Zobacz - I Liceum Ogólnokształcące im. Stefana Czarnieckiego w
Transkrypt
Zobacz - I Liceum Ogólnokształcące im. Stefana Czarnieckiego w
Gazeta Samorządu Uczniowskiego I LO im. Stefana Czarnieckiego w Chełmie XVIII/06 Cooltura www.1lo.chelm.pl styczeń/luty 2006 O tej, która zbliża się wielkimi krokami, czyli matura tuż, tuż Środek nocy. Wszyscy domownicy śpią, w jednym tylko pokoju zapalone jest światło. Właśnie tam, przy biurku obłożonym zeszytami, notatkami i kubkami z kawą, za stosem książek i encyklopedii siedzi wychudzony osobnik z podkrążonymi oczami. Czyżby to był maturzysta z Czarnieckiego??? Nie! W naszej szkole tak groźnych przypadków nie odnotowano. Jak więc u nas wyglądają przygotowania do matury? Na podstawie przeprowadzonego śledztwa udało mi się odpowiedzieć na te pytania. Maturzysta-Czarniecczyk jest przede wszystkim spokojny. Bo czym tu się przejmować? Nie uda się za pierwszym razem to za drugim będzie lepiej, a poza tym w naszym pięknym Chełmie również znajdują się bardzo sympatyczne uczelnie… a tak na poważnie – trzecioklasiści zdają sobie sprawę z tego, że teraz matura jest najważniejsza, ale nie samą nauką człowiek żyje! Jak pracują? Niektórzy systematycznie, inni wtedy, kiedy znajdą wolną chwilę, są też tacy, którzy ciągle jeszcze odkładają naukę na później. (Stanowczo nie polecamy ostatniej możliwości) Każdy ma też swoje sprawdzone sposoby na odpoczynek. Trzecioklasiści twierdzą, że najlepiej pójść na jakąś imprezę lub wybrać się gdzieś ze znajomymi. Pozwolę sobie przemilczeć szczegóły ze względu na obowiązującą styczeń / luty 2006 cenzurę… Nasi najstarsi uczniowie wspaniałomyślnie postanowili podzielić się swoimi doświadczeniami z młodszymi kolegami. Tak oto powstał miniprzewodnik dla przyszłego maturzysty. Zawiera on - nie odkładać przygotowania prezentacji na późniejsze terminy, gdyż jak się okazuje, nie jest to zadanie proste. Czy sposoby na przygotowanie do matury były skuteczne dowiemy się już niedługo. Wbrew pozorom dwa następujące złote myśli: - zasada najważniejsza – nie wpadać w panikę i dla wewnętrznej równowagi w miarę możliwości dużo odpoczywać - w czasie nauki do matury należy spożywać orzechy i gorzką czekoladę w jak największych ilościach miesiące upłyną szybko, dlatego życzymy maturzystom jak najlepszego ich wykorzystania. A młodsi uczniowie niech bacznie obserwują swoich kolegów i … spokojnie, jeszcze dużo czasu. Cooltura Paulina Tchorzewska kl. II c 1 UCZUCIA SIĘ ZDARZAJĄ A TO JEST… Pokazał linię życia. Najdłuższa. NAJDŁUŻSZA, PROSZĘ SIĘ PRZYJRZEĆ! Nie sposób nie zauważyć zimy. Gruba, śliska skorupa śniegu ucieka spod stóp w rytm jakiś zdradliwych tektonicznych ruchów. Dzisiaj nie będzie wygrzewania się w niebieskich promieniach telewizora i oglądania zachodów końcowych napisów. Ten chłodny, styczniowy wieczór spędzę w Lublinie, na spotkaniu poświęconym twórczości Hanny Krall, a przede wszystkim książce „Wyjątkowo długa linia”. KAMIENICA Na okładce „Wyjątkowo długiej linii” widnieje zdjęcie kamienicy przy ul. Złotej 2 w Lublinie zrobione przez Józefa Czechowicza. Chociaż od ukazania się książki upłynęły już dwa lata, to na przyjazd do Lublina pisarka zdecydowała się dopiero teraz. Bardzo jej zależało na tym, by spotkanie odbyło się w jednej z sal muzealnych lubelskiego zamku. Trudno o lepsze miejsce na rozmowę o prozie z pamięci i o pamięci. Hanna Krall nie pisze historii. Pisze o pamiętaniu. PIERWSZE PIĘTRO Kilka minut po dziewiętnastej. Miejsce które zajmuję oddalone jest od stolika przy którym siedzi Hanna Krall chyba o całą strefę czasową. Niecierpliwię się. Spotkanie miało być poświęcone „Wyjątkowo długiej linii”, a już przez blisko godzinę wysłuchuję podziękowań, gratulacji itd. Nie mogę się doczekać, kiedy te plemienne obrzędy dziwnego savoir- vivru skończą się i przejdziemy do meritum. Odetchnęłam z ulgą, gdy ktoś miłosiernie oznajmił: „teraz odczytamy fragmenty książki…” MEDYCYNA I POEZJE Liczę 22 piętra Liczę 22 lata Jest nas dwudziestu dwóch Człowiek to transformator A przecież można liczyć miesiące albo dnie Ileż wtedy sobowtórów ma staruszka w pince-nez Autorka czyta fragmenty swojej książki (fot.W.Derlak) Hanna Krall, to wybitna polska reporterka, która w 1977 zasłynęła książką „Zdążyć przed Panem Bogiem” o Marku Edelmanie, bohaterze powstania w warszawskim getcie. W swoich książkach często porusza temat Zagłady Żydów. Wbrew temu, co sądzą niektórzy, to nie są dokumenty holokaustu. Jak sama mówi - Zagłada, to jedna z najważniejszych rzeczy jakie przytrafiła się ludziom w XXw. Ryszard Krynicki, poeta, właściciel wydawnictwa a5, jej teksty nazywa 2 Cooltura „reportażami metafizycznymi”, ponieważ dotykają spraw ostatecznych. Wydała między innymi „Na wschód od Arbatu”(1972), „Zdążyć przed Panem Bogiem”(1977), „Sześć odcieni bieli „ (1978), „Sublokatorkę” (1985), „Hipnozę” (1989), „Taniec na cudzym weselu” (1993), „Co się stało z naszą bajką” (1994), „Dowody na istnienie” (1996), „Tam już nie ma żadnej rzeki (1998), „To ty jesteś Daniel” (2001), „Wyjątkowo długą linię” (2004) styczeń / luty 2006 ZIEMIA. GWIAZDA. POTRZEBA FORMY Grzeszę- rdzewieję- liście gubię. Koniec. Las nie las i łan nie łan… Lubię jesiennieć tak i lubię „Może ktoś chciałby zadać pytanie?”