Opowiadania z wczesnej młodosći Erzählungen meiner früheren
Transkrypt
Opowiadania z wczesnej młodosći Erzählungen meiner früheren
Tadeusz Wojnarski 1922 - 1999 Opowiadania z wczesnej młodosći Erzählungen meiner früheren jungen Jahren Jan Pył Jak wybuchła II Wojna Światowa we wrześniu 1939 roku, byłem z moją Mamą i moim Bratem ewakułowany do wschodniej Polski. Armie od zaprzyjaźnionych mocarstw ustaliły w Polsce pierwszą żelazną kurtynę. Przekroczenie zamarzniętej rzeki Sanu było bardzo niebezpieczne. Mój znajomy i ja chcieliśmy wrócić do Warszawy, przez tą nową sztuczną granicę. Sprawa jasna: w Nocy w białych prześcieradłach i na białym śniegu przyłapano nas na gorącym uczynku przekroczenia granicy. Nie było czego się wypierać! Zabrano nam papiery pieniądze, zegarki... Poza tym nic podejrzanego nie znaleziono. Als der Krieg im September 1939 ausbrach, wurde ich mit meiner Mutter und dem jüngeren Bruder nach Ostpolen evakuiert. Die befreundeten deutsch - sowjetischen Armeen hatten inzwischen in meinem Vaterland den ersten eisernen Vorhang verhängt. Die Überquerung des zugefrorenen Fluss San war gefährlich. Eines Nachts, in Leintücher gewickelt, habe ich mit zwei Bekannten versucht, die künstliche Grenze zu überschreiten, um nach Warschau zu gelangen. Eine sowjetische Grenzwache hat uns aber erwischt… Po półtoramiesiecznym areszcie w nieludzkich warunkach, byłem razem z wieloma innymi wieźniami w wagonach towarowych wywieziony w nieznanym kierunku... Nach ca. eineinhalbmonatiger Haft, unter unmenschlichen Bedingungen, wurde ich, zusammen mit vielen anderen Gefangenen, in Güterwagen in unbekannter Richtung abtransportiert… Miałem jeszcze sczęście: zajeżdżając do Odessy, warunki dla aresztowanych osób w więzieniach były jeszcze stosunkowo dobre. Byliśmy ciekawi wiadomości ze świata, jak się dalej toczy wojna i każdą nową wiadomość w tej sprawie. Wiadomości biegły jedna za drugą, zaraz drogą „telefoniczną“ od celi do celi, co nie należało do czynności bezpiecznych: Owszem, ryzykowało sie pięć dni karceru, to jest celi-izolatki ciemnej, chłodnej i głodnej, jeśli przyłapano na gorącym uczynku. Mnie ten „zaszczyt“ spotkał w czasie epizodu odeskiego dwa razy. Ich hatte noch Glück: ich gelangte nach Odessa, wo die Haftbedingungen relativ gut waren. Wir waren gespannt auf Nachrichten aus der Welt, wie sich der Krieg weiter entwickelt und jede Neuigkeit wurde von einer Zelle in die nächste „telefoniert“ was nicht ungefährlich war: 5 Tage Strafzelle wenn man dich erwischte. Ich hatte dieses „Vergnügen“ zweimal erlebt. Za moje „przestępstwo“ byłem zkazany na 5 lat łagrów sowieckich na północnym Uralu, w etapach od więzienia do więzienia nas transportowali. W Tscheljabińsku byłem z innym Polakiem sami pomiędzy gromadą morderców. Jak chciałem jedno dawne miejsce na krawędzi pryczy zająć, wtedy mój „błatnoj“ Rosjanin wyjął jedną deskę z pryczy i zamierzył się na mnie: „Zabiję cię, pójdę na pięć dni do karceru, a ty będziesz zabity!“ Natomiast drugi, spokojny do tej pory zabijaka, zaczął ze złośćią przygadywać: „Wy, Poliaki, sobaki! A pamiętacie wy rok dwudziesty? A pamiętacie Piłsudskiego?