Środa, 8 września 2010 r. - Instytut Praw Pacjenta i Edukacji

Transkrypt

Środa, 8 września 2010 r. - Instytut Praw Pacjenta i Edukacji
20
PARTNER
CYKLU
Środa 8 września 2010 Gazeta Wyborcza www.wyborcza.pl
+
+
LECZYĆ PO LUDZKU
Akcja społeczna „Gazety Wyborczej”
oraz Instytutu Praw Pacjenta i Edukacji Zdrowotnej
Jak leczymy raka w Polsce
W 2005r. na leczenie onkologiczne NFZ przeznaczył prawie 1,5 mld zł, w2009 – już 3,5 mld. Nakłady rosną,
bo przybywa drogich leków i chorych. Jak racjonalizować wydatki, by przynosiły największą korzyść pacjentom?
2009r. zachorowało na
raka 140 tys. Polaków,
zmarło 90 tys., czyli populacja sporego miasta.
Wciągu najbliższych 10-15 lat liczba zachorowań się podwoi.
W
tu), by wyrównać szanse pacjentom
w całym kraju i zastosować zasadę precedensu – jeśli jakiś pacjent w którymś
województwie dostał zgodę na leczenie określonym lekiem, to inni w podobnym stanie powinni ją dostawać automatycznie.
JAROSŁAW KUBALSKI
ELŻBIETA CICHOCKA
Sztuka czy rzemiosło
Lek nie dla każdego
Onowotworach złośliwych nauka wie
coraz więcej, aim większa jest wiedza,
tym bardziej komplikuje się proces leczenia. Onkolodzy mówią, że nie ma
jednego raka płuc, jelita grubego czy
piersi. Są różne rodzaje nowotworów
złośliwych, akażdy znich wymaga innego leczenia.
Koncerny farmaceutyczne przeznaczają ogromne pieniądze na badania ipowstają nowe leki, które są wporównaniu z lekami starej generacji
ogromnie drogie. Niektóre są warte tej
ceny, inne rozczarowują.
Jak stosować te leki, by nie marnować pieniędzy tam, gdzie nie przyniosą
pacjentowi korzyści? Bo do leczenia
np. herceptyną kwalifikują się tylko
niektóre nowotwory piersi, tymczasem pacjentki i ich rodziny sądzą, że
skoro jest stosunkowo nowy idrogi lek,
to trzeba się starać go dostać.
– Zreguły lek działa korzystnie u10-20 proc. chorych, u pozostałych nie
przynosi efektu – mówi prof. Maciej
Krzakowski, krajowy konsultant ds.
onkologii. – Na system ochrony zdrowia wywierane są naciski. Zjednej strony koncerny ipacjenci chcą, by wprowadzić do leczenia najnowsze osiągnięcia farmacji, z drugiej jest doświadczenie lekarzy, które mówi, że
nie każda nowinka każdemu pomoże.
No i jeszcze – bagatela – możliwości finansowe NFZ.
Czego nie widzimy w TV
Wjaki sposób nowy lek dostaje się do
ubezpieczeniowego systemu zdrowia?
Najpierw koncern farmaceutyczny
zgłasza się do ministerstwa. Przedstawia skuteczność, bezpieczeństwo
itzw. efektywność kosztową leku. Często jednak firma przedstawia niecałą
prawdę. Niemiecka prasa podała niedawno, że firma w raporcie napisała,
iż okres bez przerzutów raka jest dwa
razy dłuższy po zastosowaniu ich leku, ale pominęła fakt, że czas przeżycia pacjenta jest taki sam zlekiem, jak
i bez niego.
Polski pacjent może skorzystać zterapii wramach ubezpieczenia wtrzech
przypadkach –jeśli lek znajdzie się na
liście leków refundowanych, w katalogu substancji czynnych w chemioterapii albo wprogramie zdrowotnym.
Lek z listy leków refundowanych
ma prawo przepisać każdy lekarz. Leki
onkologiczne zwykle na nią nie trafiają
–bo do leczenia trzeba specjalistycznej
wiedzy. Na listach znajdują się natomiast leki wspomagające przy leczeniu
nowotworów (np. konieczne do przyjmowania po chemii iprzeciwbólowe).