. Hanna Krall pytań chyba nie lubi, może dlatego, że sama jest specjalistką od ich zadawania (czy schody po których zbiegał Czechowicz były drewniane, czy z kamienia?). Odpowiada jednak wyczerpująco. Zapytana o to, jak się udaje jej zachować reporterski dystans, do opisywanych historii stwierdza: „Uczucia się zdarzają” i zaraz apeluje (licząc na miłosierdzie uczestników spotkania) o zdania oznajmujące. „Co można powiedzieć o książce? Recenzowanie arcydzieła byłoby co najmniej niestosowne”. Pisarka i gospodarz wieczoru abp Józef Życiński (Fot. W. Derlak) PIERWSZE PIĘTRO. PRZYBŁĘDA „Najbardziej lubię tych, którzy po spotkaniu podchodzą do mnie, żeby mi coś opowiedzieć – półgłosem albo szeptem, żeby coś mi wyznać albo spytać o coś. Myślę wtedy: to dla nich właśnie piszę.” –powiedziała Hanna Krall w jednym z wywiadów. Wiem, że nie wyjdę ze spotkania z uczuciem ulgi, ale zrobię to szybko i w milczeniu. Te książki nie dają nadziei na katharsis. TO SIĘ NIE NADAJE DO POEZJI! Znów krzyknął. DO PROZY MOŻE, NIE DO POEZJI! (Fragmenty pisane kursywą pochodzą z książki „Wyjątkowo długa linia” autorstwa Hanny Krall.) Joanna Białowicz kl. II c Kącik Kultury Antycznej (VI) Będąc pod silnym wrażeniem działań Ministerstwa Sprawiedliwości, kierowanego twardą ręką ministra Z. postanowiłem przyjrzeć się nieco bliżej starożytnym służbom spod znaku Temidy. Tym razem zapraszam więc na podróż (duchową oczywiście) do rzymskiego więzienia. Nie było to miejsce szczególnie przyjemne, ale na pewno ciekawe. Więzienie rzymskie (po łacinie carcer) podzielone było poziomo na 3 części: 1) część najniżej położona (carcer inferior), przeznaczona dla więźniów skazanych wyrokiem sądowym na śmierć; 2) część środkowa (carcer interior), dla więźniów skazanych za ciężkie wykroczenia; 3) część górna (carcer superior), dla zatrzymanych za mniejsze przewinienia. W carcerze umieszczano tylko niewolników i przestępców nie posiadających obywatelstwa rzymskiego, natomiast obywateli rzymskich, których prawo zabraniało wtrącać do więzień, oddawano pod dozór urzędnikom (tzw. custodia libera — wolny nadzór). Najstarszym więzieniem w Rzymie był Carcer Mamertinus. Znajdował się on u stóp Kapitolu i składał się z 2 kondygnacji. Niższa z nich to okrągłe pomieszczenie styczeń / luty 2006 (prawdopodobnie z III w. p.n.e.), które pierwotnie było zbiornikiem na wodę; było to tzw. Tullianum, w którym zginęli m.in. Katylina, Jugurta i Wercyngetoryks. Według legendy w Tullianum więzieni byli apostołowie Piotr i Paweł z Tarsu. Nad Tullianum dobudowano później pomieszczenie o planie trapezu. Obecnie jest to podziemie kościoła S. Guiseppe dei Falegani (pod południowozachodnią ścianą Kapitolu) od XVI wieku zwanego S. Pietro in Carcere. Kończąc wywód na temat starożytnego więziennictwa można pokusić się o smutną refleksję, że ani sama potrzeba, ani sposoby karania złoczyńców nie zmieniły się znacząco przez wieki. Nie świadczy to niestety pozytywnie o „postępie cywilizacyjnym” jaki się rzekomo dokonał... Adam Staruch kl II e Cooltura 3 Impra na sto dni przed maturą czyli – STUDNIÓWKA 2006 Tradycja zabaw studniówkowych sięga daleko wstecz,. niemal do czasów starożytnych. Jeszcze nie było matur a młodzież się bawiła na całego. W przyszłości być może znikną egzaminy maturalne, ale studniówki na pewno nie! Muzyka już ucichła, kreacje wiszą w szafach, fotografie już wywołane – przyszedł czas na podsumowanie Studniówki AD 2006. 