Zobacz - I Liceum Ogólnokształcące im. Stefana Czarnieckiego w

Transkrypt

Zobacz - I Liceum Ogólnokształcące im. Stefana Czarnieckiego w
Gazeta Samorządu Uczniowskiego I LO
im. Stefana Czarnieckiego w Chełmie
XVIII/06
Cooltura
www.1lo.chelm.pl
styczeń/luty 2006
O tej, która zbliża się wielkimi krokami,
czyli matura tuż, tuż
Środek nocy. Wszyscy domownicy śpią, w jednym tylko pokoju zapalone jest światło. Właśnie tam,
przy biurku obłożonym zeszytami, notatkami i kubkami z kawą, za stosem książek i encyklopedii siedzi
wychudzony osobnik z podkrążonymi oczami. Czyżby to był maturzysta z Czarnieckiego???
Nie! W naszej szkole tak
groźnych
przypadków
nie
odnotowano. Jak więc u nas
wyglądają
przygotowania
do
matury?
Na
podstawie
przeprowadzonego śledztwa udało
mi się odpowiedzieć na te pytania.
Maturzysta-Czarniecczyk jest
przede wszystkim spokojny. Bo
czym tu się przejmować? Nie uda
się za pierwszym razem to za
drugim będzie lepiej, a poza tym w
naszym pięknym Chełmie również
znajdują się bardzo sympatyczne
uczelnie… a tak na poważnie –
trzecioklasiści zdają sobie sprawę z
tego, że teraz matura jest
najważniejsza, ale nie samą nauką
człowiek żyje!
Jak
pracują?
Niektórzy
systematycznie, inni wtedy, kiedy
znajdą wolną chwilę, są też tacy,
którzy ciągle jeszcze odkładają
naukę na później. (Stanowczo nie
polecamy ostatniej możliwości)
Każdy
ma
też
swoje
sprawdzone
sposoby
na
odpoczynek.
Trzecioklasiści
twierdzą, że najlepiej pójść na
jakąś imprezę lub wybrać się
gdzieś ze znajomymi. Pozwolę
sobie przemilczeć szczegóły ze
względu na obowiązującą
styczeń / luty 2006
cenzurę… 
Nasi najstarsi uczniowie
wspaniałomyślnie
postanowili
podzielić
się
swoimi
doświadczeniami z młodszymi
kolegami. Tak oto powstał miniprzewodnik
dla
przyszłego
maturzysty.
Zawiera
on
- nie odkładać przygotowania
prezentacji
na
późniejsze
terminy, gdyż jak się okazuje, nie
jest to zadanie proste.
Czy
sposoby
na
przygotowanie do matury były
skuteczne dowiemy się już
niedługo. Wbrew pozorom dwa
następujące złote myśli:
- zasada najważniejsza – nie
wpadać w panikę i dla
wewnętrznej równowagi w miarę
możliwości dużo odpoczywać
- w czasie nauki do matury
należy spożywać orzechy i
gorzką
czekoladę
w
jak
największych ilościach
miesiące upłyną szybko, dlatego
życzymy
maturzystom
jak
najlepszego ich wykorzystania. A
młodsi uczniowie niech bacznie
obserwują swoich kolegów i …
spokojnie, jeszcze dużo czasu.
Cooltura
Paulina Tchorzewska kl. II c
1
UCZUCIA SIĘ ZDARZAJĄ
A TO JEST…
Pokazał linię życia.
Najdłuższa.
NAJDŁUŻSZA, PROSZĘ SIĘ PRZYJRZEĆ!
Nie sposób nie zauważyć zimy. Gruba, śliska skorupa śniegu ucieka spod stóp w rytm jakiś zdradliwych
tektonicznych ruchów. Dzisiaj nie będzie wygrzewania się w niebieskich promieniach telewizora i oglądania
zachodów końcowych napisów. Ten chłodny, styczniowy wieczór spędzę w Lublinie, na spotkaniu
poświęconym twórczości Hanny Krall, a przede wszystkim książce „Wyjątkowo długa linia”.
KAMIENICA
Na okładce „Wyjątkowo długiej linii” widnieje zdjęcie kamienicy przy ul. Złotej 2 w Lublinie zrobione
przez Józefa Czechowicza. Chociaż od ukazania się książki upłynęły już dwa lata, to na przyjazd do Lublina
pisarka zdecydowała się dopiero teraz. Bardzo jej zależało na tym, by spotkanie odbyło się w jednej z sal
muzealnych lubelskiego zamku. Trudno o lepsze miejsce na rozmowę o prozie z pamięci i o pamięci. Hanna
Krall nie pisze historii. Pisze o pamiętaniu.
PIERWSZE PIĘTRO
Kilka minut po dziewiętnastej. Miejsce które
zajmuję oddalone jest od stolika przy którym siedzi
Hanna Krall chyba o całą strefę czasową.
Niecierpliwię się. Spotkanie miało być poświęcone
„Wyjątkowo długiej linii”, a już przez blisko godzinę
wysłuchuję podziękowań, gratulacji itd. Nie mogę się
doczekać, kiedy te plemienne obrzędy dziwnego
savoir- vivru skończą się i przejdziemy do meritum.
Odetchnęłam z ulgą, gdy ktoś miłosiernie oznajmił:
„teraz odczytamy fragmenty książki…”
MEDYCYNA I POEZJE
Liczę 22 piętra
Liczę 22 lata
Jest nas dwudziestu dwóch
Człowiek to transformator
A przecież można liczyć miesiące albo dnie
Ileż wtedy sobowtórów ma staruszka w pince-nez
Autorka czyta fragmenty swojej książki (fot.W.Derlak)
Hanna Krall, to wybitna polska reporterka,
która w 1977 zasłynęła książką „Zdążyć przed
Panem Bogiem” o Marku Edelmanie, bohaterze
powstania w warszawskim getcie. W swoich
książkach często porusza temat Zagłady Żydów.
