Generuj PDF - World of WarCraft
Transkrypt
Generuj PDF - World of WarCraft
Data publikacji : 19.04.2011 Pan swego stada "Nigdy nie chwytaj dłoni innego człowieka, synu..." rzekł król Archibald Greymane, a jego potężna sylwetka ledwie była widoczna w świetle półmroku. "Zawsze jest lepiej wstać samodzielnie. To właśnie odróżnia wielkich od pozostałych." Jego syn, siedmioletni Genn, cofnął swą wyciągniętą rękę. Siedział ze skrzyżowanymi nogami na chłodnej kamiennej posadzce niedawno wzniesionych fortyfikacji. Mury były imponującym świadectwem siły jego nacji, jednak dla Genna nie były równie imponujące jak dla człowieka, który znajdował się przed nim. ● "Czy myślisz, że zbudowano to prosząc inne królestwa o pomoc?" Poniżej widać było przemysłowe wieże miasta Gilneas. Istotnie, był to wspaniały widok: ogromne dachy nad kamiennymi ulicami; sklepy, fabryki i unoszący się dym; faktycznie było to miasto zwrócone ku przyszłości, ku potencjałowi swych mieszkańców. ● "Kiedy byłem młodym księciem, takim jak ty dziś, mój ojciec nawet o czymś takim nie śnił! Jednak ja śniłem i dokonałem tego, spójrz teraz na nas... Wszystko to dokonane bez wsparcia tych ze Stormwind, ani błagania o pomoc tych z Lordaeronu. Na pewno nie zwróciliśmy się do aroganckich długich uszu tych niemal-ludzi z Quel'Thalas." Genn słyszał historie na temat Gilneas z czasów, zanim Archibald przywdział koronę. Z pewnością był to naród daleki od potęgi, którą wkrótce zdobył. ● "Teraz wstań, chłopcze. Wstań i nie proś mnie znów o pomoc. Ponieważ to wszystko kiedyś będzie twoje, a kiedy ten czas nadejdzie, musisz być gotowy." ● "Jest twoje, ojcze. Gilneas zawsze będzie twoje." ● Archibald uśmiechnął się, a jego ton nagle złagodniał. "Nie, synu. Książęta stają się królami, a dnie zmieniają się w noce. Tak to jest... Chodźmy, robi się chłodno. Powinniśmy ucztować. Wydaje mi się, że dziś jest pieczony dzik." Genn szybko wstał. Soczysty dzik w zielu swifthistle, przyrządzony przez kogoś, kogo Genn uważał za najlepszego kucharza w Azeroth, był jego ulubioną rzeczą pod dwoma księżycami. ● "Czy myślisz że do kolacji podadzą gotowane jabłka, tato?" ● "Jeśli chcesz gotowanych jabłek chłopcze, wówczas możesz je mieć. Taki jest los królów i ich potomków." Po tym obaj udali się w dół murów. Ostatnie promienie światła rozbłysły na zachmurzonym niebie. * * * Transport nocnych elfów przedzierał się przez coraz bardziej wzburzone morze. Z każdą kolejną falą, która uderzała w prastare drewniane burty, które tworzyły ten statek od tysiącleci, słychać było głośny huk. W ponurym pomieszczeniu w środku, król Genn Greymane otworzył oczy. Wspomnienie jego młodości było wciąż świeże, wciąż nawiedzało go z niezrozumiałych dla niego powodów. Nie było ono jedyne: potok wspomnień zalewał jego umysł w ostatnich dniach, zatapiając go w myślach tak, jakby starały się przekazać mu jakąś wiadomość, której nie mógł zrozumieć. Wspomnienie było tajemnicze, na swój sposób magiczne, możliwe że dziwniejsze i potężniejsze, niż magiczne moce którymi władają zakapturzeni magowie z Dalaranu. Chciał wstać, jednak ból zmusił go do ponownego ułożenia się na łóżku. Jego ciało nie odpoczęło jeszcze po ostatniej bitwie. Bitwie o jego królestwo, bitwie którą przegrał. Westchnął z bólu i zamknął oczy. Obrazy znów powróciły. Czara uderzająca w kamienną podłogę; Gilneańska flaga dumnie wisząca na murze; jego zmarły syn, Liam, krwawiący z ust, zatopiony w ramionach Genna. ...................................................................................................................................................................................... ................................. ● "Pozwól, że ci pomogę, Lordzie Greymane. Wiele przeszedłeś w tych trudnych dniach." Genn szybko otworzył oczy. Zobaczył przed sobą wyciągniętą dłoń nocnego elfa. Talar Oaktalon łagodnie wypowiedział te słowa, jednak Genn wiedział, żeby nie postrzegać ich manier za oznakę słabości. Był wysoki, odziany w zdobioną skórzaną zbroję i jedwabne szaty w kolorze, którego Genn nigdy nie widział: niebieski, albo zielony, nie był pewien. Piękne zdobione pióra zwisały z kija, który trzymał w swej drugiej dłoni. Genn przez chwilę przyglądał się ręce wyciągniętej w jego kierunku. ● "Ten stary król nie potrzebuje twojej, ani niczyjej pomocy aby opuścić swe łoże, Talarze Oaktalon. Wciąż jestem w stanie to zrobić." Podniósł się, znosząc ogromny ból, który przeszedł przez jego plecy. ● Talar dostrzegł grymas na twarzy Genna i starał się nie okazywać swego zdenerwowania, kiedy ponownie się odezwał. "Przynoszę kolejne złe wieści, miłościwy królu. Jesteś potrzebny na mostku... Wciąż grozi nam niebezpieczeństwo!" * * * Pochodnie płonęły, zaginając cienie na granitowych murach pokoju królewskich gości w Lordaeronie. Genn i kilku innych wpływowych Gilneańskich szlachciców przybyło, aby odpowiedzieć na nagłe wezwanie wszystkich lordów Azeroth przez króla Terenasa. Minęło ledwie kilka godzin odkąd dowiedzieli się o orkowskiej Hordzie podbijającej Stormwind, oraz mrocznych czasach, które ich czekają. Po grzecznościowej kolacji z różnymi królami, Genn udał się do swych komnat, aby skonsultować się ze swymi krajanami. Nie zajęło zbyt wiele czasu, zanim zaczęła się dyskusja. ● "Jeśli nie podejmiemy żadnych działań, te przeklęte zielone istoty mogą znaleźć się wkrótce u naszych bram, Lordzie Greymane. Powinniśmy się dołączyć do tego Przymierza. Musimy zrobić wszystko, zanim te bestie przebiją się przez ziemie innych królestw, i dotrą do naszych." Lord Crowley był bystrym mężczyzną, młodszym od Genna, i mniej obeznanym w meandrach polityki, jednak wielu uważało, że szlachcic ten ma przed sobą świetlaną przyszłość. Przedstawił swą prośbę lordom zasiadającym przy stole z zaangażowaniem, które nie często się widuje, może poza samym Greymanem. ● "Dokładnie, Crowley. Rozumiem twoje obawy. Naprawdę. Jednak ci... orkowie... nie zbliżyli się do naszych ziem. Nie została przelana nawet jedna krople krwi Gilneańczyka. Me serce krwawi, gdy myślę o Stormwind, młodym księciu Varianie, oraz tym bohaterze, Lotharze. Naprawdę. Czy jednak mam skazać mój lud na taki sam los? Czy życie nawet jednego Gilneańczyka jest warte sprawy, która go nie dotyczy?" Powiedział Genn z pasją. Ta plaga orków była czymś nowym i dziwnym, jednak nie był pewien czy jest to zagrożenie, z jakim jego zaradny naród nie byłby w stanie dać sobie rady samodzielnie. Orkowie byli po prostu dzikimi istotami. Potworami. ● "Panie, tak jak opisałeś, inne nacje są chętne do użyczenia wsparcia. Jeśli Trollbane, Perenolde i pozostali wezmą w tym udział, nie wiem czy będziemy mieli prawo nazywać się ich sąsiadami lub przyjaciółmi jeśli do nich nie dołączymy." Kontynuował Crowley. Genn rozumiał dlaczego go uwielbiają. Jego słowa były wypełnione