tadeusz filipczyk
Transkrypt
tadeusz filipczyk
7 13 Miesięcznik Polskiego Związku Kulturalno-Oświatowego w RC Statut PZKO Z historii Partyki Adam Wawrosz cena 30 Kč 10 16 38 www.zwrot.cz TADEUSZ FILIPCZYK ZWROT | 7/2013 1 ILUSTROWANA KRONIKA MIESIĄCA: CZERWIEC 2013 1 Miejscowe Koło PZKO w Suchej Górnej zaprosiło na biesiadę z okazji 10-lecia Chórku, pracującego w tym Kole zespołu pieśni ludowej, pod kierownictwem Barbary Weiser. Wystąpiły też współpracujące z Chórkiem kapele: Kamraci MK PZKO Hawierzów Błędowice, Suszanie MK PZKO Sucha Górna, Bez Cymbału Wiesława Farany z Karwiny i Šmykňa z Ostrawy. lenie podłączone w sieci” prowadziły psycholog Mariola Kujańska i Justyna Kokot z Rybnika. 6 7 8 8 8-9 Spacer po Ligotce Kameralnej z poetką Ewą Furtek zorganizował Klub Nauczycieli Emerytów. 1 1-2 2 Tradycyjne smażenie jajecznicy i obchody Dnia Dziecka miały miejsce w MK PZKO Ligotka Kameralna. Delegacja MK PZKO Bogumin Skrzeczoń uczestniczyła w Grodkowskich Dniach Kultury w Grodkowie w Polsce. Zrzeszenie Śpiewaczo-Muzyczne zaprosiło na XXI Trojoka Śląskiego. Koncerty chórów z polskiej i czeskiej strony granicy, m.in. Melodii MK PZKO w Nawsiu, Collegium Canticorum z Cz. Cieszyna, odbyły się w Cz. Cieszynie, Stonawie, Piotrowicach Marklowicach i Nawsiu. Jedna z nagród im S. Moniuszki powędrowała do rąk Władysława Ruska, dyrygenta pezetkaowskich zespołów śpiewaczych Lutnia z Lutyni Dolnej i Rychwałdzianie z Rychwałdu. Także członków okolicznych MK PZKO zaprosili na swoje smażenie jajecznicy pezetkaowcy z Bogumina. Pezetkaowcy z Suchej Górnej wyjechali na wycieczkę na Słowację. Smażenie jajecznicy odbyło się w MK PZKO Gródek. Kluby Kobiet i Seniora MK PZKO w Hawierzowie Błędowicach zaprosiły na wspólną wystawę. Panie przygotowały wystawę robót ręcznych „Zręczne ręce i nic więcej...”, panowie wystawę o historii Domu PZKO „50 lat MK PZKO pod własną strzechą”. 2 3 5-8 Zakończyły się trwające od 29 maja organizowane przez Stowarzyszenie Młodzieży Polskiej Dni Kultury Studenckiej. Na smażenie jajecznicy zaprosiło MK PZKO Oldrzychowice. W obu Cieszynach odbył się XXIV Międzynarodowy Festiwal Teatralny Bez Granic. Decyzją widzów Nagrodę Złamanego Szlabanu odebrał Teatr im. H. Modrzejewskiej w Legnicy za przedstawienie „Komedia obozowa” Roy’a Kifta w reżyserii Łuksza Czuja. 13 W ośrodku kultury Strzelnica w Czeskim Cieszynie odbył się XVI Finał Konkursu Muzyki i Pieśni im. Stanisława Hadyny. Głównym organizatorem było Polskie Towarzystwo Artystyczne Ars Musica. 13 14 Wspólne smażenie jajecznicy zorganizowały Kluby Kobiet i Klub Seniora cierlickich i stanisłowickiego MK PZKO. W koncercie charytatywnym „Dzieci dzieciom” w Teatrze Cieszyńskim w Cz. Cieszynie wystąpiły zespoły czeskocieszyńskiej PSP i przedszkola prowadzone przez Marię Szymanik. 6 Siódmy rok akademicki zakończył Międzygeneracyjny Uniwersytet Regionalny PZKO w Cz. Cieszynie. Dyrektor MUR Danuta Chwajol wręczyła najpilniejszym słuchaczom certyfikaty i nagrody książkowe. W minikoncercie wystąpili uczniowie PSA w Cz. Cieszynie. Wykład na temat „Witamy pokolenie C – poko2 ZWROT | 7/2013 14-16 15 W obu Cieszynach bawiono się na Święcie Trzech Braci. Festyn zorganizowało MK PZKO Trzyniec Końska Podlesie, w programie był występ dzieci i chóru Zgoda MK PZKO obwodu trzynieckiego. SPIS TREŚCI ANEKS Prenumerata z prezentem Recepcja hotelu w Gdańsku | 2 7 13 LITERATURA Statut PZKO Z historii Partyki Adam Wawrosz 10 16 38 Wisława Szymborska nad Olzą| 4 REGION Miesięcznik Polskiego Związku Kulturalno-Oświatowego w RC cena 30 Kč www.zwrot.cz MUR o pokoleniu C | 5 ROZMOWA ZWROTU Tadeusz Filipczyk | 6 Zamawiając roczną prenumeratę miesięcznika „Zwrot”, otrzymają Państwo cenny prezent – „Zachodniocieszyński słownik gwarowy” Władysława Milerskiego. STATUT Powstaje konstytucja związku | 10 Odnowiony statut | 11 REPORTAŻ Kambodża | 13 NAD OLZĄ PRZED STU LATY Partyka i Ropiczka | 16 TADEUSZ FILIPCZYK OSOBOWOŚĆ MIESIĄCA Z harcerskim rodowodem | 18 REGION Janusz Ondraszek | 22 Chorągiew księcia Adama Wacława | 24 FOTOREPORTAŻ Dolański Gróm | 26 HISTORIA Jak w Bukowcu bywało | 32 KORESPONDENCJA „ZWROTU” Frysztaczanie w stolicy | 35 ROK ADAMA WAWROSZA Z dawnych recenzji | 38 Hołdamasz | 40 LITERATURA Libor Martinek | 41 HISTORIA Polskie szkolnictwo w Orłowej i okolicy | 42 SZLAKIEM KÓŁ PZKO Pół wieku pod własnym dachem | 45 STAŁE RUBRYKI Wydarzenia | 28 Krzyżówka | 48 www.zwrot.cz magazyn regionalny nr ewidencyjny MK ČR E 389 / rok LXIII, nr 764 IČ 442771, numer konta: 232992221/0300 Wydawca: Polski Związek Kulturalno-Oświatowy w Republice Czeskiej przy wsparciu finansowym Ministerstwa Kultury Republiki Czeskiej oraz Ministerstwa Spraw Zagranicznych Rzeczpospolitej Polskiej, za pośrednictwem Konsulatu Generalnego RP w Ostrawie. Przedsięwzięcie jest współfinansowane/finansowane przez Stowarzyszenie „Wspólnota Polska” ze środków otrzymanych od Ministerstwa Spraw Zagranicznych Rzeczypospolitej Polskiej w ramach konkursu „Współpraca z Polonią i Polakami za Granicą w 2013 r.” „Zwrot” można kupić tutaj: Cz. Cieszyn: Kostiumeria ZG PZKO, ul. Strzelnicza 28 Redakcja miesięcznika „Zwrot”, ul. Strzelnicza 28 Klub Polskiej Książki i Prasy Księgarnia, ul. Czapka 7 Klub „Dziupla” Trzyniec: Kiosk na dworcu autobusowym, obok apteki Karwina: Oddział Literatury Polskiej Biblioteki Regionalnej, Rynek Masaryka Jabłonków: Kiosk na Rynku Mariackim Nawsie: Kiosk na dworcu kolejowym Bystrzyca: Kiosk w centrum, obok Tesca Gródek: Sklep gospodarstwa domowego, Irena Medek Prenumeratę i pojedyncze numery można zamówić e-mailem pod adresem [email protected] lub telefonicznie pod numerem 558 711 582. Redakcja: Halina Szczotka / redaktor naczelny / [email protected] Czesława Rudnik / redaktor / [email protected] Alicja Smiga / sekretariat / [email protected] Redakcja obrazu i składu: Andrzej Havlík / [email protected] Druk: FINIDR, sp. z.o.o. Czeski Cieszyn Rada Redakcyjna: Ewa Gołębiowska, Ireneusz Hyrnik, Bronisław Ondraszek, Władysław Owczarzy, Wojciech Riess, Jan Ryłko, Otylia Toboła Redakcja zastrzega sobie prawo skracania tekstów, zmiany tytułów, nie zwraca materiałów niezamówionych. Administracja redakcji: gmach ZG PZKO, I piętro, ul. Strzelnicza 28, Český Těšín (Czeski Cieszyn) czynna od poniedziałku do czwartku w godz. 8.00–12.00 Wysyłka pocztowa na podstawie umowy nr 701 001/02 z Przedsiębiorstwem Państwowym POCZTA CZESKA, oddział Morawy Północne. Adres redakcji: ul. Strzelnicza 28, P. O. BOX 97 737 01 Český Těšín (Czeski Cieszyn) tel. i faks: 558 711 582 / www.zwrot.cz Okładka: Fot. Wiesław Przeczek Cena prenumeraty rocznej 360 Kč, do uiszczenia przekazem pocztowym, przelewem lub bezpośrednio w redakcji. Nakład: 1600 egz. Cena egzemplarza 30 Kč Numer zamknięto 12 lipca 2013 ISSN 0139-6277 ZWROT | 7/2013 1 ANEKS RECEPCJA HOTELU W GDAŃSKU TEKST: TADEUSZ SIWEK / Zdjęcie: Czesława Rudnik Byłem niedawno przez dwa tygodnie z wykładami na Uniwersytecie Gdańskim. Mieszkałem w przyjemnym małym pensjonacie w dzielnicy Przymorze. W recepcji powitała mnie młoda, sympatyczna dziewczyna. Przy załatwianiu formalności nawiązała się rozmowa, która jeszcze parę lat temu miałaby zupełnie inny finał, i która pokazuje, jak zmieniło się postrzeganie nas, Zaolziaków, w głębi Polski, gdzie naszego regionu ani naszej historii nie znają. Swoją rozmowę z recepcjonistką postaram się w miarę możliwości wiernie odtworzyć. – Jak na Czecha mówi pan dobrze po polsku – stwierdza dziewczyna, sięgając po formularz. – Nie jestem Czechem – odpowiadam. – Ale paszport ma pan czeski. – No tak, mam czeskie obywatelstwo i mieszkam w Republice Czeskiej, ale jestem Polakiem. – Teraz widzę, że ma pan polskie imię i polskie nazwisko. Długo tam pan mieszka? – Od urodzenia. Nigdy nie mieszkałem w innym kraju. – Pewnie pańscy rodzice przyjechali z Polski – domyśla się recepcjonistka. – Z którego regionu pochodzi pańska rodzina? Przez chwilę zastanawiam się, jak zareagować. Widzę, że recepcjonistka wiedzy o Polakach na Zaolziu nie ma żadnej. Byłem już wiele razy w takiej sytuacji i stosuję w niej różne rozwiązania: od wymijającej odpowiedzi, w wyniku której uchodzę w oczach rozmówcy za kogoś innego, przez różne skróty, które nieraz dają podobny efekt, po dokładne wytłumaczenie, które proponuję tym, których to naprawdę interesuje. Moja recepcjonistka wyraźnie należy do tej ostatniej grupy. Więc postanawiam wyjaśnić jej zawiłości mojego pochodzenia, choć to nie jest łatwe. Będę musiał podać masę ważnych informacji i uważać przy tym, żeby jej nie zanudzać zbędnymi szczegółami. W każdym razie czeka mnie wykład, którego długość będzie zależała od szybkości pojmowania mojej rozmówczyni. – Otóż, moi rodzice nie przyjechali z Polski – zaczynam – ani dziadkowie, ani pradziadkowie. Od pokoleń mieszkamy na tym terenie i tylko w wyniku przesunięć granicy znaleźliśmy się poza Polską. Mamy czeskie obywatelstwo, ale jesteśmy Polakami. Na twarzy młodej recepcjonistki odmalowuje się nagłe zrozumienie: – Tak jak Ewa Farna? Piosenkarka, która z powodzeniem śpiewa tu i tam? – Dokładnie – odpowiadam i uświadamiam sobie, że tym samym wszystko jest jasne i nie trzeba dalszych wyjaśnień. Szanowni goście, dnia 1. 7. 2013 rozpoczęliśmy rekonstrukcję restauracji, lobby a saloników w HOTELU STEEL. Prace budowlane potrwają do 30. 9. 2013. Część hotelowa jest czynna. Dziękujemy za zrozumienie i cieszymy się na państwa wizytę! KARTA GROUP, a.s., provozovna HOTEL STEEL, nám. Svobody 527, Třinec, nr tel.: +420 556 200 111–112 e-mail: [email protected] // www.hotelsteel.cz Fortissimo group, s.r.o., tel.: +420-558 335 000 Zrobimy MIODULĘ wg Twojej receptury – www.miodula.cz 2 ZWROT | 7/2013 PERYSKOP Szanowni Czytelnicy, dziękujemy wszystkim, którzy uiścili prenumeratę naszego miesięcznika. Termin przyjmowania opłat upłynął 30 czerwca 2013. Nie wszystkie jednak do nas dotarły. Prosimy zatem o sprawdzenie, czy państwa prenumerata została opłacona. Jeżeli nie, prosimy o jej szybkie uiszczenie. Dziękujemy. Prenumeratę w wysokości 360 KCZ można zapłacić gotówką wkasie „Zwrotu“, przelewem lub przekazem pocztowym na konto nr 232992221/0300. U płatności bezgotówkowych należy wpisać numer identyfikacyjny (variabilní symbol), który umieszczany jest na naklejce z Państwa adresem na opakowaniu „Zwrotu“. W przypadku jakichkolwiek wątpliwości prosimy o kontakt z sekretariatem redakcji (tel. 558 711 582, lub e-mail: [email protected]). Gratulujemy! MK PZKO Leszna Dolna zaprasza na VII ROCZNIK PRZEGLĄDU KAPEL LUDOWYCH TRÓJSTYKU Przegląd odbędzie się 7 września w ogrodzie koło Domu PZKO w Lesznej Dolnej. W programie wystąpią kapele ludowe z Polski, Czech i Słowacji. Polskę reprezentować będzie Kapela Ludowa z Jasienicy i Kapela Ludowa z Lipowej koło Żywca. Zagrają też Heligonkári z Horných Kysúc i Cimbálová muzika Jagar z Hawierzowa. Nasz region reprezentować będzie Kapela Ludowa Gorole. – Przegląd Kapel jest związany z projektem europejskim „Przez granice kultur – czesko polskie spotkania artystyczne”, którego jesteśmy wspólnie z polskim partnerem z Jasienicy i członkami PZKO z Sibicy realizatorami. Przegląd jest gwarancją ciągłości projektu – tłumaczy Renata Szkucik, prezes MK PZKO Leszna Dolna. Organizatorzy oferować będą gościom dania i napoje regionalne, m.in. placki ziemniaczane na różne sposoby. Przygotowane będą również atrakcje dla dzieci i dorosłych. – Już dziś gorąco zapraszamy wszystkich chętnych do Lesznej. Jak co roku spędzić będzie można u nas miłe popołudnie – zapewnia pani prezes. Początek imprezy zaplanowany jest na godzinę 14. (PR) Jerzy Cienciała został ministrem przemysłu i handlu w gabinecie Jiřego Rusnoka. Będzie dobrym gospodarzem? Na zdjęciu jako gospodarz 40. Dożynek Śląskich w Gutach. ZWROT | 7/2013 3 Literatura WISŁAWA SZYMBORSKA NAD OLZĄ 2 lipca minęła dziewięćdziesiąta rocznica urodzin poetki Wisławy Szymborskiej, laureatki Nagrody Nobla (1996), zmarłej 1 lutego 2012. Urodziła się pod Poznaniem, ale całe dorosłe życie spędziła w Krakowie. Znała dobrze Cieszyn, odwiedziła też Zaolzie. Z Filipowiczem w Cieszynie Do Cieszyna przyjeżdżała Wisława Szymborska od końca lat 60. z pisarzem Kornelem Filipowiczem (1913–1990), z którym związana była ponad dwadzieścia lat. Najczęściej na początku listopada, kiedy Filipowicz odwiedzał groby swoich bliskich. Wpadali też na targi staroci, zostali nawet członkami klubu hobbystów. – Bardzo lubiłam jeździć do Cieszyna – mówiła Szymborska w 2000 r. w rozmowie ze Zbigniewem Machejem, zamieszczonej w książce Kornela Filipowicza „Opowiadania cieszyńskie”. – I nie tylko dlatego, że w tak miłym towarzystwie. Coś było w ludziach, w atmosferze tego miasta, co wydawało się rzadkie. Ustrój, w którym wtedy żyliśmy, dążył do tego, żeby wszystko maksymalnie ujednolicić. Począwszy od gazet, a skończywszy na smaku sera, poglądach na życie a nawet marzeniach... Otóż Cieszyn wydawał mi się jakiś inny, oporny. Jakby mniej było w nim krętactwa, pozerstwa, fałszywych słówek i wątpliwych aspiracji... Zapytałam kiedyś Kornela, na czym właściwie ta inność polega. „Może stąd – odpowiedział – że tutaj ludzie częściej niż gdzie indziej patrzą sobie prosto w oczy”... Kornel Filipowicz spędził w Cieszynie swoją młodość. W 2003 r. na domu, w którym mieszkał, odsłonięta została tablica pamiątkowa. Wisława Szymborska wzięła udział w tej uroczystości. W maju 2010 r. gościła na wieczorze wspomnień o Filipowiczu podczas 12. Przeglądu Filmowego Kino na Granicy. Była to jej ostatnia wizyta w Cieszynie. Dąb i szkoła w Wędryni W maju 2001 r. przybyła Wisława Szymborska na Zaolzie. Inicjatorem tej wizyty był Tadeusz Wantuła. W restauracji Zameczek w Czeskim Cieszynie noblistka spotkała się z uczniami Gimnazjum Polskiego i Akademii Handlowej, czytała swoje wiersze, odpowiadała na pytania. Odwiedziła też Polską Szkołę Podstawową w Wędryni. – Prowadziła wtedy lekcję języka polskiego dla starszych dzieci – wspomina dyrektor szkoły Elżbieta Wania. – Czytała swoje wiersze i analizowała je. Była z nią bardzo miła pogawędka. Pamiętam, że kiedy pani Szymborska przechodziła, dzieci ustawiły się i zrobiły szpaler. Następne zaproszenie do Wędryni otrzymała poetka w 2005 r., kiedy szkoła obchodziła swoje stulecie. – Ponieważ znała już naszą szkołę, poprosiliśmy ją, by na stulecie zasadziła dąb – wspomina dyrektorka. – Przygotowaliśmy świadectwo patronackie, które Wisława Szymborska osobiście podpisała, wymyśliła, że będzie to dąb Piast. Jednak w końcu nie przyjechała na uroczystość, usprawiedliwiła się stanem zdrowia. Dąb sadził w jej imieniu dyrektor Instytutu Polskiego w Pradze Mirosław Jasiński. Delegacja szkoły pojechała ze zdjęciami do Szymborskiej, która kilkakrotnie potem wyrażała chęć przyjazdu i ujrzenia swojego drzewka. W liście napisała: „Zachwyciłam się tym pomysłem. Uważam bowiem, że koty i dęby są najbardziej udanymi żywymi stworzeniami stworzonymi przez Pana Boga. Mam nadzieję, że będę jeszcze kiedyś mogła przyjechać do Wędryni i odwiedzić mego dąbka”. Ale nie udało się. – My noblistką żyjemy, ale nie wszyscy ludzie w Wędryni wiedzieli, że to jest noblistka. Tak więc dąb przyczynił się też trochę do oświaty wędryńskiej społeczności – podsumowuje Elżbieta Wania. – Po śmierci Wisławy Szymborskiej powstała inicjatywa, by nazwać szkołę jej imieniem. W tej chwili mamy zezwolenie gminy i fundacji pani Szymborskiej, musimy jeszcze napisać do ministerstwa podanie o zmianę nazwy szkoły. CR Wisława Szymborska Niektórzy lubią poezję Niektórzy – czyli nie wszyscy. Nawet nie większość wszystkich, ale mniejszość. Nie licząc szkół, gdzie się musi, i samych poetów, będzie tych osób chyba dwie na tysiąc. Lubią – ale lubi się także rosół z makaronem, lubi się komplementy i kolor niebieski, lubi się stary szalik, lubi się stawiać na swoim, lubi się głaskać psa. Przed szkołą w Wędryni. 4 ZWROT | 7/2013 Poezję – tylko co to takiego poezja. Niejedna chwiejna odpowiedź na to pytanie już padła. A ja nie wiem i nie wiem i trzymam się tego jak zbawiennej poręczy. REGION MUR o pokoleniu C Międzygeneracyjny Uniwersytet Regionalny PZKO w Czeskim Cieszynie zakończył 6 czerwca siódmy rok akademicki. Dyrektor MUR Danuta Chwajol wręczyła najpilniejszym słuchaczom certyfikaty i nagrody książkowe. W minikoncercie wystąpili uczniowie Podstawowej Szkoły Artystycznej im. Pawła Kalety w Czeskim Cieszynie. Wykład na temat „Witamy pokolenie C – pokolenie podłączone w sieci” prowadziły psycholog i edukator Mariola Kujańska oraz psycholog i pedagog Justyna Kokot z Centrum Doradztwa i Kształcenia Kadr w Rybniku. Wyjaśniły, że nazwa pokolenie C pochodzi od słów: connect, communicate, change – pokolenie skomputeryzowane, podłączone i ciągle klikające. Jest to pierwsze pokolenie wychowane w dobie komputerów, dla którego internet jest nieodzownym elementem codziennego funkcjonowania. Zwróciły uwagę na pokolenia wcześniejsze. Pokolenie X przyszło na świat w latach 60. i 70. XX wieku. To doświadczeni pracownicy, którzy nie mają problemów z odnalezieniem się na rynku pracy i mają już ustabilizowane życie prywatne. Używają komputerów, ale mają do nich dystans. Pokolenie Y to osoby urodzone w latach 80. XX w. Mają już pewien staż pracy, ale przed nimi jeszcze daleka droga. Nie są do końca ukierunkowane, często żyją z dnia na dzień. W większym stopniu wykazują się umiejętnością obsługi komputera, używają go na co dzień. Wykładowczynie objaśniły najważniejsze cechy charakteryzujące pokolenie C. Chodzi o osoby urodzone po 1990 r., które nie zdają sobie sprawy, że internet w Polsce jest od 1996 r., a nie od zawsze. Dzieci żyją dziś w zupełnie innych warunkach niż ich poprzednicy sprzed kilkunastu lat, nazywane są dziećmi sieci. Świat dzieci i młodzieży to w dużej mierze świat mediów, z których najważniejszymi są telewizja, podłączony do internetu komputer i telefon komórkowy. Panie psycholog mówiły o zagrożeniach płynących z nieprzystosowania organizmu człowieka do nowości technicznych. Czasy, w których żyjemy, cechuje konsumpcjonizm i kultura instant. A media już nie tyle reprezentują rzeczywistość, ile ją wytwarzają. Nie ma dystansu do świata pokazywanego w mediach. U notorycznych internautów już zaobserwowano zmiany w budowie mózgu. 