makulatura_2007_2
Transkrypt
makulatura_2007_2
Nr 2/2007 Pismo studentów Instytutu Filozofii, Socjologii i Dziennikarstwa UG maKul(a)tura m a K u l (a) t u r a SPIS TRECI Spis tre±ci 1 Drogi Czytelniku! Traktor lozoczny 2 Po do±¢ dªugiej przerwie spotykamy si¦ po raz O pusto±ci rzeczy . . . . . . . . . . . . . . 2 kolejny. Mamy nadziej¦, »e z wi¦ksz¡ satysfakcj¡ z Antropolog 6 Twojej strony ni» z naszej. 9 czasopisma ulegªa zmianie, ale tego si¦ byªo mo»na . . . . . . . . . . . . . . . . . Ontologia twórczo±ci 2 3 . . . . . . . . . . . . Opowiadania z maKul(a)tur¡ 13 Pojedynek . . . . . . . . . . . . . . . . . . 13 Zielone ±wiatªo 16 . . . . . . . . . . . . . . . Sposoby bycia-w 18 Nowy wspaniaªy ±wiat 4 spodziewa¢ po pi±mie, które z zaªo»enia linii programowej nie posiada. W tym numerze wi¦cej jest prób lozocznych, wi¦c i charakter pisma jest bardziej lozoczny czy to oznacza, »e prol studenta ulegª zmianie tego ju» niestety nie wiem. Tymczasem wielkimi krokami nadchodzi sesja. . . . . . . . . . . . 18 Konstruktor i dekonstruktor . . . . . . . . 20 Wywiad z lozofem 21 Filozo¡ jest wszystko(. . . ) . . . . . . . . . 21 dzie¢ tylko jedno: Powodzenia! Deser 24 dziesz Drogi Czytelniku t¦ godn¡ Twojego zainte- On jest wamp . . . . . . . . . . . . . . . . 24 resowania. Z mojej strony szczególnie polecam esej Wiersze z maKul(a)tur¡ 25 skiej. Marcin Goª¡b . . . . . . . . . . . . . . . . 25 Drogi Czytelniku równ¡ przyjemno±¢ jak mi. limak bezdomny . . . . . . . . . . . . . . 25 W numerze o niej ani sªowa straszenie jest nie na miejscu, a przeczyta¢ i usªysze¢ o niej przyjdzie nam jeszcze nie raz. Wierz¦, 5 W mi¦dzyczasie linia W jej sprawie warto powie- »e w±ród opublikowanych prac znaj- Konstruktor i dekonstruktor p. Aleksandry Gur- 6 Arkadiusz Okoniewski . . . . . . . . . . . 25 ªania prób wªasnej twórczo±ci na adres: 26 [email protected]. Piotr Smli«ski . . . . . . . . . . . . . . . . 26 Informator 27 NKFA 8 Oczywi±cie te» wci¡» gor¡co zach¦cam do nadsy- . . . . . . . . . . . . . Joanna Szkudlarek 7 Mam nadziej¦, »e jego lektura sprawi Ci, ycz¦ miªej lektury! . . . . . . . . . . . . . . . . . 27 Tektonika historii . . . . . . . . . . . 27 postanowiª nie ujawnia¢ swoich personaliów. Przekle«stwo rzeczywisto±ci . . . . . 28 zwi¡zku z ukazaniem si¦ jednak drugiego numeru XI Wielki Przejazd Rowerowy . . . . 29 Festiwal muzyczny transGranica . . . ta asekuracja wydaje si¦ ju» zb¦dna. 29 Listy do redakcji Smurfy a sprawa polska P.S. W poprzednim numerze redaktor naczelny W 30 . . . . . . . . . . 30 Pozdrawiam serdecznie, Piotr Kozak Zespóª redakcyjny: Marcin Byli«ski, Piotr Gªazik, Aleksandra Gurska, Krzysztof Jaro«, Piotr Kozak, Agata Mancewicz, Marek Pokropski. Projekt okªadki: Piotr Kozak. W projekcie okªadki wykorzystano prace Erika Suidmana. Ilustracje: Selene Skªad komputerowy: Marek Pokropski Adres redakcji: [email protected] 1 maKul(a)tura 2/2007 m a K u l (a) t u r a 1 1 Traktor lozoczny O pusto±ci rzeczy TRAKTOR FILOZOFICZNY Przestrze« nie przedstawia »adnych wªa±ciwo±ci jakichkolwiek rzeczy samych w sobie ani te» ich samych w ich stosunkach mi¦dzy sob¡, tj. nie stanowi »adnego Immanuel Kant w Krytyce czystego rozumu za- ich okre±lenia, które byªoby przywi¡zane uwa»yª trudno±¢ na jak¡ napotyka poznaj¡cy pod- do samych przedmiotów i które pozosta- miot gdy chce dotrze¢ do rzeczy samej. Moim zda- waªoby, cho¢by±my nawet abstrahowali od niem jest to bariera utworzona przez poj¦cia inte- wszelkich podmiotowych warunków ogl¡- lektu, które sªu»¡ do porz¡dkowania tre±ci zmysªo- dania. wych i orientowania si¦ w nich. Dotycz¡ one tylko nych, ani wzgl¦dnych okre±le« przysªugu- sfery zjawiskowej, na której to podstawie ukute s¡ j¡cych rzeczom ogl¡da¢ przed ich istnie- poj¦cia intelektu, pozostawiaj¡c rzecz sam¡ w sobie niem, a wi¦c a priori. ukryt¡ przed naszym poznaniem. Tak na przykªad rzecz sama w sobie nie jest przedmiotem - poj¦cie przedmiotu jest przecie» poj¦ciem pochodz¡cym z intelektu! Kant radzi wi¦c aby±my nie stwierdzali nic pozytywnie o rzeczy samej w sobie (tj. o noumenie), a to dlatego, »e nic o nim nie mo»na powiedzie¢. Wyj±ciem z tej sytuacji byªaby wªadza poznawcza, któr¡ Kant nazywa ogl¡dem intelektualnym. Niestety nie jeste±my w posiadaniu tej zdolno±ci i dlatego powinni±my milcze¢ w sprawie noumenów. Dobrze b¦dzie je±li powiemy co Kant rozumiaª przez rzecz sam¡ w sobie. Otó» (noumen albo ding an sich ) jest to co± samoistnie rzeczywistego, a nie co± danego, zjawiskowego. Rzeczywisto±ci tej nie mo»na zobaczy¢ ani pomy±le¢ w poj¦ciach (bo te Nie mo»na bowiem ani absolut- 2 oraz: (. . . ) w ogóle nic co si¦ ogl¡da w przestrzeni, nie jest rzecz¡ sam¡ w sobie i »e przestrze« nie jest form¡ rzeczy, która by np. byªa im sama w sobie wªa±ciwa, lecz »e rzeczy same w sobie nie s¡ nam wcale znane, to za±, co nazywamy przedmiotami zewn¦trznymi, to nic innego jak jedynie same przedstawienia naszej zmysªowo±ci, których form¡ jest przestrze«, ale których prawdziwy odpowiednik, tj. rzecz sama w sobie nie jest, ani nie mo»e by¢ poznana 3 przez te [przedstawienia]. Kto± mógªby zapyta¢: sk¡d Kant wie, »e rzeczy dotycz¡ tego co zmysªowe, a nie tego co samo w same w sobie s¡ niepoznawalne? sobie). Oto co Kant pisze na ten temat: najlepiej rozwieje sam Kant: Uposa»enia rzeczy samych w sobie nie poznajemy (. . . ) za pomoc¡ zmysªowo- ±ci nie tylko niewyra¹nie, lecz w ogóle nie poznajemy. A skoro tylko usuniemy na- sze uposa»enie podmiotowe, nie mo»emy nigdy napotka¢ przedmiotu przedstawionego wraz z wªasno±ciami, jakie mu przypisaªa zmysªowa naoczno±¢, poniewa» to wªa±nie podmiotowe uposa»enie okre±la jego form¦ jako zjawiska. 1 Ogl¡d rzeczy samych w sobie ukazaªby nam jakie one s¡ same dla siebie, a nie jakimi s¡ dla innych (tj. dla poznaj¡cego podmiotu). Noumeny, w odró»nieniu od rzeczy danych w do±wiadczeniu, nie s¡ powi¡zane z przestrzeni¡. Kant pisze: 1 Krytyka s. 91, B62. czystego rozumu, Immanuel Kant, K¦ty 2001, T¦ w¡tpliwo±¢ Gdyby przedmioty, z którymi poznanie nasze ma do czynienia, byªy rzeczami samymi w sobie, to nie mogliby±my mie¢ »adnych ich dotycz¡cych poj¦¢ a priori. Sk¡d bowiem mieliby±my je wzi¡¢? Gdyby±my je czerpali z przedmiotu (. . . ), to poj¦cia nasze byªoby tylko empiryczne, a nie byªoby poj¦ciami a priori. Je»eli bierzemy je z nas samych, wówczas to, co jest tylko w nas, nie mo»e okre±la¢ wªa±ciwo±ci przedmiotu ró»nego od naszych przedstawie«. . . . Je»eli natomiast mamy wsz¦dzie do czynienia tylko ze zjawiskami, to jest nie tylko mo»liwe, lecz tak»e konieczne, »eby pewne poj¦cia a priori poprzedzaªy empirycznie poznania przedmiotów. 4 2 tam»e, s. 78, B42. s. 81, A30. 4 tam»e, s. 152, A129 3 tam»e, maKul(a)tura 2/2007 2 1 m a K u l (a) t u r a TRAKTOR FILOZOFICZNY Noumen nie jest równoznaczny z istot¡ rzeczy. cz¦li zwraca¢ uwag¦ na intuicj¦ i na to co niewy- Cechy istotne bowiem stwierdzamy wtedy gdy zmy- ra»alne za pomoc¡ sªów. To wªa±nie skupienie si¦ sªowo ogl¡damy przedmiot. Kiedy widz¦ jak¡± na tym co niewyra»alne mo»e nam da¢ odpowied¹ rzecz, która mi si¦ jako± zjawia, to mog¦ z tej rze- na pytanie o mo»liwo±¢ poznania rzeczy samej w czy wyodr¦bni¢ jakie± jej cechy przypadkowe lub sobie (skoro Kant wykazaª nam niemo»liwo±¢ do- istotne. Takie po- tarcia do niej zmysªowo-intelektualn¡ drog¡). Jest st¦powanie ma na celu orientowanie si¦, bo bez to poznanie zwrócone bezpo±rednio do rzeczy sa- niego nie miaªbym »adnego odniesienia do ±wiata mej, bez korzystania z poj¦¢. zewn¦trznego, a tym samym pogubiªbym si¦ w Kantowskiego racjonalnego uj¦cia sprawy od któ- Ale po co miaªbym to robi¢? tym ±wiecie. Jest to odej±cie od Istota rzeczy umo»liwia identyka- rego zaczynali±my. Jest ono dla nas niewystarcza- cj¦ przedmiotów, a co za tym idzie to wªa±nie od- j¡ce, chocia» daje nam wiele cennych wskazówek, niesienie si¦ do rzeczy, ju» gotowe nastawienie do jak chocia»by t¡ aby nie szuka¢ odpowiedzi na in- niej obecne ju» w chwili kontaktu z ni¡. teresuj¡ce nas zagadnienie w sferze intelektu, gdzie Jest to pewnego rodzaju droga na skróty, która po- jej znale¹¢ nie mo»na! zwala nam oszcz¦dza¢ czas poprzez wª¡czanie pod Jest to wªa±nie droga bezpo±redniego kontaktu ze wspólny mianownik wielu konkretów o tych samych ±wiatem. Trzeba pój±¢ inn¡ drog¡. cechach, które uznali±my za istotne. Ma to jednak pewne konsekwencje. Gubimy w tym momencie Z pomoc¡ mog¡ nam tu przyj±¢ lozoe zwró- rzecz sam¡ zast¦puj¡c j¡ przedmiotem gotowym, cone ku intuicji z Bergsonem na czele. ju» obrobionym przez intelekt. Jest ten przed- ±laj¡ one, i» analityczne ujmowanie ±wiata przez in- miot zidentykowany, nazwany i mamy do niego telekt umartwia go, zabijaj¡c indywidualno±¢ ka»- ju» pewne gotowe nastawienie. dego zjawiska poprzez wpasowanie go w ±cisªe ramy Rzecz sama ginie gdzie± pod pªaszczem nazw i nastawie«. Do rze- poj¦cia. Podkre- Porz¡dkuj¡ce poczynania intelektu s¡ tu czy samej w sobie nie mo»emy dotrze¢ t¡ drog¡, przeciwstawione nieupo±rednionym przez nic obco- poznanie zmysªowo-intelektualne sªu»y bowiem do waniu z rzecz¡, jej czystemu odbiorowi. innych celów. Istota rzeczy to co± innego ni» rzecz si¦ jednak du»a przeszkoda mi¦dzy rzecz¡, a kim± sama w sobie. Nie mo»emy wychwyci¢ »adnej cechy kto poznaje intuicyjnie t¡ rzecz. Ró»ne osoby mog¡ istotnej z samej rzeczy lecz jedynie z jej przedsta- mie¢ ró»ne intuicje na temat tej samej rzeczy (albo wienia. raczej ró»nie rozumiej¡ to co im si¦ ukazaªo lub Istot¦ konstytuujemy wyª¡cznie w obco- Pojawia waniu ze zjawiskiem lub tym co jest pochodne od inaczej to sªowami wyra»aj¡). zjawiska. nie wolne od zanieczyszcze«, przy czym trudno±ci Kant rozró»nia noumen rozumiany pozytywnie, czyli przedmiot ogl¡du intelektualnego oraz ten rozumiany negatywnie, czyli co± niezmysªowego (oraz co± co nie jest ujmowane w poj¦ciach intelektu). Ze wzgl¦du na niemo»liwo±¢ stwierdzenia czegokolwiek pozytywnego o rzeczy samej w sobie, Kant skupia si¦ na negatywnym orzekaniu o noumenie. Nie jest to pozna- pojawiaj¡ si¦ na pewno na poziomie komunikacji (ze wzgl¦du na niedyskursywny charakter intuicji nie mo»na jej adekwatnie odda¢ sªowami). Nie- zwykle trudno te» jest zawiesi¢ swoje przekonania, nastawienia, interesy tak aby by¢ jak najbli»ej danej rzeczy. Cz¦sto zdarza si¦, »e najpierw zakªa- damy, jak b¦dzie wygl¡da¢ to co chcemy obejrze¢ i zagªuszamy tym samym odbiór rzeczy. atwiej o Teraz, kiedy wiemy ju» co Kant rozumiaª przez szczere ch¦ci ni» o rzeczywist¡ intuicj¦. Jakby tego rzecz sam¡ w sobie, mo»emy si¦ zastanowi¢ czy byªo za maªo, to dochodzi jeszcze problem metody rzeczywi±cie jest ona poza zasi¦giem naszego po- za pomoc¡ której miaªoby si¦ taki ogl¡d intuicyjny znania. osi¡gn¡¢. Otó» Kant mówiª, »e nie mamy dost¦pu Bergson nigdzie nie podaª sposobu w do noumenu drog¡ zmysªow¡, ani poprzez intelekt. jaki ma si¦ intuicyjny ogl¡d realizowa¢. Pokazaª on Nic natomiast nie mówiª o innych drogach pozna- jednak, »e mo»na do caªej sprawy podej±¢ inaczej nia nie b¦d¡cych natury dyskursywnej. W czasach ni» na sposób intelektualny. Kanta nie zwracano zbyt du»ej uwagi na takiego jest pozbawione dyskursywnego charakteru miaªo typu poznanie. Z czasem niektórzy lozofowie za- jakikolwiek sens nie mo»e by¢ niczego co stoi mi¦- cz¦li jednak dostrzega¢ problemy w jakie wikªa si¦ dzy poznaj¡cym, a rzecz¡ sam¡. Cokolwiek pojawi czysto racjonalne uj¦cie ±wiata i coraz bardziej za- si¦ pomi¦dzy b¦dzie powodowaªo pewne po±rednic- 3 maKul(a)tura 2/2007 Aby poznanie, które m a K u l (a) t u r a 1 TRAKTOR FILOZOFICZNY two w poznaniu, pozbawiaj¡c je caªej jego bezpo- u±wiadomienie sobie, »e rzeczy nie s¡ takie jakimi ±rednio±ci. si¦ wydaj¡, ale nie s¡ te» inne. Czym± co mo»e w ten sposób stawa¢ na drodze mi¦dzy podmiotem, a przedmiotem po- Pusto±¢ rzeczy przedstawia si¦ w braku jakiego- znania s¡ nasze uprzedzenia, wierzenia, interesy i kolwiek staªego ich podªo»a. utrzymywane przez nas dogmaty oraz caªa reszta która byªaby jakim± trwaªym podªo»em zmian. S¡ podobnych czynników. Sytuacja nie jest jednak tylko wzajemne uwarunkowania wszystkich rzeczy, beznadziejna. Nie ma substancji, To, »e ªatwo zaj±¢ w ±lep¡ uliczk¦ przy czym rzeczy te nie s¡ ani istniej¡ce, ani nie- nie znaczy, »e nie mo»na dotrze¢ do celu! Trzeba istniej¡ce. Oto jak o pustce rzeczy wypowiada si¦ jednak podj¡¢ pewne kroki aby uwolni¢ si¦ od nie- Sangharakszita, autor wielu znanych ksi¡»ek o bud- korzystnych tendencji, o które ªatwo przy tego typu dyzmie: poznaniu. Dodatkowo trzeba wypracowa¢ metod¦, dzi¦ki której mo»na b¦dzie takie poznanie bez problemu uskuteczni¢. Tak si¦ szcz¦±liwie skªada, »e taka metoda jest znana ludzko±ci od okoªo 2500 lat (chocia» w Europie dopiero okoªo 200 lat) 5 . Mam na my±li buddyzm, w obr¦bie którego wypracowano na przestrzeni dziejów liczne sposoby wygaszania niekorzystnych czynników wypªywaj¡cych z ludzkiej niedoskonaªo±ci. Co prawda w buddy- zmie za gªówny cel stawia si¦ pokazanie ludziom drogi do ostatecznego ustania cierpienia poprzez przebudzenie si¦ do swojej prawdziwej natury, to Zjawiska, jako »e powstaj¡ w zale»no±ci od warunków, nie mog¡ by¢ opisane ani jako istniej¡ce, ani jako nieistniej¡ce: s¡ ±unja, puste, pozbawione wªasnej natury. Owa ±unjata albo `pusto±¢' zjawisk zbiega si¦ z rzeczywisto±ci¡ wskazywan¡ terminem nirwana, bowiem osi¡gni¦cie nirwany zale»y od u±wiadomienia sobie faktu wzajemnego warunkowania si¦ wszystkich zjawisk. 