1-2 Dłonie i Słowo Magazyn Towarzystwa Pomocy Głuchoniewidomym
Transkrypt
1-2 Dłonie i Słowo Magazyn Towarzystwa Pomocy Głuchoniewidomym
2013 rok 1-2 Dłonie i Słowo Magazyn Towarzystwa Pomocy Głuchoniewidomym Maraton w Nowym Jorku s. 4 Wyprawa na rowerach s. 11 Biblioteka dla wszystkich s. 63 od redakcji Drodzy Czytelnicy, za nami gorące lato, czas jednak wrócić do codzienności i do lektury naszego czasopisma. Polecam recenzję Iwony Wróblak z koncertu Dotknąć Sztuką Nieba w Międzyrzeczu oraz wspomnienia wolontariuszki Natalii Jaruty z organizacji tej imprezy. Na uwagę zasługuje również artykuł „Festiwal pełen wartości”. Materiał zebrany przez Marcina Chojnowskiego przedstawia etapy przygotowywania kolejnych edycji Ogólnopolskiego Festiwalu Twórczości Wszelakiej Osób Głuchoniewidomych, a także prezentuje, w jaki sposób i w jakim stopniu w sprawy organizacyjne angażują się osoby głuchoniewidome, wolontariusze oraz sponsorzy. Zachęcam też do przeczytania dwóch tekstów Michała Majchrzaka. W artykule „Maraton w Nowym Jorku” opowiada on o swojej pasji – biegach na dystansie 42 km i 195 m; w artykule „Spotkania Młodych” omawia zaś trzy tegoroczne zjazdy Sekcji Młodych, którym towarzyszyły warsztaty sportowe, kulinarne i wizażu, zwiedzanie oraz inne atrakcje kulturalne. Na koniec zwracam uwagę, że w tym roku otrzymają Państwo tylko dwa numery DiS, ale za to bardzo obszerne. Dodatek dla rodziców znajduje się na ostatnich stronach. Środek magazynu jest czarnobiały. Zadecydowały o tym oczywiście kwestie finansowe. Mamy nadzieję, że to stan przejściowy. Życzę Państwu miłej lektury! Elżbieta Gubernator-Syposz, redaktor naczelna Dłonie i Słowo Wydawca: Kwartalnik Towarzystwa Pomocy Głuchoniewidomym Nr 1 (70) / 2013 rok XVIII ISSN 1427-3128 nakład: 1600 egz. + 160 brajl ul. Deotymy 41 I 01-441 Warszawa tel./faks: 22 635 69 70 www.tpg.org.pl [email protected] Publikacja dofinansowana przez Państwowy Fundusz Rehabilitacji Osób Niepełnosprawnych. spis treści Maraton w Nowym Jorku Michał Majchrzak Nie widząc przeszkód, jeżdżę na rowerze Natalia Kołodziej Festiwal pełen wartości wypowiedzi zebrał Marcin Chojnowski Dotknęliśmy nieba Natalia Jaruta, Iwona Wróblak Warsztaty dla self–adwokatów Tomasz Malaika, Robert Schab Z życia klubów Anna Podgórna, Anna Jurkowska Końska dawka emocji Anna Podgórna, Joanna Koralewska, Sabina Wolniewicz Spotkania Młodych Michał Majchrzak Jest taka biblioteka Urszula Maksimowicz W świecie cyfrowej słyszalności Stanisław Sierko W starożytnym mieście o sprawach głuchoniewidomych Agnieszka Majnusz Czy programy telewizyjne będą kiedyś dostępne dla wszystkich? Grzegorz Kozłowski Android czy iOS? Krzysztof Wostal PFRON dofinansowuje naukę języka migowego Ewelina Rokicka Zatrudnienie wspomagane Destina Kuliś Sałatka z ziemniaków Lisiczka Kronika wydarzeń Bożena Więckowska 4 11 22 36 45 48 52 58 63 67 74 78 85 90 95 100 101 sylwetki Maraton w Nowym Jorku Czy wiedzieliście o tym, że w ubiegłym roku słynny nowojorski maraton przebiegł głuchoniewidomy chłopak z Krakowa? O tym, jak do tego doszło, opowiada sam zawodnik – Michał Majchrzak. Dawno, dawno temu... byłem zwykłym, przeciętnym, nieśmiałym, niewyróżniającym się niczym chłopakiem. Marzyłem o czymś, ale nie potrafiłem tego nazwać. Wreszcie, niczym Forrest Gump, postanowiłem wyjść z domu i zacząć biegać. Tak mi się to spodobało, iż postanowiłem przebiec parę kilometrów. Jak już je przebiegłem, to postanowiłem pokonać ich jeszcze więcej. Znalazłem prawdziwą pasję. Aż rzuciłem sobie wyzwanie. „Zrobić” maraton, legendarne 42 km i 195 m. Kiedy i to mi się udało, postawiłem sobie kolejny cel – wziąć udział w maratonie zagranicznym w Europie. I to zrealizowałem. Zaliczyłem imprezy w Berlinie, Rzymie, Wiedniu i Koszycach. Ale wciąż było mi mało. Pewnego dnia usłyszałem o Seven Continents Club – elitarnym klubie biegaczy, którzy ukończyli maratony na wszystkich siedmiu kontynentach. Europa zaliczona. Pora na drugi kontynent! Ameryka Północna? To może Nowy Jork? Czemu nie. Wybór nie był przypadkowy – wylot na ten maraton sponsorowała nowojorska filia organizacji Achilles International, która zrzesza niepełnosprawnych biegaczy z wszelkimi dysfunkcjami z całego świata i ma oddział również w Polsce. Gdy tylko usłyszałem o jego istnieniu, od razu do niego wstąpiłem. Kilka lat wyczekiwania w kolejce i w końcu się udało! Zostałem zakwalifikowany do udziału w maratonie w 2012 roku. 4 DiS Najpierw należało załatwić wizę. Jest, co prawda, trochę papierów do wypełniania, ale można się z tym uporać w kilka dni. Do tego trzeba wnieść opłatę w wysokości około 550 zł, a następnie odbyć rozmowę z konsulem. W moim przypadku spotkanie było przyjemnością, głównie za sprawą listu polecającego od prezesa Achillesa. Wizę mi przyznano, i to na 10 lat. Teraz mogłem się skupić wyłącznie na solidnym treningu. Został już tylko tydzień do startu, kiedy Meta! z Ameryki zaczęły dochodzić wieści na temat zbliżającego się huraganu Sandy. Dzień w dzień z niepokojem śledziłem pogodę w Nowym Jorku. Żywioł uderzył, ale zniszczenia nie były tak ogromne jak przewidywano. Ogłoszono, że maraton prawdopodobnie się odbędzie. Na początku listopada wyleciałem więc wraz z dwoma innymi biegaczami Achillesa, Marcinem i Stanisławem, z warszawskiego Okęcia. Okazało się, że niepotrzebnie wziąłem prowiant do bagażu podręcznego, ponieważ obsługa samolotu zadbała o to, by pasażerowie nie byli głodni. Był ciepły obiad, do tego kanapki, słodycze, kawa, herbata, zimne napoje. Dowiedziałem się że na dłuższych lotach jest to standard we wszystkich liniach. Do tego każdy z nas dostał słuchawki, dzięki czemu mogliśmy się relaksować przy muzyce. Lot z Warszawy do Nowego Jorku trwa mniej więcej osiem i pół godziny. I tu ciekawostka: mimo że wystartowaliśmy o 16 czasu polskiego na miejscu byliśmy o 21 czasu miejscowego. DiS 5 Jeszcze ciekawiej wygląda to w drodze powrotnej – wylecieliśmy we wtorek o 18 czasu miejscowego, zaś w Polsce znaleźliśmy się w środę o 8 rano. To oczywiście sprawa innych stref czasowych. Nigdy nie zapomnę pierwszego widoku na nocny Nowy Jork mieniący się tysiącami świateł i neonów. Po wylądowaniu odetchnąłem z ulgą i pomyślałem sobie: „Czas zacząć swój amerykański sen!”. Już na lotnisku JFK okazało się, jak bardzo za granicą pomocna jest biała laska. Otwiera ona wiele drzwi i bardzo ułatwia życie. Po wejściu na halę przylotów trzeba odstać w ogromnej kolejce do urzędnika imigracyjnego, który zezwala na pobyt w USA. My dzięki białym laskom szybko załatwiliśmy wszelkie formalności. Po odprawie spotkaliśmy się z Krzysztofem, wolontariuszem Achillesa. Pojechaliśmy na Manhattan do hotelu Pennsylvania. Usytuowany jest on w samym centrum, naprzeciw Madison Square Garden (hali, w której walki toczył Andrzej Gołota) oraz niedaleko Empire State Building. Podziwiając uroki Nowego Jorku podczas jazdy, czułem się jak w jakimś filmie. Sen stał się rzeczywistością. Nazajutrz udaliśmy się po odbiór pakietów i numerów startowych. Biuro maratonu znajdowało się w Javits Center – olbrzymiej hali wystawowej. Wśród tysiąca zawodników z całego świata dawało się odczuć podniecenie przed jednym z najważniejszych biegów na świecie. Po południu czekała nas uroczysta kolacja w hotelu Holiday Inn. Była to okazja do spotkania członków międzynarodowej rodziny Achillesa, biegaczy z wszelkimi dysfunkcjami wraz z przewodnikami oraz biegaczami-wolontariuszami. Poznałem dr. Dicka Trauma – szefa Achillesa. To wspaniały człowiek. Zawarłem też znajomość z kilkoma głuchoniewidomymi biegaczami z Norwegii. Z jednym z nich, całkowicie głuchoniewidomym, porozumiewałem się za pomocą języka migowego odbieranego dotykiem. Właśnie podczas spotkania usłyszeliśmy hiobową wieść, iż na skutek strat i zniszczeń spowodowanych przez huragan maraton 6 DiS został jednak odwołany – po raz pierwszy w swojej historii. Pomyślałem sobie: „Zaraz, zaraz, przeleciałem parę tysięcy kilometrów, by usłyszeć, że maratonu jednak nie będzie? Nie ze mną te numery!”. Miałem ochotę podejść do organizatorów zawodów oraz burmistrza miasta i wykrzyczeć im w twarz słowa przeboju legendarnej grupy Queen: „Show must go on!” (Przedstawienie musi trwać!). Po chwili uświadomiłem sobie jednak, że to musiała być bardzo trudna decyzja, przez Spacer tydzień toczyły się zapewne tysiące rozpo Nowym Jorku mów. Tak na marginesie, zwiedzając miasto, nie widzieliśmy żadnych skutków huraganu, tylko część metra nie działała, nie kursował prom na wyspę, na której stoi Statua Wolności, i muzea na dole Manhattanu były nieczynne. Ale zwiedzaliśmy w zasadzie sam Manhattan, ucierpiały zaś dzielnice leżące na obrzeżach metropolii. Jednak my, maratończycy, udowodniliśmy, że trzymamy się razem, że tak łatwo się nie poddajemy. Dr Traum natychmiast podjął decyzję o nieoficjalnym biegu. I rzeczywiście, stawiliśmy się w sile kilkunastu tysięcy biegaczy w niedzielę o dziewiątej w Central Parku. Jedno okrążenie wokół niego ma około 10 km, więc postanowiliśmy przebiec cztery okrążenia. Na trasie zebrali się również tłumnie kibice, którzy nas żywiołowo dopingowali. Biegło mi się w miarę dobrze, nie forsowałem tempa. W tej chwili czas nie był istotny, ale zaliczenie 40 km. Jako że meta maratonu jest usytuowana zawsze DiS 7 w Central Parku, mijaliśmy ją cztery razy. Biegłem w koszulce z nadrukiem polskiej flagi i klubu Achilles. Widać było, że tutejsi kibice wiedzą, co to za organizacja. Dodatkowo mnie wspierali, krzycząc: „Go Achilles, go Poland!”. Niektórzy biegacze poklepywali mnie nawet po plecach. To fantastyczne uczucie. Nie czuć wtedy wcale zmęczenia. Pierwsze kółko biegło mi się dobrze, na kolejnych dwóch nieco osłabłem, jednak na ostatnim odzyskałem siły. Po niecałych czte-rech godzinach biegu udało mi się dotrzeć do końca trasy. Mogłem być z siebie dumny i powiedzieć, że maraton – choć nieoficjalny i niepełny – to jednak zaliczony! Achilles ma wyegzekwować od organizatorów medale. Podczas tygodniowego pobytu w Nowym Jorku mieliśmy kilka dni wolnego i dużo zwiedziliśmy. Chodziliśmy głównie po Manhattanie. Tutaj nie sposób się zgubić. Ta dzielnica ma świetne rozwiązanie komunikacyjne – jest zaprojektowana w kratkę: z północy na południe biegnie kilkanaście ponumerowanych alei (avenue), z zachodu na wschód biegną zaś ponumerowane ulice (street). Wszystko to pozwala na bardzo łatwe ustalenie lokalizacji danego miejsca. Co mnie zaskoczyło, to fakt, iż tutaj piesi nie przestrzegają czerwonego światła. Po pewnym czasie i my zaczęliśmy przechodzić na czerwonym. Manhattan mnie nie przytłoczył. Wbrew pozorom, mimo że to jedna z najbogatszych dzielnic świata, jest on przyjazny do życia. Chodniki są bardzo szerokie i równe. Wszędzie respektowane są prawa osób niepełnosprawnych. Dałoby się tu żyć. Obejrzeliśmy miejsce, w którym stało World Trade Center. Ze wschodu otoczone jest nowymi budynkami połączonymi promenadą dla pieszych. Postęp prac przy wznoszeniu nowych wież światowego handlu można podziwiać ze wspaniałej przeszklonej budowli. Niedaleko WTC znajduje się słynna Wall Street. Nie wyróżnia się niczym, ot zwykła wąska uliczka. Główny budynek nowojorskiej giełdy również przedstawia się dość niepozornie. To kilkupiętrowa kamienica przykryta dużą amerykańską flagą. Nie spodziewałem się 8 DiS że tak wygląda centrum finansowe. Manhattan robi wrażenie zwłaszcza nocą. Jest tu tyle świateł i neonów, iż człowiek czuje się jak w dzień. Najbardziej oświetlony jest chyba słynny Times Square. Czuć, że jest się w centrum świata! Jednego dnia dzięki prezesowi Achillesa nasza trójka dostała bilety na musical na samym Broadwayu! Nigdy nie sądziłem, że będzie mi dane obejrzeć na żywo spektakl w miejscu, gdzie zaczynało karierę wielu hollywoodzkich aktorów. To były magiczne dwie godziny spędzone w stylu lat pięćdziesiątych i sześćdziesiątych. Będąc w Nowym Jorku, nie mogłem nie skorzystać ze słynnych żółtych taksówek. Nawet sam jedną chciałem złapać, jak to robią aktorzy na filmach. Udało się to bez problemów. Kierowcą był Hindus z długą białą brodą i w turbanie. To miasto stanowi w końcu tygiel narodowości i kultur. Ale największe wrażenie zrobił na mnie najwyższy budynek Nowego Jorku, czyli Empire State Building. Taras widokowy znajduje się na 86. piętrze. Jazda windą trwa niecałą minutę. Gdy z niej wyszedłem, dosłownie odebrało mi mowę. Panorama była oszałamiająca. Cały Nowy Jork rozciągał się jak na dłoni. Aż kręciło mi się w głowie, czasami musiałem przystanąć i oprzeć się o ścianę. Chodziłem wciąż dookoła, chłonąłem i pstrykałem zdjęcia. Wiał wtedy wiatr i czuć było, że budynek lekko się buja, co jest naturalne, lecz niezbyt przyjemne. Nie wyobrażam sobie, co się musiało dziać tydzień wcześniej podczas kulminacji huraganu. Na górze budynek musiał mieć ponad metr odchyłu od pionu! I pomyśleć, że wzniesiono go ponad 80 lat temu. Człowiek mimo wszystkich swoich ułomności i wad jest jednak wielki, skoro potrafił zbudować coś takiego. I jeszcze jedna dygresja. Nowojorczanki są, owszem, zadbane, eleganckie, zamożne, ale poza tym nic specjalnego. Uświadomiłem sobie, że najpiękniejsze i najwspanialsze kobiety są w Polsce. Reasumując, tydzień w Nowym Jorku to była dla mnie jak na razie przygoda życia. Spotkałem wielu wspaniałych ludzi, nawiązałem DiS 9 nowe kontakty, poznałem Amerykę od środka. Istotne jest również to, że nauczyłem się kilku ważnych rzeczy. Przede wszystkim tego, iż trzeba stale pracować nad samym sobą, aby być lepszym, nie tylko biegaczem, lecz także człowiekiem. Trzeba stale od siebie wymagać, choćby inni od nas nie wymagali. Wiem też, że kiedyś tu wrócę. Pragnę podziękować pani Halinie Koralewskiej, wolontariuszce Achillesa, która od lat zajmuje się polskimi ekipami przylatującymi na ten maraton. Dzięki jej wsparciu możliwe było nasze uczestnictwo w tym wielkim wydarzeniu. Wiele pomógł nam również Krzysztof Armatys. A teraz? Jedno marzenie zrealizowanie, ale życie toczy się dalej, więc czas wyznaczyć sobie kolejne cele, wymyślić nowe projekty! W głowie mam już plan wyprawy na tandemie do Ameryki Południowej wraz z tłumaczem-przewodnikiem Natalią Kołodziej. Zaczynamy szukać sponsorów tej eskapady. A może teraz maraton w Chicago? Mam tam rodzinę, wystarczy tylko znaleźć sponsora na przelot… Albo oficjalny maraton w NYC? Prędzej czy później na pewno! Nie można przestać marzyć! Na koniec chciałbym polecić wspaniałą książkę o historii Achillesa „Nowe możliwości”. Napawa otuchą, pokazuje drogi wyjścia z trudnych sytuacji, uczy pokonywania barier. To piękny prezent dla każdego. Do nabycia w wydawnictwie Barsen: [email protected]. Michał Majchrzak, Klub Głuchoniewidomych w Krakowie 10 DiS sport Nie widząc przeszkód, jeżdżę na rowerze „Nie widząc przeszkód, jeżdżę na rowerze” to jedyna w swoim rodzaju inicjatywa polegająca na organizowaniu tandemowych wypraw osób mających zaburzenie funkcjonowania wzroku i słuchu. Jej celem jest przełamywanie społecznych barier, szerzenie wiedzy na temat głuchoślepoty i alternatywnych metod komunikacji. Projekt realizowany jest przez stowarzyszenie Travelling Inspiration. Otwarty rynek ofert sportowo-turystycznych jest niedostępny dla osób niewidomych oraz głuchoniewidomych. Przedsięwzięcie „Nie widząc przeszkód, jeżdżę na rowerze” to zmienia – przekuwa ideę równości w czyn. Jego motto brzmi: gdy zaakceptujesz własne ograniczenia, jesteś w stanie je przekroczyć! Uczestnikiem poszczególnych etapów wyprawy rowerowej może zostać każdy. Tegoroczna inicjatywa składa się z trzech projektów: „80 rowerów dookoła Polski”, „80 rowerów dookoła Europy” oraz „Nie widząc przeszkód, prosto do Peru”. 80 rowerów dookoła Polski Projekt, który ma na celu objechanie i zwiedzenie Polski, składa się z 12 etapów, rozpoczął się w kwietniu 2013 roku i potrwa do czerwca 2014 roku. Startujemy kolejno z Krakowa, Rzeszowa, Lublina, Warszawy, Białegostoku, Olsztyna, Władysławowa, Darłowa, DiS 11 Międzyzdrojów, Gorzowa Wielkopolskiego, Legnicy i Częstochowy. Etapy odbywają się w systemie dwu- lub czterodniowym, dzienne dystanse to około 100 km. Oswajanie z tandemem i etap I: Kraków–Tarnów–Rzeszów Nasza przygoda zaczęła się w kwietniu w Szczawnicy. Wraz z całą ekipą wybraliśmy się na dwa dni „oswajania z tandemem”. Pierwszy raz wsiedliśmy na podwójny rower, uczyliśmy się ruszać, skręcać, hamować, wspólnie pedałować tak, aby nie zaliczyć wywrotki. Był to dla nas bardzo cenny trening, podczas którego nabyliśmy niezbędną wiedzę, jak współpracować podczas jazdy na drogach, gdzie oprócz nas poruszają się samochody. Po kilku miesiącach intensywnej pracy nad projektem nastał 20 kwietnia! Rozpoczynamy pierwszy etap rowerowej ekspedycji dookoła Polski. Wszystkich jednocześnie rozpierała energia i dręczyła niepewność, czy damy radę. W końcu nikt dotąd nie próbował w ten sposób podróżować z głuchoniewidomymi. Wprawdzie dwa tygodnie wcześniej byliśmy na weekendowym „przetarciu” w Szczawnicy, ale teraz czekała nas chwila prawdy. Punktualnie o ósmej w sobotę zebraliśmy się na krakowskim rynku pod ratuszem. Na miejscu żegnali nas Bogdan Dąsal, pełnomocnik prezydenta miasta Krakowa ds. osób niepełnosprawnych, oraz reporterzy TVN24, którzy przeprowadzili z nami wywiad. Po chóralnym okrzyku „Nie widząc przeszkód, jeżdżę na rowerze!” pełni nadziei ruszyliśmy przed siebie. Trasa biegła z dala od głównych dróg – jechaliśmy przeważnie wzdłuż pól, łąk, lasów i wiosek, czasami też trzeba było zjechać na leśną dróżkę. Postoje robiliśmy co kilkanaście kilometrów. W miarę upływu czasu coraz pewniej czuliśmy się na tandemach. Najistotniejszą sprawą podczas jazdy jest właściwa komunikacja między tłumaczem-przewodnikiem a głuchoniewidomym. Osoba siedząca z tyłu musi bo- 12 DiS wiem współpracować z siedzącą z przodu. Nasze pojazdy robiły nie lada furorę wśród miejscowej ludności. Wszędzie spotykaliśmy się z zaciekawionymi spojrzeniami. Niektórzy nawet robili tandemom zdjęcia. Uświadomiliśmy sobie, że ten środek transportu to dla wielu wciąż coś abstrakcyjnego. Do Tarnowa zajechaliśmy późnym popołudniem po pokonaniu 95 km. Na drugi dzień o ósmej wyruszyliśmy z rynku w stronę Rzeszowa. Ta część trasy okazała się Pełni zapału na rynku w Krakowie trudniejsza, gdyż pojawiły się dosyć z Bogdanem Dąsalem długie i strome podjazdy. Poza tym mieliśmy już w nogach sporo przejechanych kilometrów, wszyscy odczuwali zmęczenie. Każdy jednak walczył. Wreszcie po pokonaniu ostatnich wzniesień ujrzeliśmy tabliczkę z napisem „Rzeszów”. To było coś niesamowitego. Po dwóch dniach jazdy i przebyciu około 205 km dotarliśmy do celu! Wjeżdżając na rzeszowski rynek, czuliśmy się jak zwycięzcy i rzeczywiście tak było, bo przecież dokonaliśmy niezwykłej rzeczy! Wspólna jazda dała nam ogromną radość, podczas podróży chciało się śpiewać, przez większą część trasy na twarzy każdego z nas gościł uśmiech. Z niecierpliwością czekaliśmy na kolejny etap. Etap II: Rzeszów–Sandomierz–Lublin 18 maja startowaliśmy w Rzeszowie. Dwunastoosobowa ekipa zaczęła od podróży pociągiem z Krakowa do Rzeszowa. Tym razem DiS 13 musieliśmy sobie radzić bez wsparcia busa z przyczepką, jak to miało miejsce w poprzednim etapie. Trzeba było wszystkie swoje rzeczy spakować do sakw, co było dodatkowym obciążeniem. Ale zarówno pogoda, jak i humory dopisywały. Do urokliwego Sandomierza udało się nam dojechać tuż przed ulewą. Okazało się, że tego dnia pokonaliśmy prawie 120 km! Nazajutrz musieliśmy wcześnie wstać i już o szóstej ruszyć na szlak, tak by do Lublina dotrzeć przed czwartą i zdążyć na pociąg powrotny. Okolice Sandomierza są cudowne. Mijaliśmy niezliczone sady położone na wzgórzach. Momentami czuliśmy się jak we włoskiej Toskanii. Paręnaście kilometrów za miastem natknęliśmy się na prom kursujący na Wiśle i postanowiliśmy z niego skorzystać. Dzięki temu nadrobiliśmy część drogi. Jazda tego dnia upłynęła nam pod znakiem spadających łańcuchów. Niemal każda para musiała uporać się z tym kłopotem, ale wszyscy spisali się znakomicie. Tym razem nie mieliśmy czasu na dłuższe postoje – należało się sprężać, by dotrzeć do Lublina w wyznaczonym terminie. Choć byliśmy wyczerpani tempem jazdy, dużym obciążeniem, słońcem i brakiem odpoczynku, niosła nas pozytywna energia. W ciągu dwóch dni udało się nam pokonać prawie 225 km. Etap III: Lublin–Dęblin–Warszawa Trzeci etap wyprawy rozpoczął się od podróży pociągiem do Lublina, skąd 25 maja o poranku ruszyliśmy przez Dęblin do Warszawy. Na drodze napotkaliśmy kilka przeciwności losu: złapaliśmy gumę, pękła nam opona, w jednym z wypożyczonych tandemów brakowało mocowań na bagażnik. W dodatku 30 km przed stolicą załapała nas ulewa, która towarzyszyła nam aż do bram miasta. Wszystkiemu dzielnie stawiliśmy czoła! Udowodniliśmy sobie, że nie straszne są nam żadne przeciwności losu, my po prostu nie widzimy przeszkód. W ciągu tego weekendu w sześcioosobowym składzie na trzech tandemach przejechaliśmy 190 km. 14 DiS Etap IV: Warszawa–Małkinia Górna–Białystok Ten etap również zaczęliśmy od podróży pociągiem, tym razem do Warszawy. Uczestniczyło w nim 13 osób. Na starcie pod Uniwersytetem Warszawskim powitały nas ekipy z radia TOK FM i telewizji TVN, którym udzieliliśmy wywiadów o naszej akcji. Po słowach otuchy trzymającej za nas kciuki Bożenki Więckowskiej z Mazowieckiej JW TPG ruszyliśmy na trasę. Po dwóch dniach i 228 km pedałowania Bagaże dodatkowo obciążały rowery dotarliśmy do celu! W naszych sercach zagościła radość, w głowach kłębiły się nam sentymentalne myśli: „Tak szybko pędzimy do przodu – nie chcemy, by nasza wędrówka po urokliwych polskich drogach dobiegła końca! Za bardzo nam się podoba!”