“ Tak, ja wiedziałem bardzo dobrze, jak wtedy ta nowa polska armia pod komandem Pilsudskiego pokonała tą niezwyciężoną czerwoną armię... Für mein „Verbrechen“ wurde ich zu 5 Jahren Arbeitslager im Nordural verurteilt, Etappenweise, von Gefängnis zu Gefängnis, wurden wir dorthin transportiert. In Tscheljabinsk hat man mich und einen anderen Polen in eine Transitzelle für Gemeinverbrecher gesteckt. Als ich einen frei gewordenen Platz auf einer Pritsche besetzen wollte, hat mir ein gefangener Russe gedroht: „Wenn du da nicht verschwindest, werde ich dich töten. Ich kriege 5 Tage Strafzelle, du aber wirst tot sein!“ Und ein anderer schrie: „Erinnerst du dich nicht an das Jahr 1920? Und auch nicht an Pilsudski?“ Ja, ich wusste sehr gut wie damals die neu erstandene polnische Armee unter dem Kommando von Pilsudski der „unbesiegbaren Roten Armee“ eine vernichtende Niederlage erteilt hat… Był to pierwszy dzień wiosny, jak dojechaliśmy do obozu „przewychowawczym” w Iwdielu na północnym Uralu. Temperatura była poniżej -20° celcjusza. Pierwszą pracą, do której nas przydzielono, było odśnieżanie „bałanów“, czyli pni, poskładanych na stosy i załadowanie na cięzarówki. Es war gerade der erste Frühlingstag als wir im „Umerziehungslager“ Iwdiel am Nordural ankamen. Die Temperatur erreichte nur noch -20 Grad unter Null. Unsere erste Arbeit: grosse Holzstämme aus dem Schnee ausgraben und auf die Lastwagen verladen. Tak wyglądałem... So sah ich aus… Piękne były te nordyckie noce! Nie było jednak czasu na zachwyty, bo maszynista zaraz wołał: „Ej, ty, czto tam dumajesz?“ I przez chwilę zastygły, w kontemplacji pięknej natury, brutalnie gwałconej przez człowieka, na ten głos ściskałem mocniej uchwyty wiaderek i szybko pogrążałem w czerwonosrebrzystej cieczy potrzebnej do zaspokojenia prozaicznej zachłanności maszyny parowej. W jednej jasnej nocy musiałem 200 razy brać wodę z sadzawki dwoma wiadrami. Musiałen zawsze ćwiczyć równowagę, wybrzeża były sliskie. „Zum Teufel, was tust du dort?“ – schrie ein Aufseher, als ich nur eine Weile die Schönheit der nordischen Nacht bewunderte. Das war nicht meine Aufgabe. Diese bestand darin, in der Dampf-maschine des Holzwerkes das Wasser nachzufüllen: etwa 200 Mal während einer hellen Nacht musste ich mit zwei Kübeln Wasser aus einem Weiher schöpfen. Ich musste mich ständig im Gleichgewicht üben, da das Ufer schlüpfrig war. Miejsce mojej ostatniej pracy było też odpowiednio daleko położone – około dwóch godzin marszu. Znaczna część drogi prowadziła przez teren spalonych pożarem lasów. Sterczące czarne kikuty, niegdyś pięknych, zdrowych drzew napełniały nasze dusze tęsknotą i bólem. Rzeczywistość wokoło oznaczała śmierć i wyniszczenie. Jakieś głębokie, symboliczne a istotne powiązanie istniało pomiędzy szczątkami wypalonego lasu a snującymi się wynędzniałymi ludzkimi cieniami. Der Weg zu einer meiner letzten Arbeitsstellen führte durch einen verbrannten Wald. Die schwarzen Baumstümpfe haben sich mit den geistig verbrannten, aber immer noch fühlenden menschlichen Gestalten, zu einer gespenstischen Einheit verschmolzen. Dzień pracy trwał 14 