6 oraz: jednak mimo to aspekt poznawczy jest mocno powi¡zany z istot¡ nauk buddyjskich. Osoba, która Zjawiska w swojej egzystencji zale»¡ osi¡gn¦ªa przebudzenie (czy te» o±wiecenie) osi¡- od przyczyn i warunków. gn¦ªa te» ostateczny wgl¡d w natur¦ rzeczywisto- sposób zale»ne, pozbawione s¡ niezale»nej ±ci i dlatego droga do przebudzenia jest ±ci±le po- ja¹niowo±ci. wi¡zana z drog¡ poznania. Wgl¡d ten ma charak- nich, »e s¡ ±unja, czyli puste. ter niedyskursywny i jest on bezpo±rednim uj¦ciem rzeczywisto±ci, chocia» nie jest to raczej intuicja, któr¡ miaª na my±li Bergson. Aby to osi¡gn¡¢ nale»y zaj¡¢ si¦ doskonaleniem swojej osoby. Owocuje to szeregiem pozytywnych zmian jakie zachodz¡ w praktykuj¡cym czªowieku, co w konsekwencji prowadzi do o±wiecenia. W skªad tej praktyki dosko- B¦d¡c w ten W konsekwencji mówi si¦ o 7 Pustka jest ostateczn¡ rzeczywisto±ci¡, podstaw¡ rzeczy. pust¡ Nie jest to jednak monistyczne uj¦cie ±wiata, poniewa» pustka nie jest »adnego rodzaju substancj¡. Po raz kolejny oddajemy gªos Sangharakszicie: Podobnie byªoby bª¦dem my±le¢ o pu- nal¡cej wchodzi medytacja, moralne »ycie oraz inne stce, praktyki, które byªy zalecane przez Budd¦, a które przyp. P.G.] natur¦ lub wªasny byt pó¹niej byªy rozwijane przez jego nast¦pców. Sto- dharm suj¡c te zalecenia osi¡gamy przebudzenie, a wraz z nicy mi¦dzy buddyjsk¡ doktryn¡ pustki z nim wgl¡d w rzeczywisto±¢. Jest to do±wiadczenie jednej strony, a koncepcjami takimi jak caªkowitego dotarcia do natury rzeczy, do rzeczy nirguna brahman ankary lub substan- takimi jakimi s¡. cja Spinozy z drugiej. Do±wiadczenie to nazywa si¦ w »e stanowi ich wªasn¡ [tj. rzeczy 8 , wtedy bowiem nie byªoby ró»- Wszystkie rzeczy buddyzmie nirwan¡. Jest to dotarcie do pustej na- s¡ puste i dlatego pustka sama jest pu- tury wszystkich zjawisk (czy te» rzeczy). sta, nie potrzeba wi¦c zaraz o niej my±le¢, 5 Mo»na Jest to »e jest w rzeczywisto±ci jakim± rodzajem powiedzie¢, »e buddyzm daje nam metod¦ na6 Wprowadzenie do buddyzmu, Sangharakszita, Kraków ukow¡, poniewa» doktryna buddyjska jest wynikiem bada« wielu buddystów nad zjawiskiem powstawania i ustawania 2002, s. 190. 7 tam»e, s. 378. cierpienia, co zaowocowaªo licznymi odkryciami w tej sferze, 8 dharma tutaj rozumiana jako podstawowy skªadnik które to odkrycia mog¡ by¢ zwerykowane przez ka»dego bez wyj¡tku czªowieka na drodze eksperymentalnej. zjawiskowego ±wiata. maKul(a)tura 2/2007 4 1 m a K u l (a) t u r a TRAKTOR FILOZOFICZNY tworzywa albo substancji, z której dharmy jej osi¡gania, jak i nie ma tego co osi¡gamy, czyli zostaªy wyprodukowane i do której mog¡ nie ma te» nirwany: by¢ znów zredukowane jak garnki do gliny. Jeszcze mniej prawdziwe jest twierdzenie, »e jest jakim± rodzajem substratu, który w jaki± sposób tkwi u podªo»a rzeczy i podtrzymuje je. Buddy±ci 9 u±wiadomieniu sobie, za pomoc¡ medytacyjnej praktyki duchowej, »e natura naszego umysªu jest w swej istocie nieskazi- okre±laj¡ pustk¦ mianem tako±ci . Jest to okre±lenie na stan w jakim znajduj¡ si¦ rzeczy. Jest to stan pozytywny i nie nale»y uwa»a¢, »e buddyzm zaprzecza jakiejkolwiek egzystencji rzeczy, buddyzm nie jest nihilizmem. Nale»y zauwa»y¢, »e nie opisujemy tutaj do±wiadczenia nirwany z absolutnego poziomu, ten jest bowiem poza zasi¦giem sªów czy jakiegokolwiek pojmowania: A»eby by¢ przedmiotem ujmowania, ±unjata musiaªaby posiada¢ jaki± rodzaj wªasnej natury. O±wiecenie nie polega na osi¡gni¦ciu jakiegokolwiek obiektu, lecz po prostu na Ale z denicji jest ona brakiem wªasnej natury. 10 telna. 12 To, »e nie ma osi¡gaj¡cego nirwan¦, nie oznacza, »e on nie istnieje. Jest on u podstawy pusty. Pustka przy tym nie jest ró»na od ±wiata danego w do±wiadczeniu, w ko«cu le»y u jego podstawy. Bardzo trafnie ujmuje to Sutra serca , jeden z wa»niejszych tekstów buddyjskich: Forma nie jest ró»na od pustki. Pustka nie jest ró»na od formy. Forma jest dokªadnie pustk¡. form¡. Pustka jest dokªadnie Wra»enia, my±li, wola i ±wiado- mo±¢ s¡ równie» takie. . . Poruszamy si¦ tutaj po wzgl¦dnym poziomie opisu pustki, a to jedynie w tym celu »eby nieco przybli»y¢ spraw¦. Nie jest to jednak jaka± próba nadania tym czy jakimkolwiek innym sªowom wa»no±ci absolutnej. Pusto±¢ zjawisk dotyczy caªej rzeczywisto±ci, nawet nas samych: Wszech±wiat i pustka s¡ nie-ró»ne od siebie. O±wiecenie jest wtedy nie przej±ciem od nie-o±wiecenia do nirwany, ale polega na u±wiadomieniu sobie braku ró»nicy mi¦dzy jednym, a drugim. Nale»y przesta¢ traktowa¢ je jako oddzielne realno±ci i u±wiadomi¢ sobie ich niezró»nicowanie. Pustka le»¡ca u podstaw rzeczywisto±ci jest wªa- To, co dotyczy zjawisk w ogólno±ci, ±nie rzecz¡ sam¡ w sobie, której poznanie Kant to samo dotyczy zjawisk zarówno zycz- uwa»aª za niemo»liwe. nych, jak i umysªowych tak zwanej oso- inne sposoby poznawania ±wiata ni» zmysªowo- bowo±ci. Nawet ±wiadomo±¢, (. . . ) daleka intelektualny, to staje przed nami nowa droga po- od tego, aby by¢ niezmienn¡ istno±ci¡, po- znania. Zostaªa ona opracowana i dopracowana ju» wstaje jak ka»de inne zjawisko, w zale»no- dawno temu w Azji i jest urzeczywistniana w prak- ±ci od warunków. tyce. 11 Je±li jednak uwzgl¦dnimy Daje ona mo»liwo±¢ wgl¡du w natur¦ rze- czywisto±ci, chocia» rezultaty tego do±wiadczenia Trudno jest si¦ pogodzi¢ z faktem, »e nawet my mog¡ si¦ dla wielu z nas wyda¢ nieoczekiwane. ludzie jeste±my z natury pu±ci. Obawiam si¦ jednak, »e z punktu widzenia tego co absolutne jest to raczej maªo istotne. Piotr Gªazik III rok Filozoi UG Wraz z post¦puj¡c¡ praktyk¡ duchow¡ dochodzimy stopniowo do wgl¡du w absolutn¡ natur¦ rzeczywisto±ci. Nie staje si¦ to od razu, poniewa» proces oczyszczania osoby z pokªadów ignorancji i egoizmu nie jest wcale ªatwy. Co wi¦cej pami¦- tajmy, »e nie ma osi¡gaj¡cego nirwan¦, nie ma te» 9 tam»e, s. 338. s. 379. 11 tam»e, s.190 10 tam»e, 5 maKul(a)tura 2/2007 12 tam»e, s. 443-444. m a K u l (a) t u r a 1 Antropolog badacz, obserwator, czarodziej, wysªannik niebios? I. Wst¦p TRAKTOR FILOZOFICZNY 4 by¢ wyposa»ony badacz . S¡ to: 1) wyobra¹nia, 2) ciekawo±¢, 3) wyposa»enie teoretyczne, 4) talent pisarski, 5) zdolno±ci lingwistyczne, 6) zaplecze techniczne, oraz 7) obiektywno±¢ (w badanym plemieniu). Na pytanie: kim jest antropolog?, mo»na udzie- Etnograa (. . . ) jest uchem igielnym, przez li¢ dwojakiej odpowiedzi. Po pierwsze, uprawianie które przej±¢ musz¡ nici wyobra¹ni. antropologii jest zawodem. Wyposa»ony w wiedz¦ zatem musi spróbowa¢ dostrzec ±wiat w ziarenku teoretyczn¡ i zaplecze techniczne, tzn. pieni¡dze, piasku, spoªeczny genom ludzko±ci w pojedynczej »ywno±¢, ±rodki transportu, podarki dla miejsco- komórce . wej ludno±ci etc., wyrusza w teren by pozna¢ nowe z otaczaj¡cej go rzeczywisto±ci elementów wªa±ci- plemi¦ jego specyczn¡ kultur¦, wierzenia, ubiór, wych dla danej kultury, przekraczaj¡c granic¦ po- j¦zyk i formy komunikacji a nast¦pnie powróci¢ zornej banalno±ci ±wiata, w którym »yje badana do kraju i, z jak najwi¦ksz¡ dokªadno±ci¡, opisa¢ spoªeczno±¢. 5 Wyobra¹nia Pozwala badaczowi na wyªapywanie zebrany materiaª badawczy. Po drugie, antropolog W parze z wyobra¹ni¡ idzie ciekawo±¢, pobudza- jest badaczem, dla którego podró»owanie i pozna- j¡ca do ci¡gªego poszukiwania w ±wiecie interesu- wanie nowych kultur jest pasj¡. j¡cych zagadnie«, oraz odpowiedzi na roj¡ce si¦ w Antropologowie (. . . ) siaduj¡ u stóp kapªanów hinduizmu, ogl¡daj¡ cudzych bogów i plugawe rytuaªy, odwa»nie udaj¡ si¦ tam, dok¡d przed nimi nikt nie dotarª. gªowie pytania. Badacz nie posiadaj¡cy wiedzy teoretycznej, kr¦- Ota- gosªupa do którego mo»na systematycznie doª¡cza¢ cza ich aura ±wi¦to±ci i boskiego oderwania si¦ od kolejne informacje zdobywane w trakcie bada« tere- spraw przyziemnych . Antropolog stroni od dusz- nowych, skazany jest na utoni¦cie w morzu danych nych czytelni uniwersyteckich. wynikaj¡cych z obserwacji i analizowania wybranej 1 Zamiast przewra- ca¢ opasªe tomy obserwuje obrz¦dy pogrzebowe czy rytuaªy przej±cia badanych spoªeczno±ci plemiennych. spoªeczno±ci. Po zebraniu materiaªu badawczego antropolog staje niejako przed obowi¡zkiem dokonania ana- W swej pracy stawiam tez¦, »e antropolog jest lizy i opisu zjawisk zachodz¡cych w badanej przez osob¡ tragiczn¡, zawieszon¡ miedzy dwoma ±wia- niego spoªeczno±ci plemiennej. Zdolno±ci pisarskie tami: spoªecze«stwem z ramienia którego prowadzi pozwalaj¡ stworzy¢ co± wi¦cej ni» suchy raport z badania, oraz obserwowanym plemieniem (spoªecz- bada«. Czytaj¡c prace Bronisªawa Malinowskiego, no±ci¡ plemienn¡) stanowi¡c¡ przedmiot jego za- czy Cliorda Geertza odnosi si¦ wra»enie, »e ma si¦ interesowania. W dalszej cz¦±ci eseju zarysuj¦ typ w dªoni powie±¢ przygodow¡, przeªamuj¡c¡ dystans idealny antropologa, przedstawiaj¡c list¦ istotnych, przestrzenny i kulturowy opisywanej spoªeczno±ci. wedªug mnie, cech i umiej¦tno±ci jakimi powinien Triobrandczycy nie jawi¡ nam si¦ jedynie jako jed- si¦ charakteryzowa¢ antropolog. Nast¦pnie przed- nostki badawcze, lecz widzimy w nich ludzi, z krwi stawi¦ argumenty opowiadaj¡ce si¦ za tez¡ posta- i ko±ci, »yj¡cych w egzotycznej krainie, przedsionku wion¡ we wst¦pie. raju. Trudno wyobrazi¢ sobie obecne badania terenowe II. Antropolog typ idealny bez znajomo±ci miejscowego j¦zyka. Posªuguj¡c si¦ poj¦ciem typu idealnego Maxa We- 2 bera, rozumianego jako konstrukt naukowy , ukazuj¡cy (. . . ) `typowe' przypadki (. . . ) racjo- nalne lub irracjonalne, przewa»nie (. . . ) racjonalne 3 Umiej¦tno±¢ szybkiego przyswajania lokalnej mowy, jak i opanowanie j¦zyków urz¦dowych kraju, w którym prowadzone s¡ badania, uªatwia przeªamywanie bariery obco±ci i daje mo»liwo±¢ lepszego zrozumienia ple- 4 Z pewno±ci¡ nie jest to peªna i wyczerpuj¡ca lista cech charakteryzuj¡cych badacza, jednak ze wzgl¦du na ograniw oparciu o zestaw "typowych¢ech, w jakie winien czon¡ form¦ niniejszej pracy, postanowiªem skupi¢ si¦ na 1 N. Barley, Niewinny antropolog, Warszawa, 1998, s. 9. gªównych, moim zdaniem, elementach bez których trudno 2 M. Weber, Gospodarka i spoªecze«stwo, Warszawa, wyobrazi¢ sobie antropologa. 5 P. Willis , Wyobra¹nia etnograczna, Kraków, 2005, s. 2002, s. 9. 3 Ibid., s. 16. 9. (. . . ) , postaram si¦ nakre±li¢ model antropologa, maKul(a)tura 2/2007 6 1 m a K u l (a) t u r a TRAKTOR FILOZOFICZNY mienia. O szukamy w niej odpowiedzi na nasze wªasne pytapo- nia; a obca kultura odpowiada nam, odkrywaj¡c krótce we wst¦pie, dlatego na koniec chciaªbym od- zapleczu technicznym wspomniaªem swoje nowe aspekty i nowe semantyczne przestrze- nie±¢ si¦ do kwestii obiektywno±ci. nie Badacz powi- 10 . Przebywanie na uboczu umo»liwia wnikliw- nien mie¢ na wzgl¦dzie zachowanie dystansu wo- sz¡ analiz¦ istniej¡cych relacji wewn¡trz spoªecz- bec badanej spoªeczno±ci. no±ci plemiennej, jak i w kontaktach z lud¹mi z O antropologu mo»na powiedzie¢ , »e jest tylko nieszkodliwym wyrobni- zewn¡trz (oni, obcy). kiem, skoro jedn¡ z podstawowych zasad etyki jego ±ci na temat powszechnie obowi¡zuj¡cych, lecz nie rzemiosªa jest doªo»enie wszelkich stara«, by nie za- do ko«ca u±wiadomionych, czynno±ci i u»ywanych kªóca¢ obserwowanych zjawisk bardziej, ni» to ko- przedmiotów, w ramach danej kultury. 6 nieczne . Pobudza do reeksyjno- W trakcie bada« antropolog natraa na wiele III. Badania niewinnego antropologa trudno±ci i niedogodno±ci, spowalniaj¡cych i utrudniaj¡cych jego prac¦. Chciaªby w swojej pracy Claude Levi-Strauss, w Smutku tropików, pisaª »e skupi¢ si¦ na dwóch z nich, a mianowicie na: by¢ podró»nikiem to obecnie zawód; zawód, który asystencie antropologa, oraz 2) zapleczu technicz- polega nie na odkrywaniu po latach studiów (. . . ) nym. faktów dotychczas nie znanych, lecz na przebywa- 1) Asystent antropologa jest postaci¡ podejrzanie 11 niu wielkiej ilo±ci kilometrów i gromadzeniu zdj¦¢ nieobecn¡ fotogracznych lub lmowych, i to najch¦tniej ko- Przewa»nie jest nim czªonek plemienia, znaj¡cy j¦- lorowych . 7 w etnogracznych sprawozdaniach . W pracy antropolog koncentruje si¦ zyk jakim posªuguje si¦ badacz, lub osoba spoza na zdobywaniu informacji na temat plemienia, w badanej grupy, posiadaj¡cy wiedz¦ na temat mowy jakim przyszªo mu prowadzi¢ badania terenowe. i obyczajów charakterystycznych dla danej spoªecz- To, co prawdziwy etnograf naprawd¦ powinien no±ci. Dzi¦ki niemu antropolog, zwªaszcza w pierw- robi¢, to pojecha¢ w teren, wróci¢ z informacjami szych etapach swojej pracy badawczej, jest w sta- na temat »yj¡cych na nim ludzi i sprawi¢, by infor- nie nawi¡za¢ kontakt z mieszka«cami plemienia. macje owe staªy si¦ dost¦pne dla zawodowej spo- Dla badacza jest on praw¡ r¦ka wprowadzaj¡c¡ w ªeczno±ci w formie praktycznej, nie za± wªóczy¢ si¦ ±wiat plemienia. Antropolog, niczym Don Kichot, po bibliotekach i duma¢ nad problemami literac- pragnie odnale¹¢ swoj¡ Dulcyne¦, któr¡ dla bada- kimi . Badaczowi powinien przy±wieca¢ cel do- cza b¦dzie wiedza o znaczeniu odbywaj¡cych si¦ w informowania czªonków spoªecze«stwa, z ramienia ramach plemienia obrz¦dów, przyswojenie miejsco- którego prowadziª badania terenowe. Etnograf, wego j¦zyka i zwyczajów, pozwalaj¡ce na przekro- ch¦tnie wywrotny w±ród swoich i buntowniczy wo- czenie granicy powszednio±ci i poznanie ich ukry- bec tradycyjnych zwyczajów, okazuje szacunek si¦- tego sensu. Asystent, Sancho Pancha, upatruje w gaj¡cy konserwatyzmu z chwil¡, gdy chodzi o spoªe- tym szans¦ na wzbogacenie si¦ i dostanie obieca- 8 9 cze«stwo bardzo odmienne . Powracaj¡c z barba- nej wyspy - uposa»enia za pomoc w prowadzeniu rii posiada widz¦, umo»liwiaj¡c¡ zmian¦ postrze- badania. W pocz¡tkowej fazie badania antropolog gania innych ju» nie w kategorii dzikusów, lecz lu- jest niemal»e skazany na asystenta, ograniczaj¡cego dzi. jego autonomi¦ i mog¡cego manipulowa¢, dostar- Istotnym, z punktu widzenia procesu badaw- czanym badaczowi z zewn¡trz, materiaªem badaw- czego, jest postulat zachowania dystansu wobec ba- czym. W interesie pomocnika mo»e by¢ przedªu»e- danej przez antropologa kultury. nie badania, co wi¡»e si¦ z dªu»szym otrzymywa- (. . . ) w króle- stwie kultury bycie outsiderem to wr¦cz najwa»niej- niem wynagrodzenia. szy element zrozumienia. Stawiamy obcej kulturze Obecno±¢ antropologa daje równie» prot bada- nowe pytania, takie które sama sobie nie postawiªa; nemu plemieniu. [Antropolog] W najlepszym razie 6 N. 10. Barley, dz. cyt., s. 28. 