tadeusz filipczyk

Transkrypt

tadeusz filipczyk
7
13
Miesięcznik Polskiego Związku Kulturalno-Oświatowego w RC
Statut PZKO
Z historii Partyki
Adam Wawrosz
cena 30 Kč
10
16
38
www.zwrot.cz
TADEUSZ
FILIPCZYK
ZWROT | 7/2013
1
ILUSTROWANA KRONIKA MIESIĄCA: CZERWIEC 2013
1
Miejscowe Koło PZKO w Suchej Górnej zaprosiło na biesiadę z okazji 10-lecia
Chórku, pracującego w tym Kole zespołu pieśni ludowej, pod kierownictwem
Barbary Weiser. Wystąpiły też współpracujące z Chórkiem kapele: Kamraci MK
PZKO Hawierzów Błędowice, Suszanie MK PZKO Sucha Górna, Bez Cymbału Wiesława Farany z Karwiny i Šmykňa z Ostrawy.
lenie podłączone w sieci” prowadziły psycholog Mariola Kujańska i Justyna Kokot
z Rybnika.
6
7
8
8
8-9
Spacer po Ligotce Kameralnej z poetką Ewą Furtek zorganizował Klub Nauczycieli Emerytów.
1
1-2
2
Tradycyjne smażenie jajecznicy i obchody Dnia Dziecka miały miejsce w MK
PZKO Ligotka Kameralna.
Delegacja MK PZKO Bogumin Skrzeczoń uczestniczyła w Grodkowskich
Dniach Kultury w Grodkowie w Polsce.
Zrzeszenie Śpiewaczo-Muzyczne zaprosiło na XXI Trojoka Śląskiego. Koncerty
chórów z polskiej i czeskiej strony granicy, m.in. Melodii MK PZKO w Nawsiu,
Collegium Canticorum z Cz. Cieszyna, odbyły się w Cz. Cieszynie, Stonawie, Piotrowicach Marklowicach i Nawsiu. Jedna z nagród im S. Moniuszki powędrowała do
rąk Władysława Ruska, dyrygenta pezetkaowskich zespołów śpiewaczych Lutnia
z Lutyni Dolnej i Rychwałdzianie z Rychwałdu.
Także członków okolicznych MK PZKO zaprosili na swoje smażenie jajecznicy
pezetkaowcy z Bogumina.
Pezetkaowcy z Suchej Górnej wyjechali na wycieczkę na Słowację.
Smażenie jajecznicy odbyło się w MK PZKO Gródek.
Kluby Kobiet i Seniora MK PZKO w Hawierzowie Błędowicach zaprosiły
na wspólną wystawę. Panie przygotowały wystawę robót ręcznych
„Zręczne ręce i nic więcej...”, panowie wystawę o historii Domu PZKO „50 lat MK
PZKO pod własną strzechą”.
2
3
5-8
Zakończyły się trwające od 29 maja organizowane przez Stowarzyszenie Młodzieży Polskiej Dni Kultury Studenckiej.
Na smażenie jajecznicy zaprosiło MK PZKO Oldrzychowice.
W obu Cieszynach odbył się XXIV Międzynarodowy Festiwal Teatralny
Bez Granic. Decyzją widzów Nagrodę Złamanego Szlabanu odebrał Teatr
im. H. Modrzejewskiej w Legnicy za przedstawienie „Komedia obozowa” Roy’a Kifta w reżyserii Łuksza Czuja.
13
W ośrodku kultury Strzelnica w Czeskim Cieszynie odbył się XVI Finał Konkursu Muzyki i Pieśni im. Stanisława Hadyny. Głównym organizatorem było Polskie Towarzystwo Artystyczne Ars Musica.
13
14
Wspólne smażenie jajecznicy zorganizowały Kluby Kobiet i Klub Seniora
cierlickich i stanisłowickiego MK PZKO.
W koncercie charytatywnym „Dzieci dzieciom” w Teatrze Cieszyńskim w Cz.
Cieszynie wystąpiły zespoły czeskocieszyńskiej PSP i przedszkola prowadzone przez Marię Szymanik.
6
Siódmy rok akademicki zakończył Międzygeneracyjny Uniwersytet Regionalny PZKO w Cz. Cieszynie. Dyrektor MUR Danuta Chwajol wręczyła najpilniejszym słuchaczom certyfikaty i nagrody książkowe. W minikoncercie wystąpili uczniowie PSA w Cz. Cieszynie. Wykład na temat „Witamy pokolenie C – poko2
ZWROT | 7/2013
14-16
15
W obu Cieszynach bawiono się na Święcie Trzech Braci.
Festyn zorganizowało MK PZKO Trzyniec Końska Podlesie, w programie był
występ dzieci i chóru Zgoda MK PZKO obwodu trzynieckiego.
SPIS TREŚCI
ANEKS
Prenumerata z prezentem
Recepcja hotelu w Gdańsku | 2
7
13
LITERATURA
Statut PZKO
Z historii Partyki
Adam Wawrosz
10
16
38
Wisława Szymborska nad Olzą| 4
REGION
Miesięcznik Polskiego Związku Kulturalno-Oświatowego w RC
cena 30 Kč
www.zwrot.cz
MUR o pokoleniu C | 5
ROZMOWA ZWROTU
Tadeusz Filipczyk | 6
Zamawiając roczną
prenumeratę
miesięcznika „Zwrot”,
otrzymają Państwo
cenny prezent –
„Zachodniocieszyński
słownik gwarowy”
Władysława Milerskiego.
STATUT
Powstaje konstytucja związku | 10
Odnowiony statut | 11
REPORTAŻ
Kambodża | 13
NAD OLZĄ PRZED STU LATY
Partyka i Ropiczka | 16
TADEUSZ
FILIPCZYK
OSOBOWOŚĆ MIESIĄCA
Z harcerskim rodowodem | 18
REGION
Janusz Ondraszek | 22
Chorągiew księcia Adama Wacława | 24
FOTOREPORTAŻ
Dolański Gróm | 26
HISTORIA
Jak w Bukowcu bywało | 32
KORESPONDENCJA „ZWROTU”
Frysztaczanie w stolicy | 35
ROK ADAMA WAWROSZA
Z dawnych recenzji | 38
Hołdamasz | 40
LITERATURA
Libor Martinek | 41
HISTORIA
Polskie szkolnictwo w Orłowej i okolicy | 42
SZLAKIEM KÓŁ PZKO
Pół wieku pod własnym dachem | 45
STAŁE RUBRYKI
Wydarzenia | 28
Krzyżówka | 48
www.zwrot.cz
magazyn regionalny
nr ewidencyjny MK ČR E 389 / rok LXIII, nr 764
IČ 442771, numer konta: 232992221/0300
Wydawca:
Polski Związek Kulturalno-Oświatowy
w Republice Czeskiej przy wsparciu finansowym
Ministerstwa Kultury Republiki Czeskiej oraz
Ministerstwa Spraw Zagranicznych Rzeczpospolitej
Polskiej, za pośrednictwem Konsulatu Generalnego
RP w Ostrawie.
Przedsięwzięcie jest współfinansowane/finansowane
przez Stowarzyszenie „Wspólnota Polska” ze środków
otrzymanych od Ministerstwa Spraw Zagranicznych
Rzeczypospolitej Polskiej w ramach konkursu
„Współpraca z Polonią i Polakami za Granicą w 2013 r.”
„Zwrot” można kupić tutaj:
Cz. Cieszyn: Kostiumeria ZG PZKO, ul. Strzelnicza 28
Redakcja miesięcznika „Zwrot”, ul. Strzelnicza 28
Klub Polskiej Książki i Prasy Księgarnia, ul. Czapka 7
Klub „Dziupla”
Trzyniec:
Kiosk na dworcu autobusowym, obok apteki
Karwina: Oddział Literatury Polskiej Biblioteki Regionalnej, Rynek Masaryka
Jabłonków: Kiosk na Rynku Mariackim
Nawsie:
Kiosk na dworcu kolejowym
Bystrzyca: Kiosk w centrum, obok Tesca
Gródek:
Sklep gospodarstwa domowego, Irena Medek
Prenumeratę i pojedyncze numery można zamówić e-mailem pod adresem
[email protected] lub telefonicznie pod numerem 558 711 582.
Redakcja:
Halina Szczotka / redaktor naczelny / [email protected]
Czesława Rudnik / redaktor / [email protected]
Alicja Smiga / sekretariat / [email protected]
Redakcja obrazu i składu:
Andrzej Havlík / [email protected]
Druk: FINIDR, sp. z.o.o. Czeski Cieszyn
Rada Redakcyjna:
Ewa Gołębiowska, Ireneusz Hyrnik, Bronisław Ondraszek,
Władysław Owczarzy, Wojciech Riess, Jan Ryłko,
Otylia Toboła
Redakcja zastrzega sobie prawo skracania tekstów,
zmiany tytułów, nie zwraca materiałów niezamówionych.
Administracja redakcji:
gmach ZG PZKO, I piętro,
ul. Strzelnicza 28, Český Těšín (Czeski Cieszyn)
czynna od poniedziałku do czwartku w godz. 8.00–12.00
Wysyłka pocztowa na podstawie umowy nr 701 001/02
z Przedsiębiorstwem Państwowym POCZTA CZESKA,
oddział Morawy Północne.
Adres redakcji: ul. Strzelnicza 28, P. O. BOX 97
737 01 Český Těšín (Czeski Cieszyn)
tel. i faks: 558 711 582 / www.zwrot.cz
Okładka: Fot. Wiesław Przeczek
Cena prenumeraty rocznej 360 Kč, do uiszczenia przekazem pocztowym, przelewem lub bezpośrednio w redakcji.
Nakład: 1600 egz.
Cena egzemplarza 30 Kč
Numer zamknięto 12 lipca 2013
ISSN 0139-6277
ZWROT | 7/2013
1
ANEKS
RECEPCJA HOTELU W GDAŃSKU
TEKST: TADEUSZ SIWEK / Zdjęcie: Czesława Rudnik
Byłem niedawno przez dwa tygodnie z wykładami na Uniwersytecie Gdańskim. Mieszkałem w przyjemnym małym pensjonacie
w dzielnicy Przymorze. W recepcji powitała mnie młoda, sympatyczna dziewczyna. Przy załatwianiu formalności nawiązała się rozmowa,
która jeszcze parę lat temu miałaby zupełnie inny finał, i która pokazuje, jak zmieniło się postrzeganie nas, Zaolziaków, w głębi Polski,
gdzie naszego regionu ani naszej historii nie znają. Swoją rozmowę
z recepcjonistką postaram się w miarę możliwości wiernie odtworzyć.
– Jak na Czecha mówi pan dobrze po polsku – stwierdza dziewczyna, sięgając po formularz.
– Nie jestem Czechem – odpowiadam.
– Ale paszport ma pan czeski.
– No tak, mam czeskie obywatelstwo i mieszkam w Republice
Czeskiej, ale jestem Polakiem.
– Teraz widzę, że ma pan polskie imię i polskie nazwisko. Długo
tam pan mieszka?
– Od urodzenia. Nigdy nie mieszkałem w innym kraju.
– Pewnie pańscy rodzice przyjechali z Polski – domyśla się recepcjonistka. – Z którego regionu pochodzi pańska rodzina?
Przez chwilę zastanawiam się, jak zareagować. Widzę, że recepcjonistka wiedzy o Polakach na Zaolziu nie ma żadnej. Byłem już wiele razy w takiej sytuacji i stosuję w niej różne rozwiązania: od wymijającej
odpowiedzi, w wyniku której uchodzę w oczach rozmówcy za kogoś innego, przez różne skróty, które nieraz dają podobny efekt, po dokładne
wytłumaczenie, które proponuję tym, których to naprawdę interesuje.
Moja recepcjonistka wyraźnie należy do tej ostatniej grupy. Więc
postanawiam wyjaśnić jej zawiłości mojego pochodzenia, choć to
nie jest łatwe. Będę musiał podać masę ważnych informacji i uważać przy tym, żeby jej nie zanudzać zbędnymi szczegółami. W każdym razie czeka mnie wykład, którego długość będzie zależała od
szybkości pojmowania mojej rozmówczyni.
– Otóż, moi rodzice nie przyjechali z Polski – zaczynam – ani
dziadkowie, ani pradziadkowie. Od pokoleń mieszkamy na tym terenie i tylko w wyniku przesunięć granicy znaleźliśmy się poza Polską. Mamy czeskie obywatelstwo, ale jesteśmy Polakami.
Na twarzy młodej recepcjonistki odmalowuje się nagłe zrozumienie: – Tak jak Ewa Farna? Piosenkarka, która z powodzeniem
śpiewa tu i tam?
– Dokładnie – odpowiadam i uświadamiam sobie, że tym samym
wszystko jest jasne i nie trzeba dalszych wyjaśnień.
Szanowni goście,
dnia 1. 7. 2013 rozpoczęliśmy rekonstrukcję
restauracji, lobby a saloników w HOTELU STEEL.
Prace budowlane potrwają do 30. 9. 2013.
Część hotelowa jest czynna.
Dziękujemy za zrozumienie i cieszymy się
na państwa wizytę!
KARTA GROUP, a.s., provozovna HOTEL STEEL,
nám. Svobody 527, Třinec, nr tel.: +420 556 200 111–112
e-mail: [email protected] // www.hotelsteel.cz
Fortissimo group, s.r.o., tel.: +420-558 335 000
Zrobimy MIODULĘ wg Twojej receptury – www.miodula.cz
2
ZWROT | 7/2013
PERYSKOP
Szanowni Czytelnicy,
dziękujemy wszystkim, którzy uiścili prenumeratę naszego miesięcznika. Termin przyjmowania opłat upłynął 30 czerwca 2013.
Nie wszystkie jednak do nas dotarły. Prosimy zatem o sprawdzenie, czy państwa prenumerata została opłacona. Jeżeli nie, prosimy
o jej szybkie uiszczenie. Dziękujemy.
Prenumeratę w wysokości 360 KCZ można zapłacić gotówką
wkasie „Zwrotu“, przelewem lub przekazem pocztowym na konto
nr 232992221/0300.
U płatności bezgotówkowych należy wpisać numer identyfikacyjny (variabilní symbol), który umieszczany jest na naklejce z Państwa
adresem na opakowaniu „Zwrotu“.
W przypadku jakichkolwiek wątpliwości prosimy o kontakt z sekretariatem redakcji (tel. 558 711 582, lub e-mail: [email protected]).
Gratulujemy!
MK PZKO Leszna Dolna
zaprasza na
VII ROCZNIK PRZEGLĄDU
KAPEL LUDOWYCH TRÓJSTYKU
Przegląd odbędzie się 7 września
w ogrodzie koło Domu PZKO w Lesznej Dolnej. W programie wystąpią kapele ludowe z Polski, Czech i Słowacji.
Polskę reprezentować będzie Kapela
Ludowa z Jasienicy i Kapela Ludowa
z Lipowej koło Żywca. Zagrają też Heligonkári z Horných Kysúc i Cimbálová muzika Jagar z Hawierzowa. Nasz
region reprezentować będzie Kapela
Ludowa Gorole.
– Przegląd Kapel jest związany z projektem europejskim „Przez
granice kultur – czesko polskie spotkania artystyczne”, którego jesteśmy wspólnie z polskim partnerem z Jasienicy i członkami PZKO
z Sibicy realizatorami. Przegląd jest gwarancją ciągłości projektu –
tłumaczy Renata Szkucik, prezes MK PZKO Leszna Dolna.
Organizatorzy oferować będą gościom dania i napoje regionalne, m.in. placki ziemniaczane na różne sposoby. Przygotowane będą również atrakcje dla dzieci i dorosłych.
– Już dziś gorąco zapraszamy wszystkich chętnych do Lesznej.
Jak co roku spędzić będzie można u nas miłe popołudnie – zapewnia pani prezes. Początek imprezy zaplanowany jest na godzinę 14.
(PR)
Jerzy Cienciała został ministrem przemysłu i handlu w gabinecie Jiřego Rusnoka. Będzie dobrym gospodarzem? Na zdjęciu
jako gospodarz 40. Dożynek Śląskich w Gutach.
ZWROT | 7/2013
3
Literatura
WISŁAWA SZYMBORSKA NAD OLZĄ
2 lipca minęła dziewięćdziesiąta rocznica urodzin poetki Wisławy Szymborskiej, laureatki Nagrody Nobla (1996), zmarłej 1 lutego 2012. Urodziła się pod Poznaniem, ale
całe dorosłe życie spędziła w Krakowie. Znała dobrze Cieszyn, odwiedziła też Zaolzie.
Z Filipowiczem w Cieszynie
Do Cieszyna przyjeżdżała Wisława Szymborska od końca lat 60. z pisarzem Kornelem
Filipowiczem (1913–1990), z którym związana była ponad dwadzieścia lat. Najczęściej
na początku listopada, kiedy Filipowicz odwiedzał groby swoich bliskich. Wpadali też
na targi staroci, zostali nawet członkami klubu hobbystów.
– Bardzo lubiłam jeździć do Cieszyna –
mówiła Szymborska w 2000 r. w rozmowie
ze Zbigniewem Machejem, zamieszczonej
w książce Kornela Filipowicza „Opowiadania
cieszyńskie”. – I nie tylko dlatego, że w tak miłym towarzystwie. Coś było w ludziach, w atmosferze tego miasta, co wydawało się rzadkie. Ustrój, w którym wtedy żyliśmy, dążył do
tego, żeby wszystko maksymalnie ujednolicić. Począwszy od gazet, a skończywszy na
smaku sera, poglądach na życie a nawet marzeniach... Otóż Cieszyn wydawał mi się jakiś
inny, oporny. Jakby mniej było w nim krętactwa, pozerstwa, fałszywych słówek i wątpliwych aspiracji... Zapytałam kiedyś Kornela,
na czym właściwie ta inność polega. „Może
stąd – odpowiedział – że tutaj ludzie częściej
niż gdzie indziej patrzą sobie prosto w oczy”...
Kornel Filipowicz spędził w Cieszynie
swoją młodość. W 2003 r. na domu, w którym
mieszkał, odsłonięta została tablica pamiątkowa. Wisława Szymborska wzięła udział
w tej uroczystości. W maju 2010 r. gościła na
wieczorze wspomnień o Filipowiczu podczas
12. Przeglądu Filmowego Kino na Granicy.
Była to jej ostatnia wizyta w Cieszynie.
Dąb i szkoła w Wędryni
W maju 2001 r. przybyła Wisława Szymborska na Zaolzie. Inicjatorem tej wizyty był
Tadeusz Wantuła. W restauracji Zameczek
w Czeskim Cieszynie noblistka spotkała się
z uczniami Gimnazjum Polskiego i Akademii Handlowej, czytała swoje wiersze, odpowiadała na pytania. Odwiedziła też Polską Szkołę Podstawową w Wędryni. – Prowadziła wtedy lekcję języka polskiego dla
starszych dzieci – wspomina dyrektor szkoły Elżbieta Wania. – Czytała swoje wiersze
i analizowała je. Była z nią bardzo miła pogawędka. Pamiętam, że kiedy pani Szymborska przechodziła, dzieci ustawiły się i zrobiły szpaler.
Następne zaproszenie do Wędryni otrzymała poetka w 2005 r., kiedy szkoła obchodziła swoje stulecie. – Ponieważ znała już
naszą szkołę, poprosiliśmy ją, by na stulecie zasadziła dąb – wspomina dyrektorka.
– Przygotowaliśmy świadectwo patronackie, które Wisława Szymborska osobiście
podpisała, wymyśliła, że będzie to dąb Piast.
Jednak w końcu nie przyjechała na uroczystość, usprawiedliwiła się stanem zdrowia.
Dąb sadził w jej imieniu dyrektor Instytutu
Polskiego w Pradze Mirosław Jasiński.
Delegacja szkoły pojechała ze zdjęciami
do Szymborskiej, która kilkakrotnie potem
wyrażała chęć przyjazdu i ujrzenia swojego
drzewka. W liście napisała: „Zachwyciłam się
tym pomysłem. Uważam bowiem, że koty
i dęby są najbardziej udanymi żywymi stworzeniami stworzonymi przez Pana Boga.
Mam nadzieję, że będę jeszcze kiedyś mogła przyjechać do Wędryni i odwiedzić mego dąbka”. Ale nie udało się.
– My noblistką żyjemy, ale nie wszyscy ludzie w Wędryni wiedzieli, że to jest noblistka. Tak więc dąb przyczynił się też trochę do
oświaty wędryńskiej społeczności – podsumowuje Elżbieta Wania. – Po śmierci Wisławy Szymborskiej powstała inicjatywa, by nazwać szkołę jej imieniem. W tej chwili mamy
zezwolenie gminy i fundacji pani Szymborskiej, musimy jeszcze napisać do ministerstwa podanie o zmianę nazwy szkoły. CR
Wisława Szymborska
Niektórzy lubią poezję
Niektórzy –
czyli nie wszyscy.
Nawet nie większość wszystkich,
ale mniejszość.
Nie licząc szkół, gdzie się musi,
i samych poetów,
będzie tych osób chyba dwie na tysiąc.
Lubią –
ale lubi się także rosół z makaronem,
lubi się komplementy i kolor niebieski,
lubi się stary szalik,
lubi się stawiać na swoim,
lubi się głaskać psa.
Przed szkołą w Wędryni.
4
ZWROT | 7/2013
Poezję –
tylko co to takiego poezja.
Niejedna chwiejna odpowiedź
na to pytanie już padła.
A ja nie wiem i nie wiem i trzymam się tego
jak zbawiennej poręczy.
REGION
MUR o pokoleniu C
Międzygeneracyjny Uniwersytet Regionalny PZKO w Czeskim
Cieszynie zakończył 6 czerwca siódmy rok akademicki. Dyrektor
MUR Danuta Chwajol wręczyła najpilniejszym słuchaczom certyfikaty i nagrody książkowe. W minikoncercie wystąpili uczniowie Podstawowej Szkoły Artystycznej im. Pawła Kalety w Czeskim Cieszynie.
Wykład na temat „Witamy pokolenie C – pokolenie podłączone
w sieci” prowadziły psycholog i edukator Mariola Kujańska oraz psycholog i pedagog Justyna Kokot z Centrum Doradztwa i Kształcenia
Kadr w Rybniku. Wyjaśniły, że nazwa pokolenie C pochodzi od słów:
connect, communicate, change – pokolenie skomputeryzowane,
podłączone i ciągle klikające. Jest to pierwsze pokolenie wychowane w dobie komputerów, dla którego internet jest nieodzownym
elementem codziennego funkcjonowania.
Zwróciły uwagę na pokolenia wcześniejsze. Pokolenie X przyszło na
świat w latach 60. i 70. XX wieku. To doświadczeni pracownicy, którzy
nie mają problemów z odnalezieniem się na rynku pracy i mają już
ustabilizowane życie prywatne. Używają komputerów, ale mają do nich
dystans. Pokolenie Y to osoby urodzone w latach 80. XX w. Mają już pewien staż pracy, ale przed nimi jeszcze daleka droga. Nie są do końca
ukierunkowane, często żyją z dnia na dzień. W większym stopniu wykazują się umiejętnością obsługi komputera, używają go na co dzień.
Wykładowczynie objaśniły najważniejsze cechy charakteryzujące
pokolenie C. Chodzi o osoby urodzone po 1990 r., które nie zdają sobie sprawy, że internet w Polsce jest od 1996 r., a nie od zawsze. Dzieci żyją dziś w zupełnie innych warunkach niż ich poprzednicy sprzed
kilkunastu lat, nazywane są dziećmi sieci. Świat dzieci i młodzieży to
w dużej mierze świat mediów, z których najważniejszymi są telewizja, podłączony do internetu komputer i telefon komórkowy.
Panie psycholog mówiły o zagrożeniach płynących z nieprzystosowania organizmu człowieka do nowości technicznych. Czasy, w których żyjemy, cechuje konsumpcjonizm i kultura instant.
A media już nie tyle reprezentują rzeczywistość, ile ją wytwarzają.
Nie ma dystansu do świata pokazywanego w mediach. U notorycznych internautów już zaobserwowano zmiany w budowie mózgu.
5–10 proc. osób korzystających z internetu jest od niego uzależnionych. Rośnie liczba internautów, którzy stale sprawdzają pocztę
e-mailową i wchodzą na portale społecznościowe.
Jakie są więc sposoby budowania odporności? To utrzymywanie
dobrych relacji z bliskimi, unikanie widzenia kryzysów lub stresujących wydarzeń jako problemów nie do pokonania, zaakceptowanie
okoliczności, których nie da się zmienić, opracowanie realnych celów i dążenie do nich, rozwijanie pozytywnego obrazu samego siebie, zachowanie właściwej perspektywy.
CR
Śląski tygodnik Horizont
• wychodzi zawsze we wtorek
• informacje, których nie znajdziecie nigdzie indziej
• historie ludzi z naszego regionu
• propozycje spędzenia wolnego czasu
• najciekawsze informacje sportowe
• ogłoszenia drobne za darmo
Znajdziecie nas również na www.ihorizont.cz
ZWROT | 7/2013
5
TADEUSZ
Filipczyk
´
Gorolski Swieto je jako kosciól,
Z Tadeuszem Filipczykiem, Ślązakiem Roku 2003 i twarzą Gorolskigo Święta, spotykamy się w jego ogrodzie w Nawsiu.
Przed domkiem, w którym kończy się każde Gorolski Święto.
TEKST: Halina Szczotka / ZDJĘCIA: Wiesław PrzeczEK
Przeprowadził się pan z Łąk do Nawsia.