godzin, maszerowanie tam i z powrotem. Do tego doszła kontrola wychodzenia i powrotu. Tydzień pracy trwał 10 dni. Potem doszedł jeden „wolny“ dzień, którego musiało się „dobrowolnie“ iść do pracy... Te łagry pracy były rozproszone na terenie, który był o połowę mniejszy od Szwajcarii i byliśmy wewnętrznie kontrolowani od ogólnych zbrodniarzy. To oznaczało dla nas więźniów jako główną winą, że byliśmy Polakami i do tego nie trzeba było dużo specjalnie komentować. Der Arbeitstag dauerte 14 Stunden, Hin- und Rückmarsch. Hinzu kam ca. je eine Stunde Ausgangs- und Rückkehrkontrolle. Die Arbeitswoche betrug 10 Tage. Dann kam ein „freier“ Tag, an dem man „freiwillig“ zur Arbeit antreten musste… Die Lager waren in einem Gebiet etwa von der Grösse der halben Schweiz verstreut und wurden intern von Gemeinverbrechern verwaltet. Was dies für uns Gefangene bedeutete deren Hauptschuld war, dass wir Polen waren, muss man nicht speziell komentieren. W tym czasie, co napadli Niemcy na swoich Sowieckich sprzymieżeńców, to pewnego dnia gruchneła pogłoska, że dla Polaków została ogłoszona amnestia. W gazecie tej wydrukowana była wiadomosć o amnestii, o umowie zawartej między rządem polskim w Londynie a sowieckim o zwolnieniu wszystkich Polaków wywiezionych do ZSSR i o utworzeniu polskiej armii. W tym czasie też miałem tą flegmone na lewej nodze, która była spuchnięta i gruba jak podłuzna bania, spuchnięta od kolana aż po czubki stopy i ropiała. Na operację jednak nie musiałem długo czekać. W piątym dniu po operacji mojej flegmony przeżartej nogi gorączkowy ruch w obozie. Polacy nie zostali wyprowadzeni do pracy i kazano im przygotować się do odmarszu do Iwdielu – stolicy łagiernego systemu, odległośc 60km, skąd zostaną wypuszczeni na wolność. Straż nie chciała nas wpuścić. Teraz jednak przyszła nagroda, bo poczciwy lekarz, sam długoletni więzień sowieckiej sprawiedliwości, rozumiał graniczące z desperacją pożądanie wolnośći i uzyskał nie tylko dla mnie, ale dla wszystkich chorych Polaków ratujący nas środek lokomocji. „Samochód pojechał najpierw do bardziej odległej podkomardirowki, później przyjedzie po nas i zawiezie wszystkich do Iwdielu“ - dowiedziałem się od kulawego wspołtowarzysza, żeby tam też coś jadalnego zdobyć. Nagle z jednego z domów wyszła niestara kobieta, schludnie choć prosto ubrana i szybkim krokiem podeszła do nas. Nie odezwała się słowem, tylko każdemu podała wielką pajdę chleba ze smakowicie pieczoną rybą. Zaskoczeni taką nieoczekiwaną hojnością nie zdążylismy podziękować, bo kobieta zniknęła pomiędzy drzewami i domami. Ten czyn miłosierdzia chrześciańskiego wydał nam się snem. Als die Deutschen ihre sowjetischen Verbündeten 1941 überfielen, hat die Polnische Regierung in London ein Abkommen mit der UdSSR geschlossen, wonach alle Polen befreit werden sollten, um eine Armee aufzustellen. Gerade zu der Zeit habe ich eine böse, eiternde Infektion am linken Bein erwischt. Fünf Tage, nachdem ich im Lagerspital operiert wurde, hat man den Marsch Richtung Zentrallager, ca. 60 km entfernt angeordnet. Der gute Arzt war selber ein politischer Gefangener, hat für die Schwerkranken