. Etapy V i VI: Białystok–Pisz–Olsztyn–Elbląg– –Władysławowo W trwających od 4 do 7 lipca dwóch etapach wzięło udział 10 osób: dwie głuchoniewidome i jedna niewidoma, czterech przewodników oraz trzech uczestników. Na krótsze odcinki do naszego rajdu dołączali do nas również liczni sympatycy. Cóż to były za niesamowite dni. Od samego początku naznaczone przygodami. Stanęło przed nami nowe wyzwanie. Po raz pierwszy mieliśmy do pokonania dystans blisko 486 km. DiS 15 W Białymstoku czekała na nas wspaniała niespodzianka – na rynek wjechaliśmy bowiem zapowiedziani przez spikera oraz przy aplauzie publiczności zgromadzonej na pikniku dla osób niepełnosprawnych. Fundacja Impuls oraz stowarzyszenie My Dla Innych zainspirowani naszą akcją zorganizowali świetną inicjatywę dla miejscowych organizacji pozarządowych „W TANdemie”, na którą zostaliśmy zaproszeni jako honorowi goście. Po wspólnym piknikowaniu następnego dnia ruszyliśmy przed siebie. Tereny północno-wschodniej Polski są piękne i na pewno zostaną na długo w naszej pamięci. Tego dnia przejechaliśmy wszerz niemal całe Mazury. Raz po raz mijaliśmy jeziora. Co ciekawe, kraina ta nie jest wcale tak płaska, jak mogłoby się wydawać. Prawie za każdym zakrętem napotykaliśmy podjazd albo zjazd. Jednak trudy tego dnia rekompensowały nam chwile spędzone nad wodą. W Olsztynie czekało nas wspaniałe przywitanie, Warmińsko-Mazurska JW TPG zapewniła nam nocleg, obdarowała nas pięknymi kartkami i mnóstwem kolorowych balonów, które doczepiliśmy do tandemów. Te cztery dni pełne były radosnych chwil: łowiliśmy ryby, pływaliśmy kajakami, leżakowaliśmy, pluskaliśmy się w jeziorach, piekliśmy kiełbaski przy ognisku, pływaliśmy statkiem po Bałtyku, a męska część ekipy zakosztowała nawet kąpieli w morzu. Ostatnią z atrakcji wyjazdu było rozkręcanie tandemów na części, aby zapakować je i przewieźć do Krakowa pociągiem, na który nie udało nam się kupić biletów rowerowych. Tutaj także przeszkód nie widzieliśmy i z pomocą ludzi na stacji z wszystkimi częściami naszych pojazdów wsiedliśmy do pociągu. Co przyniesie rok 2014? W roku 2013 pokonaliśmy ponad 1300 km. W 2014 roku czeka nas kolejnych sześć etapów: • etap VII: Władysławowo–Kluki–Darłowo (195 km), • etap VIII: Darłowo–Trzebiatów–Międzyzdroje (180 km), 16 DiS • etap IX: Międzyzdroje–Stargard Szczeciński–Gorzów Wielkopolski (170 km), • etap X: Gorzów Wielkopolski–Zielona Góra–Legnica (218 km), • etap XI: Legnica–Namysłów–Częstochowa (230 km), • etap XII: Częstochowa–Kraków (116 km). 80 rowerów dookoła Europy Projekt ma na celu zdobycie wszystkich europejskich stolic na rowerze. Skierowany jest zarówno do osób, które mają doświadczenie w podróżach na dwóch kółkach, jak i tych, które chcą spróbować swoich sił po raz pierwszy, dlatego gwarantujemy podczas całego rajdu obecność samochodu zabezpieczającego. Edycja I: Warszawa–Wilno–Ryga–Talin–Helsinki Pierwsza edycja tej unikatowej tandemowej eskapady osób niepełnosprawnych miała miejsce w dniach 13–29 lipca. 1200 km, 13 dni, cztery tandemy i 10 osób. W wyprawie wzięli udział: Karolina Sz., Michał M., Bartłomiej J. (głuchoniewidomi), Rafał S. (niewidomy), Renata G., Destina K., Natalia K., Marcin K. (tłumacze-przewodnicy), Artur B. (kierowca) oraz Magda (uczestnik). Wprawdzie mieliśmy już za sobą „przetarcie” w postaci projektu „80 rowerów dookoła Polski”, ale nikt z nas jeszcze nie próbował podróżować tandemem za granicą. W stolicach mieliśmy zarezerwowane pokoje w hostelach, w pozostałych miejscach naszym domem były namioty, zaś za prysznic służyły jeziora, rzeki albo morze. Każdy dzień wyprawy wyglądał podobnie. Pobudka o siódmej–ósmej, śniadanie, składanie namiotów, sprzątanie obozowiska, pakowanie rzeczy do sakw i busa. Wieczorami rozpalaliśmy ognisko, przy którym piekliśmy kiełbaski i wspominaliśmy miniony dzień. Zwykle pokonywaliśmy od 80 do nawet 120 km. DiS 17 Trasa najpierw biegła przez Mazowsze, część Mazur oraz urokliwy Biebrzański Park Narodowy. Na Litwę wjechaliśmy już czwartego dnia. Przywitała nas pięknymi krajobrazami i pustymi drogami. Podczas jednej z przerw był nawet czas na popływanie łódką po jeziorze. W końcu dotarliśmy do Wilna. Wjazd należycie celebrowaliśmy. Nie mogliśmy ominąć najważniejszego punktu miasta – Ostrej Bramy. Następnego dnia wyruszyliśmy dalej na północ, w kierunku łotewskiej Rygi. Nie spodziewaliśmy się, że to będzie najcięższy odcinek drogi. Zaczęło się od mocno pofałdowanego terenu, tuż za podjazdem czekał na nas kolejny podjazd i tak przez cały dzień. Na dodatek zaczął padać deszcz. I towarzyszył nam już przez pięć dni z rzędu! To była dla nas prawdziwa chwila prawdy. Jazda w takich warunkach kształtuje charakter. Jakby tego było mało, wiał silny północny wiatr, który utrudniał nam jazdę. Dał się nam on we znaki zwłaszcza w dniu, w którym wjeżdżaliśmy do Rygi. Musieliśmy się naprawdę mocno napracować, aby dotrzeć do stolicy Łotwy. Nic nas nie mogło jednak załamać. Parliśmy dzielnie przed siebie. Na miejscu czekał na nas przytulny hostel. Pierwszy gorący prysznic po kilku dniach to było coś wspaniałego. Podczas takich wypraw bardziej docenia się wagę rzeczy, które mamy na co dzień na wyciągnięcie ręki. Do przejechania został nam jeszcze odcinek prowadzący głównie wzdłuż wybrzeża Bałtyku. Tallin przywitał nas długo wyczekiwaną słoneczną pogodą. Co ciekawe, to właśnie to miasto zrobiło na większości członków naszej ekspedycji najbardziej pozytywne wrażenie. Po nocy spędzonej w stolicy Estonii zostawiliśmy tandemy i promem udaliśmy się do Helsinek – stolicy Finlandii, która słynie jako kraina Muminków, Świętego Mikołaja, reniferów oraz popularnego wysokoprocentowego trunku. Dokonaliśmy niezwykłego. W trakcie dwóch tygodni pedałowania, przejechaliśmy przez terytorium pięciu państw, zdobyliśmy pięć stolic, na koniec okazało się że na liczniku jest prawie 1200 km! 18 DiS Nikt nie odpuścił. Wszyscy spisali się na medal. Każdy z nas wyniósł z tej wyprawy coś dla siebie, każdy zapamięta z niej coś ciekawego, wesołego. Dostarczyła nam ona wiele radości i wzruszeń i na pewno zostanie na długie lata w naszej pamięci. Nie widząc przeszkód, prosto do Peru Finalną akcją w ramach inicjatywy „Nie widząc przeszkód, jeżdżę na rowerze” będzie dwutygodniowa wyprawa tandemowa po Ameryce Południowej. Wśród uczestników ekspedycji znajdą się cztery osoby głuchoniewidome mieszkające w różnych częściach Polski, czterej tłumacze-przewodnicy oraz dwaj logistycy strategiczni odpowiedzialni za bezpieczeństwo i organizację podróży. Chcemy pokazać, że świat to otwarte drzwi dla każdego, kto ma ochotę dowiedzieć się, co się za nimi kryje. Podsumowując... Obecnie jesteśmy w trakcie objeżdżania Polski dookoła. Za nami ponad 1300 km, przed nami jeszcze 1100 km. Jednak nasza akcja stoi pod znakiem zapytania. Poszukujemy sponsorów i darczyńców. Każdy może nas wesprzeć, wpłacając dowolną kwotę na konto: Stowarzyszenie Travelling Inspiration ul. Zielona 22B/30, 32-500 Chrzanów KRS 0000386678 PL 04 1050 1142 1000 0090 3007 6328 SWIFT/IBAN: INGBPLPW Natalia Kołodziej, tłumacz-przewodnik z Małopolskiej JW TPG, ekipa „Nie widząc przeszkód, jeżdżę na rowerze” DiS 19 Zapraszamy do przyłączenia się do akcji „80 rowerów dookoła Polski”! Oto przydatne informacje: O co chodzi z tymi etapami? Każdy etap rozpoczynamy z miejsca, w którym skończyliśmy etap poprzedni. Jeśli chcesz pokonać całość, musisz dojechać na miejsce startu. Jeśli chcesz pokonać tylko jeden etap – sprawa jest prosta. Transport? Całość trasy pokonywana jest na rowerze wraz z sakwami lub plecakami. Powrót do miejsca startu danego etapu proponujemy pociągiem, we własnym zakresie. Noclegi? Jako że jest to klasyczna wyprawa rowerowa, nocujemy w namiotach w pobliżu wody. Czasem korzystamy z życzliwości ludności lokalnej i takich miejsc jak remizy, parafie, szkoły, fundacje. Informacje dotyczące noclegu podczas konkretnych etapów są podawane bliżej terminu wyjazdu. Wyżywienie? We własnym zakresie. Proponujemy, aby przygotowywać posiłki wspólnie, bierzemy ze sobą palniki i menażki. Jeśli trzeba, zatrzymujemy się w restauracjach i barach. Ubezpieczenie? Gwarantujemy dodatkowe ubezpieczenie NNW. Sprzęt i ekwipunek? Potrzebne są namiot, śpiwór, karimata, rower albo tandem, zapasowe dętki, łatki, pompka, wyposażenie przeciwdeszczowe, ubrania – w sakwach lub niewielkich plecakach. Wszystko zależy od tego, czy będziemy mieć zorganizowany nocleg. Podstawowy zestaw naprawczy do roweru i apteczkę ma przewodnik. Mimo to warto zabrać opatrunki. Koszt uczestnictwa w etapie? 120 PLN za osobę – uczestnicy 50 PLN za osobę – członkowie stowarzyszenia Travelling Inspiration, osoby niepełnosprawne, opiekunowie osób niepełnosprawnych Gwarantujemy ubezpieczenie, opiekę przewodnika rowerowego, naukę podstaw języka migowego i alfabetu Lorma, logistykę wyjazdu i zorganizowanie miejsca noclegu. Na co zostaną przeznaczone zebrane pieniądze? Dochód zostanie przeznaczony na zrealizowanie podróży dla osób głuchoniewidomych do Ameryki Południowej. Główny cel to zakup czterech tandemów (cena jednego tandemu wynosi około 5000 zł). Jak się zapisać? Należy wysłać e-maila na adres [email protected] i podać następujące informacje: imię, nazwisko, telefon kontaktowy, data urodzenia, adres, etap, w którym chce się wziąć udział. Wszystkie informacje są na bieżąco zamieszczane na stronie www.80rowerow.pl Masz pytania? Napisz do nas: [email protected] dobre praktyki Festiwal pełen wartości W tym roku za promocję Ogólnopolskiego Festiwalu Twórczości Wszelakiej Osób Głuchoniewidomych odpowiadał Marcin Chojnowski. Jego relacja z tej imprezy liczyła niemal 30 stron! Pojawiły się w niej wypowiedzi organizatorów, sponsorów, uczestników… Przedstawiamy kilka z nich i zwracamy uwagę na to, jak w przygotowaniu festiwalu zmieniła się rola osób głuchoniewidomych. Początki festiwalu – Agnieszka Nowakowska (Kubarewicz), inicjatorka festiwalu Nazwa festiwalu wzięła się z rekolekcji jezuickich, w których uczestniczyłam. Prezentowały się na nich różne osoby z różnymi występami. Bardzo mi się to podobało. Kiedy zastanawialiśmy się, co można byłoby u nas zrobić, przypomniało mi się to i wyszło fajnie! Widziałam, że było to dla ludzi ważne! Wiem, że się stresowali, wiem, że dyplomy za uczestnictwo stawiali na honorowym miejscu w domu i chwalili się nimi gościom. Na nasz mały festiwal zapraszali rodzinę i przyjaciół. Czułam, że to dobry pomysł. Poziom wystąpień był różny. Pamiętam wiersz „Słowik” w wykonaniu Ireny Król. Mam nagranie... aż się łza w oku kręci... Rok później powtórzyliśmy to w swoim gronie. Potem przyszła myśl, aby zaprosić TPG-owców z całej Polski. Wtedy zaczęły się poważniejsze kwestie organizacyjne – szukanie sponsorów, organizowanie noclegów, wyżywienia… 22 DiS Kolejne edycje – Martyna Szałaj, pełnomocnik Warmińsko-Mazurskiej JW TPG Festiwal nabrał cyklicznego charakteru. Trudniej jednak było określić, jaką formę ma on przybrać. Pamiętam spotkanie klubowe, podczas którego prowadziliśmy zażarte dyskusje, że niektóre prace i występy się powtarzają, że jeżeli nic się nie zmieni, to co roku będziemy oglądać to samo, a przecież nie chcieliśmy utknąć w miejscu… Pod kierownictwem Anity Bednarczyk i Grażyny Kołodziej stworzono wtedy nową ideę festiwalu. Miał on przybrać formę warsztatów artystycznych, podczas których powstają dzieła sztuki i odbywają się występy. To Grażyna i Anita zasugerowały, że koordynatorzy sami nie zdołają udźwignąć organizacji ogólnopolskiej imprezy, więc powołano zespoły zadaniowe. Składały się one zarówno z osób głuchoniewidomych, jak i wolontariuszy, bo im więcej rąk do pracy, tym większe cuda udaje się zdziałać. Mimo to nie było łatwo. Zadeklarowanie chęci pomocy nie oznacza jeszcze działania. Pojawiły się problemy z motywacją zespołów, nieterminowością w realizowaniu zadań. Czasem nawyki i brak poczucia wartości oraz sprawczości osób głuchoniewidomych stanowiły przeszkody – ktoś nie był przyzwyczajony wstawać rano, ktoś twierdził, że się nie nadaje do rozmowy ze sponsorami… Grażyna jednak nie odpuszczała, nie słuchała wyjaśnień tego typu. Potrafiła po kogoś przyjechać o siódmej, aby już wyruszyć na pielgrzymkę do sponsorów. Cała jednostka chodziła jak w zegarku. Na jednych taka motywacja działa bardzo skutecznie. Można powiedzieć, że dzięki temu niektóre osoby głuchoniewidome ,,odblokowały się”, zobaczyły, że jednak mają pewną siłę sprawczą, a ich mniemanie o sobie nie do końca jest prawdziwe. Należy dodać, że osoby głuchoniewidome włączane były w zadania zgodne ze swoimi predyspozycjami. Czasem same nie wiedziały, że takie DiS 23 posiadają. Innych, niestety, nieodpuszczanie i męczenie zniechęciło i po trzecim festiwalu stanowczo odmówili wzięcia udziału w organizacji czwartego. Trzecia edycja imprezy była trochę jakby eksperymentem – miała nową formę, w której jak najlogiczniej starano się rozłożyć działania organizacyjne, aby nie obciążać wszystkim tylko dwójki koordynatorów i w którym położono większy nacisk na zaangażowanie osób głuchoniewidomych. Wtedy to zaczęliśmy uświadamiać sobie, kto jest rzeczywiście gospodarzem całego przedsięwzięcia – oczywiście osoby głuchoniewidome, w końcu to ich festiwal! Czwórka z przeszkodami – Martyna Szałaj Między innymi na moich barkach spoczęła odpowiedzialność zorganizowania czwartego festiwalu. Wspólnie na spotkaniu klubowym zadecydowaliśmy, że przyjmie on formę podobną do trzeciego – odbędą się warsztaty. Organizacyjnie chciałam wszystko poprowadzić jak rok wcześniej. Nie udało mi się jednak stworzyć zespołów pracujących w konkretnych dziedzinach, szukałam ludzi z doskoku – kiedy było coś do zrobienia. Taki rodzaj pracy spowodował, że za całe przedsięwzięcie odpowiadały w rzeczywistości trzy osoby: Julka Legeżyńska – koordynatorka wolontariatu, Grzegorz Miszczuk – przewodniczący klubu i ja. Niejednokrotnie siedzieliśmy do późnych godzin nocnych i sami podejmowaliśmy wszelkie trudne decyzje, a pozostali działali, kiedy była taka potrzeba. Okres organizacji czwartego festiwalu wspominam naprawdę fatalnie, nie tylko dlatego, że wiele rzeczy nie wyszło i było robionych na ostatnią chwilę. Podczas samej imprezy, która trwała od piątku do niedzieli, spałam zaledwie kilka godzin, nie wiem, czy podczas tych dni był czas chociaż na jeden posiłek nie „w biegu”… Taki stan w naszej jednostce określa się mianem „trybu zombie” i do tej pory był on bezpośrednio związany właśnie z organizacją festiwalu. 24 DiS Po tych traumatycznych przeżyciach na myśl o organizacji piątej edycji robiło mi się słabo. Zrozumiałam, że coś w tym wszystkim było nie tak. Zrozumiałam, że aby stworzyć zespół, kilka osób musi realnie od początku do końca wiedzieć o wszystkim i podejmować decyzje wspólnie… Kiedy zastanawialiśmy się, czy w ogóle kontynuować festiwal, skoro wiąże się z nim tyle trudności, to osoby głuchoniewidome nie pozwoliły nam zrezygnować. Edycja na piątkę – Jan Nowak, współorganizator Najpierw były comiesięczne spotkania klubowe w Spichlerzu. Jak zwykle były ciasteczka, kawa, herbatka, rozmowy. Chyba w marcu padła na forum klubu sprawa organizacji piątej edycji festiwalu. Pojawiły się pierwsze wątpliwości… Ktoś zapytał, czy zdążymy, ktoś stwierdził, że ma przed sobą napisanie pracy magisterskiej, ktoś rzucił: „A dla kogo właściwie ten festiwal?”. Zdecydowało głosowanie, w wyniku którego postanowiliśmy demokratycznie, że festiwal się odbędzie. W końcu to wydarzenie stało się już jakby tradycją w działalności całej naszej organizacji. W maju zadzwoniła do mnie Martynka z zapytaniem, czy nie wybrałbym się na poszukiwanie sponsorów. Trochę mnie to zaskoczyło. Na co dzień siedzi się w chałupie z rodzinką, gdzie dzieci mają coraz więcej swoich spraw, a ja robię co do mnie należy, rzucę żonce kilka miłych słówek i pozostaje mi radio, rzadziej telewizja, albo kochane książeczki z czytaka. Nigdy się w coś takiego nie bawiłem… Nieważne. Jakoś to będzie. Justynka, wolontariuszka, czekała na mnie koło kościoła Odkupiciela. Sam dotarłem do niej autobusem, chociaż do tej pory nie poruszałem się po Olsztynie samodzielnie. Słabo znam miasto, choć przybyłem do niego 24 lata temu. Karolinka, koordynatorka wolontariuszy, przygotowała wykaz adresów. Ruszyliśmy w miasto DiS 25 pełni nadziei – ja z moim kijem i z aparatem w uchu, Justynka z doświadczeniem i wykazem adresów. Na początek poszliśmy do Spółdzielni Mieszkaniowej Kormoran. Potem było wiele sklepów, aptek, barów, etc. etc. Następne dni moich wypraw przebiegały w towarzystwie Moniki. Gdzież nas nie było? Pytaliśmy o kontakt z szefostwem. „Proszę państwa, szef jest w Krakowie. My jesteśmy jedynie niepozorną filią w Olsztynie, ale ja przekażę państwa pismo szefowi, gdy się pojawi u nas”. Takie słowa padały najczęściej. Niektóre instytucje mają po kilka przedstawicielstw w Olsztynie, ale główne siedziby w Łodzi, Poznaniu, Gdańsku czy Warszawie. Zapyziałe miasto, jak mawia moja koleżanka. Gdzie tu szukać sponsorów?! Później poszedłem z Martynką. Na cel wzięliśmy urzędy. Boże, jak to mozolnie szło! Okazałe budynki, schody, schody, schody, drzwi, drzwi, drzwi. A wszędzie ta sama odpowiedź: „Pismo możecie państwo zostawić, ale raczej nic z tego nie będzie”. Nosiliśmy sporą ilość pism, żeby nasze ustne prośby kierowane do ewentualnych darczyńców nie rozpłynęły się w powietrzu. Co pewien czas rozmawiałem z Martynką na temat tego, jak się prezentuje nasze festiwalowe konto. Czas biegł jak szalony, a my nic nie uzbieraliśmy. Imprezę przenieśliśmy na lipiec, żeby zdobyć fundusze, a tu nic! Absolutnie NIC! Jeszcze pod koniec czerwca w gronie organizatorów panowało przygnębienie. A przecież nie tylko ja chodziłem „po sponsorach”. Działali też Irek, Janek, pomagał Marcin. Dopiero w połowie lipca pojawiły się dobre, ba, wspaniałe wieści! Ktoś zapyta, po co to wszystko. Otóż odpowiem tak: to już piąta edycja festiwalu. Czy warto to zniweczyć? Impreza stała się wydarzeniem powszechnie znanym w naszym środowisku, a nawet poza nim. Dawało się to usłyszeć u osób, którzy regularnie nam pomagają, wspierając nas finansowo, materialnie i duchowo. Jesteśmy im za to wdzięczni! Czy uaktywnienie osób, które rzadko ruszają się 26 DiS z miejsca, które zdolne są do wyrwania się z domu raz w miesiącu, a niekiedy i rzadziej, by pojawić się na spotkaniu klubowym, które do naszego miasta przyjeżdżają raz do roku, by pokazać, że one też coś potrafią, to tak niewiele? Ja sam poczułem się potrzebny, gdy wkręciło mnie szukanie sposobów na to N A S Z E wydarzenie. Roznosząc pisma zachęcające do wspierania tego dzieła, zawsze podkreślałem konieczność wyrwania ludzi z codzienności, która często jest naszym nieszczęściem. Oprócz tego na to, co w Olsztynie przygotują, czeka spora grupa ludzi, którzy nasze miasto pokochali, bo właśnie tu, w Olsztynie, można pokazać, że coś się umie, że jest się trochę więcej niż przeciętnym człowiekiem. Nasz festiwal to nie show w stylu „Mam Talent!”