7 C. Levi-Strauss, Smutek tropików, Warszawa, 1960, s. 8 C. Geertz, Dzieªo i »ycie. Antropolog jako autor, Warszawa, 2000, s. 9. 9 C. Levi-Strauss, dz. cyt., s. 412. 7 maKul(a)tura 2/2007 mo»e (. . . ) liczy¢ na to, »e b¦dzie traktowany jako 10 M. Bachtin, [w:], C. Geertz, Zastane ±wiatªo. Antropologiczne reeksje na tematy lozoczne, Kraków, 2003, s. XXII. 11 N. Barley, dz. cyt., s. 49. m a K u l (a) t u r a 1 TRAKTOR FILOZOFICZNY nieszkodliwy idiota, którego obecno±¢ przynosi wio- w sytuacjach, w których mo»liwo±ci transportowe . W Smutku tropików Levi-Strauss i komunikacyjne s¡ w porównaniu ze wspóªcze- sce korzy±ci 12 opisuje zainteresowanie jakie budziª w±ród tubyl- snymi standardami bardzo nikªe 15 . ców jego aparat fotograczny. Bynajmniej nie cho- Badacz powracaj¡cy z terenu akceptuje oba po- dziªo im o posiadanie fotograi ze swoim wizerun- gl¡dy (badanego plemienia oraz spoªecze«stwa, w kiem, lecz sama czynno±¢, jak¡ byªo ich fotografo- którym »yje P.O.) z »adnym si¦ nie uto»samia wanie, wi¡zaªa si¦ z korzy±ciami nansowymi. Za Sprawia to, »e jego wyobcowanie staje si¦ ponie- zrobienie zdj¦cia oczekiwali od badacza wynagro- k¡d dwubiegunowe. dzenia. uczestnicz¡c w »yciu badanego plemienia, nara»a 16 . Z jednej strony, obserwuj¡c i Uzyskiwanie materiaªu badawczego zdj¦cia, za- si¦ na lekcewa»¡ce, b¡d¹ pobªa»liwe traktowanie ze kup przedmiotów codziennego u»ytku czy bi»ute- strony miejscowej ludno±ci. Antropolog »yje w ci¡- rii - wymaga posiadania odpowiednich ±rodków - gªej niepewno±ci, nie b¦d¡c do ko«ca pewnym, czy nansowych na pokrycie kosztów badania. Barley tubylcy s¡ wobec niego uczciwi, czy te» graj¡. pisaª o poka¹nych wydatkach zwi¡zanych z zaku- Traktuj¡ jak intruza, czy jako mniej uprzywilejowa- pem prowiantu, kosztami utrzymania samochodu nego, nieszkodliwego bªazna, przynosz¡cego czªon- czy pieni¦dzmi przeznaczanymi na podarunki dla kom plemienia korzy±ci materialne i dostarczaj¡- miejscowych wªadz i czªonków plemienia Dowayów. cego rozrywki. Z kolei jego wªasne ±rodowisko, spo- Praca badacza to trud zwi¡zany z podró»¡ po eg- ªecze«stwo które przyszªo mu opu±ci¢ na okres ba- zotycznych obszarach oraz wkupywaniem si¦ w ªa- da«, wydaje mu si¦ za szybki, skomplikowane, prze- ski miejscowej ludno±ci. Nie ma miejsca na przy- sycone mo»liwo±ciami wyboru, jakie dostarcza ka- god¦ w zawodzie etnografa; narzuca mu si¦ ona i pitalizm. Robienie zakupów w niczym nie przypo- ci¡»y na wªa±ciwej pracy wag¡ tygodni lub mie- mina codzienno±ci »ycia plemiennego. si¦cy zmarnowanych w drodze, godzin bezczynno- bór pomi¦dzy kanapka z szynk¡, czy tu«czykiem, ±ci, kiedy informator si¦ wymyka, gªodu i zm¦cze- jak pisze Barley, urasta do rangi problemu egzy- nia, czasem choroby, a zawsze tysi¡ca kªopotów stencjalnego. Nawet wy- pochªaniaj¡cych caªe dnie bez »adnego rezultatu i Zagubienie pot¦guje zmiana perspektywy czaso- sprowadzaj¡cych niebezpieczne »ycie w sercu dzie- wej. Paradoks, który naj»ywiej zajmuje matema- wiczej puszczy do jakiego± na±ladownictwa sªu»by tyków, to astronauta Einsteina. Po kilkumiesi¦cz- wojskowej nej podró»y odbywanej z wielk¡ pr¦dko±ci¡ w prze- 13 . Towarzyszy temu poczucie wyobcowania, aliena- strzeni kosmicznej podró»nik wraca na Ziemi¦, by cji po±ród plemienia, dla którego opu±ciª wygodn¡ stwierdzi¢, »e upªyn¦ªy caªe dziesi¦ciolecia. Antro- posad¦ nauczyciela akademickiego lub uprawiany polog jest dokªadnie w odwrotnej sytuacji. Wyje»- zawód. Pozostawiª rodzin¦, przyjacióª, przyjazne d»a, zdawa¢ by si¦ mogªo, na niezmiernie dªugo do mu ±rodowisko, aby zapu±ci¢ si¦ w busz i poznawa¢ innego ±wiata, gdzie rozwa»a problemy uniwersum obyczaje, wierzenia, czy obrz¦dy miejscowej ludno- i starzeje si¦ znacznie. Po czym wraca i spostrzega, ±ci.Wykonuj¡c ten zawód badacz si¦ dr¦czy: czy» »e min¦ªo zaledwie kilka miesi¦cy. Zasadzona przez naprawd¦ opu±ciª swe ±rodowisko, przyjacióª, wy- niego »oª¡d¹ nie staªa si¦ jeszcze wielkim drzewem, gody, poczyniª wa»ne wydatki, wysilaª si¦ i nara- zd¡»yªa jedynie wypu±ci¢ delikatne p¦dy. Dzieci nie »aª na szwank swe zdrowie po to tylko, aby wyjed- osi¡gn¦ªy peªnoletnio±ci i tylko najbli»si przyjaciele na¢ przebaczenie za sw¡ obecno±¢ u kilkudziesi¦- zauwa»yli, »e go w ogóle nie byªo ciu nieszcz¦±liwców skazanych na bliski koniec, za- 17 Opowie±ci o odlegªych krajach, . kulturach nie j¦tych gªównie iskaniem si¦ i spaniem, od których znaj¡cych autostrad, Mc Donalda, Internetu, nie kaprysu zale»y jednak powodzenie lub kl¦ska jego ±ledz¡cych na bie»¡co informacji o zwi¡zku Brada zamierze«? Pitta z Angelin¡ Jolie, o ludziach jedz¡cych r¦- 14 . Przemierza tropikalne d»ungle, czy podró»uje przez sawann¦ zapchanymi i dusznymi koma, autokarami, by obserwowa¢ (. . . ) sprzedaj¡cych swe córki za kilka wielbª¡dów, zna- 12 Ibid., s. 62. Levi-Strauss, dz. cyt., s. 9. 14 Ibid., s. 403-404. 13 C. istoty ludzkie posiadaj¡cych ±wiszcz¡c¡ wymow¦, czy 15 E. Leach, Levi-Strauss, Warszawa, 1973, s. 110. Barley, dz. cyt., s. 210. 17 Ibid., s. 207-208. 16 N. maKul(a)tura 2/2007 8 1 m a K u l (a) t u r a TRAKTOR FILOZOFICZNY jomi przyjmuj¡ z nie dowierzaniem i cichym wywy»szeniem dobrodziejstw zachodniej cywilizacji. Wspominaj¡c o spaniu na podªodze, przebytych Ontologia twórczo±ci szkic do dialektyki mo»liwo±ci i konieczno±ci1 1. Ontologia twórczo±ci chorobach czy z¦bach wyrwanych za pomoc¡ obc¦gów badacz natraa na pobªa»liwe u±miechy i za»enowanie, wynikaj¡ce z niezrozumienia, dlaczego on, antropolog, porzuca te wszystkie dobrodziejstwa cywilizacji, w której si¦ wychowaª i w któ- Rozpoczynaj¡c nasze rozwa»ania dotycz¡ce py- 2 tania o istot¦ twórczo±ci jako takiej wypadaªoby na wst¦pie si¦gn¡¢ do Platona: rej jest zakorzeniony. Antropolog zaczyna czu¢ si¦ Twórczo±¢ wszelka (. . . ) nieswojo w swoim wªasnym ±rodowisku. Po kilku która staje si¦ przyczyn¡ powstawania miesi¡cach, pisze Barley, odczuwa potrzeb¦ ponow- rzeczy nieistniej¡cych poprzednio. nego powrotu do badanego poprzednio plemienia, lub znalezienia nowego przedmiotu badawczego. jest to siªa, 3 Ontologicznie zatem rzecz bior¡c istot¡ twórczo±ci jest, kategoria nowo±ci. Do twórczo±ci jako takiej konstytutywne jest powoªywanie do »ycia cze- IV. Podsumowanie go± nowego. Warto jednak zwróci¢ uwag¦ Platon Antropolog jest osob¡ zawieszon¡ mi¦dzy dwoma mówi o rzeczach nieistniej¡cych poprzednio, tym ±wiatami: spoªecze«stwem z ramienia którego pro- samym nowo±ci przypisuje poj¦cie niebytu. wadzi badania, Nie- oraz obserwowanym plemieniem byt z kolei mo»na, a czego pocz¡tki pojawiaj¡ si¦ (spoªeczno±ci¡ plemienn¡) stanowi¡c¡ przedmiot ju» u Platona, rozpatrywa¢ dwojako: albo (a) jako jego zainteresowania. Zdany na ªask¦ jednych, przekre±lenie wszelkiego istnienia, negacja wszyst- Finansowo uzale»niony od swych pra- kiego, co jest; albo (b) jako to, co inne, swoisty He- codawców (placówek badawczych, uczelni, sponso- glowski Innobyt, inny byt wymagaj¡cy konkretyza- rów na zlecenie których wykonuje badania etc.) . cji poprzez przeciwstawienie go temu w stosunku W przypadku plemienia, w którym przebywa, zo- do czego jest niebytem. W pierwszym przypadku bowi¡zany do wkupienia si¦ w ªaski wodza i po- mamy zatem do czynienia z negacj¡ przekre±laj¡c¡, szczególnych czªonków plemienia, w zamian za bªy- w drugim z negacj¡ ró»nicuj¡c¡. i drugich. 18 skotki, ubrania i inne dobrodziejstwa cywilizacji By jeszcze trafniej nakre±li¢ moment powstawaW Fizyce oczekuj¡cy wspóªpracy i dostarczenia wiarygod- nia nale»y zwróci¢ si¦ do Arystotelesa. nego materiaªu badawczego. wyró»nia on trzy niezb¦dne elementy procesu powstawania: form¦, materi¦ i brak. Brak wyst¦puje tu z kolei jako sprzeczno±¢, jako brak tego, co po- Przemek Opªocki V rok, socjologia UG III rok, lozoa UG winno, lub mogªoby by¢. Brak jest pojmowany przez brak jako analogicznie, co± powstaje nie z niebytu w uj¦ciu pierwszym, ale z niebytu jako takiego. Brak jest zatem przedstawiony w perspektywie kategorii mo»no±ci, co zreszt¡ podkre±laj¡ tomi±ci, uto»samiaj¡c je ze sob¡. U Arystotelesa brak mo»no±¢ jest konstytutywnym elementem rzeczywisto±ci. Mo»emy zatem spróbowa¢ odpowiedzie¢ na Lebnizowskie, powtórzone potem przez Heideggera, pytanie: Dlaczego istnieje raczej co± ani»eli nic? Nic jest przecie» ªatwiejsze ni» co±. W tym kontek- ±cie okazuje si¦ bowiem, »e ostateczn¡ podstaw¡ 1 Na podstawie: W. Stró»ewski, Dialektyka twórczo±ci, Kraków: Polskie Wydawnictwo Muzyczne 1983. 18 Niew¡tpliwie istnieje grupa badaczy samemu nansu2 To jest, w naszym uj¦ciu, twórczo±ci poj¦tej procesualj¡ca koszty zwi¡zane z podró»owaniem i wkupieniem si¦ w nie, jako akt dynamiczny. 3 Platon, Sosta, 265 B, cyt. za: W. Stró»ewski, op.cit., ªaski miejscowej ludno±ci, nie mniej wydaje mi si¦ »e stanowi¡ oni niewielki odsetek w tym gronie. s. 38. 9 maKul(a)tura 2/2007 m a K u l (a) t u r a 1 TRAKTOR FILOZOFICZNY jest Nic, Niebyt, poprzez który dopiero ujawnia w trzech, przenikaj¡cych si¦ aspektach: jako rady- si¦ Derridia«ska ró»nia. Heidegger ma racj¦ to kalne przeciwstawienie nico±ci, jako przeciwstawie- Nic jest odpowiedzialne za pluralizm i dynamizm nie temu, co byªe oraz jako to, co konkretyzuje si¦ rzeczywisto±ci. Rzeczywisto±¢, byt zakªada ju» to, w tera¹niejszo±ci. czego ju», lub jeszcze nie ma, to, co mo»e by¢ inne. Tu, powtarzaj¡c za Heglem, Byt i Niebyt na pozio- 2. Specyka wykonania utworu muzycznego mie przedontologicznym s¡ jednym i tym samym. By zobrazowa¢ tre±¢ prezentowanej tu problema- Rzeczywisto±¢ jest rzeczywisto±ci¡ dynamiczn¡, »a- tyki proponuj¦ rozpatrzy¢ j¡ na przykªadzie specy- den przedmiot do±wiadczany empirycznie, ontolo- ki wykonania utworu muzycznego. gicznie nie zawiera momentu konieczno±ci istnienia. Tak, istot¦ dzieªa muzycznego okre±la, wedªug Istnienie w istocie zawsze odsyªa poza siebie, ku Ingardena: sferze Niebytu. Istnienie jest ró»nic¡. W sensie on- tytur¦ oraz (B) okre±lony zakres mo»liwo±ci, wy- tycznym jest czyst¡ mo»liwo±ci¡. Zatem bytem jest znaczony przez miejsca niedookre±lenia tworu sche- to, co jest, ale i to, co mo»e by¢ inne. W kontek- matycznego. ±cie twórczo±ci artystycznej równie» to, co inne by¢ tyzowane z kolei poprzez poszczególne wykona- powinno. Wªadysªaw Stró»owski ujmuje to zagad- nia. nienie nast¦puj¡co: sz¡ by¢ zrealizowane wszystkie miejsca niedookre- zasadnicze pytanie metazyki brzmi: `dlaczego istnieje raczej co± ani»eli Miejsca niedookre±lenia s¡ konkre- Jednocze±nie w danym wykonaniu nie mu- ±lenia. Je±li (A) schemat, wyznaczony przez par- Bywa, »e takowe s¡ wzajemnie sprzeczne i wybór pomi¦dzy nimi pozostaje w gestii wykonawcy. nic?', to podstawowe pytanie dialektyki twórczo±ci jest jego odwrotno±ci¡: `dla- Naturalnie, »e konkretne postaci dzieªa czego nie istnieje co±, co mogªoby (lub przynale»ne powinno) by¢?'. dzieªa-schematu stanowi¡ pewn¡ wielo±¢ tylko wtedy, Twórczo±¢ mo»liwa jest gdy sama rzeczywisto±¢ tworów jako mo»liwe wykluczaj¡cych do si¦ jednego nawzajem, pozwala na pojawienie si¦ w niej czego± caªa za± ich grupa jest zwi¡zana przynale- nowego »eniem do jednego i tego samego schematu lub dopuszcza wydarzenie si¦ `bycia inaczej', a twórca potra dostrzec wyznaczonego przez partytur¦. w niej nie tylko niepokoj¡c¡ metazyka kim rozumieniu dzieªa muzycznego znika gro¹b¦ nieistnienia, ale i szans¦ wyst¡pie- wy»ej sformuªowane zagadnienie jego to»- nia w bycie czego±, czego w nim aktualnie samo±ci, nie ma tu ju» bowiem, mowy o nie ma. jednym przedmiocie, który w trakcie roz- 4 Przy ta- woju czasu historycznego ulega pewnym Plato«skie uj¦cie twórczo±ci poprzez poj¦cia nowo- zmianom wskutek zmiany coraz to no- ±ci i powstawania implikuje równie» zanurzenie w wych warunków historycznych. kontek±cie czasowym. Proces twórczy jest przesi¡kni¦ty czasowo±ci¡. Powstawanie zakªada bowiem, »e co± ju» jest, a jednocze±nie jeszcze nie jest. Istotowo wci¡» odsyªa do przeszªo±ci, jednocze±nie b¦d¡c umiejscowione w horyzoncie przyszªo±ci. Przeszªo±¢ jest tym, co pozbawia aktualizacji, przyszªo±¢ tym, co ow¡ aktualizacj¦ obiecuje i jej jednocze±nie odmawia. Z tym»e, co równie wa»ne, o przeszªo±ci mamy wiedz¦ pozytywn¡, o przyszªo±ci jedynie negatywn¡. Przyszªo±¢ niesie potencjalne mo»liwo±ci, przeszªo±¢ je petrykuje. W poj¦ciu nowo±ci przyszªa i byªa ª¡cz¡ si¦ w tera¹niejszo±ci. To istnienie nabiera peªni i konkretyzacji w rzeczywisto±ci. 4 W. Nowo±¢ rozpatrywana jest zatem Stró»ewski, op. cit., s. 181-182. 