Wbrew temu, co sądzą niektórzy, to nie są
dokumenty holokaustu. Jak sama mówi - Zagłada,
to jedna z najważniejszych rzeczy jakie przytrafiła
się ludziom w XXw. Ryszard Krynicki, poeta,
właściciel wydawnictwa a5, jej teksty nazywa
2
Cooltura
„reportażami
metafizycznymi”,
ponieważ
dotykają spraw ostatecznych. Wydała między
innymi „Na wschód od Arbatu”(1972), „Zdążyć
przed Panem Bogiem”(1977), „Sześć odcieni bieli
„ (1978), „Sublokatorkę” (1985), „Hipnozę”
(1989), „Taniec na cudzym weselu” (1993), „Co
się stało z naszą bajką” (1994), „Dowody na
istnienie” (1996), „Tam już nie ma żadnej rzeki
(1998), „To ty jesteś Daniel” (2001), „Wyjątkowo
długą linię” (2004)
styczeń / luty 2006
ZIEMIA. GWIAZDA. POTRZEBA FORMY
Grzeszę- rdzewieję- liście gubię.
Koniec. Las nie las i łan nie łan…
Lubię jesiennieć tak i lubię
„Może ktoś chciałby zadać pytanie?”.
Hanna Krall pytań chyba nie lubi, może
dlatego, że sama jest specjalistką od ich
zadawania (czy schody po których zbiegał
Czechowicz były drewniane, czy z
kamienia?). Odpowiada jednak wyczerpująco.
Zapytana o to, jak się udaje jej zachować
reporterski dystans, do opisywanych historii
stwierdza: „Uczucia się zdarzają” i zaraz
apeluje (licząc na miłosierdzie uczestników
spotkania) o zdania oznajmujące. „Co można
powiedzieć o książce? Recenzowanie
arcydzieła byłoby co najmniej niestosowne”.
Pisarka i gospodarz wieczoru abp Józef Życiński (Fot. W. Derlak)
PIERWSZE PIĘTRO. PRZYBŁĘDA
„Najbardziej lubię tych, którzy po spotkaniu podchodzą do mnie, żeby mi coś opowiedzieć – półgłosem albo
szeptem, żeby coś mi wyznać albo spytać o coś. Myślę wtedy: to dla nich właśnie piszę.” –powiedziała Hanna
Krall w jednym z wywiadów. Wiem, że nie wyjdę ze spotkania z uczuciem ulgi, ale zrobię to szybko i w
milczeniu. Te książki nie dają nadziei na katharsis.
TO SIĘ NIE NADAJE DO POEZJI! Znów krzyknął. DO PROZY MOŻE, NIE DO POEZJI!
(Fragmenty pisane kursywą pochodzą z książki „Wyjątkowo długa linia” autorstwa Hanny Krall.)
Joanna Białowicz kl. II c
Kącik Kultury Antycznej (VI)
Będąc pod silnym wrażeniem działań Ministerstwa Sprawiedliwości, kierowanego twardą ręką
ministra Z. postanowiłem przyjrzeć się nieco bliżej starożytnym służbom spod znaku Temidy. Tym
razem zapraszam więc na podróż (duchową oczywiście) do rzymskiego więzienia. Nie było to miejsce
szczególnie przyjemne, ale na pewno ciekawe.
Więzienie rzymskie (po łacinie carcer)
podzielone było poziomo na 3 części:
1) część najniżej położona (carcer inferior),
przeznaczona
dla
więźniów
skazanych
wyrokiem sądowym na śmierć;
2) część środkowa (carcer interior), dla więźniów
skazanych za ciężkie wykroczenia;
3) część
górna
(carcer
superior),
dla
zatrzymanych za mniejsze przewinienia.
W carcerze umieszczano tylko niewolników i
przestępców nie posiadających obywatelstwa
rzymskiego, natomiast obywateli rzymskich,
których prawo zabraniało wtrącać do więzień,
oddawano pod dozór urzędnikom (tzw. custodia
libera — wolny nadzór). Najstarszym więzieniem
w Rzymie był Carcer Mamertinus. Znajdował się
on u stóp Kapitolu i składał się z 2 kondygnacji.
Niższa z nich to okrągłe pomieszczenie
styczeń / luty 2006
(prawdopodobnie z III w. p.n.e.), które pierwotnie
było zbiornikiem na wodę; było to tzw. Tullianum,
w którym zginęli m.in. Katylina, Jugurta i
Wercyngetoryks. Według legendy w Tullianum
więzieni byli apostołowie Piotr i Paweł z Tarsu.
Nad Tullianum dobudowano później pomieszczenie
o planie trapezu. Obecnie jest to podziemie kościoła
S. Guiseppe dei Falegani
(pod południowozachodnią ścianą Kapitolu) od XVI wieku zwanego
S. Pietro in Carcere.
Kończąc wywód na temat starożytnego
więziennictwa można pokusić się o smutną
refleksję, że ani sama potrzeba, ani sposoby karania
złoczyńców nie zmieniły się znacząco przez wieki.
Nie świadczy to niestety pozytywnie o „postępie
cywilizacyjnym” jaki się rzekomo dokonał...
Adam Staruch kl II e
Cooltura
3
Impra na sto dni przed maturą czyli –
STUDNIÓWKA 2006
Tradycja zabaw studniówkowych sięga daleko wstecz,. niemal do czasów starożytnych. Jeszcze nie było
matur a młodzież się bawiła na całego. W przyszłości być może znikną egzaminy maturalne, ale
studniówki na pewno nie!
Muzyka już ucichła, kreacje wiszą w szafach,
fotografie już wywołane – przyszedł czas na
podsumowanie Studniówki AD 2006.
28 stycznia 2006 roku będzie dla wielu z nas
pamiętną datą. Pierwszy „dorosły” bal – garnitury i
sukienki, fryzury i makijaże, herbaciane róże i
czerwone podwiązki... Wszystko zaczęło się, jak
nakazuje tradycja, czyli polonezem. Każda klasa
włożyła ogrom starań, żeby ich występ wypadł, jak
najlepiej (ciężka praca podczas kilkutygodniowych
prób nie poszła na marne i okazało się, że polonez
nie taki straszny jest, jak się początkowo wydawał).
