1-2 Dłonie i Słowo Magazyn Towarzystwa Pomocy Głuchoniewidomym

Transkrypt

1-2 Dłonie i Słowo Magazyn Towarzystwa Pomocy Głuchoniewidomym
2013 rok
1-2 Dłonie i Słowo
Magazyn Towarzystwa
Pomocy Głuchoniewidomym
Maraton w Nowym Jorku
s. 4
Wyprawa na rowerach
s. 11
Biblioteka dla wszystkich
s. 63
od redakcji
Drodzy Czytelnicy,
za nami gorące lato, czas jednak wrócić do codzienności i do lektury naszego czasopisma.
Polecam recenzję Iwony Wróblak z koncertu Dotknąć Sztuką Nieba w Międzyrzeczu oraz wspomnienia wolontariuszki Natalii Jaruty z organizacji tej imprezy.
Na uwagę zasługuje również artykuł „Festiwal pełen wartości”.
Materiał zebrany przez Marcina Chojnowskiego przedstawia etapy
przygotowywania kolejnych edycji Ogólnopolskiego Festiwalu
Twórczości Wszelakiej Osób Głuchoniewidomych, a także prezentuje, w jaki sposób i w jakim stopniu w sprawy organizacyjne angażują
się osoby głuchoniewidome, wolontariusze oraz sponsorzy.
Zachęcam też do przeczytania dwóch tekstów Michała Majchrzaka. W artykule „Maraton w Nowym Jorku” opowiada on o swojej
pasji – biegach na dystansie 42 km i 195 m; w artykule „Spotkania
Młodych” omawia zaś trzy tegoroczne zjazdy Sekcji Młodych, którym
towarzyszyły warsztaty sportowe, kulinarne i wizażu, zwiedzanie
oraz inne atrakcje kulturalne.
Na koniec zwracam uwagę, że w tym roku otrzymają Państwo tylko
dwa numery DiS, ale za to bardzo obszerne. Dodatek dla rodziców
znajduje się na ostatnich stronach. Środek magazynu jest czarnobiały. Zadecydowały o tym oczywiście kwestie finansowe. Mamy
nadzieję, że to stan przejściowy.
Życzę Państwu miłej lektury!
Elżbieta Gubernator-Syposz,
redaktor naczelna
Dłonie i Słowo
Wydawca:
Kwartalnik Towarzystwa
Pomocy Głuchoniewidomym
Nr 1 (70) / 2013 rok XVIII
ISSN 1427-3128
nakład: 1600 egz. + 160 brajl
ul. Deotymy 41 I 01-441 Warszawa
tel./faks: 22 635 69 70
www.tpg.org.pl [email protected]
Publikacja dofinansowana przez Państwowy Fundusz Rehabilitacji Osób
Niepełnosprawnych.
spis treści
Maraton w Nowym Jorku
Michał Majchrzak
Nie widząc przeszkód, jeżdżę na rowerze
Natalia Kołodziej
Festiwal pełen wartości
wypowiedzi zebrał Marcin Chojnowski
Dotknęliśmy nieba Natalia Jaruta, Iwona Wróblak
Warsztaty dla self–adwokatów
Tomasz Malaika, Robert Schab
Z życia klubów
Anna Podgórna, Anna Jurkowska
Końska dawka emocji Anna Podgórna, Joanna Koralewska, Sabina Wolniewicz
Spotkania Młodych Michał Majchrzak
Jest taka biblioteka
Urszula Maksimowicz
W świecie cyfrowej słyszalności Stanisław Sierko
W starożytnym mieście o sprawach głuchoniewidomych
Agnieszka Majnusz
Czy programy telewizyjne będą kiedyś dostępne dla wszystkich? Grzegorz Kozłowski
Android czy iOS? Krzysztof Wostal
PFRON dofinansowuje naukę języka migowego Ewelina Rokicka
Zatrudnienie wspomagane Destina Kuliś
Sałatka z ziemniaków Lisiczka
Kronika wydarzeń
Bożena Więckowska
4
11
22
36
45
48
52
58
63
67
74
78
85
90
95
100
101
sylwetki
Maraton w Nowym Jorku
Czy wiedzieliście o tym, że w ubiegłym
roku słynny nowojorski maraton przebiegł
głuchoniewidomy chłopak z Krakowa? O tym, jak
do tego doszło, opowiada sam zawodnik – Michał Majchrzak.
Dawno, dawno temu... byłem zwykłym, przeciętnym, nieśmiałym,
niewyróżniającym się niczym chłopakiem. Marzyłem o czymś, ale
nie potrafiłem tego nazwać. Wreszcie, niczym Forrest Gump,
postanowiłem wyjść z domu i zacząć biegać. Tak mi się to spodobało,
iż postanowiłem przebiec parę kilometrów. Jak już je przebiegłem,
to postanowiłem pokonać ich jeszcze więcej. Znalazłem prawdziwą
pasję. Aż rzuciłem sobie wyzwanie. „Zrobić” maraton, legendarne
42 km i 195 m. Kiedy i to mi się udało, postawiłem sobie kolejny cel
– wziąć udział w maratonie zagranicznym w Europie. I to zrealizowałem. Zaliczyłem imprezy w Berlinie, Rzymie, Wiedniu i Koszycach. Ale wciąż było mi mało.
Pewnego dnia usłyszałem o Seven Continents Club – elitarnym klubie biegaczy, którzy ukończyli maratony na wszystkich siedmiu
kontynentach. Europa zaliczona. Pora na drugi kontynent! Ameryka Północna? To może Nowy Jork? Czemu nie. Wybór nie był
przypadkowy – wylot na ten maraton sponsorowała nowojorska filia
organizacji Achilles International, która zrzesza niepełnosprawnych biegaczy z wszelkimi dysfunkcjami z całego świata
i ma oddział również w Polsce. Gdy tylko usłyszałem o jego
istnieniu, od razu do niego wstąpiłem. Kilka lat wyczekiwania
w kolejce i w końcu się udało! Zostałem zakwalifikowany do udziału w maratonie w 2012 roku.
4
DiS
Najpierw należało załatwić wizę. Jest,
co prawda, trochę papierów do wypełniania, ale można się z tym
uporać w kilka dni. Do tego trzeba wnieść opłatę w wysokości
około 550 zł, a następnie odbyć
rozmowę z konsulem. W moim
przypadku spotkanie było
przyjemnością, głównie za
sprawą listu polecającego od
prezesa Achillesa. Wizę mi
przyznano, i to na 10 lat. Teraz
mogłem się skupić wyłącznie na
solidnym treningu.
Został już tylko tydzień do startu, kiedy
Meta!
z Ameryki zaczęły dochodzić wieści na
temat zbliżającego się huraganu Sandy.
Dzień w dzień z niepokojem śledziłem pogodę
w Nowym Jorku. Żywioł uderzył, ale zniszczenia nie
były tak ogromne jak przewidywano. Ogłoszono, że maraton prawdopodobnie się odbędzie.
Na początku listopada wyleciałem więc wraz z dwoma innymi biegaczami Achillesa, Marcinem i Stanisławem, z warszawskiego
Okęcia. Okazało się, że niepotrzebnie wziąłem prowiant do bagażu
podręcznego, ponieważ obsługa samolotu zadbała o to, by
pasażerowie nie byli głodni. Był ciepły obiad, do tego kanapki,
słodycze, kawa, herbata, zimne napoje. Dowiedziałem się że na
dłuższych lotach jest to standard we wszystkich liniach. Do tego
każdy z nas dostał słuchawki, dzięki czemu mogliśmy się relaksować
przy muzyce. Lot z Warszawy do Nowego Jorku trwa mniej więcej
osiem i pół godziny. I tu ciekawostka: mimo że wystartowaliśmy
o 16 czasu polskiego na miejscu byliśmy o 21 czasu miejscowego.
DiS
5
Jeszcze ciekawiej wygląda to w drodze powrotnej – wylecieliśmy we
wtorek o 18 czasu miejscowego, zaś w Polsce znaleźliśmy się
w środę o 8 rano. To oczywiście sprawa innych stref czasowych.
Nigdy nie zapomnę pierwszego widoku na nocny Nowy Jork mieniący
się tysiącami świateł i neonów. Po wylądowaniu odetchnąłem z ulgą
i pomyślałem sobie: „Czas zacząć swój amerykański sen!”. Już na
lotnisku JFK okazało się, jak bardzo za granicą pomocna jest biała
laska. Otwiera ona wiele drzwi i bardzo ułatwia życie. Po wejściu na
halę przylotów trzeba odstać w ogromnej kolejce do urzędnika imigracyjnego, który zezwala na pobyt w USA. My dzięki białym laskom
szybko załatwiliśmy wszelkie formalności.
Po odprawie spotkaliśmy się z Krzysztofem, wolontariuszem Achillesa. Pojechaliśmy na Manhattan do hotelu Pennsylvania. Usytuowany jest on w samym centrum, naprzeciw Madison Square Garden (hali, w której walki toczył Andrzej Gołota) oraz niedaleko Empire
State Building. Podziwiając uroki Nowego Jorku podczas jazdy,
czułem się jak w jakimś filmie. Sen stał się rzeczywistością.
Nazajutrz udaliśmy się po odbiór pakietów i numerów startowych.
Biuro maratonu znajdowało się w Javits Center – olbrzymiej hali
wystawowej. Wśród tysiąca zawodników z całego świata dawało się
odczuć podniecenie przed jednym z najważniejszych biegów na
świecie. Po południu czekała nas uroczysta kolacja w hotelu Holiday Inn. Była to okazja do spotkania członków międzynarodowej
rodziny Achillesa, biegaczy z wszelkimi dysfunkcjami wraz z przewodnikami oraz biegaczami-wolontariuszami. Poznałem dr. Dicka
Trauma – szefa Achillesa. To wspaniały człowiek. Zawarłem też
znajomość z kilkoma głuchoniewidomymi biegaczami z Norwegii.
Z jednym z nich, całkowicie głuchoniewidomym, porozumiewałem
się za pomocą języka migowego odbieranego dotykiem.
Właśnie podczas spotkania usłyszeliśmy hiobową wieść, iż na
skutek strat i zniszczeń spowodowanych przez huragan maraton
6
DiS
został jednak odwołany – po raz pierwszy
w swojej historii. Pomyślałem sobie:
„Zaraz, zaraz, przeleciałem parę
tysięcy kilometrów, by usłyszeć,
że maratonu jednak nie będzie?
Nie ze mną te numery!”. Miałem
ochotę podejść do organizatorów zawodów oraz burmistrza miasta i wykrzyczeć im
w twarz słowa przeboju legendarnej grupy Queen: „Show
must go on!” (Przedstawienie
musi trwać!). Po chwili uświadomiłem sobie jednak, że to musiała być bardzo trudna decyzja, przez
Spacer
tydzień toczyły się zapewne tysiące rozpo Nowym Jorku
mów. Tak na marginesie, zwiedzając miasto, nie widzieliśmy żadnych skutków huraganu, tylko część metra nie działała, nie kursował
prom na wyspę, na której stoi Statua Wolności, i muzea
na dole Manhattanu były nieczynne. Ale zwiedzaliśmy w zasadzie
sam Manhattan, ucierpiały zaś dzielnice leżące na obrzeżach
metropolii.
Jednak my, maratończycy, udowodniliśmy, że trzymamy się razem,
że tak łatwo się nie poddajemy. Dr Traum natychmiast podjął decyzję o nieoficjalnym biegu. I rzeczywiście, stawiliśmy się w sile kilkunastu tysięcy biegaczy w niedzielę o dziewiątej w Central Parku.
Jedno okrążenie wokół niego ma około 10 km, więc postanowiliśmy
przebiec cztery okrążenia. Na trasie zebrali się również tłumnie
kibice, którzy nas żywiołowo dopingowali. Biegło mi się w miarę dobrze, nie forsowałem tempa. W tej chwili czas nie był istotny, ale
zaliczenie 40 km. Jako że meta maratonu jest usytuowana zawsze
DiS
7
w Central Parku, mijaliśmy ją cztery razy. Biegłem w koszulce
z nadrukiem polskiej flagi i klubu Achilles. Widać było, że tutejsi
kibice wiedzą, co to za organizacja. Dodatkowo mnie wspierali,
krzycząc: „Go Achilles, go Poland!”. Niektórzy biegacze poklepywali mnie nawet po plecach. To fantastyczne uczucie. Nie czuć wtedy
wcale zmęczenia. Pierwsze kółko biegło mi się dobrze, na kolejnych
dwóch nieco osłabłem, jednak na ostatnim odzyskałem siły. Po
niecałych czte-rech godzinach biegu udało mi się dotrzeć do końca
trasy. Mogłem być z siebie dumny i powiedzieć, że maraton – choć
nieoficjalny i niepełny – to jednak zaliczony! Achilles ma wyegzekwować od organizatorów medale.
Podczas tygodniowego pobytu w Nowym Jorku mieliśmy kilka dni
wolnego i dużo zwiedziliśmy. Chodziliśmy głównie po Manhattanie.
Tutaj nie sposób się zgubić. Ta dzielnica ma świetne rozwiązanie
komunikacyjne – jest zaprojektowana w kratkę: z północy na
południe biegnie kilkanaście ponumerowanych alei (avenue),
z zachodu na wschód biegną zaś ponumerowane ulice (street).
Wszystko to pozwala na bardzo łatwe ustalenie lokalizacji danego
miejsca. Co mnie zaskoczyło, to fakt, iż tutaj piesi nie przestrzegają
czerwonego światła. Po pewnym czasie i my zaczęliśmy przechodzić
na czerwonym. Manhattan mnie nie przytłoczył. Wbrew pozorom,
mimo że to jedna z najbogatszych dzielnic świata, jest on przyjazny
do życia. Chodniki są bardzo szerokie i równe. Wszędzie respektowane są prawa osób niepełnosprawnych. Dałoby się tu żyć.
Obejrzeliśmy miejsce, w którym stało World Trade Center. Ze
wschodu otoczone jest nowymi budynkami połączonymi promenadą
dla pieszych. Postęp prac przy wznoszeniu nowych wież światowego
handlu można podziwiać ze wspaniałej przeszklonej budowli. Niedaleko WTC znajduje się słynna Wall Street. Nie wyróżnia się niczym, ot zwykła wąska uliczka. Główny budynek nowojorskiej giełdy
również przedstawia się dość niepozornie. To kilkupiętrowa kamienica przykryta dużą amerykańską flagą. Nie spodziewałem się
8
DiS
że tak wygląda centrum finansowe. Manhattan robi wrażenie
zwłaszcza nocą. Jest tu tyle świateł i neonów, iż człowiek czuje się
jak w dzień. Najbardziej oświetlony jest chyba słynny Times
Square. Czuć, że jest się w centrum świata! Jednego dnia dzięki
prezesowi Achillesa nasza trójka dostała bilety na musical na
samym Broadwayu! Nigdy nie sądziłem, że będzie mi dane obejrzeć na żywo spektakl w miejscu, gdzie zaczynało karierę wielu
hollywoodzkich aktorów. To były magiczne dwie godziny spędzone
w stylu lat pięćdziesiątych i sześćdziesiątych. Będąc w Nowym
Jorku, nie mogłem nie skorzystać ze słynnych żółtych taksówek.
Nawet sam jedną chciałem złapać, jak to robią aktorzy na filmach.
Udało się to bez problemów. Kierowcą był Hindus z długą białą
brodą i w turbanie. To miasto stanowi w końcu tygiel narodowości
i kultur. Ale największe wrażenie zrobił na mnie najwyższy budynek Nowego Jorku, czyli Empire State Building. Taras widokowy
znajduje się na 86. piętrze. Jazda windą trwa niecałą minutę. Gdy
z niej wyszedłem, dosłownie odebrało mi mowę. Panorama była
oszałamiająca. Cały Nowy Jork rozciągał się jak na dłoni. Aż kręciło
mi się w głowie, czasami musiałem przystanąć i oprzeć się
o ścianę. Chodziłem wciąż dookoła, chłonąłem i pstrykałem
zdjęcia. Wiał wtedy wiatr i czuć było, że budynek lekko się buja,
co jest naturalne, lecz niezbyt przyjemne. Nie wyobrażam sobie, co
się musiało dziać tydzień wcześniej podczas kulminacji huraganu.
Na górze budynek musiał mieć ponad metr odchyłu od pionu!
I pomyśleć, że wzniesiono go ponad 80 lat temu. Człowiek mimo
wszystkich swoich ułomności i wad jest jednak wielki, skoro potrafił
zbudować coś takiego.
I jeszcze jedna dygresja. Nowojorczanki są, owszem, zadbane,
eleganckie, zamożne, ale poza tym nic specjalnego. Uświadomiłem sobie, że najpiękniejsze i najwspanialsze kobiety są w Polsce.
Reasumując, tydzień w Nowym Jorku to była dla mnie jak na razie
przygoda życia. Spotkałem wielu wspaniałych ludzi, nawiązałem
DiS
9
nowe kontakty, poznałem Amerykę od środka. Istotne jest również
to, że nauczyłem się kilku ważnych rzeczy. Przede wszystkim tego,
iż trzeba stale pracować nad samym sobą, aby być lepszym, nie
tylko biegaczem, lecz także człowiekiem. Trzeba stale od siebie
wymagać, choćby inni od nas nie wymagali. Wiem też, że kiedyś tu
wrócę.
Pragnę podziękować pani Halinie Koralewskiej, wolontariuszce
Achillesa, która od lat zajmuje się polskimi ekipami przylatującymi
na ten maraton. Dzięki jej wsparciu możliwe było nasze uczestnictwo w tym wielkim wydarzeniu. Wiele pomógł nam również Krzysztof Armatys.
A teraz? Jedno marzenie zrealizowanie, ale życie toczy się dalej,
więc czas wyznaczyć sobie kolejne cele, wymyślić nowe projekty!
W głowie mam już plan wyprawy na tandemie do Ameryki Południowej
wraz z tłumaczem-przewodnikiem Natalią Kołodziej. Zaczynamy
szukać sponsorów tej eskapady. A może teraz maraton w Chicago?
Mam tam rodzinę, wystarczy tylko znaleźć sponsora na przelot…
Albo oficjalny maraton w NYC? Prędzej czy później na pewno!
Nie można przestać marzyć!
Na koniec chciałbym polecić wspaniałą książkę o historii Achillesa
„Nowe możliwości”. Napawa otuchą, pokazuje drogi wyjścia z trudnych sytuacji, uczy pokonywania barier. To piękny prezent dla
każdego. Do nabycia w wydawnictwie Barsen:
[email protected].
Michał Majchrzak,
Klub Głuchoniewidomych w Krakowie
10
DiS
sport
Nie widząc przeszkód,
jeżdżę na rowerze
„Nie widząc przeszkód, jeżdżę na rowerze”
to jedyna w swoim rodzaju inicjatywa polegająca na organizowaniu tandemowych wypraw osób mających zaburzenie funkcjonowania wzroku i słuchu. Jej celem jest
przełamywanie społecznych barier, szerzenie wiedzy na
temat głuchoślepoty i alternatywnych metod komunikacji.
Projekt realizowany jest przez stowarzyszenie Travelling
Inspiration.
Otwarty rynek ofert sportowo-turystycznych jest niedostępny dla
osób niewidomych oraz głuchoniewidomych. Przedsięwzięcie „Nie
widząc przeszkód, jeżdżę na rowerze” to zmienia – przekuwa ideę
równości w czyn. Jego motto brzmi: gdy zaakceptujesz własne
ograniczenia, jesteś w stanie je przekroczyć! Uczestnikiem
poszczególnych etapów wyprawy rowerowej może zostać każdy.
Tegoroczna inicjatywa składa się z trzech projektów: „80 rowerów
dookoła Polski”, „80 rowerów dookoła Europy” oraz „Nie widząc
przeszkód, prosto do Peru”.
80 rowerów dookoła Polski
Projekt, który ma na celu objechanie i zwiedzenie Polski, składa się
z 12 etapów, rozpoczął się w kwietniu 2013 roku i potrwa do
czerwca 2014 roku. Startujemy kolejno z Krakowa, Rzeszowa, Lublina, Warszawy, Białegostoku, Olsztyna, Władysławowa, Darłowa,
DiS
11
Międzyzdrojów, Gorzowa Wielkopolskiego, Legnicy i Częstochowy.
Etapy odbywają się w systemie dwu- lub czterodniowym, dzienne
dystanse to około 100 km.
Oswajanie z tandemem i etap I: Kraków–Tarnów–Rzeszów
Nasza przygoda zaczęła się w kwietniu w Szczawnicy. Wraz z całą
ekipą wybraliśmy się na dwa dni „oswajania z tandemem”. Pierwszy raz wsiedliśmy na podwójny rower, uczyliśmy się ruszać, skręcać,
hamować, wspólnie pedałować tak, aby nie zaliczyć wywrotki. Był to
dla nas bardzo cenny trening, podczas którego nabyliśmy niezbędną
wiedzę, jak współpracować podczas jazdy na drogach, gdzie oprócz
nas poruszają się samochody.
Po kilku miesiącach intensywnej pracy nad projektem nastał
20 kwietnia! Rozpoczynamy pierwszy etap rowerowej ekspedycji
dookoła Polski. Wszystkich jednocześnie rozpierała energia
i dręczyła niepewność, czy damy radę. W końcu nikt dotąd nie
próbował w ten sposób podróżować z głuchoniewidomymi.
Wprawdzie dwa tygodnie wcześniej byliśmy na weekendowym
„przetarciu” w Szczawnicy, ale teraz czekała nas chwila prawdy.
Punktualnie o ósmej w sobotę zebraliśmy się na krakowskim rynku
pod ratuszem. Na miejscu żegnali nas Bogdan Dąsal, pełnomocnik
prezydenta miasta Krakowa ds. osób niepełnosprawnych, oraz reporterzy TVN24, którzy przeprowadzili z nami wywiad. Po chóralnym okrzyku „Nie widząc przeszkód, jeżdżę na rowerze!” pełni
nadziei ruszyliśmy przed siebie. Trasa biegła z dala od głównych
dróg – jechaliśmy przeważnie wzdłuż pól, łąk, lasów i wiosek,
czasami też trzeba było zjechać na leśną dróżkę. Postoje robiliśmy co kilkanaście kilometrów. W miarę upływu czasu coraz
pewniej czuliśmy się na tandemach. Najistotniejszą sprawą podczas jazdy jest właściwa komunikacja między tłumaczem-przewodnikiem a głuchoniewidomym. Osoba siedząca z tyłu musi bo-
12
DiS
wiem współpracować z siedzącą z przodu. Nasze pojazdy robiły nie lada
furorę wśród miejscowej ludności. Wszędzie spotykaliśmy się
z zaciekawionymi spojrzeniami.
Niektórzy nawet robili tandemom zdjęcia. Uświadomiliśmy
sobie, że ten środek transportu to dla wielu wciąż coś abstrakcyjnego.
Do Tarnowa zajechaliśmy późnym popołudniem po pokonaniu
95 km. Na drugi dzień o ósmej
wyruszyliśmy z rynku w stronę
Rzeszowa. Ta część trasy okazała się
Pełni zapału na
rynku w Krakowie
trudniejsza, gdyż pojawiły się dosyć
z Bogdanem Dąsalem
długie i strome podjazdy. Poza tym mieliśmy już w nogach sporo przejechanych kilometrów, wszyscy odczuwali zmęczenie. Każdy jednak walczył. Wreszcie po pokonaniu ostatnich wzniesień
ujrzeliśmy tabliczkę z napisem „Rzeszów”. To było coś niesamowitego. Po dwóch dniach jazdy i przebyciu około 205 km dotarliśmy
do celu! Wjeżdżając na rzeszowski rynek, czuliśmy się jak zwycięzcy
i rzeczywiście tak było, bo przecież dokonaliśmy niezwykłej rzeczy!
Wspólna jazda dała nam ogromną radość, podczas podróży chciało
się śpiewać, przez większą część trasy na twarzy każdego z nas
gościł uśmiech. Z niecierpliwością czekaliśmy na kolejny etap.
Etap II: Rzeszów–Sandomierz–Lublin
18 maja startowaliśmy w Rzeszowie. Dwunastoosobowa ekipa
zaczęła od podróży pociągiem z Krakowa do Rzeszowa. Tym razem
DiS
13
musieliśmy sobie radzić bez wsparcia busa z przyczepką, jak to
miało miejsce w poprzednim etapie. Trzeba było wszystkie swoje
rzeczy spakować do sakw, co było dodatkowym obciążeniem. Ale
zarówno pogoda, jak i humory dopisywały. Do urokliwego Sandomierza udało się nam dojechać tuż przed ulewą. Okazało się, że
tego dnia pokonaliśmy prawie 120 km! Nazajutrz musieliśmy
wcześnie wstać i już o szóstej ruszyć na szlak, tak by do Lublina
dotrzeć przed czwartą i zdążyć na pociąg powrotny.