5–10 proc. osób korzystających z internetu jest od niego uzależnionych. Rośnie liczba internautów, którzy stale sprawdzają pocztę e-mailową i wchodzą na portale społecznościowe. Jakie są więc sposoby budowania odporności? To utrzymywanie dobrych relacji z bliskimi, unikanie widzenia kryzysów lub stresujących wydarzeń jako problemów nie do pokonania, zaakceptowanie okoliczności, których nie da się zmienić, opracowanie realnych celów i dążenie do nich, rozwijanie pozytywnego obrazu samego siebie, zachowanie właściwej perspektywy. CR Śląski tygodnik Horizont • wychodzi zawsze we wtorek • informacje, których nie znajdziecie nigdzie indziej • historie ludzi z naszego regionu • propozycje spędzenia wolnego czasu • najciekawsze informacje sportowe • ogłoszenia drobne za darmo Znajdziecie nas również na www.ihorizont.cz ZWROT | 7/2013 5 TADEUSZ Filipczyk ´ Gorolski Swieto je jako kosciól, Z Tadeuszem Filipczykiem, Ślązakiem Roku 2003 i twarzą Gorolskigo Święta, spotykamy się w jego ogrodzie w Nawsiu. Przed domkiem, w którym kończy się każde Gorolski Święto. TEKST: Halina Szczotka / ZDJĘCIA: Wiesław PrzeczEK Przeprowadził się pan z Łąk do Nawsia. Dlaczego właśnie Nawsie? Wszyscy mówili, że Łónki to je nejpiekniejszo dziedzina na Ślónsku. Z jednej stróny były stawy a las, z drugi Łolza i zaroz Polska. Ale dziedzina sie zaczła dewastować, bo sie jóm zwóli wónglo podkopowało i tak my byli zmuszóni sie wykludzić. I tóż żech jeździł po całym tym naszym terenie i fórt mnie to cióngło ku tej Goraliji. I łobjechołech to od Łómnej aż tu do Nowsio i tu żech sie przikludził. Pan jest takim Gorolem z Dołów? Ma pan przodków, którzy pochodziliby z Goralije? Przede wszystkim mój starzik prziszeł tu skóndsi z Galicyje. Był to gorol z krwie a kości. No a tak sie tu zadómowił. To był starzik ze stróny mojigo łojca. Ze stróny mamy też tam byli przodkowie, kierzi z Goralije prziszli. A tyn mój przodek, kiery prziszeł z Galicyje, sie nazywoł Philiphczyk. Potym z nas zrobili Filipczyków. No a moja starka, jak żech rukowoł na wojne, uż była ślepo, to mi prawiła: „A do ja6 ZWROT | 7/2013 ROZMOWA ZWROTU kigo to wojska, synku, bedziesz rukowoł?” A jo ji prawiym: „Starko, do czeskigo”. A łóna mi na to: „Ja, bo teraz tu sóm Czesi. Ale wiysz co, to mosz jedno, czy byś słóżył Czechóm, Polokóm, czy cysorzowi, łodsłóżyć se swoje musisz. Ale jak kiedy bedzie jako wojna, to sie nigdy nie bij za cudze, ale jyny za swoje.” Kiedy pan się przeprowadził do Nawsia? Jeszcze za kómuny, nie pamiyntóm ale dokładnie. Wiym, że my uż tu byli, jak hóknył Czernobyl. A tu stoł wóz, tako maryngotka, a w ni był chemik, kiery to mierził. I pytołech sie go, czy tu je jako radyjacyja. „Ale kdepak, to je jako byste si pustil barevnou televizi” – odpowiedzioł. No a do sztyrzóch dni wyzdychały łowce na Czantoryji. Był łopad, a ty łowce, jak szły a pasły sie, tak jim to wypoliło piyrwsze łoczy. Nejprzód łoślepły, a potym wyzdychały. Od razu po przeprowadzce do Nawsia włączył się pan do pracy w kole PZKO? Mój łojciec był jisto z patnost roków prezesym w Łónkach. Jo, tak jak Brónek Procner w Łómnej, też wszystki funkcyje przeszeł, króm przewodniczóncego klubu kobiet. Teraz żech je aji prezesym Klubu Seniora. Prziszeł żech tu, to żech sie zaroz włónczył do roboty. I jakosi to było tak: mieszkołech tu isto trzi miesiónce, a naroz zastawiło przed mojóm chałupóm czyrwióne auto i dziwóm sie, wylazuje panoczek – Władek Młynek. My sie uż wtedy bardzo dobrze znali. – Mosz czas na chwile? – Troche czasu móm. – Tak siedni do auta, kajsi zajadymy. – Ale kaj? Zdało sie mi, że kajsi na piwo, a łón mnie zawióz do Gorola na prube. I łod tego czasu żech je u Goroli. Jak pan przyszedł do Gorola, to traktowali pana jak swojego, czy też dawali znać, że jednak pan z Dołów przyjechał? Nic takigo żech nie łodczuł. Łóni mnie uż wtedy znali. Tadek Chrząszcz mioł taki kabaret, kiery sie nazywoł Olziok. No i jo go wtedy kludził. Też Władek Młynek uż o mnie wiedzioł, Jura spod Grónia był naszym wiernym gościym, bo mój tata był z nim wielki kolega. I zwóli Jury spod Grónia my kupowali wyrżinki – taki cygara ze słómkóm w postrzodku. Przijechoł dycki na bicyklu, siedli se z tatóm, wypili po dwie półki i tak. I prawił mi Jura: Tadek, pamiyntej, że niebo a ziymia przeminie, ale Gorol a Gorolski Świynto przeminyć nie śmiy. No i zaroz żech sie włónczył do łorganizacyje Gorola i łod samego poczóntku, co żech tu je, żech je z nim zwiónzany. Kiedy pan zaczął prowadzić Gorolski Święto? Tego jo se uż nie pamiyntóm. Wtedy była jakosi rocznica śmierci Macieja i my z Władkym Młynkym łobjechali ponad szejdziesiónt kół PZKO z programym. Jo łopowiadoł ty Maciejowe godki, bo to je spisane, a Władek łopowiadoł jego życiorys. Ludzióm sie to podobało. I wtedy mi Władek powiedzioł, cobych z nim prowadził Gorola, i tak sie zaczło. Czym tłumaczy pan fenomen Gorolskigo Święta? Wybiyrali my dycki niełoklepane zespoły. My to robiymy dlo ludzi, a ludzie sie chcóm podziwać na fajny program. I niech mi tam gdo nie mówi, że to z autentycznościóm ni mo nic wspólnego. Dzisio czystego folkloru nima, bo to je wszystko prezyntacyja. Gorola dycki robili ci goście, co na niego przijyżdżali. Ludzie przijyżdżali sie podziwać na tego pana łowego, co z Pragi przijechoł, na dalszego pana, co z Warszawy przijechoł, na przikłod przewodniczóncego „Wspólnoty Polski” Stelmachowskigo. Pozywali my dycki dobrych gości, a dycki sie Gorol kóńczył w tej łoto budzie, przed kieróm teraz siedzymy. Z Władkym Niedobóm my tu przespowali. Rano my se zrobili kawe, dali se po półce, a zaś my mógli jiść do Lasku Miejskigo. Jednego roku było tak, że jak żech łoblyk tyn strój w pióntek po połedniu, tak żech go sewlyk aż w pyndziałek dopołednia. Smerdziołech tak cudownie, jako cap na jesiyń. Gorolski Święto nie może być bez mioduli. Jo warził miodule na Jurowicach. Ale to była miodula. A to było pół litra szpyrytusu (nejlepszy polskigo), sztyry decylitry miodu, jedyn decyliter wody, jedna półka takigo ekstraktu, kierych mioł zrobióny. A w tym ekstrakcie była ZWROT | 7/2013 7 ROZMOWA ZWROTU zwoli. Łóni se to wynagrodzóm potym, jak jadymy na jakisi wyjazd. Długo przygotowuje się pan do występów? Nie przygotowujym sie w ogóle. Ani do Gorola, ani do jinszych wystympów. Móm napisany scynarijusz, kiedy jaki zespół wchodzi na scyne, ale to, co bedym mówił, napisane ni móm. Dziepro jak wylezym na scyne a widzym tych ludzi, jak siedzóm, tak mówiym to, co mnie napadnie. Teraz to zy mnóm robi Gabina Pazderowa, uż była w zeszłym roku, latoś też bedzie. I pumalutku ji to bedym przekazowoł. Jakisigo chłapca ku ni jeszcze trzeba nónść. Łóna dycki posztuduje ło każdym zespole, co jyny trzeba, a jo to tak łogólnie dopełniym. MIODULA FILIPCZYKA pół litra szpyrytusu sztyry decylitry miodu jedyn decyliter wody jedna półka ekstraktu ekstrakt: pełno szklónka zielónych łorzechów włoskich dwa paczki pieprzu do gorści jałowca pełno szklónka zielónych łorzechów włoskich, dwa paczki pieprzu a do gorści jałowca. To sie cały rok macerowało, a potym do każdej litrówki sie dało jednóm półke. Ta miodula je gynsto, a ni ciapciato, jałowiec a łorzechi tymu dały brzink. To je miodula Filipczyka. A z jakiego miodu jest najlepsza miodula? Dycki z ćmawego miodu je nejlepszo, choć jak sie jóm zrobi, to kapke zjaśnieje. Ni ma dobro z lipowego miodu, bo tyn moc wónio, a miodula je potym parfómowano. Bez mioduli świat nie jest taki piękny? Kiedysi nie było pruby Gorola, coby my sie nie stawili w gospodzie. Dzisio je sytuacyja ganc na łopak. Dzisio je w Gorolu łosiymdziesiónt procynt młodych, jeżdżóm autami a nie pijóm. Fakt, ci chłapcy nie pijóm. Jesi gdosi pracuje, jidzie rano na szychte a na robocie mu zoleży, tak se to nie po- 8 ZWROT | 7/2013 Jak wygląda Gorolski Święto za sceną? Jako jo to robiym? Nejprzód móm czas za scynóm a jidym do kierownika tego zespołu abo do tłumacza, jak to je zagraniczny zespół. Jak przidzie jaki dobry zespół z TKB, to jim mówiym, mocie tu sztyrycet minut, a ni abyście mi tu łodkryncili 25 a szli do chałpy. A jak widzym, że je jakisi nudziarstwo, ludzie to nie bieróm, tak to raczy po domowie z kierownikym ścióngnymy. Ale jak widzym, że zespół mo wielki wziyńci, tak pytóm, coby cosi przidali. A łóni sóm łogrómnie radzi. Jacy ludzie chodzą na Gorolski Święto? Je pore kategoryji. Ci wszyscy, kierzi kole Gorola chodzóm, robióm program, piekóm kołocze po chałupach, łorganizujóm, ci to robióm z potrzeby serca. Ale dzisio uż też przibywo takich, kierzi na tego Gorola przichodzóm zarobić. Przedstowcie se, że ty koła, kiere tam majóm stojiska, cały rok z tego Gorola nikiere żyjóm. Ty to też robióm z potrzeby serca, ale przibywo też takich, kierzi sie chcóm na tym wzbogacić a myślóm se, że Gorol to je fabryka na pinióndze. Sóm też ludzie, kierzi tam jidóm sie spotkać z kamratami a wypić. A potym tam sóm jeszcze ludzie, kierzi tam przichodzóm z powodu kultury. Za mizernych sto korón łoglóndosz tela zespołów! Jak przidziesz do Trisyje na taki jedyn zespół, to zapłacisz 350 korón. A co jest najgorsze w pana pracy na scenie? Nejgorsze sóm ty stresy, jak wystympujesz na scynie. Tańcuje zespół z Gruzyje, ludzióm sie podobo, dziwajóm się, a naroz CYK! Ni ma elektryki i co zrobisz? Abo sie też może stać, że naroz mo wystympować jaksi zespół, a ni ma go. I co zbywo? Abo hónym jakómsi kapele, abo tam wlyźć, porwać mikrofón do rynki i cosi drzistać, i improwizować. Ale uż to mómy tak pozapinane, że uż takich wypadków je coroz miyni. Jest pan uznawanym specjalistą od naprawiania kręgosłupów. Jak pan się zaczął parać tym zajęciem? Dycki mie to przycióngało. Nie chciołech nigdy być wielkim doktorym. Absolutnie by mie nie bawiło siedzieć na słóżbie we szpitolu. A i tak żech sie do tego dochrapoł. Nejprzód żech sóm prubowoł własne siły, potym żech se zrobił maserski kurs. Pojechołech do Berna a tam był taki pan profesor, kiery mioł piynć tytułów przed nazwiskym, a za nazwiskym dalszych piynć. Nazywoł sie pan Pacovsky a był to przednosta Dětské rehabilitační kliniky. I od niego żech sie nauczył kapke naprawiać. Sprubowołech i jidzie mi to. Je uż to teraz troche mynczónce, ale cóż zrobiym. Dzisio robiym dwa razy w tydniu a móm tak po patnost ludzi dziynnie. Je to niełopisane uczuci, jak kómusikej poradzisz pumóc, jak tyn gdosi tu ledwa przidzie abo go prziniesóm, a spatki jidzie po swojich. Abo jak tu tatowie wieczór przijadóm z dzieckym, kiere mo rynke w gipsie i narzyko, bo go to boli. I tak jo tyn gips ściepiym, nastawiym rynke jak sie patrzi, weznym jaksi czasopis, na przikłod „Zwrot” (to jak uż go poczytóm), zrobiym takóm ryniynke a rynke usztywniym. ROZMOWA ZWROTU i my se tam siedli. A Stefan Pojda był wielkim amatorym tworużek czeskich. I my mu dycki tych tworużek prziniyśli. No a był to siyrpiyń, hyc niełobadany, mały bufetek. A tyn Stefan, jak już było pore butelek wypite, to wycióngnył ty tworużki i zaczył ich żrać. Wszyscy ludzie uciykli, bo Polocy majóm delikatne nosy. I każdy mówił: Ale ty goroliska smerdzóm. Co tu tak smerdzi? Abo smerdzóm łowcami, abo nieumytóm babóm. I prziszła tako pani: Ależ tutaj śmierdzi. A Władek Młynek ji prawi: Pani, to folklor tak pachnie. No właśnie, przyjechałam odetchnąć folklorem, ale jeśli foklor tak pachnie, to ja dziękuję i wracam do Warszawy. Ma pan stałych klientów? Przijyżdżajóm do mnie ludzie ze Sobieszowic, z Hluczina, z Hawiyrzowa. Przijyżdżajóm ludzie, kierzi uż byli u dziesiynciu doktorów a nie wiedzóm se rady ze sobóm. A jo prubujym tak dłógo, że abo mi sie udo, abo mu powiym, że sie nie do. Przede wszystkim sprawujym kryngosłupy, mojóm specyjalnościóm je kryngosłup szyjny. Tam trzeba mieć wielkóm łodwoge, bo starczy źle pocióngnyć a możesz zrobić z człowieka boroka. A wie pan, gdzie leżą przyczyny problemów z kręgosłupem? Jo se myślym, że nejczynści je problym w głowie, w psychice. Nie mówiym tu o urazach. Nikiedy starczy se to wszystko poukłodać w głowie, a ty problymy kryngosłupa same łodyńdóm. Kryngosłup to sóm dyski, a każdy dysk mo w sobie dziurki, kierymi wychodzóm nerwy, kiere sie rozchodzóm po całym ciele. Ale to już niechejmy doktoróm. Chodzi za mnóm na przykłod żóna jednego z doktorów, ale dycki mi mówi, cobych to jyny jejimu chłopowi nie powiedzioł. Zapisuje pan swoje wystąpienia, by zostały dla potomnych? Ni. Anich to ni mioł w planie, ani nie bedym mioł. A nie szkoda? Sóm dwie szkody na świecie: co woda zebiere, a łogiyń zeżere. Znał pan wszystkich tych „wielkich goroli” i pewno nie jedno z nimi przeżył. Może pan przytoczyć którąś z historii? Stało sie to w karczmie Wiślańsko Strzecha, jak sie kóńczył Tydziyń Kultury Beskidzki. I w tej karczmie było wielki spotkani na szczycie. Był tam Jura spod Grónia, Władek Młynek, Stefan Pojda, tyn co we Wiśle na trómbicie groł, Jasio Krop, dyrektór muzeum. No A na samym Gorolskim Święcie też pewnie niejedna śmieszna historia się wydarzyła? Roz my mieli słóżbe w sobote a szli my tam kole tych bud z kolegóm. A naroz z wyrchu po dupie z tego lasa zjechała ganc sago dziełucha. Pytóm sie: „Co tu wywodzosz, łopico?”. A łóna: „Ja sem mu vyklouzla.” Nejbardży znano ło Gorolskim Świyńcie je ta historyja, jak ta babka szła a miała na tacce kapke kapusty, kapke ziymioków, a wedle tego miała sztuczne zymby. „Starko, kajż z tym jidziecie?” „Ale starymu chybiało jelita, tak mu jidym jelitko dokupić. A zymbych mu zebrała, coby mi za tyn czas moje jelito nie zeżroł”. A jakby pan miał tak w skrócie opisać Gorolski Świynto? Gorolski Świynto je jako kościół. Scyna to je łołtorz, a wszystko to nejważniejsze tu sie łodbywo na scynie. n Stosuje pan bolesną metodę? Ja, bolesnóm. Krótko to trwo, ale boli. Lepi, niż chodzić w boleściach trzi miesiónce na rehabilitacyje. Ludzie, jak se uż nie wiedzóm rady, tak przidóm do Filipczyka. Kim jest pan z wykształcenia? Aby było ganc śmiysznie, tak jo je automechanik. Także też sprawujym. Akurat, że w aucie móm czynści rezerwowe, ale jak sprawujym ludzi, tak uż ni. ZWROT | 7/2013 9 statut Powstaje konstytucja Związku Na XXI Zjeździe PZKO w dniu 5 grudnia 2009 roku delegaci odgłosowali uchwałę zobowiązującą ZG PZKO do stworzenia Komisji Statutowej PZKO, która miałaby zająć się opracowaniem nowego Statutu PZKO. W myśl tej uchwały powołałem do życia komisję, przez którą w trakcie całej jej trzyletniej działalności przewinęli się: Bogdan Hajduk, Danuta Chwajol, Jarosław Miczek, Tomasz Pustówka, Jan Ryłko, Tadeusz Smugała, Andrzej Suchanek, Roman Suchanek oraz Adam Świerczek. Pierwsze zebranie członków Komisji Statutowej odbyło się 1.3.2013 w ZG PZKO. W trakcie tego zebrania omówiono istotne zasady konstrukcji projektu nowego statutu, którego podstawowe zręby opracował później Bogdan Hajduk. Na swych kolejnych spotkaniach Komisja Statutowa opracowywała kolejne paragrafy przygotowywanego statutu PZKO, modyfikując i uzupełniając cały tekst tak, by tworzył logicznie spójną całość. Projekt statutu został pojęty jako dokument, który powinien regulować podstawowe relacje pomiędzy wszystkimi podmiotami, których dotyczy, z uwzględnieniem PZKO jako całości. Projekt statutu odzwierciedla stan prawny obowiązujący w RC w chwili obecnej oraz bierze pod uwagę zmiany, które prawdopodobnie będą obowiązywać od początku przyszłego roku. Mocny głos prezesów Jednym z celów nowego projektu statutu było wzmocnienie struktur związkowych, tak bardzo nam potrzebne w wyniku pogłębiającego się, moim zdaniem, braku solidarności związkowej, który mogliśmy zaobserwować na przestrzeni ostatnich dziesięciu lat. Najważniejsze zmiany wprowadzone w nowym projekcie statutu dotyczą przede wszystkim wzmocnienia wagi i znaczenia Konwentu Prezesów. Jego uchwały będą dla nowego Zarządu Głównego PZKO zobowiązujące a nie tak, jak dotychczas – opiniodawcze. Konwent Prezesów jest w okresie międzyzjazdowym najbardziej reprezentatywnym organem PZKO i wprowadzona zmiana w zdecydowany sposób pogłębia dotychczasową demokrację wewnątrzzwiązkową. Z drugiej jednak strony nakłada na Konwent Prezesów zwiększony bagaż odpowiedzialności za działalność całego Związku. Została więc tutaj wprowadzona zasada, którą starałem się realizować od samego początku mojej działalności na stanowisku prezesa ZG PZKO, a mianowicie połączenie procesu podejmowania decyzji z odpowiedzialnością za podjęte decyzje. Wspólny majątek Kolejną, bardzo mocno dyskutowaną sprawą były majątki MK PZKO i ZG PZKO, i współdecydowanie ZG PZKO o losie majątku MK przekraczającym określoną wartość. Niestety akapit ten nie uzyskał aprobaty Konwentu Prezesów i został całkowicie wykreślony z projektu statutu PZKO. Uważam jednak, że jest to błąd spowodowany przede wszystkim niezrozumieniem intencji twórców projektu, który może w przyszłości prowadzić do niepotrzebnych konfliktów wewnątrz naszej organizacji. Silne emocje wywołał również paragraf mówiący o likwidacji majątku MK PZKO w wyniku jego rozwiązania. Obawiam się, że również w tym przypadku doszło do podwyższenia partykularnych interesów MK PZKO ponad interesy całego Związku. Nie wszyscy bowiem zdają sobie sprawę z faktu, że majątek MK PZKO jest równocześnie częścią składową majątku całego Związku i tak powinien być przez wszystkich traktowany. Majątek PZKO był, jest i powinien zostać majątkiem PZKO, i powinien być wykorzystany dla dobra całego Związ- 10 ZWROT | 7/2013 ku a nie tylko do realizacji lokalnych interesów MK PZKO. Doskonale zdaję sobie sprawę z tego, że np. majątek MK PZKO w Jabłonkowie, którego jestem prezesem, mógł zostać w znaczący sposób zrewaloryzowany poprzez otrzymanie wysokich dotacji właśnie dlatego, że jest majątkiem PZKO a nie żadnym innym. Nie powinniśmy tracić z pola widzenia interesu całego Związku w trakcie realizacji swoich celów w poszczególnych MK PZKO. W jedności siła Tutaj znów kłania się sprawa solidarności związkowej, do której nieustannie, od samego początku mojego prezesowania, namawiam wszystkich członków PZKO. Podział na MY (prezesi MK) i WY (ZG PZKO) nie ma w chwili obecnej żadnego racjonalnego uzasadnienia również dlatego, że w obecnym składzie ZG PZKO jest ponad 50 % aktualnych lub byłych prezesów MK PZKO. Sprawą podziału na MY i WY mam zamiar zająć się w jednym z kolejnych artykułów. Prace nad nowym statutem zakończono w grudniu 2012. Na kolejnym spotkaniu członków Komisji Statutowej zaproponowałem, by przyjąć taki harmonogram prac nad statutem, by można go było poddać pod jak najszerszą dyskusję wszystkim członkom PZKO. Celem tej procedury miało być uniknięcie długotrwałych dyskusji nad ewentualnymi kolejnymi poprawkami wprowadzanymi przez delegatów w trakcie obrad Zjazdu oraz usprawnienie przebiegu całego nadchodzącego XXII Zjazdu PZKO. Dyskusje nad statutem W związku z tym wyznaczono dwumiesięczny okres (luty-marzec 2013) na przesyłanie uwag i poprawek do opracowanego projektu statutu. O tej możliwości poinformowaliśmy wszystkich członków PZKO wywieszając projekt statutu na naszych stronach internetowych, informując o tej możliwości w Zwrocie, a także przesyłając go wszystkim prezeskom i prezesom MK PZKO oraz informując o tej możliwości w lokalnej prasie. Po wprowadzeniu poprawek i stworzeniu kolejnej wersji statutu, został poddany on kolejnej publicznej dyskusji, która miała miejsce w siedzibie ZG PZKO w maju. Na Konwencie Prezesów w dniu 26 cerwca po raz kolejny bardzo uważnie omówiono wszystkie paragrafy proponowanego statutu. Tak uzgoniona wersja projektu statutu PZKO została umieszczona na stronach internetowych PZKO, by każdy członek PZKO mógł się z nią zaznajomić. Oczekujemy, że na XXII Zjeździe PZKO, który odbędzie się 24 listopada bieżącego roku, projekt statutu zostanie przyjęty na samym jego początku i cały Zjazd PZKO będzie się już odbywać w oparciu o nowo przyjęty statut. Na koniec chciałbym bardzo serdecznie podziękować przede wszystkim członkom Komisji Statutowej, którzy przez wiele miesięcy poświęcali bezinteresownie swój czas i energię na stworzenie tego ważnego dokumentu oraz tym wszystkim członkom PZKO, którzy swoimi rzeczowymi wnioskami i uwagami przyczynili się do powstania nowej wersji statutu, który będzie obowiązywać wszystkich członków PZKO w następnej kadencji. JAN RYŁKO statut Odnowiony statut Z Bogdanem Hajdukiem i Adamem Świerczkiem z Kancelarii Adwokackiej Hajduk i Wspólnicy, którzy brali udział w przygotowywaniu nowej wersji statutu Polskiego Związku Kulturalno-Oświatowego, rozmawiamy o wprowadzonych zmianach. TEKST I ZDJĘCIA: Halina Szczotka Dlaczego konieczna jest zmiana statutu? B.H.: Obecny statut pochodzi z początku lat dziewięćdziesiątych ubiegłego wieku i niezupełnie odpowiada współczesnym wymogom prawa. Może pan w skrócie wytłumaczyć, dlaczego statut jest tak ważny? B.H.: Statut jest konstytucją Związku. Jest to podstawa prawna do działalności całego naszego stowarzyszenia. PZKO działa na zasadach stowarzyszenia obywatelskiego, tak jak np. najróżniejsze związki pszczelarzy, ogrodników. A nawiasem mówiąc: podstawa prawna działalności Kongresu Polaków jest identyczna. Rola państwa, czyli Ministerstwa Spraw Wewnętrznych, które zatwierdza statut, jest w jego tworzeniu ograniczona. Urzędnicy pilnują tylko, żeby były w nim podstawowe obowiązkowe dane, żeby działalność stowarzyszenia nie była w sprzeczności z ustawą, ale nie wchodzą już w samą strukturę. Ta jest w pełnej kompetencji organizacji. Czyli statut jest tym dokumentem, który w przypadku ewentualnych sporów będzie brany przez sądy pod uwagę? B.H.: Tak. Gdyby doszło na przykład do sporu między członkiem a Związkiem, to sąd właśnie na podstawie statutu będzie dochodził, czy prawa członka zostały naruszone, czy nie. Jest to najważniejszy dokument PZKO. Dlaczego nowy statut ma w porównaniu z tym poprzednim aż tyle stron? B.H.: Ustawa o stowarzyszeniach jest bardzo zwięzła, dlatego istotne jest, by w statucie zostały uregulowane jasno i klarownie wszystkie kwestie, które mogłyby być sporne. Przyjęcie nowego statutu będzie pierwszym punktem obrad Zjazdu, który dalej powinien przebiegać już na podstawie no- Konwent Prezesów będzie miał większe kompetencje. wej wersji statutu. Ten jednak musi zatwierdzić ministerstwo. Nie będzie to problematyczne? A. Ś.: Nowy statut obowiązuje od jego przyjęcia przez Związek. Zatwierdzenie przez ministerstwo jest kwestią formalną, zresztą my nie robimy nowego statutu od zera, tylko zmieniamy obowiązujący statut. Nie wyobrażam sobie tego, że nowy statut zostałby przyjęty a obrady i wybory organów przebiegałyby wg starego, to byłoby nielogiczne. Tak samo, jak bez sensu byłoby na tym Zjeździe przyjąć statut, wysłać go do ministerstwa i po zatwierdzeniu przez ministerstwo zwoływać kolejny Zjazd. Jakie więc największe zmiany przynosi statut? A.