Pipi, różowy małpiszonek

Transkrypt

Pipi, różowy małpiszonek
Carlo Collodi, właśc. Carlo Lorenzini (1826–1890) – włoski pisarz,
który zyskał międzynarodową sławę dzięki opowieściom o Pinokiu.
Zwolennik zjednoczenia Włoch, współpracował z włoską prasą
polityczną i satyryczną, a także z pierwszą we Włoszech gazetą
dla dzieci „Giornale per i Bambini”.
PRZEŁOŻYŁA
Joanna Wachowiak-Finlaison
ILUSTRACJE
Marta Szudyga
ROZDZIAŁ PIERWSZY
Pipi, różowy małpiszonek
Dawno, dawno temu, w lesie Niewiadomojakim żyła sobie rodzina
małpek – tata, mama i pięcioro małpiątek wysokich na dwadzieścia centymetrów.
Cała rodzina mieszkała na ogromnym drzewie w samym środku lasu i płaciła piętnaście śliwek rocznie staremu zaborczemu
gorylowi, który ubzdurał sobie, że jest jego właścicielem.
Futerko czterech małpiątek było ciemne jak czekolada. Ale
najmłodszy małpiszonek, czy to przez wybryk natury, czy z innego
powodu, był calutki, poza mordką, pokryty cieniutką wełenką, tak
różową jak róże w maju. I żeby mu dokuczyć, wszyscy nazywali
go Pipi, co w małpim języku znaczy „różowy”.
Tytuł oryginału: Pipì lo scimmiotto rosa
Copyright © 2004, Edizioni EL S.r.l., Trieste Italy
Copyright © for this edition by Wydawnictwo W.A.B., 2012
Copyright © for the Polish translation by Wydawnictwo W.A.B., 2012
Wydanie I
Warszawa 2012
Pipi nie był podobny do swoich sióstr i braci ani do żadnej innej małpki w lesie. Miał bystrą i inteligentną mordkę, sprytne i wiecznie żywe oczka, nieustannie śmiejącą się buzię i szczupłe, zwinne ciałko. Jednym słowem, był naprawdę przystojną
małpką.
5
Na pierwszy rzut oka przypominał ośmio- lub dziewięcioletnie
dziecko. Bawił się, hałasował, gonił motyle, szukał ptasich gniazd,
jadł niedojrzałe owoce, był zawsze głodny i wycierał sobie buzię
ręką. Dokładnie tak, jak to robią niektórzy chłopcy.
A wiecie, co lubił najbardziej?
Najbardziej lubił małpować ludzi.
Pewnego dnia, kiedy polował w lesie na świerszcze, pod drzewem zobaczył młodzieńca, który spokojnie palił sobie fajkę.
Pipiemu aż się zaświeciły oczy i pomyślał:
– Ach, gdybym też miał taką fajkę! Mógłbym wydmuchiwać
piękne chmurki z dymu! I przez całą drogę do domu kopcić jak
komin! Ależ by mi wszyscy zazdrościli!
Kiedy małpiszonek tak rozmyślał, młodzieniec, trochę z gorąca, trochę ze zmęczenia, ziewnął szeroko dwa razy, odłożył fajkę
na trawę i zasnął.
I co też zrobił Pipi?
Podkradł się na czubkach palców, wstrzymując oddech, wyciągnął łapkę, złapał fajkę i w nogi! Pognał szybciej niż wiatr.
Dotarłszy do domu, zawołał radośnie tatę, mamę i braci. Kiedy
wszyscy przybiegli, włożył fajkę w usta i zaczął palić z wielkim
smakiem i zadowoleniem, jak stary marynarz.
Mama i bracia śmiali się do rozpuku, ale tata, bardzo rozsądny
6
małpiszon, powiedział:
– Uważaj, Pipi, jak tak będziesz udawać ludzi, to jeszcze pewnego dnia zamienisz się w jednego z nich... I gorzko tego pożałujesz, ale będzie już za późno!
Pipi bardzo się przestraszył tych słów, wyrzucił fajkę i już
nigdy więcej nie próbował palić.
Ale skradziona fajka ściągnęła na niego nieszczęście.
Kilka dni później Pipi stracił ogonek – ogonek tak piękny,
że kto raz go ujrzał, już nigdy nie mógł o nim zapomnieć.
Jak to się stało?
To bardzo smutna i okrutna historia, która wyciśnie wam łzy
z oczu. Opowiem wam ją w następnym rozdziale.