Okolice Sandomierza są cudowne. Mijaliśmy niezliczone sady
położone na wzgórzach. Momentami czuliśmy się jak we włoskiej
Toskanii. Paręnaście kilometrów za miastem natknęliśmy się na
prom kursujący na Wiśle i postanowiliśmy z niego skorzystać. Dzięki
temu nadrobiliśmy część drogi. Jazda tego dnia upłynęła nam pod
znakiem spadających łańcuchów. Niemal każda para musiała
uporać się z tym kłopotem, ale wszyscy spisali się znakomicie.
Tym razem nie mieliśmy czasu na dłuższe postoje – należało się
sprężać, by dotrzeć do Lublina w wyznaczonym terminie. Choć
byliśmy wyczerpani tempem jazdy, dużym obciążeniem, słońcem
i brakiem odpoczynku, niosła nas pozytywna energia. W ciągu dwóch
dni udało się nam pokonać prawie 225 km.
Etap III: Lublin–Dęblin–Warszawa
Trzeci etap wyprawy rozpoczął się od podróży pociągiem do Lublina,
skąd 25 maja o poranku ruszyliśmy przez Dęblin do Warszawy. Na
drodze napotkaliśmy kilka przeciwności losu: złapaliśmy gumę,
pękła nam opona, w jednym z wypożyczonych tandemów brakowało
mocowań na bagażnik. W dodatku 30 km przed stolicą załapała nas
ulewa, która towarzyszyła nam aż do bram miasta. Wszystkiemu
dzielnie stawiliśmy czoła! Udowodniliśmy sobie, że nie straszne są
nam żadne przeciwności losu, my po prostu nie widzimy przeszkód.
W ciągu tego weekendu w sześcioosobowym składzie na trzech
tandemach przejechaliśmy 190 km.
14
DiS
Etap IV: Warszawa–Małkinia
Górna–Białystok
Ten etap również zaczęliśmy od
podróży pociągiem, tym razem
do Warszawy. Uczestniczyło
w nim 13 osób. Na starcie pod
Uniwersytetem Warszawskim
powitały nas ekipy z radia TOK
FM i telewizji TVN, którym
udzieliliśmy wywiadów o naszej akcji. Po słowach otuchy
trzymającej za nas kciuki Bożenki Więckowskiej z Mazowieckiej
JW TPG ruszyliśmy na trasę. Po
dwóch dniach i 228 km pedałowania
Bagaże dodatkowo
obciążały rowery
dotarliśmy do celu! W naszych sercach
zagościła radość, w głowach kłębiły się nam
sentymentalne myśli: „Tak szybko pędzimy do
przodu – nie chcemy, by nasza wędrówka po urokliwych polskich drogach dobiegła końca! Za bardzo nam się
podoba!”.
Etapy V i VI: Białystok–Pisz–Olsztyn–Elbląg–
–Władysławowo
W trwających od 4 do 7 lipca dwóch etapach wzięło udział 10 osób:
dwie głuchoniewidome i jedna niewidoma, czterech przewodników
oraz trzech uczestników. Na krótsze odcinki do naszego rajdu
dołączali do nas również liczni sympatycy. Cóż to były za niesamowite dni. Od samego początku naznaczone przygodami. Stanęło
przed nami nowe wyzwanie. Po raz pierwszy mieliśmy do pokonania dystans blisko 486 km.
DiS
15
W Białymstoku czekała na nas wspaniała niespodzianka – na rynek
wjechaliśmy bowiem zapowiedziani przez spikera oraz przy aplauzie publiczności zgromadzonej na pikniku dla osób niepełnosprawnych. Fundacja Impuls oraz stowarzyszenie My Dla Innych
zainspirowani naszą akcją zorganizowali świetną inicjatywę dla
miejscowych organizacji pozarządowych „W TANdemie”, na którą
zostaliśmy zaproszeni jako honorowi goście. Po wspólnym
piknikowaniu następnego dnia ruszyliśmy przed siebie. Tereny
północno-wschodniej Polski są piękne i na pewno zostaną na długo
w naszej pamięci. Tego dnia przejechaliśmy wszerz niemal całe
Mazury. Raz po raz mijaliśmy jeziora. Co ciekawe, kraina ta nie jest
wcale tak płaska, jak mogłoby się wydawać. Prawie za każdym
zakrętem napotykaliśmy podjazd albo zjazd. Jednak trudy tego dnia
rekompensowały nam chwile spędzone nad wodą. W Olsztynie
czekało nas wspaniałe przywitanie, Warmińsko-Mazurska JW TPG
zapewniła nam nocleg, obdarowała nas pięknymi kartkami i mnóstwem kolorowych balonów, które doczepiliśmy do tandemów.
Te cztery dni pełne były radosnych chwil: łowiliśmy ryby, pływaliśmy
kajakami, leżakowaliśmy, pluskaliśmy się w jeziorach, piekliśmy
kiełbaski przy ognisku, pływaliśmy statkiem po Bałtyku, a męska
część ekipy zakosztowała nawet kąpieli w morzu. Ostatnią z atrakcji
wyjazdu było rozkręcanie tandemów na części, aby zapakować je
i przewieźć do Krakowa pociągiem, na który nie udało nam się
kupić biletów rowerowych. Tutaj także przeszkód nie widzieliśmy
i z pomocą ludzi na stacji z wszystkimi częściami naszych pojazdów wsiedliśmy do pociągu.
Co przyniesie rok 2014?
W roku 2013 pokonaliśmy ponad 1300 km. W 2014 roku czeka nas
kolejnych sześć etapów:
• etap VII: Władysławowo–Kluki–Darłowo (195 km),
• etap VIII: Darłowo–Trzebiatów–Międzyzdroje (180 km),
16
DiS
• etap IX: Międzyzdroje–Stargard Szczeciński–Gorzów Wielkopolski (170 km),
• etap X: Gorzów Wielkopolski–Zielona Góra–Legnica (218 km),
• etap XI: Legnica–Namysłów–Częstochowa (230 km),
• etap XII: Częstochowa–Kraków (116 km).
80 rowerów dookoła Europy
Projekt ma na celu zdobycie wszystkich europejskich stolic na rowerze. Skierowany jest zarówno do osób, które mają doświadczenie
w podróżach na dwóch kółkach, jak i tych, które chcą spróbować
swoich sił po raz pierwszy, dlatego gwarantujemy podczas całego
rajdu obecność samochodu zabezpieczającego.
Edycja I: Warszawa–Wilno–Ryga–Talin–Helsinki
Pierwsza edycja tej unikatowej tandemowej eskapady osób
niepełnosprawnych miała miejsce w dniach 13–29 lipca. 1200 km,
13 dni, cztery tandemy i 10 osób. W wyprawie wzięli udział: Karolina
Sz., Michał M., Bartłomiej J. (głuchoniewidomi), Rafał S. (niewidomy), Renata G., Destina K., Natalia K., Marcin K. (tłumacze-przewodnicy), Artur B. (kierowca) oraz Magda (uczestnik).
Wprawdzie mieliśmy już za sobą „przetarcie” w postaci projektu
„80 rowerów dookoła Polski”, ale nikt z nas jeszcze nie próbował
podróżować tandemem za granicą. W stolicach mieliśmy zarezerwowane pokoje w hostelach, w pozostałych miejscach naszym
domem były namioty, zaś za prysznic służyły jeziora, rzeki albo
morze.
Każdy dzień wyprawy wyglądał podobnie. Pobudka o siódmej–ósmej, śniadanie, składanie namiotów, sprzątanie obozowiska, pakowanie rzeczy do sakw i busa. Wieczorami rozpalaliśmy ognisko,
przy którym piekliśmy kiełbaski i wspominaliśmy miniony dzień.
Zwykle pokonywaliśmy od 80 do nawet 120 km.
DiS
17
Trasa najpierw biegła przez Mazowsze, część Mazur oraz urokliwy
Biebrzański Park Narodowy. Na Litwę wjechaliśmy już czwartego
dnia. Przywitała nas pięknymi krajobrazami i pustymi drogami.
Podczas jednej z przerw był nawet czas na popływanie łódką po
jeziorze. W końcu dotarliśmy do Wilna. Wjazd należycie celebrowaliśmy. Nie mogliśmy ominąć najważniejszego punktu miasta
– Ostrej Bramy. Następnego dnia wyruszyliśmy dalej na północ,
w kierunku łotewskiej Rygi. Nie spodziewaliśmy się, że to będzie
najcięższy odcinek drogi. Zaczęło się od mocno pofałdowanego
terenu, tuż za podjazdem czekał na nas kolejny podjazd i tak przez
cały dzień. Na dodatek zaczął padać deszcz. I towarzyszył nam już
przez pięć dni z rzędu! To była dla nas prawdziwa chwila prawdy.
Jazda w takich warunkach kształtuje charakter. Jakby tego było
mało, wiał silny północny wiatr, który utrudniał nam jazdę.
Dał się nam on we znaki zwłaszcza w dniu, w którym wjeżdżaliśmy
do Rygi. Musieliśmy się naprawdę mocno napracować, aby dotrzeć
do stolicy Łotwy. Nic nas nie mogło jednak załamać. Parliśmy dzielnie przed siebie. Na miejscu czekał na nas przytulny hostel. Pierwszy gorący prysznic po kilku dniach to było coś wspaniałego. Podczas takich wypraw bardziej docenia się wagę rzeczy, które mamy
na co dzień na wyciągnięcie ręki. Do przejechania został nam jeszcze odcinek prowadzący głównie wzdłuż wybrzeża Bałtyku. Tallin
przywitał nas długo wyczekiwaną słoneczną pogodą. Co ciekawe, to
właśnie to miasto zrobiło na większości członków naszej ekspedycji najbardziej pozytywne wrażenie. Po nocy spędzonej w stolicy
Estonii zostawiliśmy tandemy i promem udaliśmy się do Helsinek
– stolicy Finlandii, która słynie jako kraina Muminków, Świętego Mikołaja, reniferów oraz popularnego wysokoprocentowego
trunku.
Dokonaliśmy niezwykłego. W trakcie dwóch tygodni pedałowania,
przejechaliśmy przez terytorium pięciu państw, zdobyliśmy pięć
stolic, na koniec okazało się że na liczniku jest prawie 1200 km!
18
DiS
Nikt nie odpuścił. Wszyscy spisali się na medal. Każdy z nas wyniósł
z tej wyprawy coś dla siebie, każdy zapamięta z niej coś ciekawego,
wesołego. Dostarczyła nam ona wiele radości i wzruszeń i na pewno
zostanie na długie lata w naszej pamięci.
Nie widząc przeszkód, prosto do Peru
Finalną akcją w ramach inicjatywy „Nie widząc przeszkód, jeżdżę na
rowerze” będzie dwutygodniowa wyprawa tandemowa po Ameryce
Południowej. Wśród uczestników ekspedycji znajdą się cztery osoby
głuchoniewidome mieszkające w różnych częściach Polski, czterej
tłumacze-przewodnicy oraz dwaj logistycy strategiczni odpowiedzialni za bezpieczeństwo i organizację podróży. Chcemy pokazać,
że świat to otwarte drzwi dla każdego, kto ma ochotę dowiedzieć
się, co się za nimi kryje.
Podsumowując...
Obecnie jesteśmy w trakcie objeżdżania Polski dookoła. Za nami
ponad 1300 km, przed nami jeszcze 1100 km. Jednak nasza akcja
stoi pod znakiem zapytania. Poszukujemy sponsorów i darczyńców.
Każdy może nas wesprzeć, wpłacając dowolną kwotę na konto:
Stowarzyszenie Travelling Inspiration
ul. Zielona 22B/30, 32-500 Chrzanów
KRS 0000386678
PL 04 1050 1142 1000 0090 3007 6328
SWIFT/IBAN: INGBPLPW
Natalia Kołodziej,
tłumacz-przewodnik z Małopolskiej JW TPG,
ekipa „Nie widząc przeszkód, jeżdżę na rowerze”
DiS
19
Zapraszamy do przyłączenia się do akcji „80 rowerów
dookoła Polski”! Oto przydatne informacje:
O co chodzi z tymi etapami?
Każdy etap rozpoczynamy z miejsca, w którym skończyliśmy etap
poprzedni. Jeśli chcesz pokonać całość, musisz dojechać na miejsce
startu. Jeśli chcesz pokonać tylko jeden etap – sprawa jest prosta.
Transport?
Całość trasy pokonywana jest na rowerze wraz z sakwami lub plecakami. Powrót do miejsca startu danego etapu proponujemy
pociągiem, we własnym zakresie.
Noclegi?
Jako że jest to klasyczna wyprawa rowerowa, nocujemy w namiotach w pobliżu wody. Czasem korzystamy z życzliwości ludności lokalnej i takich miejsc jak remizy, parafie, szkoły, fundacje. Informacje dotyczące noclegu podczas konkretnych etapów są podawane
bliżej terminu wyjazdu.
Wyżywienie?
We własnym zakresie. Proponujemy, aby przygotowywać posiłki
wspólnie, bierzemy ze sobą palniki i menażki. Jeśli trzeba, zatrzymujemy się w restauracjach i barach.
Ubezpieczenie?
Gwarantujemy dodatkowe ubezpieczenie NNW.
Sprzęt i ekwipunek?
Potrzebne są namiot, śpiwór, karimata, rower albo tandem, zapasowe dętki, łatki, pompka, wyposażenie przeciwdeszczowe, ubrania
– w sakwach lub niewielkich plecakach. Wszystko zależy od tego,
czy będziemy mieć zorganizowany nocleg. Podstawowy zestaw
naprawczy do roweru i apteczkę ma przewodnik. Mimo to warto
zabrać opatrunki.
Koszt uczestnictwa w etapie?
120 PLN za osobę – uczestnicy
50 PLN za osobę – członkowie stowarzyszenia Travelling Inspiration, osoby niepełnosprawne, opiekunowie osób niepełnosprawnych
Gwarantujemy ubezpieczenie, opiekę przewodnika rowerowego,
naukę podstaw języka migowego i alfabetu Lorma, logistykę wyjazdu i zorganizowanie miejsca noclegu.
Na co zostaną przeznaczone zebrane pieniądze?
Dochód zostanie przeznaczony na zrealizowanie podróży dla osób
głuchoniewidomych do Ameryki Południowej. Główny cel to zakup
czterech tandemów (cena jednego tandemu wynosi około 5000 zł).
Jak się zapisać?
Należy wysłać e-maila na adres [email protected]
i podać następujące informacje: imię, nazwisko, telefon kontaktowy,
data urodzenia, adres, etap, w którym chce się wziąć udział.
Wszystkie informacje są na bieżąco zamieszczane na stronie
www.80rowerow.pl
Masz pytania? Napisz do nas:
[email protected]
dobre praktyki
Festiwal pełen wartości
W tym roku za promocję Ogólnopolskiego
Festiwalu Twórczości Wszelakiej Osób Głuchoniewidomych odpowiadał Marcin Chojnowski. Jego relacja z tej imprezy liczyła niemal 30 stron!
Pojawiły się w niej wypowiedzi organizatorów, sponsorów, uczestników… Przedstawiamy kilka z nich i zwracamy uwagę na to, jak w przygotowaniu festiwalu zmieniła
się rola osób głuchoniewidomych.
Początki festiwalu – Agnieszka Nowakowska
(Kubarewicz), inicjatorka festiwalu
Nazwa festiwalu wzięła się z rekolekcji jezuickich,
w których uczestniczyłam. Prezentowały się na
nich różne osoby z różnymi występami. Bardzo mi
się to podobało. Kiedy zastanawialiśmy się, co można byłoby u nas zrobić, przypomniało mi się to i wyszło fajnie! Widziałam, że było to dla ludzi ważne! Wiem, że
się stresowali, wiem, że dyplomy za uczestnictwo stawiali na honorowym miejscu w domu i chwalili się nimi gościom. Na nasz mały
festiwal zapraszali rodzinę i przyjaciół. Czułam, że to dobry pomysł.
Poziom wystąpień był różny. Pamiętam wiersz „Słowik” w wykonaniu Ireny Król. Mam nagranie... aż się łza w oku kręci... Rok później
powtórzyliśmy to w swoim gronie. Potem przyszła myśl, aby zaprosić TPG-owców z całej Polski. Wtedy zaczęły się poważniejsze
kwestie organizacyjne – szukanie sponsorów, organizowanie noclegów, wyżywienia…
22
DiS
Kolejne edycje – Martyna Szałaj,
pełnomocnik Warmińsko-Mazurskiej
JW TPG
Festiwal nabrał cyklicznego charakteru. Trudniej
jednak było określić, jaką formę ma on przybrać.
Pamiętam spotkanie klubowe, podczas którego
prowadziliśmy zażarte dyskusje, że niektóre prace i występy się
powtarzają, że jeżeli nic się nie zmieni, to co roku będziemy oglądać
to samo, a przecież nie chcieliśmy utknąć w miejscu…
Pod kierownictwem Anity Bednarczyk i Grażyny Kołodziej stworzono wtedy nową ideę festiwalu. Miał on przybrać formę warsztatów
artystycznych, podczas których powstają dzieła sztuki i odbywają
się występy. To Grażyna i Anita zasugerowały, że koordynatorzy sami
nie zdołają udźwignąć organizacji ogólnopolskiej imprezy, więc
powołano zespoły zadaniowe. Składały się one zarówno z osób
głuchoniewidomych, jak i wolontariuszy, bo im więcej rąk do pracy,
tym większe cuda udaje się zdziałać. Mimo to nie było łatwo. Zadeklarowanie chęci pomocy nie oznacza jeszcze działania. Pojawiły
się problemy z motywacją zespołów, nieterminowością w realizowaniu zadań. Czasem nawyki i brak poczucia wartości oraz sprawczości
osób głuchoniewidomych stanowiły przeszkody – ktoś nie był przyzwyczajony wstawać rano, ktoś twierdził, że się nie nadaje do rozmowy ze sponsorami… Grażyna jednak nie odpuszczała, nie słuchała
wyjaśnień tego typu. Potrafiła po kogoś przyjechać o siódmej, aby
już wyruszyć na pielgrzymkę do sponsorów. Cała jednostka chodziła
jak w zegarku.
Na jednych taka motywacja działa bardzo skutecznie. Można
powiedzieć, że dzięki temu niektóre osoby głuchoniewidome
,,odblokowały się”, zobaczyły, że jednak mają pewną siłę sprawczą,
a ich mniemanie o sobie nie do końca jest prawdziwe. Należy dodać,
że osoby głuchoniewidome włączane były w zadania zgodne ze
swoimi predyspozycjami. Czasem same nie wiedziały, że takie
DiS
23
posiadają. Innych, niestety, nieodpuszczanie i męczenie zniechęciło
i po trzecim festiwalu stanowczo odmówili wzięcia udziału w organizacji czwartego.
Trzecia edycja imprezy była trochę jakby eksperymentem – miała
nową formę, w której jak najlogiczniej starano się rozłożyć działania
organizacyjne, aby nie obciążać wszystkim tylko dwójki koordynatorów i w którym położono większy nacisk na zaangażowanie osób
głuchoniewidomych. Wtedy to zaczęliśmy uświadamiać sobie, kto
jest rzeczywiście gospodarzem całego przedsięwzięcia – oczywiście
osoby głuchoniewidome, w końcu to ich festiwal!
Czwórka z przeszkodami – Martyna Szałaj
Między innymi na moich barkach spoczęła odpowiedzialność zorganizowania czwartego festiwalu. Wspólnie na spotkaniu klubowym zadecydowaliśmy, że przyjmie on formę podobną do trzeciego
– odbędą się warsztaty. Organizacyjnie chciałam wszystko poprowadzić jak rok wcześniej. Nie udało mi się jednak stworzyć zespołów pracujących w konkretnych dziedzinach, szukałam ludzi
z doskoku – kiedy było coś do zrobienia. Taki rodzaj pracy spowodował, że za całe przedsięwzięcie odpowiadały w rzeczywistości
trzy osoby: Julka Legeżyńska – koordynatorka wolontariatu,
Grzegorz Miszczuk – przewodniczący klubu i ja. Niejednokrotnie
siedzieliśmy do późnych godzin nocnych i sami podejmowaliśmy
wszelkie trudne decyzje, a pozostali działali, kiedy była taka potrzeba. Okres organizacji czwartego festiwalu wspominam naprawdę fatalnie, nie tylko dlatego, że wiele rzeczy nie wyszło i było
robionych na ostatnią chwilę. Podczas samej imprezy, która trwała
od piątku do niedzieli, spałam zaledwie kilka godzin, nie wiem, czy
podczas tych dni był czas chociaż na jeden posiłek nie „w biegu”…
Taki stan w naszej jednostce określa się mianem „trybu zombie”
i do tej pory był on bezpośrednio związany właśnie z organizacją
festiwalu.
24
DiS
Po tych traumatycznych przeżyciach na myśl o organizacji piątej
edycji robiło mi się słabo. Zrozumiałam, że coś w tym wszystkim
było nie tak. Zrozumiałam, że aby stworzyć zespół, kilka osób musi
realnie od początku do końca wiedzieć o wszystkim i podejmować
decyzje wspólnie… Kiedy zastanawialiśmy się, czy w ogóle kontynuować festiwal, skoro wiąże się z nim tyle trudności, to osoby
głuchoniewidome nie pozwoliły nam zrezygnować.
Edycja na piątkę – Jan Nowak,
współorganizator
Najpierw były comiesięczne spotkania klubowe
w Spichlerzu. Jak zwykle były ciasteczka, kawa,
herbatka, rozmowy. Chyba w marcu padła na forum
klubu sprawa organizacji piątej edycji festiwalu. Pojawiły
się pierwsze wątpliwości… Ktoś zapytał, czy zdążymy, ktoś stwierdził,
że ma przed sobą napisanie pracy magisterskiej, ktoś rzucił: „A dla
kogo właściwie ten festiwal?”. Zdecydowało głosowanie, w wyniku
którego postanowiliśmy demokratycznie, że festiwal się odbędzie.
W końcu to wydarzenie stało się już jakby tradycją w działalności
całej naszej organizacji.
W maju zadzwoniła do mnie Martynka z zapytaniem, czy nie
wybrałbym się na poszukiwanie sponsorów. Trochę mnie to
zaskoczyło. Na co dzień siedzi się w chałupie z rodzinką, gdzie dzieci mają coraz więcej swoich spraw, a ja robię co do mnie należy,
rzucę żonce kilka miłych słówek i pozostaje mi radio, rzadziej
telewizja, albo kochane książeczki z czytaka. Nigdy się w coś takiego
nie bawiłem… Nieważne. Jakoś to będzie.
Justynka, wolontariuszka, czekała na mnie koło kościoła Odkupiciela. Sam dotarłem do niej autobusem, chociaż do tej pory nie
poruszałem się po Olsztynie samodzielnie. Słabo znam miasto,
choć przybyłem do niego 24 lata temu. Karolinka, koordynatorka
wolontariuszy, przygotowała wykaz adresów. Ruszyliśmy w miasto
DiS
25
pełni nadziei – ja z moim kijem i z aparatem w uchu, Justynka
z doświadczeniem i wykazem adresów. Na początek poszliśmy do
Spółdzielni Mieszkaniowej Kormoran. Potem było wiele sklepów,
aptek, barów, etc. etc.
Następne dni moich wypraw przebiegały w towarzystwie Moniki.
Gdzież nas nie było? Pytaliśmy o kontakt z szefostwem. „Proszę
państwa, szef jest w Krakowie. My jesteśmy jedynie niepozorną filią
w Olsztynie, ale ja przekażę państwa pismo szefowi, gdy się pojawi
u nas”. Takie słowa padały najczęściej. Niektóre instytucje mają po
kilka przedstawicielstw w Olsztynie, ale główne siedziby w Łodzi,
Poznaniu, Gdańsku czy Warszawie. Zapyziałe miasto, jak mawia
moja koleżanka. Gdzie tu szukać sponsorów?!
Później poszedłem z Martynką. Na cel wzięliśmy urzędy. Boże, jak
to mozolnie szło! Okazałe budynki, schody, schody, schody, drzwi,
drzwi, drzwi. A wszędzie ta sama odpowiedź: „Pismo możecie
państwo zostawić, ale raczej nic z tego nie będzie”. Nosiliśmy sporą
ilość pism, żeby nasze ustne prośby kierowane do ewentualnych
darczyńców nie rozpłynęły się w powietrzu.
Co pewien czas rozmawiałem z Martynką na temat tego, jak się
prezentuje nasze festiwalowe konto. Czas biegł jak szalony, a my
nic nie uzbieraliśmy. Imprezę przenieśliśmy na lipiec, żeby zdobyć
fundusze, a tu nic! Absolutnie NIC! Jeszcze pod koniec czerwca
w gronie organizatorów panowało przygnębienie. A przecież nie
tylko ja chodziłem „po sponsorach”. Działali też Irek, Janek, pomagał Marcin. Dopiero w połowie lipca pojawiły się dobre, ba, wspaniałe
wieści!