Ś.: Trzeba podkreślić, że nie ma w nim rewolucyjnych zmian. Na pewno zmienia się pozycja Konwentu Prezesów, który dostaje znacznie większe uprawnienia niż dotychczas. Dodatkowo instytucje, które były w starej wersji statutu, a nie sprawdziły się, zostały zmienione. B.H.: Dotyczy to na przykład Rad Obwodowych, które dotychczas muszą być obowiązkowo powoływane, w nowym statucie już tego obowiązku nie ma. A jeśli chodzi o sam Zarząd Główny? B.H.: Klarowniej są rozpisane zależności między Zarządem Głównym a kołami. No i klarowniej rozpisane są też kwestie majątkowe. Trzeba jednak podkreślić, że nie wprowadzaliśmy żadnych rewolucji, tylko zapisaliśmy bardziej przejrzyście to, co już w statucie i innych przepisach prawnych było. Szliśmy drogą uściślenia pewnych zapisów, które budziły wątpliwości. Wprowadzono też drugiego wiceprezesa. A.Ś.: Podyktowane zostało to względami praktycznymi. Może się zdarzyć, że prezesa przez dłuższy czas nie będzie w biurze, a ktoś musi przecież reprezentować organizację. Czy Konwent Prezesów może odwołać Zarząd Główny? A.Ś.: Nie może, ale może podjąć uchwałę o zwołaniu Zjazdu i na nim może zostać wybrany nowy Zarząd Główny. W statucie nie ma już też pojęcia Zjazdu Nadzwyczajnego. Jest tylko Zjazd PZKO, który zwołuje Zarząd Główny PZKO bądź Komisja Rewizyjna PZKO na podstawie uchwały Konwentu Prezesów. Może pan w skrócie opisać strukturę PZKO, to, na jakiej podstawie działają Miejscowe Koła? A.Ś.: Ustawa umożliwia każdemu stowarzyszeniu przyznać w statucie osobowość prawną swoim jednostkom organizacyjnym. W naszym wypadku statut jasno mówi o tym, że nasze koła mają osobowość prawną. Trzeba jednak pamiętać o tym, że jest to wtórna osobowość prawna. Czy Kongres Polaków i organizacje, które złożyły do niego akces, są w takiej samej zależności jak koła PZKO a cały Związek? B.H.: Nie. Kongres Polaków jest oddzielną organizacją. PZKO ani żadna inna organizacja, która złożyła akces w Kongresie Polaków, nie jest jego jednostką organizacyjną. Akces jest tylko deklaracją członkostwa. ZWROT | 7/2013 11 statut Gdyby więc koło PZKO, np. w Jabłonkowie, postanowiło oddzielić się od całej organizacji i stwierdziłoby, że nie potrzebuje Zarządu Głównego itd., to nie jest to możliwe? A.Ś.: Poza PZKO taka jednostka nie istnieje, nie ma bytu prawnego. B.H.: Koło jest częścią składową PZKO. Gdyby chciało się oddzielić, to jego członkowie musieliby zrezygnować z członkostwa w organizacji i założyć sobie nową organizację, która jednak nie mogłaby nosić nazwy PZKO. Warto sobie uświadomić, że istnieje regulacja prawna działalności poszczególnych kół, i że żadne z kół PZKO nie może istnieć oddzielnie od całego Związku, nawet pomimo posiadanej osobowości prawnej. Osobowość prawna kół jest pochodną osobowości prawnej PZKO. Tak samo rozwiązanie koła podlega zatwierdzeniu przez Związek. Kiedy koło kończy swoją działalność, to członkowie mogą np. sprzedać jego majątek i rozdzielić zyskane pieniądze między siebie? A.Ś.: Nie. Wszelkie dochody można użyć tylko do realizowania celów statutowych. B.H.: Sprzedanie majątku i rozdanie zyskanych w ten sposób pieniędzy członkom jest niezgodne z prawem. Inaczej by było, gdyby za uzyskane pieniądze członkowie zorganizowali jakąś imprezę, wycieczkę, które można uznać za działania statutowe. I proszę zauważyć, że to nie jest nowość w statucie, tak było również dotychczas. Jan Ryłko i Tadeusz Smugała podczas dyskusji nt. statutu PZKO wiązywała, a przepisy, na podstawie których PZKO będzie działać, będą częścią składową nowego Kodeksu Cywilnego. W jednej jego części będzie omawiany tzw. „spolek”, czyli stowarzyszenie. I statut jest przygotowany na wejście w życie tej ustawy. Dlatego też np. na początku n statutu nie powołujemy się na ustawę o stowarzyszeniach itd. Wielu prezesów zaniepokojonych jest tym, że za swoją pracę społeczną muszą odpowiadać swoim prywatnym majątkiem. Nie można zawrzeć w statucie zapisu, który ową odpowiedzialność przenosiłby na wszystkich członków? B.H.: To jest właśnie jedno z pryncypiów prawa cywilnego. Nie można wykluczyć odpowiedzialności osobistej organów statutowych za źle podjęte decyzje. Członek zarządu po prostu musi dbać o interesy organizacji. A.Ś.: Osoba, która pełni funkcję organu statutowego, np. członek zarządu koła, prezes, nie może nie ponosić odpowiedzialności za swoje decyzje. Nawet, jakby było to uregulowane w statucie, to takie postanowienie byłoby nieważne. B.H.: Trzeba jednak podkreślić, że prezes ponosi odpowiedzialność za decyzje podjęte niezgodnie z prawem. Jeżeli o czymś zadecyduje cały zarząd koła, to wtedy jest to decyzja kolektywna i cały zarządu ponosi za nią odpowiedzialność. W wypadku, kiedy prezes sam podejmuje decyzje, to ponosi za nie odpowiedzialność. A.Ś.: Proszę jednak pamiętać, że to nie jest novum w statucie, te przepisy obowiązywały przed przygotowywaniem zmian w statucie, być może niektórzy nie zdawali sobie z nich sprawy. Przygotowywana jest nowelizacja Kodeksu Cywilnego. Czy statut jest na to przygotowany, czy trzeba będzie go znowu zmieniać? A.Ś.: Pracując nad statutem braliśmy już pod uwagę przepisy nowego Kodeksu Cywilnego. Ustawa o stowarzyszeniach nie będzie już obo- 12 ZWROT | 7/2013 Obowiązujący statut PZKO Kambodża pięć rzeczy, które musicie zobaczyć TEKST I ZDJĘCIA: DAREK JEDZOK Jakiś czas temu znajoma poprosiła nas o stworzenie listy naszych ulubionych miejsc w Kambodży. A więc będzie krótko i na temat – oto one: 1. Kompleks świątynny Angkor – Możecie wyruszyć z: Siem Reap Kambodżańska destynacja numer jeden. Na jej zwiedzanie wypada poświęcić co najmniej jeden dzień, ponieważ najbardziej znane świątynie są oblegane przez tłumy turystów już od wczesnego ranka. W miasteczku Siem Reap, które służy za bazę wypadową, można wynająć nawet na kilka dni kierowcę tuk-tuka, czyli motocyklowego taxi – jeżeli znajdziecie sobie takiego, który w miarę dobrze zna angielski, to świetnie sprawdzi się w roli przewodnika i pokaże wam mniej uczęszczane szlaki, bardziej ustronne świątynie lub zaproponuje inne ciekawe miejsca w okolicy. W drodze powrotnej z Angkoru możecie zatrzymać się w muzeum min lądowych (!) lub małej, ale uroczej farmie motyli. 2. Więzienie Tuol Sleng i Pola Śmierci – Możecie wyruszyć z: Phnom Penh Cokolwiek byśmy nie napisali i tak będzie za mało. Wyprawa do muzeum ludobójstwa i na Pola Śmierci to przytłaczające przeżycie porównywalne do odwiedzin w Oświęcimiu, a nawet jeszcze bardziej smutne, ponieważ 1 Kambodża do dzisiaj pełna jest niezabliźnionych ran. Pomimo tego warto zobaczyć to wszystko na własne oczy. 3. Sanktuarium Phnom Tamao – Możecie wyruszyć z: Phnom Penh Wprawdzie trzeba poświęcić kilkadziesiąt minut na dojazd, ale zapewniamy – warto! Phnom Tamao to lecznica i zoo pod gołym niebem, w którym znajdują schronienie zwierzęta odratowane z przemytu albo ranne w wyniku kontaktu z niewypałami lub pułapkami zastawionymi w dżungli. Niekwestionowaną gwiazdą jest młodziutki Chhouk, który kilka lat temu został pierwszym słoniem na świecie, dla którego skonstruowano protezę nogi. W jednym miejscu można więc zobaczyć wiele zwierząt typowych dla miejscowej fauny, a jednocześnie wesprzeć dobrą sprawę. ZWROT | 7/2013 13 Reportaż 2 4. Bamboo Island – Możecie wyruszyć z: Sihanoukville Potraficie dotrzymać tajemnicy? Ta wyspa, o której dowiedzieliśmy się całkowicie przez przypadek, jest naszym małym, prywatnym rajem na ziemi. Podróż łódką z miasta na wyspę kosztuje kilka dolarów, za kilka kolejnych można na miejscu kupić nocleg w bambusowych chatkach na plaży. Palmy, biały piasek, szafirowa woda ... Podróż na ląd zajmuje jednak kilkadziesiąt minut a na wyspie oprócz kawiarenki nie ma żadnych sklepów. Jeżeli więc chcecie odpocząć bliżej miasta, to zdecydowanie odradzamy plaże w centrum – wybierzcie się na Otres Beach, która znajduje 3 4 4 14 ZWROT | 7/2013 Reportaż 3 się wprawdzie na peryferiach, ale właśnie dzięki temu jest czysta i spokojna, i raczej nie docierają do niej seksturyści i imprezowicze. 5.Lok Lak – Znajdziecie w: prawie każdej knajpce lub stoisku Ok, może to nie jest miejsce, ale i tak zawsze będzie nam się kojarzyło z Kambodżą. Jeżeli jesteście mięsożerni, to na pewno 5 spróbujcie tego pysznego, lokalnego przysmaku. Lok Lak to potrawa przyrządzana najczęściej z kurczaka lub wołowiny z czerwoną cebulą w specjalnym sosie z soku cytrynowego, soli morskiej i pieprzu. Uwaga – wyjątkowo radzimy korzystać z restauracji dla turystów, ponieważ w zestawie dla miejscowych może wam się trafić kurza nóżka z pazurkami. Mówimy z własnego doświadczenia. Jeżeli interesuje Was bliżej któryś z powyższych punktów, to napiszcie do redakcji, możemy opisać go w osobnym artykule, bo zdjęć i notatek mamy pod dostatkiem. A tymczasem do widzenia, czyli – jak mawiają Khmerowie – Leah hai! Galerię zdjęć znajdziecie na Przedeptane.pl 2 ZWROT | 7/2013 15 NAD OLZĄ PRZED STU LATY Partyka i Ropiczka W pierwszych dniach lipca 1913 roku na łamach miejscowej prasy pojawił się kwiecisty – zgodnie z duchem tamtej epoki –anons. Niniejszem mam zaszczyt zawiadomić Szan. P. T. Publiczność Cieszyna i okolicy, iż objąłem z dniem 1-go lipca b. r. restauracyę pod dotychczasową nazwą „Karwińska Piwiarnia” w Cieszynie, Saska Kępa l. 3 i zamieniłem takową na Kawiarnię-restauracyę, urządzając wszystkie lokale z jak najbogatszym komfortem. Powołując się na moją długoletnią praktykę w tymże zawodzie, jestem w miłem położeniu, by moich Szan. P. T. Gości pod każdym względem zadowolić. Najpoczytniejsze gazety wiedeńskie i prowincyonalne znajdują się w wielkim wyborze. Dobra kuchnia i znakomite napoje. Sumienna i szybka obsługa. Polecając się łaskawym względom Szan. P. T. Publiczności, kreślę się z wysokim szacunkiem – Inocenty Partyka. Otwarcie nowego lokalu przez osobę znaną wcześniej cieszyniakom z kawiarni „National”, mieszczącej się na ulicy Szersznika, dawało gwarancję, że nie spotka ich tam niemiła przygoda, która przytrafiła się pewnemu handlarzowi „naczyniem drzewnem”. 16 ZWROT | 7/2013 Otóż wstąpił on do pewnej gospody i – jak pieczołowicie sprawozdawał „Dziennik Cieszyński” – kazał sobie podać szklankę piwa. Wypiwszy je, zapłacił, posługując się 100 koronówką. Resztę 99 K 76 h włożył do pugilaresu, który umieścił w kieszeni surduta, poczem położył się na ławie i zasnął. Obudziwszy się, skonstatował brak pugilaresu. Zawiadomił o zajściu policyę, a tej udało się wprawdzie dojść po nici do kłębka, czyli złapać sprawców kradzieży, lecz niestety nie zdołała oddać poszkodowanemu skradzionych pieniędzy. Sypianie po gospodach jak widać zawsze wiązało się z pewną dozą ryzyka, toteż samotny klient robił zdecydowanie lepiej, jeśli do szklanki piwa brał sobie do poczytania jedną z gazet, które nie tylko u Partyki były „w wielkim wyborze”. Ze szpalt „Dziennika” dowiadywał się wtedy, że Księstwo Cieszyńskie, to jeden z najpiękniejszych kątów Polski. Kraj wdzięczny i miły, a zewsząd ubrany w pogórza, które im dalej ku południu, tem w piękniejsze urastają góry. Są to Beskidy. Ludność Tekst: Jot / Zdjęcia: Marian Siedlaczek NAD OLZĄ PRZED STU LATY w nich polska, szmer drzew polski, całość nasza, rodzima. Goście tylko, zapuszczający się w te przepiękne, uroczne zakątki, byli wyłącznie obcy; obcy też tylko język rozbrzmiewał po górach śląskich. Temu stanowi rzeczy miało zaradzić powstanie w 1910 roku Polskiego Towarzystwa Turystycznego „Beskid”. Samo zorganizowanie się stanowiło jednak dopiero pierwszy krok do zaakcentowania swojej obecności w górach. Kolejnym miało być przełamanie monopolu niemieckiego Beskidenvereinu w prowadzeniu turystycznej bazy noclegowej. Inicjatorem powstania schroniska był pierwszy prezes Towarzystwa Cyryl Ratajski (późniejszy prezydent Poznania i minister spraw wewnętrznych RP), który zakupił parcelę i odstąpił ją „Beskidowi” na ten cel. I tak po wielu perturbacjach udało się wybudować na Ropiczce pierwsze polskie schronisko w Beskidach, które zostało uroczyście otwarte w niedzielę 6 lipca 1913 roku. W imprezie inauguracyjnej wzięło udział około dwóch tysięcy ludzi. Na wyniosłem wzniesieniu, na samym szczycie góry schronisko, piękny budynek w stylu zakopiańskim. Schronisko roi się od ludzi. Obszerna sala jadalna, pokoiki na górze, weranda, wszystko przepełnione, a tłumy ludzi ciągną i ciągną. Tłum różnobarwny, żywy, rozochocony. Atmosfera swobodna, miła, wolna od trosk i kłopotów dnia codziennego. Na ogromnej polanie od szczytu ku południowi wszędzie zabawa i miła rozrywka i najrozmaitsze gry towarzyskie, zabawa taneczna, swobodne używanie przepięknych widoków a przytem raczenie się ciepłymi promieniami słonecznymi – pisał korespon- dent „Dziennika”. Zabawę ogólną urozmaicają śpiewy, z których wyszczególnia się śpiew chóru dziewcząt z Gutów pod kierownictwem p. Sikory. Muzyka przygrywa niestrudzenie a niezmordowany p. Szotkowski z Mnisztwa w barwnym stroju górala szerzy wszędzie zaraźliwą wesołość. O trzeciej po południu rozpoczęła się ceremonia otwarcia. Odśpiewał najprzód chór młodzieży pod kierownictwem p. Hławiczki młodszego odpowiednią kantatę, poczem ks. prof. Grim i p. pastor Kulisz dopełnili aktu religijnego poświęcenia i przemówili obaj słowami pełnemi poezyi, z których przebijało się gorące zamiłowanie do naszego pięknego kraju i jeszcze piękniejszych naszych gór. Odczytano telegramy gratulacyjne, które skierowali na ręce „Beskidu” m.in. Towa- rzystwo Tatrzańskie z Krakowa, Pohorská jednota „Radhošť” oraz – co mogło wywołać zaskoczenie zebranych – Beskidenverein, dla którego rozwój polskiego ruchu turystycznego na Śląsku Cieszyńskim stanowił wszak nie lada konkurencję. Natomiast bardzo gorąco zostało przyjęte przemówienie p. Kawuloka, sałasznika i członka spółki pastwiskowej na Ropiczce. P. Kawulok jako najbliższy sąsiad wyraził radość z powodu wybudowania schroniska i zaznaczył, że to będzie powrozem, łączącym ludność góralską z inteligencyą polską. W prostych, a rozumnych słowach tych tkwiła siła i pewność siebie, chłopa polskiego. „Jesteśmy tu panami u siebie i pójdziemy razem z Wami, ucieszeni, żeście do nas przybyli.” Od tego momentu Ropiczka przeżywała istne oblężenie, do schroniska przybywali turyści z całego Śląska Cieszyńskiego, wycieczka szła za wycieczką. W tym tłumie wędrowców zdarzało się, że ktoś coś zgubił, a ktoś znalazł, choćby – jak podawała „Gwiazdka Cieszyńska” – zegarek w sobotę, 19. b. m. na drodze z Trzycieża na Ropiczkę i można go odebrać u przełożeństwa gminy w Pogwizdowie przy Cieszynie. Pierwsze polskie schronisko w Beskidach długo niestety turystom nie służyło. W pięć lat później spłonęło, a na jego miejscu w 1924 Klub Českých turistů postawił swój przybytek. Natomiast „Kawiarnia-restauracja Partyka”, mimo kilkukrotnej zmiany właścicieli i przemianowaniu na „Hubertusa”, trzyma się dzielnie, a oferowane tam klientom piwo warzone jest raptem kilkanaście kilometrów od Ropiczki. ZWROT | 7/2013 17 Osobowość miesiąca Z HARCERSKIM RODOWODEM Aż do 11 września oglądać można w siedzibie Kongresu Polaków w Czeskim Cieszynie wystawę „Na harcerskich szlakach”, przygotowaną przez Ośrodek Dokumentacyjny KP oraz Harcerstwo Polskie w Republice Czeskiej (HPC). W 2012 r. minęło sto lat od powstania harcerstwa polskiego na terenach dzisiejszego Zaolzia. Jedną z osób zaangażowanych w organizację wystawy jest harcmistrz Stefania Piszczek. Przez dziesiątki lat związana z HPC pamięta kolejne etapy powojennych dziejów tej organizacji. Podkreśla jednak, że cała jej rodzina zaangażowana była w działania harcerskie. Pragnie, by przede wszystkim przypomnieć tych, którzy odeszli już na wieczną wartę. Jej teścia Józefa Piszczka, którego nie zdążyła poznać, a który był zacnym człowiekiem, zasłużony działaczem, wzorem harcerza. A także męża harcmistrza Mieczysława Piszczka, który zmarł w październiku ubiegłego roku. TEKST: CZESŁAWA RUDNIK Komendant HPC Józef Piszczek, urodzony 18 października 1902 r. w Karwinie, był absolwentem Polskiego Gimnazjum Realnego w Orłowej i Szkoły Przemysłowej w Karwinie, gdzie w 1925 r. zdał maturę. Pracował najpierw jako ślusarz w kopalni, potem był pomocnikiem kancelaryjnym m.in. w polskim konsulacie w Ostrawie, a od 1930 r. sztygarem maszynowym w karwińskich kopalniach. Do harcerstwa wstąpił w wieku 14 lat. Po dwóch latach awansował na zastępowego, a w 1921 r. – już w nowym państwie czechosłowackim – został drużynowym I Męskiej Drużyny im. Tadeusza Kościuszki w Karwinie. Harcmistrz Józef Piszczek. 