MEMENTO O ŚP DOKTORZE STANISŁAWIE MAŁECKIM W tym

Transkrypt

MEMENTO O ŚP DOKTORZE STANISŁAWIE MAŁECKIM W tym
MEMENTO O ŚP DOKTORZE
STANISŁAWIE MAŁECKIM
W tym moim podziękowaniu jako proboszcza, wszystko
co powiem dyktuje mi serce, a ono ma prawo do
pewnych porównań, szczególnie w takich chwilach, jak
pożegnanie kogoś takiego jak dr Stanisław Małecki.
W tym momencie nieodparcie nasuwają mi się na myśl dwaj genialni pisarze: Henryk
Ibsen i jego główny bohater z powieści „Wróg ludu”, doktor Stockmann, który
poświęcił wszystko dla lokalnej społeczności. Tak się złożyło, że parę dni temu
obejrzałem ten spektakl na deskach „Teatru Starego” w Krakowie, a więc mam tę
bezkompromisową postać prawie przed oczyma.
Drugim wielkim pisarzem jest Stefan Żeromski, który w „Ludziach bezdomnych”
nakreślił postać szlachetnego doktora Tomasza Judyma.
Panie Doktorze!
Już nigdy się nie dowiemy tego od ciebie, ale pytanie możemy postawić.
Jak ty to zrobiłeś w swoim życiu, że wszystko co najpiękniejsze w bohaterach wielkiej
światowej literatury zrealizowałeś z takim powodzeniem w swoim życiu rodzinnym,
zawodowym i społecznym?
Urodził się w 1945 roku w Andrychowie koło Wadowic, podobnie jak Judym w
niezamożnej rodzinie, bo któż to po wojnie był bogaty i tam też wychowywał się obok 9
braci. To musiała być szkoła życia. Opiszcie to żyjący jeszcze bracia, opowiedzcie to
waszym dzieciom, niech oni to przeleją na papier, niech to będzie odpowiedź na to
wszystko co dzisiaj próbuje się zrobić z rodziną, szczególnie tą wielodzietną – wyśmiać
ją, a przecież to są nasze największe skarby.
Kładę wam to na sumienie Kingo, Kaju. Wasz dziadek, ojciec mamy, wspominał Wam,
że kiedy bronił Lwowa przed bolszewikami, to karabin był większy od niego. Wielu jego
kolegów dziś spoczywa w panteonie cmentarza Orląt Lwowskich, byliśmy tam dwa
tygodnie temu z parafianami. Te wspomnienia, jak perły, trzeba przenieść w następne
pokolenia i budować na nich postawę tych trzynastu najmniejszych – prawnuków
pradziadka, rodem ze Lwowa.
Doktor opowiadał mi kiedyś, że chodził do klasy z obecnym kardynałem Stanisławem
Ryłko, to ten purpurat odpowiedzialny w Watykanie za Światowe Dni Młodzieży.
Dodam, że to on współtworzył wszystkie przemówienia Janowi Pawłowi II, wygłoszone
na pielgrzymkach po świecie.
Musieli tam mieć bardzo dobrą polonistkę i historyka w Liceum, bo poziom tych
przemówień, bardzo często obok teologii głęboko zanurzonych w literaturze i historii, nie
podlega żadnej dyskusji. Nie dziwota, że przyjaźnili się do końca życia, a i teraz jestem
pewien, że kolega tam u św. Piotra w bazylice poleci jego duszę.
Wybierzmowany przez kardynała Karola Wojtyłę z takiego więc środowiska, z
takiej katolickiej ziemi Beskidu Żywieckiego, z takiej pięknej rodziny wyszedł i
wszystko to przeniósł do nas, do naszej śląskiej ziemi, którą ukochał nad życie i chyba
tylko serce mu trochę zawsze drgnęło, gdy przy dobrej pogodzie z Rydułtów mógł
dostrzec, choć trochę inny z nazwy, ale zawsze ten sam przepiękny Beskid. Lubił o nim
śpiewać, bo kochał tę krainę nad życie, a po ojcu, zostało mu umiłowanie Ojczyzny,
które realizował w harcerstwie, z wszystkimi jego ideałami.
Wzorzec rodziny wynosi się z domu rodzinnego i taką też rodzinę stworzył wraz z
żoną Krystyną. Ślubowali sobie u świętej Anny w kościele akademickim na trakcie
królewskim w Warszawie, gdzie ich miłości przyglądał się i król Zygmunt, a babcia Pana
Jezusa - św. Anna upraszała potrzebne łaski.