Katalog substancji czynnych daje
onkologom swobodę wstosowaniu leków przeciwnowotworowych, bo mogą zaordynować dowolną substancję
zkatalogu. NFZ nie płaci oddzielnie za
lek, ale za leczenie grup chorych.
Czy leki te są zawsze właściwie stosowane? Choć lekarz ma wiedzę i doświadczenie, często ulega presji rodziny chorego, która oczekuje ratowania życia do końca. I lekarze się tego często podejmują.
Problemów nie ma tak długo, jak
długo oddział szpitalny mieści się
wswoim budżecie. Zaczynają się, kiedy drogi lek zaczyna rozkładać budżet
Minister zdrowia Ewa Kopacz na otwarciu bloku operacyjnego w Świętokrzyskim Centrum Onkologii w Kielcach, luty 2010 r.
szpitala. Wówczas ordynator naciska na
NFZ, by podwyższył kontrakt, bo brakuje pieniędzy dla nowych chorych. Widzimy to często w telewizji, a emocjonalny przekaz i obrazek pacjenta, dla
którego nie starcza pieniędzy na leczenie, ma wielką siłę rażenia. Tylko że nikt
zwidzów nie wie, czy szpital, wktórym
zabrakło pieniędzy wśrodku roku, miał
rzeczywiście za mały kontrakt, czy też
przypadkiem nie szafował chemioterapią tam, gdzie i tak nie mogła pomóc.
Terapia niestandardowa
Po to, by nie leczyć na ślepo, licząc, że
akurat dana terapia pacjentowi pomoże, opracowuje się dla nowych leków
tzw. programy terapeutyczne. Chodzi
o to, by precyzyjnie kwalifikować pacjentów do leczenia. Liczy się m.in. ogólny stan zdrowia pacjenta, bo –paradoksalnie –czasem chory zprzerzutami musi być we względnie dobrej formie, by
kuracja nie zaszkodziła mu bardziej niż
jej brak.
Programy opracowuje na prośbę ministerstwa konsultant krajowy wuzgodnieniu ze środowiskiem onkologów.
Z jednej strony
koncerny i pacjenci
chcą, by wprowadzić do
leczenia najnowsze leki.
Z drugiej – jest
doświadczenie lekarzy,
które mówi,
że nie każda nowinka
każdemu pomoże
Niestety, medycyna to nie matematyka i nie wszystko da się pogrupować.
Załóżmy, że na rynek wchodzi nowy lek.
Nie ma go jeszcze ani w katalogu, ani
w programie, ale w innych krajach jest
już stosowany. Lekarz leczący chorego
ma przekonanie, że akurat ten lek mógłby pomóc jego pacjentowi. Wtedy może wystąpić z wnioskiem o terapię niestandardową. Taki wniosek musi potwierdzić specjalista wyższej rangi, czyli konsultant wojewódzki. Wniosek idzie
do dyrektora wojewódzkiego oddziału
NFZ. Chodzi o zapewnienie, że NFZ
zwróci koszty zakupu nowego leku. Idyrektor się zgadza lub nie.
Co to znaczy „dodatkowy
rok życia”?
Wróćmy do sytuacji, kiedy koncern farmaceutyczny zgłasza do Ministerstwa
Zdrowia nowy lek. Ministerstwo samo
leku nie ocenia – zwraca się o rekomendację do instytucji doradczej
– Agencji Oceny Technologii Medycznych (AOTM). Jej mózgiem jest Rada
Konsultacyjna złożona zdziesięciu profesorów i docentów. Grono po zapoznaniu się z literaturą i opiniami państwowych agencji w innych krajach odpowiada, czy warto refundować ten
lek. AOTM kieruje się m.in. wskazówkami WHO mówiącymi, że terapia jest
„efektywna”, jeśli dodatkowy rok życia zdobyty dzięki kuracji nie przekracza trzykrotności PKB na głowę
mieszkańca. W Polsce jest to koszt rzędu 100 tys. zł.