pasją. Nie było w nich żadnych politycznych gierek – tylko dumny mąż obawiający się o bezpieczeństwo swych rodaków. Genn szanował go niezależnie od tego w jakim błędzie był. Crowley z pewnością nie rozumiał jak szalona była ta sympatia, do czego mogła doprowadzić. Nie rozumiał, że jego własny lud, ponad wszystko, musiał być na pierwszym planie. Był młody, nowy wśród szlachty. ● "Mój ojciec nigdy nie myślał o przyszłości w której nasi ludzie są powiązani tak, jak ci z Lordaeronu, Stormgarde, oraz Alterac. Niektórzy są silni, Lordzie Crowley, inni zaś słabi. Tak to jest. My, Gilneańczycy jesteśmy silni, dlatego Gileans musi przede wszystkim opiekować się swym stadem." Genn miał ich w garści. Widział jak kiwają głowami. Widział jak szlachcice wyobrażają sobie pierwsze raporty z pól bitewnych, płacz matek które straciły synów. Widział jak ważą cenę życia w prośbie, którą skierowali Terenas i Lothar. ...................................................................................................................................................................................... ................................. Jednak wtedy, w oddali usłyszał stonowany głos. ● "Jednak z drugiej strony, panie. Może w imię dobrych stosunków z siostrzanymi królestwami, oraz upewnieniu się że szlaki i kontakty handlowe pozostaną stabilne w przyszłości, powinniśmy wysłać małą grupę. Taką, która pokaże, co może zrobić nawet mały dodatek Gilneańskiej armii. Nasze graniczne straże są gotowe do natarcia. Pozwól nam ich użyć." Miał na imię Godfrey. Genn ufał jego radom, jednak był podejrzliwy wobec jego ambicji. W przeciwieństwie do Crowleya, nie kierowała nim empatia. Był to polityczny zabieg, który miał przynieść sławę Godfreyowi, przywódcy tamtych granicznych straży. Jednak miał rację: szlaki i kontakty handlowe przyczyniały się do rozrostu królestwa, a zrezygnowanie z nich, nie byłoby dobrym posunięciem. ● "Te działania mają sens, panie." dodał baron Ashbury. Był on jednym z najbardziej zaufanych przyjaciół Genna. Wspólnie dorastali; jego ojciec, Lord Ashbury Pierwszy, pomógł Archibaldowi w budowie królestwa, a Archibald zawsze powtarzał Gennowi, aby ten ufał wierności koronie rodziny Ashbury. ● "Rozważę tę drogę, Godfrey." * * * Genn i Talar pospieszyli po schodach na mostek. W powietrzu czuło się, że to ważne. Mimo to, Genn był pod wrażeniem tego, jak bardzo zdobione są statki elfów. Tyle pracy włożonej w najmniejsze detale. Ogromny rozmiar statku i jego wielopoziomowość przewyższały pomysłowość jego ludu. ● "Wygląda na to, że Gilneańczycy są dosyć uparci, Lordzie Greymane." W ostatnich dniach frustracja Talara narastała. ● "Jest to cecha, którą zawsze w sobie pielęgnowaliśmy, szlachetny druidzie." ● "Tak, widzę to." ● "Byłeś wyjątkowo uprzejmy, Talarze, jednak wolałbym gdybyś mówił to, co masz naprawdę na myśli. Odkąd się poznaliśmy wyczuwam w tobie sporą podejrzliwość. Proszę, uczyń mi ten zaszczyt i skończ z tym." ● "Przepraszam jeśli wydaję się być... Azeroth jest zagrożony, wasza wysokość. Są to czasy których możemy nie przeżyć, jeśli nie zjednoczymy się... Jesteś władcą, który zdecydował się na odgrodzenie całego królestwa od reszty kontynentu. Jesteś królem, który odmawiał prośbom o pomoc przez wiele lat. Widzisz, ja jestem druidem, wierzę w to, że wszystkie rzeczy są ze sobą połączone. W taki sposób stworzona jest natura. Jako ekosystem. Twoje wybory są mi... obce." ● "Wiele zawdzięczam tobie i twym ludziom, Talarze. Możliwe że bardzo się różnimy. Nie pozwólmy temu jednak nas rozdzielić." ● Talar delikatnie skinął głową. "Z pewnością tak nie będzie. Arcydruid Stormrage uważa, że ty i twój lud będziecie ważnym wsparciem dla Przymierza. Nie śmiem podważać jego słów." ● "Wsparcie dla Przymierza?" Genn był zaskoczony. "Wiele zawdzięczamy twojej rasie, to prawda... jednak nie mogę zapewnić ciebie, ani innego lidera że dołączymy do szlachetnego Przymierza jako wsparcie w jakiejkolwiek formie." ● "Przykro mi to słyszeć. Jednak to są kwestie polityczne. My musimy przetrwać ten dzień." ...................................................................................................................................................................................... ................................. Na zewnątrz nie było zbyt jasno. Pojedyncze promienie światła, które przedarły się przez ciężkie chmury, ginęły za mrocznym horyzontem. Świeże morskie powietrze wypełniało nos Genna, a głośnie mewy skrzeczały przeraźliwie w oddali. Dziesiątki fioletowych humanoidów biegało wokół, robiąc wszystko co mogą, aby przygotować statek na coś, co wyglądało na potężny sztorm. Jednak wśród nich, widział także swych ludzi. Tych o różowej skórze, oraz oczywiście worgenów: wilcze bestie niechętne do wysłuchania nalegań swych wybawców. ● "Tak jak widzisz, królu, biorą oni udział w przygotowaniach i ignorują wszelkie rozkazy. Odmówili kiedy wezwałem, aby wszyscy nie będący żeglarzami, zeszli pod pokład." W pobliżu burty, Genn widział jak dwie Strażniczki, piękne kobiety, starają się odciągnąć worgena od pracy przy linach. Nie szło im to dobrze. Wilkołak odpychał trzeciego elfickiego żeglarza, pełen nerwów, że nie może pomóc. ● "Musisz zrozumieć, że misja na którą zostaliśmy wysłani pierwotnie nie zakładała przewiezienia pozostałości populacji twego ludu do Darnassus. Mieliśmy pomóc z worgenami. Już mamy problemy. Spójrz tam. To nie jest byle sztorm. Możliwe, że nasza największa przeszkoda jest wciąż przed nami," kontynuował Talar. ● "Rozumiem, Talarze." Wokół na oceanie było kilka innych statków nocnych elfów. Genn wiedział, że na jednym z nich, Blasku Elune, była jego żona, Mia, oraz córka, Tess: jego rodzina. Było dla niego dziwnym myśleć o rodzinie nie włączając w nią jego syna. Bolało go to bardziej, niż cały fizyczny ból, który doświadczył w czasie swego życia. Bolało go to bardziej, niż utrata królestwa. ● "Zwiadowcy wracają!" krzyknął jeden z marynarzy wskazując na ponure niebo. Trzy czarne smugi pojawiły się na wypełnionym sztormem horyzoncie. Po pewnym czasie nabrały one kształtu kruków burzy, lecących z zawrotną prędkością w stronę Talara, a w ich głośnym skrzeczeniu Genn wyczuwał strach. Potężne kruki przemieniły się. Genn wciąż starał się przyzwyczaić do widoku tej transformacji. Słyszał że druidyzm był praktykowany wśród niektórych mieszkańców wsi Gilneas, jednak nie zetknął się z nim, aż do niedawna. Kształty kruka wykrzywiały się, aż ich anatomia przybrała bardziej naturalną formę - byli to druidzi kaldorei, dwóch mężczyzn i jedna kobieta. Na ich twarzach było widać panikę. ● "Musimy rozkazać statkom podjęcie natychmiastowych działań!" powiedziała kobieta. ● "Sztorm... nigdy wcześniej czegoś takiego nie widziałem. Fale są trzykrotnie większe od gigantów... morze