Dlaczego właśnie Nawsie?
Wszyscy mówili, że Łónki to je nejpiekniejszo dziedzina na Ślónsku. Z jednej stróny były stawy a las, z drugi Łolza i zaroz Polska. Ale dziedzina sie zaczła dewastować,
bo sie jóm zwóli wónglo podkopowało i tak
my byli zmuszóni sie wykludzić. I tóż żech
jeździł po całym tym naszym terenie i fórt
mnie to cióngło ku tej Goraliji. I łobjechołech to od Łómnej aż tu do Nowsio i tu żech
sie przikludził.
Pan jest takim Gorolem z Dołów? Ma pan
przodków, którzy pochodziliby z Goralije?
Przede wszystkim mój starzik prziszeł tu
skóndsi z Galicyje. Był to gorol z krwie a kości. No a tak sie tu zadómowił. To był starzik
ze stróny mojigo łojca. Ze stróny mamy też
tam byli przodkowie, kierzi z Goralije prziszli. A tyn mój przodek, kiery prziszeł z Galicyje, sie nazywoł Philiphczyk. Potym z nas zrobili Filipczyków.
No a moja starka, jak żech rukowoł na
wojne, uż była ślepo, to mi prawiła: „A do ja6
ZWROT | 7/2013
ROZMOWA ZWROTU
kigo to wojska, synku, bedziesz rukowoł?”
A jo ji prawiym: „Starko, do czeskigo”. A łóna
mi na to: „Ja, bo teraz tu sóm Czesi. Ale wiysz
co, to mosz jedno, czy byś słóżył Czechóm,
Polokóm, czy cysorzowi, łodsłóżyć se swoje
musisz. Ale jak kiedy bedzie jako wojna, to
sie nigdy nie bij za cudze, ale jyny za swoje.”
Kiedy pan się przeprowadził do Nawsia?
Jeszcze za kómuny, nie pamiyntóm ale
dokładnie. Wiym, że my uż tu byli, jak hóknył Czernobyl. A tu stoł wóz, tako maryngotka, a w ni był chemik, kiery to mierził. I pytołech sie go, czy tu je jako radyjacyja. „Ale
kdepak, to je jako byste si pustil barevnou
televizi” – odpowiedzioł. No a do sztyrzóch
dni wyzdychały łowce na Czantoryji. Był łopad, a ty łowce, jak szły a pasły sie, tak jim to
wypoliło piyrwsze łoczy. Nejprzód łoślepły,
a potym wyzdychały.
Od razu po przeprowadzce do Nawsia
włączył się pan do pracy w kole PZKO?
Mój łojciec był jisto z patnost roków
prezesym w Łónkach. Jo, tak jak Brónek
Procner w Łómnej, też wszystki funkcyje
przeszeł, króm przewodniczóncego klubu
kobiet. Teraz żech je aji prezesym Klubu Seniora. Prziszeł żech tu, to żech sie zaroz
włónczył do roboty. I jakosi to było tak:
mieszkołech tu isto trzi miesiónce, a naroz
zastawiło przed mojóm chałupóm czyrwióne auto i dziwóm sie, wylazuje panoczek – Władek Młynek. My sie uż wtedy
bardzo dobrze znali.
– Mosz czas na chwile?
– Troche czasu móm.
– Tak siedni do auta, kajsi zajadymy.
– Ale kaj?
Zdało sie mi, że kajsi na piwo, a łón mnie
zawióz do Gorola na prube. I łod tego czasu
żech je u Goroli.
Jak pan przyszedł do Gorola, to traktowali pana jak swojego, czy też dawali
znać, że jednak pan z Dołów przyjechał?
Nic takigo żech nie łodczuł. Łóni mnie uż
wtedy znali. Tadek Chrząszcz mioł taki kabaret, kiery sie nazywoł Olziok. No i jo go wtedy
kludził. Też Władek Młynek uż o mnie wiedzioł, Jura spod Grónia był naszym wiernym
gościym, bo mój tata był z nim wielki kolega.
I zwóli Jury spod Grónia my kupowali wyrżinki – taki cygara ze słómkóm w postrzodku.
Przijechoł dycki na bicyklu, siedli se z tatóm,
wypili po dwie półki i tak. I prawił mi Jura: Tadek, pamiyntej, że niebo a ziymia przeminie,
ale Gorol a Gorolski Świynto przeminyć nie
śmiy.
No i zaroz żech sie włónczył do łorganizacyje Gorola i łod samego poczóntku, co
żech tu je, żech je z nim zwiónzany.
Kiedy pan zaczął prowadzić Gorolski
Święto?
Tego jo se uż nie pamiyntóm. Wtedy była
jakosi rocznica śmierci Macieja i my z Władkym Młynkym łobjechali ponad szejdziesiónt
kół PZKO z programym. Jo łopowiadoł ty Maciejowe godki, bo to je spisane, a Władek łopowiadoł jego życiorys. Ludzióm sie to podobało. I wtedy mi Władek powiedzioł, cobych z nim prowadził Gorola, i tak sie zaczło.
Czym tłumaczy pan fenomen Gorolskigo Święta?
Wybiyrali my dycki niełoklepane zespoły.
My to robiymy dlo ludzi, a ludzie sie chcóm
podziwać na fajny program. I niech mi tam
gdo nie mówi, że to z autentycznościóm ni
mo nic wspólnego. Dzisio czystego folkloru
nima, bo to je wszystko prezyntacyja. Gorola dycki robili ci goście, co na niego przijyżdżali. Ludzie przijyżdżali sie podziwać na tego pana łowego, co z Pragi przijechoł, na
dalszego pana, co z Warszawy przijechoł, na
przikłod przewodniczóncego „Wspólnoty
Polski” Stelmachowskigo. Pozywali my dycki dobrych gości, a dycki sie Gorol kóńczył
w tej łoto budzie, przed kieróm teraz siedzymy. Z Władkym Niedobóm my tu przespowali. Rano my se zrobili kawe, dali se po półce, a zaś my mógli jiść do Lasku Miejskigo.
Jednego roku było tak, że jak żech łoblyk
tyn strój w pióntek po połedniu, tak żech go
sewlyk aż w pyndziałek dopołednia. Smerdziołech tak cudownie, jako cap na jesiyń.
Gorolski Święto nie może być bez mioduli.
Jo warził miodule na Jurowicach. Ale to była miodula. A to było pół litra szpyrytusu (nejlepszy polskigo), sztyry decylitry miodu, jedyn
decyliter wody, jedna półka takigo ekstraktu,
kierych mioł zrobióny. A w tym ekstrakcie była
ZWROT | 7/2013
7
ROZMOWA ZWROTU
zwoli. Łóni se to wynagrodzóm potym, jak
jadymy na jakisi wyjazd.
Długo przygotowuje się pan do występów?
Nie przygotowujym sie w ogóle. Ani do
Gorola, ani do jinszych wystympów. Móm napisany scynarijusz, kiedy jaki zespół wchodzi
na scyne, ale to, co bedym mówił, napisane ni
móm. Dziepro jak wylezym na scyne a widzym tych ludzi, jak siedzóm, tak mówiym to,
co mnie napadnie. Teraz to zy mnóm robi Gabina Pazderowa, uż była w zeszłym roku, latoś
też bedzie. I pumalutku ji to bedym przekazowoł. Jakisigo chłapca ku ni jeszcze trzeba
nónść. Łóna dycki posztuduje ło każdym zespole, co jyny trzeba, a jo to tak łogólnie dopełniym.
MIODULA FILIPCZYKA
pół litra szpyrytusu
sztyry decylitry miodu
jedyn decyliter wody
jedna półka ekstraktu
ekstrakt:
pełno szklónka zielónych łorzechów
włoskich
dwa paczki pieprzu
do gorści jałowca
pełno szklónka zielónych łorzechów włoskich,
dwa paczki pieprzu a do gorści jałowca. To sie
cały rok macerowało, a potym do każdej litrówki sie dało jednóm półke. Ta miodula je
gynsto, a ni ciapciato, jałowiec a łorzechi tymu
dały brzink. To je miodula Filipczyka.
A z jakiego miodu jest najlepsza miodula?
Dycki z ćmawego miodu je nejlepszo,
choć jak sie jóm zrobi, to kapke zjaśnieje. Ni
ma dobro z lipowego miodu, bo tyn moc
wónio, a miodula je potym parfómowano.
Bez mioduli świat nie jest taki piękny?
Kiedysi nie było pruby Gorola, coby my
sie nie stawili w gospodzie. Dzisio je sytuacyja ganc na łopak. Dzisio je w Gorolu łosiymdziesiónt procynt młodych, jeżdżóm
autami a nie pijóm. Fakt, ci chłapcy nie pijóm. Jesi gdosi pracuje, jidzie rano na szychte a na robocie mu zoleży, tak se to nie po-
8
ZWROT | 7/2013
Jak wygląda Gorolski Święto za sceną?
Jako jo to robiym? Nejprzód móm czas
za scynóm a jidym do kierownika tego zespołu abo do tłumacza, jak to je zagraniczny
zespół. Jak przidzie jaki dobry zespół z TKB,
to jim mówiym, mocie tu sztyrycet minut,
a ni abyście mi tu łodkryncili 25 a szli do chałpy. A jak widzym, że je jakisi nudziarstwo, ludzie to nie bieróm, tak to raczy po domowie
z kierownikym ścióngnymy. Ale jak widzym,
że zespół mo wielki wziyńci, tak pytóm, coby cosi przidali. A łóni sóm łogrómnie radzi.
Jacy ludzie chodzą na Gorolski Święto?
Je pore kategoryji. Ci wszyscy, kierzi kole
Gorola chodzóm, robióm program, piekóm
kołocze po chałupach, łorganizujóm, ci to
robióm z potrzeby serca. Ale dzisio uż też
przibywo takich, kierzi na tego Gorola przichodzóm zarobić. Przedstowcie se, że ty koła, kiere tam majóm stojiska, cały rok z tego
Gorola nikiere żyjóm. Ty to też robióm z potrzeby serca, ale przibywo też takich, kierzi
sie chcóm na tym wzbogacić a myślóm se,
że Gorol to je fabryka na pinióndze. Sóm też
ludzie, kierzi tam jidóm sie spotkać z kamratami a wypić. A potym tam sóm jeszcze ludzie, kierzi tam przichodzóm z powodu kultury. Za mizernych sto korón łoglóndosz tela zespołów! Jak przidziesz do Trisyje na taki
jedyn zespół, to zapłacisz 350 korón.
A co jest najgorsze w pana pracy na
scenie?
Nejgorsze sóm ty stresy, jak wystympujesz na scynie. Tańcuje zespół z Gruzyje, ludzióm sie podobo, dziwajóm się, a naroz
CYK! Ni ma elektryki i co zrobisz? Abo sie też
może stać, że naroz mo wystympować jaksi
zespół, a ni ma go. I co zbywo? Abo hónym
jakómsi kapele, abo tam wlyźć, porwać mikrofón do rynki i cosi drzistać, i improwizować. Ale uż to mómy tak pozapinane, że uż
takich wypadków je coroz miyni.
Jest pan uznawanym specjalistą od naprawiania kręgosłupów. Jak pan się zaczął
parać tym zajęciem?
Dycki mie to przycióngało. Nie chciołech
nigdy być wielkim doktorym. Absolutnie by
mie nie bawiło siedzieć na słóżbie we szpitolu. A i tak żech sie do tego dochrapoł. Nejprzód żech sóm prubowoł własne siły, potym
żech se zrobił maserski kurs. Pojechołech do
Berna a tam był taki pan profesor, kiery mioł
piynć tytułów przed nazwiskym, a za nazwiskym dalszych piynć. Nazywoł sie pan Pacovsky a był to przednosta Dětské rehabilitační
kliniky. I od niego żech sie nauczył kapke naprawiać. Sprubowołech i jidzie mi to. Je uż to
teraz troche mynczónce, ale cóż zrobiym.
Dzisio robiym dwa razy w tydniu a móm tak
po patnost ludzi dziynnie.
Je to niełopisane uczuci, jak kómusikej
poradzisz pumóc, jak tyn gdosi tu ledwa
przidzie abo go prziniesóm, a spatki jidzie
po swojich. Abo jak tu tatowie wieczór przijadóm z dzieckym, kiere mo rynke w gipsie
i narzyko, bo go to boli. I tak jo tyn gips ściepiym, nastawiym rynke jak sie patrzi, weznym jaksi czasopis, na przikłod „Zwrot” (to
jak uż go poczytóm), zrobiym takóm ryniynke a rynke usztywniym.
ROZMOWA ZWROTU
i my se tam siedli. A Stefan Pojda był wielkim
amatorym tworużek czeskich. I my mu dycki
tych tworużek prziniyśli. No a był to siyrpiyń,
hyc niełobadany, mały bufetek. A tyn Stefan,
jak już było pore butelek wypite, to wycióngnył ty tworużki i zaczył ich żrać. Wszyscy ludzie uciykli, bo Polocy majóm delikatne nosy.
I każdy mówił: Ale ty goroliska smerdzóm. Co
tu tak smerdzi? Abo smerdzóm łowcami, abo
nieumytóm babóm.
I prziszła tako pani: Ależ tutaj śmierdzi.
A Władek Młynek ji prawi: Pani, to folklor
tak pachnie.
No właśnie, przyjechałam odetchnąć
folklorem, ale jeśli foklor tak pachnie, to ja
dziękuję i wracam do Warszawy.
Ma pan stałych klientów?
Przijyżdżajóm do mnie ludzie ze Sobieszowic, z Hluczina, z Hawiyrzowa. Przijyżdżajóm ludzie, kierzi uż byli u dziesiynciu doktorów a nie wiedzóm se rady ze sobóm. A jo
prubujym tak dłógo, że abo mi sie udo, abo
mu powiym, że sie nie do. Przede wszystkim
sprawujym kryngosłupy, mojóm specyjalnościóm je kryngosłup szyjny. Tam trzeba mieć
wielkóm łodwoge, bo starczy źle pocióngnyć
a możesz zrobić z człowieka boroka.
A wie pan, gdzie leżą przyczyny problemów z kręgosłupem?
Jo se myślym, że nejczynści je problym
w głowie, w psychice. Nie mówiym tu o urazach. Nikiedy starczy se to wszystko poukłodać w głowie, a ty problymy kryngosłupa
same łodyńdóm. Kryngosłup to sóm dyski,
a każdy dysk mo w sobie dziurki, kierymi
wychodzóm nerwy, kiere sie rozchodzóm
po całym ciele. Ale to już niechejmy doktoróm. Chodzi za mnóm na przykłod żóna jednego z doktorów, ale dycki mi mówi, cobych
to jyny jejimu chłopowi nie powiedzioł.
Zapisuje pan swoje wystąpienia, by zostały dla potomnych?
Ni. Anich to ni mioł w planie, ani nie bedym mioł.
A nie szkoda?
Sóm dwie szkody na świecie: co woda
zebiere, a łogiyń zeżere.
Znał pan wszystkich tych „wielkich goroli” i pewno nie jedno z nimi przeżył.
Może pan przytoczyć którąś z historii?
Stało sie to w karczmie Wiślańsko Strzecha, jak sie kóńczył Tydziyń Kultury Beskidzki.
I w tej karczmie było wielki spotkani na szczycie. Był tam Jura spod Grónia, Władek Młynek, Stefan Pojda, tyn co we Wiśle na trómbicie groł, Jasio Krop, dyrektór muzeum. No
A na samym Gorolskim Święcie też
pewnie niejedna śmieszna historia się
wydarzyła?
Roz my mieli słóżbe w sobote a szli my
tam kole tych bud z kolegóm. A naroz z wyrchu po dupie z tego lasa zjechała ganc sago dziełucha. Pytóm sie: „Co tu wywodzosz,
łopico?”. A łóna: „Ja sem mu vyklouzla.”
Nejbardży znano ło Gorolskim Świyńcie je
ta historyja, jak ta babka szła a miała na tacce
kapke kapusty, kapke ziymioków, a wedle tego miała sztuczne zymby. „Starko, kajż z tym
jidziecie?” „Ale starymu chybiało jelita, tak
mu jidym jelitko dokupić. A zymbych mu
zebrała, coby mi za tyn czas moje jelito nie
zeżroł”.
A jakby pan miał tak w skrócie opisać
Gorolski Świynto?
Gorolski Świynto je jako kościół. Scyna to
je łołtorz, a wszystko to nejważniejsze tu sie
łodbywo na scynie.
n
Stosuje pan bolesną metodę?
Ja, bolesnóm. Krótko to trwo, ale boli. Lepi, niż chodzić w boleściach trzi miesiónce
na rehabilitacyje. Ludzie, jak se uż nie wiedzóm rady, tak przidóm do Filipczyka.
Kim jest pan z wykształcenia?
Aby było ganc śmiysznie, tak jo je automechanik. Także też sprawujym. Akurat, że
w aucie móm czynści rezerwowe, ale jak
sprawujym ludzi, tak uż ni.
ZWROT | 7/2013
9
statut
Powstaje konstytucja Związku
Na XXI Zjeździe PZKO w dniu 5 grudnia 2009 roku delegaci odgłosowali uchwałę zobowiązującą ZG PZKO
do stworzenia Komisji Statutowej PZKO, która miałaby zająć się opracowaniem nowego Statutu PZKO.
W myśl tej uchwały powołałem do życia komisję, przez którą w trakcie całej jej trzyletniej działalności przewinęli się: Bogdan Hajduk, Danuta Chwajol, Jarosław Miczek, Tomasz Pustówka, Jan Ryłko, Tadeusz
Smugała, Andrzej Suchanek, Roman Suchanek oraz Adam Świerczek.
Pierwsze zebranie członków Komisji Statutowej odbyło się
1.3.2013 w ZG PZKO. W trakcie tego zebrania omówiono istotne zasady konstrukcji projektu nowego statutu, którego podstawowe zręby
opracował później Bogdan Hajduk. Na swych kolejnych spotkaniach
Komisja Statutowa opracowywała kolejne paragrafy przygotowywanego statutu PZKO, modyfikując i uzupełniając cały tekst tak, by tworzył logicznie spójną całość. Projekt statutu został pojęty jako dokument, który powinien regulować podstawowe relacje pomiędzy
wszystkimi podmiotami, których dotyczy, z uwzględnieniem PZKO
jako całości. Projekt statutu odzwierciedla stan prawny obowiązujący
w RC w chwili obecnej oraz bierze pod uwagę zmiany, które prawdopodobnie będą obowiązywać od początku przyszłego roku.
Mocny głos prezesów
Jednym z celów nowego projektu statutu było wzmocnienie
struktur związkowych, tak bardzo nam potrzebne w wyniku pogłębiającego się, moim zdaniem, braku solidarności związkowej, który
mogliśmy zaobserwować na przestrzeni ostatnich dziesięciu lat.
Najważniejsze zmiany wprowadzone w nowym projekcie statutu
dotyczą przede wszystkim wzmocnienia wagi i znaczenia Konwentu
Prezesów. Jego uchwały będą dla nowego Zarządu Głównego PZKO
zobowiązujące a nie tak, jak dotychczas – opiniodawcze. Konwent
Prezesów jest w okresie międzyzjazdowym najbardziej reprezentatywnym organem PZKO i wprowadzona zmiana w zdecydowany
sposób pogłębia dotychczasową demokrację wewnątrzzwiązkową.
Z drugiej jednak strony nakłada na Konwent Prezesów zwiększony bagaż odpowiedzialności za działalność całego Związku. Została
więc tutaj wprowadzona zasada, którą starałem się realizować od samego początku mojej działalności na stanowisku prezesa ZG PZKO,
a mianowicie połączenie procesu podejmowania decyzji z odpowiedzialnością za podjęte decyzje.
Wspólny majątek
Kolejną, bardzo mocno dyskutowaną sprawą były majątki MK PZKO
i ZG PZKO, i współdecydowanie ZG PZKO o losie majątku MK przekraczającym określoną wartość. Niestety akapit ten nie uzyskał aprobaty
Konwentu Prezesów i został całkowicie wykreślony z projektu statutu
PZKO. Uważam jednak, że jest to błąd spowodowany przede wszystkim
niezrozumieniem intencji twórców projektu, który może w przyszłości
prowadzić do niepotrzebnych konfliktów wewnątrz naszej organizacji.
Silne emocje wywołał również paragraf mówiący o likwidacji majątku MK PZKO w wyniku jego rozwiązania. Obawiam się, że również
w tym przypadku doszło do podwyższenia partykularnych interesów MK PZKO ponad interesy całego Związku. Nie wszyscy bowiem
zdają sobie sprawę z faktu, że majątek MK PZKO jest równocześnie
częścią składową majątku całego Związku i tak powinien być przez
wszystkich traktowany. Majątek PZKO był, jest i powinien zostać majątkiem PZKO, i powinien być wykorzystany dla dobra całego Związ-
10
ZWROT | 7/2013
ku a nie tylko do realizacji lokalnych interesów MK PZKO. Doskonale zdaję sobie sprawę z tego, że np. majątek MK
PZKO w Jabłonkowie, którego jestem
prezesem, mógł zostać w znaczący
sposób zrewaloryzowany poprzez otrzymanie wysokich dotacji właśnie dlatego, że jest majątkiem PZKO a nie żadnym innym.
Nie powinniśmy tracić z pola widzenia interesu całego Związku
w trakcie realizacji swoich celów w poszczególnych MK PZKO.
W jedności siła
Tutaj znów kłania się sprawa solidarności związkowej, do której
nieustannie, od samego początku mojego prezesowania, namawiam wszystkich członków PZKO. Podział na MY (prezesi MK) i WY
(ZG PZKO) nie ma w chwili obecnej żadnego racjonalnego uzasadnienia również dlatego, że w obecnym składzie ZG PZKO jest ponad
50 % aktualnych lub byłych prezesów MK PZKO. Sprawą podziału na
MY i WY mam zamiar zająć się w jednym z kolejnych artykułów.
Prace nad nowym statutem zakończono w grudniu 2012. Na kolejnym spotkaniu członków Komisji Statutowej zaproponowałem,
by przyjąć taki harmonogram prac nad statutem, by można go było
poddać pod jak najszerszą dyskusję wszystkim członkom PZKO. Celem tej procedury miało być uniknięcie długotrwałych dyskusji nad
ewentualnymi kolejnymi poprawkami wprowadzanymi przez delegatów w trakcie obrad Zjazdu oraz usprawnienie przebiegu całego
nadchodzącego XXII Zjazdu PZKO.
Dyskusje nad statutem
W związku z tym wyznaczono dwumiesięczny okres (luty-marzec
2013) na przesyłanie uwag i poprawek do opracowanego projektu
statutu. O tej możliwości poinformowaliśmy wszystkich członków
PZKO wywieszając projekt statutu na naszych stronach internetowych, informując o tej możliwości w Zwrocie, a także przesyłając go
wszystkim prezeskom i prezesom MK PZKO oraz informując o tej
możliwości w lokalnej prasie. Po wprowadzeniu poprawek i stworzeniu kolejnej wersji statutu, został poddany on kolejnej publicznej dyskusji, która miała miejsce w siedzibie ZG PZKO w maju.
Na Konwencie Prezesów w dniu 26 cerwca po raz kolejny bardzo
uważnie omówiono wszystkie paragrafy proponowanego statutu.
Tak uzgoniona wersja projektu statutu PZKO została umieszczona
na stronach internetowych PZKO, by każdy członek PZKO mógł się
z nią zaznajomić. Oczekujemy, że na XXII Zjeździe PZKO, który odbędzie się 24 listopada bieżącego roku, projekt statutu zostanie przyjęty na samym jego początku i cały Zjazd PZKO będzie się już odbywać w oparciu o nowo przyjęty statut.
Na koniec chciałbym bardzo serdecznie podziękować przede
wszystkim członkom Komisji Statutowej, którzy przez wiele miesięcy poświęcali bezinteresownie swój czas i energię na stworzenie tego ważnego dokumentu oraz tym wszystkim członkom PZKO, którzy swoimi rzeczowymi wnioskami i uwagami przyczynili się do powstania nowej wersji statutu, który będzie obowiązywać wszystkich
członków PZKO w następnej kadencji.
JAN RYŁKO
statut
Odnowiony statut
Z Bogdanem Hajdukiem i Adamem Świerczkiem z Kancelarii
Adwokackiej Hajduk i Wspólnicy, którzy brali udział w przygotowywaniu nowej wersji statutu Polskiego Związku Kulturalno-Oświatowego, rozmawiamy o wprowadzonych zmianach.
TEKST I ZDJĘCIA: Halina Szczotka
Dlaczego konieczna jest zmiana statutu?
B.H.: Obecny statut pochodzi z początku lat dziewięćdziesiątych
ubiegłego wieku i niezupełnie odpowiada współczesnym wymogom
prawa.
Może pan w skrócie wytłumaczyć, dlaczego statut jest tak
ważny?
B.H.: Statut jest konstytucją Związku. Jest to podstawa prawna
do działalności całego naszego stowarzyszenia. PZKO działa na zasadach stowarzyszenia obywatelskiego, tak jak np. najróżniejsze
związki pszczelarzy, ogrodników. A nawiasem mówiąc: podstawa
prawna działalności Kongresu Polaków jest identyczna. Rola państwa, czyli Ministerstwa Spraw Wewnętrznych, które zatwierdza statut, jest w jego tworzeniu ograniczona. Urzędnicy pilnują tylko, żeby były w nim podstawowe obowiązkowe dane, żeby działalność
stowarzyszenia nie była w sprzeczności z ustawą, ale nie wchodzą
już w samą strukturę. Ta jest w pełnej kompetencji organizacji.