28 stycznia 2006 roku będzie dla wielu z nas pamiętną datą. Pierwszy „dorosły” bal – garnitury i sukienki, fryzury i makijaże, herbaciane róże i czerwone podwiązki... Wszystko zaczęło się, jak nakazuje tradycja, czyli polonezem. Każda klasa włożyła ogrom starań, żeby ich występ wypadł, jak najlepiej (ciężka praca podczas kilkutygodniowych prób nie poszła na marne i okazało się, że polonez nie taki straszny jest, jak się początkowo wydawał). Później przyszedł czas na walca, twista, tango, fokstrota. Chociaż nikt nie odróżniał tych tańców wszystko wyglądało pięknie, czyli pełna improwizacja, tzn. wszelkie nienazwane wygibasy w rytm różnorakiej muzyki, która, w zasadzie, nikomu nie przeszkadzała. Od czasu do czasu 4 Cooltura wpadaliśmy na posiłek regeneracyjny lub na sesję fotograficzno - filmową. O północy grupa artystów - maturzystów w składzie: Bartek Jasiocha 3A, Bartek Potoczniak 3B, Patrycja Pilipczuk, Kasia Kołacz, Marta Misztalska 3E, Ania Kuligowska 3F, Marcin Bożeński, Marcin Kukla, Grzesiek Siudem, Bartek Szuszlak, Łukasz Tarnowski 3G, Basia Derlak, Ania Grochola 3J zaprezentowała w świetlicy szkolnej kabaret studniówkowy. Jako współautor mam nadzieję, że widzowie dobrze się na nim bawili, a sądząc z ilości i częstotliwości salw śmiechu tak właśnie było. Parodiowaliśmy fragmenty z życia szkoły, między innymi szkolny teatr Oksymoron, Samorząd Uczniowski, mistrza nagłośnienia Rafała N., Idola Czarniecczyków, konkurs „Tysiąc w rozumie”, ulubionych nauczycieli, ale bohaterem kabaretu był nasz nieoceniony szkolny konserwator Pan Henio, który zna się na wszystkim, nawet na wyższej matematyce. Szampańska zabawa trwała do białego rana. (cóż z tego, że najbardziej wytrwali tańczyli do muzyki z płyt – orkiestra wymiękła i nie dotrzymała im kroku do końca), A teraz pozostało nam tylko wspominanie i odliczanie dni do matur – parafrazując końcową piosenkę z kabaretu – „trzeci rok kończy się...” PS. Ciekawe czy czytelnicy Cooltury wiedzą co to jest prawdziwy.... bauns.. ;-) Grzegorz Siudem kl .III g styczeń / luty 2006 Mieszkam w Chełmie. To miasto swój klimat ma. Docenił ten, kto widział. Miasteczko Chełm i okolice Na starówce (i nie tylko) stoją rozliczne kościoły, dwie cerkwie i synagoga (nieczynna, niestety), na targu – obywatele zza wschodniej granicy (z perkalem i paciorkami). Na Placu Gdańskim dopiero ostatnio (w ubiegłym roku, może się mylę?) zamalowano wielki, piękny plan Niedźwiedziego Grodu na ścianie jednej z kamienic, wraz z na wpół już zatartym tytułem („Miasto PKWN”), uparcie wyłażącym pomimo pokrywania grubymi warstwami farby. Wiadoma drukarnia aktualnie mieści w sobie etnograficzny dział Muzeum Chełmskiego. Wspominam o niej, bo tak to już jest, że człowiek spada z deszczu pod rynnę, z młota na kowadło, czy jak tam, sama już nie wiem. Bo zaledwie umilkły peany na cześć przyjaźni polsko – Chełm, pocztówka z 1901 r. 1 radzieckiej, komuś widać ich zabrakło (a może to kwestia przyzwyczajenia Polaka, który musi piać i się egzaltować, nawet jeśli niekoniecznie ma czym) i już mamy nowe Mzimu, na cześć którego tańczymy, śpiewamy, układamy wiersze, robimy parady i strach wymieniać, co jeszcze. Mamy już nawet świeżą, unijną nowomowę – i po tych paru latach znów sypiemy pustosłowiem: integracjami, tożsamościami, jednoczeniem itd., itp. Jak przebiega INTEGRACJA? Zaglądam do lokalnej gazety I zostaję podbudowana. Bo strażników TOŻSAMOŚCI mamy dzielnych. Szeregi nowych Lutrów – reformatorów czuwają nad mieszkańcami, przybijając na drzwiach Bazyliki NMP modlitwę w intencji (cytuję) „nawrócenia żydostwa na jedyną prawdziwą religię – katolicyzm”. Fachowo zwie się to „modlitwą Piusa V”, a pan Michał Lewandowski (student V roku historii i przewodniczący lubelskiego okręgu Narodowego Odrodzenia Polski, bo to w światłych umysłach przedstawicieli tej właśnie organizacji zrodziła się tak niezwykła wizja) nie widzi nic złego w cytowaniu papieskich słów. „O Chełmie mój...” Na Wschód marsz! Tym razem nie Chełm, tylko Łęczna. Zyskała trzecie miasto partnerskie (obok węgierskiego Hajduhadhaz i włoskiego Treviolo) – Kowel. Nastąpi teraz – uwaga, powtarzam za autorem artykułu, chyląc głowę przez jego znajomością arkanów języka specjalistycznego) – wymiana kulturalna (folklor miejski Łęcznej i Kowla). Wymiana owa ma na celu... zdobycie unijnych funduszy (Euroregion Bug), co wymaga, jak tłumaczy burmistrz, współpracy z kimś zza granicy, którą mamy pod rączką. Cóż, w końcu jesteśmy zjednoczeni w różnorodności. Pora skorzystać i z tego. Dziura bez dna Wytrwale i systematycznie specjalizujemy się w trudnej sztuce dojenia holenderskiej krówki, dysponując kadrą fachowców zrzeszonych w instytucjach o równie karkołomnych nazwach, jak Regionalny Ośrodek Szkoleniowy Europejskiego Funduszu Społecznego. Wszystko po to, aby w przyszłości mieć szansę odebrać „dobrą wieść” (cytując Piotra Powagę). Kiedy nie wiadomo, o co chodzi, zawsze chodzi o jedno. Skoro była już mowa o Wschodzie i o pieniądzach, pora powiedzieć i o