Później przyszedł czas na walca, twista, tango,
fokstrota. Chociaż nikt nie odróżniał tych tańców
wszystko wyglądało pięknie, czyli pełna
improwizacja, tzn. wszelkie nienazwane wygibasy
w rytm różnorakiej muzyki, która, w zasadzie,
nikomu nie przeszkadzała. Od czasu do czasu
4
Cooltura
wpadaliśmy na posiłek regeneracyjny lub na sesję
fotograficzno - filmową.
O północy grupa artystów - maturzystów w
składzie: Bartek Jasiocha 3A, Bartek Potoczniak
3B, Patrycja Pilipczuk, Kasia Kołacz, Marta
Misztalska 3E, Ania Kuligowska 3F, Marcin
Bożeński, Marcin Kukla, Grzesiek Siudem, Bartek
Szuszlak, Łukasz Tarnowski 3G, Basia Derlak,
Ania Grochola 3J zaprezentowała w świetlicy
szkolnej kabaret studniówkowy. Jako współautor
mam nadzieję, że widzowie dobrze się na nim
bawili, a sądząc z ilości i częstotliwości salw
śmiechu tak właśnie było. Parodiowaliśmy
fragmenty z życia szkoły, między innymi szkolny
teatr Oksymoron, Samorząd Uczniowski, mistrza
nagłośnienia Rafała N., Idola Czarniecczyków,
konkurs „Tysiąc w rozumie”, ulubionych
nauczycieli, ale bohaterem kabaretu był nasz
nieoceniony szkolny konserwator Pan Henio, który
zna się na wszystkim, nawet na wyższej
matematyce.
Szampańska zabawa trwała do białego rana. (cóż
z tego, że najbardziej wytrwali tańczyli do muzyki z
płyt – orkiestra wymiękła i nie dotrzymała im kroku
do końca),
A teraz pozostało nam tylko wspominanie i
odliczanie dni do matur – parafrazując końcową
piosenkę z kabaretu – „trzeci rok kończy się...”
PS. Ciekawe czy czytelnicy Cooltury wiedzą co
to jest prawdziwy.... bauns.. ;-)
Grzegorz Siudem kl .III g
styczeń / luty 2006
Mieszkam w Chełmie. To miasto swój klimat ma.
Docenił ten, kto widział.
Miasteczko Chełm i okolice
Na starówce (i nie tylko) stoją rozliczne kościoły, dwie cerkwie i synagoga (nieczynna, niestety), na
targu – obywatele zza wschodniej granicy (z perkalem i paciorkami).
Na Placu Gdańskim dopiero ostatnio (w ubiegłym roku, może się mylę?) zamalowano wielki, piękny plan
Niedźwiedziego Grodu na ścianie jednej z kamienic, wraz z na wpół już zatartym tytułem („Miasto
PKWN”), uparcie wyłażącym pomimo pokrywania grubymi warstwami farby.
Wiadoma drukarnia aktualnie mieści w sobie etnograficzny dział Muzeum Chełmskiego. Wspominam o niej,
bo tak to już jest, że człowiek spada z deszczu pod rynnę, z młota na kowadło, czy jak tam, sama już nie wiem.
Bo zaledwie umilkły peany na cześć przyjaźni polsko –
Chełm, pocztówka z 1901 r. 1
radzieckiej, komuś widać ich zabrakło (a może to
kwestia przyzwyczajenia Polaka, który musi piać i się
egzaltować, nawet jeśli niekoniecznie ma czym) i już
mamy nowe Mzimu, na cześć którego tańczymy,
śpiewamy, układamy wiersze, robimy parady i strach
wymieniać, co jeszcze.
Mamy już nawet świeżą, unijną nowomowę – i po
tych paru latach znów sypiemy pustosłowiem:
integracjami, tożsamościami, jednoczeniem itd., itp.
Jak przebiega INTEGRACJA?
Zaglądam do lokalnej gazety
I zostaję podbudowana. Bo strażników TOŻSAMOŚCI mamy dzielnych. Szeregi nowych Lutrów –
reformatorów czuwają nad mieszkańcami, przybijając na drzwiach Bazyliki NMP modlitwę w intencji (cytuję)
„nawrócenia żydostwa na jedyną prawdziwą religię – katolicyzm”. Fachowo zwie się to „modlitwą Piusa V”, a
pan Michał Lewandowski (student V roku historii i przewodniczący lubelskiego okręgu Narodowego
Odrodzenia Polski, bo to w światłych umysłach przedstawicieli tej właśnie organizacji zrodziła się tak
niezwykła wizja) nie widzi nic złego w cytowaniu papieskich słów.
„O Chełmie mój...”
Na Wschód marsz!
Tym razem nie Chełm, tylko Łęczna. Zyskała trzecie miasto partnerskie (obok węgierskiego Hajduhadhaz i
włoskiego Treviolo) – Kowel. Nastąpi teraz – uwaga, powtarzam za autorem artykułu, chyląc głowę przez jego
znajomością arkanów języka specjalistycznego) – wymiana kulturalna (folklor miejski Łęcznej i Kowla).
Wymiana owa ma na celu... zdobycie unijnych funduszy (Euroregion Bug), co wymaga, jak tłumaczy
burmistrz, współpracy z kimś zza granicy, którą mamy pod rączką.
Cóż, w końcu jesteśmy zjednoczeni w różnorodności. Pora skorzystać i z tego.
Dziura bez dna
Wytrwale i systematycznie specjalizujemy się w trudnej sztuce dojenia holenderskiej krówki, dysponując
kadrą fachowców zrzeszonych w instytucjach o równie karkołomnych nazwach, jak Regionalny Ośrodek
Szkoleniowy Europejskiego Funduszu Społecznego. Wszystko po to, aby w przyszłości mieć szansę odebrać
„dobrą wieść” (cytując Piotra Powagę). Kiedy nie wiadomo, o co chodzi, zawsze chodzi o jedno.