Czyli statut jest tym dokumentem, który w przypadku ewentualnych sporów będzie brany przez sądy pod uwagę?
B.H.: Tak. Gdyby doszło na przykład do sporu między członkiem
a Związkiem, to sąd właśnie na podstawie statutu będzie dochodził,
czy prawa członka zostały naruszone, czy nie. Jest to najważniejszy
dokument PZKO.
Dlaczego nowy statut ma w porównaniu z tym poprzednim
aż tyle stron?
B.H.: Ustawa o stowarzyszeniach jest bardzo zwięzła, dlatego istotne jest, by w statucie zostały uregulowane jasno i klarownie wszystkie
kwestie, które mogłyby być sporne.
Przyjęcie nowego statutu będzie pierwszym punktem obrad
Zjazdu, który dalej powinien przebiegać już na podstawie no-
Konwent Prezesów będzie miał większe kompetencje.
wej wersji statutu. Ten jednak musi zatwierdzić ministerstwo.
Nie będzie to problematyczne?
A. Ś.: Nowy statut obowiązuje od jego przyjęcia przez Związek.
Zatwierdzenie przez ministerstwo jest kwestią formalną, zresztą my
nie robimy nowego statutu od zera, tylko zmieniamy obowiązujący
statut. Nie wyobrażam sobie tego, że nowy statut zostałby przyjęty
a obrady i wybory organów przebiegałyby wg starego, to byłoby
nielogiczne. Tak samo, jak bez sensu byłoby na tym Zjeździe przyjąć
statut, wysłać go do ministerstwa i po zatwierdzeniu przez ministerstwo zwoływać kolejny Zjazd.
Jakie więc największe zmiany przynosi statut?
A.Ś.: Trzeba podkreślić, że nie ma w nim rewolucyjnych zmian. Na
pewno zmienia się pozycja Konwentu Prezesów, który dostaje znacznie większe uprawnienia niż dotychczas. Dodatkowo instytucje, które były w starej wersji statutu, a nie sprawdziły się, zostały zmienione.
B.H.: Dotyczy to na przykład Rad Obwodowych, które dotychczas muszą być obowiązkowo powoływane, w nowym statucie już
tego obowiązku nie ma.
A jeśli chodzi o sam Zarząd Główny?
B.H.: Klarowniej są rozpisane zależności między Zarządem Głównym a kołami. No i klarowniej rozpisane są też kwestie majątkowe.
Trzeba jednak podkreślić, że nie wprowadzaliśmy żadnych rewolucji, tylko zapisaliśmy bardziej przejrzyście to, co już w statucie i innych przepisach prawnych było. Szliśmy drogą uściślenia pewnych
zapisów, które budziły wątpliwości.
Wprowadzono też drugiego wiceprezesa.
A.Ś.: Podyktowane zostało to względami praktycznymi. Może się
zdarzyć, że prezesa przez dłuższy czas nie będzie w biurze, a ktoś
musi przecież reprezentować organizację.
Czy Konwent Prezesów może odwołać Zarząd Główny?
A.Ś.: Nie może, ale może podjąć uchwałę o zwołaniu Zjazdu i na
nim może zostać wybrany nowy Zarząd Główny. W statucie nie ma
już też pojęcia Zjazdu Nadzwyczajnego. Jest tylko Zjazd PZKO, który zwołuje Zarząd Główny PZKO bądź Komisja Rewizyjna PZKO na
podstawie uchwały Konwentu Prezesów.
Może pan w skrócie opisać strukturę PZKO, to, na jakiej podstawie działają Miejscowe Koła?
A.Ś.: Ustawa umożliwia każdemu stowarzyszeniu przyznać w statucie osobowość prawną swoim jednostkom organizacyjnym. W naszym wypadku
statut jasno mówi o tym, że nasze koła mają
osobowość prawną. Trzeba jednak pamiętać
o tym, że jest to wtórna osobowość prawna.
Czy Kongres Polaków i organizacje, które złożyły do niego akces, są w takiej samej
zależności jak koła PZKO a cały Związek?
B.H.: Nie. Kongres Polaków jest oddzielną organizacją. PZKO ani żadna inna organizacja, która złożyła akces w Kongresie
Polaków, nie jest jego jednostką organizacyjną. Akces jest tylko deklaracją członkostwa.
ZWROT | 7/2013
11
statut
Gdyby więc koło PZKO, np. w Jabłonkowie, postanowiło oddzielić się od całej
organizacji i stwierdziłoby, że nie potrzebuje Zarządu Głównego itd., to nie jest to
możliwe?
A.Ś.: Poza PZKO taka jednostka nie istnieje, nie ma bytu prawnego.
B.H.: Koło jest częścią składową PZKO.
Gdyby chciało się oddzielić, to jego członkowie musieliby zrezygnować z członkostwa
w organizacji i założyć sobie nową organizację, która jednak nie mogłaby nosić nazwy
PZKO. Warto sobie uświadomić, że istnieje regulacja prawna działalności poszczególnych
kół, i że żadne z kół PZKO nie może istnieć oddzielnie od całego Związku, nawet pomimo
posiadanej osobowości prawnej. Osobowość
prawna kół jest pochodną osobowości prawnej PZKO. Tak samo rozwiązanie koła podlega zatwierdzeniu przez Związek.
Kiedy koło kończy swoją działalność, to członkowie mogą
np. sprzedać jego majątek i rozdzielić zyskane pieniądze między siebie?
A.Ś.: Nie. Wszelkie dochody można użyć tylko do realizowania
celów statutowych.
B.H.: Sprzedanie majątku i rozdanie zyskanych w ten sposób pieniędzy członkom jest niezgodne z prawem. Inaczej by było, gdyby
za uzyskane pieniądze członkowie zorganizowali jakąś imprezę, wycieczkę, które można uznać za działania statutowe. I proszę zauważyć, że to nie jest nowość w statucie, tak było również dotychczas.
Jan Ryłko i Tadeusz Smugała podczas dyskusji nt. statutu PZKO
wiązywała, a przepisy, na podstawie których PZKO będzie działać, będą
częścią składową nowego Kodeksu Cywilnego. W jednej jego części
będzie omawiany tzw. „spolek”, czyli stowarzyszenie. I statut jest przygotowany na wejście w życie tej ustawy. Dlatego też np. na początku
n
statutu nie powołujemy się na ustawę o stowarzyszeniach itd.
Wielu prezesów zaniepokojonych jest tym, że za swoją pracę
społeczną muszą odpowiadać swoim prywatnym majątkiem.
Nie można zawrzeć w statucie zapisu, który ową odpowiedzialność przenosiłby na wszystkich członków?
B.H.: To jest właśnie jedno z pryncypiów prawa cywilnego. Nie
można wykluczyć odpowiedzialności osobistej organów statutowych za źle podjęte decyzje. Członek zarządu po prostu musi dbać
o interesy organizacji.
A.Ś.: Osoba, która pełni funkcję organu statutowego, np. członek
zarządu koła, prezes, nie może nie ponosić odpowiedzialności za
swoje decyzje. Nawet, jakby było to uregulowane w statucie, to takie postanowienie byłoby nieważne.
B.H.: Trzeba jednak podkreślić, że prezes ponosi odpowiedzialność za decyzje podjęte niezgodnie z prawem. Jeżeli o czymś zadecyduje cały zarząd koła, to wtedy jest to decyzja kolektywna i cały
zarządu ponosi za nią odpowiedzialność. W wypadku, kiedy prezes
sam podejmuje decyzje, to ponosi za nie odpowiedzialność.
A.Ś.: Proszę jednak pamiętać, że to nie jest novum w statucie, te
przepisy obowiązywały przed przygotowywaniem zmian w statucie, być może niektórzy nie zdawali sobie z nich sprawy.
Przygotowywana jest nowelizacja Kodeksu Cywilnego. Czy
statut jest na to przygotowany, czy trzeba będzie go znowu
zmieniać?
A.Ś.: Pracując nad statutem braliśmy już pod uwagę przepisy nowego Kodeksu Cywilnego. Ustawa o stowarzyszeniach nie będzie już obo-
12
ZWROT | 7/2013
Obowiązujący statut PZKO
Kambodża
pięć rzeczy, które
musicie zobaczyć
TEKST I ZDJĘCIA:
DAREK JEDZOK
Jakiś czas temu znajoma poprosiła nas o stworzenie listy naszych ulubionych miejsc w Kambodży. A więc
będzie krótko i na temat – oto one:
1. Kompleks świątynny Angkor –
Możecie wyruszyć z: Siem Reap
Kambodżańska destynacja numer jeden.
Na jej zwiedzanie wypada poświęcić co najmniej jeden dzień, ponieważ najbardziej
znane świątynie są oblegane przez tłumy
turystów już od wczesnego ranka. W miasteczku Siem Reap, które służy za bazę wypadową, można wynająć nawet na kilka dni
kierowcę tuk-tuka, czyli motocyklowego
taxi – jeżeli znajdziecie sobie takiego, który
w miarę dobrze zna angielski, to świetnie
sprawdzi się w roli przewodnika i pokaże
wam mniej uczęszczane szlaki, bardziej
ustronne świątynie lub zaproponuje inne
ciekawe miejsca w okolicy. W drodze powrotnej z Angkoru możecie zatrzymać się
w muzeum min lądowych (!) lub małej, ale
uroczej farmie motyli.
2. Więzienie Tuol Sleng i Pola Śmierci –
Możecie wyruszyć z: Phnom Penh
Cokolwiek byśmy nie napisali i tak będzie
za mało. Wyprawa do muzeum ludobójstwa
i na Pola Śmierci to przytłaczające przeżycie
porównywalne do odwiedzin w Oświęcimiu,
a nawet jeszcze bardziej smutne, ponieważ
1
Kambodża do dzisiaj pełna jest niezabliźnionych ran. Pomimo tego warto zobaczyć to
wszystko na własne oczy.
3. Sanktuarium Phnom Tamao –
Możecie wyruszyć z: Phnom Penh
Wprawdzie trzeba poświęcić kilkadziesiąt
minut na dojazd, ale zapewniamy – warto!
Phnom Tamao to lecznica i zoo pod gołym
niebem, w którym znajdują schronienie
zwierzęta odratowane z przemytu albo ranne w wyniku kontaktu z niewypałami lub pułapkami zastawionymi w dżungli. Niekwestionowaną gwiazdą jest młodziutki Chhouk,
który kilka lat temu został pierwszym słoniem na świecie, dla którego skonstruowano
protezę nogi. W jednym miejscu można więc
zobaczyć wiele zwierząt typowych dla miejscowej fauny, a jednocześnie wesprzeć dobrą sprawę.
ZWROT | 7/2013
13
Reportaż
2
4. Bamboo Island –
Możecie wyruszyć z: Sihanoukville
Potraficie dotrzymać tajemnicy? Ta wyspa,
o której dowiedzieliśmy się całkowicie przez
przypadek, jest naszym małym, prywatnym
rajem na ziemi. Podróż łódką z miasta na wyspę kosztuje kilka dolarów, za kilka kolejnych
można na miejscu kupić nocleg w bambusowych chatkach na plaży. Palmy, biały piasek,
szafirowa woda ... Podróż na ląd zajmuje jednak kilkadziesiąt minut a na wyspie oprócz
kawiarenki nie ma żadnych sklepów. Jeżeli
więc chcecie odpocząć bliżej miasta, to zdecydowanie odradzamy plaże w centrum –
wybierzcie się na Otres Beach, która znajduje
3
4
4
14
ZWROT | 7/2013
Reportaż
3
się wprawdzie na peryferiach, ale właśnie
dzięki temu jest czysta i spokojna, i raczej nie
docierają do niej seksturyści i imprezowicze.
5.Lok Lak – Znajdziecie w:
prawie każdej knajpce lub stoisku
Ok, może to nie jest miejsce, ale i tak zawsze będzie nam się kojarzyło z Kambodżą.
Jeżeli jesteście mięsożerni, to na pewno
5
spróbujcie tego pysznego, lokalnego przysmaku. Lok Lak to potrawa przyrządzana najczęściej z kurczaka lub wołowiny z czerwoną
cebulą w specjalnym sosie z soku cytrynowego, soli morskiej i pieprzu. Uwaga – wyjątkowo radzimy korzystać z restauracji dla turystów, ponieważ w zestawie dla miejscowych
może wam się trafić kurza nóżka z pazurkami. Mówimy z własnego doświadczenia.
Jeżeli interesuje Was bliżej któryś z powyższych punktów, to napiszcie do redakcji, możemy opisać go w osobnym artykule,
bo zdjęć i notatek mamy pod dostatkiem.
A tymczasem do widzenia, czyli – jak mawiają Khmerowie – Leah hai!
Galerię zdjęć znajdziecie na
Przedeptane.pl
2
ZWROT | 7/2013
15
NAD OLZĄ PRZED STU LATY
Partyka i Ropiczka
W pierwszych dniach lipca 1913 roku na łamach miejscowej prasy pojawił się
kwiecisty – zgodnie z duchem tamtej epoki –anons.
Niniejszem mam zaszczyt zawiadomić
Szan. P. T. Publiczność Cieszyna i okolicy, iż objąłem z dniem 1-go lipca b. r. restauracyę pod
dotychczasową nazwą „Karwińska Piwiarnia”
w Cieszynie, Saska Kępa l. 3 i zamieniłem takową na Kawiarnię-restauracyę, urządzając
wszystkie lokale z jak najbogatszym komfortem. Powołując się na moją długoletnią praktykę w tymże zawodzie, jestem w miłem położeniu, by moich Szan. P. T. Gości pod każdym
względem zadowolić. Najpoczytniejsze gazety wiedeńskie i prowincyonalne znajdują się w
wielkim wyborze. Dobra kuchnia i znakomite
napoje. Sumienna i szybka obsługa. Polecając
się łaskawym względom Szan. P. T. Publiczności, kreślę się z wysokim szacunkiem – Inocenty Partyka.
Otwarcie nowego lokalu przez osobę
znaną wcześniej cieszyniakom z kawiarni
„National”, mieszczącej się na ulicy Szersznika, dawało gwarancję, że nie spotka ich tam
niemiła przygoda, która przytrafiła się pewnemu handlarzowi „naczyniem drzewnem”.
16
ZWROT | 7/2013
Otóż wstąpił on do pewnej gospody i – jak
pieczołowicie sprawozdawał „Dziennik Cieszyński” – kazał sobie podać szklankę piwa.
Wypiwszy je, zapłacił, posługując się 100 koronówką. Resztę 99 K 76 h włożył do pugilaresu, który umieścił w kieszeni surduta, poczem
położył się na ławie i zasnął. Obudziwszy się,
skonstatował brak pugilaresu. Zawiadomił
o zajściu policyę, a tej udało się wprawdzie
dojść po nici do kłębka, czyli złapać sprawców
kradzieży, lecz niestety nie zdołała oddać poszkodowanemu skradzionych pieniędzy.
Sypianie po gospodach jak widać zawsze
wiązało się z pewną dozą ryzyka, toteż samotny klient robił zdecydowanie lepiej, jeśli
do szklanki piwa brał sobie do poczytania
jedną z gazet, które nie tylko u Partyki były
„w wielkim wyborze”. Ze szpalt „Dziennika”
dowiadywał się wtedy, że Księstwo Cieszyńskie, to jeden z najpiękniejszych kątów Polski.
Kraj wdzięczny i miły, a zewsząd ubrany w pogórza, które im dalej ku południu, tem w piękniejsze urastają góry. Są to Beskidy. Ludność
Tekst: Jot / Zdjęcia: Marian Siedlaczek
NAD OLZĄ PRZED STU LATY
w nich polska, szmer drzew polski, całość nasza, rodzima. Goście tylko, zapuszczający się
w te przepiękne, uroczne zakątki, byli wyłącznie obcy; obcy też tylko język rozbrzmiewał po
górach śląskich.
Temu stanowi rzeczy miało zaradzić powstanie w 1910 roku Polskiego Towarzystwa
Turystycznego „Beskid”. Samo zorganizowanie się stanowiło jednak dopiero pierwszy
krok do zaakcentowania swojej obecności
w górach. Kolejnym miało być przełamanie
monopolu niemieckiego Beskidenvereinu
w prowadzeniu turystycznej bazy noclegowej. Inicjatorem powstania schroniska był
pierwszy prezes Towarzystwa Cyryl Ratajski
(późniejszy prezydent Poznania i minister
spraw wewnętrznych RP), który zakupił parcelę i odstąpił ją „Beskidowi” na ten cel. I tak
po wielu perturbacjach udało się wybudować na Ropiczce pierwsze polskie schronisko w Beskidach, które zostało uroczyście
otwarte w niedzielę 6 lipca 1913 roku.
W imprezie inauguracyjnej wzięło udział
około dwóch tysięcy ludzi. Na wyniosłem
wzniesieniu, na samym szczycie góry schronisko, piękny budynek w stylu zakopiańskim.
Schronisko roi się od ludzi. Obszerna sala jadalna, pokoiki na górze, weranda, wszystko przepełnione, a tłumy ludzi ciągną i ciągną. Tłum
różnobarwny, żywy, rozochocony. Atmosfera
swobodna, miła, wolna od trosk i kłopotów
dnia codziennego. Na ogromnej polanie od
szczytu ku południowi wszędzie zabawa i miła
rozrywka i najrozmaitsze gry towarzyskie, zabawa taneczna, swobodne używanie przepięknych widoków a przytem raczenie się ciepłymi
promieniami słonecznymi – pisał korespon-
dent „Dziennika”. Zabawę ogólną urozmaicają
śpiewy, z których wyszczególnia się śpiew chóru
dziewcząt z Gutów pod kierownictwem p. Sikory.
Muzyka przygrywa niestrudzenie a niezmordowany p. Szotkowski z Mnisztwa w barwnym stroju górala szerzy wszędzie zaraźliwą wesołość.
O trzeciej po południu rozpoczęła się ceremonia otwarcia. Odśpiewał najprzód chór
młodzieży pod kierownictwem p. Hławiczki
młodszego odpowiednią kantatę, poczem ks.
prof. Grim i p. pastor Kulisz dopełnili aktu religijnego poświęcenia i przemówili obaj słowami pełnemi poezyi, z których przebijało się gorące zamiłowanie do naszego pięknego kraju
i jeszcze piękniejszych naszych gór.
Odczytano telegramy gratulacyjne, które skierowali na ręce „Beskidu” m.in. Towa-
rzystwo Tatrzańskie z Krakowa, Pohorská
jednota „Radhošť” oraz – co mogło wywołać
zaskoczenie zebranych – Beskidenverein,
dla którego rozwój polskiego ruchu turystycznego na Śląsku Cieszyńskim stanowił
wszak nie lada konkurencję. Natomiast bardzo gorąco zostało przyjęte przemówienie
p. Kawuloka, sałasznika i członka spółki pastwiskowej na Ropiczce. P. Kawulok jako najbliższy sąsiad wyraził radość z powodu wybudowania schroniska i zaznaczył, że to będzie
powrozem, łączącym ludność góralską z inteligencyą polską. W prostych, a rozumnych słowach tych tkwiła siła i pewność siebie, chłopa
polskiego. „Jesteśmy tu panami u siebie i pójdziemy razem z Wami, ucieszeni, żeście do nas
przybyli.”
Od tego momentu Ropiczka przeżywała
istne oblężenie, do schroniska przybywali turyści z całego Śląska Cieszyńskiego, wycieczka szła za wycieczką. W tym tłumie wędrowców zdarzało się, że ktoś coś zgubił, a ktoś
znalazł, choćby – jak podawała „Gwiazdka
Cieszyńska” – zegarek w sobotę, 19. b. m. na
drodze z Trzycieża na Ropiczkę i można go odebrać u przełożeństwa gminy w Pogwizdowie
przy Cieszynie.
Pierwsze polskie schronisko w Beskidach
długo niestety turystom nie służyło. W pięć
lat później spłonęło, a na jego miejscu w 1924
Klub Českých turistů postawił swój przybytek.
Natomiast „Kawiarnia-restauracja Partyka”,
mimo kilkukrotnej zmiany właścicieli i przemianowaniu na „Hubertusa”, trzyma się dzielnie, a oferowane tam klientom piwo warzone jest raptem kilkanaście kilometrów od
Ropiczki.
ZWROT | 7/2013
17
Osobowość miesiąca
Z HARCERSKIM RODOWODEM
Aż do 11 września oglądać można w siedzibie Kongresu Polaków w Czeskim Cieszynie wystawę „Na harcerskich szlakach”, przygotowaną przez Ośrodek Dokumentacyjny KP oraz Harcerstwo Polskie w Republice Czeskiej (HPC). W 2012 r. minęło sto lat
od powstania harcerstwa polskiego na terenach dzisiejszego Zaolzia.
Jedną z osób zaangażowanych w organizację wystawy jest harcmistrz Stefania
Piszczek. Przez dziesiątki lat związana z HPC pamięta kolejne etapy powojennych
dziejów tej organizacji. Podkreśla jednak, że cała jej rodzina zaangażowana była
w działania harcerskie. Pragnie, by przede wszystkim przypomnieć tych, którzy
odeszli już na wieczną wartę. Jej teścia Józefa Piszczka, którego nie zdążyła poznać, a który był zacnym człowiekiem, zasłużony działaczem, wzorem harcerza.
A także męża harcmistrza Mieczysława Piszczka, który zmarł w październiku
ubiegłego roku.
TEKST: CZESŁAWA RUDNIK
Komendant HPC
Józef Piszczek, urodzony 18 października
1902 r. w Karwinie, był absolwentem Polskiego Gimnazjum Realnego w Orłowej i Szkoły
Przemysłowej w Karwinie, gdzie w 1925 r.
zdał maturę. Pracował najpierw jako ślusarz
w kopalni, potem był pomocnikiem kancelaryjnym m.in. w polskim konsulacie w Ostrawie, a od 1930 r. sztygarem maszynowym
w karwińskich kopalniach.
Do harcerstwa wstąpił w wieku 14 lat. Po
dwóch latach awansował na zastępowego,
a w 1921 r. – już w nowym państwie czechosłowackim – został drużynowym I Męskiej
Drużyny im. Tadeusza Kościuszki w Karwinie.
Harcmistrz Józef Piszczek.
18
ZWROT | 7/2013
2 lutego 1924 r. mianowany został kierownikiem hufca harcerskiego na obszar Czechosłowacji. Trzeba dodać, że statut Harcerstwa
Polskiego w Czechosłowacji Ministerstwo
Spraw Wewnętrznych zatwierdziło dopiero
w czerwcu 1924 r.
7 września 1925 r. został hufcowym w Karwinie i członkiem Komisji Stopni przy Głównej Komendzie HPC, zaś 8 października 1926
r. przybocznym głównego komendanta i wizytatorem drużyn. Zorganizował wyprawę
harcerzy Śląska Cieszyńskiego na Zlot Skautów Słowiańskich w Pradze i przewodził jej
od 27 czerwca do 2 lipca 1931 r. W latach
1934–1935 był głównym komendantem
HPC. Kierował wyprawą HPC na Zlot Jubileuszowy ZHP w Spale w 1935 r. Po przyłączeniu Zaolzia do Polski naczelnik ZHP rozkazem z 10 grudnia 1938 r. awansował go do
stopnia harcmistrza.
Józef Piszczek działał też w Macierzy Szkolnej, ochotniczej straży pożarnej, kierował zespołem chóralnym. W uznaniu zasług władze
Rzeczypospolitej Polskiej w 1934 r. odznaczyły go srebrnym Krzyżem Zasługi, a w 1939 r.
Krzyżem Niepodległości. W 1995 r. prezydent
RP pośmiertnie uhonorował go medalem
„Za udział w wojnie obronnej 1939”.
W 1931 r. Józef Piszczek zawarł związek
małżeński z Janiną Kobiela, również działaczką harcerską, założycielką Żeńskiej Drużyny Harcerskiej im. Marii Rodziewiczówny
w Karwinie i pierwszą hufcową karwińskich
drużyn żeńskich (1929–1931). Mieli syna
Mieczysława i córką Jadwigę. Szczęście rodzinne przerwała w 1939 r. okupacja hitlerowska i ucieczka na wschód. W marcu 1940
r. Józef Piszczek aresztowany został we Lwo-
Harcmistrz Stefania Piszczek.
wie przez NKWD i wywieziony w głąb Związku Sowieckiego. W 1947 r. wyrokiem Sądu
Powiatowego w Karwinie uznany został za
zmarłego.
Podobnie nieznane są losy wojenne i okoliczności śmierci szwagra Józefa Piszczka –
Rudolfa Zdzisława Kobieli z Karwiny, gorącego patrioty i działacza społecznego, znanego przede wszystkim jako autora książek
„Dowody polskości Śląska Cieszyńskiego”
(1930) i „Prawda o Cierlicku” (1934), wydanych pod pseudonimem Wiesław Wojnar.
Udało się natomiast powrócić do domu rodzinnego w czerwcu 1940 r. siedmioletniemu wtedy synowi Józefa – Mieczysławowi
Piszczkowi, który towarzyszył ojcu w ucieczce na Wschód. Chłopcem zaopiekował się
i doprowadził z wojennej tułaczki do domu
mieszkaniec Karwiny.