tym, i o tym za jednym zamachem. Dęblińczycy też mają swoje miasto partnerskie (zresztą wszyscy mamy, w końcu idea partnerstwa nam przyświeca – skąd, nie wiem, pewnie z góry, bo na górę zwykle zwala się odpowiedzialność). W ogóle my, ludzie Polski Wschodniej, musimy w oczach przybysza z zewnątrz wyglądać na wręcz zaharowanych, gdyż partnerujemy dzielnie – z racji miejsca zamieszkania – w obie, że się tak wyrażę, strony. A że w wyniku kilku wojen – teraz już na poważnie – jak doskonale Drogiemu Czytelnikowi wiadomo, wszystko się pomieszało – stawiać muru wzdłuż Bugu nie powinniśmy i nawet, gdybyśmy chcieli, po prostu jest to niemożliwe. Zresztą, można od czasu do czasu wysłać tamtejszej Polonii trochę polskich książek, ubrań i złotych. styczeń / luty 2006 Cooltura 5 Skoro Dęblin jeszcze stoi, to chyba można. Nawet na Lubelszczyźnie, którą konsekwentnie i tendencyjnie kochane media kreują na zaścianek Jakuba Wędrowycza. Chyba was nie odstraszyłam, co? Coś musiało urzec Andrzeja Pilipiuka... moje stare, smutne i piękne miasto czeka na gości – i kogoś, kto opowie o nim bez śladu odruchowej i bezsensownej ironii. Wykorzystane fotografie – widok Chełma (pocztówka z 1901 r.) i współczesna panorama miasta – pochodzą ze strony Urzędu Miasta Chełma (www.chelm.pl). Marta Bajkiewicz kl. II c „Proboszcz Majdanka” - reżyseria: Grzegorz Linkowski Obraz spustoszenia dokonanego podczas II wojny światowej do dziś tkwi w nas niezwykle głęboko. Tamten okres szczególnie mocno zapisał się w pamięci tych, którzy doświadczyli go na własnej skórze. To dzięki nim możliwe jest odtworzenie często tragicznych wydarzeń z przeszłości. Czasy sowiecko-nazistowskiej okupacji przywołują pamięć o tych, którzy walcząc przeciwko niej potrafili poświęcić własne życie. Osobą która całym sercem oddała się pomocy innymi, za co doznała wielu represji ze strony okupantów, był ksiądz Emilian Kowcz. Ten greckokatolicki duchowny z Przemyślan w okolicach Lwowa za swoją działalność został umieszczony w obozie koncentracyjnym na Majdanku. Ksiądz Kowcz nie poddał się i nie sprzeniewierzył swoim moralnym ideałom, odmówił podpisania zobowiązania o zaprzestaniu niesienia pomocy ludziom, w tym przede wszystkim Żydom. Postać ta stała się inspiracją dla Grzegorza Linkowskiego, którego film „Proboszcz Majdanka” fot.D.Kostecki)mieliśmy okazję oglądać na specjalnej projekcji w naszej szkole. Obecny na seansie reżyser odpowiedział na wiele pytań dotyczących zarówno filmu, jak i całej swojej twórczości. Ekipie Grzegorza Linkowskiego towarzyszył Dariusz Kostecki, nauczyciel j. polskiego z naszego liceum, któremu udało się stworzyć wspaniałą dokumentację fotograficzną do filmu. Za fotoreportaż z Ukrainy, Dariusz Kostecki został uhonorowany II nagrodą w ubiegłorocznym konkursie tygodnika NewsweekNEWSREPORTAŻ 2005, a wernisaż jego prac pod nazwą „Między niebem a ziemią” można było oglądać do 26 lutego br. w „Galerii Atelier”. Dominik Dziadosz kl. II c (Fot. D.Kostecki) 6 Cooltura styczeń / luty 2006 LOŻA NIEPOKORNYCH KOMENTATORÓW ? !!! Duma Czarniecczyka G.O: Czy czujesz się patriotą? M.N: Wypada mi stwierdzić, że tak, więc czuję się. G.O: A czy czujesz się lokalnym patriotą? M.N: Wypada mi stwierdzić, że tak, ale nie czuję się. Czym według ciebie przejawia się taki patriotyzm? G.O: Myślę, że jest to przede wszystkim przywiązanie do swojego regionu i poczucie dumy z tego, że jest się np. Chełmianinem. M.N: W takim razie podtrzymuję swoje zdanie. G.O: W ogóle nie odczuwasz zadowolenia z tego, że mieszkasz w Chełmie? M.N: Z czego tu być zadowolonym? Woj. Lubelskie to najbiedniejszy i prawdopodobnie wysoce skorumpowany euroregion. G.O: Rzeczywiście, masz rację. Muszę podzielić twoje zdanie i stwierdzić, że również nie jestem lokalnym patriotą. Jednak chciałbym zauważyć, że jest jeszcze wiele osób o odmiennych poglądach. M.N: Kogo masz na myśli? G.O: Na przykład ludzi z naszej szkoły. M.N: Jak to? G.O: Czy nie zauważyłeś, że spora część uczniów i chyba wszyscy nauczyciele są dumni z bycia Czarniecczykami? M.N: Ale jak to się wiąże z lokalnym patriotyzmem? G.O: No wiesz, to też jest lokalny patriotyzm, tylko o mniejszym zasięgu. M.N: W takim razie pojawia się pytanie, dlaczego jesteśmy dumni ze szkoły, a nie z miasta? G.O: Zapewne wiąże się to z wysoką pozycją 1 LO w rankingach szkół ponadgimnazjalnych w Polsce. M.N: A jak ustosunkowałbyś się do stwierdzenia niektórych, iż każdy Czarniecczyk to egoistyczna i snobistyczna istota? G.O: Takie stwierdzenie panuje z reguły wśród uczniów innych szkół. Uważam, że częściowo