7. Andrzej Miś - Wojowanie byt nasz podniebny

Transkrypt

7. Andrzej Miś - Wojowanie byt nasz podniebny
Andrzej Miś
Wojowanie byt nasz podniebny
Szukajcie prawdy jasnego płomienia
(Adam Asnyk, 1880)
Prawda to świństwo
(Napis na Sorbonie, 1968)
Esej Zygmunta Baumana Moralność bez etyki w wielu punktach nawiązuje do
innych opublikowanych ostatnio prac tego Autora, można by powiedzieć, że jest
skondensowanym i wyrazistym obrazem Jego poglądów; dla moich celów wystarczy więc, że będę się odwoływał tylko do tego tekstu. Chłodna analiza jest w nim
połączona z pasją demaskatora, argumenty są szczegółowe, ale zamysł bardzo szeroki - chodzi o filozoficzną krytykę całej naszej epoki, na dodatek eseistyczny
charakter wypowiedzi sprawia, że wiele tu sądów bardzo zdecydowanych i bardzo
ogólnych. Skutek jest taki, że Moralność i etyka daje się czytać na wiele sposobów: interpretator może skupiać się na różnych fragmentach, lektura może budzić
wiele skojarzeń. Oto uwagi, które m n i e się nasunęły podczas czytania tych,
jakże pobudzających do myślenia, wywodów.
Etyka opisowa i normatywna
Pytanie: Czy przedstawiona w eseju ocena postawy etyków jest sprawiedliwa?
Odpowiedź: Sprawa, od której chciałbym zacząć, wydaje się marginalna, dotyczy bowiem terminologii. Oto Autor twierdzi, że etycy zajmują się tym, "jak odnoszą się ludzie do siebie nawzajem i do samych siebie", ale zdania etyczne nie
opisują tego, co owi ludzie faktycznie czynią, ani nawet tego, co sądzą, że powinni czynić - orzekają o tym, "co naprawdę czynić należy, by dobru stało się zadość"
(s. 42). (W roli etyków występują filozofowie, wychowawcy i kaznodzieje - czytamy - dobrze byłoby jednak wiedzieć, czy oprócz zajmowania się etyką, robią oni
jeszcze coś innego, czy zwłaszcza filozof "ze swej natury", a raczej ze względu
na naturę myślenia filozoficznego, musi być etykiem w przyjętym tu znaczeniu;
do kwestii tej wrócę później). Słowa te przyjmujemy ze zdziwieniem, bo przecież
1
Dyskusja wokół moralności nowoczesnej i ponowoczesnej
89
w każdym podręczniku etyki i w każdym słowniku terminologii filozoficznej znajdziemy rozróżnienie n a e t y k ę o p i s o w ą i n o r m a t y w n ą - t a druga,
owszem, jest zbiorem nakazów i zakazów, ale ta pierwsza chce właśnie jedynie
opisywać stan świadomości moralnej (to znaczy świadomie akceptowane normy
postępowania), albo rekonstruować normy moralne przestrzegane w praktyce życiowej ludzi, choćby nawet nie były one poddane refleksji przez swych wyznawców i nie zostały w takiej czy innej formie wyartykułowane. Oczywiście ten
podział na etykę opisową i normatywną to tylko konwencja terminologiczna. Maria
Ossowska w swojej książce Podstawy nauki o moralności przyjmuje inną konwencję i pisze, że dla niej
etyka będzie pewną dyscypliną głoszącą, co jest dobre i co jest złe moralnie, dyscypliną
zalecającą, co się powinno robić i czego należy unikać, etycznymi zaś będą wypowiedzi
wchodzące w skład tej dyscypliny
2
- czyli rozumie słowo "etyka" tak, jak Zygmunt Bauman, ale oprócz tego wyróżnia
jeszcze "naukę o moralności", dyscyplinę czysto opisową: nauka o moralności, w
przeciwstawieniu do etyki, niczego nie ocenia i niczego nie zaleca", mówi jedynie
o tym, "co ludzie uważają za d o b r e i z ł e, co nakazują czynić i od czego
nakazują się wstrzymywać" itd. Autor Moralności bez etyki dobrze zna to rozróżnienie na etykę normatywną i opisową, ale - jeśli można się domyślać - uważa je
za pozorne czy wręcz kłamliwe: etycy w swej pysze i zadufaniu, choćby nawet
deklarowali, że chcą tylko opisywać, zawsze oceniają, chcą narzucić "zwykłym
ludziom" swoje normy i przekonania:
3
4
To oni, eksperci etyczni, układają prawa i oni też orzekają, na ile postępki zgodne lub
niezgodne są z duchem i literą praw. Twierdzą oni, że posiadają dla pełnienia obu tych,
nader odpowiedzialnych ról, kwalifikacje dla zwykłych ludzi nieosiągalne - a to dzięki rozmowom z duchami przodków, studiowaniu przez Boga powierzonych dokumentów, czy też
rozszyfrowaniu, sine ira et studio, bezstronnych i nieznoszących sprzeciwu nakazów Rozumu
(s. 42).