jest wypełnione fragmentami zniszczonych statków." stwierdził jeden z mężczyzn. Starał się z całych sił zachować swe maniery, jednak jego przerażenie było oczywiste. ● "Tego właśnie się obawiałem," powiedział Talar. "Wyruszcie natychmiast, ostrzeżcie kapitanów. Statki nie przetrwają tego samodzielnie. Powiedzcie im, że musimy natychmiast uformować flotyllę." Bez wahania przybrali oni formę kruków burzy i ruszyli w stronę pozostałych statków. Genn widział jak na horyzoncie gromadzą się czarne deszczowe chmury. Nie był on typem żeglarza, jednak nawet biorąc pod uwagę jego niewielką wiedzę na temat mórz, sytuacja zdawała się być ponura. ● "Ten przeklęty czarny smok wciąż nas nęka." powiedział Talar. Było to najbardziej emocjonalna wypowiedź jaką widział u niego Genn, od czasu ucieczki z Gilneas. "Ten kataklizm... świat wciąż jest niespokojny; te sztormy rozdarły morza..." ● "Deathwing Niszczyciel to potwór, nie ma co do tego wątpliwości... jednak wyobrażenie sobie, że ta bestia spowodowała ten kataklizm... a wstrząsy wtórne wciąż nawiedzają świat z jego powodu... Ja po prostu..." ...................................................................................................................................................................................... ................................. ● "Uwierz w to, Gennie Greymane. Tak jak mówiłem, przyszło nam żyć w najtrudniejszych czasach. Jeśli przetrwamy to, problemy Gilneańczyków to będzie dopiero początek. A teraz odwołaj swych ludzi pod pokład. Moja załoga musi pracować precyzyjnie, bez żadnych przeszkód. Wydaj rozkaz, aby uczynili to na wszystkich statkach." Talar zaczął machać rękami w stronę żeglarzy znajdujących się na wyższym pokładzie. ● "Możemy pomóc, Talarze. Mój lud jest zdolny... Będą chcieli pomóc w ratowaniu własnego życia." ● "Nie ma czasu na kłótnie! Wolałbym, aby nie skończyli oni na dnie morza jako pokarm dla nag! W tym przypadku, na naszych statkach, Gilneańczycy muszą współpracować!" Zaczął padać deszcz. Strumienie wody uderzały w pracującą załogę. Morze zaczęło się podnosić. Genn rozumiał, że nie jest to czas, ani miejsce na dyskusję. To był moment w którym musieli oddać swój los w ręce kaldorei. Wiatr zaczął wyć i nagle z nikąd w statek uderzyła potężna fala, która spowodowała, że ludzie, nocne elfy, oraz worgeni zaczęli przewracać się na pokładzie. Genn poślizgnął się, ale chwycił jedną z lin masztowych, robiąc wszystko co w jego mocy aby ustać. Ten sztorm, to tsunami, uderzyło szybciej, niż przewidywali to zwiadowcy. Miał problemy z widzeniem tego, co znajdowało się przed nim; dostrzegał jedynie strugi deszczu. Słyszał krzyki swych ludzi. Słyszał jak kłócą się z nocnymi elfami. Ruszając do przodu, Genn zaczął wykrzykiwać rozkazy w stronę swych ludzi. * ● * * "Co chcesz zrobić?" Godfrey spojrzał zza swych grubych okularów. Rezultaty tego, o czym właśnie usłyszał, będą bardzo poważne. Pasowało, że rozmawiali o tym w pokoju wojennym. ● "Słyszałeś co powiedziałem, Godfrey." ● "Chcesz odgrodzić nasz cały naród? Zamknąć granice i zakończyć handel z resztą Przymierza? Ja... to raczej poważna decyzja, nie sądzisz?" ● "Posłuchałem ciebie i Crowleya wcześniej i zobacz gdzie nas to doprowadziło! Martwi Gilneańczycy, zabici przez te zielone bestie, a teraz Przymierze, to samo 'Przymierze' które miało według ciebie być darem dla naszych ludzi... chce coraz więcej z każdym dniem. Biorą i biorą, a co dostajemy w zamian? Gdzie jest ta wielka współpraca, której obaj byliście tak pewni?! A teraz chcą, abyśmy wysłali złoto na tę twierdzę... Nethergarde... Co ona ma wspólnego z Gilneas... z moim ludem?" Genn nie był w humorze, aby ktoś mu się przeciwstawiał. Godfrey spojrzał na mapę królestwa rozłożoną na starym dębowym stole. Podniósł swą czarę z winem i wiedział że nie należy naciskać dalej w tej kwestii. Genn był zdecydowanym królem, tak samo jak jego ojciec. Godfrey wziął dużego łyka wina. Było to czerwone z Kul Tiras. Zrozumiał, smakując alkohol na swym języku, że może to być ostatni raz, gdy pije wino z królestwa na wyspie. Wreszcie przemówił. ● "Nie twierdzę że jest to złe rozwiązanie. Wierzę jednak, że..." ...................................................................................................................................................................................... ................................. ● "Chwyciliśmy dłoń Przymierza. Daliśmy mu nasze wsparcie. Jako naród jesteśmy teraz biedniejsi... Byli orkowie... krwiożercze, dzikie bestie. Widziałeś ich, wiesz do czego są zdolni. A teraz Terenas chce więcej naszego złota. Może też więcej naszej krwii. Mówię temu nie!" Genn wypowiedział te słowa, jakby spłynęły one na niego w jakiejś wizji. ● "Mur będzie musiał przejść przez ziemie szlachciców. Musisz to zrozumieć. Żadna z naszych naturalnych granic się do tego nie nadaje. Są one zbyt słabe." ● "Oczywiście że rozumiem! Przez czyje ziemie będzie przebiegać, ten zostanie wynagrodzony, tak samo jak farmerzy i mieszkańcy z tamtego rejonu." Godfrey wziął kolejny łyk wina, rozważając swe możliwości i dokładnie studiując mapę. Wyciągnął się na krześle. ● "Według tej mapy, sugerujesz ziemie Lorda Marleya... Jednak spójrz na te tereny, panie... Tutaj jest górzysty region. Zobacz jaką twierdzę byśmy stworzyli, mając po obu stronach góry, które tworzą naturalną barierę." ● "To prawda." ● "Oczywiście, aby to zrobić, musielibyśmy odciąć niektóre ziemie Lorda Crowleya. Odciąć Pyrewood i Ambermill." ● "Również myślałem o tym. To dobry kierunek. Ale... Crowley jest potężny. Ma wielkie wpływy, nawet tak duże jak ty, Godfrey. Może mieć z tym problem." ● "Nie... to prawda. Jednak będzie musiał dostrzec powody takiej decyzji. To najlepsze dla Gilneas. Każdy może dostrzec, że stworzy to nieprzekraczalną barierę," naciskał Godfrey, popijając wino w oczekiwaniu na odpowiedź Genna. ● "Z pewnością, Godfrey. Poza tym, sprawiłoby to, że twoje ziemie byłyby bardzo ważne ze strategicznego punktu widzenia, gdyż znajdowałyby się na obrzeżach. Twoje ziemie byłyby najbliżej muru." ● "Mój panie, chodzi mi jedynie o położenie, dla Gilneas. Mam nadzieję że nic nie sugerujesz?" ● "Wystarczy, Godfrey. Masz rację w tej sprawie. Teraz to widzę... niezależnie od tego, jakie są twoje motywy, stary przyjacielu." ● "Panie, ja..." ● "Wzniesienie muru w tych górach, z Northgate w pobliżu, zapewnia nam bezpieczeństwo. Zgadzam się z twoim pomysłem. Lord Crowley... Darius będzie musiał to zrozumieć." Godfrey skończył pić wino i szybko dolał sobie kolejną porcję. Dobrze wiedział, że będzie potrzebował sporych zapasów wina i piwa na te kolejne lata. Jednak dziś, tak jak mawiano w okolicach Booty Bay, przerobił "cytryny na lemoniadę." Ledwie udało mu się powstrzymać uśmiech. ● "Musimy w takim razie natychmiast