sami zapracowaliśmy na taką opinię. Choć nie powinniśmy uogólniać. M.N: A dzięki czemu zyskaliśmy takie miano? G.O: Właśnie dzięki dumie ze szkoły temu, że się nią chwalimy i nie wstydzimy się jej. Podczas gdy inne placówki oświaty nie mają poczucia wspomnianego już lokalnego patriotyzmu. M.N: Czyli jednym słowem: nie mają się czym pochwalić? G.O: Można to tak ująć. M.N: Tak więc potwierdza się słuszność stwierdzenia, iż żaden prymus nie jest lubiany. G.O: A na nasza szkoła „niestety” jest tym prymusem… Grzegorz Olifirowicz, Michał Nyszka kl. II c Radio „Węzeł” jeszcze gra W grudniowej „Coolturze” mogliście przeczytać krótki artykuł o sytuacji szkolnego radia „Węzeł”. Niezorientowanym przypominam, że był to tekst na temat starań naszych DJ-ów o nowy sprzęt do odtwarzania muzyki. Podjęli oni trud poszukiwania sponsorów, którzy mogliby wesprzeć inicjatywę. W tym celu odwiedzili większość chełmskich firm, a także zbierali pieniądze na Zjeździe Absolwentów we wrześniu. Nowy sprzęt rzeczywiście jest potrzebny, ponieważ ten, na którym aktualnie styczeń / luty 2006 odtwarza się muzykę ma już ponad 18 lat. Plany „remontu” radia zapowiadają się ciekawie. DJ będzie mógł nie tylko puszczać muzykę, ale także prowadzić mini-audycje. Aktualnie w radiu pracuje 10 uczniów. Po długich staraniach otrzymali oni od szkoły komputer, dzięki któremu łatwiej się im pracuje. Zbiórka pieniędzy trwa, a każdy, kto chce, może chociaż trochę pomóc, aby na korytarzach naszej szkoły nadal brzmiała muzyka. Kasia Lichtarska kl Ii Cooltura 7 „Maska” tuż, tuż... Już od 10 lat (tak...tak dobrze liczycie) organizujemy Festiwal Teatrów Szkolnych MASKA. W tym roku obchodzimy jubileusz naszego festiwalu. Celem MASKI jest inspirowanie młodych ludzi do poszukiwań twórczych, rozwijania swoich talentów i zainteresowań. W X edycji festiwalu uczestnicy będą prezentować swoje umiejętności w 7 kategoriach. W czwartek na scenie szkolnej świetlicy odbędą się przesłuchania w kategorii: recytacja, wywiedzione ze słowa, poezja śpiewana. Natomiast zespoły teatralne i kabaretowe zapewne olśnią swymi występami w ChDKu w piątek i sobotę. Organizatorzy imprezy pomyśleli również o uczestników, którzy od scenicznych występów wolą sztuki plastyczne bądź słowo pisane. Właśnie dla nich istnieje kategoria: plakat i recenzja. 8 kwietnia (sobota) w Sali widowiskowej ChDK odbędzie się Koncert Galowy, na którym poznamy zwycięzców. Nie możemy jednak zapominać, że celem festiwalu jest nie tylko wzajemna rywalizacja i przyznawanie nagród. Przede wszystkim chodzi o doskonalenie umiejętności, a jeśli można to czynić w miłej atmosferze i wśród życzliwych ludzi to czemu nie spróbować. Właśnie dlatego uczestnicy będą mogli wziąć udział w warsztatach teatralnych, które zorganizowane będą w trzech grupach. Zakres zajęć to ruch sceniczny, interpretacja tekstu oraz emisja głosu. Warsztaty poprowadzą zawodowi aktorzy, bądź instruktorzy teatralni. Mamy nadzieję, że będą cieszyć się dużym zainteresowaniem uczestników. A skoro wspomniałyśmy o spektaklu... Organizatorzy zatroszczyli się również i o to. Na chwilę obecną wiadomo nam o 2 spektaklach. Na razie osoby sprawujące nadzór merytoryczny nad festiwalem nie chcą przedwcześnie zdradzać kto wystąpi. Zapewniają jednak, że według nich wybrane przedstawienia są bardzo obiecujące i dostarczą też wielu wrażeń. Jednak uchylają specjalnie dla Was rąbka tajemnicy. Otóż pierwszy spektakl odbędzie się drugiego dnia imprezy. Będzie to występ w plenerze (najprawdopodobniej na Placu Łuczkowskiego), w późnych godzinach wieczornych (wstęp wolny). Natomiast druga propozycja to przedstawienie zamknięte (uczestnictwo po zakupie biletu) w sobotę ok. 19.00 w sali widowiskowej CHDK. Organizatorzy nie wykluczają, że jest szansa na trzeci spektakl, w tej sprawie rozmowy ciągle trwają. Zapowiada się kondensacja atrakcji dla fanów teatru. Dla tych, którzy odwiedzą nasze miasto po raz pierwszy, przewidziane jest wyjście do podziemi chełmskich. Beata Król II kl. c Panoczku, co to je z tom maskom? E, godoli my, godoli, kaj to, rok minoł? Młódź odlata, jako to boćki nase ojcyste, daleko, daleko, haj! I młodź od Carnieckiego, tego, co to hetmon, powiadali ludziska, był wielki, takoż wybywa. To smutno im tyz z powodu tego, ze inne nie zaglodajo, a co zaglodajo, to zaraz hen – odjezdzajo, hej! Godoły mnie ludziska, jako tom roka kazdziutkiego cepry inne spraszajo i dziwowiska jakoweś wyprawiajo, cosik odstawiajo, tańcujo i radujo się z tego co niemiara, jako by te kozy oglodał! To jo wam powim, ludziska moje