. Tu się solidnie pracuje. Wziąć sprawy w swoje ręce – Alina Domarecka, współprowadząca piątą edycję festiwalu Na początku do festiwalu byłam nastawiona bardzo sceptyczne, ponieważ jestem osobą całkowicie niesłyszącą i niemigającą. Na takich imprezach dociera do mnie bardzo mało. Po prostu nie wiem, co się dzieje. Jednak nastąpił przełom i w organizację czwartej edycji w roku 2012 już się włączyłam. Chodziłam z wolontariuszką do sponsorów z prośbą o wsparcie finansowe, a potem do darczyńców z podziękowaniami. W tym roku także pomagałam w organizowaniu imprezy i byłam jedną z dwojga osób prowadzących. Jestem z tego bardzo zadowolona. Co sprawiło, że zaszła taka przemiana? Muszę odbiec od tematyki festiwalowej. Otóż duży wpływ na mnie miał udział w projekcie „Wsparcie osób głuchoniewidomych na rynku pracy II – Weź sprawy w swoje ręce.”. Poznałam wówczas wielu wspaniałych ludzi, uczestniczyłam w spotkaniach ze specjalistami, zaczęłam również intensywniej angażować się w życie naszej jednostki. Z innymi DiS 27 głuchoniewidomymi szukaliśmy sposobu na to, żeby lepiej porozumiewać się ze słyszącymi, a nawet z nimi współpracować. Organizowaliśmy więc dla osób słyszących, w tym pracowników sponsorujących nas firm i urzędów, warsztaty „Nie widzę, nie słyszę, jak znaleźć wspólny język?”. Brałam w tych warsztatach coraz bardziej aktywny udział. Sprawiło to, że stałam się odważniejsza i uwierzyłam w siebie i w to, że mogę coś ważnego zrobić. Moje relacje z ludźmi też się zmieniły, ponieważ informuję nawet osoby obce, jak należy do mnie mówić. Dawniej bałam się, żeby ktoś się do mnie nie odezwał, bo ja przecież nie zrozumiem. Podsumowując: pierwsze festiwale organizowały wolontariuszki z minimalnym udziałem osób głuchoniewidomych; obecnie to się zmieniło, głuchoniewidomi angażują się coraz bardziej. Okazuje się, że osoba całkowicie niewidoma czy niesłysząca potrafi bardzo wiele spraw samodzielnie lub z pomocą załatwić. Podsumowanie tegorocznej pracy – Martyna Szałaj Nie wyobrażam sobie zorganizowania piątej edycji festiwalu bez pomocy i wsparcia osób głuchoniewidomych! Gdyby nie ich czas, zaangażowanie i praca, to po prostu tego wszystkiego by nie było… Najpierw staraliśmy się zrobić listę zadań, które należy wykonać, a potem podzielić je adekwatnie do zainteresowań i predyspozycji. Wszystko zaczyna się od nauki, którą na naszym przykładzie można podzielić na dwa etapy. Na pierwszym etapie wolontariusze sami uczą się realizować wszystkie zadania, zdobywają niezbędne doświadczenie. I tak na początku wolontariusze sami przygotowywali i nosili pisma do sponsorów. Jednak gdy na spotkanie przychodzi tylko wolontariusz, jest to mało wiarygodne. Skoro zbieramy fundusze na festiwal osób głuchoniewidomych, to gdzie są te osoby? Na drugim etapie w wykonanie pewnych zadań angażuje się też beneficjentów. Osoby głuchoniewidome zaczęły więc chodzić wspólnie z wolontariuszami i właśnie to dla sponsora się liczyło – że ktoś 28 DiS się pofatygował, żeby przyjść, porozmawiać, a nie wysłał pismo i czeka na odpowiedź. Najpierw głuchoniewidomy chodził do sponsorów razem z wolontariuszem – obserwował, jak można wykonać zadanie, słuchał, o czym można rozmawiać. Później próbował naśladować poznaną technikę realizacji zadania, w razie potrzeby wprowadzając nowe elementy (wolontariusz stawał się towarzyszem, pomagał w sytuacjach koniecznych, dopowiadał). W końcu wypracowywał swój sposób działania i realizował zadanie samodzielnie, bo wiedział, co mówić i jak odpowiadać na pytania. Taką drogę w naszej jednostce przeszło wiele osób, np. całkowicie niesłyszący Piotr. Przy trzecim festiwalu Grażyna, która ma trochę pojęcia o księgowości, zaczęła uczyć Piotra, na czym polega rozliczanie finansowe zadania, jak prowadzić kasę festiwalu, jak kwaterować gości. Pół roku Piotr ćwiczył – zbierał pieniądze przy organizacji spływów, sporządzał listy, wystawiał KP, rozliczał rachunki. Przy piątym festiwalu już samodzielnie notował wszystkie wpływy pieniężne i wydatki, wypisywał dokumenty kasowe, zbierał podpisy. Piotr jest tak dokładny i skrupulatny, że ma szansę przerosnąć umiejętnościami swoją nauczycielkę. Nie myślcie sobie też Państwo, że aby iść do sponsora, prowadzić warsztaty to trzeba chociaż częściowo widzieć lub słyszeć. Wcale nie. U nas osoby całkowicie niewidome tak się rozkręciły, że niekiedy biorą po prostu w dłoń pismo do sponsora (które piszą osoby głuchoniewidome, a nie wolontariusze, jak w latach ubiegłych), białą laskę i już czasem nawet nie proszą wolontariusza o pomoc w dotarciu do jakiegoś sklepu czy biura. Idą tam same, wiedzą, z kim chcą rozmawiać i co powiedzieć… Podobnie z osobami całkowicie niesłyszącymi. Piotr, który nie mówi, chodził kiedyś ze mną do sponsorów i pisał im na kartce, po co przyszliśmy, czego chcemy. Ala, która mówi, a nie słyszy i czyta z ruchu warg, również nosi do sponsorów pisma, rozmawia, a wolontariusz jedynie przekazuje jej treść odpowiedzi sponsora… DiS 29 Tak więc, drodzy pełnomocnicy i wolontariusze, pozwólcie stać się osobom głuchoniewidomym waszymi partnerami! Sami wszystkiego nie udźwigniecie, a w osobach głuchoniewidomych tkwi ogromny potencjał, który musimy odpowiednio wykorzystać. Włączajcie jak najwięcej ludzi w organizację z czasem większych przedsięwzięć. Informujcie ich o potrzebie wykonania pewnych działań, pokazujcie, jak zadanie należy zrealizować od początku do końca. Wielu głuchoniewidomych nawet nie wie, na co ich stać… Dzięki moim głuchoniewidomym przyjaciołom, którzy nie pozwolili mi zostać ze wszystkim samej, po organizacji piątego festiwalu poczułam głębokie zadowolenie. Wspólnie przeżywaliśmy chwile zwątpienia, wspólnie podejmowaliśmy wysiłek, a teraz dzielimy radość i satysfakcję! Festiwal ludzi z pasją – Grażyna Kołodziej, współorganizator Moja współpraca z osobami głuchoniewidomymi rozpoczęła się, gdy zostałam zatrudniona jako doradca zawodowy w projekcie „Wsparcie osób głuchoniewidomych na rynku pracy II – Weź sprawy w swoje ręce.”. Jest to jedno z tych przedsięwzięć, które nie tylko dały mi wiele satysfakcji zawodowej, lecz także pozwoliły poznać mnóstwo wspaniałych osób. Dla mnie nowością było to, że niezależnie od realizacji projektu w jednostkach równolegle toczyło się normalne życie. I właśnie tam można było dostrzec zmiany, jakie zachodzą dzięki działaniom projektowym. Takim ważnym działaniem Warmińsko-Mazurskiej JW TPG był festiwal. Dawał on możliwość sprawdzenia, czy osoby uczestniczące w projekcie rzeczywiście są gotowe „wziąć sprawy w swoje ręce”. Był prawdziwym odpowiedzialnym zadaniem zarówno dla twórców, jak i organizatorów. 30 DiS Tu się nie opowiadało, co kto może, bo natychmiast następowała weryfikacja – zaraz widać było efekt pracy. Festiwal uwidocznił, co wpływa na małą aktywność osób głuchoniewidomych, i pokazał jej skutki, np. efekt szybko upływającego czasu, który nie chce dostosować się do wymagań i potrzeb organizatorów. Konieczność załatwienia konkretnej sprawy, presja terminów powodowały potrzebę wprowadzenia większej dyscypliny oraz zmianę relacji między opiekunami (wolontariusze, specjaliści, otoczenie) i podopiecznymi (głuchoniewidomi). Coraz więcej osób czuło, że ponosi odpowiedzialność za organizację imprezy. Nie obyło się bez konfliktów i nieporozumień. Były opory, obawy, czy sobie poradzimy. Należało zmienić przyzwyczajenia, podejmować decyzje, przyjmować zobowiązania. Teraz już wiemy, że planowanie jest procesem. Wymaga współpracy, podporządkowania wizji możliwościom finansowym i organizacyjnym, a to nie ma nic wspólnego z popijaniem kawy na spotkaniu towarzysko-integracyjnym. Kolejne festiwale to dla wielu osób początek aktywniejszego włączania się w życie jednostki, ale także własne. To dzięki potrzebie udoskonalenia kontaktów ze sponsorami powstał pomysł stworzenia warsztatów o głuchoślepocie, podczas których prowadzący instruowali, jak można porozumiewać się z osobami ze sprzężonymi wadami słuchu i wzroku. Myślę, że dla wielu z nas (bo czuję się sercem związana z tą wspólnotą) stało się oczywiste, że istnienie festiwalu coraz bardziej zależy od osób głuchoniewidomych, a rolą wolontariuszy jest pomaganie. Tutaj możemy lepiej poznawać i zmieniać siebie, rozwijać, szukać w grupie swojego dobrego miejsca, wykorzystywać to, co w nas najlepsze. Pojawiające się trudności, konflikty zaczynają być traktowane jako element dorosłego życia i tworzenia czegoś nowego. Nic dziwnego, że dla obserwatorów z zewnątrz stajemy się ludźmi z pasją, od których można się wiele nauczyć, np. aktywności i skutecznego działania. DiS 31 Wyzwanie, któremu staramy się sprostać – Angelika Rejs, Muzeum Warmii i Mazur Muzeum Warmii i Mazur w Olsztynie już od pięciu lat jest współorganizatorem Festiwalu Twórczości Wszelakiej Osób Głuchoniewidomych. Działamy razem od samego początku i myślę, że dla każdej ze stron jest to współpraca bardzo ciekawa i jednocześnie mobilizująca do dalszych wysiłków. Dyrekcja oraz pracownicy muzeum decydują się na współpracę przy festiwalu, ponieważ jest to dla nas szansa, aby poznać osoby głuchoniewidome oraz zaprezentować nasze zbiory im i innym uczestnikom festiwalu. Nasza placówka od kilkunastu lat wprowadza w życie ideę „muzeum otwartego”, dostępnego jak najszerszej publiczności. Festiwal jest dla nas okazją dotarcia do odbiorcy, który nie zawsze sam trafi do muzeum. Muzeum Warmii i Mazur ma siedzibę w gotyckim zamku. Infrastruktura tego miejsca powoduje, że zanim przystąpimy do działania, szczególnie z osobami niepełnosprawnymi, musimy omówić wszelkie sprawy techniczne, dokładnie przemyśleć scenariusz imprezy. Zależy nam, jako instytucji kultury, aby muzeum było dostępne nie tylko dla tych, którzy mogą się po nim swobodnie poruszać, ale także dla tych, którzy mają pewne ograniczenia uniemożliwiające pełną percepcję przygotowanej przez nas oferty. Współorganizacja festiwalu jest dla nas wyzwaniem, któremu staramy się sprostać. Stanowi okazję do poznania ludzi z całej Polski, których łączy nie tylko to, że są głuchoniewidomi, lecz także to, że są obdarzeni wyjątkową wrażliwością, mają szereg zdolności manualnych. Prezentowane w muzeum prace uczestników imprezy świadczyły o wysokim poczuciu estetyki i świetnie wkomponowywały się w eksponowane wystawy. W trakcie festiwalu muzeum było udostępnione dla zwiedzających, dzięki czemu twórczość osób głuchoniewidomych mogła być poznana przez szerszą publiczność. 32 DiS Słuchać i rozumieć – Izabela Dyguła, rzecznik prasowy pomorskiego oddziału PGNiG SA Współpracę z TPG podjęliśmy już kilka lat temu. Wspólnie zrealizowaliśmy m.in. warsztaty szkoleniowe „Nie widzę, nie słyszę, jak znaleźć wspólny język?”. Spotkania prowadzone były przez osoby niepełnosprawne, podczas których zamieniliśmy się rolami. Osoby z dysfunkcjami wzroku i słuchu na czas zajęć były pracownikami Biur Obsługi Klienta, my natomiast, korzystając ze specjalnych okularów i stoperów, próbowaliśmy wejść z świat osób głuchoniewidomych. Warsztaty były nowatorskim przedsięwzięciem, niecodzienną płaszczyzną do wymiany doświadczeń i wrażeń. Uczestnictwo w nich wzbogaciło naszą wiedzę i pozwoliło zyskać nowe umiejętności. PGNiG jest firmą odpowiedzialną społecznie. W ramach przejętej strategii zrównoważonego rozwoju realizujemy szereg projektów, które mają na uwadze potrzeby i oczekiwania społeczności lokalnych. Nasze relacje z partnerami budujemy w oparciu o zaufanie i zrozumienie. Można to osiągnąć, wspierając takie inicjatywy jak Festiwal Twórczości Wszelakiej Osób Głuchoniewidomych, podczas którego uczestnicy pod okiem instruktorów i ekspertów, mogli rozwijać swoje talenty oraz nabywać nowe umiejętności. Tego typu przedsięwzięcia przynoszą wymierne skutki. Każda ze stron uczy się słuchać i rozumieć racje i styl działania partnera. wypowiedzi zebrał Marcin Chojnowski, Klub Głuchoniewidomych w Olsztynie DiS 33 w obiektywie Nauka tańca integracyjnego Warsztaty zdobnicze Plakat zapraszający na festiwal Warsztaty literackie Warsztaty z języka migowego PROJEKTY TPG Rehabilitacja drogą do samodzielności i niezależności W ramach projektu oferujemy m.in.: • rehabilitację indywidualną, w tym: - umiejętności komunikowania się - obsługi komputera - wykonywania czynności dnia codziennego - orientacji przestrzennej i poruszania się z białą laską • wsparcie trenera umiejętności miękkich • zajęcia integracyjne • warsztaty: - rzeźbiarskie w Orońsku - rehabilitacyjno-edukacyjne dla dzieci głuchoniewidomych oraz ich rodzin w Ustroniu Morskim - z zakresu rehabilitacji podstawowej dla dorosłych - komputerowe – pierwsze w Ustroniu Morskim, kolejne w Muszynie Osoby uczestniczące w projekcie mają możliwość korzystania ze wsparcia tłumaczy-przewodników i tłumaczy języka migowego. W sprawie szczegółów należy zwracać się do Jednostek Wojewódzkich TPG. Projekt dofinansowany ze środków Państwowego Funduszu Rehabilitacji Osób Niepełnosprawnych w ramach 9. konkursu zadań zlecanych Głuchoniewidomi też mają prawo wiedzieć! W ramach projektu oferujemy: • poradnictwo psychologiczne • poradnictwo prawne • poradnictwo społeczno-informacyjne oraz z zakresu sprzętu rehabilitacyjnego i pomocy technicznych Porady udzielane są w formie indywidualnej i grupowej. Osoby uczestniczące w projekcie mają możliwość korzystania ze wsparcia tłumaczy-przewodników i tłumaczy języka migowego. W sprawie szczegółów należy zwracać się do Jednostek Wojewódzkich TPG. Projekt dofinansowany ze środków Państwowego Funduszu Rehabilitacji Osób Niepełnosprawnych w ramach 11. konkursu zadań zlecanych z regionów Dotknęliśmy nieba „Jaka to sztuka dotykać nieba Ile wysiłku Twojego potrzeba żyjesz tą chwilą, często się smucisz Gdy dziś nas poznasz, jutro powrócisz…” Słowami refrenu hymnu naszej jednostki chciałabym zacząć tę refleksję – moją retrospekcję z 7 czerwca oraz dni poprzedzających koncert Dotknąć Sztuką Nieba w wykonaniu Lubuskiej JW TPG. Stał się on dla mnie naprawdę szczególnym przeżyciem, nie tylko ze względu na rangę wydarzenia... Były to moje początki w TPG. Nigdy tego nie zapomnę. Dobry miesiąc przed startem całego zamieszania Asia Rybarczyk, moja serdeczna koleżanka i koordynatorka naszej jednostki TPG, zabrała mnie na spotkanie. Szczerze powiedziawszy, bardzo się wahałam – w nowej grupie czuję się strasznie niepewnie, szczególnie obawiałam się grona o takiej specyfice. Nie wiedziałam, czy byłam właściwym człowiekiem w odpowiednim miejscu – niesienie pomocy innym to jednak ogromna odpowiedzialność, ja zaś jestem nieźle zakręconą młodą osobą. Czy ktoś taki nadaje się na opiekuna? A co, jeśli nikomu nie przypadnę do gustu? Z tymi i innymi pytaniami kotłującymi się w głowie szłam posłusznie za Asią, aż dotarłyśmy na miejsce. Już w pierwszej sekundzie zachwyciła mnie wspaniała, swobodna i radosna atmosfera grupy. Było bardzo wielu młodych wolontariuszy, ale też osoby starsze, wszyscy jakoś magicznie zintegrowani, cudownie połączeni w powołaniu – prostym czynieniu do- 36 DiS bra i sprawiedliwości. Choć z początku byłam bardzo speszona, to już po chwili poczułam klimat i nawiązałam mnóstwo znajomości. Trwają one zresztą do dziś! Piszę o tym spotkaniu dlatego, że było to moje pierwsze i jedyne spotkanie przed całym zamieszaniem z koncertem! Rzucono mnie na głęboką wodę – do pomocy przy organizowaniu dekoracji i przeprowadzaniu prób. Niesamowite, jak wspólnymi siłami, krok po kroku stawialiśmy na nogi wielkie piękne Gra na bębnach to specjalność naszej dzieło – zarówno scenerię, jak i kostiumy jednostki oraz muzykę do spektaklu. Każdy miał przydzielone zadanie, z czego z reguły sumiennie się wywiązywał. Niektórzy byli odpowiedzialni za drobniejsze rzeczy, aby jako początkujący wolontariusze nabrać wprawy, „starszakom” częściej przypadały trudniejsze obowiązki i nadzór nad młodszą grupą. Mimo fizycznego wysiłku (bo w TPG robi się wszystko samemu) i dużej presji było też mnóstwo zabawy, a poza tym towarzyszyła nam ogromna satysfakcja, gdy wszystko układało się po myśli. Naturalnie, nie udało się uniknąć sprzeczek, ale zawsze udawało nam się znaleźć kompromis. Nasze przedstawienie zostało przygotowane na trzech weekendowych spotkaniach warsztatowych – każde z nich było okupione dużym zaangażowaniem i ciężką pracą. Przygotowywaliśmy na regularnych spotkaniach młodzież gimnazjalną z naszego miasta do wspólnego wymigania piosenki „Miasto budzi się” Yugopolis, co było dość niecodziennym, a zarazem bardzo ciekawym pomysłem. DiS 37 Świetnie jest współpracować z młodymi, zaangażowanymi ludźmi! Ewa, nasza szefowa, oraz inne zaangażowane w to wolontariuszki jeździły do gimnazjów i uczyły młodzież, jak wymigać poszczególne znaki w każdej zwrotce. Wszystkim, którzy chcieli się dołączyć (była to naprawdę spora grupa) – serdecznie dziękujemy! Także osoby głuchoniewidome dały z siebie wszystko! Uczyły się tekstów na pamięć, tworzyły, pomagały dosłownie przy każdej możliwej okazji i były z nami – ciałem i duchem! Sam koncert, co tu dużo mówić, udał się znakomicie – jestem dumna z całej ekipy. Montaż muzyczno-słowny bardzo przypadł do gustu zarówno młodszym, jak i starszym widzom. Cudownie było widzieć tyle przyjacielskich uśmiechów i zrozumienia dla naszej pracy. Świetnie spisali się utalentowani aktorzy, wolontariusze i tłumacze-przewodnicy. Ile towarzyszyło nam emocji! Ekipo, dziękuję, że mogę z Wami pracować! Ewo – jesteś NIESAMOWITA! Dla takich chwil naprawdę warto było rzucić się na tę TPG-owską głęboką wodę. Dla takich chwil po prostu WARTO ŻYĆ! Natalia Jaruta, wolontariuszka w Lubuskiej JW TPG Paulina Skrzek, wolontariuszka: Bardzo się cieszę, że mogłam uczestniczyć w tak ciekawym przedstawieniu. Dowiedziałam się […], jaki talent mają osoby głuchoniewidome, […] poznałam wiele wspaniałych osób, z którymi dobrze się współpracuje i dogaduje. Tomasz Malaika, beneficjent: Było świetnie, fajnie było się spotkać ze znajomymi z TPG, występ podobał się publiczności. Ciekawie było też poznać legendę o Międzyrzeczu, której wcześniej nie znałem. Krzysztof Bokłach, beneficjent, odtwórca głównej roli: Dotknąć Sztuką Nieba to nasze święto. Podczas koncertów możemy 38 DiS przedstawić swoje umiejętności, pokazać, że nie jesteśmy gorsi od innych, zdrowszych. Miałem tremę, ale w trakcie występu uleciała. Byłem zadowolony z siebie, gdy dowiedziałem się, że wszystko poszło dobrze! Moja rola była bardzo fajna. Wcielenie się w postać Romka to […] duże przeżycie. Ciążyła na mnie duża odpowiedzialność za powodzenie przedstawienia. Musiałem postarać się, aby być twórczym. To ważne dla mnie doświadczenie, które wymagało koncentracji, odwagi, przełamania własnych barier. Występ Karoliny Szulgi Karolina Szulga, beneficjentka, piosenkarka: W tym roku była ładna scenografia i chwilami zabawna. Dla mnie najważniejsza jest muzykoterapia. Jest czymś pięknym, koi wszystkie niedogodności. Ela Prędkiewicz, beneficjentka, poetka: Przedstawienie […] bardzo mi się podobało. Przyznam szczerze, iż miałam pewne obawy, czy uda nam się odtworzyć przebieg zdarzeń bez przeszkód. Wychodząc na scenę, byłam bardzo stremowana. Moje obawy okazały się na szczęście niesłuszne. Przedstawienie wyszło znakomicie […]. Jednakże należy zaznaczyć, że to dzięki pomocy wolontariuszy, za co należą im się gorące podziękowania. Ogromnie cieszymy się, że mieliśmy komu to pokazać i udowodnić, iż my – pomimo swej niepełnosprawności, też możemy... dotknąć nieba naszą sztuką. DiS 39 Jaka to sztuka dotykać nieba? Spotkania oraz koncerty członków i sympatyków Towarzystwa Pomocy Głuchoniewidomym to święta przyjaźni i empatii. Ich celem jest wydobycie z cienia i ciszy osób z jednoczesnym uszkodzeniem wzroku i słuchu. Zaproszeni jesteśmy do poznania tych osób i ich twórczości, zawarcia przyjaźni i znajomości. Chodzi też o przełamanie barier i przeszkód w ko munikacji związanych z ich niepełnosprawnością. W holu Specjalnego Ośrodka Szkolno-Wychowawczego w Międzyrzeczu można ujrzeć wytwory rąk Jurka Godynia, który mimo postępującej utraty wzroku nadal modeluje w glinie piękne rzeźby. Na wystawie są malowane na płótnie pejzaże, dziergane serwetki; mimo niedowidzenia można jeszcze z powodzeniem dać upust swoim twórczym pasjom. Prace Ewy Grad, Elżbiety Grad-Trochimiuk, Marka Gembalskiego, Danuty Brandenbura, Henryka Woźniaka, Karoliny Szulgi. Dla nas, widzących, to intymny wgląd w świat wyobraźni i psychiki ludzi niedowidzących i niedosłyszących. Jest to także zupełnie zwyczajne poznanie drugiego człowieka, którego – oprócz niesprawności zmysłów – nic od nas nie różni. A osobowości mają bardzo ciekawe, doświadczenia zaś tak odmienne od naszych. Ewa Skrzek-Bączkowska, pełnomocnik wojewódzki TPG, przekonała do siebie duże i wierne grono oddanych jej i sprawie pomocy osobom głuchoniewidomym wolontariuszy. To przeważnie młodzi ludzie, choć są też wysoko kwalifikowani specjaliści od rehabilitacji, znajomi i współpracownicy Ewy. Klarowność intencji, zdolności organizacyjne Ewy i jej ogromna pracowitość czynią tę ważną społecznie działalność bardzo efektywną dla środowiska głuchoniewidomych i sprawiają, że wiele daje ona lokalnej społeczności – w sferze integracji i przełamywania barier. 