Ktoś zapyta, po co to wszystko. Otóż odpowiem tak: to już piąta edycja festiwalu. Czy warto to zniweczyć? Impreza stała się wydarzeniem powszechnie znanym w naszym środowisku, a nawet poza
nim. Dawało się to usłyszeć u osób, którzy regularnie nam pomagają,
wspierając nas finansowo, materialnie i duchowo. Jesteśmy im za
to wdzięczni! Czy uaktywnienie osób, które rzadko ruszają się
26
DiS
z miejsca, które zdolne są do wyrwania się z domu raz w miesiącu,
a niekiedy i rzadziej, by pojawić się na spotkaniu klubowym, które
do naszego miasta przyjeżdżają raz do roku, by pokazać, że one też
coś potrafią, to tak niewiele? Ja sam poczułem się potrzebny, gdy
wkręciło mnie szukanie sposobów na to N A S Z E wydarzenie.
Roznosząc pisma zachęcające do wspierania tego dzieła, zawsze
podkreślałem konieczność wyrwania ludzi z codzienności, która
często jest naszym nieszczęściem. Oprócz tego na to, co w Olsztynie przygotują, czeka spora grupa ludzi, którzy nasze miasto pokochali, bo właśnie tu, w Olsztynie, można pokazać, że coś się umie,
że jest się trochę więcej niż przeciętnym człowiekiem. Nasz festiwal to nie show w stylu „Mam Talent!”. Tu się solidnie pracuje.
Wziąć sprawy w swoje ręce – Alina
Domarecka, współprowadząca piątą
edycję festiwalu
Na początku do festiwalu byłam nastawiona bardzo sceptyczne, ponieważ jestem osobą całkowicie
niesłyszącą i niemigającą. Na takich imprezach
dociera do mnie bardzo mało. Po prostu nie wiem, co się
dzieje. Jednak nastąpił przełom i w organizację czwartej edycji
w roku 2012 już się włączyłam. Chodziłam z wolontariuszką do
sponsorów z prośbą o wsparcie finansowe, a potem do darczyńców
z podziękowaniami. W tym roku także pomagałam w organizowaniu
imprezy i byłam jedną z dwojga osób prowadzących. Jestem z tego
bardzo zadowolona.
Co sprawiło, że zaszła taka przemiana? Muszę odbiec od tematyki
festiwalowej. Otóż duży wpływ na mnie miał udział w projekcie
„Wsparcie osób głuchoniewidomych na rynku pracy II – Weź sprawy
w swoje ręce.”. Poznałam wówczas wielu wspaniałych ludzi,
uczestniczyłam w spotkaniach ze specjalistami, zaczęłam również
intensywniej angażować się w życie naszej jednostki. Z innymi
DiS
27
głuchoniewidomymi szukaliśmy sposobu na to, żeby lepiej porozumiewać się ze słyszącymi, a nawet z nimi współpracować.
Organizowaliśmy więc dla osób słyszących, w tym pracowników
sponsorujących nas firm i urzędów, warsztaty „Nie widzę, nie słyszę,
jak znaleźć wspólny język?”. Brałam w tych warsztatach coraz
bardziej aktywny udział. Sprawiło to, że stałam się odważniejsza
i uwierzyłam w siebie i w to, że mogę coś ważnego zrobić. Moje relacje z ludźmi też się zmieniły, ponieważ informuję nawet osoby
obce, jak należy do mnie mówić. Dawniej bałam się, żeby ktoś się
do mnie nie odezwał, bo ja przecież nie zrozumiem.
Podsumowując: pierwsze festiwale organizowały wolontariuszki
z minimalnym udziałem osób głuchoniewidomych; obecnie to się
zmieniło, głuchoniewidomi angażują się coraz bardziej. Okazuje się,
że osoba całkowicie niewidoma czy niesłysząca potrafi bardzo
wiele spraw samodzielnie lub z pomocą załatwić.
Podsumowanie tegorocznej pracy – Martyna Szałaj
Nie wyobrażam sobie zorganizowania piątej edycji festiwalu bez
pomocy i wsparcia osób głuchoniewidomych! Gdyby nie ich czas,
zaangażowanie i praca, to po prostu tego wszystkiego by nie było…
Najpierw staraliśmy się zrobić listę zadań, które należy wykonać,
a potem podzielić je adekwatnie do zainteresowań i predyspozycji.
Wszystko zaczyna się od nauki, którą na naszym przykładzie można
podzielić na dwa etapy. Na pierwszym etapie wolontariusze sami
uczą się realizować wszystkie zadania, zdobywają niezbędne
doświadczenie. I tak na początku wolontariusze sami przygotowywali i nosili pisma do sponsorów. Jednak gdy na spotkanie przychodzi tylko wolontariusz, jest to mało wiarygodne. Skoro zbieramy
fundusze na festiwal osób głuchoniewidomych, to gdzie są te osoby? Na drugim etapie w wykonanie pewnych zadań angażuje się też
beneficjentów. Osoby głuchoniewidome zaczęły więc chodzić wspólnie z wolontariuszami i właśnie to dla sponsora się liczyło – że ktoś
28
DiS
się pofatygował, żeby przyjść, porozmawiać, a nie wysłał pismo
i czeka na odpowiedź. Najpierw głuchoniewidomy chodził do sponsorów razem z wolontariuszem – obserwował, jak można wykonać
zadanie, słuchał, o czym można rozmawiać. Później próbował
naśladować poznaną technikę realizacji zadania, w razie potrzeby
wprowadzając nowe elementy (wolontariusz stawał się towarzyszem, pomagał w sytuacjach koniecznych, dopowiadał). W końcu
wypracowywał swój sposób działania i realizował zadanie samodzielnie, bo wiedział, co mówić i jak odpowiadać na pytania.
Taką drogę w naszej jednostce przeszło wiele osób, np. całkowicie
niesłyszący Piotr. Przy trzecim festiwalu Grażyna, która ma trochę
pojęcia o księgowości, zaczęła uczyć Piotra, na czym polega rozliczanie finansowe zadania, jak prowadzić kasę festiwalu, jak
kwaterować gości. Pół roku Piotr ćwiczył – zbierał pieniądze przy
organizacji spływów, sporządzał listy, wystawiał KP, rozliczał rachunki. Przy piątym festiwalu już samodzielnie notował wszystkie
wpływy pieniężne i wydatki, wypisywał dokumenty kasowe, zbierał
podpisy. Piotr jest tak dokładny i skrupulatny, że ma szansę przerosnąć umiejętnościami swoją nauczycielkę.
Nie myślcie sobie też Państwo, że aby iść do sponsora, prowadzić
warsztaty to trzeba chociaż częściowo widzieć lub słyszeć. Wcale
nie. U nas osoby całkowicie niewidome tak się rozkręciły, że niekiedy
biorą po prostu w dłoń pismo do sponsora (które piszą osoby
głuchoniewidome, a nie wolontariusze, jak w latach ubiegłych),
białą laskę i już czasem nawet nie proszą wolontariusza o pomoc
w dotarciu do jakiegoś sklepu czy biura. Idą tam same, wiedzą,
z kim chcą rozmawiać i co powiedzieć… Podobnie z osobami
całkowicie niesłyszącymi. Piotr, który nie mówi, chodził kiedyś ze
mną do sponsorów i pisał im na kartce, po co przyszliśmy, czego
chcemy. Ala, która mówi, a nie słyszy i czyta z ruchu warg, również
nosi do sponsorów pisma, rozmawia, a wolontariusz jedynie przekazuje jej treść odpowiedzi sponsora…
DiS
29
Tak więc, drodzy pełnomocnicy i wolontariusze, pozwólcie stać się
osobom głuchoniewidomym waszymi partnerami! Sami wszystkiego nie udźwigniecie, a w osobach głuchoniewidomych tkwi ogromny
potencjał, który musimy odpowiednio wykorzystać. Włączajcie jak
najwięcej ludzi w organizację z czasem większych przedsięwzięć.
Informujcie ich o potrzebie wykonania pewnych działań, pokazujcie,
jak zadanie należy zrealizować od początku do końca. Wielu
głuchoniewidomych nawet nie wie, na co ich stać…
Dzięki moim głuchoniewidomym przyjaciołom, którzy nie pozwolili
mi zostać ze wszystkim samej, po organizacji piątego festiwalu
poczułam głębokie zadowolenie. Wspólnie przeżywaliśmy chwile
zwątpienia, wspólnie podejmowaliśmy wysiłek, a teraz dzielimy
radość i satysfakcję!
Festiwal ludzi z pasją – Grażyna Kołodziej,
współorganizator
Moja współpraca z osobami głuchoniewidomymi
rozpoczęła się, gdy zostałam zatrudniona jako doradca zawodowy w projekcie „Wsparcie osób głuchoniewidomych na rynku pracy II – Weź sprawy w swoje
ręce.”. Jest to jedno z tych przedsięwzięć, które nie tylko dały
mi wiele satysfakcji zawodowej, lecz także pozwoliły poznać mnóstwo wspaniałych osób.
Dla mnie nowością było to, że niezależnie od realizacji projektu
w jednostkach równolegle toczyło się normalne życie. I właśnie
tam można było dostrzec zmiany, jakie zachodzą dzięki działaniom
projektowym. Takim ważnym działaniem Warmińsko-Mazurskiej
JW TPG był festiwal. Dawał on możliwość sprawdzenia, czy osoby
uczestniczące w projekcie rzeczywiście są gotowe „wziąć sprawy
w swoje ręce”. Był prawdziwym odpowiedzialnym zadaniem zarówno dla twórców, jak i organizatorów.
30
DiS
Tu się nie opowiadało, co kto może, bo natychmiast następowała
weryfikacja – zaraz widać było efekt pracy. Festiwal uwidocznił, co
wpływa na małą aktywność osób głuchoniewidomych, i pokazał jej
skutki, np. efekt szybko upływającego czasu, który nie chce
dostosować się do wymagań i potrzeb organizatorów. Konieczność
załatwienia konkretnej sprawy, presja terminów powodowały
potrzebę wprowadzenia większej dyscypliny oraz zmianę relacji
między opiekunami (wolontariusze, specjaliści, otoczenie) i podopiecznymi (głuchoniewidomi). Coraz więcej osób czuło, że ponosi
odpowiedzialność za organizację imprezy.
Nie obyło się bez konfliktów i nieporozumień. Były opory, obawy,
czy sobie poradzimy. Należało zmienić przyzwyczajenia, podejmować decyzje, przyjmować zobowiązania. Teraz już wiemy, że
planowanie jest procesem. Wymaga współpracy, podporządkowania
wizji możliwościom finansowym i organizacyjnym, a to nie ma nic
wspólnego z popijaniem kawy na spotkaniu towarzysko-integracyjnym. Kolejne festiwale to dla wielu osób początek aktywniejszego włączania się w życie jednostki, ale także własne. To dzięki
potrzebie udoskonalenia kontaktów ze sponsorami powstał pomysł stworzenia warsztatów o głuchoślepocie, podczas których
prowadzący instruowali, jak można porozumiewać się z osobami
ze sprzężonymi wadami słuchu i wzroku.
Myślę, że dla wielu z nas (bo czuję się sercem związana z tą
wspólnotą) stało się oczywiste, że istnienie festiwalu coraz bardziej
zależy od osób głuchoniewidomych, a rolą wolontariuszy jest pomaganie. Tutaj możemy lepiej poznawać i zmieniać siebie, rozwijać,
szukać w grupie swojego dobrego miejsca, wykorzystywać to, co
w nas najlepsze. Pojawiające się trudności, konflikty zaczynają być
traktowane jako element dorosłego życia i tworzenia czegoś nowego. Nic dziwnego, że dla obserwatorów z zewnątrz stajemy się
ludźmi z pasją, od których można się wiele nauczyć, np. aktywności
i skutecznego działania.
DiS
31
Wyzwanie, któremu staramy się sprostać –
Angelika Rejs, Muzeum Warmii i Mazur
Muzeum Warmii i Mazur w Olsztynie już od pięciu
lat jest współorganizatorem Festiwalu Twórczości
Wszelakiej Osób Głuchoniewidomych. Działamy razem od samego początku i myślę, że dla każdej ze
stron jest to współpraca bardzo ciekawa i jednocześnie
mobilizująca do dalszych wysiłków. Dyrekcja oraz pracownicy muzeum decydują się na współpracę przy festiwalu, ponieważ jest to dla
nas szansa, aby poznać osoby głuchoniewidome oraz zaprezentować
nasze zbiory im i innym uczestnikom festiwalu. Nasza placówka od
kilkunastu lat wprowadza w życie ideę „muzeum otwartego”,
dostępnego jak najszerszej publiczności. Festiwal jest dla nas
okazją dotarcia do odbiorcy, który nie zawsze sam trafi do muzeum.
Muzeum Warmii i Mazur ma siedzibę w gotyckim zamku. Infrastruktura tego miejsca powoduje, że zanim przystąpimy do działania,
szczególnie z osobami niepełnosprawnymi, musimy omówić wszelkie sprawy techniczne, dokładnie przemyśleć scenariusz imprezy.
Zależy nam, jako instytucji kultury, aby muzeum było dostępne nie
tylko dla tych, którzy mogą się po nim swobodnie poruszać, ale
także dla tych, którzy mają pewne ograniczenia uniemożliwiające
pełną percepcję przygotowanej przez nas oferty. Współorganizacja
festiwalu jest dla nas wyzwaniem, któremu staramy się sprostać.
Stanowi okazję do poznania ludzi z całej Polski, których łączy nie
tylko to, że są głuchoniewidomi, lecz także to, że są obdarzeni
wyjątkową wrażliwością, mają szereg zdolności manualnych.
Prezentowane w muzeum prace uczestników imprezy świadczyły
o wysokim poczuciu estetyki i świetnie wkomponowywały się w eksponowane wystawy. W trakcie festiwalu muzeum było udostępnione
dla zwiedzających, dzięki czemu twórczość osób głuchoniewidomych
mogła być poznana przez szerszą publiczność.
32
DiS
Słuchać i rozumieć – Izabela Dyguła,
rzecznik prasowy pomorskiego oddziału
PGNiG SA
Współpracę z TPG podjęliśmy już kilka lat temu.
Wspólnie zrealizowaliśmy m.in. warsztaty szkoleniowe „Nie widzę, nie słyszę, jak znaleźć wspólny
język?”. Spotkania prowadzone były przez osoby
niepełnosprawne, podczas których zamieniliśmy się rolami. Osoby
z dysfunkcjami wzroku i słuchu na czas zajęć były pracownikami
Biur Obsługi Klienta, my natomiast, korzystając ze specjalnych okularów i stoperów, próbowaliśmy wejść z świat osób głuchoniewidomych. Warsztaty były nowatorskim przedsięwzięciem, niecodzienną płaszczyzną do wymiany doświadczeń i wrażeń. Uczestnictwo w nich wzbogaciło naszą wiedzę i pozwoliło zyskać nowe
umiejętności.
PGNiG jest firmą odpowiedzialną społecznie. W ramach przejętej
strategii zrównoważonego rozwoju realizujemy szereg projektów,
które mają na uwadze potrzeby i oczekiwania społeczności lokalnych. Nasze relacje z partnerami budujemy w oparciu o zaufanie
i zrozumienie. Można to osiągnąć, wspierając takie inicjatywy jak
Festiwal Twórczości Wszelakiej Osób Głuchoniewidomych, podczas
którego uczestnicy pod okiem instruktorów i ekspertów, mogli
rozwijać swoje talenty oraz nabywać nowe umiejętności. Tego typu
przedsięwzięcia przynoszą wymierne skutki. Każda ze stron uczy
się słuchać i rozumieć racje i styl działania partnera.
wypowiedzi zebrał Marcin Chojnowski,
Klub Głuchoniewidomych w Olsztynie
DiS
33
w obiektywie
Nauka tańca
integracyjnego
Warsztaty zdobnicze
Plakat zapraszający
na festiwal
Warsztaty literackie
Warsztaty z języka migowego
PROJEKTY TPG
Rehabilitacja drogą do samodzielności i niezależności
W ramach projektu oferujemy m.in.:
• rehabilitację indywidualną, w tym:
- umiejętności komunikowania się
- obsługi komputera
- wykonywania czynności dnia codziennego
- orientacji przestrzennej i poruszania się z białą laską
• wsparcie trenera umiejętności miękkich
• zajęcia integracyjne
• warsztaty:
- rzeźbiarskie w Orońsku
- rehabilitacyjno-edukacyjne dla dzieci głuchoniewidomych
oraz ich rodzin w Ustroniu Morskim
- z zakresu rehabilitacji podstawowej dla dorosłych
- komputerowe – pierwsze w Ustroniu Morskim, kolejne w Muszynie
Osoby uczestniczące w projekcie mają możliwość korzystania
ze wsparcia tłumaczy-przewodników i tłumaczy języka migowego.
W sprawie szczegółów należy zwracać się do Jednostek
Wojewódzkich TPG.
Projekt dofinansowany ze środków Państwowego Funduszu Rehabilitacji
Osób Niepełnosprawnych w ramach 9. konkursu zadań zlecanych
Głuchoniewidomi też mają prawo wiedzieć!
W ramach projektu oferujemy:
• poradnictwo psychologiczne
• poradnictwo prawne
• poradnictwo społeczno-informacyjne oraz z zakresu
sprzętu rehabilitacyjnego i pomocy technicznych
Porady udzielane są w formie indywidualnej i grupowej.
Osoby uczestniczące w projekcie mają możliwość korzystania
ze wsparcia tłumaczy-przewodników i tłumaczy języka migowego.
W sprawie szczegółów należy zwracać się do Jednostek
Wojewódzkich TPG.
Projekt dofinansowany ze środków Państwowego Funduszu Rehabilitacji
Osób Niepełnosprawnych w ramach 11. konkursu zadań zlecanych
z regionów
Dotknęliśmy nieba
„Jaka to sztuka dotykać nieba
Ile wysiłku Twojego potrzeba
żyjesz tą chwilą, często się smucisz
Gdy dziś nas poznasz, jutro powrócisz…”
Słowami refrenu hymnu naszej jednostki chciałabym zacząć tę
refleksję – moją retrospekcję z 7 czerwca oraz dni poprzedzających
koncert Dotknąć Sztuką Nieba w wykonaniu Lubuskiej JW TPG.
Stał się on dla mnie naprawdę szczególnym przeżyciem, nie tylko
ze względu na rangę wydarzenia... Były to moje początki w TPG.
Nigdy tego nie zapomnę.
Dobry miesiąc przed startem całego zamieszania Asia Rybarczyk,
moja serdeczna koleżanka i koordynatorka naszej jednostki TPG,
zabrała mnie na spotkanie. Szczerze powiedziawszy, bardzo się
wahałam – w nowej grupie czuję się strasznie niepewnie, szczególnie obawiałam się grona o takiej specyfice. Nie wiedziałam, czy
byłam właściwym człowiekiem w odpowiednim miejscu – niesienie
pomocy innym to jednak ogromna odpowiedzialność, ja zaś jestem
nieźle zakręconą młodą osobą. Czy ktoś taki nadaje się na opiekuna? A co, jeśli nikomu nie przypadnę do gustu? Z tymi i innymi pytaniami kotłującymi się w głowie szłam posłusznie za Asią, aż
dotarłyśmy na miejsce.
Już w pierwszej sekundzie zachwyciła mnie wspaniała, swobodna
i radosna atmosfera grupy. Było bardzo wielu młodych wolontariuszy, ale też osoby starsze, wszyscy jakoś magicznie zintegrowani, cudownie połączeni w powołaniu – prostym czynieniu do-
36
DiS
bra i sprawiedliwości. Choć z początku
byłam bardzo speszona, to już po
chwili poczułam klimat i nawiązałam mnóstwo znajomości.
Trwają one zresztą do dziś!
Piszę o tym spotkaniu dlatego,
że było to moje pierwsze i jedyne spotkanie przed całym
zamieszaniem z koncertem!
Rzucono mnie na głęboką
wodę – do pomocy przy organizowaniu dekoracji i przeprowadzaniu prób. Niesamowite, jak
wspólnymi siłami, krok po kroku
stawialiśmy na nogi wielkie piękne
Gra na bębnach to
specjalność naszej
dzieło – zarówno scenerię, jak i kostiumy
jednostki
oraz muzykę do spektaklu. Każdy miał przydzielone zadanie, z czego z reguły sumiennie
się wywiązywał. Niektórzy byli odpowiedzialni za
drobniejsze rzeczy, aby jako początkujący wolontariusze
nabrać wprawy, „starszakom” częściej przypadały trudniejsze
obowiązki i nadzór nad młodszą grupą. Mimo fizycznego wysiłku
(bo w TPG robi się wszystko samemu) i dużej presji było też mnóstwo zabawy, a poza tym towarzyszyła nam ogromna satysfakcja, gdy
wszystko układało się po myśli. Naturalnie, nie udało się uniknąć
sprzeczek, ale zawsze udawało nam się znaleźć kompromis.
Nasze przedstawienie zostało przygotowane na trzech weekendowych spotkaniach warsztatowych – każde z nich było okupione
dużym zaangażowaniem i ciężką pracą. Przygotowywaliśmy na
regularnych spotkaniach młodzież gimnazjalną z naszego miasta
do wspólnego wymigania piosenki „Miasto budzi się” Yugopolis, co
było dość niecodziennym, a zarazem bardzo ciekawym pomysłem.
DiS
37
Świetnie jest współpracować z młodymi, zaangażowanymi ludźmi!
Ewa, nasza szefowa, oraz inne zaangażowane w to wolontariuszki
jeździły do gimnazjów i uczyły młodzież, jak wymigać poszczególne
znaki w każdej zwrotce. Wszystkim, którzy chcieli się dołączyć (była
to naprawdę spora grupa) – serdecznie dziękujemy! Także osoby
głuchoniewidome dały z siebie wszystko! Uczyły się tekstów na
pamięć, tworzyły, pomagały dosłownie przy każdej możliwej okazji
i były z nami – ciałem i duchem!
Sam koncert, co tu dużo mówić, udał się znakomicie – jestem dumna z całej ekipy. Montaż muzyczno-słowny bardzo przypadł do gustu
zarówno młodszym, jak i starszym widzom. Cudownie było widzieć
tyle przyjacielskich uśmiechów i zrozumienia dla naszej pracy.
Świetnie spisali się utalentowani aktorzy, wolontariusze i tłumacze-przewodnicy. Ile towarzyszyło nam emocji!
Ekipo, dziękuję, że mogę z Wami pracować! Ewo – jesteś NIESAMOWITA! Dla takich chwil naprawdę warto było rzucić się na tę
TPG-owską głęboką wodę. Dla takich chwil po prostu WARTO ŻYĆ!
Natalia Jaruta, wolontariuszka w Lubuskiej JW TPG
Paulina Skrzek, wolontariuszka: Bardzo się cieszę, że mogłam
uczestniczyć w tak ciekawym przedstawieniu. Dowiedziałam się
[…], jaki talent mają osoby głuchoniewidome, […] poznałam wiele
wspaniałych osób, z którymi dobrze się współpracuje i dogaduje.
Tomasz Malaika, beneficjent: Było świetnie, fajnie było się spotkać
ze znajomymi z TPG, występ podobał się publiczności. Ciekawie
było też poznać legendę o Międzyrzeczu, której wcześniej nie
znałem.
Krzysztof Bokłach, beneficjent, odtwórca głównej roli: Dotknąć
Sztuką Nieba to nasze święto. Podczas koncertów możemy
38
DiS
przedstawić swoje umiejętności, pokazać, że nie jesteśmy gorsi od innych,
zdrowszych. Miałem tremę, ale
w trakcie występu uleciała. Byłem zadowolony z siebie, gdy
dowiedziałem się, że wszystko
poszło dobrze! Moja rola była
bardzo fajna. Wcielenie się
w postać Romka to […] duże
przeżycie. Ciążyła na mnie
duża odpowiedzialność za powodzenie przedstawienia. Musiałem postarać się, aby być twórczym. To ważne dla mnie doświadczenie, które wymagało koncentracji, odwagi, przełamania własnych
barier.
Występ Karoliny
Szulgi
Karolina Szulga, beneficjentka, piosenkarka: W tym
roku była ładna scenografia i chwilami zabawna. Dla mnie najważniejsza jest muzykoterapia. Jest czymś pięknym, koi wszystkie
niedogodności.
Ela Prędkiewicz, beneficjentka, poetka: Przedstawienie […] bardzo
mi się podobało. Przyznam szczerze, iż miałam pewne obawy, czy
uda nam się odtworzyć przebieg zdarzeń bez przeszkód. Wychodząc na scenę, byłam bardzo stremowana. Moje obawy okazały się
na szczęście niesłuszne. Przedstawienie wyszło znakomicie […].