W swym wypadzie (bo nie można jednak powiedzieć, aby to była summa)
przeciwko etykom Zygmuntowi Baumanowi nie chodzi chyba o to, że niemożliwa
jest wiedza będąca czystym opisem, a zwłaszcza "wolna od wartościowań (jak
mówił Max Weber) wiedza o wartościach moralnych. Etycy nie chcą niczego
opisywać (nie ma więc sensu zastanawiać się, czy ich zamiar jest wykonalny),
pragną oni władzy nad ludzkimi umysłami, ożywia ich nie tyle w o l a p r a w dy, ile ż ą d z a p a n o w a n i a (to jest ukryte źródło owego "popędu prawodawczego" etyków, ich "ustawodawczego szału") - a takie imperialne zapędy należy
obnażyć i potępić (Autor twierdzi, że Auschwitz i Gułag "były i są logicznym
wytworem (...) nowoczesnej praktyki 'dekretowania ładu'" (s. 65), która to teza
rozwijana jest w książce Nowoczesność i Zagłada).
Pytanie, czy etyka może być etycznie naturalna, to znaczy, czy istnieje etyka
opisowa, jest często rozważane i w wielu podręcznikach etyki poświęca się mu
5
90
Dyskusja wokół moralności nowoczesnej i ponowoczesnej
wiele miejsca. Dyskusja jest obszerna - nie mogę tu jej przypominać ani przedstawiać swojego stanowiska. Powiem więc tylko tyle: jeśli nawet - w co wątpię każda refleksja etyczna jest zabarwiona aksjologicznie, to nie zawsze polega to na
tym, że etyk występuje jako "prawodawca", usiłujący narzucić słuchaczom czy
czytelnikom wymyślone przez siebie dogmaty. Można - i należy, jak sądzę - rozwijać myśl etyczną w całkiem innym nastawieniu. Będzie o tym mowa w kolejnej
części moich uwag.
Dogmat i krytyka
Pytanie: Czy należy zgodzić się z tezą Autora (dokładniej: z tezą milcząco przez
Autora przyjmowaną), że refleksja etyczna jest nikomu do niczego niepotrzebna?
Odpowiedź: Zastanawiając się nad pytaniem, do czego są nam potrzebni zawodowi specjaliści od dobra i zła, można by posłużyć się łatwym chwytem i przedstawić następującą analogię: powiedziałoby się, że wszyscy ludzie wprawdzie jakoś
sobie radzą z przedmiotami będącymi w ruchu, umieją to i owo poruszyć, sami
też chodzą i biegają raczej bez trudności - nie wynika z tego jednak, że niepotrzebni są im zawodowi fizycy, którzy naszą potoczną wiedzę o ruchu ciał wypowiadają w pojęciowym języku, systematyzują ją i przede wszystkim rozwijają, i to
nie dla siebie samych i nie dla własnej tylko satysfakcji, lecz ostatecznie dla nas
wszystkich. Analogiczna jest funkcja etyków, mówiłoby się dalej: moralne intuicje
"zwykłych ludzi" wypowiadają oni w postaci logicznie sformułowanych i systematycznie ułożonych tez, badają ich zasadność, ukazują ich konsekwencje itd.