40 DiS To, co wie Ewa, co czują jej wolontariusze, próbowano nam przekazać na tegorocznym koncercie-spektaklu. Mówi się tam o wielkiej i naglącej potrzebie złapania chwili – zintegrowania się ze sobą i z miejscem, gdzie się mieszka, zastanowienia się nad kształtem i formułą naszego życia przy okazji niedzielnego spaceru do międzyrzeckiego zamku. Taka przechadzka tworzy odpowiedni dystans do świata, sprawia, że widzimy sprawy codzienne we właściwych barwach i w odpowiedniej skali. Scenografia była na piątkę z plusem Legendy, z których zaczerpnięto pomysł na przedstawienie, sięgają tematyką do czasów pogańskich. Głuchoniewidome przywdziewają szatę kapłanki, można posiedzieć nad ogniskiem w chramie, jako boginka odpędzać złe czary, leczyć chorych mocą uzdrawiania. To fajna zabawa być aktorem. Podziwialiśmy kreacje sceniczne Eli Grad-Trochimiuk, Grażynki Wachowskiej, Andrzeja Kozłowskiego, Tomka Malaiki, Krzysztofa Bokłacha, recytacje Elżbiety Prędkiewicz oraz wokalne popisy Karoliny Szulgi, tego fenomenu śpiewania trudnych muzycznie piosenek, interpretowanych za każdym razem inaczej – niewyuczonych bynajmniej na pamięć; jak nasza Karolina słyszy szczątkowym słuchem muzykę przez duże „M”? To jej twórcza tajemnica, o której jeszcze ktoś na pewno napisze naukowy esej. Przedstawienie, scenografia, gra aktorska osób głuchoniewidomych, wszystko to przyciąga widzów swą atrakcyjnością. Główny bohater, współczesny żyjący szybko młody człowiek, odnajduje DiS 41 sens egzystencji, poznając historię swojego miasta. Po raz pierwszy przygląda się rzeczywistości wokół siebie, czerpiąc z niej radość. Natchniony wspaniałą historią o dwóch kapłankach – Pakli i Obrze, które przemieniły się w rzeki, aby strzec swojej małej ojczyzny – zaczyna myśleć o potrzebie pomocy innym. Odnajduje TPG, gdzie spotyka przyjaciół, zaczyna się rozwijać, czuć potrzebny. Aktywnie uczestniczy w życiu organizacji, wraz z innymi przygotowuje „bicie rekordu” we wspólnym miganiu piosenki. W spektaklu występującym udało się scalić przeszłość i teraźniejszość. Wsłuchanie się w lokalną ojczyznę, w ziemię, z którą jesteśmy, czy tego chcemy, czy też nie, niejako zrośnięci, to wstęp do poznania dostępnych nam jej innych cennych wymiarów. Proces ten generuje bezpieczne dla nas, stabilizujące zakorzenienie się w czasy obecne. Może nie będzie się w nas wtedy srogo wpatrywało „wrogie bóstwo” – samotność, niepewność, alienacja, wrażenie nieprzydatności i braku celu w życiu. Nasze miasto zbudzi się (wolontariusze migają piosenkę, która jest elementem całości spektaklu), kiedy my będziemy przebudzeni; społeczność składa się z ludzi, to oni tworzą świat. Wszystkie empatie, dobre działania są wielką mocą mogącą uszczęśliwić – poprawić los jednostki. Warto pracować, by stworzyć to wielkie dzieło pomocy. A jaką dają siłę! Spytajcie wolontariuszy, dlaczego poświęcają tyle swojego czasu dla innych, z jakiego powodu są uśmiechnięci. Koszulki wolontariuszy z alfabetem Lorma, znakami daktylografii, wspólne miganie piosenki, Zuzia Marzol na bieżąco tłumacząca miganiem treść spektaklu, Paweł Reszela – artysta kabaretowy zaproszony na występ – z dwoma mikrofonami (aby głuchoniewidomi mogli lepiej słyszeć) to znaki KONTAKTU mimo i obok uszkodzeń zmysłów, niejako im wbrew… Spotkanie TPG było trzydniowe. Następnego dnia rano głuchoniewidomi uczestnicy z województw lubuskiego i wielkopolskiego udali się do pobliskiego Rokitna. W ogrodzie Domu Pomocy 42 DiS Społecznej nr 38 na dzieci i młodzież czekało wiele atrakcji, które pod przewodnictwem Sylwestra Suchockiego przygotowali miłośnicy airsoftu. Dzięki współpracy z katechetą Januszem Rutkowskim uczestnicy spotkania i zaprzyjaźniona grupa z Polskiego Związku Niesłyszących mogli wziąć udział w mszy świętej poprowadzonej przez księdza Mariusza Szafryka z parafii Świętego Jana Chrzciciela w Międzyrzeczu. Oprawę mszy przygotowali wolontariusze pod przywództwem Andrzeja Pałki, instruktora harcerskiego z Domu Pomocy Społecznej w Rokitnie. „Jaka to sztuka dotykać nieba?”… Piękny wiele dający do myślenia motyw piosenki TPG, bardzo filozoficzny… Pytający o rodzaj sztuki – ekspresji, która lekko tylko dotyka zmysłów, one – jeśli już są uszkodzone, to trudno, musimy i obejdziemy się – może bez nich. Też – bez nich – jesteśmy ludźmi… Nasze dłonie są złączone. Iwona Wróblak, dziennikarka zaprzyjaźniona z TPG Organizatorzy koncertu dziękują za okazaną pomoc następującym osobom i instytucjom: zaproszonym artystom Pawłowi Reszeli i Krzysztofowi Kamyszkowi, Powiatowemu Centrum Pomocy Rodzinie (wsparcie w ramach środków z PFRON), gminie Międzyrzecz, Gospodarczemu Bankowi Spółdzielczemu w Międzyrzeczu, Magdalenie Mleczak, dyrektor Domu Pomocy Społecznej nr 38 w Rokitnie (za gościnę podczas sobotniej części imprezy), Ewie Wołyńskiej, Bartkowi Orłowi, Justynie Pietrzak i Elżbiecie Szafrańskiej (za wsparcie przy tworzeniu hymnu oraz przygotowaniu montażu muzyczno-słownego), Marcie Marzol, Monice Jesionowskiej i Marcinowi Dziobkowi z Rejonowego Sztabu Ratowniczego, którzy czuwali nad bezpieczeństwem imprezy, Sylwestrowi Suchowskiemu, Tadeuszowi DiS 43 Suchowskiemu, Rafałowi Bugajowi i Danielowi Andrukiewiczowi z grupy airsoftowej, Natalii Jarucie, która pomagała tuż przed koncertem, w najgorętszym czasie przygotowań, Ewie Hasek, psycholog, która służy wsparciem wszystkim potrzebującym, zarówno głuchoniewidomym, jak i wolontariuszom, pomagając tworzyć silną grupę. Organizatorzy koncertu dziękują sponsorom: Jackowi Różyckiemu prowadzącemu piekarnio-cukiernię Baczyna w Międzyrzeczu, Jackowi i Beacie Bełz prowadzącym hotel i restaurację Duet w Międzyrzeczu, Krystynie Kuik i Ewie Szaracie z Biura Kreśleń z Międzyrzecza, Maćkowi Czekałowskiemu z MC Studio Reklamowe w Sulechowie, a także firmom Robert Czekała – Ogrodnictwo oraz EWE – Gaz Ziemny. Organizatorzy koncertu dziękują patronom medialnym: „Gazecie Powiatowej”, Radiu Zachód oraz portalowi społecznościowemu Ziemia Międzyrzecka. 44 DiS wydarzyło się Warsztaty dla self-adwokatów W dniach 14–17 marca 2013 roku w Łucznicy odbyły się warsztaty dla głuchoniewidomych self-adwokatów. To pierwsze takie wydarzenie w historii TPG. Jak mówi artykuł 1 Powszechnej Deklaracji Praw Człowieka „Wszyscy ludzie rodzą się wolni i równi w swej godności i w swych prawach”. Self-adwokat zna swoje prawa, działa na rzecz ich przestrzegania oraz podejmuje samodzielne decyzje na temat swojego życia. Taka osoba lub grupa osób, wykorzystując odpowiednie narzędzia, może w zgodzie z normami prawa wpływać na podejmowane decyzje przez instytucje społeczne. W trakcie warsztatów mogliśmy się przekonać, jakie prawa posiadają niepełnosprawni i jakie mają możliwości ich zastosowania w praktyce. Niestety, dostęp do tych informacji wśród głuchoniewidomych jest stosunkowo mały, niewiele osób wie, jak ze swoich praw korzystać. Stąd właśnie zrodziła się idea self-adwokatury, która funkcjonuje też w innych organizacjach zrzeszających osoby niepełnosprawne. Szkolenie prowadziły Justyna Dubanik i Magdalena Kocejko. Tematyka obejmowała m.in. zaznajomienie się z Konwencją Praw Osób Niepełnosprawnych i jej wykorzystaniem oraz umiejętność argumentowania swoich praw. Począwszy od pierwszego dnia zgłębialiśmy tajniki bycia self-adwokatem. Zajęcia odbywały się w formie wykładów, dyskusji oraz ćwiczeń. DiS 45 Zadania praktyczne były dobrą okazją do zdobycia nowej wiedzy oraz do sprawdzenia tej dotychczasowej. Podzieleni na grupy zajmowaliśmy się rozwiązywaniem sytuacji znanych nam z życia codziennego. Zapisy z konwencji posłużyły nam jako narzędzie, które można wykorzystać do obrony własnych praw. Pracowaliśmy m.in. nad problemem braku tłumacza języka migowego w urzędzie miasta, w związku z czym osoba niesłysząca nie mogła wziąć udziału w spotkaniu z burmistrzem. Zostało tu złamane prawo, które nakłada obowiązek przydzielenia tłumacza w instytucjach pożytku publicznego. Takie sytuacje wpływają na wycofywanie się niepełnosprawnych z aktywności samorządowej. Dowiedzieliśmy się, jak pisać apele, petycje do władz z prośbą o przystosowanie urzędów czy szpitali do potrzeb osób głuchoniewidomych. Self-adwokaci czynią starania o przyznanie osobnego symbolu niepełnosprawności „13-G” dla głuchoniewidomych. Istotną rzeczą jest, by niepełnosprawni uczestniczyli w tworzeniu prawa, które ich dotyczy. Skład grup wciąż się zmieniał, dzięki temu nawzajem przekazywaliśmy sobie wiedzę i doświadczenia. Wpłynęło to korzystnie na integrację uczestników oraz zachęcało do twórczych debat nad danym zagadnieniem. Przekonaliśmy się, że takie warsztaty są potrzebne i należy je kontynuować. Wiedza nabyta w ten sposób daje możliwość swobodnego funkcjonowania, wyrażania własnych opinii i godnego reprezentowania siebie w społeczeństwie. Poza tym miło spędziliśmy cały czas, korzystając z pięknej zimowej scenerii w Łucznicy i bawiąc się np. na karaoke. Tomasz Malaika, Klub Głuchoniewidomych w Międzyrzeczu Robert Schab, Klub Głuchoniewidomych we Wrocławiu 46 DiS PROJEKTY TPG Zielone światło dla aktywnego rozwoju osób głuchoniewidomych W ramach projektu oferujemy m.in.: • spotkania Regionalnych Klubów Głuchoniewidomych • wyjścia integracyjne o charakterze kulturalno-edukacyjnym oraz sportowym • wsparcie trenera aktywności społecznej • warsztaty: - arteterapeutyczne w Łucznicy - rozwoju kompetencji społecznych - integracyjne dla Sekcji Młodych - akademia self-adwokatów Osoby uczestniczące w projekcie mają możliwość korzystania ze wsparcia tłumaczy-przewodników i tłumaczy języka migowego. W sprawie szczegółów należy zwracać się do Jednostek Wojewódzkich TPG. Projekt dofinansowany ze środków Państwowego Funduszu Rehabilitacji Osób Niepełnosprawnych w ramach 11. konkursu zadań zlecanych Pomocna dłoń – podnoszenie kompetencji otoczenia w zakresie wspierania osób głuchoniewidomych W ramach projektu oferujemy m.in.: • regionalne i ogólnopolskie szkolenia dla wolontariuszy • warsztaty dla specjalistów w zakresie integracji społecznej osób głuchoniewidomych W sprawie szczegółów należy zwracać się do Jednostek Wojewódzkich TPG. Projekt dofinansowany ze środków Państwowego Funduszu Rehabilitacji Osób Niepełnosprawnych w ramach 11. konkursu zadań zlecanych z regionów Z życia klubów W Regionalnych Klubach Głuchoniewidomych spotykamy się z różną częstotliwością. W niektórych miastach raz w miesiącu, w innych raz w tygodniu. Tematy tych zebrań też są różne… Klub w Szczecinie: praktyczni w domu Jedno z czerwcowych piątkowych spotkań w Zachodniopomorskiej JW TPG dotyczyło obszaru niezwykle ważnego w życiu każdego człowieka, a mianowicie porządku. Jak mówi popularne porzekadło: porządek w domu, to porządek w życiu. Temat spotkania objął nie tylko porady, w jaki sposób panować nad porządkiem w domu, lecz także był wymianą doświadczeń dotyczących naturalnych (a co za tym idzie ekologicznych) środków czystości. Opowiadaliśmy m.in. o tym, jakie zastosowanie w domowych porządkach mogą mieć sok z cytryny, soda oczyszczona i ocet oraz jak przy ich użyciu zminimalizować wydatki na standardowe środki czystości. Rozważania rozpoczęliśmy od opisania, czym dla nas są porządki – codziennością czy znienawidzonym obowiązkiem – stwierdzenia, ile czasu im poświęcamy oraz wskazania sposobów na systematyczne utrzymanie porządku w domu. Mówiliśmy o potrzebie planowania porządków, czyli rozdzielania czynności takich jak pranie, prasowanie i odkurzanie na dni tygodnia, oraz o tym, jak bardzo może nam pomóc w sprzątaniu regularność, np. ścielenie łóżka zaraz po wstaniu, odkładanie butów na miejsce, zmywanie naczyń 48 DiS zaraz po ich użyciu czy wycieranie kabiny prysznicowej/wanny zaraz po kąpieli. Informacje zebrano w prezentacji, po zapoznaniu się z którą miała miejsce wymiana doświadczeń wszystkich praktycznych pań i panów domu na temat ich własnych sposobów na zachowanie czystości oraz planowanie porządków. Dyskusja była gorąca i dotyczyła m.in. sposobów na odplamianie białych tkanin, prania i usuwania brzydkich zapachów z dywanów oraz czyszczenia lodówek. Oto nasze wnioski: • aby usunąć plamę z wina, trzeba ją posypać grubą warstwą soli, a następnie materiał uprać w gorącej wodzie i na koniec przepłukać w zimnej wodzie; Wyjątkowo praktyczne spotkanie • aby usunąć żółte plamy z białych i jasnych ubrań, należy nanieść na nie czysty sok z cytryny i pozostawić do wyschnięcia na słońcu przez cały dzień, a wieczorem wyprać odzież w pralce lub ręcznie; • aby usunąć plamę z długopisu, należy podłożyć pod zaplamione miejsce kawałek waty, polać je łyżką wody ze szczyptą kwasku cytrynowego, a po 20 minutach uprać tkaninę; • aby usunąć nalot na szklankach i kubkach po kawie albo herbacie, należy umyć zabrudzone miejsce gąbką lub zmywakiem skropionym kwaskiem cytrynowym; • aby wyczyścić zabrudzoną toaletę, należy wlać na noc do muszli pół szklanki octu, a rano umyć ją szczotką i spłukać; DiS 49 • aby zdezynfekować deskę do krojenia, trzeba co jakiś czas przecierać ją ściereczką zwilżoną octem; • aby usunąć nieprzyjemny zapach z butów, należy wsypać do nich na noc łyżeczkę sody oczyszczonej, a rano wytrzepać. Najważniejszą do zapamiętania myślą spotkania jest jednak to, iż praktyczni pani i pan domu to szczęśliwi pani i pan domu. Anna Podgórna, tłumacz języka migowego w Zachodniopomorskiej JW TPG Klub w Gdańsku: sobota pełna niespodzianek W sobotę 29 czerwca wybraliśmy się do wsi Babidół, około 30 km od Gdańska. Główne cele na ten dzień to nastawienie się na dopieszczanie naszych zmysłów – poczucie wiatru we włosach i dreszczyku emocji, zapachu czerwcowej łąki, smaku kiełbaski prosto z ogniska – oraz zaznanie prawdziwej gościnności i atmosfery dobrej zabawy… I czasem zdarza się tak, że wszystko się udaje, a niespodzianka goni niespodziankę. Największą był przejazd sportowymi kabrioletami marki Mazda. Takich wrażeń nikt się nie spodziewał! Ryk silnika, ostre wiraże i wiatr we włosach… Kolejne niesamowite przeżycia zapewnili nam gospodarze, którzy zorganizowali i poprowadzili zawody sportowe w trzech konkurencjach: strzelanie z łuku do kostki siana, strzelanie z wiatrówki oraz rzuty kulami zwanymi „bule”. Doping, emocje, wyrównana walka oraz świetna zabawa – tak w wielkim skrócie można podsumować ten fragment popołudnia. Niezwykłe doświadczenie stanowił dla nas również kontakt ze zwierzętami przebywającymi w azylu prowadzonym przez naszych 50 DiS gospodarzy – 17 końmi, które miały szczęście tutaj trafić, towarzyszącymi nam wszędzie kozami Andzią i Przekrętem, pięcioma kotami, a także królikami oraz przesympatyczną świnką o imieniu Lechia, która zachowywała się jak pies i ważyła 200 kg. Dosłownie każdy chciał ją pogłaskać, zrobić jej zdjęcie i spędzić z nią trochę czasu! Skąd Lechia się wzięła w Babimdole i dlaczego tak się nazywa – to materiał na inną opowieść… Dopełnieniem wizyty były piękna Strzelanie pogoda, wesoło trzaskające ognisko, z wiatrówki rozmowy, znakomita atmosfera, obcowanie z naturą, a także możliwość pogłaskania i nakarmienia wszystkich zwierząt, obserwacja ich zachowania oraz nasza radość, że mogliśmy pomóc w rozładunku wielkiej przyczepy z sianem. Babidół opuszczaliśmy pełni wrażeń i dobrej energii, nie mogąc się już doczekać mającego się tu odbyć jesiennego pikniku. Anna Jurkowska, pełnomocniczka Pomorskiej JW TPG DiS 51 z regionów Końska dawka emocji A może by tak na konie? Okazuje się, że szlaki są przetarte. W tym roku do stadniny wybrały się aż trzy Kluby Głuchoniewidomych – ze Szczecina, Poznania i Bytomia. Przedstawiamy trzy relacje oraz trzy perspektywy: tłumacza języka migowego, osoby głuchoniewidomej i wolontariuszki. Raj dla duszy Ostatnie ze spotkań w Zachodniopomorskiej JW TPG odbyło się w miejscu niezwykłym – a mianowicie na terenie hodowli koni Galoper Agnieszki i Jarosława Soboli na pograniczu Tanowa i Trzeszczyna, około 15 km od centrum Szczecina. A wszystko to dlatego, że we wrześniu rozpoczęliśmy realizację projektu „Integracja przez sport” współfinansowanego z budżetu Wojewody Zachodniopomorskiego w ramach współpracy w obrębie polityki społecznej z organizacjami pozarządowymi. Pierwszy blok tematyczny dotyczy terapii z koniem, gdyż – jak wiadomo – kontakt z tym nieparzystokopytnym bardzo silnie wpływa na wszystkie zmysły człowieka. A współpraca z tak silnym zwierzęciem łączy się nie tylko ze wzrostem poczucia własnej wartości i pewności siebie, lecz także pozwala nawiązać swego rodzaju więź. Po krótkim szkoleniu na jednym z piątkowych spotkań w siedzibie jednostki z zakresu zasad bezpiecznego kontaktu z koniem, tzn. co nam wolno, a czego nie wolno, w niedzielę 8 września udaliśmy się do hodowli Galoper. 52 DiS Stadninę otaczają piękne lasy i rozległe łąki. To raj dla duszy, gdzie wykwalifikowani właściciele zachwycają swoją obszerną wiedzą i nieocenioną życzliwością. Zajęcia pod okiem pani Agnieszki rozpoczęliśmy od poznania infrastruktury stadniny, liczby wierzchowców oraz ich ras. Dowiedzieliśmy się, gdzie i jak mieszkają, ile czasu powinny przebywać na pastwiskach, co jedzą i jak ich dieta wpływa na ich siłę. Każdy z nas mógł dotknąć siana, owsa czy specjalnej energeNajpierw trzeba było tycznej paszy. Po tym wprowadzeniu, wyczyścić rumaki mogliśmy się poznać bliżej z końmi, dotknąć ich, pogłaskać. Pani Agnieszka bardzo dokładnie odpowiadała na nasze pytania – wyjaśniła m.in., jak dużo konie jedzą, jak często są w ciąży i jak długo ona trwa oraz czym się różnią konie rekreacyjne od wyścigowych. Po krótkim instruktarzu z zakresu czyszczenia, każdy z nas miał obowiązek wziąć szczotkę, zgrzebło i kopystkę i przez chwilę spróbować swoich sił przy oporządzaniu wierzchowców. Gdy już można było nasze konie okiełznać i osiodłać, przyszedł czas na pierwsze przejażdżki. Co ciekawe, najodważniejsze okazały się kobiety – to one pierwsze dosiadły dużego gniadosza o imieniu Kuba, a za nimi dopiero podążyli mężczyźni. Osoby mniejszej postury miały okazję odbyć przejażdżkę na karym osiemnastoletnim kucu walijskim o imieniu Dunkan. Nauczyliśmy się dość dużo, zarówno z zakresu samego kontaktu z koniem, jak i podstaw dobrego dosiadu. Kto wie, może na kolej- DiS 53 nych spotkaniach uda nam się zakłusować. Pragniemy podziękować właścicielom stajni, wolontariuszom oraz wierzchowcom, które dzielnie i cierpliwie z nami współpracowały. Anna Podgórna, tłumacz języka migowego z Zachodniopomorskiej JW TPG Jak na Dzikim Zachodzie Po otrzymaniu zaproszenia na piknik w Ośrodku Jeździeckim w Zbrosławicach miałam mieszane uczucia: z jednej strony byłam przerażona pięcioma przesiadkami i to o tak wczesnych godzinach, z drugiej zaś strony kusiły mnie zapowiedziane atrakcje – nigdy nie dotykałam żywego konia! A tam mają nam pokazać konie różnej maści i różnego przeznaczenia. Poza tym, pomyślałam, ile trudu musiały znieść moje TPG-owskie trenerki orientacji przestrzennej i zapytałam siebie: „To wszystko ma iść na marne?”