Skoro była już mowa o Wschodzie i o pieniądzach, pora powiedzieć i o tym, i o tym za jednym zamachem.
Dęblińczycy też mają swoje miasto partnerskie (zresztą wszyscy mamy, w końcu idea partnerstwa nam
przyświeca – skąd, nie wiem, pewnie z góry, bo na górę zwykle zwala się odpowiedzialność). W ogóle my,
ludzie Polski Wschodniej, musimy w oczach przybysza z zewnątrz wyglądać na wręcz zaharowanych, gdyż
partnerujemy dzielnie – z racji miejsca zamieszkania – w obie, że się tak wyrażę, strony. A że w wyniku kilku
wojen – teraz już na poważnie – jak doskonale Drogiemu Czytelnikowi wiadomo, wszystko się pomieszało –
stawiać muru wzdłuż Bugu nie powinniśmy i nawet, gdybyśmy chcieli, po prostu jest to niemożliwe. Zresztą,
można od czasu do czasu wysłać tamtejszej Polonii trochę polskich książek, ubrań i złotych.
styczeń / luty 2006
Cooltura
5
Skoro Dęblin jeszcze stoi, to chyba można. Nawet na
Lubelszczyźnie, którą konsekwentnie i tendencyjnie
kochane media kreują na zaścianek Jakuba Wędrowycza.
Chyba was nie odstraszyłam, co? Coś musiało urzec
Andrzeja Pilipiuka... moje stare, smutne i piękne miasto
czeka na gości – i kogoś, kto opowie o nim bez śladu
odruchowej i bezsensownej ironii.
Wykorzystane fotografie – widok Chełma (pocztówka z 1901 r.) i
współczesna panorama miasta – pochodzą ze strony Urzędu Miasta
Chełma (www.chelm.pl).
Marta Bajkiewicz kl. II c
„Proboszcz Majdanka” - reżyseria: Grzegorz Linkowski
Obraz spustoszenia dokonanego podczas II wojny światowej do dziś tkwi w nas niezwykle głęboko.
Tamten okres szczególnie mocno zapisał się w pamięci tych, którzy doświadczyli go na własnej skórze.
To dzięki nim możliwe jest odtworzenie często
tragicznych wydarzeń z przeszłości. Czasy
sowiecko-nazistowskiej
okupacji
przywołują
pamięć o tych, którzy walcząc przeciwko niej
potrafili poświęcić własne życie.
Osobą która całym sercem oddała się pomocy
innymi, za co doznała wielu represji ze strony
okupantów, był ksiądz Emilian Kowcz. Ten
greckokatolicki duchowny z Przemyślan w
okolicach Lwowa za swoją działalność został
umieszczony w obozie koncentracyjnym na
Majdanku. Ksiądz Kowcz nie poddał się i nie
sprzeniewierzył swoim moralnym ideałom,
odmówił podpisania zobowiązania o zaprzestaniu
niesienia pomocy ludziom, w tym przede wszystkim
Żydom.
Postać ta stała się inspiracją dla Grzegorza
Linkowskiego, którego film „Proboszcz Majdanka”
fot.D.Kostecki)mieliśmy okazję oglądać na
specjalnej projekcji w naszej szkole. Obecny na
seansie reżyser odpowiedział na wiele pytań
dotyczących zarówno filmu, jak i całej swojej
twórczości.
Ekipie Grzegorza Linkowskiego towarzyszył
Dariusz Kostecki, nauczyciel j. polskiego z naszego
liceum, któremu udało się stworzyć wspaniałą
dokumentację fotograficzną do filmu. Za
fotoreportaż z Ukrainy, Dariusz Kostecki został
uhonorowany II nagrodą w ubiegłorocznym
konkursie
tygodnika
NewsweekNEWSREPORTAŻ 2005, a wernisaż jego prac pod
nazwą „Między niebem a ziemią” można było
oglądać do 26 lutego br. w „Galerii Atelier”.
Dominik Dziadosz kl. II c
(Fot. D.Kostecki)
6
Cooltura
styczeń / luty 2006
LOŻA NIEPOKORNYCH KOMENTATORÓW
?
!!!
Duma Czarniecczyka
G.O: Czy czujesz się patriotą?
M.N: Wypada mi stwierdzić, że tak, więc czuję się.
G.O: A czy czujesz się lokalnym patriotą?
M.N: Wypada mi stwierdzić, że tak, ale nie czuję się. Czym według ciebie przejawia się taki patriotyzm?
G.O: Myślę, że jest to przede wszystkim przywiązanie do swojego regionu i poczucie dumy z tego, że jest się
np. Chełmianinem.
M.N: W takim razie podtrzymuję swoje zdanie.
G.O: W ogóle nie odczuwasz zadowolenia z tego, że mieszkasz w Chełmie?
M.N: Z czego tu być zadowolonym? Woj. Lubelskie to najbiedniejszy i prawdopodobnie wysoce
skorumpowany euroregion.
G.O: Rzeczywiście, masz rację. Muszę podzielić twoje zdanie i stwierdzić, że również nie jestem lokalnym
patriotą. Jednak chciałbym zauważyć, że jest jeszcze wiele osób o odmiennych poglądach.
M.N: Kogo masz na myśli?
G.O: Na przykład ludzi z naszej szkoły.
M.N: Jak to?
G.O: Czy nie zauważyłeś, że spora część uczniów i chyba wszyscy nauczyciele są dumni z bycia
Czarniecczykami?
M.N: Ale jak to się wiąże z lokalnym patriotyzmem?
G.O: No wiesz, to też jest lokalny patriotyzm, tylko o mniejszym zasięgu.
M.N: W takim razie pojawia się pytanie, dlaczego jesteśmy dumni ze szkoły, a nie z miasta?
G.O: Zapewne wiąże się to z wysoką pozycją 1 LO w rankingach szkół ponadgimnazjalnych w Polsce.