ein Transportmittel organisiert. So kamen wir im Hauptlager viel früher an, aber die Wache wollte uns nicht hineinlassen. Mit einem anderen Invaliden haben wiruns entschlossen nach Iwdiel zu gehen, um etwas Essbares zu ergattern. Unterwegs erschien plötzlich eine junge Frau, die jedem von uns eine grosse Portion Brot mit einem schmackhaft gebratenem Fisch in die Hand drückte und sofort wieder verschwand. Solch ein Zeichen der Liebe in dieser unbarmherzigen Welt wirkte wie ein Wunder von einem anderen Planeten… Z powodu „Amnestii” dla Polaków, byłem zwolniony z łagrów jeszcze mając tą ropiejącą flegmone. Nie dano mi ubrania, ale teraz, zaopatrzony w patent wolnego człowieka, choć to był szmatławy swistek papieru i choć ja sam obdarty byłem jak ostatni dziad, czułem się wolny jak ptak, który może przysiąść gdzie zechcę. Dostałem bilet 3. Klasy na pociąg osobowy do Namanganu, gdzie ma być ciepło, no i tych prawie dwieście rubli, z których nie zdążyłem wiele jeszcze wydać, z tymi wszystkimi skarbami zdeponowanymi w portfelu, pomaszerowałem w kierunku dworca kolejowego. Tak więc, gdy trzeciego dnia z rana pociąg zajechał do Czelabińska, a gorączka zaczeła wyraźnie się podnosić, postanowiłem poszukać na stacji punkt sanitarny. I rzeczywiście znalazłem. Dyżurna sanitariuszka obejrzała moją nogę, zdezynfekowała ranę i zmieniła cuchnący już opatrunek. „Trzeba znów operować“ - orzekł lekarz wydziału chirurgicznego. Na stół operacyjny wzięto mnie następnego dnia. Sama natura bowiem dobrze wiedziała, że ten mocno nadszarpniety organizm gwałtownie wymagał wzmocnienia. Czyli przede wszystkim – odżywienia. Ale rana się nie zagoiła, jak wyszedłem ze szpitala. Chciałem pewną przyrodzoną mi zdolnośc w jakiś sposób eksplatować, aby przetrwać ów okres przemusowego oczekiwania na wstąpienie do wojska polskiego. W trosce więc o przyszłośc rozmyślałem w jaki sposób mógłbym zarobić sobie na chleb codzienny, kiedy już żadna władza – ani wiezięnna ani szpitalna – papu nie przysporzy. Jedną umietnośćią, którą jako tako można by było eksplatować, była zdolnośc rysowniczo-malarska, jaką wykazałem już w czasach szkolnych. Teraz postanowiłem zdolnośc tę sprawdzić i poćwiczyć. Robiłem więc portreciki bezpłatne – wszak to była nauka a nie zarobkowanie – moich współtowarzyszy szpitalnych, żadnej obsługi tejże instytucji, jako że nie miała ona czasu na pozowanie. Teraz wystarczyło mi stwierdzenie, że Rosjanie dawali mi chętnie rysować. Prawda, że za darmochę, ale czy inni nie dadzą tych kilka marnych rubli, aby dać się uwiecznić za tanie pieniądze „chudożnikowi“ (malarzowi)? Nastąpił niesławny odwrót z pustymi rękami. Wówczas uczyniłem owo straszne odkrycie, które dla mnie równe było kataklizmowi. Stwierdziłem mianowicie, że z pobojowiska wracałem nie tylko bez kiełbasy, ale też i bez mojego portfela wraz z całą jego zawartością: trzystu z góra rublami, biletem 3. klasy, no i tym najcenniejszym nade wszystko swistkiem papieru, który stwierdzał moją tożsamość wolnego człowieka. Wszystko to straciłem nagle i bezpowrotnie... Z moimi poczciwymi Rosjanami i pociągiem osobowym musiałem rozstać się w