Jednakże należy zaznaczyć, że to dzięki pomocy wolontariuszy,
za co należą im się gorące podziękowania. Ogromnie cieszymy się,
że mieliśmy komu to pokazać i udowodnić, iż my – pomimo swej
niepełnosprawności, też możemy... dotknąć nieba naszą sztuką.
DiS
39
Jaka to sztuka dotykać nieba?
Spotkania oraz koncerty członków i sympatyków
Towarzystwa Pomocy Głuchoniewidomym to święta
przyjaźni i empatii. Ich celem jest wydobycie z cienia i ciszy osób z jednoczesnym uszkodzeniem
wzroku i słuchu. Zaproszeni jesteśmy do poznania
tych osób i ich twórczości, zawarcia przyjaźni
i znajomości. Chodzi też o przełamanie barier i przeszkód w ko munikacji związanych z ich niepełnosprawnością.
W holu Specjalnego Ośrodka Szkolno-Wychowawczego w Międzyrzeczu można ujrzeć wytwory rąk Jurka Godynia, który mimo
postępującej utraty wzroku nadal modeluje w glinie piękne rzeźby.
Na wystawie są malowane na płótnie pejzaże, dziergane serwetki;
mimo niedowidzenia można jeszcze z powodzeniem dać upust
swoim twórczym pasjom. Prace Ewy Grad, Elżbiety Grad-Trochimiuk, Marka Gembalskiego, Danuty Brandenbura, Henryka
Woźniaka, Karoliny Szulgi. Dla nas, widzących, to intymny wgląd
w świat wyobraźni i psychiki ludzi niedowidzących i niedosłyszących. Jest to także zupełnie zwyczajne poznanie drugiego człowieka, którego – oprócz niesprawności zmysłów – nic od nas nie różni.
A osobowości mają bardzo ciekawe, doświadczenia zaś tak odmienne od naszych.
Ewa Skrzek-Bączkowska, pełnomocnik wojewódzki TPG, przekonała
do siebie duże i wierne grono oddanych jej i sprawie pomocy osobom głuchoniewidomym wolontariuszy. To przeważnie młodzi
ludzie, choć są też wysoko kwalifikowani specjaliści od rehabilitacji, znajomi i współpracownicy Ewy. Klarowność intencji, zdolności organizacyjne Ewy i jej ogromna pracowitość czynią tę
ważną społecznie działalność bardzo efektywną dla środowiska
głuchoniewidomych i sprawiają, że wiele daje ona lokalnej społeczności – w sferze integracji i przełamywania barier.
40
DiS
To, co wie Ewa, co czują jej wolontariusze, próbowano nam przekazać
na tegorocznym koncercie-spektaklu. Mówi się tam o wielkiej
i naglącej potrzebie złapania
chwili – zintegrowania się ze
sobą i z miejscem, gdzie się
mieszka, zastanowienia się
nad kształtem i formułą naszego życia przy okazji niedzielnego spaceru do międzyrzeckiego zamku. Taka przechadzka tworzy odpowiedni dystans do świata, sprawia, że widzimy
sprawy codzienne we właściwych
barwach i w odpowiedniej skali.
Scenografia była
na piątkę z plusem
Legendy, z których zaczerpnięto pomysł na
przedstawienie, sięgają tematyką do czasów
pogańskich. Głuchoniewidome przywdziewają szatę
kapłanki, można posiedzieć nad ogniskiem w chramie,
jako boginka odpędzać złe czary, leczyć chorych mocą uzdrawiania.
To fajna zabawa być aktorem. Podziwialiśmy kreacje sceniczne Eli
Grad-Trochimiuk, Grażynki Wachowskiej, Andrzeja Kozłowskiego,
Tomka Malaiki, Krzysztofa Bokłacha, recytacje Elżbiety Prędkiewicz
oraz wokalne popisy Karoliny Szulgi, tego fenomenu śpiewania
trudnych muzycznie piosenek, interpretowanych za każdym razem
inaczej – niewyuczonych bynajmniej na pamięć; jak nasza Karolina
słyszy szczątkowym słuchem muzykę przez duże „M”? To jej twórcza tajemnica, o której jeszcze ktoś na pewno napisze naukowy esej.
Przedstawienie, scenografia, gra aktorska osób głuchoniewidomych, wszystko to przyciąga widzów swą atrakcyjnością. Główny
bohater, współczesny żyjący szybko młody człowiek, odnajduje
DiS
41
sens egzystencji, poznając historię swojego miasta. Po raz pierwszy
przygląda się rzeczywistości wokół siebie, czerpiąc z niej radość.
Natchniony wspaniałą historią o dwóch kapłankach – Pakli i Obrze,
które przemieniły się w rzeki, aby strzec swojej małej ojczyzny –
zaczyna myśleć o potrzebie pomocy innym. Odnajduje TPG, gdzie
spotyka przyjaciół, zaczyna się rozwijać, czuć potrzebny. Aktywnie
uczestniczy w życiu organizacji, wraz z innymi przygotowuje „bicie
rekordu” we wspólnym miganiu piosenki. W spektaklu występującym
udało się scalić przeszłość i teraźniejszość. Wsłuchanie się
w lokalną ojczyznę, w ziemię, z którą jesteśmy, czy tego chcemy, czy
też nie, niejako zrośnięci, to wstęp do poznania dostępnych nam jej
innych cennych wymiarów. Proces ten generuje bezpieczne dla nas,
stabilizujące zakorzenienie się w czasy obecne. Może nie będzie się
w nas wtedy srogo wpatrywało „wrogie bóstwo” – samotność,
niepewność, alienacja, wrażenie nieprzydatności i braku celu
w życiu. Nasze miasto zbudzi się (wolontariusze migają piosenkę,
która jest elementem całości spektaklu), kiedy my będziemy przebudzeni; społeczność składa się z ludzi, to oni tworzą świat.
Wszystkie empatie, dobre działania są wielką mocą mogącą
uszczęśliwić – poprawić los jednostki. Warto pracować, by stworzyć
to wielkie dzieło pomocy. A jaką dają siłę! Spytajcie wolontariuszy,
dlaczego poświęcają tyle swojego czasu dla innych, z jakiego powodu są uśmiechnięci.
Koszulki wolontariuszy z alfabetem Lorma, znakami daktylografii,
wspólne miganie piosenki, Zuzia Marzol na bieżąco tłumacząca miganiem treść spektaklu, Paweł Reszela – artysta kabaretowy zaproszony na występ – z dwoma mikrofonami (aby głuchoniewidomi
mogli lepiej słyszeć) to znaki KONTAKTU mimo i obok uszkodzeń
zmysłów, niejako im wbrew…
Spotkanie TPG było trzydniowe. Następnego dnia rano
głuchoniewidomi uczestnicy z województw lubuskiego i wielkopolskiego udali się do pobliskiego Rokitna. W ogrodzie Domu Pomocy
42
DiS
Społecznej nr 38 na dzieci i młodzież czekało wiele atrakcji, które
pod przewodnictwem Sylwestra Suchockiego przygotowali miłośnicy
airsoftu. Dzięki współpracy z katechetą Januszem Rutkowskim
uczestnicy spotkania i zaprzyjaźniona grupa z Polskiego Związku
Niesłyszących mogli wziąć udział w mszy świętej poprowadzonej
przez księdza Mariusza Szafryka z parafii Świętego Jana Chrzciciela w Międzyrzeczu. Oprawę mszy przygotowali wolontariusze pod
przywództwem Andrzeja Pałki, instruktora harcerskiego z Domu
Pomocy Społecznej w Rokitnie.
„Jaka to sztuka dotykać nieba?”… Piękny wiele dający do myślenia
motyw piosenki TPG, bardzo filozoficzny… Pytający o rodzaj sztuki
– ekspresji, która lekko tylko dotyka zmysłów, one – jeśli już są uszkodzone, to trudno, musimy i obejdziemy się – może bez nich. Też
– bez nich – jesteśmy ludźmi… Nasze dłonie są złączone.
Iwona Wróblak,
dziennikarka zaprzyjaźniona z TPG
Organizatorzy koncertu dziękują za okazaną pomoc następującym
osobom i instytucjom: zaproszonym artystom Pawłowi Reszeli
i Krzysztofowi Kamyszkowi, Powiatowemu Centrum Pomocy
Rodzinie (wsparcie w ramach środków z PFRON), gminie
Międzyrzecz,
Gospodarczemu
Bankowi
Spółdzielczemu
w Międzyrzeczu, Magdalenie Mleczak, dyrektor Domu Pomocy
Społecznej nr 38 w Rokitnie (za gościnę podczas sobotniej
części imprezy), Ewie Wołyńskiej, Bartkowi Orłowi, Justynie
Pietrzak i Elżbiecie Szafrańskiej (za wsparcie przy tworzeniu
hymnu oraz przygotowaniu montażu muzyczno-słownego),
Marcie Marzol, Monice Jesionowskiej i Marcinowi Dziobkowi
z Rejonowego Sztabu Ratowniczego, którzy czuwali nad bezpieczeństwem imprezy, Sylwestrowi Suchowskiemu, Tadeuszowi
DiS
43
Suchowskiemu, Rafałowi Bugajowi i Danielowi Andrukiewiczowi
z grupy airsoftowej, Natalii Jarucie, która pomagała tuż przed
koncertem, w najgorętszym czasie przygotowań, Ewie Hasek,
psycholog, która służy wsparciem wszystkim potrzebującym,
zarówno głuchoniewidomym, jak i wolontariuszom, pomagając
tworzyć silną grupę.
Organizatorzy koncertu dziękują sponsorom: Jackowi Różyckiemu
prowadzącemu piekarnio-cukiernię Baczyna w Międzyrzeczu,
Jackowi i Beacie Bełz prowadzącym hotel i restaurację Duet
w Międzyrzeczu, Krystynie Kuik i Ewie Szaracie z Biura Kreśleń
z Międzyrzecza, Maćkowi Czekałowskiemu z MC Studio Reklamowe w Sulechowie, a także firmom Robert Czekała – Ogrodnictwo oraz EWE – Gaz Ziemny.
Organizatorzy koncertu dziękują patronom medialnym: „Gazecie
Powiatowej”, Radiu Zachód oraz portalowi społecznościowemu
Ziemia Międzyrzecka.
44
DiS
wydarzyło się
Warsztaty
dla self-adwokatów
W dniach 14–17 marca 2013 roku
w Łucznicy odbyły się warsztaty dla głuchoniewidomych self-adwokatów. To pierwsze
takie wydarzenie w historii TPG.
Jak mówi artykuł 1 Powszechnej Deklaracji Praw
Człowieka „Wszyscy ludzie rodzą się wolni i równi w swej godności
i w swych prawach”. Self-adwokat zna swoje prawa, działa na rzecz
ich przestrzegania oraz podejmuje samodzielne decyzje na temat
swojego życia. Taka osoba lub grupa osób, wykorzystując odpowiednie narzędzia, może w zgodzie z normami prawa wpływać na
podejmowane decyzje przez instytucje społeczne.
W trakcie warsztatów mogliśmy się przekonać, jakie prawa posiadają niepełnosprawni i jakie mają możliwości ich zastosowania
w praktyce. Niestety, dostęp do tych informacji wśród głuchoniewidomych jest stosunkowo mały, niewiele osób wie, jak ze
swoich praw korzystać. Stąd właśnie zrodziła się idea self-adwokatury, która funkcjonuje też w innych organizacjach zrzeszających osoby niepełnosprawne.
Szkolenie prowadziły Justyna Dubanik i Magdalena Kocejko. Tematyka obejmowała m.in. zaznajomienie się z Konwencją Praw Osób
Niepełnosprawnych i jej wykorzystaniem oraz umiejętność argumentowania swoich praw. Począwszy od pierwszego dnia
zgłębialiśmy tajniki bycia self-adwokatem. Zajęcia odbywały się
w formie wykładów, dyskusji oraz ćwiczeń.
DiS
45
Zadania praktyczne były dobrą okazją do zdobycia nowej wiedzy
oraz do sprawdzenia tej dotychczasowej. Podzieleni na grupy
zajmowaliśmy się rozwiązywaniem sytuacji znanych nam z życia
codziennego. Zapisy z konwencji posłużyły nam jako narzędzie,
które można wykorzystać do obrony własnych praw. Pracowaliśmy
m.in. nad problemem braku tłumacza języka migowego w urzędzie
miasta, w związku z czym osoba niesłysząca nie mogła wziąć udziału
w spotkaniu z burmistrzem. Zostało tu złamane prawo, które
nakłada obowiązek przydzielenia tłumacza w instytucjach pożytku
publicznego. Takie sytuacje wpływają na wycofywanie się niepełnosprawnych z aktywności samorządowej.
Dowiedzieliśmy się, jak pisać apele, petycje do władz z prośbą
o przystosowanie urzędów czy szpitali do potrzeb osób głuchoniewidomych. Self-adwokaci czynią starania o przyznanie osobnego
symbolu niepełnosprawności „13-G” dla głuchoniewidomych. Istotną rzeczą jest, by niepełnosprawni uczestniczyli w tworzeniu prawa,
które ich dotyczy.
Skład grup wciąż się zmieniał, dzięki temu nawzajem przekazywaliśmy sobie wiedzę i doświadczenia. Wpłynęło to korzystnie na
integrację uczestników oraz zachęcało do twórczych debat nad
danym zagadnieniem.
Przekonaliśmy się, że takie warsztaty są potrzebne i należy je
kontynuować. Wiedza nabyta w ten sposób daje możliwość swobodnego funkcjonowania, wyrażania własnych opinii i godnego reprezentowania siebie w społeczeństwie. Poza tym miło spędziliśmy
cały czas, korzystając z pięknej zimowej scenerii w Łucznicy i bawiąc
się np. na karaoke.
Tomasz Malaika,
Klub Głuchoniewidomych w Międzyrzeczu
Robert Schab,
Klub Głuchoniewidomych we Wrocławiu
46
DiS
PROJEKTY TPG
Zielone światło dla aktywnego rozwoju
osób głuchoniewidomych
W ramach projektu oferujemy m.in.:
• spotkania Regionalnych Klubów Głuchoniewidomych
• wyjścia integracyjne o charakterze kulturalno-edukacyjnym
oraz sportowym
• wsparcie trenera aktywności społecznej
• warsztaty:
- arteterapeutyczne w Łucznicy
- rozwoju kompetencji społecznych
- integracyjne dla Sekcji Młodych
- akademia self-adwokatów
Osoby uczestniczące w projekcie mają możliwość korzystania
ze wsparcia tłumaczy-przewodników i tłumaczy języka migowego.
W sprawie szczegółów należy zwracać się do Jednostek
Wojewódzkich TPG.
Projekt dofinansowany ze środków Państwowego Funduszu Rehabilitacji
Osób Niepełnosprawnych w ramach 11. konkursu zadań zlecanych
Pomocna dłoń – podnoszenie kompetencji otoczenia
w zakresie wspierania osób głuchoniewidomych
W ramach projektu oferujemy m.in.:
• regionalne i ogólnopolskie szkolenia dla wolontariuszy
• warsztaty dla specjalistów w zakresie integracji społecznej
osób głuchoniewidomych
W sprawie szczegółów należy zwracać się do Jednostek
Wojewódzkich TPG.
Projekt dofinansowany ze środków Państwowego Funduszu Rehabilitacji
Osób Niepełnosprawnych w ramach 11. konkursu zadań zlecanych
z regionów
Z życia klubów
W Regionalnych Klubach Głuchoniewidomych spotykamy
się z różną częstotliwością. W niektórych miastach raz
w miesiącu, w innych raz w tygodniu. Tematy tych zebrań
też są różne…
Klub w Szczecinie: praktyczni w domu
Jedno z czerwcowych piątkowych spotkań w Zachodniopomorskiej JW TPG dotyczyło obszaru
niezwykle ważnego w życiu każdego człowieka,
a mianowicie porządku. Jak mówi popularne porzekadło: porządek w domu, to porządek w życiu. Temat spotkania objął nie tylko porady, w jaki sposób panować
nad porządkiem w domu, lecz także był wymianą doświadczeń
dotyczących naturalnych (a co za tym idzie ekologicznych) środków
czystości. Opowiadaliśmy m.in. o tym, jakie zastosowanie w domowych porządkach mogą mieć sok z cytryny, soda oczyszczona i ocet
oraz jak przy ich użyciu zminimalizować wydatki na standardowe
środki czystości.
Rozważania rozpoczęliśmy od opisania, czym dla nas są porządki
– codziennością czy znienawidzonym obowiązkiem – stwierdzenia,
ile czasu im poświęcamy oraz wskazania sposobów na systematyczne utrzymanie porządku w domu. Mówiliśmy o potrzebie planowania porządków, czyli rozdzielania czynności takich jak pranie,
prasowanie i odkurzanie na dni tygodnia, oraz o tym, jak bardzo
może nam pomóc w sprzątaniu regularność, np. ścielenie łóżka
zaraz po wstaniu, odkładanie butów na miejsce, zmywanie naczyń
48
DiS
zaraz po ich użyciu czy wycieranie kabiny
prysznicowej/wanny zaraz po kąpieli.
Informacje zebrano w prezentacji,
po zapoznaniu się z którą miała
miejsce wymiana doświadczeń
wszystkich praktycznych pań
i panów domu na temat ich
własnych sposobów na zachowanie czystości oraz planowanie porządków. Dyskusja
była gorąca i dotyczyła m.in.
sposobów na odplamianie białych tkanin, prania i usuwania
brzydkich zapachów z dywanów
oraz czyszczenia lodówek. Oto nasze
wnioski:
• aby usunąć plamę z wina, trzeba ją
posypać grubą warstwą soli, a następnie
materiał uprać w gorącej wodzie i na koniec
przepłukać w zimnej wodzie;
Wyjątkowo praktyczne spotkanie
• aby usunąć żółte plamy z białych i jasnych ubrań, należy nanieść
na nie czysty sok z cytryny i pozostawić do wyschnięcia na słońcu
przez cały dzień, a wieczorem wyprać odzież w pralce lub ręcznie;
• aby usunąć plamę z długopisu, należy podłożyć pod zaplamione
miejsce kawałek waty, polać je łyżką wody ze szczyptą kwasku
cytrynowego, a po 20 minutach uprać tkaninę;
• aby usunąć nalot na szklankach i kubkach po kawie albo herbacie, należy umyć zabrudzone miejsce gąbką lub zmywakiem
skropionym kwaskiem cytrynowym;
• aby wyczyścić zabrudzoną toaletę, należy wlać na noc do muszli pół szklanki octu, a rano umyć ją szczotką i spłukać;
DiS
49
• aby zdezynfekować deskę do krojenia, trzeba co jakiś czas
przecierać ją ściereczką zwilżoną octem;
• aby usunąć nieprzyjemny zapach z butów, należy wsypać do nich
na noc łyżeczkę sody oczyszczonej, a rano wytrzepać.
Najważniejszą do zapamiętania myślą spotkania jest jednak to, iż
praktyczni pani i pan domu to szczęśliwi pani i pan domu.
Anna Podgórna,
tłumacz języka migowego w Zachodniopomorskiej JW TPG
Klub w Gdańsku: sobota pełna
niespodzianek
W sobotę 29 czerwca wybraliśmy się do wsi Babidół,
około 30 km od Gdańska. Główne cele na ten dzień to
nastawienie się na dopieszczanie naszych zmysłów –
poczucie wiatru we włosach i dreszczyku emocji, zapachu
czerwcowej łąki, smaku kiełbaski prosto z ogniska – oraz zaznanie
prawdziwej gościnności i atmosfery dobrej zabawy…
I czasem zdarza się tak, że wszystko się udaje, a niespodzianka goni
niespodziankę. Największą był przejazd sportowymi kabrioletami
marki Mazda. Takich wrażeń nikt się nie spodziewał! Ryk silnika,
ostre wiraże i wiatr we włosach… Kolejne niesamowite przeżycia
zapewnili nam gospodarze, którzy zorganizowali i poprowadzili zawody sportowe w trzech konkurencjach: strzelanie z łuku do kostki
siana, strzelanie z wiatrówki oraz rzuty kulami zwanymi „bule”.
Doping, emocje, wyrównana walka oraz świetna zabawa – tak
w wielkim skrócie można podsumować ten fragment popołudnia.
Niezwykłe doświadczenie stanowił dla nas również kontakt ze
zwierzętami przebywającymi w azylu prowadzonym przez naszych
50
DiS
gospodarzy – 17 końmi, które miały
szczęście tutaj trafić, towarzyszącymi
nam wszędzie kozami Andzią
i Przekrętem, pięcioma kotami,
a także królikami oraz przesympatyczną świnką o imieniu
Lechia, która zachowywała się
jak pies i ważyła 200 kg.
Dosłownie każdy chciał ją
pogłaskać, zrobić jej zdjęcie
i spędzić z nią trochę czasu!
Skąd Lechia się wzięła w Babimdole i dlaczego tak się nazywa
– to materiał na inną opowieść…
Dopełnieniem wizyty były piękna
Strzelanie
pogoda, wesoło trzaskające ognisko,
z wiatrówki
rozmowy, znakomita atmosfera, obcowanie
z naturą, a także możliwość pogłaskania i nakarmienia wszystkich zwierząt, obserwacja ich
zachowania oraz nasza radość, że mogliśmy pomóc
w rozładunku wielkiej przyczepy z sianem.
Babidół opuszczaliśmy pełni wrażeń i dobrej energii, nie mogąc się
już doczekać mającego się tu odbyć jesiennego pikniku.
Anna Jurkowska,
pełnomocniczka Pomorskiej JW TPG
DiS
51
z regionów
Końska dawka emocji
A może by tak na konie? Okazuje się, że szlaki są przetarte. W tym roku do stadniny wybrały się aż trzy Kluby
Głuchoniewidomych – ze Szczecina, Poznania i Bytomia.
Przedstawiamy trzy relacje oraz trzy perspektywy:
tłumacza języka migowego, osoby głuchoniewidomej
i wolontariuszki.
Raj dla duszy
Ostatnie ze spotkań w Zachodniopomorskiej JW
TPG odbyło się w miejscu niezwykłym – a mianowicie na terenie hodowli koni Galoper Agnieszki
i Jarosława Soboli na pograniczu Tanowa i Trzeszczyna, około 15 km od centrum Szczecina. A wszystko to
dlatego, że we wrześniu rozpoczęliśmy realizację projektu „Integracja przez sport” współfinansowanego z budżetu Wojewody
Zachodniopomorskiego w ramach współpracy w obrębie polityki
społecznej z organizacjami pozarządowymi.
Pierwszy blok tematyczny dotyczy terapii z koniem, gdyż – jak
wiadomo – kontakt z tym nieparzystokopytnym bardzo silnie wpływa na wszystkie zmysły człowieka. A współpraca z tak silnym zwierzęciem łączy się nie tylko ze wzrostem poczucia własnej wartości
i pewności siebie, lecz także pozwala nawiązać swego rodzaju więź.
Po krótkim szkoleniu na jednym z piątkowych spotkań w siedzibie
jednostki z zakresu zasad bezpiecznego kontaktu z koniem, tzn. co
nam wolno, a czego nie wolno, w niedzielę 8 września udaliśmy się
do hodowli Galoper.
52
DiS
Stadninę otaczają piękne lasy i rozległe
łąki. To raj dla duszy, gdzie wykwalifikowani właściciele zachwycają
swoją obszerną wiedzą i nieocenioną życzliwością. Zajęcia
pod okiem pani Agnieszki rozpoczęliśmy od poznania infrastruktury stadniny, liczby
wierzchowców oraz ich ras.
Dowiedzieliśmy się, gdzie i jak
mieszkają, ile czasu powinny
przebywać na pastwiskach, co
jedzą i jak ich dieta wpływa na ich
siłę. Każdy z nas mógł dotknąć
siana, owsa czy specjalnej energeNajpierw trzeba było
tycznej paszy. Po tym wprowadzeniu,
wyczyścić rumaki
mogliśmy się poznać bliżej z końmi,
dotknąć ich, pogłaskać. Pani Agnieszka bardzo dokładnie odpowiadała na nasze pytania –
wyjaśniła m.in., jak dużo konie jedzą, jak często są
w ciąży i jak długo ona trwa oraz czym się różnią konie rekreacyjne
od wyścigowych. Po krótkim instruktarzu z zakresu czyszczenia,
każdy z nas miał obowiązek wziąć szczotkę, zgrzebło i kopystkę
i przez chwilę spróbować swoich sił przy oporządzaniu wierzchowców. Gdy już można było nasze konie okiełznać i osiodłać, przyszedł
czas na pierwsze przejażdżki.