. Podzieliłam się moimi rozterkami z mężem, który po krótkiej chwili zakrzyknął: „Hajda na koń!”. Wysiedliśmy w Zbrosławicach. Po krótkim rozprostowaniu kości zostaliśmy zaproszeni przez przewodniczkę stadniny do zwiedzania stajni. Szliśmy środkiem – po lewej i prawej stronie znajdowały się boksy. Przewodniczka opowiadała nam o różnych rasach koni, o ich przeznaczeniu i niektórych zachowaniach. Tłumaczka-przewodniczka Jagoda Bosek mówiła nam, jakiej maści wierzchowce mijamy, jak one w tej chwili się zachowują. Miałam wrażenie, że to one nas oglądają. Przy wyjściu ze stajni po lewej stronie w boksach stały przeurocze kucyki. Po przejściu całej stajni weszliśmy na drewnianą trybunę, u stóp mieliśmy duży okrągły plac. Poczułam się jak na Dzikim Zachodzie. Przy zejściu stały przygotowane osiodłane konie. W takich momen- 54 DiS tach mówię nieraz sobie, że cieszę się, iż nie widzę. Jagoda powiedziała, żebyśmy podeszły do koni – nie wiedziałam wtedy, że idę na pierwszy ogień. Ruszyłam na gumowych nogach, a minę miałam nietęgą. Pierwszy raz w życiu dotknęłam konia, zaczęłam go głaskać, obrajlowałam cały jego łeb, a osoby asekurujące mnie i konia pomogły mi wsiąść na niego. Dowiedziałam się, jakie ma imię i jakiej jest maści – była to piękna gniada klacz. Zrobiłyśmy trzy rundy dookoła placu, w trakcie których cały czas głaskałam kobyłę po szyi, po bokach, było mi bardzo przyjemnie. I miałam poczucie, jakby cały świat znalazł się u moich stóp. Warto choć raz usiąść na końskim grzbiecie! Po zejściu z konia asekurantka pobiegła na bok, a po powrocie wręczyła mi suchą kromkę chleba. Według jej instrukcji połamałam ją na kawałki, położyłam na wyprostowanej dłoni i podałam klaczy, która zbierała je aksamitnymi chrapami. Kiedy usłyszałam głośne chrupanie, gęsia skóra wyskoczyła mi na plecach. Po zebraniu ostatniej kruszynki chleba koń zaczął kiwać głową, jakby w podzięce. Pogłaskałam go po pysku, karku, szyi, przytuliłam i odeszłam. Na koniec zostaliśmy zaproszeni na przejażdżkę dorożką. Byłam przygotowana na wejście do typowego pojazdu z budką, ale okazało się, że weszliśmy na prostokątną platformę ograniczoną po dwóch stronach burtami, wzdłuż których stały drewniane twarde ławy. Cała platforma była pokryta grubą folią, zaś z przodu siedział DiS 55 woźnica i powoził dwoma końmi. Podróż odbywała się po dość wyboistych dróżkach ośrodka. Współczułam tylko mężowi, nie za bardzo ma na czym siedzieć, bo to przecież sama skóra i kości. Po wejściu do mieszkania ledwie się umyłam, padłam do łóżka i usnęłam. Dopadły mnie marzenia senne, a to Dziki Zachód, prerie i kaniony, to znowu średniowieczne nieprzebyte bory, bezdroża, zamki. Serdecznie wszystkim dziękuję, dziękuję, dziękuję. Joanna Koralewska, Klub Głuchoniewidomych w Bytomiu Rycerze i księżniczki Gdy dotarliśmy do ośrodka hipoterapii Lajkonik powitała nas rozentuzjazmowana ekipa. Wkrótce uświadomiliśmy sobie, co ich tak bardzo cieszyło. Po raz kolejny mogli podzielić się swoją pasją z żądnymi przygód przybyszami. Najpierw spotkaliśmy się z sędziwym, lecz dostojnym „ogierkiem” rasy konik polski. Zjadał on chleb i siano z naszych kolan i pleców. Gdy jego wilgotne chrapy zbliżały się do wrażliwej skóry wybranego „skazańca”, każdego przebiegł dreszczyk emocji. Na szczęście wszyscy uszli z życiem, ale to był dopiero początek! Szefowa stadniny zebrała wszystkich na polu. Sprawdzano naszą kondycję fizyczną. Ćwiczenia stanowiły nie lada wyzwanie i stawały się coraz trudniejsze. Rozciągaliśmy mięśnie, wymachiwaliśmy nogami, biegaliśmy w przód i w tył, a na końcu graliśmy w berka w parach. Słowem zaczęliśmy od kilku niewinnych zabaw integracyjnych, a skończyliśmy na bieganiu po polu niemal w amoku. Niemniej owocem tego były ogromne „banany” na naszych twarzach (można je było zbierać garściami). 56 DiS Po ćwiczeniach mieliśmy wreszcie okazję spróbować swoich sił w jeździe konnej. Przedtem trzeba było jednak oporządzić i osiodłać wierzchowce. Panowie prezentowali się na swych rumakach niczym prawdziwi rycerze, dodając odwagi spłoszonym niewiastom. Wśród nich, na szczególne uznanie zasługują „Bartek Lwie Serce” i „Michał z Sierakowca” za pokłady optymizmu, którymi zasilili całą ekipę, „Wojciech Śmiały” za spektakularne ujarzKarmienie koni mienie rączego rumaka, „Marcin również było Czarny” za czarujący uśmiech, którym wspaniałym dzielił się ze wszystkimi dookoła, oraz przeżyciem mężny „JacKo z Poznańca”, który miał pełne ręce roboty, ani na chwilę nie opuścił Natalii, dzielnie tłumacząc jej wszystko na język migowy. Sama Natalia każdemu zadaniu podołała, wykonując z zadowoleniem. Nie śmiałabym również zapomnieć o Dorocie, która prezentowała się na swym koniu niczym prawdziwa księżniczka. Droga powrotna nie była prosta. Przemierzaliśmy łąki, knieje, musieliśmy się też zmierzyć z urwistą przepaścią, jednak każdy dotarł do domu cały i zdrowy. Jesteśmy bardzo wdzięczni pracownikom ośrodka Lajkonik za zapewnienie nam licznych atrakcji i serdeczne przyjęcie. Sabina Wolniewicz, wolontariuszka z Wielkopolskiej JW TPG DiS 57 młodzi w akcji Spotkania Młodych Dla tych, którzy zamartwiają się tym, że współczesna młodzież coraz gorzej radzi sobie z budowaniem relacji i nie interesuje się niczym, a w zamian za to coraz bardziej ucieka w wirtualny świat, mamy krzepiącą relację z trzech spotkań Sekcji Młodych. Nasi młodzi niczym się nie różnią o tych sprzed epoki internetu: są aktywni, lubią podróże i nowe wyzwania i nigdy nie mają dość czasu spędzanego z rówieśnikami! Łódź (08–10.02.2013) Łódź to miasto czterech kultur, które słynie z charakterystycznych dziewiętnastowiecznych manufaktur. Weekend zaczęliśmy od obejrzenia filmu „Nieulotne” w kinie usytuowanym na terenie jednej z nich. Następnie udaliśmy się na nocleg do hostelu. Na miejscu wspólnie przygotowywaliśmy sobie śniadania i kolacje, zaś na obiady wychodziliśmy do baru. W sobotę po śniadaniu w Łódzkiej JW TPG odbyły się warsztaty masek karnawałowych, które prowadziła Justyna Budna. Każdy z nas dostał białą maskę, farby, kleje i przybory do przyozdobienia masek. Praca całkowicie nas pochłonęła. Po kilku godzinach mogliśmy już obejrzeć jej efekty, które wyglądały naprawdę imponująco. Nie sądziłem, iż malowanie masek może sprawić tyle frajdy. Po południu udaliśmy się na zwiedzanie pałacu Poznańskich. Mieszkali w nim właściciele łódzkich fabryk. Lata świetności zarówno 58 DiS tego obiektu, jak i całej Łodzi przypadły na drugą połowę XIX wieku. W końcu to w tym mieście rozgrywała się akcja „Ziemi obiecanej” Reymonta, którą potem sfilmował Wajda. I tu ciekawostka dla miłośników kina: mieliśmy możliwość obejrzenia z bliska statuetki Oscara za film dokumentalny „Kocham życie” opowiadający o twórczości Artura Rubinsteina, sławnego pianisty, który był blisko związany z Łodzią. Wieczorem wyszliśmy poimprezować. Do klubu zabraliśmy Trafiliśmy do klubu Dwie Dłonie. Gdy nasze maski weszliśmy do środka, byliśmy w szoku. To prawdopodobnie jedyny klub w Polsce, w którym barmani migają! W dodatku zdecydowaną większość klientów stanowią osoby niesłyszące. Wszystko dlatego, iż właściciel lokalu sam jest niesłyszący. Na zabawę wzięliśmy ze sobą maski własnej roboty. Trzeba przyznać, iż okazale się w nich prezentowaliśmy. Jak przystało na karnawał, tańczyliśmy do upadłego. Wszyscy bawili się znakomicie. W niedzielę był czas na spacer po głównej ulicy miasta – Piotrkowskiej – oraz na pakowanie się, obiad i pożegnania. Międzylesie (01–03.03.2013) Gdy przyjechaliśmy do położonego pod Warszawą Międzylesia, w hotelu czekała już na nas kolacja, po której odbyło się tradycyjne spotkanie integracyjne. DiS 59 W sobotę po śniadaniu odbyły się warsztaty wizażu, fryzur oraz manicure’u, które poprowadziły profesjonalna stylistka Katarzyna Miszczak oraz fryzjerka Wioleta Skowronek. Żeńska część naszej grupy była nimi zachwycona. Pracowaliśmy w parach – najpierw jedna osoba robiła makijaż drugiej, potem następowała zamiana. Na koniec dowiedzieliśmy się, jak zrobić masaż dłoni. Trzeba przyznać, że to były bardzo przyjemne zajęcia. Znalazło się też coś dla panów – naNauka wiązania uka wiązania krawata prowadzona przez krawata Pawła Wystraszewskiego. Okazało się, że to nie jest wcale takie trudne jak się wydawało. Wystarczyło nam kilkanaście minut, by opanować podstawowe węzły. Wieczorem nie mogło zabraknąć dyskoteki i tańców. Nazajutrz rano chętni mogli wybrać do stolicy obejrzeć Stadion Narodowy. Ełk (18–28.08.2013) W Ełku odbyły się warsztaty sportowo-kulinarne. Wzięło w nich udział 20 osób głuchoniewidomych z całej Polski w różnym wieku oraz kilkunastu tłumaczy-przewodników i wolontariuszy. Mieszkaliśmy w hotelu Selement. Za znalezienie tego pięknego miejsca serdecznie dziękujemy Magdalenie Buraczewskiej oraz jej rodzicom, którzy bardzo pomogli od strony logistycznej. W ośrodku tym czekało na nas wiele atrakcji. Mieliśmy do dyspozycji pokoje 60 DiS z łazienkami, dużą salę do ćwiczeń, stół do ping-ponga, bilard, saunę, siłownię, kafejkę internetową, zadaszoną wiatę z miejscem na grilla i ognisko, boisko do koszykówki. Budynek położony jest w cichym, ustronnym miejscu wśród lasów. Tuż przy samym hotelu znajduje się jezioro, po którym mogliśmy pływać kajakami lub rowerkami wodnymi. Do naszej dyspozycji było również strzeżone kąpielisko a także boisko do siatkówki plażowej. Ponadto mieliśmy możliwość zorganizowania sobie kilku dyskotek w ciągu całego turnusu. Na miejscu mieliśmy oczywiście pełne wyżywienie. Michał z grupą swoich kibiców Lekcje capoeiry prowadził Jarosław Dziewierz. Ta sztuka walki łączy w sobie elementy samoobrony, tańca, muzyki, rytmu, gimnastyki i akrobatyki. Nie było to łatwe do opanowania! Podczas warsztatów kulinarnych z Justyną Budną uczyliśmy się przyrządzać sałatki, marynaty i pasty oraz rozpoznawać przyprawy po zapachu. Część ze specjałów, które przyrządziliśmy, spróbowaliśmy potem na wieczornym grillu. Zajęcia z savoir-vivre'u oraz zdrowego odżywiania prowadził Wojciech Arczewski. Dowiedzieliśmy się, jak należy właściwie zachowywać się przy stole i podczas posiłków oraz jak jeść zdrowo. Nauczyliśmy się też przemieniać zwykłą serwetkę w elegancką lilię czy praktyczną kopertę na sztućce. DiS 61 Pod koniec pierwszego tygodnia zawitała do nas pani ratownik, która udzieliła nam kursu pierwszej pomocy. Każdy z nas mógł na manekinie zrobić masaż serca, sztuczne oddychanie czy założyć opatrunek. To nie był koniec atrakcji. W trakcie ostatnich dwóch dni turnusu Małgorzata i Paulina pokazały nam podstawy fitnessu, zaś ostatniego dnia Jagoda Bosek poprowadziła zajęcia z zielarstwa, na których poznaliśmy smak i zastosowanie różnych ziół. Chętni wybrali się do ełckiego aquaparku. Ci, którym nie chciało się pływać, mogli skorzystać z pobliskiego parku rozrywki i pograć w minigolfa lub w tenisa bądź też wybrać się na spacer po mieście. W ostatnią niedzielę miałem przyjemność brać udział w półmaratonie (biegu na 21 km). Wszyscy na mecie wspaniale mnie dopingowali i wspierali. To było niezwykłe przeżycie! Po biegu wybraliśmy się jeszcze na przejażdżkę bryczkami po okolicy. Warsztaty niestety dobiegły do końca i trzeba było się pakować. Wiele się na nich nauczyliśmy. Jestem przekonany, że ta wiedza przyda nam się w przyszłości w praktyce, choć mam nadzieję, że nie będziemy zmuszeni do samoobrony. Michał Majchrzak, wiceprzewodniczący Sekcji Młodych 62 DiS warto wiedzieć Jest taka biblioteka Już od ponad 60 lat osoby z niepełnosprawnością wzrokową mogą korzystać z usług biblioteki, która gromadzi i udostępnia zbiory przeznaczone specjalnie dla nich. Początkowo mieściła się ona w Warszawie przy ul. Kleczewskiej. Potem na krótko zagościła na Foksal. W latach 1956–1976 miała siedzibę tam, gdzie Polski Związek Niewidomych, czyli przy ul. Konwiktorskiej 9. Kiedy ukończono specjalnie dla niej przeznaczony gmach przy ul. Konwiktorskiej 7, przeniosła się tam i już została. Do końca czerwca 2013 roku instytucja ta funkcjonowała jako Centralna Biblioteka Polskiego Związku Niewidomych. Obecnie, zgodnie z zarządzeniem Ministra Pracy i Polityki Społecznej, przekształciła się w Dział Zbiorów dla Niewidomych Głównej Biblioteki Pracy i Zabezpieczenia Społecznego. Biblioteka Centralna PZN gromadziła początkowo tylko książki brajlowskie. Wiele z nich zachowało się do dziś. Przetrwały też pierwsze czasopisma takie jak „Pochodnia” czy „Głos Kobiety”. Są one bardzo cenne, ponieważ można je przeczytać tylko w brajlu. W latach sześćdziesiątych zaczęto nagrywać książki na szpulach. Wkrótce zastąpiły je kasety. W latach dziewięćdziesiątych powstała internetowa wypożyczalnia plików tekstowych. Różniła się ona od dzisiejszej wersji wypożyczalni on-line. Pliki tekstowe były po prostu wysyłane e-mailem na zamówienie czytelnika. DiS 63 Pierwsze dziesięciolecie naszego wieku całkowicie odmieniło oblicze Biblioteki Centralnej. Rynek zalały płyty CD i karty pamięci. Pojawiły się też książki w specjalnie zakodowanym systemie Czytak. Nie miało sensu nagrywanie w studio, bo książki można było kupić w sklepie. By uchronić zbiory kasetowe, które utrwaliły głosy wielu utalentowanych aktorów, zaczęto je przetwarzać na standard DAISY i format Czytak. Zapoczątkowano również skanowanie książek. Dział Zbiorów dla Niewidomych GBPiZS obejmuje obecnie: • wypożyczalnię książek brajlowskich, • wypożyczalnię książek mówionych, która oferuje nagrania kasetowe, na płytach (CD audio i MP3) w formatach DAISY i w systemie Czytak, • zbiory muzyczne, z których mogą korzystać tylko osoby zgłaszające się do biblioteki osobiście, ponieważ nie są one wysyłane, • zbiory tyflologiczne przeznaczone dla pracowników naukowych i studentów. Dział Zbiorów dla Niewidomych oferuje książki o różnorodnej tematyce. Można tu znaleźć powieść obyczajową, kryminał, reportaż czy wspomnienia, jak również poradniki, podręczniki i słowniki. W zbiorach brajlowskich przeważają książki drukowane. Jest jednak spora liczba pozycji przepisanych ręcznie. Wtedy na kartach takich publikacji widać do dziś otwory po gwoździkach, przytrzymujących tabliczkę. Zachowała się nawet książka skręcana na śruby. Wśród nagrań kasetowych większość stanowią piękne interpretacje Ksawerego Jasieńskiego, Henryka Drygalskiego oraz Anny Romantowskiej. Jest jednak również sporo nagrań amatorskich. Wszystkie te zbiory są wypożyczane na miejscu bądź wysyłane pocztą. Zbiory cyfrowe są nagrywane na nośnikach będących własnością czytelnika. Czytelnik musi również dysponować własnym sprzętem do ich odtwarzania. 64 DiS Bardzo wygodnym rozwiązaniem okazała się uruchomiona w 2008 roku wypożyczalnia on-line. Mówiono, że to pierwsza tego typu inicjatywa na świecie. Prawda jest taka, że o kilka lat wyprzedzili nas Czesi. Niesamowitość tej wypożyczalni polega na tym, że czytelnik, nie wychodząc z domu, może ściągnąć książkę w pliku tekstowym, w formacie DAISY lub syntetycznym MP3. Można też korzystać z tych zbiorów, łącząc się z serwerem przy pomocy komórki. Obecnie nie wiąże się to z dużymi kosztami. Jeśli ktoś jest już klientem wypożyczalni, może się logować i buszować po katalogach. Ten, kto nie ma w niej jeszcze swego konta, najpierw musi zapisać się do Wypożyczalni Książki Mówionej. Karty ewidencyjnej nie da się obecnie ściągnąć ze strony Działu Zbiorów dla Niewidomych, ale bez problemu można ją otrzymać listownie lub przychodząc do biblioteki osobiście. Po dostarczeniu wypełnionej karty ewidencyjnej, kopii orzeczenia o niepełnosprawności, kopii dowodu osobistego oraz oświadczenia o nierozpowszechnianiu danych, które się pobiera bądź wypożycza, można już zgłosić chęć założenia konta w wypożyczalni on-line. Na stronie www.dzdn.pl znajduje się link: „Serwisy i zasoby sieciowe". Po kliknięciu tego linku trzeba kliknąć „Serwis Wypożyczeń On-line". Tam z kolei znajduje się link: „Aktywuj swoje konto Wypożyczeń On-line". Po kliknięciu tego linku czytelnik trafia na informację o procedurze aktywacji konta. Po przeczytaniu i zaakceptowaniu regulaminu uzyska dostęp do formularza. Należy go wypełnić i cierpliwie poczekać na odpowiedź. Dane z formularza są porównywane z danymi w bazie. Jeśli są zgodne, czytelnik otrzyma zawiadomienie o tym, że może już korzystać z wypożyczalni. Prócz książek przetworzonych z kaset i płyt na format DAISY w wypożyczalni on-line znajduje się tzw. skanowisko. Jest to zbiór zeskanowanych książek, który jest większy niż wszystkie zbiory biblioteki dla niewidomych. Biblioteka nie ma możliwości dokonania ich korekty. Mimo to są one bardzo cenne. Bardzo łatwo się je DiS 65 wyszukuje i pobiera pliki. Do skanowiska można dodawać własne książki, a także zamieszczać w nim recenzje i dyskutować na różne tematy. Osoby chcące uczyć się brajla mogą zgłaszać się na indywidualne lekcje. Jest wielu dorosłych, którzy nauczyli się u nas tego pisma na tyle dobrze, że wypożyczają książki. Nagrania kasetowe, płytowe, czytakowe oraz książki brajlowskie można też otrzymać pocztą. Wystarczy wyrazić taką chęć. Telefony i e-maile do kontaktu znajdują się na stronie www.dzdn.pl. Warto też zainteresować się działalnością tyflogalerii. Oddzieliła się ona od biblioteki, lecz nadal działa. We wtorki i czwartki zawsze odbywają się tam ciekawe spotkania. Przede wszystkim jednak zapraszamy do biblioteki. Do dziś pamiętam, jak po raz pierwszy odwiedziłam jako pierwszoklasistka bibliotekę szkolną. Jaką książkę dostanę? Czy będzie ciekawa? A potem to popołudnie, kiedy wokół mnie hałasowali koledzy, a ja siedziałam i nie mogłam się oderwać od historii Marii Konopnickiej „Jak to ze lnem było”. Bo najlepiej wydany katalog czy najwygodniejsza wypożyczalnia on-line nie zastąpią kontaktu z bibliotekarzem – molem książkowym, który tylko czeka, żeby móc puścić w ruch koło pasji czytania. Urszula Maksimowicz, pracownik GBPiZS 66 DiS sylwetki Świat cyfrowej słyszalności Wrażenia towarzyszące utracie słuchu wielu z nas zna aż nazbyt dobrze. A jak to jest zacząć słyszeć lepiej niż dotychczas? Odpowiedzi na to pytanie szukał Stanisław Sierko. Słyszę! Naprawdę słyszę. No, tak. Ale co ja słyszę i jak? Wsłuchuję się więc w to swoje nowe słyszenie poprzez dwa cyfrowe aparaty zauszne firmy Widex. Zacznijmy jednak od początku. Przyznaję, że już nieco przywykłem do życia w ściszonym świecie. To wcale nie taki kiepski świat. Może nawet bardziej życzliwy niż ten pełen krzyków, pisków i nieżyczliwych szeptów. Żyłem w tym ściszonym świecie bardzo, bardzo długo. Niczym słuchowy kameleon przystosowałem się do mojego cichego otoczenia. Nauczyłem się nawet pracować. Jako dziennikarz gazetowy. No i pewnie trwałbym w tym świecie do ostatka, gdybym nie spotkał wspaniałych ludzi z Towarzystwa Pomocy Głuchoniewidomym. Poznałem ich, gdy pisałem reportaż o działalności TPG. Natychmiast zauważyli, że niedosłyszę i niedowidzę. Zresztą nietrudno było to zauważyć. I od razu wzięli się za mnie. Intensywnie i życzliwie. Badanie wzroku. Badanie słuchu. Dzień pierwszy – Spróbujemy zrefundować panu aparaty słuchowe – powiedział Andrzej Ciechowski z jednostki TPG w Gdańsku. – To jest DiS 67 najważniejsze w tej chwili. Potem zobaczymy, w czym będziemy mogli jeszcze pomóc. Razem z Anią Jurkowska, szefową gdańskiej jednostki, pojechaliśmy do firmy Audiofon we Wrzeszczu. Długie profesjonalne badanie potwierdziło bardzo znaczny ubytek słuchu. Od razu przystąpiono do doboru aparatów słuchowych. Komputerowo. Zacząłem słyszeć podczas tego doboru. Przypomniałem sobie muzykę hałaśliwej ulicy. – Teraz wystąpimy z wnioskiem o refundację i o wynikach poinformujemy – powiedziała Ania Jurkowska. – Proszę o cierpliwość. To może