M.N: A jak ustosunkowałbyś się do stwierdzenia niektórych, iż każdy Czarniecczyk to egoistyczna i
snobistyczna istota?
G.O: Takie stwierdzenie panuje z reguły wśród uczniów innych szkół. Uważam, że częściowo sami
zapracowaliśmy na taką opinię. Choć nie powinniśmy uogólniać.
M.N: A dzięki czemu zyskaliśmy takie miano?
G.O: Właśnie dzięki dumie ze szkoły temu, że się nią chwalimy i nie wstydzimy się jej. Podczas gdy inne
placówki oświaty nie mają poczucia wspomnianego już lokalnego patriotyzmu.
M.N: Czyli jednym słowem: nie mają się czym pochwalić?
G.O: Można to tak ująć.
M.N: Tak więc potwierdza się słuszność stwierdzenia, iż żaden prymus nie jest lubiany.
G.O: A na nasza szkoła „niestety” jest tym prymusem…
Grzegorz Olifirowicz, Michał Nyszka kl. II c
Radio „Węzeł” jeszcze gra
W grudniowej „Coolturze” mogliście przeczytać
krótki artykuł o sytuacji szkolnego radia „Węzeł”.
Niezorientowanym przypominam, że był to tekst na
temat starań naszych DJ-ów o nowy sprzęt do
odtwarzania muzyki. Podjęli oni trud poszukiwania
sponsorów, którzy mogliby wesprzeć inicjatywę. W
tym celu odwiedzili większość chełmskich firm, a
także zbierali pieniądze na Zjeździe Absolwentów
we wrześniu. Nowy sprzęt rzeczywiście jest
potrzebny, ponieważ ten, na którym aktualnie
styczeń / luty 2006
odtwarza się muzykę ma już ponad 18 lat. Plany
„remontu” radia zapowiadają się ciekawie. DJ będzie
mógł nie tylko puszczać muzykę, ale także prowadzić
mini-audycje. Aktualnie w radiu pracuje 10 uczniów.
Po długich staraniach otrzymali oni od szkoły
komputer, dzięki któremu łatwiej się im pracuje.
Zbiórka pieniędzy trwa, a każdy, kto chce, może
chociaż trochę pomóc, aby na korytarzach naszej szkoły
nadal brzmiała muzyka.
Kasia Lichtarska kl Ii
Cooltura
7
„Maska” tuż, tuż...
Już od 10 lat (tak...tak dobrze liczycie) organizujemy Festiwal Teatrów
Szkolnych MASKA. W tym roku obchodzimy jubileusz naszego festiwalu.
Celem MASKI jest inspirowanie młodych ludzi do poszukiwań twórczych,
rozwijania swoich talentów i zainteresowań.
W X edycji festiwalu uczestnicy będą prezentować
swoje umiejętności w 7 kategoriach. W czwartek na
scenie szkolnej świetlicy odbędą się przesłuchania w
kategorii: recytacja, wywiedzione ze słowa, poezja
śpiewana. Natomiast zespoły teatralne i kabaretowe
zapewne olśnią swymi występami w ChDKu w
piątek i sobotę. Organizatorzy imprezy pomyśleli
również o uczestników, którzy od scenicznych
występów wolą sztuki plastyczne bądź słowo pisane.
Właśnie dla nich istnieje kategoria: plakat i recenzja.
8 kwietnia (sobota) w Sali widowiskowej ChDK
odbędzie się Koncert Galowy, na którym poznamy
zwycięzców.
Nie możemy jednak zapominać, że celem
festiwalu jest nie tylko wzajemna rywalizacja i
przyznawanie nagród. Przede wszystkim chodzi o
doskonalenie umiejętności, a jeśli można to czynić
w miłej atmosferze i wśród życzliwych ludzi to
czemu nie spróbować. Właśnie dlatego uczestnicy
będą mogli wziąć udział w warsztatach teatralnych,
które zorganizowane będą w trzech grupach. Zakres
zajęć to ruch sceniczny, interpretacja tekstu oraz
emisja głosu. Warsztaty poprowadzą zawodowi
aktorzy, bądź instruktorzy teatralni. Mamy nadzieję,
że będą cieszyć się dużym zainteresowaniem
uczestników.
A
skoro
wspomniałyśmy
o
spektaklu...
Organizatorzy zatroszczyli się również i o to. Na
chwilę obecną wiadomo nam o 2 spektaklach. Na
razie osoby sprawujące nadzór merytoryczny nad
festiwalem nie chcą przedwcześnie zdradzać kto
wystąpi. Zapewniają jednak, że według nich wybrane
przedstawienia są bardzo obiecujące i dostarczą też
wielu wrażeń.
Jednak uchylają specjalnie dla Was rąbka
tajemnicy. Otóż pierwszy spektakl odbędzie się
drugiego dnia imprezy. Będzie to występ w plenerze
(najprawdopodobniej na Placu Łuczkowskiego), w
późnych godzinach wieczornych (wstęp wolny).
Natomiast druga propozycja to przedstawienie
zamknięte (uczestnictwo po zakupie biletu) w sobotę
ok. 19.00 w sali widowiskowej CHDK. Organizatorzy
nie wykluczają, że jest szansa na trzeci spektakl, w tej
sprawie rozmowy ciągle trwają.
Zapowiada się kondensacja atrakcji dla fanów teatru.
Dla tych, którzy odwiedzą nasze miasto po raz
pierwszy, przewidziane jest wyjście do podziemi
chełmskich.
Beata Król II kl. c
Panoczku, co to je z tom maskom?
E, godoli my, godoli, kaj to, rok minoł? Młódź odlata, jako to boćki nase ojcyste, daleko, daleko, haj! I
młodź od Carnieckiego, tego, co to hetmon, powiadali ludziska, był wielki, takoż wybywa.
To smutno im tyz z powodu tego, ze inne nie
zaglodajo, a co zaglodajo, to zaraz hen – odjezdzajo,
hej! Godoły mnie ludziska, jako tom roka
kazdziutkiego cepry inne spraszajo i dziwowiska
jakoweś wyprawiajo, cosik odstawiajo, tańcujo i
radujo się z tego co niemiara, jako by te kozy
oglodał! To jo wam powim, ludziska moje drogie, jo
wam powim, co oni odprawiajo – oni kazdziutkiego
roku w „Masce” łocestnico!