Polski PKB to ok. 60 proc. średniej
unijnej, aztego wynika, że nasi zachodni sąsiedzi mogą się leczyć droższymi
terapiami.
Skąd wiadomo, czy lek dał dodatkowy rok życia? Z badań statystycznych.
A te mogą być mylące. Jeśli tysiąc chorych było leczonych danym lekiem idwustu znich lek przedłużył życie orok, podczas gdy innym w ogóle nie pomógł, to
statystycznie przedłużył życie chorych
o kilkanaście tygodni.
Prezes AOTM Wojciech Matusewicz
podkreśla jednak, że pieniądze nie są decydującą przesłanką przy rekomendacji –liczy się przede wszystkim skuteczność. Jeśli lek jest skuteczny, ale drogi,
prezes AOTM wnioskuje do ministerstwa, by negocjowało z producentem
obniżenie ceny.
Dwa lata temu AOTM wydała 17 rekomendacji na leki onkologiczne, zczego 11 było pozytywnych, a sześć negatywnych. W ubiegłym roku na 27 rekomendacji 18 było pozytywnych, dziewięć
negatywnych. W tym roku – cztery pozytywne, jedna negatywna.
Rekomendacja Agencji oniczym jeszcze nie przesądza –ostatecznie decyduje Ministerstwo Zdrowia.
A chorzy czekają
Od stycznia to minister zdrowia określa
rozporządzeniem, jakie leczenie się należy pacjentowi.
Pozytywną rekomendację dostał wlutym np. avastin –do leczenia przerzutowego raka jelita grubego. Do tej pory lek
nie znalazł się jednak w programie terapeutycznym. Program jest na etapie
konsultacji. Kiedy powstanie, trzeba go
będzie umieścić w rozporządzeniu.
Najsprawniejszy proces legislacyjny wymaga dla rozporządzenia co najmniej trzech miesięcy, ale w praktyce
nigdy tak szybko nie biegnie. A chorzy
czekają.
Na uregulowanie tego leczenia czekają też lekarze. Są województwa,
w których od lutego, czyli od czasu pozytywnej rekomendacji AOTM, nie
wpłynął ani jeden wniosek o terapię
niestandardową tym lekiem, bo skoro niebawem ma być rozporządzenie,
to po co...
Producent avastinu już rok temu zaoferował, że gotowy jest znacząco obniżyć cenę leku, jeśli znajdzie się on wprogramie terapeutycznym. Powtórzył ofertę w lutym. I w maju. Do rozmów zapewne dojdzie dopiero wtedy, kiedy rozporządzenie Ministerstwa Zdrowia będzie na ukończeniu.
W tym czasie NFZ płaci za niestandardową terapię tym lekiem. Gdyby rozmowy zproducentem odbyły się wcześniej, płaciłby mniej. Ale zapewne większa liczba pacjentów zakwalifikowałaby się do leczenia.
Leczenie zależy od zamieszkania
Rola NFZ od stycznia zmalała. Nie decyduje już o programach terapeutycznych, choć nadal zgadza się –lub nie –na
terapię niestandardową. Ten rodzaj leczenia, choć dotyczy najmniejszej grupy chorych, wzbudza najwięcej emocji.
I bardzo wyraźnie widać różnice w podejściu do tej terapii wposzczególnych
oddziałach.
W jednym województwie decyzja
jest szybka izazwyczaj pozytywna. Winnym NFZ zwleka zodpowiedzią do ostatniej chwili, a chory często spotyka się
z odmową. Pretekstem mogą być np.
względy formalne – ktoś ma raka wątroby i wniosek podpisany jest przez
konsultanta hepatologa, apowinien być
poświadczony przez onkologa.
Oznacza to, że leczenie chorych zależy wPolsce od miejsca zamieszkania.