Druh naczelnik
Dzieci Józefa Piszczka kontynuowały harcerskie dzieło swego ojca. Jadwiga była członkiem i drużynową żeńskiej drużyny harcerskiej w Stonawie. Mieczysław rozpoczął
pracę w harcerstwie tuż po wojnie jako kilkunastolatek. Urodził się 17 stycznia 1933 r.
w Karwinie, ale jeszcze przed wojną rodzina
przeprowadziła się do nowego domu w Stonawie. Ukończył Polskie Gimnazjum im. J. Sło-
Osobowość miesiąca
List mianowania Józefa Piszczka harcmistrzem.
wackiego w Orłowej, studia geodezji w Wojskowej Akademii Technicznej w Brnie i podyplomowe w ostrawskiej Wyższej Szkole
Górniczej. Był geodetą, mierniczym, a od
1976 r. aż do emerytury przewodniczącym
Miejscowej Rady Narodowej w Stonawie.
W 1956 r. ożenił się ze Stefanią Domasłowską, która pracowała w harcerstwie razem
z mężem.
W HPC doszedł aż do funkcji naczelnika.
Było to w latach 1968–1970. W 1968 r. odby-
ły się pierwsze po dwudziestu latach obozy,
powstawały drużyny harcerskie we wszystkich zaolziańskich szkołach, spotykano się
na zlotach i złazach. Niestety krótki czas entuzjazmu i optymizmu zakończył okres normalizacji. Chociaż oficjalnie harcerze musieli zakończyć działalność i ponownie zostali
pionierami, naczelnictwu HPC udało się wywalczyć pewną autonomię – powstały komisje powiatowe i okręgowa do spraw polskich drużyn i szczepów pionierskich. Mieczysław Piszczek został szefem komisji dla
powiatu karwińskiego.
Harcmistrz Piszczek działał także w PZKO,
przez dwie kadencje był członkiem Plenum
ZG, przewodził stonawskim pezetkaowcom.
Zaangażowany był w Stonawie w Związku
Umundurowanych Górników i w organizacji
sportowej, był sędzią szachowym. Za swoją
pracę otrzymał liczne odznaczenia, m.in. odznaki PZKO i harcerskie: Krzyż 85-lecia Harcerstwa na Śląsku Cieszyńskim, Złotą Odznakę Przyjaciół Harcerstwa, Złoty Krzyż za Zasługi dla ZHP.
Harcerskimi metodami
– Kiedy po II wojnie światowej odradzało
się HPC, już jako uczennica od 1947 r. należałam do harcerstwa. Nie było wtedy samodzielne, ale zostało sekcją Stowarzyszenia
Młodzieży Polskiej – wyjaśnia Stefania Piszczek, żona Mieczysława. Niedługo potem,
bo już na początku lat 50., SMP zostaje włą-
czone do Czechosłowackiego Związku Młodzieży, zamiast harcerstwa powstaje organizacja pionierska.
– Mieliśmy w Stonawie Szczep im. Mikołaja Kopernika. Jako nauczycielka byłam zobowiązana prowadzić „Pioniera”, ale pracowało się metodami harcerskimi – zapewnia.
– Zamiast dzisiejszych stopni harcerskich
były tzw. szlaki, ale wymagania podobne.
Jeśli chodzi o pozdrowienie „Bądź gotów”,
to kiedyś używano go i w harcerstwie.
W 1968 r., kiedy ponownie mogło zaistnieć HPC, dopiero składała przyrzeczenie
harcerskie, a równocześnie instruktorskie. –
Bo przecież potrzeba czasu, żeby przygotować harcerza do przyrzeczenia, a w 1949 r.
już nie zdążyłam, bo harcerstwo zlikwidowano. Później pracowałam jako instruktor,
prowadziłam drużyny, mam na swoim koncie bardzo dużo obozów – wyjaśnia. Obozy
harcerskie, w których uczestniczyła, a potem była komendantką, odbywały się także
w Polsce, np. w Olzie, Siewierzu, Ustroniu,
Magurce Łodygowickiej, Gołdapiu, Suchej
Beskidzkiej.
To działo się w latach 1968–1970, a potem
po 1989 r., kiedy po zmianach ustrojowych
w warunkach demokratycznych mogło ponownie odrodzić się HPC. – Nasza drużyna
w Stonawie powstała już w 1989 r., była to
pierwsza drużyna zuchowa. Choć nie było
jeszcze zjazdu harcerskiego, my już mieliśmy
zuchy – opowiada druhna Piszczek. – Niedłu-
Legitymacja Józefa Piszczka z 1921 r.
ZWROT | 7/2013
19
Osobowość miesiąca
cerskie mamy w Stonawie – dodaje drużynowa – niestety, nie ma dzieci.
Posłuszni prawu harcerskiemu
Legitymacja Mieczysława Piszczka z 1950 r. Fot. Zbiory
Ośrodka Dokumentacyjnego KP
go po aksamitnej rewolucji zorganizowaliśmy wigilijkę, na której obecni byli też rodzice. I mąż zwrócił się do nich. Stwierdził, że
jest możliwość odrodzenia HPC, opowiedział
o nim, o zuchach, harcerzach. I otrzymaliśmy
od razu od rodziców zgodę na utworzenie
drużyny zuchowej. Obietnica zuchowa odbyła się w 1990 r. w Koszarzyskach.
Początkowo drużynę w Stonawie prowadziła Michaela Czap (obecnie Šafránek), Stefania Piszczek była opiekunką. Później sama
przejęła drużynę. Kiedy dorosła jej wnuczka
Mariola, ona poprowadziła drużynę. Ale kiedy wyszła za mąż, jej obowiązki w drużynie
zuchowej przejęła znowu babcia. Jednak
w 2011 r. rozwiązano drużynę. Nie pomogło
nawet istniejące w Stonawie Koło Przyjaciół
HPC. – Chociaż takie bogate tradycje har-
W Stonawie do polskiej szkoły w minionym roku szkolnym zapisanych było raptem 7 uczniów, mała jest więc nadzieja na
stworzenie drużyny zuchowej. Ale w innych
zaolziańskich miejscowościach też nie jest
z HPC najlepiej. Kadra to kilku zapaleńców,
a wszystkich harcerzy na Zaolziu jest dwustu. Co powoduje, że maleje zainteresowanie działalnością harcerską?
– Małe dzieci chętnie wstępują do HPC –
odpowiada hm Piszczek. – Bo okres zuchowy jest zupełnie inny od harcerskiego,
wszystkie zajęcia prowadzone są formą zabaw, dostosowanych do zdobywania stopni
zuchowych. Problemem jest brak kadry. Nie
ma kto tych dzieci prowadzić. Jest to praca
społeczna, trudna, wymagająca wielu godzin poświęceń. I trzeba mieć zamiłowanie
do pracy z dziećmi, z młodzieżą. Kiedy nasi
zastępowi czy drużynowi odchodzą na studia, zazwyczaj przestają działać w HPC. Nim
ich następcy wdrożą się do tej pracy, zdążą
dorosnąć i znowu odchodzą. Historia się powtarza.
– Poza tym dzieci, zwłaszcza starsze – zastanawia się – mają bardzo mało czasu na
poświęcanie się pracy w harcerstwie. Wolą
siedzieć przy komputerze niż na łonie przyrody, ale mają też wiele innych dodatkowych zajęć, kółek zainteresowań. Jednym z
powodów braku zainteresowania harcerstwem jest też postawa rodziców. Harcerze
z 1968 r. wychowywali jeszcze swoje dzieci
w tym duchu, ale reszta już nie zaangażowała się i nie wszczepiła dzieciom idei har-
Drużyna zuchowa Słoneczne Promyki ze Stonawy z hm Stefanią Piszczek w 2011 r.
Fot. Zbiory S. Piszczek
20
ZWROT | 7/2013
cerskich. A tymczasem przez lata zmieniały
się struktury harcerskie, ale idea pozostała.
W harcerstwie są pewne niezmienne zasady, których trzeba przestrzegać. Może rodzice nie uświadamiają sobie tego, że w harcerstwie uczy się posłuszeństwa, patriotyzmu, przywiązania do ziemi ojczystej, do
rodziny.
– W 1989 r. nastąpił wielki zryw harcerski,
wszyscy chcieli być harcerzami – wspomina.
– Zakładano drużyny w szkołach. Pamiętam,
jak mąż dostał list od uczniów z Karwiny
Frysztatu, gdzie nie było jeszcze HPC, z prośbą. Dzieci zazdrościły szkole w Karwinie Nowym Mieście, gdzie istniała już drużyna harcerska, i chciały wiedzieć, co mają robić, by
zostać harcerzami. Początkowo, po 1989 r.,
kiedy było jeszcze więcej kadry, organizowano kursy zastępowych, drużynowych. Wyjeżdżano do Polski. Mój syn był na takim kursie
w Chorzowie. Moja wnuczka uczestniczyła
w sześciotygodniowym kursie w Bieszczadach, bardzo sobie to chwaliła.
Po 1989 r. w okresie największego rozkwitu w najnowszych dziejach harcerstwa
na Zaolziu odbywały się zloty, złazy, zgrupowania, latem zuchy i harcerze rozbijali obozy, popularnością cieszył się Festiwal Piosenki Harcerskiej. Ale w końcu po tej euforii
zaczęło harcerzy ubywać. – Pozostali tylko
ci, którzy chcą i potrafią realizować cele harcerskie i są posłuszni prawu harcerskiemu –
twierdzi hm Piszczek, kiedyś członek Komendy Zuchowej.
Starszyzna harcerska
Obecnie angażuje się Stefania Piszczek
w Harcerskim Kręgu Seniora Zaolzie. Jest
jego członkiem od 1989 r. W 2004 r. objęła
Odznaczenie dla Stefanii Piszczek na Zlocie 10-lecia w Koszarzyskach w 2000 r.
Fot. Archiwum Naszej Gazetki
Osobowość miesiąca
Druh naczelnik Mieczysław Piszczek.
przewodnictwo po Władysławie Szteblu.
Ciekawa jest historia powstania HKS Zaolzie, który w zeszłym roku obchodził już
swoje 35-lecie. – Kiedy było zakazane harcerstwo, przedwojenni harcerze postanowili się spotykać, nielegalnie – opowiada. –
Pierwsze spotkanie odbyło się w 1977 r.
w Muzeum Huty Trzynieckiej, wtedy zawiązał się krąg przedwojennych działaczy. Wytyczyli sobie cele, że będą się spotykać,
zbierać materiały, opracowywać dokumen-
tację, prowadzić kroniki. Zbierali się na wigilijkach, wiosennych spotkaniach w domach prywatnych.
Zaczęli nawiązywać kontakty z seniorami z Polski. Najpierw, już przed 25 laty, z HKS
Skaut z Radlina. Radliniacy często przyjeżdżali i zwiedzali Zaolzie. Potem był HKS Korzenie z Cieszyna, Orla Brać z Bielska-Białej
i Czarne Diamenty z Rybnika. Współpraca
ciągle się rozwija, harcerze odwiedzają się,
zapraszają na swoje akcje.
HKS Zaolzie organizuje ciekawe akcje,
mają zbiórki, wycieczki. – Członków niestety
ubywa, bo co roku umierają, a nowych nie
ma – mówi przewodnicząca. – Z początkowej liczby 50 pozostało nas 12 osób. W Polsce jest to rozdzielone na seniorów i starszyznę harcerską. Seniorzy to młodsza grupa,
mają od 55 lat wzwyż. A my tu na Zaolziu jesteśmy już właściwie starszyzną harcerską,
bo wszyscy mamy więcej niż 70 lat.
Spadkobiercy tradycji
W rodzinie spadkobierców tradycji harcerskich Józefa Piszczka pracę jego dzieci
kontynuowały najpierw wnuki. Jerzy był
harcerzem od 1968 r., pełnił funkcję zastę-
powego. Wnuczka Małgorzata należała do
harcerstwa od 1968 r., nadal aktywnie
uczestniczy w działaniach harcerskich, jest
członkiem Komisji Rewizyjnej przy Radzie
Naczelnej HPC. Wraz z mężem Janem byli
członkami Koła Przyjaciół HPC w Stonawie.
Wnuk Marian, w harcerstwie od 1990 r., był
drużynowym, członkiem Rady Naczelnej
HPC, zastępcą naczelnika. Jego żona Lenka
jest współzałożycielką i drużynową harcerskiej drużyny Wielka Niedźwiedzica w Karwinie Frysztacie.
Także prawnuki Mariola i Adam połknęły
harcerskiego bakcyla, są członkami HPC od
1990 r. Mariola była namiestnikiem zuchowym, członkiem Rady Naczelnej HPC, prowadziła dwie drużyny zuchowe. Adam był
przybocznym w drużynie harcerskiej Błękitna Jedynka w Karwinie Nowym Mieście
i drużynowym w Stonawie.
Najmłodsza generacja to praprawnuki
Kubuś i Magdzia, którzy podczas uroczystego witania nowych mieszkańców Stonawy
otrzymali od przedstawicieli Koła Przyjaciół
HPC chusty zuchowe stonawskiej drużyny.
Z nadzieją, że i oni staną się kontynuatorami
ruchu harcerskiego na Zaolziu.
n
Miejscowe Koło PZKO GUTY
serdecznie zaprasza na
46. TRADYCYJNE DOŻYNKI ŚLĄSKIE
w niedzielę 25 sierpnia 2013 w ośrodku PZKO w Gutach
Korowód dożynkowy wyruszy od przystanku końcowego o godz. 13.00
Gazdowie: Bogusław i Anna Kokotkowie
Program kulturalny
• widowisko dożynkowe w wykonaniu
Zespołu Tanecznego „OLDRZYCHOWICE”
• Zespół Regionalny „Zaolzi”
• Zespół Folklorystyczny „Górole”
• Zespół Regionalny „Bierowianie” (Polska)
• orkiestra dęta „JABLUNKOVANKA”
* Zabawa ludowa
*Atrakcje
* Kuchnia śląska od godz. 11:00
*Loteria dożynkowa
Komitet Organizacyjny wszystkich serdecznie zaprasza
ZWROT | 7/2013
21
REGION
Janusz
Ondraszek
na scenie i poza sceną
Z Januszem Ondraszkiem, reżyserem wędryńskiego Zespołu Teatralnego im. Jerzego Cienciały rozmawiam z okazji tegorocznego jubileuszu 110-lecia zespołu.
Tekst: Anna Mitrenga/ zdjęcia: archiwum
Pamięta Pan swoje pierwsze aktorskie
doświadczenie?
Pierwszy raz zagrałem, kiedy miałem 10 lat.
Była to „Wojnarka“ Aloisa Jiráska. Pokazałem
się w roli Jantka, syna Magdaleny Wojnarowej,
którą zagrała moja mama.
Co zainteresowało Pana w teatrze?
Rodzice grali, więc może po części jest to
tradycja rodzinna. Miałem też wspaniałą
grupkę kolegów, z których stali się profesjonalni aktorzy, np. Wanda Michałek, Bogdan
Kokotek, Przemek Branny. Kiedyś nie było
komputerów, ten czas, który dzisiaj spędza
młodzież przed monitorem my mogliśmy
poświęcić sztuce. Braliśmy udział w tzw.
„Melpomenkach”, czyli przeglądach małych
form teatralnych w ramach PZKO, które były
bardzo lubiane przez młodzież. Później zafascynowałem się pantomimą, zdobyłem
„Laur Melpomenkowy”. I wreszcie przyszła
pierwsza samodzielna reżyseria sztuki Adama Grzymały-Siedleckiego pt. Spadkobierca. Robiłem to z pasją, zawsze tak było, to
moje hobby.
Jak pan został reżyserem?
W zespole gram od 10 roku życia, ale
z przerwami. Nieco później zostałem członkiem Klubu Młodych PZKO w Wędryni. Tam
zaczęły się małe formy sceniczne. Dopiero
po wojsku i przygodzie z pantomimą zagrałem w naszym teatrze. Nigdy nie bałem się
22
ZWROT | 7/2013
powiedzieć swojego zdania. Później, kiedy
reżyser Jurek Cienciała szukał swojego następcy, wybrał mnie, no i postanowiłem
spróbować.
Ile wyreżyserował pan sztuk?
Łącznie ze „Słomkowym kapeluszem“
mam na koncie 24 sztuki. Corocznie wystawiana jest jedna sztuka nowa, a czasami
powtarzamy inne, starsze. Według potrzeby
i okoliczności. Podczas jubileuszy czy innych
ważnych wydarzeń dostosowujemy się tematycznie.
Jaki typ sztuki najczęściej występuje
w repertuarze? Komedie czy tragedie?
Najczęściej są to komedie. Najlepsze są
sztuki, w których akcja szybko się toczy,
w ten sposób uwydatnia się komizm. Publiczność ogólnie bardziej lubi komedie, ale
gramy też sztuki poważne i tragedie, chociaż nie tak często. Nasza publiczność lubi
emocje. Spróbowaliśmy też zagrać np. Szekspira. Jednak ja wolę przedstawiać mniej
znane dramaty.
Co pana inspiruje w wyborze sztuki?
Dużo czytam. No i oczywiście w internecie można dzisiaj znaleźć wszystko. (śmiech)
Ogólnie, o tym czy wezmę jakąś sztukę na
warsztat decyduje wiele czynników, np. możliwości czasowe, charakterystyka postaci, dobranie odpowiednich bohaterów itd. Ostatnio bardzo mnie ciekawią sztuki polskiej tłumaczki Rubi Birden.
Czy próbował pan napisać swoją sztukę?
W szkole średniej, kiedy byłem członkiem Klubu Młodych PZKO, braliśmy udział
w „Melpomenkach”. Wtedy wraz z Romanem Bujokiem napisałem sztukę pod tytułem „Nie”. Sam pisałem tylko scenariusze do
własnych spektakli pantomimicznych, których było około 20. Ważne było dla mnie, że
się przy tym dobrze bawiłem i publiczność
zawsze pozytywnie odbierała moje spektakle. Aktualnie mam w szufladzie jakieś próby
klasycznych scenariuszy, ale niestety z powodu braku czasu powracam do nich tylko
sporadycznie. I nie zawsze jest do dyspozycji odpowiednia nuta twórcza.
Wiadomo, że gracie nie tylko w Wędryni. Jakie inne miejsca zwiedziliście?
Oprócz Wędryni tradycyjnie występujemy w PZKO w Lesznej, ale graliśmy również
w Orłowej, Stonawie, Gródku, Mostach koło
Jabłonkowa, itd. W Polsce zagraliśmy m. in.
w Goleszowie (partnerska wioska Wędryni),
Rzeszowie, Wodzisławiu Śląskim, na Ukrainie we Lwowie, ale to już w ramach festiwali i przeglądów.
Jakich na przykład?
Stowarzyszenie „Wspólnota Polska“ organizowała w Rzeszowie Spotkania Teatrów Pol-
REGION
skich z Zagranicy, gdzie zostaliśmy kilka razy
zaproszeni. Z Lwowa przyjęliśmy po raz drugi
zaproszenie tamtejszego Ludowego Teatru
Polskiego, który organizuje Polską Wiosnę
Teatralną, gdzie prezentują się polskie teatry
z zagranicy. W tym roku jesienią jesteśmy zaproszeni jeszcze na Litwę do Wilna.
Jakie zdobyliście nagrody?
Mamy na koncie Medale Wspólnoty i prawie wszystkie nagrody związkowe PZKO.
Ilu członków liczy zespół?
Połowę Wędryni. (śmiech) Oczywiście
żartuję, zespół liczy około 25 stałych członków. Ludzie przychodzą i odchodzą z różnych powodów, np. kobiety wybierają się na
urlopy macierzyńskie i muszą się poświęcić
rodzinie. Zawsze chętnie przywitamy nowe
twarze. Jesteśmy otwarci na współpracę.
Trzeba mieć specjalny talent, żeby grać
w waszym zespole? W jaki sposób zdobywa pan nowych aktorów?
Oczywiście trzeba mieć talent, ale nie
wszyscy sobie uświadamiają, że go mają.
Trzeba go dopiero odkryć. Najczęściej widzę
interesującego człowieka i pytam go, czy nie
zechciałby zagrać w naszym zespole. Po latach praktyki potrafię wykryć, czy ktoś się do
tego nadaje. Pomimo tego każda postać jest
specyficzna, więc trzeba dobrać odpowiednią osobę, która będzie do konkretnej roli pasowała. Na teatrze amatorskim najbardziej
podoba mi się to, że to jest czyste aktorstwo
płynące prosto z serca, niczym niezepsute.
Czy grają też dzieci? Ile lat ma najstarszy i najmłodszy członek zespołu?
Oczywiście, na scenie pojawiają się
wszystkie kategorie wiekowe. Od małych
dzieci, po emerytów. Nie pamiętam jednak
wieku najmłodszego i najstarszego członka.
Najmłodsi znajdują się wśród dzieci z podstawówki a najstarsi są wśród emerytów.
Jak działa zespół?
Próby odbywają się przeciętnie raz w tygodniu, trwają minimalnie dwie godziny
i przebiegają intensywnie. Według potrzeby
spotykamy się częściej, np. bezpośrednio
przed premierą nawet trzy razy w tygodniu.
Na opracowanie jednej sztuki przeciętnie
przypada 20–25 prób. Nowy sezon zawsze zaczyna się z początkiem nowego roku. Podczas
wigilijki przedstawiam sztukę, którą chciałbym zrealizować w następnym sezonie.
Czy jest kronika zespołu?
Są dwie kroniki: starsza, umieszczona
w Czytelni, która prowadzona była od powstania zespołu a kończy się na setnej rocznicy teatru. Nowsza, powstała przed dziesięciu laty a prowadzi ją Renata Konstankiewicz
(z domu Ondraszek), która też w swoim czasie była aktywną, wspaniałą aktorką i wierzę,
że znowu z nami zagra. W kronikach są udokumentowane poszczególne spektakle, co
do nazwy i obsady oraz różne wydarzenia
związane z zespołem.
Zahaczyliśmy o przeszłość, czy przypomina sobie pan jakieś ciekawe historyjki,
które wydarzyły się podczas wyjazdów albo prób?
Pamiętam, jak zapomniałem tekstu podczas pewnego przedstawienia w Rzeszowie.
Wydawało mi się, że godzinę trwało, zanim
dotarł do mnie głos suflera, chociaż wszyscy
przekonywali mnie, że to było zaledwie kilka
czy kilkanaście sekund. Ze starszych epizodów przypominam sobie, jak pewna starsza
aktorka siedziała na scenie pod zegarem.
W pewnym momencie zegar spadł jej na
głowę i ona pomyślała, że przypłaci to życiem. Na szczęście nic jej się nie stało. Potem
jeszcze jedną taką przygodę pamiętam, jak
pewien aktor na jedno ucho znacznie niedosłyszący, stał odwrócony właśnie tym uchem
do suflera i ciągle nie słyszał podpowiedzi.
W końcu mówi oburzony: „No doczkóm sie
w końcu tej podpowiedzi, czy ni!?”. Takie rzeczy jak zapomniany czy pomylony tekst zdarzają się bardzo często. Czasami w dialogach
stara się drugi rozmówca podpowiadać, o ile
zna ten scenariusz. Niekiedy mają lukę obaj
aktorzy. Teatr jest wielką improwizacją.
Powróćmy do teraźniejszości. Jak uczciliście tegoroczny jubileusz?
Na samą imprezę jubileuszową, która odbyła się 4 maja w Czytelni, miała duży wpływ
wizyta Bogdana Borusewicza (Marszałek Senatu RP) i Milana Štěcha (przewodniczący Senatu RC) wraz z liczną grupą senatorów i innych zacnych gości. Podczas imprezy wystąpili też „Gimnaści“ jako dodatkowy punkt
programu. Nasza gmina w ten sposób mogła
zaprezentować, jak pielęgnujemy i utrzymujemy polskie tradycje. Wkrótce się okaże, czy
przyniesie to jakieś efekty. Z drugiej strony
składam dodatkowe podziękowanie pani
Konsul Annie Olszewskiej za takie przyjemne
zamieszanie w formie zaproszenia zacnych
gości. Sam spektakl jubileuszowy oglądało
niespełna tysiąc widzów (w Czytelni ok. 600,
w Rzeszowie i Lwowie ok. 400).
Jak rysuje się najbliższa przyszłość?
Jesienią planujemy zagrać w Istebnej, a pod
koniec listopada, o ile zdobędziemy środki finansowe, chcielibyśmy wyjechać do Wilna. No
i przed nami wybór nowego spektaklu. n
ZWROT | 7/2013
23
REGION
Chorągiew księcia Adama Wacława z 1605 roku skrupulatnie przechowywana jest w zbiorach muzealnych.
Chorągiew księcia Adama Wacława
TEKST: Emilia Świder / ZDJĘCIA: ARCHIWUM MUZEUM
Do bardzo cennych i jednocześnie efektownych zabytków związanych z cieszyńskimi Piastami, które skrupulatnie przechowywane są w zbiorach Działu Historii
Muzeum Śląska Cieszyńskiego w Cieszynie, bezsprzecznie należy chorągiew księcia Adama Wacława. Ciekawa historia
wiąże się z tym, w jaki sposób trafiła ona
do cieszyńskiej placówki muzealnej. Rąbka tajemnicy na ten temat uchyliła historyk muzeum Irena French.
– To najstarszy z zachowanych na Śląsku
Cieszyńskim zabytków tego typu i jednocześnie jedyny związany z Piastami cieszyńskimi. Chodzi o najcenniejszy zabytek prezentujący herb Piastów cieszyńskich – krótko i treściwie charakteryzuje eksponat pani
Irena.
Zabytek jednak nie od razu należał do
muzeum w Cieszynie. – Znaleziony został
na poddaszu jednej z kamienic w Morawskiej Ostrawie pod koniec 1942 roku. Ile lat
przeleżał na strychu, właściwie nie wiadomo. Wiadomo jednak, że proporzec przeka-
24
ZWROT | 7/2013
zany został do Archiwum Miejskiego Morawskiej Ostrawy.