Taa! Łoj, to jo wom ludziska powim jesce, ze
naleciało się tych roków, naleciało... tak oni już
jubileusowo, dziesioto „Maske” swietowoć bedo!
Zjado się te cepry, zjado, jako się co rok tam
zjezdżajo... i, łoj, co to bedzie!
Wiesna psybedzie i na wiesne się zjawio, sósty
kwietnia, powiadajo. Jako się zjado, tak psez tsy dni
8
i nocki mieskać bedo w grodzie miśka, jako o nim
powiadajo – bo oni, jako my tu, tyz miśka swego
majo, tyle ze bioły on, gadajo, co się kredo był
wysmarował, co jej tam wsedzie pełno, i Tatarów
postrasył i gonił, aze się posikały, hej! – tak uciekały.
Mieskać tam bedo tsy dni i nocki tsy, jakom
powiedzioł, i szaleć, i recytować, i spiewać, i rózne
breweryje świecić, nawet im seminaryjum stare, co w
nim na nauki chodzo, nie wystarczo, w sali Domu
Kultury, jako w teatsysku wielkiem, śtuki te swoje
bedo grać, co jo bede wom godoł, niech mówio!
*
Tako wom tylko sybkiego zobacenia zycyć zostaje!
Jo cłek nietutejsy, ale powim jo wom, to chybi z
Aniołkow nasych niebieskich pomoco Chełma nie
roznieso, haj!
Marta Bajkiewicz kl. II c
Cooltura
styczeń / luty 2006
Wszystko to, czego nie powinniście myśleć o jazzieczyli prawdziwe oblicze muzyki dla elit w wykonaniu polskich jazzmanów
Puławy warsztaty jazzowe 2005
„Jeśli ktoś z was się zapyta czy jazz to muzyka elitarna, odpowiem za was. Tak. I wbijcie to sobie do głowy,
biedne dzieciątka, które starają się wypełznąć na siłę z szarości i beznadziei kultury pop, udając że są jazzy.
Kobiety nigdy nie będą dobrymi muzykami , a Miles Davis największym jazzmanem wszechczasów był. I na nic
twoje odkrywcze rewolucje młody adepcie sztuki improwizacji, że niby nie zachwyca, kiedy zachwyca. Wryj na
pamięć i uroczyście obiecaj że nigdy nie spróbujesz się postawić jazzowej akademii młodych duchem. Jarzmo
czasów przybiło cię do cywilizacji Britnej. Jazz przez wielkie „dż” w chwale bohatera umrze wraz z nami.”
Puławy 2005 to najcudowniejsza przygoda mojego życia.
Niezwykła szansa usłyszenia na żywo muzyki światowego poziomu.
Zastrzyk pozytywnej energii, której tylko tu jest tyle, na tak masową
skalę. Szansa poznania znakomitych przyjaciół z całej Polski, którzy
mają własne określenia na „puszczanie clipa”. Tylko tu pikanie
czytników kodów kreskowych w Liedlu układa się w muzykę. Tylko
tu bez słów, posługując się jedynie oznaczeniem nutowym
zakochasz się w tylu ludziach naraz. Tylko tu można tworzyć i to
tworzyć na bieżąco. To miejsce gdzie otrzesz się o sławy polskiej
sceny muzycznej w przenośni i w przypadku Jarka Śmietany dosłownie. I wreszcie, warsztaty muzyczne dla
młodzieży to niezapomniana możliwość poczucia się jak stłamszony robak, który zapłacił i jeszcze ma czelność
udawać że umie na czymkolwiek grać. Obóz sprzeczności, skrajności, walki, bitwy o pozycję, tam gdzie
mówią, że muzyka łagodzi, łączy i uwrażliwia. Jazz.
Jeżeli ktoś kiedykolwiek myślał, że artyści mówią wierszem,
są wiecznie natchnieni i żyją w swoim własnym świecie a
muzyka to transcendentalna sztuka wypływająca z jaźni owego
artysty, dzięki warsztatom mógł się przekonać że tak nie jest.
Muzyka okazała się być wielkim liczydłem, matematyką skal,
rytmów i pieniędzy. Gdzie polscy jazzmani strzegą czystości
krwi i nawet nie próbują wychować na swym łonie żmij, które
mogą kiedyś zagrozić ich pozycji twórców elitarnych. Dlaczego
tak jest? Kompleks narodowy Polaka, który boi się, że nigdy nie
zagra tak jak Murzyn? Przeświadczenie o głupocie współczesnej
młodzieży? Moim zdaniem paradoksalnie polscy jazzmani zrobią
wszystko aby jazzu nie uczynić popularnym. Zespoły Skalpel,
Pink Freud, Chromosomos; Leszek Możdżer, są tym tokiem
myślenia wyklęci i nazwani sługusami komercji, jako że lokują się na listach przebojów z materiałem opartym
o jazz. Sekta jazzmanów, bowiem, zrobi wszystko aby pozostać w swym mniemaniu artystami elitarnymi czyli
wybitnymi. Dzięki temu Dom Chemika, w którym odbywały się warsztaty, to wielka świątynia gwiazd, gdzie
jako początkujący fani jazzu zostaliśmy potraktowani jako pokolenie stracone, bez szans. Jako młodzi i głupi
konsumenci, którym się dużo wydaje.