Co ciekawe, najodważniejsze okazały się kobiety – to one pierwsze
dosiadły dużego gniadosza o imieniu Kuba, a za nimi dopiero podążyli
mężczyźni. Osoby mniejszej postury miały okazję odbyć przejażdżkę
na karym osiemnastoletnim kucu walijskim o imieniu Dunkan.
Nauczyliśmy się dość dużo, zarówno z zakresu samego kontaktu
z koniem, jak i podstaw dobrego dosiadu. Kto wie, może na kolej-
DiS
53
nych spotkaniach uda nam się zakłusować. Pragniemy podziękować
właścicielom stajni, wolontariuszom oraz wierzchowcom, które
dzielnie i cierpliwie z nami współpracowały.
Anna Podgórna,
tłumacz języka migowego z Zachodniopomorskiej JW TPG
Jak na Dzikim Zachodzie
Po otrzymaniu zaproszenia na piknik w Ośrodku
Jeździeckim w Zbrosławicach miałam mieszane
uczucia: z jednej strony byłam przerażona pięcioma
przesiadkami i to o tak wczesnych godzinach, z drugiej zaś strony kusiły mnie zapowiedziane atrakcje –
nigdy nie dotykałam żywego konia! A tam mają nam pokazać
konie różnej maści i różnego przeznaczenia. Poza tym, pomyślałam,
ile trudu musiały znieść moje TPG-owskie trenerki orientacji
przestrzennej i zapytałam siebie: „To wszystko ma iść na marne?”.
Podzieliłam się moimi rozterkami z mężem, który po krótkiej chwili
zakrzyknął: „Hajda na koń!”.
Wysiedliśmy w Zbrosławicach. Po krótkim rozprostowaniu kości
zostaliśmy zaproszeni przez przewodniczkę stadniny do zwiedzania stajni. Szliśmy środkiem – po lewej i prawej stronie znajdowały się boksy. Przewodniczka opowiadała nam o różnych rasach
koni, o ich przeznaczeniu i niektórych zachowaniach. Tłumaczka-przewodniczka Jagoda Bosek mówiła nam, jakiej maści wierzchowce mijamy, jak one w tej chwili się zachowują. Miałam wrażenie, że to one nas oglądają. Przy wyjściu ze stajni po lewej stronie
w boksach stały przeurocze kucyki.
Po przejściu całej stajni weszliśmy na drewnianą trybunę, u stóp
mieliśmy duży okrągły plac. Poczułam się jak na Dzikim Zachodzie.
Przy zejściu stały przygotowane osiodłane konie. W takich momen-
54
DiS
tach mówię nieraz sobie, że cieszę się, iż
nie widzę. Jagoda powiedziała, żebyśmy podeszły do koni – nie wiedziałam wtedy, że idę na pierwszy
ogień. Ruszyłam na gumowych
nogach, a minę miałam nietęgą.
Pierwszy raz w życiu dotknęłam konia, zaczęłam go głaskać, obrajlowałam cały jego
łeb, a osoby asekurujące mnie
i konia pomogły mi wsiąść na
niego. Dowiedziałam się, jakie
ma imię i jakiej jest maści – była
to piękna gniada klacz. Zrobiłyśmy
trzy rundy dookoła placu, w trakcie
których cały czas głaskałam kobyłę po
szyi, po bokach, było mi bardzo przyjemnie.
I miałam poczucie, jakby cały świat znalazł się
u moich stóp.
Warto choć raz
usiąść na końskim
grzbiecie!
Po zejściu z konia asekurantka pobiegła na bok, a po powrocie
wręczyła mi suchą kromkę chleba. Według jej instrukcji połamałam ją na kawałki, położyłam na wyprostowanej dłoni i podałam
klaczy, która zbierała je aksamitnymi chrapami. Kiedy usłyszałam głośne chrupanie, gęsia skóra wyskoczyła mi na plecach.
Po zebraniu ostatniej kruszynki chleba koń zaczął kiwać głową,
jakby w podzięce. Pogłaskałam go po pysku, karku, szyi, przytuliłam i odeszłam.
Na koniec zostaliśmy zaproszeni na przejażdżkę dorożką. Byłam
przygotowana na wejście do typowego pojazdu z budką, ale okazało
się, że weszliśmy na prostokątną platformę ograniczoną po dwóch
stronach burtami, wzdłuż których stały drewniane twarde ławy.
Cała platforma była pokryta grubą folią, zaś z przodu siedział
DiS
55
woźnica i powoził dwoma końmi. Podróż odbywała się po dość wyboistych dróżkach ośrodka. Współczułam tylko mężowi, nie za bardzo ma na czym siedzieć, bo to przecież sama skóra i kości.
Po wejściu do mieszkania ledwie się umyłam, padłam do łóżka
i usnęłam. Dopadły mnie marzenia senne, a to Dziki Zachód, prerie
i kaniony, to znowu średniowieczne nieprzebyte bory, bezdroża,
zamki.
Serdecznie wszystkim dziękuję, dziękuję, dziękuję.
Joanna Koralewska,
Klub Głuchoniewidomych w Bytomiu
Rycerze i księżniczki
Gdy dotarliśmy do ośrodka hipoterapii Lajkonik powitała nas rozentuzjazmowana ekipa. Wkrótce uświadomiliśmy sobie, co ich tak
bardzo cieszyło. Po raz kolejny mogli podzielić się swoją pasją
z żądnymi przygód przybyszami.
Najpierw spotkaliśmy się z sędziwym, lecz dostojnym „ogierkiem”
rasy konik polski. Zjadał on chleb i siano z naszych kolan
i pleców. Gdy jego wilgotne chrapy zbliżały się do wrażliwej skóry
wybranego „skazańca”, każdego przebiegł dreszczyk emocji. Na
szczęście wszyscy uszli z życiem, ale to był dopiero początek!
Szefowa stadniny zebrała wszystkich na polu. Sprawdzano naszą
kondycję fizyczną. Ćwiczenia stanowiły nie lada wyzwanie i stawały
się coraz trudniejsze. Rozciągaliśmy mięśnie, wymachiwaliśmy nogami, biegaliśmy w przód i w tył, a na końcu graliśmy w berka
w parach. Słowem zaczęliśmy od kilku niewinnych zabaw integracyjnych, a skończyliśmy na bieganiu po polu niemal w amoku. Niemniej owocem tego były ogromne „banany” na naszych twarzach
(można je było zbierać garściami).
56
DiS
Po ćwiczeniach mieliśmy wreszcie okazję
spróbować swoich sił w jeździe konnej. Przedtem trzeba było jednak
oporządzić i osiodłać wierzchowce. Panowie prezentowali się na
swych rumakach niczym prawdziwi rycerze, dodając odwagi spłoszonym niewiastom.
Wśród nich, na szczególne uznanie zasługują „Bartek Lwie
Serce” i „Michał z Sierakowca”
za pokłady optymizmu, którymi
zasilili całą ekipę, „Wojciech
Śmiały” za spektakularne ujarzKarmienie koni
mienie rączego rumaka, „Marcin
również było
Czarny” za czarujący uśmiech, którym
wspaniałym
dzielił się ze wszystkimi dookoła, oraz
przeżyciem
mężny „JacKo z Poznańca”, który miał pełne
ręce roboty, ani na chwilę nie opuścił Natalii, dzielnie tłumacząc jej wszystko na język migowy. Sama Natalia każdemu zadaniu podołała, wykonując z zadowoleniem. Nie
śmiałabym również zapomnieć o Dorocie, która prezentowała się
na swym koniu niczym prawdziwa księżniczka.
Droga powrotna nie była prosta. Przemierzaliśmy łąki, knieje,
musieliśmy się też zmierzyć z urwistą przepaścią, jednak każdy
dotarł do domu cały i zdrowy. Jesteśmy bardzo wdzięczni pracownikom ośrodka Lajkonik za zapewnienie nam licznych atrakcji
i serdeczne przyjęcie.
Sabina Wolniewicz,
wolontariuszka z Wielkopolskiej JW TPG
DiS
57
młodzi w akcji
Spotkania Młodych
Dla tych, którzy zamartwiają się tym, że
współczesna młodzież coraz gorzej radzi sobie
z budowaniem relacji i nie interesuje się niczym,
a w zamian za to coraz bardziej ucieka w wirtualny świat,
mamy krzepiącą relację z trzech spotkań Sekcji Młodych.
Nasi młodzi niczym się nie różnią o tych sprzed epoki internetu: są aktywni, lubią podróże i nowe wyzwania i nigdy nie
mają dość czasu spędzanego z rówieśnikami!
Łódź (08–10.02.2013)
Łódź to miasto czterech kultur, które słynie z charakterystycznych
dziewiętnastowiecznych manufaktur. Weekend zaczęliśmy od
obejrzenia filmu „Nieulotne” w kinie usytuowanym na terenie
jednej z nich. Następnie udaliśmy się na nocleg do hostelu. Na
miejscu wspólnie przygotowywaliśmy sobie śniadania i kolacje,
zaś na obiady wychodziliśmy do baru.
W sobotę po śniadaniu w Łódzkiej JW TPG odbyły się warsztaty
masek karnawałowych, które prowadziła Justyna Budna. Każdy
z nas dostał białą maskę, farby, kleje i przybory do przyozdobienia
masek. Praca całkowicie nas pochłonęła. Po kilku godzinach
mogliśmy już obejrzeć jej efekty, które wyglądały naprawdę
imponująco. Nie sądziłem, iż malowanie masek może sprawić tyle
frajdy.
Po południu udaliśmy się na zwiedzanie pałacu Poznańskich. Mieszkali w nim właściciele łódzkich fabryk. Lata świetności zarówno
58
DiS
tego obiektu, jak i całej Łodzi przypadły
na drugą połowę XIX wieku. W końcu
to w tym mieście rozgrywała się
akcja „Ziemi obiecanej” Reymonta, którą potem sfilmował Wajda. I tu ciekawostka dla miłośników kina: mieliśmy możliwość obejrzenia z bliska statuetki Oscara za film dokumentalny „Kocham życie”
opowiadający o twórczości
Artura Rubinsteina, sławnego
pianisty, który był blisko związany
z Łodzią.
Wieczorem wyszliśmy poimprezować.
Do klubu
zabraliśmy
Trafiliśmy do klubu Dwie Dłonie. Gdy
nasze maski
weszliśmy do środka, byliśmy w szoku. To
prawdopodobnie jedyny klub w Polsce,
w którym barmani migają! W dodatku zdecydowaną większość klientów stanowią osoby niesłyszące.
Wszystko dlatego, iż właściciel lokalu sam jest niesłyszący. Na
zabawę wzięliśmy ze sobą maski własnej roboty. Trzeba przyznać,
iż okazale się w nich prezentowaliśmy. Jak przystało na karnawał,
tańczyliśmy do upadłego. Wszyscy bawili się znakomicie.
W niedzielę był czas na spacer po głównej ulicy miasta – Piotrkowskiej – oraz na pakowanie się, obiad i pożegnania.
Międzylesie (01–03.03.2013)
Gdy przyjechaliśmy do położonego pod Warszawą Międzylesia,
w hotelu czekała już na nas kolacja, po której odbyło się tradycyjne
spotkanie integracyjne.
DiS
59
W sobotę po śniadaniu odbyły się warsztaty wizażu, fryzur oraz manicure’u,
które poprowadziły profesjonalna
stylistka Katarzyna Miszczak
oraz fryzjerka Wioleta Skowronek. Żeńska część naszej
grupy była nimi zachwycona.
Pracowaliśmy w parach – najpierw jedna osoba robiła
makijaż drugiej, potem następowała zamiana. Na koniec
dowiedzieliśmy się, jak zrobić
masaż dłoni. Trzeba przyznać, że
to były bardzo przyjemne zajęcia.
Znalazło się też coś dla panów – naNauka wiązania
uka wiązania krawata prowadzona przez
krawata
Pawła Wystraszewskiego. Okazało się, że
to nie jest wcale takie trudne jak się wydawało.
Wystarczyło nam kilkanaście minut, by opanować
podstawowe węzły. Wieczorem nie mogło zabraknąć
dyskoteki i tańców.
Nazajutrz rano chętni mogli wybrać do stolicy obejrzeć Stadion
Narodowy.
Ełk (18–28.08.2013)
W Ełku odbyły się warsztaty sportowo-kulinarne. Wzięło w nich
udział 20 osób głuchoniewidomych z całej Polski w różnym wieku
oraz kilkunastu tłumaczy-przewodników i wolontariuszy. Mieszkaliśmy w hotelu Selement. Za znalezienie tego pięknego miejsca
serdecznie dziękujemy Magdalenie Buraczewskiej oraz jej rodzicom, którzy bardzo pomogli od strony logistycznej. W ośrodku tym
czekało na nas wiele atrakcji. Mieliśmy do dyspozycji pokoje
60
DiS
z łazienkami, dużą salę do ćwiczeń, stół
do ping-ponga, bilard, saunę, siłownię, kafejkę internetową, zadaszoną
wiatę z miejscem na grilla i ognisko, boisko do koszykówki. Budynek położony jest w cichym,
ustronnym miejscu wśród lasów. Tuż przy samym hotelu
znajduje się jezioro, po którym
mogliśmy pływać kajakami
lub rowerkami wodnymi. Do
naszej dyspozycji było również
strzeżone kąpielisko a także boisko do siatkówki plażowej. Ponadto
mieliśmy możliwość zorganizowania
sobie kilku dyskotek w ciągu całego turnusu. Na miejscu mieliśmy oczywiście
pełne wyżywienie.
Michał z grupą
swoich kibiców
Lekcje capoeiry prowadził Jarosław Dziewierz. Ta
sztuka walki łączy w sobie elementy samoobrony, tańca,
muzyki, rytmu, gimnastyki i akrobatyki. Nie było to łatwe do opanowania!
Podczas warsztatów kulinarnych z Justyną Budną uczyliśmy się
przyrządzać sałatki, marynaty i pasty oraz rozpoznawać przyprawy
po zapachu. Część ze specjałów, które przyrządziliśmy, spróbowaliśmy potem na wieczornym grillu.
Zajęcia z savoir-vivre'u oraz zdrowego odżywiania prowadził
Wojciech Arczewski. Dowiedzieliśmy się, jak należy właściwie
zachowywać się przy stole i podczas posiłków oraz jak jeść zdrowo.
Nauczyliśmy się też przemieniać zwykłą serwetkę w elegancką
lilię czy praktyczną kopertę na sztućce.
DiS
61
Pod koniec pierwszego tygodnia zawitała do nas pani ratownik,
która udzieliła nam kursu pierwszej pomocy. Każdy z nas mógł na
manekinie zrobić masaż serca, sztuczne oddychanie czy założyć
opatrunek.
To nie był koniec atrakcji. W trakcie ostatnich dwóch dni turnusu
Małgorzata i Paulina pokazały nam podstawy fitnessu, zaś ostatniego dnia Jagoda Bosek poprowadziła zajęcia z zielarstwa, na
których poznaliśmy smak i zastosowanie różnych ziół.
Chętni wybrali się do ełckiego aquaparku. Ci, którym nie chciało się
pływać, mogli skorzystać z pobliskiego parku rozrywki i pograć
w minigolfa lub w tenisa bądź też wybrać się na spacer po mieście.
W ostatnią niedzielę miałem przyjemność brać udział w półmaratonie
(biegu na 21 km). Wszyscy na mecie wspaniale mnie dopingowali
i wspierali. To było niezwykłe przeżycie! Po biegu wybraliśmy się
jeszcze na przejażdżkę bryczkami po okolicy.
Warsztaty niestety dobiegły do końca i trzeba było się pakować.
Wiele się na nich nauczyliśmy. Jestem przekonany, że ta wiedza
przyda nam się w przyszłości w praktyce, choć mam nadzieję, że nie
będziemy zmuszeni do samoobrony.
Michał Majchrzak,
wiceprzewodniczący Sekcji Młodych
62
DiS
warto wiedzieć
Jest taka biblioteka
Już od ponad 60 lat osoby z niepełnosprawnością wzrokową mogą korzystać
z usług biblioteki, która gromadzi i udostępnia
zbiory przeznaczone specjalnie dla nich. Początkowo
mieściła się ona w Warszawie przy ul. Kleczewskiej. Potem
na krótko zagościła na Foksal. W latach 1956–1976 miała
siedzibę tam, gdzie Polski Związek Niewidomych, czyli przy
ul. Konwiktorskiej 9. Kiedy ukończono specjalnie dla niej
przeznaczony gmach przy ul. Konwiktorskiej 7, przeniosła
się tam i już została. Do końca czerwca 2013 roku instytucja ta funkcjonowała jako Centralna Biblioteka Polskiego
Związku Niewidomych. Obecnie, zgodnie z zarządzeniem
Ministra Pracy i Polityki Społecznej, przekształciła się
w Dział Zbiorów dla Niewidomych Głównej Biblioteki Pracy
i Zabezpieczenia Społecznego.
Biblioteka Centralna PZN gromadziła początkowo tylko książki
brajlowskie. Wiele z nich zachowało się do dziś. Przetrwały też
pierwsze czasopisma takie jak „Pochodnia” czy „Głos Kobiety”. Są
one bardzo cenne, ponieważ można je przeczytać tylko w brajlu.
W latach sześćdziesiątych zaczęto nagrywać książki na szpulach.
Wkrótce zastąpiły je kasety. W latach dziewięćdziesiątych powstała
internetowa wypożyczalnia plików tekstowych. Różniła się ona od
dzisiejszej wersji wypożyczalni on-line. Pliki tekstowe były po prostu wysyłane e-mailem na zamówienie czytelnika.
DiS
63
Pierwsze dziesięciolecie naszego wieku całkowicie odmieniło oblicze Biblioteki Centralnej. Rynek zalały płyty CD i karty pamięci.
Pojawiły się też książki w specjalnie zakodowanym systemie Czytak. Nie miało sensu nagrywanie w studio, bo książki można było
kupić w sklepie. By uchronić zbiory kasetowe, które utrwaliły głosy
wielu utalentowanych aktorów, zaczęto je przetwarzać na standard
DAISY i format Czytak. Zapoczątkowano również skanowanie
książek.
Dział Zbiorów dla Niewidomych GBPiZS obejmuje obecnie:
• wypożyczalnię książek brajlowskich,
• wypożyczalnię książek mówionych, która oferuje nagrania kasetowe, na płytach (CD audio i MP3) w formatach DAISY i w systemie Czytak,
• zbiory muzyczne, z których mogą korzystać tylko osoby zgłaszające
się do biblioteki osobiście, ponieważ nie są one wysyłane,
• zbiory tyflologiczne przeznaczone dla pracowników naukowych
i studentów.
Dział Zbiorów dla Niewidomych oferuje książki o różnorodnej tematyce. Można tu znaleźć powieść obyczajową, kryminał, reportaż czy
wspomnienia, jak również poradniki, podręczniki i słowniki. W zbiorach brajlowskich przeważają książki drukowane. Jest jednak spora
liczba pozycji przepisanych ręcznie. Wtedy na kartach takich publikacji widać do dziś otwory po gwoździkach, przytrzymujących
tabliczkę. Zachowała się nawet książka skręcana na śruby.
Wśród nagrań kasetowych większość stanowią piękne interpretacje
Ksawerego Jasieńskiego, Henryka Drygalskiego oraz Anny Romantowskiej. Jest jednak również sporo nagrań amatorskich. Wszystkie
te zbiory są wypożyczane na miejscu bądź wysyłane pocztą. Zbiory
cyfrowe są nagrywane na nośnikach będących własnością czytelnika. Czytelnik musi również dysponować własnym sprzętem do ich
odtwarzania.
64
DiS
Bardzo wygodnym rozwiązaniem okazała się uruchomiona
w 2008 roku wypożyczalnia on-line. Mówiono, że to pierwsza tego
typu inicjatywa na świecie. Prawda jest taka, że o kilka lat wyprzedzili nas Czesi. Niesamowitość tej wypożyczalni polega na tym,
że czytelnik, nie wychodząc z domu, może ściągnąć książkę w pliku
tekstowym, w formacie DAISY lub syntetycznym MP3. Można też
korzystać z tych zbiorów, łącząc się z serwerem przy pomocy komórki. Obecnie nie wiąże się to z dużymi kosztami.
Jeśli ktoś jest już klientem wypożyczalni, może się logować
i buszować po katalogach. Ten, kto nie ma w niej jeszcze swego
konta, najpierw musi zapisać się do Wypożyczalni Książki Mówionej.
Karty ewidencyjnej nie da się obecnie ściągnąć ze strony Działu
Zbiorów dla Niewidomych, ale bez problemu można ją otrzymać
listownie lub przychodząc do biblioteki osobiście. Po dostarczeniu
wypełnionej karty ewidencyjnej, kopii orzeczenia o niepełnosprawności, kopii dowodu osobistego oraz oświadczenia o nierozpowszechnianiu danych, które się pobiera bądź wypożycza, można
już zgłosić chęć założenia konta w wypożyczalni on-line.
Na stronie www.dzdn.pl znajduje się link: „Serwisy i zasoby sieciowe". Po kliknięciu tego linku trzeba kliknąć „Serwis Wypożyczeń
On-line". Tam z kolei znajduje się link: „Aktywuj swoje konto
Wypożyczeń On-line". Po kliknięciu tego linku czytelnik trafia na
informację o procedurze aktywacji konta. Po przeczytaniu i zaakceptowaniu regulaminu uzyska dostęp do formularza. Należy go
wypełnić i cierpliwie poczekać na odpowiedź. Dane z formularza są
porównywane z danymi w bazie. Jeśli są zgodne, czytelnik otrzyma
zawiadomienie o tym, że może już korzystać z wypożyczalni.
Prócz książek przetworzonych z kaset i płyt na format DAISY
w wypożyczalni on-line znajduje się tzw. skanowisko. Jest to zbiór
zeskanowanych książek, który jest większy niż wszystkie zbiory
biblioteki dla niewidomych. Biblioteka nie ma możliwości dokonania ich korekty. Mimo to są one bardzo cenne. Bardzo łatwo się je
DiS
65
wyszukuje i pobiera pliki. Do skanowiska można dodawać własne
książki, a także zamieszczać w nim recenzje i dyskutować na różne
tematy.
Osoby chcące uczyć się brajla mogą zgłaszać się na indywidualne
lekcje. Jest wielu dorosłych, którzy nauczyli się u nas tego pisma na
tyle dobrze, że wypożyczają książki. Nagrania kasetowe, płytowe,
czytakowe oraz książki brajlowskie można też otrzymać pocztą.
Wystarczy wyrazić taką chęć. Telefony i e-maile do kontaktu znajdują
się na stronie www.dzdn.pl.
Warto też zainteresować się działalnością tyflogalerii. Oddzieliła się
ona od biblioteki, lecz nadal działa. We wtorki i czwartki zawsze
odbywają się tam ciekawe spotkania.
Przede wszystkim jednak zapraszamy do biblioteki. Do dziś
pamiętam, jak po raz pierwszy odwiedziłam jako pierwszoklasistka
bibliotekę szkolną. Jaką książkę dostanę? Czy będzie ciekawa?
A potem to popołudnie, kiedy wokół mnie hałasowali koledzy, a ja
siedziałam i nie mogłam się oderwać od historii Marii Konopnickiej
„Jak to ze lnem było”. Bo najlepiej wydany katalog czy najwygodniejsza wypożyczalnia on-line nie zastąpią kontaktu z bibliotekarzem – molem książkowym, który tylko czeka, żeby móc puścić
w ruch koło pasji czytania.
Urszula Maksimowicz,
pracownik GBPiZS
66
DiS
sylwetki
Świat cyfrowej
słyszalności
Wrażenia towarzyszące utracie słuchu wielu
z nas zna aż nazbyt dobrze. A jak to jest zacząć słyszeć
lepiej niż dotychczas? Odpowiedzi na to pytanie szukał
Stanisław Sierko.
Słyszę! Naprawdę słyszę. No, tak. Ale co ja słyszę i jak? Wsłuchuję
się więc w to swoje nowe słyszenie poprzez dwa cyfrowe aparaty
zauszne firmy Widex. Zacznijmy jednak od początku.
Przyznaję, że już nieco przywykłem do życia w ściszonym świecie.
To wcale nie taki kiepski świat. Może nawet bardziej życzliwy niż ten
pełen krzyków, pisków i nieżyczliwych szeptów. Żyłem w tym
ściszonym świecie bardzo, bardzo długo. Niczym słuchowy kameleon przystosowałem się do mojego cichego otoczenia. Nauczyłem
się nawet pracować. Jako dziennikarz gazetowy. No i pewnie
trwałbym w tym świecie do ostatka, gdybym nie spotkał wspaniałych
ludzi z Towarzystwa Pomocy Głuchoniewidomym. Poznałem ich,
gdy pisałem reportaż o działalności TPG. Natychmiast zauważyli,
że niedosłyszę i niedowidzę. Zresztą nietrudno było to zauważyć.
