet przybiegł za wozem aŜ z Łodzi. Kiedyś podróŜowało się
wozem zaprzęŜonym w konie.
Bartek:
Ale fajne imię! Facet.
A jaki był ten Facet?
JP:
Kapitalny.
Czujny,
szybki,
groźnie
warczał
i
wspaniale
wywiązywał się z obowiązków stróŜa. Sam siebie mianował na to
stanowisko.
Ania:
Zupełnie taki sam, jak w wierszu
Ele – mele eska
ta nasza Tereska
ta nasza Tereska
ma czarnego pieska.
A ten piesek bardzo zły
pokazuje ostre kły.
Małe uszki trzyma w szpic
za barankiem hyc – hyc – hyc.
Ele – mele eska
chwali się Tereska
chwali się Tereska
- dzielnego mam pieska.
Bartek:
A jakie jeszcze zwierzaki pani lubiła?
JP:
Wszystkie, Bartku.
Koziołki, koty, gąski i wszystko, co się ruszało w trawie!
Bartek:
A Ŝmije?
JP:
Kiedyś w Chryustach pojechaliśmy z Hanką i Tomkiem po chrust
do lasu, po gałęzie. Wracamy z pełną furą chrustu, a tu jak nie
zacznie lać. Schowałyśmy się pod te gałęzie. Gdy rozładowywano
furę, spośród gałęzi wypadła Ŝmija.
Bartek:
I co?
JP:
Józefka – czeladna kucharka narobiła wrzasku, Ŝe dzieci ze Ŝmiją
na wozie jechały. A my zrozumieliśmy dopiero teraz, jakie
niebezpieczeństwo naprawdę nam groziło. I nagle, jednocześnie i
bardzo głośno ryknęłyśmy obie płaczem.
Ania:
Wcale się nie dziwię.
Widzisz Bartku, w lesie teŜ trzeba być ostroŜnym.
(Zakończenie I – wieczornicy)
JP:
Tak, moi mali przyjaciele. Urodziłam się i wychowałam w mieście,
ale Ŝyłam Ŝyciem wsi, stukając wciąŜ obcasami po bruku miasta.
Dlatego w moich utworach jest wieś z wszystkimi swoimi urokami.
Bartek:
Lubię pani wiersze. Ania często czyta mi wieczorem niektóre.
Ania:
Umiem sporo z nich na pamięć, bo niektóre kaŜesz sobie czytać
kilkanaście razy. Na przykład ten:
Dzień dogasa, gdzie dąbrowa.
Wkoło cisza wieczorowa,
jeno świerszcza skrzypka dźwięka.
Idą: Praca i Piosenka.
Obie siadły przy rozstaju
w kalinowym gęstym gaju.
Kłonią, kłonią się ku sobie …
Zadrzemały ździebko sobie.
(Bartek kuli się przy ognisku, ziewa, zasypia)
Ogieniek – płomieniek
zgasł juŜ w kominie.
Popiół po brzezinie.
Wypalona fajka
i skończona bajka
Dziadek śpi,
Wnuczek śpi.
pss … pss … pss … .
(Ania otula Bartka kołderką, gasi ognisko)
(Zakończenie II – akademii)
JP:
Długo jednak nie płakałyśmy, bo rozśmieszyła nas Kachna, która
pasała gęsi. Zobaczyłyśmy, jak układa na łóŜku stos pierzyn
i poduszek aŜ pod sam sufit. Te poduchy były jej chlubą, ale nigdy
na nich nie spała. Ciekawe zresztą, jak by się wdrapała na sam
szczyt.
Bartek:
Po drabinie! W bajce o Dorotkach dobra Dorotka przystawiała
babie o wielkich zębach drabinę do łóŜka, by mogła wdrapać się na
sam szczyt takich poduch.
Ania:
A pamiętasz Bartku, jaka nagroda spotkała dobrą Dorotkę za
grzeczność i uczynność?
Bartek:
Otrzymała zieloną skrzynkę ze skarbem. A zła – czarną, pełną
ropuch i węŜy.
JP:
Tak, Bartku. A jaki stąd wniosek?
Bartek:
Warto być dobrym, grzecznym, uprzejmym, pomagać innym – bo
wówczas ma się duŜo przyjaciół i łatwiej jest Ŝyć.
W scenariuszu wykorzystano fragmenty następujących utworów Janiny
Porazińskiej:
1. „I w sto koni nie dogoni” – gawęda o moim dzieciństwie.
2. „Psotki i śmieszki”.
3. „Zuchwały strzyŜyk”.
4. „Szewczyk Dratewka”.
5. „Kacperek”.
6. „Pamiętnik Czarnego Noska”.

Podobne dokumenty