Tam zobaczył go i zidentyfikował Viktor Karger, ówczesny
kustosz muzeum cieszyńskiego, który poinformował o tym
odkryciu burmistrza Cieszyna
w liście z dnia 12 grudnia 1942
roku. List zachowany jest w Archiwum Zabytkowym Muzeum Śląska Cieszyńskiego – opowiada French.
– Viktor Karger rozpoczął wówczas starania o pozyskanie tego cennego zabytku do
zbiorów Muzeum w Cieszynie. Świadczy
o tym jego korespondencja z dyrektorem
Archiwum Miejskiego Morawskiej Ostrawy,
dr Juliusem Klitznerem, traktująca o wymianie obiektów. W efekcie 12 sierpnia 1943 roku drogą wymiany z Archiwum Miejskim
Morawskiej Ostrawy za norymberski inkunabuł „Jus municipale Moravicum” z roku 1498,
Viktor Karger pozyskał proporzec do zbiorów cieszyńskiego muzeum – kończy opowiadanie o losach tego niezwykłego znaleziska Irena French.
Chorągiew Księstwa Cieszyńskiego o wymiarach 160 x 300 cm pochodzi z 1605 roku.
A jak wygląda? – Chorągiew
malowana jest obustronnie,
złożona z prostokątnego płata
błękitnego jedwabnego adamaszku o motywach kwiatowo-roślinnych, zakończonego
dwoma trójkątnymi językami.
Głębokość wcięcia pomiędzy
językami jest mniej więcej równa połowie długości płata. Na bławacie majestatyczny piastowski orzeł w koronie otoczony wawrzynowym wieńcem. Orzeł malowany jest czystym złotem, podmalowany
laserunkowo farbą olejną w kolorze brązowym, z czerwonym wysuniętym językiem.
Wieniec malowany jest ciemnymi farbami
olejnymi. Pod skrzydłami widnieje data
1605 (16 / 05). Bławat obszyty został w większości zachowanymi żółto-błękitnymi jedwabnymi frędzlami – opisuje wygląd sztandaru historyk. Chorągiew poddana została
konserwacji. Ostatnia odbyła się w Warszawie w latach 1990–92, gdzie zabytek został
oczyszczony, usunięto cery, uzupełniono
ubytki tkaniny, przeprowadzono zdublowanie na gęsty jedwabny szyfon. Ponadto chorągiew zabezpieczona została poprzez przy-
PO NASZYMU
krycie krepeliną i doszyta została tuleja do
zawieszania.
Jak wspomina Irena French, chorągiew
należała do księcia cieszyńskiego Adama
Wacława, urodzonego w 1574 roku, zmarłego w roku 1617, rządzącego samodzielnie
od 1595 roku aż do śmierci, jedynego z Piastów cieszyńskich, który parał się rzemiosłem wojennym. – Adam Wacław brał udział
w III wojnie austriacko-tureckiej, walcząc
oczywiście w służbie Habsburgów, swoich
lennych zwierzchników (Księstwo Cieszyńskie było lennem Korony Czeskiej od 1327
roku). W 1605 roku został mianowany dowódcą wojsk śląskich, by walczyć z powstaniem Stefana Bocskaya na Węgrzech.
W związku z tym być może jest to chorągiew wojenna upamiętniająca tę misję wojskową. Adam Wacław mimo rozlicznych
długów znany był z zamiłowania do przepychu, rozrzutności i ostentacji. Chorągiew
jest świetnym tego przykładem.
Zabytek jest najbardziej efektownym
barwnym wyobrażeniem herbu Piastów
cieszyńskich. Dla odróżnienia od ich polskich kuzynów, używających białego orła na
czerwonym tle, herb Piastów cieszyńskich
przedstawiał złotego orła na błękitnym tle –
tłumaczy historyk.
Po wygaśnięciu linii Piastów cieszyńskich
herb pozostał znakiem Księstwa Cieszyńskiego i po raz ostatni pojawił się na pieczęciach Rady Narodowej Księstwa Cieszyńskiego w latach 1918–21. Po kilkudziesięcioletniej przerwie nawiązał do niego ustanowiony
w 1999 roku herb Powiatu Cieszyńskiego.
Nie odpowiadał on jednakże w pełni zasadom heraldyki i dlatego po dwunastu latach
jego wyobrażenie zostało nieco zmienione,
zgodnie z projektem znanego polskiego weksylologa, Alfreda Znamierowskiego, autora
publikacji „Pieczęcie i herby Śląska Cieszyńskiego”.
n
Herb Powiatu Cieszyńskiego zatwierdzony w 2011 r.
Ło nocnicach
Za starych czasów, a aji jeszcze po wojnie, jak nie jeździło kupa aut a nie lotały eroplany, tak było wszyndzi cicho.
Przez połednie wszyscy łobiadwali, jak
mieli co a wieczór se chodziło wczas spać,
bo petrol był drogi. Jak człowiek szesł kajsi
sóm, tak widzioł rozmaite dziwy. Kupa ludzi
sie aji boło tego, co widzieli. Roz to był utopiec, czili wasermón, inszi roz rusałka albo
krasnoludek. W nocy góniły błyndne ogniki,
kierym se mówi nocnice. W łóżku nikierych
dusiły sotóny a nikiedy kajsi w cichym miejscu popadły a skokały po polecach. To się
potym trza było przikryć gunióm albo miechym, aby se jim ubrónić.
Roz też tata w niedziele powiadali, że pujdóm łodwiedzić ujca z Bukowca. Za wczasu
pojedli łobiod a szli. Jeszcze jim mama powiadali, aż to nie przeganiajóm z gorzołkóm
a przidóm do północy, aby jich nocnice nie
posmykały. Wieczór se podojiła krowa i szło
sie wieczerzać. Mama powiadajóm: „Co też tyn
nasz tata? Ło kierej też przidóm?” Baby jeszcze
cosi robiły, było już ćma a taty nie było. „Jo to
prawiła, tata zaś isto przidóm na amyn.” No
i mama czakali. Dziełuchi poszly spać a mama
z Terkóm fórt czakały. Łodbiło pół dwanostej
i Terka mamie prawi, że se pujdzie podziwać
na pawłacz, czi tata nie idóm. „A nie wołej, bo
na tebie przilecóm nocnice,” prawi mama.
Terka łotworziła łokno, i tak jakoby wołała
na łobiod, wrzeszczi: „Tato!” A tu z pobliskich
moczarów, kiere nazywali Stawami, wyleciała kupa światełek i lecóm rychło ku pawłaczi.
Dziywcze sie zlynkło, nogi mu zdrzewiyniały,
włosy sie zjeżiły, ale hónym sie spamiyntało
i zabuchło łokno! No, i światełka se z niczego
nic rozpuściły. Terka prziszła do kuchnie cało
wylynkano, łoczi wytrzeszczane. „Jo ci prawiła, że nimosz wołać na tate, bo przilecóm
nocnice.” Dziywcze szło spać, ale usnyło dziepro, jak usłyszało prziść tate. Tego chwałabogu nocnice nie posmykały.
Łod tego czasu już Terka nigdy wieczór
z łokna nie woływała.
Piprus
Wygraj bilety na Gorolski Święto
Pytanie: Kto nosił pseudonim Hadam z Drugi Izby?
Wśród osób, które do 30 sierpnia prześlą pod adres [email protected]
poprawną odpowiedź, rozlosujemy trzy podwójne bilety.
Rozwiązanie konkursu Wygraj płytę
Panieńskie nazwisko Renaty Drössler to Worek.
Płytę Renaty Drössler wygrał Mariusz Putzlacher z Czeskiego Cieszyna. Gratulujemy!
Miesięcznik „Zwrot” ogłasza z okazji obchodów
100. rocznicy urodzin Adama Wawrosza
Konkurs literacki im. Adama Wawrosza
na opowiadanie, wiersz i dramat w gwarze
Konkurs ma charakter otwarty, tematyka prac jest dowolna. Nadesłane utwory nie mogą być wcześniej publikowane
(także w internecie), wystawiane na scenie i nagradzane w innych konkursach.
Warunkiem uczestnictwa w konkursie
jest nadesłanie konkursowych tekstów
w czterech egzemplarzach opatrzonych
godłem słownym i oznaczonej tym samym godłem, zaklejonej koperty, zawierającej imię, nazwisko, adres, e-mail i numer telefonu autora.
Prace należy przesłać do 30. 8. 2013
na adres redakcji: Miesięcznik „Zwrot”,
ul. Strzelnicza 28, 737 01 Czeski Cieszyn,
z dopiskiem: „Konkurs literacki im. Adama Wawrosza”.
Uroczyste rozstrzygnięcie konkursu
i wręczenie nagród nastąpi 23. 11. 2013
roku podczas uroczystych obchodów jubileuszu Adama Wawrosza w Domu Kultury Trisia w Trzyńcu.
Organizatorzy nie zwracają prac nadesłanych na konkurs i zastrzegają sobie
prawo bezpłatnej publikacji nagrodzonych utworów.
Regulamin konkursu można znaleźć na
stronie: www.pzko.cz. Osoby, które nie
używają Internetu, mogą poprosić o przesłanie regulaminu pod nr tel.: 558 711 582.
ZWROT | 7/2013
25
FOTOREPORTAŻ
Dolański Gróm
26
ZWROT | 7/2013
w obiektywie
Wiesława Przeczka
Karwina 22.6.2013
FOTOREPORTAŻ
ZWROT | 7/2013
27
WYDARZENIA
W hołdzie generałowi Władysławowi Sikorskiemu
NAWSIE / Przed budynkiem Polskiej Szkoły Podstawowej w Nawsiu
przebiegła w sobotę 6 lipca uroczystość upamiętniająca 70. rocznicę
tragicznej śmierci generała Władysława Sikorskiego, wodza naczelnego oraz premiera rządu polskiego na uchodźstwie w trakcie II wojny
światowej.
Uroczystość odbyła się w tym miejscu nieprzypadkowo. Na budynku Polskiej Szkoły Podstawowej w Nawsiu przed 9 laty wmurowano
tablicę upamiętniającą 90. rocznicę pobytu Władysława Sikorskiego
w Nawsiu. Od połowy listopada 1914 do lutego 1915, w trakcie I wojny światowej, w Jabłonkowie i okolicy stacjonowała na wypoczynku
I Brygada Legionów Polskich. W nawiejskiej szkole przez pewien czas
mieściła się Szkoła Podchorążych, którą powołał do życia ówczesny
kapitan Władysław Sikorski.
– Wspominamy dzisiaj człowieka, który symbolizuje jeden z najtrudniejszych okresów naszej historii. Wyzwania tego okresu generał Sikorski przyjął i pozostał im po żołniersku wierny do końca. Nie
trzeba podkreślać, że ziemia, na której jesteśmy, to ziemia, dla której
pamięć o historii własnego narodu i własnych korzeniach jest niezwykle ważna i silna. Ta pamięć łączy nas po obu stronach przepięknej Olzy, ale łączy nas także ze wszystkimi Polakami na świecie –
podkreśliła Konsul Anna Olszewska.
– Śmierć nie rozróżnia zasług czy czynów narodów, ale dla nas żywych ważne są wartości, które polegli wyznawali. A tą największą wartością była miłość do ojczyzny – powiedział Bronisław Firla rozpoczynając Apel Poległych. Oprócz generała broni Władysława Sikorskiego, wezwał do apelu również wszystkich bohaterów nie tylko spod Tobruku,
Monte Casino, Powstania Warszawskiego, ale również zamordowanych
przez NKWD w Katyniu, Ostaszkowie i Miednoje, straconych przez nazistów zaolziańskich członków ruchu oporu i patriotów zakatowanych
w obozach koncentracyjnych. – Oddali życie dla ojczyzny – zakończył.
Delegacje gości następnie złożyły kwiaty pod tablicą Władysława Sikorskiego. Na zakończenie trzech zaolziańskich weteranów:
Józef Czyż, Maksymilian Czyż oraz Józef Morawiec z rąk attaché
wojskowego płk. Podlasina otrzymało wyższe stopnie oficerskie.
Imprezę zorganizowało MK PZKO w Nawsiu wspólnie z Sekcją Historii Regionu ZG PZKO oraz Kołem Polskich Kombatantów w RC.
Uroczystość uświetnił występ chóru zboru Śląskiego Kościoła Ewangelickiego a.w. w Nawsiu pod batutą Bogusława Stonawskiego.
W drugiej części obchodów, w sali pobliskiej fary ewangelickiej, odbyło się seminarium naukowe pn. „Generał Władysław Sikorski – żołnierz, mąż stanu, polityk” z udziałem prelegentów z obu stron granicy.
Tekst i zdjęcia Wiesław Przeczek
28
ZWROT | 7/2013
W lipcowej imprezie udział wzięła Anna Olszewska – konsul generalna RP w Ostrawie, płk Tomasz Podlasin – attaché wojskowy
przy ambasadzie RP w Pradze, Jan Sroka z Urzędu ds. Kombatantów
i Osób Represjonowanych. Nie zabrakło prezesów zoalziańskich organizacji m. in. Jana Ryłki (ZG PZKO), Józefa Szymeczka (Kongres
Polaków w RC), Andrzeja Rusa (Macierz Szkolna w RC), Józefa Pilicha (Rodzina Katyńska), Karola Madzi (Coexistentia-Wspólnota).
Obecni byli przedstawiciele Koła Polskich Kombatantów w RC
ze swoim sztandarem pod przewodnictwem Bronisława Firli. Pod
tablicą wartę honorową pełnili żołnierze 2. Korpusu Wojsk Zmechanizowanych im. gen. broni Władysława Andersa z Krakowa.
WYDARZENIA
Artlab +
Wakacje zapukały do drzwi uczniów i studentów a w ich głowach
zrodziło się pytanie – Jak najlepiej wykorzystać dany nam czas?
Dla niektórych osób odpowiedzią był Artlab +, projekt realizowany przez Dom Kultury „Zacisze” w Warszawie. Do owego „laboratorium sztuki” zapisały się grupy z Warszawy, Kamieńca Podolskiego
i Zaolzia. Już pierwszego sierpnia nasza „czeska” grupa spotkała się
w autobusie jadącym do Wisły. Pełni oczekiwań i wątpliwości dotarliśmy do domu wczasowego Rymer, gdzie wieczorem po raz pierwszy zobaczyliśmy całą naszą grupę. Zagraliśmy parę gier integracyjnych, ustalili regulamin oraz zasady.
Zaraz następnego dnia mieliśmy warsztaty taneczne. Niestety
dla większości z nas nie było to nic nowego, ponieważ chodziło
o tańce regionalne Śląska Cieszyńskiego. Jednak warszawiacy i koledzy z Ukrainy czegoś nowego się nauczyli, a my mieliśmy niezłą
frajdę. Po południu odbył się „wieczór czeski”, podczas którego przybliżyliśmy kolegom kulturę Czech oraz oczywiście nasz region.
W środę czekało na nas prawdziwe wyzwanie – warsztaty fotograficzne. Głównym problemem był deficyt fotoaparatów! To jednak
PREZYDENTOWA NAD OLZĄ
CIESZYN / Anna Komorowska, żona prezydenta Bronisława Komorowskiego postanowiła odwiedzić Cieszyn. Przede wszystkim
chciała zwiedzić Uliczkę Kobiet oraz poznać potencjał działających
na Śląsku Cieszyńskim organizacji pozarządowych.
Po uliczce prezydentową poprowadziła Władysława Magiera,
która nie tylko była pomysłodawczynią upamiętnienia postaci za-
nie przeszkadzało nam w cudownym spędzeniu dnia. Kolejką linową
wyjechaliśmy na Czantorię, a podczas miłej przechadzki po górach
rozmawialiśmy, poznawali się i robili zdjęcia. Po powrocie odbyły się
warsztaty plastyczne. Kulminacją tego dnia był wieczór ukraiński.
Było cudownie! Dziewczyny ubrane w tradycyjne stroje częstowały
nas pierogami a nawet pokazały, jak zrobić laleczki z włóczki.
Czwartego dnia grupa już była zżyta. Sesja fotograficzna tego dnia
jeszcze bardziej nas do siebie zbliżyła. Wieczorem warszawiacy przedstawili Polskę swoimi oczami, po czym poczęstowali nas pysznym deserem. Najbardziej jednak wszystkich zachwyciła „belgijka” (taniec).
Piątek okazał się dniem w pewien sposób przełomowym, ponieważ oprócz świetnej wycieczki do Ustronia, Istebnej i Wisły oraz zajęć plastycznych, rozpoczęły się także warsztaty teatralne, które stanowiły przygotowanie do happeningu.
W niedzielę na rynku wiślańskim odbył się mały pokaz nabytych
przez nas umiejętności. Wieczorem rozpaliliśmy ognisko, śpiewaliśmy i powoli uświadamiali sobie, że to już koniec projektu.
JOANNA GAURA
służonych dla historii naszych ziem kobiet, ale także opisała ich
biografie w trzech tomikach książek o kobietach w historii Śląska
Cieszyńskiego. Z uliczki Anna Komorowska udała się do sali konferencyjnej Zamku Cieszyn, gdzie stowarzyszenie Klub Kobiet
Kreatywnych zorganizowało mini konferencję, na której działaczki organizacji pozarządowych opowiedziały krótko o celach i zadaniach stowarzyszeń, które reprezentują.
Tekst i foto: Beata Tyrna
ZWROT | 7/2013
29
WYDARZENIA
Milirz w Koszarzyskach
KOSZARZYSKA / Milirz w Koszarzyskach płonął od 30 czerwca do
7 lipca. W tym czasie przyszło nań popatrzeć ponad 150 ludzi. Imprezie towarzyszyły warsztaty rzemieślnicze. Dzieci uczyły się na nich
m.in. robić kwiaty z bibuły, malować na szkle, prząść i filcować wełnę,
robić powrozy, tkać, robić i drutować gliniane naczynia. (indi)
Pół setki „Beskidzioków” wyruszyło na kolejną wtorkową górską wycieczkę pieszą. 18 czerwca wyszli z Nawsia i podążyli szlakiem
przez Radwanów na Groniczek. Tam na rozdrożu szlaków część chciała iść na Baginiec, część zaś na Stożek. Ponieważ członkowie PTTS „Beskid Śląski” po szlakach Śląska Cieszyńskiego wędrują od lat i znają je
bardzo dobrze, nie było przeszkód, by rozdzielić grupę. (indi)
Turystyczna wystawa
NOWI CZŁONKOWIE. Prezes ZG PZKO Jan Ryłko wręcza legitymacje nowym członkom Polskiego Związku Kulturalno-Oświatowego podczas zakończenia roku szkolnego w szkole podstawowej
w Jabłonkowie.
DZIEŃ MNIEJSZOŚCI. Podczas Dnia Mniejszości Narodowych w Trzyńcu zaprezentował się zespół folklorystyczny Młode Oldrzychowice.
30
ZWROT | 7/2013
CIESZYN / Do 27 września można w Książnicy Cieszyńskiej oglądać
wystawę „Łysa Góro, piękna góro, kopieczku wysoki... Z dziejów turystyki na Śląsku Cieszyńskim”. Zgromadzono na niej eksponaty ukazujące bogatą, barwną historię turystyki na naszych ziemiach. W gablotach zobaczymy starodruki, a nawet rękopisy dotyczące pierwszych
wypraw krajoznawczych, pierwsze mapy naszych ziem, ale także eksponaty współcześniejsze – międzywojenne i powojenne zarówno
mapy, przewodniki i publikacje, jak i elementy ekwipunku turysty.
Turystyka na Śląsku Cieszyńskim, a więc i wystawa, nierozerwalnie związane są z dwoma organizacjami turystycznymi: Polskim Towarzystwem Turystyczno Krajoznawczym Oddział „Beskid Śląski”
w Cieszynie oraz Polskim Towarzystwem Turystyczno Sportowym
„Beskid Śląski” w Republice Czeskiej. To właśnie przedstawiciele
tych organizacji zostali po wernisażu, który odbył się 28 czerwca,
poproszeni o powiedzenie o historii, ale także i współczesnej, bieżącej współpracy. Prezes PTTS „BŚ” Halina Twardzik i wiceprezes Oddziału PTTK „BŚ” w Cieszynie Zbigniew Pawlik mówili o splatających
się dziejach obu organizacji, a także o realizowanych obecnie
wspólnie akcjach turystycznych, których jest niemało.
(indi)
ZWROT | 7/2013
31
HISTORIA
Jak w Bukowcu bywało
W tym roku Bukowiec obchodzi 660. rocznicę swego założenia. Wydawać by się mogło, że to jedna z wielu, niczym niewyróżniających się wiosek regionu jabłonkowskiego. Po bliższym zapoznaniu się z jej historią i dziejami okazuje się jednak,
że wieś ta zasługuje na szczególną uwagę.
Tekst: Antoni Szpyrc
Polska Rada Narodowa
Pierwsza wojna światowa zakończyła się
oficjalnie 11 listopada 1918 roku kapitulacją
Monarchii Austriackiej i Cesarstwa Niemieckiego. Dla mieszkańców Śląska Cieszyńskiego i Bukowca koniec wojny nastał już w nocy z 31 października na 1 listopada 1918
w wyniku przewrotu wojskowego, jaki pod
dowództwem por. Klemensa Matusiaka
przeprowadzili oficerowie polscy w garnizonie cieszyńskim. Władza austriacka przestała istnieć. Rządy nad dużą częścią Śląska Cieszyńskiego przejęła polska Rada Narodowa.
Pod rządami Rady Narodowej znalazł się
i Bukowiec. Jej podporządkował się też wójt
Adam Ćmiel wraz z zarządem gminnym. Zamiarem Rady Narodowej było przyłączenie
terenów, którymi zarządzała, do odradzającej się po 123 latach Polski. W celu utrzymania porządku i powstrzymania anarchii, jaką
spowodował upadek Monarchii, Rada Narodowa powołała Milicję Ludową. Oddział mi32
ZWROT | 7/2013
licji w liczbie 18 osób, którym dowodził Józef Kluz, powstał także w Bukowcu.
Tu niektórzy z mieszkańców zaczęli wycinać pańskie lasy i zabierać pola należące do
niedawnej zwierzchności austriackiej. W okolicznych lasach grasowały bandy rabusiów.
Po rozwiązaniu milicji w Bukowcu stacjonował oddział żandarmerii polskiej, który utrzymywał porządek we wsi. Na dzień 26 stycznia
1919 roku rząd polski zaplanował pierwsze
wybory parlamentarne, które miały odbyć się
także na terenie zarządzanym przez Radę Narodową.
Pierwsi czescy żołnierze
W Pradze postanowiono nie dopuścić do
wyborów do polskiego Sejmu na terenie
Śląska Cieszyńskiego i zająć siłą terytorium
zarządzane przez polską Radą Narodową.
Atak czeskich wojsk rozpoczął się 23 stycznia 1919 roku. Region jabłonkowski zaatakowano od strony Słowacji.
W Bukowcu pierwsi żołnierze czescy pojawili się prawdopodobnie 1 lutego 1919
roku postępując w kierunku Istebnej. Zostali stamtąd wyparci przez żołnierzy polskich
rankiem 2 lutego, ponoć aż do Piosku.
Według innych danych pochodzących
z najnowszej kroniki Bukowca, żołnierze
czescy pojawili się w Bukowcu 2 lutego w sile około pięciuset. Zakwaterowani zostali
w szkole i w budynku gminy. We wsi przebywali aż do 24 lutego. Z Bukowca wycofali się
w wyniku rozejmu czesko-polskiego z dnia
3 lutego 1919.
Do Bukowca wróciło ponownie wojsko
polskie, które między innymi buduje okopy
na zboczu Girowej i „Za Kympóm”. W wyniku
niemożności ugody między Polską i Czechosłowacją, w belgijskim kurorcie Spa doszło
do zwołania Konferencji Ambasadorów Ententy, która wydała 28 lipca 1920 roku ostateczny werdykt ustalający linię podziału terytorium Śląska Cieszyńskiego między Czecho-
HISTORIA
słowację i Polskę. Bukowiec wraz z niemal
całym regionem jabłonkowskim znalazł się
w granicach Czechosłowacji. Po polskiej stronie została sąsiadująca z Bukowcem Jaworzynka, Istebna i Jasnowice. Tym samym Bukowiec stał się wsią graniczną. W budynku
gminnym zamieszkało siedmiu czeskich celników. W 1932 roku oddano do użytku nowy
budynek Urzędu Celnego.
Czeska rzeczywistość
Czeskie wojsko wchodzi do Bukowca na
początku sierpnia 1920 roku, odtąd we wsi
zaczynają się rządy czeskie i dla jej mieszkańców rozpoczyna się nowy okres historii. Nie
wszystkim odpowiada nowa rzeczywistość.
We wsi zmienia się powoli skład narodowościowy. Pierwszy spis ludności przeprowadzony w 1921 roku przez urzędy czechosłowackie wykazuje ogółem 1 012 mieszkańców, z których 960 nadal czuje się Polakami.
Przybyło mieszkańców z narodowością czeską, których naliczono 52. Innej narodowości
w Bukowcu nie ma.
Według dalszego spisu z 1930 roku Bukowiec liczy 1056 mieszkańców, z których
880 przyznaje się do narodowości polskiej
a 176 do narodowości czeskiej.
Na zmianę składu narodowościowego
wpływała nowo założona w 1924 roku szkoła czeska. Mieściła się w dwu małych izbach
w wynajętej drewnianej chałupie nr 179.