Tak to się zaczęło, a Bóg błogosławił, bo bez tego trudno być wspaniałym, dobrym,
kochający mężem i cudownym ojcem pięciorga dzieci.
Gdy dzieci były małe - zawsze znajdował dla nich czas, gotowy do zabawy nawet po
dwóch dniach dyżurów. Prawdziwy przykład dla nas – mówią dzieci, które wychowują
wnuki.
Radosny z ogromnym poczuciem humoru. Lubił śpiewać pieśni harcerskie i góralskie.
Miłośnik gór. Świetnie grał w siatkówkę.
Cóż powiedzieć rydułtowski Judymie?
Że byłeś wspaniałym lekarzem, chirurgiem o niesłychanej wrażliwości. Wszyscy to
wiedzą… i niech naśladują ci młodzi.
Pracował, a właściwie służył swoją pracą społeczności Rydułtów i okolic 47 lat.
Nigdy nie oczekiwał wdzięczności, podziękowań - lekarz z powołania.
Szczęśliwy, że syn Bartosz poszedł w jego ślady, że został specjalistą jego umiłowanej
chirurgii. Chirurgii, która była jego życiową pasją.
Zawsze gotowy nieść pomoc. Dzień i noc na dyżurze.
Głęboko wierzący człowiek. Ufał Opatrzności i Jej się powierzał. Ostatnio go podejrzał
nasz kapelan szpitalny – ks. Michał Kuś, bo zauważył dyskretnie ukryte książki, nie
jakieś lekkie i przyjemne, ale teologiczne.
Chyba się Stanisławie szykowałeś do nowej specjalizacji, bo byłeś perfekcjonistą, ale
tym razem niebiańskiej.
Zawsze przyjmował wszystko, co zostało mu dane. Także chorobę, z którą się zmagał.
Pamiętam, jak córki opowiadały mi o swoistego rodzaju cudzie, gdy w 2002 roku
cudownie uratowany z ciężkiego stanu pozawałowego, operowany w święto MB z
Lourdes w Zabrzu, wróciłeś, nie oglądając się za siebie, by służyć jak Judym nadal.
Z wdzięczności za ten cud uzdrowienia odbył wraz z całą rodziną pielgrzymkę
dziękczynną do Lourdes.
Pozostawił po sobie wiele dobra. Całe życie służył innym. Materialnie nic nie
zgromadził. Za to ma pełen skarbiec w Niebie. On chyba dosłownie zastosował polecenie
Pana Jezusa:
„Nie gromadźcie sobie skarbów na ziemi, gdzie mól i rdza niszczą i gdzie złodzieje
włamują się i kradną. Gromadźcie sobie skarby w niebie, gdzie ani mól, ani rdza nie
niszczą i gdzie złodzieje nie włamują się i nie kradną. Bo gdzie jest twój skarb, tam będzie
i serce twoje” (Mt 6, 19-21).
Tego jesteśmy pewni.
Zawsze był gotowy nieść pomoc. Nawet rezygnując ze swojego czasu, czy odpoczynku.
Przedkładał służbę drugiemu człowiekowi nad swoje zdrowie. Nigdy na nic nie narzekał,
ani się nie skarżył. Gdy przyszło mu zmagać się z ciężką chorobą przyjmował ją
cierpliwie. Był tak wrażliwy na dobro i cierpienie drugiego człowieka, że to wzruszało
nas całe życie.
Czterokrotny radny powiatu wodzisławskiego. Motywacją do pełnienia tej służby bo kandydowanie pojmował również w ten sposób - było ratowanie rydułtowskiego
szpitala, by mógł służyć mieszkańcom Rydułtów i okolic. Tu byłeś jak ów doktor
Stockmann z powieści Ibsena. On wolał zadrzeć nawet ze swoim bratem burmistrzem i
całym ówczesnym mainstreamem, niż dać się sprzedać.
Doktorze ty zrobiłeś to samo, bo dobrze wiedziałeś, że tego szpitala trzeba bronić
ze wszystkich sił. Baczcie na to wszyscy decydenci, to jego testament, który trzeba
uszanować dla dobra powierzonego sobie ludu.
Żegnamy Cię nasz Judymie. Patronuj tam z góry sługom, tym od ciała – lekarzom,
tym od dzieci – rodzicom, tym od ducha – kapłanom, których tu aż dziesięciu dziś
przybyło, by się modlić za ciebie. Amen!