Otóż wydaje mi się, że analogia ta nie jest trafna i nie uzasadnia w pełni racji
bytu etyków. Fizycy mogą za nas i w naszym imieniu udoskonalać nasze umiejętności w obchodzeniu się z rzeczami (tak, jak piekarz w systemie społecznego
podziału pracy piecze za nas bułki, co też moglibyśmy od biedy sami robić), ale
etycy chyba nie mogą doskonalić naszych uzdolnień moralnych. Intektualizm etyczny, czyli przekonanie, że za pomocą dobrze wyćwiczonego rozumu można ustalić, co jest dobrem, a co złem, i to ustalić w taki sposób, że każdy rozumny
człowiek będzie musiał uznać wynik owych etycznych rozmyślań (tak, jak każdy
musi uznać słuszność teorii Einsteina), wydaje mi się złudzeniem, gdyż w sprawach moralności decydują chyba nie argumenty rozumowe, lecz nasze doświadczenia egzystencjalne. Kiedy Zygmunt Bauman pisze o tym, jak to "prawodawcy"
narzucają "zwykłym ludziom" wymyślone przez siebie etyczne kodeksy, to wydaje
mi się, że przecenia siłę oddziaływania etyków. Mogą oni wmówić nam tylko takie
wymyślone przez siebie idee, których i tak już potrzebujemy. Jest chyba złudzeniem myśleć, że Hitler i Stalin dzięki swym diabolicznym zdolnościom krasomówczym zapanowali nad umysłami i sumieniami setek milionów ludzi i w ten sposób
narodził się hitleryzm i stalinizm - to raczej "lud" w swej ucieczce od wolności
potrzebował Hitlera i Stalina i dlatego uznał ich "racje".
Dyskusja wokół moralności nowoczesnej i ponowoczesnej
91
Nie wierząc więc w moc oddziaływania "prawodawców", będąc przekonanym,
że to człowiek ostatecznie wybiera proponowane mu takie czy inne kodeksy etyczne (w rzeczywistości zresztą nie kodeksy, tylko poszczególne ich fragmenty),
powiedziałbym tak: niech etycy przedstawiają swoje propozycje, niech robią to
fachowo, a więc niech nam oferują spójne i systematycznie uporządkowane kodeksy - my zaś dokonamy wyboru. Jeśli nie stać nas na wybór, jeśli dajemy sobie
mącić w głowie, to znaczy, że nasza "moralność naturalna" jest nic nie warta, że
nie poradzimy sobie
z "nagą prawdą" dylematów moralnych, jaka wyłania się z doświadczeń życiowych mężczyzn
i kobiet borykających się na co dzień z trudnym zadaniem wyboru; dylematów, jakie ukazują
się jaźni moralnej w całej ich surowej, nie ugłaskanej filozoficznie i nie utemperowanej, a
chyba i nieusuwalnej, wieloznaczności (s. 84).
W takiej sytuacji byłoby wszystko jedno, czy są etycy, czy też ich nie ma,
moralność byłaby tylko pianą na burzącym się coraz bardziej morzu istnienia, i
nie warto byłoby się nią zajmować.
Zgoda, że wobec tych propozycji, jakie przedkładają nam etycy, należy być
bardzo ostrożnym, gdyż rzeczywiście bardzo często "filozofowie, wychowawcy i
kaznodzieje" przedstawiają się jako strażnicy jednej prawdy, którą chcieliby wszystkim narzucić. Takie zakusy trzeba demaskować i potępiać, a przede wszystkim jak czyni to Zygmunt Bauman - pokazywać "zwykłemu człowiekowi", skąd bierze
się jego "marzenie o wszechmogącym ekspercie" (s. 44). W tekst Moralności bez
etyki bardzo dobrze dałby się wpisać znany wiersz Mickiewicza:
Gęby za lud krzyczące sam lud w końcu znudzą.
I twarze lud bawiące na końcu lud znudzą.
Ręce za lud walczące sam lud poobcina.
Imion miłych ludowi lud pozapomina.
Wszystko przejdzie. Po huku, po szumie, po trudzie
Wezmą dziedzictwo cisi, ciemni, mali ludzie.
I ja bym się pod nim podpisał, z tym jednym zastrzeżeniem, że wiara w "cichych, ciemnych, małych ludzi" wydaje mi się mocno przesadzona, o czym będę
jeszcze pisał.
