Część druga: Zbyt słaba by powstać, zbyt silna by upaść.
Transkrypt
Część druga: Zbyt słaba by powstać, zbyt silna by upaść.
Upadek magii Część druga: Zbyt słaba by powstać, zbyt silna by upaść. Niewiele się zmieniło. Ludność Moragu dalej bała się swojego przywódcy - czarnoksiężnika, Johanna Rose’a, a nad skruszonym Korpusem – stowarzyszeniem magów – dalej pieczę sprawował stary, aczkolwiek potężny Malgrid. Jednak mimo wszystko, coś się zmieniło, choć ludność tego nie odczuwała. Nie spodziewali się tego, co było przed nimi: krwawa wojna i jej konsekwencje. A wszystko to za sprawą przybycia nastoletniej Megan Willis do siedziby Kathrine Masai na wschodzie. Nikt się nie spodziewał, że to nieistotne zdarzenie zmieni wszystko. Że ten nieznaczny szczegół wprowadzi w kartach historii Moragu tak wiele znacznych zmian. Po spotkaniu Megan, Kathrine Masai w milczeniu przeprowadziła ją krętymi, wąskimi korytarzami skąpo oświetlonymi lampami przemysłowymi do pomieszczenia rzekomo przygotowanego specjalnie na tą rozmowę. Gdy żelazne drzwi rozsunęły się, Megan ujrzała niewielką przestrzeń, w której znajdowało się tak wiele. W kącie na metrowym maszcie powiewała flaga Moragu. Wzdłuż ścian stały regały ze starymi, zakurzonymi księgami, upchanymi niemalże na siłę. Na podłodze rozłożony był czerwony dywan, natomiast na środku stało wielkie drewniane biurko zawalone papierami. Megan dostrzegła tam stertę segregatorów, kilka książek i niezliczoną ilość pojedynczych kartek. Po obu stronach biurka stały krzesła. Kathrine usiadła na jednym z nich, po czym zasygnalizowała dziewczynie by uczyniła to samo. Megan usiadła. - Musimy porozmawiać. – odezwała się wreszcie Masai szukając czegoś w dokumentach. - Nie da się ukryć. – odrzekła Megan. - Przygotowywałam się na ten moment od wielu tygodni, a teraz mam pustkę w głowie. Nie wiem od czego zacząć. - Może od początku. – zaproponowała dziewczyna. - Zatem… nie znasz całej prawdy. - Jak to? Okłamano mnie? - Nie tyle okłamano, co nie wyjawiono ci kilku istotnych faktów. - Na przykład? - Znałam twojego ojca. - Co… Przepraszam, to znaczy… jak to? – zdziwiła się Megan. Była jednak rada, że po tylu latach straconych na poszukiwanie choćby skrawka informacji, wreszcie dotarła do sedna. - Twój ojciec… był jednym z członków Korpusu. Nazywał się Edward Willis. – opowiadała Kathrine – Był powszechnie lubianym i cenionym człowiekiem, ludzie mu ufali. Widzieli w nim swojego przyszłego pana. Jednak oczywiście nie spodobało się to Rose’owi. Słuch po Edwardzie zaginął. - Chwila… mój ojciec był w Korpusie? - Oczywiście. Był jednym z najpotężniejszych z nas. - I Rose go zabił. - Na to wygląda. - On nie żyje… - po policzku Megan spłynęła pierwsza łza. - Ale wciąż możesz go pomścić. – zasugerowała Masai. Dziewczyna otarła łzę i spojrzała na Kathrine. Obie wiedziały, co trzeba zrobić. Po rozmowie Megan udała się do przydzielonego jej pokoju. Od razu rzuciła się na materac i usnęła. Następnego dnia wstała wcześnie. Według wskazówek Kathrine udała się do ośrodka treningowego. Było to bardzo przestronne pomieszczenie o niskim suficie, niczym podziemny parking galerii handlowej. Gdzieniegdzie w rzędach wisiały worki treningowe, gdzie indziej strzelnica. Sześć rzędów materacy, pięć niedużych ringów. Na środku jednego z nich stała Kathrine. - Dzień dobry. – zawołała Megan podążając ku swojej nowej mentorce. - Witaj, Meg. – odrzekła Masai, po czym zeszła z ringu, a na jej miejsce weszła młoda, aczkolwiek bardzo wysportowana dziewczyna o kruczoczarnych włosach – Wejdź na ring, proszę. Megan niepewnie wykonała polecenie. Po zajęciu miejsca w lewym narożniku poczuła, że dziewczyna na drugim końcu przewierca ją spojrzeniem. Dziki blask w jej oku przeraził ją nieco. - Pokaż proszę, co potrafisz. – powiedziała łagodnie Kathrine. - W sensie że… - zaczęła mówić Megan, jednak w połowie zdania przeciwniczka chwyciła ją w pół i rzuciła na ziemię. Meg wykonała szybki przewrót i już stała ponownie na nogach. Tym razem nie chciała dać się zaskoczyć. Jednak była osłabiona. Po upadku dudniło jej w głowie. Nie miała czasu. Musiała działać. Musiała pokazać się od jak najlepszej strony. Musiała wygrać. Z nieludzkim krzykiem zaszarżowała do przodu. Uniknęła prostego ciosu pięścią wymierzonego w twarz, po czym wymierzyła cios w brzuch. Przeciwniczka jęknęła. Megan jednak nie mogła dać się zwieść. Wykorzystała to, że dziewczyna była pochylona do przodu i kolanem uderzyła ją w zęby. Następnie ciosy w policzek: prawa, lewa. Poczuła, że szala zwycięstwa jest po jej stronie. Jednak za szybko to stwierdziła. Dziewczyna szybkim i mocnym kopnięciem odepchnęła ją, po czym podbiegła ku niej. Tuż przed nią podskoczyła wysoko, chwyciła Megan za głowę i rzuciła na ziemię. Wciąż nie dawała za wygraną – leżącej i półprzytomnej Meg wymierzyła dwa silne ciosy pięścią w szczękę. - Wystarczy! – zawołała Kathrine wchodząc na ring. Na twarzy przeciwniczki Megan zagościł chytry uśmieszek. - Żyjesz? – spytała, jakby nie znała odpowiedzi. - Nie. – burknęła Meg ocierając krew z wargi. - Oj, Megan. – westchnęła Masai – Zbyt słaba by powstać, zbyt silna by upaść.