zwołać radę szlachty." Godfrey wstał. "To dobre rozwiązanie, mój panie, jednak może być bardzo trudne." ● "Wiem o tym..." Genn wydawał się być wpatrzony w tańczący płomień świeczki. Patrzył na nią tak długo, jakby marzył o przyszłości powiązanej z tymi płomieniami. "Ale wyobraź sobie... wyobraź sobie jak świetlana będzie nasza przyszłość bez żadnych przeszkód z zewnątrz. Po prostu sobie to wyobraź." * * * Statki walczyły z ogromnymi falami, powoli zbliżając się do siebie w doskonałej formacji. Elficcy żeglarze ruszyli w stronę burt i zaczęli rzucać liny w stronę pozostałych statków. ...................................................................................................................................................................................... ................................. Plan był jasny: jeśli statki mogły stworzyć flotyllę, związaną blisko ze sobą, miały większą szansę na przedarcie się przez sztorm, niż pojedyncze statki. ● "Tylna grupa ma mocno uszkodzone maszty, panie!" krzyknął jeden z żeglarzy. Talar ruszył w stronę tylnej części mostku, aby spojrzeć. ● "Talar... Gdzie jest Blask Elune? Czy nie powinien być z tylną grupą?" zapytał Genn biegnąc po przemoczonych schodach na mostek. Talar zawahał się. "Masz rację." Talar wskazał palcem w prawą stronę. Genn wytężył wzrok. Przez gęsty deszcz dojrzał dwa statki. Jeden z nich był uszkodzony, ciągnięty przez drugi. ● "Nocny elfie, twoja luneta. Natychmiast!" Bez ostrzeżenia, Genn wyszarpnął ją z rąk żeglarza. Patrząc przez lunetę, Genn lepiej widział kształty. Jego podejrzenia się potwierdziły. Blask Elune prowadził uszkodzony statek ze złamanym masztem. ● "Uwaga!" krzyknął jeden ze zwiadowców z bocianiego gniazda. Jednak było za późno. Pokład wysunął się spod nóg Genna, gdy on i znajdujący się w pobliżu zawiśli w powietrzu. Luneta wypadła z jego rąk, zsuwając się po pokładzie, który był teraz znacznie przechylony. Potem była tylko fala słonej oceanicznej wody... a potem ogromny ból. Ból sprawił, że powróciły obrazy. Czara uderzająca w kamienną podłogę. Twarz Liama. BOOM! Statek opadł i uderzył w wodę z ogromną siłą. Genn usłyszał trzaśnięcie, po czym zobaczył, że bezan maszt, który przełamał się przy uderzeniu spoczywał teraz na pokładzie. Słyszał nerwowe krzyki żeglarzy, którzy robili co w ich mocy, aby usunąć ze statku nadmiar wody. ● "Ta fala musiała mieć ponad dwadzieścia pięć metrów! Nie możemy przyjmować na siebie więcej takich, sir!" krzyknął jeden z marynarzy. Genn przykucnął starając się odzyskać równowagę. Jego uszy wciąż wypełniał huk. Fala zmierzała teraz w stronę statków znajdujących się na horyzoncie... w stronę Blasku Elune i holowanego przezeń ładunku. ● "Mia! Tess!" Zanim można było cokolwiek zrobić, fala wbiła się w płynące statki. Dwa transportery wpadły na siebie, a drewniane fragmenty statków latały niczym drzazgi ze ścinanego drzewa. Wyglądało to jakby morze otworzyło swą wielką paszczę, chcąc pochłonąć wszystkie części wraku, pozostawiając uszkodzony Blask Elune dryfując. ● "Na Światło!" westchnął Genn, a jego słowa były niczym szept, niczym bezradna modlitwa. ● Drugi statek zniknął, zanim Genn zdążył mrugnąć, pozostawiając Blask Elune samotnie na oceania, który chciał go pochłonąć. ● "Ruszać do szalup... Musimy spróbować ich uratować!!!" wykrzyknął Talar. ● "Ale kolejne falę nadchodzą, Talarze! Fala za falą!" krzyknął żeglarz. Słowa zapadły w pamięć Genna. * ● * * "Oni wciąż nadchodzą, mój panie, fala za falą! Oni wciąż... nadchodzą! Ja... niewiele możemy zrobić." Kapitan straży nie mógł ukryć swego przerażenia. Genn, nastoletni Liam, kapitan, oraz niesławny królewski arcymag znany jako Arugal stali na szczycie Greymane Wall. ...................................................................................................................................................................................... ................................. Poniżej znajdowało się morze nieumarłych zwłok, niezliczona ilość szarżujących przypominających pająki istot, oraz ogromne bestie, których ciała wydawały się być zeszyte ze skór i zgniłych szczątków. Źródło tej złej nekromancji było nieznane, jednak z pewnością nie był to Lordaeron. Lordaeron, który przed tygodniami błagał Gilneas o pomoc, której mu nie udzielono. ● "Na Światło, spójrzcie na nich. Jest ich... tak wielu." Genn był przerażony tym co zobaczył. Blask księżyca odbijał się w przerdzewiałych zbrojach szkieletów. Nieumarli poruszali się, mając przed sobą tylko jeden cel: przedrzeć się przez mur. Gilneańscy żołnierze przed murem utrzymywali szyk, wystrzeliwując raz za razem podpalone strzały w przeciwnika, których ślad przeszywał mrok aż wreszcie dotarł do celu. Jednak kiedy jeden nieumarły został spalony, kolejny zajmował jego miejsce. ● "Nie widać ich końca, panie. To trwa już tyle dni. Ja... Ja nie sądzę, że możemy utrzymać się jeszcze dłużej. Nawet nasz potężny mur nie podoła niezliczonym wrogom." Kapitan był przerażony. Widział on wiele potworności w ostatnich dniach, rzeczy, których nie powinien widzieć żaden człowiek - rzeczy, których żaden człowiek nigdy nie zapomni. ● "Uspokój się! Jesteś Gilneańczykiem. Co z twoją dumą? Oczywiście że mur wytrzyma, oczywiście że to przetrwamy" powiedział surowo Genn. Musiał przewodzić swym ludziom, niezależnie od sytuacji. Musiał być panem swego stada, bijącym sercem Gilneas. Spojrzał w dół, przysłuchując się dobiegającym krzykom, widząc swych ludzi przegrywających z wrogiem, cofających się w stronę jego muru. Zastanowił się, co zrobiłby jego ojciec w takiej sytuacji. Musiało być jakieś wyjście. ● "Ojcze, powinieneś... powinieneś był mnie posłuchać." Genn obrócił się w stronę osoby, która wypowiedziała te słowa. Nie mógł uwierzyć w to, co usłyszał. Jego własny syn, Liam, jego własne dziecko, po raz kolejny podważa jego decyzję, przed innymi, gdy Genn stara się utrzymać ich wiarę. ● "Teraz nie czas na to, chłopcze! Nie teraz." Oczy Genna rozbłysnęły w gniewie. Genn spojrzał na arcymaga, który w ciszy stał obok niego. Arugal zawsze był tajemniczy. Nawet w tych okolicznościach nie okazywał żadnych emocji, żadnego strachu, zamiast to spokojnie wpatrywał się w ożywione zwłoki na dole. Był zaintrygowany. Jednak tak zachowywali się ci, którzy poświęcili życie magii. Genn nie poznał żadnego, który okazywałby empatię. ● "Magu..." ● "Tak, mój panie?". Zapytał chłodno Arugal, w czasie gdy jego oczy pochłaniały obraz spod muru. ● "Zrób to o czym dyskutowaliśmy. Po prostu to zrób!" Arugal skinął lekko głową, a na jego twarzy pojawił się uśmiech jak u dziecka, które dostało nową zabawkę. "Tak się stanie, mój panie." I poszedł, pozostawiając Genna, Liama, oraz kapitana z okropnymi odgłosami z dołu - uderzeń stali w zbroje, ryku nieumarłych, okrzyków ginących Gileańskich