Wróćmy jednak do pytania: po cóż etycy? Otóż widziałbym dla nich zadanie
o wiele ważniejsze, niż produkowanie kolejnych etycznych kodeksów i sprzedawanie ich na wolnym rynku moralnych wartości. M a m na myśli krytykę - filozoficzną krytykę przyjmowanych bezrefleksyjnie zasad moralnych. Ze jest ona potrzebna, nie warto nikogo przekonywać; zwłaszcza dziś, gdy "prawdy" jest wręcz za
dużo, gdy każdy łatwo może ją sobie sam wyprodukować, gdy wszyscy się z nią
narzucają - taka krytyczna działalność byłaby bardzo potrzebna. Pisząc o krytyce
jako zadaniu (dziś najważniejszym) etyków, mam na myśli co innego, niż Zygmunt
Bauman, który też pisze o "obumieraniu myśli krytycznej", ale dla niego oznacza
92
Dyskusja wokół moralności nowoczesnej i ponowoczesnej
to niezdolność
do wykoncypowania świata odmienngo od tego, jaki istnieje, a jednak podobnie jak on
zdolnego do życia, (s. 63)
to znaczy niemożność przeciwstawienia - z "optymistyczną zuchwałością" - istniejącemu stanowi rzeczy jakiejś innej wizji świata, lepszego niż ten, który jest. Tymczasem ja myślę o krytyce typu solistycznego - polegałaby ona między innymi na
rozbijaniu "prawdy" nacjonalizmu (dla wielu "zwykłych mężczyzn i kobiet", a także dla ich dzieci, jest to prawda bez żadnego cudzysłowu, prawda żywa i jedna z
najważniejszych), ale nie po to, by zastąpić ją jakąś inną "prawdą", lecz po to, by
zasiać wątpliwości i zmusić do myślenia.
Mit "prostego człowieka"
Pytanie: Czy "wrażliwość moralna" "zwykłego człowieka", do której Autor się
odwołuje, nie pełni funkcji swoistego "absolutu moralnego", a więc czy pod warstwą krytyki nie można by odnaleźć w dyskutowanym eseju czegoś w rodzaju
manifestu moralnego?
Odpowiedź: Jeśli dobrze rozumiem intencje Autora Moralności bez etyki, to
nie uznałby on zasadności ani pierwszego celu, który został tu postawiony przed
etykami (przedkładania propozycji kodeksów etycznych, jasno sformułowanych i
systematycznie wyłożonych, aby ułatwić "zwykłemu człowiekowi" wybór odpowiadających mu zasad moralnych), ani celu drugiego (filozoficzna krytyka moralności). Po co w ogóle człowiek ma się zastanawiać nad swoją moralnością?
Większość ludzi, w większości sytuacji życiowych (włączając tu ekspertów samych, w
owych, jakże licznych momentach życia, gdy zawieszają zajęcia zawodowe i poświęcają
uwagę sprawom świeckim, nie innym przecież u nich niż u reszty ludzi), daje sobie lepiej
lub gorzej radę bez studiowania kodeksu i bez oficjalnego potwierdzenia słuszności podejmowanych kroków (s. 43).
Mamy tu do czynienia z wielce wyidealizowanym, jak sądzę, obrazem tak zwanego prostego człowieka: człowiek taki miałby żyć w zgodzie ze sobą, z innymi
i z całym światem, bez dręczących wątpliwości i ciągłych pytań o sens swoich
poczynań. Wyobrażenie takie łączy się zazwyczaj z określoną wizją harmonijnej
społecznej wspólnoty, w której każdy zna swoje miejsce, swoje obowiązki i przywileje, nie musi więc miotać się bezustannie w pogoni za własną tożsamością.
Według mnie jest to mit, prastary, ale i dziś często przywoływany, zwłaszcza w
tak zwanej literaturze rustykalnej, przedstawiającej bohaterów wprawdzie prostych
i nieuczonych, którzy ani nie czują potrzeby, żeby uzasadniać swoje zasady moralne, ani też nie umieliby tego zrobić, ale ich życiowa mądrość przewyższa wszelkie profesorskie m ę d r k o w a n i e . Choć więc esej Moralność bez etyki nie jest
owocem refleksji moralnej, nie zawiera żadnych tez etycznych ani nawet wypo6
Dyskusja wokół moralności nowoczesnej i ponowoczesnej
93
wiedzi o takich tezach - dotyczy raczej najogólniejszego projektu czy sensu uprawiania etyki - to daje się odczytać jako wręcz manifest moralny. Autor nie jest
"etycznym prawodawcą", ale jednak - może nawet wbrew swoim zamierzeniom udziela nam moralnych wskazówek: o d r z u ć c i e e t y c z n e k o d e k s y , z a u f a j c i e s w o j e j m o r a l n e j w r a ż l i w o ś c i , nastanie wtedy "era moralności", moralności prawdziwej, niezawisłej i odpowiedzialnej.