trochę potrwać. Nie ma sprawy, przeżyłem w ciszy tyle lat, to i parę miesięcy więcej przeżyję. Jednak nie było potrzeby aż takiej cierpliwości. Po około dwóch tygodniach otrzymałem pismo z Warszawy, że „Komisja ds. Wsparcia podjęła decyzję o przyznaniu dofinansowania do zakupu aparatu słuchowego z wkładką”. Hurrrra! Przyznano mi dofinansowanie w kwocie nieprzekraczającej 10 000 zł. To powinno wystarczyć na zakup dwóch aparatów słuchowych bardzo dobrej jakości. Teraz sprawy potoczyły się błyskawicznie. Natychmiast umówiłem się z firmą Audiofon. Dobrano mi dwa aparaty słuchowe. Pobrano odlew, aby wykonać indywidualne końcówki. Tylko dla moich uszu. – Za mniej więcej dwa tygodnie spotkamy się ponownie i zamontujemy końcówki indywidualne. Jeżeli będzie potrzeba, to skorygujemy także ustawienia aparatów słuchowych – poinformowała mnie Małgorzata Górka z firmy Audiofon. – Przez ten czas proszę przetestować aparaty z końcówkami uniwersalnymi. I wyszedłem na hałaśliwą ulicę Wrzeszcza. W ten dziwny szemrząco-gadający świat. Mam głowę pełną dźwięków. Mijam dziewczynę rozmawiającą przez telefon komórkowy. Słyszę każde słowo. Moje ucho rani ryk pędzącej karetki pogotowia. Zaczyna kropić deszczyk. Słyszę deszcz. Niesamowite. Nawet słyszę stuk moich butów 68 DiS o chodnik. I własny głos słyszę. Wszystko słyszę, a nawet więcej. Cudowna technika. Wracam do domu. Włączam radio. O rany, jak głośno! Muszę skręcić potencjometr prawie o połowę. Co za ulga. Rozkoszuję się poznawaniem, a w zasadzie przypominaniem sobie kolejnych dźwięków. Idę na spacer do parku. Nie słyszę ptaków. Pewnie już śpią. To przecież wieczór. Jutro sprawdzę następne dźwięki. Dzień drugi Ciekawe, co jeszcze usłyszę. Wsłuchuję się w każdy szmerek. Bo słyszę nawet szmerki. Ale zacznijmy od pobudki. Nie, nie spałem w słuchawkach. Zdjąłem je w łazience, gdy się myłem. Schowałem je do eleganckich pudełeczek. Takich jak na cenną biżuterię. Obudziłem się wczesnym rankiem. Bez budzika. Za oknem zauważyłem pracowników firmy śmieciarskiej opróżniającej śmieciowe kubły. To podobno jest hałas o sile około 90 decybeli. Nic nie słyszę. No to wyskakuję z łóżka i pędzę do szafki. Błyskawicznie zakładam słuchawki. Szok. Teraz słyszę. Jak ta śmieciarka straszliwie hałasuje. Niczym szalejący perkusista. Wesoło macham do śmieciarzy. Odmachują mi i jadą dalej. Fajnie zaczyna się dzień. Lubię sympatyczne początki. Teraz poranne mycie. W słuchawkach. Słyszę plusk wody. Słuchawki nieco mi przeszkadzają w dokładnym umyciu twarzy więc je na chwilkę zdejmuję. Nastawiam czajnik bezprzewodowy. Nie do wiary, słyszę pstryknięcie czajnikowego wyłącznika w chwili zagotowania się wody. Zaparzam kawę i włączam radio. Potencjometr radiowy mam już ustawiony na ciche granie, ale wszystko słyszę doskonale. Dzwoni telefon komórkowy. Słyszę. Przykładam telefon do prawego ucha i... nic nie słyszę. Nic. Co jest grane? Rozmówca rozłącza się. No tak, przecież mam ucho zatkane wkładką, a mikrofon słuchawek jest umieszczony za uchem. Powinienem słuchawkę przystawić do mikrofonu, a nie do ucha. Informowała mnie o tym pracownica DiS 69 Audiofonu, ale zapomniałem. Muszę nauczyć się prawidłowego korzystania ze słuchawek. A więc uczę się od zaraz. Oddzwaniam. Teraz przystawiam słuchawkę do mikrofonu. Nieco powyżej ucha. Słyszę sygnał wybierania numeru. Słyszę osobę odbierającą telefon. Normalnie rozmawiamy. Śniadanko i idę w miasto. To samo miasto, a jakby inne. Takie rozgadane. Szczególnie głośne i piskliwe są rozmowy kobiet. Prawie wszystkie szczebioczą do komórek. Trochę mnie to deprymuje. Jakbym podsłuchiwał. – Dzień dobry – wita mnie przechodzący znajomy. – Dzień dobry – odpowiadam i idę dalej. Nic nie zauważył. To dobrze. Ciekawe jak uda mi się pierwsza rozmowa. Reportaż z, nomen omen, Bajkolandii. To taka fajna propozycja dla dzieci, a w zasadzie dla ich opiekunów. Wchodzę do Bajkolandii. Chyba zbyt agresywnie otwierałem drzwi, bo wypadła mi słuchawka z prawego ucha. No tak, muszę coś zrobić, aby zabezpieczyć słuchawki przed wypadaniem. Ale co? Porozmawiam o tym z Audiofonem. Nieco się zestresowałem tym zajściem. Szybko z powrotem założyłem słuchawkę. Nikt niczego nie zauważył. Odetchnąłem z ulgą. Bez problemów zrobiłem reportaż. Nawet rozmowy z dziećmi nie sprawiały mi słuchowych trudności. I nikt mnie nie zapytał o to, co mam w uszach. Chyba naprawdę nie widać tych słuchawek. Rewelacja. Znowu dzwoni telefon komórkowy. Rozmawiam bez żadnych kłopotów. Dzień trzeci A dzisiaj zacznę od tego, co pominąłem dotychczas. Niedopatrzenie. Mieszkam w stolicy Kociewia. Wiecie coś o Kociewiu? To piękny region na skraju województw pomorskiego i kujawsko-pomorskiego. Między Kaszubami a Borami Tucholskimi. Dopiero zdobywamy sobie prawo obywatelstwa w świadomości Polaków. Zain- 70 DiS teresowani znajdą wiele informacji na temat Kociewia w internecie. Tam jest wszystko. No, prawie wszystko. To tak jak z moimi cyfrowymi słuchawkami. Prawie wszystko mi przekazują do uszu, a nawet do mózgu. Poważnie. Bo teraz słyszę nie tylko uszami, lecz także poprzez kości. Niesamowite. I momentami wydaje mi się, że słyszę o wiele za dużo. Słyszę moje sapanie, gdy zmęczę się zbyt szybkim marszem. O rany, może to sapanie słyszą także osoby, z którymi rozOkno na świat mawiam. Słyszę szelest włosów, gdy je dźwięków czeszę. A najgłośniej słyszę klawiaturę komputera, gdy piszę te słowa. Nieco mnie to stresuje. Może da się tak skorygować ustawienie słuchawek, aby te dźwięki zostały maksymalnie ograniczone. Ale jeśli nie będzie to możliwe, to trudno. Przyzwyczaję się. Przecież nie ma róży bez kolców. Oj, chyba jestem niewdzięcznikiem. Dopiero trzeci dzień testuję słuchawki, a już zaczynam marudzić. Usprawiedliwia mnie jednak prośba Małgorzaty Górki z Audiofonu, abym szczerze przekazał wszystkie uwagi związane z ich użytkowaniem. A więc spełniam tę prośbę. I jeszcze coś. Po całym dniu noszenia słuchawek nieco bolą mnie uszy. Nie od hałasu, ale od wkładek uniwersalnych. Liczę, że gdy dostanę wkładki indywidualne, które będą dostosowane do moich potrzeb, dyskomfort zniknie. A może to wina tego, że przestraszony wczorajszym wypadkiem włożyłem dzisiaj końcówki nieco głębiej? Może. Próbuję zaprzyjaźnić się z moimi słuchawkami. Próbuję je pokochać. Dzisiaj były ze mną przez cały dzień. Bez żadnych problemów rozmawiałem DiS 71 z kierowcą prowadzącym samochód. Nawet nie poprosiłem o to, aby mówił nieco głośniej, bo mam słaby słuch. Po miesiącu Już ponad miesiąc buszuję w świecie cyfrowej słyszalności. Buszuję dzięki skutecznemu wsparciu przez TPG. Pierwsze trzy dni były szokująco wspaniałe. Opisałem je tak, jak potrafiłem. I zamilkłem na ponad miesiąc. Nie z lenistwa czy z zapomnienia. O, nie! Coraz precyzyjniej wsłuchiwałem się w siebie, aby jak najprecyzyjniej usłyszeć ten nowy świat barwnych dźwięków. Słyszałem bardzo dobrze, ale po kilku dniach noszenia słuchawek zaczęły boleć mnie uszy. Chyba zbyt głęboko wciskałem wkładki uniwersalne do uszu. Musiałem tak robić, bo bałem się, że przy gwałtowniejszym ruchu głową słuchawka wypadnie. Starałem się sprawdzać aparat słuchowy w najróżniejszych sytuacjach. Wspaniale spisywał się w rozmowach twarzą w twarz. Doskonale słyszałem moich rozmówców. Wiele osób dziwiło się, że mówię dużo ciszej niż dotychczas. A ja po prostu zacząłem słyszeć swój głos i mogłem kontrolować jego siłę. W trakcie rozmów, szczególnie w plenerze, do moich uszu docierały dźwięki i szumy z oddali. Słyszałem nawet powiewy wiatru. Pomyślałem, że to powinno dać się jakoś zredukować przy kolejnej wizycie w firmie Audiofon. Bardzo dobrze słyszałem też głosy konferansjerów na imprezach masowych. Uczestniczyłem w kilku festynach i dożynkach. Brałem udział w sesjach samorządowych i konferencjach prasowych. Bezproblemowo. Już nie musiałem przykładać ucha do głośników. Poszedłem na koncert orkiestry kameralnej. Specjalnie usiadłem prawie w ostatnim rzędzie. Konferansjerkę, która mówiła do mikrofonu, słyszałem świetnie. Do brzmienia orkiestry musiałem się przyzwyczaić. Zamknąłem oczy i wsłuchiwałem się. Słyszałem dobrze. Potrafiłem zidentyfikować poszczególne instrumenty wykonujące partie solowe. Słabo natomiast słyszałem głos solisty 72 DiS zapowiadającego kolejny utwór. Otworzyłem oczy. Solista nie mówił do mikrofonu. Mówił cicho, ale słuchacze siedzący obok mnie nie mieli problemów z usłyszeniem jego słów. Przydałoby się więc zwiększenie głośności moich słuchawek, ale nie miałem zainstalowanego odpowiedniego programu. Zakonotowałem sobie, aby o to poprosić. Po około dwóch tygodniach dostałem informację, że indywidualne wkładki są już gotowe i mogę je odebrać. Po kilku dniach montowano je do aparatów słuchowych. Jednocześnie skorygowane zostały standardowe ustawienia – tak jak zasugerowałem. Dodatkowo wprowadzono drugi program. Nieco głośniejszy. Wymieniłem także baterie. Dotychczasowe wytrzymały prawie 30 dni, ale nie używałem ich przez ten czas non stop. Przy całodziennym używaniu słuchawek baterie winny wytrzymać mniej więcej 14 dni. Byłem bardzo usatysfakcjonowany. Indywidualne wkładki pasowały idealnie. Mogłem ruszać głową nawet intensywnie i słuchawki nie wypadały z uszu. Dosłownie wyfrunąłem z radości na gwarne ulice Starogardu, aby rozkoszować się barwami świata cyfrowej słyszalności. Jestem wdzięczny TPG. Bardzo wdzięczny. Stanisław Sierko, Klub Głuchoniewidomych w Gdańsku DiS 73 z zagranicy W starożytnym mieście o sprawach głuchoniewidomych W dniach 21–25 maja 2013 roku w jednym z najstarszych miast europejskich, Płowdiwie w Bułgarii, odbyła się VII konferencja Europejskiej Unii Niewidomych (EBU): „Uczestnictwo i włączenie do społeczeństwa. Efektywna komunikacja drogą do przezwyciężenia społecznej izolacji osób z głuchoślepotą”. Grzegorz Kozłowski i autorka niniejszego tekstu mieli przyjemność uczestniczyć w tym interesującym wydarzeniu, a także w towarzyszących mu pierwszym forum EBU głuchoniewidomych kobiet oraz w Walnym Zgromadzeniu Europejskiej Unii Głuchoniewidomych (EDBU). Decyzja o naszym wyjeździe do Bułgarii zapadła na kilka dni przed rozpoczęciem konferencji, kiedy okazało się, że dzięki dotacji z funduszy europejskich i państwowych główny organizator wydarzenia – Bułgarski Związek Głuchoniewidomych, będzie w stanie niemal w całości pokryć wydatki związane z naszym udziałem. Była to ważna konferencja z punktu widzenia spraw osób głuchoniewidomych, gdyż odbywa się co cztery lata i zjeżdżają się na nią osoby głuchoniewidome oraz działające na rzecz głuchoniewidomych praktycznie z całej Europy. W tym roku pojawili się m.in. przedstawiciele Norwegii, Finlandii, Szwecji, Węgier, 74 DiS Rosji, Chorwacji, Grecji, Włoch, Polski i Bułgarii. Konferencja ta jest dobrym miejscem, aby wymienić się doświad-czeniami i poznać sytuację osób głuchoniewidomych w poszczególnych krajach. W tym roku tematem przewodnim była problematyka wsparcia osób głuchoniewidomych przez tłumaczy-przewodników, a więc temat bardzo interesujący i również nam bliski. Mieliśmy okazję zaprezentować funkcjonujący w Polsce model szkolenia tłumaczy-przewodników oraz zasad świadczenia tych usług beneficjentom. Drugiego dnia konferencji jako reprezentanci TPG wystąpiliśmy z wykładem „Usługi tłumaczy-przewodników osób głuchoniewidomych w Polsce”. Podczas prezentacji opowiedzieliśmy o tym, w jaki sposób i kiedy zaczęła się przygoda ze szkoleniem tłumaczy-przewodników w Polsce, jak obecnie przedstawia się sytuacja tłumaczy-przewodników w naszym kraju, jakie problemy napotykamy oraz jak dokładnie wygląda szkolenie. Naszą prezentację urozmaicały zdjęcia pokazujące osoby głuchoniewidome z tłumaczami-przewodnikami w sytuacjach z życia codziennego. Szczególny akcent położyliśmy na sposoby pozyskiwania wolontariuszy i zasady współpracy z nimi. Niezwykle ważne i cenne były dla nas rozmowy w kuluarach. Dowiedzieliśmy się m.in., że sytuacja w zakresie wsparcia tłumaczy-przewodników na Węgrzech jest podobna do tej w Polsce – borykają się z podobnymi problemami, jeśli chodzi o finansowanie szkoleń czy pozyskiwanie funduszy. W odróżnieniu od Polski jednak system wsparcia przez tłumaczy-przewodników działa w zasadzie jedynie w Budapeszcie i najbliższych jego okolicach. Niemal identyczna jest natomiast sytuacja w Chorwacji. Dużo lepiej jest w krajach skandynawskich – świadczy o tym liczebność grup głuchoniewidomych z Finlandii, Norwegii, Szwecji – nie przyjechaliby do Bułgarii, gdyby nie wsparcie tłumaczy-przewodników. Równie ważna okazała się dla nas rozmowa z Siergiejem Sirotkinem – przewodniczącym EDBU w latach 2008–2013. Choć DiS 75 spotkanie nie trwało długo, ze względu na napięty program konferencji i wiele wydarzeń, w których Siergiej musiał uczestniczyć, byliśmy bardzo zadowoleni z tej wymiany doświadczeń. Z niemal całkowicie głuchoniewidomym Siergiejem utrzymujemy kontakt już od ponad 20 lat i z pewnością jest on jednym z najbardziej zasłużonych aktywnych głuchoniewidomych obecnych czasów. Sergiej przed blisko 20 laty uczestniczył wraz ze swoją żoną Elwirą w plenerze rzeźbiarskim w Orońsku – wykonał prace, które były prezentowane na wystawach, a ich zdjęcia znalazły się w albumach. Był w Polsce kilka razy. Pracuje w Rosyjskim Związku Niewidomych, w ramach którego kieruje pracą działu zajmującego się osobami głuchoniewidomymi. Po śmierci żony, która z nim bardzo blisko współpracowała, była jego najlepszym tłumaczem-przewodnikiem i powiernikiem oraz aktywnie działała na rzecz rosyjskich głuchoniewidomych, Siergiej założył Stowarzyszenie Elwira, które kontynuuje jej dzieło. Dzięki im obojgu grupa reprezentantów TPG miała okazję w latach dziewięćdziesiątych odwiedzić w Zagorsku największą w Rosji placówkę edukacyjną dla głuchoniewidomych (przebywało tam wówczas ponad 90 głuchoniewidomych) oraz duży zakład produkcyjny pod Uralem. Siergiej trochę mówi, ale rozumieją go tylko ci, którzy z nim dłużej przebywają. Z innymi komunikuje się językiem migowym oraz rosyjską odmianą daktylografii. Tak więc nasza rozmowa z nim przebiegała w ten sposób, że ja tłumaczyłam na język angielski to, co mówił Grzegorz, tłumaczka przekładała to na język rosyjski, a tłumacz osobisty przekazywał Siergiejowi. Podczas konferencji w Płowdiwie odbyło się także po raz pierwszy w historii forum głuchoniewidomych kobiet. Omawiano sytuację kobiet ze sprzężonymi niepełnosprawnościami głuchoniewidomych w różnych krajach, ich problemy, dyskryminację, z jaką na co dzień przychodzi się im mierzyć, możliwości polepszenia ich sytuacji i integracji ze społeczeństwem. Jeden z warsztatów, który prowa- 76 DiS dziła Sanna Paasonen z Finlandii, poświecony był wyzwaniom dotyczącym nawiązywaniu kontaktów i możliwości współpracy między kobietami z różnych krajów. Nie mogliśmy niestety uczestniczyć w całej konferencji, niemniej jednak czas spędzony w Płowdiwie był bardzo owocny – i to nie tylko ze względu na wspaniałe miejsce, w którym konferencja się odbywała, choć trzeba przyznać, że organizatorzy postarali się o wybór niezwykle interesującego miasta. Płowdiw jest stolicą bułgarskiej Tracji, krainy ciągnącej się od pasma Srednej Gory po granicę z Grecją i Turcją. Jest to drugie pod względem liczby mieszkańców miasto Bułgarii, znacznie starsze od Rzymu, Aten czy Konstantynopola. Widać w nim ślady zamierzchłej przeszłości – pozostałości murów rzymskich, starożytne ruiny, wciąż działający teatr rzymski, który mieliśmy okazję zwiedzić i który zrobił na nas ogromne wrażenie. Nie sposób było oprzeć się refleksji, czy za dwa– –trzy tysiące lat też zachowają się budowle, które nadal będą pełniły swoje obecne funkcje… Wracając jednak do konferencji – był to czas dla nas ważny przede wszystkim ze względu na spotkanych ludzi i możliwość wymiany doświadczeń. Opinie zwrotne, jakie do nas dotarły po warsztatach, świadczyły o tym, że nasz udział w tym wydarzeniu okazał się istotny i potrzebny. Głuchoniewidomi z innych krajów dostrzegli, jak wiele spraw, problemów czy dylematów łączy nasze kraje i nasze sprawy. Chcielibyśmy, aby udział TPG na arenie europejskich spotkań dotyczących głuchoniewidomych był znaczący i częstszy. Agnieszka Majnusz, tłumacz-przewodnik z Bytomia DiS 77 nasze prawa Czy programy telewizyjne będą kiedyś dostępne dla wszystkich? Jednym z popularniejszych słów jest ostatnio „dostępność”. Pada z ust polityków, urzędników, działaczy organizacji pozarządowych i osób z różnymi niesprawnościami. Wielokrotnie doświadczamy przeszkód na ulicach, dworcach, w środkach transportu. Nie możemy w pełni uczestniczyć w wydarzeniach kulturalnych – muzea, kina, teatry często nie są dla nas dostępne, podobnie telewizja czy radio. Te bariery można zlikwidować albo przynajmniej zniwelować, potrzebne są jednak świadomość ich istnienia, a także odpowiednie rozwiązania techniczne, organizacyjne i prawne. Rozwiązania techniczne i organizacyjne już istnieją, okazuje się jednak, ze najtrudniej pokonać bariery mentalne u decydentów, dysponentów oraz wytwórców wszelkiego rodzaju dóbr, w tym dóbr kultury. Niestety, na kwestie dostępności patrzy się wciąż przez pryzmat nakładów finansowych, a na drugi plan spycha się prawo osób z niepełnosprawnościami do doświadczania świata we wszystkich jego wymiarach. Szansy na zmianę tej sytuacji upatruje się w Międzynarodowej Konwencji Praw Osób Niepełnosprawnych – uchwalonej przez ONZ w roku 2006, a ratyfikowanej, po długich bojach przez Polskę jesienią 2012 roku. Ale o tym innym razem, 78 DiS teraz chciałbym przybliżyć mały wycinek walki o dostępność – dostępność programów telewizyjnych. Środowisko osób niewidomych, niesłyszących oraz głuchoniewidomych podejmuje działania mające na celu dostępność programów telewizyjnych emitowanych zarówno przez telewizję publiczną (państwową), jak i nadawców prywatnych (komercyjnych). Chodzi o to, aby telewidz niewidomy, słabowidzący, niesłyszący słabosłyszący lub głuchoniewidomy (słowem osoba z niesprawnością sensoryczną) mógł na równi z osobami normalnie widzącymi i słyszącymi w pełni odebrać program telewizyjny – obojętnie, czy będą to wiadomości, film, czy transmisja sportowa. Jak można to osiągnąć? Wszystko zależy od stopnia uszkodzenia narządów. Rozwiązania techniczne Pierwszy sposób to dedykowana niewidomym audiodeskrypcja. Oznacza – w swobodnym tłumaczeniu – „opis słowny”. Polega na tym, że w trakcie programu lektor opowiada to, co dzieje się na ekranie, przybliża osobie niewidomej to, czego nie może ona zobaczyć. Do filmu dodawana jest dodatkowa ścieżka dźwiękowa nagrana przez lektora czytającego wcześniej przygotowany skrypt, a więc tekst opracowany przez odpowiednio przeszkolonych specjalistów. Chodzi bowiem o to, aby tekst był zwarty, konkretny, maksymalnie obiektywny, aby nadążał za akcją. Musimy pamiętać o tym, że lektor nie powinien „zagłuszać” dialogów – musi więc czytać tekst w krótkich chwilach między słowami wypowiadanymi przez aktorów. O ile możliwości techniczne na to pozwalają, obie ścieżki dźwiękowe filmu – ta właściwa (dialogi i efekty dźwiękowe) oraz ta dodatkowa (audiodeskrypcja) puszczane są oddzielnie do każdego ucha – osoby niewidome korzystają wówczas ze słuchawek, a audiodeskrypcja nie zakłóca odbioru filmu przez pozostałych widzów. Doskonale pamiętam, gdy będąc jeszcze dzieckiem w wieku przedszkolnym, siadałem na kolanach taty, który barwnie i plastycznie DiS 79 opowiadał i opisywał, mówiąc bezpośrednio do mojego ucha, to wszystko, co działo się na filmach z kaczorem Donaldem czy psem Pluto. Po takich, jak to byśmy dziś określili, audiodeskrypcjach byłem na bieżąco – mogłem z rówieśnikami rozmawiać o oglądanych filmach, jednocześnie zaś rozwijała się i kształtowała moja wyobraźnia, tak potrzebna u człowieka z bardzo dużym ubytkiem wzroku. Później również lubiłem, gdy ścieżka dźwiękowa filmu czy reportażu telewizyjnego była uzupełniana opisami tego, co dzieje się na ekranie. Można zastanawiać się, czy audiodeskrypcja jest przydatna dla osób głuchoniewidomych. Z doświadczenia wiem, że przy tak dużym ubytku słuchu jak mój, bywa różnie. Ale i tu można sobie poradzić – gdy w czasach narzeczeńskich chodziliśmy z moją obecną małżonką na seanse filmowe ona, po uprzednim obejrzeniu filmu w pojedynkę, robiła mi, jak to byśmy dziś powiedzieli, „daktylodeskrypcję” – relacjonując film bądź to za pomocą daktylografii, bądź (częściej) alfabetu punktowego do dłoni (w tamtych czasach alfabet Lorma nie był jeszcze u nas znany). Drugi sposób – dedykowany jest osobom głuchym – to język migowy. Na ekranie wyodrębniane jest okienko, w którym widać tłumacza przekazującego wszystko, co jest mówione. Trzeci sposób – napisy – służy głównie słabosłyszącym, ale chętnie korzystają z niego też niesłyszący. Nie chodzi tu o dość powszechnie stosowane wyświetlanie tłumaczenia na język polski dialogów w filmach zagranicznych, lecz o wyświetlanie treści dialogów w języku polskim oraz podawanie dodatkowych informacji ważnych z punktu widzenia odbioru filmu lub programu, a niedostępnych dla osoby z dysfunkcją słuchu. Jeśli zatem w trakcie dialogu widzowie słyszą dźwięk nadlatującego samolotu lub stukanie do drzwi albo dźwięk dzwonka telefonu czy płacz dziecka, napisy muszą o tym informować. Pojawiają się one przeważnie przy dolnej krawędzi ekranu. 