18 ZWROT | 7/2013 2 lutego 1924 r. mianowany został kierownikiem hufca harcerskiego na obszar Czechosłowacji. Trzeba dodać, że statut Harcerstwa Polskiego w Czechosłowacji Ministerstwo Spraw Wewnętrznych zatwierdziło dopiero w czerwcu 1924 r. 7 września 1925 r. został hufcowym w Karwinie i członkiem Komisji Stopni przy Głównej Komendzie HPC, zaś 8 października 1926 r. przybocznym głównego komendanta i wizytatorem drużyn. Zorganizował wyprawę harcerzy Śląska Cieszyńskiego na Zlot Skautów Słowiańskich w Pradze i przewodził jej od 27 czerwca do 2 lipca 1931 r. W latach 1934–1935 był głównym komendantem HPC. Kierował wyprawą HPC na Zlot Jubileuszowy ZHP w Spale w 1935 r. Po przyłączeniu Zaolzia do Polski naczelnik ZHP rozkazem z 10 grudnia 1938 r. awansował go do stopnia harcmistrza. Józef Piszczek działał też w Macierzy Szkolnej, ochotniczej straży pożarnej, kierował zespołem chóralnym. W uznaniu zasług władze Rzeczypospolitej Polskiej w 1934 r. odznaczyły go srebrnym Krzyżem Zasługi, a w 1939 r. Krzyżem Niepodległości. W 1995 r. prezydent RP pośmiertnie uhonorował go medalem „Za udział w wojnie obronnej 1939”. W 1931 r. Józef Piszczek zawarł związek małżeński z Janiną Kobiela, również działaczką harcerską, założycielką Żeńskiej Drużyny Harcerskiej im. Marii Rodziewiczówny w Karwinie i pierwszą hufcową karwińskich drużyn żeńskich (1929–1931). Mieli syna Mieczysława i córką Jadwigę. Szczęście rodzinne przerwała w 1939 r. okupacja hitlerowska i ucieczka na wschód. W marcu 1940 r. Józef Piszczek aresztowany został we Lwo- Harcmistrz Stefania Piszczek. wie przez NKWD i wywieziony w głąb Związku Sowieckiego. W 1947 r. wyrokiem Sądu Powiatowego w Karwinie uznany został za zmarłego. Podobnie nieznane są losy wojenne i okoliczności śmierci szwagra Józefa Piszczka – Rudolfa Zdzisława Kobieli z Karwiny, gorącego patrioty i działacza społecznego, znanego przede wszystkim jako autora książek „Dowody polskości Śląska Cieszyńskiego” (1930) i „Prawda o Cierlicku” (1934), wydanych pod pseudonimem Wiesław Wojnar. Udało się natomiast powrócić do domu rodzinnego w czerwcu 1940 r. siedmioletniemu wtedy synowi Józefa – Mieczysławowi Piszczkowi, który towarzyszył ojcu w ucieczce na Wschód. Chłopcem zaopiekował się i doprowadził z wojennej tułaczki do domu mieszkaniec Karwiny. Druh naczelnik Dzieci Józefa Piszczka kontynuowały harcerskie dzieło swego ojca. Jadwiga była członkiem i drużynową żeńskiej drużyny harcerskiej w Stonawie. Mieczysław rozpoczął pracę w harcerstwie tuż po wojnie jako kilkunastolatek. Urodził się 17 stycznia 1933 r. w Karwinie, ale jeszcze przed wojną rodzina przeprowadziła się do nowego domu w Stonawie. Ukończył Polskie Gimnazjum im. J. Sło- Osobowość miesiąca List mianowania Józefa Piszczka harcmistrzem. wackiego w Orłowej, studia geodezji w Wojskowej Akademii Technicznej w Brnie i podyplomowe w ostrawskiej Wyższej Szkole Górniczej. Był geodetą, mierniczym, a od 1976 r. aż do emerytury przewodniczącym Miejscowej Rady Narodowej w Stonawie. W 1956 r. ożenił się ze Stefanią Domasłowską, która pracowała w harcerstwie razem z mężem. W HPC doszedł aż do funkcji naczelnika. Było to w latach 1968–1970. W 1968 r. odby- ły się pierwsze po dwudziestu latach obozy, powstawały drużyny harcerskie we wszystkich zaolziańskich szkołach, spotykano się na zlotach i złazach. Niestety krótki czas entuzjazmu i optymizmu zakończył okres normalizacji. Chociaż oficjalnie harcerze musieli zakończyć działalność i ponownie zostali pionierami, naczelnictwu HPC udało się wywalczyć pewną autonomię – powstały komisje powiatowe i okręgowa do spraw polskich drużyn i szczepów pionierskich. Mieczysław Piszczek został szefem komisji dla powiatu karwińskiego. Harcmistrz Piszczek działał także w PZKO, przez dwie kadencje był członkiem Plenum ZG, przewodził stonawskim pezetkaowcom. Zaangażowany był w Stonawie w Związku Umundurowanych Górników i w organizacji sportowej, był sędzią szachowym. Za swoją pracę otrzymał liczne odznaczenia, m.in. odznaki PZKO i harcerskie: Krzyż 85-lecia Harcerstwa na Śląsku Cieszyńskim, Złotą Odznakę Przyjaciół Harcerstwa, Złoty Krzyż za Zasługi dla ZHP. Harcerskimi metodami – Kiedy po II wojnie światowej odradzało się HPC, już jako uczennica od 1947 r. należałam do harcerstwa. Nie było wtedy samodzielne, ale zostało sekcją Stowarzyszenia Młodzieży Polskiej – wyjaśnia Stefania Piszczek, żona Mieczysława. Niedługo potem, bo już na początku lat 50., SMP zostaje włą- czone do Czechosłowackiego Związku Młodzieży, zamiast harcerstwa powstaje organizacja pionierska. – Mieliśmy w Stonawie Szczep im. Mikołaja Kopernika. Jako nauczycielka byłam zobowiązana prowadzić „Pioniera”, ale pracowało się metodami harcerskimi – zapewnia. – Zamiast dzisiejszych stopni harcerskich były tzw. szlaki, ale wymagania podobne. Jeśli chodzi o pozdrowienie „Bądź gotów”, to kiedyś używano go i w harcerstwie. W 1968 r., kiedy ponownie mogło zaistnieć HPC, dopiero składała przyrzeczenie harcerskie, a równocześnie instruktorskie. – Bo przecież potrzeba czasu, żeby przygotować harcerza do przyrzeczenia, a w 1949 r. już nie zdążyłam, bo harcerstwo zlikwidowano. Później pracowałam jako instruktor, prowadziłam drużyny, mam na swoim koncie bardzo dużo obozów – wyjaśnia. Obozy harcerskie, w których uczestniczyła, a potem była komendantką, odbywały się także w Polsce, np. w Olzie, Siewierzu, Ustroniu, Magurce Łodygowickiej, Gołdapiu, Suchej Beskidzkiej. To działo się w latach 1968–1970, a potem po 1989 r., kiedy po zmianach ustrojowych w warunkach demokratycznych mogło ponownie odrodzić się HPC. – Nasza drużyna w Stonawie powstała już w 1989 r., była to pierwsza drużyna zuchowa. Choć nie było jeszcze zjazdu harcerskiego, my już mieliśmy zuchy – opowiada druhna Piszczek. – Niedłu- Legitymacja Józefa Piszczka z 1921 r. ZWROT | 7/2013 19 Osobowość miesiąca cerskie mamy w Stonawie – dodaje drużynowa – niestety, nie ma dzieci. Posłuszni prawu harcerskiemu Legitymacja Mieczysława Piszczka z 1950 r. Fot. Zbiory Ośrodka Dokumentacyjnego KP go po aksamitnej rewolucji zorganizowaliśmy wigilijkę, na której obecni byli też rodzice. I mąż zwrócił się do nich. Stwierdził, że jest możliwość odrodzenia HPC, opowiedział o nim, o zuchach, harcerzach. I otrzymaliśmy od razu od rodziców zgodę na utworzenie drużyny zuchowej. Obietnica zuchowa odbyła się w 1990 r. w Koszarzyskach. Początkowo drużynę w Stonawie prowadziła Michaela Czap (obecnie Šafránek), Stefania Piszczek była opiekunką. Później sama przejęła drużynę. Kiedy dorosła jej wnuczka Mariola, ona poprowadziła drużynę. Ale kiedy wyszła za mąż, jej obowiązki w drużynie zuchowej przejęła znowu babcia. Jednak w 2011 r. rozwiązano drużynę. Nie pomogło nawet istniejące w Stonawie Koło Przyjaciół HPC. – Chociaż takie bogate tradycje har- W Stonawie do polskiej szkoły w minionym roku szkolnym zapisanych było raptem 7 uczniów, mała jest więc nadzieja na stworzenie drużyny zuchowej. Ale w innych zaolziańskich miejscowościach też nie jest z HPC najlepiej. Kadra to kilku zapaleńców, a wszystkich harcerzy na Zaolziu jest dwustu. Co powoduje, że maleje zainteresowanie działalnością harcerską? – Małe dzieci chętnie wstępują do HPC – odpowiada hm Piszczek. – Bo okres zuchowy jest zupełnie inny od harcerskiego, wszystkie zajęcia prowadzone są formą zabaw, dostosowanych do zdobywania stopni zuchowych. Problemem jest brak kadry. Nie ma kto tych dzieci prowadzić. Jest to praca społeczna, trudna, wymagająca wielu godzin poświęceń. I trzeba mieć zamiłowanie do pracy z dziećmi, z młodzieżą. Kiedy nasi zastępowi czy drużynowi odchodzą na studia, zazwyczaj przestają działać w HPC. Nim ich następcy wdrożą się do tej pracy, zdążą dorosnąć i znowu odchodzą. Historia się powtarza. – Poza tym dzieci, zwłaszcza starsze – zastanawia się – mają bardzo mało czasu na poświęcanie się pracy w harcerstwie. Wolą siedzieć przy komputerze niż na łonie przyrody, ale mają też wiele innych dodatkowych zajęć, kółek zainteresowań. Jednym z powodów braku zainteresowania harcerstwem jest też postawa rodziców. Harcerze z 1968 r. wychowywali jeszcze swoje dzieci w tym duchu, ale reszta już nie zaangażowała się i nie wszczepiła dzieciom idei har- Drużyna zuchowa Słoneczne Promyki ze Stonawy z hm Stefanią Piszczek w 2011 r. Fot. Zbiory S. Piszczek 20 ZWROT | 7/2013 cerskich. A tymczasem przez lata zmieniały się struktury harcerskie, ale idea pozostała. W harcerstwie są pewne niezmienne zasady, których trzeba przestrzegać. Może rodzice nie uświadamiają sobie tego, że w harcerstwie uczy się posłuszeństwa, patriotyzmu, przywiązania do ziemi ojczystej, do rodziny. – W 1989 r. nastąpił wielki zryw harcerski, wszyscy chcieli być harcerzami – wspomina. – Zakładano drużyny w szkołach. Pamiętam, jak mąż dostał list od uczniów z Karwiny Frysztatu, gdzie nie było jeszcze HPC, z prośbą. Dzieci zazdrościły szkole w Karwinie Nowym Mieście, gdzie istniała już drużyna harcerska, i chciały wiedzieć, co mają robić, by zostać harcerzami. Początkowo, po 1989 r., kiedy było jeszcze więcej kadry, organizowano kursy zastępowych, drużynowych. Wyjeżdżano do Polski. Mój syn był na takim kursie w Chorzowie. Moja wnuczka uczestniczyła w sześciotygodniowym kursie w Bieszczadach, bardzo sobie to chwaliła. Po 1989 r. w okresie największego rozkwitu w najnowszych dziejach harcerstwa na Zaolziu odbywały się zloty, złazy, zgrupowania, latem zuchy i harcerze rozbijali obozy, popularnością cieszył się Festiwal Piosenki Harcerskiej. Ale w końcu po tej euforii zaczęło harcerzy ubywać. – Pozostali tylko ci, którzy chcą i potrafią realizować cele harcerskie i są posłuszni prawu harcerskiemu – twierdzi hm Piszczek, kiedyś członek Komendy Zuchowej. Starszyzna harcerska Obecnie angażuje się Stefania Piszczek w Harcerskim Kręgu Seniora Zaolzie. Jest jego członkiem od 1989 r. W 2004 r. objęła Odznaczenie dla Stefanii Piszczek na Zlocie 10-lecia w Koszarzyskach w 2000 r. Fot. Archiwum Naszej Gazetki Osobowość miesiąca Druh naczelnik Mieczysław Piszczek. przewodnictwo po Władysławie Szteblu. Ciekawa jest historia powstania HKS Zaolzie, który w zeszłym roku obchodził już swoje 35-lecie. – Kiedy było zakazane harcerstwo, przedwojenni harcerze postanowili się spotykać, nielegalnie – opowiada. – Pierwsze spotkanie odbyło się w 1977 r. w Muzeum Huty Trzynieckiej, wtedy zawiązał się krąg przedwojennych działaczy. Wytyczyli sobie cele, że będą się spotykać, zbierać materiały, opracowywać dokumen- tację, prowadzić kroniki. Zbierali się na wigilijkach, wiosennych spotkaniach w domach prywatnych. Zaczęli nawiązywać kontakty z seniorami z Polski. Najpierw, już przed 25 laty, z HKS Skaut z Radlina. Radliniacy często przyjeżdżali i zwiedzali Zaolzie. Potem był HKS Korzenie z Cieszyna, Orla Brać z Bielska-Białej i Czarne Diamenty z Rybnika. Współpraca ciągle się rozwija, harcerze odwiedzają się, zapraszają na swoje akcje. HKS Zaolzie organizuje ciekawe akcje, mają zbiórki, wycieczki. – Członków niestety ubywa, bo co roku umierają, a nowych nie ma – mówi przewodnicząca. – Z początkowej liczby 50 pozostało nas 12 osób. W Polsce jest to rozdzielone na seniorów i starszyznę harcerską. Seniorzy to młodsza grupa, mają od 55 lat wzwyż. A my tu na Zaolziu jesteśmy już właściwie starszyzną harcerską, bo wszyscy mamy więcej niż 70 lat. Spadkobiercy tradycji W rodzinie spadkobierców tradycji harcerskich Józefa Piszczka pracę jego dzieci kontynuowały najpierw wnuki. Jerzy był harcerzem od 1968 r., pełnił funkcję zastę- powego. Wnuczka Małgorzata należała do harcerstwa od 1968 r., nadal aktywnie uczestniczy w działaniach harcerskich, jest członkiem Komisji Rewizyjnej przy Radzie Naczelnej HPC. Wraz z mężem Janem byli członkami Koła Przyjaciół HPC w Stonawie. Wnuk Marian, w harcerstwie od 1990 r., był drużynowym, członkiem Rady Naczelnej HPC, zastępcą naczelnika. Jego żona Lenka jest współzałożycielką i drużynową harcerskiej drużyny Wielka Niedźwiedzica w Karwinie Frysztacie. Także prawnuki Mariola i Adam połknęły harcerskiego bakcyla, są członkami HPC od 1990 r. Mariola była namiestnikiem zuchowym, członkiem Rady Naczelnej HPC, prowadziła dwie drużyny zuchowe. Adam był przybocznym w drużynie harcerskiej Błękitna Jedynka w Karwinie Nowym Mieście i drużynowym w Stonawie. Najmłodsza generacja to praprawnuki Kubuś i Magdzia, którzy podczas uroczystego witania nowych mieszkańców Stonawy otrzymali od przedstawicieli Koła Przyjaciół HPC chusty zuchowe stonawskiej drużyny. Z nadzieją, że i oni staną się kontynuatorami ruchu harcerskiego na Zaolziu. n Miejscowe Koło PZKO GUTY serdecznie zaprasza na 46. TRADYCYJNE DOŻYNKI ŚLĄSKIE w niedzielę 25 sierpnia 2013 w ośrodku PZKO w Gutach Korowód dożynkowy wyruszy od przystanku końcowego o godz. 13.00 Gazdowie: Bogusław i Anna Kokotkowie Program kulturalny • widowisko dożynkowe w wykonaniu Zespołu Tanecznego „OLDRZYCHOWICE” • Zespół Regionalny „Zaolzi” • Zespół Folklorystyczny „Górole” • Zespół Regionalny „Bierowianie” (Polska) • orkiestra dęta „JABLUNKOVANKA” * Zabawa ludowa *Atrakcje * Kuchnia śląska od godz. 11:00 *Loteria dożynkowa Komitet Organizacyjny wszystkich serdecznie zaprasza ZWROT | 7/2013 21 REGION Janusz Ondraszek na scenie i poza sceną Z Januszem Ondraszkiem, reżyserem wędryńskiego Zespołu Teatralnego im. Jerzego Cienciały rozmawiam z okazji tegorocznego jubileuszu 110-lecia zespołu. Tekst: Anna Mitrenga/ zdjęcia: archiwum Pamięta Pan swoje pierwsze aktorskie doświadczenie? Pierwszy raz zagrałem, kiedy miałem 10 lat. Była to „Wojnarka“ Aloisa Jiráska. Pokazałem się w roli Jantka, syna Magdaleny Wojnarowej, którą zagrała moja mama. Co zainteresowało Pana w teatrze? Rodzice grali, więc może po części jest to tradycja rodzinna. Miałem też wspaniałą grupkę kolegów, z których stali się profesjonalni aktorzy, np. Wanda Michałek, Bogdan Kokotek, Przemek Branny. Kiedyś nie było komputerów, ten czas, który dzisiaj spędza młodzież przed monitorem my mogliśmy poświęcić sztuce. Braliśmy udział w tzw. „Melpomenkach”, czyli przeglądach małych form teatralnych w ramach PZKO, które były bardzo lubiane przez młodzież. Później zafascynowałem się pantomimą, zdobyłem „Laur Melpomenkowy”. I wreszcie przyszła pierwsza samodzielna reżyseria sztuki Adama Grzymały-Siedleckiego pt. Spadkobierca. Robiłem to z pasją, zawsze tak było, to moje hobby. Jak pan został reżyserem? W zespole gram od 10 roku życia, ale z przerwami. Nieco później zostałem członkiem Klubu Młodych PZKO w Wędryni. Tam zaczęły się małe formy sceniczne. Dopiero po wojsku i przygodzie z pantomimą zagrałem w naszym teatrze. Nigdy nie bałem się 22 ZWROT | 7/2013 powiedzieć swojego zdania. Później, kiedy reżyser Jurek Cienciała szukał swojego następcy, wybrał mnie, no i postanowiłem spróbować. Ile wyreżyserował pan sztuk? Łącznie ze „Słomkowym kapeluszem“ mam na koncie 24 sztuki. Corocznie wystawiana jest jedna sztuka nowa, a czasami powtarzamy inne, starsze. Według potrzeby i okoliczności. Podczas jubileuszy czy innych ważnych wydarzeń dostosowujemy się tematycznie. Jaki typ sztuki najczęściej występuje w repertuarze? Komedie czy tragedie? Najczęściej są to komedie. Najlepsze są sztuki, w których akcja szybko się toczy, w ten sposób uwydatnia się komizm. Publiczność ogólnie bardziej lubi komedie, ale gramy też sztuki poważne i tragedie, chociaż nie tak często. Nasza publiczność lubi emocje. Spróbowaliśmy też zagrać np. Szekspira. Jednak ja wolę przedstawiać mniej znane dramaty. Co pana inspiruje w wyborze sztuki? Dużo czytam. No i oczywiście w internecie można dzisiaj znaleźć wszystko. (śmiech) Ogólnie, o tym czy wezmę jakąś sztukę na warsztat decyduje wiele czynników, np. możliwości czasowe, charakterystyka postaci, dobranie odpowiednich bohaterów itd. Ostatnio bardzo mnie ciekawią sztuki polskiej tłumaczki Rubi Birden. Czy próbował pan napisać swoją sztukę? W szkole średniej, kiedy byłem członkiem Klubu Młodych PZKO, braliśmy udział w „Melpomenkach”. Wtedy wraz z Romanem Bujokiem napisałem sztukę pod tytułem „Nie”. Sam pisałem tylko scenariusze do własnych spektakli pantomimicznych, których było około 20. Ważne było dla mnie, że się przy tym dobrze bawiłem i publiczność zawsze pozytywnie odbierała moje spektakle. Aktualnie mam w szufladzie jakieś próby klasycznych scenariuszy, ale niestety z powodu braku czasu powracam do nich tylko sporadycznie. I nie zawsze jest do dyspozycji odpowiednia nuta twórcza. Wiadomo, że gracie nie tylko w Wędryni. Jakie inne miejsca zwiedziliście? Oprócz Wędryni tradycyjnie występujemy w PZKO w Lesznej, ale graliśmy również w Orłowej, Stonawie, Gródku, Mostach koło Jabłonkowa, itd. W Polsce zagraliśmy m. in. w Goleszowie (partnerska wioska Wędryni), Rzeszowie, Wodzisławiu Śląskim, na Ukrainie we Lwowie, ale to już w ramach festiwali i przeglądów. Jakich na przykład? Stowarzyszenie „Wspólnota Polska“ organizowała w Rzeszowie Spotkania Teatrów Pol- REGION skich z Zagranicy, gdzie zostaliśmy kilka razy zaproszeni. Z Lwowa przyjęliśmy po raz drugi zaproszenie tamtejszego Ludowego Teatru Polskiego, który organizuje Polską Wiosnę Teatralną, gdzie prezentują się polskie teatry z zagranicy. W tym roku jesienią jesteśmy zaproszeni jeszcze na Litwę do Wilna. Jakie zdobyliście nagrody? Mamy na koncie Medale Wspólnoty i prawie wszystkie nagrody związkowe PZKO. Ilu członków liczy zespół? Połowę Wędryni. (śmiech) Oczywiście żartuję, zespół liczy około 25 stałych członków. Ludzie przychodzą i odchodzą z różnych powodów, np. kobiety wybierają się na urlopy macierzyńskie i muszą się poświęcić rodzinie. Zawsze chętnie przywitamy nowe twarze. Jesteśmy otwarci na współpracę. Trzeba mieć specjalny talent, żeby grać w waszym zespole? W jaki sposób zdobywa pan nowych aktorów? Oczywiście trzeba mieć talent, ale nie wszyscy sobie uświadamiają, że go mają. Trzeba go dopiero odkryć. Najczęściej widzę interesującego człowieka i pytam go, czy nie zechciałby zagrać w naszym zespole. Po latach praktyki potrafię wykryć, czy ktoś się do tego nadaje. Pomimo tego każda postać jest specyficzna, więc trzeba dobrać odpowiednią osobę, która będzie do konkretnej roli pasowała. Na teatrze amatorskim najbardziej podoba mi się to, że to jest czyste aktorstwo płynące prosto z serca, niczym niezepsute. Czy grają też dzieci? Ile lat ma najstarszy i najmłodszy członek zespołu? Oczywiście, na scenie pojawiają się wszystkie kategorie wiekowe. Od małych dzieci, po emerytów. Nie pamiętam jednak wieku najmłodszego i najstarszego członka. Najmłodsi znajdują się wśród dzieci z podstawówki a najstarsi są wśród emerytów. Jak działa zespół? Próby odbywają się przeciętnie raz w tygodniu, trwają minimalnie dwie godziny i przebiegają intensywnie. Według potrzeby spotykamy się częściej, np. bezpośrednio przed premierą nawet trzy razy w tygodniu. Na opracowanie jednej sztuki przeciętnie przypada 20–25 prób. Nowy sezon zawsze zaczyna się z początkiem nowego roku. Podczas wigilijki przedstawiam sztukę, którą chciałbym zrealizować w następnym sezonie. Czy jest kronika zespołu? Są dwie kroniki: starsza, umieszczona w Czytelni, która prowadzona była od powstania zespołu a kończy się na setnej rocznicy teatru. Nowsza, powstała przed dziesięciu laty a prowadzi ją Renata Konstankiewicz (z domu Ondraszek), która też w swoim czasie była aktywną, wspaniałą aktorką i wierzę, że znowu z nami zagra. W kronikach są udokumentowane poszczególne spektakle, co do nazwy i obsady oraz różne wydarzenia związane z zespołem. Zahaczyliśmy o przeszłość, czy przypomina sobie pan jakieś ciekawe historyjki, które wydarzyły się podczas wyjazdów albo prób? Pamiętam, jak zapomniałem tekstu podczas pewnego przedstawienia w Rzeszowie. Wydawało mi się, że godzinę trwało, zanim dotarł do mnie głos suflera, chociaż wszyscy przekonywali mnie, że to było zaledwie kilka czy kilkanaście sekund. Ze starszych epizodów przypominam sobie, jak pewna starsza aktorka siedziała na scenie pod zegarem. W pewnym momencie zegar spadł jej na głowę i ona pomyślała, że przypłaci to życiem. Na szczęście nic jej się nie stało. Potem jeszcze jedną taką przygodę pamiętam, jak pewien aktor na jedno ucho znacznie niedosłyszący, stał odwrócony właśnie tym uchem do suflera i ciągle nie słyszał podpowiedzi. W końcu mówi oburzony: „No doczkóm sie w końcu tej podpowiedzi, czy ni!?”