5 Twór muzyczny jest zatem: bytem indywidualnym, konkretnym, nadbudowanym na pewnym schemacie wyznaczonym przez partytur¦, odznaczaj¡cym si¦ ponadto cechami akustycznymi. Twór mu- zyczny jest bytem intencjonalnym, powstaªym w procesie Ingardenowskiej konkretyzacji. Trzeba jednak dokona¢ pewnego rozró»nienia b¦d¡ca tu aktem intencjonalnym konkretyzacja jest w istocie wyznaczana przez dwa momenty. Warstw¦ bytu rzeczywistego i bytu intencjonalnego, gdzie byt rzeczywisty stanowiªby baz¦ (warstw¦) materiaªow¡ 5 R. Ingarden, Zagadnienie to»samo±ci dzieªa muzycznego w czasie historycznym, [w:] Wybór pism estetycznych / Ro- man Ingarden; wprow., wybór i oprac. Andrzej Tyszczyk, Kraków: Universitas, s. 104-105. maKul(a)tura 2/2007 10 1 m a K u l (a) t u r a TRAKTOR FILOZOFICZNY dla procesów konkretyzacji, wyznaczaªby wªa±nie niedookre±lenia w dziele. W istocie docieramy do okre±lon¡ mnogo±¢ mo»liwo±ci. Relacja ta nie jest podstawowego zagadnienia, do rozwi¡zania którego jednak relacj¡ aktualizacji do mo»liwo±ci, ale aktu- kluczem jest Kantowska antynomia wolno±ci i de- alizacji do mo»no±ci. Aktualizacji poj¦tej oczywi- terminizmu. ±cie intencjonalnie. Tu byt dzieªa przechodzi nie- Co wa»ne, jak wiadomo o ile dla Kanta anty- ustannie z Heglowskiego bycia w sobie (Ansich- nomia wolno±ci i determinizmu nie daje si¦ roz- sein ) w bycie dla nas. strzygn¡¢ na gruncie czystego rozumu, to powy»sze Nie jest to jednak dia- lektyczny ruch wznosz¡cy, raczej ruch w t¦ i we w zagadnienie rozwi¡zuje rozum praktyczny. t¦. Powstaje w rezultacie rzecz nowa, niesprowa- zwróci¢ na to uwag¦, tym samym bowiem kwestia dzalna do tego, co obiektywne i do tego, co pod- wolno±ci i determinizmu nie mo»e ju» by¢ rozpa- miotowe. Tu nowo±¢ dzieªa wykonania wyst¦puje trywana na pªaszczy¹nie ontologiczno epistemo- w stosunku do tego, co ju» jest, ale jest inaczej ni» logicznej, ale na pªaszczy¹nie aksjologicznej. ono. Sens twórczo±ci le»y w ró»nicowaniu tego, co wolno±¢ guruje wyª¡cznie jako idea regulatywna inne. (regulatives Prinzip ). Nie jest to ju» relacja sprzeczno±ci, a prze- ciwie«stwa. Tym samym powracamy do kategorii Niczego. Tu W tym momencie nie wystarcza ju» nam poj¦cie determinizmu. Zachodzi potrzeba wprowadzenia zró»nicowania determinizmu i konieczno±ci, gdzie Byt intencjonalny nie jest bytem realnego podstaw¡ rozró»nienia s¡ odr¦bne pªaszczyzny by- ±wiata. Nie jest nie oznacza tu wyª¡cznie towe. ró»nicy, lecz tak»e to, do czego »adne z Jeszcze Arystoteles konieczno±¢ tªumaczy dwojako: jako le»¡c¡ w naturze i b¦d¡ca materi¡ tych istnie« nie da si¦ sprowadzi¢, a czego (Fizyka ), ale i jako co± nie mo»e by¢ inaczej ni» przezwyci¦»enie, w stopniu odpowiednim jest (Metazyka ). ¡czy tym samym oba zagad- do ka»dego z nich, pozwala w obu przy- nienia. Tutaj jednak determinizm jest ju» kategori¡ padkach w ogóle mówi¢ o istnieniu. Je±li ontologiczn¡, konieczno±¢ aksjologiczn¡. przedmiot intencjonalny jest w istocie nie- Deter- minizm nale»y do ±wiata empirii, konieczno±¢ do sprowadzalny do bytu ±wiata realnego, to ±wiata ducha. Z kolei z punktu widzenia czasowo- nie tylko ró»ni si¦ od niego, ale wyªania ±ci determinizm jest byª¡, a konieczno±¢ przyszª¡. si¦ ka»dorazowo ex nihilo, z nico±ci rozumianej jako niebyt tego ±wiata. Warto Konieczno±¢ jest nakierowana na warto±¢, jest pod- 6 porz¡dkowana idei warto±ci to odró»nia j¡ zasad- Twórczo±¢ konstytuuje si¦ na przezwyci¦»aniu ni- niczo od poj¦cia determinizmu. Jednocze±nie ka»dy twór jest tworem indy- Z kolei ontologicznie moment konieczno±ci impli- widualnym i czasowym. Z tej perspektywy przed i kuje kategori¦ wyboru. Z tego te» powodu koniecz- po nie ma nic. no±¢ nie mo»e by¢ przeciwstawiana poj¦ciu wolno- co±ci. ±ci. Konieczno±¢ wªa±nie wolno±¢ zakªada. 3. Dialektyka mo»liwo±ci i konieczno±ci Konieczno±¢ nie oznacza równie» rezygnacji, jak W tym momencie dochodzimy do kluczowego za- w przypadku determinizmu, ale armacj¦, zgod¦ na gadnienia. Je»eli powtarzamy za Leibnizem: dla- aktualizacj¦ warto±ci. Dokonuje si¦ tu tym samym czego istnieje raczej co± ani»eli nic zakªadamy mil- Heglowskie zniesienie wolno±ci. cz¡co, »e to, czego nie ma mo»e okaza¢ si¦ lepsze zakªada bowiem odchodzenie od nie-konieczno±ci, od tego, co jest. to w tym sensie mo»emy przeciwstawia¢ j¡ wolno±ci O ile konieczno±¢ Do tej pory stwierdzili±my za Ingardenem wy- jako nieograniczonemu polu mo»liwo±ci. Jednak»e konanie dzieªa, w naszym przypadku dzieªa mu- wybór znosi czyst¡ mo»liwo±¢, wolno±¢ zespala si¦ zycznego, zakªada warstw¦ materiaªow¡, tj. tu z konieczno±ci¡, armacja oznacza z kolei, »e par- tytur¦ oraz indywidualn¡ i czasow¡ konkretyzacj¦. wybór zamienia si¦ w absolutn¡ akceptacj¦. Tu jednak mo»emy zada¢ pytanie: na jakiej onto- Wolno±¢ mo»e wi¦c polega¢ na odrzucaniu jednej logicznej pªaszczy¹nie ksztaªtuje si¦ relacja pomi¦- konieczno±ci na rzecz drugiej - w tym kontek±cie na- dzy oboma elementami? zwijmy j¡ wolno±ci¡ wªa±ciw¡ Odpowied¹ zawiera si¦, lecz nie ko«czy wyª¡cznie na wskazaniu momentów 6 W. Stró»ewski, op. cit., s. 103. 11 maKul(a)tura 2/2007 7 . Mo»e jednak te» polega¢ na odrzuceniu konieczno±ci na rzecz mo»li- 7 Por. ibidem, s. 272. m a K u l (a) t u r a 1 wo±ci. TRAKTOR FILOZOFICZNY Protest wyra»a si¦ w przeªamywaniu determi- Znaczy to, »e w gruncie rzecznie zostaje zaakceptowana »adna warto±¢, wszystko natomiast z czystym przypadkiem wª¡cznie staje si¦ mo»liwe. nizmu, i w istocie protest determinizm przezwyci¦»a. 3. Kontynuacja stanowi podobnie jak protest mo- Wolno±¢ ment przezwyci¦»enia determinizmu. Nie do- przebiega teraz, jak gdyby, od jednej mo»- konuje jednak tego na drodze negacji, a ar- liwo±ci do drugiej, nie jest jednak kiero- macji. Kontynuacja stanowi odkrywanie i po- wana »adn¡ warto±ci¡ nadrz¦dn¡ i »ad- gª¦bianie. nym aksjologicznym a priori. Pole mo»- W tym momencie schodzi niejako z przeszªo- liwo±ci mo»e by¢ niesko«czone, a wybór ±ciowej pªaszczyzny determinizmu i wkracza takiej czy innej spo±ród nich okaza¢ si¦ na przyszªo±ciowy horyzont konieczno±ci. mo»e zasªug¡ czystego przypadku. 8 Otwiera nowe mo»liwo±ci twórcze. Z kolei moment konieczno±ci okre±lany jest przez: W drugim wymienionym przypadku mamy ju» do (i) otwarcie na akceptacj¦ i jednocze±nie zniesie- czynienia z wolno±ci¡ pozorn¡. Wolno±¢ pozba- nie mo»liwo±ci; (ii) zaªo»enie i zarazem ogranicze- wiona jest tu swej autentyczno±ci; pozbawiona mo- nie wolno±ci; (iii) dopuszczenie przypadkowo±ci, ale mentu wyboru traci sw¡ moc. tylko w obr¦bie nakierowania na warto±¢. W rzeczywisto±ci tym, co do±wiadczamy nie jest ju» wolno±¢, ale raczej determinizm mo»liwo±ci. Twórczo±¢ jest wi¦c okre±lana poprzez moment aksjologiczny, jako realizacja warto±ci w czynnikach Mamy zatem do czynienia z dialektyk¡ deter- determinacji. Dalsz¡ kwesti¡, byªaby odpowied¹ na minizmu i konieczno±ci. W przypadku wykonania pytanie o kontekst pojawienia si¦ tych warto±ci. In- muzycznego pªaszczyzna determinuj¡ca nie ozna- garden owo zagadnienie rozpatruje w kategoriach cza ju» wyª¡cznie partytury jako warstwy materia- wierno±ci, lub niewierno±ci oraz w aspekcie war- ªowej. to±ci estetycznych . jako: Determinizm rozpatrywany jest tu szerzej (α) sytuacja wyj±ciowa, kultura; (β ) mate- riaª; (γ ) zasady, reguªy twórcze. 9 Umieszczaj¡c zatem sens twórczo±ci na linii napi¦¢ pomi¦dzy determinizmem i konieczno±ci¡ 10 , Rozpatruj¡c powy»sze zagadnienie w kontek±cie stwierdzili±my, »e jej istot¡ jest uciele±nianie warto- czasowym, czynniki determinuj¡ce s¡ nam dane, ±ci. W tym miejscu warto zako«czy¢ nast¦puj¡cym czynniki aksjologiczne dopiero zadane do odkrywa- spostrze»eniem: nia. Odnoszenie si¦ artysty do czynników determinu- Przezwyci¦»enie determinizmu musi by¢ j¡cych mo»e rozgrywa¢ si¦ na trzech pªaszczyznach: podejmowane, cho¢ jest do ko«ca niemo»- (1) akceptacja tego, co uznane za dobre; (2) na liwe; pªaszczy¹nie protestu; (3) kontynuacji. nieczno±ci jest mo»liwe, chocia» nie po- 1. Byªaby to twórczo±¢ bezkrytyczna, tak wobec warstwy materiaªowej jak i reguª artystycznych i smaku danej epoki. Jej przykªadem byªaby twórczo±¢ zwana akademick¡, bezbª¦dna warsztatowo, ale o ograniczonym wachlarzu mo»liwo±ci. Twórczo±¢ przeradzaj¡ca si¦ w sztuk¦, która si¦ podoba, a czego momentem konstytutywnym jest wªa±nie si¦. Cen- traln¡ kategori¡ jest dla niej kategoria ªadno±ci. Sztuka, któr¡ Stró»ewski nazywa przy- jemn¡ nud¡. 2. Protest cechuje negacja, kwestionowanie tego, co zastane, otwieranie nowego pola mo»liwo±ci. 8 Ibidem. przeªamywanie aksjologicznej ko- winno by¢ podejmowane póki nie zjawi si¦ konieczno±¢ wy»szego rz¦du. Raz jeszcze widzimy, ze determinizm nale»y do dziedziny faktów, konieczno±¢ - do dziedziny warto±ci i norm. Determinizm to opór, konieczno±¢ wezwanie. Nieªatwo sprosta¢ jednemu i drugiemu. 11 P. K. 9 Por. Sªownik poj¦¢ lozocznych Romana Ingardena / red. nauk. Andrzej J. Nowak, Leszek Sosnowski; kom. red. Maria Goªaszewska, Kraków: Universitas 2001, s. 140. 10 Nie oznacza to jednak zarazem, »e jest to jedyna pªaszczyzna, na której konstytuuje si¦ twórczo±¢. 11 Ibidem, s. 287. maKul(a)tura 2/2007 12 2 m a K u l (a) t u r a OPOWIADANIA Z MAKUL(A)TUR 2 Opowiadania Kul(a)tur¡ z ma- chce zabra¢ gªos. Zgromadzeni umilkli i z uwag¡ na niego spojrzeli. Pan prezes przebiegª wzrokiem po kilkudziesi¦ciu Pojedynek przyjacielskich twarzach, niemal gin¡cych w±ród Czy wszystko gotowe? zapytaª surowo starszy m¦»czyzna odziany w paradny frak i cylinder. Tak, panie prezesie odparª mistrz ceremonii. Scenograf wykonaª imponuj¡c¡ prac¦ i nadaª zamkowi autentyczny dziewi¦tnastowieczny wygl¡d, co do detalu! Czego pan pleciesz? chrz¡kn¡ª, delikatnie, acz znacz¡co, na znak, »e rozzªo±ciª si¦ elegant. To¢ widz¦, »e± nie wdziaª liberii! Za póª godziny odb¦dzie si¦ bal, a pan i, jak mniemam, pa«scy koledzy. . . Czy nie daªoby si¦ unikn¡¢ tych przebieranek? Dobrze pan wie, »e mamy dwudziesty drugi wiek, podbijamy niebo, budujemy olbrzymie drapacze chmur, rozwijamy technologie. . . Milcze¢! rozkazaª prezes ostro, gro»¡c niesubordynowanemu lask¡. Wszyscy czªonkowie TMR u przyb¦d¡ ubrani odpowiednio do epoki. ¡dam, aby± pan, który obsªugujesz dzisiejsz¡ fet¦, dostosowaª si¦ do ogóªu, dotrzymuj¡c tym samym umowy, któr¡± pan ze mn¡ zawarª. Dobrze, dobrze... zgodziª si¦ kontrahent i posªusznie podreptaª w stron¦ pokoi dla personelu, mamrocz¡c niepochlebnie Za bardzo wczuwa si¦ w rol¦ dziewi¦tnastowiecznego barona. Nie wyniknie z takiej postawy nic dobrego. Poczciwiec wiele si¦ nie pomyliª. Pan Henryk Pod- cylindrów, fraków, a przede wszystkim ol±niewaj¡cych toalet pa«, jeszcze raz chrz¡kn¡ª, tªumi¡c wzruszenie i odezwaª si¦: Dobry wieczór pa«stwu. Wielki to dla mnie zaszczyt i przeogromna rado±¢, »e kontynuuj¡c to, co zacz¡ª mój praprapra... mój przodek w 1949 roku, mog¦ powita¢ dzisiaj ªaskawych pa«stwa na kolejnym uroczystym balu Towarzystwa Miªo±ników Romantyzmu, który odbywa si¦ rokrocznie na pami¡tk¦ powstania naszej wspaniaªej, ±ci±le tajnej organizacji. Organizacji, która od wielu, wielu ju» lat stanowi dla nas romantyków jedyne schronienie przed wci¡» napieraj¡cym, ordynarnym ±wiatem. Dzisiejszy wieczór jest bardziej magiczny ni» zazwyczaj, bowiem dzisiaj mija dokªadnie dwie±cie lat od pierwszego zgromadzenia naszego zacnego Towarzystwa. Gdyby±my si¦ natomiast cofn¦li w czasie o lat trzysta na policzki prezesa wst¡piªy rumie«ce. Tak, moi drodzy pa«stwo, znale¹liby±my si¦ w samym sercu, w samym rozkwicie ukochanej przez nas epoki. Rozpoczynaj¡c zatem dwusetny bal Towarzystwa Miªo±ników Romantyzmu proponuj¦ wznie±¢ toast mówi¡c to Podgórski daª znak kelnerom w liberii, aby podali kieliszki z szampanem. Za romantyzm! Za TMR! Za nas! Tªum jak zahipnotyzowany powtórzyª ten po- górski, prezes Towarzystwa Miªo±ników Romanty- trójny toast, wznosz¡c kieliszki do góry. zmu nie tylko czuª si¦ d»entelmenem sprzed trzech wychyliª swój szampan jednym ruchem nadgarstka wieków, lecz w tej chwili ±wi¦cie wierzyª, »e nim i zaraz potem skin¡ª gªow¡ dyrygentowi stoj¡cemu jest. przed orkiestr¡, umiejscowion¡ przy poªudniowej Czy» nie trzymaª w dªoni mosi¦»nej gaªki Prezes ozdobnej laski, czy» nie czuª ci¦»aru cylindra na ±cianie pomieszczenia. gªowie, czy» nie widziaª staromodnego wystroju nemu przed balem, nie trzeba byªo dwa razy po- sali, w której si¦ znajdowaª? wtarza¢. Trudno dzi± o dobr¡ sªu»b¦ westchn¡ª, patrz¡c caªy zamek, przebrzmiaª cudown¡ melodi¡ walca z za znikaj¡cym czªowiekiem w schludnym, ale jak»e La Traviaty Verdiego. Wraz z pierwszymi taktami ra»¡cym nowoczesno±ci¡, garniturze i przewi¡za- otworzyªy si¦ ogromne odrzwia a z nich wysun¦ªy nym w pasie biaªym fartuchem. Westchn¡ª powtór- si¦ olbrzymie stoªy pchane przez kelnerów, obªado- nie i usiadª w wielkim fotelu obitym czerwon¡ ma- wane wykwintnym jedzeniem i napitkiem, z jakiego teri¡. Nie ruszyª si¦ stamt¡d do czasu a» pojawili sªyn¦ªa dziewi¦tnastowieczna Europa, a którego nie si¦ pierwsi czªonkowie Towarzystwa. zaznaªy podniebienia ludzi ery sztucznej inteligen- Gdy ju» wszyscy przybyli i ceremonialnym powita- cji. Zacz¦to balowa¢: konsumowano, s¡czono, wal- niom staªo si¦ zado±¢, przyszªa pora na przemówie- cowano, konwersowano... bawiono si¦ w najlepsze. nie. Podgórski wzniósª r¦ce do góry i kilkakrotnie 13 maKul(a)tura 2/2007 Maestrowi, hojnie opªaco- Machn¡ª batut¡ i caªa sala, a mo»e i W pewnej chwili powstaª z miejsca pan Szamili«ski, vice prezes Towarzystwa i stukaj¡c widelcem o m a K u l (a) t u r a 2 OPOWIADANIA Z MAKUL(A)TUR kieliszek staraª si¦ skupi¢ na sobie uwag¦ ogóªu. subtelnej muzyki. Prosz¦ pa«stwa! wany. woªaª tubalnym barytonem. urnalista przystan¡ª oczaro- Nigdy czego± podobnego nie sªyszaª. Znaª Poniewa» cieszyª si¦ ogólnym powa»aniem, muzyka sªowo "±piew", lecz jedynie w odniesieniu do nie- umilkªa i tªum zwróciª si¦ w jego stron¦. Wraz licznych ptaków, które siedz¡c w klatkach Muzeum z czcigodnym maestrem i jego orkiestr¡ przygoto- Natury czasem przypominaªy sobie o dawnej wol- wali±my niespodziank¦. no±ci ptasiego rodu i wydawaªy smutne trele. Lu- Jak pa«stwo wiedz¡, od przeszªo dwudziestu lat nie funkcjonuje w naszym dzie nie ±piewali. kraju i caªym ±wiecie ani jedna uczelnia muzyczna. niaªy tylko elektroniczne brzmienia bez melodii i O operze ju» nasi pradziadowie mogli tylko poma- sªów, przy których bawiªa si¦ mªodzie». rzy¢. Sztuka, a zwªaszcza muzyka klasyczna, chyli dziennikarz zastygª w bezruchu i sªuchaª jak urze- si¦ ku caªkowitej ruinie. Tak, to prawda szep- czony, sam nie wiedz¡c, »e sªucha prawdziwej