I od razu wzięli się za mnie. Intensywnie i życzliwie. Badanie
wzroku. Badanie słuchu.
Dzień pierwszy
– Spróbujemy zrefundować panu aparaty słuchowe – powiedział
Andrzej Ciechowski z jednostki TPG w Gdańsku. – To jest
DiS
67
najważniejsze w tej chwili. Potem zobaczymy, w czym będziemy
mogli jeszcze pomóc.
Razem z Anią Jurkowska, szefową gdańskiej jednostki, pojechaliśmy
do firmy Audiofon we Wrzeszczu. Długie profesjonalne badanie
potwierdziło bardzo znaczny ubytek słuchu. Od razu przystąpiono
do doboru aparatów słuchowych. Komputerowo. Zacząłem słyszeć
podczas tego doboru. Przypomniałem sobie muzykę hałaśliwej
ulicy.
– Teraz wystąpimy z wnioskiem o refundację i o wynikach poinformujemy – powiedziała Ania Jurkowska. – Proszę o cierpliwość. To
może trochę potrwać.
Nie ma sprawy, przeżyłem w ciszy tyle lat, to i parę miesięcy więcej
przeżyję. Jednak nie było potrzeby aż takiej cierpliwości. Po około
dwóch tygodniach otrzymałem pismo z Warszawy, że „Komisja ds.
Wsparcia podjęła decyzję o przyznaniu dofinansowania do zakupu
aparatu słuchowego z wkładką”. Hurrrra! Przyznano mi dofinansowanie w kwocie nieprzekraczającej 10 000 zł. To powinno wystarczyć
na zakup dwóch aparatów słuchowych bardzo dobrej jakości. Teraz
sprawy potoczyły się błyskawicznie. Natychmiast umówiłem się
z firmą Audiofon. Dobrano mi dwa aparaty słuchowe. Pobrano
odlew, aby wykonać indywidualne końcówki. Tylko dla moich uszu.
– Za mniej więcej dwa tygodnie spotkamy się ponownie i zamontujemy końcówki indywidualne. Jeżeli będzie potrzeba, to skorygujemy także ustawienia aparatów słuchowych – poinformowała mnie
Małgorzata Górka z firmy Audiofon. – Przez ten czas proszę
przetestować aparaty z końcówkami uniwersalnymi.
I wyszedłem na hałaśliwą ulicę Wrzeszcza. W ten dziwny szemrząco-gadający świat. Mam głowę pełną dźwięków. Mijam dziewczynę
rozmawiającą przez telefon komórkowy. Słyszę każde słowo. Moje
ucho rani ryk pędzącej karetki pogotowia. Zaczyna kropić deszczyk.
Słyszę deszcz. Niesamowite. Nawet słyszę stuk moich butów
68
DiS
o chodnik. I własny głos słyszę. Wszystko słyszę, a nawet więcej.
Cudowna technika. Wracam do domu. Włączam radio. O rany, jak
głośno! Muszę skręcić potencjometr prawie o połowę. Co za ulga.
Rozkoszuję się poznawaniem, a w zasadzie przypominaniem sobie
kolejnych dźwięków. Idę na spacer do parku. Nie słyszę ptaków.
Pewnie już śpią. To przecież wieczór. Jutro sprawdzę następne
dźwięki.
Dzień drugi
Ciekawe, co jeszcze usłyszę. Wsłuchuję się w każdy szmerek. Bo
słyszę nawet szmerki. Ale zacznijmy od pobudki.
Nie, nie spałem w słuchawkach. Zdjąłem je w łazience, gdy się
myłem. Schowałem je do eleganckich pudełeczek. Takich jak na
cenną biżuterię. Obudziłem się wczesnym rankiem. Bez budzika.
Za oknem zauważyłem pracowników firmy śmieciarskiej
opróżniającej śmieciowe kubły. To podobno jest hałas o sile około
90 decybeli. Nic nie słyszę. No to wyskakuję z łóżka i pędzę do szafki. Błyskawicznie zakładam słuchawki. Szok. Teraz słyszę. Jak ta
śmieciarka straszliwie hałasuje. Niczym szalejący perkusista.
Wesoło macham do śmieciarzy. Odmachują mi i jadą dalej. Fajnie
zaczyna się dzień. Lubię sympatyczne początki. Teraz poranne mycie. W słuchawkach. Słyszę plusk wody. Słuchawki nieco mi
przeszkadzają w dokładnym umyciu twarzy więc je na chwilkę
zdejmuję. Nastawiam czajnik bezprzewodowy. Nie do wiary, słyszę
pstryknięcie czajnikowego wyłącznika w chwili zagotowania się
wody. Zaparzam kawę i włączam radio. Potencjometr radiowy mam
już ustawiony na ciche granie, ale wszystko słyszę doskonale.
Dzwoni telefon komórkowy. Słyszę. Przykładam telefon do prawego
ucha i... nic nie słyszę. Nic. Co jest grane? Rozmówca rozłącza się.
No tak, przecież mam ucho zatkane wkładką, a mikrofon słuchawek
jest umieszczony za uchem. Powinienem słuchawkę przystawić do
mikrofonu, a nie do ucha. Informowała mnie o tym pracownica
DiS
69
Audiofonu, ale zapomniałem. Muszę nauczyć się prawidłowego
korzystania ze słuchawek. A więc uczę się od zaraz. Oddzwaniam.
Teraz przystawiam słuchawkę do mikrofonu. Nieco powyżej ucha.
Słyszę sygnał wybierania numeru. Słyszę osobę odbierającą telefon. Normalnie rozmawiamy. Śniadanko i idę w miasto. To samo
miasto, a jakby inne. Takie rozgadane. Szczególnie głośne i piskliwe
są rozmowy kobiet. Prawie wszystkie szczebioczą do komórek.
Trochę mnie to deprymuje. Jakbym podsłuchiwał.
– Dzień dobry – wita mnie przechodzący znajomy.
– Dzień dobry – odpowiadam i idę dalej.
Nic nie zauważył. To dobrze. Ciekawe jak uda mi się pierwsza rozmowa. Reportaż z, nomen omen, Bajkolandii. To taka fajna propozycja dla dzieci, a w zasadzie dla ich opiekunów. Wchodzę do Bajkolandii. Chyba zbyt agresywnie otwierałem drzwi, bo wypadła mi
słuchawka z prawego ucha. No tak, muszę coś zrobić, aby
zabezpieczyć słuchawki przed wypadaniem. Ale co? Porozmawiam
o tym z Audiofonem. Nieco się zestresowałem tym zajściem. Szybko
z powrotem założyłem słuchawkę. Nikt niczego nie zauważył.
Odetchnąłem z ulgą.
Bez problemów zrobiłem reportaż. Nawet rozmowy z dziećmi nie
sprawiały mi słuchowych trudności. I nikt mnie nie zapytał o to, co
mam w uszach. Chyba naprawdę nie widać tych słuchawek. Rewelacja. Znowu dzwoni telefon komórkowy. Rozmawiam bez
żadnych kłopotów.
Dzień trzeci
A dzisiaj zacznę od tego, co pominąłem dotychczas. Niedopatrzenie. Mieszkam w stolicy Kociewia. Wiecie coś o Kociewiu? To piękny
region na skraju województw pomorskiego i kujawsko-pomorskiego. Między Kaszubami a Borami Tucholskimi. Dopiero zdobywamy sobie prawo obywatelstwa w świadomości Polaków. Zain-
70
DiS
teresowani znajdą wiele informacji na
temat Kociewia w internecie. Tam
jest wszystko. No, prawie wszystko. To tak jak z moimi cyfrowymi
słuchawkami. Prawie wszystko
mi przekazują do uszu,
a nawet do mózgu. Poważnie.
Bo teraz słyszę nie tylko uszami, lecz także poprzez kości.
Niesamowite. I momentami
wydaje mi się, że słyszę o wiele
za dużo. Słyszę moje sapanie,
gdy zmęczę się zbyt szybkim
marszem. O rany, może to sapanie
słyszą także osoby, z którymi rozOkno na świat
mawiam. Słyszę szelest włosów, gdy je
dźwięków
czeszę. A najgłośniej słyszę klawiaturę
komputera, gdy piszę te słowa. Nieco mnie to
stresuje. Może da się tak skorygować ustawienie
słuchawek, aby te dźwięki zostały maksymalnie ograniczone. Ale jeśli nie będzie to możliwe, to trudno. Przyzwyczaję się.
Przecież nie ma róży bez kolców. Oj, chyba jestem niewdzięcznikiem.
Dopiero trzeci dzień testuję słuchawki, a już zaczynam marudzić.
Usprawiedliwia mnie jednak prośba Małgorzaty Górki z Audiofonu, abym szczerze przekazał wszystkie uwagi związane
z ich użytkowaniem. A więc spełniam tę prośbę. I jeszcze coś. Po
całym dniu noszenia słuchawek nieco bolą mnie uszy. Nie od hałasu,
ale od wkładek uniwersalnych. Liczę, że gdy dostanę wkładki indywidualne, które będą dostosowane do moich potrzeb, dyskomfort
zniknie. A może to wina tego, że przestraszony wczorajszym wypadkiem włożyłem dzisiaj końcówki nieco głębiej? Może. Próbuję
zaprzyjaźnić się z moimi słuchawkami. Próbuję je pokochać. Dzisiaj
były ze mną przez cały dzień. Bez żadnych problemów rozmawiałem
DiS
71
z kierowcą prowadzącym samochód. Nawet nie poprosiłem o to, aby
mówił nieco głośniej, bo mam słaby słuch.
Po miesiącu
Już ponad miesiąc buszuję w świecie cyfrowej słyszalności. Buszuję
dzięki skutecznemu wsparciu przez TPG. Pierwsze trzy dni były
szokująco wspaniałe. Opisałem je tak, jak potrafiłem. I zamilkłem
na ponad miesiąc. Nie z lenistwa czy z zapomnienia. O, nie! Coraz
precyzyjniej wsłuchiwałem się w siebie, aby jak najprecyzyjniej
usłyszeć ten nowy świat barwnych dźwięków.
Słyszałem bardzo dobrze, ale po kilku dniach noszenia słuchawek
zaczęły boleć mnie uszy. Chyba zbyt głęboko wciskałem wkładki
uniwersalne do uszu. Musiałem tak robić, bo bałem się, że przy
gwałtowniejszym ruchu głową słuchawka wypadnie.
Starałem się sprawdzać aparat słuchowy w najróżniejszych sytuacjach. Wspaniale spisywał się w rozmowach twarzą w twarz. Doskonale słyszałem moich rozmówców. Wiele osób dziwiło się, że
mówię dużo ciszej niż dotychczas. A ja po prostu zacząłem słyszeć
swój głos i mogłem kontrolować jego siłę. W trakcie rozmów,
szczególnie w plenerze, do moich uszu docierały dźwięki i szumy
z oddali. Słyszałem nawet powiewy wiatru. Pomyślałem, że to powinno dać się jakoś zredukować przy kolejnej wizycie w firmie
Audiofon. Bardzo dobrze słyszałem też głosy konferansjerów na
imprezach masowych. Uczestniczyłem w kilku festynach i dożynkach. Brałem udział w sesjach samorządowych i konferencjach
prasowych. Bezproblemowo. Już nie musiałem przykładać ucha do
głośników. Poszedłem na koncert orkiestry kameralnej. Specjalnie
usiadłem prawie w ostatnim rzędzie. Konferansjerkę, która mówiła
do mikrofonu, słyszałem świetnie. Do brzmienia orkiestry musiałem
się przyzwyczaić. Zamknąłem oczy i wsłuchiwałem się. Słyszałem
dobrze. Potrafiłem zidentyfikować poszczególne instrumenty
wykonujące partie solowe. Słabo natomiast słyszałem głos solisty
72
DiS
zapowiadającego kolejny utwór. Otworzyłem oczy. Solista nie mówił
do mikrofonu. Mówił cicho, ale słuchacze siedzący obok mnie nie
mieli problemów z usłyszeniem jego słów. Przydałoby się więc
zwiększenie głośności moich słuchawek, ale nie miałem zainstalowanego odpowiedniego programu. Zakonotowałem sobie, aby
o to poprosić.
Po około dwóch tygodniach dostałem informację, że indywidualne
wkładki są już gotowe i mogę je odebrać. Po kilku dniach montowano je do aparatów słuchowych. Jednocześnie skorygowane
zostały standardowe ustawienia – tak jak zasugerowałem. Dodatkowo wprowadzono drugi program. Nieco głośniejszy. Wymieniłem
także baterie. Dotychczasowe wytrzymały prawie 30 dni, ale nie
używałem ich przez ten czas non stop. Przy całodziennym używaniu
słuchawek baterie winny wytrzymać mniej więcej 14 dni. Byłem
bardzo usatysfakcjonowany. Indywidualne wkładki pasowały idealnie. Mogłem ruszać głową nawet intensywnie i słuchawki nie
wypadały z uszu. Dosłownie wyfrunąłem z radości na gwarne ulice
Starogardu, aby rozkoszować się barwami świata cyfrowej
słyszalności. Jestem wdzięczny TPG. Bardzo wdzięczny.
Stanisław Sierko,
Klub Głuchoniewidomych w Gdańsku
DiS
73
z zagranicy
W starożytnym mieście
o sprawach
głuchoniewidomych
W dniach 21–25 maja 2013 roku w jednym z najstarszych
miast europejskich, Płowdiwie w Bułgarii, odbyła się
VII konferencja Europejskiej Unii Niewidomych (EBU):
„Uczestnictwo i włączenie do społeczeństwa. Efektywna
komunikacja drogą do przezwyciężenia społecznej izolacji
osób z głuchoślepotą”. Grzegorz Kozłowski i autorka
niniejszego tekstu mieli przyjemność uczestniczyć w tym
interesującym wydarzeniu, a także w towarzyszących mu
pierwszym forum EBU głuchoniewidomych kobiet oraz
w Walnym Zgromadzeniu Europejskiej Unii Głuchoniewidomych (EDBU).
Decyzja o naszym wyjeździe do Bułgarii zapadła na kilka dni przed
rozpoczęciem konferencji, kiedy okazało się, że dzięki dotacji z funduszy europejskich i państwowych główny organizator wydarzenia
– Bułgarski Związek Głuchoniewidomych, będzie w stanie niemal
w całości pokryć wydatki związane z naszym udziałem.
Była to ważna konferencja z punktu widzenia spraw osób
głuchoniewidomych, gdyż odbywa się co cztery lata i zjeżdżają się
na nią osoby głuchoniewidome oraz działające na rzecz
głuchoniewidomych praktycznie z całej Europy. W tym roku pojawili
się m.in. przedstawiciele Norwegii, Finlandii, Szwecji, Węgier,
74
DiS
Rosji, Chorwacji, Grecji, Włoch, Polski i Bułgarii. Konferencja ta jest
dobrym miejscem, aby wymienić się doświad-czeniami i poznać
sytuację osób głuchoniewidomych w poszczególnych krajach.
W tym roku tematem przewodnim była problematyka wsparcia osób
głuchoniewidomych przez tłumaczy-przewodników, a więc temat
bardzo interesujący i również nam bliski. Mieliśmy okazję
zaprezentować funkcjonujący w Polsce model szkolenia tłumaczy-przewodników oraz zasad świadczenia tych usług beneficjentom.
Drugiego dnia konferencji jako reprezentanci TPG wystąpiliśmy
z wykładem „Usługi tłumaczy-przewodników osób głuchoniewidomych w Polsce”. Podczas prezentacji opowiedzieliśmy
o tym, w jaki sposób i kiedy zaczęła się przygoda ze szkoleniem
tłumaczy-przewodników w Polsce, jak obecnie przedstawia się
sytuacja tłumaczy-przewodników w naszym kraju, jakie problemy
napotykamy oraz jak dokładnie wygląda szkolenie. Naszą prezentację
urozmaicały zdjęcia pokazujące osoby głuchoniewidome z tłumaczami-przewodnikami w sytuacjach z życia codziennego. Szczególny akcent położyliśmy na sposoby pozyskiwania wolontariuszy i zasady współpracy z nimi.
Niezwykle ważne i cenne były dla nas rozmowy w kuluarach.
Dowiedzieliśmy się m.in., że sytuacja w zakresie wsparcia
tłumaczy-przewodników na Węgrzech jest podobna do tej w Polsce
– borykają się z podobnymi problemami, jeśli chodzi o finansowanie szkoleń czy pozyskiwanie funduszy. W odróżnieniu od Polski
jednak system wsparcia przez tłumaczy-przewodników działa
w zasadzie jedynie w Budapeszcie i najbliższych jego okolicach.
Niemal identyczna jest natomiast sytuacja w Chorwacji. Dużo lepiej
jest w krajach skandynawskich – świadczy o tym liczebność grup
głuchoniewidomych z Finlandii, Norwegii, Szwecji – nie przyjechaliby do Bułgarii, gdyby nie wsparcie tłumaczy-przewodników.
Równie ważna okazała się dla nas rozmowa z Siergiejem
Sirotkinem – przewodniczącym EDBU w latach 2008–2013. Choć
DiS
75
spotkanie nie trwało długo, ze względu na napięty program konferencji i wiele wydarzeń, w których Siergiej musiał uczestniczyć,
byliśmy bardzo zadowoleni z tej wymiany doświadczeń. Z niemal
całkowicie głuchoniewidomym Siergiejem utrzymujemy kontakt już
od ponad 20 lat i z pewnością jest on jednym z najbardziej zasłużonych aktywnych głuchoniewidomych obecnych czasów. Sergiej
przed blisko 20 laty uczestniczył wraz ze swoją żoną Elwirą w plenerze rzeźbiarskim w Orońsku – wykonał prace, które były prezentowane na wystawach, a ich zdjęcia znalazły się w albumach. Był
w Polsce kilka razy. Pracuje w Rosyjskim Związku Niewidomych,
w ramach którego kieruje pracą działu zajmującego się osobami
głuchoniewidomymi. Po śmierci żony, która z nim bardzo blisko
współpracowała, była jego najlepszym tłumaczem-przewodnikiem
i powiernikiem oraz aktywnie działała na rzecz rosyjskich głuchoniewidomych, Siergiej założył Stowarzyszenie Elwira, które kontynuuje jej dzieło. Dzięki im obojgu grupa reprezentantów TPG miała
okazję w latach dziewięćdziesiątych odwiedzić w Zagorsku największą w Rosji placówkę edukacyjną dla głuchoniewidomych
(przebywało tam wówczas ponad 90 głuchoniewidomych) oraz
duży zakład produkcyjny pod Uralem. Siergiej trochę mówi, ale
rozumieją go tylko ci, którzy z nim dłużej przebywają. Z innymi
komunikuje się językiem migowym oraz rosyjską odmianą daktylografii. Tak więc nasza rozmowa z nim przebiegała w ten sposób, że ja tłumaczyłam na język angielski to, co mówił Grzegorz,
tłumaczka przekładała to na język rosyjski, a tłumacz osobisty
przekazywał Siergiejowi.
Podczas konferencji w Płowdiwie odbyło się także po raz pierwszy
w historii forum głuchoniewidomych kobiet. Omawiano sytuację
kobiet ze sprzężonymi niepełnosprawnościami głuchoniewidomych
w różnych krajach, ich problemy, dyskryminację, z jaką na co dzień
przychodzi się im mierzyć, możliwości polepszenia ich sytuacji
i integracji ze społeczeństwem. Jeden z warsztatów, który prowa-
76
DiS
dziła Sanna Paasonen z Finlandii, poświecony był wyzwaniom
dotyczącym nawiązywaniu kontaktów i możliwości współpracy
między kobietami z różnych krajów.
Nie mogliśmy niestety uczestniczyć w całej konferencji, niemniej
jednak czas spędzony w Płowdiwie był bardzo owocny – i to nie tylko
ze względu na wspaniałe miejsce, w którym konferencja się
odbywała, choć trzeba przyznać, że organizatorzy postarali się
o wybór niezwykle interesującego miasta. Płowdiw jest stolicą
bułgarskiej Tracji, krainy ciągnącej się od pasma Srednej Gory po
granicę z Grecją i Turcją. Jest to drugie pod względem liczby
mieszkańców miasto Bułgarii, znacznie starsze od Rzymu, Aten czy
Konstantynopola. Widać w nim ślady zamierzchłej przeszłości –
pozostałości murów rzymskich, starożytne ruiny, wciąż działający
teatr rzymski, który mieliśmy okazję zwiedzić i który zrobił na nas
ogromne wrażenie. Nie sposób było oprzeć się refleksji, czy za dwa–
–trzy tysiące lat też zachowają się budowle, które nadal będą pełniły
swoje obecne funkcje…
Wracając jednak do konferencji – był to czas dla nas ważny przede
wszystkim ze względu na spotkanych ludzi i możliwość wymiany
doświadczeń. Opinie zwrotne, jakie do nas dotarły po warsztatach,
świadczyły o tym, że nasz udział w tym wydarzeniu okazał się
istotny i potrzebny. Głuchoniewidomi z innych krajów dostrzegli, jak
wiele spraw, problemów czy dylematów łączy nasze kraje i nasze
sprawy. Chcielibyśmy, aby udział TPG na arenie europejskich
spotkań dotyczących głuchoniewidomych był znaczący i częstszy.
Agnieszka Majnusz,
tłumacz-przewodnik z Bytomia
DiS
77
nasze prawa
Czy programy telewizyjne
będą kiedyś dostępne dla
wszystkich?
Jednym z popularniejszych słów jest ostatnio „dostępność”.
Pada z ust polityków, urzędników, działaczy organizacji
pozarządowych i osób z różnymi niesprawnościami. Wielokrotnie doświadczamy przeszkód na ulicach, dworcach,
w środkach transportu. Nie możemy w pełni uczestniczyć
w wydarzeniach kulturalnych – muzea, kina, teatry często
nie są dla nas dostępne, podobnie telewizja czy radio.
Te bariery można zlikwidować albo przynajmniej zniwelować, potrzebne są jednak świadomość ich istnienia,
a także odpowiednie rozwiązania techniczne, organizacyjne
i prawne.
Rozwiązania techniczne i organizacyjne już istnieją, okazuje się jednak, ze najtrudniej pokonać bariery mentalne u decydentów, dysponentów oraz wytwórców wszelkiego rodzaju dóbr, w tym dóbr
kultury. Niestety, na kwestie dostępności patrzy się wciąż przez
pryzmat nakładów finansowych, a na drugi plan spycha się prawo
osób z niepełnosprawnościami do doświadczania świata we
wszystkich jego wymiarach. Szansy na zmianę tej sytuacji upatruje
się w Międzynarodowej Konwencji Praw Osób Niepełnosprawnych
– uchwalonej przez ONZ w roku 2006, a ratyfikowanej, po długich
bojach przez Polskę jesienią 2012 roku. Ale o tym innym razem,
78
DiS
teraz chciałbym przybliżyć mały wycinek walki o dostępność –
dostępność programów telewizyjnych.
Środowisko osób niewidomych, niesłyszących oraz głuchoniewidomych podejmuje działania mające na celu dostępność programów telewizyjnych emitowanych zarówno przez telewizję
publiczną (państwową), jak i nadawców prywatnych (komercyjnych).
Chodzi o to, aby telewidz niewidomy, słabowidzący, niesłyszący
słabosłyszący lub głuchoniewidomy (słowem osoba z niesprawnością sensoryczną) mógł na równi z osobami normalnie widzącymi
i słyszącymi w pełni odebrać program telewizyjny – obojętnie, czy
będą to wiadomości, film, czy transmisja sportowa. Jak można to
osiągnąć? Wszystko zależy od stopnia uszkodzenia narządów.
Rozwiązania techniczne
Pierwszy sposób to dedykowana niewidomym audiodeskrypcja.
Oznacza – w swobodnym tłumaczeniu – „opis słowny”. Polega na
tym, że w trakcie programu lektor opowiada to, co dzieje się na
ekranie, przybliża osobie niewidomej to, czego nie może ona
zobaczyć. Do filmu dodawana jest dodatkowa ścieżka dźwiękowa
nagrana przez lektora czytającego wcześniej przygotowany skrypt,
a więc tekst opracowany przez odpowiednio przeszkolonych specjalistów. Chodzi bowiem o to, aby tekst był zwarty, konkretny, maksymalnie obiektywny, aby nadążał za akcją. Musimy pamiętać o tym,
że lektor nie powinien „zagłuszać” dialogów – musi więc czytać
tekst w krótkich chwilach między słowami wypowiadanymi przez
aktorów. O ile możliwości techniczne na to pozwalają, obie ścieżki
dźwiękowe filmu – ta właściwa (dialogi i efekty dźwiękowe) oraz ta
dodatkowa (audiodeskrypcja) puszczane są oddzielnie do każdego
ucha – osoby niewidome korzystają wówczas ze słuchawek, a audiodeskrypcja nie zakłóca odbioru filmu przez pozostałych widzów.