. Takie rzeczy jak zapomniany czy pomylony tekst zdarzają się bardzo często. Czasami w dialogach stara się drugi rozmówca podpowiadać, o ile zna ten scenariusz. Niekiedy mają lukę obaj aktorzy. Teatr jest wielką improwizacją. Powróćmy do teraźniejszości. Jak uczciliście tegoroczny jubileusz? Na samą imprezę jubileuszową, która odbyła się 4 maja w Czytelni, miała duży wpływ wizyta Bogdana Borusewicza (Marszałek Senatu RP) i Milana Štěcha (przewodniczący Senatu RC) wraz z liczną grupą senatorów i innych zacnych gości. Podczas imprezy wystąpili też „Gimnaści“ jako dodatkowy punkt programu. Nasza gmina w ten sposób mogła zaprezentować, jak pielęgnujemy i utrzymujemy polskie tradycje. Wkrótce się okaże, czy przyniesie to jakieś efekty. Z drugiej strony składam dodatkowe podziękowanie pani Konsul Annie Olszewskiej za takie przyjemne zamieszanie w formie zaproszenia zacnych gości. Sam spektakl jubileuszowy oglądało niespełna tysiąc widzów (w Czytelni ok. 600, w Rzeszowie i Lwowie ok. 400). Jak rysuje się najbliższa przyszłość? Jesienią planujemy zagrać w Istebnej, a pod koniec listopada, o ile zdobędziemy środki finansowe, chcielibyśmy wyjechać do Wilna. No i przed nami wybór nowego spektaklu. n ZWROT | 7/2013 23 REGION Chorągiew księcia Adama Wacława z 1605 roku skrupulatnie przechowywana jest w zbiorach muzealnych. Chorągiew księcia Adama Wacława TEKST: Emilia Świder / ZDJĘCIA: ARCHIWUM MUZEUM Do bardzo cennych i jednocześnie efektownych zabytków związanych z cieszyńskimi Piastami, które skrupulatnie przechowywane są w zbiorach Działu Historii Muzeum Śląska Cieszyńskiego w Cieszynie, bezsprzecznie należy chorągiew księcia Adama Wacława. Ciekawa historia wiąże się z tym, w jaki sposób trafiła ona do cieszyńskiej placówki muzealnej. Rąbka tajemnicy na ten temat uchyliła historyk muzeum Irena French. – To najstarszy z zachowanych na Śląsku Cieszyńskim zabytków tego typu i jednocześnie jedyny związany z Piastami cieszyńskimi. Chodzi o najcenniejszy zabytek prezentujący herb Piastów cieszyńskich – krótko i treściwie charakteryzuje eksponat pani Irena. Zabytek jednak nie od razu należał do muzeum w Cieszynie. – Znaleziony został na poddaszu jednej z kamienic w Morawskiej Ostrawie pod koniec 1942 roku. Ile lat przeleżał na strychu, właściwie nie wiadomo. Wiadomo jednak, że proporzec przeka- 24 ZWROT | 7/2013 zany został do Archiwum Miejskiego Morawskiej Ostrawy. Tam zobaczył go i zidentyfikował Viktor Karger, ówczesny kustosz muzeum cieszyńskiego, który poinformował o tym odkryciu burmistrza Cieszyna w liście z dnia 12 grudnia 1942 roku. List zachowany jest w Archiwum Zabytkowym Muzeum Śląska Cieszyńskiego – opowiada French. – Viktor Karger rozpoczął wówczas starania o pozyskanie tego cennego zabytku do zbiorów Muzeum w Cieszynie. Świadczy o tym jego korespondencja z dyrektorem Archiwum Miejskiego Morawskiej Ostrawy, dr Juliusem Klitznerem, traktująca o wymianie obiektów. W efekcie 12 sierpnia 1943 roku drogą wymiany z Archiwum Miejskim Morawskiej Ostrawy za norymberski inkunabuł „Jus municipale Moravicum” z roku 1498, Viktor Karger pozyskał proporzec do zbiorów cieszyńskiego muzeum – kończy opowiadanie o losach tego niezwykłego znaleziska Irena French. Chorągiew Księstwa Cieszyńskiego o wymiarach 160 x 300 cm pochodzi z 1605 roku. A jak wygląda? – Chorągiew malowana jest obustronnie, złożona z prostokątnego płata błękitnego jedwabnego adamaszku o motywach kwiatowo-roślinnych, zakończonego dwoma trójkątnymi językami. Głębokość wcięcia pomiędzy językami jest mniej więcej równa połowie długości płata. Na bławacie majestatyczny piastowski orzeł w koronie otoczony wawrzynowym wieńcem. Orzeł malowany jest czystym złotem, podmalowany laserunkowo farbą olejną w kolorze brązowym, z czerwonym wysuniętym językiem. Wieniec malowany jest ciemnymi farbami olejnymi. Pod skrzydłami widnieje data 1605 (16 / 05). Bławat obszyty został w większości zachowanymi żółto-błękitnymi jedwabnymi frędzlami – opisuje wygląd sztandaru historyk. Chorągiew poddana została konserwacji. Ostatnia odbyła się w Warszawie w latach 1990–92, gdzie zabytek został oczyszczony, usunięto cery, uzupełniono ubytki tkaniny, przeprowadzono zdublowanie na gęsty jedwabny szyfon. Ponadto chorągiew zabezpieczona została poprzez przy- PO NASZYMU krycie krepeliną i doszyta została tuleja do zawieszania. Jak wspomina Irena French, chorągiew należała do księcia cieszyńskiego Adama Wacława, urodzonego w 1574 roku, zmarłego w roku 1617, rządzącego samodzielnie od 1595 roku aż do śmierci, jedynego z Piastów cieszyńskich, który parał się rzemiosłem wojennym. – Adam Wacław brał udział w III wojnie austriacko-tureckiej, walcząc oczywiście w służbie Habsburgów, swoich lennych zwierzchników (Księstwo Cieszyńskie było lennem Korony Czeskiej od 1327 roku). W 1605 roku został mianowany dowódcą wojsk śląskich, by walczyć z powstaniem Stefana Bocskaya na Węgrzech. W związku z tym być może jest to chorągiew wojenna upamiętniająca tę misję wojskową. Adam Wacław mimo rozlicznych długów znany był z zamiłowania do przepychu, rozrzutności i ostentacji. Chorągiew jest świetnym tego przykładem. Zabytek jest najbardziej efektownym barwnym wyobrażeniem herbu Piastów cieszyńskich. Dla odróżnienia od ich polskich kuzynów, używających białego orła na czerwonym tle, herb Piastów cieszyńskich przedstawiał złotego orła na błękitnym tle – tłumaczy historyk. Po wygaśnięciu linii Piastów cieszyńskich herb pozostał znakiem Księstwa Cieszyńskiego i po raz ostatni pojawił się na pieczęciach Rady Narodowej Księstwa Cieszyńskiego w latach 1918–21. Po kilkudziesięcioletniej przerwie nawiązał do niego ustanowiony w 1999 roku herb Powiatu Cieszyńskiego. Nie odpowiadał on jednakże w pełni zasadom heraldyki i dlatego po dwunastu latach jego wyobrażenie zostało nieco zmienione, zgodnie z projektem znanego polskiego weksylologa, Alfreda Znamierowskiego, autora publikacji „Pieczęcie i herby Śląska Cieszyńskiego”. n Herb Powiatu Cieszyńskiego zatwierdzony w 2011 r. Ło nocnicach Za starych czasów, a aji jeszcze po wojnie, jak nie jeździło kupa aut a nie lotały eroplany, tak było wszyndzi cicho. Przez połednie wszyscy łobiadwali, jak mieli co a wieczór se chodziło wczas spać, bo petrol był drogi. Jak człowiek szesł kajsi sóm, tak widzioł rozmaite dziwy. Kupa ludzi sie aji boło tego, co widzieli. Roz to był utopiec, czili wasermón, inszi roz rusałka albo krasnoludek. W nocy góniły błyndne ogniki, kierym se mówi nocnice. W łóżku nikierych dusiły sotóny a nikiedy kajsi w cichym miejscu popadły a skokały po polecach. To się potym trza było przikryć gunióm albo miechym, aby se jim ubrónić. Roz też tata w niedziele powiadali, że pujdóm łodwiedzić ujca z Bukowca. Za wczasu pojedli łobiod a szli. Jeszcze jim mama powiadali, aż to nie przeganiajóm z gorzołkóm a przidóm do północy, aby jich nocnice nie posmykały. Wieczór se podojiła krowa i szło sie wieczerzać. Mama powiadajóm: „Co też tyn nasz tata? Ło kierej też przidóm?” Baby jeszcze cosi robiły, było już ćma a taty nie było. „Jo to prawiła, tata zaś isto przidóm na amyn.” No i mama czakali. Dziełuchi poszly spać a mama z Terkóm fórt czakały. Łodbiło pół dwanostej i Terka mamie prawi, że se pujdzie podziwać na pawłacz, czi tata nie idóm. „A nie wołej, bo na tebie przilecóm nocnice,” prawi mama. Terka łotworziła łokno, i tak jakoby wołała na łobiod, wrzeszczi: „Tato!” A tu z pobliskich moczarów, kiere nazywali Stawami, wyleciała kupa światełek i lecóm rychło ku pawłaczi. Dziywcze sie zlynkło, nogi mu zdrzewiyniały, włosy sie zjeżiły, ale hónym sie spamiyntało i zabuchło łokno! No, i światełka se z niczego nic rozpuściły. Terka prziszła do kuchnie cało wylynkano, łoczi wytrzeszczane. „Jo ci prawiła, że nimosz wołać na tate, bo przilecóm nocnice.” Dziywcze szło spać, ale usnyło dziepro, jak usłyszało prziść tate. Tego chwałabogu nocnice nie posmykały. Łod tego czasu już Terka nigdy wieczór z łokna nie woływała. Piprus Wygraj bilety na Gorolski Święto Pytanie: Kto nosił pseudonim Hadam z Drugi Izby? Wśród osób, które do 30 sierpnia prześlą pod adres [email protected] poprawną odpowiedź, rozlosujemy trzy podwójne bilety. Rozwiązanie konkursu Wygraj płytę Panieńskie nazwisko Renaty Drössler to Worek. Płytę Renaty Drössler wygrał Mariusz Putzlacher z Czeskiego Cieszyna. Gratulujemy! Miesięcznik „Zwrot” ogłasza z okazji obchodów 100. rocznicy urodzin Adama Wawrosza Konkurs literacki im. Adama Wawrosza na opowiadanie, wiersz i dramat w gwarze Konkurs ma charakter otwarty, tematyka prac jest dowolna. Nadesłane utwory nie mogą być wcześniej publikowane (także w internecie), wystawiane na scenie i nagradzane w innych konkursach. Warunkiem uczestnictwa w konkursie jest nadesłanie konkursowych tekstów w czterech egzemplarzach opatrzonych godłem słownym i oznaczonej tym samym godłem, zaklejonej koperty, zawierającej imię, nazwisko, adres, e-mail i numer telefonu autora. Prace należy przesłać do 30. 8. 2013 na adres redakcji: Miesięcznik „Zwrot”, ul. Strzelnicza 28, 737 01 Czeski Cieszyn, z dopiskiem: „Konkurs literacki im. Adama Wawrosza”. Uroczyste rozstrzygnięcie konkursu i wręczenie nagród nastąpi 23. 11. 2013 roku podczas uroczystych obchodów jubileuszu Adama Wawrosza w Domu Kultury Trisia w Trzyńcu. Organizatorzy nie zwracają prac nadesłanych na konkurs i zastrzegają sobie prawo bezpłatnej publikacji nagrodzonych utworów. Regulamin konkursu można znaleźć na stronie: www.pzko.cz. Osoby, które nie używają Internetu, mogą poprosić o przesłanie regulaminu pod nr tel.: 558 711 582. ZWROT | 7/2013 25 FOTOREPORTAŻ Dolański Gróm 26 ZWROT | 7/2013 w obiektywie Wiesława Przeczka Karwina 22.6.2013 FOTOREPORTAŻ ZWROT | 7/2013 27 WYDARZENIA W hołdzie generałowi Władysławowi Sikorskiemu NAWSIE / Przed budynkiem Polskiej Szkoły Podstawowej w Nawsiu przebiegła w sobotę 6 lipca uroczystość upamiętniająca 70. rocznicę tragicznej śmierci generała Władysława Sikorskiego, wodza naczelnego oraz premiera rządu polskiego na uchodźstwie w trakcie II wojny światowej. Uroczystość odbyła się w tym miejscu nieprzypadkowo. Na budynku Polskiej Szkoły Podstawowej w Nawsiu przed 9 laty wmurowano tablicę upamiętniającą 90. rocznicę pobytu Władysława Sikorskiego w Nawsiu. Od połowy listopada 1914 do lutego 1915, w trakcie I wojny światowej, w Jabłonkowie i okolicy stacjonowała na wypoczynku I Brygada Legionów Polskich. W nawiejskiej szkole przez pewien czas mieściła się Szkoła Podchorążych, którą powołał do życia ówczesny kapitan Władysław Sikorski. – Wspominamy dzisiaj człowieka, który symbolizuje jeden z najtrudniejszych okresów naszej historii. Wyzwania tego okresu generał Sikorski przyjął i pozostał im po żołniersku wierny do końca. Nie trzeba podkreślać, że ziemia, na której jesteśmy, to ziemia, dla której pamięć o historii własnego narodu i własnych korzeniach jest niezwykle ważna i silna. Ta pamięć łączy nas po obu stronach przepięknej Olzy, ale łączy nas także ze wszystkimi Polakami na świecie – podkreśliła Konsul Anna Olszewska. – Śmierć nie rozróżnia zasług czy czynów narodów, ale dla nas żywych ważne są wartości, które polegli wyznawali. A tą największą wartością była miłość do ojczyzny – powiedział Bronisław Firla rozpoczynając Apel Poległych. Oprócz generała broni Władysława Sikorskiego, wezwał do apelu również wszystkich bohaterów nie tylko spod Tobruku, Monte Casino, Powstania Warszawskiego, ale również zamordowanych przez NKWD w Katyniu, Ostaszkowie i Miednoje, straconych przez nazistów zaolziańskich członków ruchu oporu i patriotów zakatowanych w obozach koncentracyjnych. – Oddali życie dla ojczyzny – zakończył. Delegacje gości następnie złożyły kwiaty pod tablicą Władysława Sikorskiego. Na zakończenie trzech zaolziańskich weteranów: Józef Czyż, Maksymilian Czyż oraz Józef Morawiec z rąk attaché wojskowego płk. Podlasina otrzymało wyższe stopnie oficerskie. Imprezę zorganizowało MK PZKO w Nawsiu wspólnie z Sekcją Historii Regionu ZG PZKO oraz Kołem Polskich Kombatantów w RC. Uroczystość uświetnił występ chóru zboru Śląskiego Kościoła Ewangelickiego a.w. w Nawsiu pod batutą Bogusława Stonawskiego. W drugiej części obchodów, w sali pobliskiej fary ewangelickiej, odbyło się seminarium naukowe pn. „Generał Władysław Sikorski – żołnierz, mąż stanu, polityk” z udziałem prelegentów z obu stron granicy. Tekst i zdjęcia Wiesław Przeczek 28 ZWROT | 7/2013 W lipcowej imprezie udział wzięła Anna Olszewska – konsul generalna RP w Ostrawie, płk Tomasz Podlasin – attaché wojskowy przy ambasadzie RP w Pradze, Jan Sroka z Urzędu ds. Kombatantów i Osób Represjonowanych. Nie zabrakło prezesów zoalziańskich organizacji m. in. Jana Ryłki (ZG PZKO), Józefa Szymeczka (Kongres Polaków w RC), Andrzeja Rusa (Macierz Szkolna w RC), Józefa Pilicha (Rodzina Katyńska), Karola Madzi (Coexistentia-Wspólnota). Obecni byli przedstawiciele Koła Polskich Kombatantów w RC ze swoim sztandarem pod przewodnictwem Bronisława Firli. Pod tablicą wartę honorową pełnili żołnierze 2. Korpusu Wojsk Zmechanizowanych im. gen. broni Władysława Andersa z Krakowa. WYDARZENIA Artlab + Wakacje zapukały do drzwi uczniów i studentów a w ich głowach zrodziło się pytanie – Jak najlepiej wykorzystać dany nam czas? Dla niektórych osób odpowiedzią był Artlab +, projekt realizowany przez Dom Kultury „Zacisze” w Warszawie. Do owego „laboratorium sztuki” zapisały się grupy z Warszawy, Kamieńca Podolskiego i Zaolzia. Już pierwszego sierpnia nasza „czeska” grupa spotkała się w autobusie jadącym do Wisły. Pełni oczekiwań i wątpliwości dotarliśmy do domu wczasowego Rymer, gdzie wieczorem po raz pierwszy zobaczyliśmy całą naszą grupę. Zagraliśmy parę gier integracyjnych, ustalili regulamin oraz zasady. Zaraz następnego dnia mieliśmy warsztaty taneczne. Niestety dla większości z nas nie było to nic nowego, ponieważ chodziło o tańce regionalne Śląska Cieszyńskiego. Jednak warszawiacy i koledzy z Ukrainy czegoś nowego się nauczyli, a my mieliśmy niezłą frajdę. Po południu odbył się „wieczór czeski”, podczas którego przybliżyliśmy kolegom kulturę Czech oraz oczywiście nasz region. W środę czekało na nas prawdziwe wyzwanie – warsztaty fotograficzne. Głównym problemem był deficyt fotoaparatów! To jednak PREZYDENTOWA NAD OLZĄ CIESZYN / Anna Komorowska, żona prezydenta Bronisława Komorowskiego postanowiła odwiedzić Cieszyn. Przede wszystkim chciała zwiedzić Uliczkę Kobiet oraz poznać potencjał działających na Śląsku Cieszyńskim organizacji pozarządowych. Po uliczce prezydentową poprowadziła Władysława Magiera, która nie tylko była pomysłodawczynią upamiętnienia postaci za- nie przeszkadzało nam w cudownym spędzeniu dnia. Kolejką linową wyjechaliśmy na Czantorię, a podczas miłej przechadzki po górach rozmawialiśmy, poznawali się i robili zdjęcia. Po powrocie odbyły się warsztaty plastyczne. Kulminacją tego dnia był wieczór ukraiński. Było cudownie! Dziewczyny ubrane w tradycyjne stroje częstowały nas pierogami a nawet pokazały, jak zrobić laleczki z włóczki. Czwartego dnia grupa już była zżyta. Sesja fotograficzna tego dnia jeszcze bardziej nas do siebie zbliżyła. Wieczorem warszawiacy przedstawili Polskę swoimi oczami, po czym poczęstowali nas pysznym deserem. Najbardziej jednak wszystkich zachwyciła „belgijka” (taniec). Piątek okazał się dniem w pewien sposób przełomowym, ponieważ oprócz świetnej wycieczki do Ustronia, Istebnej i Wisły oraz zajęć plastycznych, rozpoczęły się także warsztaty teatralne, które stanowiły przygotowanie do happeningu. W niedzielę na rynku wiślańskim odbył się mały pokaz nabytych przez nas umiejętności. Wieczorem rozpaliliśmy ognisko, śpiewaliśmy i powoli uświadamiali sobie, że to już koniec projektu. JOANNA GAURA służonych dla historii naszych ziem kobiet, ale także opisała ich biografie w trzech tomikach książek o kobietach w historii Śląska Cieszyńskiego. Z uliczki Anna Komorowska udała się do sali konferencyjnej Zamku Cieszyn, gdzie stowarzyszenie Klub Kobiet Kreatywnych zorganizowało mini konferencję, na której działaczki organizacji pozarządowych opowiedziały krótko o celach i zadaniach stowarzyszeń, które reprezentują. Tekst i foto: Beata Tyrna ZWROT | 7/2013 29 WYDARZENIA Milirz w Koszarzyskach KOSZARZYSKA / Milirz w Koszarzyskach płonął od 30 czerwca do 7 lipca. W tym czasie przyszło nań popatrzeć ponad 150 ludzi. Imprezie towarzyszyły warsztaty rzemieślnicze. Dzieci uczyły się na nich m.in. robić kwiaty z bibuły, malować na szkle, prząść i filcować wełnę, robić powrozy, tkać, robić i drutować gliniane naczynia. (indi) Pół setki „Beskidzioków” wyruszyło na kolejną wtorkową górską wycieczkę pieszą. 18 czerwca wyszli z Nawsia i podążyli szlakiem przez Radwanów na Groniczek. Tam na rozdrożu szlaków część chciała iść na Baginiec, część zaś na Stożek. Ponieważ członkowie PTTS „Beskid Śląski” po szlakach Śląska Cieszyńskiego wędrują od lat i znają je bardzo dobrze, nie było przeszkód, by rozdzielić grupę. (indi) Turystyczna wystawa NOWI CZŁONKOWIE. Prezes ZG PZKO Jan Ryłko wręcza legitymacje nowym członkom Polskiego Związku Kulturalno-Oświatowego podczas zakończenia roku szkolnego w szkole podstawowej w Jabłonkowie. DZIEŃ MNIEJSZOŚCI. Podczas Dnia Mniejszości Narodowych w Trzyńcu zaprezentował się zespół folklorystyczny Młode Oldrzychowice. 30 ZWROT | 7/2013 CIESZYN / Do 27 września można w Książnicy Cieszyńskiej oglądać wystawę „Łysa Góro, piękna góro, kopieczku wysoki... Z dziejów turystyki na Śląsku Cieszyńskim”. Zgromadzono na niej eksponaty ukazujące bogatą, barwną historię turystyki na naszych ziemiach. W gablotach zobaczymy starodruki, a nawet rękopisy dotyczące pierwszych wypraw krajoznawczych, pierwsze mapy naszych ziem, ale także eksponaty współcześniejsze – międzywojenne i powojenne zarówno mapy, przewodniki i publikacje, jak i elementy ekwipunku turysty. Turystyka na Śląsku Cieszyńskim, a więc i wystawa, nierozerwalnie związane są z dwoma organizacjami turystycznymi: Polskim Towarzystwem Turystyczno Krajoznawczym Oddział „Beskid Śląski” w Cieszynie oraz Polskim Towarzystwem Turystyczno Sportowym „Beskid Śląski” w Republice Czeskiej. To właśnie przedstawiciele tych organizacji zostali po wernisażu, który odbył się 28 czerwca, poproszeni o powiedzenie o historii, ale także i współczesnej, bieżącej współpracy. Prezes PTTS „BŚ” Halina Twardzik i wiceprezes Oddziału PTTK „BŚ” w Cieszynie Zbigniew Pawlik mówili o splatających się dziejach obu organizacji, a także o realizowanych obecnie wspólnie akcjach turystycznych, których jest niemało. (indi) ZWROT | 7/2013 31 HISTORIA Jak w Bukowcu bywało W tym roku Bukowiec obchodzi 660. rocznicę swego założenia. Wydawać by się mogło, że to jedna z wielu, niczym niewyróżniających się wiosek regionu jabłonkowskiego. Po bliższym zapoznaniu się z jej historią i dziejami okazuje się jednak, że wieś ta zasługuje na szczególną uwagę. Tekst: Antoni Szpyrc Polska Rada Narodowa Pierwsza wojna światowa zakończyła się oficjalnie 11 listopada 1918 roku kapitulacją Monarchii Austriackiej i Cesarstwa Niemieckiego. Dla mieszkańców Śląska Cieszyńskiego i Bukowca koniec wojny nastał już w nocy z 31 października na 1 listopada 1918 w wyniku przewrotu wojskowego, jaki pod dowództwem por. Klemensa Matusiaka przeprowadzili oficerowie polscy w garnizonie cieszyńskim. Władza austriacka przestała istnieć. Rządy nad dużą częścią Śląska Cieszyńskiego przejęła polska Rada Narodowa. Pod rządami Rady Narodowej znalazł się i Bukowiec. Jej podporządkował się też wójt Adam Ćmiel wraz z zarządem gminnym. Zamiarem Rady Narodowej było przyłączenie terenów, którymi zarządzała, do odradzającej się po 123 latach Polski. W celu utrzymania porządku i powstrzymania anarchii, jaką spowodował upadek Monarchii, Rada Narodowa powołała Milicję Ludową. Oddział mi32 ZWROT | 7/2013 licji w liczbie 18 osób, którym dowodził Józef Kluz, powstał także w Bukowcu. Tu niektórzy z mieszkańców zaczęli wycinać pańskie lasy i zabierać pola należące do niedawnej zwierzchności austriackiej. W okolicznych lasach grasowały bandy rabusiów. Po rozwiązaniu milicji w Bukowcu stacjonował oddział żandarmerii polskiej, który utrzymywał porządek we wsi. Na dzień 26 stycznia 1919 roku rząd polski zaplanował pierwsze wybory parlamentarne, które miały odbyć się także na terenie zarządzanym przez Radę Narodową. Pierwsi czescy żołnierze W Pradze postanowiono nie dopuścić do wyborów do polskiego Sejmu na terenie Śląska Cieszyńskiego i zająć siłą terytorium zarządzane przez polską Radą Narodową. Atak czeskich wojsk rozpoczął się 23 stycznia 1919 roku. Region jabłonkowski zaatakowano od strony Słowacji. W Bukowcu pierwsi żołnierze czescy pojawili się prawdopodobnie 1 lutego 1919 roku postępując w kierunku Istebnej. Zostali stamtąd wyparci przez żołnierzy polskich rankiem 2 lutego, ponoć aż do Piosku. Według innych danych pochodzących z najnowszej kroniki Bukowca, żołnierze czescy pojawili się w Bukowcu 2 lutego w sile około pięciuset. Zakwaterowani zostali w szkole i w budynku gminy. We wsi przebywali aż do 24 lutego. Z Bukowca wycofali się w wyniku rozejmu czesko-polskiego z dnia 3 lutego 1919. Do Bukowca wróciło ponownie wojsko polskie, które między innymi buduje okopy na zboczu Girowej i „Za Kympóm”. W wyniku niemożności ugody między Polską i Czechosłowacją, w belgijskim kurorcie Spa doszło do zwołania Konferencji Ambasadorów Ententy, która wydała 28 lipca 1920 roku ostateczny werdykt ustalający linię podziału terytorium Śląska Cieszyńskiego między Czecho- HISTORIA słowację i Polskę. Bukowiec wraz z niemal całym regionem jabłonkowskim znalazł się w granicach Czechosłowacji. Po polskiej stronie została sąsiadująca z Bukowcem Jaworzynka, Istebna i Jasnowice. Tym samym Bukowiec stał się wsią graniczną. W budynku gminnym zamieszkało siedmiu czeskich celników. W 1932 roku oddano do użytku nowy budynek Urzędu Celnego. Czeska rzeczywistość Czeskie wojsko wchodzi do Bukowca na początku sierpnia 1920 roku, odtąd we wsi zaczynają się rządy czeskie i dla jej mieszkańców rozpoczyna się nowy okres historii. Nie wszystkim odpowiada nowa rzeczywistość. We wsi zmienia się powoli skład narodowościowy. Pierwszy spis ludności przeprowadzony w 1921 roku przez urzędy czechosłowackie wykazuje ogółem 1 012 mieszkańców, z których 960 nadal czuje się Polakami. Przybyło mieszkańców z narodowością czeską, których naliczono 52. Innej narodowości w Bukowcu nie ma. Według