żołnierzy. Przez chwilę Genn zastanawiał się co zrobił. Widział już wilkołaki, worgenów, których przywołał Arugal. Były to niebezpieczne bestie, a ich większa ilość mogłaby stanowić zagrożenie. Jednak to były ciężkie czasy: być może tylko potwory będą w stanie pokonać inne potwory. * * * Flotylla była mocno atakowana przez sztorm, ogromne fale uderzały w statki, jednak połączonymi siłami solidnego drewna i stalowych śrub, cała flota zdołała się utrzymać. Szkody wyrządzone jednemu statkowi było szybko naprawiane przez członków pozostałych. Jednak flotylla nie pomagała Blaskowi Elune. Pomocy nie otrzymała ani Mia, ani Tess. Statek, a raczej to co z niego pozostało, coraz bardziej zanurzał się pod wodę. ...................................................................................................................................................................................... ................................. Cztery łodzie ratunkowe uderzyły w wodę, ich jasny kolor mocno kontrastował z mrocznym niebem. Kilku Strażników zeszło na nie po linowych drabinach, a na ich plecach było widać słynne glewie nocnych elfów. Genn ruszył za Talarem w stronę sterburty. ● "Talar... muszę iść z tobą," poprosił. ● "Królu Greymane, moim obowiązkiem jest bezpieczne przetransportowanie ciebie, oraz twych ludzi do Darnassus." Krzyczał, aby dało się go słyszeć wśród huku błyskawic i wyjącego wiatru. "Nie mogę ryzykować twojego życia. To jest niebezpiecznie zadanie, dlatego muszę się go podjąć, jako dowódca tej ekspedycji. Nie będę ryzykował życiem nikogo, poza kilkoma spośród moich ludzi... Przysięgam że zrobię wszystko, co w mej mocy aby sprowadzić twoją żonę i dziecko." ● "One są wszystkim co mam, Talarze. Ja muszę..." ● "Musisz tutaj zostać!" Talar zszedł po drabince i zeskoczył na łódź. Szybko odbił od statków i ruszył w stronę Blasku Elune i małych fioletowych i różowych istot który dryfowały po morzu machając rękami. Genn patrzył jak łodzie podskakują na falach. Nie. Nie mógł tutaj zostać. Nie mógł. To przecież jego rodzina. Tak wiele im zawdzięczał. Nawet teraz, kiedy ich świat został zniszczony, pamiętając o każdej chybionej decyzji którą podjął, Mia i Tess wciąż wierzyły w niego i wspierały na każdym kroku. Wziął głęboki oddech i wydobył z siebie ryk. Poczuł zmianę, jego ciało powiększyło się, włosy zaczęły rosnąć, a twarz wydłużyła się w zwierzęcy pysk. Głośno zawył i kierując swe ręce ku niebu, zakończył transformację. Był worgenem, jednym z ludzi-wilków, których przed laty kazał przywołać Arugalowi - jednym z tych, którzy wraz z Forsaken zniszczyli jego naród. Jednak w tej formie był szybszy i silniejszy. Klątwa, która go dotknęła miała swoje zalety. Zaczął biec w stronę sterburty statku. Mokry podkład nie zakłócał jego równowagi: był bardzo skupiony. Zwierzęcy instynkt wypełniał go. Jego umysł skupiony był na działaniu i niczym innym. Nagle skoczył! Kiedy tylko usłyszał skowyt, Talar natychmiast się obrócił. Zauważył jak na łódź wskakuje Greymane. Greymane wylądował idealnie na swych stopach, stając oko w oko z druidem. Strażnicy instynktownie sięgnęli po swe glewie, aby zaatakować. ● "W kwestiach dotyczących mej rodziny, muszę działać." Głos Genna był dziki, przerażający. Talar odwołał strażników. "Taki uparty człowiek." Lecz po chwili, skinął głową. Łodzie ratunkowe sunęły w stronę tonącego statku. Pokład Blasku Elune był całkowicie zniszczony, a jego dziób był już skierowany ku niebu. ● "Hej tam! Pomocy!" ● "Na Światło, błagam, błagam uratujcie mnie!" ● "Bracie druidzie, pomocy!" ...................................................................................................................................................................................... ................................. Machając rękami i przebierając nerwowo nogami, Gilneańczycy i kaldorei, robili wszystko co w ich mocy, aby utrzymać głowy nad wodą. Strażnicy na łodziach chwytali za wystające ręce i wyciągali ocalałych z wody. Łódka Talara i Genna płynęła w kierunku rozbitego statku transportowego. Na przechylonym pokładzie widać było tych, którzy przeżyli. Ich krzyki zlewały się z odgłosami padającego deszczu, wiejącego wiatru i łamiących się desek. Nie było ich zbyt wielu, na pewno nie tylu, ile być powinno... Genn szybko zdał sobie z tego sprawę. Inni musieli zostać pożarci przez Wielkie Morze, lub bestie, które skrywa jego otchłań. ● "Mia! Tess!" wykrzykiwał Genn. Jego wzrok był znacznie lepszy w formie worgena, ale mimo to nie widział wśród ocalałych swojej rodziny. "Muszą wciąż być w środku! Muszą." ● "Na statek. Zarzucić liny. Teraz!" Strażniczki na łodzi chwyciły za glewie, do których przywiązane były solidne liny, i rzuciły je wysoko w górę. Ich starożytne bronie zahaczyły o pokład. ● "Nie ma ich tam na górze. Jeśli żyją, muszą być w środku." Bez czekania na odpowiedź, Genn wyskoczył z łodzi i chwycił się metalowych elementów wystających z kadłuba statku. Wspiął się do jednego z okien, które zostało wcześniej zbite. ● "Greymane! Stój. Ci co przeżyli zawsze mają udać się na dziób statku! Jeśli żyją, to gdzie będą?" Jednak było już za późno. Genn wyrwał drewnianą ramę wokół okna i zniknął gdzieś w środku statku. ● "Głupiec... utonie. Jeśli takie jest jego życzenie, niech tak będzie," szepnął Talar. Potem przybrał formę ogromnego kruka burzy i poleciał wysoko na szarym niebie, w stronę dziobu statku i ocalałych. W środku statku szalał ogień. Wypełniały go ogromne chmury szarego dymu. Genn ledwie widział. Było strasznie gorąco, niemal nie można było oddychać. Wszystko znajdowało się pod kątem. Korytarze były zadymione i wypełnione połamanymi deskami i spalonymi ozdobami. Powyżej Genn słyszał desperackie krzyki ocalałych. ● "Mia?" Biorąc głęboki oddech, pozwolił aby ogarnął go szał naturalny dla jego obecnej formy. Ruszył, biegnąc korytarzem przez tonący statek wypełniony ogniem. ● "Tess?" Grawitacja zaczęła go ściągać: każdy krok w górę był wyzwaniem. Komnaty wypełniały ciała. Kilka z nich należało do dumnych Strażniczek kaldorei, niektóre przebite drewnianymi kołkami, inne spopielone, wyglądały jakby zostały zaskoczone: nie spodziewały się, że zginą w ten sposób. Teraz szedł po przechylonych ścianach. Podłoga była po jego lewej stronie. Dym uderzył w niego, a jego nozdrza wypełnił zapach spalonych ciał. Ten zapach był mu dobrze znany. * * * Miasto Gilneas płonęło. Dym wypełniał ulice, a huk armat roznosił się po niebie. Genn stał na murach patrząc w dół. W tym samym miejscu, jako młody chłopiec, przyglądał się wraz z ojcem zachodowi słońca, wtedy podziwiał wspaniałe miasto i naród, którym miał niegdyś rządzić. Jednak teraz miasto było zagrożone. Crowley wyruszył ze swymi ludźmi, rebeliantami z Northgate, jak ich nazywano, przez bramy. Byli to według Genna