80 DiS Możliwości legislacyjne Gdy w maju 2011 roku Sejm uchwalił nowelizację Ustawy z dnia 29 grudnia 1992 roku o radiofonii i telewizji wydawało się, iż są szanse na to, że programy telewizyjne staną się bardziej dostępne dla osób z niesprawnością sensoryczną (w tym głuchoniewidomych), a także innych odbiorców mających trudności z pełnym odbiorem dźwięku i obrazu telewizyjnego, np. ludzi starszych. Źródłem tej nadziei był ust. 1 artykułu 18a: „Nadawcy programów telewizyjnych są obowiązani do zapewniania dostępności programów dla osób niepełnosprawnych z powodu dysfunkcji narządu wzroku oraz osób niepełnosprawnych z powodu dysfunkcji narządu słuchu, przez wprowadzanie odpowiednich udogodnień: audiodeskrypcji, napisów dla niesłyszących oraz tłumaczeń na język migowy, tak aby co najmniej 10% kwartalnego czasu nadawania programu, z wyłączeniem reklam i telesprzedaży, posiadało takie udogodnienia”. Takie brzmienie tego artykułu jest odległe od potrzeb i oczekiwań odbiorców z dysfunkcjami sensorycznymi – 10% czasu nadawania udogodnień w stosunku do całego czasu emisji programu telewizyjnego to bardzo mało. W trakcie prac nad nowelizacją nie udało się osiągnąć więcej. Co gorsza, zapis okazał się bardzo niejednoznaczny, dawał możliwość różnych interpretacji. Oczywiście, przyjęcie aktu prawnego, a nawet jego wejście w życie nie oznacza, że w tym samym momencie zawarte w nim zapisy realizowane są w pełnym zakresie. Potrzebny jest czas na to, aby nadawcy przygotowali się do zrealizowania dyspozycji od strony technicznej, finansowej, organizacyjnej. Zresztą sama ustawa przewiduje okres przejściowy – np. w pierwszym roku obowiązywania minimalny pułap udogodnień określony został na 5%. Organem, który w naszym kraju nadzoruje nadawców radiowych i telewizyjnych, przyznaje koncesje, monitoruje działalność, stanowi akty wykonawcze regulujące sposób działania nadawców, jest DiS 81 Krajowa Rada Radiofonii i Telewizji (KRRiT). Została więc ona zobligowana do wdrażania ustawy medialnej oraz kontrolowania nadawców, na ile się do niej stosują. W ramach KRRiT powołana została grupa robocza, której zadaniem było wprowadzenie i monitorowanie zaleceń zawartych w zacytowanym ustępie artykułu 18a. W skład grupy weszli przedstawiciele KRRiT oraz nadawców publicznych i komercyjnych. Realizując zalecenia ustawy medialnej, KRRiT prowadziła okresowy monitoring nadawców. W maju i czerwcu 2012 roku przeprowadziła konsultacje społeczne wśród nadawców i odbiorców programów telewizyjnych. Wtedy w skład grupy roboczej powołani zostali dodatkowo przedstawiciele środowiska osób niewidomych – Barbara Szymańska z Fundacji Audiodeskrypcja, osób niesłyszących – Anna Szacha z Organizacji Niesłyszących i Słabosłyszących Internautów, osób głuchoniewidomych – autor tego artykułu. Wszyscy zostaliśmy desygnowani do grupy roboczej przez Forum Dostępnej Cyberprzestrzeni (FDC) – nieformalne zrzeszenie organizacji pozarządowych, które podejmują aktywne działania w zakresie dostępności dla wszystkich internetu, materiałów audiowizualnych, mediów, urządzeń mobilnych oraz obiektów w przestrzeni publicznej. TPG należy do FDC niemal od chwili jego powstania i aktywnie uczestniczy w podejmowanych przez nie akcjach edukacyjnych, promocyjnych, świadomościowych i lobbingowych. (Więcej na temat FDC i tematyki dostępności w ramach realizowanych przez nie projektów można znaleźć w serwisie www.fdc.org.pl). W trakcie konsultacji społecznych FDC oraz inne organizacje i instytucje przedstawiły swoje postulaty dotyczące dostępności programów telewizyjnych. Zwróciliśmy m.in. uwagę, że oczekujemy systematycznego wzrostu liczby udogodnień w kolejnych latach, tak aby do roku 2020 osiągnąć pułap 50% dostępnych programów. Krytycznie odnieśliśmy się również do interpretacji KRRiT, która uznała, iż łączny czas wszystkich udogodnień – a więc audiodeskrypcji, na- 82 DiS pisów oraz języka migowego – winien wynosić 10% kwartalnego czasu nadawania z wyłączeniem reklam i telesprzedaży. Reprezentanci środowiska osób z niepełnosprawnością interpretują zapis ust. 1 z artykułu 18a w ten sposób, że każde z tych udogodnień powinno stanowić co najmniej 10% czasu nadawania, co wynika z prostego faktu, że każde z udogodnień przeznaczone jest dla innej grupy odbiorców. Brak porozumienia We wrześniu 2012 roku grupa robocza podjęła pracę nad zaopiniowaniem rozporządzeń przygotowywanych przez KRRiT. Jedno z nich miało dotyczyć tzw. małych nadawców – czyli głównie nadawców lokalnych sieci telewizji kablowej, dla których przewidziane przez ustawę medialną minimalne kwoty udogodnień miały zostać zmniejszone do poziomu 1%. W drugim rozporządzeniu miały zostać określone kwoty udogodnień dla pozostałych nadawców, przy czym KRRiT zgodnie z przytoczoną wcześniej interpretacją – chciała, aby łączny czas nadawania programów z udogodnieniami wynosił co najmniej 10% czasu nadawania. Z tym stanowiskiem KRRiT przedstawiciele strony społecznej nie mogli się zgodzić. Konsekwentnie prezentowaliśmy swoje stanowisko o konieczności rozłącznego traktowania poszczególnych udogodnień i uznania, że pułap 10% dotyczy każdego z nich. KRRiT przyjmowała argumenty nadawców, którzy bronili się przed stosowaniem w praktyce zapisów z ustawy, argumentując to wysokimi kosztami i trudnościami technicznymi, nas natomiast ignorowała. W związku z prośbą przewodniczącej grupy roboczej o przedstawienie pisemnej opinii prawników uzasadniających naszą interpretację zapisów ustawy zwróciliśmy się m.in. do prof. Ireny Lipowicz, która pełni funkcję rzecznika praw obywatelskich, oraz dr. Szymona Byczko z Uniwersytetu Łódzkiego – członka Krajowej Rady Adwokackiej. Obie opinie są zgodne z naszą interpretację. Nie wpłynęło DiS 83 to jednak na zmianę poglądów pozostałych członków grupy roboczej i KRRiT. Prof. Irena Lipowicz skierowała zresztą odrębne pismo do przewodniczącego KRRiT, wyraźnie podkreślając zasadność argumentów prezentowanych przez stronę społeczną. Doszło do spotkania rzecznika praw obywatelskich i szefa KRRiT – uczestniczyliśmy w nim na zaproszenie prof. Lipowicz. Niestety, KRRiT wciąż stoi na stanowisku, że jej interpretacja zapisu ustawy jest obowiązująca. KRRiT raz jeszcze ogłosiła krótkie konsultacje społeczne dotyczące wspomnianego projektu rozporządzenia dotyczącego małych nadawców. Mimo negatywnej opinii przedstawicieli środowiska osób z niepełnosprawnością, KRRiT wydała rozporządzenie w zaplanowanej przez siebie formie. Walka o dostępność programów telewizyjnych dla osób niewidomych, niesłyszących, słabosłyszących i głuchoniewidomych oraz innych mających trudności z odbiorem tych programów trwa. W maju doszło do kolejnej wymiany pism między FDC a przewodniczącym KRRiT. Jak na razie bez widocznych rezultatów. Planowana jest nowelizacja ustawy medialnej, może więc wtedy uda się uzyskać zapisy korzystniejsze dla osób z niesprawnością sensoryczną. Grzegorz Kozłowski, przewodniczący TPG 84 DiS nowinki techniczne Android czy iOS? Czyż to nie jest fascynujące? Żyją wśród nas ludzie, którzy pamiętają czasy, kiedy we wsi był jeden radioodbiornik i mieszkańcy schodzili się do posiadacza tego sprzętu, by posłuchać jakiejś audycji. Ci sami ludzie dziś używają nie tylko radioodbiorników, lecz także innych urządzeń i korzystają z nowoczesnych technologii. Komputer czy telefon nie jest dla nich zagadką i potrafią za ich pomocą rozmawiać oraz wykonywać inne czynności. Telefony podlegają ewolucji tak jak sprzęt elektroniczny. Technologia zmienia się na naszych oczach. To, co jeszcze wczoraj było dla nas, głuchoniewidomych, niedostępne, dziś możemy obsłużyć. Bywa różnie, czasem możemy korzystać ze wszystkich funkcjonalności, czasem tylko z kilku, ale wszystko zmierza ku dobremu. Pamiętamy, że były kiedyś telefony stacjonarne, które obsługiwaliśmy bez problemu. Aparaty zmieniały się i ewoluowały z takich na korbkę, poprzez tarczowe, do klawiszowych z wyświetlaczami i głosowymi funkcjami. Również telefony komórkowe się zmieniały. Najpierw były klawiszowe, niedostępne dla nas ze względu na brak udźwiękowienia funkcji czy powiększenia tego, co było widać na wyświetlaczach. Nie ma jednak wątpliwości, że ostatnie dziesięciolecie było przełomowe, jeśli chodzi o rozwój telefonii komórkowej. Za najważniejsze dla osób głuchoniewidomych wydarzenie w tej dziedzinie należy z pewnością uznać ukazanie się sys- DiS 85 temu operacyjnego Symbian (dał możliwość instalacji udogodnień dla osób z dysfunkcją wzroku, a także na rozmowy wideo, z których mogą korzystać migający) pozwalającego korzystać z telefonów komórkowych na nieosiągalnym do tej pory poziomie funkcjonalności. Technologia jednak wciąż się zmienia i nadszedł zmierzch Symbiana. Obecnie nie będzie już nowych aparatów z tym systemem. Dlaczego? Nie na darmo mówi się, że firma Apple wyznacza trendy w projektowaniu systemów oraz urządzeń mobilnych. W 2007 roku zaprezentowała iPhone’a – telefon z ekranem dotykowym mający, poza włącznikiem i klawiszami głośności, tylko jeden przycisk. Mimo początkowego sceptycyzmu, smartphone przyjął się na rynku bardzo dobrze, a zastosowany w nim system operacyjny iOS, wraz z całą gamą darmowych i płatnych aplikacji dodatkowych, jest nadal rozwijany. Obsługa urządzenia za pomocą gestów na tyle się spodobała, że, upraszczając nieco sprawę, wszyscy inni producenci zaczęli naśladować pomysł Apple. Tropem tym poszła m.in. firma Google, która zaproponowała producentom sprzętu mobilny system operacyjny Android. Obecnie systemy operacyjne iOS i Android królują w urządzeniach mobilnych, w których telefon jest już tylko jedną z oferowanych przez nie funkcjonalności. Są także inne systemy operacyjne, ale dwa wspomniane, to jedyne warte uwagi w kontekście użytkownika z jednoczesną dysfunkcją wzroku i słuchu. Warto w tym miejscu nadmienić, że o ile osoby słabowidzące nierzadko nie potrzebują syntezy mowy, o tyle osoby niewidome bez niej prawie wcale nie są w stanie posługiwać się smartphone’em – chyba że używają go z monitorem brajlowskim. Warto też wiedzieć, że zdecydowana większość aparatów słuchowych ma wbudowaną cewkę indukcyjną pozwalającą na odbiór sygnału za pomocą pętli indukcyjnej, która może być podłączona do telefonu czy smartphone’a. Trwają też prace nad możliwością bezprzewodowego łączenia aparatów słuchowych z smartphone’ami bez potrzeby przełączania aparatów w tryb cewki indukcyjnej. Na rynku znajdują 86 DiS się również aparaty słuchowe, które świetnie sobie radzą bez konieczności przełączania na cewkę i gdy odpowiednio ustawimy głośnik słuchawki, będziemy słyszeli naszego rozmówcę. Zależy to jednak nie tylko od samego aparatu słuchowego, lecz także od urządzenia, przez które rozmawiamy, i stanu słuchu. Problemem może wydawać się wykorzystanie dotykowego ekranu przez osoby niewidome. Zapewniam, że jeśli jesteśmy sprawni manualnie, nie stanowi to problemu. Autor niniejszego tekstu, który jest osobą głuchoniewidomą – całkowicie niewidomą i słabosłyszącą – używa iPhone’a, który jest urządzeniem w pełni dotykowym, gdzie w wykonaniu 99,9% czynności trzeba się posłużyć jakimś gestem. Na marginesie wyjaśnię, że gest to odpowiedni dla danej czynności ruch palców bądź stosowne stuknięcie, np. aby w iPhonie uruchomić aplikację, stukamy dwa razy jednym palcem w ekran, a aby przeczytać zawartość ekranu, przeciągamy z góry na dół dwoma palcami. Pytanie nie powinno więc brzmieć: czy używać urządzeń dotykowych? Pytanie powinno brzmieć: jaki system powinno mieć urządzenie dotykowe, by można było z niego jak najefektywniej korzystać? Przy wyborze systemu operacyjnego warto pamiętać, że iOS działa stabilnie, dobrze i tak samo na wszystkich urządzeniach, na których jest on zainstalowany. Jeśli chodzi o Android, to jest wiele wersji tego systemu i nie zawsze wszystko zadziała tak samo na każdym urządzeniu, mimo że wersja systemu będzie wskazywała na to, iż można w niej spodziewać się funkcji ułatwień dostępu. Firma Apple oferuje użytkownikom sprzęt i zintegrowany z nim system operacyjny, nie pozwalając zbytnio na jego modyfikację. Google natomiast, w porozumieniu z czołowymi producentami sprzętu (Intel, HTC, Motorola, Asus, Samsung, LG etc.), zaczął wyposażać w system Google Android urządzenia wszelkiej maści i marki. Możemy go więc spotkać w smartphone’ach, tabletach, odtwarzaczach multimedialnych, urządzeniach do odbioru telewizji, a nawet DiS 87 netbookach – oferowanych przez różnych producentów. Dlatego też we wszystkich urządzeniach z systemem operacyjnym iOS oprogramowanie udźwiękawiające i powiększające zachowuje się tak samo, a w urządzeniach, gdzie jest zainstalowany system operacyjny Android, może być z tym różnie, a wręcz może nie być możliwości instalacji takiego oprogramowania. Dostępność urządzeń dotykowych dla osób z uszkodzeniem wzroku zaczęła się w roku 2009. Wtedy to pojawiły się iPhone 3GS oraz system operacyjny 3.0. Poza innymi nowościami, miał on funkcję, którą mało kto wcześniej przewidywał – wbudowany screenreader VoiceOver obsługujący urządzenia z ekranem dotykowym, wspierający wiele głosów, języków i monitorów brajlowskich. Szybko okazało się, że nowy sposób interakcji z telefonem przypadł do gustu wielu użytkownikom niewidomym na świecie i że poprzeczka zawieszona została bardzo wysoko. Obecnie mamy już wersję 7 systemu iOS. Pierwsze informacje o androidowym odpowiedniku VoiceOvera o nazwie TalkBack zaprezentowane zostały w kilka miesięcy później wraz z premierą systemu Android 1.6 Donut. Entuzjazm testerów szybko jednak zgasł, gdyż program ten nie mógł się w żadnej mierze równać z VoiceOverem. Niby coś mówiło, niby dało się coś bezwzrokowo zrobić, ale w każdym z urządzeń i w każdej z wersji systemu wyglądało to inaczej. W miarę upływu czasu można w tej materii obserwować znaczny postęp. Pojawiły się polskie syntezatory, programy udźwiękawiające w polskiej wersji językowej oraz system operacyjny Android 4.0 Ice Cream Sandwich, który dopiero od tej wersji umożliwiał pełną obsługę dotykową. W aktualnej wersji 4.3. Nie jest ona nadal tak intuicyjna i prosta, jak to ma miejsce w przypadku obsługi iOS, ale na pewno stanowi krok w dobrym kierunku. W połowie października ukaże się wersja Android 4.4 Kit Kat, która zapewne wniesie kolejne funkcjonalności ułatwiające korzystanie osobom z niepełnosprawnością. 88 DiS Należy wspomnieć, że dla języka polskiego w przypadku iOS dostępny jest tylko głos żeński, a w przypadku systemu Android można wybrać głos męski, żeński lub syntetyczny. Powinniśmy jednak także wiedzieć, że dla systemu iOS jest znacznie więcej oprogramowania dedykowanego osobom niepełnosprawnym. Możemy zainstalować aplikacje wykrywające źródło światła, kolory, nominały banknotów, wspomagające nawigację, potrafiące rozpoznać produkty spożywcze, emulujące lupę elektroniczną itd. Ze względu na to, iż wśród głuchoniewidomych istnieje duże zróżnicowanie pod względem uszkodzenia wzroku i słuchu, różne też może być podejście do używania urządzeń z systemem operacyjnym iOS i Android. Dlatego należy przy zakupie kierować się przede wszystkim możliwościami, jakie daje dane urządzenie, a także indywidualnymi potrzebami. Nie ma jednego dobrego rozwiązania dla wszystkich. To, co dla jednych jest bardzo przydatne, dla innych może nie mieć znaczenia. Przed dokonaniem zakupu warto poświęcić czas na testy i sprawdzanie rozmaitych rozwiązań. W niniejszym artykule, pisanym w pierwszej połowie września 2013 roku, zasygnalizowałem tylko możliwości, które mamy do wyboru. W ogóle nie piszę o tym, co smartphone daje nam jako osobom z niepełnosprawnością w kwestii rozrywki i pracy, a także wyrównania szans społecznych w stosunku do osób pełnosprawnych. Dla zrobienia smaku dodam tylko, że fragmenty artykułu podyktowałem mojemu iPhone’owi, który przerobił je na tekst. W razie pytań proszę pisać na adres [email protected]. Krzysztof Wostal, właściciel Instytutu Edukacji i Rozwoju ALFA PRIM, Klub Głuchoniewidomych w Bytomiu DiS 89 nasze prawa PFRON dofinansowuje naukę języka migowego W kwietniu 2012 roku weszła w życie ustawa o języku migowym i innych środkach komunikowania się. Dzięki niej można otrzymać z PFRON dofinansowanie do szkoleń z polskiego języka migowego (PJM), systemu językowo-migowego (SJM), sposobu komunikowania się osób głuchoniewidomych (SKOGN) oraz tłumacza-przewodnika. Procedura jest łatwa, a korzyści ogromne. Z pomocą dofinansowań można zorganizować szkolenie w jednostce, z którego skorzystają wolontariusze lub osoby głuchoniewidome. Wyobraźmy sobie taką sytuację: zamieszkały na terenie województwa mazowieckiego wnuczek chciałby lepiej się komunikować z głuchoniewidomą babcią, więc postanawia odbyć szkolenie przygotowujące go do roli tłumacza-przewodnika. Znajduje miejsce takich szkoleń, dowiaduje się, ile godzin trwają, kto je prowadzi i ile kosztują. PFRON dofinansowuje takie szkolenia nawet do 95% w przypadku osoby uprawnionej (głuchoniewidomej lub niesłyszącej) i do 90% w przypadku osoby mającej z nią stały lub bezpośredni kontakt. Obecnie kwota ta nie może przekroczyć 680 zł. Jeśli więc szkolenie kosztuje 750 zł, to wnuczek po otrzymaniu dofinansowania może zapłacić zaledwie 75 zł. Pierwszy krok już zrobił – znalazł organizatora szkolenia, a to będzie potrzebne do wypełnienia wniosku. 90 DiS Wniosek o dofinansowanie szkoleń Następnym krokiem jest złożenie odpowiedniego wniosku. Są trzy rodzaje formularzy: • dla osoby uprawnionej, • dla członka rodziny osoby uprawnionej, • dla osoby mającej stały lub bezpośredni kontakt z osobą uprawnioną. Można je pobrać, wchodząc na stronę www.pfron.org.pl i wybierając w menu sekcję „Programy i zadania PFRON”, następnie zakładkę „Programy realizowane obecnie” i kliknąć punkt 3. „Dofinansowanie kosztów szkolenia, o którym mowa w art. 18 ustawy o języku migowym i innych środkach komunikowania się”. Po wypełnieniu wniosek składa się w oddziale PFRON właściwym ze względu na miejsce zamieszkania. Należy pamiętać o trzech ważnych sprawach: 1.Fundusz ma 30 dni na rozpatrzenie kompletnego wniosku. W przypadku pozytywnej decyzji, trzeba podpisać umowę, warto więc złożyć wniosek odpowiednio wcześniej przed rozpoczęciem szkolenia (z powodu braku wystarczającej ilości środków na rozpatrzenie wniosków można czekać nawet pół roku). 2.Wniosek złożony w okresie od 1 listopada do 31 grudnia będzie rozpatrywany dopiero w pierwszym kwartale kolejnego roku (więc może to być nawet kwiecień). 