Czkałowie (Orenburg), bo tu była jego końcowa stacja. Tymczasem zapadła zimmna, grożna noc. Na dworcu pozostawać nie było wolno. Obok jednak budynku stacyjnego znajdowała się obszerna hala, w ktorej stoczyły się masy ludzkie, bezdomne i zagubione przez wydażenia wojenne i nie wiadomo przez jakie jeszcze losy. Udało nam się dostać do środka i znaleźć trochę miejsca, wystarczyło do ułożenia się do spania. Musiało być już po północy, gdy poczułem wołanie natury. Uborke (ustep) znalazłem na dworcu, a po dokonaniu prawa przeziębniętej fizjologii szybko wróciłem do mojej ciepłej hali. To znaczy usiłowałem wrócić, gdy u jej wrót znalazła się nagle szeroka w piersiach milicjantka, zastępując mi drogę. Na próżno jej tłumaczyłem, że wewnątrz jest mój towarzysz ze wrszystkimi moimi rzeczami i że mi było bardzo zimmno. To ją w ogóle nie wruszało. „Nie lzja i nie lzja“ (nie Wolno). Aufgrund einer „Amnestie” für die Polen, wurde ich mit der immer noch offenen, eiternden Wunde aus dem Lager entlassen. Man hat mir keine Kleider gegeben, aber den Ausweis eines freien Menschen, ein 3-Klass-Bahnbillet und je 15 Rubel Taggeld für 13 Tage Reise nach Namangan, Usbekistan, einer Region, wo es warm sein sollte. In Tschelabinsk begab ich mich zu einer Krankenstation. Nach kurzer Untersuchung schickte man mich ins Spital. Zusätzliche Schnitte im Bein, das Schlafen im Bett und etwas Ernährung haben meinen Zustand gebessert. Aber die Wunde war nicht verheilt, als man mich entlassen hat. Inzwischen musste ich mir überlegen, wie ich für meinen Lebensunterhalt sorgen könnte. Ich dachte an meine Erfolge im Zeichnen schon in der Schule und versuchte, andere Kranke zu „porträtieren“. Das hat so gut gefallen, dass ich später dafür etwas Geld verlangen durfte, Tatsächlich, während der Reise konnte ich meine Finanzen spürbar verbessern. Aber ein Zwischenfall auf einer Station hat mich nicht nur um mein Geld, sondern auch um den Identitätsausweis sowie Bahnbillet gebracht. So kam ich nach Tschkalow (Orenburg), ohne Geld und Papiere... Dort konnte ich die ca. 30 Grad unter Null kalte Nacht in einer Halle voll Flüchtlingen und Vagabunden verbringen. Wenn aber die Natur mich zwang, ein WC zu besuchen und dieses an Ort und Stelle nicht befand, musste ich hinausgehen. Den Rückweg hat mir eine kräftige Miliziantin versperrt. Und zimperlich war sie auch nicht... Dokument mojego wyzwolenia z niewoli syberyjskiej. Na posterunku milicji NKWD w Namanganie nie chcieli mi dać żadnego zastępczego dokumentu tożsamości. Przysłali mi go natomiast do Delegatury Polskiej. Choć tam nieraz bywałem, nie doręczono mi go. Dotarł do mnie dopiero w Czerwcu 1997r. od znajomego, który pracował w Biurze Dokumetacii 2. Korpusu. Przy likwidacji tego biura natknął się on przypadkiem na moją „sprawkę“ i przysłał mi go. Dokument meiner Freilassung aus der sibirischen Gefangenschaft. Auf dem Milizposten der NKWD in Namangan wollten sie mir keinen Ersatz - Identitätsausweis aushändigen. Jedoch haben sie den Ausweis an die Vertretung Polens geschickt, wo ich mehrmals vorbeikam, wurde er mir nicht gegeben. Das Dokument erreichte mich erst