mu- tali ludzie z gª¦bokim smutkiem. zyki. Ale my, tu obecni mówiª dalej vice prezes stron¦ koj¡cej melodii i peªnych uczucia sªów, któ- kochamy Straussa, Mozarta, Donizettiego i innych rych nie rozumiaª. Uszy, zazwyczaj znieczulone na mistrzów ±wiata muzyki. Nie chcemy uczestniczy¢ ra»¡ce d¹wi¦ki Wspóªczesno±ci, prowadziªy go teraz w wykorzenianiu z serc ludzi wspóªczesnych owych po mrocznej, zamkowej przestrzeni. Muzyki równie» nie byªo. Ist- Dlatego Po chwili, caªkiem bezwiednie, zacz¡ª i±¢ w wzniosªych wzrusze«, które przynosi li tylko pi¦kna Jak lunatyk wszedª do wielkiej, kolorowej sali, za- muzyka klasycznych instrumentów. Nie chcemy! zawtórowali mu zebrani. peªnionej wyfraczonymi d»entelmenami i damami Dlatego porwaªem si¦ na heroiczny wysiªek i zdo- w przepysznych toaletach. byªem, nie pytajcie pa«stwo jakim cudem, rozsypu- Powiódª wzrokiem po dziewi¦tnastowiecznej ary- j¡c¡ si¦ ksi¡»k¦ do nauki ±piewu i ±piewniczek z naj- stokracji i wreszcie odnalazª ¹ródªo przecudnego pi¦kniejszymi ariami operowymi. zmysªowego wra»enia. Dzie« po dniu, Wmieszaª si¦ w tªum. Nie zd¡»yª dojrze¢ twarzy gdy syn mój, zwolennik Wspóªczesno±ci, wychodziª ±piewaka, gdy» ten»e wªa±nie zako«czyª ari¦ i j¡ª do pracy, ksztaªtowaªem swój gªos, staraj¡c si¦ po- si¦ kªania¢ przy wtórze gor¡cego aplauzu. szerzy¢ jego mo»liwo±ci, ¢wiczyªem, ¢wiczyªem... nikarz nie klaskaª, byª zbyt oszoªomiony pi¦knem tu wzruszony d»entelmen przetarª oczy chustk¡, po tego, co usªyszaª, aby si¦ poruszy¢. czym doko«czyª z emfaz¡ aby dzi± zaprezentowa¢ pogª¦biªa si¦ jeszcze, gdy rozpoznaª w kªaniaj¡cym pa«stwu sªynn¡ onegdaj ari¦ toreadora z opery Car- si¦ m¦»czy¹nie wªasnego ojca. men Bizeta. Kondent! krzykn¡ª w tej samej chwili prezes Rozlegªy si¦ entuzjastyczne oklaski trwaj¡ce nie- Towarzystwa i rzuciª si¦ w stron¦ zakamuowanego przerwanie pi¦¢ minut. dziennikarza. Zachciaªo si¦ staremu prowadzi¢ tradycyjny dziennik na papierze! Je±li mi si¦ uda, awans i ±wiatow¡ sªaw¦ mam w kieszeni! - pomy±laª i za±miaª si¦ cicho. Przyczepiª do kostiumu mikroskopijn¡ kamer¦ i ruszyª przed siebie. Kroczyª chªodnym korytarzem, o±wietlonym jedynie lampami gazowymi i bacznie rozgl¡daª si¦ na boki. Gdzie± tu musiaª si¦ odbywa¢ ten ich coroczny bal... Nigdzie nie widziaª jednak »adnych drzwi prowadz¡cych do zamkowych komnat, mijaª tylko gabloty peªne po»óªkªych wycinków z papierowych gazet, jakie± dziwne stare przedmioty, o których przeznaczeniu nie miaª poj¦cia, zakurzone szmaty, rewolwery, pordzewiaªe miecze i szable. Domy±liª si¦, »e znajduje si¦ w muzeum TMRu. Dzien- Niemoc jego Tak, to szpicel! Nie oklaskiwaª naszego barytona! Przyszedª tu na przeszpiegi! ozwaªy si¦ gªosy. Melomani siª¡ posadzili »urnalist¦ na krze±le, które zaraz otoczyli ciasnym kr¦giem, uniemo»liwiaj¡c mu ucieczk¦. Przeszukajcie go! poleciª Podgórski. Ju» to uczynili±my, panie prezesie. W porz¡dku. Hmm.. Chwileczk¦, ten mªodzieniec przypomina mi kogo±. Nie jest on czasem synem pana Szamili«skiego? Tak, to jest mój syn potwierdziª wiceprezes, wyst¦puj¡c naprzód. Mam wi¦c rozumie¢, »e zdradziª pan nasz¡ kryjówk¦? Od siedemdziesi¦ciu dwóch lat nikt po- stronny nie wtargn¡ª na »adne nasze spotkanie, a co dopiero na uroczysty bal! Wtem do jego uszu doleciaª gªos, wznosz¡cy si¦ Przysi¦gam, »e nawet przez my±l mi nie przeszªo dono±cie i czysto przy wtórze jakiej± niezwykªej, mówi¢ komukolwiek Wspóªczesnemu o naszym To- maKul(a)tura 2/2007 14 2 m a K u l (a) t u r a OPOWIADANIA Z MAKUL(A)TUR warzystwie! Nigdy nie wtajemniczaªem syna... Walcz¡ panowie do pierwszej krwi? Prezes przerwaª mu gestem. z nadziej¡ Szamili«ski, w którym niespodziewanie Wierz¦ panu, wszak jest pan czªowiekiem ho- od»yªy ojcowskie uczucia. noru. Jednak pa«ski syn jest dziennikarzem i przy Do ostatniej! tym Wspóªczesnym podkre±liª z naciskiem. Nie przestaj¡c si¦ wprawia¢. Postawimy wszystko na wiem, czy, i na jakiej podstawie, mo»emy uwierzy¢ jedn¡ kart¦. Gdy zginie pa«ski syn, Towarzystwo w jego milczenie. Miªo±ników Romantyzmu zostanie ocalone. A kto panu powiedziaª, »e zamierzam milcze¢?! ja zgin¦, prezes i potomek zaªo»yciela... wykrzykn¡ª dziennikarz, wstaj¡c. Ochªon¡ª ju» z nam, biada... Ten Wspóªczesny doniesie o wszyst- wra»enia, jakie wywarª na nim ±piew ojca. zapytaª odparª prezes z powag¡, nie Je±li o, biada Za- kim masmediom i wªadzom, a oni nie dopuszcz¡ do mierzam pu±ci¢ ten materiaª jeszcze w dzisiejszych ponownego utworzenia TMRu. Drogi panie Sza- Osobliwo±ciach! mili«ski, przyjacielu, zrozum: warto po±wi¦ci¢ jed- A wi¦c maj¡c za nic przemówiª prezes, zbli»aj¡c nego czªowieka, aby wielu innym Wspóªczesnym w si¦ do bezczelnego dziennikarza szlachetne serca stosownym czasie objawi¢ pi¦kno sztuki, pokaza¢ czªonków Towarzystwa i swego szanownego ojca, warto±¢ prawdziwej literatury, czar dawnej muzyki, zamierzasz pan rozpowiedzie¢ caªemu ±wiatu o na- przyjemno±¢ ±piewu... Je±li ten zdrajca nie zginie szym balu, aby ordynarna, obrzydliwa, wspóªcze- w szlachetnej walce, nie uczynimy tego, a wtedy lu- sna rzeczywisto±¢ zburzyªa ostatni¡ cz¡stk¦ dzie- dzie przyszªo±ci zapomn¡ co to serdeczny u±miech wi¦tnastowiecznego romantyzmu, jak¡ mamy? i porywy serca. Czy» musz¦ panu to tªumaczy¢? Mªody Szamili«ski za±miaª si¦ drwi¡co. Nie, nie musi pan. Nie wiem dokªadnie, o co panu chodzi, ale wydaje zwyci¦»y... romantyzm. mi si¦, »e tak. W takim razie... w takim razie wyzywam pana na pojedynek! rzuciwszy wyzwanie, zsun¡ª z dªoni biaª¡ r¦kawiczk¦ i cisn¡ª j¡ w twarz zdumionemu »urnali±cie. Przynie±¢ szable! B¦dziemy walczy¢ staropolsk¡ broni¡. Pojedynek? powtórzyª z niedowierzaniem mªodzieniec. Przecie» to jest nielegalne! Pojedynek od dawna jest bezprawiem. To po prostu zbrodnia! Zbrodnia? Nie ple¢ pan! Zbrodni¡ jest to, »e± mnie pan przed chwil¡ ci¦»ko obraziª na oczach moich przyjacióª, bezprawiem jest pa«ska obecno±¢ tutaj! Masz pan szabl¦ i stawaj do walki jak m¦»czyzna rozkazaª Podgórski, zdejmuj¡c cylinder i frak. Nic nie zrobisz? Pozwolisz, »eby ten wariat mnie zabiª? zapytaª ojca dziennikarz, przyjmuj¡c odruchowo podane sobie narz¦dzie walki. To sprawa honoru, tutaj nie obowi¡zuj¡ wi¦zy krwi wycedziª Szamili«ski, nast¦pnie zwróciª si¦ do zebranych Prosz¦ si¦ rozst¡pi¢. Walcz¡cy b¦d¡ potrzebowa¢ miejsca. Walczcie, panowie, i niech Jeszcze zanim Podgórski rzuciª wyzwanie intruzowi, mistrz ceremonii powiadomiª policj¦ i pogotowie o szykuj¡cej si¦ awanturze. Jako jedynemu z wynaj¦tych ludzi udaªo mu si¦ przemyci¢ do zamku telefon komórkowy. Nie miaª zamiaru powiada- mia¢ prasy, ani kogokolwiek innego o miejscu zebrania maniaków przeszªo±ci, lecz gdy usªyszaª okrzyk prezesa Kondent!, uprzytomniª sobie, »e sytuacja jest powa»na i wymaga natychmiastowej interwencji. Powiadomiwszy ukradkiem kogo trzeba, wróciª do balowej komnaty. Pojedynek ju» si¦ zacz¡ª. Podgórski, gro¹nie wymachuj¡c szabl¡, na- pieraª na mªodzie«ca, który wci¡» si¦ cofaª, najwidoczniej nie znajduj¡c innej obrony. Po kilku chwilach dziennikarz dotkn¡ª plecami ±ciany. Wyra¹nie zadr»aª. Prezes wydaª triumfalny okrzyk, cofn¡ª rami¦ i uderzyª. Celnie. Chªopak krzykn¡ª i odskoczyª w bok. Poªa jego surduta momentalnie pociemniaªa. Chwiaª si¦, szedª tyªem chc¡c umkn¡¢ przed ostrzem przeciwnika. Ju» po nim... daª si¦ sªysze¢ czyj± szept. Nagle dziennikarz, najwidoczniej ostatkiem siª, Czªonkowie TMRu posªusznie ustawili si¦ przy podniósª bro« nad gªow¦ i z dzikim rykiem rzuciª ±cianach. Podgórski wymachiwaª w powietrzu sza- si¦ na Podgórskiego. Ten, zaskoczony zupeªnie, nie bl¡, sprawdzaj¡c wªasn¡ zr¦czno±¢. Jego przeciw- zd¡»yª si¦ obroni¢ przed peªnym desperacji ciosem. nik, który pierwszy raz miaª do czynienia z tym R¦kaw ±nie»nobiaªej koszuli zabarwiª si¦ krwi¡. narz¦dziem walki, z wyra¹nym wysiªkiem uniósª ka- No, nareszcie walczy pan jak przystaªo m¦»czy¹- waª »elaza. Zaczynaª si¦ ba¢. nie mrukn¡ª prezes z pewnym uznaniem przez 15 maKul(a)tura 2/2007 m a K u l (a) t u r a 2 OPOWIADANIA Z MAKUL(A)TUR Zielone ±wiatªo zaci±ni¦te z¦by. Ledwie to powiedziaª, dziennikarz osun¡ª si¦ na podªog¦ z gªuchym j¦kiem. Wtedy gªówne wrota do komnaty otwarªy si¦ z ªoskotem i do pomieszczenia wpadª zbrojny oddziaª tajnej policji. Sta¢! rykn¡ª gªównodowodz¡cy. Opu±¢ to, co trzymasz, poªó» na ziemi. R¦ce na kark. Tu odbywa si¦ pojedynek. To nie sprawa policji zaoponowaª prezes, ale posªusznie odªo»yª szabl¦. Porachunki sekt to jak najbardziej nasza sprawa. Aresztowa¢ wszystkich! rozkazaª ten sam po- licyjny gªos i po chwili gromada uzbrojonych ludzi rzuciªa si¦ na czªonków Towarzystwa Miªo±ników Romantyzmu. Dobry wieczór pa«stwu. Gdyby kto± kiedy± powiedziaª mi. . . Gdyby kto± mi powiedziaª, »e w betonowym tu, nieugi¦tym teraz zatrzeszczy szczelina negacji, u±miechn¦ªabym si¦. By¢ mo»e u±miech duszy zawieszonej na krzy»u kr¦gosªupa nie wystarczy za odpowiedni kontrast dla tych kipi¡cych nadziej¡ wyobra»e«. To zreszt¡ nic dziwnego - ka»dy wolaªby usªysze¢ tyrtejskie wezwanie i pozwoli¢ mu zadudni¢ w ka»dej komórce ciaªa, ni» uwierzy¢ lamentowi rozrywaj¡cych si¦ nitek dwudziestoletniego prze±cieradªa. adna wspóªczesna chusta ±wi¦tej Weroniki. Znoszona, nie wyprana w pachn¡cej wiosennymi ª¡kami Bryzie, nie wypªukana w wonnym Leno- W dzisiejszych Osobliwo±ciach mam przyjemno±¢ przedstawi¢ pa«stwu niezwykle interesuj¡cy materiaª, który nagraªem dwa tygodnie temu w jednym ze starych zamków. My±l¦, »e nie potrzeba komentarzy do tego, co zarejestrowaªa kamera w guziku. rze, zachwalanym przez wykrzywionego przyja¹nie supermarketowego playboya szmatka. ciutka, jak kaczuszka. Nie mi¦- Nie delikatna, jak ciepªy letni deszcz. Pospolita, wytarta szmatka. Niesamowite, kto by przypuszczaª. Zwykªa ba- Zanim puszcz¦ pa«stwu ten fascynuj¡cy materiaª, weªna z domieszk¡ procenta jedwabiu, kto by po- pragn¦ zapewni¢, »e caª¡ grup¦ tego podejrzanego my±laª. Ale »eby o±lepiªa? stowarzyszenia uj¦to i przebywa ona obecnie w szpi- Skandal. talu dla umysªowo chorych. Powiedziawszy, co do niego nale»aªo, dziennikarz westchn¡ª i udaª si¦ do toalety, jedynego miejsca gdzie nie byªo kamer. Potrzebowaª spokoju. Nikt Duszno, duszno, tlenu! Wybiec cho¢by do okna, wychyli¢ si¦ za balustrad¦, mrugn¡¢ do ±mierci i wróci¢. Powrót jest konieczny. Powrót jest wymagany. nie powinien go teraz widzie¢, ani sªysze¢. Wyj¡ª z Powrót jest spoªeczny. Zastrajkuj z ekologami, to teczki telefon komórkowy i wybraª numer. teraz modne. Panie ekologu, czy nie uwa»a pan, »e Dobry wieczór. Prosz¦ mi powiedzie¢, jak si¦ opary wysokooktanowych paliw i siarkowe wyziewy, czuje mój ojciec i reszta wariatów. Witam, pa- to nic w porównaniu z naszymi oddechami? Smog nie redaktorze. Dziwna sprawa, zabrali±my im ich ju» dawno poraziª nam oczy, uszy, j¦zyki. Dobiera dziwaczne stroje, umie±cili±my ich na obserwacji w si¦ wªa±nie do serc. jednej do±¢ ciasnej celi... lizacyjna? Norma, drogi panie. Norma. Przez te I? opary ju» nikt nikogo nie widzi. Nie ma ju» dla nich ratunku. Przykro mi, ale odk¡d ich zamkn¦li±my caªy czas... ±piewaj¡. Nie, nie, jaka choroba cywi- Niech»e mnie pan posªucha wreszcie! Dziury ozonowej nie ma nad Antarktyd¡! Jest u nas w gªo- wach, o, tu. Widzi pan? Tu dokªadnie. Ja nie bredz¦, samonap¦dzaj¡cy si¦ glamourkosmos wpeªza w nas jak mu si¦ podoba. Sk¡d»e, to nie najgorsze Julia Ostrowska III rok, Filologia polska UG nam te» to si¦ zaczyna PODOBA. Ultraolet boli tylko przez chwil¦, pó¹niej mo»na si¦ nim nawet naje±¢. Wymioty po jakim± czasie ust¦puj¡ same, wzmacniaj¡ si¦ cebulki wªosów i skóra widocznie si¦ roz±wietla, wyci¡g z miªorz¦bu japo«skiego. . . Efekt cieplarniany? Ale» panie ekologu, co- dziennie! Codziennie wzrasta temperatura tu» pod moim naskórkiem. Tyle »e najbardziej w godzinach nocnych, chocia» w dzie« równie» takie gwaªtowne maKul(a)tura 2/2007 16 2 m a K u l (a) t u r a OPOWIADANIA Z MAKUL(A)TUR wypadki zdarzaj¡ si¦ od czasu do czasu. Tysi¡ce mikroeksplozji o skutkach w spektrum makro. tak. A Tylko nie czerwieniej¦ wtedy, raczej bledn¦. Truchlej¦? No, w ka»dym razie nikn¦, wybuch za wybuchem, eksplozja za eksplozj¡. Kiedy± zrobi¦ si¦ pewnie przez to toksyczny, zbyt ci¦»ki by bªogosªawione ±rodowisko mogªo mnie rozªo»y¢. Wiadomo jak jest z t¡ radioaktywno±ci¡ gro¹ne to to, b¡ble si¦ robi¡, wystarczy dotkn¡¢. Wyniszcza czªowieka jak wampir. Utylizowa¢, bo co innego? Ludzie »y¢ musz¡, do pracy chodzi¢, wie pan rodzina, obowi¡zki. Pieni¦dzy nie przybywa od rozczulania si¦ nad wybrykami. Prze±cieradªo zafurkotaªo na wietrze i spadªo. Zanim przyszªa gospodyni, zd¡»yª po nim przebiec zakurzony kot, dwie pchªy i cie« niesionego wiatrem foliowego woreczka. Zerwane ±wiszcz¡cym podmuchem pªatki mirabelki skrzyªy si¦ ±nie»n¡ nieskazitelno±ci¡ na polegªym pªótnie. Kr¦pa, wyci¡gni¦ta kobieta wlaªa tym razem znacznie wi¦cej czyszcz¡cych ±rodków. Trzeba wybieli¢, wybieli¢! Pralka zahuczaªa, b¦ben zakr¦ciª si¦ i wypeªniª wod¡. Do okr¡gªego okienka przylgn¦ªa male«ka, wyblakªa metka. Mi¦dzy skrzypi¡cymi obrotami b¦bna sªycha¢ byªo przerywane zawodzenie. Pra¢ r¦cznie . limak bezdomny 17 maKul(a)tura 2/2007 . m a K u l (a) t u r a 3 SPOSOBY BYCIA-W 3 Sposoby bycia-w Nie wiemy natomiast, co kryje w zanadrzu nasz Nowy wspaniaªy ±wiat Ach ci naukowcy. doktorek, ale na pewno ju» staª si¦ bardzo sªawny. Jakie» niezmiernie dziwne s¡ te nasze czasy. Wªa±ciwie powiada si¦, »e wszystko ju» byªo, ale jak tak si¦ czªowiek dobrze rozejrzy dookoªa, to mo»e i uda mu si¦ znale¹¢ par¦ nowo±ci. Ot chocia»by loty kosmiczne lub odkrycie nowych planet gdzie± poza Ukªadem Sªonecznym. To dopiero intrygu- j¡ce wydarzenia. A ile» si¦ wspaniaªych perspektyw otwiera! Albo reklamy. Te» niezwykªa rzecz. Ostatnio, po obejrzeniu jednej z nich, to mnie, za