Wydaje mi się - a umacniają mnie w tym podejrzeniu liczne, choć ostrożne, odwołania do Nietzschego - że wypowiadając takie opinie Zygmunt Bauman nawiązuje
do romantycznej z pochodzenia filozofii życia (albo że warto tu ową filozofię przywołać, aby wyraźniej oświetlić poglądy Autora). Postmodernizm - a esej Moralność
bez etyki jest tekstem postmodernistycznym - dzieli z filozofią życia przekonanie, że
życie człowieka (a więc i wytwory ludzkich działań) oraz życie społeczne rządzi się
swoimi zasadami, a wszelkie wyprodukowane przez rozum sztywne formuły to jakby
klatka, która nie pozwala rozwijać się owemu życiu.
Być może - czytamy - prawo etyczne obwarowane sankcjami karnymi i wspierane przez
szantaż intelektualny było nie tyle ramą, jaka ratowała standardy moralne przed rozpadnięciem się, co stalową klatką, uniemożliwiającą owym standardom rozwój, do jakiego były
zdolne, osiągnięcie rozmiarów, jakie osiągnąć mogły i przejście próby, jaka dla wszelkie
etyki i moralności jest próbą obowiązkową i decydującą: próby, jaka polega na zawiązywaniu
i odtwarzaniu wspólnoty międzyludzkiej. Być może po rozpadnięciu się ramy jej zawartość
nie rozleci się i nie rozpłynie, lecz przeciwnie, zewrze się, uściśli i nabierze prężności,
skazana teraz na własne tylko siły i nie zniewalana przez zewnętrzne naciski (s. 75).
Być może ... Krytyka odgórnie narzucanych kodeksów w imię wolności "mężczyzn i kobiet", w imię moralnej niezależności, to wysiłek, do którego każdy się
przyłączy. A l e - powtarzam - skąd tyle wiary, po tylu okrutnych historycznych
doświadczeniach, we wrażliwość moralną owych "mężczyzn i kobiet"? Zresztą
Zygmunt Bauman też ma chyba wątpliwości: w przypisie 22 do swojego eseju
cytuje Nietzschego, który za kryterium oceny moralnej proponuje uznać wzrost
poczucia mocy działającego człowieka - i w komentarzu wyraża się z widoczną
rezerwą o takim sposobie myślenia, która "pierwotną, niepohamowaną pewność
siebie", obywającą się bez wszelkiej refleksji, uznaje za wskazówkę działania.
Z mitem się nie dyskutuje, mogę więc tylko powiedzieć, że nie podzielam wiary
w instynkt moralny "prostego, szarego człowieka". Uczony etyk, przedstawiając
swój kodeks, mówi: "Ufajcie memu szkiełku i oku, moim naukowym kwalifikacjom, tylko ja mogę wam powiedzieć, co jest dobre, a co złe". A na to "przedstawiciel ludu" odpowiada: "Czucie i wiara silniej mówi do mnie, niż mędrca szkiełko
i oko, wolę zaufać mojej naturalnej wrażliwości moralnej, niż twoim wydumanym,
racjonalnym argumentom". Otóż przekonanie, że się posiadło "prawdę żywą", jak
to pisał Dostojewski, daje dobre samopoczucie, ale bywa też niebezpieczne. Wszyscy narażeni jesteśmy na pokusę fałszywej świadomości i złej wiary, której skutki,
zarówno w wymiarze jednostkowym, jak i ogólnym, mogą być opłakane. Biorąc
to pod uwagę, ja bym wręcz mówił o o b o w i ą z k u , na każdym ciążącym,
refleksji moralnej: nie wolno sobie ufać, należy być czujnym!
94
Dyskusja wokół moralności nowoczesnej i ponowoczesnej
Jak istnieje moralność?
Pytanie: Czy jeśli odrzucimy kodeksy etyczne, konstruowane przez prawodawców, i jeśli nie ufamy "wrażliwości moralnej" "zwykłego człowieka", to skazani
jesteśmy na totalny sceptycyzm moralny i wyrzekamy się jakiegokolwiek sensownego wartościowania?