im Juni 1997 von meinem Bekannten, der im Dokumentationsbüro des 2. Korpus arbeitete. Bei der Likwidation dieses Büros stosste zufälligerweise er auf dieses Dokument und schickte es mir. Zajeżdżąjac do Namanganu mogłem się jako „Portretysta” względnie pożądnie ubrać i aż do wstąpienia do Wojska Polskiego, mogłem też pokryć koszty za uztrymanie na życie. Każdy dzień miał dość troski, bo każdego dnia muśiałem sobie zarobić na jego przeżycie. Czyli, że trzeba było przetrwać, co mnie nadto nie przerażało, bo z moim malarskim rzemiosłem, choć w zakresie nader amatorskim, dałem sobie radę. Czajhana (uzbecka pijalnia herbaty) stała się dla mnie nawet więcej niż miejscem zarobku, bo samym domem, gdyż przez cały okres pobytu w Namanganie mogłem tam spać i zostawiać na dżień skrommny dobytek. Wkróce bowiem po przybyciu do Uzbekistanu wyszedł „ukaz“ zabraniąjacy nocowania gościom w czajhanach. Mói poczciwi gozpodarze pocieszyli mnie, że mi pozwalą nadal nocować, tylko nie w lokalu głównym. Noc zapowiadała się burzliwie. Wieczorem zerwał się wiatr gwałtowny, że do mojej zacisznej czajhany wróciłem wczesniej, niż zazwyczaj. Powoli zaczeła mnie ogarniać senność, gdy nagle wydało mi się, że do drzwi czajhany ktoś puka. Stukanie stawało się coraz gwałtowniejsze, przemieniło się w bicie pieściami tak, że Uzbecy z tyłu nie mogli nie słyszeć. Wreszcie zagubiony pośród nocy, burzy i chłodu człowiek zaczął wołać o zlitowanie... A gospodarze nie dawali nawet znaku życia. Ukazy w sowieckim raju trzeba brać poważnie, więc nie wolno było do czajhany nikogo na noc wpuszczać. Ja jedyny, wbrew przemożnej władzy, nocny gość, bezsilny, zamknięty we wnętrzu zbawiennej arki, drżałem jak w gorączce... żal ściskał serce i jakaś niepojęta trwoga... Przez chwilę wydało mi się, że to nie tamten, tylko ja byłem z tamtej strony burty... Z drżeniem odmawiałem modlitwy za siebie i za tamtego, który teraz już nie krzyczał, tylko skomlał jak pies, a kołatanie jego stawało się coraz słabsze. Aż wreszcie całkiem ustało. Gdy wychodziłem z sercem pełnym niepokoju, zabiło mi ono jeszcze gwałtowniej: obok wejścia do czajchany leżał ten, który w nocy tak się do niej daremnie dobijał. Leżał teraz nieruchomy, z twarzą w błocie, z roztrzapierzonymi palcami raka czepiającymi się resztkami woli, ostatniej deski ratunku: matki – ziemi... Zastygł na wieki, nie doczekawszy porannego słońca, które go ogrzało... Na posterunku NKWD dyżurny przyjął mnie uprzejmie. Serce mi jednak biło mocno i to nie tylko z powodu tamtego leżącego człowieka. In Namangan eingetroffen konnte ich mich als „Portraitist“ einigermassen anständig kleiden und mich bis zum Eintritt in die polnische Armee über Wasser halten. Die Nächte durfte ich in einer Tschaihana (usbekisches Teehaus) verbringen, auch nach dem kurz danach erlassene strikten Verbote ernst zu nehmen, Fremde in der Nacht aufzunehmen. Während einer Nacht wütete ein fürchterlicher Sturm. Plötzlich klopfte jemand an die Türe… Aber niemand wollte sie öffenen. In der UdSSR sind Verbote ernst zu nehmen. Der Mensch draussen schrie und klopfte, umsonst… Ich zitterte und stellte mir vor, dass