dalszego spisu z 1930 roku Bukowiec liczy 1056 mieszkańców, z których 880 przyznaje się do narodowości polskiej a 176 do narodowości czeskiej. Na zmianę składu narodowościowego wpływała nowo założona w 1924 roku szkoła czeska. Mieściła się w dwu małych izbach w wynajętej drewnianej chałupie nr 179. W 1931 roku zostało w Bukowcu otwarte też czeskie przedszkole. Dopiero w 1936 roku ukończono budowę nowego, większego budynku szkoły. Z reguły rodzice, którzy posyłali dzieci do szkoły czeskiej, przyjmowali także narodowość czeską. Polska szkoła nadal mieściła się w budynku zbudowanym w 1855 roku. W 1936 roku otwarto polskie przedszkole Macierzy Szkolnej. Wraz z wzrostem społeczności czeskiej postępowała też pewna rywalizacja o wpływy we wsi, która przejawiała się najbardziej podczas wyborów gminnych. Bukowiec nadal był wioską o zabudowie drewnianej, znikały jednak kurloki i powoli przybywało budynków murowanych. Życie mieszkańców Bukowca było nadal trudne. By zarobić trochę pieniędzy, tutejsze kobiety pieszo przemierzały drogę do Jabłonkowa, by tam na targu albo u którejś z bogatszych jabłonkowianek sprzedać masło, jajka, mleko czy ser. W lasach zbierano czarne jagody, maliny, ostrężyny i grzyby, które też noszono do Jabłonkowa na sprzedaż. Mieszkańcom Bukowca nieco ulżyło, kiedy w lipcu 1931 roku między Jabłonkowem i Bukowcem zaczął kursować autobus marki Walter jabłonkowskiego przewoźnika Józefa Blendowskiego. Bilet z rynku na skrzyżowanie w Bukowcu kosztował 3 korony, za jazdę aż do budynku celnego płacono 3 korony i 50 halerzy. Nawet i tak mały wydatek warto było zaoszczędzić i iść piechotą. Po dwóch latach autobus Blendowskiego przestał kursować, gdyż linia była nierentowna. Szmugiel Ulżyło też bukowianom, kiedy w 1921 roku Rudolf Wojkowski otworzył w kuchni swej gospody pierwszy sklep spożywczy we wsi. Drugi sklep otworzył w 1928 roku Paweł Sikora w budynku nr 1. W 1929 roku powstała w Bukowcu piekarnia niejakiego Wawrzacza. W tym samym budynku prowadził sklep spożywczy Franciszek Byrtus. Niektórzy z mieszkańców Bukowca trudnili się szmuglowaniem. Do Polski przenoszono m.in. cukier, pomarańcze i rodzynki, stamtąd zaś przynoszono mąkę, mięso i kiełbasę. Co bardziej odważni szmuglowali z Polski cielęta, świnie, krowy a nawet konie. Proceder ten próbowała zwalczać służba celna. Potyczki z celnikami kończyły się czasami tragicznie. Dnia 9 lutego 1933 został zastrzelony przez celników trudniący się szmuglerstwem Paweł Ćmiel. To spotkało się z gwałtowną reakcją ze strony mieszkańców Bukowca. Tej samej nocy został ostrzelany budynek celny. W Bukowcu aż do dnia pogrzebu panowała napięta sytuacja. W pogrzebie uczestniczyły tysiące mieszkańców, na czele szli członkowie Komunistycznej Partii z czerwonymi chorągwiami, którzy pogrzeb wykorzystali do celów propagandowych. Lata 30 W drugiej połowie lat trzydziestych, z powodów politycznych, granica w Bukowcu stawała się niespokojna. Pod koniec lata 1935 roku w Polsce nasiliła się kampania propagandowa wobec Czechosłowacji mająca na celu rewizję granicy czesko-polskiej z 1920 roku i przyłączenie tzw. Zaolzia do Polski. Doszło też do pierwszych aktów terrorystycznych. Ochrona granicy została wzmocniona jednostkami SOS (Stráž obrany státu). Placówkę SOS nr 105 utworzono w Piosku-Bagieńcu, nr 106 pod dowództwem chorążego Františka Nováka umieszczona została w budynku służby celnej w Bukowcu, nr 107 w centrum Straż pożarna Drewniana zabudowa była podatna na pożary. Z jednej chałupy czy stodoły pożar przenosił się nierzadko na dalsze zabudowania. Już w 1887 roku gmina zakupiła dwie sikawki ręczne, które używała tzw. policja pożarowa. Do założenia Straży Pożarnej doszło 30 lipca 1921 roku, a 12 czerwca 1931 oddano do użytku nowo wybudowaną remizę strażacką. Dawny budynek szkoły w Bukowcu ZWROT | 7/2013 33 HISTORIA Bukowca, nr 108 w leśniczówce na Herczawie a nr 109 na Girowej. Przez granicę szmuglowano z Polski broń, przekraczały ją bojówki polskie. Dnia 4 października 1938 roku do Jabłonkowa wchodzi Wojsko Polskie. Większość ludności Bukowca przyjęła przyłączenie wsi do Polski z aprobatą. Granica przestała istnieć, mieszkańcy Istebnej czy Jaworzynki mogli bez przeszkód znowu przez Bukowiec jeździć do Jabłonko- Chłopcy z Bukowca 34 ZWROT | 7/2013 wa. Nieprzychylna polityka nowych władz polskich wobec Czechów spowodowała zamknięcie szkoły czeskiej. Ze wsi odchodzą też te osoby ze społeczności czeskiej, które przybyły tu z Czech lub Moraw. Wiosną 1939 roku doszło w Bukowcu do wielkiej uroczystości. Po niespełna roku wybudowano kościół katolicki. Oddanie kościoła do użytku i jego konsekracja odbyły się 18 czerwca w obecności około pięciu tysięcy przybyłych. Kościół Wniebowzięcia Najświętszej Panny Marii poświęcił ksiądz Kasperlik. Europie znowu groziła wojna, odczuwali to również mieszkańcy Bukowca. W regionie jabłonkowskim aktywizowali się miejscowi Niemcy. Druga wojna Kowal J. Czudek Bukowiec r. 1983 Jest piątek rano 1 września 1939 roku. Bukowiec budzi się do pierwszego dnia wojny. Do wsi dolatują odgłosy wybuchów z Mostów i Jabłonkowa. Niemcy napadają na Polskę. Wkrótce zajmują Jabłonków. Wojsko polskie wycofuje się w stronę Istebnej. Polscy saperzy zdążyli jeszcze wysadzić most „Na Oleckach”. Most między Pioskiem i Bukowcem zdążyli ponoć ochronić bojówkarze niemieccy. Uciekają polscy urzędnicy, wycofuje się policja i poczta. Mieszkańcy Bukowca obserwują pędzące przez wioskę samochody, motocykle i cyklistów. Niemcy weszli do Bukowca przez Girową od strony Słowacji. Pierwszą ich ofiarą był Jan Hermann, który ponoć wracał z lasu z grzybami. Bukowiec czekało niespełna sześć lat wojny i okupacji niemieckiej. n Korespondencja Zwrotu Nowa Warszawa FRYSZTACZANIE W STOLICY Do dziś dnia pamiętam wycieczki z babcią i frysztacką pezetką do Polski. Postanowiliśmy więc kontynuować tę fajną tradycję, dlatego też 19. 4. 2013 Miejscowe Koło PZKO Karwina Frysztat zorganizowało dla swych członków i sympatyków trzydniową wycieczkę autokarową do Warszawy. TEKST I ZDJĘCIA: ZBIGNIEW MIKESZ Stadion Narodowy Na stadionie Wczesnym rankiem nasza 47 osobowa grupa, w której można było zobaczyć jak licealistów, tak emerytów, wyruszyła z Karwiny, przez Częstochowę, do Warszawy. Po sześciu godzinach jazdy przywitała nas stolica Polski, jak na europejską metropolię przystało, długimi korkami. W tym miejscu po raz pierwszy zwątpiłem, czy szczegółowy plan wycieczki jest w takich warunkach w ogóle do zrealizowania… Naszym pierwszym celem był Stadion Narodowy – najnowocześniejsza arena sportowa w Polsce. Wszyscy, podziwiając ten monument techniczny, chcieliśmy też przez chwilę poczuć się jak kibice, stąd też z chęcią sprawdziliśmy niezwykłą akustykę stadionu. Po tym sportowym przeżyciu wyruszyliśmy do następnego celu piątkowego popołudnia – Sejmu RP przy ulicy Wiejskiej. Po początkowych problemach organizacyjnych w biurze Sejmu, i po przejściu procedur bezpieczeństwa, weszliśmy na galerię, skąd mogliśmy obserwować obrady niższej izby polskiego parlamentu. W przerwie obrad spotkaliśmy się z naszymi znajomymi posłami – Grzegorzem Matusiakiem z okręgu rybnickiego i Stanisławem Piętą z okręgu bielsko-bialskiego. Szczęście nam sprzyjało, bowiem właśnie w tym dniu Sejm miał przed sobą ważne obrady i głosowania, więc mogliśmy widzieć przy pracy posłów w pełnym składzie. Pracownicy Sejmu zaznajomili nas też we Wszechnicy z historią Sejmu RP. Po tej ciekawej wizycie, w godzinach podwieczornych, pojechaliśmy do naszej tymZWROT | 7/2013 35 Korespondencja Zwrotu Sejm czasowej kwatery znajdującej się w położonej około 15 km od centrum miejscowości Zielonka. Długie korki przedłużające nasz wyjazd z miasta, kończący się limit godzin, który kierowca mógł spędzić tego dnia za kierownicą, zła i ponura pogoda trochę popsuły wycieczkowiczom humor. Jednak ten nerwowy powrót wkrótce został odmieniony przez niespodziankę w postaci kompleksu hotelowego. Przywitał nas „Hotel Trylogia” powstały z inspiracji dziełami Henryka Sienkiewicza i w hołdzie reżyserowi Jerzemu Hoffmanowi, który „Trylogię” przeniósł na ekran. Sądzę, że hotel musiał swym malowniczym urokiem i wnętrzem oczarować każdego entuzjastę polskiej historii i literatury. Jest on dosłownie przepełniony pamiątkami i eksponatami związanymi z „Trylogią” Sienkiewicza, na przykład pierwszym wydaniem „Trylogii” rekwizytami z planu zdjęciowego, manekinami w strojach Tuhaj Beja, Zagłoby czy Pana Wołodyjowskiego... Po zakwaterowaniu czekała na nas pyszna kolacja, którą po mistrzowsku przygotowali tutejsi kucharze. No i jak przystoi na gości z Czech, musieliśmy też spróbować miejscowego piwa kuflowego. Było smacz- Hotel Trylogia 36 ZWROT | 7/2013 Pałac Prezydencki ne i wytrawne, więc po dyskusji na temat dnia jutrzejszego poszliśmy spać. Drugi dzień naszej wycieczki rozpoczął się wcześnie, już o 7 rano. I śniadaniowe pyszności, takie jak żurek, szynka, pasztet, jajecznica przyrządzona dla każdego z osobna według indywidualnych preferencji, a także domowe wypieki i inne smakołyki, nie mogły nas powstrzymać przed wyjazdem do centum Warszawy. O godzinie dziesiątej spotkaliśmy się z naszym przewodnikiem Adamem Tyszkiewiczem, z wykształcenia historykiem sztuki i archeologiem na Uniwersytecie Warszawskim. Po celnych wyborach kierowcy i hotelu, pan Adam okazał się naszym trzecim szczęśliwym trafem. W trakcie czterech godzin przechadzki po centrum otrzymaliśmy wykład o wysokim poziomie merytorycznym, przeplatany barwnymi anegdotami i ciekawostkami. Z przewodnikiem spotkaliśmy się przy Grobie Nieznanego Żołnierza na placu marszałka Józefa Piłsudskiego, dokładnie w czasie cogodzinnej zmiany warty honorowej. Po tym uroczystym akcencie wyruszyliśmy na spacer ulicami i zaułkami warszawskiej Starówki. Przeszliśmy przez Plac Teatralny, obejrzeliśmy Teatr Wielki i dalej podążaliśmy Plac Zamkowy w kierunku pomnika Powstania Warszawskiego. Tam na placu przed Katedrą Polową Wojska Polskiego zrobiliśmy sobie zdjęcie grupowe. Następnie zwiedziliśmy Rynek Starego Miasta, Barbakan, kościół św. Ducha, ul. Freta (dom Marii Skłodowskiej-Curie), Rynek Nowego Miasta, kościół św. Kazimierza, mury obronne Starego Miasta, pomnik Małego Powstańca, ul. Piwną. Oczywiście była też archikatedra św. Jana Chrzciciela, Plac Zamkowy, Zamek Królewski, Kolumna Zygmunta III Wazy i w końcu krótka przerwa. Po nabraniu sił ruszyliśmy Krakowskim Przedmieściem podziwiając przy okazji pomnik Adama Mickiewicza, Pałac Prezydencki, hotel Bristol. W końcu po schodach ruszyliśmy w dół ku rzece. I tu czekała na nas niespodzianka naszego przewodnika – nowoczesny gmach Biblioteki Uniwersytetu Warszawskiego, którego największą atrakcją jest ogród na dachu budynku, jeden z największych i najpiękniejszych ogrodów dachowych w Europie. Ostatnim punktem zwiedzania była Sala Kolumnowa na terenie Instytutu Historycznego Uniwersytetu Warszawskiego. W Sali Kolumnowej prezentowano kolekcję gipsowych odlewów rzeźb antycznych. Po czterech godzinach, ponow- Korespondencja Zwrotu nie przy Grobie Nieznanego Żołnierza, pożegnaliśmy naszego przewodnika. Oprócz oklasków i podziękowań otrzymał od nas mapę Zaolzia – któż tam wie, może następnym razem zobaczymy się u nas. Po krótkim odpoczynku wyruszyliśmy zwiedzić, moim zdaniem najciekawsze muzeum w Warszawie, Muzeum Powstania Warszawskiego. Miejsce szczególne, które pokazuje w sposób niezwykle atrakcyjny kawałek polskiej historii. Część ekspozycji jest w formie interaktywnej (można posłuchać odgłosów walk, wysłuchać wspomnień powstańców lub przejść się kanałem), część zaś w formie mniej lub bardziej multimedialnej. Wrażenie robi zawieszona pod sufitem replika legendarnego Liberatora w skali 1:1 lub pokaz 3D filmu „Miasto Ruin“. Bardzo dobrym pomysłem jest zbieranie kartek z kalendarza (kolejne dni Powstania). Myślę, że każdy po wizycie w tym miejscu zainteresuje się, choć trochę, historią. Muzeum Powstania Warszawskiego nie tylko informuje, ale przybliża klimat Warszawy z czasów wojny, niesamowicie też oddaje atmosferę samego Powstania. W drodze powrotnej do hotelu zatrzymaliśmy się w miejscu bitwy pod Ossowem, rozegranej podczas Bitwy Warszawskiej, w czasie wojny polsko-bolszewickiej (1920). Jako historyk amator i entuzjasta polskiego oręża starałem się wycieczkowiczom przybliżyć historíę kaplicy i cmentarza wojennego, zapoznając ich również z przebiegiem samej bitwy, w której poległo ponad 600 żołnierzy. Poległ tu także ksiądz kapelan Ignacy Skorupka, później wykreowany na symbol legendy „Cudu nad Wisłą“. Miejsca te były, aż do lat 90. XX wieku, dla zwiedzających niedostępne. Władze PRLu specjalnie przesunęły granicę rembertowskiego poligonu tak, że kaplica i cmentarz znajdowały się w jego obrębie za tablicami „Teren Pomnik powstania Wojskowy – wejście grozi śmiercią“. Dzisiaj już nic nam nie zagraża, a sam poligon wykorzystał Jerzy Hoffman do nakręcania scen batalistycznych filmu „1920 Bitwa Warszawska”… Po tej naprawdę mocnej, kulturalno-historyczno-militarnej porcji wrażeń, do której należał również przejazd naszego ogromnego busa przez mostek na polnej drodze, z niecierpliwością wyglądaliśmy naszej „Trylogii“. Wieczorem, w udostępnionej nam przez personel hotelowy sali, rozpoczęliśmy zabawę trwającą do późnych godzin nocnych. W niedzielę, w ostatnim dniu naszej wycieczki, postanowiliśmy się troszeczkę wyluzować i na spokojnie delektować się Warszawą. W planie było zwiedzanie Łazienek Królewskich, jednak trasa Maratonu Warszawskiego nieco pokrzyżowała nasze plany, i do Łazienek, z braku możliwości dojazdu, dotarli tylko młodsi wycieczkowicze. Jednak wszyscy wjechaliśmy na „Taras Widokowy XXX-tka“ w Pałacu Kultury i Nauki. Panorama Warszawy, pomimo wietrznej pogody, zrobiła na nas duże wrażenie. Ogrody Uniwersytetu Po opuszczeniu gmachu PKiN zostały ponad cztery godziny do wyjazdu. I tak każdy z nas wyruszył w dowolnym kierunku, według własnych zainteresowań. Grupa szczęściarzy załapała się na wizytę w Pałacu Prezydenckim, gdzie właśnie trwał dzień otwarty. Zwiedzanie wnętrz siedziby prezydenta Polski przy Krakowskim Przedmieściu stało się tak przysłowiową wisienką na torcie. Inni wykorzystali ten czas biorąc udział w Mszy Świętej w Katedrze Polowej Wojska Polskiego, niektórzy zaś delektowali się kawą na Starówce. Wczesnym popołudniem wyruszyliśmy z powrotem do Karwiny, zmęczeni, ale zadowoleni. W Warszawie spędziliśmy trzy dni, a każdy z nich dostarczył nam innych wrażeń. Stolica witała nas deszczem, żegnała skąpana w słońcu. W tym miejscu chciałbym podziękować koledze Romanowi Szarowskiemu za logistyczne przygotowanie wycieczki i obiecać również w jego imieniu, że tak, jak przyrzekaliśmy w autobusie, rozpoczynamy przygotowania do następnej wycieczki. Za rok do zobaczenia we Lwowie! n Plac marszałka Józefa Piłsudskiego ZWROT | 7/2013 37 Rok Adama Wawrosza Z DAWNYCH RECENZJI W tym roku obchodzimy 100. rocznicę urodzin Adama Wawrosza, który był nie tylko poetą, prozaikiem i redaktorem. Swoje życie poświęcił teatrowi. Pisał sztuki teatralne, które grane są do dnia dzisiejszego przez amatorskie i profesjonalne teatry. Był też aktorem i reżyserem. W latach 1958–1962 pracował jako kierownik Teatru Lalek „Bajka”. Poniżej publikujemy recenzje jego sztuk, które pojawiły się w tym czasie na łamach „Zwrotu”. Zadania Bajki Warto się bliżej przyjrzeć pracy Teatru Lalek Bajka przy ZG PZKO. Cały zespół składa się z 7 osób i jest najmniejszym tego rodzaju zespołem w naszym kraju. Kierownika Bajki – Adama Wawrosza znają wszyscy jako świetnego satyryka i humorystę. Oprócz kilku sztuk kukiełkowych pisze także sztuki dla scen amatorskich, np. „Co po nogle, to po dioble”, „Zbrodniarze”, „Nowi ludzie”, „Dobro choroba”. Korzystając z zaproszenia, byłem obecny w dniu 9 stycznia 1962 r. na premierze nowej sztuki w opracowaniu Adama Wawrosza pt. „Bunt czarnych”. Sala teatralna Domu Pioniera w Czeskim Cieszynie rozbrzmiewała miłym szczebiotem naszych najmniejszych pociech z przedszkoli i pierwszej klasy cieszyńskiej szkoły podstawowej. Sala pięknie udekorowana, nad sceną Bajki widnieje napis „Rok 1962” oraz tytuł sztuki. To pierwsze przedstawienie w nowym roku. Bajki słyszane w szkółce albo w domu nabierają tu żywych kształtów. Nasza Bajka obchodzić będzie pod koniec lutego br. rzadką uroczystość swojego trzytysięcznego przedstawienia. Z tej okazji poprosiłem członków zespołu o udzielenie kilku informacji na temat ich pięknej wychowawczej działalności. (dr Józef Mazurek: Przed 3000 przedstawieniem Bajki. „Zwrot” 2/1962) Rozmowa z Adamem Wawroszem przeprowadzona przy okazji trzytysięcznego przedstawienia Od kiedy, towarzyszu kierowniku, datuje się wasza praca w dziedzinie lalkarstwa? Już od roku 1936, po ukończeniu kursu lalkarstwa scenicznego w Polsce w Starych Trokach koło Wilna. Pracowałem w zespole kukiełkarskim Iskra w Końskiej. Czy jesteście zadowoleni ze swej pracy? Praca w teatrze lalek jest bardzo pasjonująca i ciekawa, wymaga dużej wyobraźni i poświęcenia. Z pracy raczej nie jestem zadowolony. Chciałbym, aby nasza Bajka stała na jeszcze wyższym poziomie. Czy oprócz pracy w zespole kukiełkowym macie jeszcze inne zajęcia? Tak jak każdy mam swoje hobby. Lubię w wolnych chwilach pisać. Również często wyjeżdżam na świetlice i inne występy ze swym niby wesołym programem. Ile sztuk napisaliście i reżyserowaliście w Bajce? Jeśli chodzi o sztuki kukiełkowe, to napisałem niewiele. Siedem. W Bajce reżyserowałem dotąd 9 sztuk. Ile sztuk i przedstawień odegrała Bajka? Od roku 1948 do końca 1961 wystawiono 42 pozycje i odegrano 2932 przedstawienia. Do których wiosek najbardziej lubicie jeździć? Lubimy grać wszędzie tam, gdzie dzieci cieszą się na spotkanie z nami. Przede wszystkim w wioskach podgórskich, gdzie dzieci mało mają rozrywki. Jak dajecie sobie radę z tak szczupłym zespołem? Każdy z członków zespołu miewa dwie i trzy role, które musi pamięciowo opanować, by mógł dobrze lalkę prowadzić. W razie zachorowania jednego członka jesteśmy zmuszeni odwołać kilka przedstawień, by w spektaklu przeprowadzić zmiany. Koziołek Fik Mik 38 ZWROT | 7/2013 Jakie macie perspektywy na przyszłość i jakie życzenia? Nosimy się z zamiarem przygotowania sztuki dla dorosłych, z którą pora się Henryk Jasiczek. Dalej planujemy szkolenia zespołu celem szlifowania języka. A jakie mam życzenie? Aby naszą pracą interesowało się i starsze społeczeństwo, abyśmy mieli jak najwięcej i jak najlepszych sztuk, aby nasz teatrzyk mógł pełnić w stu procentach zadania wychowawcze. (dr Józef Mazurek: Przed 3000 przedstawieniem Bajki. „Zwrot” 2/1962) Rok Adama Wawrosza Górnicy zagrali górników Dnia 1 stycznia 1956 r. odbyła się na scenie Domu PZKO w Suchej Górnej premiera sztuki naszego autora regionalnego Adama Wawrosza pt. „Dobro choroba”. Trudu scenicznego wystawienia ludowej sztuki Wawrosza podjął się sympatyczny zespół amatorski PZKO w Suchej Górnej. Trzeba stwierdzić, że suszanie wywiązali się z tego równie trudnego jak zaszczytnego zadania dobrze. „Dobro choroba” to udane widowisko współczesne z życia górników karwińskich. Dobrze się stało, że pierwszymi jej odtwórcami byli właśnie górnicy – członkowie zespołu teatralnego PZKO z Suchej Górnej. Przedstawienie to zasługuje na baczną uwagę nie tylko dlatego, że oglądało je przeszło 500 widzów, ale z wielu innych powodów. Są to: tematyka nowej sztuki i sposób jej odtwarzania na scenie. W życiu nigdy nie byłem w kopalni, ale jaką ją sobie na podstawie opowiadań wyobrażałem, taką ją na scenie w Suchej zobaczyłem i... „usłyszałem”, śledząc bieg przedstawienia „Dobrej choroby”. Tak, usłyszałem, bo w III akcie „Dobrej choroby”, który odbywa się w „ścianie”, pracowały na scenie i młoty pneumatyczne i fungował transporter, na który górnicy ładowali węgiel. I łoskot rozlegał się ze sceny i padały soczyste i dosadne, typowo górnicze uwagi. Konstanty Krzystek, ref. teatralny ZG PZKO, który siedział w czasie spektaklu obok mnie – mówił, że się mu jako żywo przypomniały lata spędzone w