22.28. Stanisław Olędzki, W siedzibie i w terenie.
Transkrypt
22.28. Stanisław Olędzki, W siedzibie i w terenie.
22.28. Stanisław Olędzki, W siedzibie i w terenie. MIESIĘCZNIK SPOŁECZNO-KULTURALNY „KONTRASTY” nr 12/1978 Z ainicjowana przed dwoma laty przez Wojewódzki Dom Kultury w Białymstoku, mniej więcej regularna, działalność koncertowa w niektórych większych ośrodkach województwa przejęta została ostatnio przez Wydział Kultury i Sztuki Urzędu Wojewódzkiego. Budzi to w zainteresowanych kręgach dość różne, nawet przeciwstawne komentarze. Z jednej strony bowiem nie można kwestionować sensu organizowania koncertów muzyki o najwyższych walorach artystycznych i w najlepszym wykonaniu dla niewielkich społeczności lokalnych Sokółki, Moniek czy Siemiatycz, chociaż dają się słyszeć i takie głosy; z drugiej jednak powstaje pytanie, dlaczego tego typu działalności nie prowadzi instytucja zobowiązana statutem do upowszechniania muzyki przez organizowanie koncertów w siedzibie i w terenie (niemal dokładny cytat ze statutu). Pozostawmy te pytanie na razie bez odpowiedzi, albowiem w całej tej sprawie najważniejsze jest, by naprawdę „wielka muzyka zagościła w małej gminie”, jak to kiedyś na tych łamach zostało już sformułowane. Zacznijmy od dokumentu. Podpisane między Wydziałem Kultury i Sztuki Urzędu Wojewódzkiego a Krajowym Biurem Koncertowym porozumienie zakłada zorganizowanie przez włodarzy wojewódzkiej kultury muzycznej dokładnie 93 koncertów w dziesięciu miejscowościach, z których część organizacyjnie sprawdziła się już w poprzednim sezonie. A oto nazwy tych miejscowości: Tykocin, Mońki, Bielsk Podlaski, Gródek, Dąbrowa Białostocka, Choroszcz, Supraśl, Hajnówka i Siemiatycze. Wymieniłem miejscowości w takim porządku, w jakim odbywać się tam będą comiesięczne koncerty. Każdy miesięczny cykl będzie inaugurowany sobotnim koncertem w tykocińskim Muzeum. Tam też 30 września odbyła się uroczysta inauguracja sezonu koncertowego w województwie białostockim, połączona z obchodami Międzynarodowego Dnia Muzyki. Koncert ten prowadził sam Zbigniew Pawlicki, dyrektor Krajowego Biura Koncertowego, który nawiązał do wciąż aktualnych poglądów Karola Szymanowskiego na wychowawczą rolę kultury muzycznej w społeczeństwie, szczególnie aktualnych w naszym województwie, gdzie trzeba jeszcze walczyć o dobrą muzykę dla społeczności terenowych. Myśli Szymanowskiego przyświeca działaniu KBK, dlatego z optymizmem można patrzyć na społeczne i kulturowe skutki mariażu zawartego między tą firmą a Wydziałem Kultury i Sztuki białostockiego Urzędu Wojewódzkiego. Znakomity zespół smyczkowy, „Con moto ma cantabile” pod kierownictwem Marka Szwarca, również solisty wieczoru oraz Barbara Nieman — sopran, dostarczyli wielu przeżyć słuchaczom licznie zgromadzonym (około 200 osób!) w sali dawnej Synagogi. Płynęła nie znana w naszym województwie, włącznie z Białymstokiem, przepiękna muzyka wokalno-instrumentalna polskiego baroku, kompozycje Szarzyńskiego, Żebrowskiego, Staromieyskiego, wydarte zapomnieniu przez muzykologów i przedstawione u nas bodajże po raz pierwszy. Marek Szwarc okazał się nie tylko godnym spadkobiercą założyciela i pierwszego kierownika artystycznego „Con moto”, Tadeusza Ochlewskiego, lecz również znakomitym skrzypkiem. W obu koncertach skrzypcowych z cyklu „Cztery pory roku” — „Jesień” i „Zima” — Antonia Vivaldiego dał pasjonujące kreacje artystyczne, frapując zwłaszcza syntezą, zdawałoby się, przeciwstawnych cech: spontanicznością, brawurą, a zarazem precyzją, głębokim emocjonalizmem, jednakże bacznie kontrolowanym. Bisy w Tykocinie świadczyły o rezonansie, jaki wzbudza dobra muzyka w świetnym wykonaniu, i o zapotrzebowaniu na nią także poza obrębem wielkich miast. W oficjalnej części Międzynarodowego Dnia Muzyki, której gospodarzem był wicewojewoda białostocki, Zenon Świtaj, wręczone zostały nagrody wojewody za osiągnięcia w działalności artystycznej i upowszechniającej. Otrzymali je: Ewa Cywińska — kierowniczka Muzeum w Tykocinie, Roman Zieliński — dyrygent Chóru Akademii Medycznej w Białymstoku oraz Bohdan Łukaszewicz i Stanisław Olchanowski — muzycy Państwowej Filharmonii w Białymstoku. Inauguracyjny koncert powtórzony został następnego dnia w Bielsku Podlaskim i Siemiatyczach. W niespełna miesiąc później rozpoczęła się kolejna, tym razem już pełna, seria koncertów. Premierowy wieczór odbył się 21 października w Tykocinie, a jego wykonawcami byli: Teresa Głąbówna — laureatka konkursów skrzypcowych w Genui (1972) i Helsinkach (1976), mezzosopranistka Maria Olkisz — zdobywczyni srebrnego medalu na Międzynarodowymi Konkursie Muzycznym w Genewie (1972), i pianista