Odpowiedź: Próbując uporać się z tym problemem, wychodzę już poza tekst
Moralności bez etyki i przedstawiam pewną trzecią propozycję uzasadniania norm
moralnych - czyli zastanawiam się, co jeszcze pozostało, gdy zwątpiliśmy w jakieś
szczególne kwalifikacje "prawodawców" i nie chcemy zgodzić się, że w kwestiach
dobra i zła rozstrzygać możemy opierając się na naszym instynkcie moralnym.
Czyż bowiem człowiek musi szukać rad i wskazówek, które pomogłyby mu godnie
przejść przez życie, jedynie albo w etycznych kodeksach albo w swoim sercu?
Owszem, moralność rodzi się w ludzkich sercach, w ludzkiej duszy czy w ludzkiej
świadomości, jeśli ktoś woli - ale czy zasady moralne istnieją tylko jako mniej czy
bardziej uświadamiane osobiste przekonania? Przypomnijmy Hegla, który oddzielił
od siebie moralność, czyli "wolę subiektywną", osobiście przez ludzi wyznawane
zasady moralne i etyczność, czyli obyczajowość, która jako synteza moralności i
obowiązującego prawa jest prawdą ducha subiektywnego. Rezygnując tutaj z trudnego Heglowskiego języka, odwołam się raczej do Adama Smitha, który klarownie
wytłumaczył powstawanie i funkcjonowanie obiektywnej, istniejącej niezależnie od
ludzkich przekonań moralnych, sfery etyczności (a wiadomo, że Hegel wiele zawdzięczał Smithowi, jeśli chodzi o rozwiązanie problemu subiektywności i obiektywności). Smith - który jest klasykiem ekonomii politycznej, ale który na
uniwersytecie, w Glasgow zajmował przecież katedrę filozofii moralnej - uważał
mianowicie, że każdą dziedziną ludzkiego życia rządzi podobny mechanizm - i
tropił jego działanie po kolei w sferze stosunków moralnych (Teoria uczuć moralnych - 1759) i stosunków ekonomicznych (Badania nad naturą i przyczyną bogactwa narodów - 1776). Ów mechanizm najkrócej można przedstawić następująco:
poszczególne jednostki (powodowane czy to chęcią zaspokojenia potrzeb, czy też
sympatią) wchodzą w kontakt z innymi jednostkami; w ten sposób nawiązują się
stosunki uczuciowe (moralne) czy ekonomiczne - ale nie są one bynajmniej takie,
jak je sobie zaplanowali działający ludzie: ich działania zderzają się bowiem ze
sobą i w efekcie powstaje samoistny mechanizm, mający swą własną logikę trwania i rozwoju, którą można jednak rozpoznać i której praw należy słuchać. Poczynania gospodarcze ludzi są korygowane przez jakąś niewidzialną rękę, jak Smith
nazywał prawa rynku. Natomiast czynami bezpośrednio nakierowanymi na innych
ludzi steruje tzw. bezstronny obserwator, arbiter wewnętrzny (utożsamiany niekiedy
z sumieniem). Powstaje on w ten sposób, że podejmujący jakąś inicjatywę człowiek
bez ustanku pyta siebie, jak będzie oceniany przez innych. Smith pisze, że sprawy,
które bezpośrednio nas dotyczą,
najbardziej nas interesują i głównie pobudzają nasze pragnienia i niechęci, nasze nadzieje i
obawy, radości i smutki.
7
Dyskusja wokół moralności nowoczesnej i ponowoczesnej
95
Punktem wyjścia są więc osobiste przekonania i uczucia każdego człowieka, ale
podlegają one ciągłym korektom, gdyż człowiek nie działa w pustce:
Rzeczywista a nawet wyimaginowana obecność bezstronnego widza, autorytet człowieka wewnętrznego zawsze jest w pogotowiu, by sprowadzić je [uczucia] do właściwego wymiaru
i [doprowadzić do] powściągnięcia ich nasilenia.
8
Autor Teorii uczuć moralnych wie przy tym doskonale, że nie chodzi tu tylko
o ewentualne oburzenie moralne obserwujących mnie "innych":
W pogoni za bogactwem, zaszczytami i wyróżnieniami, człowiek może uczynić wszystko,
wytężać wszystkie swoje siły, naciągnąć wszystkie mięśnie, by zdystansować swoich współzawodników. Gdyby jednak miał oszukiwać czy powalić jednego z nich, pobłażanie całkowicie się kończy.