terroryści, z których zdradą trzeba było się uporać. ...................................................................................................................................................................................... ................................. Crowley nie zaakceptował faktu powstania muru. Obraził Greymane'a, a nawet wsparł Przymierze w czasie wydarzenia znanego jako Trzecia Wojna, wysyłając "Brygadę Gilneas" do Lady Jainy Proudmoore. Genn starał się rozmawiać ze szlachcicem. Starał się go przekonać, że mur to krok w przód. Próbował wytłumaczyć, dlaczego wspieranie Przymierza jest złe, nawet jeśli jego własny syn miał odmienne zdanie. Jednak Crowley nie rozumiał go. Uważał, że to co robi jest najlepsze dla przyszłości Gilneas, oraz że to jemu przyjdzie zakończyć "tyranię" Genna. Wojna domowa pochłonęła państwo. Stolica płonęła po ataku ludu Gilneas. Wielkie marzenia Archibalda Greymane zaczęły zniknąć. * * * Genn obrócił się i zaczął wspinać się po korytarzu, który powinien znajdować się w pozycji horyzontalnej. Pospiesznie ruszył w stronę okrzyków o pomoc. Genn nie marnował czasu. Wyciągnął prawą rękę do przodu, lewą zaś chwycił za pokrytą siecią drewnianą ramę, zrzucając gruz na dół. Za drewnianym rumowiskiem dostrzegł wpatrzoną w niego twarz nocnego elfa. ● "Na światło Elune, skąd się tu wziąłeś?" zapytał głos. ● "Przybyliśmy tutaj, żeby was uratować." Szarpnął mocno za rumowisko, jednak to ani drgnęło. Nie mógł tego zrobić sam. ● "Popchnij z całej siły. Jeśli połączymy nasze wysiłki, będę mógł cię stąd wydostać!" ● "Dobrze, worgenie." Genn skupił się, starając się powstrzymać wspomnienia napływające do jego głowy. Uderzenie kielicha. Wino, niczym krew, rozlane na kamiennej podłodze. Nie po raz kolejny. Nie mogło to go rozproszyć w tej chwili. Nie mogło to go osłabić w tym miejscu. Wreszcie mocno pociągnął on deski, w czasie gdy nocne elfy zaczęły pchać. Rumowisko spadło w dół. Genn rzucił się w stronę drzwi. Żeglarz nocnych elfów zaczął spadać, jednak udało mu się czego złapać. Byli wolni! ● "Dziękujemy ci. Zaczęliśmy się już godzić ze swą śmiercią." ● "Nigdy nie akceptuj rzeczy niepewnych, nocny elfie. Chodźcie za mną." Szybko kilku marynarzy ruszyło za nim. Na dole krążył gęsty dym. ● "Gdzie jest moja żona i córka?" ● "Kto?" zapytaj jeden z marynarzy. ● "Ty jesteś... Król Greymane?" dodał inny nocny elf. Greymane skinął głową. ● "Ich komnaty są na dole, jednak nie widzieliśmy ich. Strażnicy mieli przeprowadzić je w stronę dziobu, ale?" ● "Ale co?" ● "Nikt ich nie widział... Były one w komnatach przy sterburcie." ...................................................................................................................................................................................... ................................. Myśli Genna pognały w stronę ciał Strażników, które zauważył kiedy po raz pierwszy wkroczył na statek. Potem obraz ten zastąpiło inne wspomnienie: zmasakrowana grupa Strażników w Keel Harbor w Gilneas. Zostali oni zabici przez Forsaken Deathguard. Te nieumarłe potwory służące Królowej Bashee były sprzymierzone z renegackim kultem worgenów, chcącym przejąć ziemie Genna. Genn i marynarze ruszyli przez walące się korytarze. Z łatwością mogli dostrzec, że starek zanurza się coraz bardziej. Schodząc w dół ominęli ciała martwych Strażników. ● "W dół, a potem w lewo. Łodzie ratunkowe są za oknem. Ruszajcie!" Genn pokazał w wypełnionym dymem korytarzu, w stronę komnaty z której wszedł. ● "Komnata twej żony jest niżej, w pobliżu rufy. Powodzenia i dziękuję" powiedział żeglarz. Genn poluzował uścisk i zeskoczył w dół, przez korytarz, przez dym. To było dziwaczne uczucie spadać w dół statku. Dostrzegł jak woda wzbierała w górę korytarza. ● "Pomóżcie nam!" To był kobiecy głos. To była Mia. Genn od razu ją poznał. Wyciągnął rękę łapiąc za framugę, co zatrzymało jego spadanie. ● "Idę, moja kochana!" Genn ruszył w dół zatopionego korytarza. Woda wlewała się przez okna. Ledwo widział przez gęstą warstwę dymu i pył, który ograniczał jego percepcję. ● "Mężu!" Krzyknęła Mia. Była tuż przed nim. Musiał przeć do przodu. ● "Trzymaj się! Nie stracę cię!" Wspomnienia nacierały jeszcze szybciej, obrazy rannego Liama w jego ramionach, kielich spadający w dół, rozlane wino. Walczył z nimi. Nie, nie teraz! Kiedy wspomnienia odeszły, uderzył w drzwi i wbił się do komnaty. ● "Ojcze!" Tess, jego piękna córka chwyciła go mocno. Za nią leżała Mia. Jej noga była opuchnięta i niemal purpurowa. "Mama... jej... jej noga jest złamana! Nie mogłam jej tutaj zostawić. Kiedy statek został trafiony, szafa przewróciła się na nią i..." ● "Idźcie oboje. Idźcie moi ukochani... idźcie póki jest jeszcze czas. Proszę, po prostu mnie tu zostawcie!" Mia starała się zachować spokój pomimo ogromnego bólu. ● "Nie zostawię cię, mamo!" ● "Nie zostawimy cię. Nigdy!" Genn ruszył w stronę żony i chwycił ją w swe ramiona. Wykrzyknęła z bólu, a ten dźwięk ugodził mocno w serce Genna. Jej noga zwisała bezwładnie. ● "Ciiii... wszystko w porządku, moja kochana. Zabiorę cię stąd. Musisz się trzymać." Pomimo bólu, uśmiechnęła się do niego. To był ten sam uśmiech, który sprawił, że się w niej zakochał tak wiele lat temu, kiedy po raz pierwszy poznali się w czasie bankietu. Ból zastąpił szok, jednak jej uśmiech wciąż był promienny. "Wejdź mi na plecy, córko. Musimy się spieszyć!" Tess objęła rękami jego potężne ciało. Ze skupieniem, którego nie czuł od wielu dni, Genn ruszył przez dym, trzymając mocno Mię. Pokład był niemal zatopiony, a korytarz wiodący w stronę dziobu był już pod wodą. Jedną ręką zaczął się podciągać, w czasie gdy Tess pomagała utrzymać swoją matkę. Powoli lecz pewnie, Genn wraz z rodziną zaczął wspinać się w górę. ● "Szybciej, ojcze: woda się podnosi!" Genn nie spojrzał w dół. Zdawał sobie sprawę że woda wkrótce ich doścignie. Patrzenie na nią z pewnością by nie pomogło. ...................................................................................................................................................................................... ................................. Skręcił w korytarz, gdzie minął ciała Strażników i ruszył w stronę komnaty z której wszedł. Jednak zanim Genn mógł wykonać kolejny krok, poczuł że coś się dzieje. Krzyki jego żony i córki wbiły się w jego umysł, jednak były one zagłuszone przez głośne pęknięcia Blasku Elune, który zaczął osuwać się jeszcze głębiej. Czas mu nie sprzyjał, jednak ostatkiem energii ruszył tak szybko, jak to tylko możliwe w stronę wyjścia. Za oknem dostrzegł łodzie ratunkowe, na które wchodzili ostatni ocaleni. Prądy morskie wpychały jedną na drugą, w czasie gdy Talar dowodził akcją ratunkową. Genn dostrzegł żeglarzy których wcześniej ocalił, żyli. ● "Talar! Królowa jest ranna. Musisz