drogie, jo wam powim, co oni odprawiajo – oni kazdziutkiego roku w „Masce” łocestnico! Taa! Łoj, to jo wom ludziska powim jesce, ze naleciało się tych roków, naleciało... tak oni już jubileusowo, dziesioto „Maske” swietowoć bedo! Zjado się te cepry, zjado, jako się co rok tam zjezdżajo... i, łoj, co to bedzie! Wiesna psybedzie i na wiesne się zjawio, sósty kwietnia, powiadajo. Jako się zjado, tak psez tsy dni 8 i nocki mieskać bedo w grodzie miśka, jako o nim powiadajo – bo oni, jako my tu, tyz miśka swego majo, tyle ze bioły on, gadajo, co się kredo był wysmarował, co jej tam wsedzie pełno, i Tatarów postrasył i gonił, aze się posikały, hej! – tak uciekały. Mieskać tam bedo tsy dni i nocki tsy, jakom powiedzioł, i szaleć, i recytować, i spiewać, i rózne breweryje świecić, nawet im seminaryjum stare, co w nim na nauki chodzo, nie wystarczo, w sali Domu Kultury, jako w teatsysku wielkiem, śtuki te swoje bedo grać, co jo bede wom godoł, niech mówio! * Tako wom tylko sybkiego zobacenia zycyć zostaje! Jo cłek nietutejsy, ale powim jo wom, to chybi z Aniołkow nasych niebieskich pomoco Chełma nie roznieso, haj! Marta Bajkiewicz kl. II c Cooltura styczeń / luty 2006 Wszystko to, czego nie powinniście myśleć o jazzieczyli prawdziwe oblicze muzyki dla elit w wykonaniu polskich jazzmanów Puławy warsztaty jazzowe 2005 „Jeśli ktoś z was się zapyta czy jazz to muzyka elitarna, odpowiem za was. Tak. I wbijcie to sobie do głowy, biedne dzieciątka, które starają się wypełznąć na siłę z szarości i beznadziei kultury pop, udając że są jazzy. Kobiety nigdy nie będą dobrymi muzykami , a Miles Davis największym jazzmanem wszechczasów był. I na nic twoje odkrywcze rewolucje młody adepcie sztuki improwizacji, że niby nie zachwyca, kiedy zachwyca. Wryj na pamięć i uroczyście obiecaj że nigdy nie spróbujesz się postawić jazzowej akademii młodych duchem. Jarzmo czasów przybiło cię do cywilizacji Britnej. Jazz przez wielkie „dż” w chwale bohatera umrze wraz z nami.” Puławy 2005 to najcudowniejsza przygoda mojego życia. Niezwykła szansa usłyszenia na żywo muzyki światowego poziomu. Zastrzyk pozytywnej energii, której tylko tu jest tyle, na tak masową skalę. Szansa poznania znakomitych przyjaciół z całej Polski, którzy mają własne określenia na „puszczanie clipa”. Tylko tu pikanie czytników kodów kreskowych w Liedlu układa się w muzykę. Tylko tu bez słów, posługując się jedynie oznaczeniem nutowym zakochasz się w tylu ludziach naraz. Tylko tu można tworzyć i to tworzyć na bieżąco. To miejsce gdzie otrzesz się o sławy polskiej sceny muzycznej w przenośni i w przypadku Jarka Śmietany dosłownie. I wreszcie, warsztaty muzyczne dla młodzieży to niezapomniana możliwość poczucia się jak stłamszony robak, który zapłacił i jeszcze ma czelność udawać że umie na czymkolwiek grać. Obóz sprzeczności, skrajności, walki, bitwy o pozycję, tam gdzie mówią, że muzyka łagodzi, łączy i uwrażliwia. Jazz. Jeżeli ktoś kiedykolwiek myślał, że artyści mówią wierszem, są wiecznie natchnieni i żyją w swoim własnym świecie a muzyka to transcendentalna sztuka wypływająca z jaźni owego artysty, dzięki warsztatom mógł się przekonać że tak nie jest. Muzyka okazała się być wielkim liczydłem, matematyką skal, rytmów i pieniędzy. Gdzie polscy jazzmani strzegą czystości krwi i nawet nie próbują wychować na swym łonie żmij, które mogą kiedyś zagrozić ich pozycji twórców elitarnych. Dlaczego tak jest? Kompleks narodowy Polaka, który boi się, że nigdy nie zagra tak jak Murzyn? Przeświadczenie o głupocie współczesnej młodzieży? Moim zdaniem paradoksalnie polscy jazzmani zrobią wszystko aby jazzu nie uczynić popularnym. Zespoły Skalpel, Pink Freud, Chromosomos; Leszek Możdżer, są tym tokiem myślenia wyklęci i nazwani sługusami komercji, jako że lokują się na listach przebojów z materiałem opartym o jazz. Sekta jazzmanów, bowiem, zrobi wszystko aby pozostać w swym mniemaniu artystami elitarnymi czyli wybitnymi. Dzięki temu Dom Chemika, w którym odbywały się warsztaty, to wielka świątynia gwiazd, gdzie jako początkujący fani jazzu zostaliśmy potraktowani jako pokolenie stracone, bez szans. Jako młodzi i głupi konsumenci, którym się dużo wydaje. Z tego powodu wizerunek jazzu w społeczeństwie jest taki jaki jest. Tylko dla elit, trudny, dziwny i monotonny; długi i nie o tym jaka z kogoś fajna dżaga kiedyś tam była. A tymczasem młodzieńczy new-jazz wykluwający się po kątach Domu Chemika w Puławach (gdy wykładowcy nie widzą i nie krzyczą), funky wszechobecne w dobrym hip-hopie, czy wreszcie elementy jazzu w muzyce klubowej zwanej