ich der Mensch draussen sein könnte, wenn meine usbekischen Freunde mich nicht toleriert hätten. Das Klopfen wurde immer schwächer, bis es ganz aufhörte… Am Morgen strahlte wieder die Sonne. Ich musste mich bei der NKWD-Miliz melden. Ich ahnte einen anderen Sturm auf mich zukommen, der tatsächlich auch eintraf… Beim Hinausgehen aus der Tschaihana erschrak ich: der Mensch, der so verzweifelt klopfte, lag tot vor der Türe… Na tym „ Portrecie“ jeden szczegół na ubraniu nie podobał się tej osobie, która ten portret zamówiła. Ja namalowałem nowy portret, a ten portret zachowałem jako jedyną pamiatkę udowodnioną mojej pracy tamtych czasów. An diesem „Portrait“ hat der bestellenden Usbekin irgend ein Detail an den Kleidern nicht gefallen. Ich machte ein neues, und dieses blieb mir als einziger Beweis meines damaligen Schaffens. Iran: Polacy, którzy wyjechali ze Związku Radzieckiego po wypuszczeniu z niewoli. Ciepłe, perskie słońce towarzyszyło zejściu na ląd tego jednego z pierwszych transportów Polskiej Armii ewakuowanej ze Związku Radzieckiego na Środkowy Wschód. Już 28. Marca 1942 roku znaleźliśmy się na ziemi wolnej, nie wiedząc jeszcze całkiem, czy to był sen, czy tak nieprawdobodobna rzeczywistośc. Iran: Polen, die, die Sowjetunion nach ihrer Gefangenschaft verlassen haben. Die warme, persische Sonne hat uns Gesellschaft geleistet, als wir mit einem der ersten Transporte als Polnische Armee in die Freiheit ewakuiert wurden in den Mittleren Osten am 28. März 1942. Wir befanden sich auf freiem Boden, ohne dass wir das voll bewusst waren, war das ein Traum oder eine unwahrscheindliche Wirklichkeit. Miałem szczęście, być niedługo Polskim żołnierzem. Mimo tej paskudnej rany na lewej nodze, przyjęto mnie do Armii. Pod koniec Marca 1942 byliśmy przez Krasnowodsk, z tamtąd statkiem przez Kaspijskie Morze przewiezieni do Pahlevi i z tamtąd cieżarówkami, jechaliśmy do Palestyny. Tutaj odnalazło się wykcztałcenie rekruckie, które dla nas w tym czasie było bardzo ważne. W Palestynie to akurat pora dojrzałych pomarańcz. Arabowie z osiołkami obładowanymi worami lub koszami, z wiszącymi się dla równowagi po obu bokach, poczciwych „iszaków“ (osłów) krążyli tylko pomiędzy pobliskimi pardesami (sady pomarańczowe) a naszym obozem. Przejeżdżając wzdłuż rzędów namiotów obozu w Qastinie, zachwalali wielkim głosem swój towar: „Dobra bomarańcza, kwaśna jak cholera!“ Już polscy wesołkowie zdążyli poczciwych Arabów nauczyć czegoś głupiego. Ale to był przecież żart, który zaraz podchwytywaliśmy i dla utwierdzenia Araba w jego fałszywej wierze pytaliśmy dla pewności: „Naprawdę kwaśne jak cholera?“ - „Tak, tak!“ brzmiała pełna przekonania odpowiedź. „To dawaj dzieśięć pomarańcz“. Albo dwadźieścia. Bo na sztuki się nie brało. A Arab dumny ze znajomośći nowego dla niego języka, utwierdzony w przekonaniu, że użył najwłaściwszych słów. Arabowie prędko nas zresztą polubili. My nie byliśmy podobni do Anglików, zadzierających nosy w domniemaniu swojej wyższości. „Bolonia dobra. Bolonia-Arabia sala-sala“ (Przyjaciele). Ponad to, okazało się, że Arabowie chetnie robili handel zamienny za papierosy. „Papirosa, papirosa?