przeproszeniem, przez tydzie« trzymaªo. My±l¦ sobie, »e Swoj¡ drog¡ to my±l¦, »e ludzi stanowczo wystarczy i »e tradycyjny sposób przynosi a» nazbyt obte »niwo w co poniektórych rejonach ±wiata. A ile dzieciaków czeka w sieroci«cach i tym podobnych instytucjach. Ale jak twierdzi stary, dobry Stani- sªaw Lem, niezrównany spec od czarnowidztwa, nie istnieje nic takiego, co mogªoby powstrzyma¢ wprowadzania w »ycie pªodów ludzkiej inwencji, nawet tych poronionych. To tylko kwestia czasu. A wi¦c dr»yjcie synowie i córki Adama. Lem z pewno±ci¡ miaªby wiele do powiedzenia gdyby j¡ ±w. Tomasz zobaczyª, nie byªby zachwy- o wspóªczesnych naukowcach. cony. Ano dlatego, »e przypisano tam wej. Ale spróbujcie mi znale¹¢ temat, na który ten jakiemu± serkowi homogenizowanemu, czy te» in- czªowiek nie miaªby czego± do powiedzenia. Je»eli nemu produktowi naszej zaawansowanej cywiliza- chodzi o bro« atomow¡ to zastanawia mnie jedno, cji, ni mniej ni wi¦cej tylko atrybuty boskie! Wy- a mianowicie jak doszªo do tego, »e smutni pano- twór przemysªu mleczarskiego ogªoszono absolut- wie w generalskich mundurach nie wyko«czyli nas nie doskonaªym. Nic tylko mu teraz b¦dzie trzeba wszystkich. cze±¢ oddawa¢, a sekty jego czcicieli zaczn¡ rosn¡¢ w ko«cu spokój. jak grzyby po deszczu. To si¦ nazywa prowoka- taki obrót spraw napawa autora niniejszego tekstu rodowiska katolickie w naszym uduchowio- niepohamowanym wr¦cz optymizmem, co do przy- cja! Dlaczego? nym kraju pozostaªy nieporuszone. podziwu dla ich stoickiego spokoju. Peªen jestem A mo»e si¦ I o broni atomo- Tyle byªo wspaniaªych okazji. Po wieczne czasy. szªych losów ludzko±ci. Byªby Jednak»e Mo»e jednak istniej¡ ta- kie mechanizmy w naturze ludzkiej, jak chocia»by To instynkt samozachowawczy lub osªawiony zdrowy ±redniowieczni scholastycy tak si¦ nad tym zagad- rozs¡dek (który jednak jak»e cz¦sto okazuje si¦ nie nieniem gªowili, pozapisywali kilogramy skór ciel¦- by¢ zdrowy ani rozs¡dny), które s¡ w stanie urato- cych i pergaminów, próbuj¡c dociec boskiej natury, wa¢ nas przed nami samymi. nie zorientowaªy? Jej, a» strach pomy±le¢. tyle si¦ synodów odbyªo, tyle gªów heretyckich po- Swojego czasu zdarzyªo mi si¦ czyta¢ ksi¡»k¦ szªo pod miecz, a Szymon z Montfort z bosk¡ po- pewnego antropologa, moc¡ wyr»n¡ª plugaw¡ zaraz¦ albigensów, po to, stywny sposób prezentuje ciemn¡ stron¦ czªowie- aby w centrum chrze±cija«skiej Europy takie si¦ czej natury, uwarunkowanej, wedªug niego, ewolu- cuda-niewida wyprawiaªy? cyjnym rozwojem naszego gatunku. Mam nadziej¦, i» au- który w niezwykle suge- Otó» mo»na torów pomysªu pr¦dko dosi¦gnie gniew pa«ski. A byªo si¦ z niej dowiedzie¢, »e ±pi¡ w nas straszliwe swoj¡ drog¡ to ten serek caªkiem nie¹le smakuje. demony, czyhaj¡ce tylko na stosown¡ okazj¦, aby Nasi naukowcy te» sobie doskonale radz¡. Jak to objawi¢ si¦ w caªej swojej przera»aj¡cej peªni. Me- zwykle bywa od zamierzchªych czasów, intensyw- chanizmy, które czyni¡ nas marionetkami jakiego± nie pracuj¡ nad zbawieniem ludzko±ci. Na poªu- straszliwego potwora, którego cele nie s¡ dla nas dniu Europy to nawet grasuje jaki± nowy doktor ani zrozumiaªe, ani dost¦pne. Dlaczego czasami za- Frankenstein, nazwiska nie pomn¦, który postano- chowujemy si¦ tak, jak si¦ zachowujemy? Agresja, wiª wprowadzi¢ w czyn niezwykle ekscytuj¡cy spo- nienawi±¢, przemoc, sadyzm, wyranowane okru- sób produkcji nowych ludzi. Wªa±ciwie to nie wia- cie«stwo, wojny, gwaªty, morderstwa, rabunki - caªe domo do ko«ca czy ów pan nie »artuje sobie przy- to zªo, sk¡d przychodzi? padkiem z tym klonowaniem, ale pewno Herostra- pierwotnej afryka«skiej sawanny, z ciemnych wil- tes te» najpierw opowiadaª kolegom, czego to on nie gotnych d»ungli, gdzie nasi przodkowie walczyli o zrobi, a owi biedacy my±leli, »e tak tylko dowcip- przetrwanie swoich ciaª, swoich dzieci, plemion, ras, kuje. No, ale wiemy, jak si¦ ta historia sko«czyªa. narodów. Z mrocznego j¡dra? Samolubstwo genów. Z Ciekawe poj¦cie. maKul(a)tura 2/2007 18 3 m a K u l (a) t u r a SPOSOBY BYCIA-W Czy jeste±my tylko wehikuªami, w których podró»uje informacja genetyczna?. Podró»uje ku jakim celom? Ale kto j¡ wysªaª w t¦ podró»? Przypadek? W J¡drze ciemno±ci Joseph Conrad ukazuje zderzenie dwóch cywilizacji, ludzi na ró»nych poziomach rozwoju spoªecznego i kulturowego. Dzieli ich przepa±¢, a jednak to przecie» ludzie, o tych samych wyj±ciowych kwalikacjach biologicznych, podobnych predyspozycjach i uwarunkowaniach. Jedni, widz¡c drugich, rozpoznaj¡ wªasn¡ przeszªo±¢ i naj- niektórych ludzi. Na koniec, bo to ju» prawie koniec, nale»aªoby powiedzie¢ co± buduj¡cego. Umie±ci¢ jakie± prze- sªanie, moraª, puent¦. Tak, »eby byªo ªadnie. Ale nie tym razem. mo»e jednak. si¦ od sªów: Puenty nie b¦dzie... No dobrze, Jest taka piosenka, która zaczyna Witaj ciemno±ci, stary przyjacielu, przybyªem, aby znowu z tob¡ porozmawia¢. Otó» »ycz¦ ka»demu owocnych rozmów z wªasn¡ ciemno±ci¡, tak na jasn¡ przyszªo±¢. cz¦±ciej odwracaj¡ si¦ z odraz¡. Ale to, co napawa ich takim przera»eniem, drzemie przecie» tak»e w nich samych, tylko lepiej ukryte, schowane pod kulturowym makija»em, skrz¦tnie zagrzebane w mrocznej materii pod±wiadomo±ci i czekaj¡ce jedynie na odpowiedni moment, by przej¡¢ kontrol¦ nad ±wiadomo±ci¡ i poci¡gaj¡c za odpowiednie sznurki pokierowa¢ marionetk¡ wedle wªasnego uznania. Zgroza. Zgroza. Biali kolonizatorzy u»ywaj¡ je- dynie bardziej wyranowanych metod i wi¦kszej dozy obªudy, aby zaspokoi¢ wªasne mroczne »¡dze wªadzy, u»ycia i nieograniczonego panowania nad »yciem drugiego czªowieka. Kurtz popada w sza- le«stwo uwiedziony i owªadni¦ty demonem d»ungli. Przekracza t¦ delikatn¡ i niejednoznaczn¡ granic¦, która oddziela czªowieka uznawanego za cywilizowanego i normalnego i przechodzi na drug¡ stron¦. Staje si¦ niezwykle niebezpiecznym sªug¡ wªasnej wewn¦trznej ciemno±ci, dysponuj¡cym ±mierteln¡ i wyranowan¡ broni¡ umysªem wyksztaªconego czªowieka który prowadzony jest przez ciemne moce. Wyruszamy na podbój innych planet nie poznawszy nale»ycie tego, co kryj¡ dna naszych umysªów. Tym razem to ju» nie Conrad, ale Lem. Zestawienie na pierwszy rzut oka wydawa¢ si¦ mo»e zaskakuj¡ce. Nic bardziej bª¦dnego. Lem pokazuje w Solaris jak bardzo nie znamy samych siebie i tak»e to, »e czasami przychodzi taki czas, kiedy trzeba za ow¡ niewiedz¦ zapªaci¢ wysok¡ cen¦. Kiedy rozum ±pi, budz¡ si¦ potwory niekoniecznie. Istnieje jeszcze co± takiego jak obª¦d logiczno±ci. Sªuchajmy naszego serca. Tak, ale trzeba je jeszcze mie¢. To z kolei Dostojewski i Zbrodnia i kara. Ludzie nie czytaj¡ Literatury. A jak czytaj¡ to nie rozumiej¡. A je»eli rozumiej¡ to i tak wiedzieli wcze±niej i co najwy»ej dowiaduj¡ si¦, »e nie s¡ sami. Ale jednak chyba nie do ko«ca. tycznie Ksi¡»ki zmieniaj¡ ludzi. 19 maKul(a)tura 2/2007 Mo»e fak- A przynajmniej Krzysztof Jaro« V rok, Filozoa UG m a K u l (a) t u r a 3 Konstruktor i dekonstruktor minka. Zostaªy ±cinki i trociny. To, co najwa»niej- Tak naprawd¦ Ludwig Wittgenstein nie byª lozofem. Byª architektem. Zawód taki przypisuje mu ka»da ksi¡»ka telefoniczna z lat 1933-38. Za- projektowaª samolotowy silnik odrzutowy i dom swojej siostry. W nieprzyjaznym dla delikatnych dªoni intelektualisty klimacie Norwegii wªasnor¦cznie wybudowaª sobie chat¦. SPOSOBY BYCIA-W Jednak najwi¦kszym jego technicznym osi¡gni¦ciem byªa, z pozoru niepozorna, drabina. sze, niejasne, nielogiczne. Dla niektórych jednak to, co nieistotne, jest najistotniejsze. Prawdziwa uczta dla freudystów resztkojadów. Ci¡gle pozostaje pytanie, dok¡d prowadziªa drabina? Co byªo na jej szczeblu ostatnim? Granica. Granica j¦zyka i ±wiata. Granica kartki. Wittgenstein wspinaª si¦ pionowo ku górze, gdzie sko«czyªa si¦ stronnica. Za ni¡ rozpo±cieraªa si¦ ju» tylko cisza. Z tego punktu mo»na byªo patrze¢ wyª¡cznie w dóª i, co widzialne jest, opisywa¢. Rzekªby kto, »e Drabin¦ tworzy ci¡g systematycznie uporz¡dko- pan Ludwig uderzyª gªow¡ w sut. Chodzi jednak wanych i ponumerowanych uwag. Ma ona siedem o to, by burzy¢ takie mury milczenia, pokona¢ gra- szczebli, ale one, jak twierdzi autor, s¡ bezsen- nic¦ tego dyskursu, który zawsze d¡»yª do wyty- sowne. Odmawia warto±ci swemu dzieªu, twier- czania granic, nie wyª¡czaj¡c wªasnej. [. . . ] I uzna- dz¡c, »e drabina nic nie znaczy. Jest narz¦dziem, waª j¡ , i ogarniaª, i ustanawiaª, i odrzucaª na wszel- sªu»¡cym do wspinania si¦ na wy»szy poziom po- kie mo»liwe sposoby, by tym skuteczniej, przekro- ziom, z którego widzi si¦ ±wiat w sposób wªa±ciwy. czywszy j¡, mie¢ j¡ odk¡d dla siebie. (Od tego mo- U celu wspinaczki, kiedy przestaje by¢ potrzebna, mentu wszystkie cytaty pochodz¡ z ksi¡»ki: J. Der- nale»y j¡ porzuci¢. rida Marginesy lozoi .) Zawªaszczyª przeto jej Racj¡ jest, oczywi±cie, »e drabiny si¦ nie my±li. poj¦cie, mniemaj¡c, i» panowaniem swym obejmuje Nie robi si¦ szczeblom poprzecznych przekro- nawet margines przestrzeni, któr¡ zajmuje, a my±l¡ jów. Wystarczy zacz¡¢ od podniesienia prawej dol- ogarnia to, co wzgl¦dem niego inne. Wittgenstein nej cz¦±ci ciaªa, opakowanej prawie zawsze w skór¦ nie widziaª na swej kartce marginesu. Nie wycho- albo zamsz, niemal»e bez reszty mieszcz¡cej si¦ dziª poza sªowo. Byª uwi¦ziony w tek±cie. Jednak na schodku. Kiedy wy»ej wymieniona cz¦±¢ ciaªa, u»ycie j¦zyka zakªada retencj¦ i protencj¦ ró»nic, któr¡ dla uproszczenia nazwiemy nog¡, zostanie ju» rozsuni¦cie i zwªok¦, gr¦ ±ladów, jakie± archi-pismo, umieszczona na pierwszym stopniu, nale»y unie±¢ bez aktualnego ¹ródªa, bez archii. Ka»dy tekst jest odpowiadaj¡c¡ jej lew¡ cz¦±¢ (równie» zwan¡ nog¡, tylko marginesem marginesu, przy czym margines nie myli¢ z uprzednio wymienion¡), po czym uniósª- nie jest pusty, lecz ju» zapisany. Jest siedzib¡ ró»ni. szy j¡ tak, a»eby noga spocz¦ªa na drugim stopniu, Trzeba zada¢ gwaªt granicy, za któr¡ rzekomo nic na którym znowu spocznie noga, podczas gdy na nie ma i czerpa¢ zza niej, przekroczy¢ alternatyw¦ pierwszym jeszcze spoczywa noga. [. . . ] (Koincy- obecno±ci i nieobecno±ci, ustanowi¢ margines we- dencja nazwy mi¦dzy nog¡ a nog¡ utrudnia nieco wn¡trz tekstu i wej±¢ w ró»ni¦. Dlaczego? Ponie- instrukcj¦. Uwaga: nie podnosi¢ równocze±nie nogi wa» lozoa »yje w ró»ni i ró»ni¡ »yje, skrywaj¡c i nogi). J. Cortazar Wchodzenie po schodach. przed swym wzrokiem to samo, które nie jest to»- Instrukcja. Z drabiny niestety korzysta si¦ trud- same. To samo to wªa±nie ró»nia. . . dynamika, niej, za to ka»dy z niej upadek miaª znaczenie lo- wytwarzaj¡ca ró»nice, wszelkie biegunowe poj¦cia zocznie doniosªe. Co jednak robi¢, kiedy okazuje i znaczenia. si¦, »e to szczeble s¡ nazbyt chwiejne? Taki pan, Jak lozoa radziªa sobie w tym miejscu jeszcze co zwaª si¦ Ayer, dªugo, zbyt dªugo badaª jej kon- nie zaj¦tym przez lozo¦, kto umie gra¢ na b¦- strukcj¦, by nie wykry¢ uszkodze«. Pr¦ty, ª¡cz¡ce benku i sk¡d Freud wiedziaª to, czego nie wiedziaª? szczeble, okazaªy si¦ porowate, postulat logicznej O tym ju» niebawem, w nast¦pnym odcinku z se- niezale»no±ci zda« elementarnych nie do speªnie- rii: O czym nam nie mówi¡ wielcy lozofowie? nia, obrazkowa teoria znaczenia dobra dla dzieciaków, ale najgorszy byª ten nieunikniony solipsyzm. Zbyt wiele zarzutów. Zbyt wyniosªy ton. Tak ko«cz¡ si¦ niestety lozoczne przyja¹nie. Ayer nigdzie po drabinie nie doszedª. Por¡baª j¡ siekierk¡ analizy i ukradª kilka wi¦kszych szczap do wªasnego ko- Aleksandra Gurska III rok, Filozoa UG maKul(a)tura 2/2007 20 4 m a K u l (a) t u r a WYWIAD Z FILOZOFEM 4 Wywiad z lozofem jakiej byªy one gªównym przedmiotem reeksji - Filozo¡ jest wszystko to, co ±wiat lozofów uwa»a za lozo¦ Czy po±ród szumi¡cego morza i haªasu przejadaj¡cych samochodów mo»na dowiedzie¢ si¦ o powtarzalno±ci struktur lozoi lub kryzysie przedmiotu? Tak, pod warunkiem, »e rozmawia si¦ z doktorem lozoi z Instytutu Filozoi, Socjologii i Dziennikarstwa UG Robertem Rogozieckim. lozocznej, lozoa staje wobec swoistego kryzysu przedmiotu nie wiadomo mianowicie czym ma si¦ jeszcze zajmowa¢. To poci¡ga za sob¡ inne problemy, np. pytanie o spoªeczn¡ funkcj¦ lozoi, zwªaszcza, »e ci¡gle wydaje si¦ by¢ potrzebna. Np. my±liciele z Szkoªy Frankfurckiej odeszli lozoi poj¦tej jako my±lenie arche na rzecz krytyki spoªecznej. Filozoa jako krytyka spoªecze«stwa wy- st¦puje w bliskim zwi¡zku z psychologi¡, socjologi¡ i naukami spoªecznymi. MB:Czy mo»na powiedzie¢, »e obecnie Marcin Byli«ski: polega Na czym wedªug pana powtarzalno±¢ struktur lozocz- nych? Robert Rogoziecki:Struktura metazyki z denicji ma charakter lozoi transcendentalnej. Powtarzalno±¢ struktur w my±leniu lozocznym polega wªa±nie na tym, »e ta samej struktura odtwarzana jest na wielu pªaszczyznach. Nie przez przypadek w lozoi od zarania dziejów pojawia si¦ np. teza o kryzysie nauk kultury europejskiej. Wynika ona po prostu z tego, »e metazyka jest dyskursem o charakterze warto±ciuj¡cym, w zwi¡zku z czym rzeczywisto±¢ nigdy nie przystaje do tego dyskursu. Stale w dyskursie tym odtwarza si¦ ta sama triadyczna struktura: arche, czªowiek, rzeczywisto±¢. Filozoa to w istocie my±lenie pierwszej zasady, arche taki jest jej sens. Jako taka jest dyskursem, który zajmuje si¦ warto±ciami; prawd¡, dobrem, pi¦knem, bytem (o którym trzeba powiedzie¢ i» staª si¦ warto±ci¡ zapomnian¡). MB:Czy istnieje mo»liwo±¢ wykroczenia poza cz¦±¢ tych ustalonych struktur poza arche. I w jaki sposób? lozoa jest w pewnym zastoju? RR:To zale»y czym tak wªa±ciwie mierzy¢ zastój? W gruncie rzeczy w lozoi XX wieku dokonaªo si¦ bardzo du»o pocz¡wszy od transcendentalizmu Husserla, przez fenomenologi¦, przez hermeneu- tyk¦, postmodernizm czy lozo¦ analityczn¡. Nie przeceniaªbym natomiast znaczenia logicznego