A właściwie od budżetu, którym w danym momencie dysponuje oddział
NFZ. Polska Unia Onkologii już dwa lata temu wnioskowała (niestety, bez efek-
Zarówno Ministerstwu Zdrowia, jak
iNFZ zależy na tym, by powstawały programy terapeutyczne. Bo jeśli będą jasne kryteria kwalifikowania chorych do
danego leczenia, to więcej zaoszczędzimy na lekach. No i urzędnik z NFZ pozbędzie się obciążenia, że odmawiając
zgody na indywidualny wniosek, przesądza o czyimś życiu.
Wstanowisku Polskiej Unii Onkologii jednak można przeczytać, że standaryzacja wleczeniu chorób nowotworowych ma ograniczone zastosowanie.
Szybki postęp wiedzy medycznej, atakże bardzo różny stan zdrowia pacjentów sprawiają, że narzucanie lekarzowi
sztywnych reguł postępowania z chorym jest skazane na porażkę.
Więc jak traktować medycynę – jak
rzemiosło czy sztukę? Jeśli jak sztukę,
w której lekarz swobodnie dobiera leki
pacjentowi, to przecież wiadomo, że nie
każdy lekarz jest artystą najwyższej klasy. Najczęściej jest człowiekiem, który
ma ograniczoną odporność psychiczną
– może ulegać naciskom rodziny oczekującej cudu.
Leczenie innowacyjnymi lekami na
nowotwory jest na początku drogi. Presja społeczeństw we wszystkich krajach,
by jak najszybciej wprowadzać nowe
substancje, jest ogromna. Te leki nie leczą zchoroby, ale sprawiają, że chorym
z przerzutami można wydłużyć życie,
i to życie aktywne. Więc chorzy chcą
spróbować nowej terapii w nadziei, że
dożyją czasu, kiedy zostanie wynaleziony jeszcze lepszy lek.
Przed wynalezieniem glivecu chorzy zprzewlekłą białaczką szpikową żyli średnio trzy lata, teraz ten okres się
wyraźnie wydłużył. Z drugiej strony
amerykańska Agencja ds. Żywności iLeków (FDA) niedawno cofnęła rekomendację dla avastinu do leczenia raka
sutka, bo po kilku latach stosowania tej
terapii okazało się, że nie przynosi ona
pacjentkom korzyści. Ale pieniądze zostały już wydane.
„Gazeta” opisywała przypadek pacjentki zMałopolski chorej na raka nerki, której NFZ odmówił prawa do leczenia sutentem, bo wcześniej była leczona interferonem. Na Pomorzu NFZ
odmówił innej pacjentce z rakiem sutka leczenia herceptyną, bo ma zaatakowane więcej węzłów chłonnych, niż
to przewiduje program leczenia tej choroby.
Procesy sądowe, jakie pacjenci już
teraz wytaczają NFZ iministerstwu, mogą być wierzchołkiem góry lodowej. JUŻ W CZWARTEK PORADNIK
Skąd się biorą nowotwory
Skąd się biorą przerzuty? Czy mężczyźni chorują
na raka piersi? Porządkujemy wiedzę o nowotworach
Badaj się regularnie
Im wcześniej wykryty nowotwór, tym większe szanse
na zdrowie. Kalendarz badań profilaktycznych
Metody walki z rakiem
Naukowcy wymyślają terapie coraz bardziej „szyte na
miarę” konkretnego pacjenta
Dieta antynowotworowa
Co jeść, by zachować zdrowie
Znajdź czas dla siebie
Psychoonkolog radzi, jak zmniejszyć stres w chorobie
i jak mądrze wspierać bliską osobę, która zachorowała
1
Leczyć po ludzku 21
www.wyborcza.pl/leczyc Poznaj prawa pacjenta (broszura PDF)
Jutro:
Nierzeczywistość szpitalna. Obiad w restauracji, po południu koncert, a wieczorem
basen. To wszystko mają pacjenci nie w spa, ale w Centrum Onkologii w Bydgoszczy
www.wyborcza.pl Gazeta Wyborcza Środa 8 września 2010
+
+
Oblężona twierdza onkologii – zdrowym trudno to zrozumieć, ale my, chorzy na raka, musimy się godzić
na wszystko, co nam zafundują w przychodni. Przecież nie ma alternatywy. Nikt się nie postawi, bo mu potem nikt
nie pomoże – opowiadają pacjenci warszawskiego Centrum Onkologii
Gdy muszę odmówić
Każde pismo od pacjenta to osobisty dramat. Człowiek chory na raka chce mieć nadzieję, a ja często muszę tę
nadzieję odebrać. Ale zawsze w tyle głowy mam myśl, że dla wszystkich nie starczy
WOJCIECH
MATUSEWICZ
WOJCIECH OLKUŚNIK
prezes Agencji Oceny Technologii
Medycznych
JOLANTA BILIŃSKA
MARCIN STĘPIEŃ
szefowa wydziału współpracy
międzynarodowej łódzkiego NFZ
PROF. MACIEJ
KRZAKOWSKI
BARTOSZ BOBKOWSKI
krajowy konsultant w dziedzinie
onkologii klinicznej
Listy
Leczyć gnoja!