W 1931 roku zostało w Bukowcu otwarte też
czeskie przedszkole. Dopiero w 1936 roku
ukończono budowę nowego, większego
budynku szkoły. Z reguły rodzice, którzy posyłali dzieci do szkoły czeskiej, przyjmowali
także narodowość czeską.
Polska szkoła nadal mieściła się w budynku zbudowanym w 1855 roku. W 1936 roku
otwarto polskie przedszkole Macierzy Szkolnej. Wraz z wzrostem społeczności czeskiej
postępowała też pewna rywalizacja o wpływy we wsi, która przejawiała się najbardziej
podczas wyborów gminnych. Bukowiec nadal był wioską o zabudowie drewnianej, znikały jednak kurloki i powoli przybywało budynków murowanych.
Życie mieszkańców Bukowca było nadal
trudne. By zarobić trochę pieniędzy, tutejsze
kobiety pieszo przemierzały drogę do Jabłonkowa, by tam na targu albo u którejś z bogatszych jabłonkowianek sprzedać masło, jajka,
mleko czy ser. W lasach zbierano czarne jagody, maliny, ostrężyny i grzyby, które też noszono do Jabłonkowa na sprzedaż.
Mieszkańcom Bukowca nieco ulżyło, kiedy w lipcu 1931 roku między Jabłonkowem
i Bukowcem zaczął kursować autobus marki
Walter jabłonkowskiego przewoźnika Józefa Blendowskiego. Bilet z rynku na skrzyżowanie w Bukowcu kosztował 3 korony, za
jazdę aż do budynku celnego płacono 3 korony i 50 halerzy. Nawet i tak mały wydatek
warto było zaoszczędzić i iść piechotą. Po
dwóch latach autobus Blendowskiego przestał kursować, gdyż linia była nierentowna.
Szmugiel
Ulżyło też bukowianom, kiedy w 1921
roku Rudolf Wojkowski otworzył w kuchni
swej gospody pierwszy sklep spożywczy we
wsi. Drugi sklep otworzył w 1928 roku Paweł Sikora w budynku nr 1. W 1929 roku powstała w Bukowcu piekarnia niejakiego
Wawrzacza. W tym samym budynku prowadził sklep spożywczy Franciszek Byrtus.
Niektórzy z mieszkańców Bukowca trudnili się szmuglowaniem. Do Polski przenoszono m.in. cukier, pomarańcze i rodzynki,
stamtąd zaś przynoszono mąkę, mięso i kiełbasę. Co bardziej odważni szmuglowali z Polski cielęta, świnie, krowy a nawet konie. Proceder ten próbowała zwalczać służba celna.
Potyczki z celnikami kończyły się czasami
tragicznie. Dnia 9 lutego 1933 został zastrzelony przez celników trudniący się szmuglerstwem Paweł Ćmiel. To spotkało się z gwałtowną reakcją ze strony mieszkańców Bukowca. Tej samej nocy został ostrzelany budynek
celny. W Bukowcu aż do dnia pogrzebu panowała napięta sytuacja. W pogrzebie uczestniczyły tysiące mieszkańców, na czele szli członkowie Komunistycznej Partii z czerwonymi
chorągwiami, którzy pogrzeb wykorzystali do
celów propagandowych.
Lata 30
W drugiej połowie lat trzydziestych, z powodów politycznych, granica w Bukowcu stawała się niespokojna. Pod koniec lata 1935 roku w Polsce nasiliła się kampania propagandowa wobec Czechosłowacji mająca na celu
rewizję granicy czesko-polskiej z 1920 roku
i przyłączenie tzw. Zaolzia do Polski. Doszło
też do pierwszych aktów terrorystycznych.
Ochrona granicy została wzmocniona jednostkami SOS (Stráž obrany státu). Placówkę
SOS nr 105 utworzono w Piosku-Bagieńcu,
nr 106 pod dowództwem chorążego Františka Nováka umieszczona została w budynku
służby celnej w Bukowcu, nr 107 w centrum
Straż pożarna
Drewniana zabudowa była podatna na pożary. Z jednej chałupy czy stodoły pożar przenosił się nierzadko na dalsze zabudowania.
Już w 1887 roku gmina zakupiła dwie sikawki
ręczne, które używała tzw. policja pożarowa.
Do założenia Straży Pożarnej doszło 30 lipca
1921 roku, a 12 czerwca 1931 oddano do
użytku nowo wybudowaną remizę strażacką.
Dawny budynek szkoły w Bukowcu
ZWROT | 7/2013
33
HISTORIA
Bukowca, nr 108 w leśniczówce na Herczawie
a nr 109 na Girowej.
Przez granicę szmuglowano z Polski broń,
przekraczały ją bojówki polskie. Dnia 4 października 1938 roku do Jabłonkowa wchodzi
Wojsko Polskie. Większość ludności Bukowca
przyjęła przyłączenie wsi do Polski z aprobatą. Granica przestała istnieć, mieszkańcy
Istebnej czy Jaworzynki mogli bez przeszkód
znowu przez Bukowiec jeździć do Jabłonko-
Chłopcy z Bukowca
34
ZWROT | 7/2013
wa. Nieprzychylna polityka nowych władz
polskich wobec Czechów spowodowała zamknięcie szkoły czeskiej. Ze wsi odchodzą
też te osoby ze społeczności czeskiej, które
przybyły tu z Czech lub Moraw.
Wiosną 1939 roku doszło w Bukowcu do
wielkiej uroczystości. Po niespełna roku wybudowano kościół katolicki. Oddanie kościoła do użytku i jego konsekracja odbyły
się 18 czerwca w obecności około pięciu tysięcy przybyłych. Kościół Wniebowzięcia
Najświętszej Panny Marii poświęcił ksiądz
Kasperlik. Europie znowu groziła wojna, odczuwali to również mieszkańcy Bukowca. W
regionie jabłonkowskim aktywizowali się
miejscowi Niemcy.
Druga wojna
Kowal J. Czudek Bukowiec r. 1983
Jest piątek rano 1 września 1939 roku.
Bukowiec budzi się do pierwszego dnia
wojny. Do wsi dolatują odgłosy wybuchów
z Mostów i Jabłonkowa. Niemcy napadają
na Polskę. Wkrótce zajmują Jabłonków. Wojsko polskie wycofuje się w stronę Istebnej.
Polscy saperzy zdążyli jeszcze wysadzić
most „Na Oleckach”. Most między Pioskiem i
Bukowcem zdążyli ponoć ochronić bojówkarze niemieccy.
Uciekają polscy urzędnicy, wycofuje się
policja i poczta. Mieszkańcy Bukowca obserwują pędzące przez wioskę samochody, motocykle i cyklistów.
Niemcy weszli do Bukowca przez Girową
od strony Słowacji. Pierwszą ich ofiarą był Jan
Hermann, który ponoć wracał z lasu z grzybami. Bukowiec czekało niespełna sześć lat
wojny i okupacji niemieckiej.
n
Korespondencja Zwrotu
Nowa Warszawa
FRYSZTACZANIE W STOLICY
Do dziś dnia pamiętam wycieczki z babcią i frysztacką pezetką do Polski. Postanowiliśmy więc kontynuować tę fajną tradycję, dlatego też 19. 4. 2013 Miejscowe Koło PZKO Karwina Frysztat zorganizowało dla swych członków i sympatyków trzydniową wycieczkę autokarową do Warszawy.
TEKST I ZDJĘCIA: ZBIGNIEW MIKESZ
Stadion Narodowy
Na stadionie
Wczesnym rankiem nasza 47 osobowa
grupa, w której można było zobaczyć jak licealistów, tak emerytów, wyruszyła z Karwiny, przez Częstochowę, do Warszawy. Po sześciu godzinach jazdy przywitała nas stolica
Polski, jak na europejską metropolię przystało, długimi korkami. W tym miejscu po raz
pierwszy zwątpiłem, czy szczegółowy plan
wycieczki jest w takich warunkach w ogóle
do zrealizowania…
Naszym pierwszym celem był Stadion Narodowy – najnowocześniejsza arena sportowa w Polsce. Wszyscy, podziwiając ten monument techniczny, chcieliśmy też przez chwilę
poczuć się jak kibice, stąd też z chęcią sprawdziliśmy niezwykłą akustykę stadionu.
Po tym sportowym przeżyciu wyruszyliśmy do następnego celu piątkowego popołudnia – Sejmu RP przy ulicy Wiejskiej. Po początkowych problemach organizacyjnych
w biurze Sejmu, i po przejściu procedur bezpieczeństwa, weszliśmy na galerię, skąd mogliśmy obserwować obrady niższej izby polskiego parlamentu. W przerwie obrad spotkaliśmy się z naszymi znajomymi posłami
– Grzegorzem Matusiakiem z okręgu rybnickiego i Stanisławem Piętą z okręgu bielsko-bialskiego. Szczęście nam sprzyjało, bowiem właśnie w tym dniu Sejm miał przed
sobą ważne obrady i głosowania, więc mogliśmy widzieć przy pracy posłów w pełnym
składzie. Pracownicy Sejmu zaznajomili nas
też we Wszechnicy z historią Sejmu RP.
Po tej ciekawej wizycie, w godzinach podwieczornych, pojechaliśmy do naszej tymZWROT | 7/2013
35
Korespondencja Zwrotu
Sejm
czasowej kwatery znajdującej się w położonej około 15 km od centrum miejscowości
Zielonka. Długie korki przedłużające nasz
wyjazd z miasta, kończący się limit godzin,
który kierowca mógł spędzić tego dnia za
kierownicą, zła i ponura pogoda trochę popsuły wycieczkowiczom humor. Jednak ten
nerwowy powrót wkrótce został odmieniony
przez niespodziankę w postaci kompleksu
hotelowego.
Przywitał nas „Hotel Trylogia” powstały
z inspiracji dziełami Henryka Sienkiewicza
i w hołdzie reżyserowi Jerzemu Hoffmanowi,
który „Trylogię” przeniósł na ekran. Sądzę, że
hotel musiał swym malowniczym urokiem
i wnętrzem oczarować każdego entuzjastę
polskiej historii i literatury. Jest on dosłownie przepełniony pamiątkami i eksponatami związanymi z „Trylogią” Sienkiewicza, na
przykład pierwszym wydaniem „Trylogii” rekwizytami z planu zdjęciowego, manekinami w strojach Tuhaj Beja, Zagłoby czy Pana
Wołodyjowskiego...
Po zakwaterowaniu czekała na nas pyszna kolacja, którą po mistrzowsku przygotowali tutejsi kucharze. No i jak przystoi na
gości z Czech, musieliśmy też spróbować
miejscowego piwa kuflowego. Było smacz-
Hotel Trylogia
36
ZWROT | 7/2013
Pałac Prezydencki
ne i wytrawne, więc po dyskusji na temat
dnia jutrzejszego poszliśmy spać.
Drugi dzień naszej wycieczki rozpoczął
się wcześnie, już o 7 rano. I śniadaniowe
pyszności, takie jak żurek, szynka, pasztet, jajecznica przyrządzona dla każdego z osobna
według indywidualnych preferencji, a także
domowe wypieki i inne smakołyki, nie mogły nas powstrzymać przed wyjazdem do
centum Warszawy.
O godzinie dziesiątej spotkaliśmy się z naszym przewodnikiem Adamem Tyszkiewiczem, z wykształcenia historykiem sztuki i archeologiem na Uniwersytecie Warszawskim.
Po celnych wyborach kierowcy i hotelu, pan
Adam okazał się naszym trzecim szczęśliwym
trafem. W trakcie czterech godzin przechadzki po centrum otrzymaliśmy wykład o wysokim poziomie merytorycznym, przeplatany
barwnymi anegdotami i ciekawostkami.
Z przewodnikiem spotkaliśmy się przy
Grobie Nieznanego Żołnierza na placu marszałka Józefa Piłsudskiego, dokładnie w czasie cogodzinnej zmiany warty honorowej.
Po tym uroczystym akcencie wyruszyliśmy
na spacer ulicami i zaułkami warszawskiej
Starówki. Przeszliśmy przez Plac Teatralny,
obejrzeliśmy Teatr Wielki i dalej podążaliśmy
Plac Zamkowy
w kierunku pomnika Powstania Warszawskiego. Tam na placu przed Katedrą Polową
Wojska Polskiego zrobiliśmy sobie zdjęcie
grupowe. Następnie zwiedziliśmy Rynek
Starego Miasta, Barbakan, kościół św. Ducha,
ul. Freta (dom Marii Skłodowskiej-Curie), Rynek Nowego Miasta, kościół św. Kazimierza,
mury obronne Starego Miasta, pomnik Małego Powstańca, ul. Piwną. Oczywiście była
też archikatedra św. Jana Chrzciciela, Plac
Zamkowy, Zamek Królewski, Kolumna Zygmunta III Wazy i w końcu krótka przerwa.
Po nabraniu sił ruszyliśmy Krakowskim
Przedmieściem podziwiając przy okazji pomnik Adama Mickiewicza, Pałac Prezydencki, hotel Bristol. W końcu po schodach ruszyliśmy w dół ku rzece. I tu czekała na nas
niespodzianka naszego przewodnika – nowoczesny gmach Biblioteki Uniwersytetu
Warszawskiego, którego największą atrakcją jest ogród na dachu budynku, jeden
z największych i najpiękniejszych ogrodów
dachowych w Europie. Ostatnim punktem
zwiedzania była Sala Kolumnowa na terenie
Instytutu Historycznego Uniwersytetu Warszawskiego. W Sali Kolumnowej prezentowano kolekcję gipsowych odlewów rzeźb
antycznych. Po czterech godzinach, ponow-
Korespondencja Zwrotu
nie przy Grobie Nieznanego Żołnierza, pożegnaliśmy naszego przewodnika.
Oprócz oklasków i podziękowań otrzymał od nas mapę Zaolzia – któż tam wie, może następnym razem zobaczymy się u nas.
Po krótkim odpoczynku wyruszyliśmy
zwiedzić, moim zdaniem najciekawsze muzeum w Warszawie, Muzeum Powstania
Warszawskiego. Miejsce szczególne, które
pokazuje w sposób niezwykle atrakcyjny kawałek polskiej historii. Część ekspozycji jest
w formie interaktywnej (można posłuchać
odgłosów walk, wysłuchać wspomnień powstańców lub przejść się kanałem), część zaś
w formie mniej lub bardziej multimedialnej.
Wrażenie robi zawieszona pod sufitem
replika legendarnego Liberatora w skali 1:1
lub pokaz 3D filmu „Miasto Ruin“. Bardzo dobrym pomysłem jest zbieranie kartek z kalendarza (kolejne dni Powstania). Myślę, że
każdy po wizycie w tym miejscu zainteresuje się, choć trochę, historią. Muzeum Powstania Warszawskiego nie tylko informuje,
ale przybliża klimat Warszawy z czasów wojny, niesamowicie też oddaje atmosferę samego Powstania.
W drodze powrotnej do hotelu zatrzymaliśmy się w miejscu bitwy pod Ossowem,
rozegranej podczas Bitwy Warszawskiej,
w czasie wojny polsko-bolszewickiej (1920).
Jako historyk amator i entuzjasta polskiego
oręża starałem się wycieczkowiczom przybliżyć historíę kaplicy i cmentarza wojennego, zapoznając ich również z przebiegiem
samej bitwy, w której poległo ponad 600
żołnierzy. Poległ tu także ksiądz kapelan
Ignacy Skorupka, później wykreowany na
symbol legendy „Cudu nad Wisłą“.
Miejsca te były, aż do lat 90. XX wieku, dla
zwiedzających niedostępne. Władze PRLu
specjalnie przesunęły granicę rembertowskiego poligonu tak, że kaplica i cmentarz znajdowały się w jego obrębie za tablicami „Teren
Pomnik powstania
Wojskowy – wejście grozi śmiercią“. Dzisiaj już
nic nam nie zagraża, a sam poligon wykorzystał Jerzy Hoffman do nakręcania scen batalistycznych filmu „1920 Bitwa Warszawska”…
Po tej naprawdę mocnej, kulturalno-historyczno-militarnej porcji wrażeń, do której należał również przejazd naszego ogromnego
busa przez mostek na polnej drodze, z niecierpliwością wyglądaliśmy naszej „Trylogii“.
Wieczorem, w udostępnionej nam przez personel hotelowy sali, rozpoczęliśmy zabawę
trwającą do późnych godzin nocnych.
W niedzielę, w ostatnim dniu naszej wycieczki, postanowiliśmy się troszeczkę wyluzować i na spokojnie delektować się Warszawą. W planie było zwiedzanie Łazienek
Królewskich, jednak trasa Maratonu Warszawskiego nieco pokrzyżowała nasze plany, i do Łazienek, z braku możliwości dojazdu, dotarli tylko młodsi wycieczkowicze.
Jednak wszyscy wjechaliśmy na „Taras Widokowy XXX-tka“ w Pałacu Kultury i Nauki. Panorama Warszawy, pomimo wietrznej pogody, zrobiła na nas duże wrażenie.
Ogrody Uniwersytetu
Po opuszczeniu gmachu PKiN zostały ponad cztery godziny do wyjazdu. I tak każdy
z nas wyruszył w dowolnym kierunku, według własnych zainteresowań. Grupa szczęściarzy załapała się na wizytę w Pałacu Prezydenckim, gdzie właśnie trwał dzień otwarty.
Zwiedzanie wnętrz siedziby prezydenta Polski przy Krakowskim Przedmieściu stało się
tak przysłowiową wisienką na torcie. Inni wykorzystali ten czas biorąc udział w Mszy Świętej w Katedrze Polowej Wojska Polskiego, niektórzy zaś delektowali się kawą na Starówce.
Wczesnym popołudniem wyruszyliśmy
z powrotem do Karwiny, zmęczeni, ale zadowoleni. W Warszawie spędziliśmy trzy dni,
a każdy z nich dostarczył nam innych wrażeń.
Stolica witała nas deszczem, żegnała skąpana w słońcu. W tym miejscu chciałbym podziękować koledze Romanowi Szarowskiemu za logistyczne przygotowanie wycieczki
i obiecać również w jego imieniu, że tak, jak
przyrzekaliśmy w autobusie, rozpoczynamy
przygotowania do następnej wycieczki. Za
rok do zobaczenia we Lwowie!
n
Plac marszałka Józefa Piłsudskiego
ZWROT | 7/2013
37
Rok Adama Wawrosza
Z DAWNYCH RECENZJI
W tym roku obchodzimy 100. rocznicę urodzin Adama Wawrosza, który był nie tylko poetą, prozaikiem i redaktorem.
Swoje życie poświęcił teatrowi. Pisał sztuki teatralne, które grane są do dnia dzisiejszego przez amatorskie i profesjonalne
teatry. Był też aktorem i reżyserem. W latach 1958–1962 pracował jako kierownik Teatru Lalek „Bajka”. Poniżej publikujemy recenzje jego sztuk, które pojawiły się w tym czasie na łamach „Zwrotu”.
Zadania Bajki
Warto się bliżej przyjrzeć pracy Teatru Lalek Bajka
przy ZG PZKO. Cały zespół składa się z 7 osób i jest
najmniejszym tego rodzaju zespołem w naszym
kraju. Kierownika Bajki – Adama Wawrosza znają
wszyscy jako świetnego satyryka i humorystę.
Oprócz kilku sztuk kukiełkowych pisze także sztuki
dla scen amatorskich, np. „Co po nogle, to po dioble”, „Zbrodniarze”, „Nowi ludzie”, „Dobro choroba”.
Korzystając z zaproszenia, byłem obecny w dniu
9 stycznia 1962 r. na premierze nowej sztuki w opracowaniu Adama Wawrosza pt. „Bunt czarnych”.
Sala teatralna Domu Pioniera w Czeskim Cieszynie
rozbrzmiewała miłym szczebiotem naszych najmniejszych pociech z przedszkoli i pierwszej klasy cieszyńskiej szkoły podstawowej. Sala pięknie udekorowana,
nad sceną Bajki widnieje napis „Rok 1962” oraz tytuł
sztuki. To pierwsze przedstawienie w nowym roku.
Bajki słyszane w szkółce albo w domu nabierają tu
żywych kształtów. Nasza Bajka obchodzić będzie
pod koniec lutego br. rzadką uroczystość swojego
trzytysięcznego przedstawienia. Z tej okazji poprosiłem członków zespołu o udzielenie kilku informacji
na temat ich pięknej wychowawczej działalności.
(dr Józef Mazurek: Przed 3000 przedstawieniem Bajki.
„Zwrot” 2/1962)
Rozmowa z Adamem Wawroszem przeprowadzona
przy okazji trzytysięcznego przedstawienia
Od kiedy, towarzyszu kierowniku, datuje się wasza praca w dziedzinie lalkarstwa?
Już od roku 1936, po ukończeniu kursu lalkarstwa scenicznego w Polsce w Starych Trokach koło Wilna. Pracowałem w zespole kukiełkarskim Iskra w Końskiej.
Czy jesteście zadowoleni ze swej pracy?
Praca w teatrze lalek jest bardzo pasjonująca i ciekawa, wymaga dużej wyobraźni i poświęcenia. Z pracy raczej nie jestem zadowolony. Chciałbym, aby nasza Bajka
stała na jeszcze wyższym poziomie.
Czy oprócz pracy w zespole kukiełkowym macie jeszcze inne zajęcia?
Tak jak każdy mam swoje hobby. Lubię w wolnych chwilach pisać. Również często wyjeżdżam na świetlice i inne występy ze swym niby wesołym programem.
Ile sztuk napisaliście i reżyserowaliście w Bajce?
Jeśli chodzi o sztuki kukiełkowe, to napisałem niewiele. Siedem. W Bajce reżyserowałem dotąd 9 sztuk.
Ile sztuk i przedstawień odegrała Bajka?
Od roku 1948 do końca 1961 wystawiono 42 pozycje i odegrano 2932 przedstawienia.
Do których wiosek najbardziej lubicie jeździć?
Lubimy grać wszędzie tam, gdzie dzieci cieszą się na spotkanie z nami. Przede
wszystkim w wioskach podgórskich, gdzie dzieci mało mają rozrywki.
Jak dajecie sobie radę z tak szczupłym
zespołem?
Każdy z członków zespołu miewa dwie
i trzy role, które musi pamięciowo opanować, by mógł dobrze lalkę prowadzić. W razie zachorowania jednego członka jesteśmy
zmuszeni odwołać kilka przedstawień, by
w spektaklu przeprowadzić zmiany.
Koziołek Fik Mik
38
ZWROT | 7/2013
Jakie macie perspektywy na przyszłość i jakie życzenia?
Nosimy się z zamiarem przygotowania
sztuki dla dorosłych, z którą pora się Henryk
Jasiczek. Dalej planujemy szkolenia zespołu
celem szlifowania języka. A jakie mam życzenie? Aby naszą pracą interesowało się
i starsze społeczeństwo, abyśmy mieli jak
najwięcej i jak najlepszych sztuk, aby nasz
teatrzyk mógł pełnić w stu procentach zadania wychowawcze.
(dr Józef Mazurek: Przed 3000 przedstawieniem
Bajki. „Zwrot” 2/1962)
Rok Adama Wawrosza
Górnicy zagrali górników
Dnia 1 stycznia 1956 r. odbyła się na scenie Domu PZKO w Suchej Górnej premiera
sztuki naszego autora regionalnego Adama Wawrosza pt. „Dobro choroba”. Trudu
scenicznego wystawienia ludowej sztuki
Wawrosza podjął się sympatyczny zespół
amatorski PZKO w Suchej Górnej. Trzeba
stwierdzić, że suszanie wywiązali się z tego równie trudnego jak zaszczytnego zadania dobrze.
„Dobro choroba” to udane widowisko
współczesne z życia górników karwińskich.
Dobrze się stało, że pierwszymi jej odtwórcami byli właśnie górnicy – członkowie zespołu teatralnego PZKO z Suchej Górnej.
Przedstawienie to zasługuje na baczną uwagę nie tylko dlatego, że oglądało je przeszło
500 widzów, ale z wielu innych powodów.
Są to: tematyka nowej sztuki i sposób jej odtwarzania na scenie.
W życiu nigdy nie byłem w kopalni, ale
jaką ją sobie na podstawie opowiadań wyobrażałem, taką ją na scenie w Suchej zobaczyłem i... „usłyszałem”, śledząc bieg przedstawienia „Dobrej choroby”. Tak, usłyszałem,
bo w III akcie „Dobrej choroby”, który odbywa się w „ścianie”, pracowały na scenie i młoty pneumatyczne i fungował transporter, na
który górnicy ładowali węgiel. I łoskot rozlegał się ze sceny i padały soczyste i dosadne, typowo górnicze uwagi. Konstanty Krzystek, ref. teatralny ZG PZKO, który siedział
w czasie spektaklu obok mnie – mówił, że
się mu jako żywo przypomniały lata spędzone w kopalni, jakby je ktoś żywcem przeniósł na scenę.
A wątek sztuki? Stary górnik Chwistek
nie może się pogodzić z losem emeryta
i chwyta w domu „na gorąco” każdą wieść
z „Barbary” (kopalnia 1 Maj w Karwinie), gdzie
do czasu skaleczenia nogi pracował. Wreszcie, kiedy dowie się od syna, który przyjechał na urlop z „jego” kopalni, że starzy kamraci górnika-emeryta nadal tam pracują i są
nawet przodownikami na „1 Maju”, wraca
znowu na kopalnię, odnajduje dawną swą
werwę i żywotność i wkrótce, stojąc na czele swego kolektywu, zdobywa przodujące
miejsce wśród współzawodniczących między sobą załóg. W sztuce jest również poruszony i dobrze rozwiązany problem bumelanctwa, jego przyczyny i sposoby likwidacji. Są wreszcie i sprawy sercowe młodego
Jasia Chwistka i nadobnej Hanki. Jako pewnego rodzaju innowację wprowadził autor
Dobro choroba
do sztuki, na jej zakończenie, ciekawy epilog. Ostatni akt rozgrywa się bowiem w lokalu klubu zakładowego kopalni, gdzie bohaterzy poprzednich aktów organizują próbę generalną zespołów i solistów przed
imprezą pierwszomajową, w trakcie której
rozwiązana zostanie ostatecznie piękna fabuła sztuki.