Z tego powodu wizerunek jazzu w społeczeństwie jest taki jaki jest. Tylko dla elit, trudny, dziwny i monotonny;
długi i nie o tym jaka z kogoś fajna dżaga kiedyś tam była. A tymczasem młodzieńczy new-jazz wykluwający
się po kątach Domu Chemika w Puławach (gdy wykładowcy nie widzą i nie krzyczą), funky wszechobecne w
dobrym hip-hopie, czy wreszcie elementy jazzu w muzyce klubowej zwanej jako chillout to nurty, których
każdy z przyjemnością posłucha. To także szansa dla przetrwania gatunku. W końcu czysty jazz też kiedyś był
muzyką masową, rozrywkową, muzyką ludową niewolników Amerykańskich, wreszcie muzyką dzikiej
Afryki, muzyką której nikt nigdy na siłę nie próbował sobie przywłaszczyć. Jazz jest dla wszystkich, więc
wydaje mi się że każdy może w nim znaleźć coś dla siebie. Wystarczy poszukać a nie obrażać się na wroga,
którego się zna tylko z opowieści rodziców ani przestraszać się wrogich spojrzeń gwiazd jazzu. Zachęcam do
przygody z niezwykła mocą, energią, pasją i aktem tworzenia jakim jest muzyka jazzowa. Muzyka dla elit.
Muzyka dla wszystkich.
Bashi kl III j
(na zdjęciu z klarnetem)
styczeń / luty 2006
Cooltura
9
Wielka Orkiestra Świątecznej Pomocy grała w tym roku
po raz czternasty, a Czarniecczycy wraz z nią.
W tym roku sztab organizowany w naszej szkole
połączył się wraz ze sztabami z II LO w Chełmie i
Automobilklubem
Chełmskim.
Tak
oto,
wspólnymi siłami stworzyliśmy jeden wielki sztab
działający na terenie Chełma i okolic. Siedziba
sztabów mieściła się w budynku Nowego
Tygodnika Chełmskiego przy deptaku. Każdy
kwestujący mógł tam znaleźć ciepły kąt i ogrzać
się w miłym towarzystwie popijając gorącą
herbatę. Również przy tym właśnie budynku stała
scena, centrum Chełmskiej Orkiestry gdzie
odbywały się licytacje i liczne koncerty. Cała
impreza została zakończona serduszkiem do nieba
czyli wspaniałymi pokazami fajerwerków.
Łącznie z naszej szkoły w akcji zbierania
pieniędzy do puszek wzięło udział 30 osób, nie
możemy też zapominać o sztabowcach z II f, wszyscy
oczywiście pod opieką pani prof. Teresy Kiwińskiej,
W całym Chełmie została uzbierana kwota 27160 zł z
czego 6556 zł zostało zebrane przez Czarniecczyków.
Rekordowa zbiórka pieniędzy przez jedną osobę to
ponad 800zł. Udało się to absolwentce naszego liceum
Magdzie Popielewicz. W porównaniu z innymi nawet
większymi miastami w Polsce jest to bardzo duża
kwota. Mamy wszyscy nadzieję, że w przyszłym roku
suma zebranych pieniędzy będzie jeszcze większa.
Michał Wawryszuk kl. II f
Idol Czarniecczyków po raz czwarty
To już czwarta edycja konkursu, która z roku na rok cieszy się coraz większą popularnością wśród
Czarniecczyków. Szkolna świetlica pękała jak zwykle w szwach, a zabawa była naprawdę przednia.
W tym roku po raz pierwszy zaprosiliśmy uczniów spoza naszego liceum. Była to grupa jedenastu
uczestników ze szkół współpracujących z I LO w ramach Regionalnego Stowarzyszenia Szkół Innowacyjnych
(Gimnazjum nr 2, Zespół Szkół Ogólnokształcących nr 3 w Chełmie, Zespół Szkół Ogólnokształcących w
Wierzbicy). Nad przebiegiem konkursu czuwało pięcioosobowe jury, w skład którego weszli nauczyciele
muzyki poszczególnych szkół (pp. Małgorzata Stasiak, Marzena Karpowicz, Marcin Zimbicki, Piotr Orzeł) oraz
p. Tomasz Moskal – redaktor naczelny Radia Bon Ton.
Zwycięzcą konkursu i Idolem Czarniecczyków została Agnieszka Kobielska – uczennica ZSO nr 3 w
Chełmie, miejsce drugie zajął Paweł Politowski z Gimnazjum nr 2 w Chełmie, trzecie – Patrycja Wiśniewska z
I LO oraz Mateusz Woźnica z ZSO w Wierzbicy.
Nagrody w konkursie zostały ufundowane przez Radio Bon Ton, dyrektora I LO w Chełmie oraz
Stowarzyszenie Czarniecczyków i Przyjaciół I LO.
Organizatorami konkursu byli nauczyciele I LO prof. Piotr Orzeł i prof. Teresa Kiwińska – opiekun
Samorządu Uczniowskiego I LO.
red.
10
Cooltura
styczeń / luty 2006
Powiedz to na forum!
www.czarniecki.net
Forum
Czarniecczyków istnieje dosyć krótko, bo powstało w październiku 2004 roku. Jego głównym
pomysłodawcą jest uczeń naszej szkoły Maciek Jastrzębski, zwany na forum „b3k”. To on zaprosił do
współpracy Michała Zwierzyńskiego „Zwierzu”, oraz dwóch absolwentów I LO: Adriana Mazurka
„Maziq” i Sławka Górę zwanego potocznie „Cześkiem”. Co ciekawe, „Czesiek” dostąpił zaszczytu bycia
adminem, dzięki swojej bezinteresownej pomocy, polegającej na wsparciu finansowym.
Administratorzy poświęcają
na
utrzymanie
porządku na stronie wiele energii, czasu, a także
pieniędzy... Kilka, a nawet kilkanaście razy
dziennie muszą się na niej logować, aby usunąć
niezgodne z regulaminem posty i komentarze. W
tych działaniach wspiera ich jedynie czwórka
moderatorów: „Gregor”,” Jocelyne”, „Macieq” i
„Andrew”.
Na forum rejestrują się obecni
uczniowie szkoły, absolwenci, a także młodzież z
innych szkół. Stronę odwiedzają członkowie grona
pedagogicznego, choć niestety nie ujawniają swojej
tożsamości. Założyciele
podkreślają ważność
ustalonego przez nich regulaminu. Użytkownicy
powinni zdawać sobie sprawę, że odpowiadają za
wypowiedziane przez siebie słowa i wystawiają o
sobie świadectwo. Regulamin chroni więc
administratorów przed odpowiedzialnością za
niekulturalne i niestosowne wypowiedzi uczniów.