Dwa lata temu zdiagnozowano
u mnie raka mózgu, glejakowatą łajzę, gnoja, gada (na prywatny użytek
używam gorszych epitetów). Idzie
mi dobrze, gad nie wykazuje żadnej
aktywności od dawna, ja przyjmuję
co sześć tygodni farmakologiczną
chemię, czuję się znakomicie.
Najważniejsza od samego początku była i jest miłość. Na początku „tej przygody” poczułem, jak wielu ludziom mocno na mnie zależy.
Otrzymałem tyle dobrej energii, że
nawet nie pytałem, skąd się takie coś
R
1
E
AOTM wydaje opinie, który lek
jest skuteczny, a który nie. Jak to robimy? Przede wszystkim analizujemy literaturę – wszystkie publikacje
na temat danego leku. Porównujemy dane podawane przez producentów z wynikami niezależnych badań. Zakładamy, że za skuteczną terapię można zapłacić rocznie tyle,
ile wynosi PKB na głowę mieszkańca pomnożone razy trzy.
W Polsce daje to ok. 51 tys. dolarów na rok; jeśli terapia jest droższa
– opiniujemy ją negatywnie. Ale zawsze staramy się faworyzować nowe, innowacyjne technologie. Dla-
tego najważniejsze są wyniki badań
klinicznych. Jednak efektywność
i kosztowność terapii też są ważne.
I niestety często się okazuje, że terapia jest zbyt droga w stosunku do
spodziewanych korzyści.
Wtedy podpisuję dla niej negatywną rekomendację. Robię to z bólem serca. Na szczęście wiem, że innowacyjność nowych terapii, szczególnie w onkologii, oznacza, że pacjent statystycznie żyje dłużej o kilka tygodni.
Często lek, dla którego podpisałem negatywną opinię, po kilku miesiącach jest od nowa oceniany.
W tym czasie radykalnie spada jego
cena, dochodzą nowe badania naukowe, dzięki czemu możemy wystawić pozytywną rekomendację.
Wiem, że wielu nie zgadza się
z moimi decyzjami. Bez przerwy piszą do mnie chorzy i firmy farmaceutyczne.
Tymi drugimi się nie przejmuję.
Ale każde pismo pacjenta to osobisty dramat. Bo człowiek chory,
szczególnie na raka, chce mieć nadzieję. Doskonale zdaję sobie sprawę, że moje decyzje są, delikatnie
mówiąc, niepopularne. Ale zawsze
w tyle głowy mam myśl, że na
wszystko dla wszystkich nie starczy.
Zresztą z mojego punktu widzenia
wiele nadziei jest nieuzasadnionych.
Ale moja opinia nigdy nie jest niepodważalna. Ostatnie słowo należy
do minister zdrowia i ona mimo negatywnej rekomendacji AOTM może się zgodzić na finansowanie innowacyjnej terapii.
Wiem jednak, że decyzje ministerstwa w ponad 90 proc. są zgodne z naszymi rekomendacjami. Dlatego tym bardziej mam poczucie, że
musimy być asertywni. Bo przecież
jeśli damy każdemu, co chce, to budżet NFZ się rozleci. Do mojego wydziału ludzie przynoszą wnioski o leczenie za granicą.