9
Nie trzeba, sądzę, uznawać myśli Smitha czy Hegla w całości, aby przyjąć
wypracowane przez nich rozróżnienie: na moralność wypowiadaną w "zdaniach
etycznych", z których składają się kodeksy etyczne, i moralność, by tak rzec,
zobiektywizowaną, ukrytą w "obyczajowości", w zwyczajach i przepisach prawnych. Zygmunt Bauman pisze:
Większość ludzi - większość z nas - kieruje się siłą przyzwyczajenia, nabytą rutyną: postępujemy dziś, z grubsza biorąc, podobnie jak postępowaliśmy wczoraj i jak inni wokół nas
dalej postępują. Jak długo nikt i nic nie przeszkadza nam czynić to, co czynimy zazwyczaj,
możemy w zasadzie trwać w swych nawykach w nieskończoność, nie odczuwając potrzeby
ich przemyślenia, a już tym bardziej rewizji (s. 43).
Ja bym raczej powiedział, że większość z nas nie odczuwa potrzeby kodeksów
moralnych, gdyż kieruje nami owa siła nacisku obiektywnej etyczności.
No tak - ale czy odwoływanie się do owej sfery etyczności, czy owo wyobrażenie obiektywnego (choć będącego naszym - prawodawców i "zwykłych ludzi" wytworem) ładu etycznego nie jest czasem formą fałszywej świadomości, czy nie
mamy tu do czynienia ze zwykłym samooszukiwaniem się? Czy istnieje taki system substancjalnej etyczności? Rzut oka na naszą rzeczywistość wystarczy, aby
odrzucić myśl o jakiejś jednej uniwersalnej "obyczajowości", której posłuszni byliby wszyscy mężczyźni i wszystkie kobiety. A l e może jest coś takiego, jak europejski system etyczności? Wiadomo, że europejska cywilizacja budowana była na
obszarze zróżnicowanym kulturowo, a więc niejednolitym także pod względem
akceptowanych systemów moralnych. Emmanuel Todd w książce L'Invention de
VEurope powiada, że najdawniejszą podstawę cywilizacji europejskiej tworzą istniejące na naszym kontynencie systemy organizacji rodziny i odpowiadające im
systemy gospodarki rolnej. W pierwszym z tych systemów stosunek rodziców do
dzieci jest liberalny, a relacje między braćmi egalitarne (pozycja sióstr jest bez
znaczenia). W drugim, między rodzicami i dziećmi stosunki są podobne jak w
modelu pierwszym, ale pozycja braci jest zróżnicowana. Typ trzeci: rodzice sprawują autokratyczną władzę nad dziećmi, między nimi zaś jest nierówność położę10
96
Dyskusja wokół moralności nowoczesnej i ponowoczesnej
nia. Wreszcie typ czwarty: rodzice mają autokratyczną władzę, ale stosunki między
braćmi są egalitarne. Równość.lub podporządkowanie, autorytaryzm lub liberalizm
- takie są więc nastawienia wytworzone w rodzinie. Określają one stosunek poszczególnych narodów, u których przeważają określone systemy organizacji rodziny, do takich czynników, które według Todda stanowią o postępie lub stagnacji:
do idei powszechnego nauczania, dążności do industrializacji, kontroli urodzeń.
Decydowały też o tym, jakie ideologie społeczno-polityczne i jakie systemy moralne rozpowszechniały się w danym regionie. Wielki wpływ miała również religia
- ale to, w jakim stopniu i w jaki sposób decydowała ona o ludzkim życiu, ostatecznie również zależało od owych nastawień pierwotnych. Dlaczego - zastanawia
się Todd - owe poszczególne regiony, ze swoimi systemami rodzinnymi, z wyobrażeniami o świecie, z religią, ideologią, kulturą, moralnością - nie zamknęły się
w sobie i nie oddzieliły od tak przecież różnych sąsiadów? Dlaczego Europa jest
dzisiaj nie tylko pojęciem geograficznym, lecz oznacza też określoną kulturę, formę
duchowości, sposób pojmowania świata i sposób życia, czyli również określoną
e t y c z n o ś ć ? Odpowiedź jest oczywista: decydowały czynniki gospodarcze. To
tworzący się jeden wspólny system ekonomiczny sprawił, że następowała wymiana
idei, że dopasowywały się do siebie instytucje polityczne, ujednolicały zasady moralne. Jeśli wchodzi się w system wymiany gospodarczej, to nie oznacza to jedynie,
że swoje wartości, w tym także zasady moralne, uznać trzeba za coś prywatnego,
czyli zrezygnować z postawy prawodawcy. Prawa rynku mają też s e n s mor a l n y - na przykład akceptacja gospodarki rynkowej oznacza uznanie zasady
wolności jednostkowej, zasady- przecież moralnej; sposób traktowania kobiet jest
nie tylko kwestią etyczną, lecz ma również bezpośredni wpływ na rynek itd.