pomóc jej i księżniczce!" Wykrzyknął Genn głosem tak potężnym, że przedarł się przez wyjący wiatr. ● "Zrzuć ich. Odbierzemy ich! Możemy ją uleczyć!" odpowiedział Talar, pełen podziwu po tym, co zobaczył. Genn spojrzał w lewo i w prawo. Te dwie kobiety były całym jego życiem. Bez państwa, bez syna. Były one dla niego wszystkim. "Moja kochana, kiedy spadniesz będzie to bardzo bolało. Jeśli mógłbym zrobić coś, aby temu zapobiec, zrobiłbym to. Musisz być silna." ● "Wytrwam każdy ból tak długo, jak będziesz blisko mnie mężu. Kocham cię... zawsze. Teraz puść mnie." Genn uśmiechnął się, po czym pozwolił jej wypaść przez okno do oceanu. "Tess musisz iść. Pomóż swojej matce!" Tess lekko się uśmiechnęła, jej oczy wypełniły łzy, po czym wyskoczyła przez okno do wody. Z ulgą i dumą Genn zaczął wychodzić przez okno, jednak zanim mu się to udało.... Whooooosh! Talar poczuł jak coś pod wodą zaczyna wciągać. Łodzie ratunkowe zaczęły uderzać jedna w drugą. Jakby chwycony przez jakąś ogromną moc, Blask Elune szybko zaczął osuwać się pod wodę. Źrenice Genna szybko się rozszerzyły, kiedy został natychmiastowo odrzucony, wypadając z komnaty do zalanego korytarza, w trzewia tonącego statku. "Genn!" krzyknęła Mia. Statek zniknął. Jedyne co pozostało to pieniste fale na powierzchni wody. Woda wypełniła płuca Genna, sprawiając że wykasłał resztki powietrza. Machał rękami, starając się wypłynąć, walcząc z siła wciągającą go głębiej. * * * Genn panikował. Słyszał Godfreya, Ashburiego, oraz kilku innych szlachciców nawołujących go w lesie. Wiedział, że wkrótce zostanie odnaleziony. Na ziemi przed nim leżała jedna z bestii, jeden z worgenów który nawiedzał Blackwald, okropne przypomnienie porażki Arugala sprzed lat, okropne przypomnienie rozkazów Genna o użyciu ich w walce z Plagą, przypomnienie tego, jak te potwory zwróciły się przeciwko ludowi Genna. Był on zastrzelony; na jego ciele widać było dziury po pocisku z garłacza. Ciało było już zimne, a krew zaczęła krzepnąć. Był to sekret szlachciców, o którym nie można było nigdy powiedzieć obywatelom. Z każdą pełnią księżyca, Genn, Godfrey, Ashbury, Marley, oraz inni wyruszali uzbrojeni po zęby do Blackwald, aby szukać istot, które większość uważała za mity, lub przesadzone opowieści żołnierzy powracających z Greymane Wall. Szlachta polowała na nie dla sportu oraz dla zemsty. Złapał za ciepłe wilgotne miejsce na swym ramieniu, w którym jego skóra pulsowała i szczypała. Jego ręce były całe w lepkiej i gęstej karmazynowej krwi. Został ugryziony. Bestia zaatakowała go z zaskoczenia, wbijając się w jego ramię, zanim Genn mógł oddać strzał. Ogarnął go strach. Poczuł się źle. Czy miał się stać jednym z tych, których tak bardzo nienawidził? Wiedział, że jeśli Godfrey, Ashbury, oraz Marley zobaczą ranę po ugryzieniu, zrobią to, czego by się po nich spodziewał. To co zrobiłby sam na ich miejscu. Zastrzeliliby go. Klątwa nie rozprzestrzeniłaby się dalej. Wyprostował się, wycierając krew ze swego ramienia i podnosząc kołnierz. "Panie, jak się miewasz?" słyszał jak Marley krzyczy w lesie. ...................................................................................................................................................................................... ................................. Drżącymi rękami, Genn oderwał kawałek swej torby i wepchnął ją pod naramiennik swej szaty. Podciągnął kołnierz jeszcze wyżej i wstrzymał swój jęk. ● "Lordzie Greymane. Gdzie jesteś?" wołał Godfrey. Genn podciągnął kołnierz tak wysoko jak się tylko dało. Jego rana płonęła, a z bólu Genn zaczął sapać. ● "Tak... Ja... Jestem tutaj. Dorwałem bestię!" odpowiedział Genn, mając nadzieję, że uda mu się ich oszukać. Odsunął się powoli od ciała, oddychając bardzo szybko i nerwowo, i pochylił się nad ziemią, aby wytrzeć swe zakrwawione ręce o wilgotną trawę. ● Język worgena zwisał z boku jego pyska niczym różowa wstążka, a oczy bestii zdawały się być wpatrzone w Genna. * * * ● "Ojcze!" krzyknęła Tess, patrząc jak statek znika pod powierzchnią wody. ● "Powróćcie do flotylli. Teraz. Ja po niego pójdę. Już!" rozkazał Talar stojąc na dziobie łodzi ratunkowej. ● "Błagam... sprowadź mojego męża z powrotem" ● "Zrobię co w mojej mocy, królowo Greymane." Powiedziawszy to, Talar zanurkował. Pod powierzchnią wody, przemienił się w lwa morskiego, formę którą opanował przez tysiąclecia. Doskonale służyła mu ona w życiu żeglarza. Widział jak Blask Elune opada w mroczne głębiny. Genn płynął. Ciśnienie w jego płucach było nie do wytrzymania. Czuł jak jego umysł powoli odpływa, błagając o wypuszczenie, błagając o to, aby nie czuł już palenia w płucach, oraz ciśnienia rozsadzającego jego uszy. Wspomnienia zaczęły przewijać się szybko w jego myślach. Ból które wywoływały był jedyną rzeczą, która pozwalała mu przeć dalej do przodu. Widział jak worgeni atakują Gilneas. Widział sylwetkę tajemniczej kapłanki nocnych elfów, która odnalazła go, aby ostrzec przed niebezpieczeństwem. Widział jak jego syn dumnie zachęca swych ludzi do walki z Forsaken. Widział jak ludzie jednoczą się za młodym księciem, ich twarze pełne inspiracji. Pamiętał jak bardzo był dumny z tego, jak wychował swego syna. Jednak szybko tracił siły. Jego uścisk powoli słabł na framudze której się trzymał. Czuł jak prądy morskie wciągają go coraz głębiej. Stój samodzielnie, chłopcze. Możesz dokonać wszystkiego co chcesz, jeśli tylko masz motywację do stanięcia na własnych nogach. Głos jego ojca wypełniał jego umysł. Wiem, ojcze. Wiem. Zupełnie tak, jakby otrzymał jedną z czerwonych mikstur, które przygotowywali alchemicy, głos jego ojca sprawił, że jego życie się odrodziło. Ruszył do przodu. Możesz zmusić się do czynów, których sobie nawet nie wyobrażasz! ...................................................................................................................................................................................... ................................. Był blisko okna. Za nim widział kształt istoty zbliżającej się w jego stronę. To był lew morski. Genn walczył o to, aby nie został wciągnięty w mroczną głębię. Walczył z mrokiem w swym umyśle, który naciskał na niego z mocą niemal taką samą jak woda, zamykając jego oczy. Kiedy otworzył je ponownie, dostrzegł wyciągniętą fioletową rękę zza okna. To był Talar, którego druga ręka mocno trzymała się ramy, w czasie kiedy prąd morski starał się go wciągnąć do środka. Genn spojrzał w błyszczące oczy nocnego elfa, a następnie na wyciągniętą przez niego rękę. Talar przybył po niego. Zaryzykował życie, aby uratować kogoś, kogo ledwie znał, ledwie lubił. Z resztką sił Genn rzucił się do przodu, chwytając mocno rękę Talara. Później ogarnął go mrok. * * * Rozłożone pismo leżało na stole. Liam uderzył w nie dłonią starając się przekonać go do