Doskonale pamiętam, gdy będąc jeszcze dzieckiem w wieku przedszkolnym, siadałem na kolanach taty, który barwnie i plastycznie
DiS
79
opowiadał i opisywał, mówiąc bezpośrednio do mojego ucha, to
wszystko, co działo się na filmach z kaczorem Donaldem czy psem
Pluto. Po takich, jak to byśmy dziś określili, audiodeskrypcjach
byłem na bieżąco – mogłem z rówieśnikami rozmawiać o oglądanych
filmach, jednocześnie zaś rozwijała się i kształtowała moja
wyobraźnia, tak potrzebna u człowieka z bardzo dużym ubytkiem
wzroku. Później również lubiłem, gdy ścieżka dźwiękowa filmu czy
reportażu telewizyjnego była uzupełniana opisami tego, co dzieje
się na ekranie.
Można zastanawiać się, czy audiodeskrypcja jest przydatna dla osób
głuchoniewidomych. Z doświadczenia wiem, że przy tak dużym
ubytku słuchu jak mój, bywa różnie. Ale i tu można sobie poradzić
– gdy w czasach narzeczeńskich chodziliśmy z moją obecną
małżonką na seanse filmowe ona, po uprzednim obejrzeniu filmu
w pojedynkę, robiła mi, jak to byśmy dziś powiedzieli,
„daktylodeskrypcję” – relacjonując film bądź to za pomocą daktylografii, bądź (częściej) alfabetu punktowego do dłoni (w tamtych
czasach alfabet Lorma nie był jeszcze u nas znany).
Drugi sposób – dedykowany jest osobom głuchym – to język migowy.
Na ekranie wyodrębniane jest okienko, w którym widać tłumacza
przekazującego wszystko, co jest mówione.
Trzeci sposób – napisy – służy głównie słabosłyszącym, ale chętnie
korzystają z niego też niesłyszący. Nie chodzi tu o dość powszechnie
stosowane wyświetlanie tłumaczenia na język polski dialogów w filmach zagranicznych, lecz o wyświetlanie treści dialogów w języku
polskim oraz podawanie dodatkowych informacji ważnych z punktu
widzenia odbioru filmu lub programu, a niedostępnych dla osoby
z dysfunkcją słuchu. Jeśli zatem w trakcie dialogu widzowie słyszą
dźwięk nadlatującego samolotu lub stukanie do drzwi albo dźwięk
dzwonka telefonu czy płacz dziecka, napisy muszą o tym informować.
Pojawiają się one przeważnie przy dolnej krawędzi ekranu.
80
DiS
Możliwości legislacyjne
Gdy w maju 2011 roku Sejm uchwalił nowelizację Ustawy z dnia
29 grudnia 1992 roku o radiofonii i telewizji wydawało się, iż są
szanse na to, że programy telewizyjne staną się bardziej dostępne
dla osób z niesprawnością sensoryczną (w tym głuchoniewidomych),
a także innych odbiorców mających trudności z pełnym odbiorem
dźwięku i obrazu telewizyjnego, np. ludzi starszych. Źródłem tej
nadziei był ust. 1 artykułu 18a: „Nadawcy programów telewizyjnych
są obowiązani do zapewniania dostępności programów dla osób
niepełnosprawnych z powodu dysfunkcji narządu wzroku oraz osób
niepełnosprawnych z powodu dysfunkcji narządu słuchu, przez
wprowadzanie odpowiednich udogodnień: audiodeskrypcji, napisów
dla niesłyszących oraz tłumaczeń na język migowy, tak aby co
najmniej 10% kwartalnego czasu nadawania programu, z wyłączeniem reklam i telesprzedaży, posiadało takie udogodnienia”.
Takie brzmienie tego artykułu jest odległe od potrzeb i oczekiwań
odbiorców z dysfunkcjami sensorycznymi – 10% czasu nadawania
udogodnień w stosunku do całego czasu emisji programu telewizyjnego to bardzo mało. W trakcie prac nad nowelizacją nie udało się
osiągnąć więcej. Co gorsza, zapis okazał się bardzo niejednoznaczny, dawał możliwość różnych interpretacji.
Oczywiście, przyjęcie aktu prawnego, a nawet jego wejście w życie
nie oznacza, że w tym samym momencie zawarte w nim zapisy realizowane są w pełnym zakresie. Potrzebny jest czas na to, aby
nadawcy przygotowali się do zrealizowania dyspozycji od strony
technicznej, finansowej, organizacyjnej. Zresztą sama ustawa przewiduje okres przejściowy – np. w pierwszym roku obowiązywania
minimalny pułap udogodnień określony został na 5%.
Organem, który w naszym kraju nadzoruje nadawców radiowych
i telewizyjnych, przyznaje koncesje, monitoruje działalność, stanowi akty wykonawcze regulujące sposób działania nadawców, jest
DiS
81
Krajowa Rada Radiofonii i Telewizji (KRRiT). Została więc ona zobligowana do wdrażania ustawy medialnej oraz kontrolowania nadawców, na ile się do niej stosują. W ramach KRRiT powołana została
grupa robocza, której zadaniem było wprowadzenie i monitorowanie
zaleceń zawartych w zacytowanym ustępie artykułu 18a. W skład
grupy weszli przedstawiciele KRRiT oraz nadawców publicznych
i komercyjnych.
Realizując zalecenia ustawy medialnej, KRRiT prowadziła okresowy
monitoring nadawców. W maju i czerwcu 2012 roku przeprowadziła
konsultacje społeczne wśród nadawców i odbiorców programów
telewizyjnych. Wtedy w skład grupy roboczej powołani zostali dodatkowo przedstawiciele środowiska osób niewidomych – Barbara
Szymańska z Fundacji Audiodeskrypcja, osób niesłyszących – Anna
Szacha z Organizacji Niesłyszących i Słabosłyszących Internautów,
osób głuchoniewidomych – autor tego artykułu. Wszyscy zostaliśmy
desygnowani do grupy roboczej przez Forum Dostępnej Cyberprzestrzeni (FDC) – nieformalne zrzeszenie organizacji pozarządowych, które podejmują aktywne działania w zakresie dostępności dla wszystkich internetu, materiałów audiowizualnych,
mediów, urządzeń mobilnych oraz obiektów w przestrzeni publicznej. TPG należy do FDC niemal od chwili jego powstania i aktywnie uczestniczy w podejmowanych przez nie akcjach edukacyjnych, promocyjnych, świadomościowych i lobbingowych. (Więcej
na temat FDC i tematyki dostępności w ramach realizowanych przez
nie projektów można znaleźć w serwisie www.fdc.org.pl).
W trakcie konsultacji społecznych FDC oraz inne organizacje i instytucje przedstawiły swoje postulaty dotyczące dostępności programów telewizyjnych. Zwróciliśmy m.in. uwagę, że oczekujemy
systematycznego wzrostu liczby udogodnień w kolejnych latach, tak
aby do roku 2020 osiągnąć pułap 50% dostępnych programów. Krytycznie odnieśliśmy się również do interpretacji KRRiT, która uznała,
iż łączny czas wszystkich udogodnień – a więc audiodeskrypcji, na-
82
DiS
pisów oraz języka migowego – winien wynosić 10% kwartalnego
czasu nadawania z wyłączeniem reklam i telesprzedaży. Reprezentanci środowiska osób z niepełnosprawnością interpretują zapis
ust. 1 z artykułu 18a w ten sposób, że każde z tych udogodnień powinno stanowić co najmniej 10% czasu nadawania, co wynika
z prostego faktu, że każde z udogodnień przeznaczone jest dla innej
grupy odbiorców.
Brak porozumienia
We wrześniu 2012 roku grupa robocza podjęła pracę nad zaopiniowaniem rozporządzeń przygotowywanych przez KRRiT. Jedno
z nich miało dotyczyć tzw. małych nadawców – czyli głównie nadawców lokalnych sieci telewizji kablowej, dla których przewidziane
przez ustawę medialną minimalne kwoty udogodnień miały zostać
zmniejszone do poziomu 1%. W drugim rozporządzeniu miały zostać
określone kwoty udogodnień dla pozostałych nadawców, przy czym
KRRiT zgodnie z przytoczoną wcześniej interpretacją – chciała, aby
łączny czas nadawania programów z udogodnieniami wynosił co
najmniej 10% czasu nadawania.
Z tym stanowiskiem KRRiT przedstawiciele strony społecznej nie
mogli się zgodzić. Konsekwentnie prezentowaliśmy swoje stanowisko o konieczności rozłącznego traktowania poszczególnych
udogodnień i uznania, że pułap 10% dotyczy każdego z nich. KRRiT
przyjmowała argumenty nadawców, którzy bronili się przed stosowaniem w praktyce zapisów z ustawy, argumentując to wysokimi
kosztami i trudnościami technicznymi, nas natomiast ignorowała.
W związku z prośbą przewodniczącej grupy roboczej o przedstawienie pisemnej opinii prawników uzasadniających naszą interpretację
zapisów ustawy zwróciliśmy się m.in. do prof. Ireny Lipowicz, która
pełni funkcję rzecznika praw obywatelskich, oraz dr. Szymona
Byczko z Uniwersytetu Łódzkiego – członka Krajowej Rady Adwokackiej. Obie opinie są zgodne z naszą interpretację. Nie wpłynęło
DiS
83
to jednak na zmianę poglądów pozostałych członków grupy roboczej i KRRiT. Prof. Irena Lipowicz skierowała zresztą odrębne pismo
do przewodniczącego KRRiT, wyraźnie podkreślając zasadność
argumentów prezentowanych przez stronę społeczną. Doszło do
spotkania rzecznika praw obywatelskich i szefa KRRiT –
uczestniczyliśmy w nim na zaproszenie prof. Lipowicz. Niestety,
KRRiT wciąż stoi na stanowisku, że jej interpretacja zapisu ustawy
jest obowiązująca. KRRiT raz jeszcze ogłosiła krótkie konsultacje
społeczne dotyczące wspomnianego projektu rozporządzenia
dotyczącego małych nadawców. Mimo negatywnej opinii przedstawicieli środowiska osób z niepełnosprawnością, KRRiT wydała
rozporządzenie w zaplanowanej przez siebie formie.
Walka o dostępność programów telewizyjnych dla osób niewidomych, niesłyszących, słabosłyszących i głuchoniewidomych oraz
innych mających trudności z odbiorem tych programów trwa.
W maju doszło do kolejnej wymiany pism między FDC
a przewodniczącym KRRiT. Jak na razie bez widocznych rezultatów. Planowana jest nowelizacja ustawy medialnej, może więc
wtedy uda się uzyskać zapisy korzystniejsze dla osób z niesprawnością sensoryczną.
Grzegorz Kozłowski,
przewodniczący TPG
84
DiS
nowinki techniczne
Android czy iOS?
Czyż to nie jest fascynujące? Żyją wśród nas
ludzie, którzy pamiętają czasy, kiedy we wsi
był jeden radioodbiornik i mieszkańcy schodzili
się do posiadacza tego sprzętu, by posłuchać jakiejś audycji. Ci sami ludzie dziś używają nie tylko radioodbiorników,
lecz także innych urządzeń i korzystają z nowoczesnych
technologii. Komputer czy telefon nie jest dla nich zagadką
i potrafią za ich pomocą rozmawiać oraz wykonywać inne
czynności.
Telefony podlegają ewolucji tak jak sprzęt elektroniczny. Technologia zmienia się na naszych oczach. To, co jeszcze wczoraj było dla
nas, głuchoniewidomych, niedostępne, dziś możemy obsłużyć.
Bywa różnie, czasem możemy korzystać ze wszystkich
funkcjonalności, czasem tylko z kilku, ale wszystko zmierza ku
dobremu.
Pamiętamy, że były kiedyś telefony stacjonarne, które obsługiwaliśmy bez problemu. Aparaty zmieniały się i ewoluowały z takich na
korbkę, poprzez tarczowe, do klawiszowych z wyświetlaczami
i głosowymi funkcjami. Również telefony komórkowe się zmieniały.
Najpierw były klawiszowe, niedostępne dla nas ze względu na brak
udźwiękowienia funkcji czy powiększenia tego, co było widać na
wyświetlaczach. Nie ma jednak wątpliwości, że ostatnie
dziesięciolecie było przełomowe, jeśli chodzi o rozwój telefonii
komórkowej. Za najważniejsze dla osób głuchoniewidomych wydarzenie w tej dziedzinie należy z pewnością uznać ukazanie się sys-
DiS
85
temu operacyjnego Symbian (dał możliwość instalacji udogodnień
dla osób z dysfunkcją wzroku, a także na rozmowy wideo, z których
mogą korzystać migający) pozwalającego korzystać z telefonów
komórkowych na nieosiągalnym do tej pory poziomie funkcjonalności.
Technologia jednak wciąż się zmienia i nadszedł zmierzch Symbiana. Obecnie nie będzie już nowych aparatów z tym systemem.
Dlaczego? Nie na darmo mówi się, że firma Apple wyznacza trendy
w projektowaniu systemów oraz urządzeń mobilnych. W 2007 roku
zaprezentowała iPhone’a – telefon z ekranem dotykowym mający,
poza włącznikiem i klawiszami głośności, tylko jeden przycisk.
Mimo początkowego sceptycyzmu, smartphone przyjął się na rynku
bardzo dobrze, a zastosowany w nim system operacyjny iOS, wraz
z całą gamą darmowych i płatnych aplikacji dodatkowych, jest
nadal rozwijany. Obsługa urządzenia za pomocą gestów na tyle się
spodobała, że, upraszczając nieco sprawę, wszyscy inni producenci
zaczęli naśladować pomysł Apple. Tropem tym poszła m.in. firma
Google, która zaproponowała producentom sprzętu mobilny system
operacyjny Android. Obecnie systemy operacyjne iOS i Android
królują w urządzeniach mobilnych, w których telefon jest już tylko
jedną z oferowanych przez nie funkcjonalności. Są także inne systemy operacyjne, ale dwa wspomniane, to jedyne warte uwagi
w kontekście użytkownika z jednoczesną dysfunkcją wzroku i słuchu.
Warto w tym miejscu nadmienić, że o ile osoby słabowidzące nierzadko nie potrzebują syntezy mowy, o tyle osoby niewidome bez
niej prawie wcale nie są w stanie posługiwać się smartphone’em –
chyba że używają go z monitorem brajlowskim. Warto też wiedzieć,
że zdecydowana większość aparatów słuchowych ma wbudowaną
cewkę indukcyjną pozwalającą na odbiór sygnału za pomocą pętli
indukcyjnej, która może być podłączona do telefonu czy smartphone’a. Trwają też prace nad możliwością bezprzewodowego
łączenia aparatów słuchowych z smartphone’ami bez potrzeby
przełączania aparatów w tryb cewki indukcyjnej. Na rynku znajdują
86
DiS
się również aparaty słuchowe, które świetnie sobie radzą bez
konieczności przełączania na cewkę i gdy odpowiednio ustawimy
głośnik słuchawki, będziemy słyszeli naszego rozmówcę. Zależy to
jednak nie tylko od samego aparatu słuchowego, lecz także od
urządzenia, przez które rozmawiamy, i stanu słuchu.
Problemem może wydawać się wykorzystanie dotykowego ekranu
przez osoby niewidome. Zapewniam, że jeśli jesteśmy sprawni
manualnie, nie stanowi to problemu. Autor niniejszego tekstu, który
jest osobą głuchoniewidomą – całkowicie niewidomą i słabosłyszącą
– używa iPhone’a, który jest urządzeniem w pełni dotykowym, gdzie
w wykonaniu 99,9% czynności trzeba się posłużyć jakimś gestem.
Na marginesie wyjaśnię, że gest to odpowiedni dla danej czynności
ruch palców bądź stosowne stuknięcie, np. aby w iPhonie uruchomić
aplikację, stukamy dwa razy jednym palcem w ekran, a aby przeczytać
zawartość ekranu, przeciągamy z góry na dół dwoma palcami.
Pytanie nie powinno więc brzmieć: czy używać urządzeń dotykowych? Pytanie powinno brzmieć: jaki system powinno mieć
urządzenie dotykowe, by można było z niego jak najefektywniej
korzystać?
Przy wyborze systemu operacyjnego warto pamiętać, że iOS działa
stabilnie, dobrze i tak samo na wszystkich urządzeniach, na których
jest on zainstalowany. Jeśli chodzi o Android, to jest wiele wersji
tego systemu i nie zawsze wszystko zadziała tak samo na każdym
urządzeniu, mimo że wersja systemu będzie wskazywała na to, iż
można w niej spodziewać się funkcji ułatwień dostępu.
Firma Apple oferuje użytkownikom sprzęt i zintegrowany z nim system operacyjny, nie pozwalając zbytnio na jego modyfikację. Google
natomiast, w porozumieniu z czołowymi producentami sprzętu
(Intel, HTC, Motorola, Asus, Samsung, LG etc.), zaczął wyposażać
w system Google Android urządzenia wszelkiej maści i marki.
Możemy go więc spotkać w smartphone’ach, tabletach, odtwarzaczach multimedialnych, urządzeniach do odbioru telewizji, a nawet
DiS
87
netbookach – oferowanych przez różnych producentów. Dlatego też
we wszystkich urządzeniach z systemem operacyjnym iOS oprogramowanie udźwiękawiające i powiększające zachowuje się tak
samo, a w urządzeniach, gdzie jest zainstalowany system operacyjny Android, może być z tym różnie, a wręcz może nie być możliwości instalacji takiego oprogramowania.
Dostępność urządzeń dotykowych dla osób z uszkodzeniem wzroku
zaczęła się w roku 2009. Wtedy to pojawiły się iPhone 3GS oraz system operacyjny 3.0. Poza innymi nowościami, miał on funkcję, którą
mało kto wcześniej przewidywał – wbudowany screenreader
VoiceOver obsługujący urządzenia z ekranem dotykowym,
wspierający wiele głosów, języków i monitorów brajlowskich.
Szybko okazało się, że nowy sposób interakcji z telefonem przypadł
do gustu wielu użytkownikom niewidomym na świecie i że poprzeczka zawieszona została bardzo wysoko. Obecnie mamy już
wersję 7 systemu iOS.
Pierwsze informacje o androidowym odpowiedniku VoiceOvera
o nazwie TalkBack zaprezentowane zostały w kilka miesięcy później
wraz z premierą systemu Android 1.6 Donut. Entuzjazm testerów
szybko jednak zgasł, gdyż program ten nie mógł się w żadnej
mierze równać z VoiceOverem. Niby coś mówiło, niby dało się coś
bezwzrokowo zrobić, ale w każdym z urządzeń i w każdej z wersji
systemu wyglądało to inaczej. W miarę upływu czasu można w tej
materii obserwować znaczny postęp. Pojawiły się polskie syntezatory, programy udźwiękawiające w polskiej wersji językowej oraz
system operacyjny Android 4.0 Ice Cream Sandwich, który dopiero
od tej wersji umożliwiał pełną obsługę dotykową. W aktualnej wersji
4.3. Nie jest ona nadal tak intuicyjna i prosta, jak to ma miejsce
w przypadku obsługi iOS, ale na pewno stanowi krok w dobrym
kierunku. W połowie października ukaże się wersja Android 4.4 Kit
Kat, która zapewne wniesie kolejne funkcjonalności ułatwiające
korzystanie osobom z niepełnosprawnością.
88
DiS
Należy wspomnieć, że dla języka polskiego w przypadku iOS
dostępny jest tylko głos żeński, a w przypadku systemu Android
można wybrać głos męski, żeński lub syntetyczny. Powinniśmy jednak także wiedzieć, że dla systemu iOS jest znacznie więcej oprogramowania dedykowanego osobom niepełnosprawnym. Możemy
zainstalować aplikacje wykrywające źródło światła, kolory, nominały
banknotów, wspomagające nawigację, potrafiące rozpoznać produkty spożywcze, emulujące lupę elektroniczną itd.
Ze względu na to, iż wśród głuchoniewidomych istnieje duże
zróżnicowanie pod względem uszkodzenia wzroku i słuchu, różne
też może być podejście do używania urządzeń z systemem operacyjnym iOS i Android. Dlatego należy przy zakupie kierować się
przede wszystkim możliwościami, jakie daje dane urządzenie,
a także indywidualnymi potrzebami. Nie ma jednego dobrego
rozwiązania dla wszystkich. To, co dla jednych jest bardzo przydatne,
dla innych może nie mieć znaczenia. Przed dokonaniem zakupu
warto poświęcić czas na testy i sprawdzanie rozmaitych rozwiązań.
W niniejszym artykule, pisanym w pierwszej połowie września
2013 roku, zasygnalizowałem tylko możliwości, które mamy do
wyboru. W ogóle nie piszę o tym, co smartphone daje nam jako
osobom z niepełnosprawnością w kwestii rozrywki i pracy, a także
wyrównania szans społecznych w stosunku do osób pełnosprawnych. Dla zrobienia smaku dodam tylko, że fragmenty
artykułu podyktowałem mojemu iPhone’owi, który przerobił je na
tekst.
W razie pytań proszę pisać na adres [email protected].
Krzysztof Wostal,
właściciel Instytutu Edukacji i Rozwoju ALFA PRIM,
Klub Głuchoniewidomych w Bytomiu
DiS
89
nasze prawa
PFRON dofinansowuje
naukę języka migowego
W kwietniu 2012 roku weszła w życie ustawa
o języku migowym i innych środkach komunikowania
się. Dzięki niej można otrzymać z PFRON dofinansowanie
do szkoleń z polskiego języka migowego (PJM), systemu językowo-migowego (SJM), sposobu komunikowania
się osób głuchoniewidomych (SKOGN) oraz tłumacza-przewodnika. Procedura jest łatwa, a korzyści ogromne.
Z pomocą dofinansowań można zorganizować szkolenie
w jednostce, z którego skorzystają wolontariusze lub osoby
głuchoniewidome.
Wyobraźmy sobie taką sytuację: zamieszkały na terenie województwa mazowieckiego wnuczek chciałby lepiej się komunikować
z głuchoniewidomą babcią, więc postanawia odbyć szkolenie
przygotowujące go do roli tłumacza-przewodnika. Znajduje miejsce
takich szkoleń, dowiaduje się, ile godzin trwają, kto je prowadzi
i ile kosztują. PFRON dofinansowuje takie szkolenia nawet do 95%
w przypadku osoby uprawnionej (głuchoniewidomej lub niesłyszącej) i do 90% w przypadku osoby mającej z nią stały lub
bezpośredni kontakt. Obecnie kwota ta nie może przekroczyć
680 zł. Jeśli więc szkolenie kosztuje 750 zł, to wnuczek po otrzymaniu dofinansowania może zapłacić zaledwie 75 zł. Pierwszy krok już
zrobił – znalazł organizatora szkolenia, a to będzie potrzebne do
wypełnienia wniosku.
90
DiS
Wniosek o dofinansowanie szkoleń
Następnym krokiem jest złożenie odpowiedniego wniosku. Są trzy
rodzaje formularzy:
• dla osoby uprawnionej,
• dla członka rodziny osoby uprawnionej,
• dla osoby mającej stały lub bezpośredni kontakt z osobą
uprawnioną.
Można je pobrać, wchodząc na stronę www.pfron.org.pl i wybierając
w menu sekcję „Programy i zadania PFRON”, następnie zakładkę
„Programy realizowane obecnie” i kliknąć punkt 3. „Dofinansowanie
kosztów szkolenia, o którym mowa w art. 18 ustawy o języku
migowym i innych środkach komunikowania się”.
Po wypełnieniu wniosek składa się w oddziale PFRON właściwym
ze względu na miejsce zamieszkania. Należy pamiętać o trzech
ważnych sprawach:
1.Fundusz ma 30 dni na rozpatrzenie kompletnego wniosku.
W przypadku pozytywnej decyzji, trzeba podpisać umowę, warto
więc złożyć wniosek odpowiednio wcześniej przed rozpoczęciem
szkolenia (z powodu braku wystarczającej ilości środków na rozpatrzenie wniosków można czekać nawet pół roku).
2.Wniosek złożony w okresie od 1 listopada do 31 grudnia będzie
rozpatrywany dopiero w pierwszym kwartale kolejnego roku (więc
może to być nawet kwiecień).
3.Jeśli w danym roku korzystano z dofinansowania PFRON, można
być prawie pewnym, że drugi raz w tym samym roku się nie uda
(z powodu braku środków).
Przyjrzyjmy się formularzowi, który powinien wypełnić nasz wnuczek. Wybiera on wniosek dla członka rodziny osoby uprawnionej
i w związku z miejscem zamieszkania w okienku „Oddział
Państwowego Funduszu Rehabilitacji Osób Niepełnosprawnych”
DiS
91
wpisuje dane mazowieckiego oddziału PFRON. Dalej uzupełnia:
• datę wypełnienia wniosku,
• dane personalne,
• adres zamieszkania i adres do korespondencji, jeśli jest inny niż
adres zamieszkania.