Załatwiamy po kilkanaście spraw
w roku. Większość pozytywnie.
Chorzy na raka to pojedyncze przypadki.
Ja nie podejmuję żadnych decyzji. I całe szczęście. O tym, czy człowiek będzie mógł wyjechać za granicę, decyduje prezes NFZ.
Wiem jednak, że sporo ode mnie
zależy. Jeśli wniosek nie będzie spełniał formalnych wymogów, nie będzie rozpatrzony. Dlatego staram się
pomagać ludziom w przygotowaniu
papierów.
Większość ma świadomość, jak
bardzo trzeba się postarać. Choć niektórzy wyglądają tak, jakby nie mieli siły na załatwianie formalności.
Żeby ich nie wystraszyć, nie mówię
od razu, co trzeba zrobić, tylko prowadzę ich za rękę krok po kroku. Niektórzy i tak sobie odpuszczają.
Największy problem mam z opiniami lekarzy.
Pacjent, który chce się leczyć za
granicą, musi załatwić opinię spe-
cjalisty z profesorskim tytułem. Często wnioski są wypełniane na kolanie, a nie jak dokumenty, od których
zależy czyjeś życie.
Zamiast wymaganego obszernego uzasadnienia niektórzy lekarze
potrafią wpisać: konieczne leczenie
w Austrii, w ośrodku takim a takim.
Wkurzam się, kiedy widzę takie pismo, bo wiem, że człowiek nic z nim
nie załatwi. Całe lata byłam dziennikarką, więc nie odpuszczam.
Zabieram takie papiery do szpitala
i tak długo tłumaczę lekarzowi, o co
chodzi, aż napisze dokument, jak
trzeba.
Zdarzają mi się porażki. W ubiegłym roku nie udało mi się rozliczyć
leczenia kobiety, która musiała zapłacić za chemioterapię w polskim
szpitalu.
Leczyła się w Hiszpanii, a kiedy
dowiedziała się, że zachorowała jej
córeczka, z dnia na dzień wróciła do
Polski. Hiszpanie potraktowali to jako bezprawne przerwanie terapii
i nie zgodzili się na finansowanie jej
leczenia w Polsce. Opiniuję wnioski o leczenie za granicą. Rocznie trafia do mnie kilka pism.
Z większością mam problem, bo to wystąpienia o finansowanie niekonwencjonalnych metod, niestosowanych
w wiodących ośrodkach.
Niesprawdzone terapie proponują komercyjne placówki, bez naukowego dorobku i udokumentowanych
efektów. Same metody są, delikatnie
mówiąc, kontrowersyjne – nieuznawane przez świat naukowy i często
z pogranicza szarlatanerii. Zawsze
w takich przypadkach moja opinia
jest negatywna. Muszę o tym powiedzieć choremu człowiekowi. Nieste-
ty, te rozmowy bywają przykre. Pacjent z chorobą nowotworową chwyta się z całej siły myśli o leczeniu, które jest jedyną nadzieją. Ja tę nadzieję odbieram. Staram się tłumaczyć,
że leczenie, o które się ubiega, jest irracjonalne, że nie ma dowodów na
skuteczność terapii i może ona przynieść więcej szkód niż korzyści. Ludzie i tak mają do mnie żal. Rozumiem. Wiem, jaka jest waga moich
decyzji. Dlatego każda jest dla mnie
trudna. Staram się podchodzić do
każdego wniosku uczciwie i obiektywnie. Nie kieruję się tym, że ktoś
jest młody czy stary, choruje krótko
czy długo, ma dzieci albo jeszcze nie.
Po prostu zastanawiam się, czy proponowane leczenie może być skuteczne i bezpieczne dla pacjenta. Nie
podejmuję decyzji natychmiast. Zawsze staram się jak najwięcej dowiedzieć o konkretnym przypadku i proponowanej dla niego metodzie leczenia. Jeśli choroba jest w miarę typowa, jest łatwiej, bo są dostępne wyniki badań na dużych grupach pacjentów. Gorzej, jeśli mam do czynienia z rzadko spotykaną chorobą.