Po co właściwie założono forum? „Chciałem
stworzyć miejsce, gdzie uczniowie mogliby
swobodnie się wypowiadać, mówić o tym, co ich
interesuje, boli, trapi, czy bawi.” – mówi Maciek
Jastrzębski. Rzeczywiście forumowicze dyskutują
na wiele ciekawych tematów, od polityki, po
muzykę. Często przedstawiają swoje oczekiwania
wobec
szkoły,
nauczycieli
i
Samorządu
Uczniowskiego. Krytykują, oceniają i komentują.
Zaletą jest anonimowość, którą można zachować, co
przyczynia się do powstawania bardziej szczerych
wypowiedzi.
Większość Czarniecczyków
pozytywnie wypowiada się na temat forum. Ich
zdaniem jest to nie tylko rozrywka, ale też dobry
sposób budowania więzi pomiędzy młodzieżą.
Niektórzy pozostają raczej obojętni wobec tego typu
form porozumiewania się. Według nich lepiej jest
rozmawiać w cztery oczy, a nie zastępować
bezpośredni
kontakt
i
wymianę
poglądów
pogawędkami w sieci.
„Moim zdaniem forum to bardzo interesujący projekt,
gdyż można się tu podzielić swoją opinią o sprawach
dotyczących szkoły, jak również dowiedzieć się, co jest
planowane i organizowane w szkole. Poza tym forum
pomaga Czarniecczykom poznać się lepiej, ponieważ
tradycją są spotkania forumowiczów. Fajnie jest
później mijać na korytarzu same znajome twarze.”–
mówi Beata. Obecnie nie wiadomo, co stanie się z
forum, gdy Maciek i Michał opuszczą mury naszej
szkoły. Jeśli do tego czasu nie znajdzie się ktoś, kto z
pełną odpowiedzialnością będzie mógł kontynuować
tradycję i przejąć funkcje administratora, los forum
będzie poważnie zagrożony.
Edyta Łoza kl I h
ZGADNIJ, KTO TO POWIEDZIAŁ.
Po przerwie powracamy do starego pomysłu, aby cytować wybrane śmieszne powiedzonka naszych
profesorów. Nie publikujemy autorów cytatów, pozostawiając to do odgadnięcia przez naszych czytelników.
Jeżeli rozpoznacie niektóre z nich to wygraliście milion!
Niech żyje poczucie humoru!
„Ja nie mogę was zwolnić. Najwyżej mogę was nie szukać...”
„Reprezentujecie typ śpiąco-trawienny”
„Chcesz pójść na wycieczkę turystyczno-krajoznawczą po ojca albo matkę?”
„Łaaaaaaa...łaa...łaa..! Co to chciałem powiedzieć?”
„Czapelko! Chodź do mnie!” (i przytula figurkę czapli)
„Wychowałam żmije erotyczne na własnym łonie!”
„Się wstaje, się mówi!”
„Zostawił nieutuloną w żalu Annę Jagiellonkę, Heniu kochał inaczej”(o Henryku Walezym)
„Przyszedł czas, żeby oznajmić, że to nie bocian przynosi dzieci”
„Przewrócę go na grzbiet i będę miała to samo” (o węglu)
Paulina Drzewiecka,
Mariola Kraszewska kl.II e
styczeń / luty 2006
Cooltura
11
12
Cooltura
styczeń / luty 2006
„CIABATA”
Nim trafiła do pierwszego przemierzyła już pół świata
teraz robi tu karierę – ta CIABATA
Podbić serce chcesz dziewczynie, z przeciwnika zrobić brata
jedno tylko pomóc może – ta CIABATA.
Sekretarka, woźna, belfer , dyro, Henio i Beata
rezygnują nawet z pizzy, gdy w pobliżu jest CIABATA.
Choć reklamy zachęcają, by zapodać se tik taka,
nas kalorie nie odstraszą, taką moc ma ta CIABATA.
Bożyszczowi sił przybywa, rośnie mu piersiowa klata,
Zgadnij co się za tym kryje – to CIABATA.
Wszystkich rzuca na kolana, starszego i małolata,
nawet czapla do niej wzdycha- ach, CIABATA.
Od jesieni aż do zimy i od wiosny aż do lata
niepodzielnie wciąż króluje – ta CIABATA.
Gdy opuścisz szkoły mury i bogaty będziesz w lata
We wspomnieniach wnet powróci : wychowawca? Nie, CIABATA!
e.ś
Polarnicy z II e
Jest 20 stycznia 2006. Temperatura powietrza bije rekordy zimna. Jest minus 25 stopni Celsjusza. Koła
pociągów przymarzają do szyn. W kanistrach samochodów zamarza paliwo. Nie kursują autobusy miejskie. W
mózgu zamarzają myśli. Niektórzy dyrektorzy zawiesili pracę szkół. Horror w biały dzień. Lekarze odradzają
wychodzenie z domów….
A twardziele z II e mimo to, postanowili jechać w na kulig i nic ich nie było w stanie odwieść od tego
pomysłu.
Żal było tylko koni. Biedne zwierzęta zamiast postać sobie w ciepłej stajence, musiały ciągnąc sanie pełne
żądnych przygód „polarników”. Na szczęście ofiar w ludziach nie było. Konie również wytrzymały, ale
powiedziały, ze … nigdy więcej.
Redakcja Cooltury: Marta Bajkiewicz, Joanna Białowicz, Barbara Derlak, Paulina Drzewiecka, Dominik
Dziadosz, Grzegorz Siudem, Mariola Kraszewska, Beata Król, Michał Nyszka, Grzegorz Olifirowicz,
Paulina Tchorzewska, Adam Staruch, Michał Wawryszuk.
Opiekunowie: Wojciech Derlak, Elżbieta Pietrzykowska