Wniosek byłby taki: nie chcąc już słuchać "prawodawców" i bojąc się zaufać
swemu "instynktowi moralnemu", nie jesteśmy jednak skazani na zupełną ciemność. Oto bowiem tworzy się obiektywny s y s t e m e t y c z n o ś c i , który co
prawda nie objął jeszcze całej ludzkości i wszystkich ludzi, ale w końcu tak się
stanie, gdyż takie są prawa, "żelazne prawa", rozwoju gospodarczego, on to bowiem jest fundamentem i motorem całego tego procesu.
Napisawszy to, zmuszony jestem sam - zgodnie z wysuniętą wyżej zasadą krytyki - zapytać, czy nie opowiadam tu o "cudownych właściwościach leczniczych
wolnego rynku" (s. 61), by użyć sformułowania Joego Baileya, przywołanego przez
Zygmunta Baumana, czy nie przedstawiam tu jeszcze jednej utopii, wartej tyle
samo, co M i t Rozumu czy M i t Prostego Człowieka, utopii historii jako dziejów
samostanowienia rozumu...
Być może w s p r a w a c h m o r a l n y c h
nie
ma o s t a t e c z n e g o
m o r a ł u ? Nie chcemy przyznać, że ziemia, na której żyjemy, jest zupełnie jałowa, a my całkiem puści, wydrążeni z wszelkich wartości - ale jednocześnie
wiemy, że pewność moralna jest nieuprawnionym i niebezpiecznym zadufaniem.
Szukamy więc i boimy się znaleźć - oto ludzki los i ludzkie powołanie, któremu
sprzeniewierzylibyśmy się zarówno wtedy, gdybyśmy uwierzyli, że cel został osiągnięty, jak i wtedy, gdybyśmy uznali go za iluzję i ogłosili koniec wyprawy.
Dyskusja wokół moralności nowoczesnej i ponowoczesnej
97
Przypisy
1
Z. Bauman, Dwa szkice o moralności ponowoczesnej, Warszawa 1994, s. 41. Przy
dalszych cytatach z tej książki numery stron podawane będą w tekście.
M . Ossowska, Podstawy nauki o moralności, Warszawa 1963, s. 19.
Ibidem.
Ibidem, s. 9.
2
3
4
5
Swoje poglądy na temat "wiedza a wartości" przedstawiłem - biorąc za przykład
ekonomię - w artykule Badania ekonomiczne a wartości,
"Studia Metodologiczne" t. 28.
Poznań 1993, s. 107-130.
Nawiasem mówiąc, mit ten jest fragmentem myślenia konserwatywnego. Ów konserwatywny rys w eseju Zygmunta Baumana - widoczny także w krytyce idei postępu - dość
nieoczekiwanie łączy się z pewnymi akcentami lewicowymi. Oto bowiem Autor wplata
swoje twierdzenie, że za "ustawodawczym szałem" etyków kryje się zwykła żądza władzy,
w dość radykalną - przypominającą nieomal Michela Foucaulta z okresu Nadzorować i
karać - analizę klasową. Czytamy-na przykład, że "elity społeczeństwa nowoczesnego były
elitami władzy, ale w odróżnieniu od elit przednowoczesnego społeczeństwa musiały też
być nauczycielami, dozorcami i opiekunami podległych im mas, by tę władzę utrzymać.
Jej
p a n o w a n i e
polityczne i ekonomiczne musiało być, innymi słowy, uzupełnione przez
h e g e m o n i ę
kulturową. (...) trzeba było 'poskromić bestię', trzymać
na wodzy niesforny tłum" (s. 78 i 79).
6
7
A . Smith, Teoria uczuć moralnych. Przełożyła, wstępem i
D. Petsch. Przekład przejrzał S. Jedynak, Warszawa 1989, s. 436.
8
9
1 0
Ibidem.
Ibidem, s. 122-123.
E . Todd, L'Invention de l'Europe, Paris 1990.
przypisami opatrzyła