Wtedy twardych dowodów jest mniej.
Trzeba oprzeć się na indywidualnym
doświadczeniu. Jeśli nie jestem cze-
goś pewien, radzę się innych specjalistów – ludzi, z których opinią się liczę. Ostatnio tak zrobiłem, kiedy opiniowałem wniosek pacjenta z rzadkim nowotworem – tzw. mięsakiem.
Opinia była z pogranicza mojej dziedziny i chirurgii onkologicznej. Poradziłem się więc chirurgów. Oni
mnie przekonali, że warto wysłać człowieka do Niemiec, tam jest ośrodek,
który ma ogromne doświadczenie
w leczeniu tych nowotworów. Żaden
polski szpital nie ma takiej praktyki
jak oni.
Nigdy nie kieruję się kosztami leczenia. To nie moja rola. NOT. ACZ
jak głupi rak bierze. Nie interesuje mnie,
jak on się tam znalazł, „dlaczego ja?”
i tym podobne marnowanie czasu.
Gnojek ma niewygodny żywot ze
mną. On jest sam, a ja mam z kim pogadać o meczu. On nie ma co robić, a ja
mam.
Jakie mam rady dla chorych? Dajcie odczuć swoim bliskim, że jesteście.
Dajcie to odczuć też obcym, samotnym ludziom na zapyziałych oddziałach. Tak mało słów jest potrzebnych!
A pozostałym radzę – pilnujcie się,
ludzie, badajcie się. Szybciej by mi to
wszystko szło, gdybym poszedł do lekarza tydzień, miesiąc wcześniej. To
jest życie, chrońcie je. Pokochajmy bliskich
na nowo
chanego męża, bo jest to doświadczenie, które przytłacza, zabiera oddech,
jest ostatnią myślą, z jaką zasypiamy,
i pierwszą, z jaką się budzimy.
Wiem, że nie ma cudownej diety,
że w „Gazecie”, chociaż gorąco tego
pragnę, nie pojawi się sensacyjna wiadomość o lekarstwie na raka, ale wiem
również, że nie można być biernym
wobec tej choroby.
Jeśli zaniedbaliśmy własną duszę,
to choroba w bolesny sposób przypomni nam, że trzeba to naprawić, i to
nie dlatego, że koniec jest blisko (tego
nie wiemy), ale dlatego, że mamy tylko jedno życie.
Pokochajmy na nowo męża, żonę,
dzieci, przyjaciela i siebie. Choroba
pokazuje nam, że do tej pory nie robiliśmy tego w pełni. Odkryjmy na nowo muzykę, poezję, drzewa w lesie.
Zadbajmy też o ciało – zrewidujmy
nawyki żywieniowe, swoją aktywność
fizyczną, a raczej jej brak.
Nie bądźmy bierni – bezsilność,
bierność to pożywka dla strachu. Andrzej Majerski
K
Na własnej skórze, włosach i duszy odczułam skutki choroby nowotworowej.
Jestem jak na statystykę zachorowalności młodą kobietą, bo 38-letnią
mamą, żoną, córką, przyjaciółką.
Po licznych błędnych diagnozach
okazało się w 2009 r., że mam jednak
raka piersi, i od tego momentu rozpoczął się typowy proces leczenia, czyli
operacja, chemioterapie, naświetlenia, łzy i strach.
Od momentu diagnozy wiedziałam, że bez pomocy psychoonkologa
nie poradzę sobie nawet z pomocą koL
A
Joanna Chromik
A jakich rad ty byś udzielił innym chorym
na raka? Jak choroba zmieniła twoje
życie? Podziel się z nami. W sobotę opublikujemy wasze listy.
Pisz: [email protected] lub „Leczyć
po ludzku”, „Gazeta Wyborcza”,
ul. Czerska 8/10, 00-732 Warszawa
M
A
29827387

Podobne dokumenty