3.Jeśli w danym roku korzystano z dofinansowania PFRON, można być prawie pewnym, że drugi raz w tym samym roku się nie uda (z powodu braku środków). Przyjrzyjmy się formularzowi, który powinien wypełnić nasz wnuczek. Wybiera on wniosek dla członka rodziny osoby uprawnionej i w związku z miejscem zamieszkania w okienku „Oddział Państwowego Funduszu Rehabilitacji Osób Niepełnosprawnych” DiS 91 wpisuje dane mazowieckiego oddziału PFRON. Dalej uzupełnia: • datę wypełnienia wniosku, • dane personalne, • adres zamieszkania i adres do korespondencji, jeśli jest inny niż adres zamieszkania. Następnie zaznacza przedmiot dofinansowania, tutaj będzie to tłumacz-przewodnik na poziomie podstawowym. W tym momencie przydadzą się wcześniej zebrane informacje na temat organizatora szkolenia, któremu jest poświęcone kilka dalszych rubryk. Trzeba wpisać: • nazwę i adres organizatora, • termin i liczbę godzin szkolenia, • koszt szkolenia. W rubryce poświęconej uzasadnieniu celu szkolenia wnuczek może wpisać np. chęć lepszego komunikowania się z babcią i niesienia jej efektywniejszej pomocy. Nie uczęszczał na żadne szkolenia dotyczące komunikowania się z osobami niesłyszącymi i głuchoniewidomymi, więc w miejscu przeznaczonemu na takie informacje nic nie wpisuje. Na końcu znajduje się oświadczenie wnioskodawcy, że: • nie ma zaległości w zobowiązaniach wobec PFRON, • nie korzystał w danym roku ze środków PFRON na szkolenia PJM, SJM, SKOGN lub tłumacza-przewodnika, • dysponuje środkami na wkład własny. Wnuczkowi pozostaje tylko złożyć podpis i wniosek. Decyzja PFRON wysyłana jest pocztą na podany adres korespondencyjny. Umowa dotycząca dofinansowania szkolenia Po pozytywnym rozpatrzeniu wniosku podpisywana jest umowa między wnioskodawcą a PFRON w tym samym oddziale. Jej głów- 92 DiS nym punktem jest potwierdzenie informacji podanych we wniosku. Wymienia się w niej strony umowy, nazwę organizatora szkolenia, przedmiot dofinansowania, termin i liczbę godzin szkolenia, kwotę dofinansowania oraz termin i tryb przekazania środków. Oprócz tego wnioskodawca zobowiązuje się do pokrycia udziału własnego w kosztach szkolenia, uczestniczenia w zajęciach oraz dostarczenia potwierdzenia ukończenia szkolenia. Zobowiązuje się także przekazać oświadczenie organizatora nie później niż na 14 dni przed rozpoczęciem szkolenia. Formularz oświadczenia można pobrać ze strony PFRON, ale najczęściej dołączany jest do pisma z pozytywną decyzją PFRON. Zawiera on pytania o: • adres organizatora, • NIP oraz numer rachunku bankowego organizatora, • potwierdzenia zgłoszenia udziału wnioskodawcy w szkoleniu z PJM, SJM, SKOGN lub tłumacza-przewodnika, • koszt szkolenia, • potwierdzenie wpłaty udziału własnego przez wnioskodawcę. Zakończenie szkolenia i rozliczenie Wnioskodawca musi się udać po raz ostatni do oddziału PFRON po ukończeniu kursu, żeby dopełnić formalności dotyczących rozliczenia dofinansowania. Ma 14 dni od momentu ostatnich zajęć, aby dostarczyć rachunek lub fakturę wystawioną na wnioskodawcę oraz dokument potwierdzający ukończenie szkolenia. Jak widać, cała procedura nie jest specjalnie skomplikowana, trzeba tylko zrobić pięć kroków, niestety trzy–cztery z nich wiążą się z osobistą wizytą w urzędzie. Trzeba: 1.Znaleźć organizatora szkolenia lub kursu i zebrać odpowiednie o nim informacje. 2.Wypełnić właściwy wniosek i złożyć go w oddziale Funduszu. DiS 93 3.Po pozytywnym rozpatrzeniu wniosku podpisać umowę. 4.Złożyć oświadczenie organizatora. 5.Dostarczyć rachunek lub fakturę i dokument potwierdzający ukończenie kursu. Teoria a praktyka – realizacja założeń ustawy Chciałabym napisać, że pieniądze są na wyciągnięcie ręki i wszystko działa zgodnie z ustawą płynnie i bez zakłóceń. Tak jednak nie jest. Już na cztery miesiące przed końcem roku brakuje środków na dofinansowania, dlatego starając się o nie, trzeba się uzbroić w cierpliwość. Pod uwagę nie należy brać półtora miesiąca, jak mówi ustawa, ale pół roku. Poza tym wnioski składane w okresie od 1 listopada do 31 grudnia są rozpatrywane nie w styczniu, a w pierwszym kwartale następnego roku. Dlatego warto składać je w miesiącach wakacyjnych, wtedy można mieć pewność, że na początku kolejnego roku dostaniemy odpowiedź. Z czego to wynika? Resort pracy oszacował, że z dofinansowań będzie korzystało około 2300 osób, faktycznie z ulg chce korzystać dużo więcej, dlatego te 1,5 mln przeznaczone na ten cel jest kwotą co najmniej trzykrotnie za małą. Mimo wszystko warto spróbować. Biurokracja nie jest zawiła. Potwierdzić to mogą te jednostki TPG, które z dofinansowania skorzystały. Ewelina Rokicka, tłumacz-przewodnik z Mazowieckiej JW TPG 94 DiS aby żyło się lepiej Zatrudnienie wspomagane Pamiętacie projekt „Wsparcie osób głuchoniewidomych na rynku pracy II – Weź sprawy w swoje ręce.”? Wielu jego beneficjentów znalazło pracę, wyszło z domu, uczestniczyło w szkoleniach zawodowych, poznało nowych przyjaciół. Obecnie fundacja Eudajmonia na Dolnym Śląsku realizuje dwa podobne projekty, które być może również wpłyną pozytywnie na sytuację osób niepełnosprawnych w całej Polsce. Mimo że rekrutacja do obu jest już zamknięta, warto o nich wiedzieć. Projekt 1. Zatrudnienie wspomagane Celem projektu jest stworzenie jednego modelu trenera pracy dla wszystkich rodzajów niepełnosprawności. Cenne doświadczenie, które wnieśli działacze TPG (m.in. Przemysław Żydok, Justyna Dubanik, Kamila Skalska, Marcin Fiedorowicz, Izabela Gemza oraz Marta Gawryluk) w to innowacyjne przedsięwzięcie, sprawiło, że już pierwsi spośród stu uczestników znaleźli zatrudnienie! Projekt współfinansowany jest ze środków UE w ramach Europejskiego Funduszu Społecznego. Beneficjentami są osoby o różnym stopniu niepełnosprawności wzrokowej, słuchowej, ruchowej (również głuchoniewidome), z niepełnosprawnością intelektualną oraz z doświadczeniem choroby psychicznej. W projekcie bierze udział także otoczenie uczestników i uczestniczek, czyli ich rodzina, przyjaciele, sąsiedzi oraz asystenci. DiS 95 Podobnie jak w projekcie TPG beneficjenci mają zagwarantowaną pomoc trenera pracy, który wraz z nimi szuka dla nich odpowiedniego zatrudnienia i stanowi dla nich główne źródło wsparcia. Mogą korzystać z konsultacji z psychologiem i doradcą zawodowym oraz ze wsparcia asystentów osób z niepełnosprawnościami, a także brać udział w regularnych spotkaniach grupy Empowerment, które poruszają tematy związane z poszukiwaniem pracy, np. przygotowanie do rozmowy kwalifikacyjnej. Otrzymują również wsparcie w postaci sprzętu rehabilitacyjnego i szkoleń zawodowych. Jak pisze Marcin Fiedorowicz: „Zatrudnienie wspomagane jest procesem wieloetapowym i wiąże się głównie ze wsparciem udzielanym przez trenera pracy (tzw. job coach). Trener pracy jest to specjalnie przeszkolona i przygotowana osoba, której głównym zadaniem jest wspieranie osoby niepełnosprawnej w znalezieniu pracy, adaptacji na stanowisku pracy i utrzymaniu zatrudnienia. Aby zrealizować te cele, trener pracy podejmuje różne działania, wymagające niekiedy od niego posiadania niektórych kompetencji doradcy zawodowego, psychologa, pracownika socjalnego czy też asystenta osoby niepełnosprawnej”1. Trenerów i trenerek pracy w Polsce jest coraz więcej, ale zazwyczaj współpracują z osobami z konkretnego obszaru niepełnosprawności, np. z głuchoniewidomymi tak jak w TPG. Wprowadzenie do życia codziennego trenerów dla każdego rodzaju niepełnosprawności byłoby bardzo trudne. Dlatego fundacja Eudajmonia sprawdza, czy można połączyć wsparcie dla wszystkich rodzajów niepełnosprawności w postaci jednego trenera pracy. Jeżeli model się sprawdzi, a osoby z niepełnosprawnościami znajdą pracę, wtedy gotowy przetestowany model będzie można przedstawić politykom 1 M. Fiedorowicz, „Zatrudnienie wspomagane jako narzędzie empowermentu. Poradnik dla pracodawców/czyń, lekarzy/ek medycyny pracy oraz innych instytucji zaangażowanych w proces aktywizacji zawodowej”, e-publikacja w ramach PI „Zatrudnienie wspomagane”, Wrocław 2012, s. 14. 96 DiS i przekonać ich, że trener pracy jest potrzebny osobom z niepełnosprawnościami i warto, żeby był dostępny dla nich przez cały rok w całym kraju. Co o modelu myślą sami trenerzy i trenerki pracy? Oto wypowiedź Agaty Maryniak: „W byciu trenerką pracy najlepsze jest to, że udowadniam sobie każdego dnia, iż świat jest dla tych, którzy chcą i próbują. Nie ma znaczenia, czy masz jakąś niepełnosprawność. Jeżeli chcesz, jesteś twardy i próbujesz, próbujesz, próbujesz, to po prostu wychodzi. Jeżeli klient chce pracować, a trener pracy chce pomóc mu w znalezieniu zatrudnienia, to zaczyna się tworzyć fajna relacja, fajna współpraca. Dla mnie niesamowite jest to, że mogę zmienić życie ludzi, którzy od 30 lat nie pracowali. Kiedyś były inne czasy, ludzie, mając rentę, myśleli, że nie mogą pracować. Albo że jak zaczną pracować, to od razu zabiorą im rentę. I dla nich te 500 czy 600 zł to był wystarczający powód, żeby nie żyć, nic ze sobą nie robić, nie rozwijać się. To jest wspaniałe widzieć, jak klienci dostają swoją pierwszą pensję, jak inaczej smakują pieniądze, które zarobili sami, a nie takie, które dostaje się z powodu niepełnosprawności. Jest to niesamowita różnica, kiedy stają się samowystarczalni. Zachodzi niesamowita zmiana w głowie człowieka. Niesamowite jest to, jak moi klienci siebie odkrywają. Podczas naszej współpracy dochodzą do wniosku, że nie chcą robić tego, co wydawało im się na początku, że chcą. Ważne jest to, że podczas pracy z trenerką nie zmienia się tylko sam klient, lecz także jego otoczenie. […] Mój największy sukces? Jeden z klientów z doświadczeniem choroby psychicznej, który pracował ostatnio w 1982 roku, początkowo na naszych spotkaniach w ogóle na mnie nie patrzył, trudno było nam się porozumieć. Jednak z czasem współpraca zaczęła naprawdę fajnie wyglądać. W cały proces, prawie od początku do momentu znalezienia zatrudnienia, włączył się szereg osób – dyrektorka oraz terapeutki ze Środowiskowego Domu Samopomocy, pracodawca, DiS 97 kadry, inne trenerki pracy. I teraz klient od miesiąca pracuje, są z niego bardzo zadowoleni. Zaczął zupełnie inaczej wyglądać, inaczej się zachowywać. Uważam, że im więcej osób, które wspierają w całym tym procesie, tym łatwiej o pracę i o jej utrzymanie, czyli trwalsze efekty, a trener pracy jest takim ciastem, które to wszystko ze sobą klei". Projekt 2. Trener aktywności Co robić, jeśli osoba z niepełnosprawnością nie chce pracować, nie chce wychodzić z domu, jest samotna, ma w sobie wiele lęków? W takim wypadku do akcji powinien wkroczyć trener aktywności, który wspiera osoby z niepełnosprawnościami na każdym etapie ich życia w procesie aktywizacji społecznej. Trener spotyka się z klientem osobno i tworzy dla niego Indywidualny Plan Rozwoju, według którego wyznacza działania prowadzące do osiągnięcia ustalonych z klientem celów. Ważne jest, że pracuje w środowisku osoby z niepełnosprawnościami, dlatego ma wpływ na jej otoczenie, które również wspiera. Trener aktywności udziela wsparcia klientom w różnych miejscach w zależności od potrzeby – np. w domu klienta, urzędach, komunikacji miejskiej, instytucjach kulturalnych. Mogą oni również liczyć na pomoc asystentów – tłumaczy-przewodników, tłumaczy języka migowego, asystentów osób z niepełnosprawnością intelektualną albo ruchową2. 2 „Przewodnik po modelu usługi aktywizacji społecznej dla osób niepełnosprawnych będących klientami pomocy społecznej – Trener Aktywności”, e-publikacja w ramach PI „Trener aktywności”, Wrocław 2012, s. 18. 98 DiS Testowanie modelu trenera aktywności trwa od lutego 2013 roku i już pojawiły się pierwsze sukcesy. Dla niektórych beneficjentów projektu są to wyjście z domu, nauka jazdy na wózku elektrycznym, rozpoczęcie leczenia czy walka z alkoholizmem, dla innych – napisanie CV lub samodzielna jazda komunikacją miejską. Czasem gubimy się w gąszczu trudnych spraw, przykrych wiadomości, zdarzeń. Zapominamy o sobie, innych, o tym, co jest w życiu ważne. Czasami brakuje nam dostępu do informacji, nie mamy komputera, internetu, nie wiemy, gdzie co załatwić, do kogo się zwrócić. Czujemy się samotni, nieszczęśliwi, nie mamy pasji i zainteresowań, brakuje nam znajomych. W takich sytuacjach wsparciem może okazać się trener aktywności, którego zadaniem jest wzmocnić klienta, pokazać mu, w czym jest dobry, jakie ma silne strony, przekazać ważne informacje, pomóc w sprawach urzędowych, wesprzeć w usamodzielnianiu się. Projekt współfinansowany ze środków Unii Europejskiej w ramach Europejskiego Funduszu Społecznego realizowany jest przed fundację Eudajmonia na terenie Wrocławia we współpracy z MOPS. Bierze w nim udział 30 osób o różnych stopniach i rodzajach niepełnosprawności. Destina Kuliś, tłumacz-przewodnik z Dolnośląskiej JW TPG, specjalistka ds. promocji i upowszechniania w fundacji Eudajmonia DiS 99 poradnik domowy Sałatka z ziemniakami i grzybami Kontynuujemy kącik z poradami domowymi. Tym razem Lisiczka proponuje przepis na ziemniaczano-grzybową sałatkę. To idealny przysmak na każdą jesienną imprezę. Składniki: 0,5 kg ziemniaków; 2 pietruszki; 1 marchewka; ćwierć selera; słoik marynowanych grzybów, np. maślaków lub podgrzybków; pół pora; majonez Kielecki; sól; pieprz Ziemniaki ugotować w łupinach, a następnie obrać i pokroić w dużą kostkę. Pietruszkę, marchewkę i seler obrać i ugotować do miękkości, ostudzić i również pokroić w kostkę. Grzyby odcedzić z zalewy i pokroić. Por pokroić w półtalarki i nasolić w osobnej misce, aby puścił sok. Warzywa wymieszać, dodać majonez oraz sól i pieprz do smaku, a następnie ponownie dokładnie wymieszać. Całość wstawić na kilka godzin do lodówki, żeby się „przegryzło”. Sałatkę najlepiej serwować z szynką lub grubą kiełbasą i pieczywem. Wędlinę można podać w oryginalny sposób, np. zwiniętą w roladkę z oliwką lub twarożkiem w środku. Talerz warto przybrać liściem zielonej sałaty i pomidorkiem. Wasza Lisiczka macha do was ogonkiem i życzy powodzenia w kuchni 100 DiS kronika wydarzeń W dniach 14–23 stycznia 2013 roku w Ośrodku Rehabilitacji i Szkolenia „Homer” w Bydgoszczy odbyły się warsztaty komputerowe. Zajęcia prowadziło troje doświadczonych instruktorów. W zależności od poziomu grupy uczestnicy mogli poznać m.in. programy Word, Excel, Power Point i Gimp, a także nauczyć się korzystać z internetu i komunikatorów internetowych. Na potrzeby warsztatów stworzono witrynę internetową, na której uczestnicy zajęć na bieżąco umieszczali swoje dokonania. v 26 stycznia 2013 roku w Gdańsku odbyła się Oskarowa Gala Mistrzów Projektu „Wsparcie osób głuchoniewidomych na rynku pracy II – Weź sprawy w swoje ręce.”. Tak uroczyście świętowano zakończenie projektu w makroregionie północno-zachodnim. Nagrodzeni beneficjenci projektu, specjaliści, tłumacze-przewodnicy i firmy otrzymali złote statuetki. Aby je odebrać, trzeba było przejść po czerwonym chodniku – tak jak podczas gali rozdania Oskarów. v W dniach 31 stycznia–10 lutego 2013 roku w Bydgoszczy odbyły się warsztaty rehabilitacyjno-edukacyjne dla dzieci głuchoniewidomych DiS Galę poprowadzili: Ania Jurkowska i Andrzej Ciechowski 101 z rodzinami. Po raz pierwszy zorganizowano je w okresie zimowym. Do udziału zaproszono uczniów z oddziału dla dzieci głuchoniewidomych przy SOSW dla Dzieci Niewidomych i Słabowidzących w Bydgoszczy. Oprócz typowych zajęć rehabilitacyjnych odbywały się także zajęcia z udziałem zwierząt – dwoma alpakami, psem i jeżem. Sprawiły one wiele radości i dzieciom, i dorosłym. v Odbyły się już trzy zjazdy integracyjne Sekcji Młodych: • w Łodzi w dniach 8–10 lutego 2013 roku, • w Międzylesiu w dniach 1–3 marca 2013 roku, • w Ełku w dniach 18–28 sierpnia 2013 roku. Więcej na ten temat wewnątrz numeru. v W dniach 18–27 marca 2013 roku w Bydgoszczy odbyły się warsztaty rehabilitacyjne dla dorosłych osób głuchoniewidomych. Uczestnicy mogli skorzystać m.in. z zajęć z orientacji przestrzennej, dotyczących czynności dnia codziennego, poruszania się w kuchni i gotowania, obsługi komputera oraz rozwoju osobistego, a także ćwiczeń z elementami samoobrony, spotkań integracyjnych oraz nauki metod komunikacji. v Od kwietnia 2013 roku z inicjatywy stowarzyszenia Travelling Inspiration grupa osób głuchoniewidomych bierze udział w projekcie „Nie widząc przeszkód, jeżdżę na rowerze”. Więcej na ten temat wewnątrz numeru. v W dniach 14–17 marca 2013 roku w Łucznicy odbyły się pierwsze warsztaty dla self-adwokatów. Wzięło w nich udział 15 osób głuchoniewidomych. Więcej na ten temat wewnątrz numeru. 102 DiS v W dniach 10–12 maja 2013 roku w Łucznicy odbył się zjazd przedstawicieli jednostek regionalnych TPG. Celem spotkania było podsumowanie zakończonych 31 marca projektów ogólnokrajowych, które TPG realizowało na podstawie umów z PFRON oraz omówienie dalszych działań w regionach. v W dniach 19–29 maja 2013 roku w Orońsku odbyły się warsztaty Spotkania w Łucznicy mają rzeźbiarskie pod kierunkiem prof. swój klimat! Ryszarda Stryjeckiego, Mieczysława Syposza i Karola Pikora. W gronie 15 osób głuchoniewidomych znalazło się kilka nowych twarzy. Uczestnicy wzięli także udział w Ekomajówce (warsztatach tworzenia biżuterii z surowców wtórnych) oraz wysłuchali koncertu Recycling Band – zespołu grającego na odpadkach (słoikach, baniakach itp.). Warsztaty zakończyły się uroczystym wernisażem. v W dniach 7–8 czerwca 2013 roku w Międzyrzeczu odbyło się ogólnopolskie spotkanie osób głuchoniewidomych, któremu towarzyszyła szósta edycja koncertu Dotknąć Sztuką Nieba. Więcej na ten temat wewnątrz numeru. v DiS 103 W dniach 7–9 czerwca 2013 roku w Warszawie odbył się zjazd Sekcji Rodziców i Opiekunów Dzieci Głuchoniewidomych. Zaproszeni prelegenci przybliżyli uczestnikom takie zagadnienia jak: Konwencja Praw Osób Nie-pełnosprawnych (Krystyna Mrugalska), lobbing (Marta Lempart) oraz asertywność (Urszula Podsiadło). v W dniach 14–16 czerwca 2013 roku w Tak rodzice stają Łódzkiej JW TPG został po raz pierwszy się specjalistami zorganizowany obóz prze-trwania dla osób głuchoniewidomych. Wszyscy świetnie poradzili sobie z trudami, aktywnie uczestnicząc m.in. w zjazdach tyrolskich, jeździe na desce za motorówką, wartach nocnych, torach przeszkód, przygotowywaniu posiłków na kuchniach polowych, rozbijaniu obozu i szkole kamuflażu. Więcej na ten temat w kolejnym numerze DiS. Bożena Więckowska, pracownica biura Więcej o wydarzeniach na stronie www.tpg.org.pl 104 DiS Napisz do DiS! Wiesz o czymś, co może zainteresować naszych czytelników? Wziąłeś udział w ciekawym spotkaniu i chciałbyś o nim opowiedzieć? Zachwyciła Cię ksiażka i uważasz, że warto by ją polecić innym? A może po prostu chcesz podzielić się z nami swoimi przemyśleniami? Bez względu na to, czy jesteś osobą głuchoniewidomą, wolontariuszem, czy też tylko" przyjacielem naszego środowiska - napisz do nas! " Wszelkie materiały (fotografie, ilustracje, teksty - w formie cyfrowej, brajlu lub pisane odręcznie) przysłać możesz e-mailem lub pocztą tradycyjną na podany niżej adres redakcji, nie zapominając przy tym o podpisaniu się oraz dołączniu swoich danych kontaktowych. Nasi redaktorzy zajmą się obróbką stylistyczną Twojego tekstu, nie martw się więc niedociągnięciami czy brakiem doświadczenia. Dostarczonych materiałów nie odsłyłamy, jednakże za każdy tekst, który wybierzemy i opoblikujemy w DiS, otrzymasz należne honorarium autorskie. Nie wahaj się więc, tylko napisz! Redakcja DiS ul. Deotymy 41, 01-441 Warszawa tel./fax: 22 635 69 70 [email protected] Pod tymi adresami czekamy także na zgłoszenia od osób, które chcą otrzymywać DiS. Prenumerata jest bezpłatna. Należy tylko podać dokładny adres korespondencyjny oraz określić, w jakiej formie mamy wysyłać DiS (druk powiększony, brajl, płyta). Opracowanie: Elżbieta Gubernator-Syposz (redaktor naczelna) Katarzyna Gromadzka (redakcja merytoryczna) Maria Białek (redakcja i korekta) Dorota Umińska (opracowanie graficzne, kamera, montaż filmów) Michał Bernard Łach (tłumaczenie na PJM) Kamil Kaczyński (wersje audio) Druk: LOTOS POLIGRAFIA Sp. z o.o. ul. Wał Miedzeszyński 98, 04-987 Warszawa Na okładce: Fotografia z wyprawy 80 rowerów dookoła Polski" " w obiektywie Warsztaty arteterapeutyczne w Łucznicy V Ogólnopolski Festiwal Twórczości Wszelakiej Osób Głuchoniewidomych w Olsztynie Warsztaty komputerowe w Bydgoszczy zys war twa To iewidomym on likacja Pub mocy G uch Po ISSN 1427-3128 Warsztaty dla self-adwokatów w Łucznicy www.tpg.org.pl