jako chillout to nurty, których każdy z przyjemnością posłucha. To także szansa dla przetrwania gatunku. W końcu czysty jazz też kiedyś był muzyką masową, rozrywkową, muzyką ludową niewolników Amerykańskich, wreszcie muzyką dzikiej Afryki, muzyką której nikt nigdy na siłę nie próbował sobie przywłaszczyć. Jazz jest dla wszystkich, więc wydaje mi się że każdy może w nim znaleźć coś dla siebie. Wystarczy poszukać a nie obrażać się na wroga, którego się zna tylko z opowieści rodziców ani przestraszać się wrogich spojrzeń gwiazd jazzu. Zachęcam do przygody z niezwykła mocą, energią, pasją i aktem tworzenia jakim jest muzyka jazzowa. Muzyka dla elit. Muzyka dla wszystkich. Bashi kl III j (na zdjęciu z klarnetem) styczeń / luty 2006 Cooltura 9 Wielka Orkiestra Świątecznej Pomocy grała w tym roku po raz czternasty, a Czarniecczycy wraz z nią. W tym roku sztab organizowany w naszej szkole połączył się wraz ze sztabami z II LO w Chełmie i Automobilklubem Chełmskim. Tak oto, wspólnymi siłami stworzyliśmy jeden wielki sztab działający na terenie Chełma i okolic. Siedziba sztabów mieściła się w budynku Nowego Tygodnika Chełmskiego przy deptaku. Każdy kwestujący mógł tam znaleźć ciepły kąt i ogrzać się w miłym towarzystwie popijając gorącą herbatę. Również przy tym właśnie budynku stała scena, centrum Chełmskiej Orkiestry gdzie odbywały się licytacje i liczne koncerty. Cała impreza została zakończona serduszkiem do nieba czyli wspaniałymi pokazami fajerwerków. Łącznie z naszej szkoły w akcji zbierania pieniędzy do puszek wzięło udział 30 osób, nie możemy też zapominać o sztabowcach z II f, wszyscy oczywiście pod opieką pani prof. Teresy Kiwińskiej, W całym Chełmie została uzbierana kwota 27160 zł z czego 6556 zł zostało zebrane przez Czarniecczyków. Rekordowa zbiórka pieniędzy przez jedną osobę to ponad 800zł. Udało się to absolwentce naszego liceum Magdzie Popielewicz. W porównaniu z innymi nawet większymi miastami w Polsce jest to bardzo duża kwota. Mamy wszyscy nadzieję, że w przyszłym roku suma zebranych pieniędzy będzie jeszcze większa. Michał Wawryszuk kl. II f Idol Czarniecczyków po raz czwarty To już czwarta edycja konkursu, która z roku na rok cieszy się coraz większą popularnością wśród Czarniecczyków. Szkolna świetlica pękała jak zwykle w szwach, a zabawa była naprawdę przednia. W tym roku po raz pierwszy zaprosiliśmy uczniów spoza naszego liceum. Była to grupa jedenastu uczestników ze szkół współpracujących z I LO w ramach Regionalnego Stowarzyszenia Szkół Innowacyjnych (Gimnazjum nr 2, Zespół Szkół Ogólnokształcących nr 3 w Chełmie, Zespół Szkół Ogólnokształcących w Wierzbicy). Nad przebiegiem konkursu czuwało pięcioosobowe jury, w skład którego weszli nauczyciele muzyki poszczególnych szkół (pp. Małgorzata Stasiak, Marzena Karpowicz, Marcin Zimbicki, Piotr Orzeł) oraz p. Tomasz Moskal – redaktor naczelny Radia Bon Ton. Zwycięzcą konkursu i Idolem Czarniecczyków została Agnieszka Kobielska – uczennica ZSO nr 3 w Chełmie, miejsce drugie zajął Paweł Politowski z Gimnazjum nr 2 w Chełmie, trzecie – Patrycja Wiśniewska z I LO oraz Mateusz Woźnica z ZSO w Wierzbicy. Nagrody w konkursie zostały ufundowane przez Radio Bon Ton, dyrektora I LO w Chełmie oraz Stowarzyszenie Czarniecczyków i Przyjaciół I LO. Organizatorami konkursu byli nauczyciele I LO prof. Piotr Orzeł i prof. Teresa Kiwińska – opiekun Samorządu Uczniowskiego I LO. red. 10 Cooltura styczeń / luty 2006 Powiedz to na forum! www.czarniecki.net Forum Czarniecczyków istnieje dosyć krótko, bo powstało w październiku 2004 roku. Jego głównym pomysłodawcą jest uczeń naszej szkoły Maciek Jastrzębski, zwany na forum „b3k”. To on zaprosił do współpracy Michała Zwierzyńskiego „Zwierzu”, oraz dwóch absolwentów I LO: Adriana Mazurka „Maziq” i Sławka Górę zwanego potocznie „Cześkiem”. Co ciekawe, „Czesiek” dostąpił zaszczytu bycia adminem, dzięki swojej bezinteresownej pomocy, polegającej na wsparciu finansowym. Administratorzy poświęcają na utrzymanie porządku na stronie wiele energii, czasu, a także pieniędzy... Kilka, a nawet kilkanaście razy dziennie muszą się na niej logować, aby usunąć niezgodne z regulaminem posty i komentarze. W tych działaniach wspiera ich jedynie czwórka moderatorów: „Gregor”,” Jocelyne”, „Macieq” i „Andrew”. Na forum rejestrują się obecni uczniowie szkoły, absolwenci, a także młodzież z innych szkół. Stronę odwiedzają członkowie grona pedagogicznego, choć niestety nie ujawniają swojej tożsamości. Założyciele podkreślają ważność ustalonego przez nich regulaminu. Użytkownicy