kopalni, jakby je ktoś żywcem przeniósł na scenę. A wątek sztuki? Stary górnik Chwistek nie może się pogodzić z losem emeryta i chwyta w domu „na gorąco” każdą wieść z „Barbary” (kopalnia 1 Maj w Karwinie), gdzie do czasu skaleczenia nogi pracował. Wreszcie, kiedy dowie się od syna, który przyjechał na urlop z „jego” kopalni, że starzy kamraci górnika-emeryta nadal tam pracują i są nawet przodownikami na „1 Maju”, wraca znowu na kopalnię, odnajduje dawną swą werwę i żywotność i wkrótce, stojąc na czele swego kolektywu, zdobywa przodujące miejsce wśród współzawodniczących między sobą załóg. W sztuce jest również poruszony i dobrze rozwiązany problem bumelanctwa, jego przyczyny i sposoby likwidacji. Są wreszcie i sprawy sercowe młodego Jasia Chwistka i nadobnej Hanki. Jako pewnego rodzaju innowację wprowadził autor Dobro choroba do sztuki, na jej zakończenie, ciekawy epilog. Ostatni akt rozgrywa się bowiem w lokalu klubu zakładowego kopalni, gdzie bohaterzy poprzednich aktów organizują próbę generalną zespołów i solistów przed imprezą pierwszomajową, w trakcie której rozwiązana zostanie ostatecznie piękna fabuła sztuki. (Jan Rusnok: Nowa sztuka ludowa Adama Wawrosza. „Zwrot” 2/1956) Sztuka nowego kierownika Nieprzyzwyczajone do takiego zjawiska korytarze hotelu Piast zdziwiły się chyba, kiedy rozległo się tupotanie nóżek i podniecony, choć przytłumiony gwar dzieci z świetlicy szkolnej w Czeskim Cieszynie, zdążających do salki posiedzeń ZG PZKO. Z niemniejszym podnieceniem i ciekawością podążyłem w ślad za ową „dzieciarnią”. Oczom moim przedstawił się niecodzienny widok. Cała salka była dosłownie „wypełniona po brzegi” dziećmi i dorosłymi, wśród których znajdowali się również przedstawiciele ZG PZKO. Przybyli tutaj na pierwszą po okresie wakacyjnym premierę Teatrzyku Lalek ZG PZKO Bajka. Teatrzyk ten po przeprowadzonych w zespole aktorskim zmianach personalnych przygotował sztukę dla dzieci pt. „Koziołek Fik Mik i jego przygody”, w opracowaniu swego nowego kierownika Adama Wawrosza. W głębi salki stała w pełnej okazałości nowa udoskonalona scenka: bogata purpurowa draperia, złota kurtynka, emblemat PZKO i złocąca się nazwa teatrzyku. Rozległy się dźwięki sygnału. Przed scenkę wychodzi znana we wszystkich naszych szkołach gawędziarka Elżbieta Żebrok, wprowadzając widzów w treść sztuki. Światła na sali gasną, równocześnie rozlega się śpiew za scenką. Reflektory rozjaśniają się powoli. Otwarcie kurtyny wywołuje duże wrażenie wśród dzieci, oczarowanych efektowną dekoracją, światłami i pięknymi lalkami. Przed oczyma widzów przewija się barwna akcja przygód rozpustnego Koziołka Fik Mik, podmalowana delikatną i baśniową muzyką z taśmy magnetofonowej. Treść sztuki bogata w momenty humorystyczne spełnia zarazem rolę wychowawczą, podkreślając duże znaczenie kolektywnego współżycia i wzajemnej pomocy. „Koziołek Fik Mik” to w wesołym ujęciu przedstawione tarapaty rozpustnego koziołka, który po wyrządzonych Babuleńce i Dziadkowi psotach w ogródku staje się więźniem wiedźmy Baby Jagi, żyjącej w głębi lasu. W wydostaniu się na wolność wydatnie pomagają Koziołkowi Miś, Jeż i Szaraczek-Strachaczek. Koziołek, odwdzięczając się im, wypędza Babę Jagę i jej syna rozbójnika Gromburę z lasu, uwalniając w ten sposób poczciwe zwierzątka od ciągłego strachu o swe życie. Po tych bogatych przeżyciach wraca Koziołek wraz z poszukującym go Dziadkiem do smutnej i zapłakanej po jego stracie Babuleńki, którym solennie przyrzeka swą poprawę. (Konstanty Krzystek: Nowa bajka nowej Bajki. „Zwrot” 10/1958) ZWROT | 7/2013 39 Rok Adama Wawrosza Hołdamasz Adam Wawrosz Alfóns Piszczołka doł sie nabechtać swoimi kamratami z Koszarzisk, aby przijechoł do nich na hołdamasz, kiery chcą wiesioło odprawić w gospodzie „Pod Świńskim Uchym”. Obiecowali mu rezerwować dobre miejsce przi szwarnych dziełuchach, do kierych Alfónsek czuł dycki wielką słabość. W sobote wieczór jego Ilóna u siostry Cecylie kolbowała włosy, bo sie domówiła z chłopym, że pujdą do szwagra Czeczotki ku telewizoru. Kiedy wróciła z najyżónymi włosami, Alfónsa już nie było. Na stole zaś leżała kartka, a na ni: „Aniele! Prziszli po mnie z werku i muszę iść na noc do roboty. Nie byj otopulóno. Twój Alfóns.” Ilóna zaklyna szpetnie, potym oblykła se kożuch i napisała: „Kocurku, jeżech u mamy, przidę aż rano. Twoja Ilcia.” Poszła. Po chodniku wlazła do swoji nejlepszej kamratki Cinciałki, by sie ji polutować. Cinciałowie byli też młodo upieczónym małżyństwym i strasznie mieli radzi ty marności ziymski, jako je winko, muzyka, taniec i śpiyw. Chłop mioł w garaży jakąsi te purkowke, tóż namówili dziełuche, aby z nimi pojechała do Koszarzisk do wekendu, kaj ich zaprosił inżyniyr Płoszek. Ilóna sie na chwile oszywała, ale zgodziła sie. We wekendzie było morowo. Był gramofón, dobry kwit i szykowni syncy. Ilóna po pore kieliszkach była w siódmym niebie. Zapómniała na cały świat i na to, kómu patrzi. Wszyscy pili, tańczyli, śmioli sie i po dziesiąty roz przepijali bruderszafty. Kiedy sie zaczyno już szarzeć i nikierzi zmordowani chrapali pod stołym, spamiętała sie, że trzeba wrócić do chałupy, aby chłop nie zmiarkowoł, że mu tej nocy diobłym topiła. Zopy- tała Cinciałe, by ją odwióz. Chłop styrczył rozpolóne głowsko do kibla z wodą i wcis sie za wolant. Jednak po dłógim gajdowaniu prziszeł na to, że wody z auta nie wypuścił i tyn diobelski mróz zruńtowoł mu motór. Biydno stwora wólki nie wólki pieszo pognała ku bliskimu autobusu. W te noc, kiedy Ilónka brykała wiesioło, Alfóns wywodzoł jak młode psiacko spuszczóne z łańcucha. Tysiąc korón sie mu już rozleciało. Loł do kamratów i pocapkowoł szwarne dziełuchi po szyrokich plecach. Nejbardży wpadła mu do gustu Jewka od Sztefka. Zwyrtali wroz i wywodzali, aż sie z nich kurziło. Kiedy chłop widzioł, że mu je dziełucha rada i szczyrzi dóń zęby, odwożył sie ją przi tańcu pocałować. A to był cały jego krok do nieszczęścio. Dziełucha, kiedy uczuła wilgotne wargi na swoich licach, rozpoliła sie i rąbła go po czepani, aż to zadudniało. Zaroz też zhyrkli sie chłapcy i zaczyna sie bijatyka. Gdosi strzelił po lampie. Drzązgły stołki, brzinkła szyba, w kącie zacharczoł bas. Alfóns nie wiy, co sie stało, jyny czuł, że pływie w powietrzu. Spamiętoł sie wtedy, kiedy go chynęli do śniega. Poleżoł chwile, potym z bułą na głowie, z wytarganym rękowym i bez jednego bóta wyszkroboł sie z przikopy i poszmatłoł opuszczóny ku autobusu. – Jyndrysmaryna! Tyś to, Alfónsku? – usłyszoł za sobą głos Ilónki. Zećmiło sie mu w oczach, i zbuloł sie na jeją noryncz. Zdjecia: Wieslaw Przeczek 40 ZWROT | 7/2013 LITERATURA LIBOR MARTINEK Hommage à Jacques Derrida Głosy Haiku o winie Kąpię się w rosie Drapię po nosie Wieczór horyzont ozłocił Tęsknię za długim warkoczem Do ust napływa mi ślina na widok kieliszka wina Głosy tych którzy umarli albo zaginęli i jakby ich nawet między żywymi nie było odzywają się w naszych snach myślach jak muzyka nocy która się nie kończy Cicho płyną fale Ćmy wabią światła hotelu Lišanj Na trumnę opada glina Jesteś moim signifiant Jesteś moim signifié Nie chcę Nie jestem bluszczem pełznącym ku górze po cudzych ciałach Chciałbym być trzciną albo drzewem i wyrastać z własnych korzeni Nie jestem odbiciem słońca na szybie okiennej Pragnę być płomieniem i płonąć choćby tylko w skromnej lampce Mury Nawet nie zauważyłem kiedy wokół mnie wznieśli wysokie mury Teraz siedzę między nimi myśli pożera czas A jeszcze tyle chciałbym osiągnąć Bezlitośnie i bezwstydnie zamurowali przede mną świat Haiku o północy Ucichły krzyki mew Z dyskoteki dochodzi dudnienie bębna (Przekład Jacek Molęda) Dziewczynie z Czeladzi Zapachniało mi domem i to dzięki Pani Jest piątek trzeba więc zjeść rybę I zastanawiam się jak pachną Pani włosy godzinę po umyciu wtedy chciałbym je poczuć wtedy chyba pachną najpiękniej A jak smakują? tego się nigdy nie dowiem bo mieszka Pani gdzieś daleko w Czeladzi A może i w Danii? Jak królowa Dagmar z koroną na głowie ale z czułością w sercu (W języku polskim ułożył autor) BARBARA GRUSZKA-ZYCH * * * Liborowi Martinkowi białe skrzydła motyla koronka z bielizny ogrodu DARIUSZ TOMASZ LEBIODA Świetlista chwila Prof. Liborowi Martinkowi Przyjacielowi w słowach i na poetyckich szlakach pojawia się nagle jak tęcza na niebie jak wieczorne światło jak złote firany i różowiejący horyzont jej znakiem jest niebieski ptak odlatujący w dal jej znakiem jest tężejący granat obłoków znaczy tyle co wieczność i tyle co sen świetlista chwila u końca długiej drogi nikły ślad istnienia i odejścia poza zasłonę blasku Libor Martinek Historyk literatury, krytyk literacki i muzyczny, wykładowca historii literatury czeskiej na Uniwersytecie Śląskim w Opawie, edytor zbiorów poetyckich, tłumacz z języka polskiego, angielskiego i ukraińskiego. Od wielu lat współpracuje z redakcją „Zwrotu”. Urodził się 15 stycznia 1965 r. w Karniowie (Krnov) w Republice Czeskiej, mieszka w Opawie. Obronił doktorat oraz habilitował się z zakresu historii literatury czeskiej (doc., Ph.D.), obronił również doktorat z zakresu historii literatury polskiej (PhDr.) na Uniwersytecie im. Masaryka w Brnie. Badacz literatury: czeskiej (ogólnie), niemieckiej (ziem byłego tzw. Ostsudetenlandu, Kraju Wschodniosudeckiego) i polskiej (na Zaolziu), przede wszystkim na pograniczu czesko-polskim. Autor książek „Polská literatura českého Těšínska po roce 1945”, „Polská poezie českého Těšínska po roce 1920”, „Życie literackie na Zaolziu 1920–1989” i in. Jego czesko-polski tomik wierszy „Co patří Večernici – Sekrety Gwiazdy Wieczornej” (Opawa – Kielce 2001) został wyróżniony w ramach XXIV Międzynarodowego Listopada Poetyckiego w Poznaniu jako najlepszy debiut poetycki roku. Prezentowane wiersze pochodzą z czesko-polskiego zbioru poezji „Jsi mým signifié – Jesteś moim signifié“, Zamieszczony w zbiorku poetyckim „Jsi mým wydanego w Karniowie w 2012 r. w ramach projektu „Podpora česko-polské regionální literatury a propagace signifié – Jesteś moim signifié” rysunek regionu – Regio Litera”, pod redakcją Libora Martinka i Jacka Molędy. Ladislava Steiningera „Nocí svatoanenskou II”. ZWROT | 7/2013 41 HISTORIA POLSKIE SZKOLNICTWO W ORŁOWEJ I OKOLICY TEKST: HENRYKA ŻABIŃSKA / ZDJĘCIA: ARCHIWUM OŚRODKA DOKUMENTACYJNEGO KONGRESU POLAKÓW W RC Orłowa, Dąbrowa, Łazy, Pietwałd, Poręba stały na węglu. I drogo przyszło im za to zapłacić. Bez przesady można powiedzieć, że Orłowa była kuźnią oświaty, zarówno polską, jak i czeską. Dziś pozostała jedyna polska szkoła – dwuklasowa w Orłowej Lutyni, konkretnie w zintegrowanej z Orłową byłej Lutyni Polskiej, potem nazwanej Lutynią Górną, obecnie dzielnicą Orłowa Lutynia. Ani w Porębie, ani w Pietwałdzie, w Łazach, Dąbrowie czy Rychwałdzie nie ma już polskich szkół. Dr Józef Macura, pedagog, historyk, społecznik duszą i ciałem, członek Zarządu Głównego PZKO, ponad połowę życia poświęcił polskiemu szkolnictwu na Zaolziu. Wynikiem tej żmudnej zbieraczej pracy jest dzieło „Z dziejów szkolnictwa polskiego na Zaolziu”, które ukazało się drukiem w 1998 r. We „Wstępie” autor napisał: „Społeczeństwo, które ma szkoły, ma również przyszłość. Uważam, że szkoła miała, ma i będzie mieć decydujący wpływ na losy naszego społeczeństwa”. Gdyby wziąć dosłownie powyższe słowa na tzw. zdrowy rozum, to nie mamy się czemu dziwić, że w Łazach, Dąbrowie, Porębie, Pietwałdzie, Rychwałdzie, a w końcu i w Orłowej jest, jak jest. ORŁOWA Z życia dawnej Orłowej Orłowa była tętniącym życiem miastem. Wzdłuż głównej ulicy od rynku aż do kościoła ewangelickiego znajdowały się skle- py, warsztaty, piekarnie, cukiernie, pralnia chemiczna, sklepy mięsne, obuwnicze, hafciarstwo pani Škaloudowej, modystka, krawiectwo, rymarstwo pana Trojaka, lutnictwo pana Sławińskiego. Wiele innych warsztatów znajdowało się w bocznych ulicach. Naprzeciw dworca była ubojnia. W poniedziałki i czwartki odbywały się na rynku przed ratuszem targi. W jeden taki dzień targowy, kiedy wyładowywano z wagonów bydło, jeden buhaj się spłoszył i ruszył przed siebie. Ulica do rynku, a następnie do góry pod kościół ewangelicki zmieniła się w prawŚwiadectwo Szkoły Gospodarstwa Domowego w Orłowej, dziwą korridę. Ludzie z krzykiem rok szkolny 1927–1928. uciekali, a byk za nimi. Dopiero w kopcu, naprzeciw czeskiego gimnazjum, rzec znajdował się o kilkadziesiąt metrów na lewo od rynku. Na rynku kończyła swą trasę pracownicy ubojni dopadli zbiega. Miasto wiele zyskało na kolei koszycko- linia tramwajowa, która łączyła Orłowę z oko-bogumińskiej, która tędy prowadziła. Dwo- licznymi gminami, bo prowadziła z Bogumina i Ostrawy przez wszystkie Lutynie, Pietwałd, Łazy, Kopaniny do Karwiny. Za 1 koronę i 40 halerzy możny było dojechać aż do Hulczyna? Niewiele zostało z historycznej Orłowej, ale to, co przeżyło węglowy boom, to są skarby: naprzeciw rynku odnowiony zabytkowy kościół katolicki pod wezwaniem Narodzenia Panny Marii, nazywany śląskimi Hradczanami, dalej piękny ratusz, parę domów nowszej daty, na dalszym wzgórzu kościół ewangelicki. Najstarszy dokument o Orłowej pochodzi z 1223 r., jest to znany dokument wrocławskiego biskupa Wawrzyńca o tym kościele. Legenda o mieście jest też na ogół dobrze znana i można ją przeczytać w „Cudownym chlebie” Józefa Ondrusza. Kształcenie ogólne Polskie Gimnazjum Realne w Orłowej, rok szkolny 1909–1910. 42 ZWROT | 7/2013 Już w 1652 r. istniała w Orłowej katolicka szkoła. Wiemy o tym ze sprawozdania wi- HISTORIA Polska Szkoła Ludowa w Orłowej, ok. 1916 r. zytacyjnego. Ewangelicy uczyli swe dzieci w domach. Dopiero w 1840 r. ewangelicy otrzymali pozwolenie na otwarcie własnej szkoły. Najpierw uczono w budynku drewnianym, potem wybudowano szkołę murowaną, tzw. Gnidówkę. Od 1880 r. istniała druga szkoła, Koniecznówka. W 1884 r. szkoła otrzymała prawo publiczności. Chodziły tu ewangelickie dzieci z okolicy. W 1902 r. budynek sprzedano gminie i szkoła stała się publiczną. Od początku uczono po polsku. Klejnotem szkolnictwa – kuźnią patriotyzmu – było założone w 1909 r. Polskie Gimnazjum Realne im. Juliusza Słowackiego w Orłowej na Obrokach. Po II wojnie światowej polską szkołę umieszczono w budynku gimnazjum, całkowicie zdewastowanym przez okupanta. Ci, którzy rozpoczynali tu naukę po wojnie, musieli sobie przynieść z domu krzesełko, by mieć na czym siedzieć, tabliczkę, rysik i jakikolwiek zdobyty elementarz. Szkoła ludowa przeżyła potem kilka przeprowadzek: do szkoły przy kościele, do bursy – internatu, z powrotem do gimnazjum. Ale na tym nie koniec – z powodu szkód górniczych gimnazjum przeprowadzono do pawilonów w Łazach. Budynku gimnazjum od razu nie zburzono, była tam jeszcze kilka lat szkoła muzyczna – dzieciom ponoć nic nie groziło, bo uczyły się na parterze i nikt po piętrze nie biegał. Potem jeszcze parę lat budynek stał i w końcu doszło do demolicji. Niestety, w 1968 r. polską szkołę ludową definitywnie zamknięto z powodu znaczącego ubytku uczniów. A klasy VI–XI (w 1953 r. doszło do reformy szkolnej i orłowska szkoła i gimnazjum weszły w skład jedenastoletniej ogólnokształcącej szkoły średniej) przeprowadziły się do nowych pawilonów w Łazach. Szkoła Stenografii i Pisma Maszynowego Józefa Dadoka w Orłowej, rok szkolny 1926–1927. Nauka rzemiosła Dziś w starej Orłowej ani w Łazach nie ma śladu po szkołach, przedszkolach, ochronkach, sierocińcach, Domu dla Matek. W okresie przedwojennym i powojennym było też w Orłowej wiele możliwości zdobycia zawodu – zostania rzemieślnikiem, urzędnikiem, sklepikarzem, pielęgniarką, po wojnie też nauczycielem. Mój ojciec np. wyuczył się blacharzem, dwaj jego bracia stolarzami, a siostra krawcową. Jeden z braci ukończył jeszcze dodatkowo roczny kurs handlowy. Inicjatorem powstania uzupełniających szkół przemysłowych w Orłowej był Władysław Wójcik i dwóch innych nauczycieli. Do realizacji tego celu należycie się przygotowali. Wzięli udział w półrocznym kursie dla nauczycieli szkół przemysłowych we Lwowie. Początki szkół sięgają 1909 r., w 1912 r. było ich już 9. Uzupełniające szkoły przemysłowe przetrwały do wybuchu II wojny świa- towej. Istniały też szkoły gospodarstwa domowego, kursy rolnicze, handlowe, stenografii, w Dąbrowej szkoła górnicza. W innych miejscowościach organizowano polskie zimowe szkoły rolnicze lub krajowe zimowe szkoły rolnicze. Szkoły te w swoim czasie pełniły niezwykle ważne zadanie, kształcąc potrzebnych fachowców. Wszystko to świadczy o tym, jak światli byli nasi przodkowie i jaką spuściznę nam przekazali. A trzeba pamiętać, że były to czasy trudne – I wojna światowa i okres międzywojenny naznaczony kryzysami gospodarczymi. Ale ludzie się nie wahali, gdy trzeba było pieniędzy na te szlachetne cele – dawali datki, płacili składki członkowskie, kupowali cegiełki na budowę szkół. Brakujące fundusze uzupełniała Macierz Szkolna oraz Towarzystwo Nauczycieli Szkół Uzupełniających, założone w 1912 r., którego prezesem był Władysław Wójcik. Polska Uzupełniająca Szkoła Przemysłowa w Orłowej, 1927 r. ZWROT | 7/2013 43 HISTORIA Także w późniejszym okresie – po II wojnie światowej – po ukończeniu szkoły podstawowej uczniowie mieli wiele możliwości dalszej nauki. Oprócz Gimnazjum Polskiego była w Orłowej Średnia Szkoła Zdrowotna (przeniesiona potem do Karwiny, następnie do Czeskiego Cieszyna i ponownie do Karwiny), były szkoły handlowe. W Orłowej, a potem w Czeskim Cieszynie, mieściła się Szkoła Pedagogiczna dla przedszkolanek i nauczycieli. Wyszło z niej wielu znakomitych dyrygentów, poetów (np. Wilhelm Przeczek, Gustaw Sajdok), malarzy (np. Bronisław Liberda). Szkoła ta wychowała działaczy społecznych, którzy są czynni do dziś. Macierz Szkolna i Rodzina Opiekuńcza Szkoła Zdrowotna w Orłowej, rok szkolny 1949–1950, klasa II. Sierociniec polskiej Rodziny Opiekuńczej w Orłowej, 19.10.1936. Szkoła Pedagogiczna w Orłowej, rok szkolny 1952–1953, klasa III B. 44 ZWROT | 7/2013 Macierz Szkolna była ostoją istnienia polskiego szkolnictwa na Zaolziu, była kontynuatorką Macierzy Szkolnej Księstwa Cieszyńskiego. Przejęła opiekę także nad dotychczasowymi szkołami Towarzystwa Szkoły Ludowej. Utrzymywała szkoły tam, gdzie zabrakło pieniędzy i dobrej woli ze strony władz państwowych. Działała 18 lat, wydała 50 mln koron na utrzymanie szkół, 13 mln na budowę nowych szkół. W latach 30. liczyła 92 koła. Fundusze zdobywała z drobnych składek członków, dalej były to dochody z imprez, dary osób prywatnych i organizacji, subwencje rządowe, poważne kwoty z Polski. Macierz utrzymywała 66 bibliotek, 63 chóry z 2179 śpiewakami. Długoletnim prezesem był dyrektor Polskiego Gimnazjum Realnego Piotr Feliks z Orłowej. Chluba polskiego szkolnictwa na Zaolziu – orłowskie Gimnazjum – była również utrzymywana z funduszy Macierzy. Celem Rodziny Opiekuńczej było organizowanie ochotniczej opieki socjalnej. Założycielem i prezesem był Władysław Wójcik. W latach 30. liczyła 81 kół, 4031 członków. Majątek zawdzięczała składkom i dobroczyńcom. W różny sposób pomagała biednym dzieciom: przez izby opatrunkowe, ogniska młodzieżowe, wycieczki, gwiazdki, szukała pracy dla bezrobotnych, prowadziła sierociniec w Orłowej, letniska i kolonie wakacyjne. Niestety wojna i okupacja zniweczyła wszelki dorobek materialny Macierzy Szkolnej i Rodziny Opiekuńczej. Cdn. (Referat zaprezentowany został 20 kwietnia 2013 r. w Dąbrowie podczas Spotkania Wiosennego Sekcji Kobiet ZG PZKO) Szlakiem kół PZKO PÓŁ WIEKU POD WŁASNYM DACHEM Ponad czterystu dziś pezetkaowców z Hawierzowa Błędowic, działających pod przewodnictwem Piotra Chroboczka, ma wspaniałe warunki do swej pracy. Przestronny piętrowy Dom PZKO umożliwia organizowanie nie tylko dużych imprez, ale też, w tym samym czasie, nawet kilku mniejszych, niezależnych od siebie. Historię miejsca i budynków Miejscowego Koła PZKO, które służyły błędowianom przez dziesiątki lat, zaprezentowano 8 i 9 czerwca br. na wystawie nazwanej „50 lat MK PZKO pod własną strzechą”. Przygotował ją Klub Seniora. Klub Kobiet natomiast przedstawił najnowsze prace ręczne swoich członkiń i pań z Koła Szumbark w ekspozycji pod nazwą „Zręczne ręce i nic więcej...”