(Jan Rusnok: Nowa sztuka ludowa
Adama Wawrosza. „Zwrot” 2/1956)
Sztuka nowego kierownika
Nieprzyzwyczajone do takiego zjawiska
korytarze hotelu Piast zdziwiły się chyba,
kiedy rozległo się tupotanie nóżek i podniecony, choć przytłumiony gwar dzieci z świetlicy szkolnej w Czeskim Cieszynie, zdążających do salki posiedzeń ZG PZKO.
Z niemniejszym podnieceniem i ciekawością podążyłem w ślad za ową „dzieciarnią”. Oczom moim przedstawił się niecodzienny widok. Cała salka była dosłownie
„wypełniona po brzegi” dziećmi i dorosłymi, wśród których znajdowali się również
przedstawiciele ZG PZKO. Przybyli tutaj na
pierwszą po okresie wakacyjnym premierę
Teatrzyku Lalek ZG PZKO Bajka. Teatrzyk ten
po przeprowadzonych w zespole aktorskim
zmianach personalnych przygotował sztukę dla dzieci pt. „Koziołek Fik Mik i jego przygody”, w opracowaniu swego nowego kierownika Adama Wawrosza.
W głębi salki stała w pełnej okazałości
nowa udoskonalona scenka: bogata purpurowa draperia, złota kurtynka, emblemat
PZKO i złocąca się nazwa teatrzyku. Rozległy się dźwięki sygnału. Przed scenkę wychodzi znana we wszystkich naszych szkołach gawędziarka Elżbieta Żebrok, wprowadzając widzów w treść sztuki. Światła na
sali gasną, równocześnie rozlega się śpiew
za scenką. Reflektory rozjaśniają się powoli.
Otwarcie kurtyny wywołuje duże wrażenie
wśród dzieci, oczarowanych efektowną dekoracją, światłami i pięknymi lalkami. Przed
oczyma widzów przewija się barwna akcja
przygód rozpustnego Koziołka Fik Mik, podmalowana delikatną i baśniową muzyką
z taśmy magnetofonowej.
Treść sztuki bogata w momenty humorystyczne spełnia zarazem rolę wychowawczą, podkreślając duże znaczenie kolektywnego współżycia i wzajemnej pomocy. „Koziołek Fik Mik” to w wesołym
ujęciu przedstawione tarapaty rozpustnego koziołka, który po wyrządzonych Babuleńce i Dziadkowi psotach w ogródku staje
się więźniem wiedźmy Baby Jagi, żyjącej
w głębi lasu. W wydostaniu się na wolność
wydatnie pomagają Koziołkowi Miś, Jeż
i Szaraczek-Strachaczek. Koziołek, odwdzięczając się im, wypędza Babę Jagę i jej syna
rozbójnika Gromburę z lasu, uwalniając
w ten sposób poczciwe zwierzątka od ciągłego strachu o swe życie. Po tych bogatych przeżyciach wraca Koziołek wraz z poszukującym go Dziadkiem do smutnej i zapłakanej po jego stracie Babuleńki, którym
solennie przyrzeka swą poprawę.
(Konstanty Krzystek: Nowa bajka
nowej Bajki. „Zwrot” 10/1958)
ZWROT | 7/2013
39
Rok Adama Wawrosza
Hołdamasz
Adam Wawrosz
Alfóns Piszczołka doł sie nabechtać
swoimi kamratami z Koszarzisk, aby
przijechoł do nich na hołdamasz, kiery
chcą wiesioło odprawić w gospodzie
„Pod Świńskim Uchym”. Obiecowali mu
rezerwować dobre miejsce przi szwarnych dziełuchach, do kierych Alfónsek
czuł dycki wielką słabość.
W sobote wieczór jego Ilóna u siostry
Cecylie kolbowała włosy, bo sie domówiła
z chłopym, że pujdą do szwagra Czeczotki
ku telewizoru. Kiedy wróciła z najyżónymi
włosami, Alfónsa już nie było. Na stole zaś
leżała kartka, a na ni: „Aniele! Prziszli po mnie
z werku i muszę iść na noc do roboty. Nie byj
otopulóno. Twój Alfóns.”
Ilóna zaklyna szpetnie, potym oblykła se
kożuch i napisała: „Kocurku, jeżech u mamy,
przidę aż rano. Twoja Ilcia.”
Poszła. Po chodniku wlazła do swoji nejlepszej kamratki Cinciałki, by sie ji polutować. Cinciałowie byli też młodo upieczónym małżyństwym i strasznie mieli radzi ty
marności ziymski, jako je winko, muzyka, taniec i śpiyw. Chłop mioł w garaży jakąsi te
purkowke, tóż namówili dziełuche, aby z nimi pojechała do Koszarzisk do wekendu, kaj
ich zaprosił inżyniyr Płoszek. Ilóna sie na
chwile oszywała, ale zgodziła sie.
We wekendzie było morowo. Był gramofón, dobry kwit i szykowni syncy. Ilóna po
pore kieliszkach była w siódmym niebie. Zapómniała na cały świat i na to, kómu patrzi.
Wszyscy pili, tańczyli, śmioli sie i po dziesiąty roz przepijali bruderszafty. Kiedy sie zaczyno już szarzeć i nikierzi zmordowani
chrapali pod stołym, spamiętała sie, że trzeba wrócić do chałupy, aby chłop nie zmiarkowoł, że mu tej nocy diobłym topiła. Zopy-
tała Cinciałe, by ją odwióz. Chłop styrczył
rozpolóne głowsko do kibla z wodą i wcis
sie za wolant. Jednak po dłógim gajdowaniu prziszeł na to, że wody z auta nie wypuścił i tyn diobelski mróz zruńtowoł mu motór. Biydno stwora wólki nie wólki pieszo
pognała ku bliskimu autobusu.
W te noc, kiedy Ilónka brykała wiesioło,
Alfóns wywodzoł jak młode psiacko spuszczóne z łańcucha. Tysiąc korón sie mu już
rozleciało. Loł do kamratów i pocapkowoł
szwarne dziełuchi po szyrokich plecach. Nejbardży wpadła mu do gustu Jewka od Sztefka. Zwyrtali wroz i wywodzali, aż sie z nich
kurziło. Kiedy chłop widzioł, że mu je dziełucha rada i szczyrzi dóń zęby, odwożył sie ją
przi tańcu pocałować. A to był cały jego krok
do nieszczęścio.
Dziełucha, kiedy uczuła wilgotne wargi
na swoich licach, rozpoliła sie i rąbła go po
czepani, aż to zadudniało. Zaroz też zhyrkli sie chłapcy i zaczyna sie bijatyka. Gdosi
strzelił po lampie. Drzązgły stołki, brzinkła
szyba, w kącie zacharczoł bas. Alfóns nie wiy,
co sie stało, jyny czuł, że pływie w powietrzu.
Spamiętoł sie wtedy, kiedy go chynęli do
śniega. Poleżoł chwile, potym z bułą na głowie, z wytarganym rękowym i bez jednego
bóta wyszkroboł sie z przikopy i poszmatłoł
opuszczóny ku autobusu.
– Jyndrysmaryna! Tyś to, Alfónsku? –
usłyszoł za sobą głos Ilónki. Zećmiło sie mu
w oczach, i zbuloł sie na jeją noryncz.
Zdjecia: Wieslaw Przeczek
40
ZWROT | 7/2013
LITERATURA
LIBOR MARTINEK
Hommage à Jacques Derrida
Głosy
Haiku o winie
Kąpię się w rosie
Drapię po nosie
Wieczór horyzont ozłocił
Tęsknię za długim warkoczem
Do ust napływa mi ślina
na widok kieliszka wina
Głosy
tych
którzy
umarli
albo
zaginęli
i jakby
ich
nawet
między
żywymi
nie było
odzywają się
w naszych
snach
myślach
jak
muzyka
nocy
która się
nie kończy
Cicho płyną fale
Ćmy wabią światła
hotelu Lišanj
Na trumnę opada glina
Jesteś moim
signifiant
Jesteś moim
signifié
Nie chcę
Nie jestem bluszczem
pełznącym ku górze
po cudzych ciałach
Chciałbym być trzciną albo drzewem
i wyrastać z własnych korzeni
Nie jestem odbiciem słońca
na szybie okiennej
Pragnę być płomieniem
i płonąć
choćby tylko w skromnej lampce
Mury
Nawet nie zauważyłem
kiedy wokół mnie
wznieśli wysokie mury
Teraz siedzę między nimi
myśli pożera czas
A jeszcze tyle chciałbym osiągnąć
Bezlitośnie i bezwstydnie
zamurowali przede mną świat
Haiku o północy
Ucichły krzyki mew
Z dyskoteki dochodzi
dudnienie bębna
(Przekład Jacek Molęda)
Dziewczynie z Czeladzi
Zapachniało mi domem
i to dzięki Pani
Jest piątek
trzeba więc zjeść rybę
I zastanawiam się
jak pachną Pani włosy
godzinę po umyciu
wtedy chciałbym je poczuć
wtedy chyba pachną najpiękniej
A jak smakują?
tego się nigdy nie dowiem
bo mieszka Pani gdzieś daleko
w Czeladzi
A może i w Danii?
Jak królowa Dagmar
z koroną na głowie
ale z czułością w sercu
(W języku polskim ułożył autor)
BARBARA GRUSZKA-ZYCH
* * *
Liborowi Martinkowi
białe skrzydła motyla
koronka
z bielizny ogrodu
DARIUSZ TOMASZ LEBIODA
Świetlista chwila
Prof. Liborowi Martinkowi
Przyjacielowi w słowach
i na poetyckich szlakach
pojawia się nagle jak tęcza na niebie
jak wieczorne światło jak złote
firany i różowiejący horyzont
jej znakiem jest niebieski ptak
odlatujący w dal
jej znakiem jest tężejący
granat obłoków
znaczy tyle co
wieczność
i tyle co
sen
świetlista chwila u końca
długiej drogi
nikły ślad istnienia
i odejścia
poza zasłonę
blasku
Libor Martinek
Historyk literatury, krytyk literacki i muzyczny, wykładowca historii literatury czeskiej na Uniwersytecie Śląskim w Opawie, edytor zbiorów poetyckich, tłumacz z języka polskiego, angielskiego i ukraińskiego. Od
wielu lat współpracuje z redakcją „Zwrotu”.
Urodził się 15 stycznia 1965 r. w Karniowie (Krnov) w Republice Czeskiej, mieszka w Opawie. Obronił doktorat oraz habilitował się z zakresu
historii literatury czeskiej (doc., Ph.D.), obronił również doktorat z zakresu historii literatury polskiej (PhDr.) na Uniwersytecie im. Masaryka
w Brnie. Badacz literatury: czeskiej (ogólnie), niemieckiej (ziem byłego
tzw. Ostsudetenlandu, Kraju Wschodniosudeckiego) i polskiej (na Zaolziu), przede wszystkim na pograniczu czesko-polskim.
Autor książek „Polská literatura českého Těšínska po roce 1945”, „Polská poezie českého Těšínska po roce
1920”, „Życie literackie na Zaolziu 1920–1989” i in. Jego czesko-polski tomik wierszy „Co patří Večernici – Sekrety Gwiazdy Wieczornej” (Opawa – Kielce 2001) został wyróżniony w ramach XXIV Międzynarodowego Listopada Poetyckiego w Poznaniu jako najlepszy debiut poetycki roku.
Prezentowane wiersze pochodzą z czesko-polskiego zbioru poezji „Jsi mým signifié – Jesteś moim signifié“,
Zamieszczony w zbiorku poetyckim „Jsi mým
wydanego w Karniowie w 2012 r. w ramach projektu „Podpora česko-polské regionální literatury a propagace signifié – Jesteś moim signifié” rysunek
regionu – Regio Litera”, pod redakcją Libora Martinka i Jacka Molędy.
Ladislava Steiningera „Nocí svatoanenskou II”.
ZWROT | 7/2013
41
HISTORIA
POLSKIE SZKOLNICTWO W ORŁOWEJ I OKOLICY
TEKST: HENRYKA ŻABIŃSKA / ZDJĘCIA: ARCHIWUM OŚRODKA DOKUMENTACYJNEGO KONGRESU POLAKÓW W RC
Orłowa, Dąbrowa, Łazy, Pietwałd, Poręba stały na węglu. I drogo przyszło
im za to zapłacić. Bez przesady można powiedzieć, że Orłowa była kuźnią
oświaty, zarówno polską, jak i czeską. Dziś pozostała jedyna polska szkoła –
dwuklasowa w Orłowej Lutyni, konkretnie w zintegrowanej z Orłową byłej Lutyni Polskiej, potem nazwanej Lutynią Górną, obecnie dzielnicą Orłowa Lutynia. Ani w Porębie, ani w Pietwałdzie, w Łazach, Dąbrowie czy Rychwałdzie nie
ma już polskich szkół.
Dr Józef Macura, pedagog, historyk, społecznik duszą i ciałem, członek Zarządu
Głównego PZKO, ponad połowę życia poświęcił polskiemu szkolnictwu na Zaolziu.
Wynikiem tej żmudnej zbieraczej pracy jest
dzieło „Z dziejów szkolnictwa polskiego na
Zaolziu”, które ukazało się drukiem w 1998 r.
We „Wstępie” autor napisał: „Społeczeństwo,
które ma szkoły, ma również przyszłość.
Uważam, że szkoła miała, ma i będzie mieć
decydujący wpływ na losy naszego społeczeństwa”. Gdyby wziąć dosłownie powyższe słowa na tzw. zdrowy rozum, to nie mamy się czemu dziwić, że w Łazach, Dąbrowie,
Porębie, Pietwałdzie, Rychwałdzie, a w końcu i w Orłowej jest, jak jest.
ORŁOWA
Z życia dawnej Orłowej
Orłowa była tętniącym życiem miastem.
Wzdłuż głównej ulicy od rynku aż do kościoła ewangelickiego znajdowały się skle-
py, warsztaty, piekarnie, cukiernie,
pralnia chemiczna, sklepy mięsne,
obuwnicze, hafciarstwo pani Škaloudowej, modystka, krawiectwo,
rymarstwo pana Trojaka, lutnictwo
pana Sławińskiego. Wiele innych
warsztatów znajdowało się w bocznych ulicach. Naprzeciw dworca
była ubojnia.
W poniedziałki i czwartki odbywały się na rynku przed ratuszem
targi. W jeden taki dzień targowy,
kiedy wyładowywano z wagonów
bydło, jeden buhaj się spłoszył i ruszył przed siebie. Ulica do rynku,
a następnie do góry pod kościół
ewangelicki zmieniła się w prawŚwiadectwo Szkoły Gospodarstwa Domowego w Orłowej,
dziwą korridę. Ludzie z krzykiem
rok szkolny 1927–1928.
uciekali, a byk za nimi. Dopiero
w kopcu, naprzeciw czeskiego gimnazjum, rzec znajdował się o kilkadziesiąt metrów na
lewo od rynku. Na rynku kończyła swą trasę
pracownicy ubojni dopadli zbiega.
Miasto wiele zyskało na kolei koszycko- linia tramwajowa, która łączyła Orłowę z oko-bogumińskiej, która tędy prowadziła. Dwo- licznymi gminami, bo prowadziła z Bogumina i Ostrawy przez wszystkie Lutynie, Pietwałd, Łazy, Kopaniny do Karwiny. Za 1 koronę i 40 halerzy możny było dojechać aż do
Hulczyna?
Niewiele zostało z historycznej Orłowej,
ale to, co przeżyło węglowy boom, to są skarby: naprzeciw rynku odnowiony zabytkowy
kościół katolicki pod wezwaniem Narodzenia Panny Marii, nazywany śląskimi Hradczanami, dalej piękny ratusz, parę domów
nowszej daty, na dalszym wzgórzu kościół
ewangelicki. Najstarszy dokument o Orłowej pochodzi z 1223 r., jest to znany dokument wrocławskiego biskupa Wawrzyńca
o tym kościele. Legenda o mieście jest też
na ogół dobrze znana i można ją przeczytać
w „Cudownym chlebie” Józefa Ondrusza.
Kształcenie ogólne
Polskie Gimnazjum Realne w Orłowej, rok szkolny 1909–1910.
42
ZWROT | 7/2013
Już w 1652 r. istniała w Orłowej katolicka
szkoła. Wiemy o tym ze sprawozdania wi-
HISTORIA
Polska Szkoła Ludowa w Orłowej, ok. 1916 r.
zytacyjnego. Ewangelicy uczyli swe dzieci
w domach. Dopiero w 1840 r. ewangelicy
otrzymali pozwolenie na otwarcie własnej
szkoły. Najpierw uczono w budynku drewnianym, potem wybudowano szkołę murowaną, tzw. Gnidówkę. Od 1880 r. istniała
druga szkoła, Koniecznówka. W 1884 r. szkoła otrzymała prawo publiczności. Chodziły
tu ewangelickie dzieci z okolicy. W 1902 r.
budynek sprzedano gminie i szkoła stała się
publiczną. Od początku uczono po polsku.
Klejnotem szkolnictwa – kuźnią patriotyzmu – było założone w 1909 r. Polskie Gimnazjum Realne im. Juliusza Słowackiego
w Orłowej na Obrokach.
Po II wojnie światowej polską szkołę
umieszczono w budynku gimnazjum, całkowicie zdewastowanym przez okupanta.
Ci, którzy rozpoczynali tu naukę po wojnie,
musieli sobie przynieść z domu krzesełko,
by mieć na czym siedzieć, tabliczkę, rysik
i jakikolwiek zdobyty elementarz. Szkoła ludowa przeżyła potem kilka przeprowadzek:
do szkoły przy kościele, do bursy – internatu, z powrotem do gimnazjum.
Ale na tym nie koniec – z powodu szkód
górniczych gimnazjum przeprowadzono do
pawilonów w Łazach. Budynku gimnazjum
od razu nie zburzono, była tam jeszcze kilka
lat szkoła muzyczna – dzieciom ponoć nic
nie groziło, bo uczyły się na parterze i nikt
po piętrze nie biegał. Potem jeszcze parę lat
budynek stał i w końcu doszło do demolicji.
Niestety, w 1968 r. polską szkołę ludową
definitywnie zamknięto z powodu znaczącego ubytku uczniów. A klasy VI–XI (w 1953
r. doszło do reformy szkolnej i orłowska
szkoła i gimnazjum weszły w skład jedenastoletniej ogólnokształcącej szkoły średniej)
przeprowadziły się do nowych pawilonów
w Łazach.
Szkoła Stenografii i Pisma Maszynowego Józefa Dadoka w Orłowej, rok szkolny 1926–1927.
Nauka rzemiosła
Dziś w starej Orłowej ani w Łazach nie ma
śladu po szkołach, przedszkolach, ochronkach, sierocińcach, Domu dla Matek. W okresie przedwojennym i powojennym było też
w Orłowej wiele możliwości zdobycia zawodu – zostania rzemieślnikiem, urzędnikiem,
sklepikarzem, pielęgniarką, po wojnie też nauczycielem. Mój ojciec np. wyuczył się blacharzem, dwaj jego bracia stolarzami, a siostra krawcową. Jeden z braci ukończył jeszcze dodatkowo roczny kurs handlowy.
Inicjatorem powstania uzupełniających
szkół przemysłowych w Orłowej był Władysław Wójcik i dwóch innych nauczycieli. Do
realizacji tego celu należycie się przygotowali. Wzięli udział w półrocznym kursie dla
nauczycieli szkół przemysłowych we Lwowie. Początki szkół sięgają 1909 r., w 1912 r.
było ich już 9. Uzupełniające szkoły przemysłowe przetrwały do wybuchu II wojny świa-
towej. Istniały też szkoły gospodarstwa domowego, kursy rolnicze, handlowe, stenografii, w Dąbrowej szkoła górnicza. W innych
miejscowościach organizowano polskie zimowe szkoły rolnicze lub krajowe zimowe
szkoły rolnicze. Szkoły te w swoim czasie
pełniły niezwykle ważne zadanie, kształcąc
potrzebnych fachowców.
Wszystko to świadczy o tym, jak światli
byli nasi przodkowie i jaką spuściznę nam
przekazali. A trzeba pamiętać, że były to
czasy trudne – I wojna światowa i okres międzywojenny naznaczony kryzysami gospodarczymi. Ale ludzie się nie wahali, gdy trzeba było pieniędzy na te szlachetne cele –
dawali datki, płacili składki członkowskie,
kupowali cegiełki na budowę szkół. Brakujące fundusze uzupełniała Macierz Szkolna
oraz Towarzystwo Nauczycieli Szkół Uzupełniających, założone w 1912 r., którego prezesem był Władysław Wójcik.
Polska Uzupełniająca Szkoła Przemysłowa w Orłowej, 1927 r.
ZWROT | 7/2013
43
HISTORIA
Także w późniejszym okresie – po II wojnie światowej – po ukończeniu szkoły podstawowej uczniowie mieli wiele możliwości
dalszej nauki. Oprócz Gimnazjum Polskiego
była w Orłowej Średnia Szkoła Zdrowotna
(przeniesiona potem do Karwiny, następnie
do Czeskiego Cieszyna i ponownie do Karwiny), były szkoły handlowe. W Orłowej, a potem w Czeskim Cieszynie, mieściła się Szkoła
Pedagogiczna dla przedszkolanek i nauczycieli. Wyszło z niej wielu znakomitych dyrygentów, poetów (np. Wilhelm Przeczek, Gustaw Sajdok), malarzy (np. Bronisław Liberda).
Szkoła ta wychowała działaczy społecznych,
którzy są czynni do dziś.
Macierz Szkolna i Rodzina Opiekuńcza
Szkoła Zdrowotna w Orłowej, rok szkolny 1949–1950, klasa II.
Sierociniec polskiej Rodziny Opiekuńczej w Orłowej, 19.10.1936.
Szkoła Pedagogiczna w Orłowej, rok szkolny 1952–1953, klasa III B.
44
ZWROT | 7/2013
Macierz Szkolna była ostoją istnienia
polskiego szkolnictwa na Zaolziu, była
kontynuatorką Macierzy Szkolnej Księstwa
Cieszyńskiego. Przejęła opiekę także nad
dotychczasowymi szkołami Towarzystwa
Szkoły Ludowej. Utrzymywała szkoły tam,
gdzie zabrakło pieniędzy i dobrej woli ze
strony władz państwowych. Działała 18 lat,
wydała 50 mln koron na utrzymanie szkół,
13 mln na budowę nowych szkół. W latach
30. liczyła 92 koła.
Fundusze zdobywała z drobnych składek
członków, dalej były to dochody z imprez,
dary osób prywatnych i organizacji, subwencje rządowe, poważne kwoty z Polski.
Macierz utrzymywała 66 bibliotek, 63 chóry
z 2179 śpiewakami. Długoletnim prezesem
był dyrektor Polskiego Gimnazjum Realnego Piotr Feliks z Orłowej. Chluba polskiego
szkolnictwa na Zaolziu – orłowskie Gimnazjum – była również utrzymywana z funduszy Macierzy.
Celem Rodziny Opiekuńczej było organizowanie ochotniczej opieki socjalnej. Założycielem i prezesem był Władysław Wójcik.
W latach 30. liczyła 81 kół, 4031 członków.
Majątek zawdzięczała składkom i dobroczyńcom. W różny sposób pomagała biednym dzieciom: przez izby opatrunkowe,
ogniska młodzieżowe, wycieczki, gwiazdki,
szukała pracy dla bezrobotnych, prowadziła
sierociniec w Orłowej, letniska i kolonie wakacyjne. Niestety wojna i okupacja zniweczyła wszelki dorobek materialny Macierzy
Szkolnej i Rodziny Opiekuńczej.
Cdn.
(Referat zaprezentowany został 20 kwietnia 2013 r. w Dąbrowie podczas Spotkania
Wiosennego Sekcji Kobiet ZG PZKO)
Szlakiem kół PZKO
PÓŁ WIEKU POD WŁASNYM DACHEM
Ponad czterystu dziś pezetkaowców z Hawierzowa Błędowic, działających
pod przewodnictwem Piotra Chroboczka, ma wspaniałe warunki do swej pracy.
Przestronny piętrowy Dom PZKO umożliwia organizowanie nie tylko dużych imprez, ale też, w tym samym czasie, nawet kilku mniejszych, niezależnych od siebie. Historię miejsca i budynków Miejscowego Koła PZKO, które służyły błędowianom przez dziesiątki lat, zaprezentowano 8 i 9 czerwca br. na wystawie nazwanej „50 lat MK PZKO pod własną strzechą”. Przygotował ją Klub Seniora. Klub
Kobiet natomiast przedstawił najnowsze prace ręczne swoich członkiń i pań
z Koła Szumbark w ekspozycji pod nazwą „Zręczne ręce i nic więcej...”.
