Pani pilot najlepsza w Szkole Orląt

Transkrypt

Pani pilot najlepsza w Szkole Orląt
Pani pilot najlepsza w Szkole Orląt
2014-12-22
Pierwszy samodzielny lot? To była Cessna 150, czułam, że w powietrzu wszystko zależy ode
mnie. Tego się nie zapomina. Ale wcześniej było wiele nieprzespanych nocy – mówi ppor. Ewa
Maj, która z najwyższą lokatą ukończyła dęblińską Szkołę Orląt. Jest pilotem samolotów
transportowych i pierwszą kobietą prymusem na studiach pięcioletnich.
Skąd u Pani zamiłowanie do wojska i lotnictwa?
Podporucznik Ewa Maj: Lotniczą pasję zawdzięczałam swojemu narzeczonemu, dziś już mężowi.
Gdy w 2007 roku on rozpoczął studia w Wyższej Szkole Oficerskiej Sił Powietrznych, opowiadał
mi wiele na temat wojska i lotnictwa. Moja ciekawość rosła w miarę upływu czasu. Gdy
pojechałam do Dęblina i zobaczyłam kołujące na pasie samoloty, byłam już pewna, że chcę latać.
Chciałam włożyć mundur i być pilotem – to był mój cel.
Mąż wspierał Panią, gdy podjęła Pani decyzję, że chce dostać się do Szkoły Orląt?
Powiedziałabym raczej, że zachował zdrową neutralność. Ani nie namawiał, ani nie odradzał, bo
uznał, że to wyłącznie moja decyzja. Jednak potem, kiedy zaczęłam już składać dokumenty,
przechodzić badania, wspierał mnie i pomagał. Był wtedy na drugim roku, więc podpowiadał, co i
kiedy mam zrobić, na co zwrócić uwagę. Dziś mówi, że jest ze mnie dumny.
Pamięta Pani egzaminy wstępne na uczelnię? Co było dla Pani najtrudniejsze?
Zanim przystąpiłam do egzaminów, przeszłam szereg badań lekarskich przeprowadzonych przez
komisję terenową, a potem w Dęblinie i Warszawie. Dopiero po uzyskaniu kategorii zdrowotnej
zostałam dopuszczona do egzaminów wstępnych. Nie pamiętam, bym szczególnie się stresowała.
Matematykę i angielski zdawałam na maturze, więc uzyskane punkty zostały mi przepisane. Z
pozostałymi: fizyką i testem sprawności fizycznej nie miałam żadnych problemów.
W 2009 roku została Pani podchorążym kierunku lotnictwa i kosmonautyki w specjalności pilot
samolotu transportowego. Czy taki wybór to przypadek?
Gdy składa się dokumenty do szkoły, trzeba we wniosku określić pożądaną specjalność. Ja
wpisałam pilot samolotu bez określenia typu statku powietrznego. Po ukończeniu trzeciego etapu
badań lotniczo-lekarskich otrzymałam kategorię zdrowotną, która pozwoliła mi rozpocząć studia
na kierunku lotnym transportowym. Nie była to najwyższa kategoria, bo taka pozwoliłaby mi latać
Autor: rozmawiała Paulina Glińska
Strona: 1
na odrzutowcach.
Studia w Szkole Orląt to wyzwanie?
Na pewno nie były łatwe. Ogrom materiału do opanowania, nieprzespane noce, godziny spędzone
nad książkami, w salach wykładowych, ćwiczenia na symulatorach... Szkoliłam się w tak zwanym
systemie mieszanym, co w praktyce oznaczało, że kilka miesięcy uczyliśmy się teorii, a potem, w
okresie letnim mieliśmy praktyki lotnicze. Myślę, że do końca zachowałam entuzjazm i zapał do
nauki. To było dla mnie nie tylko pewnego rodzaju wyzwanie, ale także prawdziwa przyjemność. Z
perspektywy czasu oceniam też, że była to niesamowita, pięcioletnia lekcja wytrwałości,
hartowania odporności psychicznej i charakteru.
Nie zdarzyły się Pani chwile słabości, zwątpienia?
W czasie szkolenia teoretycznego nie miałam wątpliwości, że wybrałam właściwą drogę.
Natomiast podczas lotów, zwłaszcza wtedy, gdy nie wszystko szło po mojej myśli, zdarzało się
niekiedy, że zastanawiałam się, czy na pewno podołam, czy posiadam odpowiednie
predyspozycje. Moja motywacja była jednak na tyle duża, że te chwile szybko mijały.
A pamięta Pani swój pierwszy samodzielny lot?
Tego się nie zapomina. Leciałam wtedy Cessną 150, a jedyne co czułam, to przeświadczenie, że