“ - Pytali. Za jednego papierosa dawali jedną pomarańczę. Co trzeba było więcej do szczęśćia? Przecież w racji tygodniowej dostawaliśmy każdy pięć paczek po dziesięć papierosów, czyli pięćdziesiąt papierosów. W handlu zamiennym - pięćdziesiąt pomarańcz, tych wielkich, soczystych, świeżych jaffskich pomarańcz! A ja nie paliłem i nie miałem najmniejszej ochoty zaczynać. Naglący brak witamin dla mnie był pokryty. Ich hatte das Glück, bald polnischer Soldat zu werden. Trotz der scheusslichen Wunde hat man mich in die Armee aufgenommen. Ende März 1942 wurden wir nach Krasnowodsk, von dort mit dem Schiff über das Kaspische Meer nach Pahlevi, dann mit dem Lastwagen nach Palästina gebracht. Hier fand eine Rekrutenausbildung statt. Was damals für uns sehr wichtig war: die Orangen wurden reif. Die Araber haben sie in rieseigen Säcken, auf Eselsrücken bis zu unseren Zelten geliefert. „Orange, gute Orange, sauer wie die Pest“ –polnische Lausbuben hatten dabei ihren Spass gehabt. „Sind sie wirklich so sauer wie die Pest?“ – fragten wir und jeder von uns kaufte mindestens 10 Stück. Für eine Zigarette, deren ein Soldat pro Woche 50 Stück bekam, konnte man eine Orange haben. Also 50 Orangen für mich, dem Nichtraucher. Der akute Mangel an Vitaminen war jetzt gedeckt. Die Araber wussten uns Polen zu schätzen, sie mochten die Polen viel besser, die Englischen Kolonialherren. Sie sagten uns immer wieder: „Bolonia dobra. Bolonia-Arabia sala-sala“ (Die Polen sind gut, die Polen und Araber sind Freunde) Następnie był jednoroczny wojskowy pobyt w Iraku na pustyni i później brałem udział w 2. Korpusie Generała Władysław Andersa w walce pod Monte Cassino we Włoszech. Es folgte ein einjähriger Militäraufenthalt in der Irakischen Wüste und später eine Teilnahme am 2. Polnischen Korps an der Schlacht in Montecassino, Italien unter dem Kommando des Polnischen General Władysław Anders. Zbombardowany Klasztor Monte Cassino Zerbombtes Kloster Monte Cassino Polska flaga na Monte Cassino Polnische Flagge auf Monte Cassino Te wszystkie bolesne wspomnienia dręczyły mojego Ojca przez całe jego życie. Jak się tego wszystkiego samemu nie zaznało, to też nie można wyobrazić sobie, jak to naprawdę było. Według nowoczesnego pojęcia można to też nazywać: „Prison Planet“, którego mój Ojciec i też wielu innych Polaków zaznali w czasie 2. Wojny Światowej. (Prison Planet = Planeta więzienna) Elzbieta Wojnarska – Szynkiewicz All diese schmerzhaften Erinnerungen heben meinen Vater das ganze Leben lang geprägt. Wenn man das selber nicht erlebt hat, kann man das gar nicht vorstellen, wie es wirklich war. Nach modernen Begriffen könnte man diese Welt auch: „Prison Planet“ nennen, welche mein Vater während des 2. Weltkrieges erleben musste. (Prison Planet = Gefängnis Planet) Elisabeth Wojnarski – Szynkiewicz Kilka rysunków z czasów w Monte Cassino: Einige Werke aus der Zeit in Monte Cassino: Karikatury Karikaturen Polscy żołnierze Polnische Soldaten Dzieci / Kinder Dalszy ciąg opowiadania z późniejszej młodości nastąpi później. Die Fortsetzung der Erzählungen meiner späteren jungen Jahren folgt später.