Bogdan Ruśkiewicz (pianista i śpiewaczka pracują w Teatrze Wielkim w Warszawie). Tak renomowani artyści zapisali się bardzo chwalebnie w pamięci słuchaczy wykonaniem urozmaiconego programu na wysokim poziomie technicznym i artystycznym. Teresa Głąbówna wystąpiła jeszcze w następnych koncertach — w Mońkach i Bielsku Podlaskim; Marię Olkisz i akompaniatora zastąpiła po drugim koncercie Halina Słonicka — laureatka wielu konkursów śpiewaczych, m.in. w Hertogenbosch, Tuluzie i Genewie, znana nam dobrze z płyt; radia, telewizji i teatrów operowych, białostoczanom szczególnie bliska, jako że tutaj swego czasu mieszkała i zdawała maturę. Akompaniowała jej, w sposób szczególnie wrażliwy i precyzyjny, Alina Liwska. Drugą część październikowej serii koncertów wypełniły występy trójki artystów krakowskich. Utwory skrzypcowe grał rewelacyjny młody skrzypek, Wiesław Kwaśny, laureat konkursów w Lizbonie, Neapolu i, w roku ubiegłym, I nagrody w Dallas. Chaconne Jana Sebastiana Bacha, Rondo capriccioso Kamila Saint-Saënsa, Poloneza D-dur Henryka Wieniawskiego i Źródło Aretuzy Karola Szymanowskiego wykonywał on ze swoistym nerwem, utrzymującym słuchaczy w napięciu od pierwszego do ostatniego dźwięku. Helena Łazarska — docent krakowskiej PWSM, odznaczająca się niebywałą kulturą interpretacyjną, „wyśpiewała” odkrycie przez sokolską i hajnowską publiczność piękna muzyki Ravela (kapitalne trzy „Pieśni greckie”!) i Szymanowskiego („Pieśni kurpiowskie”). Do sukcesów obojga artystów przyczyniła się świetna akompaniatorka — Maria Rydzewska, nieomylnie wyczuwająca wszelkie niuanse dynamiczne i agogiczne solistów. Następne koncerty wojewódzkiego sezonu zapowiadają się także bardzo atrakcyjnie. W listopadzie usłyszymy muzykę dawną w wykonaniu zespołu „Fiori Musicali” i lutnisty Antoniego Pilcha; w grudniu — Warszawski Kwintet Akordeonowy i Kwintet Dęty Polskiego Radia w Katowicach, a w styczniu 1979 r. na estradach województwa wystąpi Ewa Podleś (mezzosopran), laureatka tegorocznego Konkursu im. Piotra Czajkowskiego w Moskwie. Chłodny luty rozgrzeją, miejmy nadzieję, emocje, których źródłem będą koncerty zespołu muzyki współczesnej MW-2 z monograficznym programem Bogusława Schaeffera. Marzec wypełnią recitale wokalne Andrzeja Hiolskiego lub Andrzeja Bachledy, kwiecień — występy Kwartetu smyczkowego im. S. Barcewicza lub kwartetu „Varsovia”, a w maju przyjedzie do nas świetny skrzypek — Michał Grabarczyk. Godnym zamknięciem sezonu będą przedstawienia opery kameralnej z Poznania. Tyle o muzyce w województwie do końca sezonu 1978/79. W samym Białymstoku natomiast mamy Filharmonię. Październikowa konferencja repertuarowa, poświęcona działalności tego wojewódzkiego przedsiębiorstwa artystycznego, ujawniła aktualny stan świadomości ludzi odpowiedzialnych za kształt kultury muzycznej na terenie województwa białostockiego. Charakterystyczne pozostaje nadal znaczne wyprzedzenie aktualnego poziomu życia koncertowego przez oczekiwania, życzenia, potrzeby środowiska. Repertuarowi bieżącego sezonu zarzucano sztampowość, brak propozycji odświeżających, można by rzec: granie „w koło Macieju” tego samego programu (SPAM). To ostre sformułowanie pozornie nie wytrzymuje konfrontacji propozycji repertuarowych z katalogiem dzieł wykonywanych w Białymstoku w ostatnich pięciu latach. Okazuje się, iż pozycje nie grane wcale lub ostatnio przez naszą Filharmonię stanowią ponad 40 proc. proponowanego repertuaru. Wśród tych nowych pozycji są takie, które zasługują na uwagę — kompozycje polskich twórców współczesnych: Wojciecha Kilara, Henryka Mikołaja Góreckiego, Tadeusza Bairda, Kazimierza Serockiego, i tych, których pamięć jest jeszcze żywa: Karola Szymanowskiego, Tadeusza Szeligowskiego czy Michała Spisaka. Z drugiej jednak strony owe 60 proc. repertuaru powtarzanego to chyba zbyt wiele, jako że ów repertuar daleki był ad wyczerpania klasyki czy kanonu światowej literatury muzycznej. Bieżąco realizowane plany repertuarowe nie przewidują także ani jednego dzieła chóralno-orkiestrowego i ani jednego przekroju czy montażu operowego. Usłyszymy jednak wielu doborowych solistów polskich, w znakomitej większości ostatnio słyszanych w Białymstoku. Wśród dyrygentów dużo nie znanej egzotyki i żadnego wybitnego czy wybitniejszego polskiego kapelmistrza, czyli — wyraźny regres, bo jeszcze dwa, trzy lata temu gościliśmy Tadeusza Strugałę, Marka Pijarowskiego, Wojciecha Michniewskiego. A chciałoby się usłyszeć naszą orkiestrę prowadzoną i przez Witolda Rowickiego czy Kazimierza Korda, albo też przez szefów innych filharmonii — z Krakowa, Poznania ozy Wrocławia. Nie przyjmą zaproszenia? Stanisław Olędzki