. TEKST I ZDJĘCIA: CZESŁAWA RUDNIK Dzięki ofiarności członków Głównym inicjatorem wystawy dokumentującej historię Domu PZKO był przewodniczący działającego w Kole Klubu Seniora, a także długoletni prezes Koła Tadeusz Nierostek. – W 1963 r. zostałem wybrany prezesem Koła PZKO, miałem wówczas 33 lata – opowiadał podczas wernisażu. – Zamykano wtedy gospodę w tzw. Zborówce i zgłosiłem do rady narodowej chęć kupna budynku przez Koło PZKO. Ponieważ większość radnych stanowili wtedy Polacy, bez trudu uzyskałem zgodę. Zborówka stanowiła kiedyś majątek Kościoła ewangelickiego. Kiedy powstawało błędowickie Koło PZKO, była w niej restauracja i pezetkaowcy też spotykali się w tym lokalu. Likwidacja gospody i przekazanie Kołu budynku było pierwszym krokiem do własnej siedziby. Od 1964 r. mieściła się tam świetlica PZKO, jednak nie spełniała oczekiwań członków Koła. – Kiedy zmarł Henryk Kożusznik, nasz członek, wielki patriota, pracownik poczty w Cieszynie, kawaler mieszkający tuż obok, zostawił testament, w którym przekazał swój dom na własność Kołu. Budynek sprzedaliśmy, a pieniądze szły na budowę naszego Domu PZKO. Wcześniej sprzedaliśmy park Macierzy Szkolnej, który po wojnie dostaliśmy od gminy na własność – ciągnął swoją opowieść Nierostek. Sprzedawano też cegiełki na budowę Domu PZKO, ludność polska pożyczała własne pieniądze. Do istniejącego budynku dobudowano salę, powstało nowe podium, szatnia, sanitariaty, ogrodzenie. Jubileuszowe otwarcie Domu PZKO miało miejsce 15 października 1967 r. W 1977 r. powstał wybudowany przez młodzież na poddaszu Lokal na Strychu. Po kilku następnych latach użytkowania budynek nie spełniał już potrzebnych norm, konieczna była wymiana wszystkich instalacji. – Komisja ustaliła, że trzeba zrobić gruntowny remont, albo zburzyć i zbudować od nowa – wspominał owe czasy Nierostek. – Poszedłem do urzędu miasta. Ówczesny przewodniczący był przychylnie do nas nastawiony, stwierdził, że dla Polaków trzeba też coś zrobić. W ciągu miesiąca wszystko zostało załatwione, podpisaliśmy z miastem umowę, że Dom Dom PZKO w Hawierzowie Błędowicach. WYDZIOBANE Z ŁAMÓW Pozytywny bilans PZKO w Szumbarku przeprowadziło doroczny przegląd swej pracy. O tym, że bilans pracy tej był naprawdę pozytywny, świadczą m.in. słowa obecnego na zebraniu przewodniczącego MRN, który stwierdził, że PZKO należało na najbardziej aktywnych organizacji masowych w gminie. Po obszernej dyskusji, jaka rozwinęła się po referacie sprawozdawczym, uzgodniono plan pracy PZKO na rok przyszły. Do obowiązków nowego zarządu PZKO należeć będzie m. in. pomoc przy organizowaniu Koła PZKO w nowym osiedlu części błędowickiej i troska o otwarcie całodniowego przedszkola w Szumbarku dla dzieci pracujących matek. (PZKO – najbardziej aktywna organizacja w Szumbarku. GL nr 155, 28. 12. 1954) Jak w Warszawie Nie tak dawno temu, jak Scena Polska objeżdżała teren z „Wodewilem Warszawskim” i kiedy całe nasze społeczeństwo podniecało i zachwycało się rozśpiewanym i roześmianym murarzem warszawskim. Przypominamy sobie wszyscy, z jakim zapałem i radością budowali swoją kochaną Warszawę, swoje estetyczne mieszkanka. I kiedy sobie przypomnimy ostatni obraz i widzimy Felka z Helą a inżyniera z Zosią już w nowych wygodnych pokoikach, spoglądających na nową Warszawę, to niejeden z nas zazdrościł im wielkiego szczęścia. Byli między nimi i sami aktorzy Sceny Polskiej, którzy już od dawna marzyli o takim małym mieszkanku w Cieszynie. Proszę sobie wyobrazić ich radość, kiedy właśnie w tych dniach mogli wprowadzić się do nowych, pięknych i wygodnych mieszkań w Cz. Cieszynie. Z jakim zadowoleniem ustawiali swoje rzeczy w nowych słonecznych pokojach, ile tam było humoru, ile śpiewu. (Małe mieszkanko na Mariensztacie. GL nr 155, 28. 12. 1954) Wielka wystawa Rok Jubileuszowy, 10-lecie istnienia nowej, wyzwolonej republiki uczci okręg cieszyński wielką wystawą w roku 1955. Wystawa ta, która ulokowana będzie bodajże we wszystkich szkołach Cz. Cieszyna, potrwa od połowy czerwca do końca miesiąca sierpnia. Obejmować będzie eksponaty ze wszystkich działów kultury i życia naszego ludu. Nie braknie działu geologicznego i z dziejów badań prehistorii cieszyńskiego. Powoli wykrystalizuje się odpowiedni zarząd wystawy, w skład którego wchodzą ofiarni pracownicy społeczni na niwie badania folkloru, flory, fauny i innych działów naszego życia. Przygotowania do wystawy budzą zrozumiałe zainteresowanie, ponieważ czegoś podobnego już dawno nie widziano w Cz. Cieszynie, pominąwszy wystawę sprzed bodajże 90 lat, która tendencyjnie nastrojoną była na modłę wiedeńską. (Przygotowania do ciekawej wystawy w Cz. Cieszynie. GL nr 155, 28. 12. 1954) ZWROT | 7/2013 45 Szlakiem kół PZKO Wystawę robót ręcznych obejrzały również panie z innych miejscowości. Z prawej: Stefania Piszczek, kierowniczka Klubu Kobiet MK PZKO w Stonawie. PZKO będzie naszą wyłączną własnością. I mogliśmy zabrać się do roboty. – Kiedy rozbieraliśmy stary budynek – dodał – znaleźliśmy pięknie wyciosaną datę jego powstania: 1853 rok. Nowa część budynku już została. 7 kwietnia 1984 r. nastąpiło pożegnanie starej zborówki, potem demolicja, wywieziono 220 samochodów gruzu. A 1 maja już była pierwsza brygada, rozpoczęła się praca przy fundamentach nowego budynku. Budowa szła tak szybko, że zrobiliśmy wszystko za 17 miesięcy. Udało się to dzięki ogromnej ofiarności członków. Miasto zapłaciło firmom, które tu pracowały, instalację elektryczną, wodę, ogrzewanie, murowanie piętra, tynkowanie. Ale resztę robili członkowie Koła za darmo. Projektantem budowy był Oskar Chmiel, kierownikiem budowy Henryk Poloczek. Łącznie ponad 320 osób przepracowało darmowo 22 tys. godzin. Najwięcej Józef Pietrus, później w latach 2000–2009 gospodarz Domu PZKO, bo aż 1436 godzin. Otwarcie nowego Domu PZKO odbyło się 15 września 1985 r. Na uroczystym spotkaniu z najbar- dziej zasłużonymi członkami przekazana została umowa własności. Od 2010 r. gospodarzem Domu PZKO jest Lidia Nowak. Najnowszy remont przebiegł w maju 2013 r., doszło do modernizacji kuchni. Wszystkie te dane wyczytać można było na czerwcowej wystawie. – Na wystawie jest tylko garstka naszych zdjęć – wyjaśnił Nierostek. – Nasze archiwum liczy ponad 3 tys. zdjęć. Wiele z nich powstało dzięki temu, że z mojej inicjatywy założone zostało w Kole kółko fotograficzne. Kiedy mieliśmy wystawę z okazji 55-lecia MK PZKO, zdecydowaliśmy w Klubie Seniora, że zrobimy wystawę. Ekspozycja liczyła ok. 2 tys. zdjęć. Podziwiała je wtedy nawet prezydent miasta Milada Halíková zdziwiona, że ktoś może coś takiego robić bezinteresownie. Ciekawe wystawy Wystawy w błędowickim Kole organizowane są co dwa lata. Klub Kobiet, który powstał już w 1954 r., przygotowuje je teraz wspólnie z działającym od 1987 r. Klubem Seniora. – Zawsze miałem na wystawie swo- Podczas większych akcji Koła nie może zabraknąć domowych wypieków. 46 ZWROT | 7/2013 Wystawy są także okazją do spotkań towarzyskich. je jabłka – wyjaśnił Tadeusz Nierostek. – Interesowałem się bardzo ogrodnictwem, założyłem kiedyś sad, 37 odmian jabłek. Na tegorocznej wystawie w głównej sali panie pod kierownictwem Anny Staś przygotowały wystawę swoich najnowszych robótek ręcznych pod nazwą „Zręczne ręce i nic więcej...”. Wśród eksponatów były prace robione szydełkiem, np. ozdoby świąteczne, ale też części garderoby dla dzieci i dorosłych, wiele haftowanych różnymi technikami obrusów i serwetek, obrazki z koronki klockowej i haftowane, biżuteria z perełek, plecione koszyki, drewniane zabawki, torebki z izolepy, i wiele innych ciekawych wyrobów. Oprócz tego były propozycje wypieków i zimnego bufetu. Nie zabrakło loterii i smacznego poczęstunku, domowych ciastek i kołaczy, kanapek itp. Wystawę przyjechało obejrzeć wiele pań z całego Zaolzia, m.in. członkinie Klubu Kobiet MK PZKO w Trzyńcu Kanadzie. – Przyjeżdżamy do innych Klubów Kobiet z radością, bo zawsze jest coś nowego do obejrzenia – przyznała przewodnicząca Astrid Štefan. – Tutaj Cegiełki na budowę Domu PZKO z 1967 r. Szlakiem kół PZKO WYDZIOBANE Z ŁAMÓW Fragment wystawy o historii błędowickiego Domu PZKO. widać, że prace ręczne robi więcej pań, nie tylko, jak u nas, cztery. I więcej może być pomysłów. Najbardziej podobają mi się obrazki wyszywane krzyżykiem, bo to bardzo misterna praca, także subtelne szydełkowane ozdoby świąteczne na Boże Narodzenie i Wielkanoc z koralikami. No i obrazki robione techniką klockową, gdyż to moja domena. Bardzo ładne są też kolorowe torby. Kierownik Anna Staś i jej prawa ręka Věra Pietrus wyjaśniły, że panie w Błędowicach spotykają się co dwa tygodnie, a przed wystawą nawet częściej, bo w każdą środę. Klub liczy 18 członkiń, schodzi się 10-14 pań. Która może, przyjdzie, bo niektóre są już starsze, schorowane. Obecnie w Klubie Kobiet przebiega kurs klockowania, szydełkowania, frywolitki i wyplatania koszyków. Panie zapraszają wszystkich. Kurs zaplanowany jest do końca września, odbywa się w każdą drugą i czwartą środę w miesiącu o godz. 16 w Domu PZKO w Hawierzowie Błędowicach. W Kole istnieje też od niedawna Klub Średniaka. Swoją długoletnią renomę ma zespół regionalny Błędowice. Mali Błędowianie pracują wprawdzie w szkole, ale, jak zapewnił prezes Koła Piotr Chroboczek, wspierani są przez Koło, bo to przecież narybek do zespołu Błędowice. Dobrze znana w całym regionie jest kapela Kamraci. Wśród licznych imprez Koła akcją sztandarową są coroczne Dożynki Śląskie. Zaczęto je organizować pod koniec lat 60. – To też był mój pomysł, żeby powrócić do dawnych zwyczajów – wspominał Tadeusz Nierostek. – Po raz pierwszy dożynki odbyły się w 1969 r., dostaliśmy zezwolenie, i to była jedyna akcja publiczna w mieście w tym czasie. Miały być już rok wcześniej, ale sytuacja polityczna uniemożliwiła ich przeprowadzenie. n Anna Staś (z lewej), kierowniczka Klubu Kobiet MK PZKO Hawierzów Błędowice, i jej zastępczyni Věra Pietrus. Tadeusz Nierostek, kierownik Klubu Seniora, były prezes MK PZKO w Hawierzowie Błędowicach. Wyświetlane przez fachowców Już w czasie Miesiąca Oświaty, Książki i Prasy cieszyły się krótkometrażowe filmy polskiej produkcji dużą popularnością wśród członków PZKO. Większość filmów ma duże znaczenie wychowawcze, ponieważ mówią o nowych zdobyczach naukowych, o nowych metodach pracy i budowaniu lepszej, szczęśliwszej przyszłości. Wystarczy tylko wspomnieć tytuły kilku dotychczasowych filmów: „Tak gospodarują spółdzielnie”, „Nauka bliżej życia”, „Pokój zwycięży”, „Tynkowanie zespołowe” czy „Marszałkowska dzielnica mieszkaniowa”. Obecnie nadeszła do sekretariatu ZP dalsza seria krótkometrażowych filmów dźwiękowych. Oto ich tytuły: „Bajka o Ursusie”, „Kodeks Bohema”, „Wyścig kolarski Praga – Warszawa”, „Pieśń pracy”, „Mistrzowie szybkich wytopów”, „Nowa sztuka”, „W pałacu młodzieży”, „Kronika harcerza”. Filmy te są do dyspozycji kół PZKO, szkół i innych organizacji, muszą jednak być wyświetlane przez fachowców, którzy dają porękę, że wszystkie filmy wrócą do ZP PZKO nieuszkodzone, przewinięte i zaopatrzone w odpowiedni protokół. (Nowe filmy krótkometrażowe w ZP PZKO Cz. Cieszyn. GL nr 155, 28. 12. 1954) Najtrudniejszy odcinek Swego czasu bawili w Ostrawie słynni podróżnicy Hanzelka i Zikmunt. Na jednej pogadance rzucono im między innymi takie oto pytanie: - Który odcinek na waszej drodze po świecie był dla was najtrudniejszy? - Z Ostrawy do Karwiny, tramwajem! – brzmiała ich zgodna odpowiedź. (I znów ten tramwaj! GL nr 155, 28. 12. 1954) Pękła rura Dwudziestego piątego maja pękła rura przewodów parowych w magazynie materiałów technicznych huty trzynieckiej. Wskutek tej awarii uszkodzone zostało centralne ogrzewanie. Pracownicy magazynu w dwa dni później wystawili odpowiednie zamówienie do biura napraw, aby awarię jak najszybciej usunąć. Ale jak to latem bywa: jest ciepło i nie myśli się o tym, że raz piękna pogoda się skończy i nastanie zima. – Hm, rura? Od centralnego ogrzewania, w lecie? Nie, poczekajmy do jesieni! – powiedzieli sobie monterzy z oddziału napraw. Na nalegania pracowników magazynu coś niecoś podłubali, ale nic nie naprawili. W końcu nadeszły mrozy. Olej skrzepł i nie można było pracować. A monterzy z oddziału napraw zapewne myślą: jeszcze styczeń, jeszcze luty, a potem będzie już cieplej i olej nie będzie krzepł. (Byle do wiosny. GL nr 155, 28. 12. 1954) ZWROT | 7/2013 47 Krzyżówka Zwrotu Krzyżówka ZWROTU Wśród autorów prawidłowych rozwiązań zostanie rozlosowana nagroda książkowa. Rozwiązanie dodatkowe prosimy przesyłać na adres pocztowy lub e-mail: [email protected] do 5 września 2013 r. Rozwiązanie krzyżówki z nr. 5/2013: „Nie dlatego brakuje nam odwagi, iż rzeczy są za trudne. To rzeczy są trudne dlatego, że brakuje nam odwagi.” Nagrodę książkową wylosowała: Ewa Wałaska, Bystrzyca Gratulujemy! Poziomo: 1. blankiet z wydrukowanymi rubrykami 5. nie kładź go między drzwi 9. ostry czubek 12. dowód niewinności 13. niezbyt poręczny instrument strunowy 14. tam ogłoszono Manifest Lipcowy 15. „studzienny” dźwig 16. służy do zlewania płynów 17. nieprzetłumaczalny zwrot 18. dychawica 19. przysysana do skóry w celach leczniczych 22. inserat 25. księga liturgiczna 28. harmonijka ustna 31. służy do krycia dachów 34. jadalny w kuchni 35. mityczny duszek skandynawski 37. czepliwy koszyczek łopianu 38. zmieni aktora nie do poznania 39. konkurs z pytaniami 40. czynny wulkan z wyspy Mindanao 41. przedrostek jak miliard 42. era archaiczna 46. dawanie jednej rzeczy za drugą 50. palone do gaszenia 52. warta przy drzwiach 54. załącznik 57. podobny do szakala 58. mieszka w Bucharze 59. bicie serca 60. ozdobny krzew parkowy 61. poluje na zwierzynę 62. angielski harcerz 63. nauka o moralności 64. wylewanie łez 65. znany polski poeta 66. nie zginął śmiercią naturalną Pionowo: 1. „wypędził” Rosjan z republiki 2. krótki utwór wokalny do tekstu poetyckiego 3. określanie kierunku, w którym położony jest badany obiekt 4. mowa mięśni twarzy 5. ondatra hodowana ze względu na cenne futro 6. uroczysty utwór instrumentalny 7. niepożądany na grządce 8. zagłębienie na szczycie wulkanu 9. sucha kiełbasa wędzona z mięsa oślego 10. szpicruta 11. podstawa pomnika 20. nieco większa od skrzypiec 21. pochwa na strzały 23. niewłaściwy postępek 24. przewlekła choroba nerek 26. prowizoryczny sklep w postaci budki 27. uczuleniowiec 29. wysoki połysk 30. afrykańskie jezioro 32. biokatalizator 33. narodowość 36. paść na muchy 43. zbrojne wystąpienie szlachty przeciw królowi 44. brzmi z wieży Mariackiej 45. żywy organizm 47. dekoracyjny układ otworków 48. czajnik 49. ogłoszenie drukiem jakiegoś dzieła 50. stali w konwertorze 51. figura akrobacji samolotu 53. pewność siebie 55. imię amerykańskiego astronauty Aldrina 56. pierwsza faza lotu rakiety ROZWIĄZANIE DODATKOWE (Autor sentencji: Zofia Nałkowska)Opr. BIKI ILUSTROWANA KRONIKA MIESIĄCA: CZERWIEC 2013 15 Festyn ogrodowy odbył się w MK PZKO Rychwałd. Oprócz gospodarza – zespołu Rychwałdzianie – wystąpił chór Lutnia MK PZKO w Lutyni Dolnej oraz ZPiT Suszanie MK PZKO w Suchej Górnej. Podczas tradycyjnego festynu MK PZKO Bogumin Skrzeczoń zaśpiewał chór Koła Hasło, wystąpił gawędziarz Eugeniusz Toman z Gołkowic i kapela Bukóń z Jabłonkowa. 15 Jubileusz 185-lecia obchodziła PSP w Olbrachcicach. Wystawiono przedstawienie „Tadek Niejadek” z udziałem uczniów szkoły i przedszkolaków, odbył się festyn i wystawa. 22 Festynowi MK PZKO w Boguminie Skrzeczoniu towarzyszył IX Międzynarodowy Turniej Piłki Nożnej. Spotkały się drużyny: KWS Grodków, Old Boys Chałupki, KS Orłowa i MK PZKO Skrzeczoń, która zdobyła puchar. 16 22 22 Wycieczkę autokarową na Słowację zorganizowało MK PZKO Cz. Cieszyn Mosty. 22 Scena Polska Teatru Cieszyńskiego zaprosiła na premierę przedstawienia „Weekend z...” Robina Hawdona w reżyserii Rudolfa Molińskiego. 22 23 Drużyna piłkarska Orły Zaolzia wzięła udział w Pradze w Turnieju Mniejszości Narodowych w RC o puchar Senatu RC. Na boisku piłkarskim w Cz. Cieszynie Żukowie Górnym odbyła się 4. edycja Memoriału Karola Jungi. Zagrali organizatorzy, czyli Orły Zaolzia (zajęli II miejsce), oraz drużyny Bielskie Orły z Polski (I m.) i miejscowy zespół z Żukowa. 16 Drugą nagrodę (pierwszej nie przyznano) w kategorii zespołów młodzieżowych oraz trzecią w kategorii muzyka ludowa, pop i gospel spirituals przywiózł z IV Międzynarodowego Festiwalu Chóralnego Cracovia Cantans w Krakowie chór mieszany Collegium Iuvenum, działający w Gimnazjum Polskim w Cz. Cieszynie pod batutą Leszka Kaliny. 17 19 19 Klub Propozycji MK PZKO w Piotrowicach zorganizował spotkanie z dyrektorem PSP w Karwinie Frysztacie Tomaszem Śmiłowskim. 22 Podczas gminnego VI Międzynarodowego Świętojańskiego Festiwalu Folklorystycznego w Bystrzycy, organizowanego we współpracy z zespołem PZKO Bystrzyca oraz szkolnym Łączka, zaprezentowali się także Górole z Mostów k. Jabłonkowa, Lipka z Jabłonkowa i Młode Oldrzychowice, oraz zespoły z Polski i Słowacji. Członkowie Harcerskiego Kręgu Seniora Zaolzie spotkali się w Wędryni na smażeniu jajecznicy. W siedzibie Kongresu Polaków w Cz. Cieszynie odbył się wernisaż wystawy z okazji stulecia HPC „Na harcerskich szlakach”. Tradycyjny festyn ogrodowy odbył się w MK PZKO Orłowa Poręba. W programie oprócz działającej w Kole grupy muzyczno-wokalnej Old Boys Band wystąpił zespół Niezapominajki MK PZKO Hawierzów Sucha. 19 21 Zakończyło działalność samodzielne Zrzeczenie Śpiewaczo-Muzyczne. MK PZKO Cz. Cieszyn Centrum wraz z Harfą, chórem mieszanym Koła, zaprosiło do kościoła Na Niwach w Cz. Cieszynie na koncert „Muzyka różnych wyznań”. Oprócz Harfy wystąpiły zespoły: chór kameralny Instytutu Muzyki w Cieszynie A Piacere i zespół żeński Vocalis ze Skoczowa oraz organista Paweł Seligman. 23 Podczas prezentacji mniejszości narodowych w Trzyńcu Polaków reprezentował ZR Oldrzychowice MK PZKO w Oldrzychowicach, Gimnaści MK PZKO w Wędryni, uczniowie trzynieckiej PSP im. Gustawa Przeczka, wystąpiły też zespoły słowackie, greckie i romskie. W siedzibie ZG PZKO w Cz. Cieszynie odbył się Konwent Prezesów. Głównym punktem programu był nowy statut organizacji. 22 26 29 Wianki odbyły się w MK PZKO Orłowa Lutynia. Program zaprezentował dziecięcy ZR Skotniczka MK PZKO Orłowa Lutynia, wystąpiły też zespoły Niezapominajki MK PZKO Hawierzów Sucha i Old Boys Band MK PZKO Orłowa Poręba. 22 29 29 29 W MK PZKO Karwina Darków odbyły się tradycyjne Wianki nad Olzą. W głównym programie zaprezentowały się karwińskie przedszkolaki. W kościele Podwyższenia Krzyża św. w Karwinie Frysztacie odbył się koncert z okazji 85-lecia chóru mieszanego Dźwięk MK PZKO Karwina Raj. Oprócz chóru jubilata wystąpił Chór Koncertowy Permonik z Karwiny. Chór mieszany Dźwięk MK PZKO Karwina Raj zaśpiewał także, obok zespołów słowackiego, węgierskiego, romskiego, greckiego, żydowskiego, czeskiego i zespołów z Polski, na karwińskim rynku podczas corocznej imprezy „Przenikanie kultur”, prezentującej głównie mniejszości narodowe. 22 Podczas tegorocznej edycji festiwalu muzycznego Dolański Gróm w Karwinie, organizowanego przez MK PZKO Karwina Frysztat, główną gwiazdą był polski zespół Bajm z Beatą Kozidrak. Poza tym wystąpili: z Polski Clock Machine, Lee Monday, X-Rays, z Czech Blue Effect i Noemiracles, a ze Słowacji Katarína Knechtová. 22 Wycieczkę kolarsko-samochodową do Ligotki Kameralnej zorganizowało MK PZKO Trzyniec Łyżbice Wieś. Na wycieczkę do Polski do Parku Miniatur w Inwałdzie zaprosiło MK PZKO Orłowa Poręba. Po raz 13. wyruszyli na wycieczkę do źródeł Olzy pod Gańczorką kolarze i turyści piesi. Impreza, która powstała kiedyś z inicjatywy Władysława Kristena, zorganizowana została przez zaolziańskie PTTS Beskid Śląski we współpracy z PTTK w Cieszynie. 30 Festyn z puszczaniem wianków po Olzie zorganizowało MK PZKO w Lutyni Dolnej Wierzniowicach. W programie wystąpił chór Lutnia MK PZKO Lutynia Dolna, przedszkolacy z Wierzniowic, zespół Old Boys Band MK PZKO Orłowa Poręba. ZWROT | 7/2013 49 50 ZWROT | 7/2013