pozytywizmu, który w istocie jest ideologi¡ nauki. Z jednej strony jego zaªo»eniem byªo ukrycie przyj¦te przekonanie, »e nauka rozwi¡»e wszystkie problemy czªowieka, w zwi¡zku z czym nic nie jest poza ni¡ potrzebne. Z drugiej strony pojawiaªo si¦ wielkie rozczarowanie nauk¡. Okazaªo si¦, »e nauka nie rozwi¡zuje wi¦kszo±ci problemów. Gdyby wszyst- kie problemy naukowe zostaªy rozwi¡zane twierdziª Wittgenstein - to i tak najwa»niejsze problemy »ycia ludzkiego pozostaªyby nie ruszone. MB:Gdyby Pan spróbowaª spojrze¢ na dorobek lozoi wspóªczesnej to, jaka byªaby pana pierwsza reeksja? RR:Ró»nica. Osi¡gni¦ciem lozoi wspóªczesnej jest my±lenie ró»nicy. MB:Jaki jest w takim razie pana stosunek RR:Wtedy przestanie si¦ lozofowa¢. Oczywi±cie, do lozoi postmodernistycznej? »e istnieje mo»liwo±¢ niemy±lenia arche, ale przesta- RR:Nie bardzo wiem, co to miaªoby by¢. Derrida nie si¦ uprawia¢ lozo¦ w tradycyjnym sensie. Fi- to genialny my±liciel, o Deleuzie my±l¦ to samo, po- lozoa jest zdeniowana jako zajmowanie si¦ pierw- dobnie o Foucaltcie. sz¡ zasad¡. W ramach tradycyjnie pojmowanej lo- niª caªkowicie paradygmat my±lenia (Tych lozofów zoi tego wykroczenie nie jest to mo»liwe. Filozoa uwa»am za genialnych my±licieli, których wkªad wspóªczesna w du»e mierze rezygnuj¡c z my±lenia trudno przeceni¢). Foucalt przeksztaªciª lozo¦ w arche, popada w swoisty kryzys przedmiotu. analiz¦ dyskursu, z du»ym zaci¦ciem pod wzgl¦dem MB:Mianowicie? Zwªaszcza ten ostatni zmie- krytyki spoªecznej. Derrida wskazaª nam na struk- RR:Kryzys przedmiotu polega na tym, »e z nie tury my±lenia w ogóle. Deleuze wyci¡gn¡ª daleko sposób ju» dzi± uprawia¢ lozoi jako metazyki (to id¡ce konsekwencje z my±lenia ró»nic¡. Nie ozna- jeden z aspektów Nietzschea«skiej ±mierci Boga), cza to, »e ci my±liciele nie popeªniali bª¦dów lub byli co oznacza, i» nie sposób my±le¢ w kategoriach za- wolni od sªabo±ci. Jednak trudno jest ich zignoro- sad pierwszych czy ostatecznych. W tej mierze w wa¢, tak samo jak nie sposób zignorowa¢ Husserla 21 maKul(a)tura 2/2007 m a K u l (a) t u r a 4 czy Wittgensteina. WYWIAD Z FILOZOFEM jest wszystko to, co ±wiat sztuki uwa»a za sztuk¦. MB:A co Pan s¡dzi ogólnie o lozoi ana- Je±li zadaje mi Pan pytanie o lozo¦, do 19 wieku litycznej? wiem, czym ona jest. W XX wieku musiaªbym na- RR:To co Adorno: próba speªnienia ideaªu lozoi, tomiast powiedzie¢, »e lozo¡ jest wszystko to, co który b¦d¡ mogªy wykonywa¢ roboty. ±wiat lozoi uwa»a za lozo¦. Ów ±wiat lozoi MB:W Anglii na przykªad wydaje si¦ by¢ to obecnie dominuj¡cy kierunek. RR:Z jednej strony tak, z drugiej za± utrzymuj¡ si¦ tam te» inne nurty jak chocia»by brytyjska psycho- to ±wiat instytucji, historyków lozoi, odbiorców lozoi, studentów i wykªadowców tej»e lozoi itd. MB:Czy akademicki charakter w pewnym stopniu nie stopuje samego rozwoju lozoi? analiza. Przez wiele lat tak byªo. Wczesna lozoa RR:Jak wszystko ma swoje dobre i zªe strony. analityczna w sensie Wittgensteina, Russella byªa Z jednej strony stawia caªy szereg wymogów do- niew¡tpliwie wielkim osi¡gni¦ciem. W chwili kiedy datkowych przed lud¹mi zajmuj¡cymi si¦ lozo¡, jednak rezygnuje z my±li transcendentalnej, nale»y wysoki standard znajomo±ci historii lozoi, stan- zada¢ sobie pytanie czy nie zamienia si¦ w pocenie dardy lingwistyczne i caªy szereg innych. si¦ w zamkni¦tym naczyniu poj¦¢. przyczynia si¦ do jej rozwoju i podniesienia jako- Natomiast ja bym zadaª panu pytanie Sk¡d to przekonanie o prymacie lozoi analitycznej? A wi¦c ±ci. W Niemczech nigdy Natomiast niebezpiecze«stwem, jakie si¦ tutaj nie mieli±my do czynienia z dominacj¡ lozoi ana- rodzi jest to, »e lozoa staje si¦ wyj¡tkowo nudna litycznej, jakkolwiek wpªyn¦ªa na lozo¦ wspóª- w tym wydaniu. czesn¡ niemieck¡ (mam tu na my±li cho¢by Haber- dynym problemem staje si¦ wªasna historia. masa). Wcale nie jestem przekonany, »e mamy dzi± rozwi¡zuje problemów, poniewa» jest od nich ode- do czynienia z prymatem lozoi analitycznej. rwana, od istotnych problemów spoªecznych jak i Staje si¦ lozo¡, dla której jeNie MB:Spotkaªem si¦ z opini¡, »e aktualne istotnych dla samego my±lenia. Chciaªoby si¦ po- problemy, spory tocz¡ si¦ w obr¦bie lozo- nownie przytoczy¢ sªowa Adorno: Architekt my- i analitycznej. ±li, introwertyk siedzi na ksi¦»ycu, który zaanek- RR:Dotycz¡ j¦zyka, ale to nie znaczy, »e wszystko towali technicy ekstrawertycy. Filozoa stanie si¦ to to lozoa analityczna tzn. lozoa , która po- kompletnie oderwana od »ycia, caªkowicie spekula- lega na logicznej analizie j¦zyka. Derrida te» doko- tywna, lub przeksztaªca¢ si¦ b¦dzie w sam¡ li tylko nywaª analizy j¦zyka a bynajmniej lozofem anali- histori¦ lozoi. A problemy »ywotne b¦d¡ rozwi¡- tycznym bym go nie okre±liª, podobnie jak Heideg- zywali tylko socjologowie. ger czy Eco. Problem j¦zyka pojawia si¦ we wszyst- MB:Jaki byªby pa«ski program nauczania kich mo»liwych konguracjach w my±li wspóªcze- dla studenta lozoi w odniesieniu do obec- snej. nego programu? Natomiast lozoa analityczna deniuje si¦ jako okre±lony sposób podej±cia do j¦zyka tzn. taki, RR:Bardzo du»o logiki jako swoistej propedeutyki który zajmuje si¦ jego analiz¡ logiczn¡. Powiedziaª- lozofowania i bardzo du»o historii lozoi. I do- bym »e byªo to w istocie podej±cie bardzo obiecu- piero w tej perspektywie mo»na by obiera¢ pewne j¡ce, ale przy pewnym zaªo»eniu, takim mianowicie, ±cie»ki kierunkowe dla studentów. Wst¦p jest nie- »e struktura j¦zyka, odpowiada strukturze rzeczy- zb¦dny, bo trudno sobie wyobrazi¢, »eby kto± upra- wisto±ci oraz »e my±limy w j¦zyku i tylko w j¦zyku. wiaª lozo¦ bez uprzedniego przygotowania. MB:Jak¡ Pan widzi zale»no±¢ mi¦dzy aka- MB:Jakie s¡ wedªug pana perspektywy dla demickim charakterem lozoi, a jej kierun- lozoi? kiem i rozwojem? RR:Prawdopodobnie siª¡ rzeczy lozoa b¦dzie si¦ RR:Obecnie jest to zale»no±¢ konieczna. Filozo- zmieniaªa w gatunek literacki. Przestaªa by¢ dys- a podobnie jak inne dziedziny ludzkiej dziaªalno- kursem uprawamacniaj¡cym, wygªaszaj¡cym osta- ±ci wspóªcze±nie podlega procesom instytucjonali- teczne zacji. Nie sposób dzi± lozofowa¢ poza instytucj¡. dziaªania spoªeczne i etyczne. Co wi¦cej, naukowcy Przynajmniej byªoby to bardzo trudne. Rozsze- ±wietnie sobie daj¡ rad¦ bez pomocy lozoi. Jedn¡ rzyªbym Dickie'go denicj¦ sztuki, który powiada, z dróg dla lozoi jest niew¡tpliwie krytyka spo- w ramach instytucjonalnej teorii sztuki, »e sztuk¡ ªeczna. sªowo, standardy prawa uzasadniaj¡cym Do pewnego stopnia mo»emy liczy¢ si¦ z maKul(a)tura 2/2007 22 4 m a K u l (a) t u r a WYWIAD Z FILOZOFEM tym, »e b¦d¡ tworzone utopie spoªeczne. Oczy- wi±cie ró»nie mo»na czyta¢ Levinasa, Habermasa, Rorty'ego. Ale tak czy inaczej s¡ to utopie nowego spoªecze«stwa. Utopia odgrywa istotna rol¦ w lozoi umo»liwia przemy±lenie obecnego stanu rzeczywisto±ci. Mo»na pokusi¢ si¦ o stwierdzenie, »e utopia wyznacza perspektyw¦ dla krytyki spoªecznej. MB:Czy lozoa w pewnym stopniu b¦dzie musiaªa sta¢ si¦ dodatkiem dla nauk spoªecznych? RR:Nauki spoªeczne uzyskaªy w du»ej mierze tak¡ samodzielno±¢, »e lozoa nie jest im ju» specjalnie potrzebna. A z drugiej strony s¡ tak zªo»one, » przekraczaj¡ mo»liwo±ci umysªu ludzkiego. Filozoa musi si¦ uwolni¢ od swoistego indywidualizmu MB:A konkretnie? RR:W du»ej mierze sukcesy nauk szczegóªowych s¡ efektem tego, »e naukowcy przyj¦li do wiadomo±ci fakt, i» wiedza przekroczyªa mo»liwo±ci jednostkowego umysªu ludzkiego. W zwi¡zku, z czym zacz¦li tworzy¢ (zespoªy) grupy badawcze. Dopóty, dopóki lozoa b¦dzie funkcjonowaªa jako wytwór jednostkowego umysªu ludzkiego, b¦dzie skazana na maª¡ wydajno±¢ naukow¡. W naukach spoªecznych powoli dokonuje si¦ to samo, co dokonaªo si¦ ju» wcze±niej naukach szczegóªowych, tzn. post¦puj¡ca specjalizacja. W zwi¡zku z tym nie mo»na stworzy¢ ju» teorii w ogóle; swoistego wszystkoizmu. MB:Bez kogo lozoa wspóªczesna nie mogªaby si¦ oby¢ wedªug pana? RR:Bez Husserla, Heideggera, Wittgensteina, Adorno ka»dy z wielkich jest na swój sposób niepowtarzalny i wpªywowy. MB:Dzi¦kuj¦ za rozmow¦ 23 maKul(a)tura 2/2007 . m a K u l (a) t u r a 5 5 Deser rze¹bi¡ mi w gªowie pos¡g kobiety. pos¡g i hybrydyczny. On jest wamp lub kwestia kobieco±ci artystycznie czyli o Królowej nocy Janusza Radka sªów kilka. Jedna m¦ska twarz, dwa m¦skie imiona. Janusz Jahwe jest ªaskawy i Don Juan w tym samym ubranku z liter. Radek zdrobnienie Radego sªawie. Osoba wymowna, kulturalna, inteligentna. Z zawodu mo»e by¢ muzykiem lub rze¹nikiem. T¡ twarz wida¢ w ±wietle dnia. Gdy nad da- chami nocnych barów ukazuje si¦ ksi¦»yc, w ciemnych uliczkach rozlega si¦ stukot obcasów damskich Sandora Vessanyi jego mrocznego alterego. Sandor na cze±¢ kontrowersyjnego w¦gierskiego poety Sandora Marai, który po ±mierci ukochanej »ony, o której pisaª w jednym z listów: byªa moj¡ matk¡, córk¡, przyjacielem, kochank¡, dzieckiem, sam popeªniª samobójstwo. Vessanyi natomiast w spadku po witkiewiczowskim baronie Vessanyi ze sztuki Maciej Korbowa i Bellatrix, co nie jest bez znaczenia, bowiem Bellatrix to pierwsza w polskiej literaturze bohaterka androgyniczna, w której pierwiastek m¦ski zmaga si¦ z kobiecym. Oto co wypada wiedzie¢, zanim naciskaj¡c play, odsªonimy kurtyn¦. Osobliwy to Gªowa Marilyn Monroe na twardym matki-polki osadzona karku. Za ni¡ stoi Janusz-Sandor, który jak ka»dy elegancki m¦»czyzna lubi si¦ stroi¢, w szczególno±ci w damskie ªaszki. Dzi± jednak przywdziewa tradycyjny m¦ski strój galowy. Niebanalnym dodatkiem Dr»¡ce ra- miona zakochanej Julii usiªuj¡ zakry¢ bezwstydne piersi Wenus w futrze. Czerwone paznokcie dziwki na zakrwawionym ªonie zgwaªconego dziecka. Po±ladki Marcysi w czarnych majtkach. Janusz Radek. Radek Janusz. DESER Niewierne uda lalki barbie i szrama po cesarskim ci¦ciu poni»ej p¦pka ±wiata. Ten pomnik o»ywa dzi¦ki magii gªosu Radka. Ju» na scenie ta«czy tango ze swym idealnym partnerem Sandorem, który w biaªych z¦bach trzyma krwawi¡c¡ ró»¦. Rozmawiaj¡? Ci¡gle pan pyta co s¡dz¦ o m¦»czyznach /Ach prosz¦ pana jaki pan jest ciekawski / Naturalnie my±l¦ o m¦»czyznach / Ale teraz musz¦ jecha¢ do Buenos Aires. Jasne ciemne, suche mokre, m¦»czyzna kobieta, jin i jang. Dzienne i nocne oblicze ka»dego z nas. Królowa nocy to rewers monety kobieco±ci, zwierciadªo wieczorne. Z wªa±ciw¡ sobie nonsza- lancj¡ zasiada w podejrzanym barze, uchyla r¡bek podwi¡zki i mruczy: Ja jestem wamp! Ja jestem wamp, kobieta-zwierz, Ja m¦»czyzn wabi¦, bawi¦ si¦, Kusz¦ i dusz¦, ich dusze ss¦! Ja jestem wamp! Ja jestem wamp z ko±ci¡ i w krwi! Chc¦ by¢ ªagodna, ka»dy wie! Ale nie! Ale nie! Ja mam obowi¡zek by¢ wci¡» na dnie, No wi¦c jest ze mnie bestia, i cze±¢. s¡ czerwone buty oraz szyty na miar¦ . . . gorset. Armacja metroseksualizmu? Transseksualizmu? Nie. Ka»da opowie±¢ wymaga odpowiedniego barda. Aleksandra Gurska Sandor opowiada o kobiecie i ró»nych jej wciele- III rok, Filozoa UG niach: wampa, niewinnej dziewczynki, kochanki, punkówy. . . Wszak»e tak dªugo studiowaª kobiety, a» poznaª je na pi¡tk¦ z plusem. Teraz pod¡»a tropem charyzmatycznych wokalistek. Ka»dy utwór prezentuje inny ±wiat. Ka»dy poprzedza krótka historia Sandora. Ka»dy ±piewany jest w odmienny sposób. Splata je »e«ska ener- gia i niepowtarzalna barwa gªosu Janusza - kontratenor. piewa wy»ej od kobiety, ±piewa ni»ej od m¦»czyzny. Po»arª Elvisa, Violett¦ Villas i Cugowskiego. Zagryzª Niemenem. Na deser Kora. Gªosy ich wszystkich wydobywaj¡ si¦ z jego ust i maKul(a)tura 2/2007 24 6 m a K u l (a) t u r a WIERSZE Z MAKUL(A)TUR 6 Wiersze z maKul(a)tur¡ Arkadiusz Okoniewski Marcin Goª¡b *** Meble Patrz¡ na mnie Wyra¹niej po pewnym czasie, gdy wchodzisz do pokoju. Kiedy przenikaªem do wiata mieszka«ców ten drugi jest ju» tylko meblem. owszem P¦dz¡cej w Kosmosie krzesªo si¦ przewraca, herbata si¦ na nie rozlewa. Niebieskiej Kropli Ni» w dniu moich Zar¦czyn z Ziemi¡ trwaj¡ pozory akcji. lecz na drugi dzie«: Patrz¡ wyra¹niej ni» krzesªo martwo stoi, tam gdzie staªo. Wyrwane ze snu Dziecko ty widzisz to wyra¹nie, ale potrzeba siadania Którego Jawa pozbawia jest silniejsza od ciebie. Utopii po pewnym czasie zaczynasz mówi¢ sam do siebie: chod¹ tutaj krzesªo. podejd¹ do mnie. Ze stron wszystkich porozmawiajmy. Przodków a krzesªo stoi tam gdzie staªo. Milcz¡ce spojrzenia Kosmos rozedrgaª si¦ w trwodze i dr»eniu Sen rozproszyª si¦ w przera»eniu Rzeczywisto±¢ ws¡cza si¦ Przez zamkni¦te oczy Zostaªem pusty na rodku drogi limak bezdomny Wiatr str¡ciª moje marzenia A cie« mój zbyt w¡ski By przykry¢ Wspomnienia mocnienie gwo¹dzie w plecach rdzewiej¡ a ty z magnesem przy mej piersi odkurzasz spªowiaªe ¹renice Niech zatem patrz¡ jeszcze Wyra¹niej Niech roz±wietlaj¡ Cel D¡»enia Niech ukazaj¡ Doniosªo±¢ Istnienia Patrzcie na mnie jeszcze Wyra¹niej Wy, Którzy patrzycie z Tamtej Strony kr¦cisz gªow¡ jak mogªa±? Z osobist¡ dedykacja dla Babci Krysi i wyplatasz z wªosów wskazówki zegara Jej Ari Arkadiusz Okoniewski nitki t¦czówek popl¡taªy si¦ dowód uniewa»niª »elazo speªniªo przeznaczenie w plecach dusznymi ªzami ociekaj¡ konstelacje 25 maKul(a)tura 2/2007 m a K u l (a) t u r a Joanna Szkudlarek 6 WIERSZE Z MAKUL(A)TUR Piotr Smli«ski *** nic nie mów realnie nie ma Nad przepa±ci¡ stoj¦ nic nie mów Nad przepascia stoje dam ci I nie znam gdzie strz¦p Drogi moje wyga±nie dam ci Wbity oczyma w sok Morskie fale pomara«czowy Roztrzaskajace si¦ o Kamienny kadlub spójrz Uczuc mych nie patrzysz poczekaj nie patrzysz znajde w tobie jaskinie przejde przez ciebie na ukos Joanna Szkudlarek *** Skro« poduszka, skro« dªo«, chwila zapatrzenia. Wewn¡trz zegarka jest jamka, która si¦ ±mieje.Z pi¦tnastu sekund, które trwaªy dwie godziny i z doby, która trwaªa sekund¦. Z chwili