swych racji. Był ledwie nastolatkiem, jednak nie bał się już wyrażać swych opinii. Był przerażony i rozgniewany, i nie zgadzał się ze swym ojcem. ● "Możesz już wyjść Liamie. Usłyszałem twoje argumenty w tej sprawie, jednak nie podoba mi się to, jak je wyrażasz." Genn wziął kolejny łyk swego wina. ● "A co jeśli plaga dotrze tutaj? Co wtedy?" naciskał Liam. ● "Dlatego mur oddziela naszą wielką nację od innych," odparł Genn. Zaczynał czuć się lekko pijany, a ta rozmowa przyprawiała go o ból głowy. ● "A co jeśli te istoty przedrą się przez twój mur? Co wtedy, ojcze? A co jeśli moglibyśmy coś zrobić, aby to powstrzymać?" ● W jednym ruchu Genn wstał i rzucił swój kielich wypełniony winem na kamienną podłogę. "Jak śmiesz kwestionować to, co mówi twój ojciec, chłopcze? Wyjdź!" Kielich zadzwonił i przeturlał się, rozlewając wino po podłodze, niczym krew ze świeżej rany. Liam wpatrywał się w nie, zanim ponownie przemówił. ● "Nie, panie. Nie wyjdę dopóki mnie nie wysłuchasz. Naprawdę wysłuchasz. Chociaż ten jeden raz. Oni błagają, ojcze. Lordaeron prosi o naszą pomoc tylko w najtrudniejszych czasach. Oni tam giną. To nie są prośby o złoto, ani..." ● "To są prośby o słabość! Czy chcesz tam pójść? Czy chcesz stawić czoła tym potwornościom? O to chodzi? Nie. Nie zaryzykuję życia mojego syna, ani żadnego syna Gilneas. Mój ojciec nigdy by tego nie zrobił, ja również tak nie postąpię." ● "Zawsze tak jak dziadek. Zawsze. To tak jakbyś nie był królem, lecz tylko zarządcą czekającym na jego powrót." ● "Jak śmiesz, chłopcze?!" ● "Możesz rozważyć inne drogi... Ten syn podjąłby inne decyzje niż jego ojciec." ● "Kiedy byłem w twoim wieku, chciałem jedynie być jak mój ojciec. To obowiązek księcia." ...................................................................................................................................................................................... ................................. ● "A ja myślałem, że tym obowiązkiem jest stanie się pewnego dnia wspaniałym królem." Liam odwrócił się. Wiedział że nie przekona go; jego ojciec postąpi tak jak zawsze. ● "Precz stąd. Odejdź, odejdź daleko! Ten mur nas ochroni, chłopcze," wykrzyknął Genn siadając na swym krześle. "On wytrzyma, a Gilneas będzie wspaniałe... zawsze!" Jego słowa rozbrzmiały echem w pustych murach komnaty. * ● * * Genn zamrugał oczami. Kiedy je otworzył, oślepił go blask promieni słonecznych. Żył. Nie słyszał ani nie czuł padającego deszczu. Nad nim wisiały puszyste białe chmury na pięknym błękitnym niebie. ● "Wstałeś," powiedział radośnie znajomy głos. ● "Talar," wyszeptał z uśmiechem Genn. "Uratowałeś mi życie." ● "Śniłeś dobry królu, mówiłeś przez sen." ● "Śniłem o moim chłopcu... Mój syn byłby wspaniałym królem, znacznie lepszym od tego, którym jest ten uparty starzec." ● "Genn... Lordzie Greymane, nie rób sobie tego. Czy jesteś?" ● "O nie, Talarze, to nie jest smutek... Oczywiście nadejdą czasy kiedy ta strata uderzy mnie niczym kamień w pierś, jednak nie teraz..." ● "Nie rozumiem" ● "Liam wiedział, że zawsze należy rozważać inne drogi, że nowe czasy wymagają nowych działań. Jestem dumnym ojcem wiedząc, że mój syn był mądrzejszy ode mnie. ● "Być może wszyscy możemy rozważyć inne drogi... Twoi ludzie są uparci, tak jak ty, jednak bez tej cechy, wielu żeglarzy nie dożyłoby dzisiejszego dnia. Jestem dumny mogąc przewieźć cię do Teldrassil." ● "Ah, tak, Teldrassil. Słyszałem, że jest to wspaniały widok." ● "Chodź, twoja żona i córka czekają. Noga królowej została uleczona." Talar wyciągnął rękę, aby pomóc Gennowi wstać. ● Genn przyglądał się jej przez krótką chwilę. ● "Ten stary król nie potrzebuje twojej, ani niczyjej pomocy aby wstać, Talarze Oaktalon. Powiedz, że o tym nie zapomniałeś," wstał z lekkim grymasem na twarzy. ...................................................................................................................................................................................... ................................. Talar roześmiał się. "Niech tak będzie, przyjacielu." Po raz pierwszy Genn usłyszał śmiech nocnego elfa, ale także zobaczył jak się on uśmiecha. Wstawszy, Genn spojrzał na promienie słońca tańczące na powierzchni spokojnego oceanu. Całe jego ciało przeszywał ból, jednak jego umysł uspokoił się. Poczekał chwilę, będąc pewnym, że myśli które chciałby zapomnieć wkrótce do niego powrócą. Jednak już nie niepokoiły go. Statki zaczęły odłączać się od flotylli. Teraz każdy z nich rozwinął swój jasny żagiel i ruszył dalej w morze skąpane w słonecznym blasku. ● "Powiedziałeś mi że ten arcydruid Stormrage uważa, że mój lud byłby ważnym wsparciem dla Przymierza." ● "Tak powiedziałem" ● "Może w takim razie ma rację... Może ma rację." ...................................................................................................................................................................................... ................................. Autor: Dominik "BeLial" Misiak, Grzegorz "Sigmar" Sadziński Liczba wyświetleń strony: 23751 Data publikacji : 19.04.2011 Data modyfikacji : 16.08.2011 Tagi: Pozostałe nowości Zapowiedź zmian w klasach - Mnich Legion wkroczył w fazę alfa testów w czasie których dostępna jest póki co jedynie lokacja startowa łowców demonów, a my przyglądamy się temu, jakich zmian doczeka się klasa, która stosunkowo niedawno pojawiła się w World of Warcraft. Oto co na najnowszy dodatek Blizzard przygotował dla mnichów.Data publikacji: 24.11.20150 Zapowiedź zmian w klasach - Wojownik Po krótkiej przerwie wracamy z tłumaczeniami blogów poświęconych zmianom, jakie pojawią się w klasach w nadchodzącym dodatku do World of Warcraft. Oto czego powinni spodziewać się wojownicy z Azeroth w LegionieData publikacji: 23.11.20150 Zapowiedź zmian w klasach - Szaman Kolejna zapowiedzieć, która pojawiła się jakiś czas temu na łamach oficjalnej strony społecznościowej dotyczy szamana. Największe zmiany w przypadku tej klasy dotknęły totemy oraz system zasobów specjalizacji Elemental oraz EnhancementData publikacji: 16.11.20150 11 urodziny World of Warcraft World of Warcraft obchodzi już swoje 11 urodziny. Z tej okazji Blizzard przygotował kilka zabawek, które powinny wszystkim przypomnieć sam początek przygody w świecie Azeroth - w rolach głównych Edwin VanCleef, Hogger, murlok oraz Windfury (w wersji nadmuchiwanej).Data publikacji: 16.11.20150 Zapowiedź zmian w klasach - Rycerz śmierci Kolejna zapowiedź opublikowana na łamach oficjalnej strony społecznościowej World of Warcraft poświęcona jest klasie rycerzy śmierci. Poniżej znajdziecie informacje między innymi o ujednoliceniu wszystkich run oraz nowej umiejętności specjalizacji Blood, która została zainspirowana Lordem Marrowgarem z Icecrown Citadel.Data publikacji: 15.11.20150 Wszystkie nowości