w powietrzu jestem całkiem sama i wszystko zależy wyłącznie ode mnie. Mój lot odbył się na
szczęście bez problemów. Już po wylądowaniu byłam szczęśliwa i dumna. Ale byłam też do tego
lotu długo przygotowywana. To podstawowy warunek, by móc samodzielnie wzbić się w
powietrze.
Pięcioletni wysiłek się opłacił. Została Pani nie tylko prymuską 118. promocji, ale też pierwszą
kobietą w historii szkoły, która pięcioletnie studia ukończyła z pierwszą lokatą.
Myślę, że to głównie dzięki mojej pracy i ogromnej chęci latania. Cieszę się, że zostało to
docenione. Promocja była dla mnie ważnym dniem, pewnym podsumowaniem w życiu, ale też
początkiem czegoś nowego. Osiągnęłam swój cel i zostałam wojskowym pilotem. Wierzę, że
sobie poradzę i że nie zabraknie mi chęci i zapału do rozwijania umiejętności.
Kobiety coraz częściej zostają pilotami – mamy kobiety na samolotach MiG-29, na Su-22, Pani
będzie latała na Bryzie. Czy kruszy się stereotyp dotyczący służby kobiet w armii?
Autor: rozmawiała Paulina Glińska
Strona: 2
Mam pełną świadomość, że zaczynam pracę w nietypowym dla kobiet zawodzie, w świecie
zdominowanym przez mężczyzn. Stereotypy jednak były i będą. Ale sądzę, że nie ma co tak
bardzo przejmować się nimi. Uważam, że w zawodzie pilota nie ma znaczenia, kto siedzi za
sterami samolotu. Tu nie liczy się siła. O byciu dobrym pilotem decydują zdolności
psychofizyczne, motoryczne, intelektualne, a przede wszystkim chęci do latania. Dotychczasowe
osiągnięcia kobiet w armii pokazują, że jesteśmy ambitne, świetnie przygotowane do
wykonywania obowiązków i że zawód żołnierza czy wojskowego pilota nie jest już zarezerwowany
wyłącznie dla mężczyzn.
Jaki wojskowy samolot lubi Pani najbardziej?
Ponad 150 godzin spędziłam w powietrzu, latając na: Cessnie 150, An 2 „Antku” oraz M-28 Bryzie.
Nie miałam jeszcze zbyt wiele okazji do porównań, na pewno na zawsze pozostanie mi sentyment
do „Antka”, na którym rozpoczynałam swoją przygodę (samolot został wycofany z polskiej armii w
grudniu 2012 r. – przyp. red). Lubię też Bryzę. Jako pilot samolotu transportowego chciałabym w
przyszłości spróbować swoich sił także w pilotażu innych transportowców, jakie ma polskie
wojsko: Herculesa i Casy.
23 grudnia obejmie Pani pierwsze stanowisko służbowe – pilota samolotu transportowego Bryza w
42 Bazie Lotnictwa Szkolnego w Radomiu…
W 42 Bazie odbywałam praktyki lotnicze. Poznałam także tamtejszą kadrę dowódczą. Z pilotamiinstruktorami nie raz wykonywałam loty w składzie załóg samolotów. To profesjonaliści, dlatego
wiem, że w mojej codziennej pracy liczyć się będą przede wszystkim moje umiejętności i wiedza.
To dla mnie najważniejsze.
Co jest najbardziej niezwykłe w zawodzie pilota?
Emocje, które towarzyszą tam, na górze, są nie do opisania. Oczywiście zawsze pojawia się
odrobina stresu, sporo adrenaliny, nieco obaw, ale za każdym razem jest też niesamowicie
pięknie. Wszystkie codzienne problemy zostają na ziemi, liczy się tylko to, co w powietrzu.
Najpiękniejsze w tym wszystkim jest to, że z kolejnymi lotami te emocje nie gasną.
Pani mąż też jest pilotem, czy wspólna praca pomaga lepiej się zrozumieć?
Wiemy, że nie zawsze będzie łatwo. Zawód, jaki wybraliśmy, wiąże się często z życiem na dwa
domy, czasami też z poświęceniem. Służymy w różnych typach lotnictwa. Moje, transportowe
opiera się bardziej na znajomości procedur lotniczych, mąż z kolei służy w lotnictwie bojowym –
jest pilotem śmigłowca w 25 Brygadzie Kawalerii Powietrznej, służy w jednostce w Leźnicy
Autor: rozmawiała Paulina Glińska
Strona: 3
Wielkiej. Rozmowy o pracy siłą rzeczy przenosimy także do domu. Ale oboje mamy szczęście, bo
zawodowo robimy to, co lubimy najbardziej.
Autor: rozmawiała Paulina Glińska
Strona: 4

Podobne dokumenty