powinni zdawać sobie sprawę, że odpowiadają za wypowiedziane przez siebie słowa i wystawiają o sobie świadectwo. Regulamin chroni więc administratorów przed odpowiedzialnością za niekulturalne i niestosowne wypowiedzi uczniów. Po co właściwie założono forum? „Chciałem stworzyć miejsce, gdzie uczniowie mogliby swobodnie się wypowiadać, mówić o tym, co ich interesuje, boli, trapi, czy bawi.” – mówi Maciek Jastrzębski. Rzeczywiście forumowicze dyskutują na wiele ciekawych tematów, od polityki, po muzykę. Często przedstawiają swoje oczekiwania wobec szkoły, nauczycieli i Samorządu Uczniowskiego. Krytykują, oceniają i komentują. Zaletą jest anonimowość, którą można zachować, co przyczynia się do powstawania bardziej szczerych wypowiedzi. Większość Czarniecczyków pozytywnie wypowiada się na temat forum. Ich zdaniem jest to nie tylko rozrywka, ale też dobry sposób budowania więzi pomiędzy młodzieżą. Niektórzy pozostają raczej obojętni wobec tego typu form porozumiewania się. Według nich lepiej jest rozmawiać w cztery oczy, a nie zastępować bezpośredni kontakt i wymianę poglądów pogawędkami w sieci. „Moim zdaniem forum to bardzo interesujący projekt, gdyż można się tu podzielić swoją opinią o sprawach dotyczących szkoły, jak również dowiedzieć się, co jest planowane i organizowane w szkole. Poza tym forum pomaga Czarniecczykom poznać się lepiej, ponieważ tradycją są spotkania forumowiczów. Fajnie jest później mijać na korytarzu same znajome twarze.”– mówi Beata. Obecnie nie wiadomo, co stanie się z forum, gdy Maciek i Michał opuszczą mury naszej szkoły. Jeśli do tego czasu nie znajdzie się ktoś, kto z pełną odpowiedzialnością będzie mógł kontynuować tradycję i przejąć funkcje administratora, los forum będzie poważnie zagrożony. Edyta Łoza kl I h ZGADNIJ, KTO TO POWIEDZIAŁ. Po przerwie powracamy do starego pomysłu, aby cytować wybrane śmieszne powiedzonka naszych profesorów. Nie publikujemy autorów cytatów, pozostawiając to do odgadnięcia przez naszych czytelników. Jeżeli rozpoznacie niektóre z nich to wygraliście milion! Niech żyje poczucie humoru! „Ja nie mogę was zwolnić. Najwyżej mogę was nie szukać...” „Reprezentujecie typ śpiąco-trawienny” „Chcesz pójść na wycieczkę turystyczno-krajoznawczą po ojca albo matkę?” „Łaaaaaaa...łaa...łaa..! Co to chciałem powiedzieć?” „Czapelko! Chodź do mnie!” (i przytula figurkę czapli) „Wychowałam żmije erotyczne na własnym łonie!” „Się wstaje, się mówi!” „Zostawił nieutuloną w żalu Annę Jagiellonkę, Heniu kochał inaczej”(o Henryku Walezym) „Przyszedł czas, żeby oznajmić, że to nie bocian przynosi dzieci” „Przewrócę go na grzbiet i będę miała to samo” (o węglu) Paulina Drzewiecka, Mariola Kraszewska kl.II e styczeń / luty 2006 Cooltura 11 12 Cooltura styczeń / luty 2006 „CIABATA” Nim trafiła do pierwszego przemierzyła już pół świata teraz robi tu karierę – ta CIABATA Podbić serce chcesz dziewczynie, z przeciwnika zrobić brata jedno tylko pomóc może – ta CIABATA. Sekretarka, woźna, belfer , dyro, Henio i Beata rezygnują nawet z pizzy, gdy w pobliżu jest CIABATA. Choć reklamy zachęcają, by zapodać se tik taka, nas kalorie nie odstraszą, taką moc ma ta CIABATA. Bożyszczowi sił przybywa, rośnie mu piersiowa klata, Zgadnij co się za tym kryje – to CIABATA. Wszystkich rzuca na kolana, starszego i małolata, nawet czapla do niej wzdycha- ach, CIABATA. Od jesieni aż do zimy i od wiosny aż do lata niepodzielnie wciąż króluje – ta CIABATA. Gdy opuścisz szkoły mury i bogaty będziesz w lata We wspomnieniach wnet powróci : wychowawca? Nie, CIABATA! e.ś Polarnicy z II e Jest 20 stycznia 2006. Temperatura powietrza bije rekordy zimna. Jest minus 25 stopni Celsjusza. Koła pociągów przymarzają do szyn. W kanistrach samochodów zamarza paliwo. Nie kursują autobusy miejskie. W mózgu zamarzają myśli. Niektórzy dyrektorzy zawiesili pracę szkół. Horror w biały dzień. Lekarze odradzają wychodzenie z domów…. A twardziele z II e mimo to, postanowili jechać w na kulig i nic ich nie było w stanie odwieść od tego pomysłu. Żal było tylko koni. Biedne zwierzęta zamiast postać sobie w ciepłej stajence, musiały ciągnąc sanie pełne żądnych przygód „polarników”. Na szczęście ofiar w ludziach nie było. Konie również wytrzymały, ale powiedziały, ze … nigdy więcej. Redakcja Cooltury: Marta Bajkiewicz, Joanna Białowicz, Barbara Derlak, Paulina Drzewiecka, Dominik Dziadosz, Grzegorz Siudem, Mariola Kraszewska, Beata Król, Michał Nyszka, Grzegorz Olifirowicz, Paulina Tchorzewska, Adam Staruch, Michał Wawryszuk. Opiekunowie: Wojciech Derlak, Elżbieta Pietrzykowska