Następnie zaznacza przedmiot dofinansowania, tutaj będzie to
tłumacz-przewodnik na poziomie podstawowym. W tym momencie
przydadzą się wcześniej zebrane informacje na temat organizatora
szkolenia, któremu jest poświęcone kilka dalszych rubryk. Trzeba
wpisać:
• nazwę i adres organizatora,
• termin i liczbę godzin szkolenia,
• koszt szkolenia.
W rubryce poświęconej uzasadnieniu celu szkolenia wnuczek może
wpisać np. chęć lepszego komunikowania się z babcią i niesienia jej
efektywniejszej pomocy. Nie uczęszczał na żadne szkolenia
dotyczące komunikowania się z osobami niesłyszącymi i głuchoniewidomymi, więc w miejscu przeznaczonemu na takie informacje
nic nie wpisuje.
Na końcu znajduje się oświadczenie wnioskodawcy, że:
• nie ma zaległości w zobowiązaniach wobec PFRON,
• nie korzystał w danym roku ze środków PFRON na szkolenia PJM,
SJM, SKOGN lub tłumacza-przewodnika,
• dysponuje środkami na wkład własny.
Wnuczkowi pozostaje tylko złożyć podpis i wniosek. Decyzja PFRON
wysyłana jest pocztą na podany adres korespondencyjny.
Umowa dotycząca dofinansowania szkolenia
Po pozytywnym rozpatrzeniu wniosku podpisywana jest umowa
między wnioskodawcą a PFRON w tym samym oddziale. Jej głów-
92
DiS
nym punktem jest potwierdzenie informacji podanych we wniosku.
Wymienia się w niej strony umowy, nazwę organizatora szkolenia,
przedmiot dofinansowania, termin i liczbę godzin szkolenia, kwotę
dofinansowania oraz termin i tryb przekazania środków. Oprócz
tego wnioskodawca zobowiązuje się do pokrycia udziału własnego
w kosztach szkolenia, uczestniczenia w zajęciach oraz dostarczenia
potwierdzenia ukończenia szkolenia. Zobowiązuje się także przekazać oświadczenie organizatora nie później niż na 14 dni przed
rozpoczęciem szkolenia.
Formularz oświadczenia można pobrać ze strony PFRON, ale
najczęściej dołączany jest do pisma z pozytywną decyzją PFRON.
Zawiera on pytania o:
• adres organizatora,
• NIP oraz numer rachunku bankowego organizatora,
• potwierdzenia zgłoszenia udziału wnioskodawcy w szkoleniu
z PJM, SJM, SKOGN lub tłumacza-przewodnika,
• koszt szkolenia,
• potwierdzenie wpłaty udziału własnego przez wnioskodawcę.
Zakończenie szkolenia i rozliczenie
Wnioskodawca musi się udać po raz ostatni do oddziału PFRON po
ukończeniu kursu, żeby dopełnić formalności dotyczących rozliczenia dofinansowania. Ma 14 dni od momentu ostatnich zajęć, aby
dostarczyć rachunek lub fakturę wystawioną na wnioskodawcę oraz
dokument potwierdzający ukończenie szkolenia.
Jak widać, cała procedura nie jest specjalnie skomplikowana,
trzeba tylko zrobić pięć kroków, niestety trzy–cztery z nich wiążą się
z osobistą wizytą w urzędzie. Trzeba:
1.Znaleźć organizatora szkolenia lub kursu i zebrać odpowiednie
o nim informacje.
2.Wypełnić właściwy wniosek i złożyć go w oddziale Funduszu.
DiS
93
3.Po pozytywnym rozpatrzeniu wniosku podpisać umowę.
4.Złożyć oświadczenie organizatora.
5.Dostarczyć rachunek lub fakturę i dokument potwierdzający
ukończenie kursu.
Teoria a praktyka – realizacja założeń ustawy
Chciałabym napisać, że pieniądze są na wyciągnięcie ręki i wszystko
działa zgodnie z ustawą płynnie i bez zakłóceń. Tak jednak nie jest.
Już na cztery miesiące przed końcem roku brakuje środków na
dofinansowania, dlatego starając się o nie, trzeba się uzbroić
w cierpliwość. Pod uwagę nie należy brać półtora miesiąca, jak
mówi ustawa, ale pół roku. Poza tym wnioski składane w okresie
od 1 listopada do 31 grudnia są rozpatrywane nie w styczniu,
a w pierwszym kwartale następnego roku. Dlatego warto składać je
w miesiącach wakacyjnych, wtedy można mieć pewność, że na
początku kolejnego roku dostaniemy odpowiedź.
Z czego to wynika? Resort pracy oszacował, że z dofinansowań
będzie korzystało około 2300 osób, faktycznie z ulg chce korzystać
dużo więcej, dlatego te 1,5 mln przeznaczone na ten cel jest kwotą
co najmniej trzykrotnie za małą. Mimo wszystko warto spróbować.
Biurokracja nie jest zawiła. Potwierdzić to mogą te jednostki TPG,
które z dofinansowania skorzystały.
Ewelina Rokicka,
tłumacz-przewodnik z Mazowieckiej JW TPG
94
DiS
aby żyło się lepiej
Zatrudnienie
wspomagane
Pamiętacie projekt „Wsparcie osób głuchoniewidomych na rynku pracy II – Weź sprawy w swoje
ręce.”? Wielu jego beneficjentów znalazło pracę, wyszło
z domu, uczestniczyło w szkoleniach zawodowych,
poznało nowych przyjaciół. Obecnie fundacja Eudajmonia
na Dolnym Śląsku realizuje dwa podobne projekty, które
być może również wpłyną pozytywnie na sytuację osób
niepełnosprawnych w całej Polsce. Mimo że rekrutacja do
obu jest już zamknięta, warto o nich wiedzieć.
Projekt 1. Zatrudnienie wspomagane
Celem projektu jest stworzenie jednego modelu trenera pracy dla
wszystkich rodzajów niepełnosprawności. Cenne doświadczenie,
które wnieśli działacze TPG (m.in. Przemysław Żydok, Justyna
Dubanik, Kamila Skalska, Marcin Fiedorowicz, Izabela Gemza oraz
Marta Gawryluk) w to innowacyjne przedsięwzięcie, sprawiło, że już
pierwsi spośród stu uczestników znaleźli zatrudnienie!
Projekt współfinansowany jest ze środków UE w ramach Europejskiego Funduszu Społecznego. Beneficjentami są osoby o różnym stopniu niepełnosprawności wzrokowej, słuchowej, ruchowej
(również głuchoniewidome), z niepełnosprawnością intelektualną
oraz z doświadczeniem choroby psychicznej. W projekcie bierze
udział także otoczenie uczestników i uczestniczek, czyli ich rodzina,
przyjaciele, sąsiedzi oraz asystenci.
DiS
95
Podobnie jak w projekcie TPG beneficjenci mają zagwarantowaną
pomoc trenera pracy, który wraz z nimi szuka dla nich odpowiedniego zatrudnienia i stanowi dla nich główne źródło wsparcia. Mogą
korzystać z konsultacji z psychologiem i doradcą zawodowym oraz
ze wsparcia asystentów osób z niepełnosprawnościami, a także
brać udział w regularnych spotkaniach grupy Empowerment, które
poruszają tematy związane z poszukiwaniem pracy, np. przygotowanie do rozmowy kwalifikacyjnej. Otrzymują również wsparcie w postaci sprzętu rehabilitacyjnego i szkoleń zawodowych.
Jak pisze Marcin Fiedorowicz: „Zatrudnienie wspomagane jest procesem wieloetapowym i wiąże się głównie ze wsparciem udzielanym
przez trenera pracy (tzw. job coach). Trener pracy jest to specjalnie
przeszkolona i przygotowana osoba, której głównym zadaniem jest
wspieranie osoby niepełnosprawnej w znalezieniu pracy, adaptacji
na stanowisku pracy i utrzymaniu zatrudnienia. Aby zrealizować te
cele, trener pracy podejmuje różne działania, wymagające niekiedy
od niego posiadania niektórych kompetencji doradcy zawodowego,
psychologa, pracownika socjalnego czy też asystenta osoby
niepełnosprawnej”1.
Trenerów i trenerek pracy w Polsce jest coraz więcej, ale zazwyczaj
współpracują z osobami z konkretnego obszaru niepełnosprawności,
np. z głuchoniewidomymi tak jak w TPG. Wprowadzenie do życia
codziennego trenerów dla każdego rodzaju niepełnosprawności
byłoby bardzo trudne. Dlatego fundacja Eudajmonia sprawdza, czy
można połączyć wsparcie dla wszystkich rodzajów niepełnosprawności w postaci jednego trenera pracy. Jeżeli model się
sprawdzi, a osoby z niepełnosprawnościami znajdą pracę, wtedy
gotowy przetestowany model będzie można przedstawić politykom
1
M. Fiedorowicz, „Zatrudnienie wspomagane jako narzędzie empowermentu.
Poradnik dla pracodawców/czyń, lekarzy/ek medycyny pracy oraz innych instytucji
zaangażowanych w proces aktywizacji zawodowej”, e-publikacja w ramach PI „Zatrudnienie wspomagane”, Wrocław 2012, s. 14.
96
DiS
i przekonać ich, że trener pracy jest potrzebny osobom z niepełnosprawnościami i warto, żeby był dostępny dla nich przez cały
rok w całym kraju.
Co o modelu myślą sami trenerzy i trenerki pracy? Oto wypowiedź
Agaty Maryniak: „W byciu trenerką pracy najlepsze jest to, że udowadniam sobie każdego dnia, iż świat jest dla tych, którzy chcą
i próbują. Nie ma znaczenia, czy masz jakąś niepełnosprawność.
Jeżeli chcesz, jesteś twardy i próbujesz, próbujesz, próbujesz, to po
prostu wychodzi. Jeżeli klient chce pracować, a trener pracy chce
pomóc mu w znalezieniu zatrudnienia, to zaczyna się tworzyć fajna
relacja, fajna współpraca. Dla mnie niesamowite jest to, że mogę
zmienić życie ludzi, którzy od 30 lat nie pracowali. Kiedyś były inne
czasy, ludzie, mając rentę, myśleli, że nie mogą pracować. Albo że
jak zaczną pracować, to od razu zabiorą im rentę. I dla nich te 500
czy 600 zł to był wystarczający powód, żeby nie żyć, nic ze sobą nie
robić, nie rozwijać się. To jest wspaniałe widzieć, jak klienci dostają
swoją pierwszą pensję, jak inaczej smakują pieniądze, które zarobili sami, a nie takie, które dostaje się z powodu niepełnosprawności.
Jest to niesamowita różnica, kiedy stają się samowystarczalni.
Zachodzi niesamowita zmiana w głowie człowieka.
Niesamowite jest to, jak moi klienci siebie odkrywają. Podczas
naszej współpracy dochodzą do wniosku, że nie chcą robić tego, co
wydawało im się na początku, że chcą. Ważne jest to, że podczas
pracy z trenerką nie zmienia się tylko sam klient, lecz także jego
otoczenie. […]
Mój największy sukces? Jeden z klientów z doświadczeniem choroby psychicznej, który pracował ostatnio w 1982 roku, początkowo na
naszych spotkaniach w ogóle na mnie nie patrzył, trudno było nam
się porozumieć. Jednak z czasem współpraca zaczęła naprawdę
fajnie wyglądać. W cały proces, prawie od początku do momentu
znalezienia zatrudnienia, włączył się szereg osób – dyrektorka oraz
terapeutki ze Środowiskowego Domu Samopomocy, pracodawca,
DiS
97
kadry, inne trenerki pracy. I teraz klient od miesiąca pracuje, są
z niego bardzo zadowoleni. Zaczął zupełnie inaczej wyglądać,
inaczej się zachowywać.
Uważam, że im więcej osób, które wspierają w całym tym procesie,
tym łatwiej o pracę i o jej utrzymanie, czyli trwalsze efekty, a trener
pracy jest takim ciastem, które to wszystko ze sobą klei".
Projekt 2. Trener aktywności
Co robić, jeśli osoba z niepełnosprawnością nie chce pracować,
nie chce wychodzić z domu, jest samotna, ma w sobie wiele lęków?
W takim wypadku do akcji powinien wkroczyć trener aktywności,
który wspiera osoby z niepełnosprawnościami na każdym etapie ich
życia w procesie aktywizacji społecznej. Trener spotyka się z klientem osobno i tworzy dla niego Indywidualny Plan Rozwoju, według
którego wyznacza działania prowadzące do osiągnięcia ustalonych
z klientem celów. Ważne jest, że pracuje w środowisku osoby
z niepełnosprawnościami, dlatego ma wpływ na jej otoczenie, które
również wspiera.
Trener aktywności udziela wsparcia klientom w różnych miejscach
w zależności od potrzeby – np. w domu klienta, urzędach, komunikacji miejskiej, instytucjach kulturalnych. Mogą oni również liczyć
na pomoc asystentów – tłumaczy-przewodników, tłumaczy języka
migowego, asystentów osób z niepełnosprawnością intelektualną
albo ruchową2.
2
„Przewodnik po modelu usługi aktywizacji społecznej dla osób niepełnosprawnych
będących klientami pomocy społecznej – Trener Aktywności”, e-publikacja w ramach PI
„Trener aktywności”, Wrocław 2012, s. 18.
98
DiS
Testowanie modelu trenera aktywności trwa od lutego 2013 roku
i już pojawiły się pierwsze sukcesy. Dla niektórych beneficjentów
projektu są to wyjście z domu, nauka jazdy na wózku elektrycznym,
rozpoczęcie leczenia czy walka z alkoholizmem, dla innych – napisanie CV lub samodzielna jazda komunikacją miejską.
Czasem gubimy się w gąszczu trudnych spraw, przykrych wiadomości, zdarzeń. Zapominamy o sobie, innych, o tym, co jest
w życiu ważne. Czasami brakuje nam dostępu do informacji, nie
mamy komputera, internetu, nie wiemy, gdzie co załatwić, do kogo
się zwrócić. Czujemy się samotni, nieszczęśliwi, nie mamy pasji
i zainteresowań, brakuje nam znajomych. W takich sytuacjach
wsparciem może okazać się trener aktywności, którego zadaniem
jest wzmocnić klienta, pokazać mu, w czym jest dobry, jakie ma
silne strony, przekazać ważne informacje, pomóc w sprawach
urzędowych, wesprzeć w usamodzielnianiu się.
Projekt współfinansowany ze środków Unii Europejskiej w ramach
Europejskiego Funduszu Społecznego realizowany jest przed
fundację Eudajmonia na terenie Wrocławia we współpracy z MOPS.
Bierze w nim udział 30 osób o różnych stopniach i rodzajach
niepełnosprawności.
Destina Kuliś,
tłumacz-przewodnik z Dolnośląskiej JW TPG,
specjalistka ds. promocji i upowszechniania
w fundacji Eudajmonia
DiS
99
poradnik domowy
Sałatka z ziemniakami
i grzybami
Kontynuujemy kącik z poradami domowymi.
Tym razem Lisiczka proponuje przepis na ziemniaczano-grzybową sałatkę. To idealny przysmak na każdą
jesienną imprezę.
Składniki:
0,5 kg ziemniaków; 2 pietruszki; 1 marchewka;
ćwierć selera; słoik marynowanych grzybów, np. maślaków
lub podgrzybków; pół pora; majonez Kielecki; sól; pieprz
Ziemniaki ugotować w łupinach, a następnie obrać i pokroić w dużą
kostkę. Pietruszkę, marchewkę i seler obrać i ugotować do
miękkości, ostudzić i również pokroić w kostkę. Grzyby odcedzić
z zalewy i pokroić. Por pokroić w półtalarki i nasolić w osobnej
misce, aby puścił sok. Warzywa wymieszać, dodać majonez oraz
sól i pieprz do smaku, a następnie ponownie dokładnie wymieszać.
Całość wstawić na kilka godzin do lodówki, żeby się „przegryzło”.
Sałatkę najlepiej serwować z szynką lub grubą kiełbasą i pieczywem. Wędlinę można podać w oryginalny sposób, np. zwiniętą
w roladkę z oliwką lub twarożkiem w środku. Talerz warto przybrać
liściem zielonej sałaty i pomidorkiem.
Wasza Lisiczka macha do was ogonkiem
i życzy powodzenia w kuchni
100
DiS
kronika wydarzeń
W dniach 14–23 stycznia 2013 roku w Ośrodku Rehabilitacji i Szkolenia „Homer” w Bydgoszczy
odbyły się warsztaty komputerowe. Zajęcia
prowadziło troje doświadczonych instruktorów.
W zależności od poziomu grupy uczestnicy mogli
poznać m.in. programy Word, Excel, Power Point i Gimp,
a także nauczyć się korzystać z internetu i komunikatorów internetowych. Na potrzeby warsztatów stworzono witrynę internetową,
na której uczestnicy zajęć na bieżąco umieszczali swoje dokonania.
v
26 stycznia 2013 roku w Gdańsku odbyła
się Oskarowa Gala Mistrzów Projektu „Wsparcie osób głuchoniewidomych na rynku pracy II –
Weź sprawy w swoje ręce.”. Tak
uroczyście świętowano zakończenie projektu w makroregionie północno-zachodnim.
Nagrodzeni beneficjenci projektu, specjaliści, tłumacze-przewodnicy i firmy otrzymali
złote statuetki. Aby je odebrać,
trzeba było przejść po czerwonym
chodniku – tak jak podczas gali rozdania Oskarów.
v
W dniach 31 stycznia–10 lutego 2013 roku
w Bydgoszczy odbyły się warsztaty rehabilitacyjno-edukacyjne dla dzieci głuchoniewidomych
DiS
Galę poprowadzili:
Ania Jurkowska
i Andrzej Ciechowski
101
z rodzinami. Po raz pierwszy zorganizowano je w okresie zimowym.
Do udziału zaproszono uczniów z oddziału dla dzieci głuchoniewidomych przy SOSW dla Dzieci Niewidomych i Słabowidzących
w Bydgoszczy. Oprócz typowych zajęć rehabilitacyjnych odbywały
się także zajęcia z udziałem zwierząt – dwoma alpakami, psem
i jeżem. Sprawiły one wiele radości i dzieciom, i dorosłym.
v
Odbyły się już trzy zjazdy integracyjne Sekcji Młodych:
• w Łodzi w dniach 8–10 lutego 2013 roku,
• w Międzylesiu w dniach 1–3 marca 2013 roku,
• w Ełku w dniach 18–28 sierpnia 2013 roku.
Więcej na ten temat wewnątrz numeru.
v
W dniach 18–27 marca 2013 roku w Bydgoszczy odbyły się
warsztaty rehabilitacyjne dla dorosłych osób głuchoniewidomych.
Uczestnicy mogli skorzystać m.in. z zajęć z orientacji przestrzennej, dotyczących czynności dnia codziennego, poruszania się
w kuchni i gotowania, obsługi komputera oraz rozwoju osobistego,
a także ćwiczeń z elementami samoobrony, spotkań integracyjnych oraz nauki metod komunikacji.
v
Od kwietnia 2013 roku z inicjatywy stowarzyszenia Travelling Inspiration grupa osób głuchoniewidomych bierze udział w projekcie
„Nie widząc przeszkód, jeżdżę na rowerze”. Więcej na ten temat
wewnątrz numeru.
v
W dniach 14–17 marca 2013 roku w Łucznicy odbyły się pierwsze
warsztaty dla self-adwokatów. Wzięło w nich udział 15 osób
głuchoniewidomych. Więcej na ten temat wewnątrz numeru.
102
DiS
v
W dniach 10–12 maja 2013 roku
w Łucznicy odbył się zjazd przedstawicieli jednostek regionalnych TPG. Celem spotkania było
podsumowanie zakończonych
31 marca projektów ogólnokrajowych, które TPG realizowało na podstawie umów
z PFRON oraz omówienie dalszych działań w regionach.
v
W dniach 19–29 maja 2013 roku
w Orońsku odbyły się warsztaty
Spotkania
w Łucznicy mają
rzeźbiarskie pod kierunkiem prof.
swój klimat!
Ryszarda Stryjeckiego, Mieczysława Syposza i Karola Pikora. W gronie 15 osób
głuchoniewidomych znalazło się kilka nowych
twarzy. Uczestnicy wzięli także udział w Ekomajówce
(warsztatach tworzenia biżuterii z surowców wtórnych) oraz
wysłuchali koncertu Recycling Band – zespołu grającego na odpadkach (słoikach, baniakach itp.). Warsztaty zakończyły się uroczystym
wernisażem.
v
W dniach 7–8 czerwca 2013 roku w Międzyrzeczu odbyło się ogólnopolskie spotkanie osób głuchoniewidomych, któremu towarzyszyła szósta edycja koncertu Dotknąć Sztuką Nieba. Więcej na ten
temat wewnątrz numeru.
v
DiS
103
W dniach 7–9 czerwca 2013 roku
w Warszawie odbył się zjazd Sekcji Rodziców i Opiekunów Dzieci
Głuchoniewidomych. Zaproszeni prelegenci przybliżyli uczestnikom takie zagadnienia
jak: Konwencja Praw Osób
Nie-pełnosprawnych (Krystyna Mrugalska), lobbing (Marta
Lempart) oraz asertywność
(Urszula Podsiadło).
v
W dniach 14–16 czerwca 2013 roku w
Tak rodzice stają
Łódzkiej JW TPG został po raz pierwszy
się specjalistami
zorganizowany obóz prze-trwania dla
osób głuchoniewidomych. Wszyscy świetnie
poradzili sobie z trudami, aktywnie uczestnicząc
m.in. w zjazdach tyrolskich, jeździe na desce za
motorówką, wartach nocnych, torach przeszkód, przygotowywaniu posiłków na kuchniach polowych, rozbijaniu obozu i szkole
kamuflażu. Więcej na ten temat w kolejnym numerze DiS.
Bożena Więckowska,
pracownica biura
Więcej o wydarzeniach na stronie www.tpg.org.pl
104
DiS
Napisz do DiS!
Wiesz o czymś, co może zainteresować naszych czytelników? Wziąłeś udział w ciekawym spotkaniu i chciałbyś o nim opowiedzieć? Zachwyciła Cię ksiażka i uważasz,
że warto by ją polecić innym? A może po prostu chcesz podzielić się z nami swoimi
przemyśleniami? Bez względu na to, czy jesteś osobą głuchoniewidomą, wolontariuszem, czy też tylko" przyjacielem naszego środowiska - napisz do nas!
"
Wszelkie materiały (fotografie, ilustracje, teksty - w formie cyfrowej, brajlu lub
pisane odręcznie) przysłać możesz e-mailem lub pocztą tradycyjną na podany niżej
adres redakcji, nie zapominając przy tym o podpisaniu się oraz dołączniu swoich
danych kontaktowych. Nasi redaktorzy zajmą się obróbką stylistyczną Twojego
tekstu, nie martw się więc niedociągnięciami czy brakiem doświadczenia.
Dostarczonych materiałów nie odsłyłamy, jednakże za każdy tekst, który wybierzemy i opoblikujemy w DiS, otrzymasz należne honorarium autorskie.
Nie wahaj się więc, tylko napisz!
Redakcja DiS
ul. Deotymy 41, 01-441 Warszawa
tel./fax: 22 635 69 70
[email protected]
Pod tymi adresami czekamy także na zgłoszenia od osób, które chcą otrzymywać DiS.
Prenumerata jest bezpłatna. Należy tylko podać dokładny adres korespondencyjny
oraz określić, w jakiej formie mamy wysyłać DiS (druk powiększony, brajl, płyta).
Opracowanie:
Elżbieta Gubernator-Syposz (redaktor naczelna)
Katarzyna Gromadzka (redakcja merytoryczna)
Maria Białek (redakcja i korekta)
Dorota Umińska (opracowanie graficzne, kamera, montaż filmów)
Michał Bernard Łach (tłumaczenie na PJM)
Kamil Kaczyński (wersje audio)
Druk:
LOTOS POLIGRAFIA Sp. z o.o.
ul. Wał Miedzeszyński 98, 04-987 Warszawa
Na okładce: Fotografia z wyprawy 80 rowerów dookoła Polski"
"
w obiektywie
Warsztaty
arteterapeutyczne
w Łucznicy
V Ogólnopolski Festiwal
Twórczości Wszelakiej Osób
Głuchoniewidomych
w Olsztynie
Warsztaty komputerowe
w Bydgoszczy
zys
war twa
To
iewidomym
on
likacja
Pub
mocy G uch
Po
ISSN 1427-3128
Warsztaty dla
self-adwokatów
w Łucznicy
www.tpg.org.pl

Podobne dokumenty