strachu na kacu po nowym roku, czy stoj¦ w miejscu, dok¡d dojd¦. Czas otwiera si¦ jak jama otwiera si¦ jak rana jak drzwi do ostrego sªo«ca jak dziura bez ko«ca jak klasówka upadek wstyd oczko cykloniku oªówek pod skór¦, chyc chciaªby± przez dziur¦ jak wycieczka do malborka, kochanka kiedy ±ci¦ªa wªosy, mosty, przestrze«, mosty, mosty, ciemno widno, szklanka koncert maciej z w¦dk¡ nieostro»no±¢ gest piel¦gniarz przesolone bªona mostek wiosna ko«cz¦ ko«cz¦ to tak? To to tak to tak to? Tak? maKul(a)tura 2/2007 26 7 m a K u l (a) t u r a INFORMATOR 7 Informator Konferencja Tektonika historii sprawozdanie NKFA Dnia 24 marca 2007 w Instytucie Sztuki Wyspa Od 2003 roku w ramach Instytutu Filozoi, Socjo- (ul. Doki 1/145B) odbyªa si¦ organizowana przez logii i Dziennikarstwa WNS UG dziaªa Naukowe Naukowe Koªo Filozoczno-Artystyczne konferen- Koªo Filozoczno-Artystyczne (NKFA). cja pt. Tektonika historii. W roku akademickim 2006/2007 w ramach dzia- Konferencja miaªa na celu podj¦cie dyskusji wo- ªalno±ci NKF-A zostaªy zrealizowane nast¦puj¡ce kóª sposobów przedstawiania historii, jej miejsca w projekty: przestrzeni dyskursu publicznego, oraz obecno±ci w organizacja, wraz z IS Wyspa, konferencji naukowej Tektonika historii (24 III 2007); kulturze wspóªczesnej reklamie, lmie, literaturze. Mo»liwo±¢ zachowania w pami¦ci do±wiadcze« organizacja, przy wspóªpracy Zakªadu Teorii sprawia, »e czªowiek jest istot¡ historyczn¡. Pro- Poznania IFSiD, cyklu wykªadów IV Herme- ces »ycia i budowania wªasnej to»samo±ci staje si¦ neutyki ; nieustann¡ interpretacj¡ tego, co przeszªe. Tym samym krytyczny namysª nad histori¡ i jej miej organizacja po- scem w przestrzeni publicznej ma prowadzi¢ do ±wi¦conych przybli»eniu twórczo±ci Jacques'a reeksji nad ludzk¡ ±wiadomo±ci¡ w ogóle, która Derridy (11-13 V 2007). przejawia si¦ jako swoista ±wiadomo±¢ historyczna. Ponadto od Naukowym Kolokwiów tego Kole roku Derridia«skich, akademickiego, przy Filozoczno-Artystycznym wydawane jest czasopismo studentów IFSiD maKul(a)tura. W tym»e roku Koªo podj¦ªo równie» staª¡ wspóªprac¦ z IS Wyspa, czego owocem ma by¢ organizacja w przyszªo±ci cyklu konferencji naukowych. Najbli»sza konferencja w IS Wyspa planowana jest na pa¹dziernik 2007 roku i b¦dzie nosiªa tytuª Przekle«stwo rzeczywisto±ci rzecz o obsesji i fantazji. Ró»norodno±¢ form wyra»ania pami¦ci spoªecznej sprawia, »e mno»¡ si¦ konteksty, w ramach których sama historyczno±¢ funkcjonuje pocz¡wszy od wykorzystywania jej ku celom politycznym, po obecno±¢ w sztuce, a zwªaszcza w szeroko poj¦tej sztuce masowej. Pami¦¢ zbiorowa, w wyniku tragicznych wydarze« XX wieku, wyznaczona jest zwªaszcza przez traumatyczne do±wiadczenie okresu II Wojny wiatowej i holocaustu. Tym samym, konieczna staje si¦ odpowied¹ na pytanie o miejsce tego do±wiadczenia w kulturze wspóªczesnej, zwªaszcza w kulturze krajów niemieckoj¦zycznych oraz dotkni¦tych Wszystkich zainteresowanych serdecznie zapraszamy do wspóªpracy! przez totalitaryzmy. Odpowied¹ wi¡»e si¦ jedno- cze±nie z poruszeniem problemu manipulacji, instrumentalizacji i symulacji. Ostatecznie, krytyka wspóªczesnej ±wiadomo±ci historycznej mo»e wi¦c Kontakt: Piotr Kozak, tel. email:[email protected]. 608 422 039, przejawia¢ si¦ jako krytyka kultury wspóªczesnej w ogóle. Na konferencji wygªosili referaty: dr hab. Aleksandra Pawliszyn prof.UG Czas ±wi¦ta sztuki (Gadamer) a prawda cierpie- nia(Levinas) dr Gra»yna Gajewska (UAM) Labirynty komik- sów historycznych prof. dr hab. Tomasz Szkudlarek Spisek, naród, biograa Wykªadom towarzyszyªa dyskusja panelowa pt. Tektonika historii konstrukcje i dekonstrukcje kontekstów historycznych 27 maKul(a)tura 2/2007 m a K u l (a) t u r a Konferencja towarzyszyªa wystawie pod tytuªem Tektonika historii (kurator: Aneta Szyªak) otwartej w IS Wyspa mi¦dzy 16 marca a 29 kwietnia 2007 7 INFORMATOR Konferencja Przekle«stwo sto±ci zapowied¹ rzeczywi- Na jesieni (pa¹dziernik) 2007 roku Naukowe Koªo roku. Filozoczno-Artystyczne oraz IS Wyspa zapraszaj¡ na konferencj¦ pt. Przekle«stwo rzeczywisto±ci rzecz o obsesji i fantazji. Konferencja ma towarzyszy¢ wystawie zatutyªowanej Nic nie poczujesz: O panice, obsesji, rytualno±ci i znieczuleniu (kurator: Aneta Szyªak). Oba wydarzenia b¦d¡ miaªy miejsce w IS Wyspa, ul. Doki 1/145B (teren Stoczni Gda«skiej). Tematyka konferencji skupia¢ si¦ ma wokóª: nieprzejrzysto±ci, alienacji i fetyszyzacji, opresji i ideologizacji, totemizacji i dezintegracji wspóªczesnej kultury i towarzysz¡cemu jej hasªu kryzysu podmiotu, który w obliczu opresyjnej realno±ci jawi si¦ jako rozdarty wewn¦trznie, polimorczny. Obse- sje, l¦ki, ucieczki s¡ symptomatyczne dla kondycji wspóªczesnego czªowieka przytªoczonego nadmiarem warstw sensu i znacze« Baudrillardowskiej hiperrzeczywisto±ci. W tej perspektywie wci¡» »y- wotne pozostaj¡ zagadnienia stawiane przez takich wspóªczesnych my±licieli jak: Baudrillard, Deleuze, Bauman, Foucault, Lacan, iºek. Postawione zostaje równie» pytanie o mo»liwe strategie dezalienacyjne i integracyjne, skuteczno±¢. oraz ich Poruszane na konferencji problemy, które obejmuj¡ zagadnienia totalizacji i konsumpcjonalizacji spoªecze«stwa, zwracaj¡ uwag¦ na terapeutyczn¡ i krytyczn¡ rol¡ sztuki i literatury jako, u±wiadomionych lub nie, funkcji ekspresji podmiotu. W strategii dziaªania terapeutycznego szczególnie wa»ne wydaje si¦ zadanie hermeneutyki jako teorii krytyki i rozumienia wspóªczesnej kultury. Hermeneutyki lozoczne opracowane przez takich Uczestnicy panelu, od lewej: dr hab. Aleksandra Pawliszyn prof.UG, dr Gra»yna Gajewska (UAM), dr hab. Michel H. Kowalewicz prof.UG, prof. dr hab. Tomasz Szkudlarek. my±licieli jak: Heidegger, Gadamer czy Ricoeur, wydaj¡ si¦ dostarcza¢ skutecznych metod, w oparciu o które wspóªczesny czªowiek mo»e dokona¢ krytycznego namysªu nad sob¡ i kultur¡ w jakiej »yje. Tak szerokie, humanistyczne podej±cie do problemu ma otworzy¢ perspektyw¦ dla wspólnych bada« z dziedziny psychoanalizy, socjologii i lozoi oraz teorii sztuki i literatury. W ramach konferencji planowane s¡ wykªady zaproszonych prelegentów oraz panel dyskusyjny. Ju» teraz zapraszamy wszystkich zainteresowanych! maKul(a)tura 2/2007 28 7 m a K u l (a) t u r a INFORMATOR XI Wielki Przejazd Rowerowy Festiwal muzyczny transGranica Obywatelska Liga Ekologiczna, Gda«ska Zwi¡zek Mniejszo±ci Niemieckiej w Kampania Rowerowa oraz Kulturalny Gda«sku Akademickie Centrum Kultury Kolektyw Uniwersytetu Gda«skiego, Uniwersytetu Gda«skiego Kulturalny Akademickie Centrum Kultury Kolektyw Uniwersytetu Gda«skiego Uniwersytetu Gda«skiego zapraszaj¡ na: zapraszaj¡ na : XI Wielki Przejazd Rowerowy 10 czerwca 2007 r. 22 czerwca 2007 (pi¡tek), 19:30 Start: Gda«sk, Targ W¦glowy, godz. 12.00 Stacja Orunia XI edycja Wielkiego Przejazdu Rowerowego odb¦dzie si¦ w niedziel¦ 10 czerwca 2007 r. Te- goroczne obchody ±wi¦ta rowerowego w Gda«sku rozpoczn¡ si¦ o godz. Festiwal muzyczny transGranica Miejski Dom Kultury w Gda«sku ul. Dworcowa 9, Gda«sk Wst¦p 5 zª. 12 na Targu W¦glowym. Dla wszystkich, którzy poka»¡ bilet SKM, dzi¦ki Trasa b¦dzie przebiegaªa ulicami: Waªy Jagiello«- któremu dotarli do klubu przyszykowali±my prezent skie, Podwale Grodzkie, Bª¦dnik, Aleja Zwyci¦- niespodziank¦. stwa, Grunwaldzka, Wojska Polskiego i Wita Stwo- Dnia 22 czerwca 2007 w klubie Stacja Orunia od- sza w kierunku kampusu UG w Oliwie i zako«- b¦dzie si¦ wyst¦p czterech zespoªów reprezentuj¡- czy si¦ na placu pomi¦dzy Wydziaªem Filologiczno- cych scen¦ muzyki gitarowej Trójmiasta i Magde- Historycznym i Wydziaªem Matematyki, Fizyki i burga. Informatyki UG. Po zako«czeniu wy±cigu przewi- telnie brzmi¡ce grupy ±piewaj¡ce po angielsku; li- dziany jest konkurs na najciekawsze przebranie ro- ryczne Old Time Radio b¦d¡ce jednym z lep- werzysty i roweru. szych polskich zespoªów swego gatunku i melan- W pierwszej cz¦±ci koncertu zagraj¡ sub- Po konkursie jest ogªoszony zostanie laureat Zªo- cholijny Chase The Dragon zdobywaj¡cy coraz tej Szprychy nagrody dla instytucji najbardziej wi¦ksz¡ popularno±¢ na dynamicznie rozwijaj¡cej zasªu»onej dla promocji komunikacji rowerowej w si¦ w Niemczech scenie muzyki Indie. Gda«sku. energetycznego rocka z tekstami w ojczystych j¦- Planowana jest tak»e debata na temat Nast¦pnie wprowadzenia uªatwie« dla rowerzystów na terenie zykach zagraj¡ Dario i Pawilon. gda«skich uczelni. Kolejn¡ atrakcj¡ b¦dzie rozpo- st¦pów na scenie, muzycy z Chase The Dragon i czynaj¡cy si¦ okoªo godz. Dario odwiedz¡, dzie« przed koncertem, gda«skie 14:00 wy±cig kurierski Alleycat o puchar Rektora UG. Dodatkowe atrakcje to: Oprócz wy- gimnazja i przybli»¡ ich uczniom niemieck¡ kultur¦ konkursy plastyczne opowiadaj¡c o swoich muzycznych pasjach. Pod- i sprawno±ciowe, prezentacje dotycz¡ce prawidªo- czas warsztatów w szkole oraz spotka« twórców z wego zabezpieczania wªasnego dwu±ladu oraz tego, obu krajów powstanie krótki lm, który zostanie czym si¦ kierowa¢ kupuj¡c rower. W auli pobli- wy±wietlony podczas festiwalu. Realizuj¡c w peªni skiego wydziaªu lologiczno-historycznego od godz. ide¦ integracji Gda«ska i Magdeburga oraz ich mªo- 16:30 wysªucha¢ b¦dzie mo»na opowie±ci znanych dej sceny muzycznej, festiwal transGranica b¦dzie podró»ników rowerowych i obejrze¢ fotograe z ich miaª swoj¡ edycj¦ tak»e w Niemczech. wypraw. Nast¦pnie zostan¡ wy±wietlone lmy o tematyce rowerowej, takie jak; serial Niezªa Jazda, Trio z Belleville i Marco P. i zªodzieje rowerów. Wszyscy ch¦tni b¦d¡ mogli równie» za darmo oznakowa¢ swój rower u Stra»y Miejskiej. Uwaga ! Na wszystkie wydarzenia Festiwalu wst¦p bezpªatny!!! 29 maKul(a)tura 2/2007 Strona internetowa http://www.myspace.com/transgranica festiwalu: m a K u l (a) t u r a 8 8 Listy do redakcji Czy nasze dzieci musz¡ by¢ skazane na to, by w maso«sko-liberty«skim zalewie artefaktów hol- Smurfy a sprawa polska lywoodzkiej Po przelaniu mych przemy±le« na papier, sfruwysoce, pop-kultury doszukiwa¢ si¦ utopij- nych ideaªów LE-rozumian-Ego czªowiecze«stwa? Szanowna Redakcjo! strowany LISTY DO REDAKCJI obecn¡ sytuacj¡ lozoczno- patriotyczn¡, ju» miaªem zamiar podrze¢ te zapiski, gdy przyszªo mi do gªowy, »e mog¡ si¦ jeszcze przyda¢ do Makulatury. Poruszyªem w nich bo- wiem przemilczan¡ i do dzi± nie rozstrzygni¦t¡, a tak bardzo istotn¡ kwesti¦ z dziedziny Filozoi narodowej, któr¡ natenczas pozwoliªem sobie lapidarnie uj¡¢ jako: Pseudo-wzorców pseudo-zachowa«?! Nie musz¡! Pytanie rodzi si¦ jednak bardzo szybko: Dlaczego wªa±nie tak si¦ dzieje??? W sytuacji, gdy w na- szym Narodowym hymnie odnale¹¢ mo»emy rodzime, polskie przykªady odwagi i m¦stwa - chocia»by w sªowach daª nam przykªad Bonaparte jak zwyci¦»a¢ mamy trudno wytªumaczy¢ popularno±¢ Arnolda Schwarzenegera (i caªej rzeszy mu podobnych) inaczej ni» poprzez stymulacj¦ maso«sk¡. Odpowiednio zreszt¡ ukierunkowan¡! A co w kwestii tzw. praktyki dnia codziennego? SMURFY a SPRAWA POLSKA Co si¦ staªo, z tym jak od»ywiamy si¦? Widzimy, Po obejrzeniu Smurfów nie mam w¡tpliwo±ci przecie», »e ameryka«skie przek¡ski, o brzmi¡cych jak szkodliwa, antypolska i antyko±cielna jest ta Obco nazwach jak hot dog czy hamburger, co- bajka. raz agresywniej wypieraj¡ Rdze« naszej polskiej Osada smurfów to socjalistyczny kolektyw pod wodz¡ 1. Sekretarza nosz¡cego Czerwony kap- Kuchni narodowej: tur o stylizacji maso«skiej. Podobnie jak w PRL-u, i«ski oraz sznycel wiede«ski. . . (Nie wspomninaj¡c gdzie pa«stwo promowaªo pseudo-niby-sªowia«sk¡ ju» w ogóle o koªdunach litewskich ani nawet o zwy- laicko±¢, smurfy wierz¡ w Matk¦ Natur¦ i nie cho- kªej wªoszczy¹nie!) PS pierogi ruskie, barszcz ukra- dz¡ do ko±cioªa. Smerfetka prowokacyjnym zachowaniem dostarcza dziewczynkom wzorca rozwi¡Zªo±ci i uczy je tolerancji wobec bigamii. Fakt, i» Znana jest na caªym ±wiecie polska go±cinno±¢, nawet Osiªek nie pobiª Lalusia, ±wiadczy o zakamu- otwarto±¢ i tolerancja. owanym przyzwoleniu dla homoseksualizmu, tak na ekranach smurfów to wina naszej polskiej go- jak o przyzwoleniu dla narkomanii ±wiadcz¡ domki ±cinno±ci? A mo»e brakuje nam jednak konsekwen- w ksztaªcie grzybu-bu-bu, zapewne hallo-cyno- cji? Wprowadzamy wprawdzie w »ycie pi¦kne pol- dennych. skie przysªowie: Czy zatem pojawienie si¦ Go±¢ w dom, Bóg w dom za- Kto zreszt¡ miaªby lepiej uczy¢ polskie dzieci pominaj¡c o dwóch innych równie wa»nych: Kto polsko±ci ni» Wieszcz narodowy Adam Mickiewicz? przyjmuje go±ci, tego **** po±ci oraz Go±cie s¡ Kochani Rodacy, zastanówmy si¦! On jeden opi- mi potrzebni jak dziura w mo±cie. Czy» nie tak¡, suje w peªni ow¡ moc przywi¡zania, ukazuj¡c, uko- wªa±nie, dziur¦ wyrz¡dzaj¡ (w postaci maso«sko- chan¡ sw¡ Ojczyzn¦-Matk¦-Polsk¦ w Naszej pi¦k- liberty«skiej indoktrynacji) opowie±ci o tych jak nej Epopei narodowej, któr¡ rozpoczyna tak wzru- to trafnie ujmuje Gargamel niebieskich szkodni- szaj¡cymi sªowami inwokacji: kach? PS PS Litwo! Ojczyzno moja!. . . . Dopiero w takim porównaniu dostrzec mo»emy caª¡ obrzydliwo±¢ tej bajki o smurfach, która, jako Czy dzieªo masonerii z Zachodu, posªuguje si¦ obcymi smurfów, nam ideologiami ze Wschodu. hinduskim koªchozie, nie jest, przypadkiem, »yw¡ gamela: Spójrzmy na Gar- wy±miewany, obdarty, samotny czªowiek w czarnej sukmanie. Jakie cele przy±wiecaªy ta- przedstawianie ilustracj¡ »yj¡cych speªniaj¡cej niebieskich w (kolor Unii) liberty«sko-maso«sko- si¦ na naszych oczach Gehenny?! kiemu sportretowaniu tej postaci, które wysªuguje si¦ karykaturyzacj¡ i wyolbrzymieniem wyimagino- Z wyrazami powa»ania, wanych cech negatywnych ( )? Czy nie staje si¦ staªy czytelnik ono przypadkiem archetypem zªego kapitalisty albo Arkadiusz Okoniewski co gorsza kapªana? maKul(a)tura 2/2007 30