TEKST I ZDJĘCIA: CZESŁAWA RUDNIK
Dzięki ofiarności
członków
Głównym inicjatorem wystawy dokumentującej historię Domu PZKO był przewodniczący działającego w Kole Klubu Seniora, a także długoletni prezes Koła Tadeusz Nierostek. – W 1963 r. zostałem wybrany
prezesem Koła PZKO, miałem wówczas 33
lata – opowiadał podczas wernisażu. – Zamykano wtedy gospodę w tzw. Zborówce
i zgłosiłem do rady narodowej chęć kupna
budynku przez Koło PZKO. Ponieważ większość radnych stanowili wtedy Polacy, bez
trudu uzyskałem zgodę.
Zborówka stanowiła kiedyś majątek Kościoła ewangelickiego. Kiedy powstawało
błędowickie Koło PZKO, była w niej restauracja i pezetkaowcy też spotykali się w tym
lokalu. Likwidacja gospody i przekazanie
Kołu budynku było pierwszym krokiem do
własnej siedziby. Od 1964 r. mieściła się
tam świetlica PZKO, jednak nie spełniała
oczekiwań członków Koła.
– Kiedy zmarł Henryk Kożusznik, nasz
członek, wielki patriota, pracownik poczty
w Cieszynie, kawaler mieszkający tuż obok,
zostawił testament, w którym przekazał
swój dom na własność Kołu. Budynek sprzedaliśmy, a pieniądze szły na budowę naszego Domu PZKO. Wcześniej sprzedaliśmy
park Macierzy Szkolnej, który po wojnie
dostaliśmy od gminy na własność – ciągnął
swoją opowieść Nierostek. Sprzedawano
też cegiełki na budowę Domu PZKO, ludność polska pożyczała własne pieniądze.
Do istniejącego budynku dobudowano
salę, powstało nowe podium, szatnia, sanitariaty, ogrodzenie. Jubileuszowe otwarcie Domu PZKO miało miejsce 15 października 1967 r. W 1977 r. powstał wybudowany przez młodzież na poddaszu Lokal na
Strychu.
Po kilku następnych latach użytkowania budynek nie spełniał już potrzebnych
norm, konieczna była wymiana wszystkich
instalacji. – Komisja ustaliła, że trzeba zrobić gruntowny remont, albo zburzyć i zbudować od nowa – wspominał owe czasy
Nierostek. – Poszedłem do urzędu miasta.
Ówczesny przewodniczący był przychylnie do nas nastawiony, stwierdził, że dla
Polaków trzeba też coś zrobić. W ciągu
miesiąca wszystko zostało załatwione,
podpisaliśmy z miastem umowę, że Dom
Dom PZKO w Hawierzowie Błędowicach.
WYDZIOBANE
Z ŁAMÓW
Pozytywny bilans
PZKO w Szumbarku przeprowadziło doroczny przegląd swej pracy. O tym, że bilans pracy tej był naprawdę pozytywny, świadczą m.in. słowa obecnego na zebraniu przewodniczącego MRN, który stwierdził, że
PZKO należało na najbardziej aktywnych organizacji
masowych w gminie. Po obszernej dyskusji, jaka rozwinęła się po referacie sprawozdawczym, uzgodniono
plan pracy PZKO na rok przyszły. Do obowiązków nowego zarządu PZKO należeć będzie m. in. pomoc przy
organizowaniu Koła PZKO w nowym osiedlu części
błędowickiej i troska o otwarcie całodniowego przedszkola w Szumbarku dla dzieci pracujących matek.
(PZKO – najbardziej aktywna organizacja w Szumbarku.
GL nr 155, 28. 12. 1954)
Jak w Warszawie
Nie tak dawno temu, jak Scena Polska objeżdżała teren
z „Wodewilem Warszawskim” i kiedy całe nasze społeczeństwo podniecało i zachwycało się rozśpiewanym
i roześmianym murarzem warszawskim. Przypominamy sobie wszyscy, z jakim zapałem i radością budowali
swoją kochaną Warszawę, swoje estetyczne mieszkanka. I kiedy sobie przypomnimy ostatni obraz i widzimy
Felka z Helą a inżyniera z Zosią już w nowych wygodnych pokoikach, spoglądających na nową Warszawę, to
niejeden z nas zazdrościł im wielkiego szczęścia. Byli
między nimi i sami aktorzy Sceny Polskiej, którzy już od
dawna marzyli o takim małym mieszkanku w Cieszynie.
Proszę sobie wyobrazić ich radość, kiedy właśnie w tych
dniach mogli wprowadzić się do nowych, pięknych i wygodnych mieszkań w Cz. Cieszynie. Z jakim zadowoleniem ustawiali swoje rzeczy w nowych słonecznych pokojach, ile tam było humoru, ile śpiewu.
(Małe mieszkanko na Mariensztacie.
GL nr 155, 28. 12. 1954)
Wielka wystawa
Rok Jubileuszowy, 10-lecie istnienia nowej, wyzwolonej republiki uczci okręg cieszyński wielką wystawą
w roku 1955. Wystawa ta, która ulokowana będzie
bodajże we wszystkich szkołach Cz. Cieszyna, potrwa
od połowy czerwca do końca miesiąca sierpnia. Obejmować będzie eksponaty ze wszystkich działów kultury i życia naszego ludu. Nie braknie działu geologicznego i z dziejów badań prehistorii cieszyńskiego.
Powoli wykrystalizuje się odpowiedni zarząd wystawy, w skład którego wchodzą ofiarni pracownicy społeczni na niwie badania folkloru, flory, fauny i innych
działów naszego życia. Przygotowania do wystawy
budzą zrozumiałe zainteresowanie, ponieważ czegoś
podobnego już dawno nie widziano w Cz. Cieszynie,
pominąwszy wystawę sprzed bodajże 90 lat, która
tendencyjnie nastrojoną była na modłę wiedeńską.
(Przygotowania do ciekawej wystawy w Cz. Cieszynie.
GL nr 155, 28. 12. 1954)
ZWROT | 7/2013
45
Szlakiem kół PZKO
Wystawę robót ręcznych obejrzały również panie z innych miejscowości.
Z prawej: Stefania Piszczek, kierowniczka Klubu Kobiet MK PZKO w Stonawie.
PZKO będzie naszą wyłączną własnością.
I mogliśmy zabrać się do roboty.
– Kiedy rozbieraliśmy stary budynek – dodał – znaleźliśmy pięknie wyciosaną datę jego powstania: 1853 rok. Nowa część budynku już została. 7 kwietnia 1984 r. nastąpiło
pożegnanie starej zborówki, potem demolicja, wywieziono 220 samochodów gruzu.
A 1 maja już była pierwsza brygada, rozpoczęła się praca przy fundamentach nowego
budynku. Budowa szła tak szybko, że zrobiliśmy wszystko za 17 miesięcy. Udało się to
dzięki ogromnej ofiarności członków. Miasto
zapłaciło firmom, które tu pracowały, instalację elektryczną, wodę, ogrzewanie, murowanie piętra, tynkowanie. Ale resztę robili
członkowie Koła za darmo.
Projektantem budowy był Oskar Chmiel,
kierownikiem budowy Henryk Poloczek. Łącznie ponad 320 osób przepracowało darmowo 22 tys. godzin. Najwięcej Józef Pietrus,
później w latach 2000–2009 gospodarz Domu PZKO, bo aż 1436 godzin. Otwarcie nowego Domu PZKO odbyło się 15 września
1985 r. Na uroczystym spotkaniu z najbar-
dziej zasłużonymi członkami przekazana została umowa własności.
Od 2010 r. gospodarzem Domu PZKO jest
Lidia Nowak. Najnowszy remont przebiegł
w maju 2013 r., doszło do modernizacji
kuchni. Wszystkie te dane wyczytać można
było na czerwcowej wystawie. – Na wystawie jest tylko garstka naszych zdjęć – wyjaśnił Nierostek. – Nasze archiwum liczy ponad
3 tys. zdjęć. Wiele z nich powstało dzięki temu, że z mojej inicjatywy założone zostało
w Kole kółko fotograficzne. Kiedy mieliśmy
wystawę z okazji 55-lecia MK PZKO, zdecydowaliśmy w Klubie Seniora, że zrobimy wystawę. Ekspozycja liczyła ok. 2 tys. zdjęć. Podziwiała je wtedy nawet prezydent miasta
Milada Halíková zdziwiona, że ktoś może coś
takiego robić bezinteresownie.
Ciekawe wystawy
Wystawy w błędowickim Kole organizowane są co dwa lata. Klub Kobiet, który powstał już w 1954 r., przygotowuje je teraz
wspólnie z działającym od 1987 r. Klubem
Seniora. – Zawsze miałem na wystawie swo-
Podczas większych akcji Koła nie może zabraknąć domowych wypieków.
46
ZWROT | 7/2013
Wystawy są także okazją do spotkań towarzyskich.
je jabłka – wyjaśnił Tadeusz Nierostek. – Interesowałem się bardzo ogrodnictwem, założyłem kiedyś sad, 37 odmian jabłek.
Na tegorocznej wystawie w głównej sali
panie pod kierownictwem Anny Staś przygotowały wystawę swoich najnowszych robótek ręcznych pod nazwą „Zręczne ręce
i nic więcej...”. Wśród eksponatów były prace
robione szydełkiem, np. ozdoby świąteczne,
ale też części garderoby dla dzieci i dorosłych, wiele haftowanych różnymi technikami obrusów i serwetek, obrazki z koronki
klockowej i haftowane, biżuteria z perełek,
plecione koszyki, drewniane zabawki, torebki z izolepy, i wiele innych ciekawych wyrobów. Oprócz tego były propozycje wypieków i zimnego bufetu. Nie zabrakło loterii
i smacznego poczęstunku, domowych ciastek i kołaczy, kanapek itp.
Wystawę przyjechało obejrzeć wiele pań
z całego Zaolzia, m.in. członkinie Klubu Kobiet
MK PZKO w Trzyńcu Kanadzie. – Przyjeżdżamy
do innych Klubów Kobiet z radością, bo zawsze jest coś nowego do obejrzenia – przyznała przewodnicząca Astrid Štefan. – Tutaj
Cegiełki na budowę Domu PZKO z 1967 r.
Szlakiem kół PZKO
WYDZIOBANE
Z ŁAMÓW
Fragment wystawy o historii błędowickiego Domu PZKO.
widać, że prace ręczne robi więcej pań, nie
tylko, jak u nas, cztery. I więcej może być pomysłów. Najbardziej podobają mi się obrazki wyszywane krzyżykiem, bo to bardzo misterna praca, także subtelne szydełkowane ozdoby świąteczne na Boże Narodzenie
i Wielkanoc z koralikami. No i obrazki robione techniką klockową, gdyż to moja domena. Bardzo ładne są też kolorowe torby.
Kierownik Anna Staś i jej prawa ręka
Věra Pietrus wyjaśniły, że panie w Błędowicach spotykają się co dwa tygodnie,
a przed wystawą nawet częściej, bo w każdą środę. Klub liczy 18 członkiń, schodzi
się 10-14 pań. Która może, przyjdzie, bo
niektóre są już starsze, schorowane. Obecnie w Klubie Kobiet przebiega kurs klockowania, szydełkowania, frywolitki i wyplatania koszyków. Panie zapraszają wszystkich.
Kurs zaplanowany jest do końca września,
odbywa się w każdą drugą i czwartą środę
w miesiącu o godz. 16 w Domu PZKO w Hawierzowie Błędowicach.
W Kole istnieje też od niedawna Klub
Średniaka. Swoją długoletnią renomę ma
zespół regionalny Błędowice. Mali Błędowianie pracują wprawdzie w szkole, ale,
jak zapewnił prezes Koła Piotr Chroboczek,
wspierani są przez Koło, bo to przecież narybek do zespołu Błędowice. Dobrze znana w całym regionie jest kapela Kamraci.
Wśród licznych imprez Koła akcją sztandarową są coroczne Dożynki Śląskie. Zaczęto je organizować pod koniec lat 60.
– To też był mój pomysł, żeby powrócić do
dawnych zwyczajów – wspominał Tadeusz
Nierostek. – Po raz pierwszy dożynki odbyły się w 1969 r., dostaliśmy zezwolenie, i to
była jedyna akcja publiczna w mieście
w tym czasie. Miały być już rok wcześniej,
ale sytuacja polityczna uniemożliwiła ich
przeprowadzenie.
n
Anna Staś (z lewej), kierowniczka Klubu Kobiet MK PZKO
Hawierzów Błędowice, i jej zastępczyni Věra Pietrus.
Tadeusz Nierostek, kierownik Klubu Seniora,
były prezes MK PZKO w Hawierzowie Błędowicach.
Wyświetlane przez fachowców
Już w czasie Miesiąca Oświaty, Książki i Prasy cieszyły
się krótkometrażowe filmy polskiej produkcji dużą
popularnością wśród członków PZKO. Większość filmów ma duże znaczenie wychowawcze, ponieważ
mówią o nowych zdobyczach naukowych, o nowych
metodach pracy i budowaniu lepszej, szczęśliwszej
przyszłości. Wystarczy tylko wspomnieć tytuły kilku
dotychczasowych filmów: „Tak gospodarują spółdzielnie”, „Nauka bliżej życia”, „Pokój zwycięży”, „Tynkowanie zespołowe” czy „Marszałkowska dzielnica
mieszkaniowa”. Obecnie nadeszła do sekretariatu ZP
dalsza seria krótkometrażowych filmów dźwiękowych. Oto ich tytuły: „Bajka o Ursusie”, „Kodeks Bohema”, „Wyścig kolarski Praga – Warszawa”, „Pieśń pracy”, „Mistrzowie szybkich wytopów”, „Nowa sztuka”,
„W pałacu młodzieży”, „Kronika harcerza”. Filmy te są
do dyspozycji kół PZKO, szkół i innych organizacji,
muszą jednak być wyświetlane przez fachowców, którzy dają porękę, że wszystkie filmy wrócą do ZP PZKO
nieuszkodzone, przewinięte i zaopatrzone w odpowiedni protokół.
(Nowe filmy krótkometrażowe w ZP PZKO Cz. Cieszyn.
GL nr 155, 28. 12. 1954)
Najtrudniejszy odcinek
Swego czasu bawili w Ostrawie słynni podróżnicy Hanzelka i Zikmunt. Na jednej pogadance rzucono im między innymi takie oto pytanie:
- Który odcinek na waszej drodze po świecie był dla was
najtrudniejszy?
- Z Ostrawy do Karwiny, tramwajem! – brzmiała ich
zgodna odpowiedź.
(I znów ten tramwaj! GL nr 155, 28. 12. 1954)
Pękła rura
Dwudziestego piątego maja pękła rura przewodów
parowych w magazynie materiałów technicznych huty trzynieckiej. Wskutek tej awarii uszkodzone zostało
centralne ogrzewanie. Pracownicy magazynu w dwa
dni później wystawili odpowiednie zamówienie do
biura napraw, aby awarię jak najszybciej usunąć. Ale
jak to latem bywa: jest ciepło i nie myśli się o tym, że
raz piękna pogoda się skończy i nastanie zima. – Hm,
rura? Od centralnego ogrzewania, w lecie? Nie, poczekajmy do jesieni! – powiedzieli sobie monterzy z oddziału napraw. Na nalegania pracowników magazynu
coś niecoś podłubali, ale nic nie naprawili. W końcu
nadeszły mrozy. Olej skrzepł i nie można było pracować. A monterzy z oddziału napraw zapewne myślą:
jeszcze styczeń, jeszcze luty, a potem będzie już cieplej i olej nie będzie krzepł.
(Byle do wiosny. GL nr 155, 28. 12. 1954)
ZWROT | 7/2013
47
Krzyżówka Zwrotu
Krzyżówka
ZWROTU
Wśród autorów prawidłowych rozwiązań
zostanie rozlosowana nagroda książkowa.
Rozwiązanie dodatkowe prosimy przesyłać na
adres pocztowy lub e-mail: [email protected]
do 5 września 2013 r.
Rozwiązanie krzyżówki z nr. 5/2013:
„Nie dlatego brakuje nam odwagi, iż rzeczy są za
trudne. To rzeczy są trudne dlatego, że brakuje
nam odwagi.”
Nagrodę książkową wylosowała:
Ewa Wałaska, Bystrzyca
Gratulujemy!
Poziomo:
1. blankiet z wydrukowanymi rubrykami
5. nie kładź go między drzwi
9. ostry czubek
12. dowód niewinności
13. niezbyt poręczny instrument strunowy
14. tam ogłoszono Manifest Lipcowy
15. „studzienny” dźwig
16. służy do zlewania płynów
17. nieprzetłumaczalny zwrot
18. dychawica
19. przysysana do skóry w celach leczniczych
22. inserat
25. księga liturgiczna
28. harmonijka ustna
31. służy do krycia dachów
34. jadalny w kuchni
35. mityczny duszek skandynawski
37. czepliwy koszyczek łopianu
38. zmieni aktora nie do poznania
39. konkurs z pytaniami
40. czynny wulkan z wyspy Mindanao
41. przedrostek jak miliard
42. era archaiczna
46. dawanie jednej rzeczy za drugą
50. palone do gaszenia
52. warta przy drzwiach
54. załącznik
57. podobny do szakala
58. mieszka w Bucharze
59. bicie serca
60. ozdobny krzew parkowy
61. poluje na zwierzynę
62. angielski harcerz
63. nauka o moralności
64. wylewanie łez
65. znany polski poeta
66. nie zginął śmiercią naturalną
Pionowo:
1. „wypędził” Rosjan z republiki
2. krótki utwór wokalny do tekstu poetyckiego
3. określanie kierunku, w którym położony jest
badany obiekt
4. mowa mięśni twarzy
5. ondatra hodowana ze względu na cenne futro
6. uroczysty utwór instrumentalny
7. niepożądany na grządce
8. zagłębienie na szczycie wulkanu
9. sucha kiełbasa wędzona z mięsa oślego
10. szpicruta
11. podstawa pomnika
20. nieco większa od skrzypiec
21. pochwa na strzały
23. niewłaściwy postępek
24. przewlekła choroba nerek
26. prowizoryczny sklep w postaci budki
27. uczuleniowiec
29. wysoki połysk
30. afrykańskie jezioro
32. biokatalizator
33. narodowość
36. paść na muchy
43. zbrojne wystąpienie szlachty przeciw królowi
44. brzmi z wieży Mariackiej
45. żywy organizm
47. dekoracyjny układ otworków
48. czajnik
49. ogłoszenie drukiem jakiegoś dzieła
50. stali w konwertorze
51. figura akrobacji samolotu
53. pewność siebie
55. imię amerykańskiego astronauty Aldrina
56. pierwsza faza lotu rakiety
ROZWIĄZANIE DODATKOWE
(Autor sentencji: Zofia Nałkowska)Opr. BIKI
ILUSTROWANA KRONIKA MIESIĄCA: CZERWIEC 2013
15
Festyn ogrodowy odbył się w MK PZKO Rychwałd. Oprócz gospodarza – zespołu Rychwałdzianie – wystąpił chór Lutnia MK PZKO w Lutyni Dolnej
oraz ZPiT Suszanie MK PZKO w Suchej Górnej.
Podczas tradycyjnego festynu MK PZKO Bogumin Skrzeczoń zaśpiewał
chór Koła Hasło, wystąpił gawędziarz Eugeniusz Toman z Gołkowic i kapela Bukóń z Jabłonkowa.
15
Jubileusz 185-lecia obchodziła PSP w Olbrachcicach. Wystawiono przedstawienie „Tadek Niejadek” z udziałem uczniów szkoły i przedszkolaków,
odbył się festyn i wystawa.
22
Festynowi MK PZKO w Boguminie Skrzeczoniu towarzyszył IX Międzynarodowy Turniej Piłki Nożnej. Spotkały się drużyny: KWS Grodków, Old Boys
Chałupki, KS Orłowa i MK PZKO Skrzeczoń, która zdobyła puchar.
16
22
22
Wycieczkę autokarową na Słowację zorganizowało MK PZKO Cz. Cieszyn
Mosty.
22
Scena Polska Teatru Cieszyńskiego zaprosiła na premierę przedstawienia
„Weekend z...” Robina Hawdona w reżyserii Rudolfa Molińskiego.
22
23
Drużyna piłkarska Orły Zaolzia wzięła udział w Pradze w Turnieju Mniejszości Narodowych w RC o puchar Senatu RC.
Na boisku piłkarskim w Cz. Cieszynie Żukowie Górnym odbyła się 4. edycja
Memoriału Karola Jungi. Zagrali organizatorzy, czyli Orły Zaolzia (zajęli
II miejsce), oraz drużyny Bielskie Orły z Polski (I m.) i miejscowy zespół z Żukowa.
16
Drugą nagrodę (pierwszej nie przyznano) w kategorii zespołów młodzieżowych oraz trzecią w kategorii muzyka ludowa, pop i gospel spirituals
przywiózł z IV Międzynarodowego Festiwalu Chóralnego Cracovia Cantans w Krakowie chór mieszany Collegium Iuvenum, działający w Gimnazjum Polskim w Cz.
Cieszynie pod batutą Leszka Kaliny.
17
19
19
Klub Propozycji MK PZKO w Piotrowicach zorganizował spotkanie z dyrektorem PSP w Karwinie Frysztacie Tomaszem Śmiłowskim.
22
Podczas gminnego VI Międzynarodowego Świętojańskiego Festiwalu
Folklorystycznego w Bystrzycy, organizowanego we współpracy z zespołem PZKO Bystrzyca oraz szkolnym Łączka, zaprezentowali się także Górole z Mostów k. Jabłonkowa, Lipka z Jabłonkowa i Młode Oldrzychowice, oraz zespoły z Polski i Słowacji.
Członkowie Harcerskiego Kręgu Seniora Zaolzie spotkali się w Wędryni na
smażeniu jajecznicy.
W siedzibie Kongresu Polaków w Cz. Cieszynie odbył się wernisaż wystawy
z okazji stulecia HPC „Na harcerskich szlakach”.
Tradycyjny festyn ogrodowy odbył się w MK PZKO Orłowa Poręba. W programie oprócz działającej w Kole grupy muzyczno-wokalnej Old Boys
Band wystąpił zespół Niezapominajki MK PZKO Hawierzów Sucha.
19
21
Zakończyło działalność samodzielne Zrzeczenie Śpiewaczo-Muzyczne.
MK PZKO Cz. Cieszyn Centrum wraz z Harfą, chórem mieszanym Koła, zaprosiło do kościoła Na Niwach w Cz. Cieszynie na koncert „Muzyka różnych
wyznań”. Oprócz Harfy wystąpiły zespoły: chór kameralny Instytutu Muzyki w Cieszynie A Piacere i zespół żeński Vocalis ze Skoczowa oraz organista Paweł Seligman.
23
Podczas prezentacji mniejszości narodowych w Trzyńcu Polaków reprezentował ZR Oldrzychowice MK PZKO w Oldrzychowicach, Gimnaści MK PZKO
w Wędryni, uczniowie trzynieckiej PSP im. Gustawa Przeczka, wystąpiły też zespoły słowackie, greckie i romskie.
W siedzibie ZG PZKO w Cz. Cieszynie odbył się Konwent Prezesów. Głównym punktem programu był nowy statut organizacji.
22
26
29
Wianki odbyły się w MK PZKO Orłowa Lutynia. Program zaprezentował dziecięcy ZR Skotniczka MK PZKO Orłowa Lutynia, wystąpiły też zespoły Niezapominajki MK PZKO Hawierzów Sucha i Old Boys Band MK PZKO Orłowa Poręba.
22
29
29
29
W MK PZKO Karwina Darków odbyły się tradycyjne Wianki nad Olzą.
W głównym programie zaprezentowały się karwińskie przedszkolaki.
W kościele Podwyższenia Krzyża św. w Karwinie Frysztacie odbył się koncert z okazji 85-lecia chóru mieszanego Dźwięk MK PZKO Karwina Raj.
Oprócz chóru jubilata wystąpił Chór Koncertowy Permonik z Karwiny.
Chór mieszany Dźwięk MK PZKO Karwina Raj zaśpiewał także, obok zespołów słowackiego, węgierskiego, romskiego, greckiego, żydowskiego, czeskiego i zespołów z Polski, na karwińskim rynku podczas corocznej imprezy „Przenikanie kultur”, prezentującej głównie mniejszości narodowe.
22
Podczas tegorocznej edycji festiwalu muzycznego Dolański Gróm w Karwinie, organizowanego przez MK PZKO Karwina Frysztat, główną gwiazdą
był polski zespół Bajm z Beatą Kozidrak. Poza tym wystąpili: z Polski Clock Machine, Lee Monday, X-Rays, z Czech Blue Effect i Noemiracles, a ze Słowacji Katarína
Knechtová.
22
Wycieczkę kolarsko-samochodową do Ligotki Kameralnej zorganizowało
MK PZKO Trzyniec Łyżbice Wieś.
Na wycieczkę do Polski do Parku Miniatur w Inwałdzie zaprosiło MK PZKO
Orłowa Poręba.
Po raz 13. wyruszyli na wycieczkę do źródeł Olzy pod Gańczorką kolarze i
turyści piesi. Impreza, która powstała kiedyś z inicjatywy Władysława Kristena, zorganizowana została przez zaolziańskie PTTS Beskid Śląski we współpracy
z PTTK w Cieszynie.
30
Festyn z puszczaniem wianków po Olzie zorganizowało MK PZKO w Lutyni
Dolnej Wierzniowicach. W programie wystąpił chór Lutnia MK PZKO Lutynia
Dolna, przedszkolacy z Wierzniowic, zespół Old Boys Band MK PZKO